16302
Szczegóły |
Tytuł |
16302 |
Rozszerzenie: |
PDF |
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
[email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
16302 PDF - Pobierz:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd pliku o nazwie 16302 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
16302 - podejrzyj 20 pierwszych stron:
66
Arkadiusz Niemirski
PAN SAMOCHODZIK i �.
KRADZIE� W NIEPOR�CIE
ROZDZIA� PIERWSZY
ZAMIAST WST�PU, CZYLI NASZ DEPARTAMENT � PI�KNA KOBIETA W NASZYM BIURZE � S�AWA PANA SAMOCHODZIKA � ZOSTAJ� DZIKUSEM � W �KASKADZIE" � MAGDA BRO�CZAK OPOWIADA, CZYLI KRADZIE� W NIEPOR�CIE � PIERWSZE PODEJRZENIA � WEHIKU� OBIEKTEM DRWIN
Przygoda zacz�a si� jak w klasycznym kryminale - od pi�knej kobiety. Przysz�a nieoczekiwanie i w nieodpowiednim momencie. W pracy naszego departamentu ka�da pora dla go�ci by�a nieodpowiednia, pojawienie si� za� kobiety o nieprzeci�tnej urodzie nale�a�o do rzadko�ci i raczej przynosi�o pecha. Pi�knie niewiasty nie przychodzi�y do nas prawie wcale. Nasze biuro mieszcz�ce si� w siedzibie Ministerstwa Kultury i Sztuki na Krakowskim Przedmie�ciu nie by�o w�a�ciwym miejscem dla �licznotek.
Zajmowali�my tutaj dwa pomieszczenia. Pierwsze by�o sekretariatem - w kt�rym kr�lowa�a Monika, nasza sekretarka - lecz i ja posiada�em w nim sw�j ma�y k�cik komputerowy; drugi za� pok�j by� gabinetem szefa, pana Tomasza, zwanego zabawnie Panem Samochodzikiem. �w pseudonim przylgn�� do� z racji posiadania dawno temu dziwnego pojazdu - brzydkiego wehiku�u ukrywaj�cego jednak pod mask� silnik ferrari 410. Ten s�ynny pojazd uczyni� go znanym w pewnym kr�gach detektywem amatorem, rozwi�zuj�cym zagadki historyczne i �cigaj�cym z�odziei dzie� stuki. Dodam, �e skutecznie. Kiedy przyszed�em pracowa� do jego departamentu kilka lat temu, �w wehiku� by� ju� jedynie �ywym wspomnieniem, gdy� uleg� zniszczeniu. Zreszt� tamten okres obfitowa� w same nieszcz�cia. Wkr�tce po skasowaniu wehiku�u, zmar� nieoczekiwanie kolega pana Tomasza, Waldemar Batura, jego odwieczny rywal, bogaty i uroczy cz�owiek, przy tym bardzo niebezpieczny, handlarz oraz przemytnik dzie� sztuki (jego miejsce zaj�� r�wnie gro�ny syn Jerzy). Pewna epoka odesz�a wtedy do lamusa historii. I oto pojawi�em sieja, absolwent historii sztuki na Uniwersytecie Warszawskim! Wkr�tce dostali�my w darze od ameryka�skiej Polonii terenowego jeepa, a od pewnego czasu na stanie Departamentu Ochrony Zabytk�w figurowa� nowy wehiku� podarowany przez nie�yj�cego ju� kolekcjonera obraz�w, kt�remu Pan Samochodzik uratowa� po�ow� zbior�w. Nazwisko owego darczy�cy pozostawa�o tajemnic�.
Nowy wehiku� spisywa� si� znakomicie i nie wyobra�a�em sobie pracy w terenie bez tego dziwacznego pojazdu. O jego zaletach opowiem przy innej okazji, dodam tylko, �e to dzi�ki niemu niekt�rzy zacz�li nazywa� mnie - tak jak kiedy� wo�ali na szefa - Panem Samochodzikiem. Przezwisko by�o �mieszne i brzmia�o dziecinnie, lecz ja, w przeciwie�stwie do pana Tomasza, tolerowa�em je, ba, ja je nawet lubi�em.
Pi�kna kobieta, kt�ra wesz�a do naszego biura z godno�ci� Kleopatry, zna�a owo zabawne przezwisko. Widzia�em j� przez uchylone drzwi gabinetu szefa rozmawiaj�c� w sekretariacie z Monik�. Pan Tomasz wyjecha� na tydzie� do Hamburga w sprawach s�u�bowych, wi�c okupowa�em jego gabinet jakbym to ja kierowa� prac� naszego departamentu. Tak by�o zawsze - szef wyje�d�a� w delegacj�, a ja przenosi�em si� za jego biurko i udawa�em wa�niaka.
Wysoka niewiasta w kr�tkiej futrzanej kurtce, pod kt�r� mia�a ciemn� i kus� sp�dniczk� zachowywa�a si� tak, jakby by�a pewna, �e Pan Samochodzik j� przyjmie. Mia�a jasne i b�yszcz�ce w�osy opadaj�ce dostojnie na plecy, perfekcyjny i zmys�owy makija�, polakierowane na niebiesko paznokcie i srebrne dodatki jubilerskie b�yskaj�ce na palcach i uszach �wiat�em ostrym niczym lancet. Przede wszystkim ta laleczka mia�a bombowe nogi, kt�rych nie spotyka si� zbyt cz�sto nie tylko w tym gmachu, ale i na warszawskiej ulicy.
�Nie za zimno jej aby w tym futerku?" - pomy�la�em. �Ma ods�oni�te prawie ca�e nogi, a za oknem trzaska mr�z. Nawet nie za�o�y�a kozaczk�w, a ocieplane trzewiki".
Monika wzrusza�a ramionami, chc�c da� damie do zrozumienia, �e jest intruzem. Ach, ta kobieca zazdro��! Nie wytrzyma�em i wszed�em do sekretariatu, gdy� by�em ciekawy, kim jest owa kobieta?
- Dzie� dobry - rzuci�em niby swobodnie, lecz tak naprawd� g�os uwi�z� mi gardle. - Czym mog� s�u�y�?
Z bliska by�a jeszcze bardziej interesuj�ca ni� z daleka. Dopiero wtedy mo�na si� by�o przekona�, jaka jest �liczna. Mia�a aksamitn� sk�r� i niebieskie oczy przywodz�ce na my�l zapach fio�k�w, usta zdawa�y si� s�odsze od malin i tylko dystyngowane ruchy psu�y nieco to poprzednie wra�enie niewinno�ci. Zdaje si�, �e by�a dobrze wychowana; na szcz�cie nie zatraci�a dziewcz�cego uroku.
Na oko mia�a dwadzie�cia osiem lat.
- Magda Bro�czak - przedstawi�a si�, nie podaj�c mi r�ki. Patrzy�a na mnie za to tak, jakby ocenia�a, czy warto ze mn� rozmawia�. Wydawa�o si�, �e moja osoba nie sprosta�a jej oczekiwaniom. - Mam pewn� spraw� do Pana Samochodzika.
- Jak pani tu wesz�a? - zapyta�em. - Wpuszczono tu pani�? Nie przybywa pani chyba w nasze progi s�u�bowo?
- Z pana to musi by� s�u�bista, co? - westchn�a niezadowolona i zacz�a rozpina� futerko. � Prosz� sobie wyobrazi�, �e pracuj� pa�stwo za nasze pieni�dze. Op�aca was polskie spo�ecze�stwo, z podatk�w. Tak si� z�o�y�o, �e jestem reprezentantk� tego spo�ecze�stwa. S�u�ycie nam, jednym s�owem. Czy� nie mam prawa tu przyj�� w sprawie, kt�ra by� mo�e dotyczy r�wnie� was? A co do wpuszczenia mnie do tego gmachu, powiem tylko tyle, �e gdy zdradzi�am stra�nikowi, �e id� do Pana Samochodzika, wpuszczono mnie bez s�owa.
� C�, czasami r�ni dziwni ludzie do nas przychodz�, wi�c stra�nik pewnie pomy�la�, �e znowu zajmujemy si� jak�� dziwn� spraw�.
Oj, za du�o powiedzia�em. Zawsze w obecno�ci sp�dniczek papla�em wi�cej ni� nakazywa� rozs�dek.
- Powinnam si� cieszy� czy poczu� obra�ona? - droczy�a si� pi�kna blondynka. - Czy wygl�dam na dziwaczk�?
- Nie! - zaprotestowa�em afektowanie. - Absolutnie nie! Przez twarz kobiety przemkn�� delikatny u�miech politowania. Zdaje
si�, �e i Monika za�mia�a si� pod nosem z mojej przesadnej, �ywio�owej
reakcji.
� Nie zaprosi mnie pan do swojego gabinetu? - popatrzy�a mi prosto w oczy. - Czy mamy tutaj sta� jak w poczekalni?
