2675
Szczegóły |
Tytuł |
2675 |
Rozszerzenie: |
PDF |
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
[email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
2675 PDF - Pobierz:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd pliku o nazwie 2675 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
2675 - podejrzyj 20 pierwszych stron:
Larry Mcmurtry
Czu�e s��wka
T�umaczy�a Jolanta Mach
Przedruk z Wydawnictwa
Wojciecha Pogonowskiego,
Warszawa 1993
Pisa�a K. Pabian
Korekty dokona�y
U. Maksimowicz
i I. Stankiewicz
Ty� jest zwierciad�em matki,
jej si� w tobie marzy@
prze�liczny kwiecie� w�asnej
m�odo�ci i cnoty.@ Ty kiedy� tak
zobaczysz na dziecinnej twarzy,@
przez szyby lat i zmarszczek,
w�asny wiek sw�j z�oty.@
Shakespeare, Sonet III
Prze�. Marian Hemar
Ksi�ga I
Matka Emmy
1962
Rozdzia� I
1
- Tylko od kobiety zale�y, czy
ma��e�stwo b�dzie udane -
powiedzia�a pani Greenway.
- Nieprawda - zaprzeczy�a Emma
nie podnosz�c wzroku. Siedzia�a
na pod�odze w saloniku sortuj�c
ogromny stos upranej bielizny.
- Ale� tak, z pewno�ci� -
upiera�a si� pani Greenway.
Zacisn�a wargi i zmarszczy�a
brwi. Emma zn�w zaczyna�a
k��tni�, jak zwykle buntowa�a
si� przeciw normom, a ona,
Aurora Greenway, zawsze stara�a
si� reagowa� na bunt surowo,
przynajmniej w pierwszej chwili.
Wiedzia�a, �e surowo�� nie
jest jej cech� - w ka�dym razie
nie by�a surowa z natury, nie
lubi�a r�wnie� udawa�, chyba �e
wymaga� tego obowi�zek. Obie,
Aurora i Emma, dziwi�y si�
czasem, �e s� matk� i c�rk�.
Fakt pozostawa� jednak faktem i
Aurora jako matka poczytywa�a
sobie za obowi�zek czuwa� nad
zachowaniem c�rki.
Aurora mia�a twarz do��
pulchn� i dzi�ki nieustannym
wysi�kom - pogodn�. Prze�y�a 49
lat, kt�re jej zdaniem by�y
jednym pasmem przykro�ci i
rozczarowa�, lecz mimo to
ukazywa�a ludziom twarz osoby
zadowolonej. Mi�nie niezb�dne
do wyra�ania surowo�ci
zaprz�ga�a do pracy tak rzadko,
�e stawia�y pewien op�r, ale w
nag�ych wypadkach potrafi�a
zmusi� je do pos�usze�stwa.
Mia�a wysokie czo�o, wydatne
ko�ci policzkowe, a jej b��kitne
oczy patrzy�y na �wiat
marzycielsko i sennie - t�po,
jak czasem my�la�a Emma -
jednak�e w razie potrzeby
rozb�yskiwa�y gniewem.
Dzi� Aurora uzna�a, �e
wystarczy lekkie zmarszczenie
brwi.
- W ca�ym tym stosie nie ma
chyba ani jednej porz�dnej
koszuli - rzuci�a w�a�ciwym
sobie, odrobin� aroganckim,
wzgardliwym tonem.
- Racja, nie ma - przytakn�a
Emma. - Same �achy. Okrywaj�
jednak nasz� nago��.
- Wola�abym, �eby� nie m�wi�a
przy mnie o nago�ci, akurat ten
temat wcale mnie nie interesuje
- powiedzia�a Aurora. Zm�czy�o
j� ju� marszczenie brwi i
zaciskanie ust, odpr�y�a si�
wi�c w poczuciu dobrze
spe�nionego matczynego
obowi�zku. Niestety c�rka by�a
zbyt uparta, �eby to zauwa�y�.
Nigdy niczego nie zauwa�a�a w
por�, taka ju� by�a.
- Dlaczego mam nie m�wi� o
nago�ci? - spyta�a.
Matka zanurzy�a dwa palce w
szklance z resztk� mro�onej
herbaty, wyci�gn�a kostk� lodu
i zacz�a j� ssa�, obserwuj�c
jednocze�nie c�rk�. Wzbudzanie w
Emmie poczucia winy nie
przYchodzi�o �atwo, ale by�o
jedynym zadaniem, kt�re
pozosta�o Aurorze jako matce,
dlatego oddawa�a mu si� z
przyjemno�ci�.
- Masz dar pi�knego s�owa,
moje dziecko - powiedzia�a,
kiedy kostka lodu si�
rozpu�ci�a. - Osobi�cie jestem o
tym �wi�cie przekonana. I szkoda
marnowa� taki pi�kny dar na
gadanie o nagich cia�ach. Poza
tym, jak wiesz, przed trzema
laty owdowia�am i nie �ycz�
sobie, �eby mi przypominano o
pewnych rzeczach.
- To �mieszne - rzek�a Emma.
Matka spokojnie si�gn�a po
drug� kostk� lodu. "Oklap�a" -
jak by si� wyrazi�a - i le�a�a
wygodnie na staromodnej
niebieskiej kanapce Emmy. Ubrana
w lu�n� i pow��czyst�, eleganck�
r�ow� sukni�, kt�r� sprawi�a
sobie z okazji niedawnej podr�y
do W�och, wygl�da�a jak zwykle
uroczo. Omdlewaj�ca i szcz�liwa
drobnomieszczanka - szcz�liwsza
ni� ona lub ktokolwiek na
�wiecie ma prawo by�, pomy�la�a
Emma.
- Naprawd� powinna� zastosowa�
diet�, kochanie - powiedzia�a
Aurora. - Uparciuch z ciebie. To
dosy� irytuj�ce.
- Dlaczego? - zapyta�a Emma,
grzebi�c w stosie bielizny. Jak
zwykle brakowa�o kilku
skarpetek.
- Dosy� irytuj�ce - powt�rzy�a
Aurora na wypadek, gdyby c�rka
nie dos�ysza�a. Wypowiedzia�a
swoje "dosy�" z bosto�skim
akcentem i wcale nie mia�a
ochoty, �eby ten wielkopa�ski
ton przebrzmia� bez echa. Emma,
kt�ra przywi�zywa�a wielk� wag�
do �cis�o�ci wypowiedzi - co
by�o m�cz�ce i ma�o kobiece,
zreszt� Emma nie tylko pod tym
wzgl�dem r�ni�a si� od damy -
ot� Emma u�ci�li�aby, �e by� to
akcent z New Haven; ale
kalambury tego rodzaju nie
wywiera�y wra�enia na Aurorze.
Odwo�a�a si� do Bostonu, �eby
ol�ni� i spiorunowa� c�rk�.
Gdyby mieszka�y w Bostonie, albo
cho�by w New Haven,
gdziekolwiek, gdzie �ycie nie
jest wegetacj�, o tak, tam efekt
by�by wi�kszy. Ale obie, matka i
c�rka, siedzia�y w dusznej,
gor�cej klitce - saloniku Emmy w
mie�cie Houston w stanie Teksas,
gdzie �wietno�� Bostonu nie
znaczy�a nic. Emma dalej w
roztargnieniu liczy�a skarpetki.
- Za bardzo sobie pob�a�asz -
ci�gn�a Aurora. - Zupe�nie o
siebie nie dbasz. Dlaczego nie
zastosujesz diety?
- L�ej mi na duszy, kiedy
sobie podjem - odpar�a Emma. - A
dlaczego ty wci�� kupujesz
ubrania? Nie znam drugiej osoby,
kt�ra tak jak ty mia�aby po
siedemdziesi�t pi�� sztuk
wszystkiego.
- Kobiety z naszej rodziny
zawsze lubi�y i potrafi�y si�
ubiera� - stwierdzi�a Aurora. -
Poza tob� naturalnie. A ja nie
jestem szwaczk�. Nie zamierzam
bra� si� do ig�y.
- Wiem, �e nie jeste� -
zgodzi�a si� Emma. By�a w
d�insach i m�owskiej koszulce z
kr�tkimi r�kawami.
- To, co masz na sobie, jest
tak okropne, �e po prostu brak
mi s��w - nie ust�powa�a Aurora.
- Za grosz gustu... Jak jaki�
wycieruch, a nie jak moja c�rka.
Oczywi�cie, �e kupuj� suknie.
Ubiera� si� elegancko to
obowi�zek, a nie strata czasu.
M�wi�c to, zadar�a podbr�dek.
Gdy usprawiedliwia�a si� przed
c�rk�, lubi�a przybiera�
majestatyczne pozy. Emma
pozostawa�a na og� niewzruszona
jak g�az. R�wnie� w tej chwili
wyraz jej twarzy zdradza�
przekor�.
