6941
Szczegóły |
Tytuł |
6941 |
Rozszerzenie: |
PDF |
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
[email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
6941 PDF - Pobierz:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd pliku o nazwie 6941 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
6941 - podejrzyj 20 pierwszych stron:
Halina Rudnicka
Uczniowie Spartakusa
NA TARGU NIEWOLNIK�W
Zaledwie r�owe promienie �witu ciep�ymi blaskami zala�y plac targowy i wynios�e, marmurowe kolumny �wi�tyni Kastora, gdy ze wszystkich ulic nadci�ga� zacz�y gromadki ludzi. Na placu wok� niewysokich rusztowa� z drzewa kr�cili si� robotnicy, ostatnimi uderzeniami m�otk�w i siekier umacniaj�c deski i belki. Ustawiano przestronne klatki, wysokie na wzrost cz�owieka, przesuwano du�e kamienie i pie�ki, na kt�rych mieli stan�� heroldowie og�aszaj�cy licytacje i ceny niewolnik�w. Szerok� fal� p�yn�li sprzedaj�cy i przeznaczeni na sprzeda�. Sz�y grupki kobiet, ch�opc�w i dzieci pod stra�� uzbrojonych wyzwole�c�w i ca�e oddzia�y je�c�w wojennych eskortowanych przez �o�nierzy. Prywatni kupcy sami, a pa�stwo i wodzowie rzymscy przez swych urz�dnik�w i pracownik�w, rzucali na rynek codzienn� porcj� �ywego towaru, kupionego w portach azjatyckich i afryka�skich lub, co najcz�ciej, zdobytego na wojnie czy w czasie ob�aw urz�dzanych w dalekich prowincjach rozleg�ej Rzeczypospolitej Rzymskiej.
Ch�opcy i dzieci szli prawie nadzy, przystrojeni w wie�ce i wst��ki, dziewcz�ta w delikatne tkaniny, strojne we wczesne wiosenne kwiaty, dziewcz�ta pi�kne jak zamorskie ptaki, spad�e nie wiadomo dlaczego na z�owrogi bruk rzymski. Szli m�odzi si�acze, dobrani spo�r�d tysi�cy je�c�w wojennych, dzwoni�c g�ucho �a�cuchami, kt�re ich skuwa�y po trzech. Szli mocnym krokiem - dra�ni�c wspania�ymi bicepsami, szerok� klatk� piersiow� i silnymi nogami scherla�y t�um przekupni�w rzymskich i greckich, kt�ry rozk�ada� swe ubogie kramy. Je�cy ci - to cenna si�a robocza, zdatna do winnic, kamienio�om�w, kopal�, a nawet szk� gladiatorskich. Za ka�d� tak� grup� powolnym, chwiejnym krokiem wlok�o si� dw�ch lub trzech bezz�bnych starc�w-niewolnik�w. Tak kaza� zwyczaj kupiecki - do doborowego towaru, sprzedawanego hurtem po kilkana�cie lub kilkadziesi�t g��w, do��czano wybrakowane resztki, weteran�w zab�jczej pracy na plantacjach czy w kopalniach.
By�a to jakby defilada wszystkich ras i kraj�w, do kt�rych si�gn�a drapie�na r�ka zdobywc�w rzymskich. Szli czarni Getulowie, jasnow�osi Germanie i S�owianie, hebanowi Numidyjczycy, smuk�e jak trzciny, czarnookie mieszkanki Andaluzji, zgrabni aleksandryjczycy, czaruj�ce dzieci Lycium, Frygii i Grecji. Trzy cz�ci �wiata - Europa, Azja i Afryka - rzuca�y do st�p zwyci�zc�w swe ludzkie bogactwo.
Dozorcy ze �wistem przecinali powietrze grubymi batami, plecionymi z rzemieni, pokrzykuj�c b�d� to weso�o i powitalnie do znajomych, b�d� to z gro�b� na nieszcz�liwych maruder�w, kt�rzy op�niali si� w marszu.
Ranek marcowy by� ch�odny. Wczesne promienie s�o�ca nie zdo�a�y jeszcze nagrza� powietrza, wi�c te� niejeden szcz�ka� z�bami i d�o�mi, roz�o�onymi na p�ask, klepa� si� po udach i piersiach.
- Kapusta gor�ca z baranin�!... Tania!... Smaczna!... - pokrzykiwa� ra�no m�ody sprzedawca nios�c przed sob� oparty na brzuchu gliniany, paruj�cy garnek.
�o�nierze i dozorcy obst�pili go woko�o. Du��, drewnian� chochl� czerpa� potraw� i nak�ada� do wyci�gni�tych miseczek i garnuszk�w. Otrzymywane miedziaki chowa� zr�cznie do p��ciennego woreczka na szyi.
R�noj�zyczny gwar unosi� si� nad t�umem i zlewa� w jeden, hucz�cy jak wieczorny przyp�yw morza, szum. �aci�skie i greckie wyrazy i zdania wybija�y si� ponad ten szum, niby g�osy pasterzy nad becz�cym stadem owiec.
Kalias zaj�� miejsce na wzniesieniu obok matki. Oczyma schwytanego dzikiego ptaka rozgl�da� si� czujnie woko�o i jak dziki ptak pragn�� tylko jednego: uciec. Od miesi�ca, od tragicznej nocy, gdy piraci napadli na bezbronny, �pi�cy dom babki, morduj�c starych, a uprowadzaj�c m�odych i zdrowych, tylko ta jedna my�l ko�ata�a niestrudzenie w m�zgu: uciec. Sp�tany, obok r�wnie� sp�tanej matki i mieszka�c�w napadni�tej wioski attyckiej, le�a� na pok�adzie zwinnej pirackiej barki marz�c o skrzyd�ach Ikara, o ucieczce. Gdyby tak Zeus w postaci or�a chwyci� go, jak niegdy� porwa� pi�knego Ganimeda, i uni�s� z powrotem do rodzinnych Aten! Ale barka p�yn�a spokojnie i pewnie po morzach, a� zawin�a do jakiego� portu po�udniowej Italii, gdzie prze�adowano ich na rzymski statek kupiecki i odwieziono do Rzymu.
I tu po kilku dniach uci��liwych zabieg�w odm�adzaj�cych i upi�kszaj�cych wystawiono ich na sprzeda�. Kaliasowi ufarbowano w�osy na kolor pszenicy i utrefiono w l�ni�ce pukle, namaszczono olejkami cia�o i barwnikami upi�kszono twarz. Matce jakim� p�ynem nasmarowano w�osy, kt�re jak b�yszcz�ce zwoje br�zu opada�y w ci�kich lokach na piersi i plecy, os�aniaj�c j� niby p�aszczem. Czerwone kwiaty upi�te nad uszami podkre�la�y brzoskwiniow� �wie�o�� cery i g��bok� czer� ogromnych, umiej�tnie podmalowanych oczu. Zwiewna przejrzysta tkanina nie chroni�a jej przed ch�odem ranka i matka niespokojnymi ruchami stara�a si� okry� p�aszczem w�os�w przed zimnem i spojrzeniami przechodni�w. Ra��co, jak przylepione do cia�a, wygl�da�y nogi, pobielone od st�p do kolan wapnem. By� to znak, �e niewolnik by� pierwszy raz wystawiony na sprzeda�. Bielone nogi gwarantowa�y �wie�o�� towaru. Bielone nogi przewa�a�y - ma�o by�o weteran�w, to jest takich, kt�rzy najmniej rok przes�u�yli u jakiego� pana. Ta wystrojona cudacznie, odm�odzona matka wydawa�a si� Kaliasowi jaka� obca i daleka. Spojrza� na niedu�� tabliczk� zawieszon� na jej piersi. Przeczyta�:
Arsinoe, Greczynka.
Lat 23.
Gra na lutni.
�piewa 1000 pie�ni.
Znakomita prz�dka.
I na tej ma�ej tabliczce mie�ci�o si� wszystko. Odm�adzaj�c� sztuk� ukradzionych sze�� lat �ycia matki. I pi�kne pie�ni, kt�re �piewa�a w gronie kobiet ate�skich, tkaj�cych wsp�lnie suknie dla opiekunki miasta, bogini Ateny. Co trzy lata nowa, tkana z najdro�szej i r�nobarwnej prz�dzy, przetykana z�otem szata okrywa�a w uroczystych dniach �wi�t - Panatenaj�w - stary pos�g bogini. By�y to dni triumfu matki, znakomitej prz�dki. By�y to dni, kt�re wdra�a�y siew pami�� rado�ci� i szcz�ciem. Kalias pami�ta trzy takie �wi�ta: �piewy, muzyka, igrzyska gimnastyczne, wy�cigi, procesja... Westchn�� ci�ko. Poczu� na ramieniu rozpalon�, such� r�k� matki. Us�ysza� szept:
- Odwagi, synku... B�d� przy mnie blisko...
