8148

Szczegóły
Tytuł 8148
Rozszerzenie: PDF
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

8148 PDF - Pobierz:

Pobierz PDF

 

Zobacz podgląd pliku o nazwie 8148 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.

8148 - podejrzyj 20 pierwszych stron:

Marek H�asko Felietony i recenzje Podr� w krain� nieporozumie� Wiem, �e tych kilka skromnych uwag nie przysporzy mi niestety przyjaci�. Wiem tak�e, �e to, co napisa�em, mo�e by� uwa�ane za tzw.. �napad". Pragn� od razu o�wiadczy�, i� ka�dy szczery wysi�ek budzi we mnie szacunek, bez wzgl�du na rezultat ostateczny. Ale pragn� o�wiadczy� tak�e, �e to, co pisz�, pisz� z ca�� nienawi�ci� do tandety, szmiry, be�kotu i marnotrawstwa. Do szkodliwych i kiepskich �ersatz�w", kt�re podaje si� zamiast rzeczy pi�knych i czystych. Wiele ostatnio m�wi si� u nas o m�odzie�y, jej �yciu i troskach. Pod adresem pewnej cz�ci tej m�odzie�y wytacza si� pot�ne zarzuty: �e chuliga�ska, zdemoralizowana, bezideowa itd.., itd.. O niej chc� m�wi�. Jesieni� zesz�ego roku �Nowa Kultura", po wydrukowaniu pami�tnika uczennicy z niezbyt szcz�liwym komentarzem, og�osi�a dyskusj� na temat m�odzie�y. Pisali pedagodzy i dzia�acze spo�eczni, rodzice, prze- chodnie z ulicy, pisa�a wreszcie m�odzie� sama o sobie. Z czasem dyskusja ta przenios�a si� na inne pisma. Polemizowano zgadzaj�c si� na jedno: m�odzie�y trzeba pom�c, i to szybko. �m�odzie� - krzyczano - b��dzi!" Przegl�da�em przed napisaniem niniejszego wiele wypowiedzi i uwag na temat m�odzie�y. (Udost�pniono mi archiwum w jednym z pism prowincjonalnych). Przyznaj�, �e wiele mnie to nauczy�o, wiele zrozumia�em i dowiedzia�em si� z wypowiedzi. Pisano, �e na m�odzie� patrzy si� przez palce, �e m�odzie� si� nudzi, a przecie� ma wszystko i pr�cz ptasiego mleka niczego jej nie brakuje. Inni pisali o niewystarczaj�cej opiece nad m�odzie�� i o tym, �e pozostawiono j� sam� sobie, �e zarabia zbyt wiele pieni�dzy itd.. Koncepcje by�y rozmaite: od s�usznych do piramidalnie bzdurnych: �Znie�� szko�y koedukacyjne" - pisa�a stroskana matka z �om�y. �Zbyt wiele swob�d ma m�odzie�!" - grzmia� emerytowany pedagog z Ziem Odzyskanych. Niezawodny jak zwykle kler i tu znalaz� swego przedstawiciela w postaci ksi�dza z Mszczonowa, ten orzek�, �e �upadek ducha, kt�ry zd��y � zauwa�y� u m�odzie�y polskiej, ma sw� przyczyn� w niedostatku boja�ni bo�ej itd.." Na ko�cu swej episto�y dziarski proboszcz radzi: �Je�li ju� mamy nawet pozosta� pa�stwem o strukturze socjalistycznej, to czemu odmawia� cz�owiekowi Boga, bez kt�rego dusza ludzka nigdy nie jest zdolna przyj�� pi�kna w �adnej postaci". Umy�lnie cytuj� tutaj t� garsteczk� egzotycznych niemal wypowiedzi, poniewa� na og� we wszystkich wypowiedziach drukowanych w listach, kt�re pozosta�y tylko dokumentem archiwalnym, nie doceniono jednej - i mam wra�enie - najwy�szej rzeczy; nie doceniono, w jakich warunkach naprawd� �yje m�odzie�. Nie b�d� rozwodzi� si� tutaj nad warunkami materialnymi m�odzie�y, wiadomo bowiem, �e takich trosk ona nie odczuwa. Chodzi mi o warunki rz�du moralnego. I �miem twierdzi�, �e m�odzie� polska, jak i zreszt� m�odzie� wielu kraj�w Europy, �yje jeszcze w ci�kich i trudnych warunkach. Z�o�y�o si� na to wiele przyczyn: ponura spu�cizna sanacji, okupacji hitlerowskiej, band UPA i NSZ; ba�amutna agitacja kleru, a wreszcie i rodzina, najbli�sze otoczenie, jak�e cz�sto sk��cone politycznie i �wiatopogl�dowo. Cz�sto bywa tak, �e syn jest marksist�, a ojciec �uczciwym demokrat�, kt�remu chodzi tylko o dobro Polski"; matka rozrywana sprzeczno�ciami mi�dzy �wiatopogl�dem ojca a s�siada, dziadek za� - jest monarchist� w stylu epoki Franciszka J�zefa. W wielu wypadkach brak im si�y do zaj�cia jakiegokolwiek stanowiska. To tak�e ma swoje przyczyny, kt�rych �atwo si� doszuka�, zw�aszcza u ludzi starszych, dla kt�rych dziesi�� pierwszych lat naszego �ycia jest niekiedy niczym wi�cej, jak tylko przera�aj�cym eksperymentem. Dla tych ludzi Nowa Huta b�dzie tylko fabryk�, nowa Warszawa - miastem, a dzie� jutrzejszy - tylko dniem, w kt�rym trzeba p�j�� do pracy. Podstawowa masa tych ludzi - pewni jeste�my - przejdzie na nasz� stron�, inni - doko�cz� �ycia w poczuciu niezawinionej krzywdy i ni�szo�ci. Ale m�ody cz�owiek? M�ody 19- czy 20-letni cz�owiek, kt�ry ma przed sob� szmat �ycia, kt�ry chce w nie wierzy� i nie straci� z niego ani jednej sekundy, ani jednej dobrej chwili? Kt�ry chce prawd, za jakie warto odda� �ycie? Kto�, kto te prawdy znalaz�, nie chuligani si�, nie pije, nie bumeluje, lecz swoim nieraz ci�kim �yciem potwierdza ich warto�� i wspania�o��. Pom�c trzeba tamtym, tym, kt�rzy patrz�c na bezmy�lne i pozbawione horyzont�w �ycie swoich rodzic�w i bliskiego otoczenia, nie wiedz�, jak post�powa�, jak i czy w og�le warto �y�. To �atwe - powie kto� - po to istniej� uczelnie, organizacje ZMP-owskie, mury Warszawy, kombinat Nowej Huty. Ale zerwa� z rodzin�, z matk�, z domem, w kt�rym si� prze�y�o wiele z�ych, ale i dobrych chwil, i�� do innych ludzi, kt�rzy niejeden raz patrze� b�d� nieufnie, pyta�: �Gdzie� ty by� do tej pory?" - to nie tak �atwo. Strachu przed samotno�ci�, przed przegran� �yciow� nie prze�amuje si� po przeczytaniu wst�pnego artyku�u. To kwestia wielu dni, wielu bolesnych i strasznych chwil. A tymczasem �ycie bezlito�nie przechodzi obok. Cz�owiek m�ody, kt�ry nie zastanawia si� nad sensem i celem swego �ycia, w zwi�zku z tym nie prze�ywa udr�k i w�tpliwo�ci - to cz�owiek ma�ej warto�ci. Nie rozumie si� u nas tego, �e m�odzie� boi si� szaro�ci �ycia. Nie rozumie si� tego, �e samo s�owo �ycie przez wiele wiek�w w naszej ojczy�nie rozumiano jako ci�k� drog� do �mierci i nic wi�cej. Nie rozumie si� strachu przed przemijaniem m�odo�ci, przed brakiem dobrych wspomnie�, mi�o�ci, szcz�cia. Nie rozumie si� strachu przed zaanga�owaniem si� politycznym - w tym kraju, gdzie s�owo polityka przez wieki r�wnoznaczne by�o ze s�owem oszustwo. U nas cz�sto si� m�wi: m�odzie� pije - zabroni� m�odzie�y pi�, m�wi si�: m�odzie� chuliga�ska - kara� m�odzie�, m�odzie� si� wa�koni, bumeluje - zmusi� m�odzie� do pracy. Nie rozumie