Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
Zobacz podgląd pliku o nazwie 13441 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
Romuald Romański
DOM WYDAWNICZY VBELLONA
Romuald Romański
DOM WYDAWNICZYV BELLONA Warszawa 2004
Ilustracja na okładce:
Zdzisław Byczek
Projekt okładki i stron tytułowych:
Michał Bernaciak
Redaktor:
Antonina Majkowska-Sztange
Redaktor prowadzący:
Maria Magdalena Miłaszewska
Redaktor techniczny:
Bożena Nowicka
Korekta:
Bartłomiej Szustak
1 Copyright by Dom Wydawniczy Bellona, Warszawa 1999 1 Copyright by Romuald Romański, Warszawa 1999
1. Prolog
Druk i oprawa: Drukarnia PERPEKT SA., Warszawa
Dom Wydawniczy Bellona
prowadzi sprzedaż wysyłkową swoich książek za zaliczeniem
pocztowym z 20-procentowym rabatem od ceny detalicznej.
Nasz adres: Dom Wydawniczy Bellona
ul. Grzybowska 77, 00-844 Warszawa
Dział Wysyłki
tel. (22) 45-70-306, 652-27-01
fax (22) 620-42-71
bezpłatna infolinia 0-801-120-367
e-mail:
[email protected]
internet: http://www.bellona.pl
ISBN 83-11-08998-1
Kolebką Ukrainy była Ruś Kijowska. W drugiej połowie XI wieku weszła ona, jak większość państw europejskich, w okres trwałego rozbicia politycznego, tracąc z tego powodu status lokalnego mocarstwa. Osłabienie Rusi wykorzystali bezwzględnie Mongołowie znani u nas pod nazwą Tatarów. Pod wodzą chana Temudżyna (Czyngis-chan) stworzyli na początku XIII wieku ogromne państwo obejmujące swym zasięgiem Syberię, północne Chiny, państwa środkowoazjatyckie i kraje kaukaskie. W 1223 roku część ich wojsk dotarła nad Don, w stepy połowieckie i nad rzeką Kałką stoczyła bitwę z wojskami książąt ruskich, występujących tym razem w roli sprzymierzeńców swych odwiecznych wrogów - Po-łowców. Zakończyła się ona zupełną klęską wojsk ruskich, a dowodzący w niej - zresztą nieudolnie - trzej książęta: kijowski, czernihowski i halicki dostali się do niewoli. Jeńców rozciągnięto na ziemi, następnie położono na nich belki i deski budując w ten sposób rozległy pomost, a właściwie stół biesiadny dla zwycięzców. Czyż można wymyślić bardziej ponurą, a zarazem bardziej wymowną zapowiedź tego, co miało już niebawem stać się udziałem wszystkich mieszkańców Rusi?
Proces opanowywania Rusi Kijowskiej przez Mongołów trwał kilka lat i zakończył się praktycznie dopiero w 1240 roku kiedy to Batu-chan, władca Złotej Ordy, zdobył ostatecznie Kijów. Z kwitnącego dotąd miasta pozostało raptem 200 domostw i to najlepiej świadczy o prawdziwości powiedzenia, że „tam, gdzie przejdzie orda, trawa nie porośnie". Miasto długo nie mogło podnieść się z upadku. Zwiedzający je kilka wieków później Eryk Lassota odnotował w swym Diariuszu, że po dawnym, świetnym mieście pozostały jedynie ślady w postaci reszty wałów, ruin i kilku ocalałych kościołów, między innymi Sancta Sophia, w bardzo zresztą złym stanie. A Beauplan w pół wieku później dodał, że XVII-wieczny Kijów liczył jedynie pięć do sześciu tysięcy ludzi i posiadał zaledwie trzy piękne ulice, pozostałe zaś przypominały labirynt pełen ruin dawnych budowli.
Po bitwie pod Kałkąrozpoczęły się dla Rusi dwa „ciemne wieki", w trakcie których nastąpił poważny regres cywilizacyjny; jego skutki odczuwano bardzo długo nie tylko w gospodarce, ale również, a może nawet przede wszystkim, w mentalności jej mieszkańców.
W miarę jednak upływu czasu siła militarna Mongołów słabła, a ich państwo weszło również w okres „rozbicia dzielnicowego" i rozpadło się na szereg zwalczających się chanatów. Nie uszło to oczywiście uwagi państw sąsiadujących z terenami dawnej Rusi Kijowskiej, a więc Litwy, Polski i Węgier, które wykorzystując sprzyjającąkoniunkturę zgłosiły swe pretensje do spadku po niej. Polska zresztą w sensie dosłownym, bo ostatni książę halicki Jerzy Trojdenowicz uczynił swym spadkobiercą Kazimierza Wielkiego.
Szczególną energię w podboju ziem ruskich (a właściwie w wypieraniu z nich Tatarów) wykazała jednak Litwa. W 1307 roku w jej rękach znalazł się Połock, w 1318 Witebsk a w 1340 - Pińsk z Turowem. Bez mała rok po roku w coraz to nowych księstwach ruskich pojawiali się władcy litewscy. Proces ten przypieczętowało zwycięstwo księcia Olgierda nad Tatarami w bitwie nad Sinymi Wodami i zajęcie Kijowa. Zdobycze litewskie były tak znaczne, że pozwoliły władcom tego państwa używać, dość dziwnego zresztą, tytułu „króla Litwinów i wielkiej części Rusinów".
Polska zgłosiła swe aspiracje do ziem ruskich stosunkowo późno, bo dopiero w roku 1340, opierając się na wspomnianym już testamencie księcia Jerzego. Walki o Ruś Halicką trwały długo, a konkurentami władców polskich byli Tatarzy, Litwini i Węgrzy. Zakończyła je ostatecznie Jadwi-. ga organizując, już jako żona Jagiełły, kolejną wyprawę, w trakcie której usunęła z tych terenów starostów węgierskich pozostawionych przez jej ojca Ludwika, króla Węgier. Wówczas też, pod koniec XIV wieku, zakończył się praktycznie proces włączania Rusi Naddnieprzańskiej i Ha-licko-Wołyńskiej do organizmów państwowych Litwy i Polski. Pozostała natomiast część ziem ruskich zaczęła „wybijać się na niepodległość" pod przewodem Moskwy. Jednolita w zasadzie dotąd społeczność ruska zaczęła więc różnicować się. Dotyczyło to wszystkich dziedzin życia społecznego, a zwłaszcza języka, zwyczajów i kultury. W konsekwencji wśród Rusinów zamieszkujących tereny zajęte przez Polskę i Litwę pojawiło się poczucie odrębności w stosunku do swych pobratymców budujących w oparciu o Moskwę nowe państwo - Wielkie Księstwo Moskiewskie.
I
If
Mówiąc krótko, powoli zaczęły się kształtować odrębne, choć nadal blisko ze sobą spokrewnione narody. Zaczęły się też upowszechniać - zwłaszcza w odniesieniu do Naddnieprza - określenia Ukraina, Ukraińcy.
