14618

Szczegóły
Tytuł 14618
Rozszerzenie: PDF

Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby pdf był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

 

14618 PDF Ebook podgląd online:

Pobierz PDF

 

 

 


 

Zobacz podgląd 14618 pdf poniżej lub pobierz na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. 14618 Ebook podgląd za darmo w formacie PDF tylko na PDF-X.PL. Niektóre ebooki są ściśle chronione prawem autorskim i rozpowszechnianie ich jest zabronione, więc w takich wypadkach zamiast podglądu możesz jedynie przeczytać informacje, detale, opinie oraz sprawdzić okładkę.

14618 Ebook transkrypt - 20 pierwszych stron:

 

Eliza Orzeszkowa BENE NATI I Pomimo mrozu Florian Kulesza, dzier�awca Laskowa, sta� na ganku d�ugiego, niskiego domu i bardzo �yczliwym wzrokiem �ciga� przebywaj�cego dziedziniec m�odzie�ca w obcis�ym ubraniu, w zgrabnej czapeczce i z fuzj� na plecach. �ciga� go wzrokiem jeszcze i wtedy, gdy za bram� w�r�d p�l �niegiem zas�anych szed� on drog�, wysadzon� wierzbami, ku lasowi, kt�ry z bliska otacza� dw�r ogromnym, ciemnym wie�cem. Co mu tam mr�z m�g� szkodzi�, temu kr�pemu, silnemu cz�owiekowi z dobrze wypasion�, ogorza�� twarz�, �r�d kt�rej, jak dwa b�awatki w piwoni� wetkni�te, ja�nia�y �liczne szafirowe oczy! By�y to dobre, szczere, b�yszcz�ce oczy prostaka, zdrowego na duszy i ciele, z losu swego zadowolonego a �yczliwego ludziom, niebu i ziemi. Czy skwar letni pali�, czy wichry szala�y, czy mr�z piek� albo siek�y szrony i ulewy, zgoda jego z niebem i ziemi� nigdy m�con� nie bywa�a. One robi�y swoje, on swoje: z�yli si� i godzili z sob� jak najlepiej. Je�eli jakikolwiek kaprys nieba i ziemi sprawi� nieurodzaj, Kulesza bywa� zmartwionym, nie do tego jednak stopnia, aby chorowa� i rozpacza�. Zaradza� z�emu, jak m�g�, ora�, sia�, m��ci�, rachowa�, oszcz�dza�, byleby w�a�cicielowi gleby tenut� ui�ci� i jako tako z rodzin� prze�y�. Prze�y� te� do lat pi��dziesi�ciu, co potwierdza�o kilka zmarszczek na niskim czole i troch� siwizny w g�stej czuprynie, ale czemu zaprzecza� blask szafirowych oczu i �nie�na bia�o�� z�b�w ukazuj�cych si� w u�miechu. Dla tych oczu i dla tego u�miechu mo�na by�o przebaczy� tej twarzy grubo�� sk�ry i rys�w, niskie czo�o, a przede wszystkim pulchno�� warg i podbr�dka, na kt�rych jasno wypisany by� jeden z grzech�w �miertelnych, a mianowicie �akomstwo. Pracowa�, �mia� si� i je�� musia� du�o, zdawa�o si� to niezawodnym; r�wnie� niezawodnie lubi�, serdecznie lubi� wychodz�cego z bramy m�odzie�ca. Z lubieniem tym przecie� ��czy�a si� widocznie troska, bo u�miech wkr�tce z ust mu znikn�� i siedz�cej na �awce kobiecie ruchem g�owy odchodz�cego ukazuj�c, z �alem w g�osie rzek�: � Szkoda! Ona, star� chustk� tak od mrozu otulona, �e z ca�ej twarzy wida� by�o tylko ma�e czarne oczki, ma�y zadarty nosek i ma�e przywi�d�e usta, zatrz�s�a g�ow� i smutnie odrzek�a: � O, szkoda! Pierwszy to raz wspominali o przedmiocie, kt�ry na sercu im le�a�, ale zrozumieli si� od razu. Nie darmo dwadzie�cia kilka lat z sob� prze�yli. Po minucie milczenia kobieta, patrz�c na m�a, z cicha rzek�a: � Awrelka zmizernia�a! On ramionami ruszy�. � Ot, zaraz ju� i zmizernia�a! Babski zwyczaj z muchy wo�u robi�! Od czego tam mizernie�? Nie b�dzie ten, b�dzie drugi. Po targach obwozi� jej nie b�d�, bo i z domu wezm�. Suchot u nas w familii nie by�o, dzi�ki Bogu, ani te� umierania z mi�o�ci. Babskie bzdurstwa! Kobieta pod chustk�, rozk�adaj�c r�ce z �a�osnym wyrazem czarnych oczu, rzek�a: � C�, kiedy zar�czony! � Nowin� Teofila powiedzia�a! Ju� to jak Teofila co powie, to jest czego s�ucha�. Zdaje si�, �e zaraz po przyjechaniu powiedzia�, �e zar�czony, i Awrelka jest g�upia, kiedy pomimo tej wiadomo�ci g�ow� sobie nim nabija�a. � Awrelka jest m�oda � z nag�� �ywo�ci� odrzuci�a kobieta � a Florian stary, wi�c powinien by� mie� rozum i nie zaprasza� go na sto�owanie si� u nas... � Ot, i zn�w powiedzia�a! Czy to ja zwierz, abym takiemu porz�dnemu cz�owiekowi pozwala� marnowa� si� na licho wie jakim jedzeniu! I przewidzie� nie mog�em, �e dziewcz�ta musz� kocha� si� w ka�dym, kto tylko sto�uje si� w domu. Mo�e to taki u dziewcz�t zwyczaj? Czy ja wiem? Teofila jest baba, wi�c zna babskie zwyczaje i powinna by�a ostrzec, �e jak tylko dziewczyna zobaczy m�czyzn� jedzenie do g�by nios�cego, zaraz i zakocha si�! Je�eli tak, to we mnie, jak Boga kocham, wszystkie dziewcz�ta, jakie tylko s� na �wiecie, kocha� si� powinny, bo co, jak co, ale je�� to ju� nikt lepiej ode mnie nie zdo�a! Z pocz�tku niby rozgniewa� si� na �on� za wyrzut, kt�ry mu czyni�a, ale przy ko�cu m�wienia �mia� si� ju� i j� tym �miechem zarazi�. Z politowaniem g�ow� w chustce wstrz�saj�c, ze �miechem jednak m�wi�a: � Oj, Florian, Florian! Floriana zawsze trzymaj� si� facecje! Florian i na moim pogrzebie jeszcze by r�ne g�upstwa wymy�la�. Pomimo tak bolesnego podejrzenia zna� by�o, �e facecje m�a sprawia�y jej zadowolenie; on tak�e, z r�k� na k��bie, �artobliwie na ni� patrza�. � A c�? Teofila lubi j�cze�: niech�e ja sobie po�miej� si� czasem. Do�� jednego j�czenia w domu... Dzieci po mnie posz�y: nie j�cz�, ale �mia� si� lubi�... a jej! � Awrelka teraz ju� nie tak... � z obudzonym na nowo zmartwieniem zacz�a kobieta, ale doko�czy� jej nie da� ha�as g�os�w i t�tent st�p, kt�re nag�e w sieni domu s�ysze� si� da�y. Nagle te� z sieni na ganek wypad� niezmiernie weso�y korow�d, na kt�rego czele p�dzi�a dwudziestoletnia dziewczyna, bosa, w r�owym kaftanie i kr�tkiej sp�dnicy, z grub� z�ot� kos� na plecach, z wiadrem w r�ku. Za ni�, usi�uj�c j� prze�cign��, bieg�a druga, nieco m�odsza, ale bardzo do tamtej podobna, kt�r� za b��kitny kaftan przytrzymywa� trzynastoletni podlotek w liliowym kaftanie. Z bliska za podlotkiem drepta� z wyci�gni�tymi r�koma dziewi�cioletni ch�opczyk, kt�rego za zielon� bluzk� chwyta� usi�owa�o dw�ch r�wie�nik�w w bia�ych koszulach, przepasanych paskami domowego tkania. Wszystko to z wielkim �miechem i niezrozumia�ymi krzykami przez ganek przebieg�o i lecia�o dziedzi�cem, po iskrz�cym si� od s�o�ca �niegu, w kierunku studni z wielkim ko�em, znajduj�cej si� w pobli�u stajen i ob�r, kt�re w p�kole dziedziniec otacza�y, gdy od nich do domu drugim p�kolem sta�y wysokie, pe�ne �niegu i szronu topole w�oskie. W bladym �wietle zimowego s�o�ca, po usianym iskrami �niegu, w p�kole pod topolami, lecia� sznur r�owy, b��kitny, liliowy i czerwony, bia�y, z�otymi kosami dziewcz�t jak snopami promieni po�yskuj�c i ch�ralnym �miechem dzwoni�c. �miechem tym wywabione z kuchni u ko�ca d�ugiego domu i z izb czeladnych w starej oficynie wybieg�y kobiety i dziewcz�ta z garnkami, no�ami, mokrymi szmatami w r�kach, wysz�o paru parobk�w z pi�kami i siekierami, wypad�o kilkoro dzieci r�nego wieku, w koszulach, bosych i z jednostajnie lnianymi czuprynami. Starsi postawali u drzwi, g�o�no gwarz�c, jedna z bab no�em do obierania kartofli wywija�a i a� pok�ada�a si� od �miechu, dzieci pu�ci�y si� po �niegu, zakre�laj�c pod oborami i