8145
Szczegóły |
Tytuł |
8145 |
Rozszerzenie: |
PDF |
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
[email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
8145 PDF - Pobierz:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd pliku o nazwie 8145 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
8145 - podejrzyj 20 pierwszych stron:
Graham Greene
Czynnik ludzki
The Human Factor
Przek�ad: ADAM PITU�A
Wydanie oryginalne: 1978
Wydanie polskie: 1998
Mojej siostrze, Elisabeth Dennys,
kt�ra w pewnym stopniu
jest za t� ksi��k� odpowiedzialna.
Wiem tylko, �e ten, kto wchodzi w uk�ady, jest stracony. Zaraza korupcji wkrad�a
si� w jego
dusz�.
Joseph Conrad
Powie�� oparta na �yciu Tajnych S�u�b musi z konieczno�ci zawiera� du�y �adunek
fantazji,
realistyczny opis bowiem naruszy�by niemal na pewno taki czy inny paragraf
kt�rej� z ustaw
chroni�cych tajemnic� pa�stwow�. Operacja Wujek Remus jest wy��cznie produktem
fantazji
autora (i mam nadziej�, �e nim pozostanie), podobnie jak wszystkie postacie,
angielskie,
afryka�skie, rosyjskie czy polskie. Jednak wed�ug Hansa Andersena, m�drego
bajkopisarza:
�z rzeczywisto�ci tkamy nasze opowie�ci�.
Cz�� pierwsza
rozdzia� I
Od ponad trzydziestu lat, kiedy to jako m�ody pracownik trafi� do firmy, Castle
jada�
lunch w pubie za St James�s Street, niedaleko biura. Gdyby go zapyta�, dlaczego
si� tam
sto�uje, odpowiedzia�by, �e z powodu wy�mienitych par�wek. Gorzkie piwo mog�o mu
bardziej smakowa� u Watneya, ale smak par�wek przewa�y� szal�. Castle zawsze by�
w stanie
wyt�umaczy� si� ze swoich posuni��, nawet tych najniewinniejszych, i zawsze by�
punktualny.
Z wybiciem pierwszej by� wi�c got�w do wyj�cia. Jego asystent, Arthur Davis, z
kt�rym
dzieli� pok�j, wychodzi� na lunch punktualnie w po�udnie i wraca�, jednak
cz�stokro� tylko
teoretycznie, godzin� p�niej. Zrozumia�e, �e na wypadek pilnego telegramu
kt�ry� z nich
musia� zawsze by� w biurze, aby go zdekodowa�, ale obaj dobrze wiedzieli, �e w
ich kom�rce
nie zdarza�o si� nic naprawd� pilnego. R�nica czasu mi�dzy Angli� a r�nymi
cz�ciami
Wschodniej i Po�udniowej Afryki, kt�rymi si� zajmowali, by�a zazwyczaj do�� du�a
� nawet
je�eli w przypadku Johannesburga wynosi�a zaledwie godzin� z ok�adem � aby nikt
poza
departamentem nie martwi� si�, je�li przesy�k� dor�czono z op�nieniem. Losy
�wiata, jak
mawia� Davis, nigdy nie b�d� si� wa�y� w Afryce, niezale�nie od tego, ile
ambasad
Chi�czycy czy Rosjanie otworz� od Addis Abeby po Conakry i ilu Kuba�czyk�w tam
wyl�duje. Castle sporz�dzi� notk� dla Davisa: Je�li Zair odpowie na telegram nr
172, wy�lij
kopie do Ministerstwa Skarbu i Ministerstwa Spraw Zagranicznych. Spojrza� na
zegarek.
Davis sp�nia� si� dziesi�� minut.
Castle zacz�� pakowa� akt�wk�. Wrzuci� notatk� o zakupach, kt�re mia� zrobi� dla
�ony
w sklepie z serami na Jermyn Street, i prezencie dla syna, o kt�ry posprzeczali
si� rankiem
(dwie paczki malteser�w), a tak�e ksi��k� �Clarissa Harlowe�, kt�rej nigdy nie
przeczyta�
dalej ni� do rozdzia�u LXXIX pierwszego tomu. Dok�adnie w chwili, gdy us�ysza�
zamykaj�ce si� w pobli�u drzwi windy i kroki Davisa na korytarzu, wyszed� z
pokoju. Jego
lunch uleg� skr�ceniu o jedena�cie minut. Inaczej ni� Davis, Castle zawsze
wraca�
punktualnie � to by�a jedna z zalet, kt�re przychodz� z wiekiem.
W biurze tak powa�nym jak to ekscentryczno�� Arthura Davisa rzuca�a si� w oczy.
Nadchodzi� w�a�nie z przeciwnego ko�ca d�ugiego, bia�ego korytarza ubrany tak,
jakby
dopiero co wr�ci� z je�dzieckiego weekendu na wsi lub z wy�cig�w. Mia� na sobie
zielonkaw� sportow� marynark�, a z g�rnej kieszonki wystawa�a mu chusteczka w
szkar�atne
kropki. Mo�na go by�o wzi�� za bukmachera. By� jak �le obsadzony aktor � chc�c
si�
dopasowa� do kostiumu, zwykle k�ad� rol�. W Londynie wygl�da�, jakby w�a�nie
wr�ci� ze
wsi; na wsi, gdy odwiedza� Castle�a, nieodparcie przypomina� turyst�-
mieszczucha.
� Punktualny, jak zwykle � orzek� ze swoim zwyk�ym u�miechem winowajcy.
� M�j zegarek zawsze si� troch� spieszy � odpowiedzia� Castle, przepraszaj�c za
krytycyzm, kt�rego wcale nie okaza�. � Z ci�g�ej obawy, jak przypuszczam.
� I jak zawsze szmuglujesz tajemnice pa�stwowe? � rzuci� Davis, robi�c ruch,
jakby
chcia� chwyci� akt�wk� Castle�a. W jego oddechu da�o si� wyczu� s�odkaw� wo� �
by�
uzale�niony od porto.
� Zostawi�em, �eby� mia� co sprzeda�. Z twoimi podejrzanymi znajomo�ciami wi�cej
za
nie dostaniesz.
� Jak to mi�o z twojej strony.
� Poza tym jeste� kawalerem. Potrzeba ci wi�cej pieni�dzy ni� �onatemu. Ja
dziel� koszty
utrzymania na p�...
� Ale te koszmarne resztki � wykrzykn�� Davis. � Piecze� przerabiana na
zapiekank�, te
podejrzane klopsiki... I czy to warto? �onaty nie mo�e sobie pozwoli� nawet na
porz�dne
porto. � Wszed� do pokoju i zadzwoni� po Cynthi�. Davis stara� si� o ni� ju� od
dw�ch lat, ale
jako c�rka genera�a by�a poza jego zasi�giem. Mimo to Davis wci�� mia� nadziej�;
bezpieczniej by�o, jak twierdzi�, mie� romans wewn�trz firmy. Castle jednak
wiedzia�, jak
g��boko Davis jest przywi�zany do Cynthii. Bardzo t�skni� za monogamicznym
zwi�zkiem, a
jego docinki by�y odruchem obronnym samotnego cz�owieka. Kiedy� Castle odwiedzi�
go w
mieszkaniu, kt�re Davis dzieli� z dwoma pracownikami Ministerstwa Ochrony
�rodowiska,
nad antykwariatem nieopodal Claridge�a, w samym centrum. �Nie kr�puj si� �
rzuci� wtedy
Davis w zagraconym salonie. R�ne czasopisma � New Statesman, Penthouse i Nature
�
za�ciela�y sof�, a brudne szklanki po jakim� przyj�ciu, poupychane po k�tach,
czeka�y na
dochodz�c�.
� Dobrze wiesz, ile nam p�ac� � powiedzia� Castle � a ja jestem �onaty.
� To powa�ny b��d.
� Ja tak nie uwa�am � odrzek� Castle. � Lubi� swoj� �on�.
� No i oczywi�cie swojego bachora � ci�gn�� Davis. � Nie m�g�bym sobie pozwoli�
jednocze�nie na dzieci i na porto.
� Tak si� sk�ada, �e bachora te� lubi�.
Castle mia� w�a�nie zej�� po czterech kamiennych stopniach na Piccadilly, kiedy
zawr�ci�
go portier:
� Brygadier Tomlinson �yczy sobie pana widzie�, sir.
� Brygadier Tomlinson?
� Tak, czeka w pokoju A.3.
