5215

Szczegóły
Tytuł 5215
Rozszerzenie: PDF

Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby pdf był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

 

5215 PDF Ebook podgląd online:

Pobierz PDF

 

 

 


 

Zobacz podgląd 5215 pdf poniżej lub pobierz na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. 5215 Ebook podgląd za darmo w formacie PDF tylko na PDF-X.PL. Niektóre ebooki są ściśle chronione prawem autorskim i rozpowszechnianie ich jest zabronione, więc w takich wypadkach zamiast podglądu możesz jedynie przeczytać informacje, detale, opinie oraz sprawdzić okładkę.

5215 Ebook transkrypt - 20 pierwszych stron:

 

TOMASZ MALIK NAJEMNICY �onie Tomasz Aleksander Malik to autor znany ju� fantomowi polskiemu, powie�� Najemnicy ukaza�a si� pierwotnie w fazinie �Kwazar", obecnie otrzymujecie j� Pa�stwo w poprawionej, zmodyfikowanej wersji. Autor urodzi� si� w 1956 roku, wykszta�ci� si� na elektryka, co jak wiadomo, prowokuje do wykonywania r�nych innych zaj��. By� kolejno budowlanym, nauczycielem w liceum, ankieterem CBOP, projektantem biurowym. Poza tym pisa�. Pierwsza wersja Najemnik�w powsta�a w 1984, potem by� jeszcze tekst Punkty bez powrotu, w przygotowaniu znajduje si� druga cz�� Najemnik�w. Wzory literackie ma dobrze rokuj�ce: Harrison, Remarque, Sheckley, McLean, Scott Fitzgerald, Blish. Interesuje si� te� muzyk� rockow�, pi�k� no�n� i tenisem; czasem wspomina jeszcze, �e szczeg�lnie fascynuje go kobieta jako najbardziej zdumiewaj�ce zjawisko wszech�wiata. W wydaniu klubowym Najemnicy zebra�y pochlebne recenzje. Tomasz Malik dobrze wykorzysta� w�wczas szans� stworzon� przez konkurs pozna�skiego klubu ORBITA. Ma zamiar tworzy� przede wszystkim wci�gaj�c�, atrakcyjn� przygodow� SF, i trudno nie przyzna�, �e mu si� to udaje. Najemnicy to typowa space opera budz�ca pewne skojarzenia z Zapomnij o Ziemi Mac Appa. Na okupowanej przez wroga B��kitnej Planecie istnieje ruch oporu, nad kt�rym zawisa w pewnej chwili widmo zaglady - jeden z cz�onk�w jego dow�dztwa trafia do niewoli i istnieje prawdopodobie�stwo, �e zacznie m�wi�, a wtedy koniec ze wszelk� nadziej�... Organizacja postanawia wynaj�� grup� fachowc�w, kt�ra odbije wi�nia... Rozpoczyna si� bezpardonowa walka na galaktyczn� skal�... ROZDZIA� I Dzie� wstawa� zimny i d�d�ysty, a po niebie przewala�y si� tabuny g�stych, ciemnych chmur gnane podmuchami porywistego wiatru. Dla tr�jki m�czyzn przyczajonych w przydro�nych zaro�lach czas wl�k� si� niemi�osiernie. Dokuczliwy, zimny wiatr i wciskaj�ce si� wsz�dzie krople deszczu nie uprzyjemnia�y oczekiwania. Do wschodu s�o�ca pozosta�o jeszcze niewiele ponad godzin�. Pogoda tymczasem z ka�d� chwil� pogarsza�a si�, wiatr przybiera� na sile, deszcz z umiarkowanej m�awki powoli przeistacza� si� w ulew�, zacz�y pojawia� si� pojedyncze p�atki �niegu. Temperatura oscylowa�a w granicach jednego, dw�ch stopni powy�ej zera. Pomimo grubych skafandr�w i przeciwdeszczowych p�aszczy ludzie dr�eli z zimna. Jor spojrza� na chronometr. - Dochodzi pi�ta - mrukn��. Poprawi� uwieraj�cy w plecy �adunek, wyj�� z kieszeni paczk� papieros�w, skostnia�ymi palcami wydoby� jednego i niezgrabnie wsun�� do ust. Cicho pstrykn�a zapalniczka. - Mamy jeszcze troch� czasu, mo�na zapali� - powiedzia� niewyra�nie staraj�c si� opanowa� dr�enie szcz�ki. - Ka�dy pami�ta, co do niego nale�y? - nie patrz�c na towarzyszy dorzuci� po chwili. Odpowiedzieli potakuj�cymi pomrukami. W przeciwie�stwie do Jora byli spokojni, nie pierwszy raz brali udzia� w akcji. By� to dla nich poniek�d chleb powszedni, �yli z tego i nie bardzo widzieli si� przy innych zaj�ciach. Zreszt� prawd� m�wi�c, niczego innego nie potrafili. Poss mia� dwadzie�cia dziewi�� lat, prawie dwa metry wzrostu i zwalist� sylwetk� nied�wiedzia. Oci�a�y w ruchach, o sennym spojrzeniu wygl�da� na typowego, dobrodusznego grubasa, kt�ry nawet muchy by nie skrzywdzi�. By�o to jednak myl�ce wra�enie. Poss, gdy zasz�a potrzeba, potrafi� przeistoczy� si� w b�yskawicznie dzia�aj�c�, perfekcyjn� maszyn� niszczenia. Nigdy nie robi� b��d�w, by� prawdziwym profesjonalist�. Cz�owiekiem Organizacji zosta� dziesi�� lat temu - by�a to rzeczywista rekomendacja jego umiej�tno�ci. Niewielu mog�o pochwali� si� tak d�ugim sta�em - przeci�tna w Organizacji wynosi�a niewiele ponad pi�� lat. Potem zwykle gin�li podczas akcji lub byli aresztowani, co w gruncie rzeczy wychodzi�o na jedno. Poss zastanawia� si�, sk�d bior� si� wci�� nowi ludzie gotowi podj�� walk�, praktycznie podpisuj�c w ten spos�b wyrok na siebie. Ot, cho�by taki Jor. M�ody ch�opak, mia� nie wi�cej ni� dwadzie�cia dwa, trzy lata. Fizycznie ca�kowite przeciwie�stwo Possa - drobnej budowy o czarnych, g��bokich oczach intelektualisty. By� jednak twardy i wytrzyma�y, o czym mogli przekona� si� podczas ca�onocnego marszu przez g�ry. Obci��eni �adunkiem, nara�eni na niebezpiecze�stwo natkni�cia si� na kt�ry� z licznych patroli, zmuszeni do pokonywania stromych stok�w dotarli na miejsce akcji wszyscy w dobrej formie. Jor, co troch� zdziwi�o Possa, wydawa� si� najbardziej rze�ki. Teraz stara� si� zachowa� spok�j. Czujny wzrok utkwi� w gin�cy we mgle punkt na szosie, sk�d mia� nadjecha� pojazd Opiekun�w. Red, trzeci z nich, napomkn�� przed wyruszeniem z miasteczka, �e Jor to kto� wa�ny, prawdopodobnie z kierownictwa i to nie odcinkowego, lecz z obwodowego lub wr�cz z centralnego. Poss nie pyta�, sk�d ma te informacje, w Organizacji nie zadawa�o si� pyta� bez istotnego powodu. Red by� z nich najstarszy. Poss nie wiedzia�, ile mia� lat, wygl�da� na jakie� trzydzie�ci siedem, osiem. �redniego wzrostu o czarnej niesfornej czuprynie i �ylastym ciele sprawia� wra�enie cz�owieka spr�yny. Sprawny i wytrzyma�y jak ka�dy z cz�onk�w Sekcji Wykonawczej Organizacji. Sprawno�� fizyczna by�a podstawowym kryterium przynale�no�ci do tej elitarnej formacji. Red przyby� w te okolice stosunkowo niedawno, nie by�o w�a�ciwie wiadomo sk�d ani co robi� przedtem. Jego umiej�tno�ci by�y ju� niejednokrotnie sprawdzone i Poss wiedzia�, �e trudno by�oby znale�� lepszego partnera do tego typu akcji. Mia� ca�kowite zaufanie do tego milcz�cego, skrytego faceta. Obawia� si� troch� o Jora, w ko�cu wiadomo - pierwsza akcja, m�odo��, brak do�wiadczenia - r�nie to mog�o by�. Kierownictwo chyba wie, co robi, nie dawaliby na dow�dc� cz�owieka nie sprawdzonego - pociesza� si� w duchu. Tak na wszelki wypadek postanowi� jednak zwraca� na Jora szczeg�ln� uwag� podczas akcji. Rozmy�lania przerwa� mu cichy szept dow�dcy: - Za pi�� minut powinni ju� tu by�, przygotujcie wszystko jak trzeba - m�wi�c to zdj�� z plec�w stela�, przykl�kn�� przy nim i zacz�� manipulowa� przy prze��cznikach ukrytych pod grubym, zielonym brezentem. Red sw�j �adunek ju� rozmontowa�, teraz sta� spokojnie, trzymaj�c w r�kach kr�tki, metalowy przedmiot zako�czony grub� rur�. Poss jednym ruchem pozby� si� swego baga�u i przysiad� na ziemi trzymaj�c przy udzie sw� �mierciono�n� bro�. Jego rola w ca�ej akcji mia�a