13587

Szczegóły
Tytuł 13587
Rozszerzenie: PDF
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

13587 PDF - Pobierz:

Pobierz PDF

 

Zobacz podgląd pliku o nazwie 13587 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.

13587 - podejrzyj 20 pierwszych stron:

Arkadij i Borys Strugaccy Hotel pod poleg�ym alpinist� Tytu� orygina�u Otiel �U Pogibszego Alpinista� Przek�ad Irena Lewandowska Jak donosz� agencje prasowe, w departamencie Vaingi w pobli�u miasta Muir wyl�dowa� pojazd lataj�cy, z kt�rego wysiad�y ��tozielone cz�owieczki, ka�dy mia� po trzy nogi i o�mioro oczu. �asa na sensacje bulwarowa prasa pospiesznie obwo�a�a ich przybyszami z Kosmosu� ROZDZIA� I Zatrzyma�em samoch�d, wysiad�em i zdj��em ciemne okulary. Wszystko wygl�da�o tak, jak opowiada� Segut. Hotel by� jednopi�trowy, ��tawozielony, a nad wej�ciem pi�knie prezentowa� si� szyld�nekrolog Pod Poleg�ym Alpinist�. W wysokich, g�bczastych zaspach po obu stronach werandy stercza�y r�nokolorowe narty � naliczy�em siedem sztuk, w jednej siedzia� but. Z dachu zwisa�y faliste, zm�tnia�e sople grubo�ci r�ki. Z ostatniego okna po prawej stronie parteru wyjrza�a czyja� poblad�a twarz, jednocze�nie otworzy�y si� frontowe drzwi i na werandzie pojawi� si� �ysy, kr�py cz�owiek w rudej futrzanej kamizelce na �nie�nobia�ej nylonowej koszuli. Podszed� ci�kim, powolnym krokiem i zatrzyma� si� przede mn�. Mia� grubo ciosan� twarz i kark zapa�nika wagi ci�kiej. Nie patrzy� na mnie. Jego melancholijne spojrzenie wype�nione dostojnym smutkiem b��dzi�o gdzie� poza mn�. Niew�tpliwie by� to sam Alec Cenevert, w�a�ciciel hotelu i doliny Wilcza Gardziel. � Tam� � powiedzia� nienaturalnie niskim i g�uchym g�osem. � Tam w�a�nie to wszystko si� sta�o. � Wskaza� d�oni�, w kt�rej trzyma� korkoci�g. � Na tej grani� Odwr�ci�em si� i mru��c oczy, spojrza�em na siw�, przera�aj�c� i prawie pionow� ska�� zamykaj�c� dolin� od zachodu, na bia�awe j�zyki �niegu, na grzebieniast� turni�, wyra�n�, jakby narysowan� na soczystoniebieskiej powierzchni nieba. � P�k� karabinek � wci�� tym samym g�uchym g�osem ci�gn�� w�a�ciciel � dwie�cie metr�w w linii prostopad�ej spada� w d�, ku �mierci, i nie mia� si� o co zaczepi� na g�adkiej skale. By� mo�e krzycza�. Nie s�ysza� go nikt. By� mo�e si� modli�. S�ysza� go tylko B�g. Potem dosi�gn�� zbocza i us�yszeli�my huk lawiny, ryk obudzonej bestii, g�odnej i �ar�ocznej i ziemia zadr�a�a, kiedy run�� na ni� wraz z czterdziestoma dwoma tysi�cami ton krystalicznego �niegu� � Po choler� go tam ponios�o? � zapyta�em, patrz�c na z�owieszcz� ska��. � Niech mi pan pozwoli powr�ci� w przesz�o�� � powiedzia� w�a�ciciel, sk�oni� g�ow� i pi�� z korkoci�giem przy�o�y� do �ysego czo�a. Wszystko wygl�da�o dok�adnie tak, jak opowiada� Segut. Tylko psa nigdzie nie by�o wida�, cho� zauwa�y�em mn�stwo jego �lad�w i obok ganku, i wok� nart. Wr�ci�em do samochodu i wyci�gn��em koszyk z butelkami. � Pozdrowienia od inspektora Seguta � powiedzia�em i w�a�ciciel natychmiast z ochot� powr�ci� w tera�niejszo��. � Zacno�ci cz�owiek � powiedzia� zadziwiaj�co normalnym g�osem. � Co u niego s�ycha�? � Wszystko w najlepszym porz�dku � powiedzia�em, wr�czaj�c mu koszyk. � Jak widz�, nie zapomnia� naszych wieczor�w przy kominku. � O niczym innym nie m�wi � powiedzia�em i chcia�em zawr�ci� do samochodu, ale gospodarz z�apa� mnie za r�k�. � Ani kroku w ty�! � o�wiadczy� surowo. � Tym zajmie si� Kaisa. Kaisa! � zagrzmia� niczym tr�ba. Na werand� wybieg� pies � wspania�y bernardyn wielko�ci cielaka, bia�y w ��te �aty. Jak ju� wiedzia�em sk�din�d, pies ten by� wszystkim, co pozosta�o po Poleg�ym Alpini�cie, je�eli nie liczy� niekt�rych drobiazg�w eksponowanych w pokoju muzeum. Nie by�em daleki od tego, �eby sobie obejrze�, jak ten pies o damskim imieniu b�dzie wy�adowywa� m�j baga�, ale w�a�ciciel mocarn� d�oni� popchn�� mnie w kierunku domu. Przeszli�my przez mroczny hol, w kt�rym trwa� jeszcze ciep�y zapach zagas�ego kominka i s�abo l�ni�y lakierem modne niskie stoliki, skr�cili�my korytarzem na lewo i Cenevert pchn�� ramieniem drzwi z napisem Biuro. Zosta�em posadzony w wygodnym fotelu, a d�wi�cznie bulgocz�cy koszyk znalaz� przytulne schronienie w k�cie. W�a�ciciel otworzy� le��c� na biurku ogromn� ksi�g�. � Przede wszystkim pozwoli pan, �e si� przedstawi� � powie � dzia�, w skupieniu oczyszczaj�c paznokciem stal�wk� wieczne � go pi�ra. � Jestem Alec Cenevert, w�a�ciciel hotelu i mechanik z zawodu. Zauwa�y� pan oczywi�cie wiatraki przy wyje�dzie z Wilczej Gardzieli? � Ach, wi�c to by�y wiatraki? � Tak. Silniki nap�dzane wiatrem. Sam je skonstruowa�em i sam zbudowa�em. Tymi oto r�koma. � Co pan powie� � wymamrota�em. � A tak. Sam. I jeszcze wiele innych rzeczy. � Gdzie mam to zanie��? � zapyta� za moimi plecami przera�liwie cienki kobiecy g�os. Odwr�ci�em si�. W drzwiach, z moj� walizk� w r�ku, sta�a pulchniutka, r�owiutka bary�eczka, mniej wi�cej dwudziestopi�cioletnia, rumiana, o szeroko rozstawionych i szeroko otwartych b��kitnych oczach. � To jest Kaisa � oznajmi� w�a�ciciel. � Kaisa! Ten pan przywi�z� nam pozdrowienia od inspektora Seguta. Pami�tasz pana Seguta, Kaisa? Ty powinna� go pami�ta�. Kaisa natychmiast zaczerwieni�a si� i zas�oni�a twarz d�oni�. � Pami�ta � wyja�ni� mi gospodarz. � Zapami�ta�a go� T�tak� Zatem umieszcz� pana pod numerem 4. To najlepszy pok�j w ca�ym hotelu. Kaisa, zanie� walizk� pana m� mm� � Glebsky � powiedzia�em. � Zanie� walizk� pana Glebsky�ego pod czw�rk� Wyj�tkowa idiotka � zawiadomi� mnie nawet z niejak� dum�, kiedy pulpecik znikn��. � Swego rodzaju fenomen� A wi�c, panie Glebsky? � spojrza� na mnie wyczekuj�co. � Peter Glebsky � podyktowa�em. � Inspektor policji. Urlop. Dwutygodniowy. Sam. W�a�ciciel starannie notowa� te wszystkie informacje ogromnymi, ko�lawymi literami. W czasie kiedy pisa�, do biura, stukaj�c pazurami po linoleum, wszed� bernardyn. Spojrza� na mnie, mrugn�� jednym okiem i nagle z ha�asem, jaki wydaje rzucona na pod�og� wi�zka drzewa, klapn�� ko�o sejfu i po�o�y� pysk na �apie. � To Lelle � zakr�caj�c pi�ro, powiedzia� w�a�ciciel. � Sapiens. Wszystko