Usta jej dr�a�y i Kalias czu�, �e serce matki zamiera z trwogi przed rozstaniem. Rzadko si� zdarza�o, by rodziny kupowano razem. Zreszt� ich w�a�ciciel stara� si� zamaskowa� fakt, �e Arsinoe jest matk� takiego du�ego ch�opaka. To �le wp�ywa�o na cen�. Nie kupowano nawet niewolnik�w jednej narodowo�ci. By�o to niebezpieczne. Wsp�lno�� j�zyka i pochodzenia u�atwia�a zmowy, oszukiwanie pana i spiski. O tym wszystkim Kalias dowiedzia� si� ju� na barce pirackiej. Ju� tam zacz�� si� uczy� nowej sztuki - �ycia niewolnika. Jak�e� ono okrutnie r�ni�o si� od �ycia w szkole ate�skiej i rodzinnym domu! Kalias przymkn�� oczy i zda�o mu si�, �e widzi przestronn� sal� szkoln�, nauczyciela-gramatyka, siwobrodego, siedz�cego na wysokim krze�le i powoli recytuj�cego bojowe pie�ni Tyrtajosa. Co robi� teraz koledzy - weseli, rozdokazywani - Melikles i Polinik? Czy urz�dzaj� bez niego wy�cigi u st�p Akropolu? Kto z jego przyjaci� ma teraz po nim s�aw� najlepszego biegacza?
- Uwa�aj! - sykn�� kto� obok niego.
Kalias otworzy� oczy. Przyszed� Gajusz Wibiusz, ich w�a�ciciel, i uwa�nie sprawdza�, czy wszystko jest w porz�dku. Pomocnicy jego zdwoili gorliwo��. Przysun�li bli�ej klatk�, w kt�rej umieszczono jakiego� starego Greka. Grupowali inaczej niewolnik�w, poprawiali ich tabliczki. Wibiusz, czerwony, z b�yszcz�cymi oczyma, bucha� wyziewami wina i czosnku. Kalias spod oka trwo�liwie go obserwowa�. Zna� jego ci�k� r�k� i niepohamowanie w biciu.
Ju� pierwszego dnia po prze�adowaniu wi�ni�w z barki pirackiej na statek kupiecki Kalias pozna� si�� jego uderzenia. Wibiusz, ze sk�rzanym, kr�tkim batem, przechadza� si� po pok�adzie, uwa�nie przegl�daj�c zbit�, wystraszon� gromad� niewolnik�w. Kalias, zapatrzony na wsch�d, na niebieskie morze, za kt�rym pozosta�a s�oneczna ojczyzna, dopiero w ostatniej chwili, szarpni�ty przez matk�, odwr�ci� si�, spojrza� i - krzykn��. Przed nim sta� Milon, dow�dca bandy korsarskiej, kt�ra spali�a domek babki. To by� ten sam Milon z obrz�k��, czerwon� twarz�, ze szram� na prawym policzku. Zb�je kilkakrotnie wykrzykiwali z zachwytem jego imi�, gdy mordowa� bezbronnych. To on - morderca babki. Kalias, ukryty za stert� siana, widzia� dok�adnie wszystko: Milona w wojennym rynsztunku, pirata, tego samego Milona, kt�ry stoi teraz przed nim w todze Rzymianina. I on jest tym Wibiuszem, o kt�rym ju� od rana szed� z�owr�bny szept. Wibiusz nie lubi� widocznie, by niewolnik o�mieli� si� w jego obecno�ci, niepytany, m�wi� lub krzycze�. Piek�cy bat spad� na plecy Kaliasa. I nie wiadomo, kiedy sko�czy�aby si� kara, gdyby matka nie run�a oprawcy do n�g. Uderzy� j� dwukrotnie, ale lekko, bez przekonania i odwr�ci� si�. Rzymianin - korsarzem, tego Kalias nie m�g� zrozumie�. Dopiero w przysz�o�ci, za kilkana�cie miesi�cy, mia� t� zagadk� rozwi�za� w tragicznej dla siebie i przyjaci� sytuacji.
Milon by� dzi� w dobrym humorze. �mia� si� grubia�sko i pokrzykiwa� weso�o na swych pomocnik�w. W�ochat� �ap� klepn�� najbli�ej stoj�cego niewolnika, wyda� kilka drobnych polece� i po chwili zawr�ci� do niedawno opuszczonej garkuchni. Westchnienie ulgi powia�o nad strwo�on� rzesz� jego s�ug i niewolnik�w. Kalias spojrza� na �yczliwego s�siada, kt�ry go uprzedzi� o niebezpiecze�stwie. By� to m�ody Germanin Gannikus, kt�rego pozna� na rzymskim statku. Germanin - silny, kr�py m�odzieniec dwudziestokilkuletni, o przedziwnie g�stych brwiach, kt�re jak czarnym w�glem nakre�lona linia bieg�y r�wno przez czo�o, ��cz�c si� u nasady nosa. Okazywa� mu du�o �yczliwo�ci. Wy�wiadcza� drobne przys�ugi. Da� mu kt�rego� dnia kilka orzech�w, nie wiadomo sk�d zdobytych. Nie pozwoli� go krzywdzi� innym niewolnikom. By� dobry, co nie by�o rzecz� �atw� w�r�d r�norakiego t�umu nieszcz�liwc�w.
- Dzi�kuj� ci - szepn�� z wdzi�czno�ci�.
Gannikus u�miechn�� si�.
- Dosta�by� niez�� miark�, gdyby op�j zobaczy�, �e �pisz.
- Nie spa�em - odpar� smutno Kalias.
Germanin spojrza� na niego uwa�nie.
- Nie rozmy�laj - powiedzia� �yczliwie. - Lepiej popatrz, co si� tu dzieje. Chcesz, poka�� ci wiele ciekawych rzeczy.
I nie czekaj�c na odpowied� Kaliasa, zacz�� t�umaczy�:
- Sprzedaj� mnie ju� trzeci raz, wi�c znam to wszystko dobrze. Patrz, ten tu w klatce to s�ynny filozof, Grek z Aleksandrii. Cia�o denara niewarte, a g�owa! Ho, ho, taka g�owa! Legion rzymskich �b�w nie ma tyle oliwy, ile mie�ci si� pod tym �ysym czerepem. Patrz, a tam dalej, w klatce, to garbaty karze� z g��bi Afryki. Kupiec we�mie za niego tyle pieni�dzy, ile ta pokraka wa�y. Rzymianie lubi� osobliwo�ci.
Gannikus pokazywa� Kaliasowi r�nych niewolnik�w, t�umaczy�, do czego mog� by� przeznaczeni.
- O, widzisz, tam publikanie, poborcy podatk�w, taksuj� niewolnik�w i wyznaczaj� podatek. Zobaczysz, jak si� b�d� k��ci� o stawki. Publikanie szacuj� wysoko, by bra� wy�szy procent, kupcy oszukuj� przesuwaj�c niewolnik�w do ni�szej kategorii, bo nie lubi� p�aci� podatku. Pos�uchaj, jak piekli si� ten handlarz.
- Co, czterysta sestercji podatku za t� bezz�bn� tykw�?! - krzycza� wymachuj�c r�kami w�a�ciciel greckiego lekarza. - Kto mi da za niego szesna�cie tysi�cy sestercji! Wi�cej wart t�usty karp ni� ta chuda szkapa! Zrujnujecie mnie!
Handlarz skaka�, pieni� si� i ze z�o�ci� poszturchiwa� pr�tem w plecy lekarza zapatrzonego gdzie� poza dach �wi�tyni, oboj�tnego jednako na kiesze� kupca, jak i na w�asne losy. Publikanie �mieli si�, �mieli si� te� przygodni widzowie.
Rynek zacz�� nape�nia� si� kupuj�cymi. W lektykach niesiono mo�nych pan�w i dumne, bogate damy rzymskie. Wystrojeni wyzwole�cy, zarz�dcy maj�tk�w arystokrat�w i rycerzy, otoczeni ci�b� podw�adnych, przechadzali si� wzd�u� trybun, ogl�daj�c wystawionych na sprzeda�. Niekt�rzy zatrzymywali si�, macali mi�nie, badali klatk� piersiow�, zagl�dali do jam ustnych, sprawdzali ch�d i postaw�, kazali skaka�, robi� przysiady, podnosi� ci�ary. Potem, k��c�c si� zawzi�cie i ha�a�liwie, dobijali targu. P�aka�y dzieci odrywane od matek, szlocha�y kobiety. Niejednokrotnie rozlega� si� �wist bata i krzyki ludzkie ostrymi akcentami protestu przecina�y powietrze.