- No jasne, prosz� bardzo - wskaza�em drzwi gabinetu szefa. - Panno Moniko, prosz� zrobi� dwie kawy...
- Nie pijam kawy - doda�a kobieta - Jest niezdrowa.
- A czego si� pani napije?
- Wody mineralnej. Niegazowanej.
Weszli�my do gabinetu. Zdj�a futerko, kt�re natychmiast odebra�em i powiesi�em na chwiej�cym si�, drewnianym stojaku. Usiedli�my w fotelach przy biurku. Po chwili poda�em jej szklank� z wod�.
- Sk�d pani zna to przezwisko? - zacz��em.
- Pan Samochodzik? - wbi�a we mnie swoje pi�kne oczy. - No c�... w pewnych kr�gach to strasznie znany pseudonim...
- W jakich kr�gach? - chytrze podchwyci�em w�tek.
- Jakby tu panu powiedzie�? - zawiesi�a g�os. - W wy�szych, je�li tak mog� rzec.
- Nale�y pani do tych kr�g�w?
- M�j dziadek, o czym powinien pan wiedzie�, by� nie tylko s�ynnym in�ynierem, lecz r�wnie� zapalonym kolekcjonerem dzie� sztuki.
- Chodzi o in�yniera Bro�czaka?! - zrobi�em du�e oczy. - Tego Bro�czaka?
- Tego.
Bro�czak by� naprawd� znanym in�ynierem, kt�rego �wietno�� - nie owijaj�c w bawe�n� � przemin�a kilkana�cie lat temu. W czasie wojny s�u�y� w AK. Lecz znali�my to nazwisko z powodu jego zami�owania do kolekcjonowania dzie� sztuki. Poza tym opatentowa� z dziesi�� wynalazk�w, w tym kilka w Stanach Zjednoczonych. Projektowa� te� zapory wodne. Jan Bro�czak by� w latach siedemdziesi�tych znan� person�! W dodatku bogat�.
- Jak si� miewa pani dziadek?
- Nie �yje - posmutnia�a.
Ci�g�e wyjazdy w teren uczyni�y ze mnie samotnika, kt�ry niewiele czasu po�wi�ca� �yciu towarzyskiemu �warszawki". Kiedy zaczyna�em pracowa� z panem Tomaszem, interesowa�a mnie ka�da prasowa notka, rubryka towarzyska, przegl�da�em nekrologii i by�em czujny na przyjazd do stolicy ka�dego znanego kolekcjonera z Zachodu. Kiedy� �mier� in�yniera Bro�czaka nie u sz�aby mojej uwadze.
- M�j dziadek - kontynuowa�a dalej dama - zbiera� nie tylko obrazy, ale tak�e wyroby jubilerskie, ceramik�, pami�tniki znanych artyst�w i starodruki. Uczestniczy� nawet w kilku konferencjach antykwariuszy.
- Imponuj�ce. Te wszystkie dzie�a sztuki sta�y si� w�asno�ci� rodziny?
- Tak. Z tym, �e do mojego prywatnego sejfu trafi�y jedynie wyroby jubilerskie. M�j ojciec dosta� ksi��ki, siostra dziadka za� odziedziczy�a reszt�.
Na wszelki wypadek wola�em nie odzywa� si�, aby nie paln�� jakiego� g�upstwa. Pani Magda poprawi�a w�osy, cho� te by�y idealnie u�o�one, a nast�pnie zmarszczy�a g�adkie niczym lodowa tafla czo�o.
- Nie wiem, czemu to panu opowiadam - westchn�a zak�opotana. - Skoro nie ma Pana Samochodzika, to co ja tu w�a�ciwie robi�?
- Jestem jego praw� r�k� - chrz�kn��em. - Zazwyczaj razem pracujemy i rozwi�zujemy zagadki. A mniemam, �e ma pani jaki� problem, skoro przysz�a do nas. Nie myl� si�?
Czy nie zanadto narzuca�em si� pi�knej damie? Zupe�nie zapomnia�em, �e pojawienie si� pi�knej blondynki mog�o oznacza� tylko jedno � wielkie k�opoty. Prawd� by�o te� i to, �e kilka razy �adne blond niewiasty nie tylko nie przynios�y mi pecha, a wr�cz pomog�y w odnalezieniu skarbu. Niemniej jednak by�y to przys�owiowe wyj�tki potwierdzaj�ce regu��.
- Kiedy wr�ci Pan Samochodzik? - zapyta�a ostro�nie.
- Obawiam si�, �e dopiero za tydzie�. Mo�e nawet jego wyjazd si� przed�u�y. Jedno jest pewne, przez co najmniej tydzie� ja jestem szefem tego departamentu.
- No, nie wiem - przygl�da�a mi si� uwa�nie, jakby widzia�a mnie po raz pierwszy. - Pan Samochodzik to legenda. M�wi�, �e to najlepszy detektyw w tych sprawach,
- W jakich?
- O, jest pan ciekawski.
- Wybaczy pani, ale to nie ja przyszed�em z interesem.
- Przysz�am do Pana Samochodzika!
- Tak, wiem, ale nawet gdyby w tej chwili siedzia� tutaj pan Tomasz, to i tak razem zabraliby�my si� do rozwi�zania tego problemu.
- Sk�d pan wie, �e mam problem? - zrobi�a niewinn� min�.
- Drog� dedukcji - u�miechn��em si� na tak naiwnie postawione pytanie. - Przychodzi pani w prywatnej acz poufnej sprawie, jest spi�ta, ostro�na i m�wi w superlatywach o Panu Samochodzikach jako detektywie. A zatem potrzebuje pani pomocy najlepszego detektywa zajmuj�cego si� zabytkami i dzie�ami sztuki. Pani dziadek by� znanym kolekcjonerem dzie� sztuki. Wniosek jest prosty: potrzebuje pani detektywa do rozwi�zania jakiego� problemu zwi�zanego z kolekcj� dziadka. A konkretnie z jego bi�uteri�.
Magda Bro�czak pierwszy raz podczas tej rozmowy popatrzy�a na mnie z zainteresowaniem. Zrobi�a szczerze zdumione oczy, zupe�nie jakbym powiedzia� rzecz niezwyk��, jakbym by� co najmniej jasnowidzem. C�, nie owijajmy w bawe�n� - zrobi�a mi si� mi�o.
- Nie wiem, jak pan to odgad� - pokr�ci�a z niedowierzaniem g�ow�. - Nie jest pan chyba Sherlockiem Holmesem, prawda? Niemniej gratuluj�.
- Nie by�o to takie trudne.
- Wie pan co? - odetchn�a z ulg�. - Zdaje si�, �e znalaz�em odpowiedniego cz�owieka. Skoro nie ma Pana Samochodzika, to mo�e pan zaj��by si� moj� spraw�. Udowodni� mi pan, �e jest detektywem. Nawet pa�ski m�ody wiek mi nie przeszkadza. W ksi��kach i w filmach detektywi s� najcz�ciej starszymi osobnikami pal�cymi fajk� i dziwnie si� zachowuj�, lecz post�puj� podobnie jak pan. Udaj� najcz�ciej naiwnych lub pociesznych facet�w, taki porucznik Columbo na przyk�ad odgrywa� rol� roztargnionego, lecz to wszystko dla zmylenia przeciwnika. Pan tak�e odgrywa� takiego... jakby tu powiedzie�... mam! �Dzikusa"!
�Odgrywa�em?! Dzikusa?! O czym ona gada?" - pomy�la�em. �Niczego nie odgrywa�em! O Bo�e, musia�em wygl�da� jak ostatni kretyn. Ja dzikusem? A to dobre sobie!"
- Chyba nie obrazi�am pana?
- Ale� nie - b�kn��em. - Zawsze odgrywam dla zmy�ki jak�� g�upi� posta�, najch�tniej przyg�upa siedz�cego za biurkiem. I gdyby nie pani uwaga, zademonstrowa�bym zeza giganta. Umiem �wietnie zezowa�, ale tak�e rozdziawia� g�b� z niedowierzania, drapa� si� po g�owie jak szympans i udawa�, �e wiem, co si� do mnie m�wi. Czasami te� smarkam do chusteczki. Dodam, �e skutecznie.
- M�wi pan serio? - zrobi�a du�e oczy i nagle pokiwa�a g�ow�. - Nabija si� pan ze mnie, co? A mia�am pana za powa�nego cz�owieka. Wsta�a obra�ona i zrobi�a krok w stron� wieszaka na ubrania.
- Przepraszam - zerwa�em si� z fotela i doskoczy�em do niej. - My�la�em, �e to pani ze mnie �artuje.
- Nie �artuj� - powiedzia� to tak cicho, �e ledwo us�ysza�em jej s�owa. - Je�li jest pan zainteresowany moj� opowie�ci�, prosz� stawi� si� dzisiaj o trzeciej po po�udniu w �Kaskadzie". Przy obiedzie lepiej si� rozmawia.
