2503

Szczegóły
Tytuł 2503
Rozszerzenie: PDF
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

2503 PDF - Pobierz:

Pobierz PDF

 

Zobacz podgląd pliku o nazwie 2503 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.

2503 - podejrzyj 20 pierwszych stron:

Czes�aw Mi�osz Zniewolony umys� Zak�ad Nagra� i Wydawnictw Zwi�zku Niewidomych Warszawa 1996 T�oczono pismem punktowym dla niewidomych w Drukarni Zak�adu Nagra� i Wydawnictw Zwi�zku Niewidomych, Warszawa, ul. Konwiktorska 9 Przedruk z Wydawnictwa "Krajowa Agencja Wydawnicza", Krak�w 1990 r. Pisa�a K. Pabian Korekty dokona�y E. Chmielewska i I. Stankiewicz Zniewolony umys� jako parabola "Zniewolony umys�" nale�y do dzie� szczeg�lnie nara�onych na zniekszta�caj�cy odbi�r. Dzieje si� tak za spraw� �wiata przedstawionego w tym utworze, kt�rego wi�kszo�� sk�adnik�w mo�emy odnie�� wprost do konkretnej, niezawoalowanej rzeczywisto�ci. Czytelnikowi "Zniewolonego umys�u" �adnych k�opot�w nie nastr�cza umiejscowienie jego bohater�w w czasie i przestrzeni. Pojawiaj� si� nazwy geograficzne: Europa �rodkowa i Wschodnia, Polska, Warszawa, Krak�w... Informacj� o czasie nios� wyra�enia typu: "przed drug� wojn� �wiatow�", "wybuch�a wojna - nasz kraj sta� si� cz�ci� imperium Hitlera" czy te�: "by� maj 1945". W trakcie lektury odnajdujemy takie elementy opisywanej rzeczywisto�ci, jak: "ob�z koncentracyjny w O�wi�cimiu", "okrzyk Heil Hitler", "Armia Czerwona", "oddzia�y Ss", "Biuro Filmu Polskiego" itp., itd. T�o i sensy polityczne "Zniewolonego umys�u" przes�oni�y wi�kszo�ci czytelnik�w tej ksi��ki zawarte w niej sensy etyczne - najistotniejsze by� mo�e dla zrozumienia utworu Mi�osza, a zapowiadane ju� przecie� w tytule ksi��ki. Interpretatorzy "Zniewolonego umys�u", bior�cy udzia� w kampanii maj�cej na celu znies�awienie i zdyskredytowanie intelektualne pisarza, kt�ry zdecydowa� si� na pozostanie na Zachodzie, robili wszystko, aby jego ksi��ka istnia�a w �wiadomo�ci spo�ecznej przede wszystkim jako fakt polityczny. W tej perspektywie "Zniewolony umys�" by� przede wszystkim dzie�em antykomunisty i hipokryty. Nie zamierzamy polemizowa� tutaj z tymi �a�osnymi i historycznymi dzi� interpretacjami. Bowiem nie o polityczne sensy dzie�a Mi�osza nam tu chodzi: przyjrzyjmy si� mo�liwo�ci lektury "Zniewolonego umys�u" skrajnie odmiennej od og�u praktykowanych. Znany francuski socjolog literatury, Robert Escarpit, za jedno z kryteri�w dzie�a literackiego uzna� "podatno�� na zdrad�", czyli "zdolno�� stania si� dzie�a w ka�dym momencie jego historii czym innym ni� tym, czym by�o, oczywi�cie w innym momencie". Najpodatniejsze na zdrad� wydaj� si� utwory o charakterze parabolicznym. Istniej� jednak dzie�a, kt�rych paraboliczno�� uwydatniona zostaje dopiero w wyniku owej zdrady. Do nich w�a�nie zaliczy� mo�emy "Zniewolony umys�". Przypomnijmy na dow�d powy�szych s��w wspomnienie Czes�awa Mi�osza z festiwalu poetyckiego w Rotterdamie. W rozmowie z Ew� Czarneck� tak oto opowiada on o spotkaniu z pewnym indonezyjskim poet�: "I kiedy dowiedzia� si�, jak si� nazywam, to a� przysiad�: - Pan nie wie, �e pan jest naszym bohaterem narodowym? - Jak to? - m�wi�. - Bo pana "Zniewolony umys�" to my�my przet�umaczyli i rozpowszechnili. I to jest nasza g��wna bro� w walce z obecnym rz�dem. - To ja m�wi�: - Przecie� wasz rz�d jest prawicowy. - On na to: - No tak, ale co to ma za znaczenie - tak samo jest totalitarny. Pan napisa� ksi��k� przeciw absolutyzmowi w�adzy. Ta ksi��ka jest ewangeli� naszych intelektualist�w, kt�rzy walcz� z rz�dem" (Ewa Czarnecka: "Podr�ny �wiata. Rozmowy z Czes�awem Mi�oszem", Nowy Jork 1983). Mi�osz w innym miejscu tej samej rozmowy powie jeszcze: "Polska by�a tylko materia�em przyk�adowym. Ale w moim zamierzeniu chodzi�o o pokazanie fenomenu �wiatowego, nie lokalnego, polskiego. Polska to tylko egzemplifikuje." Wg Karla Jaspersa "Zniewolony umys�" jest "dzie�em nie tyle politycznym, co moralnym, podyktowanym przez g�os sumienia w imi� obrony podstawowych warto�ci". Witold Gombrowicz napisze wr�cz, �e "analiza sprawy komunizmu nie jest tym, co najciekawsze w "Zniewolonym umy�le"). Za kluczow� jego ide� uzna on udokumentowanie tezy, �e "cz�owiek mo�e zrobi� wszystko z drugim cz�owiekiem". Tak wi�c odbi�r ksi��ki Mi�osza w �wiecie niekomunistycznym uwalnia j� z regionalnych uwarunkowa�. "Zniewolony umys�" zaczyna znaczy� nie przez konkret, kt�ry wykorzystuje, ale przez jego "moralistyczne i filozoficzne uog�lnienie", a to przecie� jedna z cech charakterystycznych paraboli. Nara�aj�c si� na zarzut przyk�adania zbyt du�ej wagi do rzeczy drobnych przypomnijmy, �e przypowie�� w "Zniewolonym umy�le" rozpoczyna si� od motta. Przytoczone przez Mi�osza s�owa Starego �yda z Podkarpacia wyra�aj� najog�lniej m�wi�c bunt wobec my�lenia totalitarnego. Owe "sto procent" czyjej� racji, tak bezwzgl�dnie pot�pione przez autora motta, poddaje Mi�osz wnikliwej obserwacji i analizie w dalszej cz�ci ksi��ki. O istocie "Zniewolonego umys�u" nie decyduje, jakby chcieli tego niekt�rzy, atak na komunistyczne rz�dy w Europie Wschodniej, lecz wa�ny dla ka�dego cz�owieka, niezale�nie od momentu historycznego, w jakim si� znajdzie, drobiazgowy wr�cz opis tego, jak "z g��bi autentycznej t�sknoty do jedno�ci wyrasta pokusa kapitulacji, kt�ra stanowi klucz do zrozumienia my�lenia totalitarnego. Pokusa, by zako�czy� wreszcie nie ko�cz�c� si� udr�k� i �ci�gn�� niebo na ziemi�, za�atwi� sobie pewno��, teraz, zaraz; wprowadzi� pewno�� ju� teraz i tutaj, nawet za cen� przemocy. Pokusa, by przeprowadzi� przedwczesn� syntez� prawdy - jak m�wi Paul Ricoeur. Gest zrozumia�y, tak ludzki, w swych skutkach, przecie� zgubny". (Por. Fidelius: "O my�leniu totalitarnym", "Aneks" 35, 1984). Mi�osz g��wnym przedmiotem swoich rozwa�a� czyni ludzki umys�. Penetruje zatem wn�trze cz�owieka, i to w dodatku postawionego wobec konieczno�ci wyboru drogi �yciowej. Opisywane przez Mi�osza wybory nie podlegaj� jednoznacznej ocenie, by sugerowa� to mog�o dos�owne odczytanie tytu�u interesuj�cej nas ksi��ki. Zasadnym wydaje si� potraktowanie poj�cia "zniewolony