Wyraz ukraina w średniowiecznych językach słowiańskich oznaczał ziemie kresowe, leżące na terenach pogranicznych. Pozostał zresztą nadal, w prawie niezmienionej formie, zachowując swe pierwotne znaczenie w języku rosyjskim jako okraina i w języku serbskim jako kraina. W takim też znaczeniu początkowo używano go i na Litwie, i w Polsce w odniesieniu do zaanektowanych terenów ruskich. Po prostu leżały one na kresach tych państw, a więc na ukrainie. Dlatego też władze litewskie początkowo odróżniały rozmaite ukrainy - smoleńskie, siewierskie i inne. Dopiero z początkiem XVI wieku nazwą Ukraina (teraz już z dużej litery) zaczęto określać województwa kijowskie i bracławskie, a po roku 1618 również czerni-howskie1. Naturalną koleją rzeczy nazwa ta nie obejmowała terenów ruskich należących do Polski, a więc zwłaszcza Rusi Czerwonej.
28 czerwca 1569 roku przedstawiciele Polski i Litwy podpisali w Lublinie akt połączenia obu państw unią, tworząc w ten sposób nowy organizm polityczny - Rzeczpospolitą Dwojga Narodów. Niestety, zarówno królowi, jak i ówczesnej klasie politycznej i Polski, i Litwy zabrakło wyobraźni i umiejętności przewidywania, zapomnieli bowiem o trzecim wielkim narodzie, który wszedł w skład Rzeczpospolitej, a mianowicie o Ru-sinach lub, jak kto woli, o Ukraińcach. To przeoczenie legło u podstaw przyszłych waśni i krwawych konfliktów i w dużej mierze zadecydowało
0 losach całego państwa. Jego negatywne skutki trwają zresztą, bez najmniejszej przesady, po dzień dzisiejszy.
Na krótko przed podpisaniem aktu unii polsko-litewskiej w sytuacji po-lityczno-prawnej Ukrainy zaszła radykalna zmiana, albowiem na sejmie lubelskim król Zygmunt August wydał dwa akty prawne (26 maja i 5 czerwca 1569 roku), na mocy których ziemie ruskie - należące dotąd do Wielkiego Księstwa Litewskiego - przyłączone zostały do Korony, tzn. do Polski. Decyzja króla podyktowana była nie tylko względami bieżącej polityki (chodziło mianowicie o wywarcie presji na sprzeciwiających się podpisaniu unii magnatów litewskich z Mikołajem Rudym na czele), ale również świadomością, że terytorium Litwy jest zbyt rozległe i od dawna znacznie przekracza możliwości obronne państwa.
1 'W. Tomkiewicz, Kozaczyzna ukrainna, Lwów 1939, s. 6.
Od chwili wydania wspomnianych aktów prawnych (zatytułowanych „O ziemi wołyńskiej przywilej" i „O księstwie litewskim przywilej") Ukraina stała się integralną częścią Polski i od tej chwili na Polskę (tj. Koronę) spadła odpowiedzialność za dalsze losy tego kraju, zwłaszcza za jego obronę przed Wielkim Księstwem Moskiewskim konsekwentnie realizującym program „zbierania" ziem ruskich, a także przed Tatarami.
Nie uprzedzając przyszłych wypadków stwierdzić należy, że „od zawsze" istniały poważne rozbieżności w poglądach na temat gospodarczej, społecznej i kulturalnej roli Polski na Ukrainie, w historii bowiem niewiele jest niezmiennych, przyjętych raz na zawsze prawd. Każde pokolenie pisze praktycznie swą historię od nowa. O jednym nie wolno jednak zapominać -naród inkorporowany ma prawo walczyć o swe prawa, a zwłaszcza o zachowanie swej odrębności narodowej i religijnej. Ma prawo dążyć do uzyskania jeśli nie pełnej niepodległości, to przynajmniej daleko posuniętej autonomii. Kto jak kto, ale my, Polacy, powinniśmy świetnie zdawać sobie z tego sprawę. Niestety, pod koniec XVI i w XVII wieku w Polsce wyraźnie o tym zapomniano. Próby usunięcia tego zaniedbania, choć dobrze świadczą o politycznym wyrobieniu polskiego „narodu szlacheckiego", przyszły zdecydowanie za późno, wówczas gdy oba narody dzieliła już przepaść wzajemnych pretensji i krzywd, ogrom przelanej krwi i popełnionych okrucieństw i dlatego nie mogły już niczego zmienić. Pozostały jedynie „papierowym pomnikiem" dobrych chęci, o których nie bez kozery mówi popularne porzekadło, że „piekło jest nimi wybrukowane".
Przyczyn konfliktów polsko-ukraińskich było wiele. Będzie oczywiście o nich mowa w dalszej części książki. W różnym stopniu zaważyły one na losach obu narodów. Być może jednak historia Ukrainy i Polski potoczyłyby się nieco inaczej, a przede wszystkim mniej dramatycznie, gdyby nie fakt, że na tym właśnie terenie powstała i przez wiele dziesiątków lat funkcjonowała niezwykle ciekawa, barwna i unikalna w skali całej Europy, organizacja wojskowa Kozaków zaporoskich, której dzieje postaramy się zaprezentować na kartach tej książki.
2. Kozacki rodowód
Społeczność kozacka zaczęła tworzyć się już na przełomie XV/XVI wieku, a więc wówczas, gdy Ukraina należała jeszcze do Wielkiego Księstwa Litewskiego. Na jej powstanie miało wpływ wiele przyczyn; między innymi walory kraju, a także panujące warunki społeczne, polityczne i gospodarcze. Przyjrzyjmy się im w tej właśnie kolejności.
Ukraina była krajem niezwykle malowniczym, pokrytym bujną roślinnością, a także bardzo bogatym i urodzajnym. Błażej de Vigenere, XVI--wieczny podróżnik, nie wahał się porównać jej do biblijnej ziemi obiecanej, która płynie mlekiem i miodem. „Kto raz tylko pobujał na Ukrainie, ten już nie może rozłączyć się z nią, bo ona przyciąga każdego człowieka jak magnes żelazo. Ukraińskie niebo śmieje się i wabi człowieka do siebie. Wszędzie rosną drzewa owocowe i winorośl..." Ileż w tych zdaniach podziwu dla urody kraju i autentycznej nostalgii za utraconym rajem! Dlatego darujmy przybyszowi z dalekiej Francji pewną przesadę w stwierdzeniu, że: „Na Podolu wystarczy zaorać jeden raz i zasiać ziarno, urodzi się dwa razy. W jednym roku mogą być dwa albo trzy zbiory". Zresztą chyba znów nie tak bardzo koloryzował pisząc o nadzwyczajnej żyzności ukraińskiej ziemi, potwierdza bowiem jego informacje Michalon Litwin, zdaniem którego „na Kijowszczyżnie gleba jest tak urodzajna, że raz tylko zaorana parą wołów, daje najbujniejsze plony. Nawet role nieuprawne produkują roślinność, służącą za pożywienie człowiekowi. Rosną tu drzewa, rodzące najdelikatniejsze owoce, uprawianą bywa winna jagoda, rodząca ogromne grona. Stare dęby i buki mają dziuple, wypełnione pszczołami i miodem". A wtóruje im obu znacznie późniejszy badacz Ukrainy, również Francuz, Wilhelm Beauplan pisząc w swym Opisaniu Ukrainy, że: „Ziemia ich jest tak żyzna, tyle im zboża dostarcza, że częstokroć nie wiedzą, co z nim czynić..."