Nic wi�cej ju� nie powiedzia�a. Zabrawszy futerko wysz�a z gabinetu, zostawiaj�c po sobie boski zapach perfum. Usiad�em oci�ale za biurkiem i pr�bowa�em wywo�a� w pami�ci jej twarz. Zamkn��em oczy, staraj�c si� ujrze� t� �licznotk�. Nie mog�em. Twarze interesuj�cych kobiet, kt�re z jakich� powod�w mnie fascynowa�y, nigdy nie dawa�y si� odtworzy� po pierwszym spotkaniu. Nigdy.
Do gabinetu wesz�a Monika i wyrwa�a mnie z rozmarzenia.
- Niez�a lalunia, co? - zadrwi�a.
By�a mistrzyni� w dogryzaniu, szczeg�lnie je�li chodzi�o o �adne i bogate kobiety.
- Szmalowna - rozgada�a si�. - Moim zdaniem, jest za sztywna.
- Wynios�a - zgodzi�em si�.
- Wynios�a? - przerazi�a si� sekretarka. - Co takiego wynios�a? 2 tego gabinetu?! Niemo�liwe.
- Wynios�a z niej kobieta. My�la�em, �e to mia�a pani na my�li, opisuj�c Magd� Bro�czak.
- Atak, racja! To w�a�nie chcia�am powiedzie�. Monika przyjrza�a mi si� uwa�niej.
- Sta�o si� co�?
- Nic - pos�a�em jej blady u�miech. - Zupe�nie nic. Wzruszy�a ramionami. Chyba nie uwierzy�a. Kobiety instynktownie czuj�, o czym my�l� m�czy�ni, szczeg�lnie po rozmowie ze �licznotkami pokroju Magdy Bro�czak�wny. Musia�em przybra� dla niepoznaki jak�� �urz�dnicz�" min� i si�gn��em po papiery le��ce na biurku. Monika nie wychodzi�a.
- To umawia� tego kustosza na dzisiaj? - zapyta�a, przygryzaj�c doln� warg�.
- Na dzisiaj? - skrzywi�em si�, jakbym zjad� �y�eczk� kaszki manny. - Wszystko, tylko nie dzisiaj!
- Ale� to wa�ne spotkanie. S�u�bowe.
- Niech jutro przyjdzie. Wa�ne spotkanie to ja mam dzisiaj o pi�tnastej.
- Wa�ne? Nic o tym nie wiem.
- Bo to poufna sprawa.
- Kolejna zagadka, co? - u�miechn�a si� ironicznie. - A czego chcia�a ta Bro�czak�wna?
- Nie wiem - roz�o�y�em r�ce w ge�cie bezradno�ci. - Nie wiem. Naprawd� nie wiem. Nie powiedzia�a.
Zrobi�a to dopiero po pi�tnastej w restauracji �Kaskada" w centrum stolicy. Unika�em znanych i gwarnych lokali, lecz czasami �ama�em �elazne zasady i regu�y, szczeg�lnie, je�li um�wiony by�em z �adn� kobiet� lub z klientem. W tym wypadku chodzi�o i o �adn� kobiet�, i o klienta.
Jako �e do �Kaskady" poszed�em prosto z naszego departamentu mieszcz�cego si� w budynku Ministerstwa Kultury i Sztuki na Krakowskim Przedmie�ciu, nie zd��y�em si� przeto przebra� i mia�em na sobie ten sam znoszony we�niany sweter i d�insy - m�j �s�u�bowy" str�j ministerialnego detektywa, w kt�rym przyj��em pi�kn� Magd� w gabinecie. Magda Bro�czak przysz�a odmieniona. Zamiast kusej sp�dniczki, mia�a na sobie czarne, obcis�e spodnie ze sk�ry i tak�� marynark� za�o�on� na ciemny golf. W tym zestawie jej blond w�osy stawa�y si� ja�niejsze i bardziej wyeksponowane. Do moich nozdrzy dolecia� zapach drogich, ekscentrycznych perfum, idealnie wkomponowany w jej obecny ubi�r i jak mi si� zdawa�o oddaj�cy dychotomi� jej osobowo�ci. Wydawa�o mi si�, nie wiedzie� czemu, �e jest ona kobiet� wychowan� na osob� z zasadami, tward� i wynios��, lecz jej natura pozostawa�a w cichym mezaliansie z atawistycznymi, pierwotnymi instynktami. By�a zarazem zimna i ciep�a, dziewcz�ca i kr�lewska, u�o�ona i dzika, a zatem by�a chodz�cym konfliktem osobowo�ci. Lecz, jak powiadam, by�o to moje intuicyjne spostrze�enie.
Przywitali�my si� �tradycyjnie" - bez podania sobie r�ki - i usiedli�my przy oknie wychodz�cym na Marsza�kowsk�, po kt�rej je�dzi�o mniej ni� zwykle samochod�w. Ten ograniczony ruch by� spowodowany obfitymi opadami �niegu, jakie nawiedzi�y centraln� Polsk� w ostatnich dniach stycznia, oraz mrozem dochodz�cym do minus pi�tnastu stopni. Od kilku bowiem dni - dodam, �e mieli�my w�a�nie okres szkolnych ferii - trwa�a prawdziwa zima. Pot�ne zaspy �niegu le�a�y na chodnikach, utrudniaj�c pieszym poruszanie si�, samochody je�dzi�y wolniej, lecz w sumie by�o przyjemnie i kameralnie. Je�li zima, to tylko bia�a! I mro�na. Nie znosi�em bowiem deszczowego i ciep�ego lutego, kt�ry udawa� gorszego kuzyna jesieni. Mr�z ubrany w steryln� szat� ze �niegu krzepi�, dodawa� si� i zabija� zarazki - tak dos�ownie, jak i w przeno�ni. Ostra zima by�a wi�c dobrym lekarstwem na ludzkie utrapienia i marazm, od�wie�a�a.
Usiedli�my zam�wiwszy kaw� i drinka. Oczywi�cie ja wybra�em expresso, Monika Bro�czak - likier.
- S�ucham. Co pani ma mi do powiedzenia? - zacz��em troch� sztywno.
- To niesamowita historia - wyszepta�a - i jeszcze dzisiaj nie mog� uwierzy�, �e to si� sta�o. Nie wiem, od czego zacz��...
- Najlepiej od pocz�tku.
Upi�a z kieliszeczka po�ow� zawarto�ci likieru i wzi�a g��boki wdech.
- Ot�, musi pan wiedzie�, �e co roku spotykamy si� z grup� starych przyjaci� na sylwestra... na balu noworocznym, w mojej willi nad Jeziorem Zegrzy�skim. W Niepor�cie. Dom nale�a� kiedy� do dziadka, potem mieszka�am tam z ojcem, zanim ten wyjecha� za granic�.
- A kiedy wyjecha�? - zapyta�em.
- Zaraz po �mierci dziadka, kiedy ju� dosta� swoj� cz�� spadku, a w�a�ciwie �marne resztki", jak to �adnie uj��. Osiad� z jak�� kobiet� we Francji. Dodam, �e mama odesz�a kilka lat przed �mierci� dziadka. Mieszkam zatem sama nad jeziorem. Od kilku lat zawsze tam sp�dza�am sylwestra z gronem przyjaci�. Tak by�o i w tym roku. Jednak�e sta�o si� co� niezwyk�ego, co nie daje mi spokoju i ka�e inaczej spojrze� na bliskie mi osoby, a przynajmniej na jedn� z nich. Ot�, niech pan sobie wyobrazi, kilka dni temu odkry�am rzecz niesamowit�...
Wypi�a resztk� likieru z ma�ego kieliszka.
- Kto� z grona moich przyjaci� ukrad� cenne rzeczy, kt�re otrzyma�am w spadku po dziadku.
Zawiedziony wyprostowa�em si� na siedzeniu.
- O, to nie moja sprawa - zrobi�em kwa�n� min�. - Pani m�wi o kradzie�y, a od tego jest policja.
- Przecie� pa�ski departament zajmuje si� kradzie�ami dzie� sztuki - fukn�a na mnie.
- No tak, ale dzia�am z ramienia Ministerstwa Kultury i Sztuki. Nie mog� dzia�a� za plecami policji w sytuacji, gdy sprawa dotyczy os�b prywatnych.
- Odmawia mi pan? - j�kn�a i pos�a�a b�agalne sp�j r�enie, jedno z tych, kt�re powoduj�, �e facetom uginaj� si� z wra�enia nogi. Jak dobrze, �e siedzia�em.
- Musz� odm�wi�. Z tego co pani m�wi, wnosz�, �e nie zawiadomi�a pani policji.
