16141
Szczegóły |
Tytuł |
16141 |
Rozszerzenie: |
PDF |
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
[email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
16141 PDF - Pobierz:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd pliku o nazwie 16141 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
16141 - podejrzyj 20 pierwszych stron:
MARY
Balogh
Nie do wybaczenia
Prze�o�y�a: Maria G�owacka
*1*
Czas do ��ka. - Nathaniel Gascoigne ziewn�� szeroko i, uni�s�szy do g�ry kieliszek, z
�alem zauwa�y�, �e nie by�o w nim ju� ani kropli brandy. -Je�li, oczywi�cie, nogi b�d� w stanie
mnie utrzyma� i zaprowadzi� do domu.
- I je�li, oczywi�cie, b�dziesz w stanie przypomnie� sobie, gdzie ten tw�j dom jest - doda�
z ironi� Eden Wendel, baron Pelham. - Jeste� wstawiony, Nat. Wszyscy zreszt� jeste�my. Co
jednak nie znaczy, �e nie mo�emy wypi� jeszcze po jednym.
Kenneth Woodfall, hrabia Haveford, podni�s� kieliszek, w kt�rym wci�� by�o jeszcze
troch� alkoholu i spojrza� na swych dw�ch kompan�w, niedbale rozpartych w fotelach
ustawionych po obu stronach kominka. On sam sta� z boku, opieraj�c si� o marmurowy gzyms.
- Na zdrowie - powiedzia�.
- Na zdrowie - powt�rzy� Gascoigne i zakl�� dosadnie, gdy stwierdzi�, �e jego kieliszek jest
pusty. -Nie mam czym spe�ni� toastu, Ken.
Kenneth Woodfall czeka� cierpliwie, podczas gdy Eden Wendel, zataczaj�c si�, ruszy� w
stron� kredensu. Po chwili wr�ci� z prawie pust� karafk� brandy i ku zdumieniu przyjaci�,
nape�niaj�c kieliszki, nie uroni� ani kropli drogocennego p�ynu.
- No to na zdrowie - powt�rzy� Kenneth. - Nasze kawalerskie.
- Nasze kawalerskie - powt�rzyli uroczy�cie Gascoigne i Wendel.
- Wypijmy za to, �e wreszcie jeste�my wolni i szcz�liwi - rzek� lord Pelham, ponownie
wznosz�c do g�ry kieliszek. - I za to, �e wci�� mamy tyle wigoru.
- I za to, ze wci�� mamy tyle wigoru - powt�rzy� Kenneth.
- Na z�o�� staremu Boneyowi - doda� Gascoigne.
Wypili wi�c za wolno��, kt�r� odzyskali po Waterloo, sprzedaj�c swoje patenty oficerskie
w kawalerii. Wypili za beztroski czas po powrocie do Londynu. W ko�cu za to, ze �mier�
oszcz�dza�a ich przez lata walk z Napoleonem Bonaparte, najpierw w Hiszpanii i Portugalii, a
potem w Belgii.
- Do diab�a! Nic ju� jednak nie b�dzie takie, jak wtedy, gdy towarzyszy� nam stary Rex -
westchn�� Gascoigne.
- Niech odpoczywa w pokoju - doda� lord Pelham i wszyscy pochylili g�owy w pe�nym czci
milczeniu.
Kenneth ch�tnie by usiad�, ale najbli�szy wolny fotel sta� tak daleko od kominka, ze nie by�
pewien, czy dotrze tam o w�asnych si�ach. Pi� wraz z przyjaci�mi podczas obiadu u White'�w, pi�
w teatrze podczas antrakt�w i w garderobie u artystek, pi� tez w salonie madame Louise, zanim
poszli na g�r� z trzema dziewcz�tami. W ko�cu, gdy zgodnie uznali, ze jest stanowczo za wcze�nie,
aby i�� spa�, wyl�dowali w garsonierze Edena, gdzie od kilku godzin kolejnym toastom nie by�o
ko�ca.
- Rex dobrze zrobi� - stwierdzi� nagle Kenneth, ostro�nie stawiaj�c na kominku do po�owy
opr�niony kieliszek. Skrzywi� si� z niesmakiem na my�l o koszmarnym b�lu g�owy, z jakim
obudzi si� gdzie� ko�o po�udnia, a mo�e nawet jeszcze p�niej. Od kilku tygodni ten sam sce-
nariusz powtarza� si� niemal codziennie. A wszystko to w imi� nieograniczonej wolno�ci i
upajania si� �yciem.
- Co ty opowiadasz? - Gascoigne ziewn�� g�o�no. - Wyjecha� do Stratton, chocia�
przysi�ga�, ze sp�dzimy razem zim� w Londynie.
- C� go tam mo�e czeka� poza powszechnym szacunkiem, prac� i niewyobra�aln� nud� -
zauwa�y� lord Pelham, rozlu�niaj�c i tak juz mocno rozlu�niony fular. - Obiecali�my sobie wiele
uciech tej zimy.
Jesie� sp�dzili bardzo weso�o, oddaj�c si� wszystkim mo�liwym rozrywkom i ekscesom.
Lecz oczekiwali, ze sezon zimowy, s�ynny ze wspania�ych przyj�� i bal�w, wcale nie b�dzie
gorszy, i ze okazji do flirt�w i przelotnych romans�w nie zabraknie.
- Rex dobrze zrobi� - powt�rzy� z uporem Kenneth. - Takie �ycie z czasem staje si� nudne.
- Za ma�o wypi�e�, Ken. - Gascoigne spojrza� na niego z niepokojem, po czym si�gn�� po
stoj�c� przy fotelu karafk�. -Zaczynasz wygadywa� jakie� herezje.
Kenneth pokr�ci� g�ow�. I chocia� wyznawa� zasad�, ze po pijanemu nie powinno si�
filozofowa�, sam cz�sto post�powa� inaczej. Przy-
pomnia� sobie, jak toczy� z przyjaci�mi nieko�cz�ce si� rozmowy, co b�d� robili po wojnie,
chocia� wydawa�o si� ma�o prawdopodobne, ze t� wojn� prze�yj�. Przyja�nili si� od lat i w
szwadronie kawalerii, w kt�rym s�u�yli, zawsze widziano ich razem. Jeden z oficer�w za odwag� i
szale�cz� brawur� podczas walki nazwa� ich nawet Czterema Je�d�cami Apokalipsy. Wszyscy
czterej marzyli o powrocie do Anglii. Marzyli, ze sprzedadz� patenty oficerskie i ze w Londynie
rzuc� si� w wir �ycia, nadrabiaj�c stracony czas.
Rex pierwszy doszed� do wniosku, ze �ycie wype�niane tylko rozrywkami nie daje
satysfakcji i ku zaskoczeniu przyjaci�, tuz przed sezonem zimowym, postanowi� opu�ci� Londyn.
Rex Adams, wicehrabia Rawleigh, wyjecha� do swojej posiad�o�ci w Kent, aby zacz�� nowe �ycie.
- Ken m�wi zupe�nie jak Rex - odezwa� si� lord Pelham. - To chyba zara�liwe. Kto� musi
go, do diab�a, powstrzyma�. Za chwil� zacznie gada� o wyje�dzie do domu w Kornwalii. W
Kornwalii! To przecie� na ko�cu �wiata. Nie r�b tego, Ken. Nie r�b tego, przyjacielu. Umrzesz z
nud�w juz po kilku dniach.
- Niech ci to nie przyjdzie do g�owy, Ken - zawo�a� Gascoigne. -Potrzebujemy ciebie, stary
druhu, chocia� nie potrzebujemy twojej cholernej g�by, kt�ra sprawia, ze wszystkie dziwki gapi�
si� wy��cznie na ciebie. Mam racj�, Ed? - W Hiszpanii cz�sto si� na niego boczyli, poniewa�, ze
swoimi blond w�osami, mia� u hiszpa�skich pi�kno�ci znacznie wi�ksze szans�. - Po
zastanowieniu stwierdzam, ze powinni�my okaza� si� na tyle m�drzy, aby pozwoli� ci odej��. Jed�
wi�c do domu, Ken. A kysz! Wracaj do swojej Kornwalii. B�dziemy ci opisywa� w listach
wszystkie �licznotki, kt�re zjadana �wi�ta do Londynu.
- 1 kt�re b�d� do nas ci�gn�� jak pszczo�y do miodu - doda� lord Pelham, �miej�c si� od
ucha do ucha. - Jeste�my w ko�cu bohaterami.
Kenneth r�wnie� si� roze�mia�. Lubi� swoich przyjaci�, chocia� w tej chwili ich wygl�d
pozostawia� wiele do �yczenia.