umys�" jako szeroko rozumianej alegorii, kt�ra spe�niaj�c rol� naczelnego elementu konstrukcyjnego porz�dkuje �wiat przedstawiony utworu. Przy jej to pomocy mo�e zosta� przekazana my�l moralna przypowie�ci Mi�osza. "Zniewolony umys�" nie jest tworem statycznym. Mi�osz nie ukazuje nam bowiem stanu, lecz skomplikowany proces, w trakcie kt�rego, podobnie jak w �redniowiecznej psychomachii, Cnota i Wyst�pek walcz� o dusz� ludzk�. Aby nam to przedstawi�, Mi�osz si�ga po literackie �rodki wyrazu. Trzy pierwsze rozdzia�y ksi��ki ilustruj� walk� o tytu�owy Umys� na trzech jej g��wnych arenach. Nale�� do nich: Prawda, Szlachetno�� i Mi�o��. Nowa Wiara musi pozyska� jednostk� na wszystkich wymienionych p�aszczyznach - jedynie to j� zadowoli. Staje jednak bezradna przed Umys�em, w kt�rym Prawda pokonuje Fa�sz, Szlachetno�� zwyci�a nad Nikczemno�ci�, a Mi�o�� jest silniejsza od Nienawi�ci b�d� odwrotnie. Nowa Wiara decyduje si� w takiej sytuacji na kompromis. Nie dysponuj�c mo�liwo�ciami ingerencji w konflikt, jaki si� toczy pomi�dzy si�ami dzia�aj�cymi wewn�trz cz�owieka, zadowala si� ona zewn�trznymi oznakami jej przyj�cia. Zewn�trzne r�wnie�, bo pochodz�ce spoza istoty ludzkiej, s� si�y, kt�rym poddaje si� godz�cy si� na kompromis Umys�. Mi�osz przedstawia je w formie alegorycznych obraz�w: Murti_Binga, Metody i Ketmana. "Rozd�wi�k mi�dzy wiedz� a uczynkami", "rozdwojenie woli", "poczucie grzechu", post�powanie w my�l zasady: "widz� i uznaj� Dobro, ale id� za Z�em" - wszystko to zrodzi�o literatur� alegoryczn�. Te same niemal�e przyczyny leg�y przecie� u �r�de� powstania "Zniewolonego umys�u". A Mi�osz, tak jak i jego poprzednicy borykaj�cy si� z podobnymi problemami, pos�u�y� si� alegori�. Wprawdzie "pigu�ki Murti_Binga" przenosz�ce �wiatopogl�d drog� organiczn� wymy�li� Stanis�aw Ignacy Witkiewicz, ale sens alegoryczny zyska�y one dopiero w dziele Mi�osza. Murti_Bing w "Zniewolonym umy�le" to w rzeczy samej uosobiona abstrakcja, kt�rej nie mo�na zrozumie� skupiaj�c si� wy��cznie na jej znaczeniu literalnym. Murti_Bing nie s�u�y bowiem Mi�oszowi do nazwania konkretnego przedmiotu. Murti_Bing jest trzeci� si�� podsuwan� przez Now� Wiar� - Umys�owi, w kt�rym Prawda zmaga si� z Fa�szem. Mi�osz dramatyzuje opis do�wiadcze� psychicznych, opowiadaj�c dos�own� niemal�e histori� za�ywania pigu�ek zawieraj�cych �wiatopogl�d. Tak jak to bywa w przypowie�ci, autor "Zniewolonego umys�u" odwo�uje si� wpierw do "do�wiadczenia znajomego" odbiorcy, nast�pnie za� u�wiadamia mu podobie�stwo tego, co znane, z tym, co jest przedstawiane w opowie�ci. Prawid�owe odczytanie opowiadanej przez siebie historii zapewnia Mi�osz kr�tkim zreferowaniem "Nienasycenia" Witkiewicza. Odbiorcy "Zniewolonego umys�u" znana jest r�wnie�, poza wynalazkiem mongolskiego filozofa, codzienna sytuacja przyjmowania �rodk�w farmakologicznych oraz osi�ganych dzi�ki nim efekt�w. Mi�osz, opowiadaj�c o adaptacji intelektualist�w do nowych warunk�w spo�ecznych, aby u�atwi� zrozumienie istoty wewn�trznej przemiany dokonuj�cej si� wbrew naturze cz�owieka, ukazuje podobie�stwo tej sytuacji do do�wiadcze� "znajomych" odbiorcy. Takie pos�u�enie si� jednym do�wiadczeniem w celu "rzucenia �wiat�a" na drugie jest zabiegiem charakterystycznym dla przypowie�ci. Podobnie zreszt� jak i alegoryczna bitwa mi�dzy upostaciowanymi cechami charakteru. I tak na przyk�ad prawdziwa, realnie istniej�ca, otaczaj�ca bohater�w "Zniewolonego umys�u" pustka metafizyczna zostaje pokonana przez "jeden system, jeden j�zyk poj��", czy przez si�y Fa�szu, bo przecie� "taki, co m�wi, �e ma sto procent racji, to paskudny gwa�townik, straszny rabu�nik, najwi�kszy �ajdak". Jednostka, d���c do wpisania si� w now� rzeczywisto�� spo�eczn� i polityczn�, ulega pokusie przyj�cia Murti_Binga, rezygnuje z g�oszenia prawdy pomimo jej dostrzegania. Ale to tylko pierwszy etap. Nast�pnym jest g�oszenie Fa�szu: "pacjent zasiada i pisze artyku� pozytywny i dziwi si� sam sobie, �e idzie mu tak �atwo". Tym sposobem stalinowska Nowa Wiara doprowadza w istocie do zwyci�stwa Fa�szu, kt�rego wiernym sojusznikiem w walce przeciwko Prawdzie okazuje si� Murti_Bing. Jednostce pozostaje jedynie "spokojny smutek kogo�, kto wie, �e k�amie i lituje si� nad lud�mi pozbawionymi pe�nej �wiadomo�ci". Murti_Bing to pierwsza alegoria schizofrenii, jak� spotykamy na kartach "Zniewolonego umys�u". Drug� jest Metoda w��czaj�ca si� do walki mi�dzy Szlachetno�ci� a Nikczemno�ci�. Jednostka zdaje sobie spraw� z tego, �e szlachetny cz�owiek nie wstydzi si� swoich my�li, lecz Nikczemno�� podszeptuje, �e w obecnej sytuacji "argumenty rozs�dnych ludzi" nikogo nie s� w stanie poruszy�. Tu pojawia si� Metoda - jedyny uprawomocniony spos�b m�wienia. Jej alternatyw� jest "zamilkni�cie" i dlatego te� Metoda zwyci�a w wi�kszo�ci przypadk�w. Triumf Metody jest r�wnoznaczny z wygran� Nikczemno�ci, bo jak inaczej nazwa� "udowadnianie tego, co w danej chwili jest potrzebne w�adcom". Poj�cie Metody stworzone przez Mi�osza dalekie jest od naukowej precyzji. Na kartach "Zniewolonego umys�u" jest ona bytem samodzielnym, posiadaj�cym swoiste cechy, charakter, a tak�e zdolno�� do niezale�nego dzia�ania. Metoda jest zatem "tajemnicza", "elastyczna", "nikt jej dobrze nie rozumie", "jest jak w��", "ma czarodziejsk� moc", lecz i "liczne s�abe strony", mo�na jednak "czu� si� przez ni� sterroryzowanym", "by� w jej w�owym u�cisku", ulega� jej "naciskom", nale�y ostro�nie podchodzi� do "rozprawy z Metod�", a nawet liczy� si� z jej "triumfem", bo przecie� "korzysta z odkry� Marksa i Engelsa". Metoda opisana przez Mi�osza jest czym� po�rednim mi�dzy s�ownikow� metod�, rozumian� jako spos�b post�powania, zesp� czynno�ci i �rodk�w u�ytych dla osi�gni�cia celu, metodologi�, czyli znawstwem metod bada�, budowy system�w naukowych, wyra�ania i utrwalania osi�gni�� nauki, oraz metodyk�, okre�laj�c� szczeg�owe normy post�powania pozwalaj�ce na osi�gni�cie wyznaczonego celu. Do tego wszystkiego nale�y jeszcze doda� co� spoza definicji, to znaczy osobowo��. Umys� ludzki po przyj�ciu Murti_Binga i skazaniu si� na