Czytamy listy do 7 Kosciołów Apokalipsy
Szczegóły | |
---|---|
Tytuł | Czytamy listy do 7 Kosciołów Apokalipsy |
Rozszerzenie: |
Czytamy listy do 7 Kosciołów Apokalipsy PDF Ebook podgląd online:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd Czytamy listy do 7 Kosciołów Apokalipsy pdf poniżej lub pobierz na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Czytamy listy do 7 Kosciołów Apokalipsy Ebook podgląd za darmo w formacie PDF tylko na PDF-X.PL. Niektóre ebooki są ściśle chronione prawem autorskim i rozpowszechnianie ich jest zabronione, więc w takich wypadkach zamiast podglądu możesz jedynie przeczytać informacje, detale, opinie oraz sprawdzić okładkę.
Czytamy listy do 7 Kosciołów Apokalipsy Ebook transkrypt - 20 pierwszych stron:
Strona 1
Konferencje biblijne 2000/2001 —
Czytamy listy do 7 Kościołów Apokalipsy
Ks. Waldemar Chrostowski
Parafia Zwiastowania Pańskiego,
ul. Gorlicka 5/7, Warszawa
Nieautoryzowany zapis na podstawie nagrań: J. Paczyński
Spis treści
1 Apokalipsa św. Jana — Listy do 7 Kościołów
(dn. 23 października 2000) 2000/2001 – 1
2 List do Kościoła w Efezie
(dn. 20 listopada 2000) 2000/2001 – 11
3 List do Kościoła w Smyrnie
(dn. 11 grudnia 2000) 2000/2001 – 19
4 List do Kościoła w Pergamonie
(dn. 15 stycznia 2001) 2000/2001 – 27
5 List do Kościoła w Tiatyrze
(dn. 12 lutego 2001) 2000/2001 – 33
6 List do Kościoła w Sardes
(dn. 12 marca 2001) 2000/2001 – 41
7 List do Kościoła w Filadelfii
(dn. 9 kwietnia 2001) 2000/2001 – 47
8 List do Kościoła w Laodycei
(dn. 14 maja 2001) 2000/2001 – 54
9 Ks. kardynał Stefan Wyszyński — garść refleksji
(dn. 18 czerwca 2001) 2000/2001 – 62
Strona 2
Ostrzeżenie
Ten tekst nie jest autoryzowany przez Księdza Profesora! W związku z tym należy go
czytać z rozsądną podejrzliwością. Tekst był spisywany z nagrań z najlepszą wolą i wielkim
nakładem pracy, ale:
• Tekst jest zapisem słowa mówionego. Z pewnością artykuł na ten sam temat Ksiądz Profesor
pisałby nieco inaczej. Ale dość szybko doszedłem do wniosku, że nie jestem upoważniony do
istotnych interwencji redakcyjnych. Czasami skracałem np. fragmenty wstępne, ale to raczej
tylko ze zmęczenia spisywaniem tekstu i/lub złego nagrania. Bowiem zauważyłem, że nawet
dygresje mówią bardzo wiele o osobowości Księdza Profesora.
• Wszystkie tytuły (dla lat i poszczególnych wykładów) są tylko moim pomysłem. Wprowadzi-
łem je dla ułatwienia orientacji w tekście, którego nagromadziło się sporo.
• Akapity, podkreślenia tekstu itp. są tylko moim pomysłem. Pomysły na redagowanie zmieniały
mi się z czasem, niestety nie mogę sobie pozwolić na pracę nad ujednoliceniem edycji.
• Nie udało mi się odtworzyć pewnych fragmentów nagrań, również czasami jest przerwa wy-
wołana przekładaniem kasety. Starałem się zaznaczać te miejsca w tekście.
• Teksty spisywałem w ciągu kolejnych lat ze swoich własnych nagrań, dość różnej jakości. Do-
konując latem 2003 r. uzupełnień w starych tekstach (na podstawie nowootrzymanych taśm)
stwierdziłem, że niestety w kilku fragmentach (spisywanych ze złych nagrań) były bzdury
zmieniające sens wypowiedzi Księdza Profesora. Na szczęście niewiele takich przypadków
znalazłem. Ale czy wszystkie zostały usunięte — oto jest pytanie!
• Mniej znane nazwy i nazwiska, wszystkie słowa np. hebrajskie, itp. — pisane ze słuchu —
prawie na pewno są niepoprawne. Czasami udawało mi się coś zweryfikować w słowniku czy
encyklopedii, często było to niemożliwe lub brakowało mi na to czasu.
• Dużo trudności sprawia mi „pobożnościowa ortografia”. Z jednej strony nie chciałbym szargać
świętości (a może Świętości?). Zaś drugą stronę – jak mi się wydaje – najlepiej obrazuje stary
kawał, w którym padają słowa: „Nie maluj Mnie na kolanach, maluj Mnie dobrze!”.
W końcu chciałbym ujawnić motywy, które mną kierowały przy podjęciu decyzji o spisywaniu
tych konferencji. Dość szybko zauważyłem, że słucham z zapartym tchem ale trwale zapamiętuję
tylko kilka procent informacji. Więc najpierw miało to być tylko dla mnie, bo jestem raczej „wzro-
kowcem”. Ale przecież mam przyjaciół i znajomych, którzy są np. chorzy, albo zajęci ... Wdzięczność
kilku osób była dodatkową motywacją. A od lata 2003 pojawiła się perspektywa szerszego rozpo-
wszechnienia przez Akcję Katolicką.
Jerzy Paczyński
Strona 3
1 Apokalipsa św. Jana — Listy do 7 Kościołów
(dn. 23 października 2000)
Często powtarzam, że kiedy państwa widzę to jest to dla mnie ogromne wyzwanie, ogromne zobo-
wiązanie. Proszę wierzyć, że prowadzenie takiej konferencji biblijnej jest dla mnie trudniejsze niż
prowadzenie wykładu akademickiego. Z tej prostej przyczyny, że tam studenci przychodzą niejako
z obowiązku, że mają rozległą wiedzę i że jest to obowiązek, do którego są zobowiązani. Natomiast
u państwa widać mnóstwo dobrej woli, pewną wiedzę również — ale przede wszystkim dobrą wolę,
która pozwala pokonać rozmaite trudności. I pomimo stosunkowo późnej pory, a nieraz i dużej
odległości od miejsca zamieszkania, pozwala brać udział w tych konferencjach. Dla mnie jest to
wyzwanie i zobowiązanie, bo bardzo chciałbym, żeby mieli z niej państwo jakiś konkretny duchowy
i także intelektualny pożytek i zawsze zastanawiam się, czy te słowa, które się mówi, i czy te treści,
które podejmujemy, trafiają do państwa w ten sposób, żeby mogły oczekiwaniom i nadziejom spro-
stać. Ufam, że tak jest skoro raz jeszcze państwo tak licznie podejmują tą wspólnotę refleksji nad
treścią Pisma Świętego. Jestem za to bardzo wdzięczny osobiście, ale myślę również że jest to jakiś
ogromny znak czasu i ogromny trud całego Kościoła, dzięki któremu Pismo Święte zostało udo-
stępnione wiernym i przynosi błogosławione owoce już nie tylko zainteresowania, ale prawdziwego
pogłębiania swojej wiary.
W tym roku chciałbym podjąć temat nowy (8 konferencji). W czasie wakacji sporo myślałem
nad jego wyborem i przyszło mi do głowy, że tematem, który podejmiemy, będą listy do siedmiu
kościołów w Apokalipsie św. Jana. Dlaczego taki temat podjąłem? Dlatego, że Apokalipsa
św. Jana jest dziełem napisanym w okresie wielkiego przełomu i w okresie wielkich trudności które
przeżywał Kościół, w okresie wielkich wyzwań wobec których stanęli ówcześni chrześcijanie. Wydaje
mi się, że Apokalipsa św. Jana jest również księgą do czytania na nasze czasy. To znaczy, że i nam
ma coś do powiedzenia. Po drugie w Apokalipsie są teksty które są bardzo ciekawe ale zarazem
niezwykle trudne, które stanowią zapisy listów do siedmiu kościołów na terenie Azji Mniejszej. Mam
również osobisty powód zajęcia się tymi listami. W lipcu tego roku wespół m.in. z ks. biskupem
Kondeckim i ks. dyrektorem Tkaczem odbyliśmy taką właśnie pielgrzymkę po tych miejscach 7
kościołów. Zatem postaram się mówić tak plastycznie, żeby dać wyraz tym przeżyciom, które tam
mieliśmy. Dzięki temu myślę, że te siedem kościołów Apokalipsy, chociaż odległe geograficznie i
historycznie, stanie się nam bliższe. A to powinno przynieść taki skutek żebyśmy zrozumieli, że
wypowiedzi św. Jana są adresowane nie tylko do tamtych kościołów, do tamtych chrześcijan, ale są
adresowane również do nas.
Zacznijmy zatem od samego początku. Dzisiejsza konferencja będzie miała charakter wstępny,
wprowadzający w problematykę Apokalipsy. W kolejnych miesiącach będziemy podejmowali po-
szczególne listy. Zacznijmy zatem od tego, czym jest apokalipsa (Apokalipsa ? J.P.) i ta apokalip-
tyczna forma myślenia i mówienia. To jest bardzo ważne i wokół tego narosło sporo nieporozumień.
Aby najlepiej opisać, czym jest apokaliptyka, dokonamy porównania z proroctwem. Na temat
proroctwa i prorokowania słyszeli państwo, zwłaszcza ci, co brali udział w naszych spotkaniach w
poprzednich latach, bardzo dużo. Ja tylko króciutko streszczę, kim jest prorok i czym jest proroc-
two w biblijnym tego słowa znaczeniu. Otóż dobrze wiemy, że prorok i proroctwo — inaczej, niż
obiegowo myślimy — nie jest zapowiadaniem przyszłości, nie jest jakby próbą wywierania nacisku
na przyszłość. Proroctwo i misja proroka ma to do siebie, że prorok przygląda się rzeczywistości,
jaką ma wokół siebie, a więc przygląda się teraźniejszości, prorok również przygląda się przeszłości
i obserwując to co się wydarzyło i także to co się dzieje, prorok musi umieć kształtować przyszłość.
Zwracam uwagę państwa na to słowo „kształtować”. Bo ile razy bierzemy do ręki księgi proroków
Starego Testamentu, poczynając od proroków wielkich jak Izajasz, Jeremiasz, Ezechiel, do proroków
mniejszych, to tyle razy widzimy tam surowe napomnienia, ostrzeżenia, pochwały ale i groźby. Tyle
razy widzimy wielkie wymagania, stawiane pod adresem Izraelitów, ale także ostrzeżenia na przy-
szłość. I przyglądając się życiu otaczającej społeczności prorok chce powiedzieć na ogół: „tak żyć
nie wolno”, „tak żyć nie należy”, „trzeba żyć inaczej”. I w związku z tym on skutecznie, efektywnie,
2000/2001 – 1
Strona 4
kształtuje życie tych ludzi. Ci ludzie przyjmują to proroctwo — albo nie przyjmują — ale jedno
jest na ogół pewne. Nawet, jeżeli nie są w stanie sprostać jego wzniosłym wymaganiom, to umieją
się do tego przyznać oraz chcą zapamiętać to, czego prorok uczył. W jakiejś perspektywie czasowej,
mówią nawzajem do siebie: „Tak, on miał rację. Jesteśmy źli, jesteśmy słabi, jesteśmy zepsuci, ale
on nam to powiedział. Jesteśmy zbyt słabi, żeby się podnieść ale on nam to uświadomił.”
Zwróćmy uwagę, że prorok to człowiek, który nieustannie kieruje ludzi na drogę nawrócenia.
Bo obok tej drogi świętości, dla większości ludzi właściwą jest ta droga nawrócenia. A skoro tak, to
powinnością proroka jest przypominać, że można i trzeba żyć inaczej, że można i trzeba żyć lepiej. I
dlatego, z późniejszej perspektywy — jak to wiele razy widzimy na kartach Pisma Świętego, ludzie
mówią; „Prorok był między nami. On miał rację w tym, czego uczył.”
