16340
Szczegóły |
Tytuł |
16340 |
Rozszerzenie: |
PDF |
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
[email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
16340 PDF - Pobierz:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd pliku o nazwie 16340 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
16340 - podejrzyj 20 pierwszych stron:
Jurgen Thorwald
KRUCHY DOM DUSZY
2 6 KWI. 2005
r ?•
- 7 us, ???
0 4 KII, 200© 1 4 LIP. 2006 ???6
V
?
1
Jurgen Thorwald
?
KRUCHY DOM DUSZY
Wielka odyseja chirurgii mózgu
przełożył Wawrzyniec Sawicki
t
<
'
$8 M
wydawnictwo Literackie
Tytuł oryginału:
Im zerbrechlichen Haus der Seele Die grosse Odyssee der Gehirnchirurgie
© Droemersche Verlagsanstalt Th. Knaur Nachf., Miinchen 1986
© Copyright for the Polish edition by Wydawnictwo Literackie, Kraków 1994
Projekt okładki JOANNA BRAUN
Konsultacja naukowa
dr med. GRAŻYNA ZWOLIŃSKA
Redaktor
BARBARA TABORSKA
Redaktor techniczny BOŻENA KORBUT
?<?
Printed in Poland
Wydawnictwo Literackie, Kraków 1994
31-147 Kraków, ul. Długa 1
Wydanie pierwsze
Skład i łamanie: Agencja Wydawniczo-Publicystyczna „OPRESS'
Kraków, ul. Wiśniowa 16/76, tel. 12-98-13
Druk i oprawa: Zakłady Graficzne „Drogowiec"
Kielce, ul. Sienna 2
ISBN 83-08-02581-1
"His brain... the soul's
frail dwelling house"
William Shakespeare {Król Jan, V, 7)
„Jego mózg... kruchym domem duszy"
W roku 1982 pewien młody kalifornijski chirurg mózgu, który ukrywał się pod
pseudonimem Carl Gormann, udzielił szczerego, lub też jak to się współcześnie
akreśla, „beznamiętnego" wywiadu.
Chirurg ów zezwolił też, aby pisarz Michael Medved włączył tekst tego wywiadu do
swej niecodziennej książki, która w chwili publikacji nosiła tyrał Szpital —
tajemne życie lekarzy w Medical Center.
Carl Gorman opowiedział o swojej pracy i o tym, co odczuwał wykonując ją. W
głównej części wywiadu oświadczył:
„Nie mówię tego chętnie, ale muszę stwierdzić, że czasami jest to romantyzm, a
czasami rutyna... Mamy na przykład pacjenta z guzem mózgu lub inną chorobą
mózgowia. Usuwamy ognisko chorobowe, budzimy pacjenta, on dochodzi do zdrowia i
pozostaje na zawsze naszym dłużnikiem... ,
Naturalnie, może się zdarzyć, że operacja się nie uda. Prawdopodobnie choroba
była tak zaawansowana, że nawet Jezus Chrystus nie zoperowałby lepiej, gdyby
pojawił się ze skalpelem w sali operacyjnej... Ale jeśli wszystko funkcjonuje
dobrze, człowiek ma niewiarygodne uczucie. Wychodzi z sali operacyjnej, gwiżdże
sobie pod nosem i uważa się za ósmy cud świata.
Wykonujemy wiele rodzajów operacji, wiele jest też możliwości otwarcia głowy
człowieka. Ich granicą jest tylko ludzka fantazja... Można zrobić okienko w
kości czaszki z przodu, z tyłu lub po obu stronach głowy. Najpierw się ją goli,
potem dokonuje podkowiastego cięcia skóry. Następnie unosi się skórę i zaczyna
pracę nad sklepieniem czaszki. Potem wierci się dziury. Dzisiaj mamy już do tego
elektryczne świdry... Kiedy dziury są gotowe, przecina się piłą kość między nimi,
wyjmuje wyciętą część sklepienia czaszki i przed naszymi oczyma pojawia się mózg.
Chirurg może wyjąć duże partie mózgu w zależności od tego, z jaką chorobą ma do
czynienia. Można usunąć partie płatów czołowych i w ogóle wszystko powyżej uszu.
Można również usunąć operacyjnie płaty z potylicy, a jedynym ryzykiem jest
jednostronne niedowidzenie połowiczne pacjenta... Jedynie w sytuacji, gdy trzeba
usunąć oba zakręty czołowe, pacjent pozostanie po operacji w stanie lobotomicz-
nym, to jest w swego rodzaju stanie ograniczenia psychicznego.
W większości przypadków chorzy przeżywają operację. W minionym roku ja i mój
partner operowaliśmy czterysta razy; mieliśmy tylko czterech chorych, którzy
zmarli. Naprawialiśmy pacjentów i odsyłaliśmy ich z powrotem do domu. Jedynie w
przypadku złośliwych guzów, które prowadzą do szybkiej śmierci, pacjenci
odsyłani są do domów opieki społecznej, gdzie opiekują się nimi inni lekarze.
Towarzyszenie takiemu choremu do samego końca nie jest dla nas rzeczą typową.
Mnie operuje się najlepiej, jeśli z tyłu dochodzą dźwięki nadawanej muzyki...
Jeśli chce pan usłyszeć prawdę, jest to nawet normalne w salach operacyjnych...
Oczywiście, nie ogląda się akurat telewizji, ale wielu z nas przynosi swoje
magnetofony kasetowe i słucha podczas pracy ulubionej muzyki. Pewnego razu
mieliśmy asystenta z Teksasu, którego nazywaliśmy «Buffalo Bob«. Operując guz
słuchał Elvisa Presleya i Johnny Casha... Ja zawsze słucham taśm. Moją ulubioną
muzyką jest Walkiria, w ogóle jestem fanem Wagnera. Siostry na sali nienawidzą
tej muzyki, ale ja im radzę, aby po prostu jej nie słuchały.
Wydaje mi się, że jesteśmy dobrzy w naszym zawodzie. Nie robimy zbyt wielu
7
błędów. Niekiedy człowiek myśli, że mógłby to i owo zrobić lepiej, ale zazwyczaj
idzie tu o złośliwy guz, który tak czy tak był beznadziejnym przypadkiem.
Jesteśmy całkiem dobrze opłacani za to, co robimy... Pracuję już drugi rok i
oczekuję, że zarobię 250 000 dolarów. Powiedzmy też inaczej: uznany chirurg
zarabia w tej okolicy rocznie 750 000. To dużo; jednocześnie jest to powodem,
dla którego ludzie nas nie lubią. Wielu z nich powie panu, że uważają nas za
sukinsynów... Wiem zresztą, że tak mnie nazywają".
Carl Gorman — czy jak on się naprawdę nazywał — należał do czwartej i
najmłodszej generacji specjalistów w stuletniej historii neurochirurgii czy też
chirurgii mózgu, był więc spadkobiercą długiej tradycji. Ludzie, którzy w mózgu
szukali czegoś wyższego aniżeli zdrowych lub chorych struktur anatomicznych,
guzów czy innych zmian chorobotwórczych, a mianowicie źródła i siedziby myśli,
odczuć i ludzkiej duszy, ze zmieszaniem zaczęli zadawać sobie pytanie: czy Carl
Gorman jest rzeczywiście prawdziwym spadkobiercą całego stulecia neurochirurgii?
t.
