8219
Szczegóły |
Tytuł |
8219 |
Rozszerzenie: |
PDF |
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
[email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
8219 PDF - Pobierz:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd pliku o nazwie 8219 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
8219 - podejrzyj 20 pierwszych stron:
JANUSZ MIL, S�AWOMIR MIL
EXODUS VI
I. Cz�owiek Pierwszy
1. Przebudzenie
Jeszcze stara� si� �ledzi� wskazania jak najwi�kszej liczby parametr�w roboczych,
jeszcze gor�czkowo rzuca� dane do kalkulatora, jeszcze analizowa� wyniki...
Nadaremnie.
Odchylenie narasta�o coraz gwa�towniej Czuj�c pot�guj�c� si� wibracj�, kontrolowa�
ju� tylko najwa�niejsze wska�niki. Jeszcze walczy�, ale statek wymyka� si� spod kontroli;
wskazania ju� dawno odbiega�y od normy. O niczym ju� nie m�g� trze�wo my�le�, dzia�a�
tylko resztkami instynktu...
Statek spada� zataczaj�c kilkukilometrow� spiral�.
Powoli popada� w panik�. Chcia� wykonywa� tysi�c czynno�ci naraz, my�li k��bi�y
mu si� w m�zgu a dominuj�cym uczuciem stawa�a si� ch�� krzyku - o pomoc, o ratunek, o
�ycie. Ju� tylko kilometry dzieli�y go od powierzchni planety, ju� widzia� jej powierzchni�,
rozpoznawa� szczeg�y... Jeszcze sekundy...
I wtedy, gdzie� w g��bi �wiadomo�ci, z trudem toruj�c sobie drog� przez powsta�y w
m�zgu chaos, nap�yn�a jaka� nowa my�l. Nowa, irracjonalna, nie rozpoznana jeszcze do
ko�ca, ale nios�ca jak�� ulg�, daj�ca jaki� cie� szansy. Ale co? Co?...
No tak. Sen. Oczywi�cie sen... przecie� jest w Centrum... Dwa dni po powrocie z
Procjona... Badania... Jeszcze tydzie�... Potem raporty, sprawozdania... Setki rozm�w,
spotka�... I dom, a raczej wspomnienia po nim... Tylko pami�tki po bliskich...
Otworzy� oczy. W panuj�cym p�mroku nie m�g� dok�adnie rozpozna�
pomieszczenia, ale nie kojarzy� go sobie z niczym. Poprzedniego dnia, po d�ugiej rozmowie z
doktorem Wernerem, psychologiem Centrum, po�o�y� si� spa� w niewielkiej, znanej sobie
dobrze izolatce. A teraz by� w zupe�nie innym miejscu. Le�a� na czym� niewyczuwalnym i
k�tem oka dostrzega� blok skomplikowanej aparatury. Lekki niepok�j walczy� w nim z
dziwn� oci�a�o�ci� i rozleniwieniem. Jeszcze tkwi� w b�ogostanie, w jaki popad� po
u�wiadomieniu sobie, �e katastrofa by�a tylko sennym koszmarem, ale przem�g� si� w ko�cu i
uni�s� nieco g�ow�. Dok�adniej wida� by�o tylko aparatur�. Przygl�da� si�...
Na pierwszy rzut oka wygl�d jej nic nie m�wi�. Nie zdziwi� si�. W ko�cu przez te
siedemdziesi�t kilka lat co� musia�o si� zmieni� w technice medycyny kosmicznej.
Przez d�u�szy czas b��dzi� bezmy�lnie wzrokiem po poszczeg�lnych fragmentach
z�o�onego systemu i w momencie, gdy odwraca� oczy, aby przyjrze� si� reszcie
pomieszczenia, w m�zgu eksplodowa� mu sygna� alarmu. Znieruchomia�...
Co� by�o nie tak. Ale co? Nie patrz�c na aparatur� analizowa� b�yskawicznie.
Dziwne, opalizuj�ce tworzywo obudowy? Nie. Romboidalne tarcze wska�nik�w? Nie.
Chaotyczne rozmieszczenie sygnalizator�w? Te� nie. Ale sygnalizatory...
Powoli odwr�ci� si�, przyjmuj�c jednocze�nie pozycj� siedz�c�. Tak. Przy lampkach
sygnalizacyjnych by�y napisy. Na pewno napisy. Ale nie ma i nigdy nie by�o takiego rodzaju
pisma. Tego by� pewny. Zerwa� si� gwa�townie na nogi i jakby w odpowiedzi na to, gdzie�
spod sufitu rozleg� si� g�os...
- Uspok�j si�, Dalton!
- Gdzie jestem? - spyta� gdy min�o pierwsze zaskoczenie.
- Uspok�j si�! Wszystkiego si� dowiesz. Na razie trzymaj si� �ci�le moich instrukcji.
Widzisz drzwi? Odwr�ci� si�.
- Widz�.
- Wyjd� przez nie. W s�siednim pomieszczeniu znajdziesz kombinezon. Ubierz si� i
czekajcie.
Powoli wraca� do r�wnowagi. Sam si� temu dziwi�, ale fakt obecno�ci jeszcze kilku
os�b, na co wskazywa�y jednoznacznie ostatnie s�owa, pozwoli� mu na niemal ca�kowite
zbagatelizowanie niezwyk�o�ci sytuacji. Nie zwracaj�c ju� uwagi na aparatur� z jej napisami,
przeszed� do przyleg�ej sali.
2. Artur
Przez chwil� sta� o�lepiony jaskrawo seledynowym �wiat�em, kt�rego �r�d�a nie m�g�
dok�adnie zlokalizowa�. Wype�nia�o ono po prostu ca�� przestrze� nie pozwalaj�c na
okre�lenie rzeczywistych rozmiar�w sali...
- Cze��, Robert!
Artur O�Connor. Pilot. Spotyka� go sporadycznie w Centrum. Raz czy dwa razy
zamienili kilka s��w. W tej chwili ko�czy� w�a�nie zak�adanie skafandra.
- Cze��! Gdzie jeste�my?
- W ka�dym razie na statku - wzruszy� ramionami Artur.
Zmiesza� si�. Idiotyczne. Nie zauwa�y� przy swoim sta�u, �e przyspieszenie jest
wi�ksze od ziemskiego, niewiele - pi��, dziesi�� procent, ale wystarczaj�co by wiedzie�
chocia� tyle...
- Nigdzie nie mia�em lecie�. Przedwczoraj wr�ci�em z Procjona - doda� jakby
usprawiedliwiaj�c si�.
- Ja mia�em dzisiaj lecie�. Ale na pewno nie tym statkiem - zawaha� si�. - Na tym, na
kt�rym mia�em lecie�, ja bym wydawa� polecenia.
- Napisy widzia�e�?
- Na hibernatorze? Widzia�em.
Zrezygnowa� z dalszych pyta�. Nie chcia� kompromitowa� si� jeszcze bardziej. Nie
wiedzie�, �e si� jest na statku, nie przyjrze� si� dok�adnie aparaturze i nie rozpozna� w niej
hibernatora... Wystarczy jak na jeden raz! Chc�c zyska� na czasie podszed� do skafandra
le��cego na czym� w rodzaju fotela z bardzo niskim oparciem.
- �Zanik pami�ci, potworny zanik pami�ci - my�la�. - Je�li obudzi�em si� z hibernacji,
a tak chyba by�o, to p� roku na start i pocz�tkowe manewry, plus dwa lata regulaminowej
przerwy mi�dzy lotami, plus przygotowania... Jakby nie liczy�, przynajmniej trzy lata.
Wszystko si� zgadza, po cz�ciowej amnezji mog� nie pami�ta� i jakiego� alfabetu lub
kodu.
Ale z jakiego powodu? Uraz? Wstrz�s psychiczny? Wp�yw jakiego� pola?�
Zainteresowa� si� skafandrem, kt�rym bawi� si� bezwiednie od jakiego� czasu. Te� by�
dziwny. Jednocz�ciowy, bez he�mu. Ciemnogranatowe tworzywo, bardzo cienkie i
rozci�gliwe. W dodatku, jak si� przekona� zaraz po w�o�eniu, posiadaj�ce bardzo dziwn�
dynamik�. Jakiemukolwiek ruchowi ciasno opi�tego cia�a odpowiada�o znacznie szybsze
przesuni�cie si� odpowiedniej cz�ci zewn�trznej powierzchni skafandra.
