3401

Szczegóły
Tytuł 3401
Rozszerzenie: PDF
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

3401 PDF - Pobierz:

Pobierz PDF

 

Zobacz podgląd pliku o nazwie 3401 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.

3401 - podejrzyj 20 pierwszych stron:

Friedrich D�rrenmatt UPADEK (Prze�o�y�: Stanis�aw Andrzej Owsianko.) W Sali Bankietowej Biura Politycznego znajdowa� si� zimny bufet z faszerowanymi jajkami, szynk�, kanapkami, kawiorem, w�dk� i szampanem - cz�onkowie Biura mieli zwyczaj pokrzepia� si� tam przed naradami; N wst�pi� do bufetu, po czym zjawi� si� jako pierwszy w Sali Posiedze�. Od kiedy zosta� cz�onkiem Najwy�szej Instancji, tylko w tym pomieszczeniu czu� si� bezpiecznie; by� niby tylko Ministrem ��czno�ci i wydana z okazji Konferencji Pokojowej seria znaczk�w - jak dosz�y do� s�uchy z k� zbli�onych do D (dok�adniej dowiedzia� si� o tym od E) - podoba�a si� A, ale jego poprzednicy, pomimo raczej podrz�dnej roli tego resortu w aparacie Pa�stwa - przepadli bez �ladu i dopytywa� si� o nich nie by�o rzecz� wskazan� - nawet, je�li Szef Bezpieki C by� w stosunku do niego bardzo uprzejmy. Przed wej�ciem do Sali Bankietowej i przed wej�ciem do Sali Posiedze� N zosta� obmacany - najpierw obmaca� go, jak zawsze, kapitan o sportowej sylwetce, potem pu�kownik - blondyn, kt�rego N nigdy przedtem nie widzia�; �ysy pu�kownik, kt�ry zwykle obmacywa� przed Sal� Posiedze� musia� by� na urlopie, albo go przeniesiono, albo zwolniono, zdegradowano lub rozstrzelano. N po�o�y� akt�wk� na stole i zaj�� miejsce. L usiad� obok. Sala Posiedze� by�a d�uga i niewiele szersza od sto�u przy kt�rym siadano. �ciany do po�owy wysoko�ci wy�o�one by�y boazeri�, wy�ej, podobnie jak sufit, bia�e. Porz�dek miejsc okre�la�a hierarchia Systemu. A zasiada� na szczycie. Ponad nim, na bia�ej �cianie wisia� Sztandar Partii. Przeciwleg�y koniec sto�u by� wolny i tam znajdowa�o si� jedyne w pokoju okno - wysokie, o wypuk�ym sklepieniu, podzielone na pi�� cz�ci i bez zas�on. B D F H K M zasiadali po prawej (patrz�c od A) stronie sto�u, naprzeciw nich C E G I L N, obok N jeszcze Kierownik Organizacji M�odzie�owej P, za� obok M, Minister Gospodarki J�drowej O. P i O nie brali jednak udzia�u w g�osowaniach. L by� najstarszy w gremium i przed obj�ciem w�adzy przez A, pe�ni� funkcje sprawowane obecnie przez D. Zanim zosta� rewolucjonist� by� kowalem. Wielki, barczysty, bez �ladu t�uszczu. Twarz mia� czerstw�, krzepkie r�ce i g�ste jeszcze, siwe, kr�tko przystrzy�one w�osy. By� nieogolony. Jego ciemny garnitur przypomina� od�wi�tne ubranie robotnika. Nigdy nie nosi� krawata, a ko�nierzyk jego bia�ej koszuli by� zawsze zapi�ty. L by� popularny w Partii i w�r�d ludu, o jego czynach w czasie Powstania Czerwcowego legendy kr��y�y, jako �e jednak czasy te tak ju� by�y odleg�e - A nazywa� do Pomnikiem. Uwa�ano go powszechnie za cz�owieka prawego, by� bohaterem - tote� jego zej�cie z areny nie mog�o by� pokaz�wk� - polega�o ono na stopniowym pogr��aniu w hierarchii. L �y� dr�czony ci�g�� obaw� Procesu, wiedzia�, �e upadek musi w ko�cu nadej��. Jak obaj Marsza�kowie - H i K, by� cz�sto pijany, nawet na Posiedzenia Biura nie przychodzi� ju� trze�wy. Teraz te� �mierdzia� w�dk� i szampanem, ale jego chrypliwy g�os by� spokojny, a wodniste, nabieg�e krwi� oczy spogl�da�y szyderczo: "Kolego - odezwa� si� do N - jeste�my za�atwieni, O nie przyszed�". N nie odpowiedzia�. Nawet nie drgn��.. Udawa� oboj�tnego. Mo�e aresztowanie O by�o plotk�, mo�e L si� myli�, a je�li si� nie myli�, to mo�e po�o�enie N nie by�o tak beznadziejne jak po�o�enie L, kt�ry odpowiada� za transport. Kiedy co� nie gra�o w przemy�le ci�kim, w rolnictwie, w konwencjonalnej lub j�drowej gospodarce energetycznej (a zawsze gdzie� co� nie gra�o) - odpowiedzialno�� zawsze mo�na by�o zwali� na Ministra Komunikacji. Awanse, op�nienia, zahamowania. Odleg�o�ci by�y olbrzymie, a kontrola niezwykle trudna. Weszli: Sekretarz Partii D i Minister I. Sekretarz by� oty�y, pot�ny i inteligentny. Nosi� skrojone na wz�r wojskowy ubranie, w czym na�ladowa� A - zdaniem jednych - wiernopodda�czo, zdaniem innych - z czystej kpiny. I by� rudy i szczup�y. Po przej�ciu w�adzy przez A by� Generalnym Prokuratorem - niezwykle wnikliwym. W okresie Pierwszej Wielkiej Czystki forsowa� wyroki �mierci na starych rewolucjonist�w; przy tym zdarzy� mu si� lapsus: na �yczenie A za�atwi� wyrok na jego zi�cia, a kiedy nieoczekiwanie A przebaczy� nagle zi�ciowi i interweniowa� - �w w�a�nie by� ju� rozstrzelany; ten lapsus kosztowa� I nie tylko stanowisko Generalnego Prokuratora, gorzej, wyni�s� go do w�adzy. Zosta� mianowany cz�onkiem Biura Politycznego i tym samym znalaz� si� na najbardziej dogodnej li�cie odstrza�u. Osi�gn�� pozycj�, na kt�rej �eby dosta� kopa, wystarcza�y polityczne powody - a te zawsze mo�na by�o znale��. W przypadku I powody ju� by�y. Nikt przecie� nie wierzy�, �e A w�wczas chcia� ratowa� zi�cia; jego zg�adzenie na pewno nie by�o mu nie na r�k� (c�rka A ju� sypia�a wtedy z P); ale w ten spos�b A mia� teraz publiczny pretekst �eby za�atwi� I kiedy przyjdzie mu na to ochota, a poniewa� A nigdy jeszcze nie przepu�ci� okazji za�atwienia kogo�, I nie dawano �adnych szans. I wiedzia� o tym, ale udawa�, niezbyt zreszt� zgrabnie, �e nie wie. Teraz te� zbyt ostentacyjnie pr�bowa� tuszowa� sw�j strach. Opowiada� Sekretarzowi o wyst�pie Pa�stwowego Baletu. Opowiada� o balecie, rzucaj�c przy tym fachowymi wyra�onkami tak jak na ka�dym Posiedzeniu Biura, zw�aszcza od kiedy zosta� Ministrem Rolnictwa - jako prawnik nie mia� o rolnictwie zielonego poj�cia. A przy tym Ministerstwo Rolnictwa by�o (o ile to mo�liwe) jeszcze bardziej wrednym resortem ni� Ministerstwo Komunikacji i z czasem nikomu jeszcze nie wysz�o na zdrowie; na rolnictwie Linia Partii �ama�a si� w spos�b nieuchronny. Ch�opi byli nie do wychowania - samolubni i leniwi. N te� nienawidzi� ch�op�w - nie jako takich, lecz jako problem nie do rozwi�zania, problem, przy kt�rym za�amywa�o si� planowanie - a poniewa� ka�de takie za�amanie oznacza�o zagro�enie �ycia - nienawidzi� ich podw�jnie i w swej nienawi�ci pojmowa� zachowanie I: kt� jeszcze chcia�by m�wi� o ch�opach? Tylko Minister Przemys�u Ci�kiego, kt�ry wyr�s� na wsi - by�, jak jego ojciec, wiejskim nauczycielem (posiada� nawet wykszta�cenie - surowe, prymitywnie sklecone p�wykszta�cenie Seminarium dla Nauczycieli Wiejskich), kt�ry sam mia� wiejski wygl�d i z ch�opska m�wi�, opowiada� na Posiedzeniach Biura o ch�opach, przytacza� ch�opskie dykteryjki, kt�re jego tylko bawi�y, i ch�opskie porzekad�a, kt�re sam tylko rozumia� - a wykszta�cony prawnik I, aby tylko nie m�wi� o ch�opach, z kt�rymi, zrozpaczony ich ciemnot�, codziennie si� mordowa� - papla� swoje baletowe historyjki i nudzi� tym wszystkich - najbardziej A, kt�ry nazywa� I "Nasza Baletnica" (przedtem nazywa� go "Nasz Jurysta od Za�wiat�w"). Ale jednocze�nie N pogardza� by�ym Generalnym Prokuratorem i piegowata twarz kauzyperdy by�a dla� wstr�tna - zbyt szybko z etatowego kata sta� si� strachliwym p�azem. N podziwia� natomiast zachowanie D. Przy jego kierowniczym stanowisku w Partii, przy jego politycznej bystro�ci, Dzika �winia - jak go A nazwa� - na pewno mia� stracha (je�li wiadomo�� o niezjawieniu si� O by�a prawd�). Ale ten panowa� nad sob� - zreszt� nigdy nie traci� rezonu. Sekretarz znajdowa� si� w zasi�gu niebezpiecze�stwa, jednak to nie by�o jasne: aresztowanie O (je�li nie by�a to zwyk�a plotka, powsta�a na skutek jego nieobecno�ci). mog�o by� punktem wyj�cia do ataku na D, kt�remu O podlega� po linii partyjnej, r�wnie te� dobrze mog�o by� przygrywk� do upadku G��wnego ideologa G, kt�rego O by� osobistym podopiecznym; ewentualno��, �e likwidacja O (o ile by�a faktem), oznacza�a jednocze�nie zagro�enie D i G - jakkolwiek sama w sobie mo�liwa - by�a raczej ma�o prawdopodobna. G��wny Ideolog ju� wszed� do Sali Posiedze�. By� to pierdo�a w staromodnych szk�ach bez oprawy, z przekrzywion�, bia�ogrzyw�, profesorsk� g�ow� - dawniejszy nauczyciel gimnazjum na prowincji. A nazywa� go "Herbaciany �wi�ty. G by� teoretykiem Partii. Abstynent i asceta w schillerowskim ko�nierzyku, chudy introwertyk, latem i zim� w sanda�ach. Sekretarz D by� pe�en �ycia, smakosz i dziwkarz - u Ideologa ka�dy krok by� wydedukowany i nierzadko wi�d� do absurd�w i krwawych �a�ni. Ci dwaj byli wrogami. Miast dope�nia� - �cierali si�, zastawiali pu�apki, pr�bowali obali� nawzajem: Sekretarz, technik w�adzy, by� przeciwie�stwem teoretyka rewolucji. D chcia� wszelkimi �rodkami umacnia� w�adz�, G - r�wnie� nie przebieraj�c w �rodkach - uczyni� j� czyst�, niczym sterylny skalpel w r�kach niepokalanej Nauki. Ze �wini� byli zwi�zania: Minister Spraw Zagranicznych B, Minister O�wiaty i Kultury M i Minister Komunikacji L, po stronie �wi�tego znajdowali si�: Minister Rolnictwa I, Przewodnicz�cy Rady Pa�stwa K, jak r�wnie� Minister Przemys�u Ci�kiego F, kt�ry wprawdzie nie ust�powa� D w kulcie przemocy, ale znajdowa� si� w obozie G wiedziony nienawi�ci�, jak� kto� op�tany ��dz� w�adzy mo�e odczuwa� w stosunku do innego, podobnego sobie - cho� jednocze�nie, obarczony kompleksem ni�szo�ci nauczyciela wiejskiego wobec nauczyciela gimnazjum - prawdopodobnie w duchu nienawidzi� G. W�a�ciwie G ju� nie wita� si� z D. To, �e teraz, jak zauwa�y� przera�ony N, Ideolog pozdrowi� Sekretarza oznacza�o obaw�, �e znikni�cie O nie by�o dla� bez znaczenia; podobnie jak fakt, �e D odpowiedzia� pozwala� s�dzi� po jego strachu, �e i ten czu� si� zagro�ony. A to �e ci dwaj si� bali, musia�o oznacza�, �e O rzeczywi�cie zosta� aresztowany. Przy tym jednak powitanie �wi�tego by�o serdeczne a odpowie(� �wini jedynie uprzejma - to wskazywa�o, �e zagro�enie Ideologa musia�o by� o w�os bardziej prawdopodobne ni� zagro�enie Sekretarza. N odetchn�� nieco. Upadek D wp�dzi�by i jego w opa�y. N mianowicie zosta� uprawnionym do g�osu cz�onkiem Biura na wniosek D i uwa�any by� za jego pupila - opinia kt�ra mog�a sta� si� niebezpieczn�, nawet nie ca�kiem odpowiadaj�c prawdzie: po pierwsze, N nie nale�a� do �adnej z grup, po drugie - Ideolog forsowa� w�wczas kandydatur� Ministra Gospodarki J�drowej i przed wyborami przypuszcza�, �e Sekretarz zaproponuje swego podopiecznego, Kierownika Organizacji M�odzie�owej P. Ale �winia zorientowa� si�, �e w g�osowaniu �atwiej przejdzie kandydat neutralny ani�eli jego, lub jego wroga satelita (poza tym c�rka A w mi�dzyczasie pu�ci�a ju� kantem P �eby spa� z pewnym powa�anym w Partii powie�ciopisarzem) - D zrezygnowa� wi�c ze swego kandydata i zaproponowa� N; wymanewrowany w ten spos�b G musia� r�wnie� g�osowa� na N. Po trzecie, N nie by� niczym innym jak tylko specjalist� w swoim resorcie i ani dla D ani dla G nie by� gro�ny. Dla A za� - do tego stopnia nic nie znaczy�, �e mu nawet nie nada� przezwiska. To odnosi�o si� r�wnie� do Ministra Handlu Zagranicznego E, kt�ry wszed� do sali za G i zaraz usiad� - podczas gdy Ideolog wci�� sta� obok wyszczerzonego niefrasobliwie Sekretarza, mordowany gadanin� Ministra Rolnictwa o pierwszym soli�cie baletu z zak�opotanym u�miechem przeciera� belfrowskie okulary - E by� cz�owiekiem �wiatowym i eleganckim. Mia� na sobie angielski garnitur z lu�no udrapowan� chusteczk� a kieszonce i pali� ameryka�skiego papierosa. Minister Handlu Zagranicznego, podobnie jak N zosta� cz�onkiem Biura Politycznego niejako mimowolnie; walka o w�adz� wewn�trz Partii wysun�a go automatycznie na pozycje kierownicze; inni, bardziej od niego ambitni padali ofiar� wzajemnych walk o czo�owe miejsca a E przetrwa� jako fachowiec wszystkie czystki - to zyska�o mu ze strony A przydomek "Lord Evergreen". N sta� si� chc�c nie chc�c trzynastym, E - r�wnie� chc�c nie chc�c - pi�tym cz�owiekiem w Imperium. Odwrotu nie by�o. Jedna fa�szywa reakcja, jedna nierozwa�na wypowied� mog�y oznacza� koniec: aresztowanie, przes�uchania, �mier�. Dlatego E i N musieli pozostawa� w dobrych stosunkach z ka�dym kto by�, lub m�g� si� sta� od nich mocniejszym. Musieli by� m�drzy, nie przegapia� okazji, w razie potrzeby przyzwyczaja� si� i wykorzystywa� ludzkie s�abo�ci innych. Bywali nieraz zmuszani do rzeczy pod�ych lub �miesznych. I to by�o naturalne. W�adza, jak� dysponowa�o trzynastu cz�onk�w Biura Politycznego by�a olbrzymia. To oni stanowili o losach Imperium-kolosa, oni wysy�ali masy ludzkie na zes�ania, do wi�zie�, na �mier�, oni ingerowali w �ycie milion�w, z niczego budowali przemys�y, przesiedlali rodziny i narody, rozkazywali powstawa� olbrzymim miastom, wystawiali niepoliczalne armie, rozstrzygali o wojnie i pokoju - ale �e jednocze�nie w�asny instynkt samozachowawczy zmusza� ich