845

Szczegóły
Tytuł 845
Rozszerzenie: PDF
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

845 PDF - Pobierz:

Pobierz PDF

 

Zobacz podgląd pliku o nazwie 845 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.

845 - podejrzyj 20 pierwszych stron:

Jan Pawe� 2 odpowiada na pytania Vittoria Messoriego Przekroczy� pr�g nadziei Ojcu �wi�temu Janowi Paw�owi 2 za to, i� Jego s�owo do �wiata: "Przekroczy� pr�g nadziei" dociera do czytelnika polskiego, najg��bsze podzi�kowania sk�adaj� Instytut Jana Paw�a 2 i Redakcja Wydawnictw Katolickiego Uniwersytetu Lubelskiego. Zamiast wprowadzenia Propozycja Darz� g��bokim szacunkiem koleg�w dziennikarzy i pisarzy, kt�rzy pra- cuj� dla telewizji. Ale w�a�nie dlatego nie pr�bowa�em nigdy odbiera� im chleba, mimo cz�sto ponawianych propozycji. Wydaje mi si� bowiem, �e s�owo - a wi�c to, co stanowi surowiec naszej pracy - mog� mie� r�ny ci�ar gatunkowy i r�n� zdolno�� oddzia�ywania w zale�no�ci od tego, czy powierzamy je "fizyczno�ci" zadrukowanego papieru, czy te� "niemate- rialno�ci" sygna��w elektronicznych. Tak czy inaczej, ka�dy jest wi�- niem w�asnego �yciorysu; ja osobi�cie - je�li to ma jakie� znaczenie - pozna�em w �yciu tylko redakcje gazet i wydawnictw, obce mi s� natomiast telewizyjne scenografie, kamery, blask jupiter�w. Musz� uspokoi� Czytelnika: nie zamierzam zag��bia� si� dalej w te dy- wagacje, pasuj�ce bardziej do dyskusji w�r�d "massmediolog�w", nie chc� te� nikogo zadr�cza� przyd�ugimi dygresjami autobiograficznymi. To, co dot�d powiedzia�em, wystarczy, aby uzmys�owi� Czytelnikowi zaskoczenie (a mo�e nawet lekkie zak�opotanie), jakie wywo�a�a we mnie pewna rozmowa telefoniczna pod koniec maja 1993 roku. Jak ka�dego poranka, schodz�c do swojej pracowni powtarza�em w duchu s�owa Cycerona: "Si apud bibliothecam hortulum habes, nihil deerit" ("Czeg� ci jeszcze brakuje, je�li masz bibliotek�, a przy niej ogr�- dek?"). By� to czas szczeg�lnie intensywnej pracy: zako�czy�em w�a�nie korekt� jednej ksi��ki i by�em zaj�ty szlifowaniem nast�pnej. Jednocze�- nie musia�em kontynuowa� bie��c� wsp�prac� z czasopismami. Obowi�zk�w mi zatem nie brakowa�o. Ale nie brak�o te� nale�nej wdzi�czno�ci Temu, kt�ry pozwala� mi je wype�nia�, dzie� po dniu, w ciszy i samotno�ci owej pracowni nad brzegiem jeziora Garda, z dala od wszelkich wp�ywowych sa- lon�w politycznych i kulturalnych, ale tak�e religijnych. Czy� bowiem sam Jacques Maritain - cz�owiek stoj�cy poza wszelkim podejrzeniem i se- rdeczny przyjaciel Paw�a VI - nie zaleca� tym, kt�rzy chc� nadal kocha� katolicyzm, a mo�e nawet go broni�, by zachowywali umiar i pow�ci�gli- wo�� w swoich kontaktach z tak zwanym "�wiatem katolickim"? Jednak�e owego wiosennego dnia w cisz� mojego schronienia wdar� si� niespodziewanie dzwonek telefonu. Dzwoni� dyrektor generalny RAI - W�os- kiego Radia i Telewizji. Cho� zna� moj� niech�� do wyst�powania w pro- gramach telewizyjnych, ju� wcze�niej bowiem odmawia�em w nich udzia�u, chcia� mnie uprzedzi�, �e ju� wkr�tce otrzymam pewn� propozycj�. I tym razem - napomina� - odmowa nie wchodzi w gr�. I rzeczywi�cie, w nast�pnych dniach odby�em jeszcze kilka telefonicz- nych rozm�w "z Rzymem". Sytuacja nabiera�a stopniowo konkretnych - i nieco niepokoj�cych - kszta�t�w. W pa�dzierniku 1993 roku mia�o up�yn�� pi�tna�cie lat pontyfikatu Jana Paw�a 2. Ojciec �wi�ty przyj�� propozy- cj� RAI, by z tej okazji udzieli� wywiadu telewizyjnego. Mia� to by� ab- solutny precedens w dziejach papiestwa, kt�re w kolejnych stuleciach wi- dzia�y ju� wszystko. Wszystko - ale nigdy jeszcze Nast�pca Piotra nie zasiad� przed kamerami telewizji, aby przez godzin� odpowiada� na krzy- �owy ogie� pyta� dziennikarzy. Wywiad mia� zosta� nadany przez RAI wieczorem tego samego dnia, w kt�rym przypada�a pi�tnasta rocznica pontyfikatu, a zaraz potem przez wszystkie najwi�ksze sieci telewizyjne na �wiecie. Dowiedzia�em si�, �e postano- wiono powierzy� prowadzenie wywiadu ni�ej podpisanemu, poniewa� od lat �ledzono to, co pisz� w ksi��kach i artyku�ach na tematy religijne: co pisz� ze swobod� cz�owieka �wieckiego, ale zarazem w postawie solidarno- �ci chrze�cijanina, �wiadomego, �e Ko�ci� zosta� powierzony nie tylko duchowie�stwu, ale wszystkim ochrzczonym, cho� ka�dy ma w nim do spe�- nienia w�asne zadanie na okre�lonym poziomie. Zwr�cono zw�aszcza uwag� na o�ywion� dyskusj� wok� "Raportu o stanie wiary", ale tak�e na owoce duszpasterskie tej ksi��ki i na pozytywny wp�yw, jaki wywar�a ona na ca�y Ko�ci� dzi�ki masowym wydaniom w wielu j�zykach. Opublikowa�em j� w 1985 roku, relacjonuj�c w niej kilkudniow� rozmow� z najbli�szym doradc� teologicznym Papie�a, kard. Josephem Rat- zingerem, prefektem Kongregacji Nauki Wiary, czyli by�ego �wi�tego Ofi- cjum. Tak�e tamten wywiad by� nowo�ci�, wydarzeniem bez precedensu w dziejach Instytucji, kt�rej zami�owanie do milczenia i tajemnic sta�o si� tematem legend (cz�sto "czarnych", antyklerykalnych). Aby powr�ci� do roku 1993, dodam na razie tylko tyle, �e w ramach przygotowa� do wywiadu (prowadzonych bardzo dyskretnie, tak �e �adna wie�� o nich nie dotar�a do uszu dziennikarzy) spotka�em si� tak�e z Ja- nem Paw�em 2 w Castel Gandolfo. Przy tej okazji mia�em okazj� wyja�ni� - z nale�nym szacunkiem, ale i ze stanowczo�ci�, kt�ra by� mo�e zaniepokoi�a niekt�rych spo�r�d obec- nych (ale nie gospodarza domu, otwarcie okazuj�cego wdzi�czno�� za syno- wsk� szczero��) - jakimi intencjami zamierza�em si� kierowa�, przygoto- wuj�c schemat pyta� do wywiadu. Przyznano mi tu ca�kowit� autonomi�, a jedyna wskaz�wka, jak� us�ysza�em, brzmia�a: "Prosz� kierowa� si� w�as- nym uznaniem". 