1294
Szczegóły |
Tytuł |
1294 |
Rozszerzenie: |
PDF |
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
[email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
1294 PDF - Pobierz:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd pliku o nazwie 1294 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
1294 - podejrzyj 20 pierwszych stron:
JACEK WILCZUR
KSI�STWO SS
Zdarzenia opisane w tomiku s� prawdziwe i udokumentowane. Wi�kszo�� podanych w nim fakt�w, a tak�e nazwy geograficzne, nazwiska i daty - odpowiadaj� prawdzie.
W czasie kiedy tomik ten zostaje przekazany do druku, nie wszystko jeszcze, co dotyczy Sowich G�r, jest znane. Sprawa wymaga dok�adnego rozpoznania i konfrontacji zezna� nielicznych �wiadk�w z tym, co ju� zdo�ano ustali�.
Jedno jest ca�kowicie pewne. Wielka Czarna Sowa nie symbolizuje ju� dzi� zag�ady. Urz�dzenia pozostawione w tym rejonie przez hitlerowc�w stanowi� dzi� symbol minionej pot�gi mordu i gwa�tu, pot�gi, kt�ra leg�a w gruzy pod ciosami s�owia�skich wojsk.
Wielka Sowa budzi si� ze snu
Kto pami�ta sytuacj� w Berlinie w latach 1940-1941, kto przechodzi� w�wczas obok Kancelarii Rzeszy, dziwi� si� mo�e na widok tego, co dzieje si� w pobli�u siedziby f�hrera dzi�, w grudniu 1942 roku.
Strze�one s� ju� nie tylko sam gmach centralny i budynki s�u�bowe; uzbrojeni esesmani pe�ni� s�u�b� wartownicz� na wszystkich rogach ulic prowadz�cych w stron� Kancelarii. Opr�cz nich wida� spaceruj�cych tam i z powrotem m�czyzn, kt�rych profesja nie budzi �adnych w�tpliwo�ci.
Czarny Mercedes podjecha� bezszelestnie i stan�� przed g��wnym wej�ciem. Na stopniach budynku oczekiwali ju� dwaj adiutanci - jeden w mundurze pu�kownika Wehrmachtu, drugi w uniformie pu�kownika lotnictwa.
- Bitte sehr, Herr Direktor - rzek� adiutant Wehrmachtu, salutuj�c. - F�hrer oczekuje pana w swoim gabinecie.
- Dzi�kuj� bardzo, panowie, jeste�cie nadzwyczaj uprzejmi..
W rogach g��wnego hollu, na p�pi�trze i na pi�trze stoj� z broni� kr�tk� i maszynow� ubrani w czarne mundury oficerowie Leibstandarte "Adolf Hitler". Pr꿹 si� przed dwoma pu�kownikami i dystyngowanym cywilem, kt�rzy zd��aj� w stron� gabinetu f�hrera.
Wida� wszystko by�o tu przygotowane na przyj�cie go�cia, w momencie bowiem, gdy tylko pojawi� si� on w poczekalni, oficer s�u�bowy wskaza� wej�cie do gabinetu wodza.
F�hrer obydwiema r�kami u�cisn�� d�o� przyby�ego.
- Ciesz� si� bardzo z dzisiejszego spotkania, drogi dyrektorze - powiedzia�. - Ju� znacznie wcze�niej chcia�em zobaczy� pana, ale obowi�zki nie pozwala�y oderwa� si�... Wie pan, drogi dyrektorze, na frontach nie�atwa sytuacja...
Dyrektor dyskretnie i ze zrozumieniem przytakn�� g�ow�.
- Nie b�d� traci� czasu i je�eli pan pozwoli, przyst�pi� do rzeczy. Chc� zorientowa� pana og�lnie w sprawie, o szczeg�ach b�dzie pan rozmawia� z fachowcami z OKH, OKL, OKM*.
Na stole pojawi�y si� po�udniowa owoce, doskona�e cygara, wody orze�wiaj�ce.
- Drogi dyrektorze, nie ma potrzeby robienia przed panem tajemnicy z tego, �e sytuacja na frontach jest trudna. Naturalnie wyjdziemy tego - f�hrer przenikliwie popatrzy� na swego rozm�wc�, jak gdyby chcia� si� przekona�, czy ten podziela jego zdanie na temat przysz�o�ci. - Ot�, jak panu wiadomo, wrogowie bombarduj� nas dotkliwie, niszcz�c skutecznie nasz przemys� zbrojeniowy. Nasze lotnictwo i obrona przeciwlotnicza robi�, co mog�, ale nie jeste�my w stanie uchroni� si� od powa�nych strat.
- Jawohl, mein F�hrer.
- Ot� w Dow�dztwie Naczelnym zapad�a decyzja na temat tego, jak uchroni� si� od zadawanych nam z powietrza strat i jak zabezpieczy� produkcj� zbrojeniow�. Mam na my�li bro� konwencjonaln� i bronie nowego typu.
- Jawohl, mein F�hrer, s�ucham pana.
- Lotnictwo nieprzyjacielskie zagra�a tym obiektom, kt�re zbudowano na powierzchni ziemi. Czy tak, Herr Direktor?
- Jawohl, mein F�hrer.
- Postanowili�my przenie�� przemys� zbrojeniowy i laboratoria nowych rodzaj�w broni pod ziemi�...
- Rozumiem, mein F�hrer.
- To dobrze. Bo w�a�nie chc� panu, Herr Direktor, powierzy� t� trudn� i bardzo, ale to bardzo odpowiedzialn� prac�.
- Ale�, mein F�hrer, zrobi� wszystko, co b�dzie w mojej mocy, ale czy podo�am? Przedsi�wzi�cie jest ogromne, powiedzia�bym nawet, �e przekracza mo�liwo�ci normalnych ludzi...
- Ma pan racj�, drogi dyrektorze. Dlatego prace zwi�zane z przeniesieniem przemys�u zbrojeniowego pod ziemi� wykonywa� b�d� ludzie specjalnego typu - nasi zdeklarowani wrogowie: wi�niowie polityczni i je�cy wojenni. Nie sta� nas na to, aby tej barbarzy�skiej ho�ocie dawa� darmo �re�! - tu f�hrer z pasj� uderzy� pi�ci� w st�.
Przez chwil� panowa�o milczenie, kt�rego Herr Direktor nie �mia� przerywa�.
- Przepraszam pana, dyrektorze, unios�em si� nieco. Wracaj�c do sprawy, chc� pana jeszcze poinformowa�, �e nasze Dow�dztwo Naczelne dokona�o ju� wyboru miejsca, w kt�rym zamierzamy uruchomi� podziemny system zbrojeniowy.
F�hrer wsta� z fotela i poprowadzi� swego go�cia do �ciany, na kt�rej widnia�a olbrzymich rozmiar�w mapa sztabowa.
- Nie mo�emy budowa� fabryk podziemnych zbyt daleko na zach�d - powiedzia�. - Trudno by�oby w�wczas zorganizowa� sprawny przew�z surowc�w ze wschodu. Nie mo�na te� wysun�� ich zbytnio na wsch�d; ludno�� nas tam nienawidzi, grasuj� bandy, poza tym by�oby zbyt blisko od linii frontu. Tu wyznaczyli�my rejon budowy przemys�u zbrojeniowego - Hitler dotkn�� wskazuj�cym palcem mapy.
- Eulengebiet* - odczyta� dyrektor i zdziwi� si�. Dlaczego w�a�nie Eulengebiet? Mieszka tam przecie� sporo ludzi niezupe�nie czuj�cych si� Niemcami. Czy nie mo�na by�o wybra� miejsca gdzie� w g��bi Reichu?
- Decyzja ta podj�ta zosta�a z kilku wzgl�d�w - Hitler przerwa� rozmy�lania swego go�cia. - G�ry s� tam niewysokie i pokryte lasami, drogi dojazdowe nadaj� si� cz�ciowo do transportu, reszt� wybuduje si� w szybkim tempie. Naszym wrogom nie przyjdzie na my�l, �e w g��bi starych g�r mo�emy zbudowa� przemys� zbrojeniowy i st�d w�a�nie dostarcza� dla armii wspania�� bro�.
- Je�eli mo�na spyta�, mein F�hrer - dyrektor z szacunkiem sk�oni� g�ow� - na jak� si�� robocz� mo�emy liczy� w tym b�d� co b�d� gigantycznym przedsi�wzi�ciu?
- Ot� w�a�nie chcia�em panu o tym powiedzie�. - F�hrer uj�� pod rami� swego go�cia i poprowadzi� w stron� sto�u. - Nie mo�emy do tej pracy zaprz�c Niemc�w. Nasi m�czy�ni walcz� na froncie, walcz� na ty�ach frontu, w formacjach policyjnych i porz�dkowych, z bandami. Nawet sporo naszych kobiet chodzi w mundurach wojskowych.
