10242
Szczegóły |
Tytuł |
10242 |
Rozszerzenie: |
PDF |
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
[email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
10242 PDF - Pobierz:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd pliku o nazwie 10242 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
10242 - podejrzyj 20 pierwszych stron:
Kiry� Bu�yczow
Silniejszy od �ubra i s�onia
- Misze�ka, jest do ciebie list! - pisn�a redakcyjna sekretarka, bielutka puszysta istotka, celnie przezywana
Piskl�ciem.
Misza Stendal zmarszczy� czo�o. Siedzia� u niego ze skarg� emeryt, prowadzili powa�n� rozmow� o
wodoci�gach, emeryt zwraca� si� do Misze�ki z szacunkiem,
traktowa� z imienia ojca, a spos�b, w jaki zwraca�o si� do niego Piskl�, by� zupe�nie nie na miejscu.
- Prosz� po�o�y� na biurku, Antonino Panfi�owna! - powiedzia� Misza.
Piskl� zap�oni�o si� od takiego afrontu i wysz�o obra�one stukaj�c obcasikami. Misza westchn�� i zwr�ci� si� do
emeryta:
- Prosz�, niech pan m�wi dalej!
A sam zerkn�� na list. By� to list prywatny.
Wielki Guslar. Redakcja gazety "Guslarski Sztandar", red. M. A. Stendal.
Ale najwa�niejszy by� adres nadawcy. Stendal przesta� nawet s�ucha� emeryta, tylko potakiwa� i czeka�, kiedy
wreszcie b�dzie m�g� przeczyta� list. Adres
nadawcy brzmia� nast�puj�co: Powiat guslarski, le�nictwo Zab�ocie, Terencjusz Arturowicz Zajka.
Terencjusz Zajka by� starym znajomym Stendala, przedstawicielem rodziny utalentowanych wynalazc�w. Przed
trzema miesi�cami Zajka przyjecha� do miasta
samobie�nym rosyjskim piecem swojego wynalazku i wtedy Stendal napisa� b�yskotliwy esej, kt�ry potem - w
skr�conej wersji - przedrukowa�a gazeta wojew�dzka.
Stendal od dawna marzy� o wizycie w domu Zajk�w i tylko czeka� na zaproszenie. I oto jest list.
W ko�cu emeryt wyszed�. Misza od razu rzuci� si� na list, rozdar� kopert� i przeczyta�, co nast�puje:
Witaj, drogi przyjacielu, Michale Balzak!
S�owo "Balzak" by�o starannie wykre�lone, a nad nim napisano "Stendal". Terencjusz wiecznie zapomina�, z
kt�rym z wielkich pisarzy Misza ma zaszczyt
dzieli� nazwisko. Roztargnienie, jakie mo�na samorodnemu geniuszowi wybaczy�...
Pisze do Ciebie Terencjusz Zajka, je�eli jeszcze pami�tasz, kto to jest. Spokojnie u nas, przyroda zaczyna,
budzi� si� do �ycia x zimowego snu, chocia�
do wiosny jeszcze daleko. Okres zimowy byt dla naszej rodziny mocno wype�niony prac�. Trzeba przygotowa�
si� do lata, do zwalczania le�nych po�ar�w, brudnicy
mniszki, wy�cielnika jesionowca i turyst�w. Musimy zajmowa� si� dokarmianiem zwierz�t, dba� o sprawy
bie��ce, a przy tym niema�o czasu po�wi�camy na dzia�alno��
wynalazcz�. Jak wiesz, Misza, nasz tata, Artur Iwanowicz, m�j brat Wasylij i ja sk�onni jeste�my do rozmy�la�.
Dwa razy przyje�d�ali dziennikarze, szkoda,
�e Ciebie z nimi nie by�o. W stosunkach z obcymi lud�mi zachowujemy nale�yty dystans, bo niekt�rzy z nich s�
zwyk�ymi �owcami sensacji. Piec te� w porz�dku,
nie skar�ymy si�. Poprzednie trzy miesi�ce po�wi�cili�my naukom biologicznym. Co� tam uda�o si� nam
osi�gn��. Gdyby Ci� to zainteresowa�o, wpadnij do nas
w sobot� albo niedziel�. Czekamy z niecierpliwo�ci�! Adres znasz.
