2649

Szczegóły
Tytuł 2649
Rozszerzenie: PDF
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

2649 PDF - Pobierz:

Pobierz PDF

 

Zobacz podgląd pliku o nazwie 2649 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.

2649 - podejrzyj 20 pierwszych stron:

Iain M. Banks Qpa strahu (Feersum Endjinn) Prze�o�y� Arkadiusz Nakoniecznik Notka do powie�ci Iain M. Banks (rocznik 1954) to szkocki autor pisuj�cy zar�wno fantastyk� naukow� (ze �rodkowym inicja�em), jak i niewiele mniej fantastyczne powie�ci g��wnego nurtu (bez inicja�u). W swoich utworach ��czy ogie� i wod�: precyzyjnie obmy�lon� konstrukcj� ze spor� dawk� literackiego szale�stwa. Powiadaj� o nim, �e buduje wszech�wiaty dla samej przyjemno�ci ich niszczenia, i chyba jest w tym sporo prawdy. Uwielbia wodzi� czytelnika za nos, podsuwa� mu fa�szywe tropy, m�ci�, miesza� i tumani�. Je�li wyja�nia - to nie do ko�ca, je�li t�umaczy - to tylko troch�, je�li prowadzi za r�k� - to wcze�niej zawi�zuje oczy. Ma w�asny niepowtarzalny styl, nie spos�b pomyli� go z nikim innym. Jego powie�ci wci�gaj�, osza�amiaj�, zdumiewaj� i udowadniaj�, �e wci�� jeszcze mo�na pisa� oryginaln�, �wie�� fantastyk�. Co najwa�niejsze, ju� nied�ugo wszystkie zostan� przedstawione polskiemu czytelnikowi. (anak) Davesom JEDEN 1 Potem zrobi�o si� tak, jakby wszystko znik�o: odczucia, pami��, �wiadomo��, nawet poczucie istnienia tkwi�ce u podstaw rzeczywisto�ci - wszystko po prostu si� ulotni�o, pozostawiaj�c po sobie wra�enie niebytu, zanim i ono straci�o wszelkie znaczenie i przez nieokre�lon�, niesko�czenie d�ug� chwil� istnia�o wy��cznie og�lne wra�enie czego� pozbawionego umys�u, sensu dzia�ania i my�li, wiedz�cego tylko tyle, �e istnieje. Potem zacz�o si� odbudowywanie, przebijanie si� ku powierzchni przez warstwy my�li i wra�e�, uczenia si� i przyjmowania kszta�t�w, a� wreszcie obudzi�o si� co�, co by�o istot� maj�c� kszta�t i imi�. * Bzyczenie. Brz�cz�cy odg�os. Le�y na czym� mi�kkim. Ciemno��. Pr�buje otworzy� oczy. Co� skleja powieki. Jeszcze raz. B�ysk �wiat�a w kszta�cie dw�ch zer. Oczy otwarte, powieki rozklejone, ale wci�� ciemno. Zapachy: jednocze�nie �ycia i rozk�adu, bogate �yciem i �mierci�, przywo�uj� wspomnienia ca�kiem �wie�e i te bardzo dawne. Pojawia si� �wiat�o, bardzo ma�e... szuka nazwy dla tego koloru... bardzo ma�a plamka czerwieni zawieszona w powietrzu. Porusza ramieniem, podnosi r�k�; to prawa r�ka; odg�os pocierania sk�ry o sk�r�, wraz z nim powr�t czucia. Rami�, r�ka, palec: unosz� si�, przesuwaj�, nieruchomiej�. Czerwona plamka �agodnego �wiat�a niknie. Naci�nij j�. Rami� dr�y, s�abnie, opada. Sk�ra o sk�r�. Pstrykni�cie. Znowu co� brz�czy, co� trze, ale ju� nie sk�ra o sk�r�. Mocniej. Potem �wiat�o z ty�u/z g�ry. Ma�a czerwona plamka znika. Potem ruch: ciemno�� powy�ej/doko�a cofa si�, twarz kark ramiona pier�/ramiona tu��w/r�ce w �wietle; powieki zmru�one w �wietle. Jasnoszaror�owe, skierowane w d�; jasnob��kitne przez dziur� w zakrzywionym nawisie powy�ej/doko�a. Czeka. Odpoczywa. Daje przyzwyczai� si� oczom. Doko�a pie��, doko�a/powy�ej �ciana (�ciana, nie nawis), zakrzywiona doko�a, zakrzywiona w g�rze (sufit; sklepienie). Dziura w �cianie, w kt�rej jest �wiat�o, nazywa si� oknem. Le�y z g�ow� odwr�con� na bok. Jeszcze jedna dziura, bardziej z ty�u; si�ga do ziemi i nazywa si� drzwiami. Za ni� blask dnia i ziele� trawy i drzew. Le�y na pod�odze; to sprasowana ziemia, jasnobr�zowa, z wtopionymi kamieniami. Pie�� �piewa ptak. Podnosi si� powoli, opiera si� na �okciach, spogl�da w d�, ku stopom: naga kobieta koloru pod�ogi. Pod�oga jest bardzo bliska, w�a�ciwie mo�na wsta�. Siada, opuszcza nogi (przez chwil� wszystko si� kr�ci, potem spok�j), siada na kraw�dzi... na kraw�dzi czego� jak taca, co wysun�o si� z dziury w �cianie budynku, na tej tacy le�a�a, nie na pod�odze, a potem... wstaje. Trzyma si� tacy, nogi si� uginaj�, prostuje si�, wyci�ga. Jak dobrze. Taca niknie w �cianie; patrzy na to, patrzy jak kawa�ek �ciany zas�ania dziur�. Czuje... smutek, ale jednocze�nie czuje si�... dobrze. Oddycha g��boko. Oddech czyni ha�as, potem kaszel czyni ha�as, a potem... pojawia si� g�os. Odchrz�kuje, po czym oznajmia: - M�wi�. Lekkie zdziwienie. G�os daje si� odczu� w gardle i na twarzy. Dotyka twarzy, czuje... u�miech. - U�miech. Czuje, jak co� w niej narasta. - Twarz. - Wci�� narasta. - Twarz u�miech. - Jeszcze bardziej. - Twarz u�miech dobrze �yje dziura czerwony �ciana ja patrze� drzwi s�o�ce ogr�d JA! Zjawia si� �miech, wybucha, wype�nia niewielk� kamienn� rotund� i wylewa si� do ogrodu; ma�y ptaszek zrywa si� do lotu z furkotem skrzyde� i odlatuje razem z pie�ni�. �miech milknie. Kobieta siada na posadzce. W �rodku czuje pustk�: g��d. - �miech. G��d. Ja g��d. Ja g�odna. �miej� si�. �mia�am si�. Jestem g�odna. - Wstaje. - Wstaj�. - Chichocze. - Chichocz�. Wsta�am i chichocz�, ja. Ucz� si�. Teraz id�. Nie robi tego jednak, tylko odwraca si� i spogl�da na wn�trze budowli, na zakrzywione �ciany, posadzk�, tkwi�ce w �cianach g�adkie kanciaste kamienie pokryte napisami, niekt�re z ma�ymi kubkami/koszyczkami/pojemnikami. Nie wie ju�, gdzie by�a taca i czerwona plamka. Nie wie, gdzie si� schowa�y. Troch� jej smutno. Odwraca si� ponownie, podchodzi do drzwi i spogl�da na p�ytk� dolin�: drzewa, krzewy, trawa, troch� kwiat�w, strumie�. - Woda. Ja pi�, ja chcie� pi�. Chce mi si� pi�. Napij� si�. Id� si� napi�. Dobrze. Wychodzi z komory narodzin. - Niebo. B��kit. Chmury. I��. �cie�ka. Drzewa. Zaro�la. �cie�ka, inna. Znowu niebo. Wzg�rza. Och! Cie�. L�k. �miech! Wi�cej zaro�li. Trawa. Chce mi si� pi�. W ustach sucho. Trzeba przesta� m�wi�. Ha, ha! 2 Rankiem sto czterdziestego trzeciego dnia roku, kt�ry wed�ug nowej rachuby czasu zwano drugim ostatnim, Hortis Gadfium III, g��wna uczona nale��cego do Uprzywilejowanych klanu Rachmistrz�w, siedzia�a na stalowej belce i, kr�c�c od czasu do czasu g�ow�, spogl�da�a w g�r�, na niemal uko�czon� konstrukcj� skraplacza drugiej tlenowni zaopatruj�cej G��wny Hall. D�wig w�a�nie dostarczy� robotnikom czekaj�cym na szczycie