stajniami p�kole w tym samym kierunku, w kt�rym biegli tamci pod topolami. Wmiesza�y si� jeszcze do tego wszystkiego dwa kud�ate kundle w bia�e i ��te plamy, �rodkiem dziedzi�ca ku studni z przera�liwym poszczekiwaniem i rozmachanymi kitami sadz�c, wmiesza�a si� te� i Teofila Kuleszyna, kt�ra na brzeg ganku wyskoczywszy z ca�ej si�y i przera�liwie piskliwym g�osem krzycza�a: � Awrelka! Awrelka! Awrelka! A Florian Kulesza, do scen takich zna� przyzwyczajony, nic nie m�wi�, tylko nogi szeroko rozstawi�, obie r�ce na k��bach opar� i znowu w u�miechu bia�e z�by pokazywa�. Gdy jednak Kuleszyna nie przestawa�a wniebog�osy krzycze�: Awrelka! Awrelka! Zo�ka! Karolka! Antek! i sama, ju� podnosz�c z obu stron sp�dnic�, do biegu pu�ci� si� zamierza�a, za chustk� j� przytrzyma� i rzek�: � Czego Teofila wrzeszczy? Czego Teofila leci? Czego Teofila dziwaczy si�? � Bose, w letnich kaftanach, po �niegu, w taki mr�z... Jezus, Maria... � za�amuj�c r�ce j�cza�a. � No to i co? � flegmatycznie zapyta� Kulesza. � Przezi�bi� si�! Zachoruj�! Jezus, Maria! jak te parobkowskie dzieci! jak te �ebraki pod ko�cio�em! jak te sieroty odzie�y nie maj�ce! �miej�c si� tak, �e a� �zy stan�y mu w oczach, Kulesza �on� reflektowa�: � Niech Teofila na to plunie! Teofili ka�da przyczyna dobra, byle j�cze�! Czy one ksi�niczki albo co, aby im bose nogi i letnia odzie� zaszkodzi� mog�y? Mo�e Teofila projektowa�a ksi�niczki na �wiat wyda�, czy ja wiem? Ale projekt nie uda� si�, bo one szlachciankami zagrodowymi s�, cho� ojciec i po dzier�awach chodzi; po ojcu posz�y, po babkach i prababkach te�, kt�re zaw�dy boso po �niegu lata�y. Ot, niech Teofila przestanie j�cze�, a idzie je�� mi da�, bo g�odny jestem od tych kundl�w gorzej... � Floriana zawsze facecje trzymaj� si�, a dzieci pochoruj� si�, zw�aszcza Awrelka... � Czemu� to zw�aszcza Awrelka? Delikatna taka czy faworytka mamina? a? � przekomarza� si� z �on� Kulesza i oboje do domu weszli. W tej chwili po�r�d r�owych, b��kitnych, liliowych kaftan�w dziewcz�t i bia�ych koszul podskakuj�cych dzieci wielkie ko�o studni obraca� si� zacz�o szybko, coraz szybciej, a do taktu z jego obrotami rozbrzmia� na ca�y dziedziniec dono�ny �piew dziewczyny w r�owym kaftanie, na zr�bie studni ponad ca�� gromadk� siedz�cej. �eby was tu by�o, jak na drzewie li�ci, Nie by�o, nie b�dzie, jak m�j Ja� najmilszy. �eby was tu by�o, jak na morzu piany, Nie by�o, nie b�dzie, jak m�j Ja� kochany! � Kiedy� nie Ja�, ale Jura�... i to zar�czony! � mrukn�� pod w�sem Kulesza zasiadaj�c przy stole nad salaterk� bigosu z w�dlin�; Kuleszyna za� kraj�c chleb z wielkiego bochna, zaszepta�a: � Et! Zar�czyny � paj�czyny! Mo�e Pan B�g da, �e i z tych jeszcze nic nie b�dzie! � Teofila taka nabo�na, �e co pi�tek ka�e mnie g�odem mrze�, a obok tego bli�niemu �le �yczy... � zacz�� Kulesza, ale d�u�ej ju� m�wi� nie m�g�, bo dzie� nie by� pi�tkowy, a wobec takiego bigosu, przynajmniej na czas trwania jego w salaterce, �arty zar�wno jak i strapienia znika� musia�y. Kuleszyna za to, kt�ra mniej cz�sto ni� m�� jej je�� potrzebowa�a, na sto�ku u sto�u przysiad�szy m�wi�a dalej: � Bo, s�ysz�, jej familia bardzo sobie tego ma��e�stwa nie �yczy... � Czemu� to? � pe�nymi jedzenia usty wybe�kota� Kulesza. � Temu, �e on ch�op... Kulesza nagle �u� przesta� i wytrzeszczonymi oczami na �on� patrz�c prawie ze z�o�ci� sarkn��: � Teofila g�upstwa gada... Sk�adaj�c na stole ma�e, ciemne r�ce kobieta monotonnym troch�, j�kliwym g�osikiem prawi�a dalej: � Florian m�wi, �e ja g�upstwa gadam, a sam nie bardzo m�dry, bo przecie� powinien wiedzie�, �e co szlachcianka, to szlachcianka, a co ch�op, to ch�op... Zawzi�cie teraz jedz�c mrukn�� tylko: � Babskie bzdurstwa! � Bynajmniej nie babskie � odrzuci�a kobieta � bo to w�a�nie m�czyzna, brat jej, osobliwie temu ma��e�stwu na przeszkodzie staje! Bardzo, s�ysz�, ambitny i nie chce, �eby jego siostra pomi�dzy ch�opami poniewiera�a si�. I szwagr�w ona ma, i innych tam krewnych, kt�rzy tak�e nie chc�... � Os�y, ba�wany, barany! � z ust pe�nych jedzenia i a� przewracaj�c oczami z gniewu wyrzuci� Kulesza. � Florian m�wi: os�y, ba�wany, barany, a ja m�wi�, i� tak ju� wida� Pan B�g ustanowi�, �e co szlachcianka, to szlachcianka, a co ch�op, to ch�op... Kulesza �y�k� na talerzu po�o�y�, d�onie na kolanach wspar�, a z twarzy mu wida� by�o, �e z�o�� si� w nim zagotowa�a. � Teofila jest g�... � zacz��, lecz nagle och�on�� z gniewu i, z wp�pogardliw� a wp�weso�� filuterno�ci� na ni� patrza�. Nachyli� si� potem i prawie do samego jej ucha szepn��; � A jak�eby to by�o z Awrelk�? a? Czemu� to Teofila tylko co m�wi�a: szkoda! a? Czemu� to �yczy�a, aby te zar�czyny by�y paj�czyny? a? Zmiesza�a si� ogromnie; ma�ymi oczkami, zamigota�a, ma�ym zadartym noskiem czmychn�a; nie wiedzia�a, jakim sposobem sprzeczno�� swoich spo�ecznych wyobra�e� ze swoimi uczuciami pogodzi�. Po chwilowym jednak milczeniu i my�leniu r�k� machn�a i cicho odrzek�a: � Ot, Florian nie wiedzie� co wygaduje! Awrelka jest moim dzieckiem i ja o szcz�cie jej dbam wi�cej, jak o wszystko, co mo�e by� na �wiecie. Niechby sobie by� pan czy Cygan, czy ch�op, czy szlachcic, byle jej dobrze z nim by�o. Kulesza a� zani�s� si� od �miechu, a potem g�ow� trz��� zacz��. � Wie Teofila co? � m�wi� � Teofila jest dobra kobieta, ale kobieta, a u, baby rozum, to jak dwa psy ze zwi�zanymi ogonami... jeden w jedn� stron� rwie si�, drugi w drug� i obydwa na miejscu stoj�. Ale ona ju� go nie s�ucha�a. Drobnym, zwinnym kroczkiem bieg�a do kuchni, z kt�rej na dom ca�y rozlega�y si� krzyki i �miechy wracaj�cej od studni gromady. Tymczasem ten, kt�rym Kuleszowie tak �ywo si� zajmowali, w�sk� i kr�t� drog� coraz g��biej w las si� zapuszcza�. Nazwisko jego zdradza�o ch�opskie pochodzenie, ale nie rysy i ruchy, kt�re posiada�y niezwyk�� zgrabno�� i wytworno��. W tej chwili Jerzego Chutk� mo�na by�o wzi�� za prawe dziecko cywilizacji, dla rozrywki odbywaj�ce po lesie my�liwsk� przechadzk�. W grubym, obcis�ym surducie, ze strzelb� na plecach, wysmuk�y i prosty, szed� krokiem, w kt�rym si�a i lekko�� tworzy�y harmoni� pe�n� naturalnego wdzi�ku; z twarzy za� jego, delikatnie i z doskona�� prawid�owo�ci� zarysowanej, bi�a m�odzie�cza �wie�o�� i rado��. Szare pod�u�ne oczy spod daszku ma�ej czapki, a w�skie p�sowe usta spod z�otego w�sika weso�o, ufnie, troch� nawet zarozumiale �mia�y si� do �wiata. �wiat by� wida� dla niego pon�tnym i �askawym, a on uznawa� si� tych pon�t i �ask zupe�nie godnym. Kiedy z podniesion� nieco twarz� zagwizda� na weso�� nut�, czu� by�o, �e pierwszy krok �ycia powi�d� mu si� doskonale; kiedy rozgl�da� si� doko�a, najpewniej my�le� musia�, �e na to powodzenie zas�uguje i wypu�ci� go z r�k ani my�li. Rok temu obowi�zkow� s�u�b� w wojsku sko�czy�, a od paru miesi�cy p�tora tysi�ca morg�w ksi���cego lasu do pilnowania mu dano; kilku le�nik�w ma pod sob� i tytu� nadle�nego. Wprawdzie zawdzi�cza to przewa�nie d�ugoletnim i wiernym s�u�bom na ksi���cych le�nictwach dziada, ojca i stryja, ale te� po cz�ci � wie o tym dobrze � roztropno�ci i �mia�o�ci w�asnej. Bo przecie� przed ksi�cia samego zawezwany nie straci� g�owy i znalaz� si� tak, jak nale�a�o. Gdy szed� tam, gdzie go lokaj w liberii prowadzi�, czu� zal�knienie i zawstydzenie pewne, lecz zupe�nie uspokoi� je my�l�: �Ani jemu, ani nikomu nic z�ego nie zrobi�em, �adnego ga�ga�stwa na mnie nie ma, czego� tedy mam l�ka� si� albo wstydzi�?