- Siedemdziesi�t pi�� sukien w
dobrym gu�cie to przesadna
rozrzutno�� - o�wiadczy�a. -
Pomijaj�c fakt, czy rzeczywi�cie
s� w dobrym gu�cie. ~a propos,
co z twoimi dolegliwo�ciami
kobiecymi?
- Przesta�! Ani s�owa o tym! -
Aurora z oburzenia niemal
podskoczy�a, a� j�kn�y spr�yny
w starej kanapce. Uciele�nia�a
nie tylko �wietno�� Bostonu,
uciele�nia�a moralno��.
- W porz�dku, nie musisz zaraz
�ama� kanapy - powiedzia�a Emma.
- Dobry Bo�e, m�wi�a�, �e
wybierasz si� do doktora, wi�c
po prostu spyta�am.
- Niepotrzebnie - skarci�a
c�rk� Aurora, naprawd�
zdenerwowana. Jej dolna warga
dr�a�a. Nie by�a kobiet�
pruderyjn�, ale ostatnio ka�da
wzmianka o seksie wytr�ca�a j� z
r�wnowagi. Uprzytamnia�a jej, �e
nie mia�a udanego �ycia, a
�wiadomo�� tego nie by�a mi�a.
- �mieszne jest to twoje
przewra�liwienie - zrewan�owa�a
si� Emma. - Czy mamy
korespondowa� na ten temat?
- Skoro ju� zapyta�a�, to
wiedz, �e jestem zupe�nie zdrowa
- rzek�a z naciskiem Aurora i
odstawi�a szklank�. -
Najzupe�niej zdrowa. Ale
napi�abym si� jeszcze mro�onej
herbaty.
Emma westchn�a, wzi�a
szklank�, wsta�a i wysz�a z
pokoju. Aurora znowu si�
po�o�y�a. Czu�a, �e ogarnia j�
przygn�bienie. Mia�a swoje dobre
i z�e dni, teraz wyra�nie
nadchodzi� z�y dzie�. Emma w
najmniejszym stopniu nie
spe�ni�a jej oczekiwa�. Dlaczego
dzieci nie potrafi� zdoby� si�
na to, �eby pomy�le� o
rodzicach? By�a gotowa zap�aka�
nad swoim losem, ale c�rka - ta
c�rka, kt�ra z zasady robi�a jej
na przek�r - wr�ci�a w�a�nie z
herbat�. Ozdobi�a szklank�
listkiem mi�ty i - mo�e w akcie
skruchy - przynios�a ma�y
talerzyk sasafrasowych
cukierk�w; jednych z tych, kt�re
jej matka najbardziej lubi�a.
- Jak �adnie! - pochwali�a
Aurora bior�c cukierek.
Emma u�miechn�a si�.
Zauwa�y�a, �e matka zaczyna
popada� w niedobry nastr�j -
smutek samotnej wdowy,
niedocenianej matki. W takiej
sytuacji cukierek by� znakomitym
lekarstwem. Przed tygodniem Emma
wyda�a dolara i sze��dziesi�t
osiem cent�w na r�ne s�odycze,
kt�rych cz�� schowa�a, a cz��
ju� zjad�a. Flap - jej m�� -
patrzy�by krzywym okiem na tak�
rozrzutno��. Mia� surowe
pogl�dy, jego zdaniem cukierki
niszczy�y z�by i niew�tpliwie
wola� wyrzuca� pieni�dze na
w�asne przyjemno�ci, czyli piwo
i tanie powie�cid�a. Emma
mawia�a "Do diab�a z z�bami!" i
lubi�a mie� pod r�k� cukierek -
na otarcie �ez, swoich lub
matki.
Przezwyci�ywszy chwil�
s�abo�ci, Aurora pogr��y�a si� z
powrotem w b�ogim lenistwie i
rozgl�da�a si� po pokoju w
nadziei, �e zn�w dostrze�e co�
do skrytykowania.
- Wspomnia�am o doktorze -
podj�a Emma sadowi�c si� na
pod�odze - bo sama wczoraj by�am
u niego. Mo�e si� ucieszysz...
- Przekona� ci� chyba, �e
powinna� stosowa� diet� -
przerwa�a Aurora. - Nikomu nie
wolno lekcewa�y� rad lekarza,
ka�dy rozs�dny cz�owiek ci to
powie. Doktor Ratchford ma
d�ugoletni� praktyk� i
zauwa�y�am, �e, z wyj�tkiem
mojej osoby, wszystkim pacjentom
udziela doskona�ych rad. Im
szybciej zaczniesz stosowa�
diet�, tym bardziej b�dziesz
zadowolona.
- Dlaczego zawsze robisz z
siebie wyj�tek? - zapyta�a Emma.
- Dlatego, �e sama znam siebie
najlepiej - powa�nie
odpowiedzia�a Aurora. - �aden
lekarz tak mnie nie zna, nie
pozwoli�abym na to.
- Mo�e ci si� tylko tak wydaje
- szepn�a Emma. Widok bielizny
doprowadza� j� do rozpaczy. Flap
nie mia� ani jednej porz�dnej
koszuli.
- Nie s�dz� - zaprzeczy�a
Aurora. - Nie ulegam z�udzeniom.
Nigdy na przyk�ad nie pr�buj�
si� oszukiwa�, �e dobrze wysz�a�
za m��.
- Och, przesta� - nastroszy�a
si� Emma. - Wysz�am za m��
dobrze. Tak czy owak sama przed
chwil� powiedzia�a�, �e tylko od
kobiety zale�y, czy ma��e�stwo
b�dzie udane. To twoje w�asne
s�owa. Mo�e mi si� poszcz�ci.
Aurora zmiesza�a si�. - Przez
ciebie zgubi�am w�tek - odezwa�a
si� po chwili. - My�l mi
uciek�a.
- Pewnie z�ota! - zachichota�a
Emma.
Aurora si�gn�a po nast�pny
cukierek. Nie podnios�a
r�kawicy. Nie zawsze potrafi�a
okaza� surowo��, ale co do
pow�ci�gliwo�ci i ch�odu - pod
tym wzgl�dem by�a mistrzyni�.
Samo �ycie nauczy�o j� takiej
postawy. Je�li zdarzy�o si�
podczas kt�rego� z licznych
spotka� towarzyskich, �e ura�ono
jej wra�liwo��, unosi�a brwi i
mrozi�a rozm�wc� spojrzeniem.
Ma�y odwet, konieczny jej
zdaniem. Czasami my�la�a, �e
je�li kto� j� zapami�ta, to
w�a�nie za te lodowate
spojrzenia.
- Nieraz chwalono mnie, �e
wyra�am si� jasno - powiedzia�a.
- Ale nie dajesz mi doj�� do
s�owa. Nie chcesz us�ysze�
dobrej nowiny?
- Chc�, oczywi�cie. Tylko �e
ju� si� domy�li�am. Zdecydowa�a�
si� przej�� na diet�, tak? To
naprawd� dobra nowina.
- Cholera! - zakl�a Emma. -
Nie posz�am do doktora
Ratchforda w sprawie diety.
Wcale nie chc� si� odchudza�.
Posz�am dowiedzie� si�, czy
jestem w ci��y, i wygl�da na to,
�e jestem. Od godziny usi�uj� ci
to powiedzie�.
- Co?! - zach�ysn�a si�
Aurora patrz�c na Emm�. Pi�a
akurat herbat� i nie zd��y�a jej
prze�kn��. U�miechni�ta c�rka
wym�wi�a s�owo "ci��a". - Emma!
- krzykn�a, kiedy ju� przesta�a
si� krztusi�. �ycie zn�w
wymierza�o cios i to w chwili,
gdy zacz�o si� uk�ada�. Aurora
zerwa�a si� jak uk�uta szpilk�,
ale opad�a ci�ko z powrotem,
t�uk�c spodek. Szklanka sturla�a
si� i jak dziecinny b�k wirowa�a
po nie pokrytej dywanem
pod�odze.
- Nie jeste�! - szlocha�a
Aurora.
- S�dz�, �e jestem -
powiedzia�a Emma. - Co ci si�
sta�o?
- O Bo�e! - j�kn�a Aurora
uciskaj�c obiema r�kami �o��dek.
- Co si� sta�o, mamu�? -
dopytywa�a si� Emma, gdy� matka
rzeczywi�cie sprawia�a wra�enie
chorej.
- Nic, nic, chyba zakrztusi�am
si� herbat� - wyja�ni�a Aurora.
Krew uderzy�a jej do g�owy, z
trudem �apa�a powietrze.
- To cudowna nowina, kochanie
- powiedzia�a wreszcie. Czu�a
si� okropnie. By� to szok,
niesprawiedliwo��, na kt�r� nie
zas�u�y�a. W g�owie Aurory
narasta� zam�t. Zawsze walczy�a
o jaki� �ad, a jednak na ka�dym
kroku spotyka�a j�
niesprawiedliwo��.
