134
Szczegóły |
Tytuł |
134 |
Rozszerzenie: |
PDF |
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
[email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
134 PDF - Pobierz:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd pliku o nazwie 134 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
134 - podejrzyj 20 pierwszych stron:
tytu�: "CzERWONY �MIECH i czarny �miech"
autor: Henry Fielding
Mnie si� wydaje, �e jedynym �r�d�em prawdziwej �mieszno�ci jest udawanie. Henry Fielding
Yogi Johnson sta� i wygl�da� przez okno wielkiej fabryki pomp w stanie Michigan. Nied�ugo zawita tu wiosna. Czy to mo�liwe, �e - jak powiada m�j kole� Hutchinson -"skoro przysz�a zima, wiosna jest tu� tu�"? Yogi Johnson zastanawia� si�, czy sprawdzi si� to i w tym roku. Dwa okna dalej sta� Scripps O'Neil - wysoki, chudy m�czyzna o d�ugiej, chudej twarzy. Obaj patrzyli na puste podw�rko fabryki. �nieg przykry� skrzynie z pompami, kt�re wkr�tce zostan� st�d zabrane. Kiedy nadejdzie wiosna i stopnieje �nieg, robotnicy powyci�gaj� je ze stert i przetransportuj� na stacj� G.R.&I, gdzie zostan� za�adowane na lory i wyekspediowane. Yogi Johnson spogl�da� przez okno na zasypane �niegiem pompy, ajego oddech rysowa� na szybie ma�e, ba�niowe kwiaty. Yogi Johnson my�la� o Pary�u. Mo�e w�a�nie te wzory na szybie
skojarzy�y mu si� z weso�ym miastem, w kt�rym kiedy� sp�dzi� dwa tygodnie. Dwa najszcz�liwsze tygodnie w �yciu. By�y ju� za nim. Podobnie jak ca�a reszta.
Scripps O'Neil mia� dwie �ony. Gdy tak wygl�da� przez okno, wysoki, chudy, krzepki, my�la� o obu kobietach. Jedna mieszka�a w Macelonie, druga w Petoskey. Tej z Mancelony nie widzia� od zesz�ej wiosny. Patrzy� na za�nie�one podw�rko fabryki i
zastanawia� si�, co te� przyniesie wiosna. Z t� �on� z Mancelony Scripps cz�sto si� upija�. Gdy si� upi�, oboje byli szcz�liwi. Chodzili razem na dworzec, w�drowali wzd�u� tor�w, siadali na nasypie i pili obserwuj�c przeje�d�aj�ce poci�gi. Zasiadali pod sosn� na niewielkim pag�rku, pili i patrzyli na poci�gi. Czasem pili ca�� noc. Czasem przez tydzie� bez przerwy. I dobrze im to robi�o.Dawa�o Scrippsowi si��.
Scripps mia� c�rk�, na kt�r� �artobliwie wo�a� "Lousy /Wszawa, wstr�tna (przyp. t�um.)/ O'Neil. W rzeczywisto�ci nazywa�a si� Lucy. Pewnej nocy, kiedy Scripps i jego stara popijali w pobli�u tor�w ju� trzy lub cztery dni, straci� �on�. Nie wiedzia�, gdzie si� podzia�a. Kiedy oprzytomnia�, by�o zupe�nie ciemno. Poszed� torami do miasta. Podk�ady pod stopami wydawa�y mu si� bardzo twarde. Pr�bowa� i�� po szynach. I te� nie m�g�. Jasne, dlaczego. Znowu zacz�� i�� po podk�adach. Do miasta by�o daleko. W ko�cu zobaczy� �wiat�a nastawni. Porzuci� tory i przeszed� ko�o szko�y �redniej w Mancelonie. Budynek z ��tej ceg�y. �adnych �lad�w rokoka jak na tych kamieniczkach w Pary�u. Nie, nigdy nie by� w Pary�u. To nie on. To jego przyjaciel, Yogi Johnson.
Yogi Johnson wygl�da� przez okno. Nied�ugo przyjdzie pora zamykania fabryki na noc. Ostro�nie otworzy� okno, tylko
odrobin�. �nieg na podw�rzu zacz�� topnie�. Wia� ciep�y wiatr. Pompiarze nazywali go "chinook". Jego podmuch wtargn�� przez okno. Wszyscy robotnicy zacz�li odk�ada� narz�dzia. Wielu znich to Indianie. Bygadzista by� niskim facetem o �elaznych
szcz�kach.Kiedy� wybra� si� a� do Duluth. Duluth le�a�o po drugiej stronie b��kitnego jeziora, na wzg�rzach Minnesoty. Przydarzy�a mu si� tam cudowna rzecz.
Brygadzista w�o�y� palec do ust, po�lini� go i podni�s� do g�ry. Poczu� powiew ciep�ej bryzy. Potrz�sn�� ze smutkiem g�ow� i u�miechn�� si� do m�czyzn. By� to raczej ponury u�miech.
-No c�, ch�opcy, "chinook" jak si� patrzy - stwierdzi�.
Robotnicy odwiesili narz�dzia na miejsca. Wi�kszo�� milcza�a. Na wp� zmontowane pompy znalaz�y si� na p�kach. Robotnicy ruszyli jeden za drugim do �azienki. Jedni rozmawiali, inni milczeli, jeszcze inni pomrukiwali.
Zza okna dobiega�y india�skie okrzyki wojenne.
Scripps O'Neil sta� przed szko�� �redni� w Mancelonie i
przypatrywa� si� roz�wietlonym oknom. Dooko�a by�o ciemno, pada� �nieg. Pada�, odk�d Scripps m�g� si�gn�� pami�ci�. Zatrzyma� si� jaki� przechodzie� i przypatrywa� O'Neilowi. Jednak w ko�cu kim m�g� by� dla� ten cz�owiek? Nieznajomy ruszy� przed siebie.
Scripps sta� w �niegu i gapi� si� w jasne okna szko�y. W �rodku uczono si� r�nych rzeczy. Do p�nej nocy. Ch�opcy rywalizowali z dziewcz�tami wp�dzie ku wiedzy, kt�ry ogarnia� ca�� Ameryk�. Jego c�rka, ma�a Lousy, dziewczynka, kt�ra, lekko licz�c, kosztowa�a go siedemdziesi�t pi�� dolar�w - tyle wynios�y honoraria lekarzy - uczy�a si� tam w�rodku. Scrippsa rozpiera�a duma. Dla niego by�o ju� za p�no na nauk�. Ale Lousy dzie� w dzie�, wiecz�r po wieczorze, zdobywa�a tu wiedz�. Ta dziewczyna mia�a dryg, nie ma co!
Scripps ruszy� w stron� domu. Nie by� du�y ten dom, ale to nie przeszkadza�o jego starej.
-Scripps - mawia�a cz�sto, kiedy popijali - nie chc� pa�acu. Wystarczy mi miejsce, gdzie nie wieje.
Scripps wzi�� j� za s�owo. Teraz, gdy p�nym wieczorem brn�� przez �nieg, zobaczy� �wiat�a w�asnego domu i poczu� zadowolenie, �e wzi�� j� za s�owo. Dobrze, �e nie wraca� do pa�acu. On, Scripps, nie nale�a� do facet�w, kt�rzy chcieliby mie� pa�ace.
Otworzy� drzwi i wszed� do �rodka. Co� wci�� chodzi�o mu po g�owie. Stara� si� od tego uwolni�, ale bez rezultatu. C� takiego napisa� spotkany pewnego razu w Detroit jego kumpel -poeta Harry Parker? Harry zwyk� by� recytowa�: "Cho�bym
przebiega� pa�ace i przyjemno�ci, kiedy co� tam, co� tam, co� tam, nie ma to jak w�asne w�o�ci". Nie pami�ta� s��w.
Przynajmniej nie wszystkie. Napisa� do nich prost� melodi� i uczy� Lucy �piewa�. To by�o za czas�w jego pierwszego ma��e�stwa. M�g� by� zosta� kompozytorem, jednym z tych go�ci pisz�cych kawa�ki dla Chicagowskiej Orkiestry Symfonicznej, gdyby tylko dano mu szans�. Postanowi� nak�oni� Lucy, by za�piewa�a t� piosenk� dzi� wiecz�r. Ju� nigdy nie si�gnie po kieliszek. Picie zrujnowa�o jego s�uch. Wielokrotnie, kiedy by� pijany, gwizdy poci�g�w wje�d�aj�cych na wzniesienie w Boyne Falls zdawa�y mu si� znacznie pi�kniejsze od wszystkich rzeczy,kt�re kiedykolwiek napisa� ten typ Strawi�ski. Picie do tego doprowadzi�o. To by� b��d.Powinien wyjecha� do Pary�a. Jak ten go��, kt�ry gra� na skrzypcach, Albert Spalding.
Scripps otworzy� drzwi i wszed�.
-Lucy, to ja, Scripps! - zawo�a�.
