1267
Szczegóły |
Tytuł |
1267 |
Rozszerzenie: |
PDF |
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
[email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
1267 PDF - Pobierz:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd pliku o nazwie 1267 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
1267 - podejrzyj 20 pierwszych stron:
Cizia Zyke - Goraczka
CIZIA ZYK�
GOR�CZKA
(Fi�vres)
Prze�o�y� Stanis�aw Wojnicki
Prolog
Kongo, p�nocno-zachodnia cz�� kraju, na brzegu rzeki. Przez wiosk�
przesz�o tornado. Potworna si�a pastwi�a si� nad wszystkim, co wystawa�o
ponad ziemi�, wskazuj�c oczywiste pragnienie niszczenia, prawdziwy zapa� w
przekszta�caniu wszystkiego w ruiny.
Z dwudziestu o�miu ma�ych lepianek plemienia Kuju uchowa�y si� tylko trzy.
Wszystkie zosta�y zmiecione z powierzchni ziemi, pozosta�y po nich jedynie
porozwalane kopce, przypominaj�ce jaki� plac budowy. Mo�na by pomy�le�, �e
po ogromnym obszarze brunatnej ziemi przejecha� buldo�er.
W dali dostrzec mo�na by�o par� patetycznych przedmiot�w: pojemniki i
emaliowane miednice, powyginane i powgniatane, jakby przejecha�a po nich
ci�ar�wka, drewniany sto�ek rozbity na kawa�ki, podarte maty, strz�py
palmowych dach�w... Ca�y zapas ziarna, uzbierany przez wiosk�, wysypa� si�
z porozwalanych ma�ych zbiornik�w ulepionych z suszonej ziemi.
Na prawo, nieco dalej, na skraju pierwszego zagajnika wielkich drzew,
r�wnie� nie ocala�y trzy altany z desek zbudowane pod naszym kierunkiem.
Le�a�y teraz w postaci porozrzucanych patyk�w w okolicznych trawach, kt�re
w po�owie je zakrywa�y.
Kwadratowe poletka warzywne, uprawiane z takim zapa�em i mozo�em, zosta�y
stratowane bez lito�ci: bambusowe kratki zamienione w wi�ry, sie� row�w
irygacyjnych rozwalona. Nic nie pozosta�o z naszych drogocennych
"plantacji eksperymentalnych".
Prawd� o niszczycielskiej sile, jaka si� tu rozp�ta�a, odczyta� mo�na by�o
r�wnie� z czarnych, pos�pnych twarzy ludzi Kuju, kt�rzy osowiali
post�powali za nami krok w krok. Ich niecodzienne przygn�bienie i
zrozpaczony wyraz oczu wzmaga�y jeszcze napi�cie. �winie i kury, zwykle
p�taj�ce si� po wiosce, uciek�y. Panowa�a ca�kowita, przygn�biaj�ca cisza.
- Skurwysyn - zgrzyta� z�bami Paulo. - Skurrrrwysyn... Stary Paulo, z
zaci�ni�tymi wargami i morderczym spojrzeniem, ci�ko prze�ywa� ogrom
zniszcze�. Tym razem M'Bumba zdrowo da� popali�.
***
Przed nami pi�� trup�w, roz�o�onych na matach w ostrym popo�udniowym
s�o�cu, zaczyna�o ju� �mierdzie�. W�r�d nich by�y dwie kobiety, z kt�rych
jedna, w jaskrawoczerwonej przepasce na biodrach, mia�a wgniecion� klatk�
piersiow�. Cia�o, kt�re sprawia�o najwi�ksze wra�enie, le�a�o obok. By� to
m�czyzna, a jego �mier� musia�a by� okropna. Ani jeden z jego cz�onk�w
nie pozosta� nienaruszony, wszystkie by�y po�amane w wielu miejscach,
jakby ka�dy mia� po kilka dodatkowych staw�w. Pop�kana w niekt�rych
miejscach sk�ra tworzy�a obrzydliwe rany, ju� rozk�adaj�ce si� od upa�u.
G�owa zatraci�a normalny kszta�t; by�a w kawa�kach, jakby zosta�a
schwytana i rozgnieciona przez gigantyczn� pi��. Inne cia�o, r�wnie�
rozerwane na kawa�ki, zakrwawione, z wywr�conymi bia�kami oczu, na kt�rych
siada�y roje much, nale�a�o do jednego z braci wodza. By� to sympatyczny
facet oko�o trzydziestki, kt�rego jako notabla zapraszali�my czasami do
domu. Rozpoznali�my te� ostatnie zw�oki - jednego z niezliczonych
miejscowych ch�opc�w, wyro�ni�tego pi�tnastolatka.
Obrzydzenie i w�ciek�o��, kt�re nas ogarn�y na ten widok, sprawi�y, �e
stali�my w milczeniu. Nawet Paulo zaprzesta� swoich przekle�stw. M'Bumba
by� diab�em, piekielnym potworem. Sk�d tyle zapami�tania w zwierz�ciu,
kt�rego nawet nie zaatakowali�my?
Ze swego miejsca m�ody Montaignes rzuci� na zw�oki tylko kr�tkie
spojrzenie. Z jednej z licznych kieszeni wyci�gn�� krawieck� miark� i
przykucn��, z nieod��cznymi okularami na czubku nosa, maksymalnie
wyci�gaj�c r�ce, by zmierzy� jeden ze �lad�w: gigantyczny nieregularny
kr�g, niewiarygodny �lad nogi s�onia.
- Osiemdziesi�t dwa centymetry - powiedzia� rozmarzonym g�osem. - To
potworne!
Cz�� pierwsza
Na szcz�cie nasz hangar nie uleg� zniszczeniu. Zbudowany jakie� sto
metr�w od wioski, na ko�cu w�skiego cypla wrzynaj�cego si� w nurt rzeki, i
M'Bumba nie by� �askaw doj�� a� tutaj. Nie by�o to domostwo luksusowe, ale
zale�a�o nam na nim. Sprawili�my, �e by�o obszerne i czyste i w ci�gu
sp�dzonych w nim o�miu miesi�cy prze�yli�my tu spokojne i bardzo mi�e
chwile. By� to prostok�tny budynek z desek z czerwonego drewna, nakryty
du�ym dachem z przeplatanych palmowych li�ci, przy kt�rego wznoszeniu
pracowa�a ca�a wie�. Jeden z bok�w, dzi�ki wielkim przesuwanym drzwiom,
by� szeroko otwarty na rzek� i przed�u�ony drewnianym tarasem. Ten
ostatni, ma�e arcydzie�o na palach, idealne miejsce na �niadanie i na
sp�dzenie wieczoru, znajdowa� si� bezpo�rednio nad wodami rzeki, nad
zatoczk� utworzon� przez p�wysep i nad nasz� przystani�. Od strony l�du
wielka tablica zielonymi literami na bia�ym tle og�asza�a: Powszechna
Faktoria Handlowa.
Wewn�trz, opr�cz pooddzielanych przepierzeniami pokoi, znajdowa�o si�
obszerne pomieszczenie s�u��ce zarazem jako salon, prywatna tawerna, sklep
i sk�ad towar�w. Worki ziarna i sprz�t niezb�dny w buszu s�siadowa�y tu z
czterema ogromnymi wiktoria�skimi fotelami, przywiezionymi z miasta
pirog�, z przedmiotami sztuki wudu, kt�rych nie chcieli�my sprzeda�, z
puszkami konserw, butelkami i broni�. Pomimo szyldu i sporego zapasu
towar�w Powszechna Faktoria Handlowa nie by�a prawdziwym sklepem. Nazw� t�
nadali�my naszej siedzibie raczej dla zabawy, z przymru�eniem oka
nawi�zuj�c do wielkiej tradycji kolonialnej. Doskonale pasowa�a do
wspania�ego otoczenia w sercu Afryki, w kt�rym zamieszkali�my.
Kiedy zaczyna si� ta historia, czyli kiedy przyszed� rzuci� nam swoje
wyzwanie s�o�, jej pi�ciu bohater�w od o�miu miesi�cy mieszka�o w
zawieszonej nad rzek� faktorii.
