12937
Szczegóły |
Tytuł |
12937 |
Rozszerzenie: |
PDF |
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
[email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
12937 PDF - Pobierz:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd pliku o nazwie 12937 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
12937 - podejrzyj 20 pierwszych stron:
Dennis Lehane
Wypijmy, nim si� zacznie wojna
(A drink before the war)
Prze�o�y�a Maria Klimek-Lewandowska
Podzi�kowania
Podczas pisania tej ksi��ki rad�, krytyk�, zach�t� i wiar�, za kt�re jestem i zawsze b�d�
wdzi�czny bardziej, ni� jestem to w stanie wyrazi�, s�u�yli mi:
John Dempsey, Mail Ellenburg, Ruth Greenstein, Tupi Konstan, Gerard Lehane, Chris
Mullen, Courtnay Pelech, Ann Riley, Ann Rittenberg, Claire Wachtel i Sterling Watson.
Od autora
Niemal ca�a akcja powie�ci toczy si� w Bostonie, ale obraz miasta i jego instytucji
zarysowany zosta� do�� swobodnie. Zabieg ten jest najzupe�niej celowy. Przedstawiony tu �wiat
jest fikcyjny, podobnie jak postacie i wydarzenia. Wszelkie podobie�stwo do autentycznych
zdarze� i os�b, �yj�cych i zmar�ych, jest najzupe�niej przypadkowe.
Moje najwcze�niejsze wspomnienia wi��� si� z po�arami.
W wieczornych wiadomo�ciach ogl�da�em, jak p�on� Watts, Detroit i Atlanta. Widzia�em
morze mangrowc�w i li�cie palm tl�ce si� pod napalmem, gdy Cronkite m�wi� spoza ekranu
o dwustronnym rozbrojeniu i o wojnie, kt�ra straci�a sens.
M�j ojciec, stra�ak, cz�sto budzi� mnie w nocy, �ebym ogl�da� najnowsze doniesienia
telewizyjne o po�arach, kt�re gasi�. Czu�em od niego dym i sadz�, dusz�c� wo� benzyny i smaru;
gdy siedzia�em na jego kolanach w starym fotelu, te zapachy wydawa�y mi si� bardzo przyjemne.
Pokazywa� mi siebie, jak przebiega przed kamer�; mglisty cie� pod�wietlony szalej�c�
czerwieni� i migotliw� ��ci�.
Czas p�yn��, a po�ary zdawa�y si� rosn�� razem ze mn�. Gdy niedawno p�on�o Los Angieles,
dzieciak we mnie zastanawia� si�, co to b�dzie, je�li popi� i dym rusz� na p�nocny wsch�d,
zatrzymaj� si� nad Bostonem, zatruj� nasze powietrze.
Ubieg�ego lata chyba to si� sta�o. Nienawi�� przysz�a do nas jak tornado. U�ywali�my
r�nych okre�le� � rasizm, pedofilia, sprawiedliwo��, praworz�dno�� � ale wszystkie te s�owa
by�y jak wst��ki i ozdobny papier na pobrudzonym prezencie, kt�rego nikt nie chcia� otworzy�.
Ubieg�ego lata gin�li Indzie. Wi�kszo�� z nich by�a niewinna. Niekt�rzy winni, jedni mniej,
inni bardziej.
Ubieg�ego lata ludzie zabijali. Nikt z nich nie by� niewinny. Wiem to dobrze. By�em jednym
z nich. Patrzy�em przed siebie nad smuk�� luf� pistoletu, spogl�da�em w oczy oszala�e ze strachu
i nienawi�ci i widzia�em w nich swoje odbicie. Poci�gn��em za spust, chc�c sprawi�, by znik�o.
S�ysza�em echo swojego wystrza�u, czu�em zapach prochu i w dymie nada� widzia�em swoje
odbicie; wiedzia�em, �e b�d� je widzia� ju� zawsze.
1
�eby zobaczy� Ogrody Bosto�skie z baru hotelowego w Ritzu-Carltonie, trzeba mie� krawat.
Podziwia�em ju� Ogrody Bosto�skie z innych punkt�w obserwacyjnych, nie maj�c krawata, i nie
czu�em, �eby mi czego� brakowa�o, ale mo�e w Ritzu wiedz� co�, czego ja nie wiem.
Co do ubra�, preferuj� d�insy i T-shirty, ale szed�em tam s�u�bowo, wi�c ten czas nale�a� do
nich, nie do mnie. Poza tym ostatnio troch� si� opu�ci�em w praniu i moje d�insy pewnie
mog�yby same przejecha� si� metrem i spotka� si� ze mn� na miejscu. Wybra�em granatowego
dwurz�dowego armaniego � jeden z kilku garnitur�w, kt�re dosta�em od sp�ukanego klienta �
wyszuka�em odpowiednie buty, krawat i koszul� i jak za dotkni�ciem czarodziejskiej r�d�ki
zrobi�em si� taki �liczny, �e chcia�oby si� mnie schrupa�.
Przechodz�c przez Arlington Street, z uznaniem przyjrza�em si� swojemu odbiciu
w przydymionej szybie baru. Dziarski krok, b�ysk w oku i ka�dy w�osek na swoim miejscu.
�ycie jest pi�kne.
M�odziutki od�wierny o policzkach tak g�adkich, jakby uda�o mu si� jakim� cudem omin��
okres dojrzewania, otworzy� przede mn� mosi�ne drzwi, m�wi�c: �Z rado�ci� witamy w Ritzu-
Carltonie�. W dodatku m�wi� szczerze � jego g�os dr�a� z dumy, �e wybra�em w�a�nie jego
urokliwy hotelik. Zamaszystym gestem wyci�gn�� r�k�, aby wskaza� mi kierunek, na wypadek
gdybym sam na to nie wpad�, i zanim zd��y�em mu podzi�kowa�, drzwi si� za mn� zamkn�y,
a on ju� przywo�ywa� najlepsz� na �wiecie taks�wk� dla jakiego� innego szcz�ciarza.
Moje buty z �o�niersk� spr�ysto�ci� stuka�y o marmurow� posadzk�, a ostre kanty spodni
odbija�y si� w mosi�nych popielniczkach. W lobby Ritza zawsze mia�em uczucie, jakbym zaraz
mia� zobaczy� George�a Reevesa jako Clarka Kenta albo mo�e Bogeya, jak pali papieroska
z Raymondem Masseyem. Ritza to jeden z hoteli niewzruszonych w swoim statecznym luksusie:
przepyszne dywany o orientalnych wzorach, recepcja i portiernia z l�ni�cego d�bu, t�tni�ce
�yciem foyer, przystanek wygodnie rozpartych handlarzy w�adz�, kt�rzy w teczkach z mi�kkiej
sk�ry taszcz� ze sob� cudz� przysz�o��, bosto�skie arystokratki w tych swoich futrach, z tym
swoim zniecierpliwieniem, spiesz�ce na codzienny manikiur, i legion s�u�by hotelowej
w granatowych uniformach, z solidnymi mosi�nymi w�zkami baga�owymi, kt�rych k�ka
z najdelikatniejszym poszumem wyszukiwa�y punkty podparcia, tocz�c si� po grubym, mi�kkim
pod�o�u. Bez wzgl�du na to, co dzia�o si� na zewn�trz, stoj�c w tym lobby i patrz�c na tych ludzi,
mo�na by�o odnie�� wra�enie, �e na Londyn wci�� jeszcze spadaj� niemieckie bomby.
Omin��em portiera przy wej�ciu do baru i sam sobie otworzy�em drzwi. Je�li go
roz�mieszy�em, w �aden spos�b tego nie okaza�. Je�li by� �ywy, w �aden spos�b tego nie okaza�.
Stan��em na pluszowym dywanie; ci�kie drzwi zamkn�y si� cichutko i zobaczy�em ich przy
odleg�ym stoliku z widokiem na ogrody. Trzech facet�w maj�cych do�� wp�yw�w politycznych,
by przeszmuglowa� nas wszystkich w dwudziesty pierwszy wiek.
Najm�odszy z nich, Jim Vurnan, na m�j widok podni�s� si� i przybra� mi�y wyraz twarzy. To
jego zaw�d; jest kongresmenem z mojego okr�gu wyborczego. Przemierzy� dywan trzema
d�ugimi susami; szeroki u�miech a la Jack Kennedy pod��a� tu� za jego wyci�gni�t� d�oni�.
Uj��em j�.
� Cze��, Jim.
� Patrick � powita� mnie, jakby ca�y dzie� sp�dzi� na p�ycie lotniska, wyczekuj�c mojego
powrotu z obozu jenieckiego. � Patrick � powt�rzy� � tak si� ciesz�, �e mog�e� si� z nami
spotka�. � Dotkn�� mojego ramienia i obrzuci� mnie wzrokiem pe�nym uznania, najwidoczniej
nie pami�taj�c, �e widzieli�my si� nie dalej jak wczoraj. � �wietnie wygl�dasz.
