13377

Szczegóły
Tytuł 13377
Rozszerzenie: PDF
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

13377 PDF - Pobierz:

Pobierz PDF

 

Zobacz podgląd pliku o nazwie 13377 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.

13377 - podejrzyj 20 pierwszych stron:

leonora i ananna Dalsze losy Rozważnej i Romantycznej Przełożyła Barbara Kopeć ńs\<\ i S-l<a Warszawa 1996 Tytuł oryginału angielskiego „Elinor and Mariannę - A Seąuel to Sense and Sensibility" Copyright O by Emma Tennant, 1996 Projekt okładki Katarzyna Gintowt Na okładce wykorzystano fragment obrazu Louisa Leopolda Boilly'ego „Bilard" Ilustracje Dorota Krall Opracowanie merytoryczne Agnieszka Rabińska Opracowanie techniczne Anna Troszczyńska Skład komputerowy Dorota Krall Korekta Jadwiga Przeczek ISBN 83-7180-176-9 Wydanie I Wydawca Prószyński i S-ka 02-569 Warszawa, ul. Różana 34 Druk i oprawa Wojskowa Drukarnia w Łodzi 90-520 Łódź, ul. Gdańska 130 MIKfSK NR ii. 49651 Dla mojej kochanej Jane Miller Marianna Brandon do Eleonory Ferrars 13 lutego 1812 roku Moja Droga Siostro! Piszę, aby Ci donieść, że bardzo nam w Delaford brak Twego towarzystwa i że oboje z pułkownikiem Brandonem nie zniesiemy już ani tygodnia rozłąki z Tobą. Cóż to za pech dla nas wszystkich, że pilne sprawy rodziny Edwarda nie pozwoliły Ci dotychczas przybyć do Dorsetshire! Życie, jak zwykle okrutne i ironiczne, sprawiło, że wraz z mężem dostała Ci się nowa, wymagająca opieki parafia, plebania, którą mój mąż pragnie odnowić własnym sumptem, oraz cała wieś przejętych parafian, którzy radzi by wiedzieć, kiedy wreszcie zawita do nich nowy kapłan i naprowadzi ich na drogę cnoty. Chciałabym również dodać, że wczesną wiosną grozi nam wizyta naszego przyrodniego brata, Johna, i jego żony, Farmy. Jakże mam znieść raniące uwagi bratowej i jej ponawiane wciąż próby zawładnięcia porcelaną naszej Mamy (albowiem Mama przybędzie z Barton w tym samym czasie - podróż z Honiton nie jest taka długa, sądzi zatem, że powinna pozdrowić swego pa- sy i znudzenie naszej najmłodszej siostry", Małgosi, która gwoli przyzwoitości musi Mamie towarzyszyć? Jakże mam to znieść bez Ciebie, moja droga, najdroższa Eleonoro, której spokój i opanowanie sprowadzają ciszę wśród najdzikszej burzy -a przyznam, że serce moje już teraz bije z niepokoju? Eleonoro, trzeba koniecznie, byś przyjechała. Edward, który wyraził był wolę poświęcenia życia służbie dla innych, powinien zrozumieć, że musisz wreszcie osiąść we własnym domu, że nie możesz już dłużej być na łasce krewnych, którzy, od czasu gdy wybrał Cię na żonę, okazali Ci wybitnie mało serdeczności! Zachowanie Edwarda, ośmielę się stwierdzić, moja droga, często zakrawa na egoizm; jeżeli zaś tak nie jest, to zapewne nieszczęsna władza, jaką pani Ferrars ma nad swoim synem, bardzo niefortunnie dała się odczuć podczas Twojego u niej pobytu - za co należy odpłacić przynajmniej okazaniem całej niezależności, jaką zyskujemy z zawarciem małżeństwa. Nadeszła pora, moja słodka, dobra Eleonoro, abyś zachęciła swego małżonka do przejawienia odrobiny charakteru; nie może już przyjmować od swej Mamy poleceń, by udał się tam czy tu - a zwłaszcza nie powinno się go zmuszać do pozostawania dłużej w miejscu, gdzie żona jego brata, Lucy, posiadłszy serce i uczucia pani Ferrars, najpewniej dyktuje zza tronu wszelkie wydawane przez nią rozkazy. Najdroższa siostrzyczko, czeka tu Was oboje nowe życie. Przemów stanowczo do najnowszego pastora Delaford i uświadom mu, że wielkoduszność jego protektora, pułkownika Bran-dona, jest już na wyczerpaniu. Tutejsza prebenda została przeznaczona Edwardowi przez człowieka, który ulitował się nad ubóstwem syna, odtrąconego przez swoją rodzinę, pozbawionego ambicji, nie pragnącego osiągnąć powodzenia w świecie; wszelako jak długo trwać może zadowolenie, płynące z tak szlachetnego czynu, skoro plebania wciąż pozostaje pusta, a wybrane przez Ciebie tapety, jak się okazało nieosiągalne i w Yeovil, i w Weymouth, nie zostały jeszcze położone? Czy zadowolimy się zwykłym malowaniem? Czy dom nie będzie wydawał się rarki, jak stolarki? StolaSźffiajątku ćźelta^eźezynnie na Twoje" polecenia w kwestii małego saloniku... kominy oczyszczono, lecz nie unosi się nad nimi przyjazny dym, którego widok wyrwałby mnie z długich marzeń w bawialni na piętrze dworu... wszelkie zaś prace nad zagajnikiem odłożono do czasu, gdy pan i pani Ferrars określą dokładnie jego położenie na gruntach plebanii... Ale nie będę Ci już więcej dokuczać, zwierzę Ci się natomiast ze wspaniałego wybiegu, jaki obmyśliłam, aby odsunąć nieco wizytę Johna i Fanny. Czy pamiętasz, Eleonoro, zimy naszego dzieciństwa w Suffolk, gdy śnieg zalegał na dachu Nor-land, a skopki z mlekiem całkiem zamarzały? Kiedy polne ścieżki, dla mnie tak malownicze - dla Ciebie zaś jedynie brudne i błotniste - zamieniały się w potoki lodu, na których ślizgałyśmy się i przewracały? Wzgórza, przygniecione wielką masą śniegu, górowały nad parkiem, zda się pochłaniając nas wśród długiej zimowej ciszy... Oto pogoda, jaką poznałyśmy jako dzieci - i przyznam, że czasami widzę ją tu we śnie. A więc napisałam do Johna, błagając go, by zaczekali z Fanny na pierwszy znak wiosny, zanim podejmą się wędrować taki szmat drogi do Delaford. Zanim się pojawią, Ty, droga Eleonoro, już tutaj będziesz i jestem pewna, że tak, jak we dworze, również na plebanii zamieszkają szczęście i pogoda. Tobie jednak, droga siostro, mogę wyznać prawdę. Wspinając się wczoraj na Lewesdon Hill znalazłam pierwsze fiołki; plamy ciemnego fioletu w zmrożonej jeszcze trawie na ścieżce, która wije się pod górę do wielkiego, bukowego lasu... i którą będziemy często spacerować, najdroższa Eleonoro. A kiedy schodziłam, wzrok mój spoczął na pierwszych pierwiosnkach - a potem na jeszcze jednej ich kępce, bladej i dzielnej, rosnącej na samej granicy Twego zaniedbanego ogrodu! Och, Eleonoro! Do Delaford przyszła już wiosna - i