8154
Szczegóły |
Tytuł |
8154 |
Rozszerzenie: |
PDF |
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
[email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
8154 PDF - Pobierz:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd pliku o nazwie 8154 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
8154 - podejrzyj 20 pierwszych stron:
Robert E. Howard
Conan � Kr�lowa Czarnego Wybrze�a
KR�LOWA CZARNEGO WYBRZE�A
Kilka zaledwie miesi�cy sp�dzi� Conan w Cimmerii, nim na powr�t ruszy� ku
cywilizowanym kr�lestwom
hyboryjskim. Ni jednak s�u�ba w armii Nemedii, ni Ophiru
nie trwa�a d�ugo, czasy bowiem by�y spokojne. Pow�drowa� tedy do Argos...
1. Conan przyst�puje do pirat�w
Jak li��, co wiosn� przebudzony,
By sp�on�� w ogniu jesieni czeka,
�arem pragn�am nieugaszonym,
Jednego obdarzy� cz�eka...
- PIE�� O BELIT
Kopyta zat�tni�y po ulicy schodz�cej ku nabrze�om, a ludzie, kt�rzy rozpierzchli
si� z wrzaskiem, przez
mgnienie tylko widzieli opancerzon� posta� na czarnym
rumaku, odzian� w powiewaj�cy na wietrze szkar�atny p�aszcz. Gdzie� z ty�u
dobiega� ha�as pogoni, je�dziec
wszelako ani si� obejrza�. Dopad�szy brzegu
tak pot�nie osadzi� rozp�dzonego konia, �e ten przysiad� na zadzie. Zagapili
si� na� �eglarze, stawiaj�cy
pasiasty, szeroki �agiel na wysokoburtej, p�katej
galerze, a kr�py, czarnobrody szyper, kt�ry stoj�c na dziobie, dzier�y� bosak,
got�w odepchn�� statek od pali,
zawrzas� protestuj�co, gdy ujrza�, �e je�dziec
wprost z siod�a ogromnym susem zeskoczy� na �r�dokr�cie.
- Kto ci na pok�ad wej�� dozwoli�?
- Odbijaj! - rykn�� intruz, dodaj�c rozkazowi wagi gniewnym machni�ciem
ogromnego miecza, z kt�rego
prysn�y czerwone krople.
- Ale my zmierzamy ku wybrze�om Kush! - pr�bowa� wym�wi� si� szyper.
- Tedy p�yn� do Kush! Odbijaj, powiadam! - Obcy rzuci� szybkie spojrzenie w g�r�
ulicy, po kt�rej galopowa�
oddzia� jazdy, w tyle za� truchta�a gromada
�ucznik�w.
- A masz czym za przejazd zap�aci�? - nie ust�powa� szyper.
- Stal� ci zap�ac�! - rykn�� pancerny m��, wywijaj�c swym olbrzymim or�em,
kt�ry l�ni� w s�o�cu zimnym
b��kitem. - Na Croma, cz�ecze, albo ta galera odbije,
albo we krwi za�ogi j� utopi�!
Szyper zna� si� na ludziach. Jedno spojrzenie na mroczn�, pokryt� bliznami
twarz, zastyg�� teraz w gniewie, i
szybko rzuci� komend�, napieraj�c zarazem
krzepko na bosak, by statek od brzegu odepchn��. Galera wyp�yn�a na g��bsz�
wod� i rytmicznie j�y pracowa�
wios�a, a potem podmuch wiatru wype�ni� zmarszczony
�agiel. Przechyli� si� lekki korab od owego podmuchu i dostojnie, jak �ab�d�,
wszed� na kurs, coraz pr�dzej
�lizgaj�c si� po powierzchni oceanu.
Na brzegu je�d�cy potrz�sali mieczami, gro�by wywrzaskuj�c i rozkazy: ku
statkowi, aby za� natychmiast
zawr�ci�, i ku �ucznikom, by ci zn�w pospieszali,
nim znajdzie si� galera poza strza� zasi�giem.
- Niechaj si� piekl� - skrzywi� si� wojownik. - Pilnuj kursu, cny sterniku!
Szyper zeskoczy� z mostku na dziobie, przeszed� mi�dzy rz�dami wio�larzy i
wst�pi� na �r�dokr�cie. Wsparty
plecami o maszt sta� tu intruz, czujnie wok�
zerkaj�c i nie popuszczaj�c or�a z gar�ci. �eglarz przyjrza� mu si� uwa�nie,
bacz�c, by ruchu nieostro�nego w
stron� d�ugiego no�a, co go trzyma� za pasem,
nie uczyni�. Mia� przed sob� ros��, pot�nie zbudowan� posta�, odzian� w czarny
�uskowy p�pancerz,
wypolerowane nagolenniki i b��kitny, stalowy he�m,
z kt�rego stercza�y l�ni�ce bycze rogi. Z okrytych �elazem ramion zwiesza� si�,
�opocz�c na wietrze, purpurowy
p�aszcz. Do spi�tego z�ot� klamr� szerokiego
sk�rzanego pasa przymocowana by�a pochwa miecza. Pod rogatym he�mem r�wno
przyci�ta czarna grzywa
kontrastowa�a z p�on�cymi b��kitnymi oczyma.
- Je�li ju� podr�owa� pospo�u mamy - ozwa� si� szyper - tedy warto, by�my w
pokoju to czynili. Zw� mnie
Tito, a jestem licencjonowanym mistrzem �eglarskiego
rzemios�a z portu Argos. Zmierzam do Kush, by paciorki, jedwabie, cukier i
mosi�ne miecze tamtejszym
czarnym w�adcom za ko�� s�oniow� sprzeda�, kopr�,
rud� miedzi, niewolnik�w i per�y.
Wojownik zerkn�� w stron� gwa�townie zmniejszaj�cych si� nabrze�y, gdzie wci��
bezsilnie gestykulowa�y
ludzkie figurki, daremnie snad� staraj�c si� znale��
��d� do�� szybk�, by mog�a do�cign�� szparko �egluj�c� galer�.
- A jam jest Conan, Cymmeryjczyk - odrzek�. Przyby�em do Argos zaj�cia szukaj�c,
skoro wszelako �adne
wojny kr�lestwu nie gro��, nicem nie znalaz�, do czego
by sta�o d�o� przy�o�y�.
- Czemu za� �cigali ci� gwardzi�ci? - spyta� Tito. Nie �eby moja to by�a sprawa,
alem my�la�...
- Nic do ukrycia nie mam - przerwa� mu Cymmeryjczyk. - Na Croma, chociem k�s
czasu sp�dzi� �r�d was, ludzi
cywilizowanych, wci�� obyczaju waszego poj��
nie mog�.
- Ow� nocy minionej setnik z kr�lewskiej gwardii gwa�tem chcia� wzi�� w
tawernie dziewk� m�odego woja, a
ten, oczywista, zaraz go zak�u�. Ale, widno, jakie�
prawo przekl�te broni gwardzist�w zabija� i ch�opak z dziewczyn� umkn�li.
Gadano, �em by� z nimi widziany i
dzi� rankiem zaci�gni�to mnie przed s�d, a
s�dzia pyta, gdzie te� podzia� si� otrok. Odrzek�em, �e skoro druhem mym jest,
wyda� go nie mog�. S�d
gniewem zawrza�, a s�dzia ciurkiem gada� o mych obowi�zkach
wobec pa�stwa, spo�ecze�stwa i r�nych innych rzeczach, com ich nie pojmowa�, i
srogo nakaza�, bym rzek�,
gdzie mego druha znale�� mog�. A ju�em si� z�o�ci�
poczyna�, bom przecie stanowisko swe jasnym uczyni�, alem zdusi� gniew i spok�j
zachowywa�, a tu s�dzia
wrzeszczy, �e s�d lekce sobie wa�� i winienem by�
do lochu wrzucon, i gni� tak d�ugo, a� przyjaciela wydam. Widz�c tedy, �e
wszyscy poszaleli, doby�em miecza i
czaszk� s�dziemu roz�upa�em, wyr�ba�em sobie
drog� z izby, a ujrzawszy konia dow�dcy gwardii, dosiad�em go i pop�dzi�em ku
portowi, nadziejny znale��
korab, co ku obcym wyrusza dziedzinom.
- C� - ozwa� si� twardo Tito - zbyt wiele razy o�ga�y mnie s�dy w procesach
przeciwko bogatym kupcom, bym
mi�o�ci� je darzy�. Na wiele b�d� musia� odpowiedzie�
pyta�, kiedy zn�w w tym porcie zakotwicz�, ale przecie dowie�� mog�, �em dzia�a�
pod przemoc�. Mo�esz tedy
od�o�y� miecz. Spokojni�my �eglarze i nic przeciw
tobie nie mamy. A poza tym dobrze mie� na pok�adzie osi�ka takiego jak ty. P�jd�
na ruf�, opr�nimy po garncu
piwa.
- W to mi graj - ch�tnie zgodzi� si� Conan, wsuwaj�c miecz do pochwy.
