8192
Szczegóły | |
---|---|
Tytuł | 8192 |
Rozszerzenie: |
8192 PDF Ebook podgląd online:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd 8192 pdf poniżej lub pobierz na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. 8192 Ebook podgląd za darmo w formacie PDF tylko na PDF-X.PL. Niektóre ebooki są ściśle chronione prawem autorskim i rozpowszechnianie ich jest zabronione, więc w takich wypadkach zamiast podglądu możesz jedynie przeczytać informacje, detale, opinie oraz sprawdzić okładkę.
8192 Ebook transkrypt - 20 pierwszych stron:
STANIS�AW LEM
MATERAC
I.
- Drogi doktorze - powiedzia�em. - Pan jest nie tylko moim osobistym lekarzem,
ale
przyjacielem domu. Problem, kt�ry panu zawierz�, nie nale�y pewno do medycyny,
ale
znajduj� si� w takim po�o�eniu, �e nikomu ju� nie ufam - poza panem.
Doktor Gordon, psychiatra, pyka� swoj� fajk�, patrz�c na mnie z takim wyrazem,
jakby powstrzymywa� u�miech pob�a�ania. Mo�e my�li, �e ze mn� staje si� to samo,
co zasz�o
z moim ojcem, przemkn�o mi przez g�ow�, ale tak czy owak musia�em m�wi� dalej.
- Ponadto obowi�zuje pana - doda�em nieco osch�ej - tajemnica lekarska, podobna
do
tajemnicy spowiedzi. Ot� rzecz w tym - pan mnie s�ucha uwa�nie? - �e si� do
mnie ju�
wzi�li. �e mnie �namierzaj��, jak to nazywaj� w telewizji i w prasie. Nic mam
stuprocentowej
pewno�ci, ale...
- Zaraz - powiedzia� Gordon. Wytrz�sa� systematycznie paprochy popio�u z fajki
do
srebrnej popielniczki z trzema amorkami. - Najpierw niech mi pan opowie o tym
�namierzaniu�. Domy�lam si�, �e panu chodzi o zagro�enie osobiste - �e chc� pana
porwa�,
tak?
- Naturalnie. Ju� zasz�o tyle podobnych przypadk�w. Mam tu �New York Times� z
poniedzia�ku. Opisuj� szczeg�owo spos�b, w jaki odbywa si� �porwanie w
wirtualn�
realno�� na przyk�adzie Billa Harknera. Ja go nawet zna�em, chodzili�my do tego
samego
college�u. Pan to czyta�, prawda?
- Przegl�da�em tylko. W ko�cu, wie pan, to nie nale�y do mojej specjalno�ci. Z�y
u�ytek, jaki ludzie robi� z nowo�ytnych technik, jest ju� tak powszechny i
r�norodny, �e nikt
w pojedynk� nie mo�e s�u�y� w ka�dej sprawie jako ekspert. Ale prosz� m�wi�.
Mo�e pan -
nieznacznie si� u�miechn�� - by� pewnym, �e to, co m�wi pan w moim gabinecie,
dociera
wy��cznie do moich uszu...
- Wi�c pan wie, w ka�dym razie, �e porwanie Billa nie zako�czy�o si� jego
�mierci�
wy��cznie przez przypadek?
- Wiem. Oczywi�cie. Po prostu usta� dop�yw pr�du w tej dzielnicy, w kt�rej
trzymali
go na strychu i zbudzi� si�, to znaczy zorientowa� si�, kim jest naprawd�, i co
by�o tylko
z�udzeniem, wywo�anym fantomatyzacj�. I co? Pan s�dzi, �e na pana r�wnie�
nastaj�? Na
jakiej podstawie?
Nie by�em ca�kiem pewien, czy Gordon traktuje moje zaniepokojenie z zupe�n�
powag�. Mo�e wola�by, �ebym po prostu podlega� urojeniom, typowym dla jego
specjalno�ci? Ale tak czy owak za daleko ju� zalaz�em, musia�em m�wi� dalej.
- To jest tak - powiedzia�em. - Jeszcze pi�� lat temu ca�a la historia z
inwestycjami w
�wirtualn� technik� czy tam �realno�� wydawa�a mi si� niepowa�na. Ot, mania
jak� kiedy�
by�o jo-jo, nie chcia�em wej�� do Visionary Machines, chocia� moi brokerzy
namawiali mnie,
�ebym wszed� co najmniej na 20 procent pakietu akcji. Ale nie wierzy�em.