kopu�y kolejn� porcj� stalowych paneli, jeszcze wy�ej za�, nad jego delikatnym, jakby utkanym z paj�czyny ramieniem, z basowym brz�czeniem silnik�w przesuwa� si� obci��ony do granic mo�liwo�ci lufter. Gadfium z podziwem obserwowa�a pozornie chaotyczn�, a jednak uporz�dowan� aktywno��, s�ucha�a warkotu, huku i posapywa� rozmaitych silnik�w, gapi�a si� na je�d��ce, lataj�ce, pe�zaj�ce, krocz�ce lub po prostu tkwi�ce nieruchomo maszyny, na uwijaj�cych si� w pocie czo�a chimeryk�w oraz na ludzi, kt�rzy tak�e pracowali co si�, pokrzykiwali albo stali bezczynnie, drapi�c si� po g�owach. Przesun�a palcem po zakurzonej belce, po czym spojrza�a na palec, zastanawiaj�c si�, czy w tej odrobinie kurzu jest jaka� nanomaszyna zdolna wyprodukowa� w ci�gu jednego dnia kilka wi�kszych maszyn, kt�re zmontuj� kolejne maszyny, te za� wytworz� tyle tlenu, ile trzeba, i to nie pod koniec przysz�ego roku, ale teraz, zaraz, niemal natychmiast. Wytar�szy palec w tunik�, ponownie przenios�a wzrok na ogromn� sylwet� skraplacza; czy b�dzie funkcjonowa� jak nale�y? A je�li tak, to czy znajdzie si� do�� dzia�aj�cych rakiet, kt�re mog�yby skorzysta� z wyprodukowanego przeze� paliwa? Jej spojrzenie pow�drowa�o ku trzem wielkim oknom Hallu i jeszcze dalej, tam, gdzie z nieba przys�oni�tego warstw� wysokich, bezdeszczowych chmur sp�ywa�y kaskady g�stych od py�u s�onecznych promieni, o�wietlaj�c odleg�e o kilka kilometr�w wie�e i kopu�y Miasta, po�o�onego dwa tysi�ce metr�w poni�ej zawieszonego ekstrawagancko nad przepa�ci� �wietlistego Pa�acu. W dni takie jak ten �atwo by�o odnie�� z�udne wra�enie, �e ze �wiatem wszystko jest w porz�dku, �e nie zagra�a mu ani noc, ani tym bardziej bezlitosna, wszechogarniaj�ca, zbli�aj�ca si� nieuchronnie katastrofa. W takie dni nietrudno by�o uwierzy�, �e to wszystko pomy�ka albo masowa halucynacja oraz �e widok, kt�ry Gadfium ujrza�a minionej nocy, stoj�c na zewn�trz kopu�y obserwacyjnej na dachu pogr��onego w ciemno�ci Pa�acu, stanowi� tylko wytw�r jej wyobra�ni albo by� snem, kt�ry nie znikn�� ani nie zosta� w�a�ciwie zakwalifikowany przez budz�cy si� umys�, w zwi�zku z czym przetrwa� jako koszmar. Podni�s�szy si� z miejsca, ruszy�a w kierunku czekaj�cych na ni� adiutanta i m�odszej asystentki. Kobieta i m�czyzna rozmawiali p�g�osem, spogl�daj�c od czasu do czasu na otaczaj�cy ich rozgardiasz z pogardliwym pob�a�aniem, jakie musia� w nich wywo�ywa� ten pokaz funkcjonowania czystej technologii. Przypuszczalnie zastanawiali si�, po co tu przybyli i dlaczego ich prze�o�ona nie spieszy si� z powrotem; oni z pewno�ci� nie przebywaliby tutaj ani chwili d�u�ej, ni� by�oby to absolutnie konieczne. Szczerze m�wi�c, nic by si� nie sta�o, gdyby nie odwiedzi�a osobi�cie miejsca budowy; problemy naukowe zwi�zane z t� inwestycj� zosta�y ju� dawno rozwi�zane, a ca�y ci�ar odpowiedzialno�ci spoczywa� obecnie na barkach Technologii i Budownictwa. Mimo to wci�� zapraszano j� na narady, cz�ciowo przez uprzejmo��, cz�ciowo ze wzgl�du na wysok� pozycj�, jak� zajmowa�a na dworze, ona za� uczestniczy�a w nich zawsze, kiedy mog�a, obawiaj�c si�, i� w zamieszaniu towarzysz�cym odtwarzaniu nie wykorzystywanych od tysi�cy lat technologii i metod, uwagi budowniczych mo�e umkn�� jaki� pozornie oczywisty fakt albo �e w po�piechu zlekcewa�� pozornie niegro�ne niebezpiecze�stwo. Co prawda, takie przeoczenie z pewno�ci� nie spowodowa�oby powa�nych nast�pstw, niemniej jednak, zwa�ywszy na napi�ty harmonogram, ka�de, nawet najdrobniejsze op�nienie mog�o okaza� si� fatalne w skutkach. Chocia� w chwilach przygn�bienia uwa�a�a, �e takich zdarze� nie da si� unikn��, czyni�a jednak wszystko co w jej mocy, �eby jednak do nich nie dopu�ci�, gdyby za�, mimo wszystko, nast�pi�a jaka� awaria, �eby nikt nie m�g� obarczy� jej za to odpowiedzialno�ci�. Rzecz jasna, by�oby znacznie �atwiej, gdyby nie wojna z klanem In�ynier�w, kt�rych kwatera g��wna znajdowa�a si� w obl�onej Kaplicy trzydzie�ci kilometr�w st�d, po drugiej stronie fortecy, trzy kilometry wy�ej ni� G��wny Hall. Co prawda, mieli po swojej stronie kilkunastu In�ynier�w (tamtym natomiast uda�o si� �ci�gn�� nielicznych Kryptograf�w, Rachmistrz�w oraz dysydent�w z paru innych klan�w), niemniej by�o ich stanowczo za ma�o, w zwi�zku z czym Gadfium, podobnie jak wielu Uczonych, musia�a przej�� cz�� ich obowi�zk�w i przestawi� si� na my�lenie w zupe�nie innej, praktyczno-przemys�owej skali. Je�li natomiast chodzi�o o jej sk�onno�� do siedzenia i przygl�dania si� budowie, to wynika�a ona zapewne z dr�cz�cych j� w�tpliwo�ci, czy to dzia�anie, nawet je�li samo w sobie sensowne i przeprowadzane jak nale�y, w jakikolwiek spos�b przyczyni si� do poprawy nieweso�ej sytuacji. Gadfium podejrzewa�a, �e pod�wiadomie ma nadziej�, i� sama skala przedsi�wzi�cia w po��czeniu z ogromnym wydatkiem energii niezb�dnej do jego realizacji zdo�a przekona� j�, �e to wszystko jednak ma sens. Tak si� jednak nie sta�o. Bez wzgl�du na to, jak d�ugo wpatrywa�a si� w gigantyczn� konstrukcj�, na granicy jej pola widzenia wci�� utrzymywa� si� mglisty pas nieprzeniknionej czerni, rozpostarty nad wieczornym horyzontem niczym jaka� odra�aj�ca, przenicowana zapowied� �witu. - Pani?... - Tak? Gadfium odwr�ci�a si� i spojrza�a na stoj�cego kilka krok�w od niej adiutanta. Rasfline, szczup�y, o ascetycznej twarzy, w nienagannie schludnym mundurze, lekko sk�oni� g�ow�. - Nadesz�a wiadomo�� z Pa�acu. - Jaka? - Sytuacja na R�wninie Ruchomych Kamieni uleg�a zmianie. - Jakiej? - Zaskakuj�cej. Nic wi�cej nie wiem. Uznano, �e pani obecno�� jest tam bezwzgl�dnie konieczna i zapewniono pani odpowiedni �rodek transportu. Gadfium westchn�a ci�ko. - Wobec tego w drog�. * �migacz opu�ci� teren fabryki tlenu i pomkn�� w kierunku Wschodniego Urwiska nad zakurzon�, kr�t� drog� zat�oczon� maszynami i chimerykami. Starannie zaprojektowany i piel�gnowany park, kt�ry od tysi�cy pokole� zdobi� t� cz�� G��wnego Hallu, zosta� bez wahania skazany na zag�ad�, jak tylko Kr�l wraz ze swoimi najbardziej nawet sceptycznymi doradcami poj�� wreszcie, czym grozi zbli�aj�ce