2649
Szczegóły |
Tytuł |
2649 |
Rozszerzenie: |
PDF |
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
[email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
2649 PDF - Pobierz:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd pliku o nazwie 2649 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
2649 - podejrzyj 20 pierwszych stron:
Iain M. Banks
Qpa strahu
(Feersum Endjinn)
Prze�o�y� Arkadiusz Nakoniecznik
Notka do powie�ci
Iain M. Banks (rocznik 1954) to szkocki autor pisuj�cy
zar�wno fantastyk� naukow� (ze �rodkowym inicja�em), jak i
niewiele mniej fantastyczne powie�ci g��wnego nurtu (bez
inicja�u). W swoich utworach ��czy ogie� i wod�: precyzyjnie
obmy�lon� konstrukcj� ze spor� dawk� literackiego
szale�stwa. Powiadaj� o nim, �e buduje wszech�wiaty dla
samej przyjemno�ci ich niszczenia, i chyba jest w tym sporo
prawdy. Uwielbia wodzi� czytelnika za nos, podsuwa� mu
fa�szywe tropy, m�ci�, miesza� i tumani�. Je�li wyja�nia -
to nie do ko�ca, je�li t�umaczy - to tylko troch�, je�li
prowadzi za r�k� - to wcze�niej zawi�zuje oczy. Ma w�asny
niepowtarzalny styl, nie spos�b pomyli� go z nikim innym.
Jego powie�ci wci�gaj�, osza�amiaj�, zdumiewaj� i
udowadniaj�, �e wci�� jeszcze mo�na pisa� oryginaln�, �wie��
fantastyk�. Co najwa�niejsze, ju� nied�ugo wszystkie zostan�
przedstawione polskiemu czytelnikowi.
(anak)
Davesom
JEDEN
1
Potem zrobi�o si� tak, jakby wszystko znik�o: odczucia,
pami��, �wiadomo��, nawet poczucie istnienia tkwi�ce u
podstaw rzeczywisto�ci - wszystko po prostu si� ulotni�o,
pozostawiaj�c po sobie wra�enie niebytu, zanim i ono
straci�o wszelkie znaczenie i przez nieokre�lon�,
niesko�czenie d�ug� chwil� istnia�o wy��cznie og�lne
wra�enie czego� pozbawionego umys�u, sensu dzia�ania
i my�li, wiedz�cego tylko tyle, �e istnieje.
Potem zacz�o si� odbudowywanie, przebijanie si� ku
powierzchni przez warstwy my�li i wra�e�, uczenia si� i
przyjmowania kszta�t�w, a� wreszcie obudzi�o si� co�, co
by�o istot� maj�c� kszta�t i imi�.
*
Bzyczenie. Brz�cz�cy odg�os. Le�y na czym� mi�kkim.
Ciemno��. Pr�buje otworzy� oczy. Co� skleja powieki. Jeszcze
raz. B�ysk �wiat�a w kszta�cie dw�ch zer. Oczy otwarte,
powieki rozklejone, ale wci�� ciemno. Zapachy: jednocze�nie
�ycia i rozk�adu, bogate �yciem i �mierci�, przywo�uj�
wspomnienia ca�kiem �wie�e i te bardzo dawne. Pojawia si�
�wiat�o, bardzo ma�e... szuka nazwy dla tego koloru...
bardzo ma�a plamka czerwieni zawieszona w powietrzu. Porusza
ramieniem, podnosi r�k�; to prawa r�ka; odg�os pocierania
sk�ry o sk�r�, wraz z nim powr�t czucia.
Rami�, r�ka, palec: unosz� si�, przesuwaj�, nieruchomiej�.
Czerwona plamka �agodnego �wiat�a niknie. Naci�nij j�. Rami�
dr�y, s�abnie, opada. Sk�ra o sk�r�.
Pstrykni�cie.
Znowu co� brz�czy, co� trze, ale ju� nie sk�ra o sk�r�.
Mocniej. Potem �wiat�o z ty�u/z g�ry. Ma�a czerwona plamka
znika. Potem ruch: ciemno�� powy�ej/doko�a cofa si�, twarz
kark ramiona pier�/ramiona tu��w/r�ce w �wietle; powieki
zmru�one w �wietle. Jasnoszaror�owe, skierowane w d�;
jasnob��kitne przez dziur� w zakrzywionym nawisie
powy�ej/doko�a.
Czeka. Odpoczywa. Daje przyzwyczai� si� oczom. Doko�a pie��,
doko�a/powy�ej �ciana (�ciana, nie nawis), zakrzywiona
doko�a, zakrzywiona w g�rze (sufit; sklepienie). Dziura w
�cianie, w kt�rej jest �wiat�o, nazywa si� oknem.
Le�y z g�ow� odwr�con� na bok. Jeszcze jedna dziura,
bardziej z ty�u; si�ga do ziemi i nazywa si� drzwiami. Za
ni� blask dnia i ziele� trawy i drzew. Le�y na pod�odze; to
sprasowana ziemia, jasnobr�zowa, z wtopionymi kamieniami.
Pie�� �piewa ptak.
Podnosi si� powoli, opiera si� na �okciach, spogl�da w d�,
ku stopom: naga kobieta koloru pod�ogi.
Pod�oga jest bardzo bliska, w�a�ciwie mo�na wsta�. Siada,
opuszcza nogi (przez chwil� wszystko si� kr�ci, potem
spok�j), siada na kraw�dzi... na kraw�dzi czego� jak taca,
co wysun�o si� z dziury w �cianie budynku, na tej tacy
le�a�a, nie na pod�odze, a potem... wstaje.
Trzyma si� tacy, nogi si� uginaj�, prostuje si�, wyci�ga.
Jak dobrze. Taca niknie w �cianie; patrzy na to, patrzy jak
kawa�ek �ciany zas�ania dziur�. Czuje... smutek, ale
jednocze�nie czuje si�... dobrze. Oddycha g��boko.
Oddech czyni ha�as, potem kaszel czyni ha�as, a potem...
pojawia si� g�os. Odchrz�kuje, po czym oznajmia:
- M�wi�.
Lekkie zdziwienie. G�os daje si� odczu� w gardle i na
twarzy. Dotyka twarzy, czuje... u�miech.
- U�miech.
Czuje, jak co� w niej narasta.
- Twarz. - Wci�� narasta. - Twarz u�miech. - Jeszcze
bardziej. - Twarz u�miech dobrze �yje dziura czerwony �ciana
ja patrze� drzwi s�o�ce ogr�d JA!
Zjawia si� �miech, wybucha, wype�nia niewielk� kamienn�
rotund� i wylewa si� do ogrodu; ma�y ptaszek zrywa si� do
lotu z furkotem skrzyde� i odlatuje razem z pie�ni�.
�miech milknie. Kobieta siada na posadzce. W �rodku czuje
pustk�: g��d.
- �miech. G��d. Ja g��d. Ja g�odna. �miej� si�. �mia�am si�.
Jestem g�odna. - Wstaje. - Wstaj�. - Chichocze. - Chichocz�.
Wsta�am i chichocz�, ja. Ucz� si�. Teraz id�.
Nie robi tego jednak, tylko odwraca si� i spogl�da na
wn�trze budowli, na zakrzywione �ciany, posadzk�, tkwi�ce w
�cianach g�adkie kanciaste kamienie pokryte napisami,
niekt�re z ma�ymi kubkami/koszyczkami/pojemnikami. Nie wie
ju�, gdzie by�a taca i czerwona plamka. Nie wie, gdzie si�
schowa�y. Troch� jej smutno.
Odwraca si� ponownie, podchodzi do drzwi i spogl�da na
p�ytk� dolin�: drzewa, krzewy, trawa, troch� kwiat�w,
strumie�.
- Woda. Ja pi�, ja chcie� pi�. Chce mi si� pi�. Napij� si�.
Id� si� napi�. Dobrze.
Wychodzi z komory narodzin.
- Niebo. B��kit. Chmury. I��. �cie�ka. Drzewa. Zaro�la.
�cie�ka, inna. Znowu niebo. Wzg�rza. Och! Cie�. L�k. �miech!
Wi�cej zaro�li. Trawa. Chce mi si� pi�. W ustach sucho.
Trzeba przesta� m�wi�. Ha, ha!
2
Rankiem sto czterdziestego trzeciego dnia roku, kt�ry wed�ug
nowej rachuby czasu zwano drugim ostatnim, Hortis Gadfium
III, g��wna uczona nale��cego do Uprzywilejowanych
klanu Rachmistrz�w, siedzia�a na stalowej belce i, kr�c�c od
czasu do czasu g�ow�, spogl�da�a w g�r�, na niemal uko�czon�
konstrukcj� skraplacza drugiej tlenowni zaopatruj�cej G��wny
Hall.
