8118
Szczegóły |
Tytuł |
8118 |
Rozszerzenie: |
PDF |
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
[email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
8118 PDF - Pobierz:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd pliku o nazwie 8118 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
8118 - podejrzyj 20 pierwszych stron:
Robert Silverberg
Maski czasu
Tytu� orygina�u: The Masks of Time
Copyright � 1968 by Robert Silverberg
Copyright � 1994 for the Polish translation by REBIS
Wydanie I
Przek�ad: S�awomir Dymczyk
Dla
A. J. i Eddiego
Pierwszy
Przypuszczam, �e tego typu pami�tnik powinna rozpocz�� A jaka� deklaracja
przedstawiaj�ca osob� pisz�c�: by�em cz�owiekiem, �y�em, cierpia�em. Za� m�j
udzia� w
nieprawdopodobnych wypadkach ubieg�ych dwunastu miesi�cy okaza� si� nadzwyczaj
znacz�cy - pozna�em m�czyzn� z przysz�o�ci. Towarzyszy�em mu na jego koszmarnej
orbicie wok� naszego �wiata. By�em z nim a� do ko�ca.
Lecz nie na pocz�tku. Je�li mam wiernie przedstawi� histori� tego cz�owieka, to
musz� r�wnie wiernie opowiedzie� o sobie samym. Kiedy Vornan-19 przyby� do
naszego
czasu, by�em tak dalece oderwany od rzeczywisto�ci, od wszelkich wydarze� nawet
najbardziej niezwyk�ych, �e przez kilka tygodni nic nie wiedzia�em o tym fakcie.
W ko�cu
jednak wessa� mnie wir przez niego stworzony... tak samo jak i was wszystkich
bez wyj�tku,
jak ka�dego z nas z osobna.
Nazywam si� Leo Garfield. Jest wiecz�r, pi�ty grudnia 1999 roku, licz� sobie
pi��dziesi�t dwa lata. Jestem kawalerem - z wyboru - i ciesz� si� doskona�ym
zdrowiem.
Mieszkam w Irvine w Kalifornii, gdzie obj��em katedr� fizyki na tamtejszym
uniwersytecie.
Praca moja skupia si� nad zagadnieniem odwr�cenia czasu dla cz�stek
elementarnych. Nigdy
nie naucza�em w sali wyk�adowej. Opiekuj� si� kilkoma m�odymi studentami
ostatniego roku,
kt�rych traktuj� - co jest zreszt� normalne na uniwersytecie - jako swych
wychowank�w. W
naszym laboratorium nie ma wszak�e zaj�� w zwyk�ym tego s�owa znaczeniu. Wi�ksz�
cz��
swego doros�ego �ycia po�wi�ci�em zagadnieniom fizyki czasu wstecznego, a moim
czo�owym osi�gni�ciem by�o zmuszenie kilka elektron�w do zawr�cenia na pi�cie i
ulecenia
w przesz�o��. Niegdy� uwa�a�em to za spory sukces.
Przybycie Vornana-19, kt�re mia�o miejsce nieca�y rok temu, zbieg�o si� w czasie
z
impasem, w jakim znalaz�em si� w pracy. By roz�adowa� narastaj�c� frustracj�,
wybra�em si�
na pustyni�. Nie m�wi� tego wcale, aby usprawiedliwi� swoj� pocz�tkow�
ignorancj� na
temat wizyty Vornana-19. Bawi�em wtedy, co prawda, jakie� pi��dziesi�t mil na
po�udnie od
Tuscon u przyjaci�, ale posiadali oni niezwykle nowoczesne mieszkanie,
wyposa�one w
ekrany �cienne, datafony oraz inne �rodki s�u��ce do korzystania z informacji.
Mog�em zatem
na bie��co �ledzi� rozw�j wypadk�w. Je�li tego nie uczyni�em, to nie z powodu
izolacji, lecz
dlatego i� nie mia�em zwyczaju ogl�da� obowi�zkowo ka�dego serwisu
informacyjnego.
Codzienne d�ugie spacery po pustyni wspaniale dzia�a�y na mego ducha, lecz gdy
zapada�
mrok nad �wiatem, wraca�em ponownie na �ono ludzko�ci.
Zrozumcie prosz�, i� moja opowie�� o tym, jak Vornan-19 znalaz� si� w�r�d nas,
musi
rozwija� si� stopniowo, w kilku ods�onach, Gdy zosta�em wpl�tany w t� histori�,
by�a ona ju�
r�wnie stara, jak upadek Bizancjum czy triumfy Atylli. Moje poszukiwania
zagubionych
w�tk�w wygl�da�y tak, jakbym uczy� si� o jakim� wydarzeniu z zamierzch�ej
przesz�o�ci.
Vornan-19 zmaterializowa� si� w Rzymie, po po�udniu 25 grudnia 1998 roku.
W Rzymie? W dniu Bo�ego Narodzenia? Na pewno zrobi� to z premedytacj�. Nowy
mesjasz zst�puj�cy z nieba w ten szczeg�lny dzie�, mi�dzy mury tego wyj�tkowego
miasta?
Jak�e to oczywiste! Jak�e p�ytkie!
Lecz Vornan utrzymywa� p�niej, �e by� to ca�kowity przypadek. U�miechn�� si� w
ten sw�j irytuj�cy spos�b, przeci�gn�� kciukami po delikatnej sk�rze pod
oczodo�ami i
powiedzia� cicho:
- Szansa, �e wyl�duj� w danym dniu, wynosi�a jeden do trzystu sze��dziesi�ciu
pi�ciu.
Traf pad� akurat na tamto popo�udnie. A zreszt� c� takiego szczeg�lnego widzisz
w
�wi�tach?
- Rocznica narodzin Zbawiciela - wyja�ni�em. - Od wiek�w.
- Przepraszam, zbawiciela czego?
- Ludzko�ci. Przyby�, aby odkupi� nasze grzechy. Vornan-19 sta� wpatrzony w kul�
pustki, kt�ra zdawa�a si� go otacza�. S�dz�, �e rozmy�la� nad poj�ciami:
zbawiciel,
odkupienie i grzech, pr�buj�c przypisa� sens pusto brzmi�cym dla niego d�wi�kom.
Wreszcie
rzek�:
- Ten odkupiciel ludzko�ci urodzi� si� w Rzymie?
- W Betlejem.
- Przedmie�cie Rzymu?
- Niezupe�nie - odpar�em. - Lecz skoro pojawi�e� si� akurat na Bo�e Narodzenie,
to
powiniene� by� wybra� Betlejem jako l�dowisko.
- I pewnie tak bym w�a�nie uczyni� - stwierdzi� Vornan - gdybym wszystko
zaplanowa� wcze�niej. Lecz ja nie mia�em zielonego poj�cia o tym waszym �wi�tym
m�u.
Nie m�wi�c ju� o jego miejscu urodzenia, czy te� o ca�ej tej rocznicy.
- Czy u was, w przysz�o�ci, zapomniano Jezusa?
- Wiesz przecie�, �e jestem kompletnym ignorantem w tej materii. Nie zajmowa�em
si� nigdy staro�ytnymi religiami. To czysty przypadek, �e przyby�em akurat
tutaj, do waszego
czasu.
Jego dystyngowan� twarz przeci�a b�yskawica bole�ci.
Mo�e rzeczywi�cie m�wi� prawd�. Betlejem by�oby du�o bardziej znacz�ce, gdyby
pragn�� na�ladowa� Mesjasza. Wybieraj�c Rzym do swych cel�w, m�g� co najwy�ej
wyl�dowa� na placu, naprzeciw Bazyliki �w. Piotra, powiedzmy w chwili, gdy
papie� Sykstus
b�ogos�awi�by t�umy. Srebrzysta jasno��, posta� opadaj�ca z nieba, setki tysi�cy
wiernych
kl�cz�cych w rozmodleniu. Pos�aniec z przysz�o�ci emanuj�cy bladym �wiat�em,
u�miechni�ty, czyni�cy znak krzy�a, �l�cy w t�um promienie niewys�owionego dobra
i
ukojenia. Czy� nie by�oby to odpowiednie w tej uroczystej porze? Ale on post�pi�
inaczej.
Pojawi� si� u st�p Schod�w, ko�o fontanny, na ulicy wype�nionej w powszednie dni
rzeszami
zamo�nych klient�w, sun�cych nieustannie w stron� butik�w na Via Condotti. W
po�udnie
Bo�ego Narodzenia na Placu Hiszpa�skim by�o ca�kiem pusto. Sklepy Via Condotti
by�y
zamkni�te, za� ze Schod�w wymiot�o gdzie� ca�� przesiaduj�c� tam zazwyczaj
cyganeri�.
