3055

Szczegóły
Tytuł 3055
Rozszerzenie: PDF
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

3055 PDF - Pobierz:

Pobierz PDF

 

Zobacz podgląd pliku o nazwie 3055 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.

3055 - podejrzyj 20 pierwszych stron:

Henry Kuttner Przed�wit Na wsch�d od Hollywood, w g�rach Angeles Forest, �y� sobie wyj�tkowo odra�aj�cy pustelnik, kt�ry dzia�a� Haysowi Callisterowi na nerwy jak k�uj�ca drzazga po u�amanym z�bie. Callister dotyka� raz po raz z�ba j�zykiem - by jeszcze raz u�y� tej metafory - a mimo wszystko patrzy� przez lornetk� na drug� stron� doliny, gdzie znajdowa�a si� jaskinia zamieszkiwana przez pustelnika. Callister nierzadko mia� ochot� zamordowa� tego cz�owieka. Sta� teraz w drzwiach swego domu i regulowa� ostro��, kieruj�c lornetk� pod ostre poranne s�o�ce. Tak, pustelnik tam by�, jad� �niadanie. Chef d'oeuvre stanowi�, zdaje si�, gigantyczny gnat, kt�ry ten w�ochaty, odpychaj�cy osobnik �apczywie obgryza�. Siedz�c w kucki na s�o�cu, pracowa� zapami�tale szcz�kami w atmosferze jakiego� nie�wiadomego atawizmu, rozczochrany, obdarty i bezsprzecznie obrzydliwy. Nagle pustelnik odwr�ci� si� i popatrzy� na dolin�, zainteresowany b�yskiem �wiat�a w szk�ach lornetki. Patrycjuszowska, przystojna twarz Callistera wykrzywi�a si� w grymasie. Czmychn�� do �rodka i racz�c si� kaw� skierowa� swe my�li na przyjemniejsze sprawy. Ale zezwierz�cona g�ba pustelnika wci�� sta�a mu przed oczami. To by�a kakofoniczna nuta w ustabilizowanym �yciu biologa. Hays Callister otacza� si� niczym Epikur refleksami swej kultury i estetycznych dozna�. Jego fetyszem by� fakt, �e jest cz�owiekiem cywilizowanym. Jego dom, osobi�cie zaprojektowany i wybudowany w odleg�o�ci pi�tnastu kilometr�w od najbli�szego osiedla, stanowi� ciep�o jarz�cy si� klejnot. Laboratorium nie zgrzyta�o �adn� kakofoniczn� nut�, poniewa� by�o funkcjonalne. Callister by� jak Des Essientes nie, obci��ony dekadentyzmem, jak cz�owiek perfekcyjnie dostosowany do �rodowiska, kt�re sam sobie urz�dzi�. Nie by�o tu miejsca na fa�szywe nuty. Cywilizacja i egotyzm... Ale Callister nie mia� �adnych wad. Wysportowany, fizycznie bez skazy, przeci�gn�� si� jak kot w fotelu i pal�c cygaretk� rozkoszowa� si� subtelnym smakiem brandy. Jak natr�tny cie� pojawi� si� Tommy, s�u��cy Filipi�czyk, i nape�ni� ponownie fili�ank� swego pana. Niemoralny i oddany bez reszty by� ten Tommy. To pomo�e. Z technicznego punktu widzenia eksperyment nie b�dzie morderstwem. Ale nasuwa�y si� pewne skojarzenia z wiwisekcj�. Callister z niesmakiem odrzuci� to melodramatyczne por�wnanie; czyni� po prostu u�ytek z narz�dzia, jakie nawin�o mu si� pod r�k�. Jego wsp�lnik, Sam Prendergast, sta� mu na drodze. Wylewny, krzykliwy Prendergast, z tym swoim prowokuj�cym rubasznym rechotem. Hmmm. Bez w�tpienia Sam dobrze si� nadawa� do tego eksperymentu. Niewiele wchodzi�a tu w gr� osobista antypatia. Prendergast finansowa� Callistera, a wi�c wyobra�a� sobie, �e pieni�dze upowa�niaj� go do "pilnowania interesu". Nie mo�na by�o powiedzie� temu facetowi, �eby poszed� sobie do wszystkich diab��w, bo wci�� wy�ania�y si� nowe pilne potrzeby i niezb�dny by� ci�g�y dop�yw got�wki. Taki na przyk�ad wieloryb i syrena. Pierwszy eksperyment ze wzgl�du na trudno�ci obiektywne omal nie zako�czy� si� fiaskiem, ale krowa morska uleg�a zadziwiaj�cej przemianie. Problem by� nast�puj�cy: Prendergast by� w posiadaniu kontrolnego pakietu akcji tego przedsi�wzi�cia i b�dzie fatalnie przeszkadza�, wtykaj�c we wszystko nos. Chcia� zak�ada� sp�k�, powo�ywa� fundacj�, zrobi� B�g wie ile r�nych rzeczy. Tryska� pomys�ami. Poniewa� Callister wola� pracowa� po swojemu, trzeba by�o si� pozby� Sama Prendergasta. Dokonawszy tego Callister, dzia�aj�c sprytnie, m�g�by za�atwi� si� w podobny spos�b ze spadkobiercami. Plan by� dosy� praktyczny, bo umow� wsp�pracy zredagowa� z my�l� o przysz�o�ci. By�a wi���ca, ale w bli�ej nie sprecyzowany spos�b. Tylko Prendergast m�g�by dowie��, �e wspomniany proces jest... No nic, Callister nie nada� temu nazwy. Nie istnia�a nazwa, kt�ra nie brzmia�aby zbyt fantastycznie. Wszed� Sam Prendergast. By�o to pot�ne ch�opisko oko�o czterdziestki o tubalnym g�osie, reprezentuj�ce sob� �liczny okaz ekstrawertyka. Kocha�y go psy i ma�e dzieci. Sinclair Lewis daremnie demaskowa� ten typ cz�owieka. Najdziwniejsze by�o to, �e Sam naprawd� by� r�wnym go�ciem. Ubiera� si� - a jak�e by inaczej - w tweed. W�osy mia� niezwyczajnie d�ugie. Badawcze oko Callistera dostrzeg�o lekkie wysuni�cie szcz�ki i niemal niezauwa�alne cofni�cie ko�ci czo�owej. No i - czy�by Sam garbi� si� lekko dzisiejszego ranka? - Cze�� - powiedzia� Prendergast. - Kawy. - Jestem skonany. Boli mnie g�owa. - Zwali� si� na fotel i wrzasn�� na Filipi�czyka. - No c�, sam mnie molestowa�e�, �ebym ci� tu zaprosi�... - Lubi� to. Te ostatnie poci�gni�cia, wie�cz�ce dzie�o eksperymenty. To taki troch� ma�pi zachwyt. No i ten pingwin - skrzyd�a! - To fantastyczne - przyzna� Callister. - Ale naprawd� obawiam si� og�aszania wynik�w ju� teraz. Wy�mieliby nas. - Nie wy�mieliby