Tw�j oddany przyjaciel Terencjusz
Podr� autobusem do Zab�ocia trwa p�torej godziny, a z Zab�ocia do le�nicz�wki idzie si� le�n� drog� godzin�,
oczywi�cie je�eli nie trafi si� jaka�
okazja.
Kiedy ot�pia�y po d�ugiej je�dzie i z lekka przyduszony panuj�c� w autobusie duchot� Stendal wysiad�, ju� na
niego czekano.
By� pi�kny, mro�ny marcowy dzie� i wszystko skrzy�o si� w s�o�cu. Liliowe cienie bezlistnych drzew k�ad�y si�
na srebrzysty �nieg, a po�rodku placu
sta� wielki, bielony. - ledwie go by�o na bieli �niegu wida� - rosyjski piec. W piecu trzaska� ogie�, z komina
unosi�a si� stru�ka dymu, a obok pieca sta�
Terencjusz Zajka we w�asnej osobie, w ciemnym garniturze, pod krawatem i w b�yszcz�cych jak lustro butach.
- Hej! - ucieszy� si� dziennikarz. - Terencjusz! Sk�d si� tu wzi��e�? Przezi�bisz si�!
- Witaj, Misza - odpowiedzia� Terencjusz. - Ja po pana. - Przez placyk przechodzili ludzie, biega�y po nim
dzieci, ale nikt nie zwraca� uwagi na rosyjski
piec, kt�rym przyjecha� Terencjusz. W okolicy przywykli ju� do dziwactw rodziny Zajk�w. Ze wzgl�du na
zdolno�ci i nienaganne prowadzenie cieszy�a, si�
ona powszechnym szacunkiem.
W historii ludzko�ci mo�na spotka� genialnych wynalazc�w, kt�rzy czasami zamykaj� si� w swoich
pracowniach, gdzie w ciszy i samotno�ci szykuj� zgub�
wszystkiemu, co �ywe, a czasami od tej samotno�ci wariuj�. Ale w wypadku Zajk�w sprawa wygl�da zupe�nie,
ale to zupe�nie inaczej. .Ta spokojna rodzina
sk�ada si� z Artura Iwanowicza, jego- syn�w Wasylija i Terencjusza, a tak�e z �ony Wasylija, K�awdii. W
codziennym �yciu rodzina ta niczym si� od innych
rodzin nie r�ni. Terencjusz i Wasylij uko�czyli w Zab�ociu �redni� szko��, odbyli s�u�b� wojskow�, pracuj�,
studiuj� zaocznie na Akademii Rolniczej. Wasylij
b�dzie w tym roku broni� pracy dyplomowej. Artur Iwanowicz nie ma wy�szych studi�w wojna przeszkodzi�a.
Jest jednak bardzo oczytany i ma talent do j�zyk�w.
W le�nej g�uszy nauczy� si� angielskiego, francuskiego, japo�skiego, hindi, sanskrytu, �aciny i paru innych.
Poliglotyzm Artura Iwanowicza s�u�y szlachetnym
celom - Artur Iwanowicz czyta gazety i literatur� naukow�. Wasylij i Terencjusz to wierni wsp�pracownicy
ojca, a poza tym - z�ote r�ce. Dzia�aj�c w zgodnym
kolektywie dokonali wielu wynalazk�w, kt�re s� bardzo nie na r�k� wszystkim, instytutom naukowo-
badawczym zar�wno w kraju, jak i za granic�. K�owa w tym
zespole pe�ni rol� zdrowej opozycji i m�drej my�li krytycznej. Je�eli wyrazi si� o nowym pomy�le pozytywnie,
mo�na oczekiwa� dynamicznego rozwoju tego
pomys�u. Je�eli co� nie wzbudzi�o aprobaty K�awdii, nale�a�o to raczej odrzuci�.
