3023
Szczegóły |
Tytuł |
3023 |
Rozszerzenie: |
PDF |
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
[email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
3023 PDF - Pobierz:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd pliku o nazwie 3023 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
3023 - podejrzyj 20 pierwszych stron:
EMIL ZOLA WSZYSTKO DLA PA�
Rougon - Macquartowie Historia naturalna i spo�eczna rodziny
za Drugiego Cesarstwa
I
Denise sz�a piechot� z dworca SaintLazare, dok�d rankiem, po nocy sp�dzonej na
twardej �awce trzeciej klasy, dowi�z� j� wraz z bra�mi poci�g z Cherbourga. Ma�y
Pepi trzyma� si� jej r�ki, Janek szed� nieco w tyle. Wszyscy troje byli bardzo zm�czeni,
oszo�omieni i zagubieni w rozleg�ym Pary�u. Szli wolno, przygl�daj�c si� budynkom
i pytaj�c na ka�dym kroku o ulic� Michodiere, przy kt�rej mieszka� ich stryj Baudu.
Na placu Gaillon m�oda dziewczyna zatrzyma�a si� nagle, zdumiona.
- Sp�jrz. . Janku! - zawo�a�a. . Stan�li jak wryci, zbici w gromadk�; byli w czerni,
poniewa� dodzierali �a�obnych ubra�, kt�re im uszyto po �mierci ojca. Denise, biednie
wygl�daj�ca, zbyt drobna jak na swoje dwadzie�cia lat, nios�a ma�� paczk�. Pi�cioletni
malec uwiesi� si� jej z drugiej strony, a starszy brat, wspaniale rozwini�ty szesnastoletni
m�odzieniec, sta� tu� za ni�, z niedbale opuszczonymi r�kami.
- To si� dopiero nazywa magazyn! ! - odezwa�a si� po chwili. . U zbiegu ulic Michodiere
i NeuveSaintAugustin wystawy wielkiego magazynu nowo�ci gra�y �ywymi barwami
na tle bladego i cichego dnia pa�dziernikowego. Na wie�y �w. Rocha bi�a �sma. O tak
wczesnej porze na ulicy spotka� mo�na by�o jedynie urz�dnik�w spiesz�cych do biur
lub gospodynie biegaj�ce po sklepikach. Przed drzwiami magazynu dwaj subiekci, stoj�c
na podw�jnej drabince, ko�czyli rozwiesza� we�ny: w oknie wystawowym od strony ulicy
NeuveSaintAugustin inny sprzedawca, kl�cz�c, zwr�cony ty�em do szyby, delikatnie
uk�ada� w fa�dy sztuk� niebieskiego jedwabiu. W magazynie nie by�o jeszcze kupuj�cych.
Personel schodzi� si� dopiero, a mimo to wewn�trz wrza�o ju� jak w ulu.
- Do licha! ! - odezwa� si� Janek. . - Co za por�wnanie z Valognes! ! Tw�j magazyn
ani si� do tego nie umywa!
3 Denise skin�a g�ow�. Dwa lata pracowa�a u Cornaille ' a, w�a�ciciela pierwszorz�dnego
magazynu artyku��w galanteryjnych w Valognes. Ale ten magazyn paryski, napotkany
tak niespodziewanie, wyda� jej si� ogromny, przykuwa� wzrok, porywa�, zaciekawia�
i sprawi�, �e zapomnia�a o wszystkim. Wysokie drzwi wej�ciowe od strony placu Gaillon,
ca�e oszklone, zdobne w wymy�lne ornamenty i z�ocenia, si�ga�y a� do p�pi�tra. Alegoryczne
postaci, dwie �miej�ce si� i przegi�te do ty�u kobiety z obna�onymi piersiami, rozwija�y
szerok� wst�g� z napisem: " Wszystko dla Pa� " . Dalej okna wystawowe ci�gn�y si�
wzd�u� ulic Michodiere i NeuveSaintAugustin, gdzie opr�cz naro�nego zajmowa�y
jeszcze cztery inne, niedawno zakupione i przebudowane domy - dwa z lewej i dwa z
prawej strony ulicy. Dziewczynie wydawa�o si�, �e ta perspektywa wystaw parterowych
i lustrzanych szyb na pi�trze, za kt�rymi wida� by�o ca�e wn�trze i �ycie magazynu,
ci�gnie si� bez ko�ca. W g�rnym oknie ekspedientka w jedwabnej sukni temperowa�a
o��wek, podczas gdy dwie inne zaj�te by�y uk�adaniem aksamitnych okry�.
- " Wszystko dla Pa� " - przeczyta� Janek z u�mieszkiem przystojnego ch�opca, kt�ry
w Valognes zd��y� ju� zakosztowa� mi�osnej przygody. - Nazwa niczego sobie! Jak to
musi przyci�ga� ludzi!
Denise poch�oni�ta by�a wystaw� przy g��wnym wej�ciu. Na ulicy, wprost na chodniku,
umieszczono towary o rewelacyjnie niskich cenach, stanowi�ce wyj�tkow� okazj� i nie
lada pokus� dla przechodz�cych kobiet. Ca�e lawiny materia��w sp�ywa�y z g�ry. By�y
to we�ny i sukna, merynosy, szewioty, multony spadaj�ce z p�pi�tra i �opoc�ce jak
sztandary na wietrze. Bia�e kartki z cenami odcina�y si� wyra�nie na tle spokojnych
kolor�w: granatowych, szaroniebieskich lub oliwkowych. Jako obramowanie drzwi wej�ciowych
wisia�y w�skie pasy futra, s�u��ce do ozdoby sukien, delikatne srebrne popielice,
�nie�ny puch �ab�dzi i sk�rki kr�licze imituj�ce gronostaje i sobole. Ni�ej, na p�kach
i na sto�ach, w�r�d stos�w resztek wida� by�o pud�a wype�nione po brzegi trykota�ami.
Sprzedawano je za grosze. By�y tam r�kawiczki i we�niane szaliki, kapturki i kamizelki
- s�owem, ca�y ekwipunek zimowy o pstrokatych barwach, w pr��ki, w kropki i w ciemnokrwiste
plamy. Denise zwr�ci�a uwag� na szkockie szaliki po czterdzie�ci pi�� centym�w, na
lam�wki z ameryka�skiego nurka po franku i wreszcie na mitenki po dwadzie�cia pi��
centym�w. Ca�a ta zewn�trzna wystawa magazynu robi�a wra�enie jakiego� jarmarcznego
straganu olbrzymich rozmiar�w. Wydawa�o si�, �e magazyn p�k� na dwoje, wyrzucaj�c
nadmiar towar�w wprost na ulic�.
Zapomnieli o stryju. Nawet ma�y Pepi, trzymaj�c si� wci�� r�ki siostry, otwiera�
szeroko oczy ze zdziwienia. Jaki� pojazd zmusi� wreszcie ca�� tr�jk� do wycofania
si� ze �rodka placu. Weszli machinalnie w ulic� NeuveSaintAugustin i id�c wzd�u�
wystaw sklepowych
4 zatrzymywali si� przed ka�d� szyb�. Zaraz na wst�pie oczarowa�a ich oryginalna
dekoracja
jednej z witryn: w g�rze parasole, ustawione uko�nie, tworzy�y jakby dach wiejskiej
chaty; poni�ej jedwabne po�czochy, zawieszone na metalowych pr�tach, ukazywa�y zaokr�glone
profile �ydek; jedne z deseniami w kszta�cie bukiecik�w r�, inne bez deseni, ale
we wszystkich mo�liwych kolorach. By�y wi�c czarne a�urowe, czerwone z haf t owanymi
klinami i cieliste, g�adkie jak sk�ra jasnow�osej kobiety. Wreszcie na samym dole
wystawy, na podk�adzie z sukna, u�o�ono symetrycznie r�kawiczki, kt�rych wyd�u�one
palce i w�skie d�onie przypomina�y r�ce bizantyjskich dziewic. Mia�o to wio�niany
nieco sztywny wdzi�k kobiecych drobiazg�w, niepokalanie jeszcze �wie�ych. Najd�u�ej
jednak zatrzyma�a ich ostatnia z wystaw. Rozkwita�y tam ca�� gam� kolor�w o najsubtelniejszych
odcieniach r�ne gatunki jedwabiu. U szczytu udrapowano aksamity o g��bokiej czerni
lub bieli zsiad�ego mleka, ni�ej at�asy - r�owe, niebieskie, b�yszcz�ce w za�amaniach,
wszystkie w tonach pastelowych coraz to bledszych i delikatniejszych; jeszcze ni�ej
u�o�ono fantazyjne w�z�y jedwabi, zharmonizowane wed�ug kolor�w t�czy, jakby zaplisowane
wok� wci�tej talii i o�ywione, rzec by mo�na, bieg�ymi palcami subiekta. Ka�demu
z motyw�w, ka�dej barwnej frazie wystawy towarzyszy� dyskretny akompaniament w postaci
pofa�dowanych pasm kremowego fularu. Po obu za� kra�cach wystawy pi�trzy�y si� w
olbrzymich stosach dwa gatunki jedwabiu stanowi�ce monopol firmy " ParisBonheur
" i " Cui r d ' Or " - t owar wyj�tkowy, maj�cy wywo�a� rewolucj� na rynku tekstylnym.