widz�c dow�d, kt�ry mo�emy przedstawi� - powiedzia� zdecydowanie Prendergast. - Mimo wszystko mogliby co najwy�ej prze�kn�� teori�, �e dysponujemy metod� odtwarzania cech recesywnych, co nie jest prawd�. Ale gdyby�my o�wiadczyli, �e potrafimy odwr�ci� ewolucj�... - Dokonali�my tego... - Ale nie mo�emy jeszcze tego rozg�asza�. Najpierw trzeba przygotowa� grunt. O - zaci��e� si�? Prendergast obmaca� palcami policzek. Skin�� g�ow�. - Zarost zrobi� mi si� twardy, jak szczecina. Nigdy dot�d tak szybko nie ros�a mi broda. - Aha - mrukn�� z zatroskaniem Callister i zamilk�, zerkaj�c na uszy go�cia. P�atki z dnia na dzie� mala�y. - Wracam dzisiaj do domu - powiedzia� Prendergast z nag�ym zdecydowaniem. - Rozumiesz, w biurze czekaj� na mnie stosy korespondencji. Tydzie� to wystarczaj�co d�ugo. - Mo�e jeszcze kawy? - zaproponowa� Callister. Wyda� g�o�no polecenie wchodz�cemu Filipi�czykowi i wykona� dyskretny znak r�k�. - Jak chcesz, Sam. Ostatnie eksperymenty przynios�y zach�caj�ce rezultaty. Ale naprawd� nie chc�, �eby� to ju� podawa� do wiadomo�ci publicznej. - Mimo wszystko to jeden z powod�w, dla kt�rych wracam do miasta. Nie mog� si� doczeka� chwili, kiedy �ci�gn� tu reporter�w. Callister sp�on�� rumie�cem. - Wystawi� nas na po�miewisko. Nie b�d� nawet czekali, a� przedstawimy im dow�d. O wiele lepiej b�dzie dzia�a� stopniowo... - Ale mamy dow�d. Wykszta�cili�my pingwinom skrzyd�a i nogi morskim krowom! - Powiedz�, �e to wybryk natury. Ca�y proces trwa d�ugo. Musi nabra� rozp�du. Wiesz sam, �e w pierwszym tygodniu zmiany s� nik�e. - Za to w drugim! Galareta! - Podstawowy organizm jednokom�rkowy. Zgoda. Analogia cyklu �yciowego w zarodku w miniaturze, a my go tylko odwracamy. Prendergast zamy�li� si�. - �ywno�� kosztuje fortun� - powiedzia�. - Metabolizm jest kolosalny. Pomimo naszej instalacji ch�odz�cej osobniki maj� przez ca�y czas wysok� temperatur�. Jak si� chyba orientujesz, Sam, to wzrost, tyle �e odwr�cony. Matryce ju� si� ustali�y, ale my zmieniamy �adunek z dodatniego na ujemny. �adunek dodatni - ewolucja. �adunek ujemny - retrogresja. W ko�cu znajd� jaki� spos�b przy�pieszania wzrostu �adunku dodatniego. By� mo�e tworzenia superistot. - Jeszcze nie teraz - mrukn�� Prendergast wzdrygaj�c si� lekko i Callister powt�rzy� jego s�owa. - Nie - jeszcze nie teraz. Zajmujemy si� w tej chwili stron� praktyczn�. Sondujemy te wszystkie nie doko�czone odro�la natury, kt�re wymar�y albo uleg�y przemianie. - Ten wieloryb... Callister pami�ta�. W San Pedro, w krytym basenie, poddano wp�ywowi procesu m�odego walenia. Zmieni� si�; jego cielsko stawa�o si� coraz mniej op�ywowe, zanika�y fiszbiny, pojawia�y si� z�by. Ogon jak u kijanki zmala� i znik�. A co najdziwniejsze, na koniec pojawi�y si� nogi, przednie i zadnie. Nie mog�y utrzyma� ogromnego ci�aru cielska i basen trzeba by�o do po�owy opr�ni�. Pewnego dnia stw�r wygramoli� si� z basenu i wyrwa� na wolno��. Do tej pory albo zdech�, albo wi�d� w wodach Pacyfiku dziwny �ywot niby skamieliny, kt�ra zatrzyma�a si� w przechodzeniu do swego prehistorycznego statusu mieszka�ca l�du. Przeprowadzono te� wiele innych eksperyment�w. Pojawia�y si� najdziwniejsze zatracone cechy, organy przystosowane do dawno minionych warunk�w �rodowiskowych... Tommy doni�s� kawy. Prendergast siorba� ha�a�liwie z nape�nionej na nowo fili�anki. Ma�pa! pomy�la� Callister, a zaraz potem: No tak. By�a to po prostu kwestia majstrowania w chromosomach, w szyszynce, albo w uk�adzie nerwowym. Pracowa�o si� cz�sto w ciemno. Matryca istnia�a, gotowa do u�ytku. Zacz�o si� od jednokom�rkowego �yj�tka morskiego, kt�re wykszta�ci�o miejsca wra�liwe na �wiat�o - w�a�ciwie rakowate, teoretyzowa� Callister. �wiat�o dra�ni�o t� ameb�, a wi�c w samoobronie wykszta�ci�a sobie oczy, co spo�ytkowa�o tamto pocz�tkowe zwyrodnienie i da�o stworzeniu wzrok. I tak dalej. Ostateczny destylat w postaci rodzaju ludzkiego sk�ada� si� z kilku cieczy dolewanych stopniowo z biegiem stuleci. Odwr�ci� ten proces. Pierwotny torbacz mia� torb�, ale nie posiada� ogona. Gdy sta� si� zwierz�ciem nadrzewnym, wyr�s� mu ogon. Potem rozwin�� si� jego m�zg i ogon odpad�. We�my sta�� matryc�, form� biologiczn�, w kt�rej odlewane s� wszystkie stworzenia. Nasy�my j� pr�dem nie dodatnim, a ujemnym, zwi�kszmy znacznie nat�enie tego pr�du, a ogon odro�nie. Wielorybowi i krowie morskiej odros�y utracone w zamierzch�ej przesz�o�ci nogi. Pingwin mia� teraz skrzyd�a. Kopyta kucyka by�y tr�jpalczaste - echippus. Leniwiec, �r�c jak naj�ty, wyr�s� i chodzi� na czterech �apach, zamiast buja� si� na ga��zi. Niekt�re ptaki pokrywa�a �uska. Tak, my�la� Callister, niekt�re z prehistorycznych cech mog� okaza� si� cenn�, najpraktyczniejsz� stron� magicznej zdolno�ci modelowania ludzkich organizm�w. Proces nie by� jeszcze do ko�ca dopracowany. Na wyrafinowane zastosowania przyjdzie jeszcze czas: krzy�owanie gatunk�w, rozwijanie si�y i inteligencji i wyspecjalizowanych zdolno�ci. �ywe roboty przystosowane do wszelkich cel�w. Prendergast by� ju� got�w. Nafaszerowana narkotykiem kawa podzia�a�a i wsp�lnik spa� teraz