czyha� nawzajem na siebie - przy podejmowaniu decyzji wzajemne sympatie i antypatie by�y o wiele bardziej istotne ni� konflikty czy zjawiska gospodarcze, wobec kt�rych stawia�a ich Historia. W�adza, a wraz z ni� - wzajemny strach, by�y zbyt wielkie aby uprawia� tu czyst� polityk�. Rozs�dek nie gra� ju� �adnej roli. Z brakuj�cych cz�onk�w Biura weszli obaj Marsza�kowie: Minister Obrony Narodowej K i Przewodnicz�cy Rady Pa�stwa H: obaj nad�ci, obaj sztywni, obwieszeni orderami, obaj starzy i spoceni, �mierdz�cy machork�, w�d� i perfumami - dwa nabite t�uszczem, mi�sem, moczem i strachem wory. Usiedli jednocze�nie - obok siebie, nie witaj�c si� z nikim. H i K wyst�powali zawsze we dw�jk�. A, nawi�zuj�c do ich ulubionego trunku, ochrzci� ich "D�in-gis-chanami". Marsza�ek H, Przewodnicz�cy Rady Pa�stwa, bohater wojny domowej - zapad� natychmiast w drzemk�; Marsza�ek K, wojskowe zero - marsza�ka dochrapa� si� tylko dzi�ki swej pr�no�ci partyjnej (swych poprzednik�w wydawa� jednego po drugim, jako zdrajc�w stanu A pod n� - a ten zdawa� si� to przyjmowa� z dobr� wiar�) zanim wyba�uszy� ga�y, zebra� si� w sobie i wrzasn��: "Na pohybel wrogom w �onie Partii!" - przyznaj�c tym samym, �e i on wie o aresztowaniu O. Nikt jednak nie zwr�ci� na niego uwagi - przyzwyczajono si� do jego strachu i wyduszanych strachem frazes�w. W ka�dym posiedzeniu Biura Politycznego widzia� sw�j koniec, kaja� si� w samokrytyce a potem atakowa� dziki - nie precyzuj�c kogo. N patrzy� na Ministra Obrony Narodowej K, kt�rego czo�o l�ni�o potem i czu� jak i jego czo�o zaczyna wilgotnie�. My�la� o bordeaux kt�re chcia� pos�a� F ale jeszcze nie m�g�, bo go jeszcze nie mia�. Zacz�o si� od tego, �e Sekretarz D pija� bordeaux a przed trzema tygodniami, z okazji mi�dzynarodowej konferencji ministr�w poczty w Pary�u, N m�g� zorganizowa� niewielkie dostawy wina (jego paryski kolega lubi� rodzim� go�d� i w rewan�u, N poleci� go w ni� zaopatrzy�). Nie �eby N by� jedynym, kt�ry zaopatrywa� w bordeaux pot�nego D. Robi� to r�wnie� Minister Spraw Zagranicznych B. Ale nie chc�c by� pos�dzonym o wyrachowanie, poda� siebie r�wnie� za amatora bordeaux (cho� wino mog�o dla niego nie istnie�) i teraz i on dostawa� wino od B. Kiedy N odkry�, �e wielki narodowy w�dziarz F, pan i w�adca ci�kiego przemys�u (A ochrzci� go "Pucybutem") by� chory na cukrzyc� i za porad� lekarza po kryjomu pija� tylko bordeaux - d�ugo zwleka�, nim zdecydowa� si� r�wnie� i temu podarowa� wino. W ten spos�b da�by pozna�, �e wie o jego chorobie. Wreszcie powiedzia� sobie �e inni cz�onkowie Biura te� musz� o tym wiedzie� - on sam dowiedzia� si� od Szefa C i wydawa�o si� nieprawdopodobne, �eby ten i innych nie wtajemniczy�. Tak wi�c w ko�cu zdecydowa� si� pos�a� F skrzynk� Lafitte 45. Minister Przemys�u Ci�kiego zrewan�owa� si� od r�ki. Podarki Pucybuta by�y s�ynne. N nierozwa�nie otworzy� paczk� przy stole rodzinnym. Zawiera�a ona szpul� z filmem i nie maj�c poj�cia o tre�ci, zmylony napisem: "Sceny z Rewolucji Francuskiej", N poleci� na pro�b� �ony i czworga dzieci wy�wietli� film w domowej sali projekcyjnej. By�a to pornografia. Jak potem dowiedzia� si�, podobne podarunki otrzymywali i inni cz�onkowie Biura Politycznego. Wiedziano przy tym, �e F sam nie interesowa� si� pornografi�; obdarowywa�, �eby mie� w r�ku �rodki nacisku i robi� to w taki spos�b, jakby to w�a�nie obdarowany by� jej amatorem. "No i jak Wam si� podoba� balecik?" - zapyta� potem N - "Ja wprawdzie w tym nie gustuj�, ale wiem, Wy to lubicie!" N nie wa�y� si� oponowa�. �eby si� odwdzi�czy� pos�a� Pucybutowi skrzynk� Ch�teau Pape Cl�ment 34. I tak u beznami�tnego i umiarkowanego seksualnie N gromadzi�y si� materia�y pornograficzne, a on sam widzia� si� zmuszonym kombinowa� dalsze butelki - dostawy z Pary�a nadchodzi�y tylko co p� roku, a tych, kt�re sam dostawa� od D nie wa�y� si� przekazywa� F. Wprawdzie Sekretarz Partii i Minister Przemys�u Ci�kiego byli wrogami, ale fronty mog�y si� zmieni�. Ju� nieraz tacy nieosobi�ci wrogowie w wyniku zaistnia�ej nagle wsp�lnoty interes�w stawali si� nierozerwalnymi przyjaci�mi. N musia� zwierzy� si� Ministrowi Handlu Zagranicznego - wysz�o przy tym �e i ten obdarowywa� �wini� i Pucybuta bordeaux. Dzi�ki swym zagranicznym kontaktom E by� w stanie pom�c N, ale nie a la long. N przypuszcza� �e i inni jeszcze zaopatrywali D i F i �e im te� F odp�aca� takim samym obci��aj�cym materia�em. Naprzeciw N zaj�a miejsce Muza Partii M. Minister O�wiaty by�a okaza�� blondyn�. Kiedy� podczas posiedzenia gremium A wyrazi� si� o jej piersiach, �e s� niczym g�ry i jak Sekretarz z nich zleci, to zginie. Muza zjawi�a si� w�wczas szczeg�lnie elegancko wygalowana a prymitywny dowcip A by� pogr�k� w stosunku do �wini - D uchodzi� za kochanka M. Od tamtej pory przychodzi�a na posiedzenia Biura wy��cznie w skromnym, szarym kostiumie. To, �e dzi� wyst�pi�a w g��boko wydekoltowanej, czarnej sukni koktailowej, zmiesza�o N - tym bardziej, �e i bi�uteri� mia�a na sobie. Pow�d musia� by� naprawd� szczeg�lny. I ona musia�a wiedzie� o aresztowaniu O, pozosta�o jedynie pytanie, czy Muza sw� dzisiejsz� kreacj� mia�a zamiar okaza� niefrasobliwo�� i w ten spos�b dystansowa� si� od D, czy te� zdecydowana by�a przedstawi� si� jako najmilsza. Sekretarz Partii nie da� N odpowiedzi na to pytanie - zdawa� si� nie zauwa�a� M. Siedzia� na swoim miejscu i studiowa� jakie� pismo. Wyb�r kreacji przez Muz� sta� si� jeszcze bardziej dwuznaczny kiedy zjawi� si� F, ma�y, gruby Minister Przemys�u Ci�kiego. Nie zwracaj�c uwagi na innych, pospieszy� wprost do M. "Job twoju ma�! To jest str�j - wspaniale, fantastycznie, wreszcie co� innego ni� te wieczne szmaty, kt�re nosz� w Partii! Do czorta z uniformami. Po co w�a�ciwie zrobili Rewolucj�, wyt�pili plutokrat�w i krwiopijc�w a ku�ak�w na gruszach wieszali? �eby zapanowa�o pi�kno!" Ob�api� Ministra O�wiaty i obca�owa� j� niczym wiejsk� bla�: "Diora klasie robotniczej!" - wreszcie usiad� na swoim miejscu pomi�dzy D i H - obaj odsun�li si� od niego - musieli (jak N) stwierdzi�, �e to by� wisielczy humor - najwidoczniej Minister Przemys�u Ci�kiego zdawa� sobie spraw�, co oznacza dla Ideologa, a wi�c i dla niego samego znikni�cie O. (Cho� mo�liwe r�wnie�, �e jego zuchwa�a rado�� nie by�a udawana - m�g� mie� jakie� pewniejsze wiadomo�ci - �e