Niedaleko Kaliasa stan�� na kamieniu m�ody herold obdarzony zdolno�ciami poetyckimi, bo w �piewnym wierszyku, widocznie w�asnej kompozycji, zacz�� wychwala� zalety ros�ego silnego ch�opaka:
Zwr��cie tu wasze oczy.
Czy� was nie uroczy
Postawa tego Azjaty...
Got�w na ka�de skinienie.
Powi�kszy wasze mienie
Jego ochocza praca...
Pod wasz� r�k� zdoln�
Stanie si� glin� powoln�
Na wszelkie przer�bki i zmiany.
Cho� �piewa gorzej s�owika,
Jego na flecie muzyka
Pewnie wam uszu nie zrani...
Tylko sze��dziesi�t sztuk z�ota,
Je�li wam przyjdzie ochota,
�mia�o mo�ecie mi da�...
M�wi� wam prosto i szczerze:
Nie ka�dy tak ma�o bierze
Za ten niezwyk�y nabytek...
Cnoty Azjaty wspania�e
Zajm� tablice dwie ca�e,
Je�li zechcecie je spisa�...
Karany raz tylko jedyny,
Ze zwyk�ej i b�ahej przyczyny,
Za ma�� wycieczk� z rana
Bez wiedzy i zgody pana...*
[* Swobodna przer�bka autentycznego wiersza z czas�w Rzeczypospolitej Rzymskiej, zachwalaj�cego niewolnika wystawionego na sprzeda�.]
T�um gapi�w otoczy� herolda z takim talentem zachwalaj�cego sw�j towar. Niewinn� rann� wycieczk� nazywa�o si� tu zami�owanie niewolnika do ucieczek - wada, kt�ra najbardziej obni�a�a cen� i mog�a spowodowa� zerwanie kontraktu kupna. Herold wykorzystuj�c zainteresowanie kupuj�cych wskaza� r�k� na grup� dziewcz�t, wy�piewuj�c zn�w na inn� melodi� skoczny wierszyk:
�liczne Andaluzki
Zgrabniejsze ni� k�zki,
D�wi�czne jak skowronki,
Weso�e jak dzwonki,
Gdy ci przyjdzie ochota,
Kupisz za sto sztuk z�ota.
Kaza� dziewcz�tom ta�czy�. Wystraszone, jak kuropatwy zbi�y si� w jedno stadko. Ale bat dozorcy z�owrogo za�wista� w powietrzu. Dwie z dziewcz�t porwa�y si� za r�ce, wybieg�y na �rodek rusztowania i pocz�y wirowa�, rytmicznie klaszcz�c w d�onie. Ich blaszane bransoletki podzwania�y do taktu. Do ta�cz�cych przybieg�y jeszcze dwie. Z t�umu gapi�w zacz�y pada� zach�caj�ce okrzyki. Dziewcz�ta ta�czy�y, to ��cz�c si� w k�ko, to odskakuj�c od siebie, wykonywa�y te same harmonijne, wdzi�czne ruchy. Wreszcie zm�czy�y si�, sk�oni�y przed widzami i przysiad�y na deskach.
Tymczasem widzowie znale�li inn� rozrywk�. Herold og�osi� licytacj� filozofa. G�o�no, z emfaz�, dobieraj�c s��w, wychwala� jego wiedz� i m�dro��. Zatrzyma�o si� kilka lektyk. Spoza firanek wyjrza�y umalowane, znudzone twarze dam. Niejedna my�la�a, �e by�oby przyjemnie obok ma�pki i kar�a mie� w lektyce filozofa. Prawi�by uczone monologi w czasie spacer�w, deklamowa� r�ne poezje i cytowa� filozof�w greckich czy rzymskich. Wygodna ksi��ka m�wi�ca, ale c�, zbyt kosztowna.
Cena filozofa dosz�a ju� do pi�tnastu tysi�cy. Kilku licytant�w dorzuca�o po kilka sestercji, przed�u�aj�c zabaw�. Dowcipy i �arty kr��y�y dooko�a. Amatorzy kupna wiedzieli, �e cena nie jest jeszcze wyg�rowana. Filozof kosztowa� niewiele wi�cej ni� dwa s�owiki, tyle, ile dw�ch robotnik�w z winnic.
Przy grupie licytuj�cych przystan�� zamo�ny piekarz Cecyliusz Proculus. Ot, tak sobie, pos�ucha� i popatrze�. Od rana ju� kr�ci� si� po targowisku. Szuka� prezentu urodzinowego dla �ony. Proponowano mu r�nych niewolnik�w. Zr�czne prz�dki, bieg�ych krawc�w, wychowawczynie dzieci - owe �nutritores�, �cunarii� - specjalistki od karmienia, od usypiania i bawienia dzieci. Nie m�g� si� zdecydowa�. Cho� przed wyj�ciem na targ wypi� dwie miarki znakomitego wina z Chios, nic nie pomog�o. Gdyby istnia� taki idealny mediastinus, kt�ry by wszystko potrafi�, do wszystkiego si� nadawa�, a kosztowa� tanio! I co najwa�niejsze, podoba� si� surowej, wymagaj�cej ma��once!
Ju� w�z Apollina wspania�ym �ukiem okr��y� prawie po�ow� stropu niebieskiego, a biedny Cecyliusz Proculus nie m�g� si� zdecydowa�. Nagle nie wiadomo jaki z�y geniusz podsun�� mu my�l zabawienia si� licytacj�. Podni�s� cen� o dziesi�� sestercji. Cisza. Trzykrotnie herold wywo�a� jego cen�. I trzykrotnie odpowiedzia�a cisza. Cecyliusz Proculus uczu� nagle, �e mr�wki przebieg�y mu po grzbiecie, gard�o niepokoj�co zasch�o, a na czo�o wyst�pi�y krople potu. Rozejrza� si� niespokojnie, jakby w trwodze, czy nie stoi gdzie� zacna matrona-ma��onka, wpakowa� palec w nos, tam szukaj�c natchnienia, lecz, ponaglany przez herolda, westchn�� �a�o�nie i wysup�awszy ze sk�rzanego woreczka pieni�dze, zacz�� po sztuce wylicza� na r�ce handlarzowi.
- Wino i wodaaa
zdrowia wam doda...
- przeci�gle nawo�ywa� sprzedawca napoj�w ch�odz�cych nios�c przewieszone przez rami� dwie amfory. Piekarz wypi� jednym haustem du�y kubek, skin�� r�k� na filozofa i wycofa� si� z targu.
Przysz�a te� kolej na matk� Kaliasa. Bogato ubrany wyzwoleniec zdobn� w pier�cienie r�k� wskaza� na Arsinoe.
- Ej, ty tam - krzykn�� do herolda - chc� zbada� umiej�tno�ci tej Greczynki, ka� jej zagra� pie�� weseln�!
Herold pr�tem dotkn�� ramienia Arsinoe i ukwieconej lutni.
- Graj - rozkaza� po grecku - tylko weso�o!
Matka utkwi�a przera�one, nieprzytomne oczy w twarzy kupuj�cego, poruszy�a wargami i r�koma obj�a lutni�.
- Graj - powt�rzy� herold.
Palce matki pobieg�y po strunach, kt�re rozp�aka�y si� nagle perlistymi d�wi�kami jak krople deszczu na miedzianej tablicy.
- Weso�o! - krzykn�� herold i �mign�� pr�tem przez plecy matki.
- Dosy� - przerwa� kupuj�cy. - Niech za�piewa.
Powstrzymuj�c gwa�townie d�awi�ce j� �zy Arsinoe �agodnym jak plusk fal o zmierzchu g�osem zacz�a �piewa� popularn� piosenk� o jask�ce:
Jask�eczka leci, leci,
Ju� na dworze s�onko �wieci...
- Wystarczy - zdecydowa� kupuj�cy. - Ile chcesz?
Kalias nie s�ysza� ceny ani nie zauwa�y�, �e transakcja zosta�a ju� zawarta. Zd�awi�a go rozpacz i niemoc jaka� sparali�owa�a umys�.