Zwróćmy uwagę, że zjawisko proroka i prorokowania, w biblijnym znaczeniu, wygasło właśnie
wtedy. W każdym pokoleniu są ludzie, którzy podejmują to zadanie proroka napominając, wyma-
gając właściwego sposobu życia, upominając, ostrzegając, zachęcając. W naszej polskiej sytuacji
takim prorokiem poprzedniego i współczesnego pokolenia jest z całą pewnością kardynał Stefan
Wyszyński. I pewnego dnia doszło do zdarzenia, którego dwudziestądrugą ???? rocznicę obchodzi-
liśmy wczoraj, do intronizacji Jana Pawła II, a dokładnie dzisiaj, 23 października mija 22 lata od
słynnej audiencji dla Polaków, która miała miejsce w Auli Pawła VI, podczas której Jan Paweł
II oddał największy hołd, jaki jest możliwy, kardynałowi Stefanowi Wyszyńskiemu mówiąc, iż nie
byłoby na Stolicy Piotrowej tego papieża Polaka, gdyby nie Twoja, umiłowany księże Prymasie,
wiara, Twoja niezłomność, Twoje bohaterstwo. To było stwierdzenie, że oto prorok był między na-
mi. Wiemy doskonale, że niecałe trzy lata później ksiądz kardynał Wyszyński zmarł. I jego epoka
przeminęła ale jej skutki trwają.
To nie jest Apokalipsa i apokaliptyka. Powiedzieliśmy, że prorok kształtuje współczesną świa-
domość, wybiega myślą najwyżej do następnego lub co najwyżej jeszcze następnego pokolenia. A
apokaliptyka i sama nazwa Apokalipsa pochodzi z języka greckiego od słowa „apokai” tzn. odkry-
wam, odsłaniam. Apokaliptyka jest sięganiem w dalszą przyszłość, już nie tą wyznaczoną życiem
jednego pokolenia ani tym bardziej życiem jednego człowieka. Dobrze wiemy, że życie jednego czło-
wieka jest bardzo ulotne, dziś jesteśmy — jutro może nas nie być. Życie pokolenia jest trwalsze bo
dotyczy tysięcy milionów ludzi. Ale też jest ulotne, bo przecież patrzymy z dzisiejszej perspektywy
na pokolenia, których już nie ma. Apokaliptyka próbuje wybiegać w odległą przyszłość. Co z tego
wynika? Że Apokalipsa i apokaliptyka to taki sposób myślenia, w którym człowiek uświadamia
sobie, że rzeczywistość w której żyjemy to jest doczesność. To nie jest rzeczywistość absolutna. Za
rzeczywistością jest jakaś zasłona. Dla każdego z nas jest to zasłona śmierci, przez którą musimy
przejść. Ale istnieje jakaś zasłona dla całego rodzaju ludzkiego, dla wszystkich ludzi. Ta zasłona,
jeżeli można to tak nazwać, bierze się stąd, że tak jak świat i człowiek miał swój początek, przyzna-
ją to nawet nauki przyrodnicze które przyznają, że człowiek pojawił się w określonym momencie
pradziejów, tak człowiek i ludzkość mają również swój koniec. W tej apokaliptyce, w tym sposobie
odsłaniania przyszłości, w sposobie odkrywania tego, co będzie, próbujemy sięgnąć poza zasłonę,
która jest nieprzekraczalna dla nas i nieprzenikniona.
Zwróćmy uwagę na pewną ciekawą rzecz. O ile proroctwo jest zjawiskiem bardzo starym, bardzo
częstym — byli nawet prorocy pogańscy, którzy poprzedzili biblijnego Izraela — to tyle zjawisko
czy fakt apokalipsy i apokaliptyki jest późniejszy. Dlaczego? Dlatego, że ci biblijni Izraelici, których
świadectwo wiary mamy na kartach Starego Testamentu, stopniowo uświadomili sobie, że rzeczywi-
stość, w której żyją, ma charakter przejściowy. Że rzeczywistość prowadzi do jakiegoś punktu, który
zaledwie przeczuwamy, i tym punktem będzie przejście świata do jakiejś nowej formy istnienia. Nie-
którzy spodziewali się, że nastąpi ona bardzo szybko. Inni ostrzegali, że oczekiwania tego rodzaju są
złudne, że to od Boga zależy, kiedy nastąpi ten fakt, który w obiegowym nauczaniu i postrzeganiu
otrzymał nazwę końca świata. Ale to właśnie apokaliptyka, ta forma myślenia, ta forma pobożności
i ta forma wiary, rozwinęła się i kładła nacisk na to, żeby ludziom uświadomić, że to czym żyjemy,
to w czym jesteśmy, to nie wszystko. Że przyjdzie rzeczywistość nowa. I ta apokalipsa i apokalip-
tyka rozpowszechniły się zwłaszcza w ostatnich wiekach ery przedchrześcijańskiej. Istniało wtedy
przeogromne napięcie, oczekiwanie na jakąś Bożą interwencję. Zastanawia więc, że nastąpiła ona w
2000/2001 – 2
Strona 5
osobie Jezusa Chrystusa, ale kiedy nastąpiła w osobie Jezusa Chrystusa to pojawiło się zarazem,
mimo że to brzmi bardzo dziwnie ale wydaje mi się, że tak właśnie było, pewne rozczarowanie.
Na czym to rozczarowanie polegało? Otóż polegało ono na tym, że być może apostołom, a w
każdym razie niektórym z nich na pewno, i tym pierwszym pokoleniom tych którzy uwierzyli, przy-
szło do głowy taka myśl: Skoro Bóg zesłał swojego Syna, skoro Syn Boży stał się człowiekiem, skoro
dokonał zbawienia, to jaki jeszcze ma sens istnienie świata i człowieka? Jaki sens ma trwanie tego
porządku. Że przyjście Jezusa Chrystusa — tak myśleli sobie — nie powinno oznaczać spełnienia
świata? Czy nie powinno być tak, że teraz Bóg dokończy już tego porządku doczesności, tzn. do-
czesność skończy się, przejdzie w wieczność? Z całą pewnością istniały w pierwszych pokoleniach
chrześcijan takie bardzo silne nadzieje eschatologiczne tzn. nadzieje na epishatro ??? co po Polsku
znaczy „na koniec”. Spodziewano się, że skoro przyszedł Jezus, skoro widzieli na własne oczy Syna
Bożego, skoro słyszeli to, czego nauczał, skoro dokonało się zbawienie w krzyżu i zmartwychwstaniu,
to po co jeszcze świat istnieje? Po co jeszcze istnieje człowiek? I jaki jest sens istnienia chrześcijan
w świecie, w którym jest grzech, nieporządek, bałagan, zamęt? Myślano sobie tak: skoro przyszedł
Jezus Chrystus, skoro Syn Boży stał się człowiekiem, to czy świat nie powinien w Niego uwierzyć?
Czy wszyscy nie powinni pójść za nim? Czy wszyscy nie powinni stać się dobrzy? Tak dobrzy, iż z
tego świata zniknęłyby wojny, nieszczęścia, konflikty, zawiści, podstęp?
Takie były dylematy tamtych ludzi. I co się okazało? Okazało się też i to, że kiedy czas upływał
to niektórzy z chrześcijan, a nie były to tylko pojedyncze jednostki lecz nawet całe wspólnoty, my-
śleli sobie tak: „A czy warto w ogóle czekać? A czy warto być chrześcijaninem? Co to znaczy być
chrześcijaninem w świecie, w którym chrześcijanie są nadal prześladowani? Jaki jest sens Bożego
czynu zbawczego w Jezusie Chrystusie, jeżeli ci, którzy w Niego wierzą, cierpią prześladowania?
Proszę zatem zwrócić uwagę, że pierwsze pokolenia chrześcijan stanęły wobec niezwykle trudnych
pytań. Można powiedzieć, że pod wieloma względami pytania te są podobne do pytań, które wcze-
śniej czy później stawia sobie każdy z nas. Można by za egzystencjalnym filozofem Heidegerem
nazwać te pytania egzystencjalnymi. Każdy z nas dochodzi do jakiegoś punktu w życiu, w którym
zadaje sobie pytanie: a czy warto się trudzić? Czy warto się męczyć? Czy warto pracować, czy warto
zbierać, czy warto odkładać, czy warto cierpieć, czy warto się poświęcać, czy warto żyć — stawia
sobie człowiek i to pytanie. Oczywiście ci, którzy nie znajdują na te pytania żadnych rozsądnych
odpowiedzi, i którzy są bądź bardzo odważni bądź w ogóle im brakuje odwagi — pytanie te i brak
na nie odpowiedzi popychają ich do samobójstwa. I kończą tak, jak gdyby jedyną ich matką była
rozpacz i beznadziejność.
I coś podobnego działo się w tamtym pokoleniu. Coś podobnego dzieje się również i dzisiaj.
Zwłaszcza w tym okresie post-przemysłowym, w okresie przejścia od jednego stylu życia do dru-
giego i od jednego tysiąclecia do następnego, człowiek zadaje sobie pytanie o porządek świata, o
sens świata i o sens naszych zaangażowań. Właśnie w odpowiedzi na te pytania pojawiła się Apo-
kalipsa. Św. Jan próbuje odpowiedzieć chrześcijanom i rodakom na te pytania, które dręczyły ich
i które się przed nami pojawiają. Po drugie — odsłonić przyszłość, już nie taką przyszłość bardzo
bliską, chociaż jak zobaczymy w listach do 7 Kościołów będzie mówił również o ich obowiązkach
na co dzień, na dziś na jutro. Ale próbuje również sięgnąć poza tę przyszłość doraźną, i próbuje
powiedzieć im coś głębszego o nich samych, o Kościele, o roli Kościoła w świecie. Ten gatunek
nazywany apokaliptyką próbuje zrozumieć świat, próbuje odkryć tajemnice świata, tajemnice ko-
smosu ale jednocześnie próbuje odkryć tajemnice przyszłości. Przyszłość bowiem ma to do siebie,
że ponieważ jest całkowicie nieodgadniona, to potrafi człowieka niezwykle mocno zaprzątać. I to
we wszystkich wymiarach — przyszłość jest czymś, czego nigdy nie możemy do końca przewidzieć.
Możemy zaledwie przeczuwać i możemy się cieszyć, jeżeli jest coś pomyślnego zgodnie z naszymi
oczekiwaniami bądź jeżeli unikamy czegoś złego, czego się obawiamy. Tajemnice świata i tajemnice
przyszłości to są te dwa wymiary myślenia apokaliptycznego.
Powiedzmy najpierw parę słów o autorze Apokalipsy. Dookoła tego narosła bardzo obfita litera-
tura. Są całe biblioteki, w których mądrzy komentatorzy sprzeczają się kto był autorem Apokalipsy.
W skrócie sprawa wygląda następująco. Wg. tradycji staro-chrześcijańskiej, której najstarsze świa-
dectwa sięgają połowy II wieku, czyli ok. roku 150 — są to więc bardzo wczesne świadectwa —
2000/2001 – 3
Strona 6
autorem Apokalipsy był św. Jan, autor czwartej Ewangelii kanonicznej, a więc św. Jan Ewangelista.
Przypomnijmy sobie krótko jego życie, bo tylko wtedy, gdy zwrócimy uwagę na jego życie będziemy
mogli zrozumieć jego księgę. Otóż o jego życiu możemy wnosić na podstawie tego, co wiemy o nim
z Ewangelii. Wiemy, że był najmłodszym spośród apostołów. Kiedy była Ostatnia Wieczerza, to
Jan był chłopcem, który spoczywał na piersiach Jezusa. Taki sobie beniaminek wśród apostołów.
Wiemy też, że kiedy Jezus został pojmany i kiedy następnie został osądzony i później prowadzony
na śmierć, apostołowie pouciekali — z wyjątkiem Jana, który był pod krzyżem. Już kiedyś państwu
mówiłem, że w moim przekonaniu jest to znak, że w chwili, w której stał pod krzyżem, nie miał
jeszcze 13 lat. Dlaczego? Bo w świecie żydowskim chłopiec po osiągnięciu 13 lat, a dziewczynka
— 12 lat, staje się pełnoletni i odpowiada za wszystko tak, jak odpowiada dorosły. Ta granica
jest w żydowskim prawie po dzień dzisiejszy. Ktoś powie na to: „ależ dwunasto- czy trzynastoletni
chłopiec to zupełnie dziecko”. W naszych warunkach tak, ale w warunkach Bliskiego Wschodu —
proszę zwrócić uwagę na obecne wydarzenia w Ziemi Świętej, tam giną chłopcy i tym wieku — oni
wcześniej dojrzewają. Podobnie jak u nas w okresie Powstania Warszawskiego 12 - 15 letni pełnili
funkcje, których dzisiaj — w czasach spokoju — nie podjąłby się człowiek dorosły. Otóż Jan był
zbyt młody, żeby mogli go aresztować, pojmać, osądzić. Dlatego mógł bezkarnie, jeżeli tak można
powiedzieć, być pod krzyżem, bo nikt nie rozprawia się z dzieckiem chyba że jest to tak rażący
przejaw niesprawiedliwości, z jaką mamy do czynienia choćby dzisiaj na Bliskim Wschodzie, kiedy
do tych dzieci się strzela. Ale w starożytności tego nie było, przynajmniej to nie była zasada. Zasada
była inna, nie wolno było dzieci w jakikolwiek sposób dręczyć. Jeżeli więc Jan miał 12 - 13 lat w
roku 33 czyli wtedy, kiedy Jezus umierał, to możemy się domyślać, że urodził się ok. roku 20. Zatem
był najmłodszym w gronie apostołów. Możemy sobie też wyobrazić, że męka i śmierć Chrystusa,
na które patrzył własnymi oczami, wywołały u niego bardzo silną reakcję i głęboko zapadły mu w
pamięć. Ślady tego widać w jego Ewangelii. Tam gdzie mowa o męce Jezusa, Ewangelia św. Jana
pełna jest emocji, pełna jest wspomnień. Ale posuńmy się dalej. Gdy Jezus umarł, miał kilkanaście
lat. Następnie Jan rośnie, i kiedy chrześcijaństwo jest już na terenie Palestyny, Syrii, dzisiejszego
Libanu, dzisiejszej Turcji, dzisiejszej Grecji, Jan jest mężczyzną dorosłym który ma 50 - 60 lat,
i na czym polega paradoks? Na tym, że ten dorosły mężczyzna patrzy na Chrystusa przez pry-
zmat dziecka, które widziało jego mękę, ale jednocześnie przez pryzmat dorosłego chrześcijanina,
który przez ogromną większość swojego życia przeżywa Jezusa dzięki sakramentom. Ewangelia św.
