16837
Szczegóły |
Tytuł |
16837 |
Rozszerzenie: |
PDF |
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
[email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
16837 PDF - Pobierz:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd pliku o nazwie 16837 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
16837 - podejrzyj 20 pierwszych stron:
Kris Neville
Wytyczne rządowe
Z punktu widzenia trzy i pół latka, fakt noszenia okularów przez dorosłych jest całkiem logiczny, muszą przecież trzymać w cieple swoje gałki oczne. Zimne oczy to jedna z wielu przypadłości dorosłych, równie niezrozumiała jak wszystkie inne.
Dorośli zawsze zbyt głośno mówią. Huk ponaddźwiękowca zamiast szeptu. Małe uszka słyszą ruch drobin powietrza w nocy, kiedy nasłuchują, czy coś się nie wydarzy.
Dorośli żyją zbyt szybko. Nawyk zastępuje im myślenie. Naciskanie przycisków. Słuchanie. Otwieranie szuflady. Jeden z tych dużych drani robi to naprawdę bezmyślnie i nic go nie obchodzi, co jest w środku. Szuka czegoś konkretnego, a potem zamyka szufladę, nie wiedząc, co w niej jest. Natomiast małe rączki, oczy zaglądające nad jej krawędzią, widzą dziwny mały świat we wnętrzu szuflady. Życia nie wystarczy, aby zbadać jej zawartość. Uwaga, baczność! Jest coś, co wygląda jak klucz, ale ogromny! Ojej! Jaką ogromną rzecz można nim otworzyć? Niesamowite! Nikt jeszcze nie widział czegoś tak dużego. Gdzie oni to trzymają?
A tu coś naprawdę ciekawego: zupełnie nie wiadomo, do czego może służyć. Ma ruchome części, ale nic nie robi i nie ma żadnej wtyczki, którą można by to było włączyć. Założę się, że zostało zrobione przez króliki. Przecież kurczaki robią jajka.
Wynocha z tej szuflady! Zostaw to!
Już przyszła. Wiedziałem, za dobrze było, aby mogło trwać dłużej. Co jej szkodzi? A jak się zapytam, co to jest, to po prostu mnie zlekceważy. Naciskanie przycisków. Słuchanie. Gadanie bzdur. Może sobie pójdzie. Zaraz, a to co takiego? Wygląda interesująco. Do czego też to może…
Wyłaź stamtąd!
A, niech tam! Spróbuję z nią podyskutować. Może uda się wciągnąć ją w rozmowę.
Tam cukierek.
Nie ma tam żadnych cukierków.
A skąd ona może o tym wiedzieć? Nie ma cukierków, akurat! Dobry Boże, wystarczy tylko spojrzeć na te wszystkie rzeczy, które tam są. Jakie ona ma prawo mówić, że nie ma tam cukierków, skoro nawet nie zajrzała do środka. To przecież nie jest jej szuflada, tylko Taty.
A do czego to służy?
To nie jest cukierek. Odłóż to.
Nie udało się. Czasami udaje się do nich dotrzeć mówiąc o cukierkach. Najczęściej, tak jak teraz, są zupełnie bezmyślni. Zacznę płakać. Zacznę cicho, bo może mi to zająć sporo czasu. Na początek małe chlip, chlip, łaa. Źle się po tym czuję, ale nie można dać się ponieść emocjom. Zbyt szybko bym się wypalił. Być może będę musiał tak ciągnąć przez dłuższy czas, więc trzeba zaczynać pomału i po troszeczku. Będzie czekała, żeby sprawdzić, czy robię to na poważnie. Nie jest to takie trudne, jeśli człowiek się nie spieszy. Ale jak się już rozkręcę, to samo idzie dalej. Można zamknąć oczy i słuchać — miłe dźwięki, zupełnie jak piosenka. Ładny głos, duże zróżnicowanie tonacji — w górę i w dół. Mógłbym tak ciągnąć cały dzień.
W wieku trzech i pół roku jest się na świecie już od zawsze, a to życie nie było dobre, ani trochę.
Wszystko zawsze było zbyt duże. Ciężkie, niewygodne w noszeniu. Można się nieźle zmęczyć! Każda rzecz w złym rozmiarze. Ci dookoła są duzi i głupi, nie można z nimi porozmawiać o niczym ważnym. Kogo obchodzi, jak się robi dzieci? Ale chciałbym popatrzeć, a na to nie pozwalają. Leżę więc sobie po cichu i czekam, czekam w milczeniu, podczas gdy oni szepczą, głośno jak odrzutowiec:
Czy już śpi?
Zamykam oczy i czekam jeszcze trochę. Może boją się, że będę się z nich śmiał, muszą głupio wyglądać.