4 Si�a wy�sza Jednak�e sam Papie� nie doceni� ogromu zaj��, zaplanowanych dla niego na wrzesie� - miesi�c, w kt�rym up�ywa� ostateczny termin nagrania wy- wiadu i przekazania go technikom telewizyjny, tak aby mieli oni czas niezb�dny na "opracowanie" materia�u przed transmisj�. Dowiaduj� si� te- raz, �e program zaj�� papieskich na ten miesi�c zajmowa� bite 36 stron wydruku komputerowego. Obejmowa� spotkania bardzo r�norodne, z kt�rych ka�de wymaga�o starannego przygotowania: obok podr�y do dw�ch diecezji w�oskich (Arezzo i Asti) przewidziana by�a m.in. pierwsza wizyta cesarza Japonii w Stolicy Piotrowej; mia�a si� te� odby� pierwsza podr� na te- reny by�ego Zwi�zku Radzieckiego - na Litw�, �otw� i do Estonii (co po- ci�ga�o za sob� konieczno�� przynajmniej pobie�nego zapoznania si� z nie�atwymi j�zykami tych kraj�w; Papie� czuje si� do tego zobowi�zany, nakazuje mu to jego pasterska gorliwo�� i pragnienie, by wszystkie naro- dy �wiata mog�y "zrozumie�" jego przepowiadanie Ewangelii). Tak czy inaczej okaza�o si�, �e ze wzgl�du na te dwa "precedensy" - japo�ski i ba�tycki - dodanie jeszcze trzeciego, telewizyjnego, nie jest mo�liwe. Tym bardziej, �e Jan Pawe� 2 w swojej wielkoduszno�ci obieca� nagra� a� cztery godziny wywiadu, tak aby re�yser (znany i ceniony Pupi Avati) m�g� wybra� najlepsze jego fragmenty do godzinnej transmisji te- lewizyjnej. Planowano nast�pnie opublikowanie ca�o�ci wywiadu w ksi��ce, aby uczyni� w ten spos�b zado�� intencji pasterskiej i katechetycznej, kt�ra sk�oni�a Papie�a do przyj�cia ca�ego projektu. Jednak�e nawa� za- j��, o kt�rym by�a mowa, uniemo�liwi� mu w ostatniej chwili realizacj� przedsi�wzi�cia. Co do mnie, to wr�ci�em nad jezioro, aby rozmy�la� - jak zwykle - o tych samych problemach, o kt�rych mia�em rozmawia� z Papie�em, ale ju� w ciszy mojej pracowni. To przecie� Pascal, spogl�daj�cy z portretu na biurku, przy kt�rym pracuj�, powiedzia�: "Wszystkie k�opoty ludzi bior� si� st�d, �e nie umiej� oni usiedzie� spokojnie we w�asnym pokoju". Co prawda zaanga�owa�em si� w przedsi�wzi�cie, o kt�rym tu mowa, nie z w�asnej inicjatywy, w �adnym wypadku nie mo�na go te� nazwa� "k�opotem" - jeszcze czego! Nie ukrywam jednak, �e postawi�o ono przede mn� kilka problem�w. Przede wszystkim jako katolik zadawa�em sobie pytanie, czy rzeczywi�- cie jest rzecz� stosown�, by Papie� udziela� wywiad�w - i to w dodatku telewizyjnych. Czy nie nara�a si� w ten spos�b na ryzyko (niezale�ne rzecz jasna od jego wielkodusznych intencji, ale nieuniknione jako sku- tek oddzia�ywania bezwzgl�dnych mechanizm�w massmedi�w), �e jego g�os zostanie zag�uszony przez chaotyczny zgie�k �wiata, kt�ry wszystko zmie- nia w banalne widowisko, pe�ne wzajemnie sprzecznych opinii i bezustan- nej gadaniny na ka�dy temat? Czy jest wskazane, aby nawet Najwy�szy Pas- terz rzymskiego Ko�cio�a nagina� si� do formu�y rozmowy z dziennikarzem i rozpoczyna� swoje wypowiedzi od zwyczajnego "wed�ug mnie", rezygnuj�c z uroczystego "My", w kt�rym pobrzmiewa g�os tysi�cletniego misterium Ko�cio�a? Takie pytania zadawa�em nie tylko sobie, ale tak�e - cho� z nale�nym szacunkiem - innym. Opr�cz tego rodzaju problem�w "zasadniczych" wskazywa�em r�wnie� na fakt, �e kompetencja, jak� mog�em zdoby� dzi�ki wieloletniej pracy w dziedzinie informacji religijnej, prawdopodobnie nie wystarczy�a, aby skompensowa� m�j brak do�wiadczenia w pracy z telewizj�. Zw�aszcza w sy- tuacji tego rodzaju - najbardziej wymagaj�cej od dziennikarza, jak� mo�- na sobie wyobrazi�. R�wnie� jednak te moje zastrze�enia natrafi�y na ra- cje przeciwne. Tak czy inaczej, operacja "Pi�tnastolecie pontyfikatu w telewizji" nie zosta�a przeprowadzona i mo�na si� by�o spodziewa�, �e skoro min�a oka- zja, jak� by�a rocznica, nie b�dzie si� ju� o niej wspomina�. Mog�em za- tem zn�w zaj�� si� stukaniem na mojej maszynie do pisania i �ledzeniem z t� sam� mi�o�ci� i szacunkiem wypowiedzi Biskupa Rzymu, ale w taki spo- s�b, jak to czyni�em poprzednio - za po�rednictwem Acta Apostolicae Se- dis. 4 Niespodzianka Min�o kilka miesi�cy. Kt�rego� dnia, tak samo niespodziewanie jak po- przednio, zn�w zadzwoniono do mnie z Watykanu. Moim rozm�wc� by� dyrek- tor Biura Prasowego Stolicy Apostolskiej - ten operatywny i sympatyczny psychiatra hiszpa�ski przekwalifikowany na dziennikarza, Joaquin Navar- ro-Valls, kt�ry nale�a� do najbardziej zdecydowanych zwolennik�w idei wywiadu. Navarro mia� mi przekaza� wiadomo��, kt�ra - jak mnie zapewni� - zaskoczy�a jego samego. Ot� w imieniu Papie�a mia� mi powiedzie� co nast�puje: "Cho� nie mia�em mo�no�ci odpowiedzie� Panu osobi�cie, nie zapomnia�em o Pa�skich pytaniach. Zainteresowa�y mnie i s�dz�, �e nie powinny pozosta� bez odpowiedzi. Zastanawiam si� nad nimi i od pewnego czasu, na ile pozwalaj� mi moje zaj�cia, przygotowuj� odpowiedzi na pi�- mie. Poniewa� Pan w�o�y� sporo pracy w sformu�owanie pyta�, ma Pan pewne prawo, aby otrzyma� odpowiedzi... Przygotowuj� je i przeka�� je Panu. Potem prosz� je wykorzysta� wedle w�asnego uznania". Jednym s�owem, kolejny raz Jan Pawe� 2 potwierdzi� trafno�� okre�le- nia: "Papie� niespodzianek", towarzysz�cego mu od dnia wyboru, kt�ry sam zreszt� by� wydarzeniem nieprzewidywalnym. Ci�g dalszy by� taki, �e kt�rego� dnia pod koniec kwietnia bie��cego roku odwiedzi� mnie Navarro-Valls, przywo��c w teczce du�� bia�� koper- t�. By� w niej tekst wcze�niej zapowiedziany, napisany w�asn� r�k� Pa- pie�a, kt�ry - aby jeszcze mocniej wyrazi� osobiste zaanga�owanie, z ja- kim zapisywa� te stronice - d�ugimi poci�gni�ciami pi�ra podkre�li� bar- dzo liczne fragmenty tekstu: Czytelnik znajdzie je wydrukowane kursyw�, zgodnie z sugesti� samego Autora. Zosta�y tak�e zachowane odst�py, wpro- wadzone cz�sto mi�dzy poszczeg�lnymi zdaniami. Szacunek nale�ny tekstowi tego rodzaju, w kt�rym liczy si� ka�de s�o- wo, kierowa� mnie tak�e w zleconej mi pracy adiustacyjnej: ograniczy�em si� w niej do takich interwencji, jak: dodanie w nawiasach t�umacze� wy- ra�e� �aci�skich; drobne poprawki oryginalnej interpunkcji, czasem nie- zbyt precyzyjnej; uzupe�nienie nazwisk os�b (na przyk�ad: Yves Congar, tam gdzie Papie� napisa� skr�towo Congar); propozycje synonim�w w zda- niach, w kt�rych jedno s�owo wyst�puje dwa razy; poprawa rzadkich nie- �cis�o�ci w t�umaczeniu z polskiego. Do drobiazg�w zatem, kt�re w naj- mniejszym stopniu nie dotyczy�y tre�ci. Praca bardziej istotna polega�a na wprowadzeniu dodatkowych pyta� tam, gdzie tekst tego wymaga�. Pierwotny schemat, nad kt�rym pracowa� Jan Pa- we� 2, i to ze zdumiewaj�c� gorliwo�ci�, nie pomijaj�c ani jednego py- tania (sam fakt tak powa�nego potraktowania skromnego dziennikarza wyda- je si� kolejnym dowodem - gdyby go kto� potrzebowa� - pokory Papie�a, jego wielkodusznej gotowo�ci ws�uchania si� w g�osy przeci�tnych "chrze- �cijan