2503
Szczegóły |
Tytuł |
2503 |
Rozszerzenie: |
PDF |
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
[email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
2503 PDF - Pobierz:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd pliku o nazwie 2503 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
2503 - podejrzyj 20 pierwszych stron:
Czes�aw Mi�osz
Zniewolony umys�
Zak�ad Nagra� i Wydawnictw
Zwi�zku Niewidomych
Warszawa 1996
T�oczono pismem punktowym dla
niewidomych w Drukarni Zak�adu
Nagra� i Wydawnictw Zwi�zku
Niewidomych,
Warszawa, ul. Konwiktorska 9
Przedruk z Wydawnictwa
"Krajowa Agencja Wydawnicza",
Krak�w 1990 r.
Pisa�a K. Pabian
Korekty dokona�y
E. Chmielewska
i I. Stankiewicz
Zniewolony umys�
jako parabola
"Zniewolony umys�" nale�y do
dzie� szczeg�lnie nara�onych na
zniekszta�caj�cy odbi�r. Dzieje
si� tak za spraw� �wiata
przedstawionego w tym utworze,
kt�rego wi�kszo�� sk�adnik�w
mo�emy odnie�� wprost do
konkretnej, niezawoalowanej
rzeczywisto�ci. Czytelnikowi
"Zniewolonego umys�u" �adnych
k�opot�w nie nastr�cza
umiejscowienie jego bohater�w w
czasie i przestrzeni. Pojawiaj�
si� nazwy geograficzne: Europa
�rodkowa i Wschodnia, Polska,
Warszawa, Krak�w... Informacj� o
czasie nios� wyra�enia typu:
"przed drug� wojn� �wiatow�",
"wybuch�a wojna - nasz kraj sta�
si� cz�ci� imperium Hitlera"
czy te�: "by� maj 1945". W
trakcie lektury odnajdujemy
takie elementy opisywanej
rzeczywisto�ci, jak: "ob�z
koncentracyjny w O�wi�cimiu",
"okrzyk Heil Hitler", "Armia
Czerwona", "oddzia�y Ss",
"Biuro Filmu Polskiego" itp.,
itd.
T�o i sensy polityczne
"Zniewolonego umys�u"
przes�oni�y wi�kszo�ci
czytelnik�w tej ksi��ki zawarte
w niej sensy etyczne -
najistotniejsze by� mo�e dla
zrozumienia utworu Mi�osza, a
zapowiadane ju� przecie� w
tytule ksi��ki. Interpretatorzy
"Zniewolonego umys�u", bior�cy
udzia� w kampanii maj�cej na
celu znies�awienie i
zdyskredytowanie intelektualne
pisarza, kt�ry zdecydowa� si� na
pozostanie na Zachodzie, robili
wszystko, aby jego ksi��ka
istnia�a w �wiadomo�ci
spo�ecznej przede wszystkim jako
fakt polityczny. W tej
perspektywie "Zniewolony umys�"
by� przede wszystkim dzie�em
antykomunisty i hipokryty. Nie
zamierzamy polemizowa� tutaj z
tymi �a�osnymi i historycznymi
dzi� interpretacjami. Bowiem nie
o polityczne sensy dzie�a
Mi�osza nam tu chodzi:
przyjrzyjmy si� mo�liwo�ci
lektury "Zniewolonego umys�u"
skrajnie odmiennej od og�u
praktykowanych.
Znany francuski socjolog
literatury, Robert Escarpit, za
jedno z kryteri�w dzie�a
literackiego uzna� "podatno�� na
zdrad�", czyli "zdolno�� stania
si� dzie�a w ka�dym momencie
jego historii czym innym ni�
tym, czym by�o, oczywi�cie w
innym momencie". Najpodatniejsze
na zdrad� wydaj� si� utwory o
charakterze parabolicznym.
Istniej� jednak dzie�a, kt�rych
paraboliczno�� uwydatniona
zostaje dopiero w wyniku owej
zdrady. Do nich w�a�nie zaliczy�
mo�emy "Zniewolony umys�".
Przypomnijmy na dow�d powy�szych
s��w wspomnienie Czes�awa
Mi�osza z festiwalu poetyckiego
w Rotterdamie. W rozmowie z Ew�
Czarneck� tak oto opowiada on o
spotkaniu z pewnym indonezyjskim
poet�: "I kiedy dowiedzia� si�,
jak si� nazywam, to a�
przysiad�: - Pan nie wie, �e pan
jest naszym bohaterem narodowym?
- Jak to? - m�wi�. - Bo pana
"Zniewolony umys�" to my�my
przet�umaczyli i
rozpowszechnili. I to jest nasza
g��wna bro� w walce z obecnym
rz�dem. - To ja m�wi�: -
Przecie� wasz rz�d jest
prawicowy. - On na to: - No tak,
ale co to ma za znaczenie - tak
samo jest totalitarny. Pan
napisa� ksi��k� przeciw
absolutyzmowi w�adzy. Ta ksi��ka
jest ewangeli� naszych
intelektualist�w, kt�rzy walcz�
z rz�dem" (Ewa Czarnecka:
"Podr�ny �wiata. Rozmowy z
Czes�awem Mi�oszem", Nowy Jork
1983). Mi�osz w innym miejscu
tej samej rozmowy powie jeszcze:
"Polska by�a tylko materia�em
przyk�adowym. Ale w moim
zamierzeniu chodzi�o o pokazanie
fenomenu �wiatowego, nie
lokalnego, polskiego. Polska to
tylko egzemplifikuje." Wg Karla
Jaspersa "Zniewolony umys�" jest
"dzie�em nie tyle politycznym,
co moralnym, podyktowanym przez
g�os sumienia w imi� obrony
podstawowych warto�ci". Witold
Gombrowicz napisze wr�cz, �e
"analiza sprawy komunizmu nie
jest tym, co najciekawsze w
"Zniewolonym umy�le"). Za
kluczow� jego ide� uzna on
udokumentowanie tezy, �e
"cz�owiek mo�e zrobi� wszystko z
drugim cz�owiekiem".
Tak wi�c odbi�r ksi��ki
Mi�osza w �wiecie
niekomunistycznym uwalnia j� z
regionalnych uwarunkowa�.
"Zniewolony umys�" zaczyna
znaczy� nie przez konkret, kt�ry
wykorzystuje, ale przez jego
"moralistyczne i filozoficzne
uog�lnienie", a to przecie�
jedna z cech charakterystycznych
paraboli.
Nara�aj�c si� na zarzut
przyk�adania zbyt du�ej wagi do
rzeczy drobnych przypomnijmy, �e
przypowie�� w "Zniewolonym
umy�le" rozpoczyna si� od motta.
Przytoczone przez Mi�osza s�owa
Starego �yda z Podkarpacia
wyra�aj� najog�lniej m�wi�c bunt
wobec my�lenia totalitarnego.
Owe "sto procent" czyjej� racji,
tak bezwzgl�dnie pot�pione przez
autora motta, poddaje Mi�osz
wnikliwej obserwacji i analizie
w dalszej cz�ci ksi��ki. O
istocie "Zniewolonego umys�u"
nie decyduje, jakby chcieli tego
niekt�rzy, atak na komunistyczne
rz�dy w Europie Wschodniej, lecz
wa�ny dla ka�dego cz�owieka,
niezale�nie od momentu
historycznego, w jakim si�
znajdzie, drobiazgowy wr�cz opis
tego, jak "z g��bi autentycznej
t�sknoty do jedno�ci wyrasta
pokusa kapitulacji, kt�ra
stanowi klucz do zrozumienia
my�lenia totalitarnego. Pokusa,
by zako�czy� wreszcie nie
ko�cz�c� si� udr�k� i �ci�gn��
niebo na ziemi�, za�atwi� sobie
pewno��, teraz, zaraz;
wprowadzi� pewno�� ju� teraz i
tutaj, nawet za cen� przemocy.
Pokusa, by przeprowadzi�
przedwczesn� syntez� prawdy -
jak m�wi Paul Ricoeur. Gest
zrozumia�y, tak ludzki, w swych
skutkach, przecie� zgubny".
(Por. Fidelius: "O my�leniu
totalitarnym", "Aneks" 35,
1984).
Mi�osz g��wnym przedmiotem
swoich rozwa�a� czyni ludzki
umys�. Penetruje zatem wn�trze
cz�owieka, i to w dodatku
postawionego wobec konieczno�ci
wyboru drogi �yciowej. Opisywane
przez Mi�osza wybory nie
podlegaj� jednoznacznej ocenie,
by sugerowa� to mog�o dos�owne
odczytanie tytu�u interesuj�cej
nas ksi��ki. Zasadnym wydaje si�
potraktowanie poj�cia
"zniewolony umys�" jako szeroko
rozumianej alegorii, kt�ra
spe�niaj�c rol� naczelnego
elementu konstrukcyjnego
porz�dkuje �wiat przedstawiony
utworu. Przy jej to pomocy mo�e
zosta� przekazana my�l moralna
przypowie�ci Mi�osza.
