2687

Szczegóły
Tytuł 2687
Rozszerzenie: PDF
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

2687 PDF - Pobierz:

Pobierz PDF

 

Zobacz podgląd pliku o nazwie 2687 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.

2687 - podejrzyj 20 pierwszych stron:

Andre Norton Z�ote Trillium Tytu� orygina�u Golden Trillium Prze�o�y�a Ewa Witecka Dla Ingrid i Marka za nieustaj�ce poparcie. I dla Betsy Mitchell z dozgonn� wdzi�czno�ci� za us�ugi daleko wykraczaj�ce poza obowi�zki s�u�bowe. Prolog By�y trzy c�ry Czarnego Trillium, wszystkie w rozkwicie kobieco�ci: Czarodziejka Haramis, Kadiya Wojowniczka i Kr�lowa Anigel. Na �wiat przysz�y kiedy� jednocze�nie (co samo w sobie by�o dziwnym i niezwyk�ym wydarzeniem) i w chwili ich narodzin Arcymagini Binah, kt�ra jak m�wiono pe�ni�a funkcj� Stra�niczki ca�ej krainy, powita�a je i nada�a im imiona. Przepowiedzia�a w�wczas, �e stan� si� nadziej� i wybawieniem dla swojego ludu. Obdarowa�a je bursztynowymi amuletami z miniaturowym kwiatuszkiem, wizerunkiem legendarnego Czarnego Trillium, kt�re by�o herbem ich kr�lewskiego klanu i ca�ego kraju. Ich kraj, Ruwenda, cho� ludzie zamieszkiwali go ju� od wielu pokole�, nadal kry� wiele tajemnic. Du�� jego cz�� zajmowa�y bagna, z kt�rych wynurza�y si� wyspy twardego gruntu. Na wielu z nich znajdowa�y si� ruiny, niekt�re tak wielkie, i� mog�y by� cmentarzami ca�ych miast. Kr�l mieszka� w Cytadeli, jeszcze jednej pozosta�o�ci dawnych czas�w, kt�ra jednak pozosta�a nienaruszona. Na wschodzie ludzie osuszyli moczary; powsta�y tam poldery, gdzie ziemia by�a �yzna, a na bujnych ��kach pas�y si� stada byd�a i owiec. Ruwenda po�redniczy�a w handlu drewnem z Po�udnia, tak bardzo potrzebnym jej p�nocnym s�siadom z Labornoku. Inne towary przywo�ono z samych bagien: zio�a, korzenie, �uskowate muszle wodnych stworze� - jedne b�yszcz�ce jak klejnoty, inne za� tak twarde, �e wyrabiano z nich wodoszczelne zbroje. Najwi�ksz� rzadko�ci� by�y jednak przedmioty znajdowane w ruinach na wyspach - niekt�re tak dziwne, �e nikt nie umia� ich nazwa� ani okre�li�. Zbieraczy tych osobliwo�ci nazywano Odmie�cami. Byli to mieszka�cy bagien, kt�rych Ruwendianie zastali w swej nowej ojczy�nie i z kt�rymi si� nie wa�nili. Terytoria jednych nie by�y bowiem obiektem po��dania drugich. Odmie�cy dzielili si� na dwie rasy - bardziej przedsi�biorczych Nyssomu (niekt�rzy z nich s�u�yli nawet w kr�lewskiej Cytadeli) oraz Uisgu, nie�mia�ych, �yj�cych pod go�ym niebem (ich tereny le�a�y dalej na zachodzie, w�r�d niezbadanych moczar�w). Uisgu przynosili Nyssomu na sprzeda� swoje towary, ci za� oferowali je koncesjonowanym ruwendia�skim kupcom. Zazwyczaj wszyscy gromadzili si� w wielkim zrujnowanym mie�cie, znanym ludziom pod nazw� Trevista, do kt�rego cudzoziemcy mogli z �atwo�ci� dotrze� rzek�. Na b�otach �y�a te� trzecia rasa, zamieszkuj�ca wysuni�te jeszcze dalej na zach�d p�nocne ziemie. Nikt z w�asnej, nieprzymuszonej woli nie zadawa� si� z jej przedstawicielami. Odmie�cy nazywali ich Topielcami, a uczeni m�owie Skritekami. Byli to oprawcy, zab�jcy i siewcy z�a. Od czasu do czasu napadali na zamieszkane przez ludzi poldery albo szukali �up�w u Odmie�c�w. Nikt zatem nie m�g�by powiedzie� nic dobrego o tych jaszczuroludach. Przez ca�e dzieci�stwo trzech ksi�niczek w Ruwendzie panowa� pok�j - przerywany tylko napadami Skritek�w-Topielc�w. Ludzie nie mieli poj�cia, �e na p�nocy zanosi si� na burz�. Kr�l Labornoku by� tak stary, �e wi�kszo�� jego poddanych nie pami�ta�a jego poprzednika na tronie. Nast�pca, ksi��� Voltrik, zgorzknia� w oczekiwaniu na swoj� kolej. Sp�dzi� wiele lat w zamorskich krajach, gdzie pozna� odmienne obyczaje i znalaz� sprzymierze�c�w, a w�r�d nich wielkiego czarownika Orogastusa. Kiedy ksi��� powr�ci� do ojczyzny, w�adca magii znajdowa� si� w gronie jego bliskich towarzyszy. A gdy Voltrik wreszcie w�o�y� na g�ow� koron�, Orogastus zosta� jego pierwszym doradc�. Voltrik pragn�� zdoby� Ruwend� - bynajmniej nie dla jej moczar�w, ale dlatego, �e kontrolowa�a handel drzewny, no i dla skarb�w, kt�re, jak g�osi�a wie��, mo�na by�o znale�� w�r�d ruin na wyspach. Kiedy tylko poczu� si� pewnie na tronie, zaatakowa� po�udniowego s�siada. G�rskie forty, strzeg�ce jedynej prze��czy, ca�kowicie unicestwi�y b�yskawice �ci�gni�te na ziemi� za pomoc� czar�w Orogastusa. P�niej za�, prowadzeni przez pewnego kupca-zdrajc�, Labornokowie gwa�townym szturmem zdobyli sam� Cytadel�. W�adca Ruwendy i ci z jego wielmo��w, kt�rzy prze�yli, ponie�li straszn� �mier� na rozkaz Voltrika. Ma��onka kr�la zgin�a pod mieczami tych, kt�rym rozkazano zabi� wszystkie niewiasty, w kt�rych �y�ach p�yn�a kr�lewska krew. Przepowiednia g�osi�a bowiem, �e tylko dzi�ki nim naje�d�cy zostan� pokonani. Trzy ksi�niczki zdo�a�y uciec, a pomog�y im w tym talizmany otrzymane przy narodzinach. Haramis zosta�a przeniesiona za pomoc� czar�w Binah (starej ju� i s�abej, gdy� inaczej �aden Labornok nie zdo�a�by wtargn�� do Ruwendy) na grzbiet wielkiego or�os�pa lec�cego na p�noc. Kadiya razem z pewnym Odmie�cem, my�liwym, kt�ry od dawna uczy� j�, jak prze�y� na bagnach, uciek�a na moczary staro�ytnym podziemnym przej�ciem. Anigel za�, ze swoj� uisgijsk� nauczycielk�, star� zielark� Immu, ukry�a si� na nieprzyjacielskiej �odzi i zbieg�a do wodnego miasta Trevisty. Wszystkie ksi�niczki po kolei dotar�y do Arcymagini Binah w Noth. Binah na�o�y�a na nie geas, nakazuj�c ka�dej z nich znalezienie cz�stki pot�nego magicznego or�a, kt�ry wyzwoli�by ich kraj. Czeka�o je wiele ci�kich prze�y�. Orogastus wytropi� Haramis w g�rach i zacz�� si� do niej zaleca�. Czarownik u�ywa� wszelkich swoich umiej�tno�ci, najpierw z wyrachowania, a potem dlatego, i� s�dzi�, �e znalaz� w niej godn� towarzyszk�, z kt�r� m�g�by dzieli� sw� wci�� rosn�c� pot�g�. Nie zdo�a� jednak wy�udzi� srebrnej r�d�ki, kt�ra by�a talizmanem Haramis. Kadiy� zaprowadzono do ruin miasta Zaginionego Ludu. Znalaz�a tam wyros�y z �odygi Czarnego Trillium miecz, i to on j� przyci�gn��. Anigel, uciekaj�c na po�udnie wraz z uisgijskim my�liwym, przyby�a do las�w Tassaleyo, gdzie z paszczy drapie�nej ro�liny wyrwa�a koron�. Tam te� spotka�a syna Voltrika, ksi�cia Antara, kt�ry mia� j� pojma� i przyprowadzi� z powrotem do Ruwendy. Oburzony okrucie�stwami-swojego