"Argus" by� ma�� krzepk� galer�, podobn� wielu innym kupieckim statkom, co
kr��y�y mi�dzy portami Zingary
i Argos a po�udniowymi wybrze�ami, rzadko wa��c
si� rusza� na otwarty ocean.
Mia� wynios�� ruf� i wysoki, wygi�ty dzi�b; szeroki do�� w �r�dokr�ciu,
wdzi�cznie smukla� ku ko�com.
Sterowaniu s�u�y�o ogromne wios�o, na o�aglowanie
za� sk�ada� si� wielki pasiasty grot z mocnego jedwabiu, wspomagany czasem przez
kliwer. Wiose� u�ywano
g��wnie do wychodzenia z zatok, uj�� rzek i w okresie
ciszy. By�o ich par dziesi�� - pi�� od dziobu i pi�� od rufy, po obu stronach
w�skiego �r�dpok�adu. Pod nim - a
cz�ci� r�wnie� pod pok�adem dziobowym
- przechowywano najcenniejsz� cz�� �adunku. Ludzie spali na pok�adzie albo
mi�dzy �awkami, w czasie za�
z�ej pogody kryli si� pod baldachimami. Z dwudziestu
wio�larzy, trzech sternik�w i szypra z�o�ona by�a za�oga.
W sprzyjaj�cej tedy pogodzie miarowo sun�� "Argus" na po�udnie. Z dnia na dzie�
pot�nia� s�oneczny �ar i
rozci�gni�to nad statkiem baldachimy - jedwabne
pasiaste p�achty, r�wnie kolorowe jak �agiel, godne z�oce� na dziobie i
nadburciach.
Ujrzeli wreszcie wybrze�a Shem - niezmierzone pag�rkowate ��ki z widocznymi
gdzie� w oddali wie�ycami
grod�w, z je�d�cami o czarnob��kitnych brodach i haczykowatych
nosach, kt�rzy p�dz�c na swych rumakach wzd�u� brzegu, wzrokiem pe�nym
podejrzliwo�ci obrzucali galer�. A
ta nie przybija�a do tamtejszych port�w, w�tpliwy
bowiem zysk przynosi� handel z surowymi i ostro�nymi Synami Shem.
I nie wszed� r�wnie� szyper Tito w zatok�, do kt�rej rzeka Styx wylewa olbrzymie
masy wody, a nad b��kitnym
lustrem oceanu pochylaj� si� czarne masywy zamczysk
Khemi. Nieproszone statki rzadko przybija�y do portu, gdzie mroczni
czarnoksi�nicy mamrotali pot�ne
zakl�cia w oparach ofiarnego dymu, od wiek�w wznosz�cego
si� z zakrwawionych o�tarzy, gdzie przera�liwie j�cza�y niewiasty, i gdzie Set,
Stary W��, arcydemon dla
Hyboryjczyk�w, ale b�g dla Stygian, ukazywa� jakoby
swe l�ni�ce �uskowate cielsko t�umom wyznawc�w.
Miast tego szyper Tito okr��y� zatok� szerokim �ukiem, cho� gondola o kszta�cie
w�a wystrzeli�a zza
strze�onego fortem cypla i nagie kobiety o szarobr�zowej
sk�rze, z czerwonym kwieciem we w�osach, wzywa�y jego �eglarzy, przybieraj�c
nieprzystojne i lubie�ne pozy.
A p�niej nie by�o ju� w g��bi l�du l�ni�cych wie�yc, min�li bowiem po�udniowe
granice Stygii i posuwali si�
wzd�u� wybrze�y Kush. Morze i morskie �ycie
by�o dla Conana, wiod�cego si� z wysokich wzg�rz p�nocnych wy�yn, nie ko�cz�cym
si� pasmem tajemnic. A
i on sam nie mniejsze zainteresowanie budzi� w�r�d
�eglarzy, ci bowiem nigdy dot�d nie spotkali ludzi jego rasy.
Byli typowymi argossea�skimi marynarzami, niewysokimi, lecz krzepkiej budowy.
Ogromnie ich Conan
wielko�ci� przenosi� i dw�ch najmocniejszych bez trudu
m�g� pokona�. Twardzi i nieust�pliwi, nie potrafili wszelako sprosta� jego
wytrzyma�o�ci i wilczej �ywotno�ci,
jego mi�niom stalowym i szybko�ci, wykszta�conej
przez �ycie w najdzikszych regionach �wiata.
�atwo si� �mia�, ale gniew jego bywa� straszny. Jad� za trzech, a t�gi napitek
uciech� by� jego i s�abo�ci�. Pod
wieloma wzgl�dami naiwny jak dziecko, niezwyczajny
wyrafinowania, jakie niesie cywilizacja, odznacza� si� wszelako wrodzon�
bystro�ci� - zazdro�nie strzeg� swych
praw, a gdy kto� o�miela� si� je narusza�,
gro�ny si� stawa� jak zg�odnia�y tygrys. M�ody wiekiem, stwardnia� jednak jak
ska�a w mnogich w�dr�wkach,
kt�re odczyta� mo�na by�o bez trudu z odzie�y
jego i or�a. Rogaty he�m tego by� rodzaju, jakiego zwykle u�ywali z�otow�osi
Aesirowie z Nordheimu; pancerz
i nagolenniki by�y dzie�em najprzedniejszych
p�atnerzy z Koth; kolczug� opinaj�c� ramiona i nogi uczyniono w Nemedii,
olbrzymi miecz aquilo�skiej by�
roboty, a pyszny purpurowy p�aszcz nie m�g� by�
utkany poza Ophirem.
Wci�� posuwali si� na po�udnie i j�� wreszcie szyper Tito wypatrywa� otoczonych
wysokim cz�stoko�em si�
czarnego ludu. Ale znale�li tylko na brzegu jednej
z zatok dymi�ce ruiny i stosy czarnych cia�. Tito zakl�� siarczy�cie.
- Zacny niegdy� by� tu handel. To dzie�o pirat�w.
- Co za�, je�li ich spotkamy? - zapyta� Conan, k�ad�c d�o� na r�koje�ci miecza.
- Nie wojna mym rzemios�em. Ucieka� b�dziemy, nie walczy�. Atoli je�li przyjdzie
do starcia, to wiedz, �e�my
ju� nieraz rabusi�w poszczerbili, co zn�w uczyni�
mo�em... Je�li nie b�dzie to "Tygrysica" Belit.
- Kto to - Belit?
- Najdziksza diablica jeszcze nie obwieszona. Je�lim si� nie pomyli� w znak�w
czytaniu, jej to rze�nicy sprawili
sio�o nad zatok�. Obym ujrza� j� kiedy
dyndaj�c� na stryczku! Zw� Belit Kr�low� Czarnego Wybrze�a, a jest shemick�
niewiast�, kt�ra przewodzi
czarnej hordzie. N�kaj� statki i wielu zacnych kupc�w
pos�ali na dno.
Spod rufowego pok�adu doby� Tito pikowane kaftany, stalowe czepce, �uki i
strza�y.
- Nie na wiele zda si� op�r, je�li nas dopadn� - mrukn�� - ale krzywda duszy,
gdy �ycie bez walki oddajesz.
S�o�ce dopiero poczyna�o wschodzi�, gdy wachta krzykn�a ostrze�enie. Spoza
d�ugiego cypla wyspy po prawej
burcie wy�lizn�� si� wysmuk�y, gro�ny kszta�t
w�owej, rzek�by�, galery, kt�rej podniesiony pok�ad od dziobu bieg� po ruf�.
Czterdzie�ci par wiose� nadawa�o
jej srog� szybko��, a niskie nadburcia roi�y
si� od czarnych nagich postaci, kt�re dziko �piewa�y, �omocz�c w��czniami w
tarcze owalne. Na maszcie
powiewa� d�ugi purpurowy proporzec.
- Belit! - wrzasn�� poblad�y Tito. - Yare! Ster lewo na burt! Do uj�cia tego
potoku! Je�li do brzegu dobijemy,
nim nas dopadn�, �ycie cho� mo�emy unie��!
Skr�ciwszy ostro, wystrzeli� "Argus" w kierunku przyboju, t�uk�cego o usiany
palmami brzeg, a Tito, biegaj�c
mi�dzy �awkami, kl�tw� i gro�b� zach�ca� wio�larzy
do wi�kszego wysi�ku. P�on�y mu oczy, je�y�a si� broda.
- Dajcie mi �uk - za��da� Conan. - Nie mam go za or� przystojny m�owi, alem
si� strzelania �r�d
Hyrka�czyk�w niezgorzej wyuczy� i licho by ze mn� sprawy
sta�y, gdybym za� jednego czy dw�ch z tego tam pok�adu zdmuchn�� nie zdo�a�.