"Zniewolony umys�" nie jest
tworem statycznym. Mi�osz nie
ukazuje nam bowiem stanu, lecz
skomplikowany proces, w trakcie
kt�rego, podobnie jak w
�redniowiecznej psychomachii,
Cnota i Wyst�pek walcz� o dusz�
ludzk�. Aby nam to przedstawi�,
Mi�osz si�ga po literackie
�rodki wyrazu.
Trzy pierwsze rozdzia�y
ksi��ki ilustruj� walk� o
tytu�owy Umys� na trzech jej
g��wnych arenach. Nale�� do
nich: Prawda, Szlachetno�� i
Mi�o��. Nowa Wiara musi pozyska�
jednostk� na wszystkich
wymienionych p�aszczyznach -
jedynie to j� zadowoli. Staje
jednak bezradna przed Umys�em, w
kt�rym Prawda pokonuje Fa�sz,
Szlachetno�� zwyci�a nad
Nikczemno�ci�, a Mi�o�� jest
silniejsza od Nienawi�ci b�d�
odwrotnie. Nowa Wiara decyduje
si� w takiej sytuacji na
kompromis. Nie dysponuj�c
mo�liwo�ciami ingerencji w
konflikt, jaki si� toczy
pomi�dzy si�ami dzia�aj�cymi
wewn�trz cz�owieka, zadowala si�
ona zewn�trznymi oznakami jej
przyj�cia. Zewn�trzne r�wnie�,
bo pochodz�ce spoza istoty
ludzkiej, s� si�y, kt�rym
poddaje si� godz�cy si� na
kompromis Umys�. Mi�osz
przedstawia je w formie
alegorycznych obraz�w:
Murti_Binga, Metody i Ketmana.
"Rozd�wi�k mi�dzy wiedz� a
uczynkami", "rozdwojenie woli",
"poczucie grzechu", post�powanie
w my�l zasady: "widz� i uznaj�
Dobro, ale id� za Z�em" -
wszystko to zrodzi�o literatur�
alegoryczn�. Te same niemal�e
przyczyny leg�y przecie� u
�r�de� powstania "Zniewolonego
umys�u". A Mi�osz, tak jak i
jego poprzednicy borykaj�cy si�
z podobnymi problemami, pos�u�y�
si� alegori�. Wprawdzie "pigu�ki
Murti_Binga" przenosz�ce
�wiatopogl�d drog� organiczn�
wymy�li� Stanis�aw Ignacy
Witkiewicz, ale sens alegoryczny
zyska�y one dopiero w dziele
Mi�osza. Murti_Bing w
"Zniewolonym umy�le" to w rzeczy
samej uosobiona abstrakcja,
kt�rej nie mo�na zrozumie�
skupiaj�c si� wy��cznie na jej
znaczeniu literalnym. Murti_Bing
nie s�u�y bowiem Mi�oszowi do
nazwania konkretnego przedmiotu.
Murti_Bing jest trzeci� si��
podsuwan� przez Now� Wiar� -
Umys�owi, w kt�rym Prawda zmaga
si� z Fa�szem. Mi�osz
dramatyzuje opis do�wiadcze�
psychicznych, opowiadaj�c
dos�own� niemal�e histori�
za�ywania pigu�ek zawieraj�cych
�wiatopogl�d. Tak jak to bywa w
przypowie�ci, autor
"Zniewolonego umys�u" odwo�uje
si� wpierw do "do�wiadczenia
znajomego" odbiorcy, nast�pnie
za� u�wiadamia mu podobie�stwo
tego, co znane, z tym, co jest
przedstawiane w opowie�ci.
Prawid�owe odczytanie
opowiadanej przez siebie
historii zapewnia Mi�osz kr�tkim
zreferowaniem "Nienasycenia"
Witkiewicza. Odbiorcy
"Zniewolonego umys�u" znana jest
r�wnie�, poza wynalazkiem
mongolskiego filozofa, codzienna
sytuacja przyjmowania �rodk�w
farmakologicznych oraz
osi�ganych dzi�ki nim efekt�w.
Mi�osz, opowiadaj�c o adaptacji
intelektualist�w do nowych
warunk�w spo�ecznych, aby
u�atwi� zrozumienie istoty
wewn�trznej przemiany
dokonuj�cej si� wbrew naturze
cz�owieka, ukazuje podobie�stwo
tej sytuacji do do�wiadcze�
"znajomych" odbiorcy. Takie
pos�u�enie si� jednym
do�wiadczeniem w celu "rzucenia
�wiat�a" na drugie jest
zabiegiem charakterystycznym dla
przypowie�ci. Podobnie zreszt�
jak i alegoryczna bitwa mi�dzy
upostaciowanymi cechami
charakteru. I tak na przyk�ad
prawdziwa, realnie istniej�ca,
otaczaj�ca bohater�w
"Zniewolonego umys�u" pustka
metafizyczna zostaje pokonana
przez "jeden system, jeden j�zyk
poj��", czy przez si�y Fa�szu,
bo przecie� "taki, co m�wi, �e
ma sto procent racji, to
paskudny gwa�townik, straszny
rabu�nik, najwi�kszy �ajdak".
Jednostka, d���c do wpisania
si� w now� rzeczywisto��
spo�eczn� i polityczn�, ulega
pokusie przyj�cia Murti_Binga,
rezygnuje z g�oszenia prawdy
pomimo jej dostrzegania. Ale to
tylko pierwszy etap. Nast�pnym
jest g�oszenie Fa�szu: "pacjent
zasiada i pisze artyku�
pozytywny i dziwi si� sam sobie,
�e idzie mu tak �atwo". Tym
sposobem stalinowska Nowa Wiara
doprowadza w istocie do
zwyci�stwa Fa�szu, kt�rego
wiernym sojusznikiem w walce
przeciwko Prawdzie okazuje si�
Murti_Bing. Jednostce pozostaje
jedynie "spokojny smutek kogo�,
kto wie, �e k�amie i lituje si�
nad lud�mi pozbawionymi pe�nej
�wiadomo�ci". Murti_Bing to
pierwsza alegoria schizofrenii,
jak� spotykamy na kartach
"Zniewolonego umys�u". Drug�
jest Metoda w��czaj�ca si� do
walki mi�dzy Szlachetno�ci� a
Nikczemno�ci�. Jednostka zdaje
sobie spraw� z tego, �e
szlachetny cz�owiek nie wstydzi
si� swoich my�li, lecz
Nikczemno�� podszeptuje, �e w
obecnej sytuacji "argumenty
rozs�dnych ludzi" nikogo nie s�
w stanie poruszy�. Tu pojawia
si� Metoda - jedyny
uprawomocniony spos�b m�wienia.
Jej alternatyw� jest
"zamilkni�cie" i dlatego te�
Metoda zwyci�a w wi�kszo�ci
przypadk�w. Triumf Metody jest
r�wnoznaczny z wygran�
Nikczemno�ci, bo jak inaczej
nazwa� "udowadnianie tego, co w
danej chwili jest potrzebne
w�adcom".
Poj�cie Metody stworzone przez
Mi�osza dalekie jest od naukowej
precyzji. Na kartach
"Zniewolonego umys�u" jest ona
bytem samodzielnym, posiadaj�cym
swoiste cechy, charakter, a
tak�e zdolno�� do niezale�nego
dzia�ania. Metoda jest zatem
"tajemnicza", "elastyczna",
"nikt jej dobrze nie rozumie",
"jest jak w��", "ma
czarodziejsk� moc", lecz i
"liczne s�abe strony", mo�na
jednak "czu� si� przez ni�
sterroryzowanym", "by� w jej
w�owym u�cisku", ulega� jej
"naciskom", nale�y ostro�nie
podchodzi� do "rozprawy z
Metod�", a nawet liczy� si� z
jej "triumfem", bo przecie�
"korzysta z odkry� Marksa i
Engelsa". Metoda opisana przez
Mi�osza jest czym� po�rednim
mi�dzy s�ownikow� metod�,
rozumian� jako spos�b
post�powania, zesp� czynno�ci i
�rodk�w u�ytych dla osi�gni�cia
celu, metodologi�, czyli
znawstwem metod bada�, budowy
system�w naukowych, wyra�ania i
utrwalania osi�gni�� nauki, oraz
metodyk�, okre�laj�c�
szczeg�owe normy post�powania
pozwalaj�ce na osi�gni�cie
wyznaczonego celu. Do tego
wszystkiego nale�y jeszcze doda�
co� spoza definicji, to znaczy
osobowo��.