z ulicy") - �w schemat zatem zawiera� dwadzie�cia pyta�. By�y one stanowczo zbyt liczne i zbyt rozleg�e jak na wymogi wywiadu telewizyjnego, nawet obszernego. Odpowiadaj�c na pi�mie, Papie� m�g� si� wypowiedzie� szerzej, a w toku swoich odpowiedzi wskazywa� swoje proble- my. Te za� wymaga�y dodania odpowiednio sformu�owanych pyta�. Aby przy- toczy� tu jeden tylko przyk�ad: problem m�odych, dla kt�rych nie star- czy�o miejsca w pierwotnym "schemacie", a kt�rym Papie� - potwierdzaj�c swoje szczeg�lne do nich przywi�zanie - po�wi�ci� pi�kne stronice. Tak czy inaczej, tekst w ten spos�b opracowany zosta� przejrzany i za- aprobowany przez Autora w wersji, kt�ra zostaje tutaj opublikowana; jed- nocze�nie ukazuj� si� oparte na niej przek�ady na najwa�niejsze j�zyki �wiata. Trzeba to podkre�li�, aby da� Czytelnikowi gwarancj�, �e g�os, kt�ry tu rozbrzmiewa - tak osobisty, a zarazem tak pe�en autorytetu - jest w ca�o�ci i wy��cznie g�osem Nast�pcy Piotra. Jeszcze jedna uwaga na temat redakcyjnego "opracowania" tekstu: nie- kt�rzy doradzali mi interwencje bardzo rozleg�e - dodanie komentarzy, uwag, wyja�nie�, cytat�w z encyklik, dokument�w, przem�wie�. Ja jednak stara�em si� zachowa� maksimum dyskrecji, ograniczaj�c si� do niniejszej noty wydawniczej, kt�ra ma jedynie wyja�ni�, jak potoczy�y si� sprawy (tak "przedziwne" mimo ca�ej swej prostoty): nie chcia�em umniejszy� przez niepotrzebne wtr�ty niezwyk�ej nowo�ci, zaskakuj�cego napi�cia i teologicznego bogactwa tych stronic. Stronic, kt�re - jestem tego pewien - m�wi� same za siebie. I kt�rych intencja jest wy��cznie "religijna": s� one jedynie kolejnym �wiadectwem - uj�tym w literack� form� "wywiadu" - pos�ugi Nast�pcy Piotra jako nauczyciela wiary, aposto�a Ewangelii, ojca i zarazem brata wszystkich ludzi. Tylko katolicy widz� w nim "Wika- riusza Chrystusa", ale jego �wiadectwo o prawdzie i jego pos�uga mi�o�ci docieraj� dzi�, jak zawsze w przesz�o�ci, do ka�dego cz�owieka, czego dowodem jest te� niekwestionowany presti�, jaki Stolica Apostolska zdo- by�a sobie w spo�eczno�ci mi�dzynarodowej. W ka�dym kraju. kt�ry odzys- kuje wolno�� czy niepodleg�o��, jednym z pierwszych akt�w suwerennego pa�stwa jest decyzja o wys�aniu przedstawiciela do Rzymu, "ad Petri Se- dem". I nie jest to podyktowane przez wzgl�dy polityczne, ale przez swo- ist� potrzeb� "duchowej prawomocno�ci", przez nakaz "moralny". 4 Kwestia wiary Stoj�c wobec nie�atwego problemu u�o�enia serii pyta�, co do kt�rych pozostawiono mi ca�kowit� swobod�, postanowi�em z miejsca odrzuci� wsze- lkie tematy polityczne, socjologiczne, a tak�e "klerykalne, kojarz�ce si� z "ko�cieln� biurokracj�", kt�re stanowi� prawie sto procent infor- macji (czy dezinformacji) nazwanej arbitralnie "religijn�", a rozpo- wszechnionej przez liczne, i to nie tylko "�wieckie", �rodki przekazu. Pozwol� sobie przytoczy� tu fragment roboczej notatki, jak� przed�o�y- �em osobie, kt�ra zleci�a mi przygotowanie wywiadu: "Nie mo�na zmarnowa� czasu, jaki stwarza ta naprawd� wyj�tkowa okazja, przez zadawanie pyta� typowych dla "watykanolog�w". Wa�niejsza, daleko wa�niejsza ni� banalne dywagacje - nie pozbawione sensu, ale wt�rne, a czasem nawet sprowadza- j�ce na fa�szywy trop - o dora�nych decyzjach instytucji ko�cielnej; wa- �niejsza ni� dyskusje o spornych kwestiach moralnych - wa�niejsza ni� to wszystko jest wiara. Jej pewniki i jej niejasno�ci; kryzys, kt�ry zdaje si� jej zagra�a�; sama mo�liwo�� wiary dzisiaj, w kulturach, dla ktorych prowokacj� i nietolerancj� jest twierdzenie, �e istniej� nie tylko opi- nie, ale �e istnieje jeszcze Prawda pisana du�� liter�. Jednym s�owem, warto wykorzysta� okazj�, jak� daje nam Ojciec �wi�ty, aby poruszy� problem "korzeni", a wi�c tego, na czym opiera si� ca�a reszta, a co wy- daje si� spychane na drugi plan, cz�sto nawet wewn�trz samego Ko�cio�a, jak gdyby nie chciano lub nie umiano otwarcie podejmowa� tego zagadnie- nia". Pisa�em dalej w tej notatce: "Mo�na to zobrazowa� - je�li wolno - �ar- tobliw� przeno�ni�: nie interesuje nas tutaj ca�kowicie klerykalny (jak jest klerykalna tak�e pewna odmiana "laicko�ci") problem umeblowania ko- mnat watyka�skich: czy jest ono klasyczne (konserwaty�ci), czy nowoczes- ne (progresi�ci). Nie interesuje nas te� Papie�, w kt�rym wielu chcia�o- by widzie� jedynie prezydenta swego rodzaju �wiatowej agencji do spraw etyki, pokoju, czy ochrony �rodowiska; Papie� jako rzecznik i gwarant "politycznej poprawno�ci" konformizm�w modnych w kolejnych sezonach. Chcemy natomiast zbada�, czy s� jeszcze mocne fundamenty, na kt�rych wznosi si� budowla Ko�cio�a, poniewa� zachowuje ona swoje znaczenie i prawomocno�� jedynie pod warunkiem, �e nadal opiera si� na pewno�ci zma- rtwychwstania Chrystusa. A zatem ju� na samym pocz�tku rozmowy nale�a�o- by skierowa� uwag� na "skandal", jaki stanowi zagadkowa to�samo�� Papie- �a jako takiego: nie jest on przede wszystkim jednym z wielkich tego �wiata, ale jedynym cz�owiekiem, kt�ry w oczach innych ludzi jest bezpo- �rednim ��cznikiem z Bogiem, "zast�pc�" samego Chrystusa, drugiej Osoby Tr�jcy �wi�tej. O kap�a�stwie kobiet, o duszpasterstwie homoseksualist�w czy os�b rozwiedzionych, o watyka�skich strategiach geopolitycznych, o stanowisku Konferencji Episkopat�w w sprawie jedno�ci politycznej kato- lik�w, o postawach spo�eczno- politycznych ludzi wierz�cych i o wielu innych kwestiach mo�na, a nawet trzeba dyskutowa�, i to szeroko. Naj- pierw jednak trzeba odnale�� w�a�ciw� hierarchi� rzeczy (cz�sto posta- wion� dzi� na g�owie, nawet w �rodowiskach katolickich), kt�ra wysuwa na pierwszy plan pytanie proste i brutalne: czy to, w co wierz� katolicy i czego Papie� jest najwy�szym gwarantem, to "prawda", czy "nieprawda"? Czy chrze�cija�skie "Credo" mo�na jeszcze przyjmowa� dos�ownie, czy na- le�y raczej zepchn�� je na drugi plan jako swego rodzaju staro�wieck� tradycj� kulturow�, zesp� pogl�d�w spo�eczno- politycznych czy szko�� my�lenia, nie widz�c ju� w nim wyzwania wiary w perspektywie �ycia wie- cznego? Dyskusja o kwestiach moralnych (od stosowania prezerwatyw po le- galizacj� eutanazji), nie poprzedzona - jak nieraz bywa - refleksj� na temat wiary i jej prawdziwo�ci, nie ma sensu, gorzej - prowadzi w