2343
Szczegóły |
Tytuł |
2343 |
Rozszerzenie: |
PDF |
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
[email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
2343 PDF - Pobierz:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd pliku o nazwie 2343 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
2343 - podejrzyj 20 pierwszych stron:
CHODERLOS DE LACLOS NIEBEZPIECZNE ZWI�ZKI
Prze�o�y� i wst�pem opatrzy� Tadeusz �ele�ski ( Boy)
OD T�UMACZA
Piotr Ambro�y Franciszek Choderlos de Laclos urodzi� si� w Amenis, w r. 1741, z rodziny
mieszcza�skiej. Jako m�ody ch�opiec okazywa� zami�owania literackie, dziedziczne
w tym domu. Jednak�e w XVIII w. literatura nie stanowi�a jeszcze zawodu, zatem m�ody
Laclos, po odbyciu studi�w, zostaje w dwudziestym roku �ycia oficerem artylerii.
�atwo�� pi�ra i zr�czno�� w sk�adaniu madryga��w uczyni�y go po��danym go�ciem
paryskich salon�w; w nich te� zapewne gromadzi zawczasu materia�y do przysz�ego arcydzie�a.
W r. 1774 zwraca na siebie uwag� zgrabn� sztuczka List do Ma�gosi; w trzy lata p�niej
pisze oper� komiczn�, jednak bez szczeg�lnego powodzenia. W r. 1778, wys�any na prowincj�
jako oficer in�ynierii, buduje fort na wyspie Aix; tam te�, mo�e aby rozproszy� nud�
zapad�ego k�ta i orze�wi� my�l wspomnieniem b�yszcz�cego paryskiego �wiata, pisze
Niebezpieczne zwi�zki.
Dzie�o ukaza�o si� w r. 1782 i zyska�o niebywa�e powodzenie. By�a to jedyna ksi��ka,
jak� Laclos napisa�. P�niej - je�li u�ywa pi�ra - to jedynie na broszury i artyku�y
polityczne. Powiew nadci�gaj�cej rewolucji nie sprzyja snad� p�odom czystego artyzmu.
Mo�e zrazi�a Laclosa i pieczo�owito�� policji, kt�ra umie�ci�a jego ksi��k� na indeksie
i skaza�a j� na zniszczenie jako " rozwi�z�� i nieobyczajna " .
W r. 1789 Laclos, na polecenie pani de Genlis, otrzymuje miejsce sekretarza ksi�cia
Orleanu. Niebawem staje si� praw� r�k� ksi�cia, dusz� jego polityki; fama, nie
zawsze zreszt� sprawdzona, przypisuje autorowi Niebezpiecznych zwi�zk�w autorstwo
wielu intryg przeciw prawej dynastii, jakie knu� kokietuj�cy z ludem, ambitny Filip
�galit�. R�wnocze�nie ze swoim panem Laclos wst�puje do klubu jakobin�w. Przewodniczy
klubowi w dniu uchwalenia detronizacji Ludwika XVI. W r. 1791 redaguje " Journal
des Amis de la Constitution " . Po og�oszeniu Republiki wraca do armii jako genera�
brygady; w r. 1793 dostaje si� w Pary�u do wi�zienia; ratuje go protekcja Robespierre
' a, kt�remu podobno Laclos uk�ada� jego mowy. Niebawem znajduje si� po raz wt�ry
w wi�zieniu, z kt�rego dopiero 9 Thermidora wyzwala go ostatecznie. Przydzielony
do korpusu genera�a Moreau, udaje si� do W�och , gdzie umiera w Tarencie w r. 1803,
na stanowisku generalnego inspektora artylerii.
Jedyna ksi��ka, jak� Laclos zostawi�, zapisana jest w rz�dzie trwa�ych bogactw literatury
francuskiej. Jest ona podw�jnie ciekawa: raz jako niepor�wnany wyraz doby, w kt�rej
powsta�a i kt�r� maluje, po wt�re jako arcydzie�o psychologii, ma�o r�wnych sobie
maj�ce. Ca�� ksi��k� wype�niaj� jedynie sprawy mi�o�ci, tak jak wype�nia�y one �ycie
" towarzystwa " owej epoki, kt�rej " kto nie zna�, ten nie wie, co to s�odycz �ycia
" , jak wzdycha p�niej jeden z jej niedobitk�w. Najrasowsza szlachta francuska,
zamkni�ta od czas�w Ludwika XIV w z�otej klatce dworu i skazana na przymusow� bezczynno��,
odsuni�ta stopniowo od polityki, od administracji, nie znajduje naturalnych upust�w
dla swych si� �yciowych. Bujna m�odzie�, niezbyt garn�ca si� do s�u�by wojskowej,
wymagaj�cej w nowo�ytnym swym przeobra�eniu za wiele karno�ci, daj�cej zbyt wiele
utrudze�, a za ma�o zaszczyt�w, zu�ywa temperamenty w �owach i tych innych �owach,
w kt�rych rol� osaczonej zwierzyny gra kobieta. Przygody mi�osne - oto godne szranki
dla najszlachetniejszych przymiot�w, oto pole popisu dla odwagi, zr�czno�ci, ��dzy
s�awy. Ilu� wielkich dyplomat�w, ilu� bezimiennych wielkich polityk�w, zr�czniejszych
ni� Dubois, przenikliwszych ni� Bernis, w�r�d tej gromadki ludzi, kt�rzy uwiedzenie
kobiety czyni� jedynym celem swoich my�li, wielk� spraw� �ycia! Ile studi�w, wytrwa�o�ci,
umiej�tno�ci, namys�u! Ile kombinacji romantopisarza i strategika! . . . " 1 podczas
gdy cz�� tej Francji XVIII w. filozofuje, zajmuje si� zagadnieniami ekonomii, polityki,
nauki, dla drugiej cz�ci mi�o�� staje si� tre�ci� �ycia, rozm�w, literatury, ulubion�
zabaw� towarzysk�, przedmiotem ambicji - wszystkim.
. 1 E. i J. de Gencourt, La Femme au XVIII si�cle . ( Przyp. T�um. )
5 Oczywi�cie b�stwo to, ob�askawione w ten spos�b i sprowadzone ze �wi�tyni do buduaru,
samo te� nie mog�o si� uchroni� od pewnych przeobra�e�. Cech� mi�o�ci w XVIII w.
( zanim przenikn� wp�ywy Russa) jest odarcie jej ze wszystkich zas�on. Ani �ladu
tu z owego ub�stwienia, jakim by�a otoczona w wieku Ludwika XIV; ani �ladu z owego
j�zyka pe�nego czci i kultu dla kobiety, os�aniaj�cego swymi religijnymi niemal formu�kami
ca�� materialn� stron� mi�o�ci. To wszystko odpada; mi�o�� staje si� synonimem
po��dania, przelotnej sk�onno�ci, " wymian� dw�ch kaprys�w i zetkni�ciem dw�ch
nask�rk�w " , wedle dosadnego okre�lenia Chamforta. Zmienia si� zw�aszcza styl
mi�o�ci. W XVII w. najbardziej p�ocha Celimena czuje si� w obowi�zku pokrywa� przelotne
fantazje swej nienasyconej zalotno�ci frazeologi� wielkich uczu�; w XVIII w. , przeciwnie,
nawet prawdziwe uczucie ukrywa si� wstydliwie pod mask� oboj�tno�ci i cynizmu. Je�eli
przywdziewa jeszcze niekiedy szaty trubadura, czyni to jedynie chyba przez rozpust�
umys�ow�, aby - jak Valmont w stosunku do pani de Tourvel - szuka� w tej zabawie
�wie�ych podniet dla wysch�ego serca. Syntez� epoki staje si� g�o�ne zdanie Buffona:
" Jedyn� rzecz� co� wart� w mi�o�ci jest jej strona fizyczna " ; ca�y balast uczuciowy
odpada, zazdro�� nawet wychodzi z mody, os�dzona jako �mieszny i niecywilizowany
prze�ytek. Kobieta, rada nierada, dostraja si� do nowego stylu. Dawna bogini, kt�ra,
jak s�ynna Julia d ' Angennes, kr�lowa pa�acu Rambouillet, czterna�cie lat kaza�a
wzdycha� do siebie, nim uwie�czy�a wytrwa�e s�u�by, dzi� godzi si� na znaczne skr�cenie
czasu obowi�zuj�cych zalot�w. Wedle powszechnie g�oszonego mniemania, " wystarczy
kobiecie trzy razy powiedzie�, �e jest �adna, aby za pierwszym razem podzi�kowa�a,
uwierzy�a za drugim, a wynagrodzi�a za trzecim " . Przypu�ciwszy nawet, �e kobieta
- szczeg�lnie trudna lub pocz�tkuj�ca jeszcze w turniejach mi�osnych - opiera si�
d�u�ej, ni� jest w zwyczaju, w�wczas zaloty trwaj� dwa tygodnie, miesi�c wreszcie,
a� nadchodzi chwila, w kt�rej dama ukazuje si� ze swym wielbicielem w lo�y Opery
i w ten spos�b - wedle zwyczaju, ceremonii prawie, u�wi�conej przez �wiatowe panie
XVIII w. - przedstawia niejako oficjalnie towarzystwu uwie�czonego kochanka.
