6963
Szczegóły |
Tytuł |
6963 |
Rozszerzenie: |
PDF |
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
[email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
6963 PDF - Pobierz:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd pliku o nazwie 6963 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
6963 - podejrzyj 20 pierwszych stron:
Charles L. Harness
Szkar�atny �wiat
Charles Leonard Harness to pisarz starszego pokolenia, nie tylko zreszt� pisarz
� odebra� prawnicze wykszta�cenie, specjalizowa� si� w prawie patentowym.
Pierwsze opowiadanie napisa� w 1948 roku (Time Trap, zapowied� tematu, kt�ry
penetrowa� w wielu p�niejszych utworach, czyli p�tli czasu).
Pozycj� zdoby� w pierwszym okresie tw�rczo�ci, przede wszystkim dwiema
powie�ciami: The Paradox Men (inny tytu� Flight into Yesterday, 1953) oraz The
Ring of Ritornel (1963). Inne utwory to The Ros� (1966), Wolfhead (1978), The
Catalyst (1980), Firebird (1981) oraz kilkana�cie opowiada�.
W Polsce znany by� dotychczas jedynie z kr�tkiego utworu opublikowanego w
miesi�czniku Problemy" � Szachista Zeno � przewrotnej opowiastki o szczurze
graj�cym w szachy.
Szkar�atny �wiat to jedna z p�nych powie�ci .'harlesa L. Harnessa. pochodzi z
1986 roku. Jest to powie�� poruszaj�ca drugi z ulubionych temat�w tego
ameryka�skiego pisarza, czyli warto�� nauki w zestawieniu z innymi warto�ciami,
kt�re stwarza cz�owiek w swoim �yciu. Wiele wskazuje na to, �e rzeczywi�cie jest
to najbardziej -�soh/sta jego ksi��ka.
Przek�ad Danuta Korziuk
SVARO, Ltd.
Pozna� 1990
Tytu� orygina�u REDWORLD
Copyright � 1986 by Charles L. Harness
Copyright � 1990 for the Polish translation by D. Korziuk
Copyright � 1990 for the cover design by G. Bloch
Copyright � 1990 for the Polish edition by CIA-Books, SVARO
Fragmenty zbioru A Little Kiss oj the Nettle opublikowane za zgod� autora,
William D. Barney �1982
Published by arrangement with Scott Meredith Agency, Inc., 845 Third Avenue, New
York, N.Y. 10022
Znak graficzny serii: Maciej Kalinowski
Projekt ok�adki: Gra�yna Bloch
ISBN 83-85100-12-1
OD AUTORA
Mam tylko kilka uwag.
Po pierwsze: kiedy ostateczny szkic Szkar�atnego �wiata by� na uko�czeniu, m�j
stary przyjaciel William Barney (laureat poetyckiej nagrody przyznawanej w
stanie Teksas) przys�a� mi sw�j ostatni tom wierszy zatytu�owany Lekki Poca�unek
Pokrzywy.
Pokrzywa napisana jest bia�ym wierszem i po�wi�cona zosta�a przede wszystkim
analizie formalnych sposob�w budowania wiersza, temu, jak s�owa i zdania
sk�adaj� si� w poezj�, by sprosta� wysokim wymaganiom tw�rc�w. Kiedy tak
delektowa�em si� Pokrzyw�, nagle zda�em sobie spraw�, �e w pierwszym rozdziale
pomin��em poet�w. Trzeba to by�o naprawi�. Lecz w kt�rym szeregu mieliby i��?
Chyba nie na czele pochodu, w egzaltowanym towarzystwie morderc�w i z�odziei?
Gdzie zatem? Laureat sam dostarczy� wskaz�wek:
...Kucharze i poeci rzadko spotykaj� si� z wdzi�czno�ci� ze strony tych, kt�rych
�ywi�. Nie wytykaj nosa z kuchni, sied� na poddaszu, m�wi� ludzie. Wystarczaj�cy
to dla ciebie honor, �e pozwolono ci zajmowa� si� tym cennym materia�em, kt�ry
podajesz na st�.
Czy wobec tego poezja, tak jak cnota, jest nagrod� sam� w sobie?
Prrr! Powoli, powiada teksaski liryk. Mamy prawo do czego� wi�cej. Musimy
przecie� wiedzie�, mie� �wiadomo��, �e kto�
co�, jest gdzie� tam i s�ucha;
� cz�owiek, B�g, Marsjanin musimy
dostrzec b�ysk, us�ysze� zgrzyt gdzie� tam, poza kra�cami, i wiedzie�, �e obcy,
s�owami nienazwany intelekt zosta� poruszony.
Lecz przyznaje on (niestety):
Czuj� si� jak brat tego biednego diab�a,
kt�ry wystaje na rogu ulicy,
z przej�ciem wyg�asza kazanie z ma�ego tomiku, kt�ry
trzyma w r�ce;
druga r�ka potrzebna mu jest do gestykulacji;
na diab�a, nikt go nie s�ucha!
Jak zatem powinni�my zaszeregowa� poet�w? Popatrzmy jeszcze na ostateczn�
wskaz�wk� udzielon� przez Laureata:
W Teksasie jest niemal tylu poet�w,
ile jest tu grzechotnik�w.
Lecz nie s� tak popularni jak one.
I oto mamy. I tak jest na Ziemi, i tak jest w Szkar�atnym �wiecie.
Po drugie: czy Szkar�atny �wiat jest powie�ci� autobiograficzn�? Tylko moi
dalecy kwakierscy przodkowie wiedz� to na pewno. Prawd� jest, �e moj� pierwsz�
prac� (by� to rok 1933, a ja mia�em siedemna�cie lat) podj��em w sk�adzie
papieru, kt�ry to sk�ad mie�ci� si� w dzielnicy czerwonych latar�. P�ni�] by�em
urz�dnikiem miejskiej komendy policji. Prawd� jest, �e m�j ukochany starszy brat
umar� na skutek rozwoju niemo�liwych do zoperowania guz�w m�zgu. jest tak, jak
powiedzia�a to Evelyn \AAs' Reuisited: Ja to nie ja... oni to nie oni. ()..
kwakierska m�czennica to posta� pr
SZKAR�ATNY �WIAT
zosta�a powieszona za sw� zbyt cz�sto wyra�an� wiar� w sz�ste przykazanie i za
inne niew�a�ciwe pogl�dy. Lecz dobrzy ludzie z Bostonu nie byli w stanie
zniszczy� jej ca�kowicie. Dzisiaj jej pomnik stoi przy Dyer Hali w Harlham
College, w Richmond (Indiana), a zapewne jeszcze i w innych miejscach. Mo�liwe,
�e kt�rego� dnia jaki� gwiezdnyjstatek rzeczywi�cie zaniesie jej imi� do
jakiego� Szkar�atnego �wiata, a mieszkaj�cy tam ludz;e znajd� odpowied�, kt�rej
ona szuka�a.
Nielogiczne? Zwyk�e naci�ganie? Wi�c co?
Autor Pokrzywy:
To prawda, �e podziwiam �cis�e rozumowanie, kt�re starannie artyku�uje post�p.
Lecz kocham co innego: nieskr�powane b��dzenie wyobra�ni.
C. L H.
Rozdzia� pierwszy
PROCESJA
Zaraz po skromnym �niadaniu matka wysz�a za mn� na podest i spojrza�a na mnie z
trosk�.
� Wiesz, �e dzi� jest Wielka Procesja?
� Tak, mamo.
� I �e zamierzaj� spali� t� strzyg�, t� straszn� Jehanne-Mar?
� Tak, wiem.
� Ona nadal upiera si�, �e zd��y za swego �ycia rozpozna� jeszcze Objawiciela.
Tak przynajmniej m�wi�.
(Biedna, nieszkodliwa wied�ma � pomy�la�em. � Zabijaj�, bo jest szalona. A moja
w�asna, pozbawiona rozs�dku matka daje si� nabra� na t� fars�).
� Pi� na amoniak � powiedzia�em. � Nie rzuci�a na nikogo uroku.
� Ale zrobi to � spogl�da�a na mnie z wyra�nym zatroskaniem. � Skoro umiera, to
b�dzie przepowiada�. Wska�e na kogo�. A poniewa� jest strzyg�, jej proroctwo
b�dzie przekle�stwem. �- Schwyci�a mnie za ramiona. � Poi! Nie wolno ci by� przy
spaleniu1 Obiecaj mi!
Marv:<; -^araK-n; sv przem�wi� jej do rozumu. � Mu-
1 : ':!(-' Inaczej nie dojd� do � ''�� ;:<' i/wony �wi�tyni
10
CHARLES L. HARNESS
zaczyna�y wydzwania� po�ow� godziny. � Nie chcesz chyba �ebym si� sp�ni�. To
m�j pierwszy dzie� w pracy.
� Nie, oczywi�cie, �e nie � zgodzi�a si� pospiesznie. Lecz wci�� mnie trzyma�a.
Uwolni�em si� z nadopieku�czego u�cisku i zbieg�em g�o�no po dwa stopnie na raz.