trwa� bardzo kr�tko, wkracza� ostatni i do niego nale�a�o zadanie decyduj�cego ciosu. Nie m�g� jednak sp�ni� si� cho�by o u�amek sekundy, czas jego dzia�ania by� �ci�le okre�lony. Chwila zawahania czy op�nienia oznacza�aby �mier� dla nich wszystkich. Trzeba by�o mie� silne nerwy i nie da� si� ponosi� emocjom. Opiekunowie wymy�lali coraz to nowe psychologiczne chwyty chc�c zdoby� t� sekund� przewagi, spowodowa� u przeciwnik�w moment zawahania, co pozwoli�oby na unicestwienie napastnik�w. Poss przez chwil� zastanawia� si�, jak� niespodziank� na dzi� przygotowali Opiekunowie, jakie fantomy wyprodukowali tym razem dla zabezpieczenia swego pojazdu. Poss strzela� ju� do staruszek, duchownych, dzieci... - Jad�! - nerwowy szept Jora z trudno�ci� przebi� si� przez plusk deszczu. Z daleka na szosie wida� by�o pojazd Opiekun�w poruszaj�cy si� cicho na poduszce magnetycznej. Pole ochronne w strugach lej�cego deszczu opalizowa�o r�ow� mgie�k�. By� od nich oddalony o oko�o dwie�cie metr�w. Poss spojrza� na Jora. Jego oczy by�y utkwione w zbli�aj�cym si� poje�dzie, r�ce nieruchomo spoczywa�y na prze��cznikach. �Chyba nie nawali" - my�l jak b�yskawica przemkn�a przez g�ow� Possa i w tym momencie transporter zr�wna� si� z ich stanowiskiem. Wszystko dzia�o si� teraz prawie jednocze�nie. Poss bardziej domy�li� si� ni� zauwa�y� szybki ruch Jora w��czaj�cego paralizator pola. O skuteczno�ci dzia�ania aparatury �wiadczy� przenikliwy d�wi�k jakby p�kaj�cej szklanki. Transporter z g�o�nym pla�ni�ciem opad� na szos� i skr�ci� lekko przodem w ich kierunku. �Dobrze" - przemkn�o przez g�ow� Possa. Z przedniego iluminatora zauwa�y� s�cz�cy si� dym. Prawie r�wnocze�nie po swojej prawej r�ce dostrzeg� blady poblask. To Red nakierowa� na pojazd Opiekun�w luf� swego destabilizatora cz�steczkowego. Transporter gwa�townie zmieni� sw� posta�, zewn�trzna pow�oka pozbawiona wi�za� mi�dzycz�steczkowych opad�a na szos� w postaci szarego py�u. Z wn�trza pojazdu zacz�y wyskakiwa� jakie� postacie niezbyt dok�adnie widoczne w tumanie py�u. Teraz przysz�a kolej na Possa. Spokojnie wycelowa� sw�j miotacz i w tym momencie spostrzega�, jak z tylnej cz�ci transportera oddzieli� si� do�� poka�nych rozmiar�w segment nie zniszczony przez destabilizator. Red natychmiast nakierowa� na niego sw� bro�, lecz by�o ju� za p�no. Z segmentu trysn�� w ich kierunku strumie� �wietlnego promieniowania. Jor gwa�townie rzuci� si� w bok, Poss zd��y� jeszcze nacisn�� spust i spostrzeg�, �e tym razem fantomy przybra�y posta� pi�knych, roznegli�owanych dziewczyn. By�o to ostatnie wra�enie, jakie odebra�. Reszta by�a ju� tylko upiornym b�yskiem, jakby kto� w m�zgu zapali� supernov�, po kt�rym nad zalan� deszczem g�rsk� szos� zapanowa�a cisza przerywana jedynie monotonnym cykaniem generatora pola, kt�re ponownie otoczy�o jedyny pozosta�y po ataku segment transportera. ROZDZIA� II Genera� Till Bron siedzia� wygodnie rozparty w fotelu, z lubo�ci� zaci�ga� si� doskona�ym cygarem. By� w znakomitym nastroju, czego wyrazem by�o w�a�nie owo cygaro, niezwykle kosztowne nawet dla niego. Na co dzie� pali� papierosy, cygara zostawiaj�c na szczeg�lne okazje. Dzi� by�a w�a�nie taka okazja. Po wielu miesi�cach dreptania w miejscu nareszcie by� pewien sukces. Nareszcie by� jaki� post�p w tej walce, kt�ra jemu sp�dza�a sen z powiek, a zwierzchnik�w przyprawia�a o ci�g�e niezadowolenie, co w ko�cu zawsze odbija�o si� na nim, generale - Opiekunie II stopnia. Jeszcze raz wzi�� do r�ki raport, kt�ry wprowadzi� go w Jak szampa�ski humor. Wypu�ci� z ust wielki k��b aromatycznego dymu, przelotnie rzuci� okiem na zwyczajowe formu�ki i zag��bi� si� w lekturze najciekawszej, �rodkowej cz�ci raportu. ... dnia 18 jedenastego miesi�ca roku 677 Nowej Ery o godzinie 540 mia� miejsce bandycki napad na transporter PQS 16 w rejonie szosy AV 088 czwarty sektor, drugi odcinek dystryktu Beta. W napadzie bra�o udzia� trzech bandyt�w z tzw. Organizacji Wolno��. Dzi�ki zdecydowanej akcji grupy os�ony zdo�ano cz�ciowo uchroni� transport przed zniszczeniem osi�gaj�c przy tym zwyci�stwo w postaci dezintegracji dw�ch bandyt�w i pojmania trzeciego. Straty w�asne wynosz� o�miu cz�onk�w grupy os�ony i zniszczony cz�on zasadniczy transportera. Nadmieni� nale�y, �e nowo wprowadzony do eksploatacji system wielokrotnego zabezpieczania przed destabilizacj� w wydatny spos�b przyczyni� si� do odniesienia zwyci�stwa... Tu nast�powa� szczeg�owy opis dzia�ania nowego systemu ADD, nazwiska poszczeg�lnych cz�onk�w za�ogi transportera, kilka uwag o warunkach atmosferycznych panuj�cych podczas akcji i inne mniej istotne szczeg�y. Genera� ponownie z uwag� czyta� ko�cowy fragment raportu. ...uj�ty w czasie napadu bandyta o nie ustalonej dot�d to�samo�ci odni�s� do�� powa�ne obra�enia, jednak nie zagra�aj� one jego �yciu. Z danych zawartych w naszych kartotekach wynika, �e uj�tym bandyt� mo�e by� niejaki Spaen Jor, poszukiwany od dw�ch lat za odmow� �wiadcze� ha�dowych, prawdopodobnie cz�onek wy�szej struktury organizacyjnej O W. Przebywa w tej chwili w lecznicy w miejscowo�ci BC-500/8. Pytanie: pozostawi� przy �yciu i przekaza� do dalszej dyspozycji w�adz zwierzchnich czy, zgodnie z zarz�dzeniem Opiekuna I stopnia, marsza�ka Heell Mossta, dezintegrowa�, wydaje si� z uwagi na podejrzenia co do to�samo�ci uj�tego, rozstrzygni�te. Prosz� potwierdzi� zlecenie o przetransportowaniu ww. do centrali dystryktu Beta. Odcinkowy Pali Minngon. Genera� od�o�y� raport i u�miechn�� si� w my�li. Tak, ju� od dawna mia� bardzo dobre zdanie o odcinkowym Minngonie. Niejeden na jego miejscu nie zastanawia�by si�, co zrobi� z uj�tym bandyt�. Prawdopodobnie zaraz na miejscu wypadku dokona�by dezintegracji. Minngon ju� nieraz dowi�d�, �e nie jest zwyk�ym �lepym wykonawc� rozkaz�w, lecz potrafi dzia�a� rozwa�nie i elastycznie. Je�eli istotnie pojmanym jest Spaen, to sukces ten niew�tpliwie zas�ugiwa� na wielk� uwag� zwierzchnik�w. Genera� ju� wyobra�a� sobie list pochwalny od marsza�ka, mo�e jakie� odznaczenie. Twarz genera�a przes�oni�a mg�a rozkoszy, gdy w my�lach ujrza� wielk� sal� w Centrum i marsza�ka przypinaj�cego mu do munduru Krzy� Galaktyki, a mo�e nawet Wielk� Gwiazd� Przestrzeni. Chwil� siedzia� z przymkni�tymi oczami i prze�ywa� sw�j prawdopodobny sukces, wyobra�a� sobie min� genera�a Peetl Dova z s�siedniego dystryktu Eta, kt�rego prawdziwie nie lubi� i jego purpurow� z zazdro�ci twarz. W dystrykcie Beta ju� od dawna nie by�o spokoju, napady na transportery powtarza�y si� coraz cz�ciej. Ma�o tego, bandyci porywali si� na znacznie wi�ksze obiekty i, co z niezadowoleniem musia� przyzna� genera�, ich akcje by�y przewa�nie udane. Nie dalej, jak w ubieg�ym miesi�cu dokonali nawet, na szcz�cie nieudanego zamachu na jego �ycie. Po ka�dej takiej akcji dzia�ania odwetowe w�adz by�y bardzo surowe, dezintegrowano wielu zak�adnik�w, ale mo�na by�o zauwa�y� niezrozumia�� tendencj� do nasilania zamach�w i napad�w wraz ze wzrostem liczby likwidowanych zak�adnik�w. Teraz zn�w za