Cz�sto m�wi�o si� o nas, �e jeste�my nienormalni. Dlatego, by unikn��
wszelkich nieporozumie�, lepiej b�dzie, je�li na samym wst�pie naszkicuj�
portret naszego dzielnego zespo�u.
Najpierw, uznaj�c przywilej wieku, b�d� m�wi� o Paulo. Stary Paulo, czy
te�, jak sam o sobie m�wi: "Zgni�y Paulo". Kiedy chce si� kogo�
przedstawi�, zaczyna si� zwykle od podania wieku, lecz w jego przypadku
jest to niemo�liwe do spe�nienia. Kiedy go spotka�em, by� ju� stary, a nie
dzia�o si� to wczoraj. Wygl�da� w�wczas dok�adnie tak samo: ma�y facecik z
okr�g�ym brzuszkiem swobodnie wysuni�tym do przodu, stopy mocno osadzone
na ziemi, nogi rozstawione, te same d�ugie w�osy tak samo lekko siwiej�ce,
te same wielkie, jasne i ruchome oczy, b�yszcz�ce inteligencj�.
Na przestrzeni lat tylko zmarszczki i �lady po licznych prze�yciach sta�y
si� wyra�niejsze: wielkie worki pod oczami - wspomnienie po tylu
przyjemno�ciach czerpanych bez opami�tania; dwie g��bokie pionowe bruzdy
przy ustach, zarysowane niezliczonymi wybuchami �miechu i chwilami
zaci�to�ci; promieniste zmarszczki przy k�cikach oczu, kt�re wielekro�
mru�y� na widok tylu zadziwiaj�cych krajobraz�w. Podbr�dek zawsze
wysuni�ty do przodu, sokoli nos, niekiedy niebezpieczne b�yski w oczach,
oto nasz cz�owiek.
Poza tym by� jowialny i przesadny w zachowaniu, lubi� g�o�no wypowiada�
si� soczystym j�zykiem, jako nieodrodny "syn Prowansji", gdy� Paulo
urodzi� si� w marsylskiej dzielnicy Vieux-Port i pozostawa� marsylczykiem
a� po ko�ce swoich lakierowanych mokasyn�w, cho� rodzinne miasto opu�ci�
pod naciskiem pilnej potrzeby natury karno-prawnej ca�e wieki wcze�niej,
kiedy mia� pi�tna�cie lat. Pod wieloma wzgl�dami jego charakter odpowiada�
jego pseudonimowi. "Zgni�y Paulo" nie szanowa� niczego i nikogo opr�cz
mnie.
- Mam wszystkie zalety. Ma�y - mawia�. - Lubi� u�ywa�, jestem fa�szywy,
podst�pny, zak�amany i przekupny. Mam szcz�liw� r�k�, Ma�y! Wszystko, co
trzeba, �eby podbi� �wiat i prowadzi� wspania�e �ycie!
Ale ja zna�em go dobrze i wiedzia�em, �e posiada ogromne zalety, kt�rymi
mniej si� chwali�, a w szczeg�lno�ci wielkie serce, wcale nie takie
zgni�e. Mia�em dobrych trzydzie�ci lat mniej od niego. I mimo tej r�nicy
wieku nasza przyja�� by�a g��bokim uczuciem, utkanym ze �miechu, ze
wspomnie� o wsp�lnie podejmowanym ryzyku, ze wzajemnego wielkiego szacunku
i z ca�kowitej uczciwo�ci. Za ka�dym razem, kiedy los gdzie� nas ze sob�
styka�, a zdarza�o si� to cz�sto, rozpoczyna�a si� nowa przygoda. Dla mnie
jego obecno��, kiedy co� si� dzia�o, stanowi�a dodatkow� przyjemno��. On
odczuwa� to samo.
Nasz� cech� wsp�ln� by�o samo rozumienie wolno�ci, wolno�ci ca�kowitej,
bez �adnych ust�pstw i niezale�nie od ceny. Podobnie jak ja by�
indywidualist�. Obaj zawsze �yli�my poza normami, �eby nie powiedzie�, �e
je zwalczali�my.
Poszukiwanie wolno�ci i przygody? G��d sensacji? Pragnienie, by �y�.
intensywniej i zakosztowa� jak najwi�cej dozna� dost�pnych cz�owiekowi?
Trudno okre�li� co to jest przygoda i jakie s� powody, kt�re sk�aniaj�
kogo� do wyboru takiego �ycia. To odr�bny �wiat, a jego zasady i losy
r�ni� go od wszelkich innych spo�eczno�ci. To plemi� specjalnej rasy
ludzi, pirat�w, u�omnych, rycerzy, wielkich marzycieli, kt�rzy stosuj� si�
do w�asnych, odmiennych zasad. Je�li w j�zyku potocznym "awanturnik"
okre�la si� osob� niemoraln�, to wiedzcie, �e Paulo i ja jeste�my dumni
mog�c odnie�� je do siebie.
***
Za du�o czasu zaj�oby opowiadanie, czym by�o �ycie z Paulo; nasze liczne
rajdy przez kontynenty, nasze zwariowane przedsi�wzi�cia, nasze liczne
sukcesy, nasze nag�e bankructwa, nasze walki i nasze wojny.
Wiedzcie jedynie, �e w Afryce byli�my od trzech lat. Dla Paula, jak
mawia�, by�a to jego "pi�ta kampania w�r�d czarnych". Dla mnie - dopiero
trzecia. Seria klasycznych dzia�a� w wielkim stylu: przemyt, sie� dyskotek
- a w nich odpowiednia atmosfera - wszelkiego rodzaju oszustwa... Dwa
najbardziej udane to najpierw partyzantka w jednym z kraj�w Po�udnia, do
kt�rej chcia�em, by�my przystali, by walczy� o nasze demokratyczne idea�y.
Te ostatnie przybra�y posta� fasoli na ka�dy posi�ek i kuba�skich
doradc�w, schlanych i �mierdz�cych, o poczuciu humoru r�wnie ci�kim co
ich buty. Jak nale�a�o si� tego spodziewa�, Paulo ukrad� kas�. Z czystej i
bezinteresownej przyja�ni przeszed�em wraz z nim do obozu wroga i wszystko
zako�czy�o si� po kilku miesi�cach podczas wspania�ej ucieczki w kierunku
granicy. By�a te� afera diamentowa w Zairze. Za�o�yli�my bowiem
International Diamond Mining Investigations and Investments Company,
kwitn�ce przedsi�biorstwo, kt�re wzbudzi�o zbyt wiele zazdro�ci i
zako�czy�o si� fatalnie po paru miesi�cach luksusu i powszechnego
szacunku.
Wsch�d, zach�d, po�udnie, tempo naszych dzia�a�, a zw�aszcza naszych
ucieczek, drastycznie zmniejszy�o liczb� kraj�w gotowych udzieli� nam
go�ciny. Wsz�dzie spaleni przynajmniej na dziesi�ciolecie, znale�li�my
schronienie w tym spokojnym Kongu Brazzaville. Po dw�ch niespokojnych
latach pragn�li�my paru miesi�cy wakacji.
Kt�rego� dnia w gablocie hallu mi�dzynarodowego hotelu zobaczy�em rze�by i
jakie� obrzydliwe przedmioty z ko�ci s�oniowej. Dokonali�my szybkiego
przeliczenia ceny za kilogram, spodoba�a si� nam, wi�c kupili�my bro� i
rozpocz�li�my polowania na s�onie! O, nie pracowali�my zbyt wiele.
Okoliczne s�onie by�y starymi samotnikami, wygnanymi ze stada, i pojawia�y
si� bardzo rzadko. Ponadto cena sprzeda�y ko�ci s�oniowej zapewnia�a nam
ca�kowicie zaspokojenie naszych potrzeb, a w tym czasie niczego wi�cej nie
pragn�li�my. �ycie p�yn�o spokojnie, przerywane my�liwskimi wyprawami,
wypadami do stolicy, bez specjalnych wydarze�. Nikt si� nas nie czepia�.
Okolica, pe�na bagien, nieprzebytych las�w i stref niebywale bujnej
ro�linno�ci, nie interesowa�a nikogo.