si� w ko�cu najwa�niejszej rzeczy - �e ta m�odzie� nie pojmuje marksizmu. Oczywi�cie, jeszcze raz zaznaczam, �e u�ywaj�c s�owa m�odzie� - nie generalizuj� zagadnienia. Pisz� o m�odzie�y b�d�cej - mo�na rzec - poza nawiasem naszego �ycia, cho� w rzeczywisto�ci nawiasy takie w og�le nie istniej�. Pisz� o tej m�odzie�y, kt�rej nareszcie trzeba pom�c. Oto le�y przede mn� ca�y prawie rocznik. Barwne ok�adki, krzycz�ce tytu�y, mnogo�� ilustracji, rysunk�w, ciekawostek wszelkiego rodzaju, jest i k�cik mody, jest troch� porad technicznych: od razu wi�c wiem, �e jest to pismo raczej nastawione na ilustracj� ni� tekst, raczej na �atwy do przyswajania materia� ni� na solidn�, wymagaj�c� skupienia i namys�u lektur�. W jednym z numer�w napotykam na �liczn� i barwn� powiastk� o baronie Munchausenie, a raczej kilka ma�ych o nim powiastek. Tego rodzaju naiwno�ci wzbudzaj� u�miech politowania i za�enowania. Podczas okupacji wy�wietlano film o tym�e samym baronie. Jestem rozczulony: c� to by� za dziarski cz�owiek ten baron Munchhausen! Ilu� ludzi nadzia� na sw�j rapier, ilu wymordowa�, ile kobiet uwi�d�, ile kraj�w zagarn�� i uciemi�y�, ilu niewolnik�w zam�czy�, rozstrzela�! I ta wytw�rnia UFA, kt�rej tyle zawdzi�czamy jako nar�d! Hej, �za si� w oku kr�ci! C� - powie kto� - przecie� hitlerowcy mogli nakr�ci� tak�e �Hamleta". Czy przez to skre�li� raz na zawsze Szekspira z repertuaru naszych teatr�w? Nie - Munchausen to t�py bursz, prusak, dziwkarz, samochwa�, �ajdak, dla kt�rego ojczyzn� jest pieni�dz: b�dzie mordowa� za pieni�dze ka�dego w�adcy. I najwa�niejsze - kogo wzrusz� infantylne bajeczki, komu pomog�, czego naucz�? Po chwili zdumienia przerzucam dalej. Natrafiam na historyjk� pod pouczaj�cym tytu�em: �Kto si� �mieje ostatni..." Ot� Rysiek i Hanka przygotowuj� si� do matury. Rysiek - wa�ko�, zabiera si� do nauki na kilka dni przed egzaminem. Kuje jak szalony. (Istotnie, zdj�cie przedstawia cz�owieka o twarzy absolutnego szale�ca, pochylonego nad ksi��k�. Mo�e by to samo zdj�cie wykorzysta� do broszury propaguj�cej walk� z alkoholizmem jako �sto �sme stadium delirium tremens". I zr�cznie wkomponowa� kilka bia�ych myszek.). Oczywi�cie - z kucia nic nie wychodzi. Tutaj moralizuje redakcja: �Nie, Ry�ku - ty si� nie uczysz. Ty jedynie KUJESZ, a forsowny wysi�ek oka�e si� najprawdopodobniej daremny. Czy nie by�oby lepiej, gdyby� si� do nauki zabra� wcze�niej?" I po kilku takich: czy nie by�oby lepiej? - wniosek ostateczny: �No c� - post�pi�e� po swojemu. Oto skutek: jeste� �le przygotowany do egzaminu... A pami�tasz, jak �mia�e� si� przedtem z koleg�w, kt�rzy wcze�niej przygotowywali si� do matury?" No c� - �P�omyczek"? Nie - w �P�omyczku" by�oby to na miejscu. Teraz Hania. Figlarna brunetka. Kilka zdj��: Hania przy tablicy, Hania przy nauce, Hania pluskaj�ca si� wdzi�cznie w basenie, Hania, Hania... w ko�cu Hania na schodach wo�aj�ca do W�adka: �Zda�am! Taka jestem szcz�liwa!" Tu jednak redakcja, zapewne nie chc�c sugerowa� swym czytelnikom �atwego szcz�cia w �yciu, komentuje z kamiennym spokojem okrzyki szcz�liwej maturzystki: �Ale to nie jest sprawa szcz�cia! Zdecydowa�a o pomy�lnym wyniku egzamin�w dobrze zorganizowana nauka". I na ko�cu wezwanie do Ry�ka drukowane krwawymi literami: �Ry�ku! Zastan�w si�! Jeszcze masz czas na nauk� - matura dopiero w po�owie czerwca!" Jest to - jak wida� - rzecz z mora�em bardzo wyra�nie adresowanym. By� mo�e, �e to odniesie jaki� skutek. Ja si� tylko osobi�cie obawiam, �e maturzystom najpierw zrobi si� nieprzyjemnie - nikt nie lubi by� uwa�any za idiot� - a potem popukaj� palcem w czo�o. Jest to rzecz na dw�ch kolumnach druku z kilkoma sporymi fotografiami. Miejsce na solidny, dobrze napisany artyku�, kt�ry m�g�by cz�ciowo pom�c w nauce: jest to miejsce na pi�kny i ciekawy fotoreporta�, miejsce na opowiadanie wsp�czesne, na pi�kne nowele Czechowa lub Maupassanta. Wiele rewelacji w tym pi�mie wprost zaskakuje i zdumiewa czytelnika. Jedn� z nich jest subtelne stwierdzenie, �e kto gra w karty, ten od czasu do czasu przegrywa. O straszliwych skutkach hazardu, wci�gaj�cego bezlito�nie w swe szpony, m�wi nam opowiadanie Marka Zakrzewskiego pt.. �Cztery damy". Pokr�tce streszczenie wygl�da tak: M�ody kre�larz z FSO - Mietek - ma przyjaciela o nazwisku Wojtas. Rzeczony Wojtas nigdzie nie pracuje, wychodz�c z za�o�enia, �e mo�na zarobi� par� groszy nie pracuj�c - trzeba mie� tylko g�ow� na karku. Poniewa� Wojtas takow� posiada, wi�c po ka�dej sobotniej wyp�acie czeka pod fabryk�, gdzie z Mietkiem i jego koleg� z zak�adu grywa w pokera. Tutaj g�os ma autor. �Blajt po z�ot�wce. Pierwsza gra nic. Nie szkodzi, to nawet pech wygra� pierwsz�". Stwierdziwszy powy�sze pi�kn� i czyteln� polszczyzn� autor z dynamik� referuje tragiczne losy swego bohatera: pechowy Mieczys�aw przegrywa wszystko i w nastroju do�� sm�tnym idzie do domu, gdzie nieszcz�liwa jego matka i r�wnie nieszcz�liwa siostra czyni� mu gorzkie wyrzuty, �e nie do�� perfekcyjnie opanowa� trudn� sztuk� gry w karty. By�a to sobota. W niedziel� pechowy Miecio spotka� si� z ukochan� kobiet�, kt�ra... ,,D�ugo potem m�wi�a: albo, albo. Koniec z kartami lub koniec z Hank�. Co woli? Hanka z �adnym kanciarzem, pijakiem lub karciarzem traci� czasu nie b�dzie. Za du�o k�opot�w jest na �wiecie, �eby jeszcze ten bra� na siebie..." Po tym stwierdzeniu szlachetna dziewczyna odchodzi, pozostawiaj�c w duchowej rozterce pechowego Miecia, kt�ry: ,...Nie dopuszcza� my�li, �eby m�g� straci� dziewczyn�. Wszystko, tylko nie to. Przecie� b�d� mieli ma�e mieszkanie - koniecznie na praskim brzegu Wis�y. Rano on jedzie do fabryki, a Hanka do swojego PDT na Jagiello�sk�. M�wi�, �e zdolny z niego kre�larz, �e ma r�k� i g�ow� nie od parady..." Wstrz��ni�ty wizj� utraty najdro�szej kobiety i d�ugami, kt�re musi odda�, pechowy Mieczys�aw idzie w poniedzia�ek do fabryki. Stoj�c przy tablicy kre�larskiej Mieczys�aw s�yszy rozmowy koleg�w o niedzielnych wycieczkach kajakiem, o meczu pingpongowym, o ksi��kach przeczytanych na pla�y i - czuje si� beznadziejnie zagubiony. Pr�buje kre�li�, nie mo�e jednak, poniewa� r�ce