Umys� ludzki po przyj�ciu
Murti_Binga i skazaniu si� na
Metod� znajduje si� jak
najbli�ej totalnego zniewolenia.
Z pomoc� przychodzi mu w�wczas
Ketman - czyli technika
kamufla�u - trzecia alegoria
schizofrenii w "Zniewolonym
umy�le". Ketman nie wspomaga
jednak �adnej z walcz�cych stron
i tym r�ni si� od poprzednio
om�wionych trzech si�. Zdaje si�
spe�nia� rol� rozjemcy, kt�ry
doprowadza sk��conych
przeciwnik�w do ma��e�stwa. Oto
na przyk�ad ten sam cz�owiek
odczuwa pogard� dla Rosji, "a
zarazem g�o�no manifestuje na
ka�dym kroku sw�j podziw dla jej
osi�gni�� w r�nych dziedzinach,
nosi pod pach� pisma i ksi��ki
rosyjskie, nuci rosyjskie
piosenki". Pomocny
zdezorientowanej jednostce
Ketman, nakazuj�cy jej
"milczenie o swoich prawdziwych
przekonaniach", obiecuj�cy
obron� w�asnych my�li i uczu�,
prowadzi w istocie do ostatniego
stadium zniewolenia Umys�u.
Ketman okazuje si� nast�pn�
pu�apk� zastawion� przez Now�
Wiar� na jej adept�w.
Opisane powy�ej trzy uosobione
abstrakcje, zezwalaj�ce na
wpisanie "Zniewolonego umys�u" w
tradycji literatury pos�uguj�cej
si� alegori�, nie s� jedynymi,
jakie pojawiaj� si� w
pocz�tkowych rozdzia�ach
ksi��ki. Nie zyska�yby one racji
bytu, gdyby nie ta czwarta,
kt�rej na imi� Strach. On to
g��wnie przyczynia si� do
kapitulacji intelektualist�w i
do ostatecznego przyj�cia Nowej
Wiary, bo przecie� nie sk�ania
ich do tego autentyczne poddanie
si� determinizmowi Historii.
Dzia�anie si� wykorzystywanych
przez Now� Wiar� w staraniach o
zniewolenie ludzkich umys��w
pokaza� Mi�osz na przyk�adzie
biografii czterech postaci:
Alfy, Bety, Gammy i Delty.
Oczywi�cie bez trudu mo�emy
rozszyfrowa� te pseudonimy,
u�atwia nam to wsp�lna z autorem
"Zniewolonego umys�u" tradycja
narodowa i literacka. Dzia�anie
takie nie wydaje si� jednak
uzasadnione, chyba �e dla
poszukiwaczy sensacji. Sam
Mi�osz pisze, i� "dziej�w
pisarzy u�ywa jako przyk�adu". A
czyni tak dlatego, gdy� to
pisarze w�a�nie "odnotowuj�
zmiany zachodz�ce w sobie i w
innych". W �wietle tej
wypowiedzi uzna� mo�emy
przedstawione w "Zniewolonym
umy�le" postaci za typowe.
Sk�ania nas do tego r�wnie� fakt
pozbawienia ich nazwisk. Mamy
wi�c prawo, aby wnosi�, �e s�
one wa�ne jako przyk�ady pewnych
og�lnoludzkich postaw wobec
�ycia. Utw�r, w kt�rym spotykamy
tak skonstruowanych bohater�w,
bez wahania mo�emy zaliczy� do
grupy dzie� parabolicznych.
Z pewno�ci� nie wskaza�em
wszystkich cech pozwalaj�cych
umie�ci� "Zniewolony umys�" w
tradycji przypowie�ci. Wnikliwej
analizie podda� by mo�na na
przyk�ad warstw� leksykaln�
utworu. Pewna jej cz�� wydaje
si� posiada�
Kafkowsko_Orwellowski rodow�d.
Oto pojawia si� odleg�e
"Centrum", kt�re "rz�dzi
edyktami", opisywany kraj jest
za� prowincj� jakiego�
"Imperium". Podobnie jak w "Roku
1984" pojawia si� "Partia"
pisana z du�ej litery, miast
"Policji My�li" mamy wprawdzie
policj� bezpiecze�stwa, ale za
to "On", przywo�any we
fragmencie o "Ketmanie czysto�ci
rewolucyjnej", kojarzy si� nieco
z osob� "Wielkiego Brata".
To rzecz jasna tylko sygna�y,
kt�rych celem by�o jedynie
zwr�cenie uwagi na "Zniewolony
umys�" jako na fakt natury
literackiej. Za takim jego
odczytaniem przemawiaj�
argumenty pochodz�ce spoza
tekstu, to znaczy zamiar autora,
recepcja przez zaanga�owanych
politycznie czytelnik�w z pa�stw
niekomunistycznych, a tak�e
przez wybitnych
intelektualist�w, oraz
argumenty, kt�rych dostarcza nam
tekst: zastosowanie literackich
�rodk�w wyrazu, w tym pos�u�enie
si� alegori�, mo�liwo��
moralistycznego i filozoficznego
uog�lnienia opisywanych zjawisk,
przedstawienie postaci typowych,
pozbawionych nazwisk, s�ownictwo
poetyckie, nie naukowe.
Dzie�o literackie potraktowane
jako fakt polityczny zostaje
odarte zar�wno z warto�ci
artystycznych, jak poznawczych.
Tych pierwszych po prostu si�
nie dostrzega, te drugie za�
nale�y zwykle zanegowa�, i to
najcz�ciej przed lektur�. W
chwili obecnej, gdy ksi��ka
Mi�osza dociera po raz pierwszy
do odbiorc�w
nieuprzywilejowanych, otwiera
si� mo�liwo�� nawi�zania do
dawnych dyskusji i rozpocz�cia
nowych. Mam jednak nadziej�, �e
"Zniewolony umys�" znajdzie
czytelnik�w, kt�rzy potwierdz�
s�uszno�� przedstawionego tutaj
modelu interpretacji.
Dariusz Pawelec
Je�eli dw�ch k��ci si�, a
jeden ma rzetelnych 55 procent
racji, to bardzo dobrze i nie ma
si� co szarpa�. A kto ma 60
procent racji? To �licznie, to
wielkie szcz�cie i niech Panu
Bogu dzi�kuje! A co by
powiedzie� o 75 procent racji?
M�drzy ludzie powiadaj�, �e to
bardzo podejrzane. No, a co o
100 procent? Taki, co m�wi, �e
ma 100 procent racji, to
paskudny gwa�townik, straszny
rabu�nik, najwi�kszy �ajdak.
Stary �yd z Podkarpacia
Od autora
Jest mi trudno okre�li� w
kilku s�owach charakter tej
ksi��ki. Pr�buj� w niej
przedstawi�, jak pracuje my�l
cz�owieka w demokracjach
ludowych. Poniewa� przedmiotem
moich obserwacji by�o �rodowisko
pisarzy i artyst�w, jest to
rodzaj studium przede wszystkim
tej grupy, kt�ra w Warszawie czy
Pradze, Budapeszcie czy
Bukareszcie odgrywa wa�n� rol�.
Trudno�� polega na tym, �e
ludzie pisz�cy o dzisiejszej
Europie �rodkowej i Wschodniej
s� to zwykle politycy
opozycyjni, kt�rym uda�o si�
wydosta� za granic� - albo byli
komuni�ci, kt�rzy proklamuj�
publicznie swoje rozczarowanie.
Nie chcia�bym, aby zaliczono
mnie do jednych albo do drugich,
bo to nie by�oby zgodne z
prawd�. Nale�a�em do
najliczniejszej mo�e kategorii
tych, kt�rzy z chwil� kiedy ich
kraje sta�y si� zale�ne od
Moskwy, staraj� si� okazywa�
pos�usze�stwo i s� u�ywani przez
nowe rz�dy. Stopie�
zaanga�owania politycznego,
jakiego si� od nich ��da, zale�y
od indywidualnego wypadku. Co do
mnie, nie by�em nigdy cz�onkiem
partii komunistycznej, chocia�
pracowa�em w latach 1946_#1950
jako dyplomata warszawskiego
rz�du.
Powstaje pytanie, dlaczego
b�d�c daleki od ortodoksji
godzi�em si� na to, aby by�
cz�ci� administracyjnej i
propagandowej maszyny, mog�c
�atwo, z powodu pobytu na
Zachodzie, zerwa� swoje zwi�zki
z systemem, kt�rego cechy coraz
wyra�niej ujawnia�y si� w mojej
ojczy�nie. Mam nadziej�, �e
przemiany zachodz�ce w moich
przyjacio�ach i kolegach, jakie
poddaj� analizie, cho� w cz�ci
odpowiedz� na to pytanie.