Natomiast,
owszem, od razu sobie pomy�la�em, �e tak jak powsta� computer crime, powstanie z
kolei
virtuality crime. I mia�em racj�, ale pan chyba pojmuje, �e cz�owiek o mojej
pozycji w
�rodowisku, powa�any i tam dalej, nie b�dzie si� zajmowa� czym�, co stanowi
najpierw �er
dla �urnalist�w i autor�w thriller�w?
- Tego wszystkiego nie musia� mi pan m�wi� - zauwa�y� Gordon. Fajka mu zgas�a,
d�uba� w niej, co mnie troch� zniesmaczy�o, poniewa� oczekiwa�em wi�kszej
koncentracji
uwagi na moich s�owach. W ko�cu nie by�em byle jakim cz�owiekiem, byle pacjentem
Gordona: szanowa� mnie zawsze dostatecznie, �eby kwartalne jego rachunki
osi�ga�y
rekordowy pu�ap. - Powiedzmy - ci�gn��em. - W ka�dym razie o tyle mia�em
s�uszno�� w
oczekiwaniach, �e odk�d jako�� wirtualnej rzeczywisto�ci dor�wna�a jako�ci
prawdziwego
�wiata, odk�d coraz trudniej si� sta�o rozr�nia� te iluzje fantomatyczne od
zwyk�ej jawy,
sprawa nabra�a paskudnego wygl�du... i rozp�du.
- Wiem. - Gordonowi uda�o si� po pewnych wysi�kach zapali� zgas�� fajk�. - Wiem.
Te tak zwane porwania usystematyzowa�y si� dzi�ki powstaniu wyra�nej motywacji.
Tak
zwane �porwanie� polega w�a�ciwie tylko na tym, �e cz�owieka �od��czaj��
wszystkimi
zmys�ami od �wiata i �pod��czaj�� do komputera, kt�ry �wiat udaje. Ale
w�a�ciwie, panie
kochany, powinien by pan zwr�ci� si� w ca�ej tej sprawie albo do dobrych
prawnik�w - tych
panu nie brakuje - albo do in�ynier�w-fantomatyk�w. Psychiatria niewiele ma tu
do roboty...
- Dziwne, co pan powiada - rzek�em - przecie� ca�a sztuka w tym, JAK cz�owiek,
kt�remu si� zdaje, �e go wsadzili w fikcj� elektroniczn�, ma si� przekona�, jak
jest z nim
NAPRAWD�. Czy jest na jawie, czy w jakim� kaftanie elektronicznego
niebezpiecze�stwa...
- Wie pan co? - Fajka znowu mu zgas�a, skwiercz�c. - Mo�e przestaniemy chodzi�
wok� rzeczy i wejdziemy w samo sedno? KTO pana namierza? PO CO wed�ug pana chc�
dokona� tego co my nazywamy sensoryczn� derywacj� i restytucj� pod wp�ywem
programu
symulacyjnego? Sk�d wzi�y si� pa�skie obawy i podejrzenia?
- St�d, �e Bili tak samo jak ja by� udzia�owcem w IBV Machines i nasze konta
by�y
do�� podobne, a ponadto osoby, powiedzmy tylko �osoby kt�re mog� liczy� na
spadek�,
otacza�y i otaczaj� ka�dego z nas...
- Podejrzewa pan kogo� z rodziny?
- Doktorze. Pan jest lekarzem, a nie prawnikiem. Gdybym mia� uzasadnione
bardziej
konkretnie podejrzenia, zwr�ci�bym si� przez kogo� z mojej ochrony do prywatnych
detektyw�w. Nikogo nie podejrzewam konkretnie i wol� o tym nie m�wi�. Chodzi po
prostu
o to, �e Billa porwali nie wiadomo dobrze jak, w jakich okoliczno�ciach, �e
wsadzili mu na
czaszk� ten jaki� czepiec z elektrodami, �e po�o�yli go w k�cie jakiego� strychu
i �e le�a� tam
przez dwa tygodnie, nie jedz�c nic naprawd�, chocia� mu si� zdawa�o, �e za�era
si� w
najlepszych lokalach i �e otaczaj� go jakie� odaliski czy nimfy. On zawsze mia�
s�abo�� do
dziewcz�t l�ejszego prowadzenia i ci�szej wagi, ale nie to chcia�em powiedzie�.