si� Za�mienie. W normalnych warunkach wszelkie instalacje przemys�owe powstawa�y wy��cznie we wn�trzu fortecy, gdzie, ze wzgl�du na niedostatek �wiat�a i �wie�ego powietrza, nie mia�o wi�kszego znaczenia, jakie ha�a�liwe lub w inny spos�b uci��liwe procesy zachodz� w trzewiach maszyn, poniewa� w tamtych rejonach mieszkali jedynie desperaci i skaza�cy, i tylko oni mogli by� nara�eni na ewentualne niewygody. Kiedy jednak Kr�l doszed� do wniosku, �e fabryka tlenu musi zosta� zbudowana, i to jak najpr�dzej, chocia� oburzenie by�o powszechne, a kilkunastu ogrodnik�w i le�nik�w pope�ni�o nawet samob�jstwa, nowo skonstruowani spychacze i kopacze ruszyli do boju, w okamgnieniu niszcz�c lasy, jeziora i ��ki, kt�re od stuleci dawa�y wytchnienie wszystkim kastom i klasom. Gadfium odprowadzi�a wzrokiem szybko malej�ce budowle, a� wreszcie zas�oni�o je zalesione wzg�rze i tylko unosz�cy si� nad wierzcho�kami drzew s�up py�u i dymu wskazywa� miejsce, gdzie znajdowa� si� ogromny plac budowy. Ju� nied�ugo mia� si� pojawi� ponownie, poniewa� fabryk� budowano na niewielkim p�askowy�u, widocznym niemal z ka�dego miejsca dziesi�ciokilometrowego G��wnego Hallu. G��wna uczona wci�� si� zastanawia�a, czy Kr�l kaza� wznie�� fabryk� akurat w tym miejscu po to, by jego poddani w pe�ni uzmys�owili sobie powag� sytuacji oraz �eby zacz�li oswaja� si� ze �wiadomo�ci�, i� w przysz�o�ci trzeba b�dzie ponie�� jeszcze wiele wyrzecze�. Po raz kolejny pokr�ci�a g�ow�, zab�bni�a palcami w drewnian� por�cz fotela, otworzy�a szczelin� wentylacyjn� przy oknie, �eby wpu�ci� nieco ciep�ego powietrza, po czym spojrza�a na siedz�c� naprzeciwko par�. Rasfline i Goscil byli z ni� od chwili, kiedy pojawi�o si� zagro�enie, to znaczy od dziesi�ciu lat. Wtedy nauka zacz�a znowu co� znaczy�. Rasfline stanowi� wr�cz podr�cznikowy przyk�ad cz�onka kasty Oficer�w, stara� si� wygl�da� i zachowywa� jak maszyna, i czerpa� z tego wyra�n� przyjemno��. Przez te wszystkie lata zawsze m�wi� o Gadfium "g��wna uczona", bezpo�rednio do niej natomiast zwraca� si� per "pani". Goscil, o okr�g�ej twarzy, z wiecznie potarganymi w�osami oraz w tunice, kt�ra nigdy nie sprawia�a wra�enia dobrze dopasowanej ani zupe�nie czystej, wraz z up�ywem lat stawa�a si� coraz bardziej niechlujna, stanowi�c dok�adne przeciwie�stwo zawsze zadbanego Rasfline'a. W fabryce przekopiowa�a zapisy z naj�wie�szymi danymi i teraz siedzia�a z zamkni�tymi oczami, przegl�daj�c informacje. Posapywa�a przy tym cicho, mlaska�a i pochrz�kiwa�a, zapewne bezwiednie, niemniej jednak Rasfline uzna� za stosowne da� wyraz swemu zdegustowaniu, spogl�daj�c przez okno z ustami zaci�ni�tymi w kresk�. - S� nowe wiadomo�ci z R�wniny? - zapyta�a Gadfium. - Nie, pani. - Umilk� na chwil�, aby by�o oczywiste, �e nawi�zuje ��czno��, po czym doda�: - Nic si� nie zmieni�o. Obserwatorium donosi o zaskakuj�cych wydarzeniach, a Pa�ac wyrazi� opini�, �e powinna pani natychmiast si� tam uda�. Goscil raptownie otworzy�a oczy. - R�wnina Ruchomych Kamieni? - Spr�bowa�a dmuchni�ciem odgarn�� w�osy z czo�a, po czym spojrza�a na Rasfline'a. - Na kanale naukowym us�ysza�am jakie� plotki o tym, �e kamienie robi� co� dziwnego. - Doprawdy? - b�kn�� oboj�tnie Rasfline. - A co konkretnie? - zapyta�a Gadfium. Goscil wzruszy�a ramionami. - Tego nie powiedzieli. O �wicie jaki� m�ody obserwator nades�a� raport, �e kamienie si� poruszaj� i �e dzieje si� co� dziwnego. Od tamtej pory cisza. - Ponownie spojrza�a na Rasfline'a. - Pewnie go przymkn�li. Gadfium skin�a g�ow�. - Czy ostatnio na R�wninie zanotowano silne wiatry albo opady? Rasfline i Goscil do�� d�ugo milczeli, czekaj�c na informacje. Pierwsza odezwa�a si� Goscil. - Tak. Pada�o tyle, �e zrobi�o si� �lisko, a potem zerwa� si� wiatr, ale... - Ale co? Goscil wzruszy�a ramionami. - Ten m�ody powiedzia�, �e... Mam zacytowa�? - Prosz�. Goscil zamkn�a oczy, Rasfline natomiast skierowa� spojrzenie w okno. - Hmmm... Identyfikacja... Obserwatorium na R�wninie Kamieni, i tak dalej... Jest! - Jej g�os przybra� melodyjne, niemal �piewne brzmienie. - "...co� dziwnego. Co� bardzo dziwnego. O, cholera! Zaraz, spokojnie, najpierw dane og�lne. Wiatr z p�nocnego zachodu, si�a cztery. Opady: wczoraj trzy milimetry. Wsp�czynnik po�lizgu: sze��. O, rety! Patrzcie tylko! Przecie� to niemo�liwe! Czego� takiego nigdy jeszcze nie robi�y, prawda? Zaczekajcie na... (niezrozumia�e)... Zaraz zawiadomi� g��wnego obserwatora, a na razie ko�cz�." - Goscil otworzy�a oczy. - Koniec cytatu. Od tamtej pory nie uda�o si� nawi�za� ��czno�ci z obserwatorium. - O kt�rej godzinie nades�ano raport? - O sz�stej trzydzie�ci. Gadfium spojrza�a na Rasfline'a, na kt�rego ustach b��ka� si� niewyra�ny u�mieszek. - Czy Pa�ac zdo�a� skontaktowa� si� z obserwatorium? - Nie wiem, pani - odpar� adiutant, a zaraz potem doda�, jakby za wszelk� cen� pragn�� okaza� si� przydatny: - Polecenie, �eby natychmiast uda�a si� pani na miejsce, zosta�o wydane o dziesi�tej czterdzie�ci pi��. - Hmmm... - mrukn�a Gadfium. - B�d� tak dobry i popro� Pa�ac, �eby dostarczyli nam wi�cej szczeg��w i pozwolili rozmawia� bezpo�rednio z obserwatorium. - Tak jest, pani. Oczy Rasfline'a przybra�y szklisty wyraz kogo�, kto w ten spos�b uprzejmie daje do zrozumienia, �e chwilowo jest nieosi�galny, poniewa� nawi�zuje ��czno��. Pozycja spo�eczna Gadfium uniemo�liwia�a jej posiadanie implantowanego komunikatora zapewniaj�cego ci�g�y dost�p do panbazy. G��wna Uczona nale�a�a do nielicznych os�b, kt�rych cenne umys�y powinny by� chronione przed wp�ywami zewn�trznymi, aby w spokoju pracowa� nad rozwi�zywaniem wa�kich problem�w. Je�li chcia�a zdoby� jakie� informacje, musia�a czyni� to za pomoc� zewn�trznych �rodk�w ��czno�ci. Naturalnie zdawa�a sobie spraw� ze s�uszno�ci takiego rozwi�zania, niemniej jednak jej odczucia w tej sprawie waha�y si� mi�dzy podszyt� poczuciem winy dum� z zajmowania uprzywilejowanej pozycji a powracaj�c� cyklicznie frustracj� spowodowan� konieczno�ci� korzystania z pomocy ludzi lub urz�dze� za ka�dym razem, kiedy pragn�a si� czego� dowiedzie�. - Nad