13267

Szczegóły
Tytuł 13267
Rozszerzenie: PDF
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

13267 PDF - Pobierz:

Pobierz PDF

 

Zobacz podgląd pliku o nazwie 13267 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.

13267 - podejrzyj 20 pierwszych stron:

Szanowny Czytelniku, do ksi��ki zosta�a do��czona p�yta CD z wyj�tkow� �cie�k� d�wi�kow�. Barokowa muzyka przeniesie Ci� w tajemniczy klimat tamtych czas�w. Czytaj, s�uchaj i zanurz si� w t� magiczn� atmosfer�! Szanowny Czytelniku, czytaj, s�uchaj i zanurz si� w t� magiczn� atmosfer�! W czasie czytania Secretum s�uchaj utwor�w muzycznych, kt�re ilustruj� fragmenty powie�ci oznaczone. 1. Arcangelo Corelli - Concerti grossi op. 6, Concerto n. 7, 1� movimento (s. 20) 2. Sigismondo d'India - Madryga� z Il pastor fido (s. 65) 3. Marin Marais - Couplet de folies (s. 116) 4. Georg Friedrich Haendel -Il pastor fido (s. 147) 5. Antonio Martin y Coli - Diferencias sobre las Folias (s. 148-150 346-349; 400-401; 476-478) 5. Francesco Geminiani - Concerto grosso da La Follia di Corelli ,.. (s. 191-192) 7. Anonim - Passacalli della vita (s. 210) 8. Arcangelo Corelli - Concerti grossi op. 6, Concerto n. 8, 3� movimento (s. 234) 9. Arcangelo Corelli - Concerti grossi op. 6, Concerto n. 10, 2� movimento (s. 336) 10. Giovanni Battista Lulli - Ballet des Plaisirs: Bourree pour les Courtisans (s. 529) 11. Georg Muffat - Armonico tributo, Sonata n� 1, 1 � movimento (s. 551) 12. Henrico Albicastro - 12 Concerti a quattro op. 7, Concerto III, 3� movimento (s. 622) 13. Henrico Albicastro - 12 Concerti a quattro op. 7, Concerto IV, 3� movimento (s. 622) Mi�ych wra�e� Wydawca Rita Monaldi Francesco Sorti Secretum Z w�oskiego prze�o�y�a Hanna Borkowska Tytu� orygina�u SECRETUM Projekt ok�adki Ewa �ukasik Na ok�adce fragment obrazu H. Rigauda Portret Ludwika XIV Obja�nienia fragment�w �aci�skich Robert A. Sucharski Redaktor prowadz�cy El�bieta Kobusi�ska Redakcja merytoryczna Maria Radzimi�ska Redakcja techniczna Lidia Lamparska Korekta Marianna Filipkowska Radomi�a W�jcik Copyright (c) 2004 by Rita Monaldi and Francesco Sorti All rights reserved Copyright (c) for the Polish translation by Bertelsmann Media sp. z o.o. Warszawa 2006 �wiat Ksi��ki Warszawa 2006 Bertelsmann Media sp. z o.o. ul. Roso�a 10, 02-786 Warszawa Sk�ad i �amanie Joanna Duchnowska Druk i oprawa GGP Media GmbH, Possneck ISBN 83-7391-685-7 Nr 4936 Spis tre�ci List do Sekretarza Kongregacji do Spraw �wi�tych 6 Prawdziwy opis wydarze�11 List - dedykacja12 Dzie� pierwszy, 7 lipca 1700 roku13 Wiecz�r pierwszy, 7 lipca 1700 roku53 Dzie� drugi, 8 lipca 1700 roku89 Wiecz�r drugi, 8 lipca 1700 roku132 Dzie� trzeci, 9 lipca 1700 roku173 Wiecz�r trzeci, 9 lipca 1700 roku226 Dzie� czwarty, 10 lipca 1700 roku261 Wiecz�r czwarty, 10 lipca 1700 roku286 Dzie� pi�ty, 11 lipca 1700 roku316 Wiecz�r pi�ty, 11 lipca 1700 roku346 Dzie� sz�sty, 12 lipca 1700 roku 373 Wiecz�r sz�sty, 12 lipca 1700 roku429 Dzie� si�dmy, 13 lipca 1700 roku445 Wiecz�r si�dmy, 13 lipca 1700 roku472 Dzie� �smy, 14 lipca 1700 roku485 Wiecz�r �smy, 14 lipca 1700 roku507 Dzie� dziewi�ty, 15 lipca 1700 roku521 Wiecz�r dziewi�ty, 15 lipca 1700 roku545 Dzie� dziesi�ty, 16 lipca 1700 roku590 Jesie� 1700 roku606 Marzec 1702 roku615 List po�egnalny625 Materia�y �r�d�owe626 Obja�nienia fragment�w �aci�skich649 Lista utwor�w muzycznych na CD653 A ca�e �ycie ludzkie czym�e jest innym jak nie jak�� komedi�, w kt�rej ka�dy wyst�puje w innej masce i ka�dy gra swoj� rol�, dop�ki re�yser nie sprowadzi go ze sceny? Erazm z Rotterdamu, Pochwa�a g�upoty, prze�. Edwin J�drkiewicz Konstanca, 14 lutego 2041 Jego Eminencja Alessio Tanari , . Sekretarz Kongregacji do Spraw �wi�tych Watykan Drogi Alessio! Ostatnio pisa�em do Ciebie rok temu, ale do tej pory nie odpowiedzia�e� na m�j list. Kilka miesi�cy temu przeniesiono mnie niespodziewanie do Rumunii (mo�e ju� o tym s�ysza�e�?). Jestem jednym z nielicznych kap�an�w, kt�rych go�ci Konstanca, niewielka miejscowo�� nad Morzem Czarnym. Tutaj s�owo "bieda" nabiera owego ostatecznego, nieludzkiego znaczenia, jakie mia�o niegdy� dla nas. Odrapane, rozpadaj�ce si� domy, obdarte dzieci, kt�re bawi� si� na brudnych ulicach pozbawionych tabliczek z nazw�, kobiety o zm�czonych twarzach, wygl�daj�ce podejrzliwie przez okna ohydnych zniszczonych blok�w - pozosta�o�ci socrealizmu. Wsz�dzie szaro�� i n�dza. Tak w�a�nie wygl�da miasto i kraj, do kt�rego zosta�em wys�any. Przyby�em tu, aby sumiennie wype�ni� moj� kap�a�sk� misj�. Nie przeszkodzi mi w tym ani bieda tych ludzi, ani wszechobecny smutek. Jak zapewne pami�tasz, tam sk�d pochodz�, jest zupe�nie inaczej. Jeszcze kilka miesi�cy temu by�em biskupem Como, pogodnego miasteczka nad jeziorem, kt�re zainspirowa�o wielkiego Manzoniego do napisania s�ynnej powie�ci. Moj� rodzinn� miejscowo�� - per�� bogatej Lombardii, pe�n� historycznych zabytk�w - zamieszkuj� ludzie interesu, projektanci mody, pi�karze, zamo�ni wytw�rcy jedwabiu. Jestem kap�anem i t� nag��, nieoczekiwan� zmian� w moim �yciu przyj��em z pokor�. Powiedziano mi bowiem, �e tamtejsza ludno�� potrzebuje mojego duchowego wsparcia, a przeniesienia do Rumunii (o czym powiadomiono mnie zaledwie dwa tygodnie przed wyjazdem) nie powinienem traktowa� jako deklasacji. Zaledwie przekazano mi t� nowin�, ogarn�y mnie w�tpliwo�ci (a tak�e, nie ukrywam, poczu�em pewne zak�opotanie). Dotychczas nigdy nie opuszcza�em granic W�och, z wyj�tkiem kr�tkiego pobytu we Francji w latach odleg�ej ju� m�odo�ci. Uwa�am, �e stanowisko biskupa jest wspania�ym ukoronowaniem mojej kariery, i mimo podesz�ego wieku nie mia�bym nic przeciwko pe�nieniu pasterskich obowi�zk�w za granic�, na przyk�ad we Francji albo w Hiszpanii (cho� j�zyk tych kraj�w jest mi, niestety, obcy), a nawet w Ameryce �aci�skiej. Niecz�sto si� zdarza, by kap�ana z moj� pozycj� przenosi� z dnia na dzie� tak daleko, o ile nie dopu�ci� si� on jakiego� niegodnego czynu. W moim przypadku, jak z pewno�ci� wiesz, nie mia�o to miejsca. Decyzj� o wys�aniu mnie z misj� przyj��bym jako wol� bo��, bez zastrze�e� czy �alu, nawet do najdzikszego zak�tka, ale nie do Rumunii - kraju, o kt�rym nic nie wiem, nie znam tutejszego j�zyka, tradycji, historii ani wsp�czesnych