- O Bo�e - westchn�a i
gwa�townym ruchem wr�ci�a do
pozycji siedz�cej. W�osy,
zazwyczaj mniej lub bardziej
starannie zebrane w w�ze�,
rozsypa�y si�, rozpi�a
ko�nierzyk, �eby swobodniej
oddycha�.
- Uspok�j si�, mamo, po prostu
jestem w ci��y! - krzykn�a
Emma, w�ciek�a, �e matka nie
panuje nad nerwami mimo tylu
sasafrasowych cukierk�w.
- W ci��y! Po prostu! -
zaskoczenie Aurory przerodzi�o
si� nagle w furi�. - Ty, ty...
bezmy�lna...
Ale j�zyk odm�wi� jej
pos�usze�stwa i ku irytacji Emmy
zacz�a grzbietem d�oni uderza�
si� w czo�o. Aurora wychowa�a
si� w epoce teatr�w amatorskich
i zgromadzi�a spory zapas
tragicznych gest�w. Klepa�a si�
zatem energicznie w czo�o, jak
zwykle, gdy by�a bardzo
zdenerwowana, krzywi�c si� z
b�lu przy ka�dym klepni�ciu.
- Przesta�! - wrzasn�a Emma
wstaj�c. - Wiesz, �e tego
nienawidz�.
- A ja nienawidz� ciebie -
odparowa�a Aurora trac�c resztki
rozs�dku. - Nie jeste� dobr�
c�rk�. Nigdy ni� nie by�a�,
nigdy!
- C� ja takiego zrobi�am? -
rozp�aka�a si� Emma. - Dlaczego
nie mog� mie� dziecka? Jestem
m�atk�!
- Aurora podnios�a si� z
wysi�kiem i stan�a naprzeciw
c�rki. P�on�a ch�ci� okazania
jej pogardy, jakiej tamta
dotychczas nie odczu�a. -
Nazywaj to sobie ma��e�stwem -
sykn�a. - Dla mnie to brud i
ub�stwo.
- Nic na to nie poradzimy -
o�wiadczy�a Emma. - Na nic
wi�cej nas nie sta�.
Wargi Aurory zacz�y dr�e�.
Pogarda ulotni�a si�, wszystko
si� ulotni�o. - Emmo, nie o to
chodzi. NIe powinna�... Chodzi o
co� zupe�nie innego - Aurora
by�a bliska �ez.
- O co? - spyta�a Emma. -
Powiedz mi. Bo ja nie wiem.
- O mnie! - krzykn�a Aurora
ostatkiem furii. - Nie
rozumiesz? Moje �ycie jest
nieustabilizowane. Moje!
Emma skrzywi�a si� jak zawsze,
kiedy matka krzycza�a �wiatu o
sobie i swoim �yciu. "Ja, ja,
ja" - d�wi�k prymitywny jak
odg�os uderze�. Ale kiedy
matczyny podbr�dek zacz�� si�
trz���, a furia rozp�yn�a si�
we �zach, zacz�a rozumie� i
obj�a matk�.
- Kto mnie teraz zechce? -
p�aka�a Aurora. - Kt�ry
m�czyzna zechce o�eni� si� z
babk�? Gdyby� zaczeka�a, p�ki
sobie kogo� nie znajd�.
- Przesta�, mamu� kochana -
powiedzia�a Emma i sama zacz�a
p�aka�, ale tylko ze strachu, �e
si� roze�mieje. Jedynie matka
doprowadza�a j� do nag�ych
wybuch�w �miechu i to zawsze w
nieodpowiednich momentach.
Wiedzia�a, �e w�a�nie ona, a nie
matka, powinna odczuwa� gniew
czy b�l i zapewne dozna�aby ich,
gdyby zd��y�a zebra� my�li.
Matka natomiast nigdy nie
musia�a si� namy�la�. Wpada�a w
gniew lub do�wiadcza�a b�lu od
razu, bez zastanowienia, i
prze�ywa�a je w czystej postaci,
w spos�b, na jaki Emma nigdy nie
potrafi�a si� zdoby�. Zawsze tak
by�o.
Emma spasowa�a. Znowu
pogodzi�a si� z przegran�.
Otar�a oczy dok�adnie w chwili,
w kt�rej matka zala�a si� �zami.
Ca�a ta k��tnia by�a �mieszna,
ale nie to by�o wa�ne. Wyraz
twarzy matki - przekonanie o
ca�kowitej kl�sce - by� a� nadto
szczery. M�g� by� przelotny, nie
trwa� nawet pi�ciu minut, ale
kiedy si� zjawia�, Emma nie
mia�a w�tpliwo�ci, �e ogl�da
najbardziej bezradn�,
naj�a�o�niejsz� ludzk� twarz,
jak� ktokolwiek kiedykolwiek
ogl�da�. Ka�dy, kto akurat by� w
pobli�u i spojrza� na t�
bledn�c� z rozpaczy twarz,
spieszy� z pociech�. Ka�dy
mobilizowa� zapasy serdeczno�ci,
nikt bowiem, a szczeg�lnie Emma,
nie m�g� znie�� tego wyrazu,
kt�ry zmywa�a jedynie mi�o��.
Zatem c�rka zdoby�a si�
natychmiast na czu�e s��wka, a
matka, jak zwykle, usi�owa�a j�
odepchn��.
- Odejd� - m�wi�a Aurora. -
P�ody, taak... - rozkaszla�a
si�. Odzyska�a zdolno�� ruchu i
biega�a po pokoju wymachuj�c
r�kami, jakby op�dza�a si� od
chmary male�kich, skrzydlatych,
podobnych do nietoperzy
embrion�w. Nie wiedzia�a, w czym
tkwi z�o, wiedzia�a tylko, �e
dokonano zamachu na jej �ycie.
- Strac� wszystkich
konkurent�w! - krzykn�a w
ostatnim porywie buntu.
- Cii, mamo, cicho, nie b�dzie
tak �le - raz zacz�wszy, Emma
nie mog�a przesta�.
Kiedy wprowadzi�a matk�
wreszcie do sypialni, Aurora
zrobi�a jedyn� rzecz, jaka jej
pozosta�a: bez si� rzuci�a si�
na ��ko, a razem z ni�
zwiotcza�a i opad�a jak �agiel
jej r�owa suknia. Szlocha�a
gwa�townie przez pi�� minut, w
ci�gu nast�pnych pi�ciu z
lepszym lub gorszym skutkiem
pr�bowa�a si� opanowa�, c�rka
za�, siedz�c na brzegu ��ka,
g�aska�a j� po plecach i
powtarza�a, jak� wspania��,
kochan� istot� jest Aurora.
- No i nie wstyd ci? -
zapyta�a, gdy matka przesta�a
wreszcie p�aka� i ods�oni�a
twarz.
- Wcale a wcale - rzek�a pani
Greenway odgarniaj�c w�osy. -
Podaj mi lusterko.
2
Emma spe�ni�a polecenie,
Aurora usiad�a za� i ch�odnym,
oboj�tnym okiem zbada�a
spustoszenia na swojej twarzy.
Bez s�owa wsta�a i posz�a do
�azienki; da� si� s�ysze� szum
wody. Kiedy wr�ci�a z r�cznikiem
na ramionach, Emma sko�czy�a
w�a�nie segregowanie bielizny.
Nie wypuszczaj�c z d�oni
lusterka Aurora zn�w usadowi�a
si� na kanapie. Zdarza�y si�
momenty za�ama�, ale obecnie
wygl�da�a z powrotem tak, jak
jej zdaniem powinna wygl�da�,
raz czy dwa spojrza�a wi�c na
siebie w zadumie, po czym
skierowa�a wzrok na c�rk�. W
gruncie rzeczy wstydzi�a si�
swego wybuchu. Ca�e �ycie by�a
impulsywna, co sta�o w wyra�nej
sprzeczno�ci z tym, co sama o
sobie my�la�a: �e mianowicie
jest kobiet� rozs�dn�. Zwa�ywszy
przyczyn�, ten wybuch -
przynajmniej w stadium
pocz�tkowym, by� jej
zdecydowanie niegodny. Nie
zamierza�a jednak przeprasza�, w
ka�dym razie do czasu, dop�ki
starannie nie przemy�li sprawy,
zreszt� c�rka siedz�ca teraz
cicho obok porz�dnie posk�adanej
bielizny nie oczekiwa�a
przeprosin.
- C�, moja kochana, musz�
stwierdzi�, �e zachowujesz si�
do�� lekkomy�lnie - odezwa�a si�
Aurora. - Ale takie s� czasy i
chyba powinnam by�a si� tego
spodziewa�.
- Mamo, to naprawd� nie ma nic
wsp�lnego z czasami -
powiedzia�a Emma. - Ty r�wnie�
zasz�a� w ci���.
- Nie�wiadomie - odparowa�a
Aurora. - I bez niestosownego
po�piechu. Masz zaledwie
dwadzie�cia dwa lata.