Jeśli pamięta się o nieznanym Egipcjaninie, który w epoce „starego" imperium
'araonów, na trzy tysiące lat przed narodzeniem Chrystusa, zapisał hieroglifami
określenie „mózg", to przodków Carla Gormanna i jego generacji należałoby uznać
za późnych potomków historii medycyny.
Nieznany Egipcjanin nie poprzestał tylko na stworzeniu słowa „mózg". Na iwoju
papirusu o długości ponad czterech metrów zapisał on historie dwudziestu siedmiu
chorych na choroby mózgowia, jak również uszkodzeń ich mózgów i czaszek,
poukładane starannie od przypadku numer 1 do numeru 27.
Zwój ten wpadł w roku 1862 w ręce amerykańskiego zbieracza staroci, Edwina
Smitha, podczas jego odwiedzin w sklepie ze starzyzną w Luksorze. Jego treść
została odczytana w siedem lat później przez orientalistę, Jamesa Henry'ego
Breasteda. Tłumacząc historię przypadku nr 6 Breasted zapisał poniższe swobodnie
i poetycko brzmiące sformułowania: „Wyłamana została kość jego czaszki...
wewnątrz jest mózg ze zwojami przypominający stopiony metal. Jest w nim coś, co
drży, trzepocze pod twymi palcami jak miękkie miejsce na dziecięcym ciemieniu,
które jeszcze nie stwardniało. Owo drżenie i trzepotanie powstaje dlatego, że
uszkodzony został mózg w czaszce".
Jeśli James Henry Breasted kiedykolwiek widział odsłonięty mózg człowieka z
szarymi, delikatnymi splotami zakrętów płatów czołowych, skroniowych,
ciemieniowych i potylicznych, to zrozumiał, co opisywał nieznany Egipcjanin,
nawet jeśli jako dziecko swoich czasów nie potrafił już zrozumieć pełnej
beznadziejności diagnozy egipskiego pisarza: „Na jego głowie jest szeroka rana —
to choroba, której nie da się uleczyć".
Pod numerem 8 Breasted odszyfrował opis historii chorobowej innego pacjenta z
innym rodzajem zranienia czaszki i „wleczeniem za sobą nogi podczas chodzenia".
Rozszyfrował również diagnozę: „To choroba, która ma swą siedzibę w czaszce".
Breadsted dokonał czterech tłumaczeń tego sformułowania po kolei, gdyż nieznany
pisarz tak często powtórzył je w niewielu zdaniach historii tej choroby, jak
gdyby pojął nagle coś, co w pięć tysięcy lat później było już samo przez się
zrozumiałe: że porażenie nogi nie jest chorobą nogi jako takiej, lecz zostało
wywołane uszkodzeniem pozornie od niej odległego mózgu lub jednego z jego
nieznanych ośrodków motorycznych. Fakt ten jednak nie zmienił ponurych
perspektyw zawartych w prognozie: „Na jego głowie znajduje się rana — to choroba,
której nie da się uleczyć".
Pod numerem 22 Breadsted rozszyfrował w końcu następujący opis: „Jeśli badać
będziesz chorego z wgniecioną skronią, to nie odpowie ci on, gdyż nie panuje już
nad swym językiem". Był to opis nieszczęśnika, u którego zniszczony został
przedni ośrodek mowy, odkryty w cztery tysiące lat później w lewym płacie
9
*
czołowym mózgu. Los tego chorego nasz egipski pisarz ponownie przypieczętow
słowami: „To choroba w jego głowie — choroba, której nie można uleczyć".
Tak więc czterech chirurgów, którzy pojawili się na scenie medycyny dopiei w
równe pięć tysięcy lat później, może być spokojnie i zgodnie z prawdą określ
nych jako spóźnione dzieci historii medycyny. W latach 1879, 1884 ? 18?
chirurdzy ci podjęli pierwsze próby operacji zmian w mózgu, określone przi
pisarza z epoki faraonów jako „choroby, których nie można uleczyć". Tyr
chirurgami byli William (później sir William) Macewen w Glasgow, Francesi
Durante w Rzymie, Rickman Godlee i Victor (później sir Victor) Horsley w Lo
dynie.
Jako chirurdzy należeli oni do klasy lekarzy, która w ciągu dziesięciu 1
uzyskała elitarny status i była na najlepszej drodze, by w bliskiej przyszłoś
osiągnąć królewską lub nawet półboską pozycję w medycynie i hierarchii społec
nej.
Przez wieleset lat chirurdzy znajdowali się w niższej grupie społecznej, zalic/
jąc się do medycznych barbarzyńców. Ich status zaczął się zmieniać dopiero wtec
gdy w latach 1846 i 1848 bostońskiemu dentyście, Williamowi Mortonowi, j również
położnikowi z Edynburga, Jamesowi Simpsonowi, udały się pierws narkozy przy
pomocy eteru i chloroformu, a Joseph Lister, chirurg w Glasgc zastosował w roku
1867 karbol jako pierwszy środek antyseptyczny przeciw zakażeniom ran
chirurgicznych oraz kończącym się przeważnie śmiercią gorą< kom ropnym.
W średniowieczu mówiący po łacinie i posiadający uniwersyteckie dyploi lekarze
pozostawiali cyrulikom — poprzednikom współczesnych chirurgów poza goleniem bród
i strzyżeniem włosów głównie „brudną" robotę upuszcza! krwi, robienia lewatywy,
stawiania baniek, „nakłuwania" chorych na zaći soczewek oczu, brutalnego
wycinania kamieni z pęcherza moczowego, amputa chorych lub zranionych członków
czy wypalania krwawiących ran. W wie osiemnastym i na początku dziewiętnastego
chirurdzy zaczęli być już docenia a niektórzy z nich zdobyli nawet stopnie
akademickie.
Konfrontowani jednakże z fenomenem bólu, infekcjami i zakażeniami kr chirurdzy
pozostali nadal członkami klasy, do której predestynowała ich brui ność i
bezduszność. Jej klientela składała się z inwalidów okaleczonych na pol;
bitewnych lub też tych ludzi, których nie dające się znieść cierpienia zmuszały
podjęcia każdego ryzyka, nawet śmierci pod nożem chirurga.
W owych czasach chirurdzy ograniczali się do operacji, które dało się przep
wadzić dzięki artystyczno-brutalnej, oszczędzającej bólu i krwi szybkości: usu1
nia zewnętrznych guzów, prostego usztywnienia chorych członków, typów; amputacji
rąk, nóg i chorych piersi oraz usuwania przepukliny pachwinov Mimo to byli oni
świadkami śmierci większości swych pacjentów z pow( infekcji. Stąd też lata 1846,
1848, 1867 oraz pojawiająca się jutrzenka antysept i anestezjologii stały się
punktami zwrotnymi w historii chirurgii.