-No nie, bo to sprawa delikatna. Dziwna. Kradzie� nast�pi�a, tego jestem najzupe�niej pewna, w sylwestra. Albo w Nowy Rok! Nie ulega w�tpliwo�ci, �e dopu�ci� si� jej kto� z grona moich przyjaci�.
- Sylwestra mieli�my miesi�c temu - zauwa�y�em cierpko. - Jak to si� sta�o, �e dopiero teraz interesuje pani� kradzie�?
�Nie spostrzeg�am brakuj�cych przedmiot�w. To d�uga historia, ale da si� wyja�ni�. Skoro jednak nie chce mi pan pom�c, nie mog� wi�cej powiedzie�...
Wsta�a gwa�townie od stolika z min� zawiedzionej istoty. Nagle zrozumia�em, �e potrzebowa�a mojej pomocy bardziej ni� wcze�niej przypuszcza�em, �e sta�o si� co� okropnego, obrzydliwego i �e to ja by�em jej ostatni� desk� ratunku. Nie nauczono jej okazywania uczu� (ta jej wynios�o��!), ale pod mask� opanowania ukrywa�a s�abo��. Zrobi�o mi si� jej �al.
Teraz ja wzi��em g��boki wdech. Wsta�em, widz�c, �e naprawd� zamierza odej��.
- Prosz� usi��� - wskaza�em miejsce przy stoliku, kt�re przed chwil� opu�ci�a. - Jako� si� dogadamy.
I wtedy spojrza�a na mnie z nie udawan� wdzi�czno�ci�. Tak zwyczajnie, po ludzku. Czy pociesza�em si� i szuka�em usprawiedliwienia dla w�asnej lekkomy�lno�ci? Ta m�oda i pi�kna dama powinna bowiem p�j�� na policj� i zg�osi� kradzie� bi�uterii - nie mia�em prawa zajmowa� si� podobnymi sprawami. Z drugiej strony, �al by�o odprawi� �licznotk� z kwitkiem.
�Wys�ucham, co ma do powiedzenia i najwy�ej p�niej odm�wi� w spos�b jak najbardziej dyplomatyczny" - pomy�la�em.
Usiad�a i skin�a na kelnerk�, �e zamawia jeszcze jeden likier.
- Na �sylwka" zaprosi�am sze�cioro przyjaci� - zacz�a m�wi� z zaanga�owaniem. - Od kilku lat bawimy si� w tym samym gronie... raz tylko by�o Zakopane i jaka� wiocha w austriackich Alpach, lecz najcz�ciej bawili�my si� w willi nad Jeziorem Zegrzy�skim. Moi przyjaciele to ludzie zaufani. Znamy si� jak �yse konie jeszcze z czas�w studenckich. Ka�dy z nich jest inny, na sw�j spos�b oryginalny, uroczy i doprawdy nie wiem, jak kto� z tego grona m�g� to zrobi�... niewiarygodne!
- A co w�a�ciwie zgin�o? - zapyta�em. - Od d�u�szego czasu rozmawiamy o kradzie�y, a tak naprawd� nie wiem, co takiego znikn�o?
- Dziwne, ale nie zgin�y wsp�czesne pier�cionki i kolczyki, kt�re sama kupi�am... znikn�y za to rzeczy o wiele bardziej cenne, mianowicie z�oty zegarek kieszonkowy z repetierem, taki, wie pan, z podw�jn� kopert�... dziadek by� do niego bardzo przywi�zany - opowiada�a z bolesnym wyrazem twarzy. - Pochodzi� z ko�ca XIX wieku... jeszcze na chodzie, bo to robota szwajcarska... firma Edda Watch & Co. Zegarek mia� nawet mechanizm wskazuj�cy fazy Ksi�yca, kalendarz, stoper...
Wyj�a z wewn�trznej kieszeni marynarki jak�� karteczk�.
- Na zewn�trznej kopercie mia� grawerowany herb Ostoja z dewiz�: �FRUSTRA VIVIT, QUI NEMINI PRODEST" - przeczyta�a. - Nawet nie wiem, co to znaczy...
- �Na pr�no �yje, kto nikomu nie przynosi po�ytku".
- To w stylu dziadka. Ta dewiza. Ale to nie wszystko. Opr�cz zegarka zgin�a owalna, z�ota broszka z brylantami. Robota dwudziestowieczna, warta prawie tyle co dobry samoch�d. Z�odziej nie ukrad� jedynie z�otej kolii z drobnymi szmaragdami, rubinami i szafirami... wie pan czemu?
- Tak? - unios�em brwi ku g�rze.
- Bo mia�am j� na sobie - wyja�ni�a smutno. - Za�o�y�am j� do sukni i tylko dlatego nie zosta�a skradziona.
- Trzyma�a pani w sejfie pieni�dze albo papiery warto�ciowe?
- Na szcz�cie nie. Pieni�dze trzymam wy��cznie na koncie. Papier�w warto�ciowych nie posiadam, nie gram na gie�dzie, nie mam obligacji. Zwyk�e dokumenty nie interesowa�y z�odzieja... mam na my�li akty w�asno�ci, rachunki i tym podobne papierzyska.
W dalszym ci�gu relacji Magda Bro�czak wyja�ni�a, �e z�odziej dosta� si� do sejfu wbudowanego w �cian� gabinetu, zas�oni�tego cennym obrazem Kossaka.
- Nie by� to koneser - powiedzia�em. - Z �naszego" z�odzieja.
- Sk�d pan to mo�e wiedzie�? - �achn�a si� i wypi�a resztk� likieru.
- Koneser zabra�by obraz. Ile jest wart?
- Nie wiem, mniej wi�cej tyle, co kolejny dobry samoch�d. W willi znajduj� si� jeszcze trzy dzie�a polskich malarzy. Jedno na g�rze, dwa na parterze. Dziadek kolekcjonowa� wy��cznie polskie obrazy... by� szczeg�lnym patriot�. Zapomnia�am doda�, �e tych kilka obraz�w zostawi� mi, opr�cz bi�uterii.
- Gdzie znajduje si� sejf? - zmieni�em temat.
- Na pierwszym pi�trze w gabinecie.
- Sk�d pewno��, �e brosz� oraz zegarek skradziono w�a�nie w sylwestra? - zastanawia�em si� na g�os.
- Albo w Nowy Rok - doda�a. - Tak si� z�o�y�o, �e kiedy w Nowy Rok chowa�am koli� do sejfu, zauwa�y�am, �e futera� na zegarek znajdowa� si� w innym miejscu. Wn�trze sejfu ma dwa poziomy. Cenne przedmioty po dziadku le�a�y zawsze na g�rnej p�ce, na dolnej za� trzyma�am swoj� w�asn� bi�uteri� wraz z paszportem i kilkoma teczkami dokument�w. Niestety, w�wczas nie sprawdzi�am zawarto�ci futera��w na zegarek i brosz�. Kiedy kilka dni temu otworzy�am sejf, chc�c sprawdzi� jakie� rachunki... przypomnia�am sobie to niejasne wra�enie, kt�rego dozna�am w Nowy Rok. Zmian� po�o�enia futera��w. Wtedy, po sylwestrze, by�am zbyt zm�czona ca�onocn� zabaw�, we krwi mia�am litr szampana... zignorowa�am ten fakt. Mo�e pomy�la�am, �e sama je przestawi�am? Teraz jednak przekona�am si�, �e zrobi�am wielki b��d. Futera�y na zegarek i brosz� le�a�y na dolnej p�ce, tak jak wtedy w Nowy Rok. Tylko �e po otworzeniu ich stwierdzi�am, �e s� puste. Od razu przypomnia�am sobie tamten �noworoczny" przeb�ysk niepokoju... niejasny i mglisty... ach, gdybym wtedy otworzy�a te futera�y. Gdyby nie alkohol i zm�czenie.
- Nie przysz�o pani do g�owy, �e z�odziej przyszed� z zewn�trz? - zmarszczy�em czo�o. - Byli�cie zaj�ci zabaw� sylwestrow� na parterze, z pewno�ci� gra�a muzyka, rozmawiali�cie poch�oni�ci imprez�, dodatkowo alkohol os�abi� wasz� czujno��. Zawodowi z�odzieje cz�sto dokonuj � kradzie�y w�a�nie w �wi�ta, kiedy ludzie si� bawi�, pij�, s�owem s� nieostro�ni.
- Wykluczone! - zaprotestowa�a, a� obejrza�o si� na nas kilku klient�w �Kaskady". - Podczas zabawy sylwestrowej obej�cia pilnowa� m�j ukochany pies. Gdyby na teren willi wszed� intruz, Obciach zaalarmowa�by mnie szczekaniem.
- Kto? �Obciach"?
- Pies - wyja�ni�a. - Tak go nazwa�am. Obciach. Zawsze przynosi mi obciach, wstyd, kiedy do willi zje�d�aj� go�cie. Jest nieufny i z byle powodu szczeka.
- By� mo�e muzyka zag�uszy�a szczekanie.
