13587
Szczegóły |
Tytuł |
13587 |
Rozszerzenie: |
PDF |
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
[email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
13587 PDF - Pobierz:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd pliku o nazwie 13587 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
13587 - podejrzyj 20 pierwszych stron:
Arkadij i Borys Strugaccy
Hotel pod poleg�ym alpinist�
Tytu� orygina�u Otiel �U Pogibszego Alpinista�
Przek�ad Irena Lewandowska
Jak donosz� agencje prasowe, w departamencie Vaingi w pobli�u miasta Muir
wyl�dowa�
pojazd lataj�cy, z kt�rego wysiad�y ��tozielone cz�owieczki, ka�dy mia� po trzy
nogi i o�mioro
oczu. �asa na sensacje bulwarowa prasa pospiesznie obwo�a�a ich przybyszami z
Kosmosu�
ROZDZIA� I
Zatrzyma�em samoch�d, wysiad�em i zdj��em ciemne okulary. Wszystko wygl�da�o
tak, jak
opowiada� Segut. Hotel by� jednopi�trowy, ��tawozielony, a nad wej�ciem pi�knie
prezentowa�
si� szyld�nekrolog Pod Poleg�ym Alpinist�. W wysokich, g�bczastych zaspach po
obu stronach
werandy stercza�y r�nokolorowe narty � naliczy�em siedem sztuk, w jednej
siedzia� but. Z
dachu zwisa�y faliste, zm�tnia�e sople grubo�ci r�ki. Z ostatniego okna po
prawej stronie parteru
wyjrza�a czyja� poblad�a twarz, jednocze�nie otworzy�y si� frontowe drzwi i na
werandzie
pojawi� si� �ysy, kr�py cz�owiek w rudej futrzanej kamizelce na �nie�nobia�ej
nylonowej koszuli.
Podszed� ci�kim, powolnym krokiem i zatrzyma� si� przede mn�. Mia� grubo
ciosan� twarz i
kark zapa�nika wagi ci�kiej. Nie patrzy� na mnie. Jego melancholijne spojrzenie
wype�nione
dostojnym smutkiem b��dzi�o gdzie� poza mn�. Niew�tpliwie by� to sam Alec
Cenevert,
w�a�ciciel hotelu i doliny Wilcza Gardziel.
� Tam� � powiedzia� nienaturalnie niskim i g�uchym g�osem. � Tam w�a�nie to
wszystko
si� sta�o. � Wskaza� d�oni�, w kt�rej trzyma� korkoci�g. � Na tej grani�
Odwr�ci�em si� i mru��c oczy, spojrza�em na siw�, przera�aj�c� i prawie pionow�
ska��
zamykaj�c� dolin� od zachodu, na bia�awe j�zyki �niegu, na grzebieniast� turni�,
wyra�n�, jakby
narysowan� na soczystoniebieskiej powierzchni nieba.
� P�k� karabinek � wci�� tym samym g�uchym g�osem ci�gn�� w�a�ciciel � dwie�cie
metr�w w linii prostopad�ej spada� w d�, ku �mierci, i nie mia� si� o co
zaczepi� na g�adkiej
skale. By� mo�e krzycza�. Nie s�ysza� go nikt. By� mo�e si� modli�. S�ysza� go
tylko B�g. Potem
dosi�gn�� zbocza i us�yszeli�my huk lawiny, ryk obudzonej bestii, g�odnej i
�ar�ocznej i ziemia
zadr�a�a, kiedy run�� na ni� wraz z czterdziestoma dwoma tysi�cami ton
krystalicznego �niegu�
� Po choler� go tam ponios�o? � zapyta�em, patrz�c na z�owieszcz� ska��.
� Niech mi pan pozwoli powr�ci� w przesz�o�� � powiedzia� w�a�ciciel, sk�oni�
g�ow� i
pi�� z korkoci�giem przy�o�y� do �ysego czo�a.
Wszystko wygl�da�o dok�adnie tak, jak opowiada� Segut. Tylko psa nigdzie nie
by�o wida�,
cho� zauwa�y�em mn�stwo jego �lad�w i obok ganku, i wok� nart. Wr�ci�em do
samochodu i
wyci�gn��em koszyk z butelkami.
� Pozdrowienia od inspektora Seguta � powiedzia�em i w�a�ciciel natychmiast z
ochot�
powr�ci� w tera�niejszo��.
� Zacno�ci cz�owiek � powiedzia� zadziwiaj�co normalnym g�osem. � Co u niego
s�ycha�?
� Wszystko w najlepszym porz�dku � powiedzia�em, wr�czaj�c mu koszyk.
� Jak widz�, nie zapomnia� naszych wieczor�w przy kominku.
� O niczym innym nie m�wi � powiedzia�em i chcia�em zawr�ci� do samochodu, ale
gospodarz z�apa� mnie za r�k�.
� Ani kroku w ty�! � o�wiadczy� surowo. � Tym zajmie si� Kaisa. Kaisa! �
zagrzmia�
niczym tr�ba.
Na werand� wybieg� pies � wspania�y bernardyn wielko�ci cielaka, bia�y w ��te
�aty. Jak ju�
wiedzia�em sk�din�d, pies ten by� wszystkim, co pozosta�o po Poleg�ym
Alpini�cie, je�eli nie
liczy� niekt�rych drobiazg�w eksponowanych w pokoju muzeum. Nie by�em daleki od
tego,
�eby sobie obejrze�, jak ten pies o damskim imieniu b�dzie wy�adowywa� m�j
baga�, ale
w�a�ciciel mocarn� d�oni� popchn�� mnie w kierunku domu.
Przeszli�my przez mroczny hol, w kt�rym trwa� jeszcze ciep�y zapach zagas�ego
kominka i
s�abo l�ni�y lakierem modne niskie stoliki, skr�cili�my korytarzem na lewo i
Cenevert pchn��
ramieniem drzwi z napisem Biuro. Zosta�em posadzony w wygodnym fotelu, a
d�wi�cznie
bulgocz�cy koszyk znalaz� przytulne schronienie w k�cie. W�a�ciciel otworzy�
le��c� na biurku
ogromn� ksi�g�.
� Przede wszystkim pozwoli pan, �e si� przedstawi� � powie � dzia�, w skupieniu
oczyszczaj�c paznokciem stal�wk� wieczne � go pi�ra. � Jestem Alec Cenevert,
w�a�ciciel
hotelu i mechanik z zawodu. Zauwa�y� pan oczywi�cie wiatraki przy wyje�dzie z
Wilczej
Gardzieli?
� Ach, wi�c to by�y wiatraki?
� Tak. Silniki nap�dzane wiatrem. Sam je skonstruowa�em i sam zbudowa�em. Tymi
oto
r�koma.
� Co pan powie� � wymamrota�em.
� A tak. Sam. I jeszcze wiele innych rzeczy.
� Gdzie mam to zanie��? � zapyta� za moimi plecami przera�liwie cienki kobiecy
g�os.
Odwr�ci�em si�. W drzwiach, z moj� walizk� w r�ku, sta�a pulchniutka, r�owiutka
bary�eczka, mniej wi�cej dwudziestopi�cioletnia, rumiana, o szeroko
rozstawionych i szeroko
otwartych b��kitnych oczach.
� To jest Kaisa � oznajmi� w�a�ciciel. � Kaisa! Ten pan przywi�z� nam
pozdrowienia od
inspektora Seguta. Pami�tasz pana Seguta, Kaisa? Ty powinna� go pami�ta�.
Kaisa natychmiast zaczerwieni�a si� i zas�oni�a twarz d�oni�.
� Pami�ta � wyja�ni� mi gospodarz. � Zapami�ta�a go� T�tak� Zatem umieszcz� pana
pod numerem 4. To najlepszy pok�j w ca�ym hotelu. Kaisa, zanie� walizk� pana m�
mm�
� Glebsky � powiedzia�em.
� Zanie� walizk� pana Glebsky�ego pod czw�rk� Wyj�tkowa idiotka � zawiadomi�
mnie
nawet z niejak� dum�, kiedy pulpecik znikn��. � Swego rodzaju fenomen� A wi�c,
panie
Glebsky? � spojrza� na mnie wyczekuj�co.
� Peter Glebsky � podyktowa�em. � Inspektor policji. Urlop. Dwutygodniowy. Sam.
W�a�ciciel starannie notowa� te wszystkie informacje ogromnymi, ko�lawymi
literami. W
czasie kiedy pisa�, do biura, stukaj�c pazurami po linoleum, wszed� bernardyn.
Spojrza� na mnie,
mrugn�� jednym okiem i nagle z ha�asem, jaki wydaje rzucona na pod�og� wi�zka
drzewa,
klapn�� ko�o sejfu i po�o�y� pysk na �apie.
� To Lelle � zakr�caj�c pi�ro, powiedzia� w�a�ciciel. � Sapiens. Wszystko
rozumie, w
trzech europejskich j�zykach. Pche� nie ma, ale linieje.