Główną rzeką Ukrainy był (i oczywiście jest nadal) Dniepr, trzecia pod względem długości rzeka Europy. Od najdawniejszych czasów odgrywała ona ogromną rolę, zarówno gospodarczą, jak i cywilizacyjną. To dzięki
tej arterii wodnej przenikały na północ wpływy greckie, rzymskie, a później bizantyjskie. Pływały nią statki różnych nacji. Greckie, rzymskie, skandynawskie, włoskie i dążące na północ, w kierunku Bałtyku, a ruskie drużyn książąt ruskich, jak i kupców aż do Morza Czarnego. To między innymi dzięki tej potężnej arterii wodnej Kijów stał się w owych czasach potężną metropolią i ogromnym portem rzecznym odbierającym duże ilości ryb, futer, miodu, soli i innych towarów, również przemysłowych, które następnie rozprowadzano drogami lądowymi do Nowogrodu i dalej, aż nad Bałtyk i do Skandynawii.
Po drodze do Morza Czarnego Dniepr przyjmuje liczne dopływy-z prawej Druć, Berezynę, Prypeć i Teterew, a z lewej Soż i Desnę, którą mieszkańcy tamtych terenów nazywali w pieśniach kapryśną i podstępną młodszą siostrą Dniepru.
Utemperowany, uregulowany, poprzegradzany licznymi tamami i zaporami obecny Dniepr mało przypomina tamtą dziką, piękną i groźną zarazem rzekę, o której wspominał już Herodot nazywając ją Borystenesem (nazwy tej używa również w XVI wieku dyplomata habsburski Erich Las-sota von Steblau oraz wspomniany już francuski inżynier i podróżnik Wilhelm [Guillaume] le Vasseur de Beauplan) lub Danaprem, Skandyna-wowie nazywali ją „wodą Wandów", a Włosi Ellekse lub Lukson. Dla ludzi mieszkających wjej dorzeczu była po prostu Sławutyczem, a więc synem sławy, bohaterem licznych dumek ukraińskich i kozackich.
Jeśli prześledzimy na mapie bieg Dniepru, to zauważymy, że w niewielkiej odległości od ujścia Samary (obecnie okolice Dniepropietrowska) płynąca dotąd w kierunku południowschodnim rzeka zmienia prawie o 90 stopni swój bieg, zwęża znacznie swe łożysko i na przestrzeni około 80 km płynie zdecydowanie na południe. Nie jest to jednak kaprys wielkiej rzeki, lecz twarda konieczność. Po prostu w tym miejscu natrafia ona na skaliste podłoże, z potężnymi skalistymi rafami, o które z hukiem rozbijają się jej fale. Przypomina to niezbyt wysokie, ale za to bardzo potężne wodospady, w czasach — o których piszemy—bardzo utrudniające lub czasem wręcz uniemożliwiające żeglugę. Według legendy powstanie ich zawdzięczamy siostrze Dniepru - Deśnie. Wykorzystując ślepotę ojca Limanu pozbawiła ona swego brata należnego mu pierwszeństwa, a ruszając w drogę rzuciła za siebie góry i skały, aby utrudnić bratu pościg. Ale Dniepr okazał się silniejszy, przedarł się przez przeszkody i dogonił siostrę, nieuczciwą siostrę. Jak widać rywalizacja płci toczyła się „od zawsze", nawet w świecie rzek.
10
Słynne dnieprowe progi, czyli w języku ruskimporohy, opisywało wielu kronikarzy i podróżników, ale ich najwierniejszy opis zawdzięczamy cesarzowi bizantyjskiemu Konstantemu VII Porfirogenecie, Erykowi Lassocie von Steblau i Wilhelmowi le Vasseur de Beauplanowi. Oddajmy więc głos jednemu z nich, Erykowi Lassocie von Steblau, posłowi cesarza Rudolfa II Habsburga na Zaporoże, który tak oto opisywał je w swoim Diariuszu: „Porohy są to rafy lub skaliste miejsca, które są częściowo pod wodą, częściowo na jej poziomie, niektóre zaś wysoko wystają nad wodą. Przez to jazda jest bardzo niebezpieczna, szczególnie gdy woda jest mała, a w najniebezpieczniejszych miejscach ludzie muszą wysiadać i częściowo łodzie powstrzymywać długimi linami lub powrozami, częściowo wchodzić do wody, podnosić łódź ponad spiczastymi kamieniami i powoli przenosić"1.
Porohówbyło 13 i ciągnęły się na przestrzeni 7 mil2. Pierwszy nazywał się Kudak (z nazwą tą jeszcze niejednokrotnie się spotkamy), a następne nazywały się kolejno: Surski, Łochański, Strzelczy, Dzwoniec, Kniachi-ni, Nienasytecki, Woronowa Zapora, Wołnik, Budziłowski, Towołżański, Liszny i Wilny3. Najsłynniejszym i najgroźniejszym był poroh siódmy -Nienasytecki, którego nigdy nie przykrywała woda, nawet po wiosennych roztopach, wówczas gdy wszystkie inne znajdowały się pod wodą. Zdaniem Beauplana nikt nie mógł być uznany za prawdziwego Kozaka, jeśli nie przepłynął wszystkich porohów, a więc i Nienasyteckiego. Według innych autorów robiono jednak dla Nienasytca wyjątek.
Po minięciu porohów rzeka znów skręca i aż do ujścia płynie statecznie w kierunku południowo-zachodnim rozgałęziając się na kilka odnóg, między którymi znajdowały się różnej wielkości wyspy. Niektóre z nich trwale związały się z historią kozaczyzny, Ukrainy i Rzeczpospolitej. Pierwsza z nich nosiła nazwę Kaszawarnica, gdyż tutaj właśnie wędrowcy po minięciu wszelkich przeszkód „warzyli kaszę", aby zjeść jakże zasłużony posiłek.
1 Eryka Lassoty i Wilhelma Beauplana opisy Ukrainy, [E. Lassota, Diariusz, W. Beauplan, Opisanie Ukrainy] w przekładzie Z. Stasiewskiej i S. Mellera, pod redakcją, ze wstępem i komentarzem Z. Wójcika, Warszawa 1972, s. 66.
2 Chodzi tu o mile francuskie mające długość 4444 m.
3 Podają za Diariuszem Lassoty i Opisaniem Ukrainy Beauplana, choć wielu historyków twierdzi, że było ich jedynie sześć. Spór wynika z faktu, że niektóre ławy, czy też łańcuchy skalne leżały dość blisko siebie. XVI i XVII-wieczni autorzy liczyli je oddzielnie, natomiast późniejsi łączyli w grupy.
i:
Najsłynniejsza jednak i jednocześnie największa wyspa to Chortyca,
0 której Lassota pisze, że dzieli Dniepr na dwie części i jest piękna, duża
1 przyjemna. Obok niej znajduje się Mała Chortyca (lub Chortyczka) ściśle związana z historią Kozaków oraz rodu Wiśniowieckich.