W turniejach tych kobieta przechodzi nieraz i do czynnej roli. W pustk� uczuciowego
�ycia wciska si� przede wszystkim pr�no��. Pozycja towarzyska kobiety zale�y niemal
od tego, aby przyku� do siebie, bodaj przelotnie, m�czyzn� b�d�cego w danej chwili
na �wieczniku. M�czyzna " w modzie " - oto magiczne s�owo bardziej zwyci�skie
ni� m�odo��, ni� uroda. Taki m�czyzna mo�e po kobietach depta�, pomiata� nimi,
urok jego b�dzie si� wzmaga� jedynie. Co rano, budz�c si�, zastanie przy ��ku pakiet
list�w mi�osnych, kt�re - jak ksi��� Richelieu - rzuci niedbale do skrzynki z napisem:
" Listy, kt�rych nie mia�em czasu przeczyta� " . Po �mierci tego nestora z�otej
m�odzie�y znaleziono pi�� nie rozpiecz�towanych list�w, b�agaj�cych w imieniu pi�ciu
wielkich dam o jedn� godzin� jego nocy.
O wzgl�dach dla kobiet nie ma w tym wieku " galanterii " mowy, jak r�wnie� nie ma
mowy o dyskrecji. �yciem swoim, ka�dym jego dniem tworzy� anegdot�, kt�ra mog�aby
si� sta� uciech� i zabaw� salon�w - oto marzenie wszystkich tych petitma�tre '
�w ; oto czym mierzy si� ich warto�� i uznanie w �wiecie, oto szczeble, po kt�rych
wst�puje si� na tron m�czyzny " w modzie " , bohatera dnia. Przygoda Prevana i jego
trzech " nieroz��cznych " ( List LXXIX) - tak typowa dla XVIII w. przez sw� czysto��
linii i symetri� - to jeden z wzor�w tego, jak by�my dzi� powiedzieli, s p o r
t u. Miejsce sentymentalnej gwary zajmuje u m�czyzn zuchwalstwo, impertynencja,
smaganie szyderstwem najtkliwszych potrzeb serca. Posi��� kobiet� ani jednym czulszym
s�owem nie buduj�c pomostu do usprawiedliwienia jej s�abo�ci; wi�cej nawet, stawiaj�c
jej przed oczy wspomnienie cz�owieka, kt�rego kocha i zdradza - oto znamienny rys
intelektualnej rozpusty wyzi�b�ych don Juan�w. Do wysoko�ci dogmatu podniesiona
jest zasada, aby nie zrywa� z kobiet�, p�ki si� nie posiada w r�ku �rodk�w zgubienia
jej.
Nie wszystkim z owych salonowych zdobywc�w danym by� w snuciu przyg�d dar tw�rczej
oryginalno�ci. I moda mia�a tu swoje s�owo. A s�owo to brzmia�o czasem paradoksem
6 wcale interesuj�cym: przyk�adem teoria - stworzona na poparcie praktyki przez wsp�czesne-
go salonowego filozofa - i� najwy�szy dow�d wzgl�d�w i delikatno�ci daje kobiecie
ten, kto j� bierze gwa�tem; w przeciwie�stwie bowiem do nie�mia�ego i wyczekuj�cego
kochanka " szanuje jej wstydliwo�� i skrupu�y i bior�c ca�� win� na siebie, oszcz�dza
jej d�ugiej m�czarni stopniowych ust�pstw oraz bolesnego poczucia, i� uchybia samej
sobie " . 2
Kobiety, o ile czuj� si� na si�ach, nie zostaj� w tyle za m�czyznami. S�absze staj�
si� ich �upem, silniejsze zawczasu ucz� si� rozpoznawa� " w dzisiejszym kochanku
jutrzejszego wroga " i wypracowuj� ca�� sztuk�, jak z pierwszego wyssa� wszystkie
s�odycze, nie wydaj�c si� drugiemu w r�ce. Znamienna pod tym wzgl�dem jest przygoda
pani de Merteuil z Pr�vanem ( List LXXXV) i jej autobiografia ( List LXXXI) , do
kt�rej, wedle zdania wsp�czesnych, autor a� nazbyt wiele mia� doko�a siebie wzor�w.
W rozpu�cie umys�owej, w bezwzgl�dnym z�o�liwym okrucie�stwie kobieta w pewnym swoim
typie przechodzi niemal m�czyzn�. Przejmuje od niego udogodnienia �yciowe: " Dla
hodowania swoich przyjemno�ci staraj� si� mie� ustronne domki, zupe�nie na wz�r sekretnych
domk�w �wczesnych modnisi�w. Gniazdko takie kobieta sama tajemnie nabywa i urz�dza;
od�wierny jest z jej ramienia i wyboru, aby wszystko by�o na jej us�ugi i nic nie
kr�powa�o jej swobody, gdy zechce oszuka� bodaj swego kochanka. " 3
Oczywi�cie przy tej �atwo�ci obcowania p�ci, przy tym nadu�yciu mi�osnych wra�e�
i upoje� t�piej� zmys�y, ch�odnie wyobra�nia. St�d don Juan XVIII w. musi szuka�
coraz ostrzejszej zaprawy dla zu�ytego podniebienia: " W stosunek m�czyzny do kobiety
w�lizguje si� jakby jaka� bezlitosna polityka, jakby uj�ty w regu�y system gubienia.
Zepsucie staje si� sztuk�, w kt�rej sk�ad po r�wni wchodz�: okrucie�stwo, wiaro�omstwo,
zdrada, kunszt tyranii. Makiawelizm wciska si� w mi�ostki, staje si� ich dominuj�c�
nut�. Jest to chwila, w kt�rej Laclos kre�li z natury swoje Niebezpieczne zwi�zki
, ow� ksi��k� przedziwn� i okropn� zarazem, kt�ra jest tym dla moralno�ci mi�osnej
we Francji XVIII w. , czym traktat o Ksi�ciu dla moralno�ci politycznej W�och w XVI
w. " Ten rys okrucie�stwa w mi�o�ci znamienny jest dla epoki: przesun�wszy si� z
dziedziny moralnej w fizyczn�, dojdzie w markizie de Sade do najpe�niejszego wyrazu.
Oto t�o, na kt�rym rozgrywa si� historia Niebezpiecznych zwi�zk�w . Uderzaj�co silna
i zwarta jest budowa tej ksi��ki. Pisana w listach z zachowaniem ca�ej wytwornej
sztuki epistolarnej, tak wysoko stoj�cej wsp�cze�nie, mimo to nie zawiera, mo�na
powiedzie�, ani jednego zbytecznego zdania; ka�de ma swoj� wag�, ka�de jest subtelnym
dotkni�ciem p�dzla, wzbogacaj�cym ca�o�� obrazu o jaki� nowy i ciekawy szczeg�.
Na formie list�w nie cierpi r�wnie� w niczym akcja powie�ci: bieg jej, na wskro�
dramatyczny, zawi�zuje si� mocno i jasno na pierwszych ju� kartkach, p�ynie w skr�tach
i powik�aniach, aby ku ko�cowi pomkn�� wartkim p�dem ku katastrofie. Aktor�w na
scenie zaledwie kilkoro; jednak�e w�z�y pomi�dzy nimi pozadzierzgane s� tak misternie
i r�norodnie, i� wyczerpuj� niemal ca�� psychologi� mi�o�ci we wszystkich jej
rodzajach, objawach i odcieniach.
Nad akcj� dominuje posta� margrabiny de Merteuil, w kt�rej r�czce zbiegaj� si� wszystkie
nici intrygi. Jest to jeden z niew�tpliwie najsilniej zarysowanych typ�w kobiecych
�yj�cych w literaturze: istota o r�wnie gor�cych zmys�ach, jak osch�ym sercu, m�dra
i przenikliwa tak, i� Valmont, razem z ca�� swoj� eksperymentaln� psychologi�, jest
przy niej i w jej r�kach istnym dzieckiem; owa " urocza markiza " robi chwilami
wra�enie wprost niepokoj�ce. Pani de Merteuil to mimo m�odego wieku weteran zahartowany
jak stal w owej nieustannej wojnie mi�osnej, jak� by�o �ycie " towarzystwa " XVIII
w. , a w kt�rej dla pe�nego sukcesu nie wystarczy�o rycerzowi posi��� kobiety,
lecz trzeba by�o - m�wi�c �wczesnym j�zykiem - j� z g u b i �. Epoka, w kt�rej spo�ecznie
kobieta by�a pozbawiona wszelkich praw, faktycznie za�, w panuj�cej klasie, sta�a
niemal ponad prawem, musia�a wydawa� takie typy.