Przez te lata mia�em uczucie
cz�owieka, kt�ry mo�e porusza�
si� do�� swobodnie, ale wlecze
za sob� wsz�dzie d�ugi �a�cuch
przykuwaj�cy go do jednego
miejsca. Ten �a�cuch by�
cz�ciowo zewn�trznej natury -
r�wnie� jednak i - co mo�e
wa�niejsze - by� we mnie samym.
Zewn�trznej: wyobra�my sobie
uczonego, kt�ry ma swoje
laboratorium w jednym z miast
Europy Wschodniej i kt�remu na
tym laboratorium zale�y. Czy�
�atwo by�oby mu wyrzec si� go i
czy nie godzi�by si� raczej
p�aci� wysok� cen�, byle tylko
nie straci� tego, co ma w jego
�yciu tak wielkie znaczenie? Tym
laboratorium by� dla mnie m�j
j�zyk rodzinny. Jako poeta tylko
w moim kraju mia�em moj�
publiczno�� i tylko tam mog�em
publikowa� swoje utwory.
�a�cuch by� r�wnie�
wewn�trzny: to s�, obawiam si�,
sprawy ma�o nadaj�ce si� do
szkicowego uj�cia. S� ludzie,
kt�rzy do�� dobrze znosz�
wygnanie. Inni odczuwaj� je jako
wielkie nieszcz�cie i gotowi s�
p�j�� daleko w kompromisie,
byleby nie straci� ojczyzny.
Poza tym nale�y wzi�� pod uwag�,
jak silnie wci�ga cz�owieka Gra.
Jak wielu ludzi w Europie
Wschodniej by�em zaanga�owany w
Gr�: ust�pstw i zewn�trznych
o�wiadcze� lojalno�ci, podst�p�w
i zawi�ych posuni�� w obronie
pewnych walor�w. Ta Gra -
poniewa� nie jest pozbawiona
niebezpiecze�stw - wytwarza
solidarno�� w�r�d tych, kt�rzy
j� uprawiaj�. Tak te� by�o i ze
mn�. Czu�em si� solidarny z
moimi przyjaci�mi w Warszawie i
akt zerwania przedstawia� mi si�
jako nielojalny. Wreszcie - by�y
wzgl�dy ideologiczne.
Przed rokiem 1939 by�em m�odym
poet�, kt�rego wiersze
znajdowa�y uznanie w niekt�rych
kawiarniach literackich
Warszawy; moja poezja, jak
poezja francuska, kt�r�
szczeg�lnie ceni�em, by�a ma�o
zrozumia�a i zbli�ona do
surrealizmu. Mimo �e moje
zainteresowania by�y g��wnie
literackie, nie by�y mi obce
problemy polityki. Nie zachwyca�
mnie �wczesny polityczny system.
Przysz�a wojna i okupacja
nazistowska. Sp�dzi�em pod ni�
szereg lat - i to do�wiadczenie
bardzo mnie zmieni�o. Przed
wojn� moje zainteresowania
problemami spo�ecznymi wyra�a�y
si� w dorywczych wyst�pieniach
przeciwko skrajnie prawicowym
ugrupowaniom i przeciwko
antysemityzmowi. Pod okupacj�
uzyska�em wi�ksz� �wiadomo��
spo�ecznego znaczenia
literatury, a okrucie�stwa
nazistowskie silnie wp�yn�y na
tre�� moich utwor�w;
r�wnocze�nie moja poezja sta�a
si� bardziej zrozumia�a - jak
dzieje si� zwykle, kiedy poeta
chce zakomunikowa� co� wa�nego
swoim czytelnikom.
W 1945 kraje Europy Wschodniej
zosta�y podbite przez Now� Wiar�
id�c� ze Wschodu. W
intelektualnych ko�ach Warszawy
sta�o si� wtedy rzecz� modn�
por�wnywa� komunizm z pierwszym
chrze�cija�stwem, "The Decline
and Fall of the Roman Empire"
Gibbona rzeczywi�cie zas�uguje
na czytanie w dzisiejszych
czasach i dostarcza wiele
analogii. Po�a� Europy, na
kt�rej - dzi�ki zwyci�stwom
Czerwonej Armii - mo�na by�o
Now� Wiar� zaszczepi�, by�a z
gruntu poga�ska. Aby pu�ci� w
ruch aparaty pa�stwowe, trzeba
by�o oczywi�cie zrobi� u�ytek z
pogan. Zdarzy�o si�, �e by�em -
przez sam fakt swojej m�odo�ci
wobec prawicowych doktryn
totalitarnych - uwa�anej za
"dobrego poganina", to jest
takiego, kt�ry - jak mo�na by�o
si� spodziewa� - stopniowo
zostanie przekonany o s�uszno�ci
ortodoksji.
M�j stosunek do nowej
�wieckiej religii, a przede
wszystkim do Metody, na kt�rej
si� ono opiera (do Metody
Diamatu, czyli moralizmu
dialektycznego, jednak�e nie w
uj�ciu Marksa i Engelsa, a w
uj�ciu Lenina i Stalina), by�
nieufny. Nie znaczy to, �e nie
doznawa�em na sobie, podobnie
jak inni, jej pot�nego wp�ywu.
Stara�em si� siebie przekona�,
�e potrafi� zachowa� swoj�
niezale�no�� i ustali� pewne
zasady, kt�rych nie b�d� musia�
przekracza�. W miar� jak
rozwija�a si� sytuacja w
demokracjach ludowych, granice,
w kt�rych mog�em si� porusza�
jako pisarz, by�y coraz
cia�niejsze - ale pomimo
wszystko nie chcia�em uzna� si�
za pokonanego.
Dla wielu ludzi fakt, �e
obywatel jedynego z kraj�w
demokracji ludowej szuka
schronienia na Zachodzie, jest
czym� oczywistym. Dla wielu
innych, kt�rych sympatie
zwr�cone s� ku wschodowi, kto�,
kto ma egzystencj� zapewnion� w
Warszawie czy Pradze i decyduje
si� na ucieczk�, musi by�
szale�cem. Po moim zerwaniu -
sta�o si� to w Pary�u - jeden z
francuskich psychiatr�w
partyjnych wysun�� tez�, �e
prawdopodobnie jestem
pomieszany. S�dz�, �e ucieczka
tego rodzaju nie jest ani
dowodem szale�stwa, ani
post�pkiem, kt�rego sens jest
oczywisty. Nale�y j� ocenia�
wed�ug w�a�ciwo�ci ka�dego
poszczeg�lnego wypadku.
W moim kraju do�� p�no - w
latach 1949_#50 - za��dano od
pisarzy artyst�w, aby uznali bez
zastrze�e� "socjalistyczny
realizm". BY�o to r�wnoznaczne z
za��daniem od nich ortodoksji
filozoficznej w stu procentach.
Ze zdziwieniem spostrzeg�em, �e
nie jestem do tego zdolny. W
ci�gu wielu lat prowadzi�em
wewn�trzny dialog z t� filozofi�
- jak r�wnie� dialog z kilkoma
przyjaci�mi, kt�rzy j�
przyj�li. Emocjalny sprzeciw
zdecydowa� o tym, �e odrzuci�em
j� bezapelacyjnie. Ale dzi�ki
temu w�a�nie, �e przez d�ugi
czas wa�y�em argumenty pro i
contra, mog� napisa� t� ksi��k�.
Jest ona zar�wno pr�b� opisu,
jak dialogiem z tymi, kt�rzy
opowiadaj� si� za stalinizmem, i
dialogiem ze sob� samym. Jest w
niej tyle� obserwacji co
introspekcji.
Pozycja pisarza w demokracjach
ludowych jest bardzo dobra.
Pisarz mo�e tam po�wi�ci� si�
wy��cznie pracy literackiej,
kt�ra przynosi mu dochody co
najmniej r�wne pensjom
najwy�szych dygnitarzy. Jednak
cena, jak� musi p�aci� za to
wolne od trosk materialnych
�ycie, jest moim zdaniem nieco
za wysoka. M�wi�c to obawiam
si�, �e mog� przedstawi� siebie
w �wietle nieco zbyt pochlebnym,
jako cz�owieka, kt�ry podejmuje
decyzje wy��cznie z nienawi�ci
do tyranii. W rzeczywisto�ci
my�l�, �e motywy ludzkiego
dzia�ania s� skomplikowane i �e
nie dadz� si� sprowadzi� do
jednego motywu. By�em sk�onny
zamyka� oczy na wiele ohydnych
fakt�w, byleby mi pozwolono w
spokoju zajmowa� si� metryk�
wiersza i t�umaczy� Szekspira.
Wszystko, co mog�em, to
stwierdzi� fakt, i� odszed�em.