Uwolnieni w dużym stopniu od krzyków cierpiących z bólu pacjentów ? infekcji czy
zakażeń, chirurdzy po raz pierwszy odważyli się zająć organa których nie dotknął
żaden z ich poprzedników. Otwarte zostały drogi do działa operacyjnego w jamie
brzusznej i klatce piersiowej. Po raz pierwszy zac2 operować żołądki, pęcherzyki
żółciowe, przewody pokarmowe, jelita grube
10
lepe kiszki, nerki i śledziony. Używając coraz dumniejszej frazeologii chirurdzy
aczęli się chwalić swymi „podbojami" gruczołu tarczycy i krtani, macicy, jajowo-
ów i jajników, reperowaniem różnego rodzaju uszkodzeń szkieletu i muskulatury,
także operacjami nosa, uszu i oczu. Mimo to owa jaśniejąca jutrzenka, która ł
efekcie sukcesów graniczących ze wszechmocą przerodziła się w blask triumfu, ???
dała im jednak rzeczywistej wszechwładzy.
Istniały bowiem dwa ludzkie organy, opierające się całkowicie nowym możliwościom
chirurgów, ich ambicjom i chęciom odniesienia triumfu. Nawet ci złonkowie nowej
elity, którzy zachowali pełną błyskawicznego refleksu i szybko-ci zuchwałość
chirurgicznej tradycji, wstrzymywali dech, kiedy zbliżali się do djącego serca.
W o wiele większym stopniu od swych poprzedników, lękających ię otwarcia jamy
brzusznej czy klatki piersiowej, unikali okolic lub dotknięcia ywego serca.
Powstrzymującym ich czynnikiem był paraliżujący lęk przed irzerwaniem rytmu
sterowanego tajemniczym mechanizmem; jego zatrzymanie >ostawiłoby ich w
charakterze morderców przy stole operacyjnym.
Jeszcze większy był jednak ich lęk przed drugim niepojętym misterium życia —
przed mózgiem. Ukrywał się on przed ich przyzwyczajonymi do
oglądania ;onkretnych, dokładnie widocznych organów oczyma, przed ich mocnymi
nerwa-ni i sprawnymi rękami niczym delikatnie pulsujący w jamie czaszki, wątły
wrażliwy substrat nienaruszalności. Mimo że jego waga wynosiła jedynie dwie etne
wagi całego ciała, w niepojęty sposób rządził on wszystkimi
duchowymi, )sychicznymi i fizycznymi oznakami życia, a prawdopodobnie także i
sercem.
Z sekcji i autopsji przeprowadzonych na zmarłych chirurdzy wiedzieli, że v
nietykalnym z pozoru mózgu i w jego głównym połączeniu nerwowym i kanale
ozdzielczym dla ciała, czyli w rdzeniu kręgowym, tworzą się zmiany chorobowe
>rzypominające pod wieloma względami zmiany zachodzące w innych organach :iała.
Wiedzieli o istnieniu łagodnych i złośliwych guzów, ropni, cyst, naczyniaków,
crwiaków, zbliznowaceń, które tak jak schorzenia innych organów ciała ludzkiego
yręcz domagały się operacyjnego obnażenia i usunięcia. Jednakże tabu i
pełne ;krywanych ostrzeżeń tajemnice mózgu były potężniejsze od każdej pokusy.
Serce i mózg były także tabu dla dumnych dzieci nowej chirurgii: Williama
Wacewena, Francesca Durante, Rickmana Godlee i Victora Horsleya. W związku ; tym
pojawia się jednak pytanie o przyczynę, dla której to właśnie oni
przełamali :abu związane z mózgiem i — jak to poetycko wyraził jeden z
obserwatorów — ,jako pierwsi wdarli się ze skalpelem w dłoni do świątyni mózgu"?
Czyżby należeli io owych bohaterów, którzy w bardzo modnych w owym czasie
romansach ? chirurgach, odważniejsi od tysięcy innych, zdobywali bez lęku nowe
obszary świata dla chirurgii?
Jednakże mimo swych barwnych charakterów, wielkiej ochoty do przeżywania jrzygód,
mimo wielkiej ambicji i niezmordowanej aktywności, braku skrupułów i żądzy
zdobycia nowych obszarów, nie byli oni jednak żadnymi superbohaterami, którzy
przy pomocy narkozy i antyseptyki, trepanów i innych nowych broni odarli się na
własną rękę do zakazanej świątyni mózgu i móżdżku.
Byli oni raczej ludźmi, którzy ulegli pokusie i zostali uwiedzeni, sterowani,
przynajmniej przez jakiś czas, przez członków innej, liczącej sobie mniej więcej
tyle samo lat medycznej elity anatomów, patologów, a przede wszystkim przez
11
neurologów i fizjologów. Po trwających tysiące lat spekulacjach i eksperymentach
związanych z tajemnicą mózgu, po wiekach anatomicznych, patologicznych,
fizjologicznych i filozoficznych trudów, odkrywaniu dróg prowadzących na manowce,
odkryć i kolejnych błędów, także i oni ujrzeli swą jutrzenkę.
Pierwszymi, którzy uwiedli, przekonali i namówili chirurgów, aby złamać to tabu
i w ten sposób stać się dla innych drogowskazami, byli londyńscy neurolodzy i
fizjolodzy: John Hughlings Jackson, William (później sir William) Gowers i David
(później sir David) Ferrier. Wszyscy razem stanowili pełen pomysłów, uparty i
ekstrawagancki zespół.
Zewnętrznym ogniwem, jakie ich łączyło, był szpital przy londyńskim Queen Sąuare
o niezbyt zachęcającej nazwie National Hospital dla epileptyków i
sparaliżowanych. Pomijając instytucję o niemal identycznej nazwie mieszczącą się
przy Regenfs Park, w tym przypadku chodziło o pierwszy w brytyjskiej stolicy
szpital przeznaczony dla osób z chorobami mózgu i nerwów.
W roku 1856 dwie wiktoriańskie stare panny, Johanna i Louise Chandler, z
londyńskiej dzielnicy St. Pancras, przez długi czas starały się bezskutecznie
znaleźć w brytyjskiej stolicy łóżko w szpitalu dla swej sparaliżowanej matki i
niedołężnego, również chorego stolarza z sąsiedztwa. Żaden jednak z istniejących
szpitali nie był gotowy przyjąć do siebie chorych na choroby mózgu lub nerwów
(lub też, jak to zaczynało się wtedy już określać: przypadków neurologicznych).
Ludzie ci mogli znaleźć opiekę tylko w przytułkach dla psychicznie chorych.
Panny Chandler postanowiły w tej sytuacji otworzyć własny szpital. Nie były w
żadnym wypadku kobietami zamożnymi, by więc zdobyć potrzebny kapitał, przez trzy
lata haftowały kołdry, robiły bransolety i naszyjniki z łusek ryżowych,
ozdabiały je szklanymi paciorkami i sprzedawały na imprezach dobroczynnych.