� Bez trwogi te� i bez zmieszania do wspania�ego pokoju wszed� i niedaleko progu stan�wszy uk�oni� si� z uszanowaniem, ale nie bardzo nisko, wcale nawet nie nisko, bo sam nie wiedzia�, jakie uczucie przytrzyma�o mu g�ow�, aby nie chyli�a si� zbytecznie, i zaraz potem wyprostowa�o go do postawy skromnej, lecz nie pokornej. Ksi���, siedz�cy na fotelu przy okr�g�ym stole, od st�p do g�owy wzrokiem go obrzuci� i zapyta�: � Czy jeste� synem Miko�aja Chutki? A us�yszawszy twierdz�c� odpowied� mrukn��: �Hm, hm!� i wydawa� si� troch� zdziwionym. Jerzy nie wiedzia� na pewno, ale domy�la� si�, i� ksi��� dlatego przypatruje mu si� tak d�ugo i ze zdziwieniem, �e znajduje go do ojca i stryja jego wcale niepodobnym. Tamci byli grubi, na twarzach ciemni i mieli zwyczaj chyli� si� przed panem do samej ziemi. On nawet oczu nie spu�ci�. Nie mia� czego l�ka� si� ani wstydzi� i ksi��� m�g� d�ugo patrze� w bystre i �mia�e oczy m�odzie�ca, niedaleko od progu, z uszanowaniem, ale w wyprostowanej postawie stoj�cego. Wida� podoba�y mu si� i oczy, i postawa, bo bardzo �askawie przywo�a� go bli�ej ku sto�owi i wypytywa� zacz��, czy i o ile zna si� na gospodarstwie le�nym. Tu ju� Jerzy pewn� stop� stan�� na gruncie znanym i mi�ym. W lesie urodzi� si� i wzr�s�, le�nym robotom przypatrywa� si�, odk�d �y�; nic na �wiecie milszym mu by� nie mog�o nad las. Tote� na zadawane sobie pytania odpowiada� zrazu tylko z �atwo�ci�, ale potem i z zapa�em. �e za� g�os jego, tak jak ca�a powierzchowno��, nie mia� w sobie nic szorstkiego i grubego, lecz owszem, metalicznym d�wi�kiem przyjemnie w ucho wpada�, wi�c ksi��� znowu przez chwil� na niego popatrza�, mrukn��: �Hm! hm!� i zapyta� jeszcze: czy potrafi zarz�dowi d�br sk�ada� miesi�czne raporta? Na to m�g� znowu �mia�o odpowiedzie�, �e potrafi. W pisaniu i rachunkach bieg�ym by�, a zawdzi�cza� to naprz�d guwernerowi, kt�rego ojciec, na sp�k� z kilku innymi le�nikami, przez trzy lata dla niego trzyma�, a potem w�asnej pilno�ci w douczaniu si� i wprawianiu. Zapyta� go jeszcze ksi���: czy jest �onatym? na gq on. odpowiedzia�, �e dot�d tylko jest zar�czonym, ale �e skoro miejsce otrzyma, o�eni si� natychmiast. � �adn� musisz mie� narzeczon�! � bardzo �askawie za�artowa� ksi���, a on domy�li� si� znowu, �e �art pochodzi� z my�li, i� tylko �adna narzeczona do pary mu by� mog�a. Sk�oni� si� znowu nie tak, jak s�udzy k�aniaj� si� przed panami, ale jak to przyzwoici m�odzie�cy czyni� przed szanownymi i o wiele starszymi od siebie lud�mi. Przy tym z nag�ym rumie�cem i b�yskiem oczu odpowiedzia�: � Nie wiem, Ja�nie O�wiecony Ksi���, czy jest �adn�, ale dla mnie jest ona nad wszystko w �wiecie dro�sz�. Ksi��� u�miecha� si� ci�gle, a po chwili da� mu znak do odej�cia, lecz gdy by� ju� we drzwiach, zapyta� jeszcze: � A z kim si� �enisz? � Z Osipowicz�wn� z To��oczek, Ja�nie O�wiecony Ksi���. � Ze szlachciank� tedy? Co� jakby filuterny u�miech przebieg�o po twarzy Jerzego. � Legitymowan� � odrzek�. W kilka godzin po tej rozmowie do chaty Miko�aja Chutki przysz�o z zarz�du d�br ksi���cych rozporz�dzenie, aby syn jego Jerzy jecha� natychmiast do Laskowa dla obj�cia posady nadle�nego wakuj�cej po ostatecznie zestarza�ym i na �askawym chlebie pozostawionym poprzedniku. Nazajutrz, gdy �egna� si� z rodzicami, ojciec nad pochylon� jego g�ow� tyle drobnych krzy�yk�w w powietrzu kre�li�,�e chyba z tysi�c ich tam by�o. Matka i ma�a siostra w g�o�ny p�acz uderzy�y, bracia stali przy drzwiach chaty z pozwieszanymi r�koma i g�owami. On ojca. w r�ce uca�owa�, matk� pochwyci� w ramiona, siostr� w obu r�kach jak pi�rko pod sufit podni�s�; braci prosi�, aby go w Laskowie przy ka�dej sposobno�ci odwiedzali. Lecz wszystkie rozczulenia po�egnaniu towarzysz�ce nie zdo�a�y zgasi� weso�o�ci, od kt�rej ci�gle rumieni�y mu si� policzki, b�yszcza�y oczy, �mia�y si� usta. Ode drzwi co� go znowu ku ojcu rzuci�o. Uczu� dla niego rzewn� wdzi�czno�� za to, �e go nigdy nie bi� i na �aden inny spos�b w dzieci�stwie nie krzywdzi�, �e dla niego trzyma�, du�� cz�� chleba od ust sobie odbieraj�c, guwernera, �e dla zdobycia mu posady w dobrach ksi���cych d�ugie godziny, dnie nawet, cierpliwie i pokornie wyczekiwa� u wr�t dziedzic�w, u prog�w kuchen, u stopni gank�w, a� nareszcie przed oblicze pana dopuszczony czo�em o ziemi� uderzy� i na rzecz syna o dawnych us�ugach i zas�ugach swojego rodu przypomnia�. Pomy�la� o tym Jerzy, od samego ju� progu wr�ci� i z wilgoci� w oczach, na jedno kolano przykl�kn�wszy, d�ugim poca�unkiem przylgn�� do bosej stopy ojca. Wtedy usta starego ch�opa trz��� si� i powieki dziwnie lata� zacz�y, matka i siostra wprost ju� rykn�y p�aczem i Jerzy ramionami kolana ojcowskie oplataj�c zap�aka� tak�e. Ale ta chwila rozczulenia pr�dko min�a; teraz w ka�dej kropli krwi i w ka�dym muskule czu� on m�odo��, zdrowie, ochot� i si�� do �ycia. Szumia�y mu nawet w m�zgu jakie� pon�tne, cho� nieokre�lone, nadzieje i ambicje, majaczy�y w my�li wysokie w dobrach ksi���cych posady, w�asny folwark, znaczenie po�r�d ludzi, �adne domy, �liczne konie, drogie strzelby. Nad �adnym jednak z tych szczeg��w nie zatrzymywa� S�ugo my�li, dw�ch rzeczy tymczasem b�d�c zupe�nie pewnym: �e musi zaj�� daleko i �e za kilka tygodni Salusia b�dzie ju� jego �on�. Strach, jak on mocno przywi�za� si� do tej dziewczyny! Od tej zaraz chwili, kiedy to, dopomagaj�c w gaszeniu po�aru, ze skrzynk� biednych ludzi wyrwan� z p�omieni, zst�powa� z wysokiej drabiny i zobaczy� j� W dole stoj�c� z tak dziwnie b�yszcz�cymi oczyma i w g�r�, jemu jakby na ratunek, wyci�gni�tymi ramionami, od tej chwili, kiedy jeszcze nie wiedzia�, ani kto ona jest, ani jak si� nazywa, ju� uczu�, �e ona dla niego nie taka jak wszystkie i on dla niej inny ni� wszyscy na �wiecie ludzie. Co tu m�wi�? Widzia�, �e dziewczyna zakocha�a si� w nim od razu; to go naprz�d zaj�o i uj�o. Potem podoba�o mu si� w niej wszystko. �liczna by�a, serdeczna, weso�a, �mia�a, on za� bardzo lubi� w kobietach �mia�o��. Kiedy u jej siostry, Anulki Ko�cowej, dzieci chorowa�y, sama �r�d nocy do apteki i po doktora lata�a o �adnym strachu ani my�l�c. A jak piel�gnowa�a ten drobiazg, ile nocy nad nim nie spa�a! Prawda, �e najcz�ciej chor� t� dziatw� dogl�dali razem i wtedy to pokochali si� najwi�cej. Zreszt�, jak �yje, nie widzia�, aby czyje oczy by�y takie jak u niej, g��bokie i gorej�ce; zdaje si�, jeziora, w kt�rych utopi� si� mo�na i na dnie wpa�� w p�omienie! Figur� ma pi�kn� i twarz do r�y podobn�, ale te oczy jej najosobliwsze ze wszystkiego. Czasem, zdaje si�, �e napisane w nich stoi: twoj� b�d� albo umr�. Zza lubienia