Teraz staram si� zrobi� u�ytek
z moich do�wiadcze�. Chcia�bym
pokaza�, �e �ycie w krajach,
jakie znalaz�y si� w obr�bie
Wschodniego Imperium, kryje w
sobie wiele tajemnic. Za ka�dym
razem kiedy my�l� o nowym
systemie spo�ecznym, jaki dane
mi by�o pozna�, odczuwam
zdumienie; mo�e co� z tego
zdumienia przedosta�o si� na
karty tej ksi��ki. "Jak mo�na
by� Persem?" - zapytywa�
Montesquieu chc�c wyrazi� stan
umys�u pary�an w�tpi�cych o tym,
czy jakakolwiek cywilizacja ni�
ta, kt�r� znali, jest mo�liwa.
"Jak mo�na �y� i my�le� w
krajach stalinizmu?" - wielu
zapytuje dzisiaj. Jest to jednym
s�owem okazja, �eby zbada�, jak
przystosowuje si� do niezwyk�ych
warunk�w istota ludzka.
Mo�e to lepiej, �e nie by�em
jednym z wiernych. Moje odej�cie
nie pozostawi�o mi tej
nienawi�ci, jaka cz�sto pochodzi
z poczucia odst�pstwa i
sekciarstwa. Je�eli s�dzone mi
jest pozosta� do ko�ca �ycia
poganinem, nie znaczy to, �e nie
powinienem stara� si� mo�liwie
najlepiej zrozumie� Now� Wiar�,
kt�rej ho�duje dzisiaj wielu
ludzi zrozpaczonych,
rozgoryczonych i nigdzie indziej
nie znajduj�cych nadziei. Jednak
"zrozumie�" nie znaczy tutaj
"wszystko przebaczy�". Moje
s�owa s� r�wnocze�nie protestem.
Doktrynie odmawiam prawa do
usprawiedliwienia zbrodni
pope�nianych w jej imieniu.
Wsp�czesnemu cz�owiekowi, kt�ry
zapomina o tym, jak n�dzny jest
w por�wnaniu z tym, czym mo�e
by� cz�owiek - odmawiam prawa do
mierzenia przesz�o�ci i
przysz�o�ci w�asn� miar�.
1 1 42 0 2 108 1 2a 1 32 1
I
Murti_Bing
Dopiero w po�owie
dziewi�tnastego wieku mieszka�cy
wielu kraj�w europejskich
zyskali, w spos�b na og�
przykry, �wiadomo��, �e zawi�e i
zbyt trudne dla przeci�tnego
�miertelnika ksi��ki
filozoficzne maj� wp�yw ca�kiem
bezpo�redni na ich losy. Porcja
chleba, jak� jedli, rodzaj ich
zaj�cia, �ycie ich w�asne i ich
rodzin zacz�o zale�e�, jak
mogli to stwierdzi�, od takiego
czy innego rozstrzygni�cia
spor�w o pryncypia, kt�rym
dotychczas nie udzielali wcale
uwagi. Filozof w ich oczach by�
rodzajem marzyciela, kt�rego
dywagacje nie mia�y �adnych
realnych skutk�w. Normalni
zjadacze chleba, nawet je�eli z
wielk� nud� zdawali egzaminy z
filozofii, starali si� o niej
jak najszybciej zapomnie� jako o
czym�, co nie s�u�y do niczego.
Wielka praca my�li, dokonywana
przez marksist�w, mog�a wi�c
�atwo uchodzi� w ich oczach za
jeszcze jedn� odmian� bezp�odnej
zabawy. Nieliczne tylko
jednostki rozumia�y znaczenie
tej oboj�tno�ci, jej powody i
przypuszczalne nast�pstwa.
W roku 1932 w Warszawie
ukaza�a si� dziwna ksi��ka. By�a
to dwutomowa powie�� pt.
"Nienasycenie". Autorem jej by�
St. I. Witkiewicz, filozof,
malarz i pisarz. Ksi��ka ta,
podobnie jak jego poprzednia
powie�� "Po�egnanie jesieni",
nie mog�a liczy� na du�� ilo��
czytelnik�w. J�zyk u�ywany przez
autora by� trudny, pe�en nowych
s��w, kt�re Witkiewicz sam
tworzy�, brutalne opisy scen
erotycznych s�siadowa�y z ca�ymi
stronami dyskusyj o Husserlu,
Carnapie i innych wsp�czesnych
teoretykach poznania. Poza tym
nie zawsze dawa�o si� odr�ni�
powag� od b�aze�stwa, a temat
zdawa� si� by� czyst� fantazj�.
Akcja powie�ci rozgrywa�a si�
w Europie, �ci�lej w Polsce, w
jakim� bli�ej nieokre�lonym
momencie przysz�o�ci, kt�ry
zreszt� mo�na by�o okre�li�
r�wnie dobrze jako
tera�niejszo��, to jest mog�yby
to by� lata trzydzieste czy
czterdzieste, czy pi��dziesi�te.
�rodowisko przedstawione by�o to
�rodowisko muzyk�w, malarzy,
filozof�w, arystokracji i
wy�szych wojskowych. Ca�a
ksi��ka nie by�a niczym innym
ni� studium rozk�adu: szalona
muzyka oparta na dysonansach;
perwersje erotyczne;
rozpowszechnione u�ywanie
narkotyk�w; bezdomno�� my�li na
pr�no szukaj�cej oparcia;
fa�szywe nawr�cenia na
katolicyzm; skomplikowane
schorzenia psychiczne. Dzia�o
si� to wszystko w chwili, kiedy
m�wiono, �e cywilizacja
zachodnia jest zagro�ona i w
kraju, kt�ry by� wystawiony na
pierwsze uderzenie armii ze
Wschodu: armi� t� by�a armia
mongolsko_chi�ska, panuj�ca na
terytorium od Oceanu Spokojnego
do Ba�tyku.
Bohaterowie Witkiewicza s�
nieszcz�liwi, gdy� brak im
jakiejkolwiek wiary i poczucia
sensu ich dzia�alno�ci. Ta
atmosfera bezw�adu i bezsensu
rozpo�ciera si� nad ca�ym
krajem. Wtedy to pojawia si� w
miastach du�a ilo�� przekupni�w
sprzedaj�cych w sekrecie pigu�ki
Murti_Binga. Murti_Bing by� to
mongolski filozof, kt�remu uda�o
si� wyprodukowa� �rodek
przenosz�cy "�wiatopogl�d" drog�
organiczn�. �w "�wiatopogl�d"
Murti_Binga, kt�ry zreszt�
stanowi� si�� armii
mongolsko_chi�skiej, by� zawarty
w pigu�kach w formie niejako
skondensowanej. Cz�owiek, kt�ry
za�y� pigu�ki Murti_Binga,
zmienia� si� zupe�nie, zyskiwa�
pogod� i szcz�cie. Zagadnienia,
z kt�rymi dotychczas si�
boryka�, nagle przedstawia�y mu
si� jako pozorne i niegodne
troski. Na ludzi zajmuj�cych si�
nimi patrzy� ju� z u�miechem
pob�a�ania. W pierwszym rz�dzie
dotyczy�o to nierozwi�zalnych
trudno�ci ontologii (kt�re
pasjonowa�y samego autora).
Cz�owiek �ykaj�cy pigu�ki
Murti_Binga przestawa� by�
wra�liwy na jakiekolwiek
elementy metafizyczne, takie
objawy jak dzikie ekscesy sztuki
prze�ywaj�cej "nienasycenie
form�" traktowa� ju� jako
g�upstwa przysz�o�ci, nadej�cia
armii mongolsko_chi�skiej nie
uwa�a� ju� za tragedi� swojej
cywilizacji, w�r�d swoich
wsp�obywateli �y� jak zdrowe
indywiduum, otoczone przez
wariat�w. Coraz wi�cej ludzi
przechodzi�o t� kuracj�
pigu�kami Murti_Binga, a ich
spok�j w ten spos�b zdobyty
pozostawa� w jaskrawym
kontra�cie z nerwowo�ci� ich
otoczenia.
W kilku s�owach epilog:
wybuch�a wojna i dosz�o do
spotkania armii zachodniej ze
wschodni�. W decyduj�cej jednak
chwili, przed wielk� bitw�, w�dz
armii zachodniej, w kt�rego
wierzono bezgranicznie, uda� si�
do kwatery g��wnej przeciwnika i
podda� si�, w zamian za co
zosta� z wielkimi honorami
�ci�ty. Armia wschodnia zaj�a
kraj i rozpocz�o si� nowe �ycie
realizowanego murti_bingizmu.
Bohaterowie powie�ci, dr�czeni
poprzednio "nienasyceniem"
filozoficznym, poszli na s�u�b�
nowego ustroju, pisz�c zamiast
dysonansowej dawnej muzyki
marsze i ody, maluj�c zamiast
dawnych abstrakcji obrazy
spo�ecznie u�yteczne. Poniewa�
jednak nie mogli si� ca�kowicie
pozby� dawnej swojej osobowo�ci,
stali si� znakomitymi okazami
schizofrenik�w.