W ten sposób w roku 1860 doszło do otwarcia szpitala. Była to nader nędzna,
przeznaczona tylko dla chorych płci żeńskiej instytucja; liczyła zaledwie osiem
łóżek i mieściła się w starym domu czynszowym. Szpitalik ten nie miał stałego
lekarza, pracowała w nim tylko jedna pielęgniarka, niedoświadczona siostra i
małżeństwo starych, chorych na reumatyzm dozorców, prowadzących kuchnię i
zajmujących się „wszystkimi innymi sprawami".
Jednakże za niecałe dwadzieścia lat szpital ten stał się znanym daleko poza
granicami Londynu miejscem schronienia dla chorych na choroby neurologiczne.
Liczył już w owym czasie prawie siedemdziesiąt łóżek i pracowało w nim, poza
dwoma stałymi lekarzami, dwunastu lekarzy dochodzących. Specjalizowali się oni w
przypadkach chorób neurologicznych i mózgu, będących dla nich przykładami
całkowicie nowej dziedziny medycyny; poza tym interesowały ich tysiące, w
większej części nie wyjaśnionych i nie zbadanych przypadków innych chorych,
których szpital przyjmował na leczenie lub których badano w tutejszej
poliklinice. Poważanie i sława szpitala przy Queen Sąuare były jednakże zasługą
tylko trzech lekarzy.
Pierwszy z nich, Gowers, najmłodszy z trójki, liczył sobie trzydzieści pięć lat.
Będąc synem szewca i sprzedawcy butów w małym sklepiku we wsi Hockney w Essex,
został lekarzem raczej przypadkowo. Jeden z klientów jego ojca, wiejski lekarz,
dr Simpson z miasteczka Goggeshall, potrzebował ucznia zgodnie z ówczesnymi
zasadami kształcenia lekarskiego. Czas nauki Gowers rozpoczął od powożenia
zaprzęgiem Simpsona, doglądania jego koni i szczodrego rozdzielania
12
wyciągu z liści naparstnicy, proszków Dovera, opium i oleju rycynowego. I tak
też i sumie było do końca nauki, jeśli nie brać pod uwagę studiowania niektórych
siążek medycznych ze skąpej biblioteki doktora Simpsona, a przede wszystkim
wustuletniej, lekko już nadpleśniałej, ale mimo to imponującej, ilustrowanej
Inatomii mózgu Thomasa Willisa i innego dzieła Willisa pod tytułem Mózg siedziba
duszy.
Gowers nigdy nie zajmował się mózgiem i systemem nerwowym, nie był też
ednoznacznie do tego zachęcany przez Simpsona. Zmarłego w roku 1675 Thoma-a
Willisa znał przypadkowo jako odkrywcę słodkiej uryny u cukrzyków oraz irofesora
(Mordu i osobistego lekarza świętej pamięci arcybiskupa Canterbury.
W każdym razie studiował codziennie nie tylko ilustracje Anatomii mózgu, jakie
larysował według wskazówek Willisa współczesny mu architekt londyńskiej St.
'???? Cathedral, ale czytał również pożółkłe broszury, wydrukowane w cha-akterze
pamfletów przeciwko zmarłemu w roku 1650 francuskiemu filozofowi lene
Descartes'owi. Wynikało z nich, że w jednym ze swych dzieł Descartes
sprezentował pogląd, iż siedzibą ludzkiej duszy jest szyszynka, mała, otoczona
kanką łączną struktura w najniższej części mózgu położonej na grzbietowej tronie
pnia mózgowego (której znaczenie pozostanie zagadką jeszcze w trzysta
uęćdziesiąt lat później). Willis sprzeciwił się umiejscowieniu duszy w tym
gruczo-e, dowodząc, że w szyszynkę wyposażone są również mózgi zwierząt, a nawet
ryb. 'onieważ jednak zwierzęta nie posiadają duszy, zdolności wyobrażeń, rozumu
żadnych innych wyższych uzdolnień, stąd też, zdaniem Willisa,
twierdzenie )escartes'a było absurdem.
Do tego czasu Gowers nigdy nie łączył mózgu z duszą, będącą dla niego je-lynie
religijnym hasłem lub przyswojonym pojęciem dla określenia uczucia adości,
szczęścia czy smutku. Jednakże spór Willisa z Descartes'em wywarł na liego, jak
to zazwyczaj bywa z zagadkowymi sprawami, dziwny, przyciągający vpływ. Jak
twierdzono potem, dzieło Willisa w o wiele większym stopniu przyczy-liło się do
decyzji Gowersa, by zostać lekarzem, niż wszystkie buteleczki doktora Jimpsona z
digitalis, opium i olejkiem rycynowym razem wzięte. To Willis )budził w nim
zainteresowanie kwestią mózgu i systemu nerwowego. Trzeba ednak dodać, że w jego
życiu miało miejsce jeszcze jedno wydarzenie, które v decydującym stopniu
skłoniło go do wybrania tej drogi. Podczas wyjazdów do :horych Gowers niemal
codziennie obserwował ośmioro dzieci pewnej dziesięcio->sobowej rodziny, z
których czworo (nigdy nie zapomniał ich imion: Peter, Paul, vloses i Samuel)
cierpiało na dziwne zaburzenia ruchu. Chłopcy stopniowo tracili iłę w mięśniach
i w końcu Gowers stał się świadkiem śmierci Mosesa i Samuela. ??????? później,
na skutek wielu obserwacji, stwierdził, że w Goggeshall był po raz uerwszy w
swoim życiu świadkiem przypadków pewnej formy zaniku mięśni, vywołanej rozpadem
włókien nerwowych łączących te mięśnie z rdzeniem kręgo-vym i mózgiem.
W każdym razie po śmierci dzieci zaczął z fanatyczną niemal
skrupulatnością )bserwować wszystkich ludzi, zwracając uwagę na udziwnienie ich
ruchów, objawy iłabości, drżenie lub kurcze mięśni, nieoczekiwane ruchy twarzy,
oczu, głowy czy iiepewny chód i postawę. Każdą ze swych obserwacji zapisywał
przy pomocy ;pecjalnie w tym celu wyuczonej stenografii na karteczkach,
uzupełniając zapiski ysunkami, a następnie katalogował wszystkie te objawy
według cech wspólnych.
13
W roku 1863, będąc niemal bez środków do życia, Gowers powędrował na piechotę do
Londynu; studia medyczne na University College Medical School opłacał pracą
stenografa. Już wtedy podjął ostateczną decyzję, że zostanie pierwszym
brytyjskim „zbieraczem" symptomów chorób nerwowych i mózgu; postanowił je też
uporządkować i zebrać w obrazy kliniczne chorób neurologicznych. Miał więc
zamiar stać się pierwszym brytyjskim neurologiem.
Jeden z jego biografów, Macdonald Critchley, napisał później: „Dla Gowersa
chorzy na choroby mózgu i nerwów byli niczym flora w tropikalnej dżungli. Uważne
oko i namiętność obserwacji predestynowały go do tego, by stał się człowiekiem
identyfikującym, układającym i klasyfikującym symptomy... Natychmiast
rozpoznawał rzeczy normalne i powszednie, i równie szybko zauważał objawy
nietypowe i nadzwyczajne. Posiadał talent tropienia symptomów i form chorobowych,
które jeszcze nigdzie nie zostały opisane i skatalogowane. Jego botanicznej
namiętności towarzyszył niewiarygodny zmysł porządku. Znał choroby nie tylko jak
zoolog, ale raczej jak myśliwy znający lwy i tygrysy".
