2839
Szczegóły |
Tytuł |
2839 |
Rozszerzenie: |
PDF |
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
[email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
2839 PDF - Pobierz:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd pliku o nazwie 2839 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
2839 - podejrzyj 20 pierwszych stron:
Orson Scott Card
Mozaika
Charliemu Benowi,
kt�ry potrafi lata�
Wprowadzenie
Nie mog� ogl�da� w kinie horror�w ani film�w sensacyjnych. Pr�bowa�em, ale nie
potrafi� znie�� napi�cia, kt�re temu towarzyszy. Ekran jest zbyt du�y, a
postacie zbyt prawdziwe. Zawsze w ko�cu opuszczam kino i id� do domu.
Wiecie, jak ogl�dam takie filmy? W domu. W telewizji kablowej. Ma�y ekran
telewizora daje mi wi�ksze poczucie bezpiecze�stwa. Znajduj� si� w znajomym
otoczeniu - we w�asnym domu. Kiedy napi�cie ro�nie, mog� zmieni� kana� i ogl�da�
po raz kt�ry� z rz�du Dicka Van Dyke'a albo Green Acres, lub jak�� inn�
kompletn� szmir� z czas�w, gdy kino prze�ywa�o okres upadku. Ogl�dam, dop�ki nie
uspokoj� si� na tyle, by znowu prze��czy� kana� i zobaczy�, jak potoczy�a si�
akcja.
W taki w�a�nie spos�b obejrza�em Obcego i Terminatora - nigdy nie widzia�em ich
od pocz�tku do ko�ca. Zdaj� sobie spraw�, �e moje post�powanie burzy zamys�
autora filmu, poniewa� zak�ada on �ci�le okre�lon� kolejno�� scen. Jednak z
drugiej strony, dzi�ki mo�liwo�ci manipulowania pilotem telewizora, moje
obcowanie ze sztuk� filmow� staje si� procesem bardziej aktywnym - swego rodzaju
obserwacj� uczestnicz�c�. Mog� samodzielnie wycina� sceny, kt�re ra�� zbytnio
moje poczucie dobrego smaku. Wed�ug mnie Zab�jcza bro� jest du�o przyjemniejsza,
kiedy przeplata si� j� fragmentami Wild and Beautiful on Ibiza i Life on Earth.
Tutaj dochodzimy do odpowiedzi na pytanie, co jest najpot�niejszym narz�dziem w
r�kach pisarzy i filmowc�w. Strach. Ale nie taki sobie zwyczajny strach, lecz
groza. Groza jest najwa�niejszym i najsilniejszym spo�r�d trzech rodzaj�w
strachu. Jest to napi�cie, oczekiwanie, kt�re pojawia si�, gdy cz�owiek wie, �e
jakie� zagro�enie istnieje, lecz jeszcze go nie zidentyfikowa�. To jest l�k,
kt�ry ci� ogarnia, gdy nagle u�wiadomisz sobie, �e twoja �ona lub m�� powinni
wr�ci� godzin� temu; kiedy us�yszysz dziwne odg�osy dochodz�ce z pokoju
dziecinnego; kiedy zauwa�ysz, �e okno (m�g�by� przysi�c, �e je zamkn��e�!), jest
otwarte, zas�ony faluj�, a poza tob� w domu nie ma nikogo.
Przera�enie wyst�puje wtedy, gdy cz�owiek widzi co�, czego si� boi. Na przyk�ad
napastnik zbli�a si� do ciebie z no�em. Albo widzisz �wiat�a samochodu, kt�ry
jedzie prosto na ciebie. Albo z zaro�li wynurzaj� si� cz�onkowie Ku-Klux-Klanu,
a jeden z nich trzyma w r�kach sznur. Wtedy wszystkie mi�nie, z wyj�tkiem
zwieraczy, napinaj� si�, a ty ca�y sztywniejesz, zaczynasz krzycze� albo rzucasz
si� do ucieczki. Jest w tym panika, gor�czkowa aktywno��, lecz zawsze jest to
dzia�anie, daj�ce jakie� poczucie panowania nad sytuacj�, nie za� bezradne,
pe�ne napi�cia oczekiwanie. Przera�enie, cho� samo w sobie paskudne, jest mimo
wszystko lepsze od grozy. Przynajmniej wiadomo, czego nale�y si� ba�. Wiadomo, z
czym ma si� do czynienia. Wiadomo, czego mo�na si� spodziewa�.
Z horrorem mamy do czynienia wtedy, kiedy przera�aj�ca rzecz ju� si� wydarzy�a.
Widzimy jej pozosta�o�ci, jej skutki. Na przyk�ad potworne, zmasakrowane zw�oki.
Ogarniaj� nas md�o�ci lub lito�� dla ofiary. Jednak nawet lito�� zabarwiona jest
wstr�tem i odraz�. W ko�cu nie dopuszczamy do �wiadomo�ci okropnego widoku i
odbieramy ofierze cz�owiecze�stwo. Je�li wci�� mamy do czynienia z horrorem,
przestaje on robi� na nas jakiekolwiek wra�enie, w jakim� sensie ofiara nie jest
ju� cz�owiekiem i st�d my tak�e przestajemy by� lud�mi. Przyk�ad oddzia��w
specjalnych w obozach koncentracyjnych �wiadczy o tym, �e po przerzuceniu setek
nagich zw�ok wi�niowie przestawali p�aka� i wymiotowa�. Machinalnie wykonywali
swoj� prac�, traktuj�c pomordowanych jak przedmioty.
Dlatego przygn�bia mnie fakt, �e wsp�cze�ni tw�rcy horror�w prawie ca�kowicie
skupili si� na okropno�ci i zapomnieli o grozie. Realizatorzy najbardziej
kasowych film�w nie zawracaj� sobie ju� g�owy tym, by stworzy� ni� sympatii
mi�dzy bohaterem filmu i widzem, ta wi� za� jest niezb�dna do tego, by przej��
widza groz�. Okrutne sceny nie przera�aj� ju� dlatego, �e czujemy wi� z ofiar�,
lecz raczej fascynuj�, poniewa� chcemy zobaczy�, jak� now� metod� okaleczenia
cia�a wymy�li� autor ksi��ki lub filmu. Ach - upiek� go na ro�nie! A to dopiero
- potw�r wyd�uba� facetowi oko!
Ogarni�ci obsesj� stosowania efekt�w specjalnych tw�rcy film�w grozy rutynowo
ukazuj� przera�aj�ce rzeczy w taki spos�b, �e odcz�owieczaj� widza, zmieniaj�c
ludzkie cierpienie w rozrywk�, kt�ra jak pornografia kieruj e si� zasad� "im
wi�cej, tym lepiej". Jednak jeszcze bardziej napawa mnie smutkiem to, �e wielu
pisarzy tworz�cych opowie�ci grozy czyni tak samo. Pisarze ci nic nie wynie�li z
lekcji udzielonej im przez Stephena Kinga, nie zrozumieli, na czym w
rzeczywisto�ci polega sukces jego ksi��ek. Opowie�ci Kinga nie robi� na nas
wra�enia dzi�ki okropnym rzeczom, kt�re przytrafiaj� si� ich bohaterom. Dzia�aj�
na nas dlatego, �e zanim w og�le wydarz� si� jakie� okropne rzeczy, zd��yli�my
ju� tych bohater�w polubi�. W jego najlepszych ksi��kach, takich jak Martwa
strefa i Bastion, wcale nie wydarza si� tak wiele okropno�ci. Opowie�ci te
przenika raczej pe�ne grozy napi�cie, kt�re w ko�cu ulega roz�adowaniu dzi�ki
opisom przera�enia i b�lu. Najwa�niejsze jest jednak to, �e cierpienie, jakiego
do�wiadczaj� bohaterowie, ma jaki� sens.
Sztuka tworzenia opowie�ci grozy polega na tym, by widz lub czytelnik uto�sami�
si� z bohaterem i ba� si� tego, czego boi si� bohater. Rzecz w tym, by�my nie
znajdowali si� na zewn�trz, spogl�daj�c na pokrywaj�c� bohatera krwaw� ma� lub
jego ziej�ce rany, lecz postawili si� w jego sytuacji i z l�kiem czekali na
straszne rzeczy, kt�re mog� si� wydarzy� lub naprawd� si� wydarz�. Cia�o
bohatera ka�dy potrafi zmasakrowa�. Jednak tylko dobry powie�ciopisarz umie da�
czytelnikowi nadziej�, �e bohater prze�yje.
Tak wi�c ja nie pisuj� horror�w. Owszem, moim bohaterom przytrafiaj� si� z�e,
czasem nawet przera�aj�ce rzeczy. Jednak nie ukazuj� ich we wszystkich
szczeg�ach. Nie musz� tego robi�. I nie mam takiego zamiaru. Przenikni�ci groz�
sami b�dziecie wyobra�a� sobie co� znacznie gorszego ni� to, co kiedykolwiek
przysz�oby mi do g�owy wam opisa�.
l. ERYNIE W UBIKACJI NA CZWARTYM PI�TRZE
To, �e zamieszka� w czteropi�trowym domu czynszowym bez windy, stanowi�o cz��
jego zemsty. Zupe�nie jakby oznajmi� Alicji:
- A wi�c wyrzucasz mnie z domu, tak? Dobrze, w takim razie wyprowadz� si� do
jakiej� plugawej rudery w Bronxie, gdzie na cztery mieszkania przypada jedna
�azienka! B�d� ci�gle nosi� nie wyprasowane koszule i krzywo zawi�zany krawat.
