3231
Szczegóły | |
---|---|
Tytuł | 3231 |
Rozszerzenie: |
3231 PDF Ebook podgląd online:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd 3231 pdf poniżej lub pobierz na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. 3231 Ebook podgląd za darmo w formacie PDF tylko na PDF-X.PL. Niektóre ebooki są ściśle chronione prawem autorskim i rozpowszechnianie ich jest zabronione, więc w takich wypadkach zamiast podglądu możesz jedynie przeczytać informacje, detale, opinie oraz sprawdzić okładkę.
3231 Ebook transkrypt - 20 pierwszych stron:
Agnieszka ha�as
W g��bi
1. Polowanie
rozpocz�o si� w samo po�udnie.
Krzycz�cy w Ciemno�ci nie mia� poj�cia, kto i dlaczego
poszczu� Psami sze�ciono�nego sprzedawc� amulet�w z podziemnego
targowiska Loss Fomar. Z tego co wiedzia�, ma�y bezimienny odmieniec
nigdy nikomu nie wchodzi� w drog�.
A jednak kto� zada� sobie trud, by podsun�� dw�m bia�ym
bestiom do pow�chania sztuk� odzie�y nieszcz�snego przekupnia albo
k�aczek jego w�os�w - i pu�ci� je tropem ofiary tego samego dnia, w
kt�rym na Loss Fomar odbywa�y si� popisy mim�w, za� na powierzchni w
Parku Ksi���cym zakwit�y pierwsze magnolie.
W krypcie Calthard�w na najni�szym poziomie Podziemi nikt od
dawna ju� nie dekorowa� kwiatami sczernia�ych pogrzebowych urn. Czas
zatar� wyryte na nich imiona i tytu�y. Z mroczniej�cych w �cianach
nisz wyziera�y umar�e twarze, malowane olejnymi farbami na
sze�ciok�tnych kawa�kach poz�acanej blachy. Nawet najbardziej
zuchwa�y z�odziej nie o�mieli�by si� wyci�gn�� r�ki po te
konterfekty.
To pod ich oboj�tnym wzrokiem rozegra� si� tamtego dnia fina�
pogoni.
Najczystszy przypadek sprawi�, �e Krzycz�cy w Ciemno�ci
znajdowa� si� akurat w pobli�u, �e dotar�o do� telepatyczne wo�anie
o pomoc. �mij zareagowa� tak, jak nakazywa�a niepisana regu�a
Podziemi. Zareagowa� instynktownie i bez zastanowienia.
Ale i tak by�o za p�no.
Dotar� do krat zagradzaj�cych wej�cie do krypty w sam� por�,
by ujrze�, jak spomi�dzy marmurowych kolumn u jej przeciwleg�ego
kra�ca wy�ania si� drobna sylwetka odmie�ca. Zaraz potem pojawili
si� prze�ladowcy - wysmuk�e, bezw�ose kszta�ty koloru wypra�onych
s�o�cem ko�ci, poruszaj�ce si� bezszelestnie niczym paj�ki.
Odmieniec bieg� dysz�c, wida� by�o, �e jest u kresu si�. �mij z
w�ciek�o�ci� szarpn�� za krat�. Recytuj�c zakl�cie krusz�ce stal,
wiedzia� ju�, �e nie zd��y. Nie by�o sposobu, �eby zd��y�.
Odmieniec uni�s� g�ow�, zobaczy� krat� i te� zrozumia�. Psy
by�y tu�... W u�amku sekundy podj�� decyzj�. Rzuci� si� w bok, o
w�os unikaj�c obna�onych k��w. W rogu krypty majaczy�y kr�te schodki
prowadz�ce w d�, w jeszcze g�stsz� czer�. Pogna� w ich kierunku.
Przez chwil� zdawa�o si�, �e jakim� cudem uda mu si� umkn��.
Jednak gdy tylko znikn�� pod posadzk�, rozleg� si� g�uchy rumor i
spora cz�� sklepienia run�a, grzebi�c schody oraz otw�r pod
zwa�ami gruzu. Odmieniec pisn�� jak dziecko, jeden jedyny raz. Potem
- cisza.
Kurz opada� powoli. Dwa Psy ju� bez po�piechu zbli�y�y si� do
rumowiska i zacz�y obw�chiwa� pokruszone ceg�y. Jeden grzebn��
kilka razy �ap�. Drugi popatrzy� chwil� i przy��czy� si�. Wolno,
metodycznie zabra�y si� do rozkopywania gruzu, odpychaj�c na bok co
wi�ksze od�amki.
Krzycz�cy w Ciemno�ci doko�czy� wreszcie inkantacj� i krata
rozpad�a si� w deszczu iskier. Id�c w kierunku pracuj�cych wytrwale
stwor�w, nie czu� nic pr�cz zimnej z�o�ci.
- Precz - wycedzi�. - Nic tu po was, maszkary. Precz od grobu!
- Odejd� - rzuci� jeden z Ps�w, nie przerywaj�c kopania. G�os
wydobywa� si� z p�askiej metalowej puszki przymocowanej do obro�y. -
Nie znamy ci�. Nie masz nic wsp�lnego z nami i naszym zadaniem.
Oddal si�, a nie b�dziemy ci� �ciga�.
�mij mimo woli zauwa�y�, �e �aden z Ps�w nie ma na ciele herbu
Elity. A zatem to nie srebrni magowie postanowili urz�dzi� sobie
polowanie na kalek� zwierzyn�... Nie poprawi�o mu to nastroju.
- Zabierajcie si� - powt�rzy�. - Ju�! Bo pogadamy inaczej!
Pies za�mia� si� zgrzytliwie.
- Jeste� pewien?
Ledwie dostrzegalny ruch - i w r�ku �mija b�ysn�o kr�tkie
ostrze. Wzd�u� stalowej kraw�dzi z sykiem pope�z�a smu�ka liliowego
ognia. Krzycz�cy w Ciemno�ci u�miechn�� si� lekko.
- Chcecie si� przekona�?
- Ostatnie ostrze�enie, kuglarzu - zawarcza� drugi z Ps�w. -
Jeden krok do przodu, a potraktujemy ci� jak wroga!
- Ca�kiem s�usznie, z�bata maszynko - �mij u�miecha� si�
nadal, ale w przekre�lonej bliznami twarzy by�o teraz co� upiornego.
Spomi�dzy palc�w p�omie� wystrzeli� znienacka do przodu niczym j�zyk
w�a; sinawy blask pad� na urny i portrety. - Ja rzeczywi�cie jestem
waszym wrogiem.
Stworzone kunsztem alchemik�w z marmuru, rt�ci, smoczego
oddechu i �liny pegaza, Psy by�y zadziwiaj�co silne i szybkie. Na
pewno silniejsze i szybsze od ka�dego cz�owieka
Ale nie umia�y w�ada� magi�.
Krzycz�cy w Ciemno�ci zna� te stworzenia na tyle dobrze, �eby
domy�li� si�, w jaki spos�b zaatakuj�. Najch�tniej czyni�y to
chy�kiem z boku, jak wilki... Odskoczy� w por�, oba k�api�ce pyski
chybi�y celu. Moc drzemi�ca gdzie� w g��bi umys�u zbudzi�a si�,
zapulsowa�a w �y�ach, cia�o porusza�o si� p�ynnie, pos�uszne jej
nakazom. Psy warkn�y, cofaj�c si�, okr��a�y go wolno, czekaj�c na
najmniejszy b��d, najmniejsz� chwil� nieuwagi...
Znienacka rz�dy portret�w drgn�y; malowane oczy zamruga�y,
usta porozwiera�y si� jak do krzyku. Spod sklepienia sp�yn�� k��b
g�stej mg�y i w okamgnieniu spowi� krypt�. Liliowy ogie� zgas�,
zduszony przez t� wsz�dywpe�zn� szaro��. Krzycz�cy w Ciemno�ci
zamar�. We mgle zamajaczy�y niewyra�ne sylwetki; kilkana�cie
utkanych z niej r�k chwyci�o go jednocze�nie, uniemo�liwiaj�c
rzucenie czaru, i bez wysi�ku unios�o w g�r�. Zawis� w po�owie drogi
mi�dzy posadzk� a sklepieniem, szamocz�c si� bezsilnie jak mucha
omotana paj�cz� prz�dz�.
Sylwetki otoczy�y go zwartym kr�giem. Wiem, kim jeste�cie,
pomy�la� z w�ciek�o�ci�. Znam was.
Desperackim szarpni�ciem raz jeszcze spr�bowa� uwolni� si� z
wi�z�w. Bez skutku. Szara sie� zacisn�a si� jeszcze mocniej, prawie
odbieraj�c mu dech. Zakaszla�, poczu� na j�zyku smak krwi.
- Jak �miesz zak��ca� nam spok�j, u�omny magu? - zadudni�
pojedynczy g�uchy bas przy akompaniamencie ch�ru szept�w i mamrota�.