jak zabity. Callister zawo�a� Filipi�czyka. Z pomoc� tego niskiego, milcz�cego cz�owieczka przeni�s� Prendergasta do ma�ego, przypominaj�cego wi�zienn� cel� pomieszczenia przylegaj�cego do laboratorium. Nie by�o tam mebli, a tylko siennik i urz�dzenia sanitarne; w drzwiach znajdowa�o si� okienko obserwacyjne z niet�uk�cego si� szk�a, z male�kimi otworkami. Pomieszczenie mia�o klimatyzacj� i instalacj� ch�odnicz�. Sufit by� z tworzywa sztucznego nie stanowi�cego przeszkody dla promieni wykorzystywanych w procesie. Callister rozebra� Prendergasta do naga i dok�adnie obejrza� jego cia�o. Wsp�lnik by� teraz bezsprzecznie bardziej ow�osiony. Od kilku dni poddawano go ka�dej nocy procesowi i pojawia�y si� pierwsze rezultaty. Callister zrobi� mu zdj�cie rentgenowskie, pobra� krew i pr�bki sk�ry, po czym zbada� je. Sk�ra by�a twardsza. Zwi�kszy�a si� zawarto�� czerwonych cia�ek we krwi. Wzros�a oczywi�cie temperatura cia�a. Promienie rentgenowskie bardziej sugerowa�y zmiany, ni� je ods�ania�y. Ko�� jest twarda nawet w tyglu ewolucyjnym. Poniewa� Prendergast by� poddawany kuracji ju� od tygodnia, mo�na by�o bez obawy zwi�kszy� nat�enie pr�du. Zmiany potocz� si� teraz gwa�townie. Ten cz�owiek zdegeneruje si�, id�c pod pr�d naturalnej drogi ewolucji, a� w ko�cu rozpu�ci si� w kropelk� galarety. I jaki� osobliwy by�by to corpus delicti przedk�adany s�dowi jako Eksponat A. Gdyby Prendergast by� cho� troch� bardziej cywilizowany, nie by�oby to konieczne. Ale da�a tu o sobie zna� animozja osobista. Callister, jak kot, wzdraga� si� przed jowialnym spoufalaniem si� wsp�lnika. W jego oczach Prendergast sta� na drabinie rozwoju tylko o jeden szczebel wy�ej od degenerata-pustelnika z drugiej strony doliny. Callister by� cz�owiekiem c y w i 1 i z o w a n y m. Ocenia� si� na ca�y poziom powy�ej �redniej. Traktowa� wi�ksz� cz�� ludzko�ci z dobrotliwym lekcewa�eniem, ale stara� si� trzyma� od niej z dala. Zjad� lunch, zapali�, odby� spacer w dolin� i z powrotem, po czym wys�ucha� kilku nagra� Mozarta. Nast�pnie zajrza� przez judasz do Prendergasta. Wsp�lnik by� wci�� nieprzytomny, ale nie ulega�o w�tpliwo�ci, �e przemiana post�puje. Prendergast by� jeszcze bardziej ow�osiony. Callister dotkn�� swego g�adko wygolonego policzka i uda� si� do laboratorium. Kilka godzin p�niej zjawi� si� tam Tommy. - Tak? - Obuci� sssi� - wysepleni� Filipi�czyk. - W porz�dku. Ju� tam id�. Prendergast rzeczywi�cie by� przytomny i sta� przy drzwiach celi z twarz� przyci�ni�t� do szklanej szybki. Nie w ciemi� bity, od razu zda� sobie spraw� z sytuacji. - Ile chcesz, Callister? - Jego g�os by� wyra�nie s�yszalny przez dziurki w szybce. - Za to, �eby ci� wypu�ci�? Przykro mi. To za wielkie ryzyko. Poza tym chc� prze�ledzi� ten eksperyment do ko�ca. Prendergast obliza� nerwowo usta. - Przeka�� ci ca�y proces. Callister zacz�� si� bawi� obrotowym stoliczkiem zamontowanym w otworze w �cianie. - Masz tu jedzenie. Od tej chwili b�dziesz go du�o potrzebowa�. I lusterko dla rozrywki. - Callister! - Klamka ju� zapad�a. Nie mog� ci� teraz wypu�ci�. Podrzuci�bym ci par� ksi��ek dla zabicia czasu, ale wiem, �e nie b�dziesz mia� teraz g�owy do czytania. Je�li jednak chcesz, b�d� ci dawa� proszki na sen; po kilka na raz. Przez chwil� panowa�a cisza. - Dobrze. - Ale b�d� musia� widzie�, jak je po�ykasz. M�g�by� przecie� je gromadzi�, a potem za�y� od razu �mierteln� dawk�. - Ty �obuzie z piek�a rodem! - wyrzuci� z siebie Prendergast g�osem zbyt roztrz�sionym, by mo�na go uzna� za w�ciek�y. - Chcesz proszka? - Nie. Callister, czy nie mo�emy... jako�... - Nie mo�emy - uci�� Callister i przekr�ci� obrotowy stolik. Wyszed� pozostawiaj�c Prendergasta z jego posi�kiem. Po tej konfrontacji atmosfera si� zag�ci�a, bo Callister nie by� ani sadyst�, ani maszyn�. Zatrzasn�� po prostu sw�j umys� przed przykrymi aspektami eksperymentu. Proces trwa�, przy�pieszaj�c gwa�townie sw�j bieg. Prendergastowi wr�ci�y utracone cechy. Pod koniec dnia by� ju� przygarbiony, niezdarny i nie potrafi� przy�o�y� kciuka do d�oni. Du�e palce u n�g mia� ruchome. Sk�ra por�owia�a; pomimo och�adzania przejawia� nienasycony apetyt. Pi� litrami wod� i bulion, po�yka� w wielkich ilo�ciach dostarczane mu kapsu�ki z witaminami. O zachodzie s�o�ca ju� nie bardzo mo�na go by�o rozpozna�. Co� w rodzaju kromanio�czyka. Zaraz potem cz�owiek z Piltdown. Pitekantrop... Dwie noce p�niej Prendergast uciek� przez otw�r w �cianie, w kt�rym zainstalowany by� obrotowy stolik. Dysponowa� zadziwiaj�c� si��. Wygi�� metal, prawdopodobnie go�ymi r�kami. Wr�ciwszy z przechadzki Callister zblad� jak papier, natykaj�c si� w holu na sponiewierane cia�o Filipi�czyka. Wbieg� do laboratorium, porwa� pistolet i rozpocz�� �ledztwo. Tommy nie by� martwy, tylko og�uszony. �lady p�askich st�p przed domem wskaza�y kierunek, w kt�rym zbieg� Prendergast. Callister za�adowa� jeszcze jeden pistolet pociskami usypiaj�cymi i wyruszy� na �owy. Je�eli cz�ekozwierz potrafi nadal porozumiewa� si� z lud�mi, b�dzie wpadka. Ale Prendergast nie umia� ju� m�wi�, a r�ce mia� zbyt niezgrabne, by utrzyma� w nich