Nie my�la� powa�nie o powrocie do domu, jednak zdawa� sobie spraw�, ze kiedy� b�dzie
musia� to zrobi�. Dunbarton Hali w Kornwalii nale�a� do niego juz od siedmiu lat, od �mierci ojca,
a mimo to nie by� tam od ponad o�miu lat. Nawet wtedy, gdy ci�ko ranny w jednej z bitew znalaz�
si� w Anglii, nie zdecydowa� si� pojecha� do domu. Kiedy opuszcza� go dawno temu, przysi�g�
sobie, ze juz nigdy tam nie wr�ci.
- Mogliby�my wybra� si� razem - rzek�. - Bo�e Narodzenie na wsi to chyba niez�y pomys�.
Tam tez mo�na znale�� wiele atrakcji. - Podni�s� do g�ry r�k� i skrzywi� si�, widz�c, ze nie trzyma
w niej kieliszka.
Gascoigne j�kn��.
- Wiejskie dziewczyny? - Lord Pelham uni�s� brwi.
- Wiejskie matrony i ich wiejscy m�owie - doda� Gascoigne. -I wiejska moralno��. Na
Boga, nie r�b tego, Ken. Cofam to, co powiedzia�em. Prze�yjemy jako� t� twoj� niebezpiecznie
atrakcyjn� powierzchowno��, prawda, Ed? B�dziemy walczy� o wzgl�dy kobiet za pomoc�
naszego niezaprzeczalnego uroku i niebieskich oczu Eda. M�czyzna mo�e wygl�da� jak
maszkara, a kobiety w og�le tego nie zauwa��, je�li ta maszkara ma niebieskie oczy.
Nie ma powodu, dla kt�rego nie mia�bym wr�ci�, pomy�la� Kenneth. Osiem lat to szmat
czasu. Wszystko mog�o si� zmieni�. On sam te� si� przecie� zmieni�. Nie by� ju� pe�nym idea��w
m�odzie�cem, z g�ow� nabit� romantycznymi marzeniami. Ju� sama my�l o tym wyda�a mu si�
teraz zabawna. Mimo to �a�owa�, �e tyle wypi�, i �a�owa�, �e by� u Louise. Po raz kolejny. Dosy�
ju� mia� budzenia si� w coraz to innym ��ku. Dosy� hazardu i pija�stwa. Nie m�g� uwierzy�, �e
�ycie, jakie prowadzi� od kilku miesi�cy, kiedy� by�o dla niego szczytem marze�.
- M�wi� powa�nie - powt�rzy�. - Jed�cie ze mn�. Bo�e Narodzenie w Dunbarton zawsze
by�o najrado�niejszym czasem w roku. Dom wype�niali go�cie, odbywa�a si� ogromna liczba
przyj�� i wielki bal tu� po �wi�tach.
Gascoigne znowu j�kn��.
Matka by�aby zachwycona, pomy�la� Kenneth. Wi�kszo�� czasu sp�dza�a teraz w Norfolk
u hrabiostwa Ainsleigh. Wicehrabia Ainsleigh po�lubi� Helen, siostr� Kennetha. Matka z
pewno�ci� ch�tnie przyjedzie do Dunbarton. Kilka razy pisa�a do niego, pytaj�c, kiedy ma zamiar
wr�ci� i kiedy ma zamiar si� o�eni�. Ainsleigh, Helen i ich dzieci mogliby r�wnie� przyjecha�,
chocia� Kenneth podejrzewa�, �e Helen zrobi�aby to bez specjalnego entuzjazmu. Zjawi� si� tak�e
t�umy krewnych, pomimo iz do �wi�t pozosta�o ju� niewiele czasu. Kilka os�b m�g�by zaprosi�
sam. Je�li za� chodzi o pozosta�ych go�ci, zostawi�by matce woln� r�k�.
Naprawd� nie by�o �adnego powodu, �eby d�u�ej zwleka� z wyjazdem do Dunbarton. A
mo�e jednak by�? Zmarszczy� brwi. Pow�d, kt�ry przyszed� mu w�a�nie na my�l, nie mia� ju�
jednak osiemnastu lat, a prawie o osiem wi�cej. Do licha! Szybko doda� w pami�ci. Dwadzie�cia
sze��? A� trudno uwierzy�. Pewnie dawno ju� ma m�a i gromadk� dzieci. W to r�wnie� trudno
mu by�o uwierzy�. Wyci�gn�� r�k� po stoj�cy na kominku kieliszek i opr�niwszy jego zawarto��,
skrzywi� si� z niesmakiem.
- On m�wi powa�nie, Nat - rzek� lord Pelham. - Naprawd� jedzie.
- On m�wi powa�nie, Ed - potwierdzi� Gascoigne. - Wszystko wskazuje na to, �e dzi� w
nocy m�wi powa�nie, A mo�e to ju� rano? Do
licha, kt�ra to godzina? Jutro - a mo�e raczej powinienem powiedzie� dzi�? - on jeszcze
zmieni zdanie. Trze�wo�� zawsze przywraca rozs�dek. Pomy�l, ile straci, je�li wyjedzie do tej
swojej Kornwalii.
- B�l g�owy po przepiciu - powiedzia� Kenneth.
- Racja, b�l g�owy po przepiciu - doda� lord Pelham. - W Kornwa-lii z pewno�ci� nie
wiedz� co to przepicie, Nat.
- W Kornwalii w og�le nie maj� alkoholu, Ed - odrzek� Gascoigne.
- A przemytnicy? - zaprotestowa� Kenneth. - Jak my�licie, gdzie trafiaj� najlepsze alkohole
z przemytu? Powiem wam - do Kornwalii. -Nie mia� jednak zamiaru rozmawia� teraz ani o
przemytnikach, ani o alkoholu. - Wyje�d�am, przyjaciele. Wyje�d�am na �wi�ta. Jedziecie ze
mn�?
- Na mnie nie licz, Ken - odpar� lord Pelham. - Mimo wszystko wol� londy�skie rozrywki.
- A ja musz� wreszcie trafi� do jakiego� ��ka - mrukn�� Gascoigne. -Najch�tniej do
w�asnego. Kornwalia jest stanowczo za daleko.
Tak wi�c pojad� sam, zdecydowa� Kenneth. W ko�cu Rex r�wnie� pojecha� sam do
Stratton. Czas wraca� do domu. Najwy�szy czas. Sta�o si� ju� zwyczajem, �e ka�d� decyzj�
podejmowa� pod wp�ywem impulsu albo kiedy by� zbyt pijany, by j� przemy�le�. Tyle by�o
przecie� powod�w, dla kt�rych nie powinien wraca� do domu. Nie, nie by�o �adnych. Dunbarton
nale�a�o do niego. To by� jego dom. A ona mia�a dwadzie�cia sze�� lat i gromadk� dzieci. A niby
sk�d on to wie?
- Chod�, Nat- rzek� nagle, rezygnuj�c bohatersko z oparcia, jakim by� dla niego kominek. -
Przekonajmy si�, czy zdo�amy dotrze� do naszych dom�w. Rex pewnie ju� od kilku godzin jest w
��ku i obudzi si� skoro �wit z lekk� g�ow� i dobrym samopoczuciem. Spryciarz.
Przyjaciele skrzywili si� z dezaprobat�. Gascoigne wsta�, nie kryj�c zdumienia, �e jest
jeszcze w stanie utrzyma� si� na nogach, cho� nie czuje si� na nich zbyt pewnie.
Tak. Rex post�pi� m�drze, pomy�la� Kenneth. Czas wraca� do domu. Do rodzinnego
gniazda. Do Dunbarton.
***
Jak na pocz�tek grudnia, dzie� by� pi�kny. Co prawda ch�odny, ale jasny i s�oneczny.
Promienie s�o�ca, odbijaj�c si� od powierzchni morza, skrzy�y si� i mieni�y jak tysi�ce male�kich
brylant�w, a wiej�cy w stron� l�du wiatr, kt�ry tak cz�sto n�ka� mieszka�c�w, tym razem by�
ledwo wyczuwalny.
Kobieta, kt�ra siedzia�a na skraju stromego urwiska, w niewielkim, poro�ni�tym traw�
zag��bieniu, obejmowa�a ramionami kolana, z rozkosz� wdychaj�c s�one powietrze. Czu�a
wewn�trzny spok�j, a jednocze�nie ekscytacj� tym, co przynios� najbli�sze dni.