Ale dzia�alno�� Zajk�w ma te� pewien minus - mianowicie ma�o komu jest znana. Przyczyn� tego jest zbytnia
skromno�� ca�ej rodziny. Czasem nawet rozumowali
- oczywi�cie b��dnie! - w spos�b nast�puj�cy: je�eli nam uda�o si� to wynale��, to na pewno kto� ju� to przed
nami wynalaz� w du�ym mie�cie.
Terencjusz odebra� z r�k go�cia ci�k� teczk� z go�ci�cami i pokiwa� g�ow�:
- Ale� po co si� by�o wykosztowywa�, Misza...
Stendal usadowi� si� na przeznaczonym do spania miejscu, okuta� nogi ko�uchem, a Terencjusz podrzuci� drew
do ognia. Piec uni�s� si� nieco nad ziemi�
na poduszce powietrznej i lekko si� przechyli�. Zapachnia�o dymem. Terencjusz siedzia� z przodu, zwiesiwszy
nogi, i kierowa� zgrabnie wyrze�bionymi z drzewa
d�wigniami.
Piec jecha� mi�kko, jakie� czterdzie�ci na godzin�, nie wi�cej. Jode�ki uderza�y go ciemnymi �apami ga��zi,
weso�e wiewi�rki wybiega�y na drog� i machaniem
puszystych ogon�w pozdrawia�y le�niczego.
- O! - wykrzykn�� Stendal. - Popatrz!
Na skraju drogi sta� nied�wied� brunatny w kolorze pomara�czowym. Nied�wied� skrzy�owa� �apy na brzuchu i
rycza� kiwaj�c g�ow�.
- �adny, co? -zapyta� Terencjusz, przyhamowuj�c.
- �adny? Przecie� ten nied�wied� jest pomara�czowy! - Jasne, �e pomara�czowy! Widz�, nie jestem daltonist�.
Terencjusz cisn�� w nied�wiedzia obwarzankiem,
zwierzak z�apa� pocz�stunek i uda� si� w g��b lasu.
- Przy�wieca�y nam dwa cele - wyja�nia� Terencjusz dodaj�c gazu. - Po pierwsze, kontrola nad wielkimi
drapie�nikami. Wida� go z daleka, chcesz, to obserwujesz,
chcesz, mo�esz kontrolowa� liczebno��.
- A po drugie? - Pomara�czowa plamka mign�a w prze�wicie mi�dzy pniami i znik�a.
- Po drugie, wytworzenie nowych futer. Zobaczysz, mamy jeszcze dwa zielone wilki.
- Wspania�e! - krzykn�� Stendal. - I kolor si� nie spiera?
- Kolor jest naturalny. Innych nie trzymamy. A je�eli chodzi o to, czy wspania�e, czy nie, to w rodzinie s� zdania
podzielone.
- Dlaczeg� to?
- A dlatego, �e taki nied�wied� musi je��. Na samych jagodach nie prze�yje, a teraz wygl�da w lesie jak sygna�
ostrzegawczy. Musia� si� wi�c zwr�ci�
do ludzi o pomoc. Dokarmiamy. Albo je�eli wzi�� zielone wilki...
Nagle Stendal zobaczy�, �e za piecem biegn� z wyci�gni�tymi szyjami i wypr�onymi jak struna ogonami dwa
zielone wilki. Widok by� jeszcze bardziej ob��dny
ni� pomara�czowy nied�wied�.
- Oto one!
- One, oczywi�cie. Nie b�j si�, nie gryz�. Lec� na obiad. I rzeczywi�cie - wilki min�y piec i pop�dzi�y dalej.
- Latem to taki wilk ma dobrze, najlepsze tradycje maskowania. A w zimie wygl�da jak plama na �niegu. Te�
trzeba je by�o zaprowiantowa�.
Takimi to rozm�wkami skracali sobie drog�.