Nie b�dzie ju� wi�cej pi�. Do�� nocy sp�dzonych przy torach. Mo�e trzeba kupi� nowe futro dla Lucy? Mo�e ona jednak chce mieszka� w pa�acu, a nie tutaj? Nigdy si� nie dowiesz, jak naprawd� nale�y traktowa� kobiet�.Mo�e to miejsce wcale nie chroni fantastycznie od wiatru? Zapali� zapa�k�.
-Lucy! - krzykn��.
W jego g�osie by�o g�uche przera�enie. Jego przyjaciel, Walt Simmons, s�ysza� taki ryk, kiedy pewnego razu jaki� ogier wpad� pod ko�a autobusu na placu Vendome w Pary�u. W Pary�u nie kastrowano koni. Wszystkie to ogiery.Klaczy nie hodowano. Od zako�czenia wojny. Wojna wszystko zmieni�a.
-Lucy! - wykrzykn�� - Lucy!
�adnej odpowiedzi. Dom by� pusty. Kiedy tak sta�, samotny, wysoki, chudy, w opuszczonym domu, k��bi�ce si� od �niegu powietrze przynios�o india�skie okrzyki wojenne.
Scripps wyjecha� z Mancelony. Ca�kowicie sko�czy� z miasteczkiem. C� mog�o mu ono da�? Zupe�nie nic. Pracowa�e� ca�e �ycie i wtem zdarza si� co� takiego! Znikaj� wieloletnie oszcz�dno�ci. Wszystko przepad�o.
Ruszy� do Chicago, �eby znale�� prac�.Chicago to by�o w�a�nie to. Sp�jrzmy na po�o�enie geograficzne - na samym ko�cu jeziora Michigan. Chicago mo�e wiele zdzia�a�. To jasne dla ka�dego g�upka. Scripps m�g�by kupi� kawa�ek gruntu tam, gdzie znajduje si� Loop - wielka, handlowo - przemys�owa dzielnica. M�g�by kupi� grunt tanio i po�o�y� na nim �ap�. Niech tylko spr�buj� mu go zabra�. Ju� przecie� wiedzia�, co i jak.
Samotny, z go�� g�ow�, szed� wzd�u� tor�w kolei G.R.&I. �nieg pr�szy� mu na w�osy. To by�a najzimniejsza noc, jak� pami�ta�. Podni�s� zmartwia�ego ptaszka, kt�ry zmarz� i spad� na tory. Aby go rozgrza�, umie�ci� go pod koszul�. Ptak zagnie�dzi� si� ko�o ciep�ego cia�a i skuba� dziobem jego pier� z wdzi�czno�ci�.
-Biedny ma�y - powiedzia� Scripps - tobie te� zimno.
�zy nap�yn�y mu do oczu.
-Cholera z tym wiatrem! - wykrzykn�� Scripps i ponownie stawi� czo�o �nie�ycy. Wiatr wia� wprost od Lake Superior, druty telegraficzne nad g�ow� Scrippsa �piewa�y. Ujrza� w ciemno�ciach wielkie ��te oko zbli�aj�ce si� ku niemu. Ogromna lokomotywa przedziera�a si� przez �nie�yc�, by�a coraz bli�ej. Scripps zszed� z tor�w, by j� przepu�ci�. C� to powiada� staruszek Szekspir: "Kto silny ten rz�dzi"? Scripps zastanawia� si� nad cytatem, a� poci�g min�� go w�nie�nych ciemno�ciach. Najpierw lokomotywa. Widzia�, jak palacz pochyla si�, by wrzuca� wielkie szufle w�gla przez otwarte drzwi paleniska. Maszynista nosi� gogle. �wiat�o padaj�ce z uchylonych drzwiczek pieca rozja�nia�o jego twarz. Maszynista. Ten, kt�ry trzyma� r�k� na d�awiku. Scripps my�la� o tych anarchistach z Chicago, kt�rzy podczas egzekucji m�wili:
"Cho� dzi� jeszcze nas d�awicie, wci�� nic a nic, tylko co� tam, co� tam, z naszymi duszami". Na cmentarzu Waldheim w Chicago, tam, gdzie zostali pochowani, tu� obok Forest Park Amusement Park, sta� pomnik. Ojciec zabiera� tam Scrippsa w niedziele. Pomnik i umieszczony na nim anio� by�y ca�e czarne. Syn cz�sto pyta� ojca:
-Tato, czemu, skoro przychodzimy w niedziele ogl�da� anarchist�w, nie mo�emy je�dzi� na karuzeli?
Odpowied� nigdy go nie zadowala�a. By� wtedy ma�ym ch�opcem w kr�tkich spodenkach. Ojciec za� wielkim kompozytorem. Matka pochodzi�a z p�nocnych W�och. Ci p�nocni W�osi to dziwni ludzie.
Scripps sta� ko�o tor�w. D�ugie, czarne wagony postukiwa�y obok. Wszystkie pulmanowskie. Rolety opuszczone. �wiat�o przedostawa�o si� przez w�skie szpary u do�u okien. Poci�g nie ha�asowa� tak bardzo, jak ten jad�cy w przeciwn� stron� - musia� wspina� si�na wzniesienie Boyne Falls. Jecha� wolniej, ni� te zg�ry. Lecz wci�� zbyt szybko, by Scripps m�g� si� go uczepi�. My�la� o tym, z jakim mistrzostwem czepia� si� woz�w z �ywno�ci�, kiedy by� ma�ym ch�opcem wkr�tkich spodenkach.
D�ugi, ciemny w�� pulmanowskich wagon�w min�� Scrippsa stoj�cego obok tor�w. Kto podr�owa� wtych wagonach? Amerykanie, kt�rzy gromadz� szmal przez sen? Czy by�y tam matki? Ojcowie? Kochanki lub kochankowie? A mo�e pasa�erowie byli Europejczykami? -zastanawia� si� Scripps. Przedstawiciele znu�onej cywilizacji wycie�czonej wojn�?
Min�� go ostatni wagon - poci�g zacz�� wspina� si� na wzg�rze. Scripps wpatrywa� si� w tylne czerwone �wiat�a znikaj�ce w ciemno�ci, w kt�rej �agodnie wirowa�y p�atki �niegu. Ptak zatrzepota� pod koszul�.
Scripps ruszy� st�paj�c po podk�adach.
Chcia� dotrze� do Chicago, o ile to mo�liwe, jeszcze tej nocy, by zacz�� pracowa� od rana. Ptak zn�w zacz�� si� wierci�. Nie by� ju� taki s�aby. Scripps przytrzyma� go r�k�, by
powstrzyma� trzepotanie skrzyde�. Ptaszek uspokoi� si�. Scripps wyci�ga� nogi krocz�c po torach.
Nie musia� w ko�cu i�� a� do Chicago.By�y inne miejsca. Co by si� sta�o, gdyby ten cholerny krytyk, Henry Mencken, og�osi� Chicago Stolic� Ameryka�skiej Literatury? By�o jeszcze Grand Rapids. W Grand Rapids m�g�by pewnego dnia zaj�� si� meblarstwem. W ten spos�b dorabiano si� fortun. Meble Grand Rapids by�y znane wszystkim m�odym parom, rozmawiaj�cym o urz�dzeniu domu.
Zapami�ta� reklam�, kt�r� zobaczy� w Chicago, kiedy by� ma�ym ch�opcem. Pokaza�a mu j� matka, gdy chodzili boso, �ebrz�c od drzwi do drzwi. To by�o prawdopodobnie tam, gdzie teraz jest Loop. Matka uwielbia�a �wiat�o elektrycznego neonu.
-Zupe�nie, jak San Miniato w mojej rodzinnej Florencji - m�wi�a Scrippsowi. - Przypatrz si� dobrze tym literom, m�j synu, bo pewnego dnia Orkiestra Symfoniczna Firenze wykona tu utw�r twojej kompozycji.
Scripps godzinami przygl�da� si� szyldowi, podczas gdy matka, owini�ta w stary szal, spa�a w miejscu, kt�re teraz
prawdopodobnie nazywa si� Blackstone Hotel. Neon wywar� na nim wielkie wra�enie.
POZW�L HARTMANOWI WYMO�CI� TWOJE GNIAZDKO
g�osi� napis. Mieni� si� wieloma kolorami. Wpierw czysta, o�lepiaj�ca biel - Scripps lubi� j� najbardziej. Potem cudowna ziele�, a potem czerwie�. Pewnego razu, gdy le�a� wtulony w ciep�o cia�a matki i przygl�da� si� mrugaj�cemu neonowi,
przyszed� policjant.
-Musicie si� st�d wynosi� - powiedzia�.
O tak, na interesie z meblami mo�na by�o zbi� ci�kie pieni�dze, gdyby wiedzie�, jak si� do tego zabra�. On, Scripps, zna� wszystkie sztuczki w tej grze. Zatrzyma si� w Grand Rapids. Ptak zatrzepota�, tym razem rado�nie.