to w�a�nie D poleci). Wszed� B. (Dopiero teraz N zauwa�y�, �e Kierownik Organizacji M�odzie�owej P ju� od dawna siedzi obok - blady, zaokularzony, zastraszony, gorliwy szczurek partyjny - jego wej�cia nawet nikt nie zauwa�y�). B spokojnie podszed� do swego miejsca, po�o�y� na stole akt�wk� i usiad�. Ideolog i Minister Rolnictwa, kt�rzy wci�� jeszcze stali, r�wnie� usiedli. Minister Spraw Zagranicznych mia� niezaprzeczalny autorytet - cho� go wszyscy nienawidzili. G�rowa� nad nimi wszystkimi. N w�a�ciwie go podziwia�. Sekretarz by� inteligentny, dobry organizator, Minister Przemys�u Ci�kiego - instynktownie chytrym praktykiem terroru, Ideolog by� teoretykiem, ale Minister Spraw Zagranicznych by� jakim� niemal nieuchwytnym czynnikiem Zespo�u W�adc�w. Tak jak E i N suwerennie panowa� w swoim resorcie - by� idealnym ministrem spraw zagranicznych. Ale w przeciwie�stwie do tamtych dw�ch sta� si� mocny r�wnie� na terenie Partii - ale bez wik�ania si�, jak D i G w wewn�trzne rozgrywki. Tak�e poza Parti� mia� szerokie wp�ywy. W zasadzie pe�ni� tylko swoje zadanie. To czyni�o go mocnym. Nie by� wiaro�omny, ale i nie wi�za� si� - w �yciu osobistym te� pozosta� kawalerem. Jada� i pija� z umiarem - na bankietach kieliszek szampana, to by�o wszystko. Jego niemiecki, angielski, francuski, rosyjski i w�oski by�y nienaganne, jego studia o Mazarinim i jego rozpraw� o Imperium Wczesnoindyjskim prze�o�ono na wiele j�zyk�w, podobnie jak prac� o chi�skim systemie liczbowym. Znane by�y r�wnie� jego przek�ady Rilkego i Stefana George'a. Ale najbardziej s�ynna by�a jego "Teoria przewrotu" - zyska�a mu ona miano Clausewitza rewolucji. By� niezast�piony i dlatego nienawidzono go. Zw�aszcza nienawidzi� go A - nazwa� go Eunuchem i przezwisko to przyj�li wszyscy, ale nikt, nawet A nie wa�y� si� u�ywa� go w obecno�ci B. A nazywa� go tylko "Przyjaciel B", a jak wychodzi� z siebie - "Nasz Geniusz". B natomiast zwraca� si� do gremium per "Moje Panie, Moi Panowie", niczym w jakim� stowarzyszeniu mieszcza�skim. "Moje Panie, Moi Panowie" - zacz�� i teraz, zaledwie usiad�szy i wbrew swojemu zwyczajowi by zabiera� g�os tylko wtedy, kiedy go o to proszono: "Moje Panie, Moi Panowie, by� mo�e ciekawe, �e nie zjawi� si� Minister Gospodarki J�drowej". Milczenie. B wyj�� z teczki papiery, zacz�� je wertowa� i ju� si� nie odezwa�. N czu�, �e wszyscy mieli stracha. Aresztowanie O nie by�o plotk�, nic innego nie m�g� mie� B na my�li. Przewodnicz�cy Rady Pa�stwa K oznajmi� - on zawsze wiedzia� - �e O jest zdrajc�. O jest intelektualist�, a wszyscy intelektuali�ci s� zdrajcami, a Marsza�ek H zn�w rykn��: "Na pohybel wrogom w �onie Partii!". Obaj D�in-gis-chani byli jedynymi kt�rzy zareagowali - reszta udawa�a oboj�tnych, z wyj�tkiem D, kt�ry na g�os mrukn��: :Idioci". Tego te� pozostali zdali si� nie zauwa�y�. Muza Partii otworzy�a torebk� i pudrowa�a si�. MHZ studiowa� akta, Minister Przemys�u Ci�kiego - swoje paznokcie, Minister Rolnictwa po prostu wlepi� wzrok przed siebie, Ideolog co� notowa�, a Minister Komunikacji zdawa� si� by� tym, czym go ochrzczono: martwym pomnikiem. Weszli A i C. Nie drzwiami za Ministrem Przemys�u Ci�kiego i Ministrem Obrony Narodowej, lecz tymi, kt�re znajdowa�y si� za Ideologiem i Ministrem Rolnictwa. C jak zawsze mia� na sobie do�� niechlujne, niebieskie ubranie, A by� w uniformie lecz bez order�w. C usiad�, A przystan�� za swoim fotelem i uwa�nie nabija� fajk�. C rozpocz�� swoj� karier� w Organizacji M�odzie�owej, zosta� jej szefem, po czym poszed� w odstawk�. Nie z powod�w politycznych, zarzuty by�y innego rodzaju. Nast�pnie znikn��. Chodzi�y pog�oski jakoby wegetowa� gdzie� w obozie koncentracyjnym - nikt nic bli�szego nie wiedzia�; nagle pojawi� si�: z miejsca jako Szef Bezpieki. Teraz te� by� wpl�tany w historie homoseksualne - to by�o pewne. A otwarcie nazywa� go "Pa�stwowa Ciota", nikt jednak nie wa�y� si� ju� podnie�� przeciw C g�osu. Wysoki, �ysy, lekko podt�u�cia�y - ongi� by� muzykiem, posiada� dyplom Konserwatorium. B by� Grandseigneur, a C - Bohem� gremium. Jego pocz�tki partyjne gin�y w mrokach. Metody jego s�yn�y z okrucie�stwa a przemoc stosowa� w spos�b otwarty. Na sumieniu mia� niezliczonych, pod jego egid� bezpieka sta�a si� pot�niejsza ni� kiedykolwiek a szpiclostwo - powszechniejsze. Wielu widzia�o w nim sadyst�, inni oponowali. Twierdzili, �e C nie mia� wyboru, bo A mia� go w r�ku. Gdyby nie s�ucha� - zawsze mo�na mu by�o zrobi� proces. I w rzeczywisto�ci C by� estet�, swoje stanowisko lekcewa�y� i nienawidzi� swego Maestro - tego, kt�ry pod gro�b� utraty �ycia jego i jego przyjaci�, zmusza� go do katowskich funkcji. W kontaktach osobistych C by� uprzejmy, sprawia� wra�enie sympatycznego, ba, nie�mia�ego. On, kt�ry swoje partyjno-pa�stwowe zadania spe�nia� z nieub�aganym okrucie�stwem, zdawa� si� by� niew�a�ciwym cz�owiekiem na niew�a�ciwym miejscu; by� mo�e dlatego by� tak u�yteczny. Natomiast A by� nieskomplikowany. Jego prymitywno�� by�a jego si��. Dla wzros�ego w stepach w�r�d koczownik�w, w�adza nie stanowi�a problemu, a przemoc i gwa�t - czym� naturalnym. Od lat �y� w skromnym, bunkrowatym budynku ukrytym w lasach poza Stolic�, strze�ony przez kompani� wartownicz� z�o�on� z jego krajan�w i obs�ugiwany przez star� kuchark� - te� krajank�. W Pa�acu Rz�dowym pojawia� si� tylko z okazji wizyt G��w Pa�stwa lub Szef�w Partii oraz na posiedzeniach Biura Politycznego. Ale ka�dy z cz�onk�w Biura musia� trzy razy w tygodniu, osobno, stawa� do raportu w jego siedzibie. Wezwanego A przyjmowa� latem na werandzie z wiklinowymi meblami, zim� w swoim gabinecie, w kt�rym znajdowa�y si� tylko: olbrzymie malowid�o �cienne przedstawiaj�ce rodzinn� wie� i kilku mu�ik�w, i jeszcze wi�ksze biurko za kt�rym siedzia� - go�� musia� sta�. A by� czterokrotnie �onaty. Trzy �ony zmar�y, o czwartej nikt nie wiedzia� czy �yje, a je�li - to gdzie. Pr�cz c�rki nie mia� dzieci. Czasem kaza� sprowadza� z miasta dziewczyny - tylko po to, �eby siedzia�y z nim i godzinami ogl�da�y ameryka�skie filmy. Potem zasypia� na swojej sofie a dziewczyny mog�y odej��. Raz w miesi�cu kaza� te� zamyka� Muzeum Narodowe i godzinami w�drowa� samotnie przez sale. Ale nigdy nie ogl�da� dzie� nowoczesnych. Stawa� zadumany przed p�nomieszcza�skimi historycznymi kiczami-gigantami, przed malowid�ami