dr�� mu strasznie, co jest pomy�lane przez autora w sensie efektu wstrz�saj�cego. Dzi�ki wrodzonej wnikliwo�ci Mieczys�aw dochodzi do wniosku, �e upiorny Wojtas oszukuje go w grze, i w zwi�zku z tym ma powa�ne obiekcje, czy Wojtas jest jego prawdziwym przyjacielem. Mimo tych w�tpliwo�ci postanawia twardo, �e z pokerem - koniec. I kiedy po pracy Wojtas kusz�cym szeptem namawia go na pokera - Mieczys�aw odmawia. Wobec tego Wojtas - przedtem drogi przyjaciel - ods�ania swe n�dzne oblicze i ��da od Mieczys�awa zwrotu d�ug�w - pechowiec zad�u�y� si� u niego. Nie tylko ��da - szanta�uje, �e p�jdzie do matki Mieczys�awa, do jego drogiej, a na dobitek - do zwierzchnika zak�adu pracy, i wszystkie te osoby poinformuje o specyficznych zami�owaniach Mieczys�awa. Teraz, po kr�tkim rozumowaniu, Mieczys�aw dochodzi do wniosku, �e Wojtas nie jest jednak jego przyjacielem. Dalej akcja toczy si� galopem: kolega Mieczys�awa - Kacper, poinformowa� zak�adowego m�a zaufania o k�opotach Mieczys�awa: m�� przychodzi do zb��kanego i przeprowadza dramatyczn� rozmow�, w wyniku kt�rej skruszony grzesznik przyznaje si� do pope�nionych nikczemno�ci, omal nie rzuca si� ze szlochem na proletariack� pier�, a nast�pnie nabiera ochoty do lepszego �ycia. Potem - ju� we dw�jk� z m�em zaufania - id� na spacer nad Wis��, gdzie m�� zaufania czyni mu wstrz�saj�ce wyznanie, �e w m�odo�ci tak�e grywa�o si�, hej, grywa�o si� w karty. Ostatni akapit opowiadania wzrusza silnie sw� artystyczn� wymow�. �Mrok zapada� na obu brzegach Wis�y, tylko nad wod� unosi si� jeszcze smuga zagubionej jasno�ci dnia. Na jej tle wida� sylwetki dw�ch m�czyzn. Siedz� na skarpie i cicho gwarz�: siwy robotnik i m�ody kre�larz. Rozumiej� si�". Czy na pewno? Nie chc� si� wdawa� w rozwa�ania na temat artystycznej strony opowiadania: jedynym nowym jego elementem jest to, �e sekretarza wymieniono na m�a zaufania. To wszystko. Ale zapytam autora: czy jest pewien, �e Mieczys�aw i m�� zaufania - rozumiej� si�? Tym razem materia�u do reporta�u dostarczyli �Mordercy z ulicy Siennej" - tak bowiem brzmi tytu� tego reporta�u, robionego wed�ug starych i dobrych wzor�w �Tajnego Detektywa" - przedwojennego pisemka informuj�cego czytelnik�w o gwa�tach, mordach, kradzie�ach i tego rodzaju ciekawych wydarzeniach dnia codziennego. Fotografia �awy oskar�onych, publiczno�ci, �wiadk�w oraz matki ch�opca zabitego przez chuligan�w. Podtytu�y: �Meto i sp�ka", �Zab�jstwo na placu Grzybowskim, �Prosz� wsta�,' s�d idzie!" Reporta� robiony pod dreszczyk zgrozy. Banda chuligan�w z ulicy Siennej w Warszawie bije ka�dego, kto podpadnie pod r�k�. S� to porachunki osobiste! - tak to mo�na by nazwa� - honorowo-dzielnicowe. (Przed wojn�, je�li mieszkaniec Woli poszed� na spacer na Marymont - bito go tylko dlatego, aby zobaczy�, jak bij� na Marymoncie. W nast�pn� niedziel� Marymonciak szed� na Wol�, gdzie otrzymywa� tak�� sam� lekcj�. Jak wida�, ulica Sienna nale�y do najbardziej konserwatywnych ulic Warszawy). Jest jeszcze wpl�tana tajemnicza pi�kno��, o kt�r� - wed�ug relacji starego dozorcy - od czasu do czasu odbywaj� si� rozprawy no�owe. Autor reporta�u sugeruje tutaj, i� banda ma�oletnich chuligan�w do tego stopnia sterroryzowa�a ulic� Sienn� i okolic�, �e mieszka�cy boj� si� zawiadomi� MO, a MO - tak�e nie czuje si� zbyt bohatersko w tym rejonie. (- Milicj�? - m�wi stary dozorca do �ony, drgn�wszy z wra�enia. - Ty� chyba na g�ow� upad�a. �eby nas potem zat�ukli...) Jest to oczywista bzdura: ka�dy komisariat wie, co si� dzieje w jego rejonie, nast�pnie - nie tacy zn�w ci ludzie z milicji s�abiutcy i tch�rzliwi, �eby si� mieli przestraszy� bandy rozbestwionych g�wniarzy. Zamiast rzetelnej prawdy zosta� osi�gni�ty dreszczyk zgrozy. Po opisie krwawej b�jki na kamienie i kastety, sali s�dowej i bezczelnych �ironicznych" twarzy morderc�w - autor reporta�u roztkliwia si� nad matk� zabitego ch�opca. Na ko�cu, jak zwykle, trafna sentencja moralna: �Niech to b�dzie gro�na i wymowna przestroga dla tych, kt�rych n�ci swym pozornym urokiem �ycie na przek�r spo�ecze�stwu. Ten bowiem, kto zmierza ku przepa�ci, �atwo si� mo�e w ni� osun��". Nie pokusi� si� autor reporta�u o zg��bienie tematu, nie ma ani jednego s�owa o tym, dlaczego ch�opcy ci, zamiast pracowa� czy uczy� si�, bili si� wieczorem no�ami o dziwk�. By�o morderstwo - by� temat do reporta�u, nic wi�cej. By�a - sensacja, ta najgorsza, kt�r� pami�tamy: �Kuba- rozpruwacz w potrzasku!" ,,Kto zabi�: Gorgonowa, in�ynier Zaremba czy tajemniczy znajomy?", �Upiorny ojciec z Pelcowizny ugotowa� �ywcem trzyletni� Mireczk�!!!" Nie mam �adnej pretensji do tamtych: lecieli na pieni�dze, zarabiali je, reszta by�a oboj�tna. Ale wielk� pretensj� mog� mie� do m�odzie�owego pisma, pisma ZGZMP, pisma, kt�re w dziesi�tym roku Polski Ludowej karmi szmir� i sensacj�. Tak jak cz�owieka, tak i pismo obowi�zuje etyka moralna, w dodatku pismo, kt�re ma budowa� serca i umys�y m�odzie�y. Nie gardz� ciekawym wydarzeniem, wspania�ym odkryciem, zdobyciem szczytu czy tytu�u mistrza. Chcia�bym, aby w naszej ojczy�nie coraz wi�cej dzia�o si� rzeczy sensacyjnych, ciekawych - w tym najpi�kniejszym znaczeniu. Ale sensacj� dla sensacji mam prawo gardzi� i gardz� ni�. I mam prawo j� zwalcza�. Nienawidz� nudy i nudnych ludzi. Nienawidz� nudnych pism. I nie chc�, �eby kto� pomy�la�, �e chodzi mi o to, aby z �Dooko�a �wiata", z barwnego tygodnika dla m�odzie�y, zrobi� nudn� pi��, kt�rej nikt nie b�dzie czyta�. Kocham przygody, kocham fantazj� Lema, chocia� jestem stary byk - �ni mi si� po nocach Grant, czasem odwiedza mnie samotny i szlachetny Unkas - ostatni Mohikanin. Ale kocham sprawy pi�kne i czyste, kocham sprawy, za kt�re tracili ludzie �ycie, i kocham to, co ludziom �y� pomaga. Dzieje si� wok� tyle pi�knych rzeczy, �e trudno je wszystkie prze�y�, widzie�, napisa� o nich. Jako cz�owiek, kt�ry pragn��by zosta� w przysz�o�ci pisarzem, pisarzem-komunist�, mam prawo wszelkimi �rodkami bi� si� o to. Mam prawo walczy� o to, �eby nasza m�odzie� mia�a teksty, opowiadania, wiersze, filmy, sztuki - jak najpi�kniejsze. Jakich