- Widzisz, co mi zrobi�a�?
Kiedy jednak powiedzia� Alicji o mieszkaniu, ta za�mia�a si� tylko i rzek�a z
gorycz�:
- Przesta�, Howardzie. Nie mam zamiaru d�u�ej gra� w twoje gierki. Jeste� w tym
lepszy ode mnie.
Udawa�a, �e ju� jej na nim nie zale�y, ale Howard wiedzia�, �e to nieprawda.
Zna� ludzi, wiedzia�, czego pragn�, Alicja za� po��da�a jego. To w�a�nie by�a
najmocniejsza karta w ich wzajemnych stosunkach - ona pragn�a go bardziej ni�
on jej. Howard cz�sto o tym my�la�: w pracy w Biurze Projekt�w Humboldta i
Breinhardta, podczas obiadu w taniej jad�odajni (to tak�e stanowi�o cz�� kary),
w metrze, gdy wraca� do domu (Alicja je�dzi�a lincolnem continentalem).
Bezustannie my�la� o tym, jak bardzo go pragn�a. Pami�ta� jednak, co
o�wiadczy�a tego dnia, gdy wyrzuci�a go z domu:
- Je�li kiedykolwiek znowu zbli�ysz si� do Rhiannon, zabij� ci�.
Nie pami�ta�, dlaczego to powiedzia�a. Nie potrafi� sobie tego przypomnie� i
nawet nie stara� si�, poniewa� na my�l o tym zaczyna� czu� si� nieswojo, a
jedyn� rzecz�, na kt�rej mu zale�a�o, by�o jego w�asne dobre samopoczucie. Inni
przez ca�e �ycie pr�buj� doj�� do �adu ze sob� i �wiatem, ale w jego �yciu
panowa� porz�dek. Howard by� dobrze przystosowany i spokojny. Jestem w porz�dku.
Jestem w porz�dku. Ja jestem w porz�dku. Do diab�a z wami wszystkimi.
- Je�li pozwolisz innym, by wprawili ci� w zak�opotanie - mawia� sobie cz�sto -
to znajd� na ciebie haka i b�d� tob� manipulowa�.
On potrafi� znale�� haka na innych ludzi, ale inni nie potrafili znale�� haka na
niego.
Howard dotar� do domu z przyj�cia u Stu o trzeciej nad ranem. Panowa� cholerny
zi�b, chocia� nie nadesz�a jeszcze zima. Aby awansowa� w firmie Humboldta i
Breinhardta, nale�a�o ucz�szcza� na tego rodzaju przyj�cia. Brzydka �ona Stu
pr�bowa�a uwie�� Howarda, lecz ten udawa� niewini�tko, wi�c poczu�a si� g�upio i
da�a mu spok�j. Howard uwa�nie przys�uchiwa� si� plotkom w biurze i wiedzia�, �e
kilku facet�w wylano z pracy, bo przy�apano ich na gor�cym uczynku, m�wi�c
ogl�dnie - ze spuszczonymi portkami. Nie mo�na powiedzie�, �eby Howarda nigdy
nie sw�dzia�o w portkach. Zaci�gn�� do ��ka Dolores z recepcji i zarzuci� jej,
�e go unieszcz�liwi�a.
- Wiem, �e nie robisz tego naumy�lnie, ale nie mo�esz d�u�ej u�ywa� w stosunku
do mnie swoich sztuczek - za��da�.
- Jakich sztuczek? - spyta�a Dolores z niedowierzaniem w g�osie, ale nieco
zak�opotana (poniewa� autentycznie stara�a si� uszcz�liwia� innych ludzi).
- Na pewno wiedzia�a�, jak bardzo jestem do ciebie przywi�zany.
- Nie. Nigdy... to mi nigdy nie przysz�o do g�owy. Howard sprawia� wra�enie
oniemia�ego i zmieszanego. W rzeczywisto�ci nie by� ani oniemia�y, ani
zmieszany.
- W takim razie... no c�... w takim razie pomyli�em si�, przepraszam. My�la�em,
�e robisz to celowo...
- �e co takiego robi�?
- �e mi dajesz po nosie... zreszt� niewa�ne, gadam jak jaki� smarkacz, chodzi o
drobiazgi. Kurcz�, Dolores, zadurzy�em si� w tobie jak uczniak...
- Ale� Howardzie, nie mia�am poj�cia, �e sprawiam ci b�l.
- Bo�e, c� za kompletny brak wra�liwo�ci - odpar� Howard udaj�c ura�onego.
- Och, Howardzie, naprawd� tak wiele dla ciebie znacz�?
Howard jedynie westchn�� cichutko, Dolores za� wyci�gn�a z tego takie wnioski,
jakie chcia�a wyci�gn��. Wygl�da�a na zak�opotan�. Zrobi�aby wszystko, �eby
tylko odzyska� dobry humor. By�o jej tak nieswojo, �e oboje sp�dzili ca�kiem
mi�e p� godzinki, wprawiaj�c si� nawzajem w dobre samopoczucie. Nikomu innemu w
biurze nie uda�o si� dobra� do Dolores. Jednak Howard potrafi� dobra� si� do
ka�dego.
Wdrapa� si� po schodach do swojego mieszkania, czuj�c ogromn� satysfakcj�.
- Nie potrzebuj� ci�, Alicjo - rzek� sam do siebie. - Nikogo nie potrzebuj� i
nikogo nie mam.
Wci�� mamrocz�c pod nosem wszed� do wsp�lnej �azienki i zapali� �wiat�o.
Z ubikacji dosz�o go gulgotanie, co� jakby syk. Czy kto� za�atwia� si� przy
zgaszonym �wietle? Howard wszed� do wn�trza, ale nikogo tam nie by�o. Wtedy
zajrza� do muszli klozetowej i zobaczy� w niej niemowl�, kt�re mia�o mo�e ze dwa
miesi�ce. Jego oczy i nos ledwie co wystawa�y ponad wod�. Dziecko wygl�da�o na
przera�one. Nogi, biodra i brzuch male�stwa tkwi�y w rurze kanalizacyjnej. Kto�
najwyra�niej chcia� je utopi�. Howard nie m�g� poj��, co za kretyn s�dzi�, �e
co� takiego przeci�nie si� przez rur� kanalizacyjn�.
Przez chwil� zdecydowany by� zostawi� dziecko w muszli, kieruj�c si� typow� dla
mieszka�c�w du�ych miast oboj�tno�ci� na los innych ludzi i sk�onno�ci� do
niewtykania nosa w cudze sprawy, nawet je�li mia�oby to graniczy� z
okrucie�stwem. Ratowanie niemowl�cia wi�za�oby si� z pewnymi trudno�ciami:
musia�by powiadomi� policj�, zanie�� dziecko do mieszkania i zaopiekowa� si� nim
a� przyb�dzie pomoc, mo�e nawet opisano by ca�e zdarzenie na pierwszych stronach
gazet, no i z ca�� pewno�ci� sp�dzi�by noc na sk�adaniu zezna� na posterunku
policji. Tymczasem Howard by� zm�czony i chcia� po�o�y� si� spa�.
Przypomnia� sobie jednak, �e Alicja powiedzia�a kiedy�:
- Howardzie, nie jeste� nawet cz�owiekiem. Jeste� cholernym, samolubnym
potworem.
- Nie jestem potworem - odpar� w duchu i si�gn�� w g��b muszli, by wyci�gn�� z
niej niemowl�.
Dziecko by�o mocno zakleszczone w rurze. Ten, kto usi�owa� si� go pozby�,
naprawd� porz�dnie wcisn�� je do �rodka. Howarda ogarn�o kr�tkotrwa�e,
autentyczne oburzenie na my�l, �e kto� chcia� rozwi�za� sw�j problem, zabijaj�c
niewinn� istot�. Jednak zbrodnie pope�nione na dzieciach nie by�y tematem, kt�ry
Howard mia� ochot� rozwa�a�. Poza tym mia� teraz inne sprawy na g�owie.
Niemowl� chwyci�o Howarda za r�k� i wtedy zauwa�y�, �e nie ma ono palc�w: ko�ci
i sk�ra by�y zro�ni�te w co� na podobie�stwo p�etw. P�etwy te jednak z niezwyk��
si�� zaciska�y si� na jego r�kach. Howard wsadzi� obie d�onie g��boko do wn�trza
muszli klozetowej i stara� si� wyci�gn�� dziecko.