Mieli�my doskona�e stosunki z naszymi s�siadami z plemienia Kuju, kt�rzy
bez trudno�ci pogodzili si� z nasz� obecno�ci� i wydatnie pomogli w
zagospodarowaniu si�. W rewan�u robili�my wszystko, by nasz pobyt by� dla
nich jak najbardziej korzystny. Zainwestowali�my wi�c w materia�y szkolne,
skierowali�my ich prace rolne na ro�liny bardziej poszukiwane na rynku
miejskim, zorganizowali�my system sp�dzielczy w zakresie sk�adowania i
dostaw ziarna, a tak�e zbudowali�my kilka ma�ych domk�w, teraz
zniszczonych, jak na przyk�ad ambulatorium wyposa�one we wszystko, co
niezb�dne do udzielenia pierwszej pomocy. Ludzie Kuju byli jedynymi
klientami naszej faktorii. Mieli naturalnie nieograniczony kredyt. Jednak
pomimo naszych nalega� korzystali z niego w bardzo niewielkim stopniu.
***
Montaignes wyl�dowa� w tym otoczeniu przed o�miu miesi�cami, co by�o
oczywistym przyk�adem logicznej aberracji, jak� on sam stanowi�. Kt�rego�
wieczoru zobaczyli�my, jak nadp�ywa przegni�a piroga, obci��ona na dziobie
trzema starymi podr�nymi kuframi. M�ody cz�owiek o twarzy dobrze
wychowanego nastolatka wios�owa�, zwr�cony plecami do przodu, ubrany w
zbyt obszerny lniany garnitur, z okularami na czubku nosa. Niezdarnie
dobi� do przystani, ale doprawdy nie mia� wyboru: jeszcze par� metr�w i
jego prze�adowana na dziobie i dziurawa skorupa znikn�aby definitywnie z
powierzchni wody. Nast�pnie do��czy� do nas, siedz�cych na tarasie,
poprawi� okulary, by popatrze� na nas uprzejmie, i rzek�:
- Mi�o mi pan�w pozna�, nazywam si� Montaignes. Czy prowadzicie tu hotel
albo co� w tym rodzaju?
Paulo d�ugo mordowa� go wzrokiem. Zapewne oryginalno�� tego m�odego
cz�owieka sprawi�a, �e tego dnia nie zosta� zmuszony do natychmiastowej
k�pieli w rzece.
- Czy wygl�damy na ober�yst�w? My�lisz, �e przyjechali�my tutaj, by
prowadzi� bistro?
- W takim razie...
- Siadaj - przerwa� mu Paulo. - Wypijesz przecie� pastis. Pora na
aperitif!
***
Montaignes zosta� na noc, potem na kilka dni. Po trzech tygodniach, cho�
nikt w�a�ciwie nie wiedzia� dlaczego, nale�a� ju� do otoczenia. By� bardzo
sympatyczny, zawsze got�w do rozmowy, i zawsze zadziwia� nas rozleg�o�ci�
i r�norodno�ci� swej wiedzy. Umia� opowiada� nie staj�c si� nudnym, a
jego wychowanie, najwyra�niej doskona�e, w naturalny spos�b sprawia�o, �e
nigdy nie przeszkadza�, nie narzuca� si� i nie nudzi�.
By� poza tym niezdarny, nie mia� wyczucia przestrzeni i by� roztargniony
jak trzydziestu doktor�w Schweitzer�w, tote� jego nieuleczalne
ba�aganiarstwo poma�u rozprzestrzenia�o si� na ca�� faktori�.
Mia� ze sob� mn�stwo ksi��ek. By�y grube, wielkie, w twardych ok�adkach.
Jakie� traktaty pe�ne liczb. Inne z pi�knymi ilustracjami
przedstawiaj�cymi ro�liny i owady. Owady! Mia� ich imponuj�ce ilo�ci,
przyszpilone do deseczek i plastikowych podk�adek, ka�dy ze swoj�
etykietk�, nazw� po �acinie i jakimi� skr�tami, z kt�rych nic nie
kapowa�em. By�y te� marynarski sekstans, chemiczne prob�wki, ludzka
czaszka, nazwana imieniem Artur, zadziwiaj�co kompletna. By�y mapy,
pr�bki, jakie� zmajstrowane przedmioty, a wszystko porozrzucane po pokoju
odpowiednio do przypadkowych pomys��w i natchnienia w�a�ciciela...
Nie wiedzieli�my i nigdy nie dowiedzieli�my si�, sk�d pochodzi�. Nie
zadawali�my mu pyta�. Nie le�a�o to w naszej naturze. Jaki konflikt,
dramat, tragedia zmusi�y go do wyjazdu? Jaki ogromny zaw�d mi�osny pchn��
tego m�odego naukowca, by wsiad� do dziurawej pirogi i bez �adnej nadziei
pop�yn�� z pr�dem rzeki Kongo? Tajemnica by�a ca�kowita, ale Paulo i ja
wyczuwali�my u Montaignes'a jak�� przepa�� dziel�c� go od �wiata, przepa��
inn� od naszej, lecz r�wnie g��bok�. To w�a�nie zapewne w du�ej mierze
u�atwi�o jego wej�cie do naszego prywatnego �wiata, zwykle tak
pieczo�owicie chronionego.
***
Opis Powszechnej Faktorii Handlowej by�by niepe�ny, gdybym nie wspomnia� o
Ma�ej. By�a to Murzynka, nastolatka, �yj�ca razem z nami. Znale�li�my j� w
spos�b tak dziwaczny, jak to tylko mo�liwe, niespe�na rok wcze�niej.
Wyprawy my�liwskie zabiera�y nam niewiele czasu, nie d�u�ej jak dwa
tygodnie, i to niecz�sto. Liczne nasze wypady mia�y inny handlowy cel,
przynosz�cy wi�cej korzy�ci ni� ko�� s�oniowa, i kosztem mniejszego
wysi�ku. Mieli�my w stolicy kontakty z kilkoma grupami skupiaj�cymi wyroby
sztuki wudu, zainteresowanymi statuetkami i rze�bami, po kt�re
wyprawiali�my si� do najodleglejszych wiosek, by tam targowa� si� o
zupe�nie nieprawdopodobne ceny, a nast�pnie sprzedawa� nasze �upy za
niebotyczne kwoty. W trakcie jednej z takich wypraw dotarli�my bardzo
daleko na p�noc, do wsi po�o�onej w pobli�u granicy z Republik�
�rodkowoafryka�sk�. Tu zwr�cili�my uwag� na Ma��, kt�ra ignorowa�a nas.
Na pierwszy rzut oka wzi�li�my j� za bia��, tak jasn� mia�a sk�r�.
Przyjrzeli�my si� jej bli�ej, mimo jej w�ciek�ego wzroku, i prawda wysz�a
na jaw. By�a Murzynk� o bia�ej sk�rze. Mia�a afryka�skie rysy, ruchy,
w�osy i zachowanie. Tylko jej sk�ra mia�a ten dziwny �r�dziemnomorski
odcie�. By�a Mulatk� lub c�rk� Mulata, mia�a jedn� czwart� bia�ej krwi:
wnuczka kolonisty, kt�ry zaspokoi� swoje ��dze ze s�u��c�, albo zakonnicy,
kt�ra nie wytrzyma�a podczas pe�ni ksi�yca, to ju� na zawsze pozostanie
tajemnic�.
Naczelnik wioski, kt�ry sprzedawa� nam w�a�nie zestaw drewnianych
pos��k�w, zaproponowa�, by do��czy� j� do towaru i wliczy� w cen�. Jak
zrozumieli�my, dziewczynka nie by�a akceptowana przez inne dzieci, a jej
trudny charakter by� przyczyn� ci�g�ych sprzeczek i ba�aganu przez okr�g�y
dzie�. Kupili�my wi�c Ma�� i wyruszy�a wraz z nami w drog� do faktorii.
Przypominam j� sobie z tego okresu jako niezbyt uprzejm� dziewczynk�, z
twarz� wiecznie wykrzywion� grymasem, zbyt du�� na sw�j wiek, wyro�ni�t�,
z odstaj�c� pup�, zbyt prostymi nogami i stopami nieproporcjonalnymi do
wzrostu.