reporta�y mam oczekiwa� w �Dooko�a �wiata"? Z zak�adu pogrzebowego czy z �dintoiry"? Brak w Polsce dom�w publicznych uniemo�liwia niestety zapoznanie czytelnik�w z t� ciekaw� dziedzin� �ycia. Na jakiej podstawie pytam o to? Mam prawo by� tak optymistycznie nastawiony, skoro dzi� ju� czytam powie�� rysunkow�, �w znienawidzony, wyszydzony przez nas komiks. Teraz to si� nazywa ,,Przegrana stawka", a za dwa miesi�ce co? �Ca�uj krew na moich r�kach" czy �Umieram codziennie o �wicie"? Nie ma pozytywnego komiksu - bzdura! Ja g��boko wierz�, �e po przeczytaniu ksi��ki Igora Newerlego mo�na zapragn�� odda� �ycie za komunizm, wiem, �e po przeczytaniu ksi��ki Andrzejewskiego - ludzie wychodzili z podziemia, wiem, �e �eromski mimo swych b��d�w oczy�ci� sumienie narodu - ale wiem, te czytanie bzdurnych i szmirowatych komiks�w nie przyniesie nikomu jednej chwili wzruszenia, nie popchnie go ani o milimetr w nasz� stron�. Powie�� Fiodora Dostojewskiego �Zbrodnia i kara" jest wielkim dzie�em, Szekspir jest najwi�kszym dramatopisarzem w dziejach ludzko�ci, Victor Hugo jest przecie� genialnym pisarzem - widzieli�my wspania�e dzie�a tych tw�rc�w na wystawie �Oto Ameryka", przerobione na komiksy -budzi�o to w nas gniew, oburzenie i pogard� dla duchowego chamstwa biznesmen�w zza oceanu. Mam prawo przypuszcza�, �e nawet naj�wietniejszy tekst Wandy Melcer nie wniesie nic nowego w �wiatow� histori� rysunkowych opowiastek, kt�rych nazwa -comics - sta�a si� ju� dzi� synonimem - nie trzeba pisa�, czego. Budujemy nowe i wielkie �ycie. Budujemy miasta - wielkie i wspania�e miasta i fabryki, stadiony i uczelnie. Zasiewamy coraz wi�cej ziemi i coraz wi�cej chleba z niej zbieraj� nasi rolnicy. A czy cz�owieka, kt�ry do dzi� dnia b��ka si� poza �yciem i cz�sto poza prawem, chcemy budowa� malutkimi rzeczami? Rozmawia�em niedawno z pewnym towarzyszem, kt�rego serca jestem pewien jak tego, �e s�o�ce jutro wstanie. Sprzeczali�my si� o to w�a�nie pismo. M�wi� mi, i� od t�umaczenia tego, �e jazz i barwny krawat s� rzeczami bzdurnymi, trzeba zacz�� najpierw. Nie zgadzam si�. Nie mo�na komu� pom�c, t�umacz�c mu bzdur� drobniutkich akcesori�w jego �ycia, lecz trzeba mu wskaza� rzeczy wielkie, dla kt�rych �y� i warto, i trzeba. Trzeba pami�ta�, �e ludzie pragn� rzeczy wielkich. My�la�em, �e uda mi si� napisa� o wiele szerzej i dok�adniej o tekstach �Dooko�a �wiata". Niestety, brak miejsca zmusza mnie do pow�ci�gni�cia swych zap�d�w i jeszcze - m�wi�c szczerze - boj� si� troch� swojej goryczy. Boj� si� goryczy, kt�r� wzbudza we mnie pismo ubli�aj�ce m�odzie�y, infantylizuj�ce j�. Za pomoc� sztuczek mo�na wychowa� szkockiego teriera - nie cz�owieka, kt�remu trzeba pom�c w osi�gni�ciu prawdy i pi�kna. Przykro mi pisa� w ten spos�b o redakcji m�odzie�owego pisma. Wola�bym p�j�� do nich ze s�owami uznania. I wierz� w to, �e p�jd� jeszcze do nich, aby im podzi�kowa� za ich pi�kne i bogate pismo. P�jd� nied�ugo. Mamy w Polsce wiele �wietnych pi�r, wiele �wietnych nazwisk. Mamy wielu znakomitych pisarzy, kt�rzy nie zawahaj� si� pom�c naszej m�odzie�y. Mamy tak�e nadziej�, nadziej� partyjn�, kt�ra staje si� pi�kn� pewno�ci�, �e nast�pne numery tego pisma przynios� nam to, na co wszyscy czekamy. �Po prostu" 30/1954, Warszawa Na marginesie opowie�ci Hemingwaya, czyli o pi�knie pracy Pozostawiaj�c fachow� ocen� opowiadania ameryka�skiego pisarza krytykom (kt�rzy i bez zach�ty tak bardzo lubi� si� wypowiada�, �e ka�dy kawa�ek przeczytanej w czasopi�mie prozy jest sukcesem i czytelnika, i pisarza, i redakcji) - pozwol� sobie na zupe�nie uboczne uwagi nie dotycz�ce filozofii tego opowiadania. Wydaje mi si� zreszt�, i� jest to jedno z najpi�kniejszych opowiada� o sile, wytrwa�o�ci i charakterze cz�owieka; jakie zdarzy�o mi si� czyta�. �Cz�owiek nie jest stworzony do kl�ski - monologuje stary rybak, kiedy nie pozosta�o mu ju� nic pr�cz szkieletu z takim trudem upolowanej ryby, ran na r�kach i szcz�tk�w wiose�. - Cz�owieka mo�na zniszczy�, ale nie mo�na go z�ama�". S� to jednocze�nie jedne z najpi�kniejszych w literaturze kart, jakie napisano na temat ludzkiej pracy. I nie - jak mam wra�enie - w doczytywaniu si� w tej opowie�ci olbrzymiej metafory, lecz w dos�owno�ci tego opowiadania - zakl�ta jest jego najwy�sza warto��. Odk�d tylko istnieje literatura, praca ludzka jest jednym z wiecznych jej temat�w obok mi�o�ci, zdrady, zwyci�stwa lub kl�ski. Mocarzy pracy opiewali pisarze staro�ytno�ci i �redniowiecza; lista tych, kt�rzy o niej pisali, uros�aby do setek pozycji; o pracy m�wili wielcy reali�ci wieku dziewi�tnastego. Dzi� w�a�ciwie trudno znale�� - czy to w naszej, czy w zachodniej literaturze - powie��, kt�ra nie by�aby silniej lub s�abiej zwi�zana z zagadnieniem pracy. Dla wielu ludzi praca sta�a si� natchnieniem lub przekle�stwem. Przypomnijmy sobie sugestywne, ponure w nastroju opisy pracy w �Germinalu"; gin�cych z wyczerpania ludzi, ciemne korytarze kopal�, szare, przera�liwie wyn�dznia�e twarze robotnik�w; od czasu do czasu - rozpaczliwe akty samoobrony przed przekle�stwem pracy. Zoli - pisarzowi o ogromnie wra�liwym sercu - opisy m�ki robotnik�w s�u�y�y konkretnym politycznym celom. Sp�dzi� on w�r�d g�rnik�w p�nocnej Francji szereg miesi�cy, pozna� ich rycie, n�dz� i trud; krzyk protestu, jakim by�a ca�a tw�rczo�� Zoli, musia� wstrz�sn�� niejednym z czytaj�cych w�wczas Francuz�w, a i dzi� jeszcze nie tak �atwo odetchn�� po przeczytaniu kt�rej b�d� z jego ksi��ek. Dlatego zapewne - aby zwr�ci� na ni� oczy Francji - odebra� pisarz pracy ludzkiej jej pi�kno. Por�wnajmy opis pracy g�rnik�w w �Germinalu" z opisem pracy, jaki da� �eromski w �Ludziach bezdomnych" - w opisie ku�ni. W przeciwie�stwie do opisu pracy w fabryce cygar �eromski z uderzaj�cego z nies�ychan� si�� kowala - uczyni� niemal antycznego bohatera; otoczy� go snopem iskier, dymem i ogniem; ciosom jego m�ota kaza� brzmie� niby uderzeniem dzwonu; by� chyba �eromski pierwszym w Polsce pisarzem wsp�czesnym, kt�ry chcia� pokaza� nam pi�kno pracuj�cego fizycznie cz�owieka. Dlatego te� wybaczy� musimy �eromskiemu, �e opis zakutego w antyczne