3570

Szczegóły
Tytuł 3570
Rozszerzenie: PDF
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

3570 PDF - Pobierz:

Pobierz PDF

 

Zobacz podgląd pliku o nazwie 3570 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.

3570 - podejrzyj 20 pierwszych stron:

Pohl Frederic - Gateway Za B��kitnym Horyzontem Zdarze� - Wan WAN Nie�atwo �y�, kiedy jest si� tak m�odym i tak beznadziejnie samotnym. �Id� do z�otego, Wan, kradnij, co si� da! Ucz si�! Nie b�j si�!" - m�wili mu Zmarli. Ale jak tu si� nie ba�? Ze z�otych korytarzy korzystali g�upi, ale zadziorni Starcy. Mo�na si� tam by�o na nich natkn�� wsz�dzie, a ju� na pewno na kra�cach korytarzy, sk�d g�szcz symboli nieustannie bieg� ku centrum wszystkiego. Zmarli ci�gle go namawiali, �eby si� tam wybra�. Mo�e i powinien, ale co m�g� poradzi� na to, �e si� boi? Wan nie mia� poj�cia, co by si� sta�o, gdyby wpad� w r�ce Starc�w. By� mo�e wiedzieli to Zmarli, ale nie m�g� zrozumie� ani s�owa, kiedy ju� na ten temat zaczynali be�kota�. Dawno temu, gdy Wan by� malutki, gdy jeszcze �yli jego rodzice, a by�o to rzeczywi�cie dawno - z�apali jego ojca. Nie wraca� bardzo d�ugo, lecz w ko�cu zjawi� si� w ich roz�wietlonym zielonym �wiat�em domu. Dr�a� na ca�ym ciele i dwuletni Wan widzia�, �e ojciec si� boi, i tak go to przerazi�o, �e zacz�� si� drze� wniebog�osy. Ale mimo wszystko musia� i�� do z�otego, bez wzgl�du na to, czy ci ponurzy �aboszcz�kowcy tam s�, czy nie, bo tam w�a�nie znajdowa�y si� ksi��ki. Zmarli byli nawet zno�ni, ale nudziarze, �atwo si� obra�ali i ka�dy z nich mia� jakiego� bzika. Prawdziw� wiedz� m�g� znale�� tylko w ksi��kach i �eby je dosta�, Wan musia� i�� tam, gdzie s�. Ksi��ki znajdowa�y si� w korytarzach po�yskuj�cych z�otym �wiat�em. By�y te� i inne korytarze: zielonkawe, czerwonawe czy niebieskie, ale bez ksi��ek. Wan nie lubi� niebieskich, bo wydawa�y mu si� zimne i martwe - tam w�a�nie przebywali Zmarli. W zielonych nie by�o nic. Wi�kszo�� czasu sp�dza� tam, gdzie wzd�u� �cian ci�gn�y si� migocz�ce czerwone paj�czyny �wiate�, a w zbiorniczkach znajdowa�o si� jeszcze jakie� jedzenie. Mia� pewno��, �e nikt go tam nie b�dzie niepokoi�, ale - co za tym idzie - by� sam. Z�ote ci�gle jeszcze eksploatowano, przynosi�y wi�c pewne korzy�ci i dlatego kry�y w sobie niebezpiecze�stwo. Lecz teraz w�a�nie tu dotar�, ze z�o�ci kln�c w duchu, bo utkn��. Niech diabli wezm� tych Zmar�ych! Po co s�ucha� ich pustej gadaniny! Skuli� si�, dr��c ca�y w nie os�aniaj�cym go dostatecznie krzaku jag�d, gdy tymczasem dwaj bezrozumni Starcy stali po drugiej stronie, spokojnie obskubuj�c owoce i starannie wsadzaj�c je w swoje �abie g�by - dziwne, �e stali tak bezczynnie! Wan pogardza� Starcami mi�dzy innymi dlatego, �e zawsze co� musieli robi�, zawsze co� tam ustawiali, przenosili i nawijali, jak nakr�ceni. A teraz stoj� sobie tutaj, nic nie robi�c, tak jak Wan. Obydwaj mieli zmierzwione brody, ale jeden mia� te� piersi. Wan rozpozna�, �e to samica, kt�r� ju� widzia� kilkakrotnie - to w�a�nie ona najbardziej pracowicie przykleja�a kolorowe kawa�ki papieru czy plastiku na sari, albo na ziemist�, c�tkowan� sk�r�. Nie przypuszcza�, �e go mog� zauwa�y�, ale odczu� ogromn� ulg�, kiedy po chwili odwr�cili si� i odeszli. Nie rozmawiali ze sob�. Wan prawie nigdy nie s�ysza�, �eby ci starzy ponuracy rozmawiali. A kiedy ju� rozmawiali - nie rozumia� ich. Sam w�ada� biegle sze�cioma j�zykami - hiszpa�skim po ojcu, angielskim po matce, niemieckim, rosyjskim, kanto�skim i fi�skim dzi�ki jakim� Zmar�ym. Ale z mowy �aboszcz�kowc�w nie rozumia� ani s�owa. Jak tylko odeszli z�otym korytarzem, szybko rzuci� si� po to, po co przyszed�. Chwyci� trzy ksi��ki i ju� go nie by�o. Schroni� si� w czerwonym korytarzu. Starcy mo�e go widzieli, a mo�e i nie, reagowali jednak powoli. Dlatego w�a�nie uda�o mu si� ich unikn�� przez tyle czasu. Sp�dza� kilka dni w korytarzach i znika�. Zanim si� zorientowali, �e si� kr�ci w pobli�u, ju� go nie by�o. Odlatywa� hen, daleko w swoim statku. Przeni�s� ksi��ki na statek, na wierzchu koszyka z porcjami �ywno�ci. Akumulatory nap�dowe zd��y�y si� prawie na�adowa�. M�g� odlecie� w ka�dej chwili, ale uwa�a�, �e lepiej je �adowa� przez ca�y czas. Poza tym wydawa�o mu si�, �e nie ma potrzeby si� spieszy�. Prawie ca�� godzin� nape�nia� plastikowe worki wod�, przygotowuj�c si� do nudnej podr�y. Jaka szkoda, �e w statku nie ma �adnych czytaczy! Podr� nie by�aby wtedy taka nudna. A potem, zm�czony t� prac�, postanowi� po�egna� si� ze Zmar�ymi. Mo�e odpowiedz�, cho� niekoniecznie, mo�e im to nawet sprawi przyjemno��. Ale i tak nie by�o nikogo innego, z kim m�g�by porozmawia�. Wan mia� pi�tna�cie lat. By� wysoki, umi�niony, z natury bardzo �niady, a na dodatek opalony od lamp w statku, w kt�rym sp�dza� tak wiele czasu. Silny i samowystarczalny. Musia� taki by�. W zbiorniczkach zawsze znajdowa� jedzenie oraz inne rzeczy, kt�re warto by�o zabra�, je�li starcza�o mu na to odwagi. Raz czy dwa w roku, kiedy Zmarli sobie o nim przypomnieli, �apali go swoim mobilem i zabierali do niszy w niebieskim korytarzu, gdzie sp�dza� nudny dzie�, podczas kt�rego poddawali go szczeg�owemu badaniu. Czasami plombowali mu jaki� z�b, przewa�nie robili zastrzyki z witamin i soli mineralnych o d�ugo trwa�ym dzia�aniu. Raz nawet dopasowali mu okulary. Ale si� na nie nie zgodzi�. Kiedy si� za bardzo zaniedbywa�, przypominali mu, �eby czyta� i uczy� si� - od nich i korzystaj�c z wiedzy zawartej w ksi��kach. Ale nie musieli mu tego za bardzo przypomina�. Lubi� si� uczy�. Poza tym, by� zupe�nie samodzielny. Je�li potrzebowa� ubrania, szed� do z�otych korytarzy i zabiera� je Starcom. Kiedy si� nudzi�, wymy�la� sobie co� do roboty. Sp�dza� kilka dni w korytarzach, kilka tygodni w statku, kilka kolejnych dni w innym miejscu, a potem wszystko od nowa. I czas jako� lecia�. Nie mia� �adnego towarzystwa, nikogo, od chwili, kiedy jego rodzice znikn�li, gdy mia� cztery lata i prawie zapomnia�, co to znaczy mie� przyjaciela. Nie przeszkadza�o mu to. Zdawa�o mu si�, �e �yje pe�ni� �ycia, poniewa� nie