Jana jest najbardziej sakramentalna ze wszystkich. Św. Jan podkreśla zwłaszcza rolę wody, która
jest obrazem sakramentu Chrztu, oraz rolę krwi, która jest obrazem sakramentu Eucharystii. I
przypominamy sobie wszyscy ten epizod, kiedy żołnierz podchodzi do Jezusa wiszącego na krzyżu.
Miał złamać Mu nogi, żeby ciało zwisło i żeby umarł. Ale stwierdził, że Jezus już nie żyje i żeby
się upewnić, przebił włócznią bok. „I natychmiast wypłynęła krew i woda.” W ten sposób św.
Jan chce powiedzieć, że na krzyżu Jezusa mają początek dwa podstawowe sakramenty: Chrzest
i Eucharystia. Że Chrzest i Eucharystia czerpią swoją zbawczą moc ze śmierci Jezusa Chrystu-
sa. Zwraca uwagę na rzeczywistość, ale jednocześnie zwraca uwagę na ten wymiar sakramentalny.
Św. Jan przeżywał zatem Jezusa, i swój związek z nim, niesłychanie mocno. Około roku 66 - 68,
czyli wtedy gdy Jan miał lat 46 - 48 lat, wybuchły bardzo silne prześladowania chrześcijan. Te
prześladowania miały miejsce za Nerona. Był to pierwszy cesarz, który okrutnie z chrześcijanami
się obszedł. On kazał również wzniecić pożar w Rzymie a odpowiedzialnością za pożar obciążył
chrześcijan. Na psychice św. Jana te prześladowania musiały wywrzeć ogromny wpływ. Oto Jan
widział, że ci, którzy uwierzyli w Jezusa, muszą teraz przejść przez próbę krwi, próbę męczeństwa.
Oczywiście część z tych ludzi traciła wiarę. Część z tych ludzi ulegała rozmaitym naciskom prześla-
dowców czy oprawców. Ale znacznie większa liczba, jak to się okazało z perspektywy czasu, stała
się zaczynem chrześcijan. I w ten sposób, już wtedy, wykuła się taka formuła iż krew męczenników
jest nasieniem chrześcijan. Prześladowanie Nerona skończyło się w r. 68 śmiercią samego Nerona.
Potem trochę jakby się wszystko uspokoiło, ale uspokoiło się wszędzie tylko nie w Palestynie. W
owym czasie w Palestynie wybuchło powstanie przeciwko Rzymianom i w r. 70 Rzymianie oblegli
Jerozolimę, oblegli świątynię i po półtora roku oblężenia zajęli ten teren. Państwo wiedzą, że na
tym terenie wybudowane są dwa meczety: jeden znany jako meczet Omara a drugi jako meczet
2000/2001 – 4
Strona 7
El-Aksa. Państwo wiedzą, ponieważ nawiązujemy także do tego, co dzieje się w naszych czasach
— bo to są te analogie, które wiążą nam historię i pozwalają ją zrozumieć — że to miejsce jest
ogromną kością niezgody pomiędzy Żydami i Arabami. To właśnie do tych meczetów poszedł pod
koniec września Ariel Sharon, który na początku lat osiemdziesiątych rozprawił się krwawo z kil-
kudziesięcioma tysiącami uchodźców arabskich na granicy Libanu. Zatem jest postrzegany jako
bezwzględny prześladowca Arabów. Pod koniec września poszedł na teren meczetów i intencja była
jasna: zburzyć meczety aby można było odbudować tamtą dawną świątynię. I na terenie Palestyny,
na terenie Izraela dzisiaj już podejmowane są bardzo poważne kroki, aby odbudować świątynię. Ale
odbudowa świątyni oznacza konieczność zburzenia tych meczetów. Przypominam, że akt zburzenia
tych meczetów oznacza, w moim przekonaniu, wojnę na Bliskim Wschodzie a być może i dalej.
Dlatego, bo meczety są świętością dla świata arabskiego. I kto wie, być może to zarzewie tego
terenu świątynnego stanie się zarzewiem konfliktu, którego skutków nie sposób przewidzieć. Jest to
jeden z tych elementów, o których w naszych czasach bardzo mało się mówi, prawie w ogóle się nie
pisze, a jeżeli pisze to między wierszami, a jest to jeden z istotnych konfliktów, z którymi teraz w
Ziemi Świętej mamy do czynienia.
Wróćmy do roku 70. Świątynia została zburzona i chrześcijanom udało się przetrwać. Dlacze-
go? Dlatego, że przed oblężeniem przez Rzymian chrześcijanie schronili się do Termi (?), na terenie
dzisiejszego Dafni (?). Tam przeczekali i wydawało się, że można było powiedzieć tak: Żydzi nie
uwierzyli w Jezusa, Bóg ich ukarał. Natomiast myśmy uwierzyli w Jezusa i Bóg pozwolił nam prze-
trwać. Więc pojawił się jakiś oddech, ale trwał on niestety bardzo krótko. W r. 81 doszedł do
władzy nowy cesarz – Domicjan. Pod koniec jego rządów, które zakończyły się w r. 96 — gdzieś
ok. 94 roku, wybuchły nowe prześladowania. Chrześcijanie byli prześladowani tak, jak za czasów
Nerona. Domicjana nazwano nawet drugim Neronem. I wtedy ci, którzy uwierzyli w Jezusa Chry-
stusa przeżyli kolejny kryzys. Bo oto wydawało im się, że Pan Bóg pozwolił im przetrwać zagładę
Jerozolimy po to, żeby ich teraz uśmiercić rękami siepaczy Domicjana. Jedni zaczęli wątpić, tak
jak przedtem, inni zaczęli się łamać, jeszcze inni wiernie trwali przy tej wierze. A wszyscy zadawali
sobie pytanie: Jak to będzie? Czy losem chrześcijan będą bez przerwy prześladowania? I ulga w tych
prześladowaniach? Jaki będzie los tych, którzy żyją i przeżyli oraz losy tych, którzy pomarli? .
Pamiętajmy, że wiara w Jezusa Chrystusa miała wtedy zaledwie kilkadziesiąt lat. I właśnie w
odpowiedzi na te pytania, na te ciężkie czasy nowych prześladowań pojawia się Apokalipsa. Św.
Jan miałby wtedy, kiedy Apokalipsa powstawała — bo została napisana ok. roku 95 — 75 lat.
Uczeni sprzeczają się, czy siedemdziesięciopięcioletni starzec był w stanie zapisać słowa Apokalipsy
— czy też, co jest równie prawdopodobne, a może nawet bardziej prawdopodobne, w Apokalipsie
znajdujemy jego intuicje, jego nauczanie, jego słowa — a Apokalipsa została napisana przez kogoś
młodszego, kto był wyczulony na te słowa Jana Ewangelisty, znał dobrze jego nauczanie, wiedział
dobrze co Jan myśli. I to właśnie ów anonimowy redaktor dokonał zapisu Apokalipsy. Tu musimy
powiedzieć, że chociaż wylano morze atramentu to do dzisiaj nie ma zgody co do wyjaśnienia tej
kwestii. Do dzisiaj nie ma zgody, czy to sam św. Jan napisał napisał Apokalipsę, czy też ktoś z
jego bliskiego otoczenia. Tradycja mówi o wyspie Patmos, jak również mówi o tym Apokalipsa.
Wyspa Patmos znajduje się przy wybrzeżu dzisiejszej Turcji, aczkolwiek należy do Grecji. jest to
niewielka wyspa, na którą w starożytności kierowano skazańców. Jeżeli kogoś skazywano na banicję,
to właśnie wywożono go statkiem na wyspę Patmos i pilnowano, żeby stamtąd się nie wydostał.
I tak prawdopodobnie św. Jan znalazł się na tej wyspie i tam dopełnił swojego życia. Dzisiaj ci,
którzy udają się na Patmos, mogą zobaczyć grotę św. Jana zamienioną przez kościół prawosławny
na kaplicę, gdzie czci się pamięć jego pobytu i jego śmierci. Tradycja wczesno-chrześcijańska mówi,
że był jedynym z apostołów, który umarł w sposób naturalny a nie śmiercią męczeńską.
I zanim przejdziemy do poszczególnych listów, co zaczniemy dopiero za miesiąc, spróbujmy
przyjrzeć się początkowi Apokalipsy. Dlatego, że z tego początku możemy wnosić bardzo wiele o
tamtych chrześcijanach i o nas samych. Apokalipsa rozpoczyna się tymi słowami:
Objawienie Jezusa Chrystusa,
które dał Mu Bóg,
aby ukazać swym sługom, co musi stać się niebawem,
2000/2001 – 5
Strona 8
a On wysławszy swojego anioła
oznajmił przez niego za pomocą znaków
słudze swojemu Janowi.
Zatem Apokalipsa oznacza objawienie, ukazanie czegoś, czego inni nie widzą. Jest to taka funkcja
bardzo prorocka, bo przecież prorok był nazywany w Starym Testamencie widzący. Dlatego, widział
więcej niż przeciętny człowiek, widział i rozumiał. Na tej podstawie mógł wyciągać wnioski. Tutaj
też mamy Objawienie Jezusa Chrystusa, które dał Mu Bóg. Zatem autor Apokalipsy odwołuje się
do Boga, w którego niezłomnie wierzy, a jednocześnie odwołuje się do Jezusa Chrystusa. Właśnie
dlatego nie jest już tylko Żydem, który wierzy w Boga jedynego, lecz jest chrześcijaninem, który
wyznaje Jezusa Chrystusa. aby ukazać swym sługom, co musi stać się niebawem. Otóż ten autor
Apokalipsy widzi, że jego pokolenie jest zniecierpliwione. Prawdę mówiąc w każdym pokoleniu
pojawia się taka niecierpliwość. Każde pokolenie ludzi, zwłaszcza chrześcijan, ma swoje rozterki,
dylematy, wahania. Przypomnijmy sobie rozterki, dylematy pokolenia okresu międzywojennego,
okresu wojny, albo okresy stanu wojennego. Otóż ludzie, zwłaszcza w czasach kryzysu, w czasach
gwałtownej przemiany, w czasach przemian społecznych, politycznych, gospodarczych mają pytania
których kiedy indziej nie stawiają. I to jest odpowiedź na te pytania, które mieli współcześni św.
Jana, co oznajmił mu za pomocą znaków.
Zawsze, kiedy jest mowa o przyszłości, musimy być pokorni. Dlatego, że nikt z nas, nawet pro-
rocy, nawet ci, których Bóg do tego natchnął, nie znają przyszłości z tą oczywistością z jaką znamy
teraźniejszość i przeszłość. Przyszłość zawsze niesie jakąś niewiadomą. Zatem co do przyszłości mo-
żemy mieć tylko pewne znaki. I te znaki możemy odczytywać, rozpoznawać. I autor też powołuje się
na pewne znaki, św. Jan zwraca uwagę na pewne znaki. Podczas Soboru Watykańskiego Drugiego
ten sposób myślenia o rzeczywistości otrzymał nazwę znaków czasu. Trzeba przyglądać się znakom
czasu, żeby nauczyć się na ich podstawie nie tyle przewidywać, co raczej kształtować i rozpoznawać
przyszłość.
