2282

Szczegóły
Tytuł 2282
Rozszerzenie: PDF
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

2282 PDF - Pobierz:

Pobierz PDF

 

Zobacz podgląd pliku o nazwie 2282 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.

2282 - podejrzyj 20 pierwszych stron:

`st Sarah West Przytul mnie Zak�ad Nagra� i Wydawnictw Zwi�zku Niewidomych Warszawa 1996 Prze�o�y�a: Barbara Gentkowska T�oczono pismem punktowym dla niewidomych w Drukarni Zak�adu Nagra� i Wydawnictw Zwi�zku Niewidomych w Warszawie, ul. Konwiktorska 9 Przedruk z wydawnictwa "Phantom Press International", Gda�sk 1991 Pisa�a M. Szyma�ska Korekty dokona�y U. Maksimowicz i K. Markiewicz Rozdzia� 1 Laine zobaczy�a ich w bramie parku. Zacisn�a kurczowo palce na brzegu �awki, by�a bardzo zdenerwowana. M�czyzna mia� na sobie obszarpane d�insy i wyp�owia�y podkoszulek. By� wysoki. Widzia�a go kiedy� na zdj�ciu. Obrzuci�a spojrzeniem niesforn�, jasnobr�zow� czupryn� i poci�g��, wyrazist� twarz, ale ca�� uwag� skupi�a na dziecku. Dziewczynka, trzymaj�c go za r�k�, podskakiwa�a rozradowana, szczebiocz�c i �miej�c si�. Laine zadr�a�a. Przez chwil� nie mog�a z�apa� oddechu. Ile� to czasu czeka�a na ten moment? Mia�a wra�enie, �e przez ostatnie osiem lat - od chwili, gdy odwr�ci�a si� od swego �pi�cego dziecka i po�piesznie opu�ci�a szpital - czeka�a na to spotkanie. Nie powinna tu przychodzi�. Nie przypuszcza�a, �e b�dzie to takie przykre. Ogarn�o j� uczucie wszechogarniaj�cej pustki. Pragn�a tylko jednego - nie zemdle�. Kilka szybkich oddech�w... T�sknym wzrokiem wpatrywa�a si� w twarz dziewczynki okolon� d�ugimi jasnymi lokami, kt�re sp�ywa�y a� na ramiona. Nie dostrzeg�a �adnego podobie�stwa do swojej szerokiej twarzy o wystaj�cych ko�ciach policzkowych. - Tatusiu, jak my�lisz, czy b�d� tam baranki? Dzieci�cy g�osik przeszy� j� na wskro�. Spojrza�a na twarz m�czyzny. U�miecha� si� z czu�o�ci� do ma�ej os�bki, a na twarzy mia� wypisan� mi�o�� do dziecka. To g��boko poruszy�o Laine. - Nie wiem kurczaczku. Chyba tak. Ale Rafferty b�dzie na pewno. Jego �agodny i przyjemny g�os potr�ci� w niej jak�� g��boko ukryt� strun�. Jak mog�a by� zazdrosna o kogo�, kto ub�stwia� sw� c�rk�, kto wychowa� j� od niemowl�cia, a w ka�d� sobot� zabiera� j� do zoo w pobliskim parku? A jednak czu�a zazdro��, dot�d obc� jej racjonalnej, ch�odnej psychice. - Kocham Raffertego! Tatusiu, czy mo�emy wzi�� tak� owieczk� do domu? - Wiesz, �e nasi s�siedzi nie byliby tym zachwyceni. A poza tym nie mamy do�� trawy, �eby j� wykarmi�. - Przecie� mogliby�my kupowa� dla niej jedzenie. Tak bardzo chcia�abym mie� owieczk�. - Obawiam si� �obuziaku, �e Fruitcake musi ci wystarczy�. - Tylko Fruitcake? W�a�nie j� mijali. Ogarn�o j� przera�enie. Czu�a, �e nie mo�e pozwoli� im tak po prostu odej��. Jedno spojrzenie to za ma�o. Musi j� pozna�, m�wi� do niej, dotkn��, przytuli�... Zupe�nie nie zdaj�c sobie z tego sprawy wsta�a i posz�a za nimi. Nie by�a to �wiadoma decyzja, po prostu - impuls. Pami�ta�a, �e Agencja Adopcyjna stara�a si� za wszelk� cen�, aby Laine unikn�a tego spotkania. Czu�a si� teraz tak, jakby traci�a cz�stk� samej siebie. Stara rana, kt�r� czas prawie uleczy�, otworzy�a si� na nowo. Jake Bennington - dobrze zna�a to nazwisko, podobnie jak imi� dziewczynki, Abigail - pokaza� karnet i oboje weszli na dziedziniec. Ma�a z okrzykiem zachwytu podbieg�a do dw�ch nowo narodzonych jagni�t, �apczywie ss�cych mleko swej matki. Laine jak automat sz�a za nimi. - Czy� nie s� �liczne...? W g�osie Abby s�ycha� by�o rado�� o�mioletniego dziecka z poznania czego� nowego. - Oczywi�cie. S� te� bardzo delikatne. Jake przykucn�� obok c�reczki i ostro�nie g�adzi� jedno z jagni�t. Poczu�a do niego niech��, nie wiadomo dlaczego. - Ja te� mog�...? - Ostro�nie, kochanie. Nie przestrasz ich. Dwie g�owy, m�czyzny i dziecka, pochyli�y si� nad zwierz�tkami. Nie by�o mi�dzy nimi miejsca dla nikogo obcego. Laine dyskretnie otar�a �zy i w ko�cu pos�ucha�a g�osu rozs�dku. Nie mo�na tego przed�u�a�! Zebra�a si� resztk� si� i odesz�a. ** ** ** Przez ca�y weekend walczy�a sama ze sob�. Przyjecha�a do Burchester, by odnale�� c�rk�. Teraz jednak musi wyjecha�. Ze znalezieniem pracy i mieszkania nie b�dzie problemu. Na wykwalifikowanych ksi�gowych z praktyk� zawsze jest zapotrzebowanie. Jednak wci�� nie mog�a si� zdecydowa�. Je�li teraz wyjedzie, straci z Abby wszelki kontakt. Gdyby tu zosta�a, mog�aby j� czasami widywa�. Wiedzia�a, do kt�rej szko�y chodzi, mog�aby j� obserwowa� na boisku i gdy wraca do domu. Po prostu - przelotne spojrzenia, kt�re daj� spok�j jej zg�odnia�ej duszy. Mog�a te� widzie� jak dorasta, wychodzi za m��... Nie, to tylko przed�u�y�oby jej cierpienie! Chyba lepiej nie wiedzie� co si� dzieje z dzieckiem, lepiej go nigdy wi�cej nie widzie�. Jak rozs�dna i opanowana by�a wtedy, gdy podejmowa�a t� decyzj�! Jednak p�niej nast�pi�o to okropne poczucie winy i zrozumienie, �e porzuci�a co� bardzo cennego! Przez lata trudnych studi�w, pod lawin� fakt�w i cyfr, stara�a si� zapomnie� o dziecku. Jednak kiedy nieoczekiwanie pojawi�a si� mo�liwo�� odszukania c�rki, skorzysta�a z niej bez wahania. Teraz w�a�nie zbiera owoce tej decyzji. Ranek przyni�s� ulg�. Przez kilka godzin nie b�dzie mia�a czasu, by dr�czy� si� my�l� o trudnych sprawach. Musia�a wsta� i pojecha� do centrum Burchester - do Victorian Mansion - gdzie mie�ci�o si� biuro jej szefa. Gdy wesz�a do swego pokoju, czeka�a na ni� wiadomo��. Mia�a spotka� si� ze swym wsp�pracownikiem Rogerem Prentice. Mia� pi��dziesi�t lat, ale by� uosobieniem energii. W ci�gu ostatnich dni przej�� na siebie prawie ca�y ci�ar bie��cych spraw. Jego gabinet by� jak zwykle zawalony stosem papier�w pi�trz�cych si� dos�ownie wsz�dzie. - Ca�kiem ci� zasypa�o! - krzykn�a na powitanie. - Jak sobie z tym