8118

Szczegóły
Tytuł 8118
Rozszerzenie: PDF
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

8118 PDF - Pobierz:

Pobierz PDF

 

Zobacz podgląd pliku o nazwie 8118 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.

8118 - podejrzyj 20 pierwszych stron:

Robert Silverberg Maski czasu Tytu� orygina�u: The Masks of Time Copyright � 1968 by Robert Silverberg Copyright � 1994 for the Polish translation by REBIS Wydanie I Przek�ad: S�awomir Dymczyk Dla A. J. i Eddiego Pierwszy Przypuszczam, �e tego typu pami�tnik powinna rozpocz�� A jaka� deklaracja przedstawiaj�ca osob� pisz�c�: by�em cz�owiekiem, �y�em, cierpia�em. Za� m�j udzia� w nieprawdopodobnych wypadkach ubieg�ych dwunastu miesi�cy okaza� si� nadzwyczaj znacz�cy - pozna�em m�czyzn� z przysz�o�ci. Towarzyszy�em mu na jego koszmarnej orbicie wok� naszego �wiata. By�em z nim a� do ko�ca. Lecz nie na pocz�tku. Je�li mam wiernie przedstawi� histori� tego cz�owieka, to musz� r�wnie wiernie opowiedzie� o sobie samym. Kiedy Vornan-19 przyby� do naszego czasu, by�em tak dalece oderwany od rzeczywisto�ci, od wszelkich wydarze� nawet najbardziej niezwyk�ych, �e przez kilka tygodni nic nie wiedzia�em o tym fakcie. W ko�cu jednak wessa� mnie wir przez niego stworzony... tak samo jak i was wszystkich bez wyj�tku, jak ka�dego z nas z osobna. Nazywam si� Leo Garfield. Jest wiecz�r, pi�ty grudnia 1999 roku, licz� sobie pi��dziesi�t dwa lata. Jestem kawalerem - z wyboru - i ciesz� si� doskona�ym zdrowiem. Mieszkam w Irvine w Kalifornii, gdzie obj��em katedr� fizyki na tamtejszym uniwersytecie. Praca moja skupia si� nad zagadnieniem odwr�cenia czasu dla cz�stek elementarnych. Nigdy nie naucza�em w sali wyk�adowej. Opiekuj� si� kilkoma m�odymi studentami ostatniego roku, kt�rych traktuj� - co jest zreszt� normalne na uniwersytecie - jako swych wychowank�w. W naszym laboratorium nie ma wszak�e zaj�� w zwyk�ym tego s�owa znaczeniu. Wi�ksz� cz�� swego doros�ego �ycia po�wi�ci�em zagadnieniom fizyki czasu wstecznego, a moim czo�owym osi�gni�ciem by�o zmuszenie kilka elektron�w do zawr�cenia na pi�cie i ulecenia w przesz�o��. Niegdy� uwa�a�em to za spory sukces. Przybycie Vornana-19, kt�re mia�o miejsce nieca�y rok temu, zbieg�o si� w czasie z impasem, w jakim znalaz�em si� w pracy. By roz�adowa� narastaj�c� frustracj�, wybra�em si� na pustyni�. Nie m�wi� tego wcale, aby usprawiedliwi� swoj� pocz�tkow� ignorancj� na temat wizyty Vornana-19. Bawi�em wtedy, co prawda, jakie� pi��dziesi�t mil na po�udnie od Tuscon u przyjaci�, ale posiadali oni niezwykle nowoczesne mieszkanie, wyposa�one w ekrany �cienne, datafony oraz inne �rodki s�u��ce do korzystania z informacji. Mog�em zatem na bie��co �ledzi� rozw�j wypadk�w. Je�li tego nie uczyni�em, to nie z powodu izolacji, lecz dlatego i� nie mia�em zwyczaju ogl�da� obowi�zkowo ka�dego serwisu informacyjnego. Codzienne d�ugie spacery po pustyni wspaniale dzia�a�y na mego ducha, lecz gdy zapada� mrok nad �wiatem, wraca�em ponownie na �ono ludzko�ci. Zrozumcie prosz�, i� moja opowie�� o tym, jak Vornan-19 znalaz� si� w�r�d nas, musi rozwija� si� stopniowo, w kilku ods�onach, Gdy zosta�em wpl�tany w t� histori�, by�a ona ju� r�wnie stara, jak upadek Bizancjum czy triumfy Atylli. Moje poszukiwania zagubionych w�tk�w wygl�da�y tak, jakbym uczy� si� o jakim� wydarzeniu z zamierzch�ej przesz�o�ci. Vornan-19 zmaterializowa� si� w Rzymie, po po�udniu 25 grudnia 1998 roku. W Rzymie? W dniu Bo�ego Narodzenia? Na pewno zrobi� to z premedytacj�. Nowy mesjasz zst�puj�cy z nieba w ten szczeg�lny dzie�, mi�dzy mury tego wyj�tkowego miasta? Jak�e to oczywiste! Jak�e p�ytkie! Lecz Vornan utrzymywa� p�niej, �e by� to ca�kowity przypadek. U�miechn�� si� w ten sw�j irytuj�cy spos�b, przeci�gn�� kciukami po delikatnej sk�rze pod oczodo�ami i powiedzia� cicho: - Szansa, �e wyl�duj� w danym dniu, wynosi�a jeden do trzystu sze��dziesi�ciu pi�ciu. Traf pad� akurat na tamto popo�udnie. A zreszt� c� takiego szczeg�lnego widzisz w �wi�tach? - Rocznica narodzin Zbawiciela - wyja�ni�em. - Od wiek�w. - Przepraszam, zbawiciela czego? - Ludzko�ci. Przyby�, aby odkupi� nasze grzechy. Vornan-19 sta� wpatrzony w kul� pustki, kt�ra zdawa�a si� go otacza�. S�dz�, �e rozmy�la� nad poj�ciami: zbawiciel, odkupienie i grzech, pr�buj�c przypisa� sens pusto brzmi�cym dla niego d�wi�kom. Wreszcie rzek�: - Ten odkupiciel ludzko�ci urodzi� si� w Rzymie? - W Betlejem. - Przedmie�cie Rzymu? - Niezupe�nie - odpar�em. - Lecz skoro pojawi�e� si� akurat na Bo�e Narodzenie, to powiniene� by� wybra� Betlejem jako l�dowisko. - I pewnie tak bym w�a�nie uczyni� - stwierdzi� Vornan - gdybym wszystko zaplanowa� wcze�niej. Lecz ja nie mia�em zielonego poj�cia o tym waszym �wi�tym m�u. Nie m�wi�c ju� o jego miejscu urodzenia, czy te� o ca�ej tej rocznicy. - Czy u was, w przysz�o�ci, zapomniano Jezusa? - Wiesz przecie�, �e jestem kompletnym ignorantem w tej materii. Nie zajmowa�em si� nigdy staro�ytnymi religiami. To czysty przypadek, �e przyby�em akurat tutaj, do waszego czasu. Jego dystyngowan� twarz przeci�a b�yskawica bole�ci. Mo�e rzeczywi�cie m�wi� prawd�. Betlejem by�oby du�o bardziej znacz�ce, gdyby pragn�� na�ladowa� Mesjasza. Wybieraj�c Rzym do swych cel�w, m�g� co najwy�ej wyl�dowa� na placu, naprzeciw Bazyliki �w. Piotra, powiedzmy w chwili, gdy papie� Sykstus b�ogos�awi�by t�umy. Srebrzysta jasno��, posta� opadaj�ca z nieba, setki tysi�cy wiernych kl�cz�cych w rozmodleniu. Pos�aniec z przysz�o�ci emanuj�cy bladym �wiat�em, u�miechni�ty, czyni�cy znak krzy�a, �l�cy w t�um promienie niewys�owionego dobra i ukojenia. Czy� nie by�oby to odpowiednie w tej uroczystej porze? Ale on post�pi� inaczej. Pojawi� si� u st�p Schod�w, ko�o fontanny, na ulicy wype�nionej w powszednie dni rzeszami zamo�nych klient�w, sun�cych nieustannie w stron� butik�w na Via Condotti. W po�udnie Bo�ego Narodzenia na Placu Hiszpa�skim by�o ca�kiem pusto. Sklepy Via Condotti by�y zamkni�te, za� ze Schod�w wymiot�o gdzie� ca�� przesiaduj�c� tam zazwyczaj cyganeri�. Wida� by�o jedynie kilkoro parafian spiesz�cych w stron� ko�cio�a