15413
Szczegóły | |
---|---|
Tytuł | 15413 |
Rozszerzenie: |
15413 PDF Ebook podgląd online:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd 15413 pdf poniżej lub pobierz na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. 15413 Ebook podgląd za darmo w formacie PDF tylko na PDF-X.PL. Niektóre ebooki są ściśle chronione prawem autorskim i rozpowszechnianie ich jest zabronione, więc w takich wypadkach zamiast podglądu możesz jedynie przeczytać informacje, detale, opinie oraz sprawdzić okładkę.
15413 Ebook transkrypt - 20 pierwszych stron:
Paul Eddy
MANDRAGORA
Z angielskiego prze�o�y� Andrzej Leszczy�ski
Zrealizowano przy pomocy finansowej Ministerstwa Kultury
�wiat Ksi��ki
Skanowa� Andrzej Grzelak
Korekta Roman Walisiak
Tytu� orygina�u MANDRAKE
Projekt ok�adki Anna K�os
Zdj�cie na ok�adce Flash Press Media
Redaktor prowadz�cy Ewa Niepok�lczycka
Redakcja Joanna Bracka
Korekta Jadwiga Piller-Rosenberg, Maciej Korbasi�ski
Wszystkie postacie w tej ksi��ce s� fikcyjne.
Jakiekolwiek podobie�stwo do os�b rzeczywistych - �ywych czy martwych -jest ca�kowicie przypadkowe.
Copyright � 2002 by Paul Eddy
All rights reserved
Copyright � for the Polish translation by Andrzej Leszczy�ski, 2004
�wiat Ksi��ki, Warszawa 2004
Bertelsmann Media Sp. z o.o.
ul. Roso�a 10 02-786 Warszawa
Sk�ad i �amanie FELBERG
12104296
Druk i oprawa Drukarnia Wydawnictw Naukowych, ��d�
ISBN 83-7391-708-X
Nr 4961
***
Dla Sary, jak zawsze.
NOWY JORK.
ROZDZIA� PIERWSZY.
Na tajnym posterunku obserwacyjnym ameryka�skich s�u�b celnych Grace Flint bezsilnie wpatruje si� w ekran monitora, czuj�c na sobie uwa�ne spojrzenia m�czyzn szybko trac�cych wiar� w powodzenie operacji "Zielone �wi�tki". I nie bez podstawy.
Jeste� gotowa na ka�d� ewentualno��? - zapyta� Cutter, kiedy dzwoni� z samochodu w drodze na La Guardi�. - Wszystko idzie zgodnie z planem?
I tak, i nie, panie Cutter.
Ju� wtedy bluzka lepi�a jej si� do plec�w jak posmarowana klejem, gdy� b�yskawicznie mno�y�y si� dowody na to, �e ponios�a druzgoc�c� kl�sk� w zakresie przewidywania tego, czego przewidzie� si� nie da�o.
We wszystkich prognozach pogody m�wiono jedynie o mo�liwo�ci przelotnego kwietniowego deszczu i kr�tkich poryw�w wiatru. Nic nie zapowiada�o dokuczliwego szkwa�u, kt�ry nadci�gn�� od strony Upper Bay, przygoniwszy ze sob� k��by g�stej szarej mg�y pokrywaj�cej teraz ca��,Staten Island.
W przystani jachtowej na East River p�aty piany lataj� nad falami, na rozleg�ym terenie Centrum Rozrywki SeaWorld nie ma �ywej duszy. Kamery nie pokazuj� t�um�w ludzi spiesz�cych na lunch, kt�re powinny by� doskona�� os�on� dla grupy wsparcia. Zreszt� samej grupy wsparcia r�wnie� nigdzie nie wida�.
- Krabiku, odezwij si� - m�wi Flint do mikrofonu s�uchawek. - Gdzie jeste�?
- W �rodku - odpowiada agent o nazwisku Crawford, a jego s�owa wzmocnione przez system nag�a�niaj�cy rozbrzmiewaj� w pokoju dudni�cym echem. - Nie da si� wyj�� na dw�r. Namierzyliby nas w ci�gu sekundy.
- Widzisz ich?
- Nie. Nie ma nikogo. S� na �odzi. - Crawford zawiesza na
chwil� g�os, po czym dodaje: - Tak s�dz�.
Za jej plecami ciche "Chryste!" przypomina ledwie g�o�niejsze westchnienie.
- Tak s�dzisz?! - pyta Flint z naciskiem.
Jarrett Crawford nawet nie pr�buje t�umaczy� braku pewno�ci.
- Stracili�my kontakt wzrokowy, kiedy nadszed� sztorm i wszyscy uciekli z nabrze�a. Gdzie indziej mogliby teraz by�,
Grace?
- Odwo�aj akcj� - przekazuje szeptem Nathan Stark, by�y
agent FBI, wicedyrektor do spraw operacji specjalnych, a wi�c r�wny jej w s�u�bowej hierarchii Wydzia�u �cigania Przest�pstw Finansowych.
Ale Flint nie zamierza�a panikowa�. Za dobrze wiedzia�a, �e niemal ka�da tajna operacja musi si� otrze� o nieszcz�cie, �e ten dokuczliwy g�os odzywaj�cy si� b�agalnie w jej umy�le jest czym� zupe�nie normalnym, zawsze rozbrzmiewaj�cym w takich sytuacjach. Jak niestrudzenie powtarza� Aldus Cutter, nie ma plan�w doskona�ych. Prowadz�c tego typu akcje, zawsze jest si� na kraw�dzi, zawsze trzeba si� liczy� z tym, �e obiektowi podpowie co� sz�sty zmys�, kto� z zespo�u co� sknoci albo zawiod� urz�dzenia techniczne. Przy ka�dej okazji przypomina�: Pielgrzymi zawsze musz� mie� plan awaryjny.
Flint przenosi wzrok na ekran drugiego monitora stoj�cego
na wprost niej i pyta do mikrofonu: - S�yszysz mnie, Lily? Na obudowanej estakadzie ��cz�cej SeaWorld z Najwi�kszym Imperium �wiata (nazwanym tak bez fa�szywej skromno�ci) kobieta, podaj�ca si� za Lily Apan�, szybko unosi praw� r�k� i poprawia fryzur� - to znak, �e jej miniaturowy odbiornik w kszta�cie kolczyka dzia�a bez zarzutu.
Naprawd� nazywa si� Ruth Apple, lecz Flint ju� dawno wykasowa�a jej personalia z komputerowej bazy danych i teraz wszyscy bez wyj�tku znaj� j� jako Lily.
- B�dziesz tam osamotniona - m�wi Flint. - Nie ma nikogo ze wsparcia w promieniu dwustu metr�w. Musz� mie� pewno��, �e godzisz si� na tak� sytuacj�.
Apana nie mo�e odpowiedzie�, gdy� nie pozwolono jej zabra� nadajnika i ukrytego mikrofonu. Pasywny odbiornik w kszta�cie kolczyka i tak stwarza du�e ryzyko. Flint sama najlepiej wie, �e nie istniej� nadajniki, kt�rych sygna��w nie da�oby si� wykry�, ani tak ma�e mikrofony, kt�rych nie mo�na by zidentyfikowa�. G��boka rana pod jej lew� piersi� jest tego wystarczaj�cym dowodem. Jeszcze teraz, po pi�ciu latach, w sennych koszmarach powracaj� jak �ywe tamte chwile, gdy Clayton Buller znalaz� mikrofon ukryty w staniku i rozgni�t� go na jej �ebrach obcasem r�cznie robionego w�oskiego buta, nim przyst�pi� do masakrowania twarzy.
- Je�eli nie - ci�gnie Flint - zatrzymaj si�, zajrzyj do torebki, jakby� czego� zapomnia�a, a potem wracaj do bazy. Zrozumia�a�?
Agentka po raz drugi poprawia w�osy, daj�c znak, �e odebra�a wiadomo��, lecz nawet nie zwalnia kroku. W pantoflach bez obcas�w i idealnie dopasowanej jedwabnej garsonce w �licznym ciemnozielonym kolorze wygl�da dok�adnie tak, jak powinna: na urz�dniczk� bankow� �redniego szczebla spiesz�c� na jakie� spotkanie.
Coraz bardziej podenerwowana, Flint m�wi:
- To nie jest jednorazowa akcja, Lily... - W g��bi ducha jednak czuje narastaj�ce obawy, �e pr�buje oszukiwa� sam� siebie. Chc�c je zamaskowa�, szybko m�wi dalej, jakby tylko zawaha�a si� na chwil�: - Bez trudu znajdziemy jak�� wiarygodn� wym�wk�. W ko�cu kto przy zdrowych zmys�ach chcia�by si�
dogadywa� na wolnym powietrzu przy takiej pogodzie. Rozumiesz?
Apana ledwie zauwa�alnie kr�ci g�ow�. Jest ju� przy ko�cu estakady i lada chwila musi przekroczy� sw�j Rubikon, zza kt�rego nie b�dzie odwrotu.
