3387
Szczegóły |
Tytuł |
3387 |
Rozszerzenie: |
PDF |
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
[email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
3387 PDF - Pobierz:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd pliku o nazwie 3387 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
3387 - podejrzyj 20 pierwszych stron:
FRITZ LEIBER
MIECZE I CIEMNE SI�Y
PRZE�O�Y�: MAREK MARSZA�
SCAN-DAL
S�OWO PRZEDWST�PNE
Oto ksi�ga pierwsza sagi, kt�rej bohaterami s� Fafhrd i Szary Kocur, dwaj najwi�ksi fechmistrze, jacy kiedykolwiek istnieli w naszym czy jakimkolwiek innym wszech�wiecie faktu b�d� fikcji, mistrzowie klingi bieglejsi od samego Cyrana de Bergerac, Scar Gordona, Conana, Johna Cartera, d'Artagnana, Brandocha Dahy i Anry Devadorisa. Dwaj kamraci po gr�b i czarni komedianci po kres wieczno�ci, najpierwsi do wypitki, najpierwsi do wybitki, pe�ni �ycia i fantazji, romantyczni i przyziemni, z�odziejaszki, szydercy i b�azny, w wiecznej pogoni za przygod� po ca�ym �wiecie, na wieczno�� skazani, by stawia� czo�o przeciwnikom najstraszniejszym, wrogom najokrutniejszym, kochankom najrozkoszniejszym, jak i najokropniejszym spo�r�d czarownik�w i potwor�w nadprzyrodzonych oraz innych istot.
Pewnego czarodziejskiego wieczoru Harry Otto Fischer powo�a� do �ycia Fafhrda z Kocurem, patronuj�cych im czarodziej�w Ningauble'a o Siedmiu Oczach i Sheelb� o Twarzy Bezokiej, jak r�wnie� - z pomoc� autora - miasto Lankhmar. Autor stworzy� natomiast i napisa� ca�� reszt�, z wyj�tkiem dziesi�ciu tysi�cy s��w we "W�adcach Quarmallu", nakre�lonych przez Fischera.
Po tej ksi��ce nast�puj� dok�adnie wed�ug kolejno�ci przyg�d: "Miecze przeciw �mierci", "Miecze we mgle", "Miecze przeciw czarom" (w�a�nie z "W�adcami Quarmallu"), "Miecze Lankhmaru" oraz "Miecze i lodowa magia".
I
S�OWO WST�PNE
Oddzielony od nas odm�tami czasu i osobliwymi wymiarami drzemie starodawny �wiat Nehwon, a z nim jego grody, groby i skarby, jego miecze i czary. Wszystkie znane krainy Nehwonu otaczaj� Morze Wewn�trzne - od p�nocy wiecznie zielone lasy dzikiego kraju O�miu Miast, od wschodu koczuj�cy w stepach je�d�cy mingolscy, pustynia przemierzana przez karawany z bogatych Ziem Wschodnich i rzeka Niwa. Od po�udnia natomiast, po��czone z pustyni� jedynie przez Ton�cy L�d, a z pozosta�ych stron pod ochron� Wielkiego Dajku i G�r G�odowych, le�� urodzajne pola pszeniczne i warowne miasta Lankhmaru - najstarszej i naj�wietniejszej z krain Nehwonu. U mulistego uj�cia rzeki Hlal, w bezpiecznym zak�tku po�r�d zbo�odajnych p�l, Wielkich S�onych B�ot i Morza Wewn�trznego, ci�gn� si� pot�ne mury i labirynt ulic panuj�cej nad ca�� krain� metropolii pe�nej z�odziei i wygolonych mnich�w, wychud�ych magik�w i opas�ych kupc�w - Lankhmar Nie�miertelne, Miasto Czarnej Togi. W�a�nie w Lankhmar, o ile wierzy� runicznym ksi�gom Sheelby o Twarzy Bezokiej, pewnej ciemnej nocy zeszli si� po raz pierwszy ci dwaj podejrzani herosi i postrzeleni obwiesie Fafhrd i Szary Kocur. Gibka, wybuja�a na niemal siedem st�p posta�, kute ozdoby i olbrzymi miecz Fafhrda od razu ujawnia�y jego pochodzenie - najwyra�niej by� on barbarzy�c� z Zimnych Pustkowi na p�nocy, hen za O�mioma Miastami i G�rami Trollich Schod�w. Rodow�d Kocura stanowi� wi�ksz� zagadk�, kt�rej rozwi�zania pr�no by szuka� w ch�opi�cej sylwetce, szarym stroju, kapturze z mysich sk�r ocieniaj�cym smag��, p�ask� twarz i w zwodniczo delikatnym rapierze, ale jako� przywodzi�o to wszystko na my�l miasta i Po�udnie, i mroczne zau�ki, i zalane s�o�cem przestrzenie. W mglistej pomroce rozja�nione odblaskiem dalekich pochodni, kiedy mierzyli si� wyzywaj�cym spojrzeniem, obaj ju� niejasno przeczuwali, �e stanowi� par� od dawna roz��czonych pasuj�cych do siebie po��wek jakiego� wi�kszego bohatera, i �e jeden odnalaz� w drugim kompana, kt�ry podo�a tysi�com w�dr�wek i �ywotowi - czy te� stu �ywotom - przyg�d.
W owej chwili nikt by si� nie domy�li�, �e Szarego Kocura zwano kiedy� Mysz� ani �e Fafhrd nie tak dawno by� m�odzikiem o wysokim szkolonym g�osie, �e nosi� bia�e futra i wci�� jeszcze sypia� w matczynym namiocie pomimo swoich osiemnastu lat.
II
�NIE�NE KOBIETY
W Zimnym Zak�tku w samym �rodku zimy kobiety ze �nie�nego Klanu prowadzi�y zimn� wojn� z m�czyznami. W swych najbielszych futrach i zawsze w jakiej� niewie�ciej gromadce snu�y si� jak zjawy prawie niewidoczne na �wie�ym �niegu, milcz�c, albo co najwy�ej posykuj�c niczym rozz�oszczone duchy. Z daleka omija�y kolumnad� drzew Bo�ychramu o �cianach z posznurowanych sk�r i o strzelistym dachu z igliwia sosnowych koron. W ogromnym owalnym Namiocie Niewiast, kt�ry sta� na stra�y wysuni�ty przed rz�d mniejszych namiot�w mieszkalnych, schodzi�y si� na sabaty �piew�w, z�owieszczych zawodze� i r�norakich cichych praktyk magicznych dla rzucenia czar�w maj�cych m�om w Zimnym Zak�tku sp�ta� nogi, omota� l�d�wie, zes�a� kapi�ce z nosa smarki i przezi�bienia, i zawiesi� nad m�skimi g�owami gro�b� Wielkiego Kaszlu i Zimowej Gor�czki. Ka�dy m�czyzna na tyle niem�dry, by za dnia chadza� w pojedynk�, by� nara�ony na atak, obrzucenie kulami �niegu, a tak�e - je�li da� si� schwyta� - na poturbowanie, czy to skald, czy nawet krzepki �owca. Za� obrzucenie przez kobiety �nie�nego Klanu kulami �niegu wcale nie by�o zabawne. Rzuca�y co prawda znad g�owy, ale cz�sto r�bi�c drwa, podci�gaj�c si� na g�rne konary i t�uk�c sk�ry, w tym tward� jak �elazo sk�r� �nie�nego behemota, niezwykle zaprawi�y sobie musku�y do takiej zabawy. I czasami zamra�a�y swoje kule �nie�ne.
Mocarni, zahartowani na mrozach m�czy�ni traktowali to wszystko z najwi�ksz� godno�ci�, niczym kr�lowie obnosz�c swoje krzykliwe, paradne futra - czarne, rude i farbowane na wszystkie kolory t�czy, pili t�go, lecz nie trac�c g�owy i z handlow� �y�k� Ilthmarczyk�w mieniali okruchy bursztynu i ambry, �nie�ne diamenty widoczne jedynie noc�, po�yskliwe futra zwierz�ce i lodowe zio�a na tkaniny, ostre przyprawy, wy�arzone na niebiesko i oksydowane �elazo, mi�d, �wiece woskowe, prochy zapalne z hukiem buchaj�ce kolorowym ogniem oraz inne wyroby cywilizowanego Po�udnia. Niemniej nie omieszkiwali na og� trzyma� si� w grupach, a i tak kapi�cy nos nie omin��, wielu z nich.