Ten poświadcza, że słowem Bożym
i świadectwem Jezusa Chrystusa
jest wszystko, co widział.
Zatem punktem wyjścia Apokalipsy jest przekonanie, że nauka tutaj zawarta, że sposób patrzenia
tutaj zawarty, że wiara która ożywia Apokalipsę jest zakorzeniona w Bogu i Jezusie Chrystusie.
I na tym polega specyficznie chrześcijańskie podejście do przyszłości. Bez przerwy po-
jawiają się ludzie, którzy twierdzą, że mogą nam przyszłość przepowiedzieć. Dla nas jednak, jako
chrześcijan, tylko to może być wiarygodne, co jest silnie zakorzenione w Bogu i Jezusie Chrystusie.
Jeżeli ktoś chce nam prawić rzeczy o przyszłości bez odniesienia do Jezusa Chrystusa, my jako
chrześcijanie mamy obowiązek powiedzieć, że jest to zupełnie bezwartościowe, jest to sieczka. Dla
chrześcijanina tym fundamentem dziejów we wszystkich wymiarach: przeszłości, teraźniejszości ale
przyszłości zwłaszcza, jest Bóg i Jezus Chrystus. Bo w nim, jak za chwilę zobaczymy, jest zakorze-
niona nasza nadzieja. I tylko wtedy możemy ufnie popatrzeć w przyszłość, jeżeli opieramy się na
takim właśnie trwałym fundamencie.
I czytamy:
Błogosławiony, który odczytuje, i którzy słuchają słów Proroctwa,
a strzegą tego, co w nim napisane,
bo chwila jest bliska.
Z tego możemy wnosić, że Apokalipsa miała charakter listu, tak jak np. dzisiaj list pasterski.
Błogosławiony, który odczytuje — w poszczególnych kościołach pojawiali się wierzący, wierni —
ludzie, którzy odczytywali tekst Apokalipsy — robili to osobiście, jednostkowo; oraz błogosławieni
są ci, którzy słuchają — ci są w liczbie mnogiej. Tam w liczbie pojedyczej a tu w liczbie mnogiej.
2000/2001 – 6
Strona 9
Zatem Apokalipsa stanowiła swego rodzaju pismo okrężne. Tzn. był zwój, był rękopis, być może
były zrobione jego odpisy i ci lektorzy poruszali się z kościoła do kościoła i tam czytali te słowa. Te
słowa miały przynieść umocnienie na czas kryzysu, na czas prześladowań, na czas zwątpienia, na
czas beznadziejności. Punkt wyjścia jest jasny: jeżeli chcesz znać przyszłość, zaufaj Bogu i Jezusowi
Chrystusowi. I błogosławiony jest ten, który tak czyta oraz którzy błogosławieni są ci, którzy tak
słuchają. I strzegą tego, co w nim napisane bo chwila jest bliska.
Zatem Jan daje do zrozumienia, że każdy człowiek, który jest niepewny co do przyszłości, a
może być słusznie niepewny bo czasy są trudne, musi dokonać indywidualnego, osobistego wyboru.
Że każdy człowiek jest wezwany do tego, żeby opowiedzieć się za Bogiem i za Jezusem Chrystusem.
Wierzymy wspólnie, ale odpowiedź musi być osobista. I właśnie z tej osobistej wiary rodzi się wiara
wspólnoty, rodzi się siła wspólnoty. I posłuchajmy dalej:
Jan do siedmiu Kościołów, które są w Azji:
A więc Apokalipsa, te listy którymi się będziemy w tym roku przyglądać, mają swój adres: do
siedmiu wspólnot, które są w Azji. To jest Azja Mniejsza, dzisiejsza Turcja. Będziemy opowiadać
sobie szczegółowo o lokalizacji poszczególnych kościołów. Dlaczego siedem? Odpowiadam, że tak
naprawdę nie wiemy. Ale siedem było w starożytności, podobnie jak dzisiaj, liczbą symboliczną.
Mówiono, że jest siedem ciał niebieskich: słońce, księżyc i pięć planet. Mówiono, że jest siedem dni
tygodnia które regulują życie człowieka. Nadto siedem jest to znak pełni, znak błogosławieństwa,
znak dostatku. Można by powiedzieć tak: te listy są do siedmiu Kościołów. Ale siedem — znaczy
do wszystkich Kościołów. te siedem Kościołów jest jakby sednem całego Kościoła. Zatem trzeba
będzie to czytać i rozważać wszędzie i trzeba będzie to czytać i rozważać zawsze. Najpewniej tak
właśnie Kościół pojął Apokalipsę św. Jana skoro zachowała się w Kanonie po dzień dzisiejszy. I
chociaż jest pismem bardzo trudnym, to każde pokolenie odkrywa w niej nowe treści.
I czytamy dalej:
Łaska wam i pokój
od Tego, Który jest, i Który był i Który przychodzi,
i od Siedmiu Duchów, które są przed Jego tronem,
Apokalipsa przynosi najpierw pozdrowienie pokoju. Proszę popatrzeć — to jest też bardzo
znaczące — w czasie niepokojów, w czasie zamętu, w czasie kryzysu, w czasie niepewności, to
co można uzyskać dla drugiego człowieka, to co można mu podarować, to jest błogosławieństwo
pokoju. W świecie pełnym zamętu pokój jest wielkim darem. Ale nadto w pokoju jest Bóg, tej Który
jest, Który był i Który przychodzi. Zatem jest tu bardzo silna wiara. Że w tym świecie pełnym
konfliktów, pełnym prześladowań chrześcijan, pokój można zachować wtedy, kiedy wiara człowieka
jest mocno zakorzeniona w Bogu. Bo Bóg jest, i był, i nieustannie przychodzi. Tak oto nawiązuje
się do staro-testamentowego objawienia się Boga Mojżeszowi, kiedy to Bóg u stóp Synaju mówi
do Mojżesza: Moje imię jest Jestem. Jestem dla ciebie, jestem z tobą, przychodzę aby ci pomóc,
przychodzę aby cię wesprzeć. I dlatego po tym objawieniu się tego imienia następują słowa: Nie
lękajcie się. Przypomnijmy, że te słowa zostały podjęte na początku pontyfikatu Jana Pawła II
i stały się mottem tego pontyfikatu. I tu błogosławionym jest ten który otrzymuje tę łaskę i dar
pokoju od Boga
i od Jezusa Chrystusa, Świadka Wiernego,
Pierworodnego umarłych
i Władcy królów ziemi.
Drugie odniesienie — jedno: Bóg, drugie — Jezus Chrystus. Pamiętajmy, że jeszcze teologia nie
była tak rozbudowana jak w naszych czasach. Pamiętajmy, że istnieje różnica pomiędzy wiarą a
teologią. Wierzą ludzie najprostsi, wierzą dzieci, wierzą ludzie starsi, wierzą ludzie bardzo mądrzy
ale również ci, którzy nie mają wykształcenia. Wiara jest darem dla każdego. Teologami mogą
być niektórzy. Teologia nie jest konieczna w wierze, czasami może tej wierze przeszkadzać, może
2000/2001 – 7
Strona 10
ją utrudniać — wtedy jest nieporozumieniem. Na ogół jednak zadaniem teologii jest to, by wiarę
uzasadniać, podbudować i rozwinąć. Ci pierwsi chrześcijanie nie mieli jeszcze rozbudowanej teologii.
Jeszcze nie wiedzieli, jak nazywać Jezusa Chrystusa. Nie mieli jeszcze wykrystalizowanej koncepcji
Trójcy Świętej, którą my mamy, bo dochodzili do niej stopniowo. Wiedzieli, że Bóg jest jedyny i
wiedzieli, że Jezus jest Bogiem. Ale nazywali Jezusa bardzo ostrożnie, bo nie wiedzieli jak pogodzić
to z jedynością Boga. Pamiętajmy, że jeszcze kilka wieków później, w czasach św. Augustyna,
trwały spory na temat Trójcy Świętej — jak uczyć o Bogu, który jest, jeden, jedyny w trzech
osobach. Powstawały traktaty De Deificante (?). Tutaj Jezus jest nazwany Świadkiem Wiernym,
Pierworodnym umarłych. Proszę zwrócić uwagę, że prześladowanym chrześcijanom wskazuje się na
przykład Jezusa mówiąc: to jest Świadek Wierny. A więc Jezus w wierny sposób, w wiarygodny
sposób zaświadczył o Bogu. W ten sposób dla tych umęczonych chrześcijan Jezus jest dawany
jako przykład wierności i stałości. Tą cnotą, do której są wezwani, do której są powołani, jest
właśnie cnota wytrwałej cierpliwości, wierności. I w tej cnocie przoduje Jezus, Pierworodny spośród
umarłych. Męka Jezusa Chrystusa musiała wywrzeć na św. Janie ogromne wrażenie skoro całą swoją
Apokalipsę zaczyna od nawiązania, od aluzji, do śmierci Jezusa:
i który przez swą krew uwolnił nas od naszych grzechów,
i uczynił nas królestwem - kapłanami dla Boga i Ojca swojego,
Zwróćmy uwagę, że Jan podkreśla stałość Jezusa, wierność Jezusa, a jednocześnie ukazuje,
na czym polegało jego zbawcze przez swą krew uwolnił nas od grzechów . Potrzebna była krew
Jezusa po to, aby ludzkość została odkupiona. Jan nie tłumaczy dlaczego tylko opisuje, jak to
było. Działanie Boże nie do końca da się zracjonalizować. Ta samo jak życie człowieka nie do końca
da się zracjonalizować. I uczynił nas królestwem — kapłanami dla Boga i Ojca. Zatem skutkiem
wybawienia od grzechów jest uczynienie nas kapłaństwem dla Boga, a więc jest to nowa godność
człowieka. Proszę niech państwo zwrócą uwagę, że w ten sposób ten stary Jan Ewangelista w
najgłębszym języku, jak to tylko jest możliwe, ukazuje sedno dzieła zbawczego Jezusa i ukazuje
sedno godności chrześcijanina. To niedługo później, w nawiązaniu do Apokalipsy i w nawiązaniu do
Ewangelii św. Jana, tamtejsi Ojcowie Kościoła będą wołać Poznaj swoją godność, chrześcijaninie!
I dalej:
Jemu chwała i moc na wieki wieków! Amen.
Oto nadchodzi z obłokami,
i ujrzy Go wszelkie oko i wszyscy, którzy Go przebili.
I będą Go opłakiwać wszystkie pokolenia ziemi.
Tak: Amen.
Jan ukazuje na paradoks pomiędzy twardą śmiercią Jezusa przebitego na krzyżu a chwałą,
która czeka Go od tych, którzy będą Go wyznawać. Oto Ten, który został przebity, wzgardzony i
upokorzony, oto On będzie wyznawany przez nieprzeliczone rzesze ludzi. Zatem Jan daje poznać
swojemu pokoleniu, że jego sytuacja nie jest ostateczna, że po tych prześladowaniach przyjdą inni
i inni będą wyznawać Jezusa.
I dalej:
Jam jest Alfa i Omega, mówi Pan Bóg,
Który jest, Który był i Który przychodzi,
Wszechmogący.
Autor Apokalipsy, św. Jan, nawiązuje tutaj do alfabetu greckiego. Alfa to jest pierwsza litera
alfabetu greckiego, Omega — ostatnia. Ja jestem początek i koniec — to jest symboliczny sposób
mówienia. Pamiętajmy, że w tamtych czasach ludzie umieli cenić alfabet, chociaż ogromna ich więk-
szość to byli analfabeci. Zatem w ten symboliczny sposób Jan wskazuje, że Jezus jest początkiem i
końcem wszystkiego — Alfa i Omega. Nawiązanie do tego symbolu znajdujemy zwłaszcza w okresie
Wielkanocy. W Wielką Sobotę na paschale wyryte są litery alfa i omega, początek i koniec. I właśnie
2000/2001 – 8
Strona 11
ta nadzieja jest podstawą wszelkiej chrześcijańskiej nadziei. To znaczy Jezus Chrystus jest dla nas
Początkiem — przez duże „P” i jest dla nas Końcem — przez duże „K”. Więc wszelkie myślenie
o przeszłości i wszelkie myślenie o przyszłości to jest myślenie pomiędzy tymi dwoma biegunami.
Ale obydwa stanowi Jezus Chrystus. Proszę popatrzmy jak głęboko chrystologiczna, a nawet więcej
— chrystocentryczna, jest ta wizja, którą ukazuje nam autor Apokalipsy. Ileż ten człowiek musiał
mieć wiary! I zawsze muszą być tacy ludzie jak on, którzy zagrzewają innych wzbudzając nadzieję
dzięki mocy swojej własnej wiary. Właśnie człowiek wiary potrafił, jak mówił w dokumentach Jan
Paweł II, przekroczyć próg nadziei.