- Uwaga! - dobiega z g�o�nik�w meldunek Crawforda. -Ruch na �odzi. Kto� wyszed� na pok�ad.
Flint odwraca si� do siedz�cego obok Rocca Moralesa, swego tymczasowego zast�pcy oddelegowanego ze s�u�b celnych.
- Musz� mie� obraz.
Ale Morales smutno kr�ci g�ow�. To niewykonalne.
- Po tamtej stronie budynku mamy jedynie kamery przeno�ne - odpowiada, na co Flint krzywi si� z niesmakiem, jakby nalega�a, aby by� bardziej pomocny. - Dobra, potrzebuj� par� minut. Sprawdz�, czy da si� umie�ci� cz�owieka z kamer� na
dachu.
- Lily, zwolnij - rzuca Flint do mikrofonu. - Mamy drobne
k�opoty.
Apana w pierwszej chwili nie reaguje, ale min�wszy obrotowe drzwi prowadz�ce z estakady na galeri� �wiatowego Imperium, przystaje, si�ga do torebki i po paru sekundach wyjmuje lusterko. Spogl�da jeszcze na zegarek, jakby chcia�a si� upewni�, �e mo�e po�wi�ci� minut� na to, by zadba� o sw�j
wygl�d.
- Sprytnie - mruczy Flint pod nosem, po czym zwraca si�
do Crawforda: - Kto jest na pok�adzie?
- Wygl�da na Hustlera - odpowiada agent, pos�uguj�c si� kryptonimem, kt�ry w wydziale nadano Kar�owi Gr�berowi, obecnie najwa�niejszemu obiektowi ich zainteresowania. -Nie widz� dobrze, bo ma na sobie sztormiak z kapturem na g�owie, ale got�w jestem si� za�o�y�, �e to on.
- Co robi?
- Rozgl�da si�. Pewnie wypatruje Lily.
K�tem oka Flint dostrzega wysoko uniesione brwi Nathana Starka, kt�ry przysuwa sobie krzes�o i siada tu� obok niej.
- Krabiku - cedzi ze z�o�ci� do mikrofonu. - Kto ma to wiedzie�, jak nie ty? Wi�c nie opowiadaj mi, co ci si� zdaje, tylko m�w, co widzisz.
- Obraz b�dzie za pi�� minut - przekazuje Morales, odk�adaj�c s�uchawk�.
Za d�ugo. Apana ju� by�a sp�niona na spotkanie z Karlem Gr�berem alias Hustlerem i nie mog�a d�u�ej zajmowa� si� swoim wygl�dem, maj�c tak wiele do stracenia i -jak nale�a�o podejrzewa� - znajduj�c si� pod wnikliw� obserwacj� wrogo nastawionych i bardzo czujnych ludzi.
Flint obr�ci�a si� z krzese�kiem i popatrzy�a na opartego o �cian� Hartmanna, stoj�cego z r�koma skrzy�owanymi na piersi.
- Feliksie, masz numer telefonu kom�rkowego? Przytakn�� ruchem g�owy.
- Chcesz, �ebym zadzwoni�?
- Za kilka minut, kiedy zejdzie do atrium. Tylko dzwo� z budki.
Hartmann znowu skin�� g�ow�, odklei� si� od �ciany i zamaszystym krokiem ruszy� w kierunku przeszklonej d�wi�koszczelnej kabiny zajmuj�cej r�g pomieszczenia.
Jak mo�na si� by�o spodziewa�, Nathan Stark m�wi:
- Grace, musisz wyci�gn�� wtyczk�.
Nie odpowiada. Ponownie w��cza mikrofon.
- Lily, musisz da� nam troch� czasu. Gdy zejdziesz na d�, zadzwoni do ciebie Feliks. Odegra rol� twojego narzeczonego. Powiedz mu, �e nie mo�esz teraz rozmawia�, bo ju� jeste� sp�niona na spotkanie. I masz to powiedzie� g�o�no i wyra�nie, �eby wszyscy dooko�a s�yszeli. Jasne?
Apana po raz kolejny szybko przyg�adza w�osy i chowa lusterko do torebki.
- Ale Feliks b�dzie nalega� - ci�gnie Flint, zerkaj�c przez rami�, �eby si� upewni�, �e i on jej s�ucha. - Sta�o si� co� powa�nego, twoja matka mia�a wypadek samochodowy. Le�y w szpitalu i dopytuje si� o ciebie, chce si� z tob� jak najszybciej zobaczy�. R�b wra�enie zdenerwowanej, jakby� nie mog�a si� zdecydowa�. Twoja matka ci� potrzebuje, ale nie mo�esz odwo�a� spotkania. Nie wiesz, co robi�. Feliks b�dzie si� z tob� spiera�, i� �adne spotkanie nie mo�e by� wa�niejsze od wizyty u matki w szpitalu. I tak dalej. Ruszaj.
Na ekranie monitora wida�, jak Apana zaczyna schodzi� po
schodach.
- Potem zacznij go prosi�: "Feliks, jed� do szpitala i posied� przy niej do czasu mojego przyjazdu. Feliks, kochany, zrobisz to dla mnie?". Wiesz, o co mi chodzi, wi�c improwizuj. Daj jasno do zrozumienia wszystkim, kt�rzy b�d�w pobli�u, �e serce ci p�ka, ale za wszelk� cen� pragniesz si� stawi� na um�wionym spotkaniu. Powiem wam, kiedy sko�czy� przedstawienie.
Apana znika z pola widzenia kamery. Flint b�dzie j� mog�a zn�w zobaczy� dopiero wtedy, gdy Morales pod��czy kamer� nakierowan� na duszne atrium, w kt�rym szesna�cie wysokich palm tworzy�o swoist� kolumnad�.
- Hustler rozmawia przez telefon - melduje Crawford w chwili, gdy Flint obrzuca Rocca spojrzeniem m�wi�cym, �e naprawd� jest jej potrzebny obraz. Ten jednak odpowiada lekkim wzruszeniem ramion: Robi� wszystko, co w mojej mocy.
Stark przysuwa si� z krzes�em jeszcze bli�ej i pochyla si�, a� Flint czuje na szyi jego oddech. Cierpi na zaburzenia jelitowe, od kt�rych zawsze cuchnie mu z ust, i pr�buje to maskowa� p�ynem dezynfekuj�cym, jego zapach kojarzy jej si� z cierpk�
woni� owoc�w pigwy.
- Pos�uchaj, Grace. Przez t� pogod� b�d� mieli �wietn� wym�wk�, �eby zaci�gn�� j� na pok�ad. Stamt�d nie dotrze do nas ani jedno s�owo i nie zdo�amy jej obserwowa�. Zrobi� z ni�, co zechc�, a my nie b�dziemy mieli najmniejszego poj�cia o tym, co si� dzieje. Musisz odwo�a� akcj�.
- Zejd� mi z oczu, Nathan.
Odwraca si� gwa�townie i odpycha go z tak� si��, �e Stark a�
marszczy brwi.
- Lily - m�wi do mikrofonu. - Kiedy stamt�d wyjdziesz, musisz nak�oni� Hustlera, �eby przyszed� do ciebie. Bez wzgl�du na wszystko nie wolno ci si� zbli�a� do jego �odzi. Rozumiesz? Za chwil� Feliks do ciebie zadzwoni i pierwsza rzecz, jak� chc� us�ysze�, to "Tak, rozumiem". Inaczej przerywam operacj�. Jasne? Cokolwiek si� wydarzy, nie wchod� na pok�ad �odzi.
Skinieniem g�owy daje znak Hartmannowi, kt�ry czeka ju� w kabinie ze s�uchawk�w r�ku, po czym rozkazuje Moralesowi:
- Prze��cz rozmow� na g�o�nik.
Kiedy Feliks nakr�ca numer, Flint wciska klawisze na konsoli, �eby przekaz dotar� do wszystkich dwunastu agent�w wchodz�cych w sk�ad grupy wsparcia poza Apan�.
- Uwaga, panowie. Postawmy spraw� jasno. Zamierzam w�a�nie narazi� na olbrzymie ryzyko agentk� federaln�, jedn� z nas, wasz� kole�ank�. Na pewno zas�uguje na chwil� waszego skupienia.
- Grace - m�wi Stark, podnosz�c si� z krzes�a. - Lily jest za ma�o do�wiadczona, �eby sama da� sobie rad�. Ty by� to zrobi�a, ale nie ona.
- S�ucham - rozlega si� z g�o�nik�w wzmocniony g�os Apany.
- Lily? Tu Feliks.
Flint odwraca si� i patrzy na Hartmanna obserwuj�cego j� przez szklan� �ciank� kabiny.
- Tak, rozumiem - m�wi agentka.
Stark otwiera ju� usta, �eby jeszcze co� powiedzie�, ale Flint przerywa mu ostro:
- Nathan, to nie twoja operacja.
