2074
Szczegóły |
Tytuł |
2074 |
Rozszerzenie: |
PDF |
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
[email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
2074 PDF - Pobierz:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd pliku o nazwie 2074 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
2074 - podejrzyj 20 pierwszych stron:
Maria Ewa Letki
Jutro zn�w p�jd� w �wiat
Zak�ad Nagra� i WYdawnictw
Zwi�zku Niewidomych
Warszawa 2001
Sk�ad, druk i oprawa
3 3 64 0 0 108 1 ff 1 74 1
Zak�ad Nagra� i Wydawnictw Zwi�zku
Niewidomych,
Warszawa, ul. Konwiktorska 9
Przedruk: Wydawnictwo
"Literatura",
��d� 2000
Korekta: T. Stankiewicz
i I. Stankiewicz
Chcia�bym mie� imi�, od
kt�rego nie ma zdrobnienia.
Kiedy mama m�wi "synku" i
g�aszcze mnie po g�owie, to co
innego, ale kiedy m�wi
"Krzysiulek", jest g�upio.
Uwa�am, �e wszystkie zdrobnienia
brzmi� g�upio.
Nazywam si� wi�c Krzysztof
albo Krzysiek i mieszkam w
wie�owcu na kra�cach miasta.
Okna naszego mieszkania wychodz�
na trzy najwa�niejsze miejsca:
na miasto, podw�rko, na ��ki i
pola. To zupe�nie tak, jakby
dogl�da�o si� osobi�cie wa�nych
rzeczy. Kiedy dzie� jest
pogodny, a ja wpatrz� si� bardzo
uwa�nie w horyzont, widz� ma��,
ciemn� smu�k�. To las. Za tym
lasem zachodzi s�o�ce. Kiedy
by�em ma�y, wierzy�em, �e na
�rodku tego lasu znajduje si�
ogromna polana wysypana ��tym
piaskiem i na t� polan� s�o�ce
chodzi spa�. Wtedy wierzy�em
r�wnie� w to, �e ziemia jest
p�aska jak placek. P�niej
dowiedzia�em si�, jak jest
naprawd�, i pomy�la�em sobie, �e
jestem okropnie g�upi. Tatu�
wyt�umaczy� mi wszystko.
- Ja te� przez to przeszed�em
- powiedzia� tatu� wprawiaj�c w
ruch globus (t�umaczy� mi na
globusie). - A jeszcze
wcze�niej) wierzy�em w bociany.
Ca�ej rodzinie opowiada�em, jak
bocian wrzuci� mnie przez komin
i jak pobrudzi�em sadz� ko�dr�,
i moja mama musia�a jedn� r�k�
trzyma� dziecko, a drug� gra�. I
zastanawia�em si�, dlaczego
wszyscy patrz� na mnie i
u�miechaj� si� dziwnie.
Tatu� westchn��, a min� mia�
tak�, jakby nie m�g� sobie
darowa�, �e kiedy� tak si�
strasznie wyg�upi� przy ca�ej
rodzinie. Zapyta�em tatusia, czy
teraz zn�w zaczn� wierzy� w co�,
co p�niej oka�e si� nieprawd�.
- Oczywi�cie - odpowiedzia�
tatu�. - Potem zn�w, zn�w i
zn�w. To jest w�a�nie odkrywanie
�wiata.
Odkrywam wi�c ci�gle �wiat,
centymetr po centymetrze, i
wola�bym, �eby odkrywaniem
�wiata by�o podr�owanie i
poznawanie nowych miejsc.
Napisa�em ju� troch� o moim
tatusiu. To, �e by� kiedy�
podobny do mnie i �e dawno temu
wyg�upi� si�. Nie napisa�em
jeszcze o mojej mamusi. Mama te�
by�a podobna do mnie. Lubi�a
bajki i opowiadania o
zwierz�tach. Teraz uwielbia
filmy o mi�o�ci i zawsze na nich
p�acze. Tatu� m�wi�, �e na
filmie "Love story" p�aka�a ju�
wtedy, kiedy sz�a czo��wka.
Ja p�aka�em na filmie tylko
raz, chocia� nie by� to film o
mi�o�ci. To by� film o bardzo
dzielnym psie, kt�ry zgin�� w
g�rach ratuj�c swojego pana.
Nigdy natomiast nie s�ysza�em o
wypadku, kiedy zgin��by pan
ratuj�cy swojego psa. Jednak
wierz�, �e co� takiego mo�e si�
jeszcze wydarzy�. Ja te�
chcia�bym mie� psa, ale mama i
tatu� m�wi�, �e wtedy, kiedy ja
jestem w szkole, a oni w pracy,
pies by�by sam w domu i wy�by
rozpaczliwie z t�sknoty. Pies
nie powinien wy� z t�sknoty.
Jest wi�c czasem tak, jakbym to
ja wy� w �rodku z t�sknoty za
psem, a to z kolei jest troch�
tak, jakby pan zgin�� ratuj�c
swojego psa.
Jestem ch�opcem
niedzisiejszym. Tak powiedzia�a
o mnie moja babcia. Potem
doda�a, �e nie widzia�a ch�opca,
kt�ry tak cz�sto zamy�la�by si�
i by� taki spokojny. Wed�ug
mojej babci wszyscy inni ch�opcy
s� dzisiejsi, to znaczy
rozwydrzeni i rozhukani.
Najcz�ciej zamy�lam si�,
kiedy wygl�dam przez okno. Mo�e
inni ch�opcy te� si� zamy�laj�?
Babcia mieszka�a kiedy� z
nami. Nosi�a za mn� tornister do
szko�y i przy wszystkich m�wi�a
"wnusiu, to, wnusiu, tamto".
Uwa�am, �e mnie kompromitowa�a.
Kiedy� Tomek, jeden ch�opak z
mojej klasy, powiedzia�:
- O, Ju� idzie wnusio ze swoj�
wielb��dzic�.
Zabroni�em babci nosi� za mn�
teczk�, a mama i tatu� mnie
poparli.
Potem cioci Ninie urodzi�y si�
bli�ni�ta i babcia wyprowadzi�a
si� do cioci Niny.
Ja zosta�em "wnusiem". Uwa�am
to za przezwisko. Im jestem
starszy, tym wydaje mi si�
okropniejsze. Kiedy je s�ysz�,
czuj� si� ma�y i bardzo
nieporadny. Nikt nie chce tak
si� czu�. Wiecie ju� o mnie
du�o, ale i tak nie wiecie
najwa�niejszego. Specjalnie tak
zwlekam, bo nie wiem, jak wam to
powiedzie�. Nie przychodz� mi do
g�owy odpowiednie s�owa i
poczekam, a� si� wszystko
wyja�ni przez sytuacj�. Bo
m�wienie mo�e wypa�� smutno, a
ja nie mam zamiaru nikogo
zasmuca�.
Czy zdarza wam si� czasem
my�le�, �e inni maj� ciekawsze
�ycie i s� jacy� ciekawsi,
podczas gdy wy jeste�cie
wyj�tkowo nieciekawi? Mnie
cz�sto zdarza si� tak my�le� i
bardzo chcia�bym si� dowiedzie�,
�e innym te�. Tatu� i mamusia
m�wi�, �e im si� to te� zdarza,
ale oni s� doro�li i nie
odkrywaj� ju� �wiata. Wiedz�
wszystko, ich kole�anki i
koledzy te� wiedz� wszystko. Ja
to co innego. Ja mam dopiero
jedena�cie lat i bez przerwy
czuj�, jaki jestem nieciekawy.
Wreszcie musi zdarzy� si�
sytuacja, kt�ra wszystko
wyja�ni.
Poszed�em na ��k� za naszym
osiedlem, �eby popatrze�, jak
ch�opcy z mojej klasy graj� w
pi�k�. Z teczek i ubra� porobili
bramki, a ja usiad�em na �awce i
patrzy�em.
Jednym z bramkarzy by� Tomek.
To ten ch�opak, o kt�rym ju�
wspomnia�em. Jest bardzo dobrym
bramkarzem, ale raz zdarzy�o mu
si� by� z�ym. Gra� jak ostatnia
noga i dlatego Maciek bez
przerwy wymy�la� mu od ba�wan�w.
Maciek to ten, z kt�rym zawsze
chcia�em si� zaprzyja�ni� i
pokaza� mu moje znaczki.
- Ty stary kretynie! - zawo�a�
Maciek, kiedy Tomek zn�w
przepu�ci� pi�k�. - Ty ba�wanie!
A Tomek nic. Poszarpywa� tylko
koniec lewego ucha. Zawsze tak
robi, kiedy jest zdenerwowany.
On ma to ucho nawet troch�
d�u�sze od prawego i nasza pani
od polskiego powiedzia�a kiedy�,
�e lada dzie� Tomek zacznie �u�
koniec swojego lewego ucha. To
by� oczywi�cie �art, ale my�l�,
�e za jakie� dziesi�� lat b�dzie
to mo�liwe. Za dziesi�� lat
Tomek, je�eli nie dostanie si�
na studia, to p�jdzie do wojska,
je�eli go tam przyjm�, z jednym
uchem normalnym, a drugim
le��cym na ramieniu.
