16950

Szczegóły
Tytuł 16950
Rozszerzenie: PDF
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

16950 PDF - Pobierz:

Pobierz PDF

 

Zobacz podgląd pliku o nazwie 16950 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.

16950 - podejrzyj 20 pierwszych stron:

Na Emily Faringdon o�wiadczyny Simona Blade, kt�remu najwyra�niej nie przeszkadza ani jej wiek � ca�e dwadzie�cia cztery lata � ani ci���cy na przesz�o�ci skandal, ani, m�wi�c ogl�dnie, do�� oryginalna uroda, spadaj� jak grom z jasnego nieba. Mimo protest�w ojca i braci, kt�rzy w ma��e�stwie tym � zreszt� s�usznie � dopatruj� si� zemsty straszliwego Blade'a, �wiadoma, �e jest tylko narz�dziem do osi�gni�cia celu, Emily decyduje si� po�lubi� swego "smoka". Zakochana po uszy, inteligentnie, z dowcipem i wdzi�kiem nie tylko zdobywa sympati� w londy�skim wielkim �wiecie, ale i� Amanda Quick - Skandal - - 1 � - 2 � - 3 � - 4 � - 5 � - 6 � - 7 � - 8 � - 9 � - 10 � - 11 � - 12 � - 13 � - 14 � - 15 � - 16 � - 17 � - 18 � - 19 � - 20 - - 1 - < ^ > Kluczem do zemsty by�a c�rka Farringdona. U�wiadomi� to sobie ju� wiele miesi�cy temu. Pos�uguj�c si� ni� m�g� dotrze� do ca�ej rodziny i wreszcie wzi�� odwet. Spo�r�d czterech ludzi, z kt�rymi czeka�o go wyr�wnanie rachunk�w, Broderick Faringdon musia� sp�aci� najwi�cej. To ona by�a narz�dziem, dzi�ki kt�remu mia� odzyska� rodzinn� w�asno�� i jednocze�nie ukara� cz�owieka, kt�ry t� w�asno�� ukrad�. Simon Augustus Traherne, hrabia Blade, zatrzyma� swego kasztana w k�pie bezlistnych wi�z�w i milcz�co wpatrywa� si� w wielki dom. Pami�ta� go z dnia wyjazdu , dwadzie�cia trzy lata wcze�niej Przy�mione �wiat�o dogasaj�cego zimowego s�o�ca nadawa�o kamiennym �cianom zimny po�ysk szarego marmuru. St. Clair Hall odznacza� si� surowym wdzi�kiem i w niczym nie przypomina� innych wiejskich rezydencji. Zbudowano go w stylu palladia�skim, bardzo popularnym w osiemnastym stuleciu. Bi�a od niego atmosfera powagi i godnego dystansu. Nie by� tak obszerny, jak niekt�re domy w s�siednich maj�tkach, ale ka�da jego linia od zarys�w wysokich, majestatycznych okien po profil szerokich schod�w wiod�cych do frontowych drzwi - emanowa�a ch�odn� elegancj�. Sam dom nie zmieni� si� zupe�nie, bez �ladu znik�a jednak ascetyczna, bezkresna ziele� otaczaj�cych go trawnik�w, gdzieniegdzie urozmaiconych klasycznymi fontannami. Jej miejsce zaj�y ogrody, ogrody i jeszcze raz ogrody. Nawet w �rodku zimy wyra�nie �agodzi�y surowo�� domu. Wiosn� i latem ch�odne szare �ciany St. Clair Hall musia�y wy�ania� si� z g�stwy jaskrawych kwiat�w, kaskad winoro�li i fantazyjnych �ywop�ot�w. By�a to niedorzeczno��. St. Clair Hall nigdy nie promieniowa� ciep�em, nie zach�ca� o wej�cia, tote� nie nale�a�o go otacza� barwnymi, radosnymi ogrodami i kapry�nie przyci�tymi �ywop�otami. Simon domy�la� si�, komu mo�na przypisa� to absurdalne ukszta�towanie otoczenia. Zniecierpliwiony kasztan podrywa� przednie kopyta Hrabia poklepa� kark ogiera d�oni� w sk�rzanej r�kawiczce. - Ju� nied�ugo, Lap Seng - mrukn�� do konia, �ci�gaj�c wodze. - Wkr�tce dostan� t� sukinsy�sk� gromad� Faringdon�w. Dwadzie�cia trzy lata czeka�em na zemst�. A kluczem do zemsty by�a c�rka Faringdona. Panna Emily Faringdon nie nale�a�a bynajmniej do nieopierzonych dzierlatek, kt�re w�a�nie sko�czy�y pobiera� nauki. Liczy�a sobie dwadzie�cia cztery lata i wed�ug lady Gillingham, u kt�rej go�ci�, �wietnie wiedzia�a, �e ma raczej nik�e szanse na zawarcie dobrego ma��e�stwa. Zawoalowane aluzje do przesz�o�ci dziewczyny kaza�y si� domy�la� jakiego� skandalu, niwecz�cego wszelkie nadzieje na zwi�zek z cz�owiekiem godnym szacunku. Fakt ten czyni� z Emily Faringdon osob� niezwykle u�yteczn�. Simonowi zdawa�o si�, �e lata sp�dzone na Dalekim Wschodzie, po�r�d obcych kultur, nauczy�y go innego sposobu my�lenia. Przyjaciele i znajomi cz�sto wypominali mu zagadkowo�� i tajemniczo��. Poj�cie zemsty nie oznacza�o dla niego prostego, spontanicznego aktu, lecz raczej starannie przemy�lany proces. Zgodnie ze Wschodnim rozumieniem zemsty, nale�a�o zniszczy� ca�� rodzin�, a nie tylko tego z jej cz�onk�w, kt�ry by� bezpo�rednim winowajc�. Uczciwemu i przyzwoitemu Anglikowi ze szlacheckiej rodziny nawet nie �ni�oby si� wykorzystywanie niewinnej, m�odej kobiety do zaspokojenia ��dzy zemsty. Simon stwierdzi� jednak, �e nie odczuwa z tego powodu najmniejszych wyrzut�w sumienia. Zreszt� je�li plotki na temat przesz�o�ci panny Faringdon cho� w cz�ci s� prawdziwe, to ta os�bka wcale nie jest taka niewinna. Jad�c z powrotem w kierunku domu gospodarzy, Simon odczuwa� w g��bi ducha satysfakcj�. Po tylu latach czekania mia� wreszcie w zasi�gu r�ki zar�wno St. Clair Hall, jak i zemst�. Emily Faringdon zdawa�a sobie spraw�, �e jest zakochana. Nigdy dot�d nie spotka�a obiektu swoich uczu�, ale to w najmniejszym stopniu nie os�abia�o jej pewno�ci. Z list�w wiedzia�a, �e S. A. Traherne jest m�czyzn�, z kt�rym jej dusza porozumiewa si� na wy�szej p�aszczy�nie. By� on wzorem wszelkich cn�t: cz�owiek o wysublimowanej wra�liwo�ci. wyobra�ni, inteligencji i silnym charakterze. pe�ny zrozumienia dla innych. Niestety, szanse na spotkanie S. A. Traherne'a, a tym bardziej nawi�zanie z nim romantycznego stosunku przedstawia�y si� o wiele gorzej ni� prawdopodobie�stwo wygranej w grze hazardowej. Emily westchn�a, w�o�y�a okulary w srebrnej oprawce i wyci�gn�a list od S.A. Traherne'a z pliku innych list�w, gazet i czasopism, kt�re przysz�y porann� poczt�. Przez ostatnie kilka miesi�cy dosz�a do wielkiej wprawy w wyszukiwaniu �mia�ego, pi�knego charakteru pisma i niezwyk�ej piecz�ci z g�ow� smoka. Rozleg�o�� korespondencji panny Faringdon i znaczna liczba subskrypcji sprawia�y, �e na jej olbrzymim mahoniowym biurku zawsze pi�trzy�y si� przesy�ki, ale listy S. A. Traherne'a poznawa�a nieomylnie. Ostro�nie zacz�a manipulowa� no�em do papieru, nie chcia�a bowiem uszkodzi� oryginalnej