Następne wyspy to Tomakówka, o której wspomina już Bielski w swej Kronice twierdząc, że: „Na tym ostrowie najwięcej Niżowi mieszkają, jakoż im stoi za najmocniejszy zamek". Odegrała ona również niebagatelną rolę w dziejach bractwa kozackiego, a tym samym również Polski i całej Rzeczpospolitej, tam bowiem miał swą siedzibę Bohdan Chmielnicki rozpoczynając największą w dziejach Ukrainy wojnę z Polską.
Poniżej ujścia rzeki Czortomelik znajdował Czortomełycki Ostrów, duża wyspa ze zrujnowanym już, w czasie gdy zwiedzał ją Beauplan, zamkiem.
Dalej Dniepr rozlewał się i rozgałęział jeszcze bardziej tworząc prawdziwy labirynt wysp, wysepek (Beauplan twierdzi, że było ich aż 10 tysięcy), odnóg i kanałów zarośniętych gęstą trzciną „wielką jak dzidy, tak że przeszkadza to dostrzec kanały dzielące wyspy)4. Podobno znajdowała się tu kozacka Skarbnica Wojskowa, w której chowano działa zdobyte na Turkach, a także prywatne „oszczędności" kozackie pochodzące z łupów, przemyślnie ukryte w podwodnych kryjówkach. Wieści o nich (zapewne dość przesadzone) rozpalają do dziś wyobraźnię i budzą nadzieje poszukiwaczy skarbów.
Niestety, dziś krajobraz naddnieprzański wygląda inaczej. Tamy przegradzające rzekę oraz zbiorniki wodne podniosły znacznie lustro wody, która zalała większość wysp. Zniknęły też malownicze, pełne ptactwa i zwierzyny zarośla rzeczne, w których Kozacy polowali na Tatarów, choć czasem sprawdzało się ukraińskie porzekadło, że „złapał Kozak Tatarzy-na, a Tatarzyn za łeb trzyma". Dzisiejszy Dniepr to szeroko rozlana, uregulowana i leniwie płynąca rzeka. Rozwiązało to naturalnie wszelkie problemy z żeglugą, o których wspomina Beauplan pisząc, że Ukraina nie ma rzek spławnych „łącznie z Borystenesem, który 50 mil poniżej Kijowa wstrzymuje spławy swymi trzynastoma porohami". A mimo to żal...
Za Skarbnicą, u ujścia rzeki Bazawłuk znajdowała się wyspa o tej samej nazwie, na której istniała przez wiele lat największa i najlepiej ufortyfikowana Sicz kozacka (Sicz Bazawłucka). Poniżej Bazawłuku znajdowało się jeszcze kilka wysp nie odgrywających jednak większej roli, a na-
4 Tamże, s. 121.
12
stępnie, już w granicach tureckich włości, duża wyspa Tawań, zdaniem Beauplana mająca 2 mile długości i Vt mili szerokości, na której znajdował się zamek turecki Asłan i miasteczko Tawań. W tym miejscu Turcy przegradzali rzekę łańcuchami, które miały chronić ich przed nagłymi, zwłaszcza nocnymi wypadami Kozaków. Przejazdu (a raczej przepływu) broniły również armaty zameczku Asłan i położonej nieco dalej twierdzy Tehinia.
Porohy dzieliły Ukrainę na dwie części -pomocnąi południową. Część północna to kraina lesista, wyżynna, nieźle zaludniona i zagospodarowana. To tam leżały największe miasta Ukrainy - Kijów, Biała Cerkiew, Kaniów, Czerkasy, Korsuń, Czehryń i wiele innych. Większość z nich znajdowała się na Ukrainie prawobrzeżnej, która pod względem rozwoju górowała jednak nad lewobrzeżną. Natomiast część południowa nazywana popularnie Niżem lub Zaporożem (kraj za porohami) była w owych czasach rozległym, bezludnym stepem. Formalnie należał on najpierw do Litwy, a później do Korony, w rzeczywistości jednak był niczyj, „Boży", albowiem nigdy nie wytyczono dokładnej granicy ukraińsko-tatarskiej. Buszowały w nim, zupełnie zresztą bezkarnie, czambuły tatarskie, a ich koniuchowie wypasali stada koni, bydła i owiec. Nic więc dziwnego, że przylgnęła do tych bezkresnych stepów nazwa Dzikich Pól. Była to kraina, o której opowiadano legendy, zwłaszcza ojej urodzie i bogactwie.
W Dnieprze i jego dopływach nie brakowało ryb. Zdaniem Beauplana jedno zarzucenie sieci u ujścia rzeki Oreł przynosiło podobno 2 tysiące sztuk ryb, a u ujścia Samotkani, w znajdujących się tam jeziorach było ich tyle, że „zdychały na skutek zbyt wielkiego stłoczenia w tej nadmiernie stojącej wodzie, powodując zgniliznę niebywałą, od której nawet woda robi się stęchła"5. Najwięcej oczywiście było karpi, leszczy i płotek, ale trafiały się, zwłaszcza w Samarze, również jesiotry.
W zaroślach nadrzecznych, na mokradłach i na tak licznych wyspach dnieprowych gnieździły się ogromne stada ptactwa wodnego, szczególnie żurawi, pelikanów, zwanych na Ukrainie babami, oraz kaczek i gęsi. Zwierzyny nie brakowało także w stepach, gdzie wśród wysokiej trawy buszowały bobaki (gryzonie z rodziny wiewiórek, ale swym wyglądem przypominające trochę króliki, żyjące w norach i ongi bardzo poszukiwane ze względu na sadło i skóry, i z tego powodu bardzo obecnie rzadkie).
5 Tamże, s. 109, 115-116.
13
Nie należy to wprawdzie do tematu naszych rozważań, ale warto, jak sądzę, wspomnieć o ich nader ciekawych zwyczajach opisanych szeroko i barwnie przez Beauplana. Otóż jego zdaniem istnieje wśród nich... niewolnictwo! „Niewolnicy" leżą na brzuchach, a ich „właściciele" - „kładą im na brzuchy wielką garść trawy, którą bobaki trzymają obejmując ją łapami... Potem pozostałe zwierzaki wloką takiego bobaka za ogon aż do wejścia do kryjówki i w ten sposób służy im on za sanie"6.
W stepach żyły również suhaki - zwierzęta z gatunku antylopy, obecnie zupełnie na tym terenie wytępione, a także jelenie, dziki (podobno osiągające ogromne rozmiary), kozy i konie stepowe w stadach po 30-50 sztuk. Nie nadawały się one do pracy, polowano więc na nie przede wszystkim dla smacznego i bardzo delikatnego mięsa, w smaku przypominającego cielęcinę. Oprócz nich żyły jeszcze konie tarantowate (pasiaste) używane do zaprzęgów. Nie brakowało też bawołów, białych zająców i żbików oraz żyjących w dużych stadach zdziczałych baranów posiadających długą wełnę.
Znawcy ówczesnej fauny ukraińskiej twierdzą również, że w Dzikich Polach żyły wilki, lisy, kuny i gronostaje, borsuki, a nad wodami i bagnami (których przecież nie brakowało) wydry, norki i bobry.