Stwarza�o to wra�enie wzmocnienia i przyspieszenia ka�dego ruchu. Przyjrzawszy si�
bli�ej stwierdzi�, �e tak jest naprawd�. Wzd�u� skafandra bieg�y cieniutkie, r�owe linie, kt�re
rzeczywi�cie przemieszcza�y si� znacznie szybciej ni� powinny. Pr�buj�c zapi�� kombinezon
na piersi z zak�opotaniem stwierdzi� zupe�ny brak jakiegokolwiek zamka. G�adka p�aszczyzna
po prostu urywa�a si� ostro. Machinalnie zbli�y� do siebie obie cz�ci, a one si� po prostu
po��czy�y.
By� ubrany.
Postanowi� by� szczery...
- S�uchaj, Artur, ze mn� co� niezupe�nie...
- Masz zanik pami�ci? Ja te�. Co pami�tasz?
- Badania w Centrum. Po locie.
- A ja badania przed lotem. Nast�pnego dnia mia�em lecie� na epsilon Eridani.
- No wi�c, co si� dzieje?
- Nie wiem. Przemy�la�em ju� prawie wszystko i nic mi nie przychodzi do g�owy.
- Mo�e robi� na nas jaki� eksperyment... Symulacj�...
- Symulacj�? �artujesz chyba! Nelson w grobie by si� przewr�ci�! I nie tylko on.
Jim Nelson za�ama� si� przy si�dmej symulacji. Sze�� posz�o mu doskonale. W trakcie
si�dmej najpierw zbagatelizowa� lekki dryf boczny, potem przeoczy� wskazania odchylenia, a
jeszcze p�niej po prostu nie walczy� do ko�ca. Wida� doszed� do wniosku, �e najwy�ej straci
na dwa lata licencj� pierwszego pilota. W ko�cu sk�d m�g� wiedzie�, �e w tym cyklu bada�
przechodzi si� tylko sze�� test�w... Na pok�adzie, opr�cz niego, by�o jeszcze jedena�cie os�b.
Tajne badania symulacyjne definitywnie zniesiono.
- Chyba tak. A czy nie wyczu�e� czego� w przygotowaniach do lotu? Mo�e
rzeczywi�cie lecimy na t� twoj� epsilon Eridani, a ciebie hibernowali jeszcze na Ziemi...
- A ty sk�d si� wzi��e�?
- Nie wiem. Mo�e...
Nie doko�czy�. W tym samym momencie �wiat�a pogas�y i rozleg� si� g�os; ten sam co
poprzednio.
3. Instrukcja.
- M�wi dow�dca specjalnej jednostki bojowo - rozpoznawczej Korpusu
Bezpiecze�stwa Centrali. Zostali�cie dehibernowani w celu wykonania okre�lonego zadania
bojowego, z kt�rym zapoznacie si� p�niej. Reszta za�ogi pozostanie w hibernacji. Misja
nasza zosta�a podj�ta na skutek zetkni�cia si� ze �ladami obcej cywilizacji technologicznej,
kt�re mog� �wiadczy� o wrogich wzgl�dem nas zamiarach. Ostatnio podejrzenia te
przekszta�ci�y si� w pewno��. Dlatego te� musieli�my zastosowa� maksimum �rodk�w
ostro�no�ci. Nale�y do nich przede wszystkim wasza cz�ciowa amnezja. Musieli�my
zablokowa� ten obszar waszej pami�ci, kt�ry zawiera dane zwi�zane z przygotowaniem
naszego lotu oraz ostatnimi ziemskimi osi�gni�ciami technicznymi. Podejrzewamy, bowiem
zdolno�� przeciwnika do odczytania zawarto�ci ludzkich m�zg�w, musimy wi�c asekurowa�
si� na wypadek przej�cia przez niego naszego statku. Na zabieg ten wyrazili�cie zgod� przed
lotem. Pami�� krytycznego okresu zostanie wam przywr�cona po pomy�lnym zako�czeniu
misji. Z tego samego wzgl�du na statku nie znajduj� si� �adne wskaz�wki, mog�ce okre�li�
po�o�enie naszego uk�adu, nie znane do tej pory przeciwnikowi. Wy nie poznacie dok�adnego,
aktualnego po�o�enia statku i b�dziecie operowa� jedynie, podanymi wam p�niej,
umownymi wsp�rz�dnymi. Wszystkie urz�dzenia statku s� nietypowe a napisy kodowane.
Zostaniecie teraz przeszkoleni w obs�udze system�w statku, ale tylko tych, kt�re mog� wam
by� potrzebne do wykonania zadania g��wnego. Jedyn� osob� o pe�nej pami�ci jestem ja.
Dlatego te� znajduj� si� w izolowanej, hermetycznej kabinie, zawieraj�cej ponadto niezb�dn�
rzeczywist� dokumentacj� statku i sytuacji strategicznej. Kabina zostanie automatycznie
wystrzelona w momencie przedostania si� obcych istot na statek.
Nie b�dziecie si� wi�c mogli zetkn�� ze mn� osobi�cie, przynajmniej podczas lotu.
Waszym bie��cym zadaniem jest przej�cie do kabiny operacyjnej statku. Wyjdziecie
przez drzwi oznaczone niebieskim �wiat�em i id�c g��wnym korytarzem, znajdziecie kabin�
oznaczon� dwoma czerwonymi �wiat�ami. Przez niezb�dny okres b�dziecie szkoleni w
obs�udze urz�dze� nawigacyjnych i bojowych. Nale�y zachowa� pe�n� koncentracj�, gdy�
statek wyposa�ony jest w bro� anihilacyjn�. Poniewa� ilo�� danych, jak� mog� wam
przekaza� jest ze wzgl�d�w bezpiecze�stwa �ci�le ograniczona, nie b�d� odpowiada� na
�adne wasze pytania. Wykluczona jest wszelka komunikacja dwustronna. Pocz�wszy od tego
momentu dowodzenie obejmuje O�Connor.
4. Statek
D�ugo patrzyli na siebie. Nic nie m�wili. No bo w ko�cu co mogliby powiedzie�?
Sytuacja by�a szokuj�co bezprecedensowa. Owszem, rozbudowane a� do przesady
przepisy robocze Centrum przewidywa�y prawie wszystko. I musieli zna� je na pami��.
Nawet lepiej ni� podstawy pilota�u! Ale czego� takiego na pewno nie by�o. Przecie� to stan
wojny.
Pierwsza napotkana cywilizacja i od razu konflikt zbrojny! A gdzie te j�zyki, wsp�lne
dla ca�ego cywilizowanego Kosmosu, gdzie te tablice, gdzie te kody? Dwadzie�cia pokole�
kosmosocjolog�w udoskonala�o procedur� ewentualnego kontaktu, a tu od razu konflikt
militarny...
- No to idziemy - Artur podni�s� si� z miejsca.
Poszli. Przed nimi ci�gn�� si� bardzo d�ugi korytarz. Ciemny, nie na tyle jednak, by
nie m�c swobodnie si� porusza�. Mijali szeregi drzwi rozmieszczonych w nieregularnych
odst�pach po obu stronach korytarza. Nad ka�dymi by�a umieszczona jaka� kombinacja
dw�ch lub trzech kolorowych �wiate�. Jedynie one rozja�nia�y korytarz tworz�c swoj�
r�norodno�ci� jaki� nierzeczywisty, surrealistyczny nastr�j. Korytarz by� niski, tak, �e
Robert, wy�szy o prawie p� g�owy od Artura, musia� schyla� si� od czasu do czasu, gdy
przechodzili pod czym� w rodzaju �uk�w niewiadomego przeznaczenia. Wymin�li kilka
bocznych korytarzy, kt�rych ko�ca nie by�o wida�. Po cz�ci powodowa�y to bardzo �agodne
ich skr�ty, a po cz�ci przypuszczalnie ogromne rozmiary samego statku.
Nierealna sceneria sprawi�a, �e prawie zapomnieli o celu, a Artur oprzytomnia�
dopiero, gdy min�li ju� o kilka metr�w drzwi z dwoma czerwonymi �wiat�ami, i dopiero, gdy
wpad� na Roberta zawracaj�c gwa�townie, obaj wr�cili do rzeczywisto�ci.
Otworzyli drzwi.
Przez dwadzie�cia lat lot�w nie widzia� nigdy nawet czego� zbli�onego do tego.