� Zapraszasz mnie na randk�?
Jim przyj�� m�j �arcik serdecznym �miechem, o wiele serdeczniejszym, ni� na to zas�ugiwa�.
Poprowadzi� mnie do stolika.
� Patrick Kenzie, senator Sterling Mulkern i senator Brian Paulson.
M�wi� �senator� tak, jak niekt�rzy m�wi� �Hugh Hefner� � z trwo�nym podziwem.
Sterling Mulkern by� kwitn�cym, rumianym, krzepkim m�czyzn�, jednym z tych, kt�rzy
obnosz� swoj� wag� jak bro�, nie jak ci�ar. Mia� grzyw� siwych w�os�w tak g�st�, �e
swobodnie m�g�by na niej wyl�dowa� dc-10, i u�cisk d�oni o sile niemal parali�uj�cej. By�
przyw�dc� wi�kszo�ci rz�dowej w Senacie gdzie� pewnie od zako�czenia wojny domowej i nie
wybiera� si� na emerytur�.
� Pat, ch�opcze, jak mi�o zn�w ci� zobaczy� � powiedzia�. M�wi� z afektowanym irlandzkim
akcentem, kt�rego zdo�a� naby�, dorastaj�c w po�udniowym Bostonie.
Brian Paulson by� za to chudy jak kij od szczotki, mia� przylizane w�osy koloru cyny
i wilgotn�, hakowat� d�o�. Usiad� dopiero, gdy zrobi� to Mulkern. Ciekawe, czy spyta� go
o pozwolenie, zanim oblepi� potem moj� r�k�. Na powitanie kiwn�� g�ow� i zamruga� powiekami
jak kto�, kto tylko na chwil� wychyn�� z cienia. S�ysza�em, �e jednak ma m�zg wyostrzony przez
lata wys�ugiwania si� Mulkernowi.
Mulkern nieznacznie uni�s� brwi i spojrza� na Paulsona. Paulson uni�s� brwi i spojrza� na
Jima. Jim uni�s� brwi, spogl�daj�c na mnie. Odczeka�em sekund� i unios�em brwi, spogl�daj�c
na wszystkich trzech.
� Zosta�em przyj�ty do klubu?
Paulson wygl�da� na skonsternowanego. Jim u�miechn�� si� lekko.
� Od czego zaczniemy? � zagai� Mulkern. Spojrza�em za siebie, w stron� baru.
� Od drinka?
Mulkern roze�mia� si� serdecznie, a Jim i Paulson zawt�rowali. Teraz wiedzia�em, sk�d Jim
czerpie inspiracj�. Dobrze przynajmniej, �e nie klepn�li si� r�wnocze�nie po udach.
� Naturalnie � rzek� Mulkern. � Naturalnie.
Podni�s� d�o� i obok mojego �okcia wyros�a niewiarygodnie czaruj�ca m�odziutka
dziewczyna, ze z�ot� tabliczk�, kt�ra identyfikowa�a j� jako �Rachel�.
� Czym mog� s�u�y�, panie senatorze?
Mo�esz s�u�y� temu m�odemu cz�owiekowi drinkiem. Zabrzmia�o to jak co� mi�dzy
rechotem a warkni�ciem. Rachel tylko u�miechn�a si� jeszcze promienniej. Obr�ci�a si� lekko
i skierowa�a wzrok na mnie.
� Prosz� bardzo. Czego pan sobie �yczy?
� Piwa. Macie tu co� takiego?
Roze�mia�a si�. Panowie politycy te� si� roze�miali. Uszczypn��em si� w nog� i zachowa�em
powag�. Bo�e, c� to za radosne miejsce!
� Tak, prosz� pana. Mamy heinekena, becka, molsona, sama adamsa, st pauli girl, coron�,
l�wenbrau, dos equis...
� Poprosz� o molsona � przerwa�em, nie czekaj�c, a� zapadnie zmierzch.
� No c�, Patrick � Jim spl�t� d�onie i pochyli� si� ku mnie. A wi�c czas przej�� do rzeczy. �
Mamy pewien drobny...
� Ambaras � rzek� Mulkern. � Pewien drobny ambaras. Co�, co powinno zosta� dyskretnie
za�atwione i zapomniane.
Przez chwil� wszyscy milczeli�my. S�dz�, �e byli�my pod g��bokim wra�eniem faktu, i�
znamy cz�owieka, kt�ry w potocznej rozmowie u�ywa s�owa �ambaras�.
Ja pierwszy otrz�sn��em si� z kornego zachwytu.
� Na czym konkretnie polega ten ambaras?
Mulkern odchyli� si� na oparcie krzes�a, nie spuszczaj�c ze mnie wzroku. W tej chwili
zjawi�a si� Rachel, postawi�a przede mn� oszronion� szklank� i wla�a do niej dwie trzecie
molsona. Czarne oczy Mulkerna nie odrywa�y si� od moich.
� �ycz� mi�ego wieczoru � powiedzia�a Rachel i znik�a. Powieki Mulkerna nawet nie
drgn�y. Mo�e zamruga�by, gdyby co� wybuch�o.
� Zna�em dobrze twojego ojca, ch�opcze. Takich jak on... no c�, nikogo takiego ju� p�niej
nie spotka�em. Prawdziwy bohater.
� Zawsze wyra�a� si� o panu z sympati�, panie senatorze.
Mulkern skin�� g�ow�, jakby to by�o oczywiste.
� Wielka szkoda, �e zmar� tak wcze�nie. Zdawa�o si�, �e jest silny jak Jack LaLane, ale �
poklepa� si� po klatce piersiowej � z t� pompk� nigdy nic nie wiadomo.
M�j ojciec umar� po p�rocznej walce z rakiem p�uc, ale je�li Mulkern woli my�le�, �e to by�
zawa�, co to komu szkodzi?
� No i prosz�, oto siedzi przed nami jego syn � ci�gn��. � Ju� prawie doros�y.
� Prawie � przyzna�em. � Miesi�c temu nawet zacz��em si� goli�.
Jim wygl�da�, jakby po�kn�� �ab�. Paulson rzuci� mi spojrzenie z ukosa.
Mulkern u�miechn�� si� promiennie.
� Nie gniewaj si�, ch�opcze. Nie gniewaj si�. Masz racj�. � Westchn��. � M�wi� ci, Pat,
kiedy dojdziesz do mojego wieku, sam si� przekonasz, jak to jest. Cz�owiek nie pami�ta, co robi�
wczoraj, ale to, co by�o dawno, ma przed oczami jak �ywe.
Pokiwa�em g�ow�, robi�c m�dr� min�, cho� nie mia�em poj�cia, o co mu chodzi.
Mulkern zamiesza� drinka, wyj�� mieszade�ko i starannie u�o�y� je na serwetce.
� Rozumiem, �e gdy chodzi o znalezienie cz�owieka, nie mogli�my trafi� lepiej � m�wi�c to,
wyci�gn�� otwart� d�o� w moj� stron�.
Skin��em g�ow�.
� Bez fa�szywej skromno�ci, prawda?
Wzruszy�em ramionami.
To m�j zaw�d. Czemu nie mia�bym by� w tym dobry? Poci�gn��em �yk molsona. S�odkawa
goryczka rozp�yn�a mi si� na j�zyku. Nie po raz pierwszy po�a�owa�em, �e rzuci�em palenie.
� C�, ch�opcze, nasz problem polega na tym: w przysz�ym tygodniu pod obrady wchodzi
do�� wa�na ustawa. Mamy w tej debacie naprawd� mocne argumenty, ale pewne metody
i kontakty, kt�re wykorzystali�my do ich zgromadzenia, mog�yby zosta�... niew�a�ciwie
zrozumiane.
� Na przyk�ad?
Mulkern pokiwa� g�ow� i u�miechn�� si�, jakby dzi�kuj�c za uznanie.
� Niew�a�ciwie zrozumiane � powt�rzy�.
Niech mu b�dzie.
� I zapewne istnieje jaka� dokumentacja... �lad wykorzystania owych metod i kontakt�w?
� Bystry jest � zwr�ci� si� do Jima i Paulsona. � Tak, tak. Bystry. � Przeni�s� wzrok na mnie.
� Dokumentacja � rzek�. � W�a�nie w tym rzecz, Pat.
Zastanawia�em si�, czy nie powinienem mu powiedzie�, �e nienawidz�, gdy kto� nazywa
mnie �Pat�. Mo�e zaczn� zwraca� si� do niego per �Sterl� i zobacz�, jak mu si� to spodoba?