dajesz rad�? Odwzajemni� si� zdawkowym u�miechem. - Nie narzekam. Siadaj. Usiad�a na wolnym krze�le, zak�adaj�c nog� na nog�. Mia�a na sobie kremow�, p��cienn� sp�dniczk�, kt�r� w�o�y�a korzystaj�c z ciep�ego wiosennego dnia. W po��czeniu z zielon� bluzk� tworzy�a zestaw bardzo kobiecy. - W pi�tek po po�udniu, gdy ciebie ju� nie by�o, odebra�em telefon. - By�am u Jacksona - wtr�ci�a szybko. - Wiem. Um�wi�em ci� z klientem na dzisiejsze popo�udnie. Chyba jeste� wolna...? - Nie ma sprawy, cho� mam mn�stwo innej roboty. Do �rody mam odda� sprawozdanie podatkowe dla Jacksona. - Ta sprawa to tylko wst�pna rozmowa. Facet nazywa si� Jake Bennington. Ma w okolicy kilka klub�w odnowy biologicznej. Laine prze�kn�a �lin�. Poprzez szum w uszach us�ysza�a sw�j w�asny g�os. - Ma tu przyj��? - Tak. Chce, by�my udzielili mu porady w sprawach finansowych. Chodzi o przelew got�wki. Ma z tym jakie� problemy, a ty jeste� specjalistk� w po�yczkach. Zajmiesz si� nim, dobrze? Wsta�a. W g�owie mia�a zam�t. Nie wiedzia�a, co ma my�le�. By�a zdecydowana wyjecha�, a tu sam los postawi� na jej �cie�ce Jake'a Benningtona. - Dzi�ki ci, Roger. Oczywi�cie, spotkam si� z nim. Zupe�nie oszo�omiona wr�ci�a do swego gabinetu i ci�ko opad�a na fotel. Patrzy�a niewidz�cym wzrokiem na za�miecone biurko. Jake Bennington! Stan�� przed ni� jak �ywy: wysoki, szczup�y, mocny. Cz�owiek, na kt�rym mo�na si� oprze�. By� idealn� reklam� systemu odnowy biologicznej, kt�r� propagowa�. Hu�taj�c si� na krze�le my�la�a, �e b�dzie teraz dla niego pracowa�. Oczywi�cie! Wszystko, co mia�a zrobi�, to spotka� si� z nim i zaj�� jego spraw�: uczciwie, logicznie, profesjonalnie. Jest po prostu jednym z klient�w. Kiedy punktualnie o trzeciej zjawi� si� w jej pokoju, musia�a przywo�a� ca�y sw�j ch�odny profesjonalizm, by spokojnie go przywita�. Wygl�da� inaczej ni� wtedy, w parku. W nieskazitelnym, szarym garniturze m�g�by by� przyk�adem eleganckiego businessmana. Promieniowa� jak�� tajemnicz� si�� i m�sko�ci�. - Mi�o mi pana pozna�, panie Bennington. - Panna Tyson, prawda? Mam nadziej�, �e dobrze wymawiam pani nazwisko - wyci�gn�� r�k�. - Dzie� dobry. Laine odnios�a wra�enie, �e znaj� si� od lat. Ku swemu zdziwieniu zobaczy�a w jego oczach iskierki sympatii. - Witam pana! Mo�e fili�ank� herbaty? Jego u�miech przyprawi� j� o przy�pieszone bicie serca. - Ch�tnie. Dzi�kuj�. - Prosz� usi���. Za moment wr�c�. Zam�wi�a herbat�, szcz�liwa, �e chwilowa przerwa pozwoli jej odzyska� r�wnowag�. W tym czasie Jake postawi� na pod�odze sw� wypchan� teczk� i wydoby� z niej plik dokument�w. - Czy zna pani moj� spraw�? - Chodzi o przelew got�wki? - Zgadza si�. Potrzebuj� kolejnej po�yczki, ale bank nie chce mi jej udzieli� bez wi�kszej ilo�ci danych i odpowiednich zabezpiecze�. - Na co pan chce przeznaczy� ten kredyt? - Chc� wyposa�y� klub, kt�ry otwieram w przysz�ym miesi�cu. - Rozumiem. Ile pan posiada klub�w? - Pi��. Ten b�dzie sz�sty. - A dzia�a pan, je�li si� nie myl�, zaledwie rok? - Osiemna�cie miesi�cy. Ma to jakie� znaczenie? - Za szybko si� pan rozwija. To do�� powszechny problem. - No c�, pani si� na tym zna. Co powinienem zrobi� w tej sytuacji? - Prosz� da� mi troch� czasu. Zanim udziel� porady, musz� si� zorientowa� w sprawie, tak�e w banku. - To brzmi optymistycznie, panno Tyson, ale ja nie mam czasu. Wierzyciele depcz� mi po pi�tach. Laine u�miechn�a si�. - Przystopujemy ich, przynajmniej czasowo. Poczekaj�, gdy im powiem, �e zg�osi� si� pan po porad� finansow�. U�miechn�� si� szeroko. Jego poci�g�� twarz pokry�a siateczka bruzd i zmarszczek, tworz�c interesuj�cy rysunek. - To ju� co�! - znowu si� u�miecha�. Zignorowa�a ten u�miech. Odp�dzi�a g�upie my�li i spr�bowa�a skupi� si� na sprawie. - Chcia�bym rozwin�� sie� klub�w w miastach na terenie ca�ego kraju - powiedzia� zbieraj�c si� do wyj�cia. - Kultura fizyczna jest potrzebna. Czy widzia�a pani kt�ry� z moich klub�w? Laine zarumieni�a si�. Przypomnia�a sobie, jak przychodzi�a do klubu Burchester, by zdoby� informacje o jego prywatnym �yciu, o miejscach, gdzie najcz�ciej bywa... W�a�nie tam dowiedzia�a si� o jego sobotnich wizytach w parku. - Je�li chodzi o �cis�o��, to by�am w jednym z tutejszych klub�w - przyzna�a. - Wspania�y! - ͌wietnie! A inne pani widzia�a? Potrz�sn�a g�ow�. Jake spojrza� na zegarek. - Je�li nie ma pani nic przeciwko temu, mogliby�my pojecha� do Birmingham. Mam tam dwa kluby. Obydwa s� wi�ksze od tutejszego. - Dobrze - Laine nagle zapragn�a odrobiny szale�stwa. Jake patrzy� na ni� w taki spos�b, �e serce zabi�o jej szybciej. Taki ma�y wypad w interesach, to przecie� nic z�ego - usprawiedliwia�a si� w my�lach. A ze spraw� Jacksona na pewno zd��y. - W porz�dku - podnios�a si� z krzes�a. - Wprawdzie mam jeszcze mn�stwo pracy, ale skusi� mnie pan. Musz� du�o wiedzie� o pa�skich interesach, bym mog�a dobrze si� nimi zaj��. - Ja za� musz� wiedzie� wszystko o pani! Mi�kko wym�wione s�owa i ton jego g�osu sprawi�y, �e przeszy� j� dreszcz. Gdy zdejmowa�a p�aszcz z wieszaka, dr�a�y jej r�ce. Nie by�a przygotowana na takie komplikacje. Ale taki mi�y, niezobowi�zuj�cy kontakt na p�aszczy�nie interes�w pozwoli jej nadal widywa� c�rk�, a tego bardzo pragn�a. Zdecydowa�a si�. W ostatniej chwili ogarn�a j� panika. Jak mog�a osobi�cie anga�owa� si� w zwi�zek z m�czyzn�, kt�ry by� przez osiem lat opiekunem jej c�rki? Jednak odrzuci�a te obawy. - Nie us�yszy pan nic ciekawego, panie Bennington. - Prosz� mi m�wi� Jake... Zostawi�a sekretarce wiadomo�� dok�d si� wybiera, po czym wyszli. - Panie Bennington... - Jake - poprawi�, otwieraj�c drzwiczki bia�ego sportowego wozu. Patrzy�a, jak przekr�ca kluczyk w stacyjce, a potem - gdy silnik zapali� - jak wrzuca wsteczny bieg. - Czy jest jaki� pow�d, dla kt�rego musimy by� tacy oficjalni? - zapyta� �agodnie. - Czy