6126
Szczegóły |
Tytuł |
6126 |
Rozszerzenie: |
PDF |
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
[email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
6126 PDF - Pobierz:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd pliku o nazwie 6126 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
6126 - podejrzyj 20 pierwszych stron:
ROGER �ELAZNY
OKO KOTA
EYE OF CAT
Prze�o�y�: Piotr W. Cholewa
Data wydania polskiego 1992
Data wydania oryginalnego 1982
Joe Leaphornowi,
Jimmy�emu Chee
i Tony�emu Hillermanowi
CZʌ� I
MODLITWA ODP�DZAJ�CA Z�O
U drzwi Domu Ciemno�ci
le�y para czerwonych kojot�w z odwr�conymi g�owami.
Nayenezgani rozsuwa je sw� czarn� lask�
i przybywa, by mnie odszuka�.
Z b�yskawic� za sob�,
z b�yskawic� przed sob�,
przybywa, by mnie odszuka�,
ze skalnym kryszta�em i gadaj�cym ketahn.
Dalej, w k�tach za drzwiami Domu Ciemno�ci,
le�� dwie czerwone s�jki z odwr�conymi g�owami.
Z b�yskawic� za sob�,
z b�yskawic� przed sob�,
rozdziela je sw� czarn� lask�
i przybywa, by mnie odszuka�.
Jeszcze dalej, u paleniska Domu Ciemno�ci
le�� dwa czerwone puchacze z odwr�conymi g�owami.
Rozdziela je swoj� lask�
i przybywa, by mnie odszuka�
ze skalnym kryszta�em i gadaj�cym ketahn.
W samym �rodku Domu Ciemno�ci,
gdzie dwa czerwone puszczyki le�� z odwr�conymi g�owami,
Nayenezgani odrzuca je na bok
przybywaj�c, by mnie szuka�,
z b�yskawic� za sob�,
b�yskawic� przed sob�.
Nios�c skalny kryszta� i gadaj�cy ketahn
przybywa po mnie.
Przybywa ze �rodka ziemi.
Dalej...
Noc�, w pobli�u wschodniego kra�ca pochy�ego terenu rezydencji otoczonej murem, mo�e �wier� mili od samego domu, przy niewielkiej k�pie drzew, pod bezksi�ycowym niebem, stoi w absolutnym milczeniu nas�uchuj�c.
Ziemia pod jego butami jest wilgotna. Zimny wiatr m�wi, �e cho� niech�tnie, jednak w Nowym Jorku zima ust�puje wio�nie. Cz�owiek wyci�ga r�k� i lekko dotyka czarnej linii ga��zki po prawej stronie. Czuje p�czki �wie�ej, tegorocznej zieleni, pod jego szerok�, ciemn� d�oni� �ni�ce o lecie.
Ma na sobie niebiesk�, flanelow� koszul� wypuszczon� na d�insy. Szeroki pas muszli przytrzymuje j� w talii. Ci�ki naszyjnik z kwiat�w dyni � bardzo stary � wisi mu na piersi. Na szyi ma w�skie pasemko turkusowego heiche, na lewym nadgarstku srebrn� bransolet�, nabijan� nieoszlifowanymi od�amkami turkusu i koralu. Guziki koszuli s� zrobione z wytartych dziesi�ciocent�wek z pocz�tk�w dwudziestego wieku. Czerwona opaska podtrzymuje d�ugie w�osy.
Wysoki, z innych miejsc i innych czas�w, nas�uchuje tego, co mo�e, ale nie musi by� s�yszalne: odg�os�w niezwyk�ego starcia w ciemnym domu. Jakkolwiek potoczy si� to spotkanie, on � William Czarny Ko� Pie�niarz � poniesie pora�k�. Ale b�dzie to jego w�asna kl�ska, zadana przez si�y, kt�re uwolni� bardzo dawno temu, przez chindi, od wielu lat depcz�ce mu po pi�tach.
Od strony domu s�yszy ha�as, a zaraz po nim g�o�ny trzask. To jednak nie koniec. Ha�as trwa. Gdzie� za murami zaczyna wy� kojot.
Niemal wybucha �miechem. Pies, z ca�� pewno�ci�. Cho� g�osem bardziej przypomina tego pierwszego, kt�rego ostatnio pozna� na nowo. Naturalnie, tutaj ich nie ma.
William Czarny Ko� Pie�niarz. Ma te� inne imiona, ale pami�taj�ce maszyny znaj� go pod tym w�a�nie. Tym imieniem go przywo�a�y.
Ha�as cichnie nagle, by po kr�tkiej chwili zabrzmie� na nowo. Wed�ug jego oceny, w tej cz�ci �wiata zbli�a si� p�noc. Spogl�da w niebo, ale krew Chrystusa nie s�czy si� na firmament. Tylko Ini, ptak gromu w�r�d po�udniowo-zachodnich gwiazd, z przygotowan� b�yskawic�, chmurami i deszczem, wyci�ga sw�j pi�ropusz, by po�askota� nos Sasa, nied�wiedzia; m�wi mu, �e pora nie�� nowe �ycie na ziemi�, tam, obok Mlecznej Drogi.
Cisza. Nag�a, rozci�gaj�ca si� na kolejne uderzenia pulsu. Czy to koniec? Naprawd� ju� koniec?
Znowu kr�tkie szczekni�cie, a po nim wycie. Kiedy� zna� wiele rzeczy, kt�re powinien robi�; wci�� jeszcze pami�ta� niekt�re. Teraz wszystkie s� dla niego zamkni�te; pr�cz czekania.
Nie. Jest jeszcze co�, czym mo�e je wype�ni�.
Z pocz�tku cicho, lecz coraz mocniejszym g�osem rozpoczyna pie��.
Trudno powiedzie�, by Pierwszy Cz�owiek skaka� z rado�ci po ca�ym mrocznym, podziemnym �wiecie, gdzie zosta� stworzony. Dzieli� go z �semk� innych ludzi, mr�wkami, �ukami, p�niej tak�e szara�cz�, kt�r� odkryli podczas w�dr�wek, i Kojotem � Pierwszym Gniewnym, Tym-kt�ry-zosta�-uformowany-w-wodzie, Wychudzonym W�drowcem. Wszyscy si� rozmna�ali; wa�ki, komary i lud nietoperzy do��czyli do nich p�niej, podobnie jak M�czyzna i Kobieta-Paj�k. Okolica sta�a si� t�oczna i pe�na robactwa. Wybuch�a walka.
� Wynie�my si� st�d � zaproponowa�o kilku z nich.
Pierwszy Cz�owiek, kt�ry by� m�dry i pot�ny, zabra� swe skarby: Bia�� Muszl�, Turkus, Abalon, Agat i Czerwono-Bia�y Kamie�.
Po�o�y� Bia�� Muszl� na wschodzie i tchn�� w ni�. Unios�a si� bia�a wie�a chmur. Umie�ci� Turkus na po�udniu i tchn��; unios�a si� wie�a b��kitnych chmur. Na zachodzie umie�ci� Abalon, a kiedy tchn�� na niego, ��ta wie�a chmur strzeli�a w g�r�. Na p�nocy po�o�y� Agat, kt�ry dotkni�ty jego tchnieniem wys�a� czarn�, chmurn� wie��. Biel i ��� ros�y, spotka�y si� w g�rze i zmiesza�y, tak samo jak b��kit i czer�. I tak sta�y si� Dniem i Noc�.
Potem umie�ci� w �rodku Czerwono-Bia�y Kamie� i tchn�� w niego. Wyros�a wielobarwna wie�a.
Wie�� na wschodzie nazwa� Z�o�em �witu, t� na po�udniu Z�o�em B��kitnego Nieba; na zachodzie Z�o�em Zmierzchu, a na p�nocy Z�o�em Ciemno�ci. Kojot odwiedza� je kolejno, zmieniaj�c barw�, by pasowa�a do ich kolor�w. Z tego powodu, obok innych imion, znany jest jako Dzieci� �witu, Dzieci� B��kitnego Nieba, Dzieci� Zmierzchu i Dzieci� Ciemno�ci. A w ka�dym z miejsc ros�a jego moc.
Podczas gdy wie�e czterech punkt�w kardynalnych by�y �wi�te i zrodzi�y rytua�y modlitw, w �rodkowej mie�ci�y si� wszelkie cierpienia, z�o i choroby. I do tej w�a�nie wie�y Pierwszy Cz�owiek i Kojot powiedli Lud, prowadz�c go do drugiego �wiata. A wraz z nim, naturalnie, z�o. Badali ten �wiat, spotykali innych, a Pierwszy Cz�owiek walczy� z wieloma, pokonuj�c wszystkich i zabieraj�c ich pie�ni mocy. By� to jednak r�wnie� �wiat cierpie� i nieszcz��, co odkry� Kojot, podr�uj�c tam i z powrotem, w g�r� i w d�. I do Pierwszego Cz�owieka zwr�ci� si� z pro�b�, by st�d odeszli.