Trinita dei Monti, Dzie� by� mro�ny, z szarego nieba opada�y p�atki �niegu wdzi�cznie wiruj�c, od Tybru falami ch�osta� przenikliwy wiatr. Rzym owego popo�udnia sprawia� do�� przygn�biaj�ce wra�enie. Poprzedniego dnia apokalipty�ci rozp�tali zamieszki. Podniecony t�um ludzi z pomalowanymi twarzami przetoczy� si� fal� przez Forum, odta�czy� wok� sp�kanych mur�w Koloseum dawno ju� przebrzmia�y balet z Walpurgisnacht, obieg� gromadnie wielki pomnik Wiktora Emanuela, by zbezcze�ci� jego nieskalan� biel swym wyuzdaniem i rozpust�. By� to najpowa�niejszy wybuch zbiorowego szale�stwa, jaki mia� miejsce w Rzymie owego roku, cho� nie m�g� r�wna� si� pod wzgl�dem brutalno�ci ze zwyczajowymi ju� zamieszkami apokaliptyst�w w Londynie czy powiedzmy w Nowym Jorku. Carabinieri st�umili z pewnymi trudno�ciami te rozruchy, nie �a�uj�c neurobicz�w, kt�rymi bezlito�nie ch�ostali krzycz�ce i wymachuj�ce gromady szale�c�w religijnych. Podobno jeszcze tu� przed �witem Wieczne Miasto rozbrzmiewa�o krzykami jak podczas Saturnalii. Potem wsta� poranek Dzieci�tka Jezus, a w po�udnie, kiedy smacznie sobie spa�em spowity ciep�em arizo�skiej zimy, ze stalowoszarego nieba opad� na ziemi� w aureoli �wiat�a Vornan-19, m�czyzna z przysz�o�ci. Moment �w widzia�o dziewi��dziesi�ciu dziewi�ciu �wiadk�w. Byli zgodni co do wszystkich zasadniczych kwestii. Vornan-19 zst�pi� z nieba. Wszyscy przes�uchiwani p�niej �wiadkowie stwierdzili jak jeden m��, i� przelecia� �ukiem ponad Trinita del Monti, min�� Schody na Placu Hiszpa�skim i wyl�dowa� par� jard�w za niewielk� fontann� w kszta�cie ��deczki. Niemal wszyscy utrzymywali, i� podczas opadania pozostawia� za sob� b�yszcz�cy �lad w powietrzu, lecz nikt nie dostrzeg� �adnego pojazdu. Przy za�o�eniu, i� wszystko odby�o si� zgodnie z prawami rz�dz�cymi swobodnym spadaniem cia�, Vornan-19 w momencie zetkni�cia z ziemi� musia� lecie� z szybko�ci� kilku tysi�cy st�p na sekund�. By�o to mo�liwe przy za�o�eniu, �e przybysza spuszczono z jakiego� poduszkowca skrytego za gmachem ko�cio�a. Wyl�dowa� g�adko na obie nogi, nie odnosz�c przy tym najl�ejszej nawet kontuzji. M�wi� p�niej co� og�lnikowo o �neutralizatorze grawitacji�, kt�ry zamortyzowa� upadek. Nie poda� jednak �adnych szczeg��w. My nie odkryli�my podobnego urz�dzenia, przynajmniej jak dot�d. By� nagi. Troje �wiadk�w utrzymywa�o, i� cz�ciowo otacza�a go b�yszcz�ca aura, kt�ra maskowa�a intymne cz�ci, co� w rodzaju opaski na l�d�wie; jednak sam kontur cia�a pozostawa� doskonale widoczny. Tak si� z�o�y�o, i� ow� tr�jk� �wiadk�w stanowi�y zakonnice, stoj�ce akurat na schodach ko�cio�a. Pozostali oznajmili zgodnie, i� Vornan-19 by� w czasie l�dowania ca�kowicie nagi. Wi�kszo�� spo�r�d nich potrafi�a nawet opisa� z detalami anatomi� jego narz�d�w p�ciowych. Vornan okaza� si� niezaprzeczalnie osobnikiem p�ci m�skiej. Obecnie jest to ju� powszechnie wiadome, lecz w�wczas ka�da wiadomo��, jaka dociera�a do nas, wzmaga�a tylko pragnienie rozja�nienia mrok�w tajemnicy. Naoczni �wiadkowie przybycia Vornana rozwodzili si� nad doskona�� budow� zagadkowego go�cia. To by�o pewne! Problem tkwi� gdzie indziej: czy oto zakonnice dozna�y zbiorowej halucynacji, widz�c wieniec ze �wiat�o�ci zas�aniaj�cy nago�� Vornana? Czy te� mniszki �wiadomie wymy�li�y ow� aur�, by ochroni� sw� w�asn� niewinno��? A mo�e Vornan wszystko tak zaaran�owa�, aby wi�kszo�� �wiadk�w ujrza�a go w ca�o�ci, za� tym, kt�rzy mogliby dozna� emocjonalnego wstrz�su, przedstawiono inny, nieco zmieniony obraz jego cia�a? Nie mam poj�cia. Apokalipty�ci dowiedli bezspornie, i� zbiorowe halucynacje s� mo�liwe, nie wykluczam wi�c tej pierwszej mo�liwo�ci. Drugiej tak�e nie mo�na odrzuci�. Wszak dzieje zinstytucjonalizowanej religii, licz�ce ju� niemal dwa tysi�clecia, dowiod�y, i� jej urz�dnicy nie zawsze m�wi� prawd�. Natomiast do pomys�u, i� Vornan poczyni� pewne modyfikacje w swym wygl�dzie, by oszcz�dzi� zakonnicom widoku nago�ci, odnosz� si� do�� sceptycznie. Nigdy w jego stylu nie by�o os�anianie ludzi przed wstrz�sami. A w tym wypadku z pewno�ci� nie zdawa� sobie nawet sprawy, i� nale�y skrywa� przed kimkolwiek jakikolwiek szczeg� w�asnego cia�a. A zreszt�, skoro Vornan nie s�ysza� dot�d o Chrystusie, sk�d mia� wiedzie�, jakie s� obyczaje zakonnic? Nie chcia�bym jednak tutaj niczego rozstrzyga�. Nie wydaje mi si� bowiem, aby dla Vornana techniczn� niemo�liwo�ci� by�o ukazanie swej postaci w taki spos�b grupie dziewi��dziesi�ciu sze�ciu gapi�w, a w zupe�nie odmienny trzem pozosta�ym. Wiemy natomiast z ca�� pewno�ci�, i� zakonnice umkn�y do ko�cio�a w par� chwil po owym przykrym dla nich wydarzeniu. Pewna cz�� audytorium uzna�a go za apokaliptyst�-maniaka i zbagatelizowa�a go. Jednak�e spora grupa obserwowa�a z zafascynowaniem, jak nagi nieznajomy, po pe�nym dramatyzmu przybyciu, okr��a Plac Hiszpa�ski, badaj�c uwa�nie fontann�, nast�pnie okna wystawowe po drugiej stronie placu, za� na ko�cu rz�d zaparkowanych samochod�w. Zimowy ch��d najwyra�niej w og�le mu nie doskwiera�. Gdy zlustrowa� ju� wszystko, co zamierza� po tej stronie placu, przeci�� go na skos i zacz�� wchodzi� po schodach. Postawi� w�a�nie stop� na pi�tym stopniu, kiedy w�ciek�y policjant doskoczy� do niego i krzykn��, �eby zszed� i wsiad� do radiowozu. - Nie zrobi� tego, co ka�esz - odrzek� Vornan-19. By�y to pierwsze s�owa, jakie wypowiedzia� - pierwsze linijki jego �Listu apostolskiego do barbarzy�c�w�. M�wi� po angielsku. Jego s�owa s�ysza�o i rozumia�o wielu �wiadk�w. Policjant do nich nie nale�a� i dalej perorowa� po w�osku. - Jestem podr�nikiem z innego czasu. Przyby�em, aby dokona� inspekcji waszego �wiata - oznajmi� Vornan-19 nadal po angielsku. Policjant ma�o nie zakrztusi� si� z w�ciek�o�ci. S�dzi�, �e Vornan jest apokaliptyst�, na dok�adk� ameryka�skim apokaliptyst� najgorszego gatunku. Obowi�zkiem ka�dego policjanta by�o ochrania� nieskalane imi� Rzymu i powag� Bo�ego Narodzenia przed wulgarnymi wyczynami szale�c�w. Wrzasn�� na przybysza, aby zszed� ze schod�w. Vornan jednak, ignoruj�c wysi�ki funkcjonariusza, obr�ci� si� na pi�cie i