Lelle westchn�� i przeni�s� pysk na drug� �ap�.
� Chod�my � powiedzia� w�a�ciciel, wstaj�c. � Zaprowadz� pana do pokoju.
Ponownie min�li�my hol i poszli�my schodami na g�r�.
� Obiad jest o sz�stej � opowiada� w�a�ciciel. � Ale co� przek�si� mo�na o
ka�dej porze, a
i wypi� co� orze�wiaj�cego. O dziesi�tej wieczorem lekka kolacja. Ta�ce, bilard,
karty,
pogaw�dki przy kominku.
Weszli�my na pierwsze pi�tro i z korytarza skr�cili�my na lewo. Od razu przy
pierwszych
drzwiach Cenevert si� zatrzyma�.
� To tu � powiedzia� dawnym, g�uchym g�osem. � Prosz�.
Otworzy� przede mn� drzwi, wszed�em do �rodka.
� Od tego w�a�nie pami�tnego i strasznego dnia� � zacz�� i nagle zamilk�.
Pok�j by� przyzwoity, chocia� mo�e nieco ciemny. Story zaci�gni�te, na ��ku nie
wiadomo
dlaczego � ciupaga. Pachnia�o �wie�ym dymem tytoniowym. Na oparciu krzes�a,
stoj�cego
po�rodku pokoju, wisia�a czyja� brezentowa kurtka, a na pod�odze obok krzes�a
le�a�a gazeta.
� Hm� � powiedzia�em nieco zaskoczony. � Wydaje mi si�, �e kto� tu ju� mieszka.
W�a�ciciel milcza�. Jego uwag� przyku� st�. Na stole nie by�o niczego
szczeg�lnego, sta�a na
nim tylko popielniczka z br�zu, a w popielniczce le�a�a fajka z prostym
ustnikiem. Chyba
Dunhil. Z fajki unosi� si� dymek.
� Mieszka� � odezwa� si� wreszcie w�a�ciciel. � Czy naprawd� mieszka?� Zreszt�
dlaczego by nie?
Do g�owy nie przychodzi�a mi �adna odpowied�, czeka�em, co b�dzie dalej. Mojej
walizki
nigdzie nie by�o wida�, ale za to w k�cie sta� kraciasty sakwoja� z nalepkami
niezliczonych
hoteli. Nie m�j sakwoja�.
� Tutaj � g�os w�a�ciciela ponownie nabra� mocy � przez sze�� lat od tego
pami�tnego i
strasznego dnia wszystko zosta�o tak, ja kon to pozostawi�, wyruszaj�c na swoj�
ostatni�
wspinaczk�
Z pow�tpiewaniem spojrza�em na dymi�c� fajk�.
� Tak! � powiedzia� w�a�ciciel z wyzwaniem. � To jego fajka. Jego kurtka. Jego
ciupaga�
�Niech pan we�mie ze sob� ciupag�, powiedzia�em mu tego ranka. Ale on si� tylko
u�miechn�� i
pokr�ci� g�ow�. �Ale przecie� nie chce pan tam pozosta� na zawsze!� � zawo�a�em
zmro�ony
strasznym przeczuciem, �Pour�quapas?� � odpowiedzia� mi po francusku. Do dzisiaj
nie uda�o
mi si� wyja�ni�, co te� to mog�oby znaczy�
� To znaczy �Dlaczego by nie?� � wyja�ni�em.
Gospodarz z �a�o�ci� pokiwa� g�ow�.
� Tak te� my�la�em� No a to jego sakwoja�. Nie pozwoli�em policji grzeba� w jego
rzeczach�
� A to jest jego gazeta � powiedzia�em. Widzia�em wyra�nie, �e to by�a
przedwczorajsza
�Muir Gazette�.
� Nie � powiedzia� Cenevert. � Gazeta oczywi�cie nie jest jego.
� Te� odnosz� takie wra�enie � przyzna�em.
� To oczywi�cie nie jest jego gazeta � powt�rzy�. � I fajk� naturalnie pali� tu
nie on, ale
kto� inny.
Wymrucza�em co� na temat niedostatecznego poszanowania pami�ci zmar�ych.
� Nie � w zamy�leniu zaprzeczy� w�a�ciciel. � To znacznie bardziej
skomplikowane, panie
Glebsky. Ale o tym porozmawiamy innym razem. Teraz p�jdziemy do pa�skiego
pokoju.
Jednak�e zanim wyszli�my, Cenevert zajrza� do �azienki, otworzy� i zamkn��
szaf�, a
nast�pnie podszed� do okna i uderzy� d�oni� w portiery. Wed�ug mnie mia� ogromn�
ochot�
zajrze� r�wnie� pod ��ko, ale si� opanowa�. Wyszli�my na korytarz.
� Inspektor Segut kiedy� mi opowiada� � powiedzia� gospodarz po chwili milczenia
� �e
jego specjalno�ci� byli tak zwani kasiarze. A pa�sk�, oczywi�cie je�li to nie
sekret?
I otworzy� przede mn� drzwi pokoju numer 4.
� Bardzo nieciekawa: przest�pstwa s�u�bowe, malwersacje, fa�szerstwa,
podrabianie
dokument�w�
Pok�j spodoba� mi si� od razu. Wszystko w nim l�ni�o czysto�ci�, powietrze by�o
�wie�e, na
stole ani py�ka, za wymytym oknem �nie�na r�wnina i liliowe g�ry.
� Szkoda � powiedzia� gospodarz.
� Dlaczego? � zapyta�em z roztargnieniem i zajrza�em do sypialni. Tu jeszcze
gospodarowa�a Kaisa. Moja walizka by�a otwarta, rzeczy starannie pouk�adane i
porozwieszane.
Kaisa w�a�nie wzbija�a poduszki.
� A zreszt� ani troch� nie szkoda � o�wiadczy� w�a�ciciel. � Czy nie zdarza�o
si� panu
dostrzega�, na ile to, co nieznane, ciekawsze jest od tego, co wiemy na pewno?
Nieznane
pobudza my�l, zmusza krew, aby szybciej kr��y�a w �y�ach, rodzi zdumiewaj�ce
fantazje,
obiecuje, �udzi. Niewiadome to niczym b��dny ognik w czarnej otch�ani nocy. A
kiedy zostaje ju�
poznane, staje si� p�askie, szare i ju� nie daje si� odr�ni� od szaro�ci dnia
powszedniego.
� Jest pan poet�, Alec � powiedzia�em z jeszcze wi�kszym roztargnieniem.
Patrzy�em na
Kais� i �wietnie rozumia�em Seguta. Pulpecik na tle po�cieli wygl�da� nadzwyczaj
kusz�co. By�o
w niej co� nieznanego, co� jeszcze niepoznanego�
� No to jest pan w domu � powiedzia� w�a�ciciel. � Prosz� si� rozlokowa�,
odpoczywa� i
w og�le robi� to, na co ma pan ochot�. Narty, sprz�t, wszystko jest na dole do
pa�skiej
dyspozycji. Gdyby pan czego� potrzebowa�, prosz� si� zwraca� bezpo�rednio do
mnie. Obiad jest
o sz�stej, a je�li ma pan ochot� teraz co� przegry�� albo si� nieco pokrzepi�,
mam na my�li
alkohol, prosz� powiedzie� Kaisie. �ycz� dobrego wypoczynku.
I wyszed�.
Kaisa ci�gle jeszcze �cieli�a ��ko, doprowadzaj�c je do niespotykanej
doskona�o�ci, ja za�
wyj��em z paczki papierosa, zapali�em go i podszed�em do okna. By�em sam. Dzi�ki
niebiosom i
Wszechmog�cemu nareszcie by�em sam! Wiem, �e to nie�adnie tak m�wi� i nawet
my�le�, ale
jak okropnie trudno w naszych czasach zorganizowa� co� tak, �eby chocia�
tydzie�, chocia�
jedn� dob�, chocia� par� godzin sp�dzi� w samotno�ci! Nie, ja kocham swoj� �on�,
kocham
swoje dzieci, nie �ywi� �adnych niedobrych uczu� wobec swoich krewnych i
wi�kszo�� moich
przyjaci� i znajomych to najzupe�niej taktowni i przyjemni w obej�ciu ludzie.
