12937

Szczegóły
Tytuł 12937
Rozszerzenie: PDF
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

12937 PDF - Pobierz:

Pobierz PDF

 

Zobacz podgląd pliku o nazwie 12937 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.

12937 - podejrzyj 20 pierwszych stron:

Dennis Lehane Wypijmy, nim si� zacznie wojna (A drink before the war) Prze�o�y�a Maria Klimek-Lewandowska Podzi�kowania Podczas pisania tej ksi��ki rad�, krytyk�, zach�t� i wiar�, za kt�re jestem i zawsze b�d� wdzi�czny bardziej, ni� jestem to w stanie wyrazi�, s�u�yli mi: John Dempsey, Mail Ellenburg, Ruth Greenstein, Tupi Konstan, Gerard Lehane, Chris Mullen, Courtnay Pelech, Ann Riley, Ann Rittenberg, Claire Wachtel i Sterling Watson. Od autora Niemal ca�a akcja powie�ci toczy si� w Bostonie, ale obraz miasta i jego instytucji zarysowany zosta� do�� swobodnie. Zabieg ten jest najzupe�niej celowy. Przedstawiony tu �wiat jest fikcyjny, podobnie jak postacie i wydarzenia. Wszelkie podobie�stwo do autentycznych zdarze� i os�b, �yj�cych i zmar�ych, jest najzupe�niej przypadkowe. Moje najwcze�niejsze wspomnienia wi��� si� z po�arami. W wieczornych wiadomo�ciach ogl�da�em, jak p�on� Watts, Detroit i Atlanta. Widzia�em morze mangrowc�w i li�cie palm tl�ce si� pod napalmem, gdy Cronkite m�wi� spoza ekranu o dwustronnym rozbrojeniu i o wojnie, kt�ra straci�a sens. M�j ojciec, stra�ak, cz�sto budzi� mnie w nocy, �ebym ogl�da� najnowsze doniesienia telewizyjne o po�arach, kt�re gasi�. Czu�em od niego dym i sadz�, dusz�c� wo� benzyny i smaru; gdy siedzia�em na jego kolanach w starym fotelu, te zapachy wydawa�y mi si� bardzo przyjemne. Pokazywa� mi siebie, jak przebiega przed kamer�; mglisty cie� pod�wietlony szalej�c� czerwieni� i migotliw� ��ci�. Czas p�yn��, a po�ary zdawa�y si� rosn�� razem ze mn�. Gdy niedawno p�on�o Los Angieles, dzieciak we mnie zastanawia� si�, co to b�dzie, je�li popi� i dym rusz� na p�nocny wsch�d, zatrzymaj� si� nad Bostonem, zatruj� nasze powietrze. Ubieg�ego lata chyba to si� sta�o. Nienawi�� przysz�a do nas jak tornado. U�ywali�my r�nych okre�le� � rasizm, pedofilia, sprawiedliwo��, praworz�dno�� � ale wszystkie te s�owa by�y jak wst��ki i ozdobny papier na pobrudzonym prezencie, kt�rego nikt nie chcia� otworzy�. Ubieg�ego lata gin�li Indzie. Wi�kszo�� z nich by�a niewinna. Niekt�rzy winni, jedni mniej, inni bardziej. Ubieg�ego lata ludzie zabijali. Nikt z nich nie by� niewinny. Wiem to dobrze. By�em jednym z nich. Patrzy�em przed siebie nad smuk�� luf� pistoletu, spogl�da�em w oczy oszala�e ze strachu i nienawi�ci i widzia�em w nich swoje odbicie. Poci�gn��em za spust, chc�c sprawi�, by znik�o. S�ysza�em echo swojego wystrza�u, czu�em zapach prochu i w dymie nada� widzia�em swoje odbicie; wiedzia�em, �e b�d� je widzia� ju� zawsze. 1 �eby zobaczy� Ogrody Bosto�skie z baru hotelowego w Ritzu-Carltonie, trzeba mie� krawat. Podziwia�em ju� Ogrody Bosto�skie z innych punkt�w obserwacyjnych, nie maj�c krawata, i nie czu�em, �eby mi czego� brakowa�o, ale mo�e w Ritzu wiedz� co�, czego ja nie wiem. Co do ubra�, preferuj� d�insy i T-shirty, ale szed�em tam s�u�bowo, wi�c ten czas nale�a� do nich, nie do mnie. Poza tym ostatnio troch� si� opu�ci�em w praniu i moje d�insy pewnie mog�yby same przejecha� si� metrem i spotka� si� ze mn� na miejscu. Wybra�em granatowego dwurz�dowego armaniego � jeden z kilku garnitur�w, kt�re dosta�em od sp�ukanego klienta � wyszuka�em odpowiednie buty, krawat i koszul� i jak za dotkni�ciem czarodziejskiej r�d�ki zrobi�em si� taki �liczny, �e chcia�oby si� mnie schrupa�. Przechodz�c przez Arlington Street, z uznaniem przyjrza�em si� swojemu odbiciu w przydymionej szybie baru. Dziarski krok, b�ysk w oku i ka�dy w�osek na swoim miejscu. �ycie jest pi�kne. M�odziutki od�wierny o policzkach tak g�adkich, jakby uda�o mu si� jakim� cudem omin�� okres dojrzewania, otworzy� przede mn� mosi�ne drzwi, m�wi�c: �Z rado�ci� witamy w Ritzu- Carltonie�. W dodatku m�wi� szczerze � jego g�os dr�a� z dumy, �e wybra�em w�a�nie jego urokliwy hotelik. Zamaszystym gestem wyci�gn�� r�k�, aby wskaza� mi kierunek, na wypadek gdybym sam na to nie wpad�, i zanim zd��y�em mu podzi�kowa�, drzwi si� za mn� zamkn�y, a on ju� przywo�ywa� najlepsz� na �wiecie taks�wk� dla jakiego� innego szcz�ciarza. Moje buty z �o�niersk� spr�ysto�ci� stuka�y o marmurow� posadzk�, a ostre kanty spodni odbija�y si� w mosi�nych popielniczkach. W lobby Ritza zawsze mia�em uczucie, jakbym zaraz mia� zobaczy� George�a Reevesa jako Clarka Kenta albo mo�e Bogeya, jak pali papieroska z Raymondem Masseyem. Ritza to jeden z hoteli niewzruszonych w swoim statecznym luksusie: przepyszne dywany o orientalnych wzorach, recepcja i portiernia z l�ni�cego d�bu, t�tni�ce �yciem foyer, przystanek wygodnie rozpartych handlarzy w�adz�, kt�rzy w teczkach z mi�kkiej sk�ry taszcz� ze sob� cudz� przysz�o��, bosto�skie arystokratki w tych swoich futrach, z tym swoim zniecierpliwieniem, spiesz�ce na codzienny manikiur, i legion s�u�by hotelowej w granatowych uniformach, z solidnymi mosi�nymi w�zkami baga�owymi, kt�rych k�ka z najdelikatniejszym poszumem wyszukiwa�y punkty podparcia, tocz�c si� po grubym, mi�kkim pod�o�u. Bez wzgl�du na to, co dzia�o si� na zewn�trz, stoj�c w tym lobby i patrz�c na tych ludzi, mo�na by�o odnie�� wra�enie, �e na Londyn wci�� jeszcze spadaj� niemieckie bomby. Omin��em portiera przy wej�ciu do baru i sam sobie otworzy�em drzwi. Je�li go roz�mieszy�em, w �aden spos�b tego nie okaza�. Je�li by� �ywy, w �aden spos�b tego nie okaza�. Stan��em na pluszowym dywanie; ci�kie drzwi zamkn�y si� cichutko i zobaczy�em ich przy odleg�ym stoliku z widokiem na ogrody. Trzech facet�w maj�cych do�� wp�yw�w politycznych, by przeszmuglowa� nas wszystkich w dwudziesty pierwszy wiek. Najm�odszy z nich, Jim Vurnan, na m�j widok podni�s� si� i przybra� mi�y wyraz twarzy. To jego zaw�d; jest kongresmenem z mojego okr�gu wyborczego. Przemierzy� dywan trzema d�ugimi susami; szeroki u�miech a la Jack Kennedy pod��a� tu� za jego wyci�gni�t� d�oni�. Uj��em