Castle spotka� si� z brygadierem Tomlinsonem tylko raz, przed wielu laty � tak
wielu, �e
nie chcia�o mu si� ju� ich liczy� � w dniu, kiedy zosta� przyj�ty do pracy i
z�o�y� podpis pod
Ustaw� o Ochronie Tajemnicy Pa�stwowej, a brygadier by� m�odszym oficerem, je�li
w og�le
by� oficerem. Pami�ta� tylko jego ma�y, czarny w�sik, kr�c�cy si� jak UFO nad
arkuszem
bibu�ki, ca�kiem g�adkiej i bia�ej, zapewne ze wzgl�d�w bezpiecze�stwa. Kiedy
wsi�k� w ni�
�lad po podpisie Castle�a, bibu�k� najprawdopodobniej podarto i wrzucono do
pieca. Sprawa
Dreyfusa prawie sto lat temu ukaza�a niebezpiecze�stwa czyhaj�ce w koszu na
�mieci.
� W g��bi korytarza, na lewo, sir � przypomnia� mu portier, gdy Castle ruszy� w
niew�a�ciwym kierunku.
� Prosz�, prosz� wej��, Castle � zaprosi� go brygadier Tomlinson. Jego w�sik by�
teraz
r�wnie bia�y jak bibu�ka; z czasem dorobi� si� brzuszka widocznego pod kamizelk�
dwurz�dowego garnituru. Tylko jego dziwny stopie� si� nie zmieni�. Nikt nie
wiedzia�, w
jakim regimencie przedtem s�u�y�, je�li takowy w og�le istnia�, wszystkie
stopnie wojskowe
w budynku by�y bowiem nieco podejrzane. Mog�y by� cz�ci� okrywaj�cej wszystko
zas�ony.
� Przypuszczam, �e nie zna pan pu�kownika Daintry�ego?
� Chyba nie... Dzie� dobry.
Daintry, mimo ciemnego garnituru i ostrych rys�w, sprawia�, bardziej ni�
kiedykolwiek
Davis, wra�enie cz�owieka z zewn�trz. Davis na pierwszy rzut oka pasowa� do
kantoru
bukmachera, podczas gdy Daintry niechybnie czu�by si� jak u siebie w
wysmakowanych
wn�trzach lub poluj�c na kuropatwy po�r�d wrzosowisk. Castle lubi� b�yskawicznie
szkicowa� postacie wsp�pracownik�w, czasami nawet spisywa� swoje spostrze�enia.
� W Corpus Christi zna�em chyba pa�skiego kuzyna � powiedzia� Daintry. G�os mia�
sympatyczny, ale wygl�da� na lekko zniecierpliwionego. Jakby spieszy� si� na
poci�g
odje�d�aj�cy wkr�tce na p�noc z dworca King�s Cross.
� Pu�kownik Daintry jest naszym nowym czy�cicielem � wyja�ni� brygadier
Tomlinson, a
Castle dostrzeg�, jak Daintry skrzywi� si� us�yszawszy to s�owo. � Przej�� t�
funkcj� po
Meredithcie, ale nie wiem, czy kiedykolwiek spotka� pan Mereditha...
� Ma pan na my�li mojego kuzyna Rogera? � odpowiedzia� Daintry�emu Castle. � Nie
widzieli�my si� od lat. Zda� celuj�co egzamin z literatury i j�zyk�w klasycznych
w
Oksfordzie. Zdaje si�, �e pracuje w Ministerstwie Skarbu.
� W�a�nie opisywa�em pu�kownikowi nasz� struktur�... � rozwodzi� si� dalej
brygadier,
nie zbaczaj�c z tematu.
� Ja wybra�em prawo � rzek� Daintry. � Ledwo na czw�rk�. Pan studiowa� histori�?
� Owszem. Zaledwie dostatecznie.
� W Christ Church?
� Tak.
� Wyja�ni�em pu�kownikowi � ci�gn�� Tomlinson � �e tylko pan i Davis maj� dost�p
do
�ci�le tajnych materia��w w sekcji 6A.
� Je�li w og�le mo�na je nazwa� tajnymi materia�ami. Oczywi�cie, Watson r�wnie�
ma
do nich dost�p.
� Ten Davis � zapyta� Daintry, jakby nieco lekcewa��co � uko�czy� uniwersytet w
Reading, prawda?
� Nie�le si� pan przygotowa�...
� Je�li chodzi o �cis�o��, rozmawia�em z samym Davisem. � To dlatego wr�ci� z
lunchu
dziesi�� minut po czasie. U�miech Daintry�ego przypomina� otwart� ran�. Mia�
bardzo w�skie
usta, kt�rych k�ciki rozchyla�y si� z trudno�ci�.
� Rozmawia�em z Davisem o panu � powiedzia� � wi�c teraz rozmawiam z panem o
Davisie. Sprawdzam pan�w otwarcie. Prosz� wybaczy� nowemu czy�cicielowi � doda�
zmieszany. � Musz� si� zorientowa� w uk�adach. Powinni�my przestrzega�
dyscypliny, mimo
zaufania, kt�rym pan�w darzymy. Przy okazji: czy Davis ostrzeg� pana?
� Nie. Ale czemu mia�by mi pan wierzy�? Mo�e jeste�my w zmowie.
Rana ponownie otworzy�a si� nieco. Zaraz jednak Daintry mocno zacisn�� usta.
� On ma lewicowe sk�onno�ci, prawda?
� Nale�y do Partii Pracy. Mam nadziej�, �e sam panu o tym powiedzia�.
� Nic w tym z�ego, rzecz jasna � odpar� Daintry. � A pan?
� Nie zajmuj� si� polityk�. O tym Davis chyba te� wspomnia�.
� Ale czasami pan g�osuje?
� Nie g�osowa�em chyba od wojny. Dzisiaj to wszystko wygl�da jako�...
prowincjonalnie.
� Interesuj�cy punkt widzenia � stwierdzi� z dezaprobat� Daintry.
Castle czu�, �e pope�ni� b��d, m�wi�c mu prawd�; zawsze jednak wola� m�wi�
prawd�,
chyba �e chodzi�o o co� bardzo wa�nego. Prawd� mo�na by�o sprawdza� do woli.
Daintry
spojrza� na zegarek.
� Nie zatrzymam pana d�ugo. Musz� z�apa� poci�g z King�s Cross.
� Poluje pan w weekend?
� Tak. Sk�d pan wiedzia�?
� Intuicja � odpar� Castle i zn�w po�a�owa� odpowiedzi. Bezpieczniej by�o si�
nie
wychyla�. Z ka�dym rokiem coraz cz�ciej nawiedza�y go marzenia o zupe�nym
wtopieniu si�
w otoczenie. Kto� inny marzy�by w taki spos�b o dramatycznych stu punktach na
Lord�s*.
� Zauwa�y� pan pokrowiec na strzelb� przy drzwiach?
� Owszem � przytakn�� Castle, cho� nie widzia� go przedtem. � To dlatego
pomy�la�em o
polowaniu. � Z zadowoleniem spostrzeg�, �e Daintry wygl�da na przekonanego.
� Nie ma w tym nic osobistego � wyja�ni� Daintry. � Czysto rutynowa kontrola.
Tyle
mamy przepis�w, �e czasami zdarza si� nam lekcewa�y� niekt�re z nich. To le�y w
ludzkiej
naturze. Na przyk�ad zakaz wynoszenia materia��w z biura...
Spojrza� znacz�co na akt�wk� Castle�a. Oficer i d�entelmen otworzy�by j�
natychmiast z
jakim� �arcikiem, ale Castle nie by� oficerem ani nie uwa�a� si� za d�entelmena.
By� ciekaw,
jak daleko posunie si� nowy czy�ciciel.
� Nie id� do domu � podkre�li�. � Wychodz� tylko na lunch.
� Nie ma pan chyba nic przeciwko... � Daintry wyci�gn�� r�k� po akt�wk�. � O to
samo
poprosi�em Davisa � doda�.
� Davis nie mia� ze sob� akt�wki, kiedy go widzia�em.
Daintry zaczerwieni� si�. By�by tak samo zawstydzony, pomy�la� Castle, gdyby
zastrzeli�
naganiacza.
� Och, to musia� by� ten drugi � powiedzia�. � Zapomnia�em, jak on si� nazywa.
� Watson? � podsun�� brygadier.
� Tak, Watson.
� Wi�c sprawdza� pan nawet naszego szefa?
� To cz�� procedury � stwierdzi� Daintry.
Castle otworzy� akt�wk�. Wyj�� egzemplarz Berkhamsted Gazette.
� Co to? � zainteresowa� si� Daintry.
� Lokalna gazeta. Zamierza�em przeczyta� j� przy lunchu.
� Tak, oczywi�cie. Zapomnia�em. Mieszka pan do�� daleko st�d. Nie przeszkadza to
panu?
� To mniej ni� godzina jazdy poci�giem. Musz� mie� dom i ogr�d. Widzi pan, mam
dziecko. I psa. Nie mo�na ich chowa� w mieszkaniu, w ka�dym razie nie tak
komfortowo.
� Zauwa�y�em, �e czyta pan �Clariss� Harlowe�. Podoba si� panu?
� Jak dot�d, tak. Ale zosta�y mi jeszcze cztery tomy.
