5215
Szczegóły |
Tytuł |
5215 |
Rozszerzenie: |
PDF |
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
[email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
5215 PDF - Pobierz:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd pliku o nazwie 5215 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
5215 - podejrzyj 20 pierwszych stron:
TOMASZ MALIK
NAJEMNICY
�onie
Tomasz Aleksander Malik to autor znany ju� fantomowi polskiemu, powie��
Najemnicy ukaza�a si� pierwotnie w fazinie �Kwazar", obecnie otrzymujecie j�
Pa�stwo w
poprawionej, zmodyfikowanej wersji. Autor urodzi� si� w 1956 roku, wykszta�ci�
si� na
elektryka, co jak wiadomo, prowokuje do wykonywania r�nych innych zaj��. By�
kolejno
budowlanym, nauczycielem w liceum, ankieterem CBOP, projektantem biurowym. Poza
tym
pisa�. Pierwsza wersja Najemnik�w powsta�a w 1984, potem by� jeszcze tekst
Punkty bez
powrotu, w przygotowaniu znajduje si� druga cz�� Najemnik�w. Wzory literackie
ma dobrze
rokuj�ce: Harrison, Remarque, Sheckley, McLean, Scott Fitzgerald, Blish.
Interesuje si� te�
muzyk� rockow�, pi�k� no�n� i tenisem; czasem wspomina jeszcze, �e szczeg�lnie
fascynuje
go kobieta jako najbardziej zdumiewaj�ce zjawisko wszech�wiata. W wydaniu
klubowym
Najemnicy zebra�y pochlebne recenzje. Tomasz Malik dobrze wykorzysta� w�wczas
szans�
stworzon� przez konkurs pozna�skiego klubu ORBITA. Ma zamiar tworzy� przede
wszystkim
wci�gaj�c�, atrakcyjn� przygodow� SF, i trudno nie przyzna�, �e mu si� to udaje.
Najemnicy
to typowa space opera budz�ca pewne skojarzenia z Zapomnij o Ziemi Mac Appa. Na
okupowanej przez wroga B��kitnej Planecie istnieje ruch oporu, nad kt�rym zawisa
w pewnej
chwili widmo zaglady - jeden z cz�onk�w jego dow�dztwa trafia do niewoli i
istnieje
prawdopodobie�stwo, �e zacznie m�wi�, a wtedy koniec ze wszelk� nadziej�...
Organizacja
postanawia wynaj�� grup� fachowc�w, kt�ra odbije wi�nia... Rozpoczyna si�
bezpardonowa
walka na galaktyczn� skal�...
ROZDZIA� I
Dzie� wstawa� zimny i d�d�ysty, a po niebie przewala�y si� tabuny g�stych,
ciemnych
chmur gnane podmuchami porywistego wiatru. Dla tr�jki m�czyzn przyczajonych w
przydro�nych zaro�lach czas wl�k� si� niemi�osiernie. Dokuczliwy, zimny wiatr i
wciskaj�ce
si� wsz�dzie krople deszczu nie uprzyjemnia�y oczekiwania. Do wschodu s�o�ca
pozosta�o
jeszcze niewiele ponad godzin�. Pogoda tymczasem z ka�d� chwil� pogarsza�a si�,
wiatr
przybiera� na sile, deszcz z umiarkowanej m�awki powoli przeistacza� si� w
ulew�, zacz�y
pojawia� si� pojedyncze p�atki �niegu. Temperatura oscylowa�a w granicach
jednego, dw�ch
stopni powy�ej zera. Pomimo grubych skafandr�w i przeciwdeszczowych p�aszczy
ludzie
dr�eli z zimna. Jor spojrza� na chronometr.
- Dochodzi pi�ta - mrukn��.
Poprawi� uwieraj�cy w plecy �adunek, wyj�� z kieszeni paczk� papieros�w,
skostnia�ymi palcami wydoby� jednego i niezgrabnie wsun�� do ust. Cicho
pstrykn�a
zapalniczka.
- Mamy jeszcze troch� czasu, mo�na zapali� - powiedzia� niewyra�nie staraj�c si�
opanowa� dr�enie szcz�ki. - Ka�dy pami�ta, co do niego nale�y? - nie patrz�c na
towarzyszy
dorzuci� po chwili.
Odpowiedzieli potakuj�cymi pomrukami. W przeciwie�stwie do Jora byli spokojni,
nie pierwszy raz brali udzia� w akcji. By� to dla nich poniek�d chleb powszedni,
�yli z tego i
nie bardzo widzieli si� przy innych zaj�ciach. Zreszt� prawd� m�wi�c, niczego
innego nie
potrafili.
Poss mia� dwadzie�cia dziewi�� lat, prawie dwa metry wzrostu i zwalist� sylwetk�
nied�wiedzia. Oci�a�y w ruchach, o sennym spojrzeniu wygl�da� na typowego,
dobrodusznego grubasa, kt�ry nawet muchy by nie skrzywdzi�. By�o to jednak
myl�ce
wra�enie. Poss, gdy zasz�a potrzeba, potrafi� przeistoczy� si� w b�yskawicznie
dzia�aj�c�,
perfekcyjn� maszyn� niszczenia. Nigdy nie robi� b��d�w, by� prawdziwym
profesjonalist�.
Cz�owiekiem Organizacji zosta� dziesi�� lat temu - by�a to rzeczywista
rekomendacja jego
umiej�tno�ci. Niewielu mog�o pochwali� si� tak d�ugim sta�em - przeci�tna w
Organizacji
wynosi�a niewiele ponad pi�� lat. Potem zwykle gin�li podczas akcji lub byli
aresztowani, co
w gruncie rzeczy wychodzi�o na jedno. Poss zastanawia� si�, sk�d bior� si� wci��
nowi ludzie
gotowi podj�� walk�, praktycznie podpisuj�c w ten spos�b wyrok na siebie. Ot,
cho�by taki
Jor. M�ody ch�opak, mia� nie wi�cej ni� dwadzie�cia dwa, trzy lata. Fizycznie
ca�kowite
przeciwie�stwo Possa - drobnej budowy o czarnych, g��bokich oczach
intelektualisty. By�
jednak twardy i wytrzyma�y, o czym mogli przekona� si� podczas ca�onocnego
marszu przez
g�ry. Obci��eni �adunkiem, nara�eni na niebezpiecze�stwo natkni�cia si� na
kt�ry� z licznych
patroli, zmuszeni do pokonywania stromych stok�w dotarli na miejsce akcji
wszyscy w
dobrej formie. Jor, co troch� zdziwi�o Possa, wydawa� si� najbardziej rze�ki.
Teraz stara� si�
zachowa� spok�j. Czujny wzrok utkwi� w gin�cy we mgle punkt na szosie, sk�d mia�
nadjecha� pojazd Opiekun�w. Red, trzeci z nich, napomkn�� przed wyruszeniem z
miasteczka, �e Jor to kto� wa�ny, prawdopodobnie z kierownictwa i to nie
odcinkowego, lecz
z obwodowego lub wr�cz z centralnego. Poss nie pyta�, sk�d ma te informacje, w
Organizacji
nie zadawa�o si� pyta� bez istotnego powodu.
Red by� z nich najstarszy. Poss nie wiedzia�, ile mia� lat, wygl�da� na jakie�
trzydzie�ci
siedem, osiem. �redniego wzrostu o czarnej niesfornej czuprynie i �ylastym ciele
sprawia�
wra�enie cz�owieka spr�yny. Sprawny i wytrzyma�y jak ka�dy z cz�onk�w Sekcji
Wykonawczej Organizacji. Sprawno�� fizyczna by�a podstawowym kryterium
przynale�no�ci
do tej elitarnej formacji. Red przyby� w te okolice stosunkowo niedawno, nie
by�o w�a�ciwie
wiadomo sk�d ani co robi� przedtem. Jego umiej�tno�ci by�y ju� niejednokrotnie
sprawdzone
i Poss wiedzia�, �e trudno by�oby znale�� lepszego partnera do tego typu akcji.
Mia� ca�kowite
zaufanie do tego milcz�cego, skrytego faceta. Obawia� si� troch� o Jora, w ko�cu
wiadomo -
pierwsza akcja, m�odo��, brak do�wiadczenia - r�nie to mog�o by�. Kierownictwo
chyba
wie, co robi, nie dawaliby na dow�dc� cz�owieka nie sprawdzonego - pociesza� si�
w duchu.
Tak na wszelki wypadek postanowi� jednak zwraca� na Jora szczeg�ln� uwag�
podczas akcji.