j�. � Cze��, Jim. � Patrick � powita� mnie, jakby ca�y dzie� sp�dzi� na p�ycie lotniska, wyczekuj�c mojego powrotu z obozu jenieckiego. � Patrick � powt�rzy� � tak si� ciesz�, �e mog�e� si� z nami spotka�. � Dotkn�� mojego ramienia i obrzuci� mnie wzrokiem pe�nym uznania, najwidoczniej nie pami�taj�c, �e widzieli�my si� nie dalej jak wczoraj. � �wietnie wygl�dasz. � Zapraszasz mnie na randk�? Jim przyj�� m�j �arcik serdecznym �miechem, o wiele serdeczniejszym, ni� na to zas�ugiwa�. Poprowadzi� mnie do stolika. � Patrick Kenzie, senator Sterling Mulkern i senator Brian Paulson. M�wi� �senator� tak, jak niekt�rzy m�wi� �Hugh Hefner� � z trwo�nym podziwem. Sterling Mulkern by� kwitn�cym, rumianym, krzepkim m�czyzn�, jednym z tych, kt�rzy obnosz� swoj� wag� jak bro�, nie jak ci�ar. Mia� grzyw� siwych w�os�w tak g�st�, �e swobodnie m�g�by na niej wyl�dowa� dc-10, i u�cisk d�oni o sile niemal parali�uj�cej. By� przyw�dc� wi�kszo�ci rz�dowej w Senacie gdzie� pewnie od zako�czenia wojny domowej i nie wybiera� si� na emerytur�. � Pat, ch�opcze, jak mi�o zn�w ci� zobaczy� � powiedzia�. M�wi� z afektowanym irlandzkim akcentem, kt�rego zdo�a� naby�, dorastaj�c w po�udniowym Bostonie. Brian Paulson by� za to chudy jak kij od szczotki, mia� przylizane w�osy koloru cyny i wilgotn�, hakowat� d�o�. Usiad� dopiero, gdy zrobi� to Mulkern. Ciekawe, czy spyta� go o pozwolenie, zanim oblepi� potem moj� r�k�. Na powitanie kiwn�� g�ow� i zamruga� powiekami jak kto�, kto tylko na chwil� wychyn�� z cienia. S�ysza�em, �e jednak ma m�zg wyostrzony przez lata wys�ugiwania si� Mulkernowi. Mulkern nieznacznie uni�s� brwi i spojrza� na Paulsona. Paulson uni�s� brwi i spojrza� na Jima. Jim uni�s� brwi, spogl�daj�c na mnie. Odczeka�em sekund� i unios�em brwi, spogl�daj�c na wszystkich trzech. � Zosta�em przyj�ty do klubu? Paulson wygl�da� na skonsternowanego. Jim u�miechn�� si� lekko. � Od czego zaczniemy? � zagai� Mulkern. Spojrza�em za siebie, w stron� baru. � Od drinka? Mulkern roze�mia� si� serdecznie, a Jim i Paulson zawt�rowali. Teraz wiedzia�em, sk�d Jim czerpie inspiracj�. Dobrze przynajmniej, �e nie klepn�li si� r�wnocze�nie po udach. � Naturalnie � rzek� Mulkern. � Naturalnie. Podni�s� d�o� i obok mojego �okcia wyros�a niewiarygodnie czaruj�ca m�odziutka dziewczyna, ze z�ot� tabliczk�, kt�ra identyfikowa�a j� jako �Rachel�. � Czym mog� s�u�y�, panie senatorze? Mo�esz s�u�y� temu m�odemu cz�owiekowi drinkiem. Zabrzmia�o to jak co� mi�dzy rechotem a warkni�ciem. Rachel tylko u�miechn�a si� jeszcze promienniej. Obr�ci�a si� lekko i skierowa�a wzrok na mnie. � Prosz� bardzo. Czego pan sobie �yczy? � Piwa. Macie tu co� takiego? Roze�mia�a si�. Panowie politycy te� si� roze�miali. Uszczypn��em si� w nog� i zachowa�em powag�. Bo�e, c� to za radosne miejsce! � Tak, prosz� pana. Mamy heinekena, becka, molsona, sama adamsa, st pauli girl, coron�, l�wenbrau, dos equis... � Poprosz� o molsona � przerwa�em, nie czekaj�c, a� zapadnie zmierzch. � No c�, Patrick � Jim spl�t� d�onie i pochyli� si� ku mnie. A wi�c czas przej�� do rzeczy. � Mamy pewien drobny... � Ambaras � rzek� Mulkern. � Pewien drobny ambaras. Co�, co powinno zosta� dyskretnie za�atwione i zapomniane. Przez chwil� wszyscy milczeli�my. S�dz�, �e byli�my pod g��bokim wra�eniem faktu, i� znamy cz�owieka, kt�ry w potocznej rozmowie u�ywa s�owa �ambaras�. Ja pierwszy otrz�sn��em si� z kornego zachwytu. � Na czym konkretnie polega ten ambaras? Mulkern odchyli� si� na oparcie krzes�a, nie spuszczaj�c ze mnie wzroku. W tej chwili zjawi�a si� Rachel, postawi�a przede mn� oszronion� szklank� i wla�a do niej dwie trzecie molsona. Czarne oczy Mulkerna nie odrywa�y si� od moich. � �ycz� mi�ego wieczoru � powiedzia�a Rachel i znik�a. Powieki Mulkerna nawet nie drgn�y. Mo�e zamruga�by, gdyby co� wybuch�o. � Zna�em dobrze twojego ojca, ch�opcze. Takich jak on... no c�, nikogo takiego ju� p�niej nie spotka�em. Prawdziwy bohater. � Zawsze wyra�a� si� o panu z sympati�, panie senatorze. Mulkern skin�� g�ow�, jakby to by�o oczywiste. � Wielka szkoda, �e zmar� tak wcze�nie. Zdawa�o si�, �e jest silny jak Jack LaLane, ale � poklepa� si� po klatce piersiowej � z t� pompk� nigdy nic nie wiadomo. M�j ojciec umar� po p�rocznej walce z rakiem p�uc, ale je�li Mulkern woli my�le�, �e to by� zawa�, co to komu szkodzi? � No i prosz�, oto siedzi przed nami jego syn � ci�gn��. � Ju� prawie doros�y. � Prawie � przyzna�em. � Miesi�c temu nawet zacz��em si� goli�. Jim wygl�da�, jakby po�kn�� �ab�. Paulson rzuci� mi spojrzenie z ukosa. Mulkern u�miechn�� si� promiennie. � Nie gniewaj si�, ch�opcze. Nie gniewaj si�. Masz racj�. � Westchn��. � M�wi� ci, Pat, kiedy dojdziesz do mojego wieku, sam si� przekonasz, jak to jest. Cz�owiek nie pami�ta, co robi� wczoraj, ale to, co by�o dawno, ma przed oczami jak �ywe. Pokiwa�em g�ow�, robi�c m�dr� min�, cho� nie mia�em poj�cia, o co mu chodzi. Mulkern zamiesza� drinka, wyj�� mieszade�ko i starannie u�o�y� je na serwetce. � Rozumiem, �e gdy chodzi o znalezienie cz�owieka, nie mogli�my trafi� lepiej � m�wi�c to, wyci�gn�� otwart� d�o� w moj� stron�. Skin��em g�ow�. � Bez fa�szywej skromno�ci, prawda? Wzruszy�em ramionami. To m�j zaw�d. Czemu nie mia�bym by� w tym dobry? Poci�gn��em �yk molsona. S�odkawa goryczka rozp�yn�a mi si� na j�zyku. Nie po raz pierwszy po�a�owa�em, �e rzuci�em palenie. � C�, ch�opcze, nasz problem polega na tym: w przysz�ym tygodniu pod obrady wchodzi do�� wa�na ustawa. Mamy w tej debacie naprawd� mocne argumenty, ale pewne metody i kontakty, kt�re wykorzystali�my do ich zgromadzenia, mog�yby zosta�... niew�a�ciwie zrozumiane. � Na przyk�ad? Mulkern pokiwa� g�ow� i u�miechn�� si�, jakby dzi�kuj�c za uznanie. � Niew�a�ciwie zrozumiane � powt�rzy�. Niech mu b�dzie. � I zapewne istnieje jaka� dokumentacja... �lad wykorzystania owych metod i kontakt�w? � Bystry jest � zwr�ci� si� do Jima i Paulsona. � Tak, tak. Bystry. � Przeni�s� wzrok na mnie. � Dokumentacja � rzek�. � W�a�nie w tym rzecz, Pat. Zastanawia�em si�, czy nie powinienem mu powiedzie�, �e