Po tym kiedy Maciek nawrzuca�
Tomkowi, a Tomek nic mu nie
odpowiedzia�, zacz�li gra�
dalej. W pewnej chwili kt�ry�
kopn�� pi�k� tak mocno, �e
przelecia�a nad ��k� i potoczy�a
si� w kierunku mojej �awki.
- Podaj, podaj! - zacz�li
wo�a�.
Pomy�la�em sobie, �e albo
wzi�li mnie za kogo� innego,
albo zapomnieli, co i jak, i nie
ruszy�em si� z miejsca.
- Podaj, podaj! - wrzeszczeli.
Wtedy z s�siedniej �awki wsta�
jaki� m�czyzna i pos�a� pi�k� w
ich stron�.
- Ja w twoim wieku nie da�bym
si� tak d�ugo prosi� -
powiedzia� wracaj�c do swojej
�awki.
I dopiero wtedy zauwa�y�
stoj�c� obok mnie lask�.
- O, przepraszam - u�miechn��
si�. - Nie zauwa�y�em.
- Drobiazg - odpowiedzia�em,
bo zawsze tak odpowiadam.
Wiecie, jad� nieraz autobusem
i ust�pi� komu� miejsca, a wtedy
s�ysz�: "Sied�, ch�opczyku,
sied�. Tobie te� ci�ko sta�".
Nawet nie wyobra�acie sobie, jak
mi jest wtedy g�upio. Nie rusz�
si� z miejsca, to zn�w s�ysz�:
"Rozsiad� si� szczeniak i
udaje, �e nikogo nie widzi". I
zn�w g�upio.
Ten m�czyzna, kt�ry nie
zauwa�y� mojej laski i tego, �e
mam chor� nog�, nazywa� si�
Andrzej. Na pocz�tku oczywi�cie
nie wiedzia�em o tym.
Przedstawi� si� du�o p�niej.
Ju� po tym, jak popatrzy�em na
niego i zobaczy�em, �e jest mu
przykro.
- Mieszkasz tu? - zapyta�,
kiedy na niego popatrzy�em.
- Tak - odpowiedzia�em. - W
tym wie�owcu - i pokaza�em nasz
dom. - A pan?
- Ja nie - powiedzia�
przesiadaj�c si� na moj� �awk�.
- Ja tu tylko przyje�d�am, bo tu
jest bardzo �adnie. Wyprowadzam
chomika. Zaraz ci go
przedstawi�.
Pomy�la�em sobie, �e taki
wielki facet jak on powinien
hodowa� boksera, a nie chomika.
Andrzej wyszuka� w trawie
ma�ego, rudego chomika i
posadzi� go sobie na d�oni.
- To chomik mojego synka -
wyja�ni�. - Nazwali�my go Pucu�,
bo jest szalenie schludny i bez
przerwy si� czy�ci. No, Pucek,
przedstaw si�.
Pucu� nie przedstawi� si�.
Czy�ci� brzuch.
- Cze��, Pucek! -
powiedzia�em. - Jak tam twoje
torby borby �sme smake?
- Deus, deus kosmateus baks -
pisn�� Pucu� cienko, nie
odrywaj�c pyszczka od brzucha.
Potem pow�drowa� na traw�, a
my zacz�li�my rozmawia�.
Powiedzia�em Andrzejowi, ile mam
lat i do kt�rej chodz� klasy, i
to, �e cz�sto przychodz� na
��k�, kiedy mam ochot� poby� na
wsi.
- To �wietnie - ucieszy� si�.
- Ja przez jaki� czas te� b�d�
tu przychodzi�, bo akurat mam
ochot� na troch� wsi. Moja �ona
i synek wyjechali do babci, a ja
nie dosta�em urlopu. Siedz� wi�c
i pilnuj� chomika.
Potem zacz�� opowiada� o swoim
synku. O tym, �e jest tak ma�y,
�e w ogrodzie zoologicznym
zamiast: "tata, lwy", wo�a:
"tata, wly".
Uwa�am, �e to bardzo �mieszne,
i kiedy Andrzej opowiada�,
dok�adnie widzia�em ma�ego
ch�opczyka i wielkie, obra�one
lwy, bo znalaz� si� kto�, kto
nie umie ich nazwa�. Uwa�am, �e
lwy maj� pyski zwierz�t
obra�onych bez wzgl�du na to, co
si� do nich m�wi. Co innego psy.
One nigdy si� nie obra�aj�,
cho�by powiedzia�o im si� nie
wiem jakie �wi�stwo.
- Pucu� nie m�g� pojecha� do
babci, bo tam s� dwa pot�ne
kocury - powiedzia� Andrzej. - W
dodatku m�j synek wierzy, �e
chomiki w swoich torbach opr�cz
jedzenia przechowuj� bajki. Nie
mo�na nara�a� chomika i nie
mo�na nara�a� bajek.
Andrzej wygl�da� na bardzo
zadowolonego z tego, �e ma syna.
Ja te�, jak urosn�, b�d� mia�
syna, a kiedy on uro�nie,
podaruj� mu wszystkie moje
klasery, z wyj�tkiem jednego.
Jeden dam synkowi Andrzeja.
Bli�ni�tom cioci Niny
postanowi�em nie da� ani jednego
znaczka, poniewa� s�
dziewczynkami, a dziewczynki nie
zbieraj� znaczk�w. Powiedzia�em
Andrzejowi, co chc� zrobi� z
jednym moim klaserem. Bardzo si�
wzruszy�.
- Popatrz! - zawo�a�. - Niby
zwyk�y dzie�, nic si� nie dzia�o
poza tym, �e mnie szef wyrzuci�
z gabinetu, i nagle pod sam
koniec dnia spotykam ciebie.
- No - powiedzia�em i kiwn��em
g�ow�. My�la�em dok�adnie tak
samo.
P�niej musieli�my si�
po�egna�. Trawa pociemnia�a, nad
��k� zaczyna�a zbiera� si� mg�a
i s�ycha� by�o nawo�uj�ce si�
ptaki. Przelatywa�y nisko nad
g�owami, a potem nagle znika�y w
g�stwinie dzia�kowych drzew.
- Do zobaczenia - powiedzia�
Andrzej i jednym ruchem umie�ci�
Pucka za pazuch�.
Potem odszed�. Patrzy�em za
nim, a on nie odwracaj�c si�
pomacha� mi r�k� dwa razy.
Uwa�am, �e kto�, kto macha r�k�
na po�egnanie tak na wszelki
wypadek, gdyby kto� inny na to
czeka�, jest mi�y.
Po powrocie do domu zapyta�em
mamusi� i tatusia, czy s�
zadowoleni, �e mnie maj�.
Odpowiedzieli, �e tak, bardzo,
�e gdyby mnie nie mieli, toby
znaczy�o, �e nie maj� nic.
Poczu�em si� okropnie wa�ny.
Nasz pan od Wf-u bez przerwy
zach�ca mnie, �ebym �wiczy�.
- �wicz, ch�opie, w miar�
swoich mo�liwo�ci - m�wi. -
Inaczej zawsze b�dziesz
chuchrem.
Jestem cienkim chuchrem i
bardzo zazdroszcz� ch�opcom,
kt�rzy s� inni. �wiczy� jednak
nie b�d�, bo wstydz� si� klasy.
Tego oczywi�cie nie powiedzia�em
nigdy naszemu panu od Wf_u, bo
zorganizowa�by mi �wiczenia
indywidualne, bez klasy. A wtedy
musia�bym mu powiedzie�, �e jego
te� si� wstydz�. Najpierw
zdziwi�by si�, p�niej zacz��by
mnie przekonywa�, �e nie trzeba.
Ja te� uwa�am, �e nie trzeba,
ale nic nie poradz� na to, �e
si� wstydz�.
Kiedy klasa �wiczy, ja mam
woln� godzin� albo dwie i mog�
sobie poczyta� albo robi� co�
innego, co zechc�. Przewa�nie
czytam. Ja w og�le bardzo du�o
czytam.
- To naprawd� wyj�tkowe i
niedzisiejsze dziecko - m�wi
babcia, kiedy widzi mnie nad
ksi��k�.
Wed�ug babci dzisiejsi ch�opcy
w og�le nie czytaj�. Wed�ug
babci bli�niaczki cioci Niny s�
dzisiejsze, bo t�uk� si� o ka�d�
zabawk� i wydzieraj� sobie
w�osy. W zwi�zku z tym musz�
mie� dwa oddzielne kojce.
- Dawniej bli�ni�ta bardzo si�
lubi�y - powiedzia�a babcia,
kiedy jedna z bli�niaczek
ugryz�a drug� w policzek. - I
kojce mia�y wsp�lne.
Wed�ug babci na �wiecie jest
�le, wed�ug moich rodzic�w
�rednio, a wed�ug mnie dobrze,
pod warunkiem, �e ma si�
przyjaciela.
Od czasu kiedy pozna�em
Andrzeja, jest mi du�o lepiej
ni� kiedy�, ale jeszcze nie tak
dobrze, jak by�oby, gdybym
zaprzyja�ni� si� z Ma�kiem i
pokaza� mu moje znaczki albo
zaprosi� w podr� na niby.
Ju� od dawna zbieram znaczki.
