8145

Szczegóły
Tytuł 8145
Rozszerzenie: PDF
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

8145 PDF - Pobierz:

Pobierz PDF

 

Zobacz podgląd pliku o nazwie 8145 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.

8145 - podejrzyj 20 pierwszych stron:

Graham Greene Czynnik ludzki The Human Factor Przek�ad: ADAM PITU�A Wydanie oryginalne: 1978 Wydanie polskie: 1998 Mojej siostrze, Elisabeth Dennys, kt�ra w pewnym stopniu jest za t� ksi��k� odpowiedzialna. Wiem tylko, �e ten, kto wchodzi w uk�ady, jest stracony. Zaraza korupcji wkrad�a si� w jego dusz�. Joseph Conrad Powie�� oparta na �yciu Tajnych S�u�b musi z konieczno�ci zawiera� du�y �adunek fantazji, realistyczny opis bowiem naruszy�by niemal na pewno taki czy inny paragraf kt�rej� z ustaw chroni�cych tajemnic� pa�stwow�. Operacja Wujek Remus jest wy��cznie produktem fantazji autora (i mam nadziej�, �e nim pozostanie), podobnie jak wszystkie postacie, angielskie, afryka�skie, rosyjskie czy polskie. Jednak wed�ug Hansa Andersena, m�drego bajkopisarza: �z rzeczywisto�ci tkamy nasze opowie�ci�. Cz�� pierwsza rozdzia� I Od ponad trzydziestu lat, kiedy to jako m�ody pracownik trafi� do firmy, Castle jada� lunch w pubie za St James�s Street, niedaleko biura. Gdyby go zapyta�, dlaczego si� tam sto�uje, odpowiedzia�by, �e z powodu wy�mienitych par�wek. Gorzkie piwo mog�o mu bardziej smakowa� u Watneya, ale smak par�wek przewa�y� szal�. Castle zawsze by� w stanie wyt�umaczy� si� ze swoich posuni��, nawet tych najniewinniejszych, i zawsze by� punktualny. Z wybiciem pierwszej by� wi�c got�w do wyj�cia. Jego asystent, Arthur Davis, z kt�rym dzieli� pok�j, wychodzi� na lunch punktualnie w po�udnie i wraca�, jednak cz�stokro� tylko teoretycznie, godzin� p�niej. Zrozumia�e, �e na wypadek pilnego telegramu kt�ry� z nich musia� zawsze by� w biurze, aby go zdekodowa�, ale obaj dobrze wiedzieli, �e w ich kom�rce nie zdarza�o si� nic naprawd� pilnego. R�nica czasu mi�dzy Angli� a r�nymi cz�ciami Wschodniej i Po�udniowej Afryki, kt�rymi si� zajmowali, by�a zazwyczaj do�� du�a � nawet je�eli w przypadku Johannesburga wynosi�a zaledwie godzin� z ok�adem � aby nikt poza departamentem nie martwi� si�, je�li przesy�k� dor�czono z op�nieniem. Losy �wiata, jak mawia� Davis, nigdy nie b�d� si� wa�y� w Afryce, niezale�nie od tego, ile ambasad Chi�czycy czy Rosjanie otworz� od Addis Abeby po Conakry i ilu Kuba�czyk�w tam wyl�duje. Castle sporz�dzi� notk� dla Davisa: Je�li Zair odpowie na telegram nr 172, wy�lij kopie do Ministerstwa Skarbu i Ministerstwa Spraw Zagranicznych. Spojrza� na zegarek. Davis sp�nia� si� dziesi�� minut. Castle zacz�� pakowa� akt�wk�. Wrzuci� notatk� o zakupach, kt�re mia� zrobi� dla �ony w sklepie z serami na Jermyn Street, i prezencie dla syna, o kt�ry posprzeczali si� rankiem (dwie paczki malteser�w), a tak�e ksi��k� �Clarissa Harlowe�, kt�rej nigdy nie przeczyta� dalej ni� do rozdzia�u LXXIX pierwszego tomu. Dok�adnie w chwili, gdy us�ysza� zamykaj�ce si� w pobli�u drzwi windy i kroki Davisa na korytarzu, wyszed� z pokoju. Jego lunch uleg� skr�ceniu o jedena�cie minut. Inaczej ni� Davis, Castle zawsze wraca� punktualnie � to by�a jedna z zalet, kt�re przychodz� z wiekiem. W biurze tak powa�nym jak to ekscentryczno�� Arthura Davisa rzuca�a si� w oczy. Nadchodzi� w�a�nie z przeciwnego ko�ca d�ugiego, bia�ego korytarza ubrany tak, jakby dopiero co wr�ci� z je�dzieckiego weekendu na wsi lub z wy�cig�w. Mia� na sobie zielonkaw� sportow� marynark�, a z g�rnej kieszonki wystawa�a mu chusteczka w szkar�atne kropki. Mo�na go by�o wzi�� za bukmachera. By� jak �le obsadzony aktor � chc�c si� dopasowa� do kostiumu, zwykle k�ad� rol�. W Londynie wygl�da�, jakby w�a�nie wr�ci� ze wsi; na wsi, gdy odwiedza� Castle�a, nieodparcie przypomina� turyst�- mieszczucha. � Punktualny, jak zwykle � orzek� ze swoim zwyk�ym u�miechem winowajcy. � M�j zegarek zawsze si� troch� spieszy � odpowiedzia� Castle, przepraszaj�c za krytycyzm, kt�rego wcale nie okaza�. � Z ci�g�ej obawy, jak przypuszczam. � I jak zawsze szmuglujesz tajemnice pa�stwowe? � rzuci� Davis, robi�c ruch, jakby chcia� chwyci� akt�wk� Castle�a. W jego oddechu da�o si� wyczu� s�odkaw� wo� � by� uzale�niony od porto. � Zostawi�em, �eby� mia� co sprzeda�. Z twoimi podejrzanymi znajomo�ciami wi�cej za nie dostaniesz. � Jak to mi�o z twojej strony. � Poza tym jeste� kawalerem. Potrzeba ci wi�cej pieni�dzy ni� �onatemu. Ja dziel� koszty utrzymania na p�... � Ale te koszmarne resztki � wykrzykn�� Davis. � Piecze� przerabiana na zapiekank�, te podejrzane klopsiki... I czy to warto? �onaty nie mo�e sobie pozwoli� nawet na porz�dne porto. � Wszed� do pokoju i zadzwoni� po Cynthi�. Davis stara� si� o ni� ju� od dw�ch lat, ale jako c�rka genera�a by�a poza jego zasi�giem. Mimo to Davis wci�� mia� nadziej�; bezpieczniej by�o, jak twierdzi�, mie� romans wewn�trz firmy. Castle jednak wiedzia�, jak g��boko Davis jest przywi�zany do Cynthii. Bardzo t�skni� za monogamicznym zwi�zkiem, a jego docinki by�y odruchem obronnym samotnego cz�owieka. Kiedy� Castle odwiedzi� go w mieszkaniu, kt�re Davis dzieli� z dwoma pracownikami Ministerstwa Ochrony �rodowiska, nad antykwariatem nieopodal Claridge�a, w samym centrum. �Nie kr�puj si� � rzuci� wtedy Davis w zagraconym salonie. R�ne czasopisma � New Statesman, Penthouse i Nature � za�ciela�y sof�, a brudne szklanki po jakim� przyj�ciu, poupychane po k�tach, czeka�y na dochodz�c�. � Dobrze wiesz, ile nam p�ac� � powiedzia� Castle � a ja jestem �onaty. � To powa�ny b��d. � Ja tak nie uwa�am � odrzek� Castle. � Lubi� swoj� �on�. � No i oczywi�cie swojego bachora � ci�gn�� Davis. � Nie m�g�bym sobie pozwoli� jednocze�nie na dzieci i na porto. � Tak si� sk�ada, �e bachora te� lubi�. Castle mia� w�a�nie zej�� po czterech kamiennych stopniach na Piccadilly, kiedy zawr�ci� go portier: � Brygadier Tomlinson �yczy sobie pana widzie�, sir. � Brygadier Tomlinson? � Tak, czeka w pokoju A.3. Castle spotka� si� z brygadierem Tomlinsonem tylko raz, przed wielu laty � tak wielu, �e nie chcia�o mu si� ju� ich liczy� � w dniu, kiedy