2074

Szczegóły
Tytuł 2074
Rozszerzenie: PDF
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

2074 PDF - Pobierz:

Pobierz PDF

 

Zobacz podgląd pliku o nazwie 2074 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.

2074 - podejrzyj 20 pierwszych stron:

Maria Ewa Letki Jutro zn�w p�jd� w �wiat Zak�ad Nagra� i WYdawnictw Zwi�zku Niewidomych Warszawa 2001 Sk�ad, druk i oprawa 3 3 64 0 0 108 1 ff 1 74 1 Zak�ad Nagra� i Wydawnictw Zwi�zku Niewidomych, Warszawa, ul. Konwiktorska 9 Przedruk: Wydawnictwo "Literatura", ��d� 2000 Korekta: T. Stankiewicz i I. Stankiewicz Chcia�bym mie� imi�, od kt�rego nie ma zdrobnienia. Kiedy mama m�wi "synku" i g�aszcze mnie po g�owie, to co innego, ale kiedy m�wi "Krzysiulek", jest g�upio. Uwa�am, �e wszystkie zdrobnienia brzmi� g�upio. Nazywam si� wi�c Krzysztof albo Krzysiek i mieszkam w wie�owcu na kra�cach miasta. Okna naszego mieszkania wychodz� na trzy najwa�niejsze miejsca: na miasto, podw�rko, na ��ki i pola. To zupe�nie tak, jakby dogl�da�o si� osobi�cie wa�nych rzeczy. Kiedy dzie� jest pogodny, a ja wpatrz� si� bardzo uwa�nie w horyzont, widz� ma��, ciemn� smu�k�. To las. Za tym lasem zachodzi s�o�ce. Kiedy by�em ma�y, wierzy�em, �e na �rodku tego lasu znajduje si� ogromna polana wysypana ��tym piaskiem i na t� polan� s�o�ce chodzi spa�. Wtedy wierzy�em r�wnie� w to, �e ziemia jest p�aska jak placek. P�niej dowiedzia�em si�, jak jest naprawd�, i pomy�la�em sobie, �e jestem okropnie g�upi. Tatu� wyt�umaczy� mi wszystko. - Ja te� przez to przeszed�em - powiedzia� tatu� wprawiaj�c w ruch globus (t�umaczy� mi na globusie). - A jeszcze wcze�niej) wierzy�em w bociany. Ca�ej rodzinie opowiada�em, jak bocian wrzuci� mnie przez komin i jak pobrudzi�em sadz� ko�dr�, i moja mama musia�a jedn� r�k� trzyma� dziecko, a drug� gra�. I zastanawia�em si�, dlaczego wszyscy patrz� na mnie i u�miechaj� si� dziwnie. Tatu� westchn��, a min� mia� tak�, jakby nie m�g� sobie darowa�, �e kiedy� tak si� strasznie wyg�upi� przy ca�ej rodzinie. Zapyta�em tatusia, czy teraz zn�w zaczn� wierzy� w co�, co p�niej oka�e si� nieprawd�. - Oczywi�cie - odpowiedzia� tatu�. - Potem zn�w, zn�w i zn�w. To jest w�a�nie odkrywanie �wiata. Odkrywam wi�c ci�gle �wiat, centymetr po centymetrze, i wola�bym, �eby odkrywaniem �wiata by�o podr�owanie i poznawanie nowych miejsc. Napisa�em ju� troch� o moim tatusiu. To, �e by� kiedy� podobny do mnie i �e dawno temu wyg�upi� si�. Nie napisa�em jeszcze o mojej mamusi. Mama te� by�a podobna do mnie. Lubi�a bajki i opowiadania o zwierz�tach. Teraz uwielbia filmy o mi�o�ci i zawsze na nich p�acze. Tatu� m�wi�, �e na filmie "Love story" p�aka�a ju� wtedy, kiedy sz�a czo��wka. Ja p�aka�em na filmie tylko raz, chocia� nie by� to film o mi�o�ci. To by� film o bardzo dzielnym psie, kt�ry zgin�� w g�rach ratuj�c swojego pana. Nigdy natomiast nie s�ysza�em o wypadku, kiedy zgin��by pan ratuj�cy swojego psa. Jednak wierz�, �e co� takiego mo�e si� jeszcze wydarzy�. Ja te� chcia�bym mie� psa, ale mama i tatu� m�wi�, �e wtedy, kiedy ja jestem w szkole, a oni w pracy, pies by�by sam w domu i wy�by rozpaczliwie z t�sknoty. Pies nie powinien wy� z t�sknoty. Jest wi�c czasem tak, jakbym to ja wy� w �rodku z t�sknoty za psem, a to z kolei jest troch� tak, jakby pan zgin�� ratuj�c swojego psa. Jestem ch�opcem niedzisiejszym. Tak powiedzia�a o mnie moja babcia. Potem doda�a, �e nie widzia�a ch�opca, kt�ry tak cz�sto zamy�la�by si� i by� taki spokojny. Wed�ug mojej babci wszyscy inni ch�opcy s� dzisiejsi, to znaczy rozwydrzeni i rozhukani. Najcz�ciej zamy�lam si�, kiedy wygl�dam przez okno. Mo�e inni ch�opcy te� si� zamy�laj�? Babcia mieszka�a kiedy� z nami. Nosi�a za mn� tornister do szko�y i przy wszystkich m�wi�a "wnusiu, to, wnusiu, tamto". Uwa�am, �e mnie kompromitowa�a. Kiedy� Tomek, jeden ch�opak z mojej klasy, powiedzia�: - O, Ju� idzie wnusio ze swoj� wielb��dzic�. Zabroni�em babci nosi� za mn� teczk�, a mama i tatu� mnie poparli. Potem cioci Ninie urodzi�y si� bli�ni�ta i babcia wyprowadzi�a si� do cioci Niny. Ja zosta�em "wnusiem". Uwa�am to za przezwisko. Im jestem starszy, tym wydaje mi si� okropniejsze. Kiedy je s�ysz�, czuj� si� ma�y i bardzo nieporadny. Nikt nie chce tak si� czu�. Wiecie ju� o mnie du�o, ale i tak nie wiecie najwa�niejszego. Specjalnie tak zwlekam, bo nie wiem, jak wam to powiedzie�. Nie przychodz� mi do g�owy odpowiednie s�owa i poczekam, a� si� wszystko wyja�ni przez sytuacj�. Bo m�wienie mo�e wypa�� smutno, a ja nie mam zamiaru nikogo zasmuca�. Czy zdarza wam si� czasem my�le�, �e inni maj� ciekawsze �ycie i s� jacy� ciekawsi, podczas gdy wy jeste�cie wyj�tkowo nieciekawi? Mnie cz�sto zdarza si� tak my�le� i bardzo chcia�bym si� dowiedzie�, �e innym te�. Tatu� i mamusia m�wi�, �e im si� to te� zdarza, ale oni s� doro�li i nie odkrywaj� ju� �wiata. Wiedz� wszystko, ich kole�anki i koledzy te� wiedz� wszystko. Ja to co innego. Ja mam dopiero jedena�cie lat i bez przerwy czuj�, jaki jestem nieciekawy. Wreszcie musi zdarzy� si� sytuacja, kt�ra wszystko wyja�ni. Poszed�em na ��k� za naszym osiedlem, �eby popatrze�, jak ch�opcy z mojej klasy graj� w pi�k�. Z teczek i ubra� porobili bramki, a ja usiad�em na �awce i patrzy�em. Jednym z bramkarzy by� Tomek. To ten ch�opak, o kt�rym ju� wspomnia�em. Jest bardzo dobrym bramkarzem, ale raz zdarzy�o mu si� by� z�ym. Gra� jak ostatnia noga i dlatego Maciek bez przerwy wymy�la� mu od ba�wan�w. Maciek to ten, z kt�rym zawsze chcia�em si� zaprzyja�ni� i pokaza� mu moje znaczki. - Ty stary kretynie! - zawo�a� Maciek, kiedy Tomek zn�w przepu�ci� pi�k�. - Ty ba�wanie! A Tomek nic. Poszarpywa� tylko koniec lewego ucha. Zawsze tak robi, kiedy jest zdenerwowany. On ma to ucho nawet troch� d�u�sze od prawego i nasza pani od polskiego powiedzia�a kiedy�, �e lada dzie� Tomek zacznie �u� koniec swojego lewego ucha. To by� oczywi�cie �art, ale my�l�, �e za jakie� dziesi�� lat b�dzie to mo�liwe. Za dziesi�� lat Tomek, je�eli nie dostanie si� na studia, to p�jdzie do wojska, je�eli go tam przyjm�, z jednym uchem normalnym, a drugim le��cym