wygl�da w nich �mier�. Ona go na �mier� lubi � to rzecz pewna! Tu Jerzy Chutko zarumieni� si� a� po brzegi p�owych w�os�w i d�oni� powi�d� po czole i oczach. Bujna, zdrowa m�odo�� wartkim pr�dem przep�yn�a mu w �y�ach, p�omieniem stan�a w �renicach. Hej, kiedy j� jak swoj� tu przywiezie, chyba na �mier� zaca�uje jej oczy i usta, chyba dusz� przed ni� w gadaniu wyleje, tak mu ju� t�skno do jej ust i oczu, tak wiele ma jej do powiedzenia! Jak dobrze, jak dobrze im b�dzie �y� we dwoje, w tych dw�ch sporych, widnych pokoikach z czy�ciuchn� kuchenk�, kt�re im na mieszkanie w oficynie dworskiej wyznaczono! Inni tam po �lubie przywo�� �ony do chat, w kt�rych s� �wiekry, siostry, bratowe, babskie k��tnie i zawi�ci, gospodarskie k�opoty, zgryzoty i brudy. Oni b�d� tylko we dwoje; nikt jej nie dokuczy ani jemu nie przeszkodzi ka�d� minutk� woln� z ni� przep�dza�, wszystko, co tylko do g�owy przyjdzie, przed ni� wypowiada�, wszystko, co tylko zarobi, zdob�dzie, jej jednej oddawa�! Hej, raj, nie �ycie! niebo, nie �wiat! Czapk� na bok przesun�� i z podniesion� g�ow� rozb�ys�ym wzrokiem doko�a si� rozejrza�. Nieruchomy wysokopienny las sta� w mro�nym, przeczystym powietrzu, z falisto wzdymaj�cymi si� puchami �niegu na dnie, z bladob��kitn� kopu�� nieba u g�ry. Spod twardych i pogarbionych p�acht �niegowych wydobywa�y si� i zwiesza�y ku do�owi ci�kie ki�cie zielonych sosnowych igie�; a drobne szrony niestrudzenie i niesko�czenie, od st�p do wierzcho�k�w, przezroczyste rze�by wi�y po brunatnych pniach drzew, czerwonawych ich korach i oliwkowych mchach, po sztywnie wypr�onych i pomi�dzy pniami w napowietrzne koronki splataj�cych si� ga��ziach i pr�tach olszy, brzozy i leszczyny. Poniewa� blaski s�o�ca ku zachodowi sp�ywaj�cego ma�o w te zag�szczone miejsca dochodzi�y, po�ysk�w, blask�w nie by�o tu �adnych, lecz wszystko mia�o przeczyst�, nieskaziteln�, tward� i zarazem �agodn� bia�o��. Tylko ze sfalowanego pod�cieliska wydobywa�y si� gdzieniegdzie rdzawe krzaki ja�owcu i ��te p�ki uwi�d�ych paproci, na pnie blad� czerwieni� wybija�y spod szron�w choruj�ce kory � daleko, tam gdzie rzednia�y sosny i rozdziera�y si� koronki olchowych i brzozowych pr�t�w, jedno cienkie, wysokie drzewo srebrnym s�upem p�on�o w uko�nym promieniu s�onecznym i ma�a przestrze� bia�ego pod�cieliska �arzy�a si� i migota�a na kszta�t ogniska brylant�w i z�otych iskier. Jerzy nie �cie�k� ju�, lecz wprost przez le�n� g�stwin� szed� w kierunku posrebrzonego przez s�o�ce drzewa. Co chwil� ze stron obu i przed nim wznosi�y si�, wichrami nawiane, wysokie wydmy �niegowe. Omija� je i tak lekko, jak by po g�adkiej st�pa� posadzce, szed� po g��bokim, nier�wnym �nie�nym pos�aniu, gdzieniegdzie dobywaj�ce si� ze� krzaki ja�owc�w i p�ki paproci przeskakuj�c lub wzniesionymi ramionami rozchylaj�c ga��zie, kt�re osypywa�y mu g�ow� kr�tk�, tward� ulew� drobnych szron�w. D��y� w�a�nie ku miejscu, w kt�rym las rzednia� pod �wie�o rozpocz�t� trzebie��, od kt�rego te� dochodzi�y tu bardzo jeszcze oddalone, g�uche i kr�tkie stuki topor�w. Nagle stan�� i z rado�ci� w oczach doko�a spogl�da�. Sta� na brzegu niedu�ej halizny, na kt�rej z rzadka ros�y ja�owce, a nad kt�r�, kraw�dzi� wsparta na ubielonych koronach drzew, wznosi�a si� bladob��kitna kopu�a z podart� smug� r�anego ob�oku po�rodku. Widniej tu by�o ni� w�r�d g�stwiny le�nej, ale niezbyt jasno. Tylko gdzieniegdzie pod ciemnymi ja�owcami b�yska�y srebrne iskry albo w�r�d drzew, jak ��te �wieczki, p�on�y ko�ce cienkich ga��zek; odblaski r�anego ob�oku, b��dz�c tu i �wdzie, zabarwia�y zygzakowate �lady drobnych zwierz�cych st�pek, kt�re we wszystkich kierunkach przebiegaj�c halizn� wygl�da�y teraz jak spl�tane sznurki paciorek. Przez g�ow� przemkn�a mu my�l: �Trzeba poda� do zarz�du raport o tej hali�nie i za��da� rozporz�dzenia zasiania jej na wiosn�!� Przemkn�a tylko i uciek�a przep�dzona szmerami, niekiedy wzdymaj�cymi si� w ha�as, kt�re nape�nia�y otaczaj�ce g�stwiny. W g��bokich �niegach stoj�c, mro�nym i cichym powietrzem nalany, szronem osypany, las �y�. W jego ch�odnym, cienistym �onie, pod pozorn� skorup� �mierci, ukrywa�o si� i trwa�o niezliczone mn�stwo istnie�. W podziemnych korytarzach, tak d�ugich i kr�tych, aby zmyla�y oko najbieglejszego my�liwca, na kszta�t chy�ych p�omyk�w przemyka�y rude lisy; w �niegach pod k�pami mch�w siwych i wysterczaj�cymi nad nie kamieniami, w g��bi roz�o�ystych krzak�w, z wiecznie otwartymi oczami drzema�y szare zaj�ce, zrywaj�c si� do biegu przy szele�cie sprawionym cho�by przez marn� mysz le�n� z nory po �er wybieg�� lub par� �asiczek niziuchnych a d�ugich, l�kliwie �migaj�cych po usch�ych wiklinach pod spl�tanymi zaro�lami. Nikt za� ani zgadn��, ani wyliczy� nie mo�e, ile drobnych oczu otwiera�o si� na ol�niewaj�c� bia�o�� �niegu i zamyka�o si� do snu wczesnego na korach drzew i we wszystkich najmniejszych ich wydr��eniach, ile �piesznych, zygzakowatych chod�w przemyka�o w szczelinach pni, w osypanych �niegiem u ich st�p mrowiskach, we wzniesionych przez wiatry pag�rkach gnij�cych, li�ci, roz�upanych szyszek, zesch�ych igie�, stwardnia�ych w mrozie jag�d ja�owcu, �urawiny, brusznicy, kostnicy. Wszystko to by�o s�abym, sennym, trwo�nym, jednak w ogromnej swej zbiorowo�ci wytwarza�o nieokre�lone szmery, kt�re wydawa�y si� to kr�tkimi i urywanymi, to przewlek�ymi i g��bokimi westchnieniami lasu. Trzeba by posiada� dla ucha narz�dzie takie, jakim dla oka jest mikroskop, aby z tych szmer�w wydoby� pojedyncze d�wi�ki, by�o to jakie� morze niesko�czonej ma�o�ci, kt�re jednak oznajmia�o, �e pomimo pozor�w �mierci � las �y�. Ale �y� on nie tylko tymi pokornymi, przel�knionymi, niziuchnymi istnieniami; by�o w nim tak�e �ycie lotne, �mia�e, nawet �wietne albo psotne. Na otwartym roz�ogu halizny, sp�oszone szelestem krok�w ludzkich, stado jemie�uszek zerwa�o si� z ja�owc�w i po�yskuj�c z�otem nakrapianymi pi�rkami ulecia�o w sosnowe g�szcze, gdzie d�ugo jeszcze s�ycha� by�o przel�kniony trzepot ich skrzyde�, nie wiedz�cych, czy maj� osi��� w pobli�u lub oddali� si� �piesznie od miejsca obfitego �eru. Daleko �mielsze sroki, ani zwa�aj�c na obecno�� cz�owieka, to z kolei, to wszystkie razem, gada�y i gada�y na pobliskim drzewie, ale zawzi�ty ich skrzekot nie zag�usza� bynajmniej dziarskiego �piewu gil�w, kt�rych czerwone �ebki jaskrawo migota�y po�r�d �niegowych marmur�w i ciemnej zieleni sosnowej. Wierzcho�kami drzew przelatywa�y z szumem b��kitne skrzyd�a sojek, ni�ej ��wy i dzi�cio�y dziobami bi�y w drzewa, a� kora p�ka�a i otwiera�y si� ze stukiem ziarn pe�ne szyszki. Do szyszek te�, kt�re jak brunatne �wiece, l�ni�c, u ga��zi stercza�y, bieg�y wiewi�rki rudymi kitami strz�saj�c tumany bia�ych py��w. Jedna z nich wprost naprzeciw Jerzego usiad�a na sztywnej i oszronionej ga��zi, w przednich �apkach szyszk� trzymaj�c a ostrymi z�bkami ziarnka jej tak chciwie i zawzi�cie gryz�c, �e a� odg�os chrupania rozchodzi� si� po hali�nie. Musia�a by� bardzo g�odn� i �mia��, bo chrupi�c czarnych oczek ze stoj�cego naprzeciw cz�owieka nie spuszcza�a, owszem, filuternie zuchwa�ym ich wyrazem zdawa�a si� m�wi� do niego: �Mo�esz sobie sta� tu i patrze� cho�by do ko�ca �wiata, a ja b�d� sobie je��, b�d� sobie je��, bo to moja szyszka, moja ga���, m�j las!