mia� �adnego por�wnania. Czasami my�la� sobie, �e mi�o by�oby gdzie� osi���, ale to by�y tylko marzenia. Nigdy nie powzi�� takiego postanowienia. Przemieszcza� si� tak w t� i z powrotem ju� prawie jedena�cie lat. W tamtym miejscu by�y rzeczy, kt�rych cywilizacja nie mia�a. By� pok�j marze�, gdzie m�g� si� po�o�y�, zamkn�� oczy i zdawa�o mu si�, �e nie jest sam. Ale nie m�g� tam �y�, pomimo tego, �e by�o dosy� jedzenia i nie grozi�o mu �adne niebezpiecze�stwo, dlatego �e z jedynego akumulatora hydraulicznego lecia�a zaledwie stru�ka wody. Cywilizacja mia�a wiele takich rzeczy, kt�rych nie by�o na zewn�trznej plac�wce: Zmar�ych, ksi��ki, mo�liwo�� niepokoj�cych poszukiwa� i ryzykownych wypad�w po ubrania czy b�yskotki, co� si� dzia�o. Ale tam te� nie m�g� �y�, bo pr�dzej czy p�niej �aboszcz�kowcy z pewno�ci� by go z�apali. Dlatego w�a�nie przemieszcza� si� w t� i z powrotem. G��wne wej�cie do siedziby Zmar�ych nie otwar�o si�, kiedy Wan nadepn�� peda�. Prawie �e r�bn�� o nie g�ow�. Zatrzyma� si� zdziwiony. Pchn�� drzwi ostro�nie, potem mocniej - by je otworzy� musia� u�y� ca�ej si�y. Nigdy wcze�niej nie musia� ich otwiera� r�cznie, cho� czasami p�ata�y figle i wydawa�y przer�ne d�wi�ki. Zirytowa�o go to. Wan wcze�niej miewa� ju� do czynienia z maszynami, kt�re si� popsu�y, chocia�by z tego powodu nie korzystano ju� z zielonych korytarzy. Ale dotyczy�o to tylko jedzenia i ciep�a, a tego by�o pod dostatkiem w czerwonych korytarzach, czy nawet z�otych. Niepokoi�o go, �e ze Zmar�ymi co� mog�oby by� nie tak, bo gdyby si� popsuli, nie mia�by ju� nikogo. A jednak wszystko wygl�da�o normalnie - pomieszczenie z pulpitami by�o jaskrawo o�wietlone, temperatura odpowiednia, za szybkami rozlega�o si� ciche brz�czenie i pojedyncze trzaski Zmar�ych - jakby snuli swoje samotne, ob��kane my�li i robili to, co zwykle, kiedy z nimi nie rozmawia�. Usadowi� si� na krze�le -jak zawsze musia� unie�� ty�ek, �eby si� wpasowa� w �le zaprojektowane siedzenie i naci�gn�� na uszy s�uchawki. - Wyruszam na plac�wk� - powiedzia�. Nie by�o odpowiedzi. Powt�rzy� to samo we wszystkich znanych sobie j�zykach, ale najwyra�niej �aden z nich nie mia� ochoty na rozmow�. Poczu� si� zawiedziony. Czasami dw�ch albo trzech Zmar�ych pragn�o towarzystwa, niekiedy by�o ich wi�cej. M�g� sobie wtedy uci�� z nimi d�u�sz� mi�� pogaw�dk� i zapomnie� o swojej samotno�ci. Prawie tak, jakby by� cz�onkiem �rodziny" - zna� to s�owo z ksi��ek i opowie�ci Zmar�ych, lecz raczej nie pami�ta� jako czego� rzeczywistego. By�o mu dobrze. Prawie tak dobrze, jak wtedy, kiedy w pokoju sn�w mia� przez chwil� z�udzenie, �e nale�y do setki rodzin, miliona rodzin. T�umy ludzi! Ale nie potrafi� tego znosi� na d�u�sz� met�. Wi�c nigdy nie �a�owa�, kiedy wraca� z plac�wki po wod�, czy w poszukiwaniu bardziej namacalnego towarzystwa Zmar�ych. Mimo to zawsze pragn�� wr�ci� do ciasnej le�anki i aksamitnego, metalicznego koca, kt�ry go okrywa�, i do sn�w. Wszystko to czeka�o na niego, ale postanowi� da� Zmar�ym jeszcze jedn� szans�. Nawet je�li nie mieli ochoty na rozmow�, czasami udawa�o mu si� rozbudzi� ich zainteresowanie, gdy zwraca� si� do kt�rego� bezpo�rednio. Zastanowi� si� przez chwil�, a potem wybra� numer 57. Doszed� do niego smutny, odleg�y g�os, mamrocz�cy co� do siebie. - ... pr�bowa�em powiedzie� mu o utracie masy. Ale on mia� w g�owie tylko dwadzie�cia kilo masy cyck�w i ty�ka! Ach, ta kurwa, Doris! Wystarczy tylko na ni� spojrze� i koniec, ch�opcze, mo�esz zapomnie� o misji i o mnie. Marszcz�c brwi, Wan wyci�gn�� palec, �eby wy��czy� 57. Strasznie marudzi�a. Lubi� jej s�ucha�, kiedy gada�a do rzeczy, poniewa� pami�ta�, �e podobnie m�wi�a jego matka. Ale od astrofizyki, podr�y kosmicznych i innych ciekawych temat�w zawsze przechodzi�a prosto do swoich w�asnych problem�w. Maj�c nadziej�, �e powie co� interesuj�cego, splun�� w miejsce na ekranie, za kt�rym, jak mu si� zdawa�o mieszka 57 - sztuczki tej nauczy� si� od Starc�w. Ale nie mia�a takiego zamiaru. Numer 57 - kiedy m�wi�a do rzeczy, lubi�a, �eby j� nazywa� Henrietta - gada� dalej o znacznym poczerwienieniu galaktyk i zdradach Arnolda z Doris, czy jak im tam. - Mogli�my zosta� bohaterami - poci�gn�a nosem. - I dosta� dziesi�� milion�w, a mo�e nawet wi�cej, kto wie, ile by zap�acili za kurs, a ci tylko uciekali do l�downika... Kto to? - To ja, Wan - odpowiedzia� ch�opiec, u�miechaj�c si� zach�caj�co, cho� nie wierzy�, �e mo�e go zobaczy�. Wygl�da�o na to, �e przez moment znowu kontaktuje. Przewa�nie nie wiedzia�a, �e z ni� rozmawia. - Prosz�, m�w dalej. Nast�pi�a d�uga chwila milczenia. - NGC 1199 - rzek�a po chwili. - Strzelec A Zach�d. Wan grzecznie czeka�. - Na niczym mu nie zale�a�o - powiedzia�a po kolejnej d�ugiej chwili milczenia. - Tylko na Doris. By�a o po�ow� od niego m�odsza. Ptasi m�d�ek. Przede wszystkim w og�le nie powinna si� znale�� w za�odze. Wan pokiwa� g�ow� dok�adnie jak �aboszcz�kowiec. - Przynudzasz - zawyrokowa� ostro i wy��czy� j�. Po chwili zastanowienia wybra� profesora, numer 14. - ... chocia� Eliot nadal by� tylko studentem Harvardu, mia� wyobra�ni� dojrza�ego m�czyzny. I by� geniuszem. �By�bym par� strz�piastych szpon�w" - oto samopot�pienie zwyk�ego cz�owieka doprowadzone do symbolicznych granic. Jak widzi samego siebie? Nie tylko jako skorupiaka. Nawet nie skorupiaka, ale sam� jego abstrakcj� - �szpony". I na dodatek - �strz�piaste". W nast�pnym wersie widzimy, �e... Wan roz��czy� si� ponownie i splun�� na ekran - na ca�ej �cianie zna� by�o �lady jego niezadowolenia. Lubi�, kiedy docent recytowa� poezj�, ale nie za bardzo, gdy o niej m�wi�. Z tymi najbardziej zwariowanymi Zmar�ymi, jak 14 czy 57, nie mia� �adnego kontaktu. Rzadko kiedy odpowiadali, a ju� prawie nigdy w spos�b rozs�dny, wi�c albo s�ucha� tego, co w�a�nie m�wili, albo musia� ich wy��czy�. W zasadzie powinien ju� wyrusza�, ale spr�bowa� raz jeszcze - jedyny trzycyfrowy numer, nale��cy do specjalnego przyjaciela, Ma�ego Jima. - Cze��, Wan - g�os by� smutny i s�odki. Zad�wi�cza� w jego g�owie jak nag�y dreszcz