do Mamy w Barton zapewne też, jako że hrabstwo Devon jest równie wysunięte na południe, jak my tutaj. Zdarza się niebo tak mgliście błękitne, że przywodzi na myśl pierwsze jajka muchołówki; mając za oKiycie jeayme szai. zabyiiaWófują się przez mam; który okropnie zarósł zieloną rzęsą i nasz ogrodnik, McAllister, twierdzi, że trzeba go będzie oczyścić, zanim zacznie cuchnąć w pełni lata. Ptaki śpiewają w drzewach wiśni, gdzie pierwsze pąki, przytulone do wciąż nagich gałęzi, patrzą spośród kory jak oczy nowo narodzonych stworzeń... Cała Natura rodzi, moja droga siostro - i tylko mnie, z powodów, których dr Davis pojąć nie może, nie spotkało jeszcze to szczęście. W niektóre dni, kiedy jest dość ładnie, aby wybrać się na spacer aż do starej morwy, siadam na otaczającej ją od wieków ławce i modlę się o dziecko, które będzie spełnieniem naszego związku. Muszę wyznać Ci ten wielki brak, tak jak zawsze zwierzałam Ci się z każdego uczucia i doznania mego serca, chociaż Ty, droga siostro, tak często długo ukrywałaś przede mną swoje radości i udręki. Tak mocno, jak w nic dotąd nie wierzyłam, wierzę teraz, że Twoje przybycie i nadejście wiosny do Delaford sprawią, iż spełni się moje najgorętsze życzenie. Nie zawiedź mnie, siostro - przyjedź prędko, zanim pierwszy żonkil i kukułka, stali mieszkańcy Doliny Bagien i odległych wzgórz, wznowią swe drwiny z Twej kochającej siostry, którą pozostaje Marianna Eleonora Ferrars do Marianny Brandon 19 lutego 1812 roku Moja Droga Siostro! Nie zgadniesz nawet, moja słodka Marianno, jaką przyjemność sprawiło mi otrzymanie Twego listu. Ta długa przerwa w naszej korespondencji to całkowicie moja wina; Ty, z Twoim czułym usposobieniem, każdy dzień bez słowa przyjaźni odczuwasz jak miesiąc, i gdyby nie szereg przykrych zdarzeń - nie, katastrof zgoła - które nas tutaj spotkały, nie omieszkałabym zapewnić Ci codziennej porcji serdeczności, narażając Cię nawet na znudzenie. Powód, dla którego nie zdałam Ci dotychczas sprawy ze wszystkiego, co się stało, kryje się wyłącznie w niedostatkach mego charakteru; prawdą jest, co twierdzisz, że bardziej jestem skłonna skrywać uczucia niż się z nich zwierzać i cecha ta, jak się wielokrotnie okazywało, często bywała przyczyną nieporozumień, a nawet utraty zaufania kręgu najbliższej rodziny. Trudno jest jednak zerwać ze starym przyzwyczajeniem, ponadto tyle tu było roboty, gdy spadł cios; kiedy zaś ujrzałam cierpienia bied- 11 skórny, bżaćunek dla Edwarda i jego matki -jeśli nawet nie dla Roberta - kazał mi znosić pewne troski w milczeniu i wstrzymywał moją rękę za każdym razem, gdy pomyślałam o Tobie, co zdarzało się wielekroć każdego dnia; postanowiłam zatem zaczekać, aż urządzimy się w Delaford, zanim przyjdzie mi obciążyć moją drogą siostrę relacją tyleż wstrętną, co smutną. Teraz jednakże nie mogę już zwlekać. Odczuwam dotkliwie Twoje zaskoczenie naszą przedłużającą się nieobecnością. Żałuję, iż mieszkańcy wioski Delaford zapewne nie oczekują nas już z ufnością, a ponadto - doświadczywszy całej Twej tak dobrze mi znanej słodyczy i współczucia - wierzą najpewniej, iż ich pani ubłagała swego męża, by dał prebendę mężowi jej siostry tylko po to, by odkryć, że pastor i jego żona ani myślą się tam pojawić. A cóż może o tym sądzić pułkownik Brandon? Wydaje mu się bez wątpienia, że Edward Ferrars, odtrącony przez rodzinę, gdy czuł się w obowiązku podtrzymać swe zaręczyny z Lucy Steele, teraz, po ślubie z panną Dashwood, otrzymał od swej matki więcej, niż mogło kiedyś zdawać się możliwe - gdyż jak sobie zapewne przypominasz, siostro, jego wyraźne do mnie przywiązanie spotkało się na początku z wielką dezaprobatą całej rodziny Ferrarsów, nie wyłączając naszej bratowej, Fanny. Teraz zaś pułkownik myśli sobie zapewne, że prebenda w Delaford nie oznacza już dla Edwarda różnicy między hańbiącym ubóstwem a możliwością przyzwoitego bytowania. Przyjazd na plebanię, mimo wszystkich atrakcji, jakie obiecuje Twoja słodka obecność w Delaford, musi, zdaniem Twego męża, być dla Edwarda uciążliwą, a nie przyjemną koniecznością. Istnieją przecież inne, lepsze sposoby spędzania czasu niż życie w głuszy Dorsetshire za dwieście funtów rocznie! Edward (sądzi niechybnie pułkownik) mógł wszak porzucić myśl o Kościele i będąc w znacznie lepszym położeniu, zdecydować się na karierę polityczną, jak zawsze życzyła sobie jego matka. A może pragnie jedynie podróżować i polować? Zacny pułkownik, który 12 droga Marianno, ju2's2ćzefze Dyl zwąrpif, zanim rozsądek szczęśliwie kazał Ci go przyjąć - musi dziwić się temu cierniowi, choćby małemu i nieważnemu, jaki tkwi w ciele Waszego udanego związku. Czyżby Edward Ferrars miał stać się powodem rozczarowania diecezji i symbolem błędnego osądu swego nowego brata we dworze? Rozważania owe, widzę jasno, muszą spowodować to właśnie, czego obie najmniej sobie życzymy - pewien chłód między naszymi mężami. To zaś, droga Marianno, nigdy się stać nie może. A zatem z ciężkim sercem unoszę wreszcie pióro; daję Ci ponadto me słowo honoru, że mieliśmy zamiar być z Wami już sześć tygodni temu, aby powitać Nowy Rok, który wówczas nie obiecywał jeszcze nic ponad radość i spełnienie. Spróbuję opisać Ci zastęp przypadków, lub raczej nieszczęść - każde okropniej-sze i bardziej nieuchronne od poprzedniego - jakie przytrafiły się rodzinie Edwarda. O najgorszym zawiadamiam Cię wprost, droga siostro: dwór Ferrars Hali jest wystawiony na sprzedaż. Pani Ferrars i Robert zostali bez grosza przy duszy (Edward, należy wspomnieć, ucierpiał najmniej, gdyż jego mały fundusz, pozostający pod zarządem wybranego przezeń adwokata, nie może zostać naruszony). Obecny stan rzeczy jest skutkiem poczynań Roberta Ferrarsa - aczkolwiek matka wciąż nie może uwierzyć w winę swego młodszego syna i, co stwierdzam z żalem, ulubieńca. Pamiętasz przecież Roberta, który okazał się próżny jak kogut (jakże się stałam niewyrozumiała, ja, żona duchownego!), z