pi�kno kowala nie ma - dalib�g! - zbyt wiele wsp�lnego z pracuj�cymi �wcze�nie w koszmarnych warunkach lud�mi. Nies�ychanie wiele pi�knych i prawdziwych opis�w pracy pozostawi� nam Gorki - pisarz, kt�ry swoj� t�sknot� i czysto�ci� wzrusza� b�dzie za lat pi��set. �aden chyba pisarz nie przekaza� potomnym tyle prawdy o pracy swego narodu i czasu, w kt�rym �y�, jak uczyni� to Gorki. Od pierwszych m�odzie�czych opowiada� praca jest sta�ym tematem tw�rczo�ci pisarza; sp�aw drzewa, barki na Wo�dze, rzemie�lnicze warsztaty, fabryki, ch�op�w w polu, pracownie �wi�tych obraz�w; o, zna� ten pisarz prawd� i pi�kno pracy - �aden z pracownik�w w jego powie�ciach nie przestaje by� ani na chwil� �ywym cz�owiekiem. Opis ratowania barki w jednej z wczesnych swych powie�ci >,Foma Gordiejew" - jest chyba do dzi� najznakomitszym obrazem pracy, w kt�rej zmienia si� wewn�trzny �wiat cz�owieka. Tw�rcy naszych powie�ci produkcyjnych (nie u�ywam tego terminu w znaczeniu ironicznym) poradzili sobie z zagadnieniem pracy nieco inaczej. Ostatecznie nie ma nic �atwiejszego dla cz�owieka inteligentnego - zwa�ywszy, �e istniej� tak�e inteligentne papugi! - jak wyuczenie si� w ci�gu tygodnia setek termin�w technicznych, kt�rymi potem operowa� mo�na w niesko�czono��. Dla zwyczajnego czytelnika �rubka i tak pozostanie �rubk�, a efekt mo�na wywo�a� kolosalny: �B�a�ej Mordas silniej zacisn�� r�ce na g�owicy. Ca�ym cia�em czu� dygotanie transmisji; by� teraz zespolony z maszyn� w jedno. Zerkn�� nerwowo na suwmiark� - w jej roz�o�onych na dziesi�tki milimetrach zamkni�ty by� teraz jego los. Patrzyli na niego wszyscy; czu� to spojrzenie nie na plecach, lecz prosto w sercu (...) Odetchn�� i dr��c� nieco r�k� w��czy� hebel; j�kn�y tryby i tokarka posz�a w ruch". Dalej jednak nie wiadomo: czy Mordas kr�ci si� wok� tokarki, czy tokarka wok� Mordasa. Przesada? Nie - zmienione tylko nazwisko i imi� bohatera; opis jest autentyczny - jednak uczucie zwyk�ej ludzkiej lito�ci nie pozwala mi na cytowanie nazwiska tw�rcy tego produkcyjniaka. Efekt? Efekt jest: nic nie wiadomo, ale tryby si� kr�c�. Nie tylko tryby - autor tak�e. Pope�nia w tym kr�tkim zdaniu a� dwie nie�cis�o�ci. Kiedy mo�na zacisn�� r�ce na g�owicy, nie mo�na czu� jej dygotania - chyba �e si� r�ce zacisn�o po raz ostatni w �yciu. Drug� nie�cis�o�� pozostawiam w sensie zagadki dla czytelnik�w, nagrod� wr�czy autor. Aby go odszuka�, wystarczy przeczyta� wszystkie produkcyjniaki. Niestety - nie jest to odosobniony wypadek �be�kotu technicznego"; opisy pracy sk�adaj� si� w wi�kszo�ci ze zda� bez sensu. Kiedy jednak sko�czy� si� w naszej literaturze potok powie�ci produkcyjnych, w kt�rych cz�owiek by� tylko dodatkiem do maszyny - pisarze popadli natychmiast w przeciwn� skrajno��. Opis�w pracy zacz�to unika� jak ognia, a sam proces pracy sta� si� nieomal �e czym� wstydliwym. To dobrze, �e w literaturze naszej sko�czy�y si� id�ce w dziesi�tki stronic opisy bezmy�lnego uk�adania cegie�, frezowania itd. Lecz �miem twierdzi�, �e �adna - z jednym mo�e wyj�tkiem - z wydanych u nas ksi��ek nie przekazuje prawdy o pracy cz�owieka; nie s� przecie� prawd� wy�ej wspomniane opisy. Wyj�tkiem jest chyba powie�� Brauna �Lewanty": dramatyczne opisy wysi�ku stoczniowc�w musz� zaciekawia� i wzrusza�. W naszym dziesi�cioleciu praca jest t� najwa�niejsz� spraw�, dzi�ki kt�rej wyrastaj� ludzie. Wyrasta� - nie znaczy to przecie� paradowa� z podobizn� Pstrowskiego na piersi, zosta� przodownikiem pracy lub dyrektorem fabryki, w kt�rej za sanacji czy�ci�o si� szambo. Wyrasta� - to tak�e uczy� si� pracy, fachu, �ycia, m�wienia, jedzenia: wszystkiego, co tylko mo�e nauczy� cz�owieka codzienne obcowanie z wieloma innymi lud�mi. Mamy dziesi�tki fabryk, most�w, dom�w, okr�t�w - nie ma jednak ksi��ek o pracy tych ludzi, kt�rzy stworzyli mosty i drogi; nie ma prawdy o trudzie ich pracy. Swego czasu bra�em udzia� w walce o drzewo; by�y to lata 1949-1951. Drzewa potrzebowa�a Warszawa i Nowa Huta, fabryki i stocznie, kopalnie i wsie. Wszystko, co zd��y�o si� wyr�ba� i �spu�ci�" - gin�o natychmiast. Praca w lesie - to jedna z najniebezpieczniejszych prac w og�le; procent wypadk�w �miertelnych jest o wiele wi�kszy ni� gdziekolwiek indziej. �Paged" nie dysponowa� ani odpowiednim sprz�tem, ani odpowiednio przeszkolonymi lud�mi. I ludzie gin�li. W czasie zr�bu i w czasie transportu. Nie by�o odpowiednich do przewozu drzewa samochod�w; je�dzili�my na starych Studebakerach i D�emsach. Poniewa� je�dzili�my w g�rach, po ostrych zakr�tach i bezdro�ach - co kilka dni zdarza�y si� wypadki. Wielu ludzi zrani�y i zabi�y drzewa na moich oczach. Mieszkali�my w lesie - w sza�asach, ch�opskich cha�upach, a latem - bo tak kalkulowa�o si� najtaniej i... najzdrowiej - pod go�ym niebem, w szoferce. Byli�my tylko z sob�, tygodniami nie widzieli�my miasta, kina, ksi��ki. Mo�na by�o nauczy� si� pracowa�. Ale mo�na by�o tak�e nauczy� si� pi�, kra��, �ajdaczy�; mo�na by�o nienawidzi� partii lub rozumie� j� i stara� si� jej pom�c. Tam, z �Pagedu" wyszli rozmaici ludzie. Lecz �aden z nich nie przypomina bohater�w ksi��ek, kt�re wtedy powsta�y. Ani jeden dzie� pracy w lasach - nie przypomina� opisu dnia pracy, jakie potem przeczyta�em. Literatura dziesi�ciolecia mo�e poszczyci� si� takimi czy innymi osi�gni�ciami, lecz z prawd� o pracy rozmin�a si� chyba na zawsze. �aden z dni, kt�re przepracowali�my w kopalniach, lasach czy stoczniach - nie powr�ci do nas ju� nigdy; ani jeden z tych dni nie jest utrwalony w ca�ej swej prawdzie. To nic. B�d� inne budowy, inne dni. Hemingway pokaza� nam starego cz�owieka, kt�ry walczy� samotnie z morzem. I rybak ten wyg�aszaj�cy monologi godne Fausta - posta� zgo�a fantastyczna - jest prawdziwy tylko dzi�ki swemu stosunkowi do pracy. By� mo�e, �e jest on jedynym pi�knym robotnikiem we wsp�czesnej literaturze ameryka�skiej nie b�d�cej literatur� post�pow�. Robotnikiem, dla kt�rego �ycie straci sens dopiero, kiedy r�ce jego nie b�d� silne i sprawne, aby dalej pracowa�. A my takich robotnik�w mamy wielu. Mo�e si� myl�, ale wydaje mi si�, �e �adnej ksi��ki nie