� A to co?
� Lista rzeczy do zapami�tania.
� Do zapami�tania?
� Lista zakup�w � wyja�ni� Castle. Pod nag��wkiem z jego adresem, Kings Road
129,
widnia�o: �Dwie paczki malteser�w. P� funta Earl Greya. Ser: Wensleydale lub
Double
Gloucester. Krem do golenia Yardleya�.
� Maltesery? C� to u licha jest?
� Rodzaj czekoladek. Powinien pan spr�bowa�. Moim zdaniem s� lepsze ni� kit
katy.
� My�li pan, �e by�yby odpowiednim prezentem dla pani domu? � zapyta� Daintry. �
Chcia�bym jej kupi� co� niecodziennego � spojrza� na zegarek. � Mo�e powinienem
wys�a�
portiera. Mam jeszcze troch� czasu. Gdzie mo�na je dosta�?
� W ABC na Strandzie.
� W ABC? � powt�rzy� Daintry.
� Tam, gdzie sprzedaj� dmuchany chleb.
� Dmuchany chleb... a co to ma...? Zreszt�, nie pora na takie szczeg�y. Te...
teasery �
jest pan pewien, �e si� nadadz�?
� C�, s� r�ne gusta.
� Fortnum jest chyba bli�ej.
� Tam pan ich nie dostanie. S� za tanie na takie sklepy.
� Hmm... Nie chcia�bym wyj�� na sk�pca.
� To niech pan ich kupi wi�cej. Na przyk�ad trzy funty.
� Jeszcze raz: jak one si� nazywaj�? Mo�e powie pan portierowi wychodz�c?
� To ju� pan sko�czy� mnie sprawdza�? Jestem czysty?
� Och tak. M�wi�em panu, Castle, �e to tylko formalno��.
� Pomy�lnych �ow�w.
� Wielkie dzi�ki.
Gdy Castle przekaza� portierowi wiadomo��, ten upewni� si�:
� Trzy funty, m�wi pan?
� Tak.
� Malteser�w?
� Tak.
� Kto to przyd�wiga?
Przywo�a� swojego asystenta, zaj�tego akurat lektur� �wierszczyka, i zarz�dzi�:
� Le� po maltesery dla pu�kownika Daintry�ego. Trzy funty wystarczy.
Tamten liczy� przez chwil�, a potem stwierdzi�:
� To b�dzie ze sto dwadzie�cia paczek czy co� ko�o tego.
� Nie, nie � sprostowa� Castle. � �le pan liczy. Pu�kownik, jak s�dz�, mia� na
my�li wag�,
nie kwot�.
Zostawi� ich pogr��onych w obliczeniach.
W pubie pojawi� si� pi�tna�cie minut po czasie i jego k�cik by� ju� zaj�ty. Jad�
i pi�
szybko. Wysz�o mu, �e zaoszcz�dzi� trzy minuty. Potem kupi� krem w drogerii na
St James�s
Arcade, herbat� u Jacksona, tam te� kupi� ser, �eby zyska� na czasie, chocia�
zwykle
zachodzi� po ser do sklepu na Jermyn Street. Maltesery jednak, kt�re chcia�
kupi� w ABC,
sko�czy�y si�, zanim tam dotar�. Sprzedawca powiedzia� mu, �e przed chwil� by�
na nie
nadzwyczajny popyt i Castle musia� zadowoli� si� kit katami. Do biura sp�ni�
si� zaledwie
trzy minuty.
� Nie powiedzia�e� mi, �e sprawdzaj� � zwr�ci� si� do Davisa.
� Przysi�g�em, �e nikomu nie powiem. Nakryli ci� na czym�?
� Niezupe�nie.
� Mnie nakryli. Zapytali, co mam w kieszeni p�aszcza. Mia�em raport od 59800.
Chcia�em go przeczyta� przy lunchu.
� Co powiedzieli?
� Och, tylko mnie ostrzegli. Stwierdzili, �e regu�y zosta�y ustanowione po to,
by ich
przestrzega�. I pomy�le�, �e kolega Blake* (po co on ucieka�?) za�atwi� sobie
czterdziestoletnie zwolnienie z podatku dochodowego, intelektualnego wysi�ku i
odpowiedzialno�ci, a my teraz za to cierpimy.
� Pu�kownik Daintry nie by� wobec mnie szczeg�lnie dociekliwy � powiedzia�
Castle. �
Pozna� w Corpus Christi mojego kuzyna. To zupe�nie zmienia posta� rzeczy.
rozdzia� II
Castle�owi udawa�o si� zwykle zd��y� na poci�g z Euston o sz�stej trzydzie�ci
pi��. Do
Berkhamsted doje�d�a� punktualnie dwana�cie po si�dmej. Jego rower czeka� na
stacji �
Castle zna� konduktora od lat i zawsze zostawia� rower pod jego opiek�. Jecha�
potem do
domu d�u�sz� drog�, dla zdrowia � przez most na kanale, obok wzniesionego w
stylu
Tudor�w budynku szko�y, przez High Street, mija� szar� kamienn� bry��
parafialnego
ko�cio�a, w kt�rym znajdowa� si� he�m krzy�owca, i wje�d�a� na wzg�rze
Chilterns. Do
swojego ma�ego bli�niaka na King�s Road doje�d�a� zawsze � je�li nie uprzedzi�
telefonicznie, �e wr�ci p�niej � o wp� do �smej. Mia� wtedy czas powiedzie�
dobranoc
synowi i wypi� whisky lub dwie przed kolacj� o �smej.
Kiedy ma si� dziwaczn� prac�, ka�dy element codziennej rutyny nabiera wielkiej
warto�ci; by� mo�e dlatego po przyje�dzie z Afryki Po�udniowej Castle powr�ci� w
rodzinne
strony: nad kana� ocieniony p�acz�cymi wierzbami, do szko�y i ruin s�awnego
niegdy� zamku,
kt�ry nie podda� si�, obl�ony przez Delfina, i kt�rego jednym z budowniczych,
jak g�osi�a
legenda, by� Chaucer, a tak�e � kto wie? � by� mo�e kt�ry� z przodk�w Castle�a*
pracowa�
tam jako rzemie�lnik. Z zamku zosta�o teraz tylko kilka poro�ni�tych traw�
pag�rk�w i kr�tki
ci�g kamiennych mur�w, r�wnoleg�y do kana�u i linii kolejowej. Za nimi, w�r�d
krzew�w
g�ogu i kasztanowc�w, bieg�a droga z miasta na b�onia. Przed laty mieszka�cy
miasta
walczyli o prawo wypasania tam byd�a, ale dzi� mo�na by�o w�tpi�, czy
jakiekolwiek
zwierz�ta, pr�cz mo�e kr�lik�w czy k�z, po�ywi�yby si� po�r�d paproci, janowc�w
i orlic.
Gdy Castle by� dzieckiem, na b�oniach trafia�y si� jeszcze resztki okop�w,
wykopanych w
ci�kiej czerwonej glinie podczas pierwszej wojny �wiatowej przez adept�w
przysposobienia
oficerskiego, cz�onk�w miejscowej palestry � m�odych prawnik�w, kt�rzy �wiczyli
tam,
zanim wys�ano ich na �mier� do Belgii lub Francji, ju� jako cz�onk�w bardziej
ortodoksyjnej
organizacji. Niebezpiecznie by�o chodzi� po b�oniach nie wiedz�c, jak
rozmieszczone s�
okopy, by�y one bowiem na kilka st�p g��bokie, jak te, kt�re Korpus Ekspedycyjny
wykopa�
wok� Ypres. Obcy ryzykowa� nag�y upadek i z�amanie nogi. Dzieci, znaj�ce b�onia
od
ma�ego, buszowa�y po nich swobodnie, do czasu, gdy zaczyna�y traci� orientacj�.
Z jakich�
powod�w Castle nigdy jej nie straci� i czasami, w dniach wolnych od pracy w
biurze, bra�
Sama za r�k�, pokazywa� mu kryj�wki i uczy� unika� wielu czyhaj�cych na b�oniach
niebezpiecze�stw. Ile� kampanii przeciw przewa�aj�cym si�om stoczy� tam jako
dziecko. Dni
partyzantki powr�ci�y, marzenia sta�y si� rzeczywisto�ci�. �yj�c w�r�d rzeczy od
dawna
dobrze znanych, czu� si� bezpieczny � jak recydywista zamkni�ty ponownie w
wi�zieniu,
kt�re dobrze zna.