I dalej:
Ja, Jan, wasz brat
i współuczestnik w ucisku i królestwie, i wytrwałości w Jezusie,
byłem na wyspie, zwanej Patmos,
z powodu słowa Bożego i świadectwa Jezusa.
Ja, Jan, wasz brat. Proszę popatrzmy, że jeżeli komuś ktoś powierzy swoje losy, jeżeli z kimś
chce związać swoje nadzieje — zwłaszcza te, które dotyczą przyszłości — to on musi postrzegać
samego siebie jako nasz brat. Jeżeli ktoś się wywyższa i wyróżnia, jeżeli ktoś mówi że „wiem więcej”,
albo że „ jestem zupełnie inny” — nie jest godzien zaufania. Otóż tylko tym możemy zaufać, którzy
podzielają z nami do końca naszą ludzką kondycję, a więc nasze rozterki, rozczarowania i trudności.
Współuczestnik w ucisku i królestwie. To są te dwie strony egzystencji chrześcijan. Z jednej
strony ucisk, z drugiej strony — nadzieja królowania.
Byłem na wyspie, zwanej Patmos.
Doznałem zachwycenia w dzień Pański
i posłyszałem za sobą potężny głos
jak gdyby trąby
mówiącej:
«Co widzisz, napisz w księdze
i poślij siedmiu Kościołom:
Słyszał to wszystko w dzień Pański. Dzień Pański — to niedziela. Niedziela była od początku
bardzo silnie związana z eucharystią. Zatem dla Jana punktem wyjścia jest eucharystia. Wszystko
to, co ma do powiedzenia drugiemu człowiekowi, swym braciom, chrześcijanom, wynika — jest
karmione eucharystią. To też jest jakiś punkt odniesienia również dla nas. Że jeżeli chcemy zaufać
komuś, to „wiedz Komu zaufałeś”. I tu ten punkt wyjścia jest niesłychanie istotny. Jan mówi:
wszystko do czego doszedłem, wszystko co chcę wam powiedzieć, wynika z przeżywania dnia świę-
tego — zatem z eucharystii i z modlitwy.
List do siedmiu Kościołów:
do Efezu, Smyrny, Pergamonu, Tiatyry, Sardów, Filadelfii i Laodycei.
Kolejne siedem miesięcy to będzie każdy z tych Kościołów, po kolei. Opiszemy sobie, gdzie one
się znajdują, jakie były ich losy, przeczytamy sobie dotyczący ich fragment Apokalipsy. I spróbujemy
rozpoznać, co z tego posłannictwa jest ważne. A to dlatego, że spróbujemy powiedzieć, co z tych
rozterek, jakie wtedy były, jest nadal aktualne.
I obróciłem się, by widzieć, co za głos do mnie mówił;
a obróciwszy się, ujrzałem siedem złotych świeczników,
i pośród świeczników kogoś podobnego do Syna Człowieczego,
obleczonego [w szatę] do stóp
i przepasanego na piersiach złotym pasem.
2000/2001 – 9
Strona 12
Jan opisuje wizję, jaką miał. Ta wizja jest związana ze Świątynią Jerozolimską — ale świątyni
nie ma. Nie ma też już świeczników bo wszystko zostało zburzone ponad dwadzieścia lat wcześniej.
Jan tęskni za tą świątynią i widzi teraz nie jeden świecznik ale siedem. Daje w ten sposób poznać, że
nowy porządek zbawienia, zapoczątkowany przez Jezusa Chrystusa, jest pełny i doskonały. Widzi
postać, przepasaną złotym pasem — sakrą biskupią. Ten opis jest podobny do opisu Przemienienia
Jezusa na górze Tabor.
Czytamy dalej:
Głowa Jego i włosy - białe jak biała wełna, jak śnieg,
a oczy Jego jak płomień ognia.
Stopy Jego podobne do drogocennego metalu,
jak gdyby w piecu rozżarzonego,
a głos Jego jak głos wielu wód.
W prawej swej ręce miał siedem gwiazd
i z Jego ust wychodził miecz obosieczny, ostry.
Ten miecz obosieczny, który wychodzi z ust, to symbol słów, słowa, które jest skuteczne, które
napomina i karci, które pociesza i uczy. Słowo — mówi prorok Izajasz — jest jak miecz obosieczny,
który sięga do wnętrza człowieka i tam wręcz rozdziela jego kości.
A Jego wygląd - jak słońce, kiedy jaśnieje w swej mocy.
Kiedym Go ujrzał,
do stóp Jego upadłem jak martwy,
a On położył na mnie prawą rękę, mówiąc:
«Przestań się lękać!
Jam jest Pierwszy i Ostatni i żyjący.
Jan spotkanie z Jezusem Chrystusem wyraża w poezji (???) tak jak każdy człowiek, który
doświadcza głęboko Boga. Ale otrzymuje to polecenie Nie lękaj się! Jam jest Pierwszy i Ostatni i
żyjący.
Byłem umarły, a oto jestem żyjący na wieki wieków
i mam klucze śmierci i Otchłani.
Napisz więc to, co widziałeś,
i to, co jest, i to, co potem musi się stać.
Co do tajemnicy siedmiu gwiazd, które ujrzałeś w mojej prawej ręce,
i co do siedmiu złotych świeczników:
siedem gwiazd - to są Aniołowie siedmiu Kościołów,
a siedem świeczników - to jest siedem Kościołów.
Takie jest wprowadzenie do siedmiu listów, które będziemy czytać. Co to wszystko znaczy?
Znaczy to, że pouczenia, które przyjdą w listach, pouczenia bardzo konkretne, nie są wynikiem
ludzkiej refleksji, nie są wynikiem człowieczego namysłu, nie są wynikiem doświadczenia ale są
owocem głębokiej wiary, głębokiego spotkania za pomocą wizji z Jezusem Chrystusem. Jan na ten
temat już więcej nic nie powie. Zawsze, kiedy mamy do czynienia z mistycyzmem stajemy na progu
tajemnicy, której nie sposób przekroczyć. Tak było w życiu wielu mistyków chrześcijańskich, w
doświadczeniu ???, w doświadczeniu siostry Faustyny Kowalskiej, w doświadczeniu drugich ludzi.
To jest coś takiego, jak nieraz doświadczenie w naszym życiu. Jest jakaś głębia, z którą chcemy
podzielić się z innymi ale w pełni tego wyrazić nie możemy. Albo przeżyliśmy coś, co jest wręcz
nieprzekazywalne.
Jan daje więc nam poznać, że to, czego będzie nas uczył, to o czym będzie pisał, jest wynikiem
głębokiej pobożności, głębokiego spotkania z Jezusem Chrystusem. W ten sposób, kończąc dzisiejszą
konferencję, można powiedzieć tak. Jan będzie odkrywać przyszłość, przyszłość przed tamtymi
Kościołami. Ale — chce dać poznać — prawdziwe, wierne odkrywanie przyszłości tylko wtedy ma
2000/2001 – 10
Strona 13
sens, gdy wynika z głębokiego spotkania z Bogiem i Chrystusem. I że to właśnie Bóg odkrywa
Janowi jakieś sedno tego, czym powinna być i czym powinna się karmić wiara chrześcijańska. Być
może podczas kolejnych miesięcy uda nam się to sedno odkryć, rozpoznać i pogłębić. Za miesiąc
zajmiemy się pierwszym listem, bardzo krótkim — dlatego warto będzie mu się przyjrzeć bardzo
uważnie — listem do Kościoła w Efezie.
2 List do Kościoła w Efezie
(dn. 20 listopada 2000)
Tematem naszej refleksji w Roku Jubileuszowym 2000 uczyniliśmy Apokalipsę św. Jana, z Apoka-
lipsy św. Jana stosunkowo krótkie teksty, mianowicie listy do siedmiu Kościołów. Najwidoczniej ten
temat — sam temat, zobaczymy, co z treścią — podobał się państwu, bo skoro tyle osób przychodzi
to najwidoczniej oczekiwania z tym związane są bardzo duże. Proszę jednak zwrócić uwagę, że w
tych nadziejach i oczekiwaniach jest pewien paradoks, którego tak naprawdę nie sposób zrozumieć.
Przecież kiedy czytamy i rozważamy listy do Kościołów Azji Mniejszej, to po pierwsze oddziela nas
od tych Kościołów bardzo duża odległość geograficzna, bo to wszystko miało miejsce na terenie dzi-
siejszej Turcji, a po drugie zastanawiające jest to, że interesują nas te Kościoły pomimo znacznego
dystansu czasowego. Przecież to jest ok. 1900 lat temu, kiedy Apostoł Jan kierował swoje listy do
siedmiu Kościołów Apokalipsy.
Byłoby rzeczą zbawienną, gdybyśmy mogli oglądać przynajmniej na przezroczach to, co zostało
z tych Kościołów, gdybyśmy mogli zobaczyć miejsca, do których odnosi się ta refleksja. Ale przy-
najmniej na razie nie można tego zrobić. Choć być może któregoś dnia to sobie zrobimy. Chciałbym
jednak państwu zapowiedzieć, że za kilka miesięcy ukaże się w Krakowie album zatytułowany „Zie-
mia św. Pawła i św. Jana”. Ten album autorstwa pana Stanisława Markowskiego, tego samego,
który jest autorem albumu „Ziemia Zbawiciela”, zapewni nam pojęcie o tych miejscach, które te-
raz rozważamy. Pan Markowski robił podczas pobytu również przezrocza i może uda się go któregoś
dnia tu ściągnąć. Na razie musimy się zadowolić jedynie wyobraźnią i bardziej polegać na spotkaniu
z tymi ludźmi, do których Apostoł kierował swoje listy. Parę tygodni temu, gdy spotkaliśmy się w
tym roku po raz pierwszy, zrobiliśmy sobie ogólne wprowadzenie do tych listów. Powiedzieliśmy, że
tych listów jest siedem. A siedem wyraża doskonałość, wyraża pełnię. Będziemy teraz, jeżeli Pan
Bóg pozwoli nam ten czas przeżyć, przez kolejne siedem miesięcy czytać jeden z tych listów.
Dzisiaj chciałem zwrócić uwagę państwa na jedną rzecz ogólniejszą. Mianowicie te wszystkie
listy są stosunkowo krótkie. Za chwilę przeczytamy pierwszy z nich — długość wszystkich jest
jednakowa. Można sobie wyobrazić, że gdyby nam przyszło je zapisać, zarówno dzisiaj jak i w
starożytności, to do zapisania ich wystarczyłby kawałek papirusu albo pergaminu wielkości kartki
papieru. Zatem były to króciutkie pisma. Możemy też sobie wyobrazić, że kiedy taki mały zwój
pergaminu lub papirusu trafiał do tego Kościoła, to trafiał tam do starszego, do przełożonego, do
biskupa tego Kościoła. I ów biskup stawał przed ludźmi tak, jak teraz my jesteśmy, przed wiernymi
i czytał im list od Apostoła. Spróbujcie sobie państwo wyobrazić tę przedziwną atmosferę sprzed
około 1900 lat. Musiało to być bardzo dziwne i musiało to być bardzo wzruszające. Oto wspólnota
w danym mieście — dziś będzie czytany list do Kościoła w Efezie.
Było to wielkie miasto, na czasy starożytne była to prawdziwa metropolia. Liczyła około jednego
miliona ludzi. I w tym mieście portowym nad Morzem Śródziemnym zbiera się miejscowy Kościół,
miejscowa wspólnota — może wyglądało to dokładnie tak, jak my się tutaj zbieramy, kilkadziesiąt
czy kilkaset ludzi — i staje przed nimi miejscowy biskup albo przełożony tego Kościoła, bo nie
wszędzie jeszcze biskupi byli, w Efezie był na pewno — i czyta im list od św. Jana Apostoła. Św. Jan
przebywa w tym czasie na wyspie Patmos, jest starcem. Dla nich jednak św. Jan jest absolutnym
autorytetem. Dlaczego? Bo w tych czasach, a te listy powstały ok. roku 95, za rządów cesarza
Domicjana, św. Jan, ten starzec, był jedynym żyjącym Apostołem, który osobiście znał Jezusa
Chrystusa. Zatem oni go traktowali z ogromną czcią, cieszył się ogromnym szacunkiem. Wszystko
co powiedział, było dla nich bardzo ważne. Słuchali jego słów z ogromnym namaszczeniem. Cieszył
się ogromnym autorytetem. Nie wiemy, czy sam Jan odwiedził wtedy te siedem Kościołów. Jest to
2000/2001 – 11
Strona 14
wielce prawdopodobne, bo te wszystkie Kościoły leżą od siebie oddalone o ok. 80 – 100 km. Łącznie
więc, żeby przebyć całą tą drogę i odwiedzić wszystkie siedem kościołów, trzeba by przebyć ok. 800
– 900 km. W czasach starożytnych podróżowano bardzo dużo. Oczywiście proporcjonalnie nie tyle,
co dzisiaj, ale zważywszy na mizerne środki transportu podróżowano bardzo dużo. Dziennie można
było pokonać ok. 30 km i takie były trasy owych podróży. Jeżeli więc założymy, że Apostoł, ten
starzec, sam objechał te Kościoły, to sama droga zajęła by mu miesiąc. A gdyby założyć jeszcze,
że w każdej z tych wspólnot przebywał czas jakiś, zatem jego pobyt w zachodniej Turcji trwałby
może dwa, może trzy, może cztery miesiące. A może pojechał tam wiosną i był do jesieni, czyli w
okresie, kiedy pogoda sprzyjała. Bo tam też jest pogoda bardzo podobna do naszej teraz.