Wkr�tce wszystko w jej �yciu mia�o si� zmieni� - oczywi�cie na lepsze. Jak mog�o by�
inaczej, skoro jeszcze dwa dni temu uwa�a�a, �e przekroczy�a wiek, w kt�rym wychodzi si� za m��
- mia�a ju� przecie� dwadzie�cia sze�� lat - a oto teraz czeka�a na przyjazd przysz�ego ma��onka. W
ci�gu ostatnich kilku lat wci�� powtarza�a sobie, �e nie ma ochoty wychodzi� za m��, �e jest
szcz�liwa, i� mo�e mieszka� ze swoj� niedawno owdowia�� matk� w Penwith Manor i cieszy� si�
wolno�ci�, o kt�rej wi�kszo�� kobiet nie ma nawet poj�cia. Ta wolno�� by�a jednak bardzo
iluzoryczna. Od ponad roku �y�a w niepewno�ci, co j� czeka, ale stara�a si� o tym nie my�le�,
poniewa� nic nie mog�a na to poradzi�. W ko�cu by�a tylko kobiet�.
Penwith Manor nale�a� do jej ojca, a przedtem do ojca jej ojca i tak by�o od sze�ciu pokole�.
Teraz maj�tek wraz z tytu�em baroneta przeszed� na dalekiego kuzyna, sir Edwina Bailliego. Przez
czterna�cie miesi�cy, jakie up�yn�y od �mierci ojca, wci�� mieszka�a tu wraz z matk�. Obydwie
panie zdawa�y sobie jednak spraw�, �e sir Edwin Baillie w ka�dej chwili mo�e przej�� Penwith
Manor, sprzeda� go lub wynaj��. Co si� wtedy z nimi stanie? Gdzie si� podziej�? Sir Edwin
prawdopodobnie nie zostawi ich bez �rodk�w do �ycia, b�d�jednak musia�y przenie�� si� do
znacznie mniejszego domu, maj�c do dyspozycji bardzo skromne �rodki. Z pewno�ci� nie by�a to
zbyt weso�a perspektywa.
Sta�o si� jednak inaczej. Sir Edwin podj�� wreszcie decyzj� i napisa� do lady Hayes d�ugi
list, w kt�rym poinformowa� j�, �e w najbli�szym czasie ma zamiar si� o�eni�, aby, doczekawszy
si� m�skich potomk�w, zabezpieczy� dziedzictwo oraz byt matce i trzem siostrom na wypadek
swojej przedwczesnej �mierci. Jego intencj� jest rozwi�za� jednocze�nie obydwa problemy
poprzez po�lubienie swojej kuzynki w trzeciej linii, panny Moiry Hayes. W ci�gu tygodnia
przyb�dzie do Penwith Manor, aby t� propozycj� z�o�y� osobi�cie i poczyni� przygotowania do
�lubu, kt�ry winien si� odby� na wiosn�.
Najwyra�niej zak�ada�, �e Moira Hayes b�dzie szcz�liwa, mog�c przyj�� jego ofert�. I
w�a�ciwie niewiele si� myli�. Po chwilowym szoku, a nast�pnie oburzeniu, �e by� tego a� tak
bardzo pewien, Moira uzna�a, �e przyj�cie propozycji sir Edwina by�o w jej sytuacji jedynym
sensownym rozwi�zaniem. Mia�a dwadzie�cia sze�� lat i niepewn� przysz�o��. Sir Edwina
Bailliego spotka�a tylko raz. By�o to wkr�tce po �mierci ojca,
kiedy nowy w�a�ciciel Penwith Manor przyjecha� wraz z matk�, �eby obejrze� swoj�now�
posiad�o��. I chocia� wyda� jej si� nudny i pompatyczny, to jednak by� m�ody - nie wygl�da� na
wi�cej ni� trzydzie�ci pi�� lat - powa�ny i dosy� przystojny, chocia� nie nazbyt urodziwy. Poza
tym Moira powtarza�a sobie, �e uroda nie jest najwa�niejsza, szczeg�lnie dla takiej jak ona starej
panny, kt�ra marzenia o romantycznej mi�o�ci dawno ju� mia�a za sob�.
Opar�a brod� na kolanach i w zadumie patrzy�a na morze szumi�ce u st�p stromego urwiska.
Tak, kiedy� mia�a marzenia. Z biegiem lat tyle si� jednak zmieni�o. Nie by�a ju� beztroskim
podlotkiem, lecz bardzo zwyczajn�, bardzo nudn� i bardzo stateczn� osob�. U�miechn�a si�
smutno. Z jednego tylko wci�� nie potrafi�a zrezygnowa� - z samotnych spacer�w, chocia�
doskonale wiedzia�a, �e szanuj�ca si� kobieta nie powinna wychodzi� z domu bez osoby
towarzysz�cej. To miejsce nad skalistym urwiskiem by�o ulubionym celem jej w�dr�wek. Nie
przychodzi�a tu jednak od dawna i nie potrafi�a wyt�umaczy� sobie, dlaczego zrobi�a to w�a�nie
dzi�. Czy�by mia�o to by� jej po�egnanie z marzeniami? Ta my�l przepe�ni�a j� smutkiem.
Po chwili pomy�la�a, �e chocia� ma��e�stwo z sir Edwinem nie by�o szczytem szcz�cia, to
jednak nie by�o r�wnie� dramatem. Od niej przecie� w znacznej mierze zale�y, co to ma��e�stwo
jej przyniesie. Sir Edwin chce mie� dzieci, szczeg�lnie syn�w. Doskonale, ona r�wnie� tego pra-
gnie. A jeszcze dwa dni temu by�a przekonana, �e ju� nigdy nie b�dzie mia�a dzieci. Ani m�a.
Drgn�a nagle, s�ysz�c gdzie� za sob� szczekanie psa. Odruchowo zacisn�a d�onie na
kolanach i podkurczy�a palce st�p. Na szcz�cie to nie by� bezpa�ski pies. Kto� ostrym g�osem
wyda� polecenie i zwierz� uspokoi�o si�. Moira czeka�a w napi�ciu, ale poza szumem morza, wia-
trem i krzykiem kr���cych w g�rze mew, nie dobiega� do jej uszu �aden inny d�wi�k.
Najwyra�niej cz�owiek i pies ju� odeszli. Odetchn�a z ulg�.
W tej samej niemal chwili poczu�a, �e kto� j� obserwuje. Niezadowolona z pojawienia si�
intruza gwa�townie podnios�a g�ow�. Sta� na skarpie. Nie widzia�a jego twarzy. Promienie s�o�ca
o�wietla�y wysokiego, dobrze zbudowanego m�czyzn�, w eleganckim p�aszczu, kapeluszu z
bobrowej sk�ry i wysokich, czarnych butach. Przyjecha� wcze�niej, ni� zapowiada�, pomy�la�a. Z
pewno�ci�nie b�dzie zachwycony, �e jego narzeczona wybra�a si� na takie odludzie bez
przyzwoitki. Sk�d wiedzia�, �e tu jest? Do domu by�o ponad pi�� kilometr�w. Pewnie to pies go tu
przyprowadzi�. Ale co sta�o si� z psem?
Nagle przysz�o jej na my�l, �e to wcale nie jest sir Edwin Baillie. I chocia� wci�� nie
widzia�a twarzy m�czyzny, to jednak nie mia�a ju� w�tpliwo�ci, kim by�.
. Nie potrafi�a powiedzie�, jak d�ugo patrzyli tak na siebie: ona - siedz�c na trawie z
ramionami obejmuj�cymi kolana, on - stoj�c na skraju skarpy. Mia�a wra�enie, �e trwa�o to par�
minut, ale prawdopodobnie by�y to zaledwie sekundy.
- Witaj, Moiro! - powiedzia� w ko�cu.
***
Kenneth przyby� do Kornwalii sam, je�li nie liczy� lokaja, stangreta i psa. Nie uda�o mu si�
nam�wi� Edena i Nata, �eby skorzystali z jego zaproszenia. Im natomiast nie uda�o si� sk�oni� go
do zmiany plan�w, chocia� decyzj� o wyje�dzie podj��, gdy by� kompletnie pijany. Od tamtego
pami�tnego dnia, w kt�rym podj�� nag�� decyzj� o opuszczeniu rodzinnego gniazda, cz�sto dzia�a�
pod wp�ywem impulsu.
Teraz wraca� do domu, by sp�dzi� w nim Bo�e Narodzenie. Jego matka, Ainsleigh i Helen,
liczni krewni i kilku przyjaci� matki wkr�tce mieli r�wnie� si� zjawi�. Eden i Nat obiecali
przyjecha� na wiosn�, je�li, oczywi�cie, Kenneth wytrzyma tu a� tyle czasu. By� mo�e Rex tak�e
do nich do��czy.
Pomys� wydawa� si� zupe�nie szalony. Zima to nie by� najlepszy czas na podr�owanie w
tak odleg�e rejony kraju. Jednak gdy Kenneth ruszy� w drog�, pogoda okaza�a si� dla niego
wyj�tkowo �askawa, a w miar� jak krajobraz stawa� si� coraz bardziej znajomy, Kenneth, na
przek�r sobie, poczu�, �e jego serce bije coraz mocniej. Na dwa dni przed ko�cem podr�y
zostawi� pow�z, s�u�b� i baga�, i ruszy� w dalsz� drog� jedynie w towarzystwie Nelsona.