Pierwszym wra�eniem by�o znalezienie si� wewn�trz kuli o �cianach stanowi�cych nie
tyle map� nieba, ile jego rzeczywisty obraz. W samym jej �rodku, o kilka metr�w przed nimi,
umieszczony by� na czym� w rodzaju niewielkiej platformy, pulpit i dwa fotele.
Prowadzi� do nich w�ski pomost. Automatycznie podeszli i zaj�li miejsca. Artur, jako
dow�dca, po prawej stronie, co zrobili z czystego nawyku, bo przynajmniej na razie nie
mog�o to mie� �adnego znaczenia.
Obejrza� si�. Kula zamkn�a si�. Nie by�o ju� ani pomostu, ani drzwi.
Jednocze�nie �ciany przybra�y kolor intensywnej czerwieni, a gwiazdy rozb�ys�y
naturalnym �wiat�em.
Mo�na by�o odnie�� wra�enie przebywania w pr�ni, gdyby nie to, �e ca�a kula
pokryta zosta�a delikatn� jasnozielon� siatk� wsp�rz�dnych. Mniej wi�cej na wprost przed
nimi znajdowa� si� jaskrawy, czerwony punkt. Bie��cy kurs...
Pulpit zawiera� zadziwiaj�co ma�o wska�nik�w i manipulator�w. W dw�ch
niezale�nych, umieszczonych przed fotelami kolumnach, rozmieszczone by�y pary
wielopozycyjnych wska�nik�w. Tylko g�rna ich para by�a w tej chwili rozjarzona cyframi. Te
same warto�ci na obu oraz czerwony ich kolor niedwuznacznie sugerowa�y, �e jest to cyfrowa
warto�� ich bie��cego kursu. Ni�sze wska�niki by�y martwe, za to wi�kszo�� z nich
wyposa�ona by�a w przyciski ustawiania.
By�o jeszcze kilka nieregularnie rozmieszczonych przycisk�w i wska�nik�w oraz
skomplikowana p�yta - zapewne sterowania kalkulatorem. Ca�o�� dope�nia�y: spory ekran
niewiadomego przeznaczenia i d�wignia r�cznego sterowania, tylko przed lewym fotelem.
Typowy podzia�: pilot - dow�dca.
5. Nauka
Nauka trwa�a oko�o dziesi�ciu dni. A mo�e by�y to dwa tygodnie. Czas wskazywany
by� w jednostkach umownych i nie mieli go z czym por�wna�. W ka�dym razie trwa�o to
dwana�cie biologicznych cykli pok�adowych.
Mieli kabiny naprzeciwko sterowni. Tam spali i jedli. Spali jednocze�nie. Jedli stale t�
sam� past� o nieokre�lonym, nieprzyjemnym smaku. Prawie nie rozmawiali. Na razie nie by�o
o czym...
W zasadzie sterowanie dost�pnymi im urz�dzeniami mogli opanowa� w ci�gu kilku
godzin. Wszystko tu by�o idealnie proste. Powtarzali jednak w niesko�czono�� kilkana�cie
czynno�ci, albo �eby doj�� do absolutnej wprawy, albo by czym� zape�ni� czas do chwili
kiedy przejm� sterowanie. Bez przerwy pozostawali pod pe�n� kontrol� dow�dcy.
Podawa� im zwi�z�� informacj�. Je�li nie rozumieli jej, co zreszt� zdarza�o si� bardzo
rzadko, przyciskali specjalny klucz i s�yszeli j� ponownie. Wykonywali instrukcj� i dostawali
now�. I tak w k�ko.
Pod koniec tego okresu dysponowali ju� ogromnymi mo�liwo�ciami. Oczywi�cie pod
warunkiem przej�cia sterowania. W zasadzie nie znali tylko procedur startu i l�dowania. Ale,
wida�, na razie nie mia�y im by� potrzebne. Mogli natomiast sterowa� kursem, r�cznie lub
programowo. Mogli zmienia� pr�dko�� i przyspieszenie. Mogli prawie tysi�ckrotnie
powi�ksza� obraz wybranego rejonu i obserwowa� go na ekranie radaru tachionowego.
Dysponowali kalkulatorem pok�adowym o du�ej mocy obliczeniowej. Mogli ustawia�
dowolnie celownik miotacza antymaterii. Mogli strzela�.
Nie mogli natomiast dowiedzie� si� niczego bli�szego ani o og�lnej sytuacji, ani
nawet o aktualnym po�o�eniu statku. Tak jak zreszt� obiecywa� im dow�dca.
Wsp�rz�dne na powierzchni otaczaj�cej ich kuli by�y umowne. Nie wyznacza�y ich
�rodek Galaktyki i Ziemia, a �rodek Galaktyki i jaki� fikcyjny punkt. Gwiazdozbiory nie
m�wi�y im nic. Nieco w lewo od aktualnego kursu mieli przed sob� spor� gromad� kulist�.
Przy za�o�eniu rozs�dnego czasu lotu, nie d�u�szego ni� kilkadziesi�t lat, mog�y to by� Hiady.
Przynajmniej wskazywa�y na to cechy gromady. Ale r�wnie dobrze mogli by� po
drugiej stronie Galaktyki, gdyby nie to, �e ekspansja kosmiczna cz�owieka nie przekroczy�a
jakich� pi�tnastu parsek�w.
Przynajmniej w czasie, kt�ry jeszcze pami�tali...
Podczas ostatnich cykli pok�adowych nauki, wykonywali ju� ca�e z�o�one sekwencje
sterowania. Jednoczesne manewry kierunkowe, pr�dko�ciowe i celownicze.
Podzia� r�l by� oczywisty. Robert sterowa� statkiem, a Artur obs�ugiwa� radar i
urz�dzenia celownicze. I tylko on mia� przed sob� przycisk urz�dzenia spustowego.
6. Zadanie
Intuicyjnie wyczuwali, �e okres nauki zbli�a si� do ko�ca. Instrukcje by�y prostsze.
Przewa�nie powt�rzenia. Wreszcie, po wykonaniu kt�rego� z rz�du, nie otrzymali
nast�pnego zadania. By�o cicho. Czekali...
Poci�y mu si� d�onie. Chcia� mie� ju� za sob� ca�� niepewno�� i wiedzie� o co tu w
ko�cu chodzi. Do g�owy przychodzi�y mu dziesi�tki w�tpliwo�ci i pyta�. Dow�dca zapewne
przewidywa� ich nastr�j, tote� odczeka� a� uspokoj� si� zupe�nie. Faktycznie, po pewnym
czasie - dw�ch, mo�e trzech godzinach - zoboj�tnieli na wszystko. I dopiero wtedy...
- Ustawcie radar na 247.20-38.12-rozleg� si� znany g�os.
Arturowi zaj�o to kilka sekund.
- Powi�kszajcie powoli obraz!
Najpierw nie by�o nic, potem pojawi�a si� niewielka gwiazda, kt�ra w miar� wzrostu
powi�kszania uciek�a poza ekran, a potem by� statek. Id�cy ci�giem - z b��kitno roz�arzon�
ruf�.
- Wy��czcie radar!
W miejscu obserwacji pojawi� si� na czaszy, stanowi�cej map� nieba, b��kitny punkt a
pod nim cyfry-8.342.
- Jest od was oddalony o ponad osiem miliparsek�w. To znaczy by�. Nasz radar
tachionowy ma robocz� pr�dko�� tylko dwana�cie razy wi�ksz� od �wietlnej.
Sami lecieli z pod�wietln�. 0,6 c. Tamten statek by� mniej wi�cej na ich kursie.
Czyli, za jakie� pi�tna�cie dni...
- A teraz obejrzyjcie ca�� czasz�!
W sumie by�o sze�� b��kitnych punkt�w. Sze�� statk�w. Ten, ku kt�remu lecieli, by�
najbli�ej. Inne znajdowa�y si� od dwudziestu do pi��dziesi�ciu mili-parsek�w od nich.
Rozmieszczone by�y mniej wi�cej na po�owie czaszy. Tej przed nimi...
- Waszym jedynym zadaniem jest wprowadzenie statku na kurs 210.00-57.30.
