5646
Szczegóły |
Tytuł |
5646 |
Rozszerzenie: |
PDF |
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
[email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
5646 PDF - Pobierz:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd pliku o nazwie 5646 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
5646 - podejrzyj 20 pierwszych stron:
�UKASZ �WIATOWIEC
pod psem
Br�zowy owczarek z gazet� w pysku wszed� do psiarni.
Gigantyczna hala mia�a blaszane �ciany pokryte md��,
czerwon� farb�. Klatki sta�y rz�dami, cz�sto jedna na drugiej.
Doszed� do ko�ca pomieszczenia i zwr�ci� si� ku ogromnemu
brytanowi.
- Musz� si� widzie� z kr�low� - wycharcza�.
- W�adczyni nie chce, �eby jej przeszkadzano. Czy to co�
wa�nego?
- Tak. Zobacz sam - sykn��, wypuszczaj�c dziennik z
pyska. Stra�nik znieruchomia�.
- To straszne, rozpad rz�du.
- Nie o to mi chodzi. Patrz tu - szczekn�� owczarek,
wskazuj�c �ap� nag��wek.
"Japo�czycy konstruuj� sztucznego psa" - przeczyta� na
g�os. - "Wczoraj wieczorem w Tokio firma Sonysonic
zaprezentowa�a sztucznego psa. Kundelek wabi si� Aibo..." I
co z tego?
- Nie rozumiesz? - warkn�� na brytana. - To zamach na
nasz� pozycj�! Je�li ludzie zdobyli psa, kt�ry nie je, nie pije,
nie linieje, nie chodzi na spacery, nie sadzi kup, nie sika na
fotel, nie gania za kotami, to po co im my?
- Nie wiem. Po co?
- Bo�e, zmi�uj si�. Du�y jeste�, ale i g�upi. Nie jeste�my im
ju� potrzebni! A wiesz, co si� dzieje z tymi, co nie s�
potrzebni? Wywozi si� do lasu i przywi�zuje do drzew! Czy
chcemy, �eby nas to spotka�o? Musimy kontratakowa�!
Musimy by� solidarni! Musimy skaka� naszym panom przez
p�oty! Tylko razem jeste�my silni! - zako�czy�.
- Dobrze. Mo�esz wej�� - szczekn�� brytan.
Owczarek z�apa� gazet� i popchn�� drzwi pyskiem.
Wszed� do obszernej sali, w kt�rej znajdowa� si� tylko jeden
kojec. Siedzia�a w nim ma�a, bia�a suczka - pudelek. Starannie
uczesana sier�� �wiadczy�a o specjalnych wzgl�dach, jakimi j�
obdarzano. Z�ota kokardka mi�dzy uszami zast�powa�a
koron�, a materacyk pokryty czerwonym at�asem tron.
- Wejd�, Rodosie. Czy masz dla mnie nowe wie�ci? -
spyta�a �askawie.
- Tak, o najwi�ksza z wielkich. Sp�jrz, pani - powiedzia�
rzucaj�c dziennik.
- To straszne, rozpad rz�du.
- Nie o to mi chodzi. Tutaj.
- Ach, e. I co z tego? - odszczeka�a.
- O rety! - warkn�� i zabra� si� do powtarzania.
- To tak? Przekl�ci ludzie! Same z nimi problemy! -
odpar�a pudliczka, gdy sko�czy� t�umaczy�. - Co radzisz?
- Proponuj� zjednoczy� nasze oddzia�y i wypowiedzie�
ludziom otwart� wojn�. Niech wiedz�, z kim maj� do
czynienia.
- A bro�? Oni maj� bro� - powiedzia�a kr�lowa.
- A pazury i z�by?
- A hycle?
Rodos posmutnia�.
- No tak, hycle.
- Lepiej uderzy� ludzi w samo serce. Zrobi� dok�adnie to,
co oni. Zrobimy sztucznego cz�owieka! - zdecydowa�a i
zamerda�a ogonkiem. - Wezwa� mi tu in�ynier�w!
Najlepszych! Alfa i Gucia!