Zacz��em je zbiera� od dnia, w
kt�rym wy�udzi�em od m�a cioci
Niny wszystkie jego stare
klasery. Najpierw zapyta�em, czy
m�g�by mi podarowa� troch�
znaczk�w, bo przecie� jest ju�
do�� stary.
- Owszem - odpowiedzia�
�miej�c si�. - Mam jednak do
nich pewien sentyment.
"Nie to nie" - pomy�la�em i
wcale si� nie obrazi�em. Wtedy
wtr�ci�a si� babcia.
- Wstydzi�by� si� -
powiedzia�a do wujka. - �a�ujesz
dziecku kilku marnych znaczk�w.
Wujek zawstydzi� si� i
podarowa� mi wszystkie swoje
znaczki. Dobrze, �e mama i tatu�
tego nie widzieli. W naszym domu
wy�udzanie jest t�pione jak
karaluchy. Obieca�em sobie, �e
kiedy b�d� wr�cza� znaczki
mojemu synowi, to te� poczuj�
sentyment.
W�r�d klaser�w od wujka
znalaz�em jeden malutki klaserek
ze znaczkami z kolonii, kt�re
ju� dawno nie istniej�. �eby je
odszuka�, potrzebny jest stary
atlas. Tatu� kupi� mi taki w
antykwariacie. Czasami nagle, na
przyk�ad przy obiedzie, mi�dzy
jednym li�ciem sa�aty a drugim,
czuj� zapach dalekiej podr�y.
Dobrze jest wtedy wyci�gn��
atlas, poje�dzi� po nim palcem i
odnale�� kraj, kt�ry teraz
nazywa si� zupe�nie inaczej.
Potem trzeba wyszuka� znaczek
wydany wiele lat temu w tym
w�a�nie kraju.
P�niej trzeba si� zamy�li�.
R�ne rzeczy same przychodz� do
g�owy. To jest w�a�nie podr� na
niby.
Bardzo chcia�em powiedzie� o
takich podr�ach Ma�kowi, ale
nie mam odwagi. On podr�owa�
naprawd�. Z plecakiem w g�ry.
by� na r�nych wycieczkach. I
gdyby mnie zapyta� o jaki�
szczeg� z podr�y, m�g�bym nie
umie� opowiedzie�.
Tatu� powiedzia�, �e podr�e
ucz� wielu wa�nych rzeczy.
- Jakie podr�e? - zapyta�em.
- Wszystkie - odpowiedzia�
tatu�.
I do dzi� nie wiem, czy mia�
na my�li r�wnie� podr�e na
niby. Zapyta�em mam�, czy
podr�owa�a kiedy� na niby.
Zastanawia�a si� troch�, a potem
powiedzia�a, �e tak. Kiedy by�a
du�o m�odsza, zamyka�a oczy i
wyobra�a�a sobie, �e jest gdzie�
za granic�, chodzi po sklepach i
kupuje ciuchy, a potem ma ich
tyle, �e trzeszcz� szafy.
- Kiedy przyby�o mi troch� lat
- powiedzia�a mama - przesta�am
podr�owa� na niby po pi�kne
ciuchy na niby. Ubranie to nie
wszystko - westchn�a na
zako�czenie.
Uwa�am, �e mojej mamie nale��
si� najpi�kniejsze ciuchy, jakie
tylko s� na �wiecie. I kiedy
dorosn�, musi by� chocia� raz
tak, �eby jej szafa umar�a z
przejedzenia. Szkoda, �e z moich
podr�y nie mog� mamie niczego
przywie��. Czasami w jednym
miejscu bywam kilka razy.
Prowadz� specjalny dziennik
podr�y, w kt�rym wszystko
zapisuj�. Kiedy b�d� du�y,
uporz�dkuj� moje notatki i
napisz� ksi��k� podr�nicz�.
Nikt jeszcze nie napisa� takiej
ksi��ki. Dostan� za ni� du�o
pieni�dzy, bo tatu� powiedzia�,
�e pisarze dobrze zarabiaj�.
B�d� m�g� kupi� samoch�d i
pojecha� na prawdziwe wakacje.
Moje wakacje wygl�daj� zawsze
jednakowo. Jad� z rodzicami i
babci� do jakiej� miejscowo�ci
wczasowej, siedz� na le�aku i
wystarczy, �eby powia� wiaterek,
a ju� babcia zdejmuje z siebie
sweter i okrywa mnie. Kiedy b�d�
mia� samoch�d, kt�rego� dnia
zostawi� kartk�: "Nie powiem
Wam, gdzie jestem, bo
pojechaliby�cie za mn�.
Pozdrowienia wraz z uca�owaniami
przesy�a Krzysztof. Uca�ujcie
bli�niaczki".
Czasami jednak boj� si�, �e
gdzie� w innym ko�cu Polski
siedzi jaki� ch�opiec i pisze
ksi��k� z podr�y na niby.
M�g�by mnie ubiec.
Powiedzia�em ju�, �e prowadz�
notatki z podr�y na niby. Mam
taki specjalny zeszyt,
ciemnozielony z granatow�
wst��eczk�-zak�adk�. Zeszyt do
takiego celu powinien by� jaki�
szczeg�lny, inny ni� wszystkie,
bo wtedy to, co si� w nim
zapisze, brzmi jako� ciekawiej.
Mog� wam przeczyta� notatki z
jednej podr�y, kt�ra by�a dla
mnie najwa�niejsza.
Wtorek
Dzi� mija pi�ty dzie�, jak
jestem sam jeden w d�ungli.
Zosta�em wys�any z wa�nym
meldunkiem, od kt�rego zale�y
�ycie wielu ludzi. Moja wyprawa
to wielka tajemnica. Wolno mi j�
wyjawi� tylko komu�, kto na
has�o: "S�onie id� na p�noc",
odpowie: "A sk�d wiedz�, gdzie
jest p�noc, je�eli nie maj�
kompas�w?" Wtedy ja powinienem
odpowiedzie�: "Tak samo jak
ptaki". Has�o jest specjalnie
d�ugie, �eby by�o wiadomo, �e
trafi�o si� na w�a�ciwego
cz�owieka, i �eby ten cz�owiek
wiedzia�, �e ja jestem tym, na
kogo czeka.
Raz zdarzy�o mi si� spotka�
kogo�, o kim my�la�em, �e jest
cz�owiekiem w�a�ciwym.
Powiedzia�em:
- S�onie id� na p�noc.
- A sk�d wiedz�, gdzie Jest
p�noc, je�eli nie maj�
kompas�w?
Poniewa� jednak nie by�
cz�owiekiem w�a�ciwym, nie
czeka� na to, co ja odpowiem.
Machn�� r�k� i powiedzia�:
- A zreszt�, co mnie obchodzi,
gdzie id� s�onie.
Zdenerwowa�em si� bardzo, bo o
ma�y w�os by�bym si� wsypa�.
Od tamtej chwili jestem du�o
ostro�niejszy.
Musz� dotrze� na czas.
Sko�czy�a mi si� woda, a torb� z
resztkami jedzenia porwa�y
ma�py. Ci�ko jest, kiedy nikt
do cz�owieka nie m�wi. D�ungla
jest ciemna, g�sta i wilgotna.
Do miejsca, w kt�rym si�
znajduj�, nie dociera s�o�ce.
Wiem, �e ponad tymi wszystkimi
drzewami jest s�o�ce, ale nie
widzia�em go od kilku dni.
�roda, sz�sty dzie� podr�y.
Jestem skrajnie wyczerpany. W
k�ko powtarzam meldunek i
patrz� na kompas. Usiad�em pod
drzewem i zamy�li�em si�.
Us�ysza�em jaki� J�k. Pomy�la�em
sobie, �e pewnie zaczynam mie�
halucynacje, a wtedy j�k si�
powt�rzy�. Poszed�em w kierunku,
sk�d dochodzi�, i zobaczy�em, �e
na ziemi kto� le�y.
By� nieprzytomny, twarz mia�
opuchni�t� od ugryzie�
najrozmaitszych owad�w.
Przyjrza�em mu si� dok�adniej.
- Maciek, to ty? - zapyta�em i
musia�em go dotkn��, �eby
przekona� si�, czy to
przypadkiem nie omam.
- S�onie id� na p�noc -
powiedzia� Maciek szeptem.
- A sk�d wiedz�, gdzie jest
p�noc, je�eli nie maj� kompas�w
- poda�em odzew.
- Tak samo jak ptaki -
powiedzia� ledwie s�yszalnie
Maciek i zemdla�.
Nie mia�em wody, �eby obmy� mu
twarz i �eby go ocuci�. Musia�em
zrywa� wilgotne li�cie i k�a��
mu na czole. Bardzo d�ugo
trwa�o, zanim przyszed� do
siebie.
- Zostali�my wys�ani obydwaj -
powiedzia� Maciek. - Na wypadek
gdyby jeden z nas nie dotar�.
Paskudnie z�ama�em nog� i
dlatego doj�� musisz ty.
Potem zacz�� mnie b�aga�,
�ebym go zostawi�, bo je�eli
zabior� go z sob�, to b�dziemy
szli bardzo d�ugo i mo�e by� za
p�no.
- Rannych trzeba zawsze
zabiera� z sob� - powiedzia�em
do Ma�ka. - Ludzie musz�
zabiera� z sob� rannych i
chorych, �eby kiedy�, kiedy
zechc� si� ogoli� i wezm� do
r�ki lusterko, mogli sobie
spojrze� prosto w oczy.
