3016
Szczegóły |
Tytuł |
3016 |
Rozszerzenie: |
PDF |
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
[email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
3016 PDF - Pobierz:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd pliku o nazwie 3016 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
3016 - podejrzyj 20 pierwszych stron:
Tytu�: "Kamie� na szczycie"
Autor: Ewa Bia�o��dzka
Cz�� Pierwsza
D�ugi cie� kr�gu
Spieniona woda spada�a ze ska�y. Bia�a i ha�a�liwa, przypomina�a �ywe stworzenie. Zmienny, ruchliwy obraz daj�cy wra�enie pi�kna, kt�ry zaraz jest zast�powany innym, r�wnie wspania�ym. I tak samo kr�tko istniej�cym. Ma�y W�drowiec, zwany Myszk�, le�a� na brzuchu w�r�d zaro�li. Twarz podpar� r�koma, przypatrywa� si� kaskadzie szeroko otwartymi oczami. Nad jego g�ow� lekko chwia�y si� ciemno-zielone, mi�siste li�cie, jakich pe�no by�o w wilgotnej d�ungli nad brzegami niedu�ego jeziorka. Ukrywa�y z powodzeniem niepoka�n� posta� Myszki. Nie dojrza�by go nikt z otwartej przestrzeni, a jemu zale�a�o na dyskrecji. W p�ytkiej wodzie rozlewiska brodzi�a naga dziewczyna. Spojrzenie m�odego maga prze�lizn�o si� po jej smuk�ej talii, zawadzi�o o niewielkie piersi, z przyjemno�ci� zarejestrowa�o pasemko bia�ych w�os�w, kt�re wysmykn�o si� z warkocza upi�tego wok� g�owy i teraz powiewa�o swawolnie u skroni. Potem jego wzrok zn�w wr�ci� do wodospadu. Posta� jasnosk�rej, bia�ow�osej Jagody by�a �adnym dope�nieniem krajobrazu. Myszka zatopi� si� w kontemplacji. Jak zachowa� ten widok? Biel wody i dziewcz�cej postaci, sp�achetki b��kitu nieba odbijaj�cego si� w powierzchni jeziorka, a doko�a sto odmian soczystej zieleni puszczy podkre�laj�cych pi�kn� kompozycj� jasnych barw w �rodku. Myszka opu�ci� powieki, staraj�c si� zatrzyma� cho� przez moment ten obraz - �ywy i wyra�ny. Po chwili zn�w otworzy� oczy. Jagoda oblewa�a si� wod�, kt�r� czerpa�a du��, karbowan� muszl� ma��a falbanowego. Strumyczki sp�ywa�y po jej sk�rze, Migoc�c w s�o�cu przesianym przez li�cie. Krople stacza�y si� w d�, lecia�y przez powietrze, L�ni�c jak ma�e diamenty, i spada�y na faluj�c� powierzchni�, wzbudzaj�c zwielokrotnione kr��ki. Myszka zmru�y� oczy. Obraz zamgli� si�, nabieraj�c tajemniczo�ci i dziwnej nierealno�ci sennego marzenia. Cia�o Jagody mo�na by wyrze�bi� w bia�ym marmurze albo twardym gipsie. �liczn�, m�od� dziewczyn� w rozkwicie urody. Ale jak w takim razie uchwyci� spadaj�c� wod�? Myszka zamy�li� si� g��boko. Wykuta w martwym kamieniu - tak�e b�dzie martwa. Sztywna, twarda... nie taka, jak� chcia�by utrwali�. A mo�e jednak namalowany obraz? Na pewno bardzo trudno b�dzie tak narysowa� kaskad�, by woda nie wygl�da�a jak k��b bawe�nianej prz�dzy.
,,Naradz� si� z Po�eraczem Chmur" - pomy�la� Myszka i u�miechn�� si� zadowolony. M�ody smok mia� bez w�tpienia du�y talent do
rysowania. Sporo czasu sp�dza� we w�asnej postaci smuk�ego, skrzydlatego zwierza - po to, by polowa� i spotyka� si� z rodzin�; ale gdy tylko m�g�, transformowa�, przybieraj�c ulubion� posta� ludzkiego nastolatka. Maj�c par� r�k, oddawa� si� swej pasji, tworzy� dziesi�tki szkic�w czarnym tuszem, kolorowe malunki na kawa�kach sk�ry i p�atach kory lub wielkie, barwne freski na skalnych �cianach. Nie by�o to typowe zaj�cie dla smoka. Ale czy ktokolwiek z gromadki dobrowolnych wygna�c�w na smoczej wyspie by� taki do ko�ca zwyczajny?
My�li ch�opca pod��y�y w inn� stron�. By� kto�, kto z pewno�ci� stworzy�by wspania�y wizerunek. Odda�by ca�e pi�kno wodospadu, dynamik� spadaj�cej wody i krucho�� nagiej dziewcz�cej sylwetki na jej tle. Ale Kamyk - Mistrz Iluzji - nigdy tu nie przychodzi�. A w ka�dym razie nie wtedy, gdy by�a tutaj Jagoda. Myszka westchn�� i przekr�ci� si� na plecy, wbijaj�c wzrok w ziele� nad sob�.
Tymczasem po drugiej stronie jeziorka inni obserwatorzy nie spuszczali oka z k�pi�cej si�. Skryci w zaro�lach, le�eli rz�dkiem obok siebie, wyci�gaj�c szyje, by nie straci� nawet odrobiny z rozgrywaj�cego si� przed nimi widowiska.
- Nie pchaj si�...!
- O bogowie... co za proporcje... - mrukn�� t�sknie kt�ry�. - Wymierzy�bym j� na wszystkie strony.
- Akurat ci pozwoli - szepn�� z przek�sem jego s�siad, odsuwaj�c li�� z linii wzroku.
Dziewczyna tymczasem chlapa�a si� beztrosko, ca�kiem jak ptak trzepi�cy si� w ka�u�y. Nabiera�a wod� w z�o�one d�onie i rzuca�a w powietrze, by ta spada�a na ni� niczym deszcz drobnych klejnocik�w.
- Nie b�d� spa� tej nocy - westchn�� jeden z ch�opc�w. - O... jak mi serce wali.
- Ucha cha... Wyko�czysz si�, Stalowy.
Jagoda otrz�sn�a si� i wybieg�a na brzeg. �ci�gn�a z ga��zi r�cznik, zacz�a wyciera� si� powolnymi ruchami. By�a w nich zmys�owo��, chyba nie do ko�ca u�wiadomiona. W�o�y�a ��t� tunik�, przewi�za�a j� szarf�, po czym bez �adnych ceremonii zawo�a�a w stron� kryj�wki podgl�daczy:
- Gryf! Stalowy, Promie�, W�ownik! I Diament! Koniec przedstawienia! Wynocha do domu! My�licie, �e nie wiem, jakie �wi�stwa wam po g�owach chodz�?!
Podnosili si� kolejno, z niezadowoleniem mamrocz�c pod nosem, mrucz�c jak podra�nione lwy. Ale c�, Jagoda by�a czym� w rodzaju ciastka za szk�em - smakowita, lecz nieosi�galna. Ustali�a twarde regu�y i zmuszeni byli ich przestrzega�. Spo�r�d ca�ej pi�tki odwa�y� si� zosta� jedynie Gryf, zbrojny w powag� swych uko�czonych dziewi�tnastu lat, �wiadom w�asnych walor�w ch�opca nie tylko dobrze zbudowanego, ale i przystojnego.
- Mog�aby� chocia� udawa�, �e nic nie wiesz - rzek� z krzywym u�miechem. - To nas jednak troch� poni�a.
Jagoda rozplot�a warkocz i szczotkowa�a wilgotne w�osy. Fala mlecznej bieli si�ga�a jej prawie do pasa.
- Udawa�? A po co? Ja wiem... wy wiecie, �e ja wiem, �e wy wiecie... Wzruszy�a ramionami.
- I tak si� was nie pozb�d� z tych krzak�w, wi�c nie dbam o pozory. Czujesz si� poni�ony, Gryf? A co ja mam powiedzie�: obmacywania spojrzeniami jak towar na sprzeda�?
- Wydaje mi si�, �e jednak do�� dobrze si� bawisz - odpar� Gryf.
- Mog�aby� w ko�cu wybra� kt�rego� z nas.
Czerwono r�owe oczy dziewczyny zw�zi�y si� ironicznie.
- ,,Kt�rego�"... to znaczy ciebie?
- Dlaczego nie? - Gryf roz�o�y� ramiona w ge�cie prezentacji.
- Pasowaliby�my do siebie. Ja - Obserwator, ty Obserwatorka...
- I znaliby�my nawzajem wszystkie swoje my�li - przerwa�a mu.
- To mnie zupe�nie nie poci�ga, Mistrzu Obserwatorze. Kobieta lubi mie� w zanadrzu jakie� tajemnice. I lubi tak�e by� zaskakiwana.
- Wi�c mo�e Stalowy? - spyta� z kpin�. - Biedak, �wiata poza tob� nie widzi.
- Stalowy poszed�by i za ma�p�, gdyby j� ubra� w kieck�. A ty� nie lepszy - mrukn�a, szczotkuj�c w�osy z coraz wi�ksz� energi�.