Do psiarni wesz�y dwa psy w pi�knych be�owych
obro�ach. Merda�y ogonkami. By�o oczywiste, �e ich
w�a�ciciele dobrze si� nimi opiekuj�. Wi�kszy, dog, ogromne
szare zwierz�, szed� pierwszy pewnym krokiem. Br�zowe
rozumne oczy osadzone na olbrzymiej g�owie �wiadczy�y o
inteligencji. Mniejszy mia� sko�tunione czarne futro kud�atego
kundelka.
- Mistrzu. Czy my�lisz, �e zmusz� nas do "pracy"? -
ostatnie s�owo kundelek wyszczeka� z obrzydzeniem.
- Kr�lowa jest tch�rzem. Negocjacje b�d� kr�tkie...
In�ynierowie Alf i Gucio do dyspozycji. Prosz� nas
zaanonsowa� - poprosi� brytana stra�nika.
- Spadajcie. Zaanonsujcie si� sami. Ja tu tylko pilnuj�.
Psy popchn�y drzwi i wesz�y do �rodka.
- Czeka�am na was - warkn�a kr�lowa.
- Spieszyli�my si� jak tylko si� da�o. O co chodzi?
- Patrzcie! - powiedzia�a wskazuj�c gazet�.
- To straszne, rozpad rz�du! - krzykn�li jednocze�nie.
- Nie to. Patrzcie tu!
- I co z tego? - spyta� Gucio po chwili. Kr�lowa odda�a
si� wyja�nieniom.
- My�li pani, �e nie b�dziemy ju� potrzebni? Nie s�dz�.
- Nie obchodzi mnie, co s�dzisz! - sykn�a. - Masz
rozkaz zbudowa� sztucznego cz�owieka!
- Ale wci�� nie wiem, po jakiego grzyba mam to robi�! -
odszczeka� bezczelnie.
- Jest taka stara prawda: �ycie jest jak puszka Chappi -
nigdy nie wiesz, co si� trafi. Z ryb� albo kurczakiem. Z
warzywami lub bez.
- A co to ma wsp�lnego ze sztucznym cz�owiekiem?
- Nic, tak mi si� powiedzia�o - odrzek�a. - Musisz sobie
jednak uzmys�owi� pewn� prawd�.
- Nie ma �y�ki? - rzuci� milcz�cy dot�d kundelek.
- Nie, nie t� prawd�. Chodzi o to, �e kiedy� na ziemi by�y
mamuty. A one wygin�y. Z nami stanie si� to samo.
- Przesadza pani - wtr�ci� du�y.
- Cicho! Zamkn�� pyski! - zacharcza�a. - Macie zrobi�
sztucznego cz�owieka - to rozkaz!
- Dobrze, ju� dobrze - potulnie udali si� do wyj�cia.
- Szefie - zagadn�� mniejszy.
- Co?
- Negocjacje by�y kr�tkie?
Psy wysz�y z psiarni ze spuszczonymi g�owami. Nawet ich
ogony, przedtem weso�o merdaj�ce, teraz wyra�a�y smutek.
- Mistrzu. Dlaczego uwa�a�e�, �e b�dziemy jeszcze
potrzebni? - zapyta� Gucio.
- My�l�, �e rzecz nie tkwi w tym, co robi Aibo.
- A w czym?
- W tym, czego on nie robi - odpowiedzia�.
- A czego on takiego nie robi?
- Nie przytula si� do swojego pana, nie ma mi�kko�ci
naszego futerka, nie merda weso�o ogonkiem, gdy pan wraca
z pracy, nie skacze za zabawkami. Aibo jest pozbawiony wad,
lecz nie dodano mu naszych zalet. Ludzie w�a�nie za nie nas
kochaj�. Za nasze smutne spojrzenie, kiedy si� rozstajemy. W
tym rzecz.
Gucio otar� �apk� oczy. Przem�wienie Alfa wzruszy�o go
do g��bi.
- Szefie! Jak ty �adnie umiesz m�wi�...