ojca ksi���, w dodatku obawiaj�c si� coraz pot�niejszej w�adzy Orogastusa, nie tylko nie wykona� jego rozkazu, ale przysi�g� broni� Anigel. Kadiya na czele coraz liczniejszej armii, z�o�onej zar�wno z Uisgu, jak i Nyssomu, przy��czy�a si� do Anigel, by wsp�lnymi si�ami uderzy� na Cytadel�. Lecz to Haramis po�o�y�a kres �yciu i mocy Orogastusa, u�ywszy trzech talizman�w jak jednego wielkiego, magicznego or�a. Haramis zrzek�a si� korony, do kt�rej mia�a prawo jako pierworodna, i zosta�a nast�pczyni� Binah, kiedy konaj�ca czarodziejka przekaza�a jej p�aszcz Stra�niczki. Kadiya r�wnie� wyrzek�a si� swojego dziedzictwa, gdy� kraina bagien kry�a w sobie wiele tajemnic, kt�re pragn�a pozna�. W g��bi duszy zdawa�a te� sobie spraw�, �e korona i tron nie dla niej s� przeznaczone. Anigel po�lubi�a Antara, ��cz�c w jedn� dwie niegdy� wrogie krainy. Oboje z�o�yli uroczyst� przysi�g�, �e jako kr�lowa i kr�l Laboruwendy b�d� rz�dzi� niczym jeden w�adca i utrzymaj� z takim trudem zdobyty pok�j. Haramis wyruszy�a w p�nocne g�ry, ku zgromadzonej tam wiedzy, kt�ra poci�ga�a jej serce tak, jak nie mog�a tego uczyni� �adna �ywa istota. Przed odej�ciem roz��czy�a znowu trzy talizmany, zabieraj�c srebrn� r�d�k�. Anigel doda�a znalezion� w lasach Tassaleyo koron� do swojej korony jako nale�n� sobie cz�� dziedzictwa. Kadiya za� zn�w uj�a sw�j pozbawiony czubka miecz, kt�rego ga�ka r�koje�ci rozsuwa�a si�, ods�aniaj�c troje strzelaj�cych magiczn� si�� oczu. Jedno oko mia�o t� sam� barw�, co jej oczy, drugie by�o okiem Odmie�ca, a na samej g�rze �wieci�o trzecie, nie maj�ce cielesnego odpowiednika. Gdy zacz�� wia� monsun, Kadiya do��czy�a do swojej z�o�onej z Odmie�c�w armii i ruszy�a ku moczarom. Nie wiedzia�a, czego naprawd� szuka, czu�a tylko, �e musi to czyni�. I Deszcz ch�osta� moczary. Rzeki i strumienie wyst�pi�y z brzeg�w; zm�tnia�e od mu�u, nios�y wyrwane z korzeniami drzewa i krzaki. P�dy winoro�li wi�y si� w wodzie jak w�e, a prawdziwe w�e, odwr�cone brzuchami do g�ry, zgin�y zapl�tane w trzcinach. Monstrualne porosty porwane wirami tworzy�y tymczasowe pu�apki na unoszone przez wezbrane wody szcz�tki, gro�ne dla ka�dej �odzi lub statku, kt�ry odwa�y�by si� p�yn�� pod pr�d. Huk wiatru zag�usza� wszystko pr�cz szumu deszczu i ryku wody. A jednak, pomimo tych wszystkich przeciwno�ci, wyprawiano si� w drog�. Ci, kt�rzy dobrze znali moczary, byli gotowi ju� przyzna�, �e ich �wiat oszala�, a mimo to odwa�ali si� podr�owa� o tej porze roku. Z krainy b�ot wynurzy�a si� armia: klan przy��czy� si� do klanu, plemi� do plemienia. Stoczono wtedy tak straszn� bitw�, jakiej nie opiewa�y nawet staro�ytne pie�ni. Z�o, kt�re zaatakowa�o moc� ognia i nieznanych czar�w, zosta�o pokonane. Pozosta�y po nim tylko zw�glone szcz�tki. Teraz ci, kt�rzy mieli do�� odwagi, by p�yn�� po wezbranych wodach rzek i strumieni, pragn�li tylko jednego: pozostawi� za sob� pole bitwy i wr�ci� do swoich siedzib. Odnie�li zwyci�stwo, ale cie� tego, co si� wydarzy�o, przes�ania� im �wiat jak chmury burzowe niebo. W czasie tej powrotnej w�dr�wki ich liczebno�� stale si� zmniejsza�a. To ten, to �w oddzia� skr�ca� w bok, odp�ywa� do swoich rodzinnych wysepek albo do po�o�onych na jeziorach wiosek. Nyssomu opu�cili armi� pierwsi, gdy� ich ziemie le�a�y najbli�ej. Ich dalecy kuzyni Uisgu p�yn�li p�askodennymi �odziami, kt�re ci�gn�li ich pomocnicy i jednocze�nie towarzysze broni - mieszka�cy w�d zwani rumorikami. Rozhukany �ywio� wystawia� jednak na pr�b� nawet ich ogromn� si��. Coraz cz�ciej znika�y w na po�y ukrytych dop�ywach prowadz�cych do swoich siedzib. Nie zna� ich nikt obcy plemieniu (z wyj�tkiem nielicznych w�drowc�w) i nikt nie by� tam przyja�nie witany. Wprawdzie szybko topniej�ca armia odp�dza�a od siebie wszelkie przypomnienie o przesz�o�ci, lecz wci�� napotyka�a makabryczne pozosta�o�ci, kt�re od�wie�a�y pami�� o okrucie�stwach, jakich si� dopuszczano. W k�pie pokrytych mu�em trzcin uwi�z�y szcz�tki cz�owieka, jednego z nieszcz�snych naje�d�c�w. Dziewczyna gwa�townie wymachuj�ca wios�em w jednej z p�yn�cych na czele �odzi po�piesznie odwr�ci�a wzrok. Ucztowali tutaj jacy� Skritekowie i zaspokoili sw�j nienasycony g��d cia�em niedawnego sprzymierze�ca. Skritekowie musieli teraz ucieka� przed gniewem zwyci�skiej armii. Dobrze wiedzieli, jaki los spotka ka�dego, kto prze�ywszy kl�sk�, wpad� w r�ce zwyci�zc�w. Ostatni niewielki oddzia� dotar� teraz do Ciernistego Piek�a, przera�aj�cego miejsca, gdzie, zda si�, j�dro strachu uwi�z�o w pl�taninie kolczastych drzew i krzew�w. Wydawa�o si�, �e niebezpiecze�stwo lgn�o w nim zara�onymi tr�dem �apami do pni martwych drzew. Ci, kt�rzy zapu�cili si� tutaj dlatego, �e by�a to najprostsza droga do celu ich podr�y, nawet nie pr�bowali przebi� wzrokiem ciernistego muru po obu stronach rzeki. Rz�sista ulewa stawia�a na rzece p�przejrzyste wodne �ciany i p�yn�cy z trudno�ci� przebijali si� przez nie wzrokiem. Pochylona g�owa i zgarbione ramiona nie chroni�y przed strugami deszczu. Kadiya, niegdy� przyzwyczajona do wyg�d ksi�niczka, znosi�a to tak, jak znosi�a miecz, wbijaj�cy si� w jej �ebra wraz z ka�dym ruchem wios�a. Od�o�y� miecz lub wios�o zabrania� jej ten sam up�r, z kt�rym zgromadzi�a wielk� armi�. Kadiya nie mog�a ani nie chcia�a pozosta� z przyjaci�mi. Nie mog�a te� zosta� w Cytadeli, oczyszczonej teraz ze z�a, kt�re zg�adzi�o cz�onk�w jej rodu. Odp�aci�a z nawi�zk�. Ale jeszcze nie by�a wolna... I oto znowu ci���ce na niej brzemi� okaza�o si� wi�ksze od wszystkiego, co mog�a cisn�� w ni� burza, silniejsze od wszystkich p�ywaj�cych pu�apek, przez kt�re przebija�a si� z towarzyszami. Czemu czu�a ten nagl�cy bodziec, ten nacisk, kt�ry czasami niemal doprowadza� j� do sza�u? Wyczuwa�a w tym obc� wol�. Kiedy po raz pierwszy tutaj uciek�a, za sob� pozostawi�a �mier� i p�omienie, ca�e swoje dotychczasowe �ycie. Ale teraz... Co j� teraz gna�o? I rzeczywi�cie gna�o - w sam� gardziel burzy. Wysepki, na kt�rych pr�bowali si� zatrzyma�, zamieni�y si� w k�py b�ota, z kt�rych wystawa�y przemokni�te krzewy. Nie mogli znale�� prawdziwego schronienia. A mimo to po ka�dym przebudzeniu Kadiya szybko rusza�a w dalsz� drog�. Na pewno ta straszliwa burza chroni�a ich przed innymi niebezpiecze�stwami. �aden voor nie kr��y� w g�rze, �adna ksanna w �uskowej zbroi nie wynurza�a si� z m�tnej toni i nie wyci�ga�a ku nim gro�nych, usianych przyssawkami ramion. A niebezpieczne ro�liny z ich w�asnym gro�nym or�em skulone przeczekiwa�y pow�d�. Si�dmego dnia zako�czy�a si� ich wsp�lna podr�. Ich ��d� jako ostatnia przybi�a do grz�skiego, zamulonego brzegu. Przynajmniej tutaj nie by�o ciernistych krzew�w. Kadiya rzuci�a sakw� przed siebie, na pag�rek, kt�ry wygl�da� na dostatecznie twardy i solidny. Przytrzymuj�c si� zwisaj�cego w pobli�u p�du winoro�li, dosta�a si� na brzeg. P�niej odwr�ci�a si� do tych, kt�rzy towarzyszyli jej bez s�owa skargi, i zm�czonym ruchem podnios�a r�k� na po�egnanie. Wiele zmieni�o si� w ostatnich dniach, ale dawne przysi�gi nadal honorowano. Towarzysze Kadiyi dzielnie stawali w bitwie, kt�ra wyrwa�a ich �wiat z r�k Ciemno�ci, lecz �aden m�czyzna czy kobieta spo�r�d Odmie�c�w nie zapu�ciliby si� na brzeg zakazanej od dawna krainy - nikt poza Jagunem, my�liwym, kt�ry nauczy� ksi�niczk� �y� na bagnach, a teraz oto wychodzi� na brzeg po jej wype�niaj�cych si� wod� �ladach. Zaprzysi�g� kiedy�, �e nigdy tu nie przyjdzie, ale si�� swojej woli i wiary rozwi�za� przysi�g�. Jednak pozostali, kt�rzy wbili w ni� wielkie ��tozielone oczy, jakby ufali, �e zatrzymaj� j� spojrzeniami, najwidoczniej nie chcieli, by odesz�a. - Nosicielko �wiat�a. - Jedna z wojowniczek podnios�a d�o� b�agalnym gestem. - Pop�y� z nami. Nios�a� nasz� nadziej�. - Przez chwil� spogl�da�a na ci�kie brzemi� u pasa Kadyi. - Tutaj panuje pok�j... pok�j, kt�ry zdobyli�my. Zamieszkaj z nami. Nie szukaj tamtego miejsca, kt�rego nikomu nie wolno ogl�da�... Dziewczyna wsun�a przemoczony kosmyk w�os�w pod henn z ko�ci ksanny. Przekona�a si�, �e nadal mo�e przywo�a� u�miech na usta. - Joskato, na�o�ono na mnie geas - odrzek�a, si�gaj�c do cebulastej r�koje�ci miecza, kt�ry by� zarazem talizmanem. - Wydaje mi si�, �e nie wolno mi spocz��, dop�ki nie wype�ni� jeszcze jednego zadania. Pozw�lcie mi je wykona�, a przyrzekam, �e wr�c� do was z rado�ci�, gdy� pragn� takiej przyja�ni, jak wasza, bardziej ni� czegokolwiek na �wiecie. Niestety, teraz nie mog� tego uczyni�. Mam jeszcze co� do zrobienia. Kobieta Nyssomu spojrza�a ponad ramieniem dziewczyny na zalany wod� brzeg. Przez jej twarz przemkn�� cie� strachu. - Niech ci szcz�cie sprzyja, Jasnowidz�ca Pani. Twarda niech b�dzie ziemia pod twoimi nogami, wygodna �cie�ka, po kt�rej musisz kroczy�. - Niech wasze �odzie b�d� szybkie, a podr� kr�tka, towarzysze - odpowiedzia�a Kadiya, podnosz�c i zarzucaj�c na plecy sakw�. - Je�li los b�dzie mi sprzyja�, zobaczymy si� zn�w. Wybierany na czas wojny pierwszy m�wca klanu Jafen, a jednocze�nie przewodnik, z lin� cumownicz� w r�ku przem�wi�: - Pani Zakl�tego Miecza, pami�taj o um�wionym sygnale. W tym miejscu przez ca�y czas b�dzie czuwa� obserwator. Kiedy ju� zrobisz to, co musisz zrobi�... Kadiya pokr�ci�a przecz�co g�ow�, a potem zamruga�a, otrz�saj�c z rz�s wod�, kt�ra strumieniem sp�ywa�a z jej he�mu. - Wodzu, nie spodziewaj si�, �e szybko wr�c�. Naprawd� nie wiem, co mnie teraz czeka. Kiedy zn�w stan� si� pani� mojego losu, na pewno odszukam tych, kt�rych w��cznie by�y zapor� przeciw Ciemno�ci. Nagle przypomnia�a sobie co�. Wyda�o si� jej, �e stoi przed ni� nie m�czyzna z ludu Nyssomu, ale tamta przera�aj�ca posta�, kt�ra przyby�a do niej, kiedy by�a pogr��on� w rozpaczy uciekinierk�. Spotkanie z ow� tajemnicz� istot� w ogrodzie zrujnowanego miasta natchn�o j� tak wielk� odwag�, �e teraz ju� samo tylko wspomnienie o nim sta�o si� bod�cem do dalszej podr�y. Pi�tka jej towarzyszy nie zepchn�a od razu �odzi na fale, lecz przytrzyma�a j� dop�ty, dop�ki Kadiya i Jagun pozostawali w zasi�gu ich wzroku. * * * Na szcz�cie grz�skie b�oto, w kt�rym trudno by�o znale�� oparcie dla stopy, nie ci�gn�o si� w niesko�czono��. Co jaki� czas napotykali po drodze podejrzane ka�u�e. Jagun bada� wtedy ich g��boko�� drzewcem w��czni. Z konieczno�ci szli wi�c powoli, a droga by�a d�uga. Nie mieli gdzie si� schroni�. Zwierzyny �ownej by�o tu niewiele i chocia� starali si� je�� ma�o, prowiant stanowi�cy wi�ksz� cz�� baga�u w ich sakwach znika� szybko. Nadesz�a wreszcie taka chwila, �e szli bez posi�ku przez ca�� noc, a i rankiem nie powiod�o im si� lepiej. Jednak w ko�cu los si� do nich u�miechn�� - gwa�towna ulewa przesz�a w zwyk�y deszcz i Kadiya dostrzeg�a w ko�cu jakie� ruiny. By� to Przybytek M�dro�ci - twierdza Sindon�w, Zaginionego Ludu. Ksi�niczka przystan�a. Czy staro�ytne czary podzia�aj� na ni�, gdy przejdzie przez zrujnowan� bram�? Brn�c w wodzie, skierowa�a si� ku niej. Po chwili jednak, przypomniawszy sobie, �e nie jest sama, zerkn�a przez rami�. - Jagunie? Twarz mia� jak z kamienia, jakby szykowa� si� do boju, ale uparcie szed� za ni�. Nie rozgl�da� si� na boki, kroczy� jak wojownik, kt�ry musi stawi� czo�o wielkiemu niebezpiecze�stwu. Pomy�la�a o staro�ytnej Przysi�dze, kt�ra wi�za�a jego plemi�. Czy wci�� jeszcze obci��a�a go brzemieniem, chocia� rozwi�za�a j� dla niego, kiedy podr�owali t�dy po raz pierwszy? Nie odpowiedzia�, tylko szed� dalej. Silny wiatr nagle smagn�� ich deszczem, jakby w ostatniej chwili sam monsun chcia� odci�� im drog�. Potykaj�c si� przeszli przez resztki bramy i dopiero ostatni podmuch wiatru powali� ich na kolana. Nagle... Burza ucich�a! I chocia� nadal stali pod go�ym niebem, wyda�o im si�, �e znale�li si� pod dachem. Wilgo� wisia�a w powietrzu jak poranna mg�a. A przed nimi... Nie by�o ruin, znikn�o usypisko zniszczonych przez czas kamiennych blok�w. Kadiya widzia�a ju� kiedy� tak� przemian�. Na zewn�trz ruiny, wewn�trz za� miasto, ciche, opustosza�e, ale nie tkni�te przez z�b czasu. Przed ni� rozci�ga�y si� puste ulice. Domy, cho� na wp� zaro�ni�te zielonym g�szczem winoro�li, nie popad�y w ruin�. Kr�lewska Cytadela, w kt�rej Kadiya si� urodzi�a, te� przetrwa�a wieki nienaruszona, i podobnie sta�o si� w tym oto miejscu, jakkolwiek wszystkie inne siedziby Zaginionego Ludu zmieni�y si� w rumowiska. Sakwa Jaguna g�ucho uderzy�a o bruk. Mrukn�� co� pod nosem, gdy� �yj�c zawsze w zgodzie z prawami natury, nie lubi� sytuacji, kiedy ulega�y one zawieszeniu. - To jest miejsce... - urwa�, jakby nie m�g� znale�� odpowiednich s��w. Niebo �ciemnia�o. Noc bra�a g�r� nad burz�. Kadiya