pi�ro albo o��wek. Mimo to... Callister doszed� po �ladach zbiega do prywatnej drogi, a potem, t� drog�, do asfaltowego, biegn�cego zakosami szlaku przez g�ry. Z przeciwka nadbiega�a rozhisteryzowana dziewczyna. Na widok jego niewyra�nej w zapadaj�cym zmierzchu sylwetki od razu zemdla�a. Callister przyst�pi� do udzielania pierwszej pomocy. Widzia� ju� raz czy dwa t� dziewczyn�, wiedzia�, �e mieszka kilka kilometr�w st�d, i domy�li� si�, co si� wydarzy�o. Ockn�a si� i opowiedzia�a wszystko, sil�c si� na nadanie swoim s�owom jakiego takiego sensu. - Straszny goryl... - zacz�a. - Niech si� pani nie boi. Nic ju� pani nie grozi. - Callister pokaza� jej pistolet i uspokoi�a si�. - Jecha�am drog� na rowerze, a on wyskoczy� na mnie z krzak�w. Ja... wpad�am wprost na niego. Podni�s� mnie w g�r� i zacz�� szczerzy� z�by i warcze�. Oczy Callistera rozszerzy�y si�. - No i co? - nalega�. - My�la�am... nie wiem, co my�la�am. Wyrwa�am mu si� w ko�cu i uciek�am. Goni� mnie kawa�ek, a potem wr�ci� do roweru i wsiad� na niego. Wskoczy�am w krzaki, a ten stw�r przejecha� tu� obok mnie, kieruj�c si� w d� wzg�rza. No to ja pobieg�am w przeciwn� stron�. - Aha. On jest nieszkodliwy. To tresowany goryl. Kupi�em go jaki� czas temu... Wr��my teraz do mojej posiad�o�ci, to odwioz� pani� do domu. Dziewczyna odetchn�a z ulg�. Callister skuba� w zamy�leniu doln� warg�. Prendergast kierowa� si� w stron� najbli�szego miasteczka, Altadeny, le��cej u st�p wzg�rz nad Pasaden�. �eby tylko uda�o mu si� do�cign�� zbiega... Wzi�� samoch�d, podrzuci� dziewczyn� do jej domu i pomkn�� drog� niczym �sme wcielenie Wisznu. Sosny rzuca�y przed nim geometryczne cienie. Reflektory przeczesywa�y pobocza snopami bia�ego �wiat�a. Nigdzie nie by�o wida� Prendergasta. Nie, nie by�o ani widu, ani s�ychu po tym cz�ekozwierzu. Okr�n� drog� przez g�ry by�o do miasteczka pi�tna�cie kilometr�w. Cz�ekozwierz porusza� si� na skr�ty, d�wigaj�c rower na plecach. Z widniej�cych tu i �wdzie �lad�w wynika�o, �e spuszcza� si� szybko po zboczach i zbiega� w d� le�nymi przecinkami. Zwinno�� i si�a zr�wnywa�y go w szansach z samochodem, cz�ciowo ze wzgl�du na drog� wymagaj�c� ograniczania szybko�ci i ostre zakr�ty. Callister przypomnia� sobie o odciskach palc�w. Czy u Prendergasta by�y jeszcze rozpoznawalne? Na drodze przed sob� dostrzeg� pogi�ty wrak roweru. Wehiku� nie wytrzyma� brutalnego traktowania. Ale w dole rozpo�ciera�y si� ju� �wiat�a Altadeny, a o wiele bli�ej jarzy�y si� pojedyncze kwadraty okien wolno stoj�cych zabudowa�. Do motelu pozosta� jeszcze kilometr. S�ysz�c wyra�ne trzaski dobiegaj�ce z zaro�li Callister wgni�t� hamulce. Nie - to tylko sp�oszony jele�. Doda� gazu. Do motelu? Prendergast by� w motelu. Dowodzi�a tego histeryczna wrzawa. Callister przekroczy� pr�g i jego oczom ukaza� si� istny s�dny dzie�. W przy�mionym �wietle k��bowisko m�czyzn i kobiet czmycha�o we wszystkie strony na podobie�stwo rozszerzaj�cego si� Kosmosu, byle dalej od gorylopodobnego stwora zajmuj�cego �rodek parkietu. Kierownik orkiestry tkwi� dzielnie na podium zas�aniaj�c si� saksofonem, a za jego plecami chowa�a si� striptiserka. Prendergast sta� przez chwil�, nieludzki i groteskowy, rozgl�daj�c si� dooko�a. Nast�pi� moment osobliwego uspokojenia. Klientela zawaha�a si�, znieruchomia�a i czeka�a, przypuszczaj�c by� mo�e, �e to jaki� numer w programie wyst�p�w. Callister zw�tpi� przez chwil�, czy poradzi sobie z tym bydlakiem po drugiej stronie sali. W zestawieniu z t� mas� cielska pistolety wyda�y mu si� broni� ca�kowicie bezu�yteczn�. Prendergast dostrzeg� go. Cienkie wargi wykrzywi�y si�. Ma�piasta istota pochyli�a si� w prz�d, �eby lepiej widzie� w zalegaj�cym p�mroku; w jej �lepiach odbija�o si� �wiat�o. Nie pojawia� si� w nich blask rozpoznania. Wzrok Prendergasta b��dzi� po sali i zatrzyma� si� na pobliskim talerzu z kanapkami. Pocz�apa� w tamtym kierunku, przykucn�� i zabra� si� do jedzenia. Callister zauwa�y�, �e proces wp�yn�� nie tylko na jego cia�o, ale i na m�zg. Na przedmie�cia Altadeny sprowadzi� Prendergasta jaki� �lepy instynkt. Nie by� ju�... inteligentny. Callister odetchn�� g��boko i uni�s� pistolet. Wpakowa� w byczy kark Prendergasta ca�y magazynek pocisk�w z silnym �rodkiem usypiaj�cym. Efekt by� niemal natychmiastowy. Po w�ochatej sk�rze pokrywaj�cej zwaliste cielsko Prendergasta przeszed� dreszcz. Rozejrza� si� dooko�a nie przerywaj�c napychania sobie ust kanapkami. Potem osun�� si� na pod�og�, nieszkodliwy i straszny. Rzeczywi�cie straszny, pomy�la� Callister nadzoruj�c za�adunek lej�cego si� przez r�ce, nieprzytomnego stwora na tylne siedzenie samochodu. Trzeba by�o wymy�li� jakie� wykr�tne wyja�nienie, ale telefon do w�adz Altadeny za�agodzi� spraw�. Nieszkodliwy, tresowany goryl uciek� z jego prywatnej mena�erii wysoko w g�rach. Tak - zupe�nie nieszkodliwy. O �adnym zagro�eniu nie mog�o by� mowy. Formalno�ci dope�ni�o kilka zielonych papierk�w wsuni�tych ukradkiem w r�k� kierownikowi orkiestry i wodzirejowi. W drodze powrotnej do domu eskortowa� Callistera oficer policji i Callister nie mia� nic przeciwko jego