naszego pobytu w londyńskim domu pani Jennings? (Z wiadomych powodów nie chciałabym, droga Marianno, rozwodzić się zbytnio nad tym okresem w Twoim życiu; proszę tylko, abyś wspomniała, jak rozrzutny uparł się być Robert; jak opowiadałam Ci o godzinie, którą spędził był na Bond Street wybierając etui do wykałaczek, zdobne w diamenty, rubiny, i temu podobne; jak zdumione byłyśmy dowiadując się o jego zaręczynach z pozbawioną środków Lucy Steele, w czasie gdy bez litości podsuwano 13 iow, po rymjaK łiawarazecneiaiticzyffićffinieswązoraj: --A zatem Robert jest sprawcą nieszczęścia rodziny. Jego szumne plany inwestycji, na które nabrało się wielu niewinnych ludzi (albowiem Robert, jako syn pani Ferrars, uważany był za wzór solidności, niezdolny do fałszywego przedstawienia sytuacji finansowej), spełzły na niczym, kiedy wyszło na jaw, że gmachy, które miały stanąć w Bath, w Londynie i jeszcze gdzie indziej, istnieją wyłącznie na papierze i nie posiadają fundamentów w gruncie; skarb zaś, rzekomo zatopiony u wybrzeży Szkocji, owo „złoto Ferrarsów", o którym tyle się trąbiło, okazało się -wskutek śledztwa komisji szkockich bankierów, zaniepokojonych roszczeniami do „wspaniałej fortuny" - niczym więcej, jak tylko dziurawym trawlerem, pełnym błota i porwanych sieci, przytwierdzonym do dna morskiego harpunem. Po tym zrobiło się jeszcze gorzej. Dom na Park Street (w którym, jak pamiętasz, pani Ferrars w królewskim stylu przyjmowała gości) okazał się zahipotekowany wręcz powyżej swej wartości i trzeba było go sprzedać; kiedy zaś żona Roberta, Lucy, próbowała w noc przed dniem sprzedaży zakraść się do środka, aby zabrać klejnoty teściowej i swoje kapelusze, pomocnicy szeryfa Londynu w przykrym zamieszaniu wyrzucili ją stamtąd, co zyskało sobie zabójczy wprost rozgłos. Nie muszę dodawać, że od tamtej pory resztki zaufania do Roberta i jego przedsięwzięć znikły tak całkowicie jak „złoto Ferrarsów". Jakby tego było jeszcze mało, droga siostro, okazało się, że długów Roberta nie sposób spłacić nie wystawiając na sprzedaż Ferrars Hali - majątku, który był w rodzinie od czasów Wilhelma Zdobywcy, o czym wielekroć zapewniał nas Robert i jego matka. Meble zlicytowano już w zeszłym tygodniu i wyobrażasz sobie, jak mnie kusiło, by Ci od razu wyznać tę żałosną historię - gdyż śpimy teraz na materacach, użyczonych nam przez pracowników majątku, którzy są nadal wierni nazwisku Ferrarsów, chociaż i oni potraktowani zostali szkaradnie: ich domy są wilgotne i nie odnowione, pensje zaś zaległe od wielu lat. Przewidujemy, że ich 14 nie mamy zastawy ani juzcsci, na js.iuiyi;n inogiioysmy USiąsc. Agent ziemski, jeszcze przed kilkoma tygodniami niezwykle uniżony i pełen szacunku, zabronił nam łowić ryby w rzeczce i „kłusować" w lesie, dopóki zarząd powierniczy nie dokona sprzedaży. (Uważa się powszechnie, iż majątek w całości nabędzie miejscowy kupiec, niejaki pan Butts, i trudno powiedzieć, czym bardziej martwi się moja teściowa - utratą majątku Ferrarsów czy przejęciem go przez człowieka, który dotychczas dostarczał jej świńskiego nawozu pod krzewy ozdobne i rzadkie drzewa). Ale mam jeszcze gorsze wiadomości, najdroższa siostrzyczko; zanim ruszymy na południe do szczęśliwego Dorsetshire, po spokój i harmonię, których tak łakniemy, trzeba, abyś dowiedziała się wszystkiego. Pani Ferrars, czego od ślubu Johna jesteśmy aż nazbyt świadomi, jest matką naszej bratowej, Farmy, co ogłasza co najmniej sto razy dziennie. „Moja Fanny mnie uratuje!", wołała, podczas gdy z pokoju wynoszono jeden kredens czy intarsjowane biu-reczko za drugim i ładowano na stojący na podjeździe wóz. „Mówiła mi wielokrotnie, że w Delaford można wynająć domek... w Norland nie ma nic, a wiesz przecie, jak jej i Johnowi jest ciężko, tyle przecież oddali siostrom Johna - tak, Marianno, wiem, że się uśmiechasz - ale w Dorset jest niezła posiadłość, chociaż pułkownik Brandon ma tylko dwa tysiące rocznie", a poza tym Robert mówił jej, że na gruntach pułkownika rośnie znakomite drewno, co do którego on, Robert, ma już ciekawy plan inwestycji. Pewien jest, że jego pomysł wielce zainteresuje gospodarza, gdy już wszyscy przyjadą do Was z wizytą. Tak, siostro, jak Cię znam, zgadłaś już zapewne, w jaki sposób pani Ferrars zamierza umeblować ów domek, który jej wyobraźnia umieściła z taką łatwością w małym parku na Waszej ziemi, dostatecznie duży -jak zapewnił ją Robert - aby podjąć tam osiemnaście par gości. „Fanny mówiła mi - oznajmiła pani Ferrars -jak niegodnie postąpiła Wasza matka, zabierając z Norland całą porcelanę, po- 15 me omieszKaia jej pomiorffiowac, ze właściwie matKa nasza ukradła te rzeczy, które należały przecież do majątku Norland, a tym samym do jedynego spadkobiercy, Johna. „I to tak prędko - mówiła Fanny - że aż wstyd!" I pani Ferrars powtarzała to mnie, Marianno! Pisząc te słowa czuję, jak wprost kipisz z oburzenia (w rzeczy samej, był to jeden z powodów, dla których powstrzymywałam się od pisania do Ciebie; w swym ostatnim liście uwiadomiłaś mnie, jak pamiętasz, że masz nadzieję znaleźć się w odmiennym stanie, nie chciałam więc niepokoić Cię w takiej chwili). Pani Ferrars jest zatem przekonana, że porcelana Mamy i niektóre sprzęty - od początku dla niej przeznaczone, o których ojciec nasz mówił wyraźnie, że mają przy niej pozostać po jego śmierci - są „kradzione" i muszą być zwrócone Fanny, która z kolei podaruje je swej matce do jej nowego, wspaniałego domku na Waszych gruntach! Czy to nie szczyt wszystkiego? I żeby Mama była oskarżana o zabranie swej własności „tak prędko", kiedy to właśnie Fanny uparła się przejąć Norland, zanim Papa jeszcze ostygł w grobie! Pamiętam, jak byliśmy wszyscy wstrząśnięci i nawet John odczuwał wstyd, widząc nieprzyzwoity pośpiech swojej żony. A więc, najdroższa siostrzyczko, dostarczam Ci wieści, które, obawiam się, nie przyczynią Warn niczego prócz smutku i niepewności. Może myśląc o tym, że