wsta�a. P�noc, �wit czy zmierzch to niewa�ne. By�a teraz tak blisko... - To jest Miejsce Mocy - powiedzia�a tak �agodnie, jakby g�stniej�ca mg�a zmi�kczy�a jej g�os. - A ja mam co� do zrobienia. Nie odwr�ci�a g�owy, by sprawdzi�, czy Jagun idzie za ni�, nie czeka�a te� na jego przyzwolenie. Po�pieszy�a dalej. Po obu stronach majaczy�y nie tkni�te przez czas budynki. Przes�aniaj�ca je winoro�l pociemnia�a w szarym �wietle zmierzchu. Okna, jak wielkie, pozbawione powiek oczy, obserwowa�y j� spoza tych �ywych zas�on. Nie zamigota�o w nich na powitanie �wiat�o lampy czy pochodni. A jednak nie czu�a trwogi, nie obawia�a si�, �e czai si� tam co� z�owrogiego. Przemierzaj�c ulic�, plac, potem zn�w ulic�, szuka�a serca tego miejsca. Okr��y�a zasnuty mg�� basen i znalaz�a si� przed wielkimi schodami. Tam zatrzyma�a si�, �ciskaj�c obur�cz r�koje�� miecza wci�� tkwi�cego w pochwie. Na obu kra�cach ka�dego stopnia sta�y pos�gi naturalnej wielko�ci i nikt nie m�g� t�dy przej�� niepostrze�enie dla nich. Artysta, kt�ry je wyku�, obdarzy� je czym� w rodzaju �ycia, gdy� l�ni�y jak zaczarowane. Rze�by te zapewne przedstawia�y m�czyzn i kobiety z Zaginionego Ludu. Ka�de oblicze by�o inne, pos�gi musia�y wi�c by� wizerunkami �yj�cych niegdy� ludzi. Kadiya zsun�a sakw� z plec�w, a potem wyci�gn�a miecz. Uj�a go za pozbawiony czubka brzeszczot. I jakby ten gest da� jej do tego prawo, zacz�a wspina� si� po schodach. Dotar�szy na otoczon� kolumnami platform�, zatrzyma�a si� na chwil�. P�niej ruszy�a dalej, w g�r�. Kiedy stan�a na ostatnim stopniu, roztoczy� si� przed ni� widok ogrodu. Ten tutaj nie nale�a� do znanego jej �wiata. Owoce i kwiaty s�siadowa�y ze sob� na jednej ga��zi. Czas znikn��: nie istnia�a tu ani przesz�o��, ani przysz�o��, wszystkim w�ada�a tera�niejszo��. Mg�a prawie si� ju� rozproszy�a. Nawet zmierzch si� sp�nia�, jakby noc nie mia�a tu wst�pu. �wietlne iskierki ta�czy�y w powietrzu. Mieni�y si� wszystkimi kolorami t�czy jak uskrzydlone klejnoty. Wirowa�y, przenosz�c si� z kwiatu na kwiat, z owocu na owoc. Kadiya jeszcze nigdy nie widzia�a niczego podobnego. Ksi�niczka z westchnieniem usiad�a na najwy�szym stopniu. W owej chwili ogarn�o j� straszliwe zm�czenie. Zsun�a z g�owy he�m, kt�ry nagle wyda� si� jej niezwykle ci�ki. Spad� z brz�kiem na bia�e kamienie. Skrzywi�a si� na to zak��cenie odwiecznej ciszy. W�osy lepi�y si� do jej zab�oconych policzk�w, spada�y brudnymi pasmami na okryte kolczug� ramiona. By�y ciemne od wody torfowej. Bagienny od�r bi� od cia�a Kadiyi. S�odkie wonie niezwyk�ego ogrodu odczuwa�a jak wyrzuty sumienia. Zakl�ty miecz spoczywa� na jej kolanach. Oczy na ga�ce r�koje�ci by�y zamkni�te, zaci�ni�te tak mocno, jakby nigdy si� nie rozwar�y, by razi� czarodziejsk� moc�. Kadiya przesun�a r�kami po brzeszczocie. Kiedy� jej dotkni�cie obudzi�o go do �ycia, ale teraz nie czu�a mrowienia. Pomy�la�a, �e w�a�nie tak mia�o by�. G�adz�c kling� miecza, nie odrywa�a wzroku od ogrodu. Czy ten, kto przyszed� do niej tutaj, kto wys�a� j� do walki z Ciemno�ci�, �eby mog�a cho� w jakim� stopniu pozna� sam� siebie, zn�w do niej przyb�dzie? Nie. Wok� niej wszystko pociemnia�o, zbli�a�a si� noc. W ogrodzie, poza lataj�cymi iskierkami, nic si� nie porusza�o. Kadiya westchn�a, zgarbi�a si� i wsta�a. P�niej ruszy�a powoli w g��b ogrodu. Puszysty kobierzec trawy, pokrywaj�cej ziemi� pomi�dzy krzakami, klombami i wij�cymi si� p�dami winoro�li, by� uszkodzony w jednym miejscu. Nad skrawkiem go�ej ziemi zawis�o blade �wiate�ko. Kadiya zbli�y�a si� chwiejnym krokiem. Pochyli�a si� i zaciskaj�c d�onie na owalach, w kt�rych kry�y si� czarodziejskie oczy, wbi�a w ziemi� ostrze talizmanu. Brzeszczot zag��bi� si� z trudem, napotka� bowiem silny op�r, kt�ry wystawi� na pr�b� blisk� wyczerpania energi� Kadiyi. Ale kiedy cofn�a si� o krok, miecz sta� prosto, jak dziwna nowa ro�lina w tym spokojnym, zachwycaj�cym miejscu. Kadiya uj�a w d�onie symbol Mocy, kt�ry nosi�a na szyi od urodzenia - bursztynowy amulet z miniaturowym kwiatkiem w �rodku. Czeka�a w napi�ciu. Zwr�ci�a zakl�ty miecz, odda�a go miejscu, w kt�rym wyr�s�. Nie zmieni� si� tak, jak s�dzi�a. Pu�ci�a amulet, chc�c odgarn�� mokre w�osy, kt�re opad�y jej na twarz i zas�oni�y oczy. Nic si� nie poruszy�o. Dziewczyna chrz�kn�a. I chocia� przem�wi�a g�o�no, w�asny g�os wydawa� si� jej daleki i przyt�umiony. - Wszystko sko�czone. Wykonali�my zadanie, kt�re zosta�o nam wyznaczone. Pokonali�my z�o: Haramis jest Arcymagini�. Anigel rz�dzi zar�wno przyjaci�mi, jak i tymi, kt�rzy byli niegdy� naszymi wrogami. Czego jeszcze ode mnie chcecie? Odpowied�? Czy jej nie zmieniaj�cy postaci miecz by� jedyn� odpowiedzi�? A mo�e okaza�a sw� dawn� niecierpliwo�� w tym miejscu, kt�re nie zna�o up�ywu czasu? Zn�w przem�wi�a: - Kiedy by�am tu poprzednio, powiedziano mi, �e jest to przybytek m�dro�ci. Wtedy nie mog�am z niej skorzysta�, gdy� mia�am stan�� do walki ze wszystkim, co wrogowie mogli zwr�ci� przeciwko nam. - Urwa�a na moment, szukaj�c odpowiednich s��w. - Teraz tak�e jestem w potrzebie. Czego ode mnie chcecie? Czy w mojej przysz�o�ci kryje si� co� takiego, �e musz� da� co� w zamian? Haramis zdoby�a wiedz� i moc, kt�rej zawsze pragn�a, Anigel kr�lestwo. Je�li naprawd� zas�u�y�am sobie na jak�� przysz�o��, jaka ona ma by�? Odpowiedzi na to pytanie nie uzyska�am, za to zosta�am przyci�gni�ta tutaj. W jakim� celu? Wy, mieszka�cy tego miejsca, odpowiedzcie mi tak, jak przedtem pokazali�cie mi spos�b w jaki mog� pokona� Ciemno��! W tajemniczym ogrodzie jednak nadal nic si� nie porusza�o poza ta�cz�cymi iskierkami. Robi�o si� coraz ciemniej. Nagle blade �wiat�o otoczy�o wbity w ziemi� miecz. Kadiya wyci�ga�a ju� r�k� po or�, gdy tkni�ta przeczuciem szybko j� cofn�a. Najpierw musi wszystko zrozumie�. Odwr�ci�a si� i wesz�a na szczyt schod�w, nie spogl�daj�c za siebie! Czu�a si� bardzo, bardzo zm�czona, mia�a te� poczucie pustki i utraty. Nie tylko dlatego, �e pozostawi�a za sob� cz�� swojej mocy, ale g��wnie dlatego �e wyda�o si� jej, i� obca wola niewidzialnym murem oddzieli�a j� od wiedzy. A przecie� wrodzony up�r nigdy nie pozwala� jej podda� si� bez walki. Tak te� by�o i tym razem. Nie w�tpi�a, �e to wszystko by�o zamierzone, �e co� si� za tym kry�o. Postanowi�a si� dowiedzie�, co to takiego. Je�eli