problem�w. Czasem w �wietlicy parafialnej pr�buj� gra� w pi�k� z miejscowymi dzie�mi, daremnie staraj�c si� zrozumie� ich mow�. Wybacz mi to wyznanie, ale ostatnio dusz� przepe�nia mi bezustanny niepok�j. Jego przyczyn nie upatruj� jednak w moim losie (za kt�ry winien jestem Panu g��bok� wdzi�czno��), ale raczej w splocie tajemniczych wydarze�. Bezzw�ocznie Ci wszystko wyja�ni�. W li�cie sprzed roku pisa�em Ci o pewnej delikatnej sprawie. Jak sobie zapewne przypominasz, trwa� w�wczas proces kanonizacyjny b�ogos�awionego Innocentego XI Odescalchiego, sprawuj�cego godno�� papie�a w latach 1676-1689, inicjatora i zwolennika bitwy chrze�cijan z Turkami pod Wiedniem w 1683 roku, w wyniku kt�rej wyznawcy Mahometa zostali na zawsze przep�dzeni z Europy. Poniewa� papie� ten, podobnie jak ja, pochodzi� z Como, przypad� mi w udziale zaszczyt czuwania nad procesem, szczeg�lnie le��cym na sercu Ojcu �wi�temu. Do s�ynnego historycznego zwyci�stwa nad islamem dosz�o 12 wrze�nia 1683 roku o �wicie. Wzi�wszy pod uwag� r�nic� czasu, w Nowym Jorku by� jeszcze 11 wrze�nia... Dzisiaj, czterdzie�ci lat po tragicznym ataku na nowojorskie Twin Towers z 11 wrze�nia 2001 roku, zbie�no�� tych dwu dat nie usz�a uwadze naszego umi�owanego papie�a, kt�ry pragn�� og�osi� �wi�tego Innocentego XI papie�em antyislamskim, a tym samym podkre�li� znaczenie warto�ci chrze�cija�skich i przepa��, jaka dzieli Europ� i ca�y Zach�d od idea��w Koranu. W�a�nie wtedy, po zako�czeniu dochodzenia, wys�a�em Ci pewien maszynopis. Pami�tasz? Jego autorami byli moi przyjaciele, Rita i Francesco, kt�rych dawno temu straci�em z oczu. Tekst ten zawiera� wiele fakt�w znies�awiaj�cych b�ogos�awionego Innocentego. Okaza�o si� bowiem, �e podczas pontyfikatu Odescalchim kierowa�y niskie osobiste pobudki. By� boskim narz�dziem w walce z Turkami, lecz jego niezaspokojona ��dza bogactwa stanowi�a obraz� moralno�ci chrze�cija�skiej, przynosz�c niepowetowan� szkod� religii katolickiej w Europie. Poprosi�em Ci� wi�c, drogi Alessio, aby� przedstawi� spraw� Jego �wi�tobliwo�ci, kt�ry mia� zadecydowa�, czy odes�a� maszynopis do archiwum i skaza� na zapomnienie, czy - czego szczerze pragn��em - opatrzy� s�owem imprimatur i zezwoli� na jego publikacj�. Przyznaj�, �e niecierpliwie oczekiwa�em odpowiedzi na m�j list. My�la�em, �e bez wzgl�du na poruszony w nim niezwykle istotny temat zechcesz dowiedzie� si�, co s�ycha� u Twojego by�ego nauczyciela z seminarium. Liczy�em si� z tym, �e zwa�ywszy na wag� mojej pro�by, odpowied� wymaga czasu. S�dzi�em jednak, �e jak ka�e dobry obyczaj, przy�lesz mi przynajmniej kr�tki bilecik. Ty jednak milcza�e�. Mija�y miesi�ce, a ja daremnie wygl�da�em jakiego� znaku od Ciebie. Nie zatelefonowa�e� ani nie odpowiedzia�e� na m�j list, mimo �e od tego zale�a� wynik procesu. Rozumia�em jednak, �e Ojciec �wi�ty potrzebuje czasu, aby wszystko dok�adnie przemy�le� i oceni�. By� mo�e zwr�ci� si� do ekspert�w o wydanie opinii na temat przes�anego przeze mnie tekstu. Pogodzi�em si� wi�c ze zw�ok� i cierpliwie czeka�em. Zobowi�zany do zachowania tajemnicy i ochrony dobrego imienia b�ogos�awionego Innocentego, nikomu innemu poza Tob� i Jego �wi�tobliwo�ci� nie mog�em wyjawi�, co odkry�em. A� tu pewnego dnia w jednej z mediola�skich ksi�gar� w�r�d tysi�ca publikacji dostrzeg�em ksi��k� z nazwiskiem moich przyjaci� na ok�adce. Wzi��em j� do r�ki, a kiedy otworzy�em, mia�em pewno��, �e to w�a�nie ta ksi��ka. Jak to mo�liwe? Kto dopu�ci� tekst do druku? Doszed�em do wniosku, �e m�g� to uczyni� jedynie papie�. W ko�cu opatrzy� maszynopis Rity i Francesca klauzul� imprimatur i zezwoli� na publikacj�. Oznacza�o to, �e proces kanonizacyjny Innocentego XI zosta� definitywnie wstrzymany. Dlaczego nikt mnie o tym nie poinformowa�? Dlaczego nie otrzyma�em od Ciebie, Alessio, �adnego sygna�u, zw�aszcza po publikacji ksi��ki? Ju� mia�em pisa� do Ciebie list w tej sprawie, kiedy wczesnym rankiem zelektryzowa�a mnie pewna wiadomo��. Pami�tam ten dzie�, jakby to by�o wczoraj. Przed drzwiami do gabinetu podszed� do mnie m�j sekretarz i poda� mi kopert� z herbem papieskim przedstawiaj�cym klucze. Gdy j� otworzy�em, ze �rodka wysun�� si� bilecik. By�o to zaproszenie. Zdziwi�em si�, �e to ju� za dwa dni, w niedziel�, w dodatku o sz�stej rano. Nadawc� bileciku by� monsinior Jaime Rubellas, sekretarz stanu w Watykanie. Spotkanie z kardyna�em Rubellasem up�yn�o w bardzo mi�ej atmosferze. Na wst�pie zapyta� mnie o zdrowie, o potrzeby mojej diecezji, o liczb� powo�a� kap�a�skich. Nast�pnie delikatnie potr�ci� temat procesu kanonizacyjnego Innocentego XI. Zapyta�em kardyna�a, czy wie co� o ksi��ce Rity i Francesca. Nie odpowiedzia�, tylko spojrza� na mnie dziwnie, jakbym rzuci� mu wyzwanie. Poinformowa� mnie ch�odno o przeniesieniu do Konstancy, o nowych granicach dzisiejszego Ko�cio�a i o braku duszpasterskiej opieki w Rumunii. Uprzejmo��, z jak� sekretarz Watykanu przedstawi� mi t� decyzj� o przeniesieniu, sprawi�a, �e przesta�em si� dziwi�, dlaczego to w�a�nie on mnie o tym powiadomi�, dlaczego wezwa� mnie na rozmow� w tak niecodzienny spos�b, niemal po kryjomu. Nie zastanawia�em si� te� nad tym, jak d�ugo pozostan� poza granicami W�och. Pod koniec spotkania monsinior Rubellas nieoczekiwanie poprosi� mnie o dyskrecj�. Zapewni�em, �e nikomu nie powiem o naszej rozmowie. Pytania, kt�rych w�wczas nie odwa�y�em si� zada�, powracaj� dzisiaj, drogi Alessio, zw�aszcza wieczorami, kiedy ucz� si� cierpliwie rumu�skiego, dziwnego j�zyka, w kt�rym rodzajniki wyst�puj� po rzeczownikach. Zaraz po przyje�dzie dowiedzia�em si�, �e w staro�ytno�ci Konstanca podlega�a cesarstwu rzymskiemu. Nazywa�a si� wtedy Tomi. Rzuciwszy okiem na map� regionu, zorientowa�em si�, �e niedaleko znajduje si� miejscowo�� Ovidiu. Poczu�em w g�owie zam�t, zajrza�em wi�c do podr�cznika literatury �aci�skiej. Pami�� mnie nie zawiod�a: w czasach kiedy Konstanca nazywa�a si� Tomi, August Oktawian zes�a� tu na wygnanie s�ynnego pisarza Owidiusza, rzekomo za zbyt frywolne poematy, w rzeczywisto�ci za� dlatego, �e zna� wiele tajemnic z �ycia cesarskiej rodziny. Prze�y� tam dziesi�� lat i na pr�no prosi� cesarza o okazanie �aski. Zmar� na wygnaniu, nie zobaczywszy ju� nigdy Rzymu. Teraz wiem, drogi