spokojnie ruszy� do g�ry. Widok jego bladej, szczup�ej pupy rozw�cieczy� do reszty przedstawiciela prawa. Ruszywszy w pogo�, zdj�� w biegu kurtk�, zdecydowany si�� okry� nieznajomego. Wed�ug relacji naocznych �wiadk�w Vornan-19 nie spojrza� nawet na policjanta, ani go nie dotkn��. Funkcjonariusz, trzymaj�c w lewej d�oni kurtk�, wyci�gn�� praw� r�k� chc�c chwyci� nieznajomego za rami�. Nast�pi�o s�abe, ��to-niebieskawe wy�adowanie elektryczne, cichy trzask i zaraz potem policjant run�� w ty�, jakby porazi� go pr�d. Stoczy� si� ze schod�w i leg� w bezruchu z wykrzywion� twarz�. Gapie odsun�li si� mimowolnie par� krok�w do ty�u. Vornan-19 spokojnie dotar� na szczyt schod�w, gdzie przystan��, by uci�� sobie pogaw�dk� z jednym ze �wiadk�w. �wiadkiem tym okaza� si� dziewi�tnastoletni niemiecki apokaliptysta Horst Klein. Horst bra� udzia� w nocnych ekscesach niedaleko Forum, a obecnie, b�d�c zbyt przej�tym, aby my�le� o spaniu, wa��sa� si� po mie�cie w nastroju przygn�bienia, frustracji post coitum. M�ody Klein, w�adaj�cy biegle j�zykiem angielskim, sta� si� w nadchodz�cych dniach znan� postaci� telewizyjn�, sprzedaj�c sw� histori� licznym stacjom informacyjnym. Potem popad� co prawda w zapomnienie, niemniej ten moment zapewni� mu miejsce w historii. Jestem przekonany, i� nawet dzi� gdzie� w Meklemburgii albo Szlezwiku wci�� powtarza tamt� rozmow�. Kiedy Vornan-19 zbli�y� si� do Kleina, ten przywita� go uwag�: - Niepotrzebnie zabi�e� tego carabinieri. B�d� ci� teraz �ciga� do upad�ego. - Wcale go nie zabi�em. Jest tylko lekko og�uszony. - Nie masz ameryka�skiego akcentu - oznajmi� Klein. - Bo nie jestem Amerykaninem. Pochodz� z Centrum. To o tysi�c lat od dzisiaj, kapujesz? Klein za�mia� si�. - Koniec �wiata nast�pi ju� za trzysta siedemdziesi�t dwa dni. - Tak s�dzisz? Wobec tego, jaki rok dzisiaj mamy? - 1998. Dwudziesty pi�ty grudnia. - �wiat ma przed sob� co najmniej tysi�c lat. Jestem tego pewien. Nazywam si� Vornan-19 i przyby�em tu jako inspektor. Kto� musi si� mn� zaj��. Chcia�bym pobra� pr�bki waszej �ywno�ci i wina, a tak�e ubra� co� stosownego dla epoki. Ciekawi� mnie r�wnie� starodawne praktyki seksualne. Gdzie m�g�bym znale�� jaki� przybytek publiczny? - To ten szary budynek - wyja�ni� Klein, wskazuj�c na ko�ci� Trinita dei Monti. - Oni zaspokoj� wszystkie twoje potrzeby. Powiedz tylko przy wej�ciu, �e przyby�e� z przysz�o�ci odleg�ej o tysi�c lat. Z roku 2998, zgadza si�? - Z 2999 wed�ug waszego systemu datowania. - Dobra. Na pewno si� uciesz�, s�ysz�c t� nowin�. Utwierd� ich tylko w wierze, �e �wiat nie sko�czy si� w dwana�cie miesi�cy po Nowym Roku, a ofiaruj� ci wszystko, czego zapragniesz. - �wiat b�dzie z pewno�ci� trwa� jeszcze przynajmniej tysi�c lat - powt�rzy� uroczy�cie Vornan-19. - Dzi�kuj� za porad�, przyjacielu. Ruszy� w stron� ko�cio�a. Zdyszani carabinieri wysypali si� ze wszystkich stron r�wnocze�nie. Nie �mieli podej�� bli�ej ni� na pi�� jard�w, lecz utworzyli falang�, zagradzaj�c� dost�p do ko�cio�a. W d�oniach dzier�yli neurobicze. Jeden z policjant�w rzuci� Vornanowi pod nogi sw�j p�aszcz. - Za�� to na siebie. - Nie w�adam waszym j�zykiem. - Chc�, aby� si� okry� - wyja�ni� Horst Klein. - Widok twojego cia�a wprawia ich w zak�opotanie. - Moje cia�o nie jest zdeformowane - odpar� Vornan-19. - Dlaczego mia�bym je zakrywa�? - Chc�, �eby� je zakry� i maj� neurobicze. Mog� ci nimi zrobi� krzywd�. Widzisz? To te pa�ki, kt�re trzymaj� w d�oniach. - Czy m�g�bym obejrze� twoj� bro�? - spyta� uprzejmie przybysz najbli�ej stoj�cego policjanta. Wyci�gn�� d�o� po pa�k�. M�czyzna odsun�� si�. W�wczas Vornan skoczy� z niesamowit� szybko�ci� i wyszarpn�� przedstawicielowi prawa bicz z r�ki. Chwyci� za koniec, a zatem powinien dozna� powa�nego pora�enia, lecz nic takiego nie nast�pi�o. Policjanci obserwowali z os�upieniem, jak nieznajomy uwa�nie ogl�da bicz, w��cza go raz po raz i pociera d�oni� metalowe zako�czenie, by zbada� efekt dzia�ania. Wszyscy odst�pili o par� krok�w do ty�u, �egnaj�c si� gorliwie. Horst Klein sforsowa� kordon zdumionych policjant�w i upad� do st�p Vornana. - Ty rzeczywi�cie przyby�e� z przysz�o�ci, prawda? - Oczywi�cie. - Dotkn��e� bicza... i nic? - Takie s�abe oddzia�ywania mo�na wch�on�� i przetworzy� - wyja�ni� Vornan. - Nie znacie jeszcze rytua��w energii? Niemiec, trz�s�c si� ca�y jak galareta, pokr�ci� g�ow�. Podni�s� policyjny p�aszcz i poda� go nagiemu m�czy�nie. - Za�� to - szepn��. - Prosz�. Nie utrudniaj sytuacji. Nie mo�esz chodzi� tu ci�gle na golasa. Vornan tym razem us�ucha�. Za pomoc� nieporadnych ruch�w uda�o mu si� wdzia� p�aszcz. - Zatem �wiat nie sko�czy si� za rok? - spyta� Klein. - Sk�d�e. Z ca�� pewno�ci� nie. - By�em g�upcem! - Mo�liwe. �zy sp�yn�y po szerokich, ko�cistych, germa�skich policzkach. Zd�awiony �miech wyczerpania doby� si� z ust. Skulony na zimnym kamieniu, d�onie u�o�ywszy przed g�ow� w ge�cie teatralnego salaam, Horst Klein odda� pok�on Vornanowi. Szlochaj�c, dygocz�c i ci�ko �api�c oddech, Niemiec straci� wiar� w ruch apokaliptyst�w. Cz�owiek z przysz�o�ci zyska� pierwszego ucznia. Drugi Odpoczywaj�c w Arizonie nie mia�em o tym wszystkim zielonego poj�cia. Zreszt�, gdybym nawet zna� rozw�j wypadk�w, to pewnie i tak uzna�bym t� opowie�� za niegodn� uwagi. Zabrn��em bowiem w �lep� uliczk� �ycia. Przepracowanie oraz brak namacalnych efekt�w moich bada� sprawi�y, i� poczu�em si� wyja�owiony i bezu�yteczny. Przesta�em zwa�a� na sprawy tocz�ce si� poza obr�bem mej w�asnej czaszki. Zakosztowa�em w ascezie, a po�r�d rzeczy, kt�rych postanowi�em nie tyka� owego miesi�ca, znalaz�y si� tak�e wiadomo�ci serwisu informacyjnego. Gospodarze byli lud�mi niezwykle mi�ymi. Obserwowali ju� u mnie podobne kryzysy i wiedzieli, jak nale�y w�wczas post�powa�. Potrzebowa�em subtelnej mieszaniny troski oraz samotno�ci i jedynie osoby obdarzone pewn� doz� wra�liwo�ci by�y w stanie zapewni� mi odpowiedni� atmosfer�. Nie sk�ama�bym wiele m�wi�c, i� Jack oraz Shirley Bryantowie wielokrotnie ocalili mnie przed ob��dem. Z Jackiem pracowali�my wsp�lnie w Irvine przez pewien czas pod