2675

Szczegóły
Tytuł 2675
Rozszerzenie: PDF
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

2675 PDF - Pobierz:

Pobierz PDF

 

Zobacz podgląd pliku o nazwie 2675 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.

2675 - podejrzyj 20 pierwszych stron:

Larry Mcmurtry Czu�e s��wka T�umaczy�a Jolanta Mach Przedruk z Wydawnictwa Wojciecha Pogonowskiego, Warszawa 1993 Pisa�a K. Pabian Korekty dokona�y U. Maksimowicz i I. Stankiewicz Ty� jest zwierciad�em matki, jej si� w tobie marzy@ prze�liczny kwiecie� w�asnej m�odo�ci i cnoty.@ Ty kiedy� tak zobaczysz na dziecinnej twarzy,@ przez szyby lat i zmarszczek, w�asny wiek sw�j z�oty.@ Shakespeare, Sonet III Prze�. Marian Hemar Ksi�ga I Matka Emmy 1962 Rozdzia� I 1 - Tylko od kobiety zale�y, czy ma��e�stwo b�dzie udane - powiedzia�a pani Greenway. - Nieprawda - zaprzeczy�a Emma nie podnosz�c wzroku. Siedzia�a na pod�odze w saloniku sortuj�c ogromny stos upranej bielizny. - Ale� tak, z pewno�ci� - upiera�a si� pani Greenway. Zacisn�a wargi i zmarszczy�a brwi. Emma zn�w zaczyna�a k��tni�, jak zwykle buntowa�a si� przeciw normom, a ona, Aurora Greenway, zawsze stara�a si� reagowa� na bunt surowo, przynajmniej w pierwszej chwili. Wiedzia�a, �e surowo�� nie jest jej cech� - w ka�dym razie nie by�a surowa z natury, nie lubi�a r�wnie� udawa�, chyba �e wymaga� tego obowi�zek. Obie, Aurora i Emma, dziwi�y si� czasem, �e s� matk� i c�rk�. Fakt pozostawa� jednak faktem i Aurora jako matka poczytywa�a sobie za obowi�zek czuwa� nad zachowaniem c�rki. Aurora mia�a twarz do�� pulchn� i dzi�ki nieustannym wysi�kom - pogodn�. Prze�y�a 49 lat, kt�re jej zdaniem by�y jednym pasmem przykro�ci i rozczarowa�, lecz mimo to ukazywa�a ludziom twarz osoby zadowolonej. Mi�nie niezb�dne do wyra�ania surowo�ci zaprz�ga�a do pracy tak rzadko, �e stawia�y pewien op�r, ale w nag�ych wypadkach potrafi�a zmusi� je do pos�usze�stwa. Mia�a wysokie czo�o, wydatne ko�ci policzkowe, a jej b��kitne oczy patrzy�y na �wiat marzycielsko i sennie - t�po, jak czasem my�la�a Emma - jednak�e w razie potrzeby rozb�yskiwa�y gniewem. Dzi� Aurora uzna�a, �e wystarczy lekkie zmarszczenie brwi. - W ca�ym tym stosie nie ma chyba ani jednej porz�dnej koszuli - rzuci�a w�a�ciwym sobie, odrobin� aroganckim, wzgardliwym tonem. - Racja, nie ma - przytakn�a Emma. - Same �achy. Okrywaj� jednak nasz� nago��. - Wola�abym, �eby� nie m�wi�a przy mnie o nago�ci, akurat ten temat wcale mnie nie interesuje - powiedzia�a Aurora. Zm�czy�o j� ju� marszczenie brwi i zaciskanie ust, odpr�y�a si� wi�c w poczuciu dobrze spe�nionego matczynego obowi�zku. Niestety c�rka by�a zbyt uparta, �eby to zauwa�y�. Nigdy niczego nie zauwa�a�a w por�, taka ju� by�a. - Dlaczego mam nie m�wi� o nago�ci? - spyta�a. Matka zanurzy�a dwa palce w szklance z resztk� mro�onej herbaty, wyci�gn�a kostk� lodu i zacz�a j� ssa�, obserwuj�c jednocze�nie c�rk�. Wzbudzanie w Emmie poczucia winy nie przYchodzi�o �atwo, ale by�o jedynym zadaniem, kt�re pozosta�o Aurorze jako matce, dlatego oddawa�a mu si� z przyjemno�ci�. - Masz dar pi�knego s�owa, moje dziecko - powiedzia�a, kiedy kostka lodu si� rozpu�ci�a. - Osobi�cie jestem o tym �wi�cie przekonana. I szkoda marnowa� taki pi�kny dar na gadanie o nagich cia�ach. Poza tym, jak wiesz, przed trzema laty owdowia�am i nie �ycz� sobie, �eby mi przypominano o pewnych rzeczach. - To �mieszne - rzek�a Emma. Matka spokojnie si�gn�a po drug� kostk� lodu. "Oklap�a" - jak by si� wyrazi�a - i le�a�a wygodnie na staromodnej niebieskiej kanapce Emmy. Ubrana w lu�n� i pow��czyst�, eleganck� r�ow� sukni�, kt�r� sprawi�a sobie z okazji niedawnej podr�y do W�och, wygl�da�a jak zwykle uroczo. Omdlewaj�ca i szcz�liwa drobnomieszczanka - szcz�liwsza ni� ona lub ktokolwiek na �wiecie ma prawo by�, pomy�la�a Emma. - Naprawd� powinna� zastosowa� diet�, kochanie - powiedzia�a Aurora. - Uparciuch z ciebie. To dosy� irytuj�ce. - Dlaczego? - zapyta�a Emma, grzebi�c w stosie bielizny. Jak zwykle brakowa�o kilku skarpetek. - Dosy� irytuj�ce - powt�rzy�a Aurora na wypadek, gdyby c�rka nie dos�ysza�a. Wypowiedzia�a swoje "dosy�" z bosto�skim akcentem i wcale nie mia�a ochoty, �eby ten wielkopa�ski ton przebrzmia� bez echa. Emma, kt�ra przywi�zywa�a wielk� wag� do �cis�o�ci wypowiedzi - co by�o m�cz�ce i ma�o kobiece, zreszt� Emma nie tylko pod tym wzgl�dem r�ni�a si� od damy - ot� Emma u�ci�li�aby, �e by� to akcent z New Haven; ale kalambury tego rodzaju nie wywiera�y wra�enia na Aurorze. Odwo�a�a si� do Bostonu, �eby ol�ni� i spiorunowa� c�rk�. Gdyby mieszka�y w Bostonie, albo cho�by w New Haven, gdziekolwiek, gdzie �ycie nie jest wegetacj�, o tak, tam efekt by�by wi�kszy. Ale obie, matka i c�rka, siedzia�y w dusznej, gor�cej klitce - saloniku Emmy w mie�cie Houston w stanie Teksas, gdzie �wietno�� Bostonu nie znaczy�a nic. Emma dalej w roztargnieniu liczy�a skarpetki. - Za bardzo sobie pob�a�asz - ci�gn�a Aurora. - Zupe�nie o siebie nie dbasz. Dlaczego nie zastosujesz diety? - L�ej mi na duszy, kiedy sobie podjem - odpar�a Emma. - A dlaczego ty wci�� kupujesz ubrania? Nie znam drugiej osoby, kt�ra tak jak ty mia�aby po siedemdziesi�t pi�� sztuk wszystkiego. - Kobiety z naszej rodziny zawsze lubi�y i potrafi�y si� ubiera� - stwierdzi�a Aurora. - Poza tob� naturalnie. A ja nie jestem szwaczk�. Nie zamierzam bra� si� do ig�y. - Wiem, �e nie jeste� - zgodzi�a si� Emma. By�a w d�insach i m�owskiej koszulce z kr�tkimi r�kawami. - To, co masz na sobie, jest tak okropne, �e po prostu brak mi s��w - nie ust�powa�a Aurora. - Za grosz gustu... Jak jaki� wycieruch, a nie jak moja c�rka. Oczywi�cie, �e kupuj� suknie. Ubiera� si� elegancko to obowi�zek, a nie strata czasu. M�wi�c to, zadar�a podbr�dek. Gdy usprawiedliwia�a si� przed c�rk�, lubi�a przybiera� majestatyczne pozy. Emma pozostawa�a na og� niewzruszona