Wida� by�o jedynie kilkoro parafian spiesz�cych w stron� ko�cio�a Trinita dei
Monti, Dzie�
by� mro�ny, z szarego nieba opada�y p�atki �niegu wdzi�cznie wiruj�c, od Tybru
falami
ch�osta� przenikliwy wiatr. Rzym owego popo�udnia sprawia� do�� przygn�biaj�ce
wra�enie.
Poprzedniego dnia apokalipty�ci rozp�tali zamieszki. Podniecony t�um ludzi z
pomalowanymi
twarzami przetoczy� si� fal� przez Forum, odta�czy� wok� sp�kanych mur�w
Koloseum
dawno ju� przebrzmia�y balet z Walpurgisnacht, obieg� gromadnie wielki pomnik
Wiktora
Emanuela, by zbezcze�ci� jego nieskalan� biel swym wyuzdaniem i rozpust�. By� to
najpowa�niejszy wybuch zbiorowego szale�stwa, jaki mia� miejsce w Rzymie owego
roku,
cho� nie m�g� r�wna� si� pod wzgl�dem brutalno�ci ze zwyczajowymi ju�
zamieszkami
apokaliptyst�w w Londynie czy powiedzmy w Nowym Jorku. Carabinieri st�umili z
pewnymi
trudno�ciami te rozruchy, nie �a�uj�c neurobicz�w, kt�rymi bezlito�nie ch�ostali
krzycz�ce i
wymachuj�ce gromady szale�c�w religijnych. Podobno jeszcze tu� przed �witem
Wieczne
Miasto rozbrzmiewa�o krzykami jak podczas Saturnalii. Potem wsta� poranek
Dzieci�tka
Jezus, a w po�udnie, kiedy smacznie sobie spa�em spowity ciep�em arizo�skiej
zimy, ze
stalowoszarego nieba opad� na ziemi� w aureoli �wiat�a Vornan-19, m�czyzna z
przysz�o�ci.
Moment �w widzia�o dziewi��dziesi�ciu dziewi�ciu �wiadk�w. Byli zgodni co do
wszystkich zasadniczych kwestii.
Vornan-19 zst�pi� z nieba. Wszyscy przes�uchiwani p�niej �wiadkowie stwierdzili
jak jeden m��, i� przelecia� �ukiem ponad Trinita del Monti, min�� Schody na
Placu
Hiszpa�skim i wyl�dowa� par� jard�w za niewielk� fontann� w kszta�cie ��deczki.
Niemal
wszyscy utrzymywali, i� podczas opadania pozostawia� za sob� b�yszcz�cy �lad w
powietrzu,
lecz nikt nie dostrzeg� �adnego pojazdu. Przy za�o�eniu, i� wszystko odby�o si�
zgodnie z
prawami rz�dz�cymi swobodnym spadaniem cia�, Vornan-19 w momencie zetkni�cia z
ziemi� musia� lecie� z szybko�ci� kilku tysi�cy st�p na sekund�. By�o to mo�liwe
przy
za�o�eniu, �e przybysza spuszczono z jakiego� poduszkowca skrytego za gmachem
ko�cio�a.
Wyl�dowa� g�adko na obie nogi, nie odnosz�c przy tym najl�ejszej nawet kontuzji.
M�wi� p�niej co� og�lnikowo o �neutralizatorze grawitacji�, kt�ry zamortyzowa�
upadek.
Nie poda� jednak �adnych szczeg��w. My nie odkryli�my podobnego urz�dzenia,
przynajmniej jak dot�d.
By� nagi. Troje �wiadk�w utrzymywa�o, i� cz�ciowo otacza�a go b�yszcz�ca aura,
kt�ra maskowa�a intymne cz�ci, co� w rodzaju opaski na l�d�wie; jednak sam
kontur cia�a
pozostawa� doskonale widoczny. Tak si� z�o�y�o, i� ow� tr�jk� �wiadk�w stanowi�y
zakonnice, stoj�ce akurat na schodach ko�cio�a. Pozostali oznajmili zgodnie, i�
Vornan-19 by�
w czasie l�dowania ca�kowicie nagi. Wi�kszo�� spo�r�d nich potrafi�a nawet
opisa� z
detalami anatomi� jego narz�d�w p�ciowych. Vornan okaza� si� niezaprzeczalnie
osobnikiem
p�ci m�skiej. Obecnie jest to ju� powszechnie wiadome, lecz w�wczas ka�da
wiadomo��, jaka
dociera�a do nas, wzmaga�a tylko pragnienie rozja�nienia mrok�w tajemnicy.
Naoczni
�wiadkowie przybycia Vornana rozwodzili si� nad doskona�� budow� zagadkowego
go�cia.
To by�o pewne!
Problem tkwi� gdzie indziej: czy oto zakonnice dozna�y zbiorowej halucynacji,
widz�c
wieniec ze �wiat�o�ci zas�aniaj�cy nago�� Vornana? Czy te� mniszki �wiadomie
wymy�li�y
ow� aur�, by ochroni� sw� w�asn� niewinno��? A mo�e Vornan wszystko tak
zaaran�owa�,
aby wi�kszo�� �wiadk�w ujrza�a go w ca�o�ci, za� tym, kt�rzy mogliby dozna�
emocjonalnego wstrz�su, przedstawiono inny, nieco zmieniony obraz jego cia�a?
Nie mam poj�cia. Apokalipty�ci dowiedli bezspornie, i� zbiorowe halucynacje s�
mo�liwe, nie wykluczam wi�c tej pierwszej mo�liwo�ci. Drugiej tak�e nie mo�na
odrzuci�.
Wszak dzieje zinstytucjonalizowanej religii, licz�ce ju� niemal dwa tysi�clecia,
dowiod�y, i�
jej urz�dnicy nie zawsze m�wi� prawd�.
Natomiast do pomys�u, i� Vornan poczyni� pewne modyfikacje w swym wygl�dzie, by
oszcz�dzi� zakonnicom widoku nago�ci, odnosz� si� do�� sceptycznie. Nigdy w jego
stylu nie
by�o os�anianie ludzi przed wstrz�sami. A w tym wypadku z pewno�ci� nie zdawa�
sobie
nawet sprawy, i� nale�y skrywa� przed kimkolwiek jakikolwiek szczeg� w�asnego
cia�a. A
zreszt�, skoro Vornan nie s�ysza� dot�d o Chrystusie, sk�d mia� wiedzie�, jakie
s� obyczaje
zakonnic? Nie chcia�bym jednak tutaj niczego rozstrzyga�. Nie wydaje mi si�
bowiem, aby
dla Vornana techniczn� niemo�liwo�ci� by�o ukazanie swej postaci w taki spos�b
grupie
dziewi��dziesi�ciu sze�ciu gapi�w, a w zupe�nie odmienny trzem pozosta�ym.
Wiemy natomiast z ca�� pewno�ci�, i� zakonnice umkn�y do ko�cio�a w par� chwil
po owym przykrym dla nich wydarzeniu. Pewna cz�� audytorium uzna�a go za
apokaliptyst�-maniaka i zbagatelizowa�a go. Jednak�e spora grupa obserwowa�a z
zafascynowaniem, jak nagi nieznajomy, po pe�nym dramatyzmu przybyciu, okr��a
Plac
Hiszpa�ski, badaj�c uwa�nie fontann�, nast�pnie okna wystawowe po drugiej
stronie placu,
za� na ko�cu rz�d zaparkowanych samochod�w. Zimowy ch��d najwyra�niej w og�le mu
nie
doskwiera�. Gdy zlustrowa� ju� wszystko, co zamierza� po tej stronie placu,
przeci�� go na
skos i zacz�� wchodzi� po schodach. Postawi� w�a�nie stop� na pi�tym stopniu,
kiedy
w�ciek�y policjant doskoczy� do niego i krzykn��, �eby zszed� i wsiad� do
radiowozu.
- Nie zrobi� tego, co ka�esz - odrzek� Vornan-19. By�y to pierwsze s�owa, jakie
wypowiedzia� - pierwsze linijki jego �Listu apostolskiego do barbarzy�c�w�.
M�wi� po
angielsku. Jego s�owa s�ysza�o i rozumia�o wielu �wiadk�w. Policjant do nich nie
nale�a� i
dalej perorowa� po w�osku.
- Jestem podr�nikiem z innego czasu. Przyby�em, aby dokona� inspekcji waszego
�wiata - oznajmi� Vornan-19 nadal po angielsku.
Policjant ma�o nie zakrztusi� si� z w�ciek�o�ci. S�dzi�, �e Vornan jest
apokaliptyst�, na
dok�adk� ameryka�skim apokaliptyst� najgorszego gatunku. Obowi�zkiem ka�dego
policjanta by�o ochrania� nieskalane imi� Rzymu i powag� Bo�ego Narodzenia przed
wulgarnymi wyczynami szale�c�w. Wrzasn�� na przybysza, aby zszed� ze schod�w.
Vornan
jednak, ignoruj�c wysi�ki funkcjonariusza, obr�ci� si� na pi�cie i spokojnie
ruszy� do g�ry.