nienawidz�, gdy kto� nazywa mnie �Pat�. Mo�e zaczn� zwraca� si� do niego per �Sterl� i zobacz�, jak mu si� to spodoba? Upi�em troch� piwa. � Zajmuj� si� poszukiwaniem ludzi, nie przedmiot�w, panie senatorze. � Je�li mog� co� doda� � wtr�ci� Jim � te dokumenty s� u osoby, kt�ra w�a�nie ostatnio zagin�a. U... � ...dotychczas zaufanej pracownicy parlamentu stanowego � doko�czy� Mulkern. Sztuk� trzymania ludzi stalow� d�oni� w aksamitnej r�kawiczce mia� opanowan� do perfekcji. W jego zachowaniu, tonie, sposobie bycia nie by�o nic, co sugerowa�oby cho�by cie� niezadowolenia, a mimo to Jim wygl�da� jak przy�apany z r�kami pod ko�dr�. Poci�gn�� d�ugi �yk szkockiej. Kostki lodu zagrzechota�y o szk�o. Nie s�dz�, �eby w najbli�szej przysz�o�ci zdecydowa� si� jeszcze co� wtr�ci�. Mulkern spojrza� na Paulsona, ten za� si�gn�� do teczki, wyci�gn�� z niej jakie� papiery i poda� je mnie. Na wierzchu by�a fotografia, do�� niewyra�na. Powi�kszenie identyfikatora pracownika parlamentu stanowego. Przedstawia�a czarn� kobiet� w �rednim wieku, o zm�czonych oczach i zniszczonej twarzy. Usta mia�a lekko rozchylone i skrzywione, jakby chcia�a wyrazi� zniecierpliwienie opiesza�o�ci� fotografa. Przewr�ci�em kartk� i na �rodku nast�pnej zobaczy�em ksero jej prawa jazdy. Nazywa�a si� Jenna Angieline. Mia�a czterdzie�ci jeden lat, cho� wygl�da�a na pi��dziesi�t. Kategoria B, wydane w stanie Massachusetts, bez adnotacji. Oczy br�zowe, wzrost sto sze��dziesi�t pi�� centymetr�w. Adres � Kenneth Street 412, Dorchester. Numer polisy ubezpieczeniowej 042-51-6543. Podnios�em wzrok na moich trzech pan�w polityk�w; jako� mimowolnie pow�drowa� ku �rodkowi, prosto w mroczne, nieruchome oczy Mulkerna. � Wi�c? � Jenna by�a sprz�taczk� w moim biurze. I Briana. � Wzruszy� ramionami. � Osobi�cie nigdy nie mia�em nic do czarnych. To by� ten typ, kt�ry m�wi� �czarny�, je�li nie by� pewien, czy w tym towarzystwie mo�e sobie pozwoli� na �asfalta�. � Dop�ki... � podsun��em. � Dop�ki dziewi�� dni temu nie znik�a. � Nieplanowany urlop? Mulkern spojrza� na mnie, jakbym si� urwa� z choinki. � Razem z tym �urlopem� Pat wzi�a te� dokumenty. � Co� lekkiego do poczytania na pla�y? Paulson waln�� d�oni� w blat stolika przed samym moim nosem. Mocno. � To nie jest temat do �art�w, Kenzie. Zrozumiano? Przyjrza�em si� tej d�oni sennym wzrokiem. � Brian � rzuci� Mulkern. Paulson zabra� r�k�, zapewne chc�c pomaca� �lady rzemienia na plecach. Powiod�em za nim tym swoim sennym wzrokiem � martwym wzrokiem, jak m�wi Angie � i zwr�ci�em si� do Mulkerna. � Sk�d wiadomo, �e wzi�a te... dokumenty? Paulson odwr�ci� oczy ode mnie i przeni�s� je na swoje martini. By�o nietkni�te. Teraz te� si� nie napi�. Pewnie czeka� na pozwolenie. � Sprawdzili�my � powiedzia� Mulkern. � Mo�esz mi wierzy�. Nikt inny nie wchodzi w gr�. � A ona dlaczego? � Co dlaczego? � Dlaczego wchodzi w gr�? U�miechn�� si�. Blado. � Bo znik�a tego samego dnia co dokumenty. Tyle. Z takimi nigdy nic nie wiadomo. � Aha. � Znajdziesz j�, Pat? Wyjrza�em przez okno. �wawy od�wierny usadza� kogo� w taks�wce. W parku para turyst�w w �rednim wieku, ubranych w identyczne T-shirty, trzaska�a fotk� za fotk� pomnikowi Jerzego Waszyngtona. Po powrocie do swojego Pipid�wka wywo�aj� sensacj�. Pijaczek na chodniku jedn� r�k� przytrzymywa� si� butelki, drug� wyci�ga� przed siebie, nieruchomy jak ska�a, czekaj�c na drobniaki. Ulic� spacerowa�y pi�kne kobiety. Ca�ymi chmarami. � Jestem drogi � uprzedzi�em. � Wiem � odpar� Mulkern. � A swoj� drog� skoro tak, to dlaczego ci�gle mieszkasz w tej starej dzielnicy? Powiedzia� to tak, jakby chcia� mnie przekona�, �e i jego serce tam zosta�o, jakby to miejsce znaczy�o dla niego co� wi�cej ni� dogodny objazd w razie korka na autostradzie. Pr�bowa�em wymy�li� jak�� dobr� odpowied�. Co� o korzeniach i poczuciu przynale�no�ci. W ko�cu powiedzia�em prawd�. � Moje mieszkanie ma prawnie regulowany czynsz. Chyba mu si� spodoba�o. 2 Moja stara dzielnica to okolice Edward Everett Square w Dorchester. Prawie siedem kilometr�w od centrum Bostonu w�a�ciwego, czyli w dobry dzie� mniej wi�cej p� godziny jazdy samochodem. Moje biuro mie�ci si� w dzwonnicy St Bartholomew�s Church. Nigdy nie uda�o mi si� dowiedzie�, co si� sta�o z dzwonem, kt�ry kiedy� w niej wisia�. Zakonnice z s�siedniej szko�y parafialnej nie chc� mi tego zdradzi�. Starsze zwyczajnie nie odpowiadaj� na pytania, a m�odsze moja ciekawo�� najwyra�niej bawi. Siostra Helen powiedzia�a mi kiedy�, �e zosta� �cudownie przeniesiony�. Tak to okre�li�a. Siostra Joyce, moja dawna kole�anka, zawsze m�wi, �e �zmieni� miejsce pobytu�, a przy tym rzuca mi przewrotny u�miech, jaki zakonnicom powinien by� z gruntu obcy. Jestem detektywem, ale one nawet Sama Spade�a wp�dzi�yby do domu wariat�w. W dniu, w kt�rym otrzyma�em licencj� detektywa, nasz duszpasterz ksi�dz Drummond spyta�, czy nie zgodzi�bym si� zapewni� temu lokalowi odrobiny profesjonalnej ochrony. Jacy� niewierni znowu pokradli kielichy i �wieczniki i ksi�dz Drummond uzna�, �e � jak si� wyrazi� � �najwy�szy czas sko�czy� z tym skurwysy�stwem�. Zaoferowa� mi trzy posi�ki dziennie na plebanii, pierwsze zlecenie i �ask� od Boga, je�li zasadz� si� w dzwonnicy i b�d� tam czeka� na kolejne w�amanie. Ja o�wiadczy�em, �e tak tanio si� nie sprzedam. Za��da�em zezwolenia na u�ytkowanie dzwonnicy, dop�ki nie znajd� w�asnego biura. Jak na duchownego skapitulowa� nadzwyczaj �atwo. Gdy zobaczy�em stan pomieszczenia � nieu�ywanego od siedmiu lat � zrozumia�em dlaczego. Uda�o nam si� z Angie zmie�ci� tam dwa biurka. I dwa krzes�a. Gdy zorientowali�my si�, �e nie ma ju� miejsca na szafk� kartotekow�, wysadzili�my si� na peceta i pakowali�my prawie wszystko na dyskietki, a kilka aktualnych akt trzymali�my na biurkach. To robi na klientach takie wra�enie, �e prawie nie zwracaj� uwagi na pomieszczenie. Prawie. Gdy pokona�em ostatni stopie�, zobaczy�em Angie siedz�c� za biurkiem. By�a zaj�ta analiz� rubryki towarzyskiej w magazynie dla pa�, tote� wszed�em cichutko. Z pocz�tku mnie nie zauwa�y�a � widocznie trafi�a na prawdziw� bomb� � skorzysta�em wi�c z okazji, by poobserwowa� j� w rzadkiej chwili wytchnienia. Stopy obute w czarne zamszowe botki a la Piotru� Pan opar�a na biurku. Grafitowe d�insy mia�a wetkni�te za cholewki. Powiod�em wzrokiem wzd�u� jej d�ugich n�g a� po lu�ny bia�y T- shirt. Reszt�, z wyj�tkiem fragmentu bujnych g�stych w�os�w barwy zalanej deszczem smo�y, opadaj�cych na oliwkowe ramiona, zas�ania�a gazeta. Wiedzia�em, �e za najnowszymi wiadomo�ciami kryje si� smuk�a szyja, kt�ra dr�y, ilekro� jej w�a�cicielka udaje, �e jaki� m�j dowcip wcale jej nie roz�mieszy�, harda br�dka z mikroskopijnym pieprzykiem po lewej stronie, arystokratyczny nos, zupe�nie nie pasuj�cy do jej osobowo�ci, i oczy koloru p�ynnego karmelu. Oczy, w kt�rych cz�owiek m�g�by zaton�� bez sekundy wahania. Nie mia�em jednak szansy w nie spojrze�. Od�o�y�a gazet� i popatrzy�a na mnie przez czarne okulary przeciws�oneczne. Nie przypuszcza�em, by mia�a je w najbli�szym czasie zdj��. � Cze��, Po�lizg � powiedzia�a, wyjmuj�c papierosa z paczki le��cej na biurku. Nikt pr�cz Angie nie nazywa mnie �Po�lizg�. Mo�e dlatego, �e nikogo pr�cz Angie nie by�o ze mn� tej nocy trzyna�cie lat temu, kiedy owin��em samoch�d ojca wok� latarni w Lower Mills. � Cze��, boska � odpar�em, osuwaj�c si� na krzes�o. Nie �udz� si�, �e nikt pr�cz mnie nie m�wi do niej boska, ale to ju� taki nawyk. Albo stwierdzenie faktu. Do wyboru, do koloru. Ruchem g�owy wskaza�em okulary. � Dobrze si� wczoraj bawi�a�? Wzruszy�a ramionami i wyjrza�a przez okno. � Phil si� upi�. Phil to m�� Angie. Phil to skurwiel. Tak si� w�a�nie wyrazi�em. � No, wiesz... � Unios�a r�g zas�ony i chwilk� si� ni� bawi�a. � Jest jak jest, nie? Co mo�na na to poradzi�? � Ja s�u�� tym, co ostatnio � odpar�em. � Z prawdziw� przyjemno�ci�. Pochyli�a g�ow�, tak �e okulary zsun�y si� a� do niewielkiego garbka na grzbiecie nosa, ods�aniaj�c granatowy cie� od k�cika lewego oka a� do skroni. � A kiedy sko�czysz, on znowu wr�ci do domu i zaserwuje mi co�, przy czym to teraz b�dzie mi si� wydawa�o pieszczot�. � Pchn�a okulary na miejsce. � Mo�e mi powiesz, �e nie mam racji? Jej g�os by� jasny, ale ostry jak zimowe s�o�ce. Nienawidz�, gdy m�wi takim g�osem. � R�b, jak uwa�asz. � Taki mam zamiar. Angie, Phil i ja dorastali�my razem. Angie i ja, para najlepszych kumpli. Angie i Phil, para najczulszych kochank�w. Tak to si� czasem uk�ada. O ile wiem, Bogu dzi�ki, �e nie za cz�sto, ale jednak si� zdarza. Par� lat temu Angie przysz�a do biura w tych okularach i z dwiema kulami bilardowymi w miejscu oczu. Mia�a te� niez�� kolekcj� siniak�w na ramionach i szyi, a z ty�u g�owy stercza� jej guz o wysoko�ci ponad dw�ch centymetr�w. M�j wyraz twarzy musia� zdradza� moje intencje, bo pierwsze jej s�owa brzmia�y: �B�d� rozs�dny, Patrick�. Nie �eby to by� pierwszy raz. Ale najgorszy z dotychczasowych, wi�c odszuka�em Phila w Jimmy�s Pub w Uphams Corner, bardzo rozs�dnie wypi�em z nim kilka drink�w, zagra�em rozs�dn� partyjk� bilarda, a gdy w pewnej chwili poruszy�em dra�liwy temat i w odpowiedzi us�ysza�em �Pilnuj swojego pieprzonego nosa, Patrick�, omal nie wyt�uk�em z niego �ycia bardzo rozs�dnym kijem bilardowym. Kilka nast�pnych dni by�em z siebie ca�kiem zadowolony. Niewykluczone, cho� nie pami�tam dok�adnie, �e snu�em nawet jakie� fantazje o rodzinnej sielance z Angie. Potem Phil wyszed� ze szpitala i Angie przez tydzie� nie przychodzi�a do pracy. Gdy si� w ko�cu zjawi�a, planowa�a swoje ruchy niezwykle precyzyjnie, a za ka�dym razem, gdy siada�a albo wstawa�a, wyrywa�o jej si� spazmatyczne westchnienie. Twarz zostawi� nietkni�t�, ale reszta cia�a by�a czarna. Nie odzywa�a si� do mnie przez dwa tygodnie. To by�y d�ugie dwa tygodnie. Przygl�da�em jej si� teraz, jak wygl�da�a przez okno. Nie po raz pierwszy zadawa�em sobie pytanie, dlaczego taka kobieta � kobieta, kt�rej nikt, ale to absolutnie nikt nie podskoczy�, kt�ra spokojnie wpakowa�a dwie kule szczeg�lnemu egzemplarzowi nazwiskiem Bobby Royce, gdy ten opar� si� naszym uprzejmym pro�bom, by zechcia� zg�osi� si� do aresztu, z kt�rego wyszed� za kaucj� � pozwala�a w�asnemu m�owi traktowa� si� jak worek treningowy. Bobby Royce ju� si� nie podni�s� i cz�sto zastanawia�em si�, kiedy przyjdzie kolej na Phila. Ale na razie nie przysz�a. A odpowied� na moje pytanie mog�em w�a�ciwie wyczyta� z mi�kkiego, znu�onego tonu, jaki przybiera� jej g�os, gdy m�wi�a o nim. Kocha�a go, tak po prostu. Widocznie w chwilach ich intymno�ci ujawnia�a si� przed ni� jaka� cz�stka jego osobowo�ci, kt�rej ja ju� nie umia�em dostrzec, jakie� jego dobro, kt�re l�ni�o w jej oczach niczym �wi�ty Graal. To musia�o by� to, bo wszystko inne w ich zwi�zku by�o kompletnie bez sensu, zar�wno dla mnie, jak i dla ka�dego, kto j� zna�. Otworzy�a okno i pstrykn�a papierosem na zewn�trz. Nieodrodna c�ra miasta. Czeka�em na pisk dzieciaka z p�kolonii albo ci�ki krok zakonnicy, wlok�cej dupsko po schodach z gniewem bo�ym w oczach i niedopa�kiem w r�ku. Ale nic si� nie zdarzy�o. Angie odwr�ci�a si� od okna. Rze�ki letni wietrzyk nape�ni� pok�j mieszanin� woni spalin, wolno�ci i p�atk�w bzu za�miecaj�cych szkolne podw�rko. � I co? � powiedzia�a, sadowi�c si� znowu na krze�le. � Znowu mamy robot�? � Znowu mamy robot�. � Juhuu! �adny garnitur. � Podobam ci si� w tym stroju, co? Masz na mnie ochot�? � O nie � z wolna pokr�ci�a g�ow�. � Bo nie wiesz, gdzie by�em. Zgadza si�? Znowu pokr�ci�a g�ow�. � Doskonale wiem, gdzie by�e�, Po�lizg, i w tym ca�y problem. � Dziwka. � Szmata. � Pokaza�a mi j�zyk. � No wi�c co to za sprawa? Wyci�gn��em z wewn�trznej kieszeni marynarki materia�y dotycz�ce Jenny Angieline i rzuci�em przed ni� na biurko. � Pro�cizna. Znale�� i wykona� telefon. Przerzuci�a kartki. � Dlaczego kogo� w og�le interesuje znikni�cie niem�odej sprz�taczki? � Wygl�da na to, �e razem z ni� znikn�y pewne dokumenty. Rz�dowe dokumenty. � Dotycz�ce? Wzruszy�em ramionami. � Znasz przecie� polityk�w. Dop�ki co� nie trafi pod obrady, jest tajne jak Los Alamos. � Sk�d wiadomo, �e to ona je wzi�a? � Sp�jrz na zdj�cie. � Aha � kiwn�a g�ow� � jest czarna. � Dla wi�kszo�ci ludzi to wystarczaj�cy dow�d. � Nawet dla dy�urnego libera�a naszego Senatu? � Dy�urny libera� poza swoim Senatem jest takim samym rasist� jak jego ziomkowie. Opowiedzia�em jej o spotkaniu, o Mulkernie i jego wiernym Paulsonie, i o personelu Ritza przypominaj�cym �ony ze Stepford. � A pose� James Vurnan? Jak si� spisywa� w towarzystwie takich m��w stanu? � Widzia�a� ten dowcip rysunkowy z wielkim psem i ma�ym pieskiem, kt�ry obskakuje go w k�ko i pyta: �Ej, no to gdzie idziemy? Ej, no to gdzie idziemy?