To nie handlowi sprzeciwia�y si� kobiety. Ich m�czy�ni byli w tym dobrzy, no i najwi�cej z tego korzy�ci mia�y one same. O niebo wola�y handel od sporadycznych pirackie wypraw, kt�re wiod�y tych jak�e pe�nych wigoru m�czyzn hen daleko wzd�u� wschodnich wybrze�y Morza Zewn�trznego, gdzie ju� nie si�ga� bezpo�redni nadz�r matriarchalny i gdzie - czego niekiedy obawia�y si� kobiety - nie si�ga� nawet ich pot�na magia niewie�cia. Cz�onkowie �nie�nego Klanu nigdy wsp�lnie nie zapuszczali si� dalej na po�udnie ni� do Zimnego Zak�tka, wi�kszo�� �ycia sp�dzaj�c w�r�d Zimnych Pustkowi oraz u podn�a niezdobytych G�r Gigant�w i na podg�rzu Gnat�w Praszczur�w jeszcze dalej n p�nocy, tak �e ten ob�z �r�dzimowy stanowi� dla nich jedyn� okazj� pokojowej wymiany z przedsi�biorczymi Mingolami, Sarheenmaryjczykami, Lankhmarczykarni, a niekiedy i z przygodnym nomadem ze wschodniej pustyni, zakutanym po same oczy w grube zawoje, w r�kawicach i butach jak na s�onia.
I wcale nie pija�stwu sprzeciwia�y si� kobiety. Ich m�czy�ni zawsze ci�gn�li mi�d i piwo jak smoki, nie wylewaj�c te� za ko�nierz rodzimej gorza�ki ze �niegowego ziemniaka, kt�ra bardziej sz�a do g�owy ni� wszystkie wina i trunki z najwi�kszymi nadziejami podtykane im przez kupc�w.
Nie, to do czego �nie�ne Kobiety zion�y tak� jadowit� nienawi�ci� i co rokrocznie popycha�o je do wydania zimnej wojny z dopuszczeniem niemal wszelkich chwyt�w magicznych i fizycznych, to by�a teatralna trupa w towarzystwie kupc�w nieuchronnie �ci�gaj�ca z dygotem na p�noc, trupa �mia�ych aktorek o spierzchni�tych twarzach i poodmra�anych nogach, lecz o sercach, kt�re rwa�y si� do mi�kkiego z�ota P�nocy i do niewybrednej cho� gwa�townej publiczno�ci. By� to teatr tak blu�nierczy i nieprzyzwoity, �e m�czy�ni zaj�li Bo�ychram na przedstawienia (jako �e Boga nic nie ruszy), zakazawszy kobietom i m�odzikom wst�pu; teatr, w kt�rym - zdaniem kobiet - gra�y same spro�ne dziady i jeszcze spro�niejsze chude dziewki z po�udnia, w chuciach tak nieskr�powane jak sznurowania ich kusych szatek, o ile w og�le chodzi�y ubrane. Jako� nie wpad�o �nie�nym Kobietom do g�owy, �e chuda ladacznica z go�� pup�, sina i pokryta g�si� sk�r� na zimnisku hulaj�cym w Bo�ychramie jest ma�o pon�tnym przedmiotem mi�osnego po��dania, nie m�wi�c ju� o tym, �e nara�a si� na trwa�e odmro�enie sobie wszystkiego.
Tak wi�c rokrocznie w �rodku zimy �nie�ne Kobiety posykiwa�y, rzuca�y uroki, czai�y si� i ciska�y zaskorupia�ymi kulami �niegu w olbrzymich m�czyzn z godno�ci� ust�puj�cych przed nimi, i tylko stary lub chromy b�d� m�ody, lecz durny czy te� spity cz�sto wpada� im w r�ce i w�wczas dok�ada�y mu zdrowo. Ta na poz�r komiczna wojna mia�a swoje ukryte z�owrogie oblicze. Powiadano, �e �nie�ne Kobiety w im wi�kszej gromadzie tym pot�niejsz� w�adaj� magi�, a zw�aszcza �ywio�em zimna i jego wszelkimi nast�pstwami, jak �lizgawica, nag�e ozi�bienie cia�a, przylgni�cie sk�ry do metalu, �amliwo�� przedmiot�w, gro�na masa �niegu obci��aj�ca drzewa i konary oraz niepor�wnywalnie wi�ksza masa lawiny. I nie by�o m�czyzny, kt�ry by tak naprawd� nie odczuwa� l�ku przed hipnotyczn� m ca w ich niebieskich jak l�d oczach.
Ka�da �nie�na Kobieta, zwykle z pomoc� pozosta�ych para�a si� utrzymywaniem absolutnej w�adzy nad swoi m�czyzn�, aczkolwiek daj�c mu pozorn� swobod�, po cichu za� szeptano, �e krn�brnych m��w spotykaj� niemi�e przygody, a nawet �mier� od jakiej� zazwyczaj zimnej si�y. Zarazem kliki czarnoksi�skie i poszczeg�lne czarownice toczy�y mi�dzy sob� walk� o w�adz�, w kt�rej to grze najt�si i najm�niejsi z m�czyzn, nawet wodzowie i kap�ani, stanowili marne pionki.
Przez dwa tygodnie targowe i dwa dni Wyst�p�w wiec my i ogromne mocno zbudowane dziewczyny pospo�u strzeg�y Namiotu Niewiast ze wszystkich stron, podczas gdy z jego wn�trza dolatywa�y silne wonno�ci i odory, rozb�yski sporadyczne �uny �r�d nocy, pobrz�kiwania i dzwonie� trzaski i syki, pienia i szepty zakl��, nigdy nie ustaj�c dobre.
Ranek wygl�da� tak, jak gdyby wsz�dzie dzia�a�y czary �nie�nych Kobiet, bowiem pogoda by�a bezwietrzna i p chmurna i pasma mgie� snu�y si� wsz�dzie w powietrzu �cinaj�cym wilgo� tak raptownie, �e kryszta�y lodu ro� w oczach na ka�dym krzaku i konarze, na ka�dej ga��� i na wszelkiego rodzaju koniuszkach ��cznie z koniuszkami w�s�w m�czyzn i p�dzelkami na uszach oswojonych rysi By�y te kryszta�y b��kitne i roziskrzone jak oczy �nie�ny Kobiet, samym swoim kszta�tem podsuwaj�c �ywej wyobra�ni ich wysokie, odziane w biel, zakapturzone posta� gdy� mn�stwo kryszta��w ros�o wzwy� niczym brylantowe p�omienie.
Tego te� ranka �nie�ne Kobiety pochwyci�y, a raczej mia�y, zdawa�o si�, murowan� okazj� pochwyci� wymarzon� na wprost ofiar�. Czy to z g�upoty bowiem, czy z lekkomy�lnej brawury, a mo�e skuszona stosunkowo �agodn� klejnotorodn� aur�, jaka� aktorka z trupy wybra�a si� po �niegowej skorupie na spacer poza bezpieczny teren aktorskich namiot�w, za Bo�ychram od strony urwiska i dalej pomi�dzy dwoma zagajnikami uginaj�cych si� pod �niegiem, wiecznie zielonych, niebotycznych drzew, a� na okryty �nie�nym kobiercem naturalny most skalny, gdzie bra� pocz�tek po�udniowy Stary Go�ciniec do Gnampf Nar, zanim �rodkowa cz�� mostu, chyba na pi�ciu ch�op�w d�uga, run�a sze��dziesi�t lat temu. Przystan�wszy o p� kroku od niebezpiecznej, zadartej kraw�dzi aktorka przez d�ug� chwil� spogl�da�a na po�udnie ponad pasmami mgie� cieniej�cymi ku dalom jak strz�py d�ugow�osej we�ny. Sosny w �niegowych czapach porastaj�ce dno Kanionu Trollich Schod�w hen pod ni� wydawa�y si� z przewieszki nad czelu�ci� male�kie niczym bia�e namioty wojska Lodowych Gnom�w. Powoli b��dzi�a oczami po Kanionie Trollich Schod�w, od jego pocz�tk�w daleko na wschodzie do miejsca, gdzie zw�aj�c si� przechodzi� w dole u jej st�p, a potem rozszerza� si� stopniowo i skr�ca� na po�udnie, a� wreszcie rami� g�ry z bli�niaczym kikutem skalnym dawnego mostu po drugiej stronie przes�oni�o dziewczynie dalszy widok. W�wczas przenios�a wzrok na szlak Nowego Go�ci�ca, kt�ry schodzi� zaraz za namiotami aktor�w i czepia� si� odleg�ej �ciany kanionu, i po wielu zakosach i wielu zej�ciach w ogromny w�w�z, i ponownych podej�ciach - w odr�nieniu od znacznie szybszego, prostszego szusu Starego Go�ci�ca - nurkowa� mi�dzy sosny i jak rzeka p�yn�� dnem kanionu na po�udnie. S�dz�c po tym uporczywym, t�sknym spojrzeniu, mo�na by aktork� uzna� za g�upiutk� subretk�, kt�ra �a�uje ju� tej mro�nej podr�y na p�noc i trawiona nostalgi� wzdycha do jakiego� zapchlonego zau�ka aktor�w za Krain� O�miu Miast i Morzem Wewn�trznym, gdyby nie spokojna pewno�� jej ruch�w, dumnie wyprostowane ramiona i niebezpieczne miejsce, jakie sobie wybra�a do podziwiania widok�w. Albowiem to miejsce by�o niebezpieczne nie tylko z natury, lecz znajdowa�o si� tak samo jak Bo�ychram blisko Namiotu Niewiast, a na dodatek by�o tabu, poniewa� w�dz ze swymi dzie�mi run�� w otch�a� �mierci, kiedy zarwa�o si� centralne prz�s�o skalne sze��dziesi�t lat temu, i poniewa� zast�pcze drewniane zawali�o si� pod ci�arem wozu handlarza w�dk� jakie� czterdzie�ci lat p�niej. Wozu z najognistsz� z w�dek - strata na tyle straszna, by usprawiedliwi� najsurowsze tabu, wzmocnione zakazem ponownej o budowy mostu. I jakby nie dosy� by�o tych trzech nieszcz�� dla zaspokojenia zawistnych bog�w, i aby tabu sta�o si� absolutne, najzr�czniejszemu narciarzowi, jakiego �nie�ny Klan wyda� od dziesi�tk�w lat, niejakiemu Skifowi przepojonemu �niegow� gorza�k� i lodowat� dum�, zaledwie dwa lata temu zachcia�o si� przeskoczy� otch�a� od strony Zimnego Zak�tka. Podholowany w szybkim rozbiegu, w�ciekle pchn�wszy kijkami, wzlecia� jak szybuj�cy jastrz�b, a jednak o d�ugo�� ramienia chybi� drugiego, o�nie�onego skraju - nosami nart wyr�n�� w ska�� i roztrzaska� si� na dnie skalnej czelu�ci kanionu.