� Nie patrz! Nie patrz! Obiecaj! � wo�a�a jeszcze za mn�.
Och, mamo! Jak mog� obieca�? Przez dwadzie�cia lat, kt�re �yj�, nie by�o ani
jednej egzekucji w Damaskis. I teraz, dzisiaj... Przyspieszy�em kroku.
Lecz im bli�ej by�em centrum miasta, tym trudniej by�o mi i��. Wszyscy wylegli
na ulice, by wzi�� udzia� w Procesji i zabijaniu lub tylko jednej z tych
uroczysto�ci. Na Vys Street gromadzi� si� ju� wielki poch�d. Droga do fabryki
papieru by�a oczywi�cie zamkni�ta, obstawiona przez milicjant�w z pa�kami.
Przecisn��em si� do przodu, musia�em przecie� widzie�. Pcha�em si� sam, pchano
si� na mnie. Wielki dzie� dla kieszonkowc�w. Na szcz�cie (czy nieszcz�cie?)
nie mia�em przy sobie ani solati. Nie mia�em nawet sakiewki, je�li o to ju�
chodzi. Mot�och by� niespokojny i wszystko mog�o si� zdarzy�. Trzydzie�ci lat
temu (czyta�em o tym), kiedy to zosta� podpisany Wielki Uk�ad, odby�a si� Wielka
Procesja z pochodniami (nie by�o takiej nigdy przedtem, nie mia�o ju� by� nigdy
wi�cej). Tuzin do czwartej lamp, �wiece, latarnie, pochodnie. Miasto by�o przez
ca�� noc roz�wietlone �agodnym, r�owym blaskiem, r�wnie niebezpiecznym, jak
uroczym. By�o d-tuzin po�ar�w i beczkowozy je�dzi�y ^ po ulicach do samego
�witu. I ca�y ten czas dzwoni�y dzwony! Nasze dzwony maj� imiona. Rektor.
Pu�kownik Pra�at. T�usty Burmistrz. S�odka Dama. Po�rednik. Kar/c' ! vu>i<
<nnvH< A najwi�kszy z nich, Objawiciel, zosta! metalu, kt�ra spad�a z nieba. I
nigdy 11
SZKAR�ATNY �WIAT
11
Gil i ja wdrapali�my si� na wie�� �wi�tyni, by zobaczy� czemu. I ujrzeli�my.
Dzwon wisia� przerdzewia�y na swej belce. I nic w tym zreszt� dziwnego. Nikt nie
oczekuje, by si� odezwa� przed przybyciem Objawiciela, a to b�dzie po��czone
(tak brzmi przepowiednia) z kolejn� Procesj� z pochodniami. Lecz nic takiego,
oczywi�cie, nigdy si� nie zdarzy. Mity zawsze odnosz� si� do odleg�ej
przesz�o�ci, a proroctwa do przysz�o�ci tak dalekiej, jakby nigdy nie mia�a
nadej��. Mamy zreszt� takie sardoniczne powiedzenie: Kiedy Objawiciel zadzwoni �
co znaczy tyle, co nigdy.
Lecz powr��my do tera�niejszo�ci!
Rozdzielaj�c szturcha�ce, rozpychaj�c si� �okciami i depcz�c po palcach,
przepycha�em si� przez skot�owany t�um. Przy Budynku Cech�w wspi��em si� na
rynn� i, stoj�c na gzymsie, mog�em ogarn�� wzrokiem ca�y plac. W sam� por�.
Procesja bowiem rusza�a.
Spojrza�em w lewo, szukaj�c po�r�d t�umu tego, kt�ry poprowadzi parad�. Kto to
b�dzie? Z pewno�ci� ani kap�an, ani uczony, albowiem jeden nie pozwoli�by na to
drugiemu. Nie, ta kwestia zosta�a rozstrzygni�ta na drodze osobliwego
kompromisu, zgodnie z tym, co ustalono w Wielkim Uk�adzie. Rzeczywi�cie,
rozwi�zanie problemu by�o tak proste i tak niesamowicie trywialne, �e obie
strony ro�ci�y sobie do niego prawo. Cytuj� z Uk�adu (najlepiej, jak pami�tam):
Na czele Procesji powinna i�� osoba o odpowiedniej s�awie, osoba zaproponowana
przez g��wnego uczonego i zaaprobo-
�:-'?n.--7 pwz uajinr/woo biskupa (aprobata nie powinna by�
�'��"��� 7!f.<!. W ramionach przodownik �'-M ;-'f.'.;^) dnia spocznie
12
CHARLES L. HARNESS
Naj�wi�tsza Strza�a, kt�ra zamorduje (i tym samym przywr�ci do �ycia)
Objawiciela.
Co za stek bzdur!
Pozna�em w ko�cu tego, kt�ry szed� na przedzie. Pu�kownik Dite, naczelnik naszej
milicji. Obwieszony medalami mundur b�yszcza� w czerwonym, s�onecznym �wietle,
ale twarz by�a bez wyrazu, nawet zimna. Na ugi�tych ramionach trzyma�
kasztanowat� poduszk�. Wygl�da� na znudzonego. Ciekaw by�em, co m�g� my�le� o
tym wszystkim, czy temu dostojnemu pu�kownikowi przyszloby do g�owy, �e kto�
kiedy� mo�e za��da� od niego, by ni�s� prawdziw� Naj�wi�tsz� Strza��? Zapewne
nie. Wydawa�o si�, �e nikt � milicja, duchowie�stwo ani uczeni � nie wie nic o
Strzale. Ani kto j� wypu�ci, ani kiedy, ani dlaczego. Nie wiedz� nawet, jaki
rodzaj �uku zostanie u�yty. Najlepszy by�by d�ugi �uk, lecz takich nie ma wiele
w okolicy. U�ywa si� ich na dzikie zorki. Milicja nosi kusze, kt�re same �aduj�
si� czworok�tnymi strza�ami. Pozostaje wycelowa� i poci�gn�� za spust. Z bliska
przebija na wylot ludzkie cia�o. �miertelna bro�.
I tak obok mnie przeszed� pu�kownik Dite, a za nim ha�a�liwa reszta celebrant�w.
Kolejno�� cech�w, maszeruj�cych za nios�cym poduszk�, jest �ci�le okre�lona
przez Uk�ad. Porz�dek ten jest, rzecz jasna, odbiciem pozycji spo�ecznej
poszczeg�lnych cech�w oraz ich ambicji wp�ywania na to spo�ecze�stwo.
Najpierw Cech Morderc�w.
Jeden m�czyzna w �a�obnej czerni, zamaskowany. To tylko godno�� honorowa. To
zapewne on ma bv;r /ah�jc^ owt>g<> nieszcz�nika, kt�ry strzeli do Objawicie!;?
jeszcze sztuka ma przynajmniej trzech
SZKAR�ATNY �WIAT
13
Nast�pnie Cech Z�odziei (wliczaj�c w to w�amywaczy, pospolitych rabusi�w,
kieszonkowc�w, defraudant�w i rozb�jnik�w). O to samo miejsce walczyli kiedy�
ostro adwokaci, lecz mimo jedynych w swoim rodzaju i niemal nie wymagaj�cych
wysi�ku metod uwalniania obywateli od ci�aru maj�tk�w, ostatecznie przekonano
ich, by utworzyli w�asny cech.
Dalej szli: Medycy, Cyrulicy 5 Lekarze.
Zmuszeni zostali do ust�pienia pierwszego miejsca Mordercom, w du�ej mierze na
skutek pewnej dwuznaczno�ci, niezr�czno�ci nawet, w sposobie osi�gania
ostatecznego celu. Wykluczono ich te� z Cechu Z�odziei, pomimo �e przecie�
ofiara medyk�w sama p�aci im wynagrodzenie, co wi�cej, musi to zrobi� pod gro�b�
kary administracyjnej � przywilej, kt�rego oba poprzednie cechy bardzo
zazdroszcz� medykom.
Potem: Hazardzi�ci, Zawodowe p�aczki, Lichwiarze, Astrolodzy, Fa�szerze i
Oszu�ci, Kaci i Poeci.
(Zgodnie z protoko�em Uk�adu mia�a miejsce powa�na dyskusja, czy poeci maj�
prawo poprzedza� kat�w, czy nie. Problem rozstrzygni�to rzucaj�c monet�).
wy�szy i wielki, zale�nie od op�at
14
CHARLES L. HARNESS
Terminatorzy cechowi opiewali ju� zas�ugi swych mistrz�w i rozrzucali ulotki 5
cenniki. Powiew wiatru przyni�s� mi jeden. Schwyta�em go i przeczyta�em:
PRZYSI�GI I KL�TWY Bracia BENG Court Street
Przekle�stwa na wszelkie okazje. Komponujemy na poczekaniu. Umiarkowane ceny �
specjalno��: bankructwa i niepo��dane za�lubmy.
Zdobywcy Nagrody TRIADY!
