2760

Szczegóły
Tytuł 2760
Rozszerzenie: PDF
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

2760 PDF - Pobierz:

Pobierz PDF

 

Zobacz podgląd pliku o nazwie 2760 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.

2760 - podejrzyj 20 pierwszych stron:

Hans Peterson To ja, Piotru� Tom Ca�o�� w tomach Polski Zwi�zek Niewidomych Zak�ad Wydawnictw i Nagra� Warszawa 1989 Prze�o�y� Zygmunt �anowski T�oczono w nak�adzie 20 egz. pismem punktowym dla niewidomych w Drukarni PZN, Warszawa, ul. Konwiktorska 9 Pap. kart. 140 g kl. Iii-B�1 Ca�o�� nak�adu 100 egz. Przedruk z wydawnictwa "Nasza Ksi�garnia", Warszawa 1966 Pisa� A. Galbarski, korekty dokonali: J. Andrzejewska i U. Maksimowicz Piotru� jedzie na wie� Piotru� zbieg� ze starych drewnianych schod�w skacz�c na jednej nodze. Sz�a wiosna, na dworze by�o ciep�o. Z jednych drzwi pachnia�o sma�onym �ledziem, z innego mieszkania rozchodzi�a si� wo� kapu�niaku. W sieni przystan�� na chwil�, a potem otworzy� bram� wychodz�c� na ma�e podw�rko. Bawi�o si� tam kilka dziewczynek, gra�y w klasy. By�y ubrane do�� skromnie, gdy� dzia�o si� to po pierwszej wojnie �wiatowej, kiedy du�o by�o biednych ludzi. Nieco dalej, ko�o �mietnika, paru ch�opc�w bawi�o si� drewnianym konikiem. Konik zaprz�ony by� do w�zka, zrobionego przez Piotrusiowego tatusia ze szpulek po niciach i z pude�ka od cygar. Mi�dzy beczkami na �mieci co� szele�ci�o, ale by� to z pewno�ci� tylko jaki� ma�y szczurek i ani dziewczynki, ani ch�opcy nie zwracali na to uwagi. W owych czasach niemal wsz�dzie w Sztokholmie, podobnie jak i w ca�ym kraju, by�y beczki na �mieci i szczury, i biedne dzieci. Jeden z ch�opc�w, bawi�cych si� drewnianym konikiem, podni�s� g�ow�. Nazywa� si� Jonne. - Chod� do nas, Piotru�! - zawo�a�. - Dlaczego tak stoisz? Piotru� westchn�� i usiad� na ziemi, opieraj�c si� plecami o bram�. - Wyp�dzaj� mnie na wie� - powiedzia� ponuro. - Musz� tam jecha�! Jonne poderwa� si� �ywo z ziemi. - Na wie�? Ch�opaki, s�yszeli�cie? Piotru� jedzie na wie�! Piotru� wsta� i podszed� z wolna do ch�opc�w. Kopa� z gniewem kocie �by bosymi stopami. - Tatu� by� bezrobotny przez ca�� zim�. Teraz jedzie do Uplandii, do pracy przy budowie dr�g. - Nasi tatusiowie tak�e byli bez pracy - odpar� Jonne pocieszaj�co. - I my te� zupe�nie nie mamy pieni�dzy. Piotru� przykucn�� i podni�s� drewnianego konika. - Mamusia idzie do szpitala - powiedzia� - no i nie ma nikogo, kto by si� mn� zaj��. Cho� naturalnie da�bym sobie doskonale rad� sam. Ale mi nie pozwalaj� zosta�. I musz� jecha� na wie�. Zwolniono mnie na ostatnie trzy tygodnie ze szko�y. Jonne przysiad� obok Piotrusia. - Kiedy jedziesz? - zapyta�. - Jutro rano - odpar� Piotru�. - Nie rozumiem, dlaczego mnie tam wysy�aj�. Do tych w�ciek�ych koni i kr�w. Wsta� i podni�s� na bosej stopie drewnianego konika. Potem ostro�nie opu�ci� go na ziemi�, ale konik si� przewr�ci�. - Z pewno�ci� mnie zjedz� albo mi zrobi� jak� krzywd� - ci�gn�� smutno. - I tyle czasu b�d� bez naszej paczki! Jonne kiwn�� g�ow� ze zrozumieniem. Potem te� wsta� i obj�� Piotrusia ramieniem. - Mo�e i tam s� jakie� ch�opaki i dziewczyny! Piotru� wsadzi� r�ce do kieszeni. - Dzi�kuj�! - powiedzia� gniewnie. - Kupa �obuz�w, kt�rzy b�d� mnie tylko bi� przez ca�y czas. Jonne znowu pokiwa� g�ow�. Nigdy nie by� na wsi i nie wiedzia�, jak tam jest. Mo�liwe wi�c, �e Piotru� mia� s�uszno��. Piotru� sta� przez chwil� w milczeniu. Potem schyli� si� i podni�s� przewr�conego konika. - Co robi�! - powiedzia� rezolutnie. - Trzeba umie� dawa� sobie rad� ze wszystkim na �wiecie, jak m�wi m�j tatu�. Jonne zn�w kiwn�� g�ow�. Mia� wra�enie, jak gdyby Piotru� wybiera� si� na wojn� albo na jak�� inn� straszn� wypraw�, jakby nigdy ju� nie mieli si� zobaczy�. - Masz tego konika - powiedzia� do niego Piotru� podaj�c mu zabawk�. - Daj� ci go. - Nie we�miesz go z sob�? - zapyta� Jonne. - Nie ma sensu. Jeszcze by si� zepsu�. Lepiej, jak ty go schowasz dla mnie, dop�ki nie wr�c�. Jonne wzi�� konika z rozradowan� min�. A Piotru� odwr�ci� si� i poszed� z powrotem do bramy. Jonne patrzy� za nim, inni ch�opcy tak�e. Szczury szele�ci�y mi�dzy pojemnikami. S�o�ce �wieci�o, a dziewczynki gra�y w klasy. W bramie Piotru� odwr�ci� si�. - Cze��, ch�opaki, i dziewczynki te�! B�d�cie zdrowi! - powiedzia� smutno. - Nie ma rady. Musz� i�� si� pakowa�. - Jedziesz... jedziesz na wie� statkiem, Piotrek? - spyta� Jonne. Piotru� potrz�sn�� g�ow�. - Nie, pojad� poci�giem - odpar� niemal oboj�tnie. - Ca�kiem sam - doda� po chwili. Potem zamkn�� bram�, a tamci stali jeszcze chwil�, patrz�c za nim z ciekawo�ci� i troch� z zazdro�ci�. By�o to nast�pnego dnia pod wiecz�r. Poci�g z�o�ony ze starych wagon�w trz�s� si� przez pola i ��ki, przez lasy, mijaj�c od czasu do czasu jak�� wiosk�. Drzewa wypuszcza�y p�ki, bo wiosna wtargn�a z ca�ym rozmachem. Ale w niewielkim przedziale kolejowym czu� by�o tylko dym z sapi�cej lokomotywy. Piotru� wygl�da� przez okno, cho� i to ju� zaczyna�o go troch� nu�y�. Wsiad� do poci�gu w Sztokholmie tak wcze�nie rano, �e prawie wszyscy jeszcze spali. A teraz zrobi�o si� p�ne popo�udnie. Tu i �wdzie sta�y przy torze dzieci i macha�y r�kami do przeje�d�aj�cych. Na drogach wida� by�o wozy zaprz�one w konie. Tylko niekiedy, bardzo rzadko, jaki� samoch�d. Piotru� ziewa� i przygl�da� si� starszej pani, kt�ra siedzia�a naprzeciw niego w drugim rogu. W pewnej chwili pochyli� si� ku niej. - Czy pani jedzie daleko? - zapyta�. Popatrzy�a na niego troch� zdziwiona. - Jeszcze tylko par� stacji - odpowiedzia�a. - Uf, to nic przyjemnego jecha� poci�giem - �ali� si� Piotru� wierc�c si� niecierpliwie na siedzeniu. - Ju� ca�y dzie� jad�. Od wczesnego ranka. I musia�em si� przesiada�. To si� tak ci�gnie, jakbym nigdy nie mia� dojecha�. Ale teraz ju� wysiadam na nast�pnej stacji. Wcale nie lubi� tak d�ugo jecha� poci�giem. - Dzielny jeste�, �e taki szmat drogi podr�ujesz sam - powiedzia�a �yczliwie starsza pani. Piotru� kiwn�� g�ow�. - Hm, mamusia by�a troch� niespokojna. Starczy�o nam pieni�dzy tylko na jeden bilet, no i musia�em pojecha� sam. "Piotru� da sobie zawsze rad�" - powiedzia� tatu�. Ale