Tyle o powie�ci. Jej autor
nieraz dawa� wyraz przekonaniu,
�e religia, filozofia i sztuka
do�ywaj� ostatnich swoich dni,
�e jednak bez nich �ycie nie
jest nic warte (by� tw�rc�
systemu ontologicznego
nawi�zuj�cego do monadologii
Leibniza). Dnia 17 wrze�nia 1939
r. na wiadomo��, �e Armia
Czerwona przekroczy�a wschodni�
granic� Polski, pope�ni�
samob�jstwo za�ywaj�c du�� doz�
weronalu i przecinaj�c sobie
�y�y.
Wizja Witkiewicza spe�nia si�
dzisiaj w najdrobniejszych
szczeg�ach na wielkich
obszarach europejskiego
kontynentu. By� mo�e �wiat�o
s�o�ca, zapach ziemi, drobne
uciechy codziennego �ycia,
zapomnienie, jakie daje praca,
mog� zmniejszy� nieco napi�cie
dramatu rzadko spotykanego w
historii. Ale pod powierzchni�
codziennych krz�ta� si� i
zabieg�w trwa �wiadomo��
nieodwo�alnego wyboru. Cz�owiek
musi albo umrze� fizycznie czy
duchowo - albo odrodzi� si� w
spos�b jeden, z g�ry
zdefiniowany, przez za�ycie
pigu�ek Murti_Binga. Ludzie na
Zachodzie sk�onni s� cz�sto
rozpatrywa� los kraj�w
nawracanych tylko w kategoriach
przymusu i przemocy. To jest
nies�uszne. Poza zwyczajnym
strachem, poza ch�ci�
uchronienia si� przed n�dz� i
fizycznym zniszczeniem dzia�a
pragnienie wewn�trznej harmonii
i szcz�cia. Los ludzi zupe�nie
konsekwentnych,
niedialektycznych, takich jak
Witkiewicz, jest przestrog� dla
niejednego intelektualisty.
Zreszt� doko�a siebie widzie� on
mo�e odstraszaj�ce przyk�ady: po
ulicach miast b��kaj� si�
jeszcze cienie nieprzejednanych,
tych, co nie chc� w niczym bra�
psychicznie udzia�u,
wewn�trznych emigrant�w
z�eranych przez nienawi��, a�
nic w nich ju� nie zostaje pr�cz
nienawi�ci i s� jak puste
orzechy. �eby zrozumie� sytuacj�
pisarza w krajach demokracji
ludowej, trzeba m�wi� o racjach
jego dzia�ania i utrzymywanej
przez niego z wielkim trudem
r�wnowadze. Cokolwiek si� powie,
Nowa Wiara daje ogromne
mo�liwo�ci czynnego, ruchliwego
�ycia. A murti_bingizm dla
intelektualisty przedstawia bez
por�wnania wi�ksze powaby ni�
dla ch�op�w czy nawet
robotnik�w. Jest to �wieca,
dooko�a kt�rej kr��y on jak �ma,
aby wreszcie rzuci� si� w
p�omie� i z trzaskiem �ami�cych
si� skrzyde� dokona� ca�opalenia
na chwa�� ludzko�ci. Pragnienia
tego nie wolno lekcewa�y�. Krew
p�yn�a obficie w Europie w
czasie wojen religijnych i kto
dzisiaj wst�puje na drog� Nowej
Wiary, sp�aca d�ug tej
europejskiej tradycji. Sprawa
jest du�o powa�niejsza ni�
sprawa przemocy.
Spr�buj� si�gn�� do tych
wielkich pragnie� i m�wi� o
nich, jakby naprawd� mo�na by�o
analizowa� to, co jest ciep��
krwi� i samym cia�em cz�owieka.
Gdybym chcia� opisywa� powody,
dla kt�rych kto� staje si�
rewolucjonist�, oczywi�cie nie
potrafi�bym by� ani dostatecznie
wymowny, ani dostatecznie
wstrzemi�liwy. Przyznaj�, �e
mam zbyt wiele szacunku dla
tych, co walcz� ze z�em -
niezale�nie od tego, czy s�uszny
jest ich wyb�r cel�w i metod,
czy b��dny. Tutaj jednak chc�
zatrzyma� si� na szczeg�lnej
odmianie: na intelektualistach,
kt�rzy si� adaptuj�, co zreszt�
nie zmniejsza wcale ich �wie�o
nabytej gorliwo�ci i zapa�u.
Istnieje, jak mi si� zdaje,
kilka centralnych w�z��w w ich
dojrzewaniu do przyj�cia
Murti_Binga.
Pustka
�rodowisko przedstawione przez
Witkiewicza odznacza si� tym, �e
nie istnieje w nim ju� religia.
W krajach demokracji ludowej,
tak jak wsz�dzie, religia ju�
dawno przesta�a by� filozofi�
ca�ych spo�ecze�stw, to jest
wszystkich klas. Dop�ki
najlepsze umys�y by�y
zaprz�tni�te dyskusjami
teologicznymi, mo�na by�o m�wi�
o niej jako o systemie my�lenia
ca�ego spo�ecznego organizmu, a
wszystkie sprawy naj�ywiej
zajmuj�ce obywateli by�y do niej
odnoszone i omawiane w jej
j�zyku. Ale to nale�y do
zamierzch�ej przesz�o�ci.
Poprzez fazy stopniowe doszli�my
do braku jednolitego systemu
poj��, kt�ry by ��czy� ch�opa
orz�cego konnym p�ugiem,
studenta zajmuj�cego si�
logistyk� i robotnika w fabryce
samochod�w. St�d dotkliwe
poczucie oderwania, abstrakcji,
jakie gn�bi inteligencj�, a w
szczeg�lnym stopniu tych, co s�
"tw�rcami kultury". Na miejsce
religii przysz�a filozofia,
kt�ra jednak w�drowa�a w
dziedziny coraz mniej dost�pne
dla niespecjalist�w. Rozmowy
bohater�w Witkiewicza o Husserlu
niewiele mog� obchodzi� nawet
�rednio wykszta�conych
czytelnik�w, natomiast szerokie
masy wci�� zwi�zane by�y z
Ko�cio�em w spos�b tylko
emocjonalny i tradycyjny, bo
zabrak�o intelektualnej ostro�ci
i odnowy. Muzyka, malarstwo czy
poezja sta�y si� czym�
najzupe�niej obcym przewa�aj�cej
wi�kszo�ci obywateli. Szerz�ce
si� teorie sztuki wyra�nie
wskazywa�y na jej rol� jako
substytutu religii: "uczucia
metafizyczne" mia�y si� wyra�a�
w "napi�ciach czystej formy", a
wi�c forma zyskiwa�a bezwzgl�dn�
przewag� nad celem. Dosz�o do
tego, �e wybitnie tre�ciow�
sztuk� lud�w pierwotnych zacz�to
interpretowa� jako znakomit�
deformacj� sam� w sobie, w
oderwaniu od historycznego
pod�o�a, od sposobu my�lenia i
odczuwania pierwotnych
cywilizacji.
By� w masie: wielkie
pragnienie "alienowanych"
intelektualist�w. Pragnienie tak
silne, �e pr�buj�c je zaspokoi�,
wielu z nich przesz�o drog� od
skrajnie totalitarnych pomys��w,
wzorowanych na Niemczech
hitlerowskich, do Nowej Wiary.
Co prawda �atwo stwierdzi�, �e
totalitarne programy prawicy
by�y niezwykle n�dznym �rodkiem.
Zaspokojenia, jakich mog�y
dostarczy�, sprowadza�y si� do
zbiorowego ciep�a: t�um, usta
otwarte do krzyku, czerwone
twarze, marsze, r�ce z
podniesionymi laskami. Gorzej
by�o, gdy si� si�ga�o do
racjonalnego uzasadnienia. Ani
kult Rasy, ani nienawi�� do os�b
innego pochodzenia, ani
przesadne upi�kszanie tradycji
w�asnego narodu nie by�y zdolne
usun�� poczucia, �e ca�y taki
program jest improwizacj� na
chwilowy u�ytek i wisi w
powietrzu. Co innego
murti_bingizm. Daje on podstawy
naukowe i za jednym zamachem
wyrzuca na �mietnik pozosta�o�ci
ubieg�ych epok: filozofi�
pokantowsk�, kt�ra coraz mniej
mia�a zwi�zk�w z �yciem ludzi i
dlatego otoczona zosta�a
powszechn� pogard�; sztuk�
tworzon� dla tych, co nie mieli
religii, a nie chcieli si�
przyzna� przed sob�, �e
jakiekolwiek polowanie na
"absolut" poprzez zestawienia
barw czy d�wi�k�w jest brakiem
odwagi w domy�leniu rzeczy do
ko�ca; mentalno��
magiczno_religijn� ch�op�w.