jak g�az. R�wnie� w tej chwili wyraz jej twarzy zdradza� przekor�. - Siedemdziesi�t pi�� sukien w dobrym gu�cie to przesadna rozrzutno�� - o�wiadczy�a. - Pomijaj�c fakt, czy rzeczywi�cie s� w dobrym gu�cie. ~a propos, co z twoimi dolegliwo�ciami kobiecymi? - Przesta�! Ani s�owa o tym! - Aurora z oburzenia niemal podskoczy�a, a� j�kn�y spr�yny w starej kanapce. Uciele�nia�a nie tylko �wietno�� Bostonu, uciele�nia�a moralno��. - W porz�dku, nie musisz zaraz �ama� kanapy - powiedzia�a Emma. - Dobry Bo�e, m�wi�a�, �e wybierasz si� do doktora, wi�c po prostu spyta�am. - Niepotrzebnie - skarci�a c�rk� Aurora, naprawd� zdenerwowana. Jej dolna warga dr�a�a. Nie by�a kobiet� pruderyjn�, ale ostatnio ka�da wzmianka o seksie wytr�ca�a j� z r�wnowagi. Uprzytamnia�a jej, �e nie mia�a udanego �ycia, a �wiadomo�� tego nie by�a mi�a. - �mieszne jest to twoje przewra�liwienie - zrewan�owa�a si� Emma. - Czy mamy korespondowa� na ten temat? - Skoro ju� zapyta�a�, to wiedz, �e jestem zupe�nie zdrowa - rzek�a z naciskiem Aurora i odstawi�a szklank�. - Najzupe�niej zdrowa. Ale napi�abym si� jeszcze mro�onej herbaty. Emma westchn�a, wzi�a szklank�, wsta�a i wysz�a z pokoju. Aurora znowu si� po�o�y�a. Czu�a, �e ogarnia j� przygn�bienie. Mia�a swoje dobre i z�e dni, teraz wyra�nie nadchodzi� z�y dzie�. Emma w najmniejszym stopniu nie spe�ni�a jej oczekiwa�. Dlaczego dzieci nie potrafi� zdoby� si� na to, �eby pomy�le� o rodzicach? By�a gotowa zap�aka� nad swoim losem, ale c�rka - ta c�rka, kt�ra z zasady robi�a jej na przek�r - wr�ci�a w�a�nie z herbat�. Ozdobi�a szklank� listkiem mi�ty i - mo�e w akcie skruchy - przynios�a ma�y talerzyk sasafrasowych cukierk�w; jednych z tych, kt�re jej matka najbardziej lubi�a. - Jak �adnie! - pochwali�a Aurora bior�c cukierek. Emma u�miechn�a si�. Zauwa�y�a, �e matka zaczyna popada� w niedobry nastr�j - smutek samotnej wdowy, niedocenianej matki. W takiej sytuacji cukierek by� znakomitym lekarstwem. Przed tygodniem Emma wyda�a dolara i sze��dziesi�t osiem cent�w na r�ne s�odycze, kt�rych cz�� schowa�a, a cz�� ju� zjad�a. Flap - jej m�� - patrzy�by krzywym okiem na tak� rozrzutno��. Mia� surowe pogl�dy, jego zdaniem cukierki niszczy�y z�by i niew�tpliwie wola� wyrzuca� pieni�dze na w�asne przyjemno�ci, czyli piwo i tanie powie�cid�a. Emma mawia�a "Do diab�a z z�bami!" i lubi�a mie� pod r�k� cukierek - na otarcie �ez, swoich lub matki. Przezwyci�ywszy chwil� s�abo�ci, Aurora pogr��y�a si� z powrotem w b�ogim lenistwie i rozgl�da�a si� po pokoju w nadziei, �e zn�w dostrze�e co� do skrytykowania. - Wspomnia�am o doktorze - podj�a Emma sadowi�c si� na pod�odze - bo sama wczoraj by�am u niego. Mo�e si� ucieszysz... - Przekona� ci� chyba, �e powinna� stosowa� diet� - przerwa�a Aurora. - Nikomu nie wolno lekcewa�y� rad lekarza, ka�dy rozs�dny cz�owiek ci to powie. Doktor Ratchford ma d�ugoletni� praktyk� i zauwa�y�am, �e, z wyj�tkiem mojej osoby, wszystkim pacjentom udziela doskona�ych rad. Im szybciej zaczniesz stosowa� diet�, tym bardziej b�dziesz zadowolona. - Dlaczego zawsze robisz z siebie wyj�tek? - zapyta�a Emma. - Dlatego, �e sama znam siebie najlepiej - powa�nie odpowiedzia�a Aurora. - �aden lekarz tak mnie nie zna, nie pozwoli�abym na to. - Mo�e ci si� tylko tak wydaje - szepn�a Emma. Widok bielizny doprowadza� j� do rozpaczy. Flap nie mia� ani jednej porz�dnej koszuli. - Nie s�dz� - zaprzeczy�a Aurora. - Nie ulegam z�udzeniom. Nigdy na przyk�ad nie pr�buj� si� oszukiwa�, �e dobrze wysz�a� za m��. - Och, przesta� - nastroszy�a si� Emma. - Wysz�am za m�� dobrze. Tak czy owak sama przed chwil� powiedzia�a�, �e tylko od kobiety zale�y, czy ma��e�stwo b�dzie udane. To twoje w�asne s�owa. Mo�e mi si� poszcz�ci. Aurora zmiesza�a si�. - Przez ciebie zgubi�am w�tek - odezwa�a si� po chwili. - My�l mi uciek�a. - Pewnie z�ota! - zachichota�a Emma. Aurora si�gn�a po nast�pny cukierek. Nie podnios�a r�kawicy. Nie zawsze potrafi�a okaza� surowo��, ale co do pow�ci�gliwo�ci i ch�odu - pod tym wzgl�dem by�a mistrzyni�. Samo �ycie nauczy�o j� takiej postawy. Je�li zdarzy�o si� podczas kt�rego� z licznych spotka� towarzyskich, �e ura�ono jej wra�liwo��, unosi�a brwi i mrozi�a rozm�wc� spojrzeniem. Ma�y odwet, konieczny jej zdaniem. Czasami my�la�a, �e je�li kto� j� zapami�ta, to w�a�nie za te lodowate spojrzenia. - Nieraz chwalono mnie, �e wyra�am si� jasno - powiedzia�a. - Ale nie dajesz mi doj�� do s�owa. Nie chcesz us�ysze� dobrej nowiny? - Chc�, oczywi�cie. Tylko �e ju� si� domy�li�am. Zdecydowa�a� si� przej�� na diet�, tak? To naprawd� dobra nowina. - Cholera! - zakl�a Emma. - Nie posz�am do doktora Ratchforda w sprawie diety. Wcale nie chc� si� odchudza�. Posz�am dowiedzie� si�, czy jestem w ci��y, i wygl�da na to, �e jestem. Od godziny usi�uj� ci to powiedzie�. - Co?! - zach�ysn�a si� Aurora patrz�c na Emm�. Pi�a akurat herbat� i nie zd��y�a jej prze�kn��. U�miechni�ta c�rka wym�wi�a s�owo "ci��a". - Emma! - krzykn�a, kiedy ju� przesta�a si� krztusi�. �ycie zn�w wymierza�o cios i to w chwili, gdy zacz�o si� uk�ada�. Aurora zerwa�a si� jak uk�uta szpilk�, ale opad�a ci�ko z powrotem, t�uk�c spodek. Szklanka sturla�a si� i jak dziecinny b�k wirowa�a po nie pokrytej dywanem pod�odze. - Nie jeste�! - szlocha�a Aurora. - S�dz�, �e jestem - powiedzia�a Emma. - Co ci si� sta�o? - O Bo�e! - j�kn�a Aurora uciskaj�c obiema r�kami �o��dek. - Co si� sta�o, mamu�? - dopytywa�a si� Emma, gdy� matka rzeczywi�cie sprawia�a wra�enie chorej. - Nic, nic, chyba zakrztusi�am si� herbat� - wyja�ni�a Aurora. Krew uderzy�a jej do g�owy, z trudem �apa�a powietrze. - To cudowna nowina, kochanie - powiedzia�a wreszcie. Czu�a si� okropnie. By� to szok, niesprawiedliwo��, na kt�r� nie zas�u�y�a. W g�owie Aurory narasta� zam�t. Zawsze walczy�a o jaki� �ad, a jednak na ka�dym kroku