zosta� przyj�ty do pracy i z�o�y� podpis pod Ustaw� o Ochronie Tajemnicy Pa�stwowej, a brygadier by� m�odszym oficerem, je�li w og�le by� oficerem. Pami�ta� tylko jego ma�y, czarny w�sik, kr�c�cy si� jak UFO nad arkuszem bibu�ki, ca�kiem g�adkiej i bia�ej, zapewne ze wzgl�d�w bezpiecze�stwa. Kiedy wsi�k� w ni� �lad po podpisie Castle�a, bibu�k� najprawdopodobniej podarto i wrzucono do pieca. Sprawa Dreyfusa prawie sto lat temu ukaza�a niebezpiecze�stwa czyhaj�ce w koszu na �mieci. � W g��bi korytarza, na lewo, sir � przypomnia� mu portier, gdy Castle ruszy� w niew�a�ciwym kierunku. � Prosz�, prosz� wej��, Castle � zaprosi� go brygadier Tomlinson. Jego w�sik by� teraz r�wnie bia�y jak bibu�ka; z czasem dorobi� si� brzuszka widocznego pod kamizelk� dwurz�dowego garnituru. Tylko jego dziwny stopie� si� nie zmieni�. Nikt nie wiedzia�, w jakim regimencie przedtem s�u�y�, je�li takowy w og�le istnia�, wszystkie stopnie wojskowe w budynku by�y bowiem nieco podejrzane. Mog�y by� cz�ci� okrywaj�cej wszystko zas�ony. � Przypuszczam, �e nie zna pan pu�kownika Daintry�ego? � Chyba nie... Dzie� dobry. Daintry, mimo ciemnego garnituru i ostrych rys�w, sprawia�, bardziej ni� kiedykolwiek Davis, wra�enie cz�owieka z zewn�trz. Davis na pierwszy rzut oka pasowa� do kantoru bukmachera, podczas gdy Daintry niechybnie czu�by si� jak u siebie w wysmakowanych wn�trzach lub poluj�c na kuropatwy po�r�d wrzosowisk. Castle lubi� b�yskawicznie szkicowa� postacie wsp�pracownik�w, czasami nawet spisywa� swoje spostrze�enia. � W Corpus Christi zna�em chyba pa�skiego kuzyna � powiedzia� Daintry. G�os mia� sympatyczny, ale wygl�da� na lekko zniecierpliwionego. Jakby spieszy� si� na poci�g odje�d�aj�cy wkr�tce na p�noc z dworca King�s Cross. � Pu�kownik Daintry jest naszym nowym czy�cicielem � wyja�ni� brygadier Tomlinson, a Castle dostrzeg�, jak Daintry skrzywi� si� us�yszawszy to s�owo. � Przej�� t� funkcj� po Meredithcie, ale nie wiem, czy kiedykolwiek spotka� pan Mereditha... � Ma pan na my�li mojego kuzyna Rogera? � odpowiedzia� Daintry�emu Castle. � Nie widzieli�my si� od lat. Zda� celuj�co egzamin z literatury i j�zyk�w klasycznych w Oksfordzie. Zdaje si�, �e pracuje w Ministerstwie Skarbu. � W�a�nie opisywa�em pu�kownikowi nasz� struktur�... � rozwodzi� si� dalej brygadier, nie zbaczaj�c z tematu. � Ja wybra�em prawo � rzek� Daintry. � Ledwo na czw�rk�. Pan studiowa� histori�? � Owszem. Zaledwie dostatecznie. � W Christ Church? � Tak. � Wyja�ni�em pu�kownikowi � ci�gn�� Tomlinson � �e tylko pan i Davis maj� dost�p do �ci�le tajnych materia��w w sekcji 6A. � Je�li w og�le mo�na je nazwa� tajnymi materia�ami. Oczywi�cie, Watson r�wnie� ma do nich dost�p. � Ten Davis � zapyta� Daintry, jakby nieco lekcewa��co � uko�czy� uniwersytet w Reading, prawda? � Nie�le si� pan przygotowa�... � Je�li chodzi o �cis�o��, rozmawia�em z samym Davisem. � To dlatego wr�ci� z lunchu dziesi�� minut po czasie. U�miech Daintry�ego przypomina� otwart� ran�. Mia� bardzo w�skie usta, kt�rych k�ciki rozchyla�y si� z trudno�ci�. � Rozmawia�em z Davisem o panu � powiedzia� � wi�c teraz rozmawiam z panem o Davisie. Sprawdzam pan�w otwarcie. Prosz� wybaczy� nowemu czy�cicielowi � doda� zmieszany. � Musz� si� zorientowa� w uk�adach. Powinni�my przestrzega� dyscypliny, mimo zaufania, kt�rym pan�w darzymy. Przy okazji: czy Davis ostrzeg� pana? � Nie. Ale czemu mia�by mi pan wierzy�? Mo�e jeste�my w zmowie. Rana ponownie otworzy�a si� nieco. Zaraz jednak Daintry mocno zacisn�� usta. � On ma lewicowe sk�onno�ci, prawda? � Nale�y do Partii Pracy. Mam nadziej�, �e sam panu o tym powiedzia�. � Nic w tym z�ego, rzecz jasna � odpar� Daintry. � A pan? � Nie zajmuj� si� polityk�. O tym Davis chyba te� wspomnia�. � Ale czasami pan g�osuje? � Nie g�osowa�em chyba od wojny. Dzisiaj to wszystko wygl�da jako�... prowincjonalnie. � Interesuj�cy punkt widzenia � stwierdzi� z dezaprobat� Daintry. Castle czu�, �e pope�ni� b��d, m�wi�c mu prawd�; zawsze jednak wola� m�wi� prawd�, chyba �e chodzi�o o co� bardzo wa�nego. Prawd� mo�na by�o sprawdza� do woli. Daintry spojrza� na zegarek. � Nie zatrzymam pana d�ugo. Musz� z�apa� poci�g z King�s Cross. � Poluje pan w weekend? � Tak. Sk�d pan wiedzia�? � Intuicja � odpar� Castle i zn�w po�a�owa� odpowiedzi. Bezpieczniej by�o si� nie wychyla�. Z ka�dym rokiem coraz cz�ciej nawiedza�y go marzenia o zupe�nym wtopieniu si� w otoczenie. Kto� inny marzy�by w taki spos�b o dramatycznych stu punktach na Lord�s*. � Zauwa�y� pan pokrowiec na strzelb� przy drzwiach? � Owszem � przytakn�� Castle, cho� nie widzia� go przedtem. � To dlatego pomy�la�em o polowaniu. � Z zadowoleniem spostrzeg�, �e Daintry wygl�da na przekonanego. � Nie ma w tym nic osobistego � wyja�ni� Daintry. � Czysto rutynowa kontrola. Tyle mamy przepis�w, �e czasami zdarza si� nam lekcewa�y� niekt�re z nich. To le�y w ludzkiej naturze. Na przyk�ad zakaz wynoszenia materia��w z biura... Spojrza� znacz�co na akt�wk� Castle�a. Oficer i d�entelmen otworzy�by j� natychmiast z jakim� �arcikiem, ale Castle nie by� oficerem ani nie uwa�a� si� za d�entelmena. By� ciekaw, jak daleko posunie si� nowy czy�ciciel. � Nie id� do domu � podkre�li�. � Wychodz� tylko na lunch. � Nie ma pan chyba nic przeciwko... � Daintry wyci�gn�� r�k� po akt�wk�. � O to samo poprosi�em Davisa � doda�. � Davis nie mia� ze sob� akt�wki, kiedy go widzia�em. Daintry zaczerwieni� si�. By�by tak samo zawstydzony, pomy�la� Castle, gdyby zastrzeli� naganiacza. � Och, to musia� by� ten drugi � powiedzia�. � Zapomnia�em, jak on si� nazywa. � Watson? � podsun�� brygadier. � Tak, Watson. � Wi�c sprawdza� pan nawet naszego szefa? � To cz�� procedury � stwierdzi� Daintry. Castle otworzy� akt�wk�. Wyj�� egzemplarz Berkhamsted Gazette. � Co to? � zainteresowa� si� Daintry. � Lokalna gazeta. Zamierza�em przeczyta� j� przy lunchu. � Tak, oczywi�cie. Zapomnia�em. Mieszka pan do�� daleko st�d. Nie przeszkadza to panu? � To mniej ni� godzina jazdy poci�giem. Musz� mie� dom i ogr�d. Widzi pan, mam dziecko. I psa. Nie mo�na ich chowa� w mieszkaniu, w ka�dym razie