Potrzebowa�a sporo czasu, by si� przyzwyczai�, i przesz�a wiele kryzys�w i
okres�w zamkni�cia w sobie. P�niej poma�u zda�a sobie spraw�, �e jeste�my
sympatyczni, �e wyg�upiamy si� jak dzieci, �e �ycie z nami jest wygodne i
�e j� lubimy. Uspokoi�a si� wi�c i zacz�a si� stara�, by by� u�yteczn�. W
ci�gu kilku miesi�cy, pod kierunkiem Paula, kt�ry j� sobie upodoba�, sta�a
si� kompetentn� kuchark� i dost�pi�a zaszczytu ponoszenia pe�nej
odpowiedzialno�ci za nasz st�. Nauczy�a si� j�zyka Kuju z niebywa��
szybko�ci�, podobnie jak gotowania ulubionych da� Paula, i potrafi�a nawet
powiedzie� par� s��w �aman� francuszczyzn�.
Do pomocy da�em jej ma�ego Kuju, kt�ry, cho� nikt go o nic nie prosi�,
przyszed� i zamieszka� u nas. Nazywa� si� Octave, dla Paula i przyjaci� -
Tatave. By� miejscowym przyg�upem. Jako taki nie by� wprawdzie wyp�dzony z
wioski, ale �y� poza spo�eczno�ci�. W przeciwie�stwie do innych Kuju by�
ma�y i bardzo gruby. Po�rodku jego okr�g�ej mak�wki, na kt�rej czubku
ros�o troch� kr�ciutkich k�dzierzawych w�os�w, b�yszcza�o dwoje wielkich
wiecznie zdziwionych oczu. By� leniwy, nawet flegmatyczny, i ca�� swoj�
energi� po�wi�ca� na wyszukiwanie po�ywienia i jego prze�uwanie. Tatave
by� w naszej faktorii uosobieniem dobrego humoru. Wystarczy�o, �e si�
pojawi�, nadzwyczaj powolny, z ogromnym brzuchem wypi�tym do przodu, z
nieod��cznym u�miechem na ustach, by ka�dy mia� ochot� si� �mia�.
Nie wiem, dlaczego ludzie Kuju uznali go za kretyna. Zawsze wydawa� mi si�
raczej sprytny, a jego zachowanie sensowne. Ma�a nie pozwala�a mu
wymigiwa� si� od roboty i przez ca�y dzie� wiesza�a na nim psy. Trzeba
przyzna�, �e jego specjalno�ci� by�o sypianie w naszych hamakach lub w
fotelu. Kiedy kto� siada� na nim przez nieuwag�, otrz�sa� si� w milczeniu,
schodzi� bez po�piechu i wyrusza� na poszukiwanie nowego legowiska,
przejawiaj�c najwy�sz� oboj�tno��. Kr�tko m�wi�c, podobnie jak wszyscy
pozostali w tym hangarze nad wod�, Tatave by� cz�owiekiem dosy�
niecodziennym.
W Afryce tragedie zapominane s� r�wnie szybko, jak intensywnie by�y
prze�ywane. Nocna zabawa zmy�a wszelkie �lady �a�oby. Jak tu pozostawa� w
napi�ciu wobec ogromu zielonej wody u naszych st�p, wobec odblask�w s�o�ca
na rzece, w przyjemnym jeszcze cieple wczesnego poranka?
W dole pod tarasem, na kt�rym jedli�my �niadanie, pi�ciu ludzi Kuju,
naszych regularnych pracownik�w, oraz dziesi�tka leniwych ch�opc�w
roz�adowywali nasz� pirog�: przenosili worki i skrzynie z towarami
przywiezionymi z Kinszasy i Brazzaville.
- Ale przecie� taki s�oniowy kie� ma jakie� rozmiary - denerwowa� si�
Paulo. - Dobrze widzia�a�? Powiedz no, by� taki jak ten st�, czy wi�kszy?
- Wielki! Wielki! Wi�kszy! - powtarza�a Ma�a wywracaj�c oczami, ubrana
jedynie w r�ow� przepask� zawi�zan� dooko�a bioder.
- On wieeeelki! - krzykn�a rozci�gaj�c r�ce.
- A kie�? Widzia�a� kie�?
Ma�a mia�a gdzie� kie� i ci�ar ko�ci s�oniowej. Potrafi�a my�le� jedynie
o ogromnej przera�aj�cej g�rze, kt�r� zobaczy�a. �eby da� nam jakie�
wyobra�enie, mog�a tylko roz�o�y� maksymalnie r�ce, podnie�� oczy do nieba
i mno�y� przera�one grymasy. Potw�r wielki jak dom. A mo�e wi�kszy!
- Taaaak! Wielki! Ja ba� si�, biec szybko, szybko. Bebe biec. Te� ba� si�.
Bebe, jej ma�y piesek, by� ma�ym kundlem o ��tej sier�ci, kt�ry wsz�dzie
za ni� �azi� z min� winowajcy. Podskakiwa� wok� swojej pani, robi�c
wra�enie jeszcze bardziej przera�onego ni� ona, kt�ra teraz tupa�a z
podniesionymi obiema r�kami. Trudno by�o nie widzie� jej ma�ych,
spiczastych piersi o �adnym okr�g�ym kszta�cie i j�drnym wygl�dzie,
kt�rymi w ten spos�b potrz�sa�a przed naszym nosem.
Ma�a robi�a si� �adna.
- Do�� ju� tego - warkn�� Paulo. - Schowaj swoje cycki, nie pokazuj ich
tak! Nie, �eby by�y brzydkie, ale mogliby�my...
Wyci�gn�� nieznacznie r�k� w kierunku jednego ze wzg�rk�w, �eby go
uszczypn��. Ma�a oburzona uskoczy�a w ty� i naturalnie zacz�a wrzeszcze�
i podskakiwa� jeszcze bardziej.
- No, moja �liczna... ju� dobrze, ju�... Spokojnie, moja pi�kna...
- Ty niedobry! Ty, stary niedobry! Nie�adny!
Paulo pospiesznie znikn��, by po chwili wr�ci� z paczk� prezent�w dla
Ma�ej. Podczas naszego wypadu do Kinszasy i Brazzaville, �eby za�atwi�
interesy, zakupy i zafundowa� sobie porz�dn� k�piel w nowoczesno�ci,
pomy�leli�my oczywi�cie i o tym, �eby przywie�� jej par� drobiazg�w.
Paulo wyci�gn�� d�ug� bawe�nian� jaskrawozielon� koszulk� z nadrukiem w
postaci kaczora Donalda, wielk� spink� do w�os�w i plastikow� bransoletk�
w tym samym odblaskowym zielonym kolorze.
- No, lepiej to w��, bo ju� nas denerwujesz!
Ma�a zastyg�a bez ruchu. �liczny radosny u�miech rozja�ni� jej twarz.
Popatrzy�a na nas po kolei b�yszcz�cymi z zadowolenia oczami i burkn�a:
- Zgoda. Ja za�o�y� koszulka.
- Oczywi�cie, malutka. Jak si� jest panienk�, nie lata si� z piersiami na
wierzchu; to dobre dla dzieci, nie dla m�odych dziewcz�t!
***
Wszyscy starali�my si� wpoi� Ma�ej podstawowe zasady przyzwoito�ci. W
ci�gu paru miesi�cy ma�a niezgrabna dziewczynka przemieni�a si� w du��
nastolatk�, a p�niej, w ci�ga ostatnich tygodni, w urodziw� roze�mian�
dziewczyn� i musz� przyzna�, o ca�kiem pon�tnych kszta�tach.
Nie wiedzia�em, czy jest to niemoralne, jak mawia� Paulo, kt�ry nigdy nie
wydawa� mi si� mistrzem, je�li chodzi o dziewczyny. By�o jednak pewne, �e
obecno�� wspomnianych wdzi�k�w powodowa�a zaburzenia w naszym m�skim
towarzystwie w spos�b ca�kiem naturalny. Ma�a protegowana czy nie, m�odsza
siostrzyczka czy nie, kiedy co� jest �adne, to si� na to patrzy. A Ma�a,
ta spryciara, szybko zda�a sobie z tego spraw�. Wystarczy�o pe�ne podziwu
gwizdni�cie, tak w �artach, i par� komplement�w, by zrozumia�a, �e
wszystkie te kr�g�o�ci by�y powodem nowego rodzaju wzgl�d�w.