piecz�ci. Ka�da cz�stka przesy�ki od S.A. Traherne'a by�a niezwykle wa�na i zas�ugiwa�a na zachowanie po wsze czasy w specjalnym puzderku, kt�re Emily specjalnie w tym celu kupi�a. W�a�nie delikatnie prze�amywa�a czerwony wosk, kiedy drzwi biblioteki otworzy�y si� i do pokoju wsun�� si� jej brat. - Dzie� dobry, Em. O, znowu zapracowana. Nie pojmuj�, jak ty to wytrzymujesz, droga siostrzyczko. - Witaj, m�j kochany. Charles Faringdon cmokn�� siostr� w policzek i z wdzi�kiem opad� na krzes�o po drugiej stronie biurka. Skrzy�owa� nogi odziane w eleganckie spodnie i obdarzy� Emily beztroskim u�miechem. - Oczywi�cie nie wiem, co by si� z nami sta�o, gdyby� nie czerpa�a tyle rado�ci z tego, co robisz. Emily z niech�ci� od�o�y�a list S. A. Traherne'a na biurko i dyskretnie przykry�a go ostatnim numerem "The Gentleman's Magazine". Zdaje si�, �e jeste� w wy�mienitym nastroju - powiedzia�a lekko. - Chyba otrz�sn��e� si� ju� po ostatnich karcianych kl�skach i zn�w zamierzasz wr�ci� do miasta? - Popatrzy�a przez okr�g�e szkl� na przystojnego m�odego cz�owieka, �wiadoma przepe�niaj�cego j� uczucia irytacji i przywi�zania zarazem. Emily kocha�a Charlesa, podobnie jak jego brata bli�niaka Devlina i ich niefrasobliwego ojca. Nie mog�a jednak przymyka� oczu na zachowanie m�czyzn z rodziny Faringdon�w, kt�rzy swoim lekcewa�eniem wszystkiego i wszystkich wystawiali niekiedy otoczenie na ci�kie pr�by. Nawet jej pi�kna matka, zmar�a przed sze�cioma laty, cz�sto si� na to skar�y�a. Ale Emily musia�a przyzna�, �e Faringdonowie stanowi� bardzo przystojna gromadk�, cho� sama by�a tu do�� ra��cym wyj�tkiem. Tego ranka Charles wygl�da� wspaniale jak zawsze. By� w je�dzieckim stroju, mia� na sobie bryczesy i kurtk� od Westona. Emily zna�a jej pochodzenie, bo w�a�nie niedawno zap�aci�a za ni� rachunek. Dopasowane spodnie podkre�la�y mocn� budow� cia�a m�odego m�czyzny, a w l�ni�cych butach prawie mo�na by�o si� przejrze�. Jak wszyscy Faringdonowie, Charles by� wysokim blondynem, w�osy ja�nia�y mu w s�o�cu, jakby je poz�ocono, a oczy mieni�y si� b��kitem letniego nieba Mia� nie tylko klasyczne rysy, lecz i niewymuszony wdzi�k, wsp�lny ca�ej rodzinie. - Rzeczywi�cie ju� si� otrz�sn��em - pogodnie zapewni� siostr�. - Za kilka minut wyruszam do Londynu. Wspania�y dzie� na jazd�. Je�li masz polecenia dla Davenporta, to ch�tnie mu przeka��. Musz� wr�ci� do miasta, zanim dotrze tam poczta. Zrobi�em zak�ad z Pearsonem, �e mi si� to uda. - Nie mam dzi� nic dla Davenporta. - Emily pokr�ci�a g�ow�. - Mo�e w przysz�ym tygodniu, kiedy korespondenci z Essexu i Kentu przeka�� mi nowe wiadomo�ci o spodziewanych plonach fasoli. Wtedy b�d� musia�a podj�� kilka decyzji. - Nie bardziej ni� wytwarzanie �elaza, wydobycie w�gla, czy zbiory pszenicy - odpar�a. - Zaskakuje mnie, �e sam nie okazujesz nimi wi�cej zainteresowania. Wszystkie rado�ci twojego �ycia, od tych pi�knych but�w pocz�wszy, a� po konia do polowa�, kt�rego kupi�e� w zesz�ym miesi�cu, s� bezpo�rednim nast�pstwem przywi�zywania wagi do takich spraw, jak produkcja fasoli. Charles u�miechn�� si� szeroko, podni�s� r�ce do g�ry i wsta�. - Em, do�� wyk�ad�w. S� jeszcze nudniejsze od fasoli. A ten ko� jest wyj�tkowo pi�kny. Pom�g� mi go wybra� ojciec, kt�ry, jak wiesz, ma �wietne oko do wierzchowc�w. - Owszem, ale wyda�e� mn�stwo pieni�dzy. - Pomy�l o tym jak o inwestycji. - Charles jeszcze raz cmokn�� j� w policzek. - Skoro nie masz nic do Davenporta, to ju� uciekam. Do zobaczenia przy nast�pnej okazji, kiedy b�d� potrzebowa� odpoczynku od stolika. Emily u�miechn�a si� smutno do brata. - Przeka� pozdrowienia ojcu i Devlinowi. �a�uj�, �e nie mog� jecha� z tob� do Londynu. - Nonsens. Zawsze m�wisz, �e jeste� najszcz�liwsza na wsi, bo przez ca�y dzie� masz pe�no zaj��. - Charles skierowa� si� do drzwi. - Zreszt� Dzisiaj jest czwartek. Pewnie idziesz po po�udniu na spotkanie k�ka literackiego. S�dz�, �e nie chcia�aby� go opu�ci�. - Chyba rzeczywi�cie nie. Do widzenia, Charles. - Do widzenia, Em. Panna Faringdon odczeka�a, a� drzwi za bratem si� zamkn�, po czym zdj�a "The Gentleman's Magazine" z listu Traherne'a. Spojrza�a na eleganckie, nieregularne pismo pokrywaj�ce kartk� i u�miechn�a si� na my�l o tajemnicy, kt�ra sprawia�a jej tyle przyjemno�ci. Zacz�a czyta�. Droga panno Faringdon! Obawiam si�, �e tym razem list b�dzie bardzo kr�tki, ale licz� na wyrozumia�o��, skoro tylko wyja�ni� przyczyn� po�piechu. Ot� nied�ugo prawdopodobnie znajd� si� bardzo niedaleko Pani. B�d� go�ciem lorda Glllinghama, kt�ry mieszka w s�siedztwie. Ufam, �e nie okazuj� nadmiernej �mia�o�ci, maj�c nadziej�, i� uprzejmie pozwoli mi Pani wykorzysta� t� okazj� do osobistego zaznajomienia si� z Pani�. Emily zamar�a. S.A. Traherne przyje�d�a do Little Dippington. Nie wierzy�a w�asnym oczom. Z mocno bij� cym sercem jeszcze raz przeczyta�a pocz�tkowe linijki. A wi�c to prawda. Mia� by� go�ciem Gillingham�w w wiejskiej rezydencji po�o�onej bardzo blisko St. Clair Hall. Emily od�o�y�a list dr��cymi palcami i zmusi�a si� do wzi�cia kilku g��bokich oddech�w, chc�c opanowa� przyp�yw podniecenia, Podniecenie miesza�o si� z l�kiem. Bardzo pragn�a osobi�cie pozna� S. A. Traherne'a, lecz jednocze�nie ba�a si� tego spotkania. W rezultacie poczu�a lekkie oszo�omienie. Desperacko usi�uj�c zachowa� zdrowy rozs�dek, przekonywa�a sam� siebie, �e takie spotkanie nie mo�e mie� �adnych nast�pstw romantycznej natury. Wprost przeciwnie, grozi�o nawet zerwaniem korespondencji, kt�ra przez ostatnie miesi�ce nabra�a dla niej wielkiego znaczenia. Istnia�o olbrzymie niebezpiecze�stwo, �e podczas wypoczynku na wsi S.A. Traherne us�yszy co� okropnego, co naprowadzi go na �lad Niefortunnego Wypadku. Lady Gillingham, u kt�rej mia� mieszka�, �wietnie wiedzia�a o tej straszliwej plamie na reputacji Emily. Wiedzieli o niej r�wnie� wszyscy mieszka�cy Little Dippington i okolic. Historia ta wydarzy�a si� przed pi�cioma