towarzystwu. Nie ba� si� Prendergasta, ale obecno�� tego... tego stwora dzia�a�a mu na nerwy. Nie obesz�o si� bez rozmowy i udzielania dalszych wyja�nie�, tak �e dopiero o p�nocy Callister, zm�czony, ale uspokojony, znalaz� si� w ��ku. Prendergast siedzia� z powrotem w swojej celi. Tommy, kt�ry odzyska� przytomno�� zaraz po wyje�dzie Callistera, zaspawa� otw�r na obrotowy stolik mocnymi, �elaznymi pr�tami. Oficer policji odjecha�, onie�mielony widokiem laboratorium. Nie stwierdzi� niczego podejrzanego. Prendergast znajdowa� si� znowu pod dzia�aniem procesu. Od tej chwili retrogresja b�dzie post�powa� gwa�townie, niewiarygodnie gwa�townie. I zaniknie straszliwa si�a pitekantropa. Nast�pny krok wstecz wi�d� nie do si�y, a do zwinno�ci. Prendergastowi r�s� ogon. Min�o kilka dni. Prendergast przeistoczy� si� w torbacza. By� teraz o wiele mniejszy i ze swoimi wielkimi oczami i ogromnymi uszami wygl�da� jak lemur. Callister czeka�. Nie ba� si� ju� �ledztwa. Biuro Prendergasta dzia�a�o sprawnie, chocia� raz telefonowa� kierownik. Nie wynik�o z tego nic niefortunnego. Prendergast zmienia� si� w oczach. Nadzwyczajne przy�pieszenie procesu sprawi�o, �e metamorfoza przypomina�a puszczony do ty�u film. Prendergast sp�dza� ca�y czas na jedzeniu. Aby nad��y� za zwi�kszonym metabolizmem, trzeba by�o si� uciec do koncentrat�w spo�ywczych. Potem Prendergast straci� ow�osienie. Przez jak�� godzin� pozostawa� bezw�osy. Potem por�s� �uskami. Gna� pod pr�d ewolucyjnej drogi jak rakieta. Dawno ju� dotar� do g��wnego pnia, nie pojawia�y si� wi�c ju� zb�dne akcesoria, jak skrzyd�a. Dewoluowa�, funkcjonalny i proteuszowy. Nied�ugo potem Callister umie�ci� go we wniesionym do celi akwarium. Prendergast trzepota� si� w nim niemrawo i parska� wod� opryskuj �c Callistera. Dochodzi�a ju� �sma wieczorem i Callister by� bardzo zm�czony. Za godzin�, a mo�e mniej, Prendergast zostanie zredukowany do pierwotnego organizmu jednokom�rkowego. Prawdopodobnie nie potrwa to nawet godziny, bo proces bez przerwy przy�piesza� sw�j bieg. Pokonywanie eon�w to kwestia paru chwil. Nie by�o sensu czeka� d�u�ej. Praca dobieg�a praktycznie ko�ca. Callister spojrza� na akwarium i w k�cikach jego ust pojawi� si� nik�y u�mieszek rozbawienia. Wiedzia�, �e rankiem zniknie nawet to, co pozosta�o jeszcze z Prendergasta. W drzwiach Callister zatrzyma� si�, niezupe�nie zdaj�c sobie spraw� dlaczego. Zaniepokoi�o go jakie� nieuchwytne, nieokre�lone przeczucie. Odp�dzi� je wzruszeniem ramion i wyszed� po wieczorn� szklaneczk� brandy z wod� sodow�. Wzni�s� toast bez s��w za Prendergasta - a raczej za jego pami��. - To doskonale logiczne - mrukn�� pod nosem. Wy�szy organizm zawsze musi zatryumfowa�. No i prawid�owo, ma si� rozumie�. No i dobrze... Zdusi� w popielniczce niedopa�ek papierosa i poszed� do ��ka. Sny mia� przyjemne. By�yby mniej przyjemne, gdyby Callister wiedzia�, co si� dzieje w wi�zieniu Prendergasta. Przez chwil� nie zasz�a tam �adna zmiana. W celi panowa�a idealna cisza. Niewidzialne promienie sp�ywa�y wartk� strug� w d� poprzez plastykowy sufit, omywaj�c i przenikaj�c stworzenie, kt�re by�o kiedy� Samem Prendergastem. Le�a�o nieruchomo na dnie akwarium niemal pozbawione kszta�tu, ze szcz�tkowymi p�etwami i ogonem, a jego skrzyd�a podrygiwa�y spazmatycznie w rytm oddechu. Potem zacz�o ulega� przemianie. P�etwy cofn�y si� i zanik�y. Obecnie stworzenie by�o ca�kowicie bezkszta�tne; bezokie, bo nie widzia�o; bez p�uc, bo nie potrzebowa�o oddycha�. Kurczy�o si� wyrodniej�c, a jego aktywno�� nagle wzros�a. Ameba szuka�a po�ywienia. Etap ten nie trwa� d�ugo. Kiedy organizm sta� si� niewidoczny go�ym okiem, przesta� si� od�ywia�. By� teraz przes�czalnym wirusem, podstawowym zarodnikiem �ycia niewiele wi�kszym od atomowej matrycy pierwotniaka. To by�o dno ewolucyjnej g��bi. Sam Prendergast cofn�� si� do otch�ani, z kt�rej tak mozolnie wydostawa�a si� rasa ludzka. Znalaz� si� z powrotem w mglistym, nieziemskim pocz�tku. Cela wydawa�a si� pusta. W jej go�ych �cianach, w tej ciszy, tej sterylno�ci, nie rozlega� si� �aden d�wi�k, nic si� nie porusza�o. Wi�zka promieni nieprzerwanie sp�ywa�a w d�. I nagle co� si� wydarzy�o. By�o to zdarzenie niepozorne, ale o ogromnym znaczeniu. By�o to zjawisko, kt�re mog�o si� wydawa� ca�kowicie pozbawione logiki. Prendergast w r a c a �. Wraca�, bo promienie, kt�re pocz�tkowo spowodowa�y jego ewolucyjn� recesj�, nadal dostarcza�y energii do wi�zienia. Oto, co si� po prostu sta�o; w akwarium pojawi�a si� ameba. Pozostawa�a bezkszta�tna tylko przez kilka minut. Na jej powierzchni pojawi�y si� jasne plamki, a pod silnym mikroskopem mo�na ju� by�o dostrzec male�ki przew�d pokarmowy. Wykie�kowa�y i ju� si� nie cofn�y pseudoodn�a. Stworzenie posiada�o ju� p�etwy i ogon, jak r�wnie� skrzela. Ros�o i rozwija�o si� w oczach. Ono - wraca�o! Po godzinie by�o ju� ryb� kosto�usk�. Po nast�pnej male�kim, �uskowatym gadem. W ewolucyjnym tyglu jego cia�o zmienia�o si� i przekszta�ca�o niemal zauwa�alnie. �uski ust�pi�y miejsca wytworowi procesu adaptacji - w�osom. I teraz by� to torbacz. Noc wlok�a si� ospale