- Lata praktyki... Ale to nie zmienia faktu, �e musimy
"pracowa�". Postarajmy si�, aby zaj�o nam to mo�liwie du�o
czasu.
siedemna�cie miesi�cy p�niej
Kr�lowa powolnym krokiem wesz�a do schroniska. To
miejsce napawa�o j� pogard�. Nie rozumia�a, jak psy,
szlachetna rasa, mog� �y� w ascetycznych warunkach.
Kr�lowa by�a ogromnie zaskoczona dostrzegaj�c pod
sufitem szerok�, bordow� rur� z napisem "GAZ". Nie
wiedzia�a, do czego s�u�y, lecz i tak napawa�a j� strachem.
Skierowa�a si� do sali, w kt�rej dzia�ali in�ynierowie.
- Ej, ty! Otw�rz mi drzwi! - zagadn�a pilnuj�cego bramy
od�wiernego.
Dozorca pos�usznie wykona� polecenie, ale zaraz
przywo�a� kr�low� do porz�dku.
- A napiwek? - niech�tnie rzuci�a mu monet�. -
Dwadzie�cia groszy? Chyba przejd� na emerytur� - szczekn��
ironicznie.
W �rodku oczekiwano przybycia w�adczyni. In�ynierowie
niepewnie sk�onili g�owy. Szerokim gestem zapraszali j� na
kojec.
- Dosy� cyrku - warkn�a. - Ju� prawie p�tora roku
pracujecie nad sztucznym cz�owiekiem. I co macie? Nic nie
macie.
- Mamy pomys�.
- Co takiego? - sykn�a.
- Pomys�. Nasz cz�owiek kiepsko dzia�a - rozpocz��
wyja�nienia Alf. - Nie mamy chwytnych ko�czyn, �eby
pracowa� nad procesorami, tranzystorami, opornikami i takimi
rzeczami. Problem rozwi�za�oby kilka ko�ci Cyrixa o mocy
obliczeniowej ponad 1 gigaherz. Swoj� drog� nasz
zaopatrzeniowiec nie ma dost�pu do gotowych uk�ad�w
komputerowych. Staliby�my wi�c w kropce, gdyby nie nasz
pomys�.
Oczy kr�lowej wyra�a�y skrywane zaciekawienie.
- M�w dalej.
- Kiedy nic nam ju� nie wychodzi�o, siedli�my z Guciem
przy "�wiarteczce" i zak�szali�my korniszonkiem. Wtedy mnie
ol�ni�o. Co musi mie� nasz cz�owiek? M�zg!
- To tyle?
- Wszczepimy mu m�zg! Pi�kny psi m�zg. Tylko musi
by� wystarczaj�co du�y.
- Psom nie robi si� takich rzeczy - zaprotestowa�a.
- Zastan�wmy si�... Szukamy du�ego psa, kt�rego nikt
nie lubi. Zamiast swojego dostanie koci m�zg.
- Chyba wiem! - krzykn�� Gucio.
- My�limy o tym samym. My�limy o...
Spokojna, podmiejska dzielnica budzi�a si� wraz z
pierwszym promieniem s�o�ca. Co pilniejsi m�owie wybierali
si� do pracy, podczas gdy ich wierne �ony robi�y �niadanie.
Dzieci pakowa�y tornistry. W domu Newton�w wszyscy ju�
wstali. Nawet najm�odsza Emily, zwykle �pi�ca do p�na,
weso�o biega�a po domu. George zszed� na d� po wysokich
schodach. Poca�owa� ma��onk� na dzie� dobry, przytuli�
dzieci, pog�aska� psa.
- Wiesz, kochanie, zauwa�y�am, �e Bethoveen dziwnie si�
zachowuje. Ucieka przed psami, pije mleko, gania myszy.
Mo�e powiniene� p�j�� z nim na badania? - zagadn�a pani
Newton.
- To nie jest dobry pomys�. Pami�tasz chyba naszego
ostatniego weterynarza?
dwana�cie tygodni p�niej
Na korytarzu, w schronisku rozleg� si� skrzecz�cy odg�os
megafonu:
- Kr�lowa Miniedala, prosz� zg�osi� si� pod sz�stk�!