Wschodnim Urwiskiem b�dzie na nas czeka� klifter - oznajmi�a Goscil po do�� d�ugim milczeniu. - To maszyna Kr�la, wy��cznie do naszej dyspozycji. Chyba naprawd� zale�y im, �eby�my dotarli tam jak najpr�dzej. 3 Pancerna kolumna sun�a powoli przez nier�wny teren powsta�y po zapadni�ciu si� Po�udniowego Pokoju Wulkanicznego. D�ugi szereg tworzy�y ogromne wieloko�owe transportowce oraz mn�stwo mniejszych pojazd�w oraz chimeryk�w. Pot�niejsze chimeryki - same inkarnozaury - nios�y �o�nierzy, pozosta�e natomiast, w wi�kszo�ci co najmniej p�rozumne, same pe�ni�y funkcj� �o�nierzy, rozmaicie uzbrojonych, opancerzonych i uwarunkowanych. W�r�d pojazd�w ko�owych najwi�cej by�o �azik�w z nap�dem na obie osie, ale trafia�y si� tak�e opancerzone wspinaki, jedno- lub dwudzia�owe landromondy oraz wielowie�yczkowe pot�ne czo�gi zwane basyna�ami. Pe�zn�cy z wysi�kiem konw�j stanowi� co najmniej jedn� sz�st� si� l�dowych Kr�la; eskapada by�a albo b�yskotliwym manewrem oskrzydlaj�cym, maj�cym jednocze�nie na celu dostarczenie posi�k�w garnizonowi ochraniaj�cemu ekipy prowadz�ce prace na pi�tym poziomie po�udniowo-zachodniego solara albo rozpaczliw� i z g�ry skazan� na kl�sk� szulercz� zagrywk�, kt�ra w za�o�eniu mia�a zapewni� zwyci�stwo w wojnie nie do��, �e nie do wygrania, ale w dodatku zupe�nie bezsensownej. Sessine wci�� jeszcze nie m�g� si� zdecydowa�, jak jest naprawd�. Hrabia Alandre Sessine VII, g��wnodowodz�cy drugiego korpusu ekspedycyjnego, oderwa� wzrok od sun�cego z mozo�em konwoju stworze� i maszyn, kt�rymi dowodzi�, i omi�t� spojrzeniem otaczaj�c� ich zewsz�d, poszarpan� koronk� zrujnowanych �cian, za kt�rymi otwiera� si� widok na pozosta�� cz�� zniszczonego megatworu architektonicznego oraz na zasnute chmurami niebo. Wychylony po pier� z wie�yczki wspinaka, miotany i potrz�sany we wszystkie strony, cz�ciowo og�uszony �oskotem, z jakim jego zbroja uderza�a o pancerz pojazdu, mia� powa�ne problemy, �eby doceni� ponur� urod� pejza�u, a jeszcze wi�ksze, �eby zapomnie� o rozmiarach sceny i skali wydarze�, w jakich przysz�o mu uczestniczy�, koncentruj�c si� w zamian na najbli�szych, bo odleg�ych zaledwie na wyci�gni�cie r�ki (a raczej stopy, �apy, ko�a i g�sienicy) zadaniach. W zwi�zku z tym z rado�ci� wita� chwile, kiedy ob�oki oraz chmury dymu i pary rozwiewa�y si� na tyle, by przepu�ci� promienie s�o�ca, i bynajmniej nie uwa�a�, �e w ten spos�b rozprasza swoj� cenn� uwag�. Co wi�cej, nie s�dzi� r�wnie�, nawet w kontek�cie nadzwyczajnych wydarze� i zalecanego po�piechu, �eby post�pi� niestosownie, wybieraj�c t� w�a�nie, d�u�sz�, ale za to malownicz�, drog� oraz ustalaj�c do�� wolne tempo; b�d� co b�d�, czemu mia� s�u�y� jego milcz�cy, oddzielony od ha�a�liwego �wiata umys� (pozostawiony w takim stanie z �aski i na wyra�ne polecenie samego Kr�la), jak nie poznawaniu wspania�o�ci tego wszystkiego, co wyrasta ponad wulgarn� oczywisto�� przyziemno�ci? Zniszczony Po�udniowy Pok�j Wulkaniczny sk�ada� si� w rzeczywisto�ci z mn�stwa pomieszcze� na kilku poziomach; ocala�e pionowe �ciany tworzy�y ogromn� liter� C d�ugo�ci trzynastu a szeroko�ci dziesi�ciu kilometr�w, wype�niaj�c� wn�trze krateru o kraw�dziach pn�cych si� na p�tora kilometra w g�r�. Nier�wny teren, po kt�rym konw�j porusza� si� z takim trudem, stanowi� rumowisko pi�ciu albo sze�ciu poziom�w, sprasowanych do grubo�ci zaledwie dw�ch przez kataklizm, kt�ry zniszczy� t� cz�� fortecy, pooranych g��bokimi bruzdami i szczelinami, stanowi�cymi nast�pstwo s�abszych, powtarzaj�cych si� co roku trz�sie� ziemi. Dym i para bucha�y z niezliczonych p�kni�� i mikrokrater�w, a je�li do gigantycznej czaszy przez d�u�szy czas nie dotar� �aden podmuch wiatru, w powietrzu unosi� si� wyra�ny smr�d siarki. Dzie� by� prawie bezwietrzny, w zwi�zku z czym k��by ��tawego dymu i kolumny bia�ej pary wisz�ce nad rumowiskiem tworzy�y do�� szczeln� zas�on� nad pe�zn�cym mozolnie konwojem, powa�nie utrudniaj�c podziwianie majestatu pot�nego zamku. Sessine obejrza� si� na szerok� dolin� o stromych �cianach, stanowi�c� jedyn� wyrw� w masywie fortecy, powsta�� w wyniku zapadni�cia si� krateru wulkanu. Hen, daleko, za zasnutymi mg�� lasami, jeziorami i parkami, majaczy�y zewn�trzne mury obronne, a jeszcze dalej, prawie niewidoczne, rozci�ga�y si� wzg�rza i niziny tworz�ce Xtremadur. Wygl�da na to, �e tam, w dole, jest ciep�o, pomy�la� Sessine, wyobra�aj�c sobie zapachy rozgrzanych s�o�cem pastwisk i las�w oraz ch�odne dotkni�cie wody w le�nych jeziorach. Tutaj, cho� od granicy wiecznego �niegu dzieli� go jeszcze co najmniej kilometr, powietrze by�o ch�odne, chyba �e akurat ogrza� je cuchn�cy oddech wulkanu dogorywaj�cego pod jego stopami. Mimo zbroi i futer cia�em hrabiego wstrz�sn�� dreszcz. Rozejrza� si� z u�miechem dooko�a. Po to, �eby znale�� si� tutaj, w tym wych�odzonym piekle i ryzykowa� ostatnim �yciem w misji, kt�rej sensu nie pojmowa�, musia� d�ugo i cierpliwie poci�ga� licznymi sznurkami oraz aktywnie uczestniczy� w wielu intrygach, czyli robi� w�a�nie to, czym si� najbardziej brzydzi�. Mo�e w g��bi duszy jestem masochist�? - pomy�la�. Mo�e w poprzednich siedmiu �yciach akurat ta cecha jego osobowo�ci trwa�a w g��bokim u�pieniu, �eby dopiero teraz da� zna� o sobie? Zabawny pomys�. Sessine wci�� spogl�da� to w lewo, to w prawo, staraj�c si� dojrze� jak najwi�cej w przerwach mi�dzy sun�cymi bardzo powoli ob�okami py�u i pary. Na jednym z ko�c�w ogromnego C wygryzionego w zamku ocala�a samotna, prawie nienaruszona baszta pi�ciokilometrowej wysoko�ci. Konw�j powoli, ale nieuchronnie zbli�a� si� do jej szerokiego niemal na kilometr cienia, k�ad�cego si� na nier�wny grunt grub� czarn� krech�. Mury w okolicy baszty w�a�ciwie przesta�y istnie�; tylko z jednej strony ocala� postrz�piony fragment wysoko�ci zaledwie pi�ciuset metr�w. Pl�tanina p�o��cych si� i pn�cych ro�lin, wyst�puj�cych w wielkiej obfito�ci na obszarze twierdzy, gdzie indziej za to prawie nie spotykanych, pokrywa�a g�stym ko�uchem niemal ka�dy skrawek powierzchni z wyj�tkiem pionowych i najg�adszych fragment�w �cian, pyszni�c