bitew, przed ponurymi cesarzami kt�rzy skazywali na �mier� swoich syn�w, przed orgiami pijanych huzar�w i przed saniami, kt�re �cigane przez wilki sun�y po stepie. R�wnie prymitywne by�y jego upodobania muzyczne. Lubi� t�skne, ludowe pie�ni i ludowy zesp� z jego rodzinnych stron musia� mu je wy�piewywa� na ka�dych urodzinach. A pyka� fajk� i z namys�em obserwowa� siedz�cych. N zawsze dziwi� si�, jak szczup�y i niepozorny by� w rzeczywisto�ci A - na zdj�ciach i w telewizji wydawa�o si� �e jest barczysty i kr�py. A usiad� i zacz�� m�wi�. Powoli, zaci�gaj�c si� i powtarzaj�c, ogr�dkami i w spos�b natr�tnie logiczny. Rozpocz�� uwagami og�lnymi. Dwunastu cz�onk�w Biura Politycznego i kandydat P siedzieli nieruchomo, z maskami na twarzach, przyczajeni. Zostali ostrze�eni - bo zawsze, kiedy A co� knu�, zaczyna� rozwlek�ymi uwagami na temat Rewolucji. Jak gdyby musia� zebra� si�y, odsapn�� przed zadaniem �miertelnych cios�w. Tak i teraz: wywodzi� swoje, te co zawsze nauki. �e celem Partii jest przebudowa spo�ecze�stwa, �e osi�gni�cia s� olbrzymie, �e wyciosano podwaliny nowego �adu, ale w tym nowym �adzie ludzie wci�� jeszcze nie s� sob�, to jest wci�� jeszcze przymus, jeszcze nar�d my�li starymi kategoriami, tkwi w przes�dach i zabobonach, jeszcze szerzy si� zaraza indywidualizmu, wci�� jeszcze pr�buj� si� wy�ama� z nowego porz�dku, rozwija� nowe formy egoizmu, jeszcze nie s� wychowani, jeszcze Rewolucja pozostaje spraw� jednostek, rewolucyjnej awangardy, a w zbyt ma�ym stopniu spraw� mas, kt�re wprawdzie wyr�ba�y drog� Rewolucji, ale r�wnie �atwo mog� od Niej odej��. Wci�� jeszcze rewolucyjny porz�dek mo�e trwa� jedynie dzi�ki przemocy, a Rewolucja kroczy� naprz�d tylko dzi�ki dyktaturze Partii. Ale i Partia rozpad�aby si�, gdyby nie by�a odg�rnie zdyscyplinowana - tak �e stworzenie Biura Politycznego by�o historyczn� konieczno�ci�. A przerwa� swoje wywody i zaj�� si� fajk�, rozpala� j� na nowo. N my�la�: to co prawi� N by�o powszechnie znan� doktryn� partyjn� - czemu wi�c musia�o si� i to odby�, jak na szkoleniu partyjnym - zanim spadnie to w�a�ciwe, to gro�ne. Gdziekolwiek by si� nie by�o - wsz�dzie obowi�zkowo te same formu�y. Niczym litania sypa�y si� polityczne maksymy, kt�rymi A uzasadnia� sw� wszechw�adz�. W mi�dzyczasie przeszed� jednak do sedna. Ju� zebra� si�y do ciosu. Ka�dy, osi�gni�ty na drodze do Celu Ostatecznego post�p - ci�gn�� A na poz�r niegro�nie, nie zmieniaj�c g�osu - wymaga zmian w Partii. Nowe pa�stwo sprawdzi�o si�, Ministerstwa s� adekwatne do swych zada�, to nowe Pa�stwo jest post�powe w tre�ci, a w formie dyktatorskie. Jest to wyrazem praktycznych potrzeb wewn�trznych i zewn�trznych, w obliczu kt�rych stali; ale tej pragmatyce przeciwstawia si� Partia - narz�dzie powo�ane do tego, aby gdy przyjdzie pora - zmieni� Pa�stwo: ono samo, jako rzecz zaprogramowana, nie mo�e si� rewolucjonizowa�, to mo�e tylko Partia, kt�ra steruje Pa�stwem. Tylko ona mo�e zmusi� Pa�stwo do przemian jakich wymagaj� aktualne potrzeby Rewolucji - w�a�nie dlatego Partia sama nie mo�e by� skostnia�a, jej struktura musi by� zmienna, musi kierowa� si� ju� osi�gni�tymi etapami Rewolucji. Obecna struktura Partii jest hierarchiczna, odg�rna - odpowiada to dobie walki, w kt�rej partia si� znajdowa�a; doba walki jednak min�a., Partia zwyci�y�a, jest u w�adzy - nast�pnym krokiem jest demokratyzacja Partii, a dalej - demokratyzacja Pa�stwa, ale Partia mo�e si� zdemokratyzowa� tylko wtedy, kiedy zlikwiduje si� Biuro Polityczne, a jego w�adz� - przeka�e rozszerzonemu Plenum Partii. Jedynym zadaniem Biura Politycznego by�o kierowa� Parti�, jako �mierteln� broni� przeciw starym porz�dkom. Zadanie to - jako �e stare porz�dki ju� nie istniej� - zosta�o spe�nione i dlatego mo�na ju� Biuro Polityczne zlikwidowa�. N zwietrzy� niebezpiecze�stwo. Zagra�a�o ono po�rednio wszystkim, a bezpo�rednio - nikomu. Propozycja A by�a zaskakuj�ca. Przedtem nic nie wskazywa�o, �e wyst�pi z czym� takim. Ale to nale�a�o do jego taktyki - taktyki zaskoczenia. Wywody A by�y dwuznaczne, ale zamys�y - jednoznaczne. Jego mowa by�a na poz�r logiczna, utrzymana w starym, rewolucyjnym stylu, stylu doszlifowanym na niezliczonych tajnych i otwartych zebraniach w okresie walki. Ale w rzeczywisto�ci mowa zawiera�a sprzeczno�� i w tej sprzeczno�ci tkwi�a prawda: A demokratyzuj�c Parti� chcia� j� pozbawi� w�adzy - proces demokratyzacji pozwala� mu zlikwidowa� Biuro Polityczne i ostatecznie umocni� swoje samow�adztwo. Os�oni�ty owym Plenum - partyjnym niby-parlamentem, sta�by si� pot�niejszy ni� kiedykolwiek przedtem (przecie� m�wi� na pocz�tku o konieczno�ci terroru). Wprawdzie nie by�o jasne czy grozi nowa czystka: rozwi�zanie Biura Politycznego mog�o si� odby� bez czystki. Ale A zawsze by� sk�onny likwidowa� elementy kt�re podejrzewa�, lub kt�re mog�y sta� si� podejrzanymi o stawianie oporu jego samow�adztwu. Prawdopodobnie podejrzewa� w�a�nie istnienie takich element�w w Biurze Politycznym - �wiadczy�o o tym aresztowanie O. Zanim jednak N zd��y� przeanalizowa� czy jego osoba mo�e te� wydawa� si� A niebezpieczna i w jakim stopniu rozwi�zanie Biura Politycznego mog�oby oznacza� jego upadek, jako Ministra ��czno�ci (w tej chwili na swoj� korzy�� m�g� przytoczy� jedynie owe znaczki z okazji Konferencji Pokojowej) - nast�pi�o co� nieoczekiwanego. A w�a�nie wystuka� fajk�, co oznacza�o zwykle �e posiedzenie Biura Politycznego uwa�a za sko�czone i nie �yczy sobie dyskusji, kiedy odezwa� si� - nie proszony nawet o g�os - Minister Komunikacji. Podni�s� si� z trudem - jego zachlanie sta�o si� bardziej widoczne. Lekko be�kota� i dwa razy zaczyna� - �e brakuje O i z tego powodu posiedzenie wcale si� jeszcze nie zacz�o. Szkoda wspania�ej mowy A, ale statut jest statutem, nawet dla rewolucjonist�w. Wszyscy z os�upieniem wlepili wzrok w Pomnik. Ten, pochylony nad sto�em, wsparty na r�kach i pomimo to chwiej�c si�, mustrowa� wojowniczo A - twarz z bia�ymi, krzaczastymi brwiami i siw� szczecin� zarostu by�a blada i podobna do maski. Zarzut L, cho� formalnie w porz�dku, by� bezsensowny. Nonsens polega� na tym, �e przecie� posiedzenie rozpocz�o si� - w�a�nie wyczerpuj�cym przem�wieniem A, poza tym to by�o idiotyczne - Minister Komunikacji protestowa� jakby zupe�nie nie wiedzia� o aresztowaniu O, ani te� o mo�liwie i na niego