Bogactwo fauny ukraińskiej było tak ogromne, że wspomina o niej prawie każdy autor opisujący tę „ziemię obiecaną". Wspomniany już pisarz Michalon Litwin pisze na przykład: „Dzikich zwierząt - żubrów, dzikich koni, jeleni takie mnóstwo, że polowania odbywają się jedynie dla skóry; z mięsa używają tylko polędwicę resztę wyrzucają. Mięsa dzików i łań wcale nie jadają. Sarny w takiej ilości przebiegają w zimie ze stepów do lasów, a w lecie - do stepów wracają, że każdy włościanin zabija je tysiące rocznie... Ptactwa tak nadzwyczajna mnogość, że na wiosnę chłopięta robią wyprawę po nie i całe łodzie wypełniająjajami dzikich kaczek, gęsi, żurawi, łabędzi... Psów karmią mięsem dzikich zwierząt i rybą, gdyż rzeki przepełnione są jesiotrami i innymi wielkimi rybami napływającymi z morza do słodkiej wody"7. Przesada? Być może! Ale chyba jednak niezbyt duża, bo przecież w podobnym tonie wypowiada się wielu autorów począwszy od Herodota, a skończywszy na wielokrotnie już wspomnianym francuskim znawcy Ukrainy - Beauplanie.
6 Tamże, s. 157.
7 Cyt. za F. Rawita-Gawroński, Historia ruchów hąjdamackich (w. XVIII), t. 1., Brody 1913, s. 8.
14
Nie brakowało również na Zaporożu miodu. Wiosną, gdy rozległy step, tak chętnie przez poetów porównywany do morza, pokrywał się zielenią i mocno pachnącymi, różnokolorowymi kwiatami, uwijały się wśród nich liczne roje pszczół, których barcie najczęściej ukrywały się w dziuplach starych dębów.
Niestety, wśród traw, trzcin i lasów uwijały się nie tylko pszczoły, ale również małe, bardzo dokuczliwe muszki, gzy i komary, przed którymi wędrowcy chronili się w połohach, czyli w małych, plecionych z chrustu szałasach pokrytych rzadką bawełnianą tkaniną, zabezpieczającą od much i komarów. Bardzo często zdarzały się również naloty szarańczy. Beauplan zaobserwował je na przykład w latach 1645 i 1646, kiedy to podobno było ich takie mnóstwo, że leciały chmarami rozciągającymi się na 5-6 mil długości i 2—3 szerokości. Była to niezwykle groźna plaga powodująca katastrofalne straty. „Gdzie przejdzie ta szarańcza, gdzie się zatrzyma, wymłóci wszystko w niespełna dwie godziny... Całe pola są nią wtedy pokryte i słyszy się szmer, który wydaje przy żarciu... A gdy lecą, przy największej nawet jasności słońca, nie widać go lepiej niż w czasie, kiedy niebo pokryte jest wielkimi chmurami"8. No cóż, Ukraina była na pewno krajem „mlekiem (choć krowy hodowano wówczas przede wszystkim na mięso) i miodem płynącym", ale biblijnym rajem z pewnością jednak nie była.
Mimo to jednak uroda kraju i jego bogactwo przyciągały ludzi pragnących wzbogacić się, niekoniecznie metodami dozwolonymi, a więc również wszelkiej maści awanturników, poszukiwaczy przygód i ludzi tęskniących do niczym nie skrępowanej swobody, podobnie jak później amerykański Dziki Zachód przyciągał traperów pochodzących ze stanów wschodnich. Na ukraińskich stepach przybyszów tych nazywano początkowo z ruska dobycznikami lub uchodnikami. Przybywali zazwyczaj wiosną, gdy step się zaczynał zielenić. Budowali szałasy i przez wiosnę i lato zajmowali się polowaniem i zbieractwem. Zbierali miód, łowili i suszyli ryby, łapali tarantowate konie, wyprawiali skóry upolowanych zwierząt, a ich mięso suszyli i wędzili. Jesienią większość z nich obładowana zdobyczą wracała do miast i miasteczek ukraińskich - „na włość" i sprzedawała ją na targowiskach. Nie wszyscy jednak!
Zaporoże było terenem, na którym nie istniała żadna władza - ani państwowa, ani - tym bardziej - szlachty. Na Dzikie Pola udawali się więc
* Eryka Lassoty i Wilhelma Beauplana opisy Ukrainy..., s. 154-155.
15
nie tylko wolni i swobodni łowcy przygód. Uciekali tam również ludzie ścigani przez prawo, banici polityczni i zwykli kryminaliści, a także, z biegiem czasu coraz bardziej masowo, chłopi pańszczyźniani eksploatowani ponad wszelką miarę przez system feudalny. Większość z nich pochodziła z Ukrainy, ale nie brak było również zbiegów z Polski, Litwy i Wielkiego Księstwa Moskiewskiego, a nawet Niemiec.
Masowe ucieczki chłopów miały ogromny wpływ na dalsze dzieje Ko-zaczyzny. Gdyby nie ono, dzieje dobyczników pozostałyby prawdopodobnie barwnym, lecz marginalnym epizodem historii i Polski, i Ukrainy, podobnie jak dzieje traperów amerykańskich, interesującym wyłącznie autorów powieści przygodowych i ich czytelników. Warto się więc, jak sądzę, choć przez chwilę zastanowić nad przyczynami i skutkami tego zjawiska.
Wiek XVI i początek XVII to okres wzmożonego popytu na zboże na giełdach towarowych Europy Zachodniej, zwłaszcza Amsterdamu i Londynu, wywołanego przede wszystkim, choć nie wyłącznie, wzrostem liczby ludności w Europie oraz postępującą urbanizacją krajów na zachód od Łaby. Niektórzy badacze tego zagadnienia twierdzą, że przeciętny przyrost ludności na naszym kontynencie wynosił wówczas w skali rocznej 8-10%. Konsekwencją tego zjawiska był stosunkowo szybki rozwój miast. Powstawały nowe ośrodki miejskie, wzrastała też liczba mieszkańców miast starych. Paryż, Antwerpia, Londyn, Wenecja, Neapol, Rzym, Mediolan i Palermo przekroczyły granicę 100 tysięcy mieszkańców, a wiele miast, między innymi Florencja i Amsterdam, zbliżało się do tej granicy. W Europie Wschodniej w tym okresie dorównywała im pod względem liczby mieszkańców jedynie Moskwa. Natomiast spośród miast Rzeczpospolitej największy Kraków miał jedynie około 30 tysięcy mieszkańców, a nowa stolica kraju - Warszawa raptem 20 tysięcy (niektórzy badacze twierdzą, że jeszcze mniej, około 10 tysięcy) mieszkańców.
Zwiększony popyt na produkty rolne oznaczał poprawę koniunktury dla krajów leżących na wschód od Łaby, gdyż jak twierdzą badacze historii ekonomii XVI i XVII-wiecznej, w tym właśnie okresie doszło już do podziału Europy na dwa wielkie rejony - coraz wyraźniej uprzemysławiający się Zachód i rolniczy, a także surowcowy Wschód. Granicę między nimi stanowiła rzeka Łaba.