Może język Critchleya jest zbyt obrazowy, ale niewątpliwie ma on rację. W każdym
razie już w wieku niecałych trzydziestu lat Gowers otrzymał nominację na
pierwszego neurologa i wykładowcę neurologii na University College. Jego młody
wiek nie rzucał się w oczy, a to z powodu gęstych długich włosów i kwadratowo
przyciętej brody, która posiwiała przedwcześnie do tego stopnia, że absolutnie
nie sprawiał wrażenia młodzieńca.
Kiedy niepewnym krokiem przekraczał próg sali wykładowej, szczupły, niemal
kruchy, ubrany zawsze w ciemny surdut, wydawał się raczej przedwcześnie
postarzałym człowiekiem. To wrażenie podkreślało też jego zachowanie, gdy z
podwiniętymi połami surduta i z notesem w dłoni siadał na skraju łóżka w
szpitalu lub kazał defilować przed sobą zdolnym jeszcze do poruszania się chorym
w poliklinice. Badania chorych przeprowadzał z dystansem, patrząc pozbawionym
emocji, chłodnym wzrokiem i posługując się pierwszymi instrumentami, jakie miał
do dyspozycji neurolog: młoteczkiem neurologicznym, igłami do drażnienia skóry i
oftalmoskopem, który skonstruował w roku 1858 w Królewcu niemiecki fizyk
Ferdinand von Helmholtz. Schrypniętym głosem zadawał nie kończące się pytania,
robiąc przy tym notatki.
Od samych początków swej działalności w University College Hospital nigdy nie
stawiał intuicyjnych, pośpiesznych diagnoz mających wywrzeć wrażenie na chorych
lub obserwatorach; wyrokował tylko wtedy, gdy wśród swych obserwacji znalazł
objawy zgadzające się z symptomami nowego przypadku. Jeśli któryś z jego chorych
umierał, w milczeniu — również uzbrojony w pióro i notatnik — śledził pracę
patologów z University College, notując, czy i jakie dowody potwierdzały jego
diagnozę i obraz kliniczny choroby. Starał się również poznać przyczyny własnych
pomyłek.
Nikt by nie uwierzył, że ten sam człowiek malował w domu obrazki ze zwierzętami
dla dzieci, pisał dla nich opowiadania o zwierzętach, a w niedziele wyjeżdżał z
nimi do Walii, by zbierać okazy mchów. Poza tym chętnie sporządzał miedzioryty i
malował pełne poetyckiego nastroju akwarele.
Gowers pozostał związany z University College przez większą część swego życia.
Podstawowy zrąb pod jego działalność jako obserwatora i badacza mózgu, systemu
nerwowego i ich chorób położony został na początku roku 1879, kiedy to
14
rzyłączył się do zespołu lekarzy z National Hospital. Jedyna w swoim
rodzaju ;oncentracja „materiałów chorobowych" w szpitalu przy Queen Sąuare stała
się :go „dżunglą", wiecznym terenem wypraw łowieckich i nigdy nie wysychającym
rodłem dla dzieła jego życia, wielotomowego Podręcznika chorób systemu nerwowe-o,
który w Wielkiej Brytanii otrzymał nazwę „Biblii neurologicznej".
Najstarszy z trójki czołowych lekarzy szpitala przy Queen Sąuare, John lughlings
Jackson, miał w chwili pierwszego spotkania z Williamem Gowersem rzydzieści
dziewięć lat i od dawna pracował wyłącznie w National Hospital. ackson był
zewnętrznie krzepkim, tęgim, zmiennym w nastrojach i nie zwracają-ym uwagi na
jakiekolwiek konwenanse synem ubogiego farmera z Providence ireen w Yorkshire.
Ktoś, kto chciałby go porównać z Williamem Gowersem, nie irzypuszczałby, ze tych
dwóch mężczyzn będzie pracować ze sobą przez wiele lat, liemal do śmierci. Nikt
nie sądziłby też, że będą żywili dla siebie wzajemny iodziw i że przyczynią się
do narodzin nowej dziedziny w świecie medycznym — hirurgii mózgu.
O wykształceniu medycznym Jacksona wiemy niewiele, pomijając fakt, że nteresował
się właściwie tylko grecką filozofią i filozofią w ogóle, które to Iziedziny
trudno zaliczyć do nauk medycznych. Jedynie naciski ambitnego ojca prawiły, że
zajął się medycyną. Mając lat dwadzieścia jeden pojawił się jako iraktykant w
poliklinice dla ubogich w York Dispensary. Wkrótce jednak prze-dósł się do
Londynu, aby tam, poza zasięgiem ojcowskiej opieki, nadal zajmować ię filozofią
świata antycznego. Tylko przypadek, mianowicie brak pieniędzy, prawił, że
poszukując pracy otrzymał zatrudnienie jako pomocnik lekarza w dużej brytyjskiej
klinice chorób ocznych Moorfielda i pozostał przy medycynie. Owa raca sprawiła,
że zaczął w coraz większym stopniu interesować się chorobami lózgu.
W klinice Moorfielda wciśnięto mu do ręki oftalmoskop Helmholtza i przeka-awszy
najprostsze wskazówki, kazano badać chorych. Jackson szybko pojął, że rzy pomocy
tego wziernika można zobaczyć o wiele więcej niz tylko jaskrę czy eznadziejne
przypadki uszkodzeń siatkówki. Dawało się w ten sposób ustalić miany w dnie oka
i uszkodzenia nerwu wzrokowego zdradzające istnienie podwy-szonego ciśnienia
śródczaszkowego czy też rozwój łagodnych lub złośliwych uzów i innych nowotworów
w mózgu. Podczas sekcji oślepłych i zmarłych óźniej ofiar nowotworów patolodzy z
kliniki Moorfielda potwierdzali jego diag-ozy, dając mu w ten sposób po raz
pierwszy poczucie medycznej przydatności. Jświadomił sobie również, że udało mu
się zajrzeć w świat żywego mózgu.
Bez wątpienia Jackson był najbardziej ekscentrycznym z neurologów zatrud-ionych
przy Queen Sąuare. Mimo to w ciągu dziesięciu lat wydał nie tylko liczne, rudne
do czytania, lecz rewolucyjne publikacje o swoich obserwacjach mózgu jego
chorobach. Niespożyta skłonność do filozofii doprowadziła go również i do :go,
by poszukiwać filozoficznych wyjaśnień roli mózgu w fizycznych i duchowych
funkcjach człowieka, czyniąc z niej główny przedmiot badań National lospital.
Był też jedynym wśród lekarzy z Queen Sąuare żyjącym w duchu starożytnych
ilozofów greckich, którzy w dwa i pół tysiąca lat po spisaniu odkrytego przez
Edwina Smitha egipskiego papirusu usiłowali znaleźć odpowiedź na pytania
15
dotyczące tajemnicy mózgu. Jackson żył i myślał jak Demokryt, zajmujący się
atomami filozof z piątego stulecia przed narodzeniem Chrystusa.