Upi�em troch� piwa.
� Zajmuj� si� poszukiwaniem ludzi, nie przedmiot�w, panie senatorze.
� Je�li mog� co� doda� � wtr�ci� Jim � te dokumenty s� u osoby, kt�ra w�a�nie ostatnio
zagin�a. U...
� ...dotychczas zaufanej pracownicy parlamentu stanowego � doko�czy� Mulkern. Sztuk�
trzymania ludzi stalow� d�oni� w aksamitnej r�kawiczce mia� opanowan� do perfekcji. W jego
zachowaniu, tonie, sposobie bycia nie by�o nic, co sugerowa�oby cho�by cie� niezadowolenia,
a mimo to Jim wygl�da� jak przy�apany z r�kami pod ko�dr�. Poci�gn�� d�ugi �yk szkockiej.
Kostki lodu zagrzechota�y o szk�o. Nie s�dz�, �eby w najbli�szej przysz�o�ci zdecydowa� si�
jeszcze co� wtr�ci�.
Mulkern spojrza� na Paulsona, ten za� si�gn�� do teczki, wyci�gn�� z niej jakie� papiery
i poda� je mnie.
Na wierzchu by�a fotografia, do�� niewyra�na. Powi�kszenie identyfikatora pracownika
parlamentu stanowego. Przedstawia�a czarn� kobiet� w �rednim wieku, o zm�czonych oczach
i zniszczonej twarzy. Usta mia�a lekko rozchylone i skrzywione, jakby chcia�a wyrazi�
zniecierpliwienie opiesza�o�ci� fotografa. Przewr�ci�em kartk� i na �rodku nast�pnej zobaczy�em
ksero jej prawa jazdy. Nazywa�a si� Jenna Angieline. Mia�a czterdzie�ci jeden lat, cho�
wygl�da�a na pi��dziesi�t. Kategoria B, wydane w stanie Massachusetts, bez adnotacji. Oczy
br�zowe, wzrost sto sze��dziesi�t pi�� centymetr�w. Adres � Kenneth Street 412, Dorchester.
Numer polisy ubezpieczeniowej 042-51-6543.
Podnios�em wzrok na moich trzech pan�w polityk�w; jako� mimowolnie pow�drowa� ku
�rodkowi, prosto w mroczne, nieruchome oczy Mulkerna.
� Wi�c?
� Jenna by�a sprz�taczk� w moim biurze. I Briana. � Wzruszy� ramionami. � Osobi�cie nigdy
nie mia�em nic do czarnych.
To by� ten typ, kt�ry m�wi� �czarny�, je�li nie by� pewien, czy w tym towarzystwie mo�e
sobie pozwoli� na �asfalta�.
� Dop�ki... � podsun��em.
� Dop�ki dziewi�� dni temu nie znik�a.
� Nieplanowany urlop?
Mulkern spojrza� na mnie, jakbym si� urwa� z choinki.
� Razem z tym �urlopem� Pat wzi�a te� dokumenty.
� Co� lekkiego do poczytania na pla�y?
Paulson waln�� d�oni� w blat stolika przed samym moim nosem. Mocno.
� To nie jest temat do �art�w, Kenzie. Zrozumiano? Przyjrza�em si� tej d�oni sennym
wzrokiem.
� Brian � rzuci� Mulkern.
Paulson zabra� r�k�, zapewne chc�c pomaca� �lady rzemienia na plecach.
Powiod�em za nim tym swoim sennym wzrokiem � martwym wzrokiem, jak m�wi Angie �
i zwr�ci�em si� do Mulkerna.
� Sk�d wiadomo, �e wzi�a te... dokumenty?
Paulson odwr�ci� oczy ode mnie i przeni�s� je na swoje martini. By�o nietkni�te. Teraz te�
si� nie napi�. Pewnie czeka� na pozwolenie.
� Sprawdzili�my � powiedzia� Mulkern. � Mo�esz mi wierzy�. Nikt inny nie wchodzi w gr�.
� A ona dlaczego?
� Co dlaczego?
� Dlaczego wchodzi w gr�?
U�miechn�� si�. Blado.
� Bo znik�a tego samego dnia co dokumenty. Tyle. Z takimi nigdy nic nie wiadomo.
� Aha.
� Znajdziesz j�, Pat?
Wyjrza�em przez okno. �wawy od�wierny usadza� kogo� w taks�wce. W parku para
turyst�w w �rednim wieku, ubranych w identyczne T-shirty, trzaska�a fotk� za fotk� pomnikowi
Jerzego Waszyngtona. Po powrocie do swojego Pipid�wka wywo�aj� sensacj�. Pijaczek na
chodniku jedn� r�k� przytrzymywa� si� butelki, drug� wyci�ga� przed siebie, nieruchomy jak
ska�a, czekaj�c na drobniaki. Ulic� spacerowa�y pi�kne kobiety. Ca�ymi chmarami.
� Jestem drogi � uprzedzi�em.
� Wiem � odpar� Mulkern. � A swoj� drog� skoro tak, to dlaczego ci�gle mieszkasz w tej
starej dzielnicy?
Powiedzia� to tak, jakby chcia� mnie przekona�, �e i jego serce tam zosta�o, jakby to miejsce
znaczy�o dla niego co� wi�cej ni� dogodny objazd w razie korka na autostradzie.
Pr�bowa�em wymy�li� jak�� dobr� odpowied�. Co� o korzeniach i poczuciu przynale�no�ci.
W ko�cu powiedzia�em prawd�.
� Moje mieszkanie ma prawnie regulowany czynsz.
Chyba mu si� spodoba�o.
2
Moja stara dzielnica to okolice Edward Everett Square w Dorchester. Prawie siedem
kilometr�w od centrum Bostonu w�a�ciwego, czyli w dobry dzie� mniej wi�cej p� godziny jazdy
samochodem.
Moje biuro mie�ci si� w dzwonnicy St Bartholomew�s Church. Nigdy nie uda�o mi si�
dowiedzie�, co si� sta�o z dzwonem, kt�ry kiedy� w niej wisia�. Zakonnice z s�siedniej szko�y
parafialnej nie chc� mi tego zdradzi�. Starsze zwyczajnie nie odpowiadaj� na pytania, a m�odsze
moja ciekawo�� najwyra�niej bawi. Siostra Helen powiedzia�a mi kiedy�, �e zosta� �cudownie
przeniesiony�. Tak to okre�li�a. Siostra Joyce, moja dawna kole�anka, zawsze m�wi, �e �zmieni�
miejsce pobytu�, a przy tym rzuca mi przewrotny u�miech, jaki zakonnicom powinien by�
z gruntu obcy. Jestem detektywem, ale one nawet Sama Spade�a wp�dzi�yby do domu wariat�w.
W dniu, w kt�rym otrzyma�em licencj� detektywa, nasz duszpasterz ksi�dz Drummond
spyta�, czy nie zgodzi�bym si� zapewni� temu lokalowi odrobiny profesjonalnej ochrony. Jacy�
niewierni znowu pokradli kielichy i �wieczniki i ksi�dz Drummond uzna�, �e � jak si� wyrazi� �
�najwy�szy czas sko�czy� z tym skurwysy�stwem�. Zaoferowa� mi trzy posi�ki dziennie na
plebanii, pierwsze zlecenie i �ask� od Boga, je�li zasadz� si� w dzwonnicy i b�d� tam czeka� na
kolejne w�amanie. Ja o�wiadczy�em, �e tak tanio si� nie sprzedam. Za��da�em zezwolenia na
u�ytkowanie dzwonnicy, dop�ki nie znajd� w�asnego biura. Jak na duchownego skapitulowa�
nadzwyczaj �atwo. Gdy zobaczy�em stan pomieszczenia � nieu�ywanego od siedmiu lat �
zrozumia�em dlaczego.
Uda�o nam si� z Angie zmie�ci� tam dwa biurka. I dwa krzes�a. Gdy zorientowali�my si�, �e
nie ma ju� miejsca na szafk� kartotekow�, wysadzili�my si� na peceta i pakowali�my prawie
wszystko na dyskietki, a kilka aktualnych akt trzymali�my na biurkach. To robi na klientach takie
wra�enie, �e prawie nie zwracaj� uwagi na pomieszczenie. Prawie.
Gdy pokona�em ostatni stopie�, zobaczy�em Angie siedz�c� za biurkiem. By�a zaj�ta analiz�
rubryki towarzyskiej w magazynie dla pa�, tote� wszed�em cichutko. Z pocz�tku mnie nie
zauwa�y�a � widocznie trafi�a na prawdziw� bomb� � skorzysta�em wi�c z okazji, by
poobserwowa� j� w rzadkiej chwili wytchnienia.