Kr�lowa odwr�ci�a si� do str�a.
- Po jak� trzustk�?
- Pod sz�stk�!!! - wysylabizowa�.
Kr�lowej zrobi�o si� g�upio, wi�c szybko podrepta�a w
g��b korytarza. Bezwiednie spojrza�a w g�r� i zobaczy�a t�
sam� be�ow� rur� biegn�c� wzd�u� sufitu i nikn�c� nad
drzwiami z numerkiem 7. Nabazgrano na nich niekszta�tnym
pismem napis "komora". Pudliczka ruszy�a p�dem. Zatrzyma�a
si� dopiero przed drzwiami z napisem:
6
Stanowisko badania zachowa� sztucznego cz�owieka w
przestrzeni astralnej i reagowania na bod�ce zewn�trzne
In�ynierowie Alf i Gucio
Czwartek 11:00 - 13:00
SKUP KORNISZON�W
- Ciekawe, czy to tutaj? - mrukn�a do siebie.
Popchn�a pyskiem drzwi i wesz�a do sali. W �rodku
in�ynierowie stali obok sto�u operacyjnego, na kt�rym le�a�o
cia�o przykryte ca�unem. Nie pali�a si� �adna �wietl�wka.
Jedynie nieliczne promienie s�o�ca wpada�y do �rodka przez
szpary w �aluzjach. Wida� by�o drobinki kurzu wiruj�ce w
powietrzu. Drzwi za kr�low� zatrzasn�y si�, a wystraszona
Miniedala podskoczy�a z przestrachem.
- Zapalcie �wiat�o - rozkaza�a.
- Niestety, PSIAK �le znosi �wiat�o.
- PSIAK?
- Pierwszy Samoczynny Inteligentny Sztuczny Cz�owiek -
odpowiedzia� Gucio.
- To dlaczego nie PSISzCz?
- Bo to g�upio brzmi - wyja�ni�.
- O nic wi�cej nie pytam. M�wcie.
- Dobrze.
Alf ods�oni� ca�un. Cia�o cz�owieka by�o prawie idealne.
Wysoki, pot�nie zbudowany m�czyzna bez emocji
spogl�da� w sufit niebieskimi oczyma.
- Jeste�my z niego dumni.
- Pi�kny - wyj�ka�a kr�lowa.
- Jak cholera - potwierdzili.
- To pies.
- Nie, cz�owiek. Niech si� pani lepiej przyjrzy...
- Chodzi mi o to, �e to pies w znaczeniu "nie suka".
- Ach, takie "pies" - powiedzia� Alf.
- Jak si� go w��cza? - spyta�a.
- Trzeba nacisn�� lewe oko. Gucio, zr�b to.
M�ody in�ynier wykona� polecenie. Android przez chwil�
mruga� powiekami, ale ju� po kilku sekundach uspokoi� si� i
usiad� na stole. Jego oczy rozb�ys�y �agodnym b��kitnym
�wiat�em.
- Cze��, Dexter!
- Dlaczego Dexter? - zaciekawi�a si� Miniedala.
- Przecie� nie b�dziemy do niego wo�a� PSIAK.
- Aha. Dexter, jak si� czujesz?
- M�j organizm funkcjonuje prawid�owo. Bod�ce odbiera
prawid�owo. Oddzia�uje na otoczenie prawid�owo -
powiedzia� robot.
- Czy on nie mo�e m�wi� po ludzku?
- Dexter, uspok�j si� - rozkaza� Gucio. - Jak si�
czujesz?
- Zajawkowo. Szczekn��bym nawet zajebiaszcze. Kurde,
Alf, co to za lalunia?
- To kr�lowa. Odno� si� do niej z szacunkiem, to nic ci
si� nie stanie.
- Spoko. Pewnie fajowo jest by� kr�low�. Wszystkim
rozkazywa�. Gdybym ja by� kr�lem, tobym mia� wok� siebie
ze sto suk.