-Ach, jak� pi�kn�, poz�acan� klatk� zbuduj� dla ciebie, m�j �liczny! - zawo�a� Scripps. Ptaszek dziobn�� go poufale. �nieg zacz�� przysypywa� torowisko. Scripps kroczy� stawiaj�c czo�o burzy. Do jego uszu dociera�y niesione przez wiatr india�skie okrzyki wojenne.
Rozdzia� 4.
Gdzie by� Scripps? W�druj�c noc�, w czasie �nie�ycy, zgubi� si�. Wyruszy� do Chicago po tej strasznej nocy, kiedy odkry�, �e jego dom ju� d�u�ej nim nie b�dzie. Czemu odesz�a Lucy? Co sta�o si� z Lousy? On, Scripps, nie wiedzia�. Nie, �eby si� tym przejmowa�. To wszystko zosta�o za nim. Nie mia�o teraz znaczenia. Sta� po kolana w �niegu przed stacj� kolejow�. Wielkie litery na budynku g�osi�y:
PETOSKEY
Pi�trzy�y si� tu jelenie przywiezione przez my�liwych z g�rnego p�wyspu Michigan. Martwe i sztywne cia�a zwierz�t, na wp� przysypane �niegiem, le�a�y jedno na drugim na peronie. Czy to mog�o by� Petoskey?
Jaki� cz�owiek by� wewn�trz budynku, wystukiwa� co� za okienkiem kasowym. Spojrza� na Scrippsa. Czy to m�g� by� telegrafista? Co� mu podpowiedzia�o, �e tak.
Scripps wyszed� ze �nie�nej kurzawy i zbli�y� si� do okienka. Siedz�cy z drugiej strony m�czyzna zawzi�cie stuka� kluczem telegrafu.
-Czy pan jest telegrafist�? - spyta� Scripps.
-Tak, prosz� pana. Jestem.
-Jak to cudownie!
Telegrafista zmierzy� go podejrzliwym wzrokiem.Czego m�g� chcie� od niego ten cz�owiek?
-Czy to trudne zaj�cie? - zagadn�� Scripps. Chcia� zapyta� wprost, czy to Petoskey. Nie zna� tej wielkiej p�nocnej cz�ci Ameryki. Pragn�� jednak by� grzeczny.
Urz�dnik przyjrza� mu si� z zaciekawieniem.
-Jeste� wr�em?
-Nie - odpar� Scripps. - Nie wiem nawet, co znaczy "wr�".
-No c� - powiedzia� telegrafista - Po co �azisz z tym ptakiem?
-Ptakiem? - zdziwi� si� Scripps - Jakim ptakiem?
-Tym, kt�ry wystaje zza twojej koszuli.
Scripps by� zdezorientowany. Co to za facet, ten telegrafista? Jacy ludzie wybieraj� ten fach? Czy s� podobni do kompozytor�w? Przypominaj� artyst�w? Pisarzy? Facet�w, kt�rzy robi� reklamy w naszych og�lnokrajowych tygodnikach? A mo�e przypominaj�
Europejczyk�w, wyko�czonych i wyniszczonych wojn�, maj�cych najlepsze lata za sob�? Czy m�g� opowiedzie� temu telegrafi�cie ca�� swoj� histori�? Czy j� zrozumie?
-Ruszy�em do domu - zacz�� - mija�em szko�� �redni� w
Mancelonie...
-Znam dziewczyn� w Mancelonie - przerwa� mu urz�dnik - mo�e i ty j� znasz. Ethel Enright.
Nie warto kontynuowa�. Powinien skr�ci� opowie��. Ograniczy� si� do podstawowych fakt�w. Poza tym na ch�ostanym wiatrem peronie by�o upiornie zimno. Co� podpowiada�o mu, �e nie ma sensu dalej m�wi�. Spojrza� na stert� jeleni, sztywnych i zamarzni�tych. Mo�e i one kocha�y si� kiedy�. Niekt�re to byki. Byki mia�y rogi. Mo�na je �atwo rozpozna�. Gorzej z kotami. We Francji kastrowano koty, nie trzebiono za� koni. Francja by�a daleko.
-�ona mnie porzuci�a - stwierdzi� nagle Scripps.
-Nie jestem ciekaw, czemu w��czysz si� z tym cholernym ptakiem, kt�ry wystaje ci zza koszuli - odpar� telegrafista.
-Co to za miasto? - spyta� Scripps. Ich chwilowa wi� duchowa przepad�a. Nigdy naprawd� nie zaistnia�a. Ale mog�a. Teraz nie mia�o to sensu. Nie mia�o sensu stara� si� zatrzyma� tego, co min�o. Tego, co uciek�o.
-Petoskey - odpowiedzia� telegrafista.
-Dzi�kuj� - Scripps odwr�ci� si� i zanurzy� wciche, opustosza�e p�nocne miasto. Na szcz�cie mia� w kieszeni czterysta
pi��dziesi�t dolar�w. Nim zacz�� pijack� podr� ze swoj� star�, sprzeda� opowiadanie George'owi Horace'emu Lorimerowi. Czemu wog�le j� rozpocz��? I o co w tym wszystkim w og�le chodzi�o?
Naprzeciw niego szli ulic� dwaj Indianie. Spojrzeli na niego, lecz ich twarze nie zmieni�y wyrazu. Pozosta�y niewzruszone. Weszli do zak�adu fryzjerskiego McCarthy'ego.
Rozdzia� 5.
Scripps O'Neil sta� niezdecydowany przed zak�adem fryzjerskim. W �rodku golono m�czyzn. Innym strzy�ono w�osy. Jeszcze inni siedzieli pod �cian� na wysokich krzes�ach i oczekiwali swojej kolejki. Podziwiali obrazki zawieszone na �cianie lub w�asne odbicia w d�ugich lustrach. Czy on, Scripps, powinien wej��? Mia� przecie� czterysta pi��dziesi�t dolar�w w kieszeni! M�g� i��, dok�d chcia�. Ponownie rozejrza� si� niezdecydowany. Zach�caj�ca perspektywa: towarzystwo m�czyzn, ciep�e
pomieszczenie, bia�e kurtki fryzjer�w, wykonuj�cych zr�czne ci�cia no�yczkami lub prowadz�cych brzytwy po skosie przez pian� na twarzach m�czyzn. Ci fryzjerzy umieli pos�ugiwa� si�
narz�dziami! A jednak to mu jako� nie odpowiada�o. Potrzebowa� czego� innego. By� g�odny. Poza tym nale�a�o zatroszczy� si� o ptaka.
Scripps O'Neil odwr�ci� si� ty�em do zak�adu fryzjerskiego i pomaszerowa� ulic� przez ciche, zmarzni�te, p�nocne miasto. Mija� po prawej p�acz�ce brzozy, kt�rych nagie ga��zie ci�ar �niegu przygniata� do ziemi. Us�ysza� dzwoneczki sanek. To mog�o by� Bo�e Narodzenie. Mo�e na po�udniu ma�e dzieci ciska�y petardy pokrzykuj�c do siebie: "Prezent na Gwiazdk�! Prezent na
Gwiazdk�!". Ojciec Scrippsa pochodzi� z po�udnia. By� �o�nierzem w armii rebeliant�w. Dawnymi laty, w czasie wojny secesyjnej. Sherman spali� ich dom podczas d�ugiego marszu.
-Wojna to piek�o - rzek� Sherman. - Ale wie pani, jak to jest, pani O'Neil. Musz� to zrobi�.
I pod�o�y� ogie� pod stary dom z bia�ymi kolumnami.
-Ty tch�rzu, gdyby tylko genera� O'Neil by� tutaj - powiedzia�a matka kulaw� angielszczyzn� - nie podpali�by� nigdy tego domu!
Dym wzbija� si� ponad star� siedzib�. P�omienie strzela�y coraz wy�ej. Bia�e kolumny znika�y w g�stniej�cych k��bach. Scripps kurczowo trzyma� si� szorstkiego ubrania matki.
Genera� Sherman wsiad� z powrotem na konia i sk�oni� si� nisko.
-Pani O'Neil - powiedzia�, a matka Scrippsa zawsze utrzymywa�a, �e mia� �zy w oczach, cho� by� jedynie cholernym Jankesem. Ten cz�owiek mia� serce, nawet je�li nie s�ucha� jego g�osu. - Pani O'Neil, gdyby by� tu genera�, mogliby�my za�atwi� to jak
m�czyzna z m�czyzn�. No a tak, pszepani, wojna to wojna - musz� spali� ten dom.
Skin�� na jednego z �o�nierzy i ten podbieg� ichlusn�� naft� z wiadra w p�omienie. Ogie� wystrzeli� w g�r�, wielki s�up dymu wzbi� si� w nieruchome, wieczorne powietrze.
-Ten dym, generale Sherman - odezwa�a si� triumfalnie matka Scrippsa - ostrze�e przynajmniej inne lojalne c�ry Konfederacji, �e pan nadci�ga.
Sherman uk�oni� si�.
-To ryzyko, kt�re musimy podj��, pszepani...