Widok jego bladej, szczup�ej pupy rozw�cieczy� do reszty przedstawiciela prawa.
Ruszywszy
w pogo�, zdj�� w biegu kurtk�, zdecydowany si�� okry� nieznajomego.
Wed�ug relacji naocznych �wiadk�w Vornan-19 nie spojrza� nawet na policjanta,
ani
go nie dotkn��. Funkcjonariusz, trzymaj�c w lewej d�oni kurtk�, wyci�gn�� praw�
r�k� chc�c
chwyci� nieznajomego za rami�. Nast�pi�o s�abe, ��to-niebieskawe wy�adowanie
elektryczne, cichy trzask i zaraz potem policjant run�� w ty�, jakby porazi� go
pr�d. Stoczy� si�
ze schod�w i leg� w bezruchu z wykrzywion� twarz�. Gapie odsun�li si� mimowolnie
par�
krok�w do ty�u. Vornan-19 spokojnie dotar� na szczyt schod�w, gdzie przystan��,
by uci��
sobie pogaw�dk� z jednym ze �wiadk�w.
�wiadkiem tym okaza� si� dziewi�tnastoletni niemiecki apokaliptysta Horst Klein.
Horst bra� udzia� w nocnych ekscesach niedaleko Forum, a obecnie, b�d�c zbyt
przej�tym,
aby my�le� o spaniu, wa��sa� si� po mie�cie w nastroju przygn�bienia, frustracji
post coitum.
M�ody Klein, w�adaj�cy biegle j�zykiem angielskim, sta� si� w nadchodz�cych
dniach znan�
postaci� telewizyjn�, sprzedaj�c sw� histori� licznym stacjom informacyjnym.
Potem popad�
co prawda w zapomnienie, niemniej ten moment zapewni� mu miejsce w historii.
Jestem
przekonany, i� nawet dzi� gdzie� w Meklemburgii albo Szlezwiku wci�� powtarza
tamt�
rozmow�.
Kiedy Vornan-19 zbli�y� si� do Kleina, ten przywita� go uwag�:
- Niepotrzebnie zabi�e� tego carabinieri. B�d� ci� teraz �ciga� do upad�ego.
- Wcale go nie zabi�em. Jest tylko lekko og�uszony.
- Nie masz ameryka�skiego akcentu - oznajmi� Klein.
- Bo nie jestem Amerykaninem. Pochodz� z Centrum. To o tysi�c lat od dzisiaj,
kapujesz?
Klein za�mia� si�.
- Koniec �wiata nast�pi ju� za trzysta siedemdziesi�t dwa dni.
- Tak s�dzisz? Wobec tego, jaki rok dzisiaj mamy?
- 1998. Dwudziesty pi�ty grudnia.
- �wiat ma przed sob� co najmniej tysi�c lat. Jestem tego pewien. Nazywam si�
Vornan-19 i przyby�em tu jako inspektor. Kto� musi si� mn� zaj��. Chcia�bym
pobra� pr�bki
waszej �ywno�ci i wina, a tak�e ubra� co� stosownego dla epoki. Ciekawi� mnie
r�wnie�
starodawne praktyki seksualne. Gdzie m�g�bym znale�� jaki� przybytek publiczny?
- To ten szary budynek - wyja�ni� Klein, wskazuj�c na ko�ci� Trinita dei Monti.
- Oni
zaspokoj� wszystkie twoje potrzeby. Powiedz tylko przy wej�ciu, �e przyby�e� z
przysz�o�ci
odleg�ej o tysi�c lat. Z roku 2998, zgadza si�?
- Z 2999 wed�ug waszego systemu datowania.
- Dobra. Na pewno si� uciesz�, s�ysz�c t� nowin�. Utwierd� ich tylko w wierze,
�e
�wiat nie sko�czy si� w dwana�cie miesi�cy po Nowym Roku, a ofiaruj� ci
wszystko, czego
zapragniesz.
- �wiat b�dzie z pewno�ci� trwa� jeszcze przynajmniej tysi�c lat - powt�rzy�
uroczy�cie Vornan-19. - Dzi�kuj� za porad�, przyjacielu.
Ruszy� w stron� ko�cio�a.
Zdyszani carabinieri wysypali si� ze wszystkich stron r�wnocze�nie. Nie �mieli
podej�� bli�ej ni� na pi�� jard�w, lecz utworzyli falang�, zagradzaj�c� dost�p
do ko�cio�a. W
d�oniach dzier�yli neurobicze. Jeden z policjant�w rzuci� Vornanowi pod nogi
sw�j p�aszcz.
- Za�� to na siebie.
- Nie w�adam waszym j�zykiem.
- Chc�, aby� si� okry� - wyja�ni� Horst Klein. - Widok twojego cia�a wprawia ich
w
zak�opotanie.
- Moje cia�o nie jest zdeformowane - odpar� Vornan-19. - Dlaczego mia�bym je
zakrywa�?
- Chc�, �eby� je zakry� i maj� neurobicze. Mog� ci nimi zrobi� krzywd�. Widzisz?
To
te pa�ki, kt�re trzymaj� w d�oniach.
- Czy m�g�bym obejrze� twoj� bro�? - spyta� uprzejmie przybysz najbli�ej
stoj�cego
policjanta.
Wyci�gn�� d�o� po pa�k�. M�czyzna odsun�� si�. W�wczas Vornan skoczy� z
niesamowit� szybko�ci� i wyszarpn�� przedstawicielowi prawa bicz z r�ki. Chwyci�
za
koniec, a zatem powinien dozna� powa�nego pora�enia, lecz nic takiego nie
nast�pi�o.
Policjanci obserwowali z os�upieniem, jak nieznajomy uwa�nie ogl�da bicz, w��cza
go raz po
raz i pociera d�oni� metalowe zako�czenie, by zbada� efekt dzia�ania. Wszyscy
odst�pili o
par� krok�w do ty�u, �egnaj�c si� gorliwie.
Horst Klein sforsowa� kordon zdumionych policjant�w i upad� do st�p Vornana.
- Ty rzeczywi�cie przyby�e� z przysz�o�ci, prawda?
- Oczywi�cie.
- Dotkn��e� bicza... i nic?
- Takie s�abe oddzia�ywania mo�na wch�on�� i przetworzy� - wyja�ni� Vornan. -
Nie
znacie jeszcze rytua��w energii?
Niemiec, trz�s�c si� ca�y jak galareta, pokr�ci� g�ow�. Podni�s� policyjny
p�aszcz i
poda� go nagiemu m�czy�nie.
- Za�� to - szepn��. - Prosz�. Nie utrudniaj sytuacji. Nie mo�esz chodzi� tu
ci�gle na
golasa.
Vornan tym razem us�ucha�. Za pomoc� nieporadnych ruch�w uda�o mu si� wdzia�
p�aszcz.
- Zatem �wiat nie sko�czy si� za rok? - spyta� Klein.
- Sk�d�e. Z ca�� pewno�ci� nie.
- By�em g�upcem!
- Mo�liwe.
�zy sp�yn�y po szerokich, ko�cistych, germa�skich policzkach. Zd�awiony �miech
wyczerpania doby� si� z ust. Skulony na zimnym kamieniu, d�onie u�o�ywszy przed
g�ow� w
ge�cie teatralnego salaam, Horst Klein odda� pok�on Vornanowi. Szlochaj�c,
dygocz�c i
ci�ko �api�c oddech, Niemiec straci� wiar� w ruch apokaliptyst�w.
Cz�owiek z przysz�o�ci zyska� pierwszego ucznia.
Drugi
Odpoczywaj�c w Arizonie nie mia�em o tym wszystkim zielonego poj�cia. Zreszt�,
gdybym nawet zna� rozw�j wypadk�w, to pewnie i tak uzna�bym t� opowie�� za
niegodn�
uwagi. Zabrn��em bowiem w �lep� uliczk� �ycia. Przepracowanie oraz brak
namacalnych
efekt�w moich bada� sprawi�y, i� poczu�em si� wyja�owiony i bezu�yteczny.
Przesta�em
zwa�a� na sprawy tocz�ce si� poza obr�bem mej w�asnej czaszki. Zakosztowa�em w
ascezie,
a po�r�d rzeczy, kt�rych postanowi�em nie tyka� owego miesi�ca, znalaz�y si�
tak�e
wiadomo�ci serwisu informacyjnego.
Gospodarze byli lud�mi niezwykle mi�ymi. Obserwowali ju� u mnie podobne kryzysy
i wiedzieli, jak nale�y w�wczas post�powa�. Potrzebowa�em subtelnej mieszaniny
troski oraz
samotno�ci i jedynie osoby obdarzone pewn� doz� wra�liwo�ci by�y w stanie
zapewni� mi
odpowiedni� atmosfer�. Nie sk�ama�bym wiele m�wi�c, i� Jack oraz Shirley
Bryantowie
wielokrotnie ocalili mnie przed ob��dem.