Stopy obute w czarne zamszowe botki a la Piotru� Pan opar�a na biurku. Grafitowe d�insy
mia�a wetkni�te za cholewki. Powiod�em wzrokiem wzd�u� jej d�ugich n�g a� po lu�ny bia�y T-
shirt. Reszt�, z wyj�tkiem fragmentu bujnych g�stych w�os�w barwy zalanej deszczem smo�y,
opadaj�cych na oliwkowe ramiona, zas�ania�a gazeta. Wiedzia�em, �e za najnowszymi
wiadomo�ciami kryje si� smuk�a szyja, kt�ra dr�y, ilekro� jej w�a�cicielka udaje, �e jaki� m�j
dowcip wcale jej nie roz�mieszy�, harda br�dka z mikroskopijnym pieprzykiem po lewej stronie,
arystokratyczny nos, zupe�nie nie pasuj�cy do jej osobowo�ci, i oczy koloru p�ynnego karmelu.
Oczy, w kt�rych cz�owiek m�g�by zaton�� bez sekundy wahania.
Nie mia�em jednak szansy w nie spojrze�. Od�o�y�a gazet� i popatrzy�a na mnie przez czarne
okulary przeciws�oneczne. Nie przypuszcza�em, by mia�a je w najbli�szym czasie zdj��.
� Cze��, Po�lizg � powiedzia�a, wyjmuj�c papierosa z paczki le��cej na biurku.
Nikt pr�cz Angie nie nazywa mnie �Po�lizg�. Mo�e dlatego, �e nikogo pr�cz Angie nie by�o
ze mn� tej nocy trzyna�cie lat temu, kiedy owin��em samoch�d ojca wok� latarni w Lower
Mills.
� Cze��, boska � odpar�em, osuwaj�c si� na krzes�o. Nie �udz� si�, �e nikt pr�cz mnie nie
m�wi do niej boska, ale to ju� taki nawyk. Albo stwierdzenie faktu. Do wyboru, do koloru.
Ruchem g�owy wskaza�em okulary.
� Dobrze si� wczoraj bawi�a�?
Wzruszy�a ramionami i wyjrza�a przez okno.
� Phil si� upi�.
Phil to m�� Angie. Phil to skurwiel. Tak si� w�a�nie wyrazi�em.
� No, wiesz... � Unios�a r�g zas�ony i chwilk� si� ni� bawi�a. � Jest jak jest, nie? Co mo�na
na to poradzi�?
� Ja s�u�� tym, co ostatnio � odpar�em. � Z prawdziw� przyjemno�ci�.
Pochyli�a g�ow�, tak �e okulary zsun�y si� a� do niewielkiego garbka na grzbiecie nosa,
ods�aniaj�c granatowy cie� od k�cika lewego oka a� do skroni.
� A kiedy sko�czysz, on znowu wr�ci do domu i zaserwuje mi co�, przy czym to teraz b�dzie
mi si� wydawa�o pieszczot�. � Pchn�a okulary na miejsce. � Mo�e mi powiesz, �e nie mam
racji?
Jej g�os by� jasny, ale ostry jak zimowe s�o�ce. Nienawidz�, gdy m�wi takim g�osem.
� R�b, jak uwa�asz.
� Taki mam zamiar.
Angie, Phil i ja dorastali�my razem. Angie i ja, para najlepszych kumpli. Angie i Phil, para
najczulszych kochank�w. Tak to si� czasem uk�ada. O ile wiem, Bogu dzi�ki, �e nie za cz�sto,
ale jednak si� zdarza. Par� lat temu Angie przysz�a do biura w tych okularach i z dwiema kulami
bilardowymi w miejscu oczu. Mia�a te� niez�� kolekcj� siniak�w na ramionach i szyi, a z ty�u
g�owy stercza� jej guz o wysoko�ci ponad dw�ch centymetr�w. M�j wyraz twarzy musia�
zdradza� moje intencje, bo pierwsze jej s�owa brzmia�y: �B�d� rozs�dny, Patrick�. Nie �eby to
by� pierwszy raz. Ale najgorszy z dotychczasowych, wi�c odszuka�em Phila w Jimmy�s Pub
w Uphams Corner, bardzo rozs�dnie wypi�em z nim kilka drink�w, zagra�em rozs�dn� partyjk�
bilarda, a gdy w pewnej chwili poruszy�em dra�liwy temat i w odpowiedzi us�ysza�em �Pilnuj
swojego pieprzonego nosa, Patrick�, omal nie wyt�uk�em z niego �ycia bardzo rozs�dnym kijem
bilardowym.
Kilka nast�pnych dni by�em z siebie ca�kiem zadowolony. Niewykluczone, cho� nie
pami�tam dok�adnie, �e snu�em nawet jakie� fantazje o rodzinnej sielance z Angie. Potem Phil
wyszed� ze szpitala i Angie przez tydzie� nie przychodzi�a do pracy. Gdy si� w ko�cu zjawi�a,
planowa�a swoje ruchy niezwykle precyzyjnie, a za ka�dym razem, gdy siada�a albo wstawa�a,
wyrywa�o jej si� spazmatyczne westchnienie. Twarz zostawi� nietkni�t�, ale reszta cia�a by�a
czarna.
Nie odzywa�a si� do mnie przez dwa tygodnie. To by�y d�ugie dwa tygodnie.
Przygl�da�em jej si� teraz, jak wygl�da�a przez okno. Nie po raz pierwszy zadawa�em sobie
pytanie, dlaczego taka kobieta � kobieta, kt�rej nikt, ale to absolutnie nikt nie podskoczy�, kt�ra
spokojnie wpakowa�a dwie kule szczeg�lnemu egzemplarzowi nazwiskiem Bobby Royce, gdy
ten opar� si� naszym uprzejmym pro�bom, by zechcia� zg�osi� si� do aresztu, z kt�rego wyszed�
za kaucj� � pozwala�a w�asnemu m�owi traktowa� si� jak worek treningowy. Bobby Royce ju�
si� nie podni�s� i cz�sto zastanawia�em si�, kiedy przyjdzie kolej na Phila. Ale na razie nie
przysz�a.
A odpowied� na moje pytanie mog�em w�a�ciwie wyczyta� z mi�kkiego, znu�onego tonu,
jaki przybiera� jej g�os, gdy m�wi�a o nim. Kocha�a go, tak po prostu. Widocznie w chwilach ich
intymno�ci ujawnia�a si� przed ni� jaka� cz�stka jego osobowo�ci, kt�rej ja ju� nie umia�em
dostrzec, jakie� jego dobro, kt�re l�ni�o w jej oczach niczym �wi�ty Graal. To musia�o by� to, bo
wszystko inne w ich zwi�zku by�o kompletnie bez sensu, zar�wno dla mnie, jak i dla ka�dego,
kto j� zna�.
Otworzy�a okno i pstrykn�a papierosem na zewn�trz. Nieodrodna c�ra miasta. Czeka�em na
pisk dzieciaka z p�kolonii albo ci�ki krok zakonnicy, wlok�cej dupsko po schodach z gniewem
bo�ym w oczach i niedopa�kiem w r�ku. Ale nic si� nie zdarzy�o. Angie odwr�ci�a si� od okna.
Rze�ki letni wietrzyk nape�ni� pok�j mieszanin� woni spalin, wolno�ci i p�atk�w bzu
za�miecaj�cych szkolne podw�rko.
� I co? � powiedzia�a, sadowi�c si� znowu na krze�le. � Znowu mamy robot�?
� Znowu mamy robot�.
� Juhuu! �adny garnitur.
� Podobam ci si� w tym stroju, co? Masz na mnie ochot�?
� O nie � z wolna pokr�ci�a g�ow�.
� Bo nie wiesz, gdzie by�em. Zgadza si�? Znowu pokr�ci�a g�ow�.
� Doskonale wiem, gdzie by�e�, Po�lizg, i w tym ca�y problem.
� Dziwka.
� Szmata. � Pokaza�a mi j�zyk. � No wi�c co to za sprawa?
Wyci�gn��em z wewn�trznej kieszeni marynarki materia�y dotycz�ce Jenny Angieline
i rzuci�em przed ni� na biurko.
� Pro�cizna. Znale�� i wykona� telefon.
Przerzuci�a kartki.
� Dlaczego kogo� w og�le interesuje znikni�cie niem�odej sprz�taczki?
� Wygl�da na to, �e razem z ni� znikn�y pewne dokumenty. Rz�dowe dokumenty.
� Dotycz�ce?
Wzruszy�em ramionami.
� Znasz przecie� polityk�w. Dop�ki co� nie trafi pod obrady, jest tajne jak Los Alamos.
� Sk�d wiadomo, �e to ona je wzi�a?
� Sp�jrz na zdj�cie.
