5303

Szczegóły
Tytuł 5303
Rozszerzenie: PDF
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

5303 PDF - Pobierz:

Pobierz PDF

 

Zobacz podgląd pliku o nazwie 5303 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.

5303 - podejrzyj 20 pierwszych stron:

ANDRE NORTON MARION ZIMMER BRADLEY JULIAN MAY CZARNE TRILLIUM PRZE�O�Y�A EWA WITECKA TYTU� ORYGINA�U: BLACK TRILLIUM Dla Uwe Luserke Kt�ra zasia�a ziarno Czarnego Trillium PROLOG Z KRONIKI LAMPIANA ZMAR�EGO UCZONEGO Z LABORNOKU W roku osiemsetnym po tym, jak Ruwendianie przybyli, �eby rz�dzi� moczarami zwanymi B�otnym Labiryntem (nie w pe�ni jednak im si� to uda�o, gdy� nigdy nie zapanowali nad niepoprawnymi Odmie�cami), legenda i historia odnotowa�y jedn� z wielkich przemian, kt�re co pewien czas zmieniaj� oblicze �wiata. Cywilizowane narody P�wyspu � a szczeg�lnie my, Laboraokowie, s�siedzi Ruwendy � uwa�a�y t� krain� b�ot za przysparzaj�c� goryczy, rozczarowa� i k�opot�w prowincj�, kt�ra istnia�a tylko po to, by tkwi� jak cier� w ciele energiczniejszych, bardziej post�powych lud�w. Ruwenda nie by�a w�a�ciwie zorganizowanym kr�lestwem, nie zdo�a�a bowiem narzuci� zwierzchnictwa tubylczym plemionom �yj�cym w obr�bie jej granic. Co gorsza, w�adca tej krainy �askawie pozwoli� na istnienie enklaw bezprawia zamieszkanych przez tak zwanych Odmie�c�w, cz�sto z krzywd� dla swoich prawowitych poddanych oraz uszczerbkiem dla pokoju i �adu w kr�lestwie. Z tych w�druj�cych po bagnach tubylczych plemion mali Nyssomu i blisko z nimi spokrewnieni, ale bardziej wynio�li Uisgu (wyra�nie nie nale��cy do rodzaju ludzkiego i dlatego skazani przez natur� na s�u�b� u lepszych od siebie) byli traktowani zar�wno przez urz�dnik�w kr�lewskich, jak i przez kupc�w Ruwendy jak r�wne ludziom istoty, chocia� nigdy nie ��dano od nich z�o�enia przysi�gi lennej. W rzeczy samej niekt�rzy Nyssomu cz�sto odwiedzali s�ynn� ruwendia�sk� Cytadel�, a nawet kilka tych nieokrzesanych istot przyj�to do kr�lewskiej s�u�by, i to w wysokiej randze! Dwa inne plemiona Odmie�c�w � kochaj�cy g�ry Vispi i na wp� ucywilizowani Wywilowie z po�udniowych las�w deszczowych, cho� niech�tnie nastawione do rodzaju ludzkiego, zdobywa�y si� jednak na regularny handel z ruwendia�skimi kupcami. Ludzie rzadko spotykali mieszkaj�cych w d�ungli, widmowych Glismak�w, kt�rych terytoria graniczy�y z ziemiami Wywil�w. Ci z�o�liwi dzikusi uwielbiali mordowa� swoich s�siad�w� Odmie�c�w. Najwi�ksze plemi� Odmie�c�w, ohydni Skritekowie, zwani te� Topielcami, licznie zamieszkiwali tereny bagienne, zar�wno rozleg�e, �mierdz�ce moczary po�o�one na po�udnie od kr�lewskiej Cytadeli, jak i Cierniste Piek�o na p�nocy Ruwendy. Wszyscy wiedzieli, �e te demony z B�otnego Labiryntu napada�y na kupieckie karawany i na izolowane ludzkie zamki i zagrody, i od razu topi�y swoje ofiary, albo najpierw je brutalnie torturowa�y. A przecie� kr�l po kr�lu wst�powa� na tron Ruwendy nie podejmuj�c �adnych pr�b uwolnienia kraju od tego zagro�enia. Szeptano po k�tach, �e bagienna zgnilizna os�abi�a umys�y i cia�a cz�owieczych mieszka�c�w Ruwendy. Ich lekkomy�lnym w�adcom ca�kowicie obca by�a prawdziwie feudalna dyscyplina. Za rz�d�w uczonego, ale upartego i politycznie kr�tkowzrocznego Kraina III, sta�o si� rzecz� oczywist�, �e ju� wkr�tce b�dzie trzeba u�y� �rodk�w bardziej ni� dotychczasowe o�wieconych i post�powych dla uzdrowienia zaognionych stosunk�w z s�siednimi narodami. Nasze wielkie kr�lestwo Labornoku zmierza�o do tego od lat. Na swoje nieszcz�cie Labornok odczuwa� brak tego wszystkiego, co nieudolni s�siedzi mogli mu sprzeda�. Poniewa� ju� dawno wykarczowali�my nasze bory, zamieniaj�c je na pola uprawne, byli�my uzale�nieni od ruwendia�skich las�w deszczowych jako �r�d�a dostaw drewna dla podtrzymania naszego handlu morskiego. Potrzebowali�my te� szlachetnych gatunk�w drewna dla ozdobienia i wyposa�enia wspania�ych gmach�w Derorguili. Na domiar z�ego, dziwacznym kaprysem natury, labornockie zbocza nieprzebytych G�r Ohogan by�y ca�kowicie pozbawione po�ytecznych surowc�w, podczas gdy po ruwendia�skiej stronie kry�y si� pok�ady z�ota i platyny oraz wiele rodzaj�w kamieni szlachetnych. Te cenne metale i kryszta�y, wyp�ukiwane przez wod� i osadzane po brzegach potok�w, zbierali Odmie�cy z rasy Vispi, kt�rzy sprzedawali je Uisgu, ci za� cz�owieczym mieszka�com Ruwendy. Innymi poszukiwanymi towarami z tego przewrotnego ma�ego kr�lestwa by�y zio�a lecznicze, przyprawy i korzenie, futra worram�w i sk�ry fedok�w oraz niezwyk�e staro�ytne przedmioty, kt�re Odmie�cy znajdowali w zrujnowanych miastach po�o�onych w najbardziej niedost�pnych zak�tkach Krainy B�ot. Nawet w najlepszych czasach handel pomi�dzy Labornokiem i Ruwend� wywo�ywa� nasze rozdra�nienie i gniew, czasami bywa� te� zaj�ciem zgo�a niebezpiecznym. Wielu naszych s�awnych kr�l�w gryz�c w�sy z w�ciek�o�ci nad jakim� zuchwa�ym post�pkiem Ruwendian, ��da�o od swych genera��w opracowania planu ich podboju. Trudno jednak�e najecha� kraj, do kt�rego jest tylko jedno doj�cie � stroma i w�ska Prze��cz Vispir w G�rach Ohogan, strze�ona przez dobrze rozlokowane ruwendia�skie forty. Smutnej pami�ci labornoccy kr�lowie, kt�rzy podj�li tak� pr�b�, nie wr�cili �ywi. Ocaleli �o�nierze opowiadali o straszliwych mro�nych mg�ach, tr�bach powietrznych, z kt�rych zda si� spogl�da�y ze z�o�ci� niecz�owiecze oczy, burzach ze �niegiem, deszczem i gradem, potwornych kamiennych lawinach, dziesi�tkuj�cych armi� morowych zarazach oraz innych nieszcz�ciach, kt�re spada�y na naje�d�c�w. Wydawa�o si�, �e stawia�y im op�r jakie� nadprzyrodzone si�y. A je�li nawet zdo�ali zdoby� strzeg�ce prze��czy stra�nice, grz�skie b�ota na ich zapleczu stanowi�y jeszcze gro�niejsz� przeszkod� dla naszej armii inwazyjnej. I ka�dy labornocki kupiec dobrze o tym wiedzia�. Ta gildia zuchwa�ych, przedsi�biorczych kupc�w, przekazuj�cych sobie z ojca na syna koncesje handlowe i jakie� chroni�ce �ycie zakl�cia, skupia�a tylko tych obywateli naszego kr�lestwa, kt�rzy znali tajemn� drog� do serca Ruwendy. Niejeden labornocki dow�dca, rozw�cieczony