na ramieniu. Po tym kiedy Maciek nawrzuca� Tomkowi, a Tomek nic mu nie odpowiedzia�, zacz�li gra� dalej. W pewnej chwili kt�ry� kopn�� pi�k� tak mocno, �e przelecia�a nad ��k� i potoczy�a si� w kierunku mojej �awki. - Podaj, podaj! - zacz�li wo�a�. Pomy�la�em sobie, �e albo wzi�li mnie za kogo� innego, albo zapomnieli, co i jak, i nie ruszy�em si� z miejsca. - Podaj, podaj! - wrzeszczeli. Wtedy z s�siedniej �awki wsta� jaki� m�czyzna i pos�a� pi�k� w ich stron�. - Ja w twoim wieku nie da�bym si� tak d�ugo prosi� - powiedzia� wracaj�c do swojej �awki. I dopiero wtedy zauwa�y� stoj�c� obok mnie lask�. - O, przepraszam - u�miechn�� si�. - Nie zauwa�y�em. - Drobiazg - odpowiedzia�em, bo zawsze tak odpowiadam. Wiecie, jad� nieraz autobusem i ust�pi� komu� miejsca, a wtedy s�ysz�: "Sied�, ch�opczyku, sied�. Tobie te� ci�ko sta�". Nawet nie wyobra�acie sobie, jak mi jest wtedy g�upio. Nie rusz� si� z miejsca, to zn�w s�ysz�: "Rozsiad� si� szczeniak i udaje, �e nikogo nie widzi". I zn�w g�upio. Ten m�czyzna, kt�ry nie zauwa�y� mojej laski i tego, �e mam chor� nog�, nazywa� si� Andrzej. Na pocz�tku oczywi�cie nie wiedzia�em o tym. Przedstawi� si� du�o p�niej. Ju� po tym, jak popatrzy�em na niego i zobaczy�em, �e jest mu przykro. - Mieszkasz tu? - zapyta�, kiedy na niego popatrzy�em. - Tak - odpowiedzia�em. - W tym wie�owcu - i pokaza�em nasz dom. - A pan? - Ja nie - powiedzia� przesiadaj�c si� na moj� �awk�. - Ja tu tylko przyje�d�am, bo tu jest bardzo �adnie. Wyprowadzam chomika. Zaraz ci go przedstawi�. Pomy�la�em sobie, �e taki wielki facet jak on powinien hodowa� boksera, a nie chomika. Andrzej wyszuka� w trawie ma�ego, rudego chomika i posadzi� go sobie na d�oni. - To chomik mojego synka - wyja�ni�. - Nazwali�my go Pucu�, bo jest szalenie schludny i bez przerwy si� czy�ci. No, Pucek, przedstaw si�. Pucu� nie przedstawi� si�. Czy�ci� brzuch. - Cze��, Pucek! - powiedzia�em. - Jak tam twoje torby borby �sme smake? - Deus, deus kosmateus baks - pisn�� Pucu� cienko, nie odrywaj�c pyszczka od brzucha. Potem pow�drowa� na traw�, a my zacz�li�my rozmawia�. Powiedzia�em Andrzejowi, ile mam lat i do kt�rej chodz� klasy, i to, �e cz�sto przychodz� na ��k�, kiedy mam ochot� poby� na wsi. - To �wietnie - ucieszy� si�. - Ja przez jaki� czas te� b�d� tu przychodzi�, bo akurat mam ochot� na troch� wsi. Moja �ona i synek wyjechali do babci, a ja nie dosta�em urlopu. Siedz� wi�c i pilnuj� chomika. Potem zacz�� opowiada� o swoim synku. O tym, �e jest tak ma�y, �e w ogrodzie zoologicznym zamiast: "tata, lwy", wo�a: "tata, wly". Uwa�am, �e to bardzo �mieszne, i kiedy Andrzej opowiada�, dok�adnie widzia�em ma�ego ch�opczyka i wielkie, obra�one lwy, bo znalaz� si� kto�, kto nie umie ich nazwa�. Uwa�am, �e lwy maj� pyski zwierz�t obra�onych bez wzgl�du na to, co si� do nich m�wi. Co innego psy. One nigdy si� nie obra�aj�, cho�by powiedzia�o im si� nie wiem jakie �wi�stwo. - Pucu� nie m�g� pojecha� do babci, bo tam s� dwa pot�ne kocury - powiedzia� Andrzej. - W dodatku m�j synek wierzy, �e chomiki w swoich torbach opr�cz jedzenia przechowuj� bajki. Nie mo�na nara�a� chomika i nie mo�na nara�a� bajek. Andrzej wygl�da� na bardzo zadowolonego z tego, �e ma syna. Ja te�, jak urosn�, b�d� mia� syna, a kiedy on uro�nie, podaruj� mu wszystkie moje klasery, z wyj�tkiem jednego. Jeden dam synkowi Andrzeja. Bli�ni�tom cioci Niny postanowi�em nie da� ani jednego znaczka, poniewa� s� dziewczynkami, a dziewczynki nie zbieraj� znaczk�w. Powiedzia�em Andrzejowi, co chc� zrobi� z jednym moim klaserem. Bardzo si� wzruszy�. - Popatrz! - zawo�a�. - Niby zwyk�y dzie�, nic si� nie dzia�o poza tym, �e mnie szef wyrzuci� z gabinetu, i nagle pod sam koniec dnia spotykam ciebie. - No - powiedzia�em i kiwn��em g�ow�. My�la�em dok�adnie tak samo. P�niej musieli�my si� po�egna�. Trawa pociemnia�a, nad ��k� zaczyna�a zbiera� si� mg�a i s�ycha� by�o nawo�uj�ce si� ptaki. Przelatywa�y nisko nad g�owami, a potem nagle znika�y w g�stwinie dzia�kowych drzew. - Do zobaczenia - powiedzia� Andrzej i jednym ruchem umie�ci� Pucka za pazuch�. Potem odszed�. Patrzy�em za nim, a on nie odwracaj�c si� pomacha� mi r�k� dwa razy. Uwa�am, �e kto�, kto macha r�k� na po�egnanie tak na wszelki wypadek, gdyby kto� inny na to czeka�, jest mi�y. Po powrocie do domu zapyta�em mamusi� i tatusia, czy s� zadowoleni, �e mnie maj�. Odpowiedzieli, �e tak, bardzo, �e gdyby mnie nie mieli, toby znaczy�o, �e nie maj� nic. Poczu�em si� okropnie wa�ny. Nasz pan od Wf-u bez przerwy zach�ca mnie, �ebym �wiczy�. - �wicz, ch�opie, w miar� swoich mo�liwo�ci - m�wi. - Inaczej zawsze b�dziesz chuchrem. Jestem cienkim chuchrem i bardzo zazdroszcz� ch�opcom, kt�rzy s� inni. �wiczy� jednak nie b�d�, bo wstydz� si� klasy. Tego oczywi�cie nie powiedzia�em nigdy naszemu panu od Wf_u, bo zorganizowa�by mi �wiczenia indywidualne, bez klasy. A wtedy musia�bym mu powiedzie�, �e jego te� si� wstydz�. Najpierw zdziwi�by si�, p�niej zacz��by mnie przekonywa�, �e nie trzeba. Ja te� uwa�am, �e nie trzeba, ale nic nie poradz� na to, �e si� wstydz�. Kiedy klasa �wiczy, ja mam woln� godzin� albo dwie i mog� sobie poczyta� albo robi� co� innego, co zechc�. Przewa�nie czytam. Ja w og�le bardzo du�o czytam. - To naprawd� wyj�tkowe i niedzisiejsze dziecko - m�wi babcia, kiedy widzi mnie nad ksi��k�. Wed�ug babci dzisiejsi ch�opcy w og�le nie czytaj�. Wed�ug babci bli�niaczki cioci Niny s� dzisiejsze, bo t�uk� si� o ka�d� zabawk� i wydzieraj� sobie w�osy. W zwi�zku z tym musz� mie� dwa oddzielne kojce. - Dawniej bli�ni�ta bardzo si� lubi�y - powiedzia�a babcia, kiedy jedna z bli�niaczek ugryz�a drug� w policzek. - I kojce mia�y wsp�lne. Wed�ug babci na �wiecie jest �le, wed�ug moich rodzic�w �rednio, a wed�ug mnie dobrze, pod warunkiem, �e ma si� przyjaciela. Od czasu kiedy pozna�em Andrzeja, jest mi du�o lepiej ni� kiedy�, ale jeszcze nie tak dobrze, jak by�oby, gdybym zaprzyja�ni� si� z Ma�kiem i pokaza� mu moje znaczki albo zaprosi� w podr� na niby. Ju� od dawna zbieram znaczki. Zacz��em je zbiera� od dnia, w kt�rym wy�udzi�em od m�a cioci