Dalej sz�a administracja miasta:
Poborcy Podatk�w (Cech Z�odziei odm�wi� im miejsca w swoich szeregach), Milicja,
Urz�dnicy, Listonosze.
Nast�pnie rzemie�lnicy: Tkacze, Stolarze, Kamieniarze, Kopi�ci.
Potem si� zgubi�em.
Zauwa�y�em jednak: Farmer�w, Piwowar�w, Rze�nik�w, Piekarzy, Sklepikarzy,
Papiernik�w (ot� to! Dzisiaj to tak�e '. dodatek. Kto zap�aci� m�j t tuzin soi
SZKAR�ATNY �WIAT
15
Nie ja, nie matka, nie sama fabryka. Na pewno nie �wi�tynia. Kto by� moim
nieznanym protektorem? �adnych �lad�w).
Wracaj�c jednak do Procesji. Dalej szli: Baloniarze.
Na koniec za�, zaraz przed wozem szli ci, kt�rzy udowadniali sw� obecno�ci�
post�powo�� i mi�osierdzie marsza�k�w Procesji, skoro w��czyli oni w jej sk�ad
nawet takie m�ty spo�eczne, jak: Nauczyciele.
Jest to widowisko o dziwnym uroku. Wielkie, czerwone, poranne s�o�ce przebija�o
si� przez d-tuzin stadi�w opar�w amoniaku i k�pa�o wszystko w odcieniach
purpury, szkar�atu, krwawej czerwieni, w kt�rej tu i �wdzie przeb�yskiwa�
pastelowy r�. Nawet krzyki, wrzaski i klaskanie, nawet tupot t�umu na kocich
�bach zdawa� si� zabarwiony na czerwono.
Szkar�at, szkar�at, szkar�at.
(Oto dlaczego nazywamy si� Szkar�atnym �wiatem � wyja�nia� kiedy�, wiele lat
temu m�j �wi�tej pami�ci brat Gil. � Lecz czemu wszystko musi by� czerwone? Czym
w�a�ciwie jest kolor? Czy istniej� inne kolory? Obce kolory, kt�rych nasze oczy
nie widz�. I czy tych kolor�w nie ma, czy tylko nasze oczy nie potrafi� ich
ujrze�, b�d�c wra�liwe tylko na odcienie czerwieni. Przyjmijmy, �e s�o�ce by�oby
koloru X lub Y. Lub X plus Y, plus Z. Jakie kolory widzieliby�my wtedy? � tak,
Gil zawsze zadawa� pytania, na kt�re nie mo�na by�o znale�� odpowiedzi).
Wyrwa�em si� z zadumy.
Co to? Nagle wszystko si� odmienia. Jak z mg�y materializuje si� przede mn� w�z
elektropalenia.
Pojazd ci�gn� dwa ospa�e wo�ce, kt�re na t� okazj� pomalo-n � -i 'AK\' wyprz�ga
je teraz i odci�ga na
16
CHARLES L. HARNESS
Na drabiniastym wozie stoi Dziekan Gard i jego ofiara, Jehanne-Mar. Biedna,
skulona kreatura, zwi�zana i zakneblowana. Wygl�da ca�kiem nieszkodliwie.
Jej g�owa obraca si�, zupe�nie jakby czego� szuka�a. Z�apa�em spojrzenie
jasnych, b�yszcz�cych oczu.
Po�rodku wozu stoi krzes�o, za nim bateria. Zr�czni pomocnicy rozwi�zuj�
czarownic�. Ju� zatrzasn�li j� na �ar�ocznym krze�le, podwin�li r�kawy i
sp�dnic� i zapi�li ostre, metalowe pasy na jej dr��cym, chudym ciele. Wolne
zostawili tylko prawe rami�. Tego wymaga Uk�ad, trzeba da� jej szans� uczynienia
znaku S, dla Siris, dobrego Boga.
Mia�a umrze�, utrzymywa�a bowiem, �e za swego �ycia zidentyfikuje Objawiciela.
Wed�ug Uk�adu przyjmowano, �e twierdzenie to jest pierwszorz�dn� herezj�,
dora�nie karan� Sakramentem Elektrospalenia. Nikogo jednak, jak dot�d, nie
wskaza�a i wygl�da�o na to, �e jej fantazje zgin� wraz z ni�.
Mimo znacznej odleg�o�ci widzia�em, jak poruszaj� si� wargi �wi�tego m�a.
Zgodnie z rytua�em zach�ca� j�, by si� pokaja�a, chocia�, oczywi�cie, tak czy
owak zamierza� j� u�mierci�. Nast�pnie (zn�w pod�ug rytua�u), wyci�gn�� jej
knebel.
Nag�a cisza zapanowa�a na placu.
Jehanne-Mar powoli unios�a wolne rami�.
Chwia�o si� i dr�a�o. Czy zamierza�a wykre�li� S na znak skruchy? Nie. W
ostatnim przyp�ywie sil zacisn�a d�o� w pi��. Potem uwolni�a wskazuj�cy palec,
a najbli�ej stoj�cym zapar�o dech z przera�enia. I ujrza�em, dlaczego Mia�a
tylko pi�� palc�w. Szatan siriS odgryz� jej w�asno��.
Co teraz?
SZKAR�ATNY �WIAT
17
B�yszcz�ce oczy i wyprostowane rami� b��dzi�y powoli po t�umie. Ludzie odwracali
twarze. Nikt nie m�g� znie�� tego straszliwego, skazuj�cego palca.
R�ka Garda zawis�a nad prze��cznikiem.
I zaraz potem rozegra�o si� kilka rzeczy naraz.
� Oddaj� ci� twemu panu, siriS! � krzykn�� Gard, opuszczaj�c d�o�.
�Ty! � wrzasn�a Jehanne-Mar wskazuj�c prosto przez plac. (Na mnie?).
Jej p�niejsze wrzaski zosta�y zag�uszone przez t�um. Jeszcze wczoraj te
kreatury by�y cichymi, prawomy�lnymi obywatelami i jutro b�d� nimi znowu. Ale
dzisiaj �mier� i wo� pal�cego si� cia�a przywiod�y ich do szale�stwa.
Najg�o�niejsze by�y gospodynie domowe.
Uczeni powiadaj�, �e cia�o ludzkie kumuluje w swych kom�rkach tlen, zupe�nie jak
kom�rki drewna. Ciep�o elektryczno�ci wyzwala ten tlen, kt�ry reaguje z bogatymi
w wod�r parami naszej atmosfery, co daje jeszcze wi�cej ciep�a. I tak ogie� �ywi
ogie�, a Jehanne-Mar dostarcza opa�u dla swej w�asnej kremacji. Tanie i wydajne,
�adnych koszt�w, ojcowie miasta op�acaj� tylko dzier�aw� stosu elektrycznego i
urn� na prochy.
I tak wkr�tce by�o po wszystkim. I ju� terminatorzy piekarscy torowali sobie
drog� przez t�um.
� Bierzcie gor�ce ciastka Jehanne-Mar! Ciastka Jehanne-Mar!
Zlaz�em po rynnie i pospieszy�em wzd�u� alei. By�o w tym -���'.'"'���,'ii,\ccqo.
Wrzawa ucich�a, gdy skr�ci�em � ��''-�' troch� my�li.
18
CHARLES L. HARNESS
�Ty". Co ona przez to chcia�a powiedzie�? Ju� do�� by�o z�ego, �e musia�a
umrze�. Co gorsza, to musia�o by� przeprowadzone publicznie. Widowiskowe
preludium do sprzeda�y ciastek nazwanych od jej imienia. Lecz dlaczego musia�a
wskaza� akurat na mnie? Je�li musia�a. No i je�li tak by�o. Niczego tu nie by�em
pewien. Czy by�o to jej proroctwo i kl�twa zarazem? Niekt�rzy naprawd� dziwnie
umieraj�.
I � czy naprawd� by�a strzyg�?
Trudno wyja�ni�, czym jest strzyga. Tej demonicznej kreatury nie zdefiniowano w
�adnym s�owniku. Przypuszczalnie jest s�ug� siriS, lecz czy to prawdziwy
cz�owiek, czy mo�e c�rka szatana, tego nie wie nikt. Ko�ci� m�wi, �e to ona
sama okre�la si� przez to, co m�wi i robi. Wypowiada plugawe herezje. By da�
upust swej z�ej woli, mo�e powodowa� defekty u nie narodzonych jeszcze p�od�w,
mo�e sprowadza� choroby na ludzi i zwierz�ta, mo�e rozsiewa� epidemie i
przyci�ga� plagi. Kiedy mamrocze � rozmawia z cz�stk� siriS wewn�trz jej umys�u.
Mo�e przybra� kszta�t dzikiego zwierza i zabi� podr�nego, kt�ry samotnie
zapu�ci� si� w noc. Gdy jest bardziej wyrafinowana � si�� wzroku i koncentracj�
mo�e niewinne dzieci przywie�� do ob��du. Jej mistrz, siriS, nie przeszkodzi
jej. Ka�da strzyga ma sw�j m�ski odpowiednik: czarownika i maga.