dzi� nie czuj� si� nadzwyczajnie. Pani u�miechn�a si� nieznacznie. - Widz� to - powiedzia�a. - A co ty b�dziesz robi� na wsi? - B�d� tam mieszka� przez lato - odpar� Piotru� stroskanym g�osem. - Jeszcze nigdy nie by�em na wsi... Kuzyn mojej mamusi ma gospodarstwo... Niedu�e, zdaje si�. - B�dzie ci pewnie przyjemnie - pociesza�a go starsza pani weso�o. Piotru� popatrzy� na ni� z rozdra�nieniem. - O nieee! - wybuchn��. - Nie rozumiem, dlaczego musia�em wyjecha�. Czy nie lepiej mnie by�o zostawi� w domu, ni� wysy�a� tu mi�dzy mn�stwo kur i kr�w, i innych okropno�ci. Jak ja poradz� sobie z tym wszystkim? - Na pewno o wiele lepiej, ni� my�lisz - odpar�a pani spokojnie. Piotru� potrz�sn�� g�ow�. - Oj, chyba nie! Nie wiem, czy wyjd� z tego ca�o. I otar� r�kawem koszuli oczy, bo nagle przyszli mu na my�L mamusia i tatu�, i Jonne, i Sztokholm, i wszystkie inne miejskie wspania�o�ci. A on siedzi tu sam i opuszczony w poci�gu zbli�aj�cym si� coraz bardziej do stacji, na kt�rej trzeba wysiada�. Opanowa� si� troch�. Jednocze�nie poci�g zacz�� zwalnia� biegu. Piotru� wyjrza� przez okno. Jechali przez niewielkie ��czki i niewysokie wzg�rza, wida� by�o te� w�skie dr�ki i ma�e czerwone domki stoj�ce do�� daleko jeden od drugiego. W rowach kwit�y kwiaty. - A tak chcia�em zosta� w Sztokholmie - poskar�y� si� znowu. - Czuj� si�, jakbym nigdy ju� nie mia� wr�ci� do domu. Wsta� z �awki i zacz�� zbiera� swoje rzeczy. Mia� tylko dwa pakunki. Niewielkie tekturowe pude�ko i paczk� w br�zowym papierze pakunkowym. - "To ja, Piotru�!" - mam powiedzie�, gdy dojad� na miejsce. Trzeba umie� pokonywa� trudno�ci. Pani kiwn�a ze zrozumieniem g�ow�, raz i drugi. Piotru� uk�oni� si� grzecznie i poszed� w kierunku drzwi wagonu. Szarpi�c, chrz�szcz�c i sycz�c par� ma�y poci�g zatrzyma� si� na stacji. W�z toczy� si� po w�skiej, kr�tej drodze mi�dzy kamienistymi brzezinkami i niewielkimi p�lkami. W powietrzu pachnia�o przyjemnie i �wie�o, inaczej ni� w zadymionym przedziale kolejowym. �wiergota�y ptaszki. Przed wozem k�usowa� kasztanek z du�� bia�� strza�k� na br�zowym czole. A na wozie siedzia� chudy, poczciwy wujek Johan, kt�ry by� kuzynem mamusi, no i Piotru�. Piotru� tkwi� sztywno na siedzeniu, z zaci�ni�tymi pi�ciami, wpatrzony prosto przed siebie. Wujek Johan porusza� lejcami w ko�cistych d�oniach i zerka� od czasu do czasu na milcz�cego ch�opca. W ko�cu lekko odchrz�kn��. - No co, pewnie jeste� zm�czony po podr�y. Ca�y dzie� przesiedzia�e� w poci�gu! - Nie - b�kn�� Piotru� nie podnosz�c g�owy. Czu� si� samotny i opuszczony do tego stopnia, �e t�skni� nawet do niedobrego nauczyciela w szkole, J~onssona, kt�ry czasem bi� go linijk� po palcach. - Zaraz zrobi si� wiecz�r - ci�gn�� wujek Johan - i p�jdziesz spa�. K�adziemy si� wcze�nie. Nie dzieje si� tu mo�e tyle, co w Sztokholmie - m�wi� spokojnie i �yczliwie - ale i tak b�dziesz si� u nas dobrze czu�, miejmy nadziej�. Piotru� kiwn�� g�ow�, nie wygl�da�o jednak, aby wierzy�, �e b�dzie mu tu przyjemnie. Smutno patrzy� na rosn�ce g�sto mi�dzy g�azami zawilce. Po chwili dojechali do wr�t w rozleg�ym ogrodzeniu. Za wrotami sta�o kilka kr�w. Wujek Johan �ci�gn�� troch� lejce i ko� stan��. Piotru� wystraszony patrzy� na krowy. By�o ich pi�� i wszystkie mia�y d�ugie, ostre rogi. Wujek znowu odchrz�kn�� i spojrza� na Piotrusia. - S�uchaj - powiedzia� ostro�nie - s�uchaj no, potrafi�by� otworzy� te wrota? Wiem, �e nie macie takich wr�t na ulicach w Sztokholmie. Ale tu, na wsi, jest ich mn�stwo. Mamy jeszcze przed sob� dziesi�� ogrodzonych pastwisk, zanim dojedziemy do domu. Tote� najlepiej, jak spr�bujesz nauczy� si� tego od razu. Piotru� poczu�, �e nogi trz�s� si� pod nim i serce t�ucze mu mocno w piersi. Ale nie �mia� odm�wi�, zeskoczy� z wozu i podszed� do ogrodzenia, bacznie patrz�c, czy kt�ra� krowa nie zechce go zaatakowa�. Potem zdj�� ostro�nie p�tl� z �yka i odsun�� wrota. Krowy wpatrywa�y si� w niego, ale on przez ca�y czas uwa�a�, �eby wrota go zas�ania�y. Wujek szarpn�� lekko lejce, wjecha� w ogrodzenie i zatrzyma� si� kawa�ek dalej. "O wiele za daleko - pomy�la� Piotru�. - Zanim zd��� dobiec do wozu, krowy mnie zjedz�". Szybko zasun�� wrota z powrotem na miejsce. P�tla zapl�ta�a si� troch�, bo ani przez chwil� nie spuszcza� wzroku z kr�w. Ale w ko�cu uda�o mu si� za�o�y� j� na s�up, wymin�� krowy �ukiem i wskoczy� na w�z. Wujek nie odezwa� si� ani s�owem. Cmokn�� tylko leciutko na konia. Piotru� obejrza� si� za siebie. Najch�tniej pokaza�by krowom j�zyk. Ale nie mia� odwagi. Mo�e b�dzie musia� t�dy przeje�d�a� wiele razy, a krowy mog�yby go sobie zapami�ta�. Gdy min�li kilka nast�pnych wr�t, wujek nagle zatrzyma� konia. - Jak masz by� u nas ca�e lato, lepiej, �eby� si� nauczy� trzyma� lejce - powiedzia� do Piotrusia. Piotru� spojrza� na niego zdumiony. Ale wujek odda� mu lejce i pokaza�, jak je trzyma�. A potem kiwn�� g�ow�. Piotru� cmokn�� ostro�nie. Potem cmokn�� jeszcze raz i szarpn�� lekko lejcami. Ko� ruszy�. Piotru� nie �mia� niemal odetchn��. �ciska� tylko mocno lejce. A ko� bieg� r�wnym truchtem w kurzu polnej drogi. Po chwili Piotrusiowi zrobi�o si� odrobin� ra�niej. Pogoda by�a pi�kna. I �wiergota�y ptaszki. I ko� k�usowa� spokojnie. Szkoda tylko, �e nie by�o tu mamy i tatusia, i Jonnego, i innych ch�opak�w, �eby zobaczyli, jak Piotru� powozi koniem. - Hm! - chrz�kn�� wujek. - Anna_Maja i Anders bardzo s� ciebie ciekawi. Anders ma tyle lat, co ty, a Anna_Maja zacz�a chodzi� do szko�y w jesieni. Z pocz�tku b�dzie pewnie nie�mia�a, ale jej to przejdzie. Bardzo chcieli oboje jecha� ze mn� na stacj�, nie mog�em ich jednak zabra�, bo chodz� przecie� do szko�y. Teraz ju� czekaj� w domu. Piotru� zas�pia� si� coraz bardziej, w miar� jak wujek opowiada� o swoich dzieciach. Nie chcia� spotyka� �adnych obcych os�b. Nauczy� si� ju� troch� obchodzi� z koniem, oswoi� si� z wujkiem. To dosy�. Nie trzeba by�o nikogo wi�cej. Wujek zerka� na zasmuconego Piotrusia. - No tak, w�a�ciwie mia� ci� przywie�� Gustaw, nasz parobek. Ale �e chcia�em co� za�atwi� w sklepiku, to... Mamy te� dziewczyn�. Nazywa si� Krystyna. Polubisz j�, jest bardzo