- Ach, , ten b�yszcz�cy jedwab po pi�� sze��dziesi�t! - szepn�a Denise patrz�c z
podziwem na " ParisBonheur " .
Janek zaczyna� si� nudzi�. Zatrzyma� jakiego� przechodnia i zapyta�: - Prosz� pana,
, gdzie jest ulica Michodiere? Zapytany wskaza� mu pierwsz� ulic� na prawo, zawr�cili
wi�c wszyscy troje, okr��aj�c magazyn. Gdy mijali r�g, Denise zatrzyma�a si� znowu,
zaciekawiona wystaw� konfekcji damskiej. W tym w�a�nie dziale pracowa�a w Valognes,
ale nigdy jeszcze nie widzia�a tak pi�knej wystawy. Znieruchomia�a z podziwu, niezdolna
zrobi� ani kroku dalej. W g��bi ogromny kosztowny szal z koronki bruges rozpo�ciera�
rdzawobia�e skrzyd�a niby zas�on� nad o�tarzem: otacza�y go girland� falbany i
koronki alen�on. Nieco dalej pieni�y si� �nie�n� bia�o�ci� fale innych gatunk�w koronek
flandryjskich, walansjenek, aplikacji brukselskich i weneckich. Po obu stronach wystawy
spi�trzone w kolumny sztuki ciemnego sukna podkre�la�y jeszcze t� tajemnicz� g��b
przypominaj�c� wn�trze t abernakulum. W tej kaplicy, wzniesionej na cze�� wdzi�k�w
kobiecych, umieszczono artyku�y konfekcyjne. Wyj�tkowej pi�kno�ci aksamitny p�aszcz
przybrany srebrnymi lisami, zajmowa� �rodek wystawy. W
5 bocznych jej skrzyd�ach wisia�a jedwabna rotunda na popielicach oraz p�aszcz we�niany
obszyty kogucimi pi�rami. Bia�e narzutki balowe, ozdobione �ab�dzim puchem lub sznelk�,
uzupe�nia�y kolekcj�. Bogactwo wyboru mog�o zaspokoi� ka�dy kaprys: poczynaj�c od
okrycia wieczorowego za dwadzie�cia dziewi�� frank�w a� do aksamitnego p�aszcza za
tysi�c osiemset. Wzd�te gorsy manekin�w podnosi�y tkanin�, szerokie biodra przesadnie
podkre�la�y smuk�o�� talii, a wielkie kartony przypi�te do obicia z czerwonego multonu
odgrywa�y rol� g��w. Szeregi luster, umiej�tnie ustawionych po obu stronach witryny,
po wielekro� odbija�y wystawione modele. Wydawa�o si�, �e ca�a ulica zaludnia si�
tymi pi�knymi, przeznaczonymi na sprzeda� kobietami, z kt�rych ka�da zamiast g�owy
mia�a bilecik z wypisan� wielkimi cyframi cen�.
- Co za wspania�e kobiety - szepn�� Janek nie znajduj�c innych s��w dla wyra�enia
swego podziwu. Sta� nieruchomo, z otwartymi ustami zarumieniony z wra�enia. Ogl�danie
zbytkownych ubra� kobiecych sprawia�o mu wyra�n� przyjemno��. Jego uroda, jakby ukradziona
siostrze, by�a raczej urod� dziewczyny. Mia� ol�niewaj�c� cer�, w�osy rude i kr�cone,
usta i oczy o tkliwym wyrazie. Stoj�ca obok niego Denise wydawa�a si� w tej chwili
jeszcze szczuplejsza, ni� by�a w istocie. Cer� mia�a zm�czon�, twarz poci�g��, usta
zbyt du�e, w�osy jakby sp�owia�e. Ma�y Pepi, jasnow�osy podobnie jak ona. ogarni�ty
niewyt�umaczon� potrzeb� pieszczoty, jeszcze silniej tuli� si� do niej. zmieszany
i zachwycony widokiem tylu pi�knych pa� na wystawie. Tych troje blondyn�w. biednie
ubranych na czarno, smutna dziewczyna stoj�ca mi�dzy uroczym dzieckiem i dorodnym
m�odzie�cem, stanowi�o obrazek tak osobliwy i tak mi�y dla oka, �e przechodnie z
u�miechem ogl�dali si� za nimi.
Od kilku minut oty�y, siwow�osy m�czyzna, o wielkiej, ��tej twarzy, przypatrywa�
si� im stoj�c na progu sklepu po przeciwnej stronie ulicy. Wystawy magazynu " Wszystko
dla Pa� " wyprowadza�y go widocznie z r�wnowagi, gdy� oczy nabieg�y mu krwi�, a usta
wykrzywia� grymas.
Widok m�odej dziewczyny i jej braci ostatecznie go rozdra�ni�. Po co tych troje g�uptas�w
gapi si� na te szarlata�skie sztuczki?
- A stryj Baudu? ? - przypomnia�a sobie nagle Denise, , jakby gwa�townie obudzona
ze snu. - Jeste�my na ulicy Michodiere - powiedzia� Janek. . - Stryj musi mieszka�
gdzie� blisko.
. Odwr�cili si� od wystawy i na wprost siebie, ponad g�ow� oty�ego cz�owieka, zauwa�yli
zielony szyld z wyp�owia�ym od deszczu, ��tym napisem: " Manufaktury z Elbeuf "
. sukna i flanele. C. Baudu ( dawniej Hauchecorne) " .
Dom powleczony starym, zrudzia�ym ju� tynkiem, zupe�nie prosty w konstrukcji w por�wnaniu
z otaczaj�cymi go wielkimi pa�acami w stylu Ludwika XIV. mia� zaledwie trzy
6 kwadratowe okna frontowe bez �aluzji, zabezpieczone jedynie dwiema skrzy�owanymi
sztabami z �elaza. Uwag� Denise, kt�rej oczy by�y jeszcze ol�nione wystawami wspania�ego
magazynu, zwr�ci� przede wszystkim mieszcz�cy si� na parterze, jakby przyt�oczony
sufitem sklep, nad kt�rym wznosi�o si� bardzo niskie pi�tro o p�kolistych, wi�ziennych
okienkach. Wype�z�a ze staro�ci boazeria takiej samej jak szyld butelkowozielonej
barwy, otacza�a z obu stron dwa g��bokie, czarne i zakurzone okna wystawowe, gdzie
niewyra�nie rysowa�y si� nagromadzone sztuki materia��w. Otwarte drzwi prowadzi�y
jakby do wilgotnych ciemno�ci piwnicznych.
- To tutaj - powiedzia� Janek. . - No. . to trzeba wej�� - o�wiadczy�a Denise. .
- Idziemy. Chod�. Pepi. Wszyscy troje byli zmieszani, nagle onie�mieleni. Gdy epidemia
zabra�a im kolejno, w odst�pie miesi�ca, matk� i ojca, stryj Baudu. wzruszony t�
podw�jn� �a�ob�, napisa� do Denise obiecuj�c jej prac� u siebie w sklepie, gdyby
zechcia�a szuka� szcz�cia w Pary�u. List ten jednak pisany by� przed rokiem i m�oda
dziewczyna zacz�ta teraz �a�owa�, �e tak nierozwa�nie opu�ci�a Valognes nie uprzedzaj�c
o tym stryja. Stryj nic zna� ich wcale, ani razu nie odwiedziwszy rodzinnego miasta,
odk�d wyjecha� za m�odu do Pary�a, gdzie zosta� najpierw m�odszym subiektem w sklepie
Hauchecorne ' a, a wreszcie po kilku latach jego zi�ciem.
- Czy zasta�am pana Baudu? - zapyta�a Denise decyduj�c si� wreszcie zagadn�� oty�ego
m�czyzn�, kt�ry ci�gle im si� przygl�da� zdziwiony ich zachowaniem.
- To ja - odrzek�. . W�wczas Denise zaczerwieni�a si� i wyj�ka�a: - Jak, , o, jak
to dobrze! Jestem Denise, a to Janek i Pepi. Przyjechali�my, stryju. Pan Baudu os�upia�.
Otwiera� i zamyka� na przemian swe wielkie, zaczerwienione oczy, s�owa pl�ta�y mu
si� w ustach. By� najwyra�niej daleki o tysi�ce mil od tej rodziny, kt�ra spada�a
mu na barki.
- Jak to, jak to, to wy? - powt�rzy� kilkakrotnie. - Ale przecie� byli�cie w Valognes!
. . . Dlaczego nie jeste�cie w Valognes?