Jak ten pr�d
wysiad�, uda�o mu si� wydosta�, straci� co� dwadzie�cia pi�� kilo wagi i ledwie
doczo�ga� si�
do telefonu. Kto za tym sta�, on nie wie albo m�wi, �e nie wie, ale ja si�
domy�lam. Chodzi�o
o to, co si� nazywa vacuum iuris. To mi moi prawnicy wy�o�yli. Je�eli nie ma
prawa, to nie
ma przest�pstwa. On by tam z g�odu umar�, i po jakim� czasie znaleziono by jego
zw�oki i
oczywi�cie wszystkie �lady tego �porwania� usun�liby, tak �eby wygl�da�o na to,
�e on,
powiedzmy, zwariowa�, zag�odzi� si�, no i w b�j poszliby prawnicy spadkobierc�w.
Tak si�
teraz robi: tak o tym pisz�.
- Rozumiem. A zatem pan podejrzewa o podobne zakusy kogo� ze swoich krewnych
czy os�b maj�cych legaty w pana testamencie i chce pan...
- Przepraszam, doktorze. Ja z panem nie zamierza�em i nie zamierzam nic m�wi� o
spadku i o tym, co mo�e si� sta� z moimi milionami. Ja wy��cznie �ycz� sobie,
aby pan
fachowo wyjawi� mi, JAK mo�na odr�ni� sfa�szowan� jaw� od jawy autentycznej. To
wszystko. Z reszt� dam sobie z pozwoleniem rad� gdzie indziej.
- Wie pan co? Pan jest zdenerwowany. Nie, prosz� mi nie przerywa�. Na razie,
podkre�lam: NA RAZIE, znajduje si� pan w stanie autentycznej jawy i to, co mog�
panu
powiedzie� o metodach r�nicowania, jest marginesem mojej lekarskiej
specjalno�ci. Jaki�
programista powiedzia�by panu mo�e wi�cej i lepiej...
- Ale �aden programista nie jest zobowi�zany do zachowania w zupe�nym milczeniu
tego, z czego ja si� PANU zwierzam. Sam rozg�os o moich obawach mo�e mi poderwa�
kredyt. Wi�c, u licha, doktorze, b�dzie mnie pan o�wieca�, czy nic?
- W miar� moich mo�liwo�ci. - Fajka zn�w mu zgas�a i mia�em ochot� wyrwa� mu j�
z r�ki i wyrzuci� przez okno. - �Namierzanie�, jak pan to nazwa�, polega, jak
wiadomo, na
tym, �eby znane kandydatowi otoczenie z najwi�ksz� skrupulatno�ci� sfilmowa�,
sfotografowa�, nagra� d�wi�kowo i tam dalej. Z tego powstaje potem osnowa
programu.
Ponadto oczywi�cie musz� rozezna� si� w najbardziej osobistym i prywatnym �yciu
kandydata, robi� podobno czasem �generalne pr�by� ze stuntmanami. Im dok�adniej
uda im
si� zarejestrowa� WSZYSTKO tworz�ce otoczenie danej osoby, jej rodzin�, jej
znajomych i
tam dalej, tym wi�ksza szansa, �e porwany da si� na t� w�dk� schwyta� i nie
odr�ni fikcji od
rzeczywisto�ci.
- Ale� ja to wiem. To mo�na w ka�dej gazecie przeczyta�. Po co mi pan to m�wi?
- Po to, �eby wyja�ni�, �e taka imitacja znanego otoczenia jest praktycznie
niewykonalna. Niemo�liwa. Wystarczy, �eby pan mia� w swojej kasie pancernej
jakie� stare
listy albo jak�� fotografi� z dawnych lat, kt�r� pan dobrze pami�ta, i je�eli
pan nagle nic nie
znajdzie, podejrzenie o porwanie stanie si� nader zasadne. Do nikogo wtedy o
pomoc i porad�
nie mo�e si� pan zwr�ci�... pan wie dlaczego?
- Czyta�em o tym. Bo je�eli jestem zamkni�ty w fikcji, ten kogo b�d� prosi� o
pomoc
TE� b�dzie wytworem tej fikcji i zacznie mnie przekonywa�, �e jestem na jawie.
- Tak jest. W�a�nie tak, i to jest technologicznie wytworzona najdoskonalsza w
historii
metoda wyprodukowania solipsyzmu, tego, kt�ry biskup Berkeley...