To ju�. Sta�o si�. Za chwil� rozdziel� go z matk�. Na zawsze. To nie powinno si� sta�! Nie!
- I ja, i ja, panie, kupcie i mnie!... - krzykn�� ochryp�ym g�osem.
Popularna ludowa piosenka grecka. Najpierw po grecku, potem po �acinie. Kupuj�cy spojrza� na niego przelotnie, nie przerywaj�c liczenia pieni�dzy.
- Milcz, parszywy szczeniaku!
�wisn�� bat i Kalias poczu�, �e p�omie� przebieg� mu przez plecy. To Milon zjawi� si� w sam� por�. Ale ch�opiec nie zwraca� uwagi na b�l.
- Panie, panie, kupcie mnie... B�d� wierniejszy ni� pies i pracowitszy ni� ko�... Panie... kupcie i mnie...
Twarz matki sta�a si� bia�a pod r�em. Usta porusza�y si� bezd�wi�cznie. Czy prosi�a o pomoc dalekich, ojczystych bog�w, czy powtarza�a imi� ukochanego syna?
Milon chcia� szybko zako�czy� niemi�� scen�. Popchn�� Arsinoe ku grupce niewolnik�w otaczaj�cych nabywc�.
- No! - krzykn�� kr�tko, dobitnie.
Matka, z trudem odrywaj�c jakby skamienia�e nogi od desek rusztowania, spojrza�a na Kaliasa i post�pi�a naprz�d.
- B�d� m�ny, Kaliasie, b�d�... jak Herakles...
Kalias run�� do jej st�p.
- Mamo, mamo!
Zn�w za�wista� bat. Arsinoe, szarpni�ta za rami� przez jednego z pomocnik�w, odesz�a razem z grup� nowo zakupionych niewolnik�w. Obejrza�a si� poza siebie, ale poprzez g�owy gawiedzi nie mog�a zobaczy� ju� nic. I nic nie s�ysza�a.
Wibiusz-Milon wy�adowywa� sw� w�ciek�o��. Ma�o dzi� sprzeda� i za ni�sze ceny, ni� si� spodziewa�. A to greckie szczeni� omal nie zepsu�o najlepszej transakcji. Kto wie, czy wzi�to by Arsinoe za t� cen�, gdyby si� okaza�o, �e ma o par� lat wi�cej?
Skatowany Kalias le�a� bez ruchu. W�skie stru�ki krwi powoli �cieka�y z plec�w na deski.
- Wytrze� to parszywe bydl�, za�o�y� tunik� i sprzeda� taniej - rozkaza� Wibiusz swym pomocnikom g�osem przerywanym czkawk�. - Nie mog� na niego patrze�... A je�li nie sprzedacie...
Pogrozi� zaci�ni�t� pi�ci� i zawr�ci� do swych przyjaci� pozostawionych w garkuchni.
Gwar handlu powoli cich�. Tylko gdzieniegdzie skupia�y si� grupki kupuj�cych wok� nielicznych ju�, niesprzedanych niewolnik�w. Pozosta�y jeszcze zaj�te niekt�re klatki, bo zbyt wyg�rowana cena odstraszy�a amator�w osobliwo�ci, pozostali te� niewolnicy w czapkach bez daszka - oznaka, �e sprzedaj�cy nie gwarantowa� solidno�ci towaru. Pozostali �weterani�, bo nie ka�dy si� kwapi� z nabyciem niewolnika, kt�rego stara� si� pozby� poprzedni w�a�ciciel. Zapewne mimo braku widocznych defekt�w niewolnik nie by� wiele wart, je�li zosta� wystawiony na sprzeda�.
Kalias z oczyma suchymi, w kt�rych pali� si� buntowniczy ogie�, z d�o�mi zaci�ni�tymi na kolanach, siedzia� bez ruchu na deskach. Nie czu� nic. Ani b�lu poranionych plec�w, ani przyjemnego ciep�a po�udnia, ani pragnienia i g�odu, mimo �e nie jad� od poprzedniego wieczora.
Pochyli� si� nad nim Gannikus i lekko szturchn�� w bok. Spod krzaczastej g�stwiny brwi patrzy�y �yczliwe, zatroskane oczy.
- Matk� twoj� kupi� najbogatszy cz�owiek w Rzymie. Wywioz� j� do maj�tku pod Neapolem. Tam jest du�a tkalnia materia��w we�nianych... Tyle si� dowiedzia�em od niewolnik�w, w kt�rych grupie matka posz�a... By�bym jeszcze zapyta� o nazwisko tego Rzymianina i nazw� wsi, ale nadszed� Wibiusz.
Kalias nie poruszy� si�.
- S�ysza�e�, matka m�wi�a, by� by� m�ny jak Herakles... Trzymaj si�...
Kalias kiwn�� g�ow�. Rodzi�a si� w nim mocna jak �mier�, nieugi�ta decyzja.
- Na �wi�te mury Akropolis, na bogi ogniska domowego przysi�gam ci, matko, wolno��! - szepta� do nieobecnej. - Cho�bym mia� ca�� Itali� przemierzy� wzd�u� i wszerz, cho�bym jak Orfeusz zaw�drowa� mia� do bram piekie�, to ciebie, matko, odnajd� i wr�cisz do ojczystych Aten... Przysi�gam ci, mamo...
I ta uroczysta przysi�ga wr�ci�a mu si�y. Spokojnie ju� i uwa�nie s�ucha� szeptu Gannikusa:
- Wiesz, niewolnicy zawsze sobie pomagaj�. Mo�esz by� pewien, �e gdziekolwiek b�dziesz, zawsze mo�esz liczy� na pomoc towarzyszy... u�atwi� ci szukanie... miej stale oczy otwarte na wszystko... pomog� ci trafi� na �lad matki. Je�li dostaniesz si� do jakiego� bogacza, a b�dziesz umia� si� wkra�� w jego �aski, to nawet na wyzwolenie matki zarobisz. Wszystko zale�y od tego, czy masz szcz�cie. Je�li� si� urodzi� pod szcz�liw� gwiazd�...
- Nie wierz� w szcz�liwe czy nieszcz�liwe gwiazdy - mrukn�� Kalias.
Na plac wjecha� dwuko�owy w�zek zaprz�ony w mu�y. Na w�zku siedzia� dorodny m�czyzna o twarzy ogorza�ej i czerstwej.
- Witaj, Lucjuszu! - zawo�a� jowialnie do herolda. - A to si� piekielnie sp�ni�em na targ! A patron kaza� mi kupi� kilku niewolnik�w... Ko�o mi w drodze spad�o... Co ja tu teraz dostan�. Wszystko, co lepsze, ju� pewnie sprzedane...
Rozejrza� si� bacznie woko�o.
- A czego potrzebujesz? - przerwa� mu herold.
- Ano, wiesz - roze�mia� si� przybysz - m�j patron kompletuje �yw� bibliotek�, potrzebny mu jest jeszcze Homer, Anakreont i Ezop.
- Tego towaru ju� nie ma - pokiwa� g�ow� herold. - Ot, we� tego ch�opaka. Pisze i czyta po grecku, zna nie�le �acin�... Cena niska. Wibiusz go spra� i ch�opak nieszczeg�lnie wygl�da. �adny i zr�czny Grek, dobry b�dzie do us�ugiwania przy stole.
Siedz�cy na w�zku zamy�li� si� tr�c frasobliwie brod�.
- A ile za niego chcesz?
- Pi�� tysi�cy, a wart dziesi��. Zobaczysz.
- Du�o... Dam trzy.
- Nie, daj cztery i p�.
- No, rzymskim targiem: cztery.
- Zgoda.
Przyklepali r�ce. Umowa zawarta. Po chwili Kalias znalaz� si� na w�zku. Gannikus pomacha� r�k� na po�egnanie.
- Bywaj zdr�w, Kaliasie, jeszcze si� zobaczymy! - zawo�a� beztrosko.
U NOWEGO PANA
Jechali z wolna Drog� Appijsk�. Woko�o rozci�ga�y si� rozleg�e, starannie uprawiane ogrody kwiatowe i warzywne i zorane pola. Mu�y sz�y leniwie, chwilami przystawa�y; zniecierpliwiony wo�nica cmoka� i gniewnie poci�ga� za lejce. Kalias, wtulony w r�g w�zka, ukradkiem przygl�da� si� swemu nowemu panu. J�zyk mu zesech� i pragnienie pali�o tak dotkliwie, �e nawet nie odczuwa� g�odu.