- Nie mog� teraz rozmawia�, Feliks. Sp�ni� si� na spotkanie.
- Lily, pos�uchaj. Twoja matka mia�a wypadek.
- Co?
- By�em jeszcze w domu, kiedy nadesz�a wiadomo��. Uderzy� j�...
- W jakim jest stanie? - przerywa mu Lily podniesionym g�osem.
- Uspok�j si�. Dzwoni� ze szpitala. W�a�nie rozmawia�em z lekark�. �yciu twojej matki nic nie zagra�a, ale...
- O m�j Bo�e! A wi�c jest ci�ko ranna?
- Powiedzia�em, �e nic jej nie zagra�a, Lily. Ale jeste� jej potrzebna. Musisz tu jak najszybciej przyjecha�.
Hartmann umiej�tnie improwizuje dalej na temat podsuni�ty przez Grace, a i Apana nie�le wciela si� w rol� na u�ytek os�b znajduj�cych si� w pobli�u. Stark jednak kr�ci g�ow� i mruczy
pos�pnie:
- Dzwoni� do Cuttera.
- �mia�o - odpowiada Flint, odwracaj�c si� od niego i zn�w
spogl�daj�c b�agalnie na Moralesa.
- Kamera jest ju� na stanowisku - oznajmia Rocco. - Zaraz
b�dziesz j� widzia�a.
Na pierwszym monitorze pojawia si� obraz tak mglisty jak niebo nad Staten Island. "O dzie� za p�no i dolara za ma�o",
jak cz�sto mawia Cutter.
- Zr�b co� z tym, Rocco - m�wi z naciskiem Grace, usilnie si� powstrzymuj�c, �eby nie doda�: Natychmiast!
Jej my�li uparcie wracaj� do Starka, kt�ry na uboczu rozmawia cicho przez telefon, ale odsuwa je od siebie i koncentruje si� na rozmowie mi�dzy Hartmannem i Apan� - nawet nie na jej tre�ci, lecz na tonie. Musi zak�ada�, �e kt�ry� ze zbir�w Hustlera kr�ci si� w t�umie zape�niaj�cym atrium i obserwuje Lily, wypatruj�c uwa�nie �lad�w zastawionej pu�apki. Je�li zna si� na swojej robocie, co jest prawie pewne, nie spuszcza agentki z oka i pewnie lada chwila powiadomi swojego mocodawc�, �e kobieta rozmawia przez telefon kom�rkowy. Co wi�cej, doskonale wiadomo, �e po��czenia kom�rkowe �atwo jest przechwyci�, mo�na wi�c �mia�o zak�ada�, �e Hustler ma na swoim jachcie specjalistyczny sprz�t i b�yskawicznie dostroi si� do odpowiedniej cz�stotliwo�ci. Zatem nie jest wykluczone, �e i on - a raczej kt�ry� z jego aposto��w, pos�uguj�c si� nazewnictwem Cuttera - r�wnie� wy�owi ka�de s�owo.
- Nie mog� uwierzy� swoim uszom, Lily! - m�wi Hartmann, doszed�szy do tego miejsca wymy�lonej historyjki, w kt�rej Apana odmawia natychmiastowego przyjazdu do szpitala. - Przecie� tu idzie o twoj� matk�!
Feliks jest Niemcem oddelegowanym z Bundes nachrichten dienst i chocia� m�wi p�ynnie po angielsku, ma troch� k�opot�w z potocznymi zwrotami. Poza tym oburzenie w jego g�osie jest troch� nazbyt teatralne, wymuszone.
- Prosz�, Feliks - odpowiada Apana. - Naprawd� musz� by� na tym spotkaniu. My�lisz, �e godzina w t� czy w tamt� stanowi a� tak� r�nic�?
- A co ja powiem twojej matce?
- Sama nie wiem... Powiedz, �e si� nie dodzwoni�e�, �e mia�am wy��czony telefon. Albo �e utkn�am w korku. Wszystko jedno. Potrzymaj j� za r�k� do czasu mojego przyjazdu. Prosz�.
Hartmann milczy, jakby wyczerpa� wszystkie argumenty. Za szklan� �ciank� podnosi r�k� w oczywistym ge�cie: Co dalej?
W d�wi�koszczelnej kabinie nie mo�e jej s�ysze�, wi�c Flint bezg�o�nie przekazuje mu wyra�nymi ruchami warg: Kt�ry szpital? Zapytaj j�!
Pojmuje b�yskawicznie.
- Dok�d chcesz przyjecha�, Lily? Przecie� nawet nie wiesz, do cholery, sk�d dzwoni�.
- No dobrze - m�wi Apana spi�tym g�osem, jakby jej cierpliwo�� rzeczywi�cie by�a na wyczerpaniu. - Wi�c gdzie jeste�? Kt�ry to szpital?
- Teraz to ju� niewa�ne - odpowiada Hartmann, chc�c zyska� kolejne cenne sekundy. - Powinna� o to zapyta� na samym pocz�tku.
- Do diab�a, Feliks, nie mam czasu na twoje wyg�upy. Chcesz k��tni? Prosz� bardzo. Ale nie teraz. Wi�c lepiej powiedz...
- Co ci� ugryz�o? To naprawd� niewiarygodne!
Na drugim monitorze pojawia si� agentka nerwowo drepcz�ca w k�ko po atrium, przyciskaj�ca aparat kom�rkowy do ucha i niecierpliwie wymachuj�ca woln� r�k� w powietrzu.
Miniaturowy odbiornik ma w drugim uchu, wi�c Flint w��cza mikrofon i przekazuje p�g�osem:
- �wietna robota.
W kierunku Hartmanna wyci�ga r�k� z kciukiem wyprostowanym ku g�rze, po czym zaczyna ni� kr�ci� m�ynka: M�w
dalej.
Tylko jak d�ugo mo�na to jeszcze ci�gn��, skoro nerwowe
poczynania Moralesa, strzelanie prze��cznikami i kr�cenie ga�kami wci�� nie przynosz� rezultatu? Tymczasem Nathan Stark rusza w jej kierunku i z pos�pn� min� wyci�ga do niej aparat
kom�rkowy.
- Cutter chce z tob� rozmawia� - m�wi oschle, nie pozwalaj�c jej niczego wywnioskowa� ze swego tonu.
Czuje bolesne �ciskanie w do�ku, bior�c od niego telefon, ale odzywa si� ca�kiem spokojnie, �eby nie zdradzi� napi�cia.
- S�ucham.
- Nathan m�wi, �e wszystko si� popieprzy�o - zaczyna szef, jak zwykle nie bawi�c si� w uprzejmo�ci. - Wsparcie utkn�o i nie masz �adnego planu awaryjnego.
- To nieprawda, panie Cutter.
- Wspaniale. Mi�o mi to s�ysze�. Wi�c co to za plan? Zechcesz mnie z nim zapozna�, Flint?
Wyczuwalny teksaski akcent zdradza, �e i Cutter si� denerwuje.
Dostrzeg�szy, �e Stark �widruje j� spojrzeniem, odwraca si� do niego plecami i zamyka oczy, chc�c si� odci�� od coraz ostrzejszej wymiany zda� padaj�cej z g�o�nika.
- To prawda, �e wsparcie nie jest tak blisko, jak bym sobie tego �yczy�a, ale czuwa w gotowo�ci. Dotrze do Apany najdalej w ci�gu p� minuty, je�li zajdzie taka konieczno��. Ju� jej przykaza�am, �eby pod �adnym pozorem nie wchodzi�a na pok�ad jachtu, i zaraz przypomn� jeszcze, �e gdyby Hustler podj�� jak�� akcj�, ma natychmiast pa�� na ziemi� i zacz�� wrzeszcze�, ile
si� w p�ucach.
- Ustawi�a� snajpera na pozycji?
- Nie - odpowiada, chocia� wcze�niej ju� to wyja�nia�a. -Powinien pan pami�ta�, �e zrezygnowali�my ze snajpera, poniewa� kr�c� si� tu setki cywil�w i w razie strzelaniny kto� m�g�by ucierpie�. Zreszt�, teraz na to za p�no.
Cutter wydaje z siebie nieartyku�owany pomruk maj�cy zapewne oznacza�: "Jasne". W tle s�ycha� zapowied� rozlegaj�c� si� w hali lotniska. Widocznie szef dopiero co wyl�dowa�.
- Wi�c Hustler b�dzie mia� pod dostatkiem czasu, �eby zrobi� z Lily, co mu si� �ywnie podoba?
- Jak i na to, �eby si� zastanowi� nad swoj� przysz�o�ci�, panie Cutter. Je�li podejmie jakie� wrogie dzia�ania, w jednej chwili b�dzie mia� na karku dwunastu uzbrojonych agent�w federalnych. To powinno przyci�gn�� jego uwag�.
- Czy Lily jest uzbrojona?