chciałabyś mieć nas blisko, zastanowisz się raz jeszcze nad całą tą propozycją plebanii w Delaford - Ty, albo pułkownik Brandon, gdyż jak się dowiaduję, jest on jednym z wierzycieli Roberta Ferrarsa. Dobre wychowanie pułkownika, widoczne dla nas od pierwszej chwili, gdyśmy ujrzały go w Barton Park, powstrzymywało go dotąd od nalegania na zwrot długu - niewątpliwie z przyczyn rodzinnych - ale jak długo jeszcze właściciel Delaford, świadom swych rozlicznych zobowiązań wobec majątku, będzie chciał utrzymywać zubożałych członków rodziny Ferrarsów? Ofiarował Edwardowi prebendę i pożyczył pieniądze jego bratu, Robertowi, ani razu 16 słyśżĘć,']aK pani rerrars snuje piany, aoy taicze jej aai scnrome-nie; mam tedy nadzieję przy najbliższej okazji usłyszeć od Ciebie, że wymyślony przez nią domek po prostu nie może powstać w Delaford. (Och, siostro, znów brak mi miłosierdzia, ale boję się, że wymysł pani Ferrars opętają całkowicie; już dzisiaj zagroziła, że pojedzie do Mamy i przy okazji odbierania porcelany i mebli złoży wizytę jej krewnemu, sir Johnowi Middletonowi z Barton Park - mój Boże!) Najdroższa Marianno, przywołanie na myśl Twego szczęścia i spokoju jest dla mnie największym ukojeniem. Biedny Edward śle Ci szczere wyrazy uczucia - co i ja czynię, jeszcze po stokroć więcej. I musisz mi wybaczyć, że nie spytam Cię, jakie to cudowne i pouczające książki dał Ci do czytania pułkownik od czasu, gdyśmy ostatnio się widziały. Być może „Marmion"*, gdyż słyszałam jak o niej wspominał, kiedy byliśmy w Delaford, a patrzył wówczas na Ciebie tak troskliwie i czule... Twoja kochająca Eleonora Ferrars ¦ Poemat Waltera Scotta 2. Eleonora i... P"""""'" ^-t) Marianna Brandon do Eleonory Ferrars 21 lutego Moja Ukochana, Najdroższa Siostrzyczko! Moje serce bije z przejęcia od dzisiejszego ranka, kiedy to najpierw dostrzegłam na liście Twe kochane, znajome pismo... a potem zapoznałam się z jego okropną treścią. Jakże musi być Wam zimno w Ferrars Hali, teraz, kiedy nic tam już nie ma; czy ten list w ogóle dotrze do Ciebie? Na Boga, Eleonoro, podaj mi jakiś adres, pod który mogłabym przesyłać listy, gdyby Was wyrzucono w tę niegościnną pogodę. Zawsze miałaś skłonność do katarów i ciężkich piersiowych przeziębień, choć zwykle z trudem wydobywałyśmy z Ciebie wyznanie, żeś niezdrowa. Mama zmartwiłaby się bardzo wieścią, że tak się narażasz, i to dla kogo - dla tej nieszczęsnej pani Ferrars! Przecież ona nie zasługuje nawet na Twoją uwagę, droga siostro; ja wiem jednak, że to dla męża znosisz te niewygody i przykrości. W tej podmokłej, nizinnej krainie, gdzie najbliższym sąsiadem Ferrars Hali jest Król Danii (jak pani Ferrars miała zwyczaj się przechwalać), wiatr o tej porze roku musi być przenikliwy. Inaczej niż u nas, w Delaford, nie ma tam pewnie jeszcze ani śladu wiosny. 18 jecnaia m na pomanie, na pieoamę, iax szyoko, jak tylko pozwo-lą Ci okoliczności. Nie zamierzam znosić Twych insynuacji, jakoby Krzysztofa i mnie znużyła myśl o tym, że Edward zostanie duchowym przywódcą naszych zacnych parafian; co zaś się tyczy tapet, odkryliśmy w Bridport doskonałe miejsce, nie znane nam przedtem, skąd niezwłocznie dostarczą nam najnowsze wzory. Ponieważ tak bardzo jesteś już spóźniona, pozwolę sobie wybrać ładny deseń - serca i słowiki w girlandach niezapominajek - do północnej sypialni, którą zapewne zajmiecie z Edwardem (sypialnia od frontu ma za niski sufit i latem panuje w niej nieprzyjemna duchota - tak ustaliłam, zwiedzając te puste pokoje, w których oczekuję Twej drogiej obecności). W bawialni słońce będziesz miała po południu, najdroższa; widzę już, jak witasz tam gości lub schylona nad biurkiem piszesz list do Mamy, albo zajmujesz się sprawami parafii. Z czasem może zechcesz mieć cieplarnię - to ostatni krzyk mody - ale widzę, że znowu byłam niedyskretna! Zdradziłam Ci właśnie najświeższy plan pułkownika Brandona, mający Ci umilić godziny wytchnienia w Delaford... a przecież przysięgłam, że nic nie wyjawię do Twego przyjazdu! Krzysztof ma pieczę nad całą tą sprawą - oto wiesz już wszystko! - lecz Twoje nieszczęścia w Norfolk oraz dobroć i wyrozumiałość, jakie okazujesz nieszczęsnym Ferrar-som, sprawiły, że w kwestii cieplarni nie mogłam dłużej zachować milczenia. Pomyśl, Eleonoro, jakie brzoskwinie i morele tu dojrzeją, pomyśl o kwiatach, spotykanych zazwyczaj w klimacie Italii! Pomyśl, jak siadywać będziecie w majowe wieczory - Edward nad swym kazaniem - zakochani jak słowiki, które wybrałam do Waszej sypialni w magazynie w Bridport... Przyznaję, że sprawa mieszkania pani Ferrars wywołała we mnie odruch współczucia dla tej biednej kobiety, lecz wiesz oczywiście, Eleonoro, że domek dla niej tutaj nie wchodzi w rachubę; wykluczone jest również, abym zwróciła się z tą prośbą do pułkownika Brandona. (Nie jestem pewna, droga siostro, czy 19 mew oorsetsmre,ewtmwyaratego,"i wała poczesne miejsce w sercu swego syna, a Twego męża, Edwarda. Byłoby to do Ciebie podobne: stłumić własne pragnienia, by zaspokoić jego; podejrzewam, że choć niechętnie, ale dałaś słowo, że zapytasz siostrę i nowego brata o możliwość uzyskania domu dla pani Ferrars i jej rodziny.) Jednak nie może być o tym mowy, a to z powodu, który może Ci się wydać dziwny, zwłaszcza teraz, kiedy Twoje przykre położenie każe wraz z umeblowaniem Ferrars Hali wyrzucić przez okno wszelką subtelność uczuć. Po prostu nie mogę się zmusić, aby poprosić mego Krzysztofa o jakąkolwiek przysługę. Niemożliwością jest, abym choć napomknęła o tym, by zagnieździli się tu jacyś pieczeniarze; nie zdołam na ten temat wykrztusić ani słowa, nawet gdybym (co broń Boże!) miała utracić Twoją miłość i być do końca swych dni skazana na samotność i rozpacz. Wyobrazisz sobie zapewne - lecz nie czyń tego pochopnie! -że między mną i moim mężem nie dostaje uczucia. Zakładasz, że widzę siebie taką, jaką byłam niegdyś: upartą dziewczyną, dla której pułkownik Brandon był