Z Jackiem pracowali�my wsp�lnie w Irvine przez pewien czas pod koniec dekady lat
osiemdziesi�tych. Przeszed� do nas prosto z M.I.T. , gdzie zebra� ju� wszystkie
mo�liwe
honory. Podobnie jak u wi�kszo�ci by�ych pracownik�w tej instytucji, jego dusza
by�a
bezbarwna, jakby skr�powana - naznaczona stygmatem zbyt d�ugiego przebywania na
wschodzie, zbyt wielu mro�nych zim i dusznych letnich dni. Z prawdziw�
przyjemno�ci�
obserwowa�em, jak przebywaj�c w kraju, stopniowo budzi si� z tego letargu niczym
kwiat w
promieniach s�o�ca. Pozna�em Jacka wkr�tce po jego dwudziestych urodzinach:
wysoki,
raczej szczup�y, grube loki rozrzucone w nie�adzie, policzki wiecznie poro�ni�te
szczecin�,
podkr��one oczy, w�skie, niespokojne usta. Posiada� wszystkie charakterystyczne
cechy, tiki i
nawyki m�odego geniusza. Przeczyta�em jego prac� na temat fizyki cz�stek
elementarnych i
musz� przyzna�, �e by�a znakomita. Nale�y pami�ta�, i� odkrycia na polu fizyki
to
przewa�nie owoc pasma nag�ych ol�nie�, mo�e natchnienia. Nie jest wi�c warunkiem
koniecznym s�dziwy wiek i szron na g�owie, aby osi�gn�� znacz�cy sukces. Newton
przewr�ci� wszech�wiat do g�ry nogami jako nieopierzony m�odzian. Einstein,
Schroedinger,
Heisenberg, Pauli oraz ca�a reszta pionier�w swe najwi�ksze odkrycia poczyni�a
przed
uko�czeniem trzydziestki. Czasami, jak w przypadku Bohra, przenikliwo��
przychodzi�a wraz
z wiekiem, lecz przecie� i Bohr tak�e nie by� jeszcze starcem, kiedy zagl�da� do
serca atomu.
Tak wi�c, gdy m�wi�, i� praca Bryanta by�a znakomita, nie chodzi mi o to, �e
stanowi� on
przypadek wyj�tkowo uzdolnionego m�odzie�ca. Chc� przez to powiedzie�, i� by�a
znakomita w skali bezwzgl�dnej i �e Bryant osi�gn�� szczyty, nie b�d�c nawet
dyplomantem.
Przez pierwsze dwa lata wsp�lnej pracy s�dzi�em, �e jego przeznaczeniem jest
zreformowanie fizyki. Posiada� t� dziwn� moc, ten dar wszechmocnej intuicji,
kt�ry druzgota�
wszelkie w�tpliwo�ci. Dysponowa� r�wnie� spor� doz� wytrwa�o�ci oraz
uzdolnieniami
matematycznymi, co wraz z intuicj� pozwala�o wyrwa� prawd� z otch�ani
niewiadomego.
Jego prace jedynie w bardzo nik�ym stopniu zaz�bia�y si� z badaniami, kt�re
prowadzi�em. Z
biegiem lat zacz��em m�j projekt dotycz�cy odwr�cenia czasu coraz odwa�niej
wprowadza�
w sfer� do�wiadcze�. Porzuci�em ju� stadium wczesnych hipotez. Sp�dza�em teraz
wi�kszo��
czasu przy olbrzymim akceleratorze cz�stek elementarnych, pr�buj�c wytworzy�
si�y, kt�re -
�ywi�em tak� nadziej� - b�d� zdolne wys�a� fragmenty atom�w w przesz�o��. Jack
wr�cz
odwrotnie - by� czystym teoretykiem. Zajmowa� si� si�ami spajaj�cymi atom.
Oczywi�cie, nie
by�o to nic nowego. Jack postanowi� jednak�e ponownie przestudiowa� niekt�re
pomini�te
wnioski z prac Yukawy z 1935 roku na temat mezon�w. Po zapoznaniu si� z owymi
leciwymi
ju� materia�ami, w zasadzie obali� wszystko, co by�o wiadomo na temat spoiwa,
kt�re
rzekomo ��czy�o atom w jedn� ca�o��. Wydawa�o mi si�, �e Jack zmierza prost�
drog� w
kierunku jednego z najbardziej rewolucyjnych odkry� w dziejach ludzko�ci:
ustalenia
fundamentalnych zale�no�ci rz�dz�cych formami energii, z kt�rych zbudowany jest
nasz
wszech�wiat. By�a to kwestia, kt�rej rozwi�zania wci�� bezowocnie
poszukiwali�my.
B�d�c promotorem Jacka, �ledzi�em do�� uwa�nie post�p jego prac. Obserwowa�em,
jak systematycznie zbiera tezy do pracy doktorskiej. Jednak gros wysi�k�w wci��
przeznacza�em na w�asne badania. Stopniowo i powoli dociera�y do mnie szersze
wnioski
p�yn�ce z jego prac. Z pocz�tku dostrzega�em jedynie aspekt czysto teoretyczny,
p�niej
przekona�em si� r�wnie� o ich utylitarnym znaczeniu. Celem, jaki niew�tpliwie
przy�wieca�
Jackowi, by�o zbadanie oraz wyzwolenie si� wi���cych atom nie na drodze nag�ej
eksplozji,
lecz kontrolowanego przep�ywu energii.
Sam Jack zdawa� si� tego nie dostrzega�. Wykorzystanie teorii fizycznych w
praktyce
nie mia�o dla niego znaczenia. Obracaj�c si� w sterylnym �rodowisku r�wna�
matematycznych, kwestie o szerszym znaczeniu traktowa� r�wnie oboj�tnie, co
wahania na
gie�dzie. Teraz widz� to wyra�nie. Prace Rutherforda na pocz�tku dwudziestego
wieku by�y
same w sobie r�wnie� czyst� teori�, lecz w konsekwencji doprowadzi�y do wybuchu
s�o�ca
nad Hiroszim�. Ludzie ma�ego ducha mogliby zag��bi� si� w istot� teorii Jacka i
odkry� tam
spos�b na ca�kowite wyzwolenie energii atomowej. Nie chodzi tu przy tym o
rozszczepienie
ani syntez�. Ka�dy atom m�g�by zosta� otwarty i wydr��ony. Fili�anka zwyk�ej
ziemi
nap�dzi�aby generator o mocy liczonej w milionach kilowat�w. Kilka kropel wody
starczy�oby, aby statek kosmiczny dotar� na ksi�yc. To by� idea� o jakim
marzono przez
wieki, a kt�ry teraz oto pocz�� realizowa� si� w badaniach prowadzonych przez
Jacka.
Jednak�e jego prace nie doczeka�y zako�czenia.
Kt�rego� dnia, podczas trzeciego roku pobytu w Irvine, Jack przyszed� do mnie i
o�wiadczy�, �e wstrzymuje prace nad sw� teori�. Wygl�da� nieswojo i mizernie.
Stwierdzi�, �e
osi�gn�� punkt, w kt�rym nale�y przystan�� i wszystko dok�adnie rozwa�y�.
Poprosi� o zgod�
na udzia� w pewnych badaniach eksperymentalnych, chc�c na pewien czas zmieni�
otoczenie.
Naturalnie przychyli�em si� do tego pomys�u.
Nie wspomnia�em mu ani s�owem o potencjalnych mo�liwo�ciach wykorzystania jego
prac w praktyce. To nie by�a moja dzia�ka. Odczu�em jednak pewien rodzaj ulgi
zmieszanej z
odrobin� zawodu. Roztrz�sa�em konsekwencje ewentualnej rewolucji ekonomicznej,
kt�ra
sta�aby si� udzia�em ludzko�ci w ci�gu nast�pnego dziesi�ciolecia. Ka�de
gospodarstwo
domowe mia�oby swe w�asne niewyczerpalne �r�d�o energii. Transport i komunikacja
przesta�yby zale�e� od tradycyjnych no�nik�w. Uk�ad stosunk�w pracowniczych, na
kt�rym
wspiera si� nasze spo�ecze�stwo, run��by w gruzy. Mimo i� nie by�em zawodowym
socjologiem, perspektywa daleko id�cych przemian poruszy�a mnie. Gdybym kierowa�
kt�r��
z wielkich korporacji, natychmiast kaza�bym zlikwidowa� Jacka Bryanta. Niewiele
mnie to
jednak w gruncie rzeczy obchodzi�o. Przyznaj�, i� taka postawa niezbyt
pochlebnie o mnie
�wiadczy. Prawdziwy cz�owiek nauki brnie jednak ci�gle naprz�d, �lepy na
wszelkie
gospodarcze konsekwencje. Szuka prawdy, nawet gdyby owa prawda mia�a wstrz�sn��
spo�ecze�stwem. Tak nam nakazuje g�os sumienia.