Po obu stronach drogi ci�gn�y si� grobowce, nieliczne w kszta�cie ozdobnych kapliczek, inne skromne, opatrzone tylko p�yt� marmurow� lub pomnikiem. Niekt�re by�y otoczone ogr�dkiem, by dusza zmar�ego mia�a miejsce na przechadzki. Przywilej bogactwa decydowa� i o wygodach po�miertnych.
Mimo popo�udniowej pory ruch na drodze panowa� o�ywiony. Mijali bogate pojazdy mo�nych, w�zki r�czne i konne, pieszych, oddzia�y �o�nierzy maszeruj�cych ku miastu.
W miar� oddalania si� od Rzymu okolica stawa�a si� coraz mniej zaludniona i coraz smutniejsza. Zamiast ogrod�w i p�l uprawnych rozci�ga�y si� niesko�czone pastwiska, poprzerzynane gdzieniegdzie gajami oliwnymi, winnicami lub lasami. Wczesna, ciep�a wiosna delikatn� zieleni� barwi�a pola. Na horyzoncie, od wschodu, fioletowymi sto�kami majaczy�y g�ry.
- Jestem vilicusem u dostojnego pana Kwintusa Waryniusza - przerwa� milczenie nowy opiekun.
Kalias poruszy� si�, ale nic nie odpowiedzia�.
- Pewno nie wiesz, co to vilicus.
- Nie wiem - schrypni�tym g�osem przyzna� ch�opiec.
- Jestem zarz�dc� jego olbrzymich w�o�ci, kt�re zaczynaj� si� ju� st�d - wskaza� biczyskiem na rz�d topoli biegn�cy na prawo, wzd�u� drogi. - Pod moj� w�adz� jest ca�a s�u�ba w �villa rustica�: niewolnicy zaj�ci w winnicach, oracze, pasterze, ogrodnicy. A nade mn� tylko m�j pan, czcigodny Waryniusz.
- A pani? - o�mieli� si� zapyta� Kalias.
- Pan - kawaler. Ani my�li o �eniaczce. Ma bratanka, Marka, kt�rego bardzo lubi. Kubek w kubek do niego podobny. Niedaleko jab�ko pada od jab�oni. A ty, jak si� tu dosta�e�? - zmieni� nagle temat rozmowy.
Kalias w kilku zdaniach opowiedzia� swoje dzieje.
- A czy ty umiesz pisa�? - zaniepokoi� si� nagle vilicus.
- Tak. �adnie pisz�. I znam na pami�� du�o wierszy i pie�ni. Mama uczy�a i w szkole gramatyk. - Kalias chcia� si� popisa� swoimi umiej�tno�ciami i zjedna� sobie tego gadatliwego, poczciwego, zdaje si�, vilicusa.
- Ile lat si� uczy�e�?
- Siedem.
- Co? - vilicus odwr�ci� ku niemu gniewn� twarz.
- Tak, panie. Zacz��em nauk�, gdy mia�em sze�� lat. Teraz mam trzyna�cie.
- Pod�y Lucjusz nawet mnie ok�ama� - zamrucza� vilicus. - Jak�eby handlarz niewolnik�w m�g� �y� bez oszuka�stwa! Dziesi�� lat? Zaraz mi si� to wydawa�o podejrzane. Taki wyro�ni�ty ch�opak, cho� chudy. No, ale g�upstwo, niczego sobie jeste�, wart tych pieni�dzy.
I z uznaniem klepn�� go po �opatkach.
Kalias wbrew woli j�kn��.
- A prawda, to ci� kochany Wibiusz oporz�dzi� na drog�... Do wesela si� zgoi - za�mia� si� rubasznie. - A je�� od wczoraj nie dali, co?
- Nie dali - potwierdzi� Kalias.
- Tak, tak... znam to... Kawa�ek chleba czy gar�� bobu dla niewolnika prowadzonego na targ to niepotrzebny wydatek... Masz, jedz - z plecionego koszyka wyci�gn�� du�� kromk� pszennego placka i glinian� butelk�.
- Pij.
B�ogi smak wody, zaprawionej figami, mile och�odzi� spieczony j�zyk i zaschni�te gard�o.
S�aba nadzieja zako�ata�a do serca ch�opca.
�Mo�e nie tak strasznie b�dzie na tej s�u�bie rzymskiej, jak opowiadali� - pomy�la�.
Jakby odgaduj�c jego my�li, vilicus m�wi�:
- B�dzie ci dobrze. P�jdziesz na pokoje pa�skie. Ad pedes pana, to znaczy, b�dziesz siada� u st�p pana, aby wype�nia� jego rozkazy i bawi� go �artami.
- Nie umiem �artowa� - ponuro o�wiadczy� Kalias.
- Nauczysz si�. B�dziesz recytowa� wiersze, podawa� panu i go�ciom wonn�, ch�odn� wod� do mycia r�k, nalewa� puchary wina... Akurat jest miejsce wolne po Filonie... biedny ch�opak...
Kalias nie �mia� zapyta�, dlaczego vilicus wsp�czu� jego poprzednikowi. Ba� si� natr�ctwem zrazi� uprzejmego zwierzchnika.
�Poczciwy jaki� - utwierdza� si� Kalias w dobrym mniemaniu o vilicusie. - Jak by tu zdoby� jego opiek� i przyja��? Mo�e mi nawet poradzi, w jaki spos�b zarobi� pieni�dze na wykupienie matki, a co wa�niejsze, jak j� odnale��.
Skr�cili w szerok� alej� wysadzan� platanami.
Z dala, w jaskrawym s�o�cu zachodu, mieni�a si� wszystkimi odcieniami czerwieni wspania�a �villa rustica�, pobudowana na niewielkim wzniesieniu.
Wiod�y do niej schody z rdzawego piaskowca, kt�re w blasku zachodu przybra�y barw� dojrza�ych malin. Nad schodami, niby m�ody las, wystrzela�y ku g�rze bia�e kolumny, r�owe teraz od podstaw a� do rze�bionego fryzu. Kolumnada otacza�a ca�y fronton pa�acu. Poza nim ciemnia�y zarysy palm, top�l i pinii, ujmuj�c w ciemne ramy pi�kn� budowl�.
Kalias, jak ka�dy Ate�czyk, wra�liwy na barw� i kszta�t, zapomnia� na chwil� o swej niedoli, podziwiaj�c ten cud architektury i przyrody.
Bram� wjazdow� otworzy� im niewolnik. Porusza� si� wolno i oci�ale, bo przeszkadza�y ci�kie �a�cuchy, kt�re skuwa�y mu nogi. Kilku innych niewolnik�w podbieg�o do vilicusa, us�u�nie pomagaj�c przy wysiadaniu.
- Zaprowad�cie ch�opaka do lekarza, niech mu wygoi sk�r�, zanim pan przyjedzie - rozkaza� vilicus, kieruj�c si� na praw� stron� podw�rza.
Po paru godzinach Kalias najedzony, wymyty i natarty jakimi� wonnymi olejkami, kt�re przynios�y ogromn� ulg� zbola�ym plecom; le�a� na do�� wygodnym �o�u w pokoju �valetidunari�w�, to jest niewolnik�w, kt�rym powierzona by�a opieka nad zdrowiem pana i s�u�by. Byli to, jak zazwyczaj si� zdarza�o, Grecy. Siedz�c na posadzce, grali w ko�ci i k��cili si� u�ywaj�c niewymy�lnych przekle�stw z przedmie�� ate�skich, mimo to Kalias z lubo�ci� wch�ania� d�wi�ki ojczystej mowy.
Jeden z graj�cych spojrza� na ch�opca i u�miechn�� si�.
- No jak, dobrze ci?
- O, tak. Vilicus dobry, wy te� jeste�cie dobrzy... Chyba i pan b�dzie dobry...
- Zobaczysz, zobaczysz - oschle, dziwnym tonem rzuci� pytaj�cy i powr�ci� do gry.