czekaj�cym. Co jednak zaskoczy�o N, to szybkie spojrzenie jakie A, ponownie nabijaj�c fajk�, rzuci� C. W owym spojrzeniu by�o jakie� szczeg�lne zdziwienie, kt�re pozwala�o przypuszcza�, �e A jako jedyny nie ma poj�cia o tym i� wszyscy wiedz� o aresztowaniu O - to z kolei nasuwa�o pytanie, czy aby wiadomo�� nie pochodzi�a od samego Szefa Bezpieki, a poza tym - czy przypadkiem Minister Spraw Zagranicznych, kt�ry przecie� zwr�ci� uwag� wszystkich cz�onk�w Biura na nieobecno�� O - nie wszed� w porozumienie z C. Przypuszczenia N nie zosta�y ca�kowicie rozwiane odpowiedzi� a. Ten mianowicie, puszczaj�c przed siebie k��by dymu angielskiego tytoniu Balkan Sobranie Smoking Mixture powiedzia� �e to jest bez znaczenia czy O jest obecny czy nie i dlaczego nie przyszed� - O jest jedynie kandydatem bez prawa g�osu a obecne posiedzenie ma tylko postanowi� rozwi�zanie Biura Politycznego - co ju� postanowiono, bowiem nie widzi g�os�w przeciw; do podj�cia tej decyzji obecno�� O nie by�a konieczna. L straci� nagle, jak to bywa u pijanych, animusz i wyczerpany chcia� zn�w zapa�� w fotelu, kiedy Szef Bezpieki sucho zauwa�y�, �e Minister Gospodarki J�drowej widocznie nie m�g� przyj�� z powodu niedyspozycji - bezwstydne k�amstwo, kt�re, o ile to rzeczywi�cie C pu�ci� sam wiadomo�� o aresztowaniu O, mog�o mie� na celu jedynie zn�w rozdra�ni� L aby spreparowa� i jego aresztowanie. I L rykn��: "Chory? Rzeczywi�cie chory?? - wsparty na lewej r�ce, praw� pi�ci� wali� w st�. "Prawdopodobnie" - odpowiedzia� C z zimn� krwi� i zaj�� si� porz�dkowaniem jakich� papier�w. L przesta� wali� w st� i usiad� niemy z w�ciek�o�ci. W drzwiach za F i H pojawi� si� pu�kownik.. To by�o co� nadzwyczajnego - w trakcie posiedzenia nikt nie mia� prawa wej�� do sali. Wej�cie pu�kownika musia�o oznacza� co� zupe�nie szczeg�lnego - alarm, katastrof� - meldunek o niezwyk�ej wa�no�ci. O tyle dziwniejsze, �e tylko poprosi� L o wyj�cie w wa�nej sprawie osobistej. �w odprysn�� "Won!" i pu�kownik z oci�ganiem, nie aby nie zerkn�� - jakby w oczekiwaniu pomocy na C, ale ten zaj�ty by� swoimi papierami - wyszed�. A za�mia� si� i rubasznie (jak zwykle kiedy by� w dobrym humorze) zauwa�y�, �e L chyba zn�w za bardzo dzioba umoczy�, ale niech wyjdzie i za�atwi swoje prywatne sprawy - czy�by kt�ra� z jego metres powi�a? Wszyscy rykn�li - nie, �eby ich tak ubawi� dowcip A, ale napi�cie by�o tak du�e, �e szukali uj�cia, pod�wiadomie chcieli te� u�atwi� odwr�t L. A wezwa� przez mikrofon pu�kownika, ten zn�w si� pojawi�. A zapyta� co si� sta�o. Pu�kownik salutuj�c odpowiedzia�, �e �ona Ministra Komunikacji jest umieraj�ca. "Zje�d�ajcie" - powiedzia� A. Pu�kownik znikn��. "Id� L! To z metresami to by�o grube, zostawmy. Wiem czym jest dla ciebie �ona. Id� do niej, posiedzenie i tak jest sko�czone". Ale jak ludzko nie brzmia�yby s�owa A - strach Ministra Kultury by� zbyt wielki, aby im wierzy�. W swej rozpaczy i w swym zachlaniu dostrzega� tylko ucieczk� do przodu. On jest starym rewolucjonist�, krzycza� znowu wstaj�c, jego �ona jest wprawdzie w szpitalu, wiadomo, ale operacja si� uda�a i on nie p�jdzie w zasadzk�. On by� w Partii od Jej zal��k�w, przed A, przed C i przed B, kt�rzy s� tylko pod�ymi karierowiczami. On dzia�a� dla Partii jeszcze w tych czasach, kiedy by� w Niej - zagra�a�o �yciu. Siedzia� w n�dznych, �mierdz�cych tiurmach, skuty jak bydl�, szczury czepia�y si� jego okrwawionych kostek. Szczury, rycza�, szczury! Zdrowie zrujnowa� w s�u�bie Partii, za ni� skazany by� na �mier�. Wy�: "Pluton egzekucyjny ju� wyszed�, towarzysze, ju� sta�em pod murem!" I dalej, ju� be�kota�: kiedy uciek�, ukrywa� si�, wci�� si� ukrywa�, a� przysz�a Wielka Rewolucja, a� na czele rewolucjonist�w szturmowa� z pistoletem i granatem Pa�ac. I znowu zarycza�: "Z pistoletem i granatem robi�em Histori� �wiata!" - ju� nie by� do sp�tania, jego rozpacz i w�ciek�o�� mia�y co� z wielko�ci, cho� zapity i upad�y, zda� si� by� zn�w starym, s�awnym rewolucjonist�, jakim by� ongi�. On walczy� przeciw zak�amanym i skorumpowanym porz�dkom, za prawd� ryzykowa� �yciem - ci�gn�� sw� dzik� tyrad� - zmieni� �wiat, �eby go uczyni� lepszym i niczym dla niego by�o cierpienie i g��d i to �e by� �cigany i torturowany, jest dumny z tego, bo wiedzia�, �e stoi po stronie biednych i wyzyskiwanych --to jest wspania�e uczucie, sta� po s�usznej stronie, ale teraz, kiedy zwyci�yli, kiedy Partia chwyci�a w�adz�, teraz nagle ju� nie stoi po s�usznej stronie, naraz znalaz� si� po stronie tych w�adaj�cych. Zn�w krzycza�: "W�adza mnie skurwi�a, towarzysze! Jakich to zbrodni nie przemilcza�em, kt�rych z moich przyjaci� nie zdradzi�em i nie wyda�em bezpiece? Mam dalej milcze�?" Nagle poblad�y, wyczerpany i ucich�y, ci�gn��: O zosta� aresztowany, to jest prawda i wszyscy j� znaj�, a on nie opu�ci tego pokoju, bo go zaaresztuj� na korytarzu, bo domniemana agonia jego �ony jest k�amstwem �eby go wywabi� z sali posiedze�. Z tymi s�owami, kt�re wyra�a�y sugestie wcale nie bezpodstawne, opad� na fotel. Kiedy tak L, �wiadom wida� beznadziejno�ci po�o�enia i odrzuciwszy wszelk�, zna� ju� zb�dn� ostro�no��, szala� w swym dzikim i krn�brnym buncie; kiedy wszyscy, skamienieli, patrzyli na upiorny spektakl jaki dawa� padaj�cy olbrzym; kiedy w ka�dej pauzie pomi�dzy strasznymi zdaniami, kt�re wyrzuca� L, Marsza�ek H w op�ta�czym strachu, �e upadek Pomnika mo�e poci�gn�� za sob� jego upadek, wywrzaskiwa� swoje "Na pohybel wrogom w �onie Partii!"; kiedy wreszcie Przewodnicz�cy Rady Pa�stwa, marsza�ek K - zaledwie L sko�czy� - wyskoczy� z wylewn� deklaracj� swojej wieczystej wiernopodda�czo�ci wobec A - podczas ca�ego tego cyrku N zastanawia� si� jaka b�dzie reakcja A. Ten siedzia� spokojnie i pali� fajk�. Nie dawa� nic po sobie pozna�. Ale co� przecie� musia�o si� w nim dzia�. Wprawdzie dla N nie by�o jasne, w jakim stopniu wyst�pienie L mo�e zagrozi� A, czu� jednak, �e analiza, kt�r� A teraz prowadzi�, rozstrzygnie o przysz�ej pozycji A i o przysz�ym rozwoju Partii i �e stoj� teraz przed punktem zwrotnym - N nie wiedzia� tylko jakim. I nie wa�y� si� przewidywa� czegokolwiek na temat reakcji A. A by� cwanym taktykiem i nikt nie m�g� sprosta� jego zaskakuj�cym zagraniom w walce o w�adz� - nawet B. Dysponowa� instynktown� znajomo�ci� ludzi, to pozwala�o mu rozpozna� i wykorzysta� s�abo�ci ka�dego