si� niezliczonymi odcieniami soczystej zieleni, dojrza�ego granatu i rdzawej czerwieni. Niewielkie nagie placki pozosta�y jedynie przy tych szczelinach i mikrokraterach, z kt�rych najobficiej bucha�y cuchn�ce opary. Jeszcze wy�ej drzewa porasta�y poszarpane zbocza niemal do kraw�dzi kolosalnej misy, kt�ra kiedy� by�a Pokojem Wulkanicznym, bezpo�rednio przed konwojem za� wy�ania� si� z nich nietkni�ty masyw fortecy Serehfa. Jej mury - niekt�re podziurawione samotnymi lub pogrupowanymi w rz�dy oknami, inne ca�kiem �lepe, niekt�re zupe�nie g�adkie, inne wystarczaj�co szorstkie, by m�g� si� na nich utrzyma� �nieg lub cienka warstwa sinogranatowej ro�linno�ci, przystosowanej do �ycia na tych niewyobra�alnych wysoko�ciach - pi�y si� hen, ku niebu. Sessine spogl�da� teraz niemal prosto w g�r�, usi�uj�c dojrze� szczyt g��wnej wie�y, najpot�niejszej ze wszystkich wie� i baszt Serehfy, si�gaj�cej dwadzie�cia pi�� kilometr�w nad ziemi�, tam, gdzie nik�y ostatnie �lady atmosfery, a zaledwie krok dalej zaczyna� si� otwarty kosmos. Rzecz jasna, nie uda�o mu si� go wypatrzy�, chwil� potem za� tu� przed pojazdem wystrzeli� s�up buro��tej cuchn�cej pary, ograniczaj�c widoczno�� zaledwie do kilkunastu metr�w. Hrabia przymkn�� oczy, jeszcze przez kilka sekund rozkoszowa� si� zapami�tanym widokiem, po czym skrzywi� si�, zdj�� z zaczepu na wewn�trznej stronie klapy pe�nopasmowe gogle umo�liwiaj�ce widzenie w ka�dych warunkach i nasun�� je na twarz. Co prawda, obraz by� pozbawiony g��bi i nie robi� nawet w po�owie tak wielkiego wra�enia, ale przynajmniej dawa� poczucie jako takiego bezpiecze�stwa. Hrabiemu przemkn�a przez g�ow� my�l, kt�ra pojawia�a si� niemal za ka�dym razem kiedy, dzi�ki goglom, nik�o otaczaj�ce go zewsz�d k��bowisko szarych, ��tych i burych ob�ok�w: a mo�e podj�to ju� dzia�ania maj�ce na celu zniszczenie si� ekspedycyjnych, kt�rymi dowodzi? Wiedzia� doskonale, �e Kr�l kaza� rozmie�ci� na wie�ach i murach wielu szpiegaczy przekazuj�cych dane wywiadowi wojskowemu, naiwno�ci� wi�c by�oby przypuszcza�, �e In�ynierowie nie wpadli na taki sam pomys�. Zdj�wszy gogle, przekona� si�, �e opary wyra�nie zg�stnia�y. Z wn�trza pojazdu dobieg�y szumy i trzaski, a zaraz potem rozleg� si� czyj� g�os. Wygl�da�o na to, �e nadesz�y wiadomo�ci. Konw�j musia� zachowywa� ca�kowit� cisz� radiow� - tylko dow�dztwo Armii mog�o nadawa� skondensowane do sekundy, czasem dw�ch, transmisje. Oznacza�o to, �e �o�nierze byli pozostawieni sam na sam ze swoimi my�lami oraz z towarzyszami zamkni�tymi w poje�dzie. Ka�dy, kto wst�powa� do wojska, rezygnowa� z bezpo�redniego dost�pu do kryptosferyka�da wchodz�ca i wychodz�ca informacja musia�a przechodzi� przez niezale�n� sie� Armii. Zakaz kontaktowania si� z rodzinami i przyjaci�mi wystawia� na ci�k� pr�b� �o�nierzy nie przywyk�ych do wojennych warunk�w, przyzwyczajonych za to do tego, �e zawsze i wsz�dzie, o ka�dej porze dnia i nocy, mogli za po�rednictwem panbazy ��czy� si� z kim tylko chcieli. Podczas normalnej s�u�by wolno im by�o przynajmniej rozmawia� z kolegami, jednak na czas trwania tej misji zabroniono im nawet tego, aby nie zdradzili swoich pozycji, w zwi�zku z czym, zamkni�ci w opancerzonych kad�ubach pojazd�w, skazani byli wy��cznie na towarzystwo w�asne oraz st�oczonych wraz z nimi towarzyszy. Sessine spojrza� do ty�u, na b�blasty dzi�b sun�cego tu� za nim jaszcza, nast�pnie zerkn�� jeszcze raz w prz�d, na g�ruj�cego nad jego pojazdem chimeryka, po czym da� nura do wn�trza wspinaka, zatrzaskuj�c za sob� klap�. W ciep�ym wn�trzu czu� by�o wyra�n� wo� oleju i plastyku. W ci�gu dw�ch dni, jakie min�y od wyruszenia w drog�, Sessine nauczy� si� traktowa� t� ciasn� przestrze�, wype�nion� nieustaj�cym brz�czeniem i przy�mionym czerwonawym blaskiem, niemal jak dom. By� mo�e jego pod�wiadomo�� doszuka�a si� jakich� analogii mi�dzy tym miejscem a �onem matki. Hrabia usadowi� si� w fotelu dow�dcy i �ci�gn�� r�kawiczki. - Hermetyzowa� - poleci�. - Tak jest - odpar�a siedz�ca przed nim kapitan i nacisn�a w�a�ciwy przycisk. Zajmuj�cy miejsce obok niej kierowca trzyma� obie r�ce na sterach, wpatruj�c si� w obraz terenu przekazywany przez zewn�trzne kamery w pe�nym zakresie widma. - Jakie� wiadomo�ci? - zapyta� Sessine ��czno�ciowca. M�ody porucznik skin�� g�ow�. Dr�a�y mu r�ce i usta, twarz mia� blad� jak papier. Sessine domy�li� si�, �e to w zwi�zku z otrzyman� wiadomo�ci� i poczu�, jak �o��dek kurczy mu si� z niepokoju. - My te� to odebrali�my, hrabio - powiedzia�a kapitan, nie odwracaj�c g�owy. - Przysz�o zwyk�ym kodem. - Zwyk�ym? - zdziwi� si� Sessine, nadal wpatruj�c si� w �miertelnie blad� twarz ��czno�ciowca. Co tu si� dzieje, do cholery? - Ja... Odebra�em, to znaczy, s�ysza�em... - Porucznik konwulsyjnie prze�kn�� �lin�, odchrz�kn��, po czym wyj�ka�: - Na kanale wywiadu by-by�o troch� wi�cej. Nerwowo obliza� wargi i po�o�y� dr��c� r�k� na konsolecie. Kapitan odwr�ci�a si� ze zmarszczonymi brwiami. - Wi�cej, to znaczy co? Porucznik przez chwil� gapi� si� na ni� w milczeniu, po czym spojrza� na Sessine. - Obserwator z p�nocnej �ciany krateru donosi o... o ataku powietrznym. - Co takiego?! - wrzasn�a kapitan, b�yskawicznym ruchem w��czy�a zewn�trzne sensory pojazdu i znieruchomia�a z zamkni�tymi oczami i r�k� przyci�ni�t� do ucha. - A-a-atak powietrzny, hrabio - powt�rzy� porucznik �ami�cym si� g�osem, po czym nerwowo zerkn�� w g�r�, na zamkni�t� na g�ucho klap�. Kapitan mamrota�a co� pod nosem, kierowca zacz�� pogwizdywa�, Sessine natomiast nie wiedzia�, co o tym wszystkim my�le�. Po chwili zastanowienia jednym susem wr�ci� na platform� obserwacyjn�, w ostatniej chwili krzykn��, �eby otworzy� klap�, wychyli� si� do pasa z w�azu, sprawnie naci�gn�� gogle i przy�o�y� do nich pot�n� lornetk�. Zaledwie u�amek sekundy p�niej w poje�dzie rozleg�y si� dwa strza�y, nast�pnie jeszcze dwa, wspinak wyra�nie zwolni�, by zaraz potem gwa�townie skr�ci� w bok. Sessine da� nura do �rodka, ale zanim dotar� do swego fotela, u�wiadomi� sobie, �e pope�ni� fatalny b��d. Odruchowo si�gn�� po bro�, lecz nie zd��y� jej