Ale kiedy dzie� w
dzie�, o ka�dej godzinie nieustannie kr�c� si� wok� mnie, zmieniaj�c jeden
drugiego i nie ma
�adnej nawet najmniejszej szansy, �eby si� ich pozby�, zosta� samemu, gdzie� si�
zamkn��,
wy��czy� Sam tego nie znalaz�em, ale m�j syn gdzie� wyczyta�, �e podstawowym
nieszcz�ciem wsp�czesnego cz�owieka jest osamotnienie i niemo�no��
porozumienia si� z
innymi lud�mi. Nie wiem, nie wiem. Albo wszystko to wymys�y poet�w, albo ja po
prostu mam
pecha. W ka�dym razie w moim przypadku dwa tygodnie samotno�ci to w�a�nie to,
czego mi
potrzeba. I �eby nie by�o niczego takiego, co mam obowi�zek zrobi�, a tylko to,
co robi� mam
ochot�. Papierosa zapal� wy��cznie dlatego, �e mam ochot�, a nie dlatego, �e
kto� podsuwa mi
pod nos papiero�nic�. I kt�rego nie zapal�, je�li nie b�d� chcia�, w�a�nie
dlatego, �e nie chc�, a
wcale nie dlatego, �e madame Seltz nie znosi tytoniowego dymu� Kieliszek brandy
przy
kominku to nie�le. To rzeczywi�cie dobry pomys�. W og�le chyba b�dzie mi tu nie
najgorzej.
Wspaniale! Jest mi dobrze samemu z sob�, z moim cia�em, jeszcze stosunkowo
m�odym, jeszcze
silnym. B�d� m�g� pomkn�� na nartach po skrzypi�cym �niegu przez ca�� r�wnin� a�
pod
niebieskawe zbocza g�r. Wtedy b�dzie ju� zupe�nie cudownie�
� Czy co� przynie��? � zapyta�a Kaisa. � Pan sobie �yczy� Spojrza�em na ni� i
Kaisa
znowu zas�oni�a twarz d�oni�. Mia�a na sobie obcis�� pstrokat� sukienk� i
malutki koronkowy
fartuszek. Jej obna�one ramiona by�y bia�e i pe�ne, a szyj� otacza� sznur
drewnianych korali.
� Kto tu u was teraz mieszka? � zapyta�em.
� Gdzie?
� U was. W hotelu.
� W hotelu? W naszym? Mieszkaj� tu r�ni.
� Konkretnie � kto?
� Kto? Mieszkaj� pan Moses z �on�. W jedynce i w dw�jce. I w tr�jce te�. Tylko
�e w tr�jce
nie mieszkaj�. A mo�e to c�rka. Kto ich tam wie. Taka pi�kna, ci�gle tylko
patrzy tymi swoimi
oczami�
� Tak, tak � powiedzia�em, �eby j� zach�ci�.
� Jeszcze pan Simonet mieszka� Tu, naprzeciwko. Ci�gle gra w bilard i �azi po
�cianach.
Figlarz, tylko �e jakby jaki� sm�tny. Na tle psychicznym. � Kaisa znowu si�
zaczerwieni�a.
� A kto jeszcze? � zapyta�em.
� Pan du Barnstockre. Hipnotyzer z cyrku�
� Barnstockre? Ten sam?
� Nie wiem. Mo�e i ten sam. Hipnotyzer� I Brune.
� Co za Brune?
� A ten z motocyklem. W spodniach. Te� figlarz, chocia� jaki� m�ody.
� Tak � powiedzia�em. � To ju� wszyscy?
� Jeszcze jeden mieszka. Niedawno przyjecha�. Tylko �e on to tylko tak� Nie tak
jak
wszyscy. Nie �pi, nie je, tylko pok�j zajmuje�
� Nie rozumiem � przyzna�em szczerze.
� A tego to nikt nie rozumie. Zajmuje pok�j i ju�. Jak na postoju. Gazety czyta.
Niedawno
ukrad� pantofle pana du Barnstockre�a� �lady zostawia�
� Jakie? � Bardzo chcia�em j� zrozumie�.
� Mokre. Id� przez ca�y korytarz. I jeszcze przyzwyczai� si� na mnie dzwoni�. To
z jednego
numeru, to z drugiego. Przyjd�, a tam nikogo nie ma.
� No dobrze � powiedzia�em z westchnieniem. � Nie rozumiem ci�, Kaisa. Mo�e to i
lepiej. Lepiej p�jd� sobie pod prysznic.
Zgniot�em niedopa�ek w dziewiczo czystej popielniczce i poszed�em do sypialni po
bielizn�.
Po�o�y�em tam na stoliku przy wezg�owiu kilka ksi��ek i na moment przysz�o mi do
g�owy, �e
chyba raczej niepotrzebnie je tu przywioz�em. Zrzuci�em buty, wsun��em nogi w
kapcie,
zabra�em r�cznik k�pielowy i poszed�em do �azienki. Kaisa ju� sobie posz�a,
popielniczka na
stole znowu by�a dziewiczo czysta. Na korytarzu by�o pusto, sk�d� dobiega�
stukot bilardowych
kul � najpewniej zabawia� si� tak sm�tny figlarz na tle psychicznym. Jak mu tam�
Simonet,
zdaje si�.
Drzwi do �azienki znalaz�em na pode�cie schod�w i te drzwi okaza�y si�
zamkni�te. Czas jaki�
sta�em niezdecydowany, ostro�nie przekr�caj�c plastikow� klamk�. Kto�
niespiesznie ci�kim
krokiem przeszed� korytarzem. Mo�na by oczywi�cie zej�� do �azienki na parterze,
pomy�la�em.
A mo�na i nie schodzi�. Mo�na najpierw poje�dzi� troch� na nartach. Z
roztargnieniem
zagapi�em si� na drewniane schody prowadz�ce najwidoczniej na dach. Albo na
przyk�ad wej��
na dach i zachwyci� si� pi�knym widokiem. Podobno s� tu nieopisanej pi�kno�ci
wschody i
zachody s�o�ca. Ale jednak to �wi�stwo, �e �azienka jest zamkni�ta. Mo�e kto�
tam jest? Nie,
cisza, nic nie s�ycha� Jeszcze raz nacisn��em klamk�. E, dam sobie spok�j. B�g
z nim, z
prysznicem. Jeszcze zd���. Zawr�ci�em i poszed�em do siebie.
Co� si� w moim pokoju zmieni�o, poczu�em to od razu. Po sekundzie zrozumia�em �
pachnia�o tytoniem do fajki, identycznie jak w pokoju muzeum. Natychmiast
zajrza�em do
popielniczki. �arz�cej si� fajki tam nie by�o � za to by�a kupka popio�u
przemieszana z
drobinami tytoniu. Na postoju, przypomnia�em sobie. Nie je, nie pije, tylko
�lady zostawia�
I wtedy tu� obok mnie kto� przeci�gle westchn��. Z sypialni, stukaj�c pazurami,
leniwie
wyszed� bernardyn Lelle, popatrzy� na mnie z u�mieszkiem i si� przeci�gn��.
� Ach, wi�c to ty tu pali�e�? � zapyta�em.
Lelle mrugn�� do mnie i pokr�ci� g�ow�. Jakby si� op�dza� od muchy.
ROZDZIA� II
S�dz�c ze �lad�w na �niegu, kto� tu ju� pr�bowa� je�dzi� � odjecha� jakie�
pi��dziesi�t
metr�w, przewracaj�c si� na ka�dym kroku, nast�pnie wr�ci�, zapadaj�c si� po
kolana, nios�c
deski i kijki w r�kach, upuszczaj�c je na ziemi�, podnosz�c i znowu upuszczaj�c
� wydawa�o
si�, �e nad tym �niegiem, poranionym, ca�ym w bliznach do tej pory wisz� jeszcze
zamarzni�te
przekle�stwa. Ale dalej �nie�na pokrywa by�a czysta i nietkni�ta jak �wie�o
wykrochmalone
prze�cierad�o.
Poskaka�em przez chwil� w miejscu, wypr�bowuj�c wi�zania, wyda�em z siebie
radosny
okrzyk i pop�dzi�em na spotkanie s�o�ca, bezustannie zwi�kszaj�c tempo, mru��c
oczy od blasku
i rozkoszy, z ka�dym wydechem wyrzucaj�c z siebie nud� zadymionych gabinet�w,
zbutwia�ych
dokument�w, beznadziejno�� p�aczliwych przest�pc�w i zrz�dz�cych zwierzchnik�w,
sm�tek
politycznych spor�w i brodatych dowcip�w, monotonn� krz�tanin� �ony i najazdy
dorastaj�cych
dzieci� pos�pne zab�ocone ulice, �mierdz�ce lakiem korytarze, puste paszcze kas
pancernych,
ponurych jak martwe czo�gi, niebie�ciutkie wyp�owia�e tapety w jadalni,
r�owiutkie wyp�owia�e
tapety w sypialni i pochlapane atramentem ��ciutkie tapety w pokoju dziecinnym�
Z ka�dym
wydechem wyzwala�em si� od samego siebie, urz�dowego, przera�aj�co moralnego, do
ob��du
pos�usznego prawu cz�owieka w mundurze z b�yszcz�cymi guzikami, troskliwego m�a
i
przyk�adnego ojca, go�cinnego kolegi i serdecznego krewniaka, ciesz�c si�, �e
wszystko to
opuszcza mnie, i �udz�c si� nadziej�, �e opuszcza bezpowrotnie, �e od tej chwili
�ycie b�dzie
lekkie i czyste jak kryszta�, b�dzie bieg�o w m�odym, weso�ym, szalonym tempie.