- A czemu ty, Terencjuszu, jeste� w samym garniturze? - zapyta� Stendal. - To te� jaki� wynalazek?
Domy�la� si�, �e w niebieskim garniturze Terencjusza s� wszyte jakie� elektryczne nitki albo tworzy si� wok�
niego pole si�owe.
- Od dzieci�stwa - odpowiedzia� Terencjusz - mamy zwyczaj oblewa� si� zimn� wod�. Tata zawsze nas kr�tko
trzyma�. Wasylij to przedtem przer�bel sobie
wycina� i si� k�pa�, ale teraz K�awa mu zabroni�a.
Za bardzo splata�o si� w Zajkach to, co post�powe i naukowe, z tym, co zupe�nie zwyczajne.
Piec wjecha� w otwarte wrota.
- Prosz� wybaczy�! Czym chata bogata. Niech pan skosztuje naszego prostego domowego jad�a - powiedzia�
Artur Iwanowicz, zapraszaj�c do uginaj�cego si�
od jad�a sto�u.
�adniutka K�awdia, ubrana w szerokie d�insy i haftowan� w wielkie kwiaty koszul�, sp�oni�a si� zmieszana,
kiedy Stendal pochwali� potrawy - ciel�cin�
w galarecie, karczochy, krem malinowy, przecieran� zup� cebulow� i inne osi�gni�cia domowej sztuki
kulinarnej.
- A ty si�, K�awa, nie pesz - powiedzia� Wasylij. By� bardzo podobny do m�odszego brata - tak samo z�otow�osy,
szczup�y i schludny. Go�� oddaje ci sprawiedliwo��.
Nie ma si� czego kr�powa�.
Po deserze K�awdia poda�a m�czyznom kaw�.
- Kaw� hodujemy sami. W cieplarniach - powiedzia� Terenejusz. Uprawa hydroponiczna. Szkoda, �e
przyjecha�e� tak wcze�nie, ananasy jeszcze nie dojrza�y.
Pierwsze b�d� w kwietniu.
- Po�lemy mu do miasta - oznajmi� Artur Iwanowicz. - Niech si� rozpieszcza witaminami.
- Serdeczne dzi�ki - odpar� Stendal. Rozkoszowa� si� przytulno�ci� domu i wspania�� go�cinno�ci� Zajk�w. Od
kominka ci�gn�o ciep�em, nogi zag��bia�y
si� w puszyste futra r�nobarwnych zwierz�t do�wiadczalnych le��ce na pod�odze. A w sercu czu� s�odkie
oczekiwanie nadchodz�cych cud�w.
Artur Iwanowicz jakby czyta� w duszy Stendala.
- S�yszeli�my o panu, Misza, prosz� wybaczy�, �e tak si� bezpo�rednio zwracam, od Tereszki. Bardzo ciep�o o
panu m�wi.
Misza sp�oni� si�.
- I dlatego postanowili�my pokaza� panu wyniki naszych bada�. Niech pan sam zadecyduje, czy s� ju� one
godne opublikowania na �amach naszej prasy, czy
lepiej jeszcze z tym poczeka�.
- Jestem got�w! - Stendal poderwa� si� z mi�kkiego fotela. Rozpiera�a go ��dza czynu.
Zajkowe wyprowadzili Stendala na zasypane �niegiem podw�rze. Zmierzcha�o. Chwyta� mr�z. S�o�ce wisia�o
nad wierzcho�kami sosen.
Za wysokim ogrodzeniem z siatki wida� by�o kilka ciemnych wzg�rk�w.
- Taa... - powiedzia� Artur Iwanowicz. - Przepraszam, ale s�dz�, �e to mo�e pana zainteresowa�. Chod� tu,
zabijako!