Niny wszystkie jego stare klasery. Najpierw zapyta�em, czy m�g�by mi podarowa� troch� znaczk�w, bo przecie� jest ju� do�� stary. - Owszem - odpowiedzia� �miej�c si�. - Mam jednak do nich pewien sentyment. "Nie to nie" - pomy�la�em i wcale si� nie obrazi�em. Wtedy wtr�ci�a si� babcia. - Wstydzi�by� si� - powiedzia�a do wujka. - �a�ujesz dziecku kilku marnych znaczk�w. Wujek zawstydzi� si� i podarowa� mi wszystkie swoje znaczki. Dobrze, �e mama i tatu� tego nie widzieli. W naszym domu wy�udzanie jest t�pione jak karaluchy. Obieca�em sobie, �e kiedy b�d� wr�cza� znaczki mojemu synowi, to te� poczuj� sentyment. W�r�d klaser�w od wujka znalaz�em jeden malutki klaserek ze znaczkami z kolonii, kt�re ju� dawno nie istniej�. �eby je odszuka�, potrzebny jest stary atlas. Tatu� kupi� mi taki w antykwariacie. Czasami nagle, na przyk�ad przy obiedzie, mi�dzy jednym li�ciem sa�aty a drugim, czuj� zapach dalekiej podr�y. Dobrze jest wtedy wyci�gn�� atlas, poje�dzi� po nim palcem i odnale�� kraj, kt�ry teraz nazywa si� zupe�nie inaczej. Potem trzeba wyszuka� znaczek wydany wiele lat temu w tym w�a�nie kraju. P�niej trzeba si� zamy�li�. R�ne rzeczy same przychodz� do g�owy. To jest w�a�nie podr� na niby. Bardzo chcia�em powiedzie� o takich podr�ach Ma�kowi, ale nie mam odwagi. On podr�owa� naprawd�. Z plecakiem w g�ry. by� na r�nych wycieczkach. I gdyby mnie zapyta� o jaki� szczeg� z podr�y, m�g�bym nie umie� opowiedzie�. Tatu� powiedzia�, �e podr�e ucz� wielu wa�nych rzeczy. - Jakie podr�e? - zapyta�em. - Wszystkie - odpowiedzia� tatu�. I do dzi� nie wiem, czy mia� na my�li r�wnie� podr�e na niby. Zapyta�em mam�, czy podr�owa�a kiedy� na niby. Zastanawia�a si� troch�, a potem powiedzia�a, �e tak. Kiedy by�a du�o m�odsza, zamyka�a oczy i wyobra�a�a sobie, �e jest gdzie� za granic�, chodzi po sklepach i kupuje ciuchy, a potem ma ich tyle, �e trzeszcz� szafy. - Kiedy przyby�o mi troch� lat - powiedzia�a mama - przesta�am podr�owa� na niby po pi�kne ciuchy na niby. Ubranie to nie wszystko - westchn�a na zako�czenie. Uwa�am, �e mojej mamie nale�� si� najpi�kniejsze ciuchy, jakie tylko s� na �wiecie. I kiedy dorosn�, musi by� chocia� raz tak, �eby jej szafa umar�a z przejedzenia. Szkoda, �e z moich podr�y nie mog� mamie niczego przywie��. Czasami w jednym miejscu bywam kilka razy. Prowadz� specjalny dziennik podr�y, w kt�rym wszystko zapisuj�. Kiedy b�d� du�y, uporz�dkuj� moje notatki i napisz� ksi��k� podr�nicz�. Nikt jeszcze nie napisa� takiej ksi��ki. Dostan� za ni� du�o pieni�dzy, bo tatu� powiedzia�, �e pisarze dobrze zarabiaj�. B�d� m�g� kupi� samoch�d i pojecha� na prawdziwe wakacje. Moje wakacje wygl�daj� zawsze jednakowo. Jad� z rodzicami i babci� do jakiej� miejscowo�ci wczasowej, siedz� na le�aku i wystarczy, �eby powia� wiaterek, a ju� babcia zdejmuje z siebie sweter i okrywa mnie. Kiedy b�d� mia� samoch�d, kt�rego� dnia zostawi� kartk�: "Nie powiem Wam, gdzie jestem, bo pojechaliby�cie za mn�. Pozdrowienia wraz z uca�owaniami przesy�a Krzysztof. Uca�ujcie bli�niaczki". Czasami jednak boj� si�, �e gdzie� w innym ko�cu Polski siedzi jaki� ch�opiec i pisze ksi��k� z podr�y na niby. M�g�by mnie ubiec. Powiedzia�em ju�, �e prowadz� notatki z podr�y na niby. Mam taki specjalny zeszyt, ciemnozielony z granatow� wst��eczk�-zak�adk�. Zeszyt do takiego celu powinien by� jaki� szczeg�lny, inny ni� wszystkie, bo wtedy to, co si� w nim zapisze, brzmi jako� ciekawiej. Mog� wam przeczyta� notatki z jednej podr�y, kt�ra by�a dla mnie najwa�niejsza. Wtorek Dzi� mija pi�ty dzie�, jak jestem sam jeden w d�ungli. Zosta�em wys�any z wa�nym meldunkiem, od kt�rego zale�y �ycie wielu ludzi. Moja wyprawa to wielka tajemnica. Wolno mi j� wyjawi� tylko komu�, kto na has�o: "S�onie id� na p�noc", odpowie: "A sk�d wiedz�, gdzie jest p�noc, je�eli nie maj� kompas�w?" Wtedy ja powinienem odpowiedzie�: "Tak samo jak ptaki". Has�o jest specjalnie d�ugie, �eby by�o wiadomo, �e trafi�o si� na w�a�ciwego cz�owieka, i �eby ten cz�owiek wiedzia�, �e ja jestem tym, na kogo czeka. Raz zdarzy�o mi si� spotka� kogo�, o kim my�la�em, �e jest cz�owiekiem w�a�ciwym. Powiedzia�em: - S�onie id� na p�noc. - A sk�d wiedz�, gdzie Jest p�noc, je�eli nie maj� kompas�w? Poniewa� jednak nie by� cz�owiekiem w�a�ciwym, nie czeka� na to, co ja odpowiem. Machn�� r�k� i powiedzia�: - A zreszt�, co mnie obchodzi, gdzie id� s�onie. Zdenerwowa�em si� bardzo, bo o ma�y w�os by�bym si� wsypa�. Od tamtej chwili jestem du�o ostro�niejszy. Musz� dotrze� na czas. Sko�czy�a mi si� woda, a torb� z resztkami jedzenia porwa�y ma�py. Ci�ko jest, kiedy nikt do cz�owieka nie m�wi. D�ungla jest ciemna, g�sta i wilgotna. Do miejsca, w kt�rym si� znajduj�, nie dociera s�o�ce. Wiem, �e ponad tymi wszystkimi drzewami jest s�o�ce, ale nie widzia�em go od kilku dni. �roda, sz�sty dzie� podr�y. Jestem skrajnie wyczerpany. W k�ko powtarzam meldunek i patrz� na kompas. Usiad�em pod drzewem i zamy�li�em si�. Us�ysza�em jaki� J�k. Pomy�la�em sobie, �e pewnie zaczynam mie� halucynacje, a wtedy j�k si� powt�rzy�. Poszed�em w kierunku, sk�d dochodzi�, i zobaczy�em, �e na ziemi kto� le�y. By� nieprzytomny, twarz mia� opuchni�t� od ugryzie� najrozmaitszych owad�w. Przyjrza�em mu si� dok�adniej. - Maciek, to ty? - zapyta�em i musia�em go dotkn��, �eby przekona� si�, czy to przypadkiem nie omam. - S�onie id� na p�noc - powiedzia� Maciek szeptem. - A sk�d wiedz�, gdzie jest p�noc, je�eli nie maj� kompas�w - poda�em odzew. - Tak samo jak ptaki - powiedzia� ledwie s�yszalnie Maciek i zemdla�. Nie mia�em wody, �eby obmy� mu twarz i �eby go ocuci�. Musia�em zrywa� wilgotne li�cie i k�a�� mu na czole. Bardzo d�ugo trwa�o, zanim przyszed� do siebie. - Zostali�my wys�ani obydwaj - powiedzia� Maciek. - Na wypadek gdyby jeden z nas nie dotar�. Paskudnie z�ama�em nog� i dlatego doj�� musisz ty. Potem zacz�� mnie b�aga�, �ebym go zostawi�, bo je�eli zabior� go z sob�, to b�dziemy szli bardzo d�ugo i mo�e by� za p�no. - Rannych trzeba zawsze zabiera� z sob� - powiedzia�em do Ma�ka. - Ludzie musz� zabiera� z sob� rannych i chorych, �eby