koniec dekady lat osiemdziesi�tych. Przeszed� do nas prosto z M.I.T. , gdzie zebra� ju� wszystkie mo�liwe honory. Podobnie jak u wi�kszo�ci by�ych pracownik�w tej instytucji, jego dusza by�a bezbarwna, jakby skr�powana - naznaczona stygmatem zbyt d�ugiego przebywania na wschodzie, zbyt wielu mro�nych zim i dusznych letnich dni. Z prawdziw� przyjemno�ci� obserwowa�em, jak przebywaj�c w kraju, stopniowo budzi si� z tego letargu niczym kwiat w promieniach s�o�ca. Pozna�em Jacka wkr�tce po jego dwudziestych urodzinach: wysoki, raczej szczup�y, grube loki rozrzucone w nie�adzie, policzki wiecznie poro�ni�te szczecin�, podkr��one oczy, w�skie, niespokojne usta. Posiada� wszystkie charakterystyczne cechy, tiki i nawyki m�odego geniusza. Przeczyta�em jego prac� na temat fizyki cz�stek elementarnych i musz� przyzna�, �e by�a znakomita. Nale�y pami�ta�, i� odkrycia na polu fizyki to przewa�nie owoc pasma nag�ych ol�nie�, mo�e natchnienia. Nie jest wi�c warunkiem koniecznym s�dziwy wiek i szron na g�owie, aby osi�gn�� znacz�cy sukces. Newton przewr�ci� wszech�wiat do g�ry nogami jako nieopierzony m�odzian. Einstein, Schroedinger, Heisenberg, Pauli oraz ca�a reszta pionier�w swe najwi�ksze odkrycia poczyni�a przed uko�czeniem trzydziestki. Czasami, jak w przypadku Bohra, przenikliwo�� przychodzi�a wraz z wiekiem, lecz przecie� i Bohr tak�e nie by� jeszcze starcem, kiedy zagl�da� do serca atomu. Tak wi�c, gdy m�wi�, i� praca Bryanta by�a znakomita, nie chodzi mi o to, �e stanowi� on przypadek wyj�tkowo uzdolnionego m�odzie�ca. Chc� przez to powiedzie�, i� by�a znakomita w skali bezwzgl�dnej i �e Bryant osi�gn�� szczyty, nie b�d�c nawet dyplomantem. Przez pierwsze dwa lata wsp�lnej pracy s�dzi�em, �e jego przeznaczeniem jest zreformowanie fizyki. Posiada� t� dziwn� moc, ten dar wszechmocnej intuicji, kt�ry druzgota� wszelkie w�tpliwo�ci. Dysponowa� r�wnie� spor� doz� wytrwa�o�ci oraz uzdolnieniami matematycznymi, co wraz z intuicj� pozwala�o wyrwa� prawd� z otch�ani niewiadomego. Jego prace jedynie w bardzo nik�ym stopniu zaz�bia�y si� z badaniami, kt�re prowadzi�em. Z biegiem lat zacz��em m�j projekt dotycz�cy odwr�cenia czasu coraz odwa�niej wprowadza� w sfer� do�wiadcze�. Porzuci�em ju� stadium wczesnych hipotez. Sp�dza�em teraz wi�kszo�� czasu przy olbrzymim akceleratorze cz�stek elementarnych, pr�buj�c wytworzy� si�y, kt�re - �ywi�em tak� nadziej� - b�d� zdolne wys�a� fragmenty atom�w w przesz�o��. Jack wr�cz odwrotnie - by� czystym teoretykiem. Zajmowa� si� si�ami spajaj�cymi atom. Oczywi�cie, nie by�o to nic nowego. Jack postanowi� jednak�e ponownie przestudiowa� niekt�re pomini�te wnioski z prac Yukawy z 1935 roku na temat mezon�w. Po zapoznaniu si� z owymi leciwymi ju� materia�ami, w zasadzie obali� wszystko, co by�o wiadomo na temat spoiwa, kt�re rzekomo ��czy�o atom w jedn� ca�o��. Wydawa�o mi si�, �e Jack zmierza prost� drog� w kierunku jednego z najbardziej rewolucyjnych odkry� w dziejach ludzko�ci: ustalenia fundamentalnych zale�no�ci rz�dz�cych formami energii, z kt�rych zbudowany jest nasz wszech�wiat. By�a to kwestia, kt�rej rozwi�zania wci�� bezowocnie poszukiwali�my. B�d�c promotorem Jacka, �ledzi�em do�� uwa�nie post�p jego prac. Obserwowa�em, jak systematycznie zbiera tezy do pracy doktorskiej. Jednak gros wysi�k�w wci�� przeznacza�em na w�asne badania. Stopniowo i powoli dociera�y do mnie szersze wnioski p�yn�ce z jego prac. Z pocz�tku dostrzega�em jedynie aspekt czysto teoretyczny, p�niej przekona�em si� r�wnie� o ich utylitarnym znaczeniu. Celem, jaki niew�tpliwie przy�wieca� Jackowi, by�o zbadanie oraz wyzwolenie si� wi���cych atom nie na drodze nag�ej eksplozji, lecz kontrolowanego przep�ywu energii. Sam Jack zdawa� si� tego nie dostrzega�. Wykorzystanie teorii fizycznych w praktyce nie mia�o dla niego znaczenia. Obracaj�c si� w sterylnym �rodowisku r�wna� matematycznych, kwestie o szerszym znaczeniu traktowa� r�wnie oboj�tnie, co wahania na gie�dzie. Teraz widz� to wyra�nie. Prace Rutherforda na pocz�tku dwudziestego wieku by�y same w sobie r�wnie� czyst� teori�, lecz w konsekwencji doprowadzi�y do wybuchu s�o�ca nad Hiroszim�. Ludzie ma�ego ducha mogliby zag��bi� si� w istot� teorii Jacka i odkry� tam spos�b na ca�kowite wyzwolenie energii atomowej. Nie chodzi tu przy tym o rozszczepienie ani syntez�. Ka�dy atom m�g�by zosta� otwarty i wydr��ony. Fili�anka zwyk�ej ziemi nap�dzi�aby generator o mocy liczonej w milionach kilowat�w. Kilka kropel wody starczy�oby, aby statek kosmiczny dotar� na ksi�yc. To by� idea� o jakim marzono przez wieki, a kt�ry teraz oto pocz�� realizowa� si� w badaniach prowadzonych przez Jacka. Jednak�e jego prace nie doczeka�y zako�czenia. Kt�rego� dnia, podczas trzeciego roku pobytu w Irvine, Jack przyszed� do mnie i o�wiadczy�, �e wstrzymuje prace nad sw� teori�. Wygl�da� nieswojo i mizernie. Stwierdzi�, �e osi�gn�� punkt, w kt�rym nale�y przystan�� i wszystko dok�adnie rozwa�y�. Poprosi� o zgod� na udzia� w pewnych badaniach eksperymentalnych, chc�c na pewien czas zmieni� otoczenie. Naturalnie przychyli�em si� do tego pomys�u. Nie wspomnia�em mu ani s�owem o potencjalnych mo�liwo�ciach wykorzystania jego prac w praktyce. To nie by�a moja dzia�ka. Odczu�em jednak pewien rodzaj ulgi zmieszanej z odrobin� zawodu. Roztrz�sa�em konsekwencje ewentualnej rewolucji ekonomicznej, kt�ra sta�aby si� udzia�em ludzko�ci w ci�gu nast�pnego dziesi�ciolecia. Ka�de gospodarstwo domowe mia�oby swe w�asne niewyczerpalne �r�d�o energii. Transport i komunikacja przesta�yby zale�e� od tradycyjnych no�nik�w. Uk�ad stosunk�w pracowniczych, na kt�rym wspiera si� nasze spo�ecze�stwo, run��by w gruzy. Mimo i� nie by�em zawodowym socjologiem, perspektywa daleko id�cych przemian poruszy�a mnie. Gdybym kierowa� kt�r�� z wielkich korporacji, natychmiast kaza�bym zlikwidowa� Jacka Bryanta. Niewiele mnie to jednak w gruncie rzeczy obchodzi�o. Przyznaj�, i� taka postawa niezbyt pochlebnie o mnie �wiadczy. Prawdziwy cz�owiek nauki brnie jednak ci�gle naprz�d, �lepy na wszelkie gospodarcze konsekwencje. Szuka