2 Cr�billonsyn, Igraszki k�cika przy kominku. Noc i chwila. ( Przyp. t�um. ) 3
E. i J. De Goncourt, l. c. ( Przyp. t�um. )
7 Partnerem pani de Merteuil jest wicehrabia de Valmont, ciekawy zw�aszcza przez
do-
mieszk� intelektualnego dyletantyzmu: zapowied� typu, kt�ry tyl e miejsca mia� zaj��
w p�niejszej literaturze. Genealogi� jego mo�na by wywie�� poniek�d od don Juana
Moliera, od kt�rego wszelako Valmont jest bardziej w�t�y, a przynajmniej wydaje si�
takim przy silniejszej o wiele indywidualno�ci pani de Merteuil. Korespondencja
t ych dwojga wype�nia g��wn� cz�� ksi��ki. W niej, zagrzewaj�c si� wzajem w przewrotno�ci
i zepsuciu, snuj� wsp�lnie swoje plany; w niej czerpi� oboje podniet� i zadowolenie
mi�o�ci w�asnej z czyn�w skazanych z natury swojej na mrok tajemnicy; jedno stanowi
dla drugiego publiczno��. R�nica w tym, �e pani de Merteuil, oddaj�c si� przyjemno�ci
tych przyjacielskich zwierze�, nie przestaje ani na chwil� by� pani� swoich my�li
i uczynk�w, nie przestaje by� sob�, podczas gdy Valmont, mo�na by powiedzie�, ca�y
czas " zgrywa si� " dla swej partnerki i, na przemian g�askany pochlebstwem i smagany
drwin�, daje si� prowadzi� jak dziecko na pasku, nie trac�c ani na chwil� przekonania
o swej rzekomej sile. Poch�oni�ty o wiele wi�cej, ni� sam mniema, urokiem pani de
Tourvel, Valmont wielokrotnie w zwierzeniach swoich zadrasn�� pani� de Merteuil w
spos�b, kt�rego mu nigdy nie przebaczy. Odt�d p�ty na nim wygrywa, p�ty go dra�ni
i kusi, a� jej po�wi�ci kochan� kobiet�, by w zamian - rzecz najstraszniejsza dla
bohatera pokroju Valmonta - zosta� wystrychni�tym na dudka. W�wczas, na chwil�,
niby dwa wspania�e drapie�ne zwierz�ta, staj� naprzeciw siebie do walki, walki, w
kt�rej Valmont pada, zanim zdo�a� si� opatrze�, jak dalece by� jeno igraszk� w
r�ku tej strasznej kobiety.
Nie mniej mistrzowsko i pewnie nakre�lone s� inne postacie dramatu. Danceny to sama
m�odo�� razem z jej niewinno�ci� i brakiem charakteru, z ca�� grandelokwencj� i emfaz�
w mi�o�ci, kt�ra w pr�bie �yciowej okazuje si� nie tyle mi�o�ci� danej kobiety, ile
potrzeb� mi�o�ci samej. Autor idzie za nim krok w krok w �liskim labiryncie tej
m�odzie�czej psychologii; nie oszcz�dza biednemu kawalerowi ani jednego k�amstewka,
aby wreszcie ustami Valmonta wyda� wyrok, kt�ry brzmi tym okrutniej, �e istotnie
Danceny jest szlachetnym i sympatycznym ch�opcem " Oto ludzie! Wszyscy jednako
zbrodniczy w swoich zamys�ach; niedo��stwu, jakie wk�adaj� w ich przeprowadzenie,
nadaj� miano uczciwo�ci! " Dominuj�cym rysem bogdanki Danceny ' ego, Cesi, jest
na wskro� kobieca podatno��, skazuj�ca j� na to, i� zawsze b�dzie tym, czym zrobi�
j� silniejsze d�onie. W swoich prawdziwych " dziejach grzechu " , od pensjonarki
�wie�o wypuszczonej z klasztoru a� po powr�t do furty klasztornej, przebywa ten kawa�ek
�ycia jako ledwie �e �wiadoma i ledwie �e winna zabawka w zbrodniczych r�kach.
Jej matka, pani de Volanges, to wyborny typ osoby troszcz�cej si� o ca�y �wiat i
jego napraw�, a �lepej na to, co si� dzieje w jej w�asnym domu. Cech� jej, jak wielu
os�b specjalizuj�cych si� w cnocie, jest pewna pr�no��, kt�r� pani de Merteuil wyzyskuje
po mistrzowsku. Pani de Tourvel, w pierwszej po�owie ksi��ki, niecierpliwi�ca nieco
sw� zab�jczo rezonuj�c� doskona�o�ci�, w drugiej, kiedy przechodzi ca�e piek�o m�k
i upokorze�, wzruszaj�ca jest si�� uczucia i bezwzgl�dno�ci� oddania. Wreszcie
stara pani de Rosemonde, urocza tym wdzi�kiem, kt�ry owej epoki by� najprzedziwniejszym
kwiatem i nad kt�rym, zda si�, ani wiek, ani choroba nie mia�y w�adzy.
Pomi�dzy tymi to osobami rozgrywa si� akcja powie�ci. Intryga jej, streszczona, nie
da�aby w �adnej mierze obrazu dzie�a. Tajemnica artyzmu mie�ci si� tutaj nie w
wielkich liniach, ale w szczeg�ach, w przeprowadzeniu. Valmont kocha pani� de Tourvel,
kt�ra go ub�stwia, Danceny kocha Cecyli� de Volanges i posiada wzajem jej serce;
zdawa�oby si�, �e z tej podw�jnej sielanki nie spos�b wykrzesa� nic zajmuj�cego.
W jaki spos�b Valmont depce serce swej ukochanej, tak�e i� staje si� przyczyn� jej
�mierci; dlaczego po drodze �amie �ycie ma�ej Cesi i sam ginie z r�ki Danceny ' ego,
to tajemnica margrabiny de Merteuil i g��bokiej polityki jej kobiecego makiawelizmu.
Pani de Tourvel o�mieli�a si� tchn�� w Valmont uczucie o tkliwszym i szlachetniejszym
wyrazie, ni� je �ywi� kiedy� dla pani de Merteuil - wi�c zginie. Nie ma dla niej
ratunku ani przebaczenia. Valmont drasn�� niezr�cznie pani� de Merteuil wynurzeniami
swej mi�o�ci dla innej i odwa�y� si� pokrzy�owa� kaprys jej dla Danceny ' ego -
8 wi�c zginie. Cesia jest narzeczon� cz�owieka, kt�ry niegdy� o�mieli� si� pierwszy
porzuci�
pani� de Merteuil, zatem ha�ba jej jest postanowiona, i�by wnosz�c j� w dom przysz�ego
m�a, pom�ci�a t� zniewag�. Oto kobietademon, salonowy wprawdzie, ale jeden z
najbardziej rasowych, jakie wyda�a literatura. A jaka mi�a, jaka m�dra! Dosta� si�
w jej r�ce nie radz�, ale porozmawia� z ni� �ycz� ka�demu.
Ciekawe by�y koleje tej ksi��ki. Wkr�tce po ukazaniu si� entuzj astycznie powitana
przez jeden z bystrzejszych umys��w krytycznych tej epoki, Grimma, zyskuje olbrzymi�
poczytno�� i rozg�os, nie wolny jednak od przymieszki skandalu. 4 Skazane na zniszczenie
przez policj�, zapomniane p�niej w�r�d wulkanicznych wstrz��nie� tworz�cego si�
nowego spo�ecze�stwa, dzie�o to znika z horyzontu na lat niemal sto. SainteBeuve
zaledwie o nim wspomina, romantycy obrzucaj� je wzgard�. Ku ko�cowi XIX w. , w
epoce rozkwitu psychologicznego romansu, imi� autora Niebezpiecznych zwi�zk�w nabiera
nowego blasku. Autor
Kwiat�w grzechu , Baudelaire, kt�ry nie m�g� pozosta� nieczu�ym na niezdrowy urok
wydzielaj�cy si� z kart tej powie�ci, opatrzy� j� nast�puj�cym nadpisem: " Ta ksi��ka,
je�eli parzy, parzy� mo�e jedynie na kszta�t lodu. " Dzi� powie�� ta sta�aby si�
niechybnie, " z buzi� w ciup " , na p�kach mi�dzy klasykami, gdyby nie to, �e historycy
literatury wci�� pobo�nie od�egnuj� si� od jej wspomnienia. Przebywa zatem dot�d
w regionach " literatury gorsz�cej " , zalotnie a niepokoj�co z dala strzyg�c okiem
w stron� Pascala i Bossueta. Spotkaj� si� kiedy�. . .
Krak�w, 1912 4 ". . . Nie ma w istocie ksi��ki, nie wy��czaj�c Cr�billona i jego
na�ladowc�w, w kt�rej ska�enie zasad i obyczaj�w tego, co nazywa si� w i e l k
i m � w i a t e m, by�oby odmalowane z wi�ksz� naturalno�ci�, �mia�o�ci� i dowcipem;
nie mo�na si� tedy dziwi�, i� ma�o kt�r� nowo�� przyj �to z takim zapa�em; jeszcze
mniej nale�y si� dziwi� temu, i� kobiety czuj� si� obowi�zane oburza� na t� ksi��k�.