nie tak komfortowo. � Zauwa�y�em, �e czyta pan �Clariss� Harlowe�. Podoba si� panu? � Jak dot�d, tak. Ale zosta�y mi jeszcze cztery tomy. � A to co? � Lista rzeczy do zapami�tania. � Do zapami�tania? � Lista zakup�w � wyja�ni� Castle. Pod nag��wkiem z jego adresem, Kings Road 129, widnia�o: �Dwie paczki malteser�w. P� funta Earl Greya. Ser: Wensleydale lub Double Gloucester. Krem do golenia Yardleya�. � Maltesery? C� to u licha jest? � Rodzaj czekoladek. Powinien pan spr�bowa�. Moim zdaniem s� lepsze ni� kit katy. � My�li pan, �e by�yby odpowiednim prezentem dla pani domu? � zapyta� Daintry. � Chcia�bym jej kupi� co� niecodziennego � spojrza� na zegarek. � Mo�e powinienem wys�a� portiera. Mam jeszcze troch� czasu. Gdzie mo�na je dosta�? � W ABC na Strandzie. � W ABC? � powt�rzy� Daintry. � Tam, gdzie sprzedaj� dmuchany chleb. � Dmuchany chleb... a co to ma...? Zreszt�, nie pora na takie szczeg�y. Te... teasery � jest pan pewien, �e si� nadadz�? � C�, s� r�ne gusta. � Fortnum jest chyba bli�ej. � Tam pan ich nie dostanie. S� za tanie na takie sklepy. � Hmm... Nie chcia�bym wyj�� na sk�pca. � To niech pan ich kupi wi�cej. Na przyk�ad trzy funty. � Jeszcze raz: jak one si� nazywaj�? Mo�e powie pan portierowi wychodz�c? � To ju� pan sko�czy� mnie sprawdza�? Jestem czysty? � Och tak. M�wi�em panu, Castle, �e to tylko formalno��. � Pomy�lnych �ow�w. � Wielkie dzi�ki. Gdy Castle przekaza� portierowi wiadomo��, ten upewni� si�: � Trzy funty, m�wi pan? � Tak. � Malteser�w? � Tak. � Kto to przyd�wiga? Przywo�a� swojego asystenta, zaj�tego akurat lektur� �wierszczyka, i zarz�dzi�: � Le� po maltesery dla pu�kownika Daintry�ego. Trzy funty wystarczy. Tamten liczy� przez chwil�, a potem stwierdzi�: � To b�dzie ze sto dwadzie�cia paczek czy co� ko�o tego. � Nie, nie � sprostowa� Castle. � �le pan liczy. Pu�kownik, jak s�dz�, mia� na my�li wag�, nie kwot�. Zostawi� ich pogr��onych w obliczeniach. W pubie pojawi� si� pi�tna�cie minut po czasie i jego k�cik by� ju� zaj�ty. Jad� i pi� szybko. Wysz�o mu, �e zaoszcz�dzi� trzy minuty. Potem kupi� krem w drogerii na St James�s Arcade, herbat� u Jacksona, tam te� kupi� ser, �eby zyska� na czasie, chocia� zwykle zachodzi� po ser do sklepu na Jermyn Street. Maltesery jednak, kt�re chcia� kupi� w ABC, sko�czy�y si�, zanim tam dotar�. Sprzedawca powiedzia� mu, �e przed chwil� by� na nie nadzwyczajny popyt i Castle musia� zadowoli� si� kit katami. Do biura sp�ni� si� zaledwie trzy minuty. � Nie powiedzia�e� mi, �e sprawdzaj� � zwr�ci� si� do Davisa. � Przysi�g�em, �e nikomu nie powiem. Nakryli ci� na czym�? � Niezupe�nie. � Mnie nakryli. Zapytali, co mam w kieszeni p�aszcza. Mia�em raport od 59800. Chcia�em go przeczyta� przy lunchu. � Co powiedzieli? � Och, tylko mnie ostrzegli. Stwierdzili, �e regu�y zosta�y ustanowione po to, by ich przestrzega�. I pomy�le�, �e kolega Blake* (po co on ucieka�?) za�atwi� sobie czterdziestoletnie zwolnienie z podatku dochodowego, intelektualnego wysi�ku i odpowiedzialno�ci, a my teraz za to cierpimy. � Pu�kownik Daintry nie by� wobec mnie szczeg�lnie dociekliwy � powiedzia� Castle. � Pozna� w Corpus Christi mojego kuzyna. To zupe�nie zmienia posta� rzeczy. rozdzia� II Castle�owi udawa�o si� zwykle zd��y� na poci�g z Euston o sz�stej trzydzie�ci pi��. Do Berkhamsted doje�d�a� punktualnie dwana�cie po si�dmej. Jego rower czeka� na stacji � Castle zna� konduktora od lat i zawsze zostawia� rower pod jego opiek�. Jecha� potem do domu d�u�sz� drog�, dla zdrowia � przez most na kanale, obok wzniesionego w stylu Tudor�w budynku szko�y, przez High Street, mija� szar� kamienn� bry�� parafialnego ko�cio�a, w kt�rym znajdowa� si� he�m krzy�owca, i wje�d�a� na wzg�rze Chilterns. Do swojego ma�ego bli�niaka na King�s Road doje�d�a� zawsze � je�li nie uprzedzi� telefonicznie, �e wr�ci p�niej � o wp� do �smej. Mia� wtedy czas powiedzie� dobranoc synowi i wypi� whisky lub dwie przed kolacj� o �smej. Kiedy ma si� dziwaczn� prac�, ka�dy element codziennej rutyny nabiera wielkiej warto�ci; by� mo�e dlatego po przyje�dzie z Afryki Po�udniowej Castle powr�ci� w rodzinne strony: nad kana� ocieniony p�acz�cymi wierzbami, do szko�y i ruin s�awnego niegdy� zamku, kt�ry nie podda� si�, obl�ony przez Delfina, i kt�rego jednym z budowniczych, jak g�osi�a legenda, by� Chaucer, a tak�e � kto wie? � by� mo�e kt�ry� z przodk�w Castle�a* pracowa� tam jako rzemie�lnik. Z zamku zosta�o teraz tylko kilka poro�ni�tych traw� pag�rk�w i kr�tki ci�g kamiennych mur�w, r�wnoleg�y do kana�u i linii kolejowej. Za nimi, w�r�d krzew�w g�ogu i kasztanowc�w, bieg�a droga z miasta na b�onia. Przed laty mieszka�cy miasta walczyli o prawo wypasania tam byd�a, ale dzi� mo�na by�o w�tpi�, czy jakiekolwiek zwierz�ta, pr�cz mo�e kr�lik�w czy k�z, po�ywi�yby si� po�r�d paproci, janowc�w i orlic. Gdy Castle by� dzieckiem, na b�oniach trafia�y si� jeszcze resztki okop�w, wykopanych w ci�kiej czerwonej glinie podczas pierwszej wojny �wiatowej przez adept�w przysposobienia oficerskiego, cz�onk�w miejscowej palestry � m�odych prawnik�w, kt�rzy �wiczyli tam, zanim wys�ano ich na �mier� do Belgii lub Francji, ju� jako cz�onk�w bardziej ortodoksyjnej organizacji. Niebezpiecznie by�o chodzi� po b�oniach nie wiedz�c, jak rozmieszczone s� okopy, by�y one bowiem na kilka st�p g��bokie, jak te, kt�re Korpus Ekspedycyjny wykopa� wok� Ypres. Obcy ryzykowa� nag�y upadek i z�amanie nogi. Dzieci, znaj�ce b�onia od ma�ego, buszowa�y po nich swobodnie, do czasu, gdy zaczyna�y traci� orientacj�. Z jakich� powod�w Castle nigdy jej nie straci� i czasami, w dniach wolnych od pracy w biurze, bra� Sama za r�k�, pokazywa� mu kryj�wki i uczy� unika� wielu czyhaj�cych na b�oniach niebezpiecze�stw. Ile� kampanii przeciw przewa�aj�cym si�om stoczy� tam jako dziecko. Dni partyzantki powr�ci�y, marzenia sta�y si� rzeczywisto�ci�. �yj�c w�r�d rzeczy od dawna dobrze znanych, czu� si� bezpieczny � jak recydywista zamkni�ty ponownie w wi�zieniu, kt�re dobrze zna. Castle pcha� sw�j rower w g�r� King�s Road. Postawi� sw�j dom z pomoc� towarzystwa budowlanego po powrocie do