prawdy, nawet gdyby owa prawda mia�a wstrz�sn�� spo�ecze�stwem. Tak nam nakazuje g�os sumienia. Podj��em decyzj�, �e nie b�d� czyni� �adnych przeszk�d, gdyby Jack pragn�� kiedy� powr�ci� do przerwanych bada�. Nie b�d� ��da� dalekowzrocznych analiz. �wiadomo�� istnienia moralnego dylematu by�a mu obca, a ja nie mia�em zamiaru nikogo poucza�. Milczenie czyni�o mnie odpowiedzialnym za ewentualn� zag�ad� �wiatowej gospodarki. Mog�em przecie� jasno wy�o�y� Jackowi, i� powszechne zastosowanie jego odkrycia zapewni�oby ka�dej istocie ludzkiej dost�p do niesko�czonych zasob�w energetycznych, co zburzy�oby r�wnocze�nie fundamenty spo�eczno�ci i zdecentralizowa�oby ludzko��. Dzi�ki temu m�g�bym wszystko zatrzyma�. Lecz milcza�em. Nie wr�czono mi jednak order�w za szlachetn� postaw�. Moralne rozterki posz�y w zapomnienie, skoro Jack przerwa� prace. Stan�� w miejscu, nie musia�em zatem roztrz�sa� innych mo�liwo�ci. Gdyby powr�ci� do bada�, dylemat pojawi�by si� na nowo. Czy mo�na wspiera� swobodny rozw�j my�li naukowej kosztem zachwiania gospodarczym status quo. I�cie szata�ski by�by to wyb�r. Jack strawi� niemal ca�y trzeci rok swego pobytu u nas w campusie, anga�uj�c si� w zupe�nie trywialne badania. Sp�dza� wi�kszo�� czasu przy akceleratorze, jakby nagle odkry�, �e fizyka to r�wnie� eksperymenty. Trudno by�o go stamt�d wyci�gn��. Nasz akcelerator by� nowy i dysponowa� sporymi mo�liwo�ciami - model z p�tl� protonow� i wtryskiwaczem neutron�w. Dzia�a� w zakresie oko�o tryliona elektronowolt�w. Oczywi�cie obecne urz�dzenia przyspieszaj�ce bij� go na g�ow�, lecz owego czasu by� to prawdziwy kolos. Trakcja wysokiego napi�cia, kt�ra dostarcza�a energi� z zak�ad�w j�drowych le��cych na wybrze�u Pacyfiku, sprawia�a wra�enie wzniesionych tytanicznym wysi�kiem kolumn parami biegn�cych w dal. Ogromny gmach akceleratora l�ni� jaskraw� �un� samozadowolenia. Jack by� sta�ym go�ciem w tym budynku. Przesiadywa� nieustannie przed ekranami, podczas gdy dyplomanci dokonywali elementarnych do�wiadcze� na wykrywanie neutrino i anihilacji antycz�stek. Od czasu do czasu Jack manipulowa� co� przy konsolecie, by sprawdzi�, jak idzie praca i poczu� si� panem tych kapry�nych si�. Lecz owe badania nie mia�y praktycznie �adnego znaczenia. By�y bezwarto�ciowe. Jack po prostu marnowa� czas. Czy robi� to rzeczywi�cie jedynie po to, by troch� odsapn��? Czy raczej dostrzeg� wreszcie mo�liwo�ci zastosowania swych teorii i przel�k� si� konsekwencji? Nigdy go o to nie spyta�em. W podobnych przypadkach czekam, a� m�ody cz�owiek sam przyjdzie ze swym dylematem. Nie chcia�em ryzykowa�, �e zara�� go w�asnymi w�tpliwo�ciami, z kt�rych on nie musia� sobie w og�le zdawa� sprawy. Pod koniec drugiego semestru, kt�ry up�yn�� mu na ma�o istotnych do�wiadczeniach, Jack poprosi� mnie drog� formaln� o spotkanie konsultacyjne. A wi�c jednak, pomy�la�em. Powiadomi mnie, i� rozumie, dok�d mog� zaprowadzi� jego teorie, i spyta, czy dalsze badania s� moralnie usprawiedliwione. Znajd� si� w�wczas mi�dzy m�otem a kowad�em. Czeka�em na to spotkanie targany sprzeczno�ciami. - Widzisz, Leo, chcia�bym przerwa� prac� na uniwersytecie - oznajmi�. By�em poruszony. - Dosta�e� lepsz� ofert�? - Nie wyg�upiaj si�. Rzucam fizyk�. - Rzucasz... fizyk�...? - �eni� si�. Znasz mo�e Shirley Frisch? Widzia�e� j� ju� ze mn�. Bierzemy �lub za tydzie� od najbli�szej niedzieli. Nie b�dzie wielkiej pompy, ale chcia�bym, aby� wpad�. - Co potem? - Kupili�my dom w Arizonie. Na pustyni niedaleko Tuscon. Przeprowadzamy si�. - Co b�dziesz robi�, Jack? - Medytowa�. Troch� pisa�. Jest par� kwestii filozoficznych, kt�re chcia�bym rozwa�y�. - A pieni�dze? - spyta�em. - Twoja pensja uniwersytecka... - Odziedziczy�em niewielki, niegdy� m�drze zainwestowany kapita�. Shirley r�wnie� ma sta�y przych�d. Nie jest tego wiele, ale jako� damy sobie rad�. Opuszczamy spo�eczno��. Czu�em, �e nie da si� tego d�u�ej przed tob� kry�. Po�o�y�em d�onie na biurku i przez chwil� uwa�nie obserwowa�em knykcie. Czu�em, jakby mi�dzy palcami kto� zacz�� tka� paj�czyny. - A co z twoimi teoriami, Jack? - spyta�em w ko�cu. - Porzucone. - By�e� tak blisko ko�ca. - Utkn��em w �lepym zau�ku. Nie mog� ruszy� z miejsca. Nasze oczy spotka�y si� i przez chwil� nie odwracali�my wzroku. Czy chcia� powiedzie�, i� nie ma do�� odwagi, by ruszy� z miejsca? Czy jego odej�cie zosta�o spowodowane kl�sk� na polu fizyki, czy te� raczej moralnymi w�tpliwo�ciami? Chcia�em zapyta�. Czeka�em jednak, a� sam wyja�ni. Milcza�. Na jego twarzy go�ci� sztywny, niepewny u�miech. Po chwili o�wiadczy�: - Nie s�dz�, Leo, abym m�g� kiedykolwiek dokona� czego� warto�ciowego w dziedzinie fizyki. - To nieprawda... - Nie s�dz� nawet, abym chcia� kiedykolwiek dokona� czego� warto�ciowego w dziedzinie fizyki. - Och! - Wybaczysz mi? Pozostaniesz nadal moim przyjacielem? Naszym przyjacielem? Poszed�em na ich �lub. Okaza�o si�, �e by�em jednym z czw�rki zaproszonych go�ci. Pann� m�od� zna�em raczej s�abo. Mia�a oko�o dwudziestu dw�ch lat, by�a �adn� blondynk�, absolwentk� socjologii. B�g raczy wiedzie�, w jaki spos�b wiecznie zapracowany Jack zdo�a� j� pozna�. Sprawiali wra�enie bardzo zakochanych. Ona by�a do�� wysoka, si�ga�a Jackowi niemal do ramienia, w�osy opada�y jej z�ot� kaskad� na plecy, sk�r� mia�a opalon� w miodowym odcieniu, du�e br�zowe oczy i gibkie, wysportowane cia�o. Bez w�tpienia by�a pi�kna, a w kr�tkiej �lubnej sukience wygl�da�a promiennie i szcz�liwie, jak to zwykle panny m�ode. Ceremonia by�a kr�tka i odby�a si� bez �adnych obrz�d�w religijnych. P�niej poszli�my wszyscy na obiad, a gdy nadszed� zmierzch, m�oda para cicho znikn�a. Gdy wr�ci�em owej nocy do domu, poczu�em dziwn� pustk�. Nie maj�c nic lepszego do roboty, przegl�da�em stare papiery i natkn��em si� tam na wczesne szkice teorii Jacka. Przez d�u�sz� chwil� gapi�em si� na pospiesznie nabazgrane notatki, nie pojmuj�c z nich niczego. Min�� miesi�c i otrzyma�em zaproszenie na tydzie� do Arizony. S�dzi�em, �e by� to list jedynie pro forma i uprzejmie odm�wi�em, my�l�c �e tego w�a�nie oczekiwali. Jack zadzwoni� jednak i