Rozmy�lania przerwa� mu cichy szept dow�dcy:
- Za pi�� minut powinni ju� tu by�, przygotujcie wszystko jak trzeba - m�wi�c to
zdj��
z plec�w stela�, przykl�kn�� przy nim i zacz�� manipulowa� przy prze��cznikach
ukrytych
pod grubym, zielonym brezentem.
Red sw�j �adunek ju� rozmontowa�, teraz sta� spokojnie, trzymaj�c w r�kach
kr�tki,
metalowy przedmiot zako�czony grub� rur�. Poss jednym ruchem pozby� si� swego
baga�u i
przysiad� na ziemi trzymaj�c przy udzie sw� �mierciono�n� bro�. Jego rola w
ca�ej akcji mia�a
trwa� bardzo kr�tko, wkracza� ostatni i do niego nale�a�o zadanie decyduj�cego
ciosu. Nie
m�g� jednak sp�ni� si� cho�by o u�amek sekundy, czas jego dzia�ania by� �ci�le
okre�lony.
Chwila zawahania czy op�nienia oznacza�aby �mier� dla nich wszystkich. Trzeba
by�o mie�
silne nerwy i nie da� si� ponosi� emocjom. Opiekunowie wymy�lali coraz to nowe
psychologiczne chwyty chc�c zdoby� t� sekund� przewagi, spowodowa� u
przeciwnik�w
moment zawahania, co pozwoli�oby na unicestwienie napastnik�w. Poss przez chwil�
zastanawia� si�, jak� niespodziank� na dzi� przygotowali Opiekunowie, jakie
fantomy
wyprodukowali tym razem dla zabezpieczenia swego pojazdu. Poss strzela� ju� do
staruszek,
duchownych, dzieci...
- Jad�! - nerwowy szept Jora z trudno�ci� przebi� si� przez plusk deszczu.
Z daleka na szosie wida� by�o pojazd Opiekun�w poruszaj�cy si� cicho na poduszce
magnetycznej. Pole ochronne w strugach lej�cego deszczu opalizowa�o r�ow�
mgie�k�. By�
od nich oddalony o oko�o dwie�cie metr�w. Poss spojrza� na Jora. Jego oczy by�y
utkwione w
zbli�aj�cym si� poje�dzie, r�ce nieruchomo spoczywa�y na prze��cznikach. �Chyba
nie
nawali" - my�l jak b�yskawica przemkn�a przez g�ow� Possa i w tym momencie
transporter
zr�wna� si� z ich stanowiskiem. Wszystko dzia�o si� teraz prawie jednocze�nie.
Poss bardziej
domy�li� si� ni� zauwa�y� szybki ruch Jora w��czaj�cego paralizator pola. O
skuteczno�ci
dzia�ania aparatury �wiadczy� przenikliwy d�wi�k jakby p�kaj�cej szklanki.
Transporter z
g�o�nym pla�ni�ciem opad� na szos� i skr�ci� lekko przodem w ich kierunku.
�Dobrze" -
przemkn�o przez g�ow� Possa. Z przedniego iluminatora zauwa�y� s�cz�cy si� dym.
Prawie
r�wnocze�nie po swojej prawej r�ce dostrzeg� blady poblask. To Red nakierowa� na
pojazd
Opiekun�w luf� swego destabilizatora cz�steczkowego. Transporter gwa�townie
zmieni� sw�
posta�, zewn�trzna pow�oka pozbawiona wi�za� mi�dzycz�steczkowych opad�a na
szos� w
postaci szarego py�u. Z wn�trza pojazdu zacz�y wyskakiwa� jakie� postacie
niezbyt
dok�adnie widoczne w tumanie py�u. Teraz przysz�a kolej na Possa. Spokojnie
wycelowa�
sw�j miotacz i w tym momencie spostrzega�, jak z tylnej cz�ci transportera
oddzieli� si� do��
poka�nych rozmiar�w segment nie zniszczony przez destabilizator. Red natychmiast
nakierowa� na niego sw� bro�, lecz by�o ju� za p�no. Z segmentu trysn�� w ich
kierunku
strumie� �wietlnego promieniowania. Jor gwa�townie rzuci� si� w bok, Poss zd��y�
jeszcze
nacisn�� spust i spostrzeg�, �e tym razem fantomy przybra�y posta� pi�knych,
roznegli�owanych dziewczyn. By�o to ostatnie wra�enie, jakie odebra�. Reszta
by�a ju� tylko
upiornym b�yskiem, jakby kto� w m�zgu zapali� supernov�, po kt�rym nad zalan�
deszczem
g�rsk� szos� zapanowa�a cisza przerywana jedynie monotonnym cykaniem generatora
pola,
kt�re ponownie otoczy�o jedyny pozosta�y po ataku segment transportera.
ROZDZIA� II
Genera� Till Bron siedzia� wygodnie rozparty w fotelu, z lubo�ci� zaci�ga� si�
doskona�ym cygarem. By� w znakomitym nastroju, czego wyrazem by�o w�a�nie owo
cygaro,
niezwykle kosztowne nawet dla niego. Na co dzie� pali� papierosy, cygara
zostawiaj�c na
szczeg�lne okazje. Dzi� by�a w�a�nie taka okazja. Po wielu miesi�cach dreptania
w miejscu
nareszcie by� pewien sukces. Nareszcie by� jaki� post�p w tej walce, kt�ra jemu
sp�dza�a sen
z powiek, a zwierzchnik�w przyprawia�a o ci�g�e niezadowolenie, co w ko�cu
zawsze
odbija�o si� na nim, generale - Opiekunie II stopnia. Jeszcze raz wzi�� do r�ki
raport, kt�ry
wprowadzi� go w Jak szampa�ski humor. Wypu�ci� z ust wielki k��b aromatycznego
dymu,
przelotnie rzuci� okiem na zwyczajowe formu�ki i zag��bi� si� w lekturze
najciekawszej,
�rodkowej cz�ci raportu.
... dnia 18 jedenastego miesi�ca roku 677 Nowej Ery o godzinie 540 mia� miejsce
bandycki napad na transporter PQS 16 w rejonie szosy AV 088 czwarty sektor,
drugi odcinek
dystryktu Beta. W napadzie bra�o udzia� trzech bandyt�w z tzw. Organizacji
Wolno��. Dzi�ki
zdecydowanej akcji grupy os�ony zdo�ano cz�ciowo uchroni� transport przed
zniszczeniem
osi�gaj�c przy tym zwyci�stwo w postaci dezintegracji dw�ch bandyt�w i pojmania
trzeciego.
Straty w�asne wynosz� o�miu cz�onk�w grupy os�ony i zniszczony cz�on zasadniczy
transportera. Nadmieni� nale�y, �e nowo wprowadzony do eksploatacji system
wielokrotnego
zabezpieczania przed destabilizacj� w wydatny spos�b przyczyni� si� do
odniesienia
zwyci�stwa...
Tu nast�powa� szczeg�owy opis dzia�ania nowego systemu ADD, nazwiska
poszczeg�lnych cz�onk�w za�ogi transportera, kilka uwag o warunkach
atmosferycznych
panuj�cych podczas akcji i inne mniej istotne szczeg�y. Genera� ponownie z
uwag� czyta�
ko�cowy fragment raportu.
...uj�ty w czasie napadu bandyta o nie ustalonej dot�d to�samo�ci odni�s� do��
powa�ne obra�enia, jednak nie zagra�aj� one jego �yciu. Z danych zawartych w
naszych
kartotekach wynika, �e uj�tym bandyt� mo�e by� niejaki Spaen Jor, poszukiwany od
dw�ch lat
za odmow� �wiadcze� ha�dowych, prawdopodobnie cz�onek wy�szej struktury
organizacyjnej
O W. Przebywa w tej chwili w lecznicy w miejscowo�ci BC-500/8. Pytanie:
pozostawi� przy
�yciu i przekaza� do dalszej dyspozycji w�adz zwierzchnich czy, zgodnie z
zarz�dzeniem
Opiekuna I stopnia, marsza�ka Heell Mossta, dezintegrowa�, wydaje si� z uwagi na
podejrzenia co do to�samo�ci uj�tego, rozstrzygni�te. Prosz� potwierdzi�
zlecenie o
przetransportowaniu ww. do centrali dystryktu Beta. Odcinkowy Pali Minngon.
Genera� od�o�y� raport i u�miechn�� si� w my�li. Tak, ju� od dawna mia� bardzo
dobre
zdanie o odcinkowym Minngonie. Niejeden na jego miejscu nie zastanawia�by si�,
co zrobi� z
uj�tym bandyt�. Prawdopodobnie zaraz na miejscu wypadku dokona�by dezintegracji.