Łaba stanowiła również linię graniczną dla dwóch typów struktury wsi. Na zachód od niej wykształciła się gospodarka wiejska oparta w za-
16
sadzie na większych i średnich gospodarstwach. Natomiast w krajach położonych na wschód od tej rzeki, a więc między innymi w Rzeczpospolitej, podstawową formą gospodarki wiejskiej stał się folwark pańszczyźniany nastawiony przede wszystkim na produkcję taniego zboża na eksport. Poprawa koniunktury na płody rolne oznaczała więc automatycznie wzrost dochodów właścicieli folwarków, trudno więc się dziwić, że starali się oni maksymalnie zwiększyć produkcję poprzez terytorialny rozwój folwarku oraz zwiększanie liczby dni pańszczyźnianych w tygodniu.
Aby zapewnić sobie przymusową i praktycznie darmową siłę roboczą szlachta dążyła również do ograniczenia wolności osobistej chłopów przez przypisanie ich do ziemi. Już w 1496 roku zabroniono więcej niż jednemu chłopu opuszczać w ciągu roku wieś, oczywiście pod warunkiem wywiązania się ze wszystkich swych powinności wobec pana feudalnego. Również tylko jednemu dziecku chłopskiemu z rodzin wielodzietnych wolno było szukać zajęcia lub nauki poza wsią. Konstytucje sejmowe z lat 1501-1543 ograniczyły nawet te możliwości, uzależniając je całkowicie od zgody pana. Chłopów pozbawiono również opieki sądów państwowych, poddając ich całkowicie sądownictwu dominialnemu. Najpotężniejszy środek przymusu w walce z opornymi włościanami uzyskała szlachta w 1573 roku w postaci czwartego artykułu konfederacji warszawskiej, który przyznawał jej prawo karania swych poddanych całą gamą stosowanych wówczas kar, aż do kary śmierci włącznie.
Podobne procesy zachodziły wówczas również w innych państwach na wschód od Łaby, a więc między innymi we wschodniej części Rzeszy Niemieckiej i w państwie moskiewskim, gdzie wprowadzono tzw. lata za-powiednie, w czasie których nie wolno było chłopom w żadnym wypadku porzucać swych panów.
Każdy medal ma jednak dwie strony. „Przykręcanie śruby" pańszczyźnianej rodziło opór ze strony tych, którzy byli nią „dokręcani", a jego najczęstszym przejawem były ucieczki. Uciekano oczywiście tam, gdzie „ramię sprawiedliwości" było słabe, a więc między innymi na Ukrainę. Sejm 1590 roku zezwolił królowi na rozdawnictwo nie zamieszkałych „pustynnych" ziem za Białą Cerkwią, część więc uciekinierów osiadała w nowo powstających latyfundiach magnackich i majątkach szlacheckich, które - przynajmniej na razie - zapewniały długotrwałe „wolnizny". Część zaś, bardziej przedsiębiorcza i odważniej sza, a być może i bardziej prze-
17
widująca, udawała się bezpośrednio na Dzikie Pola. W miarę bowiem upływu lat również na Ukrainie położenie chłopów zaczęło się pogarszać. Właściciele majątków, dbając o wzrost ich dochodowości, zaczęli skracać lata „wolnizny" i zwiększać wysokość czynszów. Pojawiła się pańszczyzna. W pierwszej połowie XVII wieku na Wołyniu i Bracławszczyź-nie pańszczyzna sięgała już 5 dni w tygodniu, a na Zadnieprzu 1-2 dni. Podobnie też jak na pozostałych terenach Rzeczpospolitej zaczęto ograniczać wolność osobistą chłopów. Przyzwyczajona do znacznych swobód ludność tych terenów odczuła bardzo boleśnie ten nagły wzrost powinności i odpowiedziała falą ucieczek na tereny, gdzie władza państwa i szlachty nie sięgała, a więc na Dzikie Pola, do buszujących tam, wolnych i od nikogo niezależnych Zaporożców.
W ten oto sposób zjawiska ekonomiczne i polityczne zachodzące w Rzeczpospolitej i odległych krajach Zachodu wywarły wpływ na zwiększenie się liczby ludzi „luźnych" na dalekim Zaporożu, a także na charakter tej społeczności, która stawała się coraz bardziej plebejska i coraz bardziej wrogo ustosunkowana do szlacheckiego państwa. Pośrednio więc zadecydowały również o dalszej historii Ukrainy, a poprzez to i o losach całej Rzeczpospolitej. No cóż, Europa była, jest i zapewne będzie zawsze systemem naczyń połączonych.
Ale nie uprzedzajmy wypadków i powróćmy do opisu dalszych losów ludzi zajmujących się „przemysłem stepowym". Bardzo szybko, bo już w XV wieku, przylgnęła do nich nazwa Kozaków. Ma ona turecko-tatar-ski rodowód i miała kilka znaczeń. Według spisanego przez anonimowego Włocha słownika plemienia Połowców zwanego Codex Cumanicus oznaczała wartownika, konwojenta lub stróża9. Według innych autorów natomiast odnosiła się ona do ludzi swobodnych, niezależnych, czasem awanturników lub wręcz rozbójników stepowych. W tym sensie na przykład wspomina o Kozakach XIV-wieczna kronika Sudaku, włoskiego miasta położonego na Krymie, w której znalazła się wzmianka o tym, że Kozacy zabili mieczami Almaczę, syna Samaka. Podobnie określa Kozaków również nasz kronikarz Jan Długosz. Z kolei Zygmunt Gloger w swej Encyklopedii Staropolskiej wyjaśnia, że jest to nazwa pochodząca wprost „od wyrazu tatarsko-dżagatajskiego kazak, znaczącego żołnierz-ochotnik lekkozbrojny, bezżenny... jakoby chudy pachołek, zdobyczy sobie szuka-
' Cyt. za Z. W ó j c i k, Dzikie Pola w ogniu, Warszawa 1968, s. 9.
18
jąc, nikomu nie jest poddany, a za pieniądze komu chce służy. Polacy więc pod wyrazem Kozak rozumieli nie tylko Ukraińca, ale w ogólnym znaczeniu dzielnego mołojca, hajdamakę i najezdnika".
Trochę podobnie charakteryzuje Kozaków Michał Hruszewski w swej Historii Ukrainy-Rusi. Jego zdaniem bowiem Kozacy to ludzie nie osiadli, z niczym nie związani, znani polskiemu prawu hultaje przebywający w stepach ukraińskich i zajmujący się szczególnie „sportem pogranicznym", grasowaniem po stepie, a zwłaszcza prowadzący wojnę partyzancką z Tatarami"10.
Odrzucając niektóre, wręcz humorystyczne koncepcje naszych i ruskich XVII-wiecznych kronikarzy, według których nazwa ta wywodzi się na przykład od słowa... koza lub kozioł, gdyż Kozacy byli równie szybcy i zwinni jak to zwierzę, można chyba przyjąć, że nazwą tą określano ludzi odważnych, niezależnych, junaków pełniących w zależności od okoliczności różne funkcje, czasem wartowników, konwojentów lub lekkozbrojnych żołnierzy, a czasem wręcz przeciwnie - rozbójników i rabusiów11. Podobnie zresztą jak dzieje się to i dziś w odniesieniu do podobnych kategorii ludzi.