nie teraz, to w najbli�szych dniach. - Pani... U st�p schod�w, kt�rych strzegli kamienni Stra�nicy, na brzegu basenu sta� Jagun z ich sakwami w jednej r�ce. W drugiej �ciska� w��czni� skierowan� grotem do do�u, jakby w obecno�ci cz�onka Rady Starszych albo Wodza Klanu. Mo�e jednak ten pe�en szacunku gest nie by� przeznaczony dla niej, lecz dla tych, kt�rzy tu kiedy� mieszkali. Kadiya zesz�a na d� pewnym krokiem. Trzyma�a w d�oni he�m i nadal mia�a u pasa sztylet. Miecz pozostawi�a w czarodziejskim ogrodzie. Mia�a pewno��, �e �adne niebezpiecze�stwo nie zagra�a jej cia�u. Ale by�o tu jeszcze co�. Musi jednak sama dowiedzie� si�, co to takiego. - Mistrzu �owco - wskaza�a r�k� na budynek znajduj�cy si� za basenem - tam jest schronienie. Mo�emy z niego skorzysta�. II Wybrany przez Kadiy� budynek m�g�by by� najprzytulniejszym schronieniem, jakie znale�li od czasu opuszczenia Cytadeli, ale nie mogli rozpali� ogniska. Wilgo� wisia�a w powietrzu. Pomi�dzy dachem i schodami rozci�ga�o si� czarne teraz zwierciad�o wody. Mrok w pustym wej�ciu wydawa� si� tak gro�ny, �e dziewczyna zatrzyma�a si� za progiem, staraj�c si� dojrze�, co kryje si� w �rodku. Dosz�a do wniosku, �e nie powinna polega� tylko na wyrobionym podczas w�dr�wek przez krain� b�ot zmy�le ostrzegawczym. Nie udzieli� jej �adnej subtelnej przestrogi, nie znaczy�o to jednak, i� nic si� tam nie czai. Jagun szuka� czego� w swojej sakwie. Wprawdzie Kadiya mia�a dar jasnowidzenia, lecz Odmieniec zawsze lepiej od niej widzia� w ciemno�ci. Wydoby� z sakwy przejrzyst� rurk� nieco kr�tsz� ni� jego przedrami� i wyszed� na otwart� przestrze�. Kadiya widzia�a najpierw tylko ko�ysz�ce si� w ciemno�ciach krzaki, kt�re ros�y wzd�u� kraw�dzi brukowanej ziemi. Po chwili dostrzeg�a blade �wiate�ko - to �wietlik! Jagun te� go zobaczy� i teraz pr�bowa� go wydoby� z kryj�wki pod li�ciem. Metodycznie wsun�� do rurki jeszcze dwa. Wracaj�c, ni�s� r�d�k� rozsiewaj�c� s�abe, ale tak potrzebne �wiat�o. Szybko przeszukawszy budowl�, znale�li zupe�nie pusty pok�j. Kadiya zesztywnia�ymi z zimna palcami pocz�a rozpina� kolczug�. Nieprzyjemny zapach mokrych w�os�w i ubrudzonego szlamem cia�a budzi� w niej odraz�. Cho� d�ugo przebywa�a w krainie bagien, nigdy si� jednak nie przyzwyczai�a do brudu. Zdj�wszy zbroj�, szybko �ci�gn�a z siebie przemoczony sk�rzany kaftan i dopiero wtedy poczu�a si� troch� lepiej. Trzcina, z kt�rej upleciono sakw�, stwardnia�a i Kadiya z trudem rozplata�a wi�zanie, �ami�c przy tym paznokie�. Zakl�a szpetnie. W s�abym blasku zaimprowizowanej przez Jaguna lampy wygrzeba�a r�cznik. Na zewn�trz czeka� basen, ale nie zamierza�a k�pa� si� w nocy. Cichy szum za drzwiami podpowiedzia� jej, �e na dworze pada dobroczynny deszcz. Zdj�wszy z siebie reszt� przemoczonej i zniszczonej odzie�y, wysz�a z pokoju. Gar�ci� zerwanych li�ci wyszorowa�a si� starannie. Ju� dawno temu zrezygnowa�a z d�ugich w�os�w, gdy� nie mie�ci�y si� pod he�mem. Teraz, kiedy si�ga�y jej do ramioin, mog�a je zmoczy�, rozczesa� palcami i doprowadzi� do �adu. Noc by�a zimna, wr�ci�a wi�c do pokoju i energicznie wytar�a si� r�cznikiem. Czysty kaftan by� w obecnej sytuacji szczytem luksusu i rozkoszowa�a si� nim, zawi�zuj�c go szyj�. Pomy�la�a o wygodach kobiecych komnat w Cytadeli - kt�rymi teraz cieszy�a si� Anigel. Potem potrz�sn�a g�ow�, przeganiaj�c wspomnienie i zarazem odrzucaj�c do ty�u w�osy. Jagun odezwa� si� po raz pierwszy. - Nie nosisz zakl�tego miecza. - Siedzia� ze skrzy�owanymi nogami i grzeba� w swojej sakwie. W jego wielkich, oczach odbija�o si� �wiat�o lampy, tak �e zdawa�y si� �wieci� w�asn� po�wiat�. Kadiya strzepn�a r�cznik i potrz�sn�a wci�� mokr� g�ow�, - On... on nie zosta� przyj�ty - powiedzia�a. - Pozostawi�am go w miejscu, gdzie wyr�s� z �odygi Arcymagini. Nic si� nie zmieni�o. Nic... - powt�rzy�a, a potem doda�a z naciskiem: - Jak to mo�liwe, Mistrzu �owc�w? Czy� proroctwo nie spe�ni�o si� do ko�ca? My, kobiety z domu kr�la Kraina, przynios�y�my Wielki Or� Zaginionego Ludu. Voltrik i Orogastus nie �yj�. Ich armia z�o�y�a przysi�g� Antarowi, a poniewa� jest on ma��onkiem Anigel, tak�e i Ruwendzie, kt�r� chcieli z�upi� i zniszczy�. Skritekowie uciekli do swoich ohydnych nor. Widzia�am, jak moja m�odsza siostra w�o�y�a na g�ow� koron� i zosta�a szcz�liw�, jak s�dzi, ma��onk�. Starsza za� uda�a si� do przybytku m�dro�ci, gdy� pragnie w�ada� moc�. Ale nie zdj�to ze mnie na�o�onego tutaj geas. Osun�a si� na kolana i jej oczy znalaz�y si� na tym samym poziomie co oczy Odmie�ca. Przyjrza�a mu si� tak uwa�nie, jakby oczekiwa�a od niego odpowiedzi na dr�cz�ce j� pytania. - Powiedz mi, Jagunie, dlaczego nie otrzyma�am nagrody za dobrze wykonane zadanie? - Jasnowidz�ca Pani, kt� mo�e zrozumie� tych, kt�rzy zbudowali to miasto? Odeszli st�d przed setkami lat. - Rozejrza� si� szybko, po czym zn�w utkwi� w niej wzrok. - W�adali oni mocami przekraczaj�cymi ludzkie zrozumienie. �yli inaczej ni� my. - To prawda. Odeszli st�d dawno temu. - Tak, Wielka Arcymagini Binah by�a ostatni� z ich ludu i postanowi�a pozosta� tu jako Stra�niczka tej krainy, kiedy inni odeszli. Teraz i ona nas opu�ci�a. Wyj�� ostatni podp�omyk z korzennej miazgi, ostro�nie go prze�ama� i poda� jej po�ow�. Kadiya by�a os�abiona z g�odu - u�wiadomi�a to sobie jeszcze raz na widok jedzenia - ale nie od razu ugryz�a twardy jak kamie� suchar. Z namys�em obr�ci�a go w d�oni. - Jagunie, opowiedz mi o Zaginionym Ludzie. Och, wiem, co napisano o nich w kronikach, znajduj�cych si� w twierdzy. Czy� nie przewertowa�am ich, zanim tutaj przybyli�my? Wiem, �e ta kraina by�a niegdy� wielkim jeziorem, mo�e nawet ma�� morsk� zatok�, �e okr��a�o ono wyspy, kt�re zamieszkiwa� inny lud, nie b�d�cy ani Odmie�cami, ani nie nale��cy do mojej rasy. - Legenda m�wi - zacz�� po chwili milczenia Jagun - �e w�adali oni mocami, kt�rych nie znamy, i �e d�ugo �yli w pokoju. P�niej wybuch�a wielka wojna, w kt�rej u�yto or�a tak strasznego, o jakim nam si� nawet nie �ni�o - chocia� mo�e to, co Orogastus przywo�a� przeciw nam, mog�o mie� z tamtym co� wsp�lnego. Te �mierciono�ne bronie rozdar�y ziemi�, wody odp�yn�y, a miasta zosta�y wydane na �up czasu. Lecz dok�d odszed� Zaginiony Lud? Wszyscy przecie� nie zgin�li w wywo�anym przez nich kataklizmie. - Ale kim oni