�agodnym, nieco dr��cym g�osem Denise t�umaczy�a mu: po �mierci oj ca, kt �ry do
ostatniego grosza straci� wszystko na swej farbiarni, musia�a zast�pi� matk� m�odszemu
rodze�stwu. Zarobki u Cornaille ' a nie wystarcza�y na utrzymanie trzech os�b. Wprawdzie
Janek pracowa� u stolarza naprawiaj�c stylowe meble, ale nic ni e zarabia�. Okazywa�
natomiast coraz wi�ksze zami�owanie do antyk�w, wyrzyna� te� figurki w drzewie. Pewnego
dnia wygrzebawszy gdzie� kawa�ek ko�ci s�oniowej, wyrze�bi� nawet dla zabawy g�ow�,
7 kt�r� zobaczy� jaki� przejezdny pan. Ten w�a�nie pan nak�oni� i ch do opuszczenia
Valognes i
znalaz� dla Janka w Pary�u miejsce w pracowni rze�b z ko�ci s�oniowej. - Od jutra
wi�c, stryju, Janek zacznie praktyk� u swego nowego pryncypa�a. Nie ��da ode mnie
zap�aty, da ch�opcu mieszkanie i wikt. Co do mnie i ma�ego Pepi, to my�l�, �e jako�
damy sobie rad�. Nie b�dziemy chyba bardziej nieszcz�liwi ni� w Valognes.
Nie chcia�a wspomina� o przygodach mi�osnych Janka, o listach pisanych do pewnej
panienki z dobrego domu, o poca�unkach wymienianych ukradkiem ponad murem, o tym
ca�ym skandalu, kt�ry j� ostatecznie sk�oni� do wyjazdu. Postanowi�a pojecha� do
Pary�a z bratem, aby m�c czuwa� nad nim, zdj�ta macierzy�skim niepokojem o los tego
pi�knego i weso�ego ch�opca, kt�ry bardzo podoba� si� kobietom.
Stryj Baudu d�ugo nie m�g� otrz�sn�� si� z wra�enia. Wci�� na nowo rozpoczyna� indagacj�.
S�ysz�c jednak, jak Denise opowiada o swoich braciach, zacz�� do niej m�wi� " ty
" .
- Wi�c tw�j ojciec nic wam nie pozostawi�? A ja my�la�em, �e mi a� jeszcze troch�
grosza. Ile� to razy radzi�em mu w listach, �eby nie zaczyna� z t� farbiarni�! Serce
mia� z�ote, ale ani krzty rozumu! . . . A wi�c zosta�a� sama z tymi ch�opakami i
musia�a� ich �ywi�!
Zgry�liwa twarz kupca, na kt�rej wida� by�o �lady ��taczki, rozja�ni�a si�; nie
patrza� ju� na magazyn " Wszystko dla Pa� " i jego spojrzenie sta�o si� �agodniejsze.
Spostrzeg� nagle, �e zagradza sob� drzwi wej�ciowe.
- Chod�cie w takim razie, , skoro�cie ju� przyjechali. . . - mrukn��. . - Wejd�cie,
lepiej siedzie� tu ni� zbija� b�ki tam naprzeciwko. - Po czym, raz jeszcze rzuciwszy
gniewnym okiem na wystaw� po drugiej stronie ulicy, odsun�� si� od drzwi i wszed�
pierwszy do sklepu wo�aj�c �on� i c�rk�: - El�bieta! Genowefa! Chod�cie tutaj! Macie
go�ci.
Zar�wno Denise, jak i ch�opcy zawahali si� widz�c ciemne wn�trze sklepu. O�lepieni
blaskiem ulicy, mrugali powiekami jak u wej�cia do jakiej� nory i szli ostro�nie,
obawiaj�c si� instynktownie zdradzieckiego schodka. Zbli�eni t� niejasn� obaw�, tym
bardziej garn�li si� do siebie. Malec czepia� si� sukni dziewczyny, starszy kroczy�
tu� za jej plecami - i tak weszli do sklepu z pe�nym wdzi�ku onie�mieleniem. Na tle
jasnego poranka odcina�y si� wyra�nie czarne sylwetki �a�obnych ubra�, uko�ny promie�
s�o�ca z�oci� jasne w�osy.
- Wejd�cie, , wejd�cie - powtarza� Baudu. . W kilku kr�tkich zdaniach wyja�ni� sytuacj�
�onie i c�rce. Pani Baudu, drobna, anemiczna kobieta, uderza�a bia�o�ci�: mia�a bia�e
w�osy, bia�e oczy i bi a�e wargi. Genowefa, u kt�rej degeneracja matki zaznaczy�a
si� jeszcze silniej, przypomina�a sw� w�t�o�ci� i bezbarwno�ci� ro�lin� wyhodowan�
w cieniu. Jedynie wspania�e czarne w�osy, g�ste i ci�kie - niemal cud
8 na tak n�dznym ciele - dodawa�y jej postaci jakiego� smutnego uroku.
. - Wejd�cie - powiedzia�y z kolei obie kobiety. . - Witamy was serdecznie.
. Posadzi�y zaraz Denise za kontuarem. Ma�y Pepi wdrapa� si� natychmiast na kolana
siostry, Janek za�, opieraj�c si� plecami o boazeri�, stan�� tu� obok. Uspokajali
si� powoli i rozgl�dali po sklepie. W miar� jak ich oczy przyzwyczaja�y si� do p�mroku,
dostrzegali niski, zakopcony sufit, wytarte ju� od zu�ycia d�bowe lady i stuletnie
chyba p�ki o mocnych okuciach. Sztuki ciemnego materia�u pi�trzy�y si� a� po belki
sufitu. Bij�ca od pod�ogi wilgo� pot�gowa�a jeszcze silny i ostry zapach sukna i
farby. W g��bi dwaj subiekci i panna sklepowa uk�adali sztuki bia�ej flaneli.
- A mo�e m�ody cz�owiek chcia�by co zje��? - zapyta�a pani Baudu u�miechaj�c si�
do ma�ego Pepi.
- Nie, dzi�kuj� - powiedzia�a Denise. - Pili�my mleko w kawiarni naprzeciwko dworca.
- Widz�c za�, �e Genowefa spogl�da na ma�� paczk�, kt�r� po�o�y�a na ziemi, doda�a:
- Zostawi�am tam tak�e walizk�.
Zaczerwieni�a si�, doskonale teraz rozumiej�c niew�a�ciwo�� tego najazdu na dom stryja.
Ju� w wagonie, zaledwie poci�g wyjecha� z dworca w Valognes. zacz�a gorzko �a�owa�
swego kroku. Dlatego zaraz po przyje�dzie do Pary�a zostawi�a walizk� w przechowalni
i zaprowadzi�a dzieci na �niadanie.
- Ot�. moja droga - rzek� nagle Baudu - powiem ci kr�tko i wyra�nie. . . Pisa�em
do ciebie, to prawda, ale by�o to rok temu. Teraz interesy id� nam znacznie gorzej.
. . - Zamilk� nie chc�c okazywa� d�awi�cego go wzruszenia. Jego �ona i c�rka spu�ci�y
oczy z rezygnacj�.
- Nie w�tpi� - podj�� znowu Baudu - �e jest to kryzys przej�ciowy. . . Jednak�e zmniejszy�em
personel, pozosta�y tylko trzy osoby i anga�owanie czwartej jest w tej chwili niemo�liwe.
To znaczy, �e - mimo danej obietnicy - przyj�� ci� nie mog�.
. Denise s�ucha�a, przera�ona i blada. Baudu doda� jeszcze z naciskiem: - Nie zda�oby
si� to na nic ani tobie, , ani nam. - Dobrze, stryju - wykrztusi�a wreszcie z trudem.
- Postaram si�, mimo wszystko, da� sobie jako� rad�.
Baudu nie byli z�ymi lud�mi. Narzekali tylko na brak szcz�cia. Gdy interes szed�
im dobrze, musieli wychowywa� pi�ciu syn�w, z kt�rych trzech umar�o w wieku lat dwudziestu,
czwarty zeszed� na z�� drog�, a pi�ty niedawno w�a�nie wyjecha� w randze kapitana
do Meksyku. Pozosta�a im tylko c�rka. Utrzymanie tak licznej rodziny kosztowa�o du�o
pieni�dzy, a Baudu zrujnowa� si� ostatecznie kupuj�c posiad�o�� w Rambouillet, rodzinnej
miejscowo�ci swego te�cia. Tote� w duszy starego, a� do przesady uczciwego kupca,
9 wzrasta�o rozgoryczenie.
- Trzeba by�o si� ze mn� porozumie� - ci�gn�� coraz bardziej niezadowolony z w�asnej
surowo�ci. - Mog�a� przecie� napisa� do mnie, by�bym ci poradzi�, �eby� tam zosta�a.
. . Kiedy dowiedzia�em si� o �mierci twego ojca, dalib�g, napisa�em ci to. co si�
zwykle pisze w takich wypadkach. A ty przyje�d�asz tutaj nagle, bez uprzedzenia.
. . Nie wiadomo. co z tym pocz��.