kiedy�, kiedy zechc� si� ogoli� i wezm� do r�ki lusterko, mogli sobie spojrze� prosto w oczy. Kiedy to powiedzia�em, poczu�em wielki przyp�yw si�. Obliza�em dok�adnie dwana�cie li�ci, zarzuci�em sobie Ma�ka na plecy i zacz��em i��. Dotarli�my na miejsce nast�pnego dnia rano i zd��yli�my przekaza� meldunek naszemu pu�kownikowi. W ten spos�b w wyprawie na niby zaprzyja�ni�em si� z kim�, kto naprawd� istnieje. To bardzo dziwne. Codziennie spotykam Ma�ka w szkole, rozmawiam z nim. a on o niczym nie wie. Nawet o tym, �e mia� z�aman� nog� i nie p�aka�, kiedy mu j� sk�adali. Wiele razy chcia�em opowiedzie� mu o wszystkim, ale zabrak�o mi odwagi. Przecie� ja nawet nie wiem, jak wygl�da d�ungla. Pewnego dnia sta�em przy oknie i patrzy�em, jak ch�opcy je�d�� na rowerach. Je�dzili i co� tam do siebie wo�ali, ale nie s�ysza�em tego, bo by�em daleko i za szyb�. Najpierw zrobi�o mi si� przykro i zacz��em si� nad sob� rozczula�. Rozczula�em si� bardzo mocno, tak mocno, �e a� pok�pa�y mi �zy. Potem wysch�y. Wtedy zacz��em zazdro�ci�. Ale dobrze maj�, dranie, �wintuchy - wymy�la�em cichutko. Kiedy im nawymy�la�em, zacz��em �le �yczy�. Cieszy�em si� bardzo, kiedy kt�ry� wywr�ci� si�, a potem siedz�c ko�o roweru rozmasowywa� ty�ek albo kolano. Od tego my�lenia wcale nie by�o mi lepiej. Poszed�em do tatusia i zapyta�em: - Czy mo�e zdarzy� si� tak, �ebym kiedy�, kiedy� m�g� je�dzi� na rowerze? Tatu� z�o�y� gazet�, zamy�li� si� na chwilk� i powiedzia�: - Nie. Tak si� nigdy nie zdarzy. Musisz si� z tym oswoi�. I natychmiast zrobi� si� osowia�y. W pokoju by�a mama, wszystko s�ysza�a, i zobaczy�em, jak poczerwienia�y jej oczy. - W porz�dku - powiedzia�em. - O co chodzi? Ja ju� jestem oswojony. Tak tylko zapyta�em. Postanowi�em sam co� wymy�li�. I wymy�li�em przeczekiwanie. To zupe�nie tak, jakby wszyscy dostali bilet na jaki� fajny film, tylko ja nie. Trzeba wtedy usi��� i spokojnie poczeka�, a� film si� sko�czy i ludzie wyjd� z kina. Doro�li du�o mniej je�d�� na rowerach. S� nawet tacy, kt�rzy nie wle�liby na rower za �adne skarby �wiata. Doro�li nie biegaj�, najwy�ej za autobusem. Doro�li nie skacz�. Kiedy spotykaj� si�, pij� kaw�, herbat� i rozmawiaj�. Postanowi�em czeka�, a� b�d� doros�y. Czasami pyta�em mamusi� albo tatusia, kiedy b�d� doros�y, a oni u�miechali si� i m�wili, �e nie ma si� do czego spieszy�, bo kiedy b�d� doros�y, zechc� na powr�t by� dzieckiem. My�leli pewnie, �e ja chc� szybko dorosn��, �eby m�c ogl�da� kino nocne i mie� swoje pieni�dze. Przeczekiwanie zawsze by�o moj� tajemnic� i dlatego nie mam wprawy w m�wieniu o tym. Wiem, �e nie jest to du�a tajemnica, ale wtedy, kiedy by�o mi bardzo ci�ko, czu�em, jak staje si� coraz wi�ksza! Andrzej by� pierwsz� osob�, kt�rej powiedzia�em o przeczekiwaniu. On nie rozczula si� nade mn�, a poza tym Andrzej ma "wielkie uszy". U nas w domu o ludziach, kt�rzy potrafi� porz�dnie s�ucha� tego, co m�wi� inni, m�wi si�: on ma wielkie uszy. Nie ma to nic wsp�lnego z pods�uchiwaniem. Pewnego dnia Tomek zaczepi� mnie i zapyta�, kim jest ten facet, z kt�rym mnie widzia�. - To m�j przyjaciel Andrzej - odpowiedzia�em prosto. - Phi! - skrzywi� si� Tomek. - Ciekaw jestem, o czym doros�y facet mo�e rozmawia� z takim smarkaczem. To pewnie jest tw�j wujek, kt�ry opiekuje si� tob� na spacerkach! - Nic podobnego - odpowiedzia�em spokojnie, chocia� mia�em wielk� ochot� da� mu po ryju. - Jest moim przyjacielem i rozmawia ze mn� o wszystkim. By�em bardzo pewny siebie, ale potem oblecia� mnie strach. A je�eli Andrzej nie przyjdzie? Przecie� mog�o mu co� wypa��. Obiad dos�ownie po�kn��em i natychmiast poszed�em na ��k�. Wydawa�o mi si�, �e trawa �apie mnie za nogi i �e za chwil� tak mnie przytrzyma, �e b�d� musia� czeka�, a� przyjdzie kto� doros�y i wykopie mnie z kawa�em ziemi. Mama i tatu� wstawi� mnie do wielkiej donicy po zdech�ej agawie i ka�dego roku na wiosn� b�d� zmienia� ziemi�. Andrzej ju� by�. Pomacha� mi po swojemu, nie odwracaj�c si�. - Sk�d wiesz, �e id�? - zapyta�em. - Macham co jaki� czas na wszelki wypadek, �eby� ju� z daleka widzia�, �e jestem i czekam - powiedzia�. Bardzo mnie to ucieszy�o i poczu�em wielk� ochot� na rozmow�. Zanim jednak zd��y�em otworzy� usta, zobaczy�em, jak nadchodzi Tomek. Spogl�da� w niebo, przykuca�, �eby przyjrze� si� czemu� w trawie. Udawa�, �e idzie ot tak sobie, ale dobrze wiedzia�em, �e przyszed�, �eby mnie sprawdzi�. - Cze�� - powiedzia� mijaj�c nas. - Cze�� - odpowiedzieli�my. Bardzo chcia�em, �eby�my z Andrzejem rozmawiali o czym� z wielkim o�ywieniem, �eby Tomek m�g� zobaczy�, jak bardzo jeste�my zaprzyja�nieni. - Andrzej - powiedzia�em g�o�no. - Co s�ycha� w pracy? - A dobrze - odpowiedzia�. - Dosta�em podwy�k�. - To cudownie! - rykn��em. Tak wo�a zawsze moja mama, kiedy dowie si�, �e tatu� dosta� podwy�k�. Tomek przystan��. S�ucha�, a jednocze�nie biega� oczami po trawie. - O rany! - zawo�a�. - Bezpa�ski chomik! - Nie bezpa�ski. To chomik Andrzeja - wyja�ni�em. - A w�a�ciwie jego synka - nigdy nie wiadomo, co taki Tomek mo�e sobie pomy�le� o wielkim facecie hoduj�cym chomika. Tomek wzi�� Pucusia na r�ce i przyszed� do naszej �awki. - Znam si� na chomikach - powiedzia�. - Sam kiedy� hodowa�em. Pewnego razu wygryz�y pi�� dziur w kanapie. Musia�em sprzeda�. - Pu�� go - powiedzia�em. - On nie lubi by� na r�kach. Tomek pu�ci� Pucusia i zacz�� drze� ucho. - Czy pan jest wujkiem Krzy�ka? - zapyta�. - Nie - odpowiedzia� Andrzej. - Sk�d ci to przysz�o do g�owy? - E, tak sobie zapyta�em - odpowiedzia� Tomek. - Musz� ju� i��, bo zamkn� sklep. Musz� kupi� ciastka, bo dzi� s� moje urodziny. - Wszystkiego najlepszego - powiedzia� Andrzej. - Krzysiek i ja wymy�limy dla ciebie prezent. Tomek zdziwi� si� i powiedzia�: - Eee, dzi�kuj� - i poszed�. Rozz�o�ci�em si�. - To wcale nie jest m�j kolega - powiedzia�em. - Nie przyja�ni� si� z nim. �eby� wiedzia�, �e ja si� z nikim nie przyja�ni�. - Tak z zasady? - zapyta� Andrzej. - Nie wiem, czy z zasady, czy nie, ale si� nie przyja�ni�. Ja przeczekuj�. Dalej powiedzia�em to, o czym ju� wiecie. By�em dumny z siebie, �e tak �adnie