strachu, kt�ry odczuwa� w pobli�u Starc�w. - To ty, Wan, prawda? - G�upie pytanie, a kt� by inny? - Ci�gle nie trac� nadziei. - Nast�pi�a chwila milczenia, a potem Ma�y Jim nagle zachichota�. - Czy opowiada�em ci ten kawa� o ksi�dzu, rabinie i derwiszu, kt�rym zabrak�o jedzenia na planecie z wieprzowiny? - Chyba, ale tak czy owak nie mam ochoty na �adne kawa�y. Niewidzialny g�o�nik przez chwil� trzeszcza� i brz�cza�. - Ci�gle to samo - odezwa� si� Zmar�y po chwili. - Znowu chcesz rozmawia� o seksie? - Mo�e by� - ch�opiec stara� si� zachowa� niewzruszony wyraz twarzy, ale odpowiedzi udzieli�o mu znajome mrowienie w dole brzucha. - Drogi Wanie, ca�kiem r�czy z ciebie ogier jak na tw�j wiek - o�wiadczy� Zmar�y. - Powiedzie� ci, jak mnie kiedy� prawie zamkn�li za przest�pstwo na tle seksualnym? By�o gor�co jak diabli. Jecha�em p�nym poci�giem do Roselle Park i nagle wesz�a ta dziewczyna. Usiad�a naprzeciwko mnie, podnios�a nogi i zacz�a wachlowa� sp�dnic�. No i co mia�em robi�? Patrzy�em. A ona wachlowa�a si� dalej, a ja si� dalej gapi�em, a� gdzie� ko�o Highlands poskar�y�a si� konduktorowi. Wyrzuci� mnie z poci�gu. Ale nie zgadniesz, co w tym by�o naprawd� �miesznego. - Nie - wyszepta� zachwycony Wan. - Zabawne jest to, �e si� sp�ni�em na poci�g, kt�rym zwykle je�dzi�em. Musia�em co� zrobi� z czasem, wi�c poszed�em sobie na pornosika. Bo�e! Dwie godziny wszelkich mo�liwych kombinacji, wi�c nie wiem dlaczego przechyla�em si�, �eby gapi� si� na jej bia�e majtki. A czy wiesz, co w tym jest jeszcze bardziej zabawnego? - Nie. - To, �e mia�a racj�. Gapi�em si� na ni�, to prawda. Widzia�em setki kroczy i cyck�w, ale nie mog�em oderwa� oczu od jej cipy. Ale to jeszcze nie wszystko. Czy chcesz us�ysze�, co w tym by�o naprawd� zabawne? - Mowa. - No wi�c wysiad�a z poci�gu razem ze mn�. Wyobra� sobie, �e zabra�a mnie ze sob� do domu i robili�my to na okr�g�o przez ca�� noc. Nie wiem nawet, jak mia�a na imi�. No i co ty na to, Wan? - Ale czy to prawda? - Ojej - odezwa� si� Ma�y Jim po chwili milczenia. - Wszystko zawsze popsujesz. - Nie chc� wymy�lonych historyjek - odrzek� surowo Wan. - Chc� pozna� fakty. - By� z�y i zastanawia� si�, czy za kar� nie wy��czy� Zmar�ego, ale kogo by w ten spos�b naprawd� ukara�? - B�d� mi�y - poprosi� przymilnym tonem. - No c� - umys� bez cia�a zaklekota� i chwil� pomrucza�, robi�c przegl�d swoich konwersacyjnych wariant�w. - Chcesz wiedzie�, dlaczego kaczory gwa�c� swoje towarzyszki? - Nie. - A jednak wydaje mi si�, �e chcesz. To naprawd� interesuj�ce. Trudno ci b�dzie zrozumie� zachowanie naczelnych dop�ki nie pojmiesz ca�ej gamy strategii reprodukcji. Nawet tych dziwnych, jak u glist Acanthocephalan. One te� praktykuj� gwa�t. A wiesz, co robi Moniliformis dubius? Nie tylko gwa�ci samic�, ale te� i rywalizuj�cych samc�w. Dzia�a jak gips modelarski. Wi�c druga glista, biedaczka, nie ma szans. - Nie chc� tego wszystkiego s�ucha�. - Ale to zabawne, Wan. Pewnie w�a�nie dlatego m�wi� na niego �dubius". He, he! - rozleg� si� mechaniczny rechot Zmar�ego. - Przesta�! - Ale Wan ju� si� nie z�o�ci�. Po�kn�� haczyk. By� to ulubiony temat Wana, a to, �e Jim tak ch�tnie, obszernie i tre�ciwie o nim m�wi� sprawia�o, �e Wan lubi� go najbardziej spo�r�d wszystkich Zmar�ych. Wan rozwin�� racj� �ywno�ciow�. - Tak naprawd� chcia�bym si� dowiedzie�, jak si� mo�na zorientowa�... - spyta�, zagryzaj�c. Gdyby Zmar�y mia� twarz, wida� by by�o, z jakim wysi�kiem powstrzymuje si� od �miechu. - W porz�dku, synku - odpar� jednak ze spokojem. - Wiem, �e masz ci�gle nadziej�. No wi�c, czy m�wi�em ci, �e masz obserwowa� ich oczy? - Tak, m�wi�e�, �e je�li rozszerzaj� si� �renice, to znaczy, �e s� podniecone. - Dobrze. A czy wspomina�em o istnieniu dymorfizmu p�ciowego, maj�cego swoje odbicie w strukturach m�zgu? - Nie mam poj�cia o czym m�wisz. - No c�, ja te� nie. To kwestia anatomii. One s� inne, Wan - na zewn�trz i w �rodku. - Prosz� ci�, opowiedz mi o tych r�nicach! - Zmar�y zacz�� opowiada�, a Wan s�ucha� z przej�ciem. Mia� jeszcze dosy� czasu, �eby p�j�� do statku, a Ma�y Jim m�wi� wyj�tkowo logicznie. Ka�dy ze Zmar�ych mia� jaki� ulubiony temat, do kt�rego pr�dzej czy p�niej dochodzi�, jakby zastyg� maj�c w umy�le jedn�, zasadnicz� my�l. Ale nawet kiedy poruszali te ulubione tematy, nie zawsze m�wili do rzeczy. Wan odepchn�� mobil, kt�rym go �apali (kiedy mobil dzia�a�), rozci�gn�� si� na pod�odze, opar� brod� na r�kach, gdy tymczasem Zmar�y opowiada�, wspomina� i wyja�nia� etap zalot�w, upomink�w, jak zrobi� pierwszy krok... Fascynuj�ce, cho� s�ysza� to ju� wcze�niej. S�ucha�, a� Zmar�y zwolni� troch�, zawaha� si� i umilk�. - Powiedz mi jeszcze jedno - zagadn�� ch�opiec, chc�c potwierdzi� swoj� teori�. - Czytam ksi��k�, w kt�rej kobieta i m�czyzna kopuluj�. Uderzy� j� w g�ow� i kopulowa� z ni�, kiedy by�a nieprzytomna. Wydaje mi si�, �e to skuteczny spos�b �kochania si�". Ale w innych opowiadaniach trwa to znacznie d�u�ej, dlaczego? - To nie by�a mi�o��, synu. To w�a�nie to, o czym m�wi�em - gwa�t. U ludzi gwa�t si� nie sprawdza, nawet je�li si� sprawdza u kaczor�w. - Dlaczego? - dopytywa� si� Wan. - Udowodni� ci to w spos�b matematyczny - Zmar�y odezwa� si� w ko�cu po chwili milczenia. Jako obiekty atrakcyjne seksualnie przyjmijmy samice, m�odsze od ciebie nie wi�cej ni� pi�� lat i starsze nie wi�cej ni� pi�tna�cie. Liczby te s� dopasowane do twojego obecnego wieku jedynie w przybli�eniu. Ponadto, obiekty atrakcyjne seksualnie charakteryzuj� si� w�a�ciwo�ciami wizualnymi, zapachowymi, dotykowymi i smakowymi, pobudzaj�c ci� odpowiednio do swoich jako�ci i proporcjonalnie do prawdopodobie�stwa ich dost�pno�ci. Czy wszystko do tej pory jasne? - Niezupe�nie. - Nie szkodzi. Na razie wystarczy - powiedzia� po kr�tkiej przerwie. - A teraz uwa�aj. Dzi�ki tym czterem wst�pnie zdefiniowanym cechom, przyci�ga� ci� b�d� pewne samice. A� do momentu kontaktu nie poznasz innych cech, kt�re ci� mog� odstr�cza�, mog� ci zaszkodzi�, czy by� wr�cz odra�aj�ce. Pi�� dwudziestych �smych obiekt�w b�dzie mia�o okres. Trzy osiemdziesi�te