O, jak to
wspaniale, �e tu przyjecha�em!� Niech �yje Segut, brawo, Segut, dzi�ki ci,
Segut, chocia�
walisz swoich kasiarzy po mordach w czasie przes�ucha� Ach, jaki ja jeszcze
jestem lekki,
zwinny, silny, mog� d�ugo p�dzi� w�a�nie tak, po idealnej prostej, sto tysi�cy
kilometr�w, a mog�
i tak � ostro w prawo, ostro w lewo, odrzucaj�c nartami tony �niegu. A przecie�
ju� od trzech lat
nie je�dzi�em na nartach, od czasu kiedy kupili�my ten przekl�ty nowy dom, na
choler� my�my
to zrobili, na diab�a nam ten przytu�ek na staro��, ca�e �ycie cz�owiek pracuje
na staro�� A do
diab�a z tym wszystkim, nie chc� o tym teraz my�le�, do diab�a ze staro�ci�, do
diab�a z domem i
do diab�a z tob�, Peter, Peter Glebsky, urz�dniku mi�uj�cy prawo, niechaj ci�
Pan B�g ma w
swojej opiece�
Kiedy fala pocz�tkowego entuzjazmu opad�a, stwierdzi�em, �e stoj� przy drodze,
mokry,
zadyszany, od st�p do g��w oblepiony �niegiem. To zdumiewaj�ce, jak szybko mija
entuzjazm.
Gry�� si�, trapi�, zadr�cza� mo�na godzinami, dniami i nocami, a entuzjazm
przychodzi i
niezw�ocznie mija, nic z niego nie zostaje opr�cz poczucia skr�powania, mokrych
plec�w i
dr��cych od niedawnego wzburzenia mi�ni. Prosz�, jeszcze mi uszy zatka�o od
wiatru�
Zdj��em r�kawiczk�, wsadzi�em palec w ucho, wytar�em twarz i nagle us�ysza�em
ha�a�liwy
warkot, jak gdyby tu� przy mnie zamierza� wyl�dowa� sportowy samolot. Ledwie
zd��y�em
przetrze� okulary, kiedy �mign�� obok mnie nie samolot, rzecz jasna, tylko
olbrzymi motocykl,
nale��cy do gatunku tych w�a�nie, kt�re przebijaj� na wylot mury i maj� na swoim
koncie wi�cej
�miertelnych ofiar ni� wszyscy mordercy, bandyci i gangsterzy razem wzi�ci.
Motocykl obsypa�
mnie fontann� �niegu, okulary znowu mi zalepi�o, ale jednak zdo�a�em zauwa�y�
chud�,
przygi�t� sylwetk�, rozwiane czarne w�osy i stercz�cy jak deska koniec
czerwonego szala� Za
jazd� bez kasku, pomy�la�em automatycznie, pi��dziesi�t koron grzywny i
odebranie prawa jazdy
na miesi�c� Zreszt� nie mog�o by� nawet mowy, �eby dostrzec numer � nie
widzia�em nawet
hotelu i po�owy doliny na dodatek � �nie�ny ob�ok wzni�s� si� do samego nieba.
Zreszt�, co
mnie to obchodzi! Odepchn��em si� kijkami i zjecha�em drog� w �lad za motocyklem
w kierunku
hotelu.
Kiedy dobieg�em, motocykl styg� przed werand�. Obok na �niegu poniewiera�y si�
olbrzymie
sk�rzane r�kawice z rozci�ciami na boku. Wbi�em narty w zasp�, otrzepa�em si� i
ponownie
spojrza�em na motocykl. Jaka to z�owieszcza maszyna! Nieodparcie nasuwa
cz�owiekowi my�l,
�e w przysz�ym sezonie hotel b�dzie si� nazywa� Pod Poleg�ym Motocyklist�.
W�a�ciciel we�mie
nowo przyby�ego go�cia za r�k� i powie, wskazuj�c na dziur� w murze: �W tym
miejscu.
W�a�nie w tym miejscu wpad� na �cian� z szybko�ci� stu osiemdziesi�ciu
kilometr�w na godzin�
i przebi� budynek na wylot. Ziemia zadr�a�a, kiedy wpad� do kuchni, tocz�c przed
sob�
czterdzie�ci dwie ceg�y�� Dobra rzecz � reklama, pomy�la�em, wchodz�c na g�r�.
Wejd� teraz
do swojego pokoju, a za moim sto�em rozsiad� si� szkielet z dymi�c� fajk� w
z�bach, przed nim
firmowa nalewka na muchomorach, trzy korony za litr.
W �rodku holu sta� nieopisanie d�ugi i bardzo przygarbiony cz�owiek w czarnym
fraku. R�ce
trzyma� za plecami i surowo prawi� co� chudemu, zwinnemu stworzeniu
nieokre�lonej p�ci,
wykwintnie rozpartemu w g��bokim fotelu. Stworzenie mia�o drobn� blad� buzi� do
po�owy
zas�oni�t� wielkimi ciemnymi okularami, mas� czarnych skud�anych w�os�w i
puszysty
czerwony szal.
Kiedy zamkn��em za sob� drzwi, d�ugi cz�owiek zamilk� i odwr�ci� si� w moj�
stron�.
Okaza�o si�, �e ma czarn� muszk� i wyj�tkowo szlachetne rysy twarzy ukoronowane
nie mniej
arystokratycznym nosem niebywa�ego kszta�tu. Taki nos m�g� mie� tylko jeden
cz�owiek i ten
cz�owiek nie m�g� nie by� t� w�a�nie znakomito�ci�. Przez sekund� wpatrywa� si�
we mnie,
jakby nie wierz�c w�asnym oczom, nast�pnie z�o�y� wargi w ciup i wyci�gaj�c
w�sk� bia�� d�o�,
ruszy� mi na spotkanie.
� Du Barnstockre � oznajmi� �piewnie. � Do pa�skich us�ug.
� Czy�by ten s�ynny du Barnstockre? � zapyta�em, �ciskaj�c jego r�k� z
niek�amanym
szacunkiem.
� Ten, w�a�nie ten � odpowiedzia�. � Z kim mam honor?
Przedstawi�em si� ogarni�ty jak�� idiotyczn� nie�mia�o�ci�, kt�ra nam
policjantom raczej nie
jest w�a�ciwa. Przecie� na pierwszy rzut oka by�o jasne, �e taki cz�owiek nie
mo�e nie ukrywa�
swoich dochod�w i zeznania podatkowe niew�tpliwie wype�nia dosy� mgli�cie.
� Jakie to �liczne! � Du Barnstockre z�apa� mnie nagle za klapy. � Inspektorze!
Gdzie pan
to znalaz�? Brune, dzieci� moje, popatrz, jakie to �liczne!
W palcach trzyma� fio�ek. I zapachnia�o fio�kiem. Zmusi�em si� do okazania
podziwu, chocia�
nie lubi� takich sztuczek. Stworzenie w fotelu ziewn�o na ca�� szeroko��
male�kich ust i
przerzuci�o jedn� nog� przez por�cz fotela.
� Z r�kawa � oznajmi�o ochryp�ym basem. � Cha�tura, wujku.
� Z r�kawa! � smutno powt�rzy� du Barnstockre. � Nie, Brune, to by�oby zbyt
prymitywne. To rzeczywi�cie by�aby cha�tura.
Po�o�y� fio�ek na otwartej d�oni, popatrzy� na�, uni�s� brwi i fio�ek znik�.
Zamkn��em usta i
potrz�sn��em g�ow�. Zabrak�o mi s��w.
� Pan po mistrzowsku je�dzi na nartach, panie Glebsky � m�wi� dalej du
Barnstockre. �
Obserwowa�em pana przez okno. I, musz� przyzna�, dozna�em prawdziwej
przyjemno�ci.
� Ale� sk�d�e! � b�kn��em. � Kiedy� je�dzi�em�
� Wujku � odezwa�o si� nagle stworzenie z g��bin fotela. � Lepiej by� stworzy�
papierosa.
Du Barnstockre jakby si� opami�ta�.
� Ach � powiedzia� � pozwoli pan przedstawi� sobie, panie Glebsky, to jest
Brune, jedyna
latoro�l mego ukochanego nieboszczyka brata� Brune, dzieci� moje!
Dzieci� niech�tnie wylaz�o z fotela i zbli�y�o si� do nas. W�osy mia�o bujne,
dziewcz�ce,
mo�e zreszt� nie dziewcz�ce, ale je�li mo�na tak powiedzie�, m�odzie�owe. Nogi
obci�gni�te
elastikiem by�y chude, ch�opi�ce, a zreszt�, by� mo�e, zupe�nie przeciwnie �
zgrabne,
dziewcz�ce. Kurtka za� by�a o co najmniej trzy numery za du�a. Latoro�l
oboj�tnie u�miechn�a
si� do mnie delikatnymi r�owymi wargami i zainteresowa�a si� ochryple:
� Nie�le �e�my pana postraszyli, prawda? Tam przy drodze�
� My? � zapyta�em.