Podj��em decyzj�, �e nie b�d� czyni� �adnych przeszk�d, gdyby Jack pragn��
kiedy�
powr�ci� do przerwanych bada�. Nie b�d� ��da� dalekowzrocznych analiz.
�wiadomo��
istnienia moralnego dylematu by�a mu obca, a ja nie mia�em zamiaru nikogo
poucza�.
Milczenie czyni�o mnie odpowiedzialnym za ewentualn� zag�ad� �wiatowej
gospodarki. Mog�em przecie� jasno wy�o�y� Jackowi, i� powszechne zastosowanie
jego
odkrycia zapewni�oby ka�dej istocie ludzkiej dost�p do niesko�czonych zasob�w
energetycznych, co zburzy�oby r�wnocze�nie fundamenty spo�eczno�ci i
zdecentralizowa�oby
ludzko��. Dzi�ki temu m�g�bym wszystko zatrzyma�. Lecz milcza�em. Nie wr�czono
mi
jednak order�w za szlachetn� postaw�. Moralne rozterki posz�y w zapomnienie,
skoro Jack
przerwa� prace. Stan�� w miejscu, nie musia�em zatem roztrz�sa� innych
mo�liwo�ci. Gdyby
powr�ci� do bada�, dylemat pojawi�by si� na nowo. Czy mo�na wspiera� swobodny
rozw�j
my�li naukowej kosztem zachwiania gospodarczym status quo. I�cie szata�ski by�by
to
wyb�r.
Jack strawi� niemal ca�y trzeci rok swego pobytu u nas w campusie, anga�uj�c si�
w
zupe�nie trywialne badania. Sp�dza� wi�kszo�� czasu przy akceleratorze, jakby
nagle odkry�,
�e fizyka to r�wnie� eksperymenty. Trudno by�o go stamt�d wyci�gn��. Nasz
akcelerator by�
nowy i dysponowa� sporymi mo�liwo�ciami - model z p�tl� protonow� i
wtryskiwaczem
neutron�w. Dzia�a� w zakresie oko�o tryliona elektronowolt�w. Oczywi�cie obecne
urz�dzenia przyspieszaj�ce bij� go na g�ow�, lecz owego czasu by� to prawdziwy
kolos.
Trakcja wysokiego napi�cia, kt�ra dostarcza�a energi� z zak�ad�w j�drowych
le��cych na
wybrze�u Pacyfiku, sprawia�a wra�enie wzniesionych tytanicznym wysi�kiem kolumn
parami
biegn�cych w dal. Ogromny gmach akceleratora l�ni� jaskraw� �un�
samozadowolenia. Jack
by� sta�ym go�ciem w tym budynku. Przesiadywa� nieustannie przed ekranami,
podczas gdy
dyplomanci dokonywali elementarnych do�wiadcze� na wykrywanie neutrino i
anihilacji
antycz�stek. Od czasu do czasu Jack manipulowa� co� przy konsolecie, by
sprawdzi�, jak
idzie praca i poczu� si� panem tych kapry�nych si�. Lecz owe badania nie mia�y
praktycznie
�adnego znaczenia. By�y bezwarto�ciowe. Jack po prostu marnowa� czas.
Czy robi� to rzeczywi�cie jedynie po to, by troch� odsapn��?
Czy raczej dostrzeg� wreszcie mo�liwo�ci zastosowania swych teorii i przel�k�
si�
konsekwencji?
Nigdy go o to nie spyta�em. W podobnych przypadkach czekam, a� m�ody cz�owiek
sam przyjdzie ze swym dylematem. Nie chcia�em ryzykowa�, �e zara�� go w�asnymi
w�tpliwo�ciami, z kt�rych on nie musia� sobie w og�le zdawa� sprawy.
Pod koniec drugiego semestru, kt�ry up�yn�� mu na ma�o istotnych
do�wiadczeniach,
Jack poprosi� mnie drog� formaln� o spotkanie konsultacyjne. A wi�c jednak,
pomy�la�em.
Powiadomi mnie, i� rozumie, dok�d mog� zaprowadzi� jego teorie, i spyta, czy
dalsze
badania s� moralnie usprawiedliwione. Znajd� si� w�wczas mi�dzy m�otem a
kowad�em.
Czeka�em na to spotkanie targany sprzeczno�ciami.
- Widzisz, Leo, chcia�bym przerwa� prac� na uniwersytecie - oznajmi�.
By�em poruszony.
- Dosta�e� lepsz� ofert�?
- Nie wyg�upiaj si�. Rzucam fizyk�.
- Rzucasz... fizyk�...?
- �eni� si�. Znasz mo�e Shirley Frisch? Widzia�e� j� ju� ze mn�. Bierzemy �lub
za
tydzie� od najbli�szej niedzieli. Nie b�dzie wielkiej pompy, ale chcia�bym, aby�
wpad�.
- Co potem?
- Kupili�my dom w Arizonie. Na pustyni niedaleko Tuscon. Przeprowadzamy si�.
- Co b�dziesz robi�, Jack?
- Medytowa�. Troch� pisa�. Jest par� kwestii filozoficznych, kt�re chcia�bym
rozwa�y�.
- A pieni�dze? - spyta�em. - Twoja pensja uniwersytecka...
- Odziedziczy�em niewielki, niegdy� m�drze zainwestowany kapita�. Shirley
r�wnie�
ma sta�y przych�d. Nie jest tego wiele, ale jako� damy sobie rad�. Opuszczamy
spo�eczno��.
Czu�em, �e nie da si� tego d�u�ej przed tob� kry�.
Po�o�y�em d�onie na biurku i przez chwil� uwa�nie obserwowa�em knykcie. Czu�em,
jakby mi�dzy palcami kto� zacz�� tka� paj�czyny.
- A co z twoimi teoriami, Jack? - spyta�em w ko�cu.
- Porzucone.
- By�e� tak blisko ko�ca.
- Utkn��em w �lepym zau�ku. Nie mog� ruszy� z miejsca. Nasze oczy spotka�y si� i
przez chwil� nie odwracali�my wzroku. Czy chcia� powiedzie�, i� nie ma do��
odwagi, by
ruszy� z miejsca? Czy jego odej�cie zosta�o spowodowane kl�sk� na polu fizyki,
czy te�
raczej moralnymi w�tpliwo�ciami? Chcia�em zapyta�. Czeka�em jednak, a� sam
wyja�ni.
Milcza�. Na jego twarzy go�ci� sztywny, niepewny u�miech. Po chwili o�wiadczy�:
- Nie s�dz�, Leo, abym m�g� kiedykolwiek dokona� czego� warto�ciowego w
dziedzinie fizyki.
- To nieprawda...
- Nie s�dz� nawet, abym chcia� kiedykolwiek dokona� czego� warto�ciowego w
dziedzinie fizyki.
- Och!
- Wybaczysz mi? Pozostaniesz nadal moim przyjacielem? Naszym przyjacielem?
Poszed�em na ich �lub. Okaza�o si�, �e by�em jednym z czw�rki zaproszonych
go�ci.
Pann� m�od� zna�em raczej s�abo. Mia�a oko�o dwudziestu dw�ch lat, by�a �adn�
blondynk�,
absolwentk� socjologii. B�g raczy wiedzie�, w jaki spos�b wiecznie zapracowany
Jack zdo�a�
j� pozna�. Sprawiali wra�enie bardzo zakochanych. Ona by�a do�� wysoka, si�ga�a
Jackowi
niemal do ramienia, w�osy opada�y jej z�ot� kaskad� na plecy, sk�r� mia�a
opalon� w
miodowym odcieniu, du�e br�zowe oczy i gibkie, wysportowane cia�o. Bez w�tpienia
by�a
pi�kna, a w kr�tkiej �lubnej sukience wygl�da�a promiennie i szcz�liwie, jak to
zwykle
panny m�ode. Ceremonia by�a kr�tka i odby�a si� bez �adnych obrz�d�w
religijnych. P�niej
poszli�my wszyscy na obiad, a gdy nadszed� zmierzch, m�oda para cicho znikn�a.
Gdy
wr�ci�em owej nocy do domu, poczu�em dziwn� pustk�. Nie maj�c nic lepszego do
roboty,
przegl�da�em stare papiery i natkn��em si� tam na wczesne szkice teorii Jacka.
Przez d�u�sz�
chwil� gapi�em si� na pospiesznie nabazgrane notatki, nie pojmuj�c z nich
niczego.
Min�� miesi�c i otrzyma�em zaproszenie na tydzie� do Arizony.