minuta za minut�, noc istnych cud�w, podczas kt�rej istota b�d�ca niegdy� Samem Prendergastem wspina�a si� po raz drugi po drabinie czasu. Obecnie przypomina�a wygl�dem lemura. Faza ta trwa�a jedno mgnienie oka. Na kr�tk� chwil� sta� si� pitekantropem, potem jego miejsce zaj�� Pithecantropus erectus. Podobna do ma�py istota, zaciskaj�c powieki, siedzia�a w kucki po �rodku celi, a jej cia�o rozdziera�a i skr�ca�a straszliwa szybko�� przemiany. Neandertalczyk - Kromanio�czyk - Homo sapiens... Struga promieni sp�ywa�a w d�. Stopniowo, niemal niezauwa�alnie, post�powa�a dalsza zmiana. Istota, stawszy si� cz�owiekiem, nie zatrzyma�a si� w tym punkcie. Przeistacza�a si� dalej. Przeistacza�a si� dalej, a zmiany psychiczne by�y o wiele wi�ksze od fizycznych, chocia� i te ostatnie mia�y dosy� osobliwy charakter. Cia�o wyd�u�a�o si�, milimetr po milimetrze, a� osi�gn�o ponad dwa metry wzrostu. Stawy kolanowe i �okciowe rozwin�y si� tak, �e pracowa�y teraz na zasadzie przegubu kulowego. Po�rodku czo�a tego cz�owieka, nieco ponad brwiami, pojawi�o si� trzecie oko, tworz�c z pozosta�ymi dwoma uk�ad irysowy. Jego o� wzd�u�na przebiega�a w pionie; stanowi�o ono odmian� szyszynki, jej rozwini�t� wersj�. Pojawi�y si� te� inne ciekawe cechy. Po pierwsze, cz�owiek ten by� telepat�. A jego m�zg stanowi� najwi�ksz� my�l�c� maszyn�, jaka istnia�a na Ziemi od niezliczonych milion�w lat. Superman wsta�. Jego umys� zacz�� pracowa�. Podszed� do drzwi i gdy zbli�a� si� do przeszkody, jego cia�o automatycznie dostroi�o si� do niej swoj� struktur� atomow�. Ledwie zdawa� sobie spraw� z tej tak naturalnej dla siebie regulacji fizycznej. Jego matryca elektroniczna materia tworz�ca jego cia�o - uleg�a zmianie. Przeszed� p r z e z drzwi nie otwieraj�c ich. W korytarzu na kt�rym teraz sta�, srebrzy�a si� zimna po�wiata ksi�yca. W jego m�zgu sprz�ga�y si� nowe schematy my�lenia. Zaczyna� powoli pojmowa�. Ale nie by�o to �atwe. Nie mia� �adnych wspomnie� - dysponowa� tylko inteligencj�. Inteligencj� supermana. Za spraw� zwyk�ego przypadku odnalaz� drog� do laboratorium i przez d�u�sz� chwil� sta� patrz�c w ciemno��, kt�ra nie mog�a niczego ukry� przed jego nyktaloptycznym wzrokiem. Potem ruszy� zdecydowanie przed siebie. O �wicie Callister obudzi� si�, ale niezupe�nie. Ow�adn�o nim dziwne, senne uczucie, �e co� si�ga w jego umys�, sonduje, szuka, a potem pozbawia go woli jakby jakim� fantastycznym, psychicznym �rodkiem nasennym. Le�a� przez nie daj�c� si� odmierzy� wieczno�� w zamglonym p�wiecie pomi�dzy snem a jaw�, niemal �wiadomy faktu, �e jego m�zg jest przeszukiwany, a on sam podtrzymywany w hipnotycznym transie. Uczucie to min�o nagle. Callister oprzytomnia� w jednej chwili. Otworzy� oczy i usiad� na ��ku gapi�c si� na po�udniowy przyp�yw s�onecznego blasku wlewaj�cy si� ciep�em przez okno. Dziwne! Od lat nie zda�y�o mu si� zaspa�. Nigdy nie dr�czy�y go te� senne koszmary. Z�y sam na siebie, zadzwoni� na Tommy'ego. �adnej odpowiedzi. Znalaz� szlafrok i pantofle, przemy� twarz zimn� wod� i wyruszy� na poszukiwanie Filipi�czyka. Ale zatrzyma� si� przy drzwiach swego laboratorium s�ysz�c dobiegaj�ce stamt�d zastanawiaj�ce szmery. Co, u diab�a! Tommy buszuje po zakazanym terenie? Callister jednym gniewnym szarpni�ciem otworzy� na o�cie� drzwi i wpad� do �rodka. Zd��y� zrobi� dwa kroki, zanim dotar�o do� to, co ujrza�y jego oczy. Zatrzyma� si� jak wryty, a serce �cisn�a mu stalowa obr�cz. W laboratorium... zasz�y zmiany! Po pierwsze sta� tam nowy aparat - urz�dzenie zupe�nie Callisterowi nieznane. Ta jarz�ca si� w k�cie skrzynia, to chyba jaki� tygiel. Ko�o niej pi�trzy� si� stos zwalonych na kup� przyrz�d�w laboratoryjnych - mikroskopy, oscylatory i tym podobne. Znajduj�ca si� w trakcie monta�u maszyna zajmuj�ca �rodek pomieszczenia stanowi�a kompletn� zagadk�; by�a paradoksalna w swej prostocie i stwarzanym wra�eniu z�o�ono�ci. Ale tym, co osadzi�o Callistera w miejscu, by� widok nagiego, tr�jokiego m�czyzny majstruj�cego przy maszynie. Callister wyczu� niebezpiecze�stwo i odskoczywszy natychmiast w bok wyszarpn�� szuflad� biurka. Jego d�o� zamkn�a si� na ch�odnej kolbie automatycznego pistoletu. Dotyk karbowanego metalu podzia�a� uspokajaj�co. Odwr�ciwszy si� na pi�cie Callister dozna� niemal szoku stwierdzaj�c, �e tr�joki m�czyzna nawet si� nie obejrza�, �eby na niego spojrze�. - Kim pan jest, u diab�a? - warkn�� Callister unosz�c pistolet. - Rozumie pan po angielsku? Olbrzym by� zwr�cony plecami do Callistera, ale temu ostatniemu nasun�o si� nagle na my�l skojarzenie z niewyt�umaczalnym snem z dzisiejszego ranka. Pierwsze wra�enie przypomina�o b�yskawic� w ciemno�ci. Potem m�zg Callistera uspokoi� si� pod u�ciskiem czego� kojarz�cego si� z... d�oni�. - Od�� bro� - pad�o polecenie. Walcz�c ca�� sw� wol� Callister obserwowa� siebie odk�adaj�cego automatyczny pistolet z powrotem do szuflady. Rozbrojony, gapi� si� na olbrzyma, kt�ry nie odrywa� si� od swojego tajemniczego zaj�cia, jakby Callister w og�le nie istnia�. Ale ta istota by�a przez ca�y czas �wiadoma jego obecno�ci, bo do m�zgu