Pierwszy Cz�owiek wypu�ci� bia�y dym, dmuchn�� nim na wsch�d i wci�gn�� z powrotem � i uczyni� to samo we wszystkie strony. W ten spos�b usun�� ze �wiata ca�e z�o i sprowadzi� je znowu do Ludu, sk�d przyby�o. Potem wys�a� B�yskawic�, prost� i zygzakowat�, na wsch�d, a wraz z ni� T�cz� i Promie� S�o�ca, ale nic si� nie wydarzy�o. Przeni�s� je na po�udnie, zach�d i p�noc. �wiat zadygota�, ale nie wyda� mocy, kt�ra unios�aby ich wy�ej. Wtedy uczyni� lask� z Agatu, Turkusu, Abalonu i Bia�ej Muszli. Na jej czubku umocowa� Czerwono-Bia�y Kamie�. Ten wzlecia� i uni�s� ich do nast�pnego �wiata. Tutaj spotkali wiele w�y, i M�czyzn� i Kobiet� Soli, i Boga Ognia. Nie wolno te� zapomnie� o Paj�czej Mr�wce. A �wiat�o i ciemno�� wznosi�y si� z wie� o czterech kolorach, tak jak w innych �wiatach. Lecz wtedy Pierwszy Cz�owiek umie�ci� na wschodzie po dwa pasma ��te oraz czerwone i ��te. One powstrzyma�y ruch bia�ego �wiat�a. Lud by� przera�ony. Cz�owiek Soli radzi� im, by szli na wsch�d, lecz gdy podchodzili pasma cofa�y si�. Wtedy us�yszeli g�os wzywaj�cy ich na po�udnie. Spotkali tam starca Dontso, zwanego Much�-Pos�a�cem, a ten im wyja�ni�, co uczyni� Pierwszy Cz�owiek. ��te pasmo, powiedzia�, przedstawia zagro�enie Ludu; to drugie ro�linno�� i py�ki, z czerwon� cz�ci� symbolizuj�c� wszelkie choroby. W�wczas przybyli Sowa i Lis, i Wilk, i Puma, a wraz z nimi Rogaty Grzechotnik, kt�ry ofiarowa� Pierwszemu Cz�owiekowi muszl�, jak� ni�s� na g�owie. A pr�cz niej obietnic� przysz�ych ofiar Bia�ej Muszli, Turkusu, Abalonu i Agatu. Pierwszy Cz�owiek przyj�� muszl� wraz z jej magi� i usun�� z nieba pasma. Lud zrozumia� wtedy, �e Pierwszy Cz�owiek jest z�y. Kojot pods�uchiwa� na ich naradach i doni�s� Pierwszemu Cz�owiekowi, �e wiedz�, i� zatrzyma� �wiat�o na wschodzie, by zdoby� skarb.
Kiedy zarzucili mu to, Pierwszy Cz�owiek odpowiedzia�:
� Tak. To prawda, wnuki moje. Szczera prawda. Jestem z�y. Lecz u�y�em z�a dla waszej korzy�ci. Poniewa� te ofiary nam wszystkim przynios� po�ytek. I wiem, jak utrzyma� z�o z dala od tych, kt�rzy mnie otaczaj�.
I wykaza� im prawd� swych s��w buduj�c pierwszy szama�ski hogan, gdzie dzieli� si� z nimi wiedz� o rzeczach dobrych i z�ych.
Pami�ta� przyj�cie tamtej nocy, zanim znalaz� kojota. Przeskoczy� do willi w Arlington, strojny w wypo�yczony splendor l�ni�cych, syntetycznych w��kien genstiumu Pleat & Ruffle w kwadraty i bia�o-czarne pasy. Dawni i obecni notable t�oczyli si� w b�yszcz�cych, wysoko sklepionych pokojach. On sam by� ju� Przesz�o�ci�, ale zjawi� si�, by spotka� kilku starych przyjaci� i raz jeszcze dotkn�� innego �ycia.
Profesjonalnie uprzejma kobieta w �rednim wieku powita�a go, wysz�a na spotkanie, obj�a i rozmawia�a przez p� minuty entuzjastycznym g�osem spikera. Kolejny go��, kt�ry pojawi� si� za jego plecami, k�ad�c d�o� na jego ramieniu spowodowa�, �e odsun�� si� odruchowo. Zrobi� to z ulg�, wzi�� z tacy drinka, spogl�da� na twarze obecnych, niekt�rych wita� skinieniem g�owy, przy innych zatrzymywa� si�, by zamieni� kilka s��w. Przesuwa� si� w kierunku niewielkiego pokoiku, zapami�tanego z poprzednich wizyt.
Westchn�� przest�puj�c pr�g. Lubi� drewno i �elazo, kamie� i szorstki tynk, ksi��ki i spokojne obrazy, pojedyncze okno z widokiem na rzek�, ogie� p�on�cy cicho w kominku.
� Wiedzia�am, �e mnie tu znajdziesz � odezwa�a si� z fotela przy kominku.
U�miechn�� si�.
� Ja tak�e... w jedynym pokoju, wybudowanym w okresie zaniku bezgu�cia.
Przysun�� sobie krzes�o i usiad� przy niej, przodem do ognia. Jej surowa, poorana zmarszczkami twarz, jasne, b��kitne oczy pod grzyw� siwych w�os�w i niska, kr�pa sylwetka nie zmieni�y si� ostatnio. W pewien spos�b by�a starsza od niego, w inny nie. Z obojga czas ironizowa�. Pomy�la� o wiekowej Fontenelle i Mme Grimaud, prawie tak starej jak on. Tu jednak przepa�� mia�a ca�kiem inny charakter.
� Wyruszasz na now� wypraw�? � zapyta�a.
� Na razie maj� wszystkie zwierzaki, jakich potrzebuj�. Jestem na emeryturze.
� Podoba ci si� to?
� Jak wszystko.
Zmarszczy�a brwi.
� Nigdy nie wiem, czy to tw�j wrodzony fatalizm, zm�czenie �wiatem czy tylko poza.
� Ja te� ju� nie wiem � odpowiedzia�.
� Mo�e cierpisz na nadmiar wolnego czasu.
� To niezbyt wyr�niaj�ca cecha. Jak deszcz. Istniej� w kulturze zamkni�tej.
� Naprawd�? Nie mo�e by� a� tak �le � stwierdzi�a.
� �le? Dobro i z�o zawsze si� mieszaj�. To gwarantuje porz�dek.
� Nic wi�cej?
� �atwo jest kocha� to, co obecne i po��da� tego, czego nie ma.
Wyci�gn�a r�k� i �cisn�a mu d�o�.
� Ty zwariowany Indianinie. Czy istniejesz, kiedy mnie tu nie ma?
� Nie jestem pewien � odpar�. � By�em uprzywilejowanym pasa�erem. Mo�e umar�em i nikt nie ma serca, �eby mi o tym powiedzie�? Jak ci si� wiod�o, Margaret?
� Chyba wci�� �yj� w wieku nie�mia�o�ci � stwierdzi�a po chwili milczenia. � I idei.
Uni�s� szklank� i wypi� spory �yk wina.
� ...Zwietrza�ych, zasta�ych i nie przynosz�cych zysku � doko�czy�a.
Podni�s� szklank� wy�ej, do �wiat�a.
� Nie tak �le � zauwa�y�. � Tym razem wermut maj� jak nale�y.
Parskn�a.
� Filozofia nie zmienia ludzi, prawda? � zapyta�a.
� Nie s�dz�.
� Co masz zamiar robi�?
� Pochodz�, pogadam troch� z innymi. Pewnie jeszcze troch� wypij�. Mo�e pota�cz�.
� Nie pyta�am o dzisiaj.
� Wiem. Chyba nic szczeg�lnego. Nie musz�.
� Taki cz�owiek jak ty powinien co� robi�.
� Co?
� Sam musisz to okre�li�. Kto� musi wybiera�, gdy milcz� bogowie.
� Bogowie milcz� � stwierdzi�, spogl�daj�c wreszcie w jej jasne, prastare oczy. � A ja wykorzysta�em ju� wszystkie wybory.
� To nieprawda.
Znowu odwr�ci� wzrok.
� Zostaw � poprosi�. � Tak, jak przedtem.
� Przesta�.
� Przepraszam.
Cofn�a d�o�. On dopi� wino.
� Tw�j charakter jest twoim losem � o�wiadczy�a w ko�cu. � Jeste� stworzeniem przemian.
� �yj� wed�ug zasad strategii.
� Mo�e za bardzo.
� Zostawmy to, pani. Ten problem nie trafi� na list� moich zmartwie�. Do�� ju� si� zmienia�em. Jestem zm�czony.
� Czy przynajmniej to potrwa d�u�ej?
� To podchwytliwe pytanie. Mia�a� swoj� szans�. Je�li um�wi�em si� z szale�stwem, dotrzymam terminu. Nie pr�buj leczy� moich ran, p�ki nie jeste� pewna, �e istniej�.