Minngon ju� nieraz dowi�d�, �e nie jest zwyk�ym �lepym wykonawc� rozkaz�w, lecz
potrafi
dzia�a� rozwa�nie i elastycznie. Je�eli istotnie pojmanym jest Spaen, to sukces
ten
niew�tpliwie zas�ugiwa� na wielk� uwag� zwierzchnik�w. Genera� ju� wyobra�a�
sobie list
pochwalny od marsza�ka, mo�e jakie� odznaczenie. Twarz genera�a przes�oni�a mg�a
rozkoszy, gdy w my�lach ujrza� wielk� sal� w Centrum i marsza�ka przypinaj�cego
mu do
munduru Krzy� Galaktyki, a mo�e nawet Wielk� Gwiazd� Przestrzeni. Chwil�
siedzia� z
przymkni�tymi oczami i prze�ywa� sw�j prawdopodobny sukces, wyobra�a� sobie min�
genera�a Peetl Dova z s�siedniego dystryktu Eta, kt�rego prawdziwie nie lubi� i
jego
purpurow� z zazdro�ci twarz. W dystrykcie Beta ju� od dawna nie by�o spokoju,
napady na
transportery powtarza�y si� coraz cz�ciej. Ma�o tego, bandyci porywali si� na
znacznie
wi�ksze obiekty i, co z niezadowoleniem musia� przyzna� genera�, ich akcje by�y
przewa�nie
udane. Nie dalej, jak w ubieg�ym miesi�cu dokonali nawet, na szcz�cie
nieudanego zamachu
na jego �ycie. Po ka�dej takiej akcji dzia�ania odwetowe w�adz by�y bardzo
surowe,
dezintegrowano wielu zak�adnik�w, ale mo�na by�o zauwa�y� niezrozumia��
tendencj� do
nasilania zamach�w i napad�w wraz ze wzrostem liczby likwidowanych zak�adnik�w.
Teraz
zn�w za zamach na transporter �ycie b�dzie musia�o odda� pi�ciuset zak�adnik�w,
lecz
genera� by� pewien, �e odwet bandyt�w b�dzie tym bardziej gwa�towny. Tak,
nie�atwa by�a
rola Opiekuna, szczeg�lnie w tak niezdyscyplinowanym dystrykcie, jak ten, na
kt�rego czele
stan�� genera�.
Otrz�sn�� si� z tych nieweso�ych my�li, nie chcia� psu� sobie doskona�ego
humoru.
Czeka�o go dzi� jeszcze sporo pracy. Przede wszystkim musia� napisa� raport do
marsza�ka,
musia� te� zadecydowa�, gdzie umie�ci� pojmanego zamachowca. Postanowi� te�
napisa�
wniosek awansowy dla odcinkowego Minngona. Awans na sektorowego to ju� tylko
krok do
Opiekuna III stopnia, a wtedy perspektywy kariery dla zwyk�ego funkcjonariusza
staj� si�
wr�cz zawrotne. �Nale�y si� ch�opu to ju� od dawna" - pomy�la� Till Bron i z
lubo�ci�
zaci�gaj�c si� ulubionym cygarem zabra� si� do pracy.
ROZDZIA� III
Hon nerwowo spacerowa� po pokoju. Wielkimi krokami przemierza� przestrze� od
okna do drzwi i z powrotem. Pok�j spowija� g�sty k��b papierosowego dymu. W
fotelu pod
oknem siedzia� Brit. Ten dla odmiany wystukiwa� palcami na por�czach jaki�
ob��dny rytm.
Hon chwil� posta� przy oknie, po czym na nowo podj�� sw�j spacer.
Cisz� przerwa� Lan.
- Przesta� tak krety�sko biega� po pokoju i spr�buj si� opanowa�. Trzeba
spokojnie
jeszcze raz wszystko przedyskutowa�, mo�e b�dzie mo�na co� zrobi�.
- Co mo�na zrobi� - podniesionym g�osem warkn�� Hon i przystan�� na �rodku
pokoju. Wbi� r�ce w kieszenie spodni i pochyli� si� w stron� Lana.
- Co mo�na jeszcze, do cholery, zrobi�. Za�atwili nas tym razem na amen. Nie
mamy
�adnych szans, cz�owieku, trzeba szybko zwija� majdan i gdzie� si� ulokowa�,
dop�ki sprawa
troch� nie przycichnie - nerwowo zaci�gn�� si� papierosem i rzuci� si� na fotel.
- Jor nie powie - cicho mrukn�� Ols.
- A kto m�wi, �e b�dzie sypa�, cz�owieku - Hon zn�w wsta� z fotela i zacz��
chodzi�
po pokoju.
- On nawet nie b�dzie musia� ust otworzy�, a oni i tak wszystkiego si� dowiedz�.
Czy
mam ci przypomina�, jak� aparatur� dysponuj�! - m�wi� podnieconym g�osem. -
Niech szlag
trafi tego Skolla, co mu do g�owy strzeli�o wysy�a� kogo� z �g�ry" na akcj�.
Przecie� Jor zna
ca�� struktur� Organizacji, wszystkie powi�zania, kontakty. Zawsze dot�d w
akcjach brali
udzia� ch�opcy z Sekcji Wykonawczej, w razie wpadki nie znali nikogo poza
��cznikiem,
sprawa by�a pewna. A teraz! Teraz maj� w r�ku nas wszystkich, nie tylko grup� z
dystryktu,
ale i wy�sze struktury. Przecie� Jor zna� Rota, B�ona, Akin�...
Hon po tej wypowiedzi jakim� dziwnie zm�czonym krokiem podszed� do swojego
fotela i ci�ko usiad�. Zaci�gn�� si� papierosem, niezdarnym ruchem zdusi�
niedopa�ek i wbi�
wzrok w pod�og�. W pokoju panowa�a pe�na napi�cia cisza.
Wreszcie odezwa� si� Brit.
- Jor sam chcia� wzi�� udzia� w akcji, m�wi�, �e dopiero tam mo�e dowie�� swej
przydatno�ci dla Organizacji. Ch�opak jest m�ody, ma fantazj�, chcia� walczy�,
trudno si�
dziwi� Skollowi, �e po tylu pro�bach wreszcie uleg�. By� to zreszt� wyj�tkowy
pech, nigdy
dot�d nikogo z naszych nie z�apano �ywego. Sytuacja jest teraz niew�tpliwie
bardzo ci�ka,
ale nie mo�emy si� poddawa�.
- Cz�owieku - Hon przerwa� mu ci�kim, zm�czonym g�osem. - A co my mo�emy
zrobi� w tej sytuacji? Gdyby chocia� umieszczono Jora w jednym z ziemskich
o�rodk�w, to
za ka�d� cen� by�my pr�bowali go uwolni�, a w najgorszym przypadku pozbawi�
�ycia, ale
co chcesz zrobi� teraz? Ciekawy jestem, jak dostaniesz si� na Elm� nie m�wi�c
ju� o
opanowaniu tamtejszego o�rodka Opiekun�w. Nie mamy �adnych szans na opuszczenie
Uk�adu, ba, nawet nie�atwo nam polecie� na kt�r�� z wewn�trznych planet, a co
dopiero do
Uk�adu Regulusa. Uwa�am, �e sprawa jest przegrana - dorzuci� po chwili.
Brit poruszy� si� na swoim fotelu, pochyli� do przodu.
- W ka�dym razie wiadomo, �e dop�ki Jora nie wylecz� z szoku, nie mog� go
poddawa� dzia�aniu analizatora �wiadomo�ci. To jedna sprawa. Z kolei wiadomo
r�wnie�, �e
z takiego szoku nie wychodzi si� w miesi�c czy nawet dwa miesi�ce. Aby
przywr�ci�
sprawno�� jego umys�u potrzeba czterech, pi�ciu miesi�cy, a i to w ko�cu nie
jest pewne, czy
otrzymana przez niego dawka nie spowodowa�a trwa�ego naruszenia warstwy
�wiadomo�ci
m�zgu. Mo�e si� okaza�, �e Jor po prostu niczego nie wie, �e jego umys� jest na
poziomie
dziecka. Mamy wi�c kilka miesi�cy i przez ten czas mo�na nie tylko niejedno
wymy�li�, ale
te� niejednego dokona�. Tylko pozw�l mi doko�czy� - zwr�ci� si� do Hona, kt�ry
ju�
otwiera� usta, aby co� powiedzie�. - Owszem, nam jest bardzo trudno wydosta� si�
poza
Uk�ad, zreszt� do takiej akcji nie mamy �adnych �rodk�w, ale s� przecie� ludzie,
kt�rzy nie
maj� k�opot�w z lotami pozauk�adowymi.
Tym razem Hon nie wytrzyma�.
- Masz mo�e na my�li tych z agencji handlowej? I co, czy wyobra�asz sobie
takiego,
jak z teczk� w r�ce opanowuje gmach o�rodka i sam jeden pokonuje ca�� tutejsz�
za�og�, po
czym uwalnia Jora i leci z nim z powrotem na Ziemi�?