Pogr��on� w zadumie aktork� okrywa�o d�ugie futro z rudych lis�w, przepasane cienkim poz�acanym �a�cuszkiem z mosi�dzu. Na jej wspania�ych, wysoko upi�tych kasztanowatych w�osach uformowa�y si� kryszta�ki lodu. W�skie futro wr�y�o chud� figur�, czy przynajmniej na tyle wiotk�, aby zadowoli� opini� �nie�nych Kobiet o aktorkach, jednak mia�a prawie sze�� st�p wzrostu, co by�o zupe�nie nie tak, jak by� powinno u aktorek, a na pewno by�o dodatkowym afrontem wobec wysokich �nie�nych Kobiet zachodz�cych j� w�a�nie od ty�u milcz�cym bia�ym szeregiem. Z nadgorliwego po�piechu bia�y futrzany but zapiszcza� na lodowym szkliwie.
Aktorka obr�ci�a si� jak fryga i bez namys�u pomkn�a z powrotem tam, sk�d przysz�a. Grz�z�a w �niegu przy pierwszych trzech krokach, jednak szybko chwyci�a zasad� biegania po�lizgiem, bez odrywania st�p od pow�oki lodu. Wysoko podkasa�a rude futro. Pod nim miga�y czarne futrzane buty i jaskrawo szkar�atne po�czochy. �nie�ne Kobiety �lizga�y si� w chy�ym po�cigu, miotaj�c twardo ubitymi kulami �niegu. Jedna taka kula bole�nie uderzy�a aktork� w �opatk�. Uciekinierka pope�ni�a b��d ogl�daj�c si�. Pech chcia�, �e dosta�a dwiema pigu�ami w brod� i w czo�o - tu� pod uszminkowane usta i nad �ukiem przyczernionej brwi. Okr�ci�o j�, ca�� obr�ci�o w ty�, a wtedy pigu�a ci�ni�ta niemal�e z si�� kamienia procarza trafi�a j� w splot s�oneczny, sk�adaj�c dziewczyn� we dwoje i odbieraj�c jej p�ucom dech, kt�ry z g�o�nym "uch" ulecia� z rozdziawionych ust. Pad�a jak �ci�ta. Bia�e kobiety przyspieszy�y, z ogniem w niebieskich oczach.
Chudawy, lecz wielki, czarnow�sy m�czyzna w burej pikowanej kurtce i w p�askim czarnym turbanie porzuci� nagle sw�j posterunek za obro�ni�tym kryszta�ami lodu i chropaw� kor� �ywym filarem Bo�ychramu, puszczaj�c si� biegiem ku le��cej dziewczynie. Lodowa skorupa zarwa�a si� pod nim, ale mocne nogi pewnie nios�y w�sacza na prz�d. Wtem zwolni� i w os�upieniu spogl�da�, jak wyprzedza go wysoka i smuk�a, bia�a posta�, biegn�ca �lizgowym krokiem tak szybko, �e przez chwil� mia� wra�enie, �e on stoi w miejscu, a ona �miga na nartach. Zrazu wzi�� t� bia�� zjaw� za jeszcze jedn� �nie�n� Kobiet�, lecz dostrzeg�szy na niej kr�tk� futrzan� kurtk� zamiast d�ugiej szuby, nagle u�wiadomi� sobie, �e to musi by� �nie�ny M�czyzna albo �nie�ny M�odzik, chocia� w�a�ciciel czarnego turbana w �yciu nie spotka� m�skiego przedstawiciela �nie�nego Klanu w bieli.
Tajemniczy szybkobiegacz opu�ci� brod� na pier� i unika� wzrokiem �nie�nych Kobiet, jak gdyby z obawy przed spojrzeniem w ich gniewne b��kitne oczy. D�ugie rudoblond w�osy wysypa�y mu si� spod kaptura, kiedy gwa�townie ukl�kn�� przy powalonej aktorce. Te w�osy jak i wysmuk�o�� sylwetki przyprawi�y w�a�ciciela czarnego turbanu o ponown� chwil� strachu, �e intruzem jest niezwykle wysoka �nie�na Dziewczyna rw�ca si� do zadania pierwszego ciosu z bliskiej odleg�o�ci. �adna �nie�na Dziewczyna nie mia�aby jednak rudoblond m�skiej brody ani pary masywnych srebrnych bransolet, jakie mo�na by�o zdoby� tylko na pirackiej wyprawie.
M�odzieniec d�wign�� aktork� i �lizgowym biegiem umyka� ju� przed �nie�nymi Kobietami, kt�re teraz widzia�y jedynie szkar�atne po�czochy na nogach swej ofiary. Grad �nie�nych kul spad� na plecy wybawcy. Ten zachwia� si� nieco, po czym z determinacj� pop�dzi� dalej, ci�gle ze spuszczon� g�ow�. Najwy�sza ze �nie�nych Kobiet, o postawie kr�lowej i o wychud�ej twarzy, wci�� pi�knej, cho� okolonej biel� siwych w�os�w, przerwa�a bieg i krzykn�a tubalnym g�osem:
- Wracaj, synu m�j! S�yszysz, Fafhrdzie, wracaj w tej chwili!
M�odzian kiwn�� nisko pochylon� g�ow�, jednak nawet nie zwolni�. Nie ogl�daj�c si� za siebie, odkrzykn�� do�� wysokim g�osem:
- Wr�c�, czcigodna Mor, matko moja... p�niej wr�c�!
Pozosta�e kobiety podj�y okrzyk:
- "Wracaj w tej chwili!"
Niekt�re dodawa�y takie epitety, jak "Spro�ny smarkaczu!", "Zaka�o twojej zacnej matki Mor!" i "Ty dziwkarzu! Mor uci�a to wszystko, rozk�adaj�c r�ce w zamaszystym ge�cie.
- Tu poczekamy - oznajmi�a w�adczym tonem.
Pomarudziwszy troch�, w�a�ciciel czarnego turbanu oddali� si� w �lad za niewidoczn� ju� par�, nie spuszczaj� czujnego oka ze �nie�nych Kobiet. Mia�y rzekomo nie na pastowa� kupc�w, lecz z kobietami barbarzy�c�w, tak samo zreszt� jak z m�czyznami, nigdy nic nie wiadomo. Fafhrd dotar� pod aktorskie namioty rozbite na obrze�u wydeptanej w kr�g po�aci �niegu przed o�tarzem Bo�ychramu. Wysoki sto�kowaty namiot Mistrza Wyst�p�w sta� najdalej od przepa�ci. W po�owie drogi roz�o�ono wsp�lny namiot aktor�w i aktorek, w jednej trzeciej dla kobiet w dw�ch trzecich dla m�czyzn, kszta�tem nieco podobny do ryby. Najbli�ej Kanionu Trollich Schod�w przycupn�a �redniej wielko�ci jurta rozpi�ta na p�obr�czach. Nad jej kopu�� wiecznie zielony jawor zwiesza� ogromny gruby konar, wyci�gaj�c dwie mniejsze ga��zie w przeciwn� stron� dla r�wnowagi, a wszystkie usiane by�y kryszta�ami. P�kolisty prz�d jurty mia� zasznurowane po�y, lecz Fafhrd z d�ugim, wci�� bezw�adnym cia�em w ramionach, nie pr�bowa� rozsznurowa� wej�cia.