Wreszcie rozleg� si� plusk i male�stwo wydosta�o si� na zewn�trz, a woda
sp�yn�a do toalety. R�wnie� nogi szkraba zro�ni�te razem, tworzy�y jedn�
potwornie zniekszta�con� ko�czyn�. To by� ch�opiec: mia� z boku j�dra, wi�ksze
ni� normalnie. Howard zauwa�y� te�, �e w miejscu, gdzie powinny znajdowa� si�
stopy, wyrasta�y dwie p�etwy, a przy ich ko�c�wkach widnia�y czerwone punkciki,
wygl�daj�ce jak zaognione rany. Dziecko zap�aka�o, a w�a�ciwie zaskowycza�o, co
przywiod�o Howardowi na my�l psa, kt�rego agonii by� kiedy� �wiadkiem. (Howard
wyrzuci� ze �wiadomo�ci fakt, �e to on by� sprawc� �mierci psa, poniewa� rzuci�
go na ulic� prosto pod ko�a nadje�d�aj�cego samochodu po to tylko, by zobaczy�
jak kierowca gwa�townie skr�ca. Tymczasem kierowca nie skr�ci�).
Howard pomy�la�, �e nawet tak strasznie zdeformowana istota ma prawo do �ycia.
Teraz jednak, trzymaj�c dziecko w ramionach, poczu� wstr�t pomieszany z lito�ci�
i jednocze�nie wsp�czucie dla ludzi, prawdopodobnie rodzic�w, kt�rzy pr�bowali
zabi� potworka. Dziecko zmieni�o pozycj� i wtedy tam, gdzie dot�d p�etwy styka�y
si� z cia�em Howarda, m�czyzna poczu� piek�cy b�l. Na jego r�kach widnia�o
kilka du�ych ran, z kt�rych sp�ywa�a krew i ropa. Kiedy rany wystawione zosta�y
na powietrze, b�l sta� si� bardziej przenikliwy.
Howard skojarzy� rany z dzieckiem dopiero wtedy, gdy dolne p�etwy przylgn�y mu
do brzucha, a g�rne przyczepi�y si� do jego piersi. Na p�etwach niemowl�cia
znajdowa�y si� pot�ne ssawki; tak mocno przywar�y one do cia�a m�czyzny, �e
razem z nimi odrywa�y si� kawa�ki sk�ry. Howard spr�bowa� zedrze� z siebie
niemowl�, jednak kiedy tylko kt�ra� p�etwa odczepia�a si� od jednego skrawka
cia�a, natychmiast przylega�a do innego.
Akt mi�osierdzia zamieni� si� w zaciek�� walk�. Howard u�wiadomi� sobie, �e
wcale nie ma do czynienia z dzieckiem. Dzieci nie potrafi� tak mocno przyczepi�
si� do doros�ego, poza tym to co� mia�o z�by i usi�owa�o wbi� si� nimi w jego
r�ce. By� to stw�r o ludzkiej twarzy, lecz z pewno�ci� nie istota ludzka. Howard
mocno uderzy� cia�em o �cian�, maj�c nadziej�, �e oszo�omiony stw�r spadnie na
pod�og�. Tymczasem potworek jedynie przylgn�� mocniej, zadaj�c mu wi�cej b�lu.
Wreszcie Howard zdo�a� zerwa� go z siebie, zahaczaj�c nim o kant �ciany. Dziecko
spad�o na pod�og�, a on szybko wycofa� si� z ubikacji, czuj�c piek�cy b�l
dziesi�tek ran na swoim ciele.
To musia� by� koszmarny sen. Co� takiego nie mog�o dzia� si� naprawd�: �rodek
nocy, �azienka o�wietlona tylko jedn� �ar�wk� i parodia istoty ludzkiej wij�ca
si� na pod�odze.
Czy to m�g� by� mutant, kt�remu w jaki� spos�b uda�o si� prze�y�? Jednak to co�
przylgn�o do cia�a Howarda z tak� determinacj� i si��, do jakiej nie by�oby
zdolne ludzkie dziecko. Niemowl� pe�z�o po pod�odze, Howard za� o�lepiony b�lem
i mocno wystraszony, nie wiedzia� co robi�. Potworek dotar� do �ciany i
przy�o�y� do niej p�etw�. Ssawki przylgn�y do powierzchni i dziecko cal po calu
zacz�o pi�� si� w g�r�. Zacz�o popuszcza� ka�: ci�gn�a si� za nim stru�ka
zielonej wydzieliny. Howard patrzy� na zielony �luz na �cianie i na swoje
pokryte rop� rany.
Co si� stanie, je�li to zwierz�, czy cokolwiek to jest, nie zdechnie, mimo �e ma
tak strasznie zdeformowane cia�o? Co si� stanie, je�li prze�yje? Je�li zostanie
znalezione, zabrane do szpitala, otoczone opiek�? A gdy doro�nie?
Stworzenie dotar�o do sufitu i przylegaj�c �ci�le do powierzchni pe�z�o g�ow� w
d� w kierunku �ar�wki.
Istota pr�bowa�a znale�� si� nad Howardem i nadal popuszcza�a �luz. W m�czy�nie
obrzydzenie okaza�o si� silniejsze od strachu. Z�apa� niemowl� za grzbiet i
ci�gn�c ze wszystkich si�, zdo�a� oderwa� je od sufitu. Dziecko wi�o si� i
szarpa�o, pr�buj�c przyssa� si� do jego r�k, jednak po wielu wysi�kach Howardowi
uda�o si� wepchn�� je g�ow� w d� do muszli klozetowej. Przytrzyma� je pod wod�,
dop�ki nie przesta�o puszcza� b�belk�w powietrza i nie zsinia�o. Potem poszed�
do mieszkania po n�. Czymkolwiek by�o to stworzenie, powinno znikn�� z
powierzchni ziemi. Musia�o umrze� i nie m�g� pozosta� �aden �lad, �e on je
zabi�.
Szybko znalaz� n� i jeszcze chwil� pozosta� w mieszkaniu, �eby opatrzy� czym�
rany. Bola�o, ale wkr�tce poczu� si� troch� lepiej.
�ci�gn�� koszul�; zastanowi� si� i zdj�� ca�e ubranie, po czym w�o�y� szlafrok,
wzi�� r�cznik i wr�ci� do �azienki. Nie chcia�, �eby kto� zobaczy� krew na jego
rzeczach.
Gdy wr�ci� do �azienki, dziecka w ubikacji nie by�o. Howard przerazi� si�. Czy
kto� znalaz� je i odratowa�? Mo�e kto� widzia� go, jak wychodzi� z �azienki, lub
co gorsza - jak wraca� z no�em? Rozejrza� si� woko�o. Wyszed� na korytarz, ale
nikogo nie zauwa�y�. Posta� chwil� w drzwiach zastanawiaj�c si�, co mog�o si�
sta�.
Wtem na jego g�ow� i ramiona spad� jaki� ci�ar. Poczu� ssawki na twarzy i na
g�owie. Z trudem powstrzyma� si� od krzyku. Nie chcia� jednak nikogo obudzi�.
Jakim cudem dziecko nie utopi�o si�, wype�z�o z muszli klozetowej i czeka�o nad
drzwiami na Howarda?
Znowu rozgorza�a walka i znowu Howardowi uda�o si� zerwa� z siebie napastnika
dzi�ki kantowi �ciany. Tym razem jednak sprawa okaza�a si� trudniejsza, gdy�
stworzenie przylgn�o do niego od ty�u. Howard by� wyczerpany. Musia� od�o�y�
n�, aby mie� wolne obie r�ce. Zanim dziecko znalaz�o si� na pod�odze, na ciele
Howarda pojawi�y si� dziesi�tki nowych piek�cych ran. Le�a�o na brzuchu, m�g�
wi�c wykorzysta� okazj� i chwyci� je za grzbiet. Jedn� r�k� z�apa� niemowl� za
kark, drug� podni�s� n�. Podszed� do klozetu.
Musia� dwa razy spuszcza� wod�, zanim sp�yn�a ca�a krew i ropa. Ropy, bia�ej i
g�stej, by�o prawie tyle samo co krwi. Zastanawia� si�, czy nie zarazi� si� od
dziecka jak�� chorob�. Potem spu�ci� wod� jeszcze siedem razy, �eby pozby� si�
pozosta�o�ci. Nawet po �mierci potworka jego ssawki mocno przylega�y do muszli
klozetowej. Howard musia� zeskroba� je no�em.
W ko�cu dziecko znik�o bez �ladu. Wyczerpany Howard ci�ko dysza�. By�
przera�ony tym, co w�a�nie zrobi�, i mdli�o go od smrodu. Przypomnia� mu si�
od�r wn�trzno�ci jego psa, przejechanego przez samoch�d. Zwymiotowa� wszystko,
co zjad� na przyj�ciu, i poczu� si� oczyszczony. Wzi�� prysznic i wreszcie
troch� och�on��. Przed wyj�ciem z �azienki upewni� si�, czy nigdzie nie
pozosta�y �adne �lady walki.
Potem wr�ci� do mieszkania i po�o�y� si� do ��ka.