Kozakami ochrzcili naszych stepowych dobyczników Tatarzy, dla nich bowiem kozakiem był każdy, kto żył ze stepu na własną rękę. Przyznać jednak trzeba, że w tym konkretnym przypadku nazwa była bardzo trafna. Nie zapominajmy bowiem, że Dzikie Pola były dzikie nie tylko ze względu na przyrodę, ale również, a kto wie, czy nie przede wszystkim, ze względu na panujące tam obyczaje, delikatnie mówiąc, bardzo odległe od wszelkich norm właściwych cywilizowanym społeczeństwom.
Tatarzy mieli też bardzo duży wpływ na dalszy kierunek rozwoju tej społeczności. Buszując w trawach stepowych bardzo szybko natknęli się na ludzi zajmujących się „przemysłem stepowym" i od razu potraktowali ich j ako doskonały j asyr osiągaj ący wysoką cenę na rynkach Krymu i Stambułu, tym cenniejszy, że posiadający własną zdobycz w postaci miodu, mięsa, ryb i skór, a więc tego wszystkiego, czego zawsze brakowało w ubo-
10 M. Hruszewski, Istorija Ukrajiny-Rusy, t. 7: Kozacki czasy - do r. 1625, Kijów 1909, s. 81.
11 Od kozy nazwę Kozaków wywodził np. biskup przemyski Paweł Piasecki w swej wydanej w 1645 roku Chronica gestorum in Europa singularium. Natomiast kronikarz Petro Symonowskyj twierdził, że Kozacy wywodzą się z starożytnej krainy Hircania na Kaukazie, albowiem po łacinie hircus znaczy kozioł, a od niego z kolei pochodzi nazwa Kozak!
19
giej raczej Tartarii. Oczywiście Kozacy (pozostańmy już obecnie wyłącznie przy tej nazwie) nie byli potulnymi barankami i próbowali się bronić. Dopóki jednak działali w pojedynkę lub w niewielkich grupach nie byli w stanie przeciwstawić się tym doskonałym, stepowym rozbójnikom od wieków wprawionym w partyzanckich sposobach walki, w organizowaniu zasadzek i pułapek, a także w chwytaniu jasyru. Początkowo Tatarzy polowali więc na Kozaków prawie bezkarnie, jak na zwierzynę, ograbiali z posiadanych rzeczy i sprzedawali w niewolę turecką, z której przeważnie nie było już powrotu.
A warto też pamiętać, że teren Dzikich Pól wyjątkowo sprzyjał tego typu działaniom. Wprawdzie był to step, ale bardzo urozmaicony krajo-brazowo i doskonale nadający się na wszelkiego rodzaju zasadzki. Przerzynały go liczne halki, czyli wąskie i głębokie doliny o brzegach lekko spadzistych, porośnięte wysoką trawą, a czasem krzakami, którymi spływała woda stepowa do rzek, rzeczek lub jezior. Spotykamy tam również jary, czyli mniejsze bałki o bardziej spadzistych brzegach oraz bajraki, czyli bałki lub jary porośnięte lasem.
Zresztą w XVI i XVII wieku Ukrainie nie brakowało również większych kompleksów leśnych. Więcej ich było oczywiście w części północnej, ale również i w części południowej można było spotkać wcale niemałe obszary leśne. Przykładowo wymienić można chociażby las Czarny rozciągający się wokół źródeł Taśminy, las Bowtysz, o którym wspomina Paprocki w swym herbarzu, obszerne lasy nad Sułą i wokół Łubniów, puszczę Kozłówek, pasy leśne rozciągające się od lewego brzegu Wor-skły aż do Donu, olbrzymi kompleks leśny, zwany Czuta, rosnący w pobliżu Chortycy i wiele, wiele innych.
Zasadzki można było urządzać również i w gołym stepie, w wysokiej sięgającej 50-60 cm trawie. W dodatku Tatarzy, o czym też warto pamiętać, znali doskonale teren, byli z nim zżyci od bardzo, bardzo dawna. Stosowali też wiele różnych „tricków" mających wprowadzić w błąd przeciwników. Jeden z nich nader barwnie opisał Beauplan:
„A oto jaki spryt wykazują w kryciu się w polu, gdy chcą zaskoczyć jakąś karawanę, tak by nie zwietrzono ich obecności.
Trzeba wam wiedzieć, że okolice te porośnięte są trawami wysokości do dwóch stóp, tak że nie mogą się oni poruszać nie pozostawiając na niej śladów... Tak jak ich jest 400, dzielą swe oddziały na cztery części, w każdym po 100 koni, jedni zmierzają na północ, inni na południe, pozostali
20
na wschód i zachód. Krótko mówiąc, każdy z tych czterech oddziałów rusza z wyznaczonego miejsca na odległość około półtorej mili, a na końcu tej drogi ów stuosobowy oddziałek dzieli się na trzy części, każda po 33 ludzi, którzy posuwają się jak uprzednio lub brzegiem rzeki. Po przejściu połowy mili ponownie dzielą się na trzy części...
Wszystkiego tego dokonują w niespełna półtorej godziny, pędząc wielkim kłusem, gdyż w razie ich odkrycia byłoby już zbyt późno na wszelki pośpiech... Każda jedenastoosobowa grupa rusza na przełaj przez pola, przyjmując kierunek wedle własnego uznania, tak jednak, aby nie spotkać się w zakreślonym obwodzie. Na koniec udają się w oznaczonym dniu na umówione spotkanie o jakieś 10 lub 12 mil dalej, gdzie znajduje się woda lub rośnie trawa... Śladów żadnych nie pozostawiają, jako że trawa podnosi się z dnia na dzień po przejściu owych jedenastu koni... Napadają na jakąś tam graniczną wioskę, którą zaskakują i zdobywają, po czym uciekają... Kozacy dobrze wiedząc, że nieprzyjaciel nie przekracza 500-600 ludzi, dosiadają koni w 1000 lub 1200jeźdźców i posuwają się tropem szukając śladów wroga. Gdy je postrzegą, trzymają się ich aż do wspomnianego przedetem kręgu. Tu Kozacy tracą koncept i nie wiedzą już, gdzie dalej szukać, gdyż trop rozbiega się na wszystkie strony"12.
Walka z takim przeciwnikiem nie była łatwa, twarda więc konieczność zmusiła Kozaków do samoobrony i łączenia się w większe grupy, które miałyby szansę przeciwstawić sienie tylko pojedynczym ordyńcom (członek ordy, a więc tatarskiego wojska), ale także większym oddziałom. Wkrótce też step ukraiński stał się widownią nieustających walk, zasadzek i podchodów, w których początkowo zdecydowanie górowali Tatarzy. Niedługo jednak. Kozacy okazali się niezwykle pojętnymi uczniami w tej twardej szkole życia, nabrali doświadczenia i bojowych umiejętności i po pewnym, niezbyt zresztą długim czasie, przeszli od obrony do natarcia atakując z powodzeniem swych dotychczasowych dręczycieli.