spotyka�a j� niesprawiedliwo��. - O Bo�e - westchn�a i gwa�townym ruchem wr�ci�a do pozycji siedz�cej. W�osy, zazwyczaj mniej lub bardziej starannie zebrane w w�ze�, rozsypa�y si�, rozpi�a ko�nierzyk, �eby swobodniej oddycha�. - Uspok�j si�, mamo, po prostu jestem w ci��y! - krzykn�a Emma, w�ciek�a, �e matka nie panuje nad nerwami mimo tylu sasafrasowych cukierk�w. - W ci��y! Po prostu! - zaskoczenie Aurory przerodzi�o si� nagle w furi�. - Ty, ty... bezmy�lna... Ale j�zyk odm�wi� jej pos�usze�stwa i ku irytacji Emmy zacz�a grzbietem d�oni uderza� si� w czo�o. Aurora wychowa�a si� w epoce teatr�w amatorskich i zgromadzi�a spory zapas tragicznych gest�w. Klepa�a si� zatem energicznie w czo�o, jak zwykle, gdy by�a bardzo zdenerwowana, krzywi�c si� z b�lu przy ka�dym klepni�ciu. - Przesta�! - wrzasn�a Emma wstaj�c. - Wiesz, �e tego nienawidz�. - A ja nienawidz� ciebie - odparowa�a Aurora trac�c resztki rozs�dku. - Nie jeste� dobr� c�rk�. Nigdy ni� nie by�a�, nigdy! - C� ja takiego zrobi�am? - rozp�aka�a si� Emma. - Dlaczego nie mog� mie� dziecka? Jestem m�atk�! - Aurora podnios�a si� z wysi�kiem i stan�a naprzeciw c�rki. P�on�a ch�ci� okazania jej pogardy, jakiej tamta dotychczas nie odczu�a. - Nazywaj to sobie ma��e�stwem - sykn�a. - Dla mnie to brud i ub�stwo. - Nic na to nie poradzimy - o�wiadczy�a Emma. - Na nic wi�cej nas nie sta�. Wargi Aurory zacz�y dr�e�. Pogarda ulotni�a si�, wszystko si� ulotni�o. - Emmo, nie o to chodzi. NIe powinna�... Chodzi o co� zupe�nie innego - Aurora by�a bliska �ez. - O co? - spyta�a Emma. - Powiedz mi. Bo ja nie wiem. - O mnie! - krzykn�a Aurora ostatkiem furii. - Nie rozumiesz? Moje �ycie jest nieustabilizowane. Moje! Emma skrzywi�a si� jak zawsze, kiedy matka krzycza�a �wiatu o sobie i swoim �yciu. "Ja, ja, ja" - d�wi�k prymitywny jak odg�os uderze�. Ale kiedy matczyny podbr�dek zacz�� si� trz���, a furia rozp�yn�a si� we �zach, zacz�a rozumie� i obj�a matk�. - Kto mnie teraz zechce? - p�aka�a Aurora. - Kt�ry m�czyzna zechce o�eni� si� z babk�? Gdyby� zaczeka�a, p�ki sobie kogo� nie znajd�. - Przesta�, mamu� kochana - powiedzia�a Emma i sama zacz�a p�aka�, ale tylko ze strachu, �e si� roze�mieje. Jedynie matka doprowadza�a j� do nag�ych wybuch�w �miechu i to zawsze w nieodpowiednich momentach. Wiedzia�a, �e w�a�nie ona, a nie matka, powinna odczuwa� gniew czy b�l i zapewne dozna�aby ich, gdyby zd��y�a zebra� my�li. Matka natomiast nigdy nie musia�a si� namy�la�. Wpada�a w gniew lub do�wiadcza�a b�lu od razu, bez zastanowienia, i prze�ywa�a je w czystej postaci, w spos�b, na jaki Emma nigdy nie potrafi�a si� zdoby�. Zawsze tak by�o. Emma spasowa�a. Znowu pogodzi�a si� z przegran�. Otar�a oczy dok�adnie w chwili, w kt�rej matka zala�a si� �zami. Ca�a ta k��tnia by�a �mieszna, ale nie to by�o wa�ne. Wyraz twarzy matki - przekonanie o ca�kowitej kl�sce - by� a� nadto szczery. M�g� by� przelotny, nie trwa� nawet pi�ciu minut, ale kiedy si� zjawia�, Emma nie mia�a w�tpliwo�ci, �e ogl�da najbardziej bezradn�, naj�a�o�niejsz� ludzk� twarz, jak� ktokolwiek kiedykolwiek ogl�da�. Ka�dy, kto akurat by� w pobli�u i spojrza� na t� bledn�c� z rozpaczy twarz, spieszy� z pociech�. Ka�dy mobilizowa� zapasy serdeczno�ci, nikt bowiem, a szczeg�lnie Emma, nie m�g� znie�� tego wyrazu, kt�ry zmywa�a jedynie mi�o��. Zatem c�rka zdoby�a si� natychmiast na czu�e s��wka, a matka, jak zwykle, usi�owa�a j� odepchn��. - Odejd� - m�wi�a Aurora. - P�ody, taak... - rozkaszla�a si�. Odzyska�a zdolno�� ruchu i biega�a po pokoju wymachuj�c r�kami, jakby op�dza�a si� od chmary male�kich, skrzydlatych, podobnych do nietoperzy embrion�w. Nie wiedzia�a, w czym tkwi z�o, wiedzia�a tylko, �e dokonano zamachu na jej �ycie. - Strac� wszystkich konkurent�w! - krzykn�a w ostatnim porywie buntu. - Cii, mamo, cicho, nie b�dzie tak �le - raz zacz�wszy, Emma nie mog�a przesta�. Kiedy wprowadzi�a matk� wreszcie do sypialni, Aurora zrobi�a jedyn� rzecz, jaka jej pozosta�a: bez si� rzuci�a si� na ��ko, a razem z ni� zwiotcza�a i opad�a jak �agiel jej r�owa suknia. Szlocha�a gwa�townie przez pi�� minut, w ci�gu nast�pnych pi�ciu z lepszym lub gorszym skutkiem pr�bowa�a si� opanowa�, c�rka za�, siedz�c na brzegu ��ka, g�aska�a j� po plecach i powtarza�a, jak� wspania��, kochan� istot� jest Aurora. - No i nie wstyd ci? - zapyta�a, gdy matka przesta�a wreszcie p�aka� i ods�oni�a twarz. - Wcale a wcale - rzek�a pani Greenway odgarniaj�c w�osy. - Podaj mi lusterko. 2 Emma spe�ni�a polecenie, Aurora usiad�a za� i ch�odnym, oboj�tnym okiem zbada�a spustoszenia na swojej twarzy. Bez s�owa wsta�a i posz�a do �azienki; da� si� s�ysze� szum wody. Kiedy wr�ci�a z r�cznikiem na ramionach, Emma sko�czy�a w�a�nie segregowanie bielizny. Nie wypuszczaj�c z d�oni lusterka Aurora zn�w usadowi�a si� na kanapie. Zdarza�y si� momenty za�ama�, ale obecnie wygl�da�a z powrotem tak, jak jej zdaniem powinna wygl�da�, raz czy dwa spojrza�a wi�c na siebie w zadumie, po czym skierowa�a wzrok na c�rk�. W gruncie rzeczy wstydzi�a si� swego wybuchu. Ca�e �ycie by�a impulsywna, co sta�o w wyra�nej sprzeczno�ci z tym, co sama o sobie my�la�a: �e mianowicie jest kobiet� rozs�dn�. Zwa�ywszy przyczyn�, ten wybuch - przynajmniej w stadium pocz�tkowym, by� jej zdecydowanie niegodny. Nie zamierza�a jednak przeprasza�, w ka�dym razie do czasu, dop�ki starannie nie przemy�li sprawy, zreszt� c�rka siedz�ca teraz cicho obok porz�dnie posk�adanej bielizny nie oczekiwa�a przeprosin. - C�, moja kochana, musz� stwierdzi�, �e zachowujesz si� do�� lekkomy�lnie - odezwa�a si� Aurora. - Ale takie s� czasy i chyba powinnam by�a si� tego spodziewa�. - Mamo, to naprawd� nie ma nic wsp�lnego z czasami - powiedzia�a Emma. - Ty r�wnie� zasz�a� w ci���. - Nie�wiadomie - odparowa�a Aurora. - I bez niestosownego po�piechu. Masz zaledwie dwadzie�cia