Spi�� konia ostrogami i pogalopowa� przed siebie, d�ugie siwe w�osy powiewa�y na wietrze. Ani Scripps ani jego matka nigdy go ju� nie spotkali. To dziwne, �e my�la� o tym w�a�nie teraz. Podni�s� wzrok. Przed sob� zobaczy� szyld:
U BROWNA. SPR�BUJESZ, NIE PO�A�UJESZ
Wejdzie tu i co� zje. Tego w�a�nie potrzebowa�.
Wejdzie i co� zje. Ten napis:
SPR�BUJESZ, NIE PO�A�UJESZ
Ach, w�a�ciciele tych wielkich jad�odajni to naprawd� �ebscy faceci. Wiedzieli, jak zdoby� klient�w. Nie potrzebowali og�osze� w "Saturday Evening Post".
SPR�BUJESZ, NIE PO�A�UJESZ
To by�o to. Wszed� do �rodka.
Min�wszy drzwi jad�odajni Scripps O'Neil rozejrza� si� dooko�a. D�ugi kontuar. Zegar. Drzwi prowadz�ce do kuchni. Kilka sto��w. Sterta p�czk�w pod szklan� pokryw�. Na �cianie wisia� spis potraw, kt�re mo�na zje��. Czy to jednak rzeczywi�cie U BROWNA?
-Przepraszam - zwr�ci� si� Scripps do podstarza�ej kelnerki, kt�ra wysz�a z kuchni przez wahad�owe drzwi - czy to jest naprawd� U BROWNA?
-Tak, prosz� pana - odrzek�a kelnerka - Trzeba spr�bowa�, aby nie po�a�owa�.
-Dzi�kuj� - powiedzia� Scripps.Usadowi� si� przy szynkwasie. -Poprosz� fasolk� dla siebie i drug� porcj� dla mojego ptaka.
Rozpi�� koszul� i umie�ci� ptaka na kontuarze. Ten nastroszy� pi�rka i otrz�sn�� si�. Z zaciekawieniem dzioba� butelk�
keczupu.Podstarza�a kelnerka wyci�gn�a r�k� i pog�aska�a go.
-Dzielny ch�opczyk - zauwa�y�a. - A przy okazji, co pan zamawia�, prosz� pana? - spyta�a zlekkim zak�opotaniem.
-Fasol� - odpar� Scripps - dla ptaka i dla mnie.
Kelnerka uchyli�a ma�e okienko prowadz�ce do kuchni. Scripps dostrzeg� rozgrzane, wype�nione par� pomieszczenie, wielkie garnki i kot�y, a na �cianie mn�stwo l�ni�cych puszek.
-Mi�so z pierdziawkami! - rzuci�a rzeczowo kelnerka w otwarte okienko. - I raz dla ptaka!
-Grzeje si�! - dobieg� g�os z kuchni.
-Ile ptaszek ma lat? - spyta�a podstarza�a kelnerka.
-Nie wiem - odpar� Scripps. - Znamy si� dopiero od ostatniej nocy. Szed�em torami z Mancelony. �ona mnie rzuci�a.
-Biedny ma�y! - powiedzia�a kelnerka. Wyla�a troch� keczupu na palec. Ptak dzioba� z wdzi�czno�ci�.
-�ona mnie opu�ci�a - rzek� Scripps. - Popijali�my ko�o tor�w kolejowych. Wychodzili�my wieczorami i patrzyli�my na
przeje�d�aj�ce poci�gi. Pisz� opowiadania. Jedno zamieszczono w "Post", a dwa w "Dial". Mencken stara si� dosta� mnie w swoje �apy. Jestem za m�dry na takie numery. "Polizei" to nie dla mnie. Przyprawiaj� mnie o "Katzenjammer".
Co on m�wi�? Gada� bez �adu i sk�adu. W ten spos�b daleko nie zajdzie. Musi wzi�� si� w gar��.
-Scofield Thayer by� �wiadkiem na moim �lubie - doda�. - Jestem harwardczykiem. Chc� tylko, �eby mnie i mojemu ptakowi dali szans�. �adnej Weltpolitik."Wyrzuci� doktora Coolidge'a!"
Pogubi� si�. Wiedzia�, dlaczego. Omdlewa� z g�odu. P�nocne powietrze by�o dla� zbyt ostre, zbyt przenikliwe.
-Hej - powiedzia�. - Czy nie m�g�bym dosta� cho� odrobin� tej fasoli? Nie chc� by� natr�tny. Potrafi� si� zadowoli� byle czym.
Okienko otworzy�o si� i pojawi�y si� dwa paruj�ce talerze. Jeden du�y, drugi ma�y.
-Prosz�! - powiedzia�a kelnerka.
Scripps rzuci� si� na wielk� porcj� fasoli. By�o wniej troch� wieprzowiny. Ptak jad� z rado�ci�, zadzieraj�c g�ow� po ka�dym dziobni�ciu, aby prze�kn�� ziarna.
-Robi tak, by podzi�kowa� Bogu za t� fasol� - wyja�ni�a
podstarza�a kelnerka.
-Faktycznie, w dech� fasolka - zgodzi� si� Scripps. Rozja�ni�o mu si� po niej w g�owie. C� to za bzdury wygadywa� o tym Henrym Menckenie? Czy Mencken faktycznie go �ciga�? To nie by�aby przyjemna perspektywa. Ale mia� przecie� w kieszeni czterysta pi��dziesi�t dolar�w. Kiedy pieni�dze si� rozejd�, mo�e zawsze ze sob� sko�czy�. Je�li b�d� naciska� zbyt mocno, spotka ich wielka niespodzianka. Nie by� cz�owiekiem, kt�rego �atwo dosta� �ywcem. Niech tylko spr�buj�.
Po zjedzeniu fasoli ptak zasn��. Spa� stoj�c na jednej nodze, drug� podkuli� pod siebie.
-Kiedy si� zm�czy, zmieni nog� i odpocznie - zauwa�y�a kelnerka. -Mieli�my w domu starego rybo�owa, kt�ry tak robi�.
-Gdzie by� pani dom? - spyta� Scripps.
-W Anglii. W Krainie Jezior - kelnerka u�miechn�a si� z pewn� zadum�. - Wie pan, kraj Wordswortha.
Ach, ci Anglicy. Podr�owali po ca�ej kuli ziemskiej. Nie wystarcza�a im ich ma�a wyspa. Dziwni nordycy obsesyjnie marz�cy o imperium.
-Nie zawsze by�am kelnerk� - powiedzia�a podstarza�a kelnerka.
-Jasne, �e nie.
-No pewnie - zacz�a - To troch� dziwna historia. Mo�e b�dzie pana nudzi�?
-Wcale nie. Nie mia�aby pani nic naprzeciw, gdybym kiedy� skorzysta� z tej opowie�ci?
-Je�li pana zainteresuje... - kelnerka u�miechn�a si�. -
Oczywi�cie nie poda pan mojego nazwiska.
-Je�li pani sobie nie �yczy... A przy okazji, czy m�g�bym powt�rzy� zam�wienie?
-Spr�bujesz, nie po�a�ujesz - u�miechn�a si�. Mia�a pobru�d�on�, szar� twarz. Przypomina�a nieco t� aktork�, kt�ra umar�a w Pittsburghu. Jak ona si� nazywa�a? Lenore Ulric. W "Piotrusiu Panie". Oczywi�cie. Powiadaj�, �e zawsze chodzi�a w woalce, my�la� Scripps.Interesuj�ca kobieta. Czy to by�a Lenore Ulrik? Mo�e jednak nie. Wszystko jedno.
-Naprawd� chce pan jeszcze fasoli? - zapyta�a kelnerka.
-Tak - rzek� Scripps.
-Jeszcze raz pierdziawka!-krzykn�a w okienko. - Dla ptaka ju� nie.
-Grzeje si� - pad�a odpowied�.
-Niech pan m�wi - poprosi� uprzejmie Scripps.
-To by�o w roku wystawy �wiatowej w Pary�u - zacz�a. - By�am wtedy m�od� dziewczyn�, "jeune fille", przyjecha�am z Anglii z matk�. Mia�y�my uczestniczy� w otwarciu wystawy. Zatrzyma�y�my si� w hotelu na placu Vendome. Po drodze z Gare du Nord
wst�pi�y�my do fryzjerni po drobne zakupy. Pami�tam, �e matka kupi�a dodatkowy flakon "soli pachn�cych", jak je nazywacie w Ameryce.
U�miechn�a si�.
-Niech pani m�wi. Sole pachn�ce.
-Zameldowa�y�my si�, jak nale�y, w hotelu, zarezerwowano nam po��czone pokoje. Matka by�a nieco zm�czona podr�, wi�c jad�y�my w swoich pokojach. Wystawa bardzo mnie podekscytowa�a. Lecz by�am te� bardzo zm�czona - mia�y�my okropn� przepraw� przez kana�, tote� spa�am mocno. Rano obudzi�am si� i zawo�a�am matk�. Nie odpowiedzia�a, wi�c wesz�am, by j� zbudzi�. Zamiast niej w ��ku le�a� francuski genera�.