� Jerzy patrz�c na ni� za�mia� si� g�o�no, bo istotnie w �ar�oczno�ci i zuchwalstwie swoim, na tylnych �apkach z nisko zwieszon� kit� siedz�ca, by�a bardzo ucieszn� i wdzi�czn�, lecz w, tej�e chwili pochyli� si� naprz�d i takie uczyni� poruszenie, jak by strzelb� z plec�w zerwa� mia�. Niedaleko pomi�dzy pniami drzew gor�cym p�omykiem przemkn�� lis i za �a�cuchem wydm �niegowych przepad�. Innym razem Jerzy strzeli�by pewnie, lecz teraz strzelba na plecach mu pozosta�a, a wzrok wznosi� si� coraz wy�ej ku koronom drzew, ku wspartej na niej kopule b��kitnej, ku sp�ywaj�cej z niej smudze r�anej, a� zaszed� mg�� uroczystego, z dna duszy dobywaj�cego si� wzruszenia. Przez lat kilka nie widywa� wsi ani lasu; teraz do�wiadcza� takiego uczucia, jak by te lata by�y snem albo w�dr�wk� w nieznane kraje i jak by dzi� dopiero obudzi� si� albo do domu powr�ci�. Wszystko tu by�o dla niego bardzo znanym, swoim, kochanym i w tej chwili wyda�o mu si� tak wspania�ym, �e a� podziw budzi�o, lub tak mi�ym i �licznym, �e rad by to i owo r�k� uj�� i pog�aska�. Z dna duszy jego, skorup� powszednich my�li, zabieg�w, drobnostek przebijaj�c, podnios�o si� pierwotne i nienazwane, lecz jak ka�dy dar natury niepozbyte przywi�zanie do ziemi, nieba, powietrza, z kt�rych powsta�y i cia�o jego, i dusza. Wcale o tym nie my�l�c, by� w samej rzeczy jako dziecko zawieszaj�ce si� u �ona matki i z rozkosz� ss�ce jego s�odkie mleko. Wielka s�odycz p�yn�a dla� z widoku zjawisk nieba i ziemi, do kt�rych przywyk� by�, odk�d �y�, a kt�rych nie widywa� d�ugo; p�yn�a i ze wspomnie�, kt�re bez�adn� gromad� cisn�y si� mu do pami�ci. By�o ich wiele, przelatywa�y szybko, a on, stosownie do ich natury, u�miecha� si�, brwi �ci�ga� albo podnosi�, wzrusza� ramionami, trz�s� g�ow�. Jedno z nich przecie�, nie wiedzie� czym wywo�ane, b�yskawic� w nim powsta�o i przed oczami zawis�o trwa�ym, niezmiernie jasnym obrazem. Mo�e g��boka cisza halizny tajemniczymi szmery nape�niona, mo�e bia�e tumanki �niegowego py�u tu i �wdzie z drzew ulatuj�ce a do ko�cielnych dym�w podobne, mo�e ��te �wieczki w g�stwinach, przed o�tarzami z marmuru pozapalane, przed oczami jego postawi�y obraz bardzo prosty, lecz dla niego pami�tny i pon�tny. By� to drewniany ko�ci�ek, po�r�d rynku ma�ego miasteczka stoj�cy w ogrodzeniu pe�nym lip, klon�w, malinowej, g�ogowej, berberysowej zaro�li. Kiedy w zimow� niedziel� niepodkutymi saniami pod ogrodzenie podje�d�a�, ojciec pierwszy z sa� zsiada� i jego z nich zdj�wszy w g��bokim �niegu stawia�. Matka ju� sama z siana, z p�acht, spod kilimka wydobywa�a si�, jak mog�a. Cmentarzyk sfalowanym �niegiem zas�any, na lipkach i klonach le�y �nieg w twarde kamienie zbity, cienkie pr�ty krzak�w szronami oplecione wik�aj� si� i b�yszcz� jak sznury szklannych paciorek. Ko�ci�ek, prawie czarny, po�rodku stoi, a tu� przy nim wysoka i cienka dzwonnica u samego wierzchu dzwoni i dzwoni tak dla jego dzieci�cych uszu prze�licznie, �e staje on na wydeptanej w�r�d �niegu �cie�ce, g�ow� wysoko podnosi, palec w usta wk�ada i s�ucha. S�uchaj�c, w wierzch dzwonnicy zapatrzony, pomimo palca w ustach u�miecha si� szeroko do napowietrznej muzyki dzwonu, kt�ra podoba mu si� bardzo, a� silnego szturcha�ca w bok i plecy dostawszy zlatuje ze �cie�ki i padaj�c twarz� i kolanami zanurza si� w mia�kim �niegu. To jaki� przechodzie� popchn�� stoj�cego mu na drodze ma�ego gapia. Nic to, wygrzebuje si� on spod �niegu, twarz r�kawem siermi�ki ociera i z ca�ej si�y n�g, obutych w ci�kie, stukaj�ce buty, p�dzi za znikaj�cymi we wn�trzu ko�ci�ka rodzicami. Wn�trze to wydawa�o mu si� pod�wczas ogromnym i wspania�ym. Teraz, gdy kilka naprawd� wspania�ych �wi�ty� w paru miastach widzia�, �mieje si� z dziecinnego tego z�udzenia; niemniej u�miecha si� te� do �cian wysokich, z gruba pobielanych, nad kt�rymi zaokr�gla si� ma�e sklepienie dla dziecinnych jego oczu dziwnie tajemnicze. Co chwil�, za ojcem kl�cz�c, wznosi oczy ku temu sklepieniu i zaraz je spuszcza, trwog� zdj�ty. Wyobra�a sobie, �e tam w�a�nie, najwy�ej, w ciemnawej g��bi, z r�zg� na niegrzeczne dzieci w r�ku, siedzi Pan B�g. Nie powinien by przecie� tak my�le�, bo od dawna ju� mu powiedziano, �e Pan B�g jest w o�tarzu, kt�ry w g��bi, dla niego bardzo dalekiej, ja�nieje �nie�n� bia�o�ci� p��cien i gromad� pal�cych si� �wiec, a przed kt�rym teraz stoi ksi�dz w b�yszcz�cym ubraniu i �piewa. Zreszt�, zajmuj� go nadzwyczajnie organy, wysoko nad ko�cielnymi drzwiami graj�ce, hucz�ce, czasem poskrzypuj�ce tak przera�liwie, �e przypominaj� mu nie nasmarowane ko�a u woz�w; zajmuje go jeszcze i to, aby go nie uduszono, taki �cisk w ko�ci�ku panuje, tak jedne na drugie pchaj� si� m�skie i babskie ko�uchy i siermi�gi. Za ojcem kl�cz�c i, o ile tylko mo�na, kurcz�c si�, patrzy na ��ty ko�uch okrywaj�cy ojcowskie plecy, na ciemn� �ylast� szyj�, dobywaj�c� si� z kosmatego ko�nierza, na g�ow� ze �wiec�cymi od s�oniny w�osami, trz�s�c� si� w �arliwej modlitwie. Ojciec modli si� z ksi��ki; na jej starej czarnej ok�adce jest wyz�acany krzy�, kt�remu przygl�danie si� w chacie, ilekro� starsi na nie pozwol�, sprawia mu wielk� rozkosz. Teraz jednak z pomieszanymi uczuciami ciekawo�ci i poci�gu spogl�da na co� innego. Pomi�dzy prezbiterium a ko�cio�em znajduje si� od �ciany do �ciany przeci�gni�ta gruba belka, a na niej wysoki a� do sufitu krzy� z rozpi�t� na nim wielk� jak najwi�kszy cz�owiek figur�. I krzy�, i figura z drzewa zrobione, grube, ogromne; na ciemnych w�osach Chrystusa wianek z cierni, a spod niego czerwone krople ciek� na ��te czo�o i policzki. Zdaje si�, �e ta zakrwawiona i nad wszystkim g�ruj�ca posta� powinna by w nim strach budzi�. Przeciwnie jednak, zaciekawia go tylko zrazu, a potem, im d�u�ej na ni� patrzy, coraz wi�kszy poci�g ku niej uczuwa. Jakkolwiek jest drewnian�, ��t�, na pierwsze spojrzenie brzydk�, wyra�nie wyryto na niej, �e Pana Jezusa bardzo rany bol�... On to widzi i robi si� mu �al Pana Jezusa, jaka� m�tna, lecz smutna lito�� go zdejmuje, ale wkr�tce, pomimo rozczulenia, na skrwawion�, cierpi�c� figur� i na wszystko patrze� przestaje; nudzi si�, poziewa; rozmarza go ch��d ko�cielny z zapachem ko�uch�w i upa�em oddech�w po��czony; pochyla si� i sam nie wie kiedy, z czo�em o podeszw� ojcowskiego buta opartym, usypia. Nagle budzi go wielki �piew, tak wielki, �e, zdaje si�, p�kn� od niego pobielone �ciany ko�ci�ka, a gruba belka, na kt�rej stoi krzy� z Chrystusem, dr�y. Ksi�dz u stopni o�tarza kl�czy, organy z ca�ej si�y graj�, a ci�ba ludzka, ca�a na kl�czkach, z szeroko rozwartymi usty, ze wszystkiej mocy �piewa: ��wi�ty Bo�e, �wi�ty Mocny, �wi�ty Nie�miertelny!