Alessio, jak drogo kosztowa�o mnie zaufanie, jakim obdarzy�em Ci� rok temu. Sta�o si� dla mnie jasne, dlaczego zes�ano mnie do Tomi za "literackie przewinienia". Ksi��ka moich przyjaci� nie ukaza�a si� za zgod� Stolicy Apostolskiej, a wie�� o jej wydaniu spad�a na nas wszystkich jak grom z jasnego nieba. A Ty, Alessio, uwierzy�e�, �e macza�em w tym palce, �e to ja poda�em j� do druku, i dlatego zes�a�e� mnie do Konstancy. Mylisz si� jednak. Podobnie jak Ty nie wiem, kto wyda� ksi��k�. Nasz Pan, quem nullum latet secretum, "kt�ry zna wszystkie sekrety" - jak m�wi si� w prawos�awnych ko�cio�ach w tych stronach - pos�uguje si� tymi, kt�rzy wyst�puj� przeciw Niemu. Je�li rzuci�e� okiem na plik kartek do��czonych do listu, z pewno�ci� domy�li�e� si�, �e jest to kolejny maszynopis Rity i Francesca - mo�e opracowanie historyczne, a mo�e powie��. Przekonaj si� sam, por�wnuj�c ten tekst z za��czonymi przeze mnie dokumentami. Ciekaw jeste� zapewne, kiedy i od kogo otrzyma�em maszynopis i czy odnalaz�em przyjaci�. Nie mog� tego zdradzi� i mam nadziej�, �e mnie rozumiesz. Zastanawiasz si�, po co Ci go przys�a�em i czy kierowa�a mn� naiwno��, szale�stwo czy jakie� inne powody. Wiedz, �e tylko jedna z tych trzech mo�liwo�ci jest prawdziwa. Oby B�g ponownie prowadzi� Ci� podczas lektury i uczyni� narz�dziem Swojej woli. Lorenzo Dell'Agio,/?w/v2's et cinis Prawdziwy opis wydarze� w Rzymie roku pa�skiego 1700 za pontyfikatu INNOCENTEGO XII, dedykowany znakomitemu, dostojnemu opatowi Attowi Melaniemu Za zgod� prze�o�onych wyda� w Rzymie Michel Ercole Wielce szanowny i czcigodny Panie Jestem g��boko przekonany, �e spodoba si� Waszej Wielmo�no�ci ta kronika. Stre�ci�em w niej niezwyk�e wydarzenia, do jakich dosz�o w Rzymie w lipcu roku 1700. Jej znakomitym bohaterem jest wierny poddany Jego Wysoko�ci Arcychrze�cija�skiego Kr�la Ludwika, kt�rego wspania�e czyny zas�uguj� na s�owa najwy�szego uznania. Niniejszy tekst jest owocem pracy prostego cz�owieka, �ywi�cego nadziej�, �e Wasza Wielmo�no�� znajdzie upodobanie w dziele napisanym r�k�, kt�r� prowadzi�a nie�mia�a muza. Cho� dar m�j jest skromny, przekazuj� go z jak najlepszymi intencjami. Tusz�, �e Wasza Wielmo�no�� wybaczy mi, je�li na tych stronicach nie zamie�ci�em wystarczaj�cej liczby pochwa�. Bez wzgl�du na wszystko S�o�ce zawsze pozostanie S�o�cem. Nie oczekuj� niczego wi�cej ponad to, co Wasza Wielmo�no�� kiedy� mi obieca�. Wierz�, �e Pa�ska szlachetna dusza pozosta�a niezmieniona. �ycz� Panu d�ugiego �ycia, a sobie nadziei. Za��czam wyrazy najg��bszego powa�ania. Dzie� pierwszy 7 lipca 1700 roku Pal�ce po�udniowe s�o�ce �wieci�o wysoko na niebie owego 7 lipca roku 1700. Tego dnia z �aski Najwy�szego (i za niewielk� zap�at�) pracowa�em w ogrodach willi* Spada. W pewnej chwili oderwa�em wzrok od ziemi i spojrza�em przed siebie. Za star� �elazn� bram� otwart� na o�cie� dostrzeg�em na horyzoncie, wcze�niej ni� stoj�cy na stra�y paziowie, ob�ok bia�ego kurzu, wzbijany ko�ami jad�cych jeden za drugim powoz�w wioz�cych go�ci. Ferwor przygotowa� sta� si� jeszcze bardziej gor�czkowy. Majordomowie, od kilku dni wykrzykuj�cy s�u�bie polecenia, pop�dzali na ty�ach pa�acu lokaj�w, kt�rzy zanosili do piwnicy przywiezione ze wsi skrzynki z owocami i warzywami. Wie�niacy, siedz�c na roz�adowanych ju� wozach przed bram� dla dostawc�w, nawo�ywali swoje �ony. Te jednak zwleka�y z powrotem, szuka�y bowiem pokoj�wek, kt�rym ze spokojnym sumieniem mog�yby powierzy� wspania�e wi�zanki kwiat�w, aksamitnych i czerwonych jak ich policzki. Tymczasem do rezydencji przyby�y bladolice hafciarki z adamaszkowymi obrusami koloru ko�ci s�oniowej, b�yszcz�cymi o�lepiaj�co w gor�cym lipcowym s�o�cu. Przy wt�rze chaotycznych �wicze� muzyk�w, sprawdzaj�cych akustyk� teatru na wolnym powietrzu, stolarze ko�czyli zbija� gwo�dziami i wyg�adza� lo�e i krzes�a na widowni. Architekci, z perukami w d�oniach, posapuj�c od upa�u, oceniali spod przymkni�tych powiek ko�cowy efekt swojej pracy. Ca�e to zamieszanie mia�o istotny pow�d. Za dwa dni kardyna� Fabrizio Spada wyprawia� wesele swemu dwudziestoletniemu siostrze�cowi. Clement Spada, dziedzic olbrzymiej fortuny, �eni� si� z Mari� Pulcheri� Rocci, siostrzenic� wysokiego przedstawiciela �wi�tego Kolegium Kar- * Willa - dw�r; letniskowy dom na wsi, kt�rego wa�nym elementem by� wspaniale urz�dzony ogr�d (przyp. red.). dynalskiego. Aby godnie uczci� to wydarzenie, kardyna� Spada zaprosi� do rezydencji znakomitych go�ci w osobach pra�at�w, przedstawicieli szlachty i kawaler�w orderu. Przyj�cie weselne w ogrodach rodowej posiad�o�ci, po�o�onej na wzg�rzu Janikulum, u �r�d�a Aqua Paola, sk�d roztacza si� przepi�kny widok na Rzym, przewidziane by�o na kilka dni. Do urz�dzenia wesela w letniej rezydencji, zamiast w okaza�ym pa�acu w mie�cie, przy placu Capo di Ferro, gdzie go�cie nie mogliby cieszy� si� urokami wsi, sk�oni� kardyna�a lipcowy upa�. W�a�ciwie uroczysto�ci mia�y si� rozpocz�� ju� w po�udnie 7 lipca, wraz z pojawieniem si� pierwszych go�ci. Oczekiwano du�ej liczby arystokrat�w i duchownych: dyplomat�w, cz�onk�w �wi�tego Kolegium, potomk�w i starszych przedstawicieli znanych rod�w. Pierwsze oficjalne rozrywki zaplanowano na dzie� wesela. Wtedy te� mia�y by� uko�czone wszystkie naturalne i iluzjonistyczne* dekoracje z w�oskich ro�lin, egzotycznych kwiat�w i masy papierowej. Ozdoby te by�y wspanialsze od z�ota Salomona i bardziej ulotne ni� rt�� z greckiej hydrii**. Ob�ok kurzu wzniecony ko�ami karet zbli�a� si� coraz bardziej. Na zakr�cie przy bramie mo�na ju� by�o dostrzec wspania�e ornamenty zdobi�ce pojazdy. Jak nam powiedziano, najpierw mieli przyby� go�cie spoza Rzymu, kt�rzy po d�ugiej podr�y z pewno�ci� zechc� odpocz��, a wieczorem rozkoszowa� si� wiejsk� cisz�. W dzie� wesela b�d� wypocz�ci i ch�tni do zabawy, przyczyniaj�c si� do poprawy og�lnego nastroju i powodzenia ca�ego przedsi�wzi�cia. Go�cie z Rzymu natomiast mogli wybra� jedn� z dw�ch mo�liwo�ci: zatrzyma� si� w rezydencji Spada na czas uroczysto�ci albo, je�li b�d� zbyt zaj�ci prac� w urz�dach czy sklepach, przyje�d�a� ka�dego dnia w po�udnie i na noc wraca� do swych dom�w. Po weselu zaplanowano wyszukane rozrywki: �niadania na trawie, polowania, koncerty, teatr, zabawy