-"Mon Dieu"! - zawo�a� Scripps.
-Okropnie si� przerazi�am - kontynuowa�a kelnerka - zadzwoni�am, by wezwa� dyrekcj�. Przyszed� portier i za��da�am wyja�nie�, gdzie jest moja matka. "Mademoiselle" - t�umaczy� portier - "nie wiemy nic o pani matce. Przyby�a tu pani z genera�em Jakim�tam". Nie pami�tam nazwiska genera�a.
-Niech si� nazywa Joffre.
-To by�o bardzo podobne nazwisko - powiedzia�a kelnerka. -Straszliwie przera�ona, wezwa�am policj� i za��da�am ksi�gi go�ci. "Przekonacie si�, �e jestem zameldowana z matk�" -
m�wi�am. Policja przyby�a i portier wyci�gn�� rejestr. "Prosz� spojrze�, "madame". Jest pani zameldowana z genera�em, z kt�rym przyjecha�a pani do hotelu zesz�ego wieczora".
-Wpad�am w rozpacz. Przypomnia�am sobie wko�cu, gdzie znajdowa�a si� fryzjernia. Policja pos�a�a po fryzjera. Sprowadzi� go jeden z agent�w. "By�am z matk� u pana w zak�adzie - zwr�ci�am si� do fryzjera - kupi�a flakon aromatycznych soli". "Pami�tam
"mademoiselle" doskonale - odpar�. - Lecz nie by�a pani z matk�. By�a pani w towarzystwie starszego francuskiego genera�a. Kupi�, o ile si� nie myl�, no�yczki do w�s�w. Mo�na to w ka�dym razie sprawdzi� w moich ksi�gach".
-By�am w rozpaczy. W tym czasie policja sprowadzi�a taks�wkarza, kt�ry przywi�z� nas z dworca do hotelu. Przysi�ga�, �e nie jecha�am z matk�... Czy ta historia pana naprawd� nie nudzi?
-Niech pani m�wi dalej - prosi� Scripps. - Gdyby kiedykolwiek szuka�a pani fabu�, tak jak ja szuka�em...
-No c�. Ju� wszystko zosta�o powiedziane. Nigdy wi�cej nie widzia�am matki. Kontaktowa�am si� z ambasad�, lecz nic nie mogli zrobi�. Ustalili ostatecznie, �e przeprawi�am si� przez kana� z matk�.I na tym koniec - do oczu podstarza�ej kelnerki nap�yn�y �zy. - Nigdy ju� nie widzia�am mamusi. Nigdy. Ani razu.
-A co z genera�em?
-Po�yczy� mi w ko�cu sto frank�w, nawet wtedy nie by�a to du�a suma, no i przyjecha�am do Ameryki, zosta�am kelnerk�. Ot i ca�a historia.
-Nieprawda - powiedzia� Scripps. - Za�o�� si� o wszystko, �e jest co� jeszcze.
-Czasami, wie pan, mam tak�e takie uczucie - powiedzia�a kelnerka - �e musi by� jeszcze co�. Gdzie� musi by� jakie� wyja�nienie.Nie wiem, dlaczego przysz�o mi to do g�owy dzi� rano.
-Dobrze, �e wyrzuci�a to pani z siebie.
-Tak - u�miechn�a si� kelnerka, zmarszczki na jej twarzy nie by�y ju� tak g��bokie. - Czuj� si� teraz lepiej.
-Niech mi pani powie - zapyta� Scripps - czy w tym mie�cie znalaz�aby si� jaka� porz�dna praca dla mnie i dla ptaka?
-Przyzwoita praca? O innych nic nie wiem.
-Tak, przyzwoita praca - powiedzia� Scripps.
-M�wi si�, �e potrzeba fizycznych do nowej fabryki pomp.
Czemu nie mia�by zarabia� prac� w�asnych r�k? Robi� to Rodin. Cezanne by� rze�nikiem. Renoir cie�l�. Picasso jako m�ody ch�opak pracowa� w fabryce papieros�w. Gilbert Stuart - autor tych s�ynnych portret�w Waszyngtona, kt�rych reprodukcje spotka� mo�na w ca�ej Ameryce, tych, kt�re wisz� w ka�dej klasie - Gilbert Stuart by� kowalem. No a taki Emerson. Emerson by� pomocnikiem murarza. Obi�o mu si� o uszy, �e James Russell Lowell za m�odu by� telegrafist�. Jak facet na stacji. Mo�e nawet teraz ten telegrafista pracuje nad swoim w�asnym "Thanatopsis" lub "To a Waterfowl"? Czemu wi�c on, Scripps O'Neil, nie mia�by pracowa� w fabryce pomp?"
-Zajrzy pan tu jeszcze? - spyta�a kelnerka.
-Je�li pani pozwoli...
-I niech pan przyniesie ptaka!
-Dobrze - powiedzia� Scripps. - Biedaczek jest troch� wyko�czony. Mia� ci�k� noc.
-Te� tak my�l� - zgodzi�a si� kelnerka.
Scripps wyszed� i zn�w ruszy� w miasto. Mia� jasny umys� i got�w by� stawi� �yciu czo�o. Fabryka pomp mog�aby by� interesuj�ca. Pompy to teraz nie byle co. W Nowym Jorku, na Wall Street, codziennie wyrasta�y i wali�y si� w gruzy budowane na nich fortuny. S�ysza� o go�ciu, kt�ry na pompach lekk� r�czk� zarobi� z p� miliona w ci�gu p� godziny. Ci faceci z Wall Street wiedzieli, co jest grane.
Znalaz�szy si� na ulicy spojrza� na szyld. SPR�BUJESZ, NIE PO�A�UJESZ - odczyta�. Nie�le tu karmili. Czy jednak rzeczywi�cie mieli kucharza Murzyna? Tylko raz, tylko przez chwil�, kiedy uchyli�o si� okienko, dostrzeg� co� czarnego. Ale mo�e ten facet ubabra� si� sadz� z pieca?
Cz�� II.
WALKA O �YCIE
"W tym miejscu musz� uroczy�cie zapewni�, �e nie mam zamiaru nikogo oczernia� ani szkalowa�. Chocia� wszystko, co tu pisz�, jest wzi�te �ywcem z ksi�gi natury, i nie ma postaci czy
wydarzenia, kt�rego bym nie zaobserwowa� lub nie do�wiadczy�, stara�em si�, jak mog�em, przes�oni� osoby, stwarzaj�c takie okoliczno�ci, tak� kolejno�� wydarze� i zabarwienie, by nikt nie m�g� si� �atwo domy�li�, o kogo chodzi. Je�liby nawet tak si� zdarzy�o, to tylko w tym wypadku, gdy opisana wada tak jest niewielka, �e sam delikwent �mia�by si� ze swej s�abostki na r�wni z innymi."
Henry Fielding
Rozdzia� 1.
Scripps O'Neil szuka� zaj�cia. Dobrze by�oby zarabia� prac� w�asnych r�k. Szed� ulic� od strony jad�odajni i min�� zak�ad fryzjerski McCarthy'ego. Nie wszed� do �rodka. Lokal jak zawsze wygl�da� zach�caj�co, lecz Scripps potrzebowa� pracy. Skr�ci� na rogu ko�o zak�adu i znalaz� si� na G��wnej Ulicy Petoskey. To by�a �adna, szeroka ulica; po obu stronach sta�y rz�dy dom�w z ceg�y i z kamienia. Prowadzi�a a� dodzielnicy, gdzie mie�ci�a si� fabryka pomp. Gdy Scripps znalaz� si� przed jej bram�, poczu� si� zak�opotany. Czy to rzeczywi�cie by�a ta fabryka? Faktycznie, mn�stwo pomp wynoszono, uk�adano na �niegu i polewano wod� z wiader. L�d r�wnie dobrze chroni� przed zimowymi wiatrami jak ka�da farba. Ale czy to naprawd� by�y pompy? Wszystko mog�o by� oszustwem. Ci pompiarze to przecie� �ebscy go�cie.
-Hej! - Scripps skin�� na jednego z robotnik�w, kt�ry chlusta� wod� na nowiutk�, jeszcze niegotow� pomp�. Ustawiono j� w�a�nie na �niegu iwygl�da�a �a�o�nie. - Czy to pompy?
-B�d� nimi w swoim czasie - odpowiedzia� robotnik.
Scripps wiedzia� ju�, �e to ta fabryka. Nikt nie wystrychnie go na dudka. Podszed� do drzwi. Wisia�a na nich tabliczka:
WST�P WZBRONIONY
DOTYCZY W�A�NIE CIEBIE
To znaczy mnie? - zastanowi� si� Scripps. Zapuka� i wszed�.
-Chcia�bym rozmawia� z kierownikiem - odezwa� si� stan�wszy w p�cieniu.