Kierunek ten, a w�a�ciwe ca�y otaczaj�cy sektor jest blokowany przez sze�� statk�w
przeciwnika. Nie mo�ecie zbli�a� si� do �adnego z nich na odleg�o�� mniejsz� ni� 0,3
miliparseka. W �adnym wypadku. Taki jest zasi�g ra�enia ich statk�w o
prawdopodobie�stwie trafienia przekraczaj�cym krytyczne. Szczytowe pr�dko�ci maj�
zbli�one do nas, moc tak�e. Za to dysponuj� wi�ksz� szybko�ci� manewr�w. Na wykonanie
zadania macie nieograniczon� ilo�� czasu. Ale musicie pami�ta�, �e statki mo�emy
obserwowa� z odleg�o�ci nie wi�kszej ni� dwie�cie miliparsek�w. I tylko na tyle mo�ecie
mie� pewno�� czystego pola w innych kierunkach. Jeszcze raz popatrzcie!
Z punkt�w oznaczaj�cych ka�dy ze statk�w wybieg�y przerywane linie, zako�czone
bli�niaczymi punktami, tak�e oznaczonymi cyframi.
- Jest to ekstrapolowana pozycja ich statk�w w bie��cej chwili.
Najbli�szy by�, a raczej m�g� by� ju� tylko o 8,137, a jego kurs powoli stawa� si�
asymptotyczny do ich kursu. Sytuacja robi�a si� jednoznaczna...
- Powtarzam zadanie. Wyj�� na kurs 210.00-57.30 nie zbli�a� si� do �adnego z ich
statk�w bardziej ni� 0,3- Ci�giem dysponujecie w spos�b nieograniczony. Je�li to b�dzie
mo�liwe, wykonajcie zadanie bez zniszczenia �adnego z ich statk�w. Przejmijcie sterowanie!
Nie us�yszeli ju� nic wi�cej.
7. Taktyka
Taktyk� przyj�li prost�. Bo te�, na poz�r, wyj�cie na zadany kurs z omini�ciem
blokady wydawa�o si� dziecinnie proste. I�� prosto na statek przeciwnika a potem, w
bezpiecznej jeszcze odleg�o�ci, rozpocz�� pe�n� moc� manewr wymijania szerokim �ukiem.
Przy mo�liwym do uzyskania przyspieszeniu, oko�o 1000 g, bo tyle wytrzymywa�o
pole antygrawitacyjne statku, i r�nych kierunkach lotu ich i przeciwnika, powinien on od
razu znale�� si� w tyle. Oczywi�cie, przy za�o�eniu, �e nie do�cignie ich potem.
Ju� pierwsza pr�ba, kt�rej dokonali po dwunastu dniach, gdy tylko zbli�yli si� do nich
dostatecznie, wykaza�a, �e nie jest to takie proste. Przeciwnik utrzymywa� sw�j najbli�szy
statek na nieco mniejszej pr�dko�ci, ale za to na prawie tym samym kursie.
Sprawia�o to wra�enie, jakby to oni sami powoli go doganiali. Na ka�d� zmian� kursu
odpowiadali analogiczn� zmian�, op�nion� tylko o okres obserwacji. Od razu te� sta�o si�
jasne, �e ich zdolno�� przyspieszania, a wi�c i pr�dko�� manewr�w, jest jakie� p�tora ra��
wi�ksza.
Jakby, wi�c nie manewrowali, stale mieli ich przed sob�. I to coraz bli�ej.
Pozosta�e statki by�y jeszcze do�� daleko i chocia� nie przeszkadza�y im bezpo�rednio
w manewrowaniu, stwarza�y okre�lone zagro�enie na przysz�o��. Dwa z nich powoli
dochodzi�y ich z bok�w, a trzy najwyra�niej zmierza�y do stworzenia drugiej linii blokady.
Przez cztery doby pok�adowe Robert pr�bowa� wszystkich mo�liwych manewr�w.
Stale z tym samym skutkiem.
Pi�tej doby szed� z przy zerow� pr�dko�ci�, powoli zbli�aj�c si� do nich. Ju� tylko
trzy miliparseki dzieli�y ich od strefy krytycznej. Obaj doskonale wiedzieli, �e je�eli jeden
statek potrafi im zablokowa� praktycznie ca�y sektor, to drugi, zbli�ywszy si�, zmusi ich po
prostu do wycofania si�.
Sz�stej doby podda� si�.
- Nic wi�cej nie zrobi�. Teraz ty!
Artur popatrzy� na niego smutnym wzrokiem.
- Prawdopodobnie na to wyjdzie. Tylko nie od razu. Mamy jeszcze troch� czasu.
Wykonasz jak najwi�cej manewr�w, a kalkulator przeanalizuje ka�dorazowo ich
odpowiedzi.
Za trzy, cztery doby powinni�my mie� program celowania o nie najgorszej
dok�adno�ci.
Opowiada� jeszcze dalej, snu� szczeg�y techniczne, ale Robert ju� go nie s�ucha�. Od
razu wychwyci� jaki� fa�szywy ton. Wzrok Artura przeczy� jego s�owom. B��dzi� gdzie� na
boki, wyra�aj�c dziwne lekcewa�enie dla wypowiadanych s��w.
Po chwili zrozumia�. Artur nie m�wi� do niego. M�wi� do s�uchaj�cego ich na pewno
dow�dcy. W pewnym momencie zmusi� wzrokiem Roberta do spojrzenia w d�.
Fotele ich styka�y si� oparciami a pulpit prawie dochodzi� do piersi. W w�skiej luce
zobaczy�, wysuni�t� maksymalnie w jego kierunku, nog� Artura. Bez namys�u wysun�� swoj�
i gdy tylko nogi ich zetkn�y si�, poczu� szybkie uderzenia kodu. Artur m�wi� ci�gle, teraz ju�
znacznie wolniej, robi� przerwy na namys�, a w ich trakcie b�yskawicznie nadawa�.
8. W�tpliwo�ci
- Trzeba b�dzie najpierw ustali� optymalny informacyjnie spos�b naszych manewr�w.
(... czy ty naprawd� chcesz strzela�... sk�d wiesz, kto jest na tych statkach... i jakie ma
zamiary... sk�d wiesz, co si� w og�le dzieje... co wiesz o dow�dcy... naszym dow�dcy...).
Wi�kszo�� trzeba b�dzie powtarza� po kilka razy. (... byli�my kilkadziesi�t lat w
hibernacji... on znaczn� cz�� czasu czuwa�... mia�e� kilka d�u�szych samotnych lot�w...
wiesz jak cz�owiek si� czuje...). Gdy otrzymamy pe�ny algorytm ich reakcji, przyst�pimy do
testowania go. (... miewa�e� urojenia... ja te�... i to nie b�d�c obci��onym tak� sytuacj�... co
podejrzewam... �e nie wszystko z nim w porz�dku...j�zyk... czy kto� formu�owa� ci tak
polecenia...). Przejdziemy na b��dzenie przypadkowe a kalkulator b�dzie sprawdza� odchy�ki
ich przewidywanego kursu. (... sk�d wiesz po co w og�le wylecieli�my... w jakim celu
wyrazili�my zgod� na amnezj�... mo�e to tylko zabezpieczenie, bo nikt nie zna ich bli�ej...
mo�e mieli�my dopiero zbada� ich zamiary...). Przy wi�kszych odchy�ach przeprowadzimy
manewry korekcyjne. (... lec�c z tak� misj�, mo�na nawet na podstawie b�ahych poszlak doj��
do katastrofalnych wniosk�w... i mo�e to tylko on do nich doszed�... musimy dzia�a�
ostro�nie... nie mo�e niczego podejrzewa�...). Potem oddamy sterowanie kursem i wyrzutni�
kalkulatorowi. (... na razie trzeba zorientowa� si� w sytuacji... od niego niczego si� nie
dowiemy... musimy nawi�za� z nimi kontakt... nie wiem jak... pomy�l... w najgorszym razie
poczekamy na nich...). Dopiero przy mniejszych dystansach zmienimy taktyk�. (... nawet je�li
faktycznie maj� wrogie zamiary, to zniszczenie naszego statku nie powinno przynie��
wi�kszych zmian w skali og�lnej... w ka�dym razie b�d� niepor�wnywalnie mniejsze ni� w
przypadku zniszczenia ich statku, je�li nie maj� wrogich zamiar�w...).
Oczywi�cie, o ile oka�e si� konieczne. S�dz�, �e zniszczymy ich wcze�niej. (... na
razie dzia�amy tak jak m�wi�em i szukamy mo�liwo�ci kontaktu...).
