2956
Szczegóły |
Tytuł |
2956 |
Rozszerzenie: |
PDF |
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
[email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
2956 PDF - Pobierz:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd pliku o nazwie 2956 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
2956 - podejrzyj 20 pierwszych stron:
KIRY� BU�YCZOW
RYCERZE NA ROZDRO�ACH
1
Korneliusz Uda�ow ba� si� p�j�� z reklamacj� do domu towarowego, zszed� wi�c na
d� i wezwa� na pomoc s�siada. Grubin roze�mia� si� ukazuj�c d�ugie ��te z�by,
ale nie odm�wi�, gdy� poczu� si� tym wyr�nieniem mile po�echtany. Odsun��
mikroskop, zawin�� ziarnko ry�u w mi�kk� bibu�k� i schowa� do szuflady.
Nast�pnie podszed� do trzystulitrowego akwarium w�asnej roboty i zdj�� wisz�c�
na nim czarn� marynark� z wy�wieconymi �okciami. T� marynark� os�ania�
tropikalne rybki przed zakusami gadaj�cego kruka. Kruk je straszy�, be�taj�c
dziobem wod�.
- Tylko si� nie �am - m�wi� Grubin zak�adaj�c marynark� na niebieski, mocno
sprany podkoszulek. - W budownictwie rakietowym braki s� niedopuszczalne.
Kruk za�opota� skrzyd�ami, prosz�c w ten spos�b, aby go wypuszczono na dw�r, ale
Grubin nie wzi�� go ze sob�, lecz, na odwr�t, zamkn�� w szafie.
Uda�ow podni�s� z pod�ogi wielk� przezroczyst� torb�, w kt�rej znajdowa�a si�
wybrakowana czerwona plastykowa rakieta na ��tej platformie startowej,
nast�pnie zsun�� na oczy s�omkowy kapelusz i pierwszy ruszy� ku drzwiom.
Grubin, kt�ry przewy�sza� Korneliusza co najmniej o trzy g�owy, kroczy�
zamaszy�cie, potrz�sa� potargan� czupryn�, �mia� si� i gromko perorowa�. Uda�ow
szybko przebiera� n�kami, poci� si� i l�ka�, �e poznaj� go znajomi.
�ona Uda�owa wybieg�a za nim na podw�rko i krzykn�a:
- �eby� mi z pustymi r�kami nie wraca�!
- No, no - powiedzia� Grubin p�g�osem. - Terrorystka. Ruszyli ulic� w stron�
�r�dmie�cia.
Jednopi�trowe, przewa�nie murowane miasto Wielki Guslar, niegdy� o�rodek
handlowy, a teraz stolica powiatu, pod koniec czerwca by�o rozpalone do bia�o�ci
od d�ugotrwa�ych upa��w. Nieliczne ci�ar�wki i autobusy, przeje�d�aj�ce ulic�
Puszkina, ci�gn�y za sob� d�ugie sto�ki ��tego kurzu i przypomina�y l�duj�cych
spadochroniarzy. Dochodzi�a druga i skwar sta� si� nie do wytrzymania. Na ulice
wype�zali jedynie ci ludzie, kt�rzy koniecznie musieli. Dlatego Korneliusz
wybra� t� por�, a nie wiecz�r. Zrezygnowa� nawet z obiadu, gdy� mia� nadziej�,
�e dom towarowy b�dzie pusty i nie trzeba si� b�dzie wstydzi� reklamowania
jakiej� tam g�upiej zabawki.
Gdy mijali aptek�, Grubin przywita� si� z siedz�cym w otwartym oknie prowizorem
Sawiczem.
- Nie jest panu gor�co? - zapyta� Sawicz zerkaj�c na Grubina znad okular�w. On
sam sp�ywa� potem i dysza� ustami, jak ryba wyrzucona na piasek.
- Idziemy do boju! - powiedzia� g�o�no Grubin. - Wytaczamy pa�stwu spraw�
cywiln�.
Uda�ow ju� �a�owa�, �e zabra� ze sob� s�siada. Poci�gn�� go za po�� marynarki,
�eby si� nie zatrzymywa�.
- I wy te�, towarzyszu Uda�ow, uczestniczycie w tej sprawie? - Prowizor ucieszy�
si�, �e ma okazj� pogada�. - Macie k�opoty?
Uda�ow mrukn�� co� i przyspieszy� kroku. Pokr�ci� g�ow�, �eby kapelusz g��biej
opad� na oczy, i nawet zacz�� utyka�, tak bardzo chcia�, aby nikt go nie
rozpozna�.
Grubin dop�dzi� go dwoma krokami i powiedzia�:
- Sawicz ma racj�. Ju� od dawna zastanawiam si�, w jaki spos�b mo�na
materialistycznie wyt�umaczy�, �e polowa pecha przypadaj�cego na nasze miasto
skupia si� na tobie?
- Warto by pomalowa� archiwum - powiedzia� Korneliusz.
Grubin zdziwi� si� i popatrzy� na cerkiew Paraskewy Piatnicy, w kt�rej mie�ci�o
si� archiwum powiatowe.
- Twoja sprawa - powiedzia�. - Jeste� dyrektorem.
Po drugiej stronie ulicy sta� klasztor Spaso-Trofimowski, oddany po rewolucji
Technikum Rzecznemu. Barczy�ci uczniowie wyje�d�ali stamt�d na rowerach i gnali
na pla��. W przeciwie�stwie do cerkwi klasztor by� bardzo przyzwoicie
pomalowany, a kopu�y g��wnego soboru b�yszcza�y w s�o�cu jak piekielne szklane
kot�y wype�nione p�ynn� law�.
- M�wi�a ml twoja �ona - ci�gn�� Grubin - �e w dziesi�tej klasie na egzaminie z
historii wyci�gn��e� trzynasty zestaw pyta� i dlatego nie dosta�e� medalu. To
prawda?
- I tak bym go nie dosta� - zaoponowa� Uda�ow i pomy�la�, �e Ksenia
niepotrzebnie plotkuje na ten temat. To przecie� stara sprawa z Kastielsk�,
�wczesn� historyczk�. Gdyby mo�na by�o powt�rzy� �ycie, wyku�by si� wszystkiego
o prawie pa�szczy�nianym. Ile� to lat min�o! Nie my�la� w�wczas, �e zostanie
dyrektorem przedsi�biorstwa budowlanego, widzia� przed sob� prost� drog� i jasn�
przysz�o��.
- Ja tam jestem z �ycia zadowolony - powiedzia� na g�os, a Grubin zerkn�� na
niego z g�ry i roze�mia� si�. Albo nie uwierzy�, albo sam nie by� zadowolony.
Dom towarowy mie�ci� si� w dawnym sklepie kupca Titowa. Kupiec tu� przed I wojn�
�wiatow� otrzyma� szlachectwo i herb z trzema dzikami - Odwaga, Wytrwa�o��,
Dobrobyt. Teraz dziki zosta�y z herbu usuni�te, a rycerski he�m z pi�ropuszem
nad tarcz� pozosta�. Zosta�y te� kupidyny po bokach.
Przed wej�ciem do domu towarowego siedzia�y rz�dkiem zaczadzia�e od gor�ca
babcie z podmiejskiego sowchozu. Siedzia�y tak od nocy, bo uwierzy�y w plotk�,
�e b�d� dawa� przecenione trykotowe bluzki.
Malutki Uda�ow odwr�ci� si� od staruszek i spr�bowa� wskoczy� bokiem na trzy
stopnie. Bardzo stara� si� zrobi� to lekko i szybko, ale potkn�� si� o g�rny
stopie�, przewr�ci� si�, uderzy� bokiem o framug�, narobi� mn�stwo ha�asu i
usiad� z rozmachem na polietylenowej torbie z plastykow� rakiet�.
Grubin tylko gwizdn��. Babcie ockn�y si� i za�wiergota�y. Rakieta g�o�no
skrzypn�a i rozpad�a si� jak suchy str�czek grochu. ��ta platforma startowa
sp�aszczy�a si� na placek.
Korneliusz, boj�c si� obejrze�, wymaca� za sob� torb�, chwyci� j� i na ugi�tych
nogach wbieg� w ch�odny p�mrok sklepu.
- A nie m�wi�em? - powiedzia� Grubin do staruszek.
Babcie przestraszy�y si� jego dzikiego wzroku i ucich�y.
- Sprawa si� komplikuje - o�wiadczy� Grubin i pospieszy� za Korneliuszem.
Uda�ow szed� wolniutko, jakby brodzi� po kolana w wodzie, i nie odwraca� si�,
nie patrzy�, jakiej biedy sobie napyta�. Woln� r�k� masowa� st�uczony bok. W ten
spos�b dotar� do stoiska z zabawkami, zatrzyma� si� i poczeka� na Grubina.
- Jak tam? - wyszepta� spod kapelusza.
- Niedobrze - odpar� Grubin. - Mo�e wr�cimy do domu?