� No, nie my, oczywi�cie. Bucefa�. On to potrafi� Okulary doszcz�tnie mu zalepi�
�
zawiadomi�a wujka.
� W danym przypadku � uprzejmie wyja�ni� du Barnstockre � Bucefa� to motocykl,
wstr�tna i niebezpieczna maszyna, kt�ra powoli mnie zabija przez ostatnie dwa
lata i koniec
ko�c�w, jak czuj�, bez w�tpienia wp�dzi mnie do grobu.
� Papierosa� � przypomnia�o dzieci�.
Du Barnstockre sm�tnie pokr�ci� g�ow� i bezradnie roz�o�y� r�ce. Kiedy je znowu
z�o�y�,
mi�dzy palcami tkwi� zapalony papieros, kt�ry zosta� wr�czony latoro�li.
Latoro�l zaci�gn�a si�
i kapry�nie burkn�a:
� Znowu z filtrem�
� Pan zapewne ma ochot� wzi�� prysznic po tym wspania�ym szusowaniu � powiedzia�
du
Barnstockre. � Nied�ugo b�dzie obiad�
� Tak � powiedzia�em. � Oczywi�cie. Prosz� mi wybaczy�.
To by�a dla mnie wielka ulga � ucieczka z tego towarzystwa. Nie czu�em si�
dobrze. To
przez zaskoczenie. Pomimo wszystko s�ynny magik na arenie to jedno, a w �yciu
prywatnym jak
si� okazuje, zupe�nie co� innego. Uk�oni�em si� i przeskakuj�c po trzy stopnie,
dotar�em na swoje
pi�tro.
Korytarz nadal by� pusty, gdzie� daleko wci�� postukiwa�y kule bilardowe.
Przekl�ta �azienka
ci�gle by�a zamkni�ta. Byle jak umy�em si� u siebie w pokoju, przebra�em,
wzi��em papierosa i
pad�em na kanap�.
Ogarn�o mnie przyjemne zm�czenie i chyba nawet zdrzemn��em si� par� minut.
Rozbudzi�
mnie czyj� pisk i z�owrogi szlochaj�cy rechot na korytarzu. Podskoczy�em. W tej
samej chwili
zapukano do drzwi i g�os Kaisy zamiaucza�: �Na obiad prosz�!� Odezwa�em si� w
tym sensie, �e
tak, tak, zaraz zejd�, spu�ci�em nogi z kanapy, szukaj�c pantofli. �Na obiad
prosz�!� � dobieg�o
z oddali, a potem jeszcze raz: �Na obiad prosz�!�, a potem znowu kr�tki pisk i
pot�pie�czy
rechot. Nawet chyba us�ysza�em brz�k zardzewia�ego �a�cucha.
Uczesa�em si� przed lustrem, przymierzy�em kilka wyraz�w twarzy, a wi�c:
roztargniona
uwaga, bardzo m�ski, zamkni�ty w sobie specjalista, prostoduszna gotowo�� do
zawarcia
wszelkich znajomo�ci i u�mieszek z gatunku �h�, h�. Nic nie wyda�o mi si�
odpowiednie i
dlatego nie trudz�c si� wi�cej, w�o�y�em do kieszeni papierosy dla latoro�li i
wyszed�em na
korytarz. Wyszed�em i os�upia�em.
Drzwi do pokoju naprzeciwko by�y otwarte. U g�ry, opieraj�c si� stopami o jedn�
futryn�, a
plecami o drug�, zawis� m�ody cz�owiek. Jego poza przy ca�ej nienaturalno�ci
wydawa�a si�
zupe�nie niewymuszona. Patrzy� na mnie z g�ry, szczerzy� d�ugie, ��te z�by i
salutowa� po
wojskowemu.
� Dzie� dobry � powiedzia�em po chwili milczenia. � Pom�c panu?
Wtedy cz�owiek ten mi�kko jak kot zeskoczy� na pod�og� i w dalszym ci�gu
salutuj�c, stan��
przede mn� na baczno��.
� Mam zaszczyt, inspektorze � powiedzia�. � Pan pozwoli, �e si� przedstawi�:
porucznik
cybernetyki Simon Simonet.
� Spocznij � powiedzia�em i u�cisn�li�my sobie d�onie.
� W�a�ciwie jestem fizykiem � powiedzia� Simonet � ale �porucznik cybernetyki�
brzmi
prawie tak dobrze jak �porucznik infanterii�. To bardzo �mieszne. � I
nieoczekiwanie
wybuchn�� tym samym okropnym szlochaj�cym rechotem, w kt�rym zwidywa�y si�
wilgotne
lochy, niezmywalne plamy krwi i brz�k zardzewia�ych �a�cuch�w na przykutych do
ska�y
szkieletach.
� Co pan tam robi� na g�rze? � zapyta�em, kiedy ju� przemog�em zdumienie.
� Trenowa�em � odpowiedzia�. � Przecie� jestem alpinist�.
� Poleg�ym � za�artowa�em i natychmiast po�a�owa�em, bo natychmiast spad�a na
mnie
lawina pozagrobowego rechotu.
� Nie�le, nie�le jak na pocz�tek � powiedzia�, ocieraj�c oczy. � Nie, ja jeszcze
jestem
�ywy. Szczerze m�wi�c, przyjecha�em tu, �eby po�azi� po ska�ach, ale w �aden
spos�b nie mog�
jako� do nich dotrze�. Wsz�dzie �nieg. Wi�c wspinam si� na drzwi, na �ciany� �
Nagle
zamilk� i uj�� mnie pod r�k�. � W�a�ciwie przyjecha�em odpocz��. Jestem
przem�czony. Projekt
�Midas�, s�ysza� pan mo�e? �ci�le tajne. Cztery lata bez urlopu. No wi�c lekarze
przepisali mi
cykl pozytywnych emocji. � Znowu straszliwie zarechota�, ale ju� zbli�yli�my si�
do jadalni.
Simonet porzuci� mnie i pod��y� do stolika, na kt�rym sta�y zak�ski. � Niech pan
si� trzyma
mnie, inspektorze! � rykn�� w biegu. � Niech pan si� spieszy, inaczej
przyjaciele i znajomi
Poleg�ego zjedz� ca�y kawior�
Jadalnia by�a ogromna, mia�a pi�� okien. W �rodku ustawiono ogromny owalny st�
na jakie�
dwadzie�cia os�b; wspania�y poczernia�y ze staro�ci bufet b�yska� srebrnymi
kubkami,
mn�stwem luster i r�nobarwnymi butelkami; obrus na stole wykrochmalony, zastawa
� z
przepi�knej porcelany, nakrycia srebrne i szlachetnie poczernia�e, ale przy tym
wszystkim
obyczaje panowa�y tu najwidoczniej niezmiernie demokratyczne. Na stoliku obok
sta�y zak�ski
� bierz sobie, co zd��ysz. Na drugim stoliku, nieco mniejszym, Kaisa ustawia�a
fajansowe wazy
z jarzynow� zup� i bulionem � sam sobie wybierz i nalej. Dla tych, kt�rzy
chcieli si� od�wie�y�
� bateria butelek na bufecie: brandy, irlandzki d�in, piwo i specjalna nalewka
(na p�atkach
szarotek, jak mnie zapewnia� Segut).
Przy stole siedzieli ju� du Barnstockre i latoro�l jego nieboszczyka brata. Du
Barnstockre
wytwornie miesza� srebrn� �y�eczk� bulion w talerzu i z wyrzutem zezowa� na
latoro�l, kt�ra
po�o�ywszy na stole �okcie, �ar�ocznie poch�ania�a zup� jarzynow�.
Na honorowym miejscu kr�lowa�a nieznana mi jeszcze dama dziwnej i ol�niewaj�cej
urody.
Lat mog�a mie� ni to dwadzie�cia, ni to czterdzie�ci, ramiona delikatne, smag�e,
b��kitnawe,
szyj� �ab�dzia, ogromne p�przymkni�te oczy, d�ugie rz�sy, wysoko upi�te w�osy,
bezcenny
diadem � by�a to niew�tpliwie pani Moses, i niew�tpliwie ten nieco prostacki
table d�h�tel nie
by� dla niej odpowiednim miejscem. Takie kobiety widywa�em dotychczas tylko na
fotosach w
pismach dla wy�szych sfer oraz na ok�adkach bestseller�w.
W�a�ciciel obszed� ju� st� i w�a�nie zbli�a� si� do mnie z tack� w r�ku. Na
tacce w
kryszta�owym r�ni�tym kieliszku gro�nie b��kitnia�a s�ynna firmowa nalewka na
szarotkach.