si�dme b�dzie mia�o rze��czk�, dwie dziewi��dziesi�te pi�te - syfilis, jedna siedemnasta - nadmierne ow�osienie cia�a, skazy na sk�rze, czy inne deformacje fizyczne. Ponadto, dwie siedemdziesi�te pierwsze zachowaj� si� podczas stosunku agresywnie, jedna szesnasta b�dzie wydziela� nieprzyjemny zapach, trzy si�dme b�d� si� tak mocno opiera�, �e nie osi�gniesz pe�nej satysfakcji. Oto warto�ci subiektywne podliczone zgodnie ze znanym mi twoim portretem psychologicznym. Sumuj�c te u�amki widzimy, �e szans� s� wi�ksze ni� sze�� do jednego, na to, �e gwa�t nie da ci maksymalnej przyjemno�ci. - A wi�c nie mog� kopulowa� z kobiet� bez wst�pnych zalot�w? - W�a�nie. Nie m�wi�c o tym, �e to niezgodne z prawem. Wan milcza� przez chwil� zamy�lony. - Czy to wszystko prawda? - pami�ta� jednak, �eby spyta�. - Tu ci� mam, ch�opcze? - rozleg� si� chichot. - Prawda! Od pocz�tku do ko�ca. Wan dysza� jak �aboszcz�kowiec. - To wcale nie by�o takie podniecaj�ce, wr�cz odpychaj�ce. - A czego si� spodziewa�e�? - Ma�y Jim nagle spochmurnia�. - Prosi�e� mnie, �ebym niczego nie zmy�la�. Dlaczego jeste� taki niemi�y? - Wyje�d�am. Mam ma�o czasu. - Przecie� nie masz niczego poza czasem - zachichota� Ma�y Jim. - A ty nie masz nic ciekawego do powiedzenia - odpar� okrutnie Wan. Wszystkich roz��czy�, z�y ruszy� do statku i nacisn�� przycisk startu. Nie przysz�o mu do g�owy, �e by� niemi�y dla jedynych przyjaci�, jakich mia� we wszech�wiecie. Nigdy mu zreszt� nie przysz�o do g�owy, �e ich uczucia mog� mie� jakiekolwiek znaczenie. Strona g��wna Indeks Pohl Frederic - Gateway Za B��kitnym Horyzontem Zdarze� - W drodze do ob�oku Oorta W DRODZE DO OB�OKU OORTA 1282 dnia naszej op�aconej z g�ry podr�y nie swoim statkiem do Ob�oku Oorta wielk� frajd� sprawi�a nam poczta. Vera zamigota�a weso�o i podeszli�my, �eby odebra� listy. Sze�� by�o dla mojej pe�nej temperamentu przyrodniej szwagierki od s�ynnych gwiazdor�w - no, mo�e nie wszyscy byli gwiazdami kina. Pisze po prostu do s�awnych, przystojnych ch�opak�w, bo ma tylko czterna�cie lat i potrzebuje m�czyzny, o kt�rym mog�aby marzy�, a oni odpisuj�, bo zdaniem ich agent�w to dobra reklama. By� te� i list ze starego kraju dla Paytera, mojego te�cia. D�ugi, po niemiecku. Chc�, �eby wr�ci� do Dortmundu i kandydowa� na burmistrza, czy jakiego� tam Burgermeistra. Oczywi�cie, zak�adaj�c, �e b�dzie �y�, kiedy wr�ci, a dla ka�dego z naszej czw�rki to tylko za�o�enie. Ale nie trac� nadziei. By�y dwa prywatne listy do mojej �ony, Lurvy. Przypuszczam, �e od jej by�ych narzeczonych. I list do nas wszystkich od biednego wdowca po Trish Bover, czy te� jej m�a - w zale�no�ci od tego, czy uznamy Trish za �yw� czy martw�. "Czy natrafili�cie na �lady statku Trish? - Hanson Bover" List by� kr�tki, ale wzruszaj�cy - tylko na to go by�o sta�. Poleci�em Verze, by odes�a�a mu t� sam�, co zawsze odpowied�: �Bardzo nam przykro - nie". Mia�em du�o czasu, �eby zaj�� si� t� korespondencj�, poniewa� do Paula C. Halla, czyli mnie - nic nie przysz�o. Przewa�nie nikt do mnie nie pisze i chyba w�a�nie dlatego cz�sto gram w szachy. Payter uwa�a, �e mam szcz�cie, �e w og�le uczestnicz� w wyprawie. Pewnie by mnie tu nie by�o, gdyby on nie w�o�y� w to swoich w�asnych pieni�dzy, finansuj�c ca�� rodzin�. A tak�e swoich umiej�tno�ci, chocia� ka�dy z nas co� potrafi. Payter jest technologiem �ywno�ci, ja - in�ynierem budowlanym, moja �ona Dorema - lepiej jej tak nie nazywa� i przewa�nie m�wimy na ni� Lurvy - jest pilotem. I to cholernie dobrym. Lurvy jest m�odsza ode mnie, ale sp�dzi�a na Gateway sze�� lat. Wprawdzie nigdy na nic nie trafi�a i wr�ci�a prawie bez grosza, za to wiele si� nauczy�a. Zreszt� nie tylko pilota�u. Czasami patrz� na pi�� bransolet podr�nych - ka�da oznacza jedn� wypraw� - i na jej d�onie, mocne i pewne na pulpicie sterowniczym statku, za to ciep�e i rozgrzewaj�ce, gdy mnie dotykaj�... Nie wiem zbyt wiele o tym, co przesz�a na Gateway. I mo�e nie powinienem. Ta druga, ten cholernie poci�gaj�cy podlotek, to jej przyrodnia siostrzyczka - Janine. Ach, ta Janine! Czasami ma czterna�cie lat, a kiedy indziej czterdzie�ci! Gdy jest czternastolatka, pisuje swoje wylewne listy do gwiazdor�w i bawi si� zabawkami - postrz�pionym, wypchanym pancernikiem, modlitewnym wachlarzem Heech�w (prawdziwym!) i ognist� per�� (imitacj�), kt�r� jej kupi� ojciec, �eby skusi� do udzia�u w wyprawie. Kiedy ma czterdziestk�, bawi� si� chce przede wszystkim mn�. Oto i my wszyscy - od trzech lat siedzimy sobie na g�owie. I staramy si� nawzajem nie pozabija�. Nie byli�my jedynymi lud�mi w kosmosie. Z rzadka dostawali�my wiadomo�� od naszych najbli�szych s�siad�w - bazy Trytona, czy jakiego� statku, kt�ry zboczy� z kursu. Ale Tryton z Neptunem mocno nas wyprzedza�y w swojej orbicie. Na odpowied� od nich trzeba by�o czeka� trzy tygodnie. A poszukiwacze nie mogli na nas traci� energii, chocia� teraz byli od nas oddaleni tylko o pi��dziesi�t godzin �wietlnych. Nie przypomina�o to w niczym s�siedzkiej pogaw�dki. A wi�c co mia�em robi�? Gra�em w szachy z komputerem pok�adowym. Opr�cz tego rodzaju zaj��, w drodze do Ob�oku Oorta niewiele jest do roboty. A poza tym to dobry spos�b, by pozosta� neutralnym w Wojnie Mi�dzy Dwoma Kobietami, nieustannie tocz�cej si� na naszym pok�adzie. Potrafi� znie�� mego te�cia, je�li musz�. Przewa�nie trzyma si� z boku, o ile to w og�le mo�liwe w czterystu metrach sze�ciennych. Za to nie zawsze potrafi� znie�� jego dwie zwariowane c�reczki, chocia� kocham je obie. Wiem, �e by�oby du�o �atwiej, gdyby�my mieli wi�cej przestrzeni. Ale w statku nie spos�b wyj�� na spacer po okolicy. Od czasu do czasu, owszem, mo�na zrobi� kr�tkie wyj�cie przez w�az EVA, �eby sprawdzi� �adunki boczne i szybko si� rozejrze�: S�o�ce nadal by�o prawie najja�niejsz� gwiazd� w swojej konstelacji, ja�niej �wieci� jedynie Syriusz przed nami i Alfa Centauri poni�ej ekliptyki i troch� z boku. Ale to nie wi�cej ni� godzina - potem trzeba wraca�. Statek nie nale�a� do zbyt komfortowych - zrobili go ludzie w zamierzch�ych czasach i nie