- Przesta� tak g�upio gada�! Czasami zastanawiam si�, co ty robisz w naszym
gronie,
nie potrafisz logicznie my�le� i o byle co wszczynasz panik� - Brit spokojnie
odpowiedzia� na
zaczepne s�owa Hona.
- Zapytaj Olsa, jaka jest mo�liwo�� wykorzystania handlowc�w.
Spojrzenia wszystkich obecnych skierowa�y si� na drobnego, niepozornego
m�czyzn� w �rednim wieku. Ten popatrzy� na nich, pog�adzi� si� po w�osach,
westchn�� i
rzek�:
- Wiecie oczywi�cie, �e utrzymujemy pewne kontakty z handlowcami. Jest w�r�d
nich
niema�a grupa ludzi g��boko zaanga�owanych w nasz� dzia�alno��, ludzi, na
kt�rych mo�na
polega�. Zreszt� nieraz ju� korzystali�my z ich us�ug. Dzi�ki swoim cz�stym
podr�om maj�
szerokie znajomo�ci na setkach planet. Oczywi�cie jasne jest, �e nikt z nich nie
podj��by si�
akcji na Elmie, zreszt� nie potrafiliby tego zrobi�, a z drugiej strony nie maj�
do tego
�rodk�w. Ale s�yszeli�cie zapewne o pewnej grupie ludzi zajmuj�cych si� zawodowo
r�nymi
akcjami o charakterze, powiedzmy, militarnym. S� w�r�d nich wysokiej klasy
fachowcy,
mieszkaj� przewa�nie na planetach niezale�nych. Nikt z nas oczywi�cie nie mia�by
mo�liwo�ci dotarcia do nich, na to trzeba mie� znajomo�ci w specyficznych
kr�gach, ale
handlowcy, przynajmniej niekt�rzy z nich, s� w stanie to zrobi�. Wydaje mi si�,
�e w sytuacji,
w jakiej si� znale�li�my, skorzystanie z us�ug takich ludzi jest nasz� ostatni�
szans�. Ludzie
ci, nazywani najemnikami, gotowi s� na r�ne szale�stwa, oczywi�cie za
odpowiedni�
zap�at�. My�l�, �e dla nas w tej chwili cena tej, �e tak powiem, us�ugi, nie ma
�adnego
znaczenia.
- No tak, to mo�e by� jakie� rozwi�zanie - Lan spojrza� uwa�nie na Brita.
- A ty co o tym s�dzisz?
Brit wzruszy� ramionami.
- Wydaje mi si�, �e nie mamy innego wyj�cia. Pozostaje jeszcze sprawa nawi�zania
kontaktu z najemnikami. Kto z was si� tego podejmie? Bo ja, musz� przyzna�, nie
mam
wi�kszych znajomo�ci w�r�d handlowc�w.
- Chwileczk�! - Hon wsta� z fotela i pochyli� si� w stron� Olsa.
- Jak� mamy gwarancj�, �e handlowiec nie zdradzi? I sk�d mamy pewno��, �e akcja
najemnik�w b�dzie skuteczna? Jeszcze jedna sprawa, panowie. Ot� nie bardzo
rozumiem,
jakie najemnicy maj� szans� dostania si� na planety Opiekun�w, o ile dobrze
zrozumia�em, s�
to przewa�nie ludzie tacy, jak my, a Opiekunowie nie s� zbyt przychylnie
nastawieni do
naszej rasy.
- Pozw�l, �e ci to kr�tko wyja�ni� - Ols zapali� kolejnego papierosa. - Jak
zapewne
wiesz, po Wielkiej Wojnie nasta� w Galaktyce pewien ustalony porz�dek. G��wnymi
si�ami
zosta�y imperia Lagh, Kodex, Primus i Helbron. Opr�cz nich by�a ca�a masa ma�ych
nie
licz�cych si� federacji, kt�re zwi�zane zosta�y uk�adami z poszczeg�lnymi
imperiami. Uk�ady
te obowi�zywa�y w zasadzie tylko na wypadek konflikt�w, po zawarciu pokoju sta�y
si�
nieaktualne. Wiele federacji rozpad�o si� i powsta�o oko�o dwustu planet nie
zrzeszonych w
�adne wi�ksze systemy. Imperiom sytuacja ta by�a bardzo na r�k�, by�y to planety
neutralne,
kt�re mo�na by�a czasami wykorzysta� do r�nych cel�w formalnie stoj�c z boku i
nie
ujawniaj�c swojej roli. Na planetach tych �yj� r�ne rasy, w tym niema�a grupa
ludzi
pochodz�cych z Ziemi. Sytuacja jednak tak si� u�o�y�a, �e na �adnej planecie nie
stanowi ona
jakiej� du�ej grupy i st�d w przekonaniu Helbronu nie zagra�aj� imperium. Co
wi�cej, ludzie
ci, posiadaj�cy status neutralnych obywateli, s� w do�� dobrych stosunkach z
Helbronem i
wielu z nich pracuje nawet w ich s�u�bach kontrolnych czy eksplorerskich.
Oczywi�cie nie
ma tu mowy o jakiej� przyja�ni czy cho�by sympatii. Helbro�czycy odnosz� si� do
wszystkich innych ras nieufnie, ale mo�na powiedzie�, �e stosunki pomi�dzy nimi
uk�adaj�
si� raczej poprawnie. I w tym widz� w�a�nie dla nas szans�. A co do gwarancji
powodzenia
operacji, to c�, nikt nam jej nie mo�e udzieli� i musimy w tej sytuacji
ryzykowa�.
Hon z zastanowieniem podrapa� si� w g�ow�.
- Nie jestem w pe�ni przekonany, czy to b�dzie s�uszna droga. Przecie� w jaki�
spos�b
wci�gamy do naszej walki zupe�nie obce si�y i nie wiem, jakie mog� by� tego
konsekwenge.
Ja bym si� wstrzyma� z t� akcj� i proponowa�bym na rok, dwa zawiesi� dzia�alno��
i zaszy�
si� gdzie� w bezpiecznym miejscu. Takie jest moje zdanie i proponuj�
przeg�osowa�, co
mamy robi� - m�wi�c to spojrza� na Brita.
Ten popatrzy� na pozosta�ych.
- Wobec tego g�osujmy. Kto jest za zwr�ceniem si� o pomoc do najemnik�w?
Lan i Ols w milczeniu podnie�li r�ce.
- Kto jest przeciwny?
Hon popatrzy� jako� dziwnie na towarzyszy i z oci�ga�em podni�s� praw� r�k�.
- Poniewa� ja te� jestem za, wobec tego wniosek przeszed� wi�kszo�ci� g�os�w -
Brit
uroczy�cie wypowiedzia� tradycyjn� formu�k�.
- Pozostaje teraz sprawa nawi�zania kontaktu z handlowcami. Kto si� tym zajmie?
- Ja znam kilku zaufanych, postaram si� jak najszybciej spraw� ruszy� z miejsca
- Lan
wsta� z fotela.
- Od tej chwili tylko ty b�dziesz rozmawia� w tej sprawie, a po zebraniu
kompleksowych ustale� spotkamy si� w tym samym miejscu i przedstawisz nam dalszy
plan -
Brit r�wnie� wsta� i skierowa� si� do wyj�cia.
- Na tym mo�emy zako�czy� dzisiejsz� rad�. Kontakty jak dot�d. A wi�c do
zobaczenia. W imi� wolno�ci!
- W imi� wolno�ci - odpowiedzieli pozostali i r�wnie� zacz�li zbiera� si� do
wyj�cia.
ROZDZIA� IV
Wielka Sala w Centrum Planetarnym jarzy�a si� niezliczonym mn�stwem �wiate�. W
d�ugim szeregu stali wszyscy genera�owie - Opiekunowie II stopnia z planety
Holma. Po
przeciwnej stronie w otoczeniu adiutant�w sta� marsza�ek Heell Mosst, Opiekun I
stopnia.
Spojrza� po zebranych i utkwi� wzrok w generale Till Bronie.
- Panowie! Dzisiejsze zebranie jest nieco odmienne ni� zwykle. Nie b�dziemy
ustala�
planu dzia�ania na najbli�szy miesi�c, nie b�dziemy wytyka� sobie niedoci�gni��
i b��d�w
pope�nianych w naszej ci�kiej, lecz jak�e odpowiedzialnej s�u�bie. Dzi� jest
dzie� bardzo
uroczysty, zapocz�tkuje on ostateczne zwyci�stwo i zapewni �ad i spok�j na tej
planecie na
d�ugie, d�ugie lata. Dziwicie si� zapewne, jakie mam podstawy do wypowiadania
tak
wznios�ych s��w. Ale taka jest prawda, takie s� fakty, a zawdzi�czamy je jednemu
z nas,
Opiekunowi dystryktu Beta, genera�owi Till Bronowi. Dzi�ki jego nieszablonowemu
dzia�aniu zadali�my naszym przeciwnikom ci�ki cios, kt�ry rzuci ich na kolana.