I Kalias zobaczy� niejedno. Po paru dniach wszcz�� si� niebywa�y ruch w ca�ej willi. Przyje�d�a� pan i go�cie zaproszeni na wiosenne polowanie na przelatuj�ce ptactwo. Ptasznicy i przyuczeni do polowa� niewolnicy przygotowywali i czy�cili sprz�t �owiecki. Pod og�lnym nadzorem niewolnika-intendenta, zwanego �dispensatorem�, ca�y legion niewolnik�w spe�nia� powierzone im prace. Jedni czy�cili srebra, inni zaj�li si� porz�dkowaniem domu. Szorowano marmurowe kolumny i mozaikowe posadzki, czyszczono meble, laurami wie�czono pos�gi przodk�w w atrium, gdzie r�wnie� zmieniono wod� w sadzawce, w perystylu sadzono �wie�e kwiaty i czyszczono fontann�. Orkiestra z�o�ona z cymbalist�w i flecist�w �wiczy�a si� pod kierunkiem mistrza w hymnie powitalnym. Pod wodz� promusa (szafarza) uwijali si� kucharze, piekarze i cukiernicy wraz z pomocnikami, przygotowuj�c wymy�lne potrawy. Kaliasa przydzielono do tricliniarchy - kierownika sali jadalnej (triclinium). Pod wp�ywem ciep�ych, zio�owych k�pieli i leczniczych ma�ci zagoi�y si� skaleczenia Kaliasa, sine pr�gi ust�pi�y z plec�w. Czu� si� zdr�w, wypocz�ty, spokojnie wi�c podda� si� nowym obowi�zkom. Tricliniarcha �wiczy� go w zgrabnym st�paniu, uk�onach, podawaniu czar z winem i rozpylaniu wonnych olejk�w. Z repertuaru Kaliasa wybra� dwie bajki Ezopa i kilka wierszyk�w, kt�re mia� wyg�osi� na ��danie pana lub kt�regokolwiek z go�ci. Nie by�o to szkolne wydawanie lekcji przed gramatykiem - byle jakie, pr�dkie i g�o�ne. Tricliniarcha zwraca� baczn� uwag� na wymow�, na ton g�osu i pauzy mi�dzy wierszami. Okaza�o si�, �e Kalias opr�cz zapami�tanych s��w nic wi�cej nie umie. Srogi nauczyciel bi� trzcin� w d�o� za ka�d� omy�k� i Kalias niema�o si� napoci� i nacierpia�, nim posiad� sztuk� deklamatorsk� w wystarczaj�cym wed�ug tricliniarchy stopniu. Opr�cz niego �wiczy�o si� jeszcze kilku ch�opc�w. Spo�r�d nich najbardziej do serca przypad� Kaliasowi jedenastoletni Efebus, Egipcjanin o z�otawobr�zowej sk�rze i orzechowych, bystrych oczach. Postanowi� si� z nim zaprzyja�ni�. Efebus da� mu do zrozumienia, �e r�wnie� chcia�by mie� w nim przyjaciela. Starali si� by� blisko siebie czy to w czasie �wicze�, czy te� przy posi�kach. Pierwszego dnia po przyj�ciu do tricliniarchy zdarzy�a si� Kaliasowi nieprzyjemna historia. Oszo�omiony nowo�ci� pracy, jak� mu przydzielono, stara� si� zrozumie� wymagania nauczyciela i zapami�ta� jego wskaz�wki. Ma�o wi�c uwagi zwraca� na koleg�w, �ledz�c uwa�nie ka�dy ruch ust i r�k nauczyciela. Jeden z uczni�w, pi�cio - czy sze�cioletni ch�opiec, r�owy i z�otow�osy jak Amor, z du�ymi niebieskimi oczyma, pogardliwie odnosi� si� do wskaz�wek tricliniarchy, przedrze�nia� go, szczypa� recytuj�cych ch�opc�w, a wreszcie zainteresowa� si� Kaliasem. Podszed� do niego, obejrza� ze wszystkich stron niby osobliwe zamorskie zwierz�tko, poklepa� go w rami� gestem pana kupuj�cego niewolnika, a na koniec najspokojniej, jak gdyby to by�a dziupla drzewa, zacz�� mu wpycha� ga��zk� do ucha. Kalias, zas�uchany w s�owa nauczyciela, spokojnie odsun�� r�k� malca. Ale ten bynajmniej nie zrezygnowa�. Jeszcze z�o�liwiej ponowi� atak. Kalias chwyci� jego r�k� i przytrzyma�. Wtedy niezno�ny ch�opak szarpn�� si� i kopn�� go z ca�ej si�y w bok. W Kaliasie zawrza�a krew. Uj�� malca jedn� r�k� za z�ote loki, a drug� wymierzy� mocnego klapsa w po�ladek. Ch�opcy parskn�li �miechem, zas�aniaj�c sobie usta ku�akami. Tricliniarcha zmiesza� si�.
Malec wybuchn�� p�aczem i krzykn�wszy: - Zobaczysz! Jeszcze mnie popami�tasz! - wybieg� z sali.
Kalias rozejrza� si� woko�o. Koledzy mieli zak�opotane miny.
- Kto to? - zapyta� och�on�wszy.
- To Delicjusz, ulubieniec pana. Strze� si� go - nie wiadomo czemu szeptem powiedzia� Efebus.
Czas wolny od �wicze� sp�dza� Kalias na zapoznawaniu si� z �yciem domu. W podziw go wprawia� ten ogromny zesp� ludzi, kt�rych jedynym celem i zaj�ciem by�o s�u�enie jednemu cz�owiekowi. Czy� nie pot�ny, m�dry i dobry musi by� ten pan, skoro tylu ludzi s�ucha go bez sprzeciwu i za cel swego �ycia uwa�a spe�nianie jego �ycze�. Jak wszechw�adne, cho� nieobecne b�stwo wype�nia sob� ca�e domostwo, niewidzialny, a naginaj�cy do pracy dla siebie te dziesi�tki, r�nych ras i kraj�w.
Nikt nie przeszkadza� Kaliasowi w swobodnym poruszaniu si� po pa�acu. Zwiedza� �a�nie urz�dzone z nies�ychanym przepychem, ca�e wyk�adane marmurem, gdzie w niszach sta�y cudne pos�gi boginek wodnych, a z kran�w wyrze�bionych w kszta�cie lwich �b�w p�yn�a woda zimna i gor�ca; zwiedzi� s�siaduj�ce z nimi pokoje przeznaczone do odpoczynku po k�pieli, do masa�y i ubieralnie. Obejrza� kuchni�, izb� do wyt�aczania oliwy oraz izby przeznaczone do wyrobu win, przestronne, widne i czyste. Przechowalnia wina, najwi�ksza spo�r�d gospodarczych izb, bez dachu - dowiedzia� si� od szafarza, �e Rzymianie uwa�ali brak dachu za konieczny warunek dobrego konserwowania wina - zadziwi�a go liczb� beczek drewnianych i glinianych butelek, w kt�rych mie�ci�o si� wino.
Najwi�cej jednak czasu sp�dza� w perystylu, kt�rego kwiaty, a szczeg�lnie rze�by i pos�gi najbardziej mu przypomina�y rodzinny dom i ubo�uchny w por�wnaniu z tym perystyl ojcowski, ale jak�e� g�ruj�cy nad nim dostojno�ci� pracy tw�rczej, zawsze zasypany okruchami marmur�w i glin�. Tam pod palcami ojca rodzi�y si� pos�gi zwyci�zc�w olimpijskich, bog�w i bohater�w. W perystylu ojca by� skromny k�cik za kwitn�cym kapryfolium, gdzie Kalias, schowany przed wzrokiem ciekawych, pr�bowa� lepi� z gliny konie, kozy, a przede wszystkim wspania�e �wistawki! R�nobarwne tulipany, ciemne fio�ki, smuk�e lilie wyci�ga�y chciwie g��wki ku s�o�cu, zapachem i barwami przypominaj�c ojczyste Ateny. Kalias chowa� twarz w d�onie i, kiwaj�c si� miarowo, szepta� w daleki �wiat:
- Mamo... mamo... mamo.
Wreszcie kt�rego� popo�udnia przyjecha� pan z licznym pocztem miejskiej s�u�by i gromad� przyjaci�.
Dostojny Waryniusz wje�d�a� we wrota w�asnej willi jak triumfator na Kapitol. Najpierw na r�czych siwych konikach k�usowa�o kilkunastu lekkozbrojnych, silnych Syryjczyk�w, stanowi�cych przedni� stra� i obron�. Nast�pnie, jak przed zwyci�skim wodzem, jechali przed jego bogatym, barwnie malowanym wozem tr�bacze i lutni�ci z wie�cami na g�owach. Obok wozu Waryniusza pe�nili s�u�b� na lu�nych koniach strojnie ubrani krewniacy i przyjaciele domu, dostojniejsi go�cie zajmowali miejsca w dalszych wozach i pojazdach. Orszak zamyka� oddzia� czarnych Numidyjczyk�w, ze srebrnymi tarczami na piersiach, uzbrojonych w ostre dzidy i miecze.