daremnymi pr�bami uzyskania wyra�nych wskaz�wek lub u�ytecznej mapy od niech�tnych do wsp�pracy kupc�w, oskar�a� ich o u�ywanie czarnej magii zamykaj�cej im usta i uniemo�liwiaj�cej m�wienie podczas przes�ucha�. W ko�cu drog� t� odnalaz� za pomoc� swojej sztuki pot�ny czarodziej Orogastus, o kt�rym wi�cej dalej. Zanim to jednak nast�pi�o, kupcy dobrze strzegli swojej tajemnicy i nie tylko mieli monopol na handel z Ruwend�, ale i niema�e wp�ywy polityczne. Typowa karawana, organizowana przez czterech kupc�w, by�a ma�a i sk�ada�a si� z nie wi�cej ni� dwudziestu czterech woz�w ci�gni�tych przez volumniale i oko�o pi��dziesi�ciu ludzi. Podawszy dow�dcom ruwendia�skich stra�nic pewne im tylko znane has�a, kupcy prowadzili karawan� do Krainy B�ot nieoznaczon� i zdradzieck� g�rsk� drog�. Tylko w kilku odizolowanych miejscach pomi�dzy g�rami granicznymi a odleg�� od nich o dwie�cie mil ruwendia�sk� Cytadel� napotykali b�ogos�awiony, twardy grunt. Najwi�ksza po�a� suchego l�du, po�o�ona na wsch�d od Drogi Handlowej, nazywa�a si� Krain� Dyleks, gdzie na polderach � odgrodzonych groblami i osuszonych obszarach � znajdowa�y si� pola uprawne, pastwiska i rozrzucone z rzadka miasta. Virk, najwi�ksze z owych miast, celowa� w wytapianiu rud dostarczanych przez Odmie�c�w � Uisgu albo Nyssomu � i by� drugim co do wielko�ci ruwendia�skim o�rodkiem handlu kamieniami szlachetnymi i cennymi metalami. Znacznie wi�cej tych transakcji zawierano w Cytadeli, stolicy Ruwendy, przycupni�tej na skalnym wzniesieniu w centrum B�otnego Labiryntu. W Cytadeli kupcy p�acili kr�lewskie myto, a przed odjazdem musieli te� zap�aci� r�nej wysoko�ci sk�adowe od przywiezionych towar�w, co by�o jednym z punkt�w zapalnych w stosunkach Ruwendy z Labornokiem. Dopiero wtedy mogli bez przeszk�d sprzedawa� towary na wielkim jarmarku Cytadeli, a nast�pnie nabywa� artyku�y pierwszej potrzeby, jakimi by�y minera�y lub drewno. To ostatnie ruwendia�scy agenci otrzymywali od mieszkaj�cego w lasach plemienia Wywil�w. Kupcy poszukuj�cy bardziej luksusowych towar�w p�yn�li ruwendia�sk� p�askodenn� �odzi� jakie� sto mil w g�r� Mutaru do miejsca, w kt�rym rzeka ta ��czy si� z Visparem. Le�y tam zrujnowane miasto Trevista, na kt�rego placach odbywaj� si� s�ynne jarmarki Odmie�c�w. Odbywaj� si� wy��cznie podczas pory suchej � podr� bagiennymi drogami wodnymi jest niemo�liwa, gdy znad Morza Po�udniowego nadci�gaj� monsuny. Wtedy Odmie�cy odwa�aj� si� w�drowa� po B�otnym Labiryncie, u�ywaj�c tylko sobie znanych od wiek�w sposob�w. Trevista pozostaje jedn� z wielkich tajemnic naszego P�wyspu. Jest niewiarygodnie stara i niebywale pi�kna, nawet w obecnym, op�akanym stanie. Labirynt kana��w, rozpadaj�ce si� mosty i majestatyczne, cho� zrujnowane, budowle poro�ni�te s� obficie le�nymi kwiatami. Resztki oryginalnego planu miasta pozwalaj� dojrze�, i� budowniczowie Trevisty posiadali do�wiadczenie i techniczne mistrzostwo znacznie przewy�szaj�ce najwy�ej rozwini�te cywilizacje P�wyspu. Znawcy utrzymuj�, �e Ruwenda by�a niegdy� wielkim, utworzonym przez lodowiec jeziorem, usianym wyspami, kt�re obecnie s� tylko pag�rkami wznosz�cymi si� na moczarach. Na wielu stoj� podobne do Trevisty ruiny. Nawet Odmie�cy niewiele wiedz� o tych staro�ytnych miastach. M�wi� tylko, �e zbudowali je Zaginieni i �e istnia�y, kiedy ich przodkowie przybyli do krainy bagien. Powiadaj� te�, �e ruwendia�sk� Cytadela, prawdziwa g�ra wzniesiona z po��czonych w skomplikowany system mur�w, bastion�w, baszt, wie� i gmach�w, mia�a by� siedzib� owych w�adc�w P�wyspu. Bardziej odizolowane ruiny, dost�pne tylko dla tubylc�w, s� �r�d�em najbardziej poszukiwanych towar�w � staro�ytnych dzie� sztuki i tajemniczych miniaturowych mechanizm�w. Kupowali je po bardzo wysokich cenach nie tylko kolekcjonerzy z Labornoku, lecz tak�e niedoszli badacze nauk tajemnych z najdalszych kra�c�w znanego �wiata. Ten handel, z powod�w, kt�re p�niej stan� si� zrozumia�e, podupad�, gdy ksi��� Voltrik odziedziczy� tron Labornoku i rozpocz�� przygotowania do podboju naszego niewielkiego, acz niezno�nego po�udniowego s�siada. Voltrik musia� d�ugo czeka� na koron�, poniewa� jego stryj, kr�l Sporikar, przekroczy� znacznie owe sto lat, kt�rych do�ywaj� zwykle mieszka�cy P�wyspu. Voltrik skraca� sobie czas oczekiwania na planach zdobycia jeszcze jednej korony i podr�ach po �wiecie. Z jednej z takich wypraw do ziem le��cych na pomoc od Raktum wr�ci� z nowym doradc�, kt�ry mia� mu dostarczy� kluczy do Ruwendy � czarownikiem Orogastusem. Voltrik mia� wtedy trzydzie�ci osiem lat. By� niezwykle silnym m�czyzn�, czarnobrodym i przystojnym, o rysach jak wykutych z kamienia i nieobliczalnym usposobieniu. Ukochana pierwsza �ona Voltrika, ksi�niczka Janeel, zmar�a wydaj�c na �wiat Antara, jego jedynego syna. Druga ma��onka, Shonda, zgin�a w podejrzanych okoliczno�ciach podczas �ow�w na lothoka, poniewa� nie zasz�a w ci��� po dziesi�ciu latach ma��e�stwa. Frywolna ksi�niczka Narice, jego trzecia �ona, ponios�a kar� za zdrad�, gdy� pr�bowa�a uciec z koniuszym. Narice i jej kochanek zostali wsadzeni do wora z cierniowego runa i spaleni �ywcem. Czarownik Orogastus zosta� g��wnym doradc� Voltrika i po kr�tkim ju� czasie budzi� szacunek i l�k w ca�ym Labornoku. To on nalega�, �eby ksi��� zaczeka� z czwartym ma��e�stwem i nauczy� si� cierpliwo�ci, je�li chce spe�nienia swych wielkich ambicji. Przezorny czarodziej nie zdradzi� jednak porywczemu ksi�ciu, �e b�dzie musia� czeka� jeszcze siedemna�cie lat na �mier� starego kr�la Sporikara. Tymczasem Orogastus zbudowa� twierdz� w g�rach Ohogan wysoko na pomocnym zboczu g�ry Brom, i zamieszka� tam, �eby doskonali� swoj� sztuk�. Wszystkie niezwyk�e przedmioty kupione od Odmie�c�w przez labornockich kupc�w trafia�y teraz bezpo�rednio do jego r�k. Ujrza� bowiem w wizji, �e za po�rednictwem tych rzeczy mo�na zdoby� wielk� moc. Potem wzi�� sobie trzech pomocnik�w, ponure indywidua, nazwane p�niej jego G�osami. Byli akolitami i wys�annikami czarownika, a obawiano si� ich prawie tak jak samego Orogastusa. Po przeciwnej stronie G�r