rozumie, w trzech europejskich j�zykach. Pche� nie ma, ale linieje. Lelle westchn�� i przeni�s� pysk na drug� �ap�. � Chod�my � powiedzia� w�a�ciciel, wstaj�c. � Zaprowadz� pana do pokoju. Ponownie min�li�my hol i poszli�my schodami na g�r�. � Obiad jest o sz�stej � opowiada� w�a�ciciel. � Ale co� przek�si� mo�na o ka�dej porze, a i wypi� co� orze�wiaj�cego. O dziesi�tej wieczorem lekka kolacja. Ta�ce, bilard, karty, pogaw�dki przy kominku. Weszli�my na pierwsze pi�tro i z korytarza skr�cili�my na lewo. Od razu przy pierwszych drzwiach Cenevert si� zatrzyma�. � To tu � powiedzia� dawnym, g�uchym g�osem. � Prosz�. Otworzy� przede mn� drzwi, wszed�em do �rodka. � Od tego w�a�nie pami�tnego i strasznego dnia� � zacz�� i nagle zamilk�. Pok�j by� przyzwoity, chocia� mo�e nieco ciemny. Story zaci�gni�te, na ��ku nie wiadomo dlaczego � ciupaga. Pachnia�o �wie�ym dymem tytoniowym. Na oparciu krzes�a, stoj�cego po�rodku pokoju, wisia�a czyja� brezentowa kurtka, a na pod�odze obok krzes�a le�a�a gazeta. � Hm� � powiedzia�em nieco zaskoczony. � Wydaje mi si�, �e kto� tu ju� mieszka. W�a�ciciel milcza�. Jego uwag� przyku� st�. Na stole nie by�o niczego szczeg�lnego, sta�a na nim tylko popielniczka z br�zu, a w popielniczce le�a�a fajka z prostym ustnikiem. Chyba Dunhil. Z fajki unosi� si� dymek. � Mieszka� � odezwa� si� wreszcie w�a�ciciel. � Czy naprawd� mieszka?� Zreszt� dlaczego by nie? Do g�owy nie przychodzi�a mi �adna odpowied�, czeka�em, co b�dzie dalej. Mojej walizki nigdzie nie by�o wida�, ale za to w k�cie sta� kraciasty sakwoja� z nalepkami niezliczonych hoteli. Nie m�j sakwoja�. � Tutaj � g�os w�a�ciciela ponownie nabra� mocy � przez sze�� lat od tego pami�tnego i strasznego dnia wszystko zosta�o tak, ja kon to pozostawi�, wyruszaj�c na swoj� ostatni� wspinaczk� Z pow�tpiewaniem spojrza�em na dymi�c� fajk�. � Tak! � powiedzia� w�a�ciciel z wyzwaniem. � To jego fajka. Jego kurtka. Jego ciupaga� �Niech pan we�mie ze sob� ciupag�, powiedzia�em mu tego ranka. Ale on si� tylko u�miechn�� i pokr�ci� g�ow�. �Ale przecie� nie chce pan tam pozosta� na zawsze!� � zawo�a�em zmro�ony strasznym przeczuciem, �Pour�quapas?� � odpowiedzia� mi po francusku. Do dzisiaj nie uda�o mi si� wyja�ni�, co te� to mog�oby znaczy� � To znaczy �Dlaczego by nie?� � wyja�ni�em. Gospodarz z �a�o�ci� pokiwa� g�ow�. � Tak te� my�la�em� No a to jego sakwoja�. Nie pozwoli�em policji grzeba� w jego rzeczach� � A to jest jego gazeta � powiedzia�em. Widzia�em wyra�nie, �e to by�a przedwczorajsza �Muir Gazette�. � Nie � powiedzia� Cenevert. � Gazeta oczywi�cie nie jest jego. � Te� odnosz� takie wra�enie � przyzna�em. � To oczywi�cie nie jest jego gazeta � powt�rzy�. � I fajk� naturalnie pali� tu nie on, ale kto� inny. Wymrucza�em co� na temat niedostatecznego poszanowania pami�ci zmar�ych. � Nie � w zamy�leniu zaprzeczy� w�a�ciciel. � To znacznie bardziej skomplikowane, panie Glebsky. Ale o tym porozmawiamy innym razem. Teraz p�jdziemy do pa�skiego pokoju. Jednak�e zanim wyszli�my, Cenevert zajrza� do �azienki, otworzy� i zamkn�� szaf�, a nast�pnie podszed� do okna i uderzy� d�oni� w portiery. Wed�ug mnie mia� ogromn� ochot� zajrze� r�wnie� pod ��ko, ale si� opanowa�. Wyszli�my na korytarz. � Inspektor Segut kiedy� mi opowiada� � powiedzia� gospodarz po chwili milczenia � �e jego specjalno�ci� byli tak zwani kasiarze. A pa�sk�, oczywi�cie je�li to nie sekret? I otworzy� przede mn� drzwi pokoju numer 4. � Bardzo nieciekawa: przest�pstwa s�u�bowe, malwersacje, fa�szerstwa, podrabianie dokument�w� Pok�j spodoba� mi si� od razu. Wszystko w nim l�ni�o czysto�ci�, powietrze by�o �wie�e, na stole ani py�ka, za wymytym oknem �nie�na r�wnina i liliowe g�ry. � Szkoda � powiedzia� gospodarz. � Dlaczego? � zapyta�em z roztargnieniem i zajrza�em do sypialni. Tu jeszcze gospodarowa�a Kaisa. Moja walizka by�a otwarta, rzeczy starannie pouk�adane i porozwieszane. Kaisa w�a�nie wzbija�a poduszki. � A zreszt� ani troch� nie szkoda � o�wiadczy� w�a�ciciel. � Czy nie zdarza�o si� panu dostrzega�, na ile to, co nieznane, ciekawsze jest od tego, co wiemy na pewno? Nieznane pobudza my�l, zmusza krew, aby szybciej kr��y�a w �y�ach, rodzi zdumiewaj�ce fantazje, obiecuje, �udzi. Niewiadome to niczym b��dny ognik w czarnej otch�ani nocy. A kiedy zostaje ju� poznane, staje si� p�askie, szare i ju� nie daje si� odr�ni� od szaro�ci dnia powszedniego. � Jest pan poet�, Alec � powiedzia�em z jeszcze wi�kszym roztargnieniem. Patrzy�em na Kais� i �wietnie rozumia�em Seguta. Pulpecik na tle po�cieli wygl�da� nadzwyczaj kusz�co. By�o w niej co� nieznanego, co� jeszcze niepoznanego� � No to jest pan w domu � powiedzia� w�a�ciciel. � Prosz� si� rozlokowa�, odpoczywa� i w og�le robi� to, na co ma pan ochot�. Narty, sprz�t, wszystko jest na dole do pa�skiej dyspozycji. Gdyby pan czego� potrzebowa�, prosz� si� zwraca� bezpo�rednio do mnie. Obiad jest o sz�stej, a je�li ma pan ochot� teraz co� przegry�� albo si� nieco pokrzepi�, mam na my�li alkohol, prosz� powiedzie� Kaisie. �ycz� dobrego wypoczynku. I wyszed�. Kaisa ci�gle jeszcze �cieli�a ��ko, doprowadzaj�c je do niespotykanej doskona�o�ci, ja za� wyj��em z paczki papierosa, zapali�em go i podszed�em do okna. By�em sam. Dzi�ki niebiosom i Wszechmog�cemu nareszcie by�em sam! Wiem, �e to nie�adnie tak m�wi� i nawet my�le�, ale jak okropnie trudno w naszych czasach zorganizowa� co� tak, �eby chocia� tydzie�, chocia� jedn� dob�, chocia� par� godzin sp�dzi� w samotno�ci! Nie, ja kocham swoj� �on�, kocham swoje dzieci, nie �ywi� �adnych niedobrych uczu� wobec swoich krewnych i wi�kszo�� moich przyjaci� i znajomych to najzupe�niej taktowni i przyjemni w obej�ciu ludzie. Ale kiedy dzie� w dzie�, o ka�dej godzinie nieustannie kr�c� si� wok� mnie, zmieniaj�c jeden drugiego i nie ma �adnej nawet najmniejszej szansy, �eby si� ich pozby�, zosta� samemu, gdzie� si� zamkn��, wy��czy� Sam tego nie znalaz�em, ale m�j syn gdzie� wyczyta�, �e podstawowym nieszcz�ciem wsp�czesnego cz�owieka jest osamotnienie i niemo�no�� porozumienia si� z innymi lud�mi. Nie