zbyt stary, która pozwalała sobie na niewczesne żarty z jego upodobania do flanelowych kamizelek, mających odpędzić reumatyzm, i która teraz objawia niezadowolenie właściwe młodziutkiej żonie dużo starszego mężczyzny. Bardzo byś się myliła, Eleonoro - doprawdy, bardzo. Istotnie z początku wydawało nam się, że łączy nas tylko jedno, jedyne przekonanie, dotyczące, jak sobie przypominasz, trwałości pierwszych, romantycznych uczuć i nikłego prawdopodobieństwa, aby następny związek kiedykolwiek dorównał głębią pierwszemu. Ale, jak również wiesz aż nazbyt dobrze, i ja, i pułkownik Brandon straszliwie ucierpieliśmy w naszych pierwszych związkach. Krzysztof zakochał się w swej krewnej - sierocie, którą wbrew jej woli okrutnie wydano za jego brata; maltretowana, uciekła w końcu z domu tylko po to, by dać się uwieść i porzu- 20 i nadziei. Ta, o czym mówić nie chcemy nawet między sobą -złożyłam cichy ślub w tej kwestii - kochałam Willoughby'ego, łajdaka i uwodziciela, rozpaczliwie i niemal straciłam życie na skutek gorączki, wywołanej wieścią, że wyrzucił mnie z serca. A zatem i Krzysztof, i ja byliśmy na początku bardzo nieufni. On trwał przy swoim planie edukowania mnie (gdyż przyznaję śmiało, że miałam wówczas głowę pełną duchów, fantasmagorii i najdzikszych wyobrażeń, jakich „Tajemnice Zamku Udolfo" i temu podobne dzieła dostarczają niekształconym umysłom); ja zaś z wdzięcznością przyjęłam nauki, mądrość i rady - następstwo przewagi, jaką mój mąż miał nade mną w latach i doświadczeniu. Lecz później, droga siostro, każde z nas - nadal sądząc, że niepodobna kochać połowicznie - zaczęło udowadniać drugiemu, że obok cienia poprzedniej miłości znajdzie się trochę miejsca i dla nowej. Zaczęłam dostawać inne podarki prócz książek - podarki, które świadczyły, że mąż docenia moją wrażliwość i umiłowanie przyrody: gałązkę paproci, pęk liści, gdy miotane wiatrem jesiennym konary kasztanowców waliły się z hukiem na ziemię, szkicownik (gdyż chciał, abym poszła w Twoje ślady i spłaciła dług naturze kreską tak delikatną, że tylko Ty -ja, nigdy - byłabyś do niej zdolna). Więcej jeszcze; pewnego dnia znalazłam w górnej bawialni dziwny, okryty całunem kształt. O nie, Eleonoro, nie wróciła mi dawna wiara w duchy i inne nieziemskie zjawy - to był klawesyn! „Moja droga Marianno - mówiła kartka, skreślona schludnym pismem pułkownika (albowiem nie sposób zapomnieć, że jest on wojskowym; wszystko w Delaford jest nadzwyczaj porządne i schludne) - drogie moje dziecko, proszę, wybacz mi ten zapalczywy gest. Ponieważ jednak grasz bardzo dobrze i wszyscy w hrabstwie od dawna pragną Cię usłyszeć, sprowadziłem do Delaford instrument, by mieć tymczasem samolubną przyjemność słuchania Twoich ćwiczeń". Czyż to nie miłe, siostro? Był to najdłuższy ciąg słów, jaki wydobył z siebie mój mąż od dnia ślubu i choć pisane, nie mó- 21 I serca, czarem życia i pociechą Mszy. Dzisiaj też ćwiczyłam grę na klawesynie; wolno robię postępy, ponieważ jednak pułkownik niewiele godzin spędza u mego boku, przeraźliwe brzdąkania słyszy tylko służba i mój wierny spaniel, Puszek. Obawiam się, że nie dla mnie ten instrument, Eleonoro, ale za żadne skarby nie przyznam się do tego memu drogiemu małżonkowi. Piszę - i ani razu nie powiedziałam Ci, jak mi przykro z powodu nieszczęść, które dotknęły Twą nową rodzinę, a zatem i Ciebie, bo czulszej istoty nie ma wszak na świecie! Wiem, że piszę tylko o sobie, Mariannie, o moich przyjemnościach i niedostatkach i że ani razu nie napomknęłam o Twoich jakże realnych kłopotach, droga siostro! Marzę jednak, abyś Ty jedna ze wszystkich ludzi zrozumiała całą trudność mego życia małżeńskiego - że mianowicie dostaję tak wiele, a dać w zamian mogę tak żałośnie mało. A ponieważ zawsze mówiłam Ci wszystko, tak i teraz opisuję Ci wzruszające wysiłki pułkownika, aby przekształcić się - w jego dojrzałym wieku - z kogoś, kto od dawna uważał się za niezdolnego do miłości, w mojego męża i połowę prawdziwie spełnionego związku. Z tego też powodu, „zaślubin grudnia z majem", nie mogę zwarzyć pierwszych kwiatów tej niezwykłej tkliwości, domagając się od Krzysztofa więcej, niż już mi daje. Wiem, siostro, że zrozumiesz moją delikatność w tej kwestii; wiem również, że chociaż w swym dobrym sercu aż nazbyt jesteś świadoma, jak okrutna potrafi być rodzina, by otwarcie przyznać mi rację, to bezwzględna odmowa zbudowania dla pani Ferrars domku w majątku Delaford może być dla Ciebie tajemną ulgą. Czyż nie nadeszła pora, by Edward wyzwolił się spod władzy matki, zwłaszcza teraz, gdy nie będąc już bogatą, może okazać się nieznośnie uciążliwa? Eleonoro, przyznaj, choćby w skryto-ści ducha, że to prawda. I błagam, nie trap się Mamą i jej dobytkiem, bezpiecznym przy niej w Barton Cottage - tak jak był bezpieczny przez wiele długich lat. Wszystko, co Mama posiada, 22 lonej laki i naśże"mirzenia;™by wejść do" niego i popłynąć do Chin... jak usiłowałam schować tam małą Małgosię i jak rozgniewała się guwernantka, kiedy nie chciałam jej powiedzieć, skąd dobiegają owe mrożące krew w żyłach krzyki... Najdroższa, najukochańsza Eleonoro! Jesteś zmęczona i ponad wytrzymałość udręczona swym pobytem w Ferrars Hali, który miał przecież być podróżą poślubną, zanim Edward podejmie tutaj obowiązki, a przedłużył się nieznośnie z powodu niegodziwości Roberta Ferrarsa - którego nigdy nie lubiłam, podobnie jak Lucy, jego spiskującej żony. Mylisz się całkowicie, sądząc, że nasz brat pozwoliłby pani Ferrars zwrócić się do naszej Mamy w sprawie porcelany i platerów, nawet jeżeli to jest matka Fanny. Jakże to, przecież John był tak zgorszony skwapliwym przejęciem Norland przez Fanny, że tym razem będzie w dwójnasób pilnował, aby matka Fanny nie usiłowała nic zabrać Mamie. Robert to uznany złoczyńca - nie tylko bankrut, lecz i szalbierz! - i nie ulega wątpliwości, że złą krew, która płynie w żyłach ich wszystkich, nie wyłączając Fanny, będzie trzeba