- Nie wiesz, co to za miejsce? Nie wiesz, �e Zmrocza zadba�a, by nie
przerywano nam spoczynku? �ywym nie wolno u�ywa� przemocy tam, gdzie
z�o�ono cia�a przodk�w, tak g�osi jej prawo. Chcesz si� przekona�,
jak karzemy tych, kt�rzy je �ami�?
- Chc� - warkn�� �mij. - Inni z�amali ten zakaz, zanim ja to
zrobi�em! Nie widzieli�cie, co tu si� sta�o?
Sprawili, �e momentalnie po�a�owa� wypowiedzianych s��w. Od
dotkni�cia szarych palc�w b�l przeszy� go jak ig�a.
- Wi�cej szacunku, cz�owieczku - zaszemra�o w�r�d mg�y. -
Wi�cej pokory! My lubimy, kiedy �ywi s� pokorni!
- Owszem, widzieli�my wszystko - o�wiadczy� bas. - Dwa
automaty �ciga�y zwierz� i zwierz� zgin�o. Nas to nie obchodzi.
Zmrocza nie da�a nam w�adzy ani nad automatami, ani nad zwierz�tami.
Ty, to co innego. Mo�e i w�adasz czarn� si��, ale oddychasz, my�lisz
i czujesz, masz krew i dusz�. A to jest ziemia martwych i tylko
martwym wolno zadawa� tu �mier�. Jak s�dzisz, co powinni�my z tob�
uczyni�?
- Nic - Krzycz�cy w Ciemno�ci wyplu� krew nap�ywaj�c� do ust i
za�mia� si�. - Przykro mi, o duchy. Nie zabi�em nikogo na waszym
terytorium. Zamierza�em zniszczy� dwa sztuczne twory, n�dzne
imitacje �ycia. Powstrzymali�cie mnie. Skuteczna prewencja, k�aniam
si� uni�enie! Ale ukara� mnie nie mo�ecie. Nie ma podstaw. Prawo, �e
si� tak wyra��, nie dzia�a z wyprzedzeniem.
Pu�cili go bez ostrze�enia. Run�� z wysoko�ci na kamienie i
przez chwil� s�dzi�, �e jednak postanowili go zabi�. Ch�ralne szepty
wybuch�y ze zdwojon� si��.
- Tylko martwi mog� zadawa� tu �mier�! - rozbrzmiewa�o echem
w�r�d kolumn. - Martwi decyduj�! Martwi wymierzaj� sprawiedliwo��!
Tylko martwi!
Mimo wszystko �y� nadal, a b�l i oszo�omienie zaczyna�y mija�.
Podni�s� si� chwiejnie. Przed oczami wirowa�y czerwone plamki. Mg�a
rozwiewa�a si� powoli, ale Psy nie zwraca�y ju� na niego uwagi, w
jednostajnym tempie kontynuowa�y swoj� prac�.
Z mroczniej�cych w �cianach nisz portrety spogl�da�y bystro, z
drwin�. �mij zgrzytn�� z�bami i wycofa� si�.
* * *
Tydzie� p�niej, id�c o zmierzchu Bulwarem Ithandesa, patrzy� na
odbijaj�ce si� w rzecznej wodzie �wiat�a i znienacka przypomnia�
sobie oczy sze�ciono�nego na kilka sekund przed �mierci�. Tamto
spojrzenie schwytanego w potrzask zwierz�cia... Poczu� budz�cy si�
gdzie� w g��bi l�k, silny jak wzbieraj�ca fala. Zwolni� kroku. Wyj��
z r�kawa chustk� i starannie osuszy� ni� czo�o.
- Parna noc, pewno burza b�dzie - zagada� ni st�d, ni zow�d
jaki� cz�owiek id�cy z naprzeciwka. Krzycz�cy w Ciemno�ci
machinalnie skin�� g�ow�. Chowaj�c chustk� odetchn�� ukradkiem;
majaki sp�oszone g�osem przypadkowego przychodnia zemkn�y, by na
powr�t przyczai� si� w jakim� odleg�ym zak�tku pod�wiadomo�ci.
Ju� bez przeszk�d dotar� na miejsce spotkania. Zgodnie z
umow�, tamci czekali pod Mostem Abrama. Nie�le si� kamufluj�,
pomy�la� z uznaniem na ich widok. Dla niewprawnego oka wygl�daj� po
prostu jak najzwyklejsze pod s�o�cem
2. Dzieci
Podszed� bli�ej i przez chwil� w milczeniu taksowali si� wzrokiem. Z
niedba�ych p�z i zmru�onych oczu tamtych dwojga wyziera�o wy��cznie
znudzenie; w k�cikach u�miechni�tych ust przycupn�a leniwa
dwunastoletnia bezczelno��. Jednak Krzycz�cy w Ciemno�ci wiedzia�,
�e w rzeczywisto�ci ch�opiec i dziewczynka s� czujni, spi�ci, w
ka�dej chwili gotowi si�gn�� po ukryt� w zakamarkach odzie�y bro�.
Nie ufacie mi, pomy�la�. I bardzo dobrze. Ja te� wam nie ufam.
- Witajcie - powiedzia� na g�os, wyci�gaj�c r�k�. Po chwili
wahania kolejno wymienili z nim u�cisk d�oni. - Pozdrowienia dla
O�miornicy.
- O�miornica pozdrawia ci� r�wnie�, ka-ira, ska�ony mistrzu -
odpar� powa�nie ch�opiec. - Niech Zmrocza zawsze strze�e twoich
�cie�ek. Na imi� mi Yassel, a to jest Nara. Polecono nam...
- Nosisz mask� - przerwa�a oskar�ycielsko jego towarzyszka. -
Lub co� w tym rodzaju. Prawa po�owa twarzy. Po co?
- Iluzja - �mij odruchowo dotkn�� policzka. - Wiesz, jest
jeszcze wcze�nie. Na ulicach t�um ludzi. Nie chc�, �eby jaki� szpieg
srebrnych rozpozna� mnie po bliznach.
Dziewczynka nazwana Nar� prychn�a pogardliwie.
- S�dzisz, �e jeste� a� taki s�ynny?
- Ostro�no�� nic nie kosztuje.
Przypatrywa�a mu si� nadal, badawczo i jakby z
niedowierzaniem. Poczu� dreszcz. Mia�a zimne oczy starej kobiety.
Chcia�a powiedzie� co� jeszcze, ale Yassel wszed� jej w s�owo.
- Czy wiesz, czego potrzebuje O�miornica?
- Niech zgadn�. Talizman�w? Formu� ochronnych? Broni?
- Nie - ch�opiec nagle straci� sw�j beztroski wygl�d. -
Naprawd� nie s�ysza�e�, co si� sta�o?
- Nie utrzymuj� kontakt�w z waszym bractwem.
Nara nerwowo szarpn�a sw�j jasny warkocz.
- Nasz opiekun zachorowa�, ka-ira. Medycy s� bezradni, �adne
ich leki nie skutkuj�. Ca�a nadzieja w magii.
- Nie jestem uzdrowicielem.
- Nie. Tobie Zmrocza da�a mroczny talent; przywo�ujesz demony,
rozmawiasz ze zmar�ymi. A choroba, kt�ra porazi�a naszego opiekuna,
nie jest z ziemskich miazmat�w, ale z mocy s�owa, a mo�e z�ego
spojrzenia - dziewczynka m�wi�a pospiesznie, monotonnym tonem, jakby
recytowa�a wyuczon� lekcj�. - W�owy j�zyk i zapiek�a wola zasia�y
drapie�ne ziarno, kt�re zakie�kowa�o w g��bi duszy i po�era j�
zwolna... Tak� niemoc mog� uleczy� tylko czarne zakl�cia. Przecie�
wiesz.
- Wiem - przytakn�� z namys�em �mij. - Skoro chodzi o kl�tw�,
to zupe�nie inna sprawa.
- O�miornica sowicie wynagradza tych, kt�rzy mu pomagaj�,
ka-ira - wtr�ci� Yassel. - Czy mamy donie�� mu, �e przyb�dziesz?
- Owszem - potwierdzi� po namy�le. - Przyb�d�. A co si� tyczy
nagradzania... Moja cena jest sta�a, niezale�nie od klienta. O tym
te� mo�ecie wspomnie� O�miornicy.
Nara lekcewa��co wzruszy�a ramionami.
- Nie o tym teraz my�l, ska�ony mistrzu. Po prostu b�d� jutro
w po�udnie przed P�nocn� Bram�. O�miornica przy�le po ciebie pow�z.
* * *
Cech Skrytob�jc�w, jak si� zdawa�o, wcale hojnie op�aca� swego
najzdolniejszego pedagoga.
Rezydencja O�miornicy znajdowa�a si� daleko za miastem, w�r�d
wzg�rz poro�ni�tych przez rzadkie, kolczaste zaro�la. Otoczony
pot�nym murem pa�acyk z zewn�trz sprawia� wra�enie opuszczonego,
popadaj�cego w ruin�. Jednak prowadz�ca na dziedziniec brama otwar�a
si� bez jednego skrzypni�cia zawias�w, drzwi wej�ciowe r�wnie�; a
wystroju wn�trz nie powstydzi�by si� niejeden arystokrata.