zamach na transporter �ycie b�dzie musia�o odda� pi�ciuset zak�adnik�w, lecz genera� by� pewien, �e odwet bandyt�w b�dzie tym bardziej gwa�towny. Tak, nie�atwa by�a rola Opiekuna, szczeg�lnie w tak niezdyscyplinowanym dystrykcie, jak ten, na kt�rego czele stan�� genera�. Otrz�sn�� si� z tych nieweso�ych my�li, nie chcia� psu� sobie doskona�ego humoru. Czeka�o go dzi� jeszcze sporo pracy. Przede wszystkim musia� napisa� raport do marsza�ka, musia� te� zadecydowa�, gdzie umie�ci� pojmanego zamachowca. Postanowi� te� napisa� wniosek awansowy dla odcinkowego Minngona. Awans na sektorowego to ju� tylko krok do Opiekuna III stopnia, a wtedy perspektywy kariery dla zwyk�ego funkcjonariusza staj� si� wr�cz zawrotne. �Nale�y si� ch�opu to ju� od dawna" - pomy�la� Till Bron i z lubo�ci� zaci�gaj�c si� ulubionym cygarem zabra� si� do pracy. ROZDZIA� III Hon nerwowo spacerowa� po pokoju. Wielkimi krokami przemierza� przestrze� od okna do drzwi i z powrotem. Pok�j spowija� g�sty k��b papierosowego dymu. W fotelu pod oknem siedzia� Brit. Ten dla odmiany wystukiwa� palcami na por�czach jaki� ob��dny rytm. Hon chwil� posta� przy oknie, po czym na nowo podj�� sw�j spacer. Cisz� przerwa� Lan. - Przesta� tak krety�sko biega� po pokoju i spr�buj si� opanowa�. Trzeba spokojnie jeszcze raz wszystko przedyskutowa�, mo�e b�dzie mo�na co� zrobi�. - Co mo�na zrobi� - podniesionym g�osem warkn�� Hon i przystan�� na �rodku pokoju. Wbi� r�ce w kieszenie spodni i pochyli� si� w stron� Lana. - Co mo�na jeszcze, do cholery, zrobi�. Za�atwili nas tym razem na amen. Nie mamy �adnych szans, cz�owieku, trzeba szybko zwija� majdan i gdzie� si� ulokowa�, dop�ki sprawa troch� nie przycichnie - nerwowo zaci�gn�� si� papierosem i rzuci� si� na fotel. - Jor nie powie - cicho mrukn�� Ols. - A kto m�wi, �e b�dzie sypa�, cz�owieku - Hon zn�w wsta� z fotela i zacz�� chodzi� po pokoju. - On nawet nie b�dzie musia� ust otworzy�, a oni i tak wszystkiego si� dowiedz�. Czy mam ci przypomina�, jak� aparatur� dysponuj�! - m�wi� podnieconym g�osem. - Niech szlag trafi tego Skolla, co mu do g�owy strzeli�o wysy�a� kogo� z �g�ry" na akcj�. Przecie� Jor zna ca�� struktur� Organizacji, wszystkie powi�zania, kontakty. Zawsze dot�d w akcjach brali udzia� ch�opcy z Sekcji Wykonawczej, w razie wpadki nie znali nikogo poza ��cznikiem, sprawa by�a pewna. A teraz! Teraz maj� w r�ku nas wszystkich, nie tylko grup� z dystryktu, ale i wy�sze struktury. Przecie� Jor zna� Rota, B�ona, Akin�... Hon po tej wypowiedzi jakim� dziwnie zm�czonym krokiem podszed� do swojego fotela i ci�ko usiad�. Zaci�gn�� si� papierosem, niezdarnym ruchem zdusi� niedopa�ek i wbi� wzrok w pod�og�. W pokoju panowa�a pe�na napi�cia cisza. Wreszcie odezwa� si� Brit. - Jor sam chcia� wzi�� udzia� w akcji, m�wi�, �e dopiero tam mo�e dowie�� swej przydatno�ci dla Organizacji. Ch�opak jest m�ody, ma fantazj�, chcia� walczy�, trudno si� dziwi� Skollowi, �e po tylu pro�bach wreszcie uleg�. By� to zreszt� wyj�tkowy pech, nigdy dot�d nikogo z naszych nie z�apano �ywego. Sytuacja jest teraz niew�tpliwie bardzo ci�ka, ale nie mo�emy si� poddawa�. - Cz�owieku - Hon przerwa� mu ci�kim, zm�czonym g�osem. - A co my mo�emy zrobi� w tej sytuacji? Gdyby chocia� umieszczono Jora w jednym z ziemskich o�rodk�w, to za ka�d� cen� by�my pr�bowali go uwolni�, a w najgorszym przypadku pozbawi� �ycia, ale co chcesz zrobi� teraz? Ciekawy jestem, jak dostaniesz si� na Elm� nie m�wi�c ju� o opanowaniu tamtejszego o�rodka Opiekun�w. Nie mamy �adnych szans na opuszczenie Uk�adu, ba, nawet nie�atwo nam polecie� na kt�r�� z wewn�trznych planet, a co dopiero do Uk�adu Regulusa. Uwa�am, �e sprawa jest przegrana - dorzuci� po chwili. Brit poruszy� si� na swoim fotelu, pochyli� do przodu. - W ka�dym razie wiadomo, �e dop�ki Jora nie wylecz� z szoku, nie mog� go poddawa� dzia�aniu analizatora �wiadomo�ci. To jedna sprawa. Z kolei wiadomo r�wnie�, �e z takiego szoku nie wychodzi si� w miesi�c czy nawet dwa miesi�ce. Aby przywr�ci� sprawno�� jego umys�u potrzeba czterech, pi�ciu miesi�cy, a i to w ko�cu nie jest pewne, czy otrzymana przez niego dawka nie spowodowa�a trwa�ego naruszenia warstwy �wiadomo�ci m�zgu. Mo�e si� okaza�, �e Jor po prostu niczego nie wie, �e jego umys� jest na poziomie dziecka. Mamy wi�c kilka miesi�cy i przez ten czas mo�na nie tylko niejedno wymy�li�, ale te� niejednego dokona�. Tylko pozw�l mi doko�czy� - zwr�ci� si� do Hona, kt�ry ju� otwiera� usta, aby co� powiedzie�. - Owszem, nam jest bardzo trudno wydosta� si� poza Uk�ad, zreszt� do takiej akcji nie mamy �adnych �rodk�w, ale s� przecie� ludzie, kt�rzy nie maj� k�opot�w z lotami pozauk�adowymi. Tym razem Hon nie wytrzyma�. - Masz mo�e na my�li tych z agencji handlowej? I co, czy wyobra�asz sobie takiego, jak z teczk� w r�ce opanowuje gmach o�rodka i sam jeden pokonuje ca�� tutejsz� za�og�, po czym uwalnia Jora i leci z nim z powrotem na Ziemi�? - Przesta� tak g�upio gada�! Czasami zastanawiam si�, co ty robisz w naszym gronie, nie potrafisz logicznie my�le� i o byle co wszczynasz panik� - Brit spokojnie odpowiedzia� na zaczepne s�owa Hona. - Zapytaj Olsa, jaka jest mo�liwo�� wykorzystania handlowc�w. Spojrzenia wszystkich obecnych skierowa�y si� na drobnego, niepozornego m�czyzn� w �rednim wieku. Ten popatrzy� na nich, pog�adzi� si� po w�osach, westchn�� i rzek�: - Wiecie oczywi�cie, �e utrzymujemy pewne kontakty z handlowcami. Jest w�r�d nich niema�a grupa ludzi g��boko zaanga�owanych w nasz� dzia�alno��, ludzi, na kt�rych mo�na polega�. Zreszt� nieraz ju� korzystali�my z ich us�ug. Dzi�ki swoim cz�stym podr�om maj� szerokie znajomo�ci na setkach planet. Oczywi�cie jasne jest, �e nikt z nich nie podj��by si� akcji na Elmie, zreszt� nie potrafiliby tego zrobi�, a z drugiej strony nie maj� do tego �rodk�w. Ale s�yszeli�cie zapewne o pewnej grupie ludzi zajmuj�cych si� zawodowo r�nymi akcjami o charakterze, powiedzmy, militarnym. S� w�r�d nich wysokiej klasy fachowcy, mieszkaj� przewa�nie na planetach niezale�nych. Nikt z nas oczywi�cie nie mia�by mo�liwo�ci dotarcia do nich, na to trzeba mie� znajomo�ci w specyficznych kr�gach, ale handlowcy, przynajmniej niekt�rzy z nich, s� w stanie to zrobi�. Wydaje mi si�, �e w sytuacji, w jakiej si� znale�li�my, skorzystanie z us�ug takich ludzi jest nasz� ostatni� szans�. Ludzie ci, nazywani najemnikami, gotowi s� na r�ne szale�stwa, oczywi�cie za odpowiedni� zap�at�. My�l�, �e dla nas w tej chwili cena tej, �e tak powiem, us�ugi, nie ma �adnego znaczenia. - No tak, to mo�e by� jakie� rozwi�zanie - Lan spojrza� uwa�nie na Brita. - A ty co o tym s�dzisz? Brit wzruszy� ramionami. - Wydaje mi si�, �e nie mamy innego wyj�cia. Pozostaje jeszcze sprawa nawi�zania kontaktu z najemnikami. Kto z was si� tego podejmie? Bo ja, musz� przyzna�, nie mam wi�kszych znajomo�ci w�r�d handlowc�w. - Chwileczk�! - Hon wsta� z fotela i pochyli� si� w stron� Olsa. - Jak� mamy gwarancj�, �e handlowiec nie zdradzi? I sk�d mamy pewno��, �e akcja najemnik�w