poskromić, zanim znów znajdzie okazję, by dać o sobie znać. Och, Eleonoro, nie miałam na myśli Twego drogiego Edwarda! On jeden strzeże honoru rodziny Ferrarsów. Nie dba o rzeczy materialne; za nic w świecie nikogo nie oszuka; aby nie zgrzeszyć brakiem szlachetności był nawet gotów dochować wierności Lucy Steele... cały czas pałając miłością do Ciebie! (Chyba tu jednak się mylę, albowiem Edward nie miewa gwałtownych uczuć; to łagodna dusza). Modlę się jedynie, aby Lucy, która ku zdumieniu wszystkich wyszła za brata, mającego -jej zdaniem - odziedziczyć fortunę Ferrarsów, nie przyjechała za Wami do Delaford, by wskrzesić w Edwardzie pamięć uczuć, jakie do niej żywił, w Tobie zaś - wielkoduszną gościnność. W końcu, teraz pieniędzy już nie ma, odwieczne zaś posiadłości w Norfolk też wszystkie przepadły! Ja na pewno jej tu nie powitam. Proszę, Eleonoro, miej to na względzie - może Ci to pomóc odmówić jej schronienia, o które zapewne będzie Cię błagała. 23 re odbyło się dziś rano w Belafórd; Ja jednak wymówiłam się bólem głowy, aby móc wreszcie do Ciebie napisać. Posyłam Ci podwiązki i pudełko pończoch nigdy nie noszonych, aby Cię chroniły przed zimnem i zgubnymi mgłami, które o tej porze roku powstają z morza w Wells i Burnham Overy Staithe. Słyszę na schodach kroki mego męża; już pisząc te słowa jestem bliska łez na myśl, że będę musiała znów go rozczarować. Pułkownikowi, który wie tak niewiele o przypadłościach kobiet, wydaje się bowiem, że najmniejsze moje niedomaganie, ból głowy, zwiastuje (o co pyta z najwyższym taktem i grzecznością) narodziny dziecka. Marzy o dziecku, Eleonoro... i ja także, bo wiem, że gdyby Bóg zesłał nam ten cudowny, jednoczący dar, byłoby nam ze sobą znacznie swobodniej. Jednak i tym razem muszę dać pułkownikowi do zrozumienia, że tak nie będzie... Eleonoro, najdroższy aniele, zbyt długo już obarczam Cię zwierzeniami. Ty, jak śmiem sądzić, też modlisz się o dzieci -ale, tak jak wypada, ani publicznie, ani w prywatnym liście nie wspomnisz o swoich nadziejach. Doprawdy, gdybyśmy obie miały dzieci, jedna we dworze, druga na plebanii, toż to byłoby niebo! Czasem zdaje mi się, że słyszę tupot ich biegnących nóżek i odgłos śmiechu w odległym pokoju... Czy już Ci wspominałam, że sir John Middleton zamierza w Barton Park wydać bal dla naszej siostry, Małgorzaty? To będzie na św. Jana; wszyscy pojedziemy tam z Delaford i zatrzymamy się u Mamy, w Barton Cottage - i kto wie, może już będziemy mogły coś powiedzieć o błogosławionych przyszłych wydarzeniach... Napisz do mnie, błagam, gdy tylko otrzymasz ten list. Przyjedź przed Edwardem i zatrzymaj się u mnie, we dworze, tylko przyjedź... Twoja oddana siostra Marianna Marianna Brandon do Eleonory Ferrars 23 lutego Moja Droga Eleonoro! Zanim mi odpowiesz - ale też rzadko to robisz! - oto wiadomość warta, by ją przekazać jak naj spieszniej: doktor Davis, którego pułkownik Brandon wezwał wczoraj wieczór do dworu (od czasu mojej choroby u pani Palmer owego fatalnego roku bardzo się boi o moje zdrowie, obawiam się, że za bardzo), powiedział mi, że naprawdę jestem brzemienna! Myliłam się, gdyż trochę krwawiłam, lecz nie tak bardzo, by stracić najdroższe dzieciątko... jestem w drugim miesiącu ciąży, Eleonoro! Och, siostro, to doniosła nowina. Pisząc te słowa przesyłam Ci całą swoją miłość. Krzysztof wciąż milczy - gdyż biedaczek nie może mówić, kiedy czuje, sądząc zaś po sztywności jego wypowiedzi, nie czuje, kiedy mówi. To Ciebie, Eleonoro, teraz potrzebuję, jak nigdy przedtem... Cała serdeczna troska, jaką mnie obdarzałaś, gdy leżałam w Cleveland złożona gorączką zakaźną, wraca teraz do mnie wyraźnym wspomnieniem. Ty i tylko Ty, najdroższa, najmilsza siostrzyczko, pomożesz mi utrzy- 25 nę, gdy nasze pochylone"nadTołyską"'twarze zjednoczą sfę w uśmiechu, niosąc pomyślność cudowi nowego życia. Oczywiście, moje życzenie obejmuje Krzysztofa; widzę już, jak marszczysz się na to małżeństwo sióstr, kiedy to mężowie winni być pierwszymi, którzy wyrażą zachwyt i powinszowania z okazji nowego przybysza w rodzinie. Ale, Eleonoro, to wprost nie do wiary: pułkownik oznajmił mi rano - a wieść, że pozna wielką radość ojcostwa dotarła doń wczoraj późnym wieczorem! - że zamierza dziś pojechać do swych dóbr w Walii i nie może zmienić planów, nawet z takiego powodu! Podobno kłusownicy łowią w Brecon łososie i coś się stało z bydłem. Poważna sprawa, w rzeczy samej - widzę jednak wyraźniej niż kiedykolwiek, że ziemia i przychówek są dla pułkownika Brandona ważniejsze niż przyszłe dziecko. Jak on może, Eleonoro, jak może? Z Taunton ma przyjechać nowa gospodyni, pani Jenkins, w domu jest dość służby, a doktor Davis, który mieszka we wsi Delaford, pośle nawet do Bath, jeżeli będą komplikacje; ale mnie, droga siostro, śnią się wyłącznie szafoty i pręgierze, i biedni chłopcy wiejscy, powieszeni za przestępstwa w dobrach pułkownika. Widzę też, jak wpływa to na moje dziecko - niemowlę urodzone z pępowiną wokół szyi i groteskowo obrzękłymi ustami, etc, etc. - i to mimo że Krzysztof zapewnia mnie, że moje myśli są szalone, tak szalone jak kiedyś, zanim nauczyłam się z jego przykładu spokoju i opanowania. A teraz pułkownik Brandon wyjeżdża z Delaford i cały mój spokój pryska. „Droga Marianno - powiedział nie dawniej jak dziś rano, gdy jego koń tupał już na podjeździe, on sam zaś miał minę surową i poważną, jak zawsze, kiedy chodzi o interesy -moje drogie dziecko - (jakże nienawidzę, gdy patrzy na mnie z wyżyny swych lat; twój Edward, choć może przez to słaby, przynajmniej jest młody) - moja Marianno, ukochana żono, jadę chronić nasz majątek dla naszego dziecka. Czy tego nie rozumiesz? Nie potrafisz przyznać, że dziedzictwo naszego ukochanego syna musi mieć pierwszeństwo?" 