M�czyzna pe�ni�cy funkcj� od�wiernego by� odmie�cem, podobnie
jak wo�nica. Jednemu ��ta, bibu�kowo cienka sk�ra p�atami �uszczy�a
si� z twarzy, drugi mia� guzowat� naro�l w miejscu nosa i palce
po��czone b�on� jak u kaczki. Obaj, jak si� zdawa�o, byli niemi;
mi�dzy sob� porozumiewali si� na migi. Obserwuj�c ich, Krzycz�cy w
Ciemno�ci przypomnia� sobie, �e w �y�ach legendarnego nauczyciela
morderc�w r�wnie� p�ynie zm�cona krew. Wszystko si� zgadza�o.
Odmieniec lubi, gdy otaczaj� go odmie�cy...
Jednak kilkana�cioro dzieciak�w siedz�cych karn�, milcz�c�
gromad� na pod�odze niewielkiej antykamery by�o ponad wszelk�
w�tpliwo�� lud�mi. W�adze cechowe by�y najwyra�niej tolerancyjne,
ale nie do tego stopnia, by pozwoli� odmie�cowi na szkolenie
zab�jc�w z jego w�asnej rasy.
Gdy je mija�, �adne z dzieci nawet nie drgn�o. Kilkana�cie
par oczu obserwowa�o go oboj�tnie, jakby patrzy�y na owada lub ryb�.
Za to pilnuj�ca grupy istota - d�ugie, smuk�e ko�czyny, pozbawiona
pigmentu sk�ra, olbrzymie oczy barwy mosi�dzu - na widok �mija
wsta�a i sk�oni�a si� uprzejmie.
- On czeka - oznajmi�a. G�os mia�a nieprzyjemny: suchy,
szorstki. �uskowaty. - Za tymi drzwiami. Zanim tam wejdziesz, musisz
zostawi� bro�. Sztylet w r�kawie i drugi w cholewie, prawda? Tak, my
tutaj jeste�my spostrzegawczy. Oddaj je.
Uczyni� to bez sprzeciwu.
Komnata, do kt�rej wszed�, przypomina�a raczej podwodn� grot�.
Jedyne okno szczelnie zas�oni�to. Z niskiego sufitu zwiesza�y si�
draperie w odcieniach przy�mionego b��kitu i zieleni; d�ugie fr�dzle
porusza�y si� w p�mroku niby czu�ki gigantycznych ukwia��w. W
lampce z niebieskiego szk�a sycz�c p�on�a oliwa. Jej blask pada�
wprost na wielkie �o�e z baldachimem. Na �o�u, podparty wysoko
poduszkami, w kokonie z pled�w i futer spoczywa� masywny kszta�t.
Krzycz�cy w Ciemno�ci przystan��, niezdecydowany. Nagle le��cy
poruszy� si�.
- Bli�ej - zamamrota� ci�ki od flegmy g�os. - Podejd� no
bli�ej, ka-ira. Naprzeciw mego pos�ania jest fotel.
�mij us�ucha�. Zmarszczy� nos, u�wiadamiaj�c sobie, jaki w
pomieszczeniu panuje zaduch - powietrze zg�stnia�o od pomieszanych
woni olejk�w, lekarstw i kwa�nego potu.
Chory z wysi�kiem d�wign�� si� do pozycji siedz�cej. Jego
pot�ne cia�o w rzeczywisto�ci sk�ada�o si� z dw�ch cia�. Do plec�w
niczym groteskowy pakunek przyr�s� dodatkowy korpus, pozbawiony
g�owy, skurczony i skarla�y; niemowl�co kr�tkie ko�czyny zwisa�y
bezw�adnie.
Nalane oblicze wykrzywi�o si� w u�miechu.
- Prosz�, prosz�. Komu� to zapachnia�o moje z�oto? Witaj,
przyjacielu. Demar Denning zwany O�miornic� dzi�kuje ci za
przybycie.
* * *
Trzy drewienka wrzucone do czary z wod� utworzy�y tr�jk�t, a
nast�pnie zaton�y powoli. Woda zm�tnia�a, jakby posypano j� py�em.
By�o tak, jak powiedzieli Yassel i Nara - to kl�twa
spowodowa�a chorob� Demara Denning.
Krzycz�cy w Ciemno�ci odsun�� naczynie i zas�pi� si�.
- Nie jest tak �le, co? - zagadn�� obserwuj�cy go bacznie
O�miornica. - Jeste� w stanie mnie z tego wyci�gn��?
- Nie wiem. B�d� pr�bowa�.
- Ej�e! A m�wiono mi, �e jeste� dobry w tym, co robisz. Sk�d
zatem niepewno��?
�mij z irytacj� podrapa� si� po policzku.
- Nie sprawi�, by kl�twa przesta�a istnie�. Nie mog� cofn��
s��w wypowiedzianych przez kogo� innego... Mog� zniszczy� kl�tw�
innym zakl�ciem, ale nie r�cz�, �e uda mi si� naprawi� szkody, kt�re
wyrz�dzi�a. A w magii, jak w kartach, ryzyko istnieje zawsze. I
trudno z wyprzedzeniem oceni� jego rozmiar. M�wi� to wszystko
zawczasu, bo lubi�, gdy pewne sprawy postawione s� jasno i wyra�nie.
- Zanadto jeste� skromny, m�odzie�cze - zarechota� odmieniec.
- Ja wiem, �e potrafisz niejedno. S�ysza�em co nieco o twoich
wyczynach. Wiesz, by�em zesz�ej jesieni na obchodach �wi�ta Pie�ni i
pami�tam, jak Naikiru Hoeth z cechu Opowiadaj�cych snu�a powiastk� o
tobie oraz Lorraine, dotkni�tej przekle�stwem Bia�ych D�oni...
- Z Lorraine sprawy mia�y si� inaczej.
- Hm? Jak�e to?
- J� przypadkowo porazi� czar przeznaczony dla kogo� innego.
Z�o okaleczy�o jej cia�o, lecz nie tkn�o duszy; nie mia�o gdzie si�
zakorzeni� i da�o si� wyrwa� �atwo niczym zesch�y badyl. Teraz
natomiast...
Urwa�, nakre�li� d�oni� w powietrzu skomplikowany znak. Woda w
naczyniu powoli, lecz nieub�aganie zabarwi�a si� na czarno.
- Undyna, geniusz p�yn�w, nie zwyk�a k�ama�. Jej werdykt jest
jednoznaczny.
- To znaczy?
- Powiem wprost. Kl�twa jest czyj�� zemst�. Zdaniem undyny -
sprawiedliw�.
Przekrwione oczy odmie�ca zw�zi�y si� raptownie.
- Powt�rz to, ka-ira, bo chyba si� przes�ysza�em. Sugerujesz,
�e to, co mnie spotka�o, sta�o si� z mojej w�asnej winy? A wiesz, �e
ja tak� sugesti� m�g�bym potraktowa� jak obraz�?
�mij wzruszy� ramionami.
- Ja niczego nie sugeruj�. M�wi� prawd�, po prostu. Taki ju�
mam dziwny zwyczaj.
- Ty doprawdy jeste� bezczelny - stwierdzi� O�miornica po
chwili milczenia. - Za to, co wcze�niej powiedzia�e�, powinienem
kaza� ci�... K�opot w tym, �e naprawd� potrzebna mi pomoc. Trac�
si�y, ka-ira. Czuj� to... Powiedz mi jedn� jedyn� rzecz. Nie jestem
�wi�tobliwym pustelnikiem; wiesz, jakiemu cechowi s�u��.
Skrzywdzi�em w �yciu wiele ludzkich istot i jestem tego �wiadom. Jak
post�pisz? Udzielisz mi pomocy? A mo�e s�dzisz, �e sprawiedliwo�ci
powinno sta� si� zado��?
Krzycz�cy w Ciemno�ci nie odpowiedzia� od razu. Si�gn�� do
kieszeni, wyj�� zwitek ciemnej tkaniny. Wewn�trz by� proszek podobny
do piasku. Na stoliku obok �o�a w�r�d okruszyn i pustych fiolek po
medykamentach sta� kubek z resztk� napoju. �mij wsypa� do� odrobin�
specyfiku; ciecz wzburzy�a si� gwa�townie, zapieni�a.
- Jestem renegatem - powiedzia� oboj�tnie. - Rzucam za
pieni�dze moje zakazane czary, a spe�niwszy sw� rol� odchodz� i
zapominam o wszystkim. Je�li mam by� szczery, sprawiedliwo�� ma�o
mnie obchodzi. Pan jeste� takim samym klientem jak ka�dy inny. Je�li
ten, kto przeklina�, mia� za co si� m�ci�, b�d� mia� utrudnione
zadanie, bo wyrzuty sumienia czyni� kl�tw� pot�niejsz�; sprawiaj�,
�e k�sa ona g��biej i trudniej j� usun��. To wszystko.