wszystko obmy�li�em, i czeka�em, a� Andrzej mnie pochwali. - Wszystko to pi�knie - powiedzia� wolno, a ja ju� zacz��em by� troch� dumny. - Ale w ten spos�b jeste� chyba sam - doko�czy�. - Nic podobnego! - zawo�a�em. - Mam rodzic�w, mam ciebie. To mi wystarcza. - Za ma�o - powiedzia�. - Wyliczy�e� samych doros�ych. Doro�li dzieciom nie wystarczaj� z tej prostej przyczyny, �e nie s� dzie�mi. Potrzebny ci jest kto� w twoim wieku, kto�, kto b�dzie ci� bardzo dobrze rozumia�. - Ja jestem w swoim wieku. Moje towarzystwo mi wystarcza. Przestraszy�em si�, �e Andrzej si� obrazi, wsadzi Pucka za pazuch� i odejdzie. I ju� nigdy, nigdy nie przyjdzie na ��k�. Przestanie mie� ochot� na wie� i na rozmow� ze mn�. Ale on nie obrazi� si�. - Pos�uchaj no, ty hardy samotniku - powiedzia�. - �eby dobrze mie� siebie, trzeba mie� kogo�, kto mia�by nas. Zapami�taj to sobie raz na zawsze. Po tamtej rozmowie z Andrzejem czu�em bardzo mocno, jaki jestem g�upi i nieciekawy. Nie mia�em ochoty na odkrywanie �wiata, na podr�e na niby, na znaczki, kino. Na nic nie mia�em ochoty. W �rodku mnie siedzia�o co� ma�ego i nie dawa�o spokoju. "Bardzo g�upio to obmy�li�e�" - powtarza�o jak naj�te. Raz m�wi�o jak tatu�, innym razem przemawia�o cienkim g�osem mamy. "Przeczekiwanie wcale nie jest z�e - broni�em si�. - Trzeba tylko...". "Nic nie trzeba tylko - powiedzia�o g�osem Andrzeja. - Przeczekiwanie to najg�upsza rzecz pod s�o�cem". Wreszcie mia�em do�� i poszed�em do taty. - Czy nie�mia�o�� to nawyk? - zapyta�em. - Poniek�d - odpowiedzia� tatu�. Poszed�em do kuchni do mamy. - Czy nie�mia�o�� to nawyk? - zapyta�em. - Poniek�d - odpowiedzia�a i dalej faszerowa�a kurczaka. Wtedy zamieni�em si� w mr�wk�. Polaz�em do pokoju i w�lizn��em si� pod kanap�. "Poniek�d jestem nie�mia�y - powtarza�em. - Poniek�d jestem g�upi i nieciekawy". Potem zacz��em zlizywa� cukier, kt�ry rozsypa�em poprzedniego dnia. Zebra�em wszystko do ostatniego ziarenka i dalej nie mia�em co robi�. Z nud�w rozp�aka�em si�. �zy wyp�ywa�y spod kanapy jedna za drug�. Najpierw wygl�da�y jak koraliki, a p�niej zamieni�y si� w mokry w�yk. Zastanawia�em si�, ile czasu musi min��, zanim w�yk dotrze do tatusia albo do mamy, i czy oni domy�l� si� czego�. Nagle wyr�s� przede mn� wielki paj�k i zapyta�: - Kto tu p�acze? - To ja, mr�wka. - Jadowita? - zapyta�. - Nie. Samotna. - W porz�dku - obliza� si�. - Zjem ci�. Bardzo lubi� samotne mr�wki. Nikt po nich nie p�acze. - Poniek�d jestem nie�mia�a. - Coraz lepiej - zatar� �apy. - Nie b�dziesz mia�a odwagi ucieka�. Wyci�gn�� kosmat� �ap� i ju�, ju� mia� mnie pochwyci�, ale przestraszy�em si�. Szybko zamieni�em si� w Krzy�ka. Potem by�o bardzo du�o dni, kiedy �le o sobie my�la�em. Chodzi�em ponury, a mama co chwila zagl�da�a mi w oczy i przyk�ada�a r�k� do czo�a, �eby sprawdzi�, czy nie jestem chory. Zdenerwowa�o mnie to wreszcie i wrzasn��em do mamy: - Odczep si� ode mnie! By�a akurat babcia i kiedy to us�ysza�a, oczy jej zrobi�y si� okr�g�e. - Nawet sobie nie wyobra�asz, jaki jestem dzisiejszy! - zawo�a�em. Tatu� kaza� mi wyj�� z pokoju. Przeprosi�em p�niej wszystkich, ale w �rodku dalej by�em z�y. "B�d� tak czeka� i czeka�, a� za ile� lat szko�a zorganizuje spotkanie naszego rocznika, my�la�em. Wtedy dopiero zbior� odwag� i zawo�am: "Maciek, chod�, poka�� ci moje znaczki". A on popatrzy na mnie i powie: "Przepraszam, ale ja nie przypominam sobie kolegi". Od takich my�li cz�owiek robi si� chory i nie pomaga mu �adne lekarstwo. Mnie pomog�o co�, co nazywa si� przypadkiem. Gdyby nie ten przypadek, nie mia�bym o czym dalej pisa�. Pewnego dnia jak zwykle poszed�em do szko�y. Do ko�ca nie wiedzia�em, �e to b�dzie w�a�nie ten dzie�. Na lekcji j�zyka polskiego przyszed� nasz wychowawca i poprosi�, �eby�my zostali po lekcjach, bo ma z nami do pogadania. Spojrza� tak gro�nie, �e nawet ci, kt�rzy zawsze szepcz�: "E, co tam. Id� do domu", nie pisn�li s��wka. Po lekcjach twardo siedzieli w �awkach i czekali. Dobrze wiedzieli�my, �e chodzi o spraw� szczotek z pracowni technicznej. I kiedy wreszcie przyszed� nasz wychowawca i zapyta�: - Kto z was ostrzyg� pi�� szczotek z pracowni technicznej - wszyscy zakr�cili si� niespokojnie. Szczotki ostrzyg� Maciek. Zostali�my sami w pracowni technicznej i by�o nudno. Nie mia� nam kto powiedzie�: R�bcie to lub tamto. Nudzili�my si� jakie� pi�tna�cie minut, kiedy Maciek zauwa�y�, �e szczotki do zmiatania ze sto��w maj� za d�ugie w�osy. - "Daj� g�ow�, �e pani jest za gor�co" - powiedzia� do szczotki, kt�ra wisia�a przy jego stole. - "Och, tak!" - j�kn�a szczotka. Wtedy Maciek wzi�� no�yce krawieckie, �cisn�� szczotk� kolanami i obci�� jej wszystkie w�osy. Potem jeszcze cztery szczotki poskar�y�y si�, �e jest im za gor�co. Maciek bra� jedn� po drugiej i strzyg�. Tylko �e nast�pnego dnia Ma�ka nie by�o w szkole. Nie m�g� wi�c wsta� i przyzna� si�. On si� zawsze przyznaje. Wszyscy przecie� pami�tali, jak kiedy� na lekcji j�zyka polskiego przeci�gn�� pod �awk� miedziany drut. Gdy pani zbli�a�a si� do tablicy, rozlega� si� smutny j�k. To Maciek gra� na miedzianej strunie. - Kto to? - zawo�a�a pani. - Niech ma odwag� wsta� i przyzna� si�. Maciek wsta� i przyzna� si�. Oczywi�cie, natychmiast poszed� do tablicy. Dostawa� same trudne pytania, ale na wszystkie umia� odpowiedzie�. Maciek uczy si� dobrze, ale jest �ywy. Moja mama m�wi, �e w�a�nie dlatego jego rodzice chodz� do szko�y �wieci� oczami. Kiedy by�em m�odszy, wyobra�a�em sobie, �e stoj� przed naszym wychowawc�, a oczy jarz� im si� jak kotom w nocy. Nasz wychowawca stan�� mi�dzy �awkami i m�wi� o niszczeniu mienia szko�y. - Dobrze wiem, �e to kto� z waszej klasy, bo wczoraj wy ostatni mieli�cie lekcj� zaj�� technicznych - powiedzia� i popatrzy� na nas. A my nic, bo u nas nie ma zwyczaju sypania. Maciek ju� raz dosta� ostrze�enie: "Jeszcze jeden wybryk, a leci stopie� ze sprawowania. Mo�e to ci� nauczy rozumu". Ten jeszcze jeden wybryk to by�o w�a�nie ostrzy�enie szczotek. - Ja to zrobi�em - powiedzia�em wstaj�c. - Ty? Taki spokojny ucze�! Co ci strzeli�o do g�owy? Zagapi�em si� w okno i nic