Kiedy to powiedzia�em,
poczu�em wielki przyp�yw si�.
Obliza�em dok�adnie dwana�cie
li�ci, zarzuci�em sobie Ma�ka na
plecy i zacz��em i��. Dotarli�my
na miejsce nast�pnego dnia rano
i zd��yli�my przekaza� meldunek
naszemu pu�kownikowi.
W ten spos�b w wyprawie na
niby zaprzyja�ni�em si� z kim�,
kto naprawd� istnieje. To bardzo
dziwne. Codziennie spotykam
Ma�ka w szkole, rozmawiam z nim.
a on o niczym nie wie. Nawet o
tym, �e mia� z�aman� nog� i nie
p�aka�, kiedy mu j� sk�adali.
Wiele razy chcia�em
opowiedzie� mu o wszystkim, ale
zabrak�o mi odwagi. Przecie� ja
nawet nie wiem, jak wygl�da
d�ungla.
Pewnego dnia sta�em przy oknie
i patrzy�em, jak ch�opcy je�d��
na rowerach. Je�dzili i co� tam
do siebie wo�ali, ale nie
s�ysza�em tego, bo by�em daleko
i za szyb�. Najpierw zrobi�o mi
si� przykro i zacz��em si� nad
sob� rozczula�. Rozczula�em si�
bardzo mocno, tak mocno, �e a�
pok�pa�y mi �zy. Potem wysch�y.
Wtedy zacz��em zazdro�ci�. Ale
dobrze maj�, dranie, �wintuchy -
wymy�la�em cichutko. Kiedy im
nawymy�la�em, zacz��em �le
�yczy�. Cieszy�em si� bardzo,
kiedy kt�ry� wywr�ci� si�, a
potem siedz�c ko�o roweru
rozmasowywa� ty�ek albo kolano.
Od tego my�lenia wcale nie
by�o mi lepiej.
Poszed�em do tatusia i
zapyta�em:
- Czy mo�e zdarzy� si� tak,
�ebym kiedy�, kiedy� m�g�
je�dzi� na rowerze?
Tatu� z�o�y� gazet�, zamy�li�
si� na chwilk� i powiedzia�:
- Nie. Tak si� nigdy nie
zdarzy. Musisz si� z tym oswoi�.
I natychmiast zrobi� si�
osowia�y. W pokoju by�a mama,
wszystko s�ysza�a, i zobaczy�em,
jak poczerwienia�y jej oczy.
- W porz�dku - powiedzia�em. -
O co chodzi? Ja ju� jestem
oswojony. Tak tylko zapyta�em.
Postanowi�em sam co� wymy�li�.
I wymy�li�em przeczekiwanie. To
zupe�nie tak, jakby wszyscy
dostali bilet na jaki� fajny
film, tylko ja nie. Trzeba wtedy
usi��� i spokojnie poczeka�, a�
film si� sko�czy i ludzie wyjd�
z kina. Doro�li du�o mniej
je�d�� na rowerach. S� nawet
tacy, kt�rzy nie wle�liby na
rower za �adne skarby �wiata.
Doro�li nie biegaj�, najwy�ej za
autobusem. Doro�li nie skacz�.
Kiedy spotykaj� si�, pij� kaw�,
herbat� i rozmawiaj�.
Postanowi�em czeka�, a� b�d�
doros�y. Czasami pyta�em mamusi�
albo tatusia, kiedy b�d�
doros�y, a oni u�miechali si� i
m�wili, �e nie ma si� do czego
spieszy�, bo kiedy b�d� doros�y,
zechc� na powr�t by� dzieckiem.
My�leli pewnie, �e ja chc�
szybko dorosn��, �eby m�c
ogl�da� kino nocne i mie� swoje
pieni�dze. Przeczekiwanie zawsze
by�o moj� tajemnic� i dlatego
nie mam wprawy w m�wieniu o tym.
Wiem, �e nie jest to du�a
tajemnica, ale wtedy, kiedy by�o
mi bardzo ci�ko, czu�em, jak
staje si� coraz wi�ksza!
Andrzej by� pierwsz� osob�,
kt�rej powiedzia�em o
przeczekiwaniu. On nie rozczula
si� nade mn�, a poza tym Andrzej
ma "wielkie uszy". U nas w domu
o ludziach, kt�rzy potrafi�
porz�dnie s�ucha� tego, co m�wi�
inni, m�wi si�: on ma wielkie
uszy. Nie ma to nic wsp�lnego z
pods�uchiwaniem.
Pewnego dnia Tomek zaczepi�
mnie i zapyta�, kim jest ten
facet, z kt�rym mnie widzia�.
- To m�j przyjaciel Andrzej -
odpowiedzia�em prosto.
- Phi! - skrzywi� si� Tomek. -
Ciekaw jestem, o czym doros�y
facet mo�e rozmawia� z takim
smarkaczem. To pewnie jest tw�j
wujek, kt�ry opiekuje si� tob�
na spacerkach!
- Nic podobnego -
odpowiedzia�em spokojnie,
chocia� mia�em wielk� ochot� da�
mu po ryju. - Jest moim
przyjacielem i rozmawia ze mn� o
wszystkim.
By�em bardzo pewny siebie, ale
potem oblecia� mnie strach. A
je�eli Andrzej nie przyjdzie?
Przecie� mog�o mu co� wypa��.
Obiad dos�ownie po�kn��em i
natychmiast poszed�em na ��k�.
Wydawa�o mi si�, �e trawa �apie
mnie za nogi i �e za chwil� tak
mnie przytrzyma, �e b�d� musia�
czeka�, a� przyjdzie kto�
doros�y i wykopie mnie z kawa�em
ziemi. Mama i tatu� wstawi� mnie
do wielkiej donicy po zdech�ej
agawie i ka�dego roku na wiosn�
b�d� zmienia� ziemi�.
Andrzej ju� by�. Pomacha� mi
po swojemu, nie odwracaj�c si�.
- Sk�d wiesz, �e id�? -
zapyta�em.
- Macham co jaki� czas na
wszelki wypadek, �eby� ju� z
daleka widzia�, �e jestem i
czekam - powiedzia�.
Bardzo mnie to ucieszy�o i
poczu�em wielk� ochot� na
rozmow�. Zanim jednak zd��y�em
otworzy� usta, zobaczy�em, jak
nadchodzi Tomek. Spogl�da� w
niebo, przykuca�, �eby przyjrze�
si� czemu� w trawie. Udawa�, �e
idzie ot tak sobie, ale dobrze
wiedzia�em, �e przyszed�, �eby
mnie sprawdzi�.
- Cze�� - powiedzia� mijaj�c
nas.
- Cze�� - odpowiedzieli�my.
Bardzo chcia�em, �eby�my z
Andrzejem rozmawiali o czym� z
wielkim o�ywieniem, �eby Tomek
m�g� zobaczy�, jak bardzo
jeste�my zaprzyja�nieni.
- Andrzej - powiedzia�em
g�o�no. - Co s�ycha� w pracy?
- A dobrze - odpowiedzia�. -
Dosta�em podwy�k�.
- To cudownie! - rykn��em. Tak
wo�a zawsze moja mama, kiedy
dowie si�, �e tatu� dosta�
podwy�k�.
Tomek przystan��. S�ucha�, a
jednocze�nie biega� oczami po
trawie.
- O rany! - zawo�a�. -
Bezpa�ski chomik!
- Nie bezpa�ski. To chomik
Andrzeja - wyja�ni�em. - A
w�a�ciwie jego synka - nigdy nie
wiadomo, co taki Tomek mo�e
sobie pomy�le� o wielkim facecie
hoduj�cym chomika.
Tomek wzi�� Pucusia na r�ce i
przyszed� do naszej �awki.
- Znam si� na chomikach -
powiedzia�. - Sam kiedy�
hodowa�em. Pewnego razu wygryz�y
pi�� dziur w kanapie. Musia�em
sprzeda�.
- Pu�� go - powiedzia�em. - On
nie lubi by� na r�kach.
Tomek pu�ci� Pucusia i zacz��
drze� ucho.
- Czy pan jest wujkiem
Krzy�ka? - zapyta�.
- Nie - odpowiedzia� Andrzej.
- Sk�d ci to przysz�o do g�owy?
- E, tak sobie zapyta�em -
odpowiedzia� Tomek.
- Musz� ju� i��, bo zamkn�
sklep. Musz� kupi� ciastka, bo
dzi� s� moje urodziny.
- Wszystkiego najlepszego -
powiedzia� Andrzej. - Krzysiek i
ja wymy�limy dla ciebie prezent.
Tomek zdziwi� si� i
powiedzia�:
- Eee, dzi�kuj� - i poszed�.
Rozz�o�ci�em si�.
- To wcale nie jest m�j kolega
- powiedzia�em. - Nie przyja�ni�
si� z nim. �eby� wiedzia�, �e ja
si� z nikim nie przyja�ni�.
- Tak z zasady? - zapyta�
Andrzej.
- Nie wiem, czy z zasady, czy
nie, ale si� nie przyja�ni�. Ja
przeczekuj�.