9. Kontakt
Kontakt mia� przyj�� znacznie szybciej ni� mogli si� tego spodziewa�. I wyj�� mia�
wcale nie z ich strony...
Na razie manewrowali. Najpierw sami, potem pod dyktando kalkulatora. R�ne
kierunki, r�ne pr�dko�ci, r�ne przyspieszenia... Kalkulator gromadzi� dane o reakcjach
przeciwnika na ka�dy ich manewr. Sytuacja strategiczna robi�a si� coraz gorsza.
Ich statki zbli�a�y si� nieuchronnie, a kalkulator nie opracowa� jeszcze algorytmu o
zadowalaj�cym stopniu dok�adno�ci. Mimo intensywnych rozmy�la� nie znale�li sposobu
kontaktu, mo�liwego do przeprowadzenia bez wiedzy dow�dcy. Mieli zbyt ograniczone
mo�liwo�ci.
Przede wszystkim, w og�le nie zostali zaznajomieni z systemami ��czno�ci statku, a
nawet ze sposobami sygnalizacji alarmowej. Wszystko to pozosta�o w r�kach dow�dcy. W
dodatku powa�nie musieli si� liczy� z mo�liwo�ci� u�pienia ich i hibernacji, gdyby tylko
powzi�� on, najmniejsze cho�by, podejrzenia. I wtedy zapewne sam przej��by sterowanie,
dzia�aj�c dalej wed�ug w�asnych, rzeczywistych, b�d� wyimaginowanych kryteri�w.
Min�y kolejne trzy doby. I chocia� nie nast�pi�a �adna poprawa w sytuacji, to
przynajmniej wyja�ni� si� podstawowy, dr�cz�cy ich problem. I to w najmniej oczekiwany
spos�b.
Podczas wykonywania kt�rego� z kolei manewru, wygas� nagle ca�y czo�owy sektor
mapy. Pojawi�a si� zamiast niego niewielka, jasno o�wietlona p�aszczyzna.
Jednocze�nie rozleg� si� g�os dow�dcy:
- B�dziemy mieli kolejny kontakt holowizyjny z przeciwnikiem. W poprzednich
wzywali nas do zastopowania i biernego czekania na nich. Gdy uka�� si� przed wami ich
postacie, w��czcie translator poprzez kod 12D39E kalkulatora. Informacje, kt�re odbierzecie,
mog� by� dla was przydatne.
Ukaza�y si� trzy sylwetki.
Prze�yli chwilowy szok. P�niej nie mogli ju� sobie u�wiadomi�, czego w�a�ciwie
oczekiwali, ale na pewno nie tego, �e pierwsze napotkane w Kosmosie istoty rozumne, i to
istoty o przypuszczalnie wrogich zamiarach, oka�� si� cz�ekokszta�tne. Ale tak by�o.
Byli znacznie masywniejsi od ludzi, ale tylko w stosunku do wzrostu, kt�rego z braku
skali nie mogli oceni�. Je�eli przekaz by� w naturalnych wymiarach, to nie przekracza� on
p�tora metra. R�ce, nogi, tu��w, g�owa. Twarz, widoczna chyba bez �adnego okrycia, by�a
najmniej ludzka. Bardzo sp�aszczona. Sp�kana, zrogowacia�a sk�ra tworz�ca co� na kszta�t
�usek. Bardzo niskie i szerokie czo�o. Oczy prawie na wierzchu. Zupe�ny brak w�os�w. To
wszystko zauwa�yli na pierwszy rzut oka. P�niej zwr�cili uwag� na d�onie. Palce o wi�kszej
ilo�ci staw�w ustawione by�y zupe�nie inaczej. Jakby na obwodzie ko�a. Nie by�o to ju�
przeciwstawienie kciuka innym palcom, a wszystkich palc�w sobie nawzajem.
Sprawiali odpychaj�ce wra�enie, ale nie, tyle przez wygl�d sam w sobie, ile przez
fakt, �e stanowili wynaturzenie ludzkiej sylwetki. Zapewne te�, ich wygl�d z ziemskiego
punktu widzenia, nasun�� im obu identyczne skojarzenia: s� niepor�wnanie m�drzejsi od
ludzi, ale i znacznie okrutniejsi.
�rodkowy z tr�jki przem�wi�:
- Ju� tylko dziesi�� miliparsek�w do ustalonej granicy. Zbli�y� si� na 0,3 do statku
oddalonego obecnie o 2,96-Robert rzuci� okiem na pulpit; odleg�o�� zgadza�a si� -
wytracaj�c pr�dko�� do zera. Tak czeka�. Podejdzie inny statek. Wejdziemy na pok�ad.
Zachowywa� si� spokojnie. To ostatnie ostrze�enie. W przypadku doj�cia do
wyznaczonej granicy bez podporz�dkowania si� poleceniom, zrezygnujemy z przej�cia
statku. B�dziemy musieli go zniszczy�.
Po tych s�owach znikn�li. Z powrotem mieli przed sob� czarn� czasz� nieba. Od razu
przeszli na �rozmow� kodem.
- Mo�e mistyfikacja?
- Nie. Nawet kompletny psychopata nie b�dzie fabrykowa� dowod�w na poparcie
swoich uroje�, bo tym samym przeczy�by sam sobie. Owszem, mo�e interpretowa� fakty na
sw�j spos�b, mo�e fa�szyw� argumentacj� uzasadnia� swoje racje. Ale fa�szyw� dla nas, bo
dla niego b�dzie ona prawdziwa. Natomiast fa�szuj�c dane, przyzna�by, �e jest w b��dzie.
- Ale mo�e robi to, �eby nas przekona�...
- Nic nie wie o naszych w�tpliwo�ciach. Dzia�amy przecie� optymalnie z jego punktu
widzenia.
- Wi�c jednak...
- Tak... Nie mo�emy ju� kontynuowa� manewr�w rozpoznawczych - powiedzia�
Artur. - Przyjmiemy aktualn� dok�adno�� algorytmu celowania.
10. Polowanie
Dok�adno�� nie by�a taka z�a. Oko�o 94% praktycznie osi�galnej. Realn� przeszkod�
nadal stanowi� tylko jeden statek, co powinno znacznie u�atwi� spraw�. Niestety,
przeprowadzone jeszcze w czasie wst�pnych trening�w pr�by, wykaza�y niemo�no�� u�ycia
pocisk�w o w�asnym nap�dzie. By�y wykrywalne z bardzo du�ej odleg�o�ci.
Pozostawa�y, wi�c tylko balistyczne. Wykrycie ich nast�powa�o ju� w obr�bie
promienia anihilacji, co automatycznie przekre�la�o skuteczno�� jakiegokolwiek
przeciwdzia�ania. Chyba, �eby mieli jakie� nieznane �rodki, ale op�nienia ich reakcji na
manewry rozpoznawcze wskazywa�y raczej, �e dysponuj� radarem tachionowym o zbli�onej
pr�dko�ci roboczej do ich w�asnego radaru.
Mimo i� dok�adnie wiedzieli jak b�dzie wygl�da� procedura anihilacji statku
przeciwnika, �mieszy� ich troch� pocz�tkowy jej przebieg, oczywi�cie, o ile mo�na by�o w
takiej sytuacji m�wi� o jakiejkolwiek weso�o�ci. Niemniej jednak przypomina�a ona do
z�udzenia dawne polowania z nagonk�...
Wystrzeliwali pocisk, kt�ry mia� osi�gn�� cel za cztery doby. Przez ca�y ten czas
wykonywali sygnalizowane przez kalkulator manewry, maj�ce doprowadzi�,
odpowiadaj�cego na nie zmianami kursu przeciwnika, prosto na lec�cy pocisk.
Kalkulator podawa� bie��c� odleg�o�� pocisku od celu oraz przypuszczaln�, jaka
by�aby w chwili dotarcia do niego rozkazu eksplozji, gdyby zosta� on wys�any w danym
momencie.
Nie by�o tu zreszt� wi�kszej r�nicy. Rozkaz taki, ze wzgl�du na sw� impulsow�
posta�, zajmowa� bardzo szerokie pasmo i m�g� by� wys�any z pr�dko�ci� oko�o 200 c.
Op�nienie jego by�o, wi�c praktycznie pomijalne.
Dzia�anie ich sprowadza�o si� do czekania na uzyskanie odleg�o�ci mniejszej od
promienia anihilacji i wys�ania sygna�u. Czekali...