zacna. Piotru� coraz bardziej denerwowa� si� na my�l o tych wszystkich ludziach, a� zapomnia�, �e trzyma lejce. Nagle ko� zjecha� z drogi i omal nie stoczyli si� do rowu, ale wujek �ci�gn�� ostro�nie lejce i wyprowadzi� w�z na �rodek drogi. Piotru� ockn�� si� i wyprostowa� na ko�le. Pomy�la� o s�owach ojca, �e trzeba zawsze umie� sobie dawa� rad�, i nabra� troch� otuchy. Szarpn�� lekko lejcami i ko� ruszy� dalej. Po jakim� czasie dojechali wreszcie do zagrody. Dom sta� na niewielkim wzg�rzu nad jeziorem. W ogrodzie na rozpi�tych mi�dzy drzewami sznurach wisia�a wyprana bielizna, �opoc�c lekko na wiosennym wietrze. Wujek �ci�gn�� lejce i skr�ci� w kierunku stodo�y. Zar�wno dom mieszkalny, jak i d�ugie zabudowania stajni, obory, stodo�y i wozowni by�y czerwone, a ogr�d przed domem otacza� parkan pomalowany na bia�o. Piotru� rozejrza� si� ostro�nie doko�a, gdy w�z wolno jecha� przez podw�rze. Ze stodo�y wybieg� jaki� ch�opak, prawdopodobnie Anders. Wygl�da� na r�wie�nika Piotrusia, cho� by� nieco wi�kszy i mocniej zbudowany. Zza drzewa wysun�a ostro�nie g�ow� dziewczynka. Piotru� pomy�la�, �e to pewnie Anna_Maja. �cie�k� przez ogr�d, mi�dzy susz�c� si� po praniu bielizn�, sz�y dwie kobiety. Jedna z nich by�a starsza i wygl�da�a powa�nie. By�a to niew�tpliwie �ona wujka Johana. Piotru� nie pa mi�ta� w tej chwili jej imienia. Druga, o wiele m�odsza, mia�a mi��, weso�� twarz. Musia�a to by� s�u��ca, Krystyna. W�z wtoczy� si� wolno na placyk przed stodo��. Anders, ciotka i Krystyna niemal r�wnocze�nie podeszli do wozu. Piotru� zaciskaj�c z�by podni�s� si� zdecydowanie na ko�le. Zbli�a�a si� wielka chwila. - Prrrrr! - powiedzia� wujek Johan. - To ja, Piotru�! - zawo�a� piskliwie Piotru�, mimo woli �ci�gaj�c lejce. Ko� zatrzyma� si� jak wryty i stan�� d�ba. A Piotru�, uczepiony kurczowo lejc�w, straci� nagle r�wnowag� i spad� g�ow� naprz�d na ziemi�. Wujek co� zawo�a�, Krystyna krzykn�a, Anna_Maja za drzewem przy�o�y�a d�o� do ust i zachichota�a, ale te� si� przestraszy�a. Anders chwyci� konia przy pysku i uspokaja� go. - No, no! - m�wi�. - No, no! Wujek zeskoczy� szybko z wozu, �eby podnie�� Piotrusia. Ch�opiec jednak podni�s� si� powoli sam. By� umorusany, na czole mia� �lady krwi. Nic nie powiedzia�, tylko zaciska� pi�ci, mocno, mocno. Przyjecha� ju� na wie�. I zacz�o si� to jeszcze gorzej, ni� si� obawia�. Pierwsze dni na wsi W izdebce na poddaszu mieszka�a babunia. Przesiadywa�a przewa�nie przy krosnach. Krosna sta�y przy oknie, aby babunia mog�a od czasu do czasu wyjrze� na dw�r i zobaczy�, co robi� inni. Ale w tej chwili babunia nie tka�a na krosnach. Robi�a opatrunek Piotrusiowi. Obmy�a mu czo�o i owin�a paskiem p��tna oderwanym ze starego prze�cierad�a. - No tak - orzek�a w ko�cu - teraz mo�esz ju� zej�� na d�. Piotru� potrz�sn�� g�ow�. Ale nie powiedzia� ani s�owa. - Nic sobie z tego nie r�b - m�wi�a babunia uspokajaj�co. - Nie ty jeden spad�e� z wozu. - Ale nie wtedy, kiedy wszyscy stoj� i patrz� - odpowiedzia� Piotru� ponuro. Babunia zastanawia�a si� przez chwil�. - Powiem ci, Piotru�, �e dobrze si� sta�o - rzek�a w ko�cu powoli - bo i Anders, i Anna_Maja troch� si� ciebie bali. - Mnie? - zdziwi� si� Piotru�. - Jak to, babuniu? Mog� chyba nazywa� ci� babuni�, cho� nie jeste� moj� babuni�? - No pewnie, �e mo�esz - zapewni�a go babunia. - Tak, tak, dzieci troch� si� niepokoi�y. Przybywasz przecie� z wielkiego miasta i tak dalej. Sam kr�l tam mieszka. Anna_Maja nie m�wi�a o niczym innym przez ca�y tydzie�. A teraz sami zobaczyli, �e i ty nie umiesz wszystkiego. Piotru� roze�mia� si� mimo woli. - W ka�dym razie nie umiem sta� na wozie. - No i b�d� ci� jeszcze bardziej lubi� - ci�gn�a babunia. Piotru� skin�� g�ow�. - Masz s�uszno��, babuniu. Chcia�em si� troch� popisa� i w�a�nie dlatego wsta�em z koz�a. Ale naprawd� to by�em okropnie wystraszony... Babunia u�miechn�a si�. - Dobrze to rozumiem. Ale ju� si� nie b�dziesz wi�cej ba� - powiedzia�a. Usiad�a przy krosnach. Piotru� rozejrza� si� doko�a. - Czy zawsze tu mieszka�a�, babuniu? - zapyta�. - Tak, od czasu kiedy wysz�am za m�� - odpar�a babunia. - Wtedy gospodarstwo by�o mniejsze ni� teraz. Naharowali�my si� z dziadkiem niema�o, �eby uprawi� nowe pole. D�wigali�my kamienie i uk�adali�my z nich murki. Zacz�a tka� na krosnach, a Piotru� chodzi� po izbie i ogl�da� r�ne przedmioty. Potem stan�� przy babuni i patrzy�, jak tka�a. - A nie smutno ci czasem, babuniu, �e jeste� taka sama? Babunia przerwa�a tkanie. - E tam, pleciesz - powiedzia�a. - Ja sama? Ja, co mam dzieci i wnuki! O nie! Dwa razy w tygodniu dostaj� gazet�, mam te� moje krosna. A teraz mam tak�e i ciebie. Nie, sama to ja na pewno nie jestem. Spojrza�a ku drzwiom i zacz�a nas�uchiwa�. Piotru� te� s�ysza�, �e kto� nadchodzi. - Idzie Krystyna - orzek�a babunia. - Poznaj� po krokach, �e to ona. Drzwi otworzy�y si� i wesz�a Krystyna. - Dzie� dobry, babuniu! Piotru�, masz zej�� na d�, na kaw�. Piotru� sta� bez ruchu, po chwili jednak powiedzia�: - To ja chyba p�jd�. Ale jak mi b�dzie smutno, przyjd� tu do ciebie, babuniu, dobrze? - Dobrze, Piotrusiu - rzek�a babunia. Odwr�ci�a si� do krosien i zacz�a tka�. A Piotru� zszed� wolno za Krystyn� na d�, do kuchni. Picie kawy posz�o o wiele �atwiej, ni� my�la�, i po chwili wybiegli obaj z Andersem do ogrodu. Anna_Maja zanadto si� wstydzi�a, �eby pi� kaw� razem z Piotrusiem, stan�a za stodo�� i wypatrywa�a. A gdy ich zobaczy�a, schowa�a si� szybko za w�g�em. - Anna_Majaaa! Chod� tutaaaj! - zawo�a� Anders. Ale zaraz doda�: - Sama nie przyjdzie, potem jej poszukamy. Wiesz co - zaproponowa� - najlepiej obejd�my ca�� zagrod�. Zobaczysz od razu, gdzie co si� znajduje. Piotru� zgodzi� si�. Rozejrza� si� doko�a. W ogrodzie przed domem ros�o kilkana�cie starych drzew owocowych. A mi�dzy nimi wisia�a na sznurze czysta bielizna �opoc�c lekko na wietrze. W jednym rogu ogrodu sta� ma�y czerwony domek, jednopi�trowy. Anders wyja�ni�, �e to domek dla s�u�by. Gustaw, parobek, mieszka� na pi�terku. Na dole mie�ci�a si� pralnia. Po drugiej stronie parkanu by�o podw�rze, przy kt�rym sta�y stodo�a, obora i inne budynki. Na prawo