wiem, nie wiem. Albo wszystko to wymys�y poet�w, albo ja po prostu mam pecha. W ka�dym razie w moim przypadku dwa tygodnie samotno�ci to w�a�nie to, czego mi potrzeba. I �eby nie by�o niczego takiego, co mam obowi�zek zrobi�, a tylko to, co robi� mam ochot�. Papierosa zapal� wy��cznie dlatego, �e mam ochot�, a nie dlatego, �e kto� podsuwa mi pod nos papiero�nic�. I kt�rego nie zapal�, je�li nie b�d� chcia�, w�a�nie dlatego, �e nie chc�, a wcale nie dlatego, �e madame Seltz nie znosi tytoniowego dymu� Kieliszek brandy przy kominku to nie�le. To rzeczywi�cie dobry pomys�. W og�le chyba b�dzie mi tu nie najgorzej. Wspaniale! Jest mi dobrze samemu z sob�, z moim cia�em, jeszcze stosunkowo m�odym, jeszcze silnym. B�d� m�g� pomkn�� na nartach po skrzypi�cym �niegu przez ca�� r�wnin� a� pod niebieskawe zbocza g�r. Wtedy b�dzie ju� zupe�nie cudownie� � Czy co� przynie��? � zapyta�a Kaisa. � Pan sobie �yczy� Spojrza�em na ni� i Kaisa znowu zas�oni�a twarz d�oni�. Mia�a na sobie obcis�� pstrokat� sukienk� i malutki koronkowy fartuszek. Jej obna�one ramiona by�y bia�e i pe�ne, a szyj� otacza� sznur drewnianych korali. � Kto tu u was teraz mieszka? � zapyta�em. � Gdzie? � U was. W hotelu. � W hotelu? W naszym? Mieszkaj� tu r�ni. � Konkretnie � kto? � Kto? Mieszkaj� pan Moses z �on�. W jedynce i w dw�jce. I w tr�jce te�. Tylko �e w tr�jce nie mieszkaj�. A mo�e to c�rka. Kto ich tam wie. Taka pi�kna, ci�gle tylko patrzy tymi swoimi oczami� � Tak, tak � powiedzia�em, �eby j� zach�ci�. � Jeszcze pan Simonet mieszka� Tu, naprzeciwko. Ci�gle gra w bilard i �azi po �cianach. Figlarz, tylko �e jakby jaki� sm�tny. Na tle psychicznym. � Kaisa znowu si� zaczerwieni�a. � A kto jeszcze? � zapyta�em. � Pan du Barnstockre. Hipnotyzer z cyrku� � Barnstockre? Ten sam? � Nie wiem. Mo�e i ten sam. Hipnotyzer� I Brune. � Co za Brune? � A ten z motocyklem. W spodniach. Te� figlarz, chocia� jaki� m�ody. � Tak � powiedzia�em. � To ju� wszyscy? � Jeszcze jeden mieszka. Niedawno przyjecha�. Tylko �e on to tylko tak� Nie tak jak wszyscy. Nie �pi, nie je, tylko pok�j zajmuje� � Nie rozumiem � przyzna�em szczerze. � A tego to nikt nie rozumie. Zajmuje pok�j i ju�. Jak na postoju. Gazety czyta. Niedawno ukrad� pantofle pana du Barnstockre�a� �lady zostawia� � Jakie? � Bardzo chcia�em j� zrozumie�. � Mokre. Id� przez ca�y korytarz. I jeszcze przyzwyczai� si� na mnie dzwoni�. To z jednego numeru, to z drugiego. Przyjd�, a tam nikogo nie ma. � No dobrze � powiedzia�em z westchnieniem. � Nie rozumiem ci�, Kaisa. Mo�e to i lepiej. Lepiej p�jd� sobie pod prysznic. Zgniot�em niedopa�ek w dziewiczo czystej popielniczce i poszed�em do sypialni po bielizn�. Po�o�y�em tam na stoliku przy wezg�owiu kilka ksi��ek i na moment przysz�o mi do g�owy, �e chyba raczej niepotrzebnie je tu przywioz�em. Zrzuci�em buty, wsun��em nogi w kapcie, zabra�em r�cznik k�pielowy i poszed�em do �azienki. Kaisa ju� sobie posz�a, popielniczka na stole znowu by�a dziewiczo czysta. Na korytarzu by�o pusto, sk�d� dobiega� stukot bilardowych kul � najpewniej zabawia� si� tak sm�tny figlarz na tle psychicznym. Jak mu tam� Simonet, zdaje si�. Drzwi do �azienki znalaz�em na pode�cie schod�w i te drzwi okaza�y si� zamkni�te. Czas jaki� sta�em niezdecydowany, ostro�nie przekr�caj�c plastikow� klamk�. Kto� niespiesznie ci�kim krokiem przeszed� korytarzem. Mo�na by oczywi�cie zej�� do �azienki na parterze, pomy�la�em. A mo�na i nie schodzi�. Mo�na najpierw poje�dzi� troch� na nartach. Z roztargnieniem zagapi�em si� na drewniane schody prowadz�ce najwidoczniej na dach. Albo na przyk�ad wej�� na dach i zachwyci� si� pi�knym widokiem. Podobno s� tu nieopisanej pi�kno�ci wschody i zachody s�o�ca. Ale jednak to �wi�stwo, �e �azienka jest zamkni�ta. Mo�e kto� tam jest? Nie, cisza, nic nie s�ycha� Jeszcze raz nacisn��em klamk�. E, dam sobie spok�j. B�g z nim, z prysznicem. Jeszcze zd���. Zawr�ci�em i poszed�em do siebie. Co� si� w moim pokoju zmieni�o, poczu�em to od razu. Po sekundzie zrozumia�em � pachnia�o tytoniem do fajki, identycznie jak w pokoju muzeum. Natychmiast zajrza�em do popielniczki. �arz�cej si� fajki tam nie by�o � za to by�a kupka popio�u przemieszana z drobinami tytoniu. Na postoju, przypomnia�em sobie. Nie je, nie pije, tylko �lady zostawia� I wtedy tu� obok mnie kto� przeci�gle westchn��. Z sypialni, stukaj�c pazurami, leniwie wyszed� bernardyn Lelle, popatrzy� na mnie z u�mieszkiem i si� przeci�gn��. � Ach, wi�c to ty tu pali�e�? � zapyta�em. Lelle mrugn�� do mnie i pokr�ci� g�ow�. Jakby si� op�dza� od muchy. ROZDZIA� II S�dz�c ze �lad�w na �niegu, kto� tu ju� pr�bowa� je�dzi� � odjecha� jakie� pi��dziesi�t metr�w, przewracaj�c si� na ka�dym kroku, nast�pnie wr�ci�, zapadaj�c si� po kolana, nios�c deski i kijki w r�kach, upuszczaj�c je na ziemi�, podnosz�c i znowu upuszczaj�c � wydawa�o si�, �e nad tym �niegiem, poranionym, ca�ym w bliznach do tej pory wisz� jeszcze zamarzni�te przekle�stwa. Ale dalej �nie�na pokrywa by�a czysta i nietkni�ta jak �wie�o wykrochmalone prze�cierad�o. Poskaka�em przez chwil� w miejscu, wypr�bowuj�c wi�zania, wyda�em z siebie radosny okrzyk i pop�dzi�em na spotkanie s�o�ca, bezustannie zwi�kszaj�c tempo, mru��c oczy od blasku i rozkoszy, z ka�dym wydechem wyrzucaj�c z siebie nud� zadymionych gabinet�w, zbutwia�ych dokument�w, beznadziejno�� p�aczliwych przest�pc�w i zrz�dz�cych zwierzchnik�w, sm�tek politycznych spor�w i brodatych dowcip�w, monotonn� krz�tanin� �ony i najazdy dorastaj�cych dzieci� pos�pne zab�ocone ulice, �mierdz�ce lakiem korytarze, puste paszcze kas pancernych, ponurych jak martwe czo�gi, niebie�ciutkie wyp�owia�e tapety w jadalni, r�owiutkie wyp�owia�e tapety w sypialni i pochlapane atramentem ��ciutkie tapety w pokoju dziecinnym� Z ka�dym wydechem wyzwala�em si� od samego siebie, urz�dowego, przera�aj�co moralnego, do ob��du pos�usznego prawu cz�owieka w mundurze z b�yszcz�cymi guzikami, troskliwego m�a i przyk�adnego ojca, go�cinnego kolegi i serdecznego krewniaka, ciesz�c si�, �e wszystko to opuszcza mnie, i �udz�c si� nadziej�, �e opuszcza bezpowrotnie, �e od tej chwili �ycie b�dzie lekkie i czyste jak kryszta�, b�dzie bieg�o w m�odym, weso�ym, szalonym tempie. O, jak to wspaniale, �e tu przyjecha�em!