� Chrzest bojowy! � oznajmi� w�a�ciciel, kiedy ju� znalaz� si� przy mnie. �
Niech pan
wybierze sobie co� ostrego na zak�sk�.
Us�ucha�em. Po�o�y�em na talerzu oliwki i kawior. Potem spojrza�em na
w�a�ciciela i
do�o�y�em jeszcze korniszona � takiego male�kiego marynowanego og�rka. Potem
spojrza�em
na nalewk� i wycisn��em na kawior p� cytryny. Wszyscy patrzyli na mnie. Wzi��em
kieliszek,
zrobi�em pot�ny wydech (jeszcze kilka dusznych gabinet�w i korytarzy) i wla�em
nalewk� do
gard�a. Zatrz�s�o mn�. Wszyscy patrzyli na mnie, wi�c zatrz�s�o mn� tylko
wewn�trznie, i
odgryz�em po�ow� korniszona. W�a�ciciel chrz�kn��. Simonet r�wnie� chrz�kn��.
Pani Moses
powiedzia�a kryszta�owym g�osem: �O, to prawdziwy m�czyzna�. U�miechn��em si� i
wsadzi�em do ust drug� po�ow� korniszona, gorzko �a�uj�c, �e nie jest wielko�ci
dyni. �Ale
zasuwa!� � dono�nie o�wiadczy�o dzieci�.
� Pozwoli pani � powiedzia� w�a�ciciel do pani Moses � �e przedstawi� pani
inspektora
Glebsky�ego. � Popielata wie�a u szczytu sto�u z lekka si� zachwia�a, unios�y
si� i opad�y
zdumiewaj�ce, cudowne rz�sy. Sk�oni�em g�ow�. Z przyjemno�ci� zgi��bym si� do
ziemi � tak
mnie pali�o w brzuchu, ale pani Moses u�miechn�a si� i od razu poczu�em ulg�.
Odwr�ci�em si�,
doko�czy�em zak�sk� i poszed�em po zup�. Gospodarz posadzi� mnie naprzeciwko
Barnstockre��w, tak �e po mojej prawej stronie, niestety zbyt daleko, znalaz�a
si� pani Moses, a
po lewej, niestety zbyt blisko � pos�pny figlarz Simonet gotowy w ka�dej chwili
wybuchn��
swoim potwornym rechotem.
Rozmow� przy stole kierowa� w�a�ciciel. Rozmawiano o zagadkowym i
niepoznawalnym, a
m�wi�c �ci�le o tym, �e w hotelu ostatnimi dniami dziej� si� dziwne rzeczy. Jako
nowicjuszowi
zreferowano mi szczeg�y. Du Barnstockre wyzna�, �e istotnie dwa dni temu
zgin�y mu
pantofle, kt�re znaleziono dopiero wieczorem w pokoju muzeum. Simonet z
chichotem oznajmi�,
�e kto� czytuje jego ksi��ki, przewa�nie literatur� specjalistyczn�, i robi na
marginesach notatki,
przewa�nie absolutnie krety�skie. W�a�ciciel, zamieraj�c z zachwytu, opowiedzia�
o dzisiejszej
historii z dymi�c� fajk� i gazet� i doda�, �e nocami kto� snuje si� po domu.
S�ysza� to na w�asne
uszy i nawet raz widzia� bia�� posta� przemykaj�c� od drzwi wej�ciowych przez
hol w kierunku
schod�w. Pani Moses bez przesadnej skromno�ci z ochot� potwierdzi�a te
informacje i doda�a, �e
wczoraj w nocy co� zajrza�o do jej pokoju przez okno. Simon Simonet pochwali�
si�, �e w nocy
�pi jak zabity i niczego takiego w og�le nie s�ysza�. Ale ju� dwukrotnie
zauwa�y�, �e jego buty
narciarskie nieustannie s� przemoczone, jakby kto� noc� biega� w nich po �niegu.
Ja, ciesz�c si�
w duszy, opowiedzia�em o popielniczce i bernardynie, a dzieci� ochryple poda�o
do wiadomo�ci
wszystkich obecnych, �e ono nic ma specjalnie nic przeciwko tym figlom � miglom,
ale
zdecydowanie nie znosi, kiedy obcy ludzie wyleguj� si� w jego, dzieci�cia,
po�cieli. Przy tym
z�owieszczo wycelowa�o we mnie swoje okulary i ucieszy�em si�, �e przyjecha�em
dopiero
dzisiaj.
Atmosfer� rozkosznej grozy, kt�ra zapanowa�a przy stole, naruszy� pan fizyk.
� Pewnego razu przyjecha� do nieznanego sobie miasta pewien major � zawiadomi�
nas. �
Zatrzyma� si� w hotelu i poleci� wezwa�
Nagle zamilk� i rozejrza� si� dooko�a.
� Pardon � powiedzia� � nie jestem pewien, czy w obecno�ci dam � tu sk�oni� si�
w
stron� pani Moses � jak r�wnie� pa� e� e� pachol�t � tu spojrza� na latoro�l �
e� e�
� A, ten g�upawy dowcip � powiedzia�o dzieci� lekcewa��co.
� Wszystko pi�knie, ale nie dzieli si� na p�. Ten?
� W�a�nie! � zawo�a� Simonet i wybuchn�� �miechem.
� Dzieli si� na p�? � zapyta�a pani Moses z u�miechem.
� Nie dzieli si�! � gniewnie sprostowa�o dzieci�.
� Ach, nie dzieli si�? � zdumia�a si� pani Moses. � A co si� w�a�ciwie nie
dzieli?
Dzieci� otworzy�o ju� usta, ale du Barnstockre wykona� niedostrzegalny gest i
usta zosta�y
zatkane wielkim rumianym jab�kiem. Dzieci� natychmiast ze smakiem odgryz�o
wielki k�s.
� Ostatecznie dziwne rzeczy dziej� si� nie tylko u nas w hotelu � powiedzia� du
Barnstockre. � Wystarczy na przyk�ad wymieni� niezidentyfikowane obiekty
lataj�ce�
Dzieci� z �oskotem odsun�o krzes�o i nadal z chrz�stem gryz�c jab�ko,
skierowa�o si� do
wyj�cia. Diabli wiedz�, co to takiego! Chwilami ta zgrabna figurka wydawa�a mi
si� urocz�
dziewczyn�, ale wystarczy�o z�agodnie� i dziewczyna gdzie� znika�a, a zamiast
niej pojawia� si�
bezczelny wyrostek � z tych, kt�rzy hoduj� pch�y na pla�ach i narkotyzuj� si� w
publicznych
toaletach. Ci�gle jeszcze zastanawia�em si�, kogo by tu zapyta�, czy to
ch�opiec, czy dziewczyna,
a du Barnstockre w dalszym ci�gu szemra�:
� Giordano Bruno zosta� spalony nienadaremnie. Kosmos niew�tpliwie jest
zamieszkany nie
tylko przez nas. Zagadnienie polega wy��cznie na g�sto�ci rozmieszczenia istot
rozumnych we
wszech�wiecie. Wed�ug ocen r�nych uczonych � pan Simonet poprawi mnie, je�li
si� myl� �
w jednej tylko naszej galaktyce mo�e istnie� do miliona zamieszkanych uk�ad�w
s�onecznych.
Gdybym by� matematykiem, prosz� pa�stwa, spr�bowa�bym obliczy�
prawdopodobie�stwo tego
chocia�by, czy nasza Ziemia mo�e stanowi� obiekt czyichkolwiek naukowych
obserwacji�
Samego du Barastockre�a wypytywa�, jako� niezr�cznie, my�la�em. Zreszt� zapewne
i on sam
dobrze nie wie. No sk�d? Dzieci� to dzieci� Uprzejmy w�a�ciciel z pewno�ci� ma
to gdzie�.
Kaisa to idiotka. Zapyta� Simoneta to znaczy narazi� si� na now� pow�d� upiornej
weso�o�ci�
Zreszt� o czym ja w�a�ciwie my�l�? Co mnie to obchodzi? Mo�e by zje�� jeszcze
troch�
pieczeni? Fakt, Kaisa jest g�upia, ale gotowa� potrafi.
� �Zgodzicie si� � szemra� du Barnstockre � �e sama my�l o tym, �e czyje� oczy
starannie i uwa�nie studiuj� nasz� staruszk� Ziemi� poprzez kosmiczny ocean,
jest zdolna sama
przez si� zainteresowa� nasz� wyobra�ni�
� Obliczy�em � powiedzia� Simonet. � Je�eli oni umiej� odr�nia� uk�ady
zaludnione od
niezaludnionych, b�dzie to jedno�� minus �e� do pot�gi minus jeden.
� Naprawd� tak w�a�nie b�dzie? � przerazi�a si� pani Moses, nagradzaj�c Simoneta
zachwycaj�cym u�miechem.