Castle pcha� sw�j rower w g�r� King�s Road. Postawi� sw�j dom z pomoc�
towarzystwa
budowlanego po powrocie do Anglii. M�g� z powodzeniem zaoszcz�dzi� pieni�dze,
p�ac�c
got�wk�, ale nie chcia� r�ni� si� zbytnio od nauczycieli z s�siedztwa � z ich
pensji nie
mo�na by�o wiele od�o�y�. Z tego samego powodu nie zdj�� znad frontowych drzwi
krzykliwego witra�a przedstawiaj�cego ��miej�cego si� kawalera�*. Nie lubi� go,
kojarzy� mu
si� z gabinetem dentystycznym � w prowincjonalnych miasteczkach witra�e cz�sto
kryj�
przed oczami obcych m�ki pacjent�w na fotelu � poniewa� jednak jego s�siadom nie
przeszkadza�y podobne ozdoby, zostawi� sw�j w spokoju. Nauczyciele z King�s Road
twardo
trzymali si� zasad estetycznych wyniesionych z p�nocnej cz�ci Oksfordu, gdzie
wielu z nich
pija�o herbat� ze swoimi wyk�adowcami. Castle m�g�by r�wnie dobrze postawi� sw�j
rower
w holu pod schodami na Banbury Road.
Otworzy� drzwi kluczem typu Yale. My�la� kiedy� o kupnie zamka wpuszczanego we
framug� lub czego� podobnego w sklepie Chubba na St James�s Street, ale si�
powstrzyma�.
Jego s�siadom wystarczy� Yale, poza tym w ci�gu ostatnich trzech lat w�amania
zdarza�y si�
nie bli�ej ni� w Boxmoor. Hol by� pusty, tak samo salon � widzia� to przez
otwarte drzwi. Z
kuchni nie dochodzi� �aden d�wi�k. Od razu zauwa�y�, �e na kredensie, obok
syfonu, nie by�o
butelki whisky. Wieloletnia rutyna zosta�a naruszona i Castle poczu� niepok�j,
jak uk�ucie
owada.
� Saro! � zawo�a�, ale nie us�ysza� odpowiedzi.
Wstrzyma� oddech stoj�c w otwartych drzwiach do holu, obok stojaka na parasole,
i
obrzucaj�c szybkimi spojrzeniami znajomy obraz, w kt�rym brakowa�o jednego
elementu �
butelki whisky. Odk�d tu zamieszkali, nie opuszcza�a go pewno��, �e pewnego dnia
spotka
ich nieszcz�cie i wiedzia�, �e kiedy to si� zdarzy, nie mo�e dopu�ci�, by
zdradzi�a go panika
� musi uciec szybko, nie pr�buj�c nawet zabra� �adnej pami�tki ich wsp�lnego
�ycia. �Wtedy
ci, kt�rzy b�d� w Judei, niech uciekaj� w g�ry...�* Nie wiedzie� dlaczego,
pomy�la� o kuzynie
w Ministerstwie Skarbu, jakby by� on rodzajem amuletu, kr�licz� �apk� na
szcz�cie, a potem
odetchn�� z ulg�, s�ysz�c g�osy na pi�trze i kroki schodz�cej na d� Sary.
� Nie s�ysza�am ci�, kochanie. Rozmawia�am z doktorem Barkerem.
Doktor Barker szed� za ni� � pan w �rednim wieku, z jaskrawym znamieniem
truskawkowego koloru na lewym policzku, w szarym, jakby przykurzonym ubraniu, z
dwoma
wiecznymi pi�rami w kieszonce na piersi � a mo�e jedno by�o miniaturow� latark�,
kt�r�
�wieci� w gard�a pacjent�w?
� Co� nie w porz�dku?
� Sam ma odr�, kochanie.
� Wydobrzeje � orzek� doktor Barker. � Trzeba mu tylko ciszy. I niezbyt du�o
�wiat�a.
� Napije si� pan whisky, doktorze?
� Nie, dzi�kuj�. Mam jeszcze dwie wizyty, a ju� jestem sp�niony na kolacj�.
� Gdzie Sam m�g� z�apa� odr�?
� Och, u nas to niemal�e epidemia. Ale nie ma si� czym martwi�, on ma tylko
lekki atak.
Gdy doktor wyszed�, Castle poca�owa� �on�. Przesun�� d�oni� po jej czarnych,
sztywnych
w�osach, dotkn�� wysokich ko�ci policzkowych. Czu� pod palcami rysy jej czarnej
twarzy, jak
m�g�by czu� kto� podnosz�cy kawa�ek rze�by spo�r�d od�amk�w zalegaj�cych schody
hotelu
dla bia�ych turyst�w; upewnia� si�, �e to, co najbardziej na �wiecie ceni�,
wci�� by�o
bezpieczne. Zawsze pod koniec dnia czu�, �e nie by�o go latami i przez ca�y ten
czas ona by�a
w domu � bezbronna. Nikt tu jednak nie zwraca� uwagi na jej afryka�skie
pochodzenie.
�adne tutejsze prawo nie mog�o zagrozi� ich �yciu. Byli bezpieczni � tak
bezpieczni, jak
tylko mogli by�.
� Co si� sta�o? � spyta�a.
� Martwi�em si�. Wszystko by�o nie tak, kiedy przyszed�em. Ciebie nie by�o.
Nawet ta
butelka...
� Oj, te twoje przyzwyczajenia...
Kiedy przygotowywa�a drinka, Castle zacz�� rozpakowywa� akt�wk�.
� Rzeczywi�cie nie ma si� czym martwi�? � zapyta�. � Nie lubi� tonu, jakim m�wi�
lekarze. Szczeg�lnie kiedy zapewniaj�, �e wszystko jest w porz�dku.
� Ale wszystko jest w porz�dku.
� Mog� go zobaczy�?
� �pi teraz. Lepiej go nie bud�. Da�am mu aspiryn�.
Castle od�o�y� na p�k� pierwszy tom �Clarissy Harlowe�.
� Sko�czy�e�?
� Nie, w�tpi�, czy kiedykolwiek sko�cz�. �ycia na to nie starczy.
� Zawsze my�la�am, �e lubisz d�ugie ksi��ki.
� W takim razie przeczytam �Wojn� i pok�j�, nim b�dzie za p�no.
� Nie mamy tej ksi��ki.
� Kupi� jutro.
Sara uwa�nie odmierzy�a poczw�rn� wed�ug angielskich miar whisky i poda�a mu j�,
otoczywszy jego d�oni� szklank�, jakby to by�a wiadomo�� przeznaczona tylko dla
niego.
Rzeczywi�cie, tylko oni dwoje wiedzieli, ile pi� � zwykle nie pija� wi�cej ni�
jedno piwo, gdy
siedzia� w barze z kolegami lub nawet w�r�d nieznajomych. W zawodzie, kt�ry
wykonywa�,
najmniejszy �lad uzale�nienia m�g� zosta� potraktowany podejrzliwie. Tylko
Davisowi by�o
to na tyle oboj�tne, �e ��opa� bez umiaru nie patrz�c, czy kto� go widzi, ale ta
jego �mia�o��
bra�a si� z przekonania o swojej kompletnej niewinno�ci. Castle na zawsze
utraci� �mia�o��
razem z niewinno�ci� w Po�udniowej Afryce, czekaj�c na nadej�cie katastrofy.
� Nie b�dzie ci przeszkadza�o � spyta�a Sara � je�li zjemy dzi� zimn� kolacj�?
Ca�y
wiecz�r by�am przy Samie.
� Oczywi�cie, �e nie.
Otoczy� j� ramieniem. To, jak bardzo si� kochali, by�o tak wielk� tajemnic�, jak
ilo��
whisky w szklance. Rozmawia� o tym z kimkolwiek znaczy�oby kusi� los. Mi�o��
by�a
totalnym ryzykiem. Literatura zawsze tak j� opisywa�a. Tristan, Anna Karenina,
nawet ��dze
Lovelace�a � Castle spojrza� na ostatni tom �Clarissy�. �Lubi� swoj� �on� � na
g�os nigdy
nie powiedzia� wi�cej, nawet Davisowi.
� Nie wiem, co bym bez ciebie zrobi�.
� Mniej wi�cej to samo, co robisz teraz. Dwie podw�jne przed kolacj�.
� Kiedy przyszed�em i nie by�o ciebie, przestraszy�em si�.
� Czego?
� �e zostan� sam. Biedny Davis � doda�. � Wraca� do domu, w kt�rym nikt nie
czeka...
� Na pewno ma wiele innych przyjemno�ci.
� Ja wol� poczucie bezpiecze�stwa � odpar� Castle.
� Czy �ycie na zewn�trz jest tak niebezpieczne, jak to wszystko tutaj? � upi�a
�yk ze
swojej szklanki i dotkn�a jego ust swoimi, wilgotnymi od J. & B. Castle zawsze
kupowa� J.
& B. ze wzgl�du na kolor � du�a whisky z wod� nie wygl�da�a wcale na mocniejsz�
od s�abej
whisky innej marki.
Na stoliku przy sofie zadzwoni� telefon. Castle podni�s� s�uchawk� i rzuci�:
�Halo�. Nikt
nie odpowiada�. Bezg�o�nie policzy� do czterech i od�o�y� s�uchawk�, kiedy z
drugiej strony
przerwano po��czenie.