Przechodzili ko�o niego robotnicy nios�c na barkach nast�pne niegotowe pompy. Nucili jakie� kawa�ki. Uchwyty pomp klapa�y ci�ko o ziemi� w niemym prote�cie. Niekt�re pompy by�y
pozbawione uchwyt�w. Mo�e w�a�nie te mia�y szcz�cie - my�la� Scripps. Zbli�y� si� niski m�czyzna. Dobrze zbudowany, niski, o pot�nych barach i ponurej twarzy.
-Pyta�e� o kierownika?
-Tak, prosz� pana.
-Jestem tu majstrem. Co powiem to �wi�te.
-Mo�e pan przyjmowa� i zwalnia�? - spyta� Scripps.
-Swobodnie.
-Szukam pracy.
-Sta�?
-Nie w pompach.
-W porz�dku - powiedzia� majster - damy ci� na akord. Hej, Yogi Johnson! - zawo�a� do jednego z m�czyzn, kt�ry sta� wygl�daj�c przez okno na podw�rze. - Poka� nowemu kolesiowi, gdzie ma upchn�� swoje graty i gdzie co jest w tej budzie - przyjrza� si� Scrippsowi od st�p do g��w. - Jestem Australijczykiem - oznajmi�. - Mam nadziej�, �e ci si� spodoba w tej norze - i
wyszed�.M�czyzna nazwany Yogim Johnsonem podszed� od strony okna.
-Mi�o mi - powiedzia�. By� kr�pym, dobrze zbudowanym facetem. Typem, jakiego mo�na spotka� wsz�dzie. Wygl�da� na takiego, kt�ry du�o przeszed�.
-Wasz majster jest pierwszym Australijczykiem, jakiego spotka�em w �yciu.
-Ach, on nie jest Australijczykiem! Po prostu zetkn�� si� raz z Australijczykami podczas wojny i zrobi�o to na nim wielkie wra�enie.
-A ty by�e� na wojnie? - spyta� Scripps.
-Tak - odpowiedzia� Yogi Johnson. - By�em pierwszym powo�anym w Cadillac.
-To musia�o by� du�e prze�ycie.
-Dla mnie znaczy�o bardzo wiele. Chod�my, poka�� ci zak�ad.
Scripps szed� za m�czyzn�, kt�ry pokazywa� mu fabryk�. By�o ciemno i gor�co. Pompy przesuwa�y si� na ta�moci�gu. Rozebrani do pasa m�czy�ni chwytali je wielkimi szczypcami, wybierali wadliwe, a dobre umieszczali na innym ta�moci�gu, kt�ry
transportowa� je do drugiego pomieszczenia,
gdzie mia�y wystygn��. Inni m�czy�ni - w wi�kszo�ci Indianie -ubrani jedynie w szmaty na biodrach, rozwalali wadliwe pompy wielkimi m�otami oraz oskardami i szybko przetapiali je na ostrza siekier, resory do wagon�w, suwaki do puzon�w, formy do odlewania kul -stanowi�o to ca�� uboczn� produkcj� wielkiej fabryki. Nic si� tu nie marnuje, zauwa�y� Yogi. Grupa india�skich ch�opc�w, pomrukuj�c pod nosem stare plemienne przy�piewki, przykucn�a w rogu wielkiej ku�ni i obrabia�a ma�e kawa�ki, kt�re od�upa�y si� przy wytopie pomp. Robili z nich brzytwy.
-Pracuj� nago - powiedzia� Yogi.
-Przy wyj�ciu s� przeszukiwani. Czasami jednak pr�buj� ukry� ostrza, by wynie�� je na handel.
-Musi by� du�o strat z tego powodu.
-Ach, nie. Stra�nicy wy�apuj� wi�kszo�� z nich.
Na g�rze Yogi otworzy� drzwi do oddzielnego pomieszczenia. Pracowa�o tam dw�ch starych m�czyzn. Jeden z nich spojrza� przez okulary w metalowej oprawie i zmarszczy� brwi.
-Zrobi�e� przeci�g - powiedzia�.
-Zamknij drzwi - doda� drugi stary cz�owiek wysokim, skar��cym si� g�osem ludzi bardzo leciwych.
-To s� nasi dwaj r�kodzielnicy - poinformowa� Yogi. - Ich dzie�em s� wszystkie pompy, kt�re fabryka wysy�a na wielkie
mi�dzynarodowe konkursy. Pami�tasz nasz� Niezr�wnan� Funt�wk�, kt�ra wygra�a rywalizacj� we W�oszech, tam, gdzie zosta� zabity Franky Dawson?
-Czyta�em o tym w gazecie - odpar� Scripps.
-Pan Borrow, ten w k�cie, zrobi� Funt�wk� od pocz�tku do ko�ca w�asnymi r�kami - oznajmi� Yogi.
-Dos�ownie wyrze�bi�em j� ze stali tym oto no�em - pan Borrow podni�s� w g�r� n� o kr�tkim ostrzu i wygl�dzie brzytwy. -Zaj�o mi to osiemna�cie miesi�cy.
-Niezr�wnana by�a ca�kiem niez�� pomp�, zgoda - odezwa� si� wysokim g�osem ma�y staruszek. - Ale pracujemy teraz nad tak�, kt�ra zostawi w polu wszystkie te zagraniczne, nieprawda�, Henry?
-To jest pan Shaw - oznajmi� szeptem Yogi - prawdopodobnie najwi�kszy �yj�cy tw�rca pomp.
-Id�cie ch�opcy dalej i zostawcie nas samych - powiedzia� pan Borrow. Cyzelowa� pewnie, jego starcze s�abe r�ce dr�a�y lekko w przerwach pomi�dzy ci�ciami.
-Daj ch�opakom popatrze� - sprzeciwi� si� pan Shaw. - Sk�d jeste�, m�ody kolego?
-W�a�nie przyszed�em z Mancelony - odpar� Scripps. - �ona mnie rzuci�a.
-No c�, nie powiniene� mie� k�opot�w ze znalezieniem innej -powiedzia� pan Shaw. - Wygl�dasz na obiecuj�cego m�odego faceta. Ale przyjmij moj� rad� i nie spiesz si�. Kiepska �ona jest niewiele lepsza ni� �adna.
-Nie masz racji, Henry - zauwa�y� pan Borrow wysokim g�osem -ka�da �ona jest niez�a w dzisiejszych czasach.
-Pos�uchaj mojej rady, m�ody kolego, i nie spiesz si�. Tym razem znajd� sobie dobr�.
-Henry wie to i owo - stwierdzi� pan Borrow - wie, o czym m�wi - zani�s� si� wysokim chichotem.
Pan Shaw, stary pompiarz, zarumieni� si�.
-Wy ch�opcy, id�cie ju� sobie, zostawcie nas znaszymi pompami -powiedzia�. - Henry i ja mamy szmat pracy przed sob�.
-Ciesz� si�, �e pan�w pozna�em - powiedzia� Scripps.
-Chod� - rzek� Yogi - lepiej �eby� ju� zacz��, bo inaczej b�d� mia� majstra na karku.
Skierowa� Scrippsa do pracy przy zak�adaniu pier�cieni w montowni pier�cieni t�okowych. Scripps pracowa� tam prawie rok. Pod pewnym wzgl�dem by� to najszcz�liwszy rok jego �ycia. Pod innym -koszmar. Straszliwy koszmar. W ko�cu przywyk� do niego. Czasami jednak nienawidzi�. Zanim zda� sobie z tego wszystkiego spraw�, up�yn�� rok. Wci�� zak�ada� pier�cienie na t�oki. Ale jakie dziwne rzeczy wydarzy�y si� tamtego roku! Cz�sto o nich
rozmy�la�. Gdy tak duma� nasadzaj�c pier�cienie, teraz ju� prawie automatycznie, s�ysza� �miech dobiegaj�cy z do�u, gdzie mali india�scy ch�opcy szlifowali przysz�e brzytwy. Kiedy gos�ysza�, co� podchodzi�o mu do gard�a, nieomal d�awi�o.
Rozdzia� 2.
P�nym wieczorem, po pierwszym dniu w fabryce pomp, pierwszym dniu rozpoczynaj�cym seri� wci�� tych samych nudnych dni�wek, kt�re polega�y na nak�adaniu pier�cieni na t�oki, Scripps zn�w poszed� do jad�odajni. Przez ca�y dzie� ukrywa� ptaka. Co� podpowiada�o mu, �e fabryka pomp nie jest w�a�ciwym miejscem, by si� z nim afiszowa�. Ptak sprawia� mu kilkakrotnie pewne k�opoty, lecz Scripps odpowiednio przystosowa� ubranie; wyci�� nawet szpark�, przez kt�r� ptak m�g� wytkn�� dzi�b i zaczerpn�� �wie�ego powietrza.