Anglii. M�g� z powodzeniem zaoszcz�dzi� pieni�dze, p�ac�c got�wk�, ale nie chcia� r�ni� si� zbytnio od nauczycieli z s�siedztwa � z ich pensji nie mo�na by�o wiele od�o�y�. Z tego samego powodu nie zdj�� znad frontowych drzwi krzykliwego witra�a przedstawiaj�cego ��miej�cego si� kawalera�*. Nie lubi� go, kojarzy� mu si� z gabinetem dentystycznym � w prowincjonalnych miasteczkach witra�e cz�sto kryj� przed oczami obcych m�ki pacjent�w na fotelu � poniewa� jednak jego s�siadom nie przeszkadza�y podobne ozdoby, zostawi� sw�j w spokoju. Nauczyciele z King�s Road twardo trzymali si� zasad estetycznych wyniesionych z p�nocnej cz�ci Oksfordu, gdzie wielu z nich pija�o herbat� ze swoimi wyk�adowcami. Castle m�g�by r�wnie dobrze postawi� sw�j rower w holu pod schodami na Banbury Road. Otworzy� drzwi kluczem typu Yale. My�la� kiedy� o kupnie zamka wpuszczanego we framug� lub czego� podobnego w sklepie Chubba na St James�s Street, ale si� powstrzyma�. Jego s�siadom wystarczy� Yale, poza tym w ci�gu ostatnich trzech lat w�amania zdarza�y si� nie bli�ej ni� w Boxmoor. Hol by� pusty, tak samo salon � widzia� to przez otwarte drzwi. Z kuchni nie dochodzi� �aden d�wi�k. Od razu zauwa�y�, �e na kredensie, obok syfonu, nie by�o butelki whisky. Wieloletnia rutyna zosta�a naruszona i Castle poczu� niepok�j, jak uk�ucie owada. � Saro! � zawo�a�, ale nie us�ysza� odpowiedzi. Wstrzyma� oddech stoj�c w otwartych drzwiach do holu, obok stojaka na parasole, i obrzucaj�c szybkimi spojrzeniami znajomy obraz, w kt�rym brakowa�o jednego elementu � butelki whisky. Odk�d tu zamieszkali, nie opuszcza�a go pewno��, �e pewnego dnia spotka ich nieszcz�cie i wiedzia�, �e kiedy to si� zdarzy, nie mo�e dopu�ci�, by zdradzi�a go panika � musi uciec szybko, nie pr�buj�c nawet zabra� �adnej pami�tki ich wsp�lnego �ycia. �Wtedy ci, kt�rzy b�d� w Judei, niech uciekaj� w g�ry...�* Nie wiedzie� dlaczego, pomy�la� o kuzynie w Ministerstwie Skarbu, jakby by� on rodzajem amuletu, kr�licz� �apk� na szcz�cie, a potem odetchn�� z ulg�, s�ysz�c g�osy na pi�trze i kroki schodz�cej na d� Sary. � Nie s�ysza�am ci�, kochanie. Rozmawia�am z doktorem Barkerem. Doktor Barker szed� za ni� � pan w �rednim wieku, z jaskrawym znamieniem truskawkowego koloru na lewym policzku, w szarym, jakby przykurzonym ubraniu, z dwoma wiecznymi pi�rami w kieszonce na piersi � a mo�e jedno by�o miniaturow� latark�, kt�r� �wieci� w gard�a pacjent�w? � Co� nie w porz�dku? � Sam ma odr�, kochanie. � Wydobrzeje � orzek� doktor Barker. � Trzeba mu tylko ciszy. I niezbyt du�o �wiat�a. � Napije si� pan whisky, doktorze? � Nie, dzi�kuj�. Mam jeszcze dwie wizyty, a ju� jestem sp�niony na kolacj�. � Gdzie Sam m�g� z�apa� odr�? � Och, u nas to niemal�e epidemia. Ale nie ma si� czym martwi�, on ma tylko lekki atak. Gdy doktor wyszed�, Castle poca�owa� �on�. Przesun�� d�oni� po jej czarnych, sztywnych w�osach, dotkn�� wysokich ko�ci policzkowych. Czu� pod palcami rysy jej czarnej twarzy, jak m�g�by czu� kto� podnosz�cy kawa�ek rze�by spo�r�d od�amk�w zalegaj�cych schody hotelu dla bia�ych turyst�w; upewnia� si�, �e to, co najbardziej na �wiecie ceni�, wci�� by�o bezpieczne. Zawsze pod koniec dnia czu�, �e nie by�o go latami i przez ca�y ten czas ona by�a w domu � bezbronna. Nikt tu jednak nie zwraca� uwagi na jej afryka�skie pochodzenie. �adne tutejsze prawo nie mog�o zagrozi� ich �yciu. Byli bezpieczni � tak bezpieczni, jak tylko mogli by�. � Co si� sta�o? � spyta�a. � Martwi�em si�. Wszystko by�o nie tak, kiedy przyszed�em. Ciebie nie by�o. Nawet ta butelka... � Oj, te twoje przyzwyczajenia... Kiedy przygotowywa�a drinka, Castle zacz�� rozpakowywa� akt�wk�. � Rzeczywi�cie nie ma si� czym martwi�? � zapyta�. � Nie lubi� tonu, jakim m�wi� lekarze. Szczeg�lnie kiedy zapewniaj�, �e wszystko jest w porz�dku. � Ale wszystko jest w porz�dku. � Mog� go zobaczy�? � �pi teraz. Lepiej go nie bud�. Da�am mu aspiryn�. Castle od�o�y� na p�k� pierwszy tom �Clarissy Harlowe�. � Sko�czy�e�? � Nie, w�tpi�, czy kiedykolwiek sko�cz�. �ycia na to nie starczy. � Zawsze my�la�am, �e lubisz d�ugie ksi��ki. � W takim razie przeczytam �Wojn� i pok�j�, nim b�dzie za p�no. � Nie mamy tej ksi��ki. � Kupi� jutro. Sara uwa�nie odmierzy�a poczw�rn� wed�ug angielskich miar whisky i poda�a mu j�, otoczywszy jego d�oni� szklank�, jakby to by�a wiadomo�� przeznaczona tylko dla niego. Rzeczywi�cie, tylko oni dwoje wiedzieli, ile pi� � zwykle nie pija� wi�cej ni� jedno piwo, gdy siedzia� w barze z kolegami lub nawet w�r�d nieznajomych. W zawodzie, kt�ry wykonywa�, najmniejszy �lad uzale�nienia m�g� zosta� potraktowany podejrzliwie. Tylko Davisowi by�o to na tyle oboj�tne, �e ��opa� bez umiaru nie patrz�c, czy kto� go widzi, ale ta jego �mia�o�� bra�a si� z przekonania o swojej kompletnej niewinno�ci. Castle na zawsze utraci� �mia�o�� razem z niewinno�ci� w Po�udniowej Afryce, czekaj�c na nadej�cie katastrofy. � Nie b�dzie ci przeszkadza�o � spyta�a Sara � je�li zjemy dzi� zimn� kolacj�? Ca�y wiecz�r by�am przy Samie. � Oczywi�cie, �e nie. Otoczy� j� ramieniem. To, jak bardzo si� kochali, by�o tak wielk� tajemnic�, jak ilo�� whisky w szklance. Rozmawia� o tym z kimkolwiek znaczy�oby kusi� los. Mi�o�� by�a totalnym ryzykiem. Literatura zawsze tak j� opisywa�a. Tristan, Anna Karenina, nawet ��dze Lovelace�a � Castle spojrza� na ostatni tom �Clarissy�. �Lubi� swoj� �on� � na g�os nigdy nie powiedzia� wi�cej, nawet Davisowi. � Nie wiem, co bym bez ciebie zrobi�. � Mniej wi�cej to samo, co robisz teraz. Dwie podw�jne przed kolacj�. � Kiedy przyszed�em i nie by�o ciebie, przestraszy�em si�. � Czego? � �e zostan� sam. Biedny Davis � doda�. � Wraca� do domu, w kt�rym nikt nie czeka... � Na pewno ma wiele innych przyjemno�ci. � Ja wol� poczucie bezpiecze�stwa � odpar� Castle. � Czy �ycie na zewn�trz jest tak niebezpieczne, jak to wszystko tutaj? � upi�a �yk ze swojej szklanki i dotkn�a jego ust swoimi, wilgotnymi od J. & B. Castle zawsze kupowa� J. & B. ze wzgl�du na kolor � du�a whisky z wod� nie wygl�da�a wcale na mocniejsz� od s�abej whisky innej marki. Na stoliku przy