15433
Szczegóły |
Tytuł |
15433 |
Rozszerzenie: |
PDF |
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
[email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
15433 PDF - Pobierz:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd pliku o nazwie 15433 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
15433 - podejrzyj 20 pierwszych stron:
Koniec �wiata i Hard-boiled
Wonderland
prze�o�y�a z japo�skiego Anna Horikoshi
Warszawskie Wydawnictwo Literackie MUZA SA
Dlaczego s�o�ce wci�� �wieci?
Dlaczego ptaki wci�� �piewaj�?
Czy�by nie wiedzia�y,
�e �wiat si� ju� sko�czy�?
THE END OF THE WORLD
Hard-boiled wonderland - winda, bezd�wi�k, oty�o��
Winda wznosi�a si� z minimaln� pr�dko�ci�. W ka�dym razie zdawa�o mi si�, �e jecha�a w g�r�.
Nie by�em jednak tego pewien. Porusza�a si� tak niemrawo, �e w ko�cu straci�em orientacj�. By�
mo�e jecha�a w d�, by� mo�e sta�a w miejscu. Wzi�wszy pod uwag� ca�� sytuacj�, postanowi�em
- wy��cznie dla w�asnej wygody - �e winda jedzie w g�r�. Nie mia�em jednak �adnych podstaw,
aby tak s�dzi�. Tymczasem mo�e wjecha�a dwana�cie pi�ter w g�r�, trzy w d� i objecha�a ziemi�
dooko�a?
Winda ta w niczym nie przypomina�a ulepszonej wersji studziennego wiadra, jak� by�a
tania i prosta winda w moim domu. Trudno uwierzy�, �e urz�dzenia tak odmienne mog� s�u�y� do
tego samego celu, mie� ten sam mechanizm i t� sam� nazw�. Obydwie windy dzieli�a tak ogromna
przepa��, jak tylko mo�na sobie wyobrazi�.
Po pierwsze - sprawa wielko�ci. W windzie, do kt�rej wsiad�em, z �atwo�ci� mo�na by�oby
urz�dzi� do�� przytulne biuro. Wstawi� biurko, szaf�, gablotk�, do tego mo�na by dorzuci�
niewielk� kuchenk� i pewnie zosta�oby jeszcze troch� miejsca. Kto wie, mo�e zmie�ci�yby si� tutaj
ze trzy wielb��dy i �redniej wielko�ci palma? Po drugie - czysto��. Winda by�a czysta jak nowa
trumna. �ciany i sufit wykonane z nierdzewnej stali, b�yszcz�ce, bez jednej plamki czy skazy,
pod�oga wy�cielona d�ugow�osym dywanem w kolorze mchu. Po trzecie - przera�liwa cisza. Kiedy
wszed�em do �rodka, drzwi zamkn�y si� za mn� bezd�wi�cznie (w�a�nie tak - bezd�wi�cznie) i od
tej chwili niczego ju� nie by�o s�ycha�. To w�a�nie z powodu ciszy nie wiedzia�em, czy winda stoi,
czy jedzie. G��bokie rzeki te� wydaj� si� martwe.
Jeszcze jedno - brakowa�o wi�kszo�ci najr�niejszych dodatk�w w�a�ciwych zwyk�ej
windzie. Nie by�o tablicy z rozmaitymi guzikami i prze��cznikami. Nie by�o guzik�w z numerami
pi�ter ani tych, kt�re s�u�� do otwierania i zamykania drzwi czy wreszcie do awaryjnego
zatrzymywania windy. Brakowa�o te� lampek informuj�cych o numerze mijanego pi�tra, instrukcji
dotycz�cej maksymalnego obci��enia czy innych zagro�e�, nie dostrzeg�em nawet tabliczki z
nazw� producenta. Nie mia�em poj�cia, gdzie znajdowa�o si� wyj�cie awaryjne. To rzeczywi�cie
by�a trumna. Niemo�liwe, �eby taka winda uzyska�a zgod� Urz�du Stra�y Po�arnej. Nawet winda
musi mie� jakie� swoje normy.
Przesuwaj�c wzrokiem po g�adkich, stalowych �cianach, przypomnia�em sobie magiczne
popisy Houdiniego, kt�re ogl�da�em w dzieci�stwie. Wi�zano go sznurami i �a�cuchami,
wrzucano do wielkiej skrzyni, kt�r� r�wnie� dok�adnie przewi�zywano �a�cuchami, a nast�pnie
zrzucano skrzyni� z wodospadu Niagara b�d� spychano j� do Morza P�nocnego, gdzie obrasta�a
lodem. Wzi��em g��boki oddech i na zimno spr�bowa�em por�wna� moj� sytuacj� z sytuacj�
Houdiniego. Mia�em nad nim t� przewag�, �e nie by�em zwi�zany, natomiast moim s�abym
punktem by�o to, �e nie wiedzia�em, na czym polega trik.
Co tu m�wi� o triku, nie wiedzia�em nawet, czy winda jedzie, czy nie. Spr�bowa�em
zakaszle�. M�j kaszel nie zabrzmia� jednak tak, jak powinien. Rozleg� si� osobliwy p�aski d�wi�k,
jakby o g�adk� betonow� �cian� rzuci� kawa�kiem mi�kkiej gliny. Nie mog�em uwierzy�, �e ten
odg�os wydoby� si� z mojego gard�a. Na wszelki wypadek odkaszln��em jeszcze raz. Niestety, z
podobnym skutkiem. Da�em spok�j i wi�cej ju� nie kaszla�em.
Przez d�u�szy czas sta�em nieruchomo w tej samej pozycji. Drzwi nadal si� nie otwiera�y.
Przypominaj�c nieco martw� natur� pod tytu�em M�czyzna i winda, zastygli�my w ciszy - ja i
winda. Niepokoi�em si� coraz bardziej.
By� mo�e popsu�a si� maszyna, a mo�e operator windy (zak�adaj�c, �e kto� taki istnieje) po
prostu zapomnia� o mnie. Czasami zdarza si�, �e kto� zapomina o moim istnieniu. Ostatecznie nie
zmienia�o to faktu, �e by�em uwi�ziony w czterech stalowych �cianach. Spr�bowa�em wyt�y�
s�uch, niczego jednak nie us�ysza�em. Przy�o�y�em ucho do �ciany, lecz poza bia�ym �ladem ucha
na �cianie nie da�o to �adnego rezultatu. Metalowe pud�o chyba poch�ania�o d�wi�ki.
Spr�bowa�em zagwizda� Danny Boy, ale to, co us�ysza�em, podobne by�o raczej do westchnienia
psa chorego na astm�. Zrezygnowany opar�em si� o �cian� i dla zabicia czasu zacz��em liczy�
drobne. W zasadzie by� to rodzaj niezb�dnego w moim fachu treningu, tak jak zawodowy bokser
�ciska gumow� pi�k� w wolnych chwilach. Nie zabija�em wi�c czasu w zwyk�ym tego s�owa
znaczeniu. Tylko przez wielokrotne powtarzanie jakiej� czynno�ci mo�na rozwin�� w sobie
dodatkow� sprawno��.
Zawsze gromadz� w kieszeniach spodni jak najwi�cej drobnych. Do prawej kieszeni
wk�adam monety stu- i pi�ciusetjenowe, do lewej za� pi��dziesi�cio- i dziesi�ciojenowe. Pi�cio- i
jedno-jenowe monety wk�adam do kieszeni z ty�u, ale z regu�y nie bior� ich pod uwag� w og�lnym
rachunku. Wsadzam obydwie r�ce do kieszeni i jednocze�nie sumuj� - praw� r�k� stu- i
pi�ciusetjen�wki, a lew� r�k� pi��dziesi�cio- i dziesi�ciojen�wki. Komu�, kto nigdy tego nie robi�,
podobny rachunek sprawi z pewno�ci� du�y k�opot. Prawa i lewa p�kula m�zgu musz� prowadzi�
jakby dwa ca�kiem odmienne obliczenia. Chodzi o to, �eby ��cz�c obie strony, niczym po��wki
rozci�tego arbuza, uzyska� ko�cowy wynik. Wymaga to du�ej wprawy. Nie jestem oczywi�cie
pewien, czy p�kule m�zgu pracuj� wtedy osobno. Mo�liwe, �e specjalista, powiedzmy
neurofizjolog, u�y�by tu innego okre�lenia, ale nie jestem specjalist�, a wykonuj�c w praktyce tego
rodzaju obliczenia, doznaj� w�a�nie takiego uczucia - jakby p�kule m�zgu pracowa�y oddzielnie.
Wydaje mi si� r�wnie�, �e zm�czenie odczuwane po zako�czeniu oblicze� jest zupe�nie inne ni�
po wykonaniu zwyk�ego rachunku. Dla wygody wi�c my�l�, �e obliczaj�c drobne w kieszeniach,
praw� p�kul� sumuj� pieni�dze z prawej, a lew� pieni�dze z lewej kieszeni.