- Diament? A mo�e Zwyci�ski Promie� �witu? Wysoko urodzony... wspania�y �ucznik... co szkodzi, �e troch�... ostry? - podsun�� Obserwator tonem kupca oferuj�cego towar.
Jagoda roze�mia�a si� w g�os.
- Daruj sobie. Na Mi�osierdzie! Tylko nie Promie�! Zacz�a splata� w�osy w warkocz. Gryf milcza�, obskubuj�c z li�ci zerwan� z krzaka ga��zk�.
- I tak wiem, o kogo ci chodzi - rzek� po chwili oschle. - Po co te uniki? On tu nie przychodzi i nie przyjdzie nigdy. Ma ciebie w takim samym powa�aniu, jak ty nas. Brak mu jaj, ot co! Hajgo�ska zabaweczka - doda� pogardliwie.
Jagoda powoli opu�ci�a r�ce, wyprostowa�a si�. Gryf bezwiednie cofn�� si� o ma�y krok. Twarz dziewczyny �ci�gn�a si� w gniewie. Jagoda wygl�da�a tak, jakby za chwil� mia�a wydrapa� mu oczy.
- Ty �winio!! - sykn�a. - K�amiesz i to podle! Wyno� si� st�d i pro� Los, �ebym nie powt�rzy�a tego Wiatrowi Na Szczycie. Po�amane palce bardzo bol�. Precz!!
Gryf cofa� si� przed dziewczyn� podczas ca�ej tej przemowy. Odszed�, zmieszany i z�y, w tempie tylko o w�os r�ni�cym si� od ucieczki. Jagoda patrzy�a za nim przez chwil�, a potem, jakby nagle wyciek�a z niej ca�a energia, osun�a si� na ziemi� i zapatrzy�a w przestrze� niewidz�cym wzrokiem, gryz�c paznokie� kciuka.
*
Gryf i Myszka prawie wpadli na siebie, nadchodz�c z przeciwnych stron �cie�ki wydeptanej wzd�u� brzegu.
- Dok�d si� wybierasz? - spyta� od niechcenia Gryf, spogl�daj�c z g�ry na m�odszego koleg�.
- Um�wi�em si� z Jagod�, gdy sko�czy k�piel - odpowiedzia� Myszka.
Gryf popatrzy� wprost w jego jasne oczy, ale znalaz� w nich tylko niewinno�� i spok�j. Spok�j, kt�ry, prawd� m�wi�c, zaczyna� go ostatnimi czasy coraz bardziej denerwowa�.
- Sk�d wiesz, �e sko�czy�a? - warkn��. - K�pie si� wed�ug zegara?
- Nie trzeba zegara - odpar� ma�y W�drowiec, obracaj�c w palcach kwiat storczyka. - Do�� b�dzie wypatrywa�, kiedy wracacie.
- Pilnuj swego nosa! - prychn�� Gryf. Nagle wyrwa� Myszce kwiat i cisn�� nim, nie patrz�c gdzie. Storczyk pofrun�� �ukiem mi�dzy pn�czami, uderzy� w du�y li��, po czym stoczy� si� z niego prosto do wody. Myszka popatrzy� za nim, potem z wyrzutem na koleg�.
- Przepraszam - wymamrota� Obserwator. - Mam z�y dzie�.
- To si� zdarza - rzek� Myszka ostro�nie. - Ale nie oznacza... �e wolno by� niegrzecznym.
Kiedy Gryf odszed�, Myszka wyci�gn�� r�k� w stron� unosz�cego si� na powierzchni wody kwiatu. Na kr�tk� chwil� przestrze� mi�dzy ch�opcem i kwiatkiem zwin�a si�, dwa punkty wszech�wiata si� zetkn�y, zmuszone do tego talentem W�drowca i oto na d�oni Myszki le�a� mokry storczyk. Ch�opiec otrz�sn�� z niego nadmiar wody.
- Cha... biedaku, ty te� masz z�y dzie�. Najpierw zerwany, a potem prawie utopiony.
Jagoda czeka�a na um�wionym miejscu. Patrz�c w malutkie lusterko, malowa�a oczy. Zr�cznie operowa�a p�dzelkiem, ci�gn�c ciemnoniebiesk� farbk� cieniutkie kreski od k�cik�w oczu ku skroniom.
- Witaj, Myszko.
- Pozdrowienie. K�piel by�a przyjemna?
Jagoda za�mia�a si�, nie otwieraj�c ust, co zabrzmia�o jak ironiczne: ,,mhm, mhm, mhm". Po czym doda�a:
- By�oby milej bez tej publiczno�ci w krzakach. Powariowali zupe�nie.
Myszka usiad� obok Jagody i wsun�� jej storczyk za ucho.
- No w�a�nie - ci�gn�a. - Kiedy ty dajesz mi co�, to po to, by zrobi� mi przyjemno��. Nie oczekujesz niczego w zamian. A wiesz, jak jest z reszt�... Wyobra�aj� sobie, �e mo�na handlowa� uczuciami.
Myszka kiwn�� g�ow�.
- Co� w tym rodzaju. Ale ja te� chc� co� w zamian, pami�tasz? Przynios�a�?
Dziewczyna wskaza�a palcem wisz�c� na ga��zi plecion� torb�, kt�ra porusza�a si� lekko. Na twarz ch�opca wyp�yn�� wyraz niepewno�ci.
- Rezygnujesz? - spyta�a dziewczyna. - A mo�e to prze�o�ymy?
- Nieee... Przecie� si� zdecydowa�em.
Jagoda zdj�a torb�, delikatnie po�o�y�a j� na ziemi i ostro�nie rozwi�za�a sznurek zaciskaj�cy wylot. Z wn�trza natychmiast wysun�a si� p�aska g�owa w�a. Rozwidlony j�zyk liza� powietrze. Zwierz� by�o zaniepokojone. Jagoda schwyci�a gada zr�cznie tu� za g�ow�. Rzuci� si� raz i drugi, sycz�c gniewnie i prezentuj�c d�ugie z�by. Myszka przycisn�� �okcie do bok�w, podkurczy� palce w odruchu pod�wiadomego l�ku.
- Nie jest jadowity - powiedzia�a Jagoda, uk�adaj�c sobie cia�o w�a na przedramieniu. - To ma�y dusiciel. Dotknij go. Nie b�j si�. Jest �liczny, prawda? Sp�jrz na te wzory na jego sk�rze...
M�wi�a ca�y czas �agodnym, monotonnym g�osem, chc�c uspokoi� i o�mieli� towarzysza. Myszka wyci�gn�� r�k� i ostro�nie dotkn�� l�ni�cej �uski. Po czym natychmiast cofn�� palce, ale jego d�o� zawis�a w powietrzu, gotowa podj�� nast�pn� pr�b�.
- To tylko ma�y pe�zacz... taki �azik nadrzewny... Bardziej si� boi ciebie ni� ty jego - ci�gn�a jagoda.
Myszka zn�w delikatnie po�o�y� dr��c� r�k� na w�owym grzbiecie. Jagoda dostrzeg�a to i starannie ukry�a u�miech. Nie chcia�a peszy� Myszki. Wystarczaj�co d�ugo drwili z niego koledzy. Tak d�ugo, �e biedak zdecydowa� si� stoczy� walk� ze swoim l�kiem. Nie�mia�y ch�opiec, kt�ry ba� si� w�y i paj�k�w. Nie cierpia� przemocy i przelewu krwi. Dziewczyna obserwowa�a go ukradkiem, my�l�c, �e mimo wszystko bardziej zas�uguje na sympati� ni� niejeden z pozosta�ych m�odych mag�w. Tych pewnych siebie, b�yskotliwych, silnych, zr�cznych ch�opc�w uwa�aj�cych si� za doros�ych m�czyzn. A tymczasem brakowa�o im tego, co cechowa�o Myszk� - wra�liwo�ci, wyobra�ni, spokojnej rozwagi. By�o w Myszce co�, co pozwala�o Jagodzie ufa� mu bez zastrze�e�. Zwierza� si� z osobistych przemy�le� i zmartwie�, b�d�c pewn�, �e nigdy jej nie zawiedzie. I nawzajem. On zdawa� si� pok�ada� w dziewczynie takie samo zaufanie. �wiadczy�a o tym cho�by ta ostatnia, dziwna pro�ba, by schwyta� dla niego jakiego� niedu�ego w�a. �eby m�g� si� cho� troch� przyzwyczai�...
- W�a�ciwie nie jest �liski - rzek� Myszka cicho. - Po prostu bardzo g�adki. Jak polakierowany.
- Pewnie niedawno zrzuci� sk�r�.
Ma�y drzewo�az sykn�� powt�rnie. Zd��y� owin�� si� wok� przedramienia jagody, a teraz zacisn�� sploty.
,,Sk�d tyle si�y w tym maluchu?" - zastanowi�a si� dziewczyna mimochodem. Nacisk prawie mia�d�y� mi�nie na ko�ciach. Pewnie zostanie jej na pami�tk� par� sinych bransoletek. Przesun�a palec i przycisn�a tchawic� w�a. Niezbyt mocno. Po chwili rozlu�ni� mi�nie.