b�dzie skuteczna? Jeszcze jedna sprawa, panowie. Ot� nie bardzo rozumiem, jakie najemnicy maj� szans� dostania si� na planety Opiekun�w, o ile dobrze zrozumia�em, s� to przewa�nie ludzie tacy, jak my, a Opiekunowie nie s� zbyt przychylnie nastawieni do naszej rasy. - Pozw�l, �e ci to kr�tko wyja�ni� - Ols zapali� kolejnego papierosa. - Jak zapewne wiesz, po Wielkiej Wojnie nasta� w Galaktyce pewien ustalony porz�dek. G��wnymi si�ami zosta�y imperia Lagh, Kodex, Primus i Helbron. Opr�cz nich by�a ca�a masa ma�ych nie licz�cych si� federacji, kt�re zwi�zane zosta�y uk�adami z poszczeg�lnymi imperiami. Uk�ady te obowi�zywa�y w zasadzie tylko na wypadek konflikt�w, po zawarciu pokoju sta�y si� nieaktualne. Wiele federacji rozpad�o si� i powsta�o oko�o dwustu planet nie zrzeszonych w �adne wi�ksze systemy. Imperiom sytuacja ta by�a bardzo na r�k�, by�y to planety neutralne, kt�re mo�na by�a czasami wykorzysta� do r�nych cel�w formalnie stoj�c z boku i nie ujawniaj�c swojej roli. Na planetach tych �yj� r�ne rasy, w tym niema�a grupa ludzi pochodz�cych z Ziemi. Sytuacja jednak tak si� u�o�y�a, �e na �adnej planecie nie stanowi ona jakiej� du�ej grupy i st�d w przekonaniu Helbronu nie zagra�aj� imperium. Co wi�cej, ludzie ci, posiadaj�cy status neutralnych obywateli, s� w do�� dobrych stosunkach z Helbronem i wielu z nich pracuje nawet w ich s�u�bach kontrolnych czy eksplorerskich. Oczywi�cie nie ma tu mowy o jakiej� przyja�ni czy cho�by sympatii. Helbro�czycy odnosz� si� do wszystkich innych ras nieufnie, ale mo�na powiedzie�, �e stosunki pomi�dzy nimi uk�adaj� si� raczej poprawnie. I w tym widz� w�a�nie dla nas szans�. A co do gwarancji powodzenia operacji, to c�, nikt nam jej nie mo�e udzieli� i musimy w tej sytuacji ryzykowa�. Hon z zastanowieniem podrapa� si� w g�ow�. - Nie jestem w pe�ni przekonany, czy to b�dzie s�uszna droga. Przecie� w jaki� spos�b wci�gamy do naszej walki zupe�nie obce si�y i nie wiem, jakie mog� by� tego konsekwenge. Ja bym si� wstrzyma� z t� akcj� i proponowa�bym na rok, dwa zawiesi� dzia�alno�� i zaszy� si� gdzie� w bezpiecznym miejscu. Takie jest moje zdanie i proponuj� przeg�osowa�, co mamy robi� - m�wi�c to spojrza� na Brita. Ten popatrzy� na pozosta�ych. - Wobec tego g�osujmy. Kto jest za zwr�ceniem si� o pomoc do najemnik�w? Lan i Ols w milczeniu podnie�li r�ce. - Kto jest przeciwny? Hon popatrzy� jako� dziwnie na towarzyszy i z oci�ga�em podni�s� praw� r�k�. - Poniewa� ja te� jestem za, wobec tego wniosek przeszed� wi�kszo�ci� g�os�w - Brit uroczy�cie wypowiedzia� tradycyjn� formu�k�. - Pozostaje teraz sprawa nawi�zania kontaktu z handlowcami. Kto si� tym zajmie? - Ja znam kilku zaufanych, postaram si� jak najszybciej spraw� ruszy� z miejsca - Lan wsta� z fotela. - Od tej chwili tylko ty b�dziesz rozmawia� w tej sprawie, a po zebraniu kompleksowych ustale� spotkamy si� w tym samym miejscu i przedstawisz nam dalszy plan - Brit r�wnie� wsta� i skierowa� si� do wyj�cia. - Na tym mo�emy zako�czy� dzisiejsz� rad�. Kontakty jak dot�d. A wi�c do zobaczenia. W imi� wolno�ci! - W imi� wolno�ci - odpowiedzieli pozostali i r�wnie� zacz�li zbiera� si� do wyj�cia. ROZDZIA� IV Wielka Sala w Centrum Planetarnym jarzy�a si� niezliczonym mn�stwem �wiate�. W d�ugim szeregu stali wszyscy genera�owie - Opiekunowie II stopnia z planety Holma. Po przeciwnej stronie w otoczeniu adiutant�w sta� marsza�ek Heell Mosst, Opiekun I stopnia. Spojrza� po zebranych i utkwi� wzrok w generale Till Bronie. - Panowie! Dzisiejsze zebranie jest nieco odmienne ni� zwykle. Nie b�dziemy ustala� planu dzia�ania na najbli�szy miesi�c, nie b�dziemy wytyka� sobie niedoci�gni�� i b��d�w pope�nianych w naszej ci�kiej, lecz jak�e odpowiedzialnej s�u�bie. Dzi� jest dzie� bardzo uroczysty, zapocz�tkuje on ostateczne zwyci�stwo i zapewni �ad i spok�j na tej planecie na d�ugie, d�ugie lata. Dziwicie si� zapewne, jakie mam podstawy do wypowiadania tak wznios�ych s��w. Ale taka jest prawda, takie s� fakty, a zawdzi�czamy je jednemu z nas, Opiekunowi dystryktu Beta, genera�owi Till Bronowi. Dzi�ki jego nieszablonowemu dzia�aniu zadali�my naszym przeciwnikom ci�ki cios, kt�ry rzuci ich na kolana. W najbli�szym czasie posypi� si� dalsze ciosy, po kt�rych ogarniaj�ca t� planet� fala buntu i bandytyzmu przemieni si� w py�, by ju� nigdy si� nie odrodzi�. Genera� Till Bron przyczyni� si� do uj�cia �ywego przedstawiciela wywrotowej Organizacji Wolno��, co wi�cej, �w pojmany bandyta to cz�onek najwy�szego kierownictwa tej szajki, poszukiwany od dawna Jor Spaen. Nie musimy obawia� si� o jego los. Spryt i dalekowzroczno�� genera�a Till Brona spowodowa�y, �e zamachowiec uj�ty podczas napadu na nasz transporter przebywa w Centrum Medycznym na Elmie. Tam nic mu nie grozi ze strony ludzi, tam nasi specjali�ci po wyprowadzeniu go z szoku neutronowego dokonaj� analizy jego �wiadomo�ci. Nie musz� wam, panowie, t�umaczy�, jakie ten cz�owiek ma wiadomo�ci. Natychmiast po otrzymaniu danych z jego pami�ci, uderzymy jednocze�nie na wszystkich kieruj�cych t� wywrotow� organizacj� i w ten spos�b na planecie Holma zapanuje ostateczny �ad i dyscyplina ku szczerej rado�ci naszego cesarza zatroskanego ci�g�ym przelewem krwi na tej jedynej niespokojnej plac�wce wielkiego Imperium Helbron. Panowie! Okazja ta sk�ania mnie do wzniesienia dw�ch toast�w: za ostateczne zwyci�stwo wielkiego Helbronu oraz za wieczne zdrowie i niesko�czone panowanie naszego cesarza, Villfermenta XII! W sali pojawi�y si� wytwornie ubrane, m�ode dziewczyny nios�ce tace z kryszta�owymi kielichami nape�nionymi ciemnozielonym, opalizuj�cym p�ynem. Ka�dy z obecnych uj�� kielich. - Niech �yje i panuje w niesko�czono��! - ch�r dziesi�tk�w g�os�w zabrzmia� w ogrc mej sali dono�nie i patetycznie. Marsza�ek podni�s� r�k�. - Jeszcze jedno. Za zas�ugi dla Imperium Helbron, genera� Till Bron z rozkazu Rady Naczelnej odznaczony zostaje Wielk� Gwiazd� Przestrzeni wraz z przys�uguj�cym mu od tej chwili tytu�em szlachetnego. Oby jego dzisiejsze odznaczenie zdopingowa�o nas wszystkich, panowie, do jeszcze bardziej gorliwej i ofiarnej s�u�by w imi� �adu i dyscypliny w Galaktyce! Skin�� g�ow� w kierunku Till Brona. Genera� wypr�ony jak struna wyst�pi� pi�� krok�w z szeregu. Marsza�ek wraz z adiutantem trzymaj�cym wielk� zielon� poduszk� podeszli do niego. Heell Mosst uj�� w d�onie okaza�y, b�yszcz�cy order i zawiesi� go na szyi genera�a. Till Bron czu�, jak spe�niaj� si� jego najskrytsze marzenia i wst�puj�c do szeregu nawet nie zauwa�y� purpurowej, nalanej twarzy kipi�cego z zazdro�ci genera�a Peetl Dova, Opiekuna dystryktu Eta. ROZDZIA� V Nad miastem k�ad� si� wczesny, jesienny mrok. Na ulicach ruch powoli s�ab�, wszyscy sp�nieni przechodnie �pieszyli do domu, by zd��y� przed godzin� dyscyplinarn�. W pokoju na pi��dziesi�tym sz�stym pi�trze wielkiego kompleksu mieszkaniowego siedzia�o dw�ch m�odych m�czyzn. Na stoliku sta�a butelka doskona�ego wina sprowadzanego z odleg�ej planety Como, w r�kach obu m�czyzn dymi�y