Simonet za�mia� si� szczekliwie. Nawet podskoczy� na krze�le. Oczy mu
zwilgotnia�y.
� A ile to wyniesie konkretnie? � zainteresowa� si� du Barnstockre,
przeczekawszy ow�
akustyczn� lawin�.
� W przybli�eniu dwie trzecie � odpowiedzia� Simonet, wycieraj�c oczy.
� Ale to przecie� ogromne prawdopodobie�stwo! � z �arem o�wiadczy� du
Barnstockre. �
I ja to rozumiem tak, �e prawie na pewno jeste�my obiektem obserwacji.
W tym momencie drzwi do jadalni za moimi plecami za�omota�y i zadygota�y, jakby
je kto� z
wielk� si�� pr�bowa� wywa�y�.
� Do siebie! � krzykn�� w�a�ciciel. � Prosz� ci�gn�� do siebie!
Odwr�ci�em g�ow�. W progu ukaza�a si� zdumiewaj�ca posta�. By� to masywnie
zbudowany
niem�ody m�czyzna o twarzy niew�tpliwego buldoga, przyodziany w nies�ychany
str�j
przypominaj�cy �redniowieczn� kamizel� w kolorze �ososiowym.
� Olga! � zarycza�, spogl�daj�c przed siebie zm�tnia�ymi oczami. � Zupa!
Jedn� r�k� trzyma� za plecami, w drugiej za� dzier�y� smuk�y metalowy kubek.
Powsta�o
kr�tkie zamieszanie. Pani Moses z jakim� ubli�aj�cym jej po�piechem podbieg�a do
stolika z
zupami, w�a�ciciel oderwa� si� od bufetu i zacz�� wykonywa� r�koma gesty
oznaczaj�ce
gotowo�� do wszelkich us�ug, a pan Moses, poniewa� niew�tpliwie by� to w�a�nie
on, uroczy�cie
podryguj�c policzkami, zani�s� sw�j kubek na miejsce vis�?�vis pani Moses i tam
spocz�� �
cudem tylko nie chybi� i nie usiad� obok krzes�a.
� Co do pogody, prosz� pa�stwa, to dzisiaj pada �nieg � oznajmi�. By� kompletnie
pijany.
Pani Moses postawi�a przed nim zup�. Pan Moses surowym wzrokiem zajrza� do
talerza i �ykn��
z kubka. � O czym mowa? � zasi�gn�� informacji.
� Zastanawiali�my si� nad mo�liwo�ci� wizyty na Ziemi go�ci z przestrzeni
kosmicznej �
wyja�ni� Barnstockre z mi�ym u�miechem.
� Co takiego ma pan na my�li? � Pan Moses nadzwyczaj podejrzliwie wpatrywa� si�
ponad
swoim kubkiem w du Barnstockre�a. � Nie spodziewa�em si� tego po panu, Barn�
Barn� du!
� O, to tylko czysta teoria! � zawo�a� du Barnstockre. � Pan Simonet obliczy�
nam
prawdopodobie�stwo�
� Bzdura � powiedzia� pan Moses. � Matematyka to nie nauka, panie Barns� Barnl�
du!
Kto to jest? � zapyta�, wytrzeszczaj�c na mnie prawe oko. M�tne jakie� takie
oko,
niesympatyczne.
� Panowie pozwol� � pospiesznie powiedzia� w�a�ciciel. � Pan Moses, inspektor
Glebsky.
� Inspektor � zawarcza� Moses. � Fa�szywe pokwitowania, podrobione paszporty� No
wi�c niech sobie pan zapami�ta, Glebsky, m�j paszport nie jest podrobiony. Ma
pan dobr�
pami��?
� Nie narzekam � odpowiedzia�em.
� No to niech pan nie zapomina� � Znowu surowo spojrza� na talerz i poci�gn�� z
kubka.
� Dobra dzi� zupa � oznajmi�. � Olga, sprz�tnij to i daj jakiego� mi�sa. No i
dlaczego
milczycie? M�wcie, m�wcie, s�ucham was.
� A propos mi�sa � natychmiast zg�osi� si� Simonet. � Pewien smakosz zam�wi� w
restauracji filet�
� Filet. Tak! � z aprobat� powiedzia� pan Moses, pr�buj�c prze � kroi� piecze�
jedn� r�k�.
Z drugiej nie wypuszcza� kubka.
� Kelner przyjmuje zam�wienie, a smakosz, oczekuj�c na ulubion� potraw�,
przygl�da si�
dziewcz�tom na estradzie�
� �mieszne � powiedzia� pan Moses. � Na razie bardzo �mieszne. Za ma�o soli.
Olga,
podaj no mi s�l. No i co?
Simonet si� zawaha�.
� Pardon � powiedzia� niezdecydowanie. � Nabra�em powa�nej obawy�
� Tak. Obawy � z zadowoleniem powt�rzy� pan Moses. � A co dalej?
� To ju� wszystko � sm�tnie powiedzia� Simonet i opad� na oparcie krzes�a.
Moses wzni�s� oczy na Simoneta.
� Jak to wszystko? � zapyta� z oburzeniem. � Czy mu przynie�li filet?
� Hm� W�a�ciwie� w�a�ciwie to nie � powiedzia� Simonet.
� To bezczelno�� � o�wiadczy� Moses. � Nale�a�o wezwa� ma�tre d�h�tel. � Z
obrzydzeniem odsun�� od siebie talerz. � Wyj�tkowo ohydn� histori� opowiedzia�
nam pan,
panie Simonet.
� Historia jak historia � odpar� z bladym u�miechem Simonet. Moses poci�gn�� z
kubka i
zwr�ci� si� do w�a�ciciela.
� Cenevert � powiedzia�. � Czy znalaz� pan tego drania, co kradnie pantofle?
Inspektorze!
I tak pan tu zbija b�ki. Jaki� �obuz kradnie pantofle i zagl�da w okna. Niech
si� pan tym zajmie.
Chcia�em odpowiedzie�, �e zajm� si� tym z pewno�ci�, ale w tym momencie dzieci�
uruchomi�o pod samymi oknami swojego Bucefa�a. Szyby w jadalni zabrz�cza�y, co
utrudni�o
rozmow�. Wszyscy teraz patrzyli w talerze, a du Barnstockre, przyciskaj�c
rozczapierzon� d�o�
do serca, na prawo i lewo rozdziela� nieme przeprosiny. Nast�pnie Bucefa� wyda�
z siebie grzmot
ju� zupe�nie nie do wytrzymania, za oknami wzlecia�a w niebo �nie�na chmura, ryk
szybko si�
oddali� i po chwili przemieni� si� w ledwie dos�yszalne buczenie.
� Zupe�nie jak Niagara � zad�wi�cza� kryszta�owy g�os pani Moses.
� Jak na poligonie rakietowym! � zaprzeczy� Simonet. � Bestialska maszyna.
Kaisa na palcach podesz�a do pana Mosesa i postawi�a przed nim karafk� z
ananasowym
syropem. Moses popatrzy� na karafk� i poci�gn�� �yk z kubka.
� Co pan my�li o tych kradzie�ach, inspektorze? � zapyta�.
� My�l�, �e to �arty kogo� z obecnych.
� Dziwne stanowisko � z dezaprobat� powiedzia� Moses.
� Bynajmniej � zaprotestowa�em. � Po pierwsze, we wszystkich tych dzia�aniach
nie
wida� innego celu poza mistyfikacj�. Po drugie, pies zachowuje si� tak, jakby w
domu byli tylko
swoi.
� O tak! � oznajmi� w�a�ciciel g�uchym g�osem. � Oczywi�cie w domu s� tylko
swoi. Ale
on by� dla Lelle�a nie tylko �swoim� cz�owiekiem. On by� dla niego bogiem,
prosz� pa�stwa!
Moses wytrzeszczy� oczy na w�a�ciciela.
� Jaki on? � zapyta� srogo.
� On. Poleg�y.
� Niech pan mi nie zawraca g�owy � powiedzia� Moses. � A je�eli pan wie, kto tu
si�
zabawia w taki spos�b, to niech mu pan poradzi, powa�nie poradzi! � �eby
przesta�. Pan mnie
dobrze rozumie? � Potoczy� po nas przekrwionym okiem. � Inaczej ja te� zaczn�
�artowa�! �
zarycza�.
Zapad�o milczenie. Moim zdaniem wszyscy pr�bowali sobie wyobrazi�, czym si� to
sko�czy,
je�eli Moses te� zacznie �artowa�. Nie wiem jak inni, ale ja osobi�cie uzna�em
spraw� za
beznadziejn�. Moses wpatrywa� si� w ka�dego z nas po kolei, nie zapominaj�c
poci�ga� z kubka.
Absolutnie nie mia�em sposobu, �eby zrozumie�, kim on jest i co tu robi.
Dlaczego ma na sobie
ten b�aze�ski serdak? (Mo�e ju� zacz�� �artowa�?). I co jest w tym jego kubku?