Metod� znajduje si� jak najbli�ej totalnego zniewolenia. Z pomoc� przychodzi mu w�wczas Ketman - czyli technika kamufla�u - trzecia alegoria schizofrenii w "Zniewolonym umy�le". Ketman nie wspomaga jednak �adnej z walcz�cych stron i tym r�ni si� od poprzednio om�wionych trzech si�. Zdaje si� spe�nia� rol� rozjemcy, kt�ry doprowadza sk��conych przeciwnik�w do ma��e�stwa. Oto na przyk�ad ten sam cz�owiek odczuwa pogard� dla Rosji, "a zarazem g�o�no manifestuje na ka�dym kroku sw�j podziw dla jej osi�gni�� w r�nych dziedzinach, nosi pod pach� pisma i ksi��ki rosyjskie, nuci rosyjskie piosenki". Pomocny zdezorientowanej jednostce Ketman, nakazuj�cy jej "milczenie o swoich prawdziwych przekonaniach", obiecuj�cy obron� w�asnych my�li i uczu�, prowadzi w istocie do ostatniego stadium zniewolenia Umys�u. Ketman okazuje si� nast�pn� pu�apk� zastawion� przez Now� Wiar� na jej adept�w. Opisane powy�ej trzy uosobione abstrakcje, zezwalaj�ce na wpisanie "Zniewolonego umys�u" w tradycji literatury pos�uguj�cej si� alegori�, nie s� jedynymi, jakie pojawiaj� si� w pocz�tkowych rozdzia�ach ksi��ki. Nie zyska�yby one racji bytu, gdyby nie ta czwarta, kt�rej na imi� Strach. On to g��wnie przyczynia si� do kapitulacji intelektualist�w i do ostatecznego przyj�cia Nowej Wiary, bo przecie� nie sk�ania ich do tego autentyczne poddanie si� determinizmowi Historii. Dzia�anie si� wykorzystywanych przez Now� Wiar� w staraniach o zniewolenie ludzkich umys��w pokaza� Mi�osz na przyk�adzie biografii czterech postaci: Alfy, Bety, Gammy i Delty. Oczywi�cie bez trudu mo�emy rozszyfrowa� te pseudonimy, u�atwia nam to wsp�lna z autorem "Zniewolonego umys�u" tradycja narodowa i literacka. Dzia�anie takie nie wydaje si� jednak uzasadnione, chyba �e dla poszukiwaczy sensacji. Sam Mi�osz pisze, i� "dziej�w pisarzy u�ywa jako przyk�adu". A czyni tak dlatego, gdy� to pisarze w�a�nie "odnotowuj� zmiany zachodz�ce w sobie i w innych". W �wietle tej wypowiedzi uzna� mo�emy przedstawione w "Zniewolonym umy�le" postaci za typowe. Sk�ania nas do tego r�wnie� fakt pozbawienia ich nazwisk. Mamy wi�c prawo, aby wnosi�, �e s� one wa�ne jako przyk�ady pewnych og�lnoludzkich postaw wobec �ycia. Utw�r, w kt�rym spotykamy tak skonstruowanych bohater�w, bez wahania mo�emy zaliczy� do grupy dzie� parabolicznych. Z pewno�ci� nie wskaza�em wszystkich cech pozwalaj�cych umie�ci� "Zniewolony umys�" w tradycji przypowie�ci. Wnikliwej analizie podda� by mo�na na przyk�ad warstw� leksykaln� utworu. Pewna jej cz�� wydaje si� posiada� Kafkowsko_Orwellowski rodow�d. Oto pojawia si� odleg�e "Centrum", kt�re "rz�dzi edyktami", opisywany kraj jest za� prowincj� jakiego� "Imperium". Podobnie jak w "Roku 1984" pojawia si� "Partia" pisana z du�ej litery, miast "Policji My�li" mamy wprawdzie policj� bezpiecze�stwa, ale za to "On", przywo�any we fragmencie o "Ketmanie czysto�ci rewolucyjnej", kojarzy si� nieco z osob� "Wielkiego Brata". To rzecz jasna tylko sygna�y, kt�rych celem by�o jedynie zwr�cenie uwagi na "Zniewolony umys�" jako na fakt natury literackiej. Za takim jego odczytaniem przemawiaj� argumenty pochodz�ce spoza tekstu, to znaczy zamiar autora, recepcja przez zaanga�owanych politycznie czytelnik�w z pa�stw niekomunistycznych, a tak�e przez wybitnych intelektualist�w, oraz argumenty, kt�rych dostarcza nam tekst: zastosowanie literackich �rodk�w wyrazu, w tym pos�u�enie si� alegori�, mo�liwo�� moralistycznego i filozoficznego uog�lnienia opisywanych zjawisk, przedstawienie postaci typowych, pozbawionych nazwisk, s�ownictwo poetyckie, nie naukowe. Dzie�o literackie potraktowane jako fakt polityczny zostaje odarte zar�wno z warto�ci artystycznych, jak poznawczych. Tych pierwszych po prostu si� nie dostrzega, te drugie za� nale�y zwykle zanegowa�, i to najcz�ciej przed lektur�. W chwili obecnej, gdy ksi��ka Mi�osza dociera po raz pierwszy do odbiorc�w nieuprzywilejowanych, otwiera si� mo�liwo�� nawi�zania do dawnych dyskusji i rozpocz�cia nowych. Mam jednak nadziej�, �e "Zniewolony umys�" znajdzie czytelnik�w, kt�rzy potwierdz� s�uszno�� przedstawionego tutaj modelu interpretacji. Dariusz Pawelec Je�eli dw�ch k��ci si�, a jeden ma rzetelnych 55 procent racji, to bardzo dobrze i nie ma si� co szarpa�. A kto ma 60 procent racji? To �licznie, to wielkie szcz�cie i niech Panu Bogu dzi�kuje! A co by powiedzie� o 75 procent racji? M�drzy ludzie powiadaj�, �e to bardzo podejrzane. No, a co o 100 procent? Taki, co m�wi, �e ma 100 procent racji, to paskudny gwa�townik, straszny rabu�nik, najwi�kszy �ajdak. Stary �yd z Podkarpacia Od autora Jest mi trudno okre�li� w kilku s�owach charakter tej ksi��ki. Pr�buj� w niej przedstawi�, jak pracuje my�l cz�owieka w demokracjach ludowych. Poniewa� przedmiotem moich obserwacji by�o �rodowisko pisarzy i artyst�w, jest to rodzaj studium przede wszystkim tej grupy, kt�ra w Warszawie czy Pradze, Budapeszcie czy Bukareszcie odgrywa wa�n� rol�. Trudno�� polega na tym, �e ludzie pisz�cy o dzisiejszej Europie �rodkowej i Wschodniej s� to zwykle politycy opozycyjni, kt�rym uda�o si� wydosta� za granic� - albo byli komuni�ci, kt�rzy proklamuj� publicznie swoje rozczarowanie. Nie chcia�bym, aby zaliczono mnie do jednych albo do drugich, bo to nie by�oby zgodne z prawd�. Nale�a�em do najliczniejszej mo�e kategorii tych, kt�rzy z chwil� kiedy ich kraje sta�y si� zale�ne od Moskwy, staraj� si� okazywa� pos�usze�stwo i s� u�ywani przez nowe rz�dy. Stopie� zaanga�owania politycznego, jakiego si� od nich ��da, zale�y od indywidualnego wypadku. Co do mnie, nie by�em nigdy cz�onkiem partii komunistycznej, chocia� pracowa�em w latach 1946_#1950 jako dyplomata warszawskiego rz�du. Powstaje pytanie, dlaczego b�d�c daleki od ortodoksji godzi�em si� na to, aby by� cz�ci� administracyjnej i propagandowej maszyny, mog�c �atwo, z powodu pobytu na Zachodzie, zerwa� swoje zwi�zki z systemem, kt�rego cechy coraz wyra�niej ujawnia�y si� w mojej ojczy�nie. Mam nadziej�, �e przemiany zachodz�ce w moich przyjacio�ach i kolegach, jakie poddaj� analizie, cho� w cz�ci odpowiedz� na to pytanie. Przez te lata