Zachwycona wiedz� o swojej atrakcyjno�ci, b�d�c woln� dziewczyn�,
odkrywa�a teraz przyjemno��, jak� daje prezentowanie swojej urody.
Niekt�re z jej prowokacji, ca�kiem dziecinnych, wprawia�y nas czasami w
zak�opotanie. Oczywi�cie wszystko to odbywa�o si� bez �adnych brudnych
my�li.
Wydaje mi si�, �e wola�a mnie od innych, chyba �e za du�o sobie
wyobra�a�em. Przy stole zawsze k�ad�a na m�j talerz podw�jn� porcj�. By�
mo�e po prostu oblicza�a przypadaj�c� na mnie racj� odpowiednio do moich
poka�nych gabaryt�w. Wielokrotnie m�wi�a mi:
- Ja by� twoja �ona, Elias.
- Ale to niemo�liwe. Jeste� za m�oda. Europejskie dziewczyny wychodz� za
m�� p�niej, wiesz. Jak s� du�e...
- Kiedy ja by� du�a, ja twoja �ona, Elias.
Ale jako �e przysi�g�a to samo Montaignes'owi, kt�ry zaraz mi si�
pochwali�, nie mia�em zbytnich z�udze� co do moich zar�czyn.
�niadanie przeci�ga�o si�; upa� szybko ogarnia� taras. Tematem rozmowy by�
naturalnie M'Bumba.
***
W j�zyku Kuju M'Bumba znaczy duch. Imi� M'Bumba mog�o zosta� nadane wielu
zwierz�tom lub innym rzeczom w buszu. Znaczy�o to dok�adnie: "to, czym
rz�dzi z�y duch".
Ten M'Bumba by� starym, samotnym s�oniem, bez jednego k�a, podst�pnym i
olbrzymim. W okolicy by� ju� legend�; okaleczony M'Bumba, kulawy
M'Bumba... terroryzowa� pobliskie rejony ju� od czterech lat. Zapewne
zosta� wyp�dzony ze swojego stada. Takie stare samce, oszala�e z powodu
potwornych b�l�w z�b�w, trac� kontrol� nad sob� i w ko�cu szar�uj� na
wszystko, co si� rusza, nawet na w�asnych pobratymc�w. Ten, wyp�dzony ze
stada, schroni� si� tutaj. Samotnicze �ycie nie wp�ywa dobrze na stare
s�onie. Gorzkniej�, dostaj� atak�w sza�u, wpadaj� w potworn� i
niszczycielsk� w�ciek�o��. M'Bumba, stary kaleka, mia� ju� na swoim koncie
ogromne po�acie lasu, plantacje, a nawet wioski takie jak nasza. Jego
w�ciek�e dalekie porykiwania sp�dza�y ludziom sen z powiek.
Okaleczenie przyczyni�o si� jeszcze, o ile. by�o to mo�liwe, do
ugruntowania jego s�awy. Lewy kie� mia� skr�cony do jednej trzeciej i, jak
powiadali, wyostrzony jak szpad�. Miejscowi bali si� go jak ognia.
Przypisywali mu z�owrogie zamiary i lisi� przebieg�o��. Jak to ma miejsce
w przypadku wszystkich pi�knych legend, najwyra�niej sporo zmy�lali.
Szybko podj�li�my w tej sprawie decyzj�. Co te� sobie wyobra�a�o to
zwierz�? �e mog�o bezkarnie wprowadza� burdel na naszym terenie? Nie.
Zaatakowa�o nas. Wi�cej: sprowokowa�o. Jak najszybciej wi�c wyruszymy na
jego poszukiwanie, znajdziemy je i zastrzelimy, jak wymaga�a tego logika.
***
Mieli�my przed sob� dwa dni. Tak d�ugo bowiem mia�a jeszcze trwa� pe�nia i
trzeba by�o uszanowa� ten okres, w ca�ej przyrodzie po�wi�cony mi�o�ci,
podczas kt�rego zar�wno w�r�d ludzi, jak i zwierz�t nikt na nikogo nie
poluje.
Paulo, w samym podkoszulku, w s�omianym kapeluszu na g�owie dla os�ony
przed s�o�cem, ze szklank� Ricarda mocno rozcie�czonego wod� z lodem,
podnieca� si� przy swoim kalkulatorku. Silnymi uderzeniami wskazuj�cego
palca wali� w klawisze mamrocz�c:
- Wyobra�asz sobie? Taki kie�!
Montaignes dostarczy� mu, odpowiednio do wymierzonego odcisku nogi i na
podstawie uczonych oblicze�, orientacyjne wymiary s�onia. Paulo z tych
danych szacowa� d�ugo�� k�a, a zatem i jego wag�, kt�r� szybko pomno�y�
przez odpowiedni� liczb� dolar�w. Patrz�c na wynik nie m�g� powstrzyma�
okrzyk�w podniecenia.
- O, w mord�! Wyobra�asz sobie taki szmal? Co� ci powiem, nawet je�eli ten
cholerny s�o� ma tylko jeden taki z�bek, to zarobimy na nim kup� forsy!
Ludzie Kuju m�wili, �e M'Bumba oddali� si� na p�nocny zach�d, tam gdzie
zwykle przebywa�, w rejon prawie nieprzebytych g�stych las�w, do kt�rego
nigdy si� nie wyprawiali�my. �eby si� tam dosta�, trzeba by�o p�yn�� w
g�r� rzeki Sangha, kt�ra wpada�a do Konga o par�set metr�w przed nasz�
faktori�.
- H�! H�! - za�mia� si� Paulo. - Od dawna ju� korci mnie, by si� tam
wybra�. Podobno jest tam ostro. Nikt tam nie chodzi. Wcale bym si� nie
zdziwi�, gdyby w�a�nie tam znajdowa�o si� cmentarzysko... Oj, cicho b�d�,
Elias! Wiem, co masz do powiedzenia...
Paulo marzy� o znalezieniu cmentarzyska s�oni, zawieraj�cego bajeczn�
fortun� w postaci ko�ci s�oniowej, gdzie wystarczy�o tylko si� schyli� i
zbiera�. Legenda o takim miejscu kr��y�a po okolicy - jak wsz�dzie tam,
gdzie �yj� s�onie - i Paulo wbi� sobie do g�owy, �e by� tym wybra�cem,
kt�ry je znajdzie. Bywa�y wieczory, w kt�re po za�artych dyskusjach
widzieli�my to cmentarzysko w marzeniach. Najbardziej podatny na sugesti�
by� Paulo. Montaignes, rozdarty pomi�dzy nauk� i pi�knymi zwidami, nie
wypowiada� si�. Ja osobi�cie nie wierzy�em w to, ale sama legenda podoba�a
mi si�. Je�li chodzi o polowania na s�onie, takie odkrycie stanowi�oby
nasz� najwspanialsz� przygod�. Ale nigdy nie uda�o si� nam znale�� niczego
istotnego. Raz natkn�li�my si� na szkielet, kt�ry dostarczy� nam dw�ch
poka�nych rozmiar�w k��w, ale by�o to dalekie od marze�, jakie snuli�my
podczas wsp�lnie sp�dzanych wieczor�w.
Cmentarzysko, tajemnicza Afryka, najodleglejsze zak�tki d�ungli... By�aby
to fenomenalna przygoda.
***
Montaignes, coraz bardziej zdenerwowany, pali� papierosa za papierosem,
wpatrywa� si� w przestrze�, wraca� do nas i drepta� w miejscu, co
oznacza�o g��bokie zamy�lenie. Przygl�da�em mu si�. W takim stanie �atwo
m�g� po�lizn�� si� i wpa�� do wody albo B�g wie co jeszcze! W jego oczach
zn�w pojawi�a si� iskierka humoru, a zatem dobre samopoczucie wraca�o
galopem.