Na chwil� zapad�o milczenie.
- Ku� korytarze podziemne i budowa� ku�nie naszej broni - podj�� f�hrer po chwili - b�d� nasi wrogowie. Zatrudnimy wi�ni�w z oboz�w koncentracyjnych i je�c�w, zmusimy ca�� t� band� do pracy dla dobra Rzeszy.
- Je�li wolno zauwa�y�, mein F�hrer... Wydaje mi si�, �e to element niezbyt pewny, je�eli idzie o zachowanie tajemnicy budowy.
- S�usznie pan m�wi, drogi dyrektorze. Pami�tali�my i o tym. Wprowadzimy taki nadz�r, �e w czasie prac nic nie przes�czy si� na zewn�trz. A ludzie zatrudnieni przy budowie? Ci nikomu nie zd��� powiedzie�, co widzieli. Mamy na to sposoby...
- Jawohl, mein F�hrer.
*
W tydzie� p�niej w gabinecie szefa referatu V B odby�a si� narada, w kt�rej - obok specjalist�w z kilku innych dziedzin - przewa�ali oficerowie s�u�by kontrwywiadowczej, zajmuj�cy si� ochron� specjalnych obiekt�w. Podano zimne napoje, owoce, ciasta, - Also meine Herren, b�dziemy zaczyna� - szef referatu przerwa� rozmowy, jakie w oczekiwaniu na narad� prowadzili ze sob� zebrani na sali uczestnicy.
Zapanowa�a cisza. Jeszcze tylko tu i tam zaszele�ci� blok, ten i �w wyj�� pi�ro, got�w do notowania wa�niejszych my�li m�wcy. Oto one, w du�ym, rzecz jasna, skr�cie:
...Staje wi�c przed nami zagadnienie nie byle jakiej wagi. Zadanie, zlecone nam przez reichsf�hrera Himmlera, b�dzie ci�kim egzaminem naszej lojalno�ci, po�wi�cenia, sprawno�ci...
...Nie b�dzie rzecz� �atw� upilnowa� tak olbrzymiego obiektu od agent�w obcych wywiad�w, nie b�dzie r�wnie� �atwo op�dzi� si� od lotnictwa aliant�w... Anglicy, skoro tylko zw�chaj�, �e co� si� tu dzieje, b�d� pr�bowali zniszczy� budow�...
...Tak si� niestety sk�ada, �e na SS, a w�a�ciwie na SD, spada odpowiedzialno�� za to, �eby Wehrmacht, marynarka i lotnictwo mia�y w por� bro�, �eby mieli czym walczy�...
... By� mo�e, nikt z pan�w genera��w nie wspomni nawet o nas, o naszej s�u�bie i o niebezpiecze�stwie, na kt�re nara�amy si� dla nich, .ale swoje zrobi� musimy...
... Obozy b�d� urz�dzone w kilku miejscowo�ciach w pa�mie g�r i administracyjne podlega� b�d� r�nym organizacjom... Przewiduje si�, �e przy budowie zatrudnieni b�d� je�cy wojenni, przede wszystkim czerwoni, poza tym W�osi, nie jest wykluczone, �e zatrudni si� r�wnie� Polak�w ze stalag�w, ale ta sprawa nie zosta�a dot�d wyja�niona...
... Pr�cz je�c�w zatrudnimy wi�ni�w z oboz�w koncentracyjnych. Kilka oboz�w zg�osi�o ju� akces do tej sprawy...
... Wojsko nie potrafi strzec tajemnicy i - co gorsza - Wehrmacht nie upilnuje budowy. W takiej grze potrzebni s� ludzie twardzi, bezwzgl�dnie oddani sprawie. Nie widz� lepszych ludzi od naszych koleg�w z SD...
*
Ob�z koncentracyjny Gross-Rosen.
Na wielkim placu obozowym odbywa si� apel. Podobnych apeli by�o ju� wiele, ale ten r�ni si� od wszystkich poprzednich.
Wi�niowie nie mog� zrozumie�, dlaczego na placu obok esesman�w stoj� ludzie z Organisation Todt* i cywile, kt�rzy wygl�daj� nie na kapo, lecz na in�ynier�w.
Z komendantury wyszed� wysoki esesman, tu� za nim drugi z grub� teczk� w r�ku.
- Herr Kommandant - powiedzia� ni�szy, zanim doszli do �rodka placu - pozwol� sobie zauwa�y�, �e ten interes z dyrekcj� budowy jest op�acalny, a w og�le stwarza to dla nas pierwszorz�dne mo�liwo�ci na przysz�o��.
- Chyba tak jest, untersturmf�hrer, ale niech pan czasem nie powie tego przy naszych kontrahentach. Musimy przy nich zachowa� godn� postaw�, nie naprasza� si�.
- Jawohl, Herr Kommandant.
Ju� od godziny trwa apel pod go�ym niebem. Na dworze jest pochmurno, d�d�ysto, ludzie stoj�cy w szeregach trz�s� si� z zimna.
- Co to mo�e by�? - pyta szeptem wysoki, smag�y m�czyzna stoj�cego obok koleg�.
- Nic nie wiadomo, panie profesorze. Jedno tylko jest pewne: to nie na rozwa�k�.
- Ale, panie Stanis�awie, to mo�e by� co� gorszego od �mierci. Nie s�dzi pan?
- Po co zaraz my�le� tak ponuro? Przecie� to mo�e by� transport do lepszej roboty.
- W ka�dym razie, panie Stanis�awie, je�eli nas wybior� razem, trzymajmy si� blisko siebie... Pst, id� tu...
Esesmani, mundurowi funkcjonariusze OT i cywile przechodzili - kolejno przed szeregiem, cywil wskazywa� palcem, esesman wyci�ga� wskazanego z szeregu, po czym cywil zadawa� jednobrzmi�ce pytania:
- Zaw�d?
- Lat?
- Czy zna j�zyk niemiecki?
- Czy choruje lub chorowa� w obozie?
W wypadku kiedy zapytany wymienia� zaw�d: in�ynier - mechanik, technik, spawacz, �lusarz czy g�rnik, cywil dok�adnie wypytywa� o specjalno�� w zawodzie, o znajomo�� zawod�w pokrewnych, o sta� pracy. Wszystkich bez wyj�tku pytano o znajomo�� j�zyka niemieckiego...
Wybranych wi�ni�w odprowadzano do barak�w po nieliczne przedmioty osobistego u�ytku, a nast�pnie kierowano ich do �a�ni. Wymyci i dygoc�cy z zimna nie wracali ju� do swoich barak�w. Umieszczono ich w oddzielnym sektorze, wydano wi�ksze ni� zwykle porcje chleba.
Nast�pnego dnia zarz�dzono zn�w apel, nie uczestniczyli ju� w nim jednak komendant ani jego adiutant, nie by�o r�wnie� cywil�w. Wzd�u� szereg�w przechodzi� ni�szy oficer SS i dwaj funkcjonariusze OT.
Wysoki i t�gi Niemiec z Organisation Todt wskazywa� palcem wi�nia i przechodzi� do nast�pnego. By�o oczywiste, �e tym razem wybiera si� ludzi do zwyk�ej fizycznej roboty, niewykwalifikowan� si�� do �opaty - urz�dnik�w, ksi�y, naukowc�w, student�w...
Ciemno by�o jeszcze na dworze, kiedy wachmani pootwierali na o�cie� drzwi barak�w.
- Heraus! Za dziesi�� minut wszyscy na placu! Zabra� klamoty! Ustawi� si� w dwuszeregu! W �wietle reflektor�w szeregi wi�ni�w wygl�da�y jak kompania �o�nierzy wyruszaj�cych do walki.
- Poszczeg�lne narodowo�ci staj� oddzielnie... Mi�dzy grupami pi�� metr�w odst�pu...
- Panie profesorze, musimy si� na razie rozej��... Stan� w grupie �emk�w.
- Czy to konieczne, panie Stanis�awie? Przecie� to jest to samo...
- Dla mnie i dla pana profesora to jest jedno i to samo, ale dla tych zb�j�w to my dwaj jeste�my r�nej narodowo�ci... Niech si� pan nie martwi, na miejscu znajdziemy si�... �emek, Polak czy Francuz to w robocie wszystko jedno... Nie b�dzie mi l�ej ni� panu.
- Wiem o tym, ale przyzwyczaili�my si� ju� by� razem.
- I b�dziemy na pewno razem.
Pod bram� obozow� sta�a du�a kolumna ci�arowych woz�w, krytych brezentem bud.
Przed szeregiem pasiak�w stan�� adiutant komendanta obozu.