Mimo ca�ej przyjemno�ci, jak� mog�a im sprawi� jej lektura, nie by�a ona wolna od
��d�a: w jaki spos�b cz�owiek, kt�ry tak dobrze je zna, a tak �le dochowuje ich
tajemnicy, nie mia�by uchodzi� za potwora? " [ " Correspondance Litt�raire " , kwiecie�
1782. ] ( ( Przyp. t�um. )
9
PRZEDMOWA NAK�ADCY 5
Poczuwamy si� do obowi�zku uprzedzenia czytelnik�w, �e mimo tyt u�u dzie�a nie r�czy-
my za autentyczno�� tego zbioru, a nawet mamy powa�ne przyczyny mniema�, i� jest
on jedynie prostym powie�ciowym zmy�leniem.
Co wi�cej, zdaje si� nam, �e autor, mimo i� wyra�nie zabiega o prawdopodobie�stwo,
zniweczy� je sam, i to bardzo niezr�cznie, przez wyb�r epoki, w kt�rej umie�ci� opisywane
wypadki. W istocie, wi�kszo�� os�b, kt�re wprowadza, tak mocno szwankuje na punkcie
obyczaj�w, i� niepodobna przypuszcza�, aby �y�y w naszym stuleciu, w stuleciu filozofii,
w kt�rym rozlewaj�ca si� na wszystkie strony o�wiata uczyni�a, jak ka�demu wiadomo,
m�czyzn tak pe�nymi zacno�ci, a kobiety wzorami skromno�ci i cnoty.
S�dzimy zatem, i� je�eli wypadki opisane w tym dziele maj� jaki� podk�ad prawdy,
mog�y si� one zdarzy� jedynie albo w innym miejscu, albo w innym czasie. Mamy wielce
za z�e autorowi, �e uwiedziony wyra�nie nadziej� wzbudzenia �ywszego interesu czytelnika
przez wi�ksze zbli�enie si� do swego kraju i epoki o�mieli� si�, we wsp�czesnych
kostiumach i w �wietle naszych stosunk�w, odmalowa� obyczaje tak bardzo nam obce.
Aby, o ile w naszej mocy, uchroni� zbyt dobrodusznego czytelnika od pu�apki, kt�r�
zastawiono jego �atwowierno�ci, poprzemy nasz pogl�d pewnym rozumowaniem. Przedk�ada-
my mu je z ca�� ufno�ci�, gdy� wydaje si� nam przekonywuj�cym i nieodpartym; a mianowi-
cie: te same przyczyny musia�yby przecie� sprowadza� te same skutki, a przecie� nie
widujemy dzisiaj, aby panna maj�ca sze��dziesi�t tysi�cy funt�w rocznej renty wst�powa�a
do klasztoru, ani te�, aby jaka prezydentowa, do tego m�oda i �adna, umiera�a ze
zgryzot sumienia.
5 P r z e d m o w a n a k � a d c y jest r�wnie� pi�ra Laclosa i stanowi jedynie
ironiczn� mistyfikacj� czytelnika. ( Przyp. t�um. )
10 Patrzy�em na obyczaje epoki i og�osi�em te listy.
Przedmowa do Nowej Heloizy J. J. Rousseau
11
CZʌ� PIERWSZA
LIST I Cecylia Volanges do Zofii Carnay w klasztorze urszulanek w * * *
Widzisz, droga przyjaci�ko, �e dotrzymuj� s�owa i �e czepeczki i stroiki nie poch�on�y
tak dalece mego czasu, aby mi go zawsze nie zosta�o dla ciebie. A przecie� w tym
jednym dniu napatrzy�am si� wi�cej stroj�w ni� przez cztery lata, kt�re sp�dzi�y�my
razem w klasztorze. Mama zasi�ga we wszystkim mego zdania; czuj�, �e jestem w jej
oczach daleko mniej pensjonark� ni� poprzednio. Mam w�asn� pann� s�u��c�, pok�j i
salonik wy��cznie dla siebie; pisz� do ciebie na �licznym biureczku, do kt�rego dosta�am
klucz i gdzie mog� chowa� i zamyka�, co mi si� podoba. Mama oznajmi�a, �e b�d�
j� widywa�a codziennie przy wstawaniu; wystarczy, je�eli b�d� uczesana do obiadu,
w�wczas uwiadomi mnie co dzie�, gdzie mam si� z ni� spotka� po po�udniu. Reszt� czasu
mog� rozporz�dza� do woli; mam swoj� harf�, rysunki i ksi��ki, jak w klasztorze;
z t� r�nic�, �e nie ma matki Anuncjaty, kt�ra by mi sypa�a bury, i �e gdybym chcia�a,
mog�abym nic nie robi� od rana do wieczora; �e jednak nie mam przy sobie mojej Zosi,
z kt�r� bym mog�a �mia� si� i gaw�dzi�, wol� skraca� czas jakim� zatrudnieniem.
Jest ledwie pi�ta; z mam� ma si� spotka� dopiero o si�dmej; czasu wi�c by�o a� nadto,
gdybym tylko mia�a co� do zwierzenia! Ale jeszcze nic nie wiem; gdyby nie przygotowania
na jakie patrz� co dzie�, i nie mn�stwo robotnic, kt�re kr�c� si� tu wy��cznie dla
mnie, mog�abym my�le�, �e nikomu si� nie �ni wydawa� mnie za m�� i �e to by�a zwyk�a
gadanina poczciwej J�zefy. Jednak�e matka powtarza�a mi cz�sto, �e panienka powinna
zostawa� w klasztorze a� do chwili zam��p�j�cia, �e skoro mnie odebrano, J�zefa musi
chyba mie� s�uszno��.
Jaki� pojazd zatrzyma� si� przed bram� i mama kaza�a mnie zawo�a� natychmiast do
siebie. Czy�by to mia� by�. . . Jestem nie ubrana, r�ce mi dr�� i serce t�ucze
si� we mnie. Pytam panny s�u��cej, czy nie wie, kto jest u matki. " Owszem - odpar�a
- pan G* * * . " To m�wi�c zacz�a si� �mia�. Och, mam jakie� przeczucie, �e to on.
Wr�c� zaraz, aby ci opowiedzie�, jak si� wszystko odby�o. Wiem ju� przynajmniej,
jak si� nazywa. Spiesz�, aby nie da� na siebie czeka� zbyt d�ugo. Do widzenia, za
ma�� chwileczk�.
To� b�dziesz sobie �artowa� z g�upiutkiej Cesi! Och, jak si� zawstydzi�am! Ale i
ty by�aby� si� z�apa�a tak samo.
Wszed�szy ujrza�am czarno ubranego pana, kt�ry sta� ko�o mamy. Uk�oni�am si� najwdzi�czniej
i zatrzyma�am si� niby wro�ni�ta w posadzk�. Mo�esz sobie wyobrazi�, jak mu si� przygl�da�am!
" Pani margrabino - rzek� do matki oddaj�c mi uk�on - c�reczka pani jest zachwycaj�ca
i tym �ywiej przychodzi mi odczuwa� �ask�, jak� mnie pani darzy. "
12 Na tak wyra�ne o�wiadczyny pocz�am dr�e� na ca�ym ciele, nie mog�am si� utrzyma�
na
nogach; szcz�ciem spostrzeg�am fotel; usiad�am, ca�a czerwona i pomieszana. Ledwiem
zd��y�a to uczyni�, ju� cz�owiek ten znalaz� si� u moich kolan. W�wczas twoja biedna
Cesia straci�a do reszty g�ow�; by�am, jak m�wi mama, zupe�nie nieprzytomna. Zerwa�am
si�, wydaj�c przera�liwy krzyk. . . ot, jak wtedy, podczas burzy, pami�tasz? Na
to mama parskn�a �miechem, m�wi�c: " Co tobie, dziecko? Usi�d��e i podaj panu nog�.
" Moja z�ota, pokaza�o si�, �e ten pan to po prostu. . . szewc. Nie umiem ci opisa�
jak si� zawstydzi�am; na szcz�cie nikogo nie by�o pr�cz mamy. S�dz�, i� skoro wyjd�
za m�� nigdy nie wezm� ju� tego szewca.
Przyznaj, �e my, doprawdy, du�o wiemy o �wiecie! Do widzenia. Ju� blisko sz�sta;
panna s�u��ca m�wi, �e czas si� ubiera�.
Do widzenia, Zosiu droga; kocha ci� tak jak gdybym jeszcze by�a w klasztorze. P.