W og�le do wszelkich zjawisk, spraw i rzeczy na tym �wiecie podchodz� w spos�b
utylitarny. Nie znaczy to, �e m�j charakter jest taki wygodnicki, cho� musz� przyzna�, �e mam w
tym kierunku pewne sk�onno�ci. My�l�, �e cz�sto w�a�nie utylitarny, a nie racjonalny stosunek do
sprawy pozwala zbli�y� si� do jej sedna.
Gdyby na przyk�ad Ziemia nie by�a kul�, a, powiedzmy, ogromnym stolikiem do kawy, czy
mia�oby to jaki� niekorzystny wp�yw na poziom naszego codziennego �ycia? Oczywi�cie to
przyk�ad nieco przesadzony i nie b�dziemy wymy�la� wszystkiego od pocz�tku. Niemniej prawd�
jest, �e stworzony przez nas dla wygody obraz Ziemi jako stolika do kawy uwolni nas raz na
zawsze od wszystkich tych w zasadzie niepotrzebnych problem�w, takich jak przyci�ganie
ziemskie, Mi�dzynarodowa Linia Daty albo r�wnik, problem�w, kt�re rodz� si� wraz z faktem, �e
Ziemia jest kul�. W ko�cu ile� to razy w ci�gu swojego �ycia zwyk�y, przeci�tny cz�owiek musi si�
zetkn�� z problemem takiego cho�by r�wnika? Dlatego te�, o ile to mo�liwe, zawsze staram si�
patrze� na �wiat z utylitarnego punktu widzenia. Spos�b mojego rozumowania zasadza si� na
stwierdzeniu, i� �wiat tak naprawd� sk�ada si� z wielkiej - w zasadzie niezliczonej - liczby
r�norakich mo�liwo�ci. Ich wyb�r nale�y w pewnym stopniu do poszczeg�lnych ludzi. W ten
spos�b tworz� oni �wiat. �wiat wi�c jest stolikiem do kawy, stworzonym z zaw�onej liczby
mo�liwo�ci.
Wracaj�c do tematu, jednoczesne liczenie praw� i lew� r�k� nie jest wcale rzecz� prost�.
Przyswojenie sobie tej umiej�tno�ci nawet mnie zaj�o du�o czasu. Ale wystarczy, �e cz�owiek raz
si� tego nauczy, innymi s�owy - zrozumie, na czym polega ta sztuka, a umiej�tno�� pozostaje mu
na ca�e �ycie. To tak jak z jazd� na rowerze albo z p�ywaniem. Nie znaczy to oczywi�cie, �e nie
trzeba �wiczy�. Przeciwnie, to w�a�nie ci�g�y trening podwy�sza efektywno�� i wyrabia styl.
Mia�em akurat trzy pi�ciusetjen�wki, osiemna�cie setek, siedem pi��dziesi�tek i szesna�cie
dziesi�tek. Razem trzy tysi�ce osiemset dziesi�� jen�w. Rachunek nie sprawi� mi �adnej trudno�ci.
Zadanie by�o tak proste, �e trudniej by�oby mi chyba policzy� palce jednej r�ki. Zadowolony z
siebie opar�em si� o �cian� i spojrza�em na drzwi. Nie otwiera�y si�.
Nie mog�em poj��, dlaczego nie otwieraj� si� tak d�ugo. Po chwili zastanowienia doszed�em
jednak do wniosku, �e spokojnie mog� odrzuci� obydwie hipotezy - zar�wno t� o awarii maszyny,
jak i t�, �e zapomniano o moim istnieniu. Obydwie by�y nierealne. Oczywi�cie nie twierdz�, �e tak
awaria, jak i nieuwaga dy�urnego nie mog�y si� wydarzy�. Przeciwnie, zdaj� sobie spraw�, �e w
rzeczywisto�ci tego rodzaju wypadki zdarzaj� si� do�� regularnie. Chc� jedynie powiedzie�, �e w
tej specyficznej rzeczywisto�ci - mam na my�li t� g�upi�, o�lizg�� wind� - brak specyficzno�ci
nale�a�oby dla wygody odrzuci� jako specyficzno�� paradoksaln�. Czy to mo�liwe, �eby kto�, kto
z takim pietyzmem skonstruowa� t� ekscentryczn� wind�, nie zadba� o to, �eby si� nie psu�a, albo
zapomnia� o jej pasa�erach?
Odpowied� brzmia�a �nie".
To nie do pomy�lenia.
Jak dot�d oni byli nadzwyczaj, wr�cz nerwowo ostro�ni i precyzyjni. Zwracali uwag� na
najdrobniejsze szczeg�y. Przy wej�ciu do budynku zosta�em zatrzymany przez dw�ch stra�nik�w,
zapytano mnie o cel wizyty, odszukano moje nazwisko na li�cie zapowiedzianych go�ci,
sprawdzono moje dokumenty i por�wnano je z danymi w g��wnym komputerze, nast�pnie
przeszukano mnie wykrywaczem metalu, po czym wepchni�to do tej windy. Nawet podczas
zwiedzania mennicy nie ma tak surowej kontroli. Nie, to nie do pomy�lenia, �eby ich czujno��
wyczerpa�a si� tak nagle, i to w�a�nie teraz.
W takim razie pozostaje ostatnia mo�liwo�� - robi� to z premedytacj�. Prawdopodobnie zale�y
im na tym, �ebym si� nie domy�li� kierunku ruchu windy. Poruszaj� ni� tak wolno, �ebym si� nie
zorientowa�, czy winda jedzie w d�, czy w g�r�. Niewykluczone te�, �e obserwuj� mnie za
pomoc� ukrytej kamery. Dy�urka przy wej�ciu zastawiona by�a monitorami. Nie nale�a�oby si�
wi�c zbytnio dziwi�, gdyby jeden z nich pokazywa� wn�trze windy.
Dla rozrywki chcia�em poszuka� obiektywu kamery, ale po g��bszym zastanowieniu doszed�em
do wniosku, �e niczego w ten spos�b nie zyskam. Wzbudz� jedynie ich podejrzenia, a to mo�e si�
sko�czy� dodatkowym zmniejszeniem pr�dko�ci. Nie mia�em na to ochoty. By�em ju� sporo
sp�niony.
Ostatecznie postanowi�em ca�� t� sytuacj� przeczeka� - spokojnie, niczego szczeg�lnego nie
robi�c. Przyby�em tutaj tylko po to, �eby wykona� legaln� prac�. Nie mam si� czego obawia�, nie
musz� si� denerwowa�. Wsadzi�em r�ce do kieszeni i jeszcze raz policzy�em drobne. Mia�em trzy
tysi�ce siedemset pi��dziesi�t jen�w. �adnego wysi�ku. Wykona�em zadanie w mgnieniu oka.
Trzy tysi�ce siedemset pi��dziesi�t? Wynik by� inny.
Musia�em si� pomyli�. B��d w rachunku? To niemo�liwe! Nie zdarzy�o mi si� w ci�gu tych
trzech lat ani razu. Ani jednego razu! Czy�by z�y omen? Bezwzgl�dnie musia�em odzyska�
stracon� pozycj�. Zanim z�a wr�ba przyniesie ostateczn� kl�sk�.
Zamkn��em oczy i tak, jakbym przeciera� szk�a okular�w, oczy�ci�em najpierw praw�,
potem lew� po�ow� m�zgu. Wyj��em r�ce z kieszeni, roz�o�y�em d�onie i wytar�em je z potu. T�
cz�� przygotowa� przeprowadzi�em z wpraw� godn� Henry'ego Fondy szykuj�cego si� do akcji w
filmie Dwa z�ote kolty. To akurat nie ma znaczenia, ale bardzo lubi� ten film. Sprawdziwszy, czy
r�ce s� ju� idealnie suche, wsadzi�em je do kieszeni i rozpocz��em liczenie po raz trzeci. Je�li tym
razem wynik zgodzi si� z kt�rym� z poprzednich, nie b�dzie �adnego problemu. Ka�dy mo�e si�
pomyli�. Po pierwsze, w tej specyficznej sytuacji musia�em by� zdenerwowany, a poza tym trzeba
przyzna�, �e zbytnio uwierzy�em w siebie. To mnie zgubi�o. Jedyne, co mog�o mnie teraz uratowa�,
to powt�rzenie prawid�owego wyniku. Nie zd��y�em jednak tego zrobi�, poniewa� drzwi windy
otworzy�y si� i rozsun�y w dwie strony bez �adnej zapowiedzi ani d�wi�ku.