nie mo�emy si� bli�ej pozna�?... Przecie� nie jest to sytuacja: pacjent_lekarz. - Nie - za�mia�a si� z zak�opotaniem. - Zawodowych przeciwwskaza� nie ma, ale mimo wszystko s�dz�, �e nie jest to zbyt dobry pomys�. - Wi�c b�d� musia� ci� przekona�. Twoja sekretarka nazywa�a ci� Laine. Czy to skr�t od Elaine? - Nie. Takie imi� otrzyma�am na chrzcie. Moja matka chcia�a, �eby by�o niezwyk�e. - Podoba mi si�, bo pasuje do ciebie. Jechali autostrad�. "Bo�e! - my�la�a gor�czkowo. - Nie chc� zosta� stron� w tr�jk�cie". My�l o tym, �e przybrany ojciec Abby jest kobieciarzem spowodowa�a, �e poczu�a si� g�upio. Jednak przecie� kocha� jej dziecko; mo�e nale�a�o mu wybaczy� t� s�abostk�? W��czy� radio i w samochodzie rozleg� si� d�wi�k elektrycznych gitar. Laine opar�a si� wygodniej i obserwowa�a szerok� wst�g� autostrady. Jake zjecha� w stron� miasta i w��czy� si� w ruch uliczny. Wjecha� w jak�� uliczk� i zatrzyma� w�z przed du�ym o�rodkiem. Uwa�nie obejrza�a szyld nad drzwiami. - Podobaj� mi si� nazwy, jakie nadajesz swoim klubom. - "Hygeia". Pomy�la�em, aby wezwa� bogini� zdrowia! - Ju� widz� jak kluby "Hygeia" wyrastaj� w ca�ym kraju jak grzyby po deszczu. To dobrze brzmi. O�rodek wygl�da� wr�cz imponuj�co. Nie mia�a �adnych w�tpliwo�ci, na co posz�y pieni�dze. Je�li przy budowie innych klub�w by� tak samo rozrzutny, to nic dziwnego, �e mia� k�opoty finansowe! - Pieni�dzy tu nie oszcz�dzano - zauwa�y�a cierpko. - Nie - powiedzia�. - W�o�y�em w to ca�ego siebie. Inne s� skromniejsze. Pozosta�e obiekty wyposa�y�em dokonuj�c ma�o zmian, chocia� dr�czy�o mnie, �e musz� oszcz�dza�. - Trzeba rozwija� interes stopniowo, w miar� jak b�dzie przynosi� zyski. - Na pewno b�dzie! - stwierdzi� z wiar�. Sala gimnastyczna wygl�da�a niczym jakie� rusztowanie z rur i pr�t�w krzy�uj�cych si� we wszystkich mo�liwych kierunkach. Kiedy podeszli bli�ej, poszczeg�lne elementy zacz�y nabiera� sensownych kszta�t�w. Wi�kszo�� przyrz�d�w by�a zaj�ta. Jake gestem przywo�a� m�czyzn� o wygl�dzie emerytowanego boksera, lekko �ysiej�cego ze sp�aszczonym nosem. - Jak idzie? - zapyta� Jake. - W porz�dku, szefie. Wszystko zaj�te. Jake poklepa� go po ramieniu. - Dobra robota, Len. - Sauny s� tam - wyja�ni� Jake. - U g�ry jest druga sala gimnastyczna: drabinki, r�wnowa�nie, liny, materace. Sporo ludzi woli tradycyjny rodzaj �wicze�. M�wi�c to zaprowadzi� j� na g�r�. Kilku m�czyzn trenowa�o szermierk�. Inna grupa �wiczy�a karate czy te� judo. - Wspania�a sala! - A obok wej�cia, widzisz, mamy bufet! - Zdrowa �ywno�� i �adnego alkoholu?... - Zgad�a�. Sprzedajemy frytki i r�ne chrupki. Czy chcesz obejrze� pozosta�e budynki? A potem pozwolisz zaprosi� si� na obiad? U�miecha� si�. Z jego oczu mo�na by�o wyczyta�, �e chce nawi�za� z ni� bli�szy kontakt. Napotkawszy jego wzrok Laine poczu�a, �e si� rumieni. Ale za chwil� ogarn�� j� ch��d. Spojrza�a na zegarek. - Czy twoja �ona nie czeka na ciebie? - zapyta�a. Twarz Jake'a do tej pory tak bardzo o�ywiona, w jednej chwili posmutnia�a. Schowa� si� jak �limak do skorupki. Przymkn�� oczy, a zmarszczki wok� ust pog��bi�y si�... - Moja �ona - powiedzia� oschle - umar�a trzy lata temu, ale dobrze, �e mi przypomnia�a�. Moja c�rka jest zawsze taka nieszcz�liwa, je�li nie ma mnie w domu wieczorem. Mia�a wra�enie, jakby kto� zdzieli� j� obuchem w g�ow�. Nie wiedzia�a o tym! Podczas poszukiwa� nie natkn�a si� na tak istotny szczeg�! - Jake, tak mi przykro. C� wi�cej mog�a powiedzie�? Wyrazy �alu czy przeprosiny by�y nie na miejscu. Nie zna�a przecie� jego �ony, a jego samego pozna�a dopiero dzi�. - Odwioz� ci�. By� uprzejmy, ale poprzednia swoboda znikn�a bez �ladu. Schowa� si� w sobie, by� daleki i ch�odny. Podwi�z� j� na parking, gdzie sta�a jej toyota i po�egna� si�. - Dobranoc Jake. Zadzwoni�, gdy b�d� mia�a jakie� dane. - Zadzwo� do domu. Tam mam swoje biuro. Nawet nie wysiad� z samochodu. Skin�� g�ow�, nacisn�� peda� gazu i odjecha�. Laine poczu�a si� jak ukarana. Ale za co?... Pytaj�c o jego �on�?... A mo�e dostrzeg� w jej g�osie z�o�liwo��?... �e te� nie sprawdzi�a, �e jest wdowcem! Jednak �wiadomo�� tego faktu wywo�a�a w niej niezwyk�e o�ywienie. Nie do wiary! A wi�c mia�a szans� zosta� przybran� matk� swojej c�rki! Szybko odsun�a t� pokus�. Czy naprawd� chcia�aby zosta� �on� Jake'a, czy kogokolwiek innego? Z drugiej strony sam los stwarza� jej sytuacj�, �e mo�liwo�� bycia z c�rk� sta�a si� realna! Musi wykorzysta� t� szans�. Nigdzie nie wyjedzie. Bez wzgl�du na konsekwencj�, pozostaje w Burchester. Rozdzia� 2 Zaparkowa�a w�z i wesz�a na werand�. Przez drzwi frontowe wchodzi�o si� wprost do pokoju wypoczynkowego, kt�ry zajmowa� prawie parter tego niewielkiego domku. Do pomieszcze� na g�rze prowadzi�y ma�e kr�cone schodki. Zanios�a rzeczy do swego pokoju i rzuci�a je na krzes�o. Zesz�a na d�. Opar�a czo�o o ch�odn� szyb�. S�o�ce w�a�nie powoli zachodzi�o i d�ugi cie� wype�nia� t� niewielk� zamkni�t� przestrze�; dywan delikatnych, r�owo_liliowych kwiat�w o�wietla�y zachodz�ce promienie. Laine unios�a g�ow�, urzeczona tym pi�knem. Nagle roze�mia�a si� sama do siebie. Odwr�ci�a si� na pi�cie i podesz�a do wielkiej kanapy, stoj�cej na �rodku pokoju. Z rozkosz� zapad�a w mi�kkie, pluszowe poduchy. Wyci�gn�a nogi i za�o�ywszy r�ce pod g�ow�, rozkoszowa�a si� b�ogim odpoczynkiem. Nie ma si� czym przejmowa�! Mia�a dom, przynajmniej tak d�ugo, jak by�a w stanie sp�aca� raty. By�a szcz�liwa w Burchester. Lubi�a swoj� prac�, a dom by� inwestycj�, kt�r� lata studi�w pe�nych wyrzecze� uczyni�y realn�. Tak. Z kt�rej strony by nie patrze�, pozostanie w Burchester mia�o sens. W nag�ym przyp�ywie energii pobieg�a do kuchni. By�a g�odna. Wspomnienie obiadu, kt�ry odrzuci�a, wywo�a�o w niej lekki �al. No c�, przesz�o�ci nie zmieni, liczy si� tylko