- Och, nie zaczynajmy od nowa
- uci�a Emma. - Nie b�j si�,
nie stracisz konkurent�w.
Aurora jeszcze raz przybra�a
wyraz roztargnienia i
oboj�tno�ci.
- Doprawdy nie wiem, dlaczego
si� tym przej�am - powiedzia�a.
- Wszyscy oni nie dorastaj� mi
do pi�t. W og�le nie mam
poj�cia, czemu si� rozp�aka�am.
Mo�e skutkiem szoku poczu�am si�
zazdrosna. Bo sama zawsze
chcia�am mie� wi�cej dzieci. Czy
Thomas przyjdzie nied�ugo?
- Prosi�am ci�, �eby� nazywa�a
go Flapem - przypomnia�a Emma. -
On nie lubi imienia Thomas.
- A ja nie lubi� przezwisk,
nawet sympatycznych - odpar�a
Aurora. - Nawet
sympatyczniejszych ni� to, kt�re
nada�a� memu zi�ciowi i kt�re
mnie kojarzy si� z klapsem. Mimo
to przepraszam.
Emma znowu spasowa�a. -
Powinien tu by� lada chwila -
wyja�ni�a matce.
- Nie b�dzie si� pewnie
spieszy� - zauwa�y�a Aurora. -
Tyle razy si� sp�nia�, kiedy
byli�cie zar�czeni.
Podnios�a si� i si�gn�a po
torebk�. - Wychodz� - oznajmi�a.
- Nie masz chyba nic przeciwko
temu. Gdzie s� moje pantofle?
- Pantofle? - zdziwi�a si�
Emma. - Przysz�a� tu boso.
- Zdumiewaj�ce - stwierdzi�a
Aurora. - Widocznie kto� mi je
ukrad� prosto z n�g. Nie nale��
do os�b, kt�re wychodz� z domu
bez pantofli.
- Ale� zawsze tak robisz. -
Emma u�miechn�a si�. - Masz
siedemdziesi�t pi�� par but�w,
tylko �e wszystkie s�
niewygodne.
Aurora nie zni�y�a si� do
odpowiedzi. Jej odej�cia,
podobnie jak jej nastroje, by�y
nieprzewidziane i zawsze nag�e.
Emma wsta�a i zesz�a za matk� po
schodach a� na podjazd. Spad�
letni deszcz i trawa, i kwiaty
by�y jeszcze mokre. Trawniki po
obu stronach ulicy l�ni�y
zieleni�.
- Zatem, Emmo - odezwa�a si�
Aurora - skoro zamierzasz si� ze
mn� sprzecza�, najlepiej zrobi�
wychodz�c. Pok��ci�yby�my si� na
pewno. Przypuszczalnie
znajdziesz moje pantofle, ledwie
znikn� ci z oczu.
- Dlaczego nie poszuka�a� ich
sama, je�eli jeste� przekonana,
�e s� tutaj? - spyta�a Emma.
Aurora uda�a g�uch�. Jej
siedmioletni czarny cadillac
zaparkowany by� jak zwykle kilka
jard�w od kraw�nika, ca�e �ycie
dba�a bowiem o opony. Ze wzgl�du
na sw�j wiek samoch�d zas�ugiwa�
ju� w jej oczach na miano
cennego zabytku, tote� zawsze
nim do niego wsiad�a,
zatrzymywa�a si� na moment, by z
zachwytem przyjrze� si� jego
pi�knym liniom. Emma obesz�a
samoch�d i sta�a patrz�c na
matk�, kt�rej kszta�ty tak�e
by�y ju� poniek�d klasyczne.
West Main Street w Houston nie
by�a ulic� ruchliw�, dzi�ki
czemu nic nie zak��ci�o tej
niemej kontemplacji.
Aurora wsiad�a, poprawi�a
fotel, kt�ry nigdy, zdaje si�,
nie by� odpowiednio ustawiony, i
zr�cznie w�o�y�a kluczyk do
stacyjki - rzecz, kt�rej tylko
ona potrafi�a dokona�.
Okoliczno�ci zmusi�y j� przed
laty do otworzenia tym
kluczykiem drzwiczek, i od
tamtego czasu by� on lekko
wygi�ty. Dzi� zdeformowana by�a
mo�e i stacyjka - tak czy owak
Aurora wierzy�a �wi�cie, �e
w�a�nie to wygi�cie kluczyka
wielokrotnie uchroni�o samoch�d
przed kradzie��.
Wyjrza�a przez okno i
zobaczy�a Emm� stoj�c� spokojnie
na ulicy i jakby na co�
czekaj�c�. Aurora zapragn�a
okaza� si� bezlitosna. Jej zi��
by� m�odym cz�owiekiem nie
rokuj�cym �adnych nadziei i
odk�d go zna�a, czyli od dw�ch
lat, nie nabra� ani og�ady, ani
szacunku dla jej c�rki. Emma
by�a za biedna i za gruba i
wygl�da�a okropnie w tych jego
koszulkach, kt�rych - gdyby
lepiej traktowa� �on� -
zabroni�by jej nosi�. W�osy
nigdy nie by�y jej ozdob�, teraz
za� zwisa�y po prostu w
str�kach. Aurora zapragn�a by�
bardzo bezlitosna. Ale najpierw
w�o�y�a okulary przeciws�oneczne
i dopiero potem przem�wi�a.
- Niepotrzebnie tu sterczysz,
Emmo, oczekuj�c gratulacji. Nie
pyta�a� mnie przecie� o rad�.
Jak sobie po�cieli�a�, tak si�
wy�pisz. Nie masz ju� wyboru.
Nawiasem m�wi�c, jeste� zbyt
uparta, �eby by� matk�. Gdyby�
okazywa�a mi troch� wi�cej
zaufania, powiedzia�abym ci to
wcze�niej. Ale ty - nie, nie
zaufa�a� mi i nie zwierzy�a� si�
ani razu. Nie macie nawet
odpowiedniego mieszkania. To
wasze lokum to po prostu strych
nad gara�em. Niemowl�ta maj�
k�opoty z oddychaniem nawet
wtedy, kiedy nie musz� mieszka�
w�r�d spalin. Tobie zreszt�
spaliny te� nie wychodz� na
zdrowie. Dzieci nigdy nie my�l�
o takich sprawach. Pami�taj, �e
wci�� jestem twoj� matk�.
- Pami�tam, mamo - odrzek�a
Emma robi�c krok w kierunku
samochodu. Ku zdziwieniu Aurory
nie oburzy�a si�, nie zacz�a
si� broni�. Stan�a jedynie przy
samochodzie, w tej okropnej
koszulce, wygl�daj�c - po raz
pierwszy od lat - na dobr�,
pos�uszn� c�rk�. Patrzy�a na
Auror� pogodnie, tak jak powinna
patrze� c�rka, i Aurora
spostrzeg�a nagle co�, o czym
zawsze zapomina�a - �e jej
dziecko ma najpi�kniejsze na
�wiecie, zielone, �wietliste
oczy. By�y to oczy babki Emmy, a
matki Aurory, Amelii Starrett,
urodzonej w Bostonie. I by�a
taka m�oda, ta Emma.
Strach ogarn�� Auror� na my�l,
�e w�adza wymyka si� jej z r�k.
Serce jej zatrzepota�o, poczu�a
si� bardzo samotna. Nie mia�a
ju� ch�ci nikomu dokucza�, mia�a
po prostu wra�enie, �e co�, nie
wiedzie� co, znika, �e nic nie
jest pewne, �e si� postarza�a,
�e nie panuje nad �yciem i
rozwojem wypadk�w. Nie potrafi�a
przewidzie�, czym si� to
wszystko sko�czy. W trwodze
rozpostar�a ramiona i obj�a
c�rk�. Przez kr�tk� chwil�
istnia� tylko policzek, kt�ry
ca�owa�a, i dziewczyna, kt�ra
si� do niej tuli�a. A potem
nagle serce Aurory uspokoi�o si�
i zauwa�y�a - nie bez zdziwienia
- �e wci�ga Emm� przez okno do
samochodu.
- Och, och - poj�kiwa�a Emma.
- Co si� sta�o? - zapyta�a
Aurora zwalniaj�c u�cisk.
- Nic - odpar�a Emma. -
Waln�am tylko g�ow� w samoch�d.
- Powinna� bardziej uwa�a� -
skarci�a j� Aurora. Nie
pami�ta�a, by kiedykolwiek
straci�a tak szybko godno��, i
zastanawia�a si� gor�czkowo, jak
j� odzyska�. Wypada�oby
natychmiast odjecha�, tak, ale
szok, czy cokolwiek to by�o,
sprawi�, �e wci�� dr�a�a. Nie
by�a zdolna do naci�ni�cia
peda�u gazu. Nawet b�d�c w
szczytowej formie zapomina�a
czasami, do czego s�u��
poszczeg�lne peda�y, i
roztr�ca�a samochody, kt�re
zaje�d�a�y jej drog�. Ile�
nas�ucha�a si� wtedy wyzwisk!