�. � Tak. � No to w�a�nie tak. Chwil� ssa�a koniec o��wka, a potem postuka�a nim o przednie z�by. � No dobrze, to by�a wersja dla szerokiej publiczno�ci. A naprawd� co si� sta�o? � Ano w�a�nie. � Ufasz im? � Ni diab�a. � Wi�c jest w tym co� wi�cej, ni� wygl�da na pierwszy rzut oka, panie detektywie? Znowu wzruszy�em ramionami. � To demokratycznie wybrani urz�dnicy pa�stwowi. Pr�dzej kurwa da za darmo, ni� taki powie prawd�. U�miechn�a si�. � Jak zwykle doskona�a analogia. Nie�le ci� rodzice wyedukowali � u�miecha�a si� coraz szerzej, przygl�daj�c mi si� i wci�� postukuj�c o��wkiem w lew� jedynk�, lekko skrzywion�. � No wi�c jakie jest to drugie dno? Rozlu�ni�em w�ze� krawata na tyle, by m�c go �ci�gn�� przez g�ow�. � Sam chcia�bym wiedzie�. � I to ma by� detektyw � skomentowa�a. 3 Jenna Angieline tak samo jak ja urodzi�a si� i wychowa�a w Dorchester. Kto� niezorientowany m�g�by pomy�le�, �e to ca�kiem sympatyczny wsp�lny mianownik, jaka� wi�, cho�by nawet bardzo skromna, mi�dzy ni� a mn�; dwojgiem ludzi, kt�rzy w swoje �yciowe drogi � cho� odmienne � wyruszyli, z takiego samego punktu. Ale by�by w b��dzie. Dorchester Jenny Angieline i moje Dorchester maj� ze sob� tyle wsp�lnego co Pary� w stanie Texas z Pary�em, stolic� Francji. Dorchester, w kt�rym ja dorasta�em, by�o tradycyjnym robotniczym osiedlem, skupionym � tak�e w sensie kulturowym � wok� znajduj�cych si� tu ko�cio��w katolickich. M�czy�ni pracowali jako nadzorcy, brygadzi�ci, pracownicy s�u�by wi�ziennej, technicy telefoniczni lub, jak m�j ojciec, stra�acy. Kobiety by�y gospodyniami domowymi, cho� czasem te� mia�y gdzie� jak�� posad� w niepe�nym wymiarze godzin, niekt�re nawet poko�czy�y stanowe college�e. Wszyscy tu byli�my Irlandczykami, Polakami albo kim� takim. W ka�dym razie wszyscy byli�my biali � A kiedy w tysi�c dziewi��set siedemdziesi�tym czwartym roku zacz�a si� rz�dowa akcja likwidacji segregacji rasowej w szko�ach publicznych, wi�kszo�� m�czyzn zacz�a bra� nadgodziny, wi�kszo�� kobiet przesz�a na pe�ne etaty, a wi�kszo�� dzieciak�w posz�a, do prywatnych szk�l katolickich. To Dorchester, rzecz jasna, zmieni�o si�. Rozw�d � w pokoleniu moich rodzic�w praktycznie niespotykany � dzi� jest zjawiskiem pospolitym. Nie znam te� swoich s�siad�w tak dobrze, jak to kiedy� bywa�o. Ale nadal mamy dost�p do pracy w lepszych zak�adach, zwykle znamy swojego przedstawiciela w Izbie Reprezentant�w, kt�ry mo�e nam za�atwi� posad� w agencji rz�dowej, i w pewnym stopniu jeste�my jednak ze sob� zwi�zani. Dorchester Jenny Angieline jest biedne. Skupione � tak�e w sensie kulturowym � wok� park�w i dom�w kultury. M�czy�ni pracuj� fizycznie w dokach albo jako salowi w szpitalu, czasem na poczcie, nieliczni bywaj� stra�akami. Kobiety to tak�e salowe, kasjerki, sprz�taczki, sprzedawczynie w domach towarowych. Zdarzaj� si� pochodz�ce st�d piel�gniarki, policjanci, urz�dnicy, ale na og�, je�li kto� osi�gn�� takie szczyty kariery, to ju� nie mieszka w Dorchester. Przeprowadza si� do Dodham, Framingham lub Brockton. W moim Dorchester cz�owiek zostaje ze wzgl�du na �rodowisko, tradycj�, poniewa� stworzy� tu sobie wygodne, nawet je�li niezbyt luksusowe �ycie, w kt�rym niewiele si� zmienia. Nisz�. W Dorchster Jenny Angieline cz�owiek zostaje, bo nie ma innego wyj�cia. R�nic� mi�dzy tymi dwoma � bia�ym i czarnym Dorchester � najtrudniej wyja�ni� ludziom z bia�ego Dorchester. Szczeg�lnie w mojej okolicy, poniewa� jeste�my jedn� ze stref granicznych. Wystarczy zej�� z Edward Everett Square od strony po�udniowo-wschodniej lub zachodniej, a ju� si� jest w czarnym Dorchester. Dlatego tutejszym trudno poj��, �e s� jeszcze jakie� r�nice, inne ni� kolor sk�ry mieszka�c�w. Pewien facet, z kt�rym razem dorasta�em, wy�o�y� to kiedy� tak jasno, �e ju� ja�niej nie mo�na: � Hej, Patrick � powiedzia�. � Nie wciskaj mi tej ciemnoty. Wychowa�em si� w Dorchester, w biednej rodzinie. Nikt mi nigdy niczego nie da� za darmo. M�j stary zostawi� nas, kiedy by�em dzieciakiem, i chowa�em si� bez niego tak samo jak tamte dzieciaki z Bury. Nikt mnie nie b�aga�, �ebym si� nauczy� czyta� ani �ebym poszed� do pracy, ani �ebym sta� si� kim�. Nikt nie organizowa� dla mnie �adnej cholernej akcji wyr�wnywania szans � jako �ywo. A przecie� ja nie wzi��em uzi, nie przysta�em do gangu i nie zacz��em obrabia� innych. Wi�c oszcz�d� mi tego pieprzenia. Nic ich nie t�umaczy. Ludzie z bia�ego Dorchester okre�laj� czasem czarne Dorchester jako �Bury�. To skr�t od Roxbury, dzielnicy Bostonu, kt�ra zaczyna si� tu, gdzie czarne Dorchester ju� si� ko�czy, gdzie cia�a martwych czarnych dzieciak�w �aduje si� na karawany, czasem nawet po osiem w jeden weekend. Czarne Dorchester te� pozbywa si� swojej m�odzie�y do�� regularnie, tote� ci z bia�ego Dorchester prawie nie m�wi� o nim inaczej jak �Bury�. Tyle �e zapomniano uwzgl�dni� t� korekt� w planie miasta. W tym, co powiedzia� m�j znajomy, jest troch� prawdy, jakkolwiek powierzchownej, i ta prawda mnie przera�a. Kiedy si� przeje�d�a przez moj� dzielnic�, wida�, �e nie jest zamo�na, ale nie wida� n�dzy. Gdy wjecha�em do dzielnicy Jenny, zobaczy�em mn�stwo n�dzy. By�a jak wielka szkaradna blizna naznaczona wystawami zabitymi p�ytami pil�niowymi. Wypatrzy�em jedn�, kt�ra nie by�a jeszcze zabita, ale sklep i tak by� nieczynny. Szyby by�y wybite, a mur podziurawiony �ladami kul niczym �miertelnym rzutem tr�dziku. Wn�trze by�o wypalone i ogo�ocone, a neon, niegdy� z wietnamskim