Mia� zbyt rozstrojone nerwy, by zasn�� od razu. Nie potrafi� wybi� sobie z g�owy
my�li, �e pope�ni� morderstwo (tylko nie morderstwo, tylko nie morderstwo - po
prostu wyeliminowa� co�, co by�o zbyt obrzydliwe, by mog�o pozosta� na �wiecie).
Stara� si� zaprz�tn�� g�ow� innymi sprawami. Pomy�la� o swoich projektach z
pracy, ale we wszystkich widzia� p�etwy. Pomy�la� o dzieciach, ale ich twarze
zamieni�y si� w napi�te oblicze szamocz�cej si� istoty, w�a�nie przez niego
zabitej. Wspomnia� o Alicji... lecz o niej by�o mu jeszcze trudniej my�le� ni� o
potworku.
Wreszcie zasn�� i we �nie ujrza� ojca, kt�ry zmar�, gdy Howard mia� dziesi��
lat. Nie o�y�o �adne z jego typowych wspomnie�: d�ugie spacery z ojcem, gra w
pi�k� na podje�dzie ani wsp�lne wyprawy na ryby. Wszystkie te rzeczy mia�y
miejsce, ale tej nocy, po walce z potworkiem, Howard pami�ta� tylko najbardziej
mroczne zdarzenia, kt�re przez d�ugi czas udawa�o mu si� ukry� g��boko w
zakamarkach umys�u.
- Howie, nie sta� nas na rower z przerzutkami. Nie mog� ci go kupi�, dop�ki
strajk si� nie sko�czy.
- Wiem, tato. Nic nie mo�esz na to poradzi� - odpar� bohatersko Howard
prze�ykaj�c �lin�. - Ja si� tym wcale nie przejmuj�. Gdy wszyscy ch�opcy p�jd�
po szkole na rower, ja zostan� w domu i b�d� odrabia� lekcje.
- Wielu ch�opc�w nie ma roweru z przerzutkami. Howie wzruszy� ramionami i
odwr�ci� si�, by ukry� �zy.
- Pewnie, �e tak. Nie martw si� o mnie, tato. Howie potrafi da� sobie rad�.
Co za odwaga. Jaka si�a charakteru. Po tygodniu dosta� rower z przerzutkami. We
�nie Howard skojarzy� ze sob� fakty, kt�rych dot�d nigdy nie chcia� ��czy�.
Ojciec trzyma� w gara�u pracowicie z�o�one amatorskie radio. Nagle z jakiego�
powodu radio znudzi�o mu si�, jak twierdzi�, wi�c je sprzeda�. Pracowa� wi�cej
na podw�rku i wygl�da� na przera�liwie znudzonego. Wreszcie strajk si� sko�czy�,
ojciec wr�ci� do pracy i zgin�� w wypadku w walcowni.
Sen mia� ob��dne zako�czenie: Howard siedzia� ojcu na ramionach tak, jak
potworek siedzia� wieczorem na nim, i d�ga� go w gard�o no�em.
Obudzi� si� w szarym �wietle wczesnego poranka, zanim zadzwoni� budzik.
- Zabi�em go, zabi�em - �ka� cichutko Howard. - To ja go zabi�em. Wtedy
otrz�sn�� si� z resztek snu i zobaczy�, kt�ra godzina. By�o wp� do si�dmej.
- To tylko sen - przekonywa� sam siebie. Z powodu nocnych koszmar�w obudzi� si�
zbyt wcze�nie z b�lem g�owy i spuchni�tymi od p�aczu oczami. Jego poduszka by�a
mokra.
- Co za parszywy pocz�tek dnia - wymamrota�.
Wsta� i jak zwykle podszed� do okna, by odsun�� zas�ony. Ujrza� dziecko mocno
przyczepione przyssawkami do szyby. Przyciska�o si� coraz bardziej, jakby
chcia�o przenikn�� do pokoju. Z do�u dochodzi�o tr�bienie samochod�w i ryk
ci�ar�wek. Jednak niemowl� nie przejmowa�o si� wysoko�ci� ani tym, �e w razie
odpadni�cia od szyby nie mia�oby si� czego uchwyci�. Zreszt� szansa na to, �e
oderwie si� od szyby, by�a nik�a. Dziecko wbija�o przenikliwe spojrzenie w
Howarda.
Odsun�� si� od okna i zafascynowany obserwowa� je. Unios�o p�etw� i umie�ciwszy
j� wy�ej na szybie, podci�gn�o si� tak, �e patrzy�o Howardowi prosto w oczy.
Nagle powoli i metodycznie zacz�o uderza� g�ow� w szyb�.
W�a�ciciel nie wydawa� du�o pieni�dzy na utrzymanie budynku. Szyba by�a cienka i
Howard wiedzia�, �e dziecko nie przestanie w ni� t�uc, dop�ki jej nie zbije.
Stworzenie chcia�o dosta� si� do Howarda. Przeszed� go dreszcz i poczu�, �e ma
�ci�ni�te gard�o. Zacz�� si� potwornie ba�. Miniona noc nie by�a jedynie snem.
Dowodzi�a tego obecno�� dziecka. Ale przecie� poci�� je na drobne kawa�ki.
Niemo�liwe, by nadal �y�o. Za ka�dym uderzeniem szyba dr�a�a i wydawa�a z siebie
brz�k.
Tam, gdzie g�owa dziecka wali�a w szyb�, pojawi�o si� gwia�dziste p�kni�cie.
Stw�r przedostawa� si� do mieszkania. Howard z�apa� jedyne krzes�o, jakie by�o w
pokoju i rzuci� nim w dziecko i w okno. Szyba p�k�a w o�lepiaj�cym blasku
rozpryskuj�cych si� kawa�k�w szk�a, kt�re l�ni�c w s�o�cu jak aureola, otoczy�y
dziecko i krzes�o. Howard podbieg� do okna i spojrza� w d�. Niemowl� uderzy�o w
dach wielkiej ci�ar�wki. Z jego cia�a zrobi�a si� mokra plama, a wok�
roztrzaska�y si� kawa�ki krzes�a i szk�a, kt�re spad�y potem na ulic� i chodnik.
Ci�ar�wka nie zatrzyma�a si�. Odjecha�a wraz ze zmasakrowanym cia�em, kawa�kami
szk�a i ka�u�� krwi. Howard podbieg� do ��ka, ukl�kn�� i ukry� twarz w kocu.
Pr�bowa� si� uspokoi�. U�wiadomi� sobie, �e zosta� zauwa�ony. Ludzie na ulicy
podnie�li g�owy i ujrzeli go w oknie. Na nic zda�a si� jego ostro�no�� z zesz�ej
nocy: zosta� z�apany na gor�cym uczynku. By� sko�czony. Ale przecie� nie m�g�
pozwoli� na to, by stw�r dosta� si� do pokoju.
Na schodach rozleg�y si� czyje� kroki. Potem dos�ysza� je na korytarzu. Kto�
zacz�� wali� w drzwi. - Otwieraj! Hej, ty tam!
Je�li b�d� siedzia� cicho, to odejd� - pomy�la� Howard, wiedz�c, �e to
nieprawda. Powinien teraz wsta� i otworzy� drzwi. Nie m�g� jednak pogodzi� si� z
my�l�, �e musi opu�ci� bezpieczn� kryj�wk�.
- Ej, sukinsynu!
G�os za drzwiami bez przerwy rzuca� przekle�stwa, jednak Howard nie zdo�a� si�
poruszy�. Nagle przysz�o mu na my�l, �e dziecko mo�e by� pod ��kiem. Poczu�
nawet na udzie dotyk p�etwy gotowej przyssa� si� do jego cia�a....
Zerwa� si� na nogi i rzuci� do drzwi. Otworzy� je na o�cie�. Nawet je�li
przysz�a po niego policja, wola�, by go aresztowali i obronili przed potworem.
W drzwiach sta� nie policjant, lecz cz�owiek z pierwszego pi�tra, kt�ry zbiera�
pieni�dze za czynsz.
- Ty sukinsynu! Bydlaku pozbawiony wszelkiej odpowiedzialno�ci! - wrzeszcza�
m�czyzna, a� peruka zsun�a mu si� z g�owy. - To krzes�o mog�o kogo� zabi�! A
szyba du�o kosztuje! Wynocha! Wyno� si�, ale to ju�, ju�! Nie chc� ci� tu
widzie� i g�wno mnie obchodzi, ile wypi�e�...
- Na oknie by�.... by� ten stw�r...
M�czyzna rzuci� Howardowi ch�odne spojrzenie, ale jego oczy b�yszcza�y ze
z�o�ci. Nie, nie ze z�o�ci. Ze strachu. Howard u�wiadomi� sobie, �e ten cz�owiek
boi si� go.
- To przyzwoity dom - rzek� cicho przybysz. - Zabieraj st�d swoje stwory, w�d� i
zakichane bia�e myszki. Za szyb� nale�y si� sto dolc�w. Dawaj sto dolc�w, ale to
ju�. I masz si� st�d wynie�� najdalej za godzin�, s�yszysz? Bo jak nie, to
dzwoni� po policj�, s�ysza�e�?
- Tak, s�ysza�em - odpar� Howard.