cygara. Dyskretna muzyka stwarza�a atmosfer� relaksu, jednak temat prowadzonej rozmowy daleki by� od przyjacielskiej, nie obowi�zuj�cej, towarzyskiej pogaw�dki. Pren rozsiad� si� wygodnie w wielkim, klubowym fotelu i z uwag� s�ucha� s��w swego go�cia. Lana zna� od dawna, orientowa� si� troch� w roli, jak� odgrywa� w �yciu planety, wiedzia�, �e jest kim� wa�nym w Organizacji. On sam nie wdawa� si� nigdy w �adne polityczne awantury, by� sumiennym pracownikiem Interplanetarnej Agencji Handlowej, co pozwala�o mu na wzgl�dnie spokojne �ycie i pewien luksus niedost�pny dla innych ludzi pracuj�cych na Ziemi. Ze swych licznych s�u�bowych podr�y przywozi� rozmaite artyku�y, kt�rych na Ziemi w �aden spos�b nie mo�na by�o naby�. Ju� samo wyposa�enie mieszkania �wiadczy�o o pewnej zamo�no�ci w�a�ciciela. Liczne dzie�a sztuki z najdalszych zak�tk�w Galaktyki, nowoczesne i funkcjonalne zagospodarowanie przestrzeni u�ytkowej, a przede wszystkim alkohole i cygara w najlepszym gatunku niedwuznacznie �wiadczy�y o charakterze jego pracy. Przez pozosta�ych mieszka�c�w planety handlowcy byli bojkotowani, zarzucano im kolaboracj� i s�u�alczo�� wobec Opiekun�w. Ma�o kt�ry mia� prawdziwych przyjaci� nie tylko w�r�d Ziemian, ale r�wnie� w�r�d Opiekun�w, kt�rzy bardzo niech�tnie nawi�zywali bli�sze stosunki z przedstawicielami podbitych ras. Pren w kr�gach Organizacji by� znany jako szczery sympatyk ich walki i nieraz �wiadczy� im r�ne us�ugi g��wnie w postaci sprowadzanych na Ziemi� element�w do konstrukcji broni. Tym razem sprawa by�a innego rodzaju, zadanie daleko trudniejsze i bardziej niebezpieczne. - Za trzy dni ruszasz w kolejn� podr� - Lan przechodzi� do konkret�w. - Jakie planety masz w swoich planach? - Przede wszystkim Ali�. P�niej odwiedz� jeszcze dwie lub trzy inne planety, ale nie mog� ci teraz powiedzie�, kt�re. Zale�y to od wynik�w moich rozm�w na Alii. Prawdopodobnie polec� te� na Tun� i Elen, ale to tylko przypuszczenia, pewno�ci nie mam. - Mo�esz polecie� na jak�� planet� niezale�n�? - Teoretycznie mog� lecie� na dowoln� planet�, nie mam w tym wzgl�dzie ogranicze�, ale w praktyce z mojej podr�y musz� wynika� jakie� konkretne efekty handlowe, aby sprawa nie wydawa�a si� podejrzana. S�dz� jednak, �e na Alii uda mi si� tak pokierowa� rozmowami, �e wizyta, powiedzmy na Erice, b�dzie w pe�ni uzasadniona. - No, dobrze, zostawmy na razie kwesti� konkretnej planety. Wr�cimy do tego za chwil�. Wiem, �e masz kontakty w�r�d najemnik�w. Czy m�g�by� mi pokr�tce scharakteryzowa� tych, wed�ug ciebie, najodpowiedniejszych do wykonania tej akcji? Pren westchn��. - W gr� mog� wchodzi� jedynie ludzie z planet bliskich trasie mojej podr�y. O ile si� orientuj�, tylko dwie planety niezale�ne mog� si� Uczy�. S� to Erika i Betty. Na Erice w tej chwili przebywa dw�ch znanych mi najemnik�w - Carlos i Vienna. Na Betty jest kilku, ale wymieni� mog� w�a�ciwie tylko trzech: Oscar, Petur i Aksen. Pozostali s� specjalistami w nieco innego rodzaju akcjach. - W porz�dku, Pren, powiedz mi co� bli�szego o ka�dym z tej pi�tki. - No tak, a wi�c po kolei. Carlos, trzydzie�ci trzy lata, udzia� w kilku lokalnych wojnach, z kt�rych najwa�niejsza, to wojna miedzy Prima a Selvan�. Carlos walczy� po stronie Selva�czyk�w, odznaczy� si� du�ym sprytem i odwag�, szczeg�lnie w akcji odbicia admira�a floty selva�skiej. W walce jest bezwzgl�dny i pewny, ma doskona�e rozeznanie terenu. Wiem, �e korzysta z us�ug spegalnie dla niego pracuj�cych wywiadowc�w. Posiada dobre przygotowanie zawodowe, sko�czy� akademi� kosmiczn� na Tinie. Lubiany przez swoich ludzi, ma wyj�tkowy dar zdobywania sobie pos�uchu. Nast�pny, to Vienna. Dwadzie�cia siedem lat, ale pomimo tak m�odego wieku do�wiadczony �o�nierz. Bra� udzia� w kilku akcjach o nieco mniejszym zasi�gu. Warto wymieni� s�ynny nawet u nas atak na baz� rakietow� Imperium Lagh na Trzeciej Antaresa. Poza tym zniszczenie transportu wzbogaconej rudy uranu z planety Victoria. Opanowany, spokojny, w walce jednak niezawodny i zdecydowany. Jest w zasadzie samoukiem, rekrutuje si� z grona pirat�w galaktycznych. I co jeszcze warto doda� - zna kilka obcych j�zyk�w, co nieraz pomaga�o mu w odniesieniu sukcesu. To tyle o Viennie. Teraz Petur. Najstarszy z nich, lat ponad czterdzie�ci. Stosunkowo p�no wszed� do grona najemnik�w. Jego specjalno�ci� s� raczej zamachy na pojedyncze osoby, ale bra� te� udzia� w kilku wi�kszych akcjach, mi�dzy innymi przeprowadzi� konw�j z uchod�cami z Liny na Margott, walczy� po stronie Almit�w w wojnie z Kodexem. Chorobliwie wprost ambitny, dla s�awy got�w podj�� si� zada� wr�cz niewykonalnych. Dosz�y mnie ostatnio g�osy, �e popad� w na��g narkomanii. Nast�pnym godnym uwagi jest Oscar. Posta� bardzo ciekawa. Ma trzydzie�ci pi�� lat, pochodzi z Ziemi. Na Betty sko�czy� akademi� plastyczn� - jest z zawodu artyst�. Jako najemnik zas�yn�� stosunkowo niedawno. W lokalnym konflikcie mi�dzy Pamel� a Iris sta� na czele grupy partyzant�w pamelskich i odni�s� tam wiele zwyci�stw, mi�dzy innymi zniszczy� dwa kosmodromy, wysadzi� w powietrze dwa sk�ady paliwa rakietowego, zlikwidowa� dow�dztwo jednego z odcink�w frontu. Powiadaj� o nim, �e jest �wietnym �o�nierzem, ale w walce jest niepotrzebnie okrutny i bezwzgl�dny. Podobno wiele razy torturowa� je�c�w dla samej tylko przyjemno�ci, bez wa�nych powod�w. Poza tym kobieciarz. Zawsze na wojn� zabiera ze sob� par� dziewczyn i du�o alkoholu. Specjalizuje si� raczej w akcjach dywersyjnych. Pozosta� nam jeszcze Aksen. Trzydzie�ci osiem lat, z wykszta�cenia in�ynier nukleonik. D�ugi sta� w armii Lagh, potem pracowa� ju� tylko jako najemnik. Zas�yn�� podczas uprowadzenia genera�a Trittsa z bazy Kodexu. Bra� r�wnie� udzia� w kilku lokalnych wojnach, mi�dzy innymi w wojnie Primy i Selvany, a wi�c w tej samej, w kt�rej walczy� Carlos, z tym, �e Aksen po stronie Prima�czyk�w. Kilkakrotnie spotyka� si� w walce z grup� Carlosa, ale zawsze ponosi� pora�ki. Od tego czasu serdecznie go nienawidzi i got�w jest zrobi� wszystko, by go pokon�. C� jeszcze mo�na o nim powiedzie�? Chyba tylko to, �e posiada ogromny maj�tek i �e w walce nie oszcz�dza ludzi ani sprz�tu - jest zdolny osi�gn�� cel nawet za cen� utraty ca�ego swego oddzia�u. To by�oby w zasadzie wszystko, co mog� powiedzie� na temat tych pi�ciu os�b. W pokoju zapanowa�a cisza, s�ycha� by�o dyskretnie s�cz�ce si� d�wi�ki jakiej� egzotycznej muzyki - Lan nie m�g� zorientowa� si�, z kt�rej cz�ci Galaktyki mo�e pochodzi� to nagranie. Zapali� podsuni�te mu przez Prena cygaro, chwil� pali� w milczeniu. - Gdyby� ty mia� kogo� wybra� do tej akcji, to kt�rego by� wytypowa�? Pren poci�gn�� spory �yk wina i ze stukiem odstawi� pusty kieliszek na szklany blat sto�u. - Gdybym mia� wybiera�, no c�, my�l� �e w gr� wchodzi�oby tylko dw�ch z nich - Oscar i Carlos, przy czym ten ostatni ma ju� do�wiadczenie w tego typu akcjach, a wi�c postawi�bym na Carlosa. - Wobec tego niech b�dzie Carlos - Lan podj�� decyzj�. - Powiedz mi teraz, czy b�dziesz m�g� si� z nim