fa�- szywym kierunku. Je�li Jezus nie jest Chrystusem, jakie� znaczenie mo�e dla nas mie� chrze�cija�stwo i jego wymogi etyczne?" Musz� przyzna�, �e nie mia�em �adnych trudno�ci z uzyskaniem aprobaty dla tych za�o�e�. Przeciwnie: spotka�em si� natychmiast z ca�kowit� ak- ceptacj�, z pe�n� jednomy�lno�ci� Rozm�wcy, kt�ry podczas naszego spot- kania w Castel Gandolfo zapewni� mnie, �e zapozna� si� z pierwszym pro- jektem pyta�, jaki mu przekaza�em, i potwierdzi�, �e zgodzi� si� udzie- li� wywiadu jedynie w perspektywie swojej pos�ugi Nast�pcy Aposto��w; jedynie po to, by wykorzysta� t� jeszcze jedn� okazj� do g�oszenia "ke- rygmatu" - wstrz�saj�cego or�dzia, na kt�rym opiera si� ca�a nasza wia- ra: "Jezus jest Panem; tylko w Nim jest zbawienie, dzi� tak jak wczoraj i zawsze". W tej zatem perspektywie nale�y przyjmowa� i ocenia� wyb�r literackiej formy wywiadu, kt�ry na pocz�tku budzi� moje w�tpliwo�ci (je�li ma to jakie� znaczenie). Obecny Papie� to cz�owiek ogarni�ty niepowstrzyman� pasj� apostolsk�; to Pasterz, kt�remu zwyk�e drogi wydaj� si� zawsze niewystarczaj�ce i kt�ry si�ga po wszelkie mo�liwe �rodki, aby g�osi� ludziom Dobr� Nowin�. Jak m�wi Ewangelia, chce on wychodzi� na dachy (na kt�rych wyr�s� las anten telewizyjnych) i wo�a�, �e istnieje Nadzieja, �e jest oparta na mocnym fundamencie i zostaje ofiarowana ka�demu, kto chce j� przyj��. Jednym s�owem, tak�e rozmow� z dziennikarzem Papie� ocenia w �wietle s��w Paw�owych z Pierwszego Listu do Koryntian: "Sta�em si� wszystkim dla wszystkich, �eby w og�le ocali� przynajmniej niekt�- rych. Wszystko za� czyni� dla Ewangelii, by mie� w niej sw�j udzia�" (9, 22-23). W takim klimacie zanika wszelka abstrakcja: dogmat przemienia si� w cia�o i krew, w �ycie. Teolog staje si� �wiadkiem i pasterzem. 4 "Ksi�dz Karol, proboszcz ca�ego �wiata" Z takiej w�a�nie intencji "kerygmatycznej", z takiego ducha "pierwsze- go zwiastowania" i "nowej ewangelizacji", narodzi�y si� stronice tej ksi��ki. Czytaj�c je, Czytelnik zrozumie, dlaczego nie chcia�em dodawa� bezu�ytecznych komentarzy do s��w tak bogatych w tre��, pasja ich Autora podrywa je jak gdyby do lotu. Jest to owa "passion de convaincre", kt�ra wedle Pascala powinna by� cech� wyr�niaj�c� ka�dego chrze�cijanina i kt�ra bez w�tpienia przenika do g��bi osobowo�ci tego "S�ugi s�ug Bo- �ych". Dla niego jest czym� oczywistym, �e B�g Jezusa Chrystusa nie tylko is- tnieje, �yje i dzia�a, ale jest tak�e - i przede wszystkim - Mi�o�ci�, podczas gdy O�wiecenie i racjonalizm, kt�re zatruwa�y nawet niekt�re nu- rty teologii, ale dzi�ki Bogu nie pozostawi�y najmniejszego �ladu na nim, widz� w Bogu niewzruszonego Wielkiego Architekta, to znaczy przede wszystkim Intelekt. Najwa�niejsze or�dzie, z kt�rym Papie� chce dotrze� do ka�dego cz�owieka, jest chyba takie: "Zrozum, �e kimkolwiek jeste�, jeste� kochany! Pami�taj, �e Ewangelia jest wezwaniem do rado�ci! Nie zapominaj, �e masz Ojca i �e ka�de �ycie, nawet najbardziej bezsensowne w oczach ludzi, ma wieczn� i niesko�czon� warto�� w oczach Boga!". M�wi� mi pewien wybitny teolog, jedna z bardzo nielicznych os�b, kt�re mia�y mo�no�� przejrze� ten tekst jeszcze w r�kopisie: "Ta ksi��ka to objawienie - bezpo�rednie, wolne od schemat�w i filtr�w - religijnego i intelektualnego �wiata Jana Paw�a 2, a tym samym tak�e klucz do odczy- tania i interpretacji ca�ego jego nauczania". Ten sam teolog nie waha� si� nawet stwierdzi�, �e "nie tylko wsp�cze�ni komentatorzy, ale tak�e przyszli historycy nie b�d� mogli zrozumie� pierwszego polskiego ponty- fikatu, je�li nie przeczytaj� tych stronic. Zapisane w porywie natchnie- nia, �wiadcz�ce o czym�, co kto� l�kliwy m�g�by uzna� za przejaw "poryw- czo�ci" czy mo�e wielkodusznej "nieroztropno�ci", ukazuj� nam w spos�b niezwykle wyrazisty nie tylko umys�, ale tak�e serce cz�owieka, kt�remu zawdzi�czamy tyle encyklik, list�w apostolskich, przem�wie�. Wszystko znajduje tutaj swoje korzenie: jest to zatem dokument dla dnia dzisiej- szego, ale tak�e dla historii. Istotnie, Czytelnik znajdzie na tych stronicach szczeg�ln� "mieszan- k�": wyznania osobiste, refleksje i wskazania duchowe, mistyczn� medyta- cj�, spojrzenia w przesz�o�� i przysz�o��, rozwa�ania teologiczne, a tak�e filozoficzne. Chocia� wi�c ka�d� stron� trzeba czyta� uwa�nie (kto spr�buje si�gn�� pod powierzchni� prostego, potoczystego j�zyka, natrafi na zdumiewaj�c� g��bi�), niekt�re fragmenty wymagaj� szczeg�lnego sku- pienia. Dzi�ki naszemu bezpo�redniemu do�wiadczeniu pierwszych czytelni- k�w mo�emy wszystkich zapewni�, �e wysi�ek z pewno�ci� si� op�aci. Czas i uwaga zainwestowane w lektur� przynios� obfite owoce. Pozwol� mi�dzy innymi zauwa�y�, �e ogromnej otwarto�ci Autora (w porywach niezwykle �mia�ej: wystarczy zajrze� do stronic o ekumenizmie) towarzyszy zawsze ogromna wierno�� Tradycji. I �e ramiona otwarte na przyj�cie ka�dego nie przes�aniaj� bynajmniej to�samo�ci katolicyzmu, gdy� Jan Pawe� 2 ma pe- �n� �wiadomo��, �e jest jej gwarantem i stra�nikiem wobec Chrystusa, nie ma bowiem "�adnego innego imienia, w kt�rym mogliby�my by� zbawieni" (Dz 4, 12). Jak wiadomo, w 1982 r. francuski pisarz i dziennikarz Andre Frossard opublikowa� ksi��k� powsta�� jako zapis serii rozm�w z obecnym Papie�em; nadaj�c jej tytu�, pos�u�y� si� wezwaniem, kt�re sta�o si� jakby progra- mem pontyfikatu: "Nie l�kajcie si�!". Nie zamierzam oczywi�cie niczego ujmowa� tej donios�ej i znakomicie skonstruowanej ksi��ce, trzeba jednak zauwa�y�, �e powsta�a ona u progu pos�ugi Karola Wojty�y na Stolicy Piotrowej. Tutaj natomiast znajdzie Czytelnik ca�e do�wiadczenie pi�tnastu lat pontyfikatu, znami� tego wszystkiego, co wydarzy�o si� w tym okresie (a s� to fakty prze�omowe: wystarczy wspomnie� o upadku marksizmu) w �yciu samego Papie�a, Ko�cio- �a, �wiata. To, co nie tylko pozosta�o nietkni�te, ale wydaje si� wr�cz zwielokrotnione (�wiadcz� o tym niezbicie stronice tej ksi��ki), to zdo- lno�� tworzenia wizji, skupienia ca�ej uwagi na przysz�o�ci, patrzenia przed siebie - w stron� "trzeciego tysi�clecia chrze�cija�stwa", o kt�- rym Papie� m�wi nieustannie z zapa�em i ufno�ci� czterdziestolatka. 