� Nikt si� nie odezwa�?
� Pewnie pomy�ka.
� To si� zdarzy�o ju� trzy razy w tym miesi�cu. Zawsze wtedy, kiedy by�e� do
p�na w
biurze. Nie uwa�asz, �e to jaki� z�odziej sprawdza, czy kto� jest w domu?
� Nie ma tu czego rabowa�.
� Pe�no teraz tych okropnych historii, kochanie, o m�czyznach w po�czochach na
g�owie. Nienawidz� tej pory po zachodzie s�o�ca, zanim przyjdziesz.
� Dlatego kupi�em ci Bullera. W�a�nie, gdzie jest Buller?
� W ogrodzie. �re traw�. Co� go zdenerwowa�o. A poza tym wiesz, jaki on ma
stosunek
do obcych. Skacze na nich z rado�ci.
� Maska z po�czochy chyba by mu si� nie spodoba�a.
� Pomy�la�by, �e kto� j� za�o�y�, �eby si� z nim pobawi�. Pami�tasz �wi�ta? Te
papierowe kapelusze...
� Zanim go kupili�my, zawsze my�la�em, �e boksery to ostre psy.
� Bo s� ostre. Kotom �y� nie daj�.
Drzwi zaskrzypia�y i Castle odwr�ci� si� szybko. Swoim czarnym, kwadratowym
pyskiem Buller otworzy� drzwi i po�o�y� �eb, jak worek kartofli, mi�dzy nogami
Castle�a. Ten
odepchn�� go. Na nogawce zosta� d�ugi �lad psiej �liny.
� Odejd�, Buller � nakaza�. � Je�li on si� tak cieszy, to ka�dy z�odziej
ucieknie, gdzie
pieprz ro�nie. � Buller zacz�� spazmatycznie warcze� i kr�c�c zadem, jakby mia�
robaki, cofa�
si� ku drzwiom. � Spok�j, Buller.
� On tylko chce na spacer.
� O tej porze? M�wi�a�, �e co� mu dolega.
� Widocznie po tej trawie mu przesz�o.
� Buller, przesta�, do diab�a. �adnego spaceru.
Buller ci�ko opad� na ziemi� i �lini�c parkiet pr�bowa� si� uspokoi�.
� Inkasent si� go dzi� przestraszy�, a Buller tylko chcia� by� mi�y.
� Przecie� inkasent go zna.
� Ten by� nowy.
� Nowy? Dlaczego?
� Nasz inkasent ma gryp�.
� A obejrza�a� jego legitymacj�?
� Oczywi�cie. Kochanie, czy teraz ty zaczynasz si� ba� z�odziei? Przesta�,
Buller,
przesta� ju�! � Buller z widoczn� przyjemno�ci� wylizywa� genitalia.
Castle przeskoczy� przez niego i wszed� do holu. Uwa�nie obejrza� licznik i, nie
znalaz�szy niczego podejrzanego, wr�ci� do salonu.
� Ty si� jednak czym� denerwujesz.
� To doprawdy nic takiego. Co� si� sta�o w biurze. Nowy facet od bezpiecze�stwa
si�
szarog�si. To mnie zdenerwowa�o. Pracuj� tam od ponad trzydziestu lat i chyba
powinni mi
ju� ufa�. Nast�pnym razem b�d� nam przetrz�sa� kieszenie przed wyj�ciem na
lunch.
Wyobra� sobie, �e grzeba� w mojej akt�wce.
� Trzeba im odda� sprawiedliwo��, kochanie. To nie ich wina. To wina tej pracy.
� Teraz ju� za p�no na zmian�.
� Na nic nigdy nie jest za p�no � odpowiedzia�a, a on pomy�la�, �e chcia�by jej
uwierzy�.
Poca�owa�a go jeszcze raz i posz�a do kuchni przygotowa� kolacj�.
Kiedy usiedli i Castle nala� sobie nast�pn� whisky, Sara powiedzia�a:
� A tak powa�nie, chyba rzeczywi�cie za du�o pijesz.
� Tylko w domu. Tylko ty mnie przy tym widzisz.
� Nie mam na my�li pracy, tylko twoje zdrowie. Nic mnie nie obchodzi twoja
praca.
� Nie?
� Departament Ministerstwa Spraw Zagranicznych. Ka�dy wie, co to znaczy, ale ty
musisz trzyma� j�zyk za z�bami, jak przest�pca. Gdyby� powiedzia� mi, swej
�onie, co dzi�
robi�e�, wyrzuciliby ci�. A ja chcia�abym, �eby ci� wyrzucili. Co dzisiaj
robi�e�?
� Plotkowa�em z Davisem. Sporz�dzi�em kilka notatek, wys�a�em telegram, aha, i
jeszcze
zosta�em przes�uchany przez tego nowego. Zna� w Corpus Christi mojego kuzyna.
� Kt�rego kuzyna?
� Rogera.
� Tego snoba z Ministerstwa Skarbu?
� Tak.
Kiedy ju� si� k�adli, Castle zapyta�:
� Mo�e zajrzymy do Sama?
� Pewnie. Ale on ju� mocno �pi.
Buller poszed� za nimi i za�lini� po�ciel.
� Oj, Buller.
Buller zamacha� tym, co mu zosta�o z ogona, jakby us�ysza� pochwa��. Jak na
boksera nie
by� inteligentny. Kosztowa� mas� pieni�dzy i by� chyba nieco zbyt rasowy.
Ch�opiec le�a� wyci�gni�ty na skos w swoim ��ku z tekowego drewna, z g�ow� na
pude�ku o�owianych �o�nierzyk�w zamiast na poduszce. Czarna stopka wysun�a si�
ca�kiem
spod koca, a mi�dzy jej palcami tkwi� oficer czo�gist�w. Castle patrzy�, jak
Sara uk�ada syna,
podnosi oficera i wyci�ga spadochroniarza spod uda Sama. Dotyka�a go z pozorn�
niedba�o�ci� eksperta, a on ci�gle g��boko spa�.
� Jest bardzo rozpalony � zaniepokoi� si� Castle.
� Te� by�by� rozpalony, gdyby� mia� 39,40.
Po ch�opcu bardziej by�o zna� afryka�skie pochodzenie ni� po matce i Castle
przypomnia� sobie fotografi� teren�w dotkni�tych g�odem � ma�e cia�ko
rozci�gni�te na
pustynnym piasku i obserwuj�cego je s�pa.
� To bardzo wysoka temperatura � powiedzia�.
� Nie dla dziecka.
Zawsze zdumiewa�a go jej pewno��: umia�a przyrz�dzi� nowe danie nie zagl�daj�c
do
�adnej ksi��ki kucharskiej i nigdy nic nie st�uk�a. Teraz bez mrugni�cia okiem
delikatnie
obr�ci�a ch�opca na bok i mocno otuli�a kocem.
� Mocno �pi.
� Tyle �e ma koszmary.
� Znowu?
� Ci�gle ten sam. Jedziemy we dwoje poci�giem, a on zostaje sam. Gdzie� na
peronie
jaki� nieznajomy chwyta go za rami�. Ale nie ma si� czym martwi�. To taki wiek
koszmar�w.
Czyta�am gdzie�, �e dziecko miewa koszmary, gdy zaczyna si� ba� szko�y.
Chcia�abym, �eby
poszed� do klasy przygotowawczej. Mo�e mie� k�opoty. Czasem �a�uj�, �e nie ma tu
segregacji.
� Przecie� Sam dobrze biega. W Anglii nie miewa si� k�opot�w w szkole, je�li si�
jest
dobrym w jakim� sporcie.
W ��ku Sara zbudzi�a si� z pierwszego snu i zauwa�y�a, jakby si� jej to
przy�ni�o:
� Dziwne, prawda? Jeste� taki przywi�zany do Sama.
� Oczywi�cie, �e jestem. Czemu mia�bym nie by�? My�la�em, �e ju� zasn�a�.
� Nic w tym oczywistego. To przecie� b�kart.
� B�kart, bachor... Davis czasami go tak nazywa.
� Davis? Ale on nie wie? � spyta�a ze strachem. � Na pewno nie wie?
� Nie, nie martw si�. On tak m�wi na wszystkie dzieci.
� Ciesz� si�, �e ojciec Sama gryzie ziemi� � powiedzia�a nagle.
� Ja te�. W ko�cu m�g� ci� po�lubi�, biedaczysko.
� Nie. Ca�y czas by�am zakochana w tobie. By�am w tobie zakochana nawet wtedy,
gdy
pocz�am Sama. On jest bardziej twoim dzieckiem ni� jego. Kiedy on robi� to ze
mn�,
pr�bowa�am my�le� o tobie. On by� taki letni. Na uniwersytecie m�wili na niego
Wuj Tom.