Trzeba powiedzie�, �e z ca�ej naszej tr�jki Montaignes najbole�niej
prze�y� atak M'Bumby. Straci� przez niego wszystkie swoje "plantacje
eksperymentalne", jak je nazywa�: obszerny teren starannie zaplanowany i
nawodniony kosztem kilkumiesi�cznych wysi�k�w, na kt�rym pr�by uprawiania
warzyw zaczyna�y przynosi� dobre rezultaty. Podobny los spotka� wzniesione
w przyp�ywie szybko zapomnianej szczodrobliwo�ci ambulatorium, o kt�re
Montaignes dba� i kt�re rozbudowa�. Praktycznie wszystko, co stworzy� dla
ludzi Kuju, zosta�o zmiecione z powierzchni ziemi.
Z pewno�ci� podnosi�a go na duchu my�l o zem�cie. Dowodzi�o to, �e mo�na
by� humanistycznym intelektualist� i mimo wszystko odczuwa� przyp�yw
agresji. My�l o podj�ciu wyprawy dla zabicia M'Bumby najwyra�niej
sprawia�a mu przyjemno��.
- To gdzie� w stron� jeziora! - powiedzia� nagle. - Na p�nocny wsch�d, w
kierunku jeziora!
- Jeziora?
Montaignes znikn��, by pojawi� si� chwil� p�niej, ob�adowany wszystkimi
swoimi zwojami map roz�o�onymi w wachlarz. Dwa upu�ci� na ziemi�, trzy na
st�, zacz�� je rozwija�, wyg�adza�, przesuwaj�c wszystkie naczynia.
- Tatave, pom� mi, do jasnej cholery!
Wskaza� palcem na �rodek ogromnej zielonej plamy.
- To tu! Jezioro Tebe, zwane tak�e Jeziorem Dinozaur�w! Podeszli�my
bli�ej. Zwykle w naszych podr�ach rzadko pos�ugujemy si� mapami. To
Montaignes pokaza� nam po raz pierwszy, gdzie znajduje si� faktoria, tote�
�ywili�my pewien szacunek dla jego wiedzy. A zreszt� w og�le wiadomo�ci,
jakie mia� ten ch�opak, by�y interesuj�ce.
Ujrza�em b��itny kr�g, odpowiadaj�cy w rzeczywisto�ci jakim� dw�m
kilometrom �rednicy, zagubiony po�r�d wielu setek kilometr�w kwadratowych
dziewiczego lasu, oznaczonego jasn� zieleni�. Tatave siedzia� jak ma�pka,
z policzkiem przyklejonym do mapy, i usi�owa� czyta� okropnie zezuj�c.
Montaignes z trudem odsun�� jego g�ow� i rozwin�� drug� map�, bia�ego
koloru, wyra�nie wcze�niejsz�.
- Popatrzcie, nie jest nawet prawid�owo wyrysowane na sztab�wce. Dopiero
na zdj�ciu satelitarnym wida� je wyra�nie.
- A dinozaury?
- Legenda zrodzi�a si� na pocz�tku wieku, w czasie ekspedycji prowadzonej
przez wariata Anglika, kt�ry by� pewien, �e znajdzie tam co� w rodzaju
zaginionego kontynentu, z wielkimi �yj�cymi gadami. Wszyscy znikn�li bez
�ladu.
- O rany...
- To nie wszystko! W tysi�c dziewi��set siedemdziesi�tym pi�tym francuska
ekspedycja naukowa, z�o�ona z biolog�w i przyrodnik�w, wyruszy�a w stron�
jeziora, aby zbada� jego brzegi. W g�stej d�ungli mo�na spotka� setki ma�o
znanych gatunk�w i podgatunk�w owad�w i ro�lin...
- I co?
Montaignes u�miechn�� si� ironicznie.
- Dali nog�. Tysi�ce najr�niejszych trudno�ci, chor�b. Jeden chyba nawet
umar�. Zawr�cili, nim zdo�ali dotrze� nad brzeg jeziora.
Zaczyna�em lepiej rozumie�. Montaignes chcia� zosta� pierwszym botanikiem
- czy co� w tym rodzaju - kt�ry zbada Jezioro Dinozaur�w. Nie�le
zaczynali�my, je�li wzi�� pod uwag� przekl�tego s�onia, cmentarzysko i
tajemnicze jezioro.
Mnie osobi�cie ca�kiem podoba�a si� my�l o tropieniu tego zwierz�cia,
podej�ciu go, wpakowaniu mu opancerzonej kuli w �rodek czaszki i ujrzeniu,
jak ta ogromna masa wali si� przede mn� na ziemi�.
Natychmiast po zachodzie s�o�ca rozpocz�� si� koncert tam-tam�w, o
podniecaj�cych szybkich rytmach, i wiedzieli�my, �e potrwa ca�� noc: ju�
trzeci wiecz�r ludzie Kuju �wi�towali, by uczci� pami�� zmar�ych i da�
wyraz swojej �a�obie. T�umaczy�o to zreszt� stan ot�pienia, jaki ogarnia�
ich w ci�gu dnia. W innych okoliczno�ciach pija�stwo trwa�oby tylko jedn�
noc, ale fakt, �e w�r�d ofiar znalaz� si� brat wodza, spowodowa�
przed�u�enie uroczysto�ci. Walili wi�c zawzi�cie w te swoje opr�nione
pnie drzew, wydobywaj�c z nich gro�ne d�wi�ki, jedne niskie i g�uche, inne
wysokie jak ludzki krzyk.
W dodatku owe trzy noce zbieg�y si� z tradycyjnym comiesi�cznym
�wi�towaniem pe�ni ksi�yca, kt�ry wzeszed� par� godzin p�niej, ogromny i
bia�y, kiedy we wszystkich zak�tkach zdewastowanej wioski d�ugimi
czerwonymi j�zykami p�on�y ju� pochodnie.
Wydawa�o si�, �e graj�cy na tam-tamach nie zm�cz� si� nigdy. Ju� od wielu
godzin walili w swoje instrumenty, ale kiedy na niebie ukaza�a si� wielka
srebrna tarcza, muzyka jakby sta�a si� g�o�niejsza. Od dawna m�czy�ni,
kobiety i dzieci rzucili si� w wir ta�ca. Wojownicy pomalowali twarze
jaskrawymi farbami, kt�re sami przygotowuj�, z jednej strony na ��to, z
drugiej na czerwono. Wygl�dali jak wypuszczone w nocy demony.
W centralnym punkcie wioski sabatem rz�dzi�a grupka kobiet wymalowanych na
czerwono a� do ramion, z ods�oni�tymi piersiami, w s�omianych sp�dniczkach
wok� bioder. Ca�a wioska sz�a za ich przyk�adem. Nigdzie nie ta�czono tak
frenetycznie, jak w tworzonym przez nie kr�gu, rz�si�cie o�wietlonym
pochodniami. Pochyla�y si�, prostowa�y, czerwone ramiona i po�ladki
wirowa�y, nogi wyrzucane a� do wysoko�ci piersi uderza�y w ziemi� w
przyspieszonym rytmie.
Ludzie Kuju rozgrzali si� w ci�gu pierwszych dw�ch wieczor�w, w
oczekiwaniu na dzisiejszy wybuch temperament�w. Powietrze ci�kie by�o od
opar�w trawki, kt�r� zach�annie wszyscy palili. Dokoume, z kt�rego
zrobione by�y pochodnie, wydziela�o gryz�cy dym o s�odkiej woni, maj�cy
w�asno�ci afrodyzjaku.
Ta�ce przechodzi�y w paroksyzmy. Wszystko stapia�o si� w jedn� mglist�
ca�o��. Odblaski czarnych cia�, diabelskie twarze, rytmiczne ruchy
tancerzy, b�yski sp�dniczek kobiet, pojedynczy tancerze ogarnieci transem.
Co pewien czas rozbrzmiewa�y litanie, podchwytywane i skandowane przez
ca�� wiosk�. Przewija�o si� w nich bezustannie imi� M'Bumby...