towarzyskie, a nawet uroczyst� akademi�. Na zako�czenie uroczysto�ci szykowano pokaz fajerwerk�w. Zabawa mia�a trwa� ca�y tydzie� - od dnia wesela do czwartku 15 lipca. Przed ostatecznym po�egnaniem go�cie zwiedz� wspania�y pa�ac Spada przy * Iluzjonistyczne dekoracje odzwierciedla�y d��enie do wiernego oddania z�udzenia rzeczywisto�ci w dziele plastycznym (przyp. red.). ** Hydria - p�kate naczynie na wod� z w�sk�, d�ug� szyjk�, z dwoma uchwytami poziomymi i jednym pionowym, u�ywane w staro�ytnej Grecji (przyp. t�um.). placu Capo di Ferro. Przodkowie kardyna�a Fabrizia w osobach kardyna�a Bernardina i jego brata Virgilia zgromadzili w nim wspania�� bibliotek�, kolekcj� obraz�w i antyk�w, rodowe klejnoty, do podziwiania na r�wni z iluzjonistycznymi freskami i malowid�ami na �cianach. Nie mia�em okazji ich ogl�da�, ale s�ysza�em, �e s� zachwycaj�ce. Us�yszawszy stukot k� na wybrukowanym podje�dzie, spojrza�em uwa�niej. Zauwa�y�em, �e przez bram� wjecha� tylko jeden pojazd. No tak - pomy�la�em - panowie przywi�zuj� du�� wag� do zachowania odpowiedniej odleg�o�ci mi�dzy karetami, tak aby ka�dy z nich zosta� godnie przyj�ty. Nieporozumienia na tym tle nierzadko prowadzi�y do wieloletnich zatarg�w, jawnie okazywanej wrogo�ci, a nawet krwawych pojedynk�w. Tym razem dzi�ki przezorno�ci mistrza ceremonii i zarz�dcy domu, niezast�pionego don Paschatia Melchiorriego, witaj�cych go�ci w zast�pstwie zaj�tego wype�nianiem obowi�zk�w sekretarza stanu kardyna�a Fabrizia, nie dosz�o do tego rodzaju incydent�w. Kiedy stara�em si� odgadn��, do kogo nale�y herb widoczny na nadje�d�aj�cej karecie, w dali dostrzeg�em kurz unosz�cy si� nad nast�pnymi powozami. By�em pe�en uznania dla kardyna�a, �e postanowi� urz�dzi� wesele siostrze�ca w ogrodach za miastem. Po zachodzie s�o�ca na wzg�rzu Janikulum panowa� bowiem przyjemny ch��d, o czym mog�em sam si� przekona�, gdy� przychodzi�em tu do�� cz�sto. Moje skromne gospodarstwo znajdowa�o si� w pobli�u, za bram� San Pancrazio. Razem z �on� Cloridi� hodowali�my na potrzeby kuchni w rezydencji warzywa i owoce w naszym ogrodzie. Czasami majordom zleca� mi drobne naprawy, zw�aszcza w�wczas, gdy wi�za�o si� to z wej�ciem na dach lub strych, co przychodzi�o mi z �atwo�ci� ze wzgl�du na niski wzrost. Wzywa� mnie te�, gdy brakowa�o r�k do pracy, tak jak z okazji wesela, kiedy w przygotowaniach uczestniczyli tak�e s�u��cy z pa�acu Spada. Nawiasem m�wi�c, kardyna� skorzysta� z tego, �e pa�ac w mie�cie opustosza�, i zarz�dzi� odmalowanie �cian, mi�dzy innymi w alkowie m�odej pary. Od dw�ch miesi�cy pomaga�em ogrodnikowi spulchnia� ziemi�, sadzi� kwiaty, przycina� je i piel�gnowa�. Mia�em du�o pracy, posiad�o�� musia�a bowiem sprawi� jak najlepsze wra�enie na weselnikach. Podjazd, otoczony niewielk� kolumnad�, zdobi�y ro�liny, wij�ce si� dekoracyjnie wok� kolumienek oraz kapiteli i oplataj�ce delikatne zwie�czenia arkad. Pospolite szpalery winoro�li wzd�u� alei wjazdowej zosta�y zast�pione przepi�knymi kwietnikami. Mur wok� ogrodu pomalowano na zielono, zaznaczaj�c na nim nieistniej�ce okna. Zgodnie ze wskaz�wkami ogrodnika starannie skoszono traw� wok� zabudowa�. Trawnik wygl�da� teraz tak pi�knie, �e mia�o si� ochot� st�pa� po nim boso. Z pergoli zwie�czonej sklepieniem z g�sto splecionych pn�czy unosi�a si� cudowna wo� glicynii. Obok pa�acyku mie�ci� si� niedawno odnowiony ogr�d w�oski, ukryty za murem, na kt�rym widnia�y malowid�a z przedstawieniem pejza�y i scen mitologicznych z postaciami b�stw, putt�w* i satyr�w. W ogrodzie panowa� przyjemny ch��d, kt�rym m�g� rozkoszowa� si� ka�dy, kto zapragn�� chwili samotno�ci i spokoju, z dala od niedyskretnych spojrze�. Tu m�g� podziwia� wspania�e wi�zy, topole, wi�nie, �liwy, pigwy, rz�dy winoro�li, platany, kasztany, granatowce, morwy, a tak�e niewielkie fontanny, sztuki wodne, �arty perspektywiczne, tarasy i tysi�ce innych atrakcji. Nieco dalej znajdowa� si� ogr�d zi� leczniczych, gdzie niedawno posadzono mn�stwo przer�nych ro�lin s�u��cych do sporz�dzania napar�w, ok�ad�w, plastr�w i innych medykament�w. Teren ogrodu wyznacza� starannie przyci�ty �ywop�ot z sza�wii i rozmarynu o silnym, odurzaj�cym zapachu. Na ty�ach pa�acyku, wzd�u� lasku, ci�gn�a si� aleja prowadz�ca do prywatnej kaplicy rodu Spada, gdzie mia�a si� odby� ceremonia za�lubin. Odchodzi�y od niej trzy w�skie alejki opadaj�ce w d� w stron� miasta. Jedna wiod�a do teatru na wolnym powietrzu (wzniesionego specjalnie na t� okazj�), druga do domu wiejskiego (w kt�rym spali stra�nicy, aktorzy i robotnicy), trzecia do tylnego wyj�cia z ogrodu. Od frontu bieg�a przez winnic� d�uga aleja (r�wnoleg�a do alei wjazdowej) prowadz�ca do placyku z nimfeum i dalej, do rozleg�ego, starannie utrzymanego trawnika, na kt�rym pod zadaszeniem z lnu sta�y ozdob- nie intarsjowane sto�y i �awki. Widok zapiera� dech w piersiach. Z tego miejsca mo�na by�o podziwia� nie tylko ca�� winnic�, ale tak�e rzymskie mury blankowe, ci�gn�ce si� po prawej stronie a� po horyzont, wsparte na tysi�cletnich masywnych, acz niewidocznych fundamentach. Nieoczekiwany, imponuj�cy obraz niemal pora�a� i przyprawia� o szybsze bicie serca. Wszystkie te czarowne wspania�o�ci, przepe�nione cudownym zapachem, by�y �r�d�em prawdziwej rozkoszy, podobnie jak poezja. * Putto - naga posta� dzieci�ca wyst�puj�ca jako motyw dekoracyjny w malarstwie i rze�bie okresu renesansu i baroku (przyp. red.). Maj�tek ziemski rodu Spada przybra� wi�c od�wi�tny wygl�d i w niczym nie przypomina� dawnej wiejskiej posiad�o�ci, niepozbawionej uroku, ale zdecydowanie skromniejszej od okaza�ego pa�acu przy placu Capo di Ferro. Obecnie budowla na wzg�rzu Janikulum dor�wnywa�a swym wygl�dem s�ynnym willom wzniesionym dwie�cie lat temu, kiedy w Rzymie dzia�ali wielcy arty�ci, tacy jak Giuliano da Sangallo i Baldassarre Peruzzi. Pierwszy z nich zatrudniony by� przy budowie willi Chigi, drugi natomiast zaprojektowa� dla kardyna�a Alidosiego will� Magliana. W tym samym czasie Giulio Romano rozpocz�� wznoszenie willi Datario Turini na Janikulum, Bramante budowa� watyka�ski Belweder, a Rafael will� Madama. Od niepami�tnych czas�w w Wiecznym Mie�cie wielcy panowie wznosili przepyszne rezydencje w�r�d zieleni, dok�d udawali si�, aby