Ohogan, na ruwendia�skim podg�rzu, gdzie powolnia�y wartkie dot�d hurty Notharu, a jego koryto si� rozszerza�o, znajdowa�a si� siedziba innego badacza spraw tajemnych, Arcymagini Binah, zwanej te� Bia�� Dam�, kt�ra od niepami�tnych czas�w mieszka�a w ruinach Noth, jednego ze staro�ytnych miast Zaginionego Ludu. By�a �yw� legend� dla Ruwendian, gdy� zwykli ludzie nigdy jej nie ogl�dali. Mimo to uparcie wzywali j� w ci�kich czasach i czcili jako Stra�niczk� swojej krainy. Tylko Odmie�cy i w�adcy Ruwendy znali prawd�: to �yczliwe ludziom czary Binah, a nie trudny teren, fortyfikacje, surowy klimat czy gro�by natury strzeg�y bezpiecze�stwa B�otnego Labiryntu przed naje�d�cami. Jednak�e brzemi� staro�ci obci��a zar�wno w�adc�w mocy, jak i zwyk�ych �miertelnik�w. Za rz�d�w kr�la Kraina III Binah coraz trudniej by�o utrzymywa� niewykrywalne zabezpieczenia, kt�re umie�ci�a wok� Ruwendy. W miar� jak s�ab�y jej si�y, ros�a pot�ga Orogastusa. Nadszed� wreszcie czas, gdy ruwendia�ska kr�lowa Kalanthe po d�ugoletniej bezp�odno�ci zleg�szy w po�ogu utraty �ycia by�a bliska. Kr�l Krain ukl�k� obok �ony i wezwa� prawie zapomniane moce, kt�rych imion nie wym�wi� od dzieci�stwa. � g�stych, nieprzeniknionych ciemno�ci wisz�cych nad wielkim bagnem nadlecia� ptak tak ogromny, �e rozpostartymi skrzyd�ami m�g�by zas�oni� ca�y dach Cytadeli. Bez w�tpienia by� to jeden ze strasznych lammergeier�w �yj�cych w�r�d niedost�pnych szczyt�w G�r Ohogan. Zsiad�a z niego Arcymagini Binah. Na jej widok zar�wno stra�e, jak i s�u�ba padli z l�kiem na kolana. Binah wygl�da�a jak zwyk�a kobieta w starszym wieku, w obszytej srebrem bia�ej opo�czy, kt�ra przy ka�dym poruszeniu przybiera�a niebiesk� barw� cieni padaj�cych na �nieg. Mia�a jednak w sobie co�, co odbiera�o mow� obecnym. Nikt nie odwa�y�by si� Binah powstrzyma�, gdy �pieszy�a do �o�a kr�lowej. Otaczaj�ce Kalanthe dworki i s�u�ebne p�aka�y, wzdycha�y i modli�y si� g�o�no. Wszyscy bowiem zdawali sobie spraw�, �e ma��onka kr�la Kraina nie zdo�a wyda� na �wiat nowego �ycia, kt�re walczy�o o istnienie w jej �onie i by�o bliskie �mierci. Jej pi�kne brunatne w�osy �ciemnia�y od potu i lepi�y si� do sk�ry. �ciska�a r�k� kr�la tak mocno jak ton�cy lin�. Podszed�szy bli�ej, Arcymagini powiedzia�a: � Pok�j z tob�. Wszystko b�dzie dobrze. Kalanthe, droga c�rko, sp�jrz na mnie. Kr�lowa otworzy�a szeroko oczy i przesta�a j�cze�. Zrozpaczony Krain nie chcia� jej opu�ci�, ale lekki gest Arcymagini nape�ni� go nadziej�. Cofn�� si� wi�c, ruchem r�ki nakazuj�c dworkom i s�u�ebnym zrobi� miejsce dla nowo przyby�ej. Kr�lewska po�o�na, kobieta�Odmieniec imieniem Immu, sta�a z czar� pe�n� wywaru z zi�, kt�rego kr�lowa nie chcia�a wypi� mimo namawiania. Arcymagini Binah gestem nakaza�a ma�ej, niecz�owieczej niewie�cie podej�� bli�ej i unie�� wy�ej czar�. Wszyscy, nawet konaj�ca Kalanthe, krzykn�li ze zdumienia. Binah wyci�gn�a nad czar� Czarne Trillium � korzenie, li�cie i potr�jny kwiat � legendarn� bagienn� ro�lin�, tak rzadk�, �e nawet s�u��cy w pa�acu Odmie�cy nie wiedzieli, gdzie ros�a i czy jeszcze istnia�a. A przecie� ta sama ro�lina by�a herbem kr�lewskiego rodu, a najcenniejszymi klejnotami kr�lewskimi � kawa�ki bursztynu z tkwi�cymi w nich skamienia�ymi kwiatkami Trillium, nie wi�kszymi ni� g��wka szpilki. Ten kwiat by� wszak�e wielki jak d�o� Arcymagini i mia� barw� g��bsz� od czarnego aksamitu. Binah zerwa�a kwiat trillium i wrzuci�a go do czary, �odyg� za� schowa�a pod p�aszczem. Odczeka�a dziesi�� oddech�w, a� kwiat si� rozpu�ci, po czym wzi�a czar� i da�a znak kr�lowi. Krain podbieg�, uni�s� w ramionach swoj� drog� ma��onk� i podtrzymywa� j�, a� wys�czy�a najpierw drobnymi �yczkami, a potem �ykami zawarto�� czary. Kr�lowa spocz�a zn�w na poduszkach. Nagle wyda�a g�o�ny okrzyk � nie b�lu, lecz triumfu � i po�o�na Immu powiedzia�a: � Zacz�o si�! Na �wiat przysz�y trzy ksi�niczki, jedna po drugiej. By�o to niezwyk�e wydarzenie, gdy� wielokrotne porody zdarzaj� si� bardzo rzadko w�r�d cz�owieczych wysokich rod�w. Niemowl�ta g�o�no krzycza�y. Cho� ma�e, mia�y doskona�e kszta�ty i r�ni�y si� mi�dzy sob� rysami twarzy oraz kolorem oczu i w�os�w. Kiedy ka�da z ksi�niczek znalaz�a si� na specjalnie dla niej przygotowanym r�czniku, Arcymagini nada�a jej imi� i po�o�y�a na piersi dziwny z�oty naszyjnik z bursztynowym wisiorem, w kt�rym tkwi� kwiat Czarnego Trillium. � Haramis � powiedzia�a do pierwszej dziewczynki tak ciep�o, jakby wita�a serdeczn� przyjaci�k� lub ukochan� wychowank�. � Kadiya � powita�a drug� � Anigel � zabrzmia�o imi� trzeciej. Potem spojrza�a ponad g��wkami dzieci na kr�la i kr�low�, kt�rzy wpatrywali si� w ni� ze zdumieniem. Przem�wi�a z wielk� powag�, by jej s�owa wry�y si� g��boko w pami�� obecnych. � Lata przychodz� i szybko przemijaj�. Wynios�e mo�e run��, mo�na utraci� to, co si� kocha, a to, co zosta�o ukryte, mo�e z czasem wyj�� na jaw. Mimo to m�wi� wam, �e wszystko b�dzie dobrze. Moje s�o�ce zbli�a si� ku zachodowi, aczkolwiek zrobi� wszystko, co musz� i mog� zrobi� przed zapadni�ciem nocy. Krainie i Kalanthe, te oto trzy P�atki �ywego Trillium, wasze c�rki, czeka z�y los i niezwykle trudne zadanie, ale ten czas jeszcze nie nadszed�. Zanim kr�l i kr�lowa zd��yli zapyta� o znaczenie tej przepowiedni, Arcymagini szybko wysz�a z komnaty. Dworki i po�o�na Immu zaj�y si� rozwrzeszczanymi niemowl�tami i niezb�dnymi czynno�ciami przy kr�lowej, kr�l za� poszed�, by obwie�ci� wszem wobec radosn� nowin� i og�osi� �wi�to. Czarodziejskie amulety zawieszono na pi�knych z�otych �a�cuszkach i ksi�niczki nigdy ich nie zdejmowa�y. Czas p�ynie, tak jak powiedzia�a Arcymagini, a wraz z nim przychodzi zapomnienie. Trzy ksi�niczki wyros�y na silne, pi�kne dziewczynki. Cz�sto s�ysza�y od swych nianiek i rodzic�w opowie�� o niezwyk�ych swych narodzinach. Uzna�y w ko�cu, i� jest to tylko wymy�lona opowie��. Szczeg�lnie niewiarygodna wydawa�a si� im gro�na przestroga, gdy� nic nie zak��ca�o pokoju ich ojczyzny podczas ich dorastania, i jak wszyscy m�odzi ludzie bardziej interesowa�y si� tera�niejszo�ci� ni� przesz�o�ci�. Ksi�niczka