Callistera nap�ywa� nieprzerwanym strumieniem telepatyczny przekaz. W jaki� niewyja�niony spos�b my�li te przek�adane by�y na s�owa. - Dzisiaj rano przejrza�em uk�ady twojej pami�ci; musz� ci podzi�kowa� za pomoc. Kiedy obudzi�a si� moja �wiadomo��, nie mia�em �adnych wspomnie�. By�em maszyn�, kt�ra jeszcze nigdy nie dzia�a�a. Stan��em w obliczu konieczno�ci poszukania odpowiedzi na zagadk� swojego istnienia. Callister wstrzyma� oddech. Kim by�a ta... istota? Gdzie... Zanim zd��y� sformu�owa� w my�lach to pytanie, b�ysn�a o�lepiaj�ca odpowied�. Olbrzym obudzi� si� do inteligentnego �ycia w celi zajmowanej przez Prendergasta. - Znalaz�em t� odpowied�, Callister. - Nie odrywa� si� od pracy po�wi�caj�c tylko cz�� swej uwagi na t� telepatyczn� konwersacj�. - Na szcz�cie m�j m�zg jest dostatecznie wysoko rozwini�ty. Musia�em uciec si� do logiki. Przebywa�em daleko st�d, odciele�niony w czasoprzestrzeni. Tutaj tkwi odpowied�. Powoli, stopniowo, Callister zaczyna� pojmowa� t� niewiarygodn� prawd�. Zacz�o si� to w niezmierzonej przesz�o�ci, przed powstaniem �ycia na Ziemi. Zacz�o si� to, kiedy pewien statek opu�ci� inn� galaktyk�. Na jego pok�adzie znajdowali si� tr�jocy ludzie. Podr� kosmiczna trwa�a d�ugo. Nie setki, nie tysi�ce lat, ale o wiele d�u�ej. Statek wlecia� w stref� Kosmosu, w kt�rej proces ewolucyjny przebiega� w odwrotnym kierunku. Callister odkry� t� sam� zasad�, izoluj�c j�. Ale tr�jocy ludzie ulegli degeneracji. Zmiana by�a dla nich zbyt gwa�towna, by zd��yli si� uratowa�. Przyrz�dy w r�kach kt�re utraci�y swoj� sprawno��, sta�y si� bezu�yteczne. Cofali si� w rozwoju. Podobnie jak Prendergast, spadali z drabiny ewolucji, a� osi�gn�li stan ameby. Potem statek sterowany przez roboty dotar� do Ziemi, wyl�dowa� i otworzy� swe �luzy. W jego wn�trzu znajdowa�y si� jednokom�rkowe organizmy, kt�re niegdy� by�y reprezentantami rasy panuj�cej. Na zewn�trz panowa�y odpowiednie warunki �rodowiskowe. Ale nie by�o tam �ycia. Powierzchni� tej m�odej planety omywa�y gor�ce morza. Wewn�trz statku znajdowa�y si� pierwotniaki, zarodki �ycia, kt�re niegdy� by�y istotami pokrewnymi ludziom. Przenikn�y na zewn�trz statku. Na Ziemi ewolucja rozpocz�a si� od nowa. Pod wp�ywem �rodowiska niekt�re z tych zarodk�w sta�y si� przodkami ro�lin, inne mikrobami, kt�re przetrwa�y w niezmienionej postaci. Jeszcze inne wzrasta�y w prehistorycznych wodach i pokrywa�y si� plamkami podra�nie�, kt�re stopniowo przekszta�ci�y si� w oczy. Rozwin�y si� z czasem do poziomu kr�gowc�w, a ostatecznym ogniwem by� cz�owiek. Pi�y si� mozolnie z powrotem drog� ewolucji, po kt�rej tak katastrofalnie si� zsun�y. Za kilkaset tysi�cy lat, licz�c od dnia dzisiejszego, odzyska�yby utracony teren. Ale Prendergast poddany zosta� procesowi, odrzucony wstecz do stadium ameby i zarodka, i wspi�� si� po przeciwleg�ym zboczu doliny. Przy�pieszenie procesu doprowadzi�o do wykonania tego zadania w ci�gu jednej nocy. Prendergast sta� si� reprezentantem pierwotnej, tr�jokiej rasy, jaka istnia�a na ich w�asnej planecie. Nast�pi�y oczywi�cie pewne r�nice spowodowane specyfik� �rodowiska i marginesem b��du... - Callister nie rozumia� dalszej cz�ci tego wywodu. Tak czy inaczej , Prendergast zosta� zepchni�ty z drabiny ewolucji w pierwotny d�. Callister nie wiedzia�, �e po drugiej stronie tego do�u znajduje si� jeszcze jedna drabina. - Nast�pi� zmiany. Kiedy b�dziesz gotowy do poddania si� przeistoczeniu na moje podobie�stwo, do odzyskania swego utraconego dziedzictwa, przyjd� do mnie i b�dziemy pracowali razem. - Nie uda ci si�! Policja b�dzie... - zacz�� chaotycznie Callister. - Musimy przedsi�wzi�� �rodki ostro�no�ci. Najlepiej b�dzie si� odizolowa�. Rozwiniemy nad okolic� pole si�owe. Ingerencja z zewn�trz przysporzy�oby nam tylko k�opot�w. Widok tych nieokrytych plec�w przekracza� wytrzyma�o�� Callistera. Poczu�, jak �o��dek opada mu w bezdenn� otch�a�. Najgorsza ze wszystkiego by�a �wiadomo�� w�asnej bezsilno�ci. Olbrzym by� tak zupe�nie nieludzki! - Nie mo�esz si� przyzwyczai� do mojego wygl�du. Za jaki� czas upodobnisz si� do mnie i b�dziesz z tego niezmiernie rad. Nawet my�li nie by�y przed tamtym sekretem! Z nag�ym uczuciem chwytaj�cego za gard�o przera�enia Callister wypad� na korytarz. Ucieka� poganiany ostrog� strachu. Ale tr�joki m�czyzna nie rzuci� si� za nim w po�cig. Z my�lami spl�tanymi w chaotyczny w�ze� Callister dopad� samochodu, wyprowadzi� go z gara�u i skr�ci� w drog� dojazdow�. K�tem oka dostrzeg� stoj�cego niedaleko Tommy'ego. Nacisn�� hamulec. - Wsiadaj! Jedziemy po policj�... - Nic tu nie poradz� - odpowiedzia� mu drog� telepatyczn� Tommy. - Przechodz� proces. Pan zrobi to samo, kiedy b�dzie pan got�w. - Dobry Bo�e! Tommy u�miechn�� si�. - Istnieje metoda przekroczenia ewolucyjnej luki bez cofania si� do stadium pierwotniaka. Taki skr�t poprzez czasoprzestrze�... Callister zwolni� sprz�g�o i poprowadzi� ci�ki samoch�d na z�amanie karku po zboczu. Trasa jego ucieczki z g�r prowadzi�a obok budynku, kt�ry rozpozna� - obok domu dziewczyny, kt�rej kilka dni temu Prendergast zabra� rower. Na podje�dzie