Jeden ze wzg�rk�w poruszy� si� i wyci�gn�� d�ug� szyj� z dziobem na ko�cu. Ukaza�y si� szklane �lepia,
g�upawo spogl�daj�ce na �wiat. Stru� podni�s�
nogi i powoli, jakby robi� wielk� �ask�, zbli�y� si� do ogrodzenia. Stru� wygl�da� niecodziennie - sprawia�
wra�enie, �e ubrano go w puchate futro, tak
gruba by�a warstwa pi�r (a mo�e rzeczywi�cie futra?) - nawet nogi mia� poro�ni�te! Czu� si� na mrozie
doskonale i trudno by�o uwierzy� w jego tropikalne
pochodzenie.
Artur Iwanowicz pocz�stowa� strusia cukierkiem, kt�ry zosta� przyj�ty z majestatyczn� uprzejmo�ci�.
- Inne nie wstaj� - Artur Iwanowicz wskaza� r�k� pozosta�e wzg�rki, z kt�rych wysun�y si� d�ugie szyje i
uprzejmie zwr�ci�y g�owy w kierunku ludzi.
- Siedz� na jajkach. To nasze najwi�ksze osi�gni�cie, s� mrozoodporne. Wiele nas to kosztowa�o, ale to, �e
nauczy�y si� wysiadywa� jaja na �niegu, to ogromny
sukces. Skrzy�owali�my z pingwinami. Wygl�d zewn�trzny i rozmiary strusia, a obyczaje pingwinie.
Stendal odwa�nie wetkn�� r�k� przez siatk�, poklepa� ptaka po dziobie i omal nie straci� palca.
- Ostro�nie! - powstrzyma� jego zap�dy Wasylij. - Nie uznaje obcych! To nieposkromione ptaszysko!
- To znaczy - podsumowa� Artur Iwanowicz - pracowali�my na dwa fronty. Pierwszy widzia�e�, to r�nobarwne
zwierz�ta. A drugie zadanie, jakie przed nami
stoi - kontynuowa� Artur Iwanowicz - to przystosowanie niekt�rych tropikalnych, �e tak nawet powiem,
egzotycznych zwierz�t do naszych warunk�w.
- Wspaniale! - wykrzykn�� Stendal. - Pozwoli pan, �e o tym napisz� w naszej gazecie?
- Pisz, kochany - odpar� Artur Iwanowicz. - Pisz. Pomo�esz zwalcza� trudno�ci z wra�eniem.
Przeci�li podw�rze i ruszyli duktem.
- A teraz, je�eli zechcesz, poka�emy ci do�wiadczenie w toku powiedzia� Artur Iwanowicz. - Nie do publikacji,
tylko jako ciekawostk�.
Dukt ko�czy� si� na polanie. Znajdowa�a si� tu zagroda, otoczona ci�kimi balami.
Po�rodku zagrody sta� �ubr, jakiego Stendal nie widzia� nawet w zoo. By� wy�szy od Stendala, mia� ze trzy
metry d�ugo�ci i t�py, okrutny pysk. Przedpotopowy
stw�r. Co prawda w kolorze naturalnym. Misza, cho� nie by� tch�rzem, cofn�� si� od ogrodzenia.
- Wzbudza szacunek, co? - zapyta� Terencjusz. - Nazywamy go Belzebub.
Belzebub obejrza� sobie obecnych malutkimi z�ymi oczkami i zupe�nie bez dania racji schyli� �eb i zaszar�owa�.
Bale, z kt�rych by�a zbudowana zagroda,
drgn�y, .a po ca�ym lesie rozleg� si� pot�ny huk. Z drzew posypa� si� �nieg, poderwa�y przera�one kruki. �ubr
nieco si� cofn�� - przygotowywa� si� do
nast�pnego ataku.
- Pierwotna si�a - powiedzia� z szacunkiem Artur Iwanowicz. By� najmniejszy ze wszystkich, nawet mniejszy i
ni�szy od K�awy, ale jedyny nie odskoczy�,
kiedy �ubr szturmowa� drewnian� przeszkod�.
- K�awa, jeste� gotowa?
- Tak.
- Pami�taj, ostro�nie!
Co� si� b�dzie dzia�o, pomy�la� Stendal.