Haramis by�a ulubienic� rozmi�owanego w wiedzy ojca. Jeszcze jako dziecko szuka�a m�dro�ci w ksi��kach, zasypuj�c nadwornych skryb�w i m�drc�w pytaniami nie przystoj�cymi niewiastom z kr�lewskiego rodu. Interesowa�a si� te� muzyk�, zw�aszcza gr� na flecie i harfie z drzewa l�du. Wiele czasu sp�dza�a z Odmie�cem imieniem Uzun, s�ynnym �piewakiem i bajarzem. Potrafi� on wprawi� w dobry nastr�j nawet najbardziej przygn�bionego s�uchacza swoimi opowie�ciami i m�drymi radami. Ksi�niczka Kadiya wcze�nie pokocha�a zwierz�ta i ptaki, zw�aszcza za� dziwaczne stworzenia z krainy bagien. Uwielbia�a �ycie pod go�ym niebem i w�dr�wki do najdalszych kra�c�w Ruwendy. Jej przewodnikiem i nauczycielem historii naturalnej sta� si� Odmieniec Jagun, kr�lewski Mistrz Zwierz�t i g��wny �owca Cytadeli. Natomiast ksi�niczka Anigel, drobna i delikatna jak jeden z kwiat�w, kt�re tak bardzo kocha�a, by�a nie�mia�ym dzieckiem. Cz�sto si� �mia�a i mia�a dobre serce, wsp�czuj�ce ka�dej chorej czy cierpi�cej istocie. By�a ulubienic� kr�lowej Kalanthe, znajduj�c upodobanie w obowi�zkach domowych i dworskich, kt�rymi gardzi�y jej siostry. Jej najserdeczniejsz� przyjaci�k� by�a Immu, kr�lewska po�o�na i nia�ka, kt�ra teraz pe�ni�a funkcj� aptekarki, warz�c nie tylko lecznicze napoje i zio�owe wywary, ale tak�e s�odko pachn�ce perfumy, kandyzowane owoce, olejki i bardzo dobre piwo. Nadszed� wreszcie czas, kiedy trzy ksi�niczki osi�gn�y wiek stosowny do zam��p�j�cia. Ruwenda od kilku lat prosperowa�a kosztem Labornoku. Za rad� Orogastusa ksi��� Voltrik, labornocki nast�pca tronu, poprosi� o r�k� Haramis, dziedziczki tronu Ruwendy. Ku jego w�ciek�o�ci, kr�l Krain odrzuci� t� pro�b�. Postanowi� bowiem, �e podczas najbli�szego �wi�ta Trzech Ksi�yc�w zar�czy swoj� najstarsz� c�rk� z drugim synem kr�la Fiodelona z Var. �w ksi��� imieniem Fiomkai mia� dzieli� z Haramis tron Ruwendy. Varowie, kt�rych ziemie le�a�y na po�udnie od Lasu Tassaleyo na �yznej r�wninie Wielkiego Mutaru, utrzymywali lu�ne kontakty handlowe i dyplomatyczne z Ruwenda. Var rywalizowa� jednak w handlu morskim z Labornokiem! Gdyby uda�o si� podbi� dzikich Odmie�c�w z ludu Glismak i w konsekwencji otworzy� statkom kupieckim dost�p na Wielki Mutar, Varowie przej�liby od Labornok�w zyskowny handel z Ruwenda� W tym krytycznym punkcie historii P�wyspu stary kr�l Sporikar wreszcie zamkn�� na zawsze oczy i Voltrik zosta� w�adc� Labornoku. Na nalegania Wielkiego Ministra Stanu Voltrik wezwa� nast�pc� tronu, ksi�cia Antara, i naczelnego dow�dc� swojej armii, genera�a Hamila. Poleci� im natychmiast rozpocz�� przygotowania do inwazji na Ruwend�. ROZDZIA� PIERWSZY Jeszcze raz na zewn�trznym dziedzi�cu obl�onej Cytadeli jaskrawe niebieskobia�e �wiat�o o�lepi�o oczy kr�lewskiej rodziny, dworzan i Zaprzysi�onych Towarzyszy zgromadzonych na balkonie w po�owie wysoko�ci wielkiego sto�bu. Sekund� p�niej og�uszy� ich grzmot. � Na Bia�� Dam�, tym razem nie ma w�tpliwo�ci! �j�kn�� kr�l Krain. � Czarownik Orogastus istotnie �ci�gn�� na ziemi� b�yskawic� z jasnego nieba, a ta zrobi�a wy�om w murze otaczaj�cym wewn�trzny dziedziniec. Setki labornockich piechur�w wtargn�y w szerok� wyrw�. Tu� za nimi wpadli konni rycerze pod wodz� brutalnego genera�a Hamila. Atakuj�cy pokonali obro�c�w Cytadeli tak �atwo jak huragan wyrywa traw� na moczarach. Chwil� p�niej powietrze rozdar�y nast�pne magiczne b�yskawice, wraz z ka�dym ich uderzeniem nieprzyjacielskie hordy wlewa�y si� przez kolejne wy�omy w fortyfikacjach. � To koniec � powiedzia� kr�l. � Je�eli czarodziejskie gromy Orogastusa uszkodzi�y staro�ytne mury obronne, sam wielki zamek d�ugo si� nie obroni. � Zwr�ci� si� do jednego z Zaprzysi�onych Towarzyszy. � Panie Sotolainie, przynie� mi zbroj�. A tobie, panie Monoparo, powierzam bezpiecze�stwo naszej drogiej kr�lowej i ksi�niczek. Zabierz je do sekretnej komnaty w zamku, gdzie ty i twoi rycerze b�dziecie ich broni� a� do ostatniej kropli krwi. A pozostali niech przygotuj� si� do walki u mego boku. Kr�lowa Kalanthe po prostu skin�a g�ow�, ale ksi�niczka Anigel wybuchn�a p�aczem, tak samo dworki. Ksi�niczka Haramis, chmurz�c si�, sta�a jak wykuta z kamienia. Tylko b��kit jej wielkich oczu, czer� po�yskliwych w�os�w oraz bia�a suknia i p�aszcz wydobywa�y na jaw blado�� twarzy. Ksi�niczka Kadiya, odziana w m�ski str�j my�liwski z zielonej sk�ry, wyj�a sztylet z pochwy i potrz�sn�a nim zamaszy�cie. � Wasza Kr�lewska Mo�� drogi ojcze � pozw�l mi walczy�! Wol� pa�� w boju u twego boku zamiast ukrywa� si� z biadol�cymi kobietami, podczas gdy ci dranie podbijaj� Ruwend�! Kr�lowa i wielmo�e j�kn�li s�ysz�c te s�owa, a ksi�niczka Anigel i damy dworu ze zdumienia przesta�y zawodzi�. Ksi�niczka Haramis za� tylko u�miechn�a si� zimno i powiedzia�a: � My�l�, siostro, �e przeceniasz swoje umiej�tno�ci. To nie s� poczwarki raffin�w uciekaj�ce przed twoj� ma�� w��czni�, ale uzbrojeni po z�by �o�nierze kr�la Voltrika, chronieni czarami z�ego Orogastusa. � Odmie�cy m�wi�, �e kobieta z kr�lewskiego rodu Ruwendy spowoduje upadek Labornoku zabijaj�c jego kr�la! � odparowa�a Kadiya. � I ty mianowa�a� si� nasz� wybawicielk�? � Haramis roze�mia�a si� gorzko, a potem �zy pop�yn�y z jej oczu, po�yskuj�c jak wezbrany potok omywaj�cy lodowiec. � Przesta�, g�uptasie! Oszcz�d� nam swoich p�z. Czy nie widzisz, jak twoje s�owa zmartwi�y nasz� matk�? Kr�lowa wyprostowa�a si� dumnie. Tak jak Anigel mia�a na sobie tradycyjny dworski str�j z at�asu z wyszywanymi r�kawami i stanikiem. Szata ksi�niczki by�a r�owa. Kalanthe za� kaza�a odzia� si� w szkar�atn� jak krew sukni� i czepek. � Moje serce wype�nia smutek i strach o nas wszystkich, znam jednak swoje obowi�zki � powiedzia�a. � Kadiyo, nie wierz w przepowiednie Odmie�c�w. Nasi s�udzy z ludu Nyssomu uciekli z Cytadeli, szukaj�c schronienia w B�otnym Labiryncie, i pozostawili nas samych w obliczu wroga. A co do twoich wojowniczych zamiar�w� � Zakrztusi�a si� dymem, gdy� wystrzelone przez wrog�w ogniste kule podpali�y drewniane zabudowania wewn�trznego dziedzi�ca. � Musisz pozosta� z nami, jak