Ale pomału staję się coraz sprytniejszy. Nie mogą się o tym dowiedzieć. Mają swoją specjalną książkę. Czasem jednak robią rzeczy bez książki, tak jak przed chwilą z tą szufladą. Nie są złośliwi, zazwyczaj po prostu głupi.
Najgorzej jest, jak spiskują z tą książką. Robią wtedy okropne rzeczy. Jak te tortury z uczeniem mnie korzystania z toalety, kiedy chcieli mnie spuścić razem z wodą. Tak mi się wydawało. Byłem pewien, że to zrobią i strasznie się bałem. Ale miałem szczęście i coś im nie wyszło, w końcu tego nie zrobili. Myślę, że powinienem być im za to wdzięczny, przecież przeżyłem. Cały czas nie wiem, dlaczego mnie nie spuścili w tej toalecie, bo naprawdę mieli taki zamiar.
Były jeszcze gorsze rzeczy. Te sztuczki, które ze mną wyczyniają w nocy. Wprost nie do wiary. Raz tak mnie przestawili, że nie mogłem w ogóle spać, tylko leżałem w łóżku całą noc. Musiałem wtedy spać w dzień. Teraz jest lepiej, udaje mi się złapać więcej snu. Pytałem innych dzieciaków na placu zabaw. Udaje nam się porozmawiać. Mamy swój język, gdzie kilka słów wystarczy, żeby wszystko przekazać. Znamy więcej słów, niż udaje nam się wypowiedzieć, więc te, które mamy, muszą się nieźle napracować. Ich rodzice też mają te specjalne książki.
Cały czas boję się, że coś zrobią z moim penisem. Oblewam się zimnym potem na samą myśl. Dlatego tak bardzo się boję nocy. To jeden z powodów.
Zanim się postarzałem, próbowałem się z nimi zaprzyjaźnić. Jeden jedyny raz chciałem wejść do nich do łóżka. Ale założyli ten system alarmowy, tak kazali w książce, albo było to w wytycznych, które przyniósł listonosz. Tak sobie myślę. A ten alarm włączył się, wydając całą masę różnych dźwięków, błyskając światłami i sprawiając, że poczułem się bardzo nieswojo. Stałem tam, złapany w pułapkę świateł i syren, cały odsłonięty na podłodze w połowie drogi do ich łóżka. Wtedy po prostu zsiusiałem się na dywan.
Jezu Chryste! Jest druga rano! — to właśnie powiedział. Ja stałem tam, przerażony jak nigdy dotąd, mrużąc oczy przed tymi światłami, a on potrafił tylko wygłosić tak idiotyczne stwierdzenie.
Spraw, żeby poczuł się winny — odezwała się ona — Tak każą w poradniku.
Jesteś kupą gówna! — wrzasnął na mnie.
Chyba rzeczywiście jestem. Musi być jakiś powód, dla którego chcą mi obciąć penisa. Słyszałem kiedyś, jak mówili, że cała prawdziwa edukacja zachodzi przed ukończeniem czwartego roku życia. W tym wieku charakter jest już ukształtowany. Mam nadzieję, że mi się uda. Przede mną jeszcze taka długa droga, och, jak jeszcze dużo czasu. Ale może naprawdę mi się uda, nawet jeśli będę na skraju wyczerpania nerwowego.
No i co, nie mam zbyt dużego poczucia własnej wartości. Mogło być gorzej.
Jest takie miejsce, które nazywa się Indie. Można je obejrzeć w wiadomościach. Bałem się, że chcą mnie tam wysłać. Nie wiem, dlaczego tak mi się wydawało, ale naprawdę się bałem. To był kolejny powód, dla którego nie mogłem spać w nocy. Jednego dnia spróbowałem nic nie jeść przez cały dzień, żeby zobaczyć, czy dam radę, ale nie udało mi się. Ale oni też nie dają rady i umierają. Właśnie teraz kilka milionów umiera z głodu. Nie wiem dokładnie, ile to jest, ale więcej niż dziesięć.
Ale najwidoczniej nigdy nie zamierzali wysłać mnie do Indii.
Ani do Chin.
Ani też do miejsca zwanego Ameryką Południową.
A tu gdzie mieszkam, ludzie nie umierają z głodu. Poza slumsami, ale to co innego. Cokolwiek to są slumsy. A więc przynajmniej oszczędzono mi takiego losu. Mogło być gorzej.
W wiadomościach można obejrzeć duże maszyny, które robią duże stosy z ludzi, siusiają na nie, a potem podpalają.
Mamo, dlaczego palą tych ludzi?
