2 bajki filmowe dla starszych dzieci
Szczegóły |
Tytuł |
2 bajki filmowe dla starszych dzieci |
Rozszerzenie: |
PDF |
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
[email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
2 bajki filmowe dla starszych dzieci PDF - Pobierz:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd pliku o nazwie 2 bajki filmowe dla starszych dzieci PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
2 bajki filmowe dla starszych dzieci - podejrzyj 20 pierwszych stron:
Strona 1
;• : : C •
"7 r r
$Ś?
Strona 2
Strona 3
Strona 4
Strona 5
Strona 6
Strona 7
Jak Pokraka
ch ciał z jeść raka.
Raz P o k r a k a chciał zjeść raka,
Chciał zjeść r a k a raz Pokraka.
Wciąż utarte zjadać racje
Już znudziło się Pokrace.
Raz pożywi się inaczej —
Niechaj rak ie m się uraczy!
P o stan o w ił więc P o k r a k a
Zaraz dzisiaj kupić raka.
Trzeba iść na targowisko —
Targowisko było blisko
I ktoś inny, nie Pokraka,
Za pięć minut m iałby raka.
Lecz u niego nie tak zaraz...
Z u b ieran ie m był a m b a r a s —
Wszystko idzie mu pokracznie:
Tu nie skończył, tam już zacznie,
Szelki sczepił gdzieś z podwiązką,
Nogom w spodniach jest za wąsko,
Bo w n o g a w k ę —pow iem Tobie —
Pchał przez siłę nogi obie.
Ledwo z niej wyciągną ł nogę
Zwalił krzesło na podłogę.
Tak godzina przesz ła cała,
Nim P o k r a k a się ubrała.
Wreszcie zab rał dwie waliz ki
I na t a r g podążył bliski.
Na baza rze w g w a r n y m tłumie
Raków znaleźć znó w nie umie.
Wszystkich pyta: „Gdzie są r a k i ? “
„A odejdź—że siaki taki!“
Strona 8
2
T ak k o ło w a ł trzy kw adran se,
S tracił—zda się —w szystkie szanse,
Aż tu idąc nasz P o k ra k a —
Stąpnął nogą w p ro st na raka!
Zdziwiło się Pokraczysko,
Że tak szczęście b y w a blisko.
R ak w sp an iały i w ąsaty
I z w yglądu był żonaty!
Ucieszony nasz P o k ra k a
Chciał zrab o w ać rę k ą raka,
Lecz, że ra k był dosyć rączy —
Pośród palców się przesączył
Chciał go schwycić poraź drugi,
Ale złożył się ja k długi!
Na dobitkę pan ra k jeszcze
Raczył chwycić go w swe kleszcze...
W ielka w idzów w k rą g gro m ada
Ze śm iechu się aż pokłada.
A P o k ra k a nasz za rak ie m
Na walizce sw ej o k rak iem
P o d k ra d a się k rok za krokiem ,
P rzeo k ro p n ie łypiąc okiem.
R ak w y m y k a się i chowa,
W ięc go szuka wciąż od nowa,
I tak z k w a d ra n s już p o k ra k a
Poluje na swego raka.
Zdążył zbić już k om uś miskę,
Ktoś mu jed n ą sk ra d ł -walizkę,
D rugą — §dy o tw ierał w ieko Wl
Ja k ie jś pani w ylał mleko.
Strona 9
3
Gapiów w okół, że aż czarno!
Ktoś zaw ezw ał straż pożarną,
Inny, w idząc ludzi m row ie —
R atunkow e Pogotowie.
A z dw u stron znów dw a oddziały
P olicjantów nadjechały.
Nie wiem, co by było w reszcie,
Gdyby—wierzcie, lub nie w ierzcie—
Nie to, że rak, szału bliski,
Sam się sch ow ał do walizki!
Nasz P o k ra k a trza sn ą ł wieko,
Za w ylane zw rócił m leko,
Za rozbitą zw rócił m iskę
I — ostrożnie w ziął walizkę.
Tłum się rozszedł falą gwarną...
Zaw rócono straż pożarną,
Pogotow ie R atunk ow e
Pojechało w miejsce now e
I policji dw a oddziały
Do sw ych siedzib odjechały.
Strona 10
4
A tymczase m nasz P o k r a k a
Do m ie sz k an ia niesie raka,
Nasłuchując, czy w walizie
Rak po spodzie jeszcze lizie.