napisem oznaczaj�cym delikatesy, rozbity. Delikatesy w tej dzielnicy najwyra�niej przesta�y by� dobrym interesem, ale handel crackiem zapewne kwit�. Zjecha�em z Blue Hill Avenue na rozje�d�one wzg�rze ulic�, kt�ra sprawia�a wra�enie, jakby jej nawierzchni� interesowa� si� kto� ostatnio za rz�d�w Kennedy�ego. Czerwone jak krew s�o�ce chowa�o si� za przero�ni�te, butwiej�ce chaszcze na szczycie. Tu� przede mn� przez ulic� w milczeniu, niespiesznie przesz�a grupka czarnych wyrostk�w. Gapili si� na m�j samoch�d. By�o ich czterech. Jeden trzyma� w r�ku kij od miot�y. Odwr�ci� si�, �eby mi si� przyjrze�, i z g�uchym �wistem waln�� nim o chodnik. Jeden z jego kumpli, kt�ry id�c, podrzuca� w g�r� pi�k� tenisow�, za�mia� si� i karc�cym gestem wyci�gn�� palec w stron� mojej przedniej szyby. Przeci�li chodnik i znikn�li na wydeptanej w nadgni�ych brunatnych chwastach �cie�ce mi�dzy dwoma dwupi�trowymi domami. Jecha�em dalej. Jaki� pierwotny odruch kaza� mi si� upewni�, czy w przewieszonej przez lewe rami� kaburze daje si� wyczu� ci�ar pistoletu. M�j pistolet to, jak by powiedzia�a Angie, nie �adna pieprzona zabaweczka. To automat magnum czterdzie�ci cztery, automag, jak pieszczotliwie nazywa go Najemnik i tym podobne publikacje. Nie kupi�em go z powodu kompleksu ma�ego cz�onka ani kompleksu Eastwooda, ani dlatego �e koniecznie chcia�em mie� najwi�kszego gnata w okolicy. Kupi�em go z prostej przyczyny: jestem beznadziejnym strzelcem. Musz� mie� pewno��, �e je�li kiedykolwiek b�d� zmuszony u�y� broni, trafi� w cel, i to trafi� na tyle dobrze, �eby pad� � i �eby ju� tak zosta�o. S� ludzie, kt�rych postrza� w r�k� z trzydziestki dw�jki tylko rozz�o�ci. Ale postrzel takiego w to samo miejsce z automaga, a poprosi o ksi�dza. Wystrzeli�em z niego jak dot�d dwa razy. Raz, gdy pewien bezm�zgi socjopata, tylko odrobin� wi�kszy ni� Rhode Island, chcia�, �ebym mu pokaza�, jaki ze mnie twardziel. Wyskoczy� ze swojego auta i by� mo�e dwa metry ode mnie � a zbli�a� si� szybko � gdy wypali�em prosto w jego silnik. Wtedy stan��. Wytrzeszczy� oczy na swoj� cordob�, jakbym mu zastrzeli� psa. Omal nie zap�aka�. Ale s�dz�, �e dym wydobywaj�cy si� z rozdartego metalu maski przekona� go, i� s� na tym �wiecie rzeczy wi�ksze ni� my dwaj. A za drugim razem to by� Bobby Royce. Trzyma� Angie za szyj�. M�j strza� wyrwa� mu kawa�ek nogi. I wyobra�cie sobie! Bobby Royce jeszcze wsta�. Podni�s� pistolet i trzyma� go w tej pozycji nawet wtedy, gdy dwie kule Angie przy�rubowa�y go do hydrantu, a �wiat�o w jego �renicach zgas�o. Zesztywnia� z wycelowan� we mnie luf�. Wyraz jego martwych pustych oczu niewiele r�ni� si� od tego, jaki mia�y, gdy jeszcze oddycha�. Zajecha�em pod ostatni znany adres Jenny. Mia�em na sobie per�owoszar� lu�n� lnian� marynark�, nieco przydu��, a wi�c idealnie maskuj�c� pistolet. W ka�dym razie grupka ma�olat�w siedz�cych na samochodach przed domem Jenny bez w�tpienia da�a si� nabra�. Gdy przechodzi�em przez jezdni�, zmierzaj�c w ich stron�, jeden z nich zagadn��: � Hej, Columbo, gdzie twoje wsparcie? Siedz�ca za nim dziewczyna zachichota�a. � Pod marynark�, Jerome. By�o ich dziewi�cioro. Cz�� siedzia�a na baga�niku wyblak�ego niebieskiego chevroleta malibu z jaskrawo��t� blokad� na przednim kole � niechybn� oznak�, �e jego w�a�ciciel nie zap�aci� za parkowanie. Pozostali obsiedli stoj�cego tu� za malibu forda granade w paskudnym kolorze md�ej zieleni. Dwoje ze�lizn�o si� i szybko oddali�o ze spuszczonymi g�owami, pocieraj�c d�o�mi czo�a. Doszed�em do samochod�w i zatrzyma�em si�. � Jenna w domu? Jerome wybuchn�� �miechem. By� szczup�y i muskularny, wyluzowany. Mia� na sobie fioletowy T-shirt, bia�e szorty i czarne buty do koszyk�wki. � Jenna w domu? � powt�rzy� piskliwym falsetem. � Jakby znali si� z Jenn� od dziecka. Nie, stary, Jenna wyjecha�a w interesach. � Pozostali te� zacz�li si� �mia�. Spojrza� na mnie i potar� d�oni� podbr�dek. � Ale ja jestem jej, no wiesz, sekretarzem. Mo�esz mi zostawi� wiadomo��. Reszta ma�olat�w na d�wi�k s�owa �sekretarz� ze �miechu zgi�a si� wp�. Mnie te� to rozbawi�o, ale musia�em zachowywa� si� tak, jakbym panowa� nad sytuacj�. � Na przyk�ad, �e m�j agent zadzwoni do jej agenta? Jerome patrzy� na mnie z kamiennym wyrazem twarzy. � W�a�nie, stary, co� takiego. Co sobie �yczysz. Znowu �miech. Coraz g�o�niejszy. To w�a�nie ja, Patrick Kenzie. Jak nikt umiem si� dogada� z m�odzie��. Przeszed�em mi�dzy autami, co nie jest �atwe, gdy nikt nawet nie drgnie, �eby zrobi� ci miejsce, ale jako� si� uda�o. � Dzi�ki za pomoc, Jerome. � Hej, stary, nie ma o czym m�wi�. To tylko drobna cz�stka mojej wspanialej osobowo�ci. Wszed�em na schodki prowadz�ce do domu Jenny. � Kiedy zobacz� si� z Jenn�, nie omieszkam jej wspomnie�, jaki by�e� mi�y. � Cholernie �adnie z twojej strony � po�egna� mnie Jerome, gdy znika�em w sieni. Jenna mieszka�a na drugim pi�trze. Wdrapa�em si� po schodach, wdychaj�c znajomy zapach domu z biednej dzielnicy: ob�a��cego, wypra�onego na s�o�cu drewna, starej farby, kocich odchod�w, desek i linoleum na pod�odze, w kt�r� przez dziesi�tki lat wsi�ka�y stopiony �nieg i b�oto z mokrych but�w, rozlane piwo i s�odkie napoje gazowane, i popi� z tysi�cy rzucanych pod nogi niedopa�k�w. Uwa�a�em, �eby nie dotyka� por�czy; wygl�da�a, jakby w ka�dej chwili by�a gotowa odpa�� od s�upk�w. Dotar�em na sam� g�r� i znalaz�em si� pod drzwiami Jenny, albo raczej pod tym, co z nich zosta�o. Kto� wyrwa� klamk� razem z zamkiem. Le�a�a teraz na stosie drzazg na pod�odze. Szybki rzut oka na przedpok�j pozwoli� mi dostrzec cienki pasek zielonego linoleum usianego po�amanymi nogami od krzese�, roztrzaskan� szuflad�, poci�tymi ubraniami, pierzem z poduszek i cz�ciami ma�ego przeno�nego radia. Wyci�gn��em pistolet i centymetr po centymetrze wsun��em si� do �rodka, omiataj�c ka�de drzwi oczami i luf�. Dom zalega�a ta szczeg�lna cisza panuj�ca we wn�trzach, w kt�rych nie pozosta�a ju� �adna �ywa istota, ale ju� kiedy� da�em si� nabra� na tak� cisz�, po czym zosta�a mi pami�tka � zdrutowana