K�awa podesz�a do ogrodzenia, opar�a r�k� o bal i lekko wskoczy�a do zagrody.
- St�j! - wyrwa�o si� Stendalowi. Ale nikt go nie popar�.
�ubr powoli odwr�ci� g�ow�, pr�buj�c poj�� swym male�kim m�d�kiem, kto �mia� naruszy� jego kr�lestwo.
- Ty si�, Misza, nie denerwuj. Nie jeste�my potworami - u�miechn�� si� Terencjusz. - Kochamy K�aw�.
- Niech pan zwr�ci uwag�, przedstawicielu mass medi�w - rzek� Artur Iwanowicz. - Oto widok godny
obejrzenia.
K�awa spokojnie czeka�a, a� �ubr si� do niej zbli�y. A zwierz� cofn�o si�, �eby nabra� rozp�du, i zacz�o
kopytami ry� ziemi�.
I nagle z g�uchym rykiem �ubr rzuci� si� na K�aw�.
Dziewczyna sta�a prosto, ko�uszek si� jej rozchyli�, czapeczka lekko zsun�a na bok.
Uciekaj! - b�aga� bezd�wi�cznie Stendal.
Ale K�awoczka ani my�la�a ucieka�. Dotkn�a czubkami palc�w rog�w p�dz�cego Belzebuba. Wydarzenia
potoczy�y si� tak szybko, �e Stendal mia� ochot� wrzasn��,
jak przy ogl�daniu w telewizji meczu hokejowego: "Powt�rka! W zwolnionym tempie!"
A wszystko dlatego, �e K�awa, chwyciwszy �ubra za rogi, nie tylko zatrzyma�a p�dz�cy ogrom, ale i zupe�nie
niezauwa�alnym dla oka ruchem powali�a go
na �nieg.
Stendal otrz�sn�� si� z oszo�omienia. K�awa sta�a nad pot�nym cielskiem i przytrzymywa�a drobn� r�czk�
g�ow� swego przeciwnika:
- Pu�cio go? - krzykn�a.
- Pu��, po co zwierz� upokarza� - odkrzykn�� Artur Iwanowicz i wracaj tutaj, zanim si� po�apie.
- Ju� lec�! - K�awa odesz�a od �ubra i lekko podbieg�a do ogrodzenia. �ubr ani my�la� si� podnie��, le�a�,
mruga� oczkami i g��boko prze�ywa�. Zupe�nie
jak bandzior, kt�remu s�uszny odp�r da�o niewinne dzieci�.
K�awdia sta�a ju� obok m�czyzn.
- No i co o tym my�lisz, Misza? - zapyta� Terencjusz.
- Nic nie my�l� - przyzna� si� Misza. - Ona wie, gdzie �ubr ma wy��cznik?
K�awa roze�mia�a si�. Podesz�a do dziennikarza, dotkn�a cienkimi paluszkami jego piersi i w tym momencie
Stendal poczu�, �e unosi si� w powietrze.
Ziemia znalaz�a si� gdzie� strasznie daleko, a do tego by�a jaka� krzywa. Tam, na dole, stali Zajkowie i
szczerzyli si� w u�miechu. A K�awa jedn� r�k�
trzyma�a Stendala nad g�ow� i widocznie robi�a to bez �adnych trudno�ci, bo zapyta�a spokojnie:
- Misza, niech mi pan powie, czy to prawda, �e do domu towarowego w Guslarze rzucili sk�adane japo�skie
parasolki?
- Niech mi pani wybaczy, nie jestem zorientowany - wytwornie odkrzykn�� z g�ry Stendal, cho� sytuacja, w
jakiej si� znajdowa�, raczej nie sk�ania�a
do wymiany pogl�d�w na temat japo�skich parasolek, zw�aszcza sk�adanych.
- Opu�� go, K�awa - powiedzia� Artur Iwanowicz. - Ju� si� przekona�. A w ten spos�b nauka tr�ci tanim
dowcipem...