laty i nikt ju� si� nad ni� nie rozwodzi�, ale tajemnic� nie by�a. Je�li S.A. Traherne pozostanie w s�siedztwie do�� d�ugo, to pr�dzej czy p�niej kto� musi wspomnie� przy nim o wypadku. - Cholera jasna - rzuci�a impulsywnie w cisz� biblioteki i wzdrygn�a si�, s�ysz�c te niekobiece s�owa. Sp�dzanie d�ugich godzin w wielkim domu, w kt�rym do towarzystwa mia�a jedynie s�u�b�, spowodowa�o, �e Emily nabra�a kilku z�ych przyzwyczaje�. Mog�a na przyk�ad ca�kiem bezkarnie przeklina� jak m�czyzna i skwapliwie z tego korzysta�a. Powiedzia�a sobie, �e w obecno�ci S. A. Traherne'a trzeba b�dzie pow�ci�gn�� j�zyk. M�czyzna o tak wysublimowanej wra�liwo�ci z pewno�ci� uzna�by przeklinanie za bardzo naganny zwyczaj u kobiety. Westchn�a ci�ko. Sprostanie jego oczekiwaniom mo�e okaza� si� bardzo trudne. Z poczuciem winy zacz�a rozwa�a�, czy przypadkiem sama nie podsun�a mu troch� niew�a�ciwych wyobra�e� o swojej subtelno�ci i wyrafinowaniu. Podesz�a do okna z widokiem na ogrody. zupe�nie nie wiedzia�a, czy ma si� cieszy� czy rozpacza�. S. A. Traherne przyje�d�a� do Little Dippington. Nie mog�a oswoi� si� z t� my�l�. Od wyobra�ania sobie r�nych sposobno�ci i zagro�e� mia�a m�tlik w g�owie. S. A. Traherne nie poda� daty przyjazdu, ale z tre�ci listu mo�na by�o wnosi�, �e mo�e to nast�pi� w ci�gu najbli�szych dni albo tygodni. Zastanawia�a si�, czy nie wymy�li� pilnej wizyty u dalekiej krewnej, w ko�cu jednak uzna�a, �e nie mo�e zmarnowa� takiej szansy, nawet gdyby w ten spos�b mia�a wszystko zniszczy�. C� za straszliwa sytuacja, kiedy my�lenie o spotkaniu z uwielbianym cz�owiekiem tak bardzo przera�a! - Cholera jasna - powt�rzy�a Emily. I nagle stwierdzi�a, �e �mieje si� jak idiotka, cho� w�a�ciwie ma ochot� p�aka�. Szarpi�ce ni� sprzeczne uczucia doprowadza�y prawie do ob��du. Wr�ci�a do wiel- kiego biurka i spojrza�a na nie doczytany list. Dzi�kuj� za w��czony do ostatniej przesy�ki Pani najnowszy wiersz zatytu�owany Rozmy�lania w ciemnych godzinach przed �witem. Przeczyta�em go z du�ym zainteresowaniem. Musz� powiedzie�, �e szczeg�ln� moj� uwag� zwr�ci�y wersy, w kt�rych przedstawia Pani uderzaj�ce podobie�stwo mi�dzy p�kni�t� urn� a p�kni�tym sercem. Robi� du�e wra�enie. Ufam, �e jeszcze przed otrzymaniem tego listu dostanie Pani pozytywn� odpowied� od wydawcy. Szczerze oddany S. A. Traherne Teraz ju� wiedzia�a, �e nie mog�aby uciec w odwiedziny do nieistniej�cej krewnej. Niech si� dzieje, co chce, nie mo�e zaprzepa�ci� szansy spotkania cz�owieka, kt�ry tak dobrze rozumie jej poezj� i znajduje w niej wersy "robi�ce wra�enie". Starannie z�o�y�a list i wsun�a go za stanik bladoniebieskiej domowej sukienki. Spojrzenie na wysoki zegar u�wiadomi�o jej, �e czas wraca� do pracy. Mia�a jeszcze wiele do zrobienia przed wyj�ciem na spotkanie Czwartkowego Towarzystwa Literackiego. Negatywn� odpowiedz od wydawcy znalaz�a dopiero w po�owie stosiku korespondencji. Pozna�a j� natychmiast, bo dostawa�a ju� wiele podobnych. Na panu Poundzie, cz�owieku o wyra�nie ograniczonym intelekcie i st�pionej wra�liwo�ci, jej poezja stanowczo nie zrobi�a wra�enia. Ale nowina o rych�ym przyje�dzie S. A. Traherne'a bardzo z�agodzi�a ten cios. - Do diab�a, Blade, nie rozumiem, po co chcesz i�� na spotkanie miejscowego k�ka literackiego. - Lord Gillingham spojrza� na swego go�cia spod krzaczastych brwi. Stali na dziedzi�cu przed rezydencj� Gillingham�w, czekaj�c na konie. - Pomy�la�em sobie, �e to mo�e by� zabawne. - Simon lekko uderzy� szpicrut� w but do jazdy konnej. By� wyra�nie zniecierpliwiony, chcia� jak najszybciej zobaczy� pann� Emily Faringdon. - Zabawne? Cudak z ciebie, Blade. To chyba przez te lata sp�dzone na Wschodzie. Zawsze mowie, �eby nie mieszka� za d�ugo w�r�d cudzoziemc�w. Zaczyna si� potem mie� dziwne za- chcianki. - Przy okazji zacz��em te� robi� fortun� - sucho przypomnia� Simon. - No c�, to prawda. - Gillingham odchrz�kn�� i zmieni� temat. - Zapowiedzia�em pannom Inglebright twoje przybycie. Spotka ci� tam zapewne bardzo entuzjastyczne powitanie, ale ostrzegam ci� To stadko podstarza�ych panien, kt�re zbieraj� si� raz w tygodniu i rozp�ywaj� si� nad garstk� jakich� przekl�tych poet�w. Kobiety maj� sk�onno�� do takich romantycznych bredni, wiesz o tym. - Tak. wiem. Mimo to jestem ciekaw rozrywek na prowincji. - Jak sobie �yczysz. Pojad� z tob� do Rose Cottage i dokonam prezentacji, ale dalej rad� sobie sam. Nie b�dziesz chyba mia� nic przeciwko temu, je�li z tob� nie zostan�. - Oczywi�cie, �e nie - mrukn�� Simon. Stajenny akurat wyprowadzi� konie. - To moja zachcianka, wi�c ja ponosz� wszelkie konsekwencje. Lekko wskoczy� na siod�o Lap Senga i u boku gospodarza ruszy� cwa�em po podje�dzie. Nie w�tpi� w mi�e powitanie ze strony panien Inglebright i innych, wi�dn�cych bez m��w czytelniczek poezji. Wprawdzie nie nale�a� do przystojnych, ale mimo wszystko by� hrabi�. Ten za� fakt. w zestawieniu z ogromnym bogactwem i wielkimi wp�ywami, m�g� ca�kowicie zatrze� liczne usterki aparycji, a tak�e zatuszowa� najrozmaitsze grzeszki i s�abo�ci charakteru. Panny z Czwartkowego Towarzystwa Literackiego bez w�tpienia przebieg� dreszcz emocji, gdy us�ysza�y, �e do ich skromnego saloniku chce zawita� hrabia Blade. Rose Cottage okaza�o si� istotnie skromne. By� to ma�y dom po�o�ony przy kr�tkiej alejce niedaleko za miasteczkiem. Otacza� go r�any ogr�dek. Dwie niskie siwow�ose kobiety w trudnym do okre�lenia wieku sta�y przy furtce i wita�y inne panie, kt�re w�a�nie nadesz�y. By�o zimno, wiec wszystkie opatuli�y si� w znoszone palta. Pod brodami mia�y zawi�zane niemodne budki Nadje�d�aj�c w towarzystwie lorda Gillingnama, Simon zlustrowa� grupk� kobiet przy furtce. Odni�s� wra�enie, �e czeka go spotkanie z nerwowym stadkiem szarych go��bi Zakl�� pod nosem, zastanawiaj�c si� kt�rym z tych nudnych ptaszyde� oka�e si� Emilv Faringdon. Pi�� par nieufnych oczu �ledzi�o go spod niemodnych budek. �adne