- W czasie jazdy nie wolno rozmawia�, nie wolno pali�, nie wolno podnosi� zas�ony woz�w. Ka�dy, kto b�dzie usi�owa� wyjrze� z wozu, zostanie rozstrzelany. Nie ma chyba potrzeby przypomina�, �e ucieczka jest wykluczona. Po co zreszt� ucieka� - jedziecie do pracy, nie do obozu. Do pracy na wolnym powietrzu.
Kolumna znalaz�a si� na szerokiej szosie. Za ka�dym wozem - bud� jecha� motocykl z przyczep�, w kt�rej siedzia� esesman z karabinem maszynowym. Na przedzie kolumny i na jej tyle jecha�a w wozach terenowych eskorta uzbrojona w ci�k� bro� maszynow�, pistolety, granaty. W jednym z woz�w znajdowa�y si� psy policyjne.
*
Lamsdorf - stare, s�owia�skie �ambinowice, gigantyczny ob�z, w kt�rym przebywaj� je�cy wielu narodowo�ci.
W barakach szum jak w ulu.
- Panie sier�ancie, gdzie oni mog� nas teraz ci�gn��?
- Cholera ich wie, w ka�dym razie warto si� dowiedzie�... Czy nie m�g�by� spyta� kt�rego z wachman�w?
- �aden z nich nie wie. Pr�bowa�em zagadn�� Fischera i Heiniego, ale obydwaj m�wi�, �e nawet podoficerowie - z komendantury nie znaj� trasy. Podobno �cis�a tajemnica.
- Nie podoba mi si� to wszystko, to mo�e by� jakie� �wi�stwo.
Ma placu apelowym stoj� szeregi je�c�w - oddzielnie Polacy, Rosjanie, W�osi...
W momencie gdy komendant w towarzystwie cywila i funkcjonariuszy OT s� ju� blisko, jeniec w polskim p�aszczu wojskowym, z naszywkami sier�anta, wyst�puje przed szereg.
- Panie komendancie, sier�ant Adamiak ze stalagu VIII B zapytuje pos�usznie, dok�d nas wioz�.
T�umacz powtarza komendantowi s�owa polskiego sier�anta, pozostali je�cy truchlej� ze strachu.
- To nasza sprawa, dok�d zawieziemy je�c�w wojennych.
- Jeste�my podoficerami polskiej armii. Zgodnie z przepisami konwencji mi�dzynarodowej nie wolno podoficer�w zatrudnia� w pracy, o ile podoficer nie wyrazi na to zgody...
- Pan komendant pyta, sk�d sier�ant wie, �e jedzie do pracy?
- Chyba nie na �mier� jedziemy, do innego obozu te� pewnie nas nie wioz�, bo wszystko to si� robi w po�piechu... Chcemy przesia� rodzinom nasze nowe adresy.
- Pan komendant m�wi, �e adresy prze�lecie z nowego miejsca, a on nie ma obowi�zku t�umaczy� si� je�cowi z armii, kt�ra ju� nie istnieje...
W tym samym czasie podobne sceny powtarzaj� si� w paru innych obozach jenieckich - w kombinacie �mierci "Dora", w obozie je�c�w w�oskich w Chorzowie, w Krapkowicach, w Zgorzelcu.
Z "Dory" zabrano ludzi, kt�rzy pracowali przez d�u�szy czas przy dr��eniu tuneli i mieli praktyk� w pracy g�rniczej.
Drog� z Treest do Spandower, w pobli�u Peenem�nde, idzie dw�ch siedemnastoletnich mo�e ch�opc�w. Nios� torby, z kt�rych wystaj� narz�dzia �lusarskie. Jeden ma przewieszon� przez rami� pi��.
- Hermann, jak my�lisz, b�dziemy ju� mieli spok�j?
- Chyba tak. Anglicy strzaskali porty, to po co mieliby tu przylatywa�? Bombardowa� gruzy albo nasze pastwiska?
- Nie �artuj, Hermann. Nie mog�em sypia� po nocach, kiedy tu przylatywali. Teraz co prawda to i owo strzaskane, ale przynajmniej wy�pi si� cz�owiek.
- Ale z ciebie patriota, Helmut, nie ma co. Niczym si� nie przejmujesz, w nosie masz wszystko, aby� m�g� tylko spokojnie spa�.
- Nie pl�t�by� lepiej, Hermann. Licho nie �pi, m�g�bym nie�le oberwa�, gdyby tak kto us�ysza�...
- Dobra, dobra, nie taki ze mnie frajer, �eby papla�, komu nie trzeba. Sam si� ciesz�, �e ich st�d wynios�o. Nareszcie przestali przy�azi� do naszych dziewuch.
- A nie wiesz, gdzie ich teraz diabli ponie�li?
- Pewny nie jestem, ale jeden z esesman�w m�wi�, �e to, co ocala�o od bombardowania, przenios� teraz gdzie� na �l�sk. Tylko g�ba w kube� i nikomu ani s�owa.... Esesman powiedzia� to w najwi�kszej tajemnicy. Ten wy�szy, wiesz, co to jest zar�czony z nasz� Elise...
We wn�trzu Czarnej Sowy
Gustaw Schneider, mieszkaniec Jugowic, wraca dzi� p�no do domu. W Walimiu, gdzie pracuje w fabryce Lniarskiej, nie podstawiono dzi� samochod�w i robotnicy musieli wraca� pieszo. Podobno "wozy zosta�y wys�ane na stacj� do Wa�brzycha, gdzie znajduje si� pilny �adunek.
Schneider pracuje wiele lat w Walimiu, urodzi� si� w tych g�rach, kocha je i za nic nie chcia�by ich opu�ci�. �ycie sta�o si� ostatnio trudne, hitlerowcy w�sz� na ka�dym kroku wroga, podejrzewaj� wszystkich bez wyj�tku o sk�onno�� do zdrady, ale Schneider przypuszcza, �e wszystko to sko�czy si� ju� nied�ugo.
- Tej wojny nie wygramy i wygra� nie mo�emy - powtarza po raz kt�ry� z g��bokim przekonaniem. - Przeciw nam stan�� ca�y �wiat. Hitler to szaleniec i przest�pca. To, co zrobi�. z naszego narodu, to ha�ba i zbrodnia.
Dzie� dzisiejszy by� ci�ki - hitlerowska administracja zmusza robotnik�w do coraz bardziej wyt�onej pracy. Widocznie kiepsko ju� na frontach, skoro propaganda tr�bi bez przerwy o potrzebie zwi�kszenia wysi�ku.
Schneider nie mo�e znie�� widoku s�aniaj�cych si� z g�odu i wyczerpania je�c�w radzieckich i w�oskich, zatrudnionych w fabryce. Co kilka dni du�a lora fabryczna wywozi na miejscowy cmentarz cia�a zmar�ych.
�o�nierze radzieccy s� grzebani nago, je�cy w�oscy w bieli�nie. Tym "pogrzebom" nie towarzyszy ani duchowny, ani koledzy zmar�ych. Zasypuje si� gr�b ziemi�, plantuje i wszystko wraca do normy.
Fabryka produkuje na trzy zmiany, ale je�cy - wed�ug jenieckiego wymiaru godzin - pracuj� "tylko" na dwie, po kilkana�cie godzin na dob�...
O Bo�e, a to co? ;
Schneider nie wierzy w�asnym oczom. Kiedy wychodzi� nad ranem do pracy, by� przecie� zupe�nie trze�wy. Czy�by omy�kowo wszed� do s�siedniej wsi? Ale� nie! Przecie� to Jugowice, tyle �e inne, ni� by�y rano. Na skraju wsi, od strony Walimia, wyr�s� w ci�gu dnia du�y barak. Przy drodze wiejskiej le�� spore ilo�ci materia��w budowlanych - deski, zwoje drut�w, skrzynie, na stosach ustawiono worki cementu, z opakowa� drewnianych wystaj� cz�ci jakby maszyn.
Wok� baraku krz�taj� si� ludzie: jedni - odziani w porwane i postrz�pione mundury koloru zielonego i bladooliwkowego - przypominaj� je�c�w z walimskiej fabryki, w innych Schneider bez trudu rozpozna� cz�onk�w Organisation Todt, cho� zamiast narz�dzi pracy mieli tym razem na ramionach karabiny.
Przy baraku kr�ci si� dw�ch esesman�w. "No, to ju� niedobrze - pomy�la� Schneider. - Tam, gdzie ci s�, nie mo�e by� weso�o".
Ani w domu, ani u s�siad�w nie m�g� si� Schneider dowiedzie� tego dnia, co to si� dzieje, co b�d� tu budowa� i dlaczego w�a�nie w Jugowicach, gdzie nie ma ani w�gla, ani rudy, ani nafty...