- Nie da rady - westchn�� Korneliusz - �ona nie wpu�ci.
Szuroczka Rodionowa, ekspedientka w dziale zabawek, czeka�a na przerw� obiadow�
i czyta�a ksi��k� Zenona Kosidowskiego "Opowie�ci biblijne". Szuroczka wybiera�a
si� na archeologi� i ju� od trzech lat ucz�szcza�a na zaj�cia k�ka
historycznego prowadzonego przez Helen� Siergiejewn� Kastielsk�. Szko��
uko�czy�a z dobrym wynikiem, ale nie pojecha�a na studia do Wo�ogdy, gdy� nie
najlepiej by�o z pieni�dzmi. Postanowi�a na razie popracowa� z rok w handlu,
chocia� ze swych plan�w nie zrezygnowa�a, czyta�a rozmaite ksi��ki i uczy�a si�
angielskiego. Mia�a zaledwie dziewi�tna�cie lat i by�a tak �adna, �e niekt�rzy
bezdzietni m�czy�ni przychodzili kupowa� u niej zabawki.
Szuroczka s�ysza�a ha�as dobiegaj�cy od drzwi, ale nie oderwa�a si� od ksi��ki,
bo czyta�a w�a�nie komentarz redakcyjny, wyja�niaj�cy b��dy autora. Dopiero
kiedy Grubin i Uda�ow podeszli do lady, unios�a g�ow�, poprawi�a z�ocist�
grzywk� i powiedzia�a: "S�ucham". A my�lami by�a jeszcze w mie�cie Jerycho na
Bliskim Wschodzie i prze�ywa�a jego tragedi�.
Zna�a obu klient�w. Jeden z nich, malutki, t�gi i �ysawy, to by� Uda�ow,
dyrektor przedsi�biorstwa budowlanego. Drugi, d�ugi, kanciasty i kud�aty, by�
kierownikiem punktu skupu surowc�w wt�rnych, przyjmowa� puste butelki i
makulatur�.
- Dzie� dobry - powiedzieli klienci.
Uda�ow skrzywi� si� bole�nie i wolno wyci�gn�� zza siebie wielk� polietylenow�
torb� z �a�osnymi resztkami plastykowej rakiety.
- Oj! - powiedzia�a Szuroczka. - Co si� sta�o?
- Prosz� wymieni�! - powiedzia� Uda�ow. - Wybrakowana!
- Nie rozumiem.
Szuroczka od�o�y�a ksi��k� i zapomnia�a o mie�cie Jerycho.
- Nie widzicie czy co? - tym samym gniewnym g�osem zapyta� Uda�ow.
Szuroczka nie wiedzia�a, �e m�wi tak dlatego, i� jest nie�mia�y i zdaje sobie
spraw� z nies�uszno�ci swoich roszcze�, wi�c obrazi�a si�:
- Ja wam, obywatelu, czego� takiego nie sprzedawa�am. Wando Kazimirowno!
Korneliusz ca�kiem ju� si� speszy� i wrzasn��:
- Dajcie mi ksi��k� za�ale�!
Chcia� zsun�� s�omkowy kapelusz na ty� g�owy, ale zrobi� to zbyt energicznie i
kapelusz odlecia�. Uda�ow pobieg� za frun�cym kapeluszem.
- Prosz� nas dobrze zrozumie� - powiedzia� Grubin. - Rakieta by�a wybrakowana
ju� wtedy, kiedy wydarzy� si� incydent.
Podesz�a Wanda Kazimirowna, dyrektorka domu towarowego, niewiasta postawna,
t�gawa i energiczna, �ona prowizora Sawicza.
- Taki towar - powiedzia�a do Grubina z ironicznym u�mieszkiem - nale�y odnosi�
do sk�adnicy odpadk�w, a nie do sklepu.
Babcie us�ysza�y rozmow� i wesz�y do wn�trza. Jedna z nich powiedzia�a:
- Wstydziliby si� czym� takim handlowa�. Inna zapyta�a:
- Bluzki dzi� b�d� dawa�?
- Tylko spokojnie - powiedzia� Grubin. - Zaraz pani wszystko poka��.
Wyj�� z torby dwie po��wki rakiety, z�o�y� je w str�czek i pokaza� Wandzie
Kazimirownie:
- Widzi pani p�kni�cie w tylnej cz�ci? W�a�nie z tym p�kni�ciem sprzedano nam
towar.
W tylnej cz�ci rakiety by�o kilka p�kni�� i znale�� to w�a�ciwe by�o nie�atwo.
Szuroczka zap�on�a �wi�tym oburzeniem.
- Nabijacie si� ze mnie czy co? - zapyta�a.
- Alkoholik! - o�wiadczy�a jedna ze staruszek.
- Tu jest paragon - powiedzia� Korneliusz podchodz�c do lady. Kapelusz trzyma�
pod pach�. - Kupowali�my nie dalej ni� wczoraj i dlatego mam jeszcze paragon.
Przyszed�em do domu i zobaczy�em p�kni�cie.
- Jakie tam zn�w p�kni�cie? - powiedzia�a Wanda Kazimirowna. - Szuroczka, nie
denerwuj si�. Zawiadomimy o wszystkim ich zak�ady pracy. Przecie� to nie jest
rakieta, tylko wynik trz�sienia ziemi.
- Prosz� nie zwraca� uwagi na to, �e rakieta jest po�amana - powiedzia� Grubin.
- To sta�o si� znacznie p�niej. A trz�sienia ziemi u nas si� nie zdarzaj�.
Ludziom nale�y ufa�.
I w�a�nie w tym momencie w Wielkim Guslarze zacz�o si� trz�sienie ziemi.
Z ulicy dobieg� g�uchy �oskot. Ziemia uciek�a spod n�g. Zatrz�s�y si� p�ki.
Stosy talerzy, jakby rzucone przez niedo�wiadczonego �onglera, rozlecia�y si� po
sklepie. Fili�anki i czajniki rozpryskiwa�y si� o lady, celuloidowe lalki i
pluszowe misie zeskoczy�y na pod�og�, kolorowe chustki i pow�oczki wzlecia�y w
powietrze niczym czarodziej sicie dywany, a stojaki z garniturami i p�aszczami
zacz�y sun�� ku wyj�ciu, co sprawia�o wra�enie, jakby chcia�y ewakuowa� si� na
ulic� �ladem staruszek, kt�re uciek�y ze sklepu z wielkim krzykiem i p�aczem.
Porozbijane flakony perfum i wody kolo�skiej wype�ni�y lokal niepowtarzalnym i
fantastycznym bukietem aromat�w. Z sufitu p�atami opada� tynk.
Grubin jedn� r�k� chwyci� przezroczyst� torb� z resztkami wyrzutni rakietowej,
drug� za� podtrzyma� chwiej�c� si� Szuroczk� Rodionow�. By� jedynym, kt�ry nie
straci� g�owy.
- Zachowa� spok�j! - krzykn��.
Korneliusz szybko naci�gn�� na uszy kapelusz, jakby tylko on m�g� go uratowa� w
minucie ci�kiej pr�by. Bujna wyobra�nia nakre�li�a mu wizerunek spustoszonego
przez �ywio� Wielkiego Guslaru, ruiny wznosz�ce si� przy zasypanych ceg�ami
ulicach, szalej�ce po�ary, j�ki ofiar, p�acz bezdomnych dzieci i starc�w. Ujrza�
oczyma duszy, jak on, Korneliusz, idzie tymi ulicami, nie wiedz�c, od czego
zacz��, czuj�c sw� bezradno�� i zdaj�c sobie z tego spraw�, �e jako zwierzchnik
przedsi�biorstwa budowlanego jest g��wn� nadziej� zasypanych i bezdomnych. Ale
nie ma sprz�tu, nie ma r�k do pracy, panuje rozpacz i panika! I nagle nad g�ow�
rozlega si� ryk samolot�w odrzutowych, a na niebie bia�ymi liliami rozkwitaj�
spadochrony. To inne miasta nades�a�y pomoc. Prefabrykowane domy, mosty i
fabryki wolno opadaj� w d� i zajmuj� miejsca zaplanowane z g�ry w Centrali.
Niczym manna niebieska sypie si� z chmur kaloryczny zielony groszek, spadaj� na
jezdni�, podskakuj�, deformuj� si�, lecz nie p�kaj� puszki skondensowanego mleka
i sardynek. Pomoc nadesz�a w por�. Korneliusz unosi g�ow� i ws�uchuje si� w
b�og� cisz�.
B�oga cisza rzeczywi�cie nast�pi�a.
Podziemne wstrz�sy usta�y r�wnie niespodziewanie, jak si� zacz�y. Ci�kie,
katastrofalne milczenie ogarn�o dom towarowy i zatyka�o uszy niczym ryk
odrzutowca.
- Opu�ci� pomieszczenie! - krzykn�� og�uszaj�co Grubin.