mia�em uczucie cz�owieka, kt�ry mo�e porusza� si� do�� swobodnie, ale wlecze za sob� wsz�dzie d�ugi �a�cuch przykuwaj�cy go do jednego miejsca. Ten �a�cuch by� cz�ciowo zewn�trznej natury - r�wnie� jednak i - co mo�e wa�niejsze - by� we mnie samym. Zewn�trznej: wyobra�my sobie uczonego, kt�ry ma swoje laboratorium w jednym z miast Europy Wschodniej i kt�remu na tym laboratorium zale�y. Czy� �atwo by�oby mu wyrzec si� go i czy nie godzi�by si� raczej p�aci� wysok� cen�, byle tylko nie straci� tego, co ma w jego �yciu tak wielkie znaczenie? Tym laboratorium by� dla mnie m�j j�zyk rodzinny. Jako poeta tylko w moim kraju mia�em moj� publiczno�� i tylko tam mog�em publikowa� swoje utwory. �a�cuch by� r�wnie� wewn�trzny: to s�, obawiam si�, sprawy ma�o nadaj�ce si� do szkicowego uj�cia. S� ludzie, kt�rzy do�� dobrze znosz� wygnanie. Inni odczuwaj� je jako wielkie nieszcz�cie i gotowi s� p�j�� daleko w kompromisie, byleby nie straci� ojczyzny. Poza tym nale�y wzi�� pod uwag�, jak silnie wci�ga cz�owieka Gra. Jak wielu ludzi w Europie Wschodniej by�em zaanga�owany w Gr�: ust�pstw i zewn�trznych o�wiadcze� lojalno�ci, podst�p�w i zawi�ych posuni�� w obronie pewnych walor�w. Ta Gra - poniewa� nie jest pozbawiona niebezpiecze�stw - wytwarza solidarno�� w�r�d tych, kt�rzy j� uprawiaj�. Tak te� by�o i ze mn�. Czu�em si� solidarny z moimi przyjaci�mi w Warszawie i akt zerwania przedstawia� mi si� jako nielojalny. Wreszcie - by�y wzgl�dy ideologiczne. Przed rokiem 1939 by�em m�odym poet�, kt�rego wiersze znajdowa�y uznanie w niekt�rych kawiarniach literackich Warszawy; moja poezja, jak poezja francuska, kt�r� szczeg�lnie ceni�em, by�a ma�o zrozumia�a i zbli�ona do surrealizmu. Mimo �e moje zainteresowania by�y g��wnie literackie, nie by�y mi obce problemy polityki. Nie zachwyca� mnie �wczesny polityczny system. Przysz�a wojna i okupacja nazistowska. Sp�dzi�em pod ni� szereg lat - i to do�wiadczenie bardzo mnie zmieni�o. Przed wojn� moje zainteresowania problemami spo�ecznymi wyra�a�y si� w dorywczych wyst�pieniach przeciwko skrajnie prawicowym ugrupowaniom i przeciwko antysemityzmowi. Pod okupacj� uzyska�em wi�ksz� �wiadomo�� spo�ecznego znaczenia literatury, a okrucie�stwa nazistowskie silnie wp�yn�y na tre�� moich utwor�w; r�wnocze�nie moja poezja sta�a si� bardziej zrozumia�a - jak dzieje si� zwykle, kiedy poeta chce zakomunikowa� co� wa�nego swoim czytelnikom. W 1945 kraje Europy Wschodniej zosta�y podbite przez Now� Wiar� id�c� ze Wschodu. W intelektualnych ko�ach Warszawy sta�o si� wtedy rzecz� modn� por�wnywa� komunizm z pierwszym chrze�cija�stwem, "The Decline and Fall of the Roman Empire" Gibbona rzeczywi�cie zas�uguje na czytanie w dzisiejszych czasach i dostarcza wiele analogii. Po�a� Europy, na kt�rej - dzi�ki zwyci�stwom Czerwonej Armii - mo�na by�o Now� Wiar� zaszczepi�, by�a z gruntu poga�ska. Aby pu�ci� w ruch aparaty pa�stwowe, trzeba by�o oczywi�cie zrobi� u�ytek z pogan. Zdarzy�o si�, �e by�em - przez sam fakt swojej m�odo�ci wobec prawicowych doktryn totalitarnych - uwa�anej za "dobrego poganina", to jest takiego, kt�ry - jak mo�na by�o si� spodziewa� - stopniowo zostanie przekonany o s�uszno�ci ortodoksji. M�j stosunek do nowej �wieckiej religii, a przede wszystkim do Metody, na kt�rej si� ono opiera (do Metody Diamatu, czyli moralizmu dialektycznego, jednak�e nie w uj�ciu Marksa i Engelsa, a w uj�ciu Lenina i Stalina), by� nieufny. Nie znaczy to, �e nie doznawa�em na sobie, podobnie jak inni, jej pot�nego wp�ywu. Stara�em si� siebie przekona�, �e potrafi� zachowa� swoj� niezale�no�� i ustali� pewne zasady, kt�rych nie b�d� musia� przekracza�. W miar� jak rozwija�a si� sytuacja w demokracjach ludowych, granice, w kt�rych mog�em si� porusza� jako pisarz, by�y coraz cia�niejsze - ale pomimo wszystko nie chcia�em uzna� si� za pokonanego. Dla wielu ludzi fakt, �e obywatel jedynego z kraj�w demokracji ludowej szuka schronienia na Zachodzie, jest czym� oczywistym. Dla wielu innych, kt�rych sympatie zwr�cone s� ku wschodowi, kto�, kto ma egzystencj� zapewnion� w Warszawie czy Pradze i decyduje si� na ucieczk�, musi by� szale�cem. Po moim zerwaniu - sta�o si� to w Pary�u - jeden z francuskich psychiatr�w partyjnych wysun�� tez�, �e prawdopodobnie jestem pomieszany. S�dz�, �e ucieczka tego rodzaju nie jest ani dowodem szale�stwa, ani post�pkiem, kt�rego sens jest oczywisty. Nale�y j� ocenia� wed�ug w�a�ciwo�ci ka�dego poszczeg�lnego wypadku. W moim kraju do�� p�no - w latach 1949_#50 - za��dano od pisarzy artyst�w, aby uznali bez zastrze�e� "socjalistyczny realizm". BY�o to r�wnoznaczne z za��daniem od nich ortodoksji filozoficznej w stu procentach. Ze zdziwieniem spostrzeg�em, �e nie jestem do tego zdolny. W ci�gu wielu lat prowadzi�em wewn�trzny dialog z t� filozofi� - jak r�wnie� dialog z kilkoma przyjaci�mi, kt�rzy j� przyj�li. Emocjalny sprzeciw zdecydowa� o tym, �e odrzuci�em j� bezapelacyjnie. Ale dzi�ki temu w�a�nie, �e przez d�ugi czas wa�y�em argumenty pro i contra, mog� napisa� t� ksi��k�. Jest ona zar�wno pr�b� opisu, jak dialogiem z tymi, kt�rzy opowiadaj� si� za stalinizmem, i dialogiem ze sob� samym. Jest w niej tyle� obserwacji co introspekcji. Pozycja pisarza w demokracjach ludowych jest bardzo dobra. Pisarz mo�e tam po�wi�ci� si� wy��cznie pracy literackiej, kt�ra przynosi mu dochody co najmniej r�wne pensjom najwy�szych dygnitarzy. Jednak cena, jak� musi p�aci� za to wolne od trosk materialnych �ycie, jest moim zdaniem nieco za wysoka. M�wi�c to obawiam si�, �e mog� przedstawi� siebie w �wietle nieco zbyt pochlebnym, jako cz�owieka, kt�ry podejmuje decyzje wy��cznie z nienawi�ci do tyranii. W rzeczywisto�ci my�l�, �e motywy ludzkiego dzia�ania s� skomplikowane i �e nie dadz� si� sprowadzi� do jednego motywu. By�em sk�onny zamyka� oczy na wiele ohydnych fakt�w, byleby mi pozwolono w spokoju zajmowa� si� metryk� wiersza i t�umaczy� Szekspira. Wszystko, co mog�em, to stwierdzi� fakt, i� odszed�em. Teraz staram si� zrobi� u�ytek z moich do�wiadcze�. Chcia�bym pokaza�, �e �ycie w krajach, jakie znalaz�y si� w obr�bie Wschodniego