Po chwili m�czyzny ju� nie by�o. Stara� si� nie dotkn�� r�k Howarda, jakby ten
sta� si� odra�aj�cy. W rzeczy samej tak w�a�nie by�o. Howard sta� si�
odra�aj�cy, w ka�dym razie dla samego siebie. Natychmiast po wyj�ciu go�cia
zamkn�� drzwi. Spakowa� sw�j dobytek, kt�ry wni�s� kiedy� do tego mieszkania w
dw�ch walizkach, i zszed� na d�. Wezwa� taks�wk� i pojecha� do pracy. Kierowca
spogl�da� na niego z niech�ci� i w og�le si� nie odzywa�. Howard nie
przejmowa�by si� tym, gdyby nie to, �e taks�wkarz nie odrywa� wzroku od
lusterka, w kt�rym nerwowo go obserwowa�, jakby spodziewa� si�, �e on zaraz
zrobi co� z�ego. Przecie� nic nie zrobi�, pomy�la� Howard. - Jestem przyzwoitym
cz�owiekiem. Da� kierowcy porz�dny napiwek, a potem jeszcze doda� dwudziestk� za
dostarczenie walizek do domu w Queens, gdzie w ko�cu chocia� przez jaki� czas
mog�aby si� nimi zaj�� Alicja. Howard mia� do�� wynajmowania mieszka�.
Najwyra�niej zesz�ej nocy i rano przy�ni� mu si� koszmar. On jeden widzia�
potwora. Przez okno wylecia�o tylko krzes�o i zbita szyba, w przeciwnym razie
dozorca co� by zauwa�y�.
Z tym, �e by� mo�e to koszmarne niemowl� rzeczywi�cie spad�o na ci�ar�wk� i
kto� dzi� jeszcze m�g� znale�� je w New Jersey albo w Pensylwanii.
Nie, dziecko nie mog�o naprawd� istnie�. Przecie� zabi� je w nocy, a �y�o
nast�pnego dnia rano. To by� koszmar. Nikogo naprawd� nie zabi�em - przekonywa�
sam siebie. (Z wyj�tkiem psa i taty - odezwa� si� jaki� nieznany, niemi�y g�os z
zakamark�w jego umys�u).
Zaj�� si� prac�. Wykre�la� linie na papierze, odbiera� telefony, dyktowa� listy,
nie my�le� o koszmarach, o rodzinie, o w�asnym pogmatwanym �yciu.
- Ale wczoraj by�a impreza, no nie?
- O tak, niez�a.
- Jak leci, Howardzie?
- W porz�dku, Dolores. Dzi�ki.
- Poprawi�e� b��dy w programie?
- Ju� prawie. Daj mi jeszcze jakie� dwadzie�cia minut.
- Howardzie, co� marnie dzi� wygl�dasz?
- Mia�em paskudn� noc. No wiesz, jak to po imprezie.
Bazgra� co� w bloku na swoim biurku zamiast podej�� do sto�u kre�larskiego i
wykona� porz�dn� robot�. Machinalnie rysowa� ludzkie twarze: twarz Alicji -
surow� i straszn�, brzydk� twarz �ony Stu, twarz Dolores - s�odk�, uleg�� i
g�upkowat� oraz twarz Rhiannon.
Kiedy jednak narysowa� twarz c�rki, nie potrafi� na tym poprzesta�.
Zadr�a�a mu d�o�, gdy zobaczy�, co z tego wynika�o. Wyrwa� kartk� z bloku, zmi��
i si�gn�� pod biurko, by wrzuci� j� do kosza na �mieci. Kosz si� przechyli� i
wysun�y si� z niego p�etwy, kt�re w stalowym u�cisku zamkn�y si� na r�ce
Howarda.
Howard wrzasn��, pr�buj�c uwolni� r�k�. Razem z r�k� wysun�o si� z kosza
dziecko i przyssa�o si� tylnymi p�etwami do jego prawej nogi. W miejscu
zetkni�cia ze ssawkami poczu� przenikliwy b�l i przypomnia� sobie, przez co
przeszed� w nocy. Zdar� z siebie stworka o kant szafki z dokumentami i rzuci�
si� do drzwi, kt�re zd��yli ju� otworzy� zaniepokojeni wsp�pracownicy.
- Co si� sta�o? Co ci jest? Dlaczego krzycza�e�? - pytali wpadaj�c t�umnie do
pokoju.
Howard ostro�nie zaprowadzi� ich tam, gdzie powinno znajdowa� si� dziecko.
Tymczasem nikogo w tym miejscu nie zobaczy�. Tylko przewr�cony kosz na �mieci i
wywr�cone krzes�o. Jednak okno by�o otwarte, a Howard nie przypomina� sobie, by
je otwiera�.
- Howardzie, co si� sta�o? Jeste� przem�czony? Co ci jest?
- Nie czuj� si� dobrze. Z ca�� pewno�ci� nie czuj� si� dobrze. Dolores obj�a
Howarda ramieniem i wyprowadzi�a z pokoju.
- Martwi� si� o ciebie - powiedzia�a.
- Ja te� si� martwi� - pomy�la� Howard.
- Mog� ci� odwie�� do domu? Zaparkowa�am samoch�d w gara�u na dole.
- Jakiego domu? Ja nie mam domu.
- W takim razie pojed�my do mnie. Mam mieszkanie, a ty musisz po�o�y� si� i
odpocz��. Zabior� ci� do siebie.
Mieszkanie Dolores by�o urz�dzone niezbyt nowocze�nie. Pu�ci�a p�yty ze starymi
nagraniami Carpenters�w i ostatnimi Captaina i Tennille'a. Zaprowadzi�a go do
��ka i ostro�nie zdj�a z niego ubranie. Potem sama tak�e si� rozebra�a,
poniewa� wyci�gn�� do niej ramiona, i kochali si� zanim wr�ci�a do pracy. By�a
ch�tna jak naiwna nastolatka. Wyszepta�a mu na ucho, i� jest drugim m�czyzn� w
jej �yciu i pierwszym od pi�ciu lat. W ��ku okaza�a si� tak nieudolna i
spontaniczna, �e zebra�o mu si� na p�acz.
Kiedy wysz�a, rozp�aka� si�, bo wiedzia�, �e Dolores my�la�a, i� co� dla niego
znaczy, a tymczasem si� myli�a.
- Dlaczego p�acz�? - zada� sobie pytanie. - Co mnie to obchodzi? To nie moja
wina, �e sama pokaza�a mi, jak si� do niej dobra�...
Na toaletce, w dziwnie doros�ej pozie, siedzia�o dziecko. Bawi�o si� i uwa�nie
przygl�da�o Howardowi.
- Nie - zaprotestowa� Howard i podci�gn�� si� wy�ej na ��ku. - Ty nie
istniejesz. Nikt ci� nie widzi poza mn�.
Dziecko najwyra�niej nic nie zrozumia�o. Przewr�ci�o si� na brzuch i zacz�o
spe�za� w d�.
Howard z�apa� swoje rzeczy i uciek� z sypialni. Ubra� si� w salonie, uwa�nie
obserwuj�c drzwi. Potworek na pewno pe�zn�� ju� wzd�u� dywanu do salonu. Howard
zd��y� si� jednak ubra� i opu�ci� mieszkanie.
Trzy godziny spacerowa� po ulicach. Z pocz�tku zachowywa� spok�j i rozumowa�
racjonalnie. Logicznie. Stworzenie nie istnieje. Nie ma �adnego powodu, by
wierzy�, �e jest inaczej.
Jednak krok po kroku racjonalno�� Howarda dawa�a za wygran�, bo bez przerwy
k�tem oka widzia� dziecko. Siedzia�o na �awce i spogl�da�o na niego przez rami�,
by�o na wystawie w sklepie, przygl�da�o mu si� z kabiny ci�ar�wki z mlekiem.
Howard przyspiesza� kroku i nie zwraca� uwagi, dok�d idzie. Pr�bowa� zachowa�
resztki zdrowego rozs�dku, jednak poni�s� ca�kowit� kl�sk�, gdy ujrza� niemowl�
zwisaj�ce z sygnalizatora ruchu drogowego.
Sytuacj� pogarsza� jeszcze fakt, �e mijani ludzie gwa�cili niepisane prawo, i� w
Nowym Yorku przechodniom nie wolno na siebie patrze�: gapili si� na niego i
wystraszeni odwracali wzrok. Niska kobieta wygl�daj�ca na Europejk� prze�egna�a
si�. Grupka nastolatk�w szukaj�cych zaczepki nie zaatakowa�a go; m�odzi w
milczeniu pozwolili mu przej��, a potem r�wnie cicho patrzyli jak si� oddala.
Howardowi przysz�o na my�l, �e je�li nawet nie widz� dziecka, co� jednak
dostrzegaj�.