Podni�s� g�os wy�adowuj�c w ten spos�b gniew. �ona i c�rka patrzy�y w ziemi�, jak
przysta�o na istoty uleg�e, kt�re nigdy nie o�mieli�yby si� mu sprzeciwi�. Janek
poblad�, a Denise przyciska�a do piersi przera�onego Pepi. Dwie wielkie �zy sp�yn�y
jej po policzkach.
- Dobrze, , stryju - powt�rzy�a. . - Zaraz st�d p�jdziemy. Baudu opanowa� si� natychmiast.
Zaleg�o k�opotliwe milczenie. Po chwili zacz�� znowu m�wi� szorstkim tonem:
- Nie wyrzucam was przecie za drzwi. . . Skoro ju� jeste�cie tutaj, mo�ecie przenocowa�
dzisiaj na g�rze, a potem zobaczymy.
Pani Baudu i Genowefa zrozumia�y, �e teraz ju� mog� zaj�� si� urz�dzeniem przybysz�w.
Om�wiono wszystko a� do najdrobniejszych szczeg��w. Co do Janka, to nie by�o potrzeby
troszczy� si� o jego los. Ma�ego Pepi mo�na odda� do pani Gras, starszej osoby zajmuj�cej
obszerny lokal na parterze przy ulicy des Orties. Pani ta prowadzi�a co� w rodzaju
pensjonatu dla ma�ych dzieci i bra�a za to czterdzie�ci frank�w miesi�cznie. Ma�emu
b�dzie tam doskonale. Denise o�wiadczy�a, �e mo�e zap�aci� za pierwszy miesi�c. Pozostawa�a
jedynie sprawa jej samej. Ale z pewno�ci� i dla niej znajdzie si� jaka� praca w pobli�u.
- Czy Vin�ard nie szuka czasem ekspedientki? ? - zapyta�a Genowefa. - Ach tak, rzeczywi�cie!
- zawo�a� Baudu. - P�jdziemy do niego zaraz po obiedzie. Trzeba ku� �elazo, p�ki
gor�ce.
Ani jeden klient nie przeszkodzi� tej rodzinnej scenie. Sklep pozostawa� pusty i
mroczny. W g��bi dwaj subiekci i panna sklepowa pracowali w dalszym ci�gu, rozmawiaj�c
�wiszcz�cym szeptem. Gdy wesz�y wreszcie jakie� trzy panie, Denise zosta�a przez
chwil� sama. Poca�owa�a Pepi, my�l�c ze �ci�ni�tym sercem o bliskim rozstaniu. Dziecko,
pieszczotliwe jak ma�y kot chowa�o g�ow� nie m�wi�c ani s�owa. Kiedy pani Baudu i
Genowefa powr�ci�y, zasta�y ma�ego siedz�cego grzecznie i cicho: Denise zapewni�a
je. �e Pepi nigdy nie ha�asuje, lecz po ca�ych dniach milczy i potrzebuje tylko troch�
czu�o�ci. Wszystkie trzy zacz�y rozmawia� o dzieciach, o gospodarstwie, o �yciu
w Pary�u i na prowincji. Rozmowa rwa�a si� co chwila i nie wychodzi�a poza og�lniki,
jak to zwykle bywa, gdy spotkaj� si� krewni, nieco zak�opotani tym, �e si� nie znaj�.
Janek odszed� na pr�g sklepu i sta� tam d�ugo, zaciekawiony ruchem na ulicy, u�miechaj�c
si� do przechodz�cych
10 dziewcz�t.
O dziesi�tej zjawi�a si� s�u��ca. Zazwyczaj o tej porze podawano do sto�u dla pana
domu, Genowefy i starszego subiekta. O jedenastej by�a druga zmiana - dla pani, drugiego
subiekta i ekspedientki.
- Prosz� do sto�u! ! - zawo�a� kupiec zwracaj�c si� do bratanicy. . Wszyscy zasiedli
w ma�ej jadalni za sklepem. Baudu zawo�a� w�wczas starszego subiekta, kt�ry marudzi�
jeszcze przy kontuarze:
- Colomban! ! M�ody cz�owiek przeprosi� t�umacz�c, �e chce sko�czy� porz�dkowanie
flaneli. By� to t�gi m�odzieniec lat dwudziestu pi�ciu, nieruchawy, lecz sprytny.
W jego uczciwej twarzy o wielkich, pe�nych wargach �wieci�y chytre oczy.
- Co, u licha! Na wszystko jest odpowiednia pora - m�wi� Baudu, kt�ry rozsiad�szy
si� wygodnie kroi� kawa�ek zimnej ciel�ciny. Czyni� to z rozwag� i zr�czno�ci� pryncypa�a,
wa��c na oko skromne porcje z dok�adno�ci� do jednego grama. Na�o�y� po kawa�ku ka�demu,
pokroi� nawet chleb. Denise posadzi�a ma�ego Pepi tu� ko�o siebie, aby pilnowa� go
przy jedzeniu. Niepokoi�a j� ciemna jadalnia. Przywyk�a do obszernych i jasnych pokoi
w swym rodzinnym mie�cie, ze �ci�ni�tym sercem przygl�da�a si� tej mrocznej salce.
Jedyne okno wychodzi�o na ma�e i ciemne podw�rko, kt�re ��czy�o si� z ulic� w�skim
tunelem bramy. To wilgotne i cuchn�ce podw�rze, dok�d dociera� tylko nik�y kr�g bladego
�wiat�a, przypomina�o dno studni. W zimie trzeba by�o pali� w pokoju gaz od rana
a� do wieczora. A kiedy pora roku pozwala�a na obchodzenie si� bez sztucznego �wiat�a,
by�o w nim jeszcze smutniej. Denise musia�a najpierw oswoi� si� z ciemno�ci�, zanim
zdo�a�a rozr�ni� kawa�ki mi�sa na talerzu.
- To zuch z tego Janka! Ma apetyt! - o�wiadczy� stryj Baudu widz�c, �e ch�opiec poch�on��
ju� swoj� porcj� ciel�ciny. - Je�eli pracuje z takim samym zapa�em, b�dzie z niego
t�gi m�czyzna. . . A ty, moja panno, dlaczego nic nie jesz? . . . Opowiedz mi teraz,
skoro mamy czas na rozmow�, dlaczego nie wysz�a� za m�� w Valognes?
Denise opu�ci�a szklank�, kt�r� nios�a do ust. - Ach, , stryju! Wyj�� za m��! Chyba
stryj �artuje! . . . A dzieci? Sam pomys� ma��e�stwa wyda� jej si� tak zabawny, �e
zacz�a si� �mia�. Zreszt�, czy znalaz�by si� kto�, kto chcia�by o�eni� si� z takim
jak ona chuchrem, brzydkim i bez posagu? Ale sk�d�e, nigdy nie wyjdzie za m��, ma
do�� tych dwojga dzieci.
- Nie masz racji - powt�rzy� Baudu. - Kobieta potrzebuje opieki m�czyzny. Gdyby�
by�a sobie poszuka�a dzielnego ch�opca, to nie znale�liby�cie si� teraz, ty i twoi
bracia, na bruku
11 paryskim, jak jacy� Cyganie.
Przerwa� znowu, aby podzieli� w spos�b sprawiedliwy i oszcz�dny przyniesione przez
s�u��c� kartofle ze s�onin�. Potem wskazuj�c �y�k� na Genowef� i Colombana, powiedzia�:
- Widzisz, , oni pobior� si� na wiosn�, je�eli sezon zimowy b�dzie pomy�lny. By�a
to stara tradycja tej rodziny. Za�o�yciel firmy, Arystydes Finet, wyda� sw� c�rk�
Dezyderi� za starszego subiekta nazwiskiem Hauchecorne. Baudu - wyl�dowawszy w Pary�u
z siedmioma frankami w kieszeni - po�lubi� c�rk� papy Hauchecorne ' a El�biet�. Teraz
z kolei on mia� zamiar odda� Colombanowi sw� c�rk� Genowef� wraz z firm�, w chwili
gdy interesy znowu rusz�. Je�li to ma��e�stwo projektowane ju� od trzech lat, nie
zosta�o jeszcze zawarte, to sta�o si� to z powodu skrupu��w i uporu wynikaj�cych
z nadmiernej uczciwo�ci starego kupca. Chcia� on mianowicie odda� zi�ciowi firm�
w r�wnie kwitn�cym stanie, w jakim sam przej�� j� z r�k te�cia.
Baudu przedstawi� Denise swego przysz�ego zi�cia. M�ody cz�owiek rodem z Rambouillet,
podobnie jak ojciec pani Baudu, by� nawet ich dalekim kuzynem. Baudu chwali� go jako
dzielnego pracownika, kt�ry od dziesi�ciu lat harowa� w sklepie i w pe�ni zas�u�y�
na czekaj�cy go awans. Pochodzi� zreszt� z dobrej rodziny. Ojciec jego by� znanym
na ca�y powiat weterynarzem, artyst� w swoim fachu, lecz takim �ar�okiem i smakoszem,
�e przejada� wszystkie zarobki.