I — tak idąc z w ielk im strachem
Znalazł się pod swoim dachem.
Zam knął drzw i na cztery spusty
I pocieszył, brzuch swój pusty.
„Proszę niechaj pan nie kracze,
Bo w net r a k ie m cię uraczę!“
Zdjął ogrom ny z półki kocioł,
Od dź wigania aż się spocił
W ody nalał, co się zmieści
I na kuchni go umieścił
Tu zamyślił się Pokraka:
„Jak z walizki wyjąć r a k a ? “
J a k otworzy nieopatrznie —
Rak mu znów uciekać zacznie,
J a k nie zwolni go z więzienia —
To nie będzie miał jedzenia.
Tak niedobrze i tak bieda,
Chyba sobie rady nie da!
Nagle do P o k r a k i głowy
Wpadł genialn y koncept nowy —
Powynosi z kuchni rzeczy,
To się świetnie zabezpieczy —
Bo, gdy zacznie r a k wędrówki,
To nie będzie miał kryjówki.
Aż podskoczył ze trzy cale,
Że obmyślił tak wspaniale.
Strona 11
A że z głodu aż się słaniał,
Wziął się wnet do przestawiania.
Naprzód się za kr edens bierze.
Potłukł przy tym trzy talerze,
Sześć kieliszków i pięć szklanek,
Oprócz tego jakiś dzbanek.
Tak pracując w wielkim znoju
W yp chnął go do przedpokoju.
A gdy z hukiem i łoskotem
Ciężki stół wynosił potem,
Z jeszcze większym ktoś hałase m
Zaczął walić w drzwi obcasem.
Darmo udać by się trudził,
Że w m iesz kaniu nie ma ludzi.
Odryglował cztery spusty
I zobaczył korpus tłusty
Pani starszej, ale chyżej,
Co m ieszk ała piętro niżej.
Z wielkim krzykiem w p ad ła z sieni
I ze złości, aż się pieni:
Strona 12
6
„Pan tu dem oluje kuchnię,
A m nie w dom u głow a puchnie!
Że pan kuchnię chce odświeżyć,
To są sia d k a m a już nie żyć?!“
„Ależ p ani jeste ś w błędzie!
Tu odśw ieżać nikt nie będzie.
J e st poprostu sp ra w a taka,
Że m am ugotow ać raka.
Niechaj pani się przekona:
W oda w kotle nastaw iona,
A ra k siedzi w tej walizie.
Gdy otw orzę — to wylizie,
J a k wylizie, to się schowa.
Lecz co głow a, no to głowa! —
J a k usunę z ku chni wszystko,
To gdzie schow a się raczy sk o ?1^
Oniem iała niby skała,
Bo lat w iele gotow ała
I nie jedno znała w świecie,
Nie w idziała tego przecie,
By, gotując pożywienie,
Ktoś w ynosił urządzenie.
„Ależ z pan a jest pokraka!
D aw aj—no pan tego raka!
Ugotuję go za chw ilę —
Poco robić k ram u tyle?
Ugotuję i przyniosę...
No, co p an tak kręci n o sem ? 1
„Że znów um k n ie m am o b a w y “
„Chyba tem u, kto n iem raw y "
Strona 13
Uchyliła w iek o śm iało
I trzech se k u nd to nie tr w a ł o
J a k chwyciw szy r ę k ą raka,
W yciągnę ła nieboraka.
W nos Po k ra ce się zaśmiała
I wybiegła niby strzała.
Aby skrócić czas czekania,
Wziął się do p o rządkow ania .
Lecz^nim w s ta w ił stół z powrotem ,
Drzwi o tw a rły się z łoskotem
I sąsiadki postać miła
Znowu w k uchni się zjawiła,
Na talerzu niosąc r a k a —•
Czerwonego nieboraka.
Postaw iła go na stole,
Oznajmiając swoją wolę:
„Proszę pana, o to chodzi,
Żeby dzisiaj pan dobrodziej
Nie prze sta w iał mebli dalej,
Bo mi w g a rn k i tynk się wali.
Za to jutro przed dwunastą,
Kiedy muszę wyjść na miasto,
Niech pan skończy przest awianie,
No, a teraz żegnam panie!
Niech się pan nacieszy rakiem
I spożyje go ze s m a k ie m .“
„Dzięki składam , żegnam p a n i ą “
Rzekł i drzwi z atrzasnął za nią.