By�em tak zaabsorbowany drobnymi w kieszeniach, �e przez dobr� chwil� w �aden spos�b
nie mog�em poj�� co to konkretnie oznacza. Oznacza�o to, �e dwie przestrzenie, oddzielone
dotychczas drzwiami, po��czy�y si�. Oznacza�o to r�wnic ze winda przyby�a do celu.
Przerwa�em poruszanie palcami w kieszeniach i rzuci�em okiem na zewn�trz. Za drzwiami
znajdowa� si� korytarz, w korytarzu sta�a kobieta. By�a to m�oda, gruba dziewczyna, ubrana w
r�ow� garsonk� i r�owe szpilki. Chwil�, jakby chc�c si� upewni�, przygl�da�a si� mojej twarzy,
po czym skin�a g�ow�. Zdaje si�, �e dawa�a mi w ten spos�b znak, bym szed� za ni�.
Zrezygnowa�em z liczenia drobnych, wyj��em r�ce z kieszeni i wyszed�em z windy. Ta,
jakby tylko na to czeka�a, zamkn�a si� natychmiast za moimi plecami.
Rozejrza�em si� dooko�a, ale nie zauwa�y�em niczego, co mog�oby okre�li� moje po�o�enie.
Domy�la�em si� jedynie, �e korytarz znajdowa� si� gdzie� wewn�trz budynku. Ale tego
domy�li�oby si� nawet dziecko.
Wystr�j wn�trza biurowca by� wyj�tkowo monotonny. Tutaj te�, tak jak w windzie, u�yto
kosztownych materia��w, ale brakowa�o czego�, na czym mo�na by oprze� wzrok. Marmurowa
pod�oga i �ciany w kolorze biszkoptu, kt�ry jem codziennie na �niadanie. Po obu stronach
korytarza ci�gn�y si� rz�dy ci�kich drewnianych drzwi. Na drzwiach znajdowa�y si� metalowe
tabliczki z numerami pokoi, ale numeracja nie mia�a �adnego sensu. Po numerze 936 nast�powa�
1213, a za nim 26. C� za bzdurna kolejno��! Co� tu jest nie w porz�dku.
Dziewczyna prawie si� nie odzywa�a. Powiedzia�a wprawdzie: �Prosz� t�dy", ale w
zasadzie domy�li�em si� tego raczej z ruchu jej warg, poniewa� m�wi�a bezg�o�nie. Ucz�szcza�em
kiedy� na dwumiesi�czny kurs czytania z ruchu warg i tylko dzi�ki temu uda�o mi si� j� zrozumie�.
Pomy�la�em najpierw, �e co� si� sta�o z moim s�uchem. Spr�bowa�em zakaszle�. Kaszel zabrzmia�
zn�w bardzo p�asko, ale w por�wnaniu z tym, co us�ysza�em w windzie, by� to zwyk�y kaszel.
Odetchn��em z ulg�. Moje uszy by�y w porz�dku, to z jej g�osem musia�o by� co� nie tak.
Szed�em w �lad za dziewczyn�. Stukot jej ostro zako�czonych szpilek ni�s� si� po pustym
korytarzu jak odg�os m�ot�w po okolicach kamienio�omu. W marmurowej posadzce wyra�nie
odbija�y si� jej �ydki.
Dziewczyna by�a pulchna. M�oda i pi�kna, ale jakby bez wzgl�du na to - oty�a. Szed�em za
ni� i wpatrywa�em si� w jej szyj�, ramiona i biodra. Jej cia�o wygl�da�o jak pole zasypane
�niegiem.
Zawsze czuj� si� za�enowany, kiedy przebywam w towarzystwie m�odej, pi�knej i grubej
dziewczyny. Sam nie wiem dlaczego. Mo�e dlatego, �e natychmiast wyobra�am sobie j� przy
jedzeniu? Widz�, jak chrupie rukiew wodn�, kt�ra zwykle pozostaje na talerzu, albo wyciera
chlebem talerz z resztek mas�a, kremu lub sosu.
Nie umiem nad tym zapanowa�. Jak kwas prze�eraj�cy metal, tak obraz kobiety przy
jedzeniu wdziera si� do mojej g�owy, zak��caj�c inne jej funkcje.
Je�li dziewczyna jest tylko gruba, to w porz�dku. Tylko gruba dziewczyna jest dla mnie jak
ob�ok na niebie. Niech sobie p�ynie, nie ma ze mn� �adnego zwi�zku. Sprawa ma si� inaczej, je�li
dziewczyna jest jeszcze pi�kna i m�oda. Czuj� si� wtedy zobowi�zany, �eby okre�li� rodzaj
mojego stosunku do niej. Jednym s�owem, mo�e si� zdarzy�, �e p�jd� z ni� do ��ka. To wprawia
mnie w zak�opotanie. P�j�cie do ��ka z kobiet�, gdy g�owa nie funkcjonuje normalnie, nie jest
takie proste.
Nie chc� w ten spos�b powiedzie�, �e nie lubi� grubych kobiet. Zak�opotanie i wstr�t to
dwie r�ne rzeczy. Jak dot�d spa�em z kilkoma grubymi, m�odymi i pi�knymi kobietami, ale
og�lnie rzecz bior�c, nie by�y to przykre do�wiadczenia. O ile moje zmieszanie pod��y�o w
odpowiednim kierunku, by�y to nawet prze�ycia pi�kniejsze ni� w tak zwanych zwyk�ych
warunkach. Oczywi�cie nie zawsze mi si� to udaje. Seks jest w najwy�szym stopniu delikatn�
spraw�. To nie to samo, co wybra� si� w niedziel� do domu towarowego i kupi� sobie termos.
Oty�o�� ka�dego cia�a uk�ada si� inaczej - jeden jej rodzaj wp�ywa na mnie dobrze, a inny sprawia,
�e do ko�ca pozostaj� w zewn�trznej warstwie za�enowania. W tym sensie seks z grubask�
stanowi dla mnie rodzaj wyzwania.
Szed�em wi�c korytarzem za m�od�, pi�kn� i grub� dziewczyn�. Pod ko�nierzykiem
przewi�zan� mia�a bia�� apaszk�. Prostok�tne, z�ote klipsy w korpulentnych uszach ko�ysa�y si� w
rytm jej krok�w i po�yskiwa�y niczym znaki �wietlne. Bior�c pod uwag� jej oty�o��, porusza�a si� z
niezwyk�� lekko�ci�. Oczywi�cie mo�liwe, �e osi�ga�a taki efekt za pomoc� obcis�ej bielizny czy
czego� w tym rodzaju, zdawa�em sobie z tego spraw�, ale nie zmienia�o to faktu, �e biodrami
porusza�a zgrabnie i z kokieteri�. Poczu�em do niej sympati�. Zdaje si�, �e jej oty�o�� przypad�a mi
do gustu.
Nie chc� si� usprawiedliwia�, ale nie nale�� do m�czyzn, kt�rym prawie ka�da
dziewczyna mo�e zawr�ci� w g�owie. Raczej rzadko zwracam na nie uwag�. Dlatego je�li ju�
kt�ra� wpadnie mi w oko, nabieram ochoty, �eby wypr�bowa� to uczucie. Chc� sprawdzi�, czy to
rzeczywi�cie jest sympatia, a je�li tak, to w jaki spos�b b�dzie si� ona rozwija�.
Zr�wna�em krok i zacz��em przeprasza� za sp�nienie.
- Nie s�dzi�em, �e formalno�ci przy wej�ciu zajm� tyle czasu - powiedzia�em. - W dodatku
winda jecha�a bardzo powoli. Do tego biurowca wszed�em punktualnie, dziesi�� minut przed
um�wionym czasem.
�Wiem" - skin�a g�ow�. Poczu�em zapach wody toaletowej, bij�cy od jej karku.
Przypomina� mi aromat, jaki unosi si� nad polem melonowym w letni poranek. Zapach ten
wzbudzi� we mnie jakie� dziwne, niepasuj�ce do chwili, t�skne uczucie, jakby dwie r�ne warstwy
mojej pami�ci po��czy�y si� w nieznanym miejscu. Czasami zdarza mi si� czu� co� podobnego.
Najcz�ciej pod wp�ywem pewnych zapach�w.
- Do�� d�ugi ten korytarz - spr�bowa�em nawi�za� rozmow�.
Popatrzy�a na mnie, nie zwalniaj�c kroku. Wygl�da�a na jakie� dwadzie�cia, mo�e
dwadzie�cia jeden lat. Mia�a wyra�ne rysy twarzy, wysokie czo�o i pi�kn� cer�.
Patrz�c na mnie, powiedzia�a: �prust". Ujmuj�c rzecz dok�adniej, nie wym�wi�a tego s�owa,
a jedynie z ruchu jej warg domy�li�em si�, �e chcia�a powiedzie� �prust". Nadal nie by�o s�ycha� jej
g�osu. Nie s�ysza�em r�wnie� jej oddechu. Zupe�nie jakby m�wi�a do mnie przez grub� szyb�.