jutro! Jutro, kt�re tak�e mo�e oznacza� bliskie kontakty z c�rk�. Te marzenia i plany spowodowa�y bezsenn� noc. Nazajutrz ostro zabra�a si� do pracy. Uporawszy si� z najpilniejsz� spraw� Jacksona, wzi�a si� za dokumenty Jake'a. Nie by�o to �atwe. Panowa� w nich taki ba�agan, �e ma�o kto m�g�by si� w tym po�apa�. Zawiera�y jednakÿe wszelkie potrzebne dane. Uporz�dkowanie tego wszystkiego zaj�o jej �rod� i czwartek, ale w pi�tek rano wiedzia�a ju�, co zrobi�, by uratowa� jego interesy. Si�gn�a po telefon. Przez d�u�sz� chwil� zastanawia�a si�, co ma powiedzie�. Wybieraj�c numer pomy�la�a, �eby lepiej nie by�o go w domu, ale gdy us�ysza�a w s�uchawce kobiecy g�os, serce podskoczy�o jej do gard�a. Szybko opanowa�a si�. - Czy mog� prosi� pana Benningtona? - Niestety, nie ma go w tej chwili. Mo�e co� przekaza�? - Jak mog� si� z nim skontaktowa�? To wa�ne. - Niestety, to b�dzie trudne, bo ma dzi� do za�atwienia mn�stwo spraw. A kto m�wi? - Nazywam si� Laine Tyson z firmy Prentice and Co. Czy mog�aby pani przekaza�, �eby zadzwoni� do mnie? B�d� w biurze do wp� do sz�stej. - Oczywi�cie, prosz� pani. Powinien wr�ci� do tego czasu. - Dzi�kuj�. Do widzenia. "Kim by�a ta kobieta? - my�la�a zdenerwowana. - Prawdopodobnie gospodyni. Przecie� potrzebowa� kogo� do sprz�tania, do opieki nad Abby, gdy by� nieobecny. Spokojnie! B�d� rozs�dna! Denerwowa� si� tylko dlatego, �e kobieta odebra�a telefon!" W�a�ciwie, co to j� mog�o obchodzi�? Jednak nie by�a w stanie ukry� niepokoju nawet sama przed sob�, wi�c zanim oko�o pi�tej zadzwoni� telefon, siedzia�a jak na szpilkach. - Pan Bennington! - oznajmi�a sekretarka. - S�ucham! - Laine, w�a�nie dowiedzia�em si�, �e dzwoni�a�. Z ulg� ws�uchiwa�a si� w jego g�os. By�o w nim odpr�enie i przyja��. Odetchn�a z ulg� i zacz�a m�wi�, o co chodzi. - ...Wi�c jak widzisz, musimy si� zobaczy� i to jak najszybciej. Czy b�dzie to mo�liwe dzi� po po�udniu, czy musimy czeka� do poniedzia�ku? - A mo�e spotkamy si� dzi� wieczorem lub w czasie weekendu? Czy ci to odpowiada? Ogarn�a j� fala gor�ca. - Oczywi�cie, je�li to tylko mo�liwe, zawsze idziemy klientowi na r�k�. - To si� nazywa obs�uga. Dzi� wieczorem, mo�e o �smej? - �wietnie. B�d� o �smej. Od�o�y�a s�uchawk�. Ciekawe, czy Abby b�dzie ju� spa�a? Czy zobacz� j�? Zna�a otoczenie domu, w kt�rym mieszka�a jej c�rka. Przechodzi�a tamt�dy kilka razy. Miejsce by�o raczej opustosza�e, wi�c nie chcia�a si� tam cz�ciej pojawia�, bez wywo�ania podejrze�. Park miejski, to zupe�nie co innego. W�a�nie z tego powodu go wybra�a, aby j� zobaczy� po raz pierwszy. Teraz w�a�nie zobaczy wn�trze tego szacownego domu! Nawet, je�li tam nie ujrzy Abby, zawsze b�dzie mog�a przywo�a� obraz miejsca, w kt�rym ona przebywa. Wystarczy, �e b�dzie pami�ta� j� i JAke'a. Wzi�a si� w gar�� i zaj�a si� przekopywaniem dokument�w. Z ulg� zako�czy�a prac�, zabra�a swoje rzeczy oraz papiery Jake'a. Czu�a, �e zbli�a si� nieuniknione. Ten wiecz�r b�dzie kamieniem milowym. Bez wzgl�du na to jak si� sprawy potocz�. ** ** ** Podjecha�a przed dom Jake'a i zatrzyma�a si� przed frontowymi drzwiami. Wysiad�a, zabieraj�c z tylnego siedzenia jego dokumenty. Nacisn�a dzwonek. Us�ysza�a czyje� kroki i dzieci�cy g�osik uciszaj�cy psa. Drzwi ostro�nie uchyli�y si� na tyle, by przez w�sk� szpar� mog�o wyjrze� dziecko i pies. Laine przycisn�a do piersi teczk� z dokumentami, zas�aniaj�c si� nimi jak tarcz�. Tak chcia�a porwa� ma�� w st�sknione ramiona i przytuli�. Oczy dziewczynki b�yszcza�y ciekawo�ci�, ale u�miecha�a si� w spos�b wymuszony. - Dobry wiecz�r! - Dobry wiecz�r! Jestem Laine Tyson. Mia�am zobaczy� si� z twoim tat�. - Abby! - w g��bi domu rozleg� si� ten niezapomniany g�os. - Popro� pann� Tyson! Przecie� nie wejdzie, gdy stoisz w drzwiach! Abby odsun�a si� i zawo�a�a psa. - Fruitcake (Fruitcake - tort owocowy), do nogi! Laine u�miechn�a si�. Napi�cie, kt�re do tej pory odczuwa�a, zel�a�o. A wi�c to by�a Fruitcake! Od razu by�o wida� czemu ten piesek zawdzi�cza swoje imi�. Jego pi�kn�, kremow� sier�� niemal na ca�ym ciele zdobi�y ma�e br�zowe plamki. Abby mia�a na sobie b��kitn� nocn� koszulk� w r�owe kr�liczki i w�osy zwi�zane gumk�. Drobne paluszki wygl�da�y z puszystych domowych kapci. Pachnia�a myd�em i talkiem. Laine podnios�a wzrok na Jake'a stoj�cego par� krok�w dalej. - Dobry wiecz�r, Jake. - Witaj. Abby, teraz, gdy ju� zobaczy�a� pann� Tyson, mo�esz i�� do ��ka. Za pi�� minut przyjd� powiedzie� ci dobranoc. - Czy musz�? - Abby zamkn�a drzwi. - Musisz, naprawd�. Mamy z pann� Tyson du�o pracy. No, marsz na g�r�! - No dobrze - Abby u�miechn�a si� grzecznie. - Dobranoc. - Dobranoc, Abby. Bardzo si� ciesz�, �e ci� pozna�am. Gdyby wiedzieli jak bardzo. Oboje patrzyli na dzieci�c� figurk� wdrapuj�c� si� wraz z nieodst�pn� Fruitcake po schodach. Jake odwr�ci� si� do Laine. - Prosz� dalej. Daj te papierzyska. Nie s�dzi�em, �e jest tego tak du�o. Jeszcze p�aszcz... - Dzi�kuj�. Zdj�a jasny, lekki prochowiec i poda�a Jake'owi. Mia�a na sobie swoj� ulubion� letni� sukienk� z d�ugimi r�kawami. Wiedzia�a, �e ta ��tobr�zowa tonacja odbija si� z�otym �wiat�em w jej w�osach, a szeroka, powiewna sp�dnica podkre�la szczup�o�� talii i n�g. Szeroki br�zowy pasek i d�ugie kolczyki z tygrysiego oka dope�nia�y ca�o�ci. Jake zaprowadzi� j� do salonu urz�dzonego wygodnie i ze smakiem, chocia� meble i dywan wygl�da�y na nieco podniszczone. �agodne odcienie zieleni i b��kitu tworzy�y atmosfer� mi�ego ch�odu i zach�ca�y do wypoczynku. Kominek i wi�niowe lampy dodawa�y ciep�ego blasku. - Mo�e drinka? Szkocka, brandy czy sherry? - Je�li mo�na, poprosz� brandy z imbirem. Jake podszed� do baru. Gdy przygotowywa� drinki, przygl�da�a si� jego wysokiej, szczup�ej postaci, szerokim barkom i w�skim biodrom. Tym razem mia� na sobie spodnie od dresu