- Ojciec pije i ugania si� za sp�dniczkami - powiedzia� kupiec na zako�czenie - ale
syn, dzi�ki Bogu, nauczy� si� u mnie ceni� warto�� pieni�dza.
Denise, s�uchaj�c wywod�w stryja, obserwowa�a jednocze�nie Colombana i Genowef�.
M�odzi siedzieli przy stole obok siebie, lecz zachowywali ca�kowity spok�j, nie czerwienili
si� ani nie u�miechali. M�ody cz�owiek liczy� na to ma��e�stwo od pierwszego dnia
pracy w sklepie. Przeszed� wszystkie stopnie hierarchii kupieckiej: by� ch�opcem
na posy�ki, p�niej subiektem, w ko�cu zosta� dopuszczony do �ycia rodzinnego swego
pryncypa�a. Zawdzi�cza� to zar�wno cierpliwo�ci, jak niezwykle regularnemu trybowi
�ycia, a ma��e�stwo z Genowef� uwa�a� za doskona�y i uczciwy interes. Ca�kowita pewno��,
�e i tak j� zdob�dzie, nie pozwoli�a mu po��da� jej. M�oda dziewczyna przyzwyczai�a
si� tak�e do my�li, �e go kocha, lecz - z natury powa�na i skryta - nie zdawa�a sobie
sprawy, do jakiego stopnia jej uczucie by�o g��bokie, a tak�e, czym ono by�o dla
niej w szarym i monotonnym �yciu.
- Naturalnie, je�eli dwoje m�odych ma si� ku sobie i je�eli nie ma przeszk�d, dlaczego
nie mieliby si� pobra� - powiedzia�a z u�miechem Denise chc�c okaza� uprzejmo��.
. - Tak. zawsze si� na tym ko�czy - o�wiadczy� Colomban, kt�ry �u� powoli jedzenie
i do tej pory nie wyrzek� jeszcze ani s�owa. Genowefa, spojrzawszy na niego przeci�gle,
odezwa�a
12 si� z kolei:
- Trzeba tylko doj�� do porozumienia, , potem wszystko samo si� u�o�y. Uczucie ich
wzros�o jak kwiat piwniczny w tym starym sklepie paryskim. Od dziesi�ciu lat Genowefa
zna�a tylko jego jednego, sp�dza�a z nim ca�e dnie w mrocznej g��bi sklepu za stosami
sukna. Ka�dego ranka i ka�dego wieczora siadali obok siebie w ciasnej i ch�odnej
jak studnia jadalni. Nigdzie na �wiecie, nawet na najbardziej zapad�ej wsi w cieniu
najg�stszych li�ci, nie znale�liby pewniejszego ukrycia. Dopiero p�niej. gdy zazna�a
zw�tpienia i m�ki zazdro�ci, odkry�a, �e w tym zaciszu. sprzyjaj�cym budzeniu si�
uczu�, z nudy i samotno�ci na zawsze rozporz�dzi�a swym sercem.
Denise pochwyci�a w spojrzeniu rzuconym przez Genowef� na Colombana jaki� b�ysk niepokoju,
tote� odpowiedzia�a uprzejmie:
- Ba! Zawsze mo�na doj�� do porozumienia, kiedy si� kocha. Baudu z powag� czuwa�
nad sto�em. Rozdzieli� plasterki sera. a z okazji przyjazdu krewnych za��da� drugiego
deseru - s�oika konfitur porzeczkowych. Ta niezwyk�a hojno�� zdziwi�a Colombana.
Pepi. kt�ry dot�d bardzo grzecznie siedzia� przy stole, na widok konfitur zachowa�
si� mniej przyk�adnie. Janek, zaciekawiony rozmow� o ma��e�stwie, przypatrywa� si�
kuzynce, zbyt s�abej i bladej jak na jego gust; por�wnywa� j� w my�li do ma�ego,
bia�ego kr�lika o czerwonych oczach i czarnych uszach.
- No. dosy� tego gadania, trzeba zrobi� miejsce dla innych - zako�czy� rozmow� kupiec,
daj�c jednocze�nie znak do powstania od sto�u. - Co za du�o, , to niezdrowo.
Pani Baudu, drugi subiekt i panna sklepowa zasiedli z kolei do sto�u. Denise, kt�ra
zn�w zosta�a sama, usiad�a w sklepie przy drzwiach wej�ciowych czekaj�c, a� stryj
b�dzie m�g� zaprowadzi� j� do pana Vin�ard. Pepi bawi� si� na ziemi u jej st�p, a
Janek stan�� znowu na progu obserwuj�c ulic�. Denise blisko godzin� przypatrywa�a
si� temu, co dzia�o si� wok� niej. Od czasu do czasu zjawia�y si� klientki, najpierw
wesz�a jedna, potem dwie inne. W st�ch�ym, mrocznym sklepie zdawa� si� op�akiwa�
sw�j los dawny, poczciwy handel, chyl�cy si� ku upadkowi. Po drugiej stronie ulicy
przykuwa� oczy dziewczyny magazyn " Wszystko dla Pa� " , kt�rego okna wystawowe dostrzega�a
przez otwarte drzwi. By�o pochmurno, lecz mimo jesiennej pory ociepli�o si� po deszczu.
Opromieniony s�onecznym py�em, wielki magazyn t�tni� �yciem w bia�ym �wietle dnia.
Denise wyda�o si�, �e widzi pracuj�c� pod wysokim ci�nieniem maszyn� parow�, kt�rej
dr�enie udziela�o si� nawet wystawom. Nie by�y to ju� te same zimne witryny, kt�re
ogl�da�a dzi� rano. Porusza�y si� teraz, rozdygotane i dysz�ce ciep�em. Chciwy i
brutalny t�um kobiet t�oczy� si� przed szybami wystaw. W zetkni�ciu z t� po��dliwo�ci�
ulicy tkaniny nabiera�y
13 �ycia: koronkami wstrz�sa� dreszcz, zdawa�o si�, �e opadaj� i tajemniczo zakrywaj�
wn�trze
magazynu. Nawet grube i solidne sukna przyzywa�y kusicielsko. Okrycia uk�ada�y si�
jeszcze zgrabniej na manekinach, kt�re jakby o�y�y. Wielki aksamitny p�aszcz, mi�kki
i ciep�y, otula�, rzek�by�, �ywe ramiona; piersi manekina porusza� oddech, a biodra
ko�ysa�y si� lekko. Lecz �r�d�em �aru, od kt�rego p�on�� ca�y dom, by�y miejsca sprzeda�y,
kontuary z nagromadzon� przy nich publiczno�ci�. Nawet poprzez mury wyczuwa�o si�
szalony ruch panuj�cy wewn�trz. Przypomina�o to ustawiczny warkot pracuj�cej maszyny.
. . zagarniaj�cej st�oczone i og�uszone klientki, aby odrzuci� je nast�pnie do kasy.
T�um kobiet z mechaniczn� regularno�ci� poddawa� si� przemocy stalowych tryb�w.
Od samego rana Denise walczy�a z pokus�: ten ogromny magazyn, dok�d w ci�gu jednej
godziny wchodzi�o wi�cej ludzi ni� w ci�gu sze�ciu miesi�cy do sklepu Cornaille '
a, oszo�amia� j� i poci�ga�. Nieprzeparta ch�� wej�cia do �rodka, po��czona z niejasn�
obaw� przed tym krokiem, nie dawa�a jej spokoju. Jednocze�nie czu�a si� nieswojo
u stryjostwa. Ogarnia�a j� niewyt�umaczona pogarda i instynktowny wstr�t do tej ciemnej
nory, gdzie gnie�dzi� si� staro�wiecki handel. Wszystkie wra�enia, jakich dozna�a
od chwili wej�cia do sklepu, uczucie l�ku, ozi�b�e przyj�cie, smutny posi�ek w wi�ziennym
p�mroku, wreszcie oczekiwanie w tej sennej ciszy zamieraj�cego starego domu wywo�ywa�y
w niej g�uchy protest, pragnienie �ycia i �wiat�a. Mimo wsp�czucia dla stryja oczy
jej powraca�y wci�� do magazynu , , Wszystko dla Pa� " , jak gdyby jej natura ekspedientki
czu�a potrzeb� ogrzania si� w promieniach wspaniale prosperuj�cego przedsi�biorstwa.
- Ale tam t�ok! ! - wyrwa� si� jej okrzyk. . Po�a�owa�a jednak tych s��w widz�c,
�e oboje Baudu stoj� tu� przy niej. Pani Baudu przysz�a do sklepu po sko�czonym posi�ku
i wpatrywa�a si� teraz swoimi bia�ymi oczami w magazyn naprzeciwko. Cho� zrezygnowana,
nie mog�a patrze� na� bez przyp�ywu niemej rozpaczy i �ez.