Male�ki staruszek z obwis�ym brzuchem nadchodzi� dumnym i poniek�d nie pozbawionym wigoru krokiem m�odzie�ca. Wystrojony z tandetnym przepychem, ca�y si� �wieci� od z�ota. Nawet wok� niemytych z�b�w i warg przeb�yskiwa�y mu z�ote cekiny w d�ugich siwych w�sach i koziej br�dce. Jego oczy ponad wielkimi workami by�y kaprawe i zaczerwienione, ale o czarnych i bystrych �renicach. Nad nimi siedzia� fioletowy zaw�j, a na zawoju z�ocona korona wysadzana nadkruszonymi gemmami z g�rskich kryszta��w n�dznie imituj�cych diamenty. Za ma�ym cz�owieczkiem pod��ali jednor�ki chudy Mingol i t�usty przybysz ze Wschodu, kt�rego roz�o�ysta czarna broda zalatywa�a spalenizn�, oraz dwie chuderlawe dziewczyny poziewuj�ce i okutane w grube koce, a mimo to czujne i na dystans jak bezpa�skie kotki.
- A to co znowu? - spyta� poz�acany przyw�dca �widruj�c oczkami Fafhrda i jego brzemi�, i nie przegapiaj�c najmniejszego szczeg�u. - Zabi�o si� Vlan�? Zgwa�ci�o si� i zabi�o, co? Wiedz, zbrodniczy m�okosie, �e drogo zap�acisz za swoj� zabaw�. Mo�e mnie nie znasz, ale poznasz. Twoi wodzowie zap�ac� mi odszkodowanie, oj zap�ac�! S�one odszkodowanie! Mam tu znajomo�ci, przekonasz si�. Stracisz te swoje pirackie bransolety i ten sw�j piracki srebrny �a�cuch, co wystaje ci spod ko�nierza. Z torbami p�jdzie ca�a twoja rodzina i wszyscy twoi krewni. A ju� co oni zrobi� z tob�...
- Ty� jest Essedineks, Mistrz Wyst�p�w - stanowczo wszed� mu Fafhrd w s�owo, a jego wysoki tenor jak tr�bka przebi� si� przez tyrad� zachryp�ego barytonu. - Jestem Fafhrd, syn Mory i Nalgrona Mitoburcy. Kulturowa tancerka Vlana nie jest ani zgwa�cona, ani martwa, tylko og�uszona kulami �niegu. To jest jej namiot. Otw�rz go.
- My si� ni� zajmiemy, barbarzy�co - zarz�dzi� Essedineks, co prawda spokojniejszy ju�, ale jak gdyby i zaskoczony, i nieco zbity z tropu niemal pedantyczn� dok�adno�ci� m�odzie�ca odno�nie tego, kto jest kto i co jest co. Oddaj j�. I odejd�.
- Ja j� po�o�� - postawi� si� Fafhrd. - Otwieraj namiot!
Essedineks wzruszy� ramionami i skin�� na Mingola, kt�ry z szyderczym u�miechem rozsznurowa� i odwin�� na bok po�� wej�cia, pos�u�ywszy si� sw� jedyn� d�oni� i �okciem. Zapachnia�o sanda�owe drewno i trociczki. Fafhrd schyli� si� i wszed� do namiotu. Po�rodku zobaczy� pos�anie z futer, obok niski stolik zastawiony bateri� p�katych flakonik�w i s�oiczk�w i oparte o nie srebrne zwierciad�o. W odleg�ym k�cie na wieszaku wisia�y kostiumy. Wymin�wszy piecyk, z kt�rego wi�a si� smu�ka bladego dymu, Fafhrd ostro�nie przykl�kn�� i jak najdelikatniej z�o�y� sw�j ci�ar na pos�aniu. Nast�pnie zmierzy� Vlanie puls w stawie zawiasowym szcz�ki i w nadgarstku, odwin�� przyciemnion� powiek� i zajrza� do jednego, a potem do drugiego oka, opuszkami palc�w delikatnie obmaca� spore krwiaki tworz�ce si� na brodzie i na czole. Uszczypn�� p�atek lewego ucha, a nie widz�c reakcji, pokr�ci� g�ow� i rozchyliwszy rude futro aktorki, zacz�� odpina� guziki jej czerwonej sukni. Tak jak wszyscy �ledz�cy te poczynania Essedineks nieco zbarania�.
- Tam do kro�set... St�j, lubie�ny m�odzianie! - wrzasn��.
- Cicho! - nakaza� Fafhrd, dalej odpinaj�c guziki.
Obu zakutanym w koce panienkom wyrwa� si� chichot, kt�ry szybko st�umi�y przykrywaj�c usta d�o�mi i tylko rozbawionymi oczyma zerka�y to na Essedineksa, to na po pozosta�ych. Fafhrd odgarn�� d�ugie w�osy znad prawego ucha i przy�o�y� twarz t� stron� do biustu Vlany, pomi�dzy piersi o r�owobr�zowych sutkach, drobne jak po��wki owocu granatu. Mia� powa�n� min�. Panienki znowu t�umi�y chichoty. Essedineks z trudem odchrz�kn��, szykuj�c d�u�sz� przemow�. Fafhrd wyprostowa� si�.
- Zaraz wr�ci do przytomno�ci - oznajmi�. - Na siniaki trzeba przy�o�y� �niegowe banda�e i zmienia� je, gdy zaczn� topnie�. Teraz daj mi szklaneczk� swojej najlepszej w�dki.
- Mojej najlepszej w�dki!... - zawo�a� Essedineks w �miertelnym oburzeniu. - Tego ju� za wiele. Najsamprz�d zachciewa ci si� samoobs�ugowej podgl�danki, p�niej szklaneczki czego� mocnego. Wyno� si� st�d natychmiast, bezczelny ch�opaku!
- Ja chc� tylko... - zacz�� Fafhrd, cedz�c s�owa ju� z cich� gro�b� w g�osie.
Do awantury nie dosz�o, bowiem jego pacjentka otworzy�a oczy, potrz�sn�a g�ow�, zamruga�a powiekami i nagle usiad�a z determinacj�, po czym zrobi�a si� blada jak chusta i wzrok jej zm�tnia�. Fafhrd u�o�y� j� z powrotem na wznak i wsun�� le��cej poduszki pod stopy. Wreszcie zatrzyma� wzrok na twarzy kobiety. Oczy Vlany by�y otwarte i przygl�da�y mu si� z ciekawo�ci�.
Ujrza� drobn� twarz o zapadni�tych policzkach, twarz nie m�odego dziewcz�tka, lecz dojrza�ej, kociej pi�kno�ci, niezatartej przez siniaki. W wielkich, piwnych oczach ocienionych d�ugimi rz�sami winna by� sama s�odycz, ale nie by�o �adnej. Wyziera�a z nich wilcza samotno�� i niez�omna wola, i pe�ne namys�u wa�enie tego, co widz�.
Widzia�y przystojnego m�odzie�ca, kt�ry mia� jakie� osiemna�cie zim, cer� jasn�, czo�o szerokie i d�ug� szcz�k�, jakby jeszcze nie przesta� rosn��. Wspania�e, rudoz�ote w�osy sp�ywa�y mu do ramion. Oczy mia� zielonkawe, tajemnicze i skupione jak u kota. Usta szerokie, z lekka zaci�ni�te niczym drzwi nie przepuszczaj�ce s��w, otwierane jedynie na komend� tych tajemniczych oczu.
Jedna z dziewcz�t nala�a p� szklanki w�dki ze stoj�cej na niskim stoliku flaszki. Vlana wys�czy�a w�dk� ma�ymi �yczkami, a Fafhrd podtrzymywa� jej g�ow� i szklank�. Druga panienka przynios�a �nie�ny py� w we�nianej tkaninie. Ukl�k�a po przeciwnej stronie pos�ania i opatrzy�a siniaki. Dopytawszy si�, kto i jak wydar� j� z r�k �nie�nych Kobiet, Vlana zagadn�a Fafhrda:
- Dlaczego m�wisz takim cienkim g�osem?
- Jestem uczniem �piewaj�cego skalda - odpar�. Szkoli g�osy wysokie, bo nale�y do prawdziwych skald�w w odr�nieniu od skald�w rycz�cych, kt�rzy szkol� niskie g�osy.
- Jakiej spodziewasz si� nagrody za uratowanie mi �ycia?
- �adnej.
Nie po raz pierwszy rozleg�y si� chichoty obu dziewcz�t ale Vlana uciszy�a je spojrzeniem.
- Uratowa� ci �ycie by�o moim �wi�tym obowi�zkiem - doda� Fafhrd - gdy� przyw�dczyni� �nie�nych Kobiet jest moja matka. Musz� spe�nia� �yczenia matki, ale musz� te� chroni� j� od pope�niania z�ych uczynk�w.
- Ach tak! I czemu� to si� bawisz w kap�ana i uzdrowiciela? Czy to jedno z �ycze� twojej matki?
Nie pofatygowa�a si�, aby zakry� piersi, lecz Fafhrd patrzy� teraz na usta i oczy, nie na jej biust.