nie nale�a�o do osoby poni�ej czterdziestki. Simon zmarszczy� brwi. By� przekonany, �e panna Faringdon b�dzie o wiele m�odsza. I �adniejsza. Faringdonowie s�yn�li z urody i niefrasobliwego traktowania przysz�o�ci. - Dobry wiecz�r paniom. - Gillingham z galanteri� zdj�� kapelusz i u�miechn�� si� jowialnie. - Przyprowadzi�em go�cia na dzisiejsze spotkanie. Prosz� pozwoli�, �e przedstawi� hrabiego Blade. W�a�nie powr�ci� z Dalekiego Wschodu i chcia�by si� dowiedzie�, co nowego s�ycha� w angielskich kr�gach literackich. Simon powoli zdejmowa� bobrow� czapk�. Nagle uderzy�o go, �e w �adnej z pi�ciu par �ledz�cych go oczu nie widzi nawet �ladu przyjaznego powitania. Nie ulega�o w�tpliwo�ci, �e czwartkowych mi�o�niczek literatury nie przebiega bynajmniej dreszcz emocji z powodu jego przybycia, Co wi�cej, da�by s�owo, �e dostrzeg� w ich twarzach irytacj� i podejrzliwo��. Narzuca�a si� my�l, �e wola�yby go tu nie widzie�. - Panny Inglebright, panna Bracegirdle, panna Hornsby, panna Ostly - dope�ni� formalno�ci Gillingham. Wszystkie kobiety odpowiedzia�y uprzejmie, lecz bez entuzjazmu. Panny Faringdon w�r�d nich nie by�o. Simon poczu� niezaprzeczaln� ulg�, ale sprawa si� skomplikowa�a. Mia� nadziej�, �e jego korespondencyjna znajoma po prostu si� sp�ni. - Mi�o z pa�skiej strony, milordzie, �e zechcia� pan si� dzi� do nas przy��czy� - powiedzia�a panna Bracegirdle, wysoka, ko�cista kobieta o poci�g�ej twarzy. S�owa te zabrzmia�y bardzo ch�odno. - O, tak - sztywno o�wiadczy�a starsza z si�str Inglebright. S�dz�c po jej minie, hrabia powinien by� raczej uda� si� na polowanie. - Bardzo nas cieszy zainteresowanie milorda naszym ma�ym, prowincjonalnym towarzystwem. Obawiam si� jednak, �e wydamy si� niezbyt zajmuj�ce. Atmosfera naszych spotka� ani troch� nie przypomina b�yskotliwej aury salon�w Londynu. - Ot� to, nie ma w niej nic londy�skiego - potwierdzi�a szybko pulchna, niegustownie ubrana panna Ostly. - Nie dotrzymujemy kroku naszym czasom, milordzie. - Nie zdarzy�o mi si� dot�d widzie� w Londynie b�yskotliwego salonu literackiego - powiedzia� Simon, zdziwiony tym niech�tnym przyj�ciem. Co� sz�o nie tak, jak powinno. - Ich bywalcy to w wi�kszo�ci rozszczebiotane damy i pi�kni kawalerowie, kt�rzy ch�tniej dyskutuj� o ostatnich skandalach ni� o najnowszych dzie�ach literackich. Pi�tka kobiet wymieni�a zak�opotane spojrzenia. M�odsza panna Inglebright odchrz�kn�a. - Szczerze m�wi�c, nam te� si� zdarza zboczy� z tematu i prowadzi� lu�ne pogaw�dki. Wie pan, milordzie, jak jest na prowincji Najciekawszych rzeczy mo�ni si� dowiedzie� od ludzi z wielkiego miasta. - Skoro tak, to mo�e b�d� w stanie dostarczy� paniom kilka nowinek z salon�w - odpar� rozbawiony Simon. Postanowi�, �e mi�o�niczki literatury tak �atwo si� go nie pozb�d�. Wyjdzie, kiedy sam uzna to za stosowne. Kobiety spogl�da�y po sobie, jakby jeszcze bardziej niepewne i rozdra�nione. Nagle na drodze rozleg� si� stukot ko�skich podk�w. - O, jedzie Emily Faringdon - rzuci�a panna Hornsby, o�ywiaj�c si� wreszcie. Panna Faringdon� Simon spojrza� przez rami� i zobaczy� srokat� klacz, cwa�em zbli�aj�c� si� do ich grupki. Natychmiast zauwa�y�, �e kobieta siedzi na koniu po m�sku, a nie bokiem. Spod filuternego s�omkowego kapelusika sp�ywa�y jaskraworude loki. Na twarzy dziewczyny b�ysn�y szk�a. Emily Faringdon nosi�a okulary w srebrnych oprawkach. Simon poczu� si� g��boko zaintrygowany. �adna ze znanych mu kobiet nie pokaza�aby si� publicznie w okularach, pr�dzej da�aby si� posieka�. - Panna Emily Faringdon � szepn�� lord Gillingham. - Wszyscy cz�onkowie tej sympatycznej rodziny to hazardzi�ci. M�wi� o nich "Faringdonowie - talia kart i fiu b�dziu w g�owie". Oczywi�cie nie dotyczy to panny Emily. Mi�a z niej dziewczyna. Szkoda tylko, �e ma za sob� ten Niefortunny Wypadek. - Ach tak, wypadek. - Simon przypomnia� sobie plotk�. kt�r� ostro�nie wyci�gn�� od lady Gillingham. Informacja mog�a okaza� si� bardzo u�yteczna. Chocia� nie zna� jeszcze szczeg��w, wiedzia� o przesz�o�ci Emily do��, �eby osi�gn�� znaczn� taktyczn� przewag� w kampanii, kt�r� mia� w�a�nie rozpocz��. Nie m�g� oderwa� oczu od Emily Faringdon. Zobaczy� garstk� pieg�w rozsypanych wok� ma�ego noska. Oczy za l�ni�cymi soczewkami by�y zielone. Niewiarygodnie zielone. Lord Gillingham dyskretnie kaszln��, zakrywaj�c usta d�oni�. - Nie powinienem by� na ten temat nic m�wi� mrukn�� pod nosem. - Wypadek zdarzy� si�, kiedy ta turkaweczka nie mia�a jeszcze dziewi�tnastu lat. Dawno min�o i nikt ju� tego nie wspomina. Wierz�, �e ty r�wnie� nie b�dziesz. - Oczywi�cie, �e nie - odpowiedzia� szeptem Simon. Lord Gillingham wyprostowa� si� w siodle i przes�a� Emily mi�y u�miech. - Dobry wiecz�r, panno Emily. - Dobry wiecz�r, milordzie. �adny mamy dzie� - Emily zatrzyma�a klacz i odwzajemni�a u�miech Gillinghama. - Czy�by zamierza� pan wzi�� udzia� w naszym spotkaniu? - Zabra�a si� do zsiadania. - Prosz� pozwoli�, panno Faringdon. - Simon zeskoczy� z siod�a, rzuciwszy wodze Gillinghamowi. Podchodz�c, jeszcze raz przyjrza� si� Emily. Trudno mu by�o uwierzy�, �e w ko�cu dopad� swego �upu. Wszyscy Faringdonowie, jakich dot�d widzia�, byli wysocy, bardzo przystojni i mieli jasne w�osy. Spogl�daj�c na Emily, nie m�g� oprze� si� wra�eniu. �e przed dwudziestoma czterema laty z�o�liwa wr�ka musia�a umie�ci� w dzieci�cym pokoju jakiego� odmie�ca - Emily nawet troch� przypomina�a elfa, za to nie mia�a nic wsp�lnego z reszt� rodziny. By�a o wiele za niska, za szczup�a Wszystko w niej zdawa�o si� drobne i kruche, od ma�ego zadartego noska poczynaj�c, po ch�opi�co w�skie biodra, prawie niezauwa�alne pod grubym materia�em niemodnego, sp�owia�ego kostiumu je�dzieckiego. Promie� s�o�ca zn�w b�ysn�� w okularach Emily. Pochyli�a g�ow�, chc�c spojrze� na Simona, a on poczu� si� niemal przygwo�d�ony do ziemi przenikliw� zieleni� tego sparzenia, w kt�rym walczy�y o prymat �ywa inteligencja