Imperium, kryje w sobie wiele tajemnic. Za ka�dym razem kiedy my�l� o nowym systemie spo�ecznym, jaki dane mi by�o pozna�, odczuwam zdumienie; mo�e co� z tego zdumienia przedosta�o si� na karty tej ksi��ki. "Jak mo�na by� Persem?" - zapytywa� Montesquieu chc�c wyrazi� stan umys�u pary�an w�tpi�cych o tym, czy jakakolwiek cywilizacja ni� ta, kt�r� znali, jest mo�liwa. "Jak mo�na �y� i my�le� w krajach stalinizmu?" - wielu zapytuje dzisiaj. Jest to jednym s�owem okazja, �eby zbada�, jak przystosowuje si� do niezwyk�ych warunk�w istota ludzka. Mo�e to lepiej, �e nie by�em jednym z wiernych. Moje odej�cie nie pozostawi�o mi tej nienawi�ci, jaka cz�sto pochodzi z poczucia odst�pstwa i sekciarstwa. Je�eli s�dzone mi jest pozosta� do ko�ca �ycia poganinem, nie znaczy to, �e nie powinienem stara� si� mo�liwie najlepiej zrozumie� Now� Wiar�, kt�rej ho�duje dzisiaj wielu ludzi zrozpaczonych, rozgoryczonych i nigdzie indziej nie znajduj�cych nadziei. Jednak "zrozumie�" nie znaczy tutaj "wszystko przebaczy�". Moje s�owa s� r�wnocze�nie protestem. Doktrynie odmawiam prawa do usprawiedliwienia zbrodni pope�nianych w jej imieniu. Wsp�czesnemu cz�owiekowi, kt�ry zapomina o tym, jak n�dzny jest w por�wnaniu z tym, czym mo�e by� cz�owiek - odmawiam prawa do mierzenia przesz�o�ci i przysz�o�ci w�asn� miar�. 1 1 42 0 2 108 1 2a 1 32 1 I Murti_Bing Dopiero w po�owie dziewi�tnastego wieku mieszka�cy wielu kraj�w europejskich zyskali, w spos�b na og� przykry, �wiadomo��, �e zawi�e i zbyt trudne dla przeci�tnego �miertelnika ksi��ki filozoficzne maj� wp�yw ca�kiem bezpo�redni na ich losy. Porcja chleba, jak� jedli, rodzaj ich zaj�cia, �ycie ich w�asne i ich rodzin zacz�o zale�e�, jak mogli to stwierdzi�, od takiego czy innego rozstrzygni�cia spor�w o pryncypia, kt�rym dotychczas nie udzielali wcale uwagi. Filozof w ich oczach by� rodzajem marzyciela, kt�rego dywagacje nie mia�y �adnych realnych skutk�w. Normalni zjadacze chleba, nawet je�eli z wielk� nud� zdawali egzaminy z filozofii, starali si� o niej jak najszybciej zapomnie� jako o czym�, co nie s�u�y do niczego. Wielka praca my�li, dokonywana przez marksist�w, mog�a wi�c �atwo uchodzi� w ich oczach za jeszcze jedn� odmian� bezp�odnej zabawy. Nieliczne tylko jednostki rozumia�y znaczenie tej oboj�tno�ci, jej powody i przypuszczalne nast�pstwa. W roku 1932 w Warszawie ukaza�a si� dziwna ksi��ka. By�a to dwutomowa powie�� pt. "Nienasycenie". Autorem jej by� St. I. Witkiewicz, filozof, malarz i pisarz. Ksi��ka ta, podobnie jak jego poprzednia powie�� "Po�egnanie jesieni", nie mog�a liczy� na du�� ilo�� czytelnik�w. J�zyk u�ywany przez autora by� trudny, pe�en nowych s��w, kt�re Witkiewicz sam tworzy�, brutalne opisy scen erotycznych s�siadowa�y z ca�ymi stronami dyskusyj o Husserlu, Carnapie i innych wsp�czesnych teoretykach poznania. Poza tym nie zawsze dawa�o si� odr�ni� powag� od b�aze�stwa, a temat zdawa� si� by� czyst� fantazj�. Akcja powie�ci rozgrywa�a si� w Europie, �ci�lej w Polsce, w jakim� bli�ej nieokre�lonym momencie przysz�o�ci, kt�ry zreszt� mo�na by�o okre�li� r�wnie dobrze jako tera�niejszo��, to jest mog�yby to by� lata trzydzieste czy czterdzieste, czy pi��dziesi�te. �rodowisko przedstawione by�o to �rodowisko muzyk�w, malarzy, filozof�w, arystokracji i wy�szych wojskowych. Ca�a ksi��ka nie by�a niczym innym ni� studium rozk�adu: szalona muzyka oparta na dysonansach; perwersje erotyczne; rozpowszechnione u�ywanie narkotyk�w; bezdomno�� my�li na pr�no szukaj�cej oparcia; fa�szywe nawr�cenia na katolicyzm; skomplikowane schorzenia psychiczne. Dzia�o si� to wszystko w chwili, kiedy m�wiono, �e cywilizacja zachodnia jest zagro�ona i w kraju, kt�ry by� wystawiony na pierwsze uderzenie armii ze Wschodu: armi� t� by�a armia mongolsko_chi�ska, panuj�ca na terytorium od Oceanu Spokojnego do Ba�tyku. Bohaterowie Witkiewicza s� nieszcz�liwi, gdy� brak im jakiejkolwiek wiary i poczucia sensu ich dzia�alno�ci. Ta atmosfera bezw�adu i bezsensu rozpo�ciera si� nad ca�ym krajem. Wtedy to pojawia si� w miastach du�a ilo�� przekupni�w sprzedaj�cych w sekrecie pigu�ki Murti_Binga. Murti_Bing by� to mongolski filozof, kt�remu uda�o si� wyprodukowa� �rodek przenosz�cy "�wiatopogl�d" drog� organiczn�. �w "�wiatopogl�d" Murti_Binga, kt�ry zreszt� stanowi� si�� armii mongolsko_chi�skiej, by� zawarty w pigu�kach w formie niejako skondensowanej. Cz�owiek, kt�ry za�y� pigu�ki Murti_Binga, zmienia� si� zupe�nie, zyskiwa� pogod� i szcz�cie. Zagadnienia, z kt�rymi dotychczas si� boryka�, nagle przedstawia�y mu si� jako pozorne i niegodne troski. Na ludzi zajmuj�cych si� nimi patrzy� ju� z u�miechem pob�a�ania. W pierwszym rz�dzie dotyczy�o to nierozwi�zalnych trudno�ci ontologii (kt�re pasjonowa�y samego autora). Cz�owiek �ykaj�cy pigu�ki Murti_Binga przestawa� by� wra�liwy na jakiekolwiek elementy metafizyczne, takie objawy jak dzikie ekscesy sztuki prze�ywaj�cej "nienasycenie form�" traktowa� ju� jako g�upstwa przysz�o�ci, nadej�cia armii mongolsko_chi�skiej nie uwa�a� ju� za tragedi� swojej cywilizacji, w�r�d swoich wsp�obywateli �y� jak zdrowe indywiduum, otoczone przez wariat�w. Coraz wi�cej ludzi przechodzi�o t� kuracj� pigu�kami Murti_Binga, a ich spok�j w ten spos�b zdobyty pozostawa� w jaskrawym kontra�cie z nerwowo�ci� ich otoczenia. W kilku s�owach epilog: wybuch�a wojna i dosz�o do spotkania armii zachodniej ze wschodni�. W decyduj�cej jednak chwili, przed wielk� bitw�, w�dz armii zachodniej, w kt�rego wierzono bezgranicznie, uda� si� do kwatery g��wnej przeciwnika i podda� si�, w zamian za co zosta� z wielkimi honorami �ci�ty. Armia wschodnia zaj�a kraj i rozpocz�o si� nowe �ycie realizowanego murti_bingizmu. Bohaterowie powie�ci, dr�czeni poprzednio "nienasyceniem" filozoficznym, poszli na s�u�b� nowego ustroju, pisz�c zamiast dysonansowej dawnej muzyki marsze i ody, maluj�c zamiast dawnych abstrakcji obrazy spo�ecznie u�yteczne. Poniewa� jednak nie mogli si� ca�kowicie pozby� dawnej swojej osobowo�ci, stali si� znakomitymi okazami schizofrenik�w. Tyle o powie�ci. Jej autor nieraz dawa� wyraz przekonaniu, �e