- Uzdrawianie nale�y do sztuki �piewaj�cego skalda odpar�. - Co do mojej matki, to spe�niam wobec niej sw�j obowi�zek, ani mniej, ani wi�cej.
- Vlano, to nieodpowiednia chwila na pogaw�dki z tym m�okosem - wtr�ci� wyra�nie podenerwowany Essedineks - On musi...
- Zamknij si�! - warkn�a Vlana. - Dlaczego chodzisz w bieli? - wr�ci�a do wypytywania Fafhrda.
To w�a�ciwa barwa dla �nie�nego Ludu. Nie odpowiada mi nowa moda na ciemne i farbowane futra dla m�czyzn. M�j ojciec zawsze chodzi� w bieli.
- Umar�?
- Tak. Wspinaj�c si� na obj�t� tabu g�r� zwan� Bia�y Kie�.
- A twoja matka �yczy sobie, aby� chodzi� w bieli, jak by� by� ojcem, kt�ry powr�ci�?
Fafhrd nie odpowiedzia� ani si� nie obrazi� za to bystre pytanie. Zamiast tego sam zapyta�:
- Ile znasz j�zyk�w poza tym �amanym lankhmarskim?
Wreszcie u�miechn�a si�.
- Co za pytanie! Zaraz, nie za dobrze, ale znam mingolski, kwarchijski, g�rno - i dolnolankhmarski, quarmallski, staroghulski, mow� pustyni i ze trzy j�zyki wschodnie.
Fafhrd kiwn�� g�ow�.
- To dobrze.
- Dlaczego, u licha?
- Bo to oznacza, �e jeste� bardzo cywilizowan� kobiet� - rzek�.
- I co w tym takiego wspania�ego? - rzuci�a z gorzkim u�miechem.
Powinna� to wiedzie�, przecie� jeste� tancerk� kulturow�. Mnie w ka�dym razie interesuje cywilizacja.
- Kto� nadchodzi - sykn�� od wej�cia Essedineks. - Vlano, m�okos musi...
- Nie musi!
- Tak si� sk�ada, �e naprawd� musz� ju� i�� - powiedzia� Fafhrd wstaj�c. - Nie zdejmuj �niegowych banda�y - zaleci� Vlanie. - Le� do zachodu s�o�ca. Do tego jeszcze jedna szklaneczka pod gor�cy bulion.
- Dlaczego musisz ju� i��? - spyta�a unosz�c si� na �okciu.
- Da�em s�owo mojej matce - powiedzia� nie patrz�c za siebie.
- Twojej matce!
Pochylony u wyj�cia Fafhrd przystan�� w ko�cu i obejrza� si� przez rami�.
- Mam wiele obowi�zk�w wobec swojej matki - rzek�.
- Nie mam �adnego wobec ciebie, jak dot�d.
Vlana, ch�opak musi odej��. To on - zachrypi Essedineks teatralnym szeptem. Jednocze�nie wypycha� Fafhrda, lecz mimo ca�ej smuk�o�ci m�odzika r�wnie dobrze m�g�by pr�bowa� zepchn�� drzewo z korzeni,
- Boisz si� tego, kto nadchodzi? - Vlana zapina�a teraz guziki sukni.
Fafhrd spogl�da� na ni� w zamy�leniu. Nagle bez jakiejkolwiek odpowiedzi na jej s�owa da� nurka miedzy po�y namiotu, wyprostowa� si� i czeka� na spotkanie z nadchodz�cym przez uporczywe mg�y m�czyzn�, w kt�rego twarzy wzbiera� gniew. M�czyzna by� r�wnie wysoki jak Fafhrd, jeszcze po�ow� tak gruby i szeroki, i ze dwa razy starszy. Nosi� br�zowe futro focze i wysadzane ametystami srebrne ozdoby, z wyj�tkiem dw�ch ci�kich z�otych bransolet na nadgarstkach i z�otego �a�cucha na szyi - znamion wodza pirat�w.
Fafhrd poczu� uk�ucie strachu wcale nie przed nadchodz�cym m�czyzn�, lecz na widok okrywaj�cych namiot kryszta��w, teraz grubszych, widzia� to wyra�nie, ni� wtedy gdy wnosi� Vlan�. �ywio�em, nad kt�rym Mor i jej siostrzyce wied�my mia�y najwi�ksz� w�adz�, by�o zimno - czy w zupie m�czyzny, czy te� w jego l�d�wiach, w jego mieczu, czy te� w linie wspinaczej - zimno obracaj�c wszystko w perzyn�. Cz�sto zastanawia� si�, czy to nie magia Mor uczyni�a jego w�asne serce tak zimnym. Teraz zimno osaczy tancerk�. Powinien j� ostrzec, tylko �e ona by�a cywilizowana i wy�mia�aby go.
Wielki m�czyzna stan�� przed nim.
- Czcigodny Hringorlu... - pozdrowi� go Fafhrd p�g�osem.
W odpowiedzi olbrzym wymierzy� mu haka wierzchem lewej d�oni. Fafhrd zr�cznie odchyli� si� i prze�lizn�� po ciosem, po czym zwyczajnie odszed� w swoj� stron�. Dysz�c ci�ko, Hringorl z w�ciek�o�ci� spogl�da� za nim prze kilka uderze� serca, a potem skoczy� pod kopu�� namiotu
Bez w�tpienia Hringorl by� najpot�niejszym m�czyzn� �nie�nego Klanu - duma� Fafhrd - chocia� nie nale�a� do wodz�w, albowiem kierowa� si� prawem pie�ci i ur�ga� obyczajom. �nie�ne Kobiety nienawidzi�y Hringorla, lecz nie bardzo mog�y zdoby� nad nim w�adz�, skoro jego matka nie �y�a, a on sam nigdy nie wzi�� sobie �ony, poprzestaj�c na konkubinach, kt�re przywozi� z pirackich wypraw.
Czarnow�sy w�a�ciciel czarnego turbanu wychyn�� nie wiadomo sk�d i podszed� do Fafhrda.
- Dobrze si� spisa�e�, przyjacielu. Tak�e wtedy, gdy przynios�e� tancerk�.
- Ty� jest Veliks Ryzykant - z kamienn� twarz� rzek� mu Fafhrd.
Przybysz skin�� g�ow�.
- Wo�� tu na targ w�dki z Klelg Nar. Popr�bujesz ze mn� najlepszej?
- �a�uj�, ale jestem um�wiony z matk�.
- No to innym razem - beztrosko rzek� Veliks.
- Fafhrd!
To wo�a� Hringorl. W jego g�osie nie by�o ju� gniewu. Fafhrd obr�ci� si�. Olbrzym sta� pod namiotem, wkr�tce jednak nadszed� wielkimi krokami, skoro Fafhrd nie zamierza� wraca�. Veliks tymczasem odst�pi�, ulatniaj�c si� z r�wn� swobod�, z jak� rozmawia�.
- Przepraszam, Fafhrd - burkn�� Hringorl. - Nie wiedzia�em, �e� ocali� �ycie tancerce. Odda�e� mi wielk� przys�ug�.
Odpi�� z nadgarstka jedn� z ci�kich z�otych bransolet i wyci�gn�� na d�oni. Fafhrd trzyma� opuszczone r�ce przy sobie.
- �adna przys�uga - rzek�. - Powstrzyma�em jedynie matk� od z�ego uczynku.
- �eglowa�e� pode mn� - zagrzmia� nagle Hringorl czerwieniej�c na twarzy, chocia� ci�gle jeszcze si� nieco u�miecha�, czy te� usi�owa� to zrobi�. - Wi�c przyjmij ode mnie dary tak jak rozkazy.
Z�apa� r�k� Fafhrda, wcisn�� mu w gar�� gruby ton zamkn�� lu�ne palce m�odzie�ca i cofn�� si� o krok. Fafhrd w lot przykl�kn�� i powiedzia� co tchu:
- �a�uj�, lecz nie mog� przyj�� tego, co mi si� nie nale�y. A teraz musz� i�� na um�wione spotkanie z mc matk�.
Po tym wsta� szybko, odwr�ci� si� i oddali�. Za nim i nietkni�tej �nie�nej g�adzi l�ni�a z�ota bransoleta. Us�ysza� jak Hringorl warkn�� i zme�� przekle�stwo w ustach, ale nie obejrza� si�, aby zobaczy�, czy podni�s� wzgardzony podarunek, mimo �e jako� niesporo mu by�o maszerowa� bez kluczenia i nie uchylaj�c g�owy na wypadek gdyby Hringorl postanowi� rozwali� mu czaszk� masywn� bransolet�. Niebawem doszed� do miejsca, gdzie siedzia�a jego matka po�r�d siedmiu �nie�nych Kobiet, wi�c razem czeka�o ich osiem. Wszystkie powsta�y. Fafhrd zatrzyma� si� jard przed nimi. Ze spuszczon� g�ow� i patrz�c gdzie� w bok, powiedzia�:
- Ju� jestem, Mor.