Dalej powiedzia�em to, o czym
ju� wiecie. By�em dumny z
siebie, �e tak �adnie wszystko
obmy�li�em, i czeka�em, a�
Andrzej mnie pochwali.
- Wszystko to pi�knie -
powiedzia� wolno, a ja ju�
zacz��em by� troch� dumny. - Ale
w ten spos�b jeste� chyba sam -
doko�czy�.
- Nic podobnego! - zawo�a�em.
- Mam rodzic�w, mam ciebie. To
mi wystarcza.
- Za ma�o - powiedzia�. -
Wyliczy�e� samych doros�ych.
Doro�li dzieciom nie wystarczaj�
z tej prostej przyczyny, �e nie
s� dzie�mi. Potrzebny ci jest
kto� w twoim wieku, kto�, kto
b�dzie ci� bardzo dobrze
rozumia�.
- Ja jestem w swoim wieku.
Moje towarzystwo mi wystarcza.
Przestraszy�em si�, �e Andrzej
si� obrazi, wsadzi Pucka za
pazuch� i odejdzie. I ju� nigdy,
nigdy nie przyjdzie na ��k�.
Przestanie mie� ochot� na wie� i
na rozmow� ze mn�. Ale on nie
obrazi� si�.
- Pos�uchaj no, ty hardy
samotniku - powiedzia�. - �eby
dobrze mie� siebie, trzeba mie�
kogo�, kto mia�by nas.
Zapami�taj to sobie raz na
zawsze.
Po tamtej rozmowie z Andrzejem
czu�em bardzo mocno, jaki jestem
g�upi i nieciekawy. Nie mia�em
ochoty na odkrywanie �wiata, na
podr�e na niby, na znaczki,
kino. Na nic nie mia�em ochoty.
W �rodku mnie siedzia�o co�
ma�ego i nie dawa�o spokoju.
"Bardzo g�upio to obmy�li�e�" -
powtarza�o jak naj�te. Raz
m�wi�o jak tatu�, innym razem
przemawia�o cienkim g�osem mamy.
"Przeczekiwanie wcale nie jest
z�e - broni�em si�. - Trzeba
tylko...". "Nic nie trzeba tylko
- powiedzia�o g�osem Andrzeja. -
Przeczekiwanie to najg�upsza
rzecz pod s�o�cem". Wreszcie
mia�em do�� i poszed�em do taty.
- Czy nie�mia�o�� to nawyk? -
zapyta�em.
- Poniek�d - odpowiedzia�
tatu�.
Poszed�em do kuchni do mamy.
- Czy nie�mia�o�� to nawyk? -
zapyta�em.
- Poniek�d - odpowiedzia�a i
dalej faszerowa�a kurczaka.
Wtedy zamieni�em si� w mr�wk�.
Polaz�em do pokoju i w�lizn��em
si� pod kanap�. "Poniek�d jestem
nie�mia�y - powtarza�em. -
Poniek�d jestem g�upi i
nieciekawy". Potem zacz��em
zlizywa� cukier, kt�ry
rozsypa�em poprzedniego dnia.
Zebra�em wszystko do ostatniego
ziarenka i dalej nie mia�em co
robi�. Z nud�w rozp�aka�em si�.
�zy wyp�ywa�y spod kanapy jedna
za drug�. Najpierw wygl�da�y jak
koraliki, a p�niej zamieni�y
si� w mokry w�yk. Zastanawia�em
si�, ile czasu musi min��, zanim
w�yk dotrze do tatusia albo do
mamy, i czy oni domy�l� si�
czego�. Nagle wyr�s� przede mn�
wielki paj�k i zapyta�:
- Kto tu p�acze?
- To ja, mr�wka.
- Jadowita? - zapyta�.
- Nie. Samotna.
- W porz�dku - obliza� si�. -
Zjem ci�. Bardzo lubi� samotne
mr�wki. Nikt po nich nie p�acze.
- Poniek�d jestem nie�mia�a.
- Coraz lepiej - zatar� �apy.
- Nie b�dziesz mia�a odwagi
ucieka�.
Wyci�gn�� kosmat� �ap� i ju�,
ju� mia� mnie pochwyci�, ale
przestraszy�em si�. Szybko
zamieni�em si� w Krzy�ka.
Potem by�o bardzo du�o dni,
kiedy �le o sobie my�la�em.
Chodzi�em ponury, a mama co
chwila zagl�da�a mi w oczy i
przyk�ada�a r�k� do czo�a, �eby
sprawdzi�, czy nie jestem chory.
Zdenerwowa�o mnie to wreszcie i
wrzasn��em do mamy:
- Odczep si� ode mnie!
By�a akurat babcia i kiedy to
us�ysza�a, oczy jej zrobi�y si�
okr�g�e.
- Nawet sobie nie wyobra�asz,
jaki jestem dzisiejszy! -
zawo�a�em.
Tatu� kaza� mi wyj�� z pokoju.
Przeprosi�em p�niej wszystkich,
ale w �rodku dalej by�em z�y.
"B�d� tak czeka� i czeka�, a� za
ile� lat szko�a zorganizuje
spotkanie naszego rocznika,
my�la�em. Wtedy dopiero zbior�
odwag� i zawo�am: "Maciek,
chod�, poka�� ci moje znaczki".
A on popatrzy na mnie i powie:
"Przepraszam, ale ja nie
przypominam sobie kolegi". Od
takich my�li cz�owiek robi si�
chory i nie pomaga mu �adne
lekarstwo.
Mnie pomog�o co�, co nazywa
si� przypadkiem. Gdyby nie ten
przypadek, nie mia�bym o czym
dalej pisa�.
Pewnego dnia jak zwykle
poszed�em do szko�y. Do ko�ca
nie wiedzia�em, �e to b�dzie
w�a�nie ten dzie�. Na lekcji
j�zyka polskiego przyszed� nasz
wychowawca i poprosi�, �eby�my
zostali po lekcjach, bo ma z
nami do pogadania. Spojrza� tak
gro�nie, �e nawet ci, kt�rzy
zawsze szepcz�: "E, co tam. Id�
do domu", nie pisn�li s��wka. Po
lekcjach twardo siedzieli w
�awkach i czekali. Dobrze
wiedzieli�my, �e chodzi o spraw�
szczotek z pracowni technicznej.
I kiedy wreszcie przyszed�
nasz wychowawca i zapyta�:
- Kto z was ostrzyg� pi��
szczotek z pracowni technicznej
- wszyscy zakr�cili si�
niespokojnie.
Szczotki ostrzyg� Maciek.
Zostali�my sami w pracowni
technicznej i by�o nudno. Nie
mia� nam kto powiedzie�: R�bcie
to lub tamto. Nudzili�my si�
jakie� pi�tna�cie minut, kiedy
Maciek zauwa�y�, �e szczotki do
zmiatania ze sto��w maj� za
d�ugie w�osy.
- "Daj� g�ow�, �e pani jest za
gor�co" - powiedzia� do
szczotki, kt�ra wisia�a przy
jego stole.
- "Och, tak!" - j�kn�a
szczotka.
Wtedy Maciek wzi�� no�yce
krawieckie, �cisn�� szczotk�
kolanami i obci�� jej wszystkie
w�osy. Potem jeszcze cztery
szczotki poskar�y�y si�, �e jest
im za gor�co. Maciek bra� jedn�
po drugiej i strzyg�. Tylko �e
nast�pnego dnia Ma�ka nie by�o w
szkole. Nie m�g� wi�c wsta� i
przyzna� si�. On si� zawsze
przyznaje. Wszyscy przecie�
pami�tali, jak kiedy� na lekcji
j�zyka polskiego przeci�gn�� pod
�awk� miedziany drut. Gdy pani
zbli�a�a si� do tablicy,
rozlega� si� smutny j�k. To
Maciek gra� na miedzianej
strunie.
- Kto to? - zawo�a�a pani. -
Niech ma odwag� wsta� i przyzna�
si�.
Maciek wsta� i przyzna� si�.
Oczywi�cie, natychmiast poszed�
do tablicy. Dostawa� same trudne
pytania, ale na wszystkie umia�
odpowiedzie�. Maciek uczy si�
dobrze, ale jest �ywy. Moja mama
m�wi, �e w�a�nie dlatego jego
rodzice chodz� do szko�y �wieci�
oczami. Kiedy by�em m�odszy,
wyobra�a�em sobie, �e stoj�
przed naszym wychowawc�, a oczy
jarz� im si� jak kotom w nocy.
Nasz wychowawca stan�� mi�dzy
�awkami i m�wi� o niszczeniu
mienia szko�y.
- Dobrze wiem, �e to kto� z
waszej klasy, bo wczoraj wy
ostatni mieli�cie lekcj� zaj��
technicznych - powiedzia� i
popatrzy� na nas. A my nic, bo u
nas nie ma zwyczaju sypania.
Maciek ju� raz dosta�
ostrze�enie: "Jeszcze jeden
wybryk, a leci stopie� ze
sprawowania. Mo�e to ci� nauczy
rozumu". Ten jeszcze jeden
wybryk to by�o w�a�nie
ostrzy�enie szczotek.
- Ja to zrobi�em -
powiedzia�em wstaj�c.
- Ty? Taki spokojny ucze�! Co
ci strzeli�o do g�owy?