W
najbli�szym czasie posypi� si� dalsze ciosy, po kt�rych ogarniaj�ca t� planet�
fala buntu i
bandytyzmu przemieni si� w py�, by ju� nigdy si� nie odrodzi�. Genera� Till Bron
przyczyni�
si� do uj�cia �ywego przedstawiciela wywrotowej Organizacji Wolno��, co wi�cej,
�w
pojmany bandyta to cz�onek najwy�szego kierownictwa tej szajki, poszukiwany od
dawna Jor
Spaen. Nie musimy obawia� si� o jego los. Spryt i dalekowzroczno�� genera�a Till
Brona
spowodowa�y, �e zamachowiec uj�ty podczas napadu na nasz transporter przebywa w
Centrum Medycznym na Elmie. Tam nic mu nie grozi ze strony ludzi, tam nasi
specjali�ci po
wyprowadzeniu go z szoku neutronowego dokonaj� analizy jego �wiadomo�ci. Nie
musz�
wam, panowie, t�umaczy�, jakie ten cz�owiek ma wiadomo�ci. Natychmiast po
otrzymaniu
danych z jego pami�ci, uderzymy jednocze�nie na wszystkich kieruj�cych t�
wywrotow�
organizacj� i w ten spos�b na planecie Holma zapanuje ostateczny �ad i
dyscyplina ku
szczerej rado�ci naszego cesarza zatroskanego ci�g�ym przelewem krwi na tej
jedynej
niespokojnej plac�wce wielkiego Imperium Helbron. Panowie! Okazja ta sk�ania
mnie do
wzniesienia dw�ch toast�w: za ostateczne zwyci�stwo wielkiego Helbronu oraz za
wieczne
zdrowie i niesko�czone panowanie naszego cesarza, Villfermenta XII!
W sali pojawi�y si� wytwornie ubrane, m�ode dziewczyny nios�ce tace z
kryszta�owymi kielichami nape�nionymi ciemnozielonym, opalizuj�cym p�ynem. Ka�dy
z
obecnych uj�� kielich.
- Niech �yje i panuje w niesko�czono��! - ch�r dziesi�tk�w g�os�w zabrzmia� w
ogrc
mej sali dono�nie i patetycznie.
Marsza�ek podni�s� r�k�.
- Jeszcze jedno. Za zas�ugi dla Imperium Helbron, genera� Till Bron z rozkazu
Rady
Naczelnej odznaczony zostaje Wielk� Gwiazd� Przestrzeni wraz z przys�uguj�cym mu
od tej
chwili tytu�em szlachetnego. Oby jego dzisiejsze odznaczenie zdopingowa�o nas
wszystkich,
panowie, do jeszcze bardziej gorliwej i ofiarnej s�u�by w imi� �adu i dyscypliny
w Galaktyce!
Skin�� g�ow� w kierunku Till Brona. Genera� wypr�ony jak struna wyst�pi� pi��
krok�w z szeregu. Marsza�ek wraz z adiutantem trzymaj�cym wielk� zielon�
poduszk�
podeszli do niego. Heell Mosst uj�� w d�onie okaza�y, b�yszcz�cy order i
zawiesi� go na szyi
genera�a. Till Bron czu�, jak spe�niaj� si� jego najskrytsze marzenia i
wst�puj�c do szeregu
nawet nie zauwa�y� purpurowej, nalanej twarzy kipi�cego z zazdro�ci genera�a
Peetl Dova,
Opiekuna dystryktu Eta.
ROZDZIA� V
Nad miastem k�ad� si� wczesny, jesienny mrok. Na ulicach ruch powoli s�ab�,
wszyscy
sp�nieni przechodnie �pieszyli do domu, by zd��y� przed godzin� dyscyplinarn�.
W pokoju
na pi��dziesi�tym sz�stym pi�trze wielkiego kompleksu mieszkaniowego siedzia�o
dw�ch
m�odych m�czyzn. Na stoliku sta�a butelka doskona�ego wina sprowadzanego z
odleg�ej
planety Como, w r�kach obu m�czyzn dymi�y cygara. Dyskretna muzyka stwarza�a
atmosfer� relaksu, jednak temat prowadzonej rozmowy daleki by� od
przyjacielskiej, nie
obowi�zuj�cej, towarzyskiej pogaw�dki. Pren rozsiad� si� wygodnie w wielkim,
klubowym
fotelu i z uwag� s�ucha� s��w swego go�cia. Lana zna� od dawna, orientowa� si�
troch� w roli,
jak� odgrywa� w �yciu planety, wiedzia�, �e jest kim� wa�nym w Organizacji. On
sam nie
wdawa� si� nigdy w �adne polityczne awantury, by� sumiennym pracownikiem
Interplanetarnej Agencji Handlowej, co pozwala�o mu na wzgl�dnie spokojne �ycie
i pewien
luksus niedost�pny dla innych ludzi pracuj�cych na Ziemi. Ze swych licznych
s�u�bowych
podr�y przywozi� rozmaite artyku�y, kt�rych na Ziemi w �aden spos�b nie mo�na
by�o
naby�. Ju� samo wyposa�enie mieszkania �wiadczy�o o pewnej zamo�no�ci
w�a�ciciela.
Liczne dzie�a sztuki z najdalszych zak�tk�w Galaktyki, nowoczesne i funkcjonalne
zagospodarowanie przestrzeni u�ytkowej, a przede wszystkim alkohole i cygara w
najlepszym
gatunku niedwuznacznie �wiadczy�y o charakterze jego pracy. Przez pozosta�ych
mieszka�c�w planety handlowcy byli bojkotowani, zarzucano im kolaboracj� i
s�u�alczo��
wobec Opiekun�w. Ma�o kt�ry mia� prawdziwych przyjaci� nie tylko w�r�d Ziemian,
ale
r�wnie� w�r�d Opiekun�w, kt�rzy bardzo niech�tnie nawi�zywali bli�sze stosunki z
przedstawicielami podbitych ras. Pren w kr�gach Organizacji by� znany jako
szczery
sympatyk ich walki i nieraz �wiadczy� im r�ne us�ugi g��wnie w postaci
sprowadzanych na
Ziemi� element�w do konstrukcji broni.
Tym razem sprawa by�a innego rodzaju, zadanie daleko trudniejsze i bardziej
niebezpieczne.
- Za trzy dni ruszasz w kolejn� podr� - Lan przechodzi� do konkret�w. - Jakie
planety
masz w swoich planach?
- Przede wszystkim Ali�. P�niej odwiedz� jeszcze dwie lub trzy inne planety,
ale nie
mog� ci teraz powiedzie�, kt�re. Zale�y to od wynik�w moich rozm�w na Alii.
Prawdopodobnie polec� te� na Tun� i Elen, ale to tylko przypuszczenia, pewno�ci
nie mam.
- Mo�esz polecie� na jak�� planet� niezale�n�?
- Teoretycznie mog� lecie� na dowoln� planet�, nie mam w tym wzgl�dzie
ogranicze�, ale w praktyce z mojej podr�y musz� wynika� jakie� konkretne efekty
handlowe, aby sprawa nie wydawa�a si� podejrzana. S�dz� jednak, �e na Alii uda
mi si� tak
pokierowa� rozmowami, �e wizyta, powiedzmy na Erice, b�dzie w pe�ni uzasadniona.
- No, dobrze, zostawmy na razie kwesti� konkretnej planety. Wr�cimy do tego za
chwil�. Wiem, �e masz kontakty w�r�d najemnik�w. Czy m�g�by� mi pokr�tce
scharakteryzowa� tych, wed�ug ciebie, najodpowiedniejszych do wykonania tej
akcji?
Pren westchn��.
- W gr� mog� wchodzi� jedynie ludzie z planet bliskich trasie mojej podr�y. O
ile si�
orientuj�, tylko dwie planety niezale�ne mog� si� Uczy�. S� to Erika i Betty. Na
Erice w tej
chwili przebywa dw�ch znanych mi najemnik�w - Carlos i Vienna. Na Betty jest
kilku, ale
wymieni� mog� w�a�ciwie tylko trzech: Oscar, Petur i Aksen. Pozostali s�
specjalistami w
nieco innego rodzaju akcjach.
- W porz�dku, Pren, powiedz mi co� bli�szego o ka�dym z tej pi�tki.