- Proust? Marcel Proust? - zapyta�em.
Ze zdziwieniem spojrza�a mi w oczy i jeszcze raz powiedzia�a: �prust". Zrezygnowany
wr�ci�em na poprzednie miejsce i krocz�c za ni�, z uporem szuka�em w my�li s��w, kt�re uk�adem
warg odpowiada�yby wyrazowi �prust". �Chrust", �spust", �biust" i tym podobne, pozbawione
sensu s�owa jedno po drugim przychodzi�y mi do g�owy, ale �adne z nich nie pasowa�o dok�adnie
do ruchu jej warg. Chyba naprawd� powiedzia�a: �Proust". Nie mog�em jednak zrozumie�, jaki
zwi�zek zachodzi� pomi�dzy d�ugo�ci� korytarza a Marcelem Proustem.
Mo�e Proust mia� by� metafor� d�ugo�ci korytarza? Ale gdyby rzeczywi�cie tak by�o,
skojarzenie to wydawa�o mi si� zbyt szokuj�ce, a nawet chyba niezbyt uprzejme. Rozumia�bym,
gdyby d�ugi korytarz stanowi� metafor� utwor�w Prousta. Ale na odwr�t? Brzmia�o to do��
dziwacznie.
�Korytarz d�ugi jak Marcel Proust?".
Korytarz by� naprawd� d�ugi. Kilkakrotnie skr�cali�my, wychodzili�my i schodzili�my po
kr�tkich, pi�cio-, sze�ciostopniowych schodach. Droga, kt�r� w ten spos�b przeszli�my, by�a
pi�cio- lub sze�ciokrotnie d�u�sza ni� w zwyk�ym biurowcu. By� mo�e kr�cili�my si� w k�ko jak
po iluzjonistycznym obrazie Eschera. W ka�dym razie wygl�d korytarza nie ulega� zmianie.
Marmurowa pod�oga, ��tawe �ciany, bezsensowna numeracja i stalowe klamki w drewnianych
drzwiach. Nie widzia�em po drodze �adnego okna. Stukot szpilek dziewczyny rozlega� si� w
jednostajnym rytmie. Za nim s�ycha� by�o klej�ce si� cz�apanie moich but�w do joggingu. Czy�by
gumowe podeszwy moich but�w rozpu�ci�y si� naprawd�? Nie by�em w stanie stwierdzi�, czy by�
to odg�os naturalny, czy nie, poniewa� w butach do joggingu po marmurze szed�em pierwszy raz w
�yciu. Pewnie w po�owie tak, a w po�owie nie. Wszystko tutaj zachowywa�o si� w�a�nie w takich
proporcjach. Ws�uchany w odg�os w�asnych but�w, nie zauwa�y�em, �e dziewczyna zatrzyma�a
si� nagle i z impetem uderzy�em piersi� o jej plecy. By�y mi�kkie jak dobra deszczowa chmura,
wyhamowa�y zderzenie i zn�w poczu�em zapach wody toaletowej. Dziewczyna pod wp�ywem
zderzenia pochyli�a si� niebezpiecznie do przodu, tote� pospiesznie chwyci�em j� za ramiona i
przywr�ci�em do poprzedniej pozycji.
- Przepraszam. Troch� si� zamy�li�em.
Spojrza�a na mnie, czerwieni�c si� nieznacznie. Nie by�em zupe�nie pewien, ale chyba si�
nie gniewa�a. Powiedzia�a: �tassel", i u�miechn�a si� lekko. Nast�pnie wzruszy�a ramionami i
doda�a: �sela". Oczywi�cie, jak ju� par� razy wspomnia�em, nie wypowiedzia�a tego na g�os, a
jedynie w taki kszta�t u�o�y�a usta.
- Tassel? - powiedzia�em do siebie, chc�c us�ysze� brzmienie tego s�owa. - Sela?
- Sela - powt�rzy�a z przekonaniem.
Brzmia�o to jak po turecku, ale nigdy nie s�ysza�em ani s�owa w tym j�zyku, wi�c nie by�em
pewien. My�li gmatwa�y mi si� coraz bardziej, chyba nie powinienem zaczyna� tej rozmowy.
By�em jeszcze nowicjuszem w sztuce czytania z ruchu warg. To
wyj�tkowo delikatna sztuka, nie jaki� tam substytut, kt�rego w ci�gu dw�ch miesi�cy mo�na
nauczy� si� na miejskim kursie.
Dziewczyna wyj�a z kieszeni �akietu niewielki, owalny klucz magnetyczny, p�ask�
powierzchni� przy�o�y�a go do zamka w drzwiach z numerem 728. Da� si� s�ysze� zgrzyt i zamek
zosta� odblokowany. Niez�e urz�dzenie - pomy�la�em.
Otworzy�a drzwi. Stan�a w wej�ciu i powiedzia�a w moim kierunku: �Somto, sela".
Oczywi�cie przytakn��em i weszli�my do �rodka.
Koniec �wiata - z�ote zwierze
Wraz z nadej�ciem jesieni cia�a zwierzy pokry�y si� d�ug� z�ot� sier�ci�. Kolor jej by� z�oty
w najprostszym znaczeniu tego s�owa. Nie da�o si� we� wmiesza� �adnego innego koloru. Ich
z�oto przysz�o na �wiat jako z�oto i jako z�oto na �wiecie tym pozosta�o. Tkwi�y pomi�dzy
bezmiarem ziemi a bezmiarem nieba, ubarwione czystym z�otem.
Kiedy przyby�em do Miasta - by�a wtedy wiosna - pokrywa�a je kr�tka r�nokolorowa
sier��. By�y okazy czarne, rude, bia�e i czerwonobr�zowe. By�y te� mieszane - w r�nobarwne �aty.
Przemieszcza�y si� w ciszy - ka�de przybrane we w�a�ciw� sobie sier�� - po przestworzu m�odej
zieleni, niby popychane wiatrem. By�y zwierz�tami nadzwyczaj - medytacyjnie wr�cz - cichymi.
Nawet oddech ich by� bezg�o�ny niczym poranna mg�a. W milczeniu �u�y zielon� traw�, a kiedy
mia�y dosy�, skuliwszy zady, siada�y na ziemi i zapada�y w kr�tki sen.
Przemin�a wiosna, sko�czy�o si� lato i kiedy s�o�ce przyt�umi�o nieco sw�j blask, a na
rozlewiskach rzeki wczesnojesienne wiatry pomarszczy�y wod�, da�y si� zauwa�y� pierwsze
zmiany.
Z�ota sier�� pocz�tkowo wyrasta�a z rzadka, niczym p�na odmiana jakiej� ro�liny zasianej
tu dziwnym trafem, lecz wkr�tce tysi�cami macek wplot�a si� w sier�� kr�tk� i ca�kowicie j�
przykry�a l�ni�cym szczerym z�otem. Trwa�o to zaledwie tydzie�. Przeistoczenie zwierzy nast�pi�o
prawie r�wnocze�nie. Wszystkie bez wyj�tku w ci�gu jednego tygodnia zmieni�y ca�� sier��.
Kiedy wsta�o poranne s�o�ce i zabarwi�o �wiat na nowy, z�oty kolor, na ziemi� zst�pi�a jesie�.
Tylko d�ugie, pojedyncze rogi, kt�re wyrasta�y im ze �rodka czo�a, pozosta�y niezmienione
- spr�y�cie bia�e. By�y wr�cz niebezpiecznie cienkie, bardziej ni� rogi przypomina�y u�amane
ko�ci, kt�re przy jakim� zranieniu wydosta�y si� na zewn�trz i tak ju� pozosta�y. Jedynie te bia�e
rogi i niebieskie oczy nie zmieni�y barwy w trakcie z�otego przeistoczenia. Jakby chc�c
wypr�bowa� swoje nowe stroje, potrz�sa�y pionowo �bami, ostrzami rog�w wbijaj�c si� w
wysokie jesienne niebo. Moczy�y nogi w coraz ch�odniejszej rzece i wyci�ga�y szyje po czerwone
dzikie owoce.
W porze, gdy zmrok niebie�ci� ulice, wychodzi�em na wie�� obserwacyjn� w Zachodnim
Murze i ogl�da�em ceremoni� sp�dzania zwierzy pod bram� i wypuszczania ich za Miasto.
Stra�nik d�� w r�g raz d�ugo i trzy razy kr�tko. Tak by�o ustalone. S�ysz�c r�g, zawsze zamyka�em
oczy i stara�em si� wch�on�� jego mi�kki ton. D�wi�k rogu nie przypomina� �adnego innego
d�wi�ku. Niczym niebieskawo prze�roczysta ryba p�yn�� przez sk�pane w zachodniej zorzy ulice,
nasyca� sob� kr�g�e kamienie chodnik�w, kamienne �ciany dom�w i mury ci�gn�ce si� wzd�u� ulic
przy rzece. Pobrzmiewa� z cicha w ka�dym zakamarku Miasta, prze�lizguj�c si� przez
niewidzialn�, ukryt� w powietrzu dyslokacj� czasu.