by� zaprojektowany na misje d�u�sze ni� sze�� miesi�cy. My mieli�my gnie�dzi� si� w nim przez trzy i p� roku! O, Bo�e! Chyba nam odbi�o, �eby si� na co� takiego zgodzi�. C� za po�ytek z kilku milion�w dolar�w, je�li zdobywaj�c je dostajesz bzika? Du�o �atwiej by�o si� dogada� z naszym pok�adowym m�zgiem. Kiedy gra�em z ni� nachylony nad pulpitem i z ogromnymi s�uchawkami na uszach, mog�em odci�� si� od Lurvy i Janin�. M�zg nazywa� si� Vera - tak j� ochrzci�em, cho� nie mia�o to nic wsp�lnego z ni�, to znaczy z jej p�ci�. Czy te� z jej prawdom�wno�ci�, poniewa� pozwala�a sobie czasami na oszukiwanie. Kiedy by�a pod��czona do wielkich komputer�w na orbicie czy na Ziemi, by�a bardzo, ale to bardzo sprytna. Ale nie potrafi�a prowadzi� zbyt m�drej rozmowy, poniewa� na otrzymanie odpowiedzi potrzebowa�a pi��dziesi�ciu dni, a wi�c nawet gdy by�a do nich pod��czona, nie grzeszy�a inteligencj�. - Kr�lem z H2 na H3, Vera. - Dzi�kuj� - d�uga przerwa, podczas kt�rej sprawdza�a moje parametry, �eby si� upewni�, z kim rozmawia i co ma robi�. - Goniec bije skoczka. Kiedy grali�my w szachy mog�em Verze do�o�y�, chyba �e oszukiwa�a. Ale jak to robi�a? Po jakich� dwustu moich wygranych wygra�a parti�. Potem ja wygra�em pi��dziesi�t, a ona jedn�. Potem szli�my r�wno przez jakie� dwadzie�cia partii, a potem ogrywa�a mnie za ka�dym razem, dop�ki nie uzmys�owi�em sobie, co robi. Przekazywa�a pozycje i plany du�ym komputerom na Ziemi i kiedy przerywali�my gr�, co nam si� czasami zdarza�o, poniewa� Payter czy kt�ra� z kobiet odci�gali mnie od szachownicy, mia�a czas, �eby uzyska� z terminalu analiz� plan�w i sugestie co do zmiany taktyki. Du�e maszyny przekazywa�y Yerze, jakie mog� by� moje posuni�cia i jak na nie zareagowa�. I je�eli terminal Very odgadywa� w�a�ciwie - Vera pok�adowa wygrywa�a. Nie zada�em sobie trudu, by z tym sko�czy�. Po prostu ju� nie przerywa�em partii, a potem byli�my tak daleko, �e nie mia�a czasu zasi�gn�� rady i zn�w wygrywa�em z ni� za ka�dym razem. Szachy to chyba jedyna gra, w kt�rej przez te trzy i p� roku odnosi�em sukcesy. Nie by�o sposobu, �ebym wygra� cokolwiek w tej du�ej grze, jaka toczy�a si� mi�dzy moj� �on� Lurvy i jej pe�n� temperamentu czternastoletni� przyrodni� siostrzyczk�, Janine. Przez d�u�szy czas stary Payter znajdowa� si� mi�dzy m�otem a kowad�em, za� Lurvy stara�a si� by� matk� dla Janine, kt�ra z kolei stara�a si� by� wrogiem Lurvy. Co jej si� udawa�o. Zreszt�, nie tylko z winy Janine. Lurvy, na przyk�ad, potrafi�a wypi� kilka drink�w - to jej spos�b na zabicie nudy, a potem orientowa�a si�, �e Janine wzi�a jej szczotk� do z�b�w, czy �e niech�tnie zrobi�a to, co mia�a zrobi�, czyli sprz�tn�a miejsce przygotowywania posi�k�w zanim zacz�o cuchn��, ale nie umie�ci�a odpad�w organicznych w przetwarzaczu. I wtedy si� dopiero zaczyna�o. Od czasu do czasu dawa�y pe�ny popis swoich mo�liwo�ci - rytualn� rozmow� przerywan� wybuchami. - Strasznie mi si� podobaj� te twoje niebieskie spodnie, Janine. Czy chcesz, �ebym ci sfastrygowa�a ten szew? - W porz�dku, zgoda, przty�am. Do tego zmierzasz? W ka�dym razie to lepiej, ni� zapija� si� przez ca�y czas. - Potem od nowa uk�ada�y sobie nawzajem w�osy. A ja wraca�em do partyjki szach�w z Ver�. By�a to jedyna bezpieczna rzecz, jak� mog�em zrobi�. Kiedy tylko pr�bowa�em si� wtr�ca�, natychmiast jednoczy�y si� przeciwko mnie. - Ty pieprzona m�ska, szowinistyczna �winio, dlaczego nie skrobiesz pod�ogi w kuchni? Co zabawne, kocha�em je obie. Oczywi�cie na odmienny spos�b - cho� mia�em k�opoty, �eby to u�wiadomi� Janine. Powiedzieli nam, w co si� pakujemy, kiedy zg�osili�my si� na misj�. Poza psychiatryczn� kontrol�, rutynow� w przypadku d�ugich podr�y, wszyscy czworo mieli�my za sob� wiele wyk�ad�w na ten temat, a to, co powiedzia� psychiatra, sprowadza�o si� do zasady: r�bcie co si� da! Wygl�da�o na to, �e podczas procesu refamilizacji b�d� musia� si� nauczy� ojcostwa. Payter by� za stary, nawet je�li by� jej ojcem biologicznym. Lurvy nie nale�a�a do os�b zbyt udomowionych, czego si� zreszt� mo�na by�o spodziewa� po by�ym pilocie z Gateway? Wszystko spada�o na mnie - psychiatra uj�� to wystarczaj�co jasno. Tylko nie powiedzia�, jak mam sobie z tym poradzi�. Tak wi�c maj�c czterdzie�ci jeden lat znajdowa�em si� ile� tam jednostek astronomicznych od Ziemi, daleko poza orbit� Plutona, jakie� pi�tna�cie stopni od p�aszczyzny ekliptyki, d���c za wszelk� cen�, by nie kocha� si� ze szwagierk�, zawrze� pok�j z �on� i utrzyma� rozejm z te�ciem. Kiedy budzi�em si� (o ile mi pozwalano zasn��), u�wiadamia�em sobie wag� tych problem�w i by�em szcz�liwy, �e dotrwa�em do nast�pnego dnia. �eby przesta� o nich my�le�, stara�em si� my�le� o dw�ch milionach dolar�w na g�ow�, kt�re mieli�my dosta� po zako�czeniu misji. Kiedy to zawodzi�o, stara�em si� my�le� o jej wiekopomnym znaczeniu, nie tylko dla nas, ale dla ka�dej �ywej istoty ludzkiej. To by�o dostatecznie prawdziwe. Je�li si� wszystko uda, uchronimy ogromny procent rasy ludzkiej od �mierci g�odowej. Sprawa by�a naprawd� wielkiej wagi. Czasami nawet tak to odbiera�em. Ale to przecie� ludzie wpakowali nas do tego �mierdz�cego obozu koncentracyjnego na zawsze - tak si� mog�o wydawa�. I czasami, wiecie co? Mia�em nawet nadziej�, �e zdechn� z g�odu. Dzie� 1283. Budz�c si� us�ysza�em, �e Vera buczy i brz�czy tak jak wtedy, kiedy przyjmuje polecenie dzia�ania. Odpi��em zamek przytrzymuj�cy p�acht� i wysun��em si� z naszego kokona, ale Payter ju� wisia� na drukarce. - Gott sei dammt! - zazgrzyta�. - Mamy zmian� kursu. Chwyci�em za por�cz i przesun��em si�, �eby to zobaczy�, ale Janine, kt�ra z przej�ciem robi�a inspekcj� swych policzk�w w poszukiwaniu pryszczy, zd��y�a przede mn�. Wsadzi�a g�ow� Payterowi przed nosem, przeczyta�a wiadomo�� i wycofa�a si� z pogardliw� min�. Payter przez chwil� zagryza� wargi. - Nie interesuje ci� to? - spyta� z furi�. Janine lekko wzruszy�a ramionami, nawet na niego nie spojrzawszy. Lurvy wysuwa�a si� w�a�nie z kokona, zapinaj�c roboczy kostium. - Zostaw j� w spokoju, tato. A