przeczyta�bym tak zach�annie jak w�a�nie ksi��k� o pracy. O prawdziwej pracy. Tokarki nie kr�c� si� same, nie kr�ci ich tak�e socjalizm. I nie trzeba chyba dodawa�, �e prawdziwie potrafi� pracowa� tylko prawdziwi ludzie. Literatura polska czeka na wielk� powie�� o pracy. �Po prostu" 18/1955, Warszawa Okrutna wojna ,,Po wielkim zm�czeniu - nawet sukces wydaje si� kosz marnym snem..." - m�wi narrator filmu �Okrutne morze". Dow�dca bohaterskiego okr�tu m�wi do swego przyjaciela - pierwszego oficera: �Na pocz�tku wojny by�o inaczej. Byli�my inni dla ludzi. Martwili�my si�, czy nas rozumiej� i lubi�, opiekowali�my si� nimi. A teraz po prostu zabijamy wrog�w; wojna odbiera uczucie..." W innej sytuacji do tego samego dow�dcy inny cz�owiek powiada: �Wojna si� sko�czy. Ale o wojnie nikt nie potrafi zapomnie�. Sko�czy si� wojna, ale my�li pozostan�..." W atmosfer� filmu wprowadza nas narrator - Conradowskim zdaniem: �Jest to opowie�� o garstce ludzi i o okrutnym morzu, kt�re jeszcze okrutniejszym uczyni� cz�owiek". Remarque w swojej ksi��ce �Na Zachodzie bez zmian" pokaza� nam tysi�ce gnij�cych trup�w, frontowe domy rozpusty, w kt�rych gin�cy ludzie szukaj� zapomnienia u kobiet zepchni�tych do roli materaca i oddaj�cych si� m�czy�nie bez spojrzenia na jego twarz; deszcz spadaj�cych r�k, kt�re szrapnel oberwa� �o�nierzom w s�siednim okopie, potworn� �mier� z twarz� we w�asnym kale i na ko�cu ksi��ki - �mier� bohatera, kt�ry ginie w przeddzie� ko�ca wojny, podczas gdy g�o�niki radiowe i gazety m�wi� sakramentalne s�owa komunikatu powtarzaj�cego si� ju� od wielu miesi�cy: �na Zachodzie bez zmian". W swej nast�pnej ksi��ce �Droga powrotna" m�wi o ludziach, kt�rzy opu�cili okopy pierwszej wojny i - nie potrafi� donik�d powr�ci�. Czuj� si� niepotrzebni i zagubieni. Ok�amali ich wszyscy, k�amstwem okaza�y si� wszystkie s�owa o wolno�ci, krwi, honorze, w imi� kt�rych szli na �mier�; wobec ogromu i koszmaru wojny wszystkie uczucia nie maj� sensu: i zwyci�stwo, i kl�ska trac� sw�j wymiar i sens wobec koszmarnych trud�w i cierpie�. Inna jest wojna u Remarque'a, inna - na przyk�ad - u Szo�ochowa. Remarque, klasyczny chyba przyk�ad wra�liwego na cierpienia ludzkie pisarza pacyfisty, twierdzi - ustami swych bohater�w i pokazuj�c ich losy - i� ka�da wojna jest wojn� bez zwyci�zcy. Lecz mieszcza�scy pacyfi�ci wyra�aj�c sw�j protest zamykaj� jednocze�nie oczy, nie wierz� w ostateczny rachunek i ostateczn� sprawiedliwo��. Ich bohaterowie ponosz� nie- uchronn� i straszliw� kl�sk�, gdy� przegrywaj�c na wojnie stare poj�cia i oceny moralne nie zyskuj� nowych; nie jest przecie� moraln� i historyczn� ocen� wojny stwierdzenie, i� ok�amano wszystkich - i tych, kt�rzy zgin�li, i tych, kt�rzy - nie wiadomo w�a�ciwie po co - pozostali przy �yciu. Historia przyznaje jednak racj� jednej ze stron; wiemy, �e w ostatniej wojnie jedna ze stron walczy�a o przemoc, a druga o wolno��. Tej racji nie chc� lub nie mog� zobaczy� mieszcza�scy pacyfi�ci Zachodu; mieszczuch zawsze powie, �e go ok�amano, gdy� szersze widzenie �wiata jest dla niego zbyt gro�ne. I w tym wypadku krzyk protestu uderza w pr�ni�; mo�e by� nawet ogromnym krzykiem, lecz nieuchronnie musi rozbi� si� o ka�d� przeciwstawion� mu i popart� si�� racj�. Pr�cz biologicznego protestu i zam�tu moralnych poj��, drobiazgowych opis�w straszliwego okrucie�stwa i braku odwagi spojrzenia w przysz�o�� - Remarque nie powiedzia� nam nic o wojnie. I taka przestroga jest tylko gorzkim przypomnieniem przesz�o�ci, a nie si��, o kt�r� mog�aby si� rozbi� nowa zbrodnia. Tw�rca ,,Cichego Donu" r�wnie� ka�e nam pami�ta� o przesz�o�ci i doprawdy trudno zapomnie� cokolwiek z tego, co si� przeczyta�o na temat wojny, po zamkni�ciu tej ksi��ki. Lecz Szo�ochow - pisarz-komunista - wie, �e przesz�o�� ��czy si� nierozerwalnie z przysz�o�ci�, w imi� wi�c lepszej przysz�o�ci nie wolno zapomina� o tym, co by�o. Bohaterowie Szo�ochowa s� lud�mi uzbrojonymi o wiele silniej od bohater�w Remarque'a: s� uzbrojeni w moralne racje, kt�re stanowi� najwi�ksz� ich si��, i wierz� w rachunek ostateczny, kt�ry odb�dzie si� tutaj, na ziemi. W imi� tego zabijaj� i gin�; przegrywaj� stare racje zdobywaj�c jednocze�nie nowe. Wojna jest dla nich wielk� szko��. Lecz wojna ma sw�j koniec. Je�li zosta�o si� przy �yciu, wa�ne jest to, z czym si� pozosta�o i w kt�r� stron� uczyni si� pierwszy krok. Melechow przegrywa swoj� mi�o��, rodzin�, m�odo��, dawne racje, o kt�re walczy�, lecz musi - zmuszony przez histori� - wybra�. Wybiera; jest bohaterem tragicznym; idzie w przesz�o�� i wie, �e w okrutnym i pod�ym wci�� �wiecie prawda i wolno�� musz� wkracza� przemoc�, musz� rozbija� wci�� po drodze napotykane barykady. Bohaterowie Remarque'a nie maj� nic pr�cz przesz�o�ci, kt�ra k�adzie im si� k�od� pod nogi przy ka�dym nie�mia�o uczynionym kroku. S� jak ogl�dane po latach, tragiczne maski nie znanych nam ludzi; wzrusza nas zawarte w nich cierpienie, lecz nie mo�emy us�ysze� od nich s�owa. Pozostaj� niemi i zamarli: prawd� o przyczynie, kt�ra spowodowa�a kl�sk� ich �ycia, musz� nam przekaza� inni. Analogia mi�dzy tymi pisarzami przysz�a mi na my�l po obejrzeniu filmu �Okrutne morze". Zabrak�o mi w tym filmie racji; olbrzymiej racji, kt�ra musi by� wyra�ona tym silniej i gor�cej; im okrutniejsze i wrogie cz�owiekowi jest to, co ogl�damy, czytamy lub o czym s�yszymy. Nie wiemy w�a�ciwie nic o bohaterach tego filmu pr�cz tego, i� potrafi� by� oni nadludzko odwa�ni lub tch�rzliwi, i� wszyscy oni wiedz�, �e wojna jest ohydn� i niepotrzebn� rzecz�. Nie wiemy, jakie miejsce zajm� oni w rzeczywistym uk�adzie si� na ziemi, kiedy sko�czy si� wreszcie koszmarna wojna i powr�c� do swych dom�w i bliskich. Nie wiemy rzeczy najwa�niejszej: czego nauczy�a ich wojna. Warto�� tego filmu - jak mam wra�enie - nie polega na wyra�onej w nim moralnej racji, w imi� kt�rej bohaterowie osi�gn�li zwyci�stwo nad faszyzmem, raczej - na jego moralnym, czystym nurcie; na pokazaniu ludzkiej odwagi, przyja�ni i si�y. Lecz jest to zbi�r przypadkowych element�w wojny - czasem pi�knych i wspania�ych - a nie wielka prawda o