Cii! To zbyt straszne. Mnożą się jak muchy, a później nie mogą się wyżywić.
Jak rozmnażają się muchy? O co jej chodziło? Ale uważam, że powinni mi pozwolić oglądać ten program. Muszę upewnić się, że nie będą mnożyć się jak muchy, cokolwiek to znaczy, żeby mogli nadal móc się wyżywić. Mógłbym sam ich karmić, gdyby do tego doszło. Czasami zastanawiam się nad hinduskimi dziećmi. Nigdy o nich nie mówią. Może tam nie ma dzieci.
Te muchy jakoś do tego pasują, chociaż w niezbyt jasny sposób. Zeszłego lata mieliśmy duży problem z muchami. Mama powiedziała, że za wolno palili tych ludzi i zrobiła się światowa plaga much. Pamiętam, jak się bali, że nie mogą ich powstrzymać. Wszyscy zajmowali się tylko zabijaniem much! I cały czas pokazywali to wszystko w wiadomościach.
W końcu cała sprawa zrobiła się nudna. W gruncie rzeczy, większość wiadomości po pewnym czasie przestaje być interesująca. Zmieniają miejsca, ale zawsze są te duże maszyny spychające ludzi na stosy i podpalające je. Bardziej podoba mi się nasz program kosmiczny. Mamy kolonię na Marsie.
Musimy ją mieć.
Z jakiegoś powodu.
Większość ludzi chodzi gdzieś codziennie, tak jak Tata, gdzie oklaskują ten program. Nigdy nie widziałem, jak to wygląda, ale chyba tak jak na meczu futbolowym. Nazywają to pracą. Płacą mu za to pieniądze, żeby Mama mogła wypisywać czeki, którymi spłaca karty kredytowe. Chyba muszą wiedzieć, co robią.
Już niedługo ich rozgryzę. Od czasu do czasu wydaje mi się, że już rozumiem.
Sądzę, że mają gdzieś maszynę, która produkuje czas, albo może to jest taka prasa, która go drukuje, tak jak książkę. Nigdy jednak o tym nie wspomnieli. Może najpierw muszę się dowiedzieć, jak robią elektryczność. Mówią ciągle, że już niedługo zacznę się uczyć o takich rzeczach.
Naprawdę trzeba bardzo się starać, aby rozgryźć tych drani. Nie pytajcie, dlaczego. Po prostu trzeba to zrobić. Nie można nic na nich poradzić, dalej będą pomiatać tobą po kątach. To się nazywa kształtowaniem osobowości, jak mówią. Ale trzeba wciąż próbować i nie wolno stracić nadziei. Raz na jakiś czas, wprawdzie bardzo rzadko, udaje się wciągnąć ich w rozmowę. Niestety, zwykle na temat cukierków. Ale w ten sposób zaczyna się lubić cukierki, a to już coś. Czasem wydaje mi się, że cukierki to najważniejsza rzecz na świecie.
Ale gdyby tylko na chwilę przystopowali i zastanowili się, tak raz na jakiś czas. Byłoby znacznie lepiej, jeśliby tak zwolnili i porozmawiali z tobą. Ale oni zawsze się spieszą. Oto przykład. Włączyłem jakieś urządzenie elektroniczne w piwnicy. Mamy tam elektroniczny usuwacz brudu. Włożyłem do niego moją pościel. Prześcieradła, koce, poduszkę. Wiecie, jak się namęczyłem! Znieść to wszystko z dwóch pięter po krętych schodach! Po drodze rzeczy wypadały mi z rąk, musiałem je zbierać, starając się nie hałasować. Było naprawdę wcześnie, cały dom był cichy, wszyscy spali.
Włączyło się! Pięknie!
Nie zatrzymało się jednak, jak to robi przy Mamie. Słyszałem, jak pościel zaczyna się drzeć. Trach, trach, trach. Lepiej im o tym powiem.
Poszedłem do ich pokoju. Jeszcze śpią. Na paluszkach podszedłem do Mamy, może zniesie to lepiej od Taty.
Bam! Wpadłem na tę głupią nową moskitierę, chroniącą przed muchami. Niedawno ją założyli i zupełnie o niej zapomniałem. Potwornie się przeraziłem i zacząłem płakać. Tata usiadł w łóżku i wrzeszczy:
Ty głupi gówniarzu!
Która godzina? — pyta Mama.
Nie rozumiem, o co im chodzi z tym czasem, ale mówię jej o pościeli.
Mój Boże!
Zupełnie nadzy wyskoczyli z łóżka i popędzili na dół, wchodząc sobie nawzajem w drogę.