i bia�� koszulk� gimnastyczn�. Wzi�a szklaneczk� z napojem i u�miechaj�c si� podnios�a do ust. - Na zdrowie! Jake upi� nieco i odstawi� szklaneczk�. - P�jd� sprawdzi�, czy Abby jest w ��ku. Zaraz wracam. Laine u�miechn�a si� z przymusem. - Jest cudowna. Musisz by� z niej bardzo dumny. - I jestem. Gdy wyszed�, zacisn�a dr��ce d�onie na szklance, przymkn�a oczy usi�uj�c powstrzyma� �zy cisn�ce si� do oczu. Musi wzi�� si� w gar��, inaczej nic z tego nie b�dzie. To nic! To przecie� pierwszy raz! Pierwszy raz mo�e rozmawia� ze swoim dzieckiem, kt�re kiedy� musia�a zostawi�. Nast�pnym razem b�dzie �atwiej. Szcz�cie, �e Jake wyszed�. Przynajmniej mia�a czas, by si� uspokoi�, opanowa� wzruszenie. Dopi�a drinka i otar�a oczy. - Za mocne? - Troszeczk� - z ulg� chwyci�a si� tego pomys�u. - Nie powinnam pi� tak szybko. Jake u�miechn�� si�. - Widz�, �e prawie sko�czy�a�. Zrobi� ci jeszcze? - Nie, dzi�kuj�. Chyba mam do��. Wzi�� swoj� szklank� i dopi� zawarto��. - No to bierzemy si� do pracy. Chod�my do mojego gabinetu. Wezm� papiery. Przeszli do niewielkiego pokoju, w kt�rym sta�o biurko, par� krzese� i p�ki z ksi��kami. - Ciekawy jestem, co takiego wymy�li�a� - powiedzia�, gdy usiedli. W ci�gu nast�pnej godziny Laine omawia�a swoje wyliczenia. W ko�cu przesz�a do wniosk�w. - Jake, nie mo�esz pozwoli� sobie na tak� po�yczk�. Nie b�dziesz w stanie sp�aca� kredytu. Poch�onie to wi�kszo�� twoich dochod�w. Nie jest to rozs�dne! Jake wsta� i zacz�� nerwowo chodzi� po pokoju. - Nie zgadzam si�. Mam ju� ziemi� i budynki. Je�li nie wykorzystam tego, b�d� p�aci� czynsz i podatek za nie. - To prawda, ale mo�esz zrobi� z tych pomieszcze� tradycyjne sale gimnastyczne i wyposa�a� je w nowy sprz�t w miar� osi�gania zysku. W tym czasie skoncentruj si� na zwi�kszeniu dochod�w z dotychczasowych obiekt�w. Zamy�lony Jake nadal przemierza� pok�j. Laine zamar�a, nie chcia� przyj�� jej rozwi�zania. Jego firma mo�e upa��. "Moja rada ci nie w smak - my�la�a ze z�o�ci� - a nikt inny lepszej ci nie udzieli. R�b, co chcesz. Mnie to nie obchodzi." Ale obchodzi�o j�. Nawet bardzo. Nie tylko z tego powodu, �e wszystko co dotyczy�o Jake'a, dotyczy�o r�wnie� Abby, ale dlatego, �e chcia�a sta� si� cz�ci� ich �ycia. Je�li Jake odrzuci jej ekspertyz�, odrzuci r�wnie� j�. Przesta� chodzi� po pokoju. - Nie podoba mi si� twoje rozwi�zanie - powiedzia� szorstko. - Ale "nie po to trzymam psa, by samemu szczeka�" - jak to si� m�wi. Zrobi� tak, jak zaproponowa�a�. U�miechn�� si�, a ona odetchn�a z ulg�. - To dobrze. Z mniejsz� po�yczk� nie powinno by� trudno�ci. - Wi�c postanowione. Napijesz si� jeszcze? - Nie powinnam. Jad� samochodem. - Wi�c mo�e kawy? Zostaw to wszystko i chod�my do salonu. Laine po�o�y�a papiery na biurku, zabieraj�c tylko swoje notatki. - Usi�d�. Zaraz zrobi� kaw�. W chwil� p�niej na stoliku obok kominka bulgota� ekspress do kawy. Pojawi�y si� dwie fili�anki, �mietanka, cukier i herbatniki. Jake wyci�gn�� si� w fotelu, u�miechaj�c si� do niej jak aktor filmowy. - Powiedz, jak to si� sta�o, �e taka pi�kna kobieta zosta�a doradc� finansowym? - A co ma jedno z drugim wsp�lnego? Zawsze lubi�am matematyk�, mam �cis�y umys�. Pomy�la�am, �e szkoda go marnowa�. Poza tym to dobry zaw�d. M�j ojciec pracuje w ksi�gowo�ci w wielkiej firmie i to on podsun�� mi my�l o studiach. Chcia�, abym by�a lepsza ni� on. - I uda�o ci si�. Twoi rodzice mieszkaj� tutaj? - Nie, mieszkaj� w Surrey, na po�udnie od Londynu. Teraz rzadko ich widuj�. - Brakuje ci ich? - Czasami, cho� nie byli�my z�yci... W przeciwnym wypadku nigdy by nie nalegali, �eby porzuci�a swoje dziecko, bez wzgl�du na ni� sam� i jej odczucia. Gdyby ojciec chcia� j� przyj�� oraz dziecko wtedy, gdy robi�a matur�, a potem zdawa�a egzaminy na pierwszy rok College'u... Wtedy na pewno poradzi�aby sobie. Ale nie dali jej szansy. Ojciec postawi� ultimatum: albo odda dziecko do adopcji, albo wyrzuc� j� z domu i b�dzie musia�a �y� z zasi�ku dla bezrobotnych. W wieku siedemnastu lat takie ultimatum jest wyrokiem! Ekspress przesta� bulgota� i Jake pochyli� si�, by nape�ni� fili�anki. - �mietanki? - Odrobin� i bez cukru. - Pocz�stuj si� herbatnikiem. - Dzi�kuj�. A gdzie s� twoi rodzice? - zapyta�a. - S� za granic�. Ojciec jest wyk�adowc� na uniwersytecie w Kanadzie. - To dlatego ty te� by�e� kiedy� naukowcem? Laine prze�kn�a �lin�. Jak mog�a tak si� wygada�! U�miechn�a si� niewyra�nie. - Bringstone to plotkarska mie�cina. Wiem, �e zanim zaj��e� si� Klubami Odnowy, wyk�ada�e� histori� wsp�czesn�. Przecie� mog�a trafi� na t� wiadomo�� przypadkiem. Nie m�g� podejrzewa�, �e celowo zbiera�a o nim informacje, a w Biurze Adopcyjnym powiedziano jej o nowych rodzicach jej dziecka. - To prawda - u�miechn�� si� w spos�b, kt�ry Laine przyprawi� o dr�enie. - Nie wygl�dam na naukowca? - Wygl�dasz. Masz inteligentn� twarz. - Dzi�ki! Rzeczywi�cie, studiowanie bawi�o mnie i by�em nawet niez�ym historykiem, ale wyk�ady �miertelnie mnie nudzi�y. Trzyma�em si� tego, p�ki �y�a moja �ona, ale po jej �mierci postanowi�em zmieni� styl �ycia. Potrzebowa�em czego� bardziej aktywnego, gdzie m�g�bym si� sprawdzi� jako przedsi�biorca. St�d Kluby Odnowy. Laine zdoby�a si� na odwag�. Musi porozmawia� o jego by�ej �onie. - Powiedz mi, dlaczego ona umar�a? - Umar�a na raka - powiedzia� szorstko. - Powinni�my si� byli tego spodziewa�. Kr�tko po naszym �lubie by�a operowana, ale my�leli�my, �e kuracja jest zako�czona. - Potem urodzi�a si� Abby...? - Laine wstrzyma�a oddech. - Abby nie jest naszym dzieckiem. �ona moja by�a tak nieszcz�liwa, �e nie mo�e mie� dzieci, �e zdecydowali�my si� na adopcj�. Wzi�li�my j�, gdy mia�a dwa tygodnie. Kocham j� jednak jak w�asn� c�rk�. Ciekawe, jak by zareagowa�, gdyby powiedzia�a mu prawd�: "ona jest moja!" Te s�owa d�wi�cza�y jej w