przysta�o na ksi�niczk�. � W takim razie b�d� broni� ciebie i moich si�str! � zawo�a�a Kadiya. � Je�li bowiem kr�l Voltrik zna przepowiedni� Odmie�c�w, nie o�mieli si� pozostawi� przy �yciu �adnej z nas! Zamierzam drogo sprzeda� swoje �ycie. Przy��cz� si� wi�c do pana Monoparo i Zaprzysi�onych Towarzyszy, kt�rzy b�d� was broni�. I zgin� z nimi, je�li tak chce los. � Nie mo�esz tego zrobi�, Kadiyo! � zaszlocha�a Anigel. � Musimy si� ukry� i modli�, by ocali�a nas Bia�a Pani. � Bia�a Pani to legenda! � odpar�a Kadiya. � Mo�emy ocali� si� same. � Ona nie jest legend� � szepn�a Anigel tak cicho, �e zgie�k walki tocz�cej si� dwadzie�cia elli ni�ej prawie zag�uszy� jej s�owa. � Mo�liwe, �e nie, ale wydaje si�, i� przesta�a strzec naszego nieszcz�snego kraju � przyzna�a Haramis. � Jak�e inaczej labornockie zast�py zdo�a�yby przej�� przez Prze��cz Vispir, przeby� B�ota i bezkarnie napa�� na Cytadel�?! � Zamilczcie, c�rki! � zgromi� je kr�l. � Wrogowie w ka�dej chwili mog� zaatakowa� zamek i wkr�tce b�d� musia� was opu�ci�. Rozkaza� wszystkim zej�� z balkonu i schroni� si� w kobiecych pokojach. Obro�cy odrzucili kopniakami barwne jedwabne poduszki i z�ocone krzes�a, przewr�cili krosna z nie uko�czonym kobiercem, kt�re upad�y obok wygas�ego kominka, ksi��ek i ozdobionego malowid�ami parawanu. W�adca Ruwendy przem�wi� z wielk� surowo�ci� do swej drugiej c�rki: � Kadiyo, �le post�pujesz. Straszysz matk� i siostry swym nierozwa�nym post�powaniem i paplanin� o przepowiedniach Odmie�c�w. Czy kr�l Voltrik poprosi�by o r�k� Haramis, gdyby dawa� wiar� bajkom o wojowniczkach? Moim obowi�zkiem, jako w�adcy tego kraju, jest broni� go albo zgin�� w jego obronie. Twoim za� � prze�y� i pociesza� matk� i siostry. B�d� pewna, �e twoje brzemi� jest l�ejsze ni� biednej Haramis, kt�ra w ko�cu na pewno b�dzie musia�a ulec Voltrikowi. S�ysz�c to damy dworu zn�w zacz�y zawodzi�, a rycerze krzycze� tak g�o�no: � Nie, nigdy! � �e w powsta�ym zgie�ku ledwie us�yszano nast�pne wybuchy na zewn�trz, szcz�k broni oraz wrzaski rannych i umieraj�cych. � Uspok�jcie si�! Uspok�jcie wszyscy! � zawo�a� kr�l Krain. Nie pos�uchali go, i nic w tym dziwnego, gdy� zawsze zach�ca� swoich poddanych, by traktowali go jak ojca i doradc�. Przez czterysta lat od nieudanej labornockiej inwazji pod wodz� kr�la Pribinika zwanego Lekkomy�lnym, Ruwendianie �yli w pokoju. Zbrodnie i wojny domowe rzadko�ci� by�y w ich kraju; �ad i porz�dek czasem tylko zak��cali nieliczni z�odzieje, maniakalni mordercy i napady Skritek�w, kt�re dawa�y rycerzom okazj� do okazania swego m�stwa. Podczas tak d�ugiego pokoju sztuka wojenna podupad�a i Zaprzysi�eni Towarzysze zapomnieli o wszystkim, co kiedykolwiek wiedzieli o strategii czy taktyce. Kr�lowie Ruwendy pozwalali swoim poddanym robi� to, co chc�, dbaj�c jednak�e, by w kraju panowa�y sprawiedliwo�� i �ad, a zwyczajem przyj�te podatki regularnie wp�ywa�y do kr�lewskiego skarbca. Ruwenda nigdy nie utrzymywa�a sta�ej armii. Zaprzysi�eni Towarzysze byli jedynym zbrojnym ramieniem w�adcy, a g�rskie forty obsadzali na zasadzie rotacji wolni mieszka�cy Kraju Dyleks, dzi�ki temu zwolnieni z p�acenia podatk�w. Ruwendia�ska szlachta rz�dzi�a swoimi lennami �agodnie, id�c za przyk�adem w�adc�w. W pa�stwie panowa� dobrobyt; pomy�lno�� nie sprzyja�a tylko leniom � i ci na ni� nie zas�ugiwali. Izolowana, male�ka Ruwenda sprawia�a wra�enie najszcz�liwszej krainy na P�wyspie, je�li nie na ca�ym �wiecie, dop�ki czary Orogastusa nie otwar�y Prze��czy Vispir zaborczym Labornokom i nie ujawni�y tajemnej drogi armii kr�la Voltrika, kt�ra poprzez B�otny Labirynt dotar�a do ruwendia�skiej Cytadeli. Labornokom zabra�o to zaledwie dziesi�� dni. Voltrikowi nie przeszkodzi�a �adna magiczna burza, mgliste widma ani inne kl�ski, kt�re ongi� spad�y na kr�la Pribinika. Szeptano nawet, �e sprzymierzyli si� z nim ohydni Skritekowie! Pod os�on� czar�w Orogastusa labornockie wojska szybko zdoby�y g�rskie forty, z�upi�y pobliskie miasta Krainy Dyleks (ich mieszka�cy ratowali si� ucieczk� do wschodnich prowincji Ruwendy) i prawie bez przeszk�d dotar�y do zewn�trznych fortyfikacji Cytadeli. Ju� wkr�tce wpadnie ona w r�ce Voltrika, a wraz z ni� samo kr�lestwo. Kiedy w obl�onej twierdzy rodzina kr�lewska i dworzanie k��cili si� i lamentowali, nagle jeszcze jeden o�lepiaj�cy b�ysk rozdar� powietrze, a zaraz po nim rozleg� si� pot�ny grzmot. Grube mury zamku zatrz�s�y si� jak drewniana chata pod uderzeniami wiosennego monsunu. Na moment w Cytadeli zaleg�a g��boka cisza. Po chwili z dziesi�ciu tysi�cy piersi wydar� si� ryk triumfu, zagra�y rogi i tr�bki. Sta�o si� jasne, �e wielka brama centralnej budowli zosta�a wysadzona i �e naje�d�cy wdarli si� do wn�trza. Teraz pan Sotolain przyni�s� kr�lowi zbroj� i pom�g� mu j� przywdzia�. Krain westchn�� podnosz�c ci�ki miecz swojego praprapradziadka Karaborlo, wiedz�c � tak jak wiedzieli jego Towarzysze � i� b�dzie u�ywa� go odwa�nie, lecz niezr�cznie. Ani wspania�y pancerz z b�yszcz�cej stali wysadzany szafirami, ani zwie�czony koron� he�m z wizerunkiem lammergeiera nie mog�y uczyni� z kr�la Kraina kogo� innego ni� by�. A ten m�czyzna w �rednim wieku o �agodnym usposobieniu, wielkim sercu i bystrym umy�le, zupe�nie nie nadawa� si� na wojownika. Zapiawszy he�m w�adca Ruwendy po raz ostatni po�egna� si� z rodzin�. � By�em uczonym, a nie �o�nierzem, i nie �a�uj� tego. Przez wiele pokole� nasz ukochany kraj zna� tylko pok�j. Chroni�a nas � albo kazano nam w to wierzy� � Arcymagini Binah, ta, kt�r� nazywaj� Bia�� Dam�, Pani� Zakl�tego Kwiatu, Wielk� Stra�niczk� Ruwendy, Opiekunk� Czarnego Trillium. Wielu spo�r�d nas j� widzia�o i s�ysza�o, kiedy czarowa�a przy narodzinach naszych ksi�niczek � trojaczk�w. Arcymagini o�wiadczy�a wtedy, �e wszystko b�dzie dobrze, ale wypowiedzia�a te� tajemnicze s�owa o niezwyk�ym losie i ci�kich zadaniach, jakie czekaj� na kr�lewskie c�rki. Nie zrozumieli�my jej s��w i wi�kszo�� z nas � nawet ja sam � prawie o nich zapomnia�a. Zastan�wmy si� jednak teraz nad nimi, gdy� daj� nam odrobin� nadziei. Szczerze m�wi�c, nie