- Oczywi�cie, �e nie - rzuca ostro Flint i od razu zaczyna tego �a�owa�. Bierze g��boki oddech i dodaje znacznie �agodniejszym tonem: - Przecie� wyst�puje w roli urz�dniczki bankowej.
- Czy�by? Ma niespe�na metr sze��dziesi�t wzrostu i wa�y pi��dziesi�t pi�� kilo. Do tego ze strachu na pewno poci si� jak mysz. Co zmusi Hustlera, �eby nie da� jej po g�owie i nie zaci�gn�� si�� na pok�ad jachtu?
- Nie s�dz�, �eby pr�bowa� czego� takiego, chyba �e ostatnio nabra� sk�onno�ci samob�jczych.
- Nie roz�mieszaj mnie, Flint. Ma na pok�adzie swoich aposto��w?
- Tak.
- Uzbrojonych?
- Pewnie tak.
- Wi�c mo�e u�y� Lily jako �ywej tarczy i wycofywa� si� pod os�on� ognia zaporowego? Za��my najgorsze, �e zaci�gnie j� si�� na jacht i podniesie kotwic�. Jaki masz plan awaryjny na tak� okoliczno��?
Flint by�a na to przygotowana...
- Nie odp�ynie nawet mili - m�wi stanowczo. - Po obu stronach wyj�cia z przystani czekaj� na m�j rozkaz dwa �cigacze nowojorskiej policji wodnej. Je�li im si� nie uda zatrzyma� jachtu, w dole rzeki stoi jeszcze kuter stra�y przybrze�nej, kt�ry jest uzbrojony w dzia�ko, panie Cutter. Gdyby Hustler zamierza� stawi� zbrojny op�r...
- I my�lisz, �e Lily przetrzyma ostrza� z dzia�ka?! - przerywa jej gwa�townie.
Flint mimowolnie g�o�no wzdycha.
- Zawsze istnieje pewne ryzyko, panie Cutter. Przed akcj� dawa�am Lily mo�liwo�� wycofania si�, ale nie chcia�a o niczym s�ysze�. Sama doskonale wie, na co si� nara�a.
- Czy�by? Jeste� tego pewna? - Zawiesza na chwil� g�os, po czym dodaje ciszej: - Chyba nie zamierzasz pochowa� kolejnego pielgrzyma, prawda, Flint?
To cios poni�ej pasa. Nie ulega w�tpliwo�ci, �e szef ma na my�li Kevina Hechtera z Departamentu Skarbu, kt�ry sam wyruszy� w podr� samolotem, mimo �e ona mia�a mu towarzyszy�. Po tym, jak na pok�adzie learjeta eksplodowa� pod�o�ony �adunek semteksu, odnaleziono tylko urwan� r�k�. Nie by�o �adnych innych szcz�tk�w, kt�re mo�na by w�o�y� do trumny. Grace sama zidentyfikowa�a zabitego po �lubnej obr�czce na
palcu.
- Nie - odpowiada r�wnie cicho.
- Nathan jest zdania, �e nale�y przerwa� akcj� i zaczeka� na
nast�pn� okazj�.
- Nie b�dzie drugiej okazji, panie Cutter. Hustler jest zbyt przebieg�y. Je�li pu�cimy go teraz wolno, ju� nigdy nie zdo�amy si� do niego zbli�y�.
Na linii zapada cisza, najwyra�niej szef ci�gle si� waha. Flint otwiera oczy w sam� por�, �eby dostrzec nerwowe znaki Hartmanna, kt�ry z kabiny sygnalizuje, �e ko�czy mu si� repertuar.
- Grace - odzywa si� w ko�cu Cutter. - S�dzisz, �e Lily da
sobie rad�?
- Tak, oczywi�cie. Inaczej w og�le by jej tu nie by�o.
- W takim razie kontynuujcie. Nadal masz moje przyzwolenie.
Obraz na monitorze wci�� jest nieczytelny, ale nie ma ju�
czasu. Flint z trudem prze�yka �lin� i daje Hartmannowi znak,
na kt�ry czeka�.
- W porz�dku, Lily - dolatuje z g�o�nika jego ton pe�en udawanej rezygnacji. - Id� na to swoje spotkanie...
ROZDZIA� DRUGI.
W pe�nej goryczy atmosferze po zako�czeniu operacji "Zielone �wi�tki", po tym, jak zw�oki Ruth Apple, Lily, zosta�y z�o�one na obskurnym cmentarzyku w Boca Raton, dwaj prawnicy z Departamentu Sprawiedliwo�ci, dwaj ponuracy, Murtagh i Mosley, przylec� z Waszyngtonu do Nowego Jorku, aby z zezna� Aldusa Cuttera dowiedzie� si�, �e ryzyko jest nieod��cznym elementem ka�dej wojny, kt�r� czasami si� przegrywa w�a�nie z powodu jego natury.
W gabinecie usytuowanym za poszarza�� ceglan� fasad� Gmachu Marscheidera g�ruj�cego nad placem ONZ b�d� pr�bowali wykorzysta�, jak im si� zdaje, chwil� jego pora�ki, wracaj�c raz po raz do nieszcz�liwego sformu�owania "w takim razie", kt�re b�d� wskazywa� zar�wno w spisanym protokole, jak i nagraniu rozmowy telefonicznej przeprowadzonej w czasie akcji: "W takim razie kontynuujcie".
Na wiele sposob�w, a� do znudzenia, podchwytliwymi pytaniami b�d� si� starali wykaza�, i� to sformu�owanie w ostatecznym zezwoleniu na kontynuacj� tragicznie zako�czonej operacji dowodzi, �e Cutter opiera� si� przede wszystkim na ocenie sytuacji dokonanej przez Flint, lekcewa��c powtarzane na okr�g�o uzasadnione zastrze�enia wicedyrektora Nathana Starka.
- Sko�czcie z tym wreszcie - burknie Cutter, maj�c w ko�cu do�� ich insynuacji. - "Zielone �wi�tki" by�y w ca�o�ci operacj� Flint, to ona j� zaplanowa�a i przeprowadzi�a. Rozwa�y�a mo�liwe ryzyko i dosz�a do wniosku, �e warto je podj��, a ja przyzna�em jej racj�. Szczerze m�wi�c, dzisiaj zdecydowa�bym tak samo. Sk�d mogli�my wiedzie� o tym przekl�tym bradleyu? Nawet Stark nic o nim nie wiedzia�.
- Powinni�cie go zauwa�y� na dachu - zaprotestuje Murtagh, podczas gdy Mosley natychmiast zacznie przewija� kaset� wideo w poszukiwaniu uj�cia, kt�re mog�oby to udowodni�.
- By� ukryty pod brezentow� plandek�, w miejscu, gdzie zwykle znajduje si� tratwa ratunkowa - odpowie stanowczo Cutter i robi�c niecierpliwy ruch r�k�, rzuci do Mosleya: - Nie ma tego na ta�mie, bo przeno�na kamera nie dzia�a�a, jak nale�y, za p�no uda�o si� uzyska� z niej wyra�ny obraz. Ale wszystko dok�adnie widzia�o dwunastu naszych ludzi z grupy wsparcia, a nawet trzynastu, wliczaj�c w to Flint. Te �otry po prostu za�atwi�y nas bez pud�a. - U�miechnie si� smutno. -
Niekiedy tak si� zdarza.
Zanim Murtagh i Mosley zaczn� si� godzi� z faktami, gor�czkowo sporz�dzaj�c notatki, Cutter doda z naciskiem: - Moja zawodowa odpowiedzialno��... Na brzmienie tych s��w obaj zmarszcz� brwi, jako �e pracuj� w Wydziale Odpowiedzialno�ci Zawodowej, kt�ry w Departamencie Sprawiedliwo�ci stoi na stra�y regulamin�w, procedur i etyki, a w wypadku pora�ki powinien wskaza� winnego. Teraz, gdy rodzina Ruth Apple zamierza�a wyst�pi� do s�du przeciwko w�adzom federalnym i domaga� si� trzech milion�w dolar�w odszkodowania za "straty moralne" wobec "powa�nych niedoci�gni��", kt�re doprowadzi�y do �mierci agentki, w wydziale musia�a zapanowa� pe�na mobilizacja.
- Moja zawodowa odpowiedzialno�� - powt�rzy Cutter -nie obejmuje podwa�ania opinii podw�adnych dzia�aj�cych w terenie. Wystarczaj�co dbam o to, aby byli kompetentni. Nadzoruj� prowadzone przez nich operacje, troszcz� si�, aby mieli wszystko, czego potrzebuj�, ale podczas samej akcji zostawiam im woln� r�k�. "Zielone �wi�tki" by�y operacj� niemal podr�cznikow�, przebiegaj�c� bez zak��ce�, je�li pomin��
samo zako�czenie.