znajdowa� si� las i go�ciniec. Na lewo Piotru� zobaczy� ��ki spadaj�ce w d� ku male�kiemu jeziorku. To jasne, �e t�skni� do Sztokholmu. I �e ba� si� troch� Andersa. I �e roztrz�siony by� jazd� poci�giem. Ale poza tym by� dosy� ciekawy wszystkiego tu na wsi. Pow�drowali przez traw� w kierunku jednego z drzew. W po�owie drogi Piotru� zatrzyma� si�. - Oj, co� mnie �askocze w stopy - powiedzia�. - Co? - zapyta� Anders. - Pewnie trawa - odpar� Piotru�. Schyli� si� i pog�adzi� muraw�. Nie by�a ani mi�kka, ani ostra i pachnia�a do�� �adnie. - Czy wy nie macie trawnik�w w Sztokholmie? - zdziwi� si� Anders. Piotru� zastanowi� si�. - Nie mamy - powiedzia� w ko�cu. - Na naszym podw�rku s� kocie �by. I tak samo jest na innych podw�rkach. Na ulicach te� s� kamienie. Tylko czasem chodzimy bawi� si� na jedn� g�r�. I tam jest trawa. Ale nie taka jak tutaj. Tamta jest zmierzwiona. A ta tutaj... ta zupe�nie przypomina dywan. Anders nic nie odpowiedzia�. Piotru� sta� przez chwil� w miejscu i przebiera� palcami st�p w trawie. Potem podeszli do drzewa. Anders zwierzy� si� Piotrusiowi, �e lubi na nie w�azi�. Z samego szczytu by� �wietny widok na jezioro. Kiedy� musz� si� wdrapa� obaj. Ale Piotru� chcia� wdrapa� si� od razu. I zanim Anders zd��y� mrugn��, Piotru� ju� wspina� si� na drzewo, zr�cznie jak Indianin. - Och, jakie �wietne drzewo do w�a�enia! - wo�a� w d� do Andersa. - �eby by�o troch� wy�sze, mo�na by wle�� na ksi�yc. - Musia�oby by� chyba sporo wy�sze - zauwa�y� Anders. Piotru� wyszukiwa� w koronie odpowiednich do wspinania ga��zi i wchodzi� coraz wy�ej. - Dalej ju� nie mog� - odezwa� si� wreszcie spo�r�d li�ci. - Niee? No to z�a�! - odpar� Anders. Min�a chwila, potem rozleg� si� znowu g�os Piotrusia: - Kiedy na d� nie mog�... Anders westchn��, a potem zacz�� wdrapywa� si� na drzewo, aby pom�c Piotrusiowi. Gdy zeszli na ziemi�, Piotru� otrzepa� r�ce i ubranie. - Jakie pyszne drzewo, gdyby napadli nas bandyci! - zachwyca� si�. - Albo gdyby przysz�a pow�d�! Anders przytakn�� skinieniem g�owy. Nie wiedzia�, co ma odpowiedzie�. Piotru� wcale nie by� podobny do Anny_Mai. By� nowy, wci�� jeszcze obcy i troch� go onie�miela�. Nie pochodzi� z tej zagrody, przyjecha� ze Sztokholmu. Anders czu� si� z nim jako� niepewnie. - Chod�, zaprowadz� ci� w takie miejsce, gdzie rosn� pozimki - zaproponowa� w ko�cu. Pobiegli w kierunku go�ci�ca. Piotru� bieg� podskakuj�c. Anders pomy�la�, �e Piotru� przypomina cielaka wypuszczonego na zielon� trawk�. Piotru� z zapa�em przeskakiwa� przez kamienie - ziemia by�a mi�kka i rozgrzana od s�o�ca. Przele�li przez parkan i weszli do zagajnika. Anders pokazywa� Piotrusiowi k�pki poziomek rosn�ce pod ga��zkami. - Poziomki dojrzewaj� tu wcze�nie - m�wi�. - Je�li b�dzie pogoda, za par� tygodni b�dziemy je ju� mogli zrywa�. Z lasu co� krzykn�o i Piotru� a� podskoczy�, �api�c Andersa za rami�. Ten popatrzy� na niego zdziwiony. - Chyba nie boisz si� s�jki? - powiedzia�. - To przecie� tylko ptak. - Tfu, a to ci g�osik! - zawo�a� Piotru� kr�c�c ze zdumieniem g�ow�. Zawr�cili. Anders bieg� przodem, a Piotru� goni� za nim a� do spichrza, gdzie Anders pokaza� mu narty zrobione przez Gustawa. Piotru�, kt�ry widzia� narty tylko w gazetach, uzna�, �e s� bardzo klawe. Po�o�y� je na ziemi i udawa�, �e zje�d�a ze zbocza. - Jak zostaniesz u nas do zimy, poprosz� Gustawa, �eby i dla ciebie zrobi� par� nart - obiecywa� Anders. Piotru� otworzy� szeroko oczy. Nadchodzi�o dopiero lato! - Nie - powiedzia� spokojnie, schodz�c z nart. - Wr�c� do mamy i tatusia najpr�dzej, jak tylko b�dzie mo�na. Anders nie mia� nic przeciwko temu, odstawi� narty z powrotem do spichrza. Weszli do pustej obory i Anders obja�nia�, gdzie stoj� w zimie krowy, kt�re teraz, jak jest ciep�o, pas� si� na pastwisku. Pokaza� te� Piotrusiowi przegrody dla koni. Jeden ko� nazywa� si� Strza�ka i mia� pi�� lat, drugi mia� lat jedena�cie i nazywano go Siwek. Nagle da�o si� s�ysze� gwa�towne gdakanie i Piotru� zn�w podskoczy� ze strachu. Anders nie m�g� powstrzyma� si� od �miechu. Otworzy� drzwiczki od kurnika. - To pewnie i kur nie macie w Sztokholmie? - powiedzia�. Piotru� potrz�sn�� g�ow�. - S� tacy, kt�rzy maj�, ale my nie mamy. Ojej, jak one ha�asuj�! Myszkuj�c dalej po obej�ciu zbli�yli si� do niewielkiego ok�lnika. Anders odbi� si� i lekko przeskoczy� przez ogrodzenie. Piotru� jeszcze tego nie umia�, musia� wi�c wle�� na �erdki i zeskoczy� na drug� stron�. Znalaz�szy si� na ziemi zamar� z przera�enia. Przed nim sta�a krowa. Nie by�a du�a, lecz w ka�dym razie krowa! Anders nie okazywa� wprawdzie najmniejszego niepokoju, ale to pewnie dlatego - pomy�la� Piotru� - �e widocznie krowy nie jedz� ludzi, kt�rych znaj�. Zacz�� ostro�nie w�azi� znowu na ogrodzenie, gdy Anders obejrza� si� na niego. - Przecie� to tylko cielak - t�umaczy�. - Boi si� ciebie jeszcze wi�cej ni� ty jego! Kiedy po chwili szli w kierunku szopy przybudowanej do stodo�y, Piotru� ca�y czas uwa�a�, �eby mie� Andersa mi�dzy sob� i zagrod� z cielakiem. A gdy zbli�yli si� do zabudowa�, pop�dzi� co si� w nogach i skoczy� za r�g przybud�wki. W szopie sta�y narz�dzia rolnicze, wozy i stare sanki, le�a�o troch� pustych skrzynek i r�nych innych grat�w. Piotru� dziwi� si�, czego te� oni mog� tu szuka�. Ale Anders przy�o�y� palec do ust i zacz�� skrada� si� do stoj�cej w rogu skrzynki. Spa� tam du�y kot, czarny, l�ni�cy i bardzo gruby. - To kotka, Ka�ka - powiedzia�. - Nied�ugo b�dzie mie� kociaki. - To dlatego taka gruba - domy�li� si� Piotru�. - A teraz poka�� ci jeszcze �winki i ju� b�dziesz zna� prawie wszystko - dorzuci� Anders wycofuj�c si� mi�dzy wozami. Anna_Maja przygl�da�a si� z ogrodu, jak ch�opcy wychodz� z szopy i id� ogl�da� �winki. Wdrapali si� na ogrodzenie ok�lnika przy chlewku i siedli na najwy�szej �erdce. Nagle Piotru� straci� r�wnowag� i gdyby Anders nie z�apa� go za koszul�, z pewno�ci� wpad�by do �winek. Spiesznie zle�li z ogrodzenia i pobiegli za obor�, gdzie le�a�a kupa nawozu otoczona brunatn� ka�u��. Anders omin�� ka�u��, - ale Piotru�, nie zdaj�c sobie sprawy, co to jest, przebieg� prosto przez gnoj�wk�, kt�ra obryzga�a