Rzuci� na pod�og� plastykow� torb�, chwyci� jedn� z po��wek rakietowego
str�czka, drug� wepchn�� do r�ki Uda�owowi i poci�gn�� wszystkich za sob�, aby
odkopywa� domy i udziela� pomocy ludno�ci. Korneliusz pos�usznie bieg� z ty�u,
chocia� nic nie widzia�, bo na g�ow� opad� mu obrus, kt�ry nada� mu wygl�d
beduina lub angielskiego szpiega Lawrance'a.
Na szcz�cie nie trzeba by�o nikogo odkopywa�. Kl�ska �ywio�owa, kt�ra spad�a na
Wielki Guslar, nie by�a trz�sieniem ziemi.
O jakie� trzydzie�ci metr�w od wej�cia do sklepu jezdnia zapad�a si� i w dziurze
tylnymi ko�ami utkn�a za�adowana ci�ar�wka do przewozu drewna. Kurz jeszcze
nie zd��y� opa��, k��bi� si� wok� samochodu, i migoc�c w s�o�cu, nadawa� ca�emu
widokowi jaki� zagadkowy nieziemski charakter.
- Zapadlisko - powiedzia� spokojnie Uda�ow �ci�gaj�c z g�owy obrus i starannie
go sk�adaj�c. Zapadliska zdarza�y si� w mie�cie do�� cz�sto, gdy� Wielki Guslar
by� bardzo stary i obfitowa� w podziemne przej�cia oraz w prastare piwnice.
- Zn�w masz pecha, Korneliusz - powiedzia� Grubin odrzucaj�c ze z�o�ci� po��wk�
rakiety. - Teraz nie ma mowy o �adnych reklamacjach. B�dziesz musia� naprawia�
jezdni�.
- A tu jak na z�o�� kwarta� si� ko�czy - powiedzia� Korneliusz, po czym obr�ci�
si� do dyrektorki domu towarowego i doda�: - Wando Kazimirowno, skorzystam z
waszego telefonu. Musz� �ci�gn�� kopark�.
Z tuman�w kurzu wy�oni� si� blady, dr��cy z przera�enia kierowca ci�ar�wki.
Pozna� Uda�owa i natychmiast na niego naskoczy�:
- Towarzyszu dyrektorze - powiedzia�. - Jak d�ugo jeszcze mamy ryzykowa� �yciem?
A co by by�o, gdybym wi�z� szk�o albo materia�y wybuchowe?
- Zaraz materia�y wybuchowe - wtr�ci� si� Grubin. - Kto ci je powierzy?!
- Jak b�dzie trzeba, to si� taki znajdzie - odpar� kierowca, kt�ry w�a�nie
zobaczy� Szuroczk�, przesta� dygota� i przybra� bohatersk� postaw�.
- Zapadlisko jak zapadlisko - powiedzia� Uda�ow. - Nie pierwsze i nie ostatnie.
Zaraz wyci�gniemy, dziur� zasypiemy i wszystko b�dzie jak w aptece. Skoczy�by�
na milicj�, �eby postawili znak zakazu wjazdu. A autobus niech puszcz� przez
Krasnoarmiejsk�.
2
Helena Siergiejewna odgarn�a za ucho prosty kosmyk siwych w�os�w, zmru�y�a oczy
i wsypa�a do rondelka dok�adnie p� szklanki kaszy manny z niebieskiej
kwadratowej puszki, opatrzonej napisem "Cukier". Mleko wzburzy�o si�, jakby
kaszka okrutnie je oparzy�a, ale Helena Siergiejewna zd��y�a zamiesza� w
garnuszku srebrn� �y�k�, kt�r� trzyma�a w pogotowiu.
Wania wjecha� do kuchni czo�giem, zrobionym z tomu "Sowriemiennika" za rok 1863
i czterech pude�ek po zapa�kach.
- Nie potrzebuj� twojej kaszy! - wrzasn��.
- Podaj mi s�l - powiedzia�a Helena Siergiejewna.
- Zn�w zapomnia�a� posoli�, babciu? - zapyta� Wania.
Helena Siergiejewna nie czeka�a, a� Wania zawr�ci czo�giem w stron� czarnego
kredensu, zamaszy�cie podesz�a, wyj�a solniczk� i na jej widok przypomnia�a
sobie, �e ju� soli�a mleko. Odstawi�a j� wi�c na miejsce.
- Babciu - powiedzia� Wania rozkapryszonym g�osem. - Nie chc� twojej kaszy. Ja
chc� kogel-mogel.
W rzeczywisto�ci nie chcia� ani tego, ani tego. Chcia� wywo�a� awantur�.
Helena Siergiejewna �wietnie zdawa�a sobie z tego spraw� i dlatego nie
odpowiedzia�a. Przez miesi�c zd��yli si� sobie nawzajem naprzykrzy�, ale synowa
zabierze go dopiero za dwa tygodnie.
Helena Siergiejewna stwierdzi�a, �e w wieku sze��dziesi�ciu lat nie ma ju� serca
do dzieci. Straci�a dla nich wyrozumia�o�� i cierpliwo��. Po awanturach z
wnukiem uspokaja�a si� wolniej ni� on. A przecie� sama poprosi�a synow� o
przywiezienie Wani do Wielkiego Guslaru. Znu�y�a j� samotno�� d�ugich
zmierzch�w, kiedy widmowe niebieskie �wiat�o wlewa si� do pokoju, o�wietlaj�c
p�czniej�ce czarne szafy, kt�re dawno ju� nale�a�o opr�ni� ze starych czasopism
i r�nych rupieci.
Dawniej Helena Siergiejewna my�la�a, �e na emeryturze nie tylko odpocznie, ale
tak�e zdo�a wiele zrobi� z tego, co dotychczas odk�ada�a ze wzgl�du na nawal
pracy, zebra� i posiedze�. Zamierza�a na przyk�ad napisa� histori� Guslaru,
wybra� si� do siostry mieszkaj�cej w Leningradzie, uporz�dkowa� zbiory muzeum,
gdzie nieustannie zmienia�y si� jakie� nierozgarni�te dziewczyny, kt�re po
miesi�cu wychodzi�y za m�� albo ucieka�y do innej pracy, gdzie p�acono chocia�by
o dziesi�� rubli wi�cej ni� w niezbyt hojnym miejskim muzeum.
Nic jednak z tego nie wysz�o. Historia Wielkiego Guslaru le�a�a rozgrzebana na
biurku i niemal nie posuwa�a si� naprz�d. Dzieci siostry chorowa�y i zamiast bez
po�piechu obej�� wszystkie leningradzkie muzea i teatry, Helena Siergiejewna
musia�a zaj�� si� gospodarstwem. Do muzeum przyszed� nowy dyrektor, kt�ry
uprzednio kierowa� Technikum Rzecznym. Dyrektor traktowa� swoj� nominacj� jako
niesprawiedliw�, lecz nieuniknion� kar� i czeka�, a� ucichnie gniew wysokiej
powiatowej zwierzchno�ci, �eby ponownie rozpocz�� wspinaczk� po drabinie
s�u�bowej. Dyrektor by� nieprzychylny Helenie Siergiejewnie, gdy� jej zabiegi o
wzbogacenie zbior�w i rozwijanie k�ek zainteresowa� przeszkadza�y mu w
realizacji bardzo wa�nej inicjatywy o znaczeniu og�lnoobwodowym: budowy Pomnika
Pionier�w, kt�rzy w odleg�ych czasach wyruszali na podb�j Syberii i Dalekiego
Wschodu. Pionierzy bardzo cz�sto wyruszali z Wielkiego Guslanu, miasta
kupieckiego, niespokojnego, konkurenta Archangielska i Wo�ogdy.
- Babciu, a w kaszce b�dzie du�o kluch�w? - zapyta� Wania.
Helena Siergiejewna pokr�ci�a g�ow� i u�miechn�a si� nieznacznie. Cruzelki
naturalnie b�d�. Przez ponad sze��dziesi�t lat swego �ycia jako� nie potrafi�a
nauczy� si� gotowa� kaszki manny. Gdyby uda�o jej si� zacz�� �ycie od pocz�tku,
z pewno�ci� podejrza�aby, jak to robi�a nieboszczka mama.
Kto� zastuka� w okno. Wania zapomnia� o czo�gu i pobieg� odsun�� zas�onk�. Nie
zobaczy� nikogo - w okno zawsze pukali znajomi, zanim weszli przez furtk�,
okr��yli dom i zastukali w drzwi od podw�rka.
Helena Siergiejewna zmniejszy�a p�omie� i uzna�a, �e zd��y otworzy� drzwi, zanim
kaszka si� przypali. Szybko przesz�a przez ciemn� sie�. Od ka�dego st�pni�cia,
kr�tkiego i energicznego, og�uszaj�co skrzypia�y deski pod�ogi.