sofie zadzwoni� telefon. Castle podni�s� s�uchawk� i rzuci�: �Halo�. Nikt nie odpowiada�. Bezg�o�nie policzy� do czterech i od�o�y� s�uchawk�, kiedy z drugiej strony przerwano po��czenie. � Nikt si� nie odezwa�? � Pewnie pomy�ka. � To si� zdarzy�o ju� trzy razy w tym miesi�cu. Zawsze wtedy, kiedy by�e� do p�na w biurze. Nie uwa�asz, �e to jaki� z�odziej sprawdza, czy kto� jest w domu? � Nie ma tu czego rabowa�. � Pe�no teraz tych okropnych historii, kochanie, o m�czyznach w po�czochach na g�owie. Nienawidz� tej pory po zachodzie s�o�ca, zanim przyjdziesz. � Dlatego kupi�em ci Bullera. W�a�nie, gdzie jest Buller? � W ogrodzie. �re traw�. Co� go zdenerwowa�o. A poza tym wiesz, jaki on ma stosunek do obcych. Skacze na nich z rado�ci. � Maska z po�czochy chyba by mu si� nie spodoba�a. � Pomy�la�by, �e kto� j� za�o�y�, �eby si� z nim pobawi�. Pami�tasz �wi�ta? Te papierowe kapelusze... � Zanim go kupili�my, zawsze my�la�em, �e boksery to ostre psy. � Bo s� ostre. Kotom �y� nie daj�. Drzwi zaskrzypia�y i Castle odwr�ci� si� szybko. Swoim czarnym, kwadratowym pyskiem Buller otworzy� drzwi i po�o�y� �eb, jak worek kartofli, mi�dzy nogami Castle�a. Ten odepchn�� go. Na nogawce zosta� d�ugi �lad psiej �liny. � Odejd�, Buller � nakaza�. � Je�li on si� tak cieszy, to ka�dy z�odziej ucieknie, gdzie pieprz ro�nie. � Buller zacz�� spazmatycznie warcze� i kr�c�c zadem, jakby mia� robaki, cofa� si� ku drzwiom. � Spok�j, Buller. � On tylko chce na spacer. � O tej porze? M�wi�a�, �e co� mu dolega. � Widocznie po tej trawie mu przesz�o. � Buller, przesta�, do diab�a. �adnego spaceru. Buller ci�ko opad� na ziemi� i �lini�c parkiet pr�bowa� si� uspokoi�. � Inkasent si� go dzi� przestraszy�, a Buller tylko chcia� by� mi�y. � Przecie� inkasent go zna. � Ten by� nowy. � Nowy? Dlaczego? � Nasz inkasent ma gryp�. � A obejrza�a� jego legitymacj�? � Oczywi�cie. Kochanie, czy teraz ty zaczynasz si� ba� z�odziei? Przesta�, Buller, przesta� ju�! � Buller z widoczn� przyjemno�ci� wylizywa� genitalia. Castle przeskoczy� przez niego i wszed� do holu. Uwa�nie obejrza� licznik i, nie znalaz�szy niczego podejrzanego, wr�ci� do salonu. � Ty si� jednak czym� denerwujesz. � To doprawdy nic takiego. Co� si� sta�o w biurze. Nowy facet od bezpiecze�stwa si� szarog�si. To mnie zdenerwowa�o. Pracuj� tam od ponad trzydziestu lat i chyba powinni mi ju� ufa�. Nast�pnym razem b�d� nam przetrz�sa� kieszenie przed wyj�ciem na lunch. Wyobra� sobie, �e grzeba� w mojej akt�wce. � Trzeba im odda� sprawiedliwo��, kochanie. To nie ich wina. To wina tej pracy. � Teraz ju� za p�no na zmian�. � Na nic nigdy nie jest za p�no � odpowiedzia�a, a on pomy�la�, �e chcia�by jej uwierzy�. Poca�owa�a go jeszcze raz i posz�a do kuchni przygotowa� kolacj�. Kiedy usiedli i Castle nala� sobie nast�pn� whisky, Sara powiedzia�a: � A tak powa�nie, chyba rzeczywi�cie za du�o pijesz. � Tylko w domu. Tylko ty mnie przy tym widzisz. � Nie mam na my�li pracy, tylko twoje zdrowie. Nic mnie nie obchodzi twoja praca. � Nie? � Departament Ministerstwa Spraw Zagranicznych. Ka�dy wie, co to znaczy, ale ty musisz trzyma� j�zyk za z�bami, jak przest�pca. Gdyby� powiedzia� mi, swej �onie, co dzi� robi�e�, wyrzuciliby ci�. A ja chcia�abym, �eby ci� wyrzucili. Co dzisiaj robi�e�? � Plotkowa�em z Davisem. Sporz�dzi�em kilka notatek, wys�a�em telegram, aha, i jeszcze zosta�em przes�uchany przez tego nowego. Zna� w Corpus Christi mojego kuzyna. � Kt�rego kuzyna? � Rogera. � Tego snoba z Ministerstwa Skarbu? � Tak. Kiedy ju� si� k�adli, Castle zapyta�: � Mo�e zajrzymy do Sama? � Pewnie. Ale on ju� mocno �pi. Buller poszed� za nimi i za�lini� po�ciel. � Oj, Buller. Buller zamacha� tym, co mu zosta�o z ogona, jakby us�ysza� pochwa��. Jak na boksera nie by� inteligentny. Kosztowa� mas� pieni�dzy i by� chyba nieco zbyt rasowy. Ch�opiec le�a� wyci�gni�ty na skos w swoim ��ku z tekowego drewna, z g�ow� na pude�ku o�owianych �o�nierzyk�w zamiast na poduszce. Czarna stopka wysun�a si� ca�kiem spod koca, a mi�dzy jej palcami tkwi� oficer czo�gist�w. Castle patrzy�, jak Sara uk�ada syna, podnosi oficera i wyci�ga spadochroniarza spod uda Sama. Dotyka�a go z pozorn� niedba�o�ci� eksperta, a on ci�gle g��boko spa�. � Jest bardzo rozpalony � zaniepokoi� si� Castle. � Te� by�by� rozpalony, gdyby� mia� 39,40. Po ch�opcu bardziej by�o zna� afryka�skie pochodzenie ni� po matce i Castle przypomnia� sobie fotografi� teren�w dotkni�tych g�odem � ma�e cia�ko rozci�gni�te na pustynnym piasku i obserwuj�cego je s�pa. � To bardzo wysoka temperatura � powiedzia�. � Nie dla dziecka. Zawsze zdumiewa�a go jej pewno��: umia�a przyrz�dzi� nowe danie nie zagl�daj�c do �adnej ksi��ki kucharskiej i nigdy nic nie st�uk�a. Teraz bez mrugni�cia okiem delikatnie obr�ci�a ch�opca na bok i mocno otuli�a kocem. � Mocno �pi. � Tyle �e ma koszmary. � Znowu? � Ci�gle ten sam. Jedziemy we dwoje poci�giem, a on zostaje sam. Gdzie� na peronie jaki� nieznajomy chwyta go za rami�. Ale nie ma si� czym martwi�. To taki wiek koszmar�w. Czyta�am gdzie�, �e dziecko miewa koszmary, gdy zaczyna si� ba� szko�y. Chcia�abym, �eby poszed� do klasy przygotowawczej. Mo�e mie� k�opoty. Czasem �a�uj�, �e nie ma tu segregacji. � Przecie� Sam dobrze biega. W Anglii nie miewa si� k�opot�w w szkole, je�li si� jest dobrym w jakim� sporcie. W ��ku Sara zbudzi�a si� z pierwszego snu i zauwa�y�a, jakby si� jej to przy�ni�o: � Dziwne, prawda? Jeste� taki przywi�zany do Sama. � Oczywi�cie, �e jestem. Czemu mia�bym nie by�? My�la�em, �e ju� zasn�a�. � Nic w tym oczywistego. To przecie� b�kart. � B�kart, bachor... Davis czasami go tak nazywa. � Davis? Ale on nie wie? � spyta�a ze strachem. � Na pewno nie wie? � Nie, nie martw si�. On tak m�wi na wszystkie dzieci. � Ciesz� si�, �e ojciec Sama gryzie ziemi� � powiedzia�a nagle. � Ja te�. W ko�cu m�g� ci� po�lubi�, biedaczysko. � Nie. Ca�y czas by�am zakochana w tobie. By�am w tobie zakochana nawet wtedy, gdy pocz�am Sama. On jest bardziej twoim dzieckiem ni� jego. Kiedy on robi� to ze mn�, pr�bowa�am my�le� o tobie. On by� taki letni. Na uniwersytecie m�wili