zapomnie� o codziennych troskach i k�opotach. Pomijaj�c okaza�e wiejskie domy staro�ytnych Rzymian (opiewane przez Horacego i Katullusa), z lektur i rozm�w z ksi�garzami (a tak�e ze starymi wie�niakami, kt�rzy �wietnie znaj� winnice i ogrody w mie�cie) dowiedzia�em si�, �e ju� w po�owie XVII wieku, a wi�c pi��dziesi�t lat przed opisanymi przeze mnie wydarzeniami, rzymscy ksi���ta wprowadzili mod� na willowe rezydencje za miastem, gdzie mogli odpocz�� od trud�w dnia powszedniego. W obr�bie Mur�w Aurelia�skich, albo niedaleko nich, na podmok�ych polach z wolna pojawia�y si� letnie pa�acyki otoczone winnicami i ogrodami. Te najstarsze wznoszone by�y za murami blankowymi z wie�yczkami (jak willa Capponich), stanowi�cymi architektoniczn� spu�cizn� po burzliwych czasach �redniowiecza, kiedy ksi���ce domy pe�ni�y r�wnie� funkcj� obronn�. Po kilkudziesi�ciu latach styl budowli sta� si� bardziej subtelny, lekki. Najwi�kszym marzeniem szlachcica by�a willa w�r�d winnic, ogrod�w, sad�w i lask�w sosnowych, kt�rymi cieszy�by oczy, nie ruszaj�c si� z fotela. Przygotowania do ceremonii za�lubin przebiega�y w radosnej atmosferze panuj�cej w tych dniach w ca�ym Rzymie. Rok 1700 by� bowiem jubileuszowy. Ze wszystkich stron nadci�ga�y rzesze pielgrzym�w modl�cych si� o wybaczenie grzech�w i dost�pienie odpustu. T�umy wiernych docieraj�ce drog� Romea do wzg�rz wok� Rzymu, sk�d widoczna ju� by�a kopu�a Bazyliki �wi�tego Piotra, intonowa�y pie�� na cze�� Wiecznego Miasta, czerwonego od krwi m�czennik�w i bia�ego od lilii �wi�tych dziewic. Gospody, zajazdy, przytu�ki i prywatne domy by�y przepe�nione go��mi. Dniem i noc� zau�ki i place przemierzali pobo�ni ludzie �piewaj�cy litanie. Nocne ciemno�ci roz�wietla�y pochodnie bractw zakonnych. W zamieszaniu nikogo nie przera�a�y g�o�ne krzyki biczownik�w, rani�cych swe wychud�e cia�a przy wt�rze cichych �piew�w nowicjuszek w zamkni�tych klasztorach. Pielgrzymi, dotar�szy do Stolicy Apostolskiej, nie bacz�c na zm�czenie, zmierzali prosto do bazyliki, aby pomodli� si� przy grobie �wi�tego Piotra. Nast�pnego dnia przed wyj�ciem z domu padali na kolana, zwracali wzrok ku niebu i �egnaj�c si� znakiem krzy�a �wi�tego, medytowali nad tajemnic� Chrystusa i Naj�wi�tszej Panienki. Odm�wiwszy r�aniec, udawali si� kolejno do czterech bazylik. Z modlitw� Czterdziestu Godzin na ustach wchodzili na kl�czkach na �wi�te Schody, aby dost�pi� ca�kowitego odpuszczenia grzech�w. W czasie �wi�ta, kt�re od czas�w Bonifacego VIII �ci�ga�o do Rzymu dziesi�tki tysi�cy p�tnik�w, wszystko wydawa�o si� przebiega� bez zarzutu. W rzeczywisto�ci jednak pogodny nastr�j pielgrzym�w i rzymian m�ci�a my�l o powa�nej chorobie Ojca �wi�tego. Od dw�ch lat papie� Innocenty XII, w �yciu �wieckim Antonio Pignatelli, cierpia� na podagr�, kt�ra stopniowo przybiera�a coraz ostrzejsz� form�, utrudniaj�c wype�nianie obowi�zk�w. W styczniu tego roku nast�pi�a nieznaczna poprawa, w lutym papie� m�g� wi�c przewodniczy� konsystorzowi. Z powodu staro�ci i og�lnego os�abienia Innocenty XII nie czu� si� na si�ach otworzy� �wi�te Drzwi. Nie m�g� te� odprawia� mszy dla rzeszy wiernych, nap�ywaj�cych do Rzymu w pocz�tkach Roku �wi�tego. Zast�pili go w tym kardyna�owie i biskupi. Zamiast papie�a spowied� w rzymskiej bazylice przeprowadzi� kardyna� penitencjariusz. W ostatnim tygodniu lutego stan zdrowia Ojca �wi�tego uleg� pogorszeniu, ale w kwietniu znalaz� do�� si�, by pozdrowi� t�umy wiernych z balkonu pa�acu na Monte Cavallo, w maju osobi�cie odwiedzi� cztery bazyliki, a pod koniec miesi�ca przyj�� wielkiego ksi�cia Toskanii. W po�owie czerwca niemal zupe�nie wr�ci� do zdrowia. Z�o�y� wtedy wizyt� w kilku ko�cio�ach, mi�dzy innymi San Pietro in Montorio, o dwa kroki od pa�acu Spada. Wiadomo by�o jednak, �e si�y Ojca �wi�tego nikn� jak p�atki �niegu w wiosennym s�o�cu, a letni upa� nie wr�y� nic dobrego. Osoby z naj- bli�szego otoczenia papie�a po cichu rozpowiada�y wie�ci o cz�stych atakach astenii, bezsennych nocach, nag�ych, silnych b�lach. Nie nale�a�o si� temu dziwi�, m�wili kardyna�owie, Ojciec �wi�ty mia� bowiem osiemdziesi�t pi�� lat. Istnia�o zatem ryzyko, �e Jubileusz roku 1700, zainaugurowany przez Innocentego XII, zako�czy jego nast�pca. Jak twierdzili mieszka�cy Rzymu, by�o to wielce prawdopodobne. Niekt�rzy s�dzili nawet, �e konklawe odb�dzie si� w listopadzie, zdaniem innych - jeszcze w sierpniu, gdy� jak m�wili najwi�ksi pesymi�ci, letnia kaniku�a mog�a zupe�nie wycie�czy� organizm papie�a. W kurii (podobnie jak we wszystkich rzymskich domach) panowa�a pogodna atmosfera zwi�zana z jubileuszem. M�ci�y j� jedynie z�e wie�ci o stanie zdrowia papie�a. Osobi�cie by�em bardzo zainteresowany tym, by Ojciec �wi�ty mia� si� dobrze, poniewa� dop�ki �y�, mia�em okazj� pracowa�, wprawdzie sporadycznie, dla znanej, wp�ywowej osobisto�ci, kt�r� by� przewielebny kardyna� Fabrizio Spada, mianowany przez Ojca �wi�tego sekretarzem stanu. Nie mog� powiedzie�, �ebym dobrze zna� czcigodnego kardyna�a, s�ysza�em jednak, �e by� cz�owiekiem uczciwym, inteligentnym i przezornym. Nie bez powodu papie� Innocenty XII pragn�� go mie� u swego boku. Dlatego te� domy�li�em si�, �e uroczysto�ci w willi Spada nie b�d� zwyk�ym przyj�ciem dla wa�nych os�b, lecz podnios�ym spotkaniem kardyna��w, ambasador�w, biskup�w, ksi���t i innych wspania�ych go�ci. Wszystkich zaproszonych wprawi� w zdumienie wyst�py muzyk�w i aktor�w, recytacje wierszy, przem�wienia i sympozja na tle zielonej scenerii i wspania�ych dekoracji z masy papierowej, jakich nie widziano w Rzymie od czas�w Barberinich. W ko�cu przypomnia�em sobie, �e herb na pierwszej karecie nale�y do rodu Rospigliosich. Pod nim zwiesza� si� ozdobny fr�dzel w rodowych barwach, co oznacza�o, �e karet� podr�uje nie cz�onek rodu, ale wybitny go��, protegowany Rospigliosich. Pow�z w�a�nie mija� g��wn� bram�. Nie ciekawi�y mnie ju� wje�d�aj�ce za nim karety, otwieranie drzwiczek i ceremonia� powitania. Dawniej lubi�em przygl�da� si�, jak lokaje przystawiaj� schodki dla wysiadaj�cych, s�u��cym z koszami owoc�w - pierwszymi darami od gospodarza - i przys�uchiwa� si� mowie powitalnej mistrza ceremonii, przerywanej w po�owie, gdy� zm�czeni podr�ni pragn�li jak najszybciej uda� si� na