Genowefa z wzrastaj�cym niepokojem obserwowa�a Colombana, kt�ry nie wiedz�c, �e jest
�ledzony, zachwyconym wzrokiem wpatrywa� si� w ekspedientki z dzia�u konfekcji, snuj�ce
si� za szybami na pi�trze. Baudu, z twarz� gniewnie wykrzywion�, powiedzia� tylko:
- Nie wszystko z�oto, , co si� �wieci. Cierpliwo�ci! Najwidoczniej ca�a rodzina stara�a
si� prze�kn�� gorycz, kt�ra d�awi�a ich wszystkich. Mi�o�� w�asna nie pozwala�a im
zbyt szybko ujawni� swoich najskrytszych uczu� przed przyby�ymi dopiero tego ranka
krewnymi. Kupiec z wysi�kiem oderwa� oczy od magazynu po drugiej stronie ulicy.
- Chod�my - rzek� - chod�my do Vin�arda. Du�o jest amator�w na posady ekspedient�w,
14 jutro ju� mo�e by� za p�no.
Zanim jednak wyszli, kaza� jeszcze m�odszemu subiektowi przynie�� z dworca walizk�
Denise. Pani Baudu ze swojej strony nie tylko obieca�a zaj�� si� ma�ym Pepi, ale
podj�a si� w wolnej chwili zaprowadzi� go na ulic� des Orties do pani Gras i om�wi�
z ni� warunki. Janek przyrzek� siostrze, �e nie ruszy si� ze sklepu.
- Za�atwimy wszystko w dwie minuty - t�umaczy� Baudu id�c z bratanic� ulic� Gaillon.
- Vin�ard za�o�y� sklep z jedwabiami i nie�le mu si� jeszcze powodzi. Ma oczywi�cie
k�opoty jak ka�dy z nas, ale to spryciarz i jako� wi��e koniec z ko�cem dzi�ki wielkiemu
sknerstwu. . . Zdaje mi si� jednak, �e chce si� wycofa� z interesu, bo m�czy go reumatyzm.
Magazyn znajdowa� si� przy ulicy NeuvedesPetitsChamps, obok pasa�u Choiseul.
By� czysty i jasny, urz�dzony dosy� elegancko i nowocze�nie, ale ma�y i niezbyt zasobny
w towary. Baudu i Denise zastali Vin�arda rozmawiaj�cego z dwoma panami.
- Niech pan sobie nie przeszkadza - zawo�a� sukiennik. - Mamy czas, poczekamy. -
Cofn�� si� przez dyskrecj� ku drzwiom i nachylaj�c si� do ucha dziewczyny doda�:
- Ten chudy to zast�pca kierownika dzia�u jedwabi w magazynie " Wszystko dla Pa�
" , a ten gruby to fabrykant z Lyonu.
Denise zrozumia�a, �e Vin�ard chce nam�wi� Robineau, subiekta z " Wszystko dla Pa�
" , do przej�cia swego sklepu. Wygl�da� dobrodusznie i dawa� s�owo honoru z �atwo�ci�
cz�owieka, dla kt�rego przysi�gi s� chlebem powszednim. Wed�ug jego s��w, sklep �w
to z�oty interes. Mimo kwitn�cego wygl�du przerywa� cz�sto rozmow�, aby st�ka� i
skar�y� si� na te przekl�te b�le, kt�re uniemo�liwiaj� mu dorobienie si� maj�tku.
Ale Robineau, nerwowy i niespokojny, przerywa� mu niecierpliwie. M�wi�, �e doskonale
zdaje sobie spraw� z kryzysu, jaki dotkn��, , handel nowo�ciami " , wymieni� nawet
pewien sklep bran�y jedwabniczej, kt�ry s�siedztwo magazynu " Wszystko dla Pa� "
doprowadzi�o do bankructwa. Vin�ard zapali� si� i m�wi� podniesionym g�osem:
- Do diaska! Ruina tego g�upca Vabre by�a nieunikniona. Jego �ona przejada�a wszystko.
. . A zreszt� my tutaj jeste�my oddaleni o przesz�o pi��set metr�w, podczas gdy sklep
Vabre ' a znajdowa� si� tu� ko�o tamtego magazynu.
W�wczas do rozmowy wtr�ci� si� fabrykant jedwabiu Gaujean. G�osy znowu przycich�y.
Gaujean oskar�a� wielkie magazyny o rujnowanie przemys�u francuskiego. Trzy czy cztery
wielkie domy handlowe dyktowa�y warunki i panowa�y niepodzielnie na rynku. Dawa�
te� do zrozumienia, �e jedynym sposobem zwalczania tych dyktator�w by�o popieranie
drobnego kupiectwa, zw�aszcza kupc�w bran� specjalnych, gdy� do nich w�a�nie nale�a�a
przysz�o��. Zaproponowa� te� subiektowi bardzo du�e kredyty.
15 - Widzi pan, jak magazyn " Wszystko dla Pa� " obszed� si� z panem! - powtarza�.
- �adnej
nagrody za oddane przez pana us�ugi. To s� maszyny do eksploatacji ludzi! . . . Ju�
dawno obiecali panu stanowisko kierownika dzia�u, a tymczasem dosta� je Bouthemont,
pracownik nowy i bez �adnych zas�ug.
Robineau czu� jeszcze g��bok� uraz� z powodu tej niesprawiedliwo�ci. Mimo to waha�
si�, czy kupi� sklep, t�umacz�c, �e pieni�dze na ten cel przeznaczone nale�� w�a�ciwie
do jego �ony. Pani Robineau odziedziczy�a. sze��dziesi�t tysi�cy frank�w, a jej m��
obawia� si� lekkomy�lnie nimi rozporz�dzi� i wola�by, jak si� wyrazi�, kaza� sobie
uci�� obydwie r�ce ni� zaanga�owa� te pieni�dze w niepewne interesy.
- Nie - ko�czy� - nie mog� si� zdecydowa�. Dajcie mi czas do namys�u, panowie. Jeszcze
o tym pogadamy.
- Jak pan sobie �yczy - powiedzia� Vin�ard pokrywaj�c sw�j zaw�d dobroduszn� min�.
- Sprzeda� sklepu nie le�y w moim interesie. Gdyby nie moje b�le. . . - Wyszed� na
�rodek sklepu i powiedzia�: - Czym mog� panu s�u�y�, , panie Baudu?
Kupiec, kt�ry s�ucha� rozmowy jednym uchem, przedstawi� Denise i w kilku s�owach
opowiedzia� o niej to, co uwa�a� za stosowne, dodaj�c, �e pracowa�a dwa lata na prowincji.
- S�ysza�em, , �e pan szuka dobrej ekspedientki. . . Vin�ard uda� wielki �al. - Doprawdy,
co za pech! Przez ca�y tydzie� szuka�em panny sklepowej, ale w�a�nie przed dwiema
godzinami przyj��em kogo�. . .
Zapanowa�o milczenie. Denise wydawa�a si� przera�ona. W�wczas Robineau, przygl�daj�cy
si� m�odej dziewczynie z zainteresowaniem i pe�en wsp� czuci a dl a j ej ubogiego
wygl�du, pozwoli� sobie na uwag�:
- Wiem, �e u nas w dziale konfekcji potrzebna jest pracownica. Baudu nie m�g� si�
powstrzyma� od szczerego okrzyku:
- U was! ! Nie. to niemo�liwe! Powiedziawszy to, zmiesza� si�. Denise poczerwienia�a.
Nigdy nie mia�aby odwagi prosi� o prac� w takim wielkim magazynie. Jednocze�nie sama
my�l, �e mog�aby si� tam dosta�, nape�nia�a j� dum�.
- Dlaczego? - zapyta� Robineau zdziwiony. - Przeciwnie, by�oby to bardzo korzystne
dla pani. Radz� zg�osi� si� jutro rano do pani Aurelii, kt�ra jest kierowniczk� dzia�u.
Nic pani nie ryzykuje. Najwy�ej nie zostanie pani przyj�ta.
Aby ukry� wzburzenie, stary kupiec zacz�� si� rozwodzi� nad pani� Aureli�, a raczej
nad jej m�em, grubym kasjerem Lhomme, kt�remu omnibus zmia�d�y� praw� r�k�. P�niej,
16 wracaj�c do sprawy Denise, rzek� szorstko:
- Zreszt�, to jest jej sprawa, a nie moja. . . Mo�e zrobi�, jak zechce. Po czym,
uk�oniwszy si�, wyszed�. Vin�ard odprowadzi� go do drzwi, raz jeszcze wyra�aj�c sw�j
�al. Dziewczyna sta�a onie�mielona na �rodku sklepu, pragn�c otrzyma� od subiekta
jakie� bli�sze informacje. Nie �mia�a go jednak pyta�, wi�c r�wnie� uk�oni�a si�
i powiedzia�a tylko:
- Dzi�kuj� panu. . Na ulicy Baudu nie odezwa� si� do niej ani s�owem. Szed� szybko,
jakby gna�y go w�asne my�li. Denise z trudem dotrzymywa�a mu kroku. Na ulicy Michodiere
Baudu ju� mia� wej�� do siebie, gdy s�siad stoj�cy na progu swego sklepu przywo�a�
go skinieniem r�ki. Denise zatrzyma�a si� czekaj�c na stryja.