- Zechce pan da� spok�j biskupom, doktorze. Co wtedy robi�? M�w�e pan wreszcie.
- A�eby maksymalnie utrudni� dyferencjacj�, programi�ci z regu�y przenosz�
porwanego w zupe�nie obce dla� otoczenie. No, powiedzmy, na progu domu dopada go
pos�aniec z telegramem, albo dostaje telefon od rzekomego przyjaciela, �eby
natychmiast uda�
si� tam a tam, on s�ucha i zatraca si� jego rozeznanie w realnej rzeczywisto�ci.
Tak�e Judzi
bliskich jako� si� �likwiduje�. �ona nagle musia�a wyjecha�, kamerdynera zabra�o
pogotowie,
bo dosta� zawa�u i tak dalej.
- Aha. To znaczy, czy zwiastunem ostrzegawczym b�d� nag�e zmiany w trybie �ycia?
- Niby tak, ale nie s� to pewne zwiastuny: wszystko aran�owane b�dzie wedle
pomys�owo�ci programist�w.
- Wi�c co wtedy robi�, do diab�a?
- Nale�y robi� to, czego programi�ci nie byliby w stanie wymy�le�: nazywaj� to
�z�amaniem programu�. Otwiera si� wtedy przed fantomatyzowanym zupe�na pustka,
jako
dow�d, �e NIE jest na jawie.
- Sk�d ja mog� wiedzie�, czego ten jaki� gangsterski programista si� nie mo�e
domy�li�?
- Nie ma na to �adnego panaceum. Jest wtedy sytuacja GRY: pan gra z maszyn�, to
znaczy z komputerem, do kt�rego m�zg pana pod��czono, i musi pan sam - wy��cznie
sam, w
pojedynk� - rozstrzyga�, co jest jeszcze mo�liwe, a co nie.
- To znaczy, �e jakbym zobaczy� l�duj�cy talerz z zielonymi cz�owieczkami...?
- Ach, drogi panie, oni na tak prymitywne rzeczy nigdy nie p�jd�. Realno�� musi
by�
solidnie imitowana. Ja panu wi�cej nie mog� powiedzie�, mog� da� tylko og�ln�
rad�: w
czasie snu, k�pieli, rannej toalety musi pan wyj�tkowo uwa�a�. Ale pan ma
przecie� swoj�
ochron�?
- Mam. Dzi�kuj�, doktorze. Nie powiem, �ebym si� spodziewa� by� od pana cud�w,
ale troch� mnie pan jednak rozczarowa�. W nast�pny pi�tek zn�w pana odwiedz�...
II.
Pancerny Ferrari, kt�rym jecha�em do domu, porusza� si� tak, jakby wcale nie
wa�y�
trzech ton. By�em zadowolony z tego nabytku. Przede mn� i za mn� jechali moi
ludzie.
Pomy�la�em, bez najmniejszej satysfakcji, �e m�j spos�b �ycia coraz bardziej
upodabnia mnie
do jakiego� szefa mafii. Artylerii coraz wi�cej - zaufania coraz mniej. Dobrze
by�oby wybra�
si� gdzie� samotnie i bardzo daleko, ale przecie� trzeba zarezerwowa� bilety,
hotele, diabli
wiedz�, gdzie mo�e tkwi� jaki� pods�uch. Doktor Gordon mia� zapewne racj� w tym,
�e
jednak nale�y trzyma� si� w �rodku swojskiego otoczenia, wtedy b�dzie jeszcze
najbezpieczniej.
By� korek. Stali�my, klimatyzacja robi�a co mog�a, ale ju� troch� po�mierdywa�o.
Szyby pancerne, zawsze co�. Krawiec namawia� mnie ostatnio na kuloodporn�
kamizelk�, ale
wa�y�a prawie sze�� funt�w, a poza tym m�wi�, �e teraz strzelaj� albo ni�ej
pasa, albo w
g�ow�. Nied�ugo b�dziemy si� poruszali w stalowych albo tytanowych he�mach,
pomy�la�em.