� Gdzie oni s�? � spyta�em raz Gila.
� W naszych umys�ach.
� Ale czasami �apie si� ich i pali.
� Wi�c nie daj si� z�apa�.
To by�o zbyt zagmatwane. Potrz�sn��em energicznie g�ow�, by rozja�ni� umys�.
�adnych wi�cej strzyg, �adnej Jehanne-Mar, �adnych my�li o jej wskazuj�cym
palcu!
Jestem na Vys Street i zmierzam do f ' pierwszej p�atnej pracy.
Rozdzia� drugi
JOSI
Vys Street.
Nazwa by�a znajoma. Obok �wi�tyni by� kurant Vys, a w kolegium dzwonnica Vysa.
By� mo�e Vysowie byli jedn� z dawnych rodzin za�o�ycielskich. Je�li tak, to
chyba zeszli ju� ze sceny.
Vys Street.
�wirowa droga pokryta warstw� czystej gliny. Magazyny. Bocznica kolejki
ci�gnionej przez wo�ce. Chodnik ko�cz�cy si� o dwa kroki od placu. �adnych
sklep�w. Chyl�ca si� ku ruinie dzielnica mieszkaniowa. Jakie� stajnie wo�c�w,
warsztaty naprawiaj�ce powozy, kar�owata, szara trawa porastaj�ca co�, co kiedy�
by�o podw�rzami. Krzywe gonty dom�w pokrytych �uszcz�c� si� farb�. I zapachy.
Jak wymy�lna synteza podejrzanych pachnide�. Przede wszystkim jednak wo� brudu
ulicy. M�cz�ca dzielnica. Bolesne znu�enie emanowa�o ze �cian dom�w i miesza�o
si� z w�glovadanami ze sklep�w i ze stajni. Wszystko za� osnute by�o dymem
shroot�w i zwietrza�ego aele. W�szy�em z niepokojem, atmosfera by�a zwodnicza.
Ale nic, przez najbli�sz�, a mo�e i dalsz� przysz�o�� b�d� wdycha� te aromaty
pi�� razi; na sekstyl i pozostawa�o to zaakceptowa�. ' � ; ' !- ::�"-.-' oichf
>i-->. bv powietrze Vys Street przenikn�o do
20
CHARLES L. HARNESS
Jaki� nik�y, dziwny d�wi�k wdar� si� nagle w moj� zadum�: gwizd. Raczej �agodny,
nawet wabi�cy.
Odruchowo podnios�em wzrok; wiedzia�em, �e to nie do mnie, nikogo tu nie zna�em,
nigdy przedtem nie by�em na Vys Street, nawet spotkanie w sprawie pracy mia�o
miejsce nie tutaj, tylko, m�wi�c �ci�le, w rezydencji w�a�ciciela, S�uire
Gearinga.
O ma�o si� nie potkn��em. W obramowaniu okna, ma�ego, pokrytego �uszcz�c� si�
r�ow� farb� domku, sta�a dziewczyna. Przez firank� nie mog�em dostrzec jej
twarzy, lecz nie mia�o to �adnego znaczenia. Istotna cz�� dziewczyny, a
mianowicie ca�a jedna noga, by�a widoczna, wygi�ta i obna�ona. Jej sukienka (czy
koszula nocna) podwin�a si� i ods�ania�a j� a� po udo. Musia�a sta� na drugiej
nodze. Rzuci�em szybkie spojrzenie na �rodek zakurzonej ulicy i z �omocz�cymi
sercami ruszy�em dalej.
Po drugim gwizdni�ciu (tym razem z przeciwnej strony ulicy) zda�em sobie spraw�,
�e id� po prostu przez dzielnic� burdeli. Tak, moja droga do pracy prowadzi�a
przez �r�owe miasteczko". T�dy przez najbli�sze dni, lata, przechodzi� b�d� do
Fabryki Papieru Magna i t�dy b�d� przenosi� moje sekstylne wyp�aty. Kiedy
szed�em dalej, moje my�li zn�w poszybowa�y do Gila.
� Co o tym my�lisz? Za�o�� si�, �e t e g o nie uczyli ci� w kolegium. I te
cztery nutki, kt�re gwizda�a. S� znajome, co� jak �wi�tynne dzwony. Co to by�o?
Nie wiedzia�em, a Gil nie �y� ju� od roku. Nie oczekiwa�em zreszt� �adnej
odpowiedzi. Cz�sto prowadzi�em z moim zmar�ym bratem takie rozmowy, w my�lach.
Wiedzia�em, �e to dziwaczne, ale pewien by�em, �e nieszkodliwe Przynajmniej o
tyle, o ile nie porusza�em wargami i jakbym mamrota� co� do siebie.
SZKAR�ATNY �WIAT
21
� Dziewczyny � powiedzia�em do Gila. � Go�e kobiety. Czterdzie�ci solati o �smej
rano!
By�a to rozweselaj�ca my�l, lecz wiedzia�em, �e nic z tego. Niemniej strach
przed niepowodzeniem w pierwszej pracy nieco zel�a�. Matce, rzecz jasna, nic
powiedzie� nie mog�em. Kaza�aby mi zaraz rzuci� prac�, a potem mog�oby up�yn��
wiele sekstyli, nim zdo�a�bym znale�� inne zaj�cie. To by�o nie do pomy�lenia,
musieli�my mie� pieni�dze teraz. Musia�em podj�� t� prac� � nie mia�em ju� nic,
co zgodzi�bym si� sprzeda�. W tych sekstylach, gdy Gil le�a� umieraj�cy,
sprzeda�em wszystkie moje zwoje, a by�y tam i Poematy Deki, i Trzydziestu
trubadur�w (w wi�kszo�ci podarunki od Gila). Posz�y po jednym solati ka�dy;
nawet Nauka dozwolona (trzy zwoje) z cudownymi iluminacjami Theoscienta Sojona.
Zosta�o mi kilka nowo wydrukowanych, paginowanych ksi��ek, g��wnie kroniki
podr�nicze. R�czna maszyna drukarska by�a nowo�ci�, wi�c za te ostatnie
za��da�bym pi�ciu solati. Lecz wysz�o tak, �e nie musia�em tego sprzedawa�.
Wystarczy�o, �e przeprowadzi�em wywiad w sprawie pracy w Magnie. S�uire Gearing
poszukiwa� m�odego cz�owieka, kt�ry m�g�by pracowa� w magazynie, a ponadto
obs�ugiwa� maszyn� drukarsk�. Panie by�y wykluczone. Nagle sta�o si� jasne, �e
to wielki interes, chocia� nie wszyscy jeszcze to zrozumieli.
Nie, nie mia�em zamiaru zaczyna� poszukiwa� od nowa. Matka ju� i tak by�a
zaniepokojona tym, �e Magna i Vys Street by�y po�o�one w pobli�u �wi�tyni i
Biblioteki Publicznej.
Ju� widzia�em fabryk� � par� dom�w dalej, na lewo od skrzy�owania � murowane
budynki z wyblak�ym szyldem, r�owe litery na czarnym tle. Wisia� nad ramp�
towarow� i M�n; wygl�da� na stary i mocno ju�
22
CHARLES L. HARNESS
Mija�em w�a�nie du�y, r�owy dom na rogu, ten z wysok� pozbawion� okien wie��,
kiedy we frontowych drzwiach pojawi�a si� kobieta ubrana w jasnor�owy szlafrok
przewi�zany sznurkowym paskiem, kt�ry z przodu zwiesza� si� w p�tlach. Pod
szlafrokiem mia�a przejrzyst� nocn� koszul�. Czarne w�osy opada�y w
nieporz�dnych k�dziorach na jej policzki, snop s�onecznego �wiat�a ze wschodu
rozp�omieni� jej g�ow� i ramiona, roziskrzy� w�osy.
Nasze spojrzenia spotka�y si� na moment, lecz na skutek blasku rodz�cego si�
dnia nie mog�em dostrzec koloru jej oczu. Mo�e szare? Czarne w�osy, szare
oczy... Wygl�da�a jak tajemnicza dama z obrazu Terna Madonna Ob�ok�w.
O �smej rano, jeszcze w nocnym stroju i bez makija�u by�a naprawd� pi�kna.
I pozosta�a pi�kna nawet wtedy, gdy, podszed�szy bli�ej, ujrza�em, �e jej twarz
wydaje si� naznaczona tragicznym pi�tnem. Gdy obserwowa�em j� tak k�tem oka,
otar�a policzek wierzchem d�oni. Zastanawiaj�ce, jej oczy by�y dziwnie
opuchni�te. Czy by�y mokre? Co robi�a w�a�ciwie, �ciera�a d�oni� z policzk�w
jaki� p�yn? Co niby? I sk�d tam si� wzi��? A mo�e to wierzch jej d�oni? Przez
chwil� zapatrzy�em si� na jej r�k�. W�a�nie wtedy mnie zauwa�y�a, g�adko i
szybko wepchn�a obie r�ce w przeciwne r�kawy szlafroka.