i dzieci�ca niewinno��. Simon uzna�, �e panna Emily Faringdon na pewno nie oka�e si� bezbarwna. By�a oczywi�cie nieco niemodna, ale zdecydowanie nie bezbarwna. Wyci�gn�� r�ce, obejmuj�c w�sk� tali� Emily. Wyczu�, �e dziewczyna jest gibka i zgrabna, a nawet silna. Podnieci�o go samo dotkni�cie Emily. Z trudem odzyska� panowanie nad sob�. Gillingham rozpocz�� pospieszn� prezentacj�, ale Emily s�ucha�a nieuwa�nie. - Dzi�kuj� panu - mrukn�a. - Czy lord Gillingham powiedzia� "Blade"? Niecz�sto podejmujemy hrabi�w na naszych czwartkowych spotkaniach. - Na imi� mam Simon. Simon Augustus Traherne - powiedzia� z naciskiem. - S�dz�, �e zna mnie pani jako S. A. Traherne'a, panno Faringdon. Emily szeroko otworzy�a usta, a oczy skryte za szk�ami rozwar�y si�, pe�ne oczywistego przera�enia. - S. A. Traherne? Nie, chyba nie mo�e pan by� S. A. Traherne'em. - Szarpn�a si� do tylu, jakby parzy�. - Ostro�nie, panno Faringdon - rzuci� Simon widz�c, �e sp�oszona klacz unosi g�ow�. Ostrze�enie przysz�o jednak za p�no. Obuta noga Emily przypadkowo uderzy�a klacz w brzuch. Biedne zwierz� poczu�o si� ura�one takim traktowaniem i wykona�o par� nerwowych podryg�w. Okulary ze�lizgn�y si� z nosa Emily. Pr�bowa�a wsun�� je z powrotem na miejsce i jednocze�nie utrzyma� si� na grzbiecie konia, ale gdy klacz zn�w zata�czy�a, Emily zacz�a si� zsuwa�. - Bo�e! - pisn�a panna Bracegirdle. - Ona zaraz spadnie! Jedna z panien Inglebright rzuci�a si� na pomoc, chc�c z�apa� za uzd�. Tego by�o ju� dla klaczy stanowczo za wiele. Zwierz� stan�o na tylnych nogach i zacz�o wymachiwa� kopytami w powietrzu. Emily ca�kiem straci�a poczucie r�wnowagi. - Cholera jasna - wymamrota�a, wpadaj�c prosto w rozpostarte ramiona hrabiego Blade. - 2 - < ^ > Emily pragn�a, �eby rozst�pi�a si� pod ni� posadzka Rose Cottage. Czu�a si� �miertelnie zawstydzona i upokorzona. Gdyby tylko mog�a zemdle� Niestety, a� tak wydelikaconej wra�liwo�ci nie mia�a. Przede wszystkim jednak szala�a z w�ciek�o�ci. Cz�owiek b�d�cy wielk� mi�o�ci� jej �ycia pojawi� si� znienacka i zasta� j� �a�o�nie nie przygotowan� na lak� chwil�. Nie by�a w stanie znie�� tej my�li. Upi�a troch� herbaty, chc�c uspokoi� nerwy. Przys�uchiwa�a si� chaotycznym wysi�kom panien z k�ka literackiego, brn�cych w dyskusj� nad artyku�ami z ostatniego numeru "Edinburgh Review". Zaj�cie to wyra�nie nie budzi�o ich entuzjazmu. Emily odstawi�a fili�ank� na spodeczek. S�ysz�c g�o�ny brz�k, u�wiadomi�a sobie swoje zdenerwowanie. Rozlanie herbaty na dywan by�o w tej sytuacji jedynie kwesti� czasu. - Recenzja ostatnich utwor�w Southeya raczej mnie nie dziwi. - Spokojny, niski g�os Simona przebi� si� przez niemraw� dyskusj� nad dosy� nudnym dzie�em Johna MacDonalda, Opisanie Cesarstwa Perskiego. - Recenzenci, jak zwykle, pisz� nie na temat. Nie umiej� znale�� podej�cia do Southeya. Zreszt� z Wordsworthem i Coleridge'em te� maj� k�opoty. Wydawa�oby si�, �e poprzysi�gli wendet� wszystkim Poetom Jezior. Dyskusja, ledwo tl�ca si� od samego pocz�tku, natychmiast zamar�a. Simon upi� �yk herbaty i oczekuj�co rozejrza� si� po siedz�cych w pokoju paniach. Poniewa� �adna si� nie odezwa�a, dzielnie pr�bowa� wznowi� konwersacj�: - Czego w�a�ciwie mo�na oczekiwa� po tej gromadzie Szkot�w, kt�rzy nazywaj� siebie recenzentami? Kilka lat temu Byron wytkn�� krytykom "Edingurgh Review", �e s� ma�oduszn� klik�. Jestem sk�onny si� z zim zgodzi�. A co panie na ten temat s�dz�? - Czy pan nawi�zuje do utworu Byrona Angielscy bardowie i szkoccy recenzenci, milordzie? - odwa�y�a si� grzecznie spyta� panna Hornsby. - Ot� to. - W g�osie Simona zabrzmia�o zniecierpliwienie. Panna Hornsby zblad�a. Dwie inne mi�o�niczki literatury odchrz�kn�y i rozejrza�y si� nerwowo. - Mo�e jeszcze herbaty, milordzie? - bohatersko spyta�a Lavinia Inglebright, chwytaj�c za ucho czajniczka. - Dzi�kuj� - odpar� sucho. Rozmowa po raz kolejny zdryfowa�a donik�d. Emily zaniepokoi�a si�, dostrzegaj�c wyra�ne rozdra�nienie i zaw�d hrabiego. Nie mog�a jednak pohamowa� lekkiego u�miechu. Deprymuj�cy wp�yw Simona na Czwartkowe Towarzystwo Literackie by� pod pewnymi wzgl�dami zabawny. Zupe�nie jakby w saloniku zagnie�dzi� si� smok. Wiadomo, �e trzeba go traktowa� wyj�tkowo uprzejmie, nie wiadomo jednak, co w�a�ciwie z nim zrobi�. Siedz�c na honorowym miejscu w pobli�u kominka, zdawa� si� zajmowa� ca�� przestrze� ciasnego, przesadnie ozdobnego kobiecego pokoju. Wype�nia� go wszechogarniaj�c�, niebezpieczn� m�sko�ci�. Emily przyjrza�a mu si� dyskretnie i poczu�a dziwny dreszcz podniecenia, Hrabia by� mocno zbudowany, muskularny, ale smuk�y. Pod obcis�ymi spodniami wyra�nie rysowa�y si� umi�nione uda. Z rozbawieniem dostrzeg�a, �e Lavinia Inglebright rzuca niespokojne spojrzenia na filigranowe krzes�o utrzymuj�ce hrabiego. Biedaczka prawdopodobnie ba�a si� o wytrzyma�o�� kruchego mebla. Emily pomy�la�a, �e hrabia w�r�d szcz�tk�w krzes�a Lavinii Inglebright przedstawia�by ciekawy widok. W chwil� potem uzna�a jednak, �e najwyra�niej ogarnia j� histeria. Czy�by ten wieczorek mia� trwa� bez ko�ca? St�umi�a j�k, rozpaczliwie pr�buj�c umiejscowi� najbli�szy stolik, na kt�rym mog�aby bezpiecznie postawi� spodeczek z grzechocz�c� fili�anka. Widzia�a tylko wielobarwn� plam�, okulary bowiem �ci�gn�a i ukry�a w torebce natychmiast, gdy hrabia postawi� j� na ziemi. Ale i tak zobaczy� j� w szk�ach. Sta�o si�. Po d�ugich miesi�cach sekretnych nadziei i oczekiwa� spotka�a wreszcie wielk� mi�o�� swego �ycia, i akurat musia�a mie� na nosie okulary. Jak znie�� co� takiego? A przecie� nie chodzi�o tylko o szk�a. Blade widzia� w r�wnie� jad�c� na koniu po m�sku w dodatku w niemodnym kapelusiku i najbardziej znoszonym kostiumie. Na domiar z�ego opuszczaj�c po po�udniu St. Clair Hall, nawet nie zada�a sobie trudu, �eby przykry� pudrem piegi. Na wsi nigdy tego nie robi�a. W okolicy Little Dippington wszyscy wiedzieli, jak naprawd� wygl�da. Bo�e, co