Pierwszy pocisk min�� przeciwnika w odleg�o�ci cztery razy za du�ej. Drugi by�
celniejszy, ale tak�e nie by�o sensu wysy�ania rozkazu eksplozji. Mniej wi�cej tak samo by�o
z kolejnymi, wysy�anymi co kilka godzin. A czasu by�o coraz mniej...
Wystali teraz osiemdziesi�t pocisk�w w rozbie�nych, ale zbli�onych kierunkach. W
momencie przeci�cia p�aszczyzny statku przeciwnika dawa�y one prawie pi�ciokrotnie
wi�kszy promie� skuteczno�ci anihilacji, ni� mia�o to miejsce w przypadku pojedynczego
pocisku. Gdyby celno�� salwy by�a nie gorsza ni� pierwszych strza��w, nieprzyjaciel
musia�by znale�� si� w polu ra�enia. Po trzech dobach wys�ali sygna� eksplozji do wszystkich
pocisk�w. W momencie dotarcia rozkazu powinny one otacza� przeciwnika.
Kalkulator oceni� szans� na 76%. Maj�c ustawione na monitorze maksymalne
powi�kszenie
kluczowego wycinka sfery, z niecierpliwo�ci� oczekiwali na efekt.
By� �aden. Jedynie w pewnej odleg�o�ci od statku anihilowa� pojedynczy, zab��kany
meteoryt. A jednak, wed�ug wskaza� kalkulatora, cel znalaz� si� prawie na granicy
skutecznego ra�enia. Musia�o to wywo�a� szereg mikroanihilacji na powierzchni pancerza ich
statku. Wiedzieli ju�, �e s� ostrzeliwani...
Faktycznie, po nied�ugim czasie zacz�li wykonywa� losowe manewry dewiacyjne
wok� kursu g��wnego. Dalsze strzelanie nie mia�o sensu. Szansa trafienia by�a przyzerowa.
Co gorsza, sami musieli teraz przej�� na lot z losow� dewiacj�. Nie chcieli dla
odmiany sprawdza� skuteczno�ci ich celowania.
11. Rozwi�zanie
Sytuacja stawa�a si� krytyczna. Lecieli z 0,1 ci przypadkowym dryfem bocznym
niedaleko za poruszaj�cym si� prawie identycznie, tyle, �e z nieco mniejsz� pr�dko�ci�,
wrogim statkiem. Powoli doganiali go. Ju� tylko 1,4 miliparseka. Mieli dwa wyj�cia.
Ruszy� pe�n� pr�dko�ci�, ale bez wej�cia w stref� 0,3. Mogli to zrobi� tylko w
kierunku przeciwnym do obecnego. Czyli praktycznie - uciec nie wykonuj�c zadania.
Mogli te� czeka� na podej�cie kt�rego� z ich statk�w na dystans bezpo�redniego
trafienia. Tyle, �e oni mogli zastopowa� poza tym polem wysy�aj�c do nich pojazd
automatyczny, albo zniszczy� ich wcze�niej.
Strzelanie lub manewry wymijania nie mia�y �adnego sensu.
I w�a�nie wtedy znalaz� rozwi�zanie. Zanim podzieli� si� nim z Arturem, kilkakrotnie
przemy�la� wszystkie szczeg�y. Zgadza�o si�. Manewr by� stuprocentowo pewny.
- Czy s�ysza�e� o takiej broni, kt�r� pi��set lat temu nazywano kutrem torpedowym?
- My�lisz o rakiecie zwiadowczej? - w u�amku sekundy zorientowa� si� Artur.
- Tak. Powinny tu takie by�. Trzeba wylecie� ni� na najwy�szej pr�dko�ci w kierunku
ich statku i zniszczy� go z minimalnej odleg�o�ci. Jednocze�nie ruszy� pe�n� moc� w tym
samym kierunku. Powinno si� uda�.
- A co z tym kutrem?
Wzruszy� ramionami. Je�li manewr ma by� skuteczny, w momencie anihilacji rakieta
zwiadowcza musi znale�� si� prawie w centrum jej pola...
Wystali teraz osiemdziesi�t pocisk�w w rozbie�nych, ale zbli�onych kierunkach. W
momencie przeci�cia p�aszczyzny statku przeciwnika dawa�y one prawie pi�ciokrotnie
wi�kszy promie� skuteczno�ci anihilacji, ni� mia�o to miejsce w przypadku pojedynczego
pocisku. Gdyby celno�� salwy by�a nie gorsza ni� pierwszych strza��w, nieprzyjaciel
musia�by znale�� si� w polu ra�enia. Po trzech dobach wys�ali sygna� eksplozji do wszystkich
pocisk�w. W momencie dotarcia rozkazu powinny one otacza� przeciwnika.
Kalkulator oceni� szans� na 76%. Maj�c ustawione na monitorze maksymalne
powi�kszenie kluczowego wycinka sfery, z niecierpliwo�ci� oczekiwali na efekt.
By� �aden. Jedynie w pewnej odleg�o�ci od statku anihilowa� pojedynczy, zab��kany
meteoryt. A jednak, wed�ug wskaza� kalkulatora, cel znalaz� si� prawie na granicy
skutecznego ra�enia. Musia�o to wywo�a� szereg mikroanihilacji na powierzchni pancerza ich
statku. Wiedzieli ju�, �e s� ostrzeliwani...
Faktycznie, po nied�ugim czasie zacz�li wykonywa� losowe manewry dewiacyjne
wok� kursu g��wnego. Dalsze strzelanie nie mia�o sensu. Szansa trafienia by�a przyzerowa.
Co gorsza, sami musieli teraz przej�� na lot z losow� dewiacj�. Nie chcieli dla
odmiany sprawdza� skuteczno�ci ich celowania.
Sytuacja stawa�a si� krytyczna. Lecieli z 0,1 ci przypadkowym dryf�m bocznym
niedaleko za poruszaj�cym si� prawie identycznie, tyle, �e z nieco mniejsz� pr�dko�ci�,
wrogim statkiem. Powoli doganiali go. Ju� tylko 1,4 miliparseka. Mieli dwa wyj�cia.
Ruszy� pe�n� pr�dko�ci�, ale bez wej�cia w stref� 0,3. Mogli to zrobi� tylko w
kierunku przeciwnym do obecnego. Czyli praktycznie - uciec nie wykonuj�c zadania.
Mogli te� czeka� na podej�cie kt�rego� z ich statk�w na dystans bezpo�redniego
trafienia. Tyle, �e oni mogli zastopowa� poza tym polem wysy�aj�c do nich pojazd
automatyczny, albo zniszczy� ich wcze�niej.
Strzelanie lub manewry wymijania nie mia�y �adnego sensu.
I w�a�nie wtedy znalaz� rozwi�zanie. Zanim podzieli� si� nim z Arturem, kilkakrotnie
przemy�la� wszystkie szczeg�y. Zgadza�o si�. Manewr by� stuprocentowo pewny.
- Czy s�ysza�e� o takiej broni, kt�r� pi��set lat temu nazywano kutrem torpedowym?
- My�lisz o rakiecie zwiadowczej? - w u�amku sekundy zorientowa� si� Artur.
- Tak. Powinny tu takie by�. Trzeba wylecie� ni� na najwy�szej pr�dko�ci w kierunku
ich statku i zniszczy� go z minimalnej odleg�o�ci. Jednocze�nie ruszy� pe�n� moc� w tym
samym kierunku. Powinno si� uda�.
- A co z tym kutrem?
Wzruszy� ramionami. Je�li manewr ma by� skuteczny, w momencie anihilacji rakieta
zwiadowcza musi znale�� si� prawie w centrum jej pola...
- Nic. Tego si� nawet nie poczuje... Polec� - doda� po chwili.
- Nie. Ja polec�. - Artur by� w tym momencie bezwzgl�dnie stanowczy. - Dow�dca
mo�e wyda� takie polecenie tylko samemu sobie. A ja w ko�cu jestem dow�dc�.
Nie spiera� si�. I tak by go nie przekona�, a poza tym wiedzia�, �e sam post�pi�by
identycznie.
Kalkulator potwierdzi� realno�� planu, nawet nie uwzgl�dniaj�c, te� przecie�
istotnego, czynnika zaskoczenia. Pozostawa�o jeszcze zdoby� rakiet�. Dow�dca, wzywany
wszystkimi mo�liwymi sposobami, nie powiedzia� ani s�owa. Mo�e nie chcia� za nich
decydowa�? W ka�dym razie wszystkie niezb�dne dane wydobyli z kalkulatora.