nalega�, abym przyjecha�. Twarz mia� jak zwykle powa�n�, lecz zielony ekran wyra�nie zdradza�, �e napi�cie i znurzenie znikn�o ju� z jego oblicza. Wobec tego przyj��em zaproszenie. Ich dom, jak si� przekona�em, sta� na kompletnym odludziu, otoczony zewsz�d po�aciami burej pustym. By�a to forteca �wiat�a i wszelkich wyg�d po�r�d morza nieprzyjaznej przyrody. Jack i Shirley byli mocno opalem, niezwykle rado�ni i po��czeni cudown� nici� zrozumienia. Pierwszego dnia poszli�my razem na d�ug� przechadzk� po pustyni, bawi�c si� obserwowaniem igraszek zaj�cy, szczur�w i jaszczurek. Przystawali�my cz�sto, kiedy gospodarze chcieli pokaza� mi ma�e, s�kate drzewka rosn�ce na samym skraju nieurodzajnych teren�w albo wysokie kaktusy saguaro, kt�rych masywne, pofa�dowane �odygi rzuca�y jedynie nik�y cie� na piaski. Ich dom sta� si� moj� kryj�wk�. Mog�em swobodnie tu przyje�d�a�, kiedy tylko poczu�em potrzeb� odosobnienia. Od czasu do czasu zreszt� sami wysy�ali do mnie zaproszenia, nalegali, abym korzysta� z przywileju i wpada�, gdy tylko zechc�. Tak te� si� dzia�o. Niekiedy mija�o sze��, dziesi�� miesi�cy, a ja wci�� odwleka�em wypraw� do Arizony. Kiedy indziej odwiedza�em ich w pi��, sze�� weekend�w pod rz�d. Nie by�o w tym specjalnej regularno�ci. Wizyty zale�a�y ca�kowicie od mojego samopoczucia w danej chwili, czego�, co nazwa�em wewn�trzn� dusz�. U nich aura by�a niezmienna, zar�wno ta wewn�trzna jak i zewn�trzna; dni up�ywa�y w niczym nie zm�conej harmonii. Nie widzia�em nigdy, aby si� k��cili czy nawet lekko sprzeczali. Wiry niepokoj�w omija�y ten dom, po dzie�, w kt�rym Vornan-19 przybi� do ich przystani. Nasze wzajemne stosunki stopniowo nabiera�y g��bi, ciep�a i serdeczno�ci. Wydaje mi si�, i� - jako cz�owiek Ucz�cy ju� z g�r� czterdzie�ci lat - uosabia�em im dobrego wujaszka. Jack nie sko�czy� jeszcze trzydziestki, a Shirley dopiero co wesz�a w drugie dziesi�ciolecie; jednak�e nasza wi� posiada�a r�wnie� g��bsze pod�o�e. Kto� m�g�by nazwa� to mi�o�ci�. Seks nie odgrywa� tutaj jednak �adnej roli, cho� przyznam, i� gdyby los zetkn�� mnie z Shirley w innej sytuacji, to ch�tnie bym si� z ni� przespa�. Z ca�� pewno�ci� poci�ga�a mnie fizycznie, Jej urok r�s� stopniowo, wraz z wygasaniem p�omienia s�odkiej niewinno�ci, kt�ry sprawi�, i� zrazu patrzy�em na ni� jako na dziewcz�, a nie kobiet�. I cho� nasze wzajemne stosunki z Jackiem i Shirley stanowi�y tr�jk�t, a wektory uczu� bieg�y w wiele stron, nigdy nie nasta�a chwila gro��ca grzechem cudzo��stwa. Podziwia�em Shirley, lecz - jak mi si� teraz zdaje - nie zazdro�ci�em Jackowi fizycznego kontaktu z ni�. Noc�, gdy czasami dobiega�y mnie odg�osy rozkoszy p�yn�ce z ich sypialni, jedyn� moj� reakcj� by�a rado�� z ich szcz�cia, nawet je�li sam spoczywa�em w kawalerskim �o�u. Pewnego razu, uzgodniwszy to wcze�niej, przyjecha�em tam z przyjaci�k�; by� to b��d. Weekend okaza� si� zupe�nie nieudany. Zrozumia�em wtedy, i� musz� przyje�d�a� sam i, co dziwne, dobrowolny celibat nie przeszkadza� mi. By�em platonicznym ogniem w tr�jk�cie tej mi�o�ci. Z czasem z�yli�my si� tak bardzo, �e opad�y niemal wszystkie bariery. Gdy nastawa�y upa�y - to znaczy niemal zawsze - Jack mia� zwyczaj paradowa� nago. Czemu nie? W s�siedztwie nie by�o nikogo, kto m�g�by protestowa�, a przecie� nie musia� czu� si� skr�powany w obecno�ci w�asnej �ony i najbli�szego przyjaciela. Zazdro�ci�em mu tej swobody, lecz nie poszed�em w jego �lady, gdy� nie uwa�a�em za stosowne obna�a� si� przed Shirley. Nosi�em zatem szorty. Sprawa by�a delikatnej natury, obrali wi�c - jak zwykle w takich wypadkach - bardzo subtelny spos�b jej rozwi�zania. Pewnego sierpniowego dnia, kiedy temperatura przekracza�a grubo sto stopni, a olbrzymie s�o�ce zdawa�o si� zajmowa� czwart� cz�� nieba, razem z Jackiem pracowali�my w ogr�dku, piel�gnuj�c hodowl� pustynnych ro�lin, z kt�rych byli bardzo dumni. Gdy pojawi�a si� Shirley, nios�c piwo dla och�ody, spostrzeg�em, i� tym razem nie za�o�y�a dw�ch skrawk�w materia�u, kt�re zazwyczaj stanowi�y ca�e jej odzienie. Podesz�a zupe�nie bez skr�powania, po�o�y�a tac� na ziemi, poda�a mi piwo, p�niej Jackowi; oboje nie okazywali najmniejszego �ladu zak�opotania. Wstrz�s wywo�any widokiem jej cia�a by� tyle� nag�y, co kr�tkotrwa�y. Shirley normalnie, na co dzie�, nosi�a tak sk�py opalacz, �e kszta�ty jej piersi i po�ladk�w nie stanowi�y dla mnie najmniejszej tajemnicy. Tak wi�c to czy by�y one zakryte, czy te� odkryte, nie mia�o faktycznie wi�kszego znaczenia. Kierowany pierwszym impulsem chcia�em odwr�ci� wzrok, aby nie pos�dzono mnie o podgl�dactwo. Wyczu�em jednak instynktownie, i� w�a�nie ten odruch pragn�a zniszczy�, wi�c ogromnym wysi�kiem woli postanowi�em sprosta� jej oczekiwaniom. By� mo�e zabrzmi to �miesznie i niedorzecznie, ale zacz��em powoli ch�on�� j� wzrokiem, niczym rze�b� przepi�knej roboty wystawion� na publiczny widok, a swoje uznanie i podziw okazywa�em, studiuj�c uwa�nie ka�dy szczeg�. Umy�lnie odwleka�em moment, gdy moje oczy spoczn� na cz�ciach dot�d nie widzianych: r�owych wzg�rkach sutek i z�otawym wzniesieniu �ona. Jej cia�o dojrza�e i pe�ne po�yskiwa�o w jaskrawym blasku s�o�ca niczym natarte olejkiem, opalenizna pokrywa�a szczelnie ca�� sk�r�. Gdy uko�czy�em wreszcie te szczeg�owe, cho� do�� niedorzeczne ogl�dziny, wychyli�em jednym haustem po�ow� puszki z piwem, wsta�em i powoli �ci�gn��em szorty. Od tego czasu przestali�my dostrzega� we wzajemnej nago�ci jakiekolwiek tabu, co znacznie u�atwi�o �ycie w tym niewielkim domu. Wstyd zacz�� wydawa� mi si� - a chyba r�wnie� im - rzecz� najzupe�niej zb�dn� w naszych stosunkach. Pewnego razu, gdy grupa turyst�w pomyli�a drogowskazy na skrzy�owaniu i dotar�a pustynnym szlakiem a� do naszej siedziby, nie pr�bowali�my nawet okry� swych cia�, nie zdaj�c sobie zupe�nie sprawy z w�asnej nago�ci. Dopiero p�niej zrozumieli�my, dlaczego ludzie w samochodzie mieli takie zaszokowane miny, dlaczego tak szybko zawr�cili i znikn�li za horyzontem. Istnia�a jednak bariera, kt�ra nie zosta�a nigdy przekroczona. Nigdy nie poruszy�em przy Jacku tematu