byli? Przypomnij sobie, Jagunie, �e kiedy po raz pierwszy przybyli�my do tego miejsca, drog� wskazywa�o nam rami� pos�gu, kt�ry oczy�cili�my z zasch�ego b�ota. Zna�e� imi� tego pos�gu: Lamaril. Powiedz mi, Mistrzu �owco, kim by� ten Lamaril? Kadiya nie wiedzia�a, dlaczego wybra�a w�a�nie to pytanie ze wszystkich, jakie j� teraz nurtowa�y. Mo�e powinna by�a zapyta� o tajemnicz� zawoalowan� posta�, kt�ra wtedy do przem�wi�a. Czy to by� - ta my�l nagle przysz�a jej do g�owy - czy to by� jaki� wsp�plemieniec Binah, kt�ry tak�e chcia� tu pozosta�? Wr�ciwszy wspomnieniem do owej chwili, Kadiya pomy�la�a, �e tamto spotkanie mia�o w sobie co� iluzorycznego. Nie wydawa�o si� tak realne jak jej odwiedziny u Arcymagini. - Pani Miecza - Jagun zwr�ci� si� do niej tak uroczystym tonem, jakby by�a Pierwszym M�wc� lub wodzem klanu branym na czas wojny - nikt z mojego plemienia nie odwa�y� si� nawet zbli�y� do tego miejsca. Zabrania nam tego Przysi�ga. - Ale nie tobie. Jagunie. Talizman uwolni� ci� od niej. Przypomnia�a sobie s�owa, kt�re zda si�, nap�yn�y ku niej znik�d, by mog�a go pocieszy�, gdy zrozpaczony uwa�a� si� krzywoprzysi�zc�. Powt�rzy�a je teraz. - Niech twoja dusza zrzuci z siebie to brzemi�. Odmieniec milcza� chwile, nie patrz�c na ni�, lecz na zaimprowizowan� lamp�, jakby czyta� jakie� przes�anie, tak jak m�dra kobieta wyczytuje je w wype�nionej wod� misie. - Pytasz o Lamarila. Tak, m�j lud r�wnie� ma swoje legendy, ale zniekszta�cone przez czas, trudne do zrozumienia. Lamaril by� wojownikiem, Stra�nikiem, tarcz� przeciw Ciemno�ci. M�wi si�, �e stan�� do ostatecznej walki z najpot�niejszym s�ug� Z�a i �e wygra� ten pojedynek dla �wiat�a, ale potem umar�. Darzy� �yczliwo�ci� m�j lud, wi�c po jego odej�ciu oddali�my mu wszystkie honory. Jasnowidz�ca Pani, Zaginiony Lud stworzy� nas wszystkich, zar�wno Nyssomu, jak i Uisgu. Przedtem byli�my jak istoty, kt�re nadal kr��� w�r�d bagien, nie pami�taj�c o przesz�o�ci i nie my�l�c o przysz�o�ci. Dzi�ki Zaginionym stali�my si� prawdziwymi lud�mi. Wiedzieli oni tak wiele o si�ach �wiata i o samym �yciu, �e byli w stanie uczyni� to, w co nikt nie chcia�by nawet uwierzy� w naszych czasach. Staramy si� zachowa� pami�� o nich, gdy� ukszta�towali nas, nierozumne istoty. Nigdy jednak nie znali�my �r�de� ich mocy, poniewa� byli�my jak dzieci, kt�rym si� nie daje do zabawy ostrego sztyletu. Kiedy tym, kt�rzy wyzwolili nas z b�ot, zagrozi�a ciemno��, wezwali nas. Kazali nam z�o�y� przysi�g�, �e nie b�dziemy szuka� tego, co chcieli pozostawi� w ukryciu, i kazali nam si� ukry�, by nie dopad�o nas z�o. - Ale kim oni byli? - Kadiya zada�a to pytanie raczej samej sobie ni� Jagunowi. - Przyjrza�am si� tym pos�gom pilnuj�cym wielkich schod�w. Przedtem widzia�am podobizn� Lamarila. Pod pewnymi wzgl�dami s� podobni do mojej rasy, lecz pod innymi s� nam obcy. - �aden M�wca nie przekaza� innemu M�wcy ani s�owa o tym, kim oni s�, zanim nasze plemi� wy�oni�o si� z w�d na ich rozkaz. A czy wszyscy wygin�li w wojnie z Ciemno�ci�... Legendy m�wi�, �e niekt�rzy z nich ocaleli i wycofali si� do innego miejsca, mo�e do tego, z kt�rego niegdy� przybyli. - Ta Ciemno��... Och, wiem, �e m�j lud nazywa tym imieniem wielkie z�o, takie, jakie zwr�ci� przeciw nam Orogastus, ale sk�d ono si� wzi�o? - Jasnowidz�ca Pani, ciemno�� kryje si� w sercach twoich wsp�plemie�c�w. A mo�e i we wszystkim, co �yje. Niestety, nie wiemy, jak to odkry� lub zmierzy�. Nie wszyscy z Zaginionych s�u�yli �wiat�u. Oni te� mogli mie� swoich Voltrik�w i Orogastus�w. M�wi tak legenda o tej strasznej wojnie - lecz imi�, kt�re nadano temu z�u, nie dotar�o do nas. Tak jak s�udzy �wiat�a uczynili z Nyssomu i Uisgu my�l�ce i czuj�ce istoty, tak samo - powiadaj� - ich przeciwnicy stworzyli Skritek�w, by czynili z�o. Kiedy tamci odeszli, Skritekowie stracili swoich mocodawc�w i stali si� prawdziw� plag� naszej ziemi. - A przecie� ten, kt�ry do mnie przem�wi�, pozosta�, aczkolwiek nie widzia�am go wyra�nie. - Kadiya odwa�y�a si� wreszcie zada� pytanie, kt�re dr�czy�o j� najbardziej. - S�ysza�am, �e we wszystkich �ywych istotach tkwi co� w rodzaju esencji, kt�r� uwalnia �mier� cia�a. Mo�e spotka�am tutaj tak� esencj� kt�rego� z Zaginionych? A mo�e Binah nie by�a jedyn� Stra�niczk�, kt�ra pozosta�a w Ruwendzie? Jagunie, musz� wiedzie�! Pomy�la�a z �alem, �e straci�a tyle czasu. Haramis zawsze szuka�a czego� w�r�d starych ksi�g i kronik Cytadeli, ale j�, Kadiy�, takie rzeczy zawsze nudzi�y. By�a bowiem zbyt niecierpliwa, kocha�a dzia�anie. Nawet teraz, zatapiaj�c z�by w sucharze, poruszy�a si� niespokojnie: pomy�la�a o niezwyk�ym ogrodzie. By�o tam mn�stwo po�ywienia, owoc�w znacznie smaczniejszych od tego kawa�ka placka o smaku popio�u i ziemi. Odmieniec nie odpowiedzia�. W g��bi duszy ksi�niczka wiedzia�a, co musi zrobi� rankiem - wyruszy� na poszukiwanie czego� wi�cej ni� jedzenie. W zniszczonych przez ruinach, przeszukanych ju� wcze�niej przez Nyssomu i Uis znaleziono wiele niezwyk�ych rzeczy. Co mog�o pozosta� ni tkni�te tu, w miejscu, kt�rego nie wolno by�o odwiedza�? Prze�kn�wszy z trudem ostatnie okruchy, Kadiya si�gn� po lamp�. - Daj mi j� na chwil�. Chc� si� dowiedzie�, jak� kwater� sobie wybrali�my tej nocy. Jagun skin�� g�ow�, ale nie przy��czy� si� do niej, gdy stan�a przy najbli�szej �cianie. Tak, nie pomyli�a si�, co� majaczy�o w mroku. Zbli�y�a teraz �wiec�c� rurk� do kamiennego muru. �ciany by�y pokryte malowid�ami, przedstawiaj�cymi g��wnie kwiaty, ale niekiedy pojawia�y si� jakie� dziwaczne stworzenia, tak wyblak�e, �e prawie niewidoczne. By�o to dziwnie pomy�lane: wydawa�o si� jej, �e spogl�da z okna na znajomy ogr�d. Kwiaty i owoce ros�y obok siebie, a wok� nich unosi�y si� barwne, lataj�ce istoty. Wydawa�o si�, �e odrywaj� si� od kamiennego muru, nawet pod wp�ywem tak s�abego blasku, jak po�wiata p�yn�ca od �wietlik�w. Id�c wzd�u� �ciany Kadiya dostrzeg�a rzeczy, kt�re zach�ca�y do dalszych bada�. Nigdzie jednak nie by�o �adnych wizerunk�w �ywych istot pr�cz bajecznie kolorowych, lataj�cych stworze�. Artysta albo arty�ci, kt�rzy tutaj pracowali, nie zostawili swoich portret�w ani portret�w tych, kt�rzy mogli byli zam�wi� takie sceny. Ksi�niczka dotar�a do naro�nika i skierowa�a si� ku nast�pnej �cianie. W jej po�owie znajdowa� si� jaki� otw�r