� Niech �yje Segut, brawo, Segut, dzi�ki ci, Segut, chocia� walisz swoich kasiarzy po mordach w czasie przes�ucha� Ach, jaki ja jeszcze jestem lekki, zwinny, silny, mog� d�ugo p�dzi� w�a�nie tak, po idealnej prostej, sto tysi�cy kilometr�w, a mog� i tak � ostro w prawo, ostro w lewo, odrzucaj�c nartami tony �niegu. A przecie� ju� od trzech lat nie je�dzi�em na nartach, od czasu kiedy kupili�my ten przekl�ty nowy dom, na choler� my�my to zrobili, na diab�a nam ten przytu�ek na staro��, ca�e �ycie cz�owiek pracuje na staro�� A do diab�a z tym wszystkim, nie chc� o tym teraz my�le�, do diab�a ze staro�ci�, do diab�a z domem i do diab�a z tob�, Peter, Peter Glebsky, urz�dniku mi�uj�cy prawo, niechaj ci� Pan B�g ma w swojej opiece� Kiedy fala pocz�tkowego entuzjazmu opad�a, stwierdzi�em, �e stoj� przy drodze, mokry, zadyszany, od st�p do g��w oblepiony �niegiem. To zdumiewaj�ce, jak szybko mija entuzjazm. Gry�� si�, trapi�, zadr�cza� mo�na godzinami, dniami i nocami, a entuzjazm przychodzi i niezw�ocznie mija, nic z niego nie zostaje opr�cz poczucia skr�powania, mokrych plec�w i dr��cych od niedawnego wzburzenia mi�ni. Prosz�, jeszcze mi uszy zatka�o od wiatru� Zdj��em r�kawiczk�, wsadzi�em palec w ucho, wytar�em twarz i nagle us�ysza�em ha�a�liwy warkot, jak gdyby tu� przy mnie zamierza� wyl�dowa� sportowy samolot. Ledwie zd��y�em przetrze� okulary, kiedy �mign�� obok mnie nie samolot, rzecz jasna, tylko olbrzymi motocykl, nale��cy do gatunku tych w�a�nie, kt�re przebijaj� na wylot mury i maj� na swoim koncie wi�cej �miertelnych ofiar ni� wszyscy mordercy, bandyci i gangsterzy razem wzi�ci. Motocykl obsypa� mnie fontann� �niegu, okulary znowu mi zalepi�o, ale jednak zdo�a�em zauwa�y� chud�, przygi�t� sylwetk�, rozwiane czarne w�osy i stercz�cy jak deska koniec czerwonego szala� Za jazd� bez kasku, pomy�la�em automatycznie, pi��dziesi�t koron grzywny i odebranie prawa jazdy na miesi�c� Zreszt� nie mog�o by� nawet mowy, �eby dostrzec numer � nie widzia�em nawet hotelu i po�owy doliny na dodatek � �nie�ny ob�ok wzni�s� si� do samego nieba. Zreszt�, co mnie to obchodzi! Odepchn��em si� kijkami i zjecha�em drog� w �lad za motocyklem w kierunku hotelu. Kiedy dobieg�em, motocykl styg� przed werand�. Obok na �niegu poniewiera�y si� olbrzymie sk�rzane r�kawice z rozci�ciami na boku. Wbi�em narty w zasp�, otrzepa�em si� i ponownie spojrza�em na motocykl. Jaka to z�owieszcza maszyna! Nieodparcie nasuwa cz�owiekowi my�l, �e w przysz�ym sezonie hotel b�dzie si� nazywa� Pod Poleg�ym Motocyklist�. W�a�ciciel we�mie nowo przyby�ego go�cia za r�k� i powie, wskazuj�c na dziur� w murze: �W tym miejscu. W�a�nie w tym miejscu wpad� na �cian� z szybko�ci� stu osiemdziesi�ciu kilometr�w na godzin� i przebi� budynek na wylot. Ziemia zadr�a�a, kiedy wpad� do kuchni, tocz�c przed sob� czterdzie�ci dwie ceg�y�� Dobra rzecz � reklama, pomy�la�em, wchodz�c na g�r�. Wejd� teraz do swojego pokoju, a za moim sto�em rozsiad� si� szkielet z dymi�c� fajk� w z�bach, przed nim firmowa nalewka na muchomorach, trzy korony za litr. W �rodku holu sta� nieopisanie d�ugi i bardzo przygarbiony cz�owiek w czarnym fraku. R�ce trzyma� za plecami i surowo prawi� co� chudemu, zwinnemu stworzeniu nieokre�lonej p�ci, wykwintnie rozpartemu w g��bokim fotelu. Stworzenie mia�o drobn� blad� buzi� do po�owy zas�oni�t� wielkimi ciemnymi okularami, mas� czarnych skud�anych w�os�w i puszysty czerwony szal. Kiedy zamkn��em za sob� drzwi, d�ugi cz�owiek zamilk� i odwr�ci� si� w moj� stron�. Okaza�o si�, �e ma czarn� muszk� i wyj�tkowo szlachetne rysy twarzy ukoronowane nie mniej arystokratycznym nosem niebywa�ego kszta�tu. Taki nos m�g� mie� tylko jeden cz�owiek i ten cz�owiek nie m�g� nie by� t� w�a�nie znakomito�ci�. Przez sekund� wpatrywa� si� we mnie, jakby nie wierz�c w�asnym oczom, nast�pnie z�o�y� wargi w ciup i wyci�gaj�c w�sk� bia�� d�o�, ruszy� mi na spotkanie. � Du Barnstockre � oznajmi� �piewnie. � Do pa�skich us�ug. � Czy�by ten s�ynny du Barnstockre? � zapyta�em, �ciskaj�c jego r�k� z niek�amanym szacunkiem. � Ten, w�a�nie ten � odpowiedzia�. � Z kim mam honor? Przedstawi�em si� ogarni�ty jak�� idiotyczn� nie�mia�o�ci�, kt�ra nam policjantom raczej nie jest w�a�ciwa. Przecie� na pierwszy rzut oka by�o jasne, �e taki cz�owiek nie mo�e nie ukrywa� swoich dochod�w i zeznania podatkowe niew�tpliwie wype�nia dosy� mgli�cie. � Jakie to �liczne! � Du Barnstockre z�apa� mnie nagle za klapy. � Inspektorze! Gdzie pan to znalaz�? Brune, dzieci� moje, popatrz, jakie to �liczne! W palcach trzyma� fio�ek. I zapachnia�o fio�kiem. Zmusi�em si� do okazania podziwu, chocia� nie lubi� takich sztuczek. Stworzenie w fotelu ziewn�o na ca�� szeroko�� male�kich ust i przerzuci�o jedn� nog� przez por�cz fotela. � Z r�kawa � oznajmi�o ochryp�ym basem. � Cha�tura, wujku. � Z r�kawa! � smutno powt�rzy� du Barnstockre. � Nie, Brune, to by�oby zbyt prymitywne. To rzeczywi�cie by�aby cha�tura. Po�o�y� fio�ek na otwartej d�oni, popatrzy� na�, uni�s� brwi i fio�ek znik�. Zamkn��em usta i potrz�sn��em g�ow�. Zabrak�o mi s��w. � Pan po mistrzowsku je�dzi na nartach, panie Glebsky � m�wi� dalej du Barnstockre. � Obserwowa�em pana przez okno. I, musz� przyzna�, dozna�em prawdziwej przyjemno�ci. � Ale� sk�d�e! � b�kn��em. � Kiedy� je�dzi�em� � Wujku � odezwa�o si� nagle stworzenie z g��bin fotela. � Lepiej by� stworzy� papierosa. Du Barnstockre jakby si� opami�ta�. � Ach � powiedzia� � pozwoli pan przedstawi� sobie, panie Glebsky, to jest Brune, jedyna latoro�l mego ukochanego nieboszczyka brata� Brune, dzieci� moje! Dzieci� niech�tnie wylaz�o z fotela i zbli�y�o si� do nas. W�osy mia�o bujne, dziewcz�ce, mo�e zreszt� nie dziewcz�ce, ale je�li mo�na tak powiedzie�, m�odzie�owe. Nogi obci�gni�te elastikiem by�y chude, ch�opi�ce, a zreszt�, by� mo�e, zupe�nie przeciwnie � zgrabne, dziewcz�ce. Kurtka za� by�a o co najmniej trzy numery za du�a. Latoro�l