jego teorii fizycznych, jak r�wnie� nie spyta�em o przyczyny, dla kt�rych przerwa� prace nad nimi. Czasami rozmawiali�my o sprawach zawodowych. Jack pyta� wtedy, jak post�puj� badania nad moim projektem odwr�cenia czasu. Zadawa� par� og�lnikowych pyta�, sprowadzaj�c dyskusj� na temat trudno�ci, z jakimi si� aktualnie borykam. S�dz�, �e mia� to by� swoisty zabieg terapeutyczny. Skoro przyjecha�em do nich w odwiedziny, to z pewno�ci� by�em w impasie i potrzeba mi pomocnej d�oni. Wszystko wskazywa�o na to, i� nie by� na bie��co z najnowszymi badaniami. Nigdzie w ca�ym domu nie dostrzeg�em ani jednej znajomej, zielonej ok�adki �Physical Review� czy �Physical Review Letters�. Nie mog�em tego do ko�ca zrozumie�. Pr�bowa�em wyobrazi� sobie w�asne �ycie bez fizyki, lecz nie by�em w stanie wywo�a� nawet mglistego obrazu. A Jackowi jako� si� to udawa�o. Nie �mia�em zapyta� za jak� cen�. Tylko on m�g�by wyjawi� mi prawd�. Jack i Shirley wiedli spokojne, samotne �ycie w swym pustynnym raju. Sporo czytali, uzbierali pot�n� fonotek� i zakupili aparatur�, by nagrywa�, a nast�pnie odtwarza� najr�niejsze soniczne zlepianki. Shirley w�ada�a tym sprz�tem. Niekt�re jej dzie�a by�y nawet niczego sobie. Jack uk�ada� wiersze, kt�re wymyka�y si� mojemu zrozumieniu. Czasami pisa� artyku�y o �yciu na pustyni do specjalistycznych miesi�cznik�w. Twierdzi�, i� pracuje nad pewnym obszernym filozoficznym traktatem, kt�rego nie by�o mi jednak dane nigdy obejrze�. Uwa�am, i� w zasadzie oboje byli lud�mi ospa�ymi, nie m�wi� tego jednak w sensie negatywnym. Wypadli po prostu z maratonu �ycia, skoncentrowali si� na sobie samych, niewiele produkowali, niewiele konsumowali, byli szcz�liwi. Nie mieli dzieci, bo tak zdecydowali. Opuszczali sw� pustynn� enklaw� nie cz�ciej ni� dwa razy do roku, robi�c szybkie wypady do Nowego Jorku, San Francisco czy Londynu, a potem wracali z powrotem tam, gdzie by� ich dom. Jack i Shirley mieli czworo albo pi�cioro innych przyjaci�, kt�rzy tak�e ich odwiedzali, nigdy jednak nie spotka�em �adnego z nich. Nie s�dz� r�wnie�, aby ktokolwiek by� im bli�szy ode mnie. Przez wi�ksz� cz�� roku Jack i Shirley mieszkali zupe�nie sami. Sporadyczne wizyty doskonale zaspokaja�y ich potrzeb� kontaktu z lud�mi z zewn�trz. Nie bardzo wiedzia�em, co tak naprawd� siedzi w tej parze, wydawa� by si� mog�o, idealnie dopasowanej. Z zewn�trz mogli sprawia� wra�enie ludzi nieskomplikowanych - dw�jka dzieciak�w �yj�cych w symbiozie z przyrod�, biegaj�cych nago po rozpalonej, pustyni, jak gdyby poza zasi�giem ca�ej pod�o�ci tego �wiata. Je�li tkwi�o w nich co� g��bszego, czyni�cego ich oboj�tno�� pozorn�, wymyka�o si� to mojemu rozumieniu. Mimo to kocha�em ich i czu�em, �e wzajemnie si� przenikamy, �e ka�de stanowi jak�� cz�� pozosta�ej dw�jki. Okaza�o si� to jednak z�udzeniem - Jack i Shirley byli istotami obcymi i w efekcie opu�cili ten �wiat, gdy� do niego nie nale�eli. Kto wie, mo�e by�oby lepiej, gdyby do ko�ca wytrwali na swym odludziu. W owym tygodniu przed �wi�tami Bo�ego Narodzenia, kiedy Vornan-19 zst�pi� na �wiat, uda�em si� do ich enklawy, szukaj�c spokoju. Praca straci�a dla mnie ca�y sw�j czar, znu�enie przywiod�o mnie na skraj desperacji. Od pi�tnastu lat �y�em na kraw�dzi wielkiego odkrycia, a �e kraw�dzie nie kojarz� si� jedynie z bezdennymi otch�aniami, ale r�wnie� przywodz� na my�l �rednio g��bokie przepa�cie, przeto mozolnie usi�owa�em przeby� jedn� z nich. Podczas wspinaczki szczyt wci�� umyka� mi w dal, a� w ko�cu poczu�em, �e to, co wydawa�o mi si� szczytem, jest jedynie moim z�udzeniem. Czymkolwiek ono by�o, nie przedstawia�o dostatecznej warto�ci, by p�aci� tak ogromny haracz. Podobne momenty ca�kowitego zw�tpienia zdarza�y mi si� regularnie. Zdawa�em sobie spraw�, �e s� irracjonalne. Przypuszczam, �e ka�dy musi raz po raz prze�y� chwile strachu, i� zmarnowa� �ycie; mo�e poza tymi, kt�rzy zmarnowali je rzeczywi�cie i dzi�ki mi�osierdziu opatrzno�ci nie mieli o tym poj�cia. No bo c� mo�na rzec o cz�owieku, kt�ry strawi� ca�y �ywot wype�niaj�c niebo l�ni�cym, krzykliwym ob�okiem propagandy? Co rzec o urz�dniczynie, kt�ry dusz� zaprzeda� wypisywaniu upomnie� z biblioteki? Co rzec o projektancie karoserii, maklerze gie�dowym, przewodnicz�cym student�w? Czy oni wszyscy prze�yli kiedykolwiek kryzys warto�ci? Ja natomiast zdecydowanie wpad�em w szpony rozpaczy. Dalsze badania stan�y pod znakiem zapytania, my�lami ulatywa�em w stron� Jacka i Shirley. Na kr�tko przed �wi�tami zamkn��em biuro, kaza�em odk�ada� poczt� i uda�em si� do Arizony. Nie kr�powa�y mnie zaj�cia semestralne ani wakacje uniwersyteckie - pracowa�em, gdy czu�em potrzeb�, wyje�d�a�em, kiedy mia�em ochot�. Droga z Irvine do Tuscon zabra�a mi trzy godziny jazdy samochodem. Wprowadzi�em w�z na pierwsz� z brzegu nitk� transportow� biegn�c� w kierunku g�r i pozwoli�em, by nios�a mnie na wsch�d, wzd�u� b�yszcz�cego szlaku. Reszt� zaj�� si� elektroniczny m�zg w Sierra Nevada. Nieomylnie od��czy� mnie od reszty sk�adu zd��aj�cego w stron� Phoenix i skierowa� do Tuscon. Po drodze wyhamowa� pr�dko�� trzystu mil na godzin�, dostarczaj�c mnie ca�ego i zdrowego na dworzec, gdzie zn�w przej��em stery wozu. Na wybrze�u pada� deszcz i by�o do�� ch�odno, lecz tutaj s�o�ce �wieci�o jasno, a temperatura przekracza�a osiemdziesi�t stopni. Zatrzyma�em si� w Tuscon, aby na�adowa� baterie wozu. Zapomnia�em uczyni� to przed wyjazdem, przez co okrad�em firm� Edison z po�udniowej Kalifornii na sum� kilku dolar�w. Potem ruszy�em w g��b pustym. Pierwszy odcinek pokona�em autostrad� mi�dzystanow� nr 89, nast�pnie po oko�o kwadransie skr�ci�em na szos�, aby po chwili zboczy� tak�e i z tej arterii na w�sk� �cie�yn�, wiod�c� do serca pustyni. Wi�kszo�� tych teren�w nale�y do Indian Papago i dlatego w�a�nie unikn�y one plagi uprzemys�owienia gn�bi�cej Tuscon. W jaki spos�b Jack i Shirley uzyskali prawa do swojego kawa�ka ziemi, do dzi� nie mam poj�cia. �yli tutaj samotnie, co wydaje si� nieprawdopodobne u progu dwudziestego pierwszego wieku. Istniej� jednak w Stanach Zjednoczonych podobne miejsca, gdzie