� Czy to dlatego, �e wszyscy przykl�kli, czy dla innej przyczyny, tak go teraz ludzie pomi�dzy swymi bokami i �okciami �cisn�li, �e prawie oddycha� nie mo�e. Bol� go te� od tego �cisku plecy i ramiona. Zbiera tedy wszystkie si�y i ca�� sw� zr�czno��, chy�kiem wy�lizguje si� spomi�dzy ludzi i u samego boku ojca ukl�kn�wszy przytula si� do niego, jak tylko mo�e najsilniej i najszczelniej. Ojciec uczuwa to i twarzy od o�tarza nie odwracaj�c obejmuje go tak, �e tylko g�owa jego, z jasnymi jak len w�osami, u ojcowskiego pasa wychyla si� spod ramienia w ��tym ko�uchu. Teraz, bezpieczny, znowu s�ucha i patrzy. �piew rozlega si� coraz pe�niejszy, ogromniejszy, silniej b�agaj�cy i jak by nieukojony; ojca twarz ku wielkiemu Chrystusowi na belce stoj�cemu podniesiona, a wygl�daj�ce mu spod ramienia pyzate ch�opi� to w ni�, to w Chrystusa patrzy. Dziwi si� ono, bo pomi�dzy twarz� ojca i Chrystusa spostrzega niejakie podobie�stwo. Wprawdzie na pierwszej czerwonych kropli nie ma, s� za to stoj�ce w oczach wielkie, szklanne �zy, policzki jej tak�e wyd�u�one i ciemne, tak jak u tamtej, i tak samo na niej, jak na tamtej, wyryte stoi, �e ojca jakie� rany bardzo, bardzo bol�. Sam nie wie dlaczego, ale zdejmuje go ochota do �piewania tego samego, co ojciec �piewa, wi�c z szyj� nieco ramieniem w ko�uchu przyci�ni�t�, z pucu�owatym policzkiem do ojcowskiego pasa przytulonym niezmiernie cienkim i fa�szywym g�osem zawodzi� poczyna: ��wi�ty Bo�e, �wi�ty Mocny, �wi�ty Nie�miertelny!� Tu Jerzy obudzi� si� jak by ze snu, sen jak by z g�owy strz�sn��, d�oni� po czole i oczach przeci�gn��. Obraz wspomnieniem nawiany znikn��. Rozejrza� si� po hali�nie, kt�ra pociemnia�a nieco, bo rozpromieniaj�ca j� przedtem r�ana smuga niebieska zsun�a si� nisko za drzewa i na kszta�t dalekiej zas�ony iskrzy�a si� przez g�stwiny. Jerzy b�yszcz�cymi oczami i z p�u�miechem na ustach chwil� jeszcze patrza� doko�a. ��wi�ty Bo�e, �wi�ty Mocny� � jak�e on mocno i z ca�ego serca kocha� w tej chwili ziemi�, niebo, �nieg, drzewa, mro�ne powietrze, muzyk� dzwonu u wierzchu starej dzwonnicy, ogromn� figur� Chrystusa na grubej belce i to rami� ojcowskie w baranim r�kawie, kt�re os�ania�o go przed ludzk� ci�b�, gdy we wzniesionych oczach sta�y wielkie, szklanne �zy... Z mniejszego ni� przedtem oddalenia da�y si� s�ysze� po niejakiej przerwie stuki topor�w. Pojedyncze, to po kilka razem, to jak wystrza�y kilku or�y, jedne po drugich szybko i miarowo uderza�y k�dy�, w nieprzejrzanych g��biach lasu, k�dy u�pione echa budzi�y si�, porywa�y je i powtarza�y, to tu, to tam, to silnie i kr�tko, to przewlekle i s�abo, coraz s�abiej. Czasem s�ycha� te� by�o g�uche trzaski padaj�cych pni i suche trzeszczenie �ami�cych si� ga��zi. Odg�osami tymi zadziwione czy przel�knione ptastwo przycich�o, drzewa z rozpostartymi ramiony zdawa�y si� ich s�ucha�, a nawet g�rnym jakim� powiewem poruszone wierzcho�ki dwu wysokopiennych sosen przechyli�y si� ku sobie i zaszepta�y smutnym, przyciszonym szmerem... Jerzy przy�pieszonym krokiem poszed� w stron� dokonywaj�cej si� trzebie�y, k�dy za �nie�nymi rze�bami i koronkami lasu pali� si� na sk�onie nieba coraz silniej czerwieniej�cy, coraz ognistszy ob�ok. W par� godzin potem ten sam ob�ok jaskrawy i ogniem nalany sta� pod seledynowym kra�cem nieba i blad� czerwieni� zabarwiaj�c szczyty topoli, krwiste smugi k�ad� na po�yskuj�c� tu� za nimi szyb� zamarz�ego stawu. Mr�z st�a�, w powietrzu ciszej jeszcze zrobi�o si�, ni� by�o przedtem, nad du�ym dziedzi�cem za�wieci�o kilka drobnych gwiazd. Na ganku d�ugiego, niskiego domu sta�a dziewczyna w r�owym kaftanie i widocznie niespokojna, niecierpliwa, spogl�da�a to na gwiazdy, to na zarumienione wierzcho�ki topoli, to na staw po�yskliwy, tu i �wdzie �arz�cy si� czerwieni�, to na bram� dziedzi�ca lub na trzymany w r�ku list w grubej kopercie. Szybkie poruszenia g�owy, kt�re czyni�a, to w d�, to w g�r�, to w prawo, to w lewo spogl�daj�c, czyni�y j� podobn� do ptaka, kt�ry czego� l�ka si� i wygl�da. Ubrana by�a tak samo jak w po�udnie, gdy z wiadrem w r�ku po wod� do studni bieg�a; tylko na nogi, spod kr�tkiej sp�dnicy widzialne, w�o�y�a sk�rzane trzewiki, r�owy kaftan przepasa�a czerwonym paskiem ch�opskim i grub� kos� zwin�a u wierzchu g�owy w koron�, spod kt�rej na kark i czo�o sypa�y si� deszcze kr�tkich bladoz�otych w�os�w. Kibi� mia�a troch� przysadzist� i twarz zbyt szerok�, nosek za gruby, lecz z warg wypuk�ych i kszta�tnych krew zdawa�a si� tryska�, a spod niskiego bia�ego czo�a i osypuj�cych je drobnych promieni patrzy�y, zupe�nie takie jak u Kuleszy, du�e, weso�e, szczere, szafirowe oczy. Na t� twarz, niezbyt �adn�, lecz �wie�� i dobr�, wybuchn�� rumieniec. Zeskoczy�a z ganku i zrazu pr�dko, potem coraz wolniej i�� zacz�a ku wchodz�cemu na dziedziniec Jerzemu Chutce. W silnie zar�owionych od mrozu r�kach obraca�a, troch� nawet mi�a list w grubej kopercie. Jerzy z u�miechem czapki uchyli�, a gdy znale�li si� ju� blisko siebie, przyjacielskim ruchem r�k� jej poda�. � Panna Awrelia po takim mrozie chodzi... � O, mr�z, bynajmniej... ja do tego przywyk�am, ale pos�aniec z miasteczka wr�ci� i list do pana Jerzego przywi�z�... Oczy zamigota�y mu rado�ci�, r�k� pr�dko po list wyci�gn��, ale ona z filuternym u�miechem cofn�a swoj�. � Chcia�am go sama panu odda�, bo pewnie bardzo mi�y, ale zaraz nie oddam! Niech pan Jerzy poczeka troch�... na mi�e rzeczy i czeka� dobrze... Ob ani gniewa� si�, ani niecierpliwi�, lubi� zna� t� �wie��, weso�� dziewczyn�, kt�ra teraz z g�o�nym �mieszkiem r�k� z listem za plecy schowa�a. � Jak pani� bardzo pi�knie poprosz�, to pani odda... � To niech pan prosi... Z przechylon� nieco g�ow� oczy ku niemu wznosi�a, lecz on, listem ca�y zaj�ty, pi�kno�ci tych oczu nie widzia�, tylko drug�, woln� jej r�k� w obie d�onie swoje schwyci�, poca�owa� j�, mocno u�cisn�� i z pomimowoln� zalotno�ci� �adnego ch�opca w sam� twarz jej patrz�c m�wi�: � Prosz�, prosz�, moja mi�a, moja �liczna panno Awrelio, bardzo prosz�! Pi�knie prosi�, zbyt pi�knie nawet, bo za plecami dziewczyny list na �nieg upad�, a ona sama, jak jaskrawy ob�ok zarumieniona, zwr�ci�a si� ku domowi i biec zacz�a. Na ganku zatrzyma�a si� zdyszana i ca�a w ogniu; sta�a chwil�, na drzwi domu szklannymi oczami patrza�a, a� przemoc� wyrwa�a si� z zamy�lenia i do sieni wbieg�a wo�aj�c: � Karolka, do wieczerzy nakrywaj, a ja do kuchni lec�. Tatko z obory idzie i pan Jerzy ju� z lasu powr�ci�! Jerzy za� w schludnym pokoju ze �wie�o pobielonymi �cianami, bia�� sosnow� pod�og� i troch� nowych drewnianych sprz�t�w, u okna stan�� i grub� kopert� rozdar�. Bia�e �wiat�o �niegu z lekko r�an� barw� zmieszane pad�o na grube, niekszta�tne, niewprawn� r�k� kre�lone pismo. Ach, najdro�szy Jerzy! Zmartwiona jestem, bardzo i smuc� si� okropnie, bo Kostanty, s�ysz�, coraz gorzej na ciebie wygaduje i odgra�a si�, �e ani grosza posagu nie da. Ja nie wiem, jak ja wyjd� za m�� bez posagu i bez wyprawy. Wielki to b�dzie wstyd dla mnie, i ty swojej ziemi nie masz, a jak, bro� Bo�e, miejsce stracisz, to co my wtedy zrobim? Ja zdrowa jestem, tylko bardzo zmartwiona