nie m�wi�em, bo tak zachowuj� si� ci, kt�rzy co� zbroili. Nauczyciel patrzy� na mnie, ca�a klasa patrzy�a na mnie. Zupe�nie nie wiem, co sobie my�leli. - No c�, tobie zdarza si� to pierwszy raz. Niech przyjdzie kt�re� z rodzic�w. No i oczywi�cie odkupisz szczotki. Potem wyszed�. Ca�a klasa ci�gle siedzia�a w �awkach. Ja te� usiad�em i zacz��em pakowa� ksi��ki. Wtedy podszed� do mnie jeden ch�opiec, kt�ry nazywa si� Pawe�. - I czego si�, wnusiu, wyg�upiasz? - zapyta� wrednym g�osem. - Ty i strzy�enie szczotek! A to dobre. Wytrzeszczy�em oczy. I musia�em bardzo g�upio wygl�da� z oczami na wierzchu i otwart� buzi�. - Chcia�em dobrze - powiedzia�em cicho. My�l�, �e nawet troch� za cicho. - A kto ci� prosi�? - zapyta� Pawe�. To prawda, �e nikt, ale przecie� mo�na czasem zrobi� co� w porozumieniu tylko z sob�. Klasa s�ucha�a. Nie byli po stronie Paw�a i nie byli po mojej stronie. Bardzo nieprzyjemnie jest tak czeka� i czeka�, a� si� klasa zdecyduje. Wtedy pom�g� mi Tomek. Zobaczy�em, jak podchodzi do Paw�a i drze lewe ucho. - Odczep si� od niego - powiedzia�. - Trzeba by�o samemu ruszy� ty�ek. - A czemu ty nie ruszy�e� swojego? - zapyta� Pawe�. - Moja rzecz! - krzykn�� Tomek. - Ale si� teraz nikogo nie czepiam. Wszystko to odby�o si� bardzo szybko. Nie zd��y�em nawet powiedzie�: "Tomek, daj spok�j". Zreszt� nie jestem pewny, czy mia�em ochot� to powiedzie�. - Wiecie co, tak naprawd� to guzik mnie to wszystko obchodzi - wycofa� si� Pawe�. - Nie lubi� tylko, jak wnusio robi z siebie Zorro. Potem wsadzi� teczk� pod pach� i wyszed�. Nikt wi�cej nie rozmawia� ze mn� o tym, i bardzo dobrze, bo wcale nie mia�em ochoty. Mam teraz dw�ch koleg�w. Ma�ka i Tomka. Tatu� m�wi, �e powesela�em i nie wystaj� godzinami przy oknie. To prawda. Dawniej, kiedy mia�em ochot� poby� na podw�rku, wygl�da�em przez okno. A teraz zwyczajnie m�wi�: "Id� na podw�rko", i wychodz�. Tak jest o wiele lepiej. Tomka polubi�em dwa razy. Po raz pierwszy wtedy, kiedy mi pom�g�, a drugi raz, kiedy dowiedzia�em si� o jego pi�kach. Maciek mi opowiedzia�. Przyszed� do mnie pewnego popo�udnia. Nie m�g� wcze�niej, bo by� chory. - Tomek opowiedzia� mi o wszystkim - zacz�� Maciek. - Przynios�em ci fors� za szczotki. Stary, gdyby nie ty... Sta� w progu, z bardzo niewyra�n� min�. My�la� pewnie, �e mia�em przez niego kup� k�opot�w. Ale to nieprawda. Mama i tatu� nie krzyczeli na mnie. Musia�em tylko obieca�, �e to si� wi�cej nie powt�rzy, i odkupi� szczotki z w�asnych oszcz�dno�ci. Kiedy cz�owiek ma zamiar zaprzyja�ni� si� z kim�, powinien mu du�o o sobie m�wi�. Wci�gn��em Ma�ka do pokoju, zamkn��em drzwi, �eby mama niczego nie s�ysza�a, i powiedzia�em: - Chcia�em sprawdzi�, jak to jest, kiedy rodzice id� do szko�y �wieci� oczami. - Dobra, dobra - powiedzia� Maciek. - Mo�esz sobie gada�, ile chcesz, a ja i tak wiem, �e jeste� w porz�dku. A o tamto mog�e� mnie zapyta�. Ja najlepiej wiem, jak jest, kiedy �wiec� za ciebie oczami. To jest okropne. - Nic podobnego! - zawo�a�em. - To jest nawet przyjemne. - Mo�e dla ciebie tak - zgodzi� si� Maciek. - Bo ty jeste� inny. Tobie nie przychodzi do g�owy to, co mnie. Moja mama m�wi, �e je�eli nie zmieni� si�. to czeka mnie smutny koniec. Wyobrazi�em sobie ekran w kinie, a na nim napis "Koniec" i zap�akanych ludzi. Bardzo chcia�em pocieszy� Ma�ka, bo wygl�da� na zmartwionego. - Nie martw si� - powiedzia�em. - S�ysza�em kiedy�, �e wszyscy wielcy ludzie byli niezno�ni w dzieci�stwie i rodzice mieli z nimi mas� k�opot�w. - Powiedz to mojej mamie - doradzi� Maciek. - Odpowie ci, �e ja b�d� smutnym wyj�tkiem. Zacz�li�my si� �mia�, bo wyobrazili�my sobie smutne wyj�tko jako co�, co siedzi w przydro�nym rowie i wyje �a�o�nie. - Ja te� mog� by� smutnym wyj�tkiem - zaproponowa�em. - Tak sobie, dla towarzystwa. - Dobra - zgodzi� si� Maciek. - Zaczynaj. Zawy�em, jak umia�em najlepiej, a potem zawy� Maciek. Ja to robi�em lepiej, bo du�o bardziej skrzekliwie. Do pokoju zajrza�a mama, �eby sprawdzi�, co si� dzieje. - W�ciek�e dzieci. Czego wyjecie? - zapyta�a. - Je�� i pi�! - zawy�em. Mama przynios�a nam herbat� i chleb ze smalcem. Chleb ze smalcem jest pyszny, bo pachnie domem. Ma�kowi pachnia� domem na wsi, gdzie mieszka jego babcia, a mnie pachnia� moim domem, bo moja babcia mieszka z bli�niakami. - A Tomkowi pachnia�by pi�k� no�n� - powiedzia� Maciek. �mieli�my si� tak, �e okruchy chleba wylatywa�y nam z ust i wpada�y do herbaty. Dobrze, �e mama tego nie widzia�a, bo zaraz powiedzia�aby, �e tacy duzi ch�opcy, a jedz� jak prosi�ta. - Tomek zbiera pi�ki no�ne - powiedzia� Maciek. - Ma dopiero trzy i zawsze b�dzie mia� dopiero trzy. Jego mama m�wi, �e kto�, kto zbiera pi�ki no�ne, ma chyba pi�k� no�n� zamiast g�owy. Tomek dosta� je na urodziny. My�la�em, �e mo�e da mi jedn� albo wymieni na co�, ale gdzie tam. Powiedzia�, �ebym si� odczepi�. "Daj koledze" - powiedzia�a jego mama. "Za nic - odrzek� Tomek. - B�d� zbiera� pi�ki no�ne". Kiedy jego mama zaczyna wielkie porz�dki, Tomek pakuje pi�ki do torby i przynosi do mnie. Na wszelki wypadek, gdyby jego mamie przysz�o co� do g�owy. Wtedy polubi�em Tomka po raz drugi. Zbieranie pi�ek jest chyba jeszcze �mieszniejsze ni� przeczekiwanie, podr�owanie na niby i wszystko, co dotychczas wymy�li�em. Maciek niczego nie zbiera. Ma troch� monet i zbiera�by je, gdyby mia� sk�d bra�. Opr�cz tego ma trzy odznaczenia swojego dziadka. - Nie zanosi si� na wi�cej - powiedzia� Maciek. - A trzy odznaczenia to �adna kolekcja, chocia� Tomek... Rozmawiali�my bardzo d�ugo. Tak d�ugo, �e a� przysz�a moja mama i powiedzia�a, �e bro� Bo�e, ona Ma�ka nie wyprasza, ale jego rodzice mog� si� niepokoi�. P�no wieczorem co� sobie przypomnia�em. Poszed�em do tatusia. Le�a� ju� w ��ku i by� z�y, bo przez ca�y tydzie� musia� zostawa� po godzinach. Dobrze go rozumia�em, bo ja te� nie lubi� zostawa� po lekcjach. - Tatusiu - powiedzia�em. - Masz takie pude�eczko z monetami. - Mam - kiwn�� g�ow� tatu�. - A bo co? - Potrzebne ci? - A bo co? - powt�rzy�. - Bo widzisz, mam koleg�... - Ja te� mam koleg�, i to niejednego. Nie by� w nastroju na podarowanie