Zaroi�o si� wsz�dzie. Do izdebki, gdzie spa� Kalias z innymi niewolnikami, wpakowano jeszcze kilku przybysz�w. Czyniono ostatnie pospieszne przygotowania do uczty wieczornej, tak zwanej �cena�. Zdenerwowanie i podniecenie starszych udzieli�o si� i ch�opcom. Z obaw� i ciekawo�ci� oczekiwali nadchodz�cego wieczoru. Cierpliwie poddali si� zabiegom fryzjera, kt�ry u�o�y� im w�osy w pi�kne pukle. Balneatorzy natarli im cia�a olejkami i wreszcie ubrano ich w d�ugie, bia�e, przejrzyste tuniki przepasane szerokim pasem, tkanym z r�nobarwnej we�ny z ponaszywanymi z�otymi blaszkami. Loki przewi�zano im wst��kami o ko�cach swobodnie zwisaj�cych na plecy. Twarze ur�owano i upudrowano, ukarminowano usta.
Wreszcie tricliniarcha wyznaczy� ch�opcom miejsca przy �o�ach, na kt�rych mieli spoczywa� biesiaduj�cy.
Kalias stan�� przy �o�u przeznaczonym dla bratanka dostojnego Waryniusza, szesnastoletniego Marka, obok �o�a pana. �o�a z br�zu po�yskiwa�y z�oceniami, na wspania�ych, marmurowych sto�ach l�ni�y kielichy r�ni�te z r�nobarwnego szk�a, odbijaj�c swe smuk�e kszta�ty, jak w zwierciad�ach, w srebrnych talerzach i misach. S�odycze, przer�ne owoce surowe i sma�one w miodzie, orzechy spi�trzone w kunsztowne piramidy zajmowa�y �rodki sto��w. Kandelabry i lampy oliwne nik�ymi p�omykami walczy�y z jasno�ci� dnia. Ale ju� mrok, sprzymierzeniec ich, wype�za� z k�t�w olbrzymiej sali.
Gdy zabrzmia�a cicha, ukryta muzyka, do sali zacz�li nap�ywa� go�cie. Wszed� Kwintus Waryniusz, oty�y starszy m�czyzna o zwisaj�cym podbr�dku i wysuni�tej ku przodowi dolnej wardze. Oczy koloru zeschni�tej gliny, jakby wype�z�e, o nabrzmia�ych powiekach, nadawa�y ca�ej twarzy chorobliwy wyraz znu�enia.
Za nim wbieg� m�odzieniec �redniego wzrostu, szczup�y, czarnooki, o twarzy smag�ej, poci�g�ej. Tak samo wysuni�ta ku przodowi dolna warga czyni�a t� twarz odpychaj�c�, nadaj�c jej znami� wynios�o�ci i zarozumialstwa. Z�ota �bulla� - medalion kunsztownej roboty, oznaka niepe�noletno�ci - zawieszona na szyi, na z�otym �a�cuszku, podskakiwa�a w takt jego energicznych krok�w. Pozdrowi� stryja i go�ci i swobodnie zaj�� swoje miejsce.
Uczta rozpocz�a si�. Niewolnicy bezszelestnie zjawili si� z misami pe�nymi pieczonego mi�siwa, ryb i r�nych jarzyn. Podawano wina mro�one i wod� dla go�ci, kt�rzy rozcie�czali zbyt mocne trunki. Muzyka oddalona i s�odka przenika�a - zda si� - przez mury. Wbieg�y tancerki, zwinne jak jask�ki, w sp�dniczkach kr�tkich, bia�ych, suto marszczonych. Niewidoczni muzykanci przeszli na �ywsze tempo. Dziewcz�ta zacz�y wirowa�, a z ich bia�ych sukienek powsta� ob�ok skrz�cy si� gwiazdami. Stopniowo ruchy ich s�ab�y, a r�ce w szerokich r�kawach sk�ania�y si� wolno jak skrzyd�a ptak�w uk�adaj�cych si� do snu...
Kalias, oszo�omiony zbytkiem i niezwyk�o�ci� ta�ca, wra�liwy na wszystko, co pi�kne, zapomnia� na chwil�, gdzie si� znajduje. Na szcz�cie Marek pi� ma�o wina, wi�c zaniedbanie w s�u�bie nie by�o tak widoczne.
- Taniec przelatuj�cych �urawi - szepn�� mu przechodz�c Efebus - ale uwa�aj...
Muzyka zamiera�a powoli i dziewcz�ta lekko jak boginki le�ne wybieg�y z sali. Tylko delikatny zapach nardu, kt�ry po nich pozosta�, �wiadczy�, �e by�y tu przed chwil�.
Potem popisywali si� zr�czno�ci� po�ykacze no�y, a dwaj atleci walczyli w r�kawicach pi�ciarskich zaopatrzonych w ci�arki. Walka sko�czy�a si� rozbiciem nosa jednemu z zapa�nik�w.
Nast�pnie na znak Waryniusza zacz�y si� popisy poetyckie.
Wyst�pi� pie�niarz grecki z harf� i zacz�� znan� piosenk� Anakreonta:
Czarna ziemia pije,
Ziemi� pij� drzewa
I morze tym �yje,
Co z chmur si� wylewa.
Kalias drgn�� na d�wi�k ojczystych s��w, zas�ucha� si� i t�sknota jak ci�kie brzemi� zwali�a mu si� na serce. Poderwa�o go bolesne szarpni�cie za ucho i gniewne s�owa:
- Jak us�ugujesz, b�a�nie!
Pie�niarz na chwil� umilk�, wszyscy zwr�cili g�owy w stron� Marka. Kalias sta� purpurowy ze wstydu i strachu. Dopiero �yczliwe szturchni�cie Efebusa uprzytomni�o mu, �e ma poda� panu mis� i wod� do obmycia r�k. Zrobi� to niezgrabnie, rozpryskuj�c dooko�a wod�.
Marek skin�� na tricliniarch�, kt�ry zbli�y� si� w postawie pe�nej pokory i pro�by o przebaczenie.
- Dlaczego takim nieuczonym ma�pom polecasz us�ugiwa�?! - zapyta� panicz gniewnie.
- Wybacz, panie... Onie�mieli�a ch�opca twa znakomito�� i zebranie tylu dostojnych go�ci... Pierwszy raz widzi takie bogactwa...
Wino pop�yn�o do czar, p�miski zmienia�y si� ci�gle. Zdumiewa�a Kaliasa ta ilo�� poch�anianego jad�a i trunk�w. Niekt�rzy z m�odych niewolnik�w ukradkiem �ci�gali resztki z mis i posilali si� za plecami swych pan�w. Kalias, cho� czu� g��d i nap�yw �liny do ust, nie o�mieli� si� spu�ci� z oczu swego pana. Warowa� jak czujny pies got�w na ka�de skinienie. Go�ciom wkr�tce znudzi�y si� wyszukane pie�ni poet�w. Widocznie znali inne zabawy, bo zacz�li klaska� w r�ce i wo�a�:
- Sentencje, sentencje!
W�wczas Waryniusz zawo�a� s�owo �kura� i wskaza� palcem na jednego z domowych poet�w.
Ten odpowiedzia� natychmiast:
Kura kurze
pokaza�a
jajko du�e.
- Cha!... cha!... cha!... - ryczeli go�cie.
Gospodarz rzuca� s�owa, a niewolnicy lub go�cie tworzyli wierszyki lub sentencje. Niekt�re by�y dowcipne i logiczne, inne pozbawione sensu, z�o�one z przypadkowej gry s��w. Pochlebcy �onglowali zr�cznymi pochwa�ami, za kt�re niejeden dostawa� gar�� miedziak�w. Im g�upszy wierszyk lub z�o�liwszy, tym wi�ksz� wzbudza� weso�o�� podchmielonych biesiadnik�w.
Przysz�a kolej na Kaliasa. Waryniusz zawo�a� �szpak� i wskaza� na niego.
Kalias zacz��:
M�dry szpak
powiedzia� tak...
I nagle wszystkie my�li odp�yn�y mu z g�owy. Pustka. Zblad� i zamilk�. Och, gdyby tak ziemia zapad�a si� pod nim! Co powiedzia� m�dry szpak?
- Dalej, m�w dalej! - wo�ali podochoceni go�cie.
- �M�drej g�owie do�� po s�owie� - zako�czy� za niego Efebus.
- Podaj wino! - zawo�a� Marek.
Kalias chwyci� ze sto�u kunsztowny puchar i odwr�ci� si� szybko. Nagle zawadzi� o czyj�� nog� i run�� na posadzk�. Czerwona struga rozla�a si� szeroko na �o�e i trysn�a na bia�� tunik� Marka.