Albo możemy założyć drugą możliwość. Mianowicie Jan był już starcem około osiemdziesięcio -
osiemdziesięciopięcioletnim, jak na czasy starożytne bardzo posuniętym w wieku. I że był na wyspie
Patmos i posłał młodszych od siebie, zaufanych ludzi. I prosił, żeby zobaczyli jak żyją ci, których
pozyskał dla wiary, którzy zostali nawróceni, którzy byli chrześcijanami. Oni byli chrześcijanami
od ok. 40 – 45 lat. Zatem byli chrześcijanami już w drugim pokoleniu. Mniej więcej perspektywa
była taka, jakby w naszych czasach mniej więcej od lat pięćdziesiątych. I może właśnie Jan wysłał
kogoś młodszego, może całą grupę takich młodszych, zaufanych ludzi. Oni przyszli i opowiedzieli
mu, co widzieli. I wtedy Jan dyktuje swoje listy. Te listy zostały zapisane na skrawkach pergaminu
bądź papirusu. Może były bardzo małe dlatego, że trwały prześladowania i taki papirus trzeba było
dobrze zwinąć, wsunąć gdzieś tam do tuniki po to, żeby nie dostał się w ręce prześladowców, w
ręce Rzymian czy innych, którzy okrutnie obchodzili się z chrześcijanami. Bo przecież gdyby taki
list dostał się w ich ręce, niechybnie by zaginął. A nie zaginął — skoro wszedł do Apokalipsy i do
Nowego Testamentu i skoro my po 1900 latach takie właśnie papirusy czytamy.
Spróbujmy zastanowić się, co czuł św. Jan, kiedy zapisywał ten papirus. Wydaje mi się, że
czuł się jak starotestamentowy prorok. Dlatego, że w Starym Testamencie mamy takie wypowiedzi
prorockie, jak np. w Księdze Amosa, Jeremiasza, Ezechiela, Izajasza, w których prorocy upominają
swoich rodaków. Upomina ich nie po to, żeby ich karać i pognębić, ale upomina ich po to, aby
uzyskać od nich nawrócenie. To nawrócenie nosi po hebrajsku nazwę „teszuwa”(?), od czasownika
„szuw” – „powrócić”. „Teszuwa” to jest „powrót do Pana Boga”. Myśl jest taka: każdy, kto grzeszy,
odchodzi od Pana Boga, oddala się od Niego. Natomiast przezwyciężeniem grzechu jest bliskość z
Bogiem. Skoro tak, to potrzebna jest ta teszuwa, żeby wrócić. To samo, co w Starym Testamencie
nazywało się „powrotem”, to co w języku greckim, bo takim mówił i pisał św. Jan, nazywało się
„metanoja”, po polsku „przemiana”. Żeby wrócić do Pana Boga trzeba się przemienić. Ale żeby się
przemienić trzeba najpierw poznać to, co jest niewłaściwe, to co jest grzeszne i gnuśne. A następnie
podjąć decyzję o poprawie i wrócić do Boga.
Jan więc czuje się jak prorok. Ale niech państwo przypomną sobie to, o czym mówiłem kilka
tygodni temu. Że prorok to nie jest człowiek, który zapowiada przyszłość. To nie jest astrolog,
to nie jest wróżka, to nie jest mag. Prorok to jest człowiek, który przyszłość kształtuje. Jeżeli
prorok rozeznaje rzeczywistość, jeżeli ją ocenia — to po to, by ją zmieniać. I św. Jan Apostoł, albo
sam albo poprzez swoich wysłańców, przygląda się życiu w tych wspólnotach, w tych wspólnotach
niewielkich Kościołów Azji Mniejszej , a następnie będzie ich — zaraz zobaczymy — napominał,
karał, zachęcał i podnosił na duchu. Ale co jest najciekawsze — zwrócono na to uwagę od bardzo
dawna — że te wszystkie listy, że każdy z tych listów ma swój lokalny koloryt.
Mówiłem państwu, że tegoroczne konferencje są pod wpływem podróży studyjnej, którą w
lipcu tego roku odbyliśmy po tych Kościołach Azji Mniejszej z księdzem biskupem Stanisławem
Gądeckim, z księdzem dyrektorem Romanem Tkaczem i fotografikiem i wydawcą tego albumu. I
było to dla nas ogromnym zaskoczeniem i ogromnym przeżyciem. W wielu z tych Kościołów byliśmy
nie po raz pierwszy, ale w dwóch byliśmy po raz pierwszy w życiu. Najbardziej zaskakująca była
zbieżność pomiędzy skrawkiem czytanego słowa z kart Apokalipsy a tym, cośmy oglądali na własne
oczy. Nic takiego nie dałoby się wymyśleć, gdyby nie widzieć tych miejsc, nie widzieć ich geografii,
usytuowania. Trzeba było siąść gdzieś na kamieniu, na chwilę przymknąć oczy i jakby próbować
wyobrazić sobie tych wiernych sprzed 2000 lat. Albo można było zrobić inaczej. Wyobrazić sobie
wiernych dzisiejszych, bo w gruncie rzeczy te wszystkie dylematy i wyzwania, przed którymi stali
2000/2001 – 12
Strona 15
tamci ludzie, są w gruncie rzeczy również i nasze.
Zatem św. Jan pisząc listy do tych wspólnot, oddalonych od niego o kilkaset kilometrów, pró-
buje sobie wyobrazić ludzi, których chce upomnieć, których chce również zachęcić. I św. Jan czuje
się jak prorok. Ale te listy mają również inny kontekst. Żeby go znać, trzeba znać sytuację w cza-
sach Imperium Rzymskiego. Kiedy cesarz rzymski chciał coś ogłosić swoim poddanym, to wtedy na
marmurowej płycie wykonywano napis i umieszczano gdzieś na publicznym budynku, przeważnie
na rynku. Ogromna większość ludzi oczywiście nie potrafiła ani pisać ani czytać. Oblicza się, że w
starożytności 80 - 90 % ludzi było analfabetami. Zatem sztuka czytania i pisania była stosunkowo
rzadka. Zatem w jaki sposób dekrety cesarskie docierały do poszczególnych miejscowości? Przyno-
szono krótki list na papirusie. Następnie sadzano specjalnych rzemieślników — dzisiaj np. mamy
takich fachowców na cmentarzach, którzy mają gotowe wzory liter i bardzo szybko mogą wykonać
konkretne napisy — byli tacy, nazwijmy ich może trochę nieładnie kamieniarzami, i oni sporządzali
kamienną inskrypcję z tekstu przyniesionego przez posłańca na papirusie czy pergaminie, a posła-
niec jechał dalej. Przygotowywano to, a gdy schodziło się więcej ludzi, to ktoś umiejący czytać
czytał zebranym wolę cesarza.
Dopiero teraz możemy zrozumieć te listy, bo św. Jan czuje się trochę jak cesarz, naśladuje go.
Pisze króciutkie listy do poszczególnych Kościołów z myślą o tym, żeby były one przepisywane.
Nie potrafimy powiedzieć, czy były one pisane na jakiś marmurowych płytach. Może były, może te
płyty nie dochowały się do naszych czasów. Może te płyty bezpowrotnie zginęły. A może któregoś
dnia jakiś szczęśliwy archeolog w Efezie, Smyrnie, Pergamonie odnajdzie taką płytę. Na razie nie
znaleziono. Ale musieli sporządzić sporo kopii tego listu, przysłanego przez Apostoła, skoro te listy
zachowały się do naszych czasów. Więc Apostoł czuł się jak prorok i jednocześnie Apostoł daje im
poznać swoją wolę tak, jak czynił to cesarz. Dlaczego to było ważne? Dlatego, że pod koniec I wieku
toczyła się bardzo ostra konfrontacja pomiędzy nową religią chrześcijańską a cesarstwem. Wszędzie
obowiązkowa była religia narzucająca kult cesarza. Cesarz był czczony jako bóg, przedstawiany jako
bóg albo przynajmniej jako półbóg. Każdy cesarz musiał mieć swoje figury, podobizny, portrety,
przed którymi składano wieńce, ofiary, wysyłano wiernopoddańcze listy itd. Jeżeli św. Jan posługuje
się taką samą formą krótkiej inskrypcji, to chce dać poznać, że prawdziwy Bóg i prawdziwa wola
Boża jest nie w dekretach cesarskich, wiszących gdzieś tam na Forum czy na Agorze, lecz prawdziwa
wola Boża przychodzi właśnie na tym skrawku papirusu czy pergaminu, który wiernym przesyła.
Przeczytam państwu ten list najpierw w całości, a później go krótko skomentujemy. Jest to
tekst stosunkowo krótki, oczywiście przełożony na język polski. Pierwotnie był po grecku. Gdyby
go czytać po grecku, to brzmi bardzo ładnie. Ta greka jest bardzo staranna. Widać, że jest to język
grecki dojrzałego, starego człowieka. Widać w tym języku wielkie doświadczenie, staranny dobór
słów. Widać, że autor, czyli św. Jan, stara się powiedzieć to, co najważniejsze. Zawsze jest tak,
że gdy człowiek jest starszy, to stara się być oszczędny w słowach i mówi tylko to, co najbardziej
istotne. Jeżeli jest inaczej to znaczy, że robi niewłaściwy użytek ze starości. To tylko młody człowiek
może mówić wszystko i wszędzie. Stary człowiek, dorosły człowiek, powinien mieć opamiętanie w
mowie. Taką właśnie powściągliwość w mowie widać u św. Jana. Napisał tak:
Aniołowi Kościoła w Efezie napisz:
To mówi Ten, który trzyma w prawej ręce siedem gwiazd,
Ten, który się przechadza wśród siedmiu złotych świeczników:
Znam twoje czyny: trud i twoją wytrwałość,
i to że złych nie możesz znieść,
i że próbie poddałeś tych, którzy zwą samych siebie apostołami, a nimi nie są,
i żeś ich znalazł kłamcami.
Ty masz wytrwałość:
i zniosłeś cierpienie dla imienia mego —
niezmordowany.
Ale mam przeciw tobie to, że odstąpiłeś od twej pierwotnej miłości.
Pamiętaj więc, skąd spadłeś,
i nawróć się,
2000/2001 – 13
Strona 16
i pierwsze czyny podejmij!
Jeśli zaś nie - przyjdę do ciebie
i ruszę świecznik twój z jego miejsca,
jeśli się nie nawrócisz.
Ale masz tę [zaletę], że nienawidzisz czynów nikolaitów,
których to czynów i Ja nienawidzę.
Kto ma uszy, niechaj posłyszy, co mówi Duch do Kościołów.
Zwycięzcy dam spożyć owoc z drzewa życia, które jest w raju Boga.
Oto tekst tego listu. Przyjrzyjmy się temu listowi. Z całą pewnością jest mocno poruszający.
Powiedziałem państwu, że w mowie greckiej brzmi o wiele bardziej dosadnie. Ten dobór słów jest
taki, że rzeczywiście wywołuje emocje. Spróbujmy raz jeszcze wyobrazić sobie to miasto, Efez. Leży
ono nad Morzem Śródziemnym. Dzisiaj są to tylko ruiny. Ale jest to najlepiej zachowane miasto
hellenistyczne w Azji Mniejszej. Prace wykopaliskowe podjęli tam Austriacy i do dzisiaj prowadzi
je Uniwersytet Wiedeński. Sporo odkopano, sporo odrestaurowano. Żeby zobaczyć dzisiaj teren
wykopalisk w Efezie, to chodząc cały czas trzeba na to przeznaczyć pół dnia. Są to obszarowo
największe wykopaliska na terenie całej Azji Mniejszej. Dzisiaj nawet, kiedy wchodzi się na teren
Efezu, to dech w piersi zatyka. Kiedy się idzie doskonale zachowaną ulicą z tamtych czasów, ulicą,
którą szedł Paweł czy Jan, i widzi się przed sobą Bibliotekę Celsusa, to wręcz człowiek chciałby
pójść do tego budynku i zobaczyć te pergaminowe zwoje. Bo przecież nie książki, książek jeszcze
wtedy nie było, te pergaminy i papirusy, które tam stały.