i kwietne wzory ust�pi�y miejsca zakrzywionym, urywanym liniom - czy by�o to pismo? Wszystko na to wskazywa�o, ale nie umia�a go odczyta�. Przesun�a palcem po niekt�rych liniach, jakby za pomoc� dotyku mog�a zg��bi� ich tajemnice. Stan�a przed ciemnym wej�ciem. Wsun�a do �rodka rurk� ze �wietlikami. Jej blask okaza� si� za s�aby, by o�wietli� wn�trze. Mo�e gdzie indziej zaniepokoi�by j� brak drzwi, kt�re mog�aby zamkn��. Tutaj wszak�e nie odczuwa�a najmniejszego l�ku. Jednak�e zrezygnowa�a z obejrzenia tego pomieszczenia i min�a otw�r. Napisy ci�gn�y si� dalej, stan�a przed nast�pnym rogiem. W trzeciej �cianie umieszczone by�o wyj�cie z budynku. I zn�w ujrza�a tam barwne obrazy, ale tym razem nie by� to niezwyk�y ogr�d. Spojrza�a na wod�. Nie zobaczy�a ciemnej, m�tnej powierzchni bagiennego jeziorka ani ��tawych nurt�w rzeki czy zwierciadlanych w�d basenu. Nie, na �cianie obok wej�cia ujrza�a l�ni�ce, srebrzystoniebieskie odm�ty, a z dala od brzegu, namalowanego u do�u �ciany, majaczy� cie� wyspy. �adna ��d� nie m�ci�a powierzchni przejrzystej wody, chocia� zaznaczono na niej fale. Kadiya nie w�tpi�a, i� nie jest to zwyk�e jeziorko. Czy�by ogl�da�a wyobra�enie s�ynnego jeziora-morza, kt�re niegdy� tu istnia�o? Czwarta �ciana by�a zupe�nym przeciwie�stwem pozosta�ych. Okrzyk zdumienia wyrwa� si� z piersi dziewczyny na widok tego, co wy�owi�a blada po�wiata. Malowid�o przedstawia�o dziwne stworzenia, kt�re szeregiem jakby wchodzi�y do pomieszczenia. - Jagunie! - My�liwy rozwija� w�a�nie maty, na kt�rych mieli spa�. - Jagunie, co to mo�e by�? Podszed� do niej i Kadiya przysun�a �wiec�c� rurk� do malowid�a. - Nigdy nie widzia�em nic podobnego! Nie wiem, co to za istoty, Jasnowidz�ca Pani. Czy by�o to jej z�udzenie, a mo�e przesada, ale jakby wyczu�a, �e Odmieniec jest z czego� niezadowolony i pr�buje si� wykr�ci�? - W dawnych czasach mog�o by� tu wiele stwor�w, kt�rych teraz nie znamy - doda�, odwr�ci� si� i znowu zaj�� przygotowaniami do snu. Namalowane na �cianie postacie sta�y na tylnych nogach jak ludzie i mia�y podobne do ramion odn�a, ale "r�ce" ko�czy�y si� gro�nymi pazurami. Ich cia�a przypomina�y kszta�tem tarcz� wojownika, szerokie w ramionach, zw�aj�ce ku do�owi i zupe�nie w�skie tam, gdzie zaczyna�y si� G�owy by�y osadzone bezpo�rednio na szerokich ramion Z przodu ich tu�owie pokrywa�y p�ytki, z kt�rych ka�d�, jak si� zdawa�o, tworzy�y niewielkie �uski. Nieznany artysta tak zr�cznie pos�ugiwa� si� farbami, �e nada� po�ysk niekt�rym cz�ciom ich cia�, t�czowy poblask, jaki Kadiya widzia�a na skrzyd�ach owad�w. Ca�e cia�a nieznanych stworze� by�y zielononiebieskie, nawet ich g�owy, przypominaj�ce kszta�tem kropl� wody, kt�ra lada moment spadnie z dziobka dzbanka. Po obu stronach czaszki, w jej najszerszym miejscu, wyrasta�y olbrzymie uszy. Ni�ej stercza� d�ugi pysk. Ma�ym oczom malarz w jaki� spos�b przyda� czerwonego poblasku, kt�ry sprawi�, �e w md�ym �wietle wydobywaj�cym si� z rurki dziwme oblicza o�y�y. Tak, te istoty rzeczywi�cie wygl�da�y niesamowicie, lecz nie by�o w nich nic niepokoj�cego. Wyci�ga�y przed siebie pazurzaste r�ce, jakby si�ga�y po ofiarowany dobrowolnie podarunek albo zamierza�y powita� przyjaciela. Mia�y w sobie co� poci�gaj�cego i sympatycznego. Kadiya ostro�nie dotkn�a czo�a jednej z nich, po trosze oczekuj�c, �e wyczuje �ywe cia�o, a nie kamie�, gdy� namalowano je po mistrzowsku. Ale by�y to tylko martwe wizerunki. - Jasnowidz�ca Pani! - powiedzia� stanowczo Jagun. - Powinna� odpocz��, a nie przygl�da� si� �cianom! Dziewczyna zda�a sobie naraz spraw�, �e ta �ciana i to, co na niej namalowano, budzi w nim niepok�j. Sprawi�o to, �e jeszcze bardziej zapragn�a pozna� tajemnic� pradawnych malowide�. Jednak Jagun mia� racj�: by�a bardzo zm�czona. Potar�a r�k� czo�o - zn�w odezwa� si� t�py b�l, kt�ry dokucza� jej zawsze wtedy, gdy zbytnio nadwer�a�a swoje si�y. Wr�ci�a wi�c do miejsca w pobli�u drzwi, kt�re Odmieniec wybra� na nocleg. Nie s�ysza�a ju� jednostajnego szumu deszczu ani huku burzy i woda nie la�a si� na nich z g�ry, by zamieni� zwyk�� niewygod� w prawdziw� udr�k�. Kadiya po�o�y�a �wiec�c� rurk� pomi�dzy pos�aniami. Taki wi�c by� koniec ich podr�y - a przynajmniej drogi, kt�r� a� do tej nocy widzia�a oczami wyobra�ni. Impuls, kt�ry gna� j� z Cytadeli a� tutaj, znikn��. Jednak tu� przed za�ni�ciem pomy�la�a o mieczu wbitym w ziemi�. Ziemi�, kt�ra nie chcia�a go przyj��. Nagle Kadiya obudzi�a si�; zdarza�o si� jej to cz�sto, kiedy podr�owali przez moczary pe�ne ukrytych wrog�w. Wyostrzone d�ug� w�dr�wk� zmys�y wyrwa�y j� ze snu. Wyczu�a jak�� zmian�. - Spod przymkni�tych powiek przyjrza�a si� otoczeniu. �wiec�ca rurka prawie zgas�a - �wietliki, pozbawione po�ywienia, zapad�y w sen. W tym nik�ym �wietle mog�a jednak dojrze� le��cego nieruchomo Jaguna. Wyt�y�a teraz s�uch. W pokoju panowa�a g��boka cisza, nie maj�ca nic wsp�lnego z nocnymi odg�osami �wiata zewn�trznego. S�ysza�a cichy oddech swojego towarzysza - i nic wi�cej. By�a jednak pewna, �e co� j� obudzi�o. Przypomnia�a sobie rozmow� o esencji �ywych istot, kt�ra mog�a pozosta� w miejscu, gdzie niegdy� przebywa�y... Nie wyczu�a odoru Skritek�w, cho� ci zab�jcy potrafili w miar� potrzeby skrada� si� ca�kiem bezszelestnie. Nie. Rozlu�niwszy mi�nie, Kadiya zacz�a szuka� innymi zmys�ami. Oczywi�cie! Usiad�a nagle, odsuwaj�c na bok skraj przykrywaj�cej j� maty. Co� tam by�o! Jak wzywaj�cy do dzia�ania g�os rogu! Nie si�gn�a po le��c� w pobli�u zbroj�, cho� zapi�a pas, przy kt�rym wisia�a pusta pochwa jej miecza i sztylet. Ostro�nie wsta�a i skradaj�c si� wysz�a z budynku. Ponad basenem spojrza�a na blade l�nienia, kt�re znaczy�y ustawione na schodach pos�gi Stra�nik�w. Powoli ruszy�a ku nim, tocz�c wewn�trzn� walk� pomi�dzy wyuczon� z wielkim trudem przezorno�ci� i ciekawo�ci�. Zwyci�y�o wrodzone pragnienie dzia�ania. Zacz�a wspina� si� po schodach, zatrzymuj�c si� na dym stopniu, �eby przyjrze� si� stoj�cym z lewa i z prawa nieruchomym wartownikom. Pomimo ciemno�ci wyra�nie widzia�a ich rysy - jakby pos�gi �y�y w�asnym �yciem. Kadiya stan�a w ko�cu pomi�dzy kolumnami i spojrza�a za siebie na basen i rozci�gaj�ce si� za nim miasto pe�ne pokrytych winoro�l� budynk�w. �wiat�o! Dawny nawyk kaza� jej zaraz si�gn�� po sztylet. Tam - na prawo - dostrzeg�a b�ysk �wiat�a! Czy by�a to po�wiata na po�y os�oni�tej mg�� postaci, kt�r� kiedy� tutaj spotka�a? To niemo�liwe! A jednak... III Wiedzia�a, �e nie spotka tutaj �adnego Nyssomu ani Uisgu. Odmie�cy przeszukiwali wprawdzie ruiny w pogoni za skarbami, kt�re mogli sprzeda� na jarmarku w Trevista, ale nie pozosta�o�ci Zakazanego przez przysi�g� miasta. W dodatku po wojnie (a wzi�y w niej udzia� wszystkie zamieszkuj�ce moczary plemiona), o tak wczesnej porze, nie natknie si� na my�liwych, kt�rych czasami wynajmowali jej co bardziej przedsi�biorczy ziomkowie. Tamta wojna! Labornokowie, kt�rzy sprawili, ze Ruwenda sp�yn�a krwi�, o�mielili si� napa�� nawet na krain� bagien. Niewiele brakowa�o, by ich dow�dca, genera� Hamil, dotar� do tego miasta. Mo�e s� to wi�c maruderzy, odci�ci od trzonu naje�d�czej armii, �cigani przez Odmie�c�w, zagro�eni przez jam� natur� tego zak�tka, kt�rej nie rozumieli? A mo�e kto� inny lub co� innego? W pami�ci Kadiyi wci�� �y�o wspomnienie tamtej zawoalowanej postaci. Noc si� ko�czy�a. Dziewczyna widzia�a teraz lepiej rozci�gaj�ce si� w dole miasto. Je�eli mia�by tu by� kto� jeszcze, musi jak najszybciej i jak najwi�cej si� dowiedzie�. Zbieg�a po schodach i dostrzeg�a przecznic� prowadz�c� we w�a�ciwym kierunku. Kiedy si� tam znalaz�a, nabyta w ostatnich miesi�cach przezorno�� kaza�a jej zwolni� kroku. Id�c powoli, poszuka�a spojrzeniem jakiej� kryj�wki. Budynki sta�y r�wnoleg�e do ulicy i nawet tak bujna gdzie indziej winoro�l tu ros�a sk�po. Kadiya nie posz�a prosto przed Siebie, tylko kluczy�a ulic� do alei, w�sk� dr�k�, to zn�w wraca�a na ulic�, wci�� maj�c nadziej�, �e pod��a we w�a�ciwym kierunku. Mg�a, kt�ra zaleg�a po burzy opustosza�e miasto, zg�stnia�a i wszystko przes�oni�o mleczne k��bowisko. Kadiya jeszcze bardziej zwolni�a kroku. Przystawa�a co par� chwil, przywieraj�c plecami do najbli�szej �ciany, i rozgl�da�a si� woko�o, skupiaj�c uwag� na ka�dym strz�pie mg�y, w kt�rym kto� m�g�by si� ukry�. Na szcz�cie jej przemoczone buty nie stuka�y na bruku. Kroczy�a wi�c dalej z przezorno�ci� my�liwego, przypominaj�c sobie i wykorzystuj�c wszystkie sztuczki Jaguna, kt�ry celowa� w takich podchodach. Nast�pna uliczka by�a jeszcze w�sza. Domy sta�y tak blisko siebie, �e panowa� na niej g��boki mrok. Kadiya nie dostrzeg�a �adnych okien czy drzwi, lecz w dw�ch trzecich d�ugo�� uliczki p�tla winoro�li zwisa�a z wysoko�ci dw�ch pi�ter. Przypomina�a z dala pu�apk�, ale nie by�a w �aden spos�b ukryta. Dziewczyna zbli�a�a si� do niej powoli, krok za krokiem, nas�uchuj�c - i wyt�aj�c te� inny sw�j zmys�, aczkolwiek nie zawsze mog�a na nim polega�. Kiedy jeszcze nosi�a miecz-talizman, to on zawsze ostrzega� j� przed niebezpiecze�stwem. Nie w�ada�a nim ju� jednak. Odmie�cy posiadali w�asne, inne ni� ludzkie zmys�y, kt�re dobrze si� spisywa�y w krainie b�ot. Ale w mie�cie? Te mury i budowle by�y ca�kiem obce - nawet dla niej, kt�ra przysz�a na �wiat i wychowa�a si� w Cytadeli, r�wnie� b�d�cej pozosta�o�ci� z dawnych wiek�w. Pod wp�ywem nag�ego impulsu Kadiya zamkn�a oczy, pr�buj�c si� rozejrze� za pomoc� my�li. Zrobi�a to ju� raz z powodzeniem, kiedy zamierza�a odnale�� Ciemno��. Czy mog�a pos�u�y� si� ni� w inny spos�b? Otrzyma�a odpowied� w postaci dotkni�cia tak lekkiego, jak mu�ni�cie pi�rkiem. Kadiya a� wstrzyma�a oddech - przecie� tak naprawd� nie spodziewa�a si� odpowiedzi - brak�o jej jednak czasu na zastanawianie si�, na zadawanie pyta� czy badania. Spr�bowa�a uchwyci� niezwyk�e odczucie tak, jak; zarzucaj�c w�dk�, zaczepia si� haczykiem o rybie skrzela. Nie znaczy to, �e pragn�a przyci�gn�� je do siebie. Chcia�a tylko, by zaprowadzi�o j� do swojego �r�d�a. Oderwa�a si� od �ciany i otworzy�a oczy: ta my�l omal nie �ci�gn�a na ni� katastrofy. Wisz�ca w g�rze p�tla z winoro�li b�yskawicznie si� rozwin�a i smagn�a powietrze. Kadiya rzuci�a si� do ty�u, potkn�a i upad�a na kolano. G�o�ny okrzyk wyrwa� jej si� z piersi, kiedy co� ni� gwa�townie szarpn�o: koniec ro�linnego bicza dotkn��, a potem uczepi� si� jej potarganych w�os�w. Powl�k� j� do przodu, sprawiaj�c straszny b�l. Mia�a wra�enie, �e zdziera jej sk�r� z czaszki. Wyci�gn�a sztylet i na �lepo zacz�a wymachiwa� nim nad g�ow�. Ci�a i zadawa�a ciosy, a tylko czasami natrafia�a na op�r. �zy b�lu p�yn�y jej po policzkach, kiedy lina ci�gn�a j� w g�r�. Ledwie ju� dotyka�a stopami bruku. Tu� obok opad� podobny do sznura p�d. Kadiya przeci�a go sztyletem. Brzeszczot zag��bi� si� w mi��szu. Przeci�ta na p� winoro�l cofn�a si� pod kamienn� �cian�. Mo�liwe, �e wywar�o to jaki� wp�yw na ro�lin�, kt�ra j� wi�zi�a, przesta�a bowiem ci�gn�� w g�r�, kiedy dziewczyna w�ciekle szarpa�a swoje w�osy sztyletem. Ta wyj�tkowej ostro�ci bro� uratowa�a jej �ycie, gdy� przeci�a naci�gni�te pukle i Kadiya run�a twarz� na bruk. Nawet nie pr�buj�c wsta�, pope�z�a do przodu, a szorstka nawierzchnia rani�a jej d�onie. Us�ysza�a nad sob� smagni�cie. Rzuci�a si� do przodu z nadziej�, �e wreszcie znajdzie si� poza zasi�giem napastnika, �lizga�a si� po kamieniach, a� uderzy�a ramieniem w przeciwleg�� �cian�. Wybuch w�ciek�o�ci uderzy� w jej umys� jak w��cznia. Ale ten nag�y atak w jaki� spos�b okaza� si� pomocny. Zrozumia�a bowiem, �e oto dotar� do niej gniew �owcy, kt�remu umkn�a zdobycz. Kadiya podnios�a si� i stan�a przy �cianie, zwr�cona twarz� w stron� przeciwnika. D�uga lina jeszcze kilkakrotnie smagn�a powietrze. Raz czy dwa razy przemkn�a tak blisko, �e omal nie musn�a jej policzka. Przera�ona dziewczyna przesun�a si� o kilka krok�w. Ta aura �lepej w�ciek�o�ci sprawia�a jej b�l. Nigdy dot�d nie prze�y�a nic podobnego. Os�ab�a, ci�ko dysz�c, pokr�ci�a energicznie g�ow�. Wreszcie znalaz�a si� poza zasi�giem nieznanego stwora. Teraz i j� ogarn�� gniew. Mia�a wra�enie, �e panuj�cy w mie�cie spok�j, kt�ry jakby otuli� j�, kiedy si� w nim znalaz�a, zdradzi�. Czy by�a to pu�apka? Kilka chwil temu wierzy�a, �e w pustych budynkach nie kryje si� �adne niebezpiecze�stwo. A obecnie... Ci�ko dysz�c, zacisn�a w lewej d�oni bursztynowy amulet, w prawej za� trzyma�a sztylet. Wtedy dopiero odwo�a�a si� do niewielkiej mocy, jak� w�ada�a. Wiedzia�a, �e Ciemno�� ma w�asn�, zdradzaj�c� jej obecno�� emanacj�, tak jak Skritekowie ohydny od�r ich cia�. Spotka�a si� ju� z