dwa lata. - Och, nie zaczynajmy od nowa - uci�a Emma. - Nie b�j si�, nie stracisz konkurent�w. Aurora jeszcze raz przybra�a wyraz roztargnienia i oboj�tno�ci. - Doprawdy nie wiem, dlaczego si� tym przej�am - powiedzia�a. - Wszyscy oni nie dorastaj� mi do pi�t. W og�le nie mam poj�cia, czemu si� rozp�aka�am. Mo�e skutkiem szoku poczu�am si� zazdrosna. Bo sama zawsze chcia�am mie� wi�cej dzieci. Czy Thomas przyjdzie nied�ugo? - Prosi�am ci�, �eby� nazywa�a go Flapem - przypomnia�a Emma. - On nie lubi imienia Thomas. - A ja nie lubi� przezwisk, nawet sympatycznych - odpar�a Aurora. - Nawet sympatyczniejszych ni� to, kt�re nada�a� memu zi�ciowi i kt�re mnie kojarzy si� z klapsem. Mimo to przepraszam. Emma znowu spasowa�a. - Powinien tu by� lada chwila - wyja�ni�a matce. - Nie b�dzie si� pewnie spieszy� - zauwa�y�a Aurora. - Tyle razy si� sp�nia�, kiedy byli�cie zar�czeni. Podnios�a si� i si�gn�a po torebk�. - Wychodz� - oznajmi�a. - Nie masz chyba nic przeciwko temu. Gdzie s� moje pantofle? - Pantofle? - zdziwi�a si� Emma. - Przysz�a� tu boso. - Zdumiewaj�ce - stwierdzi�a Aurora. - Widocznie kto� mi je ukrad� prosto z n�g. Nie nale�� do os�b, kt�re wychodz� z domu bez pantofli. - Ale� zawsze tak robisz. - Emma u�miechn�a si�. - Masz siedemdziesi�t pi�� par but�w, tylko �e wszystkie s� niewygodne. Aurora nie zni�y�a si� do odpowiedzi. Jej odej�cia, podobnie jak jej nastroje, by�y nieprzewidziane i zawsze nag�e. Emma wsta�a i zesz�a za matk� po schodach a� na podjazd. Spad� letni deszcz i trawa, i kwiaty by�y jeszcze mokre. Trawniki po obu stronach ulicy l�ni�y zieleni�. - Zatem, Emmo - odezwa�a si� Aurora - skoro zamierzasz si� ze mn� sprzecza�, najlepiej zrobi� wychodz�c. Pok��ci�yby�my si� na pewno. Przypuszczalnie znajdziesz moje pantofle, ledwie znikn� ci z oczu. - Dlaczego nie poszuka�a� ich sama, je�eli jeste� przekonana, �e s� tutaj? - spyta�a Emma. Aurora uda�a g�uch�. Jej siedmioletni czarny cadillac zaparkowany by� jak zwykle kilka jard�w od kraw�nika, ca�e �ycie dba�a bowiem o opony. Ze wzgl�du na sw�j wiek samoch�d zas�ugiwa� ju� w jej oczach na miano cennego zabytku, tote� zawsze nim do niego wsiad�a, zatrzymywa�a si� na moment, by z zachwytem przyjrze� si� jego pi�knym liniom. Emma obesz�a samoch�d i sta�a patrz�c na matk�, kt�rej kszta�ty tak�e by�y ju� poniek�d klasyczne. West Main Street w Houston nie by�a ulic� ruchliw�, dzi�ki czemu nic nie zak��ci�o tej niemej kontemplacji. Aurora wsiad�a, poprawi�a fotel, kt�ry nigdy, zdaje si�, nie by� odpowiednio ustawiony, i zr�cznie w�o�y�a kluczyk do stacyjki - rzecz, kt�rej tylko ona potrafi�a dokona�. Okoliczno�ci zmusi�y j� przed laty do otworzenia tym kluczykiem drzwiczek, i od tamtego czasu by� on lekko wygi�ty. Dzi� zdeformowana by�a mo�e i stacyjka - tak czy owak Aurora wierzy�a �wi�cie, �e w�a�nie to wygi�cie kluczyka wielokrotnie uchroni�o samoch�d przed kradzie��. Wyjrza�a przez okno i zobaczy�a Emm� stoj�c� spokojnie na ulicy i jakby na co� czekaj�c�. Aurora zapragn�a okaza� si� bezlitosna. Jej zi�� by� m�odym cz�owiekiem nie rokuj�cym �adnych nadziei i odk�d go zna�a, czyli od dw�ch lat, nie nabra� ani og�ady, ani szacunku dla jej c�rki. Emma by�a za biedna i za gruba i wygl�da�a okropnie w tych jego koszulkach, kt�rych - gdyby lepiej traktowa� �on� - zabroni�by jej nosi�. W�osy nigdy nie by�y jej ozdob�, teraz za� zwisa�y po prostu w str�kach. Aurora zapragn�a by� bardzo bezlitosna. Ale najpierw w�o�y�a okulary przeciws�oneczne i dopiero potem przem�wi�a. - Niepotrzebnie tu sterczysz, Emmo, oczekuj�c gratulacji. Nie pyta�a� mnie przecie� o rad�. Jak sobie po�cieli�a�, tak si� wy�pisz. Nie masz ju� wyboru. Nawiasem m�wi�c, jeste� zbyt uparta, �eby by� matk�. Gdyby� okazywa�a mi troch� wi�cej zaufania, powiedzia�abym ci to wcze�niej. Ale ty - nie, nie zaufa�a� mi i nie zwierzy�a� si� ani razu. Nie macie nawet odpowiedniego mieszkania. To wasze lokum to po prostu strych nad gara�em. Niemowl�ta maj� k�opoty z oddychaniem nawet wtedy, kiedy nie musz� mieszka� w�r�d spalin. Tobie zreszt� spaliny te� nie wychodz� na zdrowie. Dzieci nigdy nie my�l� o takich sprawach. Pami�taj, �e wci�� jestem twoj� matk�. - Pami�tam, mamo - odrzek�a Emma robi�c krok w kierunku samochodu. Ku zdziwieniu Aurory nie oburzy�a si�, nie zacz�a si� broni�. Stan�a jedynie przy samochodzie, w tej okropnej koszulce, wygl�daj�c - po raz pierwszy od lat - na dobr�, pos�uszn� c�rk�. Patrzy�a na Auror� pogodnie, tak jak powinna patrze� c�rka, i Aurora spostrzeg�a nagle co�, o czym zawsze zapomina�a - �e jej dziecko ma najpi�kniejsze na �wiecie, zielone, �wietliste oczy. By�y to oczy babki Emmy, a matki Aurory, Amelii Starrett, urodzonej w Bostonie. I by�a taka m�oda, ta Emma. Strach ogarn�� Auror� na my�l, �e w�adza wymyka si� jej z r�k. Serce jej zatrzepota�o, poczu�a si� bardzo samotna. Nie mia�a ju� ch�ci nikomu dokucza�, mia�a po prostu wra�enie, �e co�, nie wiedzie� co, znika, �e nic nie jest pewne, �e si� postarza�a, �e nie panuje nad �yciem i rozwojem wypadk�w. Nie potrafi�a przewidzie�, czym si� to wszystko sko�czy. W trwodze rozpostar�a ramiona i obj�a c�rk�. Przez kr�tk� chwil� istnia� tylko policzek, kt�ry ca�owa�a, i dziewczyna, kt�ra si� do niej tuli�a. A potem nagle serce Aurory uspokoi�o si� i zauwa�y�a - nie bez zdziwienia - �e wci�ga Emm� przez okno do samochodu. - Och, och - poj�kiwa�a Emma. - Co si� sta�o? - zapyta�a Aurora zwalniaj�c u�cisk. - Nic - odpar�a Emma. - Waln�am tylko g�ow� w samoch�d. - Powinna� bardziej uwa�a� - skarci�a j� Aurora. Nie pami�ta�a, by kiedykolwiek straci�a tak szybko godno��, i zastanawia�a si� gor�czkowo, jak j� odzyska�. Wypada�oby natychmiast odjecha�, tak, ale szok, czy cokolwiek to by�o, sprawi�, �e wci�� dr�a�a. Nie by�a zdolna do naci�ni�cia peda�u gazu. Nawet b�d�c w szczytowej formie