Zastanawia� si�, o ile dni wyprzedzi� go list wys�any do pani Whiteman, gospodyni zarz�dzaj�cej
domem w Dunbarton. Wyobra�a� sobie, jakie zamieszanie wywo�a� w�r�d s�u�by ten list. Zupe�nie
niepotrzebnie. On sam przyzwyczajony by� do sparta�skiego trybu �ycia, a pozosta�e osoby nie
zjawi� si� w Dunbarton wcze�niej ni� za dwa tygodnie.
Droga, kt�r� podr�owa�, wiod�a wzd�u� wysokiego klifu i tylko czasem opada�a ku
le��cym w dole wioskom rybackim, po czym znowu wznosi�a si� ku g�rze, sk�d podziwia� mo�na
by�o z�ote pla�e, kamieniste nabrze�a i podskakuj�ce na fali �odzie rybackie.
Jak kiedykolwiek m�g� pomy�le�, �e ju� nigdy tu nie wr�ci?
Kiedy po pewnym czasie droga ponownie zacz�a opada� ku dolinie rzeki, Kenneth
wiedzia�, �e niebawem ujrzy przed sob� Tawmouth. To
jednak nie Tawmouth by�o dzi� celem jego podr�y. Dunbarton le�a�o po tej samej stronie
doliny, jakie� pi��, sze�� kilometr�w w g��b l�du. Czu�, jak ogarnia go wzruszenie. Przypomnia�
sobie ch�opi�ce lata, ludzi, z kt�rymi si� spotyka�, i miejsca, w kt�rych niegdy� tak cz�sto bywa�.
Jedno z nich powinno znajdowa� si� gdzie� w pobli�u.
Co� �cisn�o go za gard�o. Odruchowo �ci�gn�� lejce. Ten wykrot... to jedno z jego
ulubionych miejsc. Tu, z dala od w�cibskich oczu mo�na by�o siedzie� sam na sam z przyrod� i
w�asnymi my�lami. Sam na sam z ni�. Nie chcia� jednak pozwoli�, aby my�li o niej zdominowa�y
my�li o domu rodzinnym. Tak czy inaczej, dzieci�stwo i lata ch�opi�ce to by� najszcz�liwszy
okres w jego �yciu.
Ju� mia� ruszy� w dalsz�drog�, gdy Nelson, zwr�ciwszy �eb w stron� wykrotu, zacz��
gwa�townie ujada�. Czy�by kogo� tam wyczu�?
- Siad, Nelson! - zawo�a� Kenneth, zanim pies zd��y� rzuci� si� w stron� zaro�li.
Pies usiad� pos�usznie i podni�s�szy do g�ry �eb, czeka� na dalsze rozkazy swego pana.
Kenneth zatrzyma� konia. Zwierz�, pochyliwszy g�ow�, zacz�o skuba� traw�. Wszystko
wygl�da�o tak, jakby czas zatrzyma� si� przed o�miu laty.
Kenneth zeskoczy� z konia i wolno ruszy� w stron� wykrotu. Mia� nadziej�, �e nikogo tam
nie ma. Nie mia� ochoty z nikim rozmawia�.
Zerkn�� do wn�trza kryj�wki, staraj�c si� jednocze�nie pozosta� w ukryciu. Kto� jednak
tam by�. Jaka� skromnie ubrana kobieta w szarym p�aszczu i kapeluszu siedzia�a na trawie,
obejmuj�c r�kami kolana. Przez chwil� uwa�nie si� jej przygl�da�. Nie widzia� jej twarzy, ukrytej
pod rondem kapelusza, ale w jej sylwetce by�o co� niepokoj�co znajomego. Nagle poczu�, �e jego
serce gwa�townie przy�piesza. Nieznajoma podnios�a raptownie g�ow� i wtedy s�o�ce o�wietli�o
jej twarz.
Ten str�j i up�yw lat sprawi�y, �e wygl�da�a znacznie powa�niej, ni� wtedy, gdy Kenneth
widzia� j� po raz ostatni. Jej ciemne w�osy by�y teraz g�adko zaczesane do ty�u i ukryte pod
kapeluszem. Jednak twarz... Prawie wcale si� nie zmieni�a. Wci�� wygl�da�a jak twarz
renesansowej Madonny. I te ogromne, ciemne oczy. Nie by�a �adna, jednak jej twarz nawet w
najwi�kszym t�umie zawsze przyci�ga�a wzrok.
W wyobra�ni ujrza� tamt� bosonog� dziewczyn�, w zwiewnej kolorowej sukience i z
w�osami lu�no opadaj�cymi na ramiona.
Nie potrafi� okre�li�, jak d�ugo przygl�dali si� sobie w milczeniu.
- Witaj, Moiro - powiedzia�.
*2*
Pomy�la�, �e nie powinien by� zwraca� si� do niej po imieniu, ale nie wiedzia� przecie�, jak
ma teraz na nazwisko.
- Kenneth - powiedzia�a tak cicho, �e w�a�ciwie odczyta� to jedynie z ruchu jej warg. Z
trudem prze�kn�a �lin�. - Nie wiedzia�am, �e zdecydowa�e� si� wr�ci� do domu.
- Sprzeda�em patent oficerski par� miesi�cy temu.
- Naprawd�? Ach tak, rzeczywi�cie. M�wi�o si� o tym w miasteczku. Takie wiadomo�ci
zawsze budz� sensacj�.
Wsta�a, ale nie zrobi�a najmniejszego kroku w jego kierunku. By�a bardzo szczup�a i bardzo
wysoka, zd��y� ju� zapomnie� jak bardzo. Zawsze podziwia� jej prost�, smuk�� sylwetk� i spos�b
poruszania si� z wysoko podniesion� g�ow�, jakby to, �e by�a wy�sza od wi�kszo�ci m�czyzn, w
og�le jej nie przeszkadza�o. Podoba�o mu si�, �e prawie mu dor�wnywa�a wzrostem. 1 chocia�
kobiety, kt�re si�ga�y mu zaledwie do ramienia - a tak by�o w wi�kszo�ci przypadk�w - budzi�y w
nim instynkty opieku�cze, to tak naprawd� przeszkadza�o mu, �e musi si� pochyla�, aby spojrze�
im w oczy.
- Mam nadziej�, �e u ciebie wszystko w porz�dku - powiedzia�.
- Tak, dzi�kuj�.
Dlaczego tu przysz�a? - zastanawia� si�. Czy�by w ci�gu tych o�miu lat uczyni�a to miejsce
swoj� �wi�tyni� dumania, zapominaj�c, �e kiedy� przychodzili tu razem?
Nie zdarza�o si� to zbyt cz�sto. Jednak ich spotkania wi�za�y si� z tak wielkim poczuciem
winy i nios�y ze sob� tak wielkie ryzyko, �e wydawa�o si�, jakby by�o ich znacznie wi�cej.
Dlaczego jest sama? Wychodzenie z domu bez towarzystwa - cho�by s�u��cej - nie nale�a�o
przecie� do dobrego tonu.
- A sir Basil i lady Hayes? - zapyta� ch�odno. Pami�ta�, �e ich rodziny by�y zwa�nione od
kilku pokole� i od niepami�tnych czas�w nie utrzymywa�y ze sob� �adnych stosunk�w. Kiedy�
mia� nadziej�, �e ��cz�ce jego i Moir� uczucia sprawi�, i� sk��cone rodziny w ko�cu si� pogodz�.
Jednak wypadki potoczy�y si� tak, �e wzajemne animozje sta�y si� jeszcze silniejsze.
- Papa zmar� rok temu - odpar�a.
- Ach tak - powiedzia�. - Przykro mi.
Nic o tym nie wiedzia�. Wiadomo�ci z Dunbarton przychodzi�y tak rzadko. Jego matka nie
mieszka�a ju� w rodzinnym maj�tku, a Kenneth
nie korespondowa� z �adnym z dawnych s�siad�w. Z rz�dc� maj�tku natomiast wymieniali
jedynie listy dotycz�ce interes�w.
- Mama czuje si� dobrze.
- A... - Kenneth zawaha� si�. Tytu� m�g� ulec zmianie. - A sir Sean Hayes? - doda� po
namy�le.
- M�j brat nigdy nie odziedziczy� tytu�u - powiedzia�a cicho. - Zmar� kilka miesi�cy przed
pap�. Zgin�� w bitwie pod Tuluz�.
O tym r�wnie� nie s�ysza�. Sean Hayes, jego r�wie�nik, opu�ci� dom na kr�tko przed nim.