Wieczorem dorff�hrer* og�osi� mieszka�com wsi, �e nazajutrz, w niedziel� o godz. 10 rano, maj� si� wszyscy zebra� na polu, tu� za jego domem. W mieszkaniach pozostaj� tylko dzieci do lat 7 i ob�o�nie chorzy. Osoby, kt�re nie zastosuj� si� do polecenia, zostan� poci�gni�te do odpowiedzialno�ci przed w�adzami wojskowymi.
- Kiepskie czasy nadesz�y dla Jugowic - m�wili tego wieczora starzy ludzie.
*
Na ��ce, tu� za domem dorff�hrera zebra� si� t�um ludzi - Jugowice to wie� wielka, ma par�set numer�w.
Dorff�hrer odczytywa� z listy nazwiska, stawiaj�c plusy przy obecnych, a znaki zapytania tam, gdzie podawano "ob�o�nie chory". Zaledwie sko�czy� t� czynno��, stan�� obok niego oficer SS - w stopniu hauptsturmf�hrera. Zdumionych mieszka�c�w wsi miano wreszcie poinformowa�, z czym wi��� si� wydarzenia ostatniej doby.
- Teren Jugowic i kilku innych miejscowo�ci - m�wi� hauptsturmf�hrer - zosta� obj�ty planem budowy... Od tej chwili mieszka�c�w osiedla obowi�zuje dyscyplina wojskowa ze wszystkimi konsekwencjami.
...Nie wolno od dnia dzisiejszego, a� do odwo�ania, zaprasza� do Jugowic oraz przyjmowa� znajomych i krewnych z innych miejscowo�ci. Jedynie osoby z najbli�szej rodziny maj� prawo przyje�d�a� do wsi, i to po otrzymaniu zgody od kierownictwa budowy.
...Roboty b�d� prowadzone u podstawy poszczeg�lnych wzniesie�... Zabrania si� podchodzenia do stanowisk roboczych na sto metr�w... wartownicy zostali upowa�nieni do strzelania.
...Nie wolno kontaktowa� si� z zatrudnionymi na budowie wi�niami i je�cami... Wszyscy je�cy i wi�niowie s� wrogami pa�stwa i narodu niemieckiego, wszyscy oni czekaj� na nieszcz�cie Niemiec.
...Raz na zawsze zakazuje si� mieszka�com Jugowic powtarza� gdziekolwiek i komukolwiek o tym, �e w Jugowicach istnieje jakakolwiek budowa, �e pracuj� je�cy i wi�niowie.
...Wszelkie naruszenie dyscypliny zakaz�w traktowane bidzie jako zdrada narodu i Rzeszy,., i karane z ca�� surowo�ci� prawa wojennego.
...Uprzedza si� mieszka�c�w osady...
Od tego dnia przez wiele tygodni Gustaw Schneider, wracaj�c z fabryki Lniarskiej w Walimiu, zastaje zmiany w swojej rodzinnej wsi. Rosn� nowe baraki, po drewnianych wzniesiono cementowe, buduje si� wci�� nowe magazyny, z ka�dym dniem przybywa wi�ni�w. W ci�gu paru tygodni zbudowano jeszcze dwa obozy.
S�u�b� wartownicz� w obozie na kra�cu wsi, od strony Jaworzna, pe�ni� esesmani, na drugim kra�cu, od strony Walimia, strzeg� obozu funkcjonariusze OT.
Schneider nigdy dot�d nie s�ysza�, aby Organisation Todt mia�a swoje w�asne obozy. Zaskoczy�o to r�wnie� jego s�siad�w i przyjaci�, nawet tych bardziej otrzaskanych.
Nie to jednak by�o najciekawsze.
W kilka dni po tym, jak w Jugowicach stan�� pierwszy barak i zwieziono tu pierwsz� grup� wi�ni�w, rozpocz�a si� praca u podstawy wzg�rza, kt�re ze strony zachodniej os�ania�o Jugowice.
W podstawie g�ry wykopano kilka du�ych otwor�w - ka�dy jak spora brama wjazdowa, po czym wi�niowie wryli si� w skalny grunt. Po dw�ch dniach takiej pracy nie by�o ju� ich z zewn�trz wida�, a po dw�ch tygodniach korytarze dr��one w g��b g�ry by�y tak g��bokie, �e wje�d�a�a do �rodka kolejka w�skotorowa. Wracaj�c, wype�niona ona by�a ziemi� i gruzem skalnym, kt�re nast�pnie wywo�ono daleko, za wie�. Cz�� gruzu, przede wszystkim wi�ksze od�amy skalne, pozostawiono zreszt� na miejscu dla w�asnych potrzeb.
Mieszka�cy Jugowic widywali wielokrotnie, jak z pude� powracaj�cej z wn�trza g�ry kolejki wynoszono cia�a nie�ywych wi�ni�w. Dwukrotnie zauwa�ono, �e zmarli mieli na bluzach du�e plamy krwi.
Z opowiada� wachman�w, kt�rzy do�� cz�sto w rozmowie z m�odymi dziewcz�tami �amali rozkaz milczenia, wiedziano, �e korytarz g��wny si�ga ju� daleko i trwaj� prace przy budowie bocznych korytarzy.
Z pocz�tku ludzie mieszkaj�cy w pobli�u wlot�w tunelowych s�yszeli wydobywaj�ce si� z wn�trza g�uche detonacje.
� To wysadzaj� ska�� - m�wili obeznani z g�rniczym rzemios�em lub ze s�u�b� sapersk�.
Czasem jednak odg�osy wydobywaj�ce si� z korytarzy by�y inne w tonacji, kr�tkie, metaliczne, suche. Znawcy g�rniczego rzemios�a i saperskiej s�u�by nic w�wczas nie m�wili. Niekt�rzy zaciskali pi�ci. Ludzie milczeli ponuro, nie patrz�c sobie w oczy.
Ten stan nie trwa� zreszt� d�ugo - prace posuwa�y si� w szybkim tempie i na lorach wagonik�w wwo�ono w g��b korytarzy wci�� nowe ilo�ci szyn kolejowych, zwrotnic, urz�dze� rozdzielczych.
W tym samym czasie, kiedy ruszy�a budowa tuneli w Jugowicach, rozpocz�to prac� w Sierpnicy i Kolcach, a wkr�tce po tym tak�e na skraju Walimia, tam gdzie osada graniczy�a ze wsi� Rzeczka.
Technika przebijania si� w g��b g�ry by�a wsz�dzie jednakowa, z tym �e zakres prac by� r�ny. Najwi�cej tuneli przebijano w Jugowicach, mniej w Walimiu, Sierpnicy i Kolcach. W Sierpnicy i Kolcach zatrudniano mi�dzy innymi wi�ni�w - �yd�w. W Kolcach komando �ydowskie by�o bardzo poka�ne - kilkuset �yd�w dr��y�o na zmian� otwory w ska�ach, pracowa�o w magazynach i przy obs�udze maszyn.
Od samego pocz�tku wprowadzono na budowie mordercz� dyscyplin�, przestrzegaj�c przy tym rygorystycznie ca�kowitej izolacji wi�ni�w od pozosta�ego �wiata. Za pr�b� porozumienia si� z mieszka�cami wsi bito a� do �mierci, a je�eli zdarzy�o si�, �e wi�zie� przetrzyma� bicie, dobijano go z pistoletu lub karabinu.
Nawet najmniej domy�lni ludzie spo�r�d mieszka�c�w tej cz�ci Sowich G�r uwa�ali, �e ta nieludzko ostra dyscyplina nie jest tylko na pokaz, �e si� za ni� co� kryje.
W Kolcach i w Sierpnicy wachmani postrzelili miejscowych Niemc�w, - kt�rzy zapu�cili si� zbyt blisko wej�� tunelowych. W Jugowicach funkcjonariusze OT niemi�osiernie pobili dw�ch ch�opc�w z Hitlerjugend, kt�rzy wszed�szy na wysokie drzewa, obserwowali stamt�d, co dzieje si� na placu budowy.
Nie pomog�o wstawiennictwo organizacji HJ ani rodzic�w. Obydwaj ch�opcy pow�drowali do aresztu w Wa�brzychu, gdzie przesiedzieli po miesi�cu.
*
Ludzie - roboty wierc� korytarz w g��b g�ry. Robotnicy to niezwyczajni - w �wietle lamp elektrycznych, zwisaj�cych nisko z pu�apu, wygl�daj� jak aktorzy upiornego teatru. Ludzie - roboty chodz� odziani jakby w pi�amy - pasiaste spodnie i bluzy wygl�daj� tu nienaturalnie.
Kiedy robotnik stoj�cy blisko czo�owej �ciany podni�s� si� na chwil�, w �wietle lampy mo�na by�o zauwa�y� straszliwie wychudzon� twarz i przyszyty do pasiastej bluzy kilkucyfrowy numer.