- O co chodzi, , ojcze Bourras? - zapyta� kupiec. Bourras by� wysokim, brodatym starcem
o g�owie proroka i przenikliwych oczach pod nastroszonymi brwiami. Mia� sklep z laskami
i parasolami; przyjmowa� stare do naprawy, a nawet sam rze�bi� r�czki, co w ca�ej
dzielnicy zyska�o mu s�aw� artysty. Denise rzuci�a okiem na wystaw� sklepow�, gdzie
parasole i laski ustawione, by�y w r�wnych rz�dach. Podnios�a oczy: zadziwi� j� dom:
, rudera wci�ni�ta pomi�dzy " Wszystko dla Pa� " i wielki pa�ac w stylu Ludwika XIV.
Dom ten wyr�s� nie wiadomo jak w tej ciasnej szparze, a jego dwa niskie pi�tra dusi�y
si� zgniecione mi�dzy dwoma budynkami. Run��by z pewno�ci�, gdyby nie podpory z prawej
i lewej strony. Dach�wki by�y powykrzywiane i przegni�e, a dwuokienna fasada zarysowana
i pokryta wielkimi plamami wilgoci, sp�ywaj�cej a� na szyld z na wp� zbutwia�ej
deski.
- Czy pan wie, �e on zwr�ci� si� do w�a�ciciela z propozycj� kupna domu? - powiedzia�
starzec wpatruj�c si� roziskrzonymi oczami w twarz s�siada.
Baudu zblad� jeszcze bardziej i przygarbi� si�. Nast�pi�a chwila ciszy. Dwaj m�czy
ni stali naprzeciwko siebie, powa�nie zamy�leni.
- Nale�y by� przygotowanym na wszystko - szepn�� w ko�cu Baudu. Starzec uni�s� si�
gniewem. Potrz�sn�� czupryn� i obfit� brod�.
- Je�eli kupi dom, zap�aci za niego czterokrotn� warto��! . . . Ale przysi�gam, �e
p�ki ja �yj�, nie dostanie ani jednego kamienia. M�j kontrakt najmu wygasa dopiero
za dwana�cie lat. . . Zobaczymy!
By�o to wypowiedzenie wojny. Bourras odwr�ci� si� twarz� w stron� magazynu " Wszystko
dla Pa� " , kt�rego nazwa nie pad�a ani razu w ich rozmowie. Baudu przez chwil� kiwa�
w milczeniu g�ow�, po czym, zupe�nie za�amany, przeszed� przez jezdni�, aby wr�ci�
do swego sklepu.
17 - M�j Bo�e, , m�j Bo�e! - powt�rzy� kilkakrotnie.
. Denise, kt�ra s�ysza�a ca�� rozmow�, sz�a teraz za stryjem. Pani Baudu powr�ci�a
ju� tak�e z Pepim do domu. Oznajmi�a, �e pani Gras przyjmie ma�ego w ka�dej chwili.
Tylko Janka nie by�o w sklepie, co bardzo zaniepokoi�o jego siostr�. Gdy wr�ci� wreszcie,
o�ywiony, opowiadaj�c z przej�ciem o tym, co widzia� na bulwarach, Denise popatrzy�a
na� z takim smutkiem, �e zaczerwieni� si� ze wstydu. Przyniesiono ju� ich walizk�.
Spa� mieli na poddaszu.
- A jak tam u Vin�arda? ? - zapyta�a pani Baudu. Kupiec opowiedzia� o bezowocnych
staraniach, a nast�pnie doda�, �e bratanicy wskazano miejsce, gdzie mog�aby pracowa�.
I wyci�gaj�c pogardliwym ruchem r�k� w stron� magazynu " Wszystko dla Pa� " rzuci�:
- Tam! ! Ca�a rodzina poczu�a si� dotkni�ta. Wieczorem pierwsza tura posi�ku rozpoczyna�a
si� o godzinie pi�tej. Denise i ch�opcy znowu zaj�li miejsce przy stole razem ze
stryjem, Genowef� i Colombanem. Ma�a jadalnia, przesycona zapachem kuchni, o�wietlona
by�a gazem. Posi�ek up�yn�� w milczeniu. Przy deserze jednak pani Baudu, kt�ra nie
mog�a wytrzyma� sama w sklepie, przysz�a do jadalni i usiad�a ko�o Denise. I w�wczas
wstrzymywany od rana potok �alu przerwa� tamy. Obgadywanie potwora sprawi�o wszystkim
ulg�.
- To jest twoja rzecz, post�pisz, jak zechcesz - powt�rzy� zrazu Baudu. - Nie chcemy
na ciebie wp�ywa�. . . Ale �eby� ty wiedzia�a, co to za firma!
W urywanych zdaniach opowiedzia� histori� Oktawa Mouret. By� to szcz�ciarz, jakich
ma�o! Na bruk paryski spad� z po�udnia Francji z pe�n� wdzi�ku zuchwa�o�ci� awanturnika.
Od razu te� rozpocz�y si� przygody mi�osne, jaki� skandal z m�atk�, o kt�rym dot�d
m�wi�a ca�a dzielnica. Potem nag�y i niewyt�umaczony podb�j pani H�douin, kt�ry przyni�s�
mu magazyn " Wszystko dla Pa� " .
- Biedna Karolina! - przerwa�a pani Baudu. - ��czy�o mnie z ni� nawet dalekie pokrewie�stwo.
Gdyby �y�a, wszystko przedstawia�oby si� inaczej. Nie pozwoli�aby nas zamordowa�.
. . I to on j� zabi�. Tak, przez te swoje budowy. Pewnego ranka, zwiedzaj�c teren
rob�t, wpad�a do jakiej� dziury. W trzy dni potem umar�a. A zawsze by�a taka zdrowa,
taka �adna i nigdy nie chorowa�a. . . Krew jest na fundamentach tego domu.
Blad� i dr��c� d�oni� wskazywa�a poprzez �ciany wielki magazyn. Denise, s�uchaj�c
tego opowiadania jak bajki, wzdrygn�a si� lekko. Strach, kt�ry tkwi� od pocz�tku
na dnie nurtuj�cej j� pokusy, zrodzi� si� mo�e z krwi tej kobiety; zdawa�o jej si�
teraz, �e wida� krew na czerwonym tynku sutereny.
18 - Widocznie to mu przynosi szcz�cie - doda�a pani Baudu, nie wymieniaj�c nazwiska
Moureta. Baudu wzruszy� ramionami, gardz�c tymi babskimi bajkami, i na nowo wyja�nia�
sytuacj� po kupiecku. Magazyn " Wszystko dla Pa� " zosta� za�o�ony w roku 1822 przez
braci Deleuze. Po �mierci starszego brata jego c�rka Karolina po�lubi�a syna fabrykanta
p��cien, Karola H�douin. Zostawszy wdow�, po kilku latach wysz�a powt�rnie za m��
za Moureta. Przynios�a mu wi�c w wianie po�ow� magazynu. W trzy miesi�ce po ich �lubie
stryj Deleuze zmar� nie pozostawiaj�c dzieci. Gdy Karolina uleg�a wypadkowi na budowie,
Mouret pozosta� jedynym spadkobierc� i w�a�cicielem magazynu. To si� nazywa mie�
szcz�cie!
- Mouret to cz�owiek pe�en niebezpiecznych pomys��w, niespokojny duch got�w wywr�ci�
do g�ry nogami ca�� dzielnic�, je�li zostawi mu si� swobod� dzia�ania! - ci�gn��
dalej Baudu. - My�l�, �e umia� pozyska� dla swoich szalonych projekt�w tak�e i Karolin�,
kt�ra zawsze by�a romantyczk�. Nam�wi� j� na kupno domu po lewej stronie, a p�niej
drugiego po prawej. Gdy pozosta� sam, kupi� jeszcze dwa inne. W ten spos�b magazyn
rozr�s� si� do tego stopnia, �e teraz nam wszystkim grozi ruina.
Zwraca� si� do Denise, ale w�a�ciwie m�wi� do siebie, trawiony gor�czkow� potrzeb�
rozwa�enia raz jeszcze ca�ej tej historii, kt�ra mu nie dawa�a spokoju. By� najwi�kszym
pasjonatem w rodzinie, zawsze gotowym do wybuchu. Pani Baudu nie wtr�ca�a si� ju�
do rozmowy, siedz�c nieruchomo na krze�le. Genowefa i Colomban, spu�ciwszy oczy,
machinalnie zbierali ze sto�u i zjadali okruszyny chleba. W ma� ym pokoju by�o tak
duszno, �e Pepi zasn�� oparty o st�, a Jankowi zamyka�y si� oczy.