- No tak, a wi�c po kolei. Carlos, trzydzie�ci trzy lata, udzia� w kilku
lokalnych
wojnach, z kt�rych najwa�niejsza, to wojna miedzy Prima a Selvan�. Carlos
walczy� po
stronie Selva�czyk�w, odznaczy� si� du�ym sprytem i odwag�, szczeg�lnie w akcji
odbicia
admira�a floty selva�skiej. W walce jest bezwzgl�dny i pewny, ma doskona�e
rozeznanie
terenu. Wiem, �e korzysta z us�ug spegalnie dla niego pracuj�cych wywiadowc�w.
Posiada
dobre przygotowanie zawodowe, sko�czy� akademi� kosmiczn� na Tinie. Lubiany
przez
swoich ludzi, ma wyj�tkowy dar zdobywania sobie pos�uchu. Nast�pny, to Vienna.
Dwadzie�cia siedem lat, ale pomimo tak m�odego wieku do�wiadczony �o�nierz. Bra�
udzia�
w kilku akcjach o nieco mniejszym zasi�gu. Warto wymieni� s�ynny nawet u nas
atak na baz�
rakietow� Imperium Lagh na Trzeciej Antaresa. Poza tym zniszczenie transportu
wzbogaconej rudy uranu z planety Victoria. Opanowany, spokojny, w walce jednak
niezawodny i zdecydowany. Jest w zasadzie samoukiem, rekrutuje si� z grona
pirat�w
galaktycznych. I co jeszcze warto doda� - zna kilka obcych j�zyk�w, co nieraz
pomaga�o mu
w odniesieniu sukcesu. To tyle o Viennie. Teraz Petur. Najstarszy z nich, lat
ponad
czterdzie�ci. Stosunkowo p�no wszed� do grona najemnik�w. Jego specjalno�ci� s�
raczej
zamachy na pojedyncze osoby, ale bra� te� udzia� w kilku wi�kszych akcjach,
mi�dzy innymi
przeprowadzi� konw�j z uchod�cami z Liny na Margott, walczy� po stronie Almit�w
w
wojnie z Kodexem. Chorobliwie wprost ambitny, dla s�awy got�w podj�� si� zada�
wr�cz
niewykonalnych. Dosz�y mnie ostatnio g�osy, �e popad� w na��g narkomanii.
Nast�pnym
godnym uwagi jest Oscar. Posta� bardzo ciekawa. Ma trzydzie�ci pi�� lat,
pochodzi z Ziemi.
Na Betty sko�czy� akademi� plastyczn� - jest z zawodu artyst�. Jako najemnik
zas�yn��
stosunkowo niedawno. W lokalnym konflikcie mi�dzy Pamel� a Iris sta� na czele
grupy
partyzant�w pamelskich i odni�s� tam wiele zwyci�stw, mi�dzy innymi zniszczy�
dwa
kosmodromy, wysadzi� w powietrze dwa sk�ady paliwa rakietowego, zlikwidowa�
dow�dztwo
jednego z odcink�w frontu. Powiadaj� o nim, �e jest �wietnym �o�nierzem, ale w
walce jest
niepotrzebnie okrutny i bezwzgl�dny. Podobno wiele razy torturowa� je�c�w dla
samej tylko
przyjemno�ci, bez wa�nych powod�w. Poza tym kobieciarz. Zawsze na wojn� zabiera
ze sob�
par� dziewczyn i du�o alkoholu. Specjalizuje si� raczej w akcjach dywersyjnych.
Pozosta�
nam jeszcze Aksen. Trzydzie�ci osiem lat, z wykszta�cenia in�ynier nukleonik.
D�ugi sta� w
armii Lagh, potem pracowa� ju� tylko jako najemnik. Zas�yn�� podczas
uprowadzenia
genera�a Trittsa z bazy Kodexu. Bra� r�wnie� udzia� w kilku lokalnych wojnach,
mi�dzy
innymi w wojnie Primy i Selvany, a wi�c w tej samej, w kt�rej walczy� Carlos, z
tym, �e
Aksen po stronie Prima�czyk�w. Kilkakrotnie spotyka� si� w walce z grup�
Carlosa, ale
zawsze ponosi� pora�ki. Od tego czasu serdecznie go nienawidzi i got�w jest
zrobi� wszystko,
by go pokon�. C� jeszcze mo�na o nim powiedzie�? Chyba tylko to, �e posiada
ogromny
maj�tek i �e w walce nie oszcz�dza ludzi ani sprz�tu - jest zdolny osi�gn�� cel
nawet za cen�
utraty ca�ego swego oddzia�u. To by�oby w zasadzie wszystko, co mog� powiedzie�
na temat
tych pi�ciu os�b.
W pokoju zapanowa�a cisza, s�ycha� by�o dyskretnie s�cz�ce si� d�wi�ki jakiej�
egzotycznej muzyki - Lan nie m�g� zorientowa� si�, z kt�rej cz�ci Galaktyki
mo�e
pochodzi� to nagranie. Zapali� podsuni�te mu przez Prena cygaro, chwil� pali� w
milczeniu.
- Gdyby� ty mia� kogo� wybra� do tej akcji, to kt�rego by� wytypowa�?
Pren poci�gn�� spory �yk wina i ze stukiem odstawi� pusty kieliszek na szklany
blat
sto�u.
- Gdybym mia� wybiera�, no c�, my�l� �e w gr� wchodzi�oby tylko dw�ch z nich -
Oscar i Carlos, przy czym ten ostatni ma ju� do�wiadczenie w tego typu akcjach,
a wi�c
postawi�bym na Carlosa.
- Wobec tego niech b�dzie Carlos - Lan podj�� decyzj�. - Powiedz mi teraz, czy
b�dziesz m�g� si� z nim skontaktowa�?
Pren u�miechn�� si� blado.
- W tej sytuacji wydaje mi si�, �e b�d� musia�. Przecie� rozumiem, �e jest to
dla was
ostatnia szansa. S�dz�, �e uda si� tak pokierowa� transakcj� na Alii, �e moja
obecno�� na
Erice b�dzie niezb�dna.
Spojrza� Lanowi w oczy.
- Mo�esz na mnie liczy�: Zrobi� wszystko, co b�dzie mo�liwe, aby za�atwi�
spraw�.
- Wiedzia�em, �e mog� na tobie polega�, Pren. Dzi�kuj� w imieniu Organizacji i
swoim w�asnym. Powiedz mi jeszcze, kiedy i w jaki spos�b b�dziemy si� mogli
spotka� po
twoim powrocie?
Pren zamy�li� si�, co� kalkulowa�, oblicza�, spojrza� do podr�cznego mnemografu.
- Ca�a podr� nie b�dzie trwa�a d�u�ej ni� trzy tygodnie. Musz� si� jednak
liczy� z
ewentualnymi komplikacjami, czyli, �e ... no, powiedzmy, za miesi�c b�d� ju� z
powrotem.
Skontaktuj� si� z tob� natychmiast po przylocie do miasta i um�wimy si�, chyba
najlepiej u
mnie.
- W porz�dku, Pren. B�d� czeka� i ... powodzenia.
ROZDZIA� VI
Bar kosmoportu w Exill rozbrzmiewa� dono�nym gwarem. R�noj�zyczny t�um
zajmowa� prawie wszystkie stoliki, pito rozmaite trunki, rozmawiano na wszystkie
mo�liwe
tematy. Tu spotykali si� znajomi, kt�rych czas i przestrze� rozdzieli�a nieraz
na kilka czy
nawet kilkana�cie lat. Bar by� miejscem spotka� wszelkiego autoramentu
galaktycznych
podr�nik�w, spekulant�w, przemytnik�w i r�nych innych tego typu ludzi. W�a�nie
w
miejscu takim jak to najlepiej za�atwia�o si� r�ne ciemne interesy, tu bowiem
obowi�zywa�a
szczeg�lna solidarno�� ludzi z p�wiatka, t�ok zapewnia� anonimowo�� i
niedostrzegalno��
jednostek na tle wszystkich zgromadzonych. Na ka�dej planecie, a w szczeg�lno�ci
na ka�dej
niezale�nej planecie by� jeden taki kosmoport z jednym takim barem i wszyscy
zainteresowani w ca�ej Galaktyce wiedzieli, gdzie go szuka�. Bar Star niczym nie
r�ni� si�
od tysi�cy mu podobnych na innych planetach. W t�umie rozgadanego, nierzadko ju�
podpitego towarzystwa dw�ch ludzi zajmuj�cych stolik w rogu lokalu, prowadzi�o
cich�
rozmow�. Na stoliku sta�a do po�owy opr�niona butelka Gallaxy Choss i
popielniczka pe�na
niedopa�k�w.