go niemal ca�ego. Anders zatrzyma� si�. - Zaczynasz wygl�da� dosy� przyjemnie - orzek�. - No i pachnie� tak�e. Piotru� popatrzy� na swoje ubranie i brudne nogi. - Do licha! - rzek� zgn�bionym g�osem. - Teraz dostan� lanie od wujka Johana. I nie dadz� mi je��. - To nie znasz mego tatusia - pociesza� go Anders. - On nie uderzy nikogo. Tylko najgorzej dla ciebie samego, jak b�dziesz tak brzydko pachnia�. Piotru� rozejrza� si� i wtedy zobaczy� jezioro o b�yszcz�cej w s�o�cu powierzchni. Podskoczy� z rado�ci. - Chod�, Anders! - zawo�a�. - P�jdziemy si� wyk�pa�. Pognali zboczem do jeziora. A ko�o ogrodu sta�a Anna_Maja i patrzy�a za nimi. W chwil� p�niej Anna_Maja siedzia�a za w�g�em domku, w kt�rym mieszka� parobek, z podr�cznikiem roz�o�onym na kolanach. S�ysza�a, jak ch�opcy wracaj� znad jeziora, a gdy wyjrza�a zza w�g�a, zobaczy�a, �e Piotru� idzie obejmuj�c Andersa ramieniem za szyj�. Ch�opcy zd��yli si� ju� widocznie zaprzyja�ni�. Anna_Maja szybko nachyli�a si� nad ksi��k�, udaj�c, �e czyta. - Gdzie te� podziewa si� Anna_Maja? - us�ysza�a g�os Piotrusia. - Pewnie gdzie� si� schowa�a - odpar� Anders i zawo�a�: - Annaaaa_Majaaaa!... Anna_Maja waha�a si� przez chwil�. - Piiip! - pisn�a w ko�cu ostro�nie. - To ona! - wykrzykn�� Piotru�. - Siedzi za w�g�em! - potwierdzi� Anders. Anna_Maja szybko zacz�a g�o�no czyta�, ale gdy Anders z Piotrusiem wyszli zza w�g�a, przesta�a i zamkn�a mocno oczy. Piotru� przykucn�� ko�o niej. - Szukali�my ci� wsz�dzie - powiedzia� przyja�nie. Anna_Maja kiwn�a g�ow� nie odpowiadaj�c. Anders nie zwraca� na nich najmniejszej uwagi, bo w�a�nie �wiczy� chodzenie na r�kach po trawie. - Du�o masz zadane? - dopytywa� si� Piotru�. Anna_Maja zn�w kiwn�a tylko g�ow�, �e tak. - A co? - pyta� Piotru�. Anna_Maja pokaza�a nie�mia�o w ksi��ce. - To i jeszcze to! - szepn�a cichutko. W tej chwili Piotru� spostrzeg� szmacian� lalk� le��c� obok Anny_Mai. - To twoja lalka? Jak si� nazywa? - Liza - powiedzia�a troch� zawstydzona. - Ale ja ju� si� nie bawi� lalkami. Pomagam mamusi. Tylko dzi� nie musia�am pomaga�, bo ty mia�e� przyjecha�. - Chodzili�my wsz�dzie. Widzieli�my �winki i krowy, i... - zacz�� opowiada� Piotru�. - Poznaj� po zapachu - przerwa�a mu Anna_Maja. Piotru� zrobi� zmartwion� min�. - My�lisz, �e twoja mama b�dzie na mnie z�a? - zapyta�. - Nie, mama nigdy nie jest z�a - odpar�a Anna_Maja. Piotru� odetchn�� z ulg�. Popatrzy� na dziewczynk�. - S�uchaj no, Anna_Maja - odezwa� si� ostro�nie. - Chyba ju� si� mnie nie boisz, co? - Nieee - odpowiedzia�a cichutko. - To dobrze - ucieszy� si� Piotru�. - Bo i ja ju� tak bardzo si� nie boj�. Anna_Maja patrzy�a na niego zdziwiona, jak gdyby trudno jej by�o uwierzy�, �e i on m�g� by� wystraszony i nie�mia�y. Nieco p�niej jedli wszyscy razem kolacj�. Na stole sta�o mas�o, ser, chleb i s�l. Ale Piotru� nie mia� wcale apetytu. Oczy same mu si� zamyka�y. Pr�bowa� wpatrywa� si� w ciotk� Selm�, mam� Andersa i Anny_Mai. Potem patrzy� na Andersa. Ale wszystko widzia� jak przez mg��. W ko�cu g�owa opad�a mu na rami� i usn��. Spogl�dali na niego w milczeniu. - To by� dla niego bardzo wyczerpuj�cy dzie� - odezwa� si� po chwili wujek. - Czy on �pi? - pyta�a ciekawie Anna_Maja. - A mieli�my przecie� wyjecha� ��dk� na jezioro - �a�owa� Anders. Ciotka Selma zwr�ci�a si� do wujka: - Zanie� go do ��ka. Jest pos�ane. Mam nadziej�, �e b�dzie si� tu dobrze czu�. Krystyna zacz�a zbiera� ze sto�u. Chodzi�a po kuchni tam i z powrotem. - To zale�y od nas, czy on b�dzie t�skni� do domu, czy te� nie - odezwa�a si� po chwili. Spojrzeli na ni� uwa�nie. Potem wujek wsta� od sto�u. - No to chyba zanios� go do ��ka - powiedzia�. Ostro�nie wzi�� Piotrusia na r�ce i wyni�s� z kuchni. W jaki� czas p�niej Piotru� zbudzi� si�. Le�a� cichutko i rozgl�da� si�. Nie by�o zupe�nie ciemno i ch�opak nagle uprzytomni� sobie, �e wcale nie jest u rodzic�w, lecz gdzie� daleko na wsi. Pachnia�o tu ca�kiem inaczej. I odg�osy te� by�y inne. Wszystko by�o bardzo dziwne. Usiad�. Z kuchni dochodzi�o g�o�ne tykanie budzika. Wy�lizn�� si� ostro�nie z ��ka. Co� ciemnego le�a�o na krze�le, a gdy dotkn�� tego palcami, zorientowa� sI�, �e to jego ubranie. Mia� na sobie koszul�, tak �e musia� w�o�y� tylko spodnie i bluz�. Potem zacz�� si� skrada� do drzwi kuchennych. Pod�oga zatrzeszcza�a i Piotru� wstrzyma� oddech. W ca�ym domu panowa�a cisza, uj�� wi�c ostro�nie za klamk�. Nie s�ycha� by�o �adnego d�wi�ku. Jedynie z lasu dolatywa� krzyk ptak�w. Drzwi uchyli�y si� powoli, ze skrzypieniem. I r�wnie powolutku Piotru� wysun�� g�ow� i rozejrza� si� po kuchni. St� kuchenny wysuni�ty by� na �rodek. Narzuta z kanapy wisia�a na krze�le. Piotru� sta� bez ruchu. Nagle jednak co� zaszele�ci�o na kanapie i nad po�ciel� unios�a si� czyja� g�owa. Piotru� domy�li� si�, �e to Krystyna. Rozleg� si� trzask zapa�ki, gdy zapala�a �wiec� stoj�c� obok na niewielkim zydelku. Piotru� w�lizn�� si� do kuchni. - To ja - szepn��. - Piotru�? - zdziwi�a si� odurzona snem Krystyna. - Dok�d�e ty si� wybierasz w �rodku nocy? Piotru� wbi� oczy w pod�og�, zastanawiaj�c si�, co odpowiedzie�. Potem podszed� z wolna do kanapy i usiad� na brze�ku, ko�o Krystyny. Lubi� j�. Polubi� j� od razu. By�a m�oda i weso�a. Mia�a pyzate policzki, jasne w�osy i niebieskie oczy. To �mia�a si�, to �piewa�a. - Co� ci powiem, Krystyno - odezwa� si� po chwili. - T�skni� do domu. Krystyna pokiwa�a powa�nie g�ow�. - Rozumiem ci� dobrze, Piotrusiu. Twoja mama i tatu� te� t�skni� za tob�. - I ja wci�� o tym my�l� - podchwyci� Piotru� �ywo. - Ale chyba nie chcesz wybra� si� w drog� o tej porze, tak od razu? Piotru� zawaha� si� troch�. - Do domu daleko... - wyb�ka�. - I chyba nie by�oby dobrze, �eby� tam teraz wr�ci�? - m�wi�a Krystyna. - Ale... - westchn�� Piotru�. - My�l�, �e powiniene� spr�bowa� wytrzyma� tu troch� d�u�ej ni� jeden dzie� - ci�gn�a Krystyna. Piotru� wierci� si� niespokojnie. - Z tym wytrzymaniem nie jest tak strasznie. Ale... Umilk�. Krystyna patrzy�a na niego bacznie. - Rozumiem, co czujesz, i wszyscy ci� rozumiej� - powiedzia�a - ale musisz pomy�le� troch� i o tym, �e bardzo si� cieszymy, �e� tu