A teraz dzie� roboczy dobieg� ko�ca. Sko�czy� si�. Scripps idzie do jad�odajni. Jest szcz�liwy, �e pracowa� fizycznie. Rozmy�la o starych wytw�rcach pomp. Pod��a ku towarzystwu przyjaznej kelnerki. Kim w�a�ciwie by�a ta kelnerka? Co przydarzy�o si� jej w Pary�u? Musi dowiedzie� si� wi�cej o tym Pary�u. Yogi Johnson tam by�. Musi wypyta� Yogiego. Zmusi� go do m�wienia. Wyci�gn�� to z niego. Poci�gn�� go za j�zyk. A on ju� z pewno�ci� wie to i owo.
Przygl�daj�c si� zachodowi s�o�ca nad portem Petoskey - jezioro by�o zamarzni�te, wielkie bry�y lodu pi�trzy�y si� ponad
falochronem - Scripps maszerowa� ulicami w kierunku jad�odajni. M�g� zaprosi� Yogiego Johnsona, lecz nie �mia�. Jeszcze nie pora. P�niej. Wszystko w swoim czasie. Nie warto spieszy� si� w przypadku ludzi pokroju Yogiego. Kim on wko�cu by�? Czy naprawd� bra� udzia� w wojnie? Czym dla niego by�a wojna? Rzeczywi�cie zg�osi� si� jako pierwszy w Cadillac? Gdzie w og�le le�a�o to Cadillac? Czas to poka�e.
Scripps O'Neil otworzy� drzwi i wszed� do jad�odajni.Podstarza�a kelnerka, czytaj�ca ameryka�sk� wersj� "Manchester Guardian", podnios�a si� z krzes�a, od�o�y�a na kas� gazet� i okulary w stalowych oprawkach.
-Dobry wiecz�r - powita�a go. - Dobrze, �e zn�w pan jest.
Co� drgn�o w Srippsie O'Neilu. Ow�adn�o nim uczucie, kt�rego nie potrafi� okre�li�.
-Pracowa�em przez ca�y dzie� - spojrza� na kelnerk� - dla pani.
-To cudownie! - u�miechn�a si� nie�mia�o. - A ja pracowa�am ca�y dzie�... dla pana.
�zy nap�yn�y Scrippsowi do oczu. Zn�w co� wnim drgn�o. Pochyli� si�, by uj�� jej r�k�, a ona ze spokojn� godno�ci� po�o�y�a mu j� na d�oni.
-Jeste� moj� pani� - powiedzia�.
�zy nap�yn�y r�wnie� do jej oczu.
-Jeste� moim m�czyzn� - powiedzia�a.
-Powtarzam raz jeszcze: jeste� moj� pani� - Scripps wymawia� s�owa uroczy�cie. Co� ponownie wnim p�k�o. Nie mog� powstrzyma� si� od p�aczu.
-Niech to b�dzie nasza �lubna uroczysto�� - powiedzia�a
podstarza�a kelnerka. Scripps �cisn�� jej d�o�.
-Jeste� moj� kobiet� - odrzek� po prostu.
-Jeste� moim m�czyzn�, wi�cej ni� m�czyzn� - spojrza�a mu w oczy. - Jeste� dla mnie ca�� Ameryk�.
-Chod�my - powiedzia� Scripps.
-Masz swojego ptaka? - spyta�a zdejmuj�c fartuch i sk�adaj�c egzemplarz "Manchester Guardian Weekly". - Zabior� "Guardiana", je�li nie masz nic naprzeciwko - powiedzia�a owijaj�c gazet� fartuchem. - Nie czyta�am go jeszcze.
-Bardzo lubi� "Guardiana". Moja rodzina kupowa�a go, odk�d pami�tam. M�j ojciec ogromnie podziwia� Gladstone'a.
-A m�j ojciec chodzi� z Gladstone'em do Eton - powiedzia�a podstarza�a kelnerka. - Ju� id�.
W�o�y�a p�aszcz i sta�a gotowa do wyj�cia; fartuch, okulary w stalowych oprawkach w zniszczonym czarnym futerale z marokinu, w r�ku egzemplarz "Manchester Guardian".
-Nie masz kapelusza? - spyta� Scripps.
-Nie.
-Kupi� ci - powiedzia� czule.
-To b�dzie prezent �lubny od ciebie - powiedzia�a podstarza�a kelnerka. �zy zn�w zal�ni�y w jej oczach.
-A teraz ju� chod�my - powiedzia� Scripps.
Podstarza�a kelnerka wysz�a zza szynkwasu i trzymaj�c si� za r�ce pomaszerowali w noc.
Czarny kucharz otworzy� okienko i wygl�da� przez nie z g��bi kuchni.
-Posz�y sobie - zachichota�. - Posz�y w ciemno��. No, no, no -delikatnie zamkn�� okienko. Nawet on by� nieco poruszony.
Rozdzia� 3.
P� godziny p�niej Scripps O'Neil i podstarza�a kelnerka wr�cili do jad�odajni jako m�� i �ona. Jad�odajnia wygl�da�a w�a�ciwie tak samo. D�ugi kontuar, solniczki, pojemniki z cukrem, butelka keczupu, butelka z sosem Worcestershire. Okienko do kuchni. Za bufetem sta�a kelnerka. Pulchna, weso�a dziewczyna ubrana w bia�y fartuch. Przy kontuarze siedzia� komiwoja�er. Czyta� gazet� wydawan� w Detroit, jad� stek z ko�ci� i odsma�ane ziemniaki. Co� pi�knego przydarzy�o si� Scrippsowi i podstarza�ej kelnerce. Byli teraz bardzo g�odni. Chcieli je��.
Podstarza�a kelnerka spogl�da na Scrippsa. Scripps patrzy na podstarza�� kelnerk�. Komiwoja�er czyta gazet� i od czasu do czasu polewa keczupem sma�one ziemniaki. Za lad� druga kelnerka, Mandy, w�wie�o wykrochmalonym bia�ym fartuchu. Mr�z na szybach. W �rodku ciep�o. Na dworze zimno. Ptak Scrippsa, troch�
nastroszony, siedzi na kontuarze i wyg�adza dziobem pi�rka.
-A wi�c wr�cili�cie - powiedzia�a Mandy. - Kucharz m�wi�, �e poszli�cie w noc.
Podstarza�a kelnerka spojrza�a na Mandy; jej oczy poja�nia�y, spokojny g�os nabra� g��bszej, bogatszej barwy.
-Jeste�my ma��e�stwem - powiedzia�a dobrotliwie. - W�a�nie wzi�li�my �lub. Co chcia�by� na kolacj� Scrippsie, m�j mi�y?
-Nie wiem - odpar� Scripps. Czu� si� odrobin� niezr�cznie. Co� uwiera�o go w �rodku.
-Mo�e zjad�e� ju� do�� tej fasoli, kochany Scrippsie -
powiedzia�a podstarza�a kelnerka, obecnie jego �ona. Komiwoja�er spojrza� znad gazety. Scripps zauwa�y�, �e to "News" z Detroit. �wietna gazeta.
-Czyta pan doskona�� gazet� - Scripps zwr�ci� si� do
komiwoja�era.
-"News" to rzeczywi�cie niez�a gazeta - potwierdzi� w�drowny handlarz. -Sp�dzacie miodowy miesi�c?
-Tak - odpar�a pani Scripps. - Jeste�my teraz ma��e�stwem.
-No c� - powiedzia� komiwoja�er - to wspania�a rzecz. Sam jestem �onaty.
-Naprawd�? - spyta� Scripps. - Mnie moja �ona zostawi�a. W Mancelonie.
-Nie m�w o tym wi�cej, kochany Scrippsie - poprosi�a pani Scripps. - Ju� tyle razy m�wi�e� o tej historii.
-Tak, kochanie - zgodzi� si� Scripps. By� nieza bardzo pewny siebie. Co� uwiera�o go gdzie� w�rodku. Spojrza� na Mandy; krzepk� i zawadiacko pi�kn� w �wie�o wykrochmalonym fartuchu. Patrzy� na jej r�ce: zdrowe, sprawne, zr�cznie wykonuj�ce kelnerskie powinno�ci.
-Spr�bujcie steku z ko�ci� z odsma�anymi ziemniakami -
zaproponowa� komiwoja�er. - Maj� tu ca�kiem dobry stek.
-Chcia�aby�, kochanie? - spyta� Scripps �ony.
-Wezm� tylko kubek mleka i herbatniki - odpar�a podstarza�a pani Scripps. - Sobie zam�w, na co tylko masz ochot�, kochanie.
-Twoje herbatniki i mleko, Diano - powiedzia�a Mandy stawiaj�c je na kontuarze. - A dla pana stek?
-Tak - odpar� Scripps. Zn�w co� w nim drgn�o.
-Wysma�ony czy krwisty?
-Krwisty, prosz�.
Kelnerka obr�ci�a si� i krzykn�a do okienka:
-Raz z ko�ci�. Krwisty!