Zamiast tego wszystkiego
przychodzi jeden system, jeden
j�zyk poj��. Wo�ny i windziarz w
domu wydawniczym czytaj� tych
samych klasyk�w marksizmu co
dyrektor firmy i pisarze
przynosz�cy swoje r�kopisy;
robotnik i badacz historii mog�
si� odt�d porozumie�. Oczywi�cie
r�nica poziomu umys�owego, jaka
istnieje pomi�dzy nimi, nie jest
mniejsza od tej, jaka dzieli�a w
wiekach �rednich doktora
teologii i wiejskiego kowala.
Ale podstawy s� wsp�lne. Wielka
schizma zosta�a obalona. System
materializmu dialektycznego
po��czy� wszystkich i filozofia
(to jest dialektyka) uzyska�a
znowu wp�yw na �ycie, a
traktowa� j� zacz�to tak
powa�nie, jak traktuje si� tylko
wiedz� i umiej�tno��, od
znajomo�ci kt�rej zale�y chleb i
mleko dla dzieci, w�asna
pomy�lno�� i bezpiecze�stwo.
Intelektualista zn�w sta� si�
u�yteczny. On, dotychczas
po�wi�caj�cy my�leniu i pisaniu
chwile wolne od pracy zarobkowej
w banku czy na poczcie, zyska�
miejsce na ziemi, by�
przywr�cony spo�eczno�ci. Ci,
kt�rzy dotychczas uwa�ali go za
nieszkodliwego pomyle�ca:
w�a�ciciele fabryk je�d��cy
pi�knymi samochodami,
arystokraci ceni�cy z nauki i
sztuki to tylko, co uznawa�
snobizm, kupcy zaj�ci wy��cznie
pieni�dzmi - odp�yn�li w niebyt
albo radzi s�, je�eli wolno im
dosta� posady szatniarzy i
podawa� palto dawnemu swemu
pracownikowi, o kt�rym m�wi�o
si� w przedwojennych czasach, �e
"podobno co� pisze". Tych
zaspokoje� ambicji nie nale�y
upraszcza�: s� one tylko
zewn�trzn� oznak� spo�ecznej
przydatno�ci, symbolami uznania,
kt�re umacniaj� na ka�dym kroku
poczucie przywr�cenia.
Absurd.
Chocia� nigdy nie wspomina si�
o metafizycznych motywach, kt�re
mog� doprowadzi� do ca�kowitej
zmiany pogl�d�w politycznych,
motywy te, jak si� zdaje,
dzia�aj� i mo�na je obserwowa� u
najwra�liwszych, najbardziej
inteligentnych - i najbardziej
neurotycznych. Wyobra�my sobie
dzie� wiosenny w mie�cie, w
jakim� kraju podobnym do
opisywanego w powie�ci
Witkiewicza. Jeden z jego
bohater�w idzie na spacer.
Dr�czy go to, co mo�na nazwa�
ssaniem absurdu. Jaka jest racja
istnienia tych wszystkich
przedstawicieli gatunku homo,
tej bezsensownej krz�taniny,
tych u�miech�w, tych zabieg�w o
pieni�dze, tych zwierz�cych i
niem�drych rozrywek? Przy
odrobinie przenikliwo�ci �atwo
podzieli� przechodni�w na szereg
typ�w, odgadn�� ich
przynale�no�� klasow�, ich
obyczaje i to, co ich w tej
chwili zaprz�ta. Perspektywa
czasu ulega skr�towi: wiek
dzieci�cy, dojrza�y i staro��
przechodni�w zbijaj� si� w
jedno, up�ywaj� w ci�gu sekundy,
na miejscu przechodnia jest ju�
tylko powietrze. Rozpatrywane na
planie fizjologicznym istnienie
tego w�a�nie przechodnia zamiast
innego - nie ma �adnego sensu.
Wnikaj�c natomiast w ich umys�y,
odkryje si� tam nies�ychane
brednie. Nie zdaj� sobie oni
zupe�nie sprawy z tego, �e nic
nie jest ich w�asne, �e wszystko
nale�y do formacji historycznej,
kt�ra ich zrodzi�a: ich rodzaj
zatrudnienia, ich stroje, ich
ruchy, ich odmiana u�miechu, ich
wierzenia i pogl�dy. S� wcielon�
si�� inercji w�a�nie przez to,
�e ulegaj� z�udzeniu, i� s�
sob�, nie b�d�c �adnym sob�.
Gdyby to by�y dusze, jak uczy�
Ko�ci�, czy monady Leibniza!
Ale tamta wiara zosta�a ju�
przekre�lona. Co zostaje, to
wielki wstr�t do trwania
szczeg�u, do tej mentalno�ci,
dla kt�rej ka�de zjawisko
istnieje osobno: je��, pi�,
zarabia�, ob�apia�, rodzi�
dzieci. I co dalej? Czy to
powinno trwa�? Dlaczego ma
trwa�? Takie pytanie jest ju�
niemal r�wnoznaczne z tym, co
si� nazywa nienawi�ci� do
bur�uazji.
Niech powstanie nowy cz�owiek,
kt�ry nie ulega, ale
przekszta�ca �wiat i my�li w
skali ca�ego globu i sam stwarza
formacj� historyczn� zamiast by�
jej niewolnikiem. Tylko tak
absurdalno�� jego
fizjologicznego trwania mo�e by�
odkupiona. Trzeba go zmusi�
si��, przez cierpienie, do
zrozumienia. Dlaczego nie ma
cierpie�? Powinien cierpie�.
Dlaczego nie mo�e s�u�y� jako
naw�z, dop�ki jest z�y i g�upi?
Je�eli intelektualista zna m�k�
my�li, nie nale�y tej m�ki
oszcz�dza� innym, tym kt�rzy
dotychczas rechotali, pili,
�arli, opowiadali g�upie dowcipy
i w tym widzieli pi�kno �ycia.
Intelektualista mru�y z
rozkoszy oczy przypatruj�c si�,
jak bur�uazja - a r�wnie�
bur�uazyjno�� w ludziach - jest
dr�czona. Jest to sowita nagroda
za poni�enie, jakie czu�, kiedy
musia� by� jednym z nich i kiedy
zdawa�o si�, �e nie ma wyj�cia z
tego kr�gu narodzin i �mierci.
Wstydliwe rumie�czyki
inteligent�w nigdy nie nawyk�ych
do ostrego, surowego my�lenia,
nagle z�apanych w potrzask, na
przyk�ad zagnanych na akademi� w
rocznic� rewolucji, akademi�,
kt�ra jest im nienawistna - daj�
mu chwile upajaj�ce. Ch�opi
zakopuj�cy uciu�ane z�ote monety
i s�uchaj�cy zagranicznego radia
w nadziei, �e wojna uratuje ich
od wst�pienia do ko�choz�w, na
pewno nie maj� w nim sojusznika.
A przecie� jest czu�y i dobry -
jest przyjacielem cz�owieka, ale
nie cz�owieka takiego, jaki
jest. Takiego, jaki powinien
by�. Nie mo�na go jednak
por�wnywa� ze �redniowiecznym
inkwizytorem. Tamten torturuj�c
cia�o wierzy�, �e pracuje nad
zbawieniem indywidualnej duszy.
Ten pracuje nad zbawieniem
ludzkiego gatunku.
Konieczno��
Strach przed my�leniem na
w�asny rachunek jest jego cech�.
Nie �eby po prostu ba� si� doj��
do konkluzji niebezpiecznych.
Jest to strach przed ja�owo�ci�,
przed tym, co Marks nazwa� n�dz�
filozofii. Pisz�c te s�owa nie
jestem bynajmniej wolny od
podobnego strachu. Cz�owiek
(przyjmijmy to za�o�enie) mo�e
by� tylko jednym z instrument�w
w orkiestrze, kt�r� dyryguje
bogini Historii. Dopiero wtedy
g�os, jaki wydobywa ze swego
instrumentu, co� znaczy. W
przeciwnym razie jego
najbystrzejsze nawet refleksje
pozostan� rozrywk� pi�knoducha.
To nie tylko jest kwestia, jak
zdoby� si� na odwag� i jak
wyst�pi� przeciwko innym. To o
wiele bardziej zjadliwe pytanie,
jakie stawia si� samemu sobie:
czy mo�na rozumowa� poprawnie i
pisa� dobrze, je�eli nie p�ynie
si� jedynym nurtem, kt�ry jest
realny, to jest - kt�ry ma w
sobie �ywotno��, poniewa� jest w
zgodzie z ruchem rzeczywisto�ci
czy te� z prawami Historii?