Kiedy w Mie�cie rozlega� si� d�wi�k rogu, stworzenia, wiedzione prehistoryczn� pami�ci�,
podnosi�y szyje. W jednej chwili ponad tysi�c zwierzy zamiera�o w identycznej pozie. I te, kt�re do
tej pory z namaszczeniem �u�y li�cie janowca, i te, kt�re przebiera�y kopytami, siedz�c na
kamiennych chodnikach, nawet te, kt�re drzema�y, korzystaj�c z ostatniego s�o�ca - wszystkie
podnosi�y �by i zwraca�y je w kierunku, sk�d dobywa� si� d�wi�k. O czym wtedy my�la�y? Czego
wypatrywa�y? Skr�ciwszy szyje w jednym kierunku i uni�s�szy je pod jednym k�tem, wpatrywa�y
si� w niebo. Jedyne, co si� wtedy porusza�o, to ich z�ota sier�� targana wieczornym wiatrem. W
ko�cu gdy przebrzmia�a ostatnia nuta, podnosi�y si� z ziemi i rusza�y w stron� bramy, zupe�nie tak,
jakby sobie o czym� przypomnia�y. Pryska�o chwilowe zakl�cie i Miasto wype�nia�o si� odg�osem
niezliczonych kopyt. T�tent ten kojarzy� mi si� zawsze z pian�, kt�ra w ogromnych ilo�ciach
wyp�ywa z wn�trza Ziemi. Wype�nia ulice Miasta, przelewa si� przez ogrodzenia dom�w, a w
ko�cu przykrywa nawet wie�� zegarow�.
To tylko wieczorna zjawa. Kiedy otwiera�em oczy, piana natychmiast znika�a. Rz�dy
zwierzy posuwa�y si� po kamiennej nawierzchni kr�tych uliczek Miasta niczym rzeka. Nie
walczy�y o pierwsze�stwo ani o rol� przewodnika. Sun�y do przodu ze spuszczonymi oczami, z
lekka potrz�saj�c grzbietami. Chocia� nie by�o tego wida� go�ym okiem, czu�em, �e ��czy je jaka�
g��boka intymna wi�. Nadci�ga�y z p�nocy, przechodzi�y Starym Mostem na po�udniowy brzeg
rzeki i tam ��czy�y si� ze stadem przyby�ym od wschodu. Nast�pnie sz�y wzd�u� kana�u, obok
fabryk, przechodzi�y pod pasa�em ��cz�cym budynki odlewni i kieruj�c si� wci�� na zach�d,
dociera�y do Zachodniego Wzg�rza. Na zboczach wzg�rza czeka�y osobniki stare i m�ode, kt�re
nie mog�y oddala� si� od bramy. Razem sz�y teraz na p�noc, przechodzi�y przez Most Zachodni i
stawa�y przed bram�.
Kiedy przewodnik stada zjawia� si� przed bram�, Stra�nik otwiera� jedno jej skrzyd�o.
Brama by�a bardzo ci�ka, wzd�u� i wszerz wzmocniona grubymi �elaznymi blachami. Mia�a
jakie� cztery, mo�e pi�� metr�w wysoko�ci i aby uniemo�liwi� przej�cie bramy g�r�, jej szczyt
wy�cielony by�, niczym G�ra Igie� w piekle, lasem ostro zako�czonych gwo�dzi. Stra�nik otwiera�
t� masywn� bram� jednym lekkim ruchem i wypuszcza� zgromadzone stado zwierzy poza granice
Miasta. Kiedy wszystkie bez wyj�tku by�y ju� na zewn�trz, zamyka� bram� na klucz.
O ile mi wiadomo, poza t� bram� nie by�o innego wyj�cia z Miasta. Otacza� je siedmio- czy
o�miometrowej wysoko�ci mur, kt�ry pokona� mog�y tylko ptaki.
O �wicie Stra�nik ponownie otwiera� bram�, d�� w r�g i wpuszcza� stado do �rodka. Potem
zn�w zamyka� bram� na klucz.
- Prawd� m�wi�c, nie ma potrzeby zamyka� jej na klucz - wyja�ni� mi Stra�nik. - I tak nikt
poza mn� nie zdo�a jej otworzy�. Nawet gdyby kilku spr�bowa�o naraz. Ale c�, tak jest ustalone.
Spu�ci� futrzan� czapk� tu� nad brwi i zamilk�. Stra�nik by� olbrzymem. Nigdy przedtem
nie widzia�em cz�owieka tak pot�nej budowy cia�a. Pokrywa�y go zwa�y mi�ni. Zdawa�o si�, �e
pod wp�ywem jednego ich napr�enia koszula i marynarka Stra�nika w ka�dej chwili mog� p�kn��.
Niemniej czasami zdarza�o mu si� zamkn�� oczy i pogr��y� w bezgranicznym milczeniu. Nie
wiedzia�em, czy by�o to co� w rodzaju depresji, czy te� mo�e na skutek jakiego� bod�ca w
funkcjonowaniu jego organizmu nast�powa�y chwilowe przerwy. Bez wzgl�du jednak na
przyczyn�, je�li ow�adn�o nim milczenie, musia�em cierpliwie czeka�, a� odzyska �wiadomo��.
Kiedy powraca� do zmys��w, powoli otwiera� oczy, przez d�u�szy czas przygl�da� mi si�
nieprzytomnym wzrokiem i wielokrotnie pociera� d�o�mi o kolana, tak jakby stara� si� zrozumie�,
dlaczego przed nim stoj�.
- Dlaczego wyp�dza je pan z Miasta na noc? - zapyta�em Stra�nika, kiedy odzyska�
przytomno��.
- Tak jest ustalone - powiedzia�. - Tak jest ustalone, wi�c tak robi�. To tak, jak ze s�o�cem.
Dlaczego pojawia si� na wschodzie, a znika na zachodzie?
Wi�kszo�� czasu, poza otwieraniem i zamykaniem bramy, Stra�nik sp�dza�, zdaje si�, na
piel�gnacji swoich narz�dzi - r�nego rodzaju topor�w, siekier oraz no�y. Mia� ich w szopie bez
liku i w ka�dej wolnej chwili ostrzy� je na ose�ce. Wyszlifowane, �wieci�y zawsze bia�ym �wiat�em,
nieprzyjemnym, jakby zmro�onym. Zdawa�o si�, i� blask ten nie by� jedynie odbiciem
zewn�trznego �wiat�a, lecz rzeczywi�cie promieniowa� z ich wn�trza.
Stra�nik nie spuszcza� ze mnie oka, gdy przygl�da�em si� jego kolekcji. U�miecha� si� przy
tym z zadowoleniem k�cikami ust.
- Uwa�aj, ch�opcze - s�katym jak korze� drzewa palcem wskazywa� na narz�dzia - to nie
zabawki. Wystarczy jeden nieostro�ny ruch, a zranisz si� do krwi. Wszystkie wyku�em
w�asnor�cznie. By�em kiedy� kowalem, znam si� na tym. S� starannie wykonane i dobrze
wywa�one. Nie tak �atwo jest dopasowa� trzonek do ci�aru ostrza. Spr�buj wzi�� kt�ry� z nich do
r�ki.
Wzi��em ze sto�u najmniejszy top�r i kilka razy zamachn��em si� nim w powietrzu. Jak
dobrze wyszkolony pies my�liwski, reagowa� natychmiast na najmniejszy ruch mojego nadgarstka,
ba, chyba na sam� my�l o ruchu. Rzeczywi�cie Stra�nik mia� z czego by� dumny.
- Ten trzonek te� zrobi�em sam. Z dziesi�cioletniego jesionu. Niekt�rzy wol� inne drzewa.
Ale moim zdaniem jesion jest najlepszy. Dziesi�cioletni jesion. Nie mo�e by� ani m�odszy, ani
starszy. Jest wtedy niezbyt suchy, za to bardzo mocny i spr�ysty. We Wschodnim Lesie mo�na
znale�� takie drzewa.
- Do czego panu tyle no�y?
- Do r�nych rzeczy - odpar�. - B�d� ich potrzebowa�, gdy nadejdzie zima. Zreszt� sam si�
przekonasz.
Za bram� znajdowa�o si� miejsce przeznaczone dla zwierzy. P�yn�� tamt�dy strumie�, z
kt�rego mog�y napi� si� wody. Za strumieniem, jak okiem si�gn��, ci�gn�� si� las jab�oni.
Rozpo�ciera� si� w niesko�czono��, niczym bezkresne morze.