Dlaczego wci��
jest jakby pe�ny, chocia�, co widzia�em na w�asne oczy, poci�ga� z niego ze sto
razy?
Potem pani Moses odstawi�a talerz, przytkn�a serwetk� do cudownych warg i
wznosz�c oczy
do sufitu, o�wiadczy�a:
� Ach, jak ja kocham pi�kne zachody s�o�ca! Ta feeria barw! Natychmiast poczu�em
pot�ny
poci�g do samotno�ci. Wsta�em i powiedzia�em stanowczo:
� By�o mi niezwykle mi�o. Spotkamy si� przy kolacji.
ROZDZIA� III
� Poj�cia nie mam, kto to jest � powiedzia� Cenevert, ogl�daj�c szklank� pod
�wiat�o. �
Zapisa� si� w mojej ksi�dze jako handlowiec podr�uj�cy prywatnie. Ale to na
pewno nie
handlowiec. Ju� pr�dzej oszala�y alchemik, czarodziej, wynalazca�
Siedzieli�my w salonie przed kominkiem. Czerwono �arzy�y si� w�gle, fotele by�y
autentycznie staro�wieckie, wzbudzaj�ce zaufanie. Portwein by� gor�cy,
aromatyczny i z cytryn�.
P�mrok by� przytulny, czerwonawy, swojski. Na dworze zacz�a si� zamie�, w
kominie
pogwizdywa�o. W domu panowa�a cisza, tylko czasami z oddali, jak z cmentarza,
dobiega�y
wybuchy szlochaj�cego rechotu i ostre jak wystrza� kla�ni�cia udanych karamboli.
W kuchni
Kaisa podzwania�a garnkami.
� Handlowcy s� przewa�nie sk�pi � m�wi� dalej w�a�ciciel w zadumie � a pan Moses
nie
jest sk�py, o nie! �Czy nie by�by pan �askaw poinformowa� mnie, czyim
rekomendacjom
zawdzi�czam ten zaszczyt, �e raczy� pan wybra� m�j hotel?� Zamiast odpowiedzi
wyci�gn�� z
portfela stukoronowy banknot, zapali� go zapalniczk�, przypali� od niego cygaro,
dym
wydmuchn�� mi w twarz i odpowiedzia�:, Jestem Moses, m�j panie, Albert Moses!
Mosesowi
niepotrzebne s� rekomendacje. Moses zawsze i wsz�dzie jest u siebie�. Co pan na
to?
Zastanowi�em si�.
� Mia�em znajomego fa�szerza, kt�ry zachowywa� si� mniej wi�cej tak samo, kiedy
kazano
mu pokaza� dokumenty.
� Odpada � z zadowoleniem powiedzia� w�a�ciciel. � Pieni�dze ma autentyczne.
� Wi�c mo�e jaki� ob��kany milioner.
� �e milioner to jasne � powiedzia� w�a�ciciel. � Tylko kim on jest? Podr�uje
dla
przyjemno�ci� prywatnie� Po mojej dolinie si� nie podr�uje. Tu si� przyje�d�a
na narty albo
na wspinaczk�. To �lepa dolina. St�d nie ma drogi donik�d.
Nieomal le�a�em w fotelu, krzy�uj�c wyci�gni�te nogi. Sprawia�o mi niezwyk��
przyjemno��
le�enie w takiej pozycji i rozwa�anie w najzupe�niej powa�nym tonie, kim te�
mo�e by� pan
Moses.
� No, dobrze � powiedzia�em. � Dolina bez wyj�cia. A co robi w tej dolinie bez
wyj�cia
s�awny pan du Barnstockre?
� O, pan du Barnstockre to zupe�nie inna sprawa. Przyje�d�a do mnie rokrocznie,
ju�
trzynasty raz z rz�du. Po raz pierwszy, kiedy hotel nazywa� si� jeszcze Sza�as.
Ma bzika na
punkcie mojej nalewki. A pan Moses, o�miel� si� zauwa�y�, stale jest na lekkiej
bani, a
tymczasem nie zam�wi� jeszcze ani razu �adnego alkoholu.
Chrz�kn��em znacz�co i poci�gn��em niez�y �yk.
� Wynalazca � stanowczo powiedzia� w�a�ciciel. � Wynalazca albo czarownik.
� Wierzy pan w czarownik�w, panie Cenevert?
� Alec, gdyby pan by� tak �askaw. Po prostu Alec.
Unios�em szklank� i wypi�em jeszcze jeden spory �yk za zdrowie Aleca.
� W takim razie prosz� do mnie m�wi� po prostu Peter.
W�a�ciciel uroczy�cie skin�� g�ow� i wypi� spory �yk za zdrowie Petera.
� Czy wierz� w czarnoksi�nik�w? � zapyta�. � Ja wierz� we wszystko, co mog�
sobie
wyobrazi�, Peter. W czarownik�w, w Pana Boga, w diab�a, w upiory� w lataj�ce
talerze� Je�li
cz�owiek mo�e to wszystko sobie wyobrazi�, znaczy, �e wszystko to gdzie�
istnieje, bo inaczej
po co naszemu m�zgowi takie zdolno�ci?
� Jeste� filozofem, Alec.
� Tak, zgadza si�, Peter. Jestem filozofem i mechanikiem. Widzia�e� moje
perpetuum
mobile?
� Nie. Czy ono pracuje?
� Czasami. Musz� je cz�sto zatrzymywa�. Zbyt szybko zu�ywaj� si� cz�ci� Kaisa!
�
wrzasn�� nagle tak g�o�no, �e a� si� wzdrygn��em. � Jeszcze jeden gor�cy
portwein dla pana
inspektora!
Zjawi�a si� Kaisa, bardzo zarumieniona i z lekka rozczochrana. Poda�a mi
szklank� portweinu,
dygn�a, zachichota�a i znikn�a.
� Pulpecik � zamrucza�em machinalnie. B�d� co b�d� to ju� by�a trzecia szklanka.
Alec
za�mia� si� dobrodusznie.
� Nie spos�b si� jej oprze�. Nawet pan du Barnstockre nie wytrzyma� i uszczypn��
j� wczoraj
w podbr�dek. A to, co si� dzieje z naszym fizykiem�
� Wed�ug mnie fizyk ma raczej ochot� na pani� Moses.
� Pani Moses � w zamy�leniu powiedzia� w�a�ciciel. � A wiesz, Peter, mam do��
powa�ne
podstawy do przypuszcze�, �e to nie pani i nie Moses�
Nie zaprzeczy�em. Te� co��
� Zauwa�y�e� ju� zapewne � m�wi� dalej Alec � �e ona jest znacznie g�upsza od
Kaisy. A
opr�cz tego� � zni�y� g�os � wed�ug mnie Moses j� bije.
Wstrz�sn��em si�.
� Jak to, bije?
� Moim zdaniem pejczem. Moses ma pejcz. Rodzaj dyscypliny. Jak tylko j�
zobaczy�em,
zada�em sobie pytanie, po co panu Mosesowi dyscyplina? Czy mo�esz mi na to
odpowiedzie�?
� No wiesz, Alec � powiedzia�em.
� Nie b�d� si� upiera� � m�wi� w�a�ciciel. � W �adnym wypadku nie b�d� si�
upiera�. Ale
w og�le to o panu Mosesie ty pierwszy zacz��e� rozmow�, ja bym nigdy nie
pozwoli� sobie
poruszy� takiego tematu. Ja m�wi�em o naszym wielkim fizyku.
� Dobrze � zgodzi�em si�. � Porozmawiamy o wielkim fizyku.
� Przyjecha� do mnie trzeci albo czwarty raz � powiedzia� Alec � i za ka�dym
razem jest
coraz bardziej wielki.
� Poczekaj � przerwa�em mu. � Kogo ty w�a�ciwie masz na my�li?
� Pana Simonet, rzecz jasna. Czy�by� naprawd� nigdy jeszcze nie s�ysza� tego
nazwiska?
� Nigdy � powiedzia�em. � A co, czy go kiedy� z�apano z fa�szywym kwitem na
cudzy
baga�?
Gospodarz popatrzy� na mnie z wyrzutem.
� Wypada zna� wielkich wsp�czesnych uczonych � powiedzia� surowo.
� M�wisz to powa�nie? � upewni�em si�.
� Absolutnie.
� Ten pos�pny figlarz to ma by� wielki uczony?
Alec skin�� g�ow�.
� Tak � powiedzia�. � Rozumiem ci� Oczywi�cie � najpierw dobre maniery, a
dopiero
potem wszystko inne� Zreszt� masz racj�. Simonet jest dla mnie niewyczerpanym
�r�d�em
rozmy�la� o ra��cej niezgodno�ci mi�dzy zachowaniem cz�owieka, kiedy odpoczywa,
a jego
znaczeniem dla ludzko�ci, kiedy pracuje.
� Hm� � powiedzia�em. To by�o jeszc