rywala; jak nikt inny w Biurze Politycznym zna� sztuk� nagonki i �ow�w - ale nie by� cz�owiekiem otwartej walki, on musia� walczy� z zasadzki, uderza� znienacka. Zastawia� swoje pu�apki w partyjnej d�ungli, w jej tysi�cznych Wydzia�ach i Podwydzia�ach, Ga��ziach i Odga��zieniach, w Komisjach, Nadkomisjach i Podkomisjach; z otwartym oporem, z bezpo�rednim atakiem - dawno ju� musia� nie mie� do czynienia. Pytaniem teraz by�o, czy A da si� wybi� z konceptu, czy straci w�a�ciw� ocen� sytuacji, czy zadzia�a przedwcze�nie, czy przyzna si� do aresztowa�, czy dalej b�dzie zaprzecza� - na te wszystkie pytania N nie by� w stanie znale�� odpowiedzi poniewa� nie mia� poj�cia, co on sam , b�d�c na miejscu A, powinien zrobi�. N jednak nie m�g� kontynuowa� swoich rozwa�a� na temat reakcji A, bowiem jak tylko Marsza�ek K, po raz pierwszy na chwil� przerwa� - aby zaczerpn�� tchu (i zebra� si�y, �eby jego wiernopodda�cze wobec A pienia zabrzmia�y jeszcze bardziej entuzjastycznie) - przerwa� mu F. W�a�ciwie F przerwa� nie tylko Przewodnicz�cemu Rady Pa�stwa, lecz mimo woli r�wnie� i A, kt�ry w�a�nie wyj�� z ust fajk�, �eby wreszcie chyba odpowiedzie� L - F tego nie zauwa�y� (lub nie chcia� zauwa�y�, by� szybszy). Zacz�� m�wi� zanim jeszcze si� podni�s�, potem sta� nieruchomo, ma�y, gruby, niewiarygodnie szpetny, z brodawkami na twarzy, r�ce splecione na brzuchu - jak cham w od�wi�tnym ubraniu, kt�ry si� modli - i gada�, gada�. N natychmiast wiedzia� co to znaczy: spok�j Ministra Przemys�u Ci�kiego by� tylko pozorny. W rzeczywisto�ci Pucybut dzia�a� w potwornym strachu wywo�anym wybrykiem L - ju� widzia� spadaj�cy na nich wszystkich gniew A, gro��ce aresztowanie ca�ego Biura Politycznego. Syn wiejskiego nauczyciela z olbrzymim mozo�em wybija� si� na prowincji. Cho� by� w Partii od zarania - zawsze go wyszydzano, nigdy nie brano na serio, upokarzano na wiele sposob�w, robiono ze� lokaja - a� wreszcie wybi� si� (wielu za to zap�aci�o); nie by� jednak dumny (nie m�g� sobie na to pozwoli�), mia� tylko ambicje i zdolny by� do wszystkiego - dlatego i teraz do wszystkiego by� zdolny. Spe�nia� najbrudniejsze roboty (te mokre), �lepo pos�uszny, pod wieloma wzgl�dami by� najstraszniejszym potworem w Partii, gorszym nawet od A, kt�ry cho� by� potworem w swych czynach, ale przecie� mia� osobowo��. A nie by� spaczony - ani walk�, ani w�adz�. By� jakim by� - cz�stk� natury, wyrazem w�asnej w�adczej indywidualno�ci - ukszta�towany przez samego siebie, a nie przez innych. F by� tylko z natury pod�ym potworem, tej pod�o�ci nie by� w stanie z siebie strz�sn��, pozostawa�a na nim niczym przylepiona - przy czym nawet obaj D�in-gis-chani wydawali si� arystokratami. A potrzebowa� go, ale publicznie nazywa� go nie tylko Pucybutem lecz Dupolizem. Dlatego strach F by� wi�kszy ni� strach innych. Wszystko robi� �eby si� wybi�. A teraz, u celu, widzia� �e jego nieludzkie i pod�e wysi�ki zosta�y zagro�one przez krety�ski wyst�pek L, jego groteskowe samozaparcie mia�o sta� si� bezsensowne a jego plugawa pe�zanina - daremn�; chwyci� go strach tak paniczny, �e za�lepiony trwog� przerwa� nawet A (N by� o tym przekonany) - F chcia� , szybko jak tylko mo�na (jakby to w�a�nie mog�o go zbawi�), do wiernopodda�czej deklaracji K do��czy� swoj�, na inn� oczywi�cie mod��. Nie wychwala� A, jak to bez umiaru czyni� K, lecz - r�wnie bez umiaru - zaatakowa� L. Zacz�� zgodnie ze swoim zwyczajem od wiecznych ch�opskich porzekade� - jak zwykle - czy pasowa�y czy nie. Powiedzia� wi�c: "Nim lis napadnie, kury si� rozzuchwal�" i "Ch�op myje bab� kiedy pan chce z ni� spa�" i "Skamlanie przychodzi pod szubienic�" i "I ku�ak mo�e wpa�� w gnoj�wk�" i "Gospodarz zrobi� dziecko dziewce a parobek gospodyni". Nast�pnie przeszed� do om�wienia powagi sytuacji (oczywi�cie nie sytuacji wewn�trznej, w t�, jako Minister Przemys�u Ci�kiego - sam by� zbyt wpl�tany) - powagi sytuacji mi�dzynarodowej, gdzie widzia� nadci�gaj�ce "�miertelne niebezpiecze�stwo dla naszej ukochanej Ojczyzny" - to by�o o tyle dziwniejsze, �e w�a�nie po Konferencji Pokojowej nast�pi�o wyj�tkowe odpr�enie. Mi�dzynarodowy wielki kapitalizm zn�w by� got�w pozbawi� nas zdobyczy naszej Rewolucji, ju� im si� powiod�o kraj naszpikowa� swoimi agentami! Od polityki mi�dzynarodowej przeszed� do konieczno�ci wzmo�enia dyscypliny, z konieczno�ci wzmo�enia dyscypliny wynik�a konieczno�� wzajemnego zaufania. "Towarzysze! Wszyscy�my bra�mi, dzie�mi jednej Wielkiej Rewolucji!" Potem stwierdzi�, �e owo niezb�dne zaufanie, bez �adnej potrzeby, naruszy� L - poddaj�c w w�tpliwo�� s�owa A, bezczelnie twierdz�c, �e O zosta� aresztowany - wbrew temu, co twierdzi� A: �e jest chory; ba, podejrzliwo�� Ministra Komunikacji, tego Pomnika, co ju� dawno przesta� by� pomnikiem a sta� si� ha�b� - jego podejrzliwo�� idzie tak daleko, �e nawet wzbrania si� wyj�� z sali obrad aby znale�� si� przy konaj�cej �onie - taka nieludzko�� musi przera�a� ka�dego rewolucjonist�, dla kt�rego ma��e�stwo jest �wi�te, a i tych, dla kt�rych ju� nie jest. Te podejrzenia obra�aj� nie tylko A, to jest policzek dla ca�ego Biura Politycznego. (N analizowa�: A nic nie wspomnia� o rzekomej chorobie O, to k�amstwo pochodzi�o od Ministra Bezpiecze�stwa Wewn�trznego; F suponuj�c owe k�amstwo A, wrabia� go - kolejny b��d, kt�ry mo�na by�o z�o�y� jedynie na karb �miertelnego przera�enia Minister Przemys�u Ci�kiego, w tej samej chwili za�wita�o N, �e mo�e O rzeczywi�cie jest chory a jego aresztowanie jest plotk�, puszczon� celowo: �eby wprowadzi� zamieszanie w�r�d cz�onk�w Biura Politycznego, jednak natychmiast tej my�li zaniecha�). Tymczasem Pucybut, za�lepiony wy��czn� my�l� jak wydosta� si� samemu z zasi�gu niebezpiecze�stwa - zaatakowa� swego starego wroga D - wierz�c chyba, �e Sekretarz musi niejako automatycznie polecie� razem z Ministrem Komunikacji; nie pomy�la�, �e Minister Komunikacji ju� dawno zosta� politycznie odpisany na straty, natomiast D zajmowa� stanowisko, z kt�rego nie m�g� polecie� bez powa�nego wstrz��nienia Parti� i Pa�stwem. Ale najwidoczniej dla F taki wstrz�s by� ju� faktem - inaczej zauwa�y�by, �e podczas jego dzikich atak�w nawet Minister Obrony Narodowej ucich� i ju� si� nie wyrywa� ze swoim na pohybel. Pucybut wrzeszcza�, �e kiedy ch�opi g�oduj� - ksi�dz si� tuczy, kiedy panicz marznie w nogi - ka�e