Teraz wreszcie się uraczy
I dowie się, co r a k znaczy.
Strona 14
8
Ale — tak w y tw o rn e jadło —
J a k że jeść tak, jak popadło!
„Trzeba czymś pr zyprawić r a k a " —
Myśli sobie pan P o k r a k a
I zagląda do kredensu.
„Hm... Musztarda?... n i e . m a sensu.
Może ocet lub oliwa..."
Nagie w p a d a myśl szczęśliwa:
Tam na półce, gdzie widelce
Stoi jakiś płyn w butelce.
Choć nale pka na niej sfara,
Lecz odczytać da się: „Arak".
„Jasne — myśli — że ciecz tak a
Przeznaczon a jest do raka."
Nie kłopocząc się więc długo,
Polał r a k a ciemną strugą,
Wziął widelec w rękę p r a w ą
I nad n o w ą myśli sprawą:
„Jak napocząć tego zwierza?"
Kleszczom jakoś nie dowierza,
„Zacząć z tyłu? — Niezbyt ładnie,
Więc od środka jeść wypadnie."
Postanowił i dźga śmiało
Kłem widelca r a k a ciało.
Skutek ciosu jest straszliwy,
Bo widelec — gad złośliwy —
Zsuwa mu się po skorupie
I na czworo talerz łupie.
A rak, choć ugotowany,
Skoczył ż w aw o aż do ściany.
Strona 15
Prędko z erw a ł się P o k r a k a
I z podłogi podniósł raka.
„Co t y “ — „mówi" i po śmierci
Będziesz mi się jeszcze wiercił?!
Myślisz, że ci nie dam rady,
Że m a m głowę od parady?!
Takiś ważny, żeś w skorupie,
Sądzisz, że cię nikt nie schrupie?!"
Tak się złości nasz Po kra ka
I pakuje w usta raka.
Ale, ledwie ścisnął szczęki,
Z ust w y rw a ł y mu się jęki,
Zgniecionego wypluł raka
1 z rozpaczy aż zapłakał.
Usłyszawszy płacz sąsiada
Znowu doń są siadka wpada,
A uj rzawsz y hecę nową,
P o k iw a ła tylko gło w ą
I powiada mu złośliwie:
„No cóż, wcale się nie dziwię,
Bo rzecz prosta jest, że rak i
P r z y sm a k to nie dla pokraki."
Strona 16
10
Poszedł Marek
na jarinarek...
Żeby kupić oś. —
Bo tak było: w p o niedziałek
Jadąc zboczył w rów k a w a łe k
I chrupnęło coś.
W ylazł z wozu, przysiadł w rowie,
Myśli, drapiąc się po głowie:
„Chyba p ę k ła o ś “
Chciał spróbow ać jechać dalej:
Oś odpadła, wóz się zw alił —
„Bierz teraz i n o ś “.
J a k w e żniw a być bez woza,
A pożyczać znów — to zgroza:
W szystkich w ok ół proś...“
W ięc po w iad a sw ojej Zośce:
„Trza pom yśleć by o ośce;
Innej rad y b r a k .“
Zośka owszem, bardzo miła,
Lecz ogrom nie skąpa była
Więc pow iada tak:
„Innym lezie grosz do grosza,
Mogli sypać by do kosza —
U nas idzie wspak!
Ba, kto zjeżdża na bezdroże —
Nic mu ostać się nie może,
Żeby nie w iem ja k ! “
O tw orzyła kufer stary,
W y ciąg nęła trzy talary
I pow iada: „Weź!
Ju tro w torek, dzień ja rm a rk u
W ięc św itaniem w stań mój Marku,
Do m iasteczka leź!
Tylko nie kręć się ja k w młynku:
Kupuj zaraz oś na rynku
I do dom u nieś!“
Zastosow ał się do rad y
I zaledw ie sw it v/stał blady
W yruszył przez wieś. —
Strona 17
Na j a r m a r k u wrze, j a k w garze,
Pozjeżdżali gospodarze,
Gospodynie też.
Rząd stra g an ów stanął długi
Przy nich ku pców znów rząd drugi,
Każdy woła: „Bierz! “
Cóż różności w k a żd y m kramie!
Każda pół ka aż się łamie —
Kupuj, ile chcesz!
Ale Marek szuka ośki.