wojnie. �Morderca!" - krzyczy marynarz do dow�dcy okr�tu, kt�ry skaza� na �mier� ton�cych rozbitk�w w imi� zwy- ci�stwa. Marynarz ten widzia� �mier� swoich rodak�w, lecz nie zrozumia� jej sensu. Wszystkim bohaterom tego filmu wojna jest obca i moralnie nie do przyj�cia. Lecz poza rym - nie wiemy o nich nic. I kiedy po raz pierwszy widz� swego wroga, ze zdziwieniem niejakim stwierdzaj�, i� nie r�ni si� on od nich niczym. Ludzie zabijaj� ludzi - oto i wszystko. Po co? W imi� czego? Kto kaza� zabija� angielskich i niemieckich marynarzy? Komu �yj�cy po nich wolni i sprawiedliwi tego �wiata przyznaj� racj�? Czy wojna potrzebna jest narodom, czy tylko garstce szale�c�w? Z czym, z jakimi oczami i z jakim sercem wr�c� do domu angielscy marynarze? Tego nie wiemy; post�powo�� i demaskatorstwo tego filmu zatrzymuj� si� w pewnym miejscu; �lepy kr�g pozostaje zamkni�ty. Zn�w zwyci�stwo nie ma sensu: ostatnie zdj�cie tego filmu to nieludzko zm�czone twarze marynarzy. Odpowied� na pytanie - po co? - zosta�a nie wypowiedziana. I dlatego - mam wra�enie - film ten powie nam o wiele wi�cej ni� widzowi angielskiemu: Polacy s� chyba narodem, kt�ry najwi�cej wie o wojnie. �Po prostu" 19/1955, Warszawa O niespokojnych sercach Od d�u�szego czasu zafascynowany jestem genialnym pisarzem, kt�rego samo nazwisko sta�o si� poj�ciem choroby, rozk�adu i beznadziejno�ci, przez kt�re rzekomo ka�dy w m�odo�ci przej�� musi, tak jak przechodzi si� przez koklusz, odr� lub dyfteryt. Zapewne jest w tym i wiele racji. Jednak wok� pisarstwa i osoby Dostojewskiego nar�s� olbrzymi, fa�szywy mit i dziwi� si� nale�y, i� nikt nie usi�owa� nawet w ci�gu dziesi�ciu lat napisa� cho�by dw�ch s��w o osobie tego pisarza, kt�ry jest chyba najbardziej tragiczn� postaci� w historii literatury rosyjskiej i kt�rego pisarstwo tak olbrzymim ci�arem leg�o na literaturze �wiata. Dostojewski nie wierzy� w pozytywne szcz�cie cz�owieka na ziemi. Filozofia Dostojewskiego jest filozofi� dziesi�cioletniego dziecka, je�li w og�le filozofi� nazwa� mo�na to, co proponowa� cz�owiekowi Dostojewski. Gorki - ten najczystszy chyba w literaturze cz�owiek - pisa� w swym pi�knym szkicu >,O literaturze": �Dostojewskiemu przypisuje si� rol� poszukiwacza prawdy. Je�li jej w og�le szuka�, to znalaz� j� w zwierz�cych cechach cz�owieka i znalaz� nie po to, by je obali�, lecz po to, by usprawiedliwi�. (...) Trudno zrozumie�, czego w�a�ciwie szuka� Dostojewski, ale pod koniec swego �ycia doszed� do wniosku, �e jeden z najbardziej utalentowanych i szlachetnych Rosjan - Wissarion Bieli�ski, to �najbardziej �mierdz�ce, t�pe i ha- niebne zjawisko w �yciu rosyjskim, �e trzeba Turkom odebra� Stambu�, �e prawo pa�szczy�niane sprzyja rozwojowi �najbardziej moralnego stosunku pomi�dzy ch�opem a obszarnikiem, i uzna� wreszcie za swego mistrza Konstantego Pobiednoscewa - jedn� z najbardziej ponurych postaci Rosji XIX wieku. Geniusz Dostojewskiego to fakt bezsporny; pod wzgl�dem si�y ekspresji talent jego por�wna� mo�na tylko z talentem Szekspira. Ale jako cz�owieka, jako �s�dziego �wiata i ludzi bardzo �atwo go sobie wyobrazi� w roli �redniowiecznego inkwizytora". I oczywi�cie nie jego s�dy moralne, nie s�dzenie �wiata i ludzi - dzi� jeszcze mog� poci�ga� nas w tym pisarzu, kt�ry chyba z tak� pasj� jak nikt inny na �wiecie przela� swe osobiste kl�ski i rozczarowania na kartki papieru i kaza� wierzy� nam, �e zar�wno �wiat, jak i istniej�ce wed�ug niego �ycie przysz�e, to tylko �ciemny pok�j o zamkni�tych drzwiach i pe�en paj�k�w". Dostojewski - tak jak pisa� o nim w jednej ze swych �Niebieskich kartek" Adolf Rudnicki - pozostanie naprawd� przedsionkiem �mierci. Nie czas tu zreszt� i miejsce pisa� o nim. Jednak w pisarstwie Dostojewskiego jest co�, co mimo wszystkich opor�w moralnych musi czytelnika poci�ga� i ka�e mu wierzy�, �e Dostojewski, szukaj�c moralnych racji dla swych bohater�w, brzydzi� si� jednocze�nie nimi. Tym czym�, mam wra�enie, jest sta�y i ci�g�y niepok�j Dostojewskiego, jego ci�g�e poszukiwanie prawdy i s�d�w moralnych dla ka�dego czynu cz�owieka. U Dostojewskiego ka�dy szuka prawdy: Iwan i Dymitr Karamazowie, Stawrogin, Raskolnikow, Myszkin; ka�da w�a�ciwie z epizodycznych nawet postaci bez przerwy miota si� w poszukiwaniu czego�, w imi� czego nale�y �y�; �aden cz�owiek nie powstrzymuje si� od s�dzenia siebie i bli�szych. Niestety - s� to s�dy zatruwaj�ce oddech, odbieraj�ce sen i wstrzymuj�ce bieg serca. Literatura naszego kraju nie by�a nigdy literatur� spraw ostatecznych, spraw poszukiwania, spraw honoru i godno�ci, spraw wielkiego wyboru. Mamy wiele ksi��ek obyczajowych i historycznych, lecz tak bardzo ma�o ksi��ek, w kt�rych wybiera�by cz�owiek. W literaturze dwudziestolecia wybieraj� bohaterowie �eromskiego - lecz kt� jeszcze? By� mo�e, �e �Ferdydurke" to ciekawy obrazeczek karko�omnej ekwilibrystyki umys�owej i tej czy innej postawy filozoficznej wobec �wiata, lecz �mia� i p�aka� chce si� na my�l o tym, �e ksi��ka ta powsta�a wtedy, kiedy p�ta�o si� po kraju kilka milion�w bezrobotnych, kiedy w wi�zieniach zwyrodnialcy na rozkaz w�adz dusili komunist�w i ludzie konali z g�odu. W literaturze zostaj� tylko te ksi��ki, kt�rych bohaterowie w ka�dej chwili wybiera� musz� pomi�dzy prawd� a k�amstwem, wielko�ci� a ma�o�ci�, pie�ni� a sykiem, �yciem a �mierci�. Inne pozostaj� tylko martwym morzem, po kt�rym przep�ynie wszystko to, co �ywe i niespokojne. O nie - pisarze nasi nie byli pisarzami niespokojnego serca. Literatura dziesi�ciolecia stworzy�a kilka prawdziwych postaci ludzkich i my cz�sto w naszych my�lach zwracamy si� do nich, lecz nie stworzono dot�d bohatera rewolucji, bohatera ci�g�ej walki; nie ma dot�d w naszej wsp�czesnej literaturze cz�owieka, kt�ry pomaga�by nam �y� i przeszkadza� wtedy, kiedy chcemy post�pi� inaczej ni� on. To drugie jest r�wnie wa�ne jak i pierwsze: ostatecznie zawsze si�gn�� mo�na do Ali z elementarza i zje�� �niadanie r�wnie grzecznie jak i ona, podczas gdy o wiele trudniej jest nie zrobi� czego� tylko dlatego, �e nie zrobi�by tego kto�, kogo kochamy w ksi��ce. Bohaterowie