Wszyscy pracuj�cy w korytarzach i tunelach wygl�dali jak po przebytej, ci�kiej chorobie, wszyscy nosili numery na bluzach i na spodniach.
W tyle rozleg�y si� kroki i z ciemno�ci wyszed�, przy�wiecaj�c sobie lamp� elektryczn�, funkcjonariusz OT.
- Los, was ist denn hier? - rykn��.
- Natrafili�my na zwart� p�yt� skaln�, Herr Meister, i na razie nie mo�emy jej skruszy� - odpowiedzia� m�odszy m�czyzna w pasiaku.
- A co mnie to obchodzi, wy francuskie i polskie byd�o! Co mnie obchodzi, �e trafili�cie na p�yt�? - rykn�� zn�w "herr" majster. - My�licie sobie, �e ja nie umiem liczy�? Otrzymali�cie, �mierdz�ce kanalie, pi�� kostek materia�u wybuchowego i ci�gle stoicie w miejscu! - Krzycza� tak g�o�no, �e trz�s�y si� od jego krzyku blado - ��te �ar�wki.
Gdzie� w bocznym korytarzu hukn�� strza�, a echo roznios�o jego odg�os po korytarzach i sztolniach podziemnego kr�lestwa.
Niemiec przesta� krzycze�, wi�niowie na moment znieruchomieli przy swej pracy; zatrzyma�y si� na kr�tko oskardy, �opaty, �omy.
- Gruby Artur zn�w kogo� wyko�czy� - szepn�� m�ody ch�opiec ze �wie�� blizn� na szyi.
- Weiter, robi� - przerwa� cisz� majster. Chwil� jeszcze posta� i odszed� w mrok korytarza.
- Bary�ka jest sko�czonym �obuzem, klnie i bije za byle co, ale nie lubi mokrej roboty. Temu nie podoba si� strzelanie do ludzi.
- No i co z tego, �e sam nie strzela, skoro jego nahajka odbiera zdrowie i robi z ludzi kaleki? A potem to ju� raz dwa cz�owieka na taczki w�o�� i wywioz� do jamy.
- R�bmy, koledzy, bo i my oberwiemy.
- �eby mo�na by�o wr�ci� do Gross-Rosen, to bym na kolanach wraca�... Tam przynajmniej by�o jasno i nie �lep�o si�.
- Jaka to r�nica, czy zdechn�� w obozie za drutami, czy w g�rach? �adna. Tyle tylko, �e tam umiera�o si� d�u�ej.
- W�a�nie o to idzie, �e umieraj�c d�u�ej, mo�na by�o doczeka� ko�ca wojny...
Potrzebna jest cudowna bro�.
R�wnocze�nie z pracami przy dr��eniu korytarzy i sztolni w g��bi g�r, trwa od pierwszych dni budowa systemu naziemnego. Tysi�ce ton cementu, �elaza, stali i drzewa.
Nad budow� systemu umocnie� trwa�ych czuwaj� specjali�ci z Wehrmachtu i Luftwaffe. R�wnie� w tych sektorach budowy funkcje kierownicze pe�ni OT, a funkcje wartownicze SS.
Sieci� budynk�w �elbetonowych otoczono Jugowice, a w lesie okalaj�cym to osiedle zbudowano silny system obrony przeciwlotniczej. Przy ka�dym stanowisku baterii dzia� pelot zbudowano z cementu i ceg�y schowki na amunicj�, smary i zapasowe przyrz�dy artyleryjskie.
Ju� w trzy miesi�ce po rozpocz�ciu olbrzymiej budowy lasy wok� Jugowic, Sierpnicy i Walimia, ogl�dane z niskiego lotu, wygl�da�y jak linia Maginota.
Na teren budowy przybywaj� cz�sto inspekcje z Wroc�awia, rzadziej - ale regularnie - z Berlina. Ka�da wizyta oficer�w ze stolicy ko�czy si� libacj� w kasynie SS.
Jest ciep�e przedpo�udnie. Przed budynkiem dyrekcji budowy czy�ciutko jak w salonie. Wej�cia strzeg� - dwaj smukli esesmani, po placyku kr�ci si� w pe�nej gali kapitan Wehrmachtu, spozieraj�c co pewien czas na zegarek.
Wewn�trz budynek wygl�da od�wi�tnie - na parterze w du�ych donicach ustawiono ca�e krzaki m�odego �wierku, por�cz schod�w l�ni, jakby j� poci�gni�to lakierem, drewniane stopnie, wyszorowane, wygl�daj� jak w Wigili� Bo�ego Narodzenia.
Najbardziej jednak uroczy�cie przybrano gabinet dyrektora na pi�trze. Sto�y pokryto zielonym materia�em, na pod�odze u�o�ono grube, wzorzyste chodniki, kt�re t�umi� kroki, �ciany przyozdobiono ga��zkami jedliny i so�nin�, z kt�rej zwisaj� szyszki.
Na sto�ach stoj� butelki z wod� rze�wi�c�, du�e popielnice wykonane z kamienia - uboczny produkt pracy wi�ni�w. Przy popielnicach le�� paczki najlepszych papieros�w, cygara...
Du�y portret fiihrera r�wnie� ozdobiony jest jedlin�, a z g�rnego rogu ramy zwisa jedwabna wst�ga w kolorach pa�stwowej flagi Niemiec.
W gabinecie panuje cisza; trzej obecni tu m�czy�ni w milczeniu pal� papierosy, czasem kt�ry� z nich wyjrzy za okno i zn�w wraca do swego stolika.
Jest ich pi�ciu: pu�kownik Wehrmachtu, pu�kownik lotnictwa, komandor marynarki, t�gi cywil z odznak� partyjn� w klapie i sturmbannf�hrer SS.
W momencie kiedy cywil otworzy� usta, chc�c pewnie zwr�ci� si� z czym� do pozosta�ych, na dziedzi�cu zacz�� si� ruch.
- Przyjechali - powiedzia� siedz�cy najbli�ej okna oficer lotnictwa.
Wszyscy obecni zerwali si� z miejsc i zbiegli na d�. Sta�y tu ju� obok siebie wozy, z kt�rych wysiadali ludzie. Dwaj z nich nosili szlify generalskie, pozostali mieli na sobie okrycia bez dystynkcji.
- Panowie pozwol�, t�dy prosz�, panowie �askawie pozwol� - cywil prowadzi� swoich go�ci na g�r�, wskazywa� miejsca przy stole.
Tu dopiero, w gabinecie dyrektora budowy, gdy go�cie zdj�li okrycia, okaza�o si�, �e w�r�d przyby�ych by�o siedmiu genera��w Wehrmachtu i Luftwaffe, admira�, kilku pu�kownik�w r�nych s�u�b i gruppenf�hrer SS.
- Najserdeczniej witam pan�w w naszej kwaterze bojowej w Sowich G�rach - pad�y s�owa powitania. - My�l�, �e to, co dzi� panom zaprezentujemy, jest ju� osi�gni�ciem wcale nie ma�ym, mimo �e staramy si� zwi�ksza� wci�� tempo naszego wysi�ku...
Kierowcy odprowadzili wozy w cie�, pod naturalny dach z ga��zi drzew, sami udali si� do miejscowej kantyny.
Na dziedzi�cu pozosta�a jedynie stra� esesma�ska. Wartownicy spacerowali po dziedzi�cu, spotykali si� na rogach placyku i zn�w zawracali. Nie m�wili do siebie, jakby ka�dy zaj�ty by� jedynie samym sob�, ale oczy ich pilnie wpatrywa�y si� w kierunek, kt�rego im kazano strzec.
Jedynie w kuchni nie obowi�zuje dyscyplin, nie ma marsowych min, nie ma gali ani dyscypliny.
- Klaus, chcia�by� mie� taki w�zek jak ten, z kt�rego wysiad� ten gruby genera� ostrzy�ony na je�a?
- W�z mo�e by si� i przyda�, ale nie chcia�bym ponosi� takiej odpowiedzialno�ci, jak� ponosi pasa�er wozu.
- Odpowiedzialno�� nie taka zn�w du�a, za niego my�l� tu, w Sowich G�rach, on jest tylko od rozkazywania.
- Ee, chyba si� mylisz, Klaus, on te� musi my�le�, inaczej umar�by z g�odu... A wiesz przynajmniej, sk�d s� te wozy?
- Jak to sk�d? Z Berlina i Wroc�awia...
- Ej ty, ciemna pa�o, kuchciku! Z Wroc�awia, m�wi, z Berlina...
- Z czego si� �miejesz, idioto? A ty co, nie kuchcik?
- Jestem, owszem, ale w szkole nauczyli mnie czyta� i liczy�. A poza tym s�u�y�em w 1941 roku w Berlinie, to co� nieco� widzia�em.