- Aha - mruknie Mosley, w zamy�leniu stukaj�c o z�by skuwk� wiecznego pi�ra. - Jednak�e tym razem akcj� kierowa�o dwoje pa�skich podw�adnych, kt�rzy w dodatku nie zgadzali si� ze sob�. Rozumiem, �e nominalnie dowodzi�a Flint, nie rozumiem tylko, dlaczego zlekcewa�y� pan ostrze�enia
agenta Starka.
- W moim zespole nie mo�e by� mowy o �adnym nominalnym dow�dztwie - padnie szybka odpowied�. Mosley w milczeniu prze�knie t� uwag�, Cutter b�dzie wi�c kontynuowa�: -Potrzebujecie wa�niejszych powod�w? Prosz� bardzo. W podobnych sytuacjach zawsze przed�o�� opini� Flint nad zdanie Starka. Nathan jest dla mnie bardzo cennym pracownikiem, lecz w zakresie tajnych operacji w �adnym stopniu nie mo�e si� z ni� r�wna�. Wiecie dlaczego?
Mosley tylko zerknie na Murtagha, kt�ry mruknie:
- Prosz� powiedzie�.
- Poniewa� prowadzi�a ju� wi�cej akcji, ni� zdo�a�bym wyliczy�. Tymczasem Nathan z najwi�kszym ryzykiem zetkn�� si� podczas s�u�by w FBI, kiedy musia� si� w�ama� do domu jakiego� podejrzanego, �eby za�o�y� pods�uch.
Powi�d�szy spojrzeniem po zas�pionych minach i zmarszczonych brwiach swoich go�ci, zapyta wprost:
- O co chodzi? Podejrzewacie, �e zrobi� to nielegalnie? -U�miechnie si� ironicznie. - Mo�ecie mi wierzy�, �e Nathan nie p�jdzie si� odla�, nie maj�c na to zgody prze�o�onego.
Spowa�nieje szybko i doda ciszej:
- Poza tym Stark nie ma sz�stego zmys�u Flint. Nigdy nie by� na jej miejscu i nie ma poj�cia, kiedy mo�na przycisn��, a kiedy trzeba popu�ci�. Ka�da tajna operacja, a wi�c niemal ca�a nasza dzia�alno��, opiera si� na jakiej� mistyfikacji, kt�ra mo�e wyj�� na �wiat�o dzienne i si� na nas zem�ci�. Wiecie, na czym to polega? Ci�gle stawiamy domki z kart na ruchomych piaskach, doskonale zdaj�c sobie spraw�, �e gdy zaczn� si� chwia�, dojdzie do czego�, o czym nie ucz� w Quantico.
- To jednak nie znaczy, �e Flint jest nieomylna - wtr�ci Murtagh.
- Prawie.
- Czy na podstawie jej wcze�niejszych dzia�a� - powie ani troch� niespeszony agent - nie mo�na jednak wnioskowa�, �e jest uparta, mo�e nawet lekkomy�lnie "d��y do wyznaczonego sobie celu?
Murtagh popatrzy w niebieskie oczy Cuttera, ale w ich lodowatym spojrzeniu nie odczyta pogardy.
- Niewykluczone. Znacie jej akta i zapewne podejrzewacie, �e Flint do pewnego stopnia ma sk�onno�ci samob�jcze. Nie wy pierwsi doszli�cie do takiego wniosku, ale jeste�cie w b��dzie. �le interpretujecie to, co jest przejawem �elaznych nerw�w i wyj�tkowego sprytu. Flint doskonale wie, jak daleko mo�e si� posun�� i kiedy si� wycofa�. W�a�nie dlatego odnosi
w tej pracy takie sukcesy.
- Aha - mruknie po raz drugi Mosley, co tylko bardziej zirytuje Cuttera. - Niemniej funkcja tajnego agenta terenowego to nie to samo, co kierowanie du�ym zespo�em w trakcie operacji, prawda? Zw�aszcza �e akcja niezbyt ryzykowna dla Flint mo�e by� bardzo niebezpieczna dla kogo� innego, nie tak wprawnego. Albo raczej mniej do�wiadczonego. Czy to nie jest przypadkiem ten wniosek, do kt�rego powinni�my wsp�lnie doj��? Popatrzy na swojego koleg� kartkuj�cego protok� z zapisu rozm�w. Odnalaz�szy ��dany fragment, Murtagh odchrz�knie
i doda:
- Stark do Flint, cytuj� dos�ownie: "Lily jest za ma�o do�wiadczona, �eby sama da� sobie rad�. Ty by� to zrobi�a, ale nie ona". Koniec cytatu.
- Nie s�dzi pan, �e mia� racj�? - wtr�ci Mosley. Cutter pochyli si� jeszcze ni�ej nad biurkiem i wycedzi prosto w twarze agent�w:
- Pozw�lcie, �e co� wam wyja�ni� na temat Ruth Apple. Kiedy Flint j� pozna�a, Ruth by�a tajn� agentk� Agencji do Zwalczania Narkotyk�w i musia�a by� dobra w tej robocie, bo gdyby by�o inaczej, ju� dawno gryz�aby ziemi�. Niemal przez rok rozpracowywa�a od �rodka kartel Raula Gonzaleza z Miami i poradzi�a sobie na tyle, �eby p�niej z�o�y� zeznania przed s�dem. Mimo to po przej�ciu do nas zosta�a skierowana na dodatkowe szkolenie, a Flint zaj�a si� dopracowywaniem szczeg��w, nastroi�a j� jak skrzypce. Tylko dzi�ki niej Lily Apana sta�a si� jedn� z naszych najlepszych agentek. I to Flint w najdrobniejszych detalach stworzy�a jej grunt do roli, jak� odegra�a w operacji "Zielone �wi�tki". To, co Nathan powiedzia�, to czysta bzdura. Ruth by�a wystarczaj�co do�wiadczona i �wietnie przygotowana do tej akcji.
- W �wietle tego, co si� sta�o - odpowie pos�pnym tonem Mosley - rzek�bym, �e jednak niewystarczaj�co. Niestety.
W kr�gach federalnych str��w prawa Aldus Cutter s�ynie z ca�kowitego braku tolerancji dla tego, co sam nazywa "poniedzia�kowym rannym obijaniem �okci", i wykorzystuje niemal ka�d� okazj�, by si� temu przeciwstawia�, tym razem jednak nie wybuchnie. Odchyli si� tylko w swoim fotelu, splecie d�onie za g�ow�, obrzuci Murtagha i Mosleya jadowitym spojrzeniem, po czym zapyta:
- Co� wam powiem, ch�opcy. Ca�e do�wiadczenie okazuje si� g�wno warte, kiedy przeciwnik wtyka wam w usta luf� nabitego magnum.
ROZDZIA� TRZECI.
Rankiem nast�pnego dnia po zab�jstwie Ruth Apple Grace Flint siedzi zgarbiona na twardej poduszce kanapy w gabinecie Aldusa Cuttera i patrzy na zbli�enie swojej twarzy na p�askim ekranie monitora zawieszonego na �cianie.
Na zapisie wideo wida� w jej twarzy wielkie o�ywienie, oczy b�yszcz�, usta poruszaj� si� szybko, wydaj�c nies�yszalne polecenia. W rzeczywisto�ci te same oczy s� m�tne z przem�czenia, a poblad�a twarz zastyg�a w bolesnym wyrazie niczym maska. Na ubraniu Grace czerniej� plamy zakrzep�ej krwi Ruth.
Cutter siedzi przy ma�ym stole konferencyjnym, mi�dzy Jarrettem Crawfordem a Rocco Moralesem. Czwarte odsuni�te krzes�o jest puste, gdy� Feliks Hartmann woli sta� przy oknie i spogl�da� z g�ry na plac ONZ po przeciwnej stronie Pierwszej Alei, po kt�rym ludzie przypominaj�cy st�d miniaturowe laleczki przemykaj� w strugach ulewnego deszczu.
Kiedy dzwoni telefon, Cutter nerwowo �apie za s�uchawk�.
- Prosi�em, �eby nie przeszkadza�. - Przez chwil� s�ucha w skupieniu i m�wi ciszej: - W porz�dku, po��cz. - Zakrywa mikrofon d�oni� i zwraca si� do Moralesa: - Zatrzymaj to, dobrze? Znale�li helikopter.
Obraz na monitorze zastyga, ukazuj�c Flint patrz�c� prosto w obiektyw, a w dodatku Morales w zamy�leniu kr�ci ga�k� powi�kszenia, a� jej twarz wype�nia ca�y ekran. Doskonale wida� b�yski w�ciek�o�ci w oczach, rozszerzone nozdrza i lekko rozchylone wargi, jakby zamierza�a krzykn�� na kogo�.
- S�ucham ci�, Nathan - m�wi Cutter do s�uchawki i pospiesznie zaczyna co� notowa� lew� r�k�.