Truchtam za nimi. To spory wysiłek, jak się jest małym chłopcem, który stara się spieszyć, schodząc po dużych stopniach. Trzeba bardzo uważać, żeby nie spaść.
Tata wyłączył maszynę.
Mało brakowało, pół domu mogło wylecieć w powietrze.
Ty kupo gnoju! — wrzeszczy na mnie Mama.
Zamknij się, Hazel, to poważna sprawa. Dzieciak mógł się zabić.
Dostałem wtedy długi wykład, tam na dole o tym, jak bardzo niebezpieczne są współczesne urządzenia. Chciałem, żeby mi pokazali, jak się to prawidłowo włącza, żebym drugi raz czegoś nie popsuł. Nie, po prostu nie ruszaj tego! Jak się mam uczyć, jeśli nigdy na nic mi nie pozwalają? Jak myślą, po co w ogóle zniosłem na dół tę pościel?
Mama odezwała się,
Najpierw musimy ukształtować twoją osobowość. Trzeba ją odpowiednio ustawić, abyś w dorosłym życiu był takim mężczyzną, jakim tylko zechcesz być. Później zaczniesz chodzić do szkoły, gdzie będziesz uczył się różnych rzeczy. Pójdziesz do szkoły, jak skończysz cztery lata. A teraz masz tylko trzy i pół!
Czy zdajecie sobie sprawę, jak długo ma się tylko trzy i pół roku? Przez całą wieczność. Czas wcale się nie posuwa do przodu. Coś się chyba zepsuło z tą ich prasą do produkcji czasu, a oni o tym nie wiedzą.
Jakim człowiekiem chcę zostać?
Kraj potrzebuje naukowców — odparł Tata.
Zamówimy kurs rządowy na temat: jak wychować naukowca. Uczą na nim, jak kształtować odpowiednie osobowości. Ludzi ciekawych wszystkiego, którzy chcą dowiedzieć się, jak coś działa — którzy muszą zawsze wiedzieć, bo inaczej są nieszczęśliwi. To dobra osobowość. A teraz przestań majstrować przy tej elektronice, bo w końcu się zabijesz.
A więc będę naukowcem. Nie wiem, jakie były inne możliwości, ale zdaje się, że już za późno na wybór. Mogło być gorzej, przynajmniej tak się pocieszam. Mogli na przykład wysłać mnie do Indii.
My, dzieci na placu zabaw, ciągle mówimy o dorosłych. Kiedyś byli tacy jak my, ale coś im się stało i zapomnieli, jak się myśli.
Pewnie to samo stanie się ze mną. Urosnę duży, tak jak oni, i też nie będę nic pamiętał. Już teraz nie mogę sobie przypomnieć wielu rzeczy. Był taki czas, tak dawno temu, że już prawie nie pamiętam, kiedy Mama i Tata kochali mnie. To było na samym początku. Ale myślę sobie, że to też było napisane w tej ich książce. Wtedy było przyjemniej, ale tyle już zapomniałem. Więc tak samo zapomnę całą resztę. Bo przecież jeszcze nie jestem sobą, dopiero mnie kształtują.
Teraz dużo myślę o tych ludziach w Indiach. Nie wiem, dlaczego. Wydaje się, że rozsądnie by było posadzić ich przy stole i nakarmić. Myślę, że dobrze byłoby tak zrobić. Ale gdy zacznę się interesować, jak działają różne rzeczy, to pewnie przestanę tak myśleć. I chyba zapomnę o tym wszystkim.
Cały czas stoję tu, płacząc, przy otwartej szufladzie, wypełnionej światem dziwnych rzeczy. W końcu udało mi się przebić jej kurtynę obojętności.
O co ci chodzi?
Teraz jest za późno, żeby sprawdzać, czy w szufladzie naprawdę jest ten cukierek. Zawsze był. Nigdy nie spędziłaby ze mną tyle czasu, żeby przeszukać te wszystkie ciekawe rzeczy. Teraz już jest za późno, aby dowiedzieć się, do czego służy ta rzecz, dla której najwyraźniej nie ma żadnego zastosowania. Za długo płakałem. Teraz jest mi żal samego siebie i nie mogę przestać płakać.
Czego ty chcesz?
Chcę zacząć zapominać. Na przykład te rzeczy, które robią mi w nocy, żeby ukształtować moją osobowość. Nie uwierzycie, jak bardzo chciałbym o tym zapomnieć. A przede mną jeszcze tyle czasu, tak niewyobrażalnie długo. Czasem wydaje mi się, że nie wytrzymam. Muszę zacząć się spieszyć i w końcu zapomnieć.
Chcę się pospieszyć i mieć już cztery lata!
Tłum. Ewa Joss–Wichman