g�owie, ale nie odwa�y�a si� powiedzie� ich g�o�no. Zamiast tego, z b�lem wyszepta�a: - Rozumiem. - Ci�ko jest samotnie wychowywa� dziecko, ale kocha�em moj� �on� i nie mog� zdoby� si� na to, by kto� zaj�� jej miejsce. "To wiele wyja�nia" - my�la�a Laine upijaj�c z fili�anki du�y �yk kawy. - Jak sobie radzisz? - Pani Foale, z kt�r� rozmawia�a�, sp�dza z ni� wi�kszo�� czasu. Jest wdow� i mieszka z c�rk�. Od poniedzia�ku do pi�tku po po�udniu mieszka u nas. W weekendy jest u c�rki, kt�ra w�a�nie wtedy potrzebuje kogo� do dzieci. Uk�ad ten dzia�a nie�le. Wi�c to nie przyjaci�ka! S�ysz�c, co m�wi� o wprowadzeniu kogo� innego na miejsce zmar�ej �ony, nie by�a tym zdziwiona, jednak mimo woli ul�y�o jej. - Biedna kobieta - Laine skry�a swoje prawdziwe uczucie pod mask� sympatii. - Czy ona ma co� w �yciu dla siebie? Jake zmarszczy� brwi. - Ona lubi zajmowa� si� dzie�mi. Poza tym w weekendy wyje�d�a z rodzin� za miasto, nie jest wi�c �adn� m�czennic� - doda�. Na jej delikatnej twarzy pojawi� si� rumieniec, gdy zda�a sobie spraw�, �e okaza�a si� malkontentk�. - Przepraszam - szepn�a - nie chcia�am krytykowa�. Po prostu zdziwi�o mnie, �e sp�dza ca�y sw�j czas zajmuj�c si� cudzymi dzie�mi. - Wielu ludzi to robi. Ja na przyk�ad nie rozumiem, jak matka Abby mog�a porzuci� swoje dziecko? Jak� osob� musia�a by�? Samolubn� bab� bez serca! Laine zdr�twia�a. Nigdy nie przypuszcza�a, �e kto� mo�e j� ocenia� w ten spos�b. T�po wpatrywa�a si� w fili�ank� zaci�ni�t� w d�oniach. Zmusi�a si� jednak, by powiedzie�: - A je�li ona by�a m�oda i nie mia�a innego wyj�cia? Jake �achn�� si�. - Zawsze jest jakie� wyj�cie. Ta dziewczyna zdecydowa�a si� porzuci� dziecko, kt�re tak nieodpowiedzialnie urodzi�a. Nie by�a zam�na, ale co z tego? Jej zesztywnia�e wargi ledwie wym�wi�y s�owa: - Mo�e nie powinni�my s�dzi� jej zbyt ostro. Nie znamy wszystkich okoliczno�ci. Dzi�kowa�a teraz niebu, �e nie wyzna�a prawdy. Czu�a jednak wielk� potrzeb� usprawiedliwienia tego post�pku. Chcia�a, �eby Jake pomy�la� nieco �agodniej o tamtej dziewczynie. Niestety, nie by�o to mo�liwe. Je�li chce go widywa�, musi zachowa� swoj� tajemnic�. On nigdy nie mo�e dowiedzie� si� prawdy. W pewnym momencie zorientowa�a si�, �e Jake j� uwa�nie obserwuje. Zdoby�a si� na desperack� odwag�, by wytrzyma� to spojrzenie. - Powiniene� by� jej wdzi�czny chocia� za to urodzenie, inaczej nie mia�by� Abby. - No tak. Ale nie mog� przej�� do porz�dku dziennego nad faktem, �e kto� porzuca swoje dziecko. - Ona nie porzuci�a, ale odda�a je. Wam. Wzruszy� ramionami. - W tej sprawie jeste�my najwyra�niej odmiennego zdania. Jeszcze kawy? Zapomnia�a o swojej fili�ance. Szybko dopi�a resztki i poda�a j� Jake'owi. - Czy Abby wie, �e jest adoptowana? - wykrztusi�a z siebie. Mo�e nie powinna kontynuowa� tego tematu, ale musia�a si� dowiedzie�, czy Abby by�a �wiadoma, �e ma gdzie� naturalnych rodzic�w: matk�, ojca... Nadal trudno by�o jej my�le� o ojcu Abby; m�czy�nie, kt�ry j� zostawi� w tak trudnym momencie. Jak mog�a by� a� tak naiwna, aby s�dzi�, �e atrakcyjny, dwudziestodziewi�cioletni m�czyzna nie jest �onaty, i �e jest naprawd� zakochany w niedojrza�ym siedemnastoletnim podlotku? Ale w�wczas by�a tak zadurzona, �e wierzy�a we wszystko. Po prostu odda�a ca�� siebie, a� do zatracenia. Tak, jak tylko m�odo�� potrafi to robi�. Ufa�a Peterowi we wszystkim, nawet je�eli chodzi�o o �rodki zapobiegawcze. Wspomnienie jego twarzy wykrzywionej z�o�ci�, gdy dowiedzia� si�, �e jest w ci��y, pozostanie jej na zawsze w pami�ci. - Pozb�d� si� tego - powiedzia� w�wczas. - Peter! - wykrzykn�a w zdumieniu. - Nie chcesz naszego dziecka? Po prostu pobierzemy si� wcze�niej ni� planowali�my, to wszystko. - M�wi� ci, Laine, pozb�d� si� dziecka. Albo koniec z nami. - Ale... Nie mog�! Czy ty tego nie rozumiesz? Nie mog� zabi� naszego dziecka! Czy naprawd� nie mo�emy si� pobra�? - Oczywi�cie, �e nie. Ty idiotko! - Laine z przera�eniem patrzy�a, jak uprzejmy, troskliwy, kochaj�cy m�czyzna zmienia si� w zwierz�. - Jestem �onaty, wi�c jak mog� si� z tob� o�eni�? Laine, je�li chcesz mie� tego bachora, z nami wszystko sko�czone. - Ju� jest sko�czone - powt�rzy�a t�po. Jak mog�aby jeszcze go kocha�, ufa� mu? Cichy g�os Jake'a nagle przerwa� wspomnienia. - Tak. Abby wie o tym. Wr�ci�a do rzeczywisto�ci. Dr��c� r�k� podnios�a fili�ank� do ust. - Powiedzieli�my jej, gdy by�a dostatecznie du�a. Nie chcieli�my, by dowiedzia�a si� od "pok�tnych �yczliwych". Wie, �e bardzo jej pragn�li�my i �e j� kochamy... I ja j� kocham, bardzo. - Czy ona my�li czasami o swojej prawdziwej matce? - Nie s�dz�. Nigdy o niej nie m�wi. Po �mierci Jane do�� szybko dosz�a do siebie, wi�c my�l�, �e niczego jej nie brakuje. - Musi jej brakowa� matki. - By� mo�e, ale pani Foale jest naprawd� wspania�� opiekunk�. Ton jego g�osu wskazywa�, �e temat zosta� wyczerpany, wi�c dopi�a kaw� i zacz�a zbiera� si� do wyj�cia. - Musz� i��. Daj mi zna�, kiedy b�dziesz rozmawia� z dyrektorem banku. Oczywi�cie, je�li sobie �yczysz, abym by�a przy tym. - Dobrze - podni�s� si� z fotela. - Dzi�kuj�, Laine. Doceniam twoj� prac�. B�d� z tob� w kontakcie. Dopom�g� jej w�o�y� p�aszcz i poda� dokumenty. Odprowadzaj�c j� do drzwi, by� zamy�lony. Gdy je otworzy�, czu�a, �e si� waha. Mog�aby przysi�c, �e zastanawia� si� nad nast�pnym posuni�ciem. - Dobranoc - powiedzia�a wyci�gaj�c r�k�. - Dzi�kuj� za dobr� kaw�. - Ca�a przyjemno�� po mojej stronie - u�cisn�� jej d�o�. Zn�w si� zawaha�, wok� oczu pojawi�y si� lekkie zmarszczki. - Mo�e jednak dasz si� zaprosi� kt�rego� wieczoru na kolacj�? Laine u�miechn�a si�. - Ch�tnie - odpowiedzia�a szczerze. - We wtorek? - We wtorek. - Zostaw mi sw�j adres. Wpadn� po ciebie. Wraca�a do domu w optymistycznym nastroju. Oczywi�cie nawet nie kry�a tego, �e zaproszenie sprawi�o