Myszka odwa�y� si� dotkn�� g�owy gada. Spojrza� w paciorkowate �lepka.
- Kamyk �apa� w�e. Tam, w domu. Podobno by�o ich pe�no w okolicy. Wi�kszo�� jadowita. Raz nawet z�apa� bia�ego - w�a mag�w. Od jego jadu umiera si� tak szybko, �e nawet nie wiesz kiedy.
Jagoda za�mia�a si�.
- Znam t� histori�. Schwyta� bia�ego w�a, zabi� i mia� zamiar wypcha�. Schowa� go pod ��kiem, a jego ojciec wymi�t� zw�oki przy sprz�taniu i omal nie pad� trupem z wra�enia. Awantura by�a straszna.
- Ale tego w�a Kamyk i tak nie wyrzuci� - uzupe�ni� Myszka.
- Trzyma� go w s�oju, zalanego alkoholem. On to chyba niczego si� nie boi - doda� z lekkim smutkiem i podziwem jednocze�nie.
Jagoda westchn�a. Rzecz by�a stara jak �wiat, a w ka�dym razie liczy�a ju� ponad dwa lata. Tyle, ile czasu Myszka zna� Kamyka. Starszy ch�opak, Tkacz Iluzji w randze Mistrza, bliski przyjaciel prawdziwego smoka, duchowy przyw�dca Drugiego Kr�gu Mag�w, szermierz i biolog w jednej osobie - imponowa� Myszce straszliwie. Niczego ma�y W�drowiec nie pragn�� tak bardzo, jak tego, by dor�wna� swemu idea�owi. I jednocze�nie mia� bolesn� �wiadomo��, �e nigdy nie zdo�a tego dokona�. Ale przynajmniej pr�bowa�.
- Nawet nie przypuszczasz, ilu rzeczy tak naprawd� Kamyk si� boi - odpar�a dziewczyna. - Nie znosi ciemno�ci, nienawidzi ciasnych, zamkni�tych miejsc... Najgorsza rzecz, jaka mog�aby go spotka�, to utkni�cie w rurze akweduktu.
- W rurze...? - zdziwi� si� Myszka. - Dlaczego akurat w rurze?
- Nie wiem. Ale w�a�nie to mu si� �ni czasami jako najgorszy koszmar. Z�ap go tutaj, za g�ow� - powiedzia�a jagoda jednym ci�giem, podsuwaj�c ch�opcu w�a.
- Czyta�a� Kamyka bez jego zgody? - zgorszy� si� Myszka i wzi�� zwierz� do r�ki, na sekund� przed tyto, zanim zda� sobie spraw�, co w�a�ciwie robi. - Eeech...! Zabierz go!
- Spokojnie. Nic ci nie zrobi. Myszka! Nic takiego si� nie dzieje. Po prostu trzymaj go! Po�� na kolanach!
Jagoda zrozumia�a, �e chcia�a zbyt wiele za pierwszym razem. Myszka by� jak sparali�owany. Wa� trzymany w sztywno wyci�gni�tej r�ce miota� si� w powietrzu, usi�uj�c si� uwolni� od palc�w zaci�ni�tych kurczowo na jego karku. Jeszcze moment i ogarni�ty panik� ch�opak okaleczy go trwale. Jagoda si�gn�a do Myszkowego umys�u. Owszem, s�ysza� j� i rozumia�, ale nie by� w stanie zmusi� swego cia�a do wykonywania polece�. Si�� rozwar�a mu palce, chwyci�a sponiewieranego w�a i odrzuci�a w zaro�la, zanim zd��y� zrobi� u�ytek z z�b�w.
- Pp-przepraszam... - wyj�ka� ch�opiec. - Nie chcia�em... Dygota� troch� i zblad� pod opalenizn�.
- Nie twoja wina - pocieszy�a go Jagoda. - I tak bardzo dobrze ci posz�o. Nawet lepiej, ni� si� spodziewa�am. Nast�pnym razem... B�dzie nast�pny raz? - spyta�a.
Myszka kiwn�� g�ow�. Uspokaja� si� ju� i odzyskiwa� normalne kolory.
- Pewnie. Tak od razu nie zrezygnuj�. Powiedz, dlaczego wchodzi�a� do sn�w Kamyka? - doda� niespodzianie.
Jagoda zmiesza�a si�. W�cibstwo, do jakiego przyzna�a si� niechc�cy, by�o bardzo niemile widziane. �aden z m�odych mag�w nie by� �wi�ty, ale co do jednego zgadzali si� ca�kowicie - my�li towarzyszy s� rzecz� intymn�, bardziej nawet ni� sprawy cia�a. Wkradanie si� do czyjego� umys�u bez wiedzy i zgody w�a�ciciela przyr�wnywane by�o do kradzie�y. O ile si� orientowa�a, �aden z ch�opc�w maj�cych talenty pokrewne jej zdolno�ciom nie przekroczy� dot�d tego zakazu. Czu�a na sobie badawczy wzrok Myszki.
- Lubi� Kamyka - przyzna�a si� z wysi�kiem. - Chc� wiedzie�, o czym my�li, co czuje... Po prostu by� z nim. - Podnios�a oczy na swego towarzysza. - A on nie ma dla mnie czasu.
- Rozumiem - szepn�� Myszka. - Dla kogo on w og�le ostatnio ma czas?
Spos�pnieli oboje.
- Zawsze by� taki - powiedzia�a Jagoda z odcieniem zniech�cenia. - Milczek i samotnik. Albo obk�ada� si� pergaminami, �wiata nie widz�c, albo w��czy� po wyspie ca�kiem sam, nawet bez Po�eracza Chmur.
- Ale nie ci�gle. Przecie� cz�sto p�ywali�my razem albo grali�my w pier�cienie, albo co� budowali�my...
- Odsun�� si�. Sam wiesz dobrze. Teraz siedzi w bibliotece ca�ymi dniami. Nawet jak gdzie� wyjdzie, to sam. Trzech ludzi razem to ju� dla niego t�um nie do wytrzymania. Kiedy ostatni raz odwiedzi� Nocnego �piewaka i Srebrzank�? Dawniej bawi� si� z moimi bra�mi. A teraz co? Przesta� lubi� dzieci? Z moim ojcem prawie si� nie widuje, odk�d ten przeni�s� si� do letniego domu nad zatok�. Wiatr Na Szczycie poluje sam albo z Promieniem. Kamyk zaniedba� nawet Po�eracza Chmur, chocia� kiedy� byli nieroz��czni. A ja... - Jagoda zamilk�a, ugryz�szy si� w j�zyk.
- A ty go bardzo lubisz - doko�czy� Myszka i obla� si� rumie�cem, zawstydzony w�asnym tupetem.
- No nie...! - wybuchn�a jagoda i urwa�a. Myszka nie rzek� ani s�owa.
- No... tak - przyzna�a niech�tnie.
- Myszko, co ja w nim widz�!? - j�kn�a. - To przecie� ba�wan! Zapatrzony w siebie t�umok. Nie zale�y mu na nikim pr�cz siebie. Taki ambitny! Taki �wi�ty! Taki nieskazitelny, psia jego morda! Naukowiec! Im wi�cej si� uczy, tym g�upszy! Nie klnie, nie pije, nie za�ywa, nie u�ywa...! My�li, �e jest lepszy ni� inni, czy co?!
Zabrak�o jej oddechu, wi�c Myszka wtr�ci� ostro�nie:
- No bo chyba jest taki? Troch� lepszy...?
Jagoda spojrza�a z ukosa. Wci�� wygl�da�a na w�ciek��.
- Ale fakt, �e g�upio robi - ci�gn��. - Ja na jego miejscu by�bym milszy dla ciebie, bo... bo jeste� pi�kna - doko�czy� m�nie.
Jagoda nie wierzy�a w�asnym uszom. Myszka te�...? A jednak nie, nie by�a to deklaracja uczu�, tylko zwykle stwierdzenie faktu, cho� zabrzmia�o nieco dwuznacznie.
- Myszko, czy by�e� kiedy� zakochany?
- By�em - odpowiedzia� kr�tko.
- Bardzo?
- Bardzo a bardzo.
- No i...
- Porzuci�a mnie - rzek� Myszka dramatycznie, rozk�adaj�c r�ce. - Zdepta�a moje serce, bo tamten mia� kucyka i karmi� j� karmelkami. Sprzedajna dziewka!
Kucyk? S�odycze? Ile lat mog�a sobie liczy� ta mi�o��? Sze��? Osiem? Mimo najszczerszych ch�ci Jagoda nie mog�a si� powstrzyma�. Ukry�a twarz w d�oniach i chichota�a, dusz�c si� prawie i p�acz�c ze �miechu. Cale napi�cie uchodzi�o z niej w tym �miechu. Nie mog�a si� uspokoi�. Myszka nie wydawa� si� ura�ony. W rzeczywisto�ci celowo chcia� roz�mieszy� dziewczyn�. Wyci�gn�� z szarfy chustk� i poda� j� Jagodzie, by wytar�a twarz.