i bardzo mnie za tob� t�skno, bo ja bez ciebie to ju� bym �y� nie mog�a. Tak pobuntowa� siostry i szwagr�w, �e odgra�aj� si� wielk� nieprzyjemno�� twoim rodzicom zrobi�, je�eli ty mnie nie wyrzeczesz si�... Tu Jerzy wyprostowa� si�, brwi zmarszczy� i list mn�c w pie�ci, prawie krzykn��: � Moim rodzicom! a niedoczekanie ich! Wprz�d ja im �by potrzaskam! Och�on�� jednak wkr�tce i dalej czyta�: Anulka mnie namawia, �ebym sama do nich pojecha�a i powiedzia�a im, �e mam takie postanowienie i �e mnie nikt od ciebie nie odwr�ci. Ona tobie bardzo sprzyja i ze mn� pojedzie. Ju� dzi� biega�am do miasta fornalk� najmowa�, ale nie znalaz�am takiego, co by niedrogo nas zawi�z�. Mo�e za kilka dni pojedziemy i b�d� widzie� si� z Kostantym i z siostrami i niech tam sobie cho�by mnie przekln� i wyrzekn� si�: ja dla ciebie zawsze zostan� jednostajn�. Nigdy, nigdy ja ciebie nie opuszcz� i o tobie nie zapomn�, ty mnie milszy nad wszystko w �wiecie. Oni ci�gle krzycz�, �e ty chamskiego urodzenia i ziemi swojej nie masz i �e mnie z tob� n�dza czeka, bo ty ziemi nie masz. Mo�e to i prawda, ale ja wol� z tob� n�dz�, jak z drugim bogactwo. Ju� �egnam ciebie, m�j najdro�szy Jerzy, i twego listu czekam. �eby on cho� dwie kr�wki na pierwsze gospodarstwo nam da�, a tak cho� tam podobno i pi�� mo�na trzyma�, to za c� my kupim? W dzie� to ci�gle o tobie my�l�, a jak noc przyjdzie, to tylko co oczy zamkn�, zaraz ty mnie �nisz si�. Ach, kiedy my ju� b�dziem ci�gle razem! Ten Kostanty jest z�o�nik i ambitny, got�w jeszcze doprawdy tobie albo twoim rodzicom jak� nieprzyjemno�� zrobi�. Jak tylko b�d� mog�a, zaraz tobie donios�, jaka to u nas b�dzie rozmowa i jak ja od nich wyjad�, bo je�eli on do ko�ca nie upami�ta si�, tak postanowi�am, �e do Anulki powr�c� i od niej za ciebie wyjd�. Ona na to zgadza si�, bo bardzo tobie sprzyja, ale ona jedna z ca�ej familii, kt�rej daj Bo�e takiej nie mie�. Jak mnie w g�owie kr�ci si� od tego wszystkiego! B�d� zdr�w, m�j najdro�szy Jerzy, i nie zapominaj o mnie, tak jak ja o tobie nie zapomn�, �eby tam nie wiem co. Twoja do grobu Salunia U samego brzegu arkusika, ozdobionego czerwon� i poz�acan� r�, by�o jeszcze bardzo krzywo napisane: Podobno pan posesor w Laskowie ma �adne c�reczki. Jeden cz�owiek stamt�d mnie to powiedzia�. Pewno tam u was weso�o czas przechodzi, a mnie bardzo smutno. Jerzy list na st� rzuci� i pr�dko pok�j przebieg�. Zgryziony by� i rozgniewany. �e Salusia brzydko, nieortograficznie pisa�a, o tym wiedzia� i o to nie dba�. Nauczy j� pisa� lepiej, a je�eli i nie nauczy, nie b�dzie przez to ani brzydsz�, ani gorsz�, ani mniej jemu mi��. Ale po co ona powt�rzy�a w li�cie to, co ten dure� brat jej i ca�a familia o nim i jego rodzicach wygaduje? Po co wymawia mu sama, �e on swojej ziemi nie ma, i przypuszcza, �e mo�e j� z nim spotka� n�dza? Nigdy przedtem o niczym podobnym nie m�wi�a i nie my�la�a. Mniejsza jednak z tym: nastraszon� jest i od niego oddalon�, wi�c r�ne my�li do g�owy przychodzi� jej musz�. Ale od rodzic�w jego i wymawiania mu chamskiego pochodzenia familii, jej � wara! Stan�� znowu przed sto�em tak wzburzony, �e a� z zaczerwienionym czo�em i rozrzuconymi w�osami gibkim ramieniem rozpaczliwy gest uczyni� i zawo�a�: � �by potrzaskam! Jak Boga kocham, pojad� i �by potrzaskam! Wkr�tce jednak och�on��, r�k� machn��, a nawet za�mia� si�. � Ot, mam te� czego martwi� si� i irytowa�! Gdy wezm� dziewczyn�, sko�czy si� wszystko i kp�w tych zna� nawet nie chc�. Dla niej warto co� i przecierpie�, a im, no! poka�� kiedy�, com za jeden! Jeszcze oni kiedy� nisko pok�oni� si� przede mn�! II Bia�ymi ob�okami pokryte, szarzyzn� omglone niebo niskie i zadymione sklepienie wznosi�o nad roz�ogiem g�adkim, monotonnym, powleczonym nieskaziteln� bia�o�ci�. By� to roz��g p�l urodzajnych, pszennych i ��k w innej porze wzrastaj�cych kwiecisto i bujnie; teraz przecie� te, kiedy indziej z�ote, zielone, r�nobarwne pola i ��ki nawet usch�ymi badylami nie przebija�y grubej warstwy �niegu. Panowa�a nad nimi cisza, niekiedy tylko chrapowatymi g�osami wron przerywana, i monotonia, w kt�r� z rzadka rozsypane wierzby i grusze wlewa�y tu i �wdzie samotne i smutne nuty. Nawet rozrzucone po wielkiej r�wninie wioski, z dachami i drzewami pokrytymi �niegiem, zlewa�y si� w jedno z otaczaj�cym je g�adkim bezmiarem bia�o�ci; nawet drogi, tu i �wdzie rz�dami drzew odznaczone, najcz�ciej puste, kiedy niekiedy tylko migota�y ciemnym z oddali, szybko pomykaj�cym punktem ch�opskich sanek lub rozbrzmiewa�y przewlek�ymi nawo�ywaniami ludzi z wolna krocz�cych przy szeregu sa�, kt�re ci�ko i ze skrzypieniem p��z po �niegu wlek�y si�, spi�trzone drzewem z dalekich las�w lub sianem z odleg�ych siennic i stog�w wiezionym. Strony te by�y pszenne, ��czne, lecz bezle�ne; zamieszkiwa�a je ludno��, kt�ra po pracowitym lecie wraz z natur� usypia�a na zim�, niby na d�ug�, kr�tkimi godzinami dnia i roboty przerywan� noc wczasu i ciszy. Powi�ksza�o to milczenie, pustk�, melancholi�, kt�re przewleka�y si� po niebie i ziemi, wisia�y w ch�odnym i zwilgoconym nieco powietrzu, a szumy nadlatuj�cych i w r�ne strony pomykaj�cych wiatr�w wydawa�y si� przyciszonymi rozmowami lub gwarnymi k��tniami duch�w nieznanych, po zmartwia�ym przestworzu w pokutnej i t�sknej gonitwie b��dz�cych. To��oczki, stara siedziba rodzin Osipowicz�w, �ozowickich, Brzozowskich, Strupi�skich, po�r�d bia�ego roz�ogu sta�y d�ugim szlakiem drzew obna�onych i pod odymione niebo wzbija�y z komin�w kr�te szlaki dym�w. Do po�owy prawie zatopione w �niegu p�otki drewniane i kamienne, nieprzejrzane, pl�tanin� wi�y si� doko�a czterdziestu przesz�o zagr�d mniejszych i wi�kszych, z wi�kszymi i mniejszymi domami w g��bi podw�rek i ogrod�w. Strzechy dom�w ca�kowicie znika�y pod grubym okryciem �niegu, od kt�rego kominy odbija�y jak szarawe plamy, a pobielone ramy drzwi i okien, tu i �wdzie te� s�upki, na kt�rych wspiera�y si� ganki, m�tnie biela�y na tle szarych, czasem a� prawie czarnych �cian. Niebo, powietrze, otaczaj�cy roz��g p�l nape�nia�y ten d�ugi szereg siedlisk ludzkich ogromn� cisz� spoczynku i ukojenia, kt�rej nie przerywa�y, ale kt�r�, owszem, uwydatnia�y i g��bsz� zdawa�y si� czyni� porykiwania byd�a w oborach, pochrz�kiwania nierogacizny w chlewach, kr�tkie i rzadkie szczekanie ps�w. Czasem kogut przeci�g�e zapia� i wnet odpowiada�y mu inne, coraz dalej, coraz s�abiej, a� gdy ca�a ju� ta warta has�a swoje od�piewa�a, wszystko znowu milk�o. Chy�ych bieg�w kocich pod �cianami i w�r�d drzew, gnie�d�enia si� tch�rzy pod kamiennymi p�otami, dowolnego �erowania zaj�cy z pola przybieg�ych dos�ysze� nie by�o mo�na. Wr�ble pod �nie�nymi okapami strzech �wiegota�y, niezbyt przecie� gwarnie, wrony czasem zakrzycza�y g�o�no, tu i �wdzie go��bie zagrucha�y. Ludzkie �ycie prawie si� nie ukazywa�o, ani w podw�rkach, ani w ogrodach, ani na �cie�kach, kt�rych przecie� by�o mn�stwo, a kt�re w �niegu, tak jak latem na trawie wydeptane, ��czy�y zagrody sieci� dziwnie wymown�. W zakr�tach ich,