ty, Paul, w�� co� na siebie. Pozostawa�o mi tylko zrobi� tak jak m�wi, a na dodatek mia�a racj�. Naj�atwiej by�o unikn�� k�opot�w z Janine, kiedy zachowywa�em si� jak purytanin. Zanim wy�owi�em swoje szorty z k��bowiska po�cieli, Lurvy zd��y�a odczyta� wiadomo��. S�usznie - ona jest pilotem. Podnios�a g�ow� u�miechaj�c si�. - Paul, za jakie� jedena�cie godzin musisz skorygowa� kurs. Mo�e ju� po raz ostatni. Cofnij si� - poleci�a Payterowi, kt�ry nadal wisia� nad pulpitem. Przesun�a si� w d� i zacz�a stuka� na klawiaturze kalkulatora Very. Przygl�da�a si�, jak uk�adaj� si� trajektorie i nacisn�a klawisz, �eby otrzyma� rozwi�zanie. - Siedemdziesi�t trzy godziny i osiem minut do l�dowania - pisn�a. - Mog�em to sam zrobi� - poskar�y� si� ojciec. - Nie marud�, staruszku. Trzy dni i jeste�my na miejscu. Mo�e co� b�dzie wida� przez teleskop, kiedy si� obr�cimy. - Mogliby�my to widzie� ju� od miesi�cy, gdyby kto� nie rozwali� du�ego teleskopu - rzuci�a przez rami� Janine, ponownie zaj�ta wyciskaniem pryszczy na policzkach. - Janine! - Lurvy kiedy mia�a na to ochot� potrafi�a cudownie panowa� nad sob�, i tym razem tak by�o. - Czy nie uwa�asz, �e to raczej okazja do rado�ci, ni� k��tni? - g�os rozs�dku przewa�y�. - Ty oczywi�cie jeste� odmiennego zdania. Proponuj�, �eby�my si� wszyscy napili, ty te�. Wkroczy�em szybko, zapinaj�c szorty - zna�em bowiem ci�g dalszy tego scenariusza. - Czy chcecie pos�u�y� si� do manewru rakietami na paliwo chemiczne, Lurvy? W takim razie Janine i ja wyjdziemy, �eby sprawdzi� �adunki boczne. Mo�e napijemy si�, jak wr�cimy? - �wietny pomys�, kochanie - Lurvy u�miechn�a si� promiennie. - Ale mo�e tata i ja strzelimy sobie szybciutko po jednym i potem do��czycie do nas, o ile oczywi�cie nie macie nic przeciwko temu. - W�� skafander! - poleci�em Janine, powstrzymuj�c j� od zrobienia jakiej� uwagi, kt�ra spowodowa�aby wybuch. Najwyra�niej postanowi�a nie sprzeciwia� si�, poniewa� us�ucha�a bez �adnych komentarzy. Sprawdzili�my sobie nawzajem zapi�cia, ale Lurvy i Payter sprawdzili je ponownie - kolejno wepchn�li nas do wyj�cia i na linach wypu�cili w przestrze�. W pierwszym odruchu obydwoje spojrzeli�my w kierunku domu - niezbyt weso�y widok - S�o�ce wygl�da�o jak jasna gwiazda, a Ziemi w og�le nie by�o wida�, cho� Janine zwykle twierdzi�a, �e j� widzi. Nast�pnie spojrzeli�my w kierunku Fabryki Po�ywienia, ale tam te� nic nie by�o wida�. Gwiazdy s� do siebie podobne, szczeg�lnie przy dolnej granicy jasno�ci, kiedy jest ich na niebie pi��dziesi�t czy sze��dziesi�t tysi�cy. Janine pracowa�a szybko i sprawnie, postukuj�c w sworznie wielkich odrzutnik�w jonowych przymocowanych do boku statku, podczas gdy ja sprawdza�em napi�cie stalowych pas�w. Z Janine tak naprawd� nie by� z�y dzieciak - wprawdzie na swoje czterna�cie lat by�a wyj�tkowo pobudliwa seksualnie, ale to przecie� nie jej wina, �e nie mia�a na kim wypr�bowa� swej kobieco�ci, tak jak maj� na to ochot� nastolatki. Opr�cz mnie, czy ojca, kt�ry jeszcze mniej j� satysfakcjonowa�. Ze statkiem by�o wszystko w porz�dku. Tego si� zreszt� spodziewali�my. Czeka�a na mnie przy kikucie obsady du�ego teleskopu, a w dow�d swego dobrego humoru nie powiedzia�a ani s�owa o tym, kto spowodowa�, �e od�ama� si� i odp�yn��. Przepu�ci�em j� w drodze powrotnej pierwsz�. Zosta�em jeszcze kilka minut. Nie dlatego, �eby mi si� ten widok szczeg�lnie podoba�. Ale dlatego, �e te minuty w przestrzeni to jedyna w ci�gu tych trzech i p� roku okazja posmakowania cho�by odrobiny samotno�ci. Pr�dko�� statku nadal wynosi�a ponad trzy kilometry na sekund�, ale oczywi�cie trudno by�o to stwierdzi� z powodu braku punkt�w odniesienia. W zasadzie wydawa�o si�, �e stoimy w miejscu. Tak to przez te ca�e trzy i p� roku odbierali�my. Jedna z historii, kt�re cz�sto opowiada� stary Payter m�wi�a o jego ojcu, cz�onku SS Werewolf. M�ody esesman nie m�g� sobie liczy� wi�cej ni� szesna�cie lat, kiedy nadszed� kres Wielkiego Fuhrera. Mia� za zadanie dostarczy� odrzutowe silniki eskadrze Luftwaffe, kt�ra dopiero co zosta�a wyposa�ona w Me 210. Payter opowiada�, �e jego ojciec poszed� na �mier� czuj�c si� odpowiedzialnym za to, �e ich nie dostarczy� na czas, tak, aby rozbi� w puch Lancastery i B 17, i tym samym zmieni� wynik wojny. Wydawa�o nam si� to do�� zabawne - przynajmniej wtedy, kiedy s�yszeli�my t� histori� po raz pierwszy. Chocia� nie w tym rzecz. Najbardziej �mieszy�o nas, jak hitlerowcy je transportowali. Ca�� dru�yn�. Nie ko�mi - lecz wo�ami. Nawet nie na wozie - tylko saniami. Najnowocze�niejsze, dopracowane w najdrobniejszych szczeg�ach turbiny ponadd�wi�kowe - wtedy istne dzie�a sztuki. A na lotnisko dostarcza� je jasnow�osy g�wniarz z batem, po kostki brodz�cy w krowim �ajnie. Tkwili�my w kosmosie wlok�c si�, przebywaj�c drog�, kt�r� statek Heech�w pokona�by w ci�gu dnia - gdyby�my mieli taki statek i gdyby�my mogli spowodowa�, �eby robi� to, co chcemy - i odczuwa�em co� na kszta�t wsp�czucia do ojca Paytera. Sami byli�my w podobnej sytuacji. Brakowa�o nam tylko krowiego �ajna. Dzie� 1284. Z trudem wcisn�li�my si� w system podtrzymania �ycia i wpi�li�my w fotele przy�pieszenia, szczelnie pod��czone do zbiornik�w powietrza i pakiet�w �rodk�w niezb�dnych do �ycia, ale na szcz�cie zmiana kursu przebieg�a bezbole�nie. Poniewa� chodzi�o o minimalne delta V, ca�a sprawa nie by�a warta zachodu. Poza tym, oddaleni o pi�� tysi�cy jednostek astronomicznych od domu, niewielki mieli�my po�ytek z systemu podtrzymania �ycia, gdyby sprawy przybra�y na tyle z�y obr�t, �e by�by nam potrzebny. Ale wykonali�my to zgodnie z instrukcj� - tak zreszt�, jak wszystko od trzech i p� roku. Obr�cili�my si�, a rakiety manewruj�ce, zrobiwszy swoje, wy��czy�y si� i przekaza�y prac� silnikom jonowym. Potem Vera poszemra�a i pocmoka�a, i z oci�ganiem stwierdzi�a, �e wszystko - jak si� jej wydaje - jest w porz�dku, o ile potrafi to oceni� nie czekaj�c oczywi�cie kilka tygodni na potwierdzenie z Ziemi - i wtedy j� zobaczyli�my! Lurvy pierwsza wyskoczy�a ze swego fotela, natychmiast znalaz�a si� przy wizjerach