S. Nie wiem, przez kogo pos�a� list; zaczekam, a� przyjdzie J�zefa.
Pary�, 4 sierpnia 17* * LIST II Markiza de Merteuil do wicehrabiego de Valmont w
zamku * * *
Wracaj, drogi wicehrabio, wracaj; c� ty tam robisz, co mo�esz robi� u starej ciotki,
kt�ra ca�y maj�tek zapisa�a ju� tobie? Ruszaj natychmiast w drog�: potrzebny jeste�!
Przysz�a mi do g�owy wspania�a my�l i tobie pragn� powierzy� jej wykonanie. Tych
kilka s��w powinno by wystarczy�; a� nazbyt zaszczycony wyborem, powinien by� stawi�
si� z ca�ym po�piechem, aby na kolanach odebra� me rozkazy. Ale ty nadu�ywasz mej
dobroci nawet w�wczas, kiedy przesta�e� z niej korzysta�; w wyborze, jaki mam przed
sob�, albo wiecznej nienawi�ci, albo bezgranicznego pob�a�ania, jedynie szcz�ciu
swemu zawdzi�czasz i� dobro� moja bierze g�r�.
Zatem spiesz� wtajemniczy� ci� w swoje zamys�y, lecz przysi��, �e, jako wierny rycerz
nie pogonisz za inn� przygod� p�ki tej nie doprowadzisz szcz�liwie do ko�ca. Jest
ona zaprawd� godna bohatera: masz s�u�y� razem mi�o�ci i zem�cie; s�owem, b�dzie
to jeden czyn wi�cej do twoich pami�tnik�w; tak, pami�tnik�w, gdy� chc� koniecznie,
aby kiedy� ukaza�y si� w druku, i sama podejm� si� je spisywa�.
Ale zostawmy je na razie, a wr��my do tego, co mnie w tej chwili zaprz�ta. Pani de
Volanges wydaje za m�� c�rk�: to jeszcze tajemnica, ale zwierzy�a mi j� od wczo-
raj. I kogo, my�lisz, wyszuka�a na zi�cia? Hrabiego de Gercourt. Kt�by, powiedzia�,
�e ja mam zosta� kuzynk� Gercourta? W�ciek�am si� po prostu. Jak to! Nie domy�lasz
si� jeszcze? O niepoj�tna g�owo! Czy�by� mu ju� przebaczy� przygod� z intendentow�?
A ja, czy� nie wi�cej mam jeszcze przyczyn gniewa� si� na�, ty potworze? 6 Nie panuj�
nad gniewem i nadzieja zemsty rozpogadza m� dusz�.
Sto razy musia�am ci si� da� we znaki, jak i mnie, owa uroczysta nad�to��, z jak�
Gercourt rozprawia o tym, co za przymioty musi posiada� jego przysz�a �ona oraz g�upia
zarozumia�o��, kt�ra mniema, i� on w�a�nie zdo�a unikn�� nieuniknionego losu. Znasz
jego �mieszn� wiar� w klasztorne wychowanie i jeszcze �mieszniejszy bodaj przes�d
co do ch�odnego temperamentu blondynek.
6 Aby zrozumie� ten ust�p, trzeba wiedzie�, �e hrabia de Gercourt opu�ci� markiz�
de Merteuil dla intendentowej * * * , kt�ra po�wi�ci�a dla niego wicehrabiego de
Valmont, i �e w�wczas markiza i wicehrabia zbli�yli si� do siebie. Poniewa� zdarzenie
to si�ga znacznie wcze�niej ni� wypadki, o kt�rych mowa w niniejszych listach, przeto
autor uwa�a� za stosowne pomin�� ca�� dotychczasow� korespondencj�. ( Przyp. aut.
)
13 W istocie mog�abym si� za�o�y�, �e mimo sze��dziesi�ciu tysi�cy renty ma�ej Volanges
nigdy nie przysz�oby mu na my�l ma��e�stwo, gdyby panna by�a brunetk� lub gdyby si�
nie chowa�a w klasztorze. Przekonajmy go zatem, �e jest tylko g�upcem i. . . czym�
wi�cej: zosta�by nim z pewno�ci� pr�dzej czy p�niej; nie o to si� te� k�opoc�;
lecz by�oby zabawne, gdyby ju� od tego zacz��. Jak�e by�my si� przednio bawili nazajutrz,
s�ysz�c, jak si� che�pi! Bo b�dzie si� che�pi� z pewno�ci�; a przy tym, skoro ju�
raz ty pokierujesz pierwszymi krokami tej dziewczyny, trzeba by dziwnego nieszcz�cia,
aby Gercourt nie sta� si� z czasem, jak tylu innych, przedmiotem zabawy ca�ego Pary�a.
Zreszt� bohaterka tego nowego romansu zas�uguje w zupe�no�ci na twoje starania: jest
naprawd� �adna; ot, dzieciak pi�tnastoletni, istny p�czek r�y; nieprawdopodobnie
naiwna i bez najmniejszej sztuki; ale was, m�czyzn, taka rzecz nie odstrasza; ma
przy tym w oczach jak�� tkliw� omdla�o��, doprawdy bardzo obiecuj�ca. Dodaj do tego,
�e ja j� polecam; nie pozostaje ci nic, jak tylko podzi�kowa� i pos�ucha�.
List ten dojdzie twoich r�k jutro rano. Rozkazuj�, aby� jutro o si�dmej wiecz�r zjawi�
si� u mnie. Nie przyjmuj� nikogo przed �sm�, nawet mego p a n u j � c e g o kawalera;
on nie ma dosy� g�owy na tak wa�ne przedsi�wzi�cie. Widzisz, �e mnie mi�o�� nie za�lepia.
O �smej zwr�c� ci swobod�, o dziesi�tej za� wr�cisz, aby wieczerza� wraz z pi�knym
przedmiotem twoich zabieg�w: matka i c�rka b�d� jutro u mnie.
Do widzenia! Min�o ju� po�udnie. Niebawem przestan� si� tob� zajmowa�. Pary�, 4
sierpnia 17* *
LIST III Cecylia Velanges do Zofii Carnay w klasztorze urszulanek w * * *
Niczego si� jeszcze nie dowiedzia�am, droga. Wczoraj by�o u mamy du�o go�ci. Mimo
ciekawo�ci, z jak� przypatrywa�am si� towarzystwu, zw�aszcza panom, wynudzi�am si�
straszliwie. Wszyscy, m�czy�ni i kobiety przygl�dali mi si�, a potem szeptali sobie
do ucha; wiedzia�am doskonale, �e rozmawiaj� o mnie: czu�am, �e si� czerwieni�, a
nie mog�am si� powstrzyma�. Bardzo z�a by�am na siebie, bo uwa�a�am, �e gdy si� przygl�daj�
innym kobietom, one si� nie czerwieni�. A mo�e to tylko dlatego nie wida� po nich,
�e si� r�uj�, bo trudno chyba nie zaczerwieni� si�, kiedy m�czyzna wpatruje si�
tak natarczywie.
Najwi�cej niepokoi�o mnie to, �e nic nie wiem, co oni sobie wszyscy o mnie my�l�.
Zdawa�o mi si�, �e dos�ysza�am par� razy s�owa � a d n a, ale na pewno s�ysza�am
r�wnie� n i e z r � c z n a; i to musi by� prawd�, gdy� pani kt�ra to m�wi�a, jest
krewn� i przyjaci�k� matki; zdaje si�, �e i do mnie nabra�a od razu du�o sympatii.
To jedyna osoba, kt�ra troch� rozmawia�a ze mn�. Jutro mamy by� u niej na kolacji.
S�ysza�am jeszcze p�niej, jak jaki� pan ( jestem pewna, �e m�wi� o mnie) odezwa�
si� do drugiego: " Niech�e to jeszcze dojrzeje, zobaczymy tej zimy. " Mo�e to on
w�a�nie ma si� ze mn� �eni�, ale to by znaczy�o, �e dopiero za cztery miesi�ce! Chcia�abym
bardzo wiedzie� jak jest w istocie.
Przysz�a w�a�nie J�zefa, aby zabra� list; m�wi, �e jej pilno. Ale musz� ci opowiedzie�
jeden jeszcze przyk�ad mojej niezr�czno�ci. Och, zdaje mi si�, �e ta pani ma s�uszno��!