� Jestem pewna. Musisz co� znale��.
� Nie spe�niam �ycze�.
� ...I mam nadziej�, �e nast�pi to szybko.
� Musz� si� troch� przej�� � powiedzia�. � Wr�c�.
Skin�a g�ow�, a on wyszed� szybko. Ona te� wyjdzie. Wkr�tce.
P�niej, tego samego wieczoru, natrafi� wzrokiem na czerwone pasemko w dywanie. Pod��y� za nim i dotar� do platformy skokowej.
� Co do diab�a... � mrukn��.
Odszuka� gospodyni�, podzi�kowa� i wr�ci� do zestawu transportowego. Wystuka� wsp�rz�dne. Potkn�� si� wchodz�c.
Stopklatka padaj�cego cz�owieka.
Niegdy� �wiat�o dnia by�o �wiat�em nocy.
Czarny B�g siedzia� mi na ramieniu.
Czas wirowa� moebiusem wok� mnie, gdy �eglowa�em
na szczyt G�ry Ciemno�ci na niebie.
I bestie, wszystkie bestie, kt�re �owi�em.
Gdy je zawo�am, przyjd� do mnie
z G�ry Ciemno�ci.
Poprzedniej nocy pada� �nieg, suchy i sypki. Dzie� jednak nasta� wyj�tkowo ciep�y i wi�ksza cz�� stopnia�a. Niebo wci�� by�o czyste, gdy s�o�ce kry�o si� za ciemnym, skalnym grzbietem i ch��d powraca� na ziemi� na plecach wiatru szepcz�cego w�r�d sosen. Srebrzyste pasemka �wiat�a znaczy�y nier�wno�ci na zboczu p�askowzg�rza z prawej strony; u jego st�p wirowa�a ju� szaro�� pierwszych fal wieczoru. Przynajmniej w nocy nie b�dzie �niegu, pomy�la�. Zanim zamknie oczy, b�dzie m�g� patrze� w gwiazdy.
Gdy rozbija� ob�z, przyku�tyka� kojot. Wci�� mia� owini�t� banda�em lew� przedni� �ap�. Dzisiejszy wiecz�r by� por�, by za�atwi� tak�e t� spraw�.
Rozpali� ogie� i przygotowa� posi�ek; sosnowy dym dra�ni� nozdrza przyjemnym aromatem. Zanim sko�czy�, odszed� dzie�; p�askowzg�rze i grzbiet sta�y si� zaledwie bry�ami g��bszej ciemno�ci na tle nocy.
� Ostatnia darmowa kolacja � oznajmi� rzucaj�c zwierz�ciu jedzenie.
Jedz�c wspomina� inne ogniska i inne obozy, ca�y d�ugi szlak si�gaj�cy ponad sto lat w przesz�o��. Ale tym razem na nic nie polowa� i w pewnym sensie by� z tego zadowolony.
Pij�c kaw� my�la� o stu siedemdziesi�ciu latach swego istnienia: jak rozpocz�o si� w tym miejscu, przez jakie ba�niowe kraje i jakie piek�a je poprowadzi� i jak powr�ci� do... tutaj. Okre�lenie �do domu� by�oby, w danych okoliczno�ciach, czym� wi�cej ni� ironi�. S�czy� z metalowego kubka gor�cy p�yn i zaludnia� noc demonami, z kt�rych wi�kszo�� zamieszkiwa�a obecnie w San Diego. P�niej my�liwskim no�em usun�� opatrunek z �apy zwierz�cia. Podczas operacji pozosta�o absolutnie nieruchome. Patrzy�o tylko. Rozcinaj�c sztywny materia� wspomina� dzie�, kilka tygodni temu, gdy znalaz� je w sid�ach ze z�aman� nog�. By� czas, gdy zachowa�by si� inaczej. Teraz uwolni� zwierz�, zabra� do domu, wyleczy�. I nawet podj�� t� dalek� podr� w Carrizos, by wypu�ci� je na wolno�� w odpowiedniej odleg�o�ci od domu, z ca�� noc�, kusz�c� powrotem do w�asnego �wiata, porzuceniem nienaturalnej przyja�ni.
Klepn�� zwierz�.
� Id�. Uciekaj.
Kojot wsta�. Wci�� porusza� si� sztywno trzymaj�c �ap� pod nienaturalnym k�tem. Opuszcza� j� stopniowo spaceruj�c wok� obozowiska. Co chwil� pojawia� si� i znika� w kr�gu blasku ognia. Coraz d�u�ej pozostawa� niewidoczny.
Gdy rozk�ada� �piw�r, us�ysza� brz�czenie. R�wnocze�nie na ma�ym, plastikowym pude�ku u pasa zamigota�o czerwone �wiate�ko. Wy��czy� brz�czyk, ale lampka wci�� mruga�a. Wzruszy� ramionami i po�o�y� aparat na ziemi. Sygnalizowa� wezwanie, jakie nadesz�o do jego odleg�ego domu. Zwykle nosi� urz�dzenie, gdy by� w pobli�u; zapomnia� je zdj��. Nigdy nie u�ywa� bardziej skomplikowanej wersji, wi�c nie m�g� rozmawia� z tego miejsca. Min�o kilka lat odk�d odebra� co�, co m�g�by uzna� za wa�ne wezwanie.
Mimo to, le��c i patrz�c w gwiazdy odczuwa� niepok�j. Ju� bardzo dawno nikt go nie wzywa�. �a�owa� teraz, �e albo nie zabra� drugiego elementu urz�dzenia, albo �e nie zostawi� ca�ego w domu. Ale by� na emeryturze; nikogo ju� nie interesowa�. To nie mo�e by� wa�na sprawa...
...Pod��a� przez pomara�czow� r�wnin�, pod ��tym niebem, na kt�rym p�on�o wielkie, bia�e s�o�ce. Zbli�a� si� do pomara�czowej, piramidalnej struktury, pokrytej paj�czyn� drobniutkich p�kni��. Podjecha� i zatrzyma� si�; w po�piechu ustawi� projektor. Potem rozpocz�� czuwanie. Od czasu do czasu sprawdza� wskazania innej maszyny, bezustannie informuj�cej o poszerzaniu p�kni��. Czas niewiele dla niego znaczy�. S�o�ce dryfowa�o powoli. Nagle rozros�a si� jedna z zygzakowatych linii i nast�pi�o otwarcie struktury. Jaka� sylwetka o szerokich barach, pokryta r�ow� szczecin�, ko�ysz�c si� powsta�a z jej wn�trza. Cielisty, obramowany w�oskami otw�r przed gruszkowat� naro�l� na szczycie skierowa� si� ku niemu, spod o�lepiaj�co czerwonego pasa l�ni�cych wypuk�o�ci. Uruchomi� projektor i na stwora wystrzeli�a b�yszcz�ca sie�. Walczy�, ale nie zdo�a� si� uwolni�. Ofiara porusza�a si� w rytmie delikatnego t�tnienia, kt�re mog�o by� uderzeniami jego w�asnego serca. Ca�y �wiat run�� i znikn��, a on bieg�, ucieka� na wsch�d, m�odsza wersja samego siebie, pod b��kitnym niebem, obok komosy i bylicy, k�pek trawy i przytuliny; owce prawie go nie dostrzega�y � wszystkie, pr�cz jednej, kt�ra nagle unios�a si� i ko�ysz�c przybra�a barw� �witu... A potem wszystko odp�yn�o z ciemnym pr�dem w miejsca, gdzie trwaj� sny, gdy nikt ich nie u�ywa...
Ptasie nuty i przed�wit: le�a� wyrzucony na mielizn� snu, na �wiat, gdzie czas zawisa� wygi�ty na kraw�dzi �wiat�a. Nieruchomy. Wynurzaj�ca si� �wiadomo�� p�yn�a z wolna nad przedwerbalnymi pejza�ami my�li, kt�re porzuci� dawno temu. A mo�e wczoraj?
Przebudzi� si� wiedz�c, �e wezwanie by�o wa�ne. Zadba� o poranne zaj�cia i zanim s�o�ce wsta�o na dobre, usun�� wszelkie �lady obozowiska. Kojot gdzie� znikn��, a on szykowa� si� do drogi. Zbyt wiele up�yn�o czasu, zbyt wiele min�o dla niego, by rozmy�la� nad znaczeniem wr�by. Uczucia jednak to ca�kiem inna sprawa. Przygl�da� si� im czasami, cho� rzadko bada� dok�adniej.