jej przyjemno��, nie udawa�a te�, �e jest to "zwyk�e" zaproszenie. Jake na pewno s�dzi, �e to jego magnetyczna osobowo�� tak na mnie dzia�a. Dowarto�ciowanie jego m�skiego "ego" na pewno mu nie zaszkodzi. Chocia�, gdyby nie Abby, czy naprawd� tak bardzo zale�a�oby mi na spotkaniu z nim? Nie mia�a gotowej odpowiedzi na to pytanie. Rozdzia� 3 By�a ju� w po�owie drogi do furtki, gdy samoch�d Jake'a zatrzyma� si� przed jej domem. Ten m�czyzna zburzy� w jej �yciu zwyk�y, ch�odny spok�j. Ale tylko przez niego mog�a dotrze� do Abby, swojej c�rki. - Co za punktualno��! U�miech i podziw, kt�ry dostrzeg�a w jego br�zowych oczach sprawi�y, �e przez chwil� zabrak�o jej tchu. Musn�� palcami p�k szyfonowych r� przypi�ty do jej paska. Czerwona wst��ka, kt�r� by�y zwi�zane, sp�ywa�a �agodnie wzd�u� czarnej aksamitnej sp�dnicy, kt�ra falowa�a przy ka�dym jej ruchu. - Pi�kne kwiaty. Pozw�l, wezm� twoje okrycie. G�os odm�wi� jej pos�usze�stwa, wi�c tylko u�miechn�a si� podaj�c mu pelerynk� ze sztucznego futra. Chocia� dzie� by� s�oneczny i ciep�y, jednak jej lekka bluzeczka z g��bokim dekoltem by�a zbyt lekka na majowy wiecz�r. Delikatnie po�o�y� futro na tylnym siedzeniu i pom�g� jej wsi���. Bia�a koszula w po��czeniu z gustownym krawatem i mi�kkim ciemnoszarym garniturem nadawa�a jego i tak poci�gaj�cej powierzchowno�ci, jaki� dodatkowy urok. Laine czu�a dreszcz podniecenia. Siedz�c obok niego w luksusowym samochodzie by�a zdenerwowana jak nastolatka na swojej pierwszej randce. Nie by�a pewna, czego on w�a�ciwie spodziewa si� po tej znajomo�ci. Przypuszcza�a, �e chodzi mu o ma�y flirt, bez g��bszych zobowi�za�. S�dzi�a tak na podstawie tego, co m�wi� o zmar�ej �onie. Wszystko czego pragn�a, to m�c czasami widywa� Abby. - Pensa za twoje my�li! G�os Jake'a wyrwa� j� z zamy�lenia. - Nie s� tyle warte. - Roze�mia�a si�, kryj�c chwilowe zmieszanie. - Chocia� mo�e tak. My�la�am o Abby. - W takim razie s� warte wi�cej - zgodzi� si� z u�miechem. - Jak ona si� miewa? - W porz�dku. Zrobi�a na tobie wra�enie? - Abby i Fruitcake tworz� tak interesuj�c� par�... Stara�a si� m�wi� spokojnie, ale g�os jej dr�a�. Zdanie o Abby wyrwa�o jej si� najzupe�niej pod�wiadomie. Po prostu chcia�a rozmawia� o c�rce. Jednak wiedzia�a, �e w ten spos�b igra z ogniem. Mog�a powiedzie� wi�cej ni� zamierza�a. Szybko zmieni�a temat. - Kiedy b�d� szczeni�ta? - Najprawdopodobniej za par� tygodni. Co z nimi zrobimy, kiedy si� urodz�? Jego g�os brzmia� weso�o, lecz Laine wyczuwa�a co� innego pod mask� weso�o�ci. - Nie powinni�cie mie� z tym k�opot�w - stwierdzi�a. Nagle wpad� jej do g�owy pewien pomys�. - Sama ch�tnie wezm� jednego - powiedzia�a. - Tylko, �e nie ma mnie prawie ca�y dzie� w domu... Musz� to jeszcze przemy�le�. - Wspaniale. Jeden biedak z g�owy! Musz� pozby� si� te� innych. Abby pewnie b�dzie zrozpaczona. Jake wjecha� na g��wny parking i wy��czy� silnik. - Carlton jest tu� za rogiem. Znasz t� restauracj�? - S�ysza�am o niej, ale nigdy tam nie by�am. Uj�� j� pod rami� i poprowadzi� w kierunku wej�cia. Pasowali do siebie i tworzyli �adn� par�. - Zadziwiaj�ce - podj�� rozmow�. - M�czy�ni ustawiaj� si� chyba w kolejce, �eby ci� zaprosi� na kolacj�? Ton g�osu sugerowa�, �e to mia�o by� pytanie zaczepne. Laine nie wiedzia�a, jak na nie zareagowa�. - Jestem w Burchester dopiero kilka miesi�cy. - Naprawd�? - Na szcz�cie porzuci� dalsze rozwa�ania na ten temat. - Gdzie przedtem mieszka�a�? W Surrey, z rodzicami? - Nie. Wyjecha�am do Londynu studiowa� ekonomi� i od tego czasu nie mieszkam w domu. Wynajmowa�am mieszkanie w Sydenham. - A dlaczego przeprowadzi�a� si� tutaj? W�a�nie wchodzili do restauracji i pytanie to pozosta�o bez odpowiedzi. Mia�a wprawdzie zmy�lon� historyjk� na ten temat, ale mimo wszystko czu�a si� niepewnie. Kierownik sali powita� Jake'a jak sta�ego bywalca i zaprowadzi� ich do osobnego stolika. Ciep�e g�rne �wiat�o dawa�o przytuln�, intymn� atmosfer�, a ma�e lampki rzuca�y romantyczny, r�owy blask na stoliki. Gdy usiedli, kelner poda� im menu. - Maj� tu wspania�� sa�atk� z homara - zauwa�y�. - Zawsze j� zamawiam, gdy tu jestem. A ty, co wybierasz? - Je�li tak zachwalasz homara, dam mu szans�, ale na pocz�tek prosz� o melona. Obawiaj�c si� spojrze� mu w oczy, uwa�nie studiowa�a kart�: najpierw przystawki, potem danie g��wne. W ko�cu jednak podnios�a g�ow�. Napotkawszy jego badawczy wzrok poczu�a dreszcz, kt�ry przeszy� jej cia�o. Zamruga�a powiekami, by wyrwa� si� spod tego uroku. Odwa�y�a si� w ko�cu i zacz�a obserwowa� jego poci�g�� twarz o interesuj�cych rysach i gor�ce spojrzenie br�zowych oczu. Zwyci�ski u�miech b��dz�cy na jego ustach sprawi�, �e skapitulowa�a. Dopiero wtedy Jake pozwoli� jej doj�� do siebie. Zacz�li rozmow�, a Laine zauwa�y�a, �e prowadzi j� swobodnie. Poruszyli wszystkie mo�liwe tematy: od polityki, poprzez histori� i turystyk� na �eglarstwie sko�czywszy. Posiada� jacht kabinowy na Soarze i zachwala� rozkosze sp�ywu w d� rzeki, zw�aszcza podczas pi�knej letniej pogody. - By�aby� tym zachwycona. Powiedzia� to tak ciep�o, wi�c pomy�la�a, �e zaprasza j� w ten spos�b na jedn� ze swych wypraw, ale on zacz�� m�wi� o czym innym. Czekali na deser i Jake nakry� jej d�o� swoj� r�k�. By�a zaskoczona. Jak daleko si�ga�a pami�ci�, nigdy nie lubi�a by ktokolwiek, z wyj�tkiem matki, jej dotyka�. Potem pojawi� si� Peter i przez kr�tki czas promienia�a w jego obj�ciach. Nie zabra�a r�ki, przyjmuj�c ten gest jak cz�� mi�ego wieczoru. Zdumiona my�la�a, �e ju� kilka razy byli tak blisko siebie: najpierw w samochodzie, potem id�c od parkingu w stron� restauracji, teraz ich kolana spotyka�y si� pod sto�em. Nie mia�a nic przeciwko temu. Mo�e drgn�a pod wp�ywem tych my�li, mo�e z innego powodu, bo Jake odwa�niej �cisn�� jej r�k� i zacz�� delikatnie pie�ci� wn�trze