Stoj�c na rufie, obserwowa�, jak lekko sunie w�owy korab po falach, i jasne
dla� by�o - cho� o sprawach
�eglarskich wielkiego nie mia� poj�cia - �e z tej
pogoni "Argus" zwyci�sko wyj�� nie mo�e. S�ane przez pirat�w strza�y z cichy m
sykiem pogr��a�y si� w
oceanie nie dalej ni� dwadzie�cia krok�w za ruf�
galery.
- Wolej by stawi� im czo�a - warkn�� Cymmeryjczyk - albo wszyscy zdechniemy ze
strza�ami w karkach, ciosu
jednego nie zadawszy!
- Mocniej, psy! - rycza� Tito, wymachuj�c br�zowym ku�akiem. Brodaci wio�larze
st�kn�li, napieraj�c na wios�a,
a� mi�nie st�a�y w w�z�y z ogromnego wysi�ku
i kroplisty pot wyst�pi� im na sk�rze.
Skrzypia�y i trzeszcza�y wi�zania ma�ej galery, gdy sun�a ku brzegowi pchana
t�gimi uderzeniami. Wiatr ucich�
i �agiel zwisa� bezw�adnie, i coraz bli�ej
byli nieub�agani napastnicy.
Przesz�o mila dzieli�a wci�� "Argusa" od pla�y, gdy jeden ze sternik�w zachwia�
si� i jak kamie� polecia� za
burt� ze strza�� stercz�c� z szyi. Tito skoczy�,
by zaj�� jego miejsce, za� Conan, rozstawiwszy szeroko nogi na rozko�ysanym
pok�adzie rufowym, uni�s� �uk.
Dok�adnie widzia� teraz piracki statek. Wio�larzy
chroni�a uniesiona wysoko os�ona z plecionki, ale ta�cz�cych na w�skim pok�adzie
wojownik�w mia� jak na
d�oni. Wymalowani, przyozdobieni pi�rami i w wi�kszo�ci
nadzy, wymachiwali w��czniami i kolorowymi tarczami.
Na niewielkim mostku w dziobowej cz�ci okr�tu sta�a smuk�a posta�, kt�rej bia�a
sk�ra kontrastowa�a
osza�amiaj�co ze l�ni�cym hebanem cia� wojownik�w.
Belit to by�a bez w�tpienia. Conan a� do ucha naci�gn�� ci�ciw� - lecz rozmys�
lubo wyrzut sumienia
powstrzyma� go od ubicia niewiasty i strza�a pogr��y�a
si� w piersi stoj�cego u jej boku ros�ego pirata w pi�ropuszu. Pi�d� po pi�dzi
rozb�jnicza galera dogania�a
mniejszy korab. Deszcz strza� pada� na pok�ad
"Argusa" i coraz cz�ciej s�ycha� by�o j�ki. Naszpikowani grotami legli ju�
wszyscy sternicy i Tito, miotaj�c
najstraszliwsze przekle�stwa, samotnie dzier�y�
ogromne wios�o, a sk�ra na jego nogach zdawa�a si� p�ka� od napr�onych i
dygocz�cych z wysi�ku mi�ni. A
potem zakrztusi� si� i ze strza�� chybocz�c�
w m�nym sercu opad� na pok�ad. "Argus" zszed� z kursu i j�� dryfowa� na fali.
Zawrza�li przera�eni �eglarze,
lecz Conan obj�� dow�dztwo zwyk�ym sobie
sposobem.
- �mia�o, ch�opcy! - rykn��, zwalniaj�c ci�ciw�, kt�ra j�kn�a jadowicie. - Or�
w gar�� i dajmy tym psom par�
kuksa�c�w, nim gard�a nam poder�n�. Po co
si� d�u�ej u wiose� m�czy�, skoro dopadn� nas w pi��dziesi�ciu krokach!
Poniechali tedy zdesperowani �eglarze wiose� i chwycili za bro�, co m�ne by�o,
cho� bezcelowe. Raz jeno
zd��yli z �uk�w wystrzeli�, nim spad� na nich piracki
okr�t. Bosaki wgryz�y si� w burt�, a z wynios�ego pok�adu czarni wojownicy
obruszyli lawin� strza�, kt�re
przenika�y przez pikowane kaftany skazanych na
zag�ad� marynarzy. A potem, z w��czniami w d�oniach, skoczyli piraci na pok�ad
"Argusa", by rzezi doko�czy�,
zostawiaj�c na swej galerze p� tuzina cia�,
plon �uczniczej zabawy Conana.
Kr�tka i krwawa by�a bitwa. Nie mogli kr�pi �eglarze sprosta� ros�ym
barbarzy�com i rych�o w pie� zostali
wyci�ci. W jednym wszelako miejscu b�j przybra�
obraz niezwyk�y. Stoj�cy na wysokiej rufie Conan na jednym by� poziomie z
pok�adem pirackiej galery. Gdy jej
okuty stal� dzi�b rozp�ata� burt� "Argusa",
Cymmeryjczyk, odrzuciwszy �uk, zapar� si� krzepko i nie postrada� r�wnowagi.
Jego pot�ny miecz wystrzeli�
na spotkanie ros�ego korsarza, co skaka� przez
burt�, i czy�ciutko rozp�ata� go w pasie, a� tors w jedn� polecia� stron�, nogi
za� w drug�. A potem, w bojowej
furii, kt�ra pozostawi�a u nadburci stos
por�banych cia�, Conan przesadzi� okr�nic� i znalaz� si� na pok�adzie
"Tygrysicy". W mgnieniu oka sta� si�
centrum huraganu k�uj�cych w��czni i wal�cych
maczug, ale porusza� si� jak o�lepiaj�ca stalowa b�yskawica. Groty p�ka�y na
jego zbroi lub przebija�y puste
powietrze, a ogromny miecz wci�� �piewa� pie��
�mierci. Ogarn�� Cymmeryjczyka bojowy sza� jego rasy i z p�on�cymi oczyma, kt�re
przy�miewa�a czerwona
mg�a bezrozumnej furii, rozbija� czaszki, otwiera�
piersi, r�ba� cz�onki, wypruwa� jelita, czyni�c z pok�adu jatki upiorne, zas�ane
straszliwym plonem krwi,
odci�tych ko�czyn, rozpry�ni�tego m�zgu.
Niewra�liwy w swej zbroi na ciosy, plecami wsparty o maszt, pi�trzy�
zmasakrowane cia�a u swych st�p, a�
cofn�li si� wrogowie l�kiem opanowani i gniewem.
I gdy wznie�li w��cznie do rzutu, on za� spr�y� si�, by skoczy� i zgin�� w
g�stwie nieprzyjaci�, przenikliwy
krzyk zmrozi� podniesione ramiona. Zastygli
jak pos�gi: czarni olbrzymi, gotowi do rzutu, i pancerny woj z krwawym mieczem.
Belit wyskoczy�a przed czarnych, uderzaj�c po ich w��czniach. Z dysz�c� piersi�
i p�on�cymi oczyma zwr�ci�a
si� w stron� Conana. Podziw �cisn�� mu serce
krzepkimi palcami. Smuk�a by�a, a przecie bosko uformowana - silna a zarazem
rozpustna. Za odzie� mia�a
jedynie szerok� jedwabn� przepask�. Jej alabastrowe
cia�o i g�adkie p�kule piersi pos�a�y fal� straszliwego po��dania przez
jestestwo Cymmeryjczyka, silniejsz�
nawet ni� bojowy sza�. Jej g�ste czarne w�osy,
tak czarne jak stygijska noc, spada�y w l�ni�cych puklach na smuk�e plecy.
P�on�y ciemne oczy.
Nieokie�znana by�a jak pustynny wiatr, zwinna i niebezpieczna jak pantera. Nie
bacz�c na olbrzymi miecz
ociekaj�cy krwi� jej wojownik�w, podesz�a tak blisko,
�e ostrze dotkn�o jej smag�ego uda. Rozchyli�y si� jej rubinowe wargi, gdy
spojrza�a w pos�pne, gro�ne oczy
ogromnego woja.
- Kim jeste�? - spyta�a. - Na Isztar, cho� przemierzy�am morza od wybrze�y
Zingary po ognie najdalszego
po�udnia, nigdym nie spotka�a podobnego ci m�a.
Sk�d przybywasz?
- Z Argos - odpar� kr�tko, l�kaj�c si� podst�pu. Gdyby tylko jej smuk�a d�o�
drgn�a w kierunku zdobnego
klejnotami sztyletu tkwi�cego za jedwabnym pasem,
powali�by j� go�� r�k� na pok�ad, zmys��w pozbawiaj�c.
A przecie nie mia� w sercu obawy: zbyt wiele dzier�y� niewiast - barbarzy�skich
lubo cywilizowanych - w
�elaznych swych ramionach, by nie rozpozna� ognia
p�on�cego w oczach tej, kt�ra teraz przed nim sta�a.
- Nie jeste� z hyboryjskich mi�czak�w - o�wiadczy�a. - Twardy� i gro�ny jak
szary wilk. Tych oczu nie
przy�mi�y �wiat�a miast; tych mi�ni nie zmi�kczy�
�ywot �r�d marmurowych �cian!