Poza tym nie by�a to w�a�ciwa
chwila do odjazdu. Mimo paniki
pojmowa�a, �e to c�rka jest
g�r�, i nie zamierza�a si�
podda�. Ustawi�a boczne lusterko
tak, �eby si� w nim przejrze�, i
czeka�a cierpliwie, a� jej rysy
zn�w si� wyg�adz�. Ten dzie� z
pewno�ci� nie mia� nale�e� do
udanych.
Emma obserwowa�a matk�
rozcieraj�c guz na g�owie.
Wygra�a - du�o czy tylko troch�,
widzia�a jednak po minie matki,
�e nie�atwo b�dzie utrzyma� t�
pozycj�.
- Nie musisz na razie
informowa� swoich przyjaci�,
wiesz przecie� - odezwa�a si�. -
Zreszt� i tak rzadko pozwalasz
mi ich widywa�. Moje dziecko
mog�oby ju� by� w podstaw�wce,
nim zacz�liby co� podejrzewa�.
- Czy�by? - mrukn�a Aurora
przyczesuj�c w�osy. - Po
pierwsze, dziecko, je�li ju� ma
by�, b�dzie prawie na pewno
dziewczynk�. To ju� w naszej
rodzinie tradycja. Po drugie,
nie chodzi o moich przyjaci�,
tylko o konkurent�w, i by�abym
wdzi�czna, gdyby� tak ich
nazywa�a, skoro musisz o nich
m�wi�.
- Jak sobie �yczysz - zgodzi�a
si� Emma.
Aurora mia�a wspania�e, bujne,
rudawobr�zowe w�osy, kt�rych
c�rka zawsze jej zazdro�ci�a.
Sczesywa�a je uparcie na lew�
stron� i by�o jej z tym do
twarzy. Wkr�tce wi�c zn�w �adnie
wygl�da�a. Wbrew wszystkiemu
zachowywa�a �adny wygl�d, a
wygl�d by� wielk� pociech�.
Uderzy�a brzegiem grzebienia w
kierownic�.
- Widzisz, m�wi�am ci, �e
Thomas si� sp�ni - przypomnia�a
Emmie. - Nie mog� d�u�ej czeka�.
Je�li si� nie pospiesz�, strac�
m�j show.
Unios�a o kilka cali podbr�dek
i obdarzy�a c�rk� lekko
z�o�liwym u�miechem. - Co do
ciebie... - urwa�a.
- Co do mnie - nawi�za�a
c�rka.
- Nic, nic - powiedzia�a
Aurora. - Pi�kna nowina. Szkoda
s��w. Ale na pewno jako� sobie
poradz�.
- Nie pr�buj mnie obwinia� -
naje�y�a si� Emma. - Mam swoje
prawa, a ty nie jeste�
m�czennic�. Nie r�b z siebie
ofiary prowadzonej na stos.
Aurora zignorowa�a t� uwag�;
na og� ignorowa�a b�yskotliwe
uwagi tego rodzaju.
- Bez w�tpienia jako� sobie
poradz� - powt�rzy�a tonem,
kt�ry mia� oznacza�, �e czuje
si� zwolniona z wszelkiej
odpowiedzialno�ci za w�asn�
przysz�o��. Na moment si�
rozpogodzi�a, ale chcia�a, aby
zrozumiano wyra�nie, �e je�li w
tej resztce �ycia, kt�ra jeszcze
jej pozosta�a, spotka j� jaka�
krzywda, wina za to spadnie na
cudze barki.
Aby unikn�� k��tni, zapu�ci�a
silnik. - C�, moja droga,
przynajmniej zmusi ci� to do
przej�cia na diet� - rzek�a. -
B�agam, wy�wiadcz mi t� �ask� i
zr�b co� z w�osami. Mo�e
powinna� je ufarbowa�. Szczerze
m�wi�c, Emmo, s�dz�, �e
wygl�da�aby� �adniej, gdyby�
by�a �ysa.
- Daj mi spok�j -
odpowiedzia�a Emma. - Przesta�am
przejmowa� si� w�osami.
- Ot� to! - podchwyci�a
Aurora. - W tym sedno, �e
przesta�a� przejmowa� si�
czymkolwiek. Zrezygnowa�a� ze
zbyt wielu rzeczy. Te �a�osne
�achy, w kt�re si� stroisz,
k�uj� mnie w oczy. Ja nigdy nie
pozwala�am sobie rezygnowa�,
zawsze protestowa�am przeciw
temu, co mi si� nie podoba�o. W
twoim �yciu nie widz� nic, z
czego mo�na by si� cieszy�.
Musisz to zmieni�.
- Przypuszczam, �e wszystko
zmieni si� samo - odpar�a Emma.
- Powiedz swemu m�owi, �e
m�g�by przyjecha� wcze�niej. Ja
zmykam. Moje shows nie b�d�
czeka�. �ebym tylko nie wpad�a
na jakiego� policjanta...
- Dlaczego?
- Patrz� na mnie krzywo -
wyja�ni�a Aurora. - Doprawdy nie
wiem, sk�d si� to bierze.
�adnemu nie zrobi�am nic z�ego,
nigdy.
Z satysfakcj� spojrza�a
jeszcze raz na swoj� fryzur� i
ustawi�a lusterko w mniej wi�cej
prawid�owej pozycji.
- Piel�gnujesz ten niby
niedba�y wygl�d - zauwa�y�a
Emma.
- Jeszcze jak! No, bywaj.
Zatrzyma�a� mnie za d�ugo.
Aurora machn�a c�rce r�k� i
ruszy�a badaj�c wzrokiem ulic�.
Droga by�a w zasadzie wolna,
przeje�d�a� tylko jaki� ma�y,
zielony, zagraniczny samoch�d.
Gdyby g�o�niej zatr�bi�a,
zjecha�by pewnie na bok. Takie
samochody w og�le powinny
je�dzi� poboczem - bo i bez nich
dla ameryka�skich samochod�w
brakowa�o miejsca.
- Do widzenia, mamo, przyjed�
znowu - powiedzia�a Emma, aby
formom sta�o si� zado��.
Aurora nie dos�ysza�a.
W�adczym gestem uj�a kierownic�
i nacisn�a stop� w�a�ciwy
peda�. "Dzielna Aurora" -
westchn�a czule na odjezdnym.
3
Emma us�ysza�a to westchnienie
i u�miechn�a si�. "Dzielna
Aurora" - matka um�wi�a tak
tylko wtedy, gdy uwa�a�a, �e
samotna i doskona�a staje
przeciwko �wiatu.
Nagle podskoczy�a. Matka
zacz�a tr�bi� na volkswagena, a
cadillac ma bardzo g�o�ny
klakson. D�wi�k ten ka�demu
kojarzy� si� natychmiast z
jakim� straszliwym wypadkiem.
Wobec takiego tr�bienia ma�y
zielony samoch�d nie mia� szans
- cadillac zmi�t� go z drogi
niczym transatlantyk kruch�
��deczk�. Kierowca w
przekonaniu, �e kto� uleg�
katastrofie, nawet nie odtr�bi�
wracaj�c na jezdni�.
�eby zas�oni� uda, Emma
�ci�gn�a m�owsk� koszulk�
najni�ej jak si� da�o. Z ga��zi
drzew nad g�ow� Emmy ci�gle
kapa�y krople letniego deszczu i
spada�y na jej piersi - chocia�
co to by�y za piersi? M�owska
koszulka rzeczywi�cie
podkre�la�a braki figury Emmy,
matka mia�a troch� racji.
Wizyta, jak zwykle, nastawi�a
Emm� wrogo nie tylko do matki,
lecz r�wnie� do m�a i samej
siebie. Flap powinien by� tutaj
by�, �eby broni� siebie, jej
albo ich obojga. Matka nie
przypu�ci�a ataku, wykorzysta�a
jedynie sw�j osobliwy, subtelny
talent dostrzegania z�a w
ka�dym, tylko nie w sobie. Nigdy
nie przynosi�a pokoju,
przeciwnie, po jej odej�ciu
cz�owiek czu� si� jaki�
pomniejszony. Najbardziej
niedorzeczne uwagi matki
zawisa�y w powietrzu i atmosfera
stawa�a si� ci�ka. By�y
obra�liwe, nieproszone, ale Emma
d�ugo nie mog�a o nich
zapomnie�. W�osy, dieta,
m�owska koszulka, Flap i ona -
bez wzgl�du na to, co z m�ciw�
zapalczywo�ci� m�wi�a matka,
Emma zawsze si� dziwi�a, �e
pozwoli�a Aurorze uj�� z �yciem.
Flap w gruncie rzeczy, nawet gdy
by� obecny, nie na wiele si�
przydawa�. Tak ba� si� utraty
tej odrobiny �yczliwo�ci pani
Gree�nway, �e nie podejmowa�
walki.