� Aha � kiwn�a g�ow� � jest czarna.
� Dla wi�kszo�ci ludzi to wystarczaj�cy dow�d.
� Nawet dla dy�urnego libera�a naszego Senatu?
� Dy�urny libera� poza swoim Senatem jest takim samym rasist� jak jego ziomkowie.
Opowiedzia�em jej o spotkaniu, o Mulkernie i jego wiernym Paulsonie, i o personelu Ritza
przypominaj�cym �ony ze Stepford.
� A pose� James Vurnan? Jak si� spisywa� w towarzystwie takich m��w stanu?
� Widzia�a� ten dowcip rysunkowy z wielkim psem i ma�ym pieskiem, kt�ry obskakuje go
w k�ko i pyta: �Ej, no to gdzie idziemy? Ej, no to gdzie idziemy?�.
� Tak.
� No to w�a�nie tak.
Chwil� ssa�a koniec o��wka, a potem postuka�a nim o przednie z�by.
� No dobrze, to by�a wersja dla szerokiej publiczno�ci. A naprawd� co si� sta�o?
� Ano w�a�nie.
� Ufasz im?
� Ni diab�a.
� Wi�c jest w tym co� wi�cej, ni� wygl�da na pierwszy rzut oka, panie detektywie?
Znowu wzruszy�em ramionami.
� To demokratycznie wybrani urz�dnicy pa�stwowi. Pr�dzej kurwa da za darmo, ni� taki
powie prawd�.
U�miechn�a si�.
� Jak zwykle doskona�a analogia. Nie�le ci� rodzice wyedukowali � u�miecha�a si� coraz
szerzej, przygl�daj�c mi si� i wci�� postukuj�c o��wkiem w lew� jedynk�, lekko skrzywion�. �
No wi�c jakie jest to drugie dno?
Rozlu�ni�em w�ze� krawata na tyle, by m�c go �ci�gn�� przez g�ow�.
� Sam chcia�bym wiedzie�.
� I to ma by� detektyw � skomentowa�a.
3
Jenna Angieline tak samo jak ja urodzi�a si� i wychowa�a w Dorchester. Kto�
niezorientowany m�g�by pomy�le�, �e to ca�kiem sympatyczny wsp�lny mianownik, jaka� wi�,
cho�by nawet bardzo skromna, mi�dzy ni� a mn�; dwojgiem ludzi, kt�rzy w swoje �yciowe drogi
� cho� odmienne � wyruszyli, z takiego samego punktu. Ale by�by w b��dzie. Dorchester Jenny
Angieline i moje Dorchester maj� ze sob� tyle wsp�lnego co Pary� w stanie Texas z Pary�em,
stolic� Francji.
Dorchester, w kt�rym ja dorasta�em, by�o tradycyjnym robotniczym osiedlem, skupionym �
tak�e w sensie kulturowym � wok� znajduj�cych si� tu ko�cio��w katolickich. M�czy�ni
pracowali jako nadzorcy, brygadzi�ci, pracownicy s�u�by wi�ziennej, technicy telefoniczni lub,
jak m�j ojciec, stra�acy. Kobiety by�y gospodyniami domowymi, cho� czasem te� mia�y gdzie�
jak�� posad� w niepe�nym wymiarze godzin, niekt�re nawet poko�czy�y stanowe college�e.
Wszyscy tu byli�my Irlandczykami, Polakami albo kim� takim. W ka�dym razie wszyscy
byli�my biali � A kiedy w tysi�c dziewi��set siedemdziesi�tym czwartym roku zacz�a si�
rz�dowa akcja likwidacji segregacji rasowej w szko�ach publicznych, wi�kszo�� m�czyzn
zacz�a bra� nadgodziny, wi�kszo�� kobiet przesz�a na pe�ne etaty, a wi�kszo�� dzieciak�w
posz�a, do prywatnych szk�l katolickich.
To Dorchester, rzecz jasna, zmieni�o si�. Rozw�d � w pokoleniu moich rodzic�w praktycznie
niespotykany � dzi� jest zjawiskiem pospolitym. Nie znam te� swoich s�siad�w tak dobrze, jak to
kiedy� bywa�o. Ale nadal mamy dost�p do pracy w lepszych zak�adach, zwykle znamy swojego
przedstawiciela w Izbie Reprezentant�w, kt�ry mo�e nam za�atwi� posad� w agencji rz�dowej,
i w pewnym stopniu jeste�my jednak ze sob� zwi�zani.
Dorchester Jenny Angieline jest biedne. Skupione � tak�e w sensie kulturowym � wok�
park�w i dom�w kultury. M�czy�ni pracuj� fizycznie w dokach albo jako salowi w szpitalu,
czasem na poczcie, nieliczni bywaj� stra�akami. Kobiety to tak�e salowe, kasjerki, sprz�taczki,
sprzedawczynie w domach towarowych. Zdarzaj� si� pochodz�ce st�d piel�gniarki, policjanci,
urz�dnicy, ale na og�, je�li kto� osi�gn�� takie szczyty kariery, to ju� nie mieszka w Dorchester.
Przeprowadza si� do Dodham, Framingham lub Brockton.
W moim Dorchester cz�owiek zostaje ze wzgl�du na �rodowisko, tradycj�, poniewa�
stworzy� tu sobie wygodne, nawet je�li niezbyt luksusowe �ycie, w kt�rym niewiele si� zmienia.
Nisz�.
W Dorchster Jenny Angieline cz�owiek zostaje, bo nie ma innego wyj�cia.
R�nic� mi�dzy tymi dwoma � bia�ym i czarnym Dorchester � najtrudniej wyja�ni� ludziom
z bia�ego Dorchester. Szczeg�lnie w mojej okolicy, poniewa� jeste�my jedn� ze stref
granicznych. Wystarczy zej�� z Edward Everett Square od strony po�udniowo-wschodniej lub
zachodniej, a ju� si� jest w czarnym Dorchester. Dlatego tutejszym trudno poj��, �e s� jeszcze
jakie� r�nice, inne ni� kolor sk�ry mieszka�c�w. Pewien facet, z kt�rym razem dorasta�em,
wy�o�y� to kiedy� tak jasno, �e ju� ja�niej nie mo�na:
� Hej, Patrick � powiedzia�. � Nie wciskaj mi tej ciemnoty. Wychowa�em si� w Dorchester,
w biednej rodzinie. Nikt mi nigdy niczego nie da� za darmo. M�j stary zostawi� nas, kiedy by�em
dzieciakiem, i chowa�em si� bez niego tak samo jak tamte dzieciaki z Bury. Nikt mnie nie b�aga�,
�ebym si� nauczy� czyta� ani �ebym poszed� do pracy, ani �ebym sta� si� kim�. Nikt nie
organizowa� dla mnie �adnej cholernej akcji wyr�wnywania szans � jako �ywo. A przecie� ja nie
wzi��em uzi, nie przysta�em do gangu i nie zacz��em obrabia� innych. Wi�c oszcz�d� mi tego
pieprzenia. Nic ich nie t�umaczy.
Ludzie z bia�ego Dorchester okre�laj� czasem czarne Dorchester jako �Bury�. To skr�t od
Roxbury, dzielnicy Bostonu, kt�ra zaczyna si� tu, gdzie czarne Dorchester ju� si� ko�czy, gdzie
cia�a martwych czarnych dzieciak�w �aduje si� na karawany, czasem nawet po osiem w jeden
weekend.
Czarne Dorchester te� pozbywa si� swojej m�odzie�y do�� regularnie, tote� ci z bia�ego
Dorchester prawie nie m�wi� o nim inaczej jak �Bury�. Tyle �e zapomniano uwzgl�dni� t�
korekt� w planie miasta.
W tym, co powiedzia� m�j znajomy, jest troch� prawdy, jakkolwiek powierzchownej, i ta
prawda mnie przera�a. Kiedy si� przeje�d�a przez moj� dzielnic�, wida�, �e nie jest zamo�na, ale
nie wida� n�dzy.
Gdy wjecha�em do dzielnicy Jenny, zobaczy�em mn�stwo n�dzy. By�a jak wielka szkaradna
blizna naznaczona wystawami zabitymi p�ytami pil�niowymi. Wypatrzy�em jedn�, kt�ra nie by�a
jeszcze zabita, ale sklep i tak by� nieczynny. Szyby by�y wybite, a mur podziurawiony �ladami
kul niczym �miertelnym rzutem tr�dziku. Wn�trze by�o wypalone i ogo�ocone, a neon, niegdy�
z wietnamskim napisem oznaczaj�cym delikatesy, rozbity. Delikatesy w tej dzielnicy
najwyra�niej przesta�y by� dobrym interesem, ale handel crackiem zapewne kwit�.