- No, to gadaj - odezwa� si� milcz�cy dot�d szef kuchni, jedyny, kt�ry tu nosi� bluz� mundurow� z naszywkami scharf�hrera SS.
- Wszystkie wozy s� z Naczelnego Dow�dztwa, tylko tablice maj� zdj�te... Widzia�em, jak kierowcy okr�cali je szmatami i k�adli do swoich kabin...
- Ale� w�cibski, Karl - scharf�hrer z podziwem patrzy� na podw�adnego.
- Jeden Mercedes jest z OKW, dwa z OKL i jeden z OKM... a gruppenf�hrer jest od nas, z RSHA*.
- Dobrze ju�, dobrze, ale zamknij si� Karl, i niech ci� B�g broni, aby� swojej Gercie pisn�� cho� s��wko, rozumiesz? Ona ma g�b� od ucha do ucha, jutro ca�y �l�sk b�dzie o wszystkim b�bni�.
- Scharf�hrer, niepotrzebnie, si� pan denerwuje. Pami�tam dobrze tre�� przysi�gi, pary nie puszcz�, mo�e pan by� spokojny.
- Spr�bowa�by� pu�ci� par�, to szlag trafi nie tylko prac� w kuchni, ale mo�e zdarzy� si� co� znacznie gorszego...
- Jawohl, Scharf�hrer.
*
- W tym gronie os�b nie mamy potrzeby wysila� si� na propagandowe mowy - kolejny m�wca rzeczowo kontynuowa� swoje wywody. - Sytuacja na frontach wygl�da nieprzyjemnie... Jeste�my wci�� spychani, opuszczamy kolejno te tereny, kt�re w krwawym wysi�ku zosta�y zdobyte przez naszego �o�nierza... To, czym obecnie dysponujemy, mam na my�li nasz� bro�, to nie starcza. Amerykanie i Anglicy zwi�kszyli produkcj� broni i sprz�tu, maj� olbrzymie rezerwy surowcowe, a rezerwy ludzkie rosn�, w miar� jak my si� cofamy z okupowanych teren�w...
Genera� sko�czy� i usiad�, zwinny adiutant nape�ni� szklank� orze�wiaj�cym p�ynem, otworzy� pud�o z cygarami.
- R�wnie� my, walcz�cy w powietrzu, odczuwamy powa�ny brak sprz�tu, kt�ry by dor�wna� temu, czym dysponuj� nasi przeciwnicy - oznajmi� przedstawiciel Luftwaffe. - Produkcja samolot�w i doskona�ej broni pok�adowej w zak�adach ameryka�skich, brytyjskich i rosyjskich zdaje si� osi�ga� szczyt. Je�eli tak dalej p�jdzie, nie poradzimy sobie w powietrzu. Z tym wi��e si� r�wnie� produkcja broni przeciwlotniczej.
W miar� jak up�ywa�y minuty, obecni na sali stawali si� coraz bardziej zas�pieni. Wypowiedzi kolejnych m�wc�w pozbawiony by�y r�wnie� akcent�w optymizmu.
- Rozumiemy, �e wy tu robicie, co jest mo�liwe, ale wysi�ek wasz jest wci�� nieproporcjonalny w stosunku do naszych potrzeb... Chc� przez to powiedzie�, �e musicie, panowie, zwi�kszy� wysi�ek. Nie zapominajmy, �e mo�emy nie zd��y�....
Teraz g�os zabra� gruppenf�hrer SS:
- Nie jestem specjalist� od spraw technicznych, nie znam si� na rodzajach broni, na chemii ani fizyce... Odpowiadamy za bezpiecze�stwo wewn�trz i na zewn�trz budowy, i o tym chc� m�wi�. Budowa otoczona jest �cis�� tajemnic�, mimo �e bardzo du�o wysi�ku nas to kosztuje. Nie ma potrzeby si� kr�powa� i czuj� si� w obowi�zku powiedzie�, �e nie szcz�dzimy �ycia ludzkiego... Naturalnie, �ycia naszych wrog�w. Wi�niowie pracuj� bez wytchnienia. Sprowadzili�my z kilku kraj�w co znaczniejszych specjalist�w, dbamy o utrzymanie tajemnicy w obr�bie samej budowy, jak te� i na zewn�trz. Niemniej jednak sprawa przeci�ga si�. Wiecznie nie uda nam si� ukrywa� przed wrogiem tajemnicy... Mamy dowody na to, �e wywiad rosyjski czego� si� domy�la. Szperaj�, jakby chcieli przenikn�� do Sowich G�r. W zesz�ym tygodniu przechwycili�my grup� je�c�w rosyjskich, kt�rzy podeszli niemal pod samo laboratorium. Okaza�o si�, �e je�cy ci, z zawodu ogrodnicy i le�nicy, sprawdzali stan zadrzewienia, wyr�wnywali teren i przykrywali �ci�k� wierzchy drewnianych beczek, w kt�rych zasadzono maskuj�cy las...
- Sprawdzili�my, �e wszystko jest w porz�dku - kontynuowa� po chwili gruppenf�hrer SS. - Je�cy zostali przyprowadzeni przez naszego funkcjonariusza, niemniej jednak pope�niono niewybaczalny b��d. Je�cy podeszli tak blisko urz�dze� wentylacyjnych, �e mogli je zobaczy� i nanie�� na papier... Wywiad rosyjski nie �pi. Poleci�em ca�� grup� je�c�w - ogrodnik�w zlikwidowa�, a funkcjonariusza, kt�ry dopu�ci� ich do strefy zakazanej, przenie�� do s�u�by w jednym z kacet�w...
Ostatni m�wca, komandor marynarki, by� najmniej wybredny w dobieraniu termin�w.
- Nas, marynarzy, nie interesuje to, jakie s� koszta produkcji - m�wi�. - Ani to, ilu wi�ni�w i je�c�w sko�czy �ycie w Sowich G�rach. Musimy mie� bro�, kt�ra zniszczy przeciwnika i zapewni nam zwyci�stwo. Musimy mie� �rodki do utrzymania si� na morzu, bo dot�d sytuacja przedstawia si� kiepsko. Broni� konwencjonaln� nie utrzymamy tego, co nasi koledzy zdobyli w ci�gu kilku lat, p�ac�c za to zdrowiem i �yciem. Zosta�em upowa�niony do tego, aby powiedzie�, �e liczymy na was i �e od waszych osi�gni�� zale�y nasze zwyci�stwo... Alianci obr�cili w gruzy co najmniej po�ow� naszych zak�ad�w zbrojeniowych, a zniszczenie o�rodka w Peenem�nde jest dla nas ciosem bardzo powa�nym. Warto tu zwr�ci� uwag� i na to, �e lotnicy nieprzyjaciela byli doskonale zorientowani co do poszczeg�lnych cel�w. Czy nie oznacza to, �e wywiad przeciwnika pracuje bardzo dobrze, a nasz kontrwywiad nieco gorzej?...
Wi�niowie w monoklach
We wn�trzu g�r trwa nieprzerwanie praca. Zmieniaj� si� jedynie ludzie - roboty, stra�nicy pozostaj� ci sami.
Wi�niowie nie wytrzymuj� tempa pracy, ka�dego dnia padaj� w podziemnych korytarzach i w drodze powrotnej do barak�w. Ci, kt�rzy dzi� grzebi� w lesie cia�a koleg�w, w kilka dni p�niej sami dziel� ich los; i tak trwa od samego niemal pocz�tku.
�mier� jest w tunelach Sowich G�r jedynie kwesti� czasu. Chorych nie leczy si�, wi�niom nie wydaje si� lekarstw, co tydzie� przeprowadzane s� jedynie selekcje.
Najbardziej daje si� we znaki g��d - wi�niowie otrzymuj� wprawdzie posi�ki trzy razy dziennie, ale porcja chleba nie starczy�aby nawet dla dziecka, a "obiad" sk�ada si� z litra "zupy", kt�ra pr�cz osolonej wody zawiera z rzadka plasterki ziemniak�w i kilka kostek brukwi.
Wi�niowie zjedli wszystk� traw� i pokrzywy wok� barak�w, wszystkie szyszki spadaj�ce z drzew na trasie codziennego przemarszu. W g��bi podziemnych korytarzy obgryziono ca�� kor� drzewn�.
Na terenie olbrzymiej budowy istniej� jednak komanda - a takich jest trzy - w kt�rych zatrudnieni wi�niowie maj� doskona�e warunki - po kilogramie chleba na dzie�, dwudaniowe obiady, wieczorem prawdziwa herbata z cukrem, dwa razy w tygodniu owoce...