na niego Wuj Tom. Sam nie b�dzie letni, prawda? Gor�cy albo zimny, ale nie letni. � Czemu o tym rozmawiamy? � Bo Sam jest chory. I dlatego, �e si� martwisz. Kiedy nie czuj� si� bezpieczna, przypominam sobie, co czu�am, kiedy wiedzia�am ju�, �e b�d� musia�a powiedzie� ci o dziecku. Tej pierwszej nocy za granic�, w Louren�o Marques, w hotelu Polana. My�la�am sobie: ubierze si� i p�jdzie sobie, na zawsze. Ale ty nie poszed�e�. Zosta�e� i kochali�my si�, nie zwa�aj�c na Sama w �rodku. Teraz, wiele lat p�niej, le�eli razem cicho, dotykaj�c si� jedynie ramionami. Castle zastanawia� si�, czy tak b�dzie wygl�da�a szcz�liwa staro��, kt�r� czasami widzia� w ludzkich twarzach, ale wiedzia�, �e jego ju� nie b�dzie, zanim ona si� zestarzeje. Wiedzia�, �e staro�ci nie b�dzie im nigdy dane dzieli�. � Nie jest ci czasem smutno � spyta�a � �e nie mamy jednak w�asnego dziecka? � Sam to a� za du�a odpowiedzialno��. � Ja nie �artuj� � powiedzia�a. � Nie chcia�by� mie� w�asnego dziecka? � I tym razem Castle wiedzia�, �e nie wykr�ci si� od odpowiedzi. � Nie � odpar�. � Dlaczego? Wszystko chcia�aby� wiedzie�, Saro. Kocham Sama, bo jest tw�j, a nie m�j. Bo nie widz� w nim siebie, tylko ciebie. Nie chc� siebie powiela�. Nie chc� ju� na nikogo zrzuca� odpowiedzialno�ci. rozdzia� III 1 � Nie ma jak poranne polowanie � powiedzia� z udanym zapa�em pu�kownik Daintry do lady Hargreaves, strz�saj�c b�oto z but�w przed wej�ciem do domu. � Ptaszki znakomicie dopisa�y. Pozostali go�cie wysypywali si� za nim z samochod�w, pr�buj�c z wymuszonym entuzjazmem dru�yny futbolowej okaza� satysfakcj� p�yn�c� z polowania i nie da� po sobie pozna�, jak w gruncie rzeczy s� przemarzni�ci i ub�oceni. � Drinki czekaj� � oznajmi�a w odpowiedzi lady Hargreaves. � Obs�u�cie si�, panowie. Lunch za dziesi�� minut. W oddali kolejne auto wspina�o si� przez park na wzg�rze. Czyj� g�uchy �miech rozbrzmia� w zimnym, wilgotnym powietrzu, kto� inny zakrzykn��: � Buffy w ko�cu jedzie. Oczywi�cie na lunch. � Tyle s�ysza�em o pani wspania�ym puddingu z ciel�cin� i nereczkami � zwr�ci�, si� Daintry do lady Hargreaves. � Chyba ma pan na my�li pasztet. Czy rzeczywi�cie dobrze si� pan bawi� rano, pu�kowniku? � w jej g�osie brzmia� lekki ameryka�ski akcent, podkre�laj�cy jego przyjemne brzmienie, jak zapach drogich perfum. � Ba�anty nie dopisa�y � odpowiedzia� Daintry � ale poza tym by�o �wietnie. � Harry � rzuci�a ponad jego ramieniem. � Dicky... A gdzie Dodo? Czy gdzie� znikn��? Nikt nie m�wi� do Daintry�ego po imieniu, bo nikt nie zna� jego imienia. Z uczuciem osamotnienia obserwowa� wdzi�czn�, smuk�� sylwetk� gospodyni schodz�cej po kamiennych stopniach, by powita� Harry�ego poca�unkiem w oba policzki. Samotnie wszed� do jadalni, w kt�rej na bufecie czeka�y drinki. Przysadzisty, rumiany m�czyzna w tweedowym ubraniu � Daintry gdzie� go ju� widzia� � przyrz�dza� sobie wytrawne martini. Na nosie mia� okulary w srebrnej oprawce, po�yskuj�ce w s�o�cu. � Prosz� przyrz�dzi� i dla mnie � poprosi� Daintry � je�li robi pan naprawd� wytrawne. � Dziesi�� do jednego � odpowiedzia� m�czyzna. � Chrzczone korkiem, jak to m�wi�. Zawsze dodaj� kropelk� dla aromatu. Pan jest Daintry, prawda? Pan mnie nie pami�ta? Jestem Percival. Mierzy�em panu raz ci�nienie. � Ach, tak, doktor Percival. Pracujemy mniej wi�cej w tej samej firmie, prawda? � Zgadza si�. C �yczy� sobie*, �eby�my si� spotkali po cichu, tutaj nie trzeba si� bawi� w szyfrowanie niczego. Ja nigdy nie mog� zmusi� swojego wokodera do dzia�ania, a pan? K�opot w tym, �e ja nie poluj�. W�dkuj� tylko. Jest pan tu po raz pierwszy? � Tak. Kiedy pan przyjecha�? � Troch� wcze�niej, oko�o po�udnia. Mam bzika na punkcie swojego jaguara. Nigdy nie je�d�� wolniej ni� setk�. Daintry spojrza� na st�. Przy ka�dym nakryciu sta�a butelka piwa. Nie lubi� piwa, ale z jakich� powod�w zawsze uwa�ano, �e pasuje ono do polowania. By� mo�e mia�o to co� wsp�lnego z ch�opi�co�ci� ca�ej tej ceremonii, jak piwo imbirowe na Lord�s. Daintry nie by� ch�opi�cy. Polowanie by�o dla niego czystym wsp�zawodnictwem � zaj�� kiedy� drugie miejsce w Pucharze Kr�lewskim. Na �rodku sto�u sta�y ma�e srebrne miseczki na s�odycze; zauwa�y�, �e s� wype�nione malteserami, kt�re przywi�z�. Poprzedniego wieczoru poczu� si� nieco zak�opotany, gdy wr�czy� lady Hargreaves prawie ca�y ich karton; wyra�nie nie mia�a poj�cia, co to jest i co z tym zrobi�. Pomy�la�, �e ten Castle umy�lnie wywi�d� go w pole. Ucieszy�o go, �e w srebrnych miseczkach wygl�daj� lepiej ni� w plastykowych torebkach. � Lubi pan piwo? � zapyta� Percivala. � Lubi� wszystko, co zawiera alkohol, z wyj�tkiem Fernet-Branca � odpowiedzia� doktor. W chwil� potem do jadalni ha�a�liwie weszli Buffy, Dodo, Harry, Dicky i inni. Srebro i szk�o zawibrowa�o od jowialnego �miechu. Daintry by� zadowolony z obecno�ci Percivala, kt�rego imienia r�wnie� nikt zdawa� si� nie zna�. Niestety, rozdzielono ich przy stole. Percival szybko sko�czy� pierwsz� butelk� piwa i napocz�� drug�. Daintry poczu� si� zdradzony, wygl�da�o bowiem na to, �e Percival nawi�zuje kontakt z s�siadami przy stole tak �atwo, jakby wszyscy pracowali w firmie. Zacz�� opowiada� jak�� historyjk� o w�dkowaniu, kt�ra roz�mieszy�a cz�owieka zwanego Dickym. Daintry siedzia� mi�dzy facetem, w kt�rym domy�li� si� Buffy�ego, a szczup�ym, starszawym cz�owiekiem o twarzy prawnika. Przedstawi� si� i jego nazwisko wyda�o si� Daintry�emu znajome. By� prokuratorem generalnym albo ministrem sprawiedliwo�ci; Daintry nie m�g� sobie przypomnie�, kt�rym z nich. Niepewno�� nie pozwala�a mu wszcz�� rozmowy. � Bo�e m�j, czy to s� maltesery!? � wykrzykn�� nagle Buffy. � Zna pan maltesery? � zainteresowa� si� Daintry. � Nie jad�em ich od lat. W dzieci�stwie zawsze je kupowa�em w kinie. Bardzo smaczne. Jest tu gdzie� w pobli�u kino? � W�a�ciwie to przywioz�em je z Londynu. � Pan bywa w kinie? Ja ju� tak dawno nie by�em. Wi�c ci�gle je tam sprzedaj�? � Mo�na je te� dosta� w sklepach. � Nie wiedzia�em. Gdzie pan je kupi�? � W ABC. � W ABC? � To tam, gdzie sprzedaj� dmuchany chleb � Daintry niezdecydowanym tonem powt�rzy�, co