zapomina�a czasami, do czego s�u�� poszczeg�lne peda�y, i roztr�ca�a samochody, kt�re zaje�d�a�y jej drog�. Ile� nas�ucha�a si� wtedy wyzwisk! Poza tym nie by�a to w�a�ciwa chwila do odjazdu. Mimo paniki pojmowa�a, �e to c�rka jest g�r�, i nie zamierza�a si� podda�. Ustawi�a boczne lusterko tak, �eby si� w nim przejrze�, i czeka�a cierpliwie, a� jej rysy zn�w si� wyg�adz�. Ten dzie� z pewno�ci� nie mia� nale�e� do udanych. Emma obserwowa�a matk� rozcieraj�c guz na g�owie. Wygra�a - du�o czy tylko troch�, widzia�a jednak po minie matki, �e nie�atwo b�dzie utrzyma� t� pozycj�. - Nie musisz na razie informowa� swoich przyjaci�, wiesz przecie� - odezwa�a si�. - Zreszt� i tak rzadko pozwalasz mi ich widywa�. Moje dziecko mog�oby ju� by� w podstaw�wce, nim zacz�liby co� podejrzewa�. - Czy�by? - mrukn�a Aurora przyczesuj�c w�osy. - Po pierwsze, dziecko, je�li ju� ma by�, b�dzie prawie na pewno dziewczynk�. To ju� w naszej rodzinie tradycja. Po drugie, nie chodzi o moich przyjaci�, tylko o konkurent�w, i by�abym wdzi�czna, gdyby� tak ich nazywa�a, skoro musisz o nich m�wi�. - Jak sobie �yczysz - zgodzi�a si� Emma. Aurora mia�a wspania�e, bujne, rudawobr�zowe w�osy, kt�rych c�rka zawsze jej zazdro�ci�a. Sczesywa�a je uparcie na lew� stron� i by�o jej z tym do twarzy. Wkr�tce wi�c zn�w �adnie wygl�da�a. Wbrew wszystkiemu zachowywa�a �adny wygl�d, a wygl�d by� wielk� pociech�. Uderzy�a brzegiem grzebienia w kierownic�. - Widzisz, m�wi�am ci, �e Thomas si� sp�ni - przypomnia�a Emmie. - Nie mog� d�u�ej czeka�. Je�li si� nie pospiesz�, strac� m�j show. Unios�a o kilka cali podbr�dek i obdarzy�a c�rk� lekko z�o�liwym u�miechem. - Co do ciebie... - urwa�a. - Co do mnie - nawi�za�a c�rka. - Nic, nic - powiedzia�a Aurora. - Pi�kna nowina. Szkoda s��w. Ale na pewno jako� sobie poradz�. - Nie pr�buj mnie obwinia� - naje�y�a si� Emma. - Mam swoje prawa, a ty nie jeste� m�czennic�. Nie r�b z siebie ofiary prowadzonej na stos. Aurora zignorowa�a t� uwag�; na og� ignorowa�a b�yskotliwe uwagi tego rodzaju. - Bez w�tpienia jako� sobie poradz� - powt�rzy�a tonem, kt�ry mia� oznacza�, �e czuje si� zwolniona z wszelkiej odpowiedzialno�ci za w�asn� przysz�o��. Na moment si� rozpogodzi�a, ale chcia�a, aby zrozumiano wyra�nie, �e je�li w tej resztce �ycia, kt�ra jeszcze jej pozosta�a, spotka j� jaka� krzywda, wina za to spadnie na cudze barki. Aby unikn�� k��tni, zapu�ci�a silnik. - C�, moja droga, przynajmniej zmusi ci� to do przej�cia na diet� - rzek�a. - B�agam, wy�wiadcz mi t� �ask� i zr�b co� z w�osami. Mo�e powinna� je ufarbowa�. Szczerze m�wi�c, Emmo, s�dz�, �e wygl�da�aby� �adniej, gdyby� by�a �ysa. - Daj mi spok�j - odpowiedzia�a Emma. - Przesta�am przejmowa� si� w�osami. - Ot� to! - podchwyci�a Aurora. - W tym sedno, �e przesta�a� przejmowa� si� czymkolwiek. Zrezygnowa�a� ze zbyt wielu rzeczy. Te �a�osne �achy, w kt�re si� stroisz, k�uj� mnie w oczy. Ja nigdy nie pozwala�am sobie rezygnowa�, zawsze protestowa�am przeciw temu, co mi si� nie podoba�o. W twoim �yciu nie widz� nic, z czego mo�na by si� cieszy�. Musisz to zmieni�. - Przypuszczam, �e wszystko zmieni si� samo - odpar�a Emma. - Powiedz swemu m�owi, �e m�g�by przyjecha� wcze�niej. Ja zmykam. Moje shows nie b�d� czeka�. �ebym tylko nie wpad�a na jakiego� policjanta... - Dlaczego? - Patrz� na mnie krzywo - wyja�ni�a Aurora. - Doprawdy nie wiem, sk�d si� to bierze. �adnemu nie zrobi�am nic z�ego, nigdy. Z satysfakcj� spojrza�a jeszcze raz na swoj� fryzur� i ustawi�a lusterko w mniej wi�cej prawid�owej pozycji. - Piel�gnujesz ten niby niedba�y wygl�d - zauwa�y�a Emma. - Jeszcze jak! No, bywaj. Zatrzyma�a� mnie za d�ugo. Aurora machn�a c�rce r�k� i ruszy�a badaj�c wzrokiem ulic�. Droga by�a w zasadzie wolna, przeje�d�a� tylko jaki� ma�y, zielony, zagraniczny samoch�d. Gdyby g�o�niej zatr�bi�a, zjecha�by pewnie na bok. Takie samochody w og�le powinny je�dzi� poboczem - bo i bez nich dla ameryka�skich samochod�w brakowa�o miejsca. - Do widzenia, mamo, przyjed� znowu - powiedzia�a Emma, aby formom sta�o si� zado��. Aurora nie dos�ysza�a. W�adczym gestem uj�a kierownic� i nacisn�a stop� w�a�ciwy peda�. "Dzielna Aurora" - westchn�a czule na odjezdnym. 3 Emma us�ysza�a to westchnienie i u�miechn�a si�. "Dzielna Aurora" - matka um�wi�a tak tylko wtedy, gdy uwa�a�a, �e samotna i doskona�a staje przeciwko �wiatu. Nagle podskoczy�a. Matka zacz�a tr�bi� na volkswagena, a cadillac ma bardzo g�o�ny klakson. D�wi�k ten ka�demu kojarzy� si� natychmiast z jakim� straszliwym wypadkiem. Wobec takiego tr�bienia ma�y zielony samoch�d nie mia� szans - cadillac zmi�t� go z drogi niczym transatlantyk kruch� ��deczk�. Kierowca w przekonaniu, �e kto� uleg� katastrofie, nawet nie odtr�bi� wracaj�c na jezdni�. �eby zas�oni� uda, Emma �ci�gn�a m�owsk� koszulk� najni�ej jak si� da�o. Z ga��zi drzew nad g�ow� Emmy ci�gle kapa�y krople letniego deszczu i spada�y na jej piersi - chocia� co to by�y za piersi? M�owska koszulka rzeczywi�cie podkre�la�a braki figury Emmy, matka mia�a troch� racji. Wizyta, jak zwykle, nastawi�a Emm� wrogo nie tylko do matki, lecz r�wnie� do m�a i samej siebie. Flap powinien by� tutaj by�, �eby broni� siebie, jej albo ich obojga. Matka nie przypu�ci�a ataku, wykorzysta�a jedynie sw�j osobliwy, subtelny talent dostrzegania z�a w ka�dym, tylko nie w sobie. Nigdy nie przynosi�a pokoju, przeciwnie, po jej odej�ciu cz�owiek czu� si� jaki� pomniejszony. Najbardziej niedorzeczne uwagi matki zawisa�y w powietrzu i atmosfera stawa�a si� ci�ka. By�y obra�liwe, nieproszone, ale Emma d�ugo nie mog�a o nich zapomnie�. W�osy, dieta, m�owska koszulka, Flap i ona - bez wzgl�du na to, co z m�ciw� zapalczywo�ci� m�wi�a matka, Emma zawsze si� dziwi�a, �e pozwoli�a Aurorze uj�� z �yciem. Flap w gruncie rzeczy, nawet gdy by� obecny, nie na wiele si� przydawa�. Tak