Demokryt wyobrażał sobie świat i człowieka jako jedność składającą się z atomów.
Także i wyższe siły duchowe, kierujące i przenikające cielesną egzystencję siły
psyche, powstały według niego ze współdziałania wyjątkowo delikatnych, okrągłych
i gładkich atomów, zagadkowemu zaś mózgowi indywidualnego człowieka przyznał on
szczególną funkcję kontrolną.
Jackson żył też ideami Platona, Ateńczyka zmarłego w roku 347 „przed", który
uznawał za jedynie prawdziwy nieprzemijający świat idei czy „prawzorów", podczas
gdy aktualny, realny świat ludzi był tylko ich przemijającą podobizną. Stąd też
uczynił on nieśmiertelną najważniejszą część ludzkiej duszy, mającą swą siedzibę
w mózgu i posiadającą bezpośrednie powiązanie z prawzorami. Była ona dla niego
związana z procesami poznawczymi, myślowymi i uczuciowymi człowieka. Pozostałe,
śmiertelne części, przywiązane do aktualnego życia człowieka i jego żądz, miały
swą siedzibę w rdzeniu kręgowym, łączącym mózg z ciałem.
Urodzony w roku 384 p.n.e. Arystoteles ze Stagiry, uczeń Platona, nie stał się
jednak wiernym naśladowcą swego nauczyciela. Nie obejrzawszy nigdy mózgu
ludzkiego, a opierając się jedynie na studiach nad rakami i insektami, które dla
jego nie uzbrojonego oka zdawały się nie posiadać żadnych skomplikowanych
struktur mózgowych i nerwów, zdetronizował mózg jako centrum duszy. Widząc
naczynia krwionośne, które, jak mu się wydawało, u badanych zwierząt zbiegały
się w sercu, właśnie serce ogłosił źródłem wszystkich sił duchowych,
pozostawiając mózgowi jedynie zadanie jego ochładzania.
Teoria o sercu jako źródle i siedzibie duszy została obalona dopiero w trzecim
stuleciu p.n.e., a uczyniło to w Aleksandrii dwóch pionierów fizjologicznych
badań funkcji ciała — Herofilos i Erazistratos. Obaj przeprowadzili eksperymenty
na setkach, a może nawet tysiącach zwierząt, przede wszystkim jednak na
skazanych na śmierć przestępcach lub politycznych czy też osobistych
przeciwnikach panujących królów, gubernatorów albo wielkorządców. Obiekty ich
eksperymentów zmarły lub zostały zabite na skutek zadawanych im męczarni — była
to rzeźnia, z której wywodziły się korzenie wszystkich późniejszych
eksperymentów czy wiwisekcji dokonywanych na żywych istotach. To Herofilos i
Erazistratos byli tymi, którzy z prawa do zdobywania wiedzy wywiedli prawo do
dręczenia i zabijania w imię nauki. To oni też po raz pierwszy odróżnili
naczynia krwionośne od dróg nerwowych; to oni pokazali, że istnieją nerwy
wywołujące ruch mięśni i inne, przekazujące dalej ból oraz pozostałe odczucia.
Dowiedli także, że owe drogi nerwowe wychodzą z rdzenia kręgowego i mózgu, jak
również zwrócili temu ostatniemu jego centralne znaczenie. Po raz pierwszy
również dotknęli delikatnych, kruchych zwojów znajdujących się wewnątrz jamy
czaszki. Jako pierwsi zorientowali się, że pod twardymi i miękkimi oponami
mózgowymi oraz przypominającą korę pokrywą istnieją półkule mózgowe, czyli
cerebra, wypełniające większą część jamy czaszki, i móżdżek, czyli cerebellum,
ukrywający się pod tylną częścią półkul mózgowych i przykryty własną korą.
Herofilos i Erazistratos nie należeli już do filozoficznego świata Jacksona,
albo należeli doń o tyle, że na zawsze przywrócili mózgowi jego znaczenie i
pozwolili niespokojnemu duchowi Jacksona tworzyć nowe teorie na podstawie
przeprowa-
16
lżonych obserwacji dotyczących zjawisk, które William Gowers jedynie obserwował,
kontrolował i opisywał.
Dopiero później ujawniła się ludzka, bardzo osobista tragedia, na skutek której,
Izięki zmysłowi obserwacji i przenikliwości, Jackson uczynił pierwsze kroki na
Irodze wiodącej do stworzenia podwalin chirurgii mózgu. Kiedy w roku 1863
riespodziewanie ożenił się ze swą kuzynką, Elisabeth Jackson, szydercy
twierdzili, ;e ten niespokojny duch tylko dlatego zawarł to małżeństwo, ponieważ
chciał mieć v domu obiekt badań dla swej naukowej ciekawości. Czynili w ten
sposób aluzję [o faktu, że od czasu do czasu Elisabeth miewała ataki
epileptyczne; jej stan iogarszał się niestety z roku na rok.
Było to niesmaczne szyderstwo, gdyż Jackson kochał Elisabeth, a ona prawdo-
'odobnie kochała go jeszcze bardziej. Bez miłości bowiem byłoby niemożliwe
/ytrwać u boku mężczyzny, który w miarę upływu lat interesował się coraz ardziej
tylko tymi chorymi, których symptomy chorób najbardziej go zajmowały, 'o
badaniach takich nietypowych przypadków rozmyślał nad nimi w domu przez ałe dni
lub tygodnie, przesyłając pełniącym dyżury lekarzom przy Queen Sąuare isty
rozkazujące przeprowadzenie dodatkowych badań w celu poszukiwania zczegółów,
które być może umknęły jego uwagi. Dopiero gdy zdał sobie jasno prawe z nowego
obrazu klinicznego choroby lub też znajdował nieznane powiąza-iia, wracał znowu
do szpitala. Kiedy studiował swoje „własne migreny", „napady awrotów głowy" lub
„hierarchię funkcji różnych płaszczyzn mózgu", nie było do liego absolutnie
żadnego dostępu.
Innym razem miewał znowu napady niepokoju, które nie pozwalały mu rzebywać przez
dłuższy czas w tym samym otoczeniu. Nawet w drodze na Queen ąuare potrafił
zmieniać dorożki, ponieważ nie mógł znieść jazdy pierwszą z nich. uedy udawał
się z Elisabeth do opery lub teatru (jeśli w ogóle to czynił), puszczali lożę
już po pierwszym akcie. Drugi oglądali w kilka dni później, trzeciego w ogóle, i
to nawet wtedy, gdy sztuka im się podobała. Z naukowych siążek wydzierał
interesujące go strony, a resztę wyrzucał do kosza. Podobnie ostępował z
brukowymi romansami, jakie chętnie czytywał dla odpoczynku od łysienia. Wyrywał
z nich każdą przeczytaną kartkę i rzucał na podłogę.