wyj��. Niemal jednocze�nie poczu� ohydny sw�d palonego cia�a i ujrza� wykrzywion� grymasem przera�enia, mokr� od �ez twarz porucznika celuj�cego do niego z pistoletu. Wspinak podskoczy� na nier�wno�ci terenu, ale ch�opak nie straci� r�wnowagi. Dwa trupy przypi�te pasami do foteli szarpn�y si� gwa�townie, jakby zamierza�y uciec. Sessine powoli wyci�gn�� r�k�; drug� trzyma� na kaburze. - Pos�uchaj... - Wybacz, hrabio. Poczu� potwornie silne uderzenie w twarz, �wiat wok� niego eksplodowa� tysi�cem barw i Sessine run�� do ty�u, na pod�og�. Wiedzia�, �e umiera. Czu� b�l niepor�wnywalny z niczym, czego zazna� do tej pory, b�benki rozdziera� mu jaki� nieprawdopodobny ha�as, nie by� w stanie odetchn��, chocia� rozpaczliwie stara� si� to uczyni�. Jaki� czas - nie mia� poj�cia, ile to mog�o trwa� - le�a� na wznak, a� wreszcie zobaczy� nad sob� twarz m�odego porucznika i poczu� na czole dotkni�cie lufy. Dlaczego? - pomy�la� i umar�. 4 Obudzi�em si�. Ubra�em. Zjad�em �niadanie. Rozmawia�em z mruwk� Ergats ktura muwi �e ostatnio du�o du�o du�o pracujesz �st�u Bascule. Dlaczego troh� nie odpoczniesz �st�u? Pomy�la�em �e ma racj� & postanowi�em odwiedzi� pana Zolipari� w oq himery Rosbrithy. Pomy�la�em sobie �e naj�erw powinienem uzysk� zgod� p�e�o�onyh �eby unikn�� k�opotuw (jak by�o pop�ednim razem) wi�c naj�erw poszed�em do mentora Scalo�na. Oczywi�cie muj m�ody Bascule, muwi, dzisiaj nie masz zbyt wielu obowi�zqw wi�c mo�esz wzi�� sobie dzie� wolny. Czy ju� odmuwi�e� jut�ni�? O tak, muwi� co nie by�o do ko�ca prawd� a szcze�e muwi�c by�o nieprawd�, ale p�ecie� mog� j� odmuwi� po drodze prawda? Co masz w tym pud�eczq? pyta. Tylko mruwk�, odpowiadam. Ah to twuj ma�y p�yjaciel prawda? S�ysza�em �e hodujesz jakie� zwie��tko. Mog� go zobaczy�? To nie zwie��tko tylko p�yjaciel. Za �erwszym razem �a� pan racj�. I to nie on tylko ona. Prosz� pat�e�. �eczywi�cie bardzo �adna, muwi, co jest jedn� z dziwniejszyh �eczy jakie mo�na powiedzie� o mruwc. Czy on... To znaczy czy ona ma jakie� i��? Tak, odpowiadam. Nazywa si� Ergats. Ergats? Bardzo �adne i�� sk�d si� wzi�o? Znik�d, muwi�. Tak si� nazywa & ju�. Rozu�em, muwi & pa3 na mnie tak jako� dziwnie. Ona potra� t� muwi� ale w�t�� �eby pan j� us�ysza�. (Ciho b�d� Bascule! szepcze Ergats wi�c si� troh� ru�eni�.) Doprawdy? pyta mentor Scalo�n z pob�a�liwym u��eszkiem. Wspaniale, muwi potm & kle�e mnie po g�owie czego spcjalnie nie lubi� ale czasem cz�owiek nic nie mo�e poradzi� & musi godzi� si� z ru�ny� �ecza�. Zaraz o czym ja muwi�em? Aha kle�e mnie po g�owie & muwi, no to id� ale wracaj p�ed kolacj�. Jasne, odpowiadam ca�y szcz�liwy. P�dz� na du� do qhni do pani Blyke �eby popat�e� na ni� ze smutkiem & zat�epota� powiek� & u��ehn�� si� tak sm�tnie & poprosi� o co� do jedzenia na drog�. Daje � ale ona t� kle�e mnie po g�owie. Co si� dzieje z ty� lud��? Wyhodz� z klasztoru oko�o w� do dziewi�tj & jad� na gur�. S�o�c �wieci � prosto w oczy p�ez wielkie okna w g�uwnym hallu. Wcale nie wygl�da na to �eby gas�o ale pwnie tak jest skoro wszyscy o tym muwi�. �ja nas ci�aruwk. Jedzie w stron� po�udniowo-zahodniej hydrowindy wi�c wskqj� na ty� tu� nad rur� wydhow� & 3mam si� mocno; troh� tam ��erdzi & t��sie ale wol� to ni� siedzie� w kbinie rozmawia� z kierowc� i czek� a� on t� pokle�e mnie po g�owie. Lubi� t� drog� nad kraw�dzi� bo wida� st�d wszystko a� do pod�ogi g�uwnego hallu & nawet t wielkie okr�g�e �eczy kture by�yby uhwyta� szuflad gdyby to �ejsc by�o normalnyh roz�aruw a nie takie WIELKIE. Pan Zoliparia muwi �e oczywi�cie nigdy nie by�o �adnyh olb�ymuw & ja mu oczywi�cie wie�� ale czasem kiedy tak pat�� na g�uwny hall z ty� gura� jak szafy i gura� jak k�es�a & gura� jak knapy & sto�a� & pufa� i sobie my�l� kiedy wruc� t wielkie m�dziebiety? (Sam wymy�li�em t m�dziebiety & jestm z tgo bardzo dumny. To jest tak: Mʿczy�ni DZIEci & koBIETY. Ergats twierdzi �e takie co� nazywa si� akronim.) Ale zaraz o czym to muwi�em? Aha �e wisz� z ty�u ci�aruwki & jad� drog� nad urwiskiem. Mruwk Ergats jest w swoim pud�q w lewej gurnej kieszeni mojej qrtki z mnustwem kieszeni. Pa��ta�em �eby je poza�na�. Wszystko w po��dq Ergats? szepcz� kiedy podskqjemy na wybojah. W po��dq, odpowiada. Gdzie jest�my? W ci�aruwc, muwi� �prawd�. Hcsz powiedzie� �e wisimy ucze�eni jakiego� pojazdu? pyta. (Powiadam wam p�ed t� mruwk� nic si� nie ukryje.) Dlaczego tak my�lisz? pytam �eby zysk� na czasie. Czy ty zawsze musisz maksymalizowa� ryzyko bz wzgl�du na to z jakiego aqrat �rodk lokomocji ko�ystasz? Nie na darmo nazywaj� mnie Bascule-Ryzyknt! Jestm m�ody & to do�ero moje �erwsze �ycie, muwi� jej ze ��ehem. Bascule nurek 0. �adnego I II ani VII czy innyh g�upot; na razie mog� uwa�a� �e jestm nie��ertlny wi�c hyba nic dziwnego �e kto� kto nie umar� jeszcze ani razu pozwala sobie na odrobin� ryzyk? Cu�, muwi Ergats (od razu s�yha� �e stara si� by� cierpliwa ale nie bardzo jej wyhodzi) oprucz tgo �e uwa�am �e jest g�upot� marnowa� nawet 1\2 �ycia z 8 & �e w obcnej sytuacji nie warto liczy� na niezawodne funkcjonowanie procsu reinkrnacyjnego to jeszcze hodzi � o w�asne bz�ecze�stwo. My�la�em �e ze wzgl�du na stosunek masy do powie�hni nic ci nie grozi nawet w razie upadq z du�ej wysoko�ci? Zgadza si�, odpowiada Ergats. Ale je�li nie b�dziesz si� mocno 3ma� & spadniemy razem & ja znajd� si� po niew�a�ciwej stronie to prawie na pwno zostan� zgnieciona. Hcia�bym wiedzie� ktura strona jest w�a�ciwa, muwi� i wyhylam si� a� wiatr rozwiewa � w�osy & pat�� w du� na wie�ho�ki d�ew porastaj�cyh pod�og� kilkset metruw ni�ej. Nie o to hodzi, muwi wynio�le Ergats. My�l� hwil�. Wiesz co ci powiem? No? Jak b�dziemy jeha� na gur� hydrowind� to daj� ci s�owo �e wejd� do �rodk. Co ty na to? Twoja �askwo�� mnie onie��ela. (Wyczuwam sarkzm w jej g�osie.) * Hydrowinda jest okropnie stara bardzo t�eszczy ��erdzi starym olejem do konserwacji drewna & politur� a pust pojemniki na wod� pod pod�og� dudni� & g�ehocz� kiedy poma�u p�znie po �cianie hallu. W �rodq jest okropnie ciasno z powodu sze�ciu wojskowyh pojazduw kture wygl�daj� jak maszyny