spoczynek. Powr�ci�em do pracy, nie bacz�c na przybywanie kolejnych go�ci. Przekopywa�em grz�dki, wyrywa�em chwasty, przycina�em krzewy i �ywop�oty, od czasu do czasu spogl�daj�c na sylwet� Miasta Siedmiu Wzg�rz. Z daleka, od strony podium dla orkiestry, dochodzi�y niesione letnim wietrzykiem d�wi�ki muzyki. Os�aniaj�c d�oni� oczy przed o�lepiaj�cym blaskiem s�o�ca, w oddali dostrzeg�em po lewej stronie wspania�� kopu�� Bazyliki �wi�tego Piotra, po prawej r�wnie pi�kn� kopu�� ko�cio�a Sant'Andrea della Valle, po�rodku wie�e Sant'Ivo alla Sapienza, Panteon, a za nimi majestatyczny pa�ac papieski na Kwirynale. W�a�nie przycina�em krzewy, gdy na ziemi pojawi� si� jaki� cie�. D�ugo mu si� przygl�da�em, ale nie poruszy� si�. Obrysowa�em no�ycami ogrodniczymi kszta�t na piasku: sutanna, peruka, kaptur... W tej samej chwili cie�, jakby poddaj�c si� ruchowi mojej r�ki, odwr�ci� si� z wolna w stron� s�o�ca, ukazuj�c profil z haczykowatym nosem, cofni�tym podbr�dkiem, mi�sistymi wargami... R�ka mi zadr�a�a... Nie mia�em w�tpliwo�ci. To by� Atto Melani. Nie mog�em oderwa� wzroku od rysunku na piasku. W g�owie czu�em zam�t. Pan opat Melani... Pan Atto. Cie� cierpliwie czeka�. Ile to ju� lat min�o? Szesna�cie? Nie, siedemna�cie. Od niemal siedemnastu lat opat Melani nie dawa� znaku �ycia, a teraz sta� za mn�, przys�aniaj�c swoim cieniem m�j cie�. Czas jakby stan�� w miejscu. Przez g�ow� przebiega�y mi tysi�ce wspomnie� i my�li. Wyprostowa�em si� i powoli odwr�ci�em do ty�u. Moje �renice stopniowo przyzwyczaja�y si� do ostrego s�onecznego �wiat�a. Mia�em przed sob� opata. Podpiera� si� lask�, nieco bardziej zgarbiony ni� wtedy, kiedy widzieli�my si� ostatnio. W kapturze i sutannie, dok�adnie takiej, jak� mia� na sobie, kiedy si� poznali�my, przypomina� ducha minionej epoki. Widz�c moje zaskoczenie, oznajmi� w najbardziej naturalny spos�b: - Musz� troch� odpocz��, dopiero przyjecha�em. Zobaczymy si� p�niej. Przy�l� po ciebie. - To powiedziawszy, oddali� si� w kierunku pa�acyku, rozp�ywaj�c si� w blasku s�o�ca jak duch. Oniemia�em ze zdumienia. Nie wiem, jak d�ugo sta�em tak bez ruchu, niczym marmurowy pos�g po�rodku ogrodu, oboj�tny na o�ywcze powiewy wiatru. Po chwili serce przeszy� mi b�l, jak zawsze, gdy wspomnia�em o opacie Melanim. Listy, kt�re s�a�em do niego do Pary�a, pozostawa�y bez odpowiedzi. Regularnie odwiedza�em oddzia� poczty francuskiej, w nadziei, �e nadesz�y wie�ci od opata. W ko�cu pogodzi�em si� z jego milczeniem. Lada dzie� spodziewa�em si� informacji nast�puj�cej tre�ci: "Z wielkim �alem donosimy o �mierci opata Atta Melaniego..." Tymczasem cisza, �adnych wiadomo�ci, a� do dzi�. Jego nag�e pojawienie si� odebra�o mi mow�. Trudno w to uwierzy�, ale Melani, znamienity go�� Rospiglio- sich, przyjmowany z honorami w willi Spada, przyszed� najpierw do mnie, zwyk�ego wie�niaka. Przyja��, jak� mnie darzy�, przetrwa�a mimo dziel�cej nas odleg�o�ci i up�ywu czasu. Sko�czywszy prac�, dosiad�em mu�a i po�pieszy�em do domu. Nie mog�em si� doczeka�, �eby o wszystkim opowiedzie� Cloridii. W drodze powtarza�em sobie, �e nie ma nic dziwnego w nieoczekiwanym pojawieniu si� opata. Uczyni� to w typowy dla siebie spos�b. Ogarn�o mnie wzruszenie, gdy jak przez mg�� przypomnia�em sobie zwierzenia Melaniego i nasze niebezpieczne wyprawy przed laty... Wspominaj�c tamte chwile, zastanawia�em si�, jak Atto mnie tu odnalaz�. Powinien by� raczej szuka� przy via dell'Orso, w domu, w kt�rym dawniej mie�ci�a si� gospoda "Donzello". Tam wtedy pracowa�em i tam si� poznali�my. Ale on, najwidoczniej zaproszony przez kardyna�a Spad� na �lub siostrze�ca, przyszed� prosto do mnie, tak jakby doskonale wiedzia�, gdzie mnie znale��. Kto mu o tym powiedzia�? Nikt z mojego otoczenia nie wiedzia� o naszej znajomo�ci, nie m�wi�c o tym, �e moja skromna osoba nie by�a przedmiotem niczyjej uwagi. Poza tym nie mieli�my wsp�lnych znajomych. ��czy�a nas jedynie przygoda, jak� prze�yli�my siedemna�cie lat temu w "Donzellu". Utrwali�em j� najpierw w kr�tkim pami�tniku, a nast�pnie dok�adnie opisa�em w dzienniku, z kt�rego jestem bardzo dumny. Kilka miesi�cy temu, podejmuj�c kolejn� pr�b� odnowienia naszej znajomo�ci, wspomnia�em o nim w li�cie do Atta. Jad�c na grzbiecie mu�a, powr�ci�em w my�lach do tamtych odleg�ych wydarze�: epidemii d�umy, zatrutej krwi szczur�w, w�dr�wek podziemiami, bitwy pod Wiedniem, knowa� w�adc�w Europy... Podczas bezsennych nocy cz�sto zagl�da�em do dziennika, w kt�rym wszystko dok�adnie opisa�em. Nie robi�y ju� na mnie wra�enia pod�e czyny i oszustwa Melaniego, a ko�cowe strony tekstu wr�cz podnosi�y na duchu i wprawia�y w pogodny nastr�j. Pisa�em bowiem o mi�o�ci mojej Cloridii, kt�ra, dzi�ki Bogu, przez ca�y ten czas by�a ze mn�, o pracy w polu, o zaj�ciach w willi Spada, gdzie nikt mnie nie zna� i nie mia� poj�cia o moich prze�yciach. No, tak, willa Spada... Nagle za�wita�a mi pewna my�l. Ponagli�em mu�a, aby czym pr�dzej dotrze� do domu. Wszystko zrozumia�em. Cloridii nie by�o. Pobieg�em do kufra z ksi��kami, opr�ni�em go, przesun��em r�k� po dnie. Dziennik znikn��. - Z�odziej, dra�, oszust! - wycedzi�em przez z�by. - Jestem sko�czonym idiot�! Pope�ni�em b��d, pisz�c Melaniemu o dzienniku. Na jego stronach uwieczni�em wiele sekret�w i dowod�w zdrady opata. Gdy dowiedzia� si� o istnieniu moich wspomnie� - niestety, poj��em to zbyt p�no - nas�a� na mnie zb�ja. Dokonanie kradzie�y w domu, kt�rego nikt nie pilnowa�, by�o dziecinn� igraszk�. Przeklina�em Atta, siebie samego i z�odzieja dziennika. Czeg� jednak mog�em si� spodziewa� po kim� takim jak Atto? �piewak kastrat, szpieg Francuz�w - te s�owa m�wi�y o nim wszystko. �piewacza kariera Melaniego dawno przemin�a, ale za m�odu by� s�ynnym sopranem. Koncertuj�c na europejskich dworach, z �atwo�ci� prowadzi� swoj� szpiegowsk� dzia�alno��. Podst�p, k�amstwo i zdrada by�y dla niego chlebem powszednim, a spisek, zab�jstwo i zasadzka - nieod��cznymi towarzyszami. Potrafi� ka�demu wm�wi�, �e fajka, kt�r� trzyma w d�oni, jest pistoletem, ukrywa� prawd�, nie posuwaj�c si� do k�amstwa, wzruszy� si� (i innych) z czystego wyrachowania. Zna� z praktyki sztuk� �ledzenia i kradzie�y. Trzeba przyzna�, �e by� obdarzony niezwyk�� bystro�ci� umys�u. Doskonale zna� si� na