4 Pos�uga Piotrowa W�r�d oczekiwa� wi�zanych z t� ksi��k� jest i to, �e sk�oni ona osta- tecznie do ca�kowitej zmiany opinii tych wszystkich, kt�rzy - poza Ko�- cio�em i wewn�trz niego - pozwolili sobie podejrzewa� "Papie�a z dale- kiego kraju" o "intencje zachowawcze", o "reakcj� na przemiany soboro- we". Prawda jest inna: Czytelnik spotyka si� tu nieustannie z potwier- dzeniem opatrzno�ciowej roli Soboru Watyka�skiego 2, w kt�rego posie- dzeniach (od pierwszego do ostatniego) uczestniczy� m�ody w�wczas biskup Karol Wojty�a, odgrywaj�c w nim coraz bardziej aktywn� i istotn� rol�. M�wi�c o tym niezwyk�ym do�wiadczeniu - i o tym, co z niego wynik�o dla Ko�cio�a - Jan Pawe� 2 niczego nie "�a�uje", jak sam otwarcie stwier- dza, cho� nie ukrywa pewnych problem�w i trudno�ci. Trzeba jednak jasno powiedzie�, �e w tej zdecydowanej religijnej pers- pektywie raz jeszcze ujawniaj� swoj� ca�kowit� nieadekwatno�� i fa�szy- wo�� wszelkie schematy typu "prawica-lewica" czy "konserwatysta-progre- sista". "Chrze�cija�skie zbawienie", kt�remu po�wi�cone s� mo�e najbar- dziej porywaj�ce stronice tej ksi��ki, nie ma nic wsp�lnego z tego ro- dzaju �a�osnym politykierstwem. Za� systemy �wiatowych ideologii - zmiennych, ale zawsze jednakowo ciasnych - w niczym nie przypominaj� wi- zji "apokaliptycznej" (w sensie etymologicznym jako "objawienie", "ods- �oni�cie" opatrzno�ciowego planu), kt�ra przenika nauczanie obecnego Pa- pie�a i o�ywia tak�e stronice tej ksi��ki. Czytelnik przekona si�, �e w wielu miejscach nie zawaha�em si� odegra� roli "adwersarza", "kontestatora", a mo�e nawet "prowokatora", cho� za- chowywa�em zawsze postaw� nale�nego szacunku. Jest to zadanie nie zawsze przyjemne i �atwe. S�dz� jednak, �e na tym w�a�nie polega powinno�� ka�- dego dziennikarza prowadz�cego wywiad, kt�ry - nie przekraczaj�c okre�- lonych granic i przede wszystkim pami�taj�c o chrze�cija�skiej cnocie autoironii, czyli o dystansie wobec pokusy traktowania zbyt serio samego siebie - powinien stara� si� stosowa� swoist� "majeutyk�": jest to za�, jak wiadomo, "technika akuszerki". Odnios�em zreszt� wra�enie, �e m�j Rozm�wca tego w�a�nie oczekiwa�, nie za� jedynie dworskiego przytakiwania: dowodzi tego �ywotno��, jas- no�� i spontaniczna szczero�� odpowiedzi. Us�ysza�em w nich czasem co� w rodzaju �yczliwej "przygany" czy mo�e ojcowskiej "kontestacji". Jestem wdzi�czny r�wnie� za to - i nie tylko dlatego, �e jest to potwierdzenie wielkodusznej powagi, z jak� zosta�y przyj�te moje pytania: Ojciec �wi�- ty przyzna� mi w ten tak�e spos�b, �e te pytania, te sposoby stawiania problem�w, cho� jemu samemu obce, nurtuj� wielu ludzi naszej epoki. Trzeba by�o zatem, aby kto� spr�bowa� je wypowiedzie�. Z drugiej strony, czytaj�c niekt�re odpowiedzi doznawa�em tak�e uczu� zbli�onych do tego, co mistrzowie duchowo�ci nazywaj� "�wi�t� zazdro�- ci�" (a wi�c nie jest to mo�e "grzech", ale dobroczynny bodziec): u�wia- domi�em sobie w pe�ni dysproporcj� mi�dzy nami - ma�ymi chrze�cijanami, n�kanymi przez problemy na miar� naszej przeci�tno�ci - a obecnym Nast�- pc� Piotra. Kt�ry to - je�li wolno si� tak wyrazi� - nie potrzebuje wca- le "wierzy�": dla niego bowiem prawdy wiary to namacalna rzeczywisto��. A zatem - by odwo�a� si� do Pascala, kt�rego i on z upodobaniem cytuje - nie musi odwo�ywa� si� do �adnego "zak�adu", ani nie musi si� podpiera� �adnym "rachunkiem prawdopodobie�stwa". To, �e B�g, kt�ry wcieli� si� w Jezusa Chrystusa, �yje, dzia�a i nape- �nia ca�y wszech�wiat swoj� mi�o�ci� - to wszystko chrze�cijanin Karol Wojty�a, jak ka�dy mistyk, w jaki� spos�b odczuwa, dotyka tego i do�wia- dcza przez wiar�. To, co dla nas mo�e by� problemem, dla niego jest fak- tem obiektywnie sprawdzalnym. Nie jest mu co prawda obcy, jako by�emu wyk�adowcy filozofii, trud ludzkiego umys�u poszukuj�cego "dowod�w" chrze�cija�skiej prawdy (przeciwnie, po�wi�ca im stronice o szczeg�lnym ci�arze gatunkowym), ale odnosi si� wra�enie, �e dla niego wszystkie te argumenty to tylko oczywiste potwierdzenie niepodwa�alnej rzeczywisto�- ci. Wydaje mi si�, �e tak�e w tym sensie Papie� naprawd� przenikni�ty jest duchem Ewangelii, �e wype�niaj� si� na nim s�owa przekazane nam przez �w. Mateusza: "b�ogos�awiony jeste�, Szymonie, synu Jony. Albowiem nie objawi�y ci tego cia�o i krew, lecz Ojciec m�j, kt�ry jest w niebie. Ot� i Ja tobie powiadam: Ty jeste� Piotr (czyli Ska�a), i na tej skale zbuduj� Ko�ci� m�j, a bramy piekielne go nie przemog�" (16, 17-18). Opoka, ska�a, kt�rej mo�na si� uchwyci� w godzinie pr�by, w momencie "burzy zw�tpienia" i "nocy ciemnej", kt�re oczyszczaj� nasz� jak�e cz�s- to w�t�� wiar�; niezachwiany �wiadek prawdy Ewangelii, prawd wiary, Bo- �ej obecno�ci w Ko�ciele, Innego �wiata, w kt�rym ka�dy otrzyma to, co mu si� nale�y, i gdzie ka�demu dana b�dzie - je�li tylko jej zechce - pe�nia �ycia wiecznego. Tak� pos�ug� dla dobra ludzi sam Jezus Chrystus powierzy� jednemu cz�owiekowi, czyni�c go swoim "Wikariuszem"" "Szymonie, Szymonie, oto szatan domaga� si�, �eby was przesia� jak pszenic�, ale Ja prosi�em za tob�, aby nie usta�a twoja wiara. Ty ze swej strony utwierdzaj twoich braci" (�k 22, 31-32). Na tym polega pos�uga Nast�pcy Piotra, kt�ry mimo up�ywu dwudziestu stuleci jest nadal jednym z tych, kt�rzy "byli �wiad- kami zmartwychwstania" i wiedz�, �e "ten Jezus zosta� wzi�ty do nieba" (por. Dz 1, 22). I kt�rzy s� gotowi za�wiadczy� nam o tym w�asnym �yciem - s�owem, ale nade wszystko czynem. Ta mocna d�o�, wyci�gni�ta, aby doda� nam pewno�ci, i to potwierdzenie "blasku prawdy" jest mo�e najcenniejszym darem, jaki przynosi nam ta ksi��ka. Na swego pierwszego czytelnika wywar�a wp�yw dobroczynny, dodaj�c mu otuchy i zach�caj�c do wi�kszej sp�jno�ci, do wyci�gni�cia wniosk�w z przes�anek wiary, kt�ra jest mo�e bardziej teori� ni� praktyk� codzien- nego �ycia. Nie mo�na w�tpi�, �e to dobro stanie si� udzia�em wielu, zgodnie z je- dyn� intencj�, jaka kierowa�a moim niezwyk�ym Rozm�wc�. On sam - ze szpitalnego pokoju, w kt�rym si� znalaz� po niefortunnym upadku - zapew- nia� mnie, �e ofiarowa� cz�stk� swego cierpienia w intencji Czytelnik�w jego s��w, zapisanych w tej ksi��ce. Czy zabrzmi to retorycznie, je�li mu odpowiemy, �e za to jeste�my mu wdzi�czni? Vittorio Messori "Przekroczy� pr�g nadziei" Jan Pawe� 2 1. Papie�: wyzwanie i tajemnica - Ojcze �wi�ty, pierwsze pytanie chce dotkn�� samych korzeni. Jest wi�c rzecz� zrozumia��, i� b�dzie nieco d�u�sze od pozosta�ych pyta�. Oto znajduj� si� przed cz�owiekiem ubranym na bia�o, zgodnie z dawnym zwyczajem, i nosz�cym na piersi krzy�. Musz� stwierdzi�, �e ten cz�o- wiek, kt�rego nazywamy Papie�em (po grecku: ojciec), niezale�nie od te- go, jakie nosi imi�, sam w sobie jest jak�� tajemnic� i znakiem sprze- ciwu, lub wr�cz prowokacj� w �wietle tego, czym dla wielu naszych wsp�- czesnych s� kryteria racjonalno�ci czy zwyk�ego zdrowego rozs�dku. Istotnie, wobec Papie�a trzeba wybiera�. Wiara okre�la G�ow� Ko�cio�a katolickiego jako Namiestnika Jezusa Chrystusa (i jako przyjmowany jest On przez wierz�cych). Papie� uwa�any jest wi�c za cz�owieka reprezentu- j�cego na ziemi Syna Bo�ego, za cz�owieka "wyst�puj�cego w imieniu" Dru- giej Osoby Tr�jcy �wi�tej. Tak m�wi o sobie ka�dy Papie�, oczywi�cie z wymagan� pokor�, ale nie mniejsz� pewno�ci�. Tak wierz� katolicy, kt�rzy nieprzypadkowo nazywaj� Go Ojcem �wi�tym, �wi�tobliwo�ci�. Jednak wielu innych ludzi twierdzi, �e to roszczenie jest absurdalne i bezsensowne. Dla nich Papie� nie jest przedstawicielem Boga, lecz jakim� prze�ytkiem dawnych mit�w i legend, kt�rych cz�owiek "dojrza�y" dzisiaj nie mo�e akceptowa�. Ot�, w obliczu Waszej �wi�tobliwo�ci - podobnie jak w obliczu ka�dego Jego poprzednika i nast�pcy - trzeba zrobi� "zak�ad", jak powiedzia�by Pascal: Ojciec �wi�ty albo jest tajemniczym znakiem Boga �ywego, albo te� jest wyrazem iluzji trwaj�cej od dw�ch tysi�cy lat. Je�li wi�c mo�na zapyta�: czy Wasza �wi�tobliwo�� nigdy si� nie waha� i nie waha w pewno�ci co do swego szczeg�lnego zwi�zku z Jezusem Chrys- tusem, a wi�c z Bogiem? Czy nie mia� nigdy - oczywi�cie nie w�tpliwo�ci - ale przynajmniej pyta� i problem�w (co jest rzecz� ludzk�) co do praw- dziwo�ci tego Credo, kt�re powtarza podczas Mszy �w. - Credo g�osz�ce przecie� wiar� nies�ychan�, a kt�rej Wasza �wi�tobliwo�� jest najwy�szym gwarantem? My�l�, �e musimy zacz�� od wyja�niania s��w i poj��. Pa�skie pytanie przenikni�te jest z jednej strony �yw� wiar�, a z drugiej strony pewnym niepokojem. To musz� zaraz na pocz�tku stwierdzi�, a stwierdzaj�c to, musz� odwo�a� si� do wyra�enia, kt�re sta�o u pocz�tku mojego pos�ugiwa- nia na Stolicy �w. Piotra: "Nie l�kajcie si�"! Chrystus wielokrotnie skierowa� to wezwanie do ludzi, ktorych spotka�. Tak m�wi� Anio� do Maryi: "Nie l�kaj si�" (por. �k 1, 30). Tak samo m�- wi� do J�zefa: "Nie l�kaj si�" (por. Mt 1, 20). Tak m�wi� Chrystus do Aposto��w, do Piotra, w r�nych okoliczno�ciach, a zw�aszcza po swoim zmartwychwstaniu. M�wi�: "Nie l�kajcie si�"! Czu� bowiem, �e si� l�kaj�. Nie byli pewni, czy Ten kogo widz�, jest tym samym Chrystusem, kt�rego znali. L�kali si� przy Jego pojmaniu, l�kali si� jeszcze bardziej po Je- go zmartwychwstaniu. S�owa, kt�re wypowiedzia� Chrystus, powtarza Ko�ci�. A wraz z Ko�cio- �em powtarza je Papie�, a czyni to od pierwszej homilii na Placu �w. Piotra: "Nie l�kajcie si�". S� wypowiedziane "na kredyt". Jak wida� s� one g��boko zakorzenione w Ewangelii. S� to po prostu s�owa samego Chry- stusa. Czego nie mamy si� l�ka�? Nie mamy si� l�ka� prawdy o nas samych. T� prawd� zobaczy� naocznie Piotr pewnego dnia i powiedzia� do Jezusa" "Odejd� ode mnie, Panie, bo jestem cz�owiek grzeszny" (�k 5, 8). My�l�, �e nie sam Piotr t� prawd� dostrzeg�. Dostrzega j� ka�dy cz�o- wiek. Dostrzega j� ka�dy nast�pca Piotra. Dostrzega j� w spos�b specjal- nie wyrazisty ten, kt�ry z Panem rozmawia. Ka�dy z nas jest wdzi�czny Piotrowi za to, co powiedzia� owego dnia: "Odejd� ode mnie, Panie, bo jestem cz�owiek grzeszny". Chrystus odpowiedzia� mu: "Nie b�j si�, odt�d ludzi b�dziesz �owi�" (�k 5, 10). Nie l�kaj si� ludzi! Cz�owiek jest za- wsze taki, jaki jest. Systemy, kt�re cz�owiek tworzy s� zawsze niedosko- na�e, a tym bardziej s� niedoskona�e, im cz�owiek jest bardziej zadufany w sobie. Sk�d si� to bierze? To bierze si� z ludzkiego serca. Nasze ser- ce jest niespokojne. Jego niepok�j zna najlepiej sam Chrystus. "On wie, co jest w cz�owieku" (por. J 2, 25). Tak wi�c wobec Pa�skiego pierwszego pytania pragn� odwo�a� si� do s��w Chrystusa, a zarazem do moich pierwszych s��w z Placu �w. Piotra. A wi�c: "Nie l�kaj si�!", gdy ci� ludzie nazywaj� Namiestnikiem Chrystusa, gdy m�wi� do ciebie: Ojcze �wi�ty, albo te� Wasza �wi�tobliwo��, lub u�ywaj�c tym podobnych zwrot�w, kt�re zdaj� si� by� nawet przeciwne Ewa- ngelii. Przecie� Chrystus sam powiedzia�: "Nikogo (...) nie nazywajcie waszym ojcem; jeden bowiem jest Ojciec wasz, Ten w niebie. Nie chciejcie r�wnie�, �eby was nazywano mistrzami, bo jeden jest tylko wasz Mistrz, Chrystus" (Mt 23, 9-10). Jednak�e zwroty te wyros�y na pod�o�u d�ugiej tradycji. Sta�y si� pewnego rodzaju przyzwyczajeniem j�zykowym i r�wnie� tych zwrot�w nie trzeba si� l�ka�. Ile razy Chrystus wzywa: "Nie l�kajcie si�", ma na my�li zawsze i Bo- ga, i cz�owieka. Chce powiedzie�: Nie l�kajcie si� Boga, kt�ry, wed�ug filozof�w, jest transcendentnym Absolutem. Nie l�kajcie si� Boga, owszem, m�wcie do niego wraz ze mn�: Ojcze! Pragnijcie nawet by� dosko- na�ymi, tak jak On i dlatego, �e On jest doskona�y. Owszem - "B�d�cie wi�c wy doskonali, jak doskona�y jest Ojciec wasz niebieski" (Mt 5, 48). Chrystus jest sakramentem niewidzialnego Boga. Sakrament oznacza obec- no��. B�g jest z nami. B�g niesko�czenie doskona�y, nie tylko jest z cz�owiekiem, ale sam sta� si� cz�owiekiem w Jezusie Chrystusie. Nie l�- kajcie si� Boga, kt�ry sta� si� cz�owiekiem! To w�a�nie wypowiedzia� Piotr w pobli�u Cezarei Filipowej: "Ty jeste� Mesjasz, Syn Boga �ywego" (Mt 16, 16). Po�rednio m�wi�: Ty jeste� Syn Bo�y, kt�ry sta� si� cz�o- wiekiem. Piotr nie l�ka� si� tego powiedzie�, chocia� s�owa te nie po- chodzi�y od niego. S�owa te pochodzi�y od Ojca. "Tylko Ojciec zna Syna i tylko Syn zna Ojca (por. Mt 11, 27). "B�ogos�awiony jeste�, Szymonie, synu Jony. Albowiem nie objawi�y ci tego cia�o i krew, lecz Ojciec m�j, kt�ry jest w niebie" (Mt 16, 17). S�owa, kt�re wypowiedzia� Piotr, wypowiedzia� je w mocy Ducha �wi�tego. Ko�ci� tak�e te s�owa stale w mocy Ducha �wi�tego wypowiada. Tak wi�c Piotr nie