Maszeruj�c przez ranek, my�la� o swoim �wiecie. Znowu by� mniejszy, taki jak na pocz�tku, cho� wielko�� jest rzecz� wzgl�dn�, relatywn� do wszystkich �wiat�w, kt�re pozna�. Wr�ci� do st�p pasma G�r Carrizo w Dinetah, ziemi Navajo: ponad dwadzie�cia pi�� tysi�cy mil kwadratowych, z kt�rych wi�kszo�� wci�� pozosta�a pastwiskami; ponad p�tora miliona akr�w dziczy, ograniczonej czterema �wi�tymi g�rami: Debents� na p�nocy, Mount Taylor na po�udniu, San Francisco Peaks na zachodzie i Blanco Peak na wschodzie. Ka�da z nich mia�a w�asne opowie�ci i w�asne, u�wi�cone znaczenia. W przeciwie�stwie do wielu rzeczy, jakie pozna�, Dinetah zmienia�a si� wolno. W obecnym, dwudziestym drugim stuleciu, wci�� rozpoznawa� w niej to miejsce, kt�rym by�a w czasach dzieci�stwa. Powr�t tutaj, po tylu latach, by� jak podr� w przesz�o��.
Istnia�y jednak r�nice pomi�dzy tym i tamtym dniem. Przede wszystkim, jego klan nigdy nie by� zbyt liczny. Dzisiaj tylko on pozosta� przy �yciu. Cz�owiek rodzi si� w klanie matki, a w pewnym sensie rodzi si� tak�e dla klanu ojca; lecz jego ojciec by� Taose?o i nie utrzymywali zbyt bliskich kontakt�w z pueblem. Ojciec: wysoki, �ylasty m�czyzna, niezwykle utalentowany tropiciel, ze spor� domieszk� krwi R�wnin; zgodnie z obyczajem przyby� do Dinetah, by pilnowa� stad �ony i zbiera� jej kukurydz�. A� do dnia, gdy opanowa� go jaki� niepok�j.
Mimo wszystko to nie zanik przynale�no�ci klanowej odmieni� jego �ycie. Navajo ma wiele mo�liwo�ci nawi�zywania osobistych kontakt�w poprzez sie� relacji mi�dzyplemiennych. Chocia� wszyscy, kt�rych zna� kiedy�, ju� nie �yli, ch�tnie przyj�toby go gdzie indziej. Jednak powr�ci� z �on� Anglo i nie zrobi� nic. Wspomnienie wywo�a�o chwilowy b�l, cho� ju� ponad trzy lata min�y od �mierci Dory.
Chodzi�o o co� wi�cej. Podobno samotny Navajo, z dala od Ludu, nie jest ju� Navajo. I czu�, �e w pewien spos�b jest to prawd�, mimo �e ko�ci jego matki i babki le�a�y pogrzebane w pobli�u miejsca, gdzie teraz mieszka�. Wiedzia�, �e si� zmieni�; przez te lata zmieni� si� bardzo powa�nie, ale Lud tak�e. Ziemia by�a prawie taka sama, jednak wsp�plemie�cy utracili wiele cech, kt�re zapami�ta�: drobiazg�w ��cz�cych si� w co� wi�kszego. Paradoksalnie zatem, z jednej strony pochodzi� z ery wcze�niejszej od swoich wsp�czesnych, a z drugiej... W�drowa� pod obcymi s�o�cami. Tropi� niezwyk�e bestie, godne samego Zab�jcy Potwor�w. Pozna� styl �ycia bellicanos i nie czu� si� w�r�d nich obco. Przed imieniem m�g� wpisa� liczne stopnie naukowe; niekt�re z nich zdoby�. W g�owie mia� bibliotek�, pewnie przechowywan� w wy�wiczonej pami�ci kogo�, kto studiowa� pie�ni yataalii. Sta� si� bardziej tradycyjny, a jednocze�nie bardziej obcy. Kimkolwiek by�, chcia� zosta� sam.
Ruszy� lekkim truchtem t�umacz�c sobie, �e to w celu odp�dzenia ch�odu. Mija� urwiska, wyst�py z granitu i piaskowca, zbocza poro�ni�te sosn� i ja�owcem. Martwe juki o li�ciach mu�ni�tych lodem le�a�y jak wypalone gwiazdy przybite wzd�u� jego �cie�ki. �nieg po�yskiwa� na dalekich szczytach pod absolutnie czystym niebem. Nawet kiedy si� rozgrza�, utrzymywa� tempo, czerpi�c z wysi�ku ukojenie.
Dzie� trwa�, on jednak nie zwalnia� kroku. Zatrzyma� si� dopiero przed po�udniem, by na wzg�rzu zje�� lekki posi�ek. Ze zbocza widzia� w�ski kanion, gdzie owce skuba�y such� traw�. W dali, ze sto�kowego, uszczelnianego glin� hoganu, unosi� si� dym. Zakryty Pendletonem otw�r wej�ciowy spogl�da� na wsch�d, ku niemu.
Stary cz�owiek z lask� wynurzy� si� zza stosu g�az�w, gdzie pewnie odpoczywa�, pilnuj�c owiec. Utykaj�c ruszy� kr�t� �cie�k�, kt�ra w ko�cu doprowadzi�a go w pobli�e.
� Y��t���h � powiedzia� starzec patrz�c ponad jego g�ow�.
� Y��t���h.
Poprosi�, by przybysz zechcia� dzieli� jego straw�. Przez pewien czas jedli w milczeniu.
Po chwili zapyta� starca o jego klan � pytanie o imi� by�oby niegrzeczne � i dowiedzia� si�, �e pochodzi z Ludu Kr�lika Czerwonej Wody. Zawsze �atwiej mu si� rozmawia�o ze starymi, ni� z m�odzie��; z tymi, co �yli na pustkowiach ni� z tymi, co mieszkali w pobli�u miast.
Wreszcie starzec spyta� o jego klan. Powiedzia�, a tamten umilk�. Nie warto rozmawia� z umar�ymi.
� Jestem ostatnim � wyja�ni� w ko�cu. Chcia�, by starzec zrozumia�. � Nie by�o mnie bardzo d�ugo.
� Wiem. Znam opowie�� o Gwiezdnym Tropicielu � nag�y poryw wiatru sprawi�, �e mocniej wcisn�� na g�ow� czarny kapelusz z szerokim rondem. Obejrza� si�, spogl�daj�c na p�nocny szlak.
� Co� ci� �ciga.
Wci�� rozbawiony sposobem, w jaki starzec nazwa� go nie wymieniaj�c imienia, odwr�ci� g�ow� i popatrzy� w tym samym kierunku. Wielka kula zesch�ego zielska podskakuj�c przetoczy�a si� u st�p wzg�rza.
� Rosyjski oset � stwierdzi�.
� Nie � odpar� tamten. � Co� gro�niejszego.
Mimo prze�ytych lat, ze wspomnie� m�odo�ci powr�ci� l�k przed chindi. Zadr�a� lekko od dotkni�cia wiatru.
� Nie widz� niczego innego.
� Nie by�o ci� przez wiele lat. Czy wykorzysta�e� Drog� Nieprzyjaci�?
� Nie.
� Mo�e powiniene�.
� Mo�e to zrobi�. Znasz dobrego pie�niarza Drogi Nieprzyjaci�?
� Ja jestem pie�niarzem.
� Wi�c mo�e wkr�tce zg�osz� si� do ciebie w tej sprawie.
� S�ysza�em, �e Gwiezdny Tropiciel sam by� pie�niarzem. Bardzo dawno temu.
� Tak.
� Kiedy wr�cisz, porozmawiamy o tych sprawach.
� Tak.
Starzec raz jeszcze spojrza� na szlak.
� Tymczasem pod��aj kr�t� �cie�k�.
� Tak uczyni�.
P�niej, gdy szed� po znaczonych niebieskimi pasmami �upkach i skamienia�ej czerwonej glinie wyschni�tego koryta, a suche topole sta�y po bokach jak p�kni�cia w zimnym b��kicie nieba, my�la� o s�owach starca i o wszystkim, co mu przypomnia�y: o stworzeniach nieba i wody, o istotach z chmur, mg�y, deszczu, kwiatowego py�ku i kukurydzy, kt�re tak wielk� odgrywa�y rol� w dzieci�cej wyobra�ni. Wspomina� je tutaj, w porze, gdy w�e i pioruny jeszcze spa�y.
Ju� dawno nie rozwa�a� swych problem�w w tradycyjnych terminach. Chindi... Prawdziwy, czy b�d�cy tworem umys�u � co za r�nica? Jaka� gro�ba za plecami. Tak, inny spos�b patrzenia na rzeczy...
Dzie� przesun�� si� do po�udnia i dalej, nim w polu widzenia wyr�s� szczyt w pobli�u jego domu: wysoka rze�ba wiatru, przypomnienie czego�, co widzia� kiedy� w pokrytej wodorostami dolinie pod wodami obcego oceanu. Zatrzyma� si� znowu i zjad� reszt� prowiantu. Nastroje natury na Po�udniowym Wschodzie trwaj� d�ugo, pomy�la�, patrz�c w tym kierunku. Wprawdzie ziemia pozosta�a prawie taka sama, lecz dostrzega� pewne r�nice pomi�dzy dawnym a obecnym. Widzia� k�py srebrzystych �wierk�w niedaleko podstawy monolitu. P�tora stulecia temu nie spotyka� w okolicy tych drzew. Ale klimat te� zmieni� si� nieco przez te lata: zimy by�y teraz �agodniejsze, nadchodzi�y p�niej, ko�czy�y si� odrobin� wcze�niej ni� kiedy�.