Zagapi�em si� w okno i nic nie
m�wi�em, bo tak zachowuj� si�
ci, kt�rzy co� zbroili.
Nauczyciel patrzy� na mnie, ca�a
klasa patrzy�a na mnie. Zupe�nie
nie wiem, co sobie my�leli.
- No c�, tobie zdarza si� to
pierwszy raz. Niech przyjdzie
kt�re� z rodzic�w. No i
oczywi�cie odkupisz szczotki.
Potem wyszed�. Ca�a klasa
ci�gle siedzia�a w �awkach. Ja
te� usiad�em i zacz��em pakowa�
ksi��ki. Wtedy podszed� do mnie
jeden ch�opiec, kt�ry nazywa si�
Pawe�.
- I czego si�, wnusiu,
wyg�upiasz? - zapyta� wrednym
g�osem. - Ty i strzy�enie
szczotek! A to dobre.
Wytrzeszczy�em oczy. I
musia�em bardzo g�upio wygl�da�
z oczami na wierzchu i otwart�
buzi�.
- Chcia�em dobrze -
powiedzia�em cicho. My�l�, �e
nawet troch� za cicho.
- A kto ci� prosi�? - zapyta�
Pawe�.
To prawda, �e nikt, ale
przecie� mo�na czasem zrobi� co�
w porozumieniu tylko z sob�.
Klasa s�ucha�a. Nie byli po
stronie Paw�a i nie byli po
mojej stronie. Bardzo
nieprzyjemnie jest tak czeka� i
czeka�, a� si� klasa zdecyduje.
Wtedy pom�g� mi Tomek.
Zobaczy�em, jak podchodzi do
Paw�a i drze lewe ucho.
- Odczep si� od niego -
powiedzia�. - Trzeba by�o samemu
ruszy� ty�ek.
- A czemu ty nie ruszy�e�
swojego? - zapyta� Pawe�.
- Moja rzecz! - krzykn��
Tomek. - Ale si� teraz nikogo
nie czepiam.
Wszystko to odby�o si� bardzo
szybko. Nie zd��y�em nawet
powiedzie�: "Tomek, daj spok�j".
Zreszt� nie jestem pewny, czy
mia�em ochot� to powiedzie�.
- Wiecie co, tak naprawd� to
guzik mnie to wszystko obchodzi
- wycofa� si� Pawe�. - Nie lubi�
tylko, jak wnusio robi z siebie
Zorro.
Potem wsadzi� teczk� pod pach�
i wyszed�. Nikt wi�cej nie
rozmawia� ze mn� o tym, i bardzo
dobrze, bo wcale nie mia�em
ochoty.
Mam teraz dw�ch koleg�w. Ma�ka
i Tomka. Tatu� m�wi, �e
powesela�em i nie wystaj�
godzinami przy oknie.
To prawda. Dawniej, kiedy
mia�em ochot� poby� na
podw�rku, wygl�da�em przez okno.
A teraz zwyczajnie m�wi�: "Id�
na podw�rko", i wychodz�. Tak
jest o wiele lepiej.
Tomka polubi�em dwa razy. Po
raz pierwszy wtedy, kiedy mi
pom�g�, a drugi raz, kiedy
dowiedzia�em si� o jego pi�kach.
Maciek mi opowiedzia�.
Przyszed� do mnie pewnego
popo�udnia. Nie m�g� wcze�niej,
bo by� chory.
- Tomek opowiedzia� mi o
wszystkim - zacz�� Maciek. -
Przynios�em ci fors� za
szczotki. Stary, gdyby nie ty...
Sta� w progu, z bardzo
niewyra�n� min�. My�la� pewnie,
�e mia�em przez niego kup�
k�opot�w. Ale to nieprawda. Mama
i tatu� nie krzyczeli na mnie.
Musia�em tylko obieca�, �e to
si� wi�cej nie powt�rzy, i
odkupi� szczotki z w�asnych
oszcz�dno�ci.
Kiedy cz�owiek ma zamiar
zaprzyja�ni� si� z kim�,
powinien mu du�o o sobie m�wi�.
Wci�gn��em Ma�ka do pokoju,
zamkn��em drzwi, �eby mama
niczego nie s�ysza�a, i
powiedzia�em:
- Chcia�em sprawdzi�, jak to
jest, kiedy rodzice id� do
szko�y �wieci� oczami.
- Dobra, dobra - powiedzia�
Maciek. - Mo�esz sobie gada�,
ile chcesz, a ja i tak wiem, �e
jeste� w porz�dku. A o tamto
mog�e� mnie zapyta�. Ja
najlepiej wiem, jak jest, kiedy
�wiec� za ciebie oczami. To jest
okropne.
- Nic podobnego! - zawo�a�em.
- To jest nawet przyjemne.
- Mo�e dla ciebie tak -
zgodzi� si� Maciek. - Bo ty
jeste� inny. Tobie nie
przychodzi do g�owy to, co mnie.
Moja mama m�wi, �e je�eli nie
zmieni� si�. to czeka mnie
smutny koniec.
Wyobrazi�em sobie ekran w
kinie, a na nim napis "Koniec" i
zap�akanych ludzi. Bardzo
chcia�em pocieszy� Ma�ka, bo
wygl�da� na zmartwionego.
- Nie martw si� -
powiedzia�em. - S�ysza�em
kiedy�, �e wszyscy wielcy ludzie
byli niezno�ni w dzieci�stwie i
rodzice mieli z nimi mas�
k�opot�w.
- Powiedz to mojej mamie -
doradzi� Maciek. - Odpowie ci,
�e ja b�d� smutnym wyj�tkiem.
Zacz�li�my si� �mia�, bo
wyobrazili�my sobie smutne
wyj�tko jako co�, co siedzi w
przydro�nym rowie i wyje
�a�o�nie.
- Ja te� mog� by� smutnym
wyj�tkiem - zaproponowa�em. -
Tak sobie, dla towarzystwa.
- Dobra - zgodzi� si� Maciek.
- Zaczynaj.
Zawy�em, jak umia�em
najlepiej, a potem zawy� Maciek.
Ja to robi�em lepiej, bo du�o
bardziej skrzekliwie. Do pokoju
zajrza�a mama, �eby sprawdzi�,
co si� dzieje.
- W�ciek�e dzieci. Czego
wyjecie? - zapyta�a.
- Je�� i pi�! - zawy�em.
Mama przynios�a nam herbat� i
chleb ze smalcem. Chleb ze
smalcem jest pyszny, bo pachnie
domem. Ma�kowi pachnia� domem na
wsi, gdzie mieszka jego babcia,
a mnie pachnia� moim domem, bo
moja babcia mieszka z
bli�niakami.
- A Tomkowi pachnia�by pi�k�
no�n� - powiedzia� Maciek.
�mieli�my si� tak, �e okruchy
chleba wylatywa�y nam z ust i
wpada�y do herbaty. Dobrze, �e
mama tego nie widzia�a, bo zaraz
powiedzia�aby, �e tacy duzi
ch�opcy, a jedz� jak prosi�ta.
- Tomek zbiera pi�ki no�ne -
powiedzia� Maciek. - Ma dopiero
trzy i zawsze b�dzie mia�
dopiero trzy. Jego mama m�wi, �e
kto�, kto zbiera pi�ki no�ne, ma
chyba pi�k� no�n� zamiast g�owy.
Tomek dosta� je na urodziny.
My�la�em, �e mo�e da mi jedn�
albo wymieni na co�, ale gdzie
tam. Powiedzia�, �ebym si�
odczepi�. "Daj koledze" -
powiedzia�a jego mama. "Za nic -
odrzek� Tomek. - B�d� zbiera�
pi�ki no�ne". Kiedy jego mama
zaczyna wielkie porz�dki, Tomek
pakuje pi�ki do torby i przynosi
do mnie. Na wszelki wypadek,
gdyby jego mamie przysz�o co� do
g�owy.
Wtedy polubi�em Tomka po raz
drugi. Zbieranie pi�ek jest
chyba jeszcze �mieszniejsze ni�
przeczekiwanie, podr�owanie na
niby i wszystko, co dotychczas
wymy�li�em.
Maciek niczego nie zbiera. Ma
troch� monet i zbiera�by je,
gdyby mia� sk�d bra�. Opr�cz
tego ma trzy odznaczenia swojego
dziadka.
- Nie zanosi si� na wi�cej -
powiedzia� Maciek. - A trzy
odznaczenia to �adna kolekcja,
chocia� Tomek...
Rozmawiali�my bardzo d�ugo.
Tak d�ugo, �e a� przysz�a moja
mama i powiedzia�a, �e bro�
Bo�e, ona Ma�ka nie wyprasza,
ale jego rodzice mog� si�
niepokoi�.
P�no wieczorem co� sobie
przypomnia�em. Poszed�em do
tatusia. Le�a� ju� w ��ku i by�
z�y, bo przez ca�y tydzie�
musia� zostawa� po godzinach.
Dobrze go rozumia�em, bo ja te�
nie lubi� zostawa� po lekcjach.
- Tatusiu - powiedzia�em. -
Masz takie pude�eczko z
monetami.
- Mam - kiwn�� g�ow� tatu�. -
A bo co?
- Potrzebne ci?
- A bo co? - powt�rzy�.