szcz�ka. Dopiero po dziesi�ciu minutach wyt�onych i pe�nych napi�cia poszukiwa� uzna�em, �e mieszkanie istotnie jest puste. By�em ca�y zlany potem, kark bola� mnie jak cholera, a mi�nie r�k stwardnia�y jak p�yta kartonowo-gipsowa. Opu�ci�em r�k� z pistoletem i ju� swobodniej przeszed�em si� po mieszkaniu, jeszcze raz sprawdzaj�c pokoje, temu i owemu przygl�daj�c si� dok�adniej. Nic nie wyskoczy�o z sypialni i nie zacz�o ta�czy� przed moimi oczami, trzymaj�c nad g�ow� neonowy napis POSZLAKA!!! Z �azienki te� nie. R�wnie� kuchnia i pok�j dzienny okaza�y si� niesk�onne do wsp�pracy. Wida� by�o tylko, �e kto� tu czego� szuka�, przy czym delikatno�� obej�cia nie by�a jego g��wn� trosk�. Wszystko, co da�o si� st�uc, zosta�o st�uczone, a co da�o si� rozpru� � rozprute. Wyszed�em do przedpokoju i nagle z prawej strony dolecia� mnie jaki� d�wi�k. Wykona�em piruet; znad swojej wielkiej lufy zobaczy�em Jerome�a, kt�ry przykucn�� i zakry� twarz d�o�mi. � Ho! Ho! Ho, ho, ho, ho! Nie strzelaj, kurwa, nie strzelaj! � Chryste! � Gwa�towna fala bezw�adnej ulgi przetoczy�a si� przez ostr� kling� adrenaliny. � Kurwa ma�! � Jerome wyprostowa� si�, nie wiedzie� czemu otrzepuj�c T-shirt i wyg�adzaj�c mankiety szort�w. � Po jak� choler� taszczysz toto ze sob�? Od niepami�tnych czas�w nikt tu nie widzia� s�oni. Wzruszy�em ramionami. � Co tu robisz? � Hej, ja tu mieszkam, bia�asku. Widzi mi si�, �e to raczej ty powiniene� si� t�umaczy�. I od�� tego pieprzonego gnata. Wsun��em pistolet do kabury. � Co si� tu sta�o, Jerome? � Ba � odpar� Jerome. Wszed� g��biej, obrzucaj�c ca�y ten �mietnik pobie�nym spojrzeniem, jakby widzia� go ju� setki razy. � Jenna od tygodnia si� nie pokaza�a. To si� sta�o w weekend. � Uprzedzi� moje nast�pne pytanie. � Nie, stary, nikt niczego nie widzia�. � To mnie nie zaskakuje � mrukn��em. � Aha, a w twojej dzielnicy ludzie z ka�d� nowin� na ochotnika p�dz� na policj�. U�miechn��em si�. � Je�li nie maj� innego wyj�cia. � Aha. � Jeszcze raz rzuci� okiem na zdemolowane mieszkanie. � To musi by� co� z Rolandem. Na pewno. � Kto to jest Roland? To go roz�mieszy�o; zachichota�. � Aha, jasne! � Nie, serio. Kto to jest Roland? Odwr�ci� si� i wyszed� z mieszkania. � Wracaj do domu, bia�asku. Ruszy�em za nim po schodach. � Kto to jest Roland, Jerome? Przez ca�� drog� a� do parteru z niedowierzaniem kr�ci� g�ow�. Na werandzie, gdzie jego kumple obsiedli schodki, wystawi� kciuk do ty�u, wskazuj�c na mnie. � Pyta si�, kto to jest Roland. Wybuchn�li �miechem. Pewnie od dawna nie spotkali tak zabawnego bia�ego. Gdy wyszed�em na werand�, wi�kszo�� wsta�a. Dziewczyna zagadn�a: � Chcesz wiedzie�, kto to jest Roland? Zszed�em do po�owy stopni. � Chc� wiedzie�, kto to jest Roland. Jeden z wi�kszych ch�opak�w d�gn�� mnie wskazuj�cym palcem w rami�. � Kurwa, cz�owieku, Roland to nocny koszmar. � Straszniejszy ni� twoja �ona � dorzuci�a dziewczyna. Wszyscy znowu wybuchn�li �miechem. Zszed�em na sam d� i przecisn��em si� mi�dzy b��kitnym malibu a zielon� granad�. � Trzymaj si� od Rolanda z daleka � poradzi� mi Jerome. � To, co zabije s�onia, Rolanda nawet nie wytr�ci z r�wnowagi. Bo to nie jest zwyk�y cz�owiek. Zatrzyma�em si�, odwr�ci�em. D�o� opar�em o malibu. � No wi�c kto to jest? Jerome wzruszy� ramionami. Spl�t� r�ce na piersiach. � Samo z�o. Najgorsze, jakie mo�e by�. 4 Gdy tylko wr�ci�em do biura, zam�wili�my chi�skie �arcie i wymienili�my si� relacjami. Podczas gdy ja pod��a�em tropem fizycznym, Angie prze�ledzi�a papierowy. Opowiedzia�em jej, co znalaz�em na swojej drodze. Wpisa�em imiona �Roland� i �Jerome� na pierwsz� stron� naszego pliku komputerowego. Dopisa�em te� �W�amanie� i �Motyw?�. Ostatnie s�owo podkre�li�em. Chi�skie �arcie dojecha�o i zabrali�my si� do pracy, zapychaj�c sobie t�tnice cholesterolem i zmuszaj�c serce do podw�jnej pracy. Mi�dzy jedn� a drug� �y�k� sma�onego ry�u z wieprzowin� i makaronu z warzywami, grzybami i krewetkami Angie zda�a mi raport z tego, co znalaz�a na papierowym szlaku. Dzie� po tym, jak Jenna znik�a, Jim Vurnan obszed� restauracje i sklepy w okolicach Beacon Hill i gmachu parlamentu, sprawdzaj�c, czy gdzie� tam jej nie by�o. Nie znalaz� jej, ale w delikatesach na Somerset dosta� od w�a�ciciela kwit z potwierdzeniem zap�aty kart� kredytow�. Jenna zap�aci�a Vis� za bu�k� z szynk� i col�. Angie wzi�a od niego ten kwitek i pos�uguj�c si� swoj� star� wypr�bowan� metod�: �Dzie� dobry, moje nazwisko (odpowiednie wstawi�), zdaje si�, �e zgubi�am kart� kredytow��, dowiedzia�a si�, �e Jenna mia�a tylko t� jedn� kart�, historia jej rachunku nie by�a zupe�nie nieskazitelna (raz mia�a do czynienia z agencj� �ci�gaj�c� d�ugi, w tysi�c dziewi��set osiemdziesi�tym pierwszym), a ostatnio u�y�a karty dziewi�tnastego czerwca, pierwszego dnia po tym, jak nie pojawi�a si� w pracy, w Bank of Boston na rogu Clarendon i St James, gdzie wzi�a z niej dwie�cie dolar�w. Potem Angie zadzwoni�a do Bank of Boston, udaj�c pracownic� American Express. Pani Angieline z�o�y�a wniosek o wydanie karty kredytowej. Czy mo�emy prosi� o sprawdzenie jej konta? - Jakiego konta? T� sam� odpowied� us�ysza�a we wszystkich bankach, do kt�rych dzwoni�a. Jenna Angieline nie mia�a konta bankowego. To oczywi�cie nie pow�d do podejrze�, tyle tylko �e tak� osob� trudniej znale��. Ju� zacz��em formu�owa� pytanie, czy aby na pewno nie pomin�a �adnego banku, ale ona podnios�a d�o� i nie przerywaj�c ogryzania �eberka, zdo�a�a wypowiedzie�: �Jeszcze nie sko�czy�am�. Otar�a usta serwetk�, prze�kn�a, wla�a w siebie t�gi �yk piwa i spyta�a. � Pami�tasz Billy�ego Hawkinsa? � Oczywi�cie. Gdyby�my mu nie znale�li alibi, odsiadywa�by w�a�nie dych� w zak�adzie penitencjarnym Walpole. � No wi�c Billy pracuje teraz w agencji Western Union. � Rozsiad�a si� wygodnie, najwyra�niej zadowolona z siebie. � No? � Co �no�? Dobrze si� bawi�a. Wzi��em t�uste �eberko i zamierzy�em si� na ni�. Podnios�a r�ce do g�ry, jakby si� poddawa�a. � Dobra, dobra. Billy nam sprawdzi, czy nie korzysta�a z kt�rego� z ich punkt�w. Nie mog�a prze�y� od dziewi�tnastego