l�ka� si� boga, kt�ry sta� si� cz�owiekiem. Nato- miast l�ka� si� o Syna Bo�ego, jako cz�owieka. Nie m�g� bowiem przyj��, i� b�dzie on biczowany i cierniem ukoronowany i w ko�cu ukrzy�owany. Te- go Piotr nie m�g� przyj��. Tego si� l�ka�. I Chrystus za to Piotra suro- wo skarci�. Ale go nie odrzuci�. Nie odrzuci� tego cz�owieka, kt�ry w Ogr�jcu jeszcze doby� miecza, aby broni� swego Mistrza. Jezusa powiedzia� mu tylko: "Szatan po��da� was - a wi�c i ciebie - aby przesia� was jak pszenic�, ale ja prosi�em za tob� (...). Ty nawr�ciwszy si�, utwierdzaj swoich braci w wierze" (por. �k 22, 31-32). A wi�c Chrystus nie odrzuci� Piotra, doceni� jego wyznanie w okolicach Cezarei Filipowej i moc� Ducha �wi�tego przeprowadzi� go przez swoj� w�asn� m�k� oraz jego w�asne zaparcie. Piotr jako cz�owiek dowi�d�, �e nie jest zdolny p�j�� za Chrystusem wsz�dzie, a zw�aszcza na �mier�. Po zmartwychwstaniu jednak on by� pier- wszym spo�r�d Aposto��w, kt�ry przybieg� do grobu wraz z Janem, by stwierdzi�, �e nie ma Cia�a Chrystusowego. Po zmartwychwstaniu te� Chrystus potwierdzi� Piotrowi jego misj�. Po- wiedzia� mu w spos�b bardzo wymowny: "Pa� baranki moje! (...) Pa� owce moje!" (J 21, 15, 16). A przedtem pyta� Piotra, czy Go mi�uje. Piotr, kt�ry zapar� si� Chrystusa, nie przesta� Go jednak mi�owa� i m�g� odpo- wiedzie�: "Ty wiesz, �e Ci� kocham" (J 21, 15). Ale nie powt�rzy� ju�: "Cho�by mi przysz�o umrze� z Tob�, nie wypr� si� Ciebie" (Mt 26, 35). To ju� nie by�a sprawa samego Piotra i jego zwyk�ych ludzkich si�; to pozo- sta�o spraw� Ducha �wi�tego, obiecanego przez Chrystusa temu, kt�ry mia� go zast�powa� na ziemi. Istotnie, w dzie� Pi��dziesi�tnicy Piotr pierwszy przem�wi� do zgroma- dzonych �yd�w i przybysz�w z r�nych stron, m�wi� o winie, jak� pope�ni- li ci, kt�rzy Chrystusa przybili do krzy�a oraz potwierdzi� prawd� Jego zmartwychwstania. Wzywa� te� do nawr�cenia i do chrztu. A wi�c dzi�ki dzia�aniu Ducha �wi�tego Chrystus m�g� zawierzy� Piotrowi, m�g� oprze� si� na nim - na nim i na wszystkich innych Aposto�ach - wraz z Paw�em, kt�ry jeszcze wtedy by� prze�ladowc� chrze�cijan i nienawidzi� imienia Jezus. Na tym tle, a jest to t�o historyczne, wszystkie jego wyra�enia jak: "Zast�pca Chrystusa", "Wasza �wi�tobliwo��", "Ojcze �wi�ty" - s� ma�o wa�ne. Wa�ne jest to, co wynika ze �mierci i zmartwychwstania Chrystusa. Wa�ne jest to, co pochodzi z mocy Ducha �wi�tego. W tej dziedzinie Piotr, a wraz z nim inni Aposto�owie, z kolei za� Pawe� po swoim nawr�- ceniu, stali si� autentycznymi �wiadkami Chrystusa, a� do przelania krwi. Ostatecznie wi�c Piotr jest tym, kt�ry nie tylko nie zapar� si� ju� wi�cej Chrystusa, nie powt�rzy� swego nieszcz�snego: "Nie znam tego Cz�owieka" (Mt 26, 72), ale do ko�ca wytrwa� w wierze. "Ty jeste� Me- sjasz, Syn Boga �ywego" (Mt 16, 16). W ten spos�b sta� si� "ska��", cho- cia� jako cz�owiek by� mo�e lotnym piaskiem. Ska�� jest Chrystus sam, a Chrystus buduje sw�j Ko�ci� na Piotrze. Na Piotrze, Pawle i Aposto�ach. Ko�ci� jest apostolski w mocy Chrystusa. Ten Ko�ci� wyznaje: "Ty jeste� Chrystus, Syn Boga �ywego". Ko�ci� wyznaje tak poprzez wieki i stulecia wraz ze wszystkimi, kt�rzy dziel� jego wiar�. Wraz ze wszystkimi, kt�rym Ojciec objawi� w Duchu �wi�tym Syna, tak jak Syn w Duchu �wi�tym objawi� im Ojca (por. Mt 11, 25-27). To objawienie jest definitywne, mo�na je tylko przyj�� lub odrzuci�. Mo�na przyj�� je, wyznaj�c Boga Ojca Wszechmog�cego, Stworzyciela nieba i ziemi, i Jezusa Chrystusa, Syna wsp�istotnego Ojcu oraz Ducha �wi�te- go, Pana i O�ywiciela - albo mo�na te� odrzuci� to wszystko, wypisa� wielkimi literami: "B�g nie ma Syna", "Jezus Chrystus nie jest Synem Bo- �ym, jest tylko jednym z prorok�w i to nie ostatnim, jest tylko cz�owie- kiem". Czy mo�na si� dziwi� temu stanowisku, gdy wiemy, �e i Piotr sam mia� tutaj trudno�ci? Wierzy� w Syna Bo�ego, ale nie m�g� przyj��, �e ten Syn Bo�y, jako cz�owiek, b�dzie ubiczowany, cierniem ukoronowany i umrze na krzy�u. Czy mo�na si� dziwi�, �e nawet wyznawcom jedynego Boga, kt�rego Abra- ham by� �wiadkiem, trudno jest przyj�� wiar� w Boga ukrzy�owanego? Uwa- �aj�, �e B�g mo�e by� tylko pot�ny i wspania�y, absolutnie transcenden- tny i pi�kny w swojej mocy, �wi�ty i nieosi�galny dla cz�owieka. B�g mo- �e by� tylko taki! Nie mo�e On by� Ojcem i Synem, i Duchem �wi�tym. Nie mo�e by� Mi�o�ci�, kt�ra siebie daje, kt�ra siebie pozwala widzie�, s�y- sze� i na�ladowa� jako cz�owiek, kt�ra siebie pozwala kr�powa�, bi� po twarzy i krzy�owa�. To nie mo�e by� B�g ...! Tak wi�c w samym �rodku wielkiej monoteistycznej tradycji jest obecnie takie g��bokie rozdarcie. W Ko�ciele - zbudowanym na Opoce, kt�r� jest Chrystus - Piotr, Aposto- �owie i ich nast�pcy s� �wiadkami Boga ukrzy�owanego i zmartwychwsta�ego w Chrystusie. S� w ten spos�b �wiadkami �ycia, kt�re jest pot�niejsze od �mierci. S� �wiadkami Boga, kt�ry daje �ycie, poniewa� jest Mi�o�ci� (por. 1 J 4, 8). S� �wiadkami, poniewa� widzieli, s�yszeli i dotykali - r�kami, oczyma i uszami Piotra, Jana i tylu innych. Ale Chrystus powie- dzia� do Tomasza: "B�ogos�awieni, kt�rzy nie widzieli, a uwierzyli" (J 20, 29). Tak wi�c Pan s�usznie m�wi, �e Papie� jest tajemnic�. S�usznie m�wi Pan tak�e, �e jest on znakiem sprzeciwu, �e jest on prowokacj�. O samym Chrystusie powiedzia� starzec Symeon, �e b�dzie "znakiem, kt�remu sprze- ciwia� si� b�d�" (por. �k 2, 34). Twierdzi Pan r�wnie�, �e wobec tej prawdy - wi�c wobec Papie�a - trze- ba wybiera�, a wyb�r dla wielu nie jest �atwy. Czy ten wyb�r by� �atwy dla Piotra samego? Czy jest �atwy dla ka�dego z jego nast�pc�w? Czy jest �atwy dla obecnego Papie�a? Wyb�r, to znaczy inicjatywa cz�owieka. Chry- stus jednak m�wi: "nie objawi�y ci tego cia�o i krew, lecz Ojciec m�j" (Mt 16, 17). Wyb�r jest wi�c nie tylko inicjatyw� cz�owieka, jest r�w- nie� dzia�aniem Boga, kt�ry dzia�a w cz�owieku, kt�ry objawia. I w mocy tego Bo�ego dzia�ania cz�owiek mo�e powtarza�: "Ty jeste� Mesjasz, Syn Boga �ywego" (Mt 16, 16) i mo�e potem wypowiada� ca�e Credo, kt�re jest wewn�trznie spojone dog��bn� logik� Objawienia. Mo�e tak�e przypomina� sobie i innym te wymagania, kt�re p�yn� z tej�e samej logiki wiary i s� przenikni�te tym samym blaskiem prawdy. Mo�e to