Przede wszystkim, lokalizacj� luku startowego i instrukcj� obs�ugi rakiety. By�a
wyposa�ona w pociski o dostatecznej mocy anihilacji. Mog�a rozwija� prawie 0,95 c a jej
pole antygrawitacyjne wytrzymywa�o 10000 g.
Ju� wst�pne ogl�dziny rakiety wykaza�y, �e dyskusja o tym, kto ma polecie� by�a
bezprzedmiotowa. Stanowisko pilota by�o tak ciasne, �e tylko Artur m�g� si� w nim zmie�ci�,
a i tak maj�c powa�nie utrudnione ruchy.
Jako obiekt wybrali oczywi�cie statek, za kt�rym ca�y czas lecieli. By� ju� tylko o 0,86
miliparseka.
Ruszyli pe�nym przyspieszeniem. Przeciwnik, po mniej wi�cej godzinie zareagowa�
tym samym. Nadal zbli�ali si� powoli do niego, ale za to pozostawili nieco z ty�u pozosta�e
dwa statki. Tym lepiej. Przej�cie przez luk� powinno by� p�niej �atwiejsze.
Gdy po pi�ciu godzinach osi�gn�li prawie maksymaln� pr�dko��, nadszed� moment
startu Artura. Nie mieli sobie nic do powiedzenia. W czasie tych tygodni wsp�lnego lotu nie
zd��yli pozna� si� bli�ej. P�niej, gdy po��czy�y ich nieco wsp�lne w�tpliwo�ci i okres
podw�jnej gry, rozmowy ich by�y tylko kamufla�em my�li. Do przekazania Artur tak�e nic
nie mia�. Komu? Niewiadomy czas amnezji, potem lata lotu...
U�cisn�li sobie d�onie.
- Strzelaj zaraz po starcie. Co jaki� czas. Mo�e uda si� wcze�niej. - Tyle jeszcze
zd��y� powiedzie� Arturowi.
12. Ucieczka
Nie uda�o si�. Rakieta Artura anihilowa�a pierwsza. Kilkadziesi�t sekund p�niej
statek przeciwnika. Sta�o si� to po trzech dobach. Przez ca�y ten czas nie wstawa� od pulpitu.
Nie �udzi� si�. Przy tych szybko�ciach, wzgl�dna pr�dko�� rakiety zwiadowczej i
wystrzeliwanych przez ni� pocisk�w by�a ju� ma�a. Szans� Artura na znalezienie si� poza
polem anihilacji by�y �adne. - Nie wiedzia� nawet, czy b�dzie on strzela� wcze�niej. W
ka�dym razie czeka�.
Nigdy nie dowiedzia� si�, czy oni zorientowali si� w manewrze. Mo�e strzelali.
Artur, przy tej pr�dko�ci i bocznym dryfie, by� nie do trafienia. Sam zada� cios dopiero
wtedy, gdy r�nica pozycji jego i przeciwnika by�a rozr�nialna tylko przy maksymalnym
powi�kszeniu...
Mia� teraz sporo czasu. Najbli�sze statki by�y z ty�u. Nie powinny go ju� do�cign��, a
tym bardziej zablokowa� zadanego kursu. Mia� go prawie przed sob�, a ca�y otaczaj�cy sektor
by� nareszcie pusty.
Odczeka� jeszcze na znikni�cie na ekranie ostatnich �lad�w po obydwu statkach.
Przestrze� szybko oczy�ci�a si� w szeregu anihilacji, cz�ciowo widocznych.
Potem pozosta�a ju� tylko czysta pr�nia. Ustawi� precyzyjnie kurs.
- Mam 210.00-57.30 - powiedzia� na g�os w nadziei uzyskania dalszych instrukcji.
Dow�dca milcza� nadal.
Dopiero teraz poczu� zm�czenie. Ju� od dawna spa� niewiele, a ostatnio wcale.
Poniewa� nie mia� ju� nic do zrobienia, postanowi� przespa� si�. Za kilka godzin
zobaczy, co z pozosta�ymi statkami.
Przeszed� do swojej kabiny i po�o�y� si�. Sen przyszed�, jak na ilo�� prze�y� w
ostatnich godzinach, zadziwiaj�co szybko. Zd��y� jeszcze pomy�le�, �e za kilkana�cie godzin
statek przejdzie przez sfer� anihilacji, rozrzedzon� ju� znacznie, ale jeszcze mo�liw� do
zarejestrowania przez przyrz�dy pok�adowe.
A potem ju� tylko spal.
13. Inni
Tym razem budzi� si� bez �adnych koszmar�w. Oci�a�o�� wype�niona
nieuchwytnymi fragmentami my�li. Jakie� krajobrazy. Takty melodii. Korow�d twarzy,
rozm�w, manewr�w... Manewry...
Artur... Trzeba zmieni� Artura za sterami... Ju� tyle godzin lecimy... Artur musi si�
przespa�... Trzeba zmieni� Artura...
Przecie� nie ma Artura... Nie trzeba go zmienia�... Nie ma Artura... Manewr si� uda�...
Nie ma do czego si� spieszy�... Jeste�my na kursie...
Co� jeszcze by�o... Sfera anihilacji... Czy Artur co� poczu�?... Tamci przez te
kilkadziesi�t sekund wiedzieli... Musieli si� ba�... Sfera anihilacji...
Inne statki... Z ty�u s� inne statki!
Zerwa� si� gwa�townie. To znaczy, my�la�, �e si� zrywa, bo zdo�a� zaledwie otworzy�
oczy i lekko unie�� g�ow�, kt�ra zaraz opad�a z powrotem. Poczu� dotkliwy b�l.
Ale wzrok zd��y� zarejestrowa� wszystko.
Hibernator. Ten sam.
Wi�c ju� dawno po wszystkim. Pewnie ca�e lata. Naprawd� uda�o si�...
Le�a� jeszcze d�ugo. Zbiera� si�y.
Dobrze. Wszystko posz�o dobrze. Co teraz? Albo nowe zadanie, albo powr�t na
Ziemi�. Raczej powr�t. Do kolejnych zada� budzono by innych...
Naraz przypomnia� sobie. Amnezja! Wyt�y� ca�y umys�... Nie. Nie cofni�to amnezji.
Wi�c jednak dalszy lot. Dok�d? Kurs, na jaki wyprowadzi� statek prowadzi�, wed�ug
wszelkich danych, w obr�b Hiad...
By� ju� zupe�nie obudzony i zdawa� sobie spraw� z ja�owo�ci wszelkich rozwa�a�.
Podni�s� si�. Nie czu� si� jeszcze najlepiej, ale przede wszystkim chcia� wiedzie�.
Skafander tym razem czeka� na niego w kabinie hibernacyjnej. By� taki sam jak
poprzednio. W�o�y� go i nie czekaj�c na wezwanie opu�ci� kabin�.
To samo seledynowe �wiat�o. Dwie m�ode kobiety patrzy�y na niego badawczo. On na
nie te�. Wy�sza, mniej wi�cej trzydziestoletnia szatynka, przypomina�a mu, nie wiadomo
dlaczego, wyk�adowczyni� astrobiologii z okresu wst�pnego szkolenia w Centrum.
Druga, czarnow�osa i filigranowa, nie kojarzy�a mu si� z nikim. Obie mia�y na sobie
identyczne jak on, idealnie dopasowane kombinezony.
- Robert Dalton, pilot pozauk�adowy pierwszej klasy - przerwa� w ko�cu milczenie.
- Eva Gordon, kosmopsycholog - czarnow�osa mia�a bardzo mi�y, niski g�os.
- Anna Bonetti, astrobiolog.
Zgadza�o si�. Imi�, nazwisko, specjalno��. Tylko jedno. Gdy czterdzie�ci wzgl�dnych
lat temu ucz�szcza� na wyk�ady Anny Bonetti, mia�a ona z sze��dziesi�t lat. I przypadkiem
wiedzia�, �e na pewno nie mia�a c�rki. Mo�e p�niej? A mo�e jaka� dalsza krewna?
Zostawi� to na p�niej.
- Kto jeszcze jest z nami? - spyta�a Eva. -1 dok�d lecimy?
- Czy ty te� niczego nie pami�tasz? - Anna by�a zupe�nie spokojna.