Takie "ksi���ce" komanda zatrudnione s�, po jednym, w Jugowicach, Sierpnicy i Walimiu. Wi�niowie tych komand zamieszkuj� w oddzielnych barakach, wyposa�onych w umywalnie, �azienki z prysznicami, s� czysto i dostatnio ubrani. Nie zdarzy�o si� jeszcze, aby kt�rykolwiek z nich zosta� uderzony przez esesmana lub kogokolwiek ze s�u�by OT. Sami esesmani m�wi� mi�dzy sob�, �e chcieliby mie� takie warunki, taki dostatek papieros�w, piwa i owoc�w. Komanda te oznaczone s�: I-1, I-2, I-3, dow�dcami stra�y ka�dego z nich jest oficer, wi�niom nie m�wi si� po prostu ,,ty", lecz z szacunkiem - Herr Ingenieur, Herr Professor.
Do "wi�ni�w w monoklach" nie maj� dost�pu szeregowi pracownicy OT, a w czasie pracy towarzysz� im cywile lub umundurowani funkcjonariusze SD.
Raz w tygodniu w ka�dym z trzech komand odbywa si� spotkanie z dyrekcj� ca�ej budowy; w takich wypadkach wzmocnione posterunki stoj� przed wej�ciem, a patrole kr��� w najbli�szej okolicy baraku.
Dyrekcja budowy wysoko ceni tych "nietypowych" wi�ni�w; na wypadek choroby ka�dy z nich leczony jest w szpitalu SS w Wa�brzychu, gdzie przez ca�y czas pobytu nie odst�puje go ubrany po cywilnemu funkcjonariusz tej formacji.
Do pomieszcze�, w kt�rych zatrudnieni s� wi�niowie specjalnego komanda, nie wolno wchodzi� wi�niom jakiegokolwiek innego odcinka pracy. Za z�amanie tego zakazu grozi �mier�.
- No, i jak posz�o dzisiaj, monsieur doktor?
- Robili�my to, co zawsze. Wydaje mi si�, �e coraz lepiej rozumiem, do czego zd��aj� nasi gospodarze.
- Pst, panie profesorze, tu mog� by� urz�dzenia pods�uchowe.
- Sprawdzili�my z in�ynierem Lambertem, nie ma takich urz�dze�, bo i po co? I tak musimy robi� wszystko, czego od nas ��daj�.
- Co my�li pan, profesorze, o tej ca�ej zabawie? Czego oni chc� od nas?
- My�l�, �e nasze komando jest tylko cz�ci� jakiego� systemu, kt�rego nie widzimy, panie docencie. Prawdopodobnie takich komand, jak nasze, jest tu kilka. Zreszt�, wioz� nas do pracy w szczelnie zakrytych samochodach, przed wej�ciem do pomieszcze� zak�adaj� a oczy opaski... Chc� przed nami ukry� tras� przejazdu, ale nie tylko o to idzie. Prawdopodobnie obawiaj� si� ucieczki kt�rego� z nas, no i zdrady miejsca budowy.
- My�l�, panie profesorze, �e to, co robimy, ma zwi�zek z produkcj� zbrojeniow�...
- Co do tego nie ma �adnych w�tpliwo�ci. Wystarczy rozejrze� si� po naszym baraku. Ca�a mi�dzynarod�wka, i to ludzie, bez kt�rych nie : mo�na si� obej�� przy wsp�czesnej produkcji zbrojeniowej. Mam na my�li, oczywi�cie, nie produkcj� karabin�w i granat�w, ale broni innego typu. Broni niekonwencjonalnej...
- Bo�e drogi, panie profesorze, co pan ma na my�li?
- Nie wiem jeszcze na pewno, ale wydaje mi si�, �e to jest grubsze �ajdactwo. Nie podano nam nazwy g�r, do kt�rych zostali�my przywiezieni, nie wiemy nawet, czy znajduj� si� one na terenie dawnej Rzeszy, czy w kraju okupowanym... Nasz kolega geolog twierdzi, �e jeste�my gdzie� na �l�sku, ale i on nie jest tego ca�kowicie pewny.
- Niech pan spojrzy na koleg�w - kontynuowa� po chwili. - Wszyscy bez wyj�tku maj� tytu�y naukowe, sami wybitni specjali�ci w chemii, fizyce, metalurgii, jest specjalista radiolog, s� oficerowie dyplomowani - specjali�ci od budowy urz�dze� fortecznych. Czy nie m�wi to panu, �e budowa, kt�r� my pomagamy Niemcom wznosi�, ma jakie� szczeg�lne znaczenie?
- A to, co robili�my dzi� z koleg� Hartmanem? Przecie� badanie zawarto�ci rud uranowych nie ma nic wsp�lnego z produkcj� najwspanialszych nawet armat i czo�g�w.
- A po c� by sprowadzano w te g�ry specjalist�w od fizyki j�drowej, znawc�w techniki przechowywania materia��w rozszczepialnych?
- Czy my�li pan?....
- U nich wszystko jest mo�liwe. Widzia� pan kiedy, �eby dla produkcji na przyk�ad okr�t�w podwodnych lub bomb porywano i wywo�ono z ca�ej Europy fizyk�w i chemik�w? Tego pan nie widzia�, a wi�c po co nas tu zwieziono?
- Zreszt�, gdyby�my mieli pom�c Niemcom przy produkcji bomb i pocisk�w, musiano by nas wozi� na poligony artyleryjskie. A poza tym nikt z nas nie pracowa� przed aresztowaniem w zak�adach zbrojeniowych...
Pierwszy lot
By� styczniowy wiecz�r 1944 roku.
Ju� dawno, w czasie kiedy do Sowich G�r przywieziono pierwsze grupy wi�ni�w i je�c�w zatrudnionych przy budowie systemu podziemnego, policj� tutejsz� zast�pi�o SS, Wehrmacht i funkcjonariusze OT.
Ulicami osady przemykaj� gdzieniegdzie ludzie. Co m�odszych zabrano na front i do r�nych s�u�b na terenie kraju, zostali sami m�odzi ch�opcy po kilkana�cie lat i starcy, kt�rzy na razie nie musz� jeszcze �ata� dziur na froncie.
Nie�atwo jest obecnie wy�y� w osadzie - system kartkowy nie stanowi wprawdzie najgorszej biedy, gdy� ludzie nauczyli si� go omija�, ale coraz trudniej jest wymigiwa� si� od najprzer�niejszych �wiadcze�, a SS interesuje si� w coraz wi�kszym stopniu tym, z czego kto �yje, co my�li i robi. Ca�e szcz�cie, �e junak�w z SS mo�na �atwo poskromi� za pomoc� dw�ch kieliszk�w w�dki, kawa�ka boczku czy paru li�ci tytoniu.
W momencie gdy z bramy fabrycznej zacz�li wychodzi� robotnicy drugiej zmiany, zawy�a syrena przeciwlotnicza.
- Co to jest, do jasnej cholery? Czy�by alianci zw�chali co�? Przecie� dot�d ani jedna nieprzyjacielska bomba nie spad�a na budow� w Sowich G�rach/
Dorff�hrer biegiem dopad� swego domu.
- Co z dzie�mi? Dlaczego pozwalasz dzieciom wychodzi� po zapadni�ciu zmroku? M�wi�em ci, �e to si� niedobrze sko�czy. Ta banda z trupimi g��wkami nie �artuje i nie odr�nia dziewcz�t szkolnych od doros�ych kobiet. Chyba nie chcesz, �eby...
Dorff�hrer, kt�ry tak odwa�nie w przyp�ywie w�ciek�o�ci formu�owa� swoje zdanie na temat elity narodu, nie zd��y� doko�czy� my�li. W tym momencie bowiem zn�w przera�liwie zawy�y syreny, a jednocze�nie osad� wstrz�sn�y salwy, od kt�rych szyby zadr�a�y w starych domach osiedla.
-T O, mein Gott! A te szczeniaki gdzie� posz�y. Bo�e, zlituj si� nad nami... Heinrich, id� ich poszukaj, boj� si�, �eby si� co� nie sta�o...
Powietrze rozdar�y nast�pne wybuchy. Wydawa�o si�, jakby to by�o gdzie� ca�kiem blisko.
- Heinrich!
- Przesta� si� wydziera�, to nie bomby, to nasza artyleria przeciwlotnicza, nic nam nie grozi... Wiesz przecie�, �e nasi stoj� na kra�cu wsi. Widocznie zauwa�yli obcy samolot i pior� do niego.
- Leutnant Freiwirth!
- Na rozkaz, panie majorze.
- Czy to u was by�o to piek�o?
- Tak jest, panie majorze. W�a�nie podnosi�em s�uchawk�, �eby panu zameldowa�. Z kierunku p�nocnego nadlecia�y dwie maszyny. �adna nie mia�a znak�w rozpoznawczych. Na nasz� salw� odpowiedziano milczeniem. Pomy�ka wykluczona. Stacja trzecia wezwa�a ich do l�dowania, ale tamci zatoczyli ko�o i odlecieli. My�leli�my, �e nie wr�c� ju�, ale w kilka minut p�niej mieli�my ich zn�w. Czego� tu szukaj�.