skontaktowa�? Pren u�miechn�� si� blado. - W tej sytuacji wydaje mi si�, �e b�d� musia�. Przecie� rozumiem, �e jest to dla was ostatnia szansa. S�dz�, �e uda si� tak pokierowa� transakcj� na Alii, �e moja obecno�� na Erice b�dzie niezb�dna. Spojrza� Lanowi w oczy. - Mo�esz na mnie liczy�: Zrobi� wszystko, co b�dzie mo�liwe, aby za�atwi� spraw�. - Wiedzia�em, �e mog� na tobie polega�, Pren. Dzi�kuj� w imieniu Organizacji i swoim w�asnym. Powiedz mi jeszcze, kiedy i w jaki spos�b b�dziemy si� mogli spotka� po twoim powrocie? Pren zamy�li� si�, co� kalkulowa�, oblicza�, spojrza� do podr�cznego mnemografu. - Ca�a podr� nie b�dzie trwa�a d�u�ej ni� trzy tygodnie. Musz� si� jednak liczy� z ewentualnymi komplikacjami, czyli, �e ... no, powiedzmy, za miesi�c b�d� ju� z powrotem. Skontaktuj� si� z tob� natychmiast po przylocie do miasta i um�wimy si�, chyba najlepiej u mnie. - W porz�dku, Pren. B�d� czeka� i ... powodzenia. ROZDZIA� VI Bar kosmoportu w Exill rozbrzmiewa� dono�nym gwarem. R�noj�zyczny t�um zajmowa� prawie wszystkie stoliki, pito rozmaite trunki, rozmawiano na wszystkie mo�liwe tematy. Tu spotykali si� znajomi, kt�rych czas i przestrze� rozdzieli�a nieraz na kilka czy nawet kilkana�cie lat. Bar by� miejscem spotka� wszelkiego autoramentu galaktycznych podr�nik�w, spekulant�w, przemytnik�w i r�nych innych tego typu ludzi. W�a�nie w miejscu takim jak to najlepiej za�atwia�o si� r�ne ciemne interesy, tu bowiem obowi�zywa�a szczeg�lna solidarno�� ludzi z p�wiatka, t�ok zapewnia� anonimowo�� i niedostrzegalno�� jednostek na tle wszystkich zgromadzonych. Na ka�dej planecie, a w szczeg�lno�ci na ka�dej niezale�nej planecie by� jeden taki kosmoport z jednym takim barem i wszyscy zainteresowani w ca�ej Galaktyce wiedzieli, gdzie go szuka�. Bar Star niczym nie r�ni� si� od tysi�cy mu podobnych na innych planetach. W t�umie rozgadanego, nierzadko ju� podpitego towarzystwa dw�ch ludzi zajmuj�cych stolik w rogu lokalu, prowadzi�o cich� rozmow�. Na stoliku sta�a do po�owy opr�niona butelka Gallaxy Choss i popielniczka pe�na niedopa�k�w. - Wi�c jeste� z Ziemi, boy - ochryp�ym g�osem odezwa� si� jeden z siedz�cych. By� w starszym wieku, co zdradza�y liczne zmarszczki na jego twarzy. Sylwetk� mia� jednak m�od�, ruchy szybkie i spr�yste. Przez lewy policzek od nasady nosa a� do ucha bieg�a g��boka blizna o nieregularnych brzegach. D�ugie, czarne w�osy g�sto przetkane siwizn� opada�y na ramiona. Twarz nie wzbudza�a sympatii, czu�o si� od razu, �e jest to cz�owiek bez skrupu��w. Jego towarzysz r�ni� si� od niego zdecydowanie. Wysoki, przystojny blondyn o otwartej twarzy i szczerym spojrzeniu, pomimo typowego w tym miejscu zaniedbanego stroju wygl�da� na dziennikarza, dyplomat� czy handlowca z w�skiej elity towarzyskiej. G�os mia� czysty i d�wi�czny. - Tak, z Ziemi. Szukam Carlosa, znasz go? - Znam wielu Carlos�w, boy - ton tamtego zdecydowanie nie zach�ca� do dalszej rozmowy. M�ody Ziemianin nie zra�ony obra�liwym tonem i s�owami swego rozm�wcy ci�gn�� dalej. - Chodzi mi o Carlosa Sheena. Tamten uderzy� go w r�k�. - Tutaj nie wymienia si� nazwisk, boy. Zapami�taj to sobie. Nieco �agodniejszym tonem doda�: - Mo�e i znam Carlosa. Czego chcesz? - Jest robota dla niego. - Sk�d wiesz, �e b�dzie zainteresowany, boy? - Nie wiem, czy b�dzie. Ale chyba mu si� spodoba. I op�aci. - Ile? - To powiem Carlosowi osobi�cie. - Ile, boy? - stalowy chwyt zmia�d�y� d�o� Prena. Ten spojrza� w oczy zbira, jednak nie cofn�� r�ki. Przez chwil� natarczywie patrzyli na siebie. - Powiem Carlosowi. - Nie denerwuj mnie, boy, pytam ostatni raz - ile? Pren zrozumia�. - Pi��set, je�eli powiesz, gdzie go szuka�, tysi�c, je�eli mi go tu przyprowadzisz - i po sekundzie doda�: - Jeszcze dzi�. Tamten pu�ci� jego r�k�, zdecydowanym ruchem zgarn�� ze stolika papierosy. - Kpisz sobie, boy, a tego nie lubi� - wysycza� przybli�ywszy twarz do twarzy Prena. Buchn�� od�r alkoholu. - Znajd� sobie innego. Ja w og�le nie wiem, o kim m�wisz, boy - to m�wi�c wsta� z krzes�a i chcia� odej��. Pren chwyci� go za kurtk�, poci�gn�� z powrotem. - Tysi�c pi��set. - Nie �artuj, boy, moja cierpliwo�� ju� si� ko�czy - odtr�ci� trzymaj�c� go d�o� i skierowa� si� do wyj�cia. - Trzy tysi�ce! - krzykn�� Pren. Tamten przystan��, odwr�ci� si�. Popatrzy� z uwag� na swego rozm�wc�. Przez chwil� zn�w badali si� wzrokiem. Pren wytrzyma� ci�kie, pal�ce spojrzenie nieznajomego. W ko�cu tamten niedostrzegalnie skin�� g�ow�. - Szybko si� uczysz, boy. Mog�oby co� jeszcze z ciebie by�, gdyby tak nad tob� popracowa� - pochyli� si� nad stolikiem, wyci�gn�� otwart� r�k�. - Forsa, boy. Pren wyj�� z kieszeni portfel i odliczy� trzy pi��setki. Po�o�y� obok r�ki tamtego. - Gdzie? Co� jakby rozbawienie przebieg�o przez nieruchom� twarz. - Hotel Privenson, Exill. Obok r�ki pojawi�y si� kolejne trzy pi��setki. - Kto? - Powiedz, �e przys�a� ci� Steve. Zgarn�� wszystkie sze�� pi��setek i schowa� do kieszeni. - Zaczynasz mi si� podoba�, boy. Uderzy� Prena pot�n� r�k� w plecy, odwr�ci� si� i opu�ci� bar. Pren odetchn��, przesun�� dr��c� r�k� po spoconym czole. Wiedzia�, �e odszukanie Carlosa b�dzie najtrudniejsz� spraw� i cieszy� si�, �e ma ju� to poza sob�. Rozcieraj�c bol�c� d�o� zastanawia� si�, czy tamten go nie oszuka�, ale po chwili odrzuci� t� mo�liwo��. Swoista solidarno�� tych ludzi nie pozwoli�aby na branie pieni�dzy za darmo, i to takiej kwoty. Steve wygl�da� raczej na morderc� ni� na oszusta. Pren zna� si� troch� na ludziach i czu�, �e informacja kupiona przed chwil� jest prawdziwa. Dopi� do ko�ca kieliszek Gallaxy, zapali� papierosa i wyszed� na zewn�trz. Chodz�c po ulicach miast niezale�nych planet nie m�g� nigdy oprze� si� dziwnemu wra�eniu, jakie wywiera�y na nim t�umy roze�mianych, weso�ych i beztroskich mieszka�c�w. O ile� inaczej wygl�da�a sytuacja na Ziemi. Pren pod�wiadomie szuka� wzrokiem patrolu, by nie przeoczy� go i nie zapomnie� o z�o�eniu ceremonialnego ho�du. Ju� dwa razy wpad� w ten spos�b i potem przez trzy dni nie m�g� ruszy� si� z miejsca po wymierzonej mu karze ch�osty. Elektropejcze pozostawia�y poza tym na ciele �lady, kt�re nie znika�y ju� do ko�ca �ycia. Inn� rzecz�, kt�ra zdecydowanie k��ci�a si� z ziemsk� rzeczywisto�ci�, by� prawdziwy rozkwit �ycia po zmroku. Na Ziemi po zachodzie s�o�ca na ulicach miast nie widywa�o si� nikogo, kara za naruszanie godziny dyscyplinarnej by�a bardzo surowa. Widywa� nieraz ludzi, kt�rzy przez nieostro�no�� lub roztargnienie zostali na tym przy�apani przez wszechobecne patrole. Miejsce po lewym oku zakrywa�a im pomara�czowa p�ytka z symbolem przest�pstwa, jakiego si� dopu�cili. Drugie takie przest�pstwo jako recydywa, by�o karane �mierci�. Pren otrz�sn�� si� z tych ponurych my�li i zag��bi� si� w t�um przechodni�w. Zna� Exill do�� dobrze, bywa� tu wielokrotnie. Mie�ci�y si� tu najpowa�niejsze agencje handlowe Eriki, mi�dzy innymi G�rnicze Centrum Exportu, gdzie cz�sto omawia� sprawy zakupu rud cyrkonu i litu, w kt�re obfitowa�a planeta. Centrum