Po kolacji wszyscy zasiedli do gry. Usadowi�am si� tu� ko�o mamy; nie wiem, jak si�
sta�o, ale zasn�am prawie natychmiast. Obudzi� mnie g�o�ny wybuch �miechu. Nie
wiem, czy ze mnie si� �miano, ale przypuszczam. Mama pozwoli�a mi i�� do siebie,
czym mi zrobi�a wielk� przyjemno��. Wyobra� sobie, by�o ju� po jedenastej! Do widzenia,
Zosiu droga, ko-
14 chaj zawsze mocno swoj� Ce�k�. Zar�czam ci, �e �wiat nie jest t ak zabawny, jak
mi si� wy-
dawa� w marzeniach. Pary�, 4 sierpnia 17* *
LIST IV Wicehrabia de Valmont do markizy de Merteuil w Pary�u
Rozkazy twoje, markizo, s� czaruj�ce; spos�b w jaki je wydajesz, jeszcze bardziej
uroczy; przy tobie, pani, by�bym zdolny pokocha� despotyzm. Nie pierwszy to raz,
jak ci wiadomo, ubolewam, �e nie jestem ju� twym niewolnikiem; mimo nazwy p o t w
o r a, jak� mnie obdarzasz, najmilej wspominam czasy, kiedy zaszczyca�a� mnie s�odszymi
imiony. Cz�sto nawet marz� o tym, aby zas�u�y� je na nowo i aby ju� do ko�ca dni
wyt rwa� u twoich st�p, pani, daj�c �wiatu przyk�ad sta�o�ci. Ale wa�niejsze przeznaczenia
wo�aj� nas w tym �yciu; losem naszym jest zdobywa�; trzeba i�� tedy drog� jak� nam
pisano. Mo�e kiedy�, na schy�ku naszego zawodu, spotkamy si� jeszcze; bo - niech
mi wolno b�dzie powiedzie� bez urazy - ty, �liczna markizo, post�pujesz co najmniej
r�wnym krokiem, i od czasu jak, roz��czywszy si� ku po�ytkowi �wiata, niesiemy nasz�
ewangeli� ka�de na swoj� r�k�, zdaje mi si�, �e w tym pos�annictwie mi�o�ci ty wi�cej
ode mnie zdoby�a� ju� wyznawc�w. Znam twoje po�wi�cenie, tw� p�omienn� �arliwo��;
zaprawd�, gdyby to b�stwo mia�o nas s�dzi� po dzie�ach, ty by�aby� kiedy� patronk�
du�ego miasta, gdy tw�j przyjaciel i s�uga zosta�by ledwie pok�tnym �wi�tym jakiej
mizernej wioseczki. Ten buduj�cy styl musi ci� nieco dziwi�, markizo, nieprawda�?
Ale ju� od tygodnia nie s�ysz� innego, nie m�wi� innym; co wi�cej, aby si� w nim
doskonali�, musz� ci by�, pani, niepos�usznym.
Nie gniewaj si�, markizo, i wys�uchaj. Tobie skarbniczce tajemnic mojego serca, powierz�
najwi�kszy zamiar jaki kiedykolwiek urodzi� si� w mej g�owie. Do czeg� ty mnie chcesz
mnie u�y�? Bym uwi�d� m�od� dziewczyn�, kt�ra nic nie widzia�a, o niczym nie ma poj�cia;
kt�ra by�aby mi wydana na �up bez �adnej obrony; kt�r� wprawi�by w upojenie pierwszy
ho�d w �yciu, a ciekawo�� poprowadzi�aby szybciej jeszcze ni� mi�o��. Dwudziestu
mog�oby doj�� do celu nie gorzej ode mnie. Zupe�nie inaczej w przedsi�wzi�ciu, kt�re
mnie zaprz�ta: tutaj powodzenie zapewnia mi tyle� chwa�y co rozkoszy! Mi�o��, kt�ra
gotuje si� wie�cem przystroi� m� g�ow�, waha si� sama mi�dzy mirtem a laurem lub
raczej po��czy oba, aby godnie uczci� zwyci�stwo. Ty sama, pi�kna przyjaci�ko, staniesz
przej�ta �wi�tym podziwem, i wykrzykniesz z zapa�em: " Oto, zaprawd�, m�� wedle
serca mojego. "
Znasz, markizo, prezydentow� de Tourvel, jej pobo�no��, jej mi�o�� ma��e�sk�, jej
surowe zasady. Oto forteca, do kt�rej szturm przypuszczam; oto godny mnie nieprzyjaciel,
oto cel.
A je�li chlubnej ceny nie si�gn� zwyci�stwa, Zdob�d� bodaj zaszczyt daremnego m�stwa.
Mo�na cytowa� liche wiersze, gdy s� pi�ra wielkiego poety 7 . Dowiedz si� zatem,
�e prezydent bawi w Burgundii, dok�d uda� si� dla wa�nego procesu ( mam nadziej�,
�e ze mn� przegra jeszcze wa�niejszy) . Niepocieszona po�owica ma zosta� tutaj przez
czas �a�osnego wdowie�stwa. Codzienna msza, biedni w okolicy, ranna i wieczorna
modlitwa, samotne przechadzki, nabo�ne rozmowy z moj� star� ciotk� i od czasu do
czasu nudna partia wiska mia�y stanowi� jedyne jej rozrywki. Tusz�, �e uda mi si�
zagotowa� jej inne, nieco bardziej o�ywione. Dobry anio� przywi�d� mnie tutaj dla
jej i mego szcz�cia.
7 La Fontaine ' a. ( Przyp. aut. )
15 Szalony! �a�owa�em doby, kt�r� musia�em po�wi�ci� rodzinnej powinno�ci. Jak�e
czu�bym
si� ukarany, gdyby mi kto� dzi� kaza� wraca� do Pary�a! Na szcz�cie potrzeba czterech
os�b, aby gra� w wiska, �e za� jest tu pod r�k� jedynie proboszcz, moja nie�miertelna
ciotka nalega�a bardzo, abym jej darowa� cho� kilka dni. Zgadujesz, markizo, �e
nie da�em si� prosi�. Nie wyobra�asz sobie, jak poczciwinka rozp�ywa si� nade mn�
od tego czasu, a zw�aszcza jak jest zbudowana tym, i� regularnie zjawiam si� na codziennych
mod�ach i na mszy. Ani podejrzewa, jakiemu b�stwu nios� ho�dy.
Oto wi�c od czterech dni poch�ania mnie nami�tno��. Znasz mnie; wiesz, czy umiem
�ywo pragn��, czy umiem dawa� sobie rady z przeszkodami; ale nie wiesz, jak bardzo
osamotnienie wzmaga gor�czk� pragnienia. �yj� wy��cznie jednym: my�l� o niej we dnie,
�ni� w nocy. Musz� mie� t� kobiet�, aby si� ocali� od �mieszno�ci zakochania: dok�d
bowiem nie zdo�a zaprowadzi� nie zaspokojone pragnienie? O s�odka syto�ci! Przyz
ywam ci� dla mego szcz�cia, a zw�aszcza spokoju. Jakie� to szcz�cie dla nas,
�e kobiety tak s�abo si� broni�! Inaczej byliby�my stadem kornych niewolnik�w. W
tej chwili ogarn�o mnie uczucie g��bokiej wdzi�czno�ci dla kobiet �atwych, kt�re
to uczucie najprostsz� drog� zawiod�o mnie do twoich st�p, markizo. Pochylam si�
do nich, aby uzyska� przebaczenie, i ko�cz� zbyt d�ugi list; do widzenia, urocza
przyjaci�ko, i bez urazy.
Z zamku* * * , 5 sierpnia 17* * LIST V Markiza de Merteuil do wicehrabiego de Valmont
w zamku * * *
Czy wiesz wicehrabio, �e tw�j list przekracza dozwolone granice zuchwalstwa i �e
mia�abym prawo obrazi� si�? Dowi�d� mi jednak zarazem, i� straci�e� zupe�nie g�ow�,
i to jedno ocali�o ci� od mego oburzenia. Jako wspania�omy�lna i tkliwa przyjaci�ka
zapominam o mej zniewadze, aby my�le� jedynie o twoim niebezpiecze�stwie, i jakkolwiek
nudn� jest rzecz� przemawia� do rozs�dku, i na to si� odwa�� przez wzgl�d, i� bardzo
snad� tego potrzebujesz.
Ty, zdobywaj�cy prezydentow� de Tourvel! C� za pocieszny kaprys! Poznaj� twoj� wa-
riack� g�ow�, kt�ra umie tylko pragn�� tego, co wydaje si� niepodobie�stwem. C�
ty widzisz w tej kobiecie? Rysy regularne, je�eli chcesz, przyznaj�, ale bez cienia
wyrazu; nie�le zbudowana, ale bez wdzi�ku, ubrana wprost �miesznie! Te chusteczki,
kt�re opatulaj� jej piersi, ten biust si�gaj�cy gdzie� pod brod�! Powiadam ci, jako
przyjaci�ka: wystarczy�oby ci mie� ju� nie dwie, ale jedn� kobiet� tego pokroju,
by straci� ca�� reputacj�. Przypomnij sobie tylko dzie�, w kt�rym ona kwestowa�a
u �w. Rocha, kiedy tak dzi�kowa�e� mi, �e ci dostarczy�am tego widowiska. Widz�
j� jeszcze, jak si� prowadzi pod r�k� z t� d�ugow�os� tyczk�, gotowa przewr�ci� si�
przy ka�dym kroku, jak wiecznie zawadza o czyj�� g�ow� swym �okciowym robronem,
jak si� rumieni przy ka�dym uk�onie! Kt� by w�wczas powiedzia�, �e tobie si� zachce
kiedy� tej kobiety? Ech, wicehrabio! Ty sam zarumie� si� ze wstydu i opami�taj
si� zawczasu. Przyrzekam ci solenn� tajemnic�.