Grace, kt�ra oboj�tnie przyjmuje wszystko, co si� dzieje w pokoju, zauwa�a ze zdziwieniem, �e szef ci�gle nosi obr�czk� na palcu, chocia� wszyscy ju� wiedz�, �e jest w trakcie rozwodu, a wed�ug plotek kr���cych po wydziale �ona zamierza si� z nim wyk��ca� przed s�dem o ka�dy drobiazg.
Podnosi si� oci�ale z kanapy i z nie mniejszym zdumieniem zauwa�a, �e ma straszliwie wymi�t� sp�dnic�. Przeci�ga r�koma po biodrach w bezskutecznej pr�bie jej wyg�adzenia i odruchowo krzywi si� z b�lu w lewej nodze, a� zatyka jej oddech w piersi. Crawford dostrzega to, zrywa si� z miejsca i podchodzi do niej.
- Wszystko w porz�dku? - pyta. Flint u�miecha si� smutno i k�amie:
- Nic mi nie jest.
- Wygl�dasz naprawd� kiepsko. Koniecznie musisz si�
z tym zg�osi� do jakiego� specjalisty, Grace.
Ma na my�li jej poobijan� piszczel i spuchni�te kolano. W izbie przyj�� szpitala �wi�tego Wincentego, ju� po og�oszeniu zgonu Ruth Apple z powodu rozleg�ych obra�e� wewn�trznych, lekarz dy�urny po namy�le zaproponowa� jej prze�wietlenie kolana, ale si� nie zgodzi�a. M�odemu interni�cie pozwoli�a jedynie obejrze� kark i obojczyk, gdzie gruba pr�ga z minuty na minut� rozlewa�a si� jak paskudna plama, przybieraj�c odcienie czerwieni, fioletu i b��kitu. Obmaca� j� delikatnie i orzek�, �e nic nie wskazuje na to, aby mia�a z�aman� ko��.
Teraz k�adzie d�o� na ramieniu kolegi, dzi�kuj�c mu za trosk�, lecz on reaguje jeszcze gwa�towniej.
- Za co chcesz si� ukara�? - rzuca ze z�o�ci� p�g�osem. -My�lisz, �e ci to w czym� pomo�e?
Flint kr�ci g�ow�, jakby pragn�a wszystkiemu zaprzeczy�.
- To nie by�a twoja wina, Grace - m�wi z naciskiem Crawford. - Je�eli kogokolwiek nale�y wini�, to ju� pr�dzej mnie. -Flint obrzuca go karc�cym spojrzeniem, jakby chcia�a powiedzie�: "Nie b�d� �mieszny!". On jednak ci�gnie dalej: - To przecie� ja pe�ni�em funkcj� pierwszego strzelca, prawda? I ja by�em najbli�ej. Powinienem by� zdj�� tego dupka, kiedy tylko nadarzy�a si� okazja. A przecie� mia�em doskona�� okazj�. Dobrze o tym wiesz.
Grace zn�w tylko kr�ci g�ow�. Chcia�aby go uciszy�, ale nic sensownego nie przychodzi jej na my�l. Poza tym wyczuwa, �e Crawford jest coraz bardziej w�ciek�y, tak samo na siebie, jak i na ni�, bo w chwilach z�o�ci bierze g�r� jego irlandzki temperament.
- Nie min�a nawet doba, a ju� ze sto razy prze�ywa�em od nowa to, co si� sta�o. Mia�em czyste pole, mog�em mu wpakowa� kulk� w �eb. Na pewno bym nie chybi�. A jednak si� zawaha�em. To ja schrzani�em robot�, a nie ty, wi�c przesta� si� zadr�cza�, do cholery.
- Krabiku - odzywa si� w ko�cu cicho. - To by�a moja akcja.
- Nie wciskaj mi kitu, do diab�a! - wybucha Crawford. -My�lisz, �e czeka�em na tw�j rozkaz?!
Cutter odsuwa s�uchawk� od ucha i rzuca ze z�o�ci�:
- Hej, pielgrzymi! Ciszej troch�!
Crawford unosi r�k� w przepraszaj�cym ge�cie.
- Wiesz co, Grace? - m�wi niemal szeptem, bior�c j� pod r�k� i odwracaj�c ty�em do szefa. - Jest w tobie co�, czego ci�gle nie rozumiem. Jeste� chyba najbardziej przebieg�� agentk�, z jak� pracowa�em, chocia� jeste� Angielk�, wi�c wyja�nij mi co�. Jak to jest, �e zawsze bierzesz na siebie win�, kiedy tylko jaka� akcja si� w g�wno obr�ci? Czy�by wyrzuty sumienia nakr�ca�y ci� do dalszej pracy i podbudowywa�y twoje ego? Mnie mo�esz powiedzie� szczerze, Grace. Z jakiego powodu uwa�asz si� za tak cholernie wa�n�?
Flint delikatnie uwalnia si� z jego u�cisku. Woli tego nie m�wi� na g�os, lecz my�li: Ruth by�a moj� przyjaci�k�.
- Hustler znikn�� - oznajmia grobowym g�osem Cutter, odk�adaj�c s�uchawk�. - Przepad� bez �ladu.
Na jego polecenie Rocco Morales zn�w uruchomi� magnetowid, a Flint w ko�cu zaj�a miejsce przy stole. Tylko Feliks Hartmann wci�� wygl�da przez okno, jakby ostentacyjnie nie chcia� mie� nic wsp�lnego z tym, co si� rozgrywa na ekranie. Zatem umyka mu moment, kiedy obejmuje pierwszoplanow� rol� w odtwarzanym dramacie: pojawia si� w polu widzenia kamery i pochyla nad ramieniem Flint, oparty o brzeg konsoli. Wida�, jak zaczyna porusza� ustami. Cutter szybko zwraca si� do Moralesa:
- Mo�esz do��czy� foni�?
- Nie jest zsynchronizowana. Nie mia�em na to czasu.
- Nie szkodzi.
Rocco ponownie zatrzymuje odtwarzanie, wyci�ga spod sto�u wielki kanciasty magnetofon szpulowy, ustawia go przed sob� i wk�ada na g�ow� s�uchawki.
- Za minut� b�d� got�w.
Urz�dzenie przewija ta�m� bardzo szybko, przy ka�dym spowolnieniu wiruj�cych szpul rozlega si� g�o�ny szum mechanizmu hamuj�cego.
Uprzedzaj�c zapis, Flint odzywa si� cicho:
- Feliks zapyta� mnie wtedy, czy jestem pewna, �e chc� kontynuowa� akcj�.
Cutter kiwa g�ow�, jakby si� tego domy�la�.
- I co odpowiedzia�a�?
- �e nie bardzo, ale jest ju� za p�no, by j� przerwa�.
- Co sprawi�o, �e zmieni�a� zdanie?
Grace milczy przez chwil�, nie maj�c poj�cia, co odpowiedzie�. Wreszcie wyja�nia z oci�ganiem:
- Wci�� nie mieli�my obrazu jachtu, przez co atmosfera stawa�a si� nerwowa. - Szef nadal spogl�da na ni� pytaj�cym wzrokiem, wi�c dodaje: - Poza tym, chyba ju� wtedy mia�am przeczucie, �e stanie si� co� z�ego.
- Nie zmyli�o ci� - rzuca takim tonem, jakby wymierza� jej policzek.
- Sk�d mog�am to wtedy wiedzie�? - odpowiada niepewnie Grace.
Zapada niezr�czne milczenie, kt�re wreszcie przerywa Morales:
- Gotowe. - �ci�ga z g�owy s�uchawki i prze��cza magnetofon na g�o�nik. - Przynajmniej z grubsza.
Obraz na monitorze zn�w o�ywa. Flint odwraca si� w kierunku Hartmanna. W pokoju padaj� jej s�owa, niezbyt dok�adnie zsynchronizowane z ruchem jej warg na ekranie:
- Chryste! To pu�apka!
Spogl�daj�c teraz na ten obraz, powtarza w my�lach pytanie: Jak si� dowiedzieli?
Na pierwszym monitorze w sali dowodzenia wci�� nie ma obrazu. G�o�niki przekazuj� wzmocniony, dudni�cy okrzyk Crawforda:
- Wyci�gn�� pistolet!
Flint zrywa si� z miejsca jak oparzona, a Hartmann gwa�townie uskakuje jej z drogi.
- Nathan, zajmij moje miejsce! - krzyczy Grace.
Ale to niepotrzebne, gdy� Stark ju� siedzi przed konsol�.
- Ten skurwysyn wetkn�� jej luf� w usta! - wrzeszczy Crawford.
- Zdejmij go! - rozkazuje Nathan.
- Ci�gnie j� w kierunku jachtu!
- Rusza�! Wszyscy! Zlikwidowa� obiekt! - Stark odwraca si�, najwyra�niej do Moralesa, i krzyczy: - Dawaj ten cholerny obraz! I to ju�!