przyjecha�. - Przecie� ja nic nie umiem - t�umaczy� Piotru�. - Robi� tylko same g�upstwa. I zasypiam przy stole. Czy to wujek zani�s� mnie do ��ka? - Tak - odpar�a Krystyna. - Domy�li�em si� od razu. Nie, ja si� chyba tutaj nie nadaj�. Krystyna pochyli�a si� ku niemu. - Tak ci si� tylko zdaje - powiedzia�a cicho. - Poczekaj, to zobaczysz. Przecie� jeste� tu zaledwie p� dnia. Zreszt� co� ci powiem. Gospodarz postanowi� przy kolacji, �e masz si� zaopiekowa� tym nowo urodzonym cielakiem. Wiesz, tym, co� go spotka� na ok�lniku i tak si� zl�k�e�. Musi dostawa� mleko i mie� opiek�, dop�ki nie podro�nie. - I to ja mam robi�? - zdziwi� si� Piotru�. Krystyna przytakn�a. - No tak. Ty si� masz nim opiekowa�. - Ale... ja nie potrafi�. - E tam, nauczysz si� - uspokaja�a Piotrusia Krystyna. - I musisz nauczy� si� jeszcze du�o innych rzeczy. Nie s�dzisz chyba, �e b�dziesz tu tylko pr�nowa�. S�uchaj no... a mo�e ty si� go jeszcze ci�gle boisz, tego biednego ciel�tka? Piotru� mia� wygl�d troch� zak�opotany. - Troch� si� go boj�. Ale ja si� wezm� w gar��. Trzeba dawa� sobie rad� z wszystkim na �wiecie, jak m�wi tatu�. Powiedz, Krystyna - doda� - a jak ju� ten cielak podro�nie... Wtedy chyba pojad� do domu, co? Krystyna ziewn�a szeroko. - Mmmmmmmmm. Zrobisz, jak zechcesz. A teraz mo�emy ju� chyba spokojnie spa�. Piotru� kiwn�� g�ow�, wsta� i powolutku poszed� do siebie. By� ju� niemal przy drzwiach, gdy Krystyna zawo�a�a: - Piotru�! Jak chcesz, mo�esz zostawi� drzwi otwarte. - Pysznie! - ucieszy� si� Piotru�. - Dobranoc, Krystyno. - Dobranoc - odpar�a Krystyna i zdmuchn�a �wieczk�. Piotru� z u�miechem na twarzy podrepta� cichutko do ��ka. Znik�o ciel�tko Kogut sta� na samym szczycie kupy nawozu i pia�. S�o�ce w�a�nie wychyli�o si� zza horyzontu. Powietrze by�o jeszcze troch� ch�odne, a trawa mokra od rosy. Ledwie min�a czwarta. Drzwi od kuchni otworzy�y si� powoli i na pr�g wyszed� Piotru�. Mia� na sobie koszul� w paski i czarne kr�tkie spodenki. By� boso. Zszed� ze schodk�w i �lizga� si� po mokrej od rosy trawie. Potem przeskoczy� przez p�ot i pobieg� do ok�lnika, gdzie sta� gapi�c si� cielak. Przelaz� przez ogrodzenie i podszed� wolno do cielaka, kt�ry przygl�da� mu si� ze spuszczon� g�ow�. - To ja - odezwa� si� Piotru� przyja�nie. Poklepa� cielaczka i pozwoli� mu possa� troch� swoje palce. Potem przelaz� z powrotem przez ogrodzenie. Szybko pobieg� do obory i wyni�s� stamt�d p� wiaderka mleka. Zamkn�� za sob� starannie drzwi i wr�ci� z mlekiem do ciel�tka. Tym razem otworzy� wrota w ogrodzeniu, �eby nie rozla� mleka. - Masz tu troch� mleczka, Wiktorku, to nie b�dziesz g�odny - przemawia� do cielaka. - To mleko wczorajsze, bo dzi� jeszcze nie doili. Ciel� wsadzi�o ostro�nie pysk do wiadra i zacz�o siorba� mleko. Piotru� drapa� je delikatnie mi�dzy uszami. - Dopiero czwarta - przemawia� dalej do cielaka. - Tylko ja nie �pi�. No i ty, naturalnie. I kogut. Prawie codziennie przez ten tydzie�, co tu jestem, budz� si� o czwartej rano. Inni wstaj� dopiero o wp� do pi�tej. Pora wtedy na dojenie. Ciotka Selma i Krystyna id� do obory, czasem tak�e Anders pomaga doi� krowy. Za to ja opiekuj� si� tob�, Wiktorku. Roze�mia� si� na g�os. - Szkoda, �e nie znasz Jonnego i innych ch�opak�w z mego podw�rka - m�wi� dalej. - No i mamusi, i tatusia. Gdyby oni byli tutaj, czu�bym si� naprawd� pysznie. Cielak nie przestawa� ch�epta�. Kogut zapia� znowu za obor� i Piotru� westchn��. - Dzi� jest niedziela. A w przysz�ym tygodniu Anders i Anna_Maja zdaj� egzamin w szkole. Do licha, jak te dni szybko lec�. Wcale nie wydaje mi si�, �e jestem tu ju� tydzie�. Odwr�ci� g�ow� i zobaczy� kotk� st�paj�c� ostro�nie po mokrej trawie. Od czasu do czasu kotka podnosi�a to jedn�, to drug� �apk� i otrz�sa�a niech�tnie z rosy. Ptaki roz�wiergota�y si� na dobre i brzmia�o to jak ca�y koncert w promieniach s�o�ca. - Dzie� dobry, kiciu! - zawo�a� Piotru� przyja�nie. - Chcesz mo�e tak�e odrobin� mleka? Kotka zatrzyma�a si� na chwil� patrz�c na Piotrusia zielonymi oczyma. Wygl�da�o, �e nie interesuje jej ani Piotru�, ani mleko. Wygi�a lekko ogon i podrepta�a dalej. Piotru� przygl�da� si� jej bacznie. - Czy to naprawd� ty, Kasiu? - zdziwi� si� nagle. - Taka jeste� chuda! Wczoraj... O ma�o nie wypu�ci� z r�k wiadra. Opanowa� si� jednak i postawi� je ostro�nie na ziemi. Nie spuszczaj�c z oczu kotki, kt�ra znik�a ju� za w�g�em szopy, Piotru� zacz�� skrada� si� za ni�, z bij�cym sercem. Cielak podni�s� g�ow� i patrzy� na ch�opca. Potem wetkn�� pysk do pustego wiadra, ale zaraz zn�w podni�s� g�ow� i utkwi� oczy w otwartych wrotach ok�lnika. Piotru� i kotka znikli tymczasem za szop�. Cielak otrz�sn�� si� i ruszy� ku wrotom, zatrzyma� si�, a potem �wawo podskakuj�c wybieg� z ok�lnika. Jeszcze raz przystan�� na chwilk� i pobieg� w kierunku drogi. A tymczasem w szopie Piotru� skrada� si� cichaczem za Ka�k�. Mi�dzy wozami, skrzyniami i innymi gratami by�o niemal ciemno. Ale zanim Piotru� dotar� do skrzynki, w kt�rej mieszka�a kotka, oswoi� si� z ciemno�ci�. I oto zobaczy� w skrzynce Ka�k�, jak le�a�a otoczona kilkoma ma�ymi, malutkimi kociakami, podobnymi najbardziej do czarnych myszek. Niemal zapar�o mu oddech. Ostro�nie, ostro�niutko wyci�gn�� r�k� i podni�s� jedno z koci�t. Przytuli� je lekko do policzka. By�o bardziej jedwabiste od aksamitu. - Biedaczki! Oczk�w jeszcze nie macie - szepta�. Po�o�y� koci� i wzi�� do r�ki drugie. R�wnie ma�e i tak samo czarne. Ka�ka wierci�a si� troch� niespokojnie, ale Piotru� pog�aska� j� �agodnie po grzbiecie. - No tak, nie mam teraz dla was wi�cej czasu - powiedzia� w ko�cu. - Ale nied�ugo tu przyjd� z powrotem. Jeszcze chwil� g�adzi� d�oni� koci�ta, a potem wysun�� si� cichutko z szopy, rozmy�laj�c, co te� powie na to wszystko Anna_Maja. Dziewczynka nie zbudzi�a si� chyba jeszcze. Spa�a zawsze troch� d�u�ej od innych. Wzi�� wiadro z ok�lnika i szybko wyszed�, zamykaj�c za sob� wrota. Postawi� wiadro w oborze i spojrza� w kierunku domu. By�o tam nadal cicho i spokojnie, najwidoczniej Anders i Anna_Maja jeszcze spali. Piotru� poszed� wi�c przez ogr�d do domku dla s�u�by. Stan�� pod oknem i