W Zachodnim Murze by�y trzy wie�e obserwacyjne. Wychodzi�o si� na nie po drabinie i
przez �elazne kraty w oknach mo�na by�o ogl�da� zwierze z g�ry.
- Nikt poza tob� tutaj nie przychodzi - powiedzia� Stra�nik. - No c�, jeste� jeszcze nowy.
Na to nie ma rady. Ale ty te� przestaniesz zwraca� na nie uwag�. Jak wszyscy. Oczywi�cie
pomin�wszy pierwszy tydzie� wiosny.
Z jego s��w wynika�o, �e tylko w pierwszym tygodniu wiosny mieszka�cy Miasta
wychodzili na wie�e, by obserwowa� walk� zwierzy. Trudno to sobie wyobrazi�, znaj�c �agodny
charakter tych stworze�, lecz w�a�nie wtedy, na tydzie� przed narodzinami m�odych, tu� przed
zrzuceniem starej sier�ci, samce stawa�y si� agresywne i rani�y si� nawzajem w zaci�tej walce. Z
krwi, kt�ra potokami zalewa�a w�wczas r�wnin�, rodzi� si� nowy �ad i nowe �ycie.
Jesienne zwierze, usadowiwszy si� na ziemi, po�yskiwa�y swoim d�ugim, z�otym w�osiem
w zachodz�cym s�o�cu. Nieruchome jak rze�by, z uniesionymi w g�r� �bami czeka�y, a� ostatni
promie� zatonie w otch�ani Lasu Jab�oniowego. Kiedy s�o�ce chowa�o si� za drzewami i noc
przykrywa�a ich cia�a niebieskim mrokiem, spuszcza�y �by, k�ad�y swe bia�e pojedyncze rogi na
ziemi i zamyka�y oczy.
Tak ko�czy� si� dzie� w Mie�cie.
Hard-boiled wonderland - peleryna, Czarnomroki, pranie
Pok�j, do kt�rego mnie wprowadzi�a, by� obszerny i prawie pusty. Bia�e �ciany, bia�y sufit,
kawowy dywan - kolory w dobrym gatunku i dobrane ze smakiem. U�ywa si� jednego s�owa
�bia�y", ale jest przecie� biel wyrafinowana i biel wulgarna - r�nica tkwi gdzie� w samej
strukturze koloru. Poprzez matow� szyb� w oknie nie mog�em dostrzec, co znajdowa�o si� na
zewn�trz, ale wszystko wskazywa�o na to, �e beztroskie �wiat�o, kt�re wpada�o przez ni� do �rodka,
by�o jednak �wiat�em s�onecznym. Znajdowali�my si� wi�c nad ziemi�, a to oznacza�o, �e winda
jecha�a w g�r�. Uspokoi�em si� nieco. Mog�em chyba zaufa� w�asnej intuicji. Dziewczyna poleci�a
mi usi���. Usiad�em wi�c na obitej sk�r� sofie, stoj�cej po�rodku pokoju, i za�o�y�em nog� na nog�.
Ona wysz�a z pokoju innymi drzwiami. Rozejrza�em si� dooko�a. Na stoliku przy sofie le�a�y obok
siebie porcelanowa zapalniczka, popielniczka i papiero�nica. Zajrza�em do papiero�nicy - by�a
pusta. �cian pokoju nie zdobi� �aden obraz, kalendarz ani zdj�cie. W og�le nie by�o tutaj �adnej
zb�dnej rzeczy. Przy oknie sta�o ogromne biurko. Wsta�em z sofy i podszed�em do okna - przy
okazji obejrza�em biurko. Blat wykonany by� z solidnej, grubej deski, po obu stronach znajdowa�y
si� olbrzymie szuflady. Na stole obok lampy i trzech BiC-owskich d�ugopis�w sta� kalendarz, a
przed nim rozrzucona w bez�adzie le�a�a gar�� spinaczy. Odczyta�em dat� na kalendarzu - zgadza�a
si�. By�a dzisiejsza.
K�t pokoju zajmowa�y trzy zwyk�e stalowe szafki. Nie bardzo tutaj pasowa�y. By�y zbyt
biurowe, zbyt natr�tne. Osobi�cie postawi�bym w tym k�cie co� bardziej stylowego, na przyk�ad
drewnian� gablotk�. No, ale ostatecznie to nie by� m�j pok�j. By�em tu tylko s�u�bowo, wi�c czy to
b�dzie szara, stalowa szafka, czy r�owiutka szafa graj�ca, to ju� nie m�j interes.
W �cianie po lewej znajdowa� si� schowek. �wiadczy�y o tym wmontowane tu w�skie
parawanowe drzwi. To wszystko, co mo�na by�o tutaj znale��. Ani zegara, ani telefonu,
temper�wki czy cho�by dzbanka z wod�. Do czego mia� s�u�y� ten pok�j? Jak� pe�ni� funkcj�?
Usiad�em z powrotem na sofie, za�o�y�em nog� na nog� i ziewn��em.
Dziewczyna zjawi�a si� po dziesi�ciu minutach. Nawet nie raczy�a na mnie spojrze�,
rozsun�a po�ow� drzwi do schowka, wyj�a stamt�d jakie� czarne, �liskie przedmioty i przenios�a
je w ramionach na st�. By�y to kalosze, starannie posk�adana peleryna i gogle, jakich u�ywali
piloci podczas pierwszej wojny �wiatowej. Co teraz nast�pi?
Dziewczyna powiedzia�a co�, lecz porusza�a ustami zbyt szybko, tote� nie zrozumia�em ani
s�owa.
- Czy m�g�bym prosi� nieco wolniej? Nie jestem a� tak bieg�y w czytaniu z ruchu warg -
powiedzia�em.
�Prosz� w�o�y� to na ubranie" - powt�rzy�a powoli, szeroko otwieraj�c usta. O ile to
mo�liwe, nie mia�em ochoty ubiera� si� w peleryn�, ale stawianie oporu wyda�o mi si� r�wnie
uci��liwe, tote� bez s�owa wykona�em polecenie. Zdj��em buty do joggingu i w�o�y�em kalosze.
Na sportow� koszul� zarzuci�em peleryn�. Peleryna by�a potwornie ci�ka, a kalosze o jeden albo o
dwa numery za du�e, lecz i to postanowi�em przemilcze�. Dziewczyna schyli�a si�, �eby zapi�� mi
guziki. By�o ich w pelerynie a� po kostki. Nast�pnie za�o�y�a mi kaptur. Podczas tej operacji
ko�cem nosa dotkn��em niechc�cy jej g�adkiego czo�a.
- Wyj�tkowo pi�kny zapach - powiedzia�em. Poruszy�a wargami, jakby chcia�a powiedzie�
�dzi�kuj�", po czym zapi�a zatrzaski kaptura tu� pod moim nosem. Na kaptur za�o�y�em gogle.
Wygl�da�em teraz jak prawdziwa, wodoszczelna mumia.
Dziewczyna otworzy�a drzwi do schowka i wepchn�wszy mnie do �rodka, jedn� r�k�
za�wieci�a �wiat�o, drug� za� zamkn�a za sob� drzwi. Schowek okaza� si� szaf� na ubrania. Nie
by�o w niej jednak ubra�, wisia�y tylko wieszaki i kilka kulek naftalinowych. To chyba nie jest
zwyk�a szafa - pomy�la�em. To pewnie jakie� tajne przej�cie albo co� w tym rodzaju. C� innego
mog�oby t�umaczy� fakt, �e oto ubrany w peleryn� zosta�em wepchni�ty do szafy?
Dziewczyna poszpera�a chwil� przy metalowym dr��ku, kt�ry znajdowa� si� w k�cie szafy
i jak przypuszcza�em, w �cianie przed nami ukaza� si� otw�r wielko�ci baga�nika. W dziurze
panowa�a ciemno��, bi�o od niej mro�nym, wilgotnym powietrzem. Powiew ten nie nale�a� do
przyjemnych. S�ycha� te� by�o co� w rodzaju szumu rzeki.
- Tamt�dy p�ynie rzeka - powiedzia�a. Ha�as sprawi�, �e jako� �atwiej mog�em j� zrozumie�.
Zdawa�o mi si�, �e m�wi normalnie, a tylko szum rzeki zag�usza jej g�os. - Prosz� i�� ca�y czas
prosto, a� do wodospadu. Potem musi pan przej�� pod wodospadem. Tam znajduje si�
laboratorium dziadka.
- Tw�j dziadek czeka tam na mnie?