polityce i, co dobrze pami�tam, dociera� do najskrytszych tajemnic koronowanych g��w i rod�w kr�lewskich. Co wi�cej, potrafi� zajrze� w g��b ludzkiej duszy i przenikn�� cz�owieka na wskro�. Swoimi b�yszcz�cymi oczami zjednywa� sympati� rozm�wc�w, a wymowno�ci� - ich szacunek. Jednak wszystkie te wspania�e zalety s�u�y�y mu do niecnych cel�w. Wyjawiaj�c komu� sekret, czyni� to tylko po to, �eby przeci�gn�� go na swoj� stron�. Wype�niaj�c misj�, na uwadze mia� jedynie w�asny interes. Obiecywa� mi przyja�� - my�la�em ze z�o�ci�- a pragn�� wyci�gn�� z niej korzy�� dla siebie. Czy mia�em na to dow�d? Tak, by� nim oboj�tny stosunek Melaniego do dawnych przyjaci�. Nie odzywa� si� do mnie przez siedemna�cie lat, a teraz, jak gdyby nigdy nic, ponownie prosi� o przys�ug�. Nie, panie Atto, nie jestem tym niedojrza�ym ch�opcem sprzed siedemnastu lat - mia�em ochot� powiedzie�, patrz�c mu prosto w oczy. Doros�em, nabra�em do�wiadczenia. Nie pesz� mnie ju� wielcy panowie. Odnosz� si� do nich z szacunkiem, ale nie pozwalam si� wykorzystywa�. Cho� z powodu niskiego wzrostu nadal wygl�dam jak ch�opiec, czuj� si� silnym cz�owiekiem. Nie jestem ju� tym zahukanym pos�ugaczem, kt�rego Atto pozna� wiele lat temu. Nie, nie pochwala�em post�powania Melaniego, a przede wszystkim nie mog�em tolerowa� kradzie�y mojego dziennika. Po�o�y�em si� na ��ku, �eby odpocz�� i uwolni� od przykrych my�li. Pr�bowa�em zasn��, ale bezskutecznie. Przypomnia�em sobie, �e Cloridia nie wr�ci na obiad. Jak ka�da dobra akuszerka (kt�r� zosta�a po kilkuletniej praktyce), odwiedza�a ci�arne kobiety. Towarzyszy�y jej moje ukochane dziewcz�tka, nasze c�reczki. Nie by�y ju� takie ma�e: jedna mia�a dziesi�� lat, a druga sze��. Zawsze chodzi�y z matk� (kt�r� uwielbia�y). Uczy�y si� od niej trudnej sztuki odbierania porodu i w razie potrzeby s�u�y�y pomoc�: podawa�y olejki, r�czniki, no�yczki i nici podczas przecinania p�powiny lub wyci�gania �o�yska. Moje dziewcz�tka, nieodst�puj�ce matki na krok, wype�nia�y rado�ci� nasz dom, kt�ry bez nich by�by pusty i smutny jak moje dzieci�stwo znajdy. My�li nie dawa�y mi zasn��. Nie znalaz�szy pociechy w pustym ma��e�skim ��ku, poczu�em si� samotny. Po godzinie wsta�em, ale nie zjad�em obiadu, nie by�em g�odny. Postanowi�em wr�ci� do pracy. Odpoczynek, cho� kr�tki, da� po��dany efekt, przesta�em bowiem my�le� o opacie Melanim. Jego pojawienie si� wywo�a�o we mnie mieszane uczucia. Nie wiedzia�em, czy mam si� z tego powodu cieszy�, czy martwi�. Przybywaj�c tak niespodziewanie, zburzy� m�j spok�j, ale postanowi�em teraz o tym nie my�le�. Powiedzia�, �e mnie wezwie. Zanim to nast�pi, mog� zaj�� si� czym� innym. Majordom poleci� mi wyczy�ci� wolier�, cho� nigdy przedtem tego nie robi�em. S�u��cy, kt�ry zazwyczaj si� tym zajmowa�, coraz cz�ciej le�a� w ��ku z powodu brzydkiej, niegoj�cej si� rany na stopie. Wszystko wskazywa�o na to, �e jeszcze nieraz b�d� musia� go zast�pi�. Wzi��em jedzenie dla ptak�w i uda�em si� do woliery. Czytelnik nie powinien si� dziwi�, �e w posiad�o�ci kardyna�a Spady znajdowa�o si� co� tak egzotycznego jak woliera. Zamo�ni rzymianie prze�cigali si� w tego typu atrakcjach. Kardyna� z rodu Medyceuszy sprowadzi� do willi na Pincio nied�wiedzie, lwy i strusie. U Borghes�w i Pamphilich �y�y na wolno�ci jelenie i daniele. W czasach Leona X po ogrodach watyka�skich spacerowa� s�o� o imieniu Annone. Aby zadziwi� go�ci, Pamphilowie urz�dzali palio - wy�cigi konne w historycznych strojach, kawalerowie malta�scy i Costagutiowie gr� w bilard na stole wyg�adzonym myd�em lub obitym suknem, a Matteiowie - bilard na wolnym powietrzu. Rozrywki pozwala�y przezwyci�y� melancholi� letnich wieczor�w. Woliera znajdowa�a si� w ustronnym miejscu, mi�dzy kaplic� a ogrodem, za rz�dem drzew i wysokim, g�stym �ywop�otem. Zim� dociera�o tu s�o�ce, latem natomiast panowa� przyjemny ch��d, dzi�ki czemu ptaki nie odczuwa�y skutk�w kaniku�y. Woliera mia�a kszta�t niewielkiej budowli na planie kwadratu, z czterema naro�nymi wie�ami. Przykrywa�a j� kopu�a z metalowej siatki, zwie�czona pi�knymi pinaklami* z chor�giewkami z metalu. Wra�enie przestrzenno�ci nadawa�y wn�trzu freski na suficie, przedstawiaj�ce niebo, i egzotyczne pejza�e na �cianach. W wiecznie zielonych d�bach, wawrzynach i krzakach rosn�cych w donicach ptaki mog�y wi� gniazda, w czterech du�ych poid�ach gasi� pragnienie. Wolier� zamieszkiwa�o mn�stwo ptak�w (niekt�re z nich znajdowa�y si� w oddzielnych klatkach). S�owiki, czajki, kuropatwy, frankoliny, ba�anty, dzwo�ce, kosy, kalandry, zi�by, turkawki, grubodzioby cieszy�y zar�wno wzrok, jak i s�uch zwiedzaj�cych. Kiedy wchodzi�em ostro�nie do woliery, us�ysza�em g�o�ny trzepot skrzyde�. Ptaki, jak mi powiedziano, powinna karmi� i dogl�da� zawsze ta sama osoba, do kt�rej z czasem przywi�zuj� si� i nabieraj� zaufania. Moja obecno��, w miejsce znanej im osoby, wywo�a�a ich niepok�j. Gdy zapuszcza�em si� z wolna w g��b woliery, bieg�y za mn� nerwowo czajki, a nad g�ow� unosi�o si� niewielkie, najwyra�niej wrogo nastawione stadko ptak�w. Przeszed� mnie dreszcz strachu, kiedy nagle usiad� mi na * Pinakiel - wysmuk�a, ozdobna wie�yczka, zako�czona najcz�ciej kwiatonem, wie�cz�ca filary, portale itp. (przyp. red.). ramieniu kos, rozk�adaj�c skrzyd�a, kt�re dotyka�y mojej szyi. Cudem unikn��em zderzenia z ptaszyskiem biegn�cym prosto na mnie. - Je�li natychmiast si� nie uspokoicie, p�jd� sobie i nie dam wam obiadu! - zawo�a�em. W odpowiedzi us�ysza�em jeszcze g�o�niejsze gwizdy, �wisty, trzepot skrzyd�ami. Na pi�d� od mojej g�owy szykowa� si� kolejny niebezpieczny nalot. Schroni�em si� w rogu woliery, przeczekuj�c burz�. Troska o ptaki i wolier� - pomy�la�em - to zaj�cie nie dla mnie. Kiedy skrzydlate bractwo wreszcie si� uspokoi�o, tak�e te najbardziej zuchwa�e osobniki, przyst�pi�em do pracy. Umy�em poid�a i nape�ni�em je �wie�� wod�. Do wyczyszczonych karmnik�w w�o�y�em li�cie cykorii i sa�aty, wsypa�em nasiona babki, ziarna pszenicy, prosa i siemienia. Potem przynios�em troch� trawy, kt�ra dobrze nadawa�a si� na gniazda. Kiedy rozrzuca�em to tu, to tam kawa�ki suchego chleba, usiad� mi na r�ce m�ody wyg�odnia�y ptaszek, pr�buj�c ubiec swoich towarzyszy i wykra�� najlepsze k�ski. Wyczy�ci�em �erdki, wymiot�em ptasie odchody i skierowa�em si� do wyj�cia, ciesz�c si� na my�l, �e za chwil� opuszcz� to pe�ne ha�asu i przykrej woni miejsce. W�a�nie zamyka�em za sob� drzwi, gdy nagle us�ysza�em strza� z bliskiej odleg�o�ci. Serce podesz�o mi do gard�a. Kto� do mnie strzela�! Instynktownie pochyli�em si�, zas�aniaj�c g�ow� r�kami. - Aresztowa� go! To z�odziej! - dobieg� mnie czyj� dono�ny g�os. Odruchowo podnios�em r�ce do g�ry, na znak, �e si� poddaj�. Odwr�ci�em si�, ale nikogo nie dostrzeg�em. Pokiwa�em g�ow� i u�miechn��em si� z politowaniem, maj�c na my�li moj� s�ab� pami��. Po chwili ostro�nie spojrza�em w g�r�: siedzia�a na swoim zwyk�ym miejscu. - Dobry dowcip - skomentowa�em, zamykaj�c drzwi woliery i staraj�c si� zapanowa� nad dr�eniem r�k. - Powiedzia�em! Aresztowa�! To z�odziej! Buuuum! Drugi wystrza� brzmia� jeszcze prawdziwiej ni� pierwszy. W ten spos�b da�o o sobie zna� najdziwniejsze stworzenie, jakie zna�em: Cezar August, papuga. W tym miejscu wypada, abym nieco wi�cej powiedzia� o naturze i zachowaniu tego oryginalnego ptaka, kt�ry odegra� do�� istotn� rol� w p�niejszych wydarzeniach. Ze wzgl�du na swoje przymioty papuga nazywana bywa przez niekt�rych pisarzy "�wiat�em ptak�w", "w�adc� Indii Wschodnich" i temu podobne. Pierwsze okazy przywieziono Aleksandrowi Wielkiemu z wyspy Taprobana, nieco p�niej odkryto wiele innych gatunk�w (kt�rych jest podobno ponad sto) w Indiach Zachodnich i na Kubie. Jak wiadomo, papuga s�ynie z umiej�tno�ci na�ladowania ludzkiego g�osu i innych d�wi�k�w. Przed laty w Rzymie szczeg�lne zdolno�ci w tym kierunku wykazywa�y papugi Jego Ekscelencji kardyna�a Madruzza oraz kawalera Cassiana Dal Pozzo, kt�rego pupilka niezbyt dobrze potrafi�a na�ladowa� g�os cz�owieka, ale za to umia�a miaucze� jak kot i szczeka� jak pies. Niekt�re papugi doskonale imitowa�y g�osy innych ptak�w, i to wielu gatunk�w. Za granicami Pa�stwa Ko�cielnego do dzi� wspomina si� papug� Jego Wysoko�ci ksi�cia Sabaudii, kt�ra m�wi�a bardzo p�ynnie. Papuga kardyna�a Colonny potrafi�a pono� wyrecytowa� ca�e Wyznanie wiary. W posiad�o�ci Barberinich, obok willi Spada, niedawno pojawi�a si� bia�o-��ta papuga tego samego gatunku co Cezar August i podobno by�a tak samo gadatliwa jak on. Cezar August zdecydowanie przewy�sza� zdolno�ciami swoich wsp�braci. Doskonale na�ladowa� ludzki g�os, nawet tych os�b, kt�re zna� od niedawna i rzadko s�ysza� ich mow�. Perfekcyjnie imitowa� ton ich g�osu, intonacj�, akcent, a nawet drobne wady wymowy. Potrafi� odtworzy� odg�osy natury, takie jak grzmot, szmer strumyka, szelest li�ci, wycie wichru, szum morskich fal. Dobrze na�ladowa� te� szczekanie psa, miauczenie kota, muczenie krowy, r�enie os�a i konia, a tak�e, ma si� rozumie�, g�osy innych gatunk�w ptak�w i zwierz�t. Wiernie oddawa� skrzypienie zawias�w, zbli�aj�ce si� kroki, wystrza�y z pistoletu i rusznicy, stukot ko�skich kopyt, trza�ni�cie drzwiami, krzyki w�drownych sprzedawc�w, p�acz dziecka, szcz�k szpad skrzy�owanych w pojedynku, wszelkie odcienie �miechu i p�aczu, podzwanianie sztu�c�w, talerzy i kieliszk�w i tak dalej. Zdawa� by si� mog�o, �e dla Cezara Augusta ca�y �wiat by� jednym wielkim polem �wicze�, na kt�rym codziennie szkoli� sw�j talent imitatora. Mia� te� bardzo dobr� pami��, prze�cigaj�c pod tym wzgl�dem wielu ludzi, potrafi� bowiem odtworzy� g�osy i szmery zas�yszane kilka tygodni wcze�niej. Nikt nie zna� jego wieku. Niekt�rzy twierdzili, �e ma lat pi��dziesi�t, zdaniem innych - siedemdziesi�t. Wszystko by�o mo�liwe, zwa�ywszy, �e papugi s� d�ugowieczne i nierzadko �yj� ponad sto lat, a wi�c d�u�ej ni� ich w�a�ciciele. Cezar August, kt�ry dzi�ki swemu niezwyk�emu talentowi m�g� si� sta� najs�ynniejsz� papug� wszech czas�w, mia� jednak pewn� wad�. Od wielu ju� lat (nikt nie pami�ta, od ilu) ptak z willi Spada nie wyda� �adnego g�osu, kr�tko m�wi�c, udawa�, �e jest niemy. &' Na nic zda�y si� pro�by i gro�by, nawet okrutna g�od�wka, kt�rej poddano papug� na osobiste polecenie kardyna�a Spady, nie nak�oni�a jej do m�wienia. Cezar August uparcie milcza�. Nikt oczywi�cie nie zna� powodu takiego zachowania. Podobno Cezar August nale�a� wcze�niej do zmar�ego przed czterdziestu laty Virgilia Spady, wuja kardyna�a Fabrizia. To w�a�nie Virgilio, mi�o�nik antyk�w i kultury klasycznej, nazwa� papug� imieniem s�ynnego rzymskiego cesarza. Bardzo kocha� swojego pierzastego przyjaciela, a s�u��cy szeptali, �e po jego �mierci Cezara Augusta ogarn�� bezbrze�ny smutek. Czy�by to �al po stracie pana sprawi�, �e przesta� m�wi�? Istotnie, mo�na by�o odnie�� wra�enie, �e ptak �lubowa� milczenie do czasu, a� jego pan wr�ci. Wiedzia�em jednak, �e to nieprawda. Cezar August m�wi�, i to jak! By�em tego �wiadkiem, tyle �e jedynym. W mojej obecno�ci gada�. Mo�e dlatego, �e darzy� mnie sympati�, poniewa� tylko ja dobrze go traktowa�em. Nie k�u�em patykiem, nie rzuca�em w niego kamykami, aby zmusi� do m�wienia, jak to czyni�a s�u�ba. Zach�ca�em ptaka do wydania jakiego� odg�osu, jak umia�em, przysi�ga�em, �e kilka minut wcze�niej, kiedy byli�my sami, Cezar August m�wi�. W obecno�ci os�b trzecich milcza�, patrz�c na wszystkich z lekcewa�eniem. Narazi� mnie na wstyd. Po kolejnych nieudanych pr�bach nikt mi ju� nie wierzy�. Papuga jest niema - m�wili s�u��cy, klepi�c mnie po ramieniu - i nigdy nie m�wi�a. W miar� jak umierali starzy s�u��cy rodu Spada, przemija�a pami�� o wyczynach papugi. By�em zatem jedyn� osob�, kt�ra wiedzia�a, do czego jest zdolny ten du�y bia�y ptak z ��tym czubem. W�a�nie tego dnia Cezar August da� dow�d swoich umiej�tno�ci. S�ysz�c strza�y z pistoletu i g�os �andarma (jednego z wielu, kt�rych papuga mia�a okazj� s�ysze� w Rzymie), przestraszy�em si� nie na �arty. Zastanawiaj�ce, gdzie s�ysza� odg�osy wystrza��w. Od samego pocz�tku cieszy� si� pewnym przywilejem: nie by� zamkni�ty z innymi ptakami i mia� oddzieln� ma�� wolier�, wyposa�on� w dr��ek i pojemnik na ziarno. St�d fruwa� sobie, gdzie chcia�, cz�sto w ogrodzie, czasem gdzie� dalej, sk�d nie wraca� ca�ymi tygodniami. Kr���c po mie�cie, wzbogaca� sw�j repertuar o nowe d�wi�ki, kt�rych p�niej wys�uchiwa�em tylko ja. - Dona nobis hodie panem cotidianum - wyrecytowa� kilka razy Cezar August, na�laduj�c ksi�dza odmawiaj�ceg