Wybrali�my sobie miejsce po�o�one nieco na uboczu, z naszego k�ta
uczestnicz�c w og�lnej �a�obie. Ma�a przysz�a z nami, nios�c sw�j tam-tam
na ramieniu. Ale niebawem do��czy�a do grupy muzyk�w i zaj�a miejsce w
wielkim muzycznym kr�gu. Wali�a z ca�ych si�, najwyra�niej ogarni�ta jak
wszyscy owym �wiadomym szale�stwem, ow� wyzwalaj�c� histeri�, kt�ra
stawa�a si� coraz wyra�niej wyczuwalna i kt�ra nam, bia�ym, udziela�a si�
nadzwyczaj rzadko.
Tatave r�wnie� nas porzuci�, by odda� si� ta�com. Kilka metr�w od nas
podrygiwa�a grupka dzieciak�w, roze�mianych i przyci�ni�tych jedne do
drugich. Najm�odszy nie mia� wi�cej ni� dwa lata. Ko�ysa� si� komicznie,
cz�sto si� wywracaj�c, z wielkim p�pkiem wysuni�tym do przodu.
W�r�d tancerzy kr��y�o ibago. Jest to gatunek kory, kt�ry namoczony w
winie palmowym zwielokrotnia pijackie upojenie, wzmaga eufori� i pobudza
seksualnie. Mieli�my w�asny zapas i efekty powoli dawa�y o sobie zna�,
pokonuj�c nasze minorowe nastroje. M'Bumba zada� dotkliwy cios naszemu
morale. Rozpieprzy� dorobek rocznej pracy, inwestycji i naszej obecno�ci w
tej okolicy.
***
W t�umie rozlega�y si� zwierz�ce wycia. Ibago opanowywa�o umys�y. Ta�ce
traci�y rytm i zamienia�y si� w bez�adn� gestykulacj�, bez zwi�zku z
d�wi�kami b�bn�w, kt�rych odg�osy nabiera�y piekielnej mocy.
Zapach potu wzm�g� si� raptownie i opanowa� ca�� woln� przestrze�, gorzka
wo� chwyta�a za gard�o. By�a silniejsza od woni wszechobecnego dymu,
zwiastowa�a cielesne rozpasanie, by�a woni� pi�ma i mi�osnych wezwa�.
Czu�em, jak ogarnia mnie upojenie. Ku w�asnemu zaskoczeniu g�upawo
szcz�liwi, wybuchali�my wszyscy �miechem. Kobiety odrzuca�y sp�dniczki.
Pary prowokowa�y si� wzajemnie, stoj�c twarz� w twarz. M�czy�ni trzymali
si� prosto, z dumnie wypi�t� szerok� piersi�, posuwaj�c si� skokami, z
wysuni�tym do przodu koronnym argumentem. Kobiety sta�y gotowe do oddania
si�, podaj�c miednic� do przodu, z rozszerzonymi i napi�tymi do granic
mo�liwo�ci udami, a ich biodrami wstrz�sa�y, jakby niezale�ne od nich,
niesamowicie szybkie drgawki.
O kilka krok�w od nas m�ody samiec o ��tej twarzy, z czarn� przepask� na
g�owie, ciska� si� niczym diabe�. Podskakiwa� w pozycji wyprostowanej, z
roz�o�onymi r�kami i nogami, kr�c�c si� wok� w�asnej osi, jakby chcia�
rzuci� wyzwanie wszystkim samicom w wiosce, a g�owa lata�a mu na r�ne
strony w gwa�townych konwulsjach. Dwie m�ode dziewczyny o d�ugich cienkich
mi�niach, nagie i pomalowane najwymy�lniejszymi barwami, odchyla�y si� do
ty�u naprzeciwko niego. G�owami dotyka�y niemal ziemi za swoimi plecami, w
ca�kowitej pogardzie dla zasad r�wnowagi; wydawa�o si�, �e ich stopy
przymocowane s� do pod�o�a. Po�rodku nieba �wieci� ksi�yc.
Teraz pary obejmowa�y si� i biegiem opuszcza�y kr�g �wiat�a, udaj�c si� w
stref� cienia, sk�d wkr�tce zacz�y rozlega� si� okrzyki rozkoszy. By�y to
dono�ne wrzaski, ca�kowicie nieopanowane, rozpasane wo�ania �ycia, kt�re
bardziej jeszcze wzmaga�y podniecenie tancerzy. W �rodku nocy trzy m�ode,
wymalowane i wyzywaj�ce dziewczyny dosiad�y si� do nas.
Afryka�ska noc - upalna i naelektryzowana, kt�r� prze�y� jeszcze mo�na
jedynie w takim oddalonym zak�tku buszu, odci�tym od �wiata.
Naczelnik wioski - nazywali�my go po prostu Wodzem - przyszed� do nas z
wizyt� wczesnym przedpo�udniem. By� to kolos, kt�ry swoje stanowisko
naczelnika zapewne zawdzi�cza� imponuj�cej posturze, b�d�cej w�r�d ludzi
Kuju rzadko�ci�, gdy� wi�kszo�� z nich jest �redniego wzrostu. Trudno
by�oby okre�li� jego wiek, ale go�� musia� by� dosy� stary, je�li wzi��
pod uwag� podziwu godny brzuch i budz�c� szacunek liczb� dzieci.
Mia� na sobie szorty i rozpi�t� nylonow� koszul�, kt�r� zreszt� na�o�y�
wy��cznie z naszego powodu. W�r�d licznych naszyjnik�w i wisiork�w
poczesne miejsce na jego szerokiej piersi zajmowa�y podarowane przez nas
okulary Ray-Bans. Wszed� bez ceregieli, pozostawiaj�c na zewn�trz eskort�:
dw�ch wojownik�w uzbrojonych w �uki.
- I co, Wodzu? - zapyta�em go na powitanie. - Katastrofa?
- Ooo! Niedobrze! Niedobrze! M'Bumba!
Zaledwie usiad�, gdy uwag� jego przyku� radiomagnetofon na stole i zacz��
przy nim manipulowa�. Urz�dzenie to zawsze go fascynowa�o. Jego dzia�anie
zrozumia� prawie od razu. Odwr�ci� kaset�, nacisn�� na przycisk "play" i
s�ysz�c muzyk� za�mia� si� zadowolony.
Wielokrotnie mieli�my okazj� obserwowa�, jak bardzo inteligentny by� ten
facet, ca�kowicie pozbawiony tego wszystkiego, co nazywa si� "kultur�".
By� wielkim my�liwym, s�yn�cym z przebieg�o�ci i znajomo�ci d�ungli, ale
r�wnie� doskona�ym mechanikiem. Silniki Yamaha w naszych pirogach nie
mia�y dla niego tajemnic. Kilkakrotnie uruchamia� je dla nas, podczas gdy
ka�dy prawdziwy mechanik uzna�by, �e nadaj� si� wy��cznie na z�om.
By� bardzo sympatyczny i z w�a�ciw� sobie nieustaj�c� jowialno�ci� pomaga�
nam od pocz�tku naszego pobytu. Nigdy nie mieli�my z nim �adnych
problem�w. Zapewne dostrzega� w�asne korzy�ci tam, gdzie one by�y, i z
materialnego punktu widzenia mia� racj�. Ale �ywi� te� dla nas prawdziw�
sympati� i sprawia�o nam to przyjemno��.
***
Zgodzi� si� napi� troch� any��wki Ricard. Alkohol nie poci�ga� go
zupe�nie, tote� nie mogli�my dzieli� z nim wszystkich skarb�w naszej
piwniczki. Ale z grzeczno�ci zawsze wypija� nieco any��wki, z du�� ilo�ci�
wody. I tak za ka�dym razem Paulo musia� d�ugo nalega�. Dla starego
marsylczyka, pochodz�cego z serca dzielnicy Vieux-Port, urodzonego ze
zwi�zku gracza w kule i sprostytuowanej piosenkarki w pierwszym
dwudziestoleciu naszego wieku, nie mog�o by� powa�nej m�skiej rozmowy bez
kropelki any�kowego aperitifu.
D�ugo dyskutowali�my o napa�ci M'Bumby i nieszcz�ciach, jakie z tego
wynik�y, a� w ko�cu Paulo waln�� si� d�o�mi po udach.