religia, filozofia i sztuka do�ywaj� ostatnich swoich dni, �e jednak bez nich �ycie nie jest nic warte (by� tw�rc� systemu ontologicznego nawi�zuj�cego do monadologii Leibniza). Dnia 17 wrze�nia 1939 r. na wiadomo��, �e Armia Czerwona przekroczy�a wschodni� granic� Polski, pope�ni� samob�jstwo za�ywaj�c du�� doz� weronalu i przecinaj�c sobie �y�y. Wizja Witkiewicza spe�nia si� dzisiaj w najdrobniejszych szczeg�ach na wielkich obszarach europejskiego kontynentu. By� mo�e �wiat�o s�o�ca, zapach ziemi, drobne uciechy codziennego �ycia, zapomnienie, jakie daje praca, mog� zmniejszy� nieco napi�cie dramatu rzadko spotykanego w historii. Ale pod powierzchni� codziennych krz�ta� si� i zabieg�w trwa �wiadomo�� nieodwo�alnego wyboru. Cz�owiek musi albo umrze� fizycznie czy duchowo - albo odrodzi� si� w spos�b jeden, z g�ry zdefiniowany, przez za�ycie pigu�ek Murti_Binga. Ludzie na Zachodzie sk�onni s� cz�sto rozpatrywa� los kraj�w nawracanych tylko w kategoriach przymusu i przemocy. To jest nies�uszne. Poza zwyczajnym strachem, poza ch�ci� uchronienia si� przed n�dz� i fizycznym zniszczeniem dzia�a pragnienie wewn�trznej harmonii i szcz�cia. Los ludzi zupe�nie konsekwentnych, niedialektycznych, takich jak Witkiewicz, jest przestrog� dla niejednego intelektualisty. Zreszt� doko�a siebie widzie� on mo�e odstraszaj�ce przyk�ady: po ulicach miast b��kaj� si� jeszcze cienie nieprzejednanych, tych, co nie chc� w niczym bra� psychicznie udzia�u, wewn�trznych emigrant�w z�eranych przez nienawi��, a� nic w nich ju� nie zostaje pr�cz nienawi�ci i s� jak puste orzechy. �eby zrozumie� sytuacj� pisarza w krajach demokracji ludowej, trzeba m�wi� o racjach jego dzia�ania i utrzymywanej przez niego z wielkim trudem r�wnowadze. Cokolwiek si� powie, Nowa Wiara daje ogromne mo�liwo�ci czynnego, ruchliwego �ycia. A murti_bingizm dla intelektualisty przedstawia bez por�wnania wi�ksze powaby ni� dla ch�op�w czy nawet robotnik�w. Jest to �wieca, dooko�a kt�rej kr��y on jak �ma, aby wreszcie rzuci� si� w p�omie� i z trzaskiem �ami�cych si� skrzyde� dokona� ca�opalenia na chwa�� ludzko�ci. Pragnienia tego nie wolno lekcewa�y�. Krew p�yn�a obficie w Europie w czasie wojen religijnych i kto dzisiaj wst�puje na drog� Nowej Wiary, sp�aca d�ug tej europejskiej tradycji. Sprawa jest du�o powa�niejsza ni� sprawa przemocy. Spr�buj� si�gn�� do tych wielkich pragnie� i m�wi� o nich, jakby naprawd� mo�na by�o analizowa� to, co jest ciep�� krwi� i samym cia�em cz�owieka. Gdybym chcia� opisywa� powody, dla kt�rych kto� staje si� rewolucjonist�, oczywi�cie nie potrafi�bym by� ani dostatecznie wymowny, ani dostatecznie wstrzemi�liwy. Przyznaj�, �e mam zbyt wiele szacunku dla tych, co walcz� ze z�em - niezale�nie od tego, czy s�uszny jest ich wyb�r cel�w i metod, czy b��dny. Tutaj jednak chc� zatrzyma� si� na szczeg�lnej odmianie: na intelektualistach, kt�rzy si� adaptuj�, co zreszt� nie zmniejsza wcale ich �wie�o nabytej gorliwo�ci i zapa�u. Istnieje, jak mi si� zdaje, kilka centralnych w�z��w w ich dojrzewaniu do przyj�cia Murti_Binga. Pustka �rodowisko przedstawione przez Witkiewicza odznacza si� tym, �e nie istnieje w nim ju� religia. W krajach demokracji ludowej, tak jak wsz�dzie, religia ju� dawno przesta�a by� filozofi� ca�ych spo�ecze�stw, to jest wszystkich klas. Dop�ki najlepsze umys�y by�y zaprz�tni�te dyskusjami teologicznymi, mo�na by�o m�wi� o niej jako o systemie my�lenia ca�ego spo�ecznego organizmu, a wszystkie sprawy naj�ywiej zajmuj�ce obywateli by�y do niej odnoszone i omawiane w jej j�zyku. Ale to nale�y do zamierzch�ej przesz�o�ci. Poprzez fazy stopniowe doszli�my do braku jednolitego systemu poj��, kt�ry by ��czy� ch�opa orz�cego konnym p�ugiem, studenta zajmuj�cego si� logistyk� i robotnika w fabryce samochod�w. St�d dotkliwe poczucie oderwania, abstrakcji, jakie gn�bi inteligencj�, a w szczeg�lnym stopniu tych, co s� "tw�rcami kultury". Na miejsce religii przysz�a filozofia, kt�ra jednak w�drowa�a w dziedziny coraz mniej dost�pne dla niespecjalist�w. Rozmowy bohater�w Witkiewicza o Husserlu niewiele mog� obchodzi� nawet �rednio wykszta�conych czytelnik�w, natomiast szerokie masy wci�� zwi�zane by�y z Ko�cio�em w spos�b tylko emocjonalny i tradycyjny, bo zabrak�o intelektualnej ostro�ci i odnowy. Muzyka, malarstwo czy poezja sta�y si� czym� najzupe�niej obcym przewa�aj�cej wi�kszo�ci obywateli. Szerz�ce si� teorie sztuki wyra�nie wskazywa�y na jej rol� jako substytutu religii: "uczucia metafizyczne" mia�y si� wyra�a� w "napi�ciach czystej formy", a wi�c forma zyskiwa�a bezwzgl�dn� przewag� nad celem. Dosz�o do tego, �e wybitnie tre�ciow� sztuk� lud�w pierwotnych zacz�to interpretowa� jako znakomit� deformacj� sam� w sobie, w oderwaniu od historycznego pod�o�a, od sposobu my�lenia i odczuwania pierwotnych cywilizacji. By� w masie: wielkie pragnienie "alienowanych" intelektualist�w. Pragnienie tak silne, �e pr�buj�c je zaspokoi�, wielu z nich przesz�o drog� od skrajnie totalitarnych pomys��w, wzorowanych na Niemczech hitlerowskich, do Nowej Wiary. Co prawda �atwo stwierdzi�, �e totalitarne programy prawicy by�y niezwykle n�dznym �rodkiem. Zaspokojenia, jakich mog�y dostarczy�, sprowadza�y si� do zbiorowego ciep�a: t�um, usta otwarte do krzyku, czerwone twarze, marsze, r�ce z podniesionymi laskami. Gorzej by�o, gdy si� si�ga�o do racjonalnego uzasadnienia. Ani kult Rasy, ani nienawi�� do os�b innego pochodzenia, ani przesadne upi�kszanie tradycji w�asnego narodu nie by�y zdolne usun�� poczucia, �e ca�y taki program jest improwizacj� na chwilowy u�ytek i wisi w powietrzu. Co innego murti_bingizm. Daje on podstawy naukowe i za jednym zamachem wyrzuca na �mietnik pozosta�o�ci ubieg�ych epok: filozofi� pokantowsk�, kt�ra coraz mniej mia�a zwi�zk�w z �yciem ludzi i dlatego otoczona zosta�a powszechn� pogard�; sztuk� tworzon� dla tych, co nie mieli religii, a nie chcieli si� przyzna� przed sob�, �e jakiekolwiek polowanie na "absolut" poprzez zestawienia barw czy d�wi�k�w jest brakiem odwagi w domy�leniu rzeczy do ko�ca; mentalno�� magiczno_religijn� ch�op�w. Zamiast tego