- D�ugo ci to zaj�o - rzek�a. - Za d�ugo. Wok� niej sze�� g��w pokiwa�o z namaszczeniem. Tylko Fafhrd dostrzeg� na rozmazanej granicy pola widzenia, �e si�dma i najsmuklejsza ze �nie�nych Kobiet wycofuje si� chy�kiem.
- Ale ju� jestem - powiedzia�.
- Nie us�ucha�e� mego polecenia - zimno o�wiadczy�a Mor. Jej wychudzona, kiedy� pi�kna twarz wygl�da�aby na bardzo nieszcz�liw�, gdyby nie jak�e wynios�a i apodyktyczna mina.
- Ale ju� jestem mu pos�uszny - zareplikowa� Fafhrd.
Dostrzeg�, �e tamta si�dma �nie�na Kobieta powiewaj�c obszernym bia�ym futrem biegnie teraz bezg�o�nie pomi�dzy mieszkalnymi namiotami w stron� wysokiego, bia�ego lasu, kt�ry wytycza� granice Zimnego Zak�tka wsz�dzie tam, gdzie zabrak�o Kanionu Trollich Schod�w.
- No dobrze - rzek�a Mor. - Teraz te� b�dziesz pos�uszny id�c ze mn� do namiotu sn�w na rytualne oczyszczenie.
- Nie jestem skalany - o�wiadczy� Fafhrd. - Poza tym, oczyszczam si� na sw�j spos�b, kt�ry tak samo zadowala bog�w.
Rozleg�y si� cmokania wyra�aj�ce zgorszenie i oburzenie ca�ego sabatu Mor. Fafhrd przemawia� �mia�o, ale z opuszczon� ca�y czas g�ow� nie widzia� twarzy ani sidl�cych oczu, a jedynie bia�e sylwetki w d�ugich okryciach, podobne do k�py ogromnych brz�z.
- Sp�jrz mi w oczy - powiedzia�a Mor.
- Wywi�zuj� si� ze wszystkich nakazanych zwyczajami obowi�zk�w doros�ego syna - rzek� Fafhrd - od zdobywania po�ywienia po zbrojn� obron�. Lecz o ile si� orientuj�, spogl�danie swojej matce w oczy do �adnego z takich obowi�zk�w nie nale�y.
- Tw�j ojciec zawsze by� mi pos�uszny - powiedzia�a z�owr�bnie Mor.
- Jak tylko napotka� wysok� g�r�, zdobywa� szczyt nie b�d�c pos�uszny nikomu pr�cz samego siebie - zaoponowa� Fafhrd.
- Tak, i zgin�� na takim szczycie! - wykrzykn�a Mor, w swej apodyktyczno�ci panuj�c nad rozpacz� i gniewem bez ukrywania ich.
- A sk�d to wzi�� si� �w wielki mr�z, kt�ry skruszy� mu lin� i czekan na Bia�ym Kle? - hardo spyta� Fafhrd.
Przy akompaniamencie zduszonych okrzyk�w sabatu Mor odezwa�a si� swym najtubalniejszym g�osem:
- Kl�twa matki, Fafhrdzie, na twoj� krn�brno�� i z�e my�li!
- Bior� pos�usznie twoj� kl�tw� na siebie, matko - powiedzia� Fafhrd z dziwn� gorliwo�ci�.
- Moja kl�twa nie jest na ciebie, tylko na twoje z�e my�li.
- Niemniej zachowam j� w sercu na zawsze - uci�� Fafhrd. - A teraz pos�uszny sobie musz� odej�� na tak d�ugo, a� opu�ci ci� demon gniewu.
Ze spuszczon� przez ca�y czas i odwr�con� g�ow� oddali� si� szybkim krokiem pod��aj�c do miejsca w g��bi lasu wsch�d od mieszkalnych namiot�w, lecz na zachodnim skraju ogromnej le�nej odnogi, prawie si�gaj�cej na po�udniu Bo�ychram. Goni�y za nim gniewne poksykiwania sabatu Mor, ale matka nie wykrzykn�a jego imienia, ani w og�le �adnego s�owa. Niemal �a�owa�, �e tego nie zrobi�a.
M�oda sk�ra goi si� szybko, jak na psie. Wkraczaj�c w sw�j ukochany las bez trz��ni�cia najmniejszej oszronionej ga��zki, Fafhrd mia� ju� zmys�y wyczulone, kark pr�ny i zewn�trzn� otoczk� swej ja�ni tak czyst� dla nowych prze�y� jak dziewiczy �nieg przed nim. Szed� naj�atwiejszy szlakiem, zostawiaj�c po lewej stronie wydiamencone zaro�la cierniowe, po prawej olbrzymie, prze�wituj�ce spomi�dzy sosen wyst�py bladego granitu. Widzia� �lady ptak�w, wiewi�rek, jednodniowy trop nied�wiedzia, �nie�ne ptaki zrywaj�ce czarnymi dziobami czerwone �niegowe jagody; zasycza� na� �nie�ny w��, lecz Fafhrd nie by�by nawet zaskoczony pojawieniem si� smoka z oblodzonymi kolcami grzbiecie. Zatem nie zdumia� si� ani troch�, kiedy pot�na wysoko rozga��ziona sosna rozwar�a oblepion� �niegiem kor� ukazuj�c mu swoj� driad� - o radosnej, b��kitnookiej buzi jasnow�osej dziewczyny, driad� licz�c� nie wi�cej ni� siedemna�cie zim. W gruncie rzeczy oczekiwa� takiej zjawy przez ca�y czas, od kiedy zauwa�y� ucieczk� si�dmej �nie�nej Kobiety. Uda� jednak, �e zamurowa�o go na prawie dwa uderzenia serca. Potem dopiero rzuci� si� na ni� z okrzykiem:
- Maro, czarodziejko moja!
Obur�cz oddzieli� spowit� w biel istot� od maskuj�ce j� t�a i tak trzymaj�c si� w ramionach, kaptur w kaptur i usta w usta oboje stali jak jednolita bia�a kolumna przez co najmniej dwadzie�cia uderze� serca �omocz�cego w najcudowniejszy spos�b. Po czym ona odnalaz�a jego praw� d�o� i wci�gn�a j� pod swoje futro i przez rozci�cie pod d�ugi kaftan, i przycisn�a do k�dziork�w na swoim podbrzuszu.
- Zgadnij - szepn�a li��c go w ucho.
- To jest kawa�ek dziewcz�cia. Za�o�� si�, �e to jest... - zacz�� jak najrado�niej, chocia� jego my�li gna�y ju� szale�czo w zupe�nie nowym, straszliwym kierunku.
- Nie, idioto, to jest co�, co nale�y do ciebie - podpowiedzia� wilgotny szept.
Straszny kierunek przybra� posta� lodowej rynny wiod�cej ku pewno�ci. Mimo to Fafhrd rzek� dzielnie:
- C�, ja �ywi�em nadziej�, �e nie zadajesz si� z innymi, chocia� masz do tego prawo. Musz� przyzna�, �e wielki to dla mnie zaszczyt...
- G�upi zwierzaku! Mia�am na my�li, �e to jest co�, co nale�y do nas.
Straszny kierunek by� ju� czarnym lodowym tunelem, kt�rym spada�o si� w wilczy d�. Odruchowo, acz z odpowiednim biciem serca, Fafhrd spyta�:
- Nie...?
- Tak! Jestem pewna, ty potworze. Ju� dwa miesi�ce i nic.
Nigdy dot�d wargi Fafhrda tak dobrze nie spe�ni�y swojej powinno�ci zamykania s��w. Kiedy si� wreszcie rozwar�y, i one, i j�zyk za nimi podlega�y ju� ca�kowitej kontroli ogromnych zielonych oczu. S�owa sypn�y z radosnym po�piechem:
- O bogowie! Cudownie! Jestem ojcem! Ty to jeste� zdolna, Maro!
- Jeszcze jak zdolna - przyzna�a dziewczyna - �eby po twoich nied�wiedzich u�ciskach ukszta�towa� co� tak delikatnego. A teraz musz� ci odp�aci� za tw� nie�adn� uwag� o "zadawaniu si� z innymi".
Zakasawszy z ty�u sp�dnic� podprowadzi�a pod kaftanem obie jego d�onie do sup�a na rzemykach przy swej ko�ci ogonowej. �nie�ne Kobiety nosi�y futrzane kaptury, futrzane buty, d�ugie futrzane po�czochy podwi�zywane do paska w talii, jeden lub dwa futrzane kaftany i futrzan� szub� - ubi�r praktyczny i r�ni�cy si� od m�skiego jedynie d�u�szymi szubami. Obracaj�c w palcach w�ze�, od kt�rego odchodzi�y trzy napr�one rzemyki, Fafhrd rzek�:
- Doprawdy, Maro najdro�sza, nie przepadam za tymi pasami cnoty. Nie s� to pomys�y godne cywilizacji. Poza tym, musz� utrudnia� kr��enie krwi.