K�awa ostro�nie postawi�a Stendala na �niegu.
- Chod�my do domu - powiedzia�a. - Powinnam odpocz��.
�ubr powoli d�wiga� si� na nogi, odwracaj�c g�ow� od ludzi, kt�rzy tak okrutnie sponiewierali jego �ubrz�
godno�� osobist�.
- K�awa, id� przodem z Wasylijem - zakomenderowa� Artur Iwanowicz. - Pami�tasz, gdzie le�y glukoza?
- Sekundk� - powiedzia�a m�oda kobieta - tu trzeba jeszcze co� uporz�dkowa�, a ja ci�gle nie mam do tego
g�owy.
Zesz�a z drogi i stan�a obok rosochatego pnia, tak wielkiego, �e aby go obj��, trzeba by ze trzech ch�opa.
- Ostro�nie, nie zniszcz sobie ko�uszka - ostrzega� Artur Iwanowicz.
K�awa leciutko rozchwia�a pie�, tak jak dentysta obrusza chory z�b, nim zabierze si� do niego z kleszczami.
Pie� g�o�no zaskrzypia�.
- Po�� go tu, na skraju drogi - powiedzia� Wasylij. - Potem go por�bi�.
K�awa wyrwa�a pie�, og�uszaj�co zapiszcza�y wyszarpywane z ziemi korzenie. Dziewczyna poturla�a pie� tam,
gdzie wskaza� Wasylij.
- No, ju� mo�emy i�� - oznajmi�a zapinaj�c ko�uszek.
K�awa i Wasilij opu�cili towarzystwo. Pozostali wr�cili do bia�ej izby i usiedli przed kominkiem.
- Jak ci si� podobaj�, Misza, osi�gni�cia K�awy? - zapyta� Terencjusz.
- Z niecierpliwo�ci� oczekuj� wyja�nie� - powiedzia� Stendal popijaj�c z kubka kwas na ostudzenie emocji.
- To jasne jak s�o�ce - odpar� Terencjusz. - Trzeba tylko pomy�le�. A my, Zajkowie, bardzo lubimy my�le�...
Artur Iwanowicz kiwn�� g�ow� aprobuj�co.
- Zastanowi�e� si� kiedy�, na jakiej zasadzie dzia�aj� mi�nie? - No, kurcz� si�... I rozkurczaj�...
- To nie jest zasada - westchn�� Terencjusz. - A zasada jest taka, jak w ka�dym silniku: spalaj� paliwo,
wydzielaj� energi�, wykonuj� prac�.
- No jasne - zgodzi� si� - Stendal.
- Ano w�a�nie, czego tu nie rozumie�. Ty, na przyk�ad, mo�esz podnie�� dwadzie�cia kilogram�w.
- Wi�cej! - zaoponowa� Misza z oburzeniem.
- A sportowiec podniesie sto albo i dwie�cie. I dlatego hoduje na sobie tak� mas� musku��w, �e a� strach
patrze�! Wszystko po to, �eby podnie�� jakie�
�a�osne dwie�cie kilo. Jeste�my g�upio skonstruowani.
- W tym punkcie, Teresza - wybacz, �e si� wtr�cam - nie masz racji - b��kitne oczy Artura Iwanowicza
b�yszcza�y. - Skonstruowani jeste�my m�drze, tylko
nasza maszyna ma ogranicznik. �eby na d�u�ej starczy�o paliwa. M�dry cz�owiek pi��dziesi�t kilogram�w zwali
sobie na plecy i przez ca�y dzie� drepce. A
paliwo w mi�niach spala si�, glukoza znika, wytwarza si� kwas mlekowy... O innych szczeg�ach nie warto
wspomina�, wybacz, ale i tak ich nie zrozumiesz.
- Nie rozumiem - pokornie zgodzi� si� Stendal.