Pomijając osobliwość takiego zachowania, Jackson otaczał Elisabeth tak roskliwą
i delikatną opieką, jak to tylko było możliwe. W pewnym jednakże sensie zydercy
mieli rację, obserwował bowiem ją tak, jak to czynił z chorymi w szpitalu rzy
Queen Sąuare. Rejestrował każdy jej atak, notował czas trwania i przebieg ażdej
konwulsji. Po sześciu latach był już pewien, że ataki Elisabeth, sprawiające
^rażenie potężnych wyładowań elektrycznych w jej mózgu, zaczynały się, przebie-
ały i, kiedy siła wyładowań opadała, kończyły według dwóch schematów.
Zaczynały się one albo w małym palcu lewej ręki, obejmowały potem palec srdeczny,
wskazujący, kciuk, a następnie całą rękę. Później konwulsje obejmowali
przedramię, ramię, bark, a w końcu całą lewą stronę ciała. Drugi rodzaj onwulsji
zaczynał się w palcach lewej stopy, a następnie przechodził na podudzie, do,
biodra i lewą stronę ciała.
Po licznych obserwacjach Jackson zanotował w końcu objawy dla każdego :hematu
konwulsji. Nazwał je „marszem konwulsji" i po długich rozmyślaniach oszedł
wreszcie w roku 1870 do wniosku, że po każdej stronie mózgu, prawdopo-
eblltewskorze półkul mózgowych, muszą się znajdować jakieś „centra", nie znane
Filia ?
17
13 ?]
anatomom i patologom. Poprzez drogi nerwowe mogły one mieć powiązania z
częściami ciała lub jego członkami, które były im podporządkowane i których
ruchy być może regulowały. Poszczególne centra musiały stanowić łańcuch lub
leżeć tuż obok siebie. Wskutek tego konwulsyjne rozładowanie mogło z dużą
szybkością przeskakiwać z jednego centrum do drugiego, przy czym każdy etap
wyładowań mózgowych, co można było dokładnie zaobserwować z zewnątrz, objawiał
się w podporządkowanych częściach ciała, od małego palca lewej ręki lub palca u
nogi po całą lewą część ciała.
Nie wiemy, czy Jackson wyciągnął dalsze wnioski z tych obserwacji już w roku
1870 lub też wkrótce potem; w każdym razie w równe dziesięć lat później stały
się one wielką i decydującą pokusą dla pierwszych chirurgów mózgu. Mając na
względzie jego bystrość umysłu i zwyczaj wyciągania inteligentnych wniosków,
należałoby przyjąć, iż miał świadomość, w jak wyraźny sposób jego chora żona
poprowadziła go poprzez „marsz konwulsji" ku odkryciu zaskakującej możliwości
lokalizacji niewidzialnych, ukrytych chorób i zmian mózgu, a przede wszystkim
guzów i innych nowotworów.
Jeśli jego teza o nie znanych lekarzom „centrach mózgowych" była zgodna z prawdą,
to guzy rozwijające się w bezpośrednim zasięgu tychże centrów, a także
epileptyczne wyładowania musiały prowadzić do mniej lub bardziej wyraźnych
manifestacji w podporządkowanych im częściach ciała. Mogło w tym przypadku
chodzić o kurcze, drgawki, zaburzenia czucia i porażenia. Było to w zasadzie
wszystko jedno — każdy tego rodzaju symptom musiałby umożliwić wyciągnięcie
wniosków dotyczących umiejscowienia guzów lub innych procesów chorobowych w
mózgu, jeśli udałoby się udowodnić istnienie owych centrów i ustalić ich
dokładne położenie.
Nie mamy jednak na ten temat żadnych informacji. Nie wiemy, jak daleko posunął
się w tym czasie Jackson w swych koncepcjach i tezach. Ale w cztery lata później,
w roku 1874, kiedy Elisabeth Jackson zmarła w czasie jednego ze swych ataków,
osamotniając Johna Hughlingsa, zostało już dowiedzione, że teza o istnieniu w
mózgu „centrów" lub też „ośrodków czynności" była zgodna z prawdą.
Człowiekiem, który w największym stopniu przyczynił się do jej udowodnienia, był
trzeci z trójki z Queen Sąuare — David Ferrier.
Jak już mówiliśmy, osobliwy charakter Johna Hughlingsa Jacksona nie wykazywał
żadnych podobieństw do sposobu bycia Williama Gowersa. Żadnych cech wspólnych
nie miały również charaktery Gowersa, Jacksona i Davida Ferrie-ra. i
Ferrier pochodził z Aberdeen w Szkocji. Urodził się w roku 1843 w skromnym domu
stojącym na stromym brzegu rzeczki Don i od dzieciństwa, sądząc po jego
zainteresowaniach i zabawach, wykazywał zdolności urodzonego eksperymentatora.
Jedna z sąsiadek Ferrierów opowiadała aż do końca swoich dni o „małym Davidzie",
który byłby „całkiem porządnym chłopcem", gdyby tylko zostawił w spokoju
„puddocks" (żaby).
A przy tym Ferrier wcale nie zadowalał się rozcinaniem żab na bagnistym brzegu
rzeczki i oddzielaniem ich małych mózgów w celu sprawdzenia, czy będą po tym
zabiegu nadal żyły. Przy pomocy scyzoryka dokonywał także sekcji każdej ryby,
jaką wyłowił z Donu lub którą porwał z straganu za plecami handlarza. Do czasu
zdania egzaminu lekarskiego w roku 1870 studiował w Aberdeen i Edynbur-
18
;u. Pierwszym, który w Aberdeen przyczynił się do odegrania przezeń w przyszło-
ci roli fizjologa mózgu i rdzenia kręgowego, a także akuszera chirugii mózgu,
był ego wykładowca nazwiskiem Alexander Bain, pozostający z nim w stałym
kontakcie również w czasie studiów w Edynburgu. W gruncie rzeczy Bain prawie
nie :ajmował się medycyną, lecz logicznym myśleniem, psychologią i „ponadludzką
kompleksowością mózgu".
To Bain, żałujący, że jego nazwisko nie brzmi Brain (mózg), wprowadził Ferriera
w historię prób poznania owej „nadludzkiej kompleksowości". Charakterystyczny
dla praktyczno-materialistycznej natury Ferriera był fakt, że jego osobiste
zainteresowanie wzbudziły dopiero osoby aleksandryjczyków Herofilosa i
Erazistratosa. Ciekawość ta zaprowadziła go przez stulecia prosto do ostatniego
reprezentanta grecko-rzymskiej kultury, urodzonego w 129 roku w Pergamonie i
zmarłego w roku 199 w Rzymie Klaudiusza Galena.
Zarozumiały, wszystkowiedzący i dużo piszący przyboczny lekarz rzymskiego
cesarza Aureliusza Antoniusza zrezygnował z sekcji żywych ludzi, jeśli wierzyć
jego różnorodnej spuściźnie literackiej. Dokonywał jednak wielu obserwacji w
przypadku zranionych i umierających gladiatorów z odsłoniętymi półkulami
mózgowymi, zranionym móżdżkiem i kręgosłupami przeciętymi ciosem miecza.
Wielokrotnie też odkrywał w lub pod zwojami mózgowymi guzy, cysty i ropnie,
przypominające nowotwory w innych organach ciała.