Zjecha�em z Blue Hill Avenue na rozje�d�one wzg�rze ulic�, kt�ra sprawia�a wra�enie,
jakby jej nawierzchni� interesowa� si� kto� ostatnio za rz�d�w Kennedy�ego. Czerwone jak krew
s�o�ce chowa�o si� za przero�ni�te, butwiej�ce chaszcze na szczycie. Tu� przede mn� przez ulic�
w milczeniu, niespiesznie przesz�a grupka czarnych wyrostk�w. Gapili si� na m�j samoch�d.
By�o ich czterech. Jeden trzyma� w r�ku kij od miot�y. Odwr�ci� si�, �eby mi si� przyjrze�, i z
g�uchym �wistem waln�� nim o chodnik.
Jeden z jego kumpli, kt�ry id�c, podrzuca� w g�r� pi�k� tenisow�, za�mia� si� i karc�cym
gestem wyci�gn�� palec w stron� mojej przedniej szyby. Przeci�li chodnik i znikn�li na
wydeptanej w nadgni�ych brunatnych chwastach �cie�ce mi�dzy dwoma dwupi�trowymi
domami. Jecha�em dalej. Jaki� pierwotny odruch kaza� mi si� upewni�, czy w przewieszonej
przez lewe rami� kaburze daje si� wyczu� ci�ar pistoletu.
M�j pistolet to, jak by powiedzia�a Angie, nie �adna pieprzona zabaweczka. To automat
magnum czterdzie�ci cztery, automag, jak pieszczotliwie nazywa go Najemnik i tym podobne
publikacje. Nie kupi�em go z powodu kompleksu ma�ego cz�onka ani kompleksu Eastwooda, ani
dlatego �e koniecznie chcia�em mie� najwi�kszego gnata w okolicy. Kupi�em go z prostej
przyczyny: jestem beznadziejnym strzelcem. Musz� mie� pewno��, �e je�li kiedykolwiek b�d�
zmuszony u�y� broni, trafi� w cel, i to trafi� na tyle dobrze, �eby pad� � i �eby ju� tak zosta�o.
S� ludzie, kt�rych postrza� w r�k� z trzydziestki dw�jki tylko rozz�o�ci. Ale postrzel takiego
w to samo miejsce z automaga, a poprosi o ksi�dza.
Wystrzeli�em z niego jak dot�d dwa razy. Raz, gdy pewien bezm�zgi socjopata, tylko
odrobin� wi�kszy ni� Rhode Island, chcia�, �ebym mu pokaza�, jaki ze mnie twardziel.
Wyskoczy� ze swojego auta i by� mo�e dwa metry ode mnie � a zbli�a� si� szybko � gdy
wypali�em prosto w jego silnik. Wtedy stan��. Wytrzeszczy� oczy na swoj� cordob�, jakbym mu
zastrzeli� psa. Omal nie zap�aka�. Ale s�dz�, �e dym wydobywaj�cy si� z rozdartego metalu
maski przekona� go, i� s� na tym �wiecie rzeczy wi�ksze ni� my dwaj.
A za drugim razem to by� Bobby Royce. Trzyma� Angie za szyj�. M�j strza� wyrwa� mu
kawa�ek nogi. I wyobra�cie sobie! Bobby Royce jeszcze wsta�. Podni�s� pistolet i trzyma� go
w tej pozycji nawet wtedy, gdy dwie kule Angie przy�rubowa�y go do hydrantu, a �wiat�o w jego
�renicach zgas�o. Zesztywnia� z wycelowan� we mnie luf�. Wyraz jego martwych pustych oczu
niewiele r�ni� si� od tego, jaki mia�y, gdy jeszcze oddycha�.
Zajecha�em pod ostatni znany adres Jenny. Mia�em na sobie per�owoszar� lu�n� lnian�
marynark�, nieco przydu��, a wi�c idealnie maskuj�c� pistolet. W ka�dym razie grupka
ma�olat�w siedz�cych na samochodach przed domem Jenny bez w�tpienia da�a si� nabra�. Gdy
przechodzi�em przez jezdni�, zmierzaj�c w ich stron�, jeden z nich zagadn��:
� Hej, Columbo, gdzie twoje wsparcie? Siedz�ca za nim dziewczyna zachichota�a.
� Pod marynark�, Jerome.
By�o ich dziewi�cioro. Cz�� siedzia�a na baga�niku wyblak�ego niebieskiego chevroleta
malibu z jaskrawo��t� blokad� na przednim kole � niechybn� oznak�, �e jego w�a�ciciel nie
zap�aci� za parkowanie. Pozostali obsiedli stoj�cego tu� za malibu forda granade w paskudnym
kolorze md�ej zieleni.
Dwoje ze�lizn�o si� i szybko oddali�o ze spuszczonymi g�owami, pocieraj�c d�o�mi czo�a.
Doszed�em do samochod�w i zatrzyma�em si�.
� Jenna w domu?
Jerome wybuchn�� �miechem. By� szczup�y i muskularny, wyluzowany. Mia� na sobie
fioletowy T-shirt, bia�e szorty i czarne buty do koszyk�wki.
� Jenna w domu? � powt�rzy� piskliwym falsetem. � Jakby znali si� z Jenn� od dziecka. Nie,
stary, Jenna wyjecha�a w interesach. � Pozostali te� zacz�li si� �mia�. Spojrza� na mnie i potar�
d�oni� podbr�dek. � Ale ja jestem jej, no wiesz, sekretarzem. Mo�esz mi zostawi� wiadomo��.
Reszta ma�olat�w na d�wi�k s�owa �sekretarz� ze �miechu zgi�a si� wp�.
Mnie te� to rozbawi�o, ale musia�em zachowywa� si� tak, jakbym panowa� nad sytuacj�.
� Na przyk�ad, �e m�j agent zadzwoni do jej agenta?
Jerome patrzy� na mnie z kamiennym wyrazem twarzy.
� W�a�nie, stary, co� takiego. Co sobie �yczysz.
Znowu �miech. Coraz g�o�niejszy.
To w�a�nie ja, Patrick Kenzie. Jak nikt umiem si� dogada� z m�odzie��. Przeszed�em mi�dzy
autami, co nie jest �atwe, gdy nikt nawet nie drgnie, �eby zrobi� ci miejsce, ale jako� si� uda�o.
� Dzi�ki za pomoc, Jerome.
� Hej, stary, nie ma o czym m�wi�. To tylko drobna cz�stka mojej wspanialej osobowo�ci.
Wszed�em na schodki prowadz�ce do domu Jenny.
� Kiedy zobacz� si� z Jenn�, nie omieszkam jej wspomnie�, jaki by�e� mi�y.
� Cholernie �adnie z twojej strony � po�egna� mnie Jerome, gdy znika�em w sieni.
Jenna mieszka�a na drugim pi�trze. Wdrapa�em si� po schodach, wdychaj�c znajomy zapach
domu z biednej dzielnicy: ob�a��cego, wypra�onego na s�o�cu drewna, starej farby, kocich
odchod�w, desek i linoleum na pod�odze, w kt�r� przez dziesi�tki lat wsi�ka�y stopiony �nieg
i b�oto z mokrych but�w, rozlane piwo i s�odkie napoje gazowane, i popi� z tysi�cy rzucanych
pod nogi niedopa�k�w. Uwa�a�em, �eby nie dotyka� por�czy; wygl�da�a, jakby w ka�dej chwili
by�a gotowa odpa�� od s�upk�w.
Dotar�em na sam� g�r� i znalaz�em si� pod drzwiami Jenny, albo raczej pod tym, co z nich
zosta�o. Kto� wyrwa� klamk� razem z zamkiem. Le�a�a teraz na stosie drzazg na pod�odze.
Szybki rzut oka na przedpok�j pozwoli� mi dostrzec cienki pasek zielonego linoleum usianego
po�amanymi nogami od krzese�, roztrzaskan� szuflad�, poci�tymi ubraniami, pierzem z poduszek
i cz�ciami ma�ego przeno�nego radia.
Wyci�gn��em pistolet i centymetr po centymetrze wsun��em si� do �rodka, omiataj�c ka�de
drzwi oczami i luf�. Dom zalega�a ta szczeg�lna cisza panuj�ca we wn�trzach, w kt�rych nie
pozosta�a ju� �adna �ywa istota, ale ju� kiedy� da�em si� nabra� na tak� cisz�, po czym zosta�a mi
pami�tka � zdrutowana szcz�ka.
Dopiero po dziesi�ciu minutach wyt�onych i pe�nych napi�cia poszukiwa� uzna�em, �e
mieszkanie istotnie jest puste. By�em ca�y zlany potem, kark bola� mnie jak cholera, a mi�nie
r�k stwardnia�y jak p�yta kartonowo-gipsowa.