lataj�c z du�y� ko�a�. �lnuj�cy ih �o�nie�e graj� w �nkle & nawet mam ohot� �eby si� p�y��czy� bo jestm w to ca�kiem dobry & mug�bym sporo wygra� bo na pwno nikt by na mnie nie stawia� ale Ergats muwi. Czy raczej nie powiniene� odmuwi� modlitw� tak jak obieca�e� bratu Scalo�nowi? Hyba masz racj�, muwi�. W ko�cu to muj obowi�zek. Wyszuqj� sobie spokojny k�cik p�y samyh d�wiah gdzie troh� wieje & siadam & o�eram si� pleca� o �cian� & zamykm oczy & zagl�dam do krypty tam gdzie s� martwi ludzie. Na gu�e wysiadam z windy & id� p�ez stacj� roz��dow� na dahu hallu & p�ehodz� p�ez mur ru�ny� tunela� koryta�a� & p�esmyk� & po drugiej stronie wsiadam w poci�g ktury dowozi mnie do stacji na rogu. Wysiadam ws�nam si� po paru shodkh & jestm na zewn�t�nej galerii w�rud zielonyh niebieskih & ru�nyh innyh ro�lin. Mam st�d wspania�y widok na tarasy & wioski na paraptah & blankh (poletk s� na krenela�u) a jeszcze ni�ej widz� p�askie dno zielonej doliny ktura hyba jest dziedzi�cm ale my�l� �e wszystkie t nazwy niewiele muwi� komu� kto w ogule ma�o wie o zamkh. Tak czy inaczej widok jest wspania�y tym bardziej �e czasem mo�na zobaczy� or�a\ptak-olb�yma\or�os�pa albo ru�ne inne ogromne ptaszyd�a kture dodaj� tak zwanego loklnego kolorytu + mnustwo muruw & wie� & kru�ganqw i stromyh dahuw (niekture pokryt tarasa�) a tak�e lasy i wzgu�a p�ed zewn�t�ny� mura� obronny� + same mury a jeszcze dalej ale to ju� naprawd� daleko za sinaw� mgie�k� tchreny poza fortc�. (Podobno tn sam widok pokzuj� na ekranah w zamq ale to nie to samo co zobaczy� go na w�asne oczy.) Jad� nast�pn� rozklekotan� wind� szybm w�rud g�stj ro�linno�ci & ca�kiem szybko docieram prawie na dah g�uwnego hallu w rejony gdzie �eszkj� Astrologowie & Alhe�cy w tym t� pan Zoliparia ktury kiedy� musia� by� kim� bardzo wa�nym skoro dosta� �eszknie w prawym oq himery Rosbrithy. Rosbritha spogl�da na �noc ale poniewa� stoi na samym naro�niq z jej ok mo�na pat�e� t� na wshud tam gdzie rankiem wstaje s�o�c w zwi�zq z czym wida� t� stamt�d wszystkie okro�e�stwa zbli�aj�cgo si� Za��enia kture zdaje si� muwi� Hej wy tam ludzie nieh k�dy napa3 si� na s�o�c bo to jedna z ostatnih okzji bo ju� nied�ugo zga�nie! K�opot: pana Zoliparii hyba nie ma w domu. Stoj� na szczycie sk�y�cj drabiny we wn�t�u himery Rosbrithy wal�c i �omocz�c w ma�e okr�g�e d�wi �eszknia pana Zoliparii ale nikt nie odpowiada. Pod mn� jest drewniana platforma na kturej stoi drabina (platforma t� sk�y� nawiasem muwi�c; wygl�da na to �e tutaj w �e�cie Astrologuw & Alhe�qw sk�y� prawie wszystko co mo�e sk�y�e�) a na platfor�e jest jeszcze stara kobieta ktura szoruje dski jak�� okropn� bulgocz�c� ciecz�. O dziwo dski robi� si� czyst ho� p�y okzji ih bardziej zmursza�e cz�ci po prostu znikj� a sam podst robi si� jeszcze bardziej nieruwny & sk�y�cy. Najgorsze jednak jest to �e ciecz okropnie cuhnie od czego �zawi� � o czy & kr�ci � si� w g�owie. Panie Zoliparia! wo�am. To ja Bascule! Mo�e powiniene� by� go up�edzi� o swojej wizycie? odzywa si� Ergats ze swojego pud�k. Pan Zoliparia nie uznaje implantuw ani �adnyh innyh nowoczesnyh wynalazqw, muwi� & kiham. To dysydnt. Ale mog�e� poprosi� kogo� �eby p�ekza� mu wiadomo��. Tak oczywi�cie jak najbardziej, odpowiadam w�ciek�y g�uwnie dlatgo �e wiem �e Ergats ma racj�. Wygl�da na to �e traz sam b�d� musia� sko�ysta� ze swojego p�ekl�tgo implantu hocia� staram si� robi� to tylko wtdy kiedy kontaktuj� si� ze zmar�y� bo zale�y � na tym �eby zosta� dysydntm jak pan Zoliparia. Panie Zoliparia! wo�am jeszcze raz. Zas�aniam sobie szalikiem usta & nos bo ��erdzi tak �e nie mo�na wy3ma�. Czy kto� czy�ci drewno kwasem solnym? pyta zdziwiona Ergats. Wiem tylko tyle �e pod na� jest stara baba ktura szoruje dski jak�� cuhn�c� ciecz�, muwi�. To dziwne, powiada Ergats. By�am pwna �e go zastaniemy. Hyba powiniene� ju� zej�� z tj drabiny. Ale w�a�nie wtdy otwieraj� si� d�wi & staje w nih pan Zoliparia owini�ty wielkim r�cznikiem. Resztki w�osuw ma zup�nie mokre. Bascule! wo�a na muj widok. Powinienem by� si� domy�li� �e to ty! Potm pa3 ze z�o�ci� na star� kobiet� & daje � znak �ebym wszed� wi�c gramol� si� z drabiny do ok himery. Zdj�j buty h�opcze, muwi. Ta ohydna substancja mo�e p�e�re� � dywan. Jak to zrobisz b�d� tak dobry & podg�ej � troh� wina. Odhodzi 3maj�c obur�cz r�cznik & zostawiaj�c na pod�odze mokre �lady. P�yqcam �eby �ci�gn�� buty. K�pa� si� pan? pytam. Pa3 na mnie ale nic nie muwi. * Pan Zoliparia ja & mruwk Ergats siedzimy na balkonie w �renicy prawego ok himery Rosbrithy. Pan Zoliparia �je g�ane wino ja herbat� a Ergats sqbie okruszk� czerstwego hleba. Bohenek le�y tu� obok na parapcie. Pan Zoliparia siedzi w fotlu ktury troh� p�ypo�na oko & wisi na linc zacze�onej na ��sie a ja siedz� na sto�q p�y parapcie na kturym Ergats zajada okruszk� ktur� da� jej pan Zoliparia (troh� zwil�y�em j� �lin�). Okruszk jest dla niej du�o za du�a ale Ergats dzielnie odrywa mniejsze kwa�ki �a�d�y je �uhwa� & p�edni� �apk� & po�yk. Powiedzia�a dzi�qj� kiedy dosta�a pocz�stunek ale na szcz�cie pan Zoliparia nie dos�ysza� bo jeszcze nic nie wie o tym �e ona u�e muwi�. Ca�y czas uwa�nie j� obserwuj� bo troh� tutaj wieje i ho� pod balkonem jest roz��ta sie� a mruwk jest tak lekk �e nic by jej si� nie sta�o nawet po upadq z takiej wysoko�ci to na pwno ju� bym jej nie znalaz�; wie�cie � co� tak ma�ego mog�oby polecie� a� za mury & co wtdy? Niepot�ebnie si� martwisz, muwi Ergats. Jestm p�edsi�biorcz� mruwk� & nawet je�li ty by� mnie nie znalaz� to na pwno ja znalaz�abym ciebie. (Nic nie odpowiadam bo aqrat pan Zoliparia muwi do mnie wi�c nie hc� by� nieup�ejmy.) �mo wszystko wola�bym �eby Ergats siedzia�a u mnie w kieszeni ale ona twierdzi �e jest jej tam duszno a poza tym hc sobie troh� popat�e�. ,..koja�y si� nie z czym� pot�nym & niezniszczalnym ale wr�cz p�eciwnie z czym� bardzo s�abym & wra�liwym, muwi pan Zoliparia �ecz jasna znowu o zamq. �yjemy otoczeni szale�stwem Bascule, muwi, & zawsze o tym pa��taj. Kiwam g�ow� �j� herbat� & obserwuj� jak Ergats zajada okruszk�. Niep�ypadkowo staro�ytni woleli