Spoza kadru dobiegaj� odg�osy gor�czkowej bieganiny, jakie� stuki, gwar podnieconych g�os�w. Jedynym rozpoznawalnym elementem jest g�o�ny trzask zamykanych drzwi.
Chwil� p�niej z g�o�nika padaj� og�uszaj�ce okrzyki Crawforda:
- Agent federalny! Z drogi!
Kr�tkofal�wka przekazuje do centrum dowodzenia nawet jego przyspieszony oddech podczas biegu. Morales si�ga do pulpitu i prze��cza obraz na monitorze. Statyczny widok pokoju ust�puje miejsca panoramie atrium, w kt�rym t�um zwiedzaj�cych rozpierzcha si� niczym stado sp�oszonych go��bi przed dwunastoma uzbrojonymi agentami p�dz�cymi w kierunku wyj�cia prowadz�cego na przysta�. Crawford ze swojego stanowiska na ko�cu antresoli ma do pokonania najd�u�szy odcinek i dopiero po chwili ukazuje si� na schodach, przeskakuje po kilka stopni naraz, klucz�c mi�dzy turystami. Rocco pokazuje przybli�enie jego wykrzywionej z wysi�ku twarzy, bez trudu mo�na z ruchu warg odczyta� wykrzykiwane s�owa nim sekund� p�niej padn� z magnetofonu:
- Z drogi, do cholery! Spieprza�!
Jego g�os, przekazywany przez kr�tkofal�wk� do systemu nag�a�niaj�cego, by� rejestrowany w sali dowodzenia, tote� g�o�ne okrzyki przypominaj� teraz dobiegaj�cy z oddali huk wystrza��w.
Obraz zn�w zostaje prze��czony na inn� kamer�. Teraz wida� obudowan� k�adk� ��cz�c� dwa budynki. Z holu SeaWorld jak bomba wypada Flint, odprowadzana zdumionymi spojrzeniami dw�ch umundurowanych ochroniarzy. Zatrzymuje si� na chwil�, zrzuca buty i rusza jeszcze szybciej. Za ni�w drzwiach pojawia si� p�dz�cy Hartmann.
Tej scenie nie towarzyszy d�wi�k, z magnetofonu wci�� dolatuj� odg�osy z kr�tkofal�wki Crawforda: seria z pistoletu maszynowego, brz�k t�uczonego szk�a, piski przera�onych kobiet w atrium.
- Strzelaj� z �odzi! - wykrzykuje Crawford. Spoza kadru s�ycha� g�os Starka:
- Niech ci� szlag trafi, Morales!
A po chwili cich� odpowied� Rocco:
- Ju� jest obraz. Prze��czam.
Ekran monitora w gabinecie Cuttera robi si� ca�kiem bia�y. Po chwili na u�amek sekundy ukazuje si� panorama placu przed budynkiem, kt�ra zaraz niknie w masie czarnych poziomych linii. Z g�o�nika magnetofonu dobiega og�uszaj�cy huk daj�cy si� �atwo zinterpretowa� jako walni�cie pi�ci� Starka w pulpit, na kt�rym stoi mikrofon. Ponad przybieraj�ce na sile wycie syren wybija si� druga seria strza��w z broni maszynowej, potem trzecia, d�u�sza i g�o�niejsza, wreszcie dono�ny okrzyk Crawforda:
- Wstrzyma� ogie�!
Zaraz potem melduje zadyszanym g�osem:
- Wykorzystuje j� jak �yw� tarcz� i wycofuje si� nabrze�em! S�ju� cholernie blisko jachtu! Powinienem by� go zdj��, jak tylko mia�em ku temu okazj�!
- "Rzeka Jeden", tu "Zielone �wi�tki" - dobiega zza kadru g�os Starka. - Uwaga. Czerwony alarm. Wzi�li zak�adnika, jednego z naszych. Potwierdzi� odbi�r.
Poziome pasy na ekranie powoli rzedn�, ukazuje si� widok jak zza krat. Na mokrym od deszczu placu nie wida� �ywej duszy.
Z g�o�nika magnetofonu dolatuje g�o�ny trzask i przebijaj�cy si� przez szum zak��ce� g�os melduje:
- Tu "Rzeka Jeden". Zrozumia�em, "Zielone �wi�tki". Jeste�my na nas�uchu i monitorujemy ca�y ruch w wyj�ciu z przystani. Odbi�r.
- B�d�cie w pogotowiu - odpowiada Stark.
- Przyj��em. Wszystkie patrole w pogotowiu.
Morales szybko dzieli ekran na cztery okna, w kt�rych jak w kalejdoskopie przewijaj� si� obrazy nieudanego zako�czenia operacji. W lewym g�rnym rogu wida� Starka wpatruj�cego si� w monitor i rozmawiaj�cego przez telefon. Po s�siedzku kamera skierowana na przeszklon� k�adk� ukazuje Flint, kt�ra, nawet nie zwalniaj�c kroku, dopada obrotowych drzwi prowadz�cych do �wiatowego Imperium. Sekund� p�niej pojawia si� w trzecim oknie z widokiem galerii wewn�trz budynku, przecina j� b�yskawicznie, wbiega w pole widzenia czwartej kamery i p�dem zbiega po schodach do atrium. Tak samo z okna do okna przebiega Hartmann, pozostaj�cy kilkana�cie metr�w za ni�.
- Wci�gn�� Lily na pok�ad! - melduje Crawford, przekrzykuj�c kolejn� seri� strza��w. - Wpycha j� po drabince na mostek!
Flint jeszcze przyspiesza. Gna przez atrium niczym p�otkarka, przeskakuje nad rozci�gni�tymi na pod�odze przera�onymi turystami, kieruj�c si� w stron� przeciwleg�ego wyj�cia. W pierwszym oknie pojawia si� wreszcie czysty i klarowny widok placu przed budynkiem, ale jest ma�o szczeg�owy. We mgle jedynie majacz� sylwetki jacht�w zacumowanych w odleg�ej przystani.
Z g�o�nika magnetofonu dobiega g�o�ny huk pojedynczego wystrza�u i �wist rykoszetuj�cego pocisku.
- Jezu! - krzyczy zdumiony Crawford. - Co ten skurwiel zamierza?
- Co tam si� dzieje? - pyta Stark. - Nadal nic nie widz�. Na ekranie te� trudno cokolwiek dostrzec.
- Maj� co� na dachu nadbud�wki - m�wi Crawford. - Nie widz� dok�adnie, ale to wygl�da...
Urywa, jakby nie m�g� uwierzy� w�asnym oczom. Trudno powiedzie�, czy operator przeno�nej kamery domy�li� si� intencji ludzi komunikuj�cych si� przez radio, lecz niemal w tej samej chwili obraz w pierwszym oknie zaczyna, si� b�yskawicznie rozrasta�, jakby zdj�cia by�y robione z obiektu przelatuj�cego z niezwyk�� szybko�ci� nad placem. Na kr�tko w polu widzenia ukazuje si� nadbud�wka du�ego jachtu motorowego, kt�ra szybko rozmywa si� w jednostajn�, ziarnist�, czerwonaw� po�wiat� przypominaj�c� obraz aureoli s�o�ca. Najwyra�niej niewprawny kamerzysta przesadzi� z przybli�eniem, ale szybko koryguje sw�j b��d. Obraz podskakuje raz i drugi, wreszcie odje�d�a do ty�u, wyostrza si� i klaruje. R�wnocze�nie Crawford ko�czy z niedowierzaniem w g�osie:
- To chyba jaki� zdalnie sterowany... �mig�owiec. Wzrok go nie myli. Spod brezentowej plandeki wy�ania si�
stoj�cy na dachu nadbud�wki ma�y helikopter przypominaj�cy kosztown� elektroniczn� zabawk�, jakby �ywcem wyj�t� z katalogu Hammachera & Schlemmera - co�, co najpr�dzej mo�na by zobaczy� ponad drzewami w Central Parku, sterowane drog� radiow� przez rozkapryszonego synka bogatych rodzic�w.
Ale Stark doskonale zna ten model.
- To bradley 5LD - wyja�nia pospiesznie. - Nie �adna zabawka. "Rzeka Jeden", s�yszysz to?
Z powodu mg�y lekko rozedrgany obraz mlecznie opalizuje, trudno wi�c rozr�ni� szczeg�y dw�ch widmowych sylwetek �ci�ni�tych za plastikow� baniast� os�on� kabiny �mig�owca.
- Zrozumia�em, "Zielone �wi�tki". Co chcecie...
Dalsz� cz�� ��czno�ci radiowej z policyjnym patrolem rzecznym zag�usza czyj� dono�ny krzyk, og�uszaj�cy terkot broni maszynowej i przebijaj�cy si� ponad niego ryk Crawforda:
- Padnij!
Chwil� p�niej na przystani widocznie pojawia si� Flint, gdy� Crawford wo�a:
- Na mi�o�� bosk�, Grace! Chcesz si� da� zabi�?! - I po kr�tkiej przerwie z wyra�nym zdumieniem w g�osie: - Co ty wyrabiasz?!
