13823
Szczegóły |
Tytuł |
13823 |
Rozszerzenie: |
PDF |
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
[email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
13823 PDF - Pobierz:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd pliku o nazwie 13823 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
13823 - podejrzyj 20 pierwszych stron:
MARCIN WOLSKI
PIES, PRZYJACIEL CZ�OWIEKA
Pan Jan, urz�dnik sz�stej albo si�dmej kategorii, zwyk� co dnia udawa� si� do
pracy
pieszo. Czyni� to tym ch�tniej, i� wi�ksza cz�� trasy prowadzi�a przez park w
stylu
angielskim, a dopiero ostatnie sto metr�w ruchliw� ulic� handlow�. Ca�y dystans
wynosi� nie
wi�cej ni� p�tora kilometra, odleg�o�� by�a w sam raz na spacer, tym bardziej,
�e lekarz
zaleci� panu Janowi du�o ruchu na �wie�ym powietrzu.
Kt�rego� dnia, wyruszaj�c w codzienn� drog�, ju� przy bramie dostrzeg� du�ego
psa, z
wygl�du doga, jak by powiedzieli Anglicy. Pan Jan, cz�owiek z natury cichy i
zahukany, do
ps�w mia� stosunek oboj�tny, byleby nie �asi�y si� i nie gryz�y. Dog jednak nie
zdradza�
ci�got w �adnym z tych kierunk�w.
Z godno�ci� do��czy� do urz�dnika i przy nodze przeszed� ca�y p�torakilometrowy
odcinek, opuszczaj�c pana Jana dopiero na placyku przed biurem.
Nasz bohater, kt�ry mia� akurat na g�owie kwartalny bilans czy te� roczne
sprawozdanie,
uzna� incydent za nieistotny, mo�e tylko troch� go zdziwi�o, gdy po pracy pies
odprowadzi�
go do domu.
� Mo�e mu kogo� przypominam? A mo�e jest samotny i potrzebuje pana?
Nazajutrz gol�c si�, rozmy�la�, czy pies przyjdzie. Przyszed�. Urz�dnik usi�owa�
pocz�stowa� go zawczasu przygotowan� kanapk�.
� Na, dobry piesek, dobry, zje kanapeczk�
Dog nie zareagowa�, zachowa� doskona�� oboj�tno��.
Tak min�y trzy miesi�ce. Regularnie o wp� do �smej pies meldowa� si� przed
domem i
za pi�� �sma znika� przed biurowcem. W niedziel� obaj mieli wolne.
Panu Janowi, cz�owiekowi samotnemu jak palec pechowego drwala, nawet
pochlebia�o, �e
idzie przez park w towarzystwie tak pi�knego, dostojnego czworonoga. Dotychczas
nikt nie
zwraca� na niego uwagi, zw�aszcza kobiety. By� kawalerem z konieczno�ci,
odludkiem z
wyboru. A teraz�
Kt�rego� zimowego dnia przeci�a mu drog� sympatyczna czarnulka. U�miechn�a si�
tak
ciep�o, �e �nieg dooko�a stopnia�.
Pan Jan usi�owa� skr�ci� za ni�, ale poczu� zdecydowane tr�cenie w nog�.
Urz�dnik mimo
to post�pi� krok za dziewczyn�. Dog warkn��.
Pan Jan wi�cej ju� nie pr�bowa� zmienia� trasy. Tym bardziej, �e z dnia na dzie�
opieku�cze instynkty psa zacz�y si� wzmaga�. Warcza�, gdy pan Jan, od dawna
cierpi�cy na
astm�, usi�owa� zapali� papierosa, chrz�ka�, gdy urz�dnik zagapi� si� przed
witryn�
monopolowego czy zdradza� ochot� na grzane piwo sprzedawane na rogu.
Po jakim� czasie z w�asnej inicjatywy pocz�� dostarcza� panu Janowi co bardziej
prawomy�lne gazety i delikatnie z�bami chwyta� za �ydk�, kiedy ten zbyt
pobie�nie oddawa�
si� lekturze.
Pan Jan kilka razy, ot tak, dla pr�by, usi�owa� zmyli� czworono�nego
przyjaciela:
wychodzi� z domu boczn� bram� lub przez okno � pies jednak zawsze odgadywa�
zamiar i
czeka� tam, gdzie powinno gp nie by�. Raz urz�dnik pozwoli� si� odwie�� koledze
doro�k�.