- To nietrudno odgadn��.
- Powiadomi�em wszystkie okoliczne stanowiska i stacje, prosz�c jednocze�nie o podanie mi informacji.
- Czy rozpoznano sylwetki maszyn?
- By�y to uzbrojone Liberatory, pozbawione jakichkolwiek cech przynale�no�ci pa�stwowej. Mog�y to by� maszyny RAF, ale nie wykluczone, �e Rosjanie maj� r�wnie� te samoloty.
- Na pewno maj�, poruczniku. Maj� wszystko, co potrzeba, �eby nas niepokoi�...
*
Wa�brzych. Godzina 19.25.
Reflektory obrony przeciwlotniczej wymacuj� niespokojnie niebo; to tu, to w innym miejscu w ciemno�ci nocy kryje si� wr�g, kt�ry z dalekich lotnisk przylecia�, �eby sia� zniszczenie i �mier� - �mier� dla Niemiec, niemieckiego przemys�u i transportu, stanowisk bojowych i warsztat�w naprawczych taboru wojskowego...
- Jest...
- Dzia�o, ognia!
- Dzia�o, ognia!
Kanonada trwa�a kr�tko. Obce maszyny zachowywa�y si� dziwnie; nie bombardowa�y obiekt�w, nad kt�re przylecia�y, szuka�y jakby czego�, nie odpowiada�y nawet ogniem broni pok�adowej na ogie� obrony pelot.
*
Berlin. Siedziba RSHA.
- Otrzymali�my przed pi�cioma minutami meldunek z Sowich G�r. O gadzinie dziewi�tnastej ukaza�y si� nad Walimiem dwie maszyny typu Liberator, bez jakichkolwiek znak�w rozpoznawczych. Maszyny nie bombardowa�y ani nie strzela�y. O godzinie dziewi�tnastej dwadzie�cia pi�� te same maszyny ukaza�y si� nad Wa�brzychem, sk�d je przep�dzono.
- Co s�dzi pan o tym, haupsturmf�hrer?
- Niepokoj� mnie, standartenf�hrer, dwie rzeczy...
- S�ucham...
- Nie zdarza si�, aby maszyny alianckie pozbawione by�y znak�w rozpoznawczych. O takich rzeczach nie s�ysza�em jeszcze.
- My�my sami r�wnie� stosowali ten trik... w�wczas, kiedy nam to by�o potrzebne.
- Wiem o tym, ale alianci tego nie stosuj�.
Dbaj� o swoich lotnik�w. Poza tym obie maszyny nie ostrzeliwa�y si�, mimo �e maj� bro� pok�adow� ci�kiego kalibru...
- I wreszcie ostatnia sprawa, standartenf�hrer - niepokoi mnie to, �e maszyny kr�ci�y si� nad obiektami, kt�re zaliczane s� do najtajniejszych w naszym systemie obrony.
- Co panu powiedzieli w dow�dztwie lotnictwa?
- Mniej wi�cej to samo. Dwie uzbrojone maszyny dokona�y lotu nad terenem �l�ska, dok�adnie w okolicach Sowich G�r. Na wezwanie stacji radiowej, nakazuj�cej l�dowanie na najbli�szym lotnisku, nie odpowiedzia�y.
- Baterie w Walimiu, Rzeczce, Wa�brzychu otworzy�y ogie� bez skutku. Maszyny odlecia�y w kierunku na p�noc... Powiadomiono terenow� obron� przeciwlotnicz� na przypuszczalnych trasach powrotu maszyn.
- Czyli, m�wi�c kr�tko, my tu nic nie mamy do roboty, przynajmniej w chwili obecnej?
- Tak jest, standartenf�hrer
*
Lotnisko spowite by�o mg��, zimne i niego�cinne, maszyny przyj�to jednak. Oczekiwano ich chyba niecierpliwie, ledwie bowiem podko�owa�y pod budynek, wybieg�o z niego kilku m�czyzn, odzianych w futra do kostek.
- I jak?
W przytulnym, ogrzanym pokoiku usiad�o za sto�em siedmiu m�czyzn. Tylko jeden z nich mia� na sobie mundur, pozostali pozbawieni byli wszelkich cech, kt�re by mog�y �wiadczy� o ich przynale�no�ci narodowej lub armijnej.
-- Za pierwszym razem nie zauwa�yli nas w og�le - informowa� zebranych jeden z pilot�w, kt�rzy uko�czyli w�a�nie lot. - By�o to o godzinie dziewi�tnastej. Zrobili�my zdj�cia wzd�u� ca�ego pasa, zgodnie z planem. Zawr�cili�my dla dokonania nast�pnej serii, ale wymacali nas...
- Informacje zgadzaj� si�... Zabudowa systemu prowadzona jest pasem oznaczonym na naszej mapie czerwon� lini�... Zauwa�yli�my jednak inne jeszcze budowy, nieco w bok od Walimia, w kierunku na �widnic�.
- Co s�dzicie na temat mo�liwo�ci drugiej cz�ci planu?
- �atwe to nie b�dzie, ale wydaje si�, �e mo�na wykona�. Rozleg�o si� pukanie do drzwi.
- Prosz�.
- Zdj�cia wywo�ane, ta�ma bez uszkodze�. Obiekty rysuj� si� wyra�nie,, kontury ostre.
- Przekaza� sekcji trzeciej.
- Rozkaz!
*
- Czy str�cono te maszyny?
- Nie, urwa�y �lad.
- To �le. Maszyny wykona�y zdj�cia obiekt�w lub ich najbli�szej okolicy.
- Nie mo�na by�o temu przeciwdzia�a�... Ustalono jednak na pewno to, �e maszyny nie lecia�y w kierunku na Angli�.
- To wcale niedu�o. Nie tylko Anglia prowadzi z nami wojn�.
Spadochrony nad Sow�
- Kiedy b�dziecie gotowi?
- Za trzy, cztery dni.
- A wi�c odlot w pi�tek lub sobot�. Do tego czasu nie opuszczacie bazy, nie kontaktujecie si� z rodzinami. Listy mo�ecie wys�a� za po�rednictwem poczty oddzia�owej.
- Tak jest.
- No, to p�jdziemy wypi� po kieliszku za nasze powodzenie.
Grupa m�czyzn wysz�a z gabinetu i skierowa�a si� do baraku, kt�ry przypomina� du�y pag�rek ziemi; na jego dachu ros�a trawa i wysoki �opian.
*
Dwie maszyny stoj� na pasie startowym, mechanicy sprawdzaj� po raz ostatni silniki i podwozie.
- Sprawdzone, gotowe.
- Dzi�kuj�.
- No, to c�, b�dziemy wychodzi�, pora na nas.
Przed maszyn� zebra�a si� grupa ludzi. Spo�r�d nich kilku przebranych by�o w spos�b nieco dziwaczny, jak na warunki bojowego lotu. Mieli na sobie kombinezony, ale na nogach cywilne p�buty, takie same, jakie naby� mo�na w sklepach mody m�skiej w Hamburgu, Pary�u, Rotterdamie.
- Wszystko jasne? Niczego nie zapomnieli�cie?
- Nie zapomnij o instrukcji na wypadek przymusowego l�dowania. Wi��emy z t� spraw� du�e nadzieje. W wypadku udanej akcji b�dziemy mieli nad nimi absolutn� przewag�... Konieczne jest ustalenie, co oni tam chc� robi�... Nie zapomnijcie o tym, �e nie jeste�cie sami... Macie kilka punkt�w oparcia, i to punkt�w niezawodnych..
R�wnocze�nie zagra�y w obydwu maszynach silniki. Start by� kr�tki. Samoloty zatoczy�y kr�g nad l�dowiskiem i po dw�ch minutach sta�y si� punkcikami, s�abo widocznymi na horyzoncie.
*
- Uwaga, kapitanie, kropi� do nas.
- Jako� wcze�nie zacz�li.
- Mo�e lepiej si� przygotowali tym razem... Co s�ycha� u s�siada?
- Leci spokojnie.
- Wchodzimy wy�ej.
- Tak jest, kapitanie.
- Poprawi�. - Tak jest.
*
- Halo, tu stacja "Brzeg", stacja "Brzeg", jak mnie s�yszysz?
- Dobry odbi�r, dobry odbi�r, mo�na nadawa�.
- O godzinie czwartej zero osiem przelecia�y w kierunku na po�udniowy zach�d dwie obce, nie rozpoznane ci�kie maszyny. Wys�ali�my klucz dy�urny. Dwie nasze maszyny zosta�y str�cone. Nieprzyjacielskie samoloty id