- Oczywi�cie potem by�y inne, r�wnie niewierne - powiedzia� z humorem. - Ale najgorzej cierpia�em w�a�nie za pierwszym razem. Wi�c ci� rozumiem.
Zdumia� j� jeszcze mocniej. Nagle przypomnia�a sobie, �e s� przecie� r�wie�nikami. Oboje sko�czyli ju� po szesna�cie lat. Dlaczego wi�c zwykle wydawa�o jej si�, �e Myszka jest m�odszy? Czy powodowa�a to jego delikatna, ca�kiem nie ch�opi�ca uroda? Czy te� nie�mia�o��, sk�onno�� do rumie�c�w? A tymczasem Myszka miewa� mi�ostki. Niewinne, rzecz jasna, ale jednak. Wygl�da�o na to, �e jest bardziej w tym wzgl�dzie do�wiadczony od niej.
- To co mam robi�? - spyta�a, wyci�gaj�c lusterko. Rzut oka utwierdzi� j� w obawach. Tusz rozmazany na p� twarzy, koszmar! Zacz�a wyciera� si� pospiesznie.
- Omotaj go - rzek� Myszka stanowczo. - Za ma�o si� starasz. Z�ap Kamyka, zanim si� ca�kiem oderwie od ludzi. Chcia�bym, �eby by� taki jak dawniej.
- �eby zn�w si� �mia� - doda�a Jagoda.
- Tak. �eby znowu si� k��ci� z Promieniem, dyskutowa� z Ko�cem, pracowa� razem ze wszystkimi... Po prostu... �eby przypomnia� sobie, �e nie jest sam. I �e inni go potrzebuj�.
- Ale jak go omotam, to wcale nie znaczy, �e b�dzie chcia� przebywa� z wami. Mo�e b�dzie wola� m n i e - powiedzia�a dziewczyna trze�wo.
Myszka machn�� r�k�.
- Wszystko lepsze od tego, co si� teraz z nim dzieje. Pr�bowa�em wyci�gn�� go na pla�� dzi� rano. Wykr�ci� si�. Patrzy� przeze mnie jak przez szk�o. Nie trzeba by� Obserwatorem, by to wyczu�. Czeka�, a� sobie p�jd� i przestan� mu przeszkadza�. I jeszcze jedno: jego pami�tnik le�y na p�ce, zamkni�ty i zakurzony. Ju� nie pisze.
- Nie ma o czym - rzek�a Jagoda melancholijnie. - Teraz czyta tylko cudze ksi��ki.
- Wi�c postarajmy si�, by mia� o czym pisa�.
Cie� a�urowej okiennicy tworzy� ozdobny wz�r na karcie papieru. Pi�ro Tkacza Iluzji bez po�piechu kre�li�o na niej kolejne znaki.
Niekiedy bardzo trudno ustali�, kiedy nast�puj� znacz�ce zmiany w �yciu. Si�gaj�c pami�ci� wstecz, mo�na stwierdzi�: to zacz�o si� wtedy a wtedy. Ale s� to okre�lenia nieprecyzyjne. Wszelkie rozgraniczenia staj� si� sztuczne. Bo w�a�ciwie, kiedy zarzuci�em szermierk�? Od kt�rego dnia przesta� do mnie zachodzi� Po�eracz Chmur, zniech�cony moim ci�g�ym brakiem czasu? Co gorsza, zda�em sobie spraw�, �e ju� nie pami�tam ostatniej stworzonej przez siebie iluzji. A to znaczy�o, �e nie u�ywa�em talentu od bardzo dawna. W zakurzonym tomie diariusza zia�a ogromna dziura - �adnych zapis�w ju� od p�l roku, �adnych kartek z notatkami wetkni�tymi pod ok�adk�. Patrzy�em na czyste stronice z przykrym uczuciem, jakbym odp�r roku nie �y�. Rozejrza�em si� po swojej izbie, jak gdybym znalaz� si� tu po raz pierwszy. Uwa�nie analizowa�em to, co mnie otacza�o. P�ki uginaj�ce si� pod ci�arem starych wolumin�w, st� zarzucony papierami i zu�ytymi pi�rami. Na �cianach pozawieszane karty z pr�bkami znak�w staro�ytnego pisma. Niestarannie za�cielone ��ko. Brudne talerze. Pod powa�� zawieszone trzy lampy, kt�rych klosze od dawna ju� prosz� o wyczyszczenie. Wygl�da�o to tak, jakby mieszka� tu starzec, a nie m�ody cz�owiek, kt�rym przecie� jestem. Wspomnia�em, jak wygl�da�a komnata, kt�r� kiedy� w Zamku Mag�w dzieli�em z Nocnym �piewakiem - zarzucona kolorowymi przedmiotami, w weso�ym nie�adzie. Wida� by�o, �e kto� tam mieszka�, �y�, bawi� si� i kocha�. A tutaj, teraz, u mnie? Co si� sta�o? Dlaczego jedynym barwnym przedmiotem jest bukiet kwiat�w przyniesiony przez jagod�?
Tak naprawd� cale to rozmy�lanie dopad�o mnie przez Jagod�. Nie wiadomo dlaczego, uparta si�, �eby mi przeszkadza�. Ni st�d., ni zow�d zacz�a mnie codziennie odwiedza�. Czy mo�e raczej nawiedza�, bo te wizyty by�y mi r�wnie mi�e, jak ukazywanie si� natr�tnego ducha. Czyta�a mi przez rami�, chuchaj�c przy tym w ucho i doprowadzaj�c do szalu. Zasypywa�a ciasteczkami i suszonymi owocami, tak �e wci�� mia�em na stole pe�no okruch�w, a w duszy narastaj�cy wstr�t do s�odyczy. Znosi�a te� r�ne kolorowe wiechcie, gubi�ce p�atki oraz nasionka. Przez ni� moja praca posuwa�a si� do przodu w tempie kulawego �limaka. Jagoda, jakby celowo, rozprasza�a mnie, i to skutecznie. Przychodzi�a zgrubsza o tej samej porze, wi�c ju� na godzin� przedtem nie by�em w stanie si� skupi�, w ka�dej chwili spodziewaj�c si� ujrze� w drzwiach smuk�� posta� w jasnej sukience. Zwykle siedzia�a d�ugo, nawet po trzy godziny z rz�du. Z pocz�tku traktowa�em j� jak go�cia i pr�bowa�em zabawia�, ale wkr�tce go�� zacz�� zachowywa� si� jak sta�y lokator. Dziewcz�ce r�czki bezceremonialnie przek�ada�y moje rzeczy, robi�y porz�dki w mej odzie�y, zszywa�y tuniki, kt�re pu�ci�y na szwach. Nie podejrzewa�em Jagody o takie umiej�tno�ci. Nawet mi�o by�o spojrze�, jak ig�a miga w jej zr�cznych palcach.
Nie wypada�o te� wygania� kogo�, kto wy�wiadcza ci uprzejmo��. Gdy szy�a, to przynajmniej nie robi�a rzeczy znacznie gorszych. Nie k�ad�a si� na moim ��ku i nie rzuca�a we mnie oberwanymi g��wkami kwiat�w. Nie zabiera�a mi spod r�k notatek, kt�re inaczej musia�bym jej odbiera�. I gdy szy�a, to nie przegl�da�a obrazk�w w ksi��kach, k�ad�c przy tym nogi na stole. Sp�dnica zje�d�a�a jej wtedy a� do... do najni�szego mo�liwego punktu. Nogi mia�a bardzo �adne, to musz� przyzna�, lecz sam ju� nie wiem, ile razy bra�a mnie ch�tka, by uj�� w d�o� ka�amarz i wolniutko pola� je strug� atramentu. Powstrzymywa�a mnie jedynie my�l, �e by�aby to pewnie ostatnia rzecz, jak� zrobi�bym w �yciu. Nie mam z�udze�, �e jagoda nie wiedzia�a, jak si� m�cz�; jestem przekonany, �e szpiegowa�a moje my�li. Dyskrecja zawsze by�a jej s�ab� stron�. A jednak czyni�a to wszystko, by mi robi� na z�o�ci... chyba zwr�ci� na siebie uwag�. Tylko dlaczego szuka�a mojego towarzystwa, skoro pod r�k� mia�a ch�opc�w ch�tniejszych, milszych oraz o wiele, wiele bardziej rozmownych ni� ja?
Czasem pyta�em, czy si� nie nudzi, czy nie wola�aby pospacerowa� poza moj� pracowni� (kiedy� przecie� uwielbia�a si� w��czy�). Odpowiadaj�c mi, zwykle pokazywa�a tylko dwa. znaki w mowie r�k: ,,nie" i ,,s�o�ce". O tak, umia�a sobie znale�� zaj�cie, niech to zaraza. Zrozumia�e te�, �e wola�a sp�dza� czas w cieniu. Dla niej ka�de przej�cie po nas�onecznionej pla�y bez os�ony szczelnie zapi�tego ubrania, bez kapelusza lub parasola r�wna�o si� oblaniu wrz�tkiem. Delikatna, bia�a sk�ra dziewczyny nie nabiera�a opalenizny, tylko po prostu przypieka�a si�. Cie� by� dla jagody zbawienny... lecz czy to musia� by� M�J cie�?! Wszystko to (i jeszcze wi�cej) doprowadzi�o mnie do tej po�a�owania godnej sytuacji, kiedy to sta�em w swoim zak�tku i ocenia�em sam siebie. I wolniutko kie�kowa�a we mnie wstydliwa my�l: czy Jagoda przypadkiem nie usi�uje mnie uwodzi�? Z marnym skutkiem. I czy czasem nie mia�a troch� racji, z takim lekcewa�eniem traktuj�c moj� prac�. Kto w�a�ciwie to czyta, pr�cz mnie i od czasu do czasu S�onego? Nawet Koniec - historyk z zami�owania, znudzi� si�, zw�tpi� w sens tych stara�.