Nabi� i zapali� fajk�. Cienie jak mnogo�� palc�w wyci�ga�y si� wolno od zachodu. Biec ca�� drog�, a potem si��� i odpoczywa�, gdy cel by� ju� blisko � wydawa�o si� to w�a�ciwym post�powaniem. Czy si� boi? Zastanowi� si�. Boi si� tego przekl�tego wezwania? Mo�liwe. A mo�e chce po raz ostatni spojrze� na t� cz�� swego �ycia, zanim wydarzy si� co�, co je odmieni? By�a taka pie��... Nie m�g� sobie przypomnie�.
Gdy poczu�, �e nadszed� odpowiedni moment, wsta� i ruszy� poprzez ch��d i cienie w stron� wielkiego, dalekiego, sze�ciobocznego domu z drzwiami wychodz�cymi na wsch�d. To jego hogan, kt�ry nie by� dok�adnie hoganem.
?????
Niebo pociemnia�o nim dotar� w pobli�e swej siedziby, a drzewa dodatkowo przes�ania�y �wiat�o, rozci�gaj�c bezgwiezdny jeszcze wiecz�r ponad budowl� z drewnianych bali. Przez kilka minut chodzi� wok� niej, zanim podszed� od wschodu i stan�� na surowych deskach, kt�rymi otoczy� sw�j dom. Potem wszed� i zapali� �wiat�o. Mia� w�asne �r�d�o energii, na dachu i pod ziemi�.
W centralnym fogon u�o�y� drwa i rozpali� ogie�. Rozebra� si�, rzucaj�c na stos odzie�y lewisy i czerwono-bia��, flanelow� koszul�. Wszed� do w�skiej, wysokiej kabiny i nastawi� zegar na trzyminutowy prysznic UHF. W tym regionie cz�owiek nie marnowa� nierozwa�nie wody. Gdy si� wynurzy�, wci�gn�� zamszow� koszul�, spodnie khaki i par� mi�kkich mokasyn�w.
Uruchomi� przeka�nik informacyjny i ekran wy�wietlacza nastawiaj�c je na kilka interesuj�cych go temat�w. Potem przygotowa� kolacj� w niewielkiej, otwartej wn�ce kuchennej, mi�dzy zwisaj�cymi ristras cebuli i papryki.
Jad� siedz�c na niskim, okrytym sk�rami sto�ku. Na �cianach wisia�y kilimy Dw�ch Szarych Wzg�rz, rozdzielane fotografiami obcych pejza�y. W�r�d nich tkwi� stojak na bro�; obok metalowa platforma metr na metr, okolona b�yszcz�cymi, pionowymi pr�tami r�nej wysoko�ci; po prawej stronie du�a konsola z ekranem. �wiate�ko wci�� mruga�o.
Sko�czy� je�� i przez chwil� bawi� si� aparatem u paska. Potem od�o�y� go, przeszed� do kuchni i nala� sobie piwa.
DYSK I
CHILIJSKIE TRZ�SIENIA ZIEMI WSTRZYMANE
TAKSTONICI ARESZTOWANI
a trzech demonstrant�w zatrzymano po otrzymaniu meldunku, �e pod�o�yli ogie� pod samoch�d nale��cy do urz�dnika, odpowiedzialnego za decyzj�
PETROCEL ODPIERA ZARZUTY NARUSZENIA
PRAW PATENTOWYCH
�WYHODOWALI�MY W�ASNE�
TWIERDZI DYREKTOR DZIA�U BADA�
SZYMPANS OSKAR�A O KRADZIE� DZIE�A SZTUKI
Informacja o zatrutym narkotykiem bananie by�a kluczow� w niezwyk�ym zeznaniu z�o�onym dzisiaj w obecno�ci detektyw�w z Los Angeles
ZABI�A ICH �BO TAM BYLI�
WYJA�NIA MATKA TROJGA DZIECI
Tak dawno mnie porzuci�a�
I nie wiem, co teraz zrobi�.
Patrz� w g�r� na niebo i my�l�...
W �wietle Ziemi zawsze my�l� o tobie.
SKOK ORBITALNY STUDENTA COLUMBII
PR�B� USTANOWIENIA NOWEGO REKORDU
�Naturalnie, uniwersytet jest dumny� stwierdzi� dziekan Schlobin, ale
SPOTKANIE AMBASADORA STRAGE Z SEKRETARZEM GENERALNYM
Stragea�ski ambasador, Daltmar Stango i konsul, Orar Bogarthy, rozpocz�li drugi dzie� rozm�w z sekretarzem generalnym Walfordem. M�wi si� o sporych szansach na prze�amanie impasu w negocjowaniu umowy handlowej. Jak dot�d prasa
DELFINY ZACHODNIEGO WYBRZE�A
��DAJ� ODSZKODOWA�
OSIEDLE A-l GOTOWE DO MONTA�U
BAKIN M�BAWA ZNOWU PRZEPOWIADA KONIEC �WIATA
Patrz�, jak statki nadlatuj�,
S�cz� piwo i na muzyk� mam ch��.
Spakowa�a� walizki i znikn�a�,
A ja czuj� si� jak P-I-E-K-�-O 5.
RADYKALNA SEKTA KO�CIO�A
NATURALNEGO �YCIA
PODEJRZANA O POD�O�ENIE BOMBY
W BANKU SPERMOVA
PROCES O PRZYWR�CENIE UPRZEDNIEJ OSOBOWO�CI
W oparciu o wyrok s�du okr�gowego, przedstawiciele Menningera dokonali
KOMPUTER BANKU NOWEJ SZKOCJI OSKAR�ONY
O DEFRAUDACJ� W AFERZE OBLIGACYJNEJ
Wi�c siedz� tutaj i cierpi�.
A wkr�tce wiruj�c run�.
Je�eli chcesz porozmawia�
To P-I-E-K-�-O 5 wykr�� numer.
nienawidz� on wci�� gdzie� istnieje i nie ma takiej si�y kt�ra uchroni go przede mn� d�ugo trwa�o zanim pozna�em spos�b ale wkr�tce b�d� got�w jestem got�w osiem dni i gdybym wtedy wiedzia� to co teraz ju� by go nie by�o mnie by nie by�o spalony? spalony m�wi�? nigdy wi�cej w�r�d �u�lostos�w, by �ciga� pe�zaj�ce rury i mia�d�y� je dla ich soczysto�ci? ale i tym powietrzem oddycham i tylko z�bate i proste b�yskawice trzymaj� mnie tutaj znam ju� drog� poza nie i drzewa za murem wizje miast wznoszonych przez ni�sze istoty znam drogi i znam postacie czeka� spl�tane my�li ni�szych istot m�wi� mi to czego potrzebuj� kto� przyjdzie kt�rego� dnia kto b�dzie wiedzia� o kim� kt�ry nie jest jak inni kt�rzy wci�� istniej� odejd� w to miejsce gdzie istnieje osiem dni umar�em troch� on umrze ca�kiem nic nie uchroni go przede mn� na zawsze najpierw b�d� m�wi� teraz kiedy wiem o tym s�owa jak pe�zaj�ce stwory zgnie�� je i smakowa� soczysto�� uderzy� teraz i patrze� jak cofaj� si� ni�sze istoty teraz kiedy je znam u�yj� ich s��w �eby mu powiedzie� dlaczego b�d� kul� i potocz� si� ha! ni�sze istoty! nienawi�� b�d� o niej m�wi� kiedy powiem o niej wtedy osiem dni p�on�c nienawi�ci�
Dawno temu, gdy Nayenezgani i jego brat wci�� zabijali potwory, na jakie Lud natrafi� w nowym �wiecie, istnia�y takie � jak na przyk�ad Niesko�czony W�� � kt�re, z r�nych powod�w, oszcz�dzili. Jednak nawet one by�y do pewnego stopnia ujarzmione i uznane za nieuniknione z�o. �wiat stawa� si� z wolna bezpieczniejszym miejscem, cho� wiele ich jeszcze pozosta�o.
By�a, na przyk�ad, Tse�Naga�Hai, W�drowna Ska�a, kt�ra toczy�a si� za swymi ofiarami, mia�d�y�a je i po�era�a. Nayenezgani szuka� jej na t�czy i zakrzywionej b�yskawicy. Brat poradzi� mu, by wzi�� magiczne no�e, wi�c mia� ze sob� wszystkie osiem.
Gdy przyby� do miejsca zwanego Betchil gai, wyj�� dwa czarne no�e, skrzy�owa� je i wbi� w ziemi�. Dalej wbi� dwa b��kitne no�e, na krzy�. Jeszcze dalej skrzy�owa� dwa ��te no�e i wbi� w ziemi�. W ko�cu wbi� dwa no�e z z�batymi ostrzami, tak�e na krzy�.