jej d�oni. Nie cofn�a r�ki, bo chcia�a, by to trwa�o jak najd�u�ej. Jego ciemne, br�zowe oczy z t�sknot� patrzy�y na jej twarz, a Laine zastanawia�a si�, dlaczego on to robi? Podano deser i prys� intymny nastr�j. Jake wyprostowa� si� i u�miechn��. - Na co masz ochot�? Spojrza�a na kusz�cy zestaw i wybra�a biszkopt z kremem, z dodatkiem sherry. Si�gaj�c po �y�eczk� stwierdzi�a, �e od czasu wej�cia do Carltona ani razu nie pomy�la�a o Abby, bowiem Jake zaabsorbowa� j� ca�kowicie. G�os rozs�dku m�wi�: "strze� si�! Taka sytuacja mo�e tylko powi�kszy� tw�j b�l. To mo�e by� kolejne rozczarowanie". Czy� nie ostrzega� jej, �e nie pragnie trwa�ych zwi�zk�w? Czy naprawd� chcia�a by� z tym cz�owiekiem? Lata ca�e nie odczuwa�a najmniejszej ochoty, by z kimkolwiek si� wi�za�. Co j� tak odmieni�o? Czy to rezultat spotkania z Abby i wstrz�su, jakiego w�wczas dozna�a? Pochyli�a si� nad deserem pr�buj�c rozezna� si� we w�asnych uczuciach. Mo�e Jake poci�ga j� dlatego, �e jest blisko �Abby i cz�stka jej t�sknoty za dzieckiem przypada na niego? On r�wnie� umilk�, zatopiony w swoich my�lach. Gdy kelner, przywo��c zestaw ser�w, zmieni� nakrycia, Jake wymamrota� co� niezrozumia�ego, co mia�o oznacza� podzi�kowanie. Po chwili podszed� do nich kierownik sali. - Telefon? Ju� id�. Przepraszam, Laine, musz� si� dowiedzie�, czego chce pani Foale. - Oczywi�cie. Laine patrzy�a jak szed� w stron� bufetu, a serce podchodzi�o jej do gard�a. Dlaczego pani Foale dzwoni�a do restauracji? Czy to Abby...? Co mog�o si� sta�? Wyraz twarzy Jake'a potwierdzi� jej najgorsze obawy. - Co si� sta�o? - Abby - powiedzia� powa�nie - jest przezi�biona, boli j� gard�o i gor�czka si� podnosi. Pani Foale wezwa�a doktora, no i musz� i��. Przepraszam ci�, �e nasza kolacja ko�czy si� w ten spos�b. Poprosz�, by wezwano dla ciebie taks�wk�. - Nie k�opocz si� o mnie. Nie chcia�a narzuca� si� Jake'owi. - Dobranoc, Laine. Dzi�kuj� za mi�y wiecz�r. Musimy go kiedy� powt�rzy�. Mo�e wtedy nic nam nie przeszkodzi. Podni�s� jej d�o� do ust. Mu�ni�cie gor�cych warg przyprawi�o j� o dr�enie, a na twarzy pojawi� si� rumieniec. - Dobranoc, Jake. Ja r�wnie� dzi�kuj�. Mam nadziej�, �e z Abby to nic powa�nego. Chcia�a doda�: "i pozdr�w j� ode mnie!", ale by�aby to by� mo�e zbytnia poufa�o��. Przytrzyma� jej r�k�, jakby zupe�nie zapomnia�, �e musi jecha�. U�miechn�� si� i odszed�. Patrzy�a, jak szybkim krokiem podchodzi do bufetu i p�aci rachunek. Wyszed�, nie ogl�daj�c si� za siebie. Wtedy poczu�a si� osamotniona. Czy ka�de zbli�enie b�dzie si� tak szybko i bezlito�nie ko�czy�o? Czego wi�cej mog�a si� spodziewa�? Poznali si� dopiero tydzie� temu, widzieli raptem trzy razy i to w sprawach zawodowych. Z jakiej racji mia� jej zaproponowa�, by wr�ci�a z nim do chorego dziecka, kt�re widzia�a raz w �yciu i to zaledwie przez kilka minut? Nie mia�a najmniejszego powodu, by by� taka nieszcz�liwa. Jednak tym razem zdolno�� logicznego rozumowania opu�ci�a j� zupe�nie i uczucia wzi�y g�r�. Mo�e w�a�nie dlatego tej nocy zasn�a z d�oni�, kt�r� Jake poca�owa�, przyci�ni�t� do ust? ** ** ** Obudzi�a si� wczesnym rankiem. Z niecierpliwo�ci� czeka�a na rozs�dn� godzin�, �eby zadzwoni� do Jake'a. "Pytanie o zdrowie Abby powinno by� odebrane jako zwyk�a uprzejmo��" - przekonywa�a sam� siebie, si�gaj�c po s�uchawk�. Mia�a wszelkie podstawy, by zadzwoni�. - Jake? Tu Laine. Chcia�am tylko zapyta� jak si� czuje Abby? - zdawa�o si� jej, �e by� zdyszany. - Laine? - w jego g�osie brzmia�a szczera rado��. - Z Abby wszystko w porz�dku. Doktor m�wi, �e to wietrzna ospa i �e za par� dni pojawi si� wysypka. To raczej nieprzyjemna ni� niebezpieczna choroba. - Chwa�a Bogu! Mam nadziej�, �e nie wyci�gn�am ci� z ��ka? Jakby brakuje ci tchu. Roze�mia� si�. - Przed chwil� biega�em. Robi� to ka�dego ranka, zwykle nieco wcze�niej. Za p�no na spanie. - Mog�am si� domy�le�! M�wi�e� mi, �e uprawiasz jogging. W�a�nie wychodzi�am do pracy i chcia�am si� dowiedzie�, co z Abby. Ciesz� si�, �e to nic powa�nego. - Laine, jeszcze raz dzi�kuj� za telefon. Jecha�a do pracy u�miechni�ta, nuc�c pod nosem jak�� melodi�. Nie pami�ta�a, kiedy ostatnio czu�a si� tak wspaniale! Ranek nie by� zbyt pogodny. Nisko wisz�ce chmury zapowiada�y deszcz, ale dzi� miasto wydawa�o si� jej wyj�tkowo promienne. Jednak �ycie, mimo wszystko, jest cudowne! Abby wkr�tce wyzdrowieje, a Jake si� na ni� nie gniewa. Kiedy wesz�a do biura, sekretarka ju� siedzia�a za biurkiem. - Dzie� dobry, Laine. Wygl�dasz na szcz�liw�. Udana randka? - Czy szcz�cie zawsze musi si� wi�za� z m�czyzn�? - Laine �ci�gn�a brwi. - To mi wygl�da na ten rodzaj szcz�cia - powiedzia�a Jane z tajemnicz� min�. - Mo�esz my�le�, co chcesz - odpar�a wchodz�c do swego pokoju. Z ulg� zamkn�a za sob� drzwi. Sekretarka nie mia�a racji. By�a szcz�liwa, bo z Abby by�o wszystko w porz�dku. Fakt, �e Jake by� dla niej mi�y, te� by� wa�ny, bo jej kontakt z Abby nie zostanie zerwany. Sama nie chcia�a przyzna� si� przed sob�, co jest prawd�. Kiedy wysz�a na lunch, deszcz przesta� pada�. Spacerowa�a po starym mie�cie. Zatrzyma�a si�, bo z wystawy patrzy�o na ni� bia�e, puszyste stworzonko o m�drych szklanych �lepkach. Szybko wesz�a do sklepu. Musia�a je kupi�. - Prosz� o tego baranka z wystawy... - S�u�� pani. Jest do�� drogi, bo to r�czna robota. - Nie szkodzi. Dla Abby b�dzie doskona�y! Nie namy�laj�c si� kupi�a zabawk�, a potem w sklepie papierniczym ozdobny papier i kartk� okoliczno�ciow�. Zapakowa�a prezent i wys�a�a na adres Jake'a. Jak on to potraktuje? Baranek by� pierwsz� rzecz�, jak� mog�a kupi� swemu dziecku. Nie mog�a si� powstrzyma�, bez wzgl�du na konsekwencje. Jednak, gdy wr�ci�a do domu, ca�a jej euforia znikn�a bez �ladu. Sk�d mog�a wiedzie� o tym, �e Abby podoba�y si� baranki? Przypadek? Czy nie nara�a si� ty