- Jestem Conan Cymmeryjczyk - odrzek�.
Dla lud�w klimatu gor�cego by�a P�noc mglist�, na po�y mityczn� krain�,
zamieszkan� przez srogich,
lodowookich gigant�w, co z rzadka opuszczali swe �nie�ne
pustynie, miecz nios�c i ogie�. Wyprawy ich nigdy nie si�ga�y tak daleko na
po�udnie, by do Shem dotrze�, tedy
ta c�ra Shem nie czyni�a r�nicy mi�dzy
Aesirami, Vanirami czy Cymmeryjczykami.
Nieomylny instynkt odwiecznej kobieco�ci powiedzia� jej, �e znalaz�a oto
kochanka, kt�rego rasa tyle jeno
znaczy, na ile przydaje mu zwyk�ych mieszka�com
owych dalekich ziem przymiot�w.
- A jam jest Belit! - krzykn�a tak, jak kto� m�g�by rzec: "Jestem kr�low�!"
- Sp�jrz na mnie, Conanie! - Rozwar�a szeroko ramiona. - Jam jest Belit, Kr�lowa
Czarnego Wybrze�a! O,
tygrysie P�nocy, zimny� jak �nie�ne g�ry, co ci�
wyda�y. Bierz mnie i niechaj skrusz� me cia�o twe okrutne u�ciski! P�jd� za mn�
na kres ziemi i na kres m�rz!
Ogie�, stal i rze� uczyni�y mi� kr�low� -
ty b�d� mym kr�lem!
Jego oczy przebieg�y po krwawych szeregach pirat�w, oznak gniewu szukaj�c albo
zazdro�ci. Nie znalaz� ich.
Sza� i gniew znikn�y z hebanowych twarzy. Poj��,
�e dla tych m��w Belit czym� wi�cej by�a ni�li tylko kobiet�: bogini� raczej,
kt�rej woli nikt nie po�mia� si�
przeciwi�.
Zerkn�� na "Argusa", ko�ysanego purpurow� fal�: mocno si� by� przechyli�, woda
omywa�a pok�ad, a na
powierzchni utrzymywa�y go jeno bosaki aborda�owe. I
spojrza� na brzeg obramowany b��kitem, na mglistozielone bezmiary oceanu, na
dr��c� posta� niewie�ci�: i
dreszcz przenikn�� jego barbarzy�sk� dusz�. Kr��y�
po owych l�ni�cych b��kitnie dziedzinach z t� bia�osk�r� m�od� tygrysic� -
kocha�, �mia� si�, w�drowa� i
rabowa�...
- Po�egluj� z tob� - mrukn��, strz�saj�c z miecza krople krwi.
- Ho, N'Yaga! - Jej g�os zabrzmia� wibruj�co jak puszczona ci�ciwa. - Gotuj
zio�a i opatrz rany swego pana! Wy
tam, przerzu�cie �upy na pok�ad i odbijamy!
Gdy Conan siedzia� na rufie, wsparty plecami o reling, a stary szaman przemywa�
liczne rany na r�kach i
nogach, �adunek nieszcz�snego "Argusa" szybko przeniesiono
na "Tygrysic�" i rozmieszczono w ma�ych kabinach pod pok�adem. Cia�a poleg�ych
pirat�w i �eglarzy ci�ni�to
za burt�, gdzie roi�y si� rekiny, a rannych
wojownik�w u�o�ono na �r�dokr�ciu, by ich opatrzy�. Potem zdj�to bosaki i
"Argus" bezg�o�nie pogr��y� si� w
poczerwienia�ych od krwi wodach, "Tygrysica"
za�, niesiona rytmicznymi uderzeniami wiose�, ruszy�a ku po�udniowi.
Gdy tak �lizgali si� nad przezroczystymi, b��kitnymi g��binami, Belit wkroczy�a
na ruf�. Oczy jej p�on�y jak
�lepia pantery czaj�cej si� w mroku, gdy gwa�townym
ruchem zrzuci�a swe klejnoty, sanda�y i jedwabn� przepask�, by z�o�y� je u st�p
Conana. Wspi�a si� na palce,
ramiona wyrzuci�a do g�ry - rozedrgana, alabastrowa,
naga - i krzykn�a do dzikiej swej hordy:
- Wilcy b��kitnych m�rz, patrzajcie na taniec - �lubny taniec Belit, kt�rej
ojcowie byli kr�lami Asgalun!
I j�a ta�czy�; jak wir pustynnego orkanu, jak strzelaj�ce w niebo p�omienie
rozszala�ego ognia, jak pragnienie
stwarzania i niweczenia. Jej bia�e stopy
depta�y zakrwawiony pok�ad, a umieraj�cy, patrz�c na ni� w oczarowaniu,
zapominali o �mierci. A potem, gdy
bia�e gwiazdy pocz�y mruga� w aksamitnym zmierzchu,
czyni�c z jej wiruj�cego cia�a alabastrow� zjaw�, z dzikim okrzykiem rzuci�a si�
Belit do st�p Conana, a �lepa
fala po��dania, kt�ra w chwili owej ogarn�a
Cymmeryjczyka, kaza�a mu o wszystkim zapomnie� i pot�nie przy cisn�� zdyszan�,
nag� posta� do czarnych
stalowych p�yt opancerzonej piersi.
2. Czarny lotos
Gdy w Martwym Mie�cie klejnot�w blask,
�akomymi ch�on�a oczami,
Sza� zazdro�ci u�api� m� krta� pierwszy raz,
Jakby trzeci kto� sta� mi�dzy nami.
- PIE�� O BELIT
Kr��y�a "Tygrysica" po morzach i dr�a�y z l�ku czarne wioski. Tam-tamy dudni�y
po nocach, wie�� przekazuj�c,
�e diablica z m�rz kochanka znalaz�a, �elaznego
m�a, kt�rego gniew straszniejszy by� ni� gniew zranionego lwa. A ci, kt�rym
uda�o si� prze�y� pogromy
stygijskich statk�w, przekle�stwami obrzucali Belit
i bia�ego woja o srogich b��kitnych oczach; stygijscy za� ksi���ta d�ugi czas
mieli go pami�ta�, i pami�� owa
by�a drzewem, kt�re w przysz�ych latach purpurowe
da�o owoce. Wszelako, wolna jak b��dz�cy wiatr, kr��y�a "Tygrysica" wzd�u�
po�udniowych wybrze�y, a�
zakotwiczy�a przy uj�ciu wielkiej pos�pnej rzeki,
kt�rej brzegi mroczn� i tajemnicz� pokryte by�y d�ungl�...
- Oto rzeka Zarkheba, co "�mier�" oznacza - rzek�a Belit. - Truj�ce s� jej wody;
sp�jrz, jakie ciemne i
nieprzeniknione. Jeno gady jadowite w nich �yj�.
Unikaj� jej ludy czarne. Raz umykaj�ca przede mn� stygijska galera po�eglowa�a w
g�r� rzeki i przepad�a. Tu,
gdzie teraz jeste�my, kaza�am zakotwiczy�
i po wielu dniach pr�d zni�s� �w korab, kt�rego pok�ad zakrwawiony by� i
opustosza�y. Jednego tylko oszala�ego
znale�li�my cz�eka, kt�ry wkr�tce zmar�,
bezrozumnie majacz�c. �adunku nikt nie tkn��, ale za�oga znikn�a cicho i
tajemniczo.
- Umi�owany, mniemam, �e gdzie� w g�rnym biegu musi by� miasto, s�ysza�am bowiem
opowie�ci o wie�ycach
olbrzymich i murach, kt�re z wielkiej odleg�o�ci
widywali �eglarze na tyle �miali, by k�s drogi w g�r� rzeki przep�yn��. Nie ma w
nas l�ku: zw�l wyruszy� i
gr�d �w ob�uska�!
Zgodzi� si� Conan. Zazwyczaj godzi� si� na jej pomys�y. Jej to umys� kierowa�
wyprawami, jego rami� plany
wprowadza�o w czyn. Ma�o go obchodzi�o, gdzie
�eglowali i z kim walczyli - byle tylko �eglowa� i walczy�. Zadowolony by� z
�ycia.
Bitwy i wyprawy srodze przerzedzi�y za�og� - ledwie osiemdziesi�ciu pozosta�o
w��cznik�w; zbyt ma�o na
potrzeby wielkiej galery. Atoli Belit nie chcia�a
traci� czasu na d�ugi rejs ku po�udniowym wyspiarskim kr�lestwom, gdzie zwyk�a
by�a rekrutowa� swych
bukanier�w. Pali�a si� z ch�ci do naj�wie�szej przygody;
tedy wp�yn�a "Tygrysica" w uj�cie rzeki, a wio�larze mocniej naparli na wios�a,
by sprosta� krzepkiemu
nurtowi.
Min�li pierwszy zakr�t, kryj�cy tajemnice rzeki przed spojrzeniem z morza.