Sam nie b�dzie letni, prawda? Gor�cy albo zimny, ale nie letni.
� Czemu o tym rozmawiamy?
� Bo Sam jest chory. I dlatego, �e si� martwisz. Kiedy nie czuj� si� bezpieczna,
przypominam sobie, co czu�am, kiedy wiedzia�am ju�, �e b�d� musia�a powiedzie�
ci o
dziecku. Tej pierwszej nocy za granic�, w Louren�o Marques, w hotelu Polana.
My�la�am
sobie: ubierze si� i p�jdzie sobie, na zawsze. Ale ty nie poszed�e�. Zosta�e� i
kochali�my si�,
nie zwa�aj�c na Sama w �rodku.
Teraz, wiele lat p�niej, le�eli razem cicho, dotykaj�c si� jedynie ramionami.
Castle
zastanawia� si�, czy tak b�dzie wygl�da�a szcz�liwa staro��, kt�r� czasami
widzia� w
ludzkich twarzach, ale wiedzia�, �e jego ju� nie b�dzie, zanim ona si�
zestarzeje. Wiedzia�, �e
staro�ci nie b�dzie im nigdy dane dzieli�.
� Nie jest ci czasem smutno � spyta�a � �e nie mamy jednak w�asnego dziecka?
� Sam to a� za du�a odpowiedzialno��.
� Ja nie �artuj� � powiedzia�a. � Nie chcia�by� mie� w�asnego dziecka? � I tym
razem
Castle wiedzia�, �e nie wykr�ci si� od odpowiedzi.
� Nie � odpar�.
� Dlaczego?
Wszystko chcia�aby� wiedzie�, Saro. Kocham Sama, bo jest tw�j, a nie m�j. Bo nie
widz�
w nim siebie, tylko ciebie. Nie chc� siebie powiela�. Nie chc� ju� na nikogo
zrzuca�
odpowiedzialno�ci.
rozdzia� III
1
� Nie ma jak poranne polowanie � powiedzia� z udanym zapa�em pu�kownik Daintry
do
lady Hargreaves, strz�saj�c b�oto z but�w przed wej�ciem do domu. � Ptaszki
znakomicie
dopisa�y.
Pozostali go�cie wysypywali si� za nim z samochod�w, pr�buj�c z wymuszonym
entuzjazmem dru�yny futbolowej okaza� satysfakcj� p�yn�c� z polowania i nie da�
po sobie
pozna�, jak w gruncie rzeczy s� przemarzni�ci i ub�oceni.
� Drinki czekaj� � oznajmi�a w odpowiedzi lady Hargreaves. � Obs�u�cie si�,
panowie.
Lunch za dziesi�� minut.
W oddali kolejne auto wspina�o si� przez park na wzg�rze. Czyj� g�uchy �miech
rozbrzmia� w zimnym, wilgotnym powietrzu, kto� inny zakrzykn��:
� Buffy w ko�cu jedzie. Oczywi�cie na lunch.
� Tyle s�ysza�em o pani wspania�ym puddingu z ciel�cin� i nereczkami � zwr�ci�,
si�
Daintry do lady Hargreaves.
� Chyba ma pan na my�li pasztet. Czy rzeczywi�cie dobrze si� pan bawi� rano,
pu�kowniku? � w jej g�osie brzmia� lekki ameryka�ski akcent, podkre�laj�cy jego
przyjemne
brzmienie, jak zapach drogich perfum.
� Ba�anty nie dopisa�y � odpowiedzia� Daintry � ale poza tym by�o �wietnie.
� Harry � rzuci�a ponad jego ramieniem. � Dicky... A gdzie Dodo? Czy gdzie�
znikn��?
Nikt nie m�wi� do Daintry�ego po imieniu, bo nikt nie zna� jego imienia. Z
uczuciem
osamotnienia obserwowa� wdzi�czn�, smuk�� sylwetk� gospodyni schodz�cej po
kamiennych
stopniach, by powita� Harry�ego poca�unkiem w oba policzki. Samotnie wszed� do
jadalni, w
kt�rej na bufecie czeka�y drinki.
Przysadzisty, rumiany m�czyzna w tweedowym ubraniu � Daintry gdzie� go ju�
widzia�
� przyrz�dza� sobie wytrawne martini. Na nosie mia� okulary w srebrnej oprawce,
po�yskuj�ce w s�o�cu.
� Prosz� przyrz�dzi� i dla mnie � poprosi� Daintry � je�li robi pan naprawd�
wytrawne.
� Dziesi�� do jednego � odpowiedzia� m�czyzna. � Chrzczone korkiem, jak to
m�wi�.
Zawsze dodaj� kropelk� dla aromatu. Pan jest Daintry, prawda? Pan mnie nie
pami�ta?
Jestem Percival. Mierzy�em panu raz ci�nienie.
� Ach, tak, doktor Percival. Pracujemy mniej wi�cej w tej samej firmie, prawda?
� Zgadza si�. C �yczy� sobie*, �eby�my si� spotkali po cichu, tutaj nie trzeba
si� bawi� w
szyfrowanie niczego. Ja nigdy nie mog� zmusi� swojego wokodera do dzia�ania, a
pan?
K�opot w tym, �e ja nie poluj�. W�dkuj� tylko. Jest pan tu po raz pierwszy?
� Tak. Kiedy pan przyjecha�?
� Troch� wcze�niej, oko�o po�udnia. Mam bzika na punkcie swojego jaguara. Nigdy
nie
je�d�� wolniej ni� setk�.
Daintry spojrza� na st�. Przy ka�dym nakryciu sta�a butelka piwa. Nie lubi�
piwa, ale z
jakich� powod�w zawsze uwa�ano, �e pasuje ono do polowania. By� mo�e mia�o to
co�
wsp�lnego z ch�opi�co�ci� ca�ej tej ceremonii, jak piwo imbirowe na Lord�s.
Daintry nie by�
ch�opi�cy. Polowanie by�o dla niego czystym wsp�zawodnictwem � zaj�� kiedy�
drugie
miejsce w Pucharze Kr�lewskim. Na �rodku sto�u sta�y ma�e srebrne miseczki na
s�odycze;
zauwa�y�, �e s� wype�nione malteserami, kt�re przywi�z�. Poprzedniego wieczoru
poczu� si�
nieco zak�opotany, gdy wr�czy� lady Hargreaves prawie ca�y ich karton; wyra�nie
nie mia�a
poj�cia, co to jest i co z tym zrobi�. Pomy�la�, �e ten Castle umy�lnie wywi�d�
go w pole.
Ucieszy�o go, �e w srebrnych miseczkach wygl�daj� lepiej ni� w plastykowych
torebkach.
� Lubi pan piwo? � zapyta� Percivala.
� Lubi� wszystko, co zawiera alkohol, z wyj�tkiem Fernet-Branca � odpowiedzia�
doktor.
W chwil� potem do jadalni ha�a�liwie weszli Buffy, Dodo, Harry, Dicky i inni.
Srebro i
szk�o zawibrowa�o od jowialnego �miechu. Daintry by� zadowolony z obecno�ci
Percivala,
kt�rego imienia r�wnie� nikt zdawa� si� nie zna�.
Niestety, rozdzielono ich przy stole. Percival szybko sko�czy� pierwsz� butelk�
piwa i
napocz�� drug�. Daintry poczu� si� zdradzony, wygl�da�o bowiem na to, �e
Percival
nawi�zuje kontakt z s�siadami przy stole tak �atwo, jakby wszyscy pracowali w
firmie. Zacz��
opowiada� jak�� historyjk� o w�dkowaniu, kt�ra roz�mieszy�a cz�owieka zwanego
Dickym.
Daintry siedzia� mi�dzy facetem, w kt�rym domy�li� si� Buffy�ego, a szczup�ym,
starszawym
cz�owiekiem o twarzy prawnika. Przedstawi� si� i jego nazwisko wyda�o si�
Daintry�emu
znajome. By� prokuratorem generalnym albo ministrem sprawiedliwo�ci; Daintry nie
m�g�
sobie przypomnie�, kt�rym z nich. Niepewno�� nie pozwala�a mu wszcz�� rozmowy.
� Bo�e m�j, czy to s� maltesery!? � wykrzykn�� nagle Buffy.
� Zna pan maltesery? � zainteresowa� si� Daintry.
� Nie jad�em ich od lat. W dzieci�stwie zawsze je kupowa�em w kinie. Bardzo
smaczne.
Jest tu gdzie� w pobli�u kino?
� W�a�ciwie to przywioz�em je z Londynu.
� Pan bywa w kinie? Ja ju� tak dawno nie by�em. Wi�c ci�gle je tam sprzedaj�?
� Mo�na je te� dosta� w sklepach.
� Nie wiedzia�em. Gdzie pan je kupi�?
� W ABC.
� W ABC?