O nas

PDF-X.PL to narzędzie, które pozwala Ci na darmowy upload plików PDF bez limitów i bez rejestracji a także na podgląd online kilku pierwszych stron niektórych książek przed zakupem, wyszukiwanie, czytanie online i pobieranie dokumentów w formacie pdf dodanych przez użytkowników. Jeśli jesteś autorem lub wydawcą książki, możesz pod jej opisem pobranym z empiku dodać podgląd paru pierwszych kartek swojego dzieła, aby zachęcić czytelników do zakupu. Powyższe działania dotyczą stron tzw. promocyjnych, pozostałe strony w tej domenie to dokumenty w formacie PDF dodane przez odwiedzających. Znajdziesz tu różne dokumenty, zapiski, opracowania, powieści, lektury, podręczniki, notesy, treny, baśnie, bajki, rękopisy i wiele więcej. Część z nich jest dostępna do pobrania bez opłat. Poematy, wiersze, rozwiązania zadań, fraszki, treny, eseje i instrukcje. Sprawdź opisy, detale książek, recenzje oraz okładkę. Dowiedz się więcej na oficjalnej stronie sklepu, do której zaprowadzi Cię link pod przyciskiem "empik". Czytaj opracowania, streszczenia, słowniki, encyklopedie i inne książki do nauki za free. Podziel się swoimi plikami w formacie "pdf", odkryj olbrzymią bazę ebooków w formacie pdf, uzupełnij ją swoimi wrzutkami i dołącz do grona czytelników książek elektronicznych. Zachęcamy do skorzystania z wyszukiwarki i przetestowania wszystkich funkcji serwisu. Na www.pdf-x.pl znajdziesz ukryte dokumenty, sprawdzisz opisy ebooków, galerie, recenzje użytkowników oraz podgląd wstępu niektórych książek w celu promocji. Oceniaj ebooki, pisz komentarze, głosuj na ulubione tytuły i wrzucaj pliki doc/pdf na hosting. Zapraszamy!