wszystkiego przychodzi jeden system, jeden j�zyk poj��. Wo�ny i windziarz w domu wydawniczym czytaj� tych samych klasyk�w marksizmu co dyrektor firmy i pisarze przynosz�cy swoje r�kopisy; robotnik i badacz historii mog� si� odt�d porozumie�. Oczywi�cie r�nica poziomu umys�owego, jaka istnieje pomi�dzy nimi, nie jest mniejsza od tej, jaka dzieli�a w wiekach �rednich doktora teologii i wiejskiego kowala. Ale podstawy s� wsp�lne. Wielka schizma zosta�a obalona. System materializmu dialektycznego po��czy� wszystkich i filozofia (to jest dialektyka) uzyska�a znowu wp�yw na �ycie, a traktowa� j� zacz�to tak powa�nie, jak traktuje si� tylko wiedz� i umiej�tno��, od znajomo�ci kt�rej zale�y chleb i mleko dla dzieci, w�asna pomy�lno�� i bezpiecze�stwo. Intelektualista zn�w sta� si� u�yteczny. On, dotychczas po�wi�caj�cy my�leniu i pisaniu chwile wolne od pracy zarobkowej w banku czy na poczcie, zyska� miejsce na ziemi, by� przywr�cony spo�eczno�ci. Ci, kt�rzy dotychczas uwa�ali go za nieszkodliwego pomyle�ca: w�a�ciciele fabryk je�d��cy pi�knymi samochodami, arystokraci ceni�cy z nauki i sztuki to tylko, co uznawa� snobizm, kupcy zaj�ci wy��cznie pieni�dzmi - odp�yn�li w niebyt albo radzi s�, je�eli wolno im dosta� posady szatniarzy i podawa� palto dawnemu swemu pracownikowi, o kt�rym m�wi�o si� w przedwojennych czasach, �e "podobno co� pisze". Tych zaspokoje� ambicji nie nale�y upraszcza�: s� one tylko zewn�trzn� oznak� spo�ecznej przydatno�ci, symbolami uznania, kt�re umacniaj� na ka�dym kroku poczucie przywr�cenia. Absurd. Chocia� nigdy nie wspomina si� o metafizycznych motywach, kt�re mog� doprowadzi� do ca�kowitej zmiany pogl�d�w politycznych, motywy te, jak si� zdaje, dzia�aj� i mo�na je obserwowa� u najwra�liwszych, najbardziej inteligentnych - i najbardziej neurotycznych. Wyobra�my sobie dzie� wiosenny w mie�cie, w jakim� kraju podobnym do opisywanego w powie�ci Witkiewicza. Jeden z jego bohater�w idzie na spacer. Dr�czy go to, co mo�na nazwa� ssaniem absurdu. Jaka jest racja istnienia tych wszystkich przedstawicieli gatunku homo, tej bezsensownej krz�taniny, tych u�miech�w, tych zabieg�w o pieni�dze, tych zwierz�cych i niem�drych rozrywek? Przy odrobinie przenikliwo�ci �atwo podzieli� przechodni�w na szereg typ�w, odgadn�� ich przynale�no�� klasow�, ich obyczaje i to, co ich w tej chwili zaprz�ta. Perspektywa czasu ulega skr�towi: wiek dzieci�cy, dojrza�y i staro�� przechodni�w zbijaj� si� w jedno, up�ywaj� w ci�gu sekundy, na miejscu przechodnia jest ju� tylko powietrze. Rozpatrywane na planie fizjologicznym istnienie tego w�a�nie przechodnia zamiast innego - nie ma �adnego sensu. Wnikaj�c natomiast w ich umys�y, odkryje si� tam nies�ychane brednie. Nie zdaj� sobie oni zupe�nie sprawy z tego, �e nic nie jest ich w�asne, �e wszystko nale�y do formacji historycznej, kt�ra ich zrodzi�a: ich rodzaj zatrudnienia, ich stroje, ich ruchy, ich odmiana u�miechu, ich wierzenia i pogl�dy. S� wcielon� si�� inercji w�a�nie przez to, �e ulegaj� z�udzeniu, i� s� sob�, nie b�d�c �adnym sob�. Gdyby to by�y dusze, jak uczy� Ko�ci�, czy monady Leibniza! Ale tamta wiara zosta�a ju� przekre�lona. Co zostaje, to wielki wstr�t do trwania szczeg�u, do tej mentalno�ci, dla kt�rej ka�de zjawisko istnieje osobno: je��, pi�, zarabia�, ob�apia�, rodzi� dzieci. I co dalej? Czy to powinno trwa�? Dlaczego ma trwa�? Takie pytanie jest ju� niemal r�wnoznaczne z tym, co si� nazywa nienawi�ci� do bur�uazji. Niech powstanie nowy cz�owiek, kt�ry nie ulega, ale przekszta�ca �wiat i my�li w skali ca�ego globu i sam stwarza formacj� historyczn� zamiast by� jej niewolnikiem. Tylko tak absurdalno�� jego fizjologicznego trwania mo�e by� odkupiona. Trzeba go zmusi� si��, przez cierpienie, do zrozumienia. Dlaczego nie ma cierpie�? Powinien cierpie�. Dlaczego nie mo�e s�u�y� jako naw�z, dop�ki jest z�y i g�upi? Je�eli intelektualista zna m�k� my�li, nie nale�y tej m�ki oszcz�dza� innym, tym kt�rzy dotychczas rechotali, pili, �arli, opowiadali g�upie dowcipy i w tym widzieli pi�kno �ycia. Intelektualista mru�y z rozkoszy oczy przypatruj�c si�, jak bur�uazja - a r�wnie� bur�uazyjno�� w ludziach - jest dr�czona. Jest to sowita nagroda za poni�enie, jakie czu�, kiedy musia� by� jednym z nich i kiedy zdawa�o si�, �e nie ma wyj�cia z tego kr�gu narodzin i �mierci. Wstydliwe rumie�czyki inteligent�w nigdy nie nawyk�ych do ostrego, surowego my�lenia, nagle z�apanych w potrzask, na przyk�ad zagnanych na akademi� w rocznic� rewolucji, akademi�, kt�ra jest im nienawistna - daj� mu chwile upajaj�ce. Ch�opi zakopuj�cy uciu�ane z�ote monety i s�uchaj�cy zagranicznego radia w nadziei, �e wojna uratuje ich od wst�pienia do ko�choz�w, na pewno nie maj� w nim sojusznika. A przecie� jest czu�y i dobry - jest przyjacielem cz�owieka, ale nie cz�owieka takiego, jaki jest. Takiego, jaki powinien by�. Nie mo�na go jednak por�wnywa� ze �redniowiecznym inkwizytorem. Tamten torturuj�c cia�o wierzy�, �e pracuje nad zbawieniem indywidualnej duszy. Ten pracuje nad zbawieniem ludzkiego gatunku. Konieczno�� Strach przed my�leniem na w�asny rachunek jest jego cech�. Nie �eby po prostu ba� si� doj�� do konkluzji niebezpiecznych. Jest to strach przed ja�owo�ci�, przed tym, co Marks nazwa� n�dz� filozofii. Pisz�c te s�owa nie jestem bynajmniej wolny od podobnego strachu. Cz�owiek (przyjmijmy to za�o�enie) mo�e by� tylko jednym z instrument�w w orkiestrze, kt�r� dyryguje bogini Historii. Dopiero wtedy g�os, jaki wydobywa ze swego instrumentu, co� znaczy. W przeciwnym razie jego najbystrzejsze nawet refleksje pozostan� rozrywk� pi�knoducha. To nie tylko jest kwestia, jak zdoby� si� na odwag� i jak wyst�pi� przeciwko innym. To o wiele bardziej zjadliwe pytanie, jakie stawia si� samemu sobie: czy mo�na rozumowa� poprawnie i pisa� dobrze, je�eli nie p�ynie si� jedynym nurtem, kt�ry jest realny, to jest - kt�ry ma w sobie �ywotno��, poniewa� jest w zgodzie z ruchem rzeczywisto�ci czy te� z prawami Historii? Wiersze Rilkego mog� by� bardzo dobre, a je�eli s� dobre, to znaczy, �e istnia�o w epoce, w kt�rej powsta�y, jakie� dla