Zach�d s�o�ca zasta� ich pr�cych w
g�r� i omijaj�cych piaszczyste �achy, na kt�rych
wi�y si� osobliwe gady. Zwyk�ego nawet krokodyla nie ujrzeli ani �adnego
czworonogiego zwierz�cia czy ptaka,
co by przybie�a� na brzeg wody poch�epta�.
Potem poch�on�a ich g��boka ciemno��, poprzedzaj�ca wzej�cie ksi�yca i p�yn�li
mi�dzy brzegami
nieprzeniknionymi jak mroczne palisady, z kt�rych dobiega�y
szmery tajemnicze i g�osy skradaj�cych si� krok�w, i l�nienie ponurych oczu. A
raz da� si� s�ysze� okrzyk
nieludzki - jakby kpina przera�liwa - krzyk,
uzna�a Belit, ma�pi, i zaraz doda�a, �e dusze grzeszne s� w tych cz�ekopodobnych
wi�zione stworzeniach jako
kara za dawne zbrodnie. W to Conan w�tpi�,
w hyrka�skim bowiem grodzie widzia� niegdy trzyman� w z�oconej klatce jedn� z
owych prymitywnych,
smutnookich bestii, i nic w niej nie by�o z demonicznej
z�o�liwo�ci, co pobrzmiewa�a teraz w skrzecz�cym �miechu dobiegaj�cym z czarnej
d�ungli.
Potem wsta� ksi�yc, jak plama krwi w hebanowej ramie, i powita�a go d�ungla
potwornym zgie�kiem. Ryki,
wycie i j�ki przyprawia�y czarnych woj�w o dr�enie;
ale dostrzeg� Conan, �e ca�y �w ha�as szed� z g��bi d�ungli, jakby zwierz�ta, na
r�wni z lud�mi, unika�y
mrocznych w�d Zarkheby.
Wzni�s�szy si� ponad czarn� g�stw� drzew i rozko�ysane listowie, osrebrzy�
ksi�yc rzek�, i fala, kt�r�
pozostawia�a za sob� "Tygrysica", sta�a si� smug�
roziskrzonych, fosforyzuj�cych b�belk�w, a p�niej coraz szerszym traktem z
p�kaj�cych klejnot�w. Wios�a,
pogr��ane w �wiec�ce wody, wy�ania�y si� spowite
w mro�ne srebro. Chwia�y si� pi�ra na g�owach wojownik�w i ch�odnym blaskiem
l�ni�y kamienie na
r�koje�ciach mieczy .
Owo zimne �wiat�o wznieci�o lodowy p�omie� z klejnot�w zdobi�cych czarne pukle
Belit, gdy ta z�o�y�a gibk�
sw� posta� na sk�rze lamparta, rzuconej na pok�ad.
Wsparta na �okciu, z g�ow� w smuk�ych d�oniach, wpatrywa�a si� w twarz Conana,
kt�ry spoczywa� u jej boku, a
lekki wiatr mierzwi� jego czarn� grzyw�. I
oczy Belit, jak ciemne klejnoty, p�on�y w �wietle ksi�yca.
- Tajemnic� jeste�my otoczeni i groz� - rzek�a. I pod��amy w dziedzin� koszmar�w
i �mierci. Czy l�kasz si�,
Conanie?
Wzruszenie opancerzonych ramion starczy�o za odpowied�.
- I ja si� nie boj� - ci�gn�a w zadumie. - Nigdym si� nie ba�a. Zbyt cz�sto
patrzy�am w rozwart� paszcz�k�
�mierci. Conanie, czy l�kasz si� bog�w?
- Zbyt wiele do czynienia z nimi mie� nie pragn� odpar� barbarzy�ca
pow�ci�gliwie. - Jedni bogowie t�dzy s� w
czynieniu krzywdy, inni - w pomocy udzielaniu;
tak przynajmniej prawi� kap�ani. Mitra Hyboryjczyk�w mocnym musi by� bogiem,
skoro jego lud grody na
ca�ym wzni�s� �wiecie. A przecie� nawet Hyboryjczycy
dr�� przed Setem. A Bel, patron z�odziei, dobrym jest bogiem. Dowiedzia�em si� o
nim, gdym by� z�odziejem w
Zamorze.
- Zali masz w�asnych bog�w? Nigdym nie s�ysza�a, by� ich wzywa�.
- Crom z nich najpot�niejszy. Na wielkiej mieszka g�rze. Nie ma po co go
wzywa�, bo niewiele si� troszczy,
czy �yje cz�ek, czy ginie. Lepiej g�b� trzyma�
zawart�, by uwagi jego na si� nie zwr�ci�, bo �acniej zag�ad� sprowadzi ni�
szcz�cie! Ponury jest i nieczu�y, ale
w chwili narodzin tchnie w dusz� cz�eka
si�� do walki i ubijania. Czeg� wi�cej od bog�w mo�na ��da�?
- A �wiaty za rzek� �mierci? - nalega�a.
- Ani tu, ani tam nie masz w wierze mego ludu nadziei - odpar� Conan. - W tym
�wiecie daremnie walczy cz�ek i
cierpi, rozkosz najduj�c jeno w najczystszym
bitewnym szale; gdy umiera, dusza jego wst�puje w szar�, mglist� krain� pe�n�
chmur i mro�nych wiatr�w, by
tam bez pociechy po wieczno�� w�drowa�.
Belit zadygota�a.
- �ycie, cho�by najgorsze, lepsze od takiego losu. W co tedy wierzysz, Conanie?
Wzruszy� ramionami.
- Pozna�em wielu bog�w. Kto ich istnieniu przeczy, r�wnie jest �lepy jak ten, co
zbyt g��boko w nich wierzy.
Nie wnikam, co �mier� mi przyniesie. Mo�e ciemno��
tylko, tak g�osz� nemedyjscy m�drcy, albo ow� dziedzin� lodu i chmur, albo
�nie�ne r�wniny i sklepione izby
Valhallii lud�w Nordheimu. P�ki �yj�, �y� pragn�
mocno: czu� na podniebieniu g�sty sok czerwonego mi�sa i smak t�giego wina, zna�
obj�cia bia�ych ramion,
do�wiadcza� sza�u bitwy, ta�ca b��kitnych ostrzy,
p�omienia i purpuro. Szcz�liwy jestem, gdy to mam. Niechaj m�drcy, kap�ani i
filozofowie rozwa�aj�, co
�yciem jest, a co u�ud�. Ja wiem jedno: je�ii �ycie
jest z�udzeniem, tedy i ja z�udzeniem jestem nie mniejszym i z�udzenie jako
rzeczywisto�� pojmuj�. �yj�, p�on�
�yciem, kocham, zabijam i jestem zadowolony.
- Ale bogowie s� rzeczywisto�ci� - rzek�a, pod��aj�c w�asn� jak�� my�l�. - A nad
wszystkimi s� bogowie
Shemit�w: Isztar i Asztoreth, i Derketo, i Uurvanegg.
Brodaty Bel u kpi�cych m�drych oczach tak�e b�stwem jest shemickim, zrodzi� si�
by� bowiem w pradawnym
Shumirze przed wieloma setkami lat i chichocz�c
poszed� w �wiat, by kra�� klejnoty w�adcom staro�ytnym... I jest �ycie po
�mierci, wiem, wiem to na pewno,
Conanie z Cimmerii. Spr�ystym ruchem unios�a
si� na kolana i otoczy�a go ramionami. - Ma mi�o�� silniejsza jest od �mierci.
Le�a�am zdyszana w twych
obj�ciach, gwa�towne bowiem s� nasze pieszczoty:
dzier�y�e�, kruszy�e� i zdobywa�e� mnie, wysysaj�c m� dusz� swymi bolesnymi
poca�unkami. Me serce z��czone
jest z twoim, ma dusza jest cz�ci� twej duszy!
Gdybym leg�a martwa, a tobie przysz�o walczy� o �ycie, z otch�ani pospieszy�abym
ci na pomoc - tak! czy duch
m�j wzlecie� by musia� spod purpurowych �agli
na krystalicznych morzach raju, czy wype�zn�� z potwornych p�omieni Piekie�! Do
ciebie nale�� i �adni
bogowie ze wszystkimi swoimi wieczno�ciami mocy nie
maj�, by nas rozdzieli�!
J�k rozleg� si� na dziobie. Odpychaj�c Belit, zerwa� si� Conan ze srebrzy�cie
l�ni�cym w �wietle ksi�yca
mieczem w d�oni i w�os mu si� zje�y�. Czarny wojownik
wisia� nad pok�adem, trzymany przez co�, co wygl�da�o jak gi�tki pie� drzewa,
wyrastaj�cy zza burty. I poj��
Cymmeryjczvk, �e to w�� gigantyczny, kt�ry
po�yskliwe swe sploty ud�wign�� ponad dzi�b galery i porwa� nieszcz�snego woja w
straszliw� paszcz�. O�lizg�e
�uski b�yszcza�y jadowicie w �wietle ksi�yca,
gdy cielsko pr�y�o si� wysoko nad pok�adem, a schwytany cz�ek j�cza� i wi� si�
jak mysz w k�ach pytona.