m�wi� mu Castle. � Nadzwyczajne! Co to jest dmuchany chleb? � Nie wiem � powiedzia� Daintry. � Czego to dzi� nie wymy�l�. Nie zdziwi�bym si�, gdyby przygotowywano je komputerowo. � Pochyli� si� nad sto�em, wzi�� maltesera i zatkn�� go sobie za uchem, jak cygaro. � Buffy! � zawo�a�a przez st� pani domu. � Nie przed pasztetem! � Przepraszam, moja droga. Nie mog�em si� oprze�. Nadzwyczajna rzecz te komputery � zwr�ci� si� do Daintry�ego. � Zap�aci�em kiedy� pi�taka, �eby mi komputerowo znale�li �on�. � Nie jest pan �onaty? � zdziwi� si� Daintry, patrz�c na z�ot� obr�czk� Buffy�ego. � Nie. Nosz� to dla ochrony. Z tym szukaniem �ony to nie by�o na serio. Raczej jak pr�bowanie nowej zabawki. Wype�ni�em piekielnie d�ugi formularz: wykszta�cenie, zainteresowania, zaw�d, co tam jeszcze � wzi�� nast�pnego maltesera. � �asuch ze mnie � stwierdzi�. � Zawsze taki by�em. � Dosta� pan jak�� odpowied�? � Skontaktowali mnie z dziewczyn�. Dziewczyn�! Trzydziestka pi�tka jak nic. Chcia�a herbaty. Nie pijam herbaty, odk�d zmar�a moja mama. Powiedzia�em: �Moja droga, mo�e by�my si� napili whisky? Znam tu kelnera, naleje nam troch�. Odpar�a, �e nie pije. Wyobra�a pan sobie? � Czy�by komputer si� pomyli�? � Sko�czy�a ekonomi� na Uniwersytecie Londy�skim. Mia�a wielkie okulary. By�a p�aska. M�wi�a, �e dobrze gotuje, a ja na to, �e zawsze jadam u White�a. � Widzieli�cie si� potem? � Nie rozmawiali�my wi�cej ze sob�, ale kiedy� pomacha�a mi z autobusu, gdy wychodzi�em z klubu. �enuj�ce! By�em wtedy z Dickym. To wszystko dlatego, �e po St James�s Street je�d��, autobusy. Nikt ju� nie jest bezpieczny. Po pasztecie przysz�a kolej na tarte polan� melas� i wielkiego Stiltona. Sir John Hargreaves rozla� porto. Czu�o si�, �e przy stole panuje lekki niepok�j, jak wtedy, gdy urlop trwa za d�ugo. Biesiadnicy zerkali na szare niebo za oknami � mia�o si� ku zachodowi. Pili szybko porto, jakby z poczuciem winy � nie przyjechali tu dla czczej przyjemno�ci, opr�cz Percivala, kt�ry si� nie przejmowa�. Opowiada� kolejn� w�dkarsk� historyjk�, a na stole przed nim sta�y cztery butelki po piwie. Prokurator generalny, a mo�e minister sprawiedliwo�ci, powiedzia� ci�ko: �Trzeba si� zbiera�. Ju� p�no�. Wida� by�o, �e nie przyjecha� si� bawi�, ale pracowa�, i Daintry podziela� jego zdanie. Hargreaves rzeczywi�cie powinien si� ruszy�, ale prawie spa�. Po latach sp�dzonych w koloniach � by� niegdy� m�odszym komisarzem rz�dowym na obszarze, kt�ry nazywano wtedy Z�otym Wybrze�em � zyska� zdolno�� odbywania sjesty w najbardziej niesprzyjaj�cych warunkach, nawet w otoczeniu k��c�cych si� kacyk�w, kt�rzy robili o wiele wi�cej ha�asu ni� Buffy. � John � zawo�a�a przez st� lady Hargreaves � obud� si�. Otworzy� niebieskie, spokojne oczy, w kt�rych nie malowa�o si� �adne zaskoczenie. � Drzema�em � powiedzia�. M�wiono, �e jako m�ody cz�owiek, gdzie� w Aszanti, przez przypadek spr�bowa� ludzkiego mi�sa, ale jego apetyt od tego nie ucierpia�. Podobno mia� powiedzie� gubernatorowi: �Doprawdy, sir, nie mog� narzeka�. Wy�wiadczyli mi wielki zaszczyt zapraszaj�c do sto�u i dziel�c si� tym, co mieli�. � C�, Daintry � rzek� Hargreaves � my�l�, �e czas wr�ci� do rzeczywisto�ci. � Podni�s� si� z krzes�a i ziewn��. � Kochanie, tw�j pasztet jest po prostu zbyt dobry. Daintry patrzy� na niego z zazdro�ci�. Zazdro�ci� mu przede wszystkim jego pozycji: Hargreaves by� jednym z niewielu ludzi spoza firmy kiedykolwiek mianowanych dyrektorem. Nikt nie wiedzia�, czemu go wybrano � podejrzewano wp�yw jakich� nieznanych czynnik�w � swoje jedyne do�wiadczenia wywiadowcze sir John zdoby� bowiem podczas wojny w Afryce. Daintry zazdro�ci� mu te� �ony � by�a tak bogata, reprezentacyjna, tak bezb��dnie ameryka�ska. Wygl�da�o na to, �e Amerykanka nie by�a uwa�ana za cudzoziemk�, je�li w gr� wchodzi�o ma��e�stwo. Ma��e�stwo z cudzoziemk� wymaga�o specjalnego pozwolenia, kt�rego cz�sto odmawiano; ma��e�stwo z Amerykank� by�o chyba jedynie potwierdzeniem specjalnych zwi�zk�w. Z drugiej strony zastanawia� si�, czy lady Hargreaves zosta�a sprawdzona przez MI5 i zaaprobowana przez FBI. � Daintry � odezwa� si� znowu Hargreaves � porozmawiamy wieczorem: pan, ja i Percival. Niech tylko wszyscy sobie p�jd�. 2 Sir John ku�tyka� po pokoju cz�stuj�c cygarami, nalewaj�c whisky, grzebi�c pogrzebaczem w kominku. � Niespecjalnie lubi� polowa� � stwierdzi�. � W Afryce nigdy nie polowa�em, chyba �e aparatem fotograficznym, ale moja �ona lubi stare angielskie zwyczaje. Je�li masz ziemi�, m�wi, musisz mie� i ptaki. Obawiam si�, �e nie by�o zbyt wiele ba�ant�w, co, Daintry? � W sumie to by� bardzo dobry dzie� � odpowiedzia� pu�kownik. � By�oby dobrze, gdyby mia� pan pstr�garni� � zauwa�y� Percival. � Ach tak, pan si� zajmuje w�dkowaniem. C�, mo�na powiedzie�, �e musimy z�apa� pewn� ryb�. � Uderzy� pogrzebaczem pal�ce si� polano. � To na nic � rzek� � ale lubi� patrze�, jak lec� skry. Wygl�da na to, �e w sekcji sz�stej jest przeciek. � Na miejscu czy w terenie? � zapyta� Percival. � Nie jestem pewien, ale dr�czy mnie przeczucie, �e tutaj, w centrali. W jednej z sekcji afryka�skich, w 6A. � Dopiero co sko�czy�em sprawdza� 6A � powiedzia� Daintry. � Rutynowa kontrola, ot, po to, by pozna� ludzi. � Tak, powiedziano mi o tym. Dlatego poprosi�em pana tutaj. By�o mi r�wnie� mi�o zaprosi� pana na polowanie. Zauwa�y� pan co� niepokoj�cego? � Dyscyplina jest nieco rozlu�niona, tak zreszt� jak i w pozosta�ych sekcjach. Przeprowadzi�em pobie�n� kontrol�, na przyk�ad tego, co maj� w akt�wkach wychodz�c na lunch. Nic powa�nego, ale by�em zdumiony, �e tak wielu nosi te akt�wki ze sob�... To ostrze�enie, ale takie ostrze�enie mo�e przestraszy� kogo� nerwowego. Nie mo�emy ich poddawa� rewizji osobistej. � Robi� tak w kopalniach diament�w, ale ma pan racj�: w West Endzie rewizja wygl�da�aby nieco dziwacznie. � Czy co� by�o nie w porz�dku? � zapyta� Percival. � Nic powa�nego. Davis z sekcji 6A chcia� wynie�� raport. M�wi�, �e mia� zamiar go przejrze� przy lunchu. Ostrzeg�em go oczywi�cie i kaza�em zostawi� raport u brygadiera Tomlinsona. Zbada�em ca�� spraw�. Od