wszystko czyni�, chocia� wie, �e stanie si� przez to "znakiem sprzeciwu". C� takiemu cz�owiekowi zostaje? Zostaj� mu tylko s�owa samego Jezusa skierowane do Aposto��w: "Je�eli Mnie prze�ladowali, to i was b�d� prze- �ladowa�. Je�eli moje s�owo zachowali, to i wasze b�d� zachowywa�" (J 15, 20). A wi�c: "Nie l�kajcie si�!" Nie l�kajcie si� tajemnicy Boga, nie l�kajcie si� Jego mi�o�ci i nie l�kajcie si� s�abo�ci cz�owieka, ani te� jego wielko�ci! Cz�owiek nie przestaje by� wielkim nawet w swojej s�abo�ci. Nie l�kajcie si� by� �wiadkami godno�ci ka�dej ludzkiej osoby - od chwili pocz�cia a� do �mierci. Jeszcze je�eli chodzi o okre�lenia: Papie� zwany jest r�wnie� Namiest- nikiem Chrystusa. Trzeba to okre�lenie wypowiada� w pe�nym kontek�cie Ewangelii. Przed wniebowst�pieniem Jezus powiedzia� Aposto�om: "Ja jes- tem z wami przez wszystkie dni, a� do sko�czenia �wiata" (Mt 28, 20). Chocia� niewidzialny, jest wi�c On obecny osobi�cie w swym Ko�ciele. Jest tak�e obecny w ka�dym chrze�cijaninie w mocy chrztu i pozosta�ych sakrament�w. Dlatego ju� Ojcowie Ko�cio�a zwykli mawia�: "Christianus alter Christus" (chrze�cijanin jest drugim Chrystusem), pragn�c przez to okre�li� godno�� ochrzczonego i jego powo�anie w Chrystusie do �wi�to�- ci. Ponadto, Chrystus urzeczywistnia szczeg�ln� obecno�� w ka�dym kap�a- nie, kt�ry sprawuj�c Eucharysti� lub b�d�c szafarzem sakrament�w, czyni to in persona Christi. W tej perspektywie okre�lenie "Namiestnik Chrystusa" nabiera prawdzi- wego sensu. Wskazuje nie tylko na godno��, co na s�u�b�: pragnie podkre- �li� zadania Papie�a w Ko�ciele, jego pos�ug� Piotrow�, maj�c� na celu dobro Ko�cio�a i wiernych. Poj�� to doskonale �w. Grzegorz Wielki, kt�ry po�r�d wszystkich tytu��w zwi�zanych z funkcj� Biskupa Rzymu wyr�nia� tytu� Servus servorum Dei (S�uga s�ug Bo�ych). Nie tylko zreszt� Papie� bywa obdarzony tym tytu�em. Ka�dy Biskup jest Vicarius Christi w stosun- ku do powierzonego mu Ko�cio�a. Papie� jest nim w stosunku do wszystkich Ko�cio��w, kt�re maj� z nim wsp�lnot� - wsp�lnot� wiary i wsp�lnot� ins- tytucjonaln�, kanoniczn�. Tytu� ten okre�la godno�� Biskupa Rzymu, ale godno�ci tej nie mo�na bra� w oderwaniu. Jest ona zwi�zana naj�ci�lej z godno�ci� ca�ego Kolegium Biskupiego, jak r�wnie� z godno�ci� ka�dego Biskupa, ka�dego kap�ana i ka�dego ochrzczonego. A jak�� szczeg�ln� godno�� maj� osoby konsekrowane, kobiety i m�czy�- ni, kt�rzy jako swe powo�anie wybieraj� urzeczywistnianie oblubie�czego wymiaru Ko�cio�a, oblubienicy Chrystusa! Chrystus, Odkupiciel �wiata i cz�owieka, jest Oblubie�cem Ko�cio�a i wszystkich w Ko�ciele - "jest z wami oblubieniec" (por. Mt 9, 15). Szczeg�lnym zadaniem Papie�a jest wy- znawa� t� prawd�, a tak�e uobecnia� j� w pewien spos�b wobec Ko�cio�a, kt�ry jest w Rzymie i wobec ca�ego Ko�cio�a, ludzko�ci i �wiata. Tak wi�c, aby w pewnej mierze rozproszy� Pa�skie obawy, podyktowane zreszt� g��bok� wiar�, radzi�bym lektur� �w. Augustyna. Ile� razy zwyk� on powtarza�: "Vobis sum episcopus, vobiscum christianus" (Dla was jes- tem biskupem, z wami jestem chrze�cijaninem; por. np. Sermo 340,1: PL 38, 1483)! Zastanawiaj�c si� dobrze, o ile� wi�cej znaczy to christianus ni� episcopus - nawet gdyby chodzi�o o Biskupa Rzymu. 2. Modli� si�: jak i dlaczego - Niech mi wi�c b�dzie wolno poprosi� Wasz� �wi�tobliwo��, by zechcia� ods�oni� nam przynajmniej cz�� tajemnicy swego serca. Wobec przekona- nia, �e w Jego osobie - podobnie jak w przypadku ka�dego Papie�a - obec- na jest tajemnica, kt�r� przyjmujemy dzi�ki wierze, rodzi si� spontani- cznie pytanie: jak Wasza �wi�tobliwo�� d�wiga tego rodzaju ci�ar, po ludzku bior�c nie do ud�wigni�cia? �aden cz�owiek na ziemi, nawet najwy- �si przedstawiciele poszczeg�lnych religii nie maj� tego rodzaju odpo- wiedzialno�ci: nikt bowiem nie wchodzi w tak �cis�� relacj� z Bogiem. Je�li mo�na zapyta�: jak Wasza �wi�tobliwo�� zwraca si� do Chrystusa? W jaki spos�b prowadzi na modlitwie dialog z tym Chrystusem, kt�ry po- wierzy� Piotrowi (aby dotar�y a� do Waszej �wi�tobliwo�ci, dzi�ki sukce- sji apostolskiej), "klucze Kr�lestwa niebieskiego", udzielaj�c mu w�adzy "wi�zania i rozwi�zywania"? Pyta Pan o modlitw�, pyta Pan Papie�a o to, jak si� modli. Bardzo dzi�kuj� za to pytanie. Mo�e zaczniemy od tego, co �w. Pawe� pisze w Li- �cie do Rzymian. My�l�, �e Aposto� trafia in medias res, kiedy m�wi: "Duch przychodzi z pomoc� naszej s�abo�ci. Gdy bowiem nie umiemy si� mo- dli� tak, jak trzeba, sam Duch przyczynia si� za nami w b�aganiach, kt�- rych nie mo�na wyrazi� s�owami" (8,26). Co to jest modlitwa? Najpowszechniej si� mniema, �e to jest rozmowa. W rozmowie zawsze jest: "ja" i "ty", w tym wypadku "Ty" pisane przez du�e T. Pocz�tkowo do�wiadczenie modlitwy uczy, �e "ja" wydaje si� tu wiod�- ce. Potem przekonujemy si�, �e naprawd� jest inaczej. Wiod�ce jest "Ty", w kt�rym bierze pocz�tek nasza modlitwa. Tego w�a�nie uczy �w. Pawe� w Li�cie do Rzymian. Dla Paw�a modlitwa jest odzwierciedleniem ca�ej stwo- rzonej rzeczywisto�ci, jest poniek�d funkcj� kosmiczn�. Cz�owiek jest kap�anem ca�ego stworzenia, przemawia w jego imieniu, ale przemawia o tyle, o ile prowadzi go Duch. Ca�y ten fragment Listu do Rzymian nale�a�oby rozwa�y�, aby wej�� w g��bi� tego, czym jest modlit- wa. Czytamy: "stworzenie z upragnieniem oczekuje objawienia si� syn�w Bo�ych. Stworzenie bowiem zosta�o poddane marno�ci - nie z w�asnej ch�- ci, ale ze wzgl�du na Tego, kt�ry je podda� - w nadziei, �e r�wnie� i ono zostanie wyzwolone z niewoli zepsucia, by uczestniczy� w wolno�ci i chwale dzieci Bo�ych. Wiemy przecie�, �e ca�e stworzenie a� dot�d j�czy i wzdycha w b�lach rodzenia. Lecz nie tylko ono, ale i my sami, kt�rzy ju� posiadamy pierwsze dary Ducha, i my r�wnie� ca�� istot� swoj� wzdy- chamy, oczekuj�c (przebrania za syn�w) - odkupienia naszego cia�a. W nadziei bowiem ju� jeste�my zbawieni" (8, 19-24). I tu spotykamy si� z poprzednio ju� zacytowanymi s�owami, gdzie Aposto� stwierdza: "Duch przychodzi z pomoc� naszej s�abo�ci. Gdy bowiem nie umiemy si� modli� tak, jak trzeba, sam Duch przyczynia si� za nami w b�aganiach, kt�rych nie mo�na wyrazi� s�owami" (8, 26). Tak wi�c w modlitwie najwa�niejszy jest B�g. Najwa�niejszy jest Chrys-