- Bo widzisz, mam koleg�...
- Ja te� mam koleg�, i to
niejednego.
Nie by� w nastroju na
podarowanie mi czegokolwiek, ale
ja si� okropnie
niecierpliwi�em...
- Chodzi o to, �eby� mi je da�
- powiedzia�em wreszcie.
- A dlaczego mam ci da� co�,
do czego czuj� pewien sentyment?
- Bo widzisz, tatusiu, ja mam
koleg�...
- Wiesz co, dziecko -
powiedzia� tata. - Monety s�
twoje. Tylko ju� zmiataj!
Poszed�em do jego biurka i
odszuka�em pude�eczko.
Przyjemnie by�o pos�ucha�, jak
grzechocz�, a jeszcze
przyjemniej pomy�le�, jak
ucieszy si� Maciek, kiedy je
dostanie.
Jednej pani z parteru zala�o
mieszkanie tak, �e meble sta�y
po kostki w wodzie. Dop�ki
mieszkanie nie zosta�o
doprowadzone do porz�dku, jej
kot mieszka� u nas i spa� w moim
��ku. Bardzo go polubi�em, bo
to by� mi�y kot, wielki
pieszczoch. Od tego czasu nie
jestem zdecydowany, nie wiem, co
bardziej wola�bym mie�: psa czy
kota. A mo�e za mnie te� kto�
kiedy� zdecyduje, tak jak ja
zdecydowa�em za Ma�ka?
Maciek zacz�� zbiera� monety.
Kiedy mu podarowa�em pude�eczko
z monetami mojego taty, zrobi�
si� czerwony.
- Stary, jak ja ci si�
odwdzi�cz�? - zapyta�.
- Nie zbieram monet -
powiedzia�em. - Zbieram znaczki.
Ja b�d� zbiera� dla ciebie
monety, a ty dla mnie znaczki.
- Dobra, nie wypuszcz� z r�k
ani jednego.
Pokaza�em mu moje znaczki. On
je, owszem, obejrza�,
powiedzia�, �e to pewnie bardzo
przyjemnie zbiera� znaczki, ale
gdzie im tam do monet.
W og�le nie nadawa� si� do
rozmowy. Obmacywa� ka�d� monet�,
wk�ada� je do pude�eczka,
wyjmowa�, rozk�ada� na stole.
Zachowywa� si� jak kto�, kto si�
ogromnie cieszy.
Zajrza� do nas tatu� i widz�c
Ma�ka nad monetami powiedzia�:
- M�j Bo�e, tyle rado�ci!
Jednak ch�opcy nic si� nie
zmienili od czas�w mojego
dzieci�stwa. A jak tam w szkole,
ma�y rozrabiako?
- Dobrze, prosz� pana. Nic
z�ego nie wymy�li�em. Mo�e ju�
nigdy nie wymy�l�? - powiedzia�
Maciek ze smutkiem.
- Nie martw si� - za�mia� si�
tatu�. - Krzysiek wymy�li za
ciebie.
Sk�d m�j tatu� wiedzia�, �e
spokojny jestem z konieczno�ci,
a g�ow� mam pe�n� pomys��w, za
kt�re mo�na nawet wylecie� ze
szko�y? Chyba ch�opcy
rzeczywi�cie nie zmienili si� od
czas�w dzieci�stwa mojego taty i
dlatego on jest taki m�dry.
Czy pr�bowali�cie kiedy�
zebra� ca�� odwag�? Ja
pr�bowa�em kilka razy pod rz�d i
doszed�em do wniosku, �e to
bardzo trudne. Nigdy nie
wiedzia�em, czy to na pewno ca�a
moja odwaga i czy nie zosta�o
jej jeszcze troch�.
Zapyta�em tatusia:
- Czy wszyscy ch�opcy lubi�
podr�owa�?
- To tak, jakby� zapyta�, czy
koty lubi� surow� w�tr�bk� -
odpowiedzia� tata.
- Mam na my�li takie wymy�lone
podr�owanie. Wiesz, tatusiu, na
niby.
- To kwestia wyobra�ni -
powiedzia� tatu� po namy�le. -
Jedni tak, inni nie. Zupe�nie
tak samo jak doro�li. Niekt�rzy
nie potrafi� oby� si� bez
marze�, a innym nawet do g�owy
nie przyjdzie, �e mo�na zamkn��
oczy i wyobra�a� sobie r�ne
rzeczy.
Maciek i Tomek nie potrafi�
oby� si� bez monet, pi�ek i
rower�w. Ja nie potrafi� oby�
si� bez podr�owania na niby.
Kt�rego� dnia pada� deszcz.
Ulice i podw�rka by�y mokre.
Wiatr bra� co chwila pe�n� gar��
kropel i rzuca� nimi o szyby.
Wiatr w du�ym mie�cie jest chyba
bardzo rozz�oszczony, bo lubi
wy� w kominach, a w du�ych
miastach nie ma przecie�
komin�w... Wyje wi�c na ulicach
i ze z�o�ci� miota si� po
parapetach.
Maciek i ja siedzieli�my w
moim pokoju i, jak tatu�
powiedzia�, przelewali�my z
pustego w pr�ne.
W drugim pokoju tatu� robi� to
samo, a nawet gorzej, bo ziewa�
i co chwila sprawdza�, czy si�
nie przeja�nia. Tylko mama
cerowa�a.
- Nudno - powiedzia� Maciek i
ziewn�� jak pies. - Nudno tak,
�e wszystkiego si� cz�owiekowi
odechciewa. Pojecha�bym gdzie�.
- Nigdzie nie pojedziesz, bo
leje.
- Wybra�bym si� gdzie�, gdzie
jest ciep�o. Kiedy jest taka
pogoda, my�l� sobie, �e dobrze
by�oby zamkn�� oczy i znale��
si� tam, gdzie nie pada.
Nadstawi�em uszu.
- To wybierzmy si� -
zaproponowa�em.
- Dobra - zgodzi� si� Maciek.
- Id� do drugiego pokoju i
powiedz, �e gdzie� jedziemy.
- Mogliby�my to zrobi�, nie
ruszaj�c si� z tego pokoju.
W�a�ciwie to ja bardzo cz�sto
tak robi�, nawet jak nie pada.
Po minie Ma�ka pozna�em, �e
�apie, o co chodzi, ale zupe�nie
nie wie, jak si� do tego zabra�.
- Poczekaj - powiedzia�em.
Wyci�gn��em stary atlas i klaser
ze znaczkami z kolonii. -
Wyszukaj sobie jaki� znaczek i
znajd� w atlasie kraj, gdzie
zosta� wydany, i zacznij
zmy�la�. Tu masz zeszyt, w
kt�rym s� moje notatki z takich
w�a�nie podr�y. Przeczytaj
sobie ostatni� i pisz dalej. To
musi mie� zako�czenie - m�wi�em
bardzo szybko, bo ba�em si�, �e
zrezygnuj� w po�owie. Maciek
wybra� znaczek z Niassy, na
kt�rym by�a wielka �yrafa i
palmy. Potem otworzy� atlas. Co
chwila zerka� na mnie, �eby
sprawdzi�, jak� mam min�. Min�
mia�em powa�n�.
Kiedy pada deszcz, z pustego w
pr�ne przelewa tylko tatu�.
Mama zawsze znajdzie sobie co�
do roboty, a Maciek i ja
wyci�gamy stary atlas i klaser
ze znaczkami z kolonii. Tomek,
niestety, nie nadaje si� do
tego. Szkoda, bo we tr�jk�
by�oby przyjemniej. �eby
powiedzie�, jak bardzo Tomek nie
nadaje si� do zmy�lanego
podr�owania, musz� najpierw
pokaza� zako�czenie tego, co sam
kiedy� zacz��em. Dopisa� je
Maciek.
Ci�gle siedzimy we wsi.
Niecierpliwimy si� bardzo.
Krzysiek zaczyna podejrzewa�
naszego pu�kownika.
Nasz pu�kownik jest m�czyzn�
w �rednim wieku. Ca�e �ycie
sp�dzi� w koloniach i cieszy si�
doskonal� opini�. Ma twarz
budz�c� zaufanie i jest lubiany
przez �o�nierzy. W�a�ciwie to
nie mo�na mu nic zarzuci�.
- Dlaczego my ci�gle siedzimy
we wsi? - pyta Krzysiek. -
Przecie� mogliby�my i�� dalej.
- Czekamy na bro� -
wyja�ni�em.
- Na bro�, na bro�! Przecie�
bro� dawno ju� nadesz�a. W tym
namiocie na �rodku placu jest
w�a�nie bro�. Zaczynam
podejrzewa� naszego pu�kownika.
Zaj�li�my ca�� wie�.
Mieszka�cy oddali nam swoje
chaty, a sami koczuj� pod go�ym
niebem. �al nam maluch�w, kt�rym
odebrali�my pos�ania. Pocieszamy
si� jednak, �e to przecie� dla
nich tu jeste�my. Wreszcie
otrzymali�my rozkaz wymarszu.
Nasz oddzia� podzielono na dwie
grupy. Ja zosta�em mianowany
dow�dc� grupy, kt�ra ma
wyruszy�. Krzysiek pozostaje we
wsi.