Za drzwiami sta�a Szuroczka Rodionowa, kt�ra przez lato wy�adnia�a i
wydoro�la�a, a poza tym obci�a sobie warkocz, aby wydawa� si� starsz�.
- Wytrzyj nogi - powiedzia�a Helena Siergiejewna patrz�c z przyjemno�ci� na
Szuroczk�. Szuroczka zarumieni�a si� - mia�a delikatn� brzoskwiniow� cer� i
dlatego �atwo si� czerwieni�a, upodobniaj�c si� do przedrewolucyjnych panienek.
Szuroczka przywita�a si�, wytar�a nogi, cho� na dworze by�o sucho, i posz�a za
Helen� Siergiejewn� do kuchni. By�a bardzo podniecona i dlatego trajkota�a jak
nakr�cona, nie stosuj�c znak�w przestankowych i du�ych liter.
- Taka historia Heleno Siergiejewno ci�ar�wka jecha�a ulic� Puszkina i zapad�a
si� pod ziemi� masa ludzi my�leli �e trz�sienie ziemi Uda�ow z przedsi�biorstwa
budowlanego powiedzia� b�dziemy zasypywa� a tom piwnica a dyrektora muzeum nie
ma bo pojecha� do obwodu na narad� w sprawie pionier�w i trzeba zapobiec temu bo
tam mog� by� zabytki...
- Poczekaj - powiedzia�a Helena Siergiejewna. - Zamierza�am w�a�nie nakarmi�
Wani�. Siadaj i powt�rz wszystko wolniej i logiczniej.
Szuroczka zacz�a wszystko od pocz�tku. Poczu�a si� onie�mielona i z m�odej,
przystojnej kobiety przekszta�ci�a si� w uczennic�-prymusk�, przewodnicz�c�
k�ka historycznego.
Helena Siergiejewna na�o�y�a g�stej kaszy na talerz i posypa�a j� cukrem. Wania
mia� zamiar dopomnie� si� o d�em malinowy, ale zapomnia�. By� mocno
zaintrygowany nieoczekiwan� wizyt� i trajkotaniem Szuroczki. Pos�usznie usiad�
przy stole, wzi�� �y�k� i zagapi� si� na dziewczyn�. Jak we �nie zaczerpn��
�y�k� kasz�, nie trafi� ni� do ust i wysmarowa� sobie ucho. Bezd�wi�cznie
porusza� wargami, powtarzaj�c relacj� Szuroczki s�owo po s�owie, aby lepiej j�
zrozumie�.
- No wi�c jecha�a ci�ar�wka ulic� Puszkina - m�wi�a Szuroczka nieco wolniej,
cho� nadal bez znak�w przestankowych. - I od razu zapad�a si� tylnymi ko�ami
ludzie my�leli �e to trz�sienie ziemi wybiegli ze sklepu a tam piwnica...
- W kt�rym miejscu dok�adnie? - zapyta�a Helena Siergiejewna.
- Na rogu ulicy To�stoja.
- Tamt�dy bieg� kiedy� Piekielny Zau�ek - powiedzia�a Helena Siergiejewna mru��c
oczy i wyobra�aj�c sobie plan miasta w okresie mi�dzy wiekiem pi�tnastym a
osiemnastym.
- S�usznie - ucieszy�a si� Szuroczka. - Opowiada�a nam pani jeszcze na zaj�ciach
k�ka tam by� Piekielny Zau�ek w kt�rym pracowali kowale szeroko�� dwa metry
ko�czy� si� �lepo przy miejskich murach tak w�a�nie powiedzia�am Udafowowi z
przedsi�biorstwa budowlanego a on powiada �e kwarta� si� ko�czy i musi zda�
komisyjnie ulic� Puszkina kt�r� asfaltowali przez trzy miesi�ce bo inaczej nie
dostanie premii.
- Skandal - powiedzia�a Helena Siergiejewna. - Wania, nie dmuchaj na �y�k�. Nie
mam go z kim zostawi�.
- Ja z nim posiedz�, Heleno Siergiejewno - powiedzia�a Szuroczka. - Bez pani oni
tam zasypi� piwnic�, a pani nawet Bie�ow si� s�ucha.
- Nie mam �adnej w�adzy - powiedzia�a Helena Siergiejewna. - Jestem na
emeryturze.
- Pani� zna ca�e miasto.
- Poczekaj chwilk�.
Helena Siergiejewna posz�a do malutkiego pokoiku obok kuchni i wkr�tce wr�ci�a.
Uczesa�a si�, u�o�y�a swe siwe w�osy w kok. Za�o�y�a ciemn� nauczycielsk�
sukienk� z o�lepiaj�co bia�ym wyk�adanym ko�nierzykiem. Szuroczka przypomnia�a
sobie, jak pi�� lat temu przysz�a po raz pierwszy na zebranie k�ka
historycznego i Helena Siergiejewna, w takiej samej ciemnej sukience,
poprowadzi�a cz�onk�w k�ka na g�r�, do pierwszej sali muzeum, gdzie sta� oparty
o �cian� sfatygowany kie� mamuta, wisia� obraz przedstawiaj�cy powszednie �ycie
ludzi z epoki kamienia, a w gablotce pod szk�em le�a�y rz�dkiem gliniane skorupy
i groty strza�, wy�owione z rzeki Gu� przez przedrewolucyjnych gimnazjalist�w.
- To posiedzisz z nim troch�? - zapyta�a Helena Siergiejewna.
- Dzi� mam wolne popo�udnie.
Helena Siergiejewna zesz�a z ganku, �wawo przebieg�a drewnianym chodniczkiem do
furtki, zamkn�a j� i ruszy�a ulic� S�obodzk� w stron� centrum, przez most
przerzucony nad Griaznuch�, kt�ra od niepami�tnych czas�w dzieli miasto na
Guslar i S�obod�. Za mostem po prawej stronie wznosi si� budynek szpitala
dzieci�cego, dawniejszy dom kupc�w Sinicyn�w, w kt�rym zachowa�y si� wspania�e
piece kaflowe z po�owy osiemnastego wieku, a po lewej - cerkiew Borysa i Gleba,
szesnasty wiek, unikalna budowla, wymaga konserwacji. Za cerkwi� jedn� fasad� na
ulic�, drug� na rzek� wznosi si� Miejskie Gimnazjum M�skie, obecnie Szko�a
�rednia Nr 1. Za gimnazjum rozci�ga si� obszerny, zawsze wietrzny plac, pokryty
w po�owie trawnikami. Przed rewolucj� sta�y tu zajazdy i sukiennice, ale w roku
1930, kiedy burzono cerkwie, przy okazji rozebrano r�wnie� i to, chocia� hale
da�yby si� wykorzysta� jako lokum dla rynku ko�chozowego. Tam w�a�nie nowy
dyrektor muzeum zamierza� postawi� Pomnik Pionier�w. Po przeciwleg�ej stronie
placu wznosi si� pi�trowy budynek muzeum, zabytek osiemnastowiecznej
architektury miejskiej pod ochron�. Ale Helena Siergiejewna nie posz�a przez
plac, tylko przy sklepie spo�ywczym skr�ci�a w ulic� To�stoja.
Na rogu spotka�a prowizora Sawicza, starego znajomego.
- S�ysza�a�, Lena - powiedzia� Sawicz, sapi�c i wachluj�c si� postrz�pion�
ksi��k� - �e ci�ar�wka wpad�a do piwnicy?
- A jak s�dzisz, dok�d ja id�? - zapyta�a Helena Siergiejewna. - Z wizyt� do
koronczarek?
- Daj spok�j, Lenoczko - powiedzia� �agodnie Sawicz. - Nie warto si� denerwowa�.
Je�li mnie pami�� nie zawodzi, to ju� trzecie zapadlisko w ci�gu ostatnich lat?
- Czwarte, Nikita, czwarte - powiedzia�a Helena Siergiejewna. - P�jd� ju� tam,
�eby czego� przypadkiem nie zniszczyli.
- Naturalnie. Gdyby nie ten upa�, sam bym poszed� popatrze�. Ale przerwa
obiadowa jest kr�tka, a moje brzuszysko domaga si� pokarmu. Zreszt�
przypuszcza�em, �e ci� spotkam. W tym mie�cie wszystko ci� obchodzi.
- Obchodzi�o. Teraz jestem na emeryturze. Pozdrowienia dla Wandy Kazimirowny.
- Dzi�kuj�, ju� dawno wybieramy si� do ciebie w go�ci...
Jednak Helena Siergiejewna ostatnich s��w ju� nie s�ysza�a. Szybkim krokiem sz�a
w kierunku ulicy Puszkina. Sawicz poprawi� okulary i powl�k� si� dalej,
zastanawiaj�c si� nad tym, czy w lod�wce stoi jeszcze butelka piwa, czy ju� j�
wczoraj wypi�. Wyobrazi� sobie zape�nia�a, ciemnozielon� butelk�, syk gazu
wydobywaj�cego si� spod kapsla, zmru�y� oczy i przyspieszy� kroku.