Efez był bardzo bogaty. Był miastem portowym i łączył ze sobą Italię, Grecję i Azję Mniejszą, a
potem nawet Środkowy i Daleki Wschód. Przez Efez przewalał się cały handel. Dobrze będzie wziąć
atlas, nawet współczesny, i gdzieś tam w połowie zachodniego wybrzeża Azji Mniejszej odchylić się
na południe od współczesnego Izmiru i znaleźć Efez. Lokalizacja znakomita! Przeciągały tamtędy
karawany wielbłądów, osłów, ludzi ze Wschodu i jednocześnie ludzi z Europy. Miasto, można by
powiedzieć, kosmopolityczne. W połowie I wieku ono przeżywało okres przeogromnej świetności,
było wspaniałe. To, co się z niego zachowało do dzisiaj, pokazuje, że był tam dobrobyt i daleko
posunięta kultura. Przepiękny teatr, który może pomieścić 25 tysięcy ludzi, zachowany idealnie po
dzień dzisiejszy. Przepiękny odeon, który może pomieścić 2 tysiące ludzi. I ten odeon, czyli miejsce
do śpiewu, do występów indywidualnych, coś w rodzaju naszej opery ale dla śpiewaków indywi-
dualnych, był cały zakryty — miał zadaszenie robione na porę deszczową lub upalną. Opis Efezu
w przewodnikach archeologicznych zajmuje kilkanaście czy nawet kilkadziesiąt stron. Przepiękne,
wspaniałe miasto! Kiedy się szło od strony lądu, widziało się przed sobą miasto, natomiast dalej
była Zatoka Efezka i widziało się morze. Przypływały statki, rozładowywano je, załadowywano no-
wym towarem i odpływały one dalej do Europy. Możemy sobie wyobrazić, jak życie tętniło w tym
wspaniałym mieście. Św. Paweł trafił tam podczas drugiej podróży misyjnej, która miała miejsce w
latach 51 - 52. Zatem udał się tam około dwadzieścia lat po śmierci Jezusa, zatem bardzo wcześnie.
To taka perspektywa jak dzisiaj czasy powstania Solidarności. Jezus umarł, 20 lat później jest tam
św. Paweł. Gdy św. Paweł tam doszedł to okazało się, że są już tam uczniowie, wyznawcy, Jezusa
Chrystusa i że jednocześnie są tam uczniowie Jana Chrzciciela. I ci uczniowie Jana Chrzciciela
nie do końca i nie wszystko wiedzieli o Jezusie. Zatem cały trud apostolski św. Pawła polegał na
tym, by im powiedzieć o Jezusie. Nawet doszło do tego, że chce im udzielić Ducha Świętego, a
oni mówią: „My nawet nie wiemy, że Duch Święty istnieje!” Więc ich wiedza była bardzo kiepska.
Najprawdopodobniej po śmierci Jana Chrzciciela, podczas prześladowań za czasów Heroda, musieli
się wynieść z Palestyny i trafili aż do Efezu.
Efez był znany jeszcze z jednej rzeczy. Była tam wspaniała świątynia cesarska, kult cesarza.
W czasie, o którym mówimy, czczono tam Domicjana. Do tego był również kult Artemidy, którą
nazywano Efezką. Otóż Artemida była boginią płodności. Przedstawiano Artemidę w sposób nie-
zwykle osobliwy, można je widzieć również dzisiaj w nawiązaniu do sztuki klasycznej, greckiej czy
rzymskiej. Otóż przedstawiano ją jako boginię płodności, boginię dobrobytu, boginię dzieci, boginię
tych kobiet, które przekazują życie i w związku z tym nazywano ją w tradycji greckiej „polimaste”,
..poli” – znaczy „wiele”, „maste” – znaczy „piersi”, „polimaste” – „wiele piersi”. Przedstawiano
2000/2001 – 14
Strona 17
ją z wieloma piersiami, tych piersi było kilkanaście, bądź na niektórych wyobrażeniach kilkadzie-
siąt. Znaczyło to, że ta bogini potrafi wykarmić każdego, ktokolwiek do niej przyjdzie. Mało tego.
Wybudowano dla niej przepiękną świątynię. Świątynia Artemidy Efezkiej była jednym z siedmiu
cudów starożytnego świata. Problem polega na tym, że wkrótce po czasach, o których czytamy,
ta świątynia została dokładnie zburzona. Paradoks polega na tym, że dzisiaj w miejscu, w którym
wznosiła się ta świątynia, jest łąka. A z całej świątyni, która miała kilkaset wspaniałych kolumn,
zachowała się tylko jedna jedyna, która stoi pionowo. I żeby jeszcze była jakaś przekora losu, to na
tej kolumnie od niepamiętnych czasów jest zawsze gniazdo bociana. Jeżeli w naszej kulturze bocian
jest symbolem płodności to widać, że ta tradycja Artemidy Efezkiej jest podtrzymywana.
Jeszcze jeden szczegół. Ci pogańscy Grecy, którzy tam mieszkali, bo było to miasto greckie,
hellenistyczne, oni wierzyli, że posąg Artemidy Efezkiej spadł z nieba. Zatem nie został wykonany
przez ludzi, tylko jest darem samej bogini. W związku z tym otaczali ją ogromną czcią. Mało tego.
To właśnie tam wprowadzono zwyczaj,który istnieje również w chrześcijaństwie, zwłaszcza w jego
katolickim wydaniu. Mianowicie w Efezie było mnóstwo rzemieślników, którzy utrzymywali się z
wyrabiania posążków Artemidy Efezkiej. Pielgrzymi przybywający do tego sanktuarium nabywali
owe posążki i brali je ze sobą do domu, podobnie jak my kupujemy wizerunki Matki Boskiej
Częstochowskiej czy Matki Boskiej Licheńskiej, czy inne takie figurki, w Ziemi Świętej czy gdzie
indziej. W związku z tym w Efezie było mnóstwo rzemieślników, którzy żyli z wyrabiania tych
figurek. Dodajmy jeszcze, mamy to opisane w 19 rozdziale Dziejów Apostolskich, kiedy św. Paweł
przybył do Efezu i kiedy zaczął przekonywać miejscowych do tego, aby uwierzyli w Chrystusa,
wtedy wybuchł przeciwko niemu bunt, wzniecony właśnie przez tych rzemieślników, którzy zwołali
wielkie zgromadzenie do teatru — do tego teatru, o którym mówiliśmy — i powiedzieli do Pawła:
„Wynoś się! My z tego kultu, z tego rzemiosła żyjemy przez wieki. A chcesz nas go pozbawić?” I
kazali się Apostołowi wynieść.
Po tym wstępie mogą sobie państwo wyobrazić, że być chrześcijaninem w samych początkach
chrześcijaństwa w Efezie nie było łatwo. Że miasto z tak dużymi tradycjami handlowymi, kulturowy-
mi, a przede wszystkim religijnymi pogańskimi, musiało być niesłychanie odporne na Ewangelię. A
jednak chrześcijanie tam byli. Nie tylko byli, ale powstała bardzo prężna wspólnota chrześcijańska.
I mamy teraz
Zmiana stron kasety
najrozmaitsze budynki użyteczności publicznej, również domy uciech, które dochowały się do
dzisiejszego dnia i których reminiscencje mamy choćby w Liście św. Pawła do Efezjan, gdzie Paweł
kładzie mocny nacisk na życie rodzinne, bo w Efezie było ono silnie zagrożone. Warto ten list
napisany gdzieś koło roku 60, a więc 10 lat po wizycie tam Apostoła przeczytać.
Nadal mamy tam port, nadal mamy tam wszystko, co było przedtem, nadal jest ta grupa
chrześcijan. I do nich Apostoł napisał.
Aniołowi Kościoła w Efezie napisz:
Komentatorzy, których obowiązkiem jest spierać się między sobą, sprzeczają się, kto to jest ów
„Anioł Kościoła w Efezie”. Jedni powiadają tak: To jest ten,który czytał podczas zgromadzenia
liturgicznego. On był po grecku nazywany „Angelus”, po polsku „zwiastun”, „ten, który poda-
je nowinę”, „ten, który głosi”, „głosiciel”. A więc „Aniołowi Kościoła w Efezie napisz:” znaczy:
„Napisz temu, który ten list będzie czytał”. Inni komentatorzy mówią: Nie, to jest za proste. Ten
„Angelus” to był miejscowy biskup, przełożony tego Kościoła. To do niego było kierowane to słowo,
i to biskup miał przeczytać wiernym to słowo, tak jak dzisiaj czyta się słowo pasterskie biskupów.
Inni mówią: Nie! Nie używano w Grecji określenia „Angelus” ani do lektora, ani do biskupa. Tym,
którego to dotyczy, jest Anioł Stróż Kościoła w Efezie. Każdy Kościół ma swojego Anioła, tak
jak każdy człowiek ma swojego Anioła, tak i wspólnota ma swojego Anioła. Niezależnie od tego,
o kogo chodzi, sens jest jasny. Sposób mówienia jest dość zawoalowany — zapewne dlatego, żeby
każdy mógł ten tekst odnieść po prostu do siebie. W ten sposób Apostoł chce skierować uwagę
2000/2001 – 15
Strona 18
czytelników, powiedzieć: „To nie jest tylko tekst dla jednego pokolenia. To nie jest tekst dla małej
grupy ludzi. To nie jest list do jednej wspólnoty. To jest list do każdego.” Efez, powiada św. Jan,
jest wszędzie. Napisz:
To mówi Ten, który trzyma w prawej ręce siedem gwiazd,
Ten, który się przechadza wśród siedmiu złotych świeczników:
Mamy obraz. Ktoś, kto w prawej ręce trzyma siedem gwiazd. Oczywiście kiedy podniesiemy
głowę i popatrzymy na gwiazdy, to one są małe. Ale mamy wyobrażenie, i starożytni też o tym
wiedzieli, że gwiazdy są przeogromne. Któż więc trzyma owe siedem gwiazd? Siedem to cyfra ozna-
czająca pełnię. W Apokalipsie św. Jana cyfra siedem występuje 54 razy, wyliczono to dokładnie.
Otóż tym, który trzyma owe siedem gwiazd, czyli wszystkie gwiazdy, jest Bóg. Czyli tym, który
przemawia, jest Bóg, który jest Panem natury. Jemu podlegają gwiazdy, i słońce, i księżyc. Jemu
podlega świat. On więc, który rządzi całym światem, zwraca się do ciebie. I „ten, który się przecha-
dza wśród siedmiu złotych świeczników”. Tutaj jest nawiązanie do świecznika, po hebr. „menora”,
który był w świątyni jerozolimskiej. Otóż nie jeden, jak to miało miejsce w świątyni, ale wśród
siedmiu świeczników się przechadza. Bóg jest Panem natury, Panem świata. Ale Bóg jest również
Panem dziejów. Bo to Jemu oddaje się cześć w świątyni. Bóg jest Panem historii. I Ten, który
rządzi światem, i Ten, od którego zależą dzieje, oto zwraca się do was i mówi wam, że:
Znam twoje czyny: trud i twoją wytrwałość,
Zaczyna się od nawiązania, od podjęcia starożytnej sztuki retoryki. Polegała ona na tym, że
zanim kogokolwiek upomniano, to go najpierw pochwalono. Otóż tej sztuki niestety nie ma dzisiaj.