Potem za�o�y�a ramiona na piersiach i po raz pierwszy spojrza�a prosto na mnie.
Nie cofa�a wzroku, tylko wyraz jej twarzy si� zmienia�. Smutek zdawa� si�
ulatnia�. Patrzy�a na mnie pilnie z czym� w rodzaju rosn�cego zdumienia.
Zamarli�my na chwil� oboje, a� obejrza�a mnie od st�p do g��w. Szale�stwo!
Musia�a by� podobnego zdania ocK;/ r�v�!n< xv<->�r'<-prze�amali�my nasz bezruch.
Ja ruszy�o
SZKAR�ATNY �WIAT
23
si�, by wzi�� porann� gazet� i koszyk z wiktua�ami (chocia� nadal stara�a si�
zas�ania� r�ce). Udawa�a, �e mnie ignoruje, lecz wiedzia�em, �e patrzy wci�� na
moje plecy oddalaj�ce si� w kierunku fabryki papieru.
Czy wszyscy kompletnie dzi� poszaleli? O co chodzi? Kim ona jest? Nie mia�em
odwagi obejrze� si�. Czy to jedna z tutejszych dziewczyn? Wydawa�a si� inna. Ile
ma lat? Mi�dzy dwudziestk� a trzydziestk�? A co to za r�nica...
I ta wie�a � wbudowana jakby w jej r�owy dom. Czy mo�e odwrotnie. Pobudzi�a
jakie� odleg�e wspomnienie. Wie�a... wie�a... co� szczeg�lnego. Mieli�my,
oczywi�cie, jeszcze inne wie�e w mie�cie. Mieli�my Wie�� Zorka wzniesion� z
dyspens udzielanych bogatym parafianom na jedzenie zorka w �wi�ta. Mieli�my
Wie�� �wi�tych, ufundowan� przez tych, kt�rzy za �ycia nabyli sobie prawo do
�wi�to�ci. I tak dalej. Wszystkie te budowle mia�y schody, drzwi, portyki, okna.
Lecz nie t a wie�a. Jej mury by�y �lepe; ani portalu, ani okna czy witra�u,
�adnego widocznego wej�cia.
Ju� mam. Kiedy Gil i ja byli�my ch�opcami, obluzowali�my krat� w wej�ciu do
sutereny Biblioteki Publicznej. Wkradli�my si� do �rodka mi�dzy przymocowane
�a�cuchami ksi��ki i zwoje. Maj�c tylko w�t�� tlenow� lampk�, pr�bowali�my
czyta� wszystkie zakazane lektury. Znale�li�my par� pozycji o perypetiach
zwi�zanych z Wie��. Co� o zst�pieniu z nieba i o dziewczynie z�apanej na
w��cz�gostwie. Przedziwne rzeczy. Nie mog�em sobie przypomnie� nic wi�cej, lecz
wiedzia�em, �e kt�rego� dnia do tego wr�c�, z wi�kszym sensem. Lecz teraz � do
fabryki papieru!
Spu�ci�em g�ow� i przeszed�em przez skrzy�owanie. � � � � �'�'.>: ��;� '��-�! -
"4..,n nerwowym i t�ustym m�czyzn�.
24
CHARLES L. HARNESS
Ci�kim krokiem wyszed� w swej tunice na ramp� w chwili, gdy przyby�em. Najpierw
nieznacznie zmarszczy� brwi, jak gdyby �a�uj�c tych kilku chwil potrzebnych na
powitanie nowego pracownika, po czym niedbale wyszczerzy� do mnie z�by, akurat
do��, by mnie pozdrowi� nie trac�c czasu. Obejrza� mnie i potrz�sn�� g�ow�.
� Powinienem by� ci wspomnie�, �e trzeba tu b�dzie przebra� si� w jakie� ciuchy.
Przynie� jutro co� starego.
� Tak, prosz� pana � to �atwe, mam tylko stare ubrania.
Przerwa�o nam skrzypienie k� przeje�d�aj�cego furgonu. By� to ambulans. Obaj
patrzyli�my, jak zatrzymuje si� w poprzek podjazdu do rampy, tu� obok
zniszczonej, jednoizbowej cha�upy. Dw�ch ludzi wysiad�o z wozu, przesz�o do ty�u
i wysun�o nosze. Zdaje si�, �e nie bardzo si� spieszyli. Jednemu zaj�o troch�
czasu zapalenia shroota. W ko�cu znikn�li wewn�trz rudery.
� Pewnie jaki� hobo � mrukn�� Gearing. � Czasem bywa tak. Gdy zdecyduj�, �e s�
za s�abi, by wskoczy� do jad�cego poci�gu, to rezygnuj�. Id� tam i umieraj�.
Milicja znajduje przynajmniej jednego raz w miesi�cu. By� o tym artyku� w
gazecie. Musia�e� go czyta�.
Przypomnia�em sobie. I naraz cha�upa nabra�a z�owieszczego wygl�du. Wy�amane
okna wygl�da�y jak oczodo�y czaszki, a trzaskaj�ce frontowe drzwi przypomina�
zacz�y wyszczerzone z�by.
Dwaj m�czy�ni wynie�li obci��one nosze, wpakowali je do wozu, zaci�li batem
�a�o�nie chudego wolca i w�z znikn�� za rogiem.
Wiedzia�em, �e nie powinienem zabiera� mojemu nowemu szefowi czasu czym�, co nie
ma nic wsp�lnego z moj� prac�, lecz ostatecznie to on sam poruszy� ten temat <-,
i � K-l^tri ru-k^A-
SZKAR�ATNY �WIAT
25
� Czemu tego nie zburz�? � spyta�em. � Mam na my�li t� cha�up�.
� Josi postawi�a j� kilka lat temu. Jest jej w�a�cicielk� i nie pozwoli jej
rozebra�. Josi... ksi�na... wielka pani... Jest posiadaczk� prawie wszystkiego,
co tu widzisz doko�a. Wszystkich tych dom�w. Wszystkiego z wyj�tkiem mojej
fabryki.
� Josi? Przystojna kobieta, czarne w�osy w lokach? Mieszka w tym domu z du��
wie��, na rogu?
� Tak. � Spojrza� na mnie zdumiony. � Znasz j�?
� Nie � powiedzia�em szybko. � By�a na ganku. Zabiera�a gazet�, gdy
przechodzi�em tamt�dy.
� Chod�my � wzruszy� ramionami. Wszed�em za nim na wewn�trzny dziedziniec, gdzie
jeden po drugim pokaza� mi wszystkie budynki.
� Furgony przywo�� odpadki, z kt�rych wyszukujemy najlepsze skrawki materia�u i
papieru. Sk�adujemy je w tym magazynie. � Skin��, bym szed� za nim. � W tej
szopie wrzucamy je do m�yn�w. Wszystko rozdrabniamy na jednolit� mas�. Ch�opcy
czerpi� j� i rozlewaj� w arkusze. O, tam � wskaza�. � Trzeba pilnowa� grubo�ci
warstwy zale�nie od tego, czy ma to by� papier do pisania czy do druku, do
pakowania czy na pude�ka, i tak dalej.
Przeszli�my do innego budynku.
� To jest hala gor�ca. Przechodz� przez ni� arkusze, �eby wyschn��.
Dwaj rozebrani do kusych spodenek robotnicy zwijali schodz�c� z suszarek ta�m� w
bele. Po ich cia�ach sp�ywa� pot (o zapachu w�glowodoru aminowego). Uwi�zieni w
swym piekle nawet nie podnie�li wzroku.
� Nie zatrzymujmy si� � Gearing prowadzi� mnie dalej. Sk�ad, Tutaj dostarczamy
zam�wiony towar � powiedzia�
26
CHARLES L. HARNESS
S�uire z dum�. � Mamy oko�o d-tuzin r�nych pozycji i klient�w w promieniu kilku
tuzin�w mil. Wr�cili�my z powrotem do biura.
� Zaraz powinni zjawi� si� po�rednicy � gdera�. � Za p�no przynajmniej o p�l
godziny. Oczywi�cie, wszyscy byli na paleniu. Ciekawe, jakie podadz�
usprawiedliwienia. Chore babcie, w�lce z kolk�. Na rozszczepione kopyto siriS...
W�r�d wyposa�enia ma�ego biura znajdowa� si� i st� Gearinga, i kantorek
rachmistrza, i st�, kt�ry mia� odt�d by� m�j. By�a jeszcze maszyna do
sk�adania.
Tymczasem do rampy zacz�y podje�d�a� dwuk�ki. Gearing przedstawia� mi
przyje�d�aj�cych, gdy wchodzili do biura. Nie by�o ich wielu, lecz mimo to by�em
pewien, �e nieraz pomyl� ich nazwiska.
� A to jest Ba� Bonnar. Ba� prowadzi nasz� platform� ci�arow�. Ba�, zechcia�by�
pokaza� j� Polowi? A potem przyprowad� go z powrotem. Chcia�bym, �eby wydrukowa�
kilka cennik�w.