Jego ojciec kupi� mu patent oficerski w pieszym regimencie prawdopodobnie dlatego, �e na wi�cej
nie by�o go sta�. Sean Hayes, niegdy� jego najbli�szy przyjaciel, a w ko�cu najzagorzalszy wr�g,
nie �yje?
- Przykro mi - powiedzia�.
- Czy�by? - rzuci�a ch�odno. Jej ciemne oczy patrzy�y na niego oboj�tnie, a mimo to czu�
bij�c� od niej niech��, prawie wrogo��. Osiem lat nie zmieni�o wi�c niczego. Nie zmieni�o, chocia�
straci�a w tym czasie i ojca, i brata. A ona i jej matka...
- A tw�j ma��onek? - zapyta�.
- Nie jestem jeszcze zam�na - odpar�a. - Wkr�tce zar�cz� si� z sir Edwinem Bailliem,
dalekim kuzynem, kt�ry odziedziczy� po moim ojcu tytu� i maj�tek.
Nie by�a jeszcze m�atk�? Nikt wi�c, jak dot�d, nie potrafi� jej okie�zna�? Patrz�c na ni�,
mo�na by przysi�c, �e komu� si� to jednak uda�o. Wygl�da�a inaczej, a jednocze�nie tak samo.
Dlaczego zdecydowa�a si� po�lubi� kuzyna? Z rozs�dku? A mo�e w gr� wchodzi�o uczucie? To
jednak nie by�a jego sprawa. Osiem lat to szmat czasu.
- Wygl�da na to, �e wr�ci�em do domu w sam� por�, aby z�o�y� ci moje najlepsze
gratulacje - zauwa�y�.
- Dzi�kuj�.
Nagle przysz�o mu co� do g�owy. Odwr�ci� si� w stron� drogi, �eby uzyska� potwierdzenie
tego, o czym w�a�ciwie dobrze ju� wiedzia�.
- Jak tu dotar�a�? - zapyta�. - Nie widz� ani powozu, ani konia.
- Przysz�am pieszo.
A przecie� Penwith Manor znajdowa�o si� dobrych kilka kilometr�w w d� doliny, a
p�niej jeszcze prawie trzy kilometry w g��b l�du. Czy ona si� ju� nigdy nie zmieni?
- Pozw�l wi�c, �e odwioz� ci� do domu - powiedzia�. Zastanawia� si�, co to za typ ten
Edwin Baillie, �e toleruje jej samotne w�dr�wki po okolicy. A mo�e nic o nich nie wie. Mo�e po
prostu jej nie zna, biedaczy-
sko.
- Wr�c� do domu, tak jak przysz�am - sama. Dzi�kuj�, milordzie.
Pomy�la�, i� nie post�pi� najm�drzej, sk�adaj�c t� propozycj�. Jakby to wygl�da�o, gdyby
nagle zjawi� si� w Tawmouth po raz pierwszy od ponad o�miu lat z Moir� Hayes, narzeczon�
w�a�ciciela Penwith? I gdyby potem odwi�z� j� do Penwith, gdzie od niepami�tnych czas�w �aden
z przedstawicieli jego rodu nie postawi� stopy.
Nie wolno mu zapomnie�, �e pomi�dzy Penwith i Dunbarton od dawna toczy si� wojna i �e
nie ma nadziei na szybkie jej zako�czenie. On sam nie chcia� ju� o to zabiega�, chocia� jeszcze
par� dni temu my�l
o tym, �e ta wojna, kt�r� zacz�li jeszcze ich pradziadowie, wci�� musi trwa�, wyda�aby mu
si� absurdalna. Nie chcia� te� mie� nic wsp�lnego z Moir� Hayes. Z jej zachowania wywnioskowa�,
�e ona z nim r�wnie�.
Sk�oni� g�ow� i dotkn�� czubkami palc�w ronda kapelusza.
- Jak sobie �yczysz - rzek� ch�odno. - �ycz� mi�ego dnia, panno Hayes.
Nie odpowiedzia�a. Patrzy�a w milczeniu, jak Kenneth odwraca si�
i jak wolno idzie do miejsca, gdzie zostawi� konia. Wierny Nelson poderwa� si� na widok
pana, oznajmiaj�c szczekaniem, �e jest gotowy do dalszej drogi. Kenneth skierowa� si� w g��b l�du,
pozostawiaj�c za sob�g��w-n� drog�, kt�ra, opadaj�c ku dolinie, wiod�a do Tawmouth. Czu�
niepok�j i mia� zam�t w g�owie. Spotkanie z Moir� i wspomnienia, jakie wywo�a�o, zrobi�y swoje.
Co za sentymentalizm, pomy�la� ze z�o�ci�. Lecz ze zdumieniem stwierdzi�, �e cieszy go powr�t
do domu po tylu latach.
W�a�ciwie nie by�o w tym nic dziwnego. Jego i Moir� ��czy�o kiedy� co�, co w swojej
naiwno�ci nazywa� mi�o�ci�. Moira by�a pierwsz� dziewczyn�, w kt�rej si� zakocha�. I jak dot�d
jedyn�. Kiedy zacz�� si� z ni� spotyka�, edukacj� seksualn� dawno ju� mia� za sob�. Tak naprawd�,
niewiele si� w�wczas zdarzy�o: jedno spotkanie przypadkowe i kilka zaplanowanych - wszystkie
wywo�ywa�y w nim ogromne poczucie winy, poniewa� wiedzia�, �e nie powinien widywa� si� z
nikim z rodziny Hayes�w, a ju� na pewno nie powinien przebywa� sam na sam z dorastaj�c� pann�.
Oczywi�cie spotyka� si� z bratem Moiry, Seanem, i przez d�ugie lata ��czy�a ich wielka przyja��,
ale to by�o co� zupe�nie innego. Spotkania z Moir� ekscytowa�y go i coraz bardziej utwierdza�y w
przekonaniu, �e to, co do niej czuje, to najprawdziwsza mi�o��. W�a�ciwie dopiero teraz tak jasno
to sobie u�wiadomi�. Zrozumia�, �e to w�a�nie spotkanie z ni� tak bardzo wytr�ci�o go z r�wnowagi,
chocia� zupe�nie si� tego nie spodziewa�. By� przecie� zupe�nie innym cz�owiekiem: za-
hartowanym przez �ycie, twardym i cynicznym.
Spojrza� w d�, na poro�ni�t� lasem dolin�, na zakola rzeki tocz�cej niezmiennie swoje
wody w stron� morza. Wkr�tce ujrzy Dunbarton. Nie, nie �a�owa�, �e wraca. Wprost przeciwnie.
Czu� mi�e podniecenie, kt�re
ros�o, w miar� jak zbli�a� si� do celu podr�y. Eden i Nat teraz by ju� z pewno�ci� z niego
nie kpili.
Przez jaki� czas Ken jecha� przez rozleg�y p�askowy�, a w pewnej chwili, kiedy zacz�� go
ju� nudzi� dosy� monotonny krajobraz, ujrza� malownicz� dolin�, poro�ni�t� bujn� zieleni�, tak
bardzo kontrastuj�c� z ubogimi w ro�linno�� okolicznymi zboczami. A w �rodku tej zielonej oazy
Dunbarton Hall - zbudowany na planie czworoboku imponuj�cy trzyskrzyd�owy pa�ac z granitu, z
wysokim ogrodzeniem i bram� z kutego �elaza dope�niaj�cymi ca�o��. Ten widok zawsze
zaskakiwa�, zawsze zapiera� dech w piersiach, nawet temu, kto sp�dzi� tu prawie ca�e �ycie.
- Jeste�my w domu, Nelson - powiedzia� Kenneth. Jego rozdra�nienie ulotni�o si� bez �ladu.
To by� dom, jego dom. Po raz pierwszy od siedmiu lat tak jasno zda� sobie z tego spraw�.
Dunbarton by� jego.
Nelson zaszczeka� i pop�dzi� w kierunku widniej�cego w oddali domu.
***
Moira d�ugo sta�a bez ruchu, patrz�c na �cie�k�, kt�r� odjecha� Kenneth. S�ysza�a
zamieraj�cy w oddali odg�os ko�skich kopyt, mimo to wci�� czeka�a, jakby chcia�a si� upewni�, �e
znowu jest sama.
Od dawna nie my�la�a o nim z tak� nienawi�ci�. Nawet wtedy, gdy zgin�� Sean. Po jego
�mierci d�ugo nie mog�a doj�� do siebie, a przecie� zaledwie par� miesi�cy p�niej straci�a ojca i
musia�a zaj�� si� tysi�cem r�nych spraw. Jej �ycie uleg�o tak zasadniczej zmianie, ze zapomnia�a
o tamtej dziewcz�cej mi�o�ci.