Tzn. upomina się człowieka bardzo często po to, aby go „zdołować”, pognębić, skarcić, upomnieć, i
odbiera mu się przez to ochotę, zapał. W starożytności istniały specjalne szkoły retoryczne, w któ-
rych wstępem do upominania było coś, co potem po łacinie nazywało się „captatio benevolencje(?)”
czyli „pozyskanie przychylności”, „pozyskanie zaufania”. Otóż żeby człowieka albo wspólnotę upo-
mnieć, najpierw zwracano uwagę na dobre strony. Po co? Aby nawiązać więź zaufania. A z chwilą,
kiedy człowiek widział, że nie tylko o upominanie tutaj chodzi, lecz chodzi o to, że dostrzega się w
nim również dobre strony, wtedy był bardziej podatny na upominanie. Za co więc św. Jan chwali
wiernych, którzy byli w Efezie? Mówi do nich: „Znam twoje czyny”. zatem wiem o was. Ten Ko-
ściół w Efezie jest spersonifikowany, traktowany jako jedna osoba. „Znam twoje czyny: trud i twoją
wytrwałość”. Proszę zwrócić uwagę, że mamy dwa aspekty: pracować, trudzić się, ale być w tym
również wytrwałym. Kościół efezki jest chwalony za to, że trudzi się, ale posiadł również cierpliwą
wytrwałość. Zatem, że jest to pewien proces. I za to jest pochwalony.
i to że złych nie możesz znieść,
i że próbie poddałeś tych, którzy zwą samych siebie apostołami, a nimi nie są,
Otóż okazuje się, że w tej młodej wspólnocie w Efezie byli tacy, którzy wprowadzali zamęt. Tak
jest właściwie w każdej wspólnocie. Sekty, rozmaite grupy religijne, ruchy religijne, są w każdym
pokoleniu. Można by powiedzieć, że w latach dziewięćdziesiątych w Polsce nastąpił nawet boom
rozmaitych sekt. I tak było również w I wieku. Byli tacy w tym Kościele, którzy nazywali siebie
apostołami, ale „nimi nie są”. I tak Apostoł chwali wiernych za to, że „złych nie możesz znieść, i
że próbie poddałeś” kłamliwych apostołów i:
i żeś ich znalazł kłamcami.
Z tego wniosek, że w każdej wspólnocie trzeba przyglądać się tym, którzy przychodzą do nas
z religijnym orędziem, którzy mówią o religii, o wierze, którzy pukają do drzwi naszych domów.
Trzeba wiedzieć, że zwłaszcza religijność i sprawy moralne jest to tak delikatna struna w człowieku,
że ona jest nie tylko używana ale również nadużywana. Jeżeli ktoś o tym nie wie, może bardzo łatwo
paść łupem. Ten problem pojawił się w Efezie bardzo wcześnie, jeszcze w czasach apostolskich —
podziały wśród wiernych spowodowane przez tych, którzy podawali siebie za apostołów, aczkolwiek
nimi nie byli. I dalej:
2000/2001 – 16
Strona 19
Ty masz wytrwałość:
i zniosłeś cierpienie dla imienia mego —
niezmordowany.
Chrześcijanie w Efezie zostali pochwaleni przede wszystkim za wytrwałość. Otóż wytrwałość
jest wielką cnotą. Nie wystarczy coś postanowić, nie wystarczy czegoś chcieć, trzeba być w tym wy-
trwałym. I oni tę wytrwałość mieli. Najwidoczniej Apostoła zachwyciła ta wytrwałość. A dlaczego
ją podkreśla? Ano dlatego, że mieli mnóstwo innych ofert. Mieli teatry pogańskie, mieli odeony,
mieli rozmaite domy, mieli pogańską bibliotekę z tym wszystkim, co ona zawierała, mieli handel,
mieli przepływ towarów — mieli mnóstwo możliwości. I wobec tych różnych możliwości w tym
bardzo bogatym i zasobnym mieście strzegli własnej tożsamości. Pozostali sobą.
Tak sobie myślę czasami, że coś podobnego powtarza się czy znajduje wyraz, w naszych miastach
dzisiaj. Kiedy się porównuje religijność w mieście, gdzie możliwości, opcje są bardzo różne, to bez
przesady można by powiedzieć, że jest to religijność dużo dojrzalsza niż na wsi czy w małych
miasteczkach. Otóż w miastach ludzie są dużo bardziej wytrwali i dużo bardziej zdecydowani na to,
aby przy swoich ideałach obstawać. Nie mówię tego po to, żeby dokładnie naśladować św. Jana lecz
po to, aby państwo zastanowili się nad sobą, że dotyczy to zwłaszcza takich grup, jak nasza, gdzie
widać ogromną chrześcijańską dojrzałość gdy mając do wyboru ogromnie wiele rzeczy człowiek
wybiera to, co jest nieraz trudniejsze, co uznaje za szlachetne i że zachowuje tą właśnie cierpliwą
wytrwałość. Apostoł mówi o nich: „i zniosłeś cierpienie dla imienia mego — niezmordowany”.
Wniosek z tego — że w Efezie były prześladowania. Ale ci chrześcijanie wytrwali.
Aż do tej pory jest pochwała. Możemy sobie powiedzieć, że ten dobry stan Kościoła jest również
skutkiem Listu św. Pawła do Efezjan. Apostoł w tym Liście dał wielkie upomnienia. Sens tego listu
jest taki: „We wszystkim bądźcie naśladowcami Jezusa Chrystusa. On to uniżył samego siebie, aby
was wszystkich ubogacić.” Najwidoczniej ten List św. Pawła został tam przeczytany, zapamiętany,
rozważony i był wdrażany w życie. Ale na tym pięknym obrazie pojawiają się również pęknięcia.
Ale mam przeciw tobie to, że odstąpiłeś od twej pierwotnej miłości.
Kościół w Efezie zostaje porównany do człowieka. Do człowieka, który miłuje, do człowieka,
który kocha. Ale miłość może osłabnąć, wypłowieć. Ta pierwotna miłość może po prostu w jakiś
sposób tracić dawnego porywczego ducha. I Apostoł jan mówi, że tak właśnie było z efezjanami.
Kochali Boga, miłowali Chrystusa, ale już nie tą pierwszą, gorącą miłością. W miejsce gorliwości
pojawiło się przyzwyczajenie. Otóż w religijności bardzo często jest tak, że gorliwość, żarliwość jest
zastępowana a potem wypierana przez przyzwyczajenie. Że robimy to, co robimy nie dla tego, że
są w nas gorące porywy tylko dlatego, żeśmy do tego przywykli. Z efezjanami było podobnie. Jan
nie gani ich za to, bo przyzwyczajenie nie jest złą rzeczą. Pewnie w każdej miłości jest to, że koniec
końców przyzwyczajenie zaczyna grać tam ważną rolę. Ale Jan powiada, że „stać was na więcej, że
powinno być inaczej. Że, żeby w ogóle ta miłość mogła przetrwać, to trzeba wracać do ideału, trzeba
wracać do tej pierwotnej miłości. W ten sposób św. Jan przenosi do Kościoła w Efezie wizerunek
małżeństwa. Bo czy nie jest tym samym to, że dwoje ludzi, zwłaszcza którzy są ze sobą bardzo
długo związani, nie podgrzewają swojej miłości przez to, że wracają do wspomnień z młodości? Że
przypominają sobie to, co wspólnie przeżyli, że mówią o tym, co było przedtem? Rzecz jasna, że nie
da się tego wskrzesić ani powtórzyć. Ale własna pamięć staje się tutaj nośnikiem tożsamości. Jan
zwraca uwagę na dzieje tego Kościoła i powiada: „Przypomnijcie sobie, jacy byliście w początkach”.
I dalej:
Pamiętaj więc, skąd spadłeś,
i nawróć się,
Tu mamy u św. Jana swoisty humor. Mianowicie on upomina ale jednocześnie chce aby ci,
których upomina, uśmiechnęli się. Czy domyślają się państwo do czego św. Jan nawiązuje? Otóż
nawiązuje do tych pogańskich wierzeń o bogini Artemidzie, która spadła z nieba. Chociaż nie mówi
o niej wprost, bo nie chce o niej mówić, to daje im poznać, że ją właśnie ma na myśli. W związku
2000/2001 – 17
Strona 20
z tym św. Jan jak gdyby odwraca te role i przypisuje im, z przymrużeniem oka rzecz jasna, jakąś
podobną sytuację. Można by sobie wyobrazić, że kiedy tu lektor albo biskup czytał im ten tekst to
bał się, że gdy odważnie powie: „Przestańcie czcić Artemidę Efezką, która spadła z nieba”, a ten
list trafi w ręce pogan, to wtedy wybuchnie prześladowanie i wtedy będzie przelew krwi. Możemy
więc sobie wyobrazić, że ktoś, kto to czytał, czytał: „Pamiętaj więc, skąd spadłeś” i puszczał oko.
I wszyscy wiedzieli o co chodzi: „Pamiętaj, nie kieruj się tamtym! Pamiętaj o tym, że nie wolno ci
powtarzać błędów pogan! To nie ty jesteś bogiem. Ale twoje miejsce jest tu, ty masz być wierny
i wytrwały. Jesteś tylko człowiekiem.” Jest to bardzo misterna polemika, gdzie każdy mieszkaniec
Efezu dokładnie wiedział, o co chodzi. Podobnie np. — użyjmy jakiegoś przykładu politycznego
— jeżeli by ktoś w 20 czy 30 lat temu napisał na płocie: „Czerwone jest brzydkie”, to musiał się
liczyć z reakcją milicjanta. Dlatego, że milicjantowi przychodziło do głowy, że nie o kolor sukienki
tutaj chodzi, tylko jest to deklaracja polityczna. Natomiast dzisiejszy młody człowiek nie musi mieć
wcale politycznych skojarzeń. I tu było podobnie — te skojarzenia były rozpoznawalne dla tych,
których to bezpośrednio dotyczyło. I dalej:
i nawróć się,
i pierwsze czyny podejmij!
Zatem nawrócenie, w przypadku chrześcijan z Efezu, jest to powrót do pierwotnej gorliwości.
To jest powrót do tych pierwszych czynów. To jest przypomnienie sobie czynów młodości. Życie
wiernych zostaje przyrównane do życia człowieka. Jest dzieciństwo, jest młodość, jest życie dorosłe,
jest wreszcie starość. Starość nie jest już tak płomienna, życie dorosłe też coraz bardziej traci na
blasku. Zatem trzeba wracać do młodości po to, żeby rozpoznawać te iskry, które kiedyś dodawały
nam ducha i które przez cały czas w każdym człowieku powinny płonąć. W Kościele jest podobnie.
I Apostoł mocno podkreśla: „Nawróć się, i pierwsze czyny podejmij!” Jeżeli zaś nie — ostrzega:
Jeśli zaś nie - przyjdę do ciebie
i ruszę świecznik twój z jego miejsca,
jeśli się nie nawrócisz.
Otóż ten świecznik to już nie świecznik siedmioramienny, nie ten do oddawania czci Bogu, ale
znów subtelne nawiązanie i subtelna polemika z kultem pogańskim, i z jego świecami, i z jego
ogniem. Zatem jest to również bardzo delikatne nawiązanie, że: nie uważajcie siebie za lepszych od
innych. Nie sądźcie, że miejsce w Efezie daje wam absolutny priorytet czy pierwszeństwo. Jeżeli
się nie nawrócicie, nie powrócicie do swojej pierwotnej gorliwości nie możecie być przykładem
dla innych. „Wezmę i poruszę wasz świecznik”, jeżeli się nie nawrócicie. Tutaj nawrócenie to nie
koniecznie zerwanie ze złem. Proszę popatrzeć, to jest jedna z najważniejszych nauk tego tekstu.
Bo pojmujemy nawrócenie jako odwrócenie się od grzechu. Tutaj nawrócenie — to jest troska o
większą gorliwość. Otóż ideałem nie jest być dobrym. Ideałem jest być coraz lepszym. Ideałem jest
postęp. Nie można się zatem zatrzymać w drodze dojrzałości, w drodze chrześcijańskiej dojrzałości.
Nie można powiedzieć: „Osiągnąłem już taki stan, że dalej pracować nad sobą nie muszę”. Otóż
każda stagnacja„, tak jak w ogóle w życiu, jest czymś przeciwnym do postępu, wzrostu w dobrym.
Oni — ci chrześcijanie w Efezie — bliscy byli stagnacji. Przyzwyczaili się, i żyli po prostu według
tych przyzwyczajeń. Apostoł mówi: To za mało! Musicie wykrzesać z siebie więcej. Nawrócenie
w waszym przypadku polega na tym, żeby być lepszymi, niż jesteście. Ludzie bardzo często boją
się grzechów. Ale znacznie rzadziej mamy świadomość, że równie ważne jest to, aby starać się o
duchowy rozwój, o duchowy wzrost. Bo obawa przed złym — to jedno, a postęp w dobrym — to
drugie. I zakończenie:
Ale masz tę [zaletę], że nienawidzisz czynów nikolaitów,
których to czynów i Ja nienawidzę.
Kim byli ci nikolaici? Nazwa pochodzi od „Nikolausa”, zatem Mikołaja. Jakiś anonimowy Miko-
łaj, którego bliżej nie znamy, wprowadził do Efezu przedziwny zwyczaj. Mianowicie powiedział tak:
2000/2001 – 18