D�wig w�a�nie dostarczy� robotnikom czekaj�cym na szczycie
kopu�y kolejn� porcj� stalowych paneli, jeszcze wy�ej za�,
nad jego delikatnym, jakby utkanym z paj�czyny ramieniem, z
basowym brz�czeniem silnik�w przesuwa� si� obci��ony do
granic mo�liwo�ci lufter. Gadfium z podziwem obserwowa�a
pozornie chaotyczn�, a jednak uporz�dowan� aktywno��,
s�ucha�a warkotu, huku i posapywa� rozmaitych silnik�w,
gapi�a si� na je�d��ce, lataj�ce, pe�zaj�ce, krocz�ce lub po
prostu tkwi�ce nieruchomo maszyny, na uwijaj�cych si� w
pocie czo�a chimeryk�w oraz na ludzi, kt�rzy tak�e pracowali
co si�, pokrzykiwali albo stali bezczynnie, drapi�c si� po
g�owach.
Przesun�a palcem po zakurzonej belce, po czym spojrza�a na
palec, zastanawiaj�c si�, czy w tej odrobinie kurzu jest
jaka� nanomaszyna zdolna wyprodukowa� w ci�gu jednego dnia
kilka wi�kszych maszyn, kt�re zmontuj� kolejne maszyny, te
za� wytworz� tyle tlenu, ile trzeba, i to nie pod koniec
przysz�ego roku, ale teraz, zaraz, niemal natychmiast.
Wytar�szy palec w tunik�, ponownie przenios�a wzrok na
ogromn� sylwet� skraplacza; czy b�dzie funkcjonowa� jak
nale�y? A je�li tak, to czy znajdzie si� do�� dzia�aj�cych
rakiet, kt�re mog�yby skorzysta� z wyprodukowanego przeze�
paliwa?
Jej spojrzenie pow�drowa�o ku trzem wielkim oknom Hallu i
jeszcze dalej, tam, gdzie z nieba przys�oni�tego warstw�
wysokich, bezdeszczowych chmur sp�ywa�y kaskady g�stych od
py�u s�onecznych promieni, o�wietlaj�c odleg�e o kilka
kilometr�w wie�e i kopu�y Miasta, po�o�onego dwa tysi�ce
metr�w poni�ej zawieszonego ekstrawagancko nad przepa�ci�
�wietlistego Pa�acu.
W dni takie jak ten �atwo by�o odnie�� z�udne wra�enie, �e
ze �wiatem wszystko jest w porz�dku, �e nie zagra�a mu ani
noc, ani tym bardziej bezlitosna, wszechogarniaj�ca,
zbli�aj�ca si� nieuchronnie katastrofa. W takie dni
nietrudno by�o uwierzy�, �e to wszystko pomy�ka albo masowa
halucynacja oraz �e widok, kt�ry Gadfium ujrza�a minionej
nocy, stoj�c na zewn�trz kopu�y obserwacyjnej na dachu
pogr��onego w ciemno�ci Pa�acu, stanowi� tylko wytw�r jej
wyobra�ni albo by� snem, kt�ry nie znikn�� ani nie zosta�
w�a�ciwie zakwalifikowany przez budz�cy si� umys�, w zwi�zku
z czym przetrwa� jako koszmar.
Podni�s�szy si� z miejsca, ruszy�a w kierunku czekaj�cych na
ni� adiutanta i m�odszej asystentki. Kobieta i m�czyzna
rozmawiali p�g�osem, spogl�daj�c od czasu do czasu na
otaczaj�cy ich rozgardiasz z pogardliwym pob�a�aniem, jakie
musia� w nich wywo�ywa� ten pokaz funkcjonowania czystej
technologii. Przypuszczalnie zastanawiali si�, po co tu
przybyli i dlaczego ich prze�o�ona nie spieszy si� z
powrotem; oni z pewno�ci� nie przebywaliby tutaj ani chwili
d�u�ej, ni� by�oby to absolutnie konieczne.
Szczerze m�wi�c, nic by si� nie sta�o, gdyby nie odwiedzi�a
osobi�cie miejsca budowy; problemy naukowe zwi�zane z t�
inwestycj� zosta�y ju� dawno rozwi�zane, a ca�y ci�ar
odpowiedzialno�ci spoczywa� obecnie na barkach Technologii i
Budownictwa. Mimo to wci�� zapraszano j� na narady,
cz�ciowo przez uprzejmo��, cz�ciowo ze wzgl�du na wysok�
pozycj�, jak� zajmowa�a na dworze, ona za� uczestniczy�a w
nich zawsze, kiedy mog�a, obawiaj�c si�, i� w zamieszaniu
towarzysz�cym odtwarzaniu nie wykorzystywanych od tysi�cy
lat technologii i metod, uwagi budowniczych mo�e umkn��
jaki� pozornie oczywisty fakt albo �e w po�piechu
zlekcewa�� pozornie niegro�ne niebezpiecze�stwo. Co prawda,
takie przeoczenie z pewno�ci� nie spowodowa�oby powa�nych
nast�pstw, niemniej jednak, zwa�ywszy na napi�ty
harmonogram, ka�de, nawet najdrobniejsze op�nienie mog�o
okaza� si� fatalne w skutkach. Chocia� w chwilach
przygn�bienia uwa�a�a, �e takich zdarze� nie da si� unikn��,
czyni�a jednak wszystko co w jej mocy, �eby jednak do nich
nie dopu�ci�, gdyby za�, mimo wszystko, nast�pi�a jaka�
awaria, �eby nikt nie m�g� obarczy� jej za to
odpowiedzialno�ci�.
Rzecz jasna, by�oby znacznie �atwiej, gdyby nie wojna z
klanem In�ynier�w, kt�rych kwatera g��wna znajdowa�a si� w
obl�onej Kaplicy trzydzie�ci kilometr�w st�d, po drugiej
stronie fortecy, trzy kilometry wy�ej ni� G��wny Hall. Co
prawda, mieli po swojej stronie kilkunastu In�ynier�w
(tamtym natomiast uda�o si� �ci�gn�� nielicznych
Kryptograf�w, Rachmistrz�w oraz dysydent�w z paru innych
klan�w), niemniej by�o ich stanowczo za ma�o, w zwi�zku z
czym Gadfium, podobnie jak wielu Uczonych, musia�a przej��
cz�� ich obowi�zk�w i przestawi� si� na my�lenie w zupe�nie
innej, praktyczno-przemys�owej skali.
Je�li natomiast chodzi�o o jej sk�onno�� do siedzenia i
przygl�dania si� budowie, to wynika�a ona zapewne z
dr�cz�cych j� w�tpliwo�ci, czy to dzia�anie, nawet je�li
samo w sobie sensowne i przeprowadzane jak nale�y, w
jakikolwiek spos�b przyczyni si� do poprawy nieweso�ej
sytuacji. Gadfium podejrzewa�a, �e pod�wiadomie ma nadziej�,
i� sama skala przedsi�wzi�cia w po��czeniu z ogromnym
wydatkiem energii niezb�dnej do jego realizacji zdo�a
przekona� j�, �e to wszystko jednak ma sens.
Tak si� jednak nie sta�o. Bez wzgl�du na to, jak d�ugo
wpatrywa�a si� w gigantyczn� konstrukcj�, na granicy jej
pola widzenia wci�� utrzymywa� si� mglisty pas
nieprzeniknionej czerni, rozpostarty nad wieczornym
horyzontem niczym jaka� odra�aj�ca, przenicowana zapowied�
�witu.
- Pani?...
- Tak?
Gadfium odwr�ci�a si� i spojrza�a na stoj�cego kilka krok�w
od niej adiutanta. Rasfline, szczup�y, o ascetycznej twarzy,
w nienagannie schludnym mundurze, lekko sk�oni� g�ow�.
- Nadesz�a wiadomo�� z Pa�acu.
- Jaka?
- Sytuacja na R�wninie Ruchomych Kamieni uleg�a zmianie.
- Jakiej?
- Zaskakuj�cej. Nic wi�cej nie wiem. Uznano, �e pani
obecno�� jest tam bezwzgl�dnie konieczna i zapewniono pani
odpowiedni �rodek transportu.
Gadfium westchn�a ci�ko.
- Wobec tego w drog�.
*
�migacz opu�ci� teren fabryki tlenu i pomkn�� w kierunku
Wschodniego Urwiska nad zakurzon�, kr�t� drog� zat�oczon�
maszynami i chimerykami. Starannie zaprojektowany i
piel�gnowany park, kt�ry od tysi�cy pokole� zdobi� t� cz��
G��wnego Hallu, zosta� bez wahania skazany na zag�ad�, jak
tylko Kr�l wraz ze swoimi najbardziej nawet sceptycznymi
doradcami poj�� wreszcie, czym grozi zbli�aj�ce si�
Za�mienie. W normalnych warunkach wszelkie instalacje
przemys�owe powstawa�y wy��cznie we wn�trzu fortecy, gdzie,
ze wzgl�du na niedostatek �wiat�a i �wie�ego powietrza, nie
mia�o wi�kszego znaczenia, jakie ha�a�liwe lub w inny spos�b
uci��liwe procesy zachodz� w trzewiach maszyn, poniewa� w
tamtych rejonach mieszkali jedynie desperaci i skaza�cy, i
tylko oni mogli by� nara�eni na ewentualne niewygody.