oboj�tnie u�miechn�a si� do mnie delikatnymi r�owymi wargami i zainteresowa�a si� ochryple: � Nie�le �e�my pana postraszyli, prawda? Tam przy drodze� � My? � zapyta�em. � No, nie my, oczywi�cie. Bucefa�. On to potrafi� Okulary doszcz�tnie mu zalepi� � zawiadomi�a wujka. � W danym przypadku � uprzejmie wyja�ni� du Barnstockre � Bucefa� to motocykl, wstr�tna i niebezpieczna maszyna, kt�ra powoli mnie zabija przez ostatnie dwa lata i koniec ko�c�w, jak czuj�, bez w�tpienia wp�dzi mnie do grobu. � Papierosa� � przypomnia�o dzieci�. Du Barnstockre sm�tnie pokr�ci� g�ow� i bezradnie roz�o�y� r�ce. Kiedy je znowu z�o�y�, mi�dzy palcami tkwi� zapalony papieros, kt�ry zosta� wr�czony latoro�li. Latoro�l zaci�gn�a si� i kapry�nie burkn�a: � Znowu z filtrem� � Pan zapewne ma ochot� wzi�� prysznic po tym wspania�ym szusowaniu � powiedzia� du Barnstockre. � Nied�ugo b�dzie obiad� � Tak � powiedzia�em. � Oczywi�cie. Prosz� mi wybaczy�. To by�a dla mnie wielka ulga � ucieczka z tego towarzystwa. Nie czu�em si� dobrze. To przez zaskoczenie. Pomimo wszystko s�ynny magik na arenie to jedno, a w �yciu prywatnym jak si� okazuje, zupe�nie co� innego. Uk�oni�em si� i przeskakuj�c po trzy stopnie, dotar�em na swoje pi�tro. Korytarz nadal by� pusty, gdzie� daleko wci�� postukiwa�y kule bilardowe. Przekl�ta �azienka ci�gle by�a zamkni�ta. Byle jak umy�em si� u siebie w pokoju, przebra�em, wzi��em papierosa i pad�em na kanap�. Ogarn�o mnie przyjemne zm�czenie i chyba nawet zdrzemn��em si� par� minut. Rozbudzi� mnie czyj� pisk i z�owrogi szlochaj�cy rechot na korytarzu. Podskoczy�em. W tej samej chwili zapukano do drzwi i g�os Kaisy zamiaucza�: �Na obiad prosz�!� Odezwa�em si� w tym sensie, �e tak, tak, zaraz zejd�, spu�ci�em nogi z kanapy, szukaj�c pantofli. �Na obiad prosz�!� � dobieg�o z oddali, a potem jeszcze raz: �Na obiad prosz�!�, a potem znowu kr�tki pisk i pot�pie�czy rechot. Nawet chyba us�ysza�em brz�k zardzewia�ego �a�cucha. Uczesa�em si� przed lustrem, przymierzy�em kilka wyraz�w twarzy, a wi�c: roztargniona uwaga, bardzo m�ski, zamkni�ty w sobie specjalista, prostoduszna gotowo�� do zawarcia wszelkich znajomo�ci i u�mieszek z gatunku �h�, h�. Nic nie wyda�o mi si� odpowiednie i dlatego nie trudz�c si� wi�cej, w�o�y�em do kieszeni papierosy dla latoro�li i wyszed�em na korytarz. Wyszed�em i os�upia�em. Drzwi do pokoju naprzeciwko by�y otwarte. U g�ry, opieraj�c si� stopami o jedn� futryn�, a plecami o drug�, zawis� m�ody cz�owiek. Jego poza przy ca�ej nienaturalno�ci wydawa�a si� zupe�nie niewymuszona. Patrzy� na mnie z g�ry, szczerzy� d�ugie, ��te z�by i salutowa� po wojskowemu. � Dzie� dobry � powiedzia�em po chwili milczenia. � Pom�c panu? Wtedy cz�owiek ten mi�kko jak kot zeskoczy� na pod�og� i w dalszym ci�gu salutuj�c, stan�� przede mn� na baczno��. � Mam zaszczyt, inspektorze � powiedzia�. � Pan pozwoli, �e si� przedstawi�: porucznik cybernetyki Simon Simonet. � Spocznij � powiedzia�em i u�cisn�li�my sobie d�onie. � W�a�ciwie jestem fizykiem � powiedzia� Simonet � ale �porucznik cybernetyki� brzmi prawie tak dobrze jak �porucznik infanterii�. To bardzo �mieszne. � I nieoczekiwanie wybuchn�� tym samym okropnym szlochaj�cym rechotem, w kt�rym zwidywa�y si� wilgotne lochy, niezmywalne plamy krwi i brz�k zardzewia�ych �a�cuch�w na przykutych do ska�y szkieletach. � Co pan tam robi� na g�rze? � zapyta�em, kiedy ju� przemog�em zdumienie. � Trenowa�em � odpowiedzia�. � Przecie� jestem alpinist�. � Poleg�ym � za�artowa�em i natychmiast po�a�owa�em, bo natychmiast spad�a na mnie lawina pozagrobowego rechotu. � Nie�le, nie�le jak na pocz�tek � powiedzia�, ocieraj�c oczy. � Nie, ja jeszcze jestem �ywy. Szczerze m�wi�c, przyjecha�em tu, �eby po�azi� po ska�ach, ale w �aden spos�b nie mog� jako� do nich dotrze�. Wsz�dzie �nieg. Wi�c wspinam si� na drzwi, na �ciany� � Nagle zamilk� i uj�� mnie pod r�k�. � W�a�ciwie przyjecha�em odpocz��. Jestem przem�czony. Projekt �Midas�, s�ysza� pan mo�e? �ci�le tajne. Cztery lata bez urlopu. No wi�c lekarze przepisali mi cykl pozytywnych emocji. � Znowu straszliwie zarechota�, ale ju� zbli�yli�my si� do jadalni. Simonet porzuci� mnie i pod��y� do stolika, na kt�rym sta�y zak�ski. � Niech pan si� trzyma mnie, inspektorze! � rykn�� w biegu. � Niech pan si� spieszy, inaczej przyjaciele i znajomi Poleg�ego zjedz� ca�y kawior� Jadalnia by�a ogromna, mia�a pi�� okien. W �rodku ustawiono ogromny owalny st� na jakie� dwadzie�cia os�b; wspania�y poczernia�y ze staro�ci bufet b�yska� srebrnymi kubkami, mn�stwem luster i r�nobarwnymi butelkami; obrus na stole wykrochmalony, zastawa � z przepi�knej porcelany, nakrycia srebrne i szlachetnie poczernia�e, ale przy tym wszystkim obyczaje panowa�y tu najwidoczniej niezmiernie demokratyczne. Na stoliku obok sta�y zak�ski � bierz sobie, co zd��ysz. Na drugim stoliku, nieco mniejszym, Kaisa ustawia�a fajansowe wazy z jarzynow� zup� i bulionem � sam sobie wybierz i nalej. Dla tych, kt�rzy chcieli si� od�wie�y� � bateria butelek na bufecie: brandy, irlandzki d�in, piwo i specjalna nalewka (na p�atkach szarotek, jak mnie zapewnia� Segut). Przy stole siedzieli ju� du Barnstockre i latoro�l jego nieboszczyka brata. Du Barnstockre wytwornie miesza� srebrn� �y�eczk� bulion w talerzu i z wyrzutem zezowa� na latoro�l, kt�ra po�o�ywszy na stole �okcie, �ar�ocznie poch�ania�a zup� jarzynow�. Na honorowym miejscu kr�lowa�a nieznana mi jeszcze dama dziwnej i ol�niewaj�cej urody. Lat mog�a mie� ni to dwadzie�cia, ni to czterdzie�ci, ramiona delikatne, smag�e, b��kitnawe, szyj� �ab�dzia, ogromne p�przymkni�te oczy, d�ugie rz�sy, wysoko upi�te w�osy, bezcenny diadem � by�a to niew�tpliwie pani Moses, i niew�tpliwie ten nieco prostacki table d�h�tel nie by� dla niej odpowiednim miejscem. Takie kobiety widywa�em dotychczas tylko na fotosach w pismach dla wy�szych sfer oraz na ok�adkach bestseller�w. W�a�ciciel obszed� ju� st� i w�a�nie zbli�a� si� do mnie z tack� w r�ku. Na tacce w kryszta�owym r�ni�tym kieliszku gro�nie b��kitnia�a s�ynna firmowa nalewka na szarotkach. � Chrzest bojowy! � oznajmi� w�a�ciciel, kiedy ju� znalaz� si� przy mnie. � Niech pan wybierze sobie co� ostrego na zak�sk�. Us�ucha�em. Po�o�y�em na talerzu oliwki i kawior. Potem spojrza�em na w�a�ciciela i do�o�y�em jeszcze korniszona � takiego male�kiego marynowanego og�rka. Potem spojrza�em na nalewk� i wycisn��em na kawior p� cytryny. Wszyscy patrzyli na mnie. Wzi��em kieliszek, zrobi�em pot�ny wydech (jeszcze kilka dusznych gabinet�w i korytarzy) i wla�em nalewk� do gard�a. Zatrz�s�o mn�. Wszyscy patrzyli na mnie, wi�c zatrz�s�o mn� tylko wewn�trznie, i odgryz�em po�ow� korniszona. W�a�ciciel chrz�kn��. Simonet r�wnie� chrz�kn��. Pani Moses powiedzia�a kryszta�owym g�osem: �O, to prawdziwy m�czyzna�. U�miechn��em si� i wsadzi�em do ust drug� po�ow� korniszona, gorzko �a�uj�c, �e nie jest wielko�ci dyni. �Ale zasuwa!