czasu Blake�a wszyscy s� bardzo dok�adnie sprawdzani, ale zosta�o jeszcze kilku ludzi, kt�rzy wtedy dla nas pracowali. Niekt�rzy pami�taj� nawet Burgessa i Macleana*. Mogliby�my ponownie zacz�� ich �ledzi�, ale trudno podj�� stary trop. � Istnieje mo�liwo��, oczywi�cie tylko mo�liwo�� � rzek� Hargreaves � �e przeciek powsta� za granic�, a tutaj podrzucono dowody, po to, by wprowadzi� zam�t w firmie, nadszarpn�� morale i narazi� na szwank nasz� opini� u Amerykan�w. Gdyby si� roznios�o, �e mamy przeciek, mog�oby to nam bardziej zaszkodzi� ni� on sam. � My�la�em o tym � przyzna� Percival. � Przes�uchania w parlamencie. Wywlekanie starych nazwisk: Vassall, afera Portland, Philby*. A gdyby chcieli to nag�o�ni�, nie mo�emy wiele zrobi�. � My�l�, �e powo�ano by komisj�, aby ukr�ci� �eb sprawie � stwierdzi� Hargreaves. � Ale za��my przez moment, �e szukaj� informacji, a nie rozg�osu. Trudno znale�� wa�ne informacje w sekcji sz�stej. W Afryce nie ma atomowych tajemnic. S� partyzanci, wojny plemienne, najemnicy, mali dyktatorzy, z�e zbiory, afery budowlane, z�o�a z�ota, ale �adnych sekret�w. Dlatego zastanawiam si�, czy po prostu nie chc� wywo�a� wra�enia, �e zn�w spenetrowali brytyjskie tajne s�u�by. � Czy to du�y przeciek, szefie? � zapyta� Percival. � Ja bym go nazwa� cieniutkim strumyczkiem, g��wnie ekonomicznej natury, ale interesuj�ce jest, �e opr�cz informacji ekonomicznych dotyczy Chi�czyk�w. Zastanawiam si�, czy jest mo�liwe, aby Rosjanie, nowi w Afryce, chcieli skorzysta� z naszych informacji o nich? � Niewiele si� dowiedz� � odezwa� si� Percival. � Wie pan, jak to jest w centralach. Jednego nie mo�na tam po�o�y� na stole: czystej kartki. � Czemu nie po�lemy im kopii tego, co przesy�amy Amerykanom i nie do��czymy najlepszych �ycze�? Mamy przecie� odpr�enie, no nie? Oszcz�dzimy wszystkim masy k�opot�w. � Percival wyj�� z kieszeni ma�y rozpylacz, spryska� okulary i osuszy� szk�a czyst�, bia�� chusteczk�. � Nalejcie sobie whisky, panowie � poprosi� Hargreaves. � Ja ca�y zesztywnia�em po tym piekielnym polowaniu. Ma pan jakie� pomys�y, Daintry? � Wi�kszo�� ludzi z sekcji sz�stej przysz�a po Blake�u. Je�li na nich nie mo�na polega�, to na nikim. � Jednak �r�d�o przecieku znajduje si� najprawdopodobniej tam, w 6A. W terenie albo w centrali. � Szef sekcji sz�stej, Watson, to stosunkowo m�ody pracownik � zacz�� Daintry. � Zosta� bardzo dok�adnie sprawdzony. Dalej mamy Castle�a. Pracuje u nas od bardzo dawna, �ci�gn�li�my go siedem lat temu z Pretorii, poniewa� by� potrzebny w 6A, poza tym by�y te� powody osobiste: k�opoty z dziewczyn�, z kt�r� chcia� si� o�eni�. Oczywi�cie nie zosta� sprawdzony tak gruntownie jak Watson, ale powiedzia�bym, �e jest czysty. Nieciekawy facet, ale doskona�y w robocie. To ci b�yskotliwi i ambitni s� niebezpieczni. �onaty po raz drugi, jego pierwsza �ona nie �yje. Ma dziecko, dom, po�yczk� hipoteczn� w Metrolandzie. Ubezpieczony na �ycie, sk�adki p�aci regularnie. �yje na niezbyt wysokiej stopie, nie ma nawet samochodu. Zdaje si�, �e codziennie je�dzi rowerem na stacj�. Sko�czy� histori� w Christ Church, z przeci�tnym wynikiem. Uwa�ny, skrupulat. Kuzyn Rogera Castle�a z Ministerstwa Skarbu. � Wi�c my�li pan, �e jest czysty? � Ma swoje dziwactwa, ale nie s� niebezpieczne. To on, na przyk�ad, podsun�� mi kupno tych malteser�w dla lady Hargreaves. � Malteser�w? � To d�uga historia, nie b�d� pan�w zanudza�. Potem mamy Davisa. Nie mog� powiedzie�, �e jestem z niego zadowolony, mimo pozytywnego rezultatu kontroli. � Percival, stary, nalej mi z �aski swojej jeszcze jedn� whisky. Co roku m�wi� sobie, �e to moje ostatnie polowanie... � Ale te paszteciki pa�skiej �ony s� wyborne. Naprawd� trudno im si� oprze� � zaoponowa� Percival. � My�l�, �e mo�na znale�� dla nich jaki� inny pretekst. � Mo�na spr�bowa� wpu�ci� pstr�gi do strumienia... Zazdro�� ponownie da�a zna� o sobie � Daintry po raz kolejny poczu� si� pomini�ty. Poza s�u�b� nie mia� z tymi lud�mi nic wsp�lnego. Nawet poluj�c czu� si� jak profesjonalista. M�wiono, �e Percival kolekcjonuje obrazy, a C? Spo�ecze�stwo sta�o przed nim otworem dzi�ki jego bogatej ameryka�skiej �onie. Pasztet z ciel�cin� i nereczkami � tylko tym mogli si� podzieli� z Daintrym poza biurem, po raz pierwszy i przypuszczalnie ostatni. � Prosz� mi opowiedzie� wi�cej o Davisie � us�ysza� g�os C. � Sko�czy� uniwersytet w Reading. Matematyk� i fizyk�. Cz�� s�u�by wojskowej odby� w Aldermaston. Nigdy nie popiera� strajk�w, przynajmniej nie otwarcie. Nale�y, oczywi�cie, do Partii Pracy. � Jak czterdzie�ci pi�� procent Brytyjczyk�w � zauwa�y� Hargreaves. � Tak, z pewno�ci�, ale... Jest kawalerem. �yje samotnie. Du�o wydaje. Lubi rocznikowe porto, gra na wy�cigach. To jest, rzecz jasna, klasyczne wyt�umaczenie faktu, �e sta� go... � A na co go jeszcze sta�? Opr�cz porto. � No c�, ma jaguara. � Ja te� mam � wtr�ci� Percival. � My�l�, �e mo�emy zapyta�, jak dosz�o do wykrycia przecieku. � Nie poprosi�bym pan�w tutaj, gdybym nie potrafi� odpowiedzie� na to pytanie. Wie o tym Watson, poza nim nikt w sekcji sz�stej. �r�d�o informacji jest raczej niecodzienne: sowiecki zdrajca, tam, na miejscu. � A czy przeciek m�g� powsta� w sekcji sz�stej za granic�? � zapyta� Daintry. � M�g�by, ale w�tpi�. To prawda, �e jeden z raport�w, kt�re przechwycili, pochodzi� bezpo�rednio z Louren�o Marques. Wygl�da� kropka w kropk� jakby napisa� go 69300. Prawie jak kopia, wi�c mo�na by przypuszcza�, �e przeciek pochodzi z zagranicy, gdyby nie kilka skre�le� i poprawek, kt�rych mo�na by�o dokona� tylko tutaj, por�wnuj�c raport z dokumentami. � Kt�ra� z sekretarek? � zasugerowa� Percival. � To od nich Daintry zacz�� kontrol�, nieprawda�? S� sprawdzane dok�adniej ni� ktokolwiek inny. Zostaj� Watson, Castle i Davis. � Martwi mnie � powiedzia� Daintry � �e Davis wynosi� ten raport z biura. Ten z Pretorii. Na pierwszy rzut oka nie by�o w nim nic wa�nego, ale zosta� sporz�dzony pod k�tem Chi�czyk�w. Davis t�umaczy� si�, �e chcia� go przeczyta� przy lunchu, a potem mieli go przedyskutowa� w tr�jk�, z Watsonem. Zapyta�em o to Watsona. Potw