o dwustu dolarach. W ka�dym razie nie w tym mie�cie. � A kiedy Billy si� do nas odezwie? � Dzi� ju� nie m�g� nic zrobi�. Powiedzia�, �e je�li b�dzie przesiadywa� w pracy po swojej zmianie, szef zacznie co� podejrzewa�, a jego zmiana ko�czy�a si� pi�� minut po moim telefonie. B�dzie musia� zrobi� to jutro. Obieca�, �e zadzwoni ko�o po�udnia. Pokiwa�em g�ow�. Za plecami Angie na ciemniej�ce niebo k�ad�y si� cztery palce szkar�atu. Lekki powiew zdmuchn�� jej cieniutki kosmyk w�os�w zza ucha na policzek. Za mn� z kolei Van Morrison wy�piewywa� z przeno�nego magnetofonu o �szalonej mi�o�ci�, a my siedzieli�my w ciasnym biurze, wpatruj�c si� w siebie, wype�nieni aur� ci�kostrawnego chi�skiego �arcia, parnego dnia i satysfakcji, �e wiemy, sk�d b�dzie pochodzi� nasz nast�pny czek. Angie u�miechn�a si� z lekkim za�enowaniem, ale nie odwr�ci�a wzroku i znowu zacz�a leciutko postukiwa� o��wkiem o skrzywiony z�b. Odczeka�em dobre pi�� minut, a� cisza mi�dzy nami rozgo�ci�a si� na dobre, po czym powiedzia�em: � Chod� ze mn� do domu. Potrz�sn�a g�ow�, wci�� u�miechni�ta, i lekko zakr�ci�a krzes�em. � No chod�. Poogl�damy telewizj�, pogadamy o dawnych czasach... � Gdzie� w tym planie jest ��ko. Czuj� to. � Tylko jako mebel do spania. Po�o�ymy si� i... b�dziemy gada�. Roze�mia�a si�. � Aha. A co z tymi wszystkimi m�odziutkimi �licznotkami, kt�re nieustannie koczuj� u twoich drzwi i wisz� na twoim telefonie? � Kogo masz na my�li? � spyta�em tonem niewini�tka. � Kogo? � powt�rzy�a. � Donn�, Beth, Kelly, t� dupiast� laseczk�, Lauren... � Dupiast� laseczk�? Czy ja dobrze s�ysz�? � Oj, no wiesz kt�r�. W�oszk�. T� od � g�os Angie wzni�s� si� o dwie oktawy � �Oooooch, Patrick, teraz we�my k�piel pere�kow�! Iiii!� To ta. � Gina. � Gina. No w�a�nie. � Odda�bym je wszystkie za jedn� noc z... � Wiem o tym, Patrick. Nie uwa�asz, mam nadziej�, �e to dla mnie pow�d do dumy. � O rany, mamu�ka... U�miechn�a si�. � Wiesz, Patrick, dlaczego ci si� wydaje, �e si� we mnie kochasz? Ot� dlatego, �e nie widzia�e� mnie nago. � Od... � Od trzynastu lat � doda�a pospiesznie � i oboje ustalili�my, �e ten epizod ulegnie wymazaniu. Poza tym, je�li chodzi o kobiety, trzyna�cie lat to dla ciebie ca�a epoka. � M�wisz tak, jakby to by�o co� z�ego. - Wznios�a oczy ku niebu. - Do rzeczy � powiedzia�a. � To co robimy jutro? Wzruszy�em ramionami, upi�em piwa z puszki. Smakowa�o jak herbata; niechybna oznaka, �e lato przysz�o na dobre. Van sko�czy� wy�piewywa� o �szalonej mi�o�ci� i przeszed� do �tajemnicy�. � Zaczekamy na telefon Billa, a je�li on nie zadzwoni, to my zadzwonimy do niego ko�o po�udnia. � To brzmi prawie jak plan. Wychyli�a swoje piwo i wykrzywi�a si�. � Nie ma zimnego? Si�gn��em do kosza na �mieci, kt�ry s�u�y� tak�e za ch�odziark�, i rzuci�em jej now� puszk�. Otworzy�a, upi�a. � A co zrobimy, gdy ju� odnajdziemy pani� Angieline? � Nie mam poj�cia. Zdamy si� na intuicj�. � C� za niezwyk�y profesjonalizm. Pokiwa�em g�ow�. � W�a�nie dzi�ki temu mam pozwolenie na bro�. Dostrzeg�a go wcze�niej ni� ja. Jego cie� pad� na pod�og�, zas�oni� praw� po�ow� jej twarzy. Phil. Phil Skurwiel. Nie widzia�em go od chwili, gdy trzy lata temu skierowa�em go do szpitala. Wygl�da� teraz lepiej ni� wtedy � kiedy to le�a� na pod�odze, trzymaj�c si� za �ebra i odkrztuszaj�c krew � ale nadal jak Skurwiel. Pod lewym okiem mia� blizn� jak st�d do Afryki � pami�tk� po rozs�dnym kiju bilardowym. Nie jestem pewien, ale zdaje mi si�, �e zareagowa�em na jej widok szerokim u�miechem. Nie patrzy� na mnie. Patrzy� na ni�. � Z�otko, od dziesi�ciu minut stoj� na dole i tr�bi�. Nie s�ysza�a�? � By� du�y ruch, a poza tym... � skinieniem g�owy wskaza�a magnetofon, ale Phil nie zdecydowa� si� na niego spojrze�, bo w�wczas musia�by spojrze� i na mnie. � Gotowa? � spyta�. Przytakn�a i wsta�a. Jednym d�ugim haustem doko�czy�a piwo, co chyba zanadto go nie ubawi�o. A jeszcze mniej to, �e rzuci�a pust� puszk� w moj� stron�, jakby podawa�a pi�k�, a ja �ci��em j� do kosza na �mieci. � Dwa punkty � powiedzia�a, wychodz�c zza biurka. � Do jutra, Po�lizg. � Do jutra � odpar�em, patrz�c, jak bierze Phila za r�k� i idzie z nim do drzwi. Tu� przed progiem Phil odwr�ci� si�, trzymaj�c jej r�k� w swojej i spojrza� na mnie. U�miechn�� si�. Pos�a�em mu poca�unek. S�ysza�em, jak schodz� po w�skich kr�tych schodach. Van przesta� �piewa�. Cisza, kt�ra zast�pi�a jego g�os, wyda�a mi si� ci�ka i przesycona zgnilizn�. Przesiad�em si� na krzes�o Angie i zobaczy�em ich na dole. Phil wsiada� do samochodu. Angie sta�a przy drzwiach z drugiej strony, trzymaj�c klamk�. G�ow� mia�a opuszczon� i co� mi m�wi�o, �e �wiadomie powstrzymuje si� przed spojrzeniem w nasze okno. Phil otworzy� jej drzwi od �rodka i gdy tylko wsiad�a, w��czyli si� w uliczny ruch. Spojrza�em na sw�j magnetofon i rozrzucone dooko�a kasety. Przez chwil� zastanawia�em si�, czy nie wyj�� Vana i nie w��czy� Dire Straits. Albo Stones�w. Nie. Mo�e raczej Jane�s Addiction. Springsteena? No a mo�e co� zupe�nie innego. Ladysmith-Black-Mambazoo albo The Cieftains. Zastanawia�em si� nad ka�d� mo�liwo�ci� z osobna. Zastanawia�em si�, co by najlepiej pasowa�o do mojego nastroju. Zastanawia�em si�, czy nie wzi�� magnetofonu i nie cisn�� nim przez pok�j, dok�adnie tam, gdzie Phil odwr�ci� si�, trzymaj�c Angie za r�k�, i u�miechn�� si� do mnie. Ale nie zrobi�em tego. Przejdzie. Wszystko przechodzi. Pr�dzej czy p�niej. 5 Kilka minut p�niej wyszed�em z ko�cio�a. Nic mnie tu nie trzyma�o. Kopn�wszy pust� puszk� po piwie, przeszed�em przez puste podw�rko, przez przerw� w niewysokim �elaznym ogrodzeniu i przez ulic� dziel�c� mnie od domu. Mieszkam dok�adnie naprzeciwko ko�cio�a w bia�o-niebieskim dwupi�trowym domu, kt�remu jako� uda�o si� ocale� z plagi aluminiowego sidingu, kt�ry opanowa� ju� ca�e s�siedztwo. Jego w�a�cicielem jest stary W�gier, kt�rego nazwiska nie nauczy�em si� wymawia� nawet po roku �wicze�. Ca�y dzie� bez sensu p�ta si� po podw�rku. Od pi�ciu lat, czyli odk�d tam mieszkam, wypowiedzia� do mnie mo�e dwie�cie pi��dziesi�t s