Przerwa�. Piana zaczyna�a opada�. Krzycz�cy w Ciemno�ci upi�
�yk cierpkiej mikstury, poda� kubek O�miornicy.
- Prosz� wypi� do ko�ca.
Odmieniec spojrza� podejrzliwie.
- Co to za �wi�stwo?
- Co� na sen. Podzia�a na nas obu. Musz� pogrzeba� troch� w
pa�skiej pod�wiadomo�ci, Denning, dowiedzie� si�, kiedy i czym
zawini�e�. A gdy ju� si� tego dowiem... c�, zobaczymy.
O�miornica nie protestuj�c wys�czy� nap�j. Z g��bokim
westchnieniem rozlu�ni� oba cia�a, pozwalaj�c, by g�owa opad�a do
ty�u, na poduszki. Zamkn�� oczy.
- W porz�dku, ka-ira. R�b, co do ciebie nale�y.
* * *
Wyrecytowane p�g�osem s�owa tajemnego j�zyka - bezg�o�na
eksplozja pod sklepieniem czaszki - i wszystko zamazuje si�, ucieka
w g�r�, umyka wstecz - -
3. G��bina
wch�on�a go bez sprzeciwu.
Spada�, czy raczej nurkowa� w�r�d amorficznych seledyn�w i
cieni wype�niaj�cych drzemi�cy umys� O�miornicy. G��biej, coraz
g��biej, przez g�stwiny p�przytomnych my�li i dozna�, faluj�cych
jak wodorosty. G��biej, jeszcze g��biej, a� do samego serca snu.
(tam, gdzie najwcze�niejsze wspomnienia)
Nagle nierzeczywisto�� zadrga�a i zmieni�a form�; z zielonej
toni wy�oni�y si� zarysy masywnych budowli. Krzycz�cy w Ciemno�ci
drgn��, rozpoznaj�c kompleks laboratori�w Elity na Wyspie
Salamander, kt�ry dot�d widywa� jedynie z oddali.
Ju� nie dryfowa� niczym deska z rozbitego okr�tu, sta� na
twardym gruncie. W�osy mierzwi� mu s�ony wiatr. Mury sprawia�y
wra�enie osnutych mgie�k�; gdyby nie owo lekkie rozmazanie kontur�w,
jak gdyby nakre�lonych nie ca�kiem pewn� r�k�, z�udzenie by�oby
ca�kowite.
Wyspa Salamander. Budynki o �lepych �cianach w�r�d szarych,
ja�owych ska�, widoczne z portu w Shan Vaola w pogodne dni. Miejsce
konstruowania golem�w i p�odzenia hybryd...
- A wi�c to st�d pochodzisz, mo�ci Demarze Denning - mrukn��
�mij. - Tak podejrzewa�em.
Rozejrza� si�. Wej�cie by�o tylko jedno. Olbrzymie stalowe
wrota, ozdobione po�yskliwym pentagramem - god�em srebrnych mag�w.
Jedno ich skrzyd�o by�o uchylone, akurat na tyle, by mo�na si� by�o
tamt�dy przecisn��.
Krzycz�cy w Ciemno�ci zawaha� si�. Gdyby znajdowa� si� na
prawdziwej Wyspie Salamander, za t� bram� czeka�aby na� �mier�.
Przesycaj�ca wn�trza budynk�w st�ona srebrna moc zniszczy�aby
adepta czerni r�wnie szybko i �atwo, jak kwas prze�era wrzucon� do�
�elazn� p�ytk�.
Ale to nie by�a Wyspa Salamander, a zaledwie jej z�udzenie,
niewyra�na i zamazuj�ca si� kopia... Podj�� decyzj�.
* * *
Korytarzy by�o wiele. Wi�y si�, rozga��zia�y i krzy�owa�y pod
najr�niejszymi k�tami.
(popl�tane �cie�ki dni-co-by�y)
Ostatecznie to nie �mij odszuka� w owym labiryncie widmo
kobiety w b��kitnych szatach. Ona znalaz�a go pierwsza.
Us�ysza� za sob� g�os, d�wi�czny, wysoki.
- Intruzie! Co tu robisz? Czego chcesz?
Rozejrza� si� uwa�nie, lecz korytarz by� pusty; ani �ladu
wo�aj�cej.
- Poka� si�! - odkrzykn��. - Kim jeste�?
Cisza, �adnej odpowiedzi.
W chwil� p�niej nast�pi� atak.
Kamienne �ciany zachybota�y si� i rozmy�y na powr�t w
bezpostaciow� zielono��; i zielono�� ta o�y�a, zakot�owa�a si� w
okamgnieniu setk� macek, wij�cych si� niby w�e, smagaj�cych jak
bicze. Krzycz�cy w Ciemno�ci znalaz� si� w samym sercu tego wiru.
Nie by�o to przyjemne prze�ycie. Cokolwiek kry�o si� w meandrach
umys�u O�miornicy, ca�� sw�
(nienawi��)
si�� kierowa�o teraz przeciw ciekawskiemu przybyszowi. Przez
moment ba� si�, �e straci kontrol�, wypadnie z transu. Albo straci
przytomno��. Albo to co� go zmia�d�y i zd�awi.
- To czer�, nie srebro! - zako�ata�o mu raptem w g�owie; my�l
gwa�towna jak uderzenie, trze�wi�ca. - CZER�! NIE SREBRO!
- Mo�esz sprawi� mi b�l, ale nie zniszczysz mnie!- zawo�a�,
przekrzykuj�c w�ciek�y syk i bulgot. - O�ywia nas ta sama moc! Wiesz
ju� o tym?
Furia macek wzmog�a si� jeszcze, ale nie trwa�o to d�ugo.
Przeciwnik te� najwyra�niej zaczyna� s�abn��. Krzycz�cy w Ciemno�ci
odetchn�� skrycie. Wcze�niej przez moment naprawd� czu� si�
nieswojo.
- Nie zniszczysz mnie - powt�rzy�. - Po co pr�bowa�? Zm�czymy
si� tylko, ty i ja. A zreszt�, r�b jak uwa�asz. Nie b�d� si� broni�.
- Odejd� - odpar� g�ucho tamten g�os. - Kimkolwiek jeste�, po
prostu odejd�... Nie chc� ci� w mym kr�lestwie!
- Nie odejd�! To ciebie szuka�em... - �mij zawaha� si�,
niepewny, co m�wi� dalej. - Wiem, �e nie jeste� tu bez powodu... On
skrzywdzi� ci� dawno temu, prawda? - Nie by�o reakcji. -
Porozmawiamy?
Macki cofn�y si�, cho� nie znik�y - drgaj�ce, czujne. Na
skraju pola widzenia zielony odm�t zn�w zaczyna� przybiera�
regularne formy �cian i posadzek.
- Renegat z bliznami na twarzy - stwierdzi�a z gniewem
niewidzialna. - Teraz ci� poznaj�. Najemnik! Jakim prawem zak��casz
mi spok�j, najemniku?
- To miejsce nie nale�y do ciebie! - odkrzykn��. - Jeste�
widmem, wysnutym z cudzej woli! Zagnie�dzi�a� si� w najg��bszym
zakamarku cudzej duszy i toczysz j� teraz niby rak! Dlaczego?
Jej chichot, podobny do plusku deszczowych kropel.
- Ale� ta dusza naprawd� jest mym kr�lestwem, renegacie! Mam
swoje sta�e miejsce w tych wspomnieniach, m�j duch zamieszkuje tu od
lat! Czy ten, kto ci� wynaj��, nie powiedzia� ci o niczym?
- Dlaczego? - powt�rzy� z uporem �mij.
Mimochodem zauwa�y�, �e konwersacja odnios�a skutek -
poch�oni�ta wymian� zda�, nieznajoma pozwoli�a sobie na
dekoncentracj�, �wiadomie lub nie. W�owe skr�ty rozmaza�y si�,
rozp�yn�y. �mij u�miechn�� si� skrycie, ale nadal s�ucha� z uwag�.
I us�ysza�.
- Bo tego pragn�am i pragn�. To pow�d tak samo dobry, jak
ka�dy inny. A teraz id� precz, zniknij st�d! Naprzykrzasz si� damie.
Krzycz�cy w Ciemno�ci uzna�, �e chwila jest odpowiednia.
Zamkn�� oczy i wyszepta� Wszechdzia�anie Kar-Sevhern, zwane te� po
prostu Rozkazem - najsilniejsz� z formu� znanych renegatom, maj�c�
moc niszczenia wszystkich bez wyj�tku czarnych czar�w. By� pewien,
�e pod jej wp�ywem kl�twa pry�nie w okamgnieniu, a obca obecno��
zga�nie jak zdmuchni�ta �wieca.
Myli� si�. Nie sta�o si� nic, zupe�nie nic.