- Bro� zostaje - powiedzia�
Krzysiek. - Nie odchod�cie
daleko. Je�eli us�yszysz trzy wy
strza�y jeden po drugim, wracaj
natychmiast. Wydaje mi si�, �e
na dzisiejsz� noc pan pu�kownik
co� zaplanowa�.
- A wiesz, czym pachnie
niewykonanie rozkazu? -
zapyta�em.
- Wiem - odpowiedzia�
Krzysiek. - Tu si� zawsze
ryzykuje.
Doszed�em do wniosku, �e
niewiele wiedzia�em o Krzy�ku.
Moja grupa wyruszy�a o
godzinie #/19#00. Tak jak
powiedzia� Krzysiek,
wyprowadzi�em ich ze wsi i
zarz�dzi�em post�j po dwudziestu
minutach. Czekali�my oko�o
trzech godzin i ju� zacz��em si�
zastanawia�, czy Krzysiek
przypadkiem nie pomyli� si�,
kiedy us�yszeli�my wrzaw�
dochodz�c� od strony wsi. W
chwil� potem us�ysza�em trzy
wystrza�y, jeden po drugim.
- Zawracamy! - zawo�a�em. -
Wracamy do wsi, tylko ostro�nie,
kry� si� i nie robi� nic bez
rozkazu.
Kiedy wpadli�my na plac
po�rodku wsi, Krzysiek akurat
wyrywa� pu�kownikowi zza pasa
pistolet.
- Dobrze, �e jeste�cie! -
zawo�a�. - Ten drab chcia� nas
rozdzieli�, �eby u�atwi�
nieprzyjacielowi zagarni�cie
broni. Zwi�za� go. Natychmiast
ruszamy na pomoc powsta�com. I
tak jeste�my ju� sp�nieni.
- Policzymy si� jeszcze -
warkn�� pu�kownik.
- Pan jest ostatnim bydl�ciem
- powiedzia� Krzysiek. - Mia�
pan wspomaga� powstanie, a nie
t�umi� je. Oby piek�o pana
poch�on�o.
I splun�� mu pod nogi.
Wszystko to pokazali�my
Tomkowi. Mieli�my nadziej�, �e
przeczyta i do�o�y co� od
siebie.
- Ale g�upoty - powiedzia� po
przeczytaniu. - Straszliwe!
- Kwestia wyobra�ni -
powiedzia�em m�drze.
Tomek tylko na chwil� zosta�
sam z dziennikiem podr�y i
natychmiast dopisa�:
Ps. Kochany panie pu�kowniku,
w ostatniej chwili zrobi�o nam
si� pana �aL. Je�eli pana nie
rozstrzelaj�, b�dziemy panu
posy�a� paczki do wi�zienia.
Dzie� i noc b�dziemy chodzili od
mieszkania do mieszkania i
zbierali makulatur� oraz
butelki. Zarobione w ten spos�b
pieni�dze przeznaczymy na pana.
Z uszanowaniem spluwamy pod nogi
- Krzy� i Maciu�.
Maciek chcia� si� z Tomkiem
policzy�, ale powiedzia�em, �eby
da� spok�j.
- Na kogo�, kto nie obra�a si�
nawet wtedy, gdy mu si� powie,
�e zamiast g�owy ma �le
nadmuchan� pi�k�, nie mo�na si�
przecie� obra�a� - powiedzia�em.
Wszyscy, kt�rych znam, lubi�
chodzi� do kina. Ja lubi� tak
bardzo, �e w dniu, kiedy mam i��
do kina, nie potrafi� si� skupi�
na lekcji. Cz�sto wracam z
uwag�: "Nie uwa�a na lekcji".
Potem tatu� zastanawia si�
g�o�no, czy w og�le pozwoli� mi
i�� do kina.
Pewnego dnia siedzia�em w
szkole i szepta�em do zegara:
"Szybciej, szybciej". On
oczywi�cie wl�k� si� jak ostatni
�limak. Szepta�em, a� pani od
polskiego zapyta�a:
- Co ty tam mamroczesz pod
nosem? Chod� tu pomamrota� do
tablicy.
Bardzo �le mamrota�em i
dosta�em dw�j�. Tatu� m�wi, �e
dosta� dw�j� z ojczystego j�zyka
to taki wstyd, �e wprost powinno
si� sp�on��.
Przez pozosta�e lekcje
zastanawia�em si�, co powiem w
domu i czy przypadkiem nie
us�ysz� "Lekcje odrabia�,
smarkaczu, a nie do kina".
Dotrwa�em tak do ostatniej
lekcji. To by�a godzina
wychowawcza. Przyszed� nasz
wychowawca i powiedzia�, co
nale�y robi�, a czego nie, �eby
by� grzecznym. Doszed�em do
wniosku, �e poza odrabianiem
lekcji i czytaniem lektur nie
wolno nic. Potem m�wi�, �e
szko�a to nasz drugi dom.
- Kiedy ja mam bardzo dobry
dom - powiedzia� Tomek. - Z
dobr� matk� i dobrym ojcem w
�rodku. Wi�cej nie chc�.
Nasz wychowawca wyt�umaczy�
mu, �e to nie o to chodzi. Przy
okazji wszyscy dowiedzieli�my
si�, �e powinni�my w szkole czu�
si� swobodnie i mie� do niej
zaufanie, bo szko�a i dom maj�
nas wsp�lnie wychowywa�.
Powinni�my zg�asza� si� do
naszego wychowawcy ze wszystkimi
problemami. Zastanowi�em si�,
czy przypadkiem nie mam jakiego�
problemu, ale doszed�em do
wniosku, �e poza dw�j� z
polskiego, nie.
- Dobrze, a teraz
porozmawiajmy o wycieczce -
powiedzia� nasz wychowawca i
wszyscy zacz�li s�ucha�. -
Postanowili�my zorganizowa�
wycieczk� do Gda�ska i Gdyni.
- Hura! - zawo�a�a klasa tak
g�o�no, �e nasz wychowawca
musia� postuka� kluczami o st�.
- Mam nadziej�, �e wszyscy
pojad� - powiedzia�. -
Oczywi�cie, je�eli kto� nie
zechce, mo�e nie jecha� i te
trzy dni przeznaczy� na co�
innego. Zach�cam was jednak, bo
im wi�cej os�b, tym chyba jest
przyjemniej.
Wszyscy zacz�li si� zg�asza�,
jeden przez drugiego. Ci kt�rzy
byli od razu zdecydowani,
namawiali tych, kt�rzy wahali
si�.
Ja by�em poza klas�. Zupe�nie
tak, jakby mnie wcale nie by�o.
Zn�w mia�o zdarzy� si� co�, w
czym nie wezm� udzia�u. Reszt�
godziny wychowawczej
postanowi�em po�wi�ci� na
trzymanie si�. To znaczy nie
odzywa� si�, nie zabiera� g�osu,
szybko, jak najszybciej po
lekcjach i�� do domu i dopiero
tam pomy�le�, jak nikt nie
b�dzie widzia�.
- Jednym s�owem, jad� wszyscy
- powiedzia� nasz wychowawca. -
A ty, Krzysiu, co zaplanujesz na
te dni?
- A to on nie jedzie? -
zapyta� Maciek, zanim zd��y�em
zebra� my�li. - A niby dlaczego
on nie jedzie? - powt�rzy� tak,
jakby to nasz wychowawca mnie
jednemu nie pozwoli� jecha�.
- Ja mu nie zabraniam. Ale
przecie� Krzysiek nigdy nie
chcia� je�dzi� na szkolne
wycieczki.
- Ja nie mog� du�o chodzi� -
powiedzia�em. - To wiadomo.
- Z tym mo�na sobie poradzi� -
powiedzia� nasz wychowawca. -
Kiedy b�dziesz zm�czony, mo�esz
zrezygnowa� z jakiego�
zwiedzania. Zawsze chyba lepiej
mie� chocia� po�ow� ni� nic.
- Nie dam rady nie�� plecaka
czy torby z rzeczami -
powiedzia�em.
- A to problem! - zawo�a�
Maciek. - Nie wyg�upiaj si�.
- Kiedy naprawd�...
- Ponios� go ci, kt�rzy przez
ca�y rok zaniedbywali si� w
zbi�rce makulatury - powiedzia�
Tomek basem. Tomek by�
odpowiedzialny za makulatur� w
naszej klasie i mia� z tym
mn�stwo k�opot�w. - Zaraz zrobi�
list� wed�ug alfabetu -
stwierdzi� i uda�, �e co�
zapisuje.
- Dzieci - powiedzia� nasz
wychowawca. - O czym wy m�wicie?
Jedziemy przecie� autokarem, a
nie wybieramy si� piechot�, a
zwiedzaj�c miasto nikt nie nosi
ze sob� swoich klarnet�w.
- Szkoda - zmartwi� si� Tomek.
- My�la�em, �e sam siebie
pomszcz�. Mam nadziej�, �e
kiedy� wybierzemy si� na ob�z
w�drowny.
Po powrocie do domu
powiedzia�em mamie i tatusiowi,
�e zapisa�em si� na szkoln�
wycieczk�.
- To �wietnie - ucieszyli si�.
Dopiero potem pokaza�em dw�j�
z polskiego.
- Jeste� bezwstydny -
powiedzia� tatu�. -