- Niemo�liwe. Nawet je�li z�odziej by� z zewn�trz, to dlaczego ryzykowa� wej�cie do domu, w kt�rym przebywa�o a� siedem os�b? Nie m�g� poczeka� a� opuszcz� will�?
Mia�a racj�.
Pogadali�my jeszcze z kwadrans, nic nie ustalaj�c w kwestii naszej wsp�pracy. Magda Bro�czak po wypiciu trzeciego kieliszeczka likieru nieco si� wstawi�a i poprosi�a mnie o zam�wienie taks�wki. Mia�a s�ab� g�ow�, jak wyja�ni�a. Zaproponowa�em, �e j� podwioz� do Niepor�tu i po drodze porozmawiamy o szczeg�ach sprawy. Zgodzi�a si�.
M�j ca�kiem niezgorszy nastr�j ulotni� si�, gdy Magda, ujrzawszy zaparkowany na ulicy wehiku�, zacz�a sobie z niego drwi�.
- Mam wsi��� do tej puszki na k�kach? - j�cza�a. - Nigdy! Zamawiam taks�wk�. Przyjecha�am taks�wk�, to i wr�c� taks�wk�.
- Jak pani chce.
Zacz�a macha� r�k� na jad�ce ulic� taks�wki, lecz �adna nie chcia�a si� zatrzyma�.
- Co to jest w og�le? - znowu popatrzy�a na brzydk� karoseri� wehiku�u, wyklepan� przez jakiego� nieszcz�snego mechanika.
- Nazywam to wehiku�em - wyja�ni�em spokojnie. - To bardzo dobry pojazd. Szybki i niezawodny w terenie. Mo�e nie jest pi�kny, a wewn�trz nie jest zbyt wygodnie, ale uratowa� mnie z niejednej opresji. Ma pot�ny silnik, karoseri� odziedziczy� za� z terenowego samochodu, kt�ry rozbi� si� podczas rajdu Pary� - Dakar.
- Nie brzmi to buduj�co - westchn�a. - To co� przypomina gigantyczn� konserw�.
Jako �e by�a ju� zm�czona i zzi�bni�ta (alkohol pocz�tkowo rozgrzewa, potem powoduje och�odzenie organizmu z uwagi na dzia�anie rozszerzaj�ce naczynia krwiono�ne), wsiad�a pos�usznie do wehiku�u, a ja po uruchomieniu silnika, natychmiast przekr�ci�em ogrzewanie na maksimum. Gdy wehiku� pokonywa� most na skutej lodem Wi�le i temperatura wewn�trz pojazdu znacznie si� podnios�a, moja pi�kna pasa�erka zapad�a w letarg. Przysn�a. A mnie si� wydawa�o, �e jest Kr�lewn� �nie�k�.
ROZDZIA� DRUGI
GMINA NIEPOR�T I JEZIORO ZEGRZY�SKIE � GRANATOWA MAZDA NAS �LEDZI, CZYLI PR�BUJ� UCIEKA� � ZOSTAJ� PIRATEM DROGOWYM � CHORA R�KA � WIDOK NA SKUTE LODEM JEZIORO � DO WILLI BRO�CZAK�W � MAZDA, OBCIACH I�KR�LICZEK � K�AMSTWO NARZECZONEGO � CZYTAM O�JEZIORZE � CZY PODEJRZEWAM KR�LICZKA?
Po trzydziestu minutach dotarli�my do gminy Niepor�t.
Uprzedz�, �e niezbyt cz�sto odwiedza�em te strony. Zazwyczaj wolne od detektywistycznych misji dni sp�dza�em na ukochanych Mazurach, m�j rodzaj pracy za� przerzuca� mnie z jednego miejsca w kraju do drugiego, i tak si� jako� z�o�y�o, �e w mojej kilkuletniej ju� karierze ministerialnego detektywa, los trzyma� mnie z dala od Jeziora Zegrzy�skiego. Przeje�d�a�em t�dy mo�e kilka razy, ot i wszystko!
Moja �klientka" drzema�a w ciep�ym wn�trzu wehiku�u. Przed ponurym �eraniem, kt�ry m�g�by uchodzi� za �ywe muzeum socrealizmu, uruchomi�em �pok�adowy" komputer - jedyny elektroniczny gad�et w wehikule. By� to zwyk�y laptop z procesorem Pentium II, pod��czonym do niewielkiego ekranu zajmuj�cego miejsce sprz�tu audio. Nasz komputer mia� wgran� encyklopedi�, kilka poradnik�w oraz szczeg�ow� map� Polski.
Zawsze zaczyna�em prowadzenie ka�dej sprawy od zapoznania si� z miejscem, do kt�rego zmierza�em i z kt�rym wi�za�em nadziej� na d�u�szy pobyt, l chocia� nie da�em Magdzie Bro�czak satysfakcjonuj�cej j� odpowiedzi, przeczuwa�em intuicyjnie, �e warto zaj�� si� t� spraw�. Historia Niepor�tu mo�e nie by�a istotnym elementem �ledztwa, lecz maniakalnie uwielbia�em czyta� o ma�o znanych b�d� zapomnianych miejscach. By� pi�tek, pocz�tek lutego i mniema�em, �e do poniedzia�ku rozwi��� zagadk� tajemniczej kradzie�y w Niepor�cie, a przynajmniej rozwiej� niekt�re w�tpliwo�ci mojej �klientki". Nie chcia�o mi si� wierzy�, �e kradzie�y dokona� kt�ry� z jej starych znajomych, chocia� nie mog�em tego ca�kowicie wykluczy�. Moje do�wiadczenie w pracy detektywa m�wi�o mi, �e kradzie�y cennych przedmiot�w z willi Bro�czak�w dokona�a zorganizowana grupa profesjonalnych z�odziei, ewentualnie jaki� �wolny strzelec", indywidualista w z�odziejskim fachu.
- Pierwszy zapis o Niepor�cie pochodzi z roku 13 87 - czyta�em z ma�ego ekranu, odrywaj�c co pewien czas wzrok od sm�tnej ulicy ci�gn�cej si� wzd�u� Kana�u �era�skiego. - Erygowano wtedy parafi� w Wieliszewie... na prze�omie XIV i XV wieku by�a tam osada bartnicza, a w 1484 roku Boles�aw V, ksi��� mazowiecki, sprzeda� Niepor�t braciom Pra�mowskim. Po �mierci ostatnich ksi���t mazowieckich Janusza i Stanis�awa Niepor�t wraz z ca�ym Mazowszem w 1526 roku sta� si� kr�lewszczyzn�.
Czyta�em cicho, aby nie zbudzi� drzemi�cej s�odko obok mnie Bro�czak�wny.
- Kiedy Zygmunt III Waza w 1596 roku przeni�s� swoj� siedzib� z Krakowa do Warszawy, pojawi� si� problem lokalizacji dworu my�liwskiego. Wyb�r pad� na Niepor�t, le��cy w g��bokiej puszczy w wid�ach Wis�y i Narwi...
Przerwa�em czytanie i rutynowo zerkn��em we wsteczne lusterko, chc�c sprawdzi�, czy nikt za nami nie jedzie. To taki odruch nabyty podczas kilku lat pracy w terenie. Owszem, jecha�o za mn� kilka samochod�w, w tym jeden dostawczy, lecz nic podejrzanego nie stwierdzi�em. Wr�ci�em do lektury.
- Wkr�tce po abdykacji Jana Kazimierza w 1668 roku Niepor�t wraca do Pra�mowskich. Gospodarz� oni na dobrach niepor�ckich do roku 1749, kiedy to August Czartoryski nabywa trzy czwarte Niepor�tu. Potem, drog� koligacji, w�a�cicielem Niepor�tu staj� si� Lubomirscy... Ostatecznie w 1778 roku w ca�o�ci staje si� on w�asno�ci� Potockich. Wojny napoleo�skie zaznaczy�y si� w Niepor�cie lokalizacj� rezerwowych magazyn�w z �ywno�ci� dla wojsk francuskich w latach 1806 - 1807. Do znacz�cych wydarze� w historii Niepor�tu nale�y zaliczy� nabycie w roku 1881 ca�o�ci obszar�w le�nych przez Berli�skie Towarzystwo Handlu Drewnem. W 1882 roku wie� zosta�a zniszczona przez wielki po�ar. Prze�om XIX i XX wieku to czas budowy obronnych obiekt�w fortyfikacyjnych wchodz�cych w sk�ad zespo�u twierdzy modli�skiej1
Dalej czyta�em o dw�ch wojnach �wiatowych, kt�re dokona�y dzie�a zniszczenia Niepor�tu. Miejscowo�� d�ugo podnosi�a si� z upadku. Wreszcie na prze�omie lat pi��dziesi�tych i sze��dziesi�tych XX wieku rozpocz�to budow� zapory w D�bem i przygotowanie niecki pod przysz�y zalew. W kolejnych dziesi�cioleciach rozbudowano szko��, o�rodek zdrowia i rozpocz�to gazyfikacj�. Powsta�o osiedle dom�w jednorodzinnych i osiedla.