mie�ci�o si� w dzielnicy handlowej, z kosmoportu nieca�y kilometr. Pren nigdy nie zdecydowa� si� na wynaj�cie pojazdu, nie m�g� odm�wi� sobie swobodnego i zawsze ekscytuj�cego spaceru po mie�cie. Niedaleko GCE mie�ci� si� wielki gmach Intergalactinu, przedsi�biorstwa trudni�cego si� handlem sprz�tem bioelektronicznym. W tej dziedzinie Erika by�a przoduj�c� planet� i prawie wszyscy kupowali od niej biosystemy komputerowe i inne drobniejsze cude�ka produkowane przez miejscowe koncerny. Tu� obok, po przeciwnej stronie ulicy, znajdowa� si� budynek Transconu, kt�ra to instytucja zajmowa�a si� �rodkami transportu. Ch�tnie nabywa�a ziemskie, a raczej helbro�skie samochody magnetyczne, jedne z najlepszych w tej cz�ci Galaktyki. Dalej ci�gn�� si� ca�y szereg podobnych instytucji, lecz Pren swoje sprawy zawodowe postanowi� od�o�y� na potem. Hotel Privenson by� w tej samej dzielnicy, Pren nawet kiedy� przez dwa dni w nim mieszka�. Teraz rozkoszuj�c si� czystym, ciep�ym powietrzem i ciekawie rozgl�daj�c si� po mijanych budynkach skierowa� si� w stron� hotelu. G�ow� mia� zaprz�tni�t� czekaj�cym go spotkaniem z Carlosem, nie zauwa�y� nawet zaciekawionych spojrze� mijanych dziewczyn, na kt�rych musia� sw� nietypow� w tych stronach urod� robi� wra�enie. Po kilkunastu minutach wszed� do pi�knego, ton�cego w przyt�umionym �wietle hallu luksusowego hotelu. Chwil� rozgl�da� si� po zapieraj�cych dech w piersiach dekoracjach i dyskretnie umieszczonych dzie�ach sztuki, po czym zdecydowanym krokiem podszed� do recepcji. Za wielkim, platynowym kontuarem siedzia� starszy ju� Selva�czyk, jeden z wielu emigrant�w ze zrujnowanej planety. Pomimo prawdopodobnych zabieg�w pochodzenie recepcjonisty nie budzi�o w�tpliwo�ci, zdradza� go charakterystyczny bladoniebieski odcie� sk�ry. - Czy zasta�em Carlosa Shenna? Tamten obrzuci� Prena taksuj�cym spojrzeniem, zerkn�� na umieszczony z boku ekran. - Jest u siebie - nacisn�� przycisk na konsolecie. - Kogo mam zapowiedzie�? - Powiedz, �e przychodz� z polecenia Steva. Recepcjonista skin�� g�ow� w milczeniu. Chwil� trwa�a cisza, potem rozleg� si� cichy brz�czyk i z niewidocznego g�o�nika odezwa� si� suchy g�os: - Co tam, Per? - Przyszed� do ciebie kto� z polecenia Steva - Pren zauwa�y�, �e stary doskonale opanowa� interlingw�, co udawa�o si� niewielu Selva�czykom. - W porz�dku, popro� go do mnie. Cichy stuk w g�o�niku �wiadczy� o roz��czeniu si� rozm�wcy. Recepcjonista uderzy� palcem w inny przycisk. - Pok�j 3601, najlepiej jecha� wind� numer siedem. - Dzi�kuje. Pren ruszy� w kierunku d�ugiego korytarza, odnalaz� drzwi z si�demk�. Winda czeka�a na dole. Podr� na trzydzieste sz�ste pi�tro nie trwa�a d�ugo. Z �atwo�ci� znalaz� pok�j z numerem 3601. Podszed� do drzwi i uderzy� w klawisz ��czno�ci. Ekran pozosta� ciemny, z g�o�nika umieszczonego obok da� si� s�ysze� cichy g�os. - Od Steva? - Tak. - W porz�dku, wejd�. Drzwi rozsun�y si� bezszelestnie. Pren przez chwil� zawaha� si�, wci�gn�� g��boko powietrze i przekroczy� pr�g. Znalaz� si� w obszernym przedpokoju, drzwi do pokoju na wprost by�y uchylone, zauwa�y� w nim jakie� postacie. Podszed� bli�ej i stan�� w progu. Obraz, jaki mu si� ukaza�, lekko go zaskoczy�, nie spodziewa� si� takiego widoku. W pokoju znajdowa�y si� trzy osoby, jeden m�czyzna i dwie kobiety. Nie by�y Ziemiankami na pewno. Prenowi trudno by�o na pierwszy rzut oka rozpozna� ich pochodzenie. Nie to by�o jednak tak zaskakuj�ce. Prena zdumia�o co innego. Obie kobiety by�y nagie, jedna le�a�a na grubym dywanie, druga, przybrawszy niezwykle swobodn� poz� siedzia�a w fotelu. By�y m�ode i pi�knie zbudowane, to nie ulega�o w�tpliwo�ci. Po chwili Pren wiedzia�, �e to Primusanki. Charakterystyczne rysy twarzy i ogromne oczy nie pozostawia�y w�tpliwo�ci. Carlos siedzia� na olbrzymim tapczanie zajmuj�cym prawie po�ow� pokoju. W przeciwie�stwie do swych towarzyszek ubrany by� w kr�tk�, czarn� tunik�. Na widok go�cia podni�s� si�. - Wejd� do �rodka - wskaza� mu pusty fotel. - Siadaj. To moje przyjaci�ki. Leni - wskaza� na dziewczyn� le��c� na dywanie - i Telia. Carlos poznaj�c pochodzenie go�cia m�wi� w ziemskim j�zyku. - Mo�esz m�wi� spokojnie, nic nie rozumiej�. Powiedzia� par� s��w w nieprzyjemnie dla Ziemianina brzmi�cym j�zyku. Dziewczyny podnios�y si� i narzuci�y na siebie przejrzyste okrycia. Usiad�y na tapczanie i ciekawie spogl�da�y na przybysza. - Pren, z Ziemi - przedstawi� si�. Carlos rzuci� kilka s��w przyjaci�kom. U�miechn�y si� lekko, skin�y g�owami. Gospodarz podszed� do niskiego, szklanego stolika i zaj�� si� przygotowaniem drink�w. - Mam nadziej�, �e nie jeste� abstynentem. Czego si� napijesz? - Odrobin� Gallaxy, je�li mo�na. Pren obserwowa� najemnika. Nie tak go sobie wyobra�a�. Carlos by� szczup�ym, do�� wysokim m�czyzn�. Czarne, g�ste w�osy mia� kr�tko obci�te, twarz mia� sympatyczn� i mi�� z jasnym, budz�cym zaufanie spojrzeniem czarnych jak w�giel oczu. Porusza� si� leniwie i jakby z wysi�kiem, m�wi� cichym, mi�kkim g�osem. Doskonale pasowa� do zastanej przez Prena sytuacji, ale jako �o�nierz nie sprawia� zbyt dobrego wra�enia. Pren wiedzia� jednak, �e to tylko pozory. Wiedzia�, �e ma przed sob� jednego z najbardziej niebezpiecznych ludzi w ca�ej Galaktyce. Carlos podszed� do swego go�cia i poda� mu szklaneczk�, po czym leniwie rozci�gn�� si� w fotelu, lekko skrzywi� twarz, u�miechn�� si� i przeci�gn�� r�k� po w�osach. - Przepraszam, �e przyjmuj� ci� w takich okoliczno�ciach, ale tu jest cholernie nudno, naprawd� nie wiadomo, co robi�. A te dziewczynki s� niezwykle mi�e i atrakcyjne, nie uwa�asz? - O, tak, na pewno, wcale ci si� nie dziwi� - u�miechn�� si� Pren. - Co tam s�ycha� na naszej staruszce, dawno nie widzia�em nikogo z Ziemi - Carlos podsun�� go�ciowi papierosy. - C�, tak jak dot�d, Helbro�czycy maj� tward� r�k�. - Ale ruch oporu dzia�a nadal? - Tak, dzia�a, ma nawet liczne sukcesy. Tylko... - Co, tylko? - Nie maj� raczej szans na zwyci�stwo, terror Opiekun�w jest coraz wi�kszy, a Organizacji brakuje sprz�tu, szczeg�lnie tego ci�kiego. Zreszt� nie wygraj� z ca�ym Helbronem, co do tego nikt nie mo�e mie� z�udze�. - Fakt, skoro ca�a armia Ziemian nie poradzi�a sobie, to tym bardziej oni sobie nie poradz�. Ale walcz�, nie poddaj� si�, a to si� liczy. Musz� ci powiedzie�, �e ten ruch cieszy si� na wielu planetach du�� sympati�, zreszt� ka�dy, kto wyst�puje przeciwko Helbronowi jest w Galaktyce ceniony. Zapewne wiesz, �e Helbro�czycy s� przez pozosta�e rasy szczerze nie lubiani. - Nie ma si� czemu dziwi�, ju� sam ich wygl�d nie wzbudza sympatii. - Tak, to racja. Ale powiedz, co ci� do mnie sprowadza a� z tak daleka? Pren westchn��, zaci�gn�� si� papierosem. - Tak si� w�a�nie sk�ada, �e jestem wys�annikiem Organizacji. I w jej imieniu proponuj� ci pewn� prac�. - Czyli chcecie zawrze� ze mn� kontrakt lub, m�wi�c inaczej, macie dla mnie robot�? - No w�a�nie, mamy wiadomo�ci, �e ty m�g�by� sobie z tym poradzi� najlepiej. Carlos podni�s� brwi. - Sk�d macie takie informacje? Pren u�m