czeka�, gwi�d��c cichutko um�wiony sygna�. Po chwili usiad� z westchnieniem na ziemi. Okno domku by�o otwarte, roleta spuszczona. Piotru� zagwizda� ponownie. Roleta podnios�a si� z trzaskiem i z okna wyjrza�a zaspana twarz Gustawa. Piotru� kiwn�� na niego niecierpliwie. - Chod� szybko! - zawo�a� p�g�osem. Gustaw ziewn��, da� znak, �e zaraz przychodzi, i znik� z okna. Piotru� wsta� z ziemi i zacz�� przechadza� si� niecierpliwie. Stan�� przy studni i popatrzy� na b�yszcz�c� w g��bi wod�. Po paru minutach drzwi domku otwar�y si� i wyszed� z nich Gustaw, w drewnianych sabotach na nogach, z szelkami za�o�onymi na koszul�. - Jak d�ugo w�a�ciwie trzeba na ciebie czeka�! - gor�czkowa� si� Piotru� i podskoczy� ku niemu. - Zd��y�em ju� nakarmi� Wiktorka. - Kt� to jest Wiktorek? - zdziwi� si� Gustaw i ziewn�� pot�nie. - To nasz cielaczek! - odpar� Piotru�. - Przecie� jego mama nazywa si� Wiktoria! - Dobrze, �e si� nim opiekujesz - powiedzia� Gustaw. Piotru� u�miechn�� si� zadowolony. - Tak, bardzo go lubi�. Poszli w kierunku jeziora. Gustaw trzyma� r�k� na karku Piotrusia. - Jak my�lisz, z�owimy dzi� jak�� ryb� - dopytywa� si� Piotru�. - Jaka szkoda, �e wczoraj wieczorem nie mog�em pop�yn�� z tob�. Ale by�em zanadto �pi�cy. - Nic nie szkodzi - odpar� przyja�nie Gustaw. - Gospodarz ci� zast�pi�. Rozejrza� si� doko�a. - Wygl�da, �e b�dzie dzi� pogoda na medal - dorzuci�. Piotru� przytakn��. Czu� si� doskonale. By�a niedziela. Wybiera� si� z Gustawem na ryby. Wiktorek dosta� je��. Ka�ka mia�a m�ode. No, ale o tym nie ma co opowiada� Gustawowi. Zostawi to raczej dla Andersa i Anny_Mai. Zacisn�� wargi, �eby si� nie roze�mia� na ca�e gard�o. By� bardzo zadowolony, wszystko go cieszy�o. Zeszli na brzeg i zepchn�li ��d� na wod�. Z pocz�tku wios�owa� Gustaw, potem zmienili si� miejscami i Piotru� siad� do wiose�, a Gustaw zarzuca� w�dk�. Piotru� patrzy� od czasu do czasu ku brzegowi. Po chwili po�o�y� jedno wios�o w poprzek �odzi i pomacha� r�k� w kierunku obory. Sz�y tam ciotka Selma i Krystyna, a za nimi Anders ci�gn�� w�zek z konwiami na mleko. Anders machn�� mu w odpowiedzi wiadrem. Piotru� zn�w wzi�� si� do wios�owania. Nawijaj�c �y�k�, Gustaw powiedzia�, �e woda jest za ciep�a na �apanie ryb. Ale mimo to zdj�li ju� z haczyka sporo okoni i kilka p�otek. Gustaw zwin�� wrEszcie ca�� d�ug� �y�k� i ruszyli z powrotem do brzegu. W�a�nie wtedy z podw�rza wybieg�a Anna_Maja. Gdy Piotru� i Gustaw dobili �odzi� do brzegu, dziewczynka sta�a ju� nad wod�. Piotru� pokaza� jej z tryumfem rozwidlon� ga��zk� z nanizanymi rybkami, ale Anna_Maja nawet nie spojrza�a na nie. - Piotru�! Piotru�! - wo�a�a. - Cielak zgin��. Piotru� wpatrzy� si� w ni� nie rozumiej�c, o co chodzi. - Cielak? - spyta�. - Wiktorek? - Daj, to zajm� si� rybami - powiedzia� Gustaw. Piotru� niemal rzuci� mu wide�ki i pobieg� zboczem do g�ry, prze�cigaj�c Ann�_Maj�. - Poczekaj, poczekaj! - wo�a�a za nim dziewczynka. Zatrzyma� si� i z�apa� j� za r�k�. - Chod� szybko! - zawo�a� dysz�c. Czu�, jak serce �omoce mu w piersi ze strachu. My�li k��bi�y si� w g�owie. Zastanawia� si�, co te� powie wujek Johan, gdy si� o tym dowie. A mo�e Anna_Maja si� pomyli�a? Modli� si� w duchu, �eby to by�a pomy�ka, i zn�w poczu� nagle wielk� t�sknot� za domem, za mam� i tatusiem. Co si� w nogach wpadli do ok�lnika, gdzie zwykle sta� cielaczek. Piotru� pop�dzi� na miejsce, gdzie dawa� je�� Wiktorkowi. - Ale� on tu przecie� by�! - wydysza�. - Tak, ale teraz go nie ma - odpar�a Anna_Maja. - Patrzy�am wsz�dzie. Piotru� podrapa� si� w g�ow�. - Przecie� ciel�ta nie umiej� lata�! - powiedzia� ze zdziwieniem. - Ciel�ta nie umiej� lata� - potwierdzi�a Anna_Maja. - To tylko ptaszki umiej� lata�. Piotru� mia� tak zrozpaczon� min�, �e Annie_Mai zrobi�o go si� bardzo �al. - Mo�e Wiktorek by� zaczarowanym cielakiem - wykrztusi� zd�awionym g�osem, �api�c si� obur�cz za g�ow�. Anna_Maja chwilk� si� zastanawia�a. - My�lisz, �e sta� si� niewidzialny? - zapyta�a. Obejrza�a si� ze strachem doko�a. Potem przysun�a si� bli�ej i wzi�a Piotrusia za r�k�. - My�lisz, �e Wiktorka zaczarowano? - szepn�a. - Taak! Cho� nie wiem na pewno. Przez chwil� oboje milczeli. Potem Piotru� powiedzia� zdecydowanie: - Nieeee! Nie wierz�, �eby Wiktorek zosta� zaczarowany! To przecie� zwyk�e ciel�tko. Ale on tu by�! Poszed� z powrotem do wr�t ok�lnika. Anna_Maja patrzy�a za nim. W�o�y�a palec wskazuj�cy do buzi i skuba�a sp�dniczk�. Piotru� zatrzyma� si� przy wrotach. - T�dy wszed�em - przypomina� sobie. - Przynios�em wiadro i postawi�em je tutaj! - Nawet rozla�e� troch� mleka - doda�a Anna_Maja pokazuj�c palcem ma�� plam� na trawie. - Tak, to si� sta�o wtedy, jak zobaczy�em kotk� - odpar� Piotru�. - Ka�k�? - zapyta�a Anna_Maja z ciekawo�ci�. - Tak. Czod�, co� ci poka��! - zawo�a� z nag�ym o�ywieniem. Z�apa� Ann�_Maj� za r�k� i poci�gn�� za sob� do szopy. W�lizn�li si� do wn�trza i podkradli do skrzynki, w kt�rej mieszka�a Ka�ka. - Ojej, a� si� roi od kociak�w! - wykrzykn�a Anna_Maja z zachwytem. - Do licha, jakie one mi�e! - m�wi� Piotru�. - Pewnie urodzi�y si� w nocy! - powiedzia�a Anna_Maja bior�c jedno koci� do r�ki. - Tak my�lisz? Piotru� te� wzi�� jedno z koci�t i przy�o�y� je do policzka. By�y niemal tak jedwabiste jak nos mamusi. - Oj, uwa�aj! - ostrzeg�a go Anna_Maja. - Ale� one malu�kie! - nie m�g� si� nadziwi� Piotru�. Anna_Maja po�o�y�a swego kotka z powrotem do skrzynki. - Poprosimy mam� o troch� �mietanki dla nich - powiedzia�a. Piotru� poszed� za jej przyk�adem i te� po�o�y� kotka do skrzynki. - Jak zostanie troch� ryby, damy Ka�ce! - o�wiadczy�. - Tak, koniecznie - ucieszy�a si� Anna_Maja. Wyszli na dw�r. Musieli otrzepa� si� i oczy�ci� ubrania zakurzone w ciemnej szopie. - Jak obejrza�em Ka�k� i jej ma�e, wr�ci�em po wiadro - opowiada� Piotru� - i zamkn��em porz�dnie wrota. Anna_Maja popatrzy�a na niego. - Ale by�y otwarte, gdy siedzia�e� u Ka�ki! - wykrzykn�a. Piotru� kiwn�� g�ow�. - Wi�c to si� sta�o wtedy - stwierdzi� z rozpacz�. Siad� na ziemi, a potem po�o�y� si� na brzuchu, chowaj�c twarz w trawie. Anna_Maja patrzy�a na niego ze wsp�czuciem pomieszanym ze