Bonnar mia� dwadzie�cia jeden lat, by� chudy, lecz niespodziewanie silny.
� Dotychczas ca�y w�z �adowa�em sam � powiedzia�.
� Ale interes si� rozkr�ca i teraz pewnie b�dziesz mi pomaga�.
� Oczywi�cie, domy�lam si� tego.
Stan�li�my przed platform� z wielkim, poci�gowym wo�cem. Zwierz� zlustrowa�o
nas. Cofn��em si� za Bonnara.
� Na imi� ma Pips � powiedzia� wo�nica pos�pnie.
� Inaczej zwana te� Slut.
� Ooo!
� Ona mnie nienawidzi. A ja nienawi � doko�a. � Gearing lubi oszcz�dza�. K:
SZKAR�ATNY �WIAT
27
dowiedzieli�my si�, �e odgryz�a r�k� poprzedniemu wo�nicy. Wi�c lepiej uwa�aj,
Poi.
� Na pewno.
I tak zacz��em.
By�em zatrudniony jako pisarz-magazynier.
M�j pierwszy dzie� przebiega� typowo. Podyktowano mi. Przepisa�em. Na maszynie
drukarskiej wydrukowa�em cenniki, biuletyny, zam�wienia, monity.
Nigdy potem nie zabiera�o mi to w ci�gu dnia wi�cej ni� jedn� czy dwie godziny.
Przez reszt� czasu robi�em u�ytek z musku��w. L�dowa�em na r�czne w�zki paczki
papierowych toreb, bele papieru, pud�a z marszczonego kartonu. I uczyni�em
odkrycie � papier by� ci�szy od wszystkiego, co mo�na by�o znale�� w fabryce.
Bela papieru pakowego mog�a wa�y� nawet ponad dwa d-tuziny baron. W magazynie
pomaga�em Banowi za�adowa� to, co zam�wili po�rednicy. Razem wywlekali�my bele
papieru i paczki papierowych toreb na tyln� ramp�, gdzie czeka�y na platform�.
To by�a ci�ka praca i pocili�my si� obficie.
Matka czeka�a na pode�cie schod�w naszego ma�ego mieszkania nad stajni�. Obok
niej sta� Burnie, merdaj�c szale�czo ogonem. Matka zauwa�y�a wielkie plamy potu
wok� pach mojej koszuli i spojrza�a na mnie z niepokojem.
� Jak by�o?
� Doskonale. To nie jest trudne. Odpr�y�a si� troch�.
� Spodoba�e� im si�?
� A jak�e. Mi�e miejsce � wypchn��em nog� yeda na podest i wszed�em za matk� do
mieszkania. Poci�gn��em
nosem.
powiedzia�a dumnie. � Z paroma
28
CHARLES L. HARNESS
(Gdzie ona dosta�a zorka? Prawdopodobnie po�yczy�a od naszej gospodyni).
� Och, pachnie cudownie. Ale najpierw pozw�l, �e wezm� k�piel. Niech troch�
odetchn�.
Kiedy le�a�em w ciep�ej vadzie, zda�em sobie spraw�, �e mi�nie mam jak z drewna
i ka�dy iskrzy bole�nie. J�kn��em, czy tak b�dzie co wiecz�r? Nie, nie b�dzie.
Zrozumia�em szybko, �e tak by� nie mo�e, albo bowiem umr�, albo przywykn� i
stan� si� twardy jak niebia�ski metal.
Po kolacji, gdy le�a�em w ��ku i robi�em przegl�d dnia, zauwa�y�em, �e nie
my�l� ju� o storturowanych mi�niach. Bardziej interesuj�ce w�tki przep�dzi�y
b�l. Raz jeszcze prze�ywa�em wczesny poranek i t� chwil�, gdy Jehanne-Mar
wskaza�a na mnie i krzykn�a �Ty!", i t�, kiedy Josi z wie�y spojrza�a na mnie,
a ja ujrza�em, jak jej twarz zmieni�a wyraz z tragicznego na zdumiony.
Odesz�a�, spalona, Jehanne-Mar. Nie zosta�o nic pr�cz popio��w, kt�re zostan�
wsypane do ceramicznej urny i pochowane gdzie� na rozstajach dr�g.
Ale Josi, ach, Josi! Jeste� nad wyraz �ywa. W my�lach rozbieram ci� z r�owego
szlafroka i nocnej koszuli. I widz�, �e jeste� bardzo jasna. I teraz wiem,
dlaczego tak zapatrzy�em si� na twoje d�onie, gdy ociera�a� ten p�yn z oczu.
Tylko pi�� palc�w? Niemo�liwe. Zbyt szybko po biednej Jehanne-Mar. M�j umys�
p�ata mi figle. Ach, Josi.
U�miechn��em si� i zapad�em w sen.
W ci�gu paru dni z �atwo�ci� naby�em r1
SZKAR�ATNY �WIAT
29
Ka�dego ranka Ba� i ja przebierali�my si� w robocze fartuchy i tuniki bez
r�kaw�w, normalnie przechowywane na wieszakach za biurem Gearinga. Poci�em si�
obficie, gdy s�o�ce by�o wysoko, a robota ci�ka. Kr�powa�o mnie to i po pracy
zazwyczaj przep�ukiwa�em koszul� w basenie i suszy�em. Ka�dego wieczoru
przebierali�my si� z powrotem w nasze �dobre" rzeczy.
S�uire Gearing by� zawsze na swoim miejscu, gdy wchodzi�em i wiem, �e ostatni
wychodzi� wieczorem. Planowa�, spiskowa�, prowadzi� kampanie. Sprzeda� papieru
by�a spraw� �miertelnie powa�n�. Wieczorem przegl�da� wszystkie kwity sprzeda�y,
pr�bowa� znale�� spos�b zwi�kszenia zam�wie�. Przegl�da� rozliczenia; wiedzia�
dok�adnie, kiedy klient mo�e potrzebowa� nowej beli papieru pakowego czy nowej
paczki papierowych toreb. By�o pewne, �e w odpowiedniej chwili wy�le tam
po�rednika i uprzedzi zamiar wizyty klienta u konkurencji. Ca�y wiecz�r obmy�la�
strategi� na dzie� nast�pny. Rano wzywa� mnie i dyktowa� noty dla poszczeg�lnych
po�rednik�w. W cin-que, popo�udniami, po sko�czeniu ha�a�liwych spotka�
handlowych, zostawa� jeszcze, by zebra� my�li.
Czasem przychodzi� nawet w sesste. By� wzorem dla ca�ej reszty, tym bardziej �e
nigdy nie stawia� si� nikomu za wz�r.
� Dbaj o swoj� prac� � upomina� po�rednik�w � a ona zadba o ciebie.
Gearing by� �onaty, ale nie z pani� Gearing, lecz ze swoj� fabryk� papieru.
Rozdzia� trzeci
WSPOMNIENIA O KOBIETACH
Czwarta noc. Sekstyl prawie si� ko�czy�, pozosta�o p� dnia pracy.
I w ko�cu przesta�em odczuwa� b�l.
Le�a�em na ��ku my�l�c o tym, co w fabryce opowiadano o Josi.
� Nazywa siebie pani� Vys, ale oni nie s� ma��e�stwem. A on jest impotentem.
� Nie mo�na si� zorientowa�, jaki jest jej rozk�ad dnia.
� W rzeczywisto�ci to ona jest dziewic�.
� Przestanie ni� by�, gdy Objawiciel zadzwoni.
� Oszcz�dza si� dla Wielkiego Archonta... Najwy�szego Uczonego... Dziekana
Garda... naczelnik�w Cech�w...
� Nie, dla �adnego z nich... Ona czeka na m�sk� dziewic�.
(I tu ja si� nadaj�).
J�kn��em i przekr�ci�em si�, �eby spojrze� na czasomierz. Dopiero trzecia,
trzeba by jeszcze pospa�. Cin�ue, dzie� wyp�aty. Czy wystarczy tego na randk� z
dziewczyn�?
Dziewczyny.
Odtworzy�em w pami�ci list� dziewczyn, kt�re zna�em w szkole. Dawno posz�y ju�
ka�da swoj� drog�. Musia�yby pewnie dobrze si� nag�owi�, �eby przypomnie� ^�>!
�.;,- <��� � , >n< ^
SZKAR�ATNY �WIAT
31
imi�. No, mo�e opr�cz Jeil Gard (tak, naprawd�, c�rka Dziekana!). Ona i ja
uczyli�my si� razem na pami�� wymaganych zwrotek z Madonny Ob�ok�w Terna. Prawie
ca�a klasa wybra�a pierwsz� zwrotk�, bo by�a najbardziej znana i naj�atwiejsza
(chocia� ca�kiem niezrozumia�a):
Gdy strzala uderza, Objawiciel umiera, Lecz powstaje, i �ywy w ramionach j�
niesie do damy na wie�y.