O nas

PDF-X.PL to narzędzie, które pozwala Ci na darmowy upload plików PDF bez limitów i bez rejestracji a także na podgląd online kilku pierwszych stron niektórych książek przed zakupem, wyszukiwanie, czytanie online i pobieranie dokumentów w formacie pdf dodanych przez użytkowników. Jeśli jesteś autorem lub wydawcą książki, możesz pod jej opisem pobranym z empiku dodać podgląd paru pierwszych kartek swojego dzieła, aby zachęcić czytelników do zakupu. Powyższe działania dotyczą stron tzw. promocyjnych, pozostałe strony w tej domenie to dokumenty w formacie PDF dodane przez odwiedzających. Znajdziesz tu różne dokumenty, zapiski, opracowania, powieści, lektury, podręczniki, notesy, treny, baśnie, bajki, rękopisy i wiele więcej. Część z nich jest dostępna do pobrania bez opłat. Poematy, wiersze, rozwiązania zadań, fraszki, treny, eseje i instrukcje. Sprawdź opisy, detale książek, recenzje oraz okładkę. Dowiedz się więcej na oficjalnej stronie sklepu, do której zaprowadzi Cię link pod przyciskiem "empik". Czytaj opracowania, streszczenia, słowniki, encyklopedie i inne książki do nauki za free. Podziel się swoimi plikami w formacie "pdf", odkryj olbrzymią bazę ebooków w formacie pdf, uzupełnij ją swoimi wrzutkami i dołącz do grona czytelników książek elektronicznych. Zachęcamy do skorzystania z wyszukiwarki i przetestowania wszystkich funkcji serwisu. Na www.pdf-x.pl znajdziesz ukryte dokumenty, sprawdzisz opisy ebooków, galerie, recenzje użytkowników oraz podgląd wstępu niektórych książek w celu promocji. Oceniaj ebooki, pisz komentarze, głosuj na ulubione tytuły i wrzucaj pliki doc/pdf na hosting. Zapraszamy!