- A je�eli musimy zu�y� na raz ca�e paliwo - rozpali� ognisko? Przecie� mi�nie s� do tego zdolne! Ich w��kna
s� tak elastyczne i mocne, �e ty, wybacz,
Stendal, nawet nie potrafisz sobie tego wyobrazi�. Pami�tasz mo�e szkolne do�wiadczenie: dra�nisz �apk� �aby
pr�dem i unosi ona wielki ci�ar. Wyobra�
sobie, �e�my podrzucili mi�niom fosforan kreatyny, czyli zaj�li ogranicznik. I niech ca�e paliwo sp�onie w
ci�gu dziesi�ciu minut. Rezultat b�dzie imponuj�cy!
- A co potem? - zapyta� Stendal. - Przecie� natura okrutnie karze tych, kt�rzy �ami� jej prawa!
- Popatrz, popatrz, jak si� rozwin��! - ucieszy� si� Terencjusz. - Nie naigrawaj si� z niego! - upomnia� go Artur
Iwanowicz. Zr�b, co do ciebie nale�y,
zaraz potem do ��eczka, za�yj co� na wzmocnienie i przestrzegaj zalece�. C� to by by� za wynalazek, gdyby
m�g� cz�owiekowi zaszkodzi�? Dop�ki nie wynajdziemy
�rodka wyr�wnuj�cego szybko ubytek si�, nie b�dziemy puszcza� naszego odkrycia w lud, nie obawiaj si�!
- A kiedy zako�czycie do�wiadczenia? - zapyta� rzeczowo Stendal. Oczami duszy widzia� ju� artyku�, kt�ry
rozs�awi jego imi� w�r�d ca�ej dziennikarskiej
braci.
- Nie spiesz si�. To mo�e trwa� jeszcze rok, dwa. Albo wyjdzie nam wielki wyg�up, albo...
- Strasznie �a�uj�, �e nie wzi��em aparatu fotograficznego. - Jeszcze zd��ysz!
Stendal nie s�ucha�. Wyobra�a� sobie nowe, wspania�e mo�liwo�ci, jakie si� otworz� przed ludzko�ci�.
Bo przecie� je�eli w m�zgu cz�owieka te� s� mi�nie,, to mo�na b�dzie w ci�gu minuty wymy�le� to, nad czym
bezskutecznie cz�owiek �amie sobie g�ow�
ca�ymi miesi�cami. Co prawda, nie udost�pni� obecnym swoich rozwa�a�: nie by� stuprocentowo pewny, czy
m�zg jest umi�niony.
- Jak s�dzicie, kiedy b�dzie mo�na napisa� o waszych eksperymentach?
- Przyjed� w ko�cu lata, pogadamy. A co, strusie i futra nie nadaj� si� do publikacji?
Stendalowi zrobi�o si� wstyd. Czu� si�, jakby spostponowa� pozosta�e wynalazki.
- Wcale tak nie my�la�em! Obowi�zkowo napisz� o waszych wspania�ych odkryciach!
Ale zagadnienie ogranicznika musku��w tak opanowa�o wyobra�ni� dziennikarza, �e my�lenie o czymkolwiek
innym sprawia�o mu du�e trudno�ci...
Autobus przyjecha� do Guslaru o p�nocy. Stan�� na placyku i nieliczni pasa�erowie wysiedli na skrzypi�cy
�nieg. Stendal skurczy� si� z zimna, podni�s�
ko�nierz i pospieszy� do domu.
To by� wspania�y dzie�. Dzie� wielkich odkry� i obcowania z niezwyk�ymi lud�mi. Minie miesi�c, dwa,
Zajkowie przy�l� um�wiony telegram. Wtedy Stendal
z miejsca opublikuje w gazecie artyku� o antyograniczniku. B�dzie pierwszym dziennikarzem na �wiecie... Tak�
przewag� ma cz�owiek obdarzony zaufaniem przez
wybitnych wynalazc�w. A p�ki co, trzeba napisa� artyku� o gospodarstwie domowym le�nik�w. I b�dzie tam
promienny obraz odwa�nej i pracowitej K�awy...
prze�o�y�a Anita Tyszkowska