Kiedy jednak Kr�l doszed� do wniosku, �e fabryka tlenu
musi zosta� zbudowana, i to jak najpr�dzej, chocia�
oburzenie by�o powszechne, a kilkunastu ogrodnik�w i le�nik�w
pope�ni�o nawet samob�jstwa, nowo skonstruowani spychacze i
kopacze ruszyli do boju, w okamgnieniu niszcz�c lasy,
jeziora i ��ki, kt�re od stuleci dawa�y wytchnienie
wszystkim kastom i klasom.
Gadfium odprowadzi�a wzrokiem szybko malej�ce budowle, a�
wreszcie zas�oni�o je zalesione wzg�rze i tylko unosz�cy si�
nad wierzcho�kami drzew s�up py�u i dymu wskazywa� miejsce,
gdzie znajdowa� si� ogromny plac budowy. Ju� nied�ugo mia�
si� pojawi� ponownie, poniewa� fabryk� budowano na
niewielkim p�askowy�u, widocznym niemal z ka�dego miejsca
dziesi�ciokilometrowego G��wnego Hallu. G��wna uczona wci��
si� zastanawia�a, czy Kr�l kaza� wznie�� fabryk� akurat w
tym miejscu po to, by jego poddani w pe�ni uzmys�owili sobie
powag� sytuacji oraz �eby zacz�li oswaja� si� ze
�wiadomo�ci�, i� w przysz�o�ci trzeba b�dzie ponie�� jeszcze
wiele wyrzecze�. Po raz kolejny pokr�ci�a g�ow�, zab�bni�a
palcami w drewnian� por�cz fotela, otworzy�a szczelin�
wentylacyjn� przy oknie, �eby wpu�ci� nieco ciep�ego
powietrza, po czym spojrza�a na siedz�c� naprzeciwko par�.
Rasfline i Goscil byli z ni� od chwili, kiedy pojawi�o si�
zagro�enie, to znaczy od dziesi�ciu lat. Wtedy nauka zacz�a
znowu co� znaczy�. Rasfline stanowi� wr�cz podr�cznikowy
przyk�ad cz�onka kasty Oficer�w, stara� si� wygl�da� i
zachowywa� jak maszyna, i czerpa� z tego wyra�n�
przyjemno��. Przez te wszystkie lata zawsze m�wi� o Gadfium
"g��wna uczona", bezpo�rednio do niej natomiast zwraca� si�
per "pani".
Goscil, o okr�g�ej twarzy, z wiecznie potarganymi w�osami
oraz w tunice, kt�ra nigdy nie sprawia�a wra�enia dobrze
dopasowanej ani zupe�nie czystej, wraz z up�ywem lat stawa�a
si� coraz bardziej niechlujna, stanowi�c dok�adne
przeciwie�stwo zawsze zadbanego Rasfline'a. W fabryce
przekopiowa�a zapisy z naj�wie�szymi danymi i teraz
siedzia�a z zamkni�tymi oczami, przegl�daj�c informacje.
Posapywa�a przy tym cicho, mlaska�a i pochrz�kiwa�a, zapewne
bezwiednie, niemniej jednak Rasfline uzna� za stosowne da�
wyraz swemu zdegustowaniu, spogl�daj�c przez okno z ustami
zaci�ni�tymi w kresk�.
- S� nowe wiadomo�ci z R�wniny? - zapyta�a Gadfium.
- Nie, pani. - Umilk� na chwil�, aby by�o oczywiste, �e
nawi�zuje ��czno��, po czym doda�: - Nic si� nie zmieni�o.
Obserwatorium donosi o zaskakuj�cych wydarzeniach, a Pa�ac
wyrazi� opini�, �e powinna pani natychmiast si� tam uda�.
Goscil raptownie otworzy�a oczy.
- R�wnina Ruchomych Kamieni? - Spr�bowa�a dmuchni�ciem
odgarn�� w�osy z czo�a, po czym spojrza�a na Rasfline'a. -
Na kanale naukowym us�ysza�am jakie� plotki o tym, �e
kamienie robi� co� dziwnego.
- Doprawdy? - b�kn�� oboj�tnie Rasfline.
- A co konkretnie? - zapyta�a Gadfium.
Goscil wzruszy�a ramionami.
- Tego nie powiedzieli. O �wicie jaki� m�ody obserwator
nades�a� raport, �e kamienie si� poruszaj� i �e dzieje si�
co� dziwnego. Od tamtej pory cisza. - Ponownie spojrza�a na
Rasfline'a. - Pewnie go przymkn�li.
Gadfium skin�a g�ow�.
- Czy ostatnio na R�wninie zanotowano silne wiatry albo
opady?
Rasfline i Goscil do�� d�ugo milczeli, czekaj�c na
informacje. Pierwsza odezwa�a si� Goscil.
- Tak. Pada�o tyle, �e zrobi�o si� �lisko, a potem zerwa�
si� wiatr, ale...
- Ale co?
Goscil wzruszy�a ramionami.
- Ten m�ody powiedzia�, �e... Mam zacytowa�?
- Prosz�.
Goscil zamkn�a oczy, Rasfline natomiast skierowa�
spojrzenie w okno.
- Hmmm... Identyfikacja... Obserwatorium na R�wninie
Kamieni, i tak dalej... Jest! - Jej g�os przybra� melodyjne,
niemal �piewne brzmienie. - "...co� dziwnego. Co� bardzo
dziwnego. O, cholera! Zaraz, spokojnie, najpierw dane
og�lne. Wiatr z p�nocnego zachodu, si�a cztery. Opady:
wczoraj trzy milimetry. Wsp�czynnik po�lizgu: sze��. O,
rety! Patrzcie tylko! Przecie� to niemo�liwe! Czego� takiego
nigdy jeszcze nie robi�y, prawda? Zaczekajcie na...
(niezrozumia�e)... Zaraz zawiadomi� g��wnego obserwatora, a
na razie ko�cz�." - Goscil otworzy�a oczy. - Koniec cytatu.
Od tamtej pory nie uda�o si� nawi�za� ��czno�ci z
obserwatorium.
- O kt�rej godzinie nades�ano raport?
- O sz�stej trzydzie�ci.
Gadfium spojrza�a na Rasfline'a, na kt�rego ustach b��ka�
si� niewyra�ny u�mieszek.
- Czy Pa�ac zdo�a� skontaktowa� si� z obserwatorium?
- Nie wiem, pani - odpar� adiutant, a zaraz potem doda�,
jakby za wszelk� cen� pragn�� okaza� si� przydatny: -
Polecenie, �eby natychmiast uda�a si� pani na miejsce,
zosta�o wydane o dziesi�tej czterdzie�ci pi��.
- Hmmm... - mrukn�a Gadfium. - B�d� tak dobry i popro�
Pa�ac, �eby dostarczyli nam wi�cej szczeg��w i pozwolili
rozmawia� bezpo�rednio z obserwatorium.
- Tak jest, pani.
Oczy Rasfline'a przybra�y szklisty wyraz kogo�, kto w ten
spos�b uprzejmie daje do zrozumienia, �e chwilowo jest
nieosi�galny, poniewa� nawi�zuje ��czno��.
Pozycja spo�eczna Gadfium uniemo�liwia�a jej posiadanie
implantowanego komunikatora zapewniaj�cego ci�g�y dost�p do
panbazy. G��wna Uczona nale�a�a do nielicznych os�b, kt�rych
cenne umys�y powinny by� chronione przed wp�ywami
zewn�trznymi, aby w spokoju pracowa� nad rozwi�zywaniem
wa�kich problem�w. Je�li chcia�a zdoby� jakie� informacje,
musia�a czyni� to za pomoc� zewn�trznych �rodk�w ��czno�ci.
Naturalnie zdawa�a sobie spraw� ze s�uszno�ci takiego
rozwi�zania, niemniej jednak jej odczucia w tej sprawie
waha�y si� mi�dzy podszyt� poczuciem winy dum� z zajmowania
uprzywilejowanej pozycji a powracaj�c� cyklicznie frustracj�
spowodowan� konieczno�ci� korzystania z pomocy ludzi lub
urz�dze� za ka�dym razem, kiedy pragn�a si� czego�
dowiedzie�.
- Nad Wschodnim Urwiskiem b�dzie na nas czeka� klifter -
oznajmi�a Goscil po do�� d�ugim milczeniu. - To maszyna
Kr�la, wy��cznie do naszej dyspozycji. Chyba naprawd� zale�y
im, �eby�my dotarli tam jak najpr�dzej.