3
Na ulicy Puszkina, nie dochodz�c do domu towarowego, sta� t�um. T�um wydawa� si�
nieruchomy i jakby nie�ywy. Jedynie dzieciarnia kr��y�a wok� niego, wpada�a do
sroka i znowu wyskakiwa�a na zewn�trz jakby pszczo�y z roju. Jezdni� wolno
toczy�a si� koparka na g�sienicach.
Gdy Helena Siergiejewna podesz�a bli�ej, t�um rozpad� si� na poszczeg�lnych
ludzi, przewa�nie znajomych - uczni�w, przyjaci�, s�siad�w i po prostu
mieszka�c�w miasta, o kt�rych nie wie si� niczego, ale jednak wymienia z nimi
uk�ony na ulicy.
Helena Siergiejewna przecisn�a si� przez t�um i znalaz�a si� na skraju
zapadliska. Asfalt pokryty by� p�kni�ciami, garbatymi falami, w jakie uk�ada si�
zazwyczaj mi�kki gumowy dywanik, i urywa� si� nad owaln� czarn� studni�. Po
drugiej stronie studni sta�a ci�ar�wka do przewozu drzewa, kt�r� ju�
wyci�gni�to na jezdni�. Obok niej le�a�y nie okorowane pnie.
Nad zapadliskiem k��cili si� dwaj m�czy�ni. Jeden z nich by� niski, agresywny i
kry� twarz pod s�omkowym kapeluszem. Drugi, wysoki jak koszykarz, z
rozczochranymi w�osami, w czarnej marynarce za�o�onej bezpo�rednio na niebiesk�
koszulk� gimnastyczn�, wycofywa� si� pod naporem niziutkiego, ale nie
zaprzestawa� walki.
- Wed�ug mnie to skandal i nieporz�dek - stwierdzi� niski. - Sko�czyli�my
asfaltowanie odcinka, z�o�yli�my raport powiatowi i obwodowi, oczekujemy na
zas�u�on� premi� - nie ja osobi�cie, lecz ca�a za�oga. A ty co mi radzisz? -
Zrobi� krok do przodu, a d�ugi cofn�� si�, ryzykuj�c upadek w przepa��.
- Korneliuszu, zapomnia�e� o nauce, o s�awie rodzinnego miasta - powiedzia�
balansuj�c na skraju zapadliska.
- A ludzie strac� premi�? Hej, Edik! - niziutki dojrza� kopark�. - Edik,
podje�d�aj tu!
- Poczekajcie - powiedzia�a Helena Siergiejewna.
- A pani niby jakim prawem? - zapyta� niziutki nie podnosz�c g�owy. - Edik l
- S�uchaj, Korneliuszu - powiedzia�a Helena Siergiejewna. - Zdejmij kapelusz i
podnie� g�ow�.
W t�umie kto� zachichota�. Operator koparki wy��czy� silnik i podszed� bli�ej.
- To w�a�nie ta dziura? - zapyta�. - Ona ma jakie� historyczne znaczenie?
Dyrektor przedsi�biorstwa budowlanego pos�usznie zdj�� kapelusz i uni�s� do g�ry
szczere, b��kitne ocz�ta
notorycznego dw�jkowicza. Wszystko ju� zrozumia� i podda� si�.
- Dzie� dobry, Heleno Siergiejewno - powiedzia�. - Nie pozna�em pani.
- Nie o to mi chodzi, Korneliuszu.
- S�usznie, nie o to. Ale prosz� wej�� w moje po�o�enie.
- A gdyby co� podobnego wydarzy�o si� na Placu Czerwonym? - zapyta�a surowo
Helena Siergiejewna. - S�dzisz, �e Komitet Centralny pozwoli�by wezwa� kopark� i
zasypa� zapadlisko, zanim uczeni go nie zbadaj�?
- Plac Czerwony to co innego - odpar� Uda�ow.
- Dobrze mu tak - ucieszy� si� Grubin. - Zaraz tam zejd� i migiem wszystko
obejrz�.
- A propos, je�li si� nie zbada, dok�d prowadzi zapadlisko - doda�a Helena
Siergiejewna - to nie da si� wykluczy�, �e jutro wydarzy si� katastrofa o
dziesi�� metr�w st�d, na przyk�ad tam.
Wszyscy pos�usznie spojrzeli we wskazanym przez ni� kierunku.
Grubin przykucn�� i spr�bowa� dojrze�, co kryje si� w piwnicy, ale nic nie
zobaczy�.
- Potrzebna jest latarka - powiedzia�.
- Latarka jest.
Z t�umu wy�oni� si� szczuplutki ch�opczyk z d�ug� latark� elektryczn� w r�ku.
- Tylko we�cie mnie z sob� - poprosi�.
- Nie zamierzamy bawi� si� w podchody - powiedzia� Grubin i odebra� ch�opcu
latark�. - Heleno Siergiejewno, pozwoli pani?
- Prosz� poczeka�. Tam powinien zej�� przedstawiciel muzeum.
- Poza pani� nie ma nikogo. A pani mo�e kontrolowa� moje poczynania z g�ry.
Obok Heleny Siergiejewny pojawi� si� m�ody cz�owiek z aparatem fotograficznym,
podobny do Czechowa w m�odo�ci.
- Nie znacie mnie, jestem tu od niedawna - wyja�ni�. - Pracuj� w gazecie
rejonowej i nazywam si� Standal. Misza Standal. Sko�czy�em wydzia� historii.
- No to jak, b�dziemy sta� czy b�dziemy zasypywa�? - zapyta� operator koparki. -
Zdecydujcie si� na co�, bo godziny lec�.
- Id�cie - zgodzi�a si� Helena Siergiejewna.
- Wobec tego i ja p�jd� - powiedzia� nagle operator. - Musz� popatrze�, gdzie
sypa� ziemi�, a zreszt� si�a fizyczna te� mo�e si� przyda�.
Helena Siergiejewna zgodzi�a si� r�wnie� i na to. Uda�ow z pocz�tku chcia�
oponowa�, ale potem machn�� r�k�. Jak niefart, to niefart.
- Tu nie jest g��boko - powiedzia� Grubin �wiec�c latark� do studni.
Po�o�y� si� na asfalcie, zwiesi� nogi do otworu i zjecha� na brzuchu w ciemno��.
Siekn�� i znik�.
- Chod�cie tu! - dobieg� po paru sekundach jego dudni�cy, podziemny g�os.
T�um przysun�� si� do kraw�dzi zapadliska i Helena Siergiejewna powiedzia�a:
- Odejd�cie, towarzysze. Sami mo�ecie wpa�� i innym zrobi� krzywd�.
- S�yszycie, co si� do was m�wi - o�ywi� si� Uda�ow. - Do ty�u!
Operator koparki zeskoczy� w d� i schwyci� Misze Standala.
- No i jak tam? - krzykn�� Uda�ow. Ukl�kn�� opieraj�c si� silnie pulchnymi
�apkami o asfalt i g�os jego zabrzmia� g�ucho, odbity przez niewidzialne �ciany
zapadliska.
- Tu jest przej�cie! - odezwa� si� z do�u czyj� g�os.
- Tam jest przej�cie - powt�rzy� kto� w t�umie.
- Przej�cie...
Wszyscy znieruchomieli i zamilkli, zamilk�a nawet dzieciarnia pora�ona
przeczuciem bliskiej tajemnicy. W ludziach o�y�y atawistyczne instynkty
poszukiwaczy skarb�w, kt�re drzemi� w ka�dym cz�owieku, lecz budz� si� jedynie w
wyj�tkowo energicznych jednostkach, nieoczekiwanie sk�aniaj�c je do rzucenia si�
w wir przygody, wyruszenia na dalekie szlaki.
4
Zapadlisko wydawa�o si� Milicy Fiodorownie Bakszt, z jej punktu obserwacyjnego,
wielkim atramentowym kleksem. Milica Fiodorowna przygl�da�a si� opisanym ju�
wydarzeniom z okna pierwszego pi�tra. Podjecha�a w fotelu na k�kach do samego
okna i po�o�y�a na parapecie r�ow� at�asow� poduszeczk�, aby �okcie mia�y
mi�kkie oparcie. Poduszeczka zmie�ci�a si� mi�dzy dwiema wielkimi doniczkami,
owini�tymi barwn� krepin�.
Bardzo stara syjamska kotka o r�nobarwnych oczach machn�a ogonem i ci�ko
wskoczy�a na parapet. Kotka r�wnie� chcia�a wyjrze� na ulic� przez szczelin�
mi�dzy doniczkami.