Rozejrza�em si� jeszcze raz po surowym wn�trzu. Szaro. Wzrok m�j pad� na stert� pude�ek, le��cych w k�cie. Od tak dawna nie ruszanych, �e zd��y�y pokry� si� matowym kurzem. U�miechn��em si� do siebie. Zawiera�y zbi�r motyli. Po powrocie na wysp�, w porywie pierwszego entuzjazmu, pr�bowa�em zebra� tak� sam� kolekcj�, jak� ofiarowa�em ojcu. Od tamtej pory min�y prawie dwa lata, a zbi�r nadal by� niepe�ny. I pewnie taki pozostanie. Zdmuchn��em kurz z wieczka. Ods�oni�em owada o pod�ugowatych skrzyd�ach - br�zowych z delikatnym be�owym deseniem. W tej samej skrzyneczce znalaz�em jeszcze cytrynowo ��t� pi�kno�� - strojn� jak wielka dama w bia�� koroneczk� po brzegach. Ta w�a�nie uroda zgubi�a skrzydlat� istotk�.
Kiedy� Stalowy sporz�dzi� dla siebie komplet igie� do nak�uwania w�z��w nerwowych (po prawdzie, potrzebny mu jak psu pi�ta noga). Ig�y okaza�y si� zbyt grube, a Stalowy zamiast je przerobi�, ofiarowa� mnie. Wyci�ga�em teraz jednego motyla po drugim i tymi w�a�nie ig�ami przypina�em je do p�lek, drewnianych listew, zas�on przeciw moskitom... Pomieszczenie powesela�o. Rozgl�da�em si�, zadowolony z efektu. Pstre �atki, rozrzucone to tu, to tam, cieszy�y oko i wlewa�y w m� dusz� uczucie zapomniane - zachwyt i zastanowienie nad r�norodno�ci� form, jakie przybiera istnienie. Pi�kno. Tym powinien zajmowa� si� Tkacz Iluzji. Przypomnia�em sobie pokaz, kt�ry kiedy�' zrobi�em dla dziewcz�t z Ogr�dka Rozkoszy. Jak si� cieszy�y, gdy pokaza�em im wizj� miejsc, kt�rych nie mia�y szansy nigdy ogl�da�. Jak bardzo by�yby zadowolone, gdybym teraz otoczy� je rojem takich motyli. Taka powinna by� moja rola. Pokazywa� innym, jak wspania�y bywa �wiat. I zn�w uk�ucie przykro�ci - gdzie S� ci ,,inni"? Garstka przyjaci�, jaka otacza�a mnie tutaj, na smoczej wyspie, by�a n�dznym odpowiednikiem widowni, jak� mia�bym... jak� powinienem mie� na kontynencie. Nagle zobaczy�em sw� przysz�o�� jako d�ug�, prost� lini� nie zawieraj�c� �adnych niespodzianek. Wci�� w tym samym miejscu, ci�gle przy tych samych zaj�ciach, kt�rych nikt nie doceni. I tak mo�e do ko�ca �ycia...
Otrz�sn��em si�. Na Mi�osierdzie! Mia�em dopiero dziewi�tna�cie lat! Wzi��em na siebie obowi�zki, kt�re z ochot� spe�nia�by Stra�nik S��w. Rola Tkacza Iluzji nie powinna polega� na zakopaniu si� w stosie papier�w. Spojrza�em na sw�j st� do pracy i poczu�em, �e zupe�nie, ale to zupe�nie nie mam ochoty zn�w do niego zasiada�. Natomiast z ch�ci� poszed�bym... na ryby. Koniecznie z Po�eraczem Chmur, kt�ry dostarczy�by mi dodatkowych wra�e�, teatralnie narzekaj�c na blisko�� wody i sugeruj�c, �e ryby powinny wy�azi� na l�d dla jego wygody.
Wtedy kto�' zarzuci� mi od tylu ramiona na szyj�. Szarpn��em si�, kompletnie zaskoczony. U�cisk wzm�g� si�. Up�yn�a chwila, zanim zorientowa�em si� w sytuacji. Napastnik pachnia� Jagod�. Po prostu nie zauwa�y�em jej wej�cia, a ona stan�a za mn� na sto�ku. Straci�a r�wnowag� i zawis�a na mnie. Z�apa�em dziewczyn�, by si� nie pot�uk�a. Raptem jej twarz znalaz�a si� tu� przy mojej. Widzia�em z bliska oko Jagody - r�owoczerwone jak p�atek kwiatu, z fascynuj�co purpurow� �renic�. I nagle nast�pna niespodzianka -jej wargi na moich! Ciep�e i wilgotne, po��dliwe. Czubek j�zyka bezwstydnie przesuwaj�cy si� po moich z�bach! Rzuci�em g�ow�, otworzy�em ramiona. Jagoda znalaz�a si� na ziemi. Odruchowo wytar�em usta wierzchem d�oni. Wtedy zrozumia�em, �e nie powinienem tego robi�. jagoda wygl�da�a, jakbym j� uderzy�. Skuli�a ramiona, wargi jej zadr�a�y, wygi�y si� w podk�wk�. Nagle odwr�ci�a si� i wybieg�a. A ja zosta�em - zaskoczony, zmieszany - nie bardzo rozumiej�c, co si� w�a�ciwie sta�o ani dlaczego.
Min�o dobre p� godziny, zanim och�on��em na tyle, by si� pozbiera� i wyj�� na poszukiwanie Po�eracza Chmur. A potem, cho� dobrze si� razem bawili�my, cz�� mego umys�u ca�y czas zastanawia�a si� nad tym, co zasz�o. I s�usznie, bo gdy p�nym popo�udniem wraz z Po�eraczem Chmur wr�ci�em do domu, w�r�d ba�aganu na stole znalaz�em list od Jagody - kartk� pokryt� nier�wnym, nerwowym pismem, z kilkoma plamkami, jakby pad�y na ni� Izy.
# Pi�ro Kamyka zawis�o w powietrzu. Zastanawia� si� przez chwil�,
po czym otar� je starannie o kawa�ek g�bki i od�o�y�. Dmuchn�� na
ostatni rz�dek napisanych znak�w.
,,Pisanie ci� uspokaja" - zauwa�y� Po�eracz Chmur, roz�o�ony
w wygodnej pozie na ��ku gospodarza.
,,I dobrze, bo tylko spok�j mo�e mnie uratowa� - odpar� Kamyk.
- Dosta�em pierwszy w �yciu list mi�osny i nie mam poj�cia, co z tym
zrobi�".
Po raz sz�sty zacz�� czyta� przes�anie zadurzonej, nieszcz�liwej dziewczyny. Podpar� g�ow� r�k�, a min� mia� tak zmartwion�, �e Po�eraczowi Chmur zrobi�o si� go �al, cho� ca�e to zamieszanie traktowa� raczej lekko. Oczywi�cie tre�� listu znal na pami�� i doskonale wiedzia�, z czym si� w�a�nie boryka jego przyjaciel.
Rozumiem, �e mo�esz mnie nie chcie�. Masz do tego prawo - pisa�a Jagoda, - Ale kocham ci� i chc�, �eby� to wiedzia�. Poca�owa�am ci� dzisiaj, bo my�la�am, �e to sprawi ci przyjemno��. Skoro ojciec lubi to robi� i Nocny �piewak ze Srebrzank�, to by�am pewna, �e ty te�. Pomyli�am si�, przepraszam. To okropne. Tak bym chcia�a, �eby�my byli razem. Przecie� nie jestem brzydka. Wiem to od Gryfa i ca�ej reszty, ale ja ich nie chc�. Tamci traktuj� mnie jak lalk�. Pr�cz Myszki. Ale Myszka te� si� nie liczy. A Gryf jest nachalny. Kocham ci� i zawsze b�d� kocha�. Tylko raz mnie obj��e�, kiedy napad� mnie lamia. Szkoda, �e tylko raz. To znaczy nie chodzi o napad, tylko �e by�e�' tak blisko. Ojciec ma, Ksi�ycowy Kwiat, a Srebrzanka Nocnego �piewaka, a ja jestem sama. Tak mi �al. Gryf jest ch�tny, ale ja go nie chc�. Nie chc� namiastki. Bo on mnie naprawd� nie kocha i jak kto� ma mnie nie kocha�, to wol�, �eby� to by� ty. Bo ja ci� naprawd� kocham. Je�li chocia� troch� mnie lubisz i je�li nie gniewasz si� ju� za ten poca�unek, to przyjd� dzisiaj na pla�� ko�o Syrenich Ska�ek. B�d� czeka�a do zachodu s�o�ca. Je�li nie przyjdziesz, to zrozumiem, �e mam ju� ci nie przeszkadza� i nie przychodzi� wi�cej. Nie pokazuj nikomu tego, co napisa�am. Je�li to zrobisz, to si� zabij�, bo inni b�d� si� na�miewa�, a tego nie znios�.