- Dexter, nie jeste� psem. Jeste� cz�owiekiem - wyja�ni�a
Miniedala.
- To dlatego ju� si� nie �lini�? I mam takie �mieszne co�
mi�dzy �apami. Jak ogonek, tylko z przodu...
- Mo�emy porozmawia�? Wy��czcie go na chwil�.
Alf wykona� polecenie Jej Wysoko�ci.
- Jest, jest... idealny! Trzeba go wypu�ci� mi�dzy ludzi -
orzek�a kr�lowa.
Gucio i Alf le�eli na ulicy za kub�ami na �mieci. Ich
podniecenie si�ga�o zenitu. Ps�w, nie kub��w. Dexter zaraz si�
pojawi. Lada moment.
Cyborg nadchodzi� od po�udnia. Do miejsca zbi�rki mia�
jednak daleko, wi�c nadszed� dopiero w p� do trzynastej.
Gdy si� w ko�cu pojawi�, in�ynierowie weso�o zamerdali
ogonami.
- Trzymajmy si� planu. Trzymajmy si� planu - powtarza�
nerwowo Gucio.
Alf ze stoickim spokojem obserwowa� ca�� sytuacj�. Pod
�ap� �ciska� pilota. W razie wypadku m�g� przerwa� operacj� i
zniszczy� androida. Modli� si�, by do takiego wypadku nie
dosz�o.
- Id� prosto. Przez ulic�. Do sklepu. Kup cokolwiek. -
Gucio wydawa� polecenia przez kr�tkofal�wk�. - My�lisz, �e
mu si� uda? - spyta� Alfa.
- Widzisz, m�j ma�y przyjacielu, nigdy nie mo�esz niczego
zaplanowa� do ko�ca. �ycie jest skrajnie nieprzewidywalne.
Matematyk by powiedzia�, �e �ycie jest r�wnaniem, w kt�rym
ka�da liczba jest niewiadom�. Niekt�re rzeczy po prostu si�
zdarzaj�.
- Jak ty pi�knie m�wisz... - rozmarzy� si�.
- I to bez �wiarteczki!
- Co to za sklep, szefie? - spyta�.
- Nie wiem, w naszym s�owniku nie ma takiego s�owa.
- Jakie to s�owo?
- Wed�ug napisu jest to sklep MONOPOLOWY "Cium".
- Cium to chyba nazwa. A co zacz monopolowy?
- Niewa�ne. Wa�ne, �eby Dexter co� kupi�.
Dexter pos�usznie wszed� do sklepu.
- Daj zna� Adolfowi, �eby pod��czy� si� do kamery w
sklepie.
Adolf, nadworny haker, w ci�gu kilku sekund obszed�
zabezpieczenie antyw�amaniowe, wpisa� dwunastocyfrowy
kod personalny oraz u�y� karty magnetycznej stra�nika
pijanego jak bela. Po chwili na monitorze in�ynier�w ukaza� si�
czarno-bia�y obraz z wn�trza sklepu.
- Co on tam robi? - spyta� Alf. - Nie wzi��em okular�w.
- Stoi w kolejce. O ju�, zaraz powinien co� powiedzie�.
I faktycznie ju� po chwili z g�o�nika rozleg� si� skrzecz�cy
g�os Dextera:
- Poprosz� to.
- Chcemy po�eglowa�, co przyjacielu? - za�mia� si�
sprzedawca.
- Ile p�ac�?
- Czterdzie�ci dwa z�ote.
- Dzi�kuj�.
Reszt� d�wi�k�w z wn�trza sklepu zag�uszy�y dzikie
wrzaski uradowanych in�ynier�w. Tymczasem sztuczny
cz�owiek wyszed� ze sklepu. Spojrza� na pakunek owini�ty w
szary przemys�owy papier. Zobaczy� kusz�c� zielon�
banderol� na z�otej nakr�tce.
- Przecie� to tylko na spr�bowanie... - pomy�la� sobie.
- Co on robi? - zapyta� Gucio. - Czy to nie...