u�era� szybko & na zawsze, powiada pan Zoliparia siorbi�c wino & otulaj�c si� szczelniej kocm (tutaj w gu�e jest do�� zimno). �ycie to ruh Bascule. Ruh jest wszystkim. To wszystko tutaj (pokzuje r�k�) stanowi p�yznanie si� do pora�ki. Do liha to� to prawie hos�cjum! Co to jest hos�cjum? pytam bo nie znam tgo s�owa a nie hc� ko�ysta� z implantu a zale�y � na tym �eby pan Zoliparia o tym wiedzia�, �e nie hc�. Bascule czemu nie ko�ystasz ze zdolno�ci kture zosta�y ci dane? �eczywi�cie, muwi�. Zapomnia�em. Zamykm oczy �eby wygl�da� powa�nie. Dawno tgo nie robi�em prosz� pana. Hwileczk�... Hos�cjum... Aha. To takie �ejsc gdzie si� u�era. W�a�nie, muwi pan Zoliparia. Wygl�da na troh� rozz�oszczonego. O czym to ja muwi�em? P�ez ciebie zgubi�em w�tk. Muwi� pan �e zamek p�ypo�na hos�cjum. To aqrat pa��tam. Bardzo � p�ykro, muwi�. Niewa�ne. Krutko muwi�c hodzi � o to, powiada pan Zoliparia, �e je�li kto� dcyduje si� za�eszk� w tak gigantycznej & p�yt�aczaj�co nieludzkiej budowli to w tn sposub rezygnuje z ma�e� o jakimkolwiek post��e a bz post�pu jest�my zgubieni. (Pan Zoliparia jest wielkim zwolennikiem post�pu hocia� z tgo co wiem wynik �e takie pogl�dy s� obcnie uwa�ane za cokolwiek p�esta�a�e.) A wi�c uwa�a pan �e olb�y� nigdy nie istnieli? pytam. Bascule powiedz � prosz� sk�d si� bie�e ta obsesja na punkcie olb�ymuw? Pan Zoliparia dolewa sobie wina kture paruje w zimnym powiet�u. P�ygl�dam si� Ergats & robi� zbli�enie jej twa�y. Widz� jej oczy & czu�ki & widz� poruszaj�c si� szcz�ki ale nie mog� pat�e� d�ugo bo pan Zoliparia odstawia dzbanek & muwi: Hodzi o to Bascule �e olb�y� istnieli ale nie dlatgo nazywam ih olb�yma� �e byli wi�ksi od nas; po prostu �eli wi�ksze mo�liwo�ci zdolno�ci & ambicje & wi�ksz� o2g�. To oni stwo�yli wszystko co widzisz. Zbudowali to ze sk� i ru�nyh matria�uw. My ju� nie potra�my niczego two�y� ani nawet pracowa�. Zbudowali to wszystko w konkretnym clu ale ih dzie�o okza�o si� zbyt wielkie �eby czemukolwiek s�u�y� wi�c hyba t�eba uzna� �e budowali dla p�yjemno�ci\rozrywki. Potm odszli a my zostali�my & traz ta budowla a� ki� �yciem ale to samo mo�na powiedzie� o tru�e w kturym zal�g�y si� robaki; mnustwo ruhu za to 0 intligencji. Jak to 0? dziwi� si�. P�ecie� pan jest intligentny i ja jestm wi�c hyba nie jest a� tak �le? Oh Bascule, wzdyha & unosi oczy q niebu. Ile razy mam ci powta�a� �e hodzi � o intligencj� ca�ego gatunq a nie jednostk? Tak tak oczywi�cie, muwi� szybko. A wi�c wszyscy bys3 & intligentni polecieli q gwiazdom tak? W�a�nie, odpowiada pan Zoliparia. Wcale im si� nie dziwi� nato�ast wci�� nie mog� zrozu�e� dlaczego zostawili nas zup�nie samym sobie & dlaczego nawet nie jest�my w stanie nawi�za� z ni� kontaktu. Czy to nie jest wyja�nione w kturej� z pa�skih ksi��ek? pytam. Albo gdzie� indziej? Wygl�da na to �e nie Bascule. Wygl�da na to �e nie. Niektu�y z nas szukj� odpowiedzi na t pytania od tak dawna �e nikt ju� nie pa��ta kiedy zacz�li. Szukli�my w ksi��kh �lmah doqmentah na dyskh magnetycznyh & optycznyh w uk�adah scalonyh & na wszystkih no�nikh informacji znanyh ludzko�ci. P�e�yk troh� wina & pa3 na mnie ze smutkiem. Wszystko na nic Bascule. Wszystko na nic. Z czasuw do kturyh hcmy si�gn�� nie ocala� �adn st��p informacji. �adn. Wzrusza ra�ona�. Nic. Nie wiem jak zareagowa� kiedy pan Zoliparia jest taki smutny & p�ygn�biony. Ludzie tacy jak on od pokole� poszuqj� rozwi�zania zagadki. Niektu�y g�ebi� w staryh ksi��kh i pa�erah inni ko�ystaj� z krypty gdzie podobno jest wszystko ale zazwyczaj niczego nie mo�na znale�� a nawet je�li co� si� znajdzie to nie sposub z tym wruci�. Kiedy� powiedzia�em mu �e to p�ypo�na szuknie ig�y w stogu siana a on na to �e jego zdaniem to jest raczej jak szuknie konkretnej cz�stczki wody w ocanie tyle �e wiele razy trudniejsze. Zastanawia�em si� nawet czy wej�� do krypty i odnale�� tam sekrety na kturyh tak zale�y panu Zoliparii ale to by wymaga�o powa�nej pracy z implantm a ja hc� mu udowodni� �e u�ywam implantu wy��cznie wtdy kiedy naprawd� musz�. Poza tym wielu tgo prubowa�o ale bz rezultatuw. Tam panuje ca�kowity haos. Krypta (muwi si� o niej t� kryptosfera\panbaza to jedno & to samo) to takie �ejsc �e im g��biej si� zanu�ysz tym mniejsze masz szanse na powrut; jest jak ocan �wiadomo�ci ale je�li zapu�cisz si� za g��boko to wydaje ci si� �e nurqjesz w st�onym kwasie; ogarnia ci� wtdy potworny l�k i wracasz jak co� zmaltretowanego & u�eraj�cgo a je�li w por� si� nie za3masz nie wracasz w ogule tylko rozpuszczasz si� zup�nie & p�estajesz istnie� jako osobowo�� & to koniec. To znaczy tutaj w �zycznej �eczywisto�ci �yjesz & na pozur wydaje si� �e wszystko jest w po��dq (hyba �e �a�e� wyj�tkowo niedobr� podru� & potm m�cz� ci� koszmary\zjawy albo majaki\z�udzenia\halucynacje\stany l�kowe albo wszystko to razem\jeszcze co� zup�nie innego) nato�ast ginie twoja ko�a ktur� wys�a�e� do krypty; pa pa cze�� cze�� r�si-dupci ju� si� nie zobaczymy. Ergats bawi si� hlebm; ugniata z male�kih kwa�eczqw ru�ne �gurki ustawia je p�ed sob� na parapcie i nawet ih nie zjada. Traz robi po�ersie pana Zoliparii; zastanawiam si� czy on to widzi czy mo�e jest takim zawzi�tym p�eciwnikiem implantuw & ru�nyh taki �eczy �e ma normalne oczy & nie mo�e zrobi� jej zbli�enia. Podobny? pyta Ergats. Pan Zoliparia z zamy�lon� �n� pa3 w kosmos to znaczy w atmosfer�\na stado ptaqw kture kr��� bardzo wysoko nad jedn� z baszt. �mo wszystko postanawiam zaryzykowa� i szepcz� Bardzo podobny. Mo�e ju� wruci�aby� do pud�k? Co muwisz Bascule? pyta pan Zoliparia. Nic takiego prosz� pana. Tylko odh��kn��em. Nieprawda. Muwi�e� co� o powrocie do pud�k. Naprawd�? staram si� zysk� na czasie. Hyba nie �a�e� mnie na my�li? muwi ze zmarszczony� brwia�. Sk�d�e znowu prosz� pana. Muwi�em do mojej mruwki. Pat�� na ni� gro�nie & kiwam palcm & muwi� Natyh�ast wracaj do pud�k ty niedobra mruwko! Bardzo pana p�epraszam, muwi� a tymczasem Ergats pos�esznie p�erabia jego po�ersie na moje tyle �e z ogromniastym nosem. Czy kiedy� ci odpowiedzia�a? pyta z u��ehem pan Zoliparia. O tak. To bardzo gadatliwa is