- Wi�c jeste� z Ziemi, boy - ochryp�ym g�osem odezwa� si� jeden z siedz�cych.
By� w
starszym wieku, co zdradza�y liczne zmarszczki na jego twarzy. Sylwetk� mia�
jednak m�od�,
ruchy szybkie i spr�yste. Przez lewy policzek od nasady nosa a� do ucha bieg�a
g��boka
blizna o nieregularnych brzegach. D�ugie, czarne w�osy g�sto przetkane siwizn�
opada�y na
ramiona. Twarz nie wzbudza�a sympatii, czu�o si� od razu, �e jest to cz�owiek
bez skrupu��w.
Jego towarzysz r�ni� si� od niego zdecydowanie. Wysoki, przystojny blondyn o
otwartej
twarzy i szczerym spojrzeniu, pomimo typowego w tym miejscu zaniedbanego stroju
wygl�da� na dziennikarza, dyplomat� czy handlowca z w�skiej elity towarzyskiej.
G�os mia�
czysty i d�wi�czny.
- Tak, z Ziemi. Szukam Carlosa, znasz go?
- Znam wielu Carlos�w, boy - ton tamtego zdecydowanie nie zach�ca� do dalszej
rozmowy.
M�ody Ziemianin nie zra�ony obra�liwym tonem i s�owami swego rozm�wcy ci�gn��
dalej.
- Chodzi mi o Carlosa Sheena.
Tamten uderzy� go w r�k�.
- Tutaj nie wymienia si� nazwisk, boy. Zapami�taj to sobie.
Nieco �agodniejszym tonem doda�:
- Mo�e i znam Carlosa. Czego chcesz?
- Jest robota dla niego.
- Sk�d wiesz, �e b�dzie zainteresowany, boy?
- Nie wiem, czy b�dzie. Ale chyba mu si� spodoba. I op�aci.
- Ile?
- To powiem Carlosowi osobi�cie.
- Ile, boy? - stalowy chwyt zmia�d�y� d�o� Prena. Ten spojrza� w oczy zbira,
jednak
nie cofn�� r�ki. Przez chwil� natarczywie patrzyli na siebie.
- Powiem Carlosowi.
- Nie denerwuj mnie, boy, pytam ostatni raz - ile?
Pren zrozumia�.
- Pi��set, je�eli powiesz, gdzie go szuka�, tysi�c, je�eli mi go tu
przyprowadzisz - i po
sekundzie doda�:
- Jeszcze dzi�.
Tamten pu�ci� jego r�k�, zdecydowanym ruchem zgarn�� ze stolika papierosy.
- Kpisz sobie, boy, a tego nie lubi� - wysycza� przybli�ywszy twarz do twarzy
Prena.
Buchn�� od�r alkoholu. - Znajd� sobie innego. Ja w og�le nie wiem, o kim m�wisz,
boy - to
m�wi�c wsta� z krzes�a i chcia� odej��.
Pren chwyci� go za kurtk�, poci�gn�� z powrotem.
- Tysi�c pi��set.
- Nie �artuj, boy, moja cierpliwo�� ju� si� ko�czy - odtr�ci� trzymaj�c� go d�o�
i
skierowa� si� do wyj�cia.
- Trzy tysi�ce! - krzykn�� Pren.
Tamten przystan��, odwr�ci� si�. Popatrzy� z uwag� na swego rozm�wc�. Przez
chwil�
zn�w badali si� wzrokiem. Pren wytrzyma� ci�kie, pal�ce spojrzenie
nieznajomego. W
ko�cu tamten niedostrzegalnie skin�� g�ow�.
- Szybko si� uczysz, boy. Mog�oby co� jeszcze z ciebie by�, gdyby tak nad tob�
popracowa� - pochyli� si� nad stolikiem, wyci�gn�� otwart� r�k�. - Forsa, boy.
Pren wyj�� z kieszeni portfel i odliczy� trzy pi��setki. Po�o�y� obok r�ki
tamtego.
- Gdzie?
Co� jakby rozbawienie przebieg�o przez nieruchom� twarz.
- Hotel Privenson, Exill.
Obok r�ki pojawi�y si� kolejne trzy pi��setki.
- Kto?
- Powiedz, �e przys�a� ci� Steve.
Zgarn�� wszystkie sze�� pi��setek i schowa� do kieszeni.
- Zaczynasz mi si� podoba�, boy.
Uderzy� Prena pot�n� r�k� w plecy, odwr�ci� si� i opu�ci� bar.
Pren odetchn��, przesun�� dr��c� r�k� po spoconym czole. Wiedzia�, �e odszukanie
Carlosa b�dzie najtrudniejsz� spraw� i cieszy� si�, �e ma ju� to poza sob�.
Rozcieraj�c bol�c�
d�o� zastanawia� si�, czy tamten go nie oszuka�, ale po chwili odrzuci� t�
mo�liwo��. Swoista
solidarno�� tych ludzi nie pozwoli�aby na branie pieni�dzy za darmo, i to takiej
kwoty. Steve
wygl�da� raczej na morderc� ni� na oszusta. Pren zna� si� troch� na ludziach i
czu�, �e
informacja kupiona przed chwil� jest prawdziwa. Dopi� do ko�ca kieliszek
Gallaxy, zapali�
papierosa i wyszed� na zewn�trz.
Chodz�c po ulicach miast niezale�nych planet nie m�g� nigdy oprze� si� dziwnemu
wra�eniu, jakie wywiera�y na nim t�umy roze�mianych, weso�ych i beztroskich
mieszka�c�w.
O ile� inaczej wygl�da�a sytuacja na Ziemi. Pren pod�wiadomie szuka� wzrokiem
patrolu, by
nie przeoczy� go i nie zapomnie� o z�o�eniu ceremonialnego ho�du. Ju� dwa razy
wpad� w ten
spos�b i potem przez trzy dni nie m�g� ruszy� si� z miejsca po wymierzonej mu
karze
ch�osty. Elektropejcze pozostawia�y poza tym na ciele �lady, kt�re nie znika�y
ju� do ko�ca
�ycia. Inn� rzecz�, kt�ra zdecydowanie k��ci�a si� z ziemsk� rzeczywisto�ci�,
by� prawdziwy
rozkwit �ycia po zmroku. Na Ziemi po zachodzie s�o�ca na ulicach miast nie
widywa�o si�
nikogo, kara za naruszanie godziny dyscyplinarnej by�a bardzo surowa. Widywa�
nieraz ludzi,
kt�rzy przez nieostro�no�� lub roztargnienie zostali na tym przy�apani przez
wszechobecne
patrole. Miejsce po lewym oku zakrywa�a im pomara�czowa p�ytka z symbolem
przest�pstwa, jakiego si� dopu�cili. Drugie takie przest�pstwo jako recydywa,
by�o karane
�mierci�.
Pren otrz�sn�� si� z tych ponurych my�li i zag��bi� si� w t�um przechodni�w.
Zna�
Exill do�� dobrze, bywa� tu wielokrotnie. Mie�ci�y si� tu najpowa�niejsze
agencje handlowe
Eriki, mi�dzy innymi G�rnicze Centrum Exportu, gdzie cz�sto omawia� sprawy
zakupu rud
cyrkonu i litu, w kt�re obfitowa�a planeta. Centrum mie�ci�o si� w dzielnicy
handlowej, z
kosmoportu nieca�y kilometr. Pren nigdy nie zdecydowa� si� na wynaj�cie pojazdu,
nie m�g�
odm�wi� sobie swobodnego i zawsze ekscytuj�cego spaceru po mie�cie. Niedaleko
GCE
mie�ci� si� wielki gmach Intergalactinu, przedsi�biorstwa trudni�cego si�
handlem sprz�tem
bioelektronicznym. W tej dziedzinie Erika by�a przoduj�c� planet� i prawie
wszyscy
kupowali od niej biosystemy komputerowe i inne drobniejsze cude�ka produkowane
przez
miejscowe koncerny. Tu� obok, po przeciwnej stronie ulicy, znajdowa� si� budynek
Transconu, kt�ra to instytucja zajmowa�a si� �rodkami transportu. Ch�tnie
nabywa�a
ziemskie, a raczej helbro�skie samochody magnetyczne, jedne z najlepszych w tej
cz�ci
Galaktyki. Dalej ci�gn�� si� ca�y szereg podobnych instytucji, lecz Pren swoje
sprawy
zawodowe postanowi� od�o�y� na potem.