sta� zaparkowany samoch�d stra�y le�nej z wymalowanym na drzwiczkach symbolem w kszta�cie sosny. Po chwili zawahania Callister zatrzyma� si� i pop�dzi� w stron� domku. Zasta� tam le�nika, dziewczyn� i ca�� jej rodzin�. Ich reakcji Callister m�g� si� z g�ry spodziewa�. Pomy�leli sobie, �e jest pijany. - Niech ci� cholera, cz�owieku, ��dam, �eby� wszcz�� pan �ledztwo! Bo jak nie, to... - Chwileczk�, panie Callister. Mo�e by tak po kolei. - Czy pojedzie pan ze mn� do mojej posiad�o�ci i... i... Nie doszed�szy z nimi do porozumienia, Callister wybieg� z domku i wgramoli� si� do samochodu, by kontynuowa� karko�omny zjazd z g�ry. Przejecha� jeszcze mo�e z kilometr, kiedy silnik zgas�; Bariera si�owa ju� istnia�a. P�niej przekona� si�, �e by�a to jakby przewr�cona do g�ry dnem przezroczysta miednica przykrywaj�ca okolic�, z jego w�asnym domem po�rodku. Problemem podstawowym by�a ucieczka. Callister pr�bowa� wszystkich nielicznych dr�g i wi�kszo�ci szlak�w, p�ki nie uzna�, �e znalaz� si� w pu�apce. S�o�ce ju� zachodzi�o, kiedy wr�ci� pod sw�j dom. Zatrzyma� si� w bezpiecznej odleg�o�ci zauwa�ywszy, �e na podje�dzie stoi zaparkowany samoch�d le�nika. W tle, tu i tam krz�ta�o si� wok� niezupe�nie zrozumia�ych zaj�� sze�� postaci. By� tam Tommy, tr�joki olbrzym, jak r�wnie� le�nik. W pozosta�ych rozpozna� dziewczyn� i jej rodzic�w. Nawet z tej odleg�o�ci Callister widzia�, �e Tommy zaczyna si� zmienia�. Do jego m�zgu dotar� telepatyczny przekaz. - Jeste� ju� got�w przy��czy� si� do nas? Powitamy ci� z otwartymi ramionami... Callister zakl��; zawr�ci� samoch�d i zwia� z twarz� bia�� jak prze�cierad�o. Potem nasz�o go co� w rodzaju szale�stwa. Nie m�g� uciec spod kopu�y pola si�owego. Nie m�g� znale�� ani wezwa� pomocy, bo celowo wzni�s� sw�j dom w rzadko ucz�szczanej cz�ci Angeles Forest, a nie by� to sezon kempingowy. Min�� tydzie�. Dwa tygodnie. Callister straci� rachub� czasu. By� straszliwie samotny i rad, �e ma chocia� dach nad g�ow� w postaci opuszczonego domu dziewczyny i jej rodzic�w. Podobnie jak Tommy'ego i le�nika, ich te� nie mo�na ju� by�o rozpozna�. Stali si� tr�jokimi olbrzymami. Odzyskali utracone dziedzictwo ludzko�ci. Pewnego wieczoru, siedz�c w kucki przed p�on�cym kominkiem, Callister podni�s� wzrok akurat na czas, by ujrze� materializuj�c� si� obok niego z powietrza posta�. Zerwa� si� instynktownie na r�wne nogi, ale tr�joki m�czyzna, teraz ju� ca�kowicie z krwi i ko�ci, u�miecha� si� uspokajaj�co. - Nic ci nie zrobi�, Callister. Jeste�my zmuszeni ci� poprosi� o opuszczenie tego budynku. Trzeba go zniszczy�. Przemodelowujemy i porz�dkujemy krajobraz, a ta budowla ani nie jest funkcjonalna, ani tu nie pasuje. Callister obliza� usta. - Czy ty jeste�... Prendergast? Pomimo wysi�k�w nie potrafi� zapanowa� nad ogarniaj�cym go mimo woli uczuciem podziwu dla stoj�cej przed nim superistoty, wygl�daj�cej jak perfekcyjna forma, z kt�rej nieudolnie odlany zosta� rodzaj ludzki. - Prendergast? - dotar�a do niego my�l. - Ach rozumiem. Nie, by�em pustelnikiem, kt�ry zamieszkiwa� jaskini� po drugiej stronie doliny, naprzeciw twojego domu. Teraz zmieni�em si�, oczywi�cie. Musz� bezzw�ocznie zr�wna� t� budowl� z ziemi�. B�dziesz �askaw si� wyprowadzi�? Ale Callister nie m�g� wydoby� z siebie g�osu. Musia� si�, naturalnie, wynie��. I potem nie mia� ju� ani gdzie si� schroni�, ani co je��. Pr�bowa� polowa�. Ubranie mia� ca�e w strz�pach. Po tygodniu by� ju� brudny, zaro�ni�ty, zaniedbany i �a�osny. Najgorsza ze wszystkiego by�a �wiadomo��, �e w ko�cu b�dzie zmuszony przy��czy� si� do tych tr�jokich olbrzym�w. A gdy to ju� zrobi, odzyska spok�j ducha. Powstrzymywa� go egotyzm. Gra� na zw�ok�. Przez ca�e �ycie stawia� siebie szczebel powy�ej �redniej, uwa�a� si� za cz�owieka ca�kowicie cywilizowanego. Niezagro�ony na swej pozycji, pewny swego statusu, spogl�da� w d� z pob�a�aniem i mo�e odrobin� samouwielbienia. By� nec plus ultra... Do��czaj�c do tr�jokich awansowa�by. Sta�by si� o wiele bardziej cywilizowany. A tym samym przyzna�by automatycznie, i� jego dotychczasowa egzystencja por�wnywalna by�a do barbarzy�stwa. W jednej chwili zakwestionowa�by odwieczny dorobek kulturalny swojego gatunku. To egotyzm, bunt przeciwko roztrzaskaniu w drobny mak swego fetysza, nawet za obiecywan� nagrod�, powstrzymywa� go przez pewien czas. Nie strach nim powodowa�, bo nie by�o si� czego ba�. Zostalby powitany z otwartymi ramionami... No tak... By� g�odny; niewiele ju� zosta�o z jelenia, kt�rego zabi� w zesz�ym tygodniu. Siedz�c w kucki u wylotu jaskini pustelnika, si�gn�� po ociekaj�cy t�uszczem gnat, do kt�rego przywar�o jeszcze par� skrawk�w mi�sa. S�o�ce przygrzewa�o mu prze�wituj�c� poprzez �achmany sk�r�. Tam, po drugiej stronie doliny, sta� przebudowany dom; by� dziwny i zarazem uroczy w swej obco�ci. Nagle Callister odwr�ci� si�, �eby spojrze� w tamtym kierunku, zainteresowany b�yskiem �wiat�a w szk�ach lornetki. Kto� go obserwowa�. Z przyprawiaj�cym o md�o�ci przera�eniem pomy�la�, czy to czasem nie tr�joki m�czyzna, kt�ry kiedy� by� pustelnikiem. przek�ad : Jacek Manicki <abc.htm> powr�t