ba� si� utraty tej odrobiny �yczliwo�ci pani Gree�nway, �e nie podejmowa� walki. Dwie minuty p�niej, kiedy Emma wci�� sta�a na podje�dzie, jeszcze oszo�omiona i troch� rozczarowana sob�, a na my�l przychodzi�y jej dowcipne riposty, kt�rymi mog�aby ugodzi� matk�, nadjecha� Flap z ojcem. Ojciec Flapa nazywa� si� Cecil Horton. Zobaczywszy synow�, zakr�ci� i wyhamowa� swego czy�ciutkiego, niebieskiego plymoutha tu� obok niej, tak blisko, �e m�g� u�cisn�� jej r�k� bez wysiadania z samochodu. - Cze��, skarbie - powiedzia�, u�miechaj�c si� szeroko. Cecil by� cz�owiekiem lat czterdziestych i "skarb" nale�a� do jego sta�ego repertuaru. Emma nienawidzia�a tego s�owa i wypatrywa�a dnia, kiedy Cecil si� zapomni i odezwie tak do jej matki. Dra�ni� j� r�wnie� jego u�miech, automatyczny i zdawkowy. Cecil u�miechn��by si� szeroko, nawet gdyby wita� si� z hydrantem. - Cze�� - odrzek�a. - Kupi�e� ��dk�? Cecil nie dos�ysza� pytania. Ci�gle u�miecha� si� do Emmy. Siwiej�ce w�osy mia� g�adko przylizane. Dobiega� dopiero sze��dziesi�tki, ale ju� troch� og�uch�; w rzeczywisto�ci wyrzek� si� nadziei, �e us�yszy wszystko, co si� do niego powie. Kiedy zwraca� si� do� kto�, kogo na sw�j spos�b lubi�, u�miecha� si� nieco d�u�ej i, je�li sytuacja na to pozwala�a, dla okazania sympatii klepa� dan� osob� po ramieniu lub �ciska� jej r�k�. Emma nie bardzo wiedzia�a, czy wierzy� w jego sympati�, skoro za t� sympati� nie sz�o prawdziwe zainteresowanie. By�a przekonana, �e mog�aby sta� na podje�dzie brocz�c krwi�, z obiema r�kami amputowanymi do �okci, a Cecil nadal mamrota�by swoje "Cze��, skarbie", u�miecha� si� szeroko i mi�tosi� kikut. Matka nie znosi�a Cecila i na sam� wzmiank� o nim wychodzi�a. "Nie k��� si� ze mn�. Kiedy si� o kim� m�wi, wywo�uje si� wilka z lasu" - stwierdza�a, ruszaj�c do drzwi. Kilka minut p�niej, gdy Cecil i plymouth znikn�li, oni za� zostali sami na podje�dzie, Emma w przyp�ywie irytacji postanowi�a nie przemilcza� tej sprawy. - Min�y dwa lata, a tw�j ojciec nigdy si� mn� naprawd� nie zainteresowa� - powiedzia�a. - Nie tylko tob� - odpar� Flap. - Tato nikim si� zbytnio nie interesuje. - Z wyj�tkiem ciebie - nie ust�powa�a Emma. - Ty obchodzisz go a� zanadto. Odgaduj�, kiedy my�li, �e z mojej winy brak ci czego�, co wed�ug niego powiniene� mie�, na przyk�ad czystej koszuli. Sam mi to m�wi�e�. - Przesta� mi dokucza� - poprosi� Flap. - Jestem zm�czony. I wygl�da� na zm�czonego. Mia� d�ugi nos, d�ug� szcz�k� i usta, kt�rych k�ciki opada�y, kiedy znajdowa� si� w depresji, co zdarza�o si� cz�sto. Jak na ironi� w�a�nie fakt, �e tak cz�sto i ca�� dusz� pogr��a� si� w depresji, zafrapowa� Emm�. Zakocha�a si� we Flapie od pierwszego wejrzenia, w nim i w jego d�ugiej szcz�ce. Depresyjne stany Flapa wydawa�y si� wzruszaj�ce i jakby poetyczne, w ci�gu zaledwie dw�ch dni Emma nabra�a pewno�ci, �e Flap jej potrzebuje. Up�yn�y dwa lata i wci�� mia�a powody, �eby �ywi� t� pewno��, cho� nie da si� zaprzeczy�, �e Flap nie zachowywa� si� ca�kiem tak, jak oczekiwa�a. Oczywi�cie by�a kobiet�, jakiej potrzebowa�, ale dziewi�� na dziesi�� dni tkwi� w depresji. Czas zmusi� Emm�, by przyzna�a sama przed sob�, �e stany depresyjne Flapa wcale nie s� czym�, co niebawem przeminie, i pocz�a zastanawia� si�, dlaczego tak jest. Podobne pytanie zadawa�a Flapowi. Pod tym wzgl�dem kropka w kropk� by�a nieodrodn� c�rk� Aurory Greenway. - Nie masz powod�w do zm�czenia - o�wiadczy�a. - Pomaga�e� tylko ojcu przy wyborze ��dki. A ja zrobi�am pranie i stoczy�am walk� z matk�. I wcale nie jestem zm�czona. Flap skorzysta� z okazji i zmieniaj�c temat spyta�: - Po co matka tu przysz�a? - G�upie pytanie - odpar�a Emma. - Czemu pytasz? - Nie wiem - powiedzia� Flap. - Nie by�a� zbyt uprzejma dla taty. Napi�bym si� piwa. Poszed� do sypialni, Emma za� zachowa�a spok�j i nala�a mu piwa. Jego dra�liwo�� w sprawach dotycz�cych ojca nie wyprowadza�a jej z r�wnowagi - ci dwaj zawsze byli ze sob� bardzo blisko, ona by�a intruzem, kt�ry zak��ci� ich wzajemne stosunki, a Flap nie nauczy� si� traktowa� tego lekko. I to wszystko. Zdarza�o si�, �e by�o mu z ni� dobrze, ona za� przyj�a za�o�enie, �e czasami bywa mu te� dobrze z ojcem. Jednak�e ani razu nie by�o im dotychczas dobrze we troje. Mimo to Cecil, cho�by najbardziej si� stara�, nie m�g� sprawi� Emmie bodaj jednej dziesi�tej tych przykro�ci, jakie jej matka sprawia�a Flapowi bez specjalnych zabieg�w. Kiedy przynios�a piwo, Flap le�a� wyci�gni�ty na ��ku i czyta� Wordswortha. - Co mam zrobi�, �eby� przesta� czyta� i raczy� ze mn� porozmawia�? - zapyta�a. - Czytam w�a�nie Wordswortha - odpowiedzia�. - Nie cierpi� go, ale chyba nic mnie nie powstrzyma. Powinna� o tym wiedzie�. Mo�e jaki� smakowity zapach z kuchni... - Trudny z ciebie facet - stwierdzi�a Emma. - Nie, tylko samolub - odpar� pogodnie Flap. Zamkn�� ksi��k� i spojrza� serdecznie na �on�. Mia� piwne oczy, kt�re potrafi�y patrze� r�wnocze�nie serdecznie i oboj�tnie. Tym razem obdarzy� Emm� spojrzeniem najmilszym z najmilszych, takim, jakiemu nigdy nie mog�a si� oprze� - podbija� j� zreszt� najmniejszy objaw serdeczno�ci. Usiad�a na ��ku i wzi�a Flapa za r�k�. - Czy powiedzia�a� matce, �e jeste� w ci��y? - zapyta�. - Powiedzia�am. Mia�a atak - Emma wda�a si� w szczeg�owy opis. - Dziwna kobieta - westchn�� Flap. Podni�s� si� gwa�townie, wci�gn�� zapach piwa i morskiej wody, i poczu� pie�ci� �on�. Jego pieszczoty zawsze rozpoczyna�y si� znienacka. W przeci�gu pi�ciu minut Emma straci�a nie tylko przytomno��, ale i oddech, o co zdaje si�, chodzi�o Flapowi. - Co ci� napad�o? - spyta�a, usi�uj�c przynajmniej cz�ciowo si� rozebra�. - Zawsze zachowujesz si� tak, jakby� nie chcia�, �ebym zd��y�a o tym pomy�le�. Nie wysz�abym za ciebie, gdybym nie mia�a ochoty o tym my�le�. - A po co my�le�? Kt�re� z nas mog�oby