Potem stan�� w polu widzenia ogromnej ska�y.
� Na co czekasz, Tse�Naga�Hai? � zapyta� j�. � Czy nie �cigasz mojego rodzaju?
Nie poro�ni�ty mchem g�az, do kt�rego si� zwraca�, zadr�a� trzeszcz�c i zgrzytaj�c. Ruszy� wolno w jego stron�. Po kr�tkiej chwili nabra� rozp�du. Niemal zaskoczy� go szybko�ci�, z jak� si� zbli�a�. Nayenezgani odskoczy� jednak i ruszy� biegiem. Ska�a p�dzi�a tu� za nim, by�a coraz bli�ej.
Gdy dotar� do miejsca, gdzie wbi� z�bate no�e, Nayenezgani przeskoczy� nad nimi. Ska�a przetoczy�a si� po nich i spory jej kawa� odpad�.
Nayenezgani ucieka� dalej, przeskakuj�c nad ��tymi no�ami. Tse�Naga�Hai przetoczy�a si� i po nich; pojawi�o si� kolejne p�kni�cie; odprysn�o wi�cej kawa�k�w. Ska�a zatacza�a si� z boku na bok i pod��a�a nieregularnym torem. A kiedy Nayenezgani przeskoczy� nad niebieskimi no�ami, a ska�a uderzy�a w nie i przeturla�a si� nad nimi, odpad�y nowe kawa�ki. By�a ju� wyra�nie mniejsza, cho� jej szybko�� wzros�a. Nayenezgani skoczy� ponad czarnymi no�ami. Kiedy us�ysza�, jak ska�a zgrzyta o nie i trzaska, odwr�ci� si�. To, co pozosta�o, by�o stosunkowo niedu�ym kamieniem. Zatrzyma� si� wi�c i ruszy� ku niemu. Kamie� skr�ci� natychmiast, zmieniaj�c kierunek, by unikn�� spotkania. Nayenezgani �ciga� go ku zachodowi, za rzek� San Juan. Tam wreszcie pochwyci�; zdawa�o si�, �e z kamienia usz�a wielka cz�� �ycia i sprytu.
� A teraz, Tse�Naga�Hai � powiedzia� � utraci�a� moc szkodzenia mi. Lecz masz pewne zalety, kt�re zauwa�y�em ju� wcze�niej. W przysz�o�ci pos�u�ysz do rozpalania ogni Dineh.
Uni�s� to, co pozosta�o ze ska�y i zabra� ze sob�, by pokaza� Pierwszej Kobiecie, kt�ra inaczej nigdy by nie uwierzy�a w jego wyczyn.
W ko�cu wsta� z westchnieniem. Podszed� do konsoli umocowanej obok platformy otoczonej l�ni�cymi pr�tami. Wcisn�� klawisz �Wiadomo�ci�. Ekran monitora o�y�.
TELEFONOWA� EDWIN TEDDERS przeczyta�, a dalej wczorajsz� dat� i godzin� � czas, gdy jego aparat przekaza� sygna� do obozowiska w dziczy. Poni�ej system wypisa� kolejne sze�� pr�b Edwina Teddersa, ostatni� zaledwie kilka godzin temu. Dalej wschodni kod i numer, a potem pro�ba o jak najszybszy kontakt, poprzedzona s�owem PILNE.
Pr�bowa� sobie przypomnie�, czy zna jakiego� Edwina Teddersa. Uzna� jednak, �e nie.
Wybra� numer i czeka�.
Sygna� brz�czyka ucich�, ale ekran pozosta� ciemny.
� S�ucham? � odezwa� si� d�wi�czny, m�ski g�os.
� Tu William Czarny Ko� Pie�niarz � przedstawi� si�. � Edwin Tedders prosi� o kontakt.
� Jedn� chwileczk� � g�os zabrzmia� wy�ej i g�o�niej. � Zawo�am go.
Dotkn�� turkusowego kolczyka i spokojnie patrzy� na pusty ekran. Minuta zmieni�a numer na zegarze. Potem nast�pna...
Ekran zaja�nia� nagle, ukazuj�c pooran� zmarszczkami twarz m�czyzny o ciemnych w�osach i jasnych oczach. U�miech sugerowa� raczej ulg�, ni� rado��.
� Jestem Edwin Tedders � powiedzia�. � Ciesz� si�, �e wreszcie uda�o nam si� pana z�apa�. Mo�e pan przeskoczy� tutaj? Natychmiast?
� Mo�e � spojrza� na b�yszcz�c� klatk� po lewej stronie. � Ale o co chodzi?
� Mog� wyja�ni� tylko osobi�cie. Niech pan przerzuci sterowanie. To wa�ne.
� Dobrze. Ju� id�.
Przeszed� do platformy skokowej i uruchomi� proces aktywacji. Urz�dzenie zaszumia�o. Po pr�tach przesuwa�y si� w g�r� strefy barw.
� Got�w � oznajmi� staj�c na p�ycie.
Spojrzawszy w d� widzia�, jak rozp�ywaj� si� jego stopy.
Na moment �wiat pogr��y� si� w chaosie, potem my�li wr�ci�y na miejsce. Sta� w urz�dzeniu podobnym do swojego. Gdy podni�s� g�ow�, zobaczy� du�y pok�j urz�dzony w dawnym stylu: ciemna boazeria, ci�kie fotele obite sk�r�, chi�ski dywan, p�ki pe�ne oprawnych w sk�r� ksi�g, draperie, kominek, na kt�rym p�on�o prawdziwe drewno. Przy platformie stali dwaj ludzie: Tedders i niewysoki, jasnow�osy m�czyzna. Po g�osie pozna�, �e to ten sam, z kt�rym rozmawia� na pocz�tku.
� M�j sekretarz, Mark Brandes � przedstawi� go Tedders, gdy tylko zszed� do nich z platformy.
Odruchowo przycisn�� raczej ni� u�cisn�� mu d�o�, wed�ug dawnego obyczaju Ludu. Brandes chyba si� zdziwi�, ale Tedders ju� wskazywa� fotele.
� Niech pan si�dzie, panie Pie�niarz.
� Prosz� mi m�wi�: Billy.
� Jak chcesz, Billy. Napijesz si� czego�?
� Ch�tnie.
� Mam tu doskona�� brandy.
� �wietnie.
Tedders spojrza� na Brandesa, kt�ry podszed� do barku i nala� dwa kieliszki.
� Wczesna wiosna � zauwa�y� Tedders.
Billy skin�� g�ow� i odebra� sw�j kieliszek.
� Mia�e� fascynuj�c� karier�. Efekty hibernacji i dylatacji czasowej utrzymywa�y ci� przy �yciu, a� mog�e� skorzysta� z post�p�w medycyny. Prawdziwy relikt historii, chocia� na to nie wygl�dasz.
Billy �ykn�� brandy.
� �wietny trunek � stwierdzi�.
� Tak. Z dobrego rocznika. Ilu tropicieli mo�na jeszcze spotka� w naszych czasach?
Billy zachichota�.
� Kogo pan szuka? � spyta�.
Tedders tak�e parskn�� �miechem.
� Najlepszego � odpar�.
� Co trzeba wytropi�?
� Niezupe�nie o to chodzi.
� Wi�c co?
� Nie bardzo wiem, od czego zacz��...
Billy spojrza� przez okno na zalany ksi�ycowym blaskiem trawnik. Wysoki mur przes�ania� horyzont.
� Jestem asystentem sekretarza generalnego, Walforda � oznajmi� wreszcie Tedders. � Jest tutaj, na g�rze. S� te� ambasador i konsul Strage, Stango i Bogarthy. Co wiesz o Strageanach?
� Spotka�em kilku tu i �wdzie.
� Co o nich s�dzisz?
Wzruszy� ramionami.
� Wysocy, silni, inteligentni... O co chodzi?
� Czy chcia�by�, by jeden z nich zosta� twoim przeciwnikiem?
� Nie.
� Dlaczego nie?
� Mog� by� bardzo gro�ni.
� W jaki spos�b?
� Trudno ich powstrzyma�. S� zmiennokszta�tni. Dysponuj� czym� w rodzaju �wiadomej kontroli nad w�asnym cia�em. Potrafi� przemieszcza� organy. Potrafi�...
� Przenika� �ciany?
Billy pokr�ci� g�ow�.
� Nic o tym nie wiem. Owszem, s�ysza�em, ale nigdy...
� To prawda. Maj� system szkolenia, kt�ry wyzwala u niekt�rych t� umiej�tno��. P�religijny, bardzo ci�ki, trwa lata, nie zawsze skutkuje. Ale czasem udaje im si� wyszkoli� niezwyk�ych adept�w.
� Wie pan wi�cej ode mnie.
� Tak.
� Wi�c po co pan mnie pyta?
� Kto� z nich tutaj leci. Jest p�ci �e�skiej.
Billy wzruszy� ramionami.