� � dono�nie o�wiadczy�o dzieci�. � Pozwoli pani � powiedzia� w�a�ciciel do pani Moses � �e przedstawi� pani inspektora Glebsky�ego. � Popielata wie�a u szczytu sto�u z lekka si� zachwia�a, unios�y si� i opad�y zdumiewaj�ce, cudowne rz�sy. Sk�oni�em g�ow�. Z przyjemno�ci� zgi��bym si� do ziemi � tak mnie pali�o w brzuchu, ale pani Moses u�miechn�a si� i od razu poczu�em ulg�. Odwr�ci�em si�, doko�czy�em zak�sk� i poszed�em po zup�. Gospodarz posadzi� mnie naprzeciwko Barnstockre��w, tak �e po mojej prawej stronie, niestety zbyt daleko, znalaz�a si� pani Moses, a po lewej, niestety zbyt blisko � pos�pny figlarz Simonet gotowy w ka�dej chwili wybuchn�� swoim potwornym rechotem. Rozmow� przy stole kierowa� w�a�ciciel. Rozmawiano o zagadkowym i niepoznawalnym, a m�wi�c �ci�le o tym, �e w hotelu ostatnimi dniami dziej� si� dziwne rzeczy. Jako nowicjuszowi zreferowano mi szczeg�y. Du Barnstockre wyzna�, �e istotnie dwa dni temu zgin�y mu pantofle, kt�re znaleziono dopiero wieczorem w pokoju muzeum. Simonet z chichotem oznajmi�, �e kto� czytuje jego ksi��ki, przewa�nie literatur� specjalistyczn�, i robi na marginesach notatki, przewa�nie absolutnie krety�skie. W�a�ciciel, zamieraj�c z zachwytu, opowiedzia� o dzisiejszej historii z dymi�c� fajk� i gazet� i doda�, �e nocami kto� snuje si� po domu. S�ysza� to na w�asne uszy i nawet raz widzia� bia�� posta� przemykaj�c� od drzwi wej�ciowych przez hol w kierunku schod�w. Pani Moses bez przesadnej skromno�ci z ochot� potwierdzi�a te informacje i doda�a, �e wczoraj w nocy co� zajrza�o do jej pokoju przez okno. Simon Simonet pochwali� si�, �e w nocy �pi jak zabity i niczego takiego w og�le nie s�ysza�. Ale ju� dwukrotnie zauwa�y�, �e jego buty narciarskie nieustannie s� przemoczone, jakby kto� noc� biega� w nich po �niegu. Ja, ciesz�c si� w duszy, opowiedzia�em o popielniczce i bernardynie, a dzieci� ochryple poda�o do wiadomo�ci wszystkich obecnych, �e ono nic ma specjalnie nic przeciwko tym figlom � miglom, ale zdecydowanie nie znosi, kiedy obcy ludzie wyleguj� si� w jego, dzieci�cia, po�cieli. Przy tym z�owieszczo wycelowa�o we mnie swoje okulary i ucieszy�em si�, �e przyjecha�em dopiero dzisiaj. Atmosfer� rozkosznej grozy, kt�ra zapanowa�a przy stole, naruszy� pan fizyk. � Pewnego razu przyjecha� do nieznanego sobie miasta pewien major � zawiadomi� nas. � Zatrzyma� si� w hotelu i poleci� wezwa� Nagle zamilk� i rozejrza� si� dooko�a. � Pardon � powiedzia� � nie jestem pewien, czy w obecno�ci dam � tu sk�oni� si� w stron� pani Moses � jak r�wnie� pa� e� e� pachol�t � tu spojrza� na latoro�l � e� e� � A, ten g�upawy dowcip � powiedzia�o dzieci� lekcewa��co. � Wszystko pi�knie, ale nie dzieli si� na p�. Ten? � W�a�nie! � zawo�a� Simonet i wybuchn�� �miechem. � Dzieli si� na p�? � zapyta�a pani Moses z u�miechem. � Nie dzieli si�! � gniewnie sprostowa�o dzieci�. � Ach, nie dzieli si�? � zdumia�a si� pani Moses. � A co si� w�a�ciwie nie dzieli? Dzieci� otworzy�o ju� usta, ale du Barnstockre wykona� niedostrzegalny gest i usta zosta�y zatkane wielkim rumianym jab�kiem. Dzieci� natychmiast ze smakiem odgryz�o wielki k�s. � Ostatecznie dziwne rzeczy dziej� si� nie tylko u nas w hotelu � powiedzia� du Barnstockre. � Wystarczy na przyk�ad wymieni� niezidentyfikowane obiekty lataj�ce� Dzieci� z �oskotem odsun�o krzes�o i nadal z chrz�stem gryz�c jab�ko, skierowa�o si� do wyj�cia. Diabli wiedz�, co to takiego! Chwilami ta zgrabna figurka wydawa�a mi si� urocz� dziewczyn�, ale wystarczy�o z�agodnie� i dziewczyna gdzie� znika�a, a zamiast niej pojawia� si� bezczelny wyrostek � z tych, kt�rzy hoduj� pch�y na pla�ach i narkotyzuj� si� w publicznych toaletach. Ci�gle jeszcze zastanawia�em si�, kogo by tu zapyta�, czy to ch�opiec, czy dziewczyna, a du Barnstockre w dalszym ci�gu szemra�: � Giordano Bruno zosta� spalony nienadaremnie. Kosmos niew�tpliwie jest zamieszkany nie tylko przez nas. Zagadnienie polega wy��cznie na g�sto�ci rozmieszczenia istot rozumnych we wszech�wiecie. Wed�ug ocen r�nych uczonych � pan Simonet poprawi mnie, je�li si� myl� � w jednej tylko naszej galaktyce mo�e istnie� do miliona zamieszkanych uk�ad�w s�onecznych. Gdybym by� matematykiem, prosz� pa�stwa, spr�bowa�bym obliczy� prawdopodobie�stwo tego chocia�by, czy nasza Ziemia mo�e stanowi� obiekt czyichkolwiek naukowych obserwacji� Samego du Barastockre�a wypytywa�, jako� niezr�cznie, my�la�em. Zreszt� zapewne i on sam dobrze nie wie. No sk�d? Dzieci� to dzieci� Uprzejmy w�a�ciciel z pewno�ci� ma to gdzie�. Kaisa to idiotka. Zapyta� Simoneta to znaczy narazi� si� na now� pow�d� upiornej weso�o�ci� Zreszt� o czym ja w�a�ciwie my�l�? Co mnie to obchodzi? Mo�e by zje�� jeszcze troch� pieczeni? Fakt, Kaisa jest g�upia, ale gotowa� potrafi. � �Zgodzicie si� � szemra� du Barnstockre � �e sama my�l o tym, �e czyje� oczy starannie i uwa�nie studiuj� nasz� staruszk� Ziemi� poprzez kosmiczny ocean, jest zdolna sama przez si� zainteresowa� nasz� wyobra�ni� � Obliczy�em � powiedzia� Simonet. � Je�eli oni umiej� odr�nia� uk�ady zaludnione od niezaludnionych, b�dzie to jedno�� minus �e� do pot�gi minus jeden. � Naprawd� tak w�a�nie b�dzie? � przerazi�a si� pani Moses, nagradzaj�c Simoneta zachwycaj�cym u�miechem. Simonet za�mia� si� szczekliwie. Nawet