wiem, gdzie jeszcze mogliby�my jej szuka�. Wzi�� w ramiona kr�low� i poca�owa� j� lekko. P�niej podesz�a do niego Haramis, jedyna, kt�rej twarz nie by�a zalana Izami, Kadiya, kt�ra na koniec postanowi�a by� pos�uszna, i z�otow�osa Anigel, kt�ra nie przesta�a p�aka�. Po�egnawszy si� z przyjaci�mi, Krain jeszcze raz uroczy�cie powierzy� swoj� rodzin� panu Monoparo i jego czterem rycerzom, kt�rzy uderzyli si� w piersi, powtarzaj�c przysi�g� lenn�, i wyci�gn�li miecze. Potem kr�l, w towarzystwie swojego szlachetnie urodzonego giermka imieniem Barnipo, wielkimi krokami wyszed� z komnaty, a za nim wi�kszo�� Towarzyszy. Nadszed� czas, kiedy mia�o si� dope�ni� przeznaczenie, i wszyscy obecni wiedzieli, co czeka kr�la. Po zapadni�ciu zmroku ognie Cytadeli przygas�y i zmiesza�y swoje dymy z wyziewami unosz�cymi si� znad B�ot. Pag�rek, na kt�rym znajdowa�a si� stolica Ruwendy, wygl�da� jak wyspa w morzu mgie�. Labornoccy rycerze pod wodz� genera�a Hamila, kt�ry wyszed� zwyci�sko z ostatniej potyczki z Zaprzysi�onymi Towarzyszami, zaprowadzili pokonanego w�adc� Ruwendy i jego giermka Barnipo przed kr�la Voltrika, nast�pc� tronu ksi�cia Antara i czarownika Orogastusa. Kilkudziesi�ciu innych szlachetnie urodzonych je�c�w, zakutych w ci�kie kajdany, znajdowa�o si� pod stra�� w sali tronowej. Mieli by� �wiadkami kapitulacji swojego narodu. Szkar�atny sztandar Labornoku z trzema skrzy�owanymi z�otymi mieczami zawis� za tronem, na kt�rym zasiada� teraz Voltrik. Krain by� bliski �mierci, os�abiony up�ywem krwi z odniesionych ran. Podtrzymywa�o go dw�ch rycerzy Hamila prowadz�c przed oblicze Voltrika; potem zmusili rannego, by przed nim ukl�k�. Jeden cisn�� na posadzk� poszczerbion� lazurow� tarcz� Kraina z ledwie widocznym wizerunkiem Czarnego Trillium, drugi za� rzuci� na tarcz� z�amany miecz pokonanego w�adcy. Hamil osobi�cie zerwa� z he�mu Kraina platynow� koron� wysadzan� szafirami i bursztynem i podni�s� j� do g�ry, by wszyscy mogli j� zobaczy�. Giermek Barnipo, kt�ry nie by� ranny i nie nosi� wi�z�w, dr�a� stoj�c za swoim panem w twardym u�cisku pana Osorkona, zast�pcy Hamila, olbrzymiego rycerza w okrwawionej czarnej zbroi. � Witaj, kr�lewski bracie � powiedzia� Voltrik. Podni�s� zako�czon� k�ami przy�bic�. Wygl�da�, jakby si� u�miecha� do pokonanego w�adcy Ruwendy z g��bi paszczy fantastycznego jaszczura. Ozdobna zbroja Voltrika z poz�acanej, pokrytej ornamentami stali l�ni�a w blasku pochodni. Kr�l Labornoku siedzia� na ruwendia�skim tronie wzi�wszy si� pod boki, beztrosko za�o�ywszy nog� na nog�. � Czy i teraz mi si� nie poddasz? � Nie mam wyboru � odszepn�� ochryple Krain. � Czy poddasz si� bezwarunkowo? � zapyta� Voltrik podsuwaj�c ruwendia�sk� koron� pod nos pokonanemu monarsze. � �wiadom, �e tylko w ten spos�b ocalisz od �mierci zar�wno szlachetnie urodzonych, jak i prostych mieszka�c�w Cytadeli? � Poddam si� je�li oszcz�dzisz r�wnie� moj� kr�low� i moje trzy c�rki. � To niemo�liwe � wtr�ci� Orogastus tonem tak ponurym i nieub�aganym jak d�wi�ki gongu pogrzebowego. � One musz� umrze�, tak jak ty. Powiesz nam, gdzie si� ukry�y w tym ogromnym labiryncie na po�y zrujnowanej budowli. � Nigdy! � odrzek� Krain. Ksi��� Antar post�pi� krok do przodu i zwr�ci� si� do swojego ojca: � Panie, przecie� nie prowadzimy wojny z bezbronnymi kobietami! � One musz� umrze�! � powt�rzy� z naciskiem Orogastus, a kr�l Voltrik skin�� potwierdzaj�co g�ow�. � Tw�j czarownik obawia si� ich z powodu rozg�aszanej przez Odmie�c�w �miesznej przepowiedni! � wykrzykn�� Krain. � Voltriku, przecie� to ca�kowity nonsens, bajka dla dzieci! Jeszcze kilka miesi�cy temu chcia�e� poj�� za �on� moj� najstarsz� c�rk� Haramis� � Ty jednak wzgardzi�e� przymierzem z Labornokiem � odrzek� ze zjadliw� s�odycz� Voltrik, niedbale obracaj�c na palcu ruwendia�sk� koron�. � I odpowiedzia�e� pogardliwie i wynio�le na moj� uprzejm� pro�b�. � Wy, zasmarkani Ruwendianie, nigdy nie grzeszyli�cie nadmiarem taktu � wtr�ci� ze �miechem genera� Hamil. � A teraz mo�ecie zad�awi� si� zuchwa�o�ci�, kt�ra tak d�ugo uchodzi�a wam na sucho. Zgromadzeni w sali tronowej labornoccy rycerze i wielmo�e rykn�li �miechem. Voltrik podni�s� r�k�. � Ufam pot�nemu Orogastusowi, kt�ry jest moim Wielkim Ministrem Stanu i Nadwornym Czarownikiem. To on przepowiedzia�, �e nieszcz�cie spadnie na m�j dom z r�k kobiety z kr�lewskiego rodu Ruwendy, a nie jaki� b�otny bajarz. Dlatego, bracie Krainie, twoja �ona i c�rki musz� zgin�� razem z tob�. Ale je�li si� ukorzysz i wydasz mi je, wtedy zar�wno ty, jak i twoje kobiety umrzecie lekk� �mierci� od miecza, a ci z twoich poddanych, kt�rzy z�o�� przysi�g� na wierno�� Labornokowi, zostan� oszcz�dzeni. � Nie ukorz� si� i nie wydam ci kobiet z mojego rodu. � Krain dumnie uni�s� g�ow�. Voltrik podni�s� wysoko zdj�t� z he�mu Kraina koron�, zmia�d�y� j� w okrytych metalowymi r�kawicami d�oniach i rzuci� przed kl�cz�cego w�adc� Ruwendy. � Czy wiesz, jaki los czeka twoj� rodzin�, je�li si� przede mn� nie ukorzysz? I twoich zakutych w kajdany rycerzy? Pokonany nie odpowiedzia�. Twarz Voltrika pociemnia�a z gniewu. Zab�bni� niecierpliwie palcami w okute z�otym pancerzem biodro. A kiedy kr�l Ruwendy nadal milcza�, Voltrik rozkaza�: � Przyprowadzi� cztery rumaki! Jeden z labornockich kapitan�w po�pieszy� wykona� rozkaz. Szmer przeszed� w�r�d wstrz��ni�tych je�c�w. Giermek Barnipo zblad� ze strachu i szarpn�� si� w u�cisku Labornoka. � Oho! � roze�mia� si� genera� Hamil. � Ten tch�rzliwy m�odzik dobrze wie, jaka �mier� czeka tych, kt�rzy drwi� sobie z Labornoku. Sp�jrzcie na t� jego czyst�, nie zakurzon� zbroj� � to tch�rz! Dobrze by by�o, gdyby jego pierwszego dotkn�a przyk�adna kara, jak� jego Wysoko�� chce wymierzy� buntownikom. � Nie, nie! � wrzasn�� Barnipo. � Bo�e i wy, W�adcy Powietrza, zlitujcie si� nade mn�! � Szamota� si� rozpaczliwie, a� odziany w czarn� zbroj� pan Osorkon uderzy� go pi�ci� w twarz. Ch�opiec znieruchomia�, p�acz�c i j�cz�c. W tej chwili do przestronnej sali tronowej wr�ci� wys�any przez Voltrika labornocki kapitan, za nim sz�o czterech stajennych prowadz�cych