nich uzasadnienie. Wiersze podobnie oddane kontemplacji nie mog� powsta� w demokracjach ludowych - nie dlatego, �e trudno by je by�o wydrukowa�, ale dlatego, �e u ich autora impuls do ich napisania b�dzie u samego �r�d�a zam�cony: zabrak�o obiektywnych warunk�w, aby mog�y powsta� podobne wiersze. Dlatego w g��bi serca intelektualista, o kt�rym mowa, nie wierzy w pisanie do szuflady. Poddaj�c si� cenzurze i szczeg�owym ��daniom komisji wydawniczych klnie i jest zrozpaczony. R�wnocze�nie jednak powstaje w nim g��boka niewiara w warto�� literatury nie zaopatrzonej w "imprimatur". Gdy� otrzymanie "imprimatur" nie oznacza, �e wydawca ocenia warto�ci artystyczne ksi��ki czy spodziewa si� jej powodzenia u publiczno�ci. "Imprimatur" jest znakiem, �e ksi��ka pozostaje w zgodzie z doktryn�, to jest, �e autor jej umie utrzyma� si� w nurcie jedynie p�odnym, a p�odnym dlatego, �e nurt ten odzwierciedla z naukow� precyzj� przemiany rzeczywisto�ci. Materializm dialektyczny (w uj�ciu stalinowskim) odzwierciedla te przemiany, a r�wnocze�nie je kszta�tuje: kszta�tuje warunki spo�eczne i polityczne, w kt�rych cz�owiek przestaje umie� pisa� i my�le� inaczej ni� trzeba, a r�wnocze�nie to "trzeba" musi zaakceptowa�, poniewa� poza tym "trzeba" nie mo�e powsta� nic warto�ciowego. Oto kleszcze dialektyki. Pisarz poddaje si� nie tylko dlatego, �e si� boi o swoj� sk�r�. Boi si� on o co� cenniejszego - o warto�� swego dzie�a, kt�re zbaczaj�c na manowce "filozofowania" staje si�, w mniejszym czy wi�kszym stopniu, zwyk�� grafomani�. Kto znajdzie si� w dialektycznych kleszczach, musi uzna�, �e my�lenie prywatnych filozof�w nie podparte cytatami autorytet�w, jest g�upstwem. Je�eli tak jest, ca�y wysi�ek musi by� zwr�cony ku utrzymaniu si� na linii - i nie b�dzie tu ju� �adnej granicy, na kt�rej mo�na by si� zatrzyma�. Kto powie A, musi powiedzie� B. Natomiast A prze�yka si� do�� �atwo. Jest to pierwsza, niedostrzegalna pigu�ka Murti_Binga, podawana w najrozmaitszych potrawach stanowi�cych menu wsp�czesnego intelektualisty. �eby j� spostrzec, trzeba wyj�tkowo wytrenowanego umys�u, a co wi�cej: trzeba wewn�trznego porz�dku, a nie pustki. Nie jestem filozofem i nie jest moj� ambicj� badanie tego A. Nacisk zorganizowanej machiny pa�stwowej jest niczym w por�wnaniu z naciskiem przekonywaj�cej argumentacji. By�em w Polsce na zjazdach przedstawicieli r�nych dziedzin sztuki, gdzie po raz pierwszy omawiano teori� socjalistycznego realizmu. Stosunek sali do m�wc�w wyg�aszaj�cych przepisowe referaty by� zdecydowanie wrogi. Wszyscy uwa�ali socjalistyczny realizm za urz�dowo narzucan� teori�, prowadz�c� do op�akanych wynik�w, jak dowodzi� tego przyk�ad sztuki rosyjskiej. Pr�by wywo�ania dyskusji nie udawa�y si�. Sala milcza�a. Zwykle znajdowa� si� jeden odwa�ny, kt�ry przypuszcza� atak pe�en hamowanego sarkazmu, przy milcz�cym, ale wyra�nym poparciu ca�ej sali. Odpowied� referent�w mia�d�y�a atakuj�cego znacznie lepiej przeprowadzon� argumentacj� i aby wypad�a jeszcze mocniej, zawiera�a ca�kiem dok�adne pogr�ki pod adresem kariery i przysz�o�ci niesfornego osobnika. Oto schemat: argumentowa� i stwarza� niezb�dne warunki si��. Hubka i krzesiwo. M�ot i kowad�o. Po��dana iskra pojawi si�. Jest to matematycznie pewne. Twarze s�uchaczy na tych zjazdach nie by�y zbyt czytelne, bo wprawa w maskowaniu uczu� osi�gn�a ju� spory stopie� doskona�o�ci. By�y one jednak do�� czytelne, aby zauwa�y� szybko zmieniaj�ce si� nastroje. Gniew, l�k, podziw, niedowierzanie, zamy�lenie przechodzi�y falami. Mia�em wra�enie, �e bior� udzia� w widowisku zbiorowej hipnozy. W kuluarach ci ludzie mogli p�niej �mia� si� i dowcipkowa�. Ale harpun zosta� rzucony i trafi�. Dok�dkolwiek si� skieruj�, b�d� nie�li w sobie ostrze. Czy s�dz� wi�c, �e dialektyka u�yta przez referent�w by�a nie do odparcia? Tak, by�a niemo�liwa do odparcia, je�eli si� nie prowadzi�o ca�kiem zasadniczej dyskusji o metodzie. Do takiej dyskusji nikt z obecnych nie by� przygotowany. Prawdopodobnie by�aby to dyskusja o Heglu, kt�rego nie czyta�a publiczno�� z�o�ona z malarzy i pisarzy. Zreszt� nawet gdyby kto� chcia� z tym wyst�pi�, nie dopuszczono by go do g�osu. Dyskusja na podobne tematy jest - i to z l�kiem - podejmowana tylko w najwy�szych kr�gach m�drc�w. Na przyk�adzie zjazd�w artystycznych wida� dysproporcj� pomi�dzy uzbrojeniem teoretyka i tych, kt�rych ma on odpowiednio urobi�. Jest to pojedynek czo�gu z piechurem. Nie �eby ka�dy teoretyk by� bardzo inteligentny i wykszta�cony. Jednak na twierdzenia wypowiadane przez niego sk�ada si� bogaty dorobek my�lowy mistrz�w i komentator�w. Ka�de zdanie ma spoisto�� i celno�� - co nie jest zas�ug� danego teoretyka, ale dzie�, z kt�rych si� nauczy�. Jego s�uchacze s� wobec tej machiny ca�kowicie bezbronni. Mogliby co prawda wytacza� argumenty zaczerpni�te z obserwacji �yciowej - to jednak jest r�wnie ma�o wskazane, jak zapuszczanie si� w problemy podstawowe zastrze�one dla Najwy�szych. �cieranie si� teoretyka z publiczno�ci� odbywa si� na niezliczonych zebraniach zwi�zk�w zawodowych, organizacji m�odzie�y, w �wietlicach, w fabrykach, w gmachach biurowych, w izbach wiejskich, na ca�ym nawracanym obszarze Europy. I nie ulega w�tpliwo�ci, �e teoretyk wychodzi zwyci�zc� z tych zapas�w. Nie nale�y si� wi�c dziwi�, je�eli pisarz czy malarz w�tpi w celowo�� oporu. Gdyby mia� pewno��, �e dzie�o dokonywane przez niego wbrew linii oficjalnie zaleconej ma warto�� trwa�� - zdecydowa�by si� zapewne i nie troszczy�by si� o druk czy branie udzia�u w wystawach, pracuj�c nad takim dzie�em w przerwach mi�dzy bardziej zdawkowymi zatrudnieniami, przynosz�cymi mu pieni�dze. S�dzi jednak - w wi�kszo�ci wypadk�w, �e takie dzie�o by�oby artystycznie s�abe - w czym nie myli si� zanadto. Jak powiedzia�em, zabrak�o obiektywnych warunk�w. Obiektywne warunki potrzebne do zrealizowania dzie�a artystycznego s� zjawiskiem, jak wiadomo, bardzo z�o�onym: wchodzi tu w gr� pewien kr�g odbiorc�w, mo�no�� kontaktu z nimi, odpowiednia atmosfera, a co najwa�niejsze - uwolnienie si� od wewn�trznej, mimowolnej kontroli. "Nie mog� pisa�, jak