Pop�dzi� Conan na dzi�b i straszliwym zamachem
ogromnego miecza przer�ba� niemal cielsko, grubsze ni� ludzki korpus. Krew
splami�a nadburcia, gdy
zdychaj�cy potw�r cofa� si� znad pok�adu, by - wci��
dzier��c w paszczy ofiar� - zw�j za zwojem pogr��y� si� w rzece: wzburzy�a si�
woda, a� wyst�pi�a na
powierzchni czerwona piana, w kt�rej ostatecznie i
gad znikn��, i cz�owiek.
Od tej chwili sam Conan trzyma� wacht� dziobow�, ale �aden ju� koszmar nie
wype�z� z mrocznych odm�t�w;
gdy za� ranek rozbieli� szczyty drzew, dostrzeg�
mi�dzy nimi Cymmeryjczyk czarne k�y wie�yc. Przywo�a� Belit, kt�ra spa�a na
pok�adzie owini�ta jego
purpurowym p�aszczem, a ta z p�on�cym wzrokiem przybieg�a
na wezwanie. Otwar�a usta, gotuj�c si� do wydania rozkaz, aby za� wojownicy �uki
chwycili i w��czni, lecz
nagle rozszerzy�y si� jej �renice.
Nie miasto, ale widmo miasta mieli przed sob�, o czym si� upewnili, gdy min�wszy
zaros�y d�ungl� cypel, j�li
si� zbli�a� do przeciwleg�ego brzegu. Zielsko
i wybuja�e trawy ros�y mi�dzy g�azami sp�kanych mur�w i strzaskanych p�yt, co
ulicami niegdy� by�y, wielkimi
placami i obszernymi podw�rcami. Ze wszystkich
stron - z wyj�tkiem tej, w kt�r� p�yn�a rzeka - do miasta wdziera�a si�
d�ungla, kryj�c powalone kolumny i
gruzowiska sw� jadowit� zieleni�. Tu i �wdzie
skrzywione wie�e chwia�y si� pijacko pod b��kitnym niebem poranka, a sp�kane
s�upy stercza�y spomi�dzy
rozsypuj�cych si� �cian.
Na g��wnym placu wznosi�a si� marmurowa piramida, zwie�czona smuk�� kolumn�, na
kt�rej szczycie
przycupn�o co�, co zrazu wzi�� Conan za rze�b�, nim jego
bystre oczy nie wypatrzy�y oznak �ycia.
- To wielki ptak - rzek� jeden ze stoj�cych na dziobie wojownik�w.
- Potworny nietoperz - utrzymywa� drugi.
- To ma�pa - orzek�a Belit.
I w tej chwili stworzenie rozpostar�o ogromne skrzyd�a i ulecia�o w kierunku
d�ungli.
- Skrzydlata ma�pa - ozwa� si� zaniepokojony N'Yaga. - Lepiej by�my uczynili
gard�a sobie podrzynaj�c, zamiast
tu przybywa�. Nawiedzone jest to miejsce.
Belit wysmia�a jego uprzedzenia i rozkaza�a przybi� do brzegu cumuj�c galer� do
skrusza�ych nabrze�y.
Pierwsza wskoczy�a na l�d, tu� za ni� nad��y� Conan,
dalej za� - hebanowi wojownicy w swych chwiej�cych si� na wietrze pi�ropuszach,
z nagotowanymi
w��czniami, z oczyma niepewnie omiataj�cymi dookoln� d�ungl�.
Cisza panowa�a wok�, z�owr�bna jak milczenie u�pionego w�a.
Malowniczo wygl�da�a Belit na tle ruin, a �ycie bij�ce z jej gibkiej postaci
osobliwie kontrastowa�o z otaczaj�c�
j� pustk� i zniszczeniem.
Wolno, pos�pnie rozpala�o si� s�o�ce nad d�ungl�, zalewaj�c wie�e matowym
z�otem; pod rozchwianymi
murami, przyczai�y si� cienie. Belit ukaza�a smuk��,
okr�g�� wie��, chybocz�c� si� na swoich murszej�cych fundamentach. Wiod�a ku
niej obramowana powalonymi
kolumnami szeroki aleja ze sp�kanych, poprzerastanych
traw� p�yt, zako�czona masywnym o�tarzem. Podbieg�a do� Belit...
- �wi�tynia to by�a dawnych bog�w - rzek�a. Patrzaj, kanaliki na krew biegn� z
bok�w o�tarza i deszcze tysi�cy
lat nie zmy�y z nich ciemnych plam. Rozsypa�y
si� mury, ale ten kamieni trwa, kpi�c sobie z czasu i �ywio��w.
- Kim�e byli ci dawni bogowie- chcia� dowiedzie� si� Conan.
Bezradnie roz�o�y�a smuk�e r�ce.
- Nawet legendy nie wspominaj� o tym mie�cie. Ale sp�jrz na uchwyty po obu
stronach o�tarza! Kap�ani skarby
swe cz�sto pod o�tarzami kryj�. Czterej z was
niechaj spr�buje ud�wign�� t� p�yt�!
Cofn�a si�, czyni�c wojownikom miejsce, zapatrzona w pochylon� niepewnie
wie�yc�. Trzech najt�szych
pirat�w uj�o wykute w kamieniu uchwyty � osobliwie
nieprzystosowane do kszta�tu ludzkiej d�oni � gdy Belit podskoczy�a z
przera�liwym okrzykiem. Zamarli w
miejscach, a Conan, pochylony nad o�tarzem, odwr�ci�
si� z przekle�stwem na ustach.
- �mija w trawie � powiedzia�a, odsuwaj�c si�. � Ubij j�; wy bierzcie si� do
p�yty.
Zast�piony przez czarnego wojownika, szybko podszed� do niej Conan, a gdy
niecierpliwie przetrz�sa� muraw�
w poszukiwaniu gada, hebanowi olbrzymi, krzepko
stan�wszy na nogach, st�kn�li i pocz�li d�wiga�, a� ogromne mi�nie zaw�li�y
si� i napr�y�y pod sk�r�.
Nie oderwali od ziemi o�tarza, kt�ry nagle j�� si� obraca� wok� jednej z
kraw�dzi. I w tej samej chwili rozleg�
si� w g�rze trzask i huk, i wie�a run�a
w d�, grzebi�c pod gruzem czterech czarnych wojownik�w.
Kompani wydali okrzyk zgrozy, a w�skie palce Belit zacisn�y si� na muskularnym
ramieniu Conana.
- Nie by�o �mii - wyszepta�a. - Podst�pem musia�am ci� odwo�a�, l�ka�am si�
bowiem... Dobrze strzeg� dawni
bogowie swych skarb�w.
- Odrzu�my kamienie!
Uczynili to z wielkim wysi�kiem i wydobyli zmasakrowane cia�a czterech m��w.
Pod nimi znale�li czerwon�
od krwi nieszcz�nik�w wykut� w skale krypt�. O�tarz,
kunsztownie umocowany na kamiennych zawiasach, s�u�y� jej za wrota. I na
pierwszy rzut oka zda�o si�, �e
wype�niona jest owa krypta p�ynnym ogniem, odbijaj�cym
�wiat�o poranka milionem luster. Skarby niewyobra�alne le�a�y przed oczyma
oszo�omionych pirat�w:
diamenty, rubiny, szafiry, turkusy, opale, szmaragdy,
ametysty, krwawniki, kamienie ksi�ycowe i wiele innych, nieznanych, co
b�yszcza�y jak oczy demonicznych
kobiet. Po brzegi wype�niona by�a krypta promiennymi
klejnotami, kt�re s�o�ce poranka rozjarzy�o migotliwym p�omieniem.
Z okrzykiem opad�a Belit na kolana w�r�d zakrwawionych od�amk�w na kraw�dzi
krypty i swe bia�e r�ce a� po
ramiona pogr��y�a w owym bezmiarze wspania�o�ci.
I wyci�gn�a je, dzier��c w d�oni co�, co nast�pny okrzyk wydar�o jej z ust �
d�ugi sznur purpurowych kamieni,
co by�y jak grudy skrzepni�tej krwi nawleczone
na grub� z�ot� strun�. Po�wiata, jak� roztacza�y, zmienia�a z�oty blask s�o�ca w
krwaw� mg��.
Oczy Belit by�y oczyma kobiety w transie. Shemicka dusza w bogactwach i
wspania�o�ciach radosne znajduje
upojenie, a widok tych skarb�w wstrz�sn��by nawet
dusz� ton�cego w dostatkach cesarza Shushanu.
- Bra� klejnoty, wy psy! - G�os jej ochryp� z podniecenia.
- Patrz! - Muskularne czarne rami� ukazywa�o w kierunku "Tygrysicy", a Belit
odwr�ci�a si� z warkni�ciem na
purpurowych wargach, jakby spodziewaj�c si�
ujrze� nast�pny okr�t korsarski. co przybija do brzegu, by j� �upu pozbawi�.