- Tak - przytakn�a i poda�a mi du��, mocn� latark� na pasku. Wcale nie mia�em ochoty
wchodzi� do tej dziury, ale nie wypada�o mi si� wycofa�, tote� zacisn��em z�by i prze�o�y�em
jedn� nog� w g��b ciemnego otworu. Nast�pnie pochyliwszy si� do przodu, przecisn��em na drug�
stron� g�ow�, ramiona i drug� nog�. Akrobacja ta wykonywana w lepi�cej si� pelerynie grozi�a
skr�ceniem karku, lecz jakim� cudem uda�o mi si� przepchn�� na drug� stron� �ciany. Spojrza�em
na pochylon� w szafie dziewczyn�. Gdy patrzy�em na ni� przez gogle z g��bi ciemnej dziury,
wyda�a mi si� niezwykle czaruj�ca.
- Prosz� uwa�a�, nie oddala� si� od rzeki, nie zbacza� z drogi. Ca�y czas prosto -
powiedzia�a, zagl�daj�c przez otw�r w moj� stron�.
- Prosto do wodospadu? - krzykn��em.
- Prosto do wodospadu - powt�rzy�a. Nie wydaj�c g�osu, spr�bowa�em powiedzie�: �sela".
Roze�mia�a si� i odpowiedzia�a mi tym samym s�owem. Nast�pnie zatrzasn�a klap�.
Otoczy�a mnie ciemno��. By�a to ciemno�� doskona�a. Nie dostrzega�em ani jednego
ja�niejszego punktu, nie widzia�em nawet w�asnej d�oni przystawionej do twarzy.
Znieruchomia�em z wra�enia. Tak� bezsilno�� musi odczuwa� ryba, kt�r� zawinie si� w celofan i
wrzuci do lod�wki. Kiedy tak nagle, bez �adnego przygotowania znalaz�em si� w ca�kowitej
ciemno�ci, mi�nie na chwil� odm�wi�y mi pos�usze�stwa. Powinna by�a mnie uprzedzi�! Po
omacku w��czy�em latark�. Upragnione ��te �wiat�o strzeli�o w ciemno�� jednym prostym
strumieniem. Najpierw skierowa�em �wiat�o tu� pod nogi, nast�pnie zbada�em dalsze otoczenie.
Sta�em na niewielkim betonowym pode�cie w kszta�cie kwadratu trzy na trzy metry, zako�czonym
pionow� �cian� - dna przepa�ci nie by�o wida�. Nie by�o �adnego ogrodzenia czy cho�by barierki.
O tym te� powinna mi powiedzie� - pomy�la�em nie bez z�o�ci.
W bocznej �cianie podestu zauwa�y�em aluminiow� drabin�. Powiesi�em latark� na piersi i
badaj�c nogami ka�dy �liski szczebel, zacz��em schodzi�. Szum wody wyra�nie przybiera� na sile.
Nies�ychane, �eby schowek w jednym z pokoi biurowca wychodzi� na przepa��, kt�rej dnem
p�yn�a rzeka? I to wszystko w samym centrum Tokio? My�lenie o tym przyprawia�o mnie o b�l
g�owy. Najpierw ta ponura winda, potem dziewczyna m�wi�ca bez g�osu, a teraz to.
Prawdopodobnie lepiej zrobi�, je�li zrezygnuj� z tego zlecenia i po prostu wr�c� do domu. To zbyt
niebezpieczne. Ale nie zawr�ci�em. Nie pozwoli�a mi na to przede wszystkim duma zawodowa, ale
chyba te� my�l o dziewczynie w r�owym kostiumie. Nie mog�em si� w tej chwili tak po prostu
wycofa�.
Po dwudziestu stopniach odpocz��em chwil�, po nast�pnych osiemnastu znalaz�em si� na
ziemi. Sta�em na twardej, p�askiej skale, nieopodal p�yn�a rzeka. Mia�a mo�e dwa metry
szeroko�ci, w �wietle latarki widzia�em jej faluj�c� jak flaga na wietrze powierzchni�. Nurt zdawa�
si� do�� wartki; co do g��boko�ci czy cho�by koloru wody nie mia�em ju� pewno�ci. Pewien by�em
jedynie tego, �e p�yn�a z lewej ku prawej stronie korytarza.
Ostro�nie ruszy�em wzd�u� ska�y w g�r� rzeki. Od czasu do czasu zdawa�o mi si�, �e co�
kr�ci si� w pobli�u, ale niczego nie dostrzega�em, gdy rzuca�em snop �wiat�a w podejrzanym
kierunku. Widocznie przebywanie w ciemno�ci nadwer�y�o moje nerwy.
Po pi�ciu czy sze�ciu minutach marszu poczu�em, �e strop korytarza znacznie si� obni�y� -
pozna�em to po brzmieniu rzeki. Chc�c si� upewni�, czy rzeczywi�cie tak jest, skierowa�em
�wiat�o w g�r�, lecz nie uda�o mi si� dostrzec stropu. Widocznie ciemno�� by�a zbyt g�sta. Po obu
stronach rzeki zauwa�y�em jednak boczne drogi, przed kt�rymi ostrzega�a mnie dziewczyna. By�o
to raczej co� w rodzaju w�skich szczelin - wycieka�a z nich woda i niewielkimi strugami wp�ywa�a
do g��wnej rzeki. Z ciekawo�ci zbli�y�em si� do jednej z nich i za pomoc� latarki zajrza�em do
�rodka. Niczego tam jednak nie znalaz�em. Co prawda tu� za w�skim gard�em szczelina zdawa�a
si� rozszerza�, ale bynajmniej nie mia�em ochoty tam wchodzi�.
W og�le nie mia�em ju� na nic ochoty, �ciska�em latark� w r�ce i pi��em si� w g�r� rzeki
jak ryba wiedziona odwiecznym instynktem. Na mokrej skale �atwo mog�em si� po�lizgn��, tote�
stawia�em nogi bardzo ostro�nie. Gdybym si� teraz po�lizgn�� i wpad� do wody! Albo, co gorsza,
st�uk� latark�... nie ruszy�bym si� st�d ani w jedn�, ani w drug� stron�. Patrzy�em ca�y czas pod
nogi, nic wi�c dziwnego, �e nie zauwa�y�em bladego �wiat�a, kt�re zbli�a�o si� do mnie z
przeciwnej strony. Kiedy nagle podnios�em wzrok, �wiat�o znajdowa�o si� ju� w odleg�o�ci
siedmiu czy o�miu metr�w przede mn�. Odruchowo wy��czy�em latark� i przez dziur�, kt�ra
zast�powa�a w pelerynie kiesze�, si�gn��em do tylnej kieszeni spodni po n�. Po omacku
roz�o�y�em ostrze. Dok�adnie os�ania�y mnie ciemno�ci i szum wody.
W chwili gdy wy��czy�em latark�, ��te �wiat�o z przeciwka zamar�o w bezruchu.
Nast�pnie zatoczy�o w powietrzu dwa du�e ko�a. Zupe�nie jakby chcia�o mi powiedzie�:
�spokojnie, nic ci nie zrobi�". Nie da�em si� jednak zwie�� i nie zmieniaj�c pozycji, czeka�em na
nast�pny ruch. Rzeczywi�cie �wiat�o znowu zacz�o si� porusza�. Sprawia�o wra�enie
inteligentnego, �wiec�cego owada szybuj�cego w moj� stron�. Wpatrywa�em si� w �wiat�o, praw�
r�k� �ciskaj�c n�, lew� za� podtrzymuj�c zgaszon� latark�. �wiat�o zatrzyma�o si� jakie� trzy
metry przede mn�, unios�o si� nieco w g�r� i ponownie zamar�o. By�o raczej s�abe, wi�c
pocz�tkowo nie mog�em dostrzec, co o�wietla, kiedy jednak wyt�y�em wzrok, zrozumia�em, �e
by�a to ludzka twarz. Przes�ania�y j� gogle, takie same jak moje, oraz g��boki czarny kaptur.
Cz�owiek trzyma� w r�ce niewielk� latarni�, jakiej u�ywa si� czasem na kempingu. O�wietlaj�c
w�asn� twarz, m�wi� co� do mnie z przej�ciem. Jego g�os nie dociera� jednak do mnie poprzez
szum wody, a ciemno�� i niewyra�ny spos�b m�wienia sprawi�y, �e r�wnie� z ruchu warg niewiele
zdo�a�em zrozumie�.
- ... �c... powodu. Pa�ski smat... nie dobry, poza tym... - zupe�nie nie wiedzia�em, o co mu
chodzi. W ka�dym razie nie wydawa� mi si� niebezpieczny, tote� w��czy�em latark� i skierowa�em
�wiat�o na w�asn� twarz. Drug� r�k� pokaza�em na ucho, �eby da� mu do zrozumienia, i� nic nie
s�ysz�.