z�o�ci�. - Tak - odezwa�a si�. - I cielak przepad�. Jak my�lisz, co powie na to tata? Mo�e ju� nigdy nie znajdziemy Wiktorka? - Ojojojojoj! - j�cza� Piotru�. Nagle siad�. - Naprawd� my�lisz, �e my ju� go nigdy nie znajdziemy? Anna_Maja cofn�a si� o par� krok�w i znowu wsadzi�a palec do buzi. Ale nie odpowiedzia�a ani s�owa. - A nie m�wi�em - biada� Piotru� - �e nie dam sobie rady tutaj na wsi. Chyba najlepiej, �ebym pojecha� z powrotem do domu. Anna_Maja szybko przykucn�a przy nim. - Nie martw si� - pociesza�a go �agodnie. - Ju� wiem, co zrobimy! Poszukamy cielaczka. Piotru� podni�s� na ni� oczy. - Chcesz mi pom�c? - zapyta�. Anna_Maja potakn�a powa�nie i nie�mia�o zarazem. - W takim razie... - wykrzykn�� Piotru�. - Dostaniesz ode mnie... Tak, dam ci co�.... co�... Zastanowi� si�. W�a�ciwie nie posiada� nic, co m�g�by podarowa� Annie_Mai. Mia� dwie pary spodenek, trzy koszule i bluz�. I par� bucik�w. No i drewnianego konika. Ale ten zosta� w Sztokholmie, a poza tym Piotru� da� go ju� przecie� Jonnemu a� do swego powrotu. - Jak znajd� kiedy� co� naprawd� �adnego, to ci dam! - o�wiadczy� wreszcie uroczy�cie. Dziewczynka poderwa�a si� na nogi. - Naprawd�? - wykrzykn�a z zachwytem. - Tak, obiecuj� ci to �wi�cie! - potwierdzi� Piotru� z powag�. Anna_Maja pobieg�a szybko do wr�t. - No to chod�! - zawo�a�a z podnieceniem. Zawr�ci�a do Piotrusia, z�apa�a go za r�k� i poci�gn�a za sob�. Poszukiwanie ciel�tka Piotru� i Anna_Maja wybiegli z ok�lnika zamykaj�c za sob� wrota. Rozejrzeli si� doko�a, ale nigdzie nie by�o wida� cielaczka. - Gdyby poszed� w kierunku jeziora, tobym go zobaczy� - rzek� Piotru� po chwili namys�u. - W takim razie musia� p�j�� do drogi - powiedzia�a Anna_Maja. Pobiegli w kierunku drogi. Ale przy rozstaju zatrzymali si�. - Ciekawam, w kt�r� stron� pow�drowa� - zastanawia�a si� Anna_Maja. Piotru� nie odpowiada�. Na czworakach zacz�� szuka� �lad�w. W ko�cu znalaz� lekkie odciski ma�ych kopytek. - Poszed� w t� stron�! - wykrzykn��. Ruszyli za �ladami. Ale po jakim� czasie �lady znik�y. Musieli si� zatrzyma�. Po obu stronach drogi czerni� si� g�sty las. - Wiktorek!... Wiktorek!... - nawo�ywa�a Anna_Maja. Piotru� szed� wpatrzony w ziemi�. - O zn�w s� �lady! - wykrzykn��. - Wiktorek musia� uciec jeszcze dalej. Anna_Maja ci�gle nawo�ywa�a cielaczka, ale znik�d nie dobiega� �aden g�os. Po chwili doszli do ma�ego mostku na wartkim strumyku. Anna_Maja zatrzyma�a si�. - Co si� sta�o! - zapyta� Piotru�. Anna_Maja westchn�a i potrz�sn�a g�ow�. - Nie wolno mi i�� dalej. Piotru� spojrza� na ni� zdziwiony. - A to dlaczego? - zapyta�. - Dlaczego nie wolno ci i�� dalej? - Mama i tata zakazali. Boj� si�, �ebym nie zab��dzi�a - t�umaczy�a Anna_Maja. - Przecie� chodzisz t�dy codziennie do szko�y - nie dawa� za wygran� Piotru�. - Ale wtedy jest ze mn� Anders - odpowiedzia�a Anna_Maja. - No, a teraz ja jestem z tob� - upiera� si� Piotru�. - Ale ty nie znasz drogi. Pomy�l, gdyby�my tak oboje zab��dzili. Piotru� przeszed� na drug� stron� mostka. - W takim razie id� sam - o�wiadczy� stanowczo. Anna_Maja podbieg�a do niego i z�apa�a go za r�k�. - Nie, Piotrusiu! Prosz� ci�, nie id�. Nie wolno ci i�� samemu - prosi�a. - Wracajmy do domu. Piotru� patrzy� na ni� przez chwil� z wahaniem. - No dobrze, chod�my - ust�pi� w ko�cu. Anna_Maja odetchn�a z ulg�. Zawr�cili w kierunku zagrody. Piotru� szed� z zaci�t� min�, a Anna_Maja od czasu do czasu przygl�da�a mu si� z niepokojem. Niekiedy Piotru� odwraca� si� i patrzy� w stron� lasu i drogi. - Musisz by� bardzo z�y na mnie - odezwa�a si� nie�mia�o Anna_Maja skubi�c sp�dniczk�. Piotru� wyprostowa� si� i spr�bowa� si� u�miechn��. - Nie, wcale nie jestem z�y - odpowiedzia�. - Mo�e cielaczek sam wr�ci do domu po po�udniu - pociesza�a go Anna_Maja. Ale Piotru� potrz�sn�� tylko g�ow� na znak, �e w to nie wierzy. Gdy znale�li si� z powrotem w obej�ciu, z obory wyszed� w�a�nie Anders. - Gdzie wy�cie byli? Mama czeka ze �niadaniem. Przecie� jedziemy do ko�cio�a, - powiedzia� strofuj�co. Piotru� i Anna_Maja spojrzeli na siebie. Potem Anna_Maja odesz�a par� krok�w i stan�a przy parkanie, odwr�cona ty�em do ch�opc�w. - Zapomnia�em... - zacz�� Piotru� ostro�nie. - Zapomnia�em rano zamkn�� wrota. I cielak gdzie� przepad�. - Co ty m�wisz?! - wykrzykn�� Anders z przera�eniem. - Tak, uciek� - przytakn�a Anna_Maja. - M�wcie szybko ca�� prawd�! - denerwowa� si� Anders. - Mama czeka z jedzeniem. Mo�e uda nam si� znale�� cielaka, jk wr�cimy z ko�cio�a. - W takim razie mo�na chyba nic nie m�wi� wujkowi, dop�ki nie znajdziemy... - odezwa� si� Piotru� b�agalnie. Anders zastanowi� si� przez chwil�. - Dobrze - zgodzi� si�. - Nie powiemy na razie nic, to b�dzie nasza tajemnica. Piotru� wystawi� du�y palec. Anders przytkn�� do niego sw�j kciuk, na znak, �e powiedz� o wszystkim nie wcze�niej, jak po po�udniu. Ale Piotru� wci�� jeszcze wygl�da� na zmartwionego, gdy szli w kierunku domu. W jaki� czas p�niej jechali wszyscy do ko�cio�a. S�o�ce �wieci�o, niemal wszystkie drzewa ju� si� zazieleni�y, kwit�y zawilce i pierwiosnki, skowronki �piewa�y i by�a naprawd� pi�kna niedzielna pogoda. Gdy przybyli na miejsce, przed bram� ko�cieln� zebra�o si� ju� du�o ludzi i sta�o wiele woz�w i bryczek. Witano si� z sob� nawzajem. Ko�ci� by� ma�y, drewniany, a obok wznosi�a si� dzwonnica. Piotru� zadzieraj�c g�ow� do g�ry ogl�da� niedu�y dzwon, dop�ki nie odwo�a�a go ciotka Selma. Weszli do ko�cio�a i siedli w pustej �awce. W chwil� potem zacz�y gra� organy, wszyscy wstali i za�piewali psalm "W t� pi�kn� letni� por�". Piotru� nie mia� prawie czasu na �piewanie, zapatrzony w malowid�a na �cianach ko�cielnych. Jeszcze nigdy nie widzia� tylu obraz�w naraz. By�y tam postaci ludzi, konie i jakie� dziwne zwierz�ta. Nast�pnie na kazalnic� wszed� pastor i wezwa� zebranych do modlitwy. Wszyscy z�o�yli r�ce i schylili g�owy. Piotru� szturchn�� ostro�nie Ann�_Maj� �okciem. - My�lisz, �e jak si� mocno pomodl�, to Wiktorek si� znajdzie? - szepn��. - Tak - odszepn�a mu z przekonaniem. Ciotka Selma sykn�a na nich, �eby byli cicho, i Piotru� kiwn�� jej g�ow� uspokajaj�co. Od�piewano jeszcze kilka