Dzisiaj Niepor�t liczy oko�o dziesi�ciu tysi�cy mieszka�c�w i wzd�u� g��wnego traktu ci�gn�cego si� z �erania a� po samo jezioro wyros�o mrowie �adnych domk�w, willi i kondomini�w.
Wjechali�my do miasteczka. Po lewej - w g��bi ogo�oconego placu ujrza�em jasno��t� fasad� ko�cio�a, o kt�rym wzmiankowa�a notka z komputera. Bli�ej g��wnej ulicy Jana Kazimierza sta� nowy budynek Urz�du Gminy, za nim kolejny�Gminnej Sp�dzielni.
Magda Bro�czak przebudzi�a si�.
- O, jeste�my ju� w Niepor�cie - ziewn�a. - Musia�am przysn��... bardzo przepraszam. To alkohol mnie tak rozebra�... zazwyczaj du�o nie pij�, ale ta sprawa z kradzie�� mnie zdo�owa�a. Nie chc�, aby wzi�� mnie pan za jak�� pijaczk�.
U�miechn��em si� pod nosem. Przesadza�a. Zmieni�em temat.
- Czy przedmioty by�y ubezpieczone? - zapyta�em.
- Nie. A czemu pan pyta?
- To tylko rutynowe pytanie.
Min�li�my ju� plac Wolno�ci i zbli�ali�my si� do odnowionego budynku poczty, kiedy instynkt detektywa kaza� mi ponownie zerkn�� we wsteczne lusterko. Za nami pod��a� kr�tki sznur samochod�w, lecz nie mog�em oprze� si� wra�eniu, �e jeden z nich jecha� za nami ju� od pewnego czasu. Granatowa mazda.
Nie podzieliwszy si� z moj� pasa�erk� owym odkryciem, skr�ci�em nagle w lewo na najbli�szym skrzy�owaniu, cudem unikaj�c zderzenia z nadje�d�aj�c� z naprzeciwka dostawcz� ci�ar�wk�.
Magda Bro�czak zapiszcza�a, jak przysta�o na prawdziw� kobiet�, a ja w tym czasie wyprowadzi�em wehiku� na prost� i doda�em gazu. W kilka sekund min�li�my d�ugi, parterowy budynek lokalnego o�rodka zdrowia i pomkn�li�my w kierunku osiedla domk�w w zachodniej cz�ci Niepor�tu. By�a to dzielnica willowa.
- Co si� dzieje? - warkn�a Bro�czak�wna. - Gdzie my jedziemy? Chcia�e� nas zabi�?!
Nie odpowiada�em. Gapi�em si� we wsteczne lusterko, lecz granatowa mazda ju� nie jecha�a za nami.
�Moja intuicja zwietrza�a" - pomy�la�em.
I nagle przed mask� wehiku�u wyros�a kobieta z jamnikiem. Momentalnie wcisn��em peda� hamulca i niezawodny system Brembo zatrzyma� pojazd niemal�e w miejscu. W wyniku tego nag�ego i niespodziewanego manewru, moja �adna pasa�erka polecia�a na przedni� szyb� i tylko instynktowne zas�oni�cie si� r�kami ocali�o jej g�ow� przed rozwaleniem.
No tak, zapatrzy�em si� we wsteczne lusterko w poszukiwaniu mazdy, rzekomego �ogona", a nie zauwa�y�em przed mask� przechodz�cej prawid�owo na pasach mieszkanki Niepor�tu.
Szczekanie jamnika przywr�ci�o mnie do rzeczywisto�ci, za� wi�zanka niewybrednych s��w wydobywaj�ca si� z ust niedosz�ej ofiary wypadku ustawia�a mnie w hierarchii ludzko�ci gdzie� pomi�dzy �piratem drogowym", �dziadem" i �wariatem". Ale i Bro�czak�wna nie ust�powa�a owej kobiecie w s�aniu pod moim adresem r�nych epitet�w.
Przeprosi�em w�ciek�� Magd� i wyskoczy�em na zewn�trz.
- Przepraszam pani� - t�umaczy�em si� kobiecie z jamnikiem. - Zagapi�em si�... najmocniej przepraszam. To si� zdarza. Mo�e gdzie� pani� podwie��?
- Jeszcze czego - wzruszy�a ramionami i �ci�gn�a gniewnie brwi. - �eby mnie pan zabi�. I co to samoch�d?! Panie, jak nie sta� pana na normalny to sied� w domu albo spaceruj, tak jak ja!
Po tych s�owach poci�gn�a za sob� szczekaj�cego na mnie psa i oddali�a si�.
Wr�ci�em do wn�trza wehiku�u. Zaj��em miejsce za kierownic� i zatrzasn��em drzwiczki. Magda Bro�czak g��boko oddycha�a i trzyma�a si� za przegub prawej r�ki.
- Czy co� ci si� sta�o? - zapyta�em z trosk� w g�osie.
- Nie, nic - ironizowa�a, z trudem powstrzymuj�c si� przed wybuchem z�o�ci. - Absolutnie nic. Wpad�am tylko na przedni� szyb� i cudem Fikn�am wstrz�su m�zgu.
Ju� zamierza�em wspomnie� co� o niezapi�tych przez ni� pasach bezpiecze�stwa, lecz w tej sytuacji nietaktem by�o wypomina� cokolwiek mojej pasa�erce. Wina by�a wy��cznie moja. Ubzdura�em sobie, �e �ledzi nas ciemna mazda. Z tego powodu o ma�o nie dosz�o do nieszcz�cia - rozjecha�bym na pasach mieszkank� Niepor�tu z jej jamnikiem oraz rozwali�bym g�ow� Magdzie Bro�czak. Oczywi�cie, s�owem nie wspomnia�em o ma�dzie. Jeszcze tylko tego brakowa�o, �eby Bro�czak�wna pos�dzi�a mnie o paranoj�. �adny ze mnie detektyw, nie ma co!
- Po co tutaj skr�ci�e�? - zapyta�a wreszcie.
- Masz racj�, niepotrzebnie - odpowiedzia�em wymijaj�co. Zaniepokoi�a mnie za to jej r�ka. Moja pasa�erka obejmowa�a lew�
d�oni� prawy nadgarstek, a jej �liczne usteczka zaciska�y si� w w�ski
rowek. A zatem musia�o j� bole�.
- Nic ci si� nie sta�o? - zapyta�em g�upio. - Przepraszam. Powiedz, co z r�k�?
- Nic mi nie jest - b�kn�a, lecz zaraz zacisn�a z�by.
- Gdzie tu jest najbli�szy lekarz?
Nie chcia�a odpowiedzie�. I zaraz sobie przypomnia�em, �e przecie� min��em przed chwil� o�rodek zdrowia. Wykr�ci�em na ulicy i zajecha�em na kameralny parking usytuowany przed bocznym wej�ciem do centrum medycznego.
Od lekarza wyszed�em w lepszym nastroju. Magda tak�e poczu�a si� lepiej. Nie dosz�o bowiem do z�amania ko�ci nadgarstka ani ich p�kni�cia, na wszelki wypadek za�o�ono tylko Bro�czak�wnie banda� elastyczny, smaruj�c wcze�niej obola�y staw �mierdz�c� ma�ci�. Zanotowa�em jeden detal podczas tej kr�tkiej wizyty u medyk�w, a mianowicie - autentyczny szacunek, jakim darzono moj� pasa�erk�. Widocznie Bro�czakowie byli w Niepor�cie znan� famili�, I pewnie by�a to zas�uga nie�yj�cego ju� Jana Bro�czaka, dziadka Magdy. Pewnie uchodzili tutaj za bogatych, a ju� z pewno�ci� za cz�onk�w miejscowej elity.
�Nic dziwnego - my�la�em - �e w�amano si� do ich wilii i skradziono cenn� brosz� oraz zegarek z kopert�".