- A id��e ty ze swoim bzikiem na punkcie cywilizacji. Wykocham ci j� i wybij� z g�owy. Na co czekasz, rozwi�� supe� i przekonaj si�, �e nikt inny, tylko ty� sam go zapi��
Fafhrd spe�ni� pro�b� i musia� przyzna�, �e nie by� to w�ze� innego m�czyzny, lecz jego w�asny. Zadanie zaj�o i troch� czasu i sprawia�o rozkosz Marze, s�dz�c po jej cichutkich piskach i j�kach, delikatnych szczypni�ciach i k�saniach. Sam Fafhrd zacz�� przejawia� zainteresowanie. Po wywi�zaniu si� z zadania otrzyma� nagrod� wszystkich k�amc�w: jako �e powiedzia� dziewczynie wszystkie odpowiednie k�amstwa. Mara kocha�a go z ca�ego serca, kusz�co okazuj�c to ca�ym swoim cia�em, pot�guj�c jego ciekawo�� i podniecenie. Po okre�lonych manipulacjach i innych przejawach uczucia, oboje run�li w �nieg jedno przy drugi moszcz�c si� i zupe�nie chowaj�c w bia�e futrzane szuby i kaptury. Przechodzie� pomy�la�by, �e �niegowy pag�r o�y� w konwulsjach i by� mo�e rodzi w�a�nie cz�owieka �niegu, elfa lub demona. Po pewnym czasie �nie�ny pag�rek zastyg� w bezruchu i �w�e hipotetyczny przechodzi musia�by si� bardzo nisko nachyli�, aby uchwyci� g�osy d biegaj�ce z jego wn�trza.
MARA: Zgadnij, o czym my�l�.
FAFHRD: �e jeste� Kr�low� Rozkoszy. Aaaj!
MARA: Tobie aaaj i oooj na dodatek! I �e ty jeste� Kr�lem Zwierz�t. Nie, g�uptasie, powiem ci. My�la�am o tym, �e ciesz� si�, �e� swoje po�udniowe woja�e odby� przed �lubem. Jestem pewna, �e zgwa�ci�e�, a nawet wyuzdanie kopulowa�e� z tuzinami po�udniowych kobiet, co pewnie t�umaczy twoje obstawanie przy cywilizacji. Ale nie martwi mnie to ani troch�. Wykocham ci� z wszystkiego.
FAFHRD: Maro, posiadasz umys� geniusza, niemniej jednak przeceniasz niezmiernie �w jeden piracki rejs, jaki odby�em pod Hringorlem, a zw�aszcza liczb� okazji do mi�osnych przyg�d, kt�rych mi dostarczy�. Po pierwsze, wszyscy mieszka�cy, a ju� szczeg�lnie wszystkie m�ode kobiety ka�dego �upionego przez nas przybrze�nego miasta, ucieka�y w g�ry, zanim jeszcze zd��yli�my przybi� do brzegu. A je�li ju� w og�le dosz�oby do gwa�cenia jakiej� kobiety, to ja jako najm�odszy znajdowa�bym si� na szarym ko�cu kolejki gwa�cicieli, co niezbyt mnie poci�ga. Prawd� m�wi�c, jedynymi ciekawymi lud�mi, jakich spotka�em podczas tej okropnej wyprawy, byli dwaj starcy wi�zieni dla okupu, od kt�rych lizn��em nieco quarmallskiego i g�rnolankhmarskiego, oraz chudzina terminator trzeciorz�dnego czarodzieja. Ten ch�opak zr�cznie w�ada� sztyletem i mia� mitoburczy umys�, podobnie jak ja i m�j ojciec.
MARA: Nie martw si�. �ycie twoje nabierze barw, gdy si� pobierzemy.
FAFHRD: Tu si� w�a�nie mylisz, najdro�sza Maro. Zaczekaj, daj mi wyt�umaczy�! Znam swoj� matk�. Gdy tylko si� pobierzemy, Mor zagoni ci� do gotowania i wszelkiej roboty w namiocie. B�dzie ci� traktowa� w siedmiu �smych jak niewolnic� i by� mo�e w jednej �smej jako moj� konkubin�.
MARA: Ha! Ciebie, Fafhrdzie, naprawd� trzeba b�dzie nauczy� rz�dzenia matk�. Ale tym te� si� nie trap, najdro�szy. Najwyra�niej nie masz poj�cia, co silna i niespo�yta m�oda �ona ma w zanadrzu na te�ciow�. Ju� ja j� usadz�, cho�bym nawet musia�a bab� podtru�... och, nie na �mier�, tyle, by dostatecznie zmi�k�a. Zanim trzy razy przyb�dzie ksi�yca, ju� zacznie skaka�, jak jej zagram, a ty poczujesz si� m�czyzn� w dw�jnas�b. To zrozumia�e, �e zdoby�a nienaturalny wp�yw na ciebie, skoro jeste� jedynakiem, a tw�j szalony ojciec zgin�� m�odo, ale...
FAFHRD: Ju� teraz czuj� si� w dw�jnas�b m�czyzn�, ty amoralne i trucicielskie wied�mi�tko, i zamierzam to sprawdzi� niezw�ocznie na tobie, moja tygrysico lodowa. Bro� si�! Ha, tu ci� mam...!
Po raz drugi �niegowy pag�rek dosta� konwulsji niczym wielki nied�wied� lodowy konaj�cy w ataku padaczki. Nied�wied� skona� przy d�wi�kach sistrum i tr�jk�t�w - muzyce uderzaj�cych o siebie i p�kaj�cych, migotliwych kryszta��w lodu, kt�re w nienaturalnej liczbie i rozmiarach uros�y na szubach Fafhrda i Mory w trakcie ich rozmowy.
Kr�tki dzie� p�dzi� ku wieczorowi jak gdyby samym bogom, kt�rzy kieruj� s�o�cem i gwiazdami, spieszno by�o obejrze� Wyst�py.
Hringorl obradowa� z tr�jk� swych przybocznych zbir�w, Horem, Harraksem i Hreyem. By�y spojrzenia wilkiem, kiwanie g�owami i pad�o imi� Fafhrda.
Najm�odszy �onko� w �nie�nym Klanie, pr�ny i niedowarzony kogucik, wlaz� w zasadzk� i pad� bez czucia pod �nie�kami patrolu m�odych �nie�nych �on, kt�re przyuwa�y�y go w bezwstydnej rozmowie z mingolsk� aktoreczk�. Nieodwo�alnie stracony dla dwudniowych Wyst�p�w by� od tej pory czule, lecz powoli przywracany do zdrowia przez w�asn� �on�, uprzednio nale��c� do najgorliwszych kulomiotek. Mara zasz�a z pomoc� do ich obej�cia, szcz�liwa jak �nie�na go��bica. Ale kiedy tak spogl�da�a na m�a, jak�e bezsilnego, i na �on� jak�e troskliw�, gdzie� ulecia�y jej u�miechy i marzycielska mi�o�� do bli�nich. Zrobi�a si� nerwowa i dziwnie roztrz�siona, jak na tak atletyczn� dziewczyn�. Trzykrotnie otwiera�a usta, �eby co� powiedzie� i zaraz je zamyka�a, a� wreszcie odesz�a bez s�owa.
Mor ze swym sabatem rzuci�a w Namiocie Niewiast zakl�cie na Fafhrda, maj�ce doprowadzi� go do domu oraz drugie na zmro�enie mu l�d�wi, a potem przesz�a do omawiania mocniejszych �rodk�w przeciwko ca�emu �wiatu syn�w, m��w i aktorek.
Drugi czar nie wywar� najmniejszego skutku na Fafhrdzie, pewnie dlatego, �e ten w�a�nie bra� �niegow� k�piel - by� to powszechnie znany fakt, �e magia wywiera niewielki skutek na tych, kt�rzy poddaj� si� akurat tym samym efektom, jakie zakl�cie ma na nich �ci�gn��. Rozstawszy si� z Mar�, zrzuci� ubranie, da� nura w �nie�n� zasp� i odr�twiaj�cym bia�ym mia�em natar� sobie wszystkie powierzchnie, szczeliny i zag��bienia cia�a. Nast�pnie g�stoiglastymi ga��zkami sosny otrzepa� si� i zbi�, przywracaj�c kr��enie krwi. Ju� w ubraniu odczu� szarpni�cie pierwszego zakl�cia, ale stawiwszy mu op�r, przekrad� si� do namiotu dw�ch starych kupc�w mingolskich, Zaksa i Effendrita, by�ych przyjaci� ojca, i w stercie sk�r przedrzema� u nich do wieczora. Ani pierwsze, ani drugie zakl�cie matki nie by�o w�adne pod��y� za nim tam, gdzie zgodnie z targowym zwyczajem znajdowa� si� drobny skrawek mingolskiego terytorium, niemniej namiot Mingoli pocz�� siada� pod nadzwyczajnym mrowiem kryszta��w lodu, kt�re po�r�d dzwonienia str�cali tyczkami mingolscy weterani, zasuszeni i zwinni jak ma�py. Dzwonienie mi�o wdziera�o si� do snu nie budz�c Fafhrda, co zabola�oby jego matk�, gdyby o tym wiedzia�a - jej zdaniem przyjemno�� i odpoczynek nie s�u�y�y m�czyznom. Do snu Fafhrda wkroczy�a Vlana wyginaj�c w ta�cu cia�o okryte sieci� z cieniutkich srebrnych nitek, na kt�rej w�ze�kach wisia�y miriady male�kich, srebrnych dzwoneczk�w. Dopiero to marzenie senne sprawi�oby Mor okrutny b�l - szcz�cie zaiste, �e nie czyni�a w owej chwili u�ytku ze swej mocy czytania my�li na odleg�o��.