Niewidzialna parskn�a pogardliwie.
- Zap�aci� ci, �eby� go ode mnie uwolni�, prawda? Wypali� obcy
byt tak, jak wypala si� wrz�d? O nie, m�j drogi. Nie uda ci si�. Ja
rozpadn� si�, gdy rozpadnie si� ta gnij�ca ja��; gdy umrze umys�, a
cia�o skruszy si� i spopieli. Nie wcze�niej.
- Chcesz �mierci Demara - powiedzia� wolno �mij. Postanowi�
gra� na zw�ok�. Ta istota powsta�a dzi�ki czarnej magii, czu� to...
a jednak Wszechdzia�anie okaza�o si� nieskuteczne! W tej sprawie
tkwi� jaki� haczyk, jaki� sekret, jaki� klucz... - To pragnienie
daje ci si��. Z niego powsta�a� i dzi�ki niemu istniejesz... Pytam
po raz trzeci: dlaczego?
Drgnienie, ledwie wyczuwalny ruch, id�cy gdzie� z do�u, od
samych podstaw budynku. Napi�cie.
- Naprawd� chcia�by� wiedzie�, najemniku? Po co?
- Czy ciekawo�� nie jest dostatecznym powodem?
- Nie, je�li si� we�mie pod uwag�, w jakim celu tu przyby�e�.
- Nie - zgodzi� si� spokojnie. - Wyznaczono mi zadanie. Zrobi�
wszystko, �eby je wype�ni�. Wiesz o tym.
Zn�w ten deszczowo-kroplisty, perlisty �miech,
- Ja wiem, �e ty wiesz zbyt ma�o, �eby mnie pokona�.
S�ysza�am, �e honor renegata nakazuje w takich razach uzna� swoj�
pora�k�, wycofa� si� dobrowolnie. Czemu tego nie zrobisz?
- Poniewa� nigdy nie twierdzi�em, �e jestem osob� honorow� -
�mij roze�mia� si� r�wnie�. - A tak�e dlatego, �e mimo wszystko
chcia�bym wiedzie�... Chcia�bym wiedzie�, za co nienawidzisz.
- �eby m�c mnie pokona� dzi�ki tej wiedzy.
- �eby m�c oceni�, czy masz s�uszno��.
- Dlaczego to mia�oby interesowa� najemnika?
- Mo�e nie jestem takim sobie, zwyk�ym najemnikiem? - Ponowne
drgnienie; i by� ju� pewien wygranej. - Uka� mi si� przynajmniej!
Kim jeste�? Czyim jeste� cieniem?
�miech urwa� si� jak uci�ty no�em.
- Dziewczyn�, kt�ra pocz�a w z�� godzin� i urodzi�a potworka,
co w kilka chwil po przyj�ciu na �wiat m�wi� jak doros�y, a
przystawiony do piersi gryz� i miast mleka ssa� krew... Stw�r o
jednej g�owie i dw�ch cia�ach! Przecie� go znasz!
Zaniem�wi�.
- M�� wyrzek� si� mnie, podobnie rodzina. Nie mia�am dok�d
p�j��... Miesi�c p�niej na ulicy znale�li mnie werbownicy Elity.
Spytali, czy chc� zn�w mie� dom dla siebie i dziecka. Potem
przywie�li nas na Wysp� Salamander. Mnie uczyniono pos�ugaczk�,
dziewczyn� do wszystkiego, a ma�ego zabrano. Dopiero p�niej
domy�li�am si�, �e tak naprawd� chodzi�o tylko o niego... Srebrnym
czarodziejom nie brakuje s�ug, ale odmie�cy s� w cenie... jako
obiekt bada�...
Korytarz znikn�� tymczasem; z zielonych opar�w bezszelestnie
wy�oni�o si� nowe pomieszczenie. Pos�pny loch o niskim sklepieniu.
Pojedyncze �uczywo zaledwie rozprasza�o panuj�ce tu ciemno�ci.
Wzd�u� �cian sta�y rz�dem niewielkie klatki z grubych metalowych
pr�t�w. Wszystkie by�y puste, starannie wyczyszczone, a mimo to
wok� nich unosi� si� dra�ni�cy lisi fetor.
- Na tej sali trzymano oko�o dwudziestu najm�odszych. Oni s�
niczym ple��; aby �y�, nie potrzebuj� �wiat�a ni powietrza... Do
moich obowi�zk�w nale�a�o dostarczanie im codziennie po�ywienia.
My�l�, �e czarodzieje specjalnie przydzielili mi t� prac�, �ebym
mog�a widywa� swoje dziecko, chocia� wcale o to nie prosi�am...
Krzycz�cy w Ciemno�ci odwr�ci� si�. Instynkt nie omyli� go.
Sta�a tu�.
Jej wygl�d by� zaskoczeniem. W halucynacyjnej przestrzeni
cudzego my�lown�trza w�asna �wiadomo�� �mija by�a rozmazanym czarnym
kszta�tem, zaledwie przypominaj�cym ludzk� sylwetk�. Nieznajoma
natomiast... Widzia� ka�dy szczeg� jej postaci. Prosty b��kitny
p�aszcz - str�j, jaki w Elicie nosz� pomocnicy mag�w, sami nie
obdarzeni �ask� Zmroczy. Na szyi medalion ze znakiem pentagramu.
Owaln� twarz o delikatnych rysach, okolon� niesfornymi skr�tami
kasztanowych w�os�w...
Oczy - zaszklone, m�tne. Nieruchome...
(trupie oczy)
(naprawd� rozmawiasz z widmem, renegacie - ta kobieta nie
�yje, by� mo�e od lat...)
Zmusi� si�, by skupi� si� na powr�t na jej s�owach.
- Co pewien czas kt�rego� z nich zabierano na g�r�, do
laboratori�w. Wybrani wracali zwykle po kilku dniach, os�abieni,
cz�sto z gor�czk�. Wypada�y im p�niej w�osy, na sk�rze pojawia�y
si� dziwaczne krosty i guzy. Zdarza�o si�, �e nie wracali wcale...
Ale w ka�dej opustosza�ej klatce natychmiast zjawia� si� nowy
lokator. Odmie�cy s� cenni, renegacie. Przecie� wiesz, musia�e� o
tym s�ysze�. Zmrocza obdarza �askami r�wnie� swe kalekie dzieci. S�
w�r�d nich tacy, kt�rych u�omno�ci nie r�wnowa�y �aden szczeg�lny
dar, ale s� i tacy, co spojrzeniem rozpalaj� ogie�, umiej�
rozkazywa� wiatrom albo przepowiada� przysz�o��. Bywa, �e �lina
odmie�ca ma moc leczenia ran, a krew pozwala wej�� w kontakt ze
�wiatem demon�w... Zdarzaj� si� jeszcze inne zdolno�ci, kt�re Elita
utrzymuje w najg��bszej tajemnicy. A co najwa�niejsze - odmie�ca nie
da si� wyhodowa� na zawo�anie. Wielu srebrnych mag�w pr�bowa�o...
�adne zakl�cia, �adne leki podane matce nie spowoduj� narodzin
takiego stworzenia. Oni przychodz� na �wiat wtedy, gdy Zmrocza
naka�e; �adne dzia�ania ludzi nie maj� na to wp�ywu. Dlatego
czarodzieje od lat poluj� na odmie�c�w obdarzonych talentami.
Przywo�� ich na Wysp� Salamander i strzeg� jak oka w g�owie. I
badaj�.
Przerwa�a na moment, potar�a czo�o.
- Potworek, kt�rego urodzi�am, r�s� i rozwija� si�
b�yskawicznie. Nied�ugo po czwartych urodzinach osi�gn�� wzrost
doros�ego m�czyzny. Kilkakrotnie zabierano go na g�r�; zawsze
wraca�. Nigdy nie chorowa� potem d�ugo, za ka�dym razem bardzo
szybko odzyskiwa� si�y. Oczywi�cie wzbudzi� tym zainteresowanie
czarodziej�w. Cz�sto udawa�o mi si� pods�ucha�, jak o nim
rozmawiaj�. Snuli r�ne plany; zamierzali wywie�� go gdzie� indziej,
przebada� jeszcze dok�adniej, odkry�, co sprawi�o, �e tak kurczowo
trzyma si� �ycia... Nawet spytali, czy pozwoli�abym na to. Nie by�am
pewna, co odpowiedzie�...
Mniej wi�cej w tym samym czasie do mnie u�miechn�o si�
szcz�cie. By�am m�oda; zdaje si�, �e by�am �adna. Spodoba�am si�
jednemu z mych pracodawc�w. Zamieszka�am w jego apartamentach, a on
obieca�, �e nigdy ju� nie b�d� musia�a wraca� na d�. Mimo wszystko
posz�am tam jeszcze jeden jedyny raz. �eby po raz ostatni popatrze�
na stworzenie, kt�remu da�am �ycie...