Wiersze Rilkego mog� by� bardzo
dobre, a je�eli s� dobre, to
znaczy, �e istnia�o w epoce, w
kt�rej powsta�y, jakie� dla nich
uzasadnienie. Wiersze podobnie
oddane kontemplacji nie mog�
powsta� w demokracjach ludowych
- nie dlatego, �e trudno by je
by�o wydrukowa�, ale dlatego, �e
u ich autora impuls do ich
napisania b�dzie u samego �r�d�a
zam�cony: zabrak�o obiektywnych
warunk�w, aby mog�y powsta�
podobne wiersze. Dlatego w g��bi
serca intelektualista, o kt�rym
mowa, nie wierzy w pisanie do
szuflady. Poddaj�c si� cenzurze
i szczeg�owym ��daniom komisji
wydawniczych klnie i jest
zrozpaczony. R�wnocze�nie jednak
powstaje w nim g��boka niewiara
w warto�� literatury nie
zaopatrzonej w "imprimatur".
Gdy� otrzymanie "imprimatur" nie
oznacza, �e wydawca ocenia
warto�ci artystyczne ksi��ki czy
spodziewa si� jej powodzenia u
publiczno�ci. "Imprimatur" jest
znakiem, �e ksi��ka pozostaje w
zgodzie z doktryn�, to jest, �e
autor jej umie utrzyma� si� w
nurcie jedynie p�odnym, a
p�odnym dlatego, �e nurt ten
odzwierciedla z naukow� precyzj�
przemiany rzeczywisto�ci.
Materializm dialektyczny (w
uj�ciu stalinowskim)
odzwierciedla te przemiany, a
r�wnocze�nie je kszta�tuje:
kszta�tuje warunki spo�eczne i
polityczne, w kt�rych cz�owiek
przestaje umie� pisa� i my�le�
inaczej ni� trzeba, a
r�wnocze�nie to "trzeba" musi
zaakceptowa�, poniewa� poza tym
"trzeba" nie mo�e powsta� nic
warto�ciowego. Oto kleszcze
dialektyki. Pisarz poddaje si�
nie tylko dlatego, �e si� boi o
swoj� sk�r�. Boi si� on o co�
cenniejszego - o warto�� swego
dzie�a, kt�re zbaczaj�c na
manowce "filozofowania" staje
si�, w mniejszym czy wi�kszym
stopniu, zwyk�� grafomani�. Kto
znajdzie si� w dialektycznych
kleszczach, musi uzna�, �e
my�lenie prywatnych filozof�w
nie podparte cytatami
autorytet�w, jest g�upstwem.
Je�eli tak jest, ca�y wysi�ek
musi by� zwr�cony ku utrzymaniu
si� na linii - i nie b�dzie tu
ju� �adnej granicy, na kt�rej
mo�na by si� zatrzyma�. Kto
powie A, musi powiedzie� B.
Natomiast A prze�yka si� do��
�atwo. Jest to pierwsza,
niedostrzegalna pigu�ka
Murti_Binga, podawana w
najrozmaitszych potrawach
stanowi�cych menu wsp�czesnego
intelektualisty. �eby j�
spostrzec, trzeba wyj�tkowo
wytrenowanego umys�u, a co
wi�cej: trzeba wewn�trznego
porz�dku, a nie pustki. Nie
jestem filozofem i nie jest moj�
ambicj� badanie tego A.
Nacisk zorganizowanej machiny
pa�stwowej jest niczym w
por�wnaniu z naciskiem
przekonywaj�cej argumentacji.
By�em w Polsce na zjazdach
przedstawicieli r�nych dziedzin
sztuki, gdzie po raz pierwszy
omawiano teori� socjalistycznego
realizmu. Stosunek sali do
m�wc�w wyg�aszaj�cych przepisowe
referaty by� zdecydowanie wrogi.
Wszyscy uwa�ali socjalistyczny
realizm za urz�dowo narzucan�
teori�, prowadz�c� do op�akanych
wynik�w, jak dowodzi� tego
przyk�ad sztuki rosyjskiej.
Pr�by wywo�ania dyskusji nie
udawa�y si�. Sala milcza�a.
Zwykle znajdowa� si� jeden
odwa�ny, kt�ry przypuszcza� atak
pe�en hamowanego sarkazmu, przy
milcz�cym, ale wyra�nym poparciu
ca�ej sali. Odpowied� referent�w
mia�d�y�a atakuj�cego znacznie
lepiej przeprowadzon�
argumentacj� i aby wypad�a
jeszcze mocniej, zawiera�a
ca�kiem dok�adne pogr�ki pod
adresem kariery i przysz�o�ci
niesfornego osobnika. Oto
schemat: argumentowa� i stwarza�
niezb�dne warunki si��. Hubka i
krzesiwo. M�ot i kowad�o.
Po��dana iskra pojawi si�. Jest
to matematycznie pewne.
Twarze s�uchaczy na tych
zjazdach nie by�y zbyt czytelne,
bo wprawa w maskowaniu uczu�
osi�gn�a ju� spory stopie�
doskona�o�ci. By�y one jednak
do�� czytelne, aby zauwa�y�
szybko zmieniaj�ce si� nastroje.
Gniew, l�k, podziw,
niedowierzanie, zamy�lenie
przechodzi�y falami. Mia�em
wra�enie, �e bior� udzia� w
widowisku zbiorowej hipnozy. W
kuluarach ci ludzie mogli
p�niej �mia� si� i dowcipkowa�.
Ale harpun zosta� rzucony i
trafi�. Dok�dkolwiek si�
skieruj�, b�d� nie�li w sobie
ostrze. Czy s�dz� wi�c, �e
dialektyka u�yta przez
referent�w by�a nie do odparcia?
Tak, by�a niemo�liwa do
odparcia, je�eli si� nie
prowadzi�o ca�kiem zasadniczej
dyskusji o metodzie. Do takiej
dyskusji nikt z obecnych nie by�
przygotowany. Prawdopodobnie
by�aby to dyskusja o Heglu,
kt�rego nie czyta�a publiczno��
z�o�ona z malarzy i pisarzy.
Zreszt� nawet gdyby kto� chcia�
z tym wyst�pi�, nie dopuszczono
by go do g�osu. Dyskusja na
podobne tematy jest - i to z
l�kiem - podejmowana tylko w
najwy�szych kr�gach m�drc�w.
Na przyk�adzie zjazd�w
artystycznych wida� dysproporcj�
pomi�dzy uzbrojeniem teoretyka i
tych, kt�rych ma on odpowiednio
urobi�. Jest to pojedynek czo�gu
z piechurem. Nie �eby ka�dy
teoretyk by� bardzo inteligentny
i wykszta�cony. Jednak na
twierdzenia wypowiadane przez
niego sk�ada si� bogaty dorobek
my�lowy mistrz�w i komentator�w.
Ka�de zdanie ma spoisto�� i
celno�� - co nie jest zas�ug�
danego teoretyka, ale dzie�, z
kt�rych si� nauczy�. Jego
s�uchacze s� wobec tej machiny
ca�kowicie bezbronni. Mogliby co
prawda wytacza� argumenty
zaczerpni�te z obserwacji
�yciowej - to jednak jest r�wnie
ma�o wskazane, jak zapuszczanie
si� w problemy podstawowe
zastrze�one dla Najwy�szych.
�cieranie si� teoretyka z
publiczno�ci� odbywa si� na
niezliczonych zebraniach
zwi�zk�w zawodowych, organizacji
m�odzie�y, w �wietlicach, w
fabrykach, w gmachach biurowych,
w izbach wiejskich, na ca�ym
nawracanym obszarze Europy. I
nie ulega w�tpliwo�ci, �e
teoretyk wychodzi zwyci�zc� z
tych zapas�w.
Nie nale�y si� wi�c dziwi�,
je�eli pisarz czy malarz w�tpi w
celowo�� oporu. Gdyby mia�
pewno��, �e dzie�o dokonywane
przez niego wbrew linii
oficjalnie zaleconej ma warto��
trwa�� - zdecydowa�by si�
zapewne i nie troszczy�by si� o
druk czy branie udzia�u w
wystawach, pracuj�c nad takim
dzie�em w przerwach mi�dzy
bardziej zdawkowymi
zatrudnieniami, przynosz�cymi mu
pieni�dze. S�dzi jednak - w
wi�kszo�ci wypadk�w, �e takie
dzie�o by�oby artystycznie s�abe
- w czym nie myli si� zanadto.
Jak powiedzia�em, zabrak�o
obiektywnych warunk�w.
Obiektywne warunki potrzebne do
zrealizowania dzie�a
artystycznego s� zjawiskiem, jak
wiadomo, bardzo z�o�onym:
wchodzi tu w gr� pewien kr�g
odbiorc�w, mo�no�� kontaktu z
nimi, odpowiednia atmosfera, a
co najwa�niejsze - uwolnienie
si� od wewn�trznej, mimowolnej
kontroli. "Nie mog� pisa�, jak