�wi�ta legenda jest oczywi�cie dobrze znana. Objawiciel zostaje zabity, wraca do
�ycia, ratuje sw� ukochan� i wysy�a j� ku gwiazdom w nadzwyczajnym (pozbawionym
�agla!) statku, sam tymczasem rozprawiaj�c si� z szajk� zab�jc�w. I ju�. Jeil i
ja przeszli�my od razu do �rodka utworu i wyszukali�my to, co wydawa�o nam si�
najlepsze:
Jej w�osy czarne by�y i skrzy�a w nich czerwie�, a gdy oczy podnios�a, oczy
mia�a szare, zarzuci�a na niego sw� mi�osn� sie�...
Uczyli�my si� siedz�c na jej hu�tawce ogrodowej, wygodnej i szerokiej jak
kanapa, w przy�mionym �wietle tlenowego kaganka. Jednego wieczoru, gdy
zako�czyli�my ju� nasze deklamacje, od�o�yli�my ksi��ki i po prostu siedzieli�my
w ciszy. By�o ciemno, jedynie kaganek dawa� troch� blasku, w domach po
przeciwnej stronie ulicy zapala�y si� �wiat�a. Od czasu do czasu s�yszeli�my
g�osy, przewa�nie rodzic�w nawo�uj�cych dzieci: Chod� tutaj! Czas spa�!
32
CHARLES L. HARNESS
R�ka Jeil le�a�a lu�no na kolanie. Po�o�y�em na niej swoj� d�o� i nasze palce
splot�y si�. Og�lnie wiedzia�em, co chcia�bym dalej zrobi�, lecz wiedzia�em te�,
�e b�d� musia� wypracowywa� szczeg�y w miar� post�pu akcji. Podnios�em si� i
nasun��em kapturek na lamp�. Usiad�em potem w ciemno�ci tu� obok niej, uj��em w
d�onie jej twarz i poca�owa�em w usta. Nie by�o to wprawne. Pierwszy raz
poca�owa�em dziewczyn� i by� mo�e opu�ci�em kilka subtelnych fragment�w. Nie
szkodzi, czu�em si� cudownie. Jej d�ugie, czerwone w�osy by�y splecione w dwa
p�askie warkocze, opadaj�ce po obu bokach g�owy. Przesun��em d�oni� po jednym i
zastanawia�em si� przy tym, jak wygl�da�aby naga, z rozpuszczonymi w�osami,
le��ca u mojego boku.
Jeil westchn�a. Po�o�y�a mi r�k� na szyi i delikatnie przyci�gn�a do siebie.
Przesun��em wargami po policzkach, po szyi. Jej sk�ra by�a zdumiewaj�co mi�kka.
Zacz��em j� pie�ci�. Moja d�o� powoli przesuwa�a si� w g�r� i w d� po okrytym
szar� materi� boku, d�u�ej zatrzymuj�c si� na biodrze. Potem przenios�em d�o� na
jej brzuch, powoli pod��aj�c w g�r�, ku piersiom. Wydawa�y si� du�e, nawet jak
na dziewczyn� jej wzrostu. Opu�ci�a r�k�, by nakry� moj� d�o� i nasze palce
splot�y si� raz jeszcze. Poczu�em pod palcami powstaj�c� niewielk�, tward�
wypuk�o��.
To by�a sutka jej piersi. Ciekawe. Nie wiedzia�em, �e to tak si� dzieje. Znowu
si� poca�owali�my, nasze wargi rozchyli�y si� troch� i m�j j�zyk wnikn�� do jej
ust. Porusza� si� tam i z powrotem, miotaj�c si�, sonduj�c. Wsun��em r�k� pod
jej sukni�. By�a to d�uga szata z kryzami i falbanami i musia�em zdrowo si�
napracowa�, nim pokona�em op�r materia�u. Przesun��em d�oni� po nagim ciele, po
no<i/c> i po Kmdr/f.
SZKAR�ATNY �WIAT
33
docieraj�c do bielizny. Wsun��em d�o� pod sp�d i tak zastyg�em. Ledwo oddycha�a.
Nasze usta rozdzieli�y si�, a moja d�o� ruszy�a powoli w d�, jakby badaj�c
teren. Jeil rozsun�a lekko nogi, a ja po�o�y�em si� mi�dzy nimi, na niej. Jej
prawa noga by�a nieco ugi�ta i napiera�a na oparcie hu�tawki, lewa znajdowa�a
si� poza siedziskiem, opieraj�c si� zapewne o pod�og� werandy. Nie zwraca�em
w�wczas na to wi�kszej uwagi. Zacz�a cicho j�cze�. Nasze usta spotka�y si� zn�w
i sczepi�y. R�kami otoczy�a moje plecy, przyci�gaj�c mnie jak najbli�ej.
Oddycha�a ci�ko, coraz ci�ej, a� w ko�cu oderwawszy usta wyda�a seri�
chrapliwych, gard�owych d�wi�k�w. Jej cia�o zadr�a�o pode mn� konwulsyjnie i o
ma�o nie spad�em. Wreszcie rozlu�ni�a si�. Poza wzburzonym oddechem by�a
spokojna. By�o zbyt ciemno, bym m�g� zobaczy� jej oczy. Z trudem podnios�em si�
i usiad�em. By�em zdumiony, �e nie osi�gn��em tego samego wraz z ni�.
� A jak z tob�? � szepn�a.
Gmera�a przy klamrze mego paska, wi�c jej pomog�em. I w�a�nie wtedy ulic�
nadjecha�a z �oskotem dwuk�ka. Z rosn�cym z�ym przeczuciem s�uchali�my, jak
skr�ci�a na podjazd. �rebica wo�ca dobrze zna�a drog� � mimo ciemno�ci trafi�a
do domu. Na z�e skrzyd�a Sin, to rzeczywi�cie by� Dziekan. Musia� sko�czy� sw�j
wieczorny wyk�ad w kolegium.
Pow�z cofn�� si� ku stajni i wiedzieli�my, �e jej ojciec b�dzie tu lada chwila.
Usiedli�my. Doprowadzi�em spodnie do porz�dku, ona poprawi�a szat� i wsun�a na
stopy pantofle. Zebra�em ksi��ki, poca�owali�my si� na dobranoc i odszed�em.
Nast�pnym razem...
Ale nast�pnego razu nie by�o.
34
CHARLES L HARNESS
Wkr�tce potem umar� ojciec. Po nim Gil. Wszystko si� rozsypa�o. Jeil i ja
przestali�my uczy� si� razem, chocia� oboje uko�czyli�my szko��. Ja zacz��em
szuka� pracy, ona posz�a do kolegium. I teraz wszystko wygl�da�o inaczej. R�ne
rzeczy mi si� przytrafi�y (i jej te�, je�li o to chodzi). Chadza�a na randki z
ch�opakami z kolegium. I dobrze, z pewno�ci� nie czu�a nic do mnie, pewnie nigdy
nie pomy�la�a o czarnow�osej Madonnie. Byli�my teraz zupe�nie r�nymi lud�mi.
Mnie spotka�o o wiele wi�cej ni� j� czy kt�r�kolwiek ze znanych mi dziewczyn.
Nie zetkn�y si� ze �mierci�, nie bywa�y wyrzucane z domu, nie szuka�y przez rok
pracy. I w�tpi�, czy kt�rakolwiek posz�a kiedy� spa� g�odna.
Dziewczyna, o kt�rej my�l� teraz, b�dzie mia�a szczeg�lny wygl�d. Na ni� b�d�
czeka�. Jej twarz skrywa nieokre�lony b�l i smutek. Wiele prze�y�a, jednak jej
�ycie toczy si� dalej. Ukrywa swoje rozczarowania, mo�e czeka na kogo� takiego
jak ja, chocia� Siris wie, co b�d� jej mia� do zaoferowania. Mo�e b�dziemy
raczej jak sumuj�ce si� przeciwie�stwa, kt�re jednak nie znios� si� wzajemnie? I
jedno uczyni drugie gorszym. Mo�e. I prawdopodobnie w�wczas otworz� si� jej oczy
na t� rzeczywisto�� i opu�ci mnie. Je�li, przede wszystkim, w og�le si�
znajdziemy. Widzia�em tak� twarz ju� dwukrotnie. Pierwszy raz na portrecie
piel�gniarki stoj�cej po�rodku m�odocianych �o�nierzy Najwy�szego Uczonego �
ilustracji z �Nowin z Dama-skis", kt�re znalaz�em w Bibliotece Publicznej. To
by�a kobieta moich sn�w, prawdopodobnie dwudziestoletnia, chocia� w otoczeniu
ch�opc�w wygl�da�a starzej. U�miecha�a si� krzywo, ca�kiem bez humoru, m�wi�c
jakby: Widzia�am straszne rzeczy i straszny los czeka te dzieciaki, ale damy
sobie rad�. B�dziemy mieli szcz�cie.
SZKAR�ATNY �WIAT
35
My�l�, �e z ni�, chocia� odesz�a ju� dawno i przenios�a si� do historii, m�g�bym
rozmawia�. I jej twarz nosi Josi.