Rozwijały się one najwyraźniej przez dłuższy czas i były winne temu, że ich
ofiary wyruszyły do swej ostatniej walki już na wpół oślepłe lub z zaburzeniami
ruchu tej czy innej kończyny. Zauważył też, że zranienia móżdżku pozbawiały
gladiatorów możliwości zachowania równowagi lub koordynacji ruchów. Przecięcie
kręgosłupa i rdzenia kręgowego aż do wysokości odcinka piersiowego paraliżowało
zdolność ruchu i czucia wszystkich położonych poniżej części ciała. Z kolei
przecięcie kręgosłupa w obrębie kręgu szyjnego prowadziło do porażenia układu
oddechowego i śmierci.
Doświadczenia, jakie Galen zdobył na zakrwawionych arenach, doprowadziły go do
eksperymentów na świniach; po sztucznym odsłonięciu ich mózgów lub zranieniu
rdzenia kręgowego pozwoliły mu one na dokonanie podobnych obserwacji. Jeśli
nawet Ferrierowi, jako młodemu studentowi, wydawało się wątpliwym przeniesienie
wyników eksperymentów na świniach, z ich sprawiającym wrażenie
nieskomplikowanego centralnym systemem nerwowym, na system nerwowy człowieka, to
badania Galena pobudziły jednak jego chęć do eksperymentów. Uczyniły to w
większym stopniu niż podniosłe dążenia Rzymianina, który starał się greckim
„siłom życiowym" ciała i duszy nadać nową, pozornie imponującą formę.
Według Galena siły życiowe znajdowały się w „pneumie", która poprzez mózg
przedostawała się do dróg nerwowych, a następnie rozpływała po całym ciele,
regulując jego funkcje. Część pneumy rządząca duszą, uczuciami i myślami
nazywała się „pneuma psychikón". Była ona — wzorem greckich bogów —
nieśmiertelna i obejmowała trzy podelementy odpowiedzialne za poznanie, pamięć i
rozum. Po dostaniu się do mózgu człowieka pneuma psychikón była zapładniana
inteligencją i fantazją indywidualnego człowieka, które powstawały z ruchu i
wzajemnego pocierania się miękkich, ruchomych części zwojów mózgowych.
19
Umierając w roku 199 Klaudiusz Galen pozostawił wraz z ideą nieśmiertelnej
pneumy podstawowy materiał teologom rozwijającego się chrześcijaństwa. Ona to
przyczyniła się do stworzenia ich nieśmiertelnej, wypełniającej każde życie i
kierującej nim „animy", czyli duszy. Nie przeczuwając tego, zapewnił sobie w ten
sposób tolerancję Kościoła, który pozwolił popaść w zapomnienie większości
wszystkich medycznych teorii i nauk pogańskiej starożytności. Przez następne
półtora tysiąca lat tylko liczne dzieła Galena i jego prawidłowe czy błędne
wyobrażenia tolerowane były jako jedyne źródło medycznej prawdy. Pytania, na
które jego po tysiąckroć przepisywane księgi nie dawały żadnej odpowiedzi, we
wczesnym średniowieczu, w okresie jego rozkwitu i epoce schyłkowej zachowały w
ogólności swe znaczenie głosząc bezsporną egzystencję duszy. W epoce renesansu,
w wieku XV i XVI, ponownie zainteresowano się wiedzą antyczną, dążąc do
uprawomocnienia łagodniejszej formy aleksandryjskiej anatomii człowieka. Mimo to
unikano jakiegokolwiek sporu na temat owej omnipotencji duszy.
W skromnej bibliotece, którą David Ferrier zabrał ze sobą jako młody lekarz do
Londynu, poczesne miejsce zajmowało wydanie anatomicznych tablic poglądowych,
jakie w roku 1543 opublikował w swoim dziele De humani corpońs fabńca libri
septem dwudziestodziewięcioletni anatom renesansu, Andreas Vesalius. Pomijając
rysunki, jakie na przełomie XV i XVI wieku wykonał w wielkiej tajemnicy Leonardo
da Vinci, opierając się na wyglądzie mózgu zmarłych, których sekcji dokonał
osobiście, ryciny Vesaliusa przekazywały pierwszy obraz splątanej powierzchni
mózgu. Ale również i on nie odważył się skorygować wszystkich błędów
anatomicznej spuścizny Galena, opierającego się na eksperymentach ze świniami.
Vesalius unikał jakiegokolwiek sporu na temat kwestii mózgu i duszy, pisząc:
„Nie potrafię wydać osądu, w jaki sposób mózg wypełnia swoje funkcje w świecie
wyobraźni, rozumu, uczuć, myślenia, pamięci i innych działań duszy". W milczeniu
też wycofał się z badań i dokończył swego żywota podczas pielgrzymki czy też
pokutnej wyprawy do Palestyny.
W trzydzieści lat później William Szekspir każe w swoim dramacie Król Jan mówić
księciu Henrykowi o „mózgu, kruchym domu duszy". Trudno powiedzieć, na ile
Szekspir odczuwał bunt przeciwko wszystko wyjaśniającej władzy duszy, ale oznaki
tego buntu wyczerpały się na dodaniu do słów określających mózg kruchym domem
duszy zastrzeżenia, „jak go nazywają".
Także i zmarły w 1650 roku filozof, Renę Descartes, którego konflikt z Thomasem
Willisem tak bardzo zajmował młodego Williama Gowersa podczas medycznej
terminatorki między buteleczkami z rycynusem i digitalis u doktora Simpso-na,
trzymał się jeszcze Galena, wstawiając tylko, co było jedyną nowością, zamiast
pneumy „zwierzęce duchy" jako siły napędowe życia cielesnego i duchowego. W
mózgu owe „duchy" żywiły się strumieniem krwi płynącym z serca. One też
dostawały się przez mózgowe otwory do dróg nerwowych, a poprzez nie do
wszystkich części ludzkiego ciała „niczym do organów, gdzie rozwijały swe siły w
ich kanałach wiatrowych i piszczałkach". Oprócz „zwierzęcych duchów" Karte-zjusz
pozostawił również niezależną i nieśmiertelną duszę, czyniąc jej siedzibą
szyszynkę.
Znamienny dla materialistycznych wyobrażeń Ferriera był fakt, że w jego bagażu,
obok De humani... Andreasa Vesaliusa, nie było żadnego dzieła Kartezju-sza, za
to znajdowała się w nim Anatomia mózgu Thomasa Willisa, która również na
20
Williamie Gowersie wywarła większe wrażenie aniżeli pamflet o duszy i
szyszynce )escartes'a.
Willis, zanim umarł w roku 1675, poważnie zajmował się nowym, opartym na natomii
sposobem rozczłonkowania mózgu. Przyczyną jego śmierci było zapale-ie opłucnej
oraz zbyt duża ilość upuszczonej krwi i rzekomo uzdrawiającego ywaru z
przefiltrowanego końskiego łajna, amoniaku i syropu. To Willis jako ierwszy
odkrył decydujące znaczenie kory mózgowej dla funkcji mózgu. Był też ierwszy