Organizowanie najpierw skutecznej obrony, a później odwetowych i -powiedzmy to szczerze - grabieżczych wypraw wymagało stworzenia w ramach społeczności kozackiej przynajmniej elementarnych form organizacyjnych, bez których zresztą nie może istnieć żadna organizacja, zwłaszcza militarna. W tym jednak konkretnym przypadku sprawa była trudna, Kozacy bowiem byli ludźmi ogromnie przywiązanymi do niczym
12 Eryka Lassoty i Wilhelma Beauplana opisy Ukrainy..., s. 136-137.
21
nie skrępowanej swobody i wolności osobistej. Można nawet zaryzykować twierdzenie, że mieli skłonności anarchistyczne, co zresztą zarzuca im jeden z naszych wybitnych historyków Tadeusz Korzon, tak oto charakteryzujący społeczność kozacką: „Dzika, ciemna, pragnąca jedynie wolności, opilstwem zamroczona, niebezpieczna narośl na ciałach państwowych Polski i Moskwy"13. Jest to opinia niewątpliwie stronnicza i krzywdząca, ale w części dotyczącej przywiązania do wolności bezspornie prawdziwa.
Początkowo więc łączono się w grupy jedynie dla realizacji doraźnych potrzeb, samoobrony lub organizacji łupieżczej wyprawy. Grupy wybierały spośród siebie dowódców, czyli atamanów; ich władza trwała tak długo, jak długo istniała przyczyna, dla której dana grupa powstała, a więc na czas trwania wyprawy.
Czasem, gdy zaistniała konieczność przeprowadzenia specjalnych przygotowań, zakładano obozy warowne zwane z tatarska koszami. Działo się tak najczęściej w przypadku organizowania dalekich wypraw odwetowych i rabunkowych na tatarski Krym lub nawet na ziemie tureckie. W koszu zbierali się ochotnicy, gromadzono broń i zapasy prochu, budowano statki rzeczno-morskie, zwane czajkami itd. Kosze zakładano w miejscach z natury obronnych, a więc najczęściej na dnieprowych wyspach.
Władzę w tych obozach sprawował wybrany spośród towarzystwa ata-man koszowy. Do jego zadań należało przede wszystkim organizowanie i kierowanie przebiegiem przygotowań, a także przestrzeganie dyscypliny wśród Kozaków zgromadzonych w obozie i utrzymanie ich w trzeźwości. A nie była to bynajmniej sprawa łatwa, gdyż byli oni ogólnie znani ze swej skłonności do pijaństwa. Beauplan na przykład podaje w swej relacji, że nie było w tamtych czasach innej grupy na świecie, która tak bardzo ulegałaby temu nałogowi. Twierdzi on wręcz, że: „Nie są oni nigdy tak pijani, by nie mogli zacząć picia od nowa"14. W opinii tej sekundują mu wszyscy współcześni autorzy. O pijaństwie Kozaków wspominają też pieśni ludu ukraińskiego. Jednym słowem wódka, wino i piwo towarzyszyły kozactwu właściwie przez cały czas, w trakcie podejmowania wszelkich, najważniejszych nawet decyzji, zwłaszcza w czasie wyboru starszyzny czy też podczas podejmowania oficjalnych gości i posłów.
"T.Korzon, Dzieje wojen i wojskowości w Polsce, t. II, Lwów 1923, s. 296. 14 Eryka Lassoty i Wilhelma Beauplana opisy Ukrainy..., s. 110.
22
Pijaństwo ustawało jednakże (a przynajmniej powinno było ustać) w okresie przygotowań do wypraw wojennych i w trakcie ich trwania. Za złamanie tej zasady groziły bardzo poważne kary, które wymierzał właśnie ataman koszowy.
Z czasem, gdy Kozacy przestali być wyłącznie „lądowymi piratami" i z wolna zaczęli stawać się elitą polityczną narodu ukraińskiego (kwestią tą zajmiemy się szerzej w dalszych rozdziałach) powstała konieczność powołania trwałych form organizacyjnych zdolnych do kierowania tą społecznością również w okresach między wyprawami. Naj starszą z nich i niewątpliwie najważniejszą była rada kozacka. Brali w niej udział wszyscy członkowie bractwa i nierzadkie bywały przypadki, że w obradach uczestniczyło po kilkanaście, a nawet kilkadziesiąt tysięcy ludzi. Rada zbierała się najczęściej po południu, a o rozpoczęciu obrad informowano wystrzałem z działa i bębnieniem w litaury15.
Z biegiem lat powstał zwyczaj zwoływania rad kilka razy w roku, najczęściej w dniu Nowego Roku, na Święta Wielkanocne i pierwszego października. Jeśli jednak zaistniały specjalne okoliczności, na przykład konieczność rozsądzenia sporów, których w tej społeczności nigdy nie brakowało, lub podjęcia decyzji w kwestii buntu przeciw szlachcie, to można było zwołać członków bractwa na nadzwyczajne obrady w każdej porze roku. Czasem zresztą decydował o tym kaprys podchmielonych Zaporożców, którzy po prostu wynosili na plac obozowy litaury i waląc w nie czym popadło zwoływali załogę Siczy (o obozach zwanych Siczami szerzej w dalszej części rozdziału). Dobosz, do którego funkcji należało zwoływanie członków bractwa bębnieniem, nie stawiał zazwyczaj oporu, gdyż „inicjatorzy" obrad mogli go po prostu zatłuc kijami.
Obradom rady, zarówno „statutowym", jak i tym zwoływanym adhoc, przewodniczył zawsze ataman koszowy.
Do kompetencji rad należało przede wszystkim podejmowanie decyzji w najbardziej węzłowych, najistotniejszych sprawach, takich jak organizowanie wypraw na Krym lub miasta tureckie, czy buntów przeciw Rzeczpospolitej . Rada przyjmowała również obcych posłów i ustalała ogólne pryncypia polityki zagranicznej. Te ostatnie oczywiście zupełnie bezprawnie, gdyż Kozacy nie powinni byli, zgodnie z prawem Rzeczpospolitej,
' Były to wielkie bębny, których używano np. do wybijania pobudki.
23
utrzymywać żadnych kontaktów z obcymi państwami. Zakazu tego jednak nie przestrzegano i liczne poselstwa przybywały na Sicz lub z niej wychodziły. Szczególnie ożywione kontakty utrzymywano z Moskwą, Tatarami i Turcją, ale nie brak było poselstw i z innych, odleglejszych krajów, z Rzeszy Niemieckiej czy też Wenecji.
Rady oceniały również działalność starszyzny, zwłaszcza atamana. Ważne było to, czy prowadzi on politykę uzgodnioną z radą i czy w swych działaniach jest skuteczny. Jeśli ocena wypadała niepomyślnie, wówczas atamana odwoływano, a wraz z nim cała starszyznę kozacką. Działo się to zazwyczaj w trakcie noworocznej rady, choć nie tylko. Musimy bowiem stale pamiętać, że społeczność kozacka nie posiadała stałych, spisanych norm postępowania i wiele zależało od kaprysu czerni, która dość często korzystała ze swej przewagi liczebnej i potrafiła wymóc na swej starszyźnie dogodne dla siebie decyzje. Nierzadko więc dokonywano zmiany atamana wówczas, gdy pojawił się nowy, szczęśliwszy kandydat, potrafiący przekonać do siebie pospolitych Kozaków.
Rada kozacka była więc na