Milica Fiodorowna doskonale pami�ta�a czasy, kiedy ulica by�a jeszcze nie
zabrukowano i nazywa�a si� Jelizawietinska. W�wczas naprzeciwko domu Bakszt�w,
obok sk�adu zbo�a Titow�w, sta� zamo�ny dom ojca Serafima, ozdobiony rze�bionymi
okiennicami i d�bowymi kolumnami malowanymi w marmurek. Dom ojca Serafima
sp�on�� w roku 1860, na rok przed zniesieniem pa�szczyzny. Doskonale pami�ta�a
te� przyjazd gubernatora, kt�ry z�o�y� Baksztom wizyt�, bowiem wraz z drugim
m�em Milicy Fiodorowny uczy� si� w Korpusie Pazi�w. Tego wieczoru gospodyni
poleci�a nie �a�owa� �wiec i Jego Wysoko��, odrzuciwszy konwenanse, sp�dzi� ca�y
wiecz�r u jej n�g, poruszaj�c bokobrodami, a pan Bakszt czu� si� zaszczycony i
wkr�tce zosta� powiatowym marsza�kiem szlachty. W ostatnich latach pami��
p�ata�a Milicy Fiodorownie przedziwne figle. Nie chcia�a gromadzi� naj�wie�szych
wydarze� i us�u�nie podsuwa�a portrety dawno zmar�ych krewnych oraz koleg�w
m�a, a nawet znacznie starsze sceny, jeszcze petersburskie, osnute mgie�k�
romantycznych uniesie� i subtelno�ci bia�ych nocy.
W latach rewolucja Milica Fiodorowna by�a ju� nader s�dziwa i dlatego musia�a
korzysta� z pomocy bardzo pobo�nej, ale podkradaj�cej to i owo damy do
towarzystwa. Z owych lat nie wiedzie� czemu zapad�a jej w pami�� jaka� procesja.
Na czele procesji m�odzi ludzie nie�li czarn� trumn� z bia�ym napisem "Curzon".
Kim by� �w Curzon, Milica Fiodorowna nawet si� nie zainteresowa�a.
Pami�ta�a tak�e ostatni� wizyt� Mi�ego Przyjaciela. Mi�y Przyjaciel mocno si�
posun�� w latach, chodzi� z lask� i broda mu posiwia�a. Nie m�g� zatrzyma� si� w
mie�cie i by� zmuszony opu�ci� go�cinny dom wdowy Bakszt, nie zrealizowawszy
swych plan�w.
Zapadlisko na ulicy Puszkina zak��ci�o powszedni bieg my�li Milicy Fiodorowny.
Zapomnia�a nawet, �e punktualnie o trzeciej mieli do niej przyj�� pionierzy.
Obieca�a im opowiedzie� o przesz�o�ci rodzinnego miasta. Wizyta ta by�a pomys�em
jej upartej s�siadki, Szuroczki, pannicy dobrze wychowanej, kt�ra jednak nosi�a
kr�tkie sp�dniczki. Milica Fiodorowna obieca�a pokaza� pionierom album, w kt�rym
jej znajomi jeszcze przed rewolucj� zapisywali r�ne aforyzmy i wiersze.
Milica Fiodorowna wypatrzy�a Szuroczk� w�r�d ludzi otaczaj�cych zapadlisko.
Stara pani Bakszt na wzrok si� nie uskar�a�a. By�oby grzechem uskar�a� si� w
takim wieku.
Potem Milica Fiodorowna zdrzemn�a si�, ale jej sen by� kr�tki i p�ytki. Co� j�
niepokoi�o. To co� by�o zwi�zane z zapadliskiem. We �nie ukaza� si� jej Mi�y
Przyjaciel, gro��cy ko�cistym palcem i powtarzaj�cy: "Milico, nie zapominaj!"
Kiedy ponownie otworzy�a oczy, dow�dztwo nad t�umem przy zapadlisku przej�a ju�
znana jej Helena Siergiejewna Kastielska, chuda dama pracuj�ca w muzeum, kt�ra
jakie� dziesi�� lub pi�tna�cie lat temu przysz�a do madame Bakszt w poszukiwaniu
starych dokument�w. Milicy Fiodorownie nie przypad�a jednak do gustu pewna
ostro�� w ruchach i zachowaniu muzealnej damy, wobec czego Kastielska musia�a
odej�� z niczym. Przy tym wspomnieniu Milica Fiodorowna zezwoli�a u�miechowi
rozchyli� nieco jej wyschni�te, zaci�ni�te wargi. Dawniej wargi by�y zupe�nie
inne - pulchne i soczyste. Ale u�miech, ten sam u�miech niegdy� doprowadza� do
szale�stwa cz�onk�w Gwardii Przybocznej Jego Wysoko�ci.
W tym momencie Milica Fiodorowna zn�w zapad�a w drzemk�. Przed tym rozdzieraj�co
ziewn�a, zamkn�a powieki i odjecha�a z fotelem do k�ta, w przytulny p�mrok za
piecem. Syjamska kotka natychmiast wskoczy�a jej na kolana.
- O trzeciej przyjd� go�cie... o trzeciej... - my�la�a przez sen Milica
Fiodorowna, ale nie mog�a sobie za nic przypomnie�, kto w�a�ciwie przyjdzie o
trzeciej, a zamiast tego ponownie zobaczy�a Mi�ego Przyjaciela, kt�ry by�
gniewny i surowy. Jego wzrok przenika� do samej g��bi rozdygotanego serca Milicy
Fiodorowny i elektryzowa� duszne, zat�ch�e powietrze w saloniku - jedynym
pokoju, jaki pozostawiono pani Bakszt.
5
Podziemie w ci�gu tej godziny, przez kt�r� by�o otwarte na wp�yw gor�cego
powietrza, niemal wcale si� nie przewietrzy�o. Wype�nia� je stuletni ch��d,
g�sty jak stare wino. Misza Standal wspar� si� na podanej mu z ciemno�ci
kwadratowej d�oni operatora koparki, przycisn�� do piersi aparat i da� susa w
d�, w nieznane.
W zapadlisku panowa�a cisza. Ci�kie oddechy �udzi szamota�y si� w nim i g�uch�y
pod niewidzialnymi �cianami.
W b��kitnym owalnym oknie nad nimi ukaza� si� okr�g�y przedmiot o gabarytach
przewy�szaj�cych wymiary ludzkiej g�owy. Z przedmiotu wydoby� si� g�os:
- No i jak tam?
G�os nale�a� do malutkiego dyrektora przedsi�biorstwa budowlanego, kt�remu tak
zr�cznie da�a po nosie stara Kastielska z muzeum. Okr�g�y przedmiot by�
s�omkowym kapeluszem kryj�cym twarz Uda�owa.
- Tu jest przej�cie - odpar� inny g�os, rozlegaj�cy si� z boku, niedaleko Miszy.
W ciemno�ci miota� si� promie� latarki. Grubin rozpocz�� systematyczne badania.
- Tam jest przej�cie... Przej�cie... - zaszele�ci� t�um na g�rze. G�osy by�y
dalekie i niewyra�ne.
Misza Standal posun�� si� o krok w stron� przej�cia, ale wpad� na plecy
operatora koparki. Plecy by�y twarde. Oczy zacz�y przyzwyczaja� si� do
ciemno�ci. W miejscu, gdzie by� Grubin, ciemno�� by�a znacznie g��bsza.
- Idziemy - powiedzia� operator koparki.
Misza wyci�gn�� r�k� jak �lepiec i po dw�ch krokach jego palce natrafi�y na co�
i przestraszy�y si�, gwa�townie cofn�y, zacisn�y w pi��.
- Tu jest �ciana, �liska - wyszepta� Misza. Szept wydawa� mu si�
najodpowiedniejszym do porozumiewania si� w ciemno�ci.
Grube, czarne bale wznosi�y si� do g�ry, niemal pod sam asfalt. Pomieszczenie
by�o d�ugie, strop w rogu zapad� si�. Przeciwleg�a �ciana, po kt�rej Grubin
szpera� promieniem latarki, by�a zbudowana z cegie�. Ceg�y osiad�y, pop�ka�y.
Po�rodku �ciany widnia�y niziutkie drzwiczki, okute sztabami zardzewia�ego
�elaza jak stary podr�ny kufer.
Grubin przyjrza� si� tym drzwiom. Zamka nie by�o, zamiast niego widnia� kuty
pier�cie�. Poci�gn�� - drzwi ani drgn�y.
- Pozw�lcie mnie - powiedzia� operator koparki.
- Nie - zaoponowa� Misza Standal. - Nie mamy do tego prawa. Nikt nam nie dawa�
carte blanche. Trzeba chocia�by sfotografowa�.
Misza Standal czyta� niedawno o tym, w jaki spos�b odkryto w Egipcie grobowiec
Tutenchamona. Tam r�wnie� by�y drzwi i stoj�cy przed nimi badacze, i chwila,
kt�ra przesz�a do historii.
- Nie jeste�my na wykopaliskach - powiedzia� Grubin. - Za tymi drzwiami te� mo�e
by� ziemia i koniec naszej podr�y.