Prawdziwa Vlana zapad�a w drzemk� pod opiek� mingolskiej dziewczyny, kt�ra za p� smerduka z g�ry zaj�a si� stosown� zmian� �niegowych banda�y, a widz�c wyschni�te usta aktorki, za ka�dym razem zwil�a�a je s�odkim winem i w�wczas par� kropli �cieka�o pomi�dzy u�pione wargi. Rachuby i skryte zamys�y rozp�ta�y burz� w g�owie Vlany, lecz ilekro� wybi�y j� ze snu, u�mierza�a je wschodnim �a�cuszkowym zakl�ciem, kt�re sz�o mniej wi�cej tak: "skok w bok... �nij, �pij... �ni, �pi... senna panna... k�oni skro�... p�oni srom... �mi �my... panna manna... bieli k�y... senna henna... �mier�, �wierszcz... krok w mrok... skok w bok..." i tak dalej w to kazirodcze k�eczko. Wiedzia�a, �e kobieta mo�e r�wnie dobrze dosta� zmarszczek na umy�le, jak na sk�rze. Wiedzia�a te�, �e samotna kobieta mo�e liczy� tylko na siebie. I wiedzia�a wreszcie, �e m�dry komediant bierze przyk�ad z �o�nierza, �pi�c, kiedy si� da.
Snuj�c si� bez okre�lonego celu, Veliks Ryzykant pods�ucha� co nieco ze zmowy Hringorla, zauwa�y�, jak Fafhrd znika w namiocie Mingoli, dostrzeg�, �e Essedineks pije wi�cej ni� zwykle i przez jaki� czas szpiegowa� Mistrza Wyst�p�w.
W �e�skiej jednej trzeciej aktorskiego namiotu w kszta�cie ryby, Essedineks wi�d� sp�r z mingolskimi siostrami bli�niaczkami i m�odziusie�k� Ilthmark� o ilo�� t�uszczu, kt�rym panienki chcia�y nasmarowa� swe wygolone cia�a do wieczornego przedstawienia.
- Na prochy przodk�w, wy mnie pu�cicie z torbami - zaprotestowa� z j�kiem. - I b�dziecie wygl�da� r�wnie pon�tnie jak kupy sad�a.
- O ile wiem, M�czy�ni P�nocy lubi� sad�o u swoich kobiet, a skoro dobre jest wewn�trz, to dlaczego nie na wierzchu? - spyta�a jedna z Mingolek.
- Co wi�cej - doda�a ostro bli�niaczka - je�li ty my�lisz, �e poodmra�amy sobie cycki i ty�ki, �eby sprawi� frajd� publice z�o�onej ze starych �mierdz�cych sk�r nied�wiedzich, to masz nie po kolei w g�owie.
- Nie trap si�, Esinku - Ilthmarka pog�adzi�a go po spurpurowia�ym policzku z poro�ni�tym rzadk�, siw� szczecin�. - Ja zawsze wypadam najlepiej, kiedy ca�a si� klej�. Ju� oni nas pogoni� po tych �cianach tak, �e b�dzie my tylko strzela� im z �ap jak trzy �liskie pestki melona.
Pogoni�...? - Essedineks schwyci� Ilthmark� za szczup�e rami�. - Nie wywo�asz mi �adnej orgii dzi� wieczorem, zrozumiano? Kuszenie si� op�aca. Orgie nie. Chodzi o to, by...
- Dobrze wiemy, na ile kusi�, tatko szmatko - wtr�ci�a pierwsza Mingolka.
- Potrafimy zapanowa� nad nimi - uzupe�ni�a jej siostra.
- A gdyby�my nie potrafi�y, Vlana zawsze da sobie rad� - doko�czy�a Ilthmarka.
W miar� jak wyd�u�a�y si� prawie niedostrzegalne cienie i mrok zapada� w osnutym mgie�k� powietrzu, wsz�dobylskie kryszta�y ros�y jakby jeszcze odrobin� szybciej. Rejwach w namiotach jarmarcznych stopniowo zamiera�, a� skona�. Nieprzerwany niski za�piew z Namiotu Niewiast wzni�s� si� na wy�szy ton i by� bardziej s�yszalny. Z p�nocy nadlecia� wieczorny powiew budz�c dzwonki we wszystkich kryszta�ach. �piewy zabrzmia�y grubiej, a powiew i dzwonki ucich�y jak na komend�. Znowu nadci�ga�a mg�a snuj�c si� od wschodu i od zachodu, i kryszta�y zn�w podros�y. Pienia kobiet �cich�y do szept�w. Ca�y Zimny Zak�tek zastyg� w ciszy i napi�ciu, oczekuj�c nocy. Dzie� czmychn�� za zachodni horyzont lodowych z�b�w, jakby obawia� si� ciemno�ci. W w�skiej przestrzeni mi�dzy namiotami aktor�w a Bo�ychramem narodzi�a si� jaka� iskierka, jasny ognik zamigota� i trzaska� przez dziewi��... dziesi��... jedena�cie uderze� serca, b�ysn�� p�omie� i najpierw powoli, potem coraz szybciej i szybciej w deszczu iskier wzlecia�a kometa z miotlastym ogonem pomara�czowego ognia. Wysoko nad sosnami, niemal u progu niebios - dwadzie�cia jeden... dwadzie�cia dwa... dwadzie�cia trzy - ogon zgas�, a kometa z hukiem rozprys�a si� na dziewi�� bia�ych gwiazd. Raca obwie�ci�a pierwsz� noc Wyst�p�w.
Wn�trze Bo�ychramu przypomina�o wysoki przedziwny okr�t piracki ciosany z zimnej ciemno�ci, licho o�wietlony ogrzewany p�kolem �wiec na dziobie b�d�cym o�tarzem przez ca�� reszt� roku, a dzisiaj scen�. Na dziobie, na rufie i na obu burtach sta�o jedena�cie �ywych sosen, udaj�c maszty. �agle - w rzeczywisto�ci �ciany - by�y z pozszywanych sk�r ciasno dowi�zanych do maszt�w. Zamiast nieba w g�rze, dobre pi�� wysoko�ci ch�opa nad pok�adem, zaczyna�y si� g�sto splecione ga��zie sosen, bia�e od �niegu. Ruf� i �r�dokr�cie tej niesamowitej nawy, �egluj�cej jedynie z wiatrem wyobra�ni, wype�nili �nie�ni M�czy�ni, kt�rzy w swych kolorowych, cho� w mroku niemal czarnych futrach przysiedli na pniakach i grubo zrolowanych kocach. Mrukliwie gwarzyli i dowcipkowali, a wybuchy pijackiego �miechu nie by�y zbyt g�o�ne. Z chwil� wkroczenia do Bo�ychramu, a w�a�ciwie do Bo�ej Arki, ogarn�a m�czyzn religijna cze�� i boja��, pomimo, a kto wie czy nie w�a�nie z powodu profanacyjnego wykorzystania �wi�tyni tej nocy. Ozwa� si� rytmiczny werbel, z�owrogi jak st�panie �nie�nego lamparta i pocz�tkowo tak nieuchwytny, �e nikt z obecnych dok�adnie nie wiedzia�, kiedy to si� zacz�o, i tylko poprzedni gwar i poruszenie w�r�d widz�w usta�y jak uci�� no�em, a jak�e wiele par d�oni zacisn�o si� lub lu�no spocz�o na kolanach, podczas gdy tyle� samo par oczu wlepionych by�o w o�wietlon� �wiecami scen� pomi�dzy dwoma parawanami wymalowanymi w czarne i szare rozety. Werbel zadudni� g�o�niej, przyspieszy�, dziergaj�c wyszukane arabeski rytmu, po czym powr�ci� do lamparcich krok�w. Idealnie w rytm uderze� b�bna na scen� wbieg� drapie�ny smuk�y kot. Zwierz mia� srebrzyste futro, kr�tki tu��w, d�ugie �apy, d�ugie, postawione na sztorc uszy, d�ugie w�sy, d�ugie bia�e k�y i z jard wysoko�ci w k��bie i w zadzie. Jedyn� cz�owiecz� cech� by�y d�ugie, l�ni�ce, proste czarne w�osy, jak grzywa sp�ywaj�ce mu na kark i w d� przez prawy bark na pier�. W�sz�c ze spuszczonym �bem jakby na tropie i pomru