Dwie minuty p�niej, kiedy
Emma wci�� sta�a na podje�dzie,
jeszcze oszo�omiona i troch�
rozczarowana sob�, a na my�l
przychodzi�y jej dowcipne
riposty, kt�rymi mog�aby ugodzi�
matk�, nadjecha� Flap z ojcem.
Ojciec Flapa nazywa� si� Cecil
Horton. Zobaczywszy synow�,
zakr�ci� i wyhamowa� swego
czy�ciutkiego, niebieskiego
plymoutha tu� obok niej, tak
blisko, �e m�g� u�cisn�� jej
r�k� bez wysiadania z samochodu.
- Cze��, skarbie - powiedzia�,
u�miechaj�c si� szeroko. Cecil
by� cz�owiekiem lat
czterdziestych i "skarb" nale�a�
do jego sta�ego repertuaru. Emma
nienawidzia�a tego s�owa i
wypatrywa�a dnia, kiedy Cecil
si� zapomni i odezwie tak do jej
matki. Dra�ni� j� r�wnie� jego
u�miech, automatyczny i
zdawkowy. Cecil u�miechn��by si�
szeroko, nawet gdyby wita� si� z
hydrantem.
- Cze�� - odrzek�a. - Kupi�e�
��dk�?
Cecil nie dos�ysza� pytania.
Ci�gle u�miecha� si� do Emmy.
Siwiej�ce w�osy mia� g�adko
przylizane. Dobiega� dopiero
sze��dziesi�tki, ale ju� troch�
og�uch�; w rzeczywisto�ci
wyrzek� si� nadziei, �e us�yszy
wszystko, co si� do niego powie.
Kiedy zwraca� si� do� kto�, kogo
na sw�j spos�b lubi�, u�miecha�
si� nieco d�u�ej i, je�li
sytuacja na to pozwala�a, dla
okazania sympatii klepa� dan�
osob� po ramieniu lub �ciska�
jej r�k�.
Emma nie bardzo wiedzia�a, czy
wierzy� w jego sympati�, skoro
za t� sympati� nie sz�o
prawdziwe zainteresowanie. By�a
przekonana, �e mog�aby sta� na
podje�dzie brocz�c krwi�, z
obiema r�kami amputowanymi do
�okci, a Cecil nadal mamrota�by
swoje "Cze��, skarbie",
u�miecha� si� szeroko i mi�tosi�
kikut. Matka nie znosi�a Cecila
i na sam� wzmiank� o nim
wychodzi�a. "Nie k��� si� ze
mn�. Kiedy si� o kim� m�wi,
wywo�uje si� wilka z lasu" -
stwierdza�a, ruszaj�c do drzwi.
Kilka minut p�niej, gdy Cecil
i plymouth znikn�li, oni za�
zostali sami na podje�dzie, Emma
w przyp�ywie irytacji
postanowi�a nie przemilcza� tej
sprawy.
- Min�y dwa lata, a tw�j
ojciec nigdy si� mn� naprawd�
nie zainteresowa� - powiedzia�a.
- Nie tylko tob� - odpar�
Flap. - Tato nikim si� zbytnio
nie interesuje.
- Z wyj�tkiem ciebie - nie
ust�powa�a Emma. - Ty obchodzisz
go a� zanadto. Odgaduj�, kiedy
my�li, �e z mojej winy brak ci
czego�, co wed�ug niego
powiniene� mie�, na przyk�ad
czystej koszuli. Sam mi to
m�wi�e�.
- Przesta� mi dokucza� -
poprosi� Flap. - Jestem
zm�czony.
I wygl�da� na zm�czonego. Mia�
d�ugi nos, d�ug� szcz�k� i usta,
kt�rych k�ciki opada�y, kiedy
znajdowa� si� w depresji, co
zdarza�o si� cz�sto. Jak na
ironi� w�a�nie fakt, �e tak
cz�sto i ca�� dusz� pogr��a� si�
w depresji, zafrapowa� Emm�.
Zakocha�a si� we Flapie od
pierwszego wejrzenia, w nim i w
jego d�ugiej szcz�ce. Depresyjne
stany Flapa wydawa�y si�
wzruszaj�ce i jakby poetyczne, w
ci�gu zaledwie dw�ch dni Emma
nabra�a pewno�ci, �e Flap jej
potrzebuje. Up�yn�y dwa lata i
wci�� mia�a powody, �eby �ywi�
t� pewno��, cho� nie da si�
zaprzeczy�, �e Flap nie
zachowywa� si� ca�kiem tak, jak
oczekiwa�a. Oczywi�cie by�a
kobiet�, jakiej potrzebowa�, ale
dziewi�� na dziesi�� dni tkwi� w
depresji. Czas zmusi� Emm�, by
przyzna�a sama przed sob�, �e
stany depresyjne Flapa wcale nie
s� czym�, co niebawem przeminie,
i pocz�a zastanawia� si�,
dlaczego tak jest. Podobne
pytanie zadawa�a Flapowi. Pod
tym wzgl�dem kropka w kropk�
by�a nieodrodn� c�rk� Aurory
Greenway.
- Nie masz powod�w do
zm�czenia - o�wiadczy�a. -
Pomaga�e� tylko ojcu przy
wyborze ��dki. A ja zrobi�am
pranie i stoczy�am walk� z
matk�. I wcale nie jestem
zm�czona.
Flap skorzysta� z okazji i
zmieniaj�c temat spyta�:
- Po co matka tu przysz�a?
- G�upie pytanie - odpar�a
Emma. - Czemu pytasz?
- Nie wiem - powiedzia� Flap.
- Nie by�a� zbyt uprzejma dla
taty. Napi�bym si� piwa.
Poszed� do sypialni, Emma za�
zachowa�a spok�j i nala�a mu
piwa. Jego dra�liwo�� w sprawach
dotycz�cych ojca nie
wyprowadza�a jej z r�wnowagi -
ci dwaj zawsze byli ze sob�
bardzo blisko, ona by�a
intruzem, kt�ry zak��ci� ich
wzajemne stosunki, a Flap nie
nauczy� si� traktowa� tego
lekko. I to wszystko. Zdarza�o
si�, �e by�o mu z ni� dobrze,
ona za� przyj�a za�o�enie, �e
czasami bywa mu te� dobrze z
ojcem. Jednak�e ani razu nie
by�o im dotychczas dobrze we
troje.
Mimo to Cecil, cho�by
najbardziej si� stara�, nie m�g�
sprawi� Emmie bodaj jednej
dziesi�tej tych przykro�ci,
jakie jej matka sprawia�a
Flapowi bez specjalnych
zabieg�w.
Kiedy przynios�a piwo, Flap
le�a� wyci�gni�ty na ��ku i
czyta� Wordswortha.
- Co mam zrobi�, �eby�
przesta� czyta� i raczy� ze mn�
porozmawia�? - zapyta�a.
- Czytam w�a�nie Wordswortha -
odpowiedzia�. - Nie cierpi� go,
ale chyba nic mnie nie
powstrzyma. Powinna� o tym
wiedzie�. Mo�e jaki� smakowity
zapach z kuchni...
- Trudny z ciebie facet -
stwierdzi�a Emma.
- Nie, tylko samolub - odpar�
pogodnie Flap. Zamkn�� ksi��k� i
spojrza� serdecznie na �on�.
Mia� piwne oczy, kt�re potrafi�y
patrze� r�wnocze�nie serdecznie
i oboj�tnie. Tym razem obdarzy�
Emm� spojrzeniem najmilszym z
najmilszych, takim, jakiemu
nigdy nie mog�a si� oprze� -
podbija� j� zreszt� najmniejszy
objaw serdeczno�ci. Usiad�a na
��ku i wzi�a Flapa za r�k�.
- Czy powiedzia�a� matce, �e
jeste� w ci��y? - zapyta�.
- Powiedzia�am. Mia�a atak -
Emma wda�a si� w szczeg�owy
opis.
- Dziwna kobieta - westchn��
Flap. Podni�s� si� gwa�townie,
wci�gn�� zapach piwa i morskiej
wody, i poczu� pie�ci� �on�.
Jego pieszczoty zawsze
rozpoczyna�y si� znienacka. W
przeci�gu pi�ciu minut Emma
straci�a nie tylko przytomno��,
ale i oddech, o co zdaje si�,
chodzi�o Flapowi.
- Co ci� napad�o? - spyta�a,
usi�uj�c przynajmniej cz�ciowo
si� rozebra�. - Zawsze
zachowujesz si� tak, jakby� nie
chcia�, �ebym zd��y�a o tym
pomy�le�. Nie wysz�abym za
ciebie, gdybym nie mia�a ochoty
o tym my�le�.
- A po co my�le�? Kt�re� z nas
mog�oby si� znudzi�, gdyby
my�la�o za du�o - wyja�ni� Flap.
Ot� by�a to jedyna rzecz,
kt�r� robi� szybko. Wszystkie
inne zajmowa�y mu godziny.