i dos�ownie w ci�gu kilku sekund ustawi�a ostro��. Zebrali�my si� wok�, wyt�aj�c wzrok. Fabryka Po�ywienia!!! Migota�a w wizjerze i trudno by�o utrzyma� ostro��. Nawet rakieta jonowa powoduje minimalne wibracje statku - poza tym ci�gle znajdowali�my si� daleko. Ale najwa�niejsze, �e by�a! W ciemno�ci naznaczonej gwiazdami dziwny kszta�t b�yszcza�, niebieskim �wiat�em. Fabryka przypomina�a pod�u�ny budynek biurowy. Ale jeden koniec by� zaokr�glony i wygl�da�o, jakby kto� wyj�� z niego jaki� zagi�ty kawa�ek. - My�lisz, �e co� si� z ni� zderzy�o? - spyta�a zaniepokojona Lurvy. - Sk�d�e znowu, odpar� ojciec. - Po prostu tak zosta�a zbudowana. Co w og�le wiemy o projektach Heech�w? - Sk�d ta pewno��? - rzuci�a Lurvy, ale ojciec nie odpowiedzia�; nie musia�. Wszyscy zdawali�my sobie spraw�, �e przecie� nie mo�e wiedzie� i �e przemawia przez niego jedynie nadzieja, bo je�li fabryka zosta�a zniszczona, to jeste�my w kropce. Premie starczy�y na sam lot, ale tak naprawd� liczyli�my na pieni�dze, kt�re zrekompensowa�yby nam te siedem lat podr�y w obie strony, a kt�re zap�aciliby nam za to, �e Fabryk� Po�ywienia mo�na by uruchomi�. A przynajmniej zbada� i skopiowa�. - Paul - zacz�a nagle Lurvy. - Sp�jrz na ten bok, kt�ry si� w�a�nie do nas odwraca. Czy to nie statki? Zmru�y�em oczy, staraj�c si� zorientowa�, co to takiego. Na d�ugim, prostym boku obiektu wida� by�o kilka wypuk�o�ci, trzy czy cztery mniejsze, dwie ca�kiem du�e. Wygl�da�y jak na zdj�ciach asteroidu Gateway, kt�re kiedy� widzia�em. Ale... - Przecie� to ty by�a� poszukiwaczem - odpar�em. - Co o tym s�dzisz? - Mnie si� wydaje, �e to statki. Bo�e! Czy widzia�e� te dwa ostatnie? Jakie ogromne! By�am w Jedynkach, Tr�jkach i ogl�da�am wiele Pi�tek. Ale czego� takiego w �yciu nie widzia�am. Gdyby�my tylko mieli takie statki! - Sko�czcie z tym gdybaniem! - wtr�ci� si� ojciec. - Gdyby�my mieli takie statki i gdyby lata�y tam, gdzie chcemy, no jasne, wszech�wiat sta�by przed nami otworem. Miejmy nadziej�, �e s� sprawne. �e cokolwiek tam dzia�a! - B�d� dzia�a�y - za�piewa� z ty�u s�odki g�osik i kiedy odwr�cili�my si�, zobaczyli�my Janine kl�cz�c� na kolanach pod w�em aparatu ekstrakcyjnego i trzymaj�c� wyciskan� butelk� naszego najlepszego bimbru z przetworzonego ziarna. - Warto to obla� - u�miechn�a si�. Lurvy popatrzy�a na ni� z namys�em, ale panowa�a nad sob�. - Tak, to dobry pomys�, Janine - zgodzi�a si�. - Pocz�stuj wszystkich. Janine, jak przysta�o na eleganck� kobiet�, wypi�a ma�y �yczek i poda�a spirytus ojcu. - Pomy�la�am sobie, �e ty i Lurvy mieliby�cie ochot� na kieliszek przed snem - t�umaczy�a si�, odchrz�kn�wszy. Dopiero niedawno, na swoje czternaste urodziny zacz�a pi� mocniejsze trunki i nie bardzo jej to jeszcze sz�o. Nadal nie lubi�a naszego bimbru, ale pi�a go, poniewa� uznawa�a to za atrybut doros�o�ci. - �wietny pomys� - przytakn�� ojciec. - Jestem ju� na nogach, zaraz, ile to? Od prawie dwudziestu godzin. Wszystkim nam si� przyda odpoczynek przed l�dowaniem - doda� przekazuj�c butelk� mojej �onie, kt�ra wycisn�a dwie uncje do swego dobrze zaprawionego gard�a. - W�a�ciwie nie chce mi si� jeszcze spa� - zauwa�y�a. - Wiesz, na co mam teraz ochot�? Chcia�abym raz jeszcze pu�ci� ta�m� Trish Bover. - O, Bo�e! Lurvy! Widzieli�my to ju� milion razy! - Wiem, Janine. Nie musisz tego ogl�da�, je�li nie chcesz. Ale mnie przysz�o do g�owy, czy przypadkiem jeden z tych statk�w nie by� statkiem Trish i... Po prostu chc� to jeszcze raz zobaczy�. Wargi Janine zw�zi�y si�, ale geny by�y silniejsze - kiedy chcia�a, potrafi�a nad sob� zapanowa� tak dobrze jak jej siostra. Pod tym k�tem te� musieli nas przebada�, zanim pozwolili nam lecie�. - Wywo�am j� - powiedzia�a przysuwaj�c si� do klawiatury Very. Payter potrz�sn�� g�ow� i wycofa� si� do swojego kokonu, zaci�gaj�c za sob� harmonijkow� zas�on�, �eby si� od nas odseparowa�, a pozostali zebrali si� wok� pulpitu. Poniewa� by�a to ta�ma, mieli�my zar�wno wizj�, jak i d�wi�k, i po dziesi�ciu sekundach us�yszeli�my jakie� zgrzyty i mogli�my zobaczy� biedaczk� Trish, jak w�ciek�a m�wi do kamery ostatnie s�owa, kt�re to dotar�y do ludzko�ci. Tragedia jest dramatyczna tylko do czasu, a my s�uchali�my tego na okr�g�o przez trzy lata. Puszczali�my ta�m� co jaki� czas i ogl�dali�my obrazy, kt�re uchwyci�a swoj� r�czn� kamer�. Bez ko�ca zatrzymywali�my obraz i powi�kszali�my go, nie tylko dlatego, �e mieli�my nadziej� wydoby� z niego wi�cej informacji, ni� uda�o si� to ludziom z Korporacji, cho� tego nigdy nie wiadomo. Po prostu chcieli�my si� upewni�, czy gra jest warta �wieczki. Tragedia polega�a na tym, �e Trish nie wiedzia�a co odkry�a. - Raport lotu O-74-D-19 - zacz�a do�� spokojnie. Spr�bowa�a nawet na swej smutnej, g�upawej twarzy wywo�a� u�miech. - Zdaje si�, �e jestem w k�opocie. Wyl�dowa�am na czym�, co przypomina artefakt Heech�w, zadokowa�am, ale teraz nie mog� uruchomi� statku. Rakiety l�downika dzia�aj�. Ale nie dzia�a g��wna tablica. A nie chc� zosta� tutaj, a� umr� z g�odu. �mier� g�odowa! Kiedy ju� specjali�ci przejrzeli fotografie Trish, zidentyfikowali artefakt - by�a to Fabryka Po�ywienia CHON, na kt�rej odnalezienie Korporacja liczy�a od lat. Ale bez odpowiedzi pozostawa�o nadal pytanie, czy gra jest warta �wieczki. Trish z pewno�ci� tak nie uwa�a�a. Uwa�a�a, �e tam umrze i to za darmo, nawet nie zgarnie swoich nagr�d za misj�. I w ko�cu postanowi�a spr�bowa� i wr�ci� w l�downiku. Skierowa�a si� na S�o�ce, w��czy�a silniki i wzi�a proszki. Bardzo du�o - wszystkie, jakie mia�a. A potem nastawi�a zamra�ark� na maks, wsun�a si� do �rodka i zamkn�a za sob� drzwiczki. - Rozmro�cie mnie, kiedy mnie znajdziecie - powiedzia�a. - I pami�tajcie o mojej nagrodzie. Mo�e kto� to kiedy� zrobi. Kiedy j� znajd�. Je�li w og�le j� znajd�. Najprawdopodobniej za jakie� dziesi�� tysi�cy lat. Kiedy kto� w ko�cu us�yszy przez radio jej sygna� powtarzany przez automat, b�dzie ju� za p�no, �eby dla Trish mia�o to jakiekolwiek znaczenie - nie odpowie. Vera zako�czy�a odtwarzanie ta�my i cichutko j� cofn�a. Ekran