mi czegokolwiek, ale ja si� okropnie niecierpliwi�em... - Chodzi o to, �eby� mi je da� - powiedzia�em wreszcie. - A dlaczego mam ci da� co�, do czego czuj� pewien sentyment? - Bo widzisz, tatusiu, ja mam koleg�... - Wiesz co, dziecko - powiedzia� tata. - Monety s� twoje. Tylko ju� zmiataj! Poszed�em do jego biurka i odszuka�em pude�eczko. Przyjemnie by�o pos�ucha�, jak grzechocz�, a jeszcze przyjemniej pomy�le�, jak ucieszy si� Maciek, kiedy je dostanie. Jednej pani z parteru zala�o mieszkanie tak, �e meble sta�y po kostki w wodzie. Dop�ki mieszkanie nie zosta�o doprowadzone do porz�dku, jej kot mieszka� u nas i spa� w moim ��ku. Bardzo go polubi�em, bo to by� mi�y kot, wielki pieszczoch. Od tego czasu nie jestem zdecydowany, nie wiem, co bardziej wola�bym mie�: psa czy kota. A mo�e za mnie te� kto� kiedy� zdecyduje, tak jak ja zdecydowa�em za Ma�ka? Maciek zacz�� zbiera� monety. Kiedy mu podarowa�em pude�eczko z monetami mojego taty, zrobi� si� czerwony. - Stary, jak ja ci si� odwdzi�cz�? - zapyta�. - Nie zbieram monet - powiedzia�em. - Zbieram znaczki. Ja b�d� zbiera� dla ciebie monety, a ty dla mnie znaczki. - Dobra, nie wypuszcz� z r�k ani jednego. Pokaza�em mu moje znaczki. On je, owszem, obejrza�, powiedzia�, �e to pewnie bardzo przyjemnie zbiera� znaczki, ale gdzie im tam do monet. W og�le nie nadawa� si� do rozmowy. Obmacywa� ka�d� monet�, wk�ada� je do pude�eczka, wyjmowa�, rozk�ada� na stole. Zachowywa� si� jak kto�, kto si� ogromnie cieszy. Zajrza� do nas tatu� i widz�c Ma�ka nad monetami powiedzia�: - M�j Bo�e, tyle rado�ci! Jednak ch�opcy nic si� nie zmienili od czas�w mojego dzieci�stwa. A jak tam w szkole, ma�y rozrabiako? - Dobrze, prosz� pana. Nic z�ego nie wymy�li�em. Mo�e ju� nigdy nie wymy�l�? - powiedzia� Maciek ze smutkiem. - Nie martw si� - za�mia� si� tatu�. - Krzysiek wymy�li za ciebie. Sk�d m�j tatu� wiedzia�, �e spokojny jestem z konieczno�ci, a g�ow� mam pe�n� pomys��w, za kt�re mo�na nawet wylecie� ze szko�y? Chyba ch�opcy rzeczywi�cie nie zmienili si� od czas�w dzieci�stwa mojego taty i dlatego on jest taki m�dry. Czy pr�bowali�cie kiedy� zebra� ca�� odwag�? Ja pr�bowa�em kilka razy pod rz�d i doszed�em do wniosku, �e to bardzo trudne. Nigdy nie wiedzia�em, czy to na pewno ca�a moja odwaga i czy nie zosta�o jej jeszcze troch�. Zapyta�em tatusia: - Czy wszyscy ch�opcy lubi� podr�owa�? - To tak, jakby� zapyta�, czy koty lubi� surow� w�tr�bk� - odpowiedzia� tata. - Mam na my�li takie wymy�lone podr�owanie. Wiesz, tatusiu, na niby. - To kwestia wyobra�ni - powiedzia� tatu� po namy�le. - Jedni tak, inni nie. Zupe�nie tak samo jak doro�li. Niekt�rzy nie potrafi� oby� si� bez marze�, a innym nawet do g�owy nie przyjdzie, �e mo�na zamkn�� oczy i wyobra�a� sobie r�ne rzeczy. Maciek i Tomek nie potrafi� oby� si� bez monet, pi�ek i rower�w. Ja nie potrafi� oby� si� bez podr�owania na niby. Kt�rego� dnia pada� deszcz. Ulice i podw�rka by�y mokre. Wiatr bra� co chwila pe�n� gar�� kropel i rzuca� nimi o szyby. Wiatr w du�ym mie�cie jest chyba bardzo rozz�oszczony, bo lubi wy� w kominach, a w du�ych miastach nie ma przecie� komin�w... Wyje wi�c na ulicach i ze z�o�ci� miota si� po parapetach. Maciek i ja siedzieli�my w moim pokoju i, jak tatu� powiedzia�, przelewali�my z pustego w pr�ne. W drugim pokoju tatu� robi� to samo, a nawet gorzej, bo ziewa� i co chwila sprawdza�, czy si� nie przeja�nia. Tylko mama cerowa�a. - Nudno - powiedzia� Maciek i ziewn�� jak pies. - Nudno tak, �e wszystkiego si� cz�owiekowi odechciewa. Pojecha�bym gdzie�. - Nigdzie nie pojedziesz, bo leje. - Wybra�bym si� gdzie�, gdzie jest ciep�o. Kiedy jest taka pogoda, my�l� sobie, �e dobrze by�oby zamkn�� oczy i znale�� si� tam, gdzie nie pada. Nadstawi�em uszu. - To wybierzmy si� - zaproponowa�em. - Dobra - zgodzi� si� Maciek. - Id� do drugiego pokoju i powiedz, �e gdzie� jedziemy. - Mogliby�my to zrobi�, nie ruszaj�c si� z tego pokoju. W�a�ciwie to ja bardzo cz�sto tak robi�, nawet jak nie pada. Po minie Ma�ka pozna�em, �e �apie, o co chodzi, ale zupe�nie nie wie, jak si� do tego zabra�. - Poczekaj - powiedzia�em. Wyci�gn��em stary atlas i klaser ze znaczkami z kolonii. - Wyszukaj sobie jaki� znaczek i znajd� w atlasie kraj, gdzie zosta� wydany, i zacznij zmy�la�. Tu masz zeszyt, w kt�rym s� moje notatki z takich w�a�nie podr�y. Przeczytaj sobie ostatni� i pisz dalej. To musi mie� zako�czenie - m�wi�em bardzo szybko, bo ba�em si�, �e zrezygnuj� w po�owie. Maciek wybra� znaczek z Niassy, na kt�rym by�a wielka �yrafa i palmy. Potem otworzy� atlas. Co chwila zerka� na mnie, �eby sprawdzi�, jak� mam min�. Min� mia�em powa�n�. Kiedy pada deszcz, z pustego w pr�ne przelewa tylko tatu�. Mama zawsze znajdzie sobie co� do roboty, a Maciek i ja wyci�gamy stary atlas i klaser ze znaczkami z kolonii. Tomek, niestety, nie nadaje si� do tego. Szkoda, bo we tr�jk� by�oby przyjemniej. �eby powiedzie�, jak bardzo Tomek nie nadaje si� do zmy�lanego podr�owania, musz� najpierw pokaza� zako�czenie tego, co sam kiedy� zacz��em. Dopisa� je Maciek. Ci�gle siedzimy we wsi. Niecierpliwimy si� bardzo. Krzysiek zaczyna podejrzewa� naszego pu�kownika. Nasz pu�kownik jest m�czyzn� w �rednim wieku. Ca�e �ycie sp�dzi� w koloniach i cieszy si� doskonal� opini�. Ma twarz budz�c� zaufanie i jest lubiany przez �o�nierzy. W�a�ciwie to nie mo�na mu nic zarzuci�. - Dlaczego my ci�gle siedzimy we wsi? - pyta Krzysiek. - Przecie� mogliby�my i�� dalej. - Czekamy na bro� - wyja�ni�em. - Na bro�, na bro�! Przecie� bro� dawno ju� nadesz�a. W tym namiocie na �rodku placu jest w�a�nie bro�. Zaczynam podejrzewa� naszego pu�kownika. Zaj�li�my ca�� wie�. Mieszka�cy oddali nam swoje chaty, a sami koczuj� pod go�ym niebem. �al nam maluch�w, kt�rym odebrali�my pos�ania. Pocieszamy si� jednak, �e to przecie� dla nich tu jeste�my. Wreszcie otrzymali�my rozkaz wymarszu. Nasz oddzia� podzielono na dwie grupy. Ja zosta�em mianowany dow�dc� grupy, kt�ra ma wyruszy�. Krzysiek pozostaje we wsi. - Bro� zostaje - powiedzia� Krzysiek. - Nie odchod�cie daleko. Je�eli us�yszysz trzy wy strza�y