My�l� o Jos� i wiem, �e niejedno jej si� przytrafi�o. Nie to co mnie,
oczywi�cie, lecz patrz�c na jej twarz wiedzia�em dok�adnie, �e mogliby�my si�
porozumie�. Poza tym, to bardzo pi�kna kobieta. Starsza ode mnie, lecz to nie ma
znaczenia. W ka�dym razie nie dla mnie.
(Nie dbam o to, ile masz palc�w, Josi. Kiedy zn�w ci� zobacz�, policz� je na
drugiej r�ce).
Rozdzia� czwarty
144 SOLATI
Cin�ue, dzie� bardzo szczeg�lny, dzie� wyp�aty.
D-tuzin solati.
O si�dmej rano sta�em na naszym ma�ym pode�cie i spogl�da�em na karminowe niebo
na wschodzie. Nadchodzi� upalny dzie�, lecz jako� nie dba�em o ten upa�. Dzie�
mia� by� wspania�y i chocia� nale�a�o poczyni� odpowiednie przygotowania, mia�em
jeszcze mas� czasu.
Pospiesznie zbieg�em po chybotliwych schodach do ogrodu. Burnie pod��y� za mn�.
By�o po nim jeszcze wida�, chocia� s�abo, cechy odziedziczone po przodkach,
niuchaczach. Kiedy� kap�ani u�ywali niuchaczy do wykrywania heretyk�w,
oczywi�cie przed Uk�adem. Kiedy niuchacz znajdowa� heretyka, podobno wydawa� z
siebie seri� pisk�w i poszczekiwa� brzmi�cych zupe�nie jak: Burn! Burn!* Rasa
podupad�a w z�ych czasach po Uk�adzie i prawie wygin�a. Ocala�y tylko
przypadkowe miesza�ce, jak Burnie.
Jakim� cudem ten nieokre�lonej do ko�ca rasy szczeniak, kt�ry roi� si� od
insekt�w, przyszed� pewnego dnia za Gilem z kolegium do domu, wywrzaskuj�c swoje
burn! burn! przy ka�dym kroku. Gil by� zachwycony. Wyczy�ci� go i wym�g� na
* Burn (ang.) spali� (przyp. t�um.)
SZKAR�ATNY �WIAT
37
domownikach zgod�, by zosta�. Odt�d codziennie na powitanie Gila zwierzak
og�asza� jego heretycki status. Robi� to tylko dla niego, a Gil go kocha�. Matka
by�a zgorszona, ojciec zafascynowany, ja za� zazdrosny.
Obecnie Burnie sypia� na pode�cie schod�w, tu� pod kuchennymi drzwiami,
przynajmniej przy �adnej pogodzie. W zimie zabierali�my go do �rodka.
Pani Schmol pozwoli�a nam u�y� kawa�ka ziemi obok stajni, pod schodami jako
ogr�dka. Skopa�em go wiosn�, nie daj�c �adnego nawozu, �adnego gnoju wo�c�w. Nie
by�o na to pieni�dzy. Jednak jakim� cudem wysz�o ca�kiem nie�le. Mieli�my czarn�
fasol�, pigwic�, gagli� i przede wszystkim tomatki.
� Plim! Kap! Plum! � krople vady spada�y na b�otnisty grunt. Dobry, melodyjny
�rodek leczniczy. Spojrza�em w g�r�; vada wycieka�a z naszej lod�wki i
pochodzi�a z topniej�cego lodu. S�czy�a si� przez wypust w aluminiowym dnie
lod�wki i wycieka�a lejkiem pod��czonym do rury odp�ywowej. Ta rurka przebija�a
�cian� i powolnymi kroplami zrasza�a nasz ogr�dek. Dzia�a�o to ca�kiem dobrze,
chyba �e od czasu do czasu zatka� si� odp�yw. Tym co go zatyka�o, by�y glony.
Wtedy musia�em po�ycza� od pani Schmol sk�adan� drabin�, wspina� si�, by stan��
twarz� w twarz z opornym odp�ywem i przedmuchiwa� go, ile mia�em si� w p�ucu.
Papranina.
Widzia�em w gazetach reklamy elektrycznych lod�wek. Przepi�kne urz�dzenia
ch�odzone cyrkulacj� vady, z pomp� na baterie. Vada paruje, tym samym ch�odz�c,
a para skrapla si� i vada wraca do obiegu. Pomys�owe. �adnego lodu, �adnego
kapania, w og�le nic. Bogaci ludzie mieli takie lod�wki. Nie s�dzi�em nawet, bym
kiedy� m�g� mie� tak�. Nie przejmowa�em '.K1 K/m jednak.-
38
CHARLES L HARNESS
W secondo i cin�ue matka umieszcza�a w oknie od ulicy kart� lodow�. Jest to
czworok�tny kawa� tektury z du�ymi, czarnymi cyframi na ka�dym z czterech bok�w:
24,48, 72 i 96. Zwykle wystawia�a stron� z napisem 24 baron, z wyj�tkiem
szczeg�lnych okazji. Przyje�d�a� lodziarz, zatrzymywa� ci�gni�ty przez wo�ca
furgon, spogl�da� na kart�, podnosi� dwudziesto-czterobaronow� bry�� lodu,
zarzuca� j� wprawnie do s�u��cego mu za worek kaptura na plecach i wnosi� do
domu.
Zn�w bacznie przyjrza�em si� winoro�li. Hola! Wielka, t�usta wesz. Kt�rego�
bliskiego dnia b�dziesz mie� pi�kne skrzyd�a, je�li b�dziesz trzyma� si� z dala
od naszego ogrodu. Uspok�j si� g�upia, ma�a wiercipi�to, migiem ci�
przesiedlimy. Tu jest oszustnica, w sam raz zielsko dla ciebie. Z�ap si�, o tu.
Teraz obejrzymy tamte tomatki. Aha, dwa, mo�e trzy s� ju� dobre, czerwone i
dojrza�e. Zrywam dwa, po jednym dla mnie i dla matki. Spiesznie wbiegam z nimi
po schodach, matka czeka ju� w drzwiach. Wr�czam jej, co przynios�em.
� Musz� lecie�! U�miecha si� tylko.
� Nie, Burnie, ty zosta� tutaj. Zosta�!
Poranek ziewa, przeci�ga si� i wlecze. Wreszcie bije po�udniowy dzwon. Licz�
uderzenia! Raz... dwa... trzy... Dwunasta! Wszystko jest proste. Podchodzisz do
sto�u Gearinga, podpisujesz list� p�ac, on wr�cza ci kopert� z wypisanym
nazwiskiem, przeliczasz co twoje i wychodzisz.
Dla innych mo�e rzeczywi�cie by�o to proste. Nie dla mnie.
SZKAR�ATNY �WIAT
39
Moja pierwsza wyp�ata, pierwszy zarobek. Czy naprawd� dostan� pe�ny d-tuzin
solati?
Gearing wr�czy� mi niedba�ym gestem ma�� kopert� i wskaza� na list� p�ac.
Podpisa�em si� roztrz�sion� r�k� i odwr�ci�em do wyj�cia. Lecz on podni�s� wzrok
i u�miechn�� si� szeroko, jak gdyby wiedzia�, co mi chodzi po g�owie.
� Powiniene� to przeliczy� � powiedzia� �agodnie. Zrobi�em to. Dwadzie�cia
cztery po��wki.
� Tak, prosz� pana!
W�o�y�em banknoty do kieszeni tuniki i pieczo�owicie zapi��em j� na guzik.
Dzie� pracy dobieg� ko�ca. Wyszed�em na ramp�. Czekali tam Ba� Bonner i Marti
Ma�o, jeden z po�rednik�w.
� Dosta�e� pieni�dze?
� Tak.
� Mamy zamiar wskoczy� do �Wie�y" na aele � powiedzia� Ba�. � Masz ochot� p�j��
z nami?
� Musz� do domu � odpar�em. � Ale odprowadz� was po drodze.
A zatem do domu.
Wbieg�em na kuchenny podest po dwa stopnie naraz. Potem przyhamowa�em i
przybra�em wyszukanie oboj�tny wyraz twarzy. Wszed�em do �rodka i zamkn��em
drzwi. Matka siedzia�a przy obudowanym stole jadalnym, udaj�c, �e czyta gazet�
od pani Schmol. Prawdopodobnie czeka�a na mnie ju� od godziny.
� Cze��!
Spojrza�a na moj� twarz.
� Cze��! � odpowiedzia�a. U�miechn�a si� szeroko, poznaj�c, �e mam pieni�dze.
40
CHARLES L. HARNESS
Wyci�gn��em banknoty z kieszeni i roz�o�y�em przed ni� na stole. Potem usiad�em
naprzeciwko i oboje w ciszy wpatrywali�my si� w le��ce wachlarzem papiery.
� Podzi�kujemy Siris � powiedzia�a po prostu.
W�tpi�em, czy Siris ma tu co� do rzeczy, lecz nie chcia�em si� spiera�. SiriS �
przez dwa du�e S, natychmiast rozdzieli� si� na Siris dobrego i siriS z�ego.
Taka jest jego natura. P