Ale z okr�nicy galery uni�s� si� czarny kszta�t i poszybowa� nad d�ungl�.
- Diabelska ma�pa buszowa�a po okr�cie - wymamrota� zaniepokojony wojownik.
- No i co z tego?! - wrzasn�a Belit z gniewem, niecierpliw� d�oni� odrzucaj�c z
czo�a niesforny lok. Zr�bcie
nosze z w��czni i p�aszcz�w do przeniesienia
tych klejnot�w... a ty, do stu piorun�w, gdzie idziesz?
- Przyjrze� si� galerze - mrukn�� Conan. - Ten nietoperz z powodzeniem dziur� w
dnie m�g� wybi�.
Szybko przebieg� po sp�kanym nabrze�u i skoczy� na okr�t. Przez chwil� rozgl�da�
si� pod pok�adem, a potem
zakl�� z pasj�, rzucaj�c chmurne spojrzenie u
stron�, gdzie znikn�� b�oniastoskrzyd�y stw�r. Pospiesznie wr�ci� do Belit
nadzoruj�cej �upienie krypty. Za�o�y�a
naszyjnik i czerwone kamienie l�ni�y
mrocznie na jej nagiej bia�ej piersi. Ogromny czarny wojownik sta� po uda w
wype�nionej klejnotami jamie i
czerpi�c bogactwa pe�nymi gar�ciami, podawa�
je do wyci�gni�tych z g�ry �akomych r�k kompan�w. Migotliwe lodowate t�cze
zwiesza�y si� mi�dzy jego
ciemnymi palcami, krople czerwonego ognia kapa�y z
d�oni... I zda�o si�, �e to czarny tytan stan�� na rozkraczonych nogach u
ognistej otch�ani Piekie�, w
wyci�gni�tych d�oniach dzier��c gwiazdy.
- Ten lataj�cy diabe� podziurawi� beczki z wod� rzek� Conan. - Us�yszeliby�my
ha�as, gdyby nie omami�y nas
tak klejnoty. G�upcy jeste�my, �e cz�eka nie
zostawili�my na warcie. Nie l�a pi� wody z rzeki, tedy wezm� dwudziestu ludzi i
w d�ungli poszukamy �wie�ej
wody.
Ledwie na� spojrza�a oczyma, kt�re tylko osobliwe zamroczenie zdawa�y si�
odbija�, a jej palce nie przesta�y
igra� zawieszonymi na piersi kamieniami.
- Bardzo dobrze - powiedzia�a z roztargnieniem. Ja �upy na pok�ad przenios�.
Natychmiast zamkn�a si� wok� nich d�ungla, �wiat�o ze z�ocistego zmieniaj�c na
szare. Z �ukowatych
zielonych ga��zi liany zwiesza�y si� na kszta�t pyton�w.
Wojownicy rozci�gn�li si� w rz�d, brn�c przez wieczny p�mrok jak czarne zjawy
pod��aj�ce za bia�ym
duchem.
Poszycie nie by�o tak g�ste, jak si� Conan spodziewa�, ziemia za�, cho�
g�bczasta, nie by�a grz�ska. Im dalej od
rzeki, tym wznosi�a si� wy�ej. Coraz g��biej
pogr��ali si� w rozko�ysane zielone odm�ty i wci�� nie znajdowali �ladu wody -
ani p�yn�cych strumyk�w, ani
spokojnych staw�w. Nagle zatrzyma� si� Conan,
a jego wojownicy zastygli jak bazaltowe pos�gi. Zapanowa�a pe�na napi�cia cisza,
Cymmeryjczyk za�
niespokojnie potrz�sn�� g�ow�.
- Id�cie dalej - mrukn�� do swego zast�pcy, N'Gory. - Maszerujcie prosto, a�
znikn� wam z oczu; wtedy
zatrzymajcie si� i czekajcie na mnie. Zda si�, kto�
nas �ledzi. Szmery s�ysza�em...
Czarni niespokojnie przest�powali z nogi na nog�, ale uczynili, co im kazano.
Gdy ruszyli przed siebie, Conan
szybko skry� si� za ogromnym drzewem i pocz��
wpatrywa� si� w stron�, z kt�rej przybyli. Wszystko mog�a kry� ta zielona
g�stwina...
Nic nie nast�pi�o; zgin�y w oddaleniu w�t�e g�osy maszeruj�cych �ucznik�w.
Nagle Conan u�wiadomi� sobie, �e
powietrze przesycone jest osobliwym jakim�,
egzotycznym aromatem. B�yskawicznie si� odwr�ci�, gdy co� delikatnie musn�o
jego skro�. Z k�py zielonych,
przedziwnie ulistnionych �odyg k�oni�y si� ku
niemu olbrzymie czarne kwiaty, a jeden z nich ju� go by� dotkn��. Zdawa�y si�
na� kiwa�, zaprasza�, gn�c w
jego stron� spr�yste szyje. Rozwija�y p�atki
i szele�ci�y, cho� nie by�o wiatru. Odskoczy�, rozpoznaj�c czarny lotos, kt�rego
nektar ni�s� �mier�, a zapach -
pe�en majak�w sen. Lecz ju� czu�, �e omracza
go letarg. Pr�bowa� unie�� miecz, by �ci�� w�owe �odygi, ale rami� zwis�o
bezsilnie. Rozwar� usta, by wezwa�
swych wojownik�w, lecz wyda� tylko ciche
rz�enie. I zaraz potem, z zatrwa�aj�c� nag�o�ci�, zako�ysa�a si� i zamgli�a
d�ungla przed jego oczyma; nie
us�ysza� ju� straszliwych krzyk�w i j�k�w,
co w niewielkiej wybuch�y odleg�o�ci, gdy zmi�k�y- pod nim kolana i bezw�adnie
osun�� si� na ziemi�. Nad jego
rozci�gni�tym cia�em w nieruchomy m powietrzu
ko�ysa�y si� czarne kwiaty.
3. Koszmar w d�ungli
Czy zes�a� tylko sen mrocznego kwiat lotosu?
Przekl�ty tedy sen, co gnu�ny �ywot kupi�,
I ka�da chwila owej niemocy, rzek�by� trupiej,
Gdy n� m�j krwi nie rozla� i miecz nie zada� ciosu.
- PIE�� O BELIT
Zrazu by�a czer� zupe�nej pustki, przeszywanej ch�odnymi podmuchami kosmicznego
wiatru. Potem kszta�ty -
niewyra�ne, potworne i ulotne - j�y si� w mglistym
szeregu toczy� przez bezmiar nico�ci, jakby ciemno�� przybiera�a posta�
cielesn�. Wicher powia� i zrodzi� si�
wir, rozszala�a piramida rycz�cej czerni.
Z nie Kszta�t si� wy�oni� i Wymiar; potem, nagle, jak rozegnane chmury
rozst�pi�y si� ciemno�ci i wielkie
miasto z zielonego kamienia wystrzeli�o na brzegu
szerokiej rzeki, przecinaj�cej bezgraniczn� r�wnin�. Istoty o nieziemskiej
postaci kr��y�y po owym mie�cie.
Podobne ludziom, lud�mi najoczywi�ciej nie by�y. Skrzydlate i ogromne, nie
stanowi�y odro�li owego
tajemniczego drzewa ewolucji, kt�rego szczytem jest ludzko��
- by�y dojrza�ym owocem innego, w oddaleniu rosn�cego drzewa. Przypomina�y
cz�owieka swym cielesnym
wygl�dem tak jak ten, w swym najdoskonalszym kszta�cie,
przypomina wielkie ma�py. Duchowym, umys�owym i estetycznym rozwojem na tyle
by�y ode� wy�sze, na ile
on wy�szy jest od goryla. Gdy wznosi�y sw�j olbrzymi
gr�d, pierwotni przodkowie cz�owieka nie wy�onili si� jeszcze na dobre ze �luzu
pradawnych ocean�w.
�miertelne, by�y owe istoty, jak wszystko, co z krwi jest uczynione i ko�ci.
�y�y, kocha�y i umiera�y, cho�
niewyobra�alnie d�ugi by� czas ich �ycia. A
potem, po niezliczonych milionaleciach, rozpocz�a si� Przemiana. Wizja dr�a�a i
falowa�a jak obraz rzucony na
unoszon� wiatrem kurtyn� nad miastem i ziemi�
przetacza�y si� epoki jak fale przez pla��, a ka�da z owych fal nios�a zmiany.