Postanowi� si� nie spieszy� z wyja�nieniami. Nie by�y w akcji, niczego nie wiedzia�y.
Przysz�o mu na my�l, �e znacznie lepiej znosz� niezwyk�o�� sytuacji, ni� on, przy
pierwszym przebudzeniu. Ale i tak nie chcia� by� tym, kt�ry opowie im o wszystkim.
- Wiem tyle co wy. Mam znaczn� luk� w pami�ci. Chyba par� lat - tego nie by�o sensu
ukrywa�. - Prawdopodobnie jeste�my jak�� ekspedycj�.
- Ale co ma do tego pami��?
- Sk�d mam wiedzie�? To ty jeste� psychologiem. Zauwa�y�y�cie chyba, �e wszystko
na tym statku jest dziwne. Widzia�y�cie, kiedy podobne urz�dzenia, meble, skafandry czy w
og�le cokolwiek?
- My�lisz, �e to ze wzgl�du na specjalny charakter ekspedycji? Co� tajnego? - Eva
by�a wyj�tkowo przenikliwa. - Mo�e nie chc�, �eby�my wiedzieli o przygotowaniach do lotu.
Pomy�lcie troch�! Mo�e dojdziemy do czego�.
- Po co? W ko�cu i tak nam powiedz� - Annie najwyra�niej nie spieszy�o si� do
poznania celu wyprawy.
Rozmawiali jeszcze, ale poza tym, �e ostatnim pami�tanym momentem, by� pobyt w
Centrum, przed albo po locie, niczego nowego nie ustalili.
W kr�tkim czasie przyby�y jeszcze dwie osoby.
Eryk Kramer, fizyk - nukleonik, oczywi�cie te� z Centrum. Specjalista od silnik�w
rakietowych. By� spokojny. Z wygl�du troch� przypomina� Artura, ale nie by� tak
beznami�tny. W oczach jego wida� by�o jak�� iskr� weso�o�ci czy przekory.
Wszystkie okoliczno�ci zbli�one do pozosta�ych cz�onk�w za�ogi.
Julia Robinson, biochemik. Wesz�a prawie w stanie histerii. Obecno�� wi�kszej grupy
os�b wcale jej nie uspokoi�a i Eva musia�a d�u�szy czas doprowadza� j� do r�wnowagi.
14. Anna
Tym razem rozejrza� si� dok�adnie po sali. Opr�cz drzwi wyj�ciowych, kt�re
przekroczy� kiedy� z Arturem, by�o jeszcze sze�cioro innych do kabin hibernacyjnych.
Oznacza�oby to, �e s� ju� wszyscy. Artur przecie� nie m�g� wyj��. A wi�c dow�dca
czeka pewnie na uspokojenie si� Julii. Zdecydowa� si� w ko�cu. Siedzieli w rogu sali-
Anna, Eryk i on.
- Czy mia�a� jak�� krewn� w Centrum? O tym samym nazwisku?
- Nie. Czy spotka�e� kogo� takiego?
- Anna Bonetti wyk�ada�a nam przez dwa lata astrobiologi�.
- Zgadza si�. To ja. Pami�tam ci� zreszt�.
Zaniem�wi�. Nie wiedzia� teraz jak kontynuowa� rozmow�, by nie sta� si� sprawc�
kolejnego szoku. Zaryzykowa� jednak:
- Jaki okres swego �ycia pami�tasz jeszcze?
- No, jakie� kilkana�cie lat. Nadal wyk�ada�am w Centrum.
Milcz�cy dot�d Eryk popatrzy� zdumiony.
- Ile masz lat? To znaczy, ile wtedy mia�a�? - spyta�, nie zdaj�c sobie sprawy z
dra�liwo�ci sytuacji.
- Sze��dziesi�t dziewi��. Ale co to ma do rzeczy?
Nie by�o czasu dalej udawa�. Domy�la�a si� ju� pewnie. Przynajmniej g�upia mina
Eryka m�wi�a wystarczaj�co du�o.
- Wygl�dasz na trzydzie�ci. A wtedy wygl�da�a� na swoje pi��dziesi�t kilka - doda� z
rezygnacj�.
- A wi�c a� tyle? - zastanowi�a si�. - No to zgadza�oby si�.
- Co ma si� zgadza�?
- Przecie� maj�c oko�o siedemdziesi�tki nigdzie nie mog�abym lecie�. Znasz przepisy.
Musieli mnie odm�odzi�. Wida� z jakich� wzgl�d�w by�am niezb�dna w sk�adzie tej
ekspedycji.
- To tw�j pierwszy lot?
- Pozauk�adowy, tak. By�am raczej teoretykiem - doda�a z zak�opotaniem.
Sprawa najwyra�niej komplikowa�a si�. W czasie gdy pami�ta� j�, by� m�odszy o
dwadzie�cia kilka lat. Ale swoich lat. A przecie� lata�. Na Ziemi up�yn�o w tym czasie ze sto
pi��dziesi�t. Czyli pami�� Anny urywa�a si� na okresie o ponad sto lat bezwzgl�dnych
wcze�niejszym ni� jego. Dlaczego? Mo�e odm�odzono j� ju� wtedy i lata�a przez ca�y ten
czas. Nie pami�ta�a jednak tego. Wi�c mo�e ju� wtedy zetkn�a si� z tamt� Cywilizacj�?
Chocia�by po�rednio. Sprawa by�aby utrzymywana w tajemnicy przez prawie sto lat?
Mo�liwe. W dzia�alno�ci Centrum nie takie rzeczy si� zdarza�y.
- Mnie te� odm�odzono stwierdzi� nagle Eryk. -1 to nie tylko. Popatrzyli na niego.
- Mia�em blizn� na przedramieniu. Od dzieci�stwa. A teraz nie mam.
- Usun�li ci j� przy okazji. To si� praktykuje - Annie nie by�a obca i medycyna
kosmiczna.
- Ale po co to wszystko?
- Dowiesz si�. Chyba ju� nied�ugo.
15. Pami��
By�o inaczej ni� poprzednim razem. Nikt nie odczuwa� skutk�w hibernacji, Julia
dawno uspokoi�a
si�, oczekiwali wi�c ju� tylko na wyja�nienia. Ale dow�dca milcza�. W dodatku drzwi
wyj�ciowe by�y zamkni�te, co sprawdzi� dyskretnie.
Pow�d szoku Julii by� prosty. Jest biochemikiem i opr�cz Evy, najlepiej orientuje si�
w sprawach amnezji. A ta w jej mniemaniu by�a nieodwracalna. Budz�c si�, nie mog�a
wiedzie�, �e pami�� jej si�ga tylko do okresu prawie pi��dziesi�t lat wcze�niejszego ni�
pami�� Anny. A okres ten przyni�s� wiele osi�gni�� w zakresie sterowania pami�ci�.
Amnezj� stosowano ju� praktycznie przy ci�kich urazach psychicznych. No i
opanowano jej odwracalno��. A Julia s�dzi�a, �e uleg�a jakiemu� wypadkowi.
Wyja�nienie tego wszystkiego nast�pi�o dopiero wtedy, gdy przeanalizowano
spokojnie zasi�g pami�ci wszystkich. Wyniki by�y zastanawiaj�ce...
Pami�� Julii urywa�a si� na roku 2472, Anny-2520, Evy-2587, Eryka-2608. Sam
si�ga� pami�ci� najdalej. Do 2631. Czyli, �e najp�niej musia� zetkn�� si� z problemem
tamtej Cywilizacji. Artur mia� zbli�ony do niego wiek wzgl�dny, ale niewiele to m�wi�o.
Ka�dy, mo�e tylko poza Ann�, sp�dzi� niewiadom� ilo�� lat na statkach lub
pozostawa� w stanie hibernacji. A jak ju� dosz�y do tego odm�odzenia...
W zasadzie nie pozostawa�o mu nic innego, jak opowiedzie� o wszystkim. By� mo�e
dow�dca na to w�a�nie czeka�. Ale postanowi� wstrzyma� si� troch�. Nie dlatego, �eby liczy�
na uzyskanie dodatkowych informacji od innych. Amnezj� na pewno przeprowadzono
idealnie, likwiduj�c nawet cie� wspomnie� o problemie, kt�ry zgromadzi� ich tu razem.
Ciekawi� go raczej rozw�j przypuszcze� i synteza hipotez wsp�uczestnik�w
wyprawy.
S�ucha�...
Do�� szybko doszli