3
Pancerna kolumna sun�a powoli przez nier�wny teren powsta�y
po zapadni�ciu si� Po�udniowego Pokoju Wulkanicznego. D�ugi
szereg tworzy�y ogromne wieloko�owe transportowce oraz
mn�stwo mniejszych pojazd�w oraz chimeryk�w. Pot�niejsze
chimeryki - same inkarnozaury - nios�y �o�nierzy, pozosta�e
natomiast, w wi�kszo�ci co najmniej p�rozumne, same pe�ni�y
funkcj� �o�nierzy, rozmaicie uzbrojonych, opancerzonych i
uwarunkowanych.
W�r�d pojazd�w ko�owych najwi�cej by�o �azik�w z nap�dem na
obie osie, ale trafia�y si� tak�e opancerzone wspinaki,
jedno- lub dwudzia�owe landromondy oraz wielowie�yczkowe
pot�ne czo�gi zwane basyna�ami. Pe�zn�cy z wysi�kiem
konw�j stanowi� co najmniej jedn� sz�st� si�
l�dowych Kr�la; eskapada by�a albo b�yskotliwym
manewrem oskrzydlaj�cym, maj�cym jednocze�nie na celu
dostarczenie posi�k�w garnizonowi ochraniaj�cemu ekipy
prowadz�ce prace na pi�tym poziomie po�udniowo-zachodniego
solara albo rozpaczliw� i z g�ry skazan� na kl�sk�
szulercz� zagrywk�, kt�ra w za�o�eniu mia�a zapewni�
zwyci�stwo w wojnie nie do��, �e nie do wygrania, ale w
dodatku zupe�nie bezsensownej. Sessine wci�� jeszcze nie
m�g� si� zdecydowa�, jak jest naprawd�.
Hrabia Alandre Sessine VII, g��wnodowodz�cy drugiego korpusu
ekspedycyjnego, oderwa� wzrok od sun�cego z mozo�em konwoju
stworze� i maszyn, kt�rymi dowodzi�, i omi�t� spojrzeniem
otaczaj�c� ich zewsz�d, poszarpan� koronk� zrujnowanych
�cian, za kt�rymi otwiera� si� widok na pozosta�� cz��
zniszczonego megatworu architektonicznego oraz na zasnute
chmurami niebo.
Wychylony po pier� z wie�yczki wspinaka, miotany i
potrz�sany we wszystkie strony, cz�ciowo og�uszony
�oskotem, z jakim jego zbroja uderza�a o pancerz pojazdu,
mia� powa�ne problemy, �eby doceni� ponur� urod� pejza�u, a
jeszcze wi�ksze, �eby zapomnie� o rozmiarach sceny i skali
wydarze�, w jakich przysz�o mu uczestniczy�, koncentruj�c
si� w zamian na najbli�szych, bo odleg�ych zaledwie na
wyci�gni�cie r�ki (a raczej stopy, �apy, ko�a i g�sienicy)
zadaniach.
W zwi�zku z tym z rado�ci� wita� chwile, kiedy ob�oki oraz
chmury dymu i pary rozwiewa�y si� na tyle, by przepu�ci�
promienie s�o�ca, i bynajmniej nie uwa�a�, �e w ten spos�b
rozprasza swoj� cenn� uwag�. Co wi�cej, nie s�dzi� r�wnie�,
nawet w kontek�cie nadzwyczajnych wydarze� i zalecanego
po�piechu, �eby post�pi� niestosownie, wybieraj�c t�
w�a�nie, d�u�sz�, ale za to malownicz�, drog� oraz ustalaj�c
do�� wolne tempo; b�d� co b�d�, czemu mia� s�u�y� jego
milcz�cy, oddzielony od ha�a�liwego �wiata umys�
(pozostawiony w takim stanie z �aski i na wyra�ne polecenie
samego Kr�la), jak nie poznawaniu wspania�o�ci tego
wszystkiego, co wyrasta ponad wulgarn� oczywisto��
przyziemno�ci?
Zniszczony Po�udniowy Pok�j Wulkaniczny sk�ada� si� w
rzeczywisto�ci z mn�stwa pomieszcze� na kilku poziomach;
ocala�e pionowe �ciany tworzy�y ogromn� liter� C d�ugo�ci
trzynastu a szeroko�ci dziesi�ciu kilometr�w, wype�niaj�c�
wn�trze krateru o kraw�dziach pn�cych si� na p�tora
kilometra w g�r�. Nier�wny teren, po kt�rym konw�j porusza�
si� z takim trudem, stanowi� rumowisko pi�ciu albo sze�ciu
poziom�w, sprasowanych do grubo�ci zaledwie dw�ch przez
kataklizm, kt�ry zniszczy� t� cz�� fortecy, pooranych
g��bokimi bruzdami i szczelinami, stanowi�cymi nast�pstwo
s�abszych, powtarzaj�cych si� co roku trz�sie� ziemi. Dym i
para bucha�y z niezliczonych p�kni�� i mikrokrater�w, a je�li
do gigantycznej czaszy przez d�u�szy czas nie dotar� �aden
podmuch wiatru, w powietrzu unosi� si� wyra�ny smr�d siarki.
Dzie� by� prawie bezwietrzny, w zwi�zku z czym k��by
��tawego dymu i kolumny bia�ej pary wisz�ce nad rumowiskiem
tworzy�y do�� szczeln� zas�on� nad pe�zn�cym mozolnie
konwojem, powa�nie utrudniaj�c podziwianie majestatu
pot�nego zamku.
Sessine obejrza� si� na szerok� dolin� o stromych �cianach,
stanowi�c� jedyn� wyrw� w masywie fortecy, powsta�� w wyniku
zapadni�cia si� krateru wulkanu. Hen, daleko, za zasnutymi
mg�� lasami, jeziorami i parkami, majaczy�y zewn�trzne mury
obronne, a jeszcze dalej, prawie niewidoczne, rozci�ga�y si�
wzg�rza i niziny tworz�ce Xtremadur.
Wygl�da na to, �e tam, w dole, jest ciep�o, pomy�la�
Sessine, wyobra�aj�c sobie zapachy rozgrzanych s�o�cem
pastwisk i las�w oraz ch�odne dotkni�cie wody w le�nych
jeziorach. Tutaj, cho� od granicy wiecznego �niegu dzieli�
go jeszcze co najmniej kilometr, powietrze by�o ch�odne,
chyba �e akurat ogrza� je cuchn�cy oddech wulkanu
dogorywaj�cego pod jego stopami. Mimo zbroi i futer cia�em
hrabiego wstrz�sn�� dreszcz.
Rozejrza� si� z u�miechem dooko�a. Po to, �eby znale�� si�
tutaj, w tym wych�odzonym piekle i ryzykowa� ostatnim �yciem
w misji, kt�rej sensu nie pojmowa�, musia� d�ugo i
cierpliwie poci�ga� licznymi sznurkami oraz aktywnie
uczestniczy� w wielu intrygach, czyli robi� w�a�nie to,
czym si� najbardziej brzydzi�. Mo�e w g��bi duszy jestem
masochist�? - pomy�la�. Mo�e w poprzednich siedmiu �yciach
akurat ta cecha jego osobowo�ci trwa�a w g��bokim u�pieniu,
�eby dopiero teraz da� zna� o sobie? Zabawny pomys�. Sessine
wci�� spogl�da� to w lewo, to w prawo, staraj�c si� dojrze�
jak najwi�cej w przerwach mi�dzy sun�cymi bardzo powoli
ob�okami py�u i pary.
Na jednym z ko�c�w ogromnego C wygryzionego w zamku ocala�a
samotna, prawie nienaruszona baszta pi�ciokilometrowej
wysoko�ci. Konw�j powoli, ale nieuchronnie zbli�a� si� do jej
szerokiego niemal na kilometr cienia, k�ad�cego si� na
nier�wny grunt grub� czarn� krech�. Mury w okolicy baszty
w�a�ciwie przesta�y istnie�; tylko z jednej strony ocala�
postrz�piony fragment wysoko�ci zaledwie pi�ciuset metr�w.
Pl�tanina p�o��cych si� i pn�cych ro�lin, wyst�puj�cych w
wielkiej obfito�ci na obszarze twierdzy, gdzie indziej za to
prawie nie spotykanych, pokrywa�a g�stym ko�uchem niemal
ka�dy skrawek powierzchni z wyj�tkiem pionowych i
najg�adszych fragment�w �cian, pyszni�c si� niezliczonymi
odcieniami soczystej zieleni, dojrza�ego granatu i rdzawej
czerwieni. Niewielkie nagie placki pozosta�y jedynie przy
tych szczelinach i mikrokraterach, z kt�rych najobficiej
bucha�y cuchn�ce opary.