jeden po drugim, wracaj natychmiast. Wydaje mi si�, �e na dzisiejsz� noc pan pu�kownik co� zaplanowa�. - A wiesz, czym pachnie niewykonanie rozkazu? - zapyta�em. - Wiem - odpowiedzia� Krzysiek. - Tu si� zawsze ryzykuje. Doszed�em do wniosku, �e niewiele wiedzia�em o Krzy�ku. Moja grupa wyruszy�a o godzinie #/19#00. Tak jak powiedzia� Krzysiek, wyprowadzi�em ich ze wsi i zarz�dzi�em post�j po dwudziestu minutach. Czekali�my oko�o trzech godzin i ju� zacz��em si� zastanawia�, czy Krzysiek przypadkiem nie pomyli� si�, kiedy us�yszeli�my wrzaw� dochodz�c� od strony wsi. W chwil� potem us�ysza�em trzy wystrza�y, jeden po drugim. - Zawracamy! - zawo�a�em. - Wracamy do wsi, tylko ostro�nie, kry� si� i nie robi� nic bez rozkazu. Kiedy wpadli�my na plac po�rodku wsi, Krzysiek akurat wyrywa� pu�kownikowi zza pasa pistolet. - Dobrze, �e jeste�cie! - zawo�a�. - Ten drab chcia� nas rozdzieli�, �eby u�atwi� nieprzyjacielowi zagarni�cie broni. Zwi�za� go. Natychmiast ruszamy na pomoc powsta�com. I tak jeste�my ju� sp�nieni. - Policzymy si� jeszcze - warkn�� pu�kownik. - Pan jest ostatnim bydl�ciem - powiedzia� Krzysiek. - Mia� pan wspomaga� powstanie, a nie t�umi� je. Oby piek�o pana poch�on�o. I splun�� mu pod nogi. Wszystko to pokazali�my Tomkowi. Mieli�my nadziej�, �e przeczyta i do�o�y co� od siebie. - Ale g�upoty - powiedzia� po przeczytaniu. - Straszliwe! - Kwestia wyobra�ni - powiedzia�em m�drze. Tomek tylko na chwil� zosta� sam z dziennikiem podr�y i natychmiast dopisa�: Ps. Kochany panie pu�kowniku, w ostatniej chwili zrobi�o nam si� pana �aL. Je�eli pana nie rozstrzelaj�, b�dziemy panu posy�a� paczki do wi�zienia. Dzie� i noc b�dziemy chodzili od mieszkania do mieszkania i zbierali makulatur� oraz butelki. Zarobione w ten spos�b pieni�dze przeznaczymy na pana. Z uszanowaniem spluwamy pod nogi - Krzy� i Maciu�. Maciek chcia� si� z Tomkiem policzy�, ale powiedzia�em, �eby da� spok�j. - Na kogo�, kto nie obra�a si� nawet wtedy, gdy mu si� powie, �e zamiast g�owy ma �le nadmuchan� pi�k�, nie mo�na si� przecie� obra�a� - powiedzia�em. Wszyscy, kt�rych znam, lubi� chodzi� do kina. Ja lubi� tak bardzo, �e w dniu, kiedy mam i�� do kina, nie potrafi� si� skupi� na lekcji. Cz�sto wracam z uwag�: "Nie uwa�a na lekcji". Potem tatu� zastanawia si� g�o�no, czy w og�le pozwoli� mi i�� do kina. Pewnego dnia siedzia�em w szkole i szepta�em do zegara: "Szybciej, szybciej". On oczywi�cie wl�k� si� jak ostatni �limak. Szepta�em, a� pani od polskiego zapyta�a: - Co ty tam mamroczesz pod nosem? Chod� tu pomamrota� do tablicy. Bardzo �le mamrota�em i dosta�em dw�j�. Tatu� m�wi, �e dosta� dw�j� z ojczystego j�zyka to taki wstyd, �e wprost powinno si� sp�on��. Przez pozosta�e lekcje zastanawia�em si�, co powiem w domu i czy przypadkiem nie us�ysz� "Lekcje odrabia�, smarkaczu, a nie do kina". Dotrwa�em tak do ostatniej lekcji. To by�a godzina wychowawcza. Przyszed� nasz wychowawca i powiedzia�, co nale�y robi�, a czego nie, �eby by� grzecznym. Doszed�em do wniosku, �e poza odrabianiem lekcji i czytaniem lektur nie wolno nic. Potem m�wi�, �e szko�a to nasz drugi dom. - Kiedy ja mam bardzo dobry dom - powiedzia� Tomek. - Z dobr� matk� i dobrym ojcem w �rodku. Wi�cej nie chc�. Nasz wychowawca wyt�umaczy� mu, �e to nie o to chodzi. Przy okazji wszyscy dowiedzieli�my si�, �e powinni�my w szkole czu� si� swobodnie i mie� do niej zaufanie, bo szko�a i dom maj� nas wsp�lnie wychowywa�. Powinni�my zg�asza� si� do naszego wychowawcy ze wszystkimi problemami. Zastanowi�em si�, czy przypadkiem nie mam jakiego� problemu, ale doszed�em do wniosku, �e poza dw�j� z polskiego, nie. - Dobrze, a teraz porozmawiajmy o wycieczce - powiedzia� nasz wychowawca i wszyscy zacz�li s�ucha�. - Postanowili�my zorganizowa� wycieczk� do Gda�ska i Gdyni. - Hura! - zawo�a�a klasa tak g�o�no, �e nasz wychowawca musia� postuka� kluczami o st�. - Mam nadziej�, �e wszyscy pojad� - powiedzia�. - Oczywi�cie, je�eli kto� nie zechce, mo�e nie jecha� i te trzy dni przeznaczy� na co� innego. Zach�cam was jednak, bo im wi�cej os�b, tym chyba jest przyjemniej. Wszyscy zacz�li si� zg�asza�, jeden przez drugiego. Ci kt�rzy byli od razu zdecydowani, namawiali tych, kt�rzy wahali si�. Ja by�em poza klas�. Zupe�nie tak, jakby mnie wcale nie by�o. Zn�w mia�o zdarzy� si� co�, w czym nie wezm� udzia�u. Reszt� godziny wychowawczej postanowi�em po�wi�ci� na trzymanie si�. To znaczy nie odzywa� si�, nie zabiera� g�osu, szybko, jak najszybciej po lekcjach i�� do domu i dopiero tam pomy�le�, jak nikt nie b�dzie widzia�. - Jednym s�owem, jad� wszyscy - powiedzia� nasz wychowawca. - A ty, Krzysiu, co zaplanujesz na te dni? - A to on nie jedzie? - zapyta� Maciek, zanim zd��y�em zebra� my�li. - A niby dlaczego on nie jedzie? - powt�rzy� tak, jakby to nasz wychowawca mnie jednemu nie pozwoli� jecha�. - Ja mu nie zabraniam. Ale przecie� Krzysiek nigdy nie chcia� je�dzi� na szkolne wycieczki. - Ja nie mog� du�o chodzi� - powiedzia�em. - To wiadomo. - Z tym mo�na sobie poradzi� - powiedzia� nasz wychowawca. - Kiedy b�dziesz zm�czony, mo�esz zrezygnowa� z jakiego� zwiedzania. Zawsze chyba lepiej mie� chocia� po�ow� ni� nic. - Nie dam rady nie�� plecaka czy torby z rzeczami - powiedzia�em. - A to problem! - zawo�a� Maciek. - Nie wyg�upiaj si�. - Kiedy naprawd�... - Ponios� go ci, kt�rzy przez ca�y rok zaniedbywali si� w zbi�rce makulatury - powiedzia� Tomek basem. Tomek by� odpowiedzialny za makulatur� w naszej klasie i mia� z tym mn�stwo k�opot�w. - Zaraz zrobi� list� wed�ug alfabetu - stwierdzi� i uda�, �e co� zapisuje. - Dzieci - powiedzia� nasz wychowawca. - O czym wy m�wicie? Jedziemy przecie� autokarem, a nie wybieramy si� piechot�, a zwiedzaj�c miasto nikt nie nosi ze sob� swoich klarnet�w. - Szkoda - zmartwi� si� Tomek. - My�la�em, �e sam siebie pomszcz�. Mam nadziej�, �e kiedy� wybierzemy si� na ob�z w�drowny. Po powrocie do domu powiedzia�em mamie i tatusiowi, �e zapisa�em si� na szkoln� wycieczk�. - To �wietnie - ucieszyli si�. Dopiero potem pokaza�em dw�j� z polskiego. - Jeste� bezwstydny - powiedzia� tatu�. -