Hotel Privenson by� w tej samej dzielnicy, Pren nawet kiedy� przez dwa dni w nim
mieszka�. Teraz rozkoszuj�c si� czystym, ciep�ym powietrzem i ciekawie
rozgl�daj�c si� po
mijanych budynkach skierowa� si� w stron� hotelu. G�ow� mia� zaprz�tni�t�
czekaj�cym go
spotkaniem z Carlosem, nie zauwa�y� nawet zaciekawionych spojrze� mijanych
dziewczyn,
na kt�rych musia� sw� nietypow� w tych stronach urod� robi� wra�enie. Po
kilkunastu
minutach wszed� do pi�knego, ton�cego w przyt�umionym �wietle hallu luksusowego
hotelu.
Chwil� rozgl�da� si� po zapieraj�cych dech w piersiach dekoracjach i dyskretnie
umieszczonych dzie�ach sztuki, po czym zdecydowanym krokiem podszed� do
recepcji. Za
wielkim, platynowym kontuarem siedzia� starszy ju� Selva�czyk, jeden z wielu
emigrant�w
ze zrujnowanej planety. Pomimo prawdopodobnych zabieg�w pochodzenie
recepcjonisty nie
budzi�o w�tpliwo�ci, zdradza� go charakterystyczny bladoniebieski odcie� sk�ry.
- Czy zasta�em Carlosa Shenna?
Tamten obrzuci� Prena taksuj�cym spojrzeniem, zerkn�� na umieszczony z boku
ekran.
- Jest u siebie - nacisn�� przycisk na konsolecie. - Kogo mam zapowiedzie�?
- Powiedz, �e przychodz� z polecenia Steva.
Recepcjonista skin�� g�ow� w milczeniu. Chwil� trwa�a cisza, potem rozleg� si�
cichy
brz�czyk i z niewidocznego g�o�nika odezwa� si� suchy g�os:
- Co tam, Per?
- Przyszed� do ciebie kto� z polecenia Steva - Pren zauwa�y�, �e stary doskonale
opanowa� interlingw�, co udawa�o si� niewielu Selva�czykom.
- W porz�dku, popro� go do mnie.
Cichy stuk w g�o�niku �wiadczy� o roz��czeniu si� rozm�wcy.
Recepcjonista uderzy� palcem w inny przycisk.
- Pok�j 3601, najlepiej jecha� wind� numer siedem.
- Dzi�kuje.
Pren ruszy� w kierunku d�ugiego korytarza, odnalaz� drzwi z si�demk�. Winda
czeka�a
na dole. Podr� na trzydzieste sz�ste pi�tro nie trwa�a d�ugo. Z �atwo�ci�
znalaz� pok�j z
numerem 3601. Podszed� do drzwi i uderzy� w klawisz ��czno�ci. Ekran pozosta�
ciemny, z
g�o�nika umieszczonego obok da� si� s�ysze� cichy g�os.
- Od Steva?
- Tak.
- W porz�dku, wejd�.
Drzwi rozsun�y si� bezszelestnie. Pren przez chwil� zawaha� si�, wci�gn��
g��boko
powietrze i przekroczy� pr�g. Znalaz� si� w obszernym przedpokoju, drzwi do
pokoju na
wprost by�y uchylone, zauwa�y� w nim jakie� postacie. Podszed� bli�ej i stan�� w
progu.
Obraz, jaki mu si� ukaza�, lekko go zaskoczy�, nie spodziewa� si� takiego
widoku. W
pokoju znajdowa�y si� trzy osoby, jeden m�czyzna i dwie kobiety. Nie by�y
Ziemiankami na
pewno. Prenowi trudno by�o na pierwszy rzut oka rozpozna� ich pochodzenie. Nie
to by�o
jednak tak zaskakuj�ce. Prena zdumia�o co innego. Obie kobiety by�y nagie, jedna
le�a�a na
grubym dywanie, druga, przybrawszy niezwykle swobodn� poz� siedzia�a w fotelu.
By�y
m�ode i pi�knie zbudowane, to nie ulega�o w�tpliwo�ci. Po chwili Pren wiedzia�,
�e to
Primusanki. Charakterystyczne rysy twarzy i ogromne oczy nie pozostawia�y
w�tpliwo�ci.
Carlos siedzia� na olbrzymim tapczanie zajmuj�cym prawie po�ow� pokoju. W
przeciwie�stwie do swych towarzyszek ubrany by� w kr�tk�, czarn� tunik�. Na
widok go�cia
podni�s� si�.
- Wejd� do �rodka - wskaza� mu pusty fotel. - Siadaj. To moje przyjaci�ki. Leni
-
wskaza� na dziewczyn� le��c� na dywanie - i Telia.
Carlos poznaj�c pochodzenie go�cia m�wi� w ziemskim j�zyku.
- Mo�esz m�wi� spokojnie, nic nie rozumiej�.
Powiedzia� par� s��w w nieprzyjemnie dla Ziemianina brzmi�cym j�zyku.
Dziewczyny podnios�y si� i narzuci�y na siebie przejrzyste okrycia. Usiad�y na
tapczanie i
ciekawie spogl�da�y na przybysza.
- Pren, z Ziemi - przedstawi� si�.
Carlos rzuci� kilka s��w przyjaci�kom. U�miechn�y si� lekko, skin�y g�owami.
Gospodarz podszed� do niskiego, szklanego stolika i zaj�� si� przygotowaniem
drink�w.
- Mam nadziej�, �e nie jeste� abstynentem. Czego si� napijesz?
- Odrobin� Gallaxy, je�li mo�na.
Pren obserwowa� najemnika. Nie tak go sobie wyobra�a�. Carlos by� szczup�ym,
do��
wysokim m�czyzn�. Czarne, g�ste w�osy mia� kr�tko obci�te, twarz mia�
sympatyczn� i mi��
z jasnym, budz�cym zaufanie spojrzeniem czarnych jak w�giel oczu. Porusza� si�
leniwie i
jakby z wysi�kiem, m�wi� cichym, mi�kkim g�osem. Doskonale pasowa� do zastanej
przez
Prena sytuacji, ale jako �o�nierz nie sprawia� zbyt dobrego wra�enia. Pren
wiedzia� jednak, �e
to tylko pozory. Wiedzia�, �e ma przed sob� jednego z najbardziej
niebezpiecznych ludzi w
ca�ej Galaktyce.
Carlos podszed� do swego go�cia i poda� mu szklaneczk�, po czym leniwie
rozci�gn��
si� w fotelu, lekko skrzywi� twarz, u�miechn�� si� i przeci�gn�� r�k� po
w�osach.
- Przepraszam, �e przyjmuj� ci� w takich okoliczno�ciach, ale tu jest cholernie
nudno,
naprawd� nie wiadomo, co robi�. A te dziewczynki s� niezwykle mi�e i atrakcyjne,
nie
uwa�asz?
- O, tak, na pewno, wcale ci si� nie dziwi� - u�miechn�� si� Pren.
- Co tam s�ycha� na naszej staruszce, dawno nie widzia�em nikogo z Ziemi -
Carlos
podsun�� go�ciowi papierosy.
- C�, tak jak dot�d, Helbro�czycy maj� tward� r�k�.
- Ale ruch oporu dzia�a nadal?
- Tak, dzia�a, ma nawet liczne sukcesy. Tylko...
- Co, tylko?
- Nie maj� raczej szans na zwyci�stwo, terror Opiekun�w jest coraz wi�kszy, a
Organizacji brakuje sprz�tu, szczeg�lnie tego ci�kiego. Zreszt� nie wygraj� z
ca�ym
Helbronem, co do tego nikt nie mo�e mie� z�udze�.
- Fakt, skoro ca�a armia Ziemian nie poradzi�a sobie, to tym bardziej oni sobie
nie
poradz�. Ale walcz�, nie poddaj� si�, a to si� liczy. Musz� ci powiedzie�, �e
ten ruch cieszy
si� na wielu planetach du�� sympati�, zreszt� ka�dy, kto wyst�puje przeciwko
Helbronowi
jest w Galaktyce ceniony. Zapewne wiesz, �e Helbro�czycy s� przez pozosta�e rasy
szczerze
nie lubiani.
- Nie ma si� czemu dziwi�, ju� sam ich wygl�d nie wzbudza sympatii.
- Tak, to racja. Ale powiedz, co ci� do mnie sprowadza a� z tak daleka?
Pren westchn��, zaci�gn�� si� papierosem.
- Tak si� w�a�nie sk�ada, �e jestem wys�annikiem Organizacji. I w jej imieniu
proponuj� ci pewn� prac�.
- Czyli chcecie zawrze� ze mn� kontrakt lub, m�wi�c inaczej, macie dla mnie
robot�?
- No w�a�nie, mamy wiadomo�ci, �e ty m�g�by� sobie z tym poradzi� najlepiej.
Carlos podni�s� brwi.
- Sk�d macie takie informacje?
Pren u�m