- O kurde! Guciu, zabierz mu t� flaszk�! Ludzie nie s� na
to odporni!
Lecz m�ody in�ynier wyruszy� z odsiecz� zbyt p�no.
Dexter z zadziwiaj�c� szybko�ci� poch�ania� zatrwa�aj�ce, jak
na psa, ilo�ci.
Trucizna szybko p�yn�a uk�adem krwiono�nym cyborga.
Omijaj�c cz�ci cia�a opatrzone napisem "Made in Singapur"
po chwili dotar�a do m�zgu. Do psiego m�zgu. Bethoveen by�
psem niezno�nym. W niekt�rych �rodowiskach, na przyk�ad
w�r�d owczark�w, by� uwa�any za istnego szale�ca.
Po oko�o minucie, sta�o si�. Najpierw zobaczy� dwie
butelki trzymane w dw�ch lewych r�kach. Potem przed
oczami zap�on�y mu dwa s�o�ca. O�lepiony blaskiem spu�ci�
wzrok i ujrza� skacz�ce wok� siebie dwa ma�e kundelki.
- Uwa�aj, Guciu, alkohol mo�e w nim wyzwoli� typowo
psie instynkty - ostrzega� przez kr�tkofal�wk� Alf.
Lecz c� m�g� zdzia�a� ma�y Gucio z tak wysokim
cz�owiekiem. Android rzuci� na ziemi� butelk�, kt�ra rozbi�a
si� z g�o�nym trzaskiem. Pech chcia�, �e zobaczy� na
horyzoncie niebieski mundur listonosza jad�cego na rowerze.
A poniewa� psy nienawidz� wiecznie sfrustrowanych
pracownik�w poczty, z�apa�, co mia� pod r�k�, czyli kawa�ek
st�uczonej flaszki, i ruszy� w stron� nadje�d�aj�cego
pocztyliona. Gucio wci�� w�ciekle oszczekiwa� cyborga, a Alf
ze zgroz� patrzy� na czerwony guzik na pilocie. C� poczn�,
je�li cyborg zostanie aresztowany, rozkr�cony na cz�ci? Los
naszej cywilizacji spoczywa w moich r�kach, cyborgu, ma�y
przyjacielu - szepta� z rozpacz�.
Listonosz zatrzyma� si� i spojrza� na pieska skacz�cego
wok� Dextera.
- Cholerne psy - rzuci� z pogard�. - Stale mam z nimi
problemy. Zawszona, zarobaczona, plugawa rasa zjadaj�ca
w�asne odchody... Po co to komu?
- Nie zjadam w�asnych odchod�w - wyszczeka� Dexter i
rzuci� si� na niego.
Alf le�a� na swym honorowym kocyku w psiarni. Obok
nowy numer "Gazzzety". Po raz kolejny przeczyta� kr�tk�
notk� na przedostatniej stronie.
Wczoraj przed po�udniem miastem wstrz�sn�� wybuch
bomby. Zgin�o dw�ch m�czyzn. Jeden z nich, pracownik
poczty J�zef K., osieroci� c�rk�, drugi pozosta�
niezidentyfikowany. O zamach podejrzewa si� podziemn�,
ko�cieln� organizacj� JUDASZ.
Alf przewr�ci� si� na drugi bok.
�e te� o Guciu nie wspomnieli... - przemkn�o mu przez
g�ow�.
M�wi si�, �e zwierz�ta nie p�acz�. Ci, kt�rzy znali Alfa,
wiedz�, �e to nieprawda.
�ukasz �wiatowiec
�UKASZ �WIATOWIEC
Urodzi� si� 11 listopada 1985 roku w Stalowej Woli.
Ucze� pierwszej klasy Liceum Og�lnokszta�c�cego im.
Komisji Edukacji Narodowej w tym mie�cie. Mi�o�nik
Zbigniewa Nienackiego i jego serii o "Panu samochodziku".
Literacki podopieczny Andrzeja Pilipiuka. Opowiadanie "Pod
psem" jest debiutem �ukasza.
(mp)
13