cztery wielkie froniale bojowe, z kt�rych jeszcze nie zdj�to siode�. Zwierz�ta przewraca�y czerwonymi jak krew oczami, podrzuca�y z�ocone rogi i ta�czy�y w miejscu. Ich podkute racice dzwoni�y na kamiennej posadzce. � Nie! � wrzasn�� Barnipo. � Tak � powiedzia� spokojnie kr�l Voltrik. Spojrza� Krainowi w oczy. � Poka�� ci, kr�lewski bracie, jaki los czeka ciebie i twoich ludzi, je�li nadal b�dziesz si� upiera�. � Zwr�ci� si� do kapitana: � We� tego tch�rza i przywi�� jego ko�czyny do siode�, a potem bij wierzchowce dop�ty, dop�ki go nie rozerw�. Barnipo zawy� z rozpaczy, wij�c si� w ramionach Osorkona. Ruwendia�scy rycerze j�li obsypywa� przekle�stwami Voltrika, a� uciszono ich przyk�adaj�c im sztylety do garde�. � Uwolnij tego biednego ch�opca i mnie ska� na t� �mier� � powiedzia� kr�l Krain. � Pozwolimy ch�opcu odej�� i zapewnimy ci honorow� �mier�, je�eli wyjawisz kryj�wk� twoich kobiet � wtr�ci� Orogastus. � Nie � o�wiadczy� kategorycznie Krain. � Co rozka�esz, Wasza Kr�lewska Mo��? � zapyta� Voltrika genera� Hamil. Labornocki w�adca wsta� z tronu. Jego czerwony p�aszcz zafalowa� i rzuci� krwawe b�yski na z�ot� zbroj�. � Krainie z Ruwendy, wybra�e� dla siebie rodzaj �mierci. Przywi��cie go mocno do froniali. � Wasza Kr�lewska Mo��, Wasza Kr�lewska Mo��! � szlocha� giermek. � Niech to b�d� ja! Wybacz mi moje tch�rzostwo! � Wybaczam ci z ca�ego serca, Barni � powiedzia� Krain. Zdj�to z niego zbroj� i po�o�ono go na �rodku sali tronowej. Kiedy zacz�to go przywi�zywa� rzemieniami do wierzchowc�w, rany kr�la otwar�y si�; niebawem le�a� w ka�u�y krwi. I przez ca�y ten czas, pomimo gniewnych krzyk�w ruwendia�skich je�c�w i �a�osnego lamentu Barnipa, oblicze Kraina pozosta�o niewzruszone. Gdy wszystko by�o gotowe, a cztery wielkie antylopy stawa�y d�ba i kwicza�y ze strachu, labornocki kapitan stan�� na baczno��, czekaj�c na rozkaz Voltrika. Orogastus szepn�� co� swojemu w�adcy, kt�ry skin�� g�ow� i gestem poleci� panu Osorkonowi podprowadzi� giermka bli�ej tronu. � Ch�opcze, mo�esz oszcz�dzi� swojemu kr�lowi okropnej �mierci � rzek� czarownik wbijaj�c przenikliwe spojrzenie w przera�onego Barnipa. � Mo�esz te� uratowa� sk�r� swoj� i pozosta�ych je�c�w. � Ja, panie? � wykrztusi� giermek. � Tak, ty � powiedzia� z naciskiem Orogastus. Czarownik jako jedyny z naje�d�c�w nie mia� na sobie zbroi. Ubrany by� w proste bia�e szaty i czarn� opo�cz� z kapturem. Na platynowym �a�cuszku nosi� wielki medalion z wyryt� na nim wieloramienn� gwiazd�. Zsun�� teraz kaptur, ods�aniaj�c oblicze o regularnych rysach, nie zryte zmarszczkami, cho� jego w�osy by�y bia�e jak �nieg. Z �yczliwym wyrazem twarzy zwr�ci� si� do Barnipa: � Pos�uchaj mnie uwa�nie, ch�opcze. Zr�b, co m�wi�, a mo�e jeszcze ocalisz �ycie kr�lowej i trzech ksi�niczek. Wyznaj�, �e zdumia�a mnie odwaga kr�la Kraina i uwa�am, �e m�j �askawy w�adca powinien jednak po�lubi� ksi�niczk� Haramis, gdy� musia�a ona odziedziczy� cnoty swego ojca i przeka�e je synom. � Naprawd�, panie? � Nadzieja rozja�ni�a twarz giermka. � Naprawd�. I �eby ksi�niczka Haramis dobrowolnie przyj�a o�wiadczyny, doradzi�em Jego Wysoko�ci, by darowa� �ycie wszystkim kobietom z rodu Kraina. Jedyne, czego trzeba, �eby wprowadzi� w �ycie to fortunne rozwi�zanie, to wiedzy, gdzie si� ukry�y. Ch�opiec przeni�s� spojrzenie na Voltrika. � Czy i mnie darujecie �ycie? � zapyta� z wahaniem. � Przysi�gam na moj� koron� � o�wiadczy� kr�l Labornoku dotykaj�c korony zdobi�cej jego he�m. � Ale nie zwlekaj, gdy� froniale si� niecierpliwi�. � A nasz kr�l? � Musi umrze�, gdy� takie s� nasze prawa � wyja�ni� Orogastus. � Mo�esz jednak zapewni� mu szybk�, bezbolesn� �mier�. Je�li tylko wyjawisz to, co chcemy wiedzie�. � R�czysz za to s�owem honoru? � �zy pop�yn�y po policzkach ch�opca. � Przysi�gam na W�adc�w Powietrza. Barnipo odetchn�� g��boko i rzek�: � Wi�c� s� w tajemnym miejscu pod pod�og� kaplicy w wielkim zamku. Mo�na tam doj�� ukrytym przej�ciem znajduj�cym si� na poddaszu prezbiterium. Otwiera si� je naciskaj�c centralny guz wielkiego trillium wyrze�bionego na �cianie. Strze�e ich pan Monoparo i czterech Zaprzysi�onych rycerzy. � Ach! � wykrzykn�� Orogastus, a jego g��boko osadzone oczy zab�ys�y. � Ach! � zawt�rowali mu kr�l Voltrik i genera� Hamil. � Przysi�g�e�, �e ich nie skrzywdzisz! � Zalana �zami twarz ch�opca zaczerwieni�a si�, a jego usta zadr�a�y. � Na W�adc�w Powietrza� � To uroczysta przysi�ga � odrzek� nonszalancko Orogastus � dla tych, kt�rzy wierz� w takie wymys�y. � Ale ty tak�e przysi�g�e�! � Zrozpaczony giermek zwr�ci� si� do kr�la Labornoku. � �e daruj� ci tw�j n�dzny �ywot � odpar� Voltrik � i zrobi� to, aby� m�g� czy�ci� kloaki do ko�ca swoich dni. � Po czym spoliczkowa� ch�opca zbrojn� r�kawic� tak mocno, �e ten spad� z podwy�szenia i leg� jak martwy. � Kr�lu i panie � odezwa� si� genera� Hamil. � Wezm� ludzi i poszukam tej kr�lewskiej suki i jej trzech szczeniak�w. � Nie � odrzek� Voltrik. � M�j syn i ja staniemy na czele poszukuj�cych. Ty zajmiesz si� zgromadzonymi tutaj ruwendia�skimi szumowinami� i ich prowodyrem. Przywo�awszy skinieniem ksi�cia Antara, Voltrik wielkimi krokami zszed� z podwy�szenia. W otoczeniu oko�o dwudziestu rycerzy ruszy� w stron� wielkich, spiralnych schod�w prowadz�cych do kaplicy. Hamil podpar� si� na biodrach pi�ciami w �uskowych r�kawicach i omi�t� spojrzeniem sal� tronow� ze zgromadzonym w niej t�umem Labornok�w i ich nieszcz�snych je�c�w. Na �rodku sali kr�l Krain le�a� przywi�zany do sp�oszonych froniali. � Wyka�czanie zakutych w kajdany je�c�w to nudna robota � powiedzia� Hamil do Osorkona � a to by� ci�ki dzie�. Zabawmy si� najpierw. � Potem krzykn��: � Stajenni! Do bat�w! Korzystaj�c z zamieszania Barnipo szybko ockn�� siej z udanego omdlenia, wymkn�� si� chy�kiem z sali i pobieg� tylnymi schodami, by ostrzec kr�low� i ksi�niczki o gro��cym im niebezpiecze�stwie. ROZDZIA� DRUGI Barni bieg� szybko, a� zabrak�o mu tchu. Czu� w boku ostry b�l, jakby przebito go no�em, a uderzona przez Voltrika g�owa bola�a go tak bardzo, �e widzia� wszystko podw�jnie. Kiedy