Cz�owiek pokiwa� g�ow�, postawi� latarni� na ziemi, po czym wsadzi� obydwie r�ce do
kieszeni peleryny - w tym momencie, niczym gwa�towny odp�yw morza, otaczaj�cy mnie zewsz�d
huk raptownie zacz�� s�abn��. Pomy�la�em, �e trac� przytomno��. Opuszczaj� mnie zmys�y i st�d
ta nag�a cisza. Napr�y�em wszystkie mi�nie, �eby nie upa��. Nie mog�em tylko zrozumie�,
dlaczego musz� traci� przytomno�� w�a�nie teraz.
Min�o kilka sekund, a ja wci�� sta�em o w�asnych si�ach i czu�em si� zupe�nie dobrze.
Ucich� jedynie otaczaj�cy mnie ha�as.
- Wyszed�em po pana - powiedzia� m�czyzna. Teraz s�ysza�em go wyra�nie.
Skin��em g�ow�. Wsadzi�em latark� pod pach�. Z�o�y�em n� i schowa�em go do kieszeni.
Niespecjalnie zapowiada� si� ten dzie�.
- Co si� sta�o z d�wi�kiem? - pr�bowa�em si� czego� dowiedzie�.
- A, ten straszny ha�as? Troch� go wyciszy�em. Przepraszam, �e nie zrobi�em tego
wcze�niej. Teraz ju� chyba wszystko w porz�dku? - powiedzia� m�czyzna, k�aniaj�c si�
kilkakrotnie. Szum rzeki zmala� do szmeru ma�ego strumyka. - Mo�emy ju� i��? - Odwr�ci� si� do
mnie plecami i wprawnie stawiaj�c nogi, ruszy� w g�r� rzeki. Przy�wiecaj�c sobie latark�,
pod��y�em za nim.
- Jak to, wyciszy� pan? To nie by� naturalny d�wi�k? - krzykn��em w kierunku, w kt�rym,
jak mi si� wydawa�o, znajdowa�y si� jego plecy.
- Myli si� pan - powiedzia�. - To by� naturalny d�wi�k.
- Czy mo�na wyciszy� naturalny d�wi�k? - zapyta�em zdziwiony.
- Oczywi�cie, ale m�wi�c dok�adnej, nie wyciszy�em go - odpowiedzia�. - Cz�ciowo go
zredukowa�em.
Postanowi�em nie zadawa� wi�cej pyta�. Nie jestem tutaj po to, �eby wypytywa� o r�ne
rzeczy. Mam wykona� zlecenie i to nie moja sprawa, czy pracodawca b�dzie d�wi�k wycisza�, czy
redukowa�; niechby nawet miesza� go sobie jak w�dk� z cytryn�. Nic ju� nie m�wi�c, posuwa�em
si� naprz�d.
Tak czy inaczej, wok� zapanowa�a cisza. Niemal wyra�nie da�o si� s�ysze� klapanie
gumowych kaloszy. Dwa czy trzy razy us�ysza�em nad g�ow� jaki� dziwny chrz�st, jakby kto�
pociera� o siebie gar�� drobnych kamieni.
- Zdaje si�, �e Czarnomroki zn�w pojawi�y si� w tej okolicy. Zwykle trzymaj� si� z daleka,
ale od czasu do czasu podchodz� a� tutaj. Mam z nimi tyle k�opotu! - powiedzia� m�czyzna.
- Czarnomroki...?
- Nawet pan nie da�by im rady. Sam? W takiej ciemno�ci? - powiedzia� i roze�mia� si�
g�o�no.
- A, z pewno�ci� - podchwyci�em jego ton. Czy to z Czarnomrokami, czy z czymkolwiek
innym, nie mia�em ochoty spotyka� si� tutaj z nikim ani z niczym mi nieznanym.
- Dlatego wyszed�em po pana. Z Czarnomrokami nie ma �art�w.
- To bardzo uprzejmie z pana strony - powiedzia�em.
Po chwili marszu us�ysza�em cichy plusk, jak gdyby kto� nie zakr�ci� kranu. Wodospad!
Nie zdo�a�em zobaczy� go w ca�o�ci, ale sprawia� wra�enie do�� du�ego. Musia�by panowa� tu
pot�ny huk, gdyby nie zosta� zredukowany. Rozpryskuj�ca si� woda dok�adnie zrosi�a mi gogle.
- Mamy pod tym przej��? - upewni�em si�.
- Tak - odpar�. Bez dalszych wyja�nie� ruszy� naprz�d i znikn�� za wodospadem. Nie by�o
rady, pospiesznie uczyni�em to samo.
Przechodzili�my wprawdzie w miejscu, w kt�rym strumie� wody by� najs�abszy, lecz
mimo to woda przygniot�a nas do ziemi. Przy ca�ej swojej dobrej woli pomys�, �eby przy ka�dym
wej�ciu i wyj�ciu z laboratorium by� zdanym - nawet w pelerynie - na uderzenia wodospadu,
wyda� mi si� g�upawy. Z pewno�ci� mia�o to broni� dost�pu do tajemnicy, ale chyba istniej� jakie�
inne mniej dokuczliwe sposoby? Przewracaj�c si� pod wodospadem, z ca�ej si�y uderzy�em
kolanem w ska��. W wyniku redukcji d�wi�ku r�wnowaga pomi�dzy d�wi�kiem a rzeczywisto�ci�,
kt�ra go wywo�uje, zosta�a zachwiana, st�d moje rozkojarzenie. Wodospad powinien jednak
wydawa� d�wi�k z w�a�ciw� sobie si��.
Ciasny korytarz, kt�ry znajdowa� si� za wodospadem i prowadzi� w g��b ska�y, zako�czony
by� �elaznymi drzwiami. M�czyzna wyj�� z kieszeni przedmiot podobny do minikalkulatora i
cz�ciowo wsun�� go do pod�u�nego otworu w drzwiach, przez chwil� manipulowa� przy
pozosta�ej, wystaj�cej cz�ci i jak nale�a�o oczekiwa�, drzwi bezg�o�nie otworzy�y si� do �rodka.
- Jeste�my na miejscu. Prosz� - wpu�ci� mnie przodem, wszed� za mn� i zamkn�� drzwi na
klucz. - Droga nie by�a pewnie lekka?
- Nie mog� zaprzeczy� - odpar�em z rezerw�. Roze�mia� si�, jego �miech brzmia� rubasznie
i dziwacznie zarazem.
Obszerne pomieszczenie, w kt�rym si� znale�li�my, przypomina�o szatni� na basenie. Na
p�kach le�a�o z p� tuzina komplet�w sk�adaj�cych si� z peleryny, kaloszy i gogli. Rozebra�em si�,
ociekaj�c� wod� peleryn� powiesi�em na wieszaku, kalosze i gogle odstawi�em na p�k�, a latark�
zawiesi�em na wieszaku przy �cianie.
- Prosz� si� na mnie nie gniewa�. Niestety, musz� zachowa� ostro�no��. Wie pan, kr�c� si�
tutaj tacy... w�sz�, czyhaj�.
- Na przyk�ad Czarnomroki? - spr�bowa�em wzi�� go na haczyk.
- Tak, Czarnomroki te� - rzek� i pokiwa� g�ow�. Nast�pnie zaprowadzi� mnie do gabinetu.
Po zdj�ciu peleryny okaza� si� drobnym eleganckim starcem. Nie by� oty�y, raczej kr�py i krzepki.
Mia� zdrow� cer�, a kiedy za�o�y� okulary bez oprawek, przypomina� kt�rego� z przedwojennych
polityk�w. Poleci� mi usi��� na sofie, sam za� usiad� za biurkiem. Pok�j urz�dzony by� identycznie
jak pok�j na g�rze. Ten sam kolor dywanu, ta sama lampa, tapeta i sofa, wszystko identyczne. Na
biurku sta� kalendarz, a obok le�a�a gar�� spinaczy. Czy�bym zatoczy� ko�o i wr�ci� w to samo
miejsce? By� mo�e. Nie pami�ta�em przecie� dok�adnie, w jaki kszta�t u�o�y�y si� rozsypane
spinacze.
Starzec przygl�da� mi si� chwil�, po czym wzi�� do r�ki spinacz, rozprostowa� go i zacz��
podwa�a� nim nask�rek paznokcia na wskazuj�cym palcu lewej r�ki. Gdy sko�czy�, wyrzuci�
wyprostowany spinacz do popielniczki. Czym jak czym, ale spinaczem nie chcia�bym si� urodzi�
w nast�pnym �yciu (oczywi�cie, gdyby istnia�a reinkarnacja) - pomy�la�em. Podwa�y� nask�rek
jakiego� starca i sko�czy� w popielniczce?
- Z tego, co mi wiadomo, symbolanci skumali si� z Czarnomrokami - powiedzia� starzec. -
Oczywi�cie nie zawarli z nimi oficjalnego przymierza. Czarnomroki s� na to zbyt przebieg�e, a
symbolanci zbyt wymagaj�cy. Dlatego wi