si� znudzi�, gdyby my�la�o za du�o - wyja�ni� Flap. Ot� by�a to jedyna rzecz, kt�r� robi� szybko. Wszystkie inne zajmowa�y mu godziny. Och�on�wszy, Emma zastanawia�a si� niekiedy, czy nie da�oby si� tego odwr�ci�, nak�oni� Flapa, �eby kocha� si� powoli, a pracowa� pr�dko. Ale gdy przychodzi�o co do czego, zawsze sk�ada�a bro�. W ka�dym razie kiedy potem usiad�, �eby zdj�� buty, wygl�da� jak cz�owiek naprawd� szcz�liwy. Zdawa�o si�, �e rumieniec podniecenia pali mu twarz d�u�ej ni� kiedykolwiek, co doda�o Emmie otuchy. - Widzisz, dzi�ki moim metodom �adne z nas si� nie nudzi - rzuci� przez rami�, id�c do �azienki. - Taranujesz mnie gorzej ni� ci�ar�wka - odpowiedzia�a Emma. - My�lenie czy nuda maj� z tym ma�o wsp�lnego. Ko�czy�a si� rozbiera� jak zwykle po fakcie i le�a�a z g�ow� opart� na dw�ch poduszkach, patrz�c na swoje stopy i obliczaj�c, za ile miesi�cy jej brzuch uro�nie tak, �e zas�oni widok st�p. Mimo upa�u najbardziej lubi�a te godziny p�nego popo�udnia. W�asny pot och�odzi� j� na chwil�, a d�ugi, padaj�cy uko�nie promie� s�o�ca igra� akurat tam, gdzie powinna mie� majtki. Wr�ci� Flap i wyci�gn�� si� na brzuchu zabieraj�c si� zn�w do lektury, skutkiem czego poczu�a si� troch� tak, jakby j� opu�ci�. Zarzuci�a nog� na Flapa. - Chcia�abym, �eby� interesowa� si� mn� nieco d�u�ej - powiedzia�a. - Dlaczego czytasz Wordshwortha, skoro go nie lubisz? - Kiedy nie jestem podniecony seksualnie, czyta mi si� go do�� dobrze - odpar� Flap. - Mama nie jest zupe�nie zwariowana - m�wi�a Emma. Cia�o Emmy zosta�o od��czone od duszy, ale to ju� si� sko�czy�o, dusza zapragn�a powrotu i konwersacji, kt�r� zaczyna�a w momencie roz��ki. - Wi�c jaka jest? - spyta� Flap. - Jest po prostu samolubna - stwierdzi�a Emma. - �ebym tylko wiedzia�a, czy to dobrze, czy �le! Jest du�o bardziej samolubna ni� ty, cho� ty tak�e potrafisz dba� o swoje. Jest mo�e nawet bardziej samolubna ni� Patsy. - Nie ma wi�kszej egoistki od Patsy - sprzeciwi� si� Flap. - Zastanawiam si�, co by by�o, gdyby�cie si� pobrali - powiedzia�a Emma. - Kto? Ja i i Patsy? - Nie. Ty i mama. Flapa zamurowa�o. Przerwa� czytanie i spojrza� na Emm�. Jedn� z rzeczy, kt�re zawsze u niej lubi�, by�o to, �e plot�a, co jej �lina na j�zyk przynios�a. Ale nigdy nie przysz�o mu do g�owy, �e ona lub ktokolwiek m�g�by wpa�� na r�wnie dziwaczny pomys�. - Gdyby matka ci� teraz us�ysza�a - powiedzia� - pos�a�aby ci� do czubk�w. Ja sam ch�tnie bym ci� tam pos�a�. Twoja matka i ja nie mamy mo�e zbyt wiele rozumu, ale tak czy owak ona ma go do��, �eby nie my�le� o �lubie ze mn�, a ja - �eby nie my�le� o �lubie z ni�. Co za bzdura! - Tak, ale ty rozumujesz w spos�b tradycyjny, powiedzia�abym klasyczny - broni�a si� Emma. - Uwa�asz, �e ludzie post�puj� albo rozs�dnie, albo nierozs�dnie, jednak�e ich post�powanie zawsze mie�ci si� w pewnych granicach. Ja jestem inteligentniejsza od ciebie i wiem, �e ludzie s� zdolni do wszystkiego. Absolutnie do wszystkiego. - Zw�aszcza twoja matka - mrukn�� Flap. - Nie jestem tradycjonalist� ani klasykiem. Jestem romantykiem. I dor�wnuj� ci inteligencj�. Emma unios�a si�, schyli�a nad czytaj�cym m�em i zacz�a masowa� mu plecy. Promie� s�o�ca zsun�� si� z jej cia�a na pod�og�. Przesta�a si� poci� i czu�a nap�ywaj�cy przez otwarte okno ch��d wieczoru. By� dopiero kwiecie�, ale zdarza�y si� ju� dnie tak gor�ce, �e powietrze drga�o od �aru. Wirowa�y w nim �wiec�ce plamki, kt�re przypomina�y Emmie posta� Duszka Kaspra, tylko �e w przeciwie�stwie do Kaspra by�y niemi�e i parzy�y gromadz�c si� na jej ramionach i szyi. Co zrobi� na kolacj�? - pomy�la�a po chwili. Koniecznie co� zimnego. Ona sama najch�tniej zjad�aby par� kanapek z og�rkiem, ale by�a to czysta abstrakcja. Flap za nic nie wzi��by tego do ust, poza tym w domu nie by�o og�rk�w. Je�li nie przyrz�dzi czego� wspania�ego, Flap b�dzie czyta� godzinami i nie odezwie si� ani s�owem; zawsze po stosunku czyta� godzinami nie m�wi�c ani s�owa. - Dziwne by�oby, gdyby kt�re� z nas po�lubi�o kogo�, kto nie lubi czyta�, prawda? - powiedzia�a. - A przecie� na �wiecie istniej� miliony interesuj�cych ludzi, kt�rzy nie lubi� czyta�. Flap nie odpowiedzia�. Emma siedzia�a wpatrzona w zapadaj�cy za oknem mrok i uk�ada�a wieczorne menu. - Jedyne, co mi si� nie podoba - oznajmi�a - to fakt, �e kochanie si� zawsze oznacza koniec rozmowy. Ale chyba w�a�nie to nas ze sob� ��czy - doda�a, wcale tak nie my�l�c. - Co nas ��czy? - zaciekawi� si� Flap. - Seks - odpar�a Emma. - Nie rozmawiamy ze sob� wystarczaj�co du�o, �eby mo�na to by�o nazwa� prawdziwymi rozmowami. W rzeczywisto�ci Flap wcale jej nie s�ucha�. Odpowiada� reaguj�c na jej g�os, z uprzejmo�ci. Emma wsta�a z ��ka i zacz�a zbiera� ubrania, swoje i jego, u�wiadamiaj�c sobie nagle, �e dalib�g nie wie, co dalej robi�. Zaniepokoi�a j� w�asna przypadkowa uwaga. NIe mia�a poj�cia, dlaczego tak powiedzia�a, co gorsza, nie wiedzia�a, czy istotnie tak my�li. Przez ca�e dwa lata ma��e�stwa nigdy niczego podobnego nie m�wi�a, nigdy nie da�a po sobie pozna�, �e jej, Emmy, zdaniem ich zwi�zek opiera si� jedynie na prawach natury. Wykluczy�a dawno mo�liwo�� �ycia bez Flapa, poza tym by�a w ci��y. Je�eli istnia�o co�, o czym �adne z nich dwojga nie musia�o my�le�, to by�a podstawa ich zwi�zku. Spojrza�a na Flapa i otrze�wi� j� fakt, �e m�� wci�� le�y wyci�gni�ty na ��ku z ksi��k� w r�ku, najzupe�niej zadowolony, spokojny i zdany ca�kowicie na jej �ask�. Podrepta�a do �azienki i wzi�a prysznic. Gdy wr�ci�a, Flap grzeba� w szufladzie, daremnie szukaj�c koszulki. - S� na kanapie - powiedzia�a. - Nawet posk�adane. Wpad�a na pomys�, �eby usma�y� hiszpa�ski omlet. Jak w natchnieniu pobieg�a do kuchni, ale - co niestety przytrafia�o si� Emmie dosy� cz�sto - natchnienie opu�ci�o j�, nim wyda�o owoce. Flap mia� w tej katastrofie sw�j udzia�, siedzia� bowiem