- Czego tam - powiedzia� Edik. - Dyrektorka kaza�a popatrze�, co i jak, to
popatrzmy. Uda�ow i tak dopnie swego, zasypie i b�dzie po wszystkim. Przecie�
ulica jest zablokowana.
Obejrza� dok�adnie drzwi:
- Trzymaj mocniej latark�. �wie� tutaj, bardziej w lewo. Nie trz� r�k�.
Teraz przypomina� chirurga. Grubin mu asystowa�, Misza Standal pe�ni� rol�
studentapraktykanta, gapia, cz�owieka bezu�ytecznego.
- One otwieraj� si� do �rodka - powiedzia� operator koparki. Odnalaz� miejsce,
to jedyne miejsce, w kt�re nale�a�o weprze� si� ramieniem. Nacisn��.
Drzwi okropnie zaskrzypia�y i zapad�y si� w ciemno��. Ceg�y zacz�y osiada� z
g�o�nym hurkotem i operator koparki - strze�onego Pan B�g strze�e - odskoczy� do
ty�u, omal nie zwalaj�c Miszy z n�g. Latarka zgas�a - widocznie Grubin pu�ci�
przycisk - i w piwnicy zapanowa�a gro�na cisza, taka cisza, �e Standal prawie od
niej og�uch�.
- Co si� sta�o? - zapyta� g�os z g�ry. G�os by� zdumiewaj�co bliski. Niby przez
te par� minut tr�jka badaczy odesz�a daleko od ludzi, a tymczasem o trzy metry
od nich Uda�ow zadaje pytania pe�nym niepokoju, ale zwyczajnym g�osem.
- Wszystko w porz�dku - powiedzia� operator koparki i doda�, zwracaj�c si� do
Grubina: - �wie� prosto.
Grubin us�ucha� go i po�wieci�.
Edik, zagl�daj�c do �rodka, zas�oni� plecami wi�ksz� cz�� drzwi, a Misza
Standal poczu� si� g��boko dotkni�ty. Mia� wykszta�cenie historyczne i uwa�a�
si� za moralnie uprawnionego do kierowania poszukiwaniami. Ale operator koparki
tego nie czu� i tak si� jako� z�o�y�o, �e to on znalaz� si� na czele. Misza
posun�� si� nawet o krok do przodu, bo chcia� odsun�� Edika i da� mu cho� byle
jak� wskaz�wk�, ale w tym momencie Edik odwr�ci� si� i popatrzy� na Misze. Jego
oko, w kt�rym odbi� si� promie� latarki, za�wieci�o ��tym, niedobrym �wiat�em.
Misza poczu� wewn�trzne skr�powanie i wstrzyma� oddech. Tam, za drzwiami, mog�y
kry� si� skrzynie ze z�otem i naszyjnikami z pere�, srebrne puchary ozdobione
scenami z ksi���cych polowa�, damasce�skie miecze i szkielet pechowego grabie�cy
- puste, czarne oczodo�y czaszki... A operator koparki zaraz wyci�gnie zza pasa
ostry kind�a�, nieco wyszczerbiony od cz�stego u�ywania, i wbije go Standalowi w
serce.
Edik zabra� Grubinowi latark�, bo tak mu by�o wygodniej.
- Te� pok�j, towarzysze - powiedzia�.
Zgi�� si� wp�, przekroczy� wysoki pr�g i zgin�� w ciemno�ci. Grubin z Misza
czekali.
Ze �rodka zadudni� g�os:
- Chod�cie tutaj, tylko si� nie potknijcie, bo bez latarki niczego nie wida�.
Drugi pok�j okaza� si� mniejszy od pierwszego. Promie� latarki, nie zd��ywszy
nawet si� rozszerzy�, legi ��tym kr��kiem na przeciwleg�ej �cianie, przecinaj�c
po drodze �wietlistym ostrzem r�ne dziwne przedmioty, i co najbardziej
zdumiewaj�ce, o�wietli� zakurzone gi�te szk�o - Butle, retorty i wielkie ciemne
naczynia. Promie� szpera� po k�tach i pozwala� obejrze� cz�ciami komnat� -
ceglan�, sklepion� i zat�ch�� - d�ugi st� po�rodku i odleg�y k�t z zapadni�tym
stropem.
- Konspiracyjna drukarnia - powiedzia� Grubin. Zamilk� i pomy�la�: - Mo�e tutaj
drukowano "Iskr�" albo nawet "Ko�oko�" Hercena.
- Nie ma prasy drukarskiej - zauwa�y� rozs�dnie operator koparki.
- Odejd�cie - powiedzia� Misza. - Niczego nie dotykajcie. Mam lamp� b�yskow�.
Zrobimy historyczne kadry.
Us�uchali. Misza mia� w r�ku sprz�t techniczny, a jego towarzysze technik�
szanowali.
Standal d�ugo marudzi�, przygotowuj�c w ciemno�ci aparat do akcji. Edik mu
pomaga�, przy�wiecaj�c ��kn�c� ju� latark�. P�niej b�ysn�� flesz. Jeszcze i
jeszcze raz.
- To wszystko? - zapyta� operator koparki.
- Wszystko - odpar� Misza.
- Trzeba b�dzie wynie�� na �wiat�o - powiedzia� Edik. Zwr�ci� latark� Grubinowi,
chwyci� najwi�ksz� butl� i ruszy� z ni� do wyj�cia.
- Z jakiej epoki jest ta piwnica? - zapyta� Grubin.
- Trudno okre�li� - odpowiedzia� Misza - ale najprawdopodobniej niezbyt stara.
- Szkoda - mrukn�� Grubin. - To ju� drugie rozczarowanie w ci�gu dnia.
- A jakie by�o pierwsze?
- Pierwsze by�o wtedy, kiedy pomy�la�em, �e zacz�o si� prawdziwe trz�sienie
ziemi. Ale czy jeste�cie pewni, towarzyszu Standal?
- Naczynia wygl�daj� prawie wsp�cze�nie, i ksi��ki... Misza podszed� do sto�u,
otworzy� ksi��k� w sk�rzanej
oprawie.
- Idziemy ju�? - zapyta� Edik. - Na g�rze pewnie nie mog� si� nas doczeka�.
- P�niej sobie wszystko obejrzymy - powiedzia� Grubin. Wzi�� jeszcze jedn�
butl� i kolb�. Misza szed� za nim z ksi��kami w r�kach.
Kapelusz Uda�owa odskoczy� od skraju studni. Mru��c oczy w ostrym blasku dnia
Edik poda� mu butl�. Misza sta� o trzy kroki z ty�u. S�up �wiat�a, przenikaj�cy
do zapadliska, wyda� mu si� materialny i elastyczny. Operator koparki, sk�pany w
tym �wietle, przypomina� antyczn� rze�b�. Butla pewnie spoczywa�a na jego
d�oniach.
Do wn�trza studni opu�ci�y si� szczup�e r�ce Heleny Siergiejewny, kt�re
pochwyci�y butl�. Misza uni�s� do g�ry ci�kie folia�y.
- Widzicie, co tam by�o - powiedzia� kto� w t�umie pot�piaj�cym tonem. - A on
chcia� zasypa�.
Uda�ow uda�, �e nie s�yszy. Odebra� ksi��ki od Standala i po�o�y� je na
asfalcie, gdzie ju� sta�a butla pokryta ple�ni�. Przez miejsca, gdzie ple�� si�
star�a, przegl�da� czarny p�yn. Inne naczynia m�tnie pol�niewa�y nieco dalej.
Uda�owowi by�o zimno. Nawet zapi�� ko�nierzyk niebieskiej jedwabnej koszuli.
Uda�ow mia� wyrzuty sumienia. Kiedy wezwa� kopark�, �eby zasypa� jam� w jezdni,
dzia�a� w interesie rodzinnego miasta. Jego bujna wyobra�nia ju� podsuwa�a mu
straszliwe obrazy, sk�aniaj�c do energicznego dzia�ania. Jeden z obraz�w
przedstawia� wype�niony pasa�erami autobus, jad�cy ulic� Puszkina. Autobus wpad�
do piwnicy tak, �e tylko tylny zderzak zosta� na wierzchu. Obok sta� zagraniczny
korespondent i nieustannie pstryka� swoim aparatem. Nowy obraz: w Komitecie
Obwodowym lub nawet w KC ogl�daj� fotografie zamieszczone w zagranicznej gazecie
i m�wi�: "�adny gagatek z tego Uda�owa! �eby tak zabagni� gospodark� komunaln�
rodzinnego miasta!" I kr�c� g�owami.
By� jeszcze jeden obraz, o wiele tragiczniejszy. Nieletnie dzieci� w szkolnym
fartuszku biegnie ze skakank� przez jezdni�, a wok� polatuj� barwne motylki i
ma�e ptasz�ta. Dzieci� patrzy i �mieje si�. �mieje si� nawet Uda�ow obserwuj�cy
t� scen�. A tu nagle - czarna paszcz�ka zapadliska i daleki krzyk dziecka.