Kamyk westchn�� ci�ko.
,,Co ja mam robi�?"
,,Id�" - poradzi� Po�eracz Chmur.
,,Ale to oznacza spore zobowi�zanie. Deklaracj�" - zmartwi� si� ch�opak.
,,To nie id�".
,,Ale to j� strasznie zaboli. Czuje si� samotna".
,,To id�" - odpar� Po�eracz Chmur lakonicznie, gryz�c trawk� wyskuban� z siennika. Kamyk �ci�gn�� brwi.
,,Nie przejmujesz si� za bardzo, nie?" - przekaza� z pretensj�.
Po�eracz Chmur poruszy� tylko nieznacznie uchem.
,,To z tob� chce si� sparzy�, a nie ze mn�".
Ch�opiec prychn�� ze z�o�ci�.
,,Sparzy�!! Nie jeste�my zwierz�tami!"
M�ody smok przeci�gn�� si� rozkosznie, po czym zmieni� pozycj�, opieraj�c d�ugie nogi o �cian� i zwieszaj�c g�ow� z brzegu pos�ania.
,,Pewno dlatego stwarzacie problemy tam, gdzie ich nie ma. Zaszkodzi ci, �e si� zabawisz?"
Kamyk usiad� obok przyjaciela.
,,To jest akurat spos�b Gryfa albo Stalowego - zawr�ci� w g�owie, zazna� przyjemno�ci i bez �adnych zobowi�za� i�� do innej dziewczyny, gdy poprzednia si� znudzi. A ja szanuj� Jagod� i nie chc� jej rzuca� och�ap�w. Nie jest byle kim".
,,Rozumiem. A nie mo�esz zwi�za� si� z ni� powa�nie? Jest ca�kiem m�dra, umie r�ne po�yteczne rzeczy i potrafi by� mi�a, je�li tylko chce".
Kamyk potrz�sn�� g�ow� ze zniech�ceniem.
,,Tak w�a�ciwie chodzi o mnie. Co ja jej mog� zaoferowa�? Wygnaniec bez terytorium, na dodatek g�uchy. Nie jestem w stanie z ni� nawet normalnie porozmawia�. Mieliby�my do siebie pisa� przez ca�e �ycie? Z pewno�ci� znajdzie kogo� lepszego ode mnie. Cho�by Ko�ca - jest solidny i godny zaufania. Winograd te� ma sporo zalet. A i Gryf by�by nie najgorszy, gdyby spowa�nia�".
Ch�opiec wsta�, podszed� do blatu i zacz�� powoli drze� list na drobne kawa�ki.
,Je�li powiesz komu� cho� s�owo..."
Po�eracz Chmur wyplu� �d�b�o.
,,Urwiesz mi �eb. Jasne. Nied�ugo s�o�ce zajdzie".
,,No to co?"
,,Nic. Mog� zosta� na noc?"
,,Mo�esz".
,,Dzisiejszy zach�d mo�e by� �adny. Na niebie jest par� ob�ok�w. Przesiej� �wiat�o".
,,Mo�liwe".
,,Najlepszy widok jest z pla�y".
Kamyk rzuci� Po�eraczowi Chmur mordercze spojrzenie. Pokr�ci� si� bez celu po izbie, po czym zacz�� wygl�da� przez okno. Smok udawa� oboj�tno�� wobec tych manewr�w. Min�o par� minut. Kamyk wsta�. W powietrzu przed nim zawis�y iluzyjne znaki:
Chyba jednak p�jd� si� przej��.
Wyci�gn�� szczotk� z jakiego� zakamarka i zacz�� si� czesa�. Skutek by� mierny: ciemne k�dziory wyg�adza�y si� na moment, po czym wraca�y na swoje miejsce jak spr�ynki.
,,Mo�e tak�e si� ogolisz? Na ten spacer". - Po�eracz Chmur nie m�g� darowa� sobie uszczypliwo�ci. W nast�pnej sekundzie uchyli� si� przed szczotk�, kt�ra trzasn�a w �cian� tu� ko�o jego g�owy. Kamyk wymaszerowa� godnie wyprostowany.
- Te zachody s�o�ca... - mrukn�� Po�eracz Chmur do siebie, prze-ci�gaj�c si� niczym kot. - Mrrrrhhaahhhh... c� za powa�na sprawa. Zwin�� si� w k��bek na ��ku maga, niemal absolutnie pewien, �e tej nocy nie b�dzie musia� przenosi� si� nigdzie indziej.
*
Jagodzie wydawa�o si�, �e czeka ju� ca�e wieki. Chodzi�a w t� i z powrotem po ubitym piasku. Granic� monotonnego spaceru wyznacza�y z jednej strony pierwsze kamienie Syrenich Ska�ek, z drugiej - p�ytka sadzawka wygrzebana przez fale nocnego przyp�ywu. Czas wl�k� si� jak kulawy �limak. S�o�ce przylepi�o si� do nieba i chyba ju� nigdy nie mia�o zaj��. Po godzinnej m�czarni wyczekiwania i nie-pewno�ci dziewczyna chcia�a ju� tylko jednego - by to wstr�tne s�o�ce wreszcie znikn�o. By mog�a wr�ci� do domu, rzuci� si� na pos�anie i wyp�aka�, nie zwa�aj�c ju� na to, �e gniecie sukienk� i rozmazuje tusz na powiekach. Do domu...! Zadr�a�a gwa�townie, dotkni�ta nag�� my�l�. Tylko nie do domu! Nie tam, gdzie czekaj� j� g�upawe uwagi m�odszych braci oraz milczenie macochy, za kt�rym kry�aby si� pob�a�liwo�� doprawiona szczypt� irytacji. A co najgorsze - ojciec, dopytuj�cy si�, dlaczego c�rka jest taka nieszcz�liwa. No nie, oby nie to! �zy, czyhaj�ce tylko na okazj�, zapiek�y w k�cikach oczu i ju�, ju� mia�y pop�yn��... Odchyli�a g�ow� w ty� i oddycha�a g��boko, czekaj�c, a� obeschn�. Palce dziewczyny zwija�y bezmy�lnie koniec szarfy. Opasa�a si� tym razem wysoko, chc�c podkre�li� biust.
- G�upia! G�upia! - szepn�a sama do siebie, gniewnym ruchem �ci�gaj�c wi�zanie ni�ej. Ramiona, zar�owione od s�o�ca, piek�y j�, mimo �e os�ania�a si� dodatkowo jedwabn� chust�. Trzeba by�o nie wybiera� si� w sukience bez r�kaw�w. Och, trzeba by�o nie przychodzi� wcale!
S�o�ce dotkn�o kraw�dzi horyzontu. On nie przyjdzie, sp�jrz prawdzie w oczy, dziewczyno. Te wszystkie bzdury, kt�re musia� przeczyta�... Jagoda a� skr�ci�a si� ze wstydu na sam� my�l. Jak mog�a si� tak wyg�upi�?! On nie poka�e tego innym, z pewno�ci� nie, ale wy�mia� t� �a�osn� pisanin�, tego by�a pewna. Wy�mia�, wydrwi�, wyrzuci� z niesmakiem... Co za wstyd! Jak mog�a si� tak poni�y�?
Usiad�a wprost na piasku. Nie mia�o ju� sensu dbanie o sukienk�. Zatopiona w gorzkich rozmy�laniach, patrzy�a na s�oneczny kr�g pogr��aj�cy si� w oceanie. Jak dobrze by�oby p�j�� za t� z�ocist� tarcz�. Woda si�gn�aby jej kolan, potem obmy�aby uda... a ona sz�aby i sz�a, p�ki fale nie zamkn�yby si� nad jej g�ow�. I ju� zosta�aby tam, w dole, w b��kitno zielonej ciszy i spokoju. Albo nie... rankiem znale�liby j� martw� i zimn� jak marmur, z wodorostami we w�osach... Z pewno�ci� wszyscy by p�akali, a Kamyk mia�by wyrzuty sumienia do ko�ca �ycia. Le�a�aby u jego st�p, z rozgwiazd� u skroni i krabem na martwym sercu.
Jagoda otrze�wia�a pora�ona t� wizj�. Brzydzi�a si� rozgwiazd.
- Fuj!
W tej chwili do jej uszu dotar� odg�os przedzierania si� przez zaro�la, a potem skrzypienie suchego piasku pod czyimi� stopami. Kto� bieg� - s�ysza�a to coraz wyra�niej - dysz�c ze zm�czenia. Zbli�a� si�. Nie mia�a odwagi odwr�ci� si� i sprawdzi�, kto to. Ani si�gn�� i musn�� my�l� biegn�cego. Siedzia�a sztywno jak s�upek, zaciskaj�c splecione palce a� do b�lu i nie odrywa�a wzroku od gasn�cej s�onecznej �uny na widnokr�gu. Zagas�a ostatecznie, gdy przybysz dotkn�� ramienia jagody.