- Cierpliwo�ci! - zacz�� zn�w Baudu, w kt�rym wezbra�a nag�a fala gniewu. - Intryganci
po�ami� sobie karki. Wiem, �e Mouret przechodzi teraz kryzys. W�o�y� ca�y zysk w
te szale�stwa inwestycyjne i reklamowe. Ponadto w celu powi�kszenia kapita�u sk�oni�
wi�kszo�� pracownik�w, aby powierzyli mu swoje oszcz�dno�ci. Jest teraz bez grosza
i je�eli nie stanie si� jaki� cud, je�eli nie zdo�a, jak si� tego spodziewa, potroi�
dochod�w, zobaczycie, co to b�dzie za krach! . . . Nie jestem z�ym cz�owiekiem, ale
gdy do tego dojdzie, s�owo daj�, �e b�d� si� cieszy�.
M�wi� dalej m�ciwym g�osem, jak gdyby bankructwo magazynu mia�o przywr�ci� zachwian�
godno�� kupiectwa. Czy widzia� kto co� podobnego? Magazyn nowo�ci, w kt�rym sprzedaje
si� wszystko. To raczej bazar! Tote� �adny maj� personel: stado fircyk�w manewruj�cych
towarem jak wagonami na dworcu, traktuj�cych towar i klient�w jak paczki, porzucaj�cych
pracodawc� lub oddalanych za byle g�upstwo. �adnego u nich nie ma uczucia, �adnych
tradycji, �adnego kunsztu. Nagle Baudu zwr�ci� si� do Colombana bior�c go za
19 �wiadka. On, Colomban, kt�ry wychowa� si� w dobrej szkole, wie przecie� doskonale,
w jak
powolny, ale niezawodny spos�b dochodzi si� do tej bystro�ci, do tej przebieg�o�ci,
koniecznych w ich fachu. Ca�a sztuka polega przecie� nie na tym, aby sprzedawa� du�o,
ale na tym, aby sprzedawa� drogo. Colomban mo�e te� powiedzie�, jak go traktowano,
jak sta� si� cz�onkiem rodziny, jak go piel�gnowano, gdy zachorowa�. Prano i reperowano
jego bielizn�, opiekowano si� nim po ojcowsku, otoczono go mi�o�ci�.
- Naturalnie - przytakiwa� Colomban za ka�dym okrzykiem pryncypa�a. . - Jeste� ostatnim,
m�j drogi - zako�czy� wzruszony pan Baudu. - Na tobie ko�czy si� stara tradycja.
. . Ty jeden jeste� moj� pociech�, bo je�li podobny ba�agan nazywa si� dzisiaj handlem,
to nic z tego nie rozumiem i wol� odej��.
Genowef a, z g � ow� s pus zczon� n a r ami � j akby ci ��y� y j ej c zar ne i g�ste
w�osy, obserwowa�a z u�miechem subiekta. W spojrzeniu jej tkwi�o podejrzenie i ciekawo��,
czy Colomban nie zaczerwieni si� z powodu tych niezas�u�onych pochwa�. Lecz jak przysta�o
na m�odzie�ca otrzaskanego z r�nego rodzaju sztuczkami starego kupiectwa, zachowa�
on spokojn� postaw� i dobroduszn� min�, z w�a�ciwym sobie wyrazem chytro�ci w k�ciku
ust.
Tymczasem Baudu krzycza� jeszcze g�o�niej, ciskaj�c oskar�enia na ten w�drowny kram
z przeciwka, na tych dzikus�w, kt�rzy morduj� si� nawzajem w ci�g�ej walce o byt,
rozbijaj�c nawet �ycie rodzinne. Wymieni� przy tym s�siad�w ze wsi, Lhomme ' �w.
Ca�a rodzina - ojciec, matka i syn - pracowa�a w tej budzie. Nie mieli ogniska domowego,
wiecznie przebywali w mie�cie, jadali u siebie jedynie w niedziel�, s�owem, traktowali
dom jak hotel. Zapewne, jadalnia za starym sklepem jest niewielka, mo�na by jej zarzuci�
niedostatek �wiat�a i powietrza, ale tu przynajmniej skupia�o si� ich �ycie rodzinne,
tutaj on, Baudu, prze�y� lata otoczony mi�o�ci� swych najbli�szych. M�wi�c o tym
kupiec wodzi� oczyma po ciasnej izbie; nie chcia� dopu�ci� tej my�li, ale dr�a�,
�e te dzikusy mog�yby pewnego dnia. doprowadziwszy jego sklep do bankructwa. wyrzuci�
go z tej dziury, z tego ma�ego ciemnego pokoju, gdzie czu� si� tak dobrze mi�dzy
�on� i c�rk�. Mimo pewno�ci siebie, z j ak� przepowiada� niechybn� ruin� wielkiego
magazynu, by� w g��bi duszy przera�ony, gdy� pojmowa� doskonale, �e pr�dzej czy p�
niej wielki magazyn poch�onie ca�� dzielnic�.
- Nie m�wi� tego w tym celu, �eby ci� zniech�ci� - zacz�� znowu staraj�c si� zachowa�
spok�j. - Je�eli w twoim interesie jest przyj�� tam posad�, wierz mi, �e ja pierwszy
powiem ci: id�.
- Tak w�a�nie my�l�, , stryju - szepn�a oszo�omiona Denise. . Im wi�cej s�ysza�a
z�ego o magazynie " Wszystko dla Pa� " , tym gor�cej pragn�a tam pracowa�.
20 Baudu opar� si� �okciami o st� i zacz�� si� w ni� wpatrywa�.
- Powiedz mi, moja droga, przecie� znasz si� na tym, czy jest rzecz� rozs�dn�, aby
magazyn nowo�ci zabiera� si� do sprzedawania byle czego? Za dawnych uczciwych czas�w
handel nowo�ci obejmowa� wy��cznie tkaniny. Dzisiaj chcia�by poch�on�� wszystkie
inne specjalno�ci. Skar�y si� na to ca�a dzielnica, poniewa� ma�e sklepy zaczynaj�
z tego powodu dotkliwie cierpie�. . . Ten Mouret rujnuje je. . . Pos�uchaj tylko!
Firma Bedore, ten sklep z trykota�ami przy ulicy Gaillon, straci�a ju� po�ow� klienteli.
Panna Tatin, bieli�niarka z pasa�u Choiseul, musia�a obni�y� ceny, aby walczy� z
konkurencj�. Skutki tej zarazy, tej kl�ski �ywio�owej, odczuwa si� a� na ulicy Neuve-
desPetitsChamps, gdzie, jak s�ysza�em, bracia Vanpouille, ku�nierze, zwijaj�
interes nie mog�c ju� d�u�ej walczy�. . . Jak ci si� to podoba? W sklepie galanteryjnym
sprzedaj� futra! Przecie� to �mieszne! To jeszcze jeden z pomys��w Moureta.
- A r�kawiczki? - wtr�ci�a pani Baudu. - Czy to nie jest potworne? On o�mieli� si�
wprowadzi� dzia� r�kawiczek! Wczoraj, kiedy przechodzi�am ulic� NeuyeSaintAugustin,
pan Quinette sta� w progu swego sklepu z min� tak smutn�, �e nie odwa�y�am si� zapyta�,
jak mu si� powodzi.
- A parasole? - podj�� Baudu. - To ju� jest szczyt wszystkiego. Bourras jest przekonany,
�e Mouret chce go po prostu zrujnowa�. Bo, rzeczywi�cie, c� maj� ze sob� wsp�lnego
tkaniny i parasole? . . . Ale Bourras trzyma si� mocno i nie pozwoli zrobi� sobie
krzywdy. Zdaje si�, �e u�miejemy si� w najbli�szych dniach.
Baudu m�wi� kolejno o innych kupcach w ca�ej dzielnicy. Chwilami wymyka�y mu si�
sm�tne refleksje: je�li Vin�ard chce sprzeda� sw�j sklep, to w�a�ciwie wszyscy mog�
pakowa� manatki, bo Vin�ard jest jak szczur uciekaj�cy z zagro�onego katastrof� domu.
Ale zaraz przeczy� swoim s�owom, marzy� o jakim� zwi�zku czy wsp�lnej akcji drobnych
detalist�w, aby stawi� czo�o kolosowi. Przez chwil� waha� si�, czy ma m�wi� o sobie.
R�ce mu dr�a�y, usta wykrzywia� nerwowy grymas. Wreszcie zdecydowa� si�.
- Je�li o mnie chodzi, to dot�d nie mam powodu zbytnio si� skar�y�. Zrobi� mi krzywd�
ten �ajdak, to prawda. Ale trzyma u siebie tylko lekkie damskie sukna i grubsze na
p�aszcze. Do mnie natomiast przychodz� ludzie kupowa� materia�y na ubrania m�skie,
welwety sportowe, r�ne gatunki materia�u na liberie, nie m�wi�c ju� o flanelach
i multonach, kt�rych mamy bez w�tpienia wi�kszy wyb�r ni� on. . . Widz� tylko, �e
robi