S�dzi�em, �e by� to list jedynie pro forma i uprzejmie odm�wi�em, my�l�c �e tego
w�a�nie oczekiwali. Jack zadzwoni� jednak i nalega�, abym przyjecha�. Twarz mia�
jak zwykle
powa�n�, lecz zielony ekran wyra�nie zdradza�, �e napi�cie i znurzenie znikn�o
ju� z jego
oblicza. Wobec tego przyj��em zaproszenie. Ich dom, jak si� przekona�em, sta� na
kompletnym odludziu, otoczony zewsz�d po�aciami burej pustym. By�a to forteca
�wiat�a i
wszelkich wyg�d po�r�d morza nieprzyjaznej przyrody. Jack i Shirley byli mocno
opalem,
niezwykle rado�ni i po��czeni cudown� nici� zrozumienia. Pierwszego dnia
poszli�my razem
na d�ug� przechadzk� po pustyni, bawi�c si� obserwowaniem igraszek zaj�cy,
szczur�w i
jaszczurek. Przystawali�my cz�sto, kiedy gospodarze chcieli pokaza� mi ma�e,
s�kate
drzewka rosn�ce na samym skraju nieurodzajnych teren�w albo wysokie kaktusy
saguaro,
kt�rych masywne, pofa�dowane �odygi rzuca�y jedynie nik�y cie� na piaski.
Ich dom sta� si� moj� kryj�wk�. Mog�em swobodnie tu przyje�d�a�, kiedy tylko
poczu�em potrzeb� odosobnienia. Od czasu do czasu zreszt� sami wysy�ali do mnie
zaproszenia, nalegali, abym korzysta� z przywileju i wpada�, gdy tylko zechc�.
Tak te� si�
dzia�o. Niekiedy mija�o sze��, dziesi�� miesi�cy, a ja wci�� odwleka�em wypraw�
do
Arizony. Kiedy indziej odwiedza�em ich w pi��, sze�� weekend�w pod rz�d. Nie
by�o w tym
specjalnej regularno�ci. Wizyty zale�a�y ca�kowicie od mojego samopoczucia w
danej chwili,
czego�, co nazwa�em wewn�trzn� dusz�. U nich aura by�a niezmienna, zar�wno ta
wewn�trzna jak i zewn�trzna; dni up�ywa�y w niczym nie zm�conej harmonii. Nie
widzia�em
nigdy, aby si� k��cili czy nawet lekko sprzeczali. Wiry niepokoj�w omija�y ten
dom, po
dzie�, w kt�rym Vornan-19 przybi� do ich przystani.
Nasze wzajemne stosunki stopniowo nabiera�y g��bi, ciep�a i serdeczno�ci. Wydaje
mi
si�, i� - jako cz�owiek Ucz�cy ju� z g�r� czterdzie�ci lat - uosabia�em im
dobrego wujaszka.
Jack nie sko�czy� jeszcze trzydziestki, a Shirley dopiero co wesz�a w drugie
dziesi�ciolecie;
jednak�e nasza wi� posiada�a r�wnie� g��bsze pod�o�e. Kto� m�g�by nazwa� to
mi�o�ci�.
Seks nie odgrywa� tutaj jednak �adnej roli, cho� przyznam, i� gdyby los zetkn��
mnie z
Shirley w innej sytuacji, to ch�tnie bym si� z ni� przespa�. Z ca�� pewno�ci�
poci�ga�a mnie
fizycznie, Jej urok r�s� stopniowo, wraz z wygasaniem p�omienia s�odkiej
niewinno�ci, kt�ry
sprawi�, i� zrazu patrzy�em na ni� jako na dziewcz�, a nie kobiet�. I cho� nasze
wzajemne
stosunki z Jackiem i Shirley stanowi�y tr�jk�t, a wektory uczu� bieg�y w wiele
stron, nigdy
nie nasta�a chwila gro��ca grzechem cudzo��stwa. Podziwia�em Shirley, lecz - jak
mi si� teraz
zdaje - nie zazdro�ci�em Jackowi fizycznego kontaktu z ni�. Noc�, gdy czasami
dobiega�y
mnie odg�osy rozkoszy p�yn�ce z ich sypialni, jedyn� moj� reakcj� by�a rado�� z
ich
szcz�cia, nawet je�li sam spoczywa�em w kawalerskim �o�u. Pewnego razu,
uzgodniwszy to
wcze�niej, przyjecha�em tam z przyjaci�k�; by� to b��d. Weekend okaza� si�
zupe�nie
nieudany. Zrozumia�em wtedy, i� musz� przyje�d�a� sam i, co dziwne, dobrowolny
celibat
nie przeszkadza� mi. By�em platonicznym ogniem w tr�jk�cie tej mi�o�ci.
Z czasem z�yli�my si� tak bardzo, �e opad�y niemal wszystkie bariery. Gdy
nastawa�y
upa�y - to znaczy niemal zawsze - Jack mia� zwyczaj paradowa� nago. Czemu nie? W
s�siedztwie nie by�o nikogo, kto m�g�by protestowa�, a przecie� nie musia� czu�
si�
skr�powany w obecno�ci w�asnej �ony i najbli�szego przyjaciela. Zazdro�ci�em mu
tej
swobody, lecz nie poszed�em w jego �lady, gdy� nie uwa�a�em za stosowne obna�a�
si� przed
Shirley. Nosi�em zatem szorty. Sprawa by�a delikatnej natury, obrali wi�c - jak
zwykle w
takich wypadkach - bardzo subtelny spos�b jej rozwi�zania. Pewnego sierpniowego
dnia,
kiedy temperatura przekracza�a grubo sto stopni, a olbrzymie s�o�ce zdawa�o si�
zajmowa�
czwart� cz�� nieba, razem z Jackiem pracowali�my w ogr�dku, piel�gnuj�c hodowl�
pustynnych ro�lin, z kt�rych byli bardzo dumni. Gdy pojawi�a si� Shirley, nios�c
piwo dla
och�ody, spostrzeg�em, i� tym razem nie za�o�y�a dw�ch skrawk�w materia�u, kt�re
zazwyczaj stanowi�y ca�e jej odzienie. Podesz�a zupe�nie bez skr�powania,
po�o�y�a tac� na
ziemi, poda�a mi piwo, p�niej Jackowi; oboje nie okazywali najmniejszego �ladu
zak�opotania. Wstrz�s wywo�any widokiem jej cia�a by� tyle� nag�y, co
kr�tkotrwa�y. Shirley
normalnie, na co dzie�, nosi�a tak sk�py opalacz, �e kszta�ty jej piersi i
po�ladk�w nie
stanowi�y dla mnie najmniejszej tajemnicy. Tak wi�c to czy by�y one zakryte, czy
te� odkryte,
nie mia�o faktycznie wi�kszego znaczenia.
Kierowany pierwszym impulsem chcia�em odwr�ci� wzrok, aby nie pos�dzono mnie o
podgl�dactwo. Wyczu�em jednak instynktownie, i� w�a�nie ten odruch pragn�a
zniszczy�,
wi�c ogromnym wysi�kiem woli postanowi�em sprosta� jej oczekiwaniom. By� mo�e
zabrzmi
to �miesznie i niedorzecznie, ale zacz��em powoli ch�on�� j� wzrokiem, niczym
rze�b�
przepi�knej roboty wystawion� na publiczny widok, a swoje uznanie i podziw
okazywa�em,
studiuj�c uwa�nie ka�dy szczeg�. Umy�lnie odwleka�em moment, gdy moje oczy
spoczn� na
cz�ciach dot�d nie widzianych: r�owych wzg�rkach sutek i z�otawym wzniesieniu
�ona. Jej
cia�o dojrza�e i pe�ne po�yskiwa�o w jaskrawym blasku s�o�ca niczym natarte
olejkiem,
opalenizna pokrywa�a szczelnie ca�� sk�r�. Gdy uko�czy�em wreszcie te
szczeg�owe, cho�
do�� niedorzeczne ogl�dziny, wychyli�em jednym haustem po�ow� puszki z piwem,
wsta�em i
powoli �ci�gn��em szorty.
Od tego czasu przestali�my dostrzega� we wzajemnej nago�ci jakiekolwiek tabu, co
znacznie u�atwi�o �ycie w tym niewielkim domu. Wstyd zacz�� wydawa� mi si� - a
chyba
r�wnie� im - rzecz� najzupe�niej zb�dn� w naszych stosunkach. Pewnego razu, gdy
grupa
turyst�w pomyli�a drogowskazy na skrzy�owaniu i dotar�a pustynnym szlakiem a� do
naszej
siedziby, nie pr�bowali�my nawet okry� swych cia�, nie zdaj�c sobie zupe�nie
sprawy z
w�asnej nago�ci. Dopiero p�niej zrozumieli�my, dlaczego ludzie w samochodzie
mieli takie
zaszokowane miny, dlaczego tak szybko zawr�cili i znikn�li za horyzontem.
Istnia�a jednak bariera, kt�ra nie zosta�a nigdy przekroczona. Nigdy nie
poruszy�em
przy Jacku tematu jego teorii fizycznych, jak r�wnie� nie spyta�em o przyczyny,
dla kt�rych
przerwa� prace nad nimi.