�wiat�a zmieni�y si�, Ferrari skoczy� do przodu mi�kko jak kot. Siedzia�em na
tylnym
siedzeniu sam, oddzielony szyb� od kierowcy. Czu�em jaki� niesmak po rozmowie z
Gordonem, nie wiadomo dlaczego. Przejecha�em r�k� po g�owie - najwy�szy czas,
�eby si�
ostrzyc. Nie znosz� tych m�skich warkoczy. Ale jak to zrobi� w spos�b nie
podleg�y
�namierzaniu�. Przysz�o mi do g�owy, �e pomimo autentyczno�ci tej historii z
Billem
psychiatra nie bra� moich podejrze� ca�kowicie serio. Od tego jest psychiatr� -
pr�bowa�em
uciszy� to podejrzenie. Czy d�ugo mo�na tak �y�, w kokonie os�on, czy nie nale�y
porozumie� si� z jakim� naprawd� powa�nym autorytetem: jak ZAPOBIEC porwaniu, a
nie,
jak rozpoznawa�, czy JU� nast�pi�o... Zajechali�my przed bram�, otwar�a si�
sama. ju�
s�ysza�em szczekanie ps�w. Psy nie zmyl� mnie, nie zdradz� i nie oszukaj�,
pomy�la�em
wreszcie, kiedy Peter otwiera� przede mn� drzwi auta.
III.
Rossiniego, mego fryzjera, kaza�em zam�wi� na dziesi�t�. Butler tu� przed
�niadaniem podszed�, �eby mi powiedzie�, �e Rossini zosta� odwieziony do
szpitala, bo
zas�ab�, ale posy�a mi swego zast�pc�. Jako� troch� po dziewi�tej pojawi� si�
m�ody brunet,
typowy W�och, tylko �eby mi wr�czy� porz�dnie zamkni�t� paczuszk�. Znalaz�em w
�rodku
owini�ty plastikowymi wi�rkami list od Rossiniego: swoim napuszonym stylem
zawiadamia�
mnie, �e za �cousina� nie mo�e r�czy� i dlatego radzi mi uda� si� do jego
szwagra na samym
skraju Manhattanu. Naprzeciw fryzjerni jest sklep sportowy; do mnie ten jego
szwagier
przyjecha� nie mo�e, bo nie ma z kim zostawi� lokalu. Na wszelki wypadek kaza�em
zadzwoni� do szpitala, �eby Rossini potwierdzi� autentyczno�� listu.
Potwierdzi�: tak mi
powiedzia� sekretarz. Rozwa�y�em sytuacj�. Je�eli zaczn� podejrzewa� wszystkich,
to sam
wyl�duj� w ko�cu u Gordona na zamkni�tym oddziale. Zleci�em wi�c os�onie, �eby
uda�a si�
do tej cholernej fryzjerni i stamt�d donios�a mi, czy powietrze jest czyste.
By�o. Pojecha�em,
par� krok�w trzeba by�o przej��. Rzeczywi�cie po drugiej stronie tej ma�ej
uliczki znajdowa�
si� sklep, w kt�rego oknie wisia�y r�ne wios�a, majtki i materace. Jeden by� w
czerwone i
niebieskie pasy. W fryzjerni Cocconiego panowa� przyjemny ch��d i nie by�o,
opr�cz niego,
�ywej duszy. Kaza�em si� ostrzyc, umy� g�ow� i gdy wzi�� si� sprawnie do dzie�a,
wyjrza�em
jeszcze raz przez okno. Jeden z moich ludzi sta� tu� u drzwi. Nie lubi� mycia
g�owy, ale
le�a�em spokojnie zawini�ty w pachn�ce p��tna jak niemowl�, fryzjer rozczesa�
mnie, potem
wcisn�� mi na g�ow� siatk�.
- Prosz� to zdj��.
- Fryzura lepiej si� utrzyma... - sprzeciwi� si� s�abo.
- Zdejm pan to zaraz.
Zdj��, osuszy� mi w�osy, kt�re rzeczywi�cie rozdmucha�y si�, ale by�o to
niewa�ne.
Wychodz�c na ulic�, popatrzy�em w stron� tego sklepu sportowego i zdziwi�em si�,
bo na
wystawie wisia� teraz materac w bia�e i zielone pasy. Skin��em palcem na jednego
z ludzi
mojej os�ony.
- A tak, powiedzia�, oni zmienili wystaw� jak pan by� u fryzjera.
C� by�o doda� - Ferrari zn�w ruszy� i dotkn�wszy par� razy g�owy przekona�em
si�,
�e jest kr�tko ostrzy�ona i jeszcze odrobin� wilgotna. Ale co� ssa�o mi serce
czy �o��dek.