� �yje ich tu par� tysi�cy. Siedz� na Ziemi od lat.
Tedders �ykn�� alkoholu.
� Wszyscy s� normalni. M�wi� o kim� ze specjalnym przeszkoleniem.
� I co?
� Przybywa, by zabi� sekretarza generalnego.
Billy pow�cha� swoj� brandy.
� Dobrze, �e jeste�cie uprzedzeni � stwierdzi� po chwili. � I mo�ecie przygotowa� ludzi z ochrony.
� To nie wystarczy.
Przez ca�� konwersacj� Tedders usi�owa� spojrze� rozm�wcy w oczy. A teraz Billy popatrzy� wprost na niego. Ucieszony drobnym zwyci�stwem nie pojmowa�, �e go�� w�tpi w prawd� jego s��w.
� Dlaczego nie?
� Nie s� przeszkoleni do walki ze stragea�skimi adeptami � wyja�ni�. � Zadanie mo�e przekroczy� ich mo�liwo�ci.
Billy potrz�sn�� g�ow�.
� Nie rozumiem, czemu mi pan o tym opowiada.
� Komputer poda� twoje nazwisko.
� W odpowiedzi na co?
� Szukali�my kogo�, kto m�g�by j� zatrzyma�.
Billy dopi� brandy i odstawi� kieliszek.
� W takim razie potrzebny wam jest nowy programista albo kto� taki. Z pewno�ci� jest masa ludzi, kt�rzy wi�cej ode mnie wiedz� o stragea�skich adeptach.
� Jeste� ekspertem w tropieniu i chwytaniu egzotycznych form �ycia. Robi�e� to prawie od urodzenia. Praktycznie bior�c, w pojedynk� zaopatrzy�e� ca�y Instytut �ycia Kosmicznego. Ponadto...
Billy machn�� r�k�.
� Wystarczy � oznajmi�. � Obca, o kt�rej pan m�wi�, jest istot� inteligentn�. Spor� cz�� �ycia po�wi�ci�em na tropienie zwierz�t; z ca�� pewno�ci� egzotycznych, czasem bardzo sprytnych i z niezwyk�ymi formami zachowa�, ale jednak zwierz�t, a nie stworze� zdolnych do �wiadomego planowania.
Kot...
� ...Dlatego nie s�dz�, by moje do�wiadczenia by�y przydatne w danej sytuacji � zako�czy�.
Tedders pokiwa� g�ow�.
� Mo�e tak, a mo�e i nie � stwierdzi� w ko�cu. � Ale w takich sprawach powinni�my mie� pewno��. Czy zechcesz porozmawia� z przedstawicielami Strage, kt�rzy przebywaj� tutaj? Lepiej ode mnie potrafi� wszystko wyt�umaczy�.
� Pewnie. Porozmawia� mog� z ka�dym.
Tedders wychyli� sw�j kieliszek i wsta�.
� Wypijesz jeszcze jedn� brandy?
� Ch�tnie.
Nala�.
� Wr�c� za kilka minut � powiedzia�, przeszed� na prawo i opu�ci� pok�j.
Billy odstawi� naczynie i wsta�. Przespacerowa� si� po pokoju, przejrza� tytu�y ksi��ek stoj�cych na p�kach, dotkn�� ich grzbiet�w, wci�gn�� nosem powietrze. Zmieszany z zapachem starej sk�ry lekki, odrobin� cierpki aromat, kt�rego wcze�niej nie umia� zidentyfikowa�, ponownie uderzy� go w nozdrza. Czu� taki zapach, gdy spotyka� Stragean, dawniej, w innych miejscach. Musz� przebywa� w budynku ju� przez d�u�szy czas, uzna�, albo ca�kiem niedawno odwiedzili ten pok�j, znacz�c go sw� obecno�ci�. Pami�ta� ich jako humanoid�w ponad dwumetrowego wzrostu, ciemnosk�rych, z wyj�tkiem srebrzystych twarzy, szyi i piersi; p�askog�owe istoty o w�skich klatkach piersiowych i szerokich ramionach, z przypominaj�cymi ko�nierze naro�lami, s�u��cymi za czujniki d�wi�ku o niewielkich, p�on�cych dziko oczach � w�skich, na og� ��tych, cho� czasem barwy cynamonu lub bursztynu. Bezw�osi, pe�ni owadziej gracji, poruszali si� cicho i m�wili j�zykiem, kojarz�cym mu si� odlegle z greckim, kt�rego tak�e nie rozumia�.
To j�zyk, uzna�, odr�nia istoty my�l�ce od zwierz�t. Przede wszystkim j�zyk.
Kot...?
Podszed� do okna i spojrza� na trawnik. Trudno tu dotrze� unikaj�c wykrycia, pomy�la�. Wystarcz� najprostsze zabezpieczenia. A w takim miejscu jest ich mn�stwo. Ale ona mo�e przybra� niemal dowoln� posta�, mo�e tu wej�� w jakiej� nie budz�cej podejrze� formie...
A w�a�ciwie po co ma si� przekrada�? Przecie� tego w�a�nie b�d� oczekiwa�. Gdy obro�cy skoncentruj� si� na czym� wymy�lnym, mo�na porwa� jaki� w�z pancerny, przetoczy� si� przez trawnik, rozbi� �cian�, wyskoczy� i strzela� do wszystkiego, co si� rusza.
Otrz�sn�� si� i odwr�ci�. To nie jego problem. Musi by� mn�stwo ludzi, kt�rzy lepiej od niego potrafi� rozszyfrowa� plany obcej. Niezale�nie od opinii komputera.
Wr�ci� na fotel i podni�s� kieliszek. Czyje� kroki zbli�a�y si� z kierunku, w kt�rym odszed� Tedders. Kroki i ciche g�osy, kt�rym towarzyszy�o lekkie dzwonienie w uszach. Mowa Stragean si�ga�a ultrad�wi�k�w ludzkiej skali i cho� przy kontaktach z Ziemianami zw�ali zakres, zawsze jednak zostawa�y jakie� pog�osy. Zbyt d�uga konwersacja ze Strageanami powodowa�a zwykle b�l g�owy. Wypi� �yk brandy i odstawi� kieliszek, gdy wy�onili si� zza rogu.
Dwaj Strageanie nosili ciemnoniebieskie kilty i pasy skrzy�owane na piersiach jak bandoliery. Do pas�w mieli umocowane ozdobne szpilki, mo�e oznaki pe�nionego urz�du. Mi�dzy Teddersem a obcymi szed� drugi cz�owiek, niski i kr�py, z pasmem ciemnych w�os�w wok� �ysiny; oczy pod g�stymi brwiami l�ni�y jak nefryt; mia� na sobie zielony szlafrok i pantofle. Billy rozpozna� sekretarza generalnego ONZ, Miltona Walforda.
Tedder przedstawi� go Daltmarowi Stango i Orarowi Bogarthy�emu, potem Walfordowi. Wszyscy usiedli.
� Powiedz� ci wi�cej o tej sprawie � oznajmi� Tedders.
Billy skin�� g�ow�.
Strageanin znany jako Daltmar Stango wyrecytowa�, wpatruj�c si� w pustk� przed sob�:
� Sprawa ma zwi�zek z przylotem waszych ludzi do naszego �wiata, by na nim zamieszka�. Istnieje ju� spora enklawa Ziemian, podobnie jak nasza na waszej planecie. Ani tu, ani tam nie spowodowa�o to wi�kszych problem�w. Teraz jednak, gdy moj� misj� jest negocjowanie warunk�w um�w politycznych i handlowych, owe osiedla zmieni� si� prawdopodobnie w sta�e plac�wki dyplomatyczne.
Przerwa� na chwil�, jakby chcia� ponownie zebra� my�li.
� Na Strage dzia�a niewielka sekta religijna � kontynuowa� � kt�rej cz�onkowie wierz�, �e je�li Ziemianin tam umrze, jego esencja �yciowa zanieczy�ci miejsce �ycia po �yciu. Istnienie sta�ych plac�wek spowoduje, �e b�dzie si� to zdarza� coraz cz�ciej. Zatem, s� przeciwko jakimkolwiek uk�adom z waszym �wiatem i chc�, by ludzie wynie�li si� z naszej planety.
� Jak s� liczni? � przerwa� Billy.
� To niewielka grupa. Najwy�ej pi��dziesi�t do stu tysi�cy cz�onk�w. Ale nie ich liczebno�� jest wa�na. Sekta przestrzega bardzo ostrych regu� i wielu z nich podejmuje surowy kurs szkolenia, kt�ry u poszczeg�lnych osobnik�w daje czasami niezwyk�e efekty.
� Tak s�ysza�em.
� Jeden z takich osobnik�w zdecydowa� si� wkroczy� do akcji. Ma kosmolot i trzyma kurs na Ziemi�. Uwa�a, �e morderstwo dokonane na tak wysokim szczeblu utrudni rozmowy w dostatecznym stopniu, by nie dosz�o do zawarcia umowy... a to z kolei doprowadzi do usuni�cia Ziemian z naszej planety.