Jeszcze wy�ej drzewa porasta�y poszarpane zbocza niemal do
kraw�dzi kolosalnej misy, kt�ra kiedy� by�a Pokojem
Wulkanicznym, bezpo�rednio przed konwojem za� wy�ania� si� z
nich nietkni�ty masyw fortecy Serehfa. Jej mury - niekt�re
podziurawione samotnymi lub pogrupowanymi w rz�dy oknami,
inne ca�kiem �lepe, niekt�re zupe�nie g�adkie, inne
wystarczaj�co szorstkie, by m�g� si� na nich utrzyma� �nieg
lub cienka warstwa sinogranatowej ro�linno�ci,
przystosowanej do �ycia na tych niewyobra�alnych
wysoko�ciach - pi�y si� hen, ku niebu.
Sessine spogl�da� teraz niemal prosto w g�r�, usi�uj�c
dojrze� szczyt g��wnej wie�y, najpot�niejszej ze wszystkich
wie� i baszt Serehfy, si�gaj�cej dwadzie�cia pi�� kilometr�w
nad ziemi�, tam, gdzie nik�y ostatnie �lady atmosfery, a
zaledwie krok dalej zaczyna� si� otwarty kosmos.
Rzecz jasna, nie uda�o mu si� go wypatrzy�, chwil� potem za�
tu� przed pojazdem wystrzeli� s�up buro��tej cuchn�cej
pary, ograniczaj�c widoczno�� zaledwie do kilkunastu metr�w.
Hrabia przymkn�� oczy, jeszcze przez kilka sekund rozkoszowa�
si� zapami�tanym widokiem, po czym skrzywi� si�, zdj�� z
zaczepu na wewn�trznej stronie klapy pe�nopasmowe gogle
umo�liwiaj�ce widzenie w ka�dych warunkach i nasun�� je na
twarz.
Co prawda, obraz by� pozbawiony g��bi i nie robi� nawet w
po�owie tak wielkiego wra�enia, ale przynajmniej dawa�
poczucie jako takiego bezpiecze�stwa. Hrabiemu przemkn�a
przez g�ow� my�l, kt�ra pojawia�a si� niemal za ka�dym
razem kiedy, dzi�ki goglom, nik�o otaczaj�ce go zewsz�d
k��bowisko szarych, ��tych i burych ob�ok�w: a mo�e podj�to
ju� dzia�ania maj�ce na celu zniszczenie si� ekspedycyjnych,
kt�rymi dowodzi?
Wiedzia� doskonale, �e Kr�l kaza� rozmie�ci� na wie�ach i
murach wielu szpiegaczy przekazuj�cych dane wywiadowi
wojskowemu, naiwno�ci� wi�c by�oby przypuszcza�, �e
In�ynierowie nie wpadli na taki sam pomys�. Zdj�wszy gogle,
przekona� si�, �e opary wyra�nie zg�stnia�y.
Z wn�trza pojazdu dobieg�y szumy i trzaski, a zaraz potem
rozleg� si� czyj� g�os. Wygl�da�o na to, �e nadesz�y
wiadomo�ci. Konw�j musia� zachowywa� ca�kowit� cisz� radiow�
- tylko dow�dztwo Armii mog�o nadawa� skondensowane do
sekundy, czasem dw�ch, transmisje. Oznacza�o to, �e
�o�nierze byli pozostawieni sam na sam ze swoimi my�lami
oraz z towarzyszami zamkni�tymi w poje�dzie. Ka�dy, kto
wst�powa� do wojska, rezygnowa� z bezpo�redniego dost�pu do
kryptosferyka�da wchodz�ca i wychodz�ca informacja musia�a
przechodzi� przez niezale�n� sie� Armii.
Zakaz kontaktowania si� z rodzinami i przyjaci�mi wystawia�
na ci�k� pr�b� �o�nierzy nie przywyk�ych do wojennych
warunk�w, przyzwyczajonych za to do tego, �e zawsze i
wsz�dzie, o ka�dej porze dnia i nocy, mogli za po�rednictwem
panbazy ��czy� si� z kim tylko chcieli. Podczas normalnej
s�u�by wolno im by�o przynajmniej rozmawia� z kolegami,
jednak na czas trwania tej misji zabroniono im nawet tego,
aby nie zdradzili swoich pozycji, w zwi�zku z czym,
zamkni�ci w opancerzonych kad�ubach pojazd�w, skazani byli
wy��cznie na towarzystwo w�asne oraz st�oczonych wraz z nimi
towarzyszy.
Sessine spojrza� do ty�u, na b�blasty dzi�b sun�cego tu� za
nim jaszcza, nast�pnie zerkn�� jeszcze raz w prz�d, na
g�ruj�cego nad jego pojazdem chimeryka, po czym da� nura do
wn�trza wspinaka, zatrzaskuj�c za sob� klap�.
W ciep�ym wn�trzu czu� by�o wyra�n� wo� oleju i plastyku. W
ci�gu dw�ch dni, jakie min�y od wyruszenia w drog�, Sessine
nauczy� si� traktowa� t� ciasn� przestrze�, wype�nion�
nieustaj�cym brz�czeniem i przy�mionym czerwonawym blaskiem,
niemal jak dom. By� mo�e jego pod�wiadomo�� doszuka�a si�
jakich� analogii mi�dzy tym miejscem a �onem matki.
Hrabia usadowi� si� w fotelu dow�dcy i �ci�gn�� r�kawiczki.
- Hermetyzowa� - poleci�.
- Tak jest - odpar�a siedz�ca przed nim kapitan i nacisn�a
w�a�ciwy przycisk.
Zajmuj�cy miejsce obok niej kierowca trzyma� obie r�ce na
sterach, wpatruj�c si� w obraz terenu przekazywany przez
zewn�trzne kamery w pe�nym zakresie widma.
- Jakie� wiadomo�ci? - zapyta� Sessine ��czno�ciowca.
M�ody porucznik skin�� g�ow�. Dr�a�y mu r�ce i usta, twarz
mia� blad� jak papier. Sessine domy�li� si�, �e to w zwi�zku
z otrzyman� wiadomo�ci� i poczu�, jak �o��dek kurczy mu si�
z niepokoju.
- My te� to odebrali�my, hrabio - powiedzia�a kapitan, nie
odwracaj�c g�owy. - Przysz�o zwyk�ym kodem.
- Zwyk�ym? - zdziwi� si� Sessine, nadal wpatruj�c si� w
�miertelnie blad� twarz ��czno�ciowca. Co tu si� dzieje, do
cholery?
- Ja... Odebra�em, to znaczy, s�ysza�em... - Porucznik
konwulsyjnie prze�kn�� �lin�, odchrz�kn��, po czym wyj�ka�:
- Na kanale wywiadu by-by�o troch� wi�cej.
Nerwowo obliza� wargi i po�o�y� dr��c� r�k� na konsolecie.
Kapitan odwr�ci�a si� ze zmarszczonymi brwiami.
- Wi�cej, to znaczy co?
Porucznik przez chwil� gapi� si� na ni� w milczeniu, po czym
spojrza� na Sessine.
- Obserwator z p�nocnej �ciany krateru donosi o... o ataku
powietrznym.
- Co takiego?! - wrzasn�a kapitan, b�yskawicznym ruchem
w��czy�a zewn�trzne sensory pojazdu i znieruchomia�a z
zamkni�tymi oczami i r�k� przyci�ni�t� do ucha.
- A-a-atak powietrzny, hrabio - powt�rzy� porucznik
�ami�cym si� g�osem, po czym nerwowo zerkn�� w g�r�, na
zamkni�t� na g�ucho klap�.
Kapitan mamrota�a co� pod nosem, kierowca zacz��
pogwizdywa�, Sessine natomiast nie wiedzia�, co o tym
wszystkim my�le�. Po chwili zastanowienia jednym susem
wr�ci� na platform� obserwacyjn�, w ostatniej chwili
krzykn��, �eby otworzy� klap�, wychyli� si� do pasa z w�azu,
sprawnie naci�gn�� gogle i przy�o�y� do nich pot�n�
lornetk�. Zaledwie u�amek sekundy p�niej w poje�dzie
rozleg�y si� dwa strza�y, nast�pnie jeszcze dwa, wspinak
wyra�nie zwolni�, by zaraz potem gwa�townie skr�ci� w bok.
Sessine da� nura do �rodka, ale zanim dotar� do swego
fotela, u�wiadomi� sobie, �e pope�ni� fatalny b��d.
Odruchowo si�gn�� po bro�, lecz nie zd��y� jej wyj��. Niemal
jednocze�nie poczu� ohydny sw�d palonego cia�a i ujrza�
wykrzywion� grymasem przera�enia, mokr� od �ez twarz
porucznika celuj�cego do niego z pistoletu. Wspinak
podskoczy� na nier�wno�ci terenu, ale ch�opak nie straci�
r�wnowagi. Dwa trupy przypi�te pasami do foteli szarpn�y
si� gwa�townie, jakby zamierza�y uciec. Sessine powoli
wyci�gn�� r�k�; drug� trzyma� na kaburze.