Opu�ci�em r�k� z pistoletem i ju� swobodniej przeszed�em si� po mieszkaniu, jeszcze raz
sprawdzaj�c pokoje, temu i owemu przygl�daj�c si� dok�adniej. Nic nie wyskoczy�o z sypialni
i nie zacz�o ta�czy� przed moimi oczami, trzymaj�c nad g�ow� neonowy napis POSZLAKA!!!
Z �azienki te� nie. R�wnie� kuchnia i pok�j dzienny okaza�y si� niesk�onne do wsp�pracy.
Wida� by�o tylko, �e kto� tu czego� szuka�, przy czym delikatno�� obej�cia nie by�a jego g��wn�
trosk�. Wszystko, co da�o si� st�uc, zosta�o st�uczone, a co da�o si� rozpru� � rozprute.
Wyszed�em do przedpokoju i nagle z prawej strony dolecia� mnie jaki� d�wi�k. Wykona�em
piruet; znad swojej wielkiej lufy zobaczy�em Jerome�a, kt�ry przykucn�� i zakry� twarz d�o�mi.
� Ho! Ho! Ho, ho, ho, ho! Nie strzelaj, kurwa, nie strzelaj!
� Chryste! � Gwa�towna fala bezw�adnej ulgi przetoczy�a si� przez ostr� kling� adrenaliny.
� Kurwa ma�! � Jerome wyprostowa� si�, nie wiedzie� czemu otrzepuj�c T-shirt
i wyg�adzaj�c mankiety szort�w. � Po jak� choler� taszczysz toto ze sob�? Od niepami�tnych
czas�w nikt tu nie widzia� s�oni.
Wzruszy�em ramionami.
� Co tu robisz?
� Hej, ja tu mieszkam, bia�asku. Widzi mi si�, �e to raczej ty powiniene� si� t�umaczy�.
I od�� tego pieprzonego gnata.
Wsun��em pistolet do kabury.
� Co si� tu sta�o, Jerome?
� Ba � odpar� Jerome. Wszed� g��biej, obrzucaj�c ca�y ten �mietnik pobie�nym spojrzeniem,
jakby widzia� go ju� setki razy. � Jenna od tygodnia si� nie pokaza�a. To si� sta�o w weekend. �
Uprzedzi� moje nast�pne pytanie. � Nie, stary, nikt niczego nie widzia�.
� To mnie nie zaskakuje � mrukn��em.
� Aha, a w twojej dzielnicy ludzie z ka�d� nowin� na ochotnika p�dz� na policj�.
U�miechn��em si�.
� Je�li nie maj� innego wyj�cia.
� Aha. � Jeszcze raz rzuci� okiem na zdemolowane mieszkanie. � To musi by� co�
z Rolandem. Na pewno.
� Kto to jest Roland?
To go roz�mieszy�o; zachichota�.
� Aha, jasne!
� Nie, serio. Kto to jest Roland? Odwr�ci� si� i wyszed� z mieszkania. � Wracaj do domu,
bia�asku. Ruszy�em za nim po schodach.
� Kto to jest Roland, Jerome?
Przez ca�� drog� a� do parteru z niedowierzaniem kr�ci� g�ow�. Na werandzie, gdzie jego
kumple obsiedli schodki, wystawi� kciuk do ty�u, wskazuj�c na mnie.
� Pyta si�, kto to jest Roland.
Wybuchn�li �miechem. Pewnie od dawna nie spotkali tak zabawnego bia�ego.
Gdy wyszed�em na werand�, wi�kszo�� wsta�a. Dziewczyna zagadn�a:
� Chcesz wiedzie�, kto to jest Roland?
Zszed�em do po�owy stopni.
� Chc� wiedzie�, kto to jest Roland.
Jeden z wi�kszych ch�opak�w d�gn�� mnie wskazuj�cym palcem w rami�.
� Kurwa, cz�owieku, Roland to nocny koszmar.
� Straszniejszy ni� twoja �ona � dorzuci�a dziewczyna. Wszyscy znowu wybuchn�li
�miechem. Zszed�em na sam d� i przecisn��em si� mi�dzy b��kitnym malibu a zielon� granad�.
� Trzymaj si� od Rolanda z daleka � poradzi� mi Jerome. � To, co zabije s�onia, Rolanda
nawet nie wytr�ci z r�wnowagi. Bo to nie jest zwyk�y cz�owiek.
Zatrzyma�em si�, odwr�ci�em. D�o� opar�em o malibu.
� No wi�c kto to jest?
Jerome wzruszy� ramionami. Spl�t� r�ce na piersiach.
� Samo z�o. Najgorsze, jakie mo�e by�.
4
Gdy tylko wr�ci�em do biura, zam�wili�my chi�skie �arcie i wymienili�my si� relacjami.
Podczas gdy ja pod��a�em tropem fizycznym, Angie prze�ledzi�a papierowy. Opowiedzia�em
jej, co znalaz�em na swojej drodze. Wpisa�em imiona �Roland� i �Jerome� na pierwsz� stron�
naszego pliku komputerowego. Dopisa�em te� �W�amanie� i �Motyw?�. Ostatnie s�owo
podkre�li�em.
Chi�skie �arcie dojecha�o i zabrali�my si� do pracy, zapychaj�c sobie t�tnice cholesterolem
i zmuszaj�c serce do podw�jnej pracy. Mi�dzy jedn� a drug� �y�k� sma�onego ry�u
z wieprzowin� i makaronu z warzywami, grzybami i krewetkami Angie zda�a mi raport z tego, co
znalaz�a na papierowym szlaku. Dzie� po tym, jak Jenna znik�a, Jim Vurnan obszed� restauracje
i sklepy w okolicach Beacon Hill i gmachu parlamentu, sprawdzaj�c, czy gdzie� tam jej nie by�o.
Nie znalaz� jej, ale w delikatesach na Somerset dosta� od w�a�ciciela kwit z potwierdzeniem
zap�aty kart� kredytow�. Jenna zap�aci�a Vis� za bu�k� z szynk� i col�. Angie wzi�a od niego ten
kwitek i pos�uguj�c si� swoj� star� wypr�bowan� metod�: �Dzie� dobry, moje nazwisko
(odpowiednie wstawi�), zdaje si�, �e zgubi�am kart� kredytow��, dowiedzia�a si�, �e Jenna mia�a
tylko t� jedn� kart�, historia jej rachunku nie by�a zupe�nie nieskazitelna (raz mia�a do czynienia
z agencj� �ci�gaj�c� d�ugi, w tysi�c dziewi��set osiemdziesi�tym pierwszym), a ostatnio u�y�a
karty dziewi�tnastego czerwca, pierwszego dnia po tym, jak nie pojawi�a si� w pracy, w Bank of
Boston na rogu Clarendon i St James, gdzie wzi�a z niej dwie�cie dolar�w. Potem Angie
zadzwoni�a do Bank of Boston, udaj�c pracownic� American Express. Pani Angieline z�o�y�a
wniosek o wydanie karty kredytowej. Czy mo�emy prosi� o sprawdzenie jej konta?
- Jakiego konta?
T� sam� odpowied� us�ysza�a we wszystkich bankach, do kt�rych dzwoni�a. Jenna Angieline
nie mia�a konta bankowego. To oczywi�cie nie pow�d do podejrze�, tyle tylko �e tak� osob�
trudniej znale��.
Ju� zacz��em formu�owa� pytanie, czy aby na pewno nie pomin�a �adnego banku, ale ona
podnios�a d�o� i nie przerywaj�c ogryzania �eberka, zdo�a�a wypowiedzie�: �Jeszcze nie
sko�czy�am�. Otar�a usta serwetk�, prze�kn�a, wla�a w siebie t�gi �yk piwa i spyta�a.
� Pami�tasz Billy�ego Hawkinsa?
� Oczywi�cie.
Gdyby�my mu nie znale�li alibi, odsiadywa�by w�a�nie dych� w zak�adzie penitencjarnym
Walpole.
� No wi�c Billy pracuje teraz w agencji Western Union. � Rozsiad�a si� wygodnie,
najwyra�niej zadowolona z siebie.
� No?
� Co �no�?
Dobrze si� bawi�a.
Wzi��em t�uste �eberko i zamierzy�em si� na ni�. Podnios�a r�ce do g�ry, jakby si�
poddawa�a.
� Dobra, dobra. Billy nam sprawdzi, czy nie korzysta�a z kt�rego� z ich punkt�w. Nie mog�a
prze�y� od dziewi�tnastego o dwustu dolarach. W ka�dym razie nie w tym mie�cie.
� A kiedy Billy si� do nas odezwie?