26 pytaTam7 bardzo rozgniewani W takim razie dobrze by zrobił, informując o tym także matkę. Napiszę do Mamy i mej drogiej siostry, Eleonory Ferrars. Doktor Davis musi mieć możliwości, których nie byłam świadoma". I właśnie wtedy wszedł doktor Davis, więc wybuchnęliśmy śmiechem z czystego zakłopotania. Zdążyłam jednak usłyszeć - aż czuję ból od tego, jakby w gniewie podniósł na mnie rękę -jak drogi Krzysztof mruczy: „Mam dość córek na całe życie. Te* raz musi być chłopiec". Najdroższa Eleonoro, chyba wiem, o kim napomknął pułkownik Brandon. Miał dziecko miłości, prawda? Pani Jennings rozwodziła się nad tym, kiedy byłyśmy u niej w Londynie, lecz sądziła, że pułkownik może być dla którejś z nas dobrą partią mimo tego dziecka, na służbie, jak mówiła - albo tak mi się zdawało, gdyż byłam wówczas chora od płaczu i to samo grozi mi raz jeszcze. Błagam Cię, powiedz mi, najdroższa siostrzyczko, czy wiesz coś o innych dzieciach - właściwie innych córkach - pułkownika Brandona? Czy ma już tak dosyć bycia ojcem córek, że nawet wzmianka o ciąży sprawia, iż odjeżdża w popłochu pod byle pretekstem? Muszę natychmiast wiedzieć, Eleonoro, inaczej stracę dziecko, życie - stracę wszystko. Zaraz napiszę do Mamy. Jeśli Ty nie przybędziesz natychmiast, to Mama, jestem tego pewna, nie zostawi swej drogiej Marianny. Będę robić na drutach - doktor Davis bardzo to poleca na nerwy - i ufać, z całą mocą, na jaką mnie stać, że Ty albo Mama jesteście już w drodze; muszę jednak przyznać, że gdybym mogła wybierać, wolałabym Ciebie, Eleonoro. Obawiam się bowiem jeszcze jednej rzeczy, a teraz, gdy pułkownik Brandon porzucił mnie dla Walii, muszę się z niej zwierzyć Tobie, i to w tej chwili. Czy podeszły wiek pułkownika nie świadczy przeciwko niemu, kiedy chodzi o ojcostwo? Czyjego lata nie stanowią powodu, abym obawiała się o swoją ciążę? Może noszę w sobie po- 27 potómKiem starca... Och, Eleóńbfo, thójg pfżemzoUf sercesjest pełne wszelkich możliwych lęków. Teraz napiszę do Mamy; do Honiton nie jest zbyt daleko i przyjedzie pierwszą pocztą, wiem 0 tym! I zapewne ze wzgardą potraktuje moje przeczucia, że to wiek pułkownika jest przyczyną, dla której będę musiała leżeć przez siedem miesięcy, jak mi surowo nakazał doktor Davis. „Ależ Marianno, pułkownik Brandon jest ledwie pięć lat młodszy ode mnie - zdziwi się Mama. - A teraz, jak przypuszczam, powiesz, że ja jestem stara?" Ależ tak, Eleonoro, ależ tak; tyle że natura upewniła się, że Mama, w swoim wieku, nie urodzi już dziecka; natomiast pułkownik Brandon, jeśli zechce, może płodzić monstra aż po dzień Sądu Ostatecznego... Mam dla Ciebie tylko jedną zabawną wiadomość. Moje histerie pewnie Cię znużyły, więc na tym zakończę i zaadresuję list do Ferrars Hali, w nadziei że nadal tam jesteś, aby go otrzymać. A mianowicie doktor Davis, wchodząc, jak już opisałam, dziś rano do mojej sypialni, usłyszał, że mówię o swej siostrze, pani Ferrars. Napomknął więc, najtaktowniej jak można, że jeśli chodziło mi o tych Ferrarsów z Norfolk, z Burnham Overy Staithe, to być może jesteśmy spokrewnieni. „Moja żona, Nancy - powiada, zwracając się do pułkownika, jakby to była jakaś towarzyska okazja, a ja bym nie leżała w łóżku w samej koszuli -przed naszym ślubem nazywała się Nancy Steele. Jej siostra, Lu-cy, obecnie pani Robertowa Ferrars..." Mimo wszystkich mych obaw, pełnych wyrzutu spojrzeń w stronę pułkownika etc, nie mogłam, Eleonoro, powstrzymać się od śmiechu. Pamiętasz, jak siostry Steele nadskakiwały Lady Middleton, najpierw w Barton Park, a potem w Londynie? 1 jak wszyscy śmiali się ze starszej panny Steele z powodu niejakiego doktora Davisa, który może by się i oświadczył, gdyby ktoś go do tego nakłonił? Jakże dokuczano biednej dziewczynie! No, a teraz go ma. Ale sama myśl, że jest we wsi, tak blisko, i na pewno marzy, aby ją zaproszono do dworu, napełniła mnie 28 omdlenie;śpówodowlfie; dżieckierriw rrfólm Ionie7.V ....... """"*" Droga Eleonoro! Oczekuję Twojej odpowiedzi pełna uczuć, których nie będę znowu opisywać. Jeśli nie przyjedziesz, uwierzę w najgorsze i pomyślę, że sczezłaś z zimna w swoim opustoszałym, nadmorskim pałacu. Twoja kochająca siostra Marianna Eleonora Ferrars do Johna Dashwooda 26 lutego Drogi Bracie! Na pewno słyszałeś już od pani Ferrars o smutnych przypadkach, jakie spotkały naszą rodzinę. Zostaliśmy wydaleni z Ferrars Hali. Urzędnicy szeryfa przybyli w zeszły piątek i z przykrością stwierdzam, że panią Ferrars udało się skłonić do wyjścia dopiero po sporej szamotaninie. Jej reputacji nie pomogło też wcale zgromadzenie na miejscu wierzycieli etc. oraz grudy błota, rzucane w nią przez dzieci - rzecz godna pożałowania. Obecnie przebywamy w gospodzie, która może nam zapewnić pobyt co najwyżej dwutygodniowy. Edward, z pieniędzy, które szczęśliwie oddał pod zarząd powierniczy, kiedy matka go wydziedziczyła, płaci za nasze mieszkanie; lecz suma ta, jak Ty i Farmy wiecie, nie jest zbyt wysoka i po upływie dwóch tygodni nie będzie nas już stać na gościnę Koguta i Byka. Edward został tutaj, by wspierać matkę na duchu; ja zostałam, by udzielać mu wszelkiej pomocy w tej krytycznej i jakże 30 obowiązkiem Edwarda Jest troskao rodzicielkę, Itora tak niedaw- " no okazała nader wyraźnie, iż woli młodszego syna, Roberta. Nie narzekamy; po prostu mam wszelkie powody, by Cię zawiadomić, że Robert opuścił Norfolk, gdy tylko jego oszustwa i długi wyszły na jaw. Trudności wynikłe stąd dla drogiego Edwarda, na którego wszak czeka prebenda w Delaford, bardzo nam ciążą. Edward jest przekonany, że nie może opuścić matki w takiej chwili, kiedy wszystkie wygody i styl życia, do którego przywykła, zostały jej odmówione. Z żalem donoszę Ci, że nie jest już zbyt pewna, kim jest ani gdzie mieszka. W niektóre dni jest całkiem przytomna; w inne sądzi, że jest na królewskim dworze w czasach zmarłego króla Jerzego; w jeszcze inne przebywa na Park Street, w domu, który podobnie jak pozostały majątek uległ sekwestracji. Oskarża mnie - co przyznam, drogi bracie, jest dla mnie czasem trudne do zniesienia - o zabranie jej klejnotów i popisywanie się nimi