- Pos�uchaj...
- Wybacz, hrabio.
Poczu� potwornie silne uderzenie w twarz, �wiat wok� niego
eksplodowa� tysi�cem barw i Sessine run�� do ty�u, na
pod�og�. Wiedzia�, �e umiera. Czu� b�l niepor�wnywalny z
niczym, czego zazna� do tej pory, b�benki rozdziera� mu
jaki� nieprawdopodobny ha�as, nie by� w stanie odetchn��,
chocia� rozpaczliwie stara� si� to uczyni�. Jaki� czas - nie
mia� poj�cia, ile to mog�o trwa� - le�a� na wznak, a�
wreszcie zobaczy� nad sob� twarz m�odego porucznika i poczu�
na czole dotkni�cie lufy. Dlaczego? - pomy�la� i umar�.
4
Obudzi�em si�. Ubra�em. Zjad�em �niadanie. Rozmawia�em z
mruwk� Ergats ktura muwi �e ostatnio du�o du�o du�o
pracujesz �st�u Bascule. Dlaczego troh� nie odpoczniesz
�st�u? Pomy�la�em �e ma racj� & postanowi�em odwiedzi� pana
Zolipari� w oq himery Rosbrithy.
Pomy�la�em sobie �e naj�erw powinienem uzysk� zgod�
p�e�o�onyh �eby unikn�� k�opotuw (jak by�o pop�ednim razem)
wi�c naj�erw poszed�em do mentora Scalo�na.
Oczywi�cie muj m�ody Bascule, muwi, dzisiaj nie masz zbyt
wielu obowi�zqw wi�c mo�esz wzi�� sobie dzie� wolny. Czy ju�
odmuwi�e� jut�ni�?
O tak, muwi� co nie by�o do ko�ca prawd� a szcze�e muwi�c
by�o nieprawd�, ale p�ecie� mog� j� odmuwi� po drodze
prawda?
Co masz w tym pud�eczq? pyta.
Tylko mruwk�, odpowiadam.
Ah to twuj ma�y p�yjaciel prawda? S�ysza�em �e hodujesz
jakie� zwie��tko. Mog� go zobaczy�?
To nie zwie��tko tylko p�yjaciel. Za �erwszym razem �a� pan
racj�. I to nie on tylko ona. Prosz� pat�e�.
�eczywi�cie bardzo �adna, muwi, co jest jedn� z dziwniejszyh
�eczy jakie mo�na powiedzie� o mruwc. Czy on... To znaczy
czy ona ma jakie� i��?
Tak, odpowiadam. Nazywa si� Ergats.
Ergats? Bardzo �adne i�� sk�d si� wzi�o?
Znik�d, muwi�. Tak si� nazywa & ju�.
Rozu�em, muwi & pa3 na mnie tak jako� dziwnie.
Ona potra� t� muwi� ale w�t�� �eby pan j� us�ysza�.
(Ciho b�d� Bascule! szepcze Ergats wi�c si� troh� ru�eni�.)
Doprawdy? pyta mentor Scalo�n z pob�a�liwym u��eszkiem.
Wspaniale, muwi potm & kle�e mnie po g�owie czego spcjalnie
nie lubi� ale czasem cz�owiek nic nie mo�e poradzi� & musi
godzi� si� z ru�ny� �ecza�. Zaraz o czym ja muwi�em? Aha
kle�e mnie po g�owie & muwi, no to id� ale wracaj p�ed
kolacj�.
Jasne, odpowiadam ca�y szcz�liwy.
P�dz� na du� do qhni do pani Blyke �eby popat�e� na ni� ze
smutkiem & zat�epota� powiek� & u��ehn�� si� tak sm�tnie &
poprosi� o co� do jedzenia na drog�. Daje � ale ona t� kle�e
mnie po g�owie. Co si� dzieje z ty� lud��?
Wyhodz� z klasztoru oko�o w� do dziewi�tj & jad� na gur�.
S�o�c �wieci � prosto w oczy p�ez wielkie okna w g�uwnym
hallu. Wcale nie wygl�da na to �eby gas�o ale pwnie tak jest
skoro wszyscy o tym muwi�.
�ja nas ci�aruwk. Jedzie w stron� po�udniowo-zahodniej
hydrowindy wi�c wskqj� na ty� tu� nad rur� wydhow� & 3mam
si� mocno; troh� tam ��erdzi & t��sie ale wol� to ni�
siedzie� w kbinie rozmawia� z kierowc� i czek� a� on t�
pokle�e mnie po g�owie.
Lubi� t� drog� nad kraw�dzi� bo wida� st�d wszystko a� do
pod�ogi g�uwnego hallu & nawet t wielkie okr�g�e �eczy kture
by�yby uhwyta� szuflad gdyby to �ejsc by�o normalnyh
roz�aruw a nie takie WIELKIE. Pan Zoliparia muwi �e
oczywi�cie nigdy nie by�o �adnyh olb�ymuw & ja mu oczywi�cie
wie�� ale czasem kiedy tak pat�� na g�uwny hall z ty� gura�
jak szafy i gura� jak k�es�a & gura� jak knapy & sto�a� &
pufa� i sobie my�l� kiedy wruc� t wielkie m�dziebiety? (Sam
wymy�li�em t m�dziebiety & jestm z tgo bardzo dumny. To jest
tak: Mʿczy�ni DZIEci & koBIETY. Ergats twierdzi �e takie
co� nazywa si� akronim.) Ale zaraz o czym to muwi�em? Aha �e
wisz� z ty�u ci�aruwki & jad� drog� nad urwiskiem.
Mruwk Ergats jest w swoim pud�q w lewej gurnej kieszeni
mojej qrtki z mnustwem kieszeni. Pa��ta�em �eby je poza�na�.
Wszystko w po��dq Ergats? szepcz� kiedy podskqjemy na
wybojah.
W po��dq, odpowiada. Gdzie jest�my?
W ci�aruwc, muwi� �prawd�.
Hcsz powiedzie� �e wisimy ucze�eni jakiego� pojazdu? pyta.
(Powiadam wam p�ed t� mruwk� nic si� nie ukryje.) Dlaczego
tak my�lisz? pytam �eby zysk� na czasie.
Czy ty zawsze musisz maksymalizowa� ryzyko bz wzgl�du na to
z jakiego aqrat �rodk lokomocji ko�ystasz?
Nie na darmo nazywaj� mnie Bascule-Ryzyknt! Jestm m�ody & to
do�ero moje �erwsze �ycie, muwi� jej ze ��ehem. Bascule
nurek 0. �adnego I II ani VII czy innyh g�upot; na razie
mog� uwa�a� �e jestm nie��ertlny wi�c hyba nic dziwnego �e
kto� kto nie umar� jeszcze ani razu pozwala sobie na
odrobin� ryzyk?
Cu�, muwi Ergats (od razu s�yha� �e stara si� by� cierpliwa
ale nie bardzo jej wyhodzi) oprucz tgo �e uwa�am �e jest
g�upot� marnowa� nawet 1\2 �ycia z 8 & �e w obcnej sytuacji
nie warto liczy� na niezawodne funkcjonowanie procsu
reinkrnacyjnego to jeszcze hodzi � o w�asne bz�ecze�stwo.
My�la�em �e ze wzgl�du na stosunek masy do powie�hni nic ci
nie grozi nawet w razie upadq z du�ej wysoko�ci?
Zgadza si�, odpowiada Ergats. Ale je�li nie b�dziesz si�
mocno 3ma� & spadniemy razem & ja znajd� si� po niew�a�ciwej
stronie to prawie na pwno zostan� zgnieciona.
Hcia�bym wiedzie� ktura strona jest w�a�ciwa, muwi� i
wyhylam si� a� wiatr rozwiewa � w�osy & pat�� w du� na
wie�ho�ki d�ew porastaj�cyh pod�og� kilkset metruw ni�ej.
Nie o to hodzi, muwi wynio�le Ergats.
My�l� hwil�.
Wiesz co ci powiem?
No?
Jak b�dziemy jeha� na gur� hydrowind� to daj� ci s�owo �e
wejd� do �rodk. Co ty na to?
Twoja �askwo�� mnie onie��ela.
(Wyczuwam sarkzm w jej g�osie.)
*
Hydrowinda jest okropnie stara bardzo t�eszczy ��erdzi
starym olejem do konserwacji drewna & politur� a pust
pojemniki na wod� pod pod�og� dudni� & g�ehocz� kiedy poma�u
p�znie po �cianie hallu. W �rodq jest okropnie ciasno z
powodu sze�ciu wojskowyh pojazduw kture wygl�daj� jak
maszyny lataj�c z du�y� ko�a�. �lnuj�cy ih �o�nie�e graj� w
�nkle & nawet mam ohot� �eby si� p�y��czy� bo jestm w to
ca�kiem dobry & mug�bym sporo wygra� bo na pwno nikt by na
mnie nie stawia� ale Ergats muwi. Czy raczej nie powiniene�
odmuwi� modlitw� tak jak obieca�e� bratu Scalo�nowi? Hyba
masz racj�, muwi�.