W miar� jak my�lenie Howarda stawa�o si� coraz mniej logiczne, przez jego g�ow�
zacz�y przebiega� wspomnienia. Ca�e �ycie stan�o mu przed oczami, tak jak to
si� przytrafia ton�cym. Howard stwierdzi�, �e na miejscu ton�cego cz�owieka
zach�ysn��by si� wod�, by przyspieszy� �mier� i przerwa� koszmarne wizje. W jego
duszy obudzi�y si� wspomnienia, kt�rych nie pami�ta� od lat, wspomnienia,
kt�rych nie chcia� pami�ta�.
Jego biedna, zagubiona matka tak bardzo pragn�a by� dobr� w tej roli, �e
czyta�a wszelkie mo�liwe ksi��ki po�wi�cone wychowywaniu dzieci. Jej nad wiek
rozwini�ty synek Howard r�wnie� je czyta�, lecz lepiej je rozumia�. Wszystkie
usi�owania matki ko�czy�y si� niepowodzeniem. Howard raz zarzuca� jej, �e jest
zbyt wymagaj�ca, innym razem - i� wymaga od niego zbyt ma�o, raz, �e nie okazuje
mu mi�o�ci, kiedy indziej - i� jest afektowana i czu�ostkowa, raz, �e odbiera mu
przyjaci�, a potem znowu, i� ich nie lubi. Tak dr�czy� i osacza� nieszcz�sn�
kobiet�, �e w ko�cu k�ad�a uszy po sobie za ka�dym razem, gdy si� do niego
odzywa�a; ostro�nie i starannie dobiera�a s�owa, aby przypadkiem nie urazi�
syna. Od czasu do czasu Howard uszcz�liwia� j�, obejmuj�c i m�wi�c: "Ale� mam
wspania�� mam�". Jednak znacznie cz�ciej przybiera� wyraz twarzy cierpi�tnika i
m�wi� wyrozumiale: "Znowu, mamo? My�la�em, �e ju� dawno to przerabiali�my". "Nie
sprawdzi�a� si� jako matka" - przypomina� jej bez przerwy, nie zawsze wprost,
matka za� wierzy�a, �e to prawda, przytakiwa�a mu i serce w niej zamiera�o
podczas ka�dej rozmowy z synem. Howard doprowadzi� do tego, �e pozwala�a mu na
wszystko.
Vaughn Robles by� ch�opcem nieco inteligentniejszym od Howarda. Tymczasem Howard
rozpaczliwie pragn�� zosta� prymusem, kt�ry wyg�osi mow� po�egnaln� podczas
rozdania �wiadectw. Tak wi�c Vaughn i Howard stali si� najlepszymi przyjaci�mi.
Vaughn zrobi�by wszystko dla Howarda, kiedy za� otrzymywa� lepsz� od niego
ocen�, Howard cierpia� i zastanawia� si�, czy w og�le jest co� wart. "Vaughn,
czy ja w og�le jestem co� wart? Niewa�ne jak si� staram, zawsze kto� jest ode
mnie lepszy. A przed �mierci� ojciec powiedzia� mi: Howie, zajd� dalej ni� tw�j
ojciec. B�d� najlepszy. No i obieca�em mu to, ale kurde, Vaughn, ja po prostu
jestem beznadziejny..." Kiedy� nawet Howard rozp�aka� si�. Vaughn by� z siebie
dumny, gdy s�ucha� mowy po�egnalnej Howarda na rozdaniu �wiadectw uko�czenia
szko�y. Jakie� znaczenie mia�o kilka g�upich ocen, gdy w gr� wchodzi�a prawdziwa
przyja��? Howard dosta� stypendium i pojecha� do college'u. Prawie nigdy nie
widywa� ju� Vaughana.
Przypomnia� sobie te� nauczyciela, kt�rego rozz�o�ci� do tego stopnia, �e ten go
uderzy� i straci� prac�. I futbolist�, kt�ry utar� mu nosa, a potem Howard za
jego plecami og�osi� wszem i wobec, �e ch�opak jest peda�em; zacz�to z pi�karza
drwi� i w ko�cu opu�ci� dru�yn�. Wspomnia� �adne dziewcz�ta, kt�re odbi�
ch�opakom po to jedynie, by udowodni�, �e potrafi to zrobi�. Wspomnia�
przyja�nie, kt�re zniszczy�, bo nie znosi�, gdy wykluczano go z kr�gu,
ma��e�stwa, kt�re porozbija� i wsp�pracownik�w, kt�rym pod�o�y� �wini�. Szed�
ulic� i �zy sp�ywa�y mu po twarzy. Zachodzi� w g�ow�, sk�d wzi�y si� te
wszystkie wspomnienia i dlaczego po tak d�ugim czasie wysz�y z ukrycia. A jednak
zna� odpowied� na te pytania: przemyka�a si� w przej�ciach, wspina�a si� na
�wiat�a uliczne i macha�a na niego z chodnika ohydnymi p�etwami.
Howardowi przychodzi�y na pami�� dziesi�tki przypadk�w z odleg�ej przesz�o�ci,
gdy jawnie wykorzystywa� ludzi, poniewa� potrafi� znale�� ich s�abo�ci. Wreszcie
powoli i nieub�aganie wspomnienia zacz�y zmierza� ku pewnemu zdarzeniu, ku
jakiemu nie mia�y prawa zmierza�.
Howard pomy�la� o Rhiannon.
Urodzi�a si� czterna�cie lat temu. Wcze�nie zacz�a si� u�miecha� i chodzi�.
Prawie nigdy nie p�aka�a. Od samego pocz�tku by�a l kochaj�cym dzieckiem, a
zatem �atwym �upem dla Howarda. C�, Alicja na sw�j spos�b te� by�a suk�; nie
tylko Howard by� z�ym rodzicem. Jednak w�a�nie on najbardziej manipulowa� c�rk�.
"Kocha-nie, bardzo zrani�a� tatusia". - mawia�, a wtedy oczy dziewczynki stawa�y
si� wielkie z �alu i robi�a wszystko, czegokolwiek tatu� sobie �yczy�. To jednak
by�o normalne, nale�a�o do typowego repertuaru zachowa� Howarda i pasowa�o do
jego dotychczasowego �ycia. Z wyj�tkiem tego, co wydarzy�o si� w zesz�ym
miesi�cu. f
Nawet teraz, po dniu sp�dzonym na �a�owaniu swoich post�pk�w, nie m�g� stawi�
temu czo�a. Nie m�g�, ale wreszcie to zrobi�. Z niech�ci� przypomnia� sobie, �e
przechodzi� obok uchylonych drzwi do pokoju Rhiannon i przed oczami mign�a mu
jaka� cz�� jej ubrania. Odruchowo, po prostu odruchowo otworzy� drzwi w
momencie, gdy Rhiannon zdj�a stanik i przygl�da�a si� sobie w lustrze. Howard
nigdy do tej chwili nie postrzega� c�rki jako obiektu erotycznych zachcianek.
Kiedy jednak budzi�o si� w nim po��danie, �aden zakaz, �adna si�a nie by�a w
stanie powstrzyma� go, by dosta� to, czego zapragn��. Poczu� si� nieswojo, wi�c
wszed� do pokoju i zamkn�� za sob� drzwi, za� Rhiannon nie potrafi�a niczego
odm�wi� swojemu ojcu. Kiedy Alicja otworzy�a drzwi, Rhiannon cichutko �ka�a.
Alicja popatrzy�a przez chwil�, a potem zacz�a strasznie krzycze�. Howard
podni�s� si� z ��ka i pr�bowa� za�agodzi� spraw�, ale Rhiannon wci�� p�aka�a, a
Alicja nie przestawa�a si� wydziera�. Kopa�a go w krocze, bi�a, ora�a mu twarz
paznokciami, plu�a na niego i wrzeszcza�a, �e jest potworem, potworem...
Wreszcie Howardowi uda�o si� uciec z pokoju i z domu, i a� dot�d usun�� incydent
z pami�ci.
Teraz, kiedy sobie to przypomnia�, zacz�� krzycze� i rzuci� si� na wystaw�
sklepow�. Krew trysn�a z mn�stwa ran na jego prawej r�ce, kt�r� przebi� szk�o.
Zawy� przera�liwie. Du�y kawa�ek szk�a utkwi� w jego przedramieniu. Howard
specjalnie otar� jeszcze r�k� o mur, by szk�o g��biej wbi�o si� w cia�o. Jednak
b�l szarpi�cy r�k� by� niczym w por�wnaniu z cierpieniem jego duszy. Nie czu�
fizycznego b�lu.
Pospiesznie zawieziono go do szpitala. Wszyscy s�dzili, �e jego �ycie wisi na
w�osku, tymczasem lekarz zdumia� si�, bo ca�y ten po- tok krwi spowodowa�y
powierzchowne, niegro�ne rany.
- Poj�cia nie mam, jak to si� sta�o, �e nie przeci�� pan sobie �adnej �y�y ani
t�tnicy - powiedzia� doktor. - Zdaje si�, �e od�amki szk�a omin�y du�e naczynia
krwiono�ne i nie wyrz�dzi�y wi�kszej szkody.
Po interwencji chirurgicznej przysz�a kolej na rozmow� z psychiatr�. Jednak w
szpitalu by�o wielu niedosz�ych samob�jc�w, za� Howard nie okaza� si� gro�nym
przypadkiem.