spali� wie�, twierdzi�, �e D zdradzi� Rewolucj� - tym, �e j� u�pi� a Parti� zamieni� w jakie� mieszcza�skie stowarzyszenie. Z determinacj� szed� dalej: po D zaatakowa� jego satelit�w: Ministra O�wiaty za�atwi� powiedzeniem �e "do ko�skiego handlarza przyjdzie prawiczka a wyjdzie kurwa (stare ch�opskie przys�owie)", Ministra Spraw Zagranicznych �e "kto przyja�ni si� z parszywym wilkiem - sam si� taki staje" - jednak zanim zd��y� zacytowa� nast�pne porzekad�o i przej�� do precyzowania swoich oskar�e�, przerwa� mu pu�kownik. Jasnow�osy oficer zn�w - ku og�lnemu zdumieniu - pojawi� si� w sali, zasalutowa�, wr�czy� Ministrowi Przemys�u Ci�kiego jaki� �wistek, po raz drugi zasalutowa� i opu�ci� sal�. F zaskoczony tym �e mu przerwano i speszony wojskow� parad� pu�kownika, straci� pewno�� siebie - przelecia� wzrokiem �wistek, zmi�� go, wetkn�� do kieszeni, mrukn�� �e on nie to my�la� i usiad� tkni�ty, jak czu� N, nag�ym podejrzeniem. Zamilk�. Inni nie poruszali si�. Powt�rne zjawienie si� pu�kownika by�o czym� zbyt ju� niezwyk�ym. Wygl�da�o na inscenizowane i by�o gro�ne. Tylko M, kt�r� w czasie swej mowy F ostro mierzy� wzrokiem - jakby nigdy nic otworzy�a torebk� i pudrowa�a si� - tego nigdy jeszcze nie wa�y�a si� robi� w trakcie posiedzenia. A wci�� si� nie odzywa�, jeszcze nie atakowa�, zdawa� si� wci�� zachowywa� oboj�tno��. Siedz�cy najbli�ej A naprzeciw siebie B i C spojrzeli po sobie szybko, jakby przypadkiem, N zauwa�y�, �e B musn�� przy tym starannie przystrzy�onego w�sa. Szef Bezpieki poprawi� krawat i ch�odno spyta�, czy F sko�czy� swoje brednie - Biuro ma co innego do roboty. N zn�w pomy�la�, czy B i C nie sprzymierzyli si� skrycie. Uwa�ano ich za wrog�w, ale mieli wiele wsp�lnego: wykszta�cenie, rozwag�, pochodzenie - ojciec C by� ministrem w rz�dzie bur�uazyjnym, B by� synem ksi�cia - z nieprawego �o�a, wielu te� uwa�a�o go, jak i C, za homoseksualist�. Mo�liwo�� tajnego porozumienia pomi�dzy tymi dwoma za�wita�a powt�rnie N r�wnie� i dlatego, �e przecie� C przycinaj�c F najwyra�niej przyszed� B z odsiecz�, r�wnie� i D, M, wspar� w ten spos�b nawet L. F zmieszany ta kontr� - tym bardziej, �e spodziewa� si� znale�� C po swojej stronie - cicho powiedzia�, �e musi zatelefonowa� do Ministerstwa, pilnie, jest mu przykro, ale jakie� niefortunne sprawy wymagaj� jego decyzji. A podni�s� si� i wolno podszed� do baru, kt�ry znajdowa� si� za nim, uwa�nie nala� sobie koniak, przystan��. Powiedzia�, �e F mo�e zatelefonowa� z korytarza, a i L niech pryska i przynajmniej zadzwoni do szpitala, on zarz�dza pi�ciominutow� przerw� w posiedzeniu - po tych bzdurnych i czysto osobistych napa�ciach nie mo�e zamkn�� posiedzenia, nie pozwala na to dyscyplina partyjna, tylko nie chce, �eby ju� wi�cej przerywano - co to za osio� ten pu�kownik! To jest zast�pca, stary jest na urlopie, ale on go jeszcze raz pouczy - Szef Bezpieki wezwa� przez mikrofon pu�kownika. Ten zjawi� si�, zn�w salutuj�c i C przykaza� mu wi�cej si� nie pokazywa�, niech si� dzieje co chce. Pu�kownik wycofa� si�. Ani F ani L nie wychodzili - siedzieli jakby nigdy nic. D wyszczerzy� si� w u�miechu do Ministra Przemys�u Ci�kiego, wsta�, podszed� do baru, r�wnie� nala� sobie kieliszek koniaku i spyta�, czemu F nie idzie dzwoni� - do diab�a, je�li ju� Ministerstwo Przemys�u Ci�kiego przerywa posiedzenie Biura Politycznego - musi tam by� niez�y burdel; jest wprawdzie godnym pochwa�y, �e jego przyjacielowi F le�y na sercu dobro Kraju i Rewolucji, ale w�a�nie dla tego dobra po��dane jest, �eby wreszcie zatroszczy� si� o swe obowi�zki i po�pieszy� po��czy� si� ze swoim urz�dem - nikomu nie wyjdzie na dobre, jak w przemy�le ci�kim si� co� popieprzy. N zastanawia� si�. Najistotniejszym wyda�o mu si� to, �e A zdecydowa� kontynuowa� posiedzenie. Powo�anie si� na partyjn� dyscyplin� by�o frazesem, to musia�o zwr�ci� uwag� ka�dego. Nigdy dot�d jeszcze nie odby�o si� �adne g�osowanie, akceptowano w milczeniu - stosunek si� obu wrogich ugrupowa� w Biurze Politycznym by� zbyt wyr�wnany; ponadto, w tym wypadku A mia� zawsze mo�no�� wnie�� spraw� na Zje�dzie i w ten spos�b publicznie zlikwidowa� niepopularne Biuro Polityczne. Decyzja A musia�a mie� inne powody. A poj�� widocznie, �e zrobi� b��d chc�c jednocze�nie oczy�ci� i rozwi�za� Biuro Polityczne. Powinien najpierw zrobi� czystk� a potem rozwi�za�, albo wpierw rozwi�za�, a potem polikwidowa� poszczeg�lnych cz�onk�w. Aresztowaniem O przestrzeg� wszystkich przedwcze�nie - to, �e F i L nie chcieli wyj�� z sali �wiadczy�o o powszechnym strachu. Na Zje�dzie Partii A by� wszechw�adny, na terenie Biura Politycznego, by� podobnie jak wszyscy inni jego cz�onkowie - niewolnikiem systemu. Tamci bali si� A lecz i A musia� �ywi� - je�li nie strach, kt�rego nie zna�, to podejrzliwo��. Na to, aby zwo�a� Zjazd potrzeba by�o czasu, w tym czasie cz�onkowie Biura Politycznego pozostawali przy w�adzy i mogli dzia�a�. Musia� na nowo wysondowa� na kogo m�g� liczy� a na kogo nie i nast�pnie podj�� walk�. Jego suwerenne pogardzanie lud�mi pozwala�o mu prze�amywa� nie tylko fronty. Grozi�o �e potyczka nieoczekiwanie stanie si� rozstrzygaj�c� bitw�. Najpierw nic si� nie dzia�o. Nikt nic nie podejmowa�. F siedzia�, Minister Komunikacji te� - z twarz� ukryt� w d�oniach. N chcia� otrze� pot z czo�a, ale nie wa�y� si�. Obok, P spl�t� d�onie. Wygl�da�o jakby modli� si� o uj�cie z ca�� sk�r� - raczej niezbyt prawdopodobne, �eby cz�onek Biura Politycznego si� modli�. MHZ zapala� ameryka�skiego papierosa. Minister Obrony Narodowej wsta�, z lekka zataczaj�c si� znalaz� na barku butelk� d�inu, ulokowa� si� pomi�dzy A i D, uroczy�cie przepi� do A: "Niech ���yje Rewolucja" - czkn��, w zamroczeniu nie spostrzeg�, �e A nie zwraca� na niego uwagi, M wyj�a z torebki z�ot� papiero�nic�, D podszed�, poda� ognia z�ot� zapalniczk�, przystan�� z ty�u. A zapyta� pogodnie: "No a wy dwoje - �picie w�a�ciwie ze sob�?" D odpowiedzia� bez za�enowania: "Sypiali�my kiedy�". To dobrze �e jego wsp�pracownicy rozumiej� si� - A u�miechn�� si�, po czym zwr�ci� si� do F: "No Pucybut - zakomenderowa� - won do telefonu Dupolizie!" F nie poruszy� si�. Powiedzia� cicho: "Nie tam". A zn�w si� za�mia�. By� to wci�� ten sam powolny, prawie mi�y u�miech, tym �miechem �mia� si� zawsze, oboj�tnie czy �artowa� czy grozi� - nigdy nie by�o wiadomo