Oczywi�cie powinna by�a przewidzie�, �e Kenneth wr�ci, i jako� si� na to przygotowa�,
chocia� tak naprawd� nie bardzo wiedzia�a, na czym to przygotowanie mia�oby polega�. Prawda
by�a taka, �e od kiedy do Tawmouth dotar�a wiadomo��, �e m�ody hrabia Haveford sprzeda� sw�j
patent oficerski, najwa�niejszym tematem wszystkich spotka� towarzyskich by�o, czy hrabia
przyjedzie do Dunbarton. W tej kwestii w zasadzie nie by�o r�nicy zda�. Wszyscy twierdzili, �e
hrabia wkr�tce si� tu zjawi.Wszyscy poza Moir�. Wyje�d�aj�c przed laty z Dunbarton, Kenneth
o�wiadczy�, �e nigdy tu ju� nie wr�ci, i ona mu wierzy�a.
C� za wzruszaj�ca naiwno��! Oczywi�cie, �e wr�ci�. By� przecie� hrabi� Haveford,
w�a�cicielem Dunbarton, lordem i panem prawie ca�ej tej cz�-�ci Kornwalii. Jak m�g�by z tego
wszystkiego zrezygnowa�? Odk�d si�ga�a pami�ci� zawsze lubi� w�adz�. Przez osiem lat mia�
szans� poczu� jej smak i Moira nie mia�a w�tpliwo�ci, �e tej szansy nie zmarnowa�. Wci�� jeszcze
brzmia� jej w uszach jego ch�odny, nawyk�y do wydawania rozkaz�w g�os.
Gorycz i nienawi��, kt�re nagle przepe�ni�y jej serce, zaskoczy�y j�. Odetchn�a g��boko,
staraj�c si� odzyska� spok�j. M�ody hrabia mia� pe�ne prawo tu wr�ci�, tak jak ona mia�a pe�ne
prawo robi� wszystko, �eby go unika�. Hayesowie i Woodfallowie we wzajemnym unikaniu si�
doszli przecie� do prawdziwej perfekcji.
Podczas rozmowy s�o�ce, kt�re �wieci�o jej w oczy, uniemo�liwia�o dok�adne przyjrzenie
si� jego twarzy. Widzia�a jednak dostatecznie du�o, aby oceni�, �e by� wspaniale zbudowany. Ju�
jako m�ody ch�opak by� wyj�tkowo przystojny, chocia� mo�e w stosunku do swojego wzrostu
nieco za szczup�y. Jego twarz wci�� mia�a delikatne rysy, a jasne w�osy, kt�rych kosmyk wysuwa�
si� spod kapelusza, mia�y ten sam fascynuj�cy odcie�. Moira pomy�la�a, �e teraz wygl�da� jeszcze
wspanialej ni� wtedy, gdy widzia�a go po raz ostatni.
A jej brat, Sean, le�a� w bezimiennej mogile gdzie� w po�udniowej Francji. Nie czu�a wtedy
goryczy. B�l i smutek - tak, ale nie gorycz. �o�nierze walcz� i �o�nierze gin�. Sean by� �o�nierzem,
porucznikiem piechoty i zgin�� w bitwie.
Teraz jednak przepe�nia�a j� gorycz. I lodowaty ch��d i nienawi��. Sean nigdy nie
wst�pi�by do wojska, gdyby nie zmusi�y go do tego okoliczno�ci. Nie mia� wyj�cia. Zadr�a�a z
zimna. Spojrza�a w niebo i ze zdumieniem stwierdzi�a, �e s�o�ce jest jeszcze do�� wysoko.
Nie powinna go nienawidzie� i wcale tego nie chcia�a. Nienawi�� to zbyt silne uczucie. Nie
chcia�a wraca� do przesz�o�ci. Nie chcia�a ponownie prze�ywa� tamtej �arliwej mi�o�ci, kt�ra tak
bardzo skomplikowa�a jej �ycie. Min�o tyle lat. By�a ju� zupe�nie inn� osob�. On z pewno�ci�
r�wnie�. Musi o nim zapomnie�, przynajmniej na tyle, na ile to by�o mo�liwe w sytuacji, gdy on
mia� zamiar mieszka� zaledwie kilka mil od Penwith. Czy zatrzyma si� tu na d�ugo? - zastanawia�a
si�. Jakie� to jednak mog�o mie� znaczenie? Wkr�tce rozpocznie nowe �ycie, kt�re zapewni jej
w�a�ciw� pozycj� spo�eczn�. I spe�nienie. Pomy�la�a o dzieciach i u�miechn�a si�.
Wysz�a z ukrycia i rozejrza�a si� uwa�nie. Nikogo jednak nie dostrzeg�a. Zastanawia�a si�,
jak to si� sta�o, �e Kenneth znalaz� j� w tym wykrocie. Nie m�g� jej przecie� widzie� z g�ry.
Dlaczego si� wi�c zatrzyma�? I dlaczego ona wybra�a w�a�nie ten dzie� na przechadzk�? Nie
mog�a sobie przypomnie�, kiedy by�a tu po raz ostatni. To jaki� nieprawdopodobny zbieg
okoliczno�ci. W pewnej chwili przysz�o jej na my�l, �e mo�e jednak dobrze si� sta�o. Mo�e, gdyby
wiedzia�a o jego powrocie, ba�aby si� spotkania z nim. Teraz t� trudn� pr�b� mia�a ju� za sob�.
Szybkim krokiem ruszy�a w kierunku domu. Nie powinna by�a wybiera� si� tak daleko o tej
porze roku, bez wzgl�du na to, jak przyjemny
wydawa� si� dzie�. Czu�a, �e dojmuj�cy ch��d zaczyna przenika� j� na wskro�.
***
Mieszka�cy Tawmouth i okolicznych maj�tk�w od wielu lat nie byli �wiadkami tak
ekscytuj�cych wydarze�.
-Nikt przecie� nie mo�e uwa�a� za ekscytuj�ce wydarzenie pogrzebu sir Basila Hayesa
przed czternastoma miesi�cami - powiedzia�a cicho panna Pitt, pij�c herbat� w towarzystwie
pastora i jego ma��onki, pani Meeson oraz pani i panny Penallen.
Ledwie wszyscy zdo�ali doj�� do siebie po wiadomo�ci, �e hrabia Haveford przyby� do
Dunbarton Hali tak szybko, i� pani Whiteman, gospodyni jego lordowskiej mo�ci, mia�a tylko
jeden dzie� na przygotowania, kiedy dotar�a do nich kolejna sensacyjna wiadomo��, i� na Bo�e
Narodzenie nale�y spodziewa� si� przyjazdu lady Haveford oraz ca�ego t�umu go�ci. Matki
posiadaj�ce c�rki na wydaniu z nadziej� my�la�y o przybyciu wielu m�odych m�czyzn. Natomiast
te, kt�re posiada�y syn�w w kawalerskim stanie, z tak� sam� nadziej� my�la�y o znalezieniu dla
nich dobrej partii.
Panowie zacz�li sk�ada� wizyty jego lordowskiej mo�ci. Panie natomiast z niecierpliwo�ci�
czeka�y, kiedy on sam zjawi si� u nich osobi�cie, poniewa�, jak stwierdzi�a pani Trevellas, od
powracaj�cych z Dunbarton pan�w niewiele mo�na si� by�o dowiedzie�. Wszyscy, jak jeden m��,
powtarzali tylko, �e m�ody hrabia rzeczywi�cie walczy� pod Waterloo i �e na w�asne oczy widzia�
ksi�cia Wellingtona. Jakby to by�o takie interesuj�ce!
- Niczego nie mo�na si� od nich dowiedzie� - ci�gn�a z oburzeniem pani Trevellas. - Ani
o tym, jak jego lordowska mo�� wygl�da, ani jak si� ubiera. Pan Travellas, wyobra�cie sobie,
nawet nie pami�ta�, co jego lordowska mo�� mia� na sobie, cho� rozmawia� z nim przez dobre p�
godziny.
Pozosta�e panie z niedowierzaniem pokr�ci�y g�owami.
Kiedy panowie przestali dyskutowa� o tym, czego ka�dy z nich dowiedzia� si� o wojennych
prze�yciach hrabiego, a panie zastanawia� si�, czy m�ody cz�owiek jest tak samo przystojny, jak
wtedy, kiedy by� ch�opcem, wszyscy zacz�li snu� domys�y, jakich to atrakcji mo�na oczekiwa� z
okazji zbli�aj�cych si� �wi�t. Za czas�w starego hrabiego tu� po �wi�tach Bo�ego Narodzenia w
Dunbarton zawsze organizowano wielki bal.