- Przepraszam. Sp�ni�em si�. Pewnie ju� d�ugo czekasz.
G�os byt �udz�co podobny do g�osu Po�eracza Chmur, lecz bardziej monotonny. I nic dziwnego - jego posiadacz nie s�ysza� sam siebie. Sta� nad dziewczyn�, oddech uspokaja� mu si� z wolna. Srebrne Jab�ko - mniejszy z dw�ch ksi�yc�w - wisia�o mu nad ramieniem. Jagoda delikatnie dotkn�a my�li ch�opca i wyczu�a, �e jest r�wnie zak�opotany, jak ona sama. Byli razem i co dalej'? Rozmawia�? Na pisanie na piasku by�o ju� zbyt ciemno. Zn�w pr�bowa� go poca�owa�? Nawet gdyby jagoda odwa�y�a si� na co� takiego po raz drugi, to i tak z trudem wyobra�a�a sobie wykonanie. Kamyk przerasta� j� dok�adnie o g�ow�. Podskoczy�? Przygi�� go do do�u? A je�li zn�w si� wytrze? Co za g�upia sytuacja. St�umi�a nerwowy chichot. Wybawienie nadesz�o z najmniej spodziewanej strony.
- liirk...! Ouk, ouk. Ank nak...
Kilka krok�w dalej na granicy przyboju majaczy� ciemny kszta�t.
- Kto tam? To ty, Plywaj�cy-Na-Przedzie? - spyta�a jagoda, rozpoznaj�c wydrzaka. Ci inteligentni mieszka�cy wybrze�a i p�ytkich w�d byli cz�stymi go��mi w rejonie Syrenich Ska�ek, gdzie dno obfitowa�o w jadalne ma��e. Zadowolony wydrzak szczekn�� kr�tko. Jagoda doskonale orientowa�a si� w my�lach kosmatych p�ywak�w, cho� nie potrafi�a skleci� ani zdania w ich gwarze. Jej przyrodni bracia radzili sobie z tym znacznie lepiej.
W wodzie �miga�y zwinne cia�a innych wydrzak�w. Niekt�re wychodzi�y na brzeg. Kamyk wita� si� z nimi, wymieniaj�c lekkie klepni�cia po bokach i tr�cenia nosem. Jagoda nabra�a ochoty, by pop�ywa�. Dlaczego nie? Mimo zmroku by�o to ca�kowicie bezpieczne. Obecno�� stada wydrzak�w gwarantowa�a, �e nie zjawi si� tu ani syrena, ani rekin. Niewiele my�l�c, zaplot�a w�osy i zacz�a uwalnia� si� od odzie�y, gestami zach�caj�c towarzysza, by poszed� w jej �lady. Oby tylko Kamyk, wychowany na p�nocy kraju tradycjonalista, wstydliwy a� do przesady, zdecydowa� si� na ten krok. A jednak na�ladowa� j� ch�tnie, by� mo�e o�mielony tym, �e ma�y ksi�yc dawa� tak niewiele �wiat�a. Zostali tylko w sanda�ach, by ochroni� stopy przed zetkni�ciem z ostrymi muszlami na dnie lub jadowitymi kolcami je�owca. To by�o takie �atwe i przyjemne - p�ywa�, chlapa� si� pod ksi�ycem. Nurkowa�, zawisaj�c w mroku, gdzie gubi�y si� g�ra i d�. Trzyma� za r�ce, nie widz�c si�, a tylko wyczuwaj�c wzajemn� obecno��. Jagoda, korzystaj�c z talentu Obserwatorki, nieomylnie podp�yn�a do Kamyka i z�apa�a go za kostk�. Przerazi� si�, a w jego umy�le pojawi�o si� wyra�ne jak b�ysk wspomnienie podobnego ataku - gdy omal nie straci� �ycia przez syreny. Odruchowo wymierzony kopniak trafi� Jagod� w rami�. Zabola�o niezbyt mocno, zas�ab�a jednak wdzi�cznie, przyciskaj�c d�o� do skroni i s�aniaj�c si� w wodzie si�gaj�cej piersi. Czu�a jednocze�nie i dum� z w�asnego sprytu, i pogard�, �e sta� j� na sztuczki godne... �ony ojca. Lecz gdy Kamyk podtrzymywa� jej g�ow� ramieniem, gdy czu�a jego d�onie na biodrach i talii - uzna�a, �e wszystko to jest usprawiedliwione. Wyni�s� j� z wody i z�o�y� na piasku. ,,Nareszcie" - pomy�la�a z satysfakcj�, a jednocze�nie uk�uciem strachu, gdy pochyla� si� nad ni� coraz ni�ej. Poca�owa� j�. Tym razem z w�asnej ch�ci. Lekko, samymi wargami, jak brat siostr� na ,,witaj" lub ,,do zobaczenia". A potem tylko trzyma� jej d�o� mi�dzy swoimi, czekaj�c, a� dziewczyna lepiej si� poczuje.
Jaki skromny. C� za godna pochwa�y pow�ci�gliwo��. Kamyk - dobrze dobrane imi�. Prawdziwy kamie�. Ca�y g�az nawet" - pomy�la�a z irytacj�, odgrywaj�c ca�y rytua� wyj�cia z omdlenia. Ale potem z�o�� z niej opad�a. Wyobra�nia podsun�a jej to samo zaj�cie, ale z Gryfem. O, on tak�e da�by si� oszuka�, z rado�ci� nawet! I mia�aby go ju� na sobie, ca�ym ci�arem. Podnieconego, dysz�cego, mokrego jak ryba. Uch...! Nie, to dobrze, �e Kamykowi si� nie spieszy. Oboje maj� czas. Mn�stwo czasu. Niech si� ubiera ten biedak, kul�c i odwracaj�c ty�em. Ona i tak wie swoje.
Znad p�ycizny unios�a si� g�owa wydrzaka i rozleg� si� cmokaj�cy zew. Jagoda mimowolnie si�gn�a ku jego my�lom. By� lekko zaniepokojony, a jednocze�nie p�ka� z ciekawo�ci, czy te dwie istoty na brzegu maj� zamiar si� sparzy�. Uwa�a� zreszt�, �e Jagoda dokona�a dobrego wyboru - jej samiec by� silny i m�g� jej da� zdrowe, �adne dzieci. Dziewczyna z trudem opanowa�a wybuch �miechu, gryz�c warg�. Pob�ogos�awi�a tylko Los, �e Kamyk nie umia� czyta� w my�lach. Jak�e zawstydzi�by go os�d przyw�dcy stada i pewnie przep�oszy� na d�u�szy czas.
*
- No to si� zacz�o - orzek� z zadowoleniem Po�eracz Chmur.
- Spotykaj� si� ju� od paru dni.
- Ja si� ciesz� - powiedzia� Myszka. - Nareszcie Jagoda zaprzesta�a tych swoich prowokacji. Wiesz, obawia�em si�, �e przeci�gnie strun�. Te jej zabawy przypomina�y dra�nienie k��bu w�y. Mog�y si� sko�czy� gwa�tem albo ch�opcy pobiliby si� mi�dzy sob�.
- Masz to z g�owy. �aden nie ruszy czego�, co nale�y do Kamyka.
- Na pewno? - zw�tpi� Myszka.
- Ja bym si� w�ciek�, gdyby kt�ry spr�bowa�. Kamyk rzadko traci cierpliwo��, ale jak ju� straci, to lepiej ucieka�.
Smok i ma�y W�drowiec siedzieli na szczycie klifu, kt�ry podkowiastym �ukiem otacza� Zatok� S�onego. Pra�yli si� w s�o�cu, podziwiaj�c widok na ocean i jasnoz�ot� pla�� ograniczon� z jednej strony stromym stokiem, poro�ni�tym soczyst� zieleni� palm i g�stych zaro�li. Doko�a nich porozk�adane by�y kartony ze szkicami, przyci�ni�te kamieniami, by wiatr nie str�ci� ich do wody. Wszystkie przedstawia�y ten sam temat w r�nych wersjach - kobiec� posta� na tle
wodospadu. Po�eracz Chmur podni�s� jeden z rysunk�w i przyjrza� mu si� krytycznie.
- Ten jest chyba najlepszy. �ebym jeszcze m�g� zrozumie�, dlaczego ta dziewczyna tak bardzo si� wam wszystkim podoba... Strasznie uty�a ostatnimi czasy, i to nier�wno. Tu ma wi�cej... tu mniej... tu znowu wi�cej... - Jego r�ka wskazywa�a odpowiednie rejony na ciele.
Myszka parskn�� �miechem. Po�eracz Chmur nagle oderwa� wzrok od szkicu i czujnie nastawi� uszu.
- Kto� tu idzie... A, to Stalowy. - Pokr�ci� g�ow� z zastanowieniem. - Dziwne, si�gam do niego, a on mi si� wy�lizguje. My�li mu si� roz�a��... m�tne to jakie�. Ale�... - mrukn�� smok z niesmakiem - ...on si� chyba po prostu ur�n��. Myszka, czy to mu si� cz�sto zdarza?