musz� przeszkadza�. S�usznie pisa� kiedy� Jerzy Putrament, �e na pytanie: jak brzmi nazwisko zach�annego mieszczanina - odpowiadamy - Artamonow; jak si� nazywa inteligent-utopista - odpowiadamy- Judym; jak brzmi imi� cz�owieka, kt�ry niezdolny jest do powzi�cia decyzji - Hamlet. Nie mo�emy w ten spos�b okre�li� bohatera wsp�czesnej powie�ci. Kim jest np. Mroczek? Odpowiadamy: Mroczek jest ma�orolnym ch�opkiem z tragicznymi obci��eniami przesz�o�ci, kt�ry waha si�, czy ma, czy te� nie ma przyst�pi� do sp�dzielni produkcyjnej. C� my naprawd� wiemy o marzeniach i cierpieniach bohater�w naszej literatury? Nic. Oni nie s� wype�nieni my�lami, oni s� tylko nakr�ceni my�lami. O, wewn�trzny �wiat tych ludzi podobny jest do dna garnka, po kt�rym p�ta si� kilka ziarenek fasoli: przyst�pi� czy nie, zapisa� si� czy nie, prze�ama� si� czy nie. Nie, nie mamy literatury spraw ostatecznych. Gdyby�my obliczyli wszystkich ludzi, kt�rych u�miercono w naszej literaturze powojennej, cyfra przerazi�aby nas niew�tpliwie: pod wzgl�dem ilo�ci zamordowanych; zat�amszonych, rozstrzelanych, tych, kt�rzy padli na stanowisku, i tak dalej - nie mamy chyba r�wnych sobie na �wiecie. Lecz czy pami�tamy, jak gin�li ci ludzie? Jedyn� naprawd� chyba wstrz�saj�c� scen� �mierci w naszej powojennej literaturze dotycz�cej walki o w�adz� ludow� jest chyba �mier� starego ch�opa we �W�adzy" Konwickiego. Mam wra�enie zreszt�, �e .ksi��ce tej wyrz�dzono du�� krzywd�; mo�na mie� do Konwickiego miliony pretensji, lecz trudno ksi��ce jego odm�wi� �arliwo�ci i pragnienia powiedzenia prawdy. U Konwickiego jest atmosfera niepokoju i poszukiwania; u innych �wiat podobny jest do ma�ego mieszkanka na Mariensztacie, dok�d od czasu do czasu zakrada si� ohydny wr�g, aby wykra�� plany fabryki sztucznych z�b�w. Nale�� do tych najm�odszych debiutuj�cych, do tych, na kt�rych nikt jeszcze nie postawi z�amanego grosza, gdy� trudno stawia� jest na kogo�, kto napisa� pi�� wierszy lub pi�� opowiada�: Poniewa� nale�� do nich, mam w ko�cu jakie� prawo pisa� o dwudziestoletnich. I nie mog� oprze� si� my�li, �e nasi starzy pisarze czas dziesi�ciolecia wype�nili milczeniem. Zgin�y tysi�ce ludzi w walce o w�adz�, zbudowano setki wspania�ych rzeczy i pope�niono by� mo�e wiele omy�ek, jedni si� spodlili i poszli do wi�zie� lub jak gnilne grzyby zatruwaj� cia�o naszego spo�ecze�stwa, a drugim b�dziemy stawia� pomniki na placach i ulicach naszych nowych miast; wychowali�my wspania��, ideow� m�odzie�, a mi�dzy nami wyro�li tak�e chuligani, szpiedzy i bandyci; przez lata ka�da rodzina w Polsce sk�ada�a si� z kilku oboz�w, przez wiele lat cierpieli�my niedostatek i rozmaite biedy nas dr�czy�y, b��kali�my si� i cz�sto - maj�c lat dwadzie�cia - my�leli�my, �e nie ma dla nas �ycia, �e jeste�my obcy i niepotrzebni; jednego dnia marzyli�my o partii, drugiego - nie rozumieli�my jej polityki; przegrywali�my nasze mi�o�ci dlatego, �e druga strona nie chcia�a uzna� naszej prawdy i naszego �ycia; szukali�my w literaturze tak samo niespokojnych serc, jak nasze - i w czym pomogli nam nasi starzy pisarze? Pisali inteligenckie rachunki sumienia, wspomnienia z dawnej Warszawy, m�wili nam o swych udr�kach sprzed lat trzydziestu, podczas gdy serca nasze by�y pokryte �wie�ymi ranami; m�wili nam o mi�o�ciach, kt�re prze�yli niegdy�, podczas gdy my nasze stracili�my wczoraj; powtarzali nam anegdoty Franca Fiszera, a nie widzieli, jak wielu z naszego pokolenia stacza si� i marnuje najlepsze lata swego �ycia; nie wiedzieli o tym, �e my, cz�sto widz�c i buduj�c fabryki, miasta i huty - nie widzieli�my w tym nic dla siebie, �e cz�sto ci�gn�a nas do przodu ogromna prawda naszych czas�w, a nie mogli�my post�pi� do przodu ni kroku, gdy� do naszych r�k i serc uczepi�y si� te wszystkie sprawy i ci ludzie, kt�rych kochali�my od dziecka. I c� powiedzieli nam nowego oni? Wygrzebywali z g��bi swych serc i dusz w�tpliwo�ci, kt�re my - maj�c po lat dwadzie�cia - musieli�my mie� dawno poza sob�, by nasi r�wie�nicy nie zarzucili nam, �e jeste�my starcami. I czy mo�e nam si� kto� dziwi�, �e cz�sto u�amka prawdy o �yciu, mi�o�ci czy �mierci szukali�my dla siebie w monologach bohater�w Szekspira, w be�kocie ludzi Dostojewskiego, �e cierpi�c szukali�my prawdy naszego �ycia u Wertera, �e szukali�my jej w pesymizmie bohater�w �eromskiego. Podczas gdy nasi pisarze m�wili nam o swych mi�o�ciach, jakie prze�yli w s�onecznej m�odo�ci przed laty - my tracili�my nasze dziewczyny, nasze matki odwraca�y si� od nas, gdy� nie chcieli�my uzna� Boga, a nasi ojcowie wyrzucali nas z domu i przeklinali na drog�, gdy� bardziej kochali�my �ycie od bomb atomowych. Czy� mo�e nam si� dziwi� kto�, �e pope�nili�my tysi�ce omy�ek, je�li o wszystkim, co dzia�o si� najtragiczniejszego na �wiecie - milczeli nasi najbli�si? O, nie! Nasze czasy nie s� czasami wesela na wsi i ma�ego mieszkanka na Mariensztacie. Nasze czasy s� czasami niespokojnych serc. Nikt z nas nie mo�e by� spokojny do chwili, kiedy w Polsce b�dzie �le cho�by jednemu cz�owiekowi, je�li w�r�d nas b�dzie cho�by jeden pod�y. Teraz, je�li nasze serca ustan� cho�by na jedn� chwil� w niepokoju - od tej chwili przestaniemy by� komunistami. Je�li jeste�my komunistami, musimy mie� wielkie oczy: musimy mie� wiele oczu. Wsparci ogromn� prawd�, musimy m�wi� o wszystkim, co wydaje nam si� z�e, i musimy si� cieszy�, je�li inni udowodni� nam, �e pope�niali�my omy�ki tak czy inaczej os�dzaj�c. Mamy ogromn� prawd�, ogromniejsz� od wszystkich pomnik�w i silniejsz� od wszystkich mocy. Ona ka�e nam, aby�my wobec wszystkiego pozostali niespokojni. �Po prostu" 20/1955, Warszawa W dwadzie�cia lat p�niej ...Postanowi�em szuka� pracy na w�asn� r�k�, lecz niestety po ca�odziennej tu�aczce, wy�miany i wyszydzony, wracam do domu... Id� zm�czony i znu�ony, ostatnim wysi�kiem woli staram si� podnie�� resztki energii, gdy� po ca�odziennym szarpaniu nerw�w jestem os�abiony doszcz�tnie, nogi si� pl�cz�, w czole dziwna gor�czka, pod piersiami uporczywy b�l coraz mocniej i mocniej zaciska, staram si� o rym nie pami�ta�, lecz na pr�no, g�odowa kanalia nieub�agana..