- I za czas�w ojca starego hrabiego r�wnie� - zauwa�y�a panna Pitt. Nale�a�a do tych
nielicznych, kt�rzy pami�tali jeszcze dziadka obecnego
hrabiego. - On r�wnie� by� bardzo przystojnym m�czyzn�- doda�a z westchnieniem.
- Prawdopodobnie i w Penwith odb�dzie si� par� spotka� - powiedzia�a pani Meeson, pij�c
herbat� w towarzystwie pani Trevellas. - Sir Edwin Baillie przyb�dzie tu lada dzie�.
Przyjazd sir Edwina Bailliego nikogo w Tawmouth ju� nie ekscytowa�, chocia� przed
nieoczekiwanym powrotem hrabiego Haveford, na li�cie najbardziej ekscytuj�cych wydarze�
zajmowa� zdecydowanie pierwsze miejsce. Oczywi�cie osoba sir Edwina wci�� budzi�a emocje, a
spekulacjom na temat celu jego wizyty w tym tak bardzo szczeg�lnym okresie, nie by�o ko�ca.
Czy�by mia� si� o�wiadczy� drogiej pannie Hayes? I, czy je�li to zrobi, panna Hayes go przyjmie?
Wszyscy byli ogromnie zaskoczeni, gdy przed czterema miesi�cami odrzuci�a o�wiadczyny pana
Deveralla. Z drugiej jednak strony dla nikogo nie by�o tajemnic�, �e panna Hayes by�a osob�
niezale�n� i czasem jej post�powanie wydawa�o si� zupe�nie niezrozumia�e.
Kilka pa� zwr�ci�o si� do pani Harriet Lincoln z pro�b�o wyra�enie swojej opinii na ten
temat, poniewa�, jak sama twierdzi�a, z pann� Hayes ��czy�a j� szczeg�lna przyja��. Pani Lincoln
powiedzia�a jedynie, ze je�li sir Edwin rzeczywi�cie si� o�wiadczy, a Moira Hayes te o�wiadczyny
przyjmie, to z pewno�ci� wszyscy szybko si� o tym dowiedz�.
By�a jeszcze jedna kwestia, kt�ra budzi�a powszechne zainteresowanie: Jak, po przyje�dzie
sir Edwina Bailliego, u�o�� si� stosunki mi�dzy Penwith i Dunbarton? Czy�by odwieczna
nienawi�� mia�a by� kontynuowana przez nast�pne pokolenie?
Oczywi�cie, je�li lady Hayes lub jej c�rka znajdowa�y si� w pobli�u, nigdy o tym nie
rozmawiano. Najbezpieczniejszymi tematami by�y w�wczas pogoda lub zdrowie.
- Biedna dziewczyna - zauwa�y�a pewnego razu panna Pitt, gdy w towarzystwie nie by�o
Moiry. - Lady Hayes r�wnie� - doda�a po chwili. - Je�li nienawi�� mi�dzy tymi rodzinami nie
ustanie, nie b�d� mog�y uczestniczy� w bo�onarodzeniowym balu w Dunbarton. Je�li, oczywi�cie,
jego lordowska mo�� taki bal zorganizuje.
- Och, nie mam co do tego �adnych w�tpliwo�ci - doda�a pani Fin-ley-Evans. - Wielebny
Finley-Evans obieca� porozmawia� o tym z jego lordowska mo�ci�.
- Biedna Moira - powt�rzy�a panna Pitt.
***
Sir Edwin Baillie zjawi� si� w Penwith Manor w osiem dni po powrocie hrabiego
Haveforda do Dunbarton Hali. Przed udaniem si� do pokoi pana domu, kt�re lady Hayes opr�ni�a
jeszcze przed przybyciem nowego gospodarza, siedzia� w salonie i pi� herbat� w towarzystwie lady
Hayes i Moiry. Musi osobi�cie dopilnowa� roz�adunku baga�y, poniewa� nikomu, nawet swojemu
s�u��cemu, nie pozwala tego robi�, je�li nie jest przy tym obecny, wyja�ni�, po czym przez p�
godziny przeprasza� lady Hayes za nieobecno�� swojej matki, kt�ra, gdyby nie przezi�bienie,
towarzyszy�aby mu w tak wyj�tkowej chwili. Tu z szacunkiem sk�oni� g�ow� w kierunku Moiry.
To oczywi�cie nic powa�nego, ale przezorno�� kaza�a mu nalega�, aby pozosta�a w domu. Tak
d�uga podr� powozem o tej porze roku mog�oby nadwer�y� jej delikatne zdrowie.
Lady Hayes zapewni�a go, �e post�pi� bardzo rozs�dnie i �e ta decyzja �wiadczy jedynie o
jego godnym najwy�szego uznania przywi�zaniu do matki. Jutro z samego rana wy�le do drogiej
kuzynki Gertrudy list z zapytaniem, jak si� czuje. Ma nadziej�, ze stan zdrowia panien Baillie nie
budzi �adnych obaw.
Rzeczywi�cie nie budzi�, chocia� najm�odsza z nich, Annabella, zaledwie kilka tygodni
wcze�niej nabawi�a si� zapalenia ucha po przeja�d�ce powozem w wyj�tkowo wietrzny dzie�.
Teraz z niepokojem czeka� b�d� na wiadomo��, czy ich brat szcz�liwie dotar� do Penwith Manor.
Wszyscy odradzali mu d�ug� podr� w grudniu, ale on tak bardzo chcia� zrealizowa� swoje plany -
ponownie sk�oni� g�ow� w kierunku Moiry -�e zdecydowa� si� podj�� ryzyko jazdy po zasypanych
�niegiem drogach. Jego matka doskonale to rozumia�a i sama namawia�a go, z�by nie odk�ada�
wyjazdu jedynie z uwagi na jej nie najlepsze samopoczucie. Je�li rzeczywi�cie jest troskliwym
synem - uk�on w kierunku lady Hayes - to nauczy� si� tego od najlepszej pod s�o�cem matki.
Moira z uwag� przys�uchiwa�a si� temu, co m�wi�, nie bior�c udzia�u w rozmowie, ale sir
Edwinowi do szcz�cia w zupe�no�ci wystarcza�o jakie� zdawkowe s�owo czy u�miech.
Przynajmniej, pomy�la�a Moira, b�dzie mia�a m�a, dla kt�rego rodzina jest najwy�sz� warto�ci�.
Mog�a trafi� znacznie gorzej.
Podczas obiadu sir Edwin oznajmi�, �e jego pragnieniem jest sp�dzi� �wi�ta w Penwith
Manor, chocia� roz��ka z matk� i siostrami b�dzie dla niego bolesna. Nadszed� jednak czas, aby
dok�adniej zapozna� si� z maj�tkiem, kt�ry odziedziczy� po �mierci sir Basila Hayesa - ma nadziej�,
�e lady Hayes i panna Hayes wybaczaniu t� otwarto��, oddzielny uk�on w kierunku ka�dej z pa� -
i z�o�y� wizyt� s�siadom, aby mogli pozna� nowego baroneta Penwith. Oczywi�cie, z
przyjemno�ci� dotrzyma towarzystwa
podczas �wi�t swoim drogim kuzynkom - kolejny uk�on - z kt�rych jedna, ma nadziej�,
zdecyduje si� jutro na bli�szy z nim zwi�zek. Jego skierowany do Moiry u�miech by� niemal
kokieteryjny.
W salonie po obiedzie sir Edwin poprosi� Moir�, �eby dla swojej drogiej mamy i
oczywi�cie dla niego zagra�a co� na fortepianie. Najwyra�niej nic nie sprawia�o mu wi�kszej
przyjemno�ci, jak s�uchanie gry w wykonaniu wytwornej damy o wyrafinowanym smaku. Kiedy
Moira zacz�a gra�, podni�s� nieco g�os i wyja�ni� lady Hayes, �e jego trzy siostry r�wnie� �wietnie
graj� na fortepianie, chocia� najwi�kszym talentem Cecily jest jej g�os, kt�ry odziedziczy�a po
swojej matce. Gra panny Hayes mo�e si� podoba�, powiedzia�, chocia� Christobel ma l�ejsze
uderzenie. Tym niemniej lady Hayes mo�e by� dumna ze swojej c�rki.
Tak, lady Hayes by�a dumna.
On tak�e b�dzie dumny z pann� Hayes - zapewni�, pochylaj�c ku niej g�ow� - kiedy tylko
uzyska do tego prawo. Do tego czasu, u�miechn�� si� konspiracyjnie, ona ju� nie b�dzie pann�
Hayes, lecz kim�, kogo pozycja towarzyska w istotny spos�b wzro�nie.
Nowy w�a�ciciel Penwith Manor, udaj�c si� na spoczynek, po�egna� panie, zapewniaj�c, �e
nast�pny dzie� b�dzie najwa�niejszym i zapewne najszcz�liwszym dniem w jego �yciu.