W ko�cu to muj obowi�zek.
Wyszuqj� sobie spokojny k�cik p�y samyh d�wiah gdzie troh�
wieje & siadam & o�eram si� pleca� o �cian� & zamykm oczy &
zagl�dam do krypty tam gdzie s� martwi ludzie.
Na gu�e wysiadam z windy & id� p�ez stacj� roz��dow� na dahu
hallu & p�ehodz� p�ez mur ru�ny� tunela� koryta�a� &
p�esmyk� & po drugiej stronie wsiadam w poci�g ktury dowozi
mnie do stacji na rogu. Wysiadam ws�nam si� po paru shodkh &
jestm na zewn�t�nej galerii w�rud zielonyh niebieskih &
ru�nyh innyh ro�lin. Mam st�d wspania�y widok na tarasy &
wioski na paraptah & blankh (poletk s� na krenela�u) a
jeszcze ni�ej widz� p�askie dno zielonej doliny ktura hyba
jest dziedzi�cm ale my�l� �e wszystkie t nazwy niewiele
muwi� komu� kto w ogule ma�o wie o zamkh.
Tak czy inaczej widok jest wspania�y tym bardziej �e czasem
mo�na zobaczy� or�a\ptak-olb�yma\or�os�pa albo ru�ne inne
ogromne ptaszyd�a kture dodaj� tak zwanego loklnego kolorytu
+ mnustwo muruw & wie� & kru�ganqw i stromyh dahuw (niekture
pokryt tarasa�) a tak�e lasy i wzgu�a p�ed zewn�t�ny� mura�
obronny� + same mury a jeszcze dalej ale to ju� naprawd�
daleko za sinaw� mgie�k� tchreny poza fortc�. (Podobno tn sam
widok pokzuj� na ekranah w zamq ale to nie to samo co
zobaczy� go na w�asne oczy.)
Jad� nast�pn� rozklekotan� wind� szybm w�rud g�stj
ro�linno�ci & ca�kiem szybko docieram prawie na dah g�uwnego
hallu w rejony gdzie �eszkj� Astrologowie & Alhe�cy w tym t�
pan Zoliparia ktury kiedy� musia� by� kim� bardzo wa�nym
skoro dosta� �eszknie w prawym oq himery Rosbrithy.
Rosbritha spogl�da na �noc ale poniewa� stoi na samym
naro�niq z jej ok mo�na pat�e� t� na wshud tam gdzie rankiem
wstaje s�o�c w zwi�zq z czym wida� t� stamt�d wszystkie
okro�e�stwa zbli�aj�cgo si� Za��enia kture zdaje si� muwi�
Hej wy tam ludzie nieh k�dy napa3 si� na s�o�c bo to jedna z
ostatnih okzji bo ju� nied�ugo zga�nie!
K�opot: pana Zoliparii hyba nie ma w domu. Stoj� na szczycie
sk�y�cj drabiny we wn�t�u himery Rosbrithy wal�c i �omocz�c
w ma�e okr�g�e d�wi �eszknia pana Zoliparii ale nikt nie
odpowiada. Pod mn� jest drewniana platforma na kturej stoi
drabina (platforma t� sk�y� nawiasem muwi�c; wygl�da na to
�e tutaj w �e�cie Astrologuw & Alhe�qw sk�y� prawie wszystko
co mo�e sk�y�e�) a na platfor�e jest jeszcze stara kobieta
ktura szoruje dski jak�� okropn� bulgocz�c� ciecz�. O dziwo
dski robi� si� czyst ho� p�y okzji ih bardziej zmursza�e
cz�ci po prostu znikj� a sam podst robi si� jeszcze
bardziej nieruwny & sk�y�cy. Najgorsze jednak jest to �e
ciecz okropnie cuhnie od czego �zawi� � o czy & kr�ci � si�
w g�owie.
Panie Zoliparia! wo�am. To ja Bascule!
Mo�e powiniene� by� go up�edzi� o swojej wizycie? odzywa si�
Ergats ze swojego pud�k.
Pan Zoliparia nie uznaje implantuw ani �adnyh innyh
nowoczesnyh wynalazqw, muwi� & kiham. To dysydnt.
Ale mog�e� poprosi� kogo� �eby p�ekza� mu wiadomo��.
Tak oczywi�cie jak najbardziej, odpowiadam w�ciek�y g�uwnie
dlatgo �e wiem �e Ergats ma racj�. Wygl�da na to �e traz sam
b�d� musia� sko�ysta� ze swojego p�ekl�tgo implantu hocia�
staram si� robi� to tylko wtdy kiedy kontaktuj� si� ze
zmar�y� bo zale�y � na tym �eby zosta� dysydntm jak pan
Zoliparia.
Panie Zoliparia! wo�am jeszcze raz. Zas�aniam sobie
szalikiem usta & nos bo ��erdzi tak �e nie mo�na wy3ma�.
Czy kto� czy�ci drewno kwasem solnym? pyta zdziwiona Ergats.
Wiem tylko tyle �e pod na� jest stara baba ktura szoruje
dski jak�� cuhn�c� ciecz�, muwi�.
To dziwne, powiada Ergats. By�am pwna �e go zastaniemy. Hyba
powiniene� ju� zej�� z tj drabiny.
Ale w�a�nie wtdy otwieraj� si� d�wi & staje w nih pan
Zoliparia owini�ty wielkim r�cznikiem. Resztki w�osuw ma
zup�nie mokre.
Bascule! wo�a na muj widok. Powinienem by� si� domy�li� �e
to ty! Potm pa3 ze z�o�ci� na star� kobiet� & daje � znak
�ebym wszed� wi�c gramol� si� z drabiny do ok himery.
Zdj�j buty h�opcze, muwi. Ta ohydna substancja mo�e p�e�re�
� dywan. Jak to zrobisz b�d� tak dobry & podg�ej � troh�
wina. Odhodzi 3maj�c obur�cz r�cznik & zostawiaj�c na
pod�odze mokre �lady.
P�yqcam �eby �ci�gn�� buty. K�pa� si� pan? pytam.
Pa3 na mnie ale nic nie muwi.
*
Pan Zoliparia ja & mruwk Ergats siedzimy na balkonie w
�renicy prawego ok himery Rosbrithy. Pan Zoliparia �je g�ane
wino ja herbat� a Ergats sqbie okruszk� czerstwego hleba.
Bohenek le�y tu� obok na parapcie. Pan Zoliparia siedzi w
fotlu ktury troh� p�ypo�na oko & wisi na linc zacze�onej na
��sie a ja siedz� na sto�q p�y parapcie na kturym Ergats
zajada okruszk� ktur� da� jej pan Zoliparia (troh� zwil�y�em
j� �lin�). Okruszk jest dla niej du�o za du�a ale Ergats
dzielnie odrywa mniejsze kwa�ki �a�d�y je �uhwa� & p�edni�
�apk� & po�yk. Powiedzia�a dzi�qj� kiedy dosta�a pocz�stunek
ale na szcz�cie pan Zoliparia nie dos�ysza� bo jeszcze nic
nie wie o tym �e ona u�e muwi�.
Ca�y czas uwa�nie j� obserwuj� bo troh� tutaj wieje i ho�
pod balkonem jest roz��ta sie� a mruwk jest tak lekk �e nic
by jej si� nie sta�o nawet po upadq z takiej wysoko�ci to na
pwno ju� bym jej nie znalaz�; wie�cie � co� tak ma�ego
mog�oby polecie� a� za mury & co wtdy?
Niepot�ebnie si� martwisz, muwi Ergats. Jestm p�edsi�biorcz�
mruwk� & nawet je�li ty by� mnie nie znalaz� to na pwno ja
znalaz�abym ciebie. (Nic nie odpowiadam bo aqrat pan
Zoliparia muwi do mnie wi�c nie hc� by� nieup�ejmy.) �mo
wszystko wola�bym �eby Ergats siedzia�a u mnie w kieszeni
ale ona twierdzi �e jest jej tam duszno a poza tym hc sobie
troh� popat�e�.
,..koja�y si� nie z czym� pot�nym & niezniszczalnym ale
wr�cz p�eciwnie z czym� bardzo s�abym & wra�liwym, muwi pan
Zoliparia �ecz jasna znowu o zamq. �yjemy otoczeni
szale�stwem Bascule, muwi, & zawsze o tym pa��taj.
Kiwam g�ow� �j� herbat� & obserwuj� jak Ergats zajada
okruszk�.