Pojechali�my wed�ug wskaz�wek Bro�czak�wny na p�noc ulic� Jana Kazimierza, a� po samo jezioro. Droga szybko zaprowadzi�a nas na skrzy�owanie dr�g na Radzymin (w prawo) i Nowy Dw�r (w lewo), usytuowane na podniesionym wale okalaj�cym niczym palisada brzeg zbiornika. Za t� przeszkod� rozlewa�a si� w dole stalowo-bia�a pierzyna lodu, ci�gn�a si� hen daleko po drugi p�nocny brzeg, s�abo dzisiaj widoczny z uwagi na delikatn� mleczn� mg�� snuj�c� si� sennie nad jeziorem. Skuty lodem zalew - z nieruchomymi niczym zjawy jachtami i stateczkami cumuj�cymi przy uj�ciu kana�u oraz w pobliskim porcie - nie by� jednak ca�kowicie martwy. Ot� na jego lodowym licu przycupn�o mrowie w�dkarzy modl�cych si� o dobre �branie" nad �wie�o wyr�banymi przer�blami. Na pierwszy rzut oka mo�na by�o pomy�le�, �e ci wszyscy w�dkarze s� unieruchomieni, jakby przymarzli na zawsze do lodu, lecz po d�u�szej obserwacji da�o si� zauwa�y� ich ruch. Pewnie st�pali w miejscu, podskakiwali co jaki� czas dla rozgrzewki, ale dla obserwatora z brzegu owe podrygi by�y prawie niewidoczne. Dalej na zach�d, bli�ej Zegrza Po�udniowego, zauwa�y�em kilka �agli. Nie by�y to, rzecz jasna, �agl�wki, lecz bojery, kt�re wiatr przegania� po lodzie. Nawet zim�, gdy temperatura spada�a grubo poni�ej zera, przyroda nigdy nie zamiera�a, odradza�a si� w r�nych formach, na dziesi�tki sposob�w, i tylko w pr�ni kosmicznej �ycie ulega�o nieodwracalnej anihilacji.
Ja, przyzwyczajony do b��kitu mazurskich jezior, otoczonych zielon� �cian� las�w i wakacyjnym poszumem sitowia, odebra�em �w zimowy pejza� jeziora z niejakim smutkiem i przera�eniem. Nie ujrzysz o tej porze roku l�ni�cych w s�o�cu maszt�w, biel�cych si� i nadymaj�cych �agli, nie us�yszysz gwaru dzieciarni i d�wi�ku portowych syren. Wsz�dzie by�o bia�o i szaro, jedynie kolorowe kad�uby �odzi wci�ni�tych w zamarzni�t� tafl� burzy�y monotoni� owej dominacji dw�ch skrajnych kolor�w. W tej ubogiej, zimowej scenerii po�o�ony w dole przy lewym brzegu uj�cia kana�u ��ty budynek o�rodka wypoczynkowego �Wodnik" stawa� si� niejako kotwic� dla oka. Sta� nad wrotami wychodz�cymi na nieruchom� tafl� Jeziora Zegrzy�skiego. Zamiast ptak�w, wiatr �piewa� tutaj zawodz�c� pie��. Opustosza�y brzegi, spopiela�y drzewa, a domy skurczy�y si� pod naporem mrozu; na szcz�cie s�o�ce �wieci�o sk�pym z�otem, daj�cym nadziej� na przetrwanie.
Skr�cili�my w lewo, na zach�d i jechali�my dobry kilometr wzd�u� Po�udniowego brzegu jeziora. Mijali�my po�o�one przy zamarzni�tych pla�ach porzucone kempingi i bary, jakby dotkn�a je jaka� �miertelna plaga, po drugiej stronie szosy na przemian walczy�y o dominacj� mniejsze lub wi�ksze osiedla domk�w, nieu�ytki i lasy. Brzeg przed nami za�amywa� si� pod k�tem prostym na skraju Zegrza Po�udniowego i ogranicza� widok na zachodni�, wyd�u�on� cz�� zbiornika. Ta miejscowo�� ��czy�a si� mostem z p�nocnym brzegiem, na kt�rej przycupn�o Zegrze. Jezioro W swojej �rodkowej cz�ci mia�o kszta�t �o��dka, rola �prze�yku" przypad�a trzem rzekom: Narwi, Bugowi oraz cienkiej Rz�dzy na wschodzie;
�dwunastnic�" stanowi�a samotna Narew po zachodniej stronie, kt�ra w okolicach wsi D�be napotyka�a na przeszkod� w postaci zapory wodnej.
Znajdowali�my si� we wschodniej cz�ci Kotliny Warszawskiej, na terenie obejmuj�cym swym zasi�giem odcinek doliny Wis�y pomi�dzy Warszaw� a P�ockiem. To tutaj zbiega�y si� trzy rzeczne doliny - Narwi, Bugu oraz Wis�y, tworz�c najwi�kszy w�ze� hydrograficzny kraju.
Za zakr�tem Magda Bro�czak kaza�a zwolni�, wskazawszy palcem w�sk� przerw� w barierce ochronnej, nieca�e pi��dziesi�ciu metr�w przed nami. W tym miejscu do po�o�onej nieco w dole pla�y by�o oko�o stu metr�w, teren za� porasta�y g�ste drzewa, przewa�nie li�ciaste. Zauwa�y�em te� kilka dom�w, przewa�nie domki letniskowe i zapuszczone gospodarstwo, nale��ce do dawnych mieszka�c�w wsi jeszcze przed powstaniem zalewu.
I tylko jeden dom si� tutaj wyr�nia� - by�a to willa Bro�czak�w.
Os�oni�ta wysokim na dwa metry �ywop�otem, skry�a si� w dawnym zagajniku, teraz przetrzebionym ludzk� r�k�. Do posesji przylega� od zachodu niewielki teren jakiego� o�rodka wczasowego. Pewnie latem g�osy letnik�w zak��ca�y spok�j rodzinie Bro�czak�w, jednak teraz, w zimie, by�o tutaj pusto i cicho jak makiem zasia�. Jedynie samochody, jad�ce biegn�c� wy�ej ulic� Zegrzy�sk�, denerwowa�y sta�ym szumem silnik�w.
Skr�ci�em w w�sk� dr�k�, kt�ra zaraz przechodzi�a w alejk� prowadz�c� pod rozleg�y parking przy samej pla�y, s�siaduj�cy z jak�� cha�up�;
jej szersza odnoga bieg�a z pocz�tku r�wnolegle i pod pr�d g��wnej ulicy, z kt�rej zjechali�my, mija�a po�o�one nad samym brzegiem dwa ceglane domy, star� szklarni� i za rozleg�ym ogrodem wrzyna�a si� mi�dzy wspomniany o�rodek kempingowy i dalej po�o�on� przy samym jeziorze will� Bro�czak�w. Ponad wysokim �ywop�otem wyrasta� zwyk�y acz solidny czterospadowy dach, teraz pokryty �nie�n� czap� i otoczony go�ymi koronami kilku drzew.
Niespodzianka spotka�a nas po chwili. Ot� na alejce - pomi�dzy wjazdem na posesj� a ogrodzeniem martwego kempingu - sta� samoch�d. Granatowa mazda. Za nim ci�gn�a si� ju� lodowa tafla jeziora z majacz�cym w oddali zarysem p�nocnego brzegu. W aucie nie by�o nikogo. Nie ulega�o w�tpliwo�ci, �e by�a to ta sama mazda, kt�ra jecha�a za nami od �erania i kt�rej uciek�em p�niej na g��wnej ulicy Niepor�tu. Wtedy zdawa�o si�, �e przesadzi�em z m�j � podejrzliwo�ci�, jednak obecno�� tutaj tego auta uzasadnia�a moje wcze�niejsze podejrzenia.
- Kr�liczek! - wyrwa�o si� Magdzie Bro�czak na widok mazdy.
- Kto taki? - zdziwi�em si�. � Jaki znowu �kr�liczek"? Przyszed� poskuba� troch� trawki?
- Przecie� mamy zim� - za�mia�a si�. - Kr�liczek to m�j narzeczony...
- Och, przepraszam - b�kn��em speszony. Nie wiedzie� czemu to wyznanie mnie zasmuci�o, poczu�em si� jak dziecko, kt�remu odebrano ulubiony prezent. - Ten pseudonim...
- Pi�kny, prawda?
Nie odpowiedzia�em. Nie chcia�bym, �eby narzeczona nazywa�a mnie �Kr�liczkiem".
Podjecha�em bli�ej bramy i zatrzyma�em wehiku� tak, �eby zablokowa� ma�dzie drog� wyjazdu. To tak na wszelki wypadek. Wyszli�my na o�nie�on� drog�. Naszym oczom ukaza�a si� otwarta furtka prowadz�ca na teren posesji, nowoczesna brama by�a bowiem zamkni�ta i dlatego Kr�liczek nie m�g� wjecha�. Pewnie nie mia� klucza do bramy.
Przez furtk� dostali�my si� na niezbyt starannie od�nie�ony dziedziniec. Szeroka alejka odbija�a od placu i �ukiem prowadzi�a ku du�emu gara�owi usytuowanemu przy wschodnim skrzydle domu. Wej�cie do pi�trowej willi - stylizowane na barokowy portal balkonowy - znajdowa�o si� bli�ej nas, zaraz za rogiem budynku. Us�yszeli�my poszczekiwanie psa dochodz�ce zza domu, od strony pla�y.
- Obciach - wyszepta�a zdenerwowana Magda. - Obciach dorwa� Kr�liczka.