Słyszy, zda się, głos swej Zośki:
Śpiesz się, Marku, śpiesz!
Już Markowi n a w e t ktosik
Wskazał, gdzie sprzedają osi —
A było to tuż.
W te m pomiędzy k r a m i k a m i
Spostrzegł jed en z zegarkami —
Któż się oprze, któż?!
On też oprzeć się nie umie '
Więc przy stan ął w ludzi tłumie...
Rusz się, Marku, rusz!...
Lecz nie rusza się nasz Marek.
Nęci jeden go zega re k —
Kupiłby go już!...
Strona 18
12
Aż skusiło wreszcie Marka,
Żeby dotknąć choć zegarka..,
Więc wyc iągną ł dłoń.
A pan kupiec uśm iechnię ty
Kiwnął głową dla zachęty
I powiada doń:
„Niska cena jest zegarka,
Bo zaledwie pół talarka,
Więcej — Boże broń!
Nie je chleba, ani mięsa,
Raz go na dzień się n a k rę c a
I chodzi jak, koń!“
„Jakże nie wziąć tu zegarka,
Co kosztuje pół talarka,
Toć to prawie g r z e c h !11
Gdy do ręki wziął zegarek,
Przybladł aż z w ra że n ia Marek,
Zaparło w nim dech —
Uderzyło nań gorąco
Gdy talara r ę k ą drżącą
Dał jednego z trzech.
J a k się Zośka dowie, Marku,
O w y d a n y m półtalarku,
To będzie nie śmiech...
W spom niał sobie Marek Zośkę
I popędził kupić ośkę,
Bo był wielki czas.
W yb ra ł ośkę dobrej miary;
Chcieli za nią trzy talary, —
Tanio, proszę was!
Gdyby nie wziął se zeg ark a —
Nie brak ło by pół talarka:
Byłoby w sam raz.
Próżno się nasz Marek sta ra
Utargować pół t a l a r a —
Kupiec jest jak głaz.
Strona 19
„Cóżeś pan, z księżyca zleciał?
Chcesz pan ośkę za półtrzecia —
Przecież to nie bal!
Toć oś przecież nie g lin ian a —
Ani z drzew a proszę pana,
Tylko to je st s t a l “.
Tak się zeźlił biedny Marek,
Że chciał rzucić swój zegarek
I pójść sobie wdal.
Lecz pom yślał o swej wiosce
I o dom u i o Zośce —
I chw ycił go żal...
Strach odegnał, w estch nął w du-
I do dom u swego ru szy ł— [szy
„Niech będzie, co chee!“
Przeder w sią spotyka Zośkę.
Zośka pyta się o ośkę.
„A, no, — z ośką źle...
Bo kupiłem se zegarek
I w ydałem p ółtalarek —
No, nie gniew aj się...“
Mam nie gniew ać się? A m oże
Mam pochw alić cię, nieboże? —
W idzicie go, hel
Toć nie będziesz chyba przecie,
Z pola zboża niósł na grzbiecie!!!
W Zośce zbiera złość.
„Z takim chłopem tru d n a rada,
Miast pożytku — to zaw ada,
Niby w gardle ość.
Ty nie pójdziesz już do m iasta.
W p iątek pójdę ja i basta!
Ty zostań, psia kość!“
Rzeczywiście — w p iątek z ra n a
Zośka k raśn ie przyodziana
Poszła kupić oś. — v\or*v
V
.“ BN •
Strona 20
14
Na ja rm a rk u wrze, ja k w garze,
Pozjeżdżali gospodarze,
Gospodynie też.
Rząd stra g a n ó w sta n ął długi,
Przy nim kupców znów rząd drugi:
Każdy woła: „Bierz!14
Co różności w k ażdym kramie!
K ażda p ółka aż się łam ie
Kupuj, ile chcesz!
Ale Zośka szuka ośki
Zda się m ów i ktoś do Zośki:
„Śpiesz się, Zośko, śpiesz!44
I już Zośce n a w e t k to sik
W skazał, gdzie sprzed ają osi,
A było to tuż.
W tem pom iędzy k ram ik am i
Zobaczyła ten z chustkam i.
Któż się oprze, któż?
Ona oprzeć się nie umie,
W ięc stanęła w k obiet tłumie...
Rusz się, Zośka, rusz!
Zośka stoi bez pamięci,
J e d n a ch u stk a ta k ją nęci...
K upiłaby już.