pociemnia�. - Gdyby Trish by�a prawdziwym pilotem, a nie jednym z tych poszukiwaczy, co to wskakuj� do statku, naciskaj� guzik i pozwalaj� statkowi robi�, co chce - powiedzia�a nie po raz pierwszy Lurvy - to wiedzia�aby, co zrobi�. Wykorzysta�aby t� odrobin� delta V l�downika, �eby pokona� k�tow� bezw�adno��, a nie marnowa�aby jej kieruj�c si� prosto na S�o�ce. - Dzi�ki, mistrzu - skwitowa�em, te� zreszt� nie po raz pierwszy. - Mog�aby wi�c liczy� na to, �e dotrze do pasa asteroid�w znacznie wcze�niej, w ci�gu tylko sze�ciu czy siedmiu tysi�cy lat. Lurvy wzdrygn�a si�. - Id� spa� - powiedzia�a, po raz ostatni wyciskaj�c butelk�. - A ty, Paul? - Daj mu chwil� oddechu, co? - wtr�ci�a si� Janine. - Chcia�am, �eby mi pom�g� przerobi� zakres czynno�ci przy zap�onie silnik�w jonowych. Opanowanie Lurvy prysn�o natychmiast. - Czy aby na pewno to chcesz z nim przestudiowa�? Nie r�b takiej kwa�nej miny. Wiem, �e przerabiali�cie to ju� wiele razy. A poza tym to zadanie nale�y do obowi�zk�w Paula. - A co si� stanie, je�li Paul b�dzie niedysponowany? - spyta�a Janine. - Sk�d mo�emy mie� pewno��, �e w�a�nie w czasie l�dowania nie zacznie si� Gor�czka? Tak, tego nikt nie m�g� przewidzie�. W rzeczywisto�ci zaczyna�em sobie u�wiadamia�, �e w�a�nie wtedy to si� mo�e zdarzy�. Powtarza�a si� cyklicznie co sto trzydzie�ci dni, w przybli�eniu do kilkunastu. Jej pora w�a�nie nadchodzi�a. - Jestem troch� zm�czony, Janine - pr�bowa�em si� wym�wi�. - Obiecuj�, �e zrobimy to jutro. - Czy te� kiedy indziej, kiedy kto� jeszcze b�dzie w tym czasie na nogach. Najwa�niejsze to nie zosta� z Janine sam na sam. W statku, kt�rego ca�kowita kubatura jest nie wi�ksza od pokoju hotelowego, trudno co� takiego zorganizowa�. Trudno, to ma�o powiedziane -jest to wr�cz niemo�liwe. Ale tak naprawd� nie by�em zm�czony i kiedy Lurvy le�a�a wyci�gni�ta obok mnie, oddychaj�c zbyt cicho, �eby mo�na by�o powiedzie�, �e chrapie, ale w spos�b charakterystyczny dla osoby �pi�cej, rozprostowa�em si� w po�cieli zupe�nie rozbudzony, podsumowuj�c nasze osi�gni�cia. Musia�em co� takiego zrobi� przynajmniej raz dziennie, je�li w og�le jakie� osi�gni�cia przychodzi�y mi do g�owy. Tym razem co� znalaz�em. Ponad cztery tysi�ce jednostek astronomicznych to d�uga podr�. Jak na ��wie tempo. Niech to b�dzie p� tryliona kilometr�w, w przybli�eniu. Lecieli�my spiral�, co znaczy�o, �e zanim tam dotrzemy, musimy prawie okr��y� S�o�ce. Nasza droga nie liczy�a dok�adnie dwadzie�cia pi�� dni �wietlnych, ale sze��dziesi�t. I przy pe�nej mocy przez ca�y czas daleko nam by�o do pr�dko�ci �wiat�a. Trzy lata - i, m�j Bo�e! - przez ca�y czas zastanawiali�my si�, �e mo�e komu� uda si� dotrze� tam przed nami pojazdem Heech�w! W niczym by to nam nie pomog�o. Je�liby tak si� sta�o, ju� dawno mogliby si� sprz�tn�� nam sprzed nosa ca�� �mietank�. Ciekawe, kiedy przysz�oby im do g�owy da� nam o tym zna�? A wi�c przynajmniej jedno si� sprawdzi�o - podr� nie odby�a si� na darmo, poniewa� dotarli�my prawie do celu. Teraz pozosta�o tylko przymocowa� do tego czego� jonowe silniki, sprawdzi�, czy wszystko dzia�a... i zacz�� powoli wraca�, holuj�c to na Ziemi�. I w jaki� spos�b przetrwa� czas powrotu. Niech to nawet b�d� cztery nast�pne lata. Zacz��em na powr�t cieszy� si� z tego, �e ju� prawie jeste�my na miejscu. Pomys�, �eby czerpa� �ywno�� z komet, nie by� nowy. Pochodzi� jeszcze z lat pi��dziesi�tych dwudziestego wieku i nale�a� do Kraffta Ehricke'a, tyle �e on radzi� komety skolonizowa�. Pomys� mia� r�ce i nogi. We�my ma�y kawa�ek �elaza i pierwiastki �ladowe - �elazo, �eby zbudowa� sobie mieszkanie, a pierwiastki �ladowe, �eby �arcie CHON zmienia� w quiche lorraine - czy hamburgery. I wtedy jedzenia jest w br�d. Bo w�a�nie z tego zbudowane s� komety. Troch� py�u, par� ska� i ca�e mn�stwo zamro�onych gaz�w. Tlen, azot, wod�r, dwutlenek w�gla, woda, metan, amoniak. W k�ko te same pierwiastki -CHON - w�giel, wod�r, tlen, azot, bo c� innego mo�e znaczy� �CHON", jak nie pierwsze litery ich �aci�skich nazw? Z�a odpowied�. Komety s� z tego samego, co ty, a CHON - znaczy jedzenie. Ob�ok Oorta zbudowany by� z milion�w megatonowych porcji �arcia. Na Ziemi �y�o dziesi�� czy dwana�cie miliard�w g�odnych ludzi, wpatruj�cych si� w kosmos, ludzi, kt�rym na sam� my�l o niej ciek�a �linka. Ci�gle si� jeszcze zastanawiano, sk�d komety wzi�y si� w Ob�oku. Nadal nie wiadomo by�o, czy poruszaj� si� ca�ymi rojami. Sto lat temu Opik stwierdzi�, �e ponad po�ow� zaobserwowanych komet mo�na sklasyfikowa� w �cis�e okre�lone grupy; tak te� uwa�ali jego nast�pcy. Whipple powiedzia�, �e g�wno prawda, �e nie ma grupy, kt�r� mo�na zidentyfikowa�, i kt�ra mia�aby wi�cej ni� trzy komety. Tak uwa�ali jego zwolennicy. I wtedy pojawi� si� Oort, pr�buj�c to wszystko jako� poustawia�. On z kolei uwa�a�, �e system s�oneczny otacza pot�na skorupa komet. Co jaki� czas S�o�ce wyci�ga sobie jedn�. Kometa zatacza w�wczas p�tl�, przechodz�c przez peryhelium. Na przyk�ad kometa Halleya, czy ta kt�r� uwa�a si� za Gwiazd� Betlejemsk�, czy inne. Potem grupka innych facet�w zacz�a zastanawia� si�, dlaczego tak w�a�ciwie ma by�. I okaza�o si�, �e tak by� nie mo�e, gdy do mg�awicy Oorta odniesie si� rozk�ad Maxwella. W zasadzie, gdyby przyj�� normalny rozk�ad, mo�na by za�o�y�, �e w og�le nie ma �adnego Ob�oku Oorta. Nie da si� w nim zaobserwowa� parabolicznych orbit - to powiedzia� R.A. Lyttleton. Ale wtedy z kolei kto� inny stwierdzi�, �e dlaczego rozk�ad jazdy komet musi by� maxwellowski? A mo�e jest inny? I na tym stan�o. S� zlepki komet i wielkie po�acie przestrzeni kosmicznej, gdzie nie ma prawie �adnej. A poniewa� nie ma w�tpliwo�ci, �e Heechowie ustawili swoj� maszyneri�, �eby si� pas�a na obfitych pastwiskach komet ju� wiele setek tysi�cy lat temu, mieli�my teraz co� jakby pustyni� kometow�. I je�li nadal dzia�a, niewiele surowca jej zosta�o. (A mo�e ju� je wszystkie po�ar�a?) Zasn��em zastanawiaj�c si�, jak mo�e smakowa� jedzenie CHON. Nie mog�o by� wiele gorsze od tego, co jedli�my od trzech i p� roku, czyli przewa�nie nas samych p