To b�dzie najwa�niejszy dzie� r�wnie� i w moim �yciu, my�la�a Moira, le��c w ��ku
podczas d�ugiej, bezsennej nocy. Nie s�dzi�a jednak, z�by by� najszcz�liwszy. Nie chcia�a
wychodzi� za m�� za sir Edwina. Teraz wyda� jej si� jeszcze bardziej pompatyczny, nudny i
niezno�ny ni� wtedy, gdy go widzia�a po raz pierwszy. Oczywi�cie nie patrzy�a w�wczas na niego
jak na przysz�ego ma��onka. Obawia�a si�, �e �ycie z nim b�dzie ci�k� pr�b�. Gdyby chodzi�o
tylko o ni�, to mo�e znalaz�oby si� jakie� wyj�cie. Niestety, musia�a zabezpieczy� byt matce. W tej
sytuacji jedyn� pociech� by�a my�l o przysz�ych dzieciach.
Nazajutrz rano usiad�a do sto�u z pogodn� twarz�. Prawda jest taka, �e nie ma wyboru,
powtarza�a sobie. Musi zaakceptowa� propozycj�, kt�ra, jak nale�a�o oczekiwa�, zostanie jej
wkr�tce z�o�ona. Ani ona, ani jej matka nie mia�y �adnych w�asnych dochod�w. W wieku
dwudziestu sze�ciu lat nie mog�a te� liczy� na �adne propozycje matrymonialne. W tej sytuacji
odrzucenie sir Edwina Bailliego by�oby w najwy�szym stopniu nierozwa�ne. Pociesza�a si�, �e jej
przysz�y m�� przynajmniej nie ma �adnych na�og�w. Mog�a przecie� trafi� na jakiego� hazardzist�,
pijaka czy kobieciarza. Sir Edwin bez w�tpienia jest cz�owiekiem przyzwoitym i powszechnie
szanowanym.
Tak wi�c, kiedy po �niadaniu przeszli do salonu i sir Edwin, po serii ceremonialnych
uk�on�w i wyg�oszeniu kilku pompatycznych frazes�w, z�o�y� jej wreszcie propozycj� ma��e�stwa,
Moira z ulg� j� przyj�a, po czym wys�ucha�a, jak jej narzeczony nazywa siebie najszcz�liwszym
cz�owiekiem na ziemi i pozwoli�a poca�owa� si� w r�k�.
Gdyby to od niego zale�a�o, powiedzia� z u�miechem podczas lunchu, wzi�liby �lub jutro
lub nawet jeszcze dzi�. Trzeba go b�dzie jednak od�o�y� do wiosny, kiedy stan zdrowia jego matki
nieco si� poprawi i kiedy pogoda umo�liwi, zar�wno matce, jak i jego siostrom, odbycie tej dosy�
uci��liwej podr�y. Tymczasem on sam z rado�ci� pozostanie w Penwith Manor przez ca�e �wi�ta,
po czym wr�ci do domu, �eby uporz�dkowa� swoje sprawy.
Moira odetchn�a z ulg�. B�dzie mia�a wi�c jeszcze kilka miesi�cy, aby przygotowa� si� do
nowego �ycia. Lady Hayes wyci�gn�a do c�rki r�k� w serdecznym ge�cie i u�miechn�a si� do
niej. Sir Edwin wyrazi� zadowolenie, �e jego przysz�a te�ciowa tak bardzo cieszy si� szcz�ciem
swojej c�rki. Jednak Moira nie mia�a w�tpliwo�ci, co ten gest znaczy�. Jej matka chcia�a w ten
spos�b powiedzie�, �e doskonale rozumie po�wi�cenie c�rki, chocia� to okre�lenie nie by�o tu
chyba najw�a�ciwsze. Jej ma��e�stwo nie b�dzie gorsze od wi�kszo�ci ma��e�stw zawieranych
ka�dego dnia, a od wielu z pewno�ci� nawet lepsze.
*3*
Sir Edwin poruszy� podczas lunchu jeszcze jeden temat, kt�ry zdawa� si� interesowa� go
bardziej ni� w�asne ma��e�stwo. Wypytuj�c lokaja o s�siad�w, kt�rym, z uwagi na ich pozycj�
towarzysk�, winien by� z�o�y� wizyt�, dowiedzia� si� czego�, co najwyra�niej ogromnie go
zaintrygowa�o. Niew�tpliwie lady Hayes i panna Hayes musia�y ju� o tym wiedzie�, powiedzia�,
poniewa� fakt ten mia� miejsce ju� ponad tydzie� temu. Powr�ci� hrabia Haveford i zamieszka� w
swojej rezydencji w Dunbarton Hall.
- Tak, drogi kuzynie - odpar�a lady Hayes. - S�ysza�y�my o tym. Ale...
Okaza�o si�, �e sir Edwin umilk� jedynie dla nabrania tchu.
- Gdybym by� ma�ostkowy, madam, m�g�bym si� poczu� dotkni�ty, �e nie jestem
traktowany jak inni s�siedzi - powiedzia�. - Tym niemniej czuj� si� zaszczycony, �e mog� uwa�a�
hrabiego Haveford za
s�siada. I to s�siada wyj�tkowego. Czy� jego lordowska mo�� nie jest bohaterem? �miem
twierdzi�, i� gdyby dzia�ania wojenne trwa�y jeszcze przynajmniej rok, m�g�by nawet zosta�
genera�em. Teraz jeszcze bardziej �a�uj�, �e, z uwagi na stan zdrowia, moja matka nie mog�a do-
trzyma� mi towarzystwa. Jednak z pewno�ci� b�dzie bardzo szcz�liwa, przez wzgl�d na mnie i na
pani�, madam. Na pani� r�wnie�, panno Hayes. To osoba o wyj�tkowym sercu.
- Ale� kuzynie... - lady Hayes ponownie usi�owa�a mu przerwa�.
Moira wiedzia�a, �e to bez sensu. Od czasu, gdy tamtego pami�tnego dnia po powrocie ze
spaceru oznajmi�a o przyje�dzie hrabiego, w Pen-with nie wspominano o nim ani s�owem. Nie
wspomina�o si� r�wnie� o nim podczas wizyt u s�siad�w, czy te� wizyt, kt�re s�siedzi sk�adali im,
chocia� zar�wno Moira, jak i jej matka nie mia�y w�tpliwo�ci, �e kiedy tylko nie by�o ich w
pobli�u, wszyscy rozmawiali wy��cznie na jeden temat. Moiry to nie dziwi�o. W ko�cu hrabiego
Haveford nie by�o w Dunbarton ponad siedem lat. Z prawdziw� ulg� s�ucha�a teraz, jak sir Edwin
otwarcie porusza ten zakazany temat.
- Mam zamiar zostawi� dzi� w Dunbarton m�j bilet wizytowy�oznajmi� sir Edwin. -Zdaj�
sobie, oczywi�cie, spraw�, �e hrabia Haveford mo�e mnie dzisiaj nie przyj��. Wierz� jednak, �e
stanie si� inaczej. Poza tym jego lordowska mo�� b�dzie z pewno�ci� szcz�liwy, kiedy odkryje, i�
jego s�siadem jest kto� z wy�szych sfer, z kim mo�e utrzymywa� kontakty jak r�wny z r�wnym.
Prawdopodobnie zosta� ju� poinformowany, �e w Penwith rezyduj� jedynie damy, z kt�rych tylko
jednej przys�uguje tytu�. - Sk�oni� g�ow� w stron� lady Hayes. - Drugiej, natomiast, przys�ugiwa�
b�dzie ju� za kilka miesi�cy. - U�miechn�� si� do Moiry. - C� za niezwyk�y przypadek sprawi�, �e
obydwaj znale�li�my si� w Kornwalii w tym samym czasie. Pojad� do Dunbarton jeszcze dzi�.
Panno Hayes, czy uczyni mi pani ten zaszczyt i zechce mi towarzyszy�?
Moira s�ucha�a go w milczeniu. W zasadzie akceptowa�a jego plany. Bez w�tpienia by�oby
dobrze, gdyby stosunki mi�dzy obydwoma panami u�o�y�y si� poprawnie. Zaniepokoi�a si�
dopiero wtedy, gdy zaproponowa�, aby zechcia�a w tym uczestniczy�. Spojrza�a na matk�, kt�ra
wyprostowa�a si� w fotelu, a z jej twarzy znikn�� uprzejmy u�miech.
- Nie bywamy w Dunbarton, sir - odpar�a Moira. - Nasze rodziny od niepami�tnych czas�w
nie utrzymuj� �adnych stosunk�w towarzyskich.
- Doprawdy, panno Hayes