Och�on�wszy, Emma zastanawia�a
si� niekiedy, czy nie da�oby si�
tego odwr�ci�, nak�oni� Flapa,
�eby kocha� si� powoli, a
pracowa� pr�dko. Ale gdy
przychodzi�o co do czego, zawsze
sk�ada�a bro�. W ka�dym razie
kiedy potem usiad�, �eby zdj��
buty, wygl�da� jak cz�owiek
naprawd� szcz�liwy. Zdawa�o
si�, �e rumieniec podniecenia
pali mu twarz d�u�ej ni�
kiedykolwiek, co doda�o Emmie
otuchy.
- Widzisz, dzi�ki moim metodom
�adne z nas si� nie nudzi -
rzuci� przez rami�, id�c do
�azienki.
- Taranujesz mnie gorzej ni�
ci�ar�wka - odpowiedzia�a Emma.
- My�lenie czy nuda maj� z tym
ma�o wsp�lnego.
Ko�czy�a si� rozbiera� jak
zwykle po fakcie i le�a�a z
g�ow� opart� na dw�ch
poduszkach, patrz�c na swoje
stopy i obliczaj�c, za ile
miesi�cy jej brzuch uro�nie tak,
�e zas�oni widok st�p. Mimo
upa�u najbardziej lubi�a te
godziny p�nego popo�udnia.
W�asny pot och�odzi� j� na
chwil�, a d�ugi, padaj�cy
uko�nie promie� s�o�ca igra�
akurat tam, gdzie powinna mie�
majtki. Wr�ci� Flap i wyci�gn��
si� na brzuchu zabieraj�c si�
zn�w do lektury, skutkiem czego
poczu�a si� troch� tak, jakby j�
opu�ci�. Zarzuci�a nog� na
Flapa.
- Chcia�abym, �eby�
interesowa� si� mn� nieco d�u�ej
- powiedzia�a. - Dlaczego
czytasz Wordshwortha, skoro go
nie lubisz?
- Kiedy nie jestem podniecony
seksualnie, czyta mi si� go do��
dobrze - odpar� Flap.
- Mama nie jest zupe�nie
zwariowana - m�wi�a Emma. Cia�o
Emmy zosta�o od��czone od duszy,
ale to ju� si� sko�czy�o, dusza
zapragn�a powrotu i
konwersacji, kt�r� zaczyna�a w
momencie roz��ki.
- Wi�c jaka jest? - spyta�
Flap.
- Jest po prostu samolubna -
stwierdzi�a Emma. - �ebym tylko
wiedzia�a, czy to dobrze, czy
�le! Jest du�o bardziej
samolubna ni� ty, cho� ty tak�e
potrafisz dba� o swoje. Jest
mo�e nawet bardziej samolubna
ni� Patsy.
- Nie ma wi�kszej egoistki od
Patsy - sprzeciwi� si� Flap.
- Zastanawiam si�, co by by�o,
gdyby�cie si� pobrali -
powiedzia�a Emma.
- Kto? Ja i i Patsy?
- Nie. Ty i mama.
Flapa zamurowa�o. Przerwa�
czytanie i spojrza� na Emm�.
Jedn� z rzeczy, kt�re zawsze u
niej lubi�, by�o to, �e plot�a,
co jej �lina na j�zyk
przynios�a. Ale nigdy nie
przysz�o mu do g�owy, �e ona lub
ktokolwiek m�g�by wpa�� na
r�wnie dziwaczny pomys�.
- Gdyby matka ci� teraz
us�ysza�a - powiedzia� -
pos�a�aby ci� do czubk�w. Ja sam
ch�tnie bym ci� tam pos�a�.
Twoja matka i ja nie mamy mo�e
zbyt wiele rozumu, ale tak czy
owak ona ma go do��, �eby nie
my�le� o �lubie ze mn�, a ja -
�eby nie my�le� o �lubie z ni�.
Co za bzdura!
- Tak, ale ty rozumujesz w
spos�b tradycyjny,
powiedzia�abym klasyczny -
broni�a si� Emma. - Uwa�asz, �e
ludzie post�puj� albo rozs�dnie,
albo nierozs�dnie, jednak�e ich
post�powanie zawsze mie�ci si� w
pewnych granicach. Ja jestem
inteligentniejsza od ciebie i
wiem, �e ludzie s� zdolni do
wszystkiego. Absolutnie do
wszystkiego.
- Zw�aszcza twoja matka -
mrukn�� Flap. - Nie jestem
tradycjonalist� ani klasykiem.
Jestem romantykiem. I dor�wnuj�
ci inteligencj�.
Emma unios�a si�, schyli�a nad
czytaj�cym m�em i zacz�a
masowa� mu plecy. Promie� s�o�ca
zsun�� si� z jej cia�a na
pod�og�. Przesta�a si� poci� i
czu�a nap�ywaj�cy przez otwarte
okno ch��d wieczoru. By� dopiero
kwiecie�, ale zdarza�y si� ju�
dnie tak gor�ce, �e powietrze
drga�o od �aru. Wirowa�y w nim
�wiec�ce plamki, kt�re
przypomina�y Emmie posta� Duszka
Kaspra, tylko �e w
przeciwie�stwie do Kaspra by�y
niemi�e i parzy�y gromadz�c si�
na jej ramionach i szyi.
Co zrobi� na kolacj�? -
pomy�la�a po chwili. Koniecznie
co� zimnego. Ona sama
najch�tniej zjad�aby par�
kanapek z og�rkiem, ale by�a to
czysta abstrakcja. Flap za nic
nie wzi��by tego do ust, poza
tym w domu nie by�o og�rk�w.
Je�li nie przyrz�dzi czego�
wspania�ego, Flap b�dzie czyta�
godzinami i nie odezwie si� ani
s�owem; zawsze po stosunku
czyta� godzinami nie m�wi�c ani
s�owa.
- Dziwne by�oby, gdyby kt�re�
z nas po�lubi�o kogo�, kto nie
lubi czyta�, prawda? -
powiedzia�a. - A przecie� na
�wiecie istniej� miliony
interesuj�cych ludzi, kt�rzy nie
lubi� czyta�.
Flap nie odpowiedzia�. Emma
siedzia�a wpatrzona w zapadaj�cy
za oknem mrok i uk�ada�a
wieczorne menu. - Jedyne, co mi
si� nie podoba - oznajmi�a - to
fakt, �e kochanie si� zawsze
oznacza koniec rozmowy. Ale
chyba w�a�nie to nas ze sob�
��czy - doda�a, wcale tak nie
my�l�c.
- Co nas ��czy? - zaciekawi�
si� Flap.
- Seks - odpar�a Emma. - Nie
rozmawiamy ze sob� wystarczaj�co
du�o, �eby mo�na to by�o nazwa�
prawdziwymi rozmowami.
W rzeczywisto�ci Flap wcale
jej nie s�ucha�. Odpowiada�
reaguj�c na jej g�os, z
uprzejmo�ci. Emma wsta�a z ��ka
i zacz�a zbiera� ubrania, swoje
i jego, u�wiadamiaj�c sobie
nagle, �e dalib�g nie wie, co
dalej robi�. Zaniepokoi�a j�
w�asna przypadkowa uwaga. NIe
mia�a poj�cia, dlaczego tak
powiedzia�a, co gorsza, nie
wiedzia�a, czy istotnie tak
my�li. Przez ca�e dwa lata
ma��e�stwa nigdy niczego
podobnego nie m�wi�a, nigdy nie
da�a po sobie pozna�, �e jej,
Emmy, zdaniem ich zwi�zek opiera
si� jedynie na prawach natury.
Wykluczy�a dawno mo�liwo�� �ycia
bez Flapa, poza tym by�a w
ci��y. Je�eli istnia�o co�, o
czym �adne z nich dwojga nie
musia�o my�le�, to by�a podstawa
ich zwi�zku.
Spojrza�a na Flapa i otrze�wi�
j� fakt, �e m�� wci�� le�y
wyci�gni�ty na ��ku z ksi��k� w
r�ku, najzupe�niej zadowolony,
spokojny i zdany ca�kowicie na
jej �ask�. Podrepta�a do
�azienki i wzi�a prysznic. Gdy
wr�ci�a, Flap grzeba� w
szufladzie, daremnie szukaj�c
koszulki.
- S� na kanapie - powiedzia�a.
- Nawet posk�adane.
Wpad�a na pomys�, �eby usma�y�
hiszpa�ski omlet. Jak w
natchnieniu pobieg�a do kuchni,
ale - co niestety przytrafia�o
si� Emmie dosy� cz�sto -
natchnienie opu�ci�o j�, nim
wyda�o owoce.