I ruszy�a z impetem na ty�y willi, a ja pogna�em za ni�. Przed �adnym i podniesionym tarasem wychodz�cym na jezioro, le�a� na �niegu trzydziestokilkuletni m�czyzna w eleganckim p�aszczu. Natomiast jego twarz przybra�a kolor wszechobecnie panuj�cego nam �niegu. Na klatce piersiowej osobnika spocz�y dwie pot�ne �apy psiska zwanego zabawnie Obciachem. Jednak�e patrz�c na olbrzymie zwierz�, wa��ce ponad pi��dziesi�t kilogram�w, nastr�j rozbawienia szybko mija�. Zatrzyma�em si� przera�ony na widok psa i w tej chwili wsp�czu�em owemu m�czy�nie, kt�ry dosta� si� we w�adanie potwora. Pies - o ile znam si� na psach, by� to owczarek kaukaski - przycupn�� obok swojej ofiary le��cej na plecach. Przyciska� j � dwiema przednimi ko�czynami i co pewien czas wydawa� ze swego pyska ostrzegaj�ce szczekni�cie. Je�li kto� tutaj skomla�, to robi� to odziany w elegancki p�aszcz Kr�liczek.
Na szcz�cie widok mojej pasa�erki spowodowa�, �e pies straci� zainteresowanie m�czyzn�. Zamerda� pot�nym ogonem i rzuci� si� rado�nie w stron� kobiety.
- Obciach! - wo�a�a na psa Magda. - Co ty zrobi�e�? Kr�liczek to sw�j! Pies chcia� rzuci� si� na swoj� w�a�cicielk�, aby si� przywita�, lecz pi�kna Magda powstrzyma�a psisko przed skokiem na jej drogi ko�uszek. Wsta� wreszcie w�ciek�y Kr�liczek, otrzepa� si� pobie�nie, a kiedy podszed� bli�ej nas stwierdzi�em, �e nie mia� nic wsp�lnego z kr�likiem. By� to wy�szy ode mnie brunet o jasnej karnacji, typ, kt�ry m�g� podoba� si� kobietom, lecz na m�j gust zbyt przylizany. Niestety, pi�kne kobiety typu Bro�czak�wny wybiera�y zazwyczaj takich wymuskanych facet�w. Szatyni chodz�cy w znoszonym swetrze, a je�d��cy puszk� po konserwie, nie dost�puj � zaszczytu dzielenia si� z prawdziwymi damami troskami i rado�ciami dnia codziennego. Barier� na drodze do serc tych istot sta� zawsze maj�tek, uroda i obycie w wy�szych sferach.
- Mam dosy� tego psa - w�cieka� si� Kr�liczek. Podszed� do nas i zwraca� si� wy��cznie do kobiety. Mnie zdawa� si�
wcale nie dostrzega�. Co pewien czas zezowa� tylko na psa, czy zwierz�
przypadkiem nie rzuci si� na niego.
Magda za�mia�a si� pod nosem. Pog�aska�a stoj�cego spokojnie obok
niej Obciacha i nie chcia�a spowa�nie�.
- I z czego si� �miejesz? - warkn�� m�czyzna. - To takie �mieszne, gdy napada ci� potw�r? Cud, �e mnie nie zjad�... Czyta�a� chyba w prasie, ile to mamy ostatnio wypadk�w z gro�nymi psami? Napadaj� bez powodu na ludzi, zagryzaj� ich na �mier�... z czego tu si� �mia�?
Obciach szczekn�� na Kr�liczka.
- Widzisz? Widzisz jak szczerzy na mnie k�y?
- Nie przesadzaj, �ukaszu - uspokaja�a go Magda. Pies znowu szczekn��, ale by�o w tym wi�cej zabawy ni� agresji. M�czyzna drgn�� i zdawa�o mi si�, �e znowu poblad�.
- Zamknij go w jakiej � budzie, Magda - b�aga� j� i zacisn�� szcz�ki.
- Uspok�j si�, Kr�liczku - szczebiota�a. - Przecie� Obciach nic ci nie zrobi�...
- Nie zrobi�?! On rzuci� si� na mnie...
- Z rado�ci!
- Powali� mnie i nie chcia� pu�ci� - protestowa� m�czyzna. - Gdyby� nie przyjecha�a, nie wiem, co by ze mn� zrobi�?
- Nie przesadzaj. A w�a�ciwie, to czemu wszed�e� na teren posesji, je�li boisz si� Obciacha?
- Nie by�o go w pobli�u - wyja�ni� zaraz. - Pomy�la�em, �e zamkn�a� tego potwora w budzie albo jest w domu. Wyskoczy� tak niespodziewanie.
- Przecie� ci t�umaczy�am, �e Obciach nie przebywa w domu. I nie m�g� ci nic zrobi�, bo ju� ci� wcze�niej pozna�. No, mo�e nie do ko�ca, dlatego chcia� ci� bli�ej pozna�. Przyznaj, �e zachowa� si� przyzwoicie, nie wyrz�dzi� ci krzywdy, jedynie skutecznie unieruchomi�. Gdyby wszed� tutaj kto� zupe�nie obcy, wtedy m�g�by nawet u�y� z�b�w.
Kr�liczek wyj�� z kieszeni p�aszcza jaki� klucz i wr�czy� go Bro�czak�wnie.
- Oddaj� klucz do furtki - powiedzia� ura�onym tonem.
- A do domu?
- A racja - speszy� si� i z drugiej kieszeni wyj�� kilka kluczy. - Prosz�, oddaj�. Nawet nie zd��y�em otworzy� drzwi, jak ten potw�r zacz�� biec w moj� stron�.
- Nie wyg�upiaj si�, Kr�liczku - g�os Magdy Bro�czak z�agodnia�. Podesz�a do m�czyzny i musn�a d�oni� jego blady policzek.
- Uspok�j si� - m�wi�a czule. - Zabieraj te klucze. Kiedy tak z nim rozmawia�a, Obciach przysun�� si� bli�ej mnie i zacz�� mnie obw�chiwa�, co odebra�em raczej z mieszanymi uczuciami. Stara�em si� jednak za wszelk� cen� wypa�� lepiej od Kr�liczka i nie okazywa� strachu przed czworonogiem. W akcie desperacji pog�aska�em psa po �bie i wtedy Obciach zamerda� nieoczekiwanie ogonem. Rado�nie.
- I zapami�taj, Kr�liczku - szczebiota�a kobieta do m�czyzny w p�aszczu - �e Obciach nie zrobi ci �adnej krzywdy. Nie jest do tego zdolny. A jak si� go boisz, to nie przyje�d�aj tutaj, gdy mnie nie ma.
- My�la�em, �e jeste� w domu. Przeje�d�a�em tylko... Facet k�ama�! �ga� w �ywe oczy. Przecie� widzia�em jad�c� za nami od �erania mazd�. Granatow� mazd� 6. Potem skr�caj�c z g��wnej ulicy Niepor�tu, zgubi�em go. Kr�liczek przyjecha� w ko�cu tutaj, my�l�c, �e nie mamy poj�cia o jego misji. A zatem wiedzia� on o wizycie Bro�czak�wny w Warszawie i to, kim jestem. Udawa� g�upiego. Nawet nie raczy� na mnie spojrze�, zachowywa� si� tak, jakby mnie tu wcale nie by�o.
- Za�atwia�am pewn� piln� spraw� w Warszawie - wyja�ni�a Bro�czak�wna. - Przywioz�am ze sob� detektywa.
Kr�liczek zerkn�� na mnie przelotnie, wyra�nie unika� kontaktu wzrokowego.
- Zobacz - wskaza�a r�k� psa �lini�cego moj� biedn� r�k�. - Sp�jrz na Obciacha, Kr�liczku? Jak si� go nie boisz, to ci je z r�ki.
- Albo r�k� - wyszepta�em.
M�czyzna prze�ama� si�. Chrz�kn�� i podszed� do mnie z obaw� wypisan� na twarzy.
- Witam - rzuci� oschle. - �ukasz Pa�czy�ski.
- Dla najbli�szych �Kr�liczek" - doda�a zabawnie Magda.
- Ale pan detektyw nie nale�y do najbli�szych - o�wiadczy� sarkastycznie m�czyzna, wskazuj�c mnie g�ow�. - I nie nazywaj mnie �Kr�liczkiem". Wiesz, �e tego nie cierpi�.
- Wiem, wiem, Kr�liczku. Ale to takie �liczne przezwisko. Poda�em mu r�k�.
- Pawe� Daniec - przedstawi�em si�.
Kr�liczek u�cisn�� mi d�o�. Zapomnia�em tylko, �e moja prawa r�ka by�a ca�a ob�liniona przez niezno�nego Obciacha, kt�ry liza� j� przecie� przez d�u�szy czas - �lina nieomal sp�ywa�a z moich palc�w ci�gn�cymi si� stru�kami flegmy. Widok by� to nieprzyjemny. Oczyw