Kalias spojrza� w bok i zobaczy� m�ciwe i z�o�liwie roze�miane oczy Delicjusza.
- To ty! - - krzykn�� w�ciekle i rzuci� si� ku niemu z pi�ciami.
Ulubieniec Waryniusza przewr�ci� si� na jego �o�e. Dw�ch niewolnik�w chwyci�o za �okcie Kaliasa i szarpn�o do ty�u. Mimo to nieprzytomny z gniewu ch�opak zdo�a� jeszcze kopn�� malca w udo. Delicjusz rozbecza� si� i p�acz�cego wyprowadzili z sali.
- Precz z nim, do ergastulum! - zawo�a� Waryniusz.
Jeszcze tego samego wieczora zdarto z Kaliasa pi�kn� odzie�, obci�to loki i na sznurku poprowadzono gdzie� w pole.
Vilicus poleci� wyda� mu zeschni�te, po�atane sanda�y, kr�tk�, z grubej we�ny tkan� tunik� i stary, zu�yty p�aszcz.
- No c�, Kaliasie, nied�ugo �wieci�o ci s�o�ce. Rogat� masz dusz�, niezdatn� dla niewolnika. Albo ci� wypoleruj�, albo przepadniesz - powiedzia� na po�egnanie - ale i tak masz szcz�cie, �e ci� na baty nie skazali...
Do�� d�ugo p�dzono go przez pola. Kalias potyka� si� w bruzdach. Ostre trawy i kolce mijanych krzew�w rani�y mu nogi. W jakim� miejscu zatrzyma�a ich uzbrojona stra�... Przewodnik Kaliasa powiedzia� has�o i stra�nik odebra� od niego postronek. Pop�dzi� ch�opca jeszcze kilkadziesi�t krok�w i zatrzyma� si� przed drzwiami na wp� ukrytymi w ziemi.
Otworzy� drzwi z ci�kiego �a�cucha i drewnianej zapory, odwi�za� sznur z r�ki Kaliasa, przytrzymuj�c go za rami�, i kopn�� go w po�ladek. Nieszcz�liwy ch�opak potoczy� si� po kilku kamiennych schodkach i spad� na czyje� nogi.
Us�ysza� przekle�stwa, j�ki i poczu� par� bolesnych szturcha�c�w.
Ciemno�� woko�o panowa�a niezmierzona. Ci�kie oddechy, straszliwy zaduch potu, brudu i ropiej�cych ran dusi�y go po prostu. W�r�d k��bowiska cia� znalaz� wreszcie tyle miejsca, �e usiad� na wilgotnej, lepi�cej si� glinie. Wstrz�sa�y nim dreszcze, ale ba� si� poruszy� i odezwa�. Gdzie on w�a�ciwie jest? Ergastulum? Co to by� mo�e? Wi�zienie, ka��? Ale najpewniej - przedsionek piek�a.
Kr�tka noc wiosenna zdawa�a si� niesko�czenie d�uga w swej grozie. Co� go gryz�o i kilkakrotnie przesun�o si� po nogach. �ciska� palce, aby nie krzycze� ze strachu i wstr�tu.
Wreszcie nik�e smu�ki �witu, szarawe jeszcze i niepewne, zajrza�y przez male�kie, wysoko pod sufitem umieszczone, obmurowane okienko. I w tej chwili zgrzytn�y �a�cuchy, drzwi si� rozwar�y wpuszczaj�c �wie�o�� poranka i snop �wiat�a. Kalias a� si� zatoczy�, tak odurzy�a go nag�a zmiana powietrza. Mru��c oczy, wyszed� po schodach za innymi. Na dworze sta�o kilku uzbrojonych stra�nik�w. Mieszka�cy ergastulum zacz�li ustawia� si� w dwuszeregu w dziesi�cioosobowe grupy. Kalias, wypchni�ty z szeregu, stan�� z boku. Cho� przera�one, lecz baczne jego oczy ch�on�y wszystko. Widzia� wi�c straszliwie wychudzonych m�czyzn, swoich wsp�towarzyszy, obro�ni�tych, brudnych, z przek�utymi uszami lub pi�tnem na czole. Widzia� ich po�atane, kr�tkie tuniki, �exomis�, skrojone w ten spos�b, �e prawa pier� i prawe rami� pozostawa�y nagie, co dawa�o zupe�n� swobod� przy pracy. Takie same tuniki mieli w willi robotnicy zaj�ci przy mieleniu m�ki. Ale ci mieli swoje tuniki przepasane metalowym pasem, od kt�rego zwisa� pomi�dzy nogami �a�cuch rozdwajaj�cy si� ko�o kolan i po��czony z okuciami przy obu kostkach. �a�cuch pozwala� tylko na kr�tki krok, wystarczaj�cy przy pracy na roli. O tych �a�cuchach s�ysza� ju� kiedy�, ale zobaczy� je po raz pierwszy.
Dow�dcy dziesi�tek, �decurioni�, wyznaczeni spo�r�d najgorliwszych i najbardziej zaufanych niewolnik�w, sprawdzali stan liczbowy i postaw� podw�adnych. Wszyscy niewolnicy byli dziwnie podobni do siebie. Kalias zastanowi� si�: czy� te n�dzne �achy i �a�cuchy czyni�y z nich jednolite stado, w kt�rym trudno by�o znale�� jakie� odr�bne cechy? I po chwili zrozumia�. To te zmierzwione, matowe, suche jak stare siano w�osy, obrz�k�e chorobliwie oczy o czerwonych powiekach, zgarbione plecy i straszna chudo�� cia� upodabnia�y jednych do drugich.
�Wkr�tce i ja tak b�d� wygl�da�� - pomy�la� i a� si� zdziwi�, �e tak oboj�tnie przyj�� t� tragiczn� odmian� losu.
Je�li co� ludzkiego pozosta�o jeszcze w tych skaza�cach, to oczy. Oczy pal�ce si� chorobliwie ciemnym i mocnym ogniem nienawi�ci i buntu. Oczy przykryte obrz�k�ymi powiekami jak �ar ogniska popio�em, ale od czasu do czasu strzelaj�ce iskr� gniewu, gdy kt�ry� z decurion�w wymy�la� lub wydziela� norm� pracy dziennej. Przyniesiono beczki i plecione z wikliny kosze pe�ne porcji chleba. Ka�dy z niewolnik�w dostawa� kubek jakiego� napoju i czwart� cz�� bochenka chleba zeschni�tego i sypi�cego si� jak �wir. Kalias stan�� w ostatniej grupie niestanowi�cej pe�nej dziesi�tki. Dosta� tak� sam� porcj�, jak inni, i usiad� na ziemi, aby je��. Pow�cha� p�yn w kubku: przypomina� mu zapach beczki po solonych oliwkach i wod� bagienn�. Wstrz�sn�� si� i spojrza� pytaj�co na towarzyszy.
- Pij, to wino niewolnik�w - powiedzia� niski, rudawy cz�owiek z pi�tnem na czole.
- Wino... - powt�rzy� ze zdumieniem Kalias i znowu pow�cha�.
- Czy� mo�e lepiej pachnie� mieszanka octu, wygotowanego wina i starej wody morskiej?* [*Przepis Katona na wino dla niewolnik�w: wla� do beczki 10 amfor wina s�odkiego, dwie amfory mocnego octu, tyle� wina wygotowanego, 50 sekstari�w (litr�w) wody s�odkiej - miesza� to przez 5 dni kijem po 3 razy dziennie, a potem doda� 64 sekstarie starej wody morskiej.] - zapyta� rudy. - Ale pij, bo do wieczora nic wi�cej nie dostaniemy. A zobaczysz, jak si� w polu pi� chce, gdy s�o�ce przypiecze... B�dziesz �a�owa�, �e ci tego tak ma�o dali... I pomy�l, �e do ko�ca �ycia nic innego pi� nie b�dziesz... Na szcz�cie w ergastulum koniec nie jest daleki...
Kalias ostro�nie umoczy� usta i wzdrygn�� si�.
- Nie wylewaj, daj - poprosi� rudy i korzystaj�c z tego, �e decurion odwr�ci� si� plecami, podsun�� sw�j kubek.
Posi�ek trwa� kr�tko. Decurioni pop�dzali opiesza�ych, wi�c niekt�rzy chowali resztki niedojedzonego chleba za tuniki i ustawiali si� w dziesi�tki do odmarszu. Kalias niewiele jad�, bo o�cisty i suchy chleb d�awi� go i drapa� w gardle. Schowa� wi�c, jak