M�wi�a coraz szybciej i zarazem coraz g�o�niej, niemal
wyrzucaj�c z siebie poszczeg�lne s�owa.
- By� �wie�o po kolejnym seansie bada�. Spa� i wizyta nie
potrwa�a d�ugo. Pami�tam, �e w�wczas pomy�la�am sobie: przecie� on
naprawd� zas�uguje na co� wi�cej...
Puste oczy b�ysn�y jadowicie.
- Chcia�am mu pom�c. Naprawd� chcia�am. A on... on...
Jej twarz znienacka wykrzywi� skurcz.
- Poka�� ci, co zrobi�, najemniku. Je�li chcesz. Je�li... -
zawaha�a si�. - Postawi� jeden warunek. Spe�ni�am twoj� pro�b�, wi�c
i ty spe�nij moj�. Przyrzeknij, �e gdy poznasz koniec opowie�ci,
odejdziesz do swego �wiata i nie wr�cisz tu wi�cej.
Krzycz�cy w Ciemno�ci skin�� g�ow�.
- Zgoda.
- Nie! To za ma�o. Przyrzeknij, renegacie.
- Przyrzekam.
- Dobrze wi�c - zjawa wyprostowa�a si�, unios�a d�o�. - Czas
wywo�a� z ukrycia stare tajemnice... Patrz uwa�nie! Zobaczysz i
poczujesz to, co on widzia� i czu� tamtego dnia. My�l�, �e to
zaspokoi twoj� ciekawo��.
Nie poczu� dotkni�cia jej r�ki, lecz co� jakby uk�ucie,
przeskok iskry; i kamienne �ciany zakolorowi�y si� obrazami.
(wspomnienia kt�re chcia�e� ukry� Demar)
- Patrz!
I obrazy o�y�y.
* * *
Czy to dzie� czy noc, nie wiadomo - w pomieszczeniu brak
okien, a �uczywo p�onie bez ustanku - -
Woko�o cisza, s�ycha� jedynie miarowe oddechy twych towarzyszy
- a twoja klatka jest otwarta - czyje� r�ce przekr�ci�y kluczyk w
zamku i zdj�y k��dk�, kiedy spa�e� - kto, kto m�g� by� podobnie
roztargniony? Mo�e to jaka� pu�apka? Ale my�l o wolno�ci jest niczym
narkotyk, przy�miewa w tobie l�k, d�awi w�tpliwo�ci - rozejrzawszy
si� po raz ostatni, ostro�nie popychasz drzwiczki, wyskakujesz - nie
ogl�daj�c si� wstecz p�dzisz co si� w kierunku czerni�cego si� w
najdalszym k�cie otworu �ciekowego - tamt�dy sp�ywa woda zmieszana z
waszymi odchodami, gdy b��kitno ubrani ludzie co dzie� sp�ukuj�
posadzk� - tamt�dy zsuwasz si� teraz, ze sk�r� �lisk� od potu, z
t�uk�cym si� w�ciekle sercem - -
Przez cuchn�c� niezno�nie ciemno�� przeciskasz si� jak kret,
pe�zniesz na brzuchu jak robak, do krwi zdzieraj�c wydelikacon� w
niewoli sk�r� - dalej, byle dalej - -
- Jakim� cudem uda�o mu si� - zabrzmia� g�os kobiety w
b��kicie. - Odnalaz� w�a�ciw� drog�. Odnalaz� wyj�cie. Niestety,
zanim na zawsze znikn�� z Wyspy Salamander, odnalaz� te� mnie.
Patrz!
�wiat�o, tysi�cem igie� przeszywaj�ce nawyk�e do mroku oczy -
ta pi�kna komnata na pewno nale�y do jakiego� mo�nego czarodzieja -
w pierwszej chwili czujesz uk�ucie strachu, chcesz st�d uciec czym
pr�dzej - jednak w pokoju nie ma �ywej duszy i ostatecznie ciekawo��
przewa�a - popychasz krat� zas�aniaj�c� wylot rury i krata spada z
brz�kiem - kulisz si� przera�ony, lecz nikt nie us�ysza�, nikt nie
przybiega - -
Komnata nie jest du�a, jej �ciany wy�o�ono kaflami koloru
indyga, posadzk� zdobi mozaika przedstawiaj�ca ch�opca z rybim
ogonem - mebli brak - zawiedziony, postanawiasz si� wycofa� i nagle
s�yszysz za sob� plusk - odwracasz si�, teraz dopiero spostrzegasz
uchylone drzwi - -
Kr�tki korytarzyk - i nast�pna komnata, du�o obszerniejsza od
pierwszej - tu kafle maj� barw� zachodz�cego s�o�ca, a mozaika
przedstawia rozkwitaj�c� r�� - okno otwarto na o�cie�, w dole wida�
naje�one gro�nie ska�y i spienione grzbiety fal, wyra�nie s�ycha�
ich szum - po raz pierwszy w �yciu ogl�dasz ten widok, s�yszysz ten
d�wi�k - -
Po�rodku pomieszczenia kwadratowy basen - w wodzie p�ywaj�
p�atki kwiat�w, powietrze pe�ne jest intensywnej, s�odkiej woni - -
Kobieta dopiero co wysz�a z k�pieli, dopiero co owin�a mokre
cia�o lnianym prze�cierad�em, teraz rozczesuje w�osy - widzisz jej
uniesione rami�, widzisz obramowany wilgotnymi kosmykami profil i
ju� wiesz to ona ona ONA
- To ja otworzy�am klatk�. My�l�, �e to odgad�.
Jedna wizja p�ynnie przesz�a w drug�. Znikn�� loch, klatki,
czerwonawy blask �uczywa. Krzycz�cy w Ciemno�ci poczu� na twarzy
gor�c� wilgo�, w nozdrza uderzy� mu zapach lawendy i werbeny.
Zjawa zmaterializowa�a si� o krok od niego. B��kitne szaty
zast�pi�a biel cienkiego p��tna. Ods�oni�te ramiona by�y g�adkie i
�niade.
- Chcia�am ofiarowa� mu wolno��, jemu jednemu - spojrzenie
pustych oczu przeszywa�o, nie pozwala�o oderwa� wzroku od jej
�ywo-martwej twarzy. - A on wzi�� na mnie odwet za swe dotychczasowe
�ycie. Tu, w tym samym miejscu, gdzie mnie odszuka�, pod samym nosem
srebrnych mag�w. Ryzyko si� nie liczy�o. Czytam to dzi� w jego
my�lach, renegacie. Musia� wzi�� odwet... Za to, �e go urodzi�am i
karmi�am. �e odda�am go Elicie, zamiast porzuci� albo udusi�...
Kropelki wody przylgn�y do jej sk�ry, dr�a�y na rz�sach.
Stoj�c na tle pomara�czowych �cian, odrealniona, p�przejrzysta
niczym akwarelowy akt, by�a pi�kna - jak porcelana i p�omie�...
Patrz�c na ni�, Krzycz�cy w Ciemno�ci zrozumia� nagle, dlaczego
Rozkaz nie zadzia�a�, nie m�g� zadzia�a�. Aby stworzy� t� istot�,
z�ej, skrzywionej czarnej woli nadano kszta�t za pomoc� srebrnych
zakl��.
Teraz, gdy to odgad�, wiedzia� ju�, jak� formu�� strzaska� jej
os�ony
(na popio�y Piek�a dlaczego musz�)
i wype�ni� swoj� misj�.
By� mo�e wyczyta�a w jego spojrzeniu, co zamierza. By� mo�e
zorientowa�a si�, co j� czeka. Ale nie mia�a szans si� obroni�.
Przywo�a� Zmrocz� i uderzy�, wymawiaj�c
(dlaczego musz� dlaczego dlaczego)
odpowiedni egzorcyzm. Poczu�, jak
si�a wybucha nagle w ko�cach palc�w - nie Demar nie r�b tego
b�agam NIEEE!!!
Sta�o si� co� innego, ni� oczekiwa�.
Powinna by�a znikn��, rozwia� si� jak mg�a. Zamiast tego
post�pi�a o krok do przodu i nagle upad�a - jako� dziwnie,
niezgrabnie, bokiem. Na sekund� wszystko zawirowa�o.
Oprzytomniawszy �mij u�wiadomi� sobie, �e kl�czy, trzymaj�c
jej g�ow� na kolanach. �e jego r�ce s� powalane czym� lepkim i
ciep�ym. �e na bia�ym p��tnie s� plamy i woda w basenie por�owia�a.
- Taki m�g�by by� koniec - odezwa�a si� zjawa, cicho, lecz
wyra�nie. - Tu, w tej �a�ni, w�r�d marmur�w i zapachu perfum... Ale
to nie by� koniec. Demar Denning sfuszerowa� robot�, renegacie.