chwiejnym krokiem pi�� si� po w�skich schodach na prezbiterium, s�ysza� z oddali rytmiczny szcz�k zakutych w �elazo st�p i g�os jednego z wrog�w, kt�ry krzykn��: � T�dy! W kaplicy rozja�nionej tylko kilkoma wotywnymi lampami panowa� p�mrok, a na schodach by�o ca�kiem ciemno. Zmieni�o si� to w jednej chwili, kiedy kr�l Voltrik i jego nios�cy pochodnie rycerze wpadli do kruchty. Ogarni�ty panik� giermek potkn�� si� i upad� prawie u szczytu schod�w, uderzaj�c si� w ju� obola�� g�ow�. Os�ab� tak bardzo, �e wydawa�o si�, i� i tym razem nie spe�ni swego obowi�zku. � Bia�a Pani! � zaszlocha� g�o�no. � Pom� mi! Pom� naszej biednej kr�lowej i ksi�niczkom. Pachn�ce s�odko powietrze wype�ni�o jego p�uca i mg�a przes�aniaj�ca mu oczy znikn�a. Nadal bola�a go g�owa, ale zn�w m�g� si� porusza�. Wype�z� na szczyt schod�w i po sp�kanej ze staro�ci pod�odze dotar� do �ciany poza rz�dami zydli. W kamieniu wyryto i pomalowano Ruwendyjsk� Kr�lewsk� Piecz��: na lazurowym polu widnia�o wielkie Czarne Trillium ze z�otym guzem w �rodku. Barni podczo�ga� si� i nacisn�� obur�cz z�ocisty guz. Natychmiast kamienny blok otworzy� si� do wewn�trz, ods�aniaj�c niewielkie wej�cie, przez kt�re z trudem mo�na by�o si� przecisn��. Giermek ledwie zd��y� wej�� i zamkn�� za sob� tajemne drzwi, kiedy przyskoczy� do niego siwobrody pan Monoparo i dwaj inni ruwendia�scy rycerze z obna�onymi mieczami. � St�jcie, st�jcie, to tylko ja! � wychrypia� ch�opiec, podnosz�c si� na kolana. � Na Czarny Kwiat! To m�ody Barni! � Monoparo schowa� miecz i pom�g� mu wsta�. � A teraz, m�odzie�cze� � Szybko! Je�li chcecie ocali� kr�low� i jej c�rki, szybko zamknijcie to wej�cie i zniszczcie otwieraj�cy je mechanizm, �eby nikt tu nie m�g� si� dosta�! Korban i Wederal kln�c zasun�li po�piesznie cztery wielkie stalowe rygle i rozr�bali mieczami drewniany mechanizm drzwiowy. Ledwie zd��yli, gdy z drugiej strony rozleg�y si� silne uderzenia, kt�rym towarzyszy�y wojownicze okrzyki. A wkr�tce potem, co by�o jeszcze gro�niejsze, walenie usta�o. � Poszli po taran � zauwa�y� Wederal. � Raczej po czarownika! � warkn�� Monoparo. � Wracajmy do wewn�trznej twierdzy. Zaci�gn�li wyczerpanego giermka do kwadratowej komnaty o powierzchni oko�o siedmiu elli, bez okien, przygotowanej do obl�enia, gdy� zamyka�y j� masywne drzwi z drzewa gonda, umocnione �elaznymi sztabami i trzema grubymi belkami. Na �cianach wisia�y stare gobeliny, pod�og� pokrywa�y grube kobierce i maty do spania. Wysoko, prawie pod sufitem, znajdowa�y si� dwa otwory tak w�skie, �e z trudem mo�na by wsun�� w nie palec. Sta� te� ma�y st� i jeden taboret, na kt�rym siedzia�a kr�lowa Kalanthe. Pilnowa� jej czwarty rycerz, pan Jalindo. Male�ki kominek, niewiele wi�kszy od przeno�nego piecyka, otacza�y skrzynie z prowiantem i beczu�ki z winem i wod�. Komnat� o�wietla�o s�abe �wiat�o wysokiego srebrnego �wiecznika oraz ustawionych we wn�kach lichtarzy. Pan Monoparo sk�oni� si� kr�lowej, kt�ra siedzia�a nieruchomo, blada i spokojna. C�rki tuli�y si� do jej szat. W�o�y�a wielk� platynow� koron�, b�yszcz�c� od szmaragd�w i rubin�w, zwie�czon� diamentowym s�o�cem z wielkim jak jajko bursztynem w �rodku. W sercu bursztynu tkwi�o kopalne Czarne Trillium wielko�ci paznokcia. � Pani, wrogowie nas znale�li! � Monoparo wskaza� na Barnipa ledwie trzymaj�cego si� na nogach. � Ten giermek nas ostrzeg�. Zablokowali�my wej�cie tak, jak tylko si� da�o. Ale tamci na pewno sprowadz� czarownika, kt�ry wy�amie sekretne drzwi za pomoc� czarnej magii, i nas zabij�. Ksi�niczka Anigel wrzasn�a z przera�enia i dosta�aby ataku histerii, gdyby Kadiya jej nie spoliczkowa�a i nie kaza�a by� cicho. Haramis obj�a p�acz�c� dziewczyn�. � Co z moim ma��onkiem? � spyta�a kr�lowa patrz�c na Barnipa. Giermek pad� na kolana. �zy sp�yn�y mu po umorusanej twarzy. � Och, pani, on nie �yje i nasza biedna Ruwenda jest zgubiona. Czterej rycerze j�kn�li, a kr�lewskie c�rki krzykn�y z przera�enia. Kr�lowa Kalanthe za� tylko pochyli�a g�ow� i pyta�a dalej: � Jak zgin�� m�j ma��onek? � Niestety! � krzykn�� ch�opiec. � Bior� na �wiadk�w Boga i W�adc�w Powietrza, �e to wszystko moja wina. � I dalej j�cza�, pomstuj�c na siebie, a� pan Jalindo po�o�y� mu r�k� na ramieniu. � Uspok�j si�. Nie masz jeszcze pi�tnastu lat i nikt z nas nie uwierzy, �e kto� tak m�ody m�g� spowodowa� �mier� naszego kr�la. Powiedz nam, co si� sta�o. I Barni opowiedzia�. A gdy opisa� haniebn� �mier� kr�la Kraina, ksi�niczka Anigel zemdla�a w ramionach swej siostry Haramis, Kadiya za� wykrzykn�a �ami�cym si� g�osem: � Drogo za to zap�ac�! Kr�lowa wszak�e siedzia�a nieruchomo, wpatruj�c si� w zamkni�te drzwi, a na jej kolanach spoczywa�a spocona i pokrwawiona g�owa kr�lewskiego giermka, kt�ry tuli� si� do w�adczyni i p�aka� tak �a�o�nie, �e serce si� kraja�o. � To nie twoja wina, biedaku � uspokaja�a go. � Ten �otr Orogastus ci� oszuka�. Zawinili czarownik, kr�l Voltrik i ten potw�r Hamil, kt�ry kaza� rozszarpa� mojego ukochanego. � Zap�ac� za to � szepn�a Kadiya, lecz nie us�ysza� jej nikt opr�cz Haramis. Nagle us�yszeli g�o�ny wybuch. Rycerze wyci�gn�li miecze i ustawili si� odgradzaj�c kobiety od drzwi. Kr�lowa zerwa�a si� na r�wne nogi i giermek osun�� si� na pod�og�. � Kobieta z naszego domu wyzwoli Ruwend� � powiedzia�a Kalanthe stanowczym tonem. � To tego boi si� ten przekl�ty Voltrik! Ta przepowiednia to nie wymys� Odmie�c�w, gdy� potwierdza j� sam labornocki czarownik! � Zwr�ci�a si� ku c�rkom. Anigel przysz�a ju� do siebie i teraz trzy pary oczu wpatrywa�y si� w kr�low�. � Kobieta z naszego domu zada kl�sk� Labornokom � ci�gn�a Kalanthe. � Prze�yjecie upadek Cytadeli, moje c�rki, i udowodnicie, �e przepowiednia jest prawdziwa. Tymczasem nieprzyjaciel ju� rozbija� maczugami i toporami drzwi tajemnej komnaty. Orogastus nie m�g� pos�u�y� si� swoimi magicznymi b�yskawicami w tak niewielkiej przestrzeni � grozi�o to zawaleniem si� �cian. Kr�lowa Kalanthe odgarn�a na bok jeden ze staro�ytnych gobelin�w, kt�re jeszcze mo�na by�o znale�� tu i �wdzie w Cytadeli. Przetrwa�y one budowniczych tej ogromnej twierdzy i nie prz