� Dzi� ju� nie m�g� nic zrobi�. Powiedzia�, �e je�li b�dzie przesiadywa� w pracy po swojej
zmianie, szef zacznie co� podejrzewa�, a jego zmiana ko�czy�a si� pi�� minut po moim telefonie.
B�dzie musia� zrobi� to jutro. Obieca�, �e zadzwoni ko�o po�udnia.
Pokiwa�em g�ow�. Za plecami Angie na ciemniej�ce niebo k�ad�y si� cztery palce szkar�atu.
Lekki powiew zdmuchn�� jej cieniutki kosmyk w�os�w zza ucha na policzek. Za mn� z kolei Van
Morrison wy�piewywa� z przeno�nego magnetofonu o �szalonej mi�o�ci�, a my siedzieli�my
w ciasnym biurze, wpatruj�c si� w siebie, wype�nieni aur� ci�kostrawnego chi�skiego �arcia,
parnego dnia i satysfakcji, �e wiemy, sk�d b�dzie pochodzi� nasz nast�pny czek. Angie
u�miechn�a si� z lekkim za�enowaniem, ale nie odwr�ci�a wzroku i znowu zacz�a leciutko
postukiwa� o��wkiem o skrzywiony z�b.
Odczeka�em dobre pi�� minut, a� cisza mi�dzy nami rozgo�ci�a si� na dobre, po czym
powiedzia�em:
� Chod� ze mn� do domu.
Potrz�sn�a g�ow�, wci�� u�miechni�ta, i lekko zakr�ci�a krzes�em.
� No chod�. Poogl�damy telewizj�, pogadamy o dawnych czasach...
� Gdzie� w tym planie jest ��ko. Czuj� to.
� Tylko jako mebel do spania. Po�o�ymy si� i... b�dziemy gada�.
Roze�mia�a si�.
� Aha. A co z tymi wszystkimi m�odziutkimi �licznotkami, kt�re nieustannie koczuj�
u twoich drzwi i wisz� na twoim telefonie?
� Kogo masz na my�li? � spyta�em tonem niewini�tka.
� Kogo? � powt�rzy�a. � Donn�, Beth, Kelly, t� dupiast� laseczk�, Lauren...
� Dupiast� laseczk�? Czy ja dobrze s�ysz�?
� Oj, no wiesz kt�r�. W�oszk�. T� od � g�os Angie wzni�s� si� o dwie oktawy � �Oooooch,
Patrick, teraz we�my k�piel pere�kow�! Iiii!� To ta.
� Gina.
� Gina. No w�a�nie.
� Odda�bym je wszystkie za jedn� noc z...
� Wiem o tym, Patrick. Nie uwa�asz, mam nadziej�, �e to dla mnie pow�d do dumy.
� O rany, mamu�ka... U�miechn�a si�.
� Wiesz, Patrick, dlaczego ci si� wydaje, �e si� we mnie kochasz? Ot� dlatego, �e nie
widzia�e� mnie nago.
� Od...
� Od trzynastu lat � doda�a pospiesznie � i oboje ustalili�my, �e ten epizod ulegnie
wymazaniu. Poza tym, je�li chodzi o kobiety, trzyna�cie lat to dla ciebie ca�a epoka.
� M�wisz tak, jakby to by�o co� z�ego. - Wznios�a oczy ku niebu.
- Do rzeczy � powiedzia�a. � To co robimy jutro? Wzruszy�em ramionami, upi�em piwa
z puszki. Smakowa�o jak herbata; niechybna oznaka, �e lato przysz�o na dobre. Van sko�czy�
wy�piewywa� o �szalonej mi�o�ci� i przeszed� do �tajemnicy�.
� Zaczekamy na telefon Billa, a je�li on nie zadzwoni, to my zadzwonimy do niego ko�o
po�udnia.
� To brzmi prawie jak plan. Wychyli�a swoje piwo i wykrzywi�a si�.
� Nie ma zimnego?
Si�gn��em do kosza na �mieci, kt�ry s�u�y� tak�e za ch�odziark�, i rzuci�em jej now� puszk�.
Otworzy�a, upi�a.
� A co zrobimy, gdy ju� odnajdziemy pani� Angieline?
� Nie mam poj�cia. Zdamy si� na intuicj�.
� C� za niezwyk�y profesjonalizm.
Pokiwa�em g�ow�.
� W�a�nie dzi�ki temu mam pozwolenie na bro�.
Dostrzeg�a go wcze�niej ni� ja. Jego cie� pad� na pod�og�, zas�oni� praw� po�ow� jej twarzy.
Phil. Phil Skurwiel.
Nie widzia�em go od chwili, gdy trzy lata temu skierowa�em go do szpitala. Wygl�da� teraz
lepiej ni� wtedy � kiedy to le�a� na pod�odze, trzymaj�c si� za �ebra i odkrztuszaj�c krew � ale
nadal jak Skurwiel. Pod lewym okiem mia� blizn� jak st�d do Afryki � pami�tk� po rozs�dnym
kiju bilardowym. Nie jestem pewien, ale zdaje mi si�, �e zareagowa�em na jej widok szerokim
u�miechem. Nie patrzy� na mnie. Patrzy� na ni�.
� Z�otko, od dziesi�ciu minut stoj� na dole i tr�bi�. Nie s�ysza�a�?
� By� du�y ruch, a poza tym... � skinieniem g�owy wskaza�a magnetofon, ale Phil nie
zdecydowa� si� na niego spojrze�, bo w�wczas musia�by spojrze� i na mnie.
� Gotowa? � spyta�.
Przytakn�a i wsta�a. Jednym d�ugim haustem doko�czy�a piwo, co chyba zanadto go nie
ubawi�o. A jeszcze mniej to, �e rzuci�a pust� puszk� w moj� stron�, jakby podawa�a pi�k�, a ja
�ci��em j� do kosza na �mieci.
� Dwa punkty � powiedzia�a, wychodz�c zza biurka. � Do jutra, Po�lizg.
� Do jutra � odpar�em, patrz�c, jak bierze Phila za r�k� i idzie z nim do drzwi.
Tu� przed progiem Phil odwr�ci� si�, trzymaj�c jej r�k� w swojej i spojrza� na mnie.
U�miechn�� si�.
Pos�a�em mu poca�unek.
S�ysza�em, jak schodz� po w�skich kr�tych schodach. Van przesta� �piewa�. Cisza, kt�ra
zast�pi�a jego g�os, wyda�a mi si� ci�ka i przesycona zgnilizn�. Przesiad�em si� na krzes�o
Angie i zobaczy�em ich na dole. Phil wsiada� do samochodu. Angie sta�a przy drzwiach z drugiej
strony, trzymaj�c klamk�. G�ow� mia�a opuszczon� i co� mi m�wi�o, �e �wiadomie
powstrzymuje si� przed spojrzeniem w nasze okno. Phil otworzy� jej drzwi od �rodka i gdy tylko
wsiad�a, w��czyli si� w uliczny ruch.
Spojrza�em na sw�j magnetofon i rozrzucone dooko�a kasety. Przez chwil� zastanawia�em
si�, czy nie wyj�� Vana i nie w��czy� Dire Straits. Albo Stones�w. Nie. Mo�e raczej Jane�s
Addiction. Springsteena? No a mo�e co� zupe�nie innego. Ladysmith-Black-Mambazoo albo The
Cieftains. Zastanawia�em si� nad ka�d� mo�liwo�ci� z osobna. Zastanawia�em si�, co by najlepiej
pasowa�o do mojego nastroju. Zastanawia�em si�, czy nie wzi�� magnetofonu i nie cisn�� nim
przez pok�j, dok�adnie tam, gdzie Phil odwr�ci� si�, trzymaj�c Angie za r�k�, i u�miechn�� si� do
mnie.
Ale nie zrobi�em tego. Przejdzie.
Wszystko przechodzi. Pr�dzej czy p�niej.
5
Kilka minut p�niej wyszed�em z ko�cio�a. Nic mnie tu nie trzyma�o. Kopn�wszy pust�
puszk� po piwie, przeszed�em przez puste podw�rko, przez przerw� w niewysokim �elaznym
ogrodzeniu i przez ulic� dziel�c� mnie od domu. Mieszkam dok�adnie naprzeciwko ko�cio�a
w bia�o-niebieskim dwupi�trowym domu, kt�remu jako� uda�o si� ocale� z plagi aluminiowego
sidingu, kt�ry opanowa� ju� ca�e s�siedztwo. Jego w�a�cicielem jest stary W�gier, kt�rego
nazwiska nie nauczy�em si� wymawia� nawet po roku �wicze�. Ca�y dzie� bez sensu p�ta si� po
podw�rku. Od pi�ciu lat, czyli odk�d tam mieszkam, wypowiedzia� do mnie mo�e dwie�cie
pi��dziesi�t s