Stch�rzy�. Uciek�, a mnie znaleziono i odratowano... Prawie
odratowano. Lecznicza magia ma swe ograniczenia, nawet najbardziej
biegli uzdrowiciele nie s� cudotw�rcami... Pozosta�am sparali�owana,
niezdolna uczyni� kroku o w�asnych si�ach. Czterdzie�ci sze�� lat to
d�ugo, wiesz? Wystarczaj�co d�ugo, �eby nauczy� si� nienawi�ci. �eby
nauczy� si� jej na pami��.
M�wi�a coraz ciszej. �mij musia� pochyli� si�, �eby rozr�ni�
s�owa.
- W Elicie jest taki zwyczaj, �e je�li czarodziej bierze do
�o�a kobiet� nie obdarzon� �ask� Zmroczy, ta ma prawo za��da�, by
kochanek spe�ni� jedno jej �yczenie, a on musi to uczyni�. Ja
zdecydowa�am si� wypowiedzie� moje dopiero w godzinie �mierci.
Domy�lasz si� chyba... o co poprosi�am...
- Domy�lam si� - potwierdzi�.
Milczenie. Jej chrapliwy oddech.
- Renegacie...
- Tak?
- Dlaczego... dla...czego...
Nie doko�czy�a, znieruchomia�a w p� s�owa.
Krzycz�cy w Ciemno�ci ostro�nie z�o�y� jej cia�o na brzegu
basenu. Wyprostowa� si�, odruchowo wycieraj�c r�ce o ubranie.
Za widmowym oknem fale bez przerwy t�uk�y o widmowy klif.
Kiedy w chwil� p�niej �mij spu�ci� wzrok, po zw�okach nie
by�o �ladu.
* * *
Wynurzy� si� z transu kaszl�c i �api�c ustami powietrze jak
wyratowany w ostatniej chwili topielec. Lampka pali�a si� nadal i w
jej �wietle ujrza�, �e O�miornica dygocze jak w febrze. Nagle
odmieniec zaj�cza� przeci�gle, raz, potem drugi.
- Ka-ira... Jeste� tu?
- Jestem.
- Co� ty... zrobi�? Ja... umieram... Dusi mnie... D�awi...
Pali... O-och!
Podw�jne cia�o zaszarpa�o si� gwa�townie, zrzucaj�c
przykrycie, i zastyg�o wypr�one. Z otwartych szeroko ust zacz�o
wylewa� si� co� ciemnego.
�mij opar� g�ow� na d�oniach. Patrzy�.
Kl�twa powoli i opornie opuszcza�a cia�o, w kt�re j� ws�czono.
Na dobr� minut� ca�� sylwetk� odmie�ca spowi� puchn�cy leniwie b�bel
ni to dymu, ni ruchliwych cieni. Krzycz�cy w Ciemno�ci m�g� sam
przej�� t� moc, ale zdecydowa� si� post�pi� inaczej. Wzi�� ze
stolika pierwszy przedmiot, jaki wpad� mu w r�ce - okr�g�e pude�ko z
rze�bionego drewna, puste, lecz pachn�ce intensywnie jakim� gorzkim
zielem - i postawi� je na pod�odze.
- Vai�hin! - powiedzia� rozkazuj�cym tonem. Zakl�ty dym w
okamgnieniu otoczy� dane mu schronienie, zmieniaj�c si� w puszysty
czarny osad na jego dnie. Krzycz�cy w Ciemno�ci zatrzasn�� wieczko i
schowa� puzderko do kieszeni. Przydasz mi si� jeszcze, b��kitna
pani, pomy�la�. Nigdy nie uwierzy�aby�, do czego.
O�miornica westchn�� g��boko, nie otwieraj�c oczu.
- Lepiej mi - wymamrota�.
- Ja my�l� - odpar� sucho �mij.
Dopiero teraz poczu�, jak bardzo jest zm�czony. Odchyli� g�ow�
na oparcie fotela, przymkn�� oczy. Wci�� mia� wra�enie, �e s�yszy
dobiegaj�cy z oddali miarowy szum fal.
- Nazywa�a si� Roxana - zaszepta� znienacka odmieniec.
- S�ucham?
- Roxana z familii Anday. Ta, kt�ra nosi�a mnie w swym �onie.
Ta, kt�ra zatru�a moje wn�trze. Przecie� wiesz, o kogo chodzi...
Widzia�e� j�, prawda?
- Owszem.
- Nie przypuszcza�em, �e uda ci si� dotrze� tak g��boko. Nie
s�dzi�em, �e to w og�le mo�liwe... Czterdzie�ci sze�� lat! Sam ju�
prawie zapomnia�em... By�em przekonany, �e Roxana umar�a dawno
temu... Czy ona powiedzia�a ci, �e pr�bowa�em j� zabi� w tamten
letni poranek na Wyspie Salamander?
- Tak.
- Myli�a si� - wymrucza� odmieniec, w p�mroku jego twarz by�a
�ci�gni�ta i pe�na b�lu. - Tak naprawd� chcia�em si� z ni� tylko
po�egna�... Po�egna� si� z ni� jak syn z matk�. Tylko tyle! Sk�d
mog�em wiedzie�, jak to si� sko�czy? Sta�a boso na mokrych
marmurowych stopniach... Wystraszy�a si�, kiedy j� obj��em,
pr�bowa�a si� wyrwa�. Wy�lizgn�a mi si� z r�k i uderzy�a g�ow� o
kraw�d� basenu... Nic nie mog�em zrobi�. Nie mog�em nawet wezwa�
pomocy. By�em zbiegiem; gdyby srebrni magowie mnie schwytali,
zgin��bym z ich r�k. Post�pi�em jak tch�rz, przyznaj�, ale dzi�ki
temu zyska�em wolno��. Dzi�ki temu �yj�...
�mij milcza�.
- Powiedz mi jedno, ka-ira. Zrobi�a to sama, czy kto� jej
pom�g�?
- Nie, Denning. Nie odpowiadam na takie pytania.
O�miornica za�mia� si� gard�owo.
- S�dzisz, �e pora przerwa� czarny �a�cuch, da� spok�j
zem�cie? To by�oby pi�kne, rzeczywi�cie pi�kne zako�czenie...
Niestety, ja nie umiem wybacza�. Nie nauczono mnie tego. O tak,
milcz, milcz sobie, jak d�ugo chcesz! Ja i tak wiem swoje. Podobno
do rzucenia kl�twy nie trzeba wielkich umiej�tno�ci, ale Roxana nie
mia�a ich w og�le. By�a popychad�em czarodziej�w, to wszystko.
M�wiono o niej jednak, �e oddaje si� po kryjomu jednemu z nich...
Pami�tam go doskonale. Valparais ar Vanth! To on najcz�ciej
przeprowadza� na mnie zabiegi.
- Roxana nie �yje, Denning - powiedzia� wolno Krzycz�cy w
Ciemno�ci. - Rzucaj�c kl�tw�, ten czarodziej wype�ni� jej ostatnie
polecenie. Niewa�ne, czemu tego chcia�a, co my�la�a. Teraz nie �yje.
Nie czas zapomnie� o wszystkim?
- Kpisz, ka-ira? Przesta� bawi� si� w moralist�, nie do twarzy
ci z tym. Ten Valparais po czterdziestu sze�ciu latach odkopa� top�r
wojenny; teraz mamy nie wyr�wnane rachunki. A ja w tej sprawie musz�
mie� ostatnie s�owo. Ja zawsze musz� mie� ostatnie s�owo.
�mij milcza�.
O�miornica m�wi� co� jeszcze, lecz jego g�os oddala� si�
poma�u, przycicha�... Gdzie� na granicy �wiadomo�ci nie istniej�ce
morze szumia�o nadal. I ten szum stopniowo wch�on�� wszystkie inne
wra�enia.
* * *
Kiedy si� ockn��, by� jasny dzie�. Zm�czenie cz�ciowo ust�pi�o, za
to w g�owie zagnie�dzi� si� t�py, wredny b�l, daj�cy o sobie zna�
przy ka�dym ruchu. �mij z westchnieniem pomasowa� skronie. Rozejrza�
si�, mru��c oczy.
O�miornica znikn��. Znikn�y r�wnie� zwieszaj�ce si� z sufitu
tkaniny, skot�owana po�ciel na wielkim �o�u, poniewieraj�ce si�
wsz�dzie lekarstwa i �mieci. Okno otwarto na o�cie� i ci�ka wo�
choroby zd��y�a ju� ulotni� si� bez �ladu. Teraz, w blasku s�o�ca
wysprz�tany do czysta pok�j wydawa� si� mniejszy i zupe�nie
zwyczajny - ot, sypialnia...
Na stoliku le�a� zw�j pergaminu opatrzony dwiema piecz�ciami.
Jedna, ju� roz�amana, nosi�a god�o Elity. Na drugiej, nienaruszonej,
widnia�o stylizowane morskie monstrum oraz ozdobny monogram D.D.. Po
chwili wahania Krzycz�cy w Ciemno�ci prze�ama� j�.
Zw�j by� nadspodziewanie d�ugi, sk�ada� si� z kilkunastu
po��czonych arkuszy. Wszystkie pokryto rz�dami drobnego, starannego
pisma. �mij najpierw od niechcenia przebieg� je wzrokiem.