A zreszt� zastan�w si� nad zawodami, jakie ci� czekaj�! Co za r ywala wypadnie ci
zwalcza�? - M�a! Czy nie upokarza ci� ju� samo zestawienie? C� za ha�ba, je�eli
poniesiesz kl�sk�, a w razie zwyci�stwa jak ma�o zaszczytu! Wi�cej powiem: nie spodziewaj
si� �adnej przyjemno�ci. Czy� mo�na zazna� jej ze skromnisiami? M�wi� oczywi�cie
o szczerych: czyste nawet w godzinie upojenia, zawsze dadz� ci tylko jakie� p�
rozkoszy. To zupe�ne oddanie, ten sza� zmys��w, w kt�rym rozkosz oczyszcza si�
w�asnym bezmiarem, ta najwy�sza �aska mi�o�ci, to wszystko jest im zupe�nie nie znane.
Przepowiadam ci - w przypuszczeniu najszcz�liwszym - twoja prezydentowa b�dzie s�dzi�a,
i� wszystko uczyni�a dla ciebie, ra-
16 cz�c ci� tak, ja raczy swego ma��onka: w ma��e�stwie za�, cho�by najczulszym,
zostaje zaw-
sze dwoje, a nie jedno. Tutaj rzecz ma si� jeszcze o wiele gorzej: twoja skromnisia
jest nabo�na, i to ow� nabo�no�ci� kumoszek, kt�ra skazuje kobiet� na wieczne dzieci�ctwo.
Mo�e uda ci si� nagi�� t� zapor�, lecz nie pochlebiaj sobie, by� j� zniweczy�; zwyci�ysz
mo�e mi�o�� Boga, lecz nie obaw� przed diab�em; skoro trzymaj�c kochank� w ramionach
uczujesz, i� serce jej bije, b�dzie ono bi�o ze strachu, a nie z mi�o�ci. Gdyby�
pozna� t� kobiet� wcze�niej, mo�e by�by� co� z niej zrobi�, ale dzi� ta lala ma dwadzie�cia
dwa lata, a ju� blisko dwa lata, jak wysz�a z m��. Wierzaj mi, wicehrabio, gdy kobieta
" zapu�ci " si� do tego stopnia, trzeba j� zda� jej losowi; na zawsze zostanie tylko
kwoczk�.
I dla tego uroczego przedmiotu odmawiasz mi pos�usze�stwa, zakopujesz si� �ywcem
w grobowcu swej ciotki i wyrzekasz si� przygody najrozkoszniejszej w �wiecie i najwi�cej
wr�cej ci chwa�y? C� za fatalno�� chce, aby ten Grecourt zawsze mia� pierwsze�stwo
przed tob�? S�uchaj, m�wi� bez gniewu, ale w tej chwili sk�onna by�abym uwierzy�,
�e� niewart swojej reputacji, przede wszystkim za� jestem sk�onna odebra� ci moje
zaufanie. Nie umia�abym zwierza� swoich tajemnic kochankowi pani de Tourvel.
Dowiedz si� zreszt�, �e ma�a Volanges zd��y�a ju� zawr�ci� komu� w g�ow�. M�ody Dan-
ceny szaleje za ni�. �piewali kiedy� razem: : ta g�ska �piewa o wiele lepiej, ni�by
przysta�o wychowanicy klasztoru. Maj� przechodzi� z sob� r�ne duety i s�dz�, �e,
co do niej, ch�tnie gotowa by si� dostroi� do unisona; ale ten Danceny to dzieciak,
straci drogi czas na gruchaniu i do niczego nie dojdzie. Os�bka jest, ze swej strony,
dosy� dzika i gdyby nawet co� si� sta�o, b�dzie to o wiele mniej zabawne, ni� gdyby�
ty si� chcia� tym zaj��; tote� w�ciek�a jestem i z pewno�ci� zrobi� scen� kawalerowi,
skoro si� pojawi. Radz� mu, aby by� potulny; w tej chwili nic by mnie nie kosztowa�o
zerwa� z nim na dobre. Jestem pewna, �e gdyby mi przysz�o do g�owy teraz go rzuci�,
by�by w prawdziwej depresji, a nic mnie tak nie bawi, jak te mi�osne rozpacze; z
pewno�ci� nazwa�by mnie " przewrotn� " . To s�owo " przewrotna " zawsze robi�o mi
przyjemno��; jest to po s�owie " okrutna " najs�odsza nazwa dla ucha kobiety, a mniej
ci�ko przychodzi na ni� zapracowa�. Doprawdy, musz� zastanowi� si� powa�nie nad
tym zerwaniem. No i sam widzisz, czego sta�e� si� przyczyn�! Niech to spadnie na
twoje sumienie. Do widzenia. Chciej mnie poleci� mod�om prezydentowej.
Pary�, 7 sierpnia* * LIST VI Wicehrabia de Valmont do markizy de Merteuil w Pary�u
Czy� nie ma na �wiecie kobiety, kt�ra by nie nadu�ywa�a w�adzy, jak� zdob�dzie? Wi�c
i ty, ty, kt�r� nazywa�em tak cz�sto najpob�a�liwsz� przyjaci�k�, i ty zrzucasz
si� z roli i nie wzdrygasz si� rani� mnie tak dotkliwie w przedmiocie mych uczu�!
Jakimi rysami o�mielasz si� malowa� pani� de Tourvel! . . . Kt�ry� m�czyzna �yciem
by nie przyp�aci� tego zuchwalstwa? Na kt�r�� inn� kobiet� nie �ci�gn�oby to przynajmniej
bolesnego odwetu? Przez lito��! Nie wystawiaj mnie na tak ci�kie pr�by; nie r�cz�,
czy bym je przetrzyma�. W imi� przyja�ni zaczekaj, a� b�d� mia� t� kobiet�, je�eli
chcesz j� zohydza�. Czy nie wiesz, �e jedynie rozkosz ma prawo zdejmowa� z oczu
przepask� mi�o�ci?
Ale co ja m�wi�? Czy� pani de Tourvel potrzebuje pomocy z�udze�? Nie; aby by� godn�
uwielbienia, wystarczy jej by� sob�. Zarzucasz jej, �e si� �le ubiera; ch�tnie wierz�:
wszelkie ubranie jej szkodzi, wszystko, co j� zakrywa, ujmuje jej wdzi�ku. Dopiero
w prostocie domowego stroju staje si� naprawd� czaruj�ca. Dzi�ki straszliwym upa�om,
jakie nam tu dokuczaj�, zwyk�y szlafroczek p��cienny pozwala mi podziwia� jej kr�g��
i gibk� kibi�. Cieniutki
17 mu�lin zaledwie przys�ania piersi; spojrzenia moje, przelotne, lecz bystre, zdo�a�y
ju� ogarn��
ich niezr�wnane kszta�ty. Twarz, powiadasz, nie ma wyrazu. I c� mia�aby wyra�a�,
gdy nic nie przemawia do jej serca? Nie, to pewna, nie spotkasz u niej, jak u naszych
zalotni�, owego k�amliwego spojrzenia, kt�re czaruje nas niekiedy, a zawodzi zawsze.
Ona nie umie pokrywa� pustki zdawkowych wyraz�w wyuczonym u�miechem; chocia� posiada
z�bki naj�adniejsze na �wiecie, �mieje si� tylko z tego, co j� bawi. Ale trzeba widzie�
w czasie najniewinniejszej igraszki, ile w tej twarzy odbija si� naiwnej i szczerej
weso�o�ci! Jak wobec nieszcz�liwego, kt�remu �pieszy z pomoc�, spojrzenie jej zwiastuje
czyst� rado�� i dobro� tak pe�n� wsp�czucia! Trzeba widzie� przede wszystkim,
jak przy najmniejszym s�owie pochwa�y lub komplementu maluje si� na jej niebia�skiej
twarzy cudowne zak�opotanie zgo�a niepodrabianej skromno�ci! . . . jest skromna i
nabo�na: st�d wnosisz, i� musi by� zimna i bezduszna? Ja my�l� zupe�nie inaczej.
Jakie� dary tkliwo�ci trzeba posiada�, aby je przelewa� a� na w�asnego m�a i kocha�
stale przedmiot stale nieobecny? Jakiego� silniejszego dowodu mog�aby� jeszcze pragn��?
A jednak umia�em postara� si� jeszcze o inny.
Pokierowa�em wsp�ln� przechadzk� w ten spos�b, �e trzeba by�o nam przeby� do�� g��-
boki r�w; pani za� de Tourvel, jakkolwiek bardzo zr�czna, jest jeszcze bardziej boja�liwa;
pojmujesz, �e, jako skromnisia, l�ka si� ka�dego fa�szywego kroku! Trzeba si� by�o
zatem powierzy� mej pomocy, i oto wcielenie skromno�ci znalaz�o si� w mych obj�ciach.