Zosta�a tylko osierocona skakank� na potrzaskanym asfalcie, i matka,
nieszcz�liwa matka dziecka, kt�ra krzyczy: "Niczego nie potrzebuj�! Dajcie mi
tylko Uda�owa! Dajcie mi go, a rozedr� go na strz�py!..."
Dop�ki nie przyjecha�a koparka, Uda�ow nieustannie walczy� ze sw� wyobra�ni� i
wci�� rozgl�da� si� na boki: patrzy�, czy nie biegnie dziecko ze skakank�, czy
nie kr�ci si� gdzie� w pobli�u zagraniczny korespondent, kt�ry nie mia� tu nic
do roboty.
Uda�ow wierzy�, �e w zapadlisku nie ma nic interesuj�cego. Ile� ju� ich by�o za
jego pami�ci - i wszystkie puste. Dziwactwa Kastielskiej te� nie potraktowa�
powa�nie. Po prostu nie chcia� wojowa� z czynnikiem spo�ecznym. Po co? I tak si�
zasypie. Wszystkie zapadliska - i to przy domu archijereja, i to, kt�re
wytworzy�o si� na placu budowy �a�ni, i to pod rze�ni� - wszystkie wywo�ywa�y
o�ywienie w muzeum rejonowym, a nawet w obwodzie. Ale Uda�owowi i w�adzom
miejskim sta�y one ko�ci� w gardle - zapadliska nie da si� zaplanowa�. W
zapadlisku jest dla pracownika gospodarki komunalnej co� wstydliwego - groszowy,
pok�tny �ywio�.
Teraz nad dziur� w jezdni sta�y butle, le�a�y ksi��ki. I by�y one nie tylko
przesz�o�ci�, lecz tak�e przysz�o�ci�. Przysz�o�ci�, w kt�rej nazwisko Uda�owa
b�dzie odmieniane na wszelkie sposoby przez dzia�aczy kultury jak kraj d�ugi i
szeroki a� do Wo�ogdy, w kt�rej b�dzie mu si� wyrzuca� ciasnot� umys�u i
za�ciankowo��. By� wr�cz pewien, �e padnie s�owo "za�ciankowo��". Trzeba wi�c
by�o ratowa� sytuacj� i dowodzi�.
- Du�o tam tego? - zapyta� Uda�ow, unosz�c kapelusz i ukazuj�c wypuk�e cz�ko z
g��bokimi zatokami.
- Ca�e laboratorium - odpar� spod ziemi operator koparki, kt�ry ju� zapomnia� o
swym pierwotnym zadaniu i przeszed� do obozu przeciwnika.
- Warto zabezpieczy� znalezisko - powiedzia� Misza zza plec�w Edika. - Nale�y
zaprosi� specjalist�w z obwodu.
- Pope�niacie b��d - zaripostowa� trze�wo Uda�ow. - Nasi specjali�ci s� nie
gorsi od obwodowych. My przecie�, towarzysze, mamy Kastielsk�!
Ostatnie s�owo wym�wi� tak g�o�no, jakby spodziewa� si� oklask�w, i rzecz
zdumiewaj�ca - jest taka szczeg�lna intonacja, znana ludziom zaprawionym w
przem�wieniach, kt�ra w po��czeniu z dowolnym nazwiskiem zmusza obecnych do
uniesienia d�oni i kla�ni�cia nimi.
Przy s�owie "Kastielsk�" w t�umie rozleg�y si� oklaski. Uda�ow u�miechn�� si� w
duchu. Wzi�� g�r� nad t�umem. Sytuacja zosta�a opanowana. Piwnica b�dzie
zasypana.
Helena Siergiejewna w ka�dym innym wypadku nie pozwoli�aby si� okr�ci� wok�
palca. Za�artowa�aby, powiedzia�aby jak�� z�o�liwo��, kt�r� zawsze mia�a na
podor�dziu. Ale teraz, kiedy sta�a i czeka�a, co znajd�, kiedy patrzy�a na
przyniesione przedmioty, zrozumia�a, �e nie ma sensu rozpoczyna� wojny z
Uda�owem. Znaleziska nie by�y takie zn�w stare.
- Teraz, towarzysze, pod okiem Heleny Siergiejewny uratujemy skarby kultury i
odniesiemy je do muzeum. S�usznie?
- S�usznie - odparli s�uchacze.
- No, gdzie mamy skarb kultury numer jeden?
Korneliusz zerkn�� na wielk� butl� i poczu� nieodpart� ch�� 'kopni�cia skarbu
numer jeden - w�a�nie owej butli. Zapragn�� nawet powiedzie� narodowi, �e
wszystkie te graty to po prostu wyposa�enie przedrewolucyjnej bimbrowni. Ale si�
powstrzyma�.
Badacze podziemia po wys�uchaniu mowy Uda�owa znowu poszli wynosi� rzeczy z
drugiej izby. Uda�ow wys�a� umy�lnych do domu towarowego po papier pakowy.
Helena Siergiejewna przykucn�a i wzi�a do r�ki jedn� z ksi��ek. Ostro�nie,
podwa�aj�c paznokciem, otworzy�a zardzewia�e zameczki oprawy i przewr�ci�a
pierwsz� stron�.
Widzowie pochylili si� nad ni� i bezd�wi�cznie poruszaj�c dziesi�tkami ust
sylabizowali tytu� starej ksi��ki.
6
Milica Fiodorowna ockn�a si�. Dr�czy�o j� przeczucie. Na skroni niespokojnie
pulsowa�a �y�ka. Co� wydarzy�o si� w trakcie kr�ciutkiego snu. Zegar podr�ny
Paw�a Boure wskazywa� trzeci�. Album w safianowej ok�adce le�a� na stole, by�
dla kogo� przygotowany. Przez szyb� dobiega�y z ulicy strz�py rozm�w. Trzeba
wr�ci� do okna.
W�wczas my�li przebudz� si�, jak obudzi�o si� cia�o, i wszystko wr�ci na swoje
miejsce. Kotka, wyrwana ze snu, zdumia�a si� �wawo�ci� ruch�w swej pani.
Portrety znajomych, akwarele i zrudzia�e fotografie spogl�da�y na Milic�
Fiodorown� oboj�tnie lub wrogo. Ich orygina�y dawno ju� umar�y i nie przebaczy�y
pani Bakszt godnej pozazdroszczenia d�ugowieczno�ci.
R�owa poduszeczka czeka�a na parapecie. Milica Fiodorowna opar�a si� ostrym
�okietkiem i wyjrza�a spomi�dzy doniczek. Na ulicy niewiele si� zmieni�o. T�um
si� przerzedzi�. Przed Helen� Siergiejewn� Kastielsk� sta�y na asfalcie jakie�
przedmioty i butle o staro�wieckim wygl�dzie. Sama za� muzealna dama siedz�c w
kucki - w pozie, jaka nie przystoi jej wiekowi - kartkowa�a zniszczon� ksi��k�.
To znaczy, �e piwnica nie by�a pusta, �e co� w niej znaleziono. Milica
Fiodorowna zmusi�a si� do my�lenia. W m�zgu drgn�y zwapnia�e naczynia, �wawiej
pobieg�a krew ! po ca�ym pokoju rozni�s� si� cichutki trzask, jakby kto�
br�zowym kluczykiem nakr�ca� stary zegar.
Dok�d prowadzi�o przej�cie z tej piwnicy? Przecie� nie wchodzi�o si� do niej z
ulicy? Do ojca Serafima? Nie, jego dom, dop�ki nie sp�on��, sta� w g��bi, za
k�pami potr�jnego bzu. Mo�e do domu s�siaduj�cego z Baksztami, po tej samej
stronie ulicy? To r�wnie� niemo�liwe, gdy� w tym miejscu od niepami�tnych czas�w
wznosi� si� sk�ad zbo�a. Mo�e do oficyny? Tam by�y zielone okiennice z otworami
w kszta�cie serduszek, i co� jeszcze wi�za�o si� z t� oficyn�...
- Milico - m�ski glos odezwa� si� przy drzwiach, g�os znajomy i wiecznie m�ody.
- Prosz� si� nie l�ka�. Poznaje mnie pani?
- Wcale si� nie boj�, m�j przyjacielu - odpar�a powa�nie i cicho Milica
Fiodorowna, usi�uj�c odwr�ci� si� wraz z fotelem. - Ju� nie potrafi� si� ba�.
Prosz� podej�� do �wiat�a.
Starzec zbli�y� si� do okna, ci�ko opieraj�c si� na s�katej lasce z bukszpanu.
Mia� siw�, po��k�� brod�, niedawno podstrzy�on�. Wulgarny od�r wody kolo�skiej,
od�r taniej razury rozla� si� po pokoju, k��c�c si� z innymi, zadomowionymi