przy stole i czytaj�c stuka� nog� o pod�og�; nieomylny znak, �e naprawd� jest g�odny. Kiedy Emma postawi�a przed nim talerz, przyjrza� si� zawarto�ci krytycznie. Mia� si� za smakosza i tylko brak pieni�dzy nie pozwala� mu uwa�a� si� r�wnie� za znawc� win. - To nie wygl�da jak hiszpa�ski omlet - powiedzia� - tylko jak jajecznica. - Moja szlachetnie urodzona matka nie nauczy�a mnie gotowa� - odci�a si� Emma. - Tak czy owak, smacznego! - Nadzwyczaj udany dzie� - m�wi� Flap, patrz�c na �on� �adnymi, przyjaznymi oczami. - Tata kupi� now� ��dk�, wr�ci�em do domu zbyt p�no, �eby zobaczy� si� z twoj� matk�, a teraz dosta�em jajecznic�. Wspania�y ci�g szcz�liwych zdarze�. - TAk - potwierdzi�a Emma, bior�c sobie kawa�ek omletu. - A jeszcze zd��y�e� si� wyle�e�. Wszystko dzia�o si� tak szybko, �e mo�e ju� nie pami�tasz. Ale wylegiwa�e� si� przecie�. - Och, przesta� udawa�, �e ci� lekcewa�� - �achn�� si� Flap. - Nie lekcewa�� ci� i nie pr�buj by� bardziej zgry�liwa, ni� jeste�. - Nie wiem, czy jestem - zaduma�a si� Emma. - Chocia� mog�abym. Znowu zacz�o pada�. Kiedy ko�czyli omlet, ulewa usta�a. S�ysza�o si� jeszcze krople kapi�ce z drzew. Ciemno�� za oknami by�a g��boka i nasycona wilgoci�. - Ci�gle powtarzasz "nie wiem" - zauwa�y� Flap. - Bo to prawda - odpowiedzia�a Emma. - Nie wiem. I nie przypuszczam, bym kiedykolwiek wiedzia�a. Na staro�� b�d� gdzie� siedzie� w fotelu i te� powtarza� "nie wiem", "nie wiem". Tylko wtedy b�dzie to brzmia�o �a�o�niej. Kt�ry� raz z rz�du Flap z niepokojem spojrza� na �on�. Emma miewa�a zaskakuj�ce wizje. Nie wiedzia�, co powiedzie�. Osobliwie wygl�daj�cy omlet okaza� si� ca�kiem dobry i bardzo mu smakowa�. Tymczasem Emma wpatrywa�a si� w deszczow� noc. Zawsze ciekawa jego my�li i zawsze gotowa spe�nia� jego zachcianki, odwr�ci�a od niego wra�liw� twarz. Na usta Flapa cisn�y si� jakie� mi�e s�owa, milcza� jednak. Emma potrafi�a czasami niespodzianie i z niezbadanych przyczyn zmusza� go do milczenia. W�a�nie tak jak teraz. Troch� zmieszany i bardzo cichy pobawi� si� wi�c widelcem i zas�ucha� wraz z �on� w szum mokrych drzew. Rozdzia� II 1 - Pewnie ci� ucieszy wiadomo��, �e zmi�k�am - oznajmi�a nazajutrz wczesnym rankiem Aurora. - Mimo wszystko nie ma nad czym rozpacza�. - Rozpacza�? Nad czym? - zdziwi�a si� Emma. - By�o dopiero p� do �smej i jeszcze si� nie rozbudzi�a. Ponadto uderzy�a si� w palec biegn�c do telefonu, do kuchni. - Czy ty jeste� przytomna, Emmo? Bra�a� mo�e jakie� proszki? - zapyta�a Aurora. - Na lito�� bosk�, mamo, dopiero �wita. Spa�am, czego chcesz? Nawet ledwie rozbudzona i z bol�cym palcem Emma zda�a sobie spraw�, �e by�o to g�upie pytanie. Matka telefonowa�a co rano i nigdy niczego nie chcia�a. Jedynym ratunkiem dla ich ma��e�stwa by� fakt, �e telefon znajdowa� si� w kuchni. Gdyby sta� przy ��ku i dzwoni� co dzie� o p� do �smej, Flap ju� dawno za��da�by rozwodu. - Chyba nie musz� znowu ci przypomina� o proszkach - powiedzia�a ostro Aurora. - S�ysz� o tych paskudztwach wsz�dzie, gdzie si� obr�c�. - Nie bior� proch�w, nie bior� niczego, nawet kawy jeszcze nie pi�am - roz�ali�a si� Emma. - Wi�c o co ci chodzi? - O to, �e nie ma nad czym rozpacza�. - Nie wiem, o czym ty m�wisz. - O twoim stanie - poinformowa�a Aurora. Czasem m�wi�a ogr�dkami, a czasem wyra�a�a si� jasno. - Czuj� si� doskonale, jestem tylko �pi�ca - Emma ziewn�a. Aurora czu�a, �e zaraz straci cierpliwo��. Oto nie dawano wiary jej szlachetnym intencjom. Na szcz�cie tu� pod r�k�, na tacy ze �niadaniem, mia�a rogalik, zjad�a go wi�c, nim znowu przem�wi�a. C�rka Aurory, oddalona od matki o p�torej mili, drzema�a ze s�uchawk� przy uchu. - Chodzi mi o to, �e nosisz w sobie dziecko - podj�a Aurora ze �wie�ym przyp�ywem energii. - Tak, rzeczywi�cie jestem w ci��y - odrzek�a Emma. - Swoim zwyczajem u�ywasz prostych s��w - stwierdzi�a Aurora. - Ale skoro o s�owach mowa, przeczyta�am w�a�nie gazet�. Zdaje si�, �e tw�j przyjaciel, ten m�ody pisarz, napisa� jak�� ksi��k�. - Nazywa si� Danny Deck - o�ywi�a si� Emma. - Opowiada�am ci o nim i jego ksi��ce par� miesi�cy temu. - Istotnie. Tylko s�dzi�am, �e on mieszka w Kalifornii. - Mieszka, mamo. Ale przecie� jedno drugiego nie wyklucza. - Nie filozofuj, Emmo, bardzo prosz�. Twoje filozofowanie nie robi na mnie wra�enia. W gazecie pisz�, �e przyjedzie tu dzi� wieczorem i b�dzie rozdawa� autografy. Powinna� by�a wyj�� za niego. Oba strza�y by�y celne i Emma obla�a si� rumie�cem, cz�ciowo z gniewu, cz�ciowo z zak�opotania. Wyjrza�a przez okno na b�d�cy w�asno�ci� jej i Flapa kawa�ek podw�rza, jakby spodziewa�a si�, �e zobaczy tam pogr��onego we �nie Danny.ego. Lubi� przebywa� na podw�rzu, zw�aszcza tym, lubi� r�wnie� zjawia� si� akurat wtedy, kiedy by�a w koszuli nocnej. Zawstydzi�a si� na sam� wzmiank� o jego przyje�dzie. R�wnocze�nie rozz�o�ci�a si�, �e matka pierwsza wyczyta�a t� wiadomo�� w gazecie. Danny nale�a� do niej, do Emmy, i matka nie mia�a prawa wiedzie� o nim wi�cej, ni� wiedzia�a ona. - Przesta� - warkn�a. - Wysz�am za cz�owieka, za kt�rego chcia�am wyj��. Po co� to powiedzia�a. Sama wiesz, �e zawsze czu�a� antypati� do Danny.ego. Nawet Flapa traktowa�a� lepiej. - Z pewno�ci� nigdy nie gustowa�am w ubraniach Daniela - o�wiadczy�a spokojnie Aurora, ignoruj�c ton c�rki. - Bo, rzecz nie do poj�cia, ubiera� si� jeszcze gorzej ni� Thomas. To mnie rozgrzesza. Fakt pozostaje jednak faktem. W ka�dym razie Daniel okaza� si� cz�owiekiem sukcesu, a Thomas - nie. Dokona�a� wi�c niew�a�ciwego wyboru. - Nie m�w tak do mnie - krzykn�a Emma. - Nic nie rozumiesz! Przynajmniej wybra�am! Nie pozwoli�am, tak jak ty pozwalasz, �eby pi�ciu lub sze�ciu m�czyzn w��czy�o si� za mn� latami. Dlaczego ci�gle mnie krytykujesz? Czy tylko to ci� bawi? Aurora szybko odwiesi�a s�uchawk�. Kontynuowanie rozmowy nie mia�o sensu, dop�ki Emma nie o