za straszliwa kl�ska! Simon Augustus Traherne, hrabia Blade, wy da� jej si� absolutn� doskona�o�ci�. To prawda, �e troch� oszo�omi� j� ch��d w jego z�ocistego spojrzenia, ale czego nale�y si� spodziewa� po smoku, fesli nie pewnego ch�odu w oczach? Nie mog�a te� poczyta� mu za ujm� szorstko�ci rys�w. Blade z pewno�ci� nie ponosi� winy za ca�kowity brak delikatno�ci kszta�tu wielkiego nosa, za zbyt wysokie ko�ci policzkowe i kanciasty zarys szcz�ki. Emily mia�a przed sob� twarz pe�n� wyrazu, twarz znamionuj�c� nadzwyczajn� si�� woli, a przy tym nies�ychanie m�sk�. Jednak �w cz�owiek na nieszcz�cie okaza� si� hrabi�. Przepa�� mi�dzy nimi by�� teraz o wiele g��bsza ni� wtedy, gdy zna�a go po prostu jako S. A. Traherne'a. Fili�anka i spodeczek z�owrogo zadzwoni�y w r�ku Emily. - Prosz� pozwoli�, �e pomog�. - Silne, ciep�e palce Simona prze�lizgn�y si� po jej d�oni i zr�cznie usun�y z niej porcelan�. - Dzi�kuj�. - Emily przygryz�a warg� i z powrotem usiad�a, zn�w rozpaczliwie pragn�c zapa�� si� pod ziemi�. Najwyra�niej bliska by�a postawienia spodeczka z fili�ank� na czyich� - mo�e nawet jego kolanach. Cholera jasna. Poczu�a desperackie pragnienie wyrwania si� z tego koszmaru. - Proponuj� w�o�y� okulary, panno Faringdon - mrukn��. - Nie ma sensu porusza� si�, prawie nic nie widz�c. Przecie� jeste�my starymi przyjaci�mi. Nie musi si� pani przejmowa� mod� w mojej obecno�ci. Emily westchn�a. - Chyba ma pan racj�, milordzie. Tak czy owak, ju�. mnie pan widzia� w okularach. - Wyci�gn�a szk�a z torebki i w�o�y�a je na nos. Grubo ciosane, pos�pne rysy Simona i jego ch�odne oczy natychmiast nabra�y ostro�ci, Emily stwierdzi�a, �e Blade r�wnie intensywnie jej si� przygl�da. - C�, milordzie, chyba niezupe�nie odpowiadam pa�skim oczekiwaniom, prawda? Grymas rozbawienia przemkn�� mu przez usta. - Jest pani jeszcze ciekawsza od tej, kt�r� znam z list�w. Zapewniam, �e nie czuj� najmniejszego rozczarowania. Mam nadziej�, �e pani te� nie. - Rozczarowania�? - zaj�kn�a si�. - Ale� nie, zupe�nie nie, panie Traherne. Chcia�am powiedzie� milordzie. - Dobrze. Robimy post�py. - Simon poci�gn�� nast�pny �yk herbaty. Skrzywienie jego ust wyra�nie dawa�o do zrozumienia, i� mieszanka nie jest w najprzedniejszym gatunku. Emily z przymusem w��czy�a si� do og�lnej konwersacji. Pozosta�ym mi�o�niczkom literatury uda�o si� w ko�cu skleci� ma�o natchnion� dyskusj� o wp�ywach Poet�w Jezior. Emily ze wszystkich sil wspiera�a te starania. Hrabia przez chwil� pi� w milczeniu herbat�, po czym odezwa� si� nagle: - Skoro mowa o Byronie i jego �wicie, to czy kt�ra� z pa� mia�a okazie czyta� ostatnie dzie�o lorda Ashbrooka, Bohater Marliany? Osobi�cie uwa�am je za do�� n�dzne na�ladownictwo Byrona. Ashbrook nie potrafi zainteresowa� tak jak Byron. Brak mu autoironii. Bez w�tpienia jednak w pewnych kr�gach cieszy si� w tej chwili popularno�ci�. By�bym ciekaw opinii pa� na ten temat. Efekt tej pozornie niewinne] uwagi by� zaskakuj�cy. Obie panny Inglebright zach�ysn�y si� powietrzem, a usta panny Bracegirdle zacz�y nerwowo dr�e�. Panna Hornsby wymieni�a znacz�ce spojrzenia z pann� Ostly. Emily spu�ci�a g�ow� i zacz�a wpatrywa� si� w swoje d�onie ciasno splecione na kolanach Simon rozejrza� si�, lekko zaskoczony grobow� cisz�, jaka zapad�a w salonie. Cisza ta zdecydowanie r�ni�a si� od poprzednich: by�a jawnie wroga i oskar�ycielska. Simon spojrza� z zak�opotaniem na otaczaj�ce go kobiety. - Rozumiem, �e panie nie mia�y jeszcze okazji czyta� tego poematu Ashbrooka. - Nie, milordzie. Nie mia�y�my. - Emily odwr�ci�a spojrzenie, �wiadoma silnego rumie�ca na swoich policzkach. Desperacko pr�buj�c zaj�� czym� dr��ce r�ce, si�gn�a po spodeczek z fili�ank�. - Niewielka strata - powiedzia� Simon. W jego z�ocistych oczach kry�o si� niebezpieczne zaciekawienie, jak u smoka, kt�ry dostrzeg� intryguj�c� zdobycz. Panie z Czwartkowego Towarzystwa Literackiego nagle powr�ci�y do �ycia, jakby nazwisko Ashbrooka pobudzi�o je do dzia�ania. Salon wype�ni� si� g�o�n�, pustos�own� dyskusj� o ostatnim utworze Marii Edgeworth. Nawet redaktorzy "Edinburgh Review", kt�rzy zazwyczaj schlebiali autorce, mieli k�opoty ze znalezieniem tam czego�, co mo�na by�oby pochwali�. Czwartkowe mi�o�niczki literatury nie zostawi�y na Marii Edgeworth suchej nitki. Simon usadowi� si� wygodniej na krze�le. - Prosz� mi wybaczy� - szepn�� do Emily. - Wygl�da na to, �e powiedzia�em co� niestosownego. Emily zakrztusi�a si� herbat�. - Wcale nie, milordzie - wyrzuci�a z siebie w przerwie mi�dzy gwa�townymi wdechami. Oczy zasz�y jej �zami. - Po prostu nie znamy tu zbyt dobrze otwor�w lorda Ashbrooka. - Rozumiem. - Simon wyci�gn�� r�k� i klepn�� Emily mi�dzy �opatkami. Emily zachwia�a si� od silnego uderzenia, ale zaraz odzyska�a r�wnowag� i oddech. - Dzi�kuje, milordzie - wykrztusi�a. - Do us�ug. - Hrabia wsta�, na co salon zareagowa� szmerem, tym razem pe�nym nadziei. Simon uni�s� brew. - Zechc� mi panie wybaczy�, ale musz� ju� i��. Powiedzia�em lady Gillingham, �e wcze�nie wr�c�. Mam nadziej�, �e jeszcze panie spotkam. Bardzo zajmuj�co sp�dzi�em tu czas. Nast�pi�o kilka minut chaotycznych po�egnalnych uprzejmo�ci. Simon zosta� odprowadzony do drzwi, grzecznie si� sk�oni� i ruszy� w�sk� �cie�k� do furtki, przy kt�rej przywi�za� swego ogiera. Dosiad� konia, uchyli� czapki, i pocwa�owa� drog�. Na Rose Cottage sp�yn�a fala ulgi. Wszystkie kobiety jednocze�nie zwr�ci�y si� ku Emily. - Ju� my�la�am, �e nigdy sobie nie p�jdzie - mrukn�a Priscilla Inglebright, opadaj�c na krzes�o. - Lavinio, nalej nam jeszcze po fili�ance herbaty. - Prosz� bardzo. - Siostra wzi�a czajniczek, i reszta panien wr�ci�a na swoje miejsca. - By�am okropnie zaskoczona, kiedy lord Giillingham zawiadomi� mnie, �e Blade pragnie nas dzisiaj odwiedzi�. Trudno by�o odm�wi�. Zdaniem Gillinghama, Blade nale�y do najbardziej wp�ywowych ludzi w Londynie - My�l�, �e jest ca�kiem interesuj�cy - stwierdzi�a Priscilla. - Ale do naszej grupki raczej nie pasuje. - Raczej nie - przyzna�a panna Hornsby. - Czu�am si�, jakby�my podejmowa�y potwora. - Smoka� - cicho podsun�a Emily. - W�a�nie, smoka - zgodzi�a si� natychmiast panna Ostly. - Sprawia wra�enie do�� niebezpiecznego m�czyzny. W tych jego dziwnych oczach jest co� takiego, �e cz�owiek zaczyna si� mie� na baczno�ci. - Powinno nam schlebia�, �e hrabia nas odwiedzi�, i z pewno�ci� wszystkie jeste�my tym zaszczycone, ale szczerze m�wi�c, dozna�am nadzwyczajnej ulgi, kiedy wreszcie poszed�. M�czy�ni tego rodzaju s� zupe�nie nie na miejscu w ma�o miasteczkowych salonach, takich cho�by jak nasz - oznajmi�a Priscilla Inglebright. - S�ysza�am, �e jego rodzina mieszka�a kiedy� w s�siedztwie - powiedzia�a Lavinia, w zamy�leniu marszcz�c brwi. - Jeste� tego pewna? - spyta�a zaskoczona Emily. - Tak. Jednak od tamtej pory min�o ponad dwadzie�cia lat, a Priscilla i ja sprowadzi�y�my si� tutaj niedawno. O ile wiem, rodzina hrabiego posiada�a w okolicy sporo ziemi. - Lavinia urwa�a nagle. - Ale, jak m�wi�am, min�o ponad dwadzie�cia lat i naprawd� nie przypominam sobie szczeg��w. - �e te� akurat dzisiaj musia� si� tu zjawi�. Bardziej nie m�g� pokrzy�owa� nam szyk�w - zauwa�y�a panna Hornsby. - Tyle czasu musia�y�my czeka� na wie�ci od Emily. Irytuj�ce w najwy�szym stopniu. No, ale w ko�cu mo�emy przej�� do rzeczy. - Obr�ci�a wyblak�e oczy ku Emily. - I co? Jak posz�o? Emily pewniej osadzi�a okulary na nosie i podnios�a sakiewk�. Po wyj�ciu S. A. Traherne'a my�la�a o wiele ja�niej. - Szanowne panie� Jest mi bardzo mi�o, �e przynosz� dobre nowiny. - M�wi�c to, przekopa�a zawarto�� torebki i wyci�gn�a kilka kartek. - Akcje kana�u �eglugowego, kt�re posiada�y�my, zosta�y sprzedane z przyzwoitym zyskiem. W dzisiejszej porannej poczcie dosta�am na ten temat informacj� od pana Davenporta, kt�ry ju� zdeponowa� pieni�dze w banku na waszym rachunku. - Ojej! - zawo�a�a panna Bracegirdle z rozp�omienionymi oczami. - Mo�e w ko�cu b�dzie mnie sia� na kupno tego ma�ego domku u wylotu doliny? Co za ulga dowiedzie� si�, �e b�d� mia�a duch nad g�ow�, kiedy w przysz�ym roku reszta moich podopiecznych wyjedzie do szko�y. - Jakie tu wspania�e - stwierdzi�a panna Hornsby. - Tylko pomy�l, Marto - doda�a, zwracaj�c si� do panny Ostly - mamy wreszcie szans� zapewni� sobie zno�ny byt na staro��. - Rzeczywi�cie wspaniale - odpar�a Marta Ostly. - Wiadomo przecie�, �e �aden z naszych pracodawc�w nie zamierza si� o nas zatroszczy�. Z jak� ulg� cz�owiek pozbywa si� my�li o staro�ci w przytu�ku� - Je�li tak dalej p�jdzie, Lavinia i ja b�dziemy wkr�tce mia�y do�� pieni�dzy, �eby otworzy� seminarium dla panien - rado�nie powiedzia�a Priscilla Inglebright. - Tak d�ugo wydawa�o si� to nieziszczalnym snem, a teraz jest niemal w zasi�gu r�ki. - Dzi�ki Emily - doda�a Lavinia Inglebright obdarzaj�c najm�odsz� osob� w grupie ciep�ym u�miechem. - Wiesz, Emily, dr�� na my�l, co sta�oby si� z nami wszystkimi, gdyby� nie podsun�a nam tego cudownego planu z zebraniem pieni�dzy i zainwestowaniem ich w akcje i papiery warto�ciowe. - Panna Hornsby pokr�ci�a g�ow�. - Zawsze ba�am si�, �e zostan� rezydentk� u moich krewnych. A to jest fatalna kompania� Trzeba �ebra� o ka�dy och�ap mi�osierdzia. - Jeste�my uratowane i zawdzi�czamy to Emily - powiedzia�a panna Bracegirdle. - Je�eli b�dziemy mog�y ci kiedy� jako�� odp�aci�, natychmiast o tym powiedz, kochanie. - Ju� tysi�ckrotnie mi odp�aci�y�cie wasz� przyja�ni� - szczerze zapewni�a je Emily. - Nigdy nie zapomn� tego, co dla mnie zrobi�y�cie, kiedy pi�� lat temu wystawi�am si� na po�miewisko. - Nonsens, moja mi�a - odpar�a panna Bracegirdle. - Nie zrobi�y�my nic poza tym, �e nalega�y�my, aby� nadal jak zwykle przychodzi�a na nasze czwartkowe wieczorki. I w ten spos�b jasno da�y�cie do zrozumienia, �e przyzwoici ludzie w Little Dippington nie zamierzaj� odcina� si� od c�rki Faringdon�w tylko dlatego, �e spotka� j� Niefortunny Wypadek - po- my�la�a wzruszona Emily. Czu�a ogromn� wdzi�czno�� dla panien z Czwartkowego Towarzystwa Literackiego. Lavinia Inglebright zerwa�a si� z krzes�a. - My�l�, �e powinny�my jako� uczci� t� okazj�. Priscillo, mo�e przynie�� ze schowka butelk� bordeaux? - Wspania�y pomys�! - zawo�a�a Priscilla. Simon by� zmuszony przez dobre p� godziny w��czy� ogiera miedzy drzewami, bez celu je�d��c st�pa, zanim wreszcie jego zdobycz �askawie pojawi�a si� w polu widzenia. Na poz�r by� spokojny, lecz wewn�trz wszystko si� w nim gotowa�o. Sprawy nie posz�y tak g�adko, jak tego oczekiwa�, gdy za�atwia� sobie udzia� w czwartkowym wieczorku. Wobec konieczno�ci odwrotu postanowi� czeka� na Emily w pobli�u. Spodziewa� si�, �e wieczorek towarzystwa literackiego sko�czy sic wkr�tce po jego wyj�ciu, ale najwyra�niej mile panie znalaz�y wreszcie temat do rozmowy. Diabelnie marz�, chocia� popo�udnie by�o raczej cieple jak na t� por� roku. Mimo wszystko ko�czy� si� luty i nie nale�a�o tego lekcewa�y�. Lap Seng cicho parskn�� i zastrzyg� kszta�tnymi uszami. Simon zatrzyma� konia i nas�uchiwa�. Z drogi dolecia�y go odleg�e, cho� szybko zbli�aj�ce si� odg�osy ko�skiego k�usu. - Najwy�szy czas - burkn�� pod nosem, zsiadaj�c z konia. Nagle zmarszczy� czo�o, us�ysza� bowiem g�os Emily, wy�piewuj�cej fa�szywie pe�nym g�osem: Co w ch�opach dobrego - czy kt�ra� by zgad�a? Rozs�dek wszak ka�e ich wys�a� do diab�a, Lecz po co� si� �yje, tak jest niezawodnie Bo cel ma nawet wesz�. wi�c ch�op zapewne te�: Kobiety, zajrzyjcie mu w spodnie. Mimo paskudnego nastroju Simon roze�mia� si� serdecznie. Po jego odje�dzie cz�onkinie towarzystwa wyra�nie zaaplikowa�y sobie co� odrobin� mocniejszego ni� cienka herbata. �ci�gn�� wodze i wyprowadzi� Lap Senga spomi�dzy drzew na �rodek drogi. W chwil� p�niej, gdy srokacz Emily wy�oni� si� zza zakr�tu, Simon by� ju� got�w. Emily nie od razu go zauwa�y�a. Zbyt poch�on�a j� rubaszna