Kaza�em szoferowi jecha� przez drugi most, gdzie panowa�y potworne korki. Os�ona
by�a za
mn�. Niby nic, ale czu�em si� jaki� os�abiony. Czas najwy�szy, �eby p�j�� do
Gordona,
pomy�la�em, bo i bez tej ca�ej fantomatycznej grozy dostan� jakiego� nerwicowego
pomieszania. P� godziny przepychali�my si� przez cholerny most, a kiedy byli�my
ju� blisko
mego domu, powietrzem targn�a nagle silna eksplozja. Zaraz za rogiem zatrzyma�a
nas
policja. To by�a bomba i, oczywi�cie, pod�o�ona przed moj� siedzib�. Wezbra�o we
mnie
podejrzenie. Podszed�em na tyle, na ile pozwolili mi ludzie stra�y po�arnej,
sta�em przy
policjancie i ogl�daj�c fasad�, okolon� dymi�cym gruzem, z ca�ym pi�trem
wt�oczonym w
kawa�kach muru i szk�a w tak�e dymi�c� g��b domostwa, zastanawia�em si� ju� nad
tym, co
musz� zrobi�, a�eby si� przekona�, �e to prawdziwa jawa. Przypomnia�em sobie
fotografie
dziewcz�t, schowane w kasie na pi�trze, zw�aszcza t� Lily, kt�rej nigdy nikomu
ni
pokaza�em. Tego by�em pewien. Szyfr pami�ta�em, ale jak tu dosta� si� na pi�tro?
Przysz�o
zorganizowa� ca�� akcj� w celu wydobycia sejfu: d�wig, ludzie, ju� widzia�em t�
cholern�
kas� jak dynda�a w zaczepach stalowych lin, kiedy z g�ry cz�� jeszcze nie
ca�kiem zwalonej
�ciany run�a wprost na stalowe pud�o i w ob�okach kurzawy wpad�o wszystko w
pe�ne
ciemno�ci piwnice.
Wtedy zrobi�em co�, co mia�o by� zgodne z wskazaniami doktora Gordona. Kaza�em
zawie�� si� do tego sklepu sportowego naprzeciw fryzjera i, wszed�szy, za��da�em
nadymanego materaca w pasy czerwone i niebieskie.
- Akurat tego ju� nie mamy - wypali� ma�y subiekt z �ys� g�ow� skina - jest
podobny,
prosz� pana, czerwono-zielony... to ten.
- Ale ja chc� ten, kt�ry wisia� u was na wystawie godzin� temu.
- Tamten sprzedali�my. Mo�emy zam�wi� taki sam, b�dzie jeszcze dzisiaj...
Wyszed�em z tego sklepu bez s�owa. Zajrza�em do fryzjera - uk�oni� mi si�. Ju�
nic nie
wiedzia�em. Obejrza�em w�asne r�ce, do domu wr�ci� nie mog�em; kaza�em zawie��
si� do
Ritza, wynaj��em apartament i zatelefonowa�em najpierw do �ony na Floryd�, a
potem do
Gordona. �ona o niczym nie wiedzia�a, a ja nie mia�em ochoty rozmawia� z ni� o
stratach,
jakie ponios�a wskutek zrujnowania domu, pilniej mi by�o do Gordona, ale telefon
odebra�a
automatyczna sekretarka.
Siedzia�em wi�c na kanapie w jakie� ohydne pszcz�ki w Ritzu, popija�em tonie z
niesmakiem i rozwa�a�em w duchu, co robi�. Recepcja ju� trzy razy awizowa�a mi
reporter�w, �akomych wywiadu, ale powiedzia�em, �e nie mam do tego g�owy i
kaza�em dwu
ludziom os�ony stan�� przed moimi drzwiami. Uprzednio przyjrza�em im si�
bacznie, ale nie
wypatrzy�em niczego. Ja si�, szczerze m�wi�c, nigdy nie wpatrywa�em w oblicza
ludzi mej
os�ony i to si� teraz na mnie m�ci�o. Byli tacy sami jak przedtem albo nie.
Zreszt� tak czy
owak zmieniali si� co sze�� godzin. Je�eli zacz��bym ich wypytywa� (o co?), to
najwy�ej
dostarcz� dodatkowej strategicznie istotnej informacji programowi komputera,
kt�ry ow�adn��
moim m�zgiem - O ILE do tego rzeczywi�cie dosz�o. Najpaskudniej nie podoba�a mi
si�
scena u fryzjera, �w moment, kiedy wciska� mi siatk� na w�osy: nie widzia�em
jej. Czy� nie
mog�y to by� elektrody? Taki typowy czepiec fantomatyzuj�cy. By� mo�e,
pomy�la�em, le��
w jakiej� cuchn�cej starej skrzyni na jakim� poddaszu, i nie widz� sposobu,
kt�ryby mnie
upewni�, �e NAPRAWD� jestem w hotelu. Co robi�? Co robi�?