Zaskoczony, zabra� si� do dok�adniejszego czytania. Jego zdumienie
ros�o z ka�d� chwil�.
Zakl�cia. Oryginalne teksty prosto spod pi�ra jednego z
Mistrz�w Elity. Dla laika - ci�gi bezsensownych s��w; dla kogo�
nielegalnie paraj�cego si� magi� warte wi�cej ni� klejnot z
kr�lewskiego skarbca.
O�miornica zaiste potrafi� by� hojny.
Wychodz�c, na korytarzu �mij natkn�� si� na poznan� wcze�niej
istot� o bia�ej sk�rze i z�otych oczach. Siedzia�a w kucki nad
roz�cielonym na pod�odze kilimem. Na nim, rozsypane niedbale niby
zabawki, le�a�y najrozmaitsze akcesoria jej cechu. Sztylety i
szpile, male�kie strza�ki o zagi�tych haczykowato ko�cach, p�tla z
nici-co-tnie, zwini�te ciasno kolczaste bicze z �odyg diabelskiej
liany mahye... Stalowe i srebrne ostrza rzuca�y migotliwe odblaski
na jej skupion� twarz.
S�ysz�c kroki unios�a g�ow�.
- Witaj, ka-ira. D�ugo by�e� nieprzytomny. Zaczynali�my si�
ju� obawia�...
- Potrzebowa�em snu. - Krzycz�cy w Ciemno�ci potar� policzek.
Blizny sw�dzia�y, jak zwykle na �wietle. - Gdzie O�miornica?
- Otrzyma� wezwanie od w�adz cechu i wyjecha� o pierwszych
kurach. �a�owa�, �e nie zd��y� si� z tob� po�egna�, ale c� pocz��,
s�u�ba nie dru�ba. O, widz� �e znalaz�e� pergaminy.
- Znalaz�em i dzi�kuj�.
- Tak, mistrz m�wi�, �e na pewno ci si� przydadz�.
Jakby co� sobie przypominaj�c, zerkn�a w okno. S�o�ce sta�o
ju� do�� wysoko, prze�wieca�o przez ga��zie drzew okalaj�cych
podw�rzec.
- Czwarta godzina od �witu, lub co� ko�o tego. W refektarzu
nied�ugo podadz� �niadanie. Zjesz z nami?
- Dzi�ki, nie. Wol� wraca� do miasta. - Wsun�� d�o� do
kieszeni, dotkn�� ukrytego tam puzderka. Zadr�a�o leciutko, palce
przenikn�� zimny pr�d. - Mam co� pilnego do za�atwienia.
- Skoro tak, nie zatrzymujemy ci�. Zaraz powiem P�etwor�kiemu,
�eby zaprz�g� konie.
- Chwileczk� - Krzycz�cy w Ciemno�ci wskaza� kilim. - Nie ma
tam gdzie� mojego �elaza?
- Ach! Tak, oczywi�cie. Wybacz - istota za�mia�a si� nerwowo.
Poda�a mu pospiesznie oba jego no�e. - Oto s�.
- Dzi�kuj�. Wybacz zdro�n� ciekawo��, ale co to za arsena�?
Rekwizyty potrzebne do lekcji?
- Niezupe�nie - ��te oczy pociemnia�y raptownie, szeleszcz�cy
g�os upodobni� si� zupe�nie do syku w�a. - Czarodziej, kt�ry rzuci�
kl�tw�... O�miornica zdradzi� nam jego imi�. Najmniejsi braciszkowie
ju� rozbiegli si� po mie�cie. Do jutra b�dziemy wiedzieli, gdzie ma
sw� siedzib�. Znajdziemy go, cho�by si� ukry� za si�dm� g�r�. On
musi ponie�� kar�, ka-ira. Skrytob�jcy pomszcz� ha�b� swego mistrza.
- Rozumiem. - Krzycz�cy w Ciemno�ci spochmurnia�. Milcza�
chwil�, szukaj�c w�a�ciwych s��w. Nie znalaz� ich i ostatecznie nie
powiedzia� tego, co chcia� powiedzie�. Powiedzia� co� ca�kiem
innego. - C�. W takim razie powodzenia.
Podzi�kowa�a u�miechem i skinieniem g�owy, podczas gdy jej
d�onie bez ustanku b��dzi�y po wzorzystej tkaninie w poszukiwaniu
or�a zdolnego zada� �miertelny cios czarodziejowi zwanemu Valparais
ar Vanth.
4. Ostatni czar
dope�ni� si� na ziemi umar�ych.
Gdy �mij wysiada� z powozu na ulicy Snycerzy, niedaleko Parku
Ksi���cego, b��kit nieba nad dachami by� zamglony i jakby
przydymiony, a wok� wrza� przedpo�udniowy gwar; w powietrzu zawis�
zapach kurzu, rynsztok�w, ko�skiego potu, rozgrzanych ludzkich cia�
i wi�dn�cych kwiat�w magnolii.
Kilkadziesi�t krok�w dalej pod krusz�cymi si� sklepieniami
bezg�o�nie kis� prastary mrok. W Podziemiach nie ma podzia�u na dni
i noce; zwilgotnia�y, ple�niej�cy czas pe�znie naprz�d nie
kontrolowany przez nikogo, nie mierzony, a mo�e niemierzalny...
Wchodz�c do krypty Calthard�w, Krzycz�cy w Ciemno�ci odni�s�
wra�enie, �e czas zatrzyma� si� w og�le. W scenie, kt�ra zapami�ta�
sprzed tygodnia, nie zasz�a najmniejsza zmiana.
Dwa Psy nadal ry�y w zwa�owisku. Mia�y zakrwawione pyski i
�apy, ale ich sylwetki nie zdradza�y �adnych �lad�w g�odu czy
znu�enia. Ukszta�towane z martwej materii, te twory nie czu�y b�lu,
nie potrzebowa�y jedzenia ani snu. I potrafi�y by� cierpliwe... Tak
je wytresowano. Dop�ki cia�o istoty, kt�r� mia�y dopa��, spoczywa�o
pod kamieniami, dop�ty nie wolno im by�o odej��. Zadanie nie zosta�o
wykonane.
Na d�wi�k krok�w �mija najpierw jeden, potem drugi Pies
zastrzyg� uszami, odwr�ci� �eb. Dwa pyski rozwar�y si� powoli, w
gardzielach narasta�o g�uche, pe�ne w�ciek�o�ci warczenie.
Krzycz�cy w Ciemno�ci zwolni� kroku. Zaci�ni�ta d�o� piek�a,
jakby ukryte w niej puzderko by�o rozpalone do czerwono�ci. Blizny
na policzku mrowi�y paskudnie.
Rozejrza� si� niespokojnie, ale ciszy zaleg�ej pod kolumnami
nie m�ci� �aden szelest, �aden szept. Portrety trwa�y bez ruchu na
swoich miejscach. Umarli milczeli.
(zaraz)
(dos�ownie za moment)
Nie spuszczaj�c wzroku z przeciwnik�w przystan��. Uni�s� r�k�.
Przez chwil� bezczelnie trzyma� puzderko w powietrzu, po czym
otworzy� je.
W pierwszej chwili nie sta�o si� nic. Stoj�c o krok od dw�ch
spr�onych do skoku bia�ych kszta�t�w, Krzycz�cy w Ciemno�ci ujrza�,
jak w wypuk�ych �lepiach co� mign�o, jaka� szcz�tkowa my�l.
Zaskoczenie, �e ktokolwiek odwa�y� si� podej�� tak blisko. �e
ktokolwiek m�g� by� tak niewiarygodnie g�upi.
Skoczy�y.
W tej samej sekundzie uwolniony czar wreszcie nabra� mocy.
Wyp�ywaj�cy z puzderka ciemny strumie� zg�stnia�, zapulsowa�, zbi�
si� w niespokojne k��bowisko; a w sercu tego k��bowiska znienacka
b�ysn�a iskra. Liliowy ogie� rozla� si� jak oliwa, w okamgnieniu
ogarniaj�c cia�a obu Ps�w. Rozpaczliwy skowyt przeci�� powietrze i
urwa� si� na najwy�szej nucie. Przez kilka nast�pnych chwil nie by�o
s�ycha� nic pr�cz �akomego syku i trzasku.
Gdy nast�pi�o wy�adowanie, �mij upad�, ale podni�s� si�
natychmiast. P�omienie oplot�y si� wok� niego i opad�y, nie czyni�c
mu krzywdy.
Portrety trwa�y bez ruchu na swoich miejscach. Umarli
milczeli.
Sta� i patrzy�, jak sztuczne cia�a przemieniaj� si� w proch, a
migotliwy blask blednie i przygasa.
Nienawi�� Roxany Anday wypali�a si� do ko�ca.
Agnieszka Ha�as (Ignite)
Lublin, kwiecie� - maj 1999