Czasami rozmawiali�my o sprawach zawodowych. Jack pyta� wtedy, jak post�puj�
badania nad moim projektem odwr�cenia czasu. Zadawa� par� og�lnikowych pyta�,
sprowadzaj�c dyskusj� na temat trudno�ci, z jakimi si� aktualnie borykam. S�dz�,
�e mia� to
by� swoisty zabieg terapeutyczny.
Skoro przyjecha�em do nich w odwiedziny, to z pewno�ci� by�em w impasie i
potrzeba mi pomocnej d�oni. Wszystko wskazywa�o na to, i� nie by� na bie��co z
najnowszymi badaniami. Nigdzie w ca�ym domu nie dostrzeg�em ani jednej znajomej,
zielonej ok�adki �Physical Review� czy �Physical Review Letters�. Nie mog�em
tego do
ko�ca zrozumie�. Pr�bowa�em wyobrazi� sobie w�asne �ycie bez fizyki, lecz nie
by�em w
stanie wywo�a� nawet mglistego obrazu. A Jackowi jako� si� to udawa�o. Nie
�mia�em
zapyta� za jak� cen�. Tylko on m�g�by wyjawi� mi prawd�.
Jack i Shirley wiedli spokojne, samotne �ycie w swym pustynnym raju. Sporo
czytali,
uzbierali pot�n� fonotek� i zakupili aparatur�, by nagrywa�, a nast�pnie
odtwarza�
najr�niejsze soniczne zlepianki. Shirley w�ada�a tym sprz�tem. Niekt�re jej
dzie�a by�y
nawet niczego sobie. Jack uk�ada� wiersze, kt�re wymyka�y si� mojemu
zrozumieniu.
Czasami pisa� artyku�y o �yciu na pustyni do specjalistycznych miesi�cznik�w.
Twierdzi�, i�
pracuje nad pewnym obszernym filozoficznym traktatem, kt�rego nie by�o mi jednak
dane
nigdy obejrze�. Uwa�am, i� w zasadzie oboje byli lud�mi ospa�ymi, nie m�wi� tego
jednak w
sensie negatywnym. Wypadli po prostu z maratonu �ycia, skoncentrowali si� na
sobie
samych, niewiele produkowali, niewiele konsumowali, byli szcz�liwi. Nie mieli
dzieci, bo
tak zdecydowali. Opuszczali sw� pustynn� enklaw� nie cz�ciej ni� dwa razy do
roku, robi�c
szybkie wypady do Nowego Jorku, San Francisco czy Londynu, a potem wracali z
powrotem
tam, gdzie by� ich dom. Jack i Shirley mieli czworo albo pi�cioro innych
przyjaci�, kt�rzy
tak�e ich odwiedzali, nigdy jednak nie spotka�em �adnego z nich. Nie s�dz�
r�wnie�, aby
ktokolwiek by� im bli�szy ode mnie. Przez wi�ksz� cz�� roku Jack i Shirley
mieszkali
zupe�nie sami. Sporadyczne wizyty doskonale zaspokaja�y ich potrzeb� kontaktu z
lud�mi z
zewn�trz. Nie bardzo wiedzia�em, co tak naprawd� siedzi w tej parze, wydawa� by
si� mog�o,
idealnie dopasowanej. Z zewn�trz mogli sprawia� wra�enie ludzi
nieskomplikowanych -
dw�jka dzieciak�w �yj�cych w symbiozie z przyrod�, biegaj�cych nago po
rozpalonej,
pustyni, jak gdyby poza zasi�giem ca�ej pod�o�ci tego �wiata. Je�li tkwi�o w
nich co�
g��bszego, czyni�cego ich oboj�tno�� pozorn�, wymyka�o si� to mojemu rozumieniu.
Mimo
to kocha�em ich i czu�em, �e wzajemnie si� przenikamy, �e ka�de stanowi jak��
cz��
pozosta�ej dw�jki. Okaza�o si� to jednak z�udzeniem - Jack i Shirley byli
istotami obcymi i w
efekcie opu�cili ten �wiat, gdy� do niego nie nale�eli. Kto wie, mo�e by�oby
lepiej, gdyby do
ko�ca wytrwali na swym odludziu.
W owym tygodniu przed �wi�tami Bo�ego Narodzenia, kiedy Vornan-19 zst�pi� na
�wiat, uda�em si� do ich enklawy, szukaj�c spokoju. Praca straci�a dla mnie ca�y
sw�j czar,
znu�enie przywiod�o mnie na skraj desperacji. Od pi�tnastu lat �y�em na kraw�dzi
wielkiego
odkrycia, a �e kraw�dzie nie kojarz� si� jedynie z bezdennymi otch�aniami, ale
r�wnie�
przywodz� na my�l �rednio g��bokie przepa�cie, przeto mozolnie usi�owa�em
przeby� jedn� z
nich. Podczas wspinaczki szczyt wci�� umyka� mi w dal, a� w ko�cu poczu�em, �e
to, co
wydawa�o mi si� szczytem, jest jedynie moim z�udzeniem. Czymkolwiek ono by�o,
nie
przedstawia�o dostatecznej warto�ci, by p�aci� tak ogromny haracz. Podobne
momenty
ca�kowitego zw�tpienia zdarza�y mi si� regularnie. Zdawa�em sobie spraw�, �e s�
irracjonalne. Przypuszczam, �e ka�dy musi raz po raz prze�y� chwile strachu, i�
zmarnowa�
�ycie; mo�e poza tymi, kt�rzy zmarnowali je rzeczywi�cie i dzi�ki mi�osierdziu
opatrzno�ci
nie mieli o tym poj�cia. No bo c� mo�na rzec o cz�owieku, kt�ry strawi� ca�y
�ywot
wype�niaj�c niebo l�ni�cym, krzykliwym ob�okiem propagandy? Co rzec o
urz�dniczynie,
kt�ry dusz� zaprzeda� wypisywaniu upomnie� z biblioteki? Co rzec o projektancie
karoserii,
maklerze gie�dowym, przewodnicz�cym student�w? Czy oni wszyscy prze�yli
kiedykolwiek
kryzys warto�ci?
Ja natomiast zdecydowanie wpad�em w szpony rozpaczy. Dalsze badania stan�y pod
znakiem zapytania, my�lami ulatywa�em w stron� Jacka i Shirley. Na kr�tko przed
�wi�tami
zamkn��em biuro, kaza�em odk�ada� poczt� i uda�em si� do Arizony. Nie kr�powa�y
mnie
zaj�cia semestralne ani wakacje uniwersyteckie - pracowa�em, gdy czu�em
potrzeb�,
wyje�d�a�em, kiedy mia�em ochot�.
Droga z Irvine do Tuscon zabra�a mi trzy godziny jazdy samochodem. Wprowadzi�em
w�z na pierwsz� z brzegu nitk� transportow� biegn�c� w kierunku g�r i
pozwoli�em, by
nios�a mnie na wsch�d, wzd�u� b�yszcz�cego szlaku. Reszt� zaj�� si�
elektroniczny m�zg w
Sierra Nevada. Nieomylnie od��czy� mnie od reszty sk�adu zd��aj�cego w stron�
Phoenix i
skierowa� do Tuscon. Po drodze wyhamowa� pr�dko�� trzystu mil na godzin�,
dostarczaj�c
mnie ca�ego i zdrowego na dworzec, gdzie zn�w przej��em stery wozu. Na wybrze�u
pada�
deszcz i by�o do�� ch�odno, lecz tutaj s�o�ce �wieci�o jasno, a temperatura
przekracza�a
osiemdziesi�t stopni. Zatrzyma�em si� w Tuscon, aby na�adowa� baterie wozu.
Zapomnia�em
uczyni� to przed wyjazdem, przez co okrad�em firm� Edison z po�udniowej
Kalifornii na
sum� kilku dolar�w. Potem ruszy�em w g��b pustym. Pierwszy odcinek pokona�em
autostrad�
mi�dzystanow� nr 89, nast�pnie po oko�o kwadransie skr�ci�em na szos�, aby po
chwili
zboczy� tak�e i z tej arterii na w�sk� �cie�yn�, wiod�c� do serca pustyni.
Wi�kszo�� tych
teren�w nale�y do Indian Papago i dlatego w�a�nie unikn�y one plagi
uprzemys�owienia
gn�bi�cej Tuscon. W jaki spos�b Jack i Shirley uzyskali prawa do swojego kawa�ka
ziemi, do
dzi� nie mam poj�cia. �yli tutaj samotnie, co wydaje si� nieprawdopodobne u
progu
dwudziestego pierwszego wieku. Istniej� jednak w Stanach Zjednoczonych podobne
miejsca,
gdzie mo�na umkn�� i skry� si�. Ostatni, pi�ciokilometrowy odcinek przeby�em po
ubitym,
ziemnym szlaku, kt�remu mo�na by�o nada� miano drogi jedynie dzi�ki semantycznej
�onglerce. Czas przesta� odgrywa� rol�. Mog�em p�j�� w �lady jednego z mych
elektron�w i
cofn�� si� a� do zarania �wiata. By�a to pustka, kt�ra wysysa cierpienie ze
sko�atanej duszy,
podobnie jak ciep�o ujarzmia dzikie pl�sy moleku�.