� Jak bliska jest prawdy?
� W takich sprawach trudno przewidywa�, ale zaj�cie z pewno�ci� op�ni�oby negocjacje.
� I ma przyby� za par� dni?
� Tak. Informacj� przekazali nam inni cz�onkowie sekty, ale nie potrafili dok�adniej okre�li� terminu. Dowiedzieli si� o wszystkich szczeg�ach dopiero po jej odlocie. Zawiadomili w�adze. Koniecznie chcieli udowodni�, �e dzia�a z w�asnej inicjatywy, a nie na rozkaz.
� Kto to wie... � u�miechn�� si� Billy.
� Tak. W ka�dym razie, poniewa� informacja podr�uje szybciej ni� statek, przes�ano ostrze�enie.
� Musicie najlepiej wiedzie�, jak powstrzyma� kogo� z waszego ludu.
� Rzadko wynika taki problem � odpar� Daltmar. � Ale typow� metod� jest wys�anie za z�oczy�c� zespo�u podobnie uzdolnionych adept�w. Niestety...
� Rozumiem.
� Musimy radzi� sobie z tym, co mamy do dyspozycji � m�wi� dalej obcy. � Wasi ludzie spr�buj� przechwyci� j� w przestrzeni. Jednak symulacje daj� im zaledwie dwadzie�cia siedem procent szansy na sukces. Czy masz jakie� pomys�y?
Kot?
� Nie � stwierdzi� Billy. � Gdyby chodzi�o o niebezpieczne zwierz�, pr�bowa�bym przestudiowa� je w jego w�asnym �rodowisku.
� Nie ma na to sposobu ani czasu.
� W takim razie nie wiem, co odpowiedzie�.
Walford wyj�� z kieszeni szlafroka niewielki pakunek.
� To jest chip. Zabierz go ze sob� i odtw�rz w swojej maszynie � wyja�ni�. � Powie ci wszystko, co wiemy o tym osobniku i o innych, podobnych. To rzecz najbli�sza studium warunk�w �yciowych, jak� mo�emy ci da�.
Billy wsta� i wzi�� paczk�.
� Dobrze. Zabior� to do domu i przejrz�. Mo�e co� przyjdzie mi do g�owy.
Walford i pozostali wstali z foteli. Billy podszed� do transportera, gdy odezwa� si� Strageanin zwany Orarem Bogarthym.
� Pochodzisz z jednego z rdzennych lud�w tego kontynentu? � zapyta�.
� Tak � Billy stan��, lecz nie obejrza� si�.
� Czy klejnoty w twoich ma��owinach usznych maj� szczeg�lne znaczenie? Mo�e religijne?
Billy roze�mia� si�.
� Lubi� je. To wszystko.
� A ten w twoich w�osach?
Billy dotkn�� kamienia, odwracaj�c si� powoli.
� Ten? No c�... wierzono, �e chroni nosz�cego przed uderzeniem b�yskawicy.
� Dzia�a?
� Ten dzia�a. Jak dot�d.
� To ciekawe. Trafienie przez b�yskawic� nie zdarza si� chyba zbyt cz�sto. Dlaczego go nosisz?
� Dla nas, Navajo, b�yskawice maj� specjalne znaczenie. Niszcz� tabu. Deformuj� rzeczywisto��. Nie s� rzecz�, kt�r� mo�na lekcewa�y�.
Odwr�ci� si�, post�pi� o krok, wystuka� ci�g liczb i wszed� do urz�dzenia. Gdy przemin�� czynnik op�nienia i jego cia�o zacz�o si� rozp�ywa�, podni�s� g�ow�, by spojrze� na pozbawione wyrazu twarze ludzi i obcych.
Id�c od wzg�rza do wzg�rza,
przechodz�c z miejsca na miejsce jak przechodzi wiatr,
bez trop�w. Powinna istnie� pie�� o tym,
ale nigdy nie pozna�em s��w.
Wi�c �piewam t�, kt�r� sam stworzy�em:
Jestem jak t�cza, kt�ra zaczyna si� tam
i ko�czy tutaj. Nie pozostawiam �ladu
na ziemi, gdy �ukiem pod��am
stamt�d tutaj. Obym odszed� w pi�knie.
Niech trwa przede mn�, z ty�u, z g�ry i w dole,
na prawo i na lewo ode mnie.
Bez drgnienia przekraczam bramy nieba.
Nazywamy to Drog� Nieprzyjaci�, powiedzia� starzec, ale kiedy przyszli biali ludzie, nazwali to ta�cem squaw... pewnie dlatego, �e widzieli, jak ta�cz� go kobiety. Je�li to o tobie maj� �piewa�, otrzymujesz specjalne imi�: imi� wojownika. To �wi�te imi�, kt�rego powiniene� u�ywa� tylko w czasie ceremonii; nie takie, kt�re mo�esz wszystkim wyjawia� czy pozwoli�, by ci� nim wo�ano.
Wszystko zacz�o si�, m�wi�, jeszcze wtedy, gdy Nayenezgani ochrania� Lud. Zabi� ca�e stado potwor�w, kt�re sprawia�y nam k�opoty. By�y tam Rogaty Potw�r, Wielki B�g, Potworny Skalny Orze�, W�drowna Ska�a i wiele innych. W�a�nie dlatego zacz�to go nazywa� Zab�jc� Potwor�w. Jego czwartym potworem by� Tropi�cy Nied�wied�. Wygl�da� raczej na lwa rozmiar�w poduszkowca, ni� na nied�wiedzia. Kiedy raz trafi� na tw�j �lad, pod��a� nim i nie ustawa�, dop�ki ci� nie znalaz� i od razu nie zjad� na obiad.
Nayenezgani wyruszy� za nim, wytropi� tropiciela i pozwoli�, by tamten wytropi� jego. Ale kiedy nied�wied� go znalaz�, by� got�w. Nie na darmo nazywali go Zab�jc� Potwor�w. Gdy walka si� sko�czy�a, �wiat by� o wiele bezpieczniejszy.
Ale mniej wi�cej w tym czasie wszystko to zacz�o go dr�czy�. Cierpia� z powodu wszystkich zg�adzonych nieprzyjaci�, a nied�wied� by� tylko kolejnym. Ich duchy �ciga�y go wsz�dzie i czyni�y bardzo nieszcz�liwym. St�d w�a�nie pochodzi s�owo Anaa�ji, czyli Droga Nieprzyjaci�. Naay�� oznacza nieprzyjaciela albo co� naprawd� paskudnego, co ci� prze�laduje. Natomiast neezghani znaczy �pozby� si� tego�. Zatem Anaa�ji jest chyba najlepszym okre�leniem. To ceremonia pozbycia si� naprawd� powa�nych k�opot�w.
Kr��y� po pokoju. Ekran wci�� �wieci� � nie wy��czy� zestawu, kiedy sko�czy� przegl�danie chipu. Mia� wra�enie, �e �ciany pochylaj� si� ku niemu, �e pr�buj� go zgnie��. Wiatr �piewa� zmienn� pie��, kt�r� niemal pojmowa�. Zatrzymywa� si� co chwil�, by obejrze� pradawny, wy�upany z kamienia grot w��czni, stary kosz, fotografi� dzikiej krainy pod niebem barwy indygo. Pog�adzi� luf� wysokoenergetycznej strzelby, wzi�� bro� w r�ce, sprawdzi� i odwiesi� na haki. W ko�cu odwr�ci� si� na pi�cie i wyszed� na zewn�trz, w noc.
Sta� na pomo�cie otaczaj�cym hogan. Patrzy� w mrok. Spojrza� na niebo.
� Nie mam s��w... � zacz��, a cz�� jego umys�u drwi�a z drugiej cz�ci. Zawsze, u�wiadamia� sobie ten podzia�. Nie pami�ta� ju�, kiedy nast�pi�o to po raz pierwszy.
� ...A ty wymagasz odpowiedzi.
Nie by� nawet pewien, do kogo si� zwraca. W j�zyku Navajo nie istnia�o s�owo oznaczaj�ce �religi�. Nie by� te� pewien, �e jego uczucia mieszcz� si� w tej w�a�nie kategorii. Kategorii? To s�owo nie istnia�o, poniewa� za dawnych dni takie sprawy by�y nierozdzielnie zwi�zane z �yciem cz�owieka. Nie wyr�niano szczeg�lnej kategorii takich odczu�. Wi�kszo�� tych, kt�rych jeszcze zna�, nawet dzisiaj uznawa�a to za normalne. Mimo to zmienili si�. On r�wnie�, cho� wiedzia�, �e jego przemiany by�y ca�kiem innego rz�du. �Zachowuje si�, jakby nie mia� krewnych� � to najgorsze, co jeden Navajo m�g� powiedzie� o drugim. Wiedzia�, �e do niego pasuje to okre�lenie. Przepa�� by�a