Niep�ypadkowo staro�ytni woleli u�era� szybko & na zawsze,
powiada pan Zoliparia siorbi�c wino & otulaj�c si�
szczelniej kocm (tutaj w gu�e jest do�� zimno). �ycie to ruh
Bascule. Ruh jest wszystkim. To wszystko tutaj (pokzuje
r�k�) stanowi p�yznanie si� do pora�ki. Do liha to� to
prawie hos�cjum!
Co to jest hos�cjum? pytam bo nie znam tgo s�owa a nie hc�
ko�ysta� z implantu a zale�y � na tym �eby pan Zoliparia o
tym wiedzia�, �e nie hc�.
Bascule czemu nie ko�ystasz ze zdolno�ci kture zosta�y ci
dane?
�eczywi�cie, muwi�. Zapomnia�em. Zamykm oczy �eby wygl�da�
powa�nie. Dawno tgo nie robi�em prosz� pana. Hwileczk�...
Hos�cjum... Aha. To takie �ejsc gdzie si� u�era.
W�a�nie, muwi pan Zoliparia. Wygl�da na troh�
rozz�oszczonego. O czym to ja muwi�em? P�ez ciebie zgubi�em
w�tk.
Muwi� pan �e zamek p�ypo�na hos�cjum.
To aqrat pa��tam.
Bardzo � p�ykro, muwi�.
Niewa�ne. Krutko muwi�c hodzi � o to, powiada pan Zoliparia,
�e je�li kto� dcyduje si� za�eszk� w tak gigantycznej &
p�yt�aczaj�co nieludzkiej budowli to w tn sposub rezygnuje z
ma�e� o jakimkolwiek post��e a bz post�pu jest�my zgubieni.
(Pan Zoliparia jest wielkim zwolennikiem post�pu hocia� z
tgo co wiem wynik �e takie pogl�dy s� obcnie uwa�ane za
cokolwiek p�esta�a�e.)
A wi�c uwa�a pan �e olb�y� nigdy nie istnieli? pytam.
Bascule powiedz � prosz� sk�d si� bie�e ta obsesja na
punkcie olb�ymuw?
Pan Zoliparia dolewa sobie wina kture paruje w zimnym
powiet�u. P�ygl�dam si� Ergats & robi� zbli�enie jej twa�y.
Widz� jej oczy & czu�ki & widz� poruszaj�c si� szcz�ki ale
nie mog� pat�e� d�ugo bo pan Zoliparia odstawia dzbanek &
muwi:
Hodzi o to Bascule �e olb�y� istnieli ale nie dlatgo nazywam
ih olb�yma� �e byli wi�ksi od nas; po prostu �eli wi�ksze
mo�liwo�ci zdolno�ci & ambicje & wi�ksz� o2g�. To oni
stwo�yli wszystko co widzisz. Zbudowali to ze sk� i ru�nyh
matria�uw. My ju� nie potra�my niczego two�y� ani nawet
pracowa�. Zbudowali to wszystko w konkretnym clu ale ih
dzie�o okza�o si� zbyt wielkie �eby czemukolwiek s�u�y� wi�c
hyba t�eba uzna� �e budowali dla p�yjemno�ci\rozrywki. Potm
odszli a my zostali�my & traz ta budowla a� ki� �yciem ale
to samo mo�na powiedzie� o tru�e w kturym zal�g�y si�
robaki; mnustwo ruhu za to 0 intligencji.
Jak to 0? dziwi� si�. P�ecie� pan jest intligentny i ja
jestm wi�c hyba nie jest a� tak �le?
Oh Bascule, wzdyha & unosi oczy q niebu. Ile razy mam ci
powta�a� �e hodzi � o intligencj� ca�ego gatunq a nie
jednostk?
Tak tak oczywi�cie, muwi� szybko. A wi�c wszyscy bys3 &
intligentni polecieli q gwiazdom tak?
W�a�nie, odpowiada pan Zoliparia. Wcale im si� nie dziwi�
nato�ast wci�� nie mog� zrozu�e� dlaczego zostawili nas
zup�nie samym sobie & dlaczego nawet nie jest�my w stanie
nawi�za� z ni� kontaktu.
Czy to nie jest wyja�nione w kturej� z pa�skih ksi��ek?
pytam. Albo gdzie� indziej?
Wygl�da na to �e nie Bascule. Wygl�da na to �e nie. Niektu�y
z nas szukj� odpowiedzi na t pytania od tak dawna �e nikt
ju� nie pa��ta kiedy zacz�li. Szukli�my w ksi��kh �lmah
doqmentah na dyskh magnetycznyh & optycznyh w uk�adah
scalonyh & na wszystkih no�nikh informacji znanyh ludzko�ci.
P�e�yk troh� wina & pa3 na mnie ze smutkiem. Wszystko na nic
Bascule. Wszystko na nic. Z czasuw do kturyh hcmy si�gn��
nie ocala� �adn st��p informacji. �adn. Wzrusza ra�ona�.
Nic.
Nie wiem jak zareagowa� kiedy pan Zoliparia jest taki smutny
& p�ygn�biony. Ludzie tacy jak on od pokole� poszuqj�
rozwi�zania zagadki. Niektu�y g�ebi� w staryh ksi��kh i
pa�erah inni ko�ystaj� z krypty gdzie podobno jest wszystko
ale zazwyczaj niczego nie mo�na znale�� a nawet je�li co�
si� znajdzie to nie sposub z tym wruci�.
Kiedy� powiedzia�em mu �e to p�ypo�na szuknie ig�y w stogu
siana a on na to �e jego zdaniem to jest raczej jak szuknie
konkretnej cz�stczki wody w ocanie tyle �e wiele razy
trudniejsze.
Zastanawia�em si� nawet czy wej�� do krypty i odnale��
tam sekrety na kturyh tak zale�y panu Zoliparii ale to by
wymaga�o powa�nej pracy z implantm a ja hc� mu udowodni� �e
u�ywam implantu wy��cznie wtdy kiedy naprawd� musz�. Poza
tym wielu tgo prubowa�o ale bz rezultatuw.
Tam panuje ca�kowity haos.
Krypta (muwi si� o niej t� kryptosfera\panbaza to jedno & to
samo) to takie �ejsc �e im g��biej si� zanu�ysz tym mniejsze
masz szanse na powrut; jest jak ocan �wiadomo�ci ale je�li
zapu�cisz si� za g��boko to wydaje ci si� �e nurqjesz w
st�onym kwasie; ogarnia ci� wtdy potworny l�k i wracasz jak
co� zmaltretowanego & u�eraj�cgo a je�li w por� si� nie
za3masz nie wracasz w ogule tylko rozpuszczasz si� zup�nie &
p�estajesz istnie� jako osobowo�� & to koniec.
To znaczy tutaj w �zycznej �eczywisto�ci �yjesz & na pozur
wydaje si� �e wszystko jest w po��dq (hyba �e �a�e�
wyj�tkowo niedobr� podru� & potm m�cz� ci� koszmary\zjawy
albo majaki\z�udzenia\halucynacje\stany l�kowe albo wszystko
to razem\jeszcze co� zup�nie innego) nato�ast ginie twoja
ko�a ktur� wys�a�e� do krypty; pa pa cze�� cze�� r�si-dupci
ju� si� nie zobaczymy.
Ergats bawi si� hlebm; ugniata z male�kih kwa�eczqw ru�ne
�gurki ustawia je p�ed sob� na parapcie i nawet ih nie
zjada. Traz robi po�ersie pana Zoliparii; zastanawiam si�
czy on to widzi czy mo�e jest takim zawzi�tym p�eciwnikiem
implantuw & ru�nyh taki �eczy �e ma normalne oczy & nie mo�e
zrobi� jej zbli�enia.
Podobny? pyta Ergats.
Pan Zoliparia z zamy�lon� �n� pa3 w kosmos to znaczy w
atmosfer�\na stado ptaqw kture kr��� bardzo wysoko nad jedn�
z baszt. �mo wszystko postanawiam zaryzykowa� i szepcz�
Bardzo podobny. Mo�e ju� wruci�aby� do pud�k?
Co muwisz Bascule? pyta pan Zoliparia.
Nic takiego prosz� pana. Tylko odh��kn��em.
Nieprawda. Muwi�e� co� o powrocie do pud�k.
Naprawd�? staram si� zysk� na czasie.
Hyba nie �a�e� mnie na my�li? muwi ze zmarszczony� brwia�.
Sk�d�e znowu prosz� pana. Muwi�em do mojej mruwki. Pat�� na
ni� gro�nie & kiwam palcm & muwi� Natyh�ast wracaj do pud�k
ty niedobra mruwko! Bardzo pana p�epraszam, muwi� a
tymczasem Ergats pos�esznie p�erabia jego po�ersie na moje
tyle �e z ogromniastym nosem.
Czy kiedy� ci odpowiedzia�a? pyta z u��ehem pan Zoliparia.
O tak. To bardzo gadatliwa is