podskoczy� na krze�le. Oczy mu zwilgotnia�y. � A ile to wyniesie konkretnie? � zainteresowa� si� du Barnstockre, przeczekawszy ow� akustyczn� lawin�. � W przybli�eniu dwie trzecie � odpowiedzia� Simonet, wycieraj�c oczy. � Ale to przecie� ogromne prawdopodobie�stwo! � z �arem o�wiadczy� du Barnstockre. � I ja to rozumiem tak, �e prawie na pewno jeste�my obiektem obserwacji. W tym momencie drzwi do jadalni za moimi plecami za�omota�y i zadygota�y, jakby je kto� z wielk� si�� pr�bowa� wywa�y�. � Do siebie! � krzykn�� w�a�ciciel. � Prosz� ci�gn�� do siebie! Odwr�ci�em g�ow�. W progu ukaza�a si� zdumiewaj�ca posta�. By� to masywnie zbudowany niem�ody m�czyzna o twarzy niew�tpliwego buldoga, przyodziany w nies�ychany str�j przypominaj�cy �redniowieczn� kamizel� w kolorze �ososiowym. � Olga! � zarycza�, spogl�daj�c przed siebie zm�tnia�ymi oczami. � Zupa! Jedn� r�k� trzyma� za plecami, w drugiej za� dzier�y� smuk�y metalowy kubek. Powsta�o kr�tkie zamieszanie. Pani Moses z jakim� ubli�aj�cym jej po�piechem podbieg�a do stolika z zupami, w�a�ciciel oderwa� si� od bufetu i zacz�� wykonywa� r�koma gesty oznaczaj�ce gotowo�� do wszelkich us�ug, a pan Moses, poniewa� niew�tpliwie by� to w�a�nie on, uroczy�cie podryguj�c policzkami, zani�s� sw�j kubek na miejsce vis�?�vis pani Moses i tam spocz�� � cudem tylko nie chybi� i nie usiad� obok krzes�a. � Co do pogody, prosz� pa�stwa, to dzisiaj pada �nieg � oznajmi�. By� kompletnie pijany. Pani Moses postawi�a przed nim zup�. Pan Moses surowym wzrokiem zajrza� do talerza i �ykn�� z kubka. � O czym mowa? � zasi�gn�� informacji. � Zastanawiali�my si� nad mo�liwo�ci� wizyty na Ziemi go�ci z przestrzeni kosmicznej � wyja�ni� Barnstockre z mi�ym u�miechem. � Co takiego ma pan na my�li? � Pan Moses nadzwyczaj podejrzliwie wpatrywa� si� ponad swoim kubkiem w du Barnstockre�a. � Nie spodziewa�em si� tego po panu, Barn� Barn� du! � O, to tylko czysta teoria! � zawo�a� du Barnstockre. � Pan Simonet obliczy� nam prawdopodobie�stwo� � Bzdura � powiedzia� pan Moses. � Matematyka to nie nauka, panie Barns� Barnl� du! Kto to jest? � zapyta�, wytrzeszczaj�c na mnie prawe oko. M�tne jakie� takie oko, niesympatyczne. � Panowie pozwol� � pospiesznie powiedzia� w�a�ciciel. � Pan Moses, inspektor Glebsky. � Inspektor � zawarcza� Moses. � Fa�szywe pokwitowania, podrobione paszporty� No wi�c niech sobie pan zapami�ta, Glebsky, m�j paszport nie jest podrobiony. Ma pan dobr� pami��? � Nie narzekam � odpowiedzia�em. � No to niech pan nie zapomina� � Znowu surowo spojrza� na talerz i poci�gn�� z kubka. � Dobra dzi� zupa � oznajmi�. � Olga, sprz�tnij to i daj jakiego� mi�sa. No i dlaczego milczycie? M�wcie, m�wcie, s�ucham was. � A propos mi�sa � natychmiast zg�osi� si� Simonet. � Pewien smakosz zam�wi� w restauracji filet� � Filet. Tak! � z aprobat� powiedzia� pan Moses, pr�buj�c prze � kroi� piecze� jedn� r�k�. Z drugiej nie wypuszcza� kubka. � Kelner przyjmuje zam�wienie, a smakosz, oczekuj�c na ulubion� potraw�, przygl�da si� dziewcz�tom na estradzie� � �mieszne � powiedzia� pan Moses. � Na razie bardzo �mieszne. Za ma�o soli. Olga, podaj no mi s�l. No i co? Simonet si� zawaha�. � Pardon � powiedzia� niezdecydowanie. � Nabra�em powa�nej obawy� � Tak. Obawy � z zadowoleniem powt�rzy� pan Moses. � A co dalej? � To ju� wszystko � sm�tnie powiedzia� Simonet i opad� na oparcie krzes�a. Moses wzni�s� oczy na Simoneta. � Jak to wszystko? � zapyta� z oburzeniem. � Czy mu przynie�li filet? � Hm� W�a�ciwie� w�a�ciwie to nie � powiedzia� Simonet. � To bezczelno�� � o�wiadczy� Moses. � Nale�a�o wezwa� ma�tre d�h�tel. � Z obrzydzeniem odsun�� od siebie talerz. � Wyj�tkowo ohydn� histori� opowiedzia� nam pan, panie Simonet. � Historia jak historia � odpar� z bladym u�miechem Simonet. Moses poci�gn�� z kubka i zwr�ci� si� do w�a�ciciela. � Cenevert � powiedzia�. � Czy znalaz� pan tego drania, co kradnie pantofle? Inspektorze! I tak pan tu zbija b�ki. Jaki� �obuz kradnie pantofle i zagl�da w okna. Niech si� pan tym zajmie. Chcia�em odpowiedzie�, �e zajm� si� tym z pewno�ci�, ale w tym momencie dzieci� uruchomi�o pod samymi oknami swojego Bucefa�a. Szyby w jadalni zabrz�cza�y, co utrudni�o rozmow�. Wszyscy teraz patrzyli w talerze, a du Barnstockre, przyciskaj�c rozczapierzon� d�o� do serca, na prawo i lewo rozdziela� nieme przeprosiny. Nast�pnie Bucefa� wyda� z siebie grzmot ju� zupe�nie nie do wytrzymania, za oknami wzlecia�a w niebo �nie�na chmura, ryk szybko si� oddali� i po chwili przemieni� si� w ledwie dos�yszalne buczenie. � Zupe�nie jak Niagara � zad�wi�cza� kryszta�owy g�os pani Moses. � Jak na poligonie rakietowym! � zaprzeczy� Simonet. � Bestialska maszyna. Kaisa na palcach podesz�a do pana Mosesa i postawi�a przed nim karafk� z ananasowym syropem. Moses popatrzy� na karafk� i poci�gn�� �yk z kubka. � Co pan my�li o tych kradzie�ach, inspektorze? � zapyta�. � My�l�, �e to �arty kogo� z obecnych. � Dziwne stanowisko � z dezaprobat� powiedzia� Moses. � Bynajmniej � zaprotestowa�em. � Po pierwsze, we wszystkich tych dzia�aniach nie wida� innego celu poza mistyfikacj�. Po drugie, pies zachowuje si� tak, jakby w domu byli tylko swoi. � O tak! � oznajmi� w�a�ciciel g�uchym g�osem. � Oczywi�cie w domu s� tylko swoi. Ale on by� dla Lelle�a nie tylko �swoim� cz�owiekiem. On by� dla niego bogiem, prosz� pa�stwa! Moses wytrzeszczy� oczy na w�a�ciciela. � Jaki on? � zapyta� srogo. � On. Poleg�y. � Niech pan mi nie zawraca g�owy � powiedzia� Moses. � A je�eli pan wie, kto tu si� zabawia w taki spos�b, to niech mu pan poradzi, powa�nie poradzi! � �eby przesta�. Pan mnie dobrze rozumie? � Potoczy� po nas przekrwionym okiem. � Inaczej ja te� zaczn� �artowa�! � zarycza�. Zapad�o milczenie. Moim zdaniem wszyscy pr�bowali sobie wyobrazi�, czym si� to sko�czy, je�eli Moses te� zacznie �artowa�. Nie wiem jak inni, ale ja osobi�cie uzna�em spraw� za beznadziejn�. Moses wpatrywa� si� w ka�dego z nas po kolei, nie zapominaj�c poci�ga� z kubka. Absolutnie nie mia�em sposobu, �eby zrozumie�, kim on jest i co tu robi. Dlaczego ma na sobie ten