� To tam, gdzie sprzedaj� dmuchany chleb � Daintry niezdecydowanym tonem
powt�rzy�, co m�wi� mu Castle.
� Nadzwyczajne! Co to jest dmuchany chleb?
� Nie wiem � powiedzia� Daintry.
� Czego to dzi� nie wymy�l�. Nie zdziwi�bym si�, gdyby przygotowywano je
komputerowo. � Pochyli� si� nad sto�em, wzi�� maltesera i zatkn�� go sobie za
uchem, jak
cygaro.
� Buffy! � zawo�a�a przez st� pani domu. � Nie przed pasztetem!
� Przepraszam, moja droga. Nie mog�em si� oprze�. Nadzwyczajna rzecz te
komputery �
zwr�ci� si� do Daintry�ego. � Zap�aci�em kiedy� pi�taka, �eby mi komputerowo
znale�li �on�.
� Nie jest pan �onaty? � zdziwi� si� Daintry, patrz�c na z�ot� obr�czk�
Buffy�ego.
� Nie. Nosz� to dla ochrony. Z tym szukaniem �ony to nie by�o na serio. Raczej
jak
pr�bowanie nowej zabawki. Wype�ni�em piekielnie d�ugi formularz: wykszta�cenie,
zainteresowania, zaw�d, co tam jeszcze � wzi�� nast�pnego maltesera. � �asuch ze
mnie �
stwierdzi�. � Zawsze taki by�em.
� Dosta� pan jak�� odpowied�?
� Skontaktowali mnie z dziewczyn�. Dziewczyn�! Trzydziestka pi�tka jak nic.
Chcia�a
herbaty. Nie pijam herbaty, odk�d zmar�a moja mama. Powiedzia�em: �Moja droga,
mo�e
by�my si� napili whisky? Znam tu kelnera, naleje nam troch�. Odpar�a, �e nie
pije.
Wyobra�a pan sobie?
� Czy�by komputer si� pomyli�?
� Sko�czy�a ekonomi� na Uniwersytecie Londy�skim. Mia�a wielkie okulary. By�a
p�aska. M�wi�a, �e dobrze gotuje, a ja na to, �e zawsze jadam u White�a.
� Widzieli�cie si� potem?
� Nie rozmawiali�my wi�cej ze sob�, ale kiedy� pomacha�a mi z autobusu, gdy
wychodzi�em z klubu. �enuj�ce! By�em wtedy z Dickym. To wszystko dlatego, �e po
St
James�s Street je�d��, autobusy. Nikt ju� nie jest bezpieczny.
Po pasztecie przysz�a kolej na tarte polan� melas� i wielkiego Stiltona. Sir
John
Hargreaves rozla� porto. Czu�o si�, �e przy stole panuje lekki niepok�j, jak
wtedy, gdy urlop
trwa za d�ugo. Biesiadnicy zerkali na szare niebo za oknami � mia�o si� ku
zachodowi. Pili
szybko porto, jakby z poczuciem winy � nie przyjechali tu dla czczej
przyjemno�ci, opr�cz
Percivala, kt�ry si� nie przejmowa�. Opowiada� kolejn� w�dkarsk� historyjk�, a
na stole przed
nim sta�y cztery butelki po piwie.
Prokurator generalny, a mo�e minister sprawiedliwo�ci, powiedzia� ci�ko:
�Trzeba si�
zbiera�. Ju� p�no�. Wida� by�o, �e nie przyjecha� si� bawi�, ale pracowa�, i
Daintry
podziela� jego zdanie. Hargreaves rzeczywi�cie powinien si� ruszy�, ale prawie
spa�. Po
latach sp�dzonych w koloniach � by� niegdy� m�odszym komisarzem rz�dowym na
obszarze,
kt�ry nazywano wtedy Z�otym Wybrze�em � zyska� zdolno�� odbywania sjesty w
najbardziej
niesprzyjaj�cych warunkach, nawet w otoczeniu k��c�cych si� kacyk�w, kt�rzy
robili o wiele
wi�cej ha�asu ni� Buffy.
� John � zawo�a�a przez st� lady Hargreaves � obud� si�.
Otworzy� niebieskie, spokojne oczy, w kt�rych nie malowa�o si� �adne
zaskoczenie.
� Drzema�em � powiedzia�.
M�wiono, �e jako m�ody cz�owiek, gdzie� w Aszanti, przez przypadek spr�bowa�
ludzkiego mi�sa, ale jego apetyt od tego nie ucierpia�. Podobno mia� powiedzie�
gubernatorowi: �Doprawdy, sir, nie mog� narzeka�. Wy�wiadczyli mi wielki
zaszczyt
zapraszaj�c do sto�u i dziel�c si� tym, co mieli�.
� C�, Daintry � rzek� Hargreaves � my�l�, �e czas wr�ci� do rzeczywisto�ci. �
Podni�s�
si� z krzes�a i ziewn��. � Kochanie, tw�j pasztet jest po prostu zbyt dobry.
Daintry patrzy� na niego z zazdro�ci�. Zazdro�ci� mu przede wszystkim jego
pozycji:
Hargreaves by� jednym z niewielu ludzi spoza firmy kiedykolwiek mianowanych
dyrektorem.
Nikt nie wiedzia�, czemu go wybrano � podejrzewano wp�yw jakich� nieznanych
czynnik�w
� swoje jedyne do�wiadczenia wywiadowcze sir John zdoby� bowiem podczas wojny w
Afryce. Daintry zazdro�ci� mu te� �ony � by�a tak bogata, reprezentacyjna, tak
bezb��dnie
ameryka�ska. Wygl�da�o na to, �e Amerykanka nie by�a uwa�ana za cudzoziemk�,
je�li w gr�
wchodzi�o ma��e�stwo. Ma��e�stwo z cudzoziemk� wymaga�o specjalnego pozwolenia,
kt�rego cz�sto odmawiano; ma��e�stwo z Amerykank� by�o chyba jedynie
potwierdzeniem
specjalnych zwi�zk�w. Z drugiej strony zastanawia� si�, czy lady Hargreaves
zosta�a
sprawdzona przez MI5 i zaaprobowana przez FBI.
� Daintry � odezwa� si� znowu Hargreaves � porozmawiamy wieczorem: pan, ja i
Percival. Niech tylko wszyscy sobie p�jd�.
2
Sir John ku�tyka� po pokoju cz�stuj�c cygarami, nalewaj�c whisky, grzebi�c
pogrzebaczem w kominku.
� Niespecjalnie lubi� polowa� � stwierdzi�. � W Afryce nigdy nie polowa�em,
chyba �e
aparatem fotograficznym, ale moja �ona lubi stare angielskie zwyczaje. Je�li
masz ziemi�,
m�wi, musisz mie� i ptaki. Obawiam si�, �e nie by�o zbyt wiele ba�ant�w, co,
Daintry?
� W sumie to by� bardzo dobry dzie� � odpowiedzia� pu�kownik.
� By�oby dobrze, gdyby mia� pan pstr�garni� � zauwa�y� Percival.
� Ach tak, pan si� zajmuje w�dkowaniem. C�, mo�na powiedzie�, �e musimy z�apa�
pewn� ryb�. � Uderzy� pogrzebaczem pal�ce si� polano. � To na nic � rzek� � ale
lubi�
patrze�, jak lec� skry. Wygl�da na to, �e w sekcji sz�stej jest przeciek.
� Na miejscu czy w terenie? � zapyta� Percival.
� Nie jestem pewien, ale dr�czy mnie przeczucie, �e tutaj, w centrali. W jednej
z sekcji
afryka�skich, w 6A.
� Dopiero co sko�czy�em sprawdza� 6A � powiedzia� Daintry. � Rutynowa kontrola,
ot,
po to, by pozna� ludzi.
� Tak, powiedziano mi o tym. Dlatego poprosi�em pana tutaj. By�o mi r�wnie� mi�o
zaprosi� pana na polowanie. Zauwa�y� pan co� niepokoj�cego?
� Dyscyplina jest nieco rozlu�niona, tak zreszt� jak i w pozosta�ych sekcjach.
Przeprowadzi�em pobie�n� kontrol�, na przyk�ad tego, co maj� w akt�wkach
wychodz�c na
lunch. Nic powa�nego, ale by�em zdumiony, �e tak wielu nosi te akt�wki ze
sob�... To
ostrze�enie, ale takie ostrze�enie mo�e przestraszy� kogo� nerwowego. Nie mo�emy
ich
poddawa� rewizji osobistej.
� Robi� tak w kopalniach diament�w, ale ma pan racj�: w West Endzie rewizja
wygl�da�aby nieco dziwacznie.
� Czy co� by�o nie w porz�dku? � zapyta� Percival.