mo�na umkn�� i skry� si�. Ostatni, pi�ciokilometrowy odcinek przeby�em po ubitym, ziemnym szlaku, kt�remu mo�na by�o nada� miano drogi jedynie dzi�ki semantycznej �onglerce. Czas przesta� odgrywa� rol�. Mog�em p�j�� w �lady jednego z mych elektron�w i cofn�� si� a� do zarania �wiata. By�a to pustka, kt�ra wysysa cierpienie ze sko�atanej duszy, podobnie jak ciep�o ujarzmia dzikie pl�sy moleku�. Na miejsce przyby�em p�nym popo�udniem. Za plecami pozostawi�em g��bokie �lady k� i spalon� ziemi�. Po lewej stronie widnia�y purpurowe szczyty g�r spowite ob�okami. �a�cuch ten zakr�ca� stopniowo w stron� granicy meksyka�skiej, gubi�c w tyle p�ask�, kamienist� pustyni�. Nowoczesny dom Bryant�w by� tu jedynym intruzem. Ca�� posiad�o�� otacza� wyschni�ty strumie�, kt�ry dawno zapomnia�, co to znaczy woda. Zaparkowa�em samoch�d i uda�em si� w stron� budynku. Mieszkali w dwupi�trowym, licz�cym ju� dobre dwadzie�cia lat domostwie, wzniesionym z drewna sekwojowego oraz szk�a, wyposa�onym w s�oneczny taras na ty�ach. Pod domem znajdowa� si� system podtrzymywania �ycia: reaktor Fermiego, kt�ry nap�dza� uzdatniacze powietrza, obieg wodny, uk�ad grzewczy i o�wietleniowy. Raz na miesi�c przyje�d�a� inspektor z Tuscon Elektric, by sprawdzi� stan urz�dze�. Tego wymaga�o prawo wsz�dzie tam, gdzie ze wzgl�d�w finansowych zrezygnowano z trakcji napowietrznej, a w zamian zainstalowano niezale�ny agregat. Magazyn o powierzchni pi��dziesi�ciu jard�w kwadratowych umieszczony pod budynkiem zapewnia� zaopatrzenie w �ywno�� na oko�o miesi�c, za� filtry wodne gwarantowa�y niezale�no�� od miejskich hydroci�g�w. Cywilizacja mog�aby znikn�� z powierzchni ziemi, a Jack i Shirley �yliby jeszcze przez d�ugie tygodnie w zupe�nej nie�wiadomo�ci. Shirley siedzia�a akurat na tarasie, zaj�ta prac� nad soniczn� rze�b�. Prz�d�a jaki� zwiewny kszta�t z popl�tanej w��czki i l�ni�cych tkanin. Ta dziwaczna konstrukcja wydawa�a z siebie ptasi �wiergot, kt�ry mimo swej delikatno�ci ni�s� ze sob� olbrzymi� moc. Ujrzawszy mnie, przerwa�a prac�, wsta�a i ruszy�a ku mnie biegiem, z wyci�gni�tymi ramionami. Gdy pochwyci�em j� w obj�cia i przycisn��em do piersi, poczu�em jak cz�� znu�enia ulatuje w niebyt. - A gdzie Jack? - spyta�em. - Pisze co�. Zaraz do nas do��czy. A na razie pozw�l, �e pomog� ci si� nieco rozgo�ci�. M�j drogi, wygl�dasz strasznie! - Wszyscy mi to m�wi�. - Jako� temu zaradzimy. Chwyci�a moj� walizk� i ruszy�a w stron� domu. Zuchwa�e rozko�ysanie jej bioder oraz nagich po�ladk�w wprawi�o mnie w dobry nastr�j i jakby nieco od�wie�y�o. U�miechn��em si� p�g�bkiem, gdy jej gibka posta� znikn�a za progiem. By�em po�r�d przyjaci�. Odnalaz�em dom. Czu�em, �e m�g�bym sp�dzi� tu wiele miesi�cy. Poszed�em do swojego pokoju. Shirley zd��y�a ju� wszystko przygotowa�: �wie�� po�ciel, par� czasopism na sekretarzyku, nocn� lampk� na stole, notes, pi�ro oraz dyktafon, gdybym chcia� utrwali� jakie� pomys�y. Po chwili do��czy� Jack. Wetkn�� mi w gar�� butelk� piwa. Przymkn�li�my oczy, s�cz�c zimny nap�j. Jeszcze tego wieczoru Shirley wyczarowa�a cudowny obiad, a potem, gdy upalny dzie� przeistoczy� si� ju� definitywnie w ch�odny zmierzch, usiedli�my w saloniku, aby porozmawia�. Nie spytali ani s�owem o moje badania i b�ogos�awi�em ich za to. Dyskutowali�my natomiast sporo na temat ruchu apokaliptyst�w, gdy� gospodarze byli wyra�nie zafascynowani tym kultem zag�ady, kt�ry ogarn�� tyle umys��w. - Prze�ledzi�em starannie ich histori� - oznajmi� Jack. - Orientujesz si� co nieco w tej materii? - Nie za bardzo. - Wszystko wskazuje na to, �e podobne sekty powstaj� co tysi�c lat. Gdy nadchodzi schy�ek milenium, zaczynaj� g�osi�, �e koniec �wiata jest blisko. W roku 999 sprawa przybra�a bardzo powa�ny obr�t. Z pocz�tku opowie�ciom o zag�adzie wiar� dali jedynie wie�niacy, lecz p�niej tak�e wysocy urz�dnicy ko�cielni zacz�li trz��� portkami i tak si� zacz�o. Nasta�y czasy orgii modlitewnych, cho� nie tylko. - A gdy nasta� rok 1000? - spyta�em. - �wiat nie zgin��. Co si� sta�o z kultem apokaliptyst�w? - Doznali przykrego rozczarowania - odpar�a ze �miechem Shirley. - Ale trudno nauczy� ludzi zdrowego rozs�dku. - W jaki spos�b apokalipty�ci wyobra�aj� sobie zag�ad� �wiata? - W ogniu - wyja�ni� Jack. - Kara Bo�a? - Oczekuj� wojny. Wierz�, �e przyw�dcy wszystko ju� przygotowali i spuszcz� z uwi�zi piekielny ogie�, gdy nastanie pierwszy dzie� nowego tysi�clecia. - Od p� wieku nie mieli�my wojny �wiatowej - stwierdzi�em. - Bro� atomowa zosta�a u�yta po raz ostatni w roku 1945. Czy nie mo�na zatem przyj�� za�o�enia, i� z biegiem lat nauczyli�my si� skutecznie zapobiega� apokalipsie? - Istnieje jeszcze teoria kumulowania katastrof - odpar� Jack. - Stany uporz�dkowane d��� do wybuchu. Sp�jrz na te wszystkie ma�e wojny: Korea, Wietnam, Bliski Wsch�d, Po�udniowa Afryka, Indonezja... - Mongolia i Paragwaj - doda�a Shirley. - Tak. �rednio jeden konflikt co siedem, osiem lat. Ka�dy tworzy ci�g odwetowych akcji, kt�re daj� motyw do kolejnych atak�w, s�u��cych temu, aby wcieli� w �ycie do�wiadczenia wyci�gni�te z ostatniej wojny. W ten spos�b ro�nie agresja, co rzekomo doprowadzi w efekcie do rozp�tania Ostatniej Wojny. A ma ona wybuchn�� i dobiec ko�ca l stycznia roku 2000. - Wierzysz w t� histori�? - zapyta�em. - Osobi�cie? Nie bardzo - odpar� Jack. - Po prostu przedstawiam jedn� z teorii. Jak na razie nie wida� oznak nadchodz�cej zag�ady, lecz przyznaj�, i� diagnoz� opieram jedynie na tym, co dotar�o na ekrany. Niemniej, apokalipty�ci potrafi� zawr�ci� w g�owie. Shirley, pu�� t� kaset� z rozruchami w Chicago, dobrze? Wsun�a ta�m� do odtwarzacza. Ca�a tylna �ciana wybuch�a feeri� barw i rozpocz�a si� nagrana relacja. Ujrza�em wie�e Lake Shore Drive i Michigan Boulevard. Dostrzeg�em dziwaczne postacie sun�ce autostrad�, pla��, brzegiem zamarzni�tego jeziora. Wi�kszo�� pomalowa�a si� w krzykliwe pasy, jak wariaci na przepustce. Byli cz�ciowo nadzy, lecz nie t� niewinn� nago�ci� co Jack i Shirley w upalne dnie, ale wyuzdan� i wulgarn� nago�ci� rozko�ysanych piersi i umazanych po�ladk�w. Wszystko zosta�o tu