b�aze�ski serdak? (Mo�e ju� zacz�� �artowa�?). I co jest w tym jego kubku? Dlaczego wci�� jest jakby pe�ny, chocia�, co widzia�em na w�asne oczy, poci�ga� z niego ze sto razy? Potem pani Moses odstawi�a talerz, przytkn�a serwetk� do cudownych warg i wznosz�c oczy do sufitu, o�wiadczy�a: � Ach, jak ja kocham pi�kne zachody s�o�ca! Ta feeria barw! Natychmiast poczu�em pot�ny poci�g do samotno�ci. Wsta�em i powiedzia�em stanowczo: � By�o mi niezwykle mi�o. Spotkamy si� przy kolacji. ROZDZIA� III � Poj�cia nie mam, kto to jest � powiedzia� Cenevert, ogl�daj�c szklank� pod �wiat�o. � Zapisa� si� w mojej ksi�dze jako handlowiec podr�uj�cy prywatnie. Ale to na pewno nie handlowiec. Ju� pr�dzej oszala�y alchemik, czarodziej, wynalazca� Siedzieli�my w salonie przed kominkiem. Czerwono �arzy�y si� w�gle, fotele by�y autentycznie staro�wieckie, wzbudzaj�ce zaufanie. Portwein by� gor�cy, aromatyczny i z cytryn�. P�mrok by� przytulny, czerwonawy, swojski. Na dworze zacz�a si� zamie�, w kominie pogwizdywa�o. W domu panowa�a cisza, tylko czasami z oddali, jak z cmentarza, dobiega�y wybuchy szlochaj�cego rechotu i ostre jak wystrza� kla�ni�cia udanych karamboli. W kuchni Kaisa podzwania�a garnkami. � Handlowcy s� przewa�nie sk�pi � m�wi� dalej w�a�ciciel w zadumie � a pan Moses nie jest sk�py, o nie! �Czy nie by�by pan �askaw poinformowa� mnie, czyim rekomendacjom zawdzi�czam ten zaszczyt, �e raczy� pan wybra� m�j hotel?� Zamiast odpowiedzi wyci�gn�� z portfela stukoronowy banknot, zapali� go zapalniczk�, przypali� od niego cygaro, dym wydmuchn�� mi w twarz i odpowiedzia�:, Jestem Moses, m�j panie, Albert Moses! Mosesowi niepotrzebne s� rekomendacje. Moses zawsze i wsz�dzie jest u siebie�. Co pan na to? Zastanowi�em si�. � Mia�em znajomego fa�szerza, kt�ry zachowywa� si� mniej wi�cej tak samo, kiedy kazano mu pokaza� dokumenty. � Odpada � z zadowoleniem powiedzia� w�a�ciciel. � Pieni�dze ma autentyczne. � Wi�c mo�e jaki� ob��kany milioner. � �e milioner to jasne � powiedzia� w�a�ciciel. � Tylko kim on jest? Podr�uje dla przyjemno�ci� prywatnie� Po mojej dolinie si� nie podr�uje. Tu si� przyje�d�a na narty albo na wspinaczk�. To �lepa dolina. St�d nie ma drogi donik�d. Nieomal le�a�em w fotelu, krzy�uj�c wyci�gni�te nogi. Sprawia�o mi niezwyk�� przyjemno�� le�enie w takiej pozycji i rozwa�anie w najzupe�niej powa�nym tonie, kim te� mo�e by� pan Moses. � No, dobrze � powiedzia�em. � Dolina bez wyj�cia. A co robi w tej dolinie bez wyj�cia s�awny pan du Barnstockre? � O, pan du Barnstockre to zupe�nie inna sprawa. Przyje�d�a do mnie rokrocznie, ju� trzynasty raz z rz�du. Po raz pierwszy, kiedy hotel nazywa� si� jeszcze Sza�as. Ma bzika na punkcie mojej nalewki. A pan Moses, o�miel� si� zauwa�y�, stale jest na lekkiej bani, a tymczasem nie zam�wi� jeszcze ani razu �adnego alkoholu. Chrz�kn��em znacz�co i poci�gn��em niez�y �yk. � Wynalazca � stanowczo powiedzia� w�a�ciciel. � Wynalazca albo czarownik. � Wierzy pan w czarownik�w, panie Cenevert? � Alec, gdyby pan by� tak �askaw. Po prostu Alec. Unios�em szklank� i wypi�em jeszcze jeden spory �yk za zdrowie Aleca. � W takim razie prosz� do mnie m�wi� po prostu Peter. W�a�ciciel uroczy�cie skin�� g�ow� i wypi� spory �yk za zdrowie Petera. � Czy wierz� w czarnoksi�nik�w? � zapyta�. � Ja wierz� we wszystko, co mog� sobie wyobrazi�, Peter. W czarownik�w, w Pana Boga, w diab�a, w upiory� w lataj�ce talerze� Je�li cz�owiek mo�e to wszystko sobie wyobrazi�, znaczy, �e wszystko to gdzie� istnieje, bo inaczej po co naszemu m�zgowi takie zdolno�ci? � Jeste� filozofem, Alec. � Tak, zgadza si�, Peter. Jestem filozofem i mechanikiem. Widzia�e� moje perpetuum mobile? � Nie. Czy ono pracuje? � Czasami. Musz� je cz�sto zatrzymywa�. Zbyt szybko zu�ywaj� si� cz�ci� Kaisa! � wrzasn�� nagle tak g�o�no, �e a� si� wzdrygn��em. � Jeszcze jeden gor�cy portwein dla pana inspektora! Zjawi�a si� Kaisa, bardzo zarumieniona i z lekka rozczochrana. Poda�a mi szklank� portweinu, dygn�a, zachichota�a i znikn�a. � Pulpecik � zamrucza�em machinalnie. B�d� co b�d� to ju� by�a trzecia szklanka. Alec za�mia� si� dobrodusznie. � Nie spos�b si� jej oprze�. Nawet pan du Barnstockre nie wytrzyma� i uszczypn�� j� wczoraj w podbr�dek. A to, co si� dzieje z naszym fizykiem� � Wed�ug mnie fizyk ma raczej ochot� na pani� Moses. � Pani Moses � w zamy�leniu powiedzia� w�a�ciciel. � A wiesz, Peter, mam do�� powa�ne podstawy do przypuszcze�, �e to nie pani i nie Moses� Nie zaprzeczy�em. Te� co�� � Zauwa�y�e� ju� zapewne � m�wi� dalej Alec � �e ona jest znacznie g�upsza od Kaisy. A opr�cz tego� � zni�y� g�os � wed�ug mnie Moses j� bije. Wstrz�sn��em si�. � Jak to, bije? � Moim zdaniem pejczem. Moses ma pejcz. Rodzaj dyscypliny. Jak tylko j� zobaczy�em, zada�em sobie pytanie, po co panu Mosesowi dyscyplina? Czy mo�esz mi na to odpowiedzie�? � No wiesz, Alec � powiedzia�em. � Nie b�d� si� upiera� � m�wi� w�a�ciciel. � W �adnym wypadku nie b�d� si� upiera�. Ale w og�le to o panu Mosesie ty pierwszy zacz��e� rozmow�, ja bym nigdy nie pozwoli� sobie poruszy� takiego tematu. Ja m�wi�em o naszym wielkim fizyku. � Dobrze � zgodzi�em si�. � Porozmawiamy o wielkim fizyku. � Przyjecha� do mnie trzeci albo czwarty raz � powiedzia� Alec � i za ka�dym razem jest coraz bardziej wielki. � Poczekaj � przerwa�em mu. � Kogo ty w�a�ciwie masz na my�li? � Pana Simonet, rzecz jasna. Czy�by� naprawd� nigdy jeszcze nie s�ysza� tego nazwiska? � Nigdy � powiedzia�em. � A co, czy go kiedy� z�apano z fa�szywym kwitem na cudzy baga�? Gospodarz popatrzy� na mnie z wyrzutem. � Wypada zna� wielkich wsp�czesnych uczonych � powiedzia� surowo. � M�wisz to powa�nie? � upewni�em si�. � Absolutnie. � Ten pos�pny figlarz to ma by� wielki uczony? Alec skin�� g�ow�. � Tak � powiedzia�. � Rozumiem ci� Oczywi�cie � najpierw dobre maniery, a dopiero potem wszystko inne� Zreszt� masz racj�. Simonet jest dla mnie niewyczerpanym �r�d�em rozmy�la� o ra��cej niezgodno�ci mi�dzy zachowaniem cz�owieka, kiedy odpoczywa, a jego znaczeniem dla ludzko�ci, kiedy pracuje. � Hm� � powiedzia�em. To by�o jeszc