Rozwa�y�em po kolei nast�puj�ce scenariusze:
1) wezw� do hotelu na obiad wszystkich moich prawnik�w, brokera, maklera,
kasjera,
sekretarza, i tam dalej, i przypatrz� im si� nale�ycie. (Je�eli jednak zosta�em
razem z moim
otoczeniem dok�adnie �namierzony�, b�d� to nie moi ludzie, lecz fantomy,
produkowane przez
komputer);
2) mog� wezwa� pokoj�wk� (ta, co przynios�a mi tonie, a potem co� tam jeszcze
by�a
wcale przystojna) i zgwa�c� j�
(je�eli jednak ona nie ma nic przeciw czemu podobnemu i nie podniesie krzyku,
niczego si� nie dowiem co do fantomatyzacji, najwy�ej wdepn� w afer�, do kt�rej
nie mam
obecnie najmniejszej ochoty);
3) mog� uda�, �e dosta�em ataku sza�u: ale to jest najg�upszy wariant, gdy�
zawioz�
mnie do szpitala psychiatrycznego:
4) mog� kogo� zamordowa�, jednak, je�eli jestem w autentycznej rzeczywisto�ci,
nie
wyjdzie mi to na zdrowie;
5) musz� zrobi� co� niespodziewanego i ca�kowicie nieobliczalnego.
Zdecydowawszy si� na numer pi�ty, zjecha�em na parter i wszed�em do hotelowej
kuchni. Bardzo korzystnie, bo blisko na �cianie wisia�y przer�ne no�e, jak
rze�nickie, ale na
pocz�tek wzi��em si� do ucha ogromnego kot�a z jak�� zup� i wychlusn��em ca��
zawarto��
na dwu kuchcik�w w bia�ych �turbanach�, kt�rzy patrzyli na mnie z os�upieniem.
Poniewa�
jednak ten m�j wyczyn uszed� mi, przynajmniej bezpo�rednio, na sucho, zacz��em
wielkim
widelcem ciska� jakie� zrazy, sma��ce si� na patelniach, gdzie si� da�o; ju�
bieg�o ku mnie
kilku bia�o odzianych ludzi. Ma�o tego, rzek�em sobie, czy� milioner nie mo�e z
czystego
zachcenia wylewa� zupy i rzuca� kotletami? Zachowuj� si� jak ostatni idiota -
nie ma rady, ja
musz� zdoby� pewno��...
Z no�em w r�ku wybieg�em z kuchni i przez kilka korytarzy dosta�em si� do hallu.
Przed recepcj� sta�o kilka m�odych kobiet, wi�c jednej z nich zdar�em sp�dniczk�
- mia�a
jednak zupe�nie zwyczajne r�owe majtki - drugiej usi�owa�em wyrwa� w�osy z
g�owy i
wyobra�cie sobie, �e zosta�y mi w r�ku, bo nosi�a peruk�, a ja, s�ysz�c za sob�
jakie� krzyki,
piski, widz�c, �e musz� i�� dalej, �e nie mog� ju� �adn� miar� powstrzyma� si� w
tym
�miertelnym pasowaniu z KOMPUTEREM, zamachn��em si� no�em na recepcjonist�.
Trafi�em go dobrze.
IV.
Obecnie siedz� w celi, oskar�ony o zab�jstwo, przy czym moi prawnicy staraj� si�
o
ekspertyz� psychiatryczn�, kt�ra wyja�ni, �e dzia�a�em w stanie
niepoczytalno�ci. Je�eli nie
p�jdzie dobrze, to mo�liwe jest nawet krzes�o elektryczne.
Ale czy na pewno?
Wszystko zale�y od tego, czy ten niebiesko-czerwony materac naprawd� kto� kupi�
akurat jak mnie strzyg� fryzjer, czy te� materac znik�, poniewa� programista
gangster�w
okaza� si� niedostatecznie precyzyjny. Tak czy owak nic nie wiem: pr�bowa�em si�
powiesi�,
ale prze�cierad�o urwa�o si�.
Ale czy naprawd�?