Pies, biegn�c obok trotuarem, spogl�da� z takim wyrzutem, �e po stu metrach nasz
bohater
uzna� za stosowne wysi���. Nigdy te� nie uda�o mu si� wyja�ni�, sk�d dog
przychodzi� i do
kogo nale�a�, cho� wyszczotkowana sier�� zdradza�a starann� opiek�.
Wiosn� przyni�s� panu Janowi eleganck� smycz, na kt�rej kaza� si� prowadzi�, a
gdy nasz
biedaczyna zanadto przyspiesza�, ch�osta� go ogonem.
Z biegiem lat pan Jan pocz�� spostrzega�, �e i o innych porach roku dog roztacza
nad nim
opiek�. Nie dopuszcza� do mieszkania go�ci, kt�rych uwa�a� za niewskazanych,
szczeg�lnie
t�pi�c kole�ank� z biura, dobrotliw� star� pann�, tak jakby obawia� si�, �e jego
podopieczny
mo�e za�o�y� rodzin�.
Wieczorami domaga� si� spacer�w, przy czym, rzecz dziwna, odnosi�o si� wra�enie,
�e
dog mia� tu na wzgl�dzie wy��cznie zdrowie pana Jana. Nie szli nigdy zbyt
daleko, pies
doprowadza� urz�dnika pod jak�� latarni�, potem wracali.
Lata mija�y. Pan Jan starza� si� o wiele szybciej ni� tajemniczy czworon�g. W
po�owie
wy�ysia�, w po�owie osiwia�. Coraz mniej ochoczo wychodzi� na wieczorne spacery,
wi�cej
wysi�ku kosztowa�o go przebycie parku w stylu angielskim, obecnie wycinanego pod
jak��
fabryk�. Wreszcie przeszed� na emerytur�.
Dyrektor wr�czy� mu zegarek, koledzy podarowali laurk�. Pies czeka� pod biurem z
dodatkow� porcj� gazet.
Tego wieczora starszy pan nie reagowa� na skrobanie w drzwi, zabezpieczone
�a�cuchem.
Nie chcia� spaceru. Czu�, �e wi�, kt�ra zwi�za�a ich przez te lata jak smycz,
p�k�a.
Nast�pnego dnia by�a niedziela. Psa ani �ladu. Pan Jan uda� si� do weso�ego
miasteczka,
gdzie wygra� butelk� na strzelnicy i przejecha� si� ��dk� po stawie z jak�� inn�
rencistk�.
Obiecali sobie spotkanie w tygodniu.
W poniedzia�ek, o wp� do �smej, wiedziony przyzwyczajeniem, z teczk� pojawi�
si� w
bramie. Dopiero widok psa przypomnia� mu, �e przecie� ju� nie musi�
Chcia� zawr�ci�, ale dog zabieg� mu drog�, zdecydowanie odebra� teczk� i wsun��
do r�ki
smycz. I poszli. Pies nie spiesz�c si�, prowadzi� go nieznanymi ulicami, a� do
Dzielnicy
Zachodniej, gdzie weszli do jakiego� du�ego budynku. Zdezorientowany emeryt nie
zd��y�
nawet odczyta� tabliczki na frontonie.
W hallu na parterze by�o t�oczno. Na krzese�kach siedzieli interesanci: jaka�
staruszka z
dwoma energicznymi ratlerkami, inwalida z wilczurem, wyra�nie podchmielony go��
z
bokserem.
Rzecz ciekawa � wszystkie zwierz�ta robi�y znacznie weselsze wra�enie ni�
ludzie.
Dog warkn�� kr�tko. Pan Jan zrozumia� komend� �siad!� i usiad� na krzese�ku. W
ci�gu
tych lat nauczy� si� przecie� aportowa� i s�u�y�. A nawet dawa� g�os.
Nie czekali zbyt d�ugo. Po kwadransie obite derm� drzwi otworzy�y si�. Jaki�
facet w kitlu
z twarz� czerwon� jak rak, zawo�a�:
� Kto nast�pny do u�pienia? Dog pchn�� pana Jana nosem lekko, ale zdecydowanie.