Myszka westchn�� ci�ko.
- Od trzech miesi�cy coraz cz�ciej. Wiatr Na Szczycie zruga� go, ale to nic nie da�o. Stalowy t�skni za miastem i nudzi si�. M�ody smok pokiwa� g�ow� z min� osoby do�wiadczonej.
- Pami�tam, jak...
W tym momencie pojawi� si� obiekt ich rozmowy. Myszka wraz ze swym towarzyszem patrzy� na niego w zdumieniu. Stalowy u�miechn�� si� krzywo. Kosmyki potarganych w�os�w wpada�y mu do oczu. Najwyra�niej przedziera� si� przez chaszcze ubrany jedynie w przepask� na biodrach, gdy� ca�y by� okropnie podrapany, a krople krwi miesza�y si� z potem. Szed� wolnym krokiem niebezpiecznie blisko kraw�dzi. Tam gdzie zwietrza�y kamie� by� kruchy i w ka�dej chwili m�g� zarwa� si� pod jego ci�arem. Myszka zastanowi� si�, czy zd��y�by za pomoc� talentu przechwyci� spadaj�ce cia�o i przerzuci� je w bezpieczne miejsce. Stalowy podszed� bli�ej, wci�� z nienaturalnym u�miechem przylepionym do twarzy.
- O, Mysze�ka... i nasz ukochany przyw�dca... mo-moralny przewodnik.
G�os mia� ochryp�y. Myszka dostrzeg�, �e ch�opak jest boso i zostawia krwawe �lady. Przej�� go dreszcz. Na Mi�osierdzie Losu, jak mo�na doprowadzi� si� do takiego stanu?!
- Oprzytomniej, �ajzo! - warkn�� Po�eracz Chmur. - Nie jestem Kamykiem!
Stalowy zachichota�.
- Smok w przebraniu! �mieszne... No, czy to nie �mieszne? Smok... chi, chi, chi...
Wci�� si� �miej�c, podszed� do Po�eracza Chmur niepewnym krokiem i szturchn�� go palcem w pier�.
- Jakbym ci� st�d zrzuci�, toby� pofrun��, ptaszku? Polecia�by�? - Pchn�� ca�� d�oni�, a� Po�eracz Chmur zachwia� si�.
- Uspok�j si�! Jeste� zalany! - warkn��. Z obaw� spojrza� na kraw�d� ska�y. Tylko tego brakowa�o, by musia� szamota� si� z odurzonym ch�opakiem tam, gdzie tylko krok dzieli� ich od upadku dwadzie�cia pik w d� - na g�azy, o kt�re rozbija�y si� z hukiem fale.
- Zalany? - Stalowy przekr�ci� g�ow�, parodiuj�c poz� pe�n� namys�u. - Nie. To eliksir latania. Cudowna materia... A ja potrafi� lata�, bezskrzyd�y smoku.
Ruszy� ku urwisku, depcz�c rysunki. Po�eracz Chmur z�apa� go z ty�u za rami�.
- Do�� tego!
W tej samej chwili z drugiej strony za r�k� Stalowego chwyci� Myszka.
- Przesta�, Stalowy - rzek� prosz�co. - Przesta�. To nie jest zabawne. Prosz� ci�, chod�my do domu. Krwawisz. Powiniene� si� po�o�y�.
- Po�o�y� si�? - powt�rzy� Stworzyciel ze skupieniem. Zbli�y� twarz do twarzy Myszki i W�drowiec dopiero wtedy dostrzeg� rozszerzone �renice kolegi. - Myszka... to przecie� imi� dla dziewczynki. Jeste� dziewczynk�, kochanie, prawda? B�d� dla mnie mi�a, skarbie...
- Puszczaj...! - wykrztusi� Myszka, niespodzianie uwi�ziony w obj�ciach starszego ch�opca. Ogarni�ty panik� usi�owa� unikn�� nachalnych pieszczot. - Zwariowa�e�?! Pu�� mnie!!
- Stalowy, pu�� go w tej chwili!!
- Ty masz Jagod�! Nie wszystko ci si� nale�y!
Rozleg� si� g�uchy odg�os uderzenia. Stalowy pu�ci� Myszk� i upad�, nieprzytomny. Po�eracz Chmur, krzywi�c si�, zgina� i rozgina� palce. Na szcz�ce Stworzyciela w b�yskawicznym tempie wykwit� pot�ny siniec.
- Musia�em. Mam tylko nadziej�, �e nie wybi�em mu z�b�w. Ukl�kn�� przy zemdlonym i otworzy� mu usta, sprawdzaj�c.
- Tt-to nnie al-ko-hol... - wyj�ka� Myszka, trz�s�c si� ze zdenerwowania. - Sa-sam zz-zobacz.
Podni�s� Stalowemu powiek�, pokazuj�c �renic�, kt�ra zagarn�a niemal ca�y kolor oka.
- Tt-to jaki� nar-kkotyk.
Po�eracz Chmur zadecydowa� w jednej chwili:
- Zabierz nas do Osady. Po�o�ymy go do ��ka. Ja zostan� ze Stalowym. Przypilnuj�, �eby nie robi� g�upstw. Nawet gdybym zn�w mia� go r�bn��. A ty zwo�aj razem S�onego, Wiatr Na Szczycie, Kamyka... i Ko�ca. Niech temu szczeniakowi wbij� troch� rozumu do g�owy.
*
Stalowy obudzi� si� z okropnym b�lem g�owy. Jakby �elazna obr�cz bezlito�nie zaciska�a si� wok� jego czaszki. Le�a� na brzuchu z szyj� przekr�con� i by�o mu niewygodnie. Spr�bowa� zmieni� pozycj�. Co� kr�powa�o mu ruchy. Up�yn�a d�uga chwila, zanim zorientowa� si�, �e jest po prostu zwi�zany.
- Co u licha...? - Gard�o mia� wyschni�te jak papier.
- Aa... Budzimy si�? B�dziemy grzeczni? �adnych awantur?
G�os by� znajomy i ocieka� sarkazmem. Stworzyciel ostro�nie uchyli� powieki. W drzwiach, oparty niedbale o futryn�, sta� Wiatr Na Szczycie.
- Dlaczego ja jestem zwi�zany? - wyszepta� ch�opiec ze zdumieniem i uraz�.
- C�... smutna konieczno��, rzek�bym. �eby� nie zrobi� krzywdy sobie lub komu� innemu. Najpierw pr�bowa�e� si� zabi�, potem mia�e� atak drgawek, a na koniec spadek t�tna. Kamyk robi� ci masa� - wyja�ni� uprzejmie Hajg.
- Co za bzdury... Nic nie pami�tam. Rozwi�� mnie! Wiatr Na Szczycie wzruszy� ramionami.
- Sam si� rozwi��. Jeste� pono� Stworzycielem. W�adca materii, phi... - doda� z przek�sem.
Stalowy poruszy� zdr�twia�ymi r�kami. Sznury obejmowa�y nadgarstki. Nogi mia� r�wnie� zwi�zane. Pr�bowa� skupi� si� na strukturze linek, lecz koszmarne �upanie w g�owie uniemo�liwia�o skuteczne u�ycie magicznego talentu.
- Rozwi�� mnie - j�kn�� powt�rnie.
- Zastanowi� si� - odpar� Wiatr Na Szczycie. - Ale raczej jeszcze troch� ci� tak potrzymam. Za kar�.
- Co ja takiego zrobi�em?!
- Pr�bowa�e� zrzuci� Po�eracza Chmur z urwiska, nie m�wi�c ju� o pr�bie gwa�tu na Myszce. Szkoda, �e nie wiedzia�em wcze�niej, �e masz sk�onno�� do ch�opc�w - powiedzia� Hajg i po�o�y� d�o� na udzie Stalowego.
Ch�opak wrzasn��.
- �artowa�em - uspokoi� go Mistrz Iluzji, cofaj�c r�k�. - Naprawd� masz dziur� w pami�ci?
- Jak przepa�� - wyskam�a� Stalowy. - Nic nie pami�tam. �eb mi p�ka. Zlituj si�, musz� i�� do ust�pu.
Istotnie, ta potrzeba stawa�a si� z chwili na chwil� coraz wi�ksza. Gdy sponiewierany ch�opak wr�ci� z ustronnego miejsca, ujrza� widok, kt�ry zapar� mu dech w piersi. Mistrz Iluzji pustoszy� jego warsztat, opr�niaj�c do kub�a, jeden po drugim, s�oje i pude�ka z rozmaitymi preparatami. Stalowy rozpaczliwie rzuci� si� na ratunek swoim skarbom.
- Nieee! Co ty wyprawiasz?!!
- To, co dawno ju� powinienem zrobi�, ty na�ogowcu! - odpar� Hajg gniewnie, obezw�adniaj�c go z �atwo�ci�. - Nie szarp si�, bo ci zwichn� r�k�! Chcesz sko�czy� jak ci nieszcz�nicy z dzielnic biedoty? Zawszeni, zag�odzeni, odurzeni jakim� �wi�stwem? Ciekawe, jaki po�ytek ma by� z tego, �e si� otrujesz?!
- A jaki po�ytek z tego, �e