- Doktorze, ja po prostu na chwil� straci�em panowanie nad sob�. Nie chc�
umrze�. Wtedy, gdy to robi�em, te� nie chcia�em. Teraz ju� czuj� si� dobrze.
Mo�e mnie pan wypu�ci� do domu.
No i psychiatra wypisa� Howarda ze szpitala z zabanda�owan� r�k�. Nikt nie
wiedzia�, �e prawdziwym powodem ulgi, jak� odczu� pacjent stanowi� fakt, �e
nigdzie nie widzia� ma�ej, nagiej, przypominaj�cej niemowl� istoty. Zosta�
oczyszczony z grzech�w. By� wolny.
Howarda przewieziono karetk�, wniesiono na noszach do domu i u�o�ono na ��ku.
Podczas ca�ej operacji Alicja prawie si� nie odzywa�a, skierowa�a jedynie
piel�gniarzy do sypialni. Howard le�a� bez ruchu, a Alicja sta�a nad nim przy
��ku. Znale�li si� sami po raz pierwszy od czasu, gdy opu�ci� dom miesi�c temu.
- To mi�o z twojej strony - rzek� Howard - �e pozwoli�a� mi wr�ci�.
- W szpitalu powiedzieli, �e nie maj� dosy� miejsc, a tob� trzeba zajmowa� si�
przez kilka najbli�szych tygodni. Tak wi�c mnie przypad�a ta w�tpliwa
przyjemno��.
M�wi�a spokojnym, bezbarwnym g�osem, lecz ka�de jej s�owo pe�ne by�o jadu. I to
bola�o.
- Dobrze zrobi�a�, Alicjo - odpar� Howard.
- Niby co dobrze zrobi�am? Mo�e ma��e�stwo z tob� okaza�o si� najwi�kszym b��dem
mego �ycia? Nie, Howardzie. Najwi�ksz� pomy�k� by�o to, �e w og�le ci�
spotka�am.
Howard wybuchn�� p�aczem. W jego oczach wezbra�y prawdziwe �zy rozpaczy, kt�ra
dot�d tkwi�a gdzie� g��boko, a teraz bole�nie wydobywa�a si� na zewn�trz.
- Zachowywa�em si� jak potw�r, Alicjo. Kompletnie nad sob� nie panowa�em. To, co
zrobi�em Rhiannon... Alicjo, ja chcia�em umrze�, naprawd� chcia�em umrze�!
Na twarzy Alicji malowa�a si� gorycz i pogarda.
- Ja tak�e pragn�am, �eby� umar�. Nigdy nie czu�am takiego rozczarowania, jak
wtedy, gdy zadzwoni� lekarz i powiedzia�, �e
wszystko z tob� b�dzie w porz�dku. Nigdy nie b�dziesz w porz�dku. Zawsze
pozostaniesz...
- Daj spok�j, mamo.
W drzwiach sta�a Rhiannon.
- Nie wchod� tutaj - zabroni�a jej Alicja. Rhiannon wesz�a do pokoju.
- Nic si� nie sta�o, tato.
- Chce przez to powiedzie� - odezwa�a si� Alicja - �e by�y�my u lekarza i nie
jest w ci��y. Nie urodzi si� ma�y potworek.
Rhiannon nie patrzy�a na matk�; szeroko otwartymi oczami spogl�da�a na ojca.
- Tato, nie musia�e�... robi� sobie krzywdy. Wybaczam ci. Ludzie czasem trac�
panowanie nad sob�. Ja te� czuj� si� troch� winna. Naprawd�. Nie rozpaczaj tak.
To by�o zbyt wiele dla Howarda. Z p�aczem wyzna�, �e przez ca�e �ycie ni�
manipulowa�, �e by� wstr�tnym i samolubnym ojcem. Kiedy umilk�, Rhiannon
podesz�a do niego, po�o�y�a mu g�ow� na piersi i rzek�a cichym g�osem:
- Wszystko w porz�dku, tato. Jeste�my tacy, jacy jeste�my. Co si� sta�o, to si�
nie odstanie. Ale ju� jest wszystko dobrze. Wybaczam ci.
Gdy Rhiannon wysz�a, Alicja powiedzia�a: l
- Nie zas�ugujesz na ni�. Wiem, pomy�la� Howard.
- Mia�am zamiar spa� w pokoju obok, ale to chyba g�upi pomys�. Prawda,
Howardzie?
Zas�u�y�em na to, by wszyscy mnie opu�cili, jak tr�dowatego, rzek� w duchu
Howard.
- �le mnie zrozumia�e�. Musz� tu zosta� i pilnowa� ci�, �eby� nie zrobi� czego�
z�ego sobie albo innym.
- Tak, prosz�, zosta�. Nie mo�na mi ufa�.
- Nie poni�aj si�, Howardzie. Nie ciesz si� zbytnio. Nie b�d� jeszcze bardziej
odra�aj�cy ni� dot�d.
- Masz racj�.
- Lekarz, kt�ry do mnie zadzwoni�, pyta�, czy wiem, sk�d masz na r�kach i piersi
tyle ran - rzek�a Alicja, gdy zapadali w sen.
Howard zd��y� ju� jednak zasn�� i nie s�ysza� jej. Spa� snem bez sn�w. By�
spokojny, s�dzi�, �e uzyska� przebaczenie, �e jest oczyszczony. W ko�cu a� tak
wiele go to nie kosztowa�o. Teraz wszystko
wydawa�o mu si� proste i �atwe. Mia� wra�enie, �e kamie� spad� mu z serca.
Nagle poczu� co� ci�kiego na nogach. Obudzi� si� zlany potem, chocia� w pokoju
nie by�o gor�co. Us�ysza� czyj� oddech; i to nie cichy, spokojny oddech Alicji,
a szybki, dono�ny i ci�ki, jakby dysza� kto� bardzo zm�czony.
To by�o ono.
One.
Jedno le�a�o mu na nogach i szarpa�o p�etwami koc. Dwa inne le�a�y po przeciwnej
stronie ��ka, wpatrywa�y si� w niego szeroko otwartymi, czujnymi oczami i
powoli pe�z�y ku jego twarzy.
Howard nic nie rozumia�.
- My�la�em, �e sobie p�jdziecie - powiedzia� do potwork�w. - Powinny�cie teraz
odej��.
Na d�wi�k jego g�osu Alicja poruszy�a si� i co� wymamrota�a przez sen.
Howard ujrza� wi�cej dzieci czaj�cych si� w mrocznych zakamarkach sypialni,
wij�cych si� na toaletce i wspinaj�cych si� po �cianie na sufit.
- Ju� was nie potrzebuj� - powiedzia� dziwnie wysokim g�osem.
Oddech Alicji sta� si� nieregularny.
- Co? Co takiego? - wymamrota�a. �
Howard milcza�, le�a� i uwa�nie przygl�da� si� stworzeniom. Nie �mia� wyda� z
siebie �adnego d�wi�ku, bo ba� si� obudzi� Alicj�. Strasznie si� ba�, �e �ona
obudzi si� i ich nie zobaczy, co b�dzie znaczy�o, �e zwariowa�.
Jednak jeszcze bardziej ba� si�, �e Alicja obudzi si� i je zobaczy. Ta my�l
sta�a si� nie do zniesienia, nie potrafi� jednak si� od niej uwolni�. Tymczasem
istoty wci�� nieub�aganie zbli�a�y si� do niego. W ich oczach dostrzeg� pustk�:
nie by�o w nich nawet nienawi�ci, gniewu, czy pogardy. Jeste�my z tob� - zdawa�y
si� m�wi� - teraz ju� zawsze b�dziemy z tob�. Nigdy ci� nie opu�cimy, Howardzie.
I wtedy Alicja przekr�ci�a si� na bok i otworzy�a oczy.
2. WIECZNY ODPOCZYNEK
Siedzia� przy biurku, pracuj�c do p�na i nagle, zupe�nie niespodziewanie
ogarn�a go ciemno��. Trwa�o to kr�tko, jak mgnienie oka, ale gdy przemin�o
oboj�tnie spogl�da� na le��ce przed nim dokumenty, kt�re jeszcze niedawno
wydawa�y mu si� najwa�niejsze na �wiecie. Zastanawia� si�, co to za papiery i
u�wiadomi� sobie, �e nic go nie obchodz� i �e natychmiast powinien opu�ci�
firm�.
Z ca�� pewno�ci� musi zaraz i�� do domu. C. Mark Tapworth, szef firmy CMT, wsta�
zza biurka, cho� nie doczyta� do ko�ca pozostawionych na nim dokument�w.
Dopu�ci� si� czego� takiego po raz pierwszy od dwunastu lat - tyle czasu zaj�o
mu wyci�gni�cie firmy ze stanu upad�o�ci i doprowadzenie do tego, �e przynosi�a
roczny doch�d rz�du wielu milion�w dolar�w. Niejasno zdawa� sobie spraw�, �e nie
zachowuje si� normalnie, ale niezbyt si� tym przejmowa�. Nie mia�o znaczenia,
czy kto� kupi... kupi...