Nasze przygotowania i przeprawa starej ciotki pobudzi�y do g�o�nego �miechu rozbawion�
prezydentow�; skoro za� j� z kolei unios�em w g�r�, ramiona nasze, dzi�ki mej zr�cznej
niezaradno�ci, oplot�y si� wzajem. Przycisn��em j� do piersi i w tej kr�ciutkiej
chwili uczu�em, �e jej serce bije �ywszym t�tnem. Rumieniec okrasi� twarzyczk�; pe�ne
skromno�ci zak�opotanie przekona�o mnie dostatecznie, � e s e r c e j e j z a b i
� o z m i � o � c i, a n i e z e s t r a c h u. Ciotka pope�ni�a t� sam� omy�k� co
i ty, markizo, i rzek�a: " Przestraszy�a si� dziecina " ; lecz cudowna prostota d
z i e c i n y nie pozwoli�a jej na k�amstwo, tote� odpar�a naiwnie: " Och, nie! Tylko.
. . " To jedno s�owo o�wieci�o mnie. Od tej chwili s�odka nadzieja zaj�a miejsce
okrutnego niepokoju. B�d� mia� te kobiet�; odbior� j� m�owi, kt�ry nie jest jej
godzien, o�miel� si� j� wydrze� nawet Bogu, kt�rego uwielbia. C� za rozkosz by�
kolejno powodem i zwyci�zc� jej wyrzut�w! Ani mi w g�owie niszczy� przes�dy, kt�re
j� p�taj�! One to przysporz� mi szcz�cia i chwa�y zarazem. Niech wierzy w cnot�,
lecz niech j� dla mnie po�wi�ci; niech z przera�eniem patrzy na w�asny upadek,
niezdolna zatrzyma� si� w drodze, i niechaj, miotana wyrzutami, nie umie zapomnie�
o nich ani ukry� si� przed nimi inaczej ni� w moich ramionach. W�wczas niechaj mi
powie: " Ub�stwiam ci� " ; zgoda: ona jedna ze wszystkich kobiet b�dzie godna wym�wi�
to s�owo. B�d� w istocie Bogiem, kt�rego uwielbi�a nad wszystko.
B�d�my szczerzy: w stosunkach naszego �wiatka, zar�wno ch�odnych, jak �atwych, to,
co nazywamy szcz�ciem, wszak jest zaledwie przyjemno�ci�. Mam ci si� przyzna�, markizo?
By�em pewny, i� serce moje zwi�d�o ju� zupe�nie; nie znajduj�c w sobie nic, jak tylko
zmys�y, ubolewa�em nad sw� przedwczesn� zgrzybia�o�ci�. Pani de Tourvel wr�ci�a
mi czerwone z�udzenia m�odo�ci. Przy niej nie trzeba mi nawet posiadania, abym si�
czu� szcz�liwy. Jedyna rzecz, kt�ra mnie przera�a, to czas, jaki zajmie ca�a ta
przygoda; bo nie wa�y�bym si� nic zdawa� na los przypadku. Pr�no przywodz� sobie
na pami�� moje szcz�liwe zuchwalstwa; nie mog� si� zdecydowa� na t� drog�. Abym
si� czu� zupe�nie szcz�liwy, ona musi mi si� odda�; a to nie jest byle co!
Pewien jestem, markizo, �e podziwia�aby� moj� ostro�no��. Nie wym�wi�em jeszcze s�o-
wa " mi�o�� " , ale ju� zdo�ali�my dotrze� do zaufania i sympatii. Aby j� ok�amywa�
jak najmniej, a zw�aszcza aby uprzedzi� plotki, kt�re mog�yby doj�� do jej uszu,
sam, niby to obwiniaj�c si�, opowiedzia�em par� swoich najbardziej g�o�nych figielk�w.
U�mia�aby� si� s�ysz�c, z jak� prostoduszno�ci� ona prawi mi kazania. Pragnie,
powiada, nawr�ci� mnie. Ani jej w g�owie �wita, ile j� b�dzie kosztowa�a ta pr�ba.
Daleka jest od przypuszczenia, �e p r z e m
18 a w i a j � c ( to jej styl) i m i e n i e m n i e s z c z � s n y c h , k t �
r e j a z g u b i � e m,
ujmuje si� z g�ry za w�asna spraw�. Ta my�l nasun�a mi si� wczoraj w czasie jej
kazania; nie mog�em odm�wi� sobie przyjemno�ci przerwania jej zapewnieniem, �e m�wi
jak prorok. Do widzenia, urocza przyjaci�ko! Widzisz, �e nie jestem jeszcze zgubiony
bez ratunku.
PS. Ale, czy biedny kawaler nie odebra� sobie �ycia z rozpaczy? Doprawdy, markizo,
ty masz w sobie sto razy wi�cej szelmostwa ode mnie i gdybym posiada� nieco mi�o�ci
w�asnej, czu�bym si� g��boko upokorzony.
* * * , 9 sierpnia 17* * LIST VII Cecylia Volanges do Zofii Carnay 8 w klasztorze
urszulanek w * * *
Je�eli dot�d nie pisa�em nic o moim ma��e�stwie, to dlatego �e ani na jot� wi�cej
nie wiem ni� pierwszego dnia. Przyzwyczajam si� nie my�le� o tym i czuj� si� wcale
dobrze. Pracuj� du�o nad �piewem i harf�; mam uczucie, �e bardziej je polubi�am od
czasu, jak nie mam ju� nauczyciela, lub inaczej, odk�d dosta�am o wiele lepszego
i milszego. Kawaler Danceny, ten pan, o kt�rym ci m�wi�am, �e �piewa�am z nim u pani
de Marteuil, jest tak uprzejmy, �e przychodzi do nas co dzie� i �piewa ze mn� ca�ymi
godzinami. Bardzo jest mi�y. �piewa jak anio� i uk�ada prze�liczne melodie, do kt�rych
sam pisze s�owa. Wielka szkoda, �e on jest kawalerem malta�skim! My�l�, �e gdyby
si� o�eni�, �ona jego by�aby bardzo szcz�liwa. . . Ma w sobie jak�� czarodziejska
s�odycz. Nigdy nie ma si� wra�enia, aby prawi� komplementy, a mimo to wszystko, co
m�wi, g�adzi po sercu tak mi�e. Ci�gle mnie za co� �aje, za muzyk�, jak i za inne
rzeczy, ale umie w�o�y� w ka�da nagan� tyle przymilno�ci i humoru, �e niepodobna
go nie polubi�. Wystarczy, �eby na ciebie popatrzy�, a ju� masz wra�enie, �e chce
ci powiedzie� co� bardzo przyjemnego. A przy tym jest ogromnie grzeczny. Na przyk�ad
wczoraj; by� proszony na jaki� wielki koncert, a przecie� wola� zosta� ca�y wiecz�r
u mamy. Bardzo si� ucieszy�am, bo kiedy jego nie ma, nikt si� do mnie nie odzywa
i nudz� si�; kiedy on jest, ca�y czas �piewamy i rozmawiamy z sob�. Zawsze ma mi
co� do powiedzenia. On i pani de Merteuil to jedyne dwie sympatyczne osoby. Ale
teraz b�d� zdrowa, droga; przyrzekam, �e wyucz� si� na dzi� aryjki z bardzo trudnym
akompaniamentem, a nie chcia�abym zrobi� mu zawodu. Posiedz� nad tym, dop�ki on
nie przyjdzie.
7 sierpnia 17* * LIST VIII Prezydentowa de Tourvel do pani de Volanges
Trudno mi wyrazi� pani, jak jestem wdzi�czna za dow�d ufno�ci, kt�rym mnie zaszczy-
casz, i jak �ywo mnie obchodzi zam�cie panny de Volanges. Z ca�ej duszy, z ca�ego
serca �ycz� jej szcz�cia, kt�rego jest godna. Nie znam hrabiego de Gercourt, ale
skoro na niego pad� tak zaszczytny wyb�r, mog� mie� o nim jedynie najlepsze wyobra�enie.
Poprzestaj�,
8 Aby nie nadu�ywa� cierpliwo�ci czytelnika, autor pomija wiele list�w w tej codziennej
korespondencji; podaje jedynie te, kt�re wyda�y mu si� potrzebne do zrozumienia biegu
wypadk�w. Z tego samego powodu pomija r�wnie� wszystkie listy Zofii Carnay i wiele
list�w innych os�b bior�cych udzia� w tych wydarzeniach. ( Przyp. aut. )
19 pani, na �yczeniu, aby to ma��e�stwo uwie�czone by�o r�wnie pomy�lnym skutkiem
jak mo-
je, kt�re r�wnie� jest twoim dzie�em i za kt�re ka�dy dzie� pomna�a m� wdzi�czno��.
Oby szcz�cie twej c�rki, pani, sta�o si� nagrod� za to, kt�re ja otrzyma�am z twej
r�ki; ob