-Dzi�kuj� - powiedzia� Scripps. Przygl�da� si�kelnerce Mandy. Dziewczyna mia�a dar obrazowego j�zyka. To w�a�nie obrazowo�� j�zyka spowodowa�a, �e zainteresowa� si� swoj� obecn� �on�. To i jej dziwne pochodzenie. Anglia, Kraina Jezior. Scripps
przemierzaj�cy Krain� Jezior z Wordsworthem. Pole z�ocistych �onkili. Wiatr wiej�cy nad Windermere. Gdzie� daleko, by� mo�e, jaki� jele� narykowisku. Ach, ale to by�o dalej na p�noc, w Szkocji. Ci Szkoci ukryci g��boko w niedosi�nychg�rach to twarde plemi�. Harry Lauder i jego fajka. Szkoccy g�rale podczas pierwszej wojny. Czemuon, Scripps, nie by� na wojnie? Tu jego kumpelYogi Johnson mia� na niego haczyk. Dla niego, Scrippsa, wojna mog�aby mie� wielkie znaczenie. Czemu nie bra� w niej udzia�u? Dlaczego niedowiedzia� si� o niej w por�? Mo�e by� za stary.We�my jednak takiego genera�a Joffre'a. Na pewno Scripps by� m�odszy od tego starego francuskiego genera�a. Genera� Foch modl�cy si� o zwyci�stwo.
Francuscy �o�nierze kl�cz�cy wzd�u� Chemin des Dames, modl�cy si� o zwyci�stwo. Niemcy ze swoim "Gott mit uns". C� to za farsa! Z pewno�ci� nie by� starszy od francuskiego genera�a Focha. Ciekawe.
Mandy postawi�a przed nim na kontuarze stek z ko�ci� i odsma�ane kartofle. Gdy przysuwa�a talerz, jej d�o� musn�a jego
r�k�.Dziwny dreszcz przeszy� Scrippsa. �ycie by�o przed nim. Nie czu� si� stary. Czemu teraz nie toczy�y si� �adne wojny? A mo�e itak. Walczono w Chinach, Chi�czycy, Chi�czycy zabijali si� nawzajem. Po co? Ciekawe. O co, w ko�cu, w tym wszystkim
chodzi�o?
Mandy, ho�a kelnerka, pochyli�a si� do przodu.
-Czy opowiada�am panu - zacz�a - o ostatnich s�owach Henry'ego Jamesa?
-Ale� droga Mandy - powiedzia�a pani Scripps - m�wi�a� ju� o tej historii wiele razy.
-Pos�uchajmy jej - powiedzia� Scripps. - Henry James bardzo mnie interesuje. - Henry James. Henry James. Facet, kt�ry porzuci� w�asn� ojczyzn�, by zamieszka� w Anglii w�r�d Anglik�w. Dlaczego tak post�pi�? Dlaczego opu�ci� Ameryk�? Czy� nie tu tkwi�y jego korzenie? Jego brat William. Boston. Pragmatyzm. Uniwersytet Harvarda. Stary John Harvard ze srebrnymi klamerkami przy butach. Charley Brickley. Eddie Mahan. Gdzie� oni wszyscy s� teraz?
-W rzeczy samej - zacz�a Mandy - Henry James sta� si� poddanym brytyjskim na �o�u �mierci. Kiedy tylko kr�l si� o tym
dowiedzia�, wys�a� mu najwy�sze odznaczenie, jakie m�g� przyzna� - Order Zas�ugi.
-O.Z. - uzupe�ni�a podstarza�a pani Scripps.
-To by�o tak - ci�gn�a kelnerka. - Profesorowie Gosse i
Saintsbury przyszli razem z cz�owiekiem, kt�ry przyni�s� order. Henry James le�a� na �o�u, mia� zamkni�te oczy. Na stoliku obok pali�a si� �wieca. Piel�gniarka pozwoli�a im zbli�y� si� do umieraj�cego. Zawiesili mu wst�g� na szyi, a odznaczenie po�o�yli na prze�cieradle okrywaj�cym jego pier�. Profesorowie Gosse i Saintsbury pochylili si�, aby wyg�adzi� szarf�. Przez ca�y ten czas Henry James nie otworzy� oczu. Piel�gniarka powiedzia�a im, �e musz� wyj�� z sali, wi�c wyszli. Kiedy ju� ich nie by�o, Henry James odezwa� si� do piel�gniarki nie otwieraj�c oczu: "Siostro, niech siostra zgasi t� �wiec� i oszcz�dzi mi wstydu". To by�y jego ostatnie s�owa.
-James to by� pisarz - stwierdzi� Scripps O'Neil. Ta historia jako� dziwnie go poruszy�a.
-Kochanie, za ka�dym razem opowiadasz to inaczej - zwr�ci�a uwag� pani Scripps. W oczach Mandy pojawi�y si� �zy.
-Strasznie mi �al Henry'ego Jamesa - doda�a.
-O co chodzi�o Jamesowi? - wtr�ci� si� komiwoja�er. - Ameryka mu nie wystarcza�a?
Scripps O'Neil my�la� o kelnerce Mandy. Ile� wiedzia�a ta dziewczyna! Jaki� zas�b anegdot! Ka�dy facet zaszed�by daleko z kobiet� tak� jak ona! Pog�aska� ptaszka, kt�ry siedzia� przed nim na kontuarze. Ptak dziobn�� go w paluch. Czy ten malec by� jastrz�biem? A mo�e soko�em z jednej z tych wielkich ptaszarni w Michigan? Rudzikiem? Takim, co wydziobuje pierwsze wiosenne robaki na jakim� trawniku? Ciekawe.
-Jak ma na imi� pa�ski ptak? - spyta� komiwoja�er.
-Nie nazwa�em go jeszcze. Ma pan jakie� propozycje?
-Czemu nie mia�by nazywa� si� Ariel? - powiedzia�a Mandy.
-Albo Puk - wtr�ci�a pani Scripps.
-C� to za imi�? - zdziwi� si� handlarz.
-To posta� z Szekspira - wyja�ni�a Mandy.
-Och, miejcie dla niego troch� lito�ci!
-A jak pan by go nazwa�? - Scripps zwr�ci� si� do komiwoja�era.
-To nie jest papuga, prawda? Gdyby to by�a papuga, m�g�by pan wo�a� na ni� Polly.
-To posta� z "Opery �ebraczej" - wyja�ni�a Mandy.
Scripps si� zastanawia�. Mo�e ten ptak by� papug�. Papug�, kt�ra uciek�a z wygodnego domu nale��cego do starej panny. Z
zapuszczonego ogrodu jakiej� nowoangielskiej starej panny.
-Niech pan lepiej poczeka i zobaczy, co z niego wyro�nie -doradzi� komiwoja�er. -Ma pan mn�stwo czasu, aby go nazwa�.
Ten w�drowny handlarz mia� rozs�dne pomys�y. On, Scripps, nie wiedzia� nawet, jakiej p�ci jest ptak. Czy to ch�opiec, czy dziewczynka.
-Niech pan poczeka i przekona si�, czy sk�ada jajka - poradzi� komiwoja�er. Scripps spojrza� mu w oczy. Ten facet wypowiada� na g�os jego w�asne my�li.
-Zna si� pan na tym i owym - powiedzia�.
-No c� - skromnie przyzna� m�czyzna - nie na darmo handlowa�em przez te wszystkie lata.
-Te� tak my�l�, przyjacielu.
-Masz fajnego ptaka, bracie - stwierdzi� komiwoja�er. - Musisz go dobrze pilnowa�.
Scripps zdawa� sobie z tego spraw�. Ach, ci w�drowni handlarze wiedzieli to i owo. Przemierzali tam iz powrotem nasz� wielk� Ameryk�. Mieli szeroko otwarte oczy. Nie byli g�upi.
-Pos�uchaj - powiedzia� komiwoja�er. Zsun�� z czo�a sw�j melonik, pochyli� si� i splun�� do wysokiej mosi�nej spluwaczki stoj�cej ko�o taboretu. -Opowiem ci o wspania�ej rzeczy, kt�ra przytrafi�a mi si� kiedy� w Bay City.
Mandy, kelnerka, nachyli�a si�. Pani Scripps przysun�a si� do handlarza, aby lepiej s�ysze�. Komiwoja�er pog�adzi� ptaka wskazuj�cym palcem i spojrza� przepraszaj�co na Scrippsa.
-Opowiem ci o tym innym razem, bracie.
Scripps zrozumia�. Z kuchni, przez okienko, dobieg� wysoki, przera�liwy �miech. Scripps nas�uchiwa�. Czy by� to �miech Murzyna? Ciekawe.
Rozdzia� 4.
Scripps rankiem idzie powoli do pracy w fabryce pomp. Pani Scripps wygl�da przez okno i odprowadza go wzrokiem. Niedu�o czasu na czytanie "Guardiana". Niedu�o czasu, by poczyta� o angielskiej polityce. Niedu�o czasu, by przejmowa� si� kryzysem Gabinetuwe Francji. Ci Francuzi byli dziwnymi lud�mi. Joanna d'Arc. Eva le Gallienne. Clemenceau. Georges Carpentier. Sacha Guitry. Yvonne Printemps. Grock. Bracia Fratellini. Gilbert Seldes" "The Dial". Nagroda Dial. Marianne Moore. E.