Gdzie� na planecie przemieszcza�y
si� centra magnetyczne; olbrzymie lodowce
ku nowym si� cofa�y biegunom.
i zmienia�o si� oblicze rzeki. R�wniny przekszta�ci�y si� w mokrad�a cuchn�ce
gadzim �yciem. Gdzie niegdy�
pola by�y �yzne, wyrasta�y lasy, co p�niej w
wilgotne zmienia�y si� d�ungle. Kolejny epoki znaki swe zostawia�y r�wnie� na
mieszka�cach grodu, ci bowiem
nie przenie�li si� w nowe regiony. Powody niepoj�te
dla ludzko�ci kaza�y im pozosta� w pradawnym mie�cie, oczekuj�c zag�ady. A gdy
bogata ogni� pot�na kraina
coraz g��biej pogr��a�a si� w czarne bagno d�ungli,
w chaosie jej wrzaskliwego �ycia uton�li mieszka�cy miasta. Straszliwe konwulsje
wstrz�sn�y ziemi�; noce
rozjarzone by�y wybuchami bluzgaj�cych law� wulkan�w,
kt�re na mrocznych horyzontach rozstawia�y rz�dy czerwonych kolumn.
Po kataklizmie, co powali� zewn�trzne mury i najwy�sze wie�yce miasta, i
sprawi�, �e przez wiele dni wody
rzeki czarne by�y od jadowitej jakiej� substancji
wyplutej z g��bin ziemi, w wodach owych - z kt�rych czerpano przez niezliczone
millennia - dokona�a si�
z�owroga zmiana.
Z tych, kt�rzy j� pili, wielu zmar�o; na innych pi�tno j�o si� oznacza� - zrazu
ma�o widoczne, z czasem coraz
bardziej przera�aj�ce. Przystosowuj�c si�
do nowych warunk�w, cofn�li si� w rozwoju daleko od swego pierwotnego stanu.
Lecz �mierciono�ne wody
odmienia�y ich coraz okropniej z pokolenia na potworniej�ce
pokolenie. Oni, kt�rzy skrzydlatymi byli bogami, stali si� demonami, a wszystko,
co pozosta�o z niezmierzonej
m�dro�ci ich przodk�w, spaczone, przekr�cane
i chore, wiod�o ich coraz upiorniejsz� �cie�k�. Wy�yn, na kt�re niegdy� si�
wspi�li, nie zdo�a�aby ludzko��
si�gn�� nawet marzeniem; teraz wszelako stoczyli
si� tak nisko, �e w najob��dniejszym koszmarze nic m�g�by tego wy�ni� cz�owiek.
Gin�li szybko - przez kanibalizm i straszliwe boje toczone w mrokach nocnej
d�ungli. I w ko�cu w�r�d
poro�ni�tych mchami ruin miasta czai�a si� tylko jedna
posta� - skar�owacia�y, odra�aj�cy wybryk natury.
Wtedy po raz pierwszy pojawili si� ludzie: ciemnosk�rzy m�owie o orlich rysach,
w zbrojach ze sk�ry i miedzi,
dzier��cy w d�oniach �uki � wycie�czonych
i zmizerowanych z g�odu i d�ugiego wysi�ku, brudnych i pokaleczonych w marszu
przez d�ungl�, pokrytych
zakrwawionymi banda�ami, co o srogiej m�wi�y walce.
W duszach ich by�a pami�� wojny i kl�ski, i ucieczki przed silniejszym
plemieniem, co gna�o ich coraz dalej ku
po�udniowi, a� zatracili si� w zielonym
labiryncie d�ungli i rzeki.
Wycie�czeni legli w�r�d ruin, gdzie czerwone kwiaty, kwitn�ce raz tylko na
stulecie, ko�ysa�y si� w �wietle
pe�nego ksi�yca, i spad� na nich sen. A gdy
spali, odra�aj�cy czerwonooki kszta�t wype�z� z cienia i nad ka�d� z
rozci�gni�tych postaci rytua�y odprawia�
osobliwe i straszne. Ksi�yc wisz�cy na zamglonym
niebie barwi� d�ungl� czerni� i czerwieni�; nad g�owami �pi�cych purpurowe
kwiaty l�ni�y jak plamy krwi.
Potem skry� si� ksi�yc i tylko oczy nekromanty
b�yska�y jak czerwone klejnoty w hebanowym mroku nocy.
Gdy �wit rozpostar� nad rzek� bia�y sw�j welon, ani jednego nie by�o wida�
cz�owieka: tylko kud�ate, skrzydlate
monstrum, siedz�ce w �rodku kr�gu uczynionego
przez pi��dziesi�t wielkich c�tkowanych hien, kt�re unios�y ku niebu dr��ce
pyski, wyj�c jak dusze pot�pione.
Potem scena nast�powa�a po scenie z osza�amiaj�c� szybko�ci�. By� ruch bez�adny,
taniec �wiate� i cieni na tle
czarnej d�ungli, ruin z zielonego kamienia
i mrocznej rzeki. Czarni ludzie p�yn�li w g�r� nurtu d�ugimi �odziami o dziobach
zdobnych szczerz�cymi z�by
czerepami albo z w��czni� w d�oni skradali
si� pochyleni w�r�d drzew i umykali z wrzaskiem przed czerwonymi oczami i
za�linionymi k�ami. J�ki
umieraj�cych rozdziera�y mrok, tajemnicze stopy skrada�y
si� w ciemno�ciach, czerwieni� p�on�y oczy wampira. I by�y przera�aj�ce uczty
pod ksi�ycem, a przez jego
purpurowe oblicze ustawicznie przelatywa� kszta�t
ogromnego, rzek�by�, nietoperza.
Potem, niespodziewanie, rysuj�c si� wyrazi�cie - w przeciwie�stwie do
poprzednich, zamglonych obraz�w -
wok� zalesionego przyl�dka przemkn�a d�uga galera,
pe�na hebanosk�rych postaci, na dziobie za� sta� bia�y gigant w b��kitnej stali.
W tym dopiero momencie poj�� Conan, �e �ni. Nie mia� dot�d �wiadomo�ci w�asnego
istnienia. Gdy wszelako
ujrza� si� na pok�adzie "Tygrysicy", zdo�a� odr�ni�
�ycie od snu, cho� si� nie zbudzi�.
Wtedy zmieni� si� obraz, ukazuj�c polan� w d�ungli, gdzie, jakby na kogo�
czekaj�c, sta� N'Gora i dziewi�tnastu
czarnych w��cznik�w. I gdy zd��y� poj��
Conan, �e to na niego czekaj�, koszmar run�� z nieba i kamienny spok�j
wojownik�w ust�pi� miejsca
rozpaczliwym okrzykom przera�enia.
Jak ludzie, co zmys�y postradali z przestrachu, odrzucili sw�j or� i umykali na
o�lep przez d�ungl�, naciskani
przez za�linionego potwora, kt�ry tu� nad
ich g�owami rozpostar� wielkie, b�oniaste skrzyd�a.
Po owej wizji - w czasie kt�rej czyni� Conan s�abe pr�by, by si� obudzi� -
nast�pi� chaos. Cymmeryjczykowi
zda�o si� mgli�cie, �e dostrzega swe cia�o rozci�gni�te
pod rozko�ysan� ki�ci� czarnych kwiat�w, gdy z krzak�w pe�znie ku niemu
odra�aj�cy kszta�t.
Okrutnym wysi�kiem zerwa� niewidoczne wi�zy, co dzier�y�y go we �nie, i stan��
na nogi. Oszo�omiony
rozejrza� si� doko�a. Obok niego chwia� si� mroczny
lotos, pospiesznie tedy odsun�� si� ode�.
Nie opodal w mi�kkiej ziemi �lad ujrza�, jakby zwierz�, gotuj�ce si� da wyj�cia
z zaro�li, jedn� wystawi�o �ap�, a
potem j� cofn�o. M�g� to by� �lad niewiarygodnie
du�ej hieny.
Krzykn�� na N'Gor�. Pierwotna cisza wisia�a nad d�ungl� i krzyki Conana
�miesznie w�t�e by�y i g�uche. Nie
widzia� s�o�ca, ale jego wykszta�cony w g�uszy
instynkt podpowiedzia� mu, i� dzie� zbli�a si� do kresu. Ogarn�a go panika, gdy
poj��, �e wiele godzin le�a� bez
zmys��w. Po�piesznie pod��y� �ladem w��cznik�w,
wyra�nym w wilgotnej, gliniastej glebie. Bieg�y pojedynczym szlakiem; rych�o
dotar� do polany - i zamar� bez
ruchu, a dreszcze przebieg�y mu po plecach,
gdy rozpozna� j� jako polan� ze swego narkotycznego snu. Tarcze i w��cznie
poniewiera�y si� po ziemi, jakby
porzucone w gwa�townej ucieczce.
A ze �lad�w wiod�cych z polany w coraz g��bsze g�stwin poj��, �e w istocie �lepy
to by� bieg. Krzy�owa�y si�
tropy, wi�y bezcelowo w�r�d drzew. I nagle
wychyn�� pospiesznie krocz�cy Cymmeryjczyk z d�ungli na podobn� do wzg�rza
ska��, co pi�a si� stromo, by
urwa� si� gwa�townie nad przepa�ci�, g��bok�
na jakie czterdzie�ci st�p. Co� kuli�o si� na kraw�dzi.
Zrazu my�la� Conan, �e to wielki goryl, lecz wnet zrozumia�, i� ma przed sob�
ol