na balach (choć jakie bale może mieć na myśli w tym ponurym Norfolk, gdzie zimą nikt nie wytknie nosa za próg domu, tego nie wiem - w tej części świata tylko jej dom jest otwarty, w oczekiwaniu kupca). Wszystko to sprawia, iż powiadomienie matki Edwarda, że nie możemy się nią bez końca opiekować, staje się zadaniem z każdym dniem trudniejszym. Chciałabym podkreślić, że pułkownik Brandon okazał się dla Edwarda bardzo szczodry, proponując mu prebendę w Delaford; ponadto plebania wymaga remontu, a przecież pragniemy, aby nasi parafianie mogli jak najszybciej zacząć nas odwiedzać. Bezpowrotnie straciliśmy wiele rzeczy osobistych, które w zeszły piątek zostały zabrane razem z własnością pani Ferrars, jesteśmy więc zmuszeni kupić sobie ubrania i zaoszczędzić tyle z dochodów Edwarda, by móc pojawić się w Dorset odziani w stroje bardziej odpowiednie dla nowych pastorostwa niż tych kilka sztuk garderoby, w których wygnano nas za bramę parku. Ale jeszcze ważniejsze niż to wszystko, drogi bracie, jest moje odczucie, iż nasza siostra, Marianna, nie miewa się zbyt do- 31 w Delaford sama, alBówiem pułkownik Brandon, zmuSżóny^ koniecznością, wyjechał do swych dóbr w Walii. (Nawet poczty już się nie doręcza do Ferrars Hali; tylko szczęśliwy zbieg okoliczności sprawił, że gdy wchodziłam do Burnham, pan Grim-mer, który zwykle dostarczał nam listy do dworu, wyciągnął z torby ostatnią przesyłkę Marianny wraz z listami wierzycieli, adresowanymi do nieobecnego Roberta i jego matki). Czuję więc, że powinnam niezwłocznie udać się do Delaford. Oczywiście Ty i Fanny -jestem tego pewna - zastanawialiście się nad przyjęciem matki Fanny w Norland Park? Nie wiem, jak zapytać Was o to mniej brutalnie. Pani Ferrars bardzo często mówi o Norland i co najmniej dziesięć razy dziennie opowiada pani Coke, naszej przemiłej tutaj gospodyni, o wspaniałych rozmiarach domu i majątku oraz swoich z nim koneksjach. Tych kilku sąsiadów, którzy jeszcze z nami rozmawiają, sądzi, że pani Ferrars uda się do Was natychmiast po licytacji Ferrars Hali, tj. za dwanaście dni - albowiem uparła się być na niej obecna, mimo ostrzeżeń miejscowego medyka, że nie powinna ryzykować podróży w tak niesprzyjającą pogodę. Nie owijając w bawełnę, drogi bracie, w okolicy powszechne są obawy, że widok idącego pod młotek majątku i jego kupca, pana Buttsa, może poważnie zaszkodzić pani Ferrars; że zacznie krzyczeć lub w inny sposób sprawi, że zamkną ją w zakładzie aż do zakończenia wyprzedaży. Tylko jej wyjazd stąd, zanim całe Norfolk zacznie tłoczyć się do sal aukcyjnych w King's Lynn, zapewni spokojne przekazanie ziem Ferrarsów z jednych rąk do drugich. Edward i ja możemy sobie tylko wyobrażać, że jego matka, w swym pomieszanym stanie, zapomniała, iż jest co dzień oczekiwana w Norland Park; że córka przygotowała wszystko dla jej wygody, a zięć rozgląda się po swoim parku w Sussex, by znaleźć miejsce na godziwy dom dla pani Ferrars, nie za daleko i nie za blisko dworu, który odziedziczył był po naszym drogim ojcu. 32 duję się z Bartoń Cottage, JeśfnadaFw dbbrymzdrowiu"i podobnie jak my niecierpliwie czeka, by Edward przy najbliższej możliwej okazji wreszcie zaczął pełnić swe powołanie jako duszpasterz wsi Delaford. Kiedy już się urządzimy, serdecznie zapraszamy Was do siebie, a gdyby Marianna źle się czuła i dwór, z powodu jej połogu, nie mógł przyjąć gości, będzie nam bardzo miło widzieć Was na plebanii. Serdeczne pozdrowienia dla Ciebie, drogi bracie, jak również dla Fanny Eleonora Właśnie przyszła wiadomość, że Robert Ferrars, który w chwili odjazdu z Ferrars Hali nie powiedział, dokąd się udaje, wyjechał do Afryki. Podobno jego żona - nie miałam zamiaru napomykać o niej w liście, który będzie czytała Fanny - bawi z wizytą u swojej starszej siostry - owej panny Steele, która wyszła za doktora Davisa - w naszej części świata, jeśli kiedykolwiek będziemy mogli tak myśleć o Dorset. 3. Eleonora i... John Dashwood do Eleonory Ferrars 1 marca Droga Eleonoro! Doprawdy przyjemnie było mi otrzymać wiadomość od Ciebie i zostać powiadomionym o wciąż doskonałym zdrowiu naszej Matki w ożywczym klimacie Devonshire, gdzie kuzyn jej tak wielkodusznie ją umieścił. Niestety, niestety! Nie możemy tu, w Sussex, uczynić tego samego dla pani Ferrars i dziwię się - doprawdy, Farmy także -iż sama pani Ferrars nie mówiła Warn o tym, choć w ciągu ostatnich tygodni pisaliśmy do niej kilkakrotnie. A zatem - obawiamy się, iż Matka nasza całkiem już straciła pamięć (nie zdziwiłem się wcale Twoją opowieścią o jej błądzących myślach i niepewności co do miejsca zamieszkania) -muszę ponownie podkreślić, Eleonoro, iż z wielu powodów nie jest możliwe, by pani Ferrars zatrzymała się tutaj nawet na jeden dzień. Trwa przebudowa zachodniego skrzydła (czyż nie pisałem Ci o tym w ostatnim swoim liście, za szczęśliwszych czasów?) 34 ay, wraz z innymi Kioporami, Które znoszę off czasu, gdy drogi Papa zostawił mi Norland, doprowadzają drogą Fanny niemal do szaleństwa. Na domiar naszych domowych trudności kucharka tydzień temu opuściła Norland Park i do tej pory nie mamy zastępstwa. Wybrażasz sobie, co to znaczy ograniczać się do zimnych potraw, przyrządzanych prowizorycznie (w ten straszny ziąb!), gdy jest w rodzinie dziecko, nasz syn Harry, i martwić się, czy kurz i pył nie wpłyną na jego delikatne płuca. Oprócz tych jakże koniecznych prac podjęliśmy budowę świątyni greckiej na wzgórku, gdzie kiedyś rosły stare orzechy włoskie. Nie proszę nawet, abyś rozważyła koszt takiego przedsięwzięcia - to przekracza Twoje możliwości. Ale wydajemy ostatnie grosze; oszczędzamy na koniach, aby zapłacić za wyrównanie pagórka i sprowadzenie z Rzymu posągów, które Fanny uwielbia, dla ozdoby świątyni. Zwolniliśmy trzech stajennych i cztery pokojówki, sądzimy jednak, że warto było podjąć te prace, gdyż po ich ukończeniu będzie stamtąd bardzo przyjemny widok na całe hrabstwo - nieważne, ile lat z