Mikrofon kr�tkofal�wki wy�apuje jej g�o�ny, �wiszcz�cy, przyspieszony oddech, co ka�e wnioskowa�, �e w�a�nie wtedy, le��c obok na ziemi, �apie go za krawat, przyci�ga do siebie i rzuca gor�czkowo:
- Nathan! - Z trudem �apie powietrze. - Hustler... odlatuje...
- On ju� wie! - wo�a Crawford.
- Wsparcie powietrzne w drodze - odpowiada Stark i Crawford powtarza jej to na g�os.
- Za p�no - chrypi Flint.
Po chwili wida�, co mia�a na my�li.
Rotor bradleya zaczyna si� obraca� i b�yskawicznie nabiera pr�dko�ci, a� wiruj�ce p�aty zlewaj� si� w czarniawy kr�g nad helikopterem. Jego ogon unosi si�, p�ozy odrywaj� od dachu nadbud�wki i maszyna z g��boko pochylonym nosem startuje pod wiatr. Jak gdyby z oci�ganiem zawisa nad jachtem. R�wnocze�nie nad jego ruf� pojawia si� strumyk czarnego dymu, dolatuje przybieraj�cy na sile warkot pot�nego silnika. Chwil� p�niej rozlegaj� si� dwie g�uche st�umione detonacje i z pok�adu, ci�gn�c za sob� ogony g�stego dymu, wielkim �ukiem wylatuj� w kierunku nabrze�a dwa �adunki przypominaj�ce flary.
Spadaj� na plac zaledwie kilka metr�w przed le��cymi pokotem agentami grupy wsparcia.
- To zas�ona dymna! - krzyczy Flint. - Chc� nam przes�oni� widok!
Jakby w odpowiedzi z wystrzelonych �adunk�w zaczynaj� si� wydobywa� ob�oki szarego dymu zlewaj�cego si� na wietrze w szczeln� zas�on�. Tu� przed znikni�ciem za ni� jacht odbija od nabrze�a pod os�on� wci�� wisz�cego kilka metr�w w g�rze �mig�owca.
- Uciekaj� - m�wi Crawford z rezygnacj� w g�osie. Operator przeno�nej kamery zmniejsza przybli�enie, w polu jej widzenia ukazuje si� panorama ca�ego placu. Doskonale wida� czarne sylwetki le��cych ludzi, z kt�rych jedna podrywa si� z ziemi i rusza biegiem w stron� zas�ony dymnej.
- Uwaga, patrole rzeczne. Przechwyci� obiekt - rozkazuje przez radio Stark.
- Zrozumia�em. Wkraczamy do akcji. "Rzeka Jeden i Dwa", naprz�d!
Kamera przesuwa si� nieco w lewo i wychwytuje odbijaj�cy od przeciwleg�ego nabrze�a East River policyjny kuter z b�yskaj�cym niebieskim kogutem na dachu ster�wki.
Zaraz jednak nakierowuje si� z powrotem na plac, nad kt�rym wiatr szybko rozwiewa zas�on� dymn�. Helikopter wzbija si� wy�ej w powietrze i zanim zniknie z pola widzenia, podrywa nos ku g�rze, ods�aniaj�c czarny brzuch. Co� odrywa si� od niego. Dopiero po chwili mo�na rozr�ni� ludzk� sylwetk�. Wypchni�ta z kabiny Lily Apana spada jak kamie� ku ziemi.
Crawford wydaje z siebie przeci�g�y j�k, niczym ranione zwierz�. Obraz zn�w si� przybli�a. Mi�dzy pasmami dymu pojawia si� p�dz�ca wielkimi susami Flint, jest dobre trzydzie�ci metr�w przed reszt� agent�w. Zadziera g�ow� do g�ry, po czym b�yskawicznie wyhamowuje, cofa si� kilka krok�w i wyci�ga obie r�ce - w pierwszej chwili trudno powiedzie�, czy po to, �eby os�oni� g�ow�, czy te� w odruchowej, z g�ry skazanej na niepowodzenie pr�bie z�apania spadaj�cej kole�anki.
Nast�pne uj�cie nie pozostawia �adnych w�tpliwo�ci, �e chodzi jej o przynajmniej cz�ciowe zamortyzowanie upadku Apany, chocia� to daremny trud zrodzony ze skrajnej desperacji. Impet zderzenia odrzuca j� dobre dwa metry do ty�u, a Lily jak bezw�adna szmaciana lalka rozbija si� o kamienie brukowanego placu przed �wiatowym Imperium.
Jak�� sekund� p�niej z g�o�nika magnetofonu dolatuje wy�apany przez mikrofon kr�tkofal�wki Crawforda mi�kki, st�umiony, lecz mro��cy krew w �y�ach odg�os tego upadku.
ROZDZIA� CZWARTY.
Feliks Hartmann jest w drodze na niewielkie lotnisko w hrabstwie Suffolk, gdzie porzucony bradley stoi na skraju pasa, po�rodku kwadratu wyznaczonego ��t� policyjn� ta�m�. Jarrett Crawford na komendzie policji w Pla�a przygl�da si� bezskutecznym pr�bom wydobycia zezna� z trzech zbir�w Hustlera, kt�rzy za namow� hojnie op�acanych adwokat�w swego mocodawcy w og�le nie chc� m�wi�. Rocco Morales w swoim warsztacie w podziemiach Gmachu Marscheidera, szykuj�c si� na nieuchronne przes�uchanie, montuje zapisy wideo z r�nych kamer i zgrywa je z d�wi�kiem.
Flint nie zosta�a przydzielona do �adnego zadania.
Le�y na kanapie w gabinecie Cuttera i spod przymru�onych powiek obserwuje go przy biurku. Chcia�aby m�c uwierzy�, �e je�li wystarczaj�co skoncentruje si� na prowadzonej przez niego rozmowie telefonicznej, zdo�a w ko�cu zag�uszy� tkwi�cy w pami�ci odg�os upadku Ruth.
Ale to nieprawda. W pe�ni panuje nad obrazami wype�niaj�cymi jej umys�, kontroluje wspominany przebieg wydarze�, lecz nie jest w stanie zmieni� ich tragicznego wyd�wi�ku.
Zamiast nic dla niej nieznacz�cych s��w szefa w jej uszach rozbrzmiewa w k�ko ten sam d�wi�k - odg�os uderzenia wr�bla o szyb� okna w jej dzieci�cym pokoju; trzepot skrzyde�ek, trzask �amanych kostek, szmer wypuszczanego powietrza. Zwabi�a ptaka do pokoju, chc�c mie� towarzystwo, po czym zamkn�a okno, budz�c w nim panik�. To by�a tylko jej wina.
Wr�bel nie wyda� z siebie ani jednego d�wi�ku, tylko poruszy� konwulsyjnie skrzyde�kami i oczy zasz�y mu mg��. Podobnie zmar�a Ruth.
Cutter odk�ada wreszcie s�uchawk�, spogl�da na ni� i m�wi:
- Id� do domu, Grace.
Mija par� sekund, nim dotr� do niej jego s�owa.
- Dobrze - odpowiada pos�usznie. Spogl�da na plamy krwi na swoim ubraniu, jakby dopiero teraz je zauwa�y�a, i dodaje: -Tak, musz� si� przebra�.
Cutter kr�ci g�ow�, gdy� mia� na my�li co� innego.
- Chodzi�o mi o tw�j prawdziwy dom. Wracaj do m�a.
Grace podnosi g�ow� i obrzuca go tak zdumionym wzrokiem, jakby przem�wi� do niej w obcym, niezrozumia�ym dla niej j�zyku.
- Chc�, �eby� si� st�d wynios�a, wyjecha�a z miasta.
- S�ucham? - pyta zaskoczona, wci�� nie mog�c si� otrz�sn�� ze wspomnie�.
- Na kilka dni, dop�ki sprawa nie przycichnie. Mn�stwo g�wna b�dzie lata�o w powietrzu, a nie chc�, by� zosta�a nim oblepiona do tego stopnia, �e oboje sobie z tym nie poradzimy. - Zawiesza na chwil� g�os. - Wr�cisz na pogrzeb Ruth, je�li uznasz to za stosowne.
Jej smutne oczy nadal przes�ania mg�a, ale powoli odzyskuj� naturalny kolor i �ywy blask. Apatia i odr�twienie, pod kt�rymi jak pod p�aszczem skrywa�a si� od samego rana, stopniowo zanikaj�. Spuszcza nogi na pod�og� i siada.
- Nie rozumiem - m�wi nieco ostrzejszym tonem. Cutter obrzuca j� przenikliwym spojrzeniem.
- Nie wracaj tam teraz. To kiepska pora.
Grace wstaje szybko i zapomniawszy o b�lu w nodze, podchodzi do biurka.
- Zawi