Na miejsce przyby�em p�nym popo�udniem. Za plecami pozostawi�em g��bokie
�lady k� i spalon� ziemi�. Po lewej stronie widnia�y purpurowe szczyty g�r
spowite
ob�okami.
�a�cuch ten zakr�ca� stopniowo w stron� granicy meksyka�skiej, gubi�c w tyle
p�ask�, kamienist� pustyni�. Nowoczesny dom Bryant�w by� tu jedynym intruzem.
Ca��
posiad�o�� otacza� wyschni�ty strumie�, kt�ry dawno zapomnia�, co to znaczy
woda.
Zaparkowa�em samoch�d i uda�em si� w stron� budynku.
Mieszkali w dwupi�trowym, licz�cym ju� dobre dwadzie�cia lat domostwie,
wzniesionym z drewna sekwojowego oraz szk�a, wyposa�onym w s�oneczny taras na
ty�ach.
Pod domem znajdowa� si� system podtrzymywania �ycia: reaktor Fermiego, kt�ry
nap�dza�
uzdatniacze powietrza, obieg wodny, uk�ad grzewczy i o�wietleniowy. Raz na
miesi�c
przyje�d�a� inspektor z Tuscon Elektric, by sprawdzi� stan urz�dze�. Tego
wymaga�o prawo
wsz�dzie tam, gdzie ze wzgl�d�w finansowych zrezygnowano z trakcji
napowietrznej, a w
zamian zainstalowano niezale�ny agregat. Magazyn o powierzchni pi��dziesi�ciu
jard�w
kwadratowych umieszczony pod budynkiem zapewnia� zaopatrzenie w �ywno�� na oko�o
miesi�c, za� filtry wodne gwarantowa�y niezale�no�� od miejskich hydroci�g�w.
Cywilizacja
mog�aby znikn�� z powierzchni ziemi, a Jack i Shirley �yliby jeszcze przez
d�ugie tygodnie w
zupe�nej nie�wiadomo�ci.
Shirley siedzia�a akurat na tarasie, zaj�ta prac� nad soniczn� rze�b�. Prz�d�a
jaki�
zwiewny kszta�t z popl�tanej w��czki i l�ni�cych tkanin. Ta dziwaczna
konstrukcja wydawa�a
z siebie ptasi �wiergot, kt�ry mimo swej delikatno�ci ni�s� ze sob� olbrzymi�
moc. Ujrzawszy
mnie, przerwa�a prac�, wsta�a i ruszy�a ku mnie biegiem, z wyci�gni�tymi
ramionami. Gdy
pochwyci�em j� w obj�cia i przycisn��em do piersi, poczu�em jak cz�� znu�enia
ulatuje w
niebyt.
- A gdzie Jack? - spyta�em.
- Pisze co�. Zaraz do nas do��czy. A na razie pozw�l, �e pomog� ci si� nieco
rozgo�ci�. M�j drogi, wygl�dasz strasznie!
- Wszyscy mi to m�wi�.
- Jako� temu zaradzimy.
Chwyci�a moj� walizk� i ruszy�a w stron� domu. Zuchwa�e rozko�ysanie jej bioder
oraz nagich po�ladk�w wprawi�o mnie w dobry nastr�j i jakby nieco od�wie�y�o.
U�miechn��em si� p�g�bkiem, gdy jej gibka posta� znikn�a za progiem. By�em
po�r�d
przyjaci�. Odnalaz�em dom. Czu�em, �e m�g�bym sp�dzi� tu wiele miesi�cy.
Poszed�em do swojego pokoju. Shirley zd��y�a ju� wszystko przygotowa�: �wie��
po�ciel, par� czasopism na sekretarzyku, nocn� lampk� na stole, notes, pi�ro
oraz dyktafon,
gdybym chcia� utrwali� jakie� pomys�y. Po chwili do��czy� Jack. Wetkn�� mi w
gar�� butelk�
piwa. Przymkn�li�my oczy, s�cz�c zimny nap�j.
Jeszcze tego wieczoru Shirley wyczarowa�a cudowny obiad, a potem, gdy upalny
dzie� przeistoczy� si� ju� definitywnie w ch�odny zmierzch, usiedli�my w
saloniku, aby
porozmawia�. Nie spytali ani s�owem o moje badania i b�ogos�awi�em ich za to.
Dyskutowali�my natomiast sporo na temat ruchu apokaliptyst�w, gdy� gospodarze
byli
wyra�nie zafascynowani tym kultem zag�ady, kt�ry ogarn�� tyle umys��w.
- Prze�ledzi�em starannie ich histori� - oznajmi� Jack. - Orientujesz si� co
nieco w tej
materii?
- Nie za bardzo.
- Wszystko wskazuje na to, �e podobne sekty powstaj� co tysi�c lat. Gdy
nadchodzi
schy�ek milenium, zaczynaj� g�osi�, �e koniec �wiata jest blisko. W roku 999
sprawa
przybra�a bardzo powa�ny obr�t. Z pocz�tku opowie�ciom o zag�adzie wiar� dali
jedynie
wie�niacy, lecz p�niej tak�e wysocy urz�dnicy ko�cielni zacz�li trz��� portkami
i tak si�
zacz�o. Nasta�y czasy orgii modlitewnych, cho� nie tylko.
- A gdy nasta� rok 1000? - spyta�em. - �wiat nie zgin��. Co si� sta�o z kultem
apokaliptyst�w?
- Doznali przykrego rozczarowania - odpar�a ze �miechem Shirley. - Ale trudno
nauczy� ludzi zdrowego rozs�dku.
- W jaki spos�b apokalipty�ci wyobra�aj� sobie zag�ad� �wiata?
- W ogniu - wyja�ni� Jack.
- Kara Bo�a?
- Oczekuj� wojny. Wierz�, �e przyw�dcy wszystko ju� przygotowali i spuszcz� z
uwi�zi piekielny ogie�, gdy nastanie pierwszy dzie� nowego tysi�clecia.
- Od p� wieku nie mieli�my wojny �wiatowej - stwierdzi�em. - Bro� atomowa
zosta�a
u�yta po raz ostatni w roku 1945. Czy nie mo�na zatem przyj�� za�o�enia, i� z
biegiem lat
nauczyli�my si� skutecznie zapobiega� apokalipsie?
- Istnieje jeszcze teoria kumulowania katastrof - odpar� Jack. - Stany
uporz�dkowane
d��� do wybuchu. Sp�jrz na te wszystkie ma�e wojny: Korea, Wietnam, Bliski
Wsch�d,
Po�udniowa Afryka, Indonezja...
- Mongolia i Paragwaj - doda�a Shirley.
- Tak. �rednio jeden konflikt co siedem, osiem lat. Ka�dy tworzy ci�g odwetowych
akcji, kt�re daj� motyw do kolejnych atak�w, s�u��cych temu, aby wcieli� w �ycie
do�wiadczenia wyci�gni�te z ostatniej wojny. W ten spos�b ro�nie agresja, co
rzekomo
doprowadzi w efekcie do rozp�tania Ostatniej Wojny. A ma ona wybuchn�� i dobiec
ko�ca l
stycznia roku 2000.
- Wierzysz w t� histori�? - zapyta�em.
- Osobi�cie? Nie bardzo - odpar� Jack. - Po prostu przedstawiam jedn� z teorii.
Jak na
razie nie wida� oznak nadchodz�cej zag�ady, lecz przyznaj�, i� diagnoz� opieram
jedynie na
tym, co dotar�o na ekrany. Niemniej, apokalipty�ci potrafi� zawr�ci� w g�owie.
Shirley, pu��
t� kaset� z rozruchami w Chicago, dobrze?
Wsun�a ta�m� do odtwarzacza. Ca�a tylna �ciana wybuch�a feeri� barw i
rozpocz�a
si� nagrana relacja. Ujrza�em wie�e Lake Shore Drive i Michigan Boulevard.
Dostrzeg�em
dziwaczne postacie sun�ce autostrad�, pla��, brzegiem zamarzni�tego jeziora.
Wi�kszo��
pomalowa�a si� w krzykliwe pasy, jak wariaci na przepustce. Byli cz�ciowo
nadzy, lecz nie
t� niewinn� nago�ci� co Jack i Shirley w upalne dnie, ale wyuzdan� i wulgarn�
nago�ci�
rozko�ysanych piersi i umazanych po�ladk�w. Wszystko zosta�o tu