� Nic powa�nego. Davis z sekcji 6A chcia� wynie�� raport. M�wi�, �e mia� zamiar
go
przejrze� przy lunchu. Ostrzeg�em go oczywi�cie i kaza�em zostawi� raport u
brygadiera
Tomlinsona. Zbada�em ca�� spraw�. Od czasu Blake�a wszyscy s� bardzo dok�adnie
sprawdzani, ale zosta�o jeszcze kilku ludzi, kt�rzy wtedy dla nas pracowali.
Niekt�rzy
pami�taj� nawet Burgessa i Macleana*. Mogliby�my ponownie zacz�� ich �ledzi�,
ale trudno
podj�� stary trop.
� Istnieje mo�liwo��, oczywi�cie tylko mo�liwo�� � rzek� Hargreaves � �e
przeciek
powsta� za granic�, a tutaj podrzucono dowody, po to, by wprowadzi� zam�t w
firmie,
nadszarpn�� morale i narazi� na szwank nasz� opini� u Amerykan�w. Gdyby si�
roznios�o, �e
mamy przeciek, mog�oby to nam bardziej zaszkodzi� ni� on sam.
� My�la�em o tym � przyzna� Percival. � Przes�uchania w parlamencie. Wywlekanie
starych nazwisk: Vassall, afera Portland, Philby*. A gdyby chcieli to nag�o�ni�,
nie mo�emy
wiele zrobi�.
� My�l�, �e powo�ano by komisj�, aby ukr�ci� �eb sprawie � stwierdzi�
Hargreaves. � Ale
za��my przez moment, �e szukaj� informacji, a nie rozg�osu. Trudno znale��
wa�ne
informacje w sekcji sz�stej. W Afryce nie ma atomowych tajemnic. S� partyzanci,
wojny
plemienne, najemnicy, mali dyktatorzy, z�e zbiory, afery budowlane, z�o�a z�ota,
ale �adnych
sekret�w. Dlatego zastanawiam si�, czy po prostu nie chc� wywo�a� wra�enia, �e
zn�w
spenetrowali brytyjskie tajne s�u�by.
� Czy to du�y przeciek, szefie? � zapyta� Percival.
� Ja bym go nazwa� cieniutkim strumyczkiem, g��wnie ekonomicznej natury, ale
interesuj�ce jest, �e opr�cz informacji ekonomicznych dotyczy Chi�czyk�w.
Zastanawiam
si�, czy jest mo�liwe, aby Rosjanie, nowi w Afryce, chcieli skorzysta� z naszych
informacji o
nich?
� Niewiele si� dowiedz� � odezwa� si� Percival.
� Wie pan, jak to jest w centralach. Jednego nie mo�na tam po�o�y� na stole:
czystej
kartki.
� Czemu nie po�lemy im kopii tego, co przesy�amy Amerykanom i nie do��czymy
najlepszych �ycze�? Mamy przecie� odpr�enie, no nie? Oszcz�dzimy wszystkim masy
k�opot�w. � Percival wyj�� z kieszeni ma�y rozpylacz, spryska� okulary i osuszy�
szk�a czyst�,
bia�� chusteczk�.
� Nalejcie sobie whisky, panowie � poprosi� Hargreaves. � Ja ca�y zesztywnia�em
po tym
piekielnym polowaniu. Ma pan jakie� pomys�y, Daintry?
� Wi�kszo�� ludzi z sekcji sz�stej przysz�a po Blake�u. Je�li na nich nie mo�na
polega�,
to na nikim.
� Jednak �r�d�o przecieku znajduje si� najprawdopodobniej tam, w 6A. W terenie
albo w
centrali.
� Szef sekcji sz�stej, Watson, to stosunkowo m�ody pracownik � zacz�� Daintry. �
Zosta�
bardzo dok�adnie sprawdzony. Dalej mamy Castle�a. Pracuje u nas od bardzo dawna,
�ci�gn�li�my go siedem lat temu z Pretorii, poniewa� by� potrzebny w 6A, poza
tym by�y te�
powody osobiste: k�opoty z dziewczyn�, z kt�r� chcia� si� o�eni�. Oczywi�cie nie
zosta�
sprawdzony tak gruntownie jak Watson, ale powiedzia�bym, �e jest czysty.
Nieciekawy facet,
ale doskona�y w robocie. To ci b�yskotliwi i ambitni s� niebezpieczni. �onaty po
raz drugi,
jego pierwsza �ona nie �yje. Ma dziecko, dom, po�yczk� hipoteczn� w
Metrolandzie.
Ubezpieczony na �ycie, sk�adki p�aci regularnie. �yje na niezbyt wysokiej
stopie, nie ma
nawet samochodu. Zdaje si�, �e codziennie je�dzi rowerem na stacj�. Sko�czy�
histori� w
Christ Church, z przeci�tnym wynikiem. Uwa�ny, skrupulat. Kuzyn Rogera Castle�a
z
Ministerstwa Skarbu.
� Wi�c my�li pan, �e jest czysty?
� Ma swoje dziwactwa, ale nie s� niebezpieczne. To on, na przyk�ad, podsun�� mi
kupno
tych malteser�w dla lady Hargreaves.
� Malteser�w?
� To d�uga historia, nie b�d� pan�w zanudza�. Potem mamy Davisa. Nie mog�
powiedzie�, �e jestem z niego zadowolony, mimo pozytywnego rezultatu kontroli.
� Percival, stary, nalej mi z �aski swojej jeszcze jedn� whisky. Co roku m�wi�
sobie, �e to
moje ostatnie polowanie...
� Ale te paszteciki pa�skiej �ony s� wyborne. Naprawd� trudno im si� oprze� �
zaoponowa� Percival.
� My�l�, �e mo�na znale�� dla nich jaki� inny pretekst.
� Mo�na spr�bowa� wpu�ci� pstr�gi do strumienia...
Zazdro�� ponownie da�a zna� o sobie � Daintry po raz kolejny poczu� si�
pomini�ty. Poza
s�u�b� nie mia� z tymi lud�mi nic wsp�lnego. Nawet poluj�c czu� si� jak
profesjonalista.
M�wiono, �e Percival kolekcjonuje obrazy, a C? Spo�ecze�stwo sta�o przed nim
otworem
dzi�ki jego bogatej ameryka�skiej �onie. Pasztet z ciel�cin� i nereczkami �
tylko tym mogli
si� podzieli� z Daintrym poza biurem, po raz pierwszy i przypuszczalnie ostatni.
� Prosz� mi opowiedzie� wi�cej o Davisie � us�ysza� g�os C.
� Sko�czy� uniwersytet w Reading. Matematyk� i fizyk�. Cz�� s�u�by wojskowej
odby�
w Aldermaston. Nigdy nie popiera� strajk�w, przynajmniej nie otwarcie. Nale�y,
oczywi�cie,
do Partii Pracy.
� Jak czterdzie�ci pi�� procent Brytyjczyk�w � zauwa�y� Hargreaves.
� Tak, z pewno�ci�, ale... Jest kawalerem. �yje samotnie. Du�o wydaje. Lubi
rocznikowe
porto, gra na wy�cigach. To jest, rzecz jasna, klasyczne wyt�umaczenie faktu, �e
sta� go...
� A na co go jeszcze sta�? Opr�cz porto.
� No c�, ma jaguara.
� Ja te� mam � wtr�ci� Percival. � My�l�, �e mo�emy zapyta�, jak dosz�o do
wykrycia
przecieku.
� Nie poprosi�bym pan�w tutaj, gdybym nie potrafi� odpowiedzie� na to pytanie.
Wie o
tym Watson, poza nim nikt w sekcji sz�stej. �r�d�o informacji jest raczej
niecodzienne:
sowiecki zdrajca, tam, na miejscu.
� A czy przeciek m�g� powsta� w sekcji sz�stej za granic�? � zapyta� Daintry.
� M�g�by, ale w�tpi�. To prawda, �e jeden z raport�w, kt�re przechwycili,
pochodzi�
bezpo�rednio z Louren�o Marques. Wygl�da� kropka w kropk� jakby napisa� go
69300.
Prawie jak kopia, wi�c mo�na by przypuszcza�, �e przeciek pochodzi z zagranicy,
gdyby nie
kilka skre�le� i poprawek, kt�rych mo�na by�o dokona� tylko tutaj, por�wnuj�c
raport z
dokumentami.
� Kt�ra� z sekretarek? � zasugerowa� Percival.
� To od nich Daintry zacz�� kontrol�, nieprawda�? S� sprawdzane dok�adniej ni�
ktokolwiek inny. Zostaj� Watson, Castle i Davis.
� Martwi mnie � powiedzia� Daintry � �e Davis wynosi� ten raport z biura. Ten z
Pretorii.
Na pierwszy rzut oka nie by�o w nim nic wa�nego, ale zosta� sporz�dzony pod
k�tem
Chi�czyk�w. Davis t�umaczy� si�, �e chcia� go przeczyta� przy lunchu, a potem
mieli go
przedyskutowa� w tr�jk�, z Watsonem. Zapyta�em o to Watsona. Potw