Flap mia� w tej katastrofie
sw�j udzia�, siedzia� bowiem
przy stole i czytaj�c stuka�
nog� o pod�og�; nieomylny znak,
�e naprawd� jest g�odny. Kiedy
Emma postawi�a przed nim talerz,
przyjrza� si� zawarto�ci
krytycznie. Mia� si� za smakosza
i tylko brak pieni�dzy nie
pozwala� mu uwa�a� si� r�wnie�
za znawc� win.
- To nie wygl�da jak
hiszpa�ski omlet - powiedzia� -
tylko jak jajecznica.
- Moja szlachetnie urodzona
matka nie nauczy�a mnie gotowa�
- odci�a si� Emma. - Tak czy
owak, smacznego!
- Nadzwyczaj udany dzie� -
m�wi� Flap, patrz�c na �on�
�adnymi, przyjaznymi oczami. -
Tata kupi� now� ��dk�, wr�ci�em
do domu zbyt p�no, �eby
zobaczy� si� z twoj� matk�, a
teraz dosta�em jajecznic�.
Wspania�y ci�g szcz�liwych
zdarze�.
- TAk - potwierdzi�a Emma,
bior�c sobie kawa�ek omletu. - A
jeszcze zd��y�e� si� wyle�e�.
Wszystko dzia�o si� tak szybko,
�e mo�e ju� nie pami�tasz. Ale
wylegiwa�e� si� przecie�.
- Och, przesta� udawa�, �e ci�
lekcewa�� - �achn�� si� Flap. -
Nie lekcewa�� ci� i nie pr�buj
by� bardziej zgry�liwa, ni�
jeste�.
- Nie wiem, czy jestem -
zaduma�a si� Emma. - Chocia�
mog�abym.
Znowu zacz�o pada�. Kiedy
ko�czyli omlet, ulewa usta�a.
S�ysza�o si� jeszcze krople
kapi�ce z drzew. Ciemno�� za
oknami by�a g��boka i nasycona
wilgoci�.
- Ci�gle powtarzasz "nie wiem"
- zauwa�y� Flap.
- Bo to prawda - odpowiedzia�a
Emma. - Nie wiem. I nie
przypuszczam, bym kiedykolwiek
wiedzia�a. Na staro�� b�d�
gdzie� siedzie� w fotelu i te�
powtarza� "nie wiem", "nie
wiem". Tylko wtedy b�dzie to
brzmia�o �a�o�niej.
Kt�ry� raz z rz�du Flap z
niepokojem spojrza� na �on�.
Emma miewa�a zaskakuj�ce wizje.
Nie wiedzia�, co powiedzie�.
Osobliwie wygl�daj�cy omlet
okaza� si� ca�kiem dobry i
bardzo mu smakowa�. Tymczasem
Emma wpatrywa�a si� w deszczow�
noc. Zawsze ciekawa jego my�li i
zawsze gotowa spe�nia� jego
zachcianki, odwr�ci�a od niego
wra�liw� twarz. Na usta Flapa
cisn�y si� jakie� mi�e s�owa,
milcza� jednak. Emma potrafi�a
czasami niespodzianie i z
niezbadanych przyczyn zmusza� go
do milczenia. W�a�nie tak jak
teraz. Troch� zmieszany i bardzo
cichy pobawi� si� wi�c widelcem
i zas�ucha� wraz z �on� w szum
mokrych drzew.
Rozdzia� II
1
- Pewnie ci� ucieszy
wiadomo��, �e zmi�k�am -
oznajmi�a nazajutrz wczesnym
rankiem Aurora. - Mimo wszystko
nie ma nad czym rozpacza�.
- Rozpacza�? Nad czym? -
zdziwi�a si� Emma. - By�o
dopiero p� do �smej i jeszcze
si� nie rozbudzi�a. Ponadto
uderzy�a si� w palec biegn�c do
telefonu, do kuchni.
- Czy ty jeste� przytomna,
Emmo? Bra�a� mo�e jakie�
proszki? - zapyta�a Aurora.
- Na lito�� bosk�, mamo,
dopiero �wita. Spa�am, czego
chcesz?
Nawet ledwie rozbudzona i z
bol�cym palcem Emma zda�a sobie
spraw�, �e by�o to g�upie
pytanie. Matka telefonowa�a co
rano i nigdy niczego nie
chcia�a. Jedynym ratunkiem dla
ich ma��e�stwa by� fakt, �e
telefon znajdowa� si� w kuchni.
Gdyby sta� przy ��ku i dzwoni�
co dzie� o p� do �smej, Flap
ju� dawno za��da�by rozwodu.
- Chyba nie musz� znowu ci
przypomina� o proszkach -
powiedzia�a ostro Aurora. -
S�ysz� o tych paskudztwach
wsz�dzie, gdzie si� obr�c�.
- Nie bior� proch�w, nie bior�
niczego, nawet kawy jeszcze nie
pi�am - roz�ali�a si� Emma. -
Wi�c o co ci chodzi?
- O to, �e nie ma nad czym
rozpacza�.
- Nie wiem, o czym ty m�wisz.
- O twoim stanie -
poinformowa�a Aurora. Czasem
m�wi�a ogr�dkami, a czasem
wyra�a�a si� jasno.
- Czuj� si� doskonale, jestem
tylko �pi�ca - Emma ziewn�a.
Aurora czu�a, �e zaraz straci
cierpliwo��. Oto nie dawano
wiary jej szlachetnym intencjom.
Na szcz�cie tu� pod r�k�, na
tacy ze �niadaniem, mia�a
rogalik, zjad�a go wi�c, nim
znowu przem�wi�a. C�rka Aurory,
oddalona od matki o p�torej
mili, drzema�a ze s�uchawk� przy
uchu.
- Chodzi mi o to, �e nosisz w
sobie dziecko - podj�a Aurora
ze �wie�ym przyp�ywem energii.
- Tak, rzeczywi�cie jestem w
ci��y - odrzek�a Emma.
- Swoim zwyczajem u�ywasz
prostych s��w - stwierdzi�a
Aurora. - Ale skoro o s�owach
mowa, przeczyta�am w�a�nie
gazet�. Zdaje si�, �e tw�j
przyjaciel, ten m�ody pisarz,
napisa� jak�� ksi��k�.
- Nazywa si� Danny Deck -
o�ywi�a si� Emma. - Opowiada�am
ci o nim i jego ksi��ce par�
miesi�cy temu.
- Istotnie. Tylko s�dzi�am, �e
on mieszka w Kalifornii.
- Mieszka, mamo. Ale przecie�
jedno drugiego nie wyklucza.
- Nie filozofuj, Emmo, bardzo
prosz�. Twoje filozofowanie nie
robi na mnie wra�enia. W gazecie
pisz�, �e przyjedzie tu dzi�
wieczorem i b�dzie rozdawa�
autografy. Powinna� by�a wyj��
za niego.
Oba strza�y by�y celne i Emma
obla�a si� rumie�cem, cz�ciowo
z gniewu, cz�ciowo z
zak�opotania. Wyjrza�a przez
okno na b�d�cy w�asno�ci� jej i
Flapa kawa�ek podw�rza, jakby
spodziewa�a si�, �e zobaczy tam
pogr��onego we �nie Danny.ego.
Lubi� przebywa� na podw�rzu,
zw�aszcza tym, lubi� r�wnie�
zjawia� si� akurat wtedy, kiedy
by�a w koszuli nocnej.
Zawstydzi�a si� na sam� wzmiank�
o jego przyje�dzie. R�wnocze�nie
rozz�o�ci�a si�, �e matka
pierwsza wyczyta�a t� wiadomo��
w gazecie. Danny nale�a� do
niej, do Emmy, i matka nie mia�a
prawa wiedzie� o nim wi�cej, ni�
wiedzia�a ona.
- Przesta� - warkn�a. -
Wysz�am za cz�owieka, za kt�rego
chcia�am wyj��. Po co� to
powiedzia�a. Sama wiesz, �e
zawsze czu�a� antypati� do
Danny.ego. Nawet Flapa
traktowa�a� lepiej.
- Z pewno�ci� nigdy nie
gustowa�am w ubraniach Daniela -
o�wiadczy�a spokojnie Aurora,
ignoruj�c ton c�rki. - Bo, rzecz
nie do poj�cia, ubiera� si�
jeszcze gorzej ni� Thomas. To
mnie rozgrzesza. Fakt pozostaje
jednak faktem. W ka�dym razie
Daniel okaza� si� cz�owiekiem
sukcesu, a Thomas - nie.
Dokona�a� wi�c niew�a�ciwego
wyboru.
- Nie m�w tak do mnie -
krzykn�a Emma. - Nic nie
rozumiesz! Przynajmniej
wybra�am! Nie pozwoli�am, tak
jak ty pozwalasz, �eby pi�ciu
lub sze�ciu m�czyzn w��czy�o
si� za mn� latami. Dlaczego
ci�gle mnie krytykujesz? Czy
tylko to ci� bawi?
Aurora szybko odwiesi�a
s�uchawk�. Kontynuowanie rozmowy
nie mia�o sensu, dop�ki Emma nie
o