piosenka. Okulary pob�yskiwa�y w s�o�cu, i rude pukle podskakiwa�y w rytm melodii. Simon zapragn�� nagle dowiedzie� si�, jak wygl�da�yby te p�omieniste w�osy, gdyby je swobodnie rozpu�ci� na ramiona. - Niech to diabli wezm� - mrukn�� pod nosem czekaj�c, a� Emily zauwa�y, �e kto� jej zast�pi� drog�. Fizyczny poci�g do kobiety by� teraz ostatni� rzecz� potrzebn� Simonowi do szcz�cia. Chc�c zrealizowa� swoje zamierzenia, musia� mie� jasny umys�. Zemsta z zimn� krwi� wymaga�a zimno-krwistego my�lenia. - Dobry wiecz�r, panno Faringdon. Zaskoczona Emily gwa�townie �ci�gn�a wodze. - M�j Bo�e, co pan tu robi, milordzie? - Zarumieni�a si�, a w zielonych oczach elfa pojawi�y si� oznaki dzikiego pop�ochu. - Czy�by zgubi� pan drog�? Gillinghamowie mieszkaj� dok�adnie za tym wzniesieniem. Przy strumieniu prosz� skr�ci� w lewo, a potem jecha� na prze�aj przez wzg�rze. - Dzi�kuj� - odpar� Simon. - Zapewniam jednak, �e si� nie zgubi�em. Po prostu czeka�em na pani�. Ju� si� zaczyna�em obawia�, �e wybra�a pani inn� drog� do domu. - M�wi� pan, �e Gillinghamowie spodziewaj� si� pa�skiego wczesnego powrotu. - To by�a wym�wka, przyznaj�. Wyszed�em szybko, bo odnios�em wra�enie, �e moja obecno�� bardzo kr�puje mile panie z towarzystwa literackiego. Emily zamruga�a jak sowa. - Obawiam si�, �e ma pan racj�, milordzie. Nie jeste�my przyzwyczajone do podejmowania smok�w� - Spojrza�a na niego zmieszana, natychmiast pr�buj�c zatrze� swoj� niezr�czno��: - Chcia�am powiedzie�, do podejmowania hrabi�w� na naszych wieczorkach. - A wi�c smok�w, hm? Czy tak mnie pani widzi? - Ale� nie, milordzie - zapewni�a pospiesznie. - No, mo�e w oczach jest pewne podobie�stwo. - Czy w z�bach r�wnie�? - Simon u�miechn�� si� ponuro. - Bardzo, bardzo niewielkie� Milordzie, to przecie� zupe�nie bez znaczenia. Wygl�da pan dok�adnie tak, jak wyobra�a�am sobie pana z list�w. Simon st�umi� ogarniaj�ce go wzburzenie i zaproponowa� spokojnym g�osem: - Mo�e p�jdziemy na ma�a przechadzk�? Mamy wiele spraw do om�wienia. - Wiele spraw�? - Oczywi�cie, przecie� jeste�my starymi przyjaci�mi. Nie myl� si�, prawda? - Starymi przyjaci�mi�? - Prosz� mnie poprawi�, panno Faringdon je�eli nie mam racji, ale zdaje mi si�, �e od kilku miesi�cy wymieniamy korespondencj�. Emily zmiesza�a si�. - Oczywi�cie, milordzie. Oczywi�cie, �e tak. - Rude pukle zako�ysa�y si� w rytm przytakiwania. - Mam wra�enie, �e znamy si� od lat. - Ja te�. - Rzecz w tym, �e nigdy nie spodziewa�am si� pozna� pana osobi�cie, - Rozumiem. Co powiedzia�aby pani na spacer wzd�u� strumienia? - Zeskoczy� z konia i stanowczym krokiem podszed� do Emily, prowadz�c Lap Senga za uzd�. Spojrza�a na niego z nie ukrywanym pragnieniem. - Bardzo mi si� podoba ten pomys�, ale obawiam si�, �e jest nie ca�kiem stosowny. - Nonsens. Kto nas zobaczy? A gdyby nawet to te� nie by�oby powodu do robienia z tego ha�asu. Przecie� podczas wieczorku literackiego zostali�my sobie przedstawieni zgodnie z wszelkimi regu�ami. Chwilowe wahanie Emily ust�pi�o natychmiast. Obdarzy�a Simona gor�cym u�miechem. - Zupe�nie s�usznie, milordzie. Musz� panu powiedzie�, �e a� trudno mi uwierzy� w nasze spotkanie. I ogromnie si� z niego ciesz�. Zacz�a zsiada� z klaczy. Wyci�gn�� r�ce, �eby jej pom�c. Tym razem jednak nie wyl�dowa�a w jego ramionach i Simon u�wiadomi� sobie, �e jest z tego powodu troch� rozczarowany. Na wp� �wiadomie zn�w pragn�� poczu� dotyk delikatnego, zgrabnego kobiecego cia�a. - Prosz� wybaczy� ten m�j popo�udniowy najazd - powiedzia�, przywi�zuj�c konia do drzewa. - Chcia�em zrobi� niespodziank�. Wiem, �e pani bardzo lubi niespodzianki. - �wietnie to pan wymy�li� - przyzna�a. - Rzeczywi�cie, bardzo lubi� niespodzianki� Przewa�nie. - Ale nie zawsze - u�miechn�� si� kwa�no. - Podczas naszego pierwszego spotkania chcia�am pokaza� si� z jak najlepszej strony. Nie wyobra�a pan sobie, co prze�ywa�am, kiedy dzi� rano dosta�am pa�ski list. S�dzi�am, �e mam kilka tygodni na przygotowania� Zreszt� nie zrobi�oby to chyba wielkiej r�nicy. Simon spojrza� na ni� z g�ry. Si�ga�a mu zaledwie do ramienia. By�a niska, ale porusza�a si� lekko i z wdzi�kiem. - Niech b�dzie mi wolno powiedzie�, �e wygl�da pani znakomicie. Od pierwszej chwili jestem oczarowany. - Naprawd�? - Zmarszczy�a nosek, wyra�nie zdziwiona tym stwierdzeniem. - O, tak. Oczy Emily zal�ni�y. - Dzi�kuje, milordzie. Jestem r�wnie oczarowana. Oczywi�cie mam na my�li pa�ski wygl�d. Simon pomy�la�, �e zadanie okazuje si� zbyt �atwe. - W ka�dym razie nie mia�em zamiaru psu� zabawy pani i reszcie towarzystwa literackiego. Musz� mi panie wybaczy�. - Widzi pan, milordzie� akurat dzisiaj nie mia�y�my zamiaru rozmawia� o poezji ani o naj�wie�szych recenzjach - wyja�ni�a Emily, lekko krocz�c u jego boku. - A o czym? - O inwestycjach. Lekcewa��co machn�a r�k� Spojrza� na ni� zaciekawiony: - O inwestycjach�? - Tak. Dla pana musi to by� okropnie nudne. - Rzuci�a na niego niespokojne spojrzenie. - Zapewniam, �e dzisiejsze spotkanie przebiega�o do�� nietypowo. Mia�am dla wszystkich moich przyja- ci�ek dobre wiadomo�ci w zwi�zku z inwestycjami, jakie poczyni�am w ich imieniu. Widzi pan, one bardzo martwi� si� o zabezpieczenie na staro��. Trudno je za to wini�. - Pr�buje je pani zabezpieczy�? - Znam si� troch� na finansach, wi�c robi�, co mog�. Ca�e grono, kt�re dzisiaj pan pozna�, okazuje mi wiek sympatii. Przynajmniej w ten spos�b mog� im si� do pewnego stopnia odwdzi�czy�. - U�miechn�a si� pogodnie. - Daj� jednak s�owo, �e normalnie po�wi�camy czas �arliwym dyskusjom nad powie�ciami i poezja. W zesz�ym tygodniu na przyk�ad bardzo starannie analizowa�y�my Dum� i uprzedzenie Jane Austen. Mia�am nawet o tym do pana napisa�. - Co pani sadzi o tej powie�ci? - No c�, w pewien spos�b jest bardzo przyjemna. Panna Austen z pewno�ci� dobrze pisze. Potrafi wspaniale odmalowywa� niekt�re typy postaci, chocia�� - Chocia��? - Wbrew sobie Simon poczu� zaciekawie