Przez chwil� C. Mark Tapworth nie m�g� sobie przypomnie�, czym zajmuje si� jego
firma.
Przerazi� si�. Przemkn�o mu przez my�l, �e ojciec i liczni wujowie zmarli na
wylew. Wspomnia� matk�, kt�ra w wieku zaledwie sze��dziesi�ciu o�miu lat sta�a
si� zdziecinnia�� staruszk�. Pomy�la� o czym�, o czym zawsze wiedzia�, ale w co
nigdy do ko�ca nie wierzy�: �e jest istot� �mierteln� i �e po �mierci wszystko,
czego dokona� straci znaczenie, a ca�e jego �ycie pozostanie jedynie chwilk�,
drobnym kamykiem, kt�ry wpad� do jeziora i wywo�a� na jego powierzchni kr�gi, a
te znikn� bez �ladu, nie wp�ywaj�c w �aden spos�b na los wszech�wiata.
Jestem zm�czony, stwierdzi�. MaryJo ma racj�. Musz� odpocz��.
Nie nale�a� jednak do ludzi, kt�rzy potrafi� odpoczywa�. Sta� przy biurku i
poczu� zawr�t g�owy, niczego nie pami�ta�, niczego nie widzia� i niczego nie
s�ysza�, bez ko�ca spada� w nico��.
Potem los jakby zlitowa� si� nad nim, bo Mark wr�ci� do rzeczywisto�ci. Sta�
dr��cy i �a�owa� wszystkich wieczor�w, gdy siedzia� do p�na w pracy, wszystkich
godzin, kt�rych nie sp�dzi� z MaryJo, podczas gdy ona czeka�a na niego samotna w
ogromnym, lecz pozbawionym dzieci domu. Wyobrazi� sobie, jak siedzia�a,
nieustannie go wypatruj�c; samotna kobieta w przyt�aczaj�co du�ym salonie,
cierpliwie czekaj�ca na m�a, kt�ry wr�ci, musi wr�ci�, bo przecie� zawsze w
ko�cu wraca do domu.
- Czy to serce? A mo�e wylew? - zastanawia� si�.
Cokolwiek to by�o, starczy�o, by ujrza� koniec �wiata, dot�d ukryty w ciemno�ci,
a teraz objawiaj�cy si� z ca�� wyrazisto�ci�. Mark poczu� si� jak Moj�esz
podczas powrotu na ziemi�: rzeczy, kt�re mia�y dotychczas kolosalne znaczenie,
sta�y si� ma�o wa�ne, a sprawy, dot�d odk�adane, zjawi�y si� przed nim czekaj�c
na za�atwienie z milcz�c� natarczywo�ci�. Poczu�, �e koniecznie musi co� zrobi�,
zanim...
Zanim co? Nie chcia� odpowiedzie� sobie na to pytanie. Opu�ci� wielkie
pomieszczenie pe�ne m�odszych od niego, ambitnych m�czyzn i kobiet. Pr�bowali
zrobi� na nim dobre wra�enie, zostaj�c w biurze d�u�ej ni� on sam. Zauwa�y�, �e
wyra�n� ulg� sprawi�a im perspektywa zako�czenia dnia pracy. Nie mia�o to jednak
dla niego �adnego znaczenia. Wyszed� w mrok na zewn�trz, wsiad� do samochodu i
pojecha� do domu. M�y� deszcz i delikatna mgie�ka przytulnie oddzieli�a samoch�d
od �wiata.
- Dzieci s� na pewno na g�rze - pomy�la�, gdy nikt nie podbieg� do drzwi, �eby
go przywita�.
Dzieci, ch�opiec i dziewczynka, si�ga�y mu zaledwie do pasa, mia�y po dwakro�
tyle energii co on i by�y kochanymi istotkami, kt�re zbiega�y po schodach jakby
zje�d�a�y na nartach i jak kolibry nie potrafi�y ani chwili pozosta� w bezruchu.
Us�ysza� ich kroki na pi�trze, lekki tupot na pod�odze. Nie podbieg�y do drzwi,
bo jak to dzieci, mia�y w ko�cu na g�owie wa�niejsze sprawy ni� witanie ojca.
U�miechn�� si�, od�o�y� akt�wk� i poszed� do kuchni.
MaryJo wygl�da�a na zatroskan� i przygn�bion�. Natychmiast domy�li� si�, �e
niedawno p�aka�a.
- Co si� sta�o?
- Nic - odpar�a, bo zwykle tak m�wi�a.
Wiedzia�, �e za chwil� wszystko mu opowie. Zawsze tak robi�a i czasami traci�
cierpliwo��. Teraz jednak kr�ci�a si� po kuchni od blatu do blatu, od szafy do
kuchenki, przygotowuj�c kolejny doskona�y obiad i nie zdradza�a ochoty do
rozmowy. Poczu� si� nieswojo i pr�bowa� odgadn�� przyczyn� jej z�ego nastroju.
- Za du�o pracujesz - powiedzia�. - Proponowa�em, �eby�my wzi�li pomoc domow�
albo kuchark�. Przecie� mo�emy sobie na to pozwoli�.
MaryJo pos�a�a mu blady u�miech.
- Nie chc�, �eby mi si� kto� kr�ci� po kuchni. My�la�am, �e porzucili�my ten
temat wiele lat temu. Mia�e� dzi� ci�ki dzie�?
Mark chcia� ju� wspomnie� o swoich dziwnych zanikach pami�ci w biurze, ale
ugryz� si� w j�zyk. Musi jej to przekaza� delikatnie. MaryJo z pewno�ci� �le to
zniesie, zw�aszcza, �e ju� jest nerwowo rozstrojona.
- Nie a� tak ci�ki. Wcze�niej dzi� sko�czy�em.
- Widz� - odpar�a. - Ciesz� si�.
Nie robi�a jednak wra�enia zadowolonej. To go troch� zirytowa�o. Sprawi�o mu
lekk� przykro��. Zamiast jednak zaj�� si� swoj� zranion� dusz�, zanotowa�
jedynie w�asne emocje, jak bezstronny obserwator. Zobaczy�, kim naprawd� jest: w
pracy - wa�nym cz�owiekiem, kt�ry do wszystkiego doszed� sam, a tymczasem w domu
- ma�ym ch�opcem; tak �atwo go zrani� nawet niekoniecznie s�owem, ale chwil�
pe�nego wahania milczenia.
Ale ze mnie wra�liwy, ma�y ch�opiec - pomy�la� z rozbawieniem. |
Przez chwil� widzia� samego siebie jakby z boku, dojrza� nawet wyraz rozbawienia
na w�asnej twarzy.
- Przepraszam - powiedzia�a MaryJo.
Odsun�� si�, by mog�a otworzy� szaf�. Wyj�a szybkowar.
- Sko�czy�y si� p�atki ziemniaczane - wyja�ni�a. - Musz� zrobi� puree babcinym
sposobem.
Wrzuci�a obrane ziemniaki do szybkowaru.
- Dzieci zachowuj� si� dzisiaj jako� strasznie cicho - zauwa�y� Marek. - Nie
wiesz przypadkiem, co robi�?
MaryJo spojrza�a na niego bardzo zdziwiona.
- Nie przysz�y do drzwi, �eby mnie przywita�. Ale to nic. S� zaj�te w�asnymi
sprawami.
- Mark... - zacz�a MaryJo.
- Dobrze, dobrze. Wiem, �e ju� mnie przejrza�a� na wylot. By�o mi tylko troch�
przykro. Sprawdz� poczt�.
Wyszed� z kuchni. Mia� niejasne wra�enie, �e MaryJo znowu zacz�a p�aka�. Nie
przej�� si� tym wcale. P�aka�a cz�sto i z byle powodu.
Wszed� do salonu i zaskoczy� go widok mebli. Spodziewa� si� ujrze� zielon�
kanap� i krzes�a, kt�re kupi� w Deseret Industries, tymczasem wielko�� pokoju i
stoj�ce w nim gustowne antyki zupe�nie nie pasowa�y do jego oczekiwa�. Wtedy
nagle przypomnia� sobie, �e stara zielona kanapa i krzes�a znajdowa�y si� tutaj
pi�tna�cie lat temu, gdy o�eni� si� z MaryJo.
- Dlaczego mi si� wydawa�o, �e zobacz� t� kanap� i krzes�a? - zada� sobie
pytanie.
Zastanowi�o go te�, dlaczego wszed� do salonu przejrze� poczt�, skoro od lat
MaryJo ka�dego dnia k�ad�a j� na jego biurku.
Wkroczy� do swojego gabinetu i zacz�� przegl�da� koperty, kiedy nagle k�tem oka
dostrzeg�, �e co� du�ego i ciemnego zas�ania doln� cz�� okien. Przyjrza� si�
temu uwa�niej. Na w�zku z kostnicy sta�a prosta trumna.
- MaryJo! - zawo�a�. - MaryJo!
�ona przysz�a do gabinetu. Wygl�da�a na wystraszon�.
- Tak?
- Dlaczego w moim pokoju jest trumna?
- Tr