- No dobra. Wodzu, ale to nie wszystko. Damy ci teraz towar, co? Skoro ju�
tu jeste�my...
Jak zawsze przywie�li�my z Kinszasy prezenty dla wioski: bele materia�u,
�wieczki i zapa�ki, aspiryn� i du�e ilo�ci skondensowanego mleka.
Naczelnik ka�dy prezent przyj�� z pe�nym godno�ci uk�onem, po czym dalej
czeka� w milczeniu. Jego wzrok w�drowa� od jednego z nas do drugiego i
W�dz nie potrafi� pohamowa� lekko zaniepokojonego u�miechu. Wszyscy
wiedzieli�my, czego si� spodziewa, i Montaignes pot�gowa� jeszcze jego
niecierpliwo��.
Wreszcie wyci�gn�� z kieszeni pod�u�n� paczuszk� i poda� mu j�.
- Dla ciebie r�wnie� przywie�li�my prezent.
By� to zegarek; ogromny, nierdzewny i wstrz�soodporny. W�dz za�o�y� go na
prawy nadgarstek, przyjrza� mu si�, spojrza� na zegarek Paula, przeni�s�
sw�j na lewy nadgarstek i zadowolony z rezultatu wybuchn�� �miechem.
Uszcz�liwiony zacz�� wykrzykiwa� co� w swoim narzeczu, �ciskaj�c
Montaignes'a swoimi grubymi �apami tak, �e prawie go zadusi�. Kiedy troch�
si� uspokoi�, oznajmi�em mu:
- Wyruszymy na poszukiwanie M'Bumby i zabijemy go.
- Ooo! Niedobrze! Zostawi� M'Bumb�. On przyj��, on odej��... Potem jeszcze
przyj��. Ty nic nie m�c zrobi�.
U�miech i ca�a jego rado�� znikn�y. Wywraca� teraz swoimi ogromnymi
oczami, z niepokojem na twarzy, i potrz�sa� przecz�co g�ow�, poszarza�y ze
strachu.
- Nie, Elias. Ty zostawi� M'Bumb�. M'Bumba, z�y duch!
Wbi� palec w moj� pier�, a nast�pnie w pier� pozosta�ych dw�ch.
- Ty, Elias, nie duch. Ty, nie duch. Ty, Montaignes, nie duch. M'Bumba -
duch. Du�o niebezpiecznie. Du�o �mier�.
- Tak, Wodzu. B�dziemy ostro�ni.
- Nie! Duch niedobrze!
Widz�c jego przera�enie Paulo uzna�, �e trzeba interweniowa�.
- Nasz B�g strajkowa� - wyja�ni�. - To t�umaczy katastrof�, jakiej
padli�my ofiar�. Ale wr�ci� ju� do roboty i jego �wiat�o�� spada na nas.
Rozumiesz, wielki Wodzu? I mo�esz mi wierzy�, jest silniejszy od
wszystkich duch�w!
W�dz odrzuci� wszelkie argumenty i o�wiadczy�, �e nie mo�emy wyruszy� na
polowanie dop�ty, dop�ki ludzie Kuju nie zawezw� do nas duch�w wrogich
M'Bumbie.
- My zrobi� uroczysto�� dla ciebie, ciebie i ciebie. Potem m�c znale��
M'Bumb�. Strzelby nic nie poradzi�. Ty musie� mie� ochron�.
Wobec niepokoju Wodza i jego zdecydowania odmowa by�aby niegrzeczno�ci�, a
nawet brakiem szacunku.
- Ty, ty i ty teraz przyj��. Ja powiedzie� do wszystkich. Teraz p�j�� do
czarownika. Niedobrze, niedobrze dla Kuju. M'Bumba nas nie lubi�. Ty
przyj��.
Ludzie ci maj� wizj� �wiata opart� ca�kowicie na wierzeniach i obyczajach,
kt�re wp�ywaj� na ka�d� decyzj�, na ka�de wydarzenie, a nawet na ka�d�
czynno�� dnia codziennego. Post�powanie wbrew tym wierzeniom oznacza
z�amanie porz�dku �ycia; nale�y zatem tego unika�. Ca�y ten kontynent,
wiedzieli�my to z do�wiadczenia, wr�cz kipia� od r�nych historii o
czarach, op�taniach i truciznach. Nasza wioska nie by�a tu wyj�tkiem i
posiada�a w�asnego czarownika, osob� niezast�pion�, wyroczni� w ka�dej
sprawie, a w szczeg�lno�ci, gdy trzeba by�o walczy� z urokami, jak w tym
przypadku.
Nasz komfort i spok�j naszej siedziby uzale�nione by�y od stosunk�w z
lud�mi Kuju. Zawsze szanowali�my ich rytua�y i starali�my si� je
zrozumie�.
- O masz - j�kn�� Paulo przyciszonym g�osem - b�d� nam teraz zawraca� dupy
jakimi� uroczysto�ciami. Trzy godziny mamy z g�owy. Powiedz mu co�!
Wymigaj si�!
- Nie mo�na odm�wi�. Obra�� si�.
- Je�li mo�na... - wtr�ci� Montaignes. - Wydaje mi si�, �e tym razem
chodzi o ceremoni� szczeg�ln�. Jestem ciekaw, jak ludzie Kuju zwalczaj�
wrogiego ducha.
Paulo zmierzy� go w�ciek�ym wzrokiem, westchn��, na pr�no szukaj�c
wyj�cia, i zrezygnowany podda� si�:
- Niech b�dzie, wielki Wodzu! Zgoda na msz�, kiedy b�dziesz chcia�.
***
Ca�a wioska ruszy�a procesj� w kierunku siedziby czarownika.
- O kurwa! - stwierdzi� Paulo. - To powa�na sprawa. Kupa luda!
Kroczyli�my �cie�k� prowadz�c� do lasu. Ludzie Kuju nie byli specjalnie
wysocy, ale atletycznie zbudowani. Sk�r� mieli koloru w�gla. Ich nogi,
przyzwyczajone do wypraw przez d�ungl�, by�y nadzwyczaj mocne i �ukowate.
Wojownicy mieli g�owy wygolone lub pokryte bardzo kr�tkimi w�osami.
Wi�kszo�� nosi�a na czo�ach opaski z czarnej sk�ry. Niewielu tylko wzi�o
ze sob� �uki, ale jak zawsze ka�dy ni�s� w r�ku lub za paskiem od szort�w
maczet�.
Min�li�my grupki kobiet, kt�re sz�y bez po�piechu. Mia�y kr�tkie w�osy,
obwis�e piersi, wok� talii i bioder owini�te kolorowe materia�y i by�y
wysmarowane korzenn� esencj�, kt�rej zapach unosi� si� wok� nich.
Wi�kszo�� nios�a niemowl�ta, przymocowane do plec�w p��ciennym pasem.
Grupkami po czterech czy pi�ciu szli mali ch�opcy. Cz�sto podchodzili, by
dotkn�� naszych r�k i cicho za�miewali si�. Wielu m�odych m�czyzn nios�o
na ramieniu b�bny. Od czasu do czasu kt�ry� z nich wybija� na swoim
instrumencie werbel, tak dla wprawy.
Szli�my tak d�u�szy czas przez d�ungl� i powietrze wok� by�o a� g�ste.
Okrzyki kobiet i dzieci, nag�e werble tam-tam�w, wszystkie d�wi�ki
nabiera�y tu specyficznego brzmienia. Wreszcie wyszli�my na wykarczowan�,
nas�onecznion� polan�, po�rodku kt�rej sta� dom czarownika; kwadratowy,
drewniany, pokryty dachem z blachy i palmowych li�ci. Wej�cia strzeg�y dwa
totemy z rze�bionego drewna. Dom otoczony by� obszernym